Feehan Christine - Mrok 06 - Mroczny płomień

284 Pages • 100,549 Words • PDF • 1.6 MB
Uploaded at 2021-09-24 17:56

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


-1-

MROCZNY PŁOMIEŃ

Mroczna Seria 06

-2-

SPIS TREŚCI Streszczenie .............................................................................................. - 4 Rozdział 1 ................................................................................................. - 5 Rozdział 2 ............................................................................................... - 24 Rozdział 3 ............................................................................................... - 39 Rozdział 4 ............................................................................................... - 54 Rozdział 5 ............................................................................................... - 69 Rozdział 6 ............................................................................................... - 85 Rozdział 7 ............................................................................................. - 101 Rozdział 8 ............................................................................................. - 116 Rozdział 9 ............................................................................................. - 132 Rozdział 10 ........................................................................................... - 146 Rozdział 11 ........................................................................................... - 164 Rozdział 12 ........................................................................................... - 181 Rozdział 13 ........................................................................................... - 196 Rozdział14 ............................................................................................ - 214 Rozdział 15 ........................................................................................... - 228 Rozdział 16 ........................................................................................... - 244 Rozdział 17 ........................................................................................... - 260 Rozdział 18 ........................................................................................... - 276 -

-3-

STRESZCZENIE Byli panami mroku i przez całą wieczność poszukiwali przeznaczonych im pań światła… „Zawsze trzeba zapłacić jakąś cenę…” ostrzegł ją Darios, kiedy zgodziła się przyłączyć do jego wędrownego zespołu muzycznego. Wpatrzona jak zahipnotyzowana w jego usta, bezlitosne niczym cięcie noża, w kamiennie rysy i bezduszne oczy, Tempest boi się zapytać, jaka to cena. Lecz wydaje się, że tylko Darios ją rozumie. Tylko on czyta w jej myślach i rozpoznaje jej niezwykły dar - od chwili gdy po raz pierwszy zamknął ją w ramionach i rzucił na nią swój czar. Głęboko w duszy Tempest czuje, że ów mroczny Karpatianin jest jej przeznaczony. Że musi przyjąć aksamitną pieszczotę jego ciała, poddać się żarowi palącemu jej skórę i poznać rozkosz, jakiej nawet sobie nie wyobrażała… Lecz czy jego pocałunek to obietnica miłości, czy zapowiedź niebezpieczeństwa?

-4-

ROZDZIAŁ 1 Kiedy po raz pierwszy przechwycił jej spojrzenie, wypełzała spod ogromnego kempingowego autobusu trupy z latarką i kluczem w ręce. Była mała, prawie dziecko. W pierwszej chwili był pewien, że ma do czynienia w najlepszym razie z ubraną w workowaty kombinezon nastolatką, gdy nagle bogactwo czerwonozłotych włosów przyciągnęło jego wzrok do końskiego ogona. Jej twarz była brudna, w smugach oleju i smaru. Naraz obróciła się nieznacznie i zobaczył wysokie, mocne piersi wypychające cienki bawełniany podkoszulek pod przodem jej kombinezonu. Darios zagapił się na nią w oczarowaniu. Nawet w nocy jej czerwone włosy jarzyły się jak płomienie. Fakt, że on mógł określić czerwień jej włosów, ogłuszył go. Był mrocznym, drapieżnym, nieśmiertelnym karpackim samcem, i nie widział kolorów, oprócz czerni i bieli, przez więcej stuleci niż mógłby zliczyć. Utracił też zdolność odczuwania emocji, ale nie zdradził się z tym przed młodszą siostrą, Desari, która od eonów pozostawała słodka, współczująca i na wskroś dobra, jak wszystkie Karpatianki. Była wszystkim, czym nie był on. Desari uzależniła się od niego, tak jak wszyscy w ich trupie i nie chciał martwić jej wiedzą jak blisko był do powitania świtu - i własnej śmierci - albo przemiany w wampira, nieumarłego zamiast nieśmiertelnego. Zaszokowało go, że ta obca kobietka w workowatym kombinezonie przyciągnęła jego uwagę. Kołyszący ruch jej bioder niespodziewanie wywołał głęboko w nim mocne pulsowanie pożądania. Złapał oddech i poszedł za nią, zachowując dystans, kiedy obeszła autobus i zniknęła mu z oczu. - Musisz być zmęczona, Rusti. Pracujesz cały dzień! - zawołała Desari. Darios nie widział Desari, ale umiał zawsze słyszeć głos siostry, mieszankę śpiewnych nut, które zawracały w głowie i mogły wpływać na wszystkie żywe istoty. - Złap jakiś sok z lodówki w przyczepie i odpręż się na parę minut. Nie dasz rady naprawić wszystkiego w jeden dzień - kontynuowała. - Jeszcze parę godzin i skończę to i uciekam - odpowiedział mały rudzielec. Jej miękki, ochrypły głos dotarł do najgłębszego rdzenia istoty Dariosa i wysłał przez jego żyły pulsującą żarem falę krwi. Znieruchomiał, przytłoczony niespodziewanym uczuciem.

-5-

- Nalegam, Rusti - powiedziała delikatnie Desari. Darios dobrze znał ten ton, gwarantujący, że postawi na swoim. - Bardzo cię proszę. Masz już pracę jako nasz mechanik. To jasne, że jesteś właśnie tą osobą której potrzebujemy. Zapukaj wieczorem, dobrze? Czuję się jak poganiacz niewolników, jak widzę, jak ciężko pracujesz. Darios przeszedł powoli obok ruchomego domu w kierunku małej, rudej kobiety i swojej siostry. Przy wysokiej, smukłej, eleganckiej Desari, drobna mechaniczka jeszcze bardziej sprawiała wrażenie brudnego dziecka, jednak on nie mógł od niej oderwać oczu. Roześmiała się gardłowo, wyzwalając w jego ciele nagły skurcz i bolesną ciężkość. Nawet z daleka widział jej wspaniałe zielone oczy, okolone długimi, gęstymi rzęsami, doskonały owal twarzy, wysokie kości policzkowe i szerokie, fascynujące usta błagające o pocałunek. Zanim usłyszał jej odpowiedź, zniknęła za uszkodzonym turystycznym autobusem idąc obok jego siostry w kierunku składanych wejściowych schodków. Darios został w ciemności i stał tam, skamieniały. Nocne stworzenia budziły się do życia i Darios pozwolił sobie rozejrzeć się po kempingu, spostrzegając różne kolory dookoła. Żywe zielenie, żółcie i błękity. Widział srebro autobusu, niebieskie litery napisu na boku. Mały samochód sportowy w pobliżu był ogniście, elektryzująco czerwony. Rowery w zabezpieczeniach przy autobusie jarzyły się żółcią. Liście na drzewach były jasnozielone, żyłkowane z ciemniejszymi plamami. Darios odetchnął gwałtownie, łapczywie zaciągnął się obcym zapachem, żeby mógł zawsze znaleźć ją, nawet w tłumie, zawsze wiedzieć, gdzie była. Ta kobieta niespodziewanie sprawiła, że nie czuł już samotności. On nawet nie spotkał jej jeszcze, zaledwie wiedział o jej istnieniu, a już kompletnie odmieniła jego świat. Nie, Darios nie mógł zdradzić swojej siostrze jak ponure i puste stało się jego życie i jak niebezpieczny stał się on sam, ale jego spojrzenie, kiedy spoczęło na rudzielcu, było gorące i zaborcze. Coś dzikiego i pierwotnego w nim podnosiło głowę i rycząc wyrywało się na wolność. Desari przyszła sama z powrotem dookoła autobusu. - Darios, nie wiedziałem, że wstałeś. Jesteś tak tajemniczy ostatnio. - Jej ogromne ciemne oczy spojrzały na niego uważnie. - Co jest? Wyglądasz… Zawahała się. Niebezpiecznie. Przemilczane słowo wisiało w powietrzu między nimi. Kiwnął głową w stronę ich ruchomego domu. - Kim ona jest?

-6-

Desari zadrżała, słysząc jego głos, zatarła ręce i objęła się ramionami jak gdyby zrobiło jej się zimno. - Omawialiśmy konieczność wynajęcia mechanika, który jeździłby z nami, żeby utrzymywać pojazdy w porządku, miałoby to dobry wpływ na ochronę naszej prywatności. Mówiłam z tobą o zamieszczeniu ogłoszenia o pracy dla mechanika, ze specjalnym przymusem nałożonym na nie i zgodziłeś się na to. Powiedziałeś, że jeżeli znajdziemy kogoś, kogo koty mogłyby tolerować, to go zaakceptujesz. Dzisiaj wcześnie rano pojawiła się Rusti. Koty były ze mną i żaden z nich nie sprzeciwiał się jej obecności. - Jak to jest, że weszła do obozu i przeszła przez wszystkie zaklęcia i bariery, które ochraniają nas podczas dnia? - spytał miękko, z cieniem groźby w spokojnym głosie. - Naprawdę nie wiem, Darios. Zeskanowałam jej umysł szukając ukrytych planów i nie znalazłam żadnego. Jej wzory mózgu są inne niż większości ludzi, ale mogłam dostrzec tylko potrzebę pracy, uczciwej pracy. - Ona jest śmiertelnikiem - zauważył. - Wiem - odparła Desari pojednawczo, przytłoczona ciężką, męczącą atmosferą krytyki utworzoną przez brata. - Ale nie ma żadnej rodziny i wykazywała potrzebę bardzo dużej swojej prywatności. Myślę, że nie będzie jej przeszkadzało, że nie będziemy dookoła niej podczas dnia. Powiedziałam jej, że ponieważ pracujemy i podróżujemy głównie w nocy, często śpimy w dzień. Mówiła, że bardzo jej to odpowiada. I naprawdę potrzebujemy, by ktoś utrzymywał nasze pojazdy w dobrym stanie technicznym. Wiesz, że to prawda. Bez nich stracimy nasze pozory „normalności”. A zatrudnienie człowieka nie jest problemem. - Wysłałaś ją do przyczepy, Desari. Jeżeli ona jest tam, dlaczego koty nie są z tobą? - spytał Darios a serce nagle podeszło mu do gardła. - O mój Boże. - Desari zbladła. - Jak mogłam popełnić taki błąd? Ogarnięta paniką skoczyła do drzwi ich ruchomego domu. Darios był tam przed nią, szarpnięciem otwierając drzwi i skacząc w nie, skulony nisko, gotowy, by walczyć z dwoma lampartami o małe kobiece ciało. Zamarł bez ruchu, jego długie czarne włosy opadły mu na twarz. Ruda kobieta zwinęła się na tapczanie w kłębek, a przy każdym jej boku leżała duża pantera, przytłaczająca ją swoją wielkością, pchająca się do jej rąk, wymuszająca uwagę. Trina Tempest - Rusti zerwała się, kiedy mężczyzna wpadł do kampera. Wyglądał dziko i niebezpiecznie. Wszystko w nim krzyczało o -7-

niebezpieczeństwie i władzy. Był wysoki, żylasty jak koty, a jego długie ciemne włosy były potargane i nieujarzmione. Jego oczy, tak czarne jak noc, były duże i hipnotyzujące i tak przenikliwe jak oczy obu panter. Poczuła, jak jej serce skacze i wysychają jej usta. - Przepraszam. Desari powiedziała, że mogę tu wejść - odezwała się przyjaźnie, próbując oddalić się od kotów, które nadal obwąchiwały ją, odwracając jej uwagę, prawie przewracając ją przy każdym trąceniu nosem. Usiłowały lizać jej ręce, a ona z nimi uciekała, bo ich szorstkie języki niemal zdzierały jej skórę. Desari wpadła do autobusu za ogromnym mężczyzną i zatrzymała niedowierzająca i wstrząśnięta. - Dzięki Bogu jesteś cała, Rusti. Gdybym pamiętała o kotach, nigdy nie pozwoliłabym, żebyś weszła tu sama. - O tym nie powinnaś nigdy zapominać. - Darios uderzył aksamitnym biczem nagany prosto w myśli siostry ich rodzinną umysłową ścieżką. Desari skrzywiła się, ale nie zaprotestowała, świadoma że brat ma rację. - One wydają się całkiem oswojone - Rusti zaryzykowała niepewnie, głaszcząc najpierw bliższy, potem dalszy koci łeb. Drobne drżenie jej rąk zdradziło jej zdenerwowanie - obecnością człowieka, nie lampartów. Darios wyprostował się powoli do pełnej wysokości. Spojrzał tak onieśmielająco, jego szerokie ramiona wydawały się do tego stopnia wypełniać autobus, że Rusti mimowolnie zrobiła krok do tyłu. Jego oczy wwierciły się w jej, jego spojrzenie uwięziło jej wzrok, docierając do dna jej duszy. - Nie, one nie są oswojone. Są dzikimi zwierzętami i nie tolerują bezpośredniego kontaktu z ludźmi. - Naprawdę? - W zielonych oczach kobiety zatańczyły przez moment figlarne iskierki kpiny. Szturchnęła większego kota odpychając go od siebie. Nie wiedziałam. Przepraszam. - Nie brzmiało to jak przeprosiny; brzmiało jakby śmiała się z niego. Darios wiedział skądś bez cienia wątpliwości, że życie tej kobiety będzie związane z nim po wieczność. Mógłby się założyć, że poczuł coś na kształt uczucia, które tworzyło życiowych partnerów i łączyło Desari i Juliana Savage. Pozwolił, żeby palący ogień pożądania na krótko zapłonął w jego oczach i poczuł satysfakcję kiedy dziewczyna cofnęła się ponownie. - One nie są oswojone - powtórzył. - Mogłyby rozedrzeć kogoś wchodzącego do autobusu. W jaki sposób jesteś w stanie przebywać z nimi

-8-

bezpiecznie? - drążył temat głębokim, zniewalającym głosem, tonem człowieka przywykłego do absolutnego posłuszeństwa. Zęby Rusti przygryzły dolną wargę, zdradzając jej nerwowość, ale jej podbródek podniósł się wyzywająco. - Słuchaj, jeżeli nie chcesz mnie tutaj, to nie ma sprawy. Nie podpisywaliśmy kontraktu ani żadnej umowy. Zabiorę moje narzędzia i znikam. - Zwróciła się w stronę drzwi, ale mężczyzna stał jak ściana, blokując jej przejście. Zerknęła za niego, oceniając odległość do wyjścia, i zastanawiając się, czy zdołałaby uciec, zanim rzuciłby się na nią. Zaczęła mieć dziwne wrażenie, że jej ucieczka mogłaby obudzić w nim instynkt drapieżnika. - Darios - Desari sprzeciwiła się ostrożnie, uspokajająco kładąc rękę na jego ramieniu. Nawet nie odwrócił głowy, ciemne oczy ciągle błądziły po twarzy Rusti. - Zostaw nas - polecił siostrze miękko, ale jego głos był pełen niewypowiedzianych gróźb. Nawet koty sprężyły się zaniepokojone, wpychając się bliżej rudej kobiety, której zielone oczy błysnęły jak klejnoty. Mężczyzna przerażał Rusti jak jeszcze nikt nigdy dotąd. Odkrywała surową zaborczość w jego oczach, zmysłowe okrucieństwo w rysunku jego pięknych ust, płonący w nim ogień, jakiego nigdy u nikogo nie widziała. Z niedowierzaniem patrzyła, jak Desari, niechętnie podporządkowując się poleceniom brata, wychodzi z luksusowego domu na kółkach. Opuszczał ją jej jedyny sojusznik. - Zadałem ci pytanie - powiedział miękko. Jego głos sprawił, że głęboko w jej wnętrzu zatrzepotały miliony motylich skrzydełek. Był mroczny, aksamitny i czarodziejski i wywołał niespodziewaną falę żaru w jej ciele. Poczuła wypieki napływające w górę jej szyi do twarzy. - Czy każdy robi wszystko co mówisz? - odparła. Czekał, spokojny jak lampart przed atakiem, utkwiwszy w jej twarzy nieruchome spojrzenie. Czuła dziwny przymus, by odpowiedzieć jemu, otworzyć się. Pragnienie tak uderzyło jej do głowy, że w odruchu protestu aż podniosła ręce do skroni. Westchnęła głęboko, potrząsnęła głową i spróbowała zmusić się do uśmiechu. - Słuchaj, nie jestem pewna kim jesteś, możesz być bratem Desari, ale myślę, że obie popełniłyśmy błąd. Widziałam ogłoszenie dla mechanika pomyślałam, że ta praca będzie czymś co mogłabym polubić, podróżując z twoim zespołem dookoła kraju. - Beztrosko wzruszyła ramionami. - To nie ma znaczenia. Mogę bez problemu odejść. -9-

Darios studiował jej twarz. Skłamała. Potrzebowała pracy. Była głodna, ale zbyt dumna, by się do tego przyznać. Dobrze ukrywała swoją desperację, ale pilnie potrzebowała zatrudnienia. Mimo wszystko jej zielone spojrzenie nie załamało się pod naporem jego czarnych oczu, a całe ciało wyprostowało się wyzywająco. Poruszył się, znajdując się przy niej tak szybko, że nie miała szansy drgnąć. Słyszał walenie jej serca, przepływ krwi, życia, przez jej żyły. Jego spojrzenie spoczęło na pulsie łomoczącym tak szaleńczo na jej szyi. - Myślę, że to jest właściwa dla ciebie praca. Jak się naprawdę nazywasz? Znajdował się zbyt blisko, był zbyt duży, zbyt onieśmielający i potężny. Czuła jego ciało promieniujące wrzącym podnieceniem i oszałamiającym magnetyzmem. Nie dotykał jej, ale całym ciałem czuła ciepło jego skóry. Zapragnęła uciekać ile sił w nogach. - Każdy nazywa mnie Rusti. - Brzmiało to wyzywająco nawet dla jej własnych uszu. Wkurzająco męski, pełen wyższości uśmiech uprzytomnił jej, że on wie, że ona się go obawia. Ten uśmiech nie rozgrzał czarnego lodu w jego oczach. Powoli nachylił głowę, aż poczuła jego oddech na swojej szyi. Jej skóra zadrżała w oczekiwaniu. Każda komórka w jej ciele weszła w stan alarmu, wykrzykując ostrzeżenia. - Spytałem jak się naprawdę nazywasz - szepnął do jej pulsu. Rusti wzięła głęboki oddech i zmusiła się, żeby pozostać doskonale spokojną i nieruchomą. Jeżeli grali w jakąś grę, ona nie może zrobić niewłaściwego ruchu. - Nazywam się Trina Tempest. Ale każdy nazywa mnie Rusti. Jego białe zęby błysnęły ponownie. Wyglądał jak głodny drapieżnik wpatrzony w swoją zdobycz. - Tempest. Pasuje do ciebie. Jestem Darios. Jestem kierownikiem tej trupy. Co ja miałem.... Oczywiście poznałyście się już z moją młodszą siostrą, Desari. Widziałaś już innych? - Poczuł niespodziewane szarpnięcie wściekłości zaledwie na samą myśl o innym człowieku w pobliżu niej. I w tym momencie już wiedział, że dopóki nie uczyni Tempest swoją, jest niezmiernie niebezpieczny, nie tylko dla śmiertelników, ale również dla swojego własnego rodzaju. We wszystkich wiekach jego istnienia, nawet we wczesnych latach, kiedy radość i ból nadal w nim istniały, nigdy nie doświadczył takiej zazdrości, zaborczości, ani żadnej innej emocji tak silnej jak teraz. Nie zaznał takiej

- 10 -

wściekłości aż do tego momentu. Uprzytomnił sobie, jak ogromną moc i władzę nad nim ma ta mała ludzka kobieta i to go trochę otrzeźwiło. Rusti potrząsnęła głową. Zerknęła gorączkowo w stronę drzwi, próbując odgrodzić się od jego mocy i opanować rozłomotane serce. Ale Darios był zbyt blisko niej, by myśleć poważnie o ucieczce. Więc skupiła się na dużych kotach, skoncentrowała się i skierowała swoje myśli do nich, używając talentu, który miała od urodzenia, chociaż nigdy się do tego głośno nie przyznawała. Mniejszy z dwóch lampartów, ten z jaśniejszym futrem, przemieścił się pomiędzy nią i Dariosa i pokazał zęby w ostrzegawczym warknięciu. Darios przyklęknął i położył uspokajająco rękę na głowie kota. - Spokojnie, płowy przyjacielu. Nie skrzywdzę jej. Ona chce nas zostawić. Czuję to w jej umyśle. Nie mogę na to pozwolić. Ty też tego nie chciałbyś. W tej chwili kot poruszył się i zajął miejsce przy drzwiach, nie zostawiając Rusti żadnej szansy ucieczki. - Zdrajca - syknęła szeptem do lamparta, zdradzając się. Darios potarł grzbiet nosa w namyśle. - Jesteś niezwykłą kobietą. Porozumiewałaś się myślą ze zwierzętami? Wyglądała na zmieszaną, schyliła głowę uciekając z oczami daleko od niego i zasłoniła grzbietem ręki nagle zdrętwiałe i drżące usta. - Nie wiem o czym mówisz. Jeżeli ktoś ma dar porozumiewania się ze zwierzętami, to na pewno ty. Kot teraz pilnuje drzwi. Podporządkowałeś sobie i ludzi i zwierzęta, nieprawdaż? Z wolna pokiwał głową. - Wszystkich pod moją opieką, a teraz zaliczam do nich i ciebie. Nie możesz odejść. Potrzebujemy ciebie tak samo jak ty potrzebujesz nas. Czy Desari pokazała ci, gdzie będziesz spać? Docierało do niego zarówno jej uczucie głodu, jak i wielkiego znużenia. Uderzało w niego, pulsowało w nim, wewnątrz niego, i budziło do życia wszystkie opiekuńcze i ochronne samcze instynkty. Rusti popatrzyła w górę na niego, rozpatrując swoje szanse. W głębi duszy już wiedziała, że Darios odebrał jej prawo wyboru. Już nie pozwoliłby jej odejść. Zobaczyła determinację w bezlitosnej linii jego ust, nieubłagane postanowienie wypisane na twarzy i w bezdusznych ciemnych oczach. Jeżeli chciała odejść, teraz było już za późno. Mogła przemilczeć i nie rzucać mu wcześniej wyzwania. Władza i moc otaczały go jak druga skóra. Nieraz przedtem wplątywała się w niebezpieczne sytuacje, ale w tym momencie zauważyła wielką różnicę. Chciała uciec… i pragnęła pozostać. - 11 -

Darios dotknął i podniósł jej podbródek dwoma palcami tak, żeby mógł spojrzeć prosto w jej zielone oczy. Dwa palce. To było wszystko. A poczuła się tak jakby oplątał ją łańcuchami, jakimś niewytłumaczalnym sposobem przykuwając ich do siebie. Uginała się pod naporem jego spojrzenia, jakby samym wzrokiem wypalał na niej swoje piętno. Zwilżyła nerwowo dolną wargę koniuszkiem języka. Ciało Dariosa gwałtownie stwardniało w gorącym, mocnym uderzeniu pożądania. - Nie uciekniesz, Tempest. Nie myśl, że możesz odejść. Potrzebujesz pracy, a my chcemy żebyś została z nami. Tylko trzymaj się reguł. Gdzieś w sobie znalazła odpowiedź: - Desari powiedziała, że będę mogła tu spać. - Nie wiedziała ma zrobić. Wydała swoje ostatnie dwadzieścia dolarów, bo była pewna że wreszcie znalazła świetną pracę. Była doskonałym mechanikiem samochodowym, cieszyło ją podróżowanie, lubiła samotność i kochała zwierzęta. I coś w tym szczególnym ogłoszeniu przemówiło do niej, skierowało ją do tego miejsca, tych ludzi, jakby to było jej przeznaczenie. Nie mogła się oprzeć dziwnemu przymusowi, by ich odnaleźć. Była tak pewna że dostanie tę pracę… Powinna była wiedzieć, że to zbyt piękne. Wyrwało się jej ciche, niekontrolowane westchnienie. Darios przegładził lekko kciukiem jej podbródek. Poczuł jej drżenie, ale ona dalej stała sztywno. - Zawsze trzeba zapłacić - zauważył, jak gdyby czytając w jej myślach. Jego ręka zabłądziła w jej włosy, wplótł palce w czerwonozłote pukle jakby nie mógł się powstrzymać. Rusti stała bardzo spokojnie, jak małe zwierzątko złapane na otwartej przestrzeni przez skradającą się panterę. Wiedziała, że znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie, jednak mogła tylko bezradnie wpatrywać się w niego… Zrobił coś z nią, zauroczył, zahipnotyzował tymi swoimi płonącymi ciemnymi oczyma. Nie mogła się od niego odwrócić. Nie była w stanie się poruszyć. - Jak wysoką cenę? - jej głos był zduszony i ochrypły. Nie mogła oderwać od niego spojrzenia niezależnie jak bardzo jej spanikowany umysł usiłował to zrobić. Naparł ciałem blisko, coraz bliżej, aż jego twarda klatka wydawała się wtapiać w jej miękkość. Był dookoła, otaczając ją, oskrzydlając do momentu kiedy stopiła się z nim. Wiedziała, że powinna spróbować poruszyć się, rozbić czar, który tkał dookoła niej, ale nie mogła znaleźć w sobie siły. Wtedy jego ręce zamknęły się dookoła niej, przygarnął ją do siebie i jej serce zamarło w - 12 -

odpowiedzi na łagodność w człowieku mającym taką władzę i tak ogromną moc. Szepnął coś miękko i uspokajająco. Coś ważnego. Czarodziejsko kuszącego. Zamknęła oczy, świat zrobił się nagle zamglony i senny. Czuła, że nie może się poruszyć, ale tak właściwie nie chciało się jej ruszać. Czekała na coś z zapartym tchem. Jego usta musnęły jej prawą skroń, przebiegły lekko przez ucho, przepłynęły przez policzek do kącika ust. Rozgrzewał ją oddechem, zostawiając drżące iskierki pożądania wszędzie, gdziekolwiek dotknął. Czuła się rozdarta na dwoje. Jedna jej część jej uznała, że jest doskonale, tak jak powinno być; druga popędzała ją, by uciekać tak szybko jak można. Jego język pogłaskał jej szyję, aksamitną, poruszającą pieszczotą, która zwinęła jej palce i uwolniła podniecenie gromadzące się głęboko w jej wnętrzu. Jego palce zatoczyły łuk dookoła jej karku, przyciągając ją jeszcze bliżej. Jego język przejechał drugi raz. Coś rozpalonego do białości przebiło jej skórę dokładnie nad szaleńczo łomoczącym pulsem. Ból przetoczył się przez nią, i natychmiast przerodził się w zniewalającą erotyczną przyjemność. Rusti złapała oddech, szukając jakiś głęboko ukrytych rezerw instynktu samozachowawczego i zaczęła się wić z pożądania, napierając na jego muskularną pierś. Darios poruszył się nieznacznie, ale w dalszym ciągu mocno i nieustępliwie zaciskał ramiona wokół niej. Ogarnęła ją senność, i gotowość, by dać mu wszystko, czegokolwiek zażąda. Poczuła jakby były w niej dwie osoby, jedna uwięziona bezradnie w objęciach ciemności, druga przyglądająca się, zszokowana i przerażona. Jej ciało było gorące. Rozpalone. Potrzebujące. Jej umysł zaakceptował go i to, co jej robił. Biorąc jej krew, ustanawiał swoje prawo własności do niej. W jakiś sposób ona wiedziała, że on nie chce jej zabić, tylko pragnie posiąść. Wiedziała już też, że nie może być człowiekiem. Powieki jej opadły a nogi ugięły się pod nią. Darios sięgnął jedną ręką pod kolana Tempest, podniósł ją i z czułością przygarnął do siebie pożywiając się. Smakowała gorąco i słodko i różniła się od wszystkiego, czego kiedykolwiek kosztował. Jego ciało zapłonęło dla niej. Niósł ją na tapczan cały czas spijając, smakując jej esencję, niezdolny powstrzymać się od brania tego, do czego rościł sobie prawo. Ona była jego. Czuł to, wiedział, nie zgadzał się na nic mniej. Dopiero kiedy jej głowa opadła bezwładnie na jej smukłą szyję uświadomił sobie, co się dzieje. Przeklinając siebie wszystkimi możliwymi przekleństwami, dotknięciem języka zamknął ranę na jej szyi i schylił się, by sprawdzić jej puls. - 13 -

Wypił o wiele więcej krwi niż mogła dać. Jego ciało ciągle wibrowało bezwzględnym, dzikim głodem. Ale Trina Tempest była drobną kobietą i nie należała do jego rasy; nie mogła pozwolić sobie na utratę takiej ilości krwi. Najgorsze, że zrobił to, co było ściśle zabronione, łamiąc każdy kodeks, każde prawo, które znał. Każde prawo, którego sam uczył innych i wymagał przestrzegania. Ale nie mógł przestać. Musiał mieć tę kobietę. Ze śmiertelniczką mógłby się przespać dla zwyczajnej przyjemności ciała, oczywiście gdyby mógł nadal odczuwać taką potrzebę. Albo mógłby wiele razy karmić się jej krwią, o ile nie wypiłby z niej życia osuszając ją całkowicie. Ale nigdy równocześnie. Było to surowo zakazane. Mimo wszystko Darios był głęboko przekonany, że jeżeli ona nie zemdlałaby od upływu krwi, połączyłby jej ciało ze swoim. Nie raz ale raz za razem. I zabiłby każdego, kto próbowałby go powstrzymać, kto próbowałby zabrać mu tę kobietę. Co się w takim razie zdarzyło? Czyżby zmieniał się w wampira? Czy przytrafiła mu się ta jedyna rzecz przerażająca każdego Karpatianina? Jakoś nie miało to znaczenia. Przestało go obchodzić. Wiedział tylko że Trina Tempest stała się dla niego najważniejsza na świecie, że była jedyną kobietą, którą kiedykolwiek pragnął przez wieki samotnego, jałowego istnienia. Sprawiła że czuł. Sprawiła ze widział. Wniosła życie i kolor w jego ponury świat i teraz kiedy mógł widzieć i czuć, nie byłby w stanie powrócić do całkowitej pustki. Przygarnął ją do siebie i szarpnął zębami nadgarstek, by otworzyć żyłę. Ale coś go powstrzymało. Ten sposób karmienia jej wydawał mu się niestosowny. Zamiast tego powoli rozpiął swoją kosztowną jedwabną koszulkę, przy czym jego ciało niespodziewanie jeszcze mocniej sprężyło się w oczekiwaniu. Przekształcił jeden paznokieć w ostry jak brzytwa szpon i naciął cienką linię na piersi. Potem przycisnął jej usta do rany. Jego krew była stara i potężna i dopełniła ją szybko. Równocześnie sięgnął po jej umysł. W stanie nieświadomości dość łatwo było kontrolować ją i narzucać sugestie. Zdumiewało go to, co odkrył. Desari miała rację. Umysł Tempest nie był zbudowany zgodnie ze zwykłymi ludzkimi wzorcami. Miał wiele wspólnego z przebiegłą inteligencją lampartów, z którymi zwykł biegać. Nie dokładnie to samo, ale na pewno nie był to wzorzec normalnego ludzkiego mózgu. Nie miało to teraz znaczenia; z łatwością kontrolował ją, zmuszając do picia, żeby uzupełniła to, co jej zabrał. Znikąd pojawił się w jego umyśle starożytny monotonny zaśpiew. Nie mógł w żaden sposób powstrzymać się jest przed wymówieniem słów rytuału, niepewny, skąd przyszły, ale głęboko przekonany, że musi je wypowiedzieć. - 14 -

Wyszeptał je w starożytnym języku swojego ludu, potem powtórzył po angielsku. Nachylając się opiekuńczo nad Tempest i głaszcząc jej włosy, miękko wszeptywał rytualne słowa do jej ucha. - Biorę sobie ciebie na życiową partnerkę. Należę do ciebie. Zawierzam ci swoje życie. Przysięgam ci moją lojalność, moją wierność, oddaję ci moje serce, moją duszę i moje ciało. Daję ci wszystko co do mnie należy. Twoje życie, szczęście i dobrobyt będę cenił i stawiał ponad swoimi potrzebami. Jesteś moją partnerką życiową, związaną ze mną na całą wieczność i zawsze pod moją ochroną. Kiedy skończył mówić, poczuł osobliwe przesunięcie w swoim ciele, ustąpienie straszliwego napięcia. Rytuał utkał sieć delikatnych połączeń między jej duszą i jego, jego sercem i jej. Ona należała do niego. On należał do niej. Nie było to do końca dobre. Ona była śmiertelna. On był Karpatianinem. Ona będzie się starzała, a on nigdy. Nadal nic to nie znaczyło. Nie obchodziło go nic oprócz jej obecności w jego świecie, obok niego. Oprócz tego że miał do niej prawo. Pasowała do niego jakby została specjalnie dla niego stworzona. Zamknął oczy i kołysząc ją w ramionach, rozkoszował się jej dotykiem. Zamknął ranę na swojej piersi i ułożył ją wśród poduszek porozrzucanych po tapczanie. Bardzo delikatnie, ze czcią zmył brud i smar z jej twarzy. - Nie będziesz tego pamiętać kiedy się obudzisz. Wiesz, że wzięłaś tę pracę i jesteś teraz częścią naszej załogi. Nie wiesz nic o mnie i nie pamiętasz, że wymieniliśmy krew. - Rzucił rozkaz z siłą o wiele większą, niż było potrzeba, by narzucić sugestię człowiekowi. Jej twarz wyglądała tak młodo we śnie, w obramowaniu czerwonozłotych włosów. Dotknął ich gestem posiadacza, jego ciemne oczy zapłonęły dziko. Odwrócił się, by przyjrzeć się uważnie dużym kotom. , - Lubicie ją. Potrafi rozmawiać z wami, nieprawdaż? - zapytał. Odebrał ich odpowiedź, przekazaną nie słowami, ale w obrazach pełnych sympatii i zaufania. Pokiwał głową. - Ona jest moja i nie zrezygnuję z jej. Strzeżcie jej dobrze, kiedy śpimy przed następnym przebudzeniem - rozkazał im cicho. Obie pantery przepychające się przy tapczanie usiłowały jedna przez drugą dostać się do dziewczyny najbliżej, jak mogły. Darios dotknął jej twarzy jeszcze raz, potem wycofał się i opuścił mobilny dom. Wiedział, że Desari czeka na niego i zaraz na niego spojrzy oskarżająco oczami zranionej łani. Opierała się o przód przyczepy z niepokojem na pięknej twarzy. Przez moment patrzyła na niego, potem spojrzała z obawą na autobus. - 15 -

- Coś ty zrobił? - Trzymaj się od tego z daleka, Desari. Jesteśmy tej samej krwi, ciebie najwięcej kocham i cenię, ale… - Darios przerwał, zdziwiony, że pierwszy raz od wieków może naprawdę wyrażać emocje. Znów czuł miłość do siostry. Prawda uderzyła w niego całą mocą i poczuł przeolbrzymią ulgę, że wreszcie nie musi szukać - i udawać - zagubionych w pamięci emocji. Odzyskał spokój i kontynuował. - Ale nie będę tolerował twojej ingerencji w tej sprawie. Tempest pozostanie z nami. Ona jest moja. Nikt inny nie może jej tknąć. Ręka Desari powędrowała do jej gardła, a jej twarz zbladła. - Darios, co jej zrobiłeś? - Nie prowokuj mnie, bo jestem skłonny zabrać ją daleko stąd i zostawić was wszystkich własnemu losowi. Usta Desari zadrżały. - Przecież nam wszystkim zapewniasz ochronę, Darios. Zawsze nam przewodziłeś, a my zawsze szliśmy za tobą. Ufamy ci zupełnie; wierzymy w twój rozsądek. - Zawahała się. - Wiem, że nigdy nie skrzywdziłbyś tej dziewczyny. Darios studiował twarz siostry przez dłuższą chwilę. - Nie przeszkadzaj mi, Desari i niech nikt inny też nic nie robi. Wiem tylko to, że bez niej przyniosę bardzo wiele niebezpieczeństw i śmierci, zanim zostanę zniszczony. Usłyszał jej szybki wdech. - Jest aż tak źle, Darios? Jesteś aż tak blisko? - nie potrzebowała słów wampir albo nieumarły. Oboje dokładnie wiedzieli o czym mówiła. - Tylko to, czym ona jest, powstrzyma mnie przed sianiem zniszczenia wśród i śmiertelników, i naszych. Stoję na kruchym lodzie. Nie wtrącaj się, Desari. To jest jedyne ostrzeżenie jakie mogę ci dać - powiedział z bezlitosną, nieubłaganą determinacją. Darios zawsze był niekwestionowanym przywódcą ich małej grupy, odkąd uratował ich od pewnej śmierci, gdy wszyscy byli małymi dziećmi. Jako zaledwie nastolatek prowadził i bronił ich, poświęcił się opiece i ochronie nad nimi. Zawsze był najsilniejszy, najsprytniejszy i najpotężniejszy wśród nich. Miał dar uzdrawiania. Polegali na nim, na jego mądrości i ogromnej wiedzy. Kierował nimi bezpiecznie przez długie wieki, nie zważając na siebie. Nigdy dotąd o nic dla siebie nie prosił. Ale teraz nie prosił - żądał, domagał się. Desari nie miała wyjścia, musiała poprzeć go w tej jednej jedynej sprawie. Wiedziała,

- 16 -

że Darios nie nigdy nie przesadzał, nie kłamał, nie blefował. I że zawsze mówił to co myślał. Powoli, niechętnie, Desari kiwnęła głową. - Ostatecznie jesteś moim bratem. Będę stać po twojej stronie, cokolwiek postanowisz. Odwróciła się, kiedy jej partner życiowy nagle zmaterializował się z migotliwej mgły obok niej. Widok Juliana Savage ciągle zapierał jej dech. Uwielbiała widok jego wysokiej, umięśnionej sylwetki i zdumiewających złotych oczu zawsze wypełnionych wielką miłością do niej. Julian schylił się i musnął skroń Desari ciepłym, kojącym pocałunkiem. Był daleko, ale wyczuł jej cierpienie poprzez łączącą ich psychiczną więź i natychmiast przerwał polowanie. Kiedy spojrzał na Dariosa, jego oczy były lodowate. Wzrok Dariosa był tak samo mrożący. Desari podniosła oczy do góry i westchnęła lekko widząc pozę, którą przyjęli - dwóch terytorialnych samców próbujących zmierzyć się ze sobą. - Obiecaliście mi obaj. Natychmiast Julian zwrócił się do niej nadzwyczaj czułym głosem. - Macie tu jakiś problem ? Z gardła Dariosa wyrwało się głębokie warkotliwe prychnięcie, wyrażające odrazę. - Desari jest moją siostrą. Zawsze dbałem o jej dobro. Przez moment zimna groźba migotała w złotych oczach. Potem białe zęby Juliana ukazały się w parodii uśmiechu. - Masz rację. Mogę ci tylko dziękować. Darios prawie niedostrzegalnie pokręcił głową. Ciągle nie mógł przywyknąć do obecności obcego samca we własnej małej rodzinie. Próbował tolerować nowego partnera życiowego siostry i zgodził się, żeby podróżował z nimi, ale nie był tym zachwycony w najmniejszym stopniu. Julian wzrastał w Karpatach, na rodzinnej ziemi i chociaż został później zmuszony do samotnego bytowania, w młodzieńczych latach mógł skorzystać z właściwego treningu pod kierunkiem dorosłych Karpatian. Darios wiedział, że Julian jest potężny i należy do najlepszych łowców wampirów. Miał świadomość, że Desari jest bezpieczna ze swoim partnerem, ale jakoś nie mógł całkiem zrezygnować z roli obrońcy. Miał za sobą zbyt wiele wieków przywództwa i zbyt ciężkie doświadczenia go ukształtowały. Wieki temu w ich prawie zapomnianej ojczyźnie, Darios z pięciorgiem innych karpackich dzieci widział, jak oprawcy mordują ich rodziców. Najeźdźcy - 17 -

uznali, że są wampirami i przeprowadzili rytualne egzekucje: przebili im serca kołkami i ścinali głowy, a usta napychali czosnkiem. Były to przerażające, traumatyczne godziny. Otomańscy Turcy najechali wieś kiedy słońce stało wysoko na niebie, właśnie wtedy gdy ich rodzice byli najmniej odporni na atak. Karpatianie próbowali ratować śmiertelnych wieśniaków, walcząc z nimi ramię w ramię i ignorując fakt, że o tej porze doby są najsłabsi. Było jednak zbyt wielu napastników i słońce było zbyt wysoko. Wszyscy zostali zmasakrowani. Grasujący żołdacy spędzili wszystkie dzieci, śmiertelne i nieśmiertelne, do słomianej chałupy i podpalili ją, spalając dzieci żywcem. Darios zdobył się na wyczyn niewiarygodny w jego wieku - zdołał wytworzyć iluzję, ukrywającą kilkoro dzieci przed napastnikami. I kiedy zauważył chłopkę, której udało się uciec krwiożerczym agresorom, osłonił także jej obecność i narzucił jej przymus. Wytworzył w umyśle kobiety głęboką potrzebę ucieczki i zabrania ze sobą karpackich dzieci, które uratował. Kobieta wzięła ich do swojego kochanka, mieszkającego na podgórzu. Dziwnym trafem miał on małą łódkę. Chociaż pływanie po otwartych morzach nie było popularne w tych czasach, a opowieści o morskich wężach i krawędzi świata mnożyły się niepomiernie, okrucieństwo maruderów było gorszym losem. Mała załoga wypłynęła daleko od brzegów próbując uciec daleko od stale postępującej armii. Dzieci tłoczyły się na niepewnym stateczku, przerażone, wstrząśnięte ohydną śmiercią rodziców. Nawet Desari, zaledwie niemowlę, była świadoma co się wydarzyło. Darios podtrzymywał w nich nadzieję, przekonując że przeżyją trzymając się razem. Nadciągnęła straszliwa burza i ogromne fale zmyły załogę za burtę. Zbuntowane morze porwało marynarzy i kobietę, zniszczyło załogę równie skutecznie jak Turcy zmasakrowali wieśniaków. Mimo takiego pecha Darios nie poddał się. Był dzieckiem, ale już miał żelazną wolę. Zanim statek zatonął, zmusił tak malutkie dzieci do przemiany, utrzymując obraz ptaka w ich umysłach. Potem poleciał, chwytając małą Desari w szpony, prowadząc ich do najbliższego lądu, do brzegów Afryki. Darios miał sześć lat, jego siostra zaledwie sześć miesięcy. Druga dziewczynka, Syndil, miała rok. Z nimi byli trzej chłopcy, najstarszy czteroletni. W porównaniu do znajomych wygód ich ojczyzny Afryka wydawała się dzikim, nieujarzmionym, pierwotnym, przerażającym miejscem. Jednakże Darios czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo innych dzieci. Nauczył się walczyć, polować, zabijać. Uczył się jak rządzić i opiekować się swoją grupą. W karpackich dzieciach nie rozbudziły się jeszcze zadziwiające talenty ich ludu - 18 -

mieli w przyszłości dostrzegać niewyczuwalne, zauważać niedostrzegalne, rozkazywać zwierzętom i naturalnym siłom Ziemi, uzdrawiać. Mieli uczyć się tych technik od swoich rodziców, od starszych, którzy pokierowaliby nauką. Ale Darios nie pozwolił żeby te ograniczenia go powstrzymały. Chociaż był tylko małym chłopcem, nie mógł utracić dzieci. To było takie proste. Utrzymanie dwóch dziewczynek przy życiu nie było łatwe. Dziewczynki rzadko przeżywały pierwszy rok życia. Na początku Darios miał nadzieję, że inni Karpatianie przyjdą i uratują ich, ale tymczasem sam musiał dbać o potrzeby dzieci najlepiej jak mógł. I, w miarę upływu czasu, pamięć o własnej rasie i kulturze zblakła. Zebrał więc w całość nieliczne reguły wpajane mu od narodzin, i te które jeszcze pamiętał z rozmów z rodzicami. Przez lata obmyślił swoje własne prawa i swój kodeks honorowy, według nich układając sobie - i innym - życie. Zbierał zboże i zioła, polował na zwierzęta, wypróbował każdy potencjalny pokarm najpierw na sobie, często w konsekwencji chorując. Ale w końcu nauczył się pustynnego życia, stał się silniejszym obrońcą i w rezultacie jego starań dzieci zbliżyły się ze sobą i zgrały o wiele lepiej niż w zwykłej rodzinie. Tych kilku z ich rodzaju, z którymi się zetknęli, już uległo przemianie. Stali się nieumarłymi, wampirami karmiącymi się życiem dookoła nich. To właśnie Darios wziął na siebie kolejny obowiązek - tropienie i niszczenie przerażających demonów. Jego grupa była wściekle lojalna względem siebie nawzajem. I wszyscy szli za Dariosem bez żadnych pytań. Jego moc przekonywania i silna wola prowadziła ich przez wieki nauki, przystosowywania, tworzenia własnego stylu życia. Zaledwie parę miesięcy temu zostali zaszokowani odkryciem, że egzystują jeszcze inni ich rasy, Karpatianie, nie zmienieni w wampiry. Darios w głębi serca poważnie się obawiał, że wszystkie samce jego rodzaju w końcu zmieniły się w wampiry i żył w lęku o to, co stanie się z jego podopiecznymi, jeżeli on też się zmieni. Bardzo dawno, przed wiekami, pojawiły się u niego ostrzegawcze symptomy - przestał odczuwać emocje. Nigdy nie mówił o tym, zawsze przerażało go nieuchronne zbliżanie się dnia, kiedy zwróci się przeciwko swoim bliskim. Wtedy zapobiegnie temu, polegając na żelaznej sile woli i własnym prywatnym kodeksie honorowym. Już jeden z samców między nimi przemienił się, stał się nie do zniesienia. Darios daleko odbiegł myślami od siostry i jej życiowego partnera, wspominając Savona. Savon był drugim najstarszym chłopcem, najbliższym przyjacielem i Darios zazwyczaj na nim polegał przy tropieniu albo trzymaniu straży. Savon - 19 -

zawsze był jego zastępcą w dowodzeniu, zaufanym partnerem pilnującym jego pleców. Darios zatrzymał się na chwilę przy ogromnym dębie i oparł ciężko o pień na samo wspomnienie tego okropnego dnia kilka miesięcy wcześniej. Kiedy odnalazł Savona klęczącego na Syndil, przyduszającego do ziemi jej zmaltretowane ciało pokryte ukąszeniami i sińcami. Była naga, krew i nasienie spływały między jej udami, jej piękne oczy szkliły się w szoku. Savon rzucił się Dariosowi do gardła, rozdzierając je i zadając wiele prawie śmiertelnych ran zanim Darios zdążył uświadomić sobie, że jego najlepszy przyjaciel stał się tym czego wszystkie samce bały się najbardziej. Wampir. Nieumarły. Savon brutalnie zgwałcił i skatował Syndil, a teraz próbował zniszczyć Dariosa. Darios nie miał żadnego wyboru, musiał zabić przyjaciela i spopielić jego ciało i serce. Ale przedtem musiał w tych niewiarygodnych warunkach nauczyć się jak do końca zniszczyć wampira. Ponieważ nieumarły mógł uleczyć się raz za razem z najbardziej śmiertelnych ran, trzeba było zniszczyć go niezwyczajnymi sposobami. Darios nie miał żadnych instrukcji, tylko odwieczne instynkty i naukę na własnych błędach. W następstwie strasznej bitwy z Savonem przez długi czas leżał głęboko w uzdrawiającej ziemi, dochodząc do siebie. Od czasu tego wydarzenia Syndil była bardzo zgaszona, często przybierała kształt pantery i pozostawała z prawdziwymi kotami, Saszą i Lasem. Darios westchnął. Cały ten czas wyczuwał jej głęboki smutek. Przytłaczało go poczucie winy i rozpaczy, że nie przewidział zła wystarczająco wcześnie, by pomóc przyjaciółce. Pomimo wszystko był ich liderem; był za nich odpowiedzialny. Syndil sprawiała teraz wrażenie zagubionego dziecka, a z jej pięknych ciemnych oczu stale wyzierał smutek i rozpaczliwa nieufność. Ją zawiódł najbardziej, nie uchronił jej przed jednym z rodziny. Arogancko myślał, że jego przywództwo i jedność między nimi zapobiegnie ostatecznej deprawacji, jakiej doświadczał ich rodzaj. Nadal nie mógł spojrzeć Syndil w oczy. A teraz złamał swoje własne prawa. Ale przecież sam wymyślił te prawa żeby „rodzina” miała kodeks, którego mogłaby się trzymać. Nie pamiętał, czy ojciec powiedział mu o tych zasadach? Czy zostały zaszczepione w nim przed narodzinami, jak przypuszczalnie wiedza o innych rzeczach? Coraz bardziej zaprzyjaźniał się z Julianem, i mogli więcej dzielić się informacjami. Ale od wieków Darios zawsze uczył się sam, samotnie i samodzielnie, nie odpowiadał przed nikim, zwykł sam ponosić konsekwencje własnych działań i pomyłek.

- 20 -

Głód narastał w nim, a to znaczyło, że musi zapolować. Obozowisko, które wybrali na kilka dni było głęboko ukryte w parku stanu Kalifornia, niewiele użytkowane i, w tej chwili, puste. Niedaleko przebiegała autostrada, ale on rozciągnął niewidzialne ostrzegawcze sieci między drogą i obozem, narzucając uczucie przygnębienia i lęku ludziom, którzy próbowaliby się tam zatrzymać. To nie krzywdziło ludzi, tylko budziło ich ostrożność. Ale nie powstrzymało Tempest. Pomyślał o tym, kiedy już w biegu zmieniał kształt, jego ciało rozciągało się i formowało. Mięśnie i ścięgna okryły potężne ciało giętkiego lamparta i Darios wkrótce biegł cicho przez las do popularniejszego kempingu leżącego nad głębokim, jasnym jeziorem. Lampart szybko przebył tę odległość, wietrząc zdobycz, krążąc, by pozostać z wiatrem i nisko w krzakach. Zaobserwował dwóch ludzi łowiących ryby z porośniętego trzciną brzegu, rozmawiających krótkimi zdaniami. Darios nie zwracał uwagi na ich słowa. Przywarował w ciele kota przy ziemi. Przeczołgał się ukradkiem naprzód, ostrożnie przestawiając duże łapy. Jeden z ludzi odwrócił głowę na dźwięk śmiechu dochodzącego z kempingu. Darios zatrzymał się tylko na moment. Jego zdobycz zwróciła uwagę na jezioro i w absolutnej ciszy lampart przesunął się bliżej i przyczaił, napinając w oczekiwaniu potężne mięśnie. Wysłał bezgłośny nakaz, rozluźniający ludzi, przyciągający zdobycz do niego. Człowiek podniósł głowę i zwrócił się w stronę lamparta czekającego w zaroślach. Upuścił wędkę do jeziora i zaczął ze szklanym wzrokiem słaniać się na nogach. - Jack! - Drugi człowiek chwycił tonącą wędkę i spojrzał na przyjaciela. Darios zablokował umysły ludzi i przekształcił się z powrotem w człowieka. Tylko w ten sposób mógł polować bezpiecznie. Dowiedział się kiedyś, że instynkt łowiecki kota jest zbyt silny, żeby karmić się będąc przemienionym. Ostre kły lamparta rozdarły i zabiły jego zdobycz. Był jeszcze wtedy niewyrośniętym dzieckiem, dopiero uczącym się polowania. Nauczenie się co było właściwe, a co nie, wymagało sporo prób, i czasem błędów z jego strony. Dopóki nie dorósł, nie miał żadnego wyboru. Musiał posługiwać się zdolnościami lamparta, ponieważ był to jedyny znany mu sposób utrzymania innych dzieci przy życiu. Musiał też przyjąć odpowiedzialność za Afrykanów, których zabił. Teraz, ze spokojem wynikającym z długiej praktyki i metod udoskonalonych dawno temu sprawił, że człowiek był spokojny i posłuszny. - 21 -

Odgiął mu głowę i nakarmił się, dbając by nie wziąć zbyt dużo. Nie chciał, żeby jego łup był chory lub nieprzytomny. Pomógł człowiekowi usiąść w krzakach i wezwał drugiego. W końcu nasycony niespiesznie przeistoczył się. Kot warknął cicho, odezwały się zwierzęce instynkty, by wciągnąć ciała głębiej w las i dokończyć ucztę z krwi i mięsa. Darios zwalczył pragnienie i powędrował na miękkich łapach z powrotem do turystycznego autobusu. Jego grupa podróżowała razem z miasta do miasta jako muzycy, trubadurzy obecnej doby. I tak często jak to możliwe, występując w małych miejscowych salach tak lubianych przez Desari. Nawet teraz, kiedy ich sława zataczała coraz szersze kręgi, ciągła podróż ułatwiała im zachowanie anonimowości. Desari miała piękny głos, urzekający i hipnotyzujący. Dayan był autorem wspaniałych piosenek, a jego głos również przykuwał uwagę widzów i trzymał ich w oczarowaniu. W starych czasach życie trubadura pozwalało im podróżować z miejsca na miejsce bez szczegółowych indagacji. Nie było szans by ktoś zauważył lub przyrównał do czegoś ich odmienność. Teraz z rozwojem techniki świat się skurczył, co sprawiało że utrzymanie prywatności przed fanami graniczyło z cudem. Pracowali więc usilnie nad swoim „normalnym” wizerunkiem, a to wiązało się z podróżowaniem nieefektywnymi, wadliwymi, psującymi się samochodami. I w rezultacie potrzebowali mechanika, aby utrzymać karawanę ich pojazdów. Darios powrócił na kemping i przekształcił się, gdy tylko znalazł się w domowych pieleszach. Tempest była pogrążona w głębokim śnie. Miał pewność, że śpi tak mocno, bo zbyt zachłannie pił jej krew i upajał się nią. Był zły na siebie, bo powinien był się kontrolować i nie poddawać nieoczekiwanej ekstazie. Samo spojrzenie na nią sprawiało, że jego ciało bolało z bezwzględnej, palącej żądzy, ale wiedział że nie zrezygnuje. Będzie musiał wypracować z tą ognistą dziewczynką jakiś rodzaj kompromisu. Darios nie był przyzwyczajony do sprzeciwów. Wszyscy zawsze robili, co chciał, bez dyskusji. Jednak nie mógł spodziewać się po impulsywnej ludzkiej kobiecie, że postąpi podobnie. Otulił ją dokładniej kocem i schylił się by pocałować ją w czoło. Jego kciuk prześlizgnął się po jedwabistej skórze i całe ciało przeszył wstrząs. Darios opanował się i skierował mocny rozkaz do lampartów dumnie spacerujących przy autobusie. Pragnął by Tempest była bezpieczna w każdej chwili. Chociaż koty spały w dzień, tak jak Darios i jego rodzina, obecność lampartów dawała grupie względne bezpieczeństwo. Stróżowały wokół - 22 -

autobusu, kiedy członkowie trupy odpoczywali głęboko w ziemi, żeby się odnowić. A teraz chciał, by ochronne instynkty kotów skoncentrowały się przede wszystkim na bezpieczeństwie Tempest.

- 23 -

ROZDZIAŁ 2 Wampir. Tempest podniosła się powoli, wycierając usta grzbietem dygoczącej ręki. Była w turystycznym autobusie Ciemnych Trubadurów, na rozkładanej kanapie, zakopana w morzu poduszek i pod przykrywającym ją kocem. Oba lamparty spały blisko, prawie ją przygniatając. Światło słoneczne na próżno próbowało przedrzeć się przez ciemne zasłony przykrywające okna. Jeżeli słońce stało tak nisko, to musiało być późne popołudnie. Czuła się słabo, drżała. Jej usta były suche i spieczone. Czuła pragnienie, potrzebowała napić się, nieważne czego. Zaczęła się podnosić i zachwiała się, zanim złapała równowagę. Zapamiętała każdy przerażający szczegół poprzedniej nocy, chociaż Darios nakazał jej zapomnieć. Nie miała wątpliwości, że potrafił rozkazywać ludziom i wymuszać swoją wolę, ale jakoś nie zdołał zrobić tak z nią. Tempest zawsze była trochę inna, potrafiła porozumieć się ze zwierzętami, czytała ich myśli a zwierzaki mogły ją słyszeć. To tłumaczyło jej częściową odporność na umysłowe naciski Dariosa. Prawdopodobnie on myślał, że na szczęście udało mu się zniszczyć jej pamięć. Zaczęła szukać rany na gardle i uświadomiła sobie, że nie była odporna na jego agresywny seksapil. Nigdy w swoim życiu nie czuła takiej chemii. Między nimi iskrzyło, jakby łączył ich łuk elektryczny... Upokarzające było to, że musiała się przyznać przed sobą, że wina nie leżała całkiem po jego stronie. Ona również nie była w stanie przy nim się kontrolować. Wstrząsnął nią. Przeraził ją do głębi. Więc w porządku. Przyjmij, że ten człowiek jest uczciwym, bogobojnym wampirem. Później będzie czas wrzeszczeć i załamywać się. Teraz najważniejsze, żeby się stąd wydostać. Uciec. Ukryć się gdzieś. Znaleźć się jak najdalej od tego maniaka, uciec na największą odległość jak potrafiła, przed zmrokiem, kiedy wampiry rzekomo się budziły. Właśnie teraz musiał gdzieś spać. Niech Bóg ma ją w swojej opiece, jeżeli on leży w trumnie gdzieś w autobusie. Nie miała ochoty wbijać kołka w czyjeś serce. To nie miało prawa się zdarzyć. - Idź z tym na policję - powiedziała do siebie. - Ktoś musi o tym wiedzieć. Przeszła na przód autobusu. Spojrzała w lustro by upewnić się, że nadal ma odbicie i skrzywiła się na widok swojej twarzy. Wampir musiał być mocno

- 24 -

zdesperowany, jeśli przyszedł po kogoś, kto wygląda jak narzeczona Frankensteina. - No pewnie, Tempest - powiedziała do swojego odbicia. - Masz dużo do powiedzenia policji. Panie komisarzu, ten facet ugryzł mnie w szyję i ssał moją krew. On jest strażnikiem - o, przepraszam - ochroniarzem w zespole bardzo znanej piosenkarki. On jest wampirem. Proszę iść i zatrzymać go. Zmarszczyła nos i powiedziała grubym głosem: - Oczywiście, proszę pani. Wierzymy. Ale kim pani właściwie jest? Bezdomna, bez grosza młoda kobieta, notowana, uciekająca z każdej rodziny zastępczej w której była umieszczana. W takim razie zabierzemy cię na bardzo miłą zamkniętą farmę. Tak czy inaczej spędzisz dużo czasu rozmawiając ze zwierzętami. - Złożyła buzię w ciup. - Tak, to zadziała całkiem dobrze… Odszukała zdumiewająco luksusową łazienkę i wzięła szybki prysznic oszczędzając maksymalnie wodę i nie pozwalając sobie na podziwianie otoczenia. Przebrała się w wypłowiałe dżinsy i świeży bawełniany podkoszulek z małego plecaczka, który zawsze nosiła ze sobą. Gdy zbliżyła do wyjścia, zaniepokojone koty podniosły głowy i wydały dźwięki protestu. Przesłała im uczucie żalu, ale wyślizgnęła się za drzwi zanim zdążyły swoimi cielskami zablokować jej wyjście. Wyczuwała ich zamiary, wiedziała że Darios nakazał im, by zatrzymały ją na miejscu, kiedy się obudzi. Kiedy udało się jej uciec, zaczęły rozzłoszczone wrzeszczeć i warczeć, ale ona nie zawahała się, zatrzaskując drzwi za sobą i uciekając z autobusu. Straciła kilka minut próbując zlokalizować skrzynkę narzędziową, z którą nigdy się nie rozstawała, ale nie mogła nigdzie jej znaleźć. Przeklinając w duchu, wydostała się na autostradę i zaczęła wolno biec. Była tym szczęśliwsza im większy dystans dzielił ją od tego stworzenia. Kto by pomyślał, że spotkała wampira? Prawdopodobnie jednego jedynego na świecie? Zastanowiła się, dlaczego jeszcze nie zemdlała ze strachu. Nie każdego dnia spotyka się wampira. I nawet nie można nikomu o tym powiedzieć. Nigdy. Jest jedynym człowiekiem świadomym że wampiry naprawdę istnieją i zabierze tę wiedzę ze sobą do grobu. Jęknęła. Czemu zawsze musi wpakować się w kłopoty? To było w jej stylu, pójść na zwykłą rozmowę kwalifikacyjną i trafić na wampira. Biegła truchtem przez trzy mile, zadowolona, że lubi biegać, bo przez cały ten czas nie przejeżdżał ani jeden samochód. Zwolniła tempo, odgarnęła z szyi i zwinęła mokre, spocone włosy w koński ogon. Która godzina? Dlaczego u licha nie kupiła sobie zegarka? Dlaczego nie sprawdziła czasu zanim uciekła? - 25 -

W końcu po mniej więcej godzinie joggingu i marszu zatrzymała samochód i zdołała przejechać kawałek. Była niezwykle zmęczona i strasznie spragniona. Para, która ją podwiozła, aż kipiała życzliwością, ale byli bardzo męczący i była prawie zadowolona, kiedy mogła się pożegnać i wznowić wędrówkę. Ale tym razem nie doszła daleko. Czuła straszne zmęczenie, jakby jej ciało było z ołowiu i każdy krok był trudny jak gdyby brnęła przez ruchome piaski. Siadła nagle na poboczu. Ból zaczął rozsadzać jej głowę z przerażającą siłą. Potarła skronie i kark, aby złagodzić dolegliwość. Zatrzymała się obok niej mała niebieska półciężarówka. Miała zaledwie tyle siły, by wstać i podejść do okna kierowcy. Mężczyzna koło czterdziestki, krępy i umięśniony uśmiechał się do niej. Jego oczy sprawiały wrażenie współczujących. - Coś się stało, panienko? Rusti potrząsnęła głową. - Muszę podjechać, jeśli mógłbyś mnie kawałek podwieźć. - Pewnie, wskakuj. - Zepchnął kupę szpargałów z siedzenia na podłogę. Cholera by wzięła ten bałagan w ciężarówce. - Dzięki. Wygląda na to że pogoda robi się paskudna. - I tak było. Niespodziewane ciemne chmury zaczęły płynąć po niebie. Kierowca spojrzał w górę przez przednią szybę. - Można zwariować. Zapowiadali jasną i słoneczną pogodę. Może te chmury zaraz przejdą. Jestem Harry. - Podał jej rękę. - Tempest. - Szybko potrząsnęła podaną dłonią, ale w chwili kiedy go dotknęła, dostała ataku mdłości i gęsiej skórki. Jego kciuk dotknął grzbietu jej ręki tylko raz, powodując ciarki wzdłuż kręgosłupa. Ale Harry puścił ją natychmiast i wrzucając biegi ciężarówki skupił się na drodze. Rusti skuliła się w kącie szoferki najdalej od kierowcy jak mogła, walcząc z rosnącymi nudnościami i dziką wyobraźnią. Ale za moment dopadło ją zmęczenie, położyła głowę na oparciu a oczy same się zamknęły. Harry zerknął na nią z oczywistym zainteresowaniem. - Jesteś chora? Mogę zawieźć cię do najbliższego lekarza. Myślę, za parę mil przy tej drodze znajdziemy jakąś małą mieścinę. Rusti próbowała wziąć się w garść. Pokręciła bolącą głową. Wiedziała, że jest blada i czuła małe kropelki potu na czole.

- 26 -

- Przebiegłam sporo. Chyba trochę przesadziłam. - Ale wiedziała, że nie w tym rzecz. Z jakiegoś powodu każda komórka w jej ciele protestowała przeciw zwiększającej się odległości między nią i Dariosem. Wiedziała to. Wyczuwała. - W takim razie śpij. Zwykle jeżdżę sam. - poradził Harry - Zawsze mam włączone radio, ale jak ci to przeszkadza, mogę wyłączyć. - Nie, nie będzie mi przeszkadzało - odpowiedziała. Oczy zamykały jej się same bez względu na to, jak bardzo próbowała zachować przytomność. Była wyczerpana. Chyba złapała jakąś infekcję. Nagle wyprostowała się. Czy wampiry mogły mieć wściekliznę? Zamieniały się w nietoperze, nieprawdaż? A nietoperze są nosicielami wścieklizny… Nie przeszkadzały jej nietoperze, ale to nie znaczyło, że lubi wampiry. A jeżeli Darios zaraził ją czymś? Uświadomiła sobie, że Harry gapi się na nią. Prawdopodobnie myśli, że podwozi wariatkę. Rozmyślnie opadła z powrotem na siedzenie i zamknęła oczy. Czy człowiek może stać się wampirem po jednym ugryzieniu? Jednym małym ukłuciu? Skręcała się wewnętrznie, przypominając sobie ciemność i zmysłowe gorąco spalające jej ciało. No dobrze. Być może duże ukąszenie. Jeszcze raz przeżywała dotknięcie jego ust na szyi, od którego cała drgała i płonęła, i płomienie zaczęły ją ogarniać od nowa. Bezwiednie sięgnęła do gardła, by przykryć dłonią miejsce przywołujące tak silne erotyczne wspomnienia. Niemalże jęknęła w głos. Darios zaraził ją czymś, ale na pewno nie wścieklizną. Ogarniało ją coraz większe zmęczenie, obezwładniało ją, więc w końcu zrezygnowała z walki i pozwoliła by jej oczy się zamknęły. Przez kwadrans Harry jechał spokojnie, rzucając szybkie, ukradkowe spojrzenia na autostopowiczkę. Serce waliło mu głośno w piersi. Dziewczyna była mała i zgrabna i leżała prawie przy jego kolanach. On nigdy nie patrzył darowanemu koniowi w zęby. Zerknął na zegarek ile czasu mu zostało. Upewnił się, że przyjedzie przed terminem. Za parę godzin ma spotkanie z szefem, ale spokojnie wystarczy mu czasu, by z małym rudzielcem dać upust swoim fantazjom. Złowieszcze chmury gęstniały i ciemniały, chwilami pojawiały się smugi małych błyskawic i huk grzmotów. Ale był nadal wczesny wieczór, koło wpół do siódmej i Harry wypatrywał jakiegoś lasku, gdzie mógłby zjechać z drogi i pozostałby niedostrzeżony przez jakieś przejeżdżające samochody. Rusti obudziła się gwałtownie czując obcą rękę gmerającą niezdarnie po jej piersiach. Otworzyła oczy. Harry zwalił się na nią, szarpiąc jej ubranie.

- 27 -

Ograniczona małą przestrzenią szoferki z całej siły zaczęła mu się wyrywać. Ale był od niej o wiele większy i trzasnął ją pięścią za uchem, a potem w lewe oko. Przez moment widziała gwiazdki i ześlizgnęła się niżej na siedzeniu, później wszystko zrobiło się czarne. Obudziła się pod mokrymi i obleśnymi ustami Harrego. Znów szarpnęła się dziko, orząc jego twarz paznokciami. - Przestań ! Puść mnie! Uderzył ją znowu i znowu, drugą ręką boleśnie ściskając jej piersi, siniacząc ją i raniąc. - Jesteś dziwką. Inaczej po co byś do mnie przyszła? Chciałaś tego. Wiesz, że chciałaś. Bardzo dobrze, kochanie, lubię ostrą jazdę. Walcz ze mną. Świetnie. Właśnie tak chcę. - Mocno przycisnął jej udo i przytrzymał ją kolanem, żeby rozerwać zapięcie jej dżinsów. Ręka Rusti przypadkiem opadła na klamkę. Gorączkowo nacisnęła ją i składając się na dwoje wypadła z samochodu na ziemię. Podniosła się na czworakach i spróbowała się odczołgać. Nad nimi rozdarło się niebo i z ciemnych chmur spadł na nich prawdziwy wodospad. Harry capnął ją za kostkę i pociągnął do siebie po żwirze. Łapiąc ją za drugą nogę przerzucił ją na plecy tak brutalnie, że wybiło jej powietrze z płuc. Tempest rzuciła okiem na niebo i zobaczyła wyraźnie jak błyskawica rozpala się i strzela łukiem od chmury do chmury. Całe srebrzyste tafle deszczu spadły na nią, przemaczając ją do suchej nitki. Zamknęła oczy kiedy Harry uderzał ją wiele razy zaciśniętą pięścią. Chrapliwie bełkotał: - Jak dobrze, jak bardzo dobrze, prawda? - Z nienawiścią i triumfem wbijał w nią brzydkie i okrutne oczy. Tempest walczyła z nim każdą odrobiną siły, którą jej została, kopiąc w niego jak tylko mogła ruszyć nogami, łomocząc w niego, aż potłukła sobie i pokrwawiła pięści. Wydawało się że nic już jej nie pomoże. Deszcz lał na nich i grzmot zadudnił obok, potrząsając ziemią. Nie było ostrzeżenia. W jednej chwili Harry całym ciężarem przyciskał jej ciało, w następnej został szarpnięty do tyłu przez jakąś niewidoczną rękę. Usłyszała głuchy odgłos, kiedy jej napastnik wylądował z impetem na ciężarówce. Spróbowała odwrócić się, zrobiło się jej niedobrze. Cała była obolała. Zdołała podnieść się na kolana zanim zwymiotowała gwałtownie, raz za razem. Jej spuchnięte oko zamknęło się, zapadała szybko ciemność, i w zacinających strugach deszczu trudno było zobaczyć co się dzieje.

- 28 -

Usłyszała złowieszcze chrupnięcie pękającej kości. Prawie nic nie widząc dopełzła do drzewa i opierając się o pień chwiejnie podciągnęła się do pionu. Nagle objęły ją czyjeś ramiona, przyciskając do potężnej piersi. Szarpnęła się, zaczęła dziko się szamotać, wrzeszczeć i ślepo młócić rękami. - Już jesteś bezpieczna - Darios miękko wymruczał do jej ucha, walcząc ze wściekłą bestią szalejącą w jego ciele. - Nikt cię nie skrzywdzi. Spokojnie, Tempest. Jesteś bezpieczna ze mną. W tym momencie w ogóle ją nie obchodziło, czym jest Darios, liczyło się tylko to że ją uratował. Chwyciła go za kurtkę i przycisnęła się najmocniej jak mogła, próbując zapomnieć o strasznej brutalności i zniknąć w schronieniu jego ciała. Darios bał się że się załamała, tak mocno się trzęsła. Wziął ja na ręce, przytulił mocno do siebie. Pstryknął palcami przez ramię do Dayana, swojego zastępcy. - Dopilnuj śmiertelnika. Zaniósł drobne, zmaltretowane ciało Tempest do względnie bezpiecznego schronienia wśród drzew. Była brudna, twarz miała spuchniętą i potłuczoną, łzy płynęły jej bez kontroli. Skuliła się w sobie, kołysząc tam i z powrotem, ku jego rozpaczy bardzo przypominając Syndil po ataku Savona. Mógł ją tylko trzymać, pozwalając jej się wypłakać w swoich opiekuńczych, silnych ramionach. Wiedział że Tempest uciekła, ostrzeżenie kotów dotarło do niego, zanim zdążył się podnieść. Spowolnił ją jak mógł, narzucając jej uczucie skrajnego zmęczenia. Potem sprowadził chmury zaciemniające niebo, żeby mógł podnieść się wcześniej unikając słońca raniącego jego wrażliwe oczy i palącego jego karpacką skórę. Kiedy tylko warunki na to pozwoliły, wyprysnął w górę, rozkazując Dayanowi, żeby poszedł za nim. Razem poszybowali do niej przez noc. Na rozkaz Dariosa Barack pędził za nimi w sportowym samochodzie. Teraz każda jej łza raniła go, rozdzierając jego duszę jak nic innego kiedykolwiek. - Musisz przestać, mała - wyszeptał cicho w jej włosy. - Wpędzisz się w chorobę. Już jest dobrze. Poszedł sobie. Już nigdy cię nie dotknie. Ani nikogo więcej. Dayan już zniszczył wszystkie dowody obecności Tempest w niebieskiej półciężarówce. Jej napastnik parę mil dalej wjechał w drzewo i skręcił kark. Darios musiał oprzeć brodę na jedwabistych włosach, widział że jego własna ręka drży gdy ją głaskał.

- 29 -

- Co sprawiło, że odeszłaś? Daliśmy ci doskonałą pracę. I pozwoliłaś mi opiekować się tobą. - Taa, jestem wielką szczęściarą - powiedziała zmęczonym głosem. Potrzebuję jakąś aspirynę. - Potrzebujesz snu i czasu, by wyzdrowieć - poprawił spokojnie. - Wracasz do domu z nami, Tempest. Tam będziesz bezpieczna. Tempest podniosła głowę, ale każdy ślad po uderzeniu Harrego pulsował bólem, nie wiadomo gdzie bolało najgorzej. Nie mogła znieść, że ktoś zobaczy ją w takim stanie i na pewno nie miała żadnego zamiaru pójść gdziekolwiek z Dariosem, szczególnie kiedy jego siostra i reszta jego grupy widzieliby jej upokorzenie. Bezskutecznie pchnęła masywną ścianę jego piersi, krzywiąc się kiedy spostrzegła, że nawet dłonie ją bolały. Darios schwycił jej ręce i obejrzał je ostrożnie, potem podniósł obie do ust. Liznął językiem jej palce i ta szorstka pieszczota przyprawiła ją o dreszcze, ale wystarczająco uśmierzyła ból. - Nie mogę tam wrócić, nie w ten sposób. - Słyszał udrękę w jej głosie, upokorzenie i wstyd, który czuła. Widział, że nawet nie popatrzyła w górę na niego. - To nie była twoja wina. - powiedział. - Naprawdę. Nie zrobiłaś nic, by sprowokować tego drania, próbował cię zgwałcić, bo jest zdeprawowany. - Poszłam na autostop - wyznała półgłosem. - Nigdy nie powinnam była wsiadać do jego ciężarówki. - Tempest, jeżeli nie znalazłby ciebie, znalazłby inną dziewczynę, która być może nie miałaby nikogo, kto by się nią zajął. Teraz pokaż mi twarz. Czy myślisz, że mogłabyś wyjrzeć z mojej koszulki na tyle, żebym mógł zobaczyć, jakich uszkodzeń ci narobił? - Darios starał się mówić lekkim tonem, by pomóc jej poczuć się swobodnie. Był niewiarygodnie delikatny. Wyczuwała jego ogromną siłę, jego olbrzymią władzę, a jednak nawet jego głos był czuły. Nowa fala łez napłynęła jej do jej oczu. Uciekła od niego myśląc, że jest potworem, jednak on uratował ją od prawdziwego potwora. - Tylko nie mogę pokazać się nikomu więcej. - Głos Tempest był przytłumiony jego ciałem, ale słyszał jej determinację. Była już gotowa, by oddać mu następny kawałek swojej wolności. Darios odwrócił się, niosąc ją w ramionach i skierował się z powrotem do drogi. Ulewa siekła ich niemiłosiernie, ale wydawało się że on nie zauważa deszczu. Niósł ją daleko, żeby oszczędzić jej przerażającego widoku tego, co się z jego przyczyny stało napastnikowi.

- 30 -

- Muszę usiąść na stałej ziemi - zaprotestowała w końcu. Nagle dotarło do niej, że jej koszulka jest podarta i odsłania jej nagość. Głośno złapała oddech, przyciągając jego uwagę, jego czarne spojrzenie przesunęło się bardzo uważnie po jej ciele. Zaśmiał się lekko, by uciszyć jej niepokój. - Mam siostry, kochanie. Napatrzyłem się nieraz na babskie ciała. Ale już stawiał jej stopy na ziemi i zdejmował swoją kurtkę. Bardzo delikatnie owinął ją, korzystając ze sposobności, by popatrzeć na nią dokładniej. Ciemne sińce psuły doskonałość jej pięknej skóry i krew sączyła się małą strużką z kącika jej ust. Darios musiał odwrócić wzrok od tej pokusy. Ujrzał w przelocie więcej stłuczeń na śmietankowej wypukłości piersi, na żebrach wzdłuż jej wąskiej klatki piersiowej i na gładkim brzuchu. Wzburzyła się w nim nieoczekiwana, szalona wściekłość. Miał ochotę zabić człowieka tu i teraz, czuć, jak jego szyja chrzęści mu w rękach. Chciał rozdzierać i szarpać jak lamparty, od których się uczył, z którymi spędził tak wiele czasu przyswajając ich wiedzę. Opanował zabójczy napad szału, tak żeby ona nie widziała go w tym stanie, ale dalej wściekłość gotowała się w nim i buzowała pod spokojną powierzchnią. Jego naturalny instynkt domagał się by ją uzdrowić, korzystając z leczniczych substancji zawartych w jego ślinie, ale powstrzymał się, nie chcąc jej niepokoić więcej niż musiał. Będzie wystarczająco dużo czasu, kiedy dostarczy ją do domu i będzie mógł uśpić. Tempest wiedziała, że Darios widzi ją nawet w ciemnościach. O dziwo już się go nie bała. Niepewna, co zrobić bezmyślnie wpatrywała się w brudne czubki swoich butów. Była chora i półprzytomna, bolało ją wszystko i chciała zwinąć się w kłębek i płakać. Nie miała gdzie pójść, była bez grosza. Darios zignorował jej wzdrygnięcie pod jego dotykiem i zaborczo oplótł jej kark długimi palcami. - Zabieram cię do domu. Wykąpiesz się w wannie, zrobię ci coś do jedzenia i nikt prócz mnie nie będzie cię oglądał. Skoro już cię widziałem, to nie musisz się przejmować. - Zabrzmiało to jak rozkaz, choć jego ton był pojednawczy i proszący. - Musimy zadzwonić na policję. - powiedziała miękko. - Nie mogę pozwolić, żeby to uszło mu na sucho. - On już nigdy nie popełni takiego okrucieństwa, Tempest - szepnął miękko. Usłyszał silnik samochodu pędzącego do nich i zidentyfikował jako ich własny. - Czy moja siostra przedstawiała ci jeszcze kogoś z zespołu? - spytał, umyślnie rozpraszając ją, żeby nie zadawała pytań. Tempest usiadła tam gdzie - 31 -

stała, na poboczu drogi w ulewnym deszczu. Darios był wściekły na siebie, wiedział, że jest zbyt słaba, ale mimo tego zgodził się ją postawić. Teraz wziął ją ponownie na ręce, jakby była dzieckiem. Tym razem nie zaprotestowała ani się nie odezwała. Wtuliła twarz w ciepło jego piersi, wsłuchała w mocny, uspokajający rytm jego serca i zdała się na bezpieczeństwo jego rąk, drżąc od szoku i zimnego deszczu. Barack przyjechał w rekordowym czasie. Lubił szybkość nowoczesnych samochodów i korzystał z każdej okazji, by trenować swoje rajdowe umiejętności. Zatrzymał się dokładnie na wprost Dariosa, jego twarz widoczna przez przednią szybę sprawiała wrażenie czarnej maski. Był najmłodszym mężczyzną wśród nich i wszyscy lubili tkwiącą w nim jeszcze chłopięcą niefrasobliwość. Do momentu gdy Syndil została zaatakowana i przestali komukolwiek ufać, nawet sobie wzajemnie. Darios szarpnięciem otworzył drzwi samochodu i wśliznął się do środka, nie wypuszczając Tempest z ramion. Cały czas miała zamknięte oczy i nie patrzyła, nawet nie poznała pojazdu. To go martwiło. - Ona jest w szoku, Barack. Dzięki że tak szybko przyjechałeś. Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie. Dowieź nas do domu z tą samą szybkością. - Darios rozmawiał z przyjacielem nie na głos, ale używając mentalnych ścieżek. - Mam czekać na Dayana? - spytał Barack na tej samej mentalnej fali używanej przez wszystkich pięcioro z ich rodziny. Darios potrząsnął głową. Dayan nawet w czasie burzy szybciej przeleci. Tak jak zrobiłby on, gdyby chciał przestraszyć Tempest na śmierć przenosząc ją lotem strzały przez powietrze. Nie miał takiego zamiaru. Odczuwał niepokój na samą myśl o dyskomforcie Tempest, nie był przyzwyczajony do odczuwania takich emocji i wiedział, że nadały one moc utworzonej przez niego burzy. Tempest nic nie mówiła podczas długiej jazdy z powrotem na kemping, ale Darios był świadomy, że czuwała. Ani na chwilę nie zasnęła, jej opanowanie wisiało na włosku. Próbował zachować spokój, by uniknąć powiedzenia lub zrobienia niewłaściwej rzeczy, wszystkiego, co znów wyzwoliłoby w niej chęć ucieczki. Nie mógł pozwolić jej odejść. Napaść tylko udowodniła mu dobitnie, jak bardzo był jej potrzebny i że nie chciałby nigdy więcej stwarzać sytuacji, w której bałaby się go albo podważała jego autorytet. Kiedy zajechali, czekał na nich Julian Savage, rozsiadłszy się wygodnie w leniwej pozie przed autobusem. Przeciągnął się na całą wysokość, zagrały mocne mięśnie, zdradzając drzemiącą w nich siłę. Darios wyślizgnął się z

- 32 -

siedzenia samochodu, trzymając niewiarygodnie zaborczo w ramionach rudowłosą dziewczynę. - Wiem coś o sztuce uzdrawiania - Julian zaoferował cicho, chociaż mocno podejrzewał, że Darios nie zgodzi się na jego pomoc. Darios obejmował dziewczynę w bardzo zaborczy sposób; widać było że nigdy nie oddałby jej w ręce innego człowieka. Darios rzucił Julianowi rozżarzone czarne spojrzenie. - Nie, dziękuję.- odpowiedział zwięźle. - Dopilnuję jej potrzeb. Proszę powiedz Desari, żeby przyniosła plecak Tempest do autobusu. Julian starał się nie dopuścić, by w jego oczach zabłysło rozbawienie. Darios nareszcie po tych wszystkich latach znalazł swój słaby punkt. I ona miała czerwone włosy. Kto by pomyślał? Nie mógł się doczekać, by powiedzieć o tym swojej partnerce. Zasalutował kpiąco Dariosowi i spokojnie odszedł. Darios szarpnął drzwi kampera, wszedł do środka i delikatnie położył Tempest na tapczanie. Odwróciła się od niego i skuliła w kłębek. Dotknął jej włosów, próbując ją pocieszyć, strasznie trudno mu było oderwać od niej rękę. Schylił się nisko do magnetofonu, głos Desari z taśmy wypełnił ciszę uzdrawiającym, świetlistym pięknem. Następnie napełnił wannę gorącą, pachnącą wodą i zapalił aromatyczne świece, przeznaczone specjalnie do uzdrawiania. Nie zapalał górnego światła. Bez tego też widział doskonale a Tempest nie chciałaby żeby było zbyt jasno. - Chodź kochanie, wykąpiesz się - powiedział, podnosząc ją ostrożnie, ale szybko, nie dając jej żadnej możliwości protestu. - Zioła w wodzie w pierwszej chwili będą szczypać, ale później dobrze się po nich poczujesz. - Posadził ją na krawędzi ogromnej wanny. - Rozbierzesz się sama czy mam pomóc? - starał się mówić głosem całkowicie obojętnym. Rusti potrząsnęła szybko głową i zaraz tego pożałowała, głowa jej się rozpadała a oko pulsowało bólem. - Mogę zatroszczyć się o siebie. - Nie sądzę, żebyś właśnie teraz miała rację. Na żadne sparringi nie jesteś gotowa. - Nuta złośliwości w jego głosie zaskoczyła bardziej jego niż ją. Wchodź do wanny, kochanie. Wrócę z twoim ubraniem i szlafrokiem. Kiedy wyjdziesz, będziesz mogła coś zjeść. - Zapalił jeszcze dwie aromatyczne świece i pozwolił ich płomieniom tańczyć i migotać na wodzie i ścianach. Rusti rozebrała się powoli i niechętnie. Poruszanie się bolało. Była odrętwiała wewnętrznie, zbyt wyczerpana i zszokowana, żeby martwić się kim Darios jest lub czego od niej chce. Wiedziała, że on jest przekonany o tym, że szczęśliwie wymazał jej pamięć tak, jak to zrobił poprzedniej nocy. Nawet teraz, - 33 -

wśród otaczających ją okropności tej nocy, nadal czuła na szyi palące ciepło jego ust. Wśliznęła się do parującej wanny, tracąc oddech kiedy woda obmyła jej obolałe ciało. Dlaczego właśnie jej musiały przytrafiać się dziwne rzeczy? Przecież była tak ostrożna… Zanurkowała pod wodą, pieczenie oka i ust zaparło jej dech. Kiedy się wynurzyła, wyciągnęła się na pochyłej stronie wanny i zamknęła oczy, odpoczywając. Jej umysł pozostał na szczęście jasny. Nie chciała rozmyślać o Harrym albo dociekać, co spowodowało jego brutalny atak. Chciał ją skrzywdzić i skrzywdził. - Tempest, śpisz. - Darios nie wspomniał, że jęczała cichutko w udręce. Podniosła się gwałtownie, wychlapując wodę z wanny, przykrywając piersi rękami. Patrzyła w górę na niego, zaniepokojona, jednym jasnozielonym okiem, bo drugie zniknęło w purpurowym obrzęku. Miała na twarzy i ciele całkiem interesującą paletę kolorów, dowód jej wrażliwości, jednak nadal zdołała wyglądać wyzywająco. - Wyjdź!- zażądała. Darios uśmiechnął się, błysnęły białe zęby. Uśmiech nasunął jej myśl o bezgłośnej demonstracji siły drapieżnika. Podniósł ręce dłońmi do góry. - Próbuję ci pomóc, bo nie chcę żebyś się utopiła. Obiad jest gotowy. Tutaj jest szlafrok. - Czyj? - spytała podejrzliwie. - Mój. - To była prawda a jednak nieprawda. Utworzył go z łatwością, natychmiast, z naturalnych włókien, sposobem doskonalonym przez wieki. Zamknę oczy, jeżeli to cię uszczęśliwi. Wychodź stamtąd. - Trzymał dla niej ogromny ręcznik. - Nie zamykasz oczu - mruknęła oskarżająco, kiedy wyszła. Patrzył na szczególnie paskudne stłuczenie na jej klatce piersiowej. Zawstydzało ją, że zobaczył szkody, wyrządzone jej przez napastnika. Nie zastanowiło jej, dlaczego nie czuje się zażenowana tym, że widzi jej nagość. Posłusznie zamknął oczy, ale jej obraz - drobnej, nieszczęśliwej, poranionej i tak strasznie samotnej palił go pod powiekami. Zanim pozwolił sobie popatrzeć na nią, wyczuł pod rękami zawinięte w ręcznik jej smukłe ciało. Wyglądała bardziej dziecinnie niż kiedykolwiek. I na razie Darios potraktował ją jak dziecko, beznamiętnie wysuszając dygoczące ciało, starając się nie zauważać jej miękkiej, satynowej skóry, jej małej klatki piersiowej i wąskiej talii, kobiecych krzywizn i wypukłości. Wytarł ręcznikiem czerwonozłote fale włosów, ciemnych teraz z wilgoci. - 34 -

- Nie mogę przestać trząść się - powiedziała prawie bezdźwięcznie Tempest. - Szok - odpowiedział szorstko. Pragnął trzymać ją w ramionach, zabrać to, co się z nią stało. - Jesteś w szoku. To przejdzie. - Szybko zawinął ją w ciepły szlafrok, bo nie mógł znieść widoku jej tak posiniaczonej i spuchniętej skóry. Nie mógł się pogodzić z tym, że unikała jego wzroku, jakby się wstydziła, że zrobiła coś złego. - Obejmij mnie rękami za szyję, Tempest - poprosił cichym, zachrypniętym głosem, pełnym hipnotycznej siły. Rusti niechętnie zastosowała się i podniósł ją, zmuszając ją, by spojrzeć w jego czarne, płonące oczy. Niemal jęknęła. Mogłaby zatonąć bez reszty w jego oczach. Nikt nie powinien mieć takich oczu. - Chcę, żebyś tym razem dobrze mnie usłyszała, Tempest. To nie był twój błąd. Nie zrobiłaś nic złego. Jeżeli nie chcesz obwiniać człowieka, który ciebie zaatakował, a kogoś innego, to zrzuć winę tam, gdzie powinnaś czyli na mnie. Nigdy byś nie odeszła, gdybym cię nie wystraszył. Wydała dźwięk protestu, lęku. Próbowała wmówić sobie że krzyknęła, zaskoczona tym, że świece nagle zgasły, zostawiając łazienkę w ciemności, ale wiedziała, że to było coś więcej. Uwięził jej spojrzenie, nie pozwalając jej wyśliznąć się z jego hipnotyzującej zaborczości. - Wiesz, że mam rację. Przywykłem, że każdemu mówię, co ma zrobić. I jesteś dla mnie bardzo pociągająca. - Skrzywił się wewnętrznie na niedopowiedzenie w tym szczególnym komentarzu. - Powinienem był być bardziej delikatny dla ciebie. Zaniósł ją do jadalni i posadził na krześle przy stole. Czekała na nią miska parującej zupy. - Zjedz to, kochanie. Harowałem dla ciebie jak niewolnik. Tempest poczuła, że próbuje się uśmiechać. Uraziła sobie usta, ale poczuła rozprzestrzeniające się wewnątrz niej ciepło. Odkąd pamiętała nikt nie potraktował ją z tak wielką troską. Nikt nie ugotował dla niej zupy. - Dzięki że po mnie przyszedłeś - powiedziała, mieszając rosół, próbując dyskretnie dojść, jakie zawiera składniki. Usiadł naprzeciwko, wzdychając lekko zabrał jej łyżkę, zanurzył w zupie i dmuchnął na nią. - Jedz to, nie baw się tym - upomniał ją i przysunął łyżkę do jej ust. Niechętnie wypełniła polecenie. Jedzenie było zadziwiająco dobre. Kto by podejrzewał, że wampir umie gotować? - 35 -

- To jest zupa jarzynowa - stwierdziła z zadowoleniem. - I to jest bardzo dobra zupa. - Mam talent - mruknął, wspominając rozmaite rosoły, które wymyślał dla dziewczynek, próbując utrzymać je przy życiu. Ponieważ Karpatianki nie jadły mięsa, eksperymentował z korzeniami, jagodami i liśćmi, wypróbowując wszystko najpierw na sobie, i niejednokrotnie się trując. - Porozmawiaj z mną - poprosiła. - Nie chcę zacząć trząść się znowu a czuję, że to wraca. Darios trzymał następną łyżkę zupy przy jej ustach. - Czy Desari mówiła ci dużo o nas? - Potrząsnęła głową, skoncentrowana się na rozpływającym się w niej cieple zupy. - Jeździmy dużo, dając koncerty, ale to już wiesz. Dayan i Desari są naszymi solistami. Właśnie słuchasz śpiewu Desari z kasety. Ona jest świetna, prawda? - W jego głosie brzmiała duma. Tempest podobał się jego sposób mówienia, staroświecki, staromodny akcent który wydawał się jej dziwnie seksowny. - Ona ma piękny głos. - Desari to moja młodsza siostra. Ostatnio znalazła sobie… - przerwał, kusząc ją następną łyżką zupy, zanim podjął opowieść na nowo. - Znalazła człowieka którego bardzo pokochała. Nazywa się Julian Savage. Jeszcze go dobrze nie poznałem i czasami mamy kłopot ze zrozumieniem siebie nawzajem. Podejrzewam że problem tkwi w tym, że jesteśmy trochę do siebie podobni. - Apodyktyczni - Tempest rzuciła porozumiewawczo. Ciemne oczy spoczęły zaborczo na jej twarzy. - Co mówiłaś? - Tym razem uśmiechnęła się szeroko. To zabolało, ale nie mogła się powstrzymać. Podejrzewała, że nikt nigdy nie prowokował ani nie drażnił tego człowieka. - Słyszałeś. Jego oczy zapłonęły nagle ostro, mrocznym, niebezpiecznym głodem, który pozbawił ją tchu i wywołał niebezpieczne myśli o lampartach, które dotrzymywały mu towarzystwa. Z trudem odwróciła wzrok od niego. - Mów jeszcze. Opowiedz mi o wszystkich. Darios wsunął dłoń w jej wilgotne włosy i znalazł kark. Owinął palce dookoła smukłej szyi, delektując się tym, jak dobrze pasuje do jego dłoni. Mocno i niespodziewanie wezbrało w nim palące pragnienie, mimo tego że usilnie próbował traktować ją jak dziecko potrzebujące jego opieki. Dotknął jej jedynie po to, by ją pocieszyć, ale nie mógł jej już puścić. Przeklinał siebie za

- 36 -

brak kontroli. Potrzebował kontaktu z nią, potrzebował czuć ją i wiedzieć, że była rzeczywista i prawdziwa, a nie jakimś wymysłem jego wyobraźni. - Barack i Dayan też działają w zespole. Obaj są utalentowanymi muzykami, Dayan to fantastyczny gitarzysta. On napisał większość naszych piosenek. Syndil… - Zawahał się, nie wiedząc co powiedzieć o Syndil. - Gra na organach, pianinie, na niemal każdym instrumencie. Ostatnio doznała urazu i dlatego chwilowo nie pojawia się na scenie. Tempest zerknęła na niego ukradkiem. Odebrała jego smutek, zanim zdążył go zablokować. - Przydarzyło jej się coś podobnego do mojej przygody? Jego palce bezwiednie zacisnęły się dookoła jej szyi. - Ale nie zdążyłem na czas by to powstrzymać i będę tego żałował przez całą wieczność. Zamrugała oczami i szybko się od niego odwróciła. Powiedział „przez całą wieczność.” Nie „do śmierci” ani jakoś inaczej, jak się mówiło w takiej sytuacji. O, Boże. Nie chciała, by domyślił się, że zachowała pamięć o tym, co z nią zrobił. Chciał wymazać jej wspomnienia i z jakiegoś powodu mu nie wyszło. Ale jeśli zamierzał zrobić to znowu i tym razem mu się uda? Usłyszeli pukanie do drzwi i Tempest wzdrygnęła się, serce zaczęło jej walić. Darios podniósł się z gracją, w pełni świadomy obecności Syndil na zewnątrz karawaningu. Podszedł z idealnym wdziękiem do drzwi. Tempest nie mogła oderwać od niego oczu. Był niewiarygodnie pełny wdzięku z tymi giętkimi, żylastymi mięśniami marszczącymi jego jedwabną koszulkę. Poruszał się cicho, jak jeden z jego wielkich kotów. - Darios. - Syndil unikała jego oczu. Wpatrzyła się w czubki butów. Słyszałam co się zdarzyło i pomyślałam, że chciałabym choć odrobinę pomóc. Podała mu skrzynkę narzędziową i plecak Tempest. - Może na moment pozwolisz mi ją zobaczyć? - Jasne, Syndil. Dzięki że się zainteresowałaś. Przyda mi się jakakolwiek pomoc z twojej strony. - Darios cofnął się, by zrobić jej przejście. Zabłysła w nim iskra nadziei na poprawę stanu Syndil, ale nie pozwolił sobie na zmianę wyrazu twarzy. Poszedł do stołu za kobietą, którą traktował jak drugą młodszą siostrę. - Tempest, to jest Syndil. Chciałaby porozmawiać z tobą, jeżeli czujesz się wystarczająco dobrze. Posprzątam w kuchni. Wam obu będzie wygodniej w części sypialnej. Tempest udało się blado uśmiechnąć.

- 37 -

- W jaki miły sposób on nas stąd wyrzuca. Każdy nazywa mnie Rusti powiedziała do Syndil, dziwnie nie czując skrępowania przy innej skrzywdzonej kobiecie. Przeciskała się obok Dariosa, więc miał możliwość chwycić jej włosy i delikatnie szarpnąć. - Nie każdy, kochanie. Przelotnie zerknęła na niego przez jej ramię, zapominając na chwilę o opuchniętym oku i potłuczonych ustach. - Każdy prócz ciebie - poprawiła. Darios pozwolił żeby jej włosy prześlizgnęły się przez jego palce, rozkoszując się przelotnym i zbyt skromnym kontaktem z nią. Tempest szła ostrożnie, nie chcąc urazić poobijanych żeber. Syndil wygładziła posłanie i Tempest zatonęła w miękkich poduszkach. Syndil przyjrzała się dokładnie jej twarzy. - Czy pozwoliłaś Dariosowi, żeby cię uzdrowił? - spytała. Jej głos był piękny, satynowo miękki, natrętny i tajemniczy. Tempest natychmiast się zorientowała, że ma do czynienia z taką samą istotą jak Darios. To było w jej głosie i oczach. Ale chociaż bardzo się starała, nie widziała żadnego zła w Syndil, tylko przejmujący smutek. - Czyżby Darios był lekarzem? - spytała. - Właściwie nie, ale ma talent uzdrawiania innych. - Patrzyła w dół na swoje dłonie. - Nie pozwoliłam mu, by mi pomógł i to zraniło nas oboje bardziej niż przypuszczałam. Bądź silniejsza niż ja byłam. Pozwól mu, żeby cię wyleczył. - Darios zdążył się zjawić zanim zostałam zgwałcona - powiedziała otwarcie Tempest. Piękne oczy Syndil napełniły się łzami. - Tak się cieszę. Kiedy Desari powiedziała że zostałaś zaatakowana, myślałam… - Potrząsnęła głową. - Bardzo się cieszę. - Delikatnie dotknęła obrzmiałego stłuczenia koniuszkiem palca. - Ale cię zranił. Uderzył cię. - Jeśli cię zranią w środku, ból jest znacznie gorszy - powiedziała Tempest, obkładając się poduszkami i tworząc z nich ścianę dookoła siebie.

- 38 -

ROZDZIAŁ 3 Syndil wpatrywała się w Tempest przez dłuższą chwilę. Potem jej oddech uciekł w długim, powolnym syku. Usiadła i pochyliła się do przodu próbując odczytać reakcje Tempest. - To się stało. Nie tym razem, ale kiedyś w przeszłości. Wiesz jak to jest. Strach. Obrzydzenie. - Jej oczy lśniły jak czarny lód, jak zgniecione klejnoty. Ja szorowałam się przez trzy i pół godziny, a miesiąc później wciąż nie czuję się czysta. - Pobiegła ręce w górę i w dół ramiona, ból odzwierciedlał się w jej wielkich oczach. Tempest spojrzała w stronę kuchni, aby upewnić się, że Darios nie słyszał. - Powinnaś otrzymać pomoc. Są miejsca, Syndil, ludzi którzy mogą pomóc, złożyć twoje życie znów w całość. - Czy to jest to, co ty zrobiłaś? Tempest przełknęł ślinę, czując znajome nudności, które powstały za każdym razem, kiedy konkretne drzwi zaczęły pękać. Potrząsnęła głową, zaciskając rękę na brzuchu. - Nie byłam w stanie szukać pomocy. Po prostu starałam się przetrwać. Jeszcze raz spojrzała w stronę kuchni, a potem zniżyła głos jeszcze bardziej. Nigdy naprawdę nie znałam, żadnego z moich rodziców. Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczą brudnego pokoju, gdzie jadłam z podłogi i patrzyłam jak dorośli wbijają igły w ręce, nogach, gdzie mogli znaleźć żyły. Nie wiem, który z dorosłych był moim ojcem i matką. Czasami władze zabierały mnie i umieszczały mnie w rodzinach zastępczych, ale przede wszystkim żyłam na ulicy. Nauczyłam się walczyć z dilerami i sutenerami i każdym innym mężczyzną, który dawał sygnał. Był to sposób życia, wszystko co wiedziałem od kilku lat. - Od momentu, kiedy ci się to stało? - zapytała Syndil, jej oczy były tak pełne bólu, że Tempest chciała zabrać ją w ramiona. Jednocześnie chciała uciec, nigdy nie przeżywać, ponownie tego szczególnego czasu w swoim życiu. Nie mogła znieść tego, nie po piętnie atak Harryego. - Nie, to mogło być łatwiejsze, gdyby to był brudny pijak lub ćpunów, a nawet jednego z sutenerów, ale był to ktoś, komu ufałam - Tempest wyznała szeptem, słowa wymuszone z niej przez pewną więź między nią i Syndil, więź utworzoną przez straszną traumę, którą obie przeszły. - 39 -

- To był ktoś kogo kochałam i do kogo miałam zaufanie - przyznała cicho Syndil. - W rezultacie, nie wiem jak teraz komuś zaufać, jakby zabił tę część mnie, nie mogę występować z zespołem uwielbiałam grać, muzyka zawsze była we mnie, a teraz nie słyszę jej. Czuję się martwa bez niej. Nie mogę znieść, by być z żadnym z mężczyźni z którymi dorastałam, ludźmi których zawsze uwielbiałem jak moją rodzinę. Wiem, że martwią się o mnie, ale nie mogę zmienić tego co się stało. Tempest zakręcała długie czerwono - złote włosy wokół palca. - Trzeba żyć, Syndil nie, po prostu istnieć. Nie możesz pozwolić aby pożarł twoje życie, twoją pasją. - Ale to zrobił. To jest dokładnie to, co zrobił. Kochałam go jak brata. Zrobiłbym dla niego wszystko. Jednak był tak brutalny, a jego oczy były tak dotkliwe, gdy mnie ranił, jakby mnie nienawidził. - Syndil odwróciła się. Zmienił nas wszystkich. Mężczyźni teraz spoglądają na siebie z podejrzliwością i nieufnością. Jeśli taka przemiana mogła się zdarzyć Savonowi, być może, to może stanie się, jednemu z nich,. Darios cierpi strasznie, bo jako nasz lider czuje się odpowiedzialny. Próbowałam mu powiedzieć, że nie jest, ale zawsze opiekował się i chronił nas. Wiem, że gdybym mogła przejść przez to, to złagodziłoby jego cierpienia, ale nie mogę. - Spojrzała na swoje ręce. - Inni nie traktują mnie jak kiedyś. Barack szczególnie nie daje mi zaufania. Patrzą na mnie cały czas, jak gdyby to była moja wina. - Z pewnością patrzą na ciebie z troską, nie podejrzliwie. Ale nie jesteś odpowiedzialna za to, co ktoś czuje, Syndil. Możesz to rozwiązać, podobnie jak inni w swoim czasie i na swój sposób. Nie zapomnisz tego - to może nawiedzać twoje życie a nawet relacje, ale możesz być szczęśliwa - zapewnił ją Tempest. - Nigdy nie mówiłam tego nikomu, nawet Desari. Przykro mi. Przyszłam tu, by ci pomóc, ale mówię tylko o sobie. Chcę krzyczeć i płakać i wczołgać się do dziury. Bardzo łatwo jesteś rozmawiać z tobą - Tempest potrząsnęła głową. - Trzeba znaleźć sposób, by iść dalej. - Proszę powiedzieć mi co się stało, jak byłaś w stanie sobie poradzić. W kuchni, Darios kręcił się niechętny, aby Tempest znosiła więcej traumy. Ale on chciał wiedzieć, musiał wiedzieć i zdawał sobie sprawę, że jest to ważne dla obu kobiet, aby mogły dyskutować o traumatycznych wydarzeniach i cierpieniach. - Spotkałam wielką damą, która pracowała w jednym z domów dla bezdomnych gdzie wylądowałam. Miałam siedemnaście lat w tym czasie. Ona pozwoliła mi żyć w jej domu. Kradłam samochody i podrasowywałam silniki - 40 -

tylko dla zabawy. Ellen uświadomiła mi, że mogę skierować moje umiejętności mechaniczne do lepszego celu i wieść doskonałe życie, gdy będę to robić. Pomogła mi zdobyć mój dyplom, odpowiednik ukończenia szkoły, po czym załatwiła mi dobrą pracę na stacji jednego z jej znajomych. To była wielka chwilę. - Ale coś się stało - domyśliła się Syndil. Tempest wzruszył pragmatycznie... - Ellen zmarła, a ja ponownie nie miałam gdzie mieszkać, gdy byłam bez ochrony, mój szef pokazał swą prawdziwą twarz. Złapał mnie bez ochrony. Ufałam mu, był przyjacielem Ellen naprawdę nie spodziewałam się tego po nim. - Zamknęła oczy przed żywymi wspomnieniami, przypominając sobie sposób, w jaki uderzył nią o ścianę, pozbawiając ją oddechu, zostawiając ją całkowicie oszołomioną i podatną na atak. - Czy cię czymś skrzywdził? - Nie był delikatny, jeśli to masz na myśli, a ja nigdy nie było z nikim... I zdecydowałam, że nie jest to coś, czego chciałabym spróbować ponownie. Wzruszyła ramionami, starając się nie skrzywić, gdy jej żebra zaprotestował. W przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie miałam rodziny. Jestem przyzwyczajony do postępowania na własną rękę i pracy na dla siebie. Zawsze musiałam uczyć się wszystkiego na własnej skórze. Co innego Ty. Miałaś życie, rodzinę. Wiesz, czym jest miłość. - Nie mogę sobie wyobrazić siebie, z mężczyzną, nigdy - Syndil powiedziała ze smutkiem. - Trzeba spróbować, Syndil. Nie można po prostu wycofać się od świata, od rodziny. Niektórym z nich należy do Tobie. Ellen zawsze mi mówiła bym grała w karty, jakbym rozdawała, nie chcą zależeć z innej ręki. Niemożna zmienić tego, co się stało, ale można widzieć to tak, żeby twoje życie nie było przez to określone. Słuchając z kuchni, Darios obiecał sobie, że grupa zagra w mieście, gdzie mieszka właściciel stacji, a on złoży mu wizytę. Mimo to, po raz pierwszy usłyszał Syndil rozmawiającą o tym, co się jej przytrafiło i czuł poczucie wielkiej ulgi. Jeśli mogła porozmawiać z Tempest, być może obydwie będą korzystać z tego doświadczenia. Czuł, pokonujące zmęczenie, ogarniające jego małego rudzielca. Jej ciało było obolałe, a szok był wyczerpujący. Wiedział, że uprawiała jogging na dużą odległość, miała nadzieją, że uda jej się umieścić między nimi odległość, a nie

- 41 -

miała pieniędzy na jedzenie, albo mieszkanie. Nie chciał przerwać kobietom, ale Tempest wyraźnie zjeżdżała do poduszkach sofy, gdy spojrzał na nie zza drzwi. Syndil zdała sobie od razu z tego sprawę. - Porozmawiam z tobą, gdy będziesz bardziej wypoczęta, Rusti. Dziękuję, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami ze mną, zupełnie obcą osobą. Myślę, że udało Ci się pomóc mi bardziej, niż ja tobie. - Machnęła do Dariosa, gdy wychodziła z przyczepy. Darios sunął w kierunku Tempest, w jego cichy, tak zastraszający sposób. - Idziesz teraz do łóżka, skarbie. I nie chce słuchać żadnych sprzeciwów. Tempest była już w pozycji leżącej. - Czy ktoś oprócz mnie kiedykolwiek miał ochotę rzucać w ciebie wszystkim? - Wydawała się senna, nie wojownicza. Darios przykucnął obok niej, był więc na poziomie jej oczu. - Myślę, że nie. Jeśli to robią, nie mają czelność powiedzieć mi tego. - Cóż, myślę że rzucanie czymś w ciebie jest jedynym sposobem powiedziała mu Tempest. Jej oczy były już zamykają, a jej głos był zmęczony i smutny mimo jej ciężkich słów. Darios gładził bogactwo czerwono - złotych włosów odgarniając je z dala od jej twarzy, palce koiły jej głowę. - Naprawdę? Może jutro będzie lepszy czas, aby spróbować. - Mam bardzo dobre oko - ostrzegła go. - Łatwiej byłoby dla ciebie, jeśli wydałbyś mi tylko rozkaz. - To mogłoby zniszczyć moją reputację - sprzeciwił się. Uśmiech zakrzywił kąciki jej ust, podkreślając cienkie czerwone cięcie z boku jej wargi. Darios oparł się impulsowi by się pochylić w dół i znaleźć małego rozcięcie swoim językiem. - Idź spać, kochanie. Mam zamiar dać z siebie wszystko, aby odebrać część twojego bólu. Zanim zaśniesz, przygotuję ci ziołową miksturę, która pomoże Ci lepiej odpocząć. - Dlaczego czuję się tak, jakbyś przejął moje życie - Nie martw się, Tempest. Jestem bardzo dobry w zarządzaniu życiem. Słyszała śmiech w jego głosie, i w odpowiedzi uśmiech znalazł się na jej ustach. - Odejdź, Darios. Jestem zbyt zmęczona, by spierać się z tobą. - Na stałe osiadła w głębi poduszek. - Nie powinnaś się kłócić ze mną. - Skupił się na szkle na blacie w kuchni. To płynęło stamtąd łatwo do dłoni. - Usiądź, kochanie. Musisz to wypić, czy - 42 -

chcesz, czy nie. - Wsunął rękę za jej plecy i podniósł ją, tak aby mógł przycisnąć szklankę do jej ust. - Jak to smakuje? - spytała podejrzane. - Pij, kochanie - pouczał. Westchnęła cicho. - Co w tym jest? - Pij, Tempest i przestań dawać mi swoje impertynencje - rozkazał, praktycznie wlewając zawartości w dół jej gardła. Ona kaszlała się i dławiła, ale udało się wlać większość ziołowej mieszanki w dół. - Mam nadzieję, że nie było w tym leków. - Nie, to jest naturalne. To sprawi, że twój sen będzie łatwiejszy. Zamknij ponownie oczy. - Położył ją z powrotem wśród poduszek. - Darios? - Ona powiedziała jego imię cicho, sennie, i wśliznęła się to do jego duszy i zacisnęło jego ciało z bólu pilności. Sięgnął nad jej głową na półkę po świeczkę wykonaną wraz z rodziną, przeszukując lasy i bagna, szukając składników, które przynosiły zapachy, których potrzebowali. - Co, kochanie? - Dziękuję za poszedłeś za mną. Nie wiem, czy mogłam przejść przez to jeszcze raz. - Była tak zmęczona, słowa wymknął się, ujawniając o wiele więcej niż chciała ujawnić. - Jesteś tu bardzo mile widziana, Tempest - przyznał poważnie. Darios zebrał kilka świec i wyłączył wszystkie światła, pogrążając samochód w ciemności. Małych krzyk alarmu uciekł z gardła Rusti. - Włącz światła. Nie chcę żeby były zgaszone. - Zapalę świeczki za ciebie, i nie jesteś sam, kochanie. Nikt nie może cię tutaj skrzywdzić. Zrelaksuj się i pozwól, żeby napój zaczął działać. Będziesz czuła się senna, a ja zrobię co mogę, abyś obudziła się bez takiego bólu. Jeśli chcesz, mogę przyprowadzić ci koty dla towarzystwa. - Nie. Zawsze jestem sama. Bezpieczniej jest w ten sposób - szepnęła, za daleko by przemyśleć swoje słowa. - Dbam o siebie i nie odpowiadam przed nikim. - To jest to, co robiłaś, zanim spotkałaś mnie - poprawił delikatnie. - Nie znam ciebie.

- 43 -

- Poznasz mnie. Ze światłami, czy nie, poznasz mnie. - Pochylił się jeszcze raz muskając ustami lekko jej włosy. Jej serce prawie się zatrzymało, a potem zaczęło walić. - Tempest, opuść ten cały niepotrzebny strach. Nigdy cię nie skrzywdzę. Możesz mi zaufać. Czujesz to w sercu, w twojej duszy. Światło nie zatrzyma złych rzeczy. Również to wiesz. - Ale i tak zapalił świece więc, miękki błysk ją uspokoi i aromaty będą ją uspokajać. Ziołowy napój, który jej dał zaczął przynosić efekty, powieki zrobiły się zbyt ciężkie, aby je otwierać. - Darios? Nienawidzę ciemności. Naprawdę. - Mimo to, płynęła z jego falą, nie pytając się dlaczego czuła się tak bezpiecznie i pocieszająco z nim, kiedy była tak niespokojna z resztą świata, kiedy jeszcze nie był człowiekiem. Głaskał jej włosy delikatnie, dyskretnie dając jej małe psychicznego pchnięcie w kierunku snu. - Noc jest pięknym miejscem, Tempest. Kiedy poczujesz się trochę lepiej, pokażę ci. Jego ręce były kojące i zrelaksowała się pod jego pieszczącymi palcami, wdychając zapachy świec. Darios zaczął miękko śpiewać. To nie było w języku angielskim, nigdy nie słyszała tego języka. Słowa wydawały się przenikać ją, muskając jak skrzydła motyla w jej głowie, i ona nie była pewna, czy on szeptał je głośno, czy nie. Darios nadal śpiewał długo nawet gdy był pewien że Tempest była już w głębokim śnie. Dopiero wtedy pochylił się w dół i wdychał jej świeże zapach, biorąc go w siebie. Jego usta przeniosły się od jej skroni, w najlżejszym kontakcie, a następnie przesunęły się aż do jej obrzękniętego oka. Jego język skąpał posiniaczone tkanki uzdrawiając śliną - sposobem jego rodzaju. Wreszcie, po tak długim czasie oczekiwania, mógł znaleźć kuszący kącik jego ust i przesunąć po cięciu językiem. Poświęcił czas, ciesząc się swoją pracą, trzymając ją swoim umysłem, kontynuując śpiew, aby utrzymać jej sen. Jego dłoń przeniosła się w dół jej gardła, a następnie zsunęła się przez ramię, zsuwając jednocześnie płaszcz, pozostawiając miękką, aksamitną skórę obnażoną dla jego badania. Jego język znalazł skraj paskudnego siniaka i śledził go przez jej spuchniętą piersi. Tempest jęknęła i poruszyła się niespokojnie, walcząc z warstwami transu hipnotycznego. Ona była silna, jej umysł dziwnie inny, trudny do kontrolowania, gdy delektował się pokusą i za pomocą swojej energii, by ją leczyć. Darios był zaintrygowany i zaskoczony jej różnicami od innych ludzi. We wszystkich wiekach jego istnienia, nigdy nie natknąć się na śmiertelnika z - 44 -

mózgiem jak jej. Ze względu na ich wcześniejszą wymianę krwi, łatwiej było pozostać w cieniu w jej umyśle, ich więź była silniejsza niż wcześniej. I zaczynał zdawać sobie sprawę z ogromu jego własnych emocji, z konsekwencji swoich działań i wiążących ją ze sobą słów rytuału. Tempest nie była zwykłą kobietą, która po prostu pociągała go seksualnie. Wykraczała poza to, daleko poza granice jaki miał wcześniej przyjęte w związkach. Jego lojalność zmieniła się całkowicie, do tej małej kobiety, nawet ponad jego własnych ludzi, których był ochroniarzem, polował, zabijał, prowadząc przez wieki zawirowań i zmian. Darios westchnął i otoczył delikatnie ogromny, kolorowy siniak na klatce piersiowej Tempest. Wiedział, że ochroni ją pierwszą przed wszystkimi innymi. Odnalazł delikatną linię szczęki. Co w niej było, że sprawiało że czuł się bardziej lojalny wobec niej niż własnej rodziny, swego własnego rodzaju? W jej umyśle odnalazł wielką odwagę i ogromne zdolności do współczucia i zrozumienia. Studiował jej ciało, tak kruche i delikatne, tak idealne. Przy małym westchnieniu zaciągnął krawędzie ubioru razem i podciągnął koc pod brodę. Wysłał sam siebie szukając poza własnym ciałem do niej, zdolności które posiadał rzadko wypróbowywał na człowieku. Wymagało to dużo więcej skupienia niż dla jednego z jego własnego gatunku. Znalazł każdy posiniaczony organ wewnątrz i powoli je naprawił od wewnątrz. Poznawał intymnie jej umysł, jej ciało, jak kochanek, choć jeszcze nie dzielił jej ciała i umysł w sposób jaki chciał. - Darios. - Jego siostra mentalne połączyła się z nim, zabierając go powrotem do własnego ciała. - Co się stało? - Zareagował. - Czuję twój głodu. Idź polować. Zaopiekujemy się Rusti. Nie martw się, bracie. Ona będzie ze mną bezpieczna. - Tylko ty. - Polecenie wyszło zanim mógł je ocenzurować, bardziej z zazdrości niż ze strachu, że ktoś w ich grupy może zdecydować się skrzywdzić Tempest. Kiedy jego siostra zaśmiała się cicho, zniewalająco piękny ton ocierał się w jego głowie, przeklinając siebie za ujawnienie jego braku kontroli. Zamknij się, Desari. - Powiedział, bez urazy, jego głos był mieszanką hipnotyzującej magii i miłości. - Potężny upada. - Widzę, że twój mężczyzna trzyma cię na smyczy - powiedział w odwecie. - Musisz się pożywić, Darios. Nawet koty mogą wyczuć twój głód. Będę całkiem sama, czuwając nad Rusti. - 45 -

Darios westchnęła cicho. Desari na rację. Nie mógł sobie pozwolić na rozdrażnienie kotów; mogły obudzić zmarłych, jeśli zdenerwują się wystarczająco. Podniósł się niechętnie. Nie chciał opuścić Tempest, bo wyczuł koszmary czające się nie daleko w niej, ale podszedł do drzwi, gdzie Desari czekała po drugiej stronie. Wyszedł na zewnątrz i wdychał noc, umożliwiając aby wiatru, niósł mu informacje na temat istoty ukrytych w norach, o ludzkich ofiarach w pobliżu. Sasha i Forest przyciśnięci blisko niego, ocierali się o niego. Czuł ich ostrą potrzebę. Darios zapewnił je automatycznie, że będzie polować, pożywi się. Wyciągnął, rozluźnił mięśnie, i zaczął biec, zmieniając kształt, gdy to robił. Dwa koty towarzyszyły mu, chętni przy polowaniu. Zespół będzie przemieszczał się szybko, aby odbyć kolejny zaplanowany występ, ale gdy byli w mieście, lamparty jadły mięso przygotowywane przez ich karpackich towarzyszy. Pomimo dużych drapieżników wokół nich, kotom wolno było polować tylko w dziczy, częściowo, dlaczego zespół starał się obozować często w odległych lasach, parkach i rezerwatach, co pozwalało lampartom wykorzystać swoje naturalne zdolności, utrzymując ich szczęśliwymi. Szkielet Dariosa wykrzywiał się, rozciągając się, szczęka wydłużyła się i zaokrągliła, pochylił się, zespoły mięśni ściągnęły się przesuwając się po jego ciele. Jak ostre sztylety, szpony przedłużyły się, a następnie wycofały, aż będzie ich potrzebował. Jego kręgosłup wydłużył się i stał się bardzo elastyczny, łopatki poszerzyły się, co dało mu większą boczną równowagi. Miękkie łapy pozwoliły mu zachować ciszę. Czarne futro falowało, swędziało przez chwilę, rozprzestrzeniając się, pokrywając szybko zmieniającą się strukturę mięśni. Lamparty zawsze były szybkie, zwinne, sprytne i niezwykle niebezpieczne. Często myśliwy stawał się ofiarą leoparda. Spośród wszystkich gatunków kotów, były najbardziej inteligentnymi. Ich mózgu rozwijał się, Darios wiedział, że często porównuje się je z morświnami i miał wiedzę z pierwszej ręki, od wieków, o ich zdolność do rozumowania. Ale jak zawsze, kiedy wybrali się na polowanie razem, Darios nimi kierował. Sasha i Forest woleli polowania z gałęzi drzew, skacząc na nic niespodziewającą się ofiarę z góry. Jako małe dziecko Darios nauczył się cierpliwości od ich gatunku. Teraz też mógł czekać i obserwować, pozostawiać całkowicie nieruchomo cicho lub pełzać bez wykrycia przez las i dżunglę, prześlizgiwać się, brzuchem po ziemi, cal po calu, z niesamowitą kontrolą mięśni. Kiedy rzucił się, robił to z niesamowitą szybkością, na przykładzie tych, od których nauczył się techniki. Na początku jednak, stało się oczywiste dla - 46 -

niego, że jako drapieżnik, karpacki mężczyzna, nie mógł sobie pozwolić na długo pozostanie w ciele lamparta, nieokiełznanego i instynktownego mordercy, który raczej zabijał, niż pożywiał się „ofiarą”. Lamparty wykorzystywał swoje długie, ostre kły, by chwycić, przytrzymać, przebijać i rozrywać. Ich ostre jak brzytwa pazury mogą przeciąć ciało niczym nóż. Mimo, że mądre i odważne, bardzo inteligentne, szybko zmieniały nastrój, który czynił je wysoce nieprzewidywalnymi. Mimo to, ich umysły zawsze działały, zawsze spotkały wyzwania. Karpacki mężczyzna, był zbyt blisko gatunku który pożywiał się dokładnie w taki sam sposób, ujarzmiając drapieżne zwierzę szaleje w sobie, podczas gdy był w ciele lamparta. Wymagało to człowiek, z jego kodeksem honorowym, jego znajomością dobra i zła, a nie prawa dżungli, żeby wyżyć bez zabijania. Darios miał wielki szacunek dla lampartów, wiedząc, że były tak samo niebezpieczne, jak on i nigdy nie stracił z oczu dzikich cechy w sobie lub w kotach. Oba były milczącymi, skrytymi drapieżnikami, a gdy wybrali źle, tak jak mógł jego własny gatunek, stawały się wcielonymi diabłami. Teraz, kiedy otaczała go noc, z zapachem świeżej, obfitej nowych rozrywek, poczuł radość z polowania, przez wiele lat jedyna przyjemność jaka znał. Było to zazwyczaj pojedyncze polowania, ale wieki temu Darios nauczyli się przywoływać różne koty razem, tak aby mógł badać potrzebne umiejętności. Jako dziecko nie był wystarczająco silny by polować samemu, więc musiał rozwijał swoje zdolności umysłowe przed fizycznymi. I to pozwoliło mu utrzymać przenikliwe, doskonalił swoje umiejętności psychicznie, życie w zgodności, nawet gdy nabył umiejętności myśliwego. Spośród wszystkich kotów, lampart może być najbardziej niebezpiecznymi ludożercami, często obracając tabele na niekorzyść zawodowych myśliwych, którzy je śledzić. Były one na tyle niewidoczne, odważne, by iść w milczeniu do obozu i wyciągając ofiary, najczęściej pozostając nie wykryte. Dlatego trzeba było zachować Sasha i Foresta pod kontrolą. Było wielu ludzi, kempingujących i trampingujących przez te lasy. Koty wiedziały, że polował na ludzi, z uwzględnieniem jego zaopatrzenie z nich, lecz one również wiedziały, że nie wolno było obalić takiej łatwej zdobycz. Czasami były niezadowolone i nadąsane, stałym rozkazem. Wyreżyserowanym w zakresie jeleni i innych zwierząt, nie chcąc ewentualnych błędów. Sasha i Forest musiały pożywiać się pierwsze, tak aby zajmowały się pożeraniem swojej ofiarę, kiedy polował na świeżą krew. - 47 -

Przenosili się jako jednostka, badając teren. Darios wyczuł małe stado jeleni pasące się w spokojnej okolicy. Podobnie jak przenośne systemy radarowe, lamparty przebiegały w milczeniu. Ich długie wąsy, zwężały się na drobne wskazówki, sczytywały z prądów powietrza i obiektów, więc koty i Darios wyczuwali ich drogę, nieustannie do przodu w kierunku ich zdobycz. Darios wybrał cel, szukając dwóch zwierząt najsłabszych w grupie. Leopard zwykle wybierał najprostsze zabijanie, najbardziej nieostrożnych, tych którzy włóczyli się i przez nieuwagę znalazły się w pobliżu drzewa z którego korzystał leopard. Sasha protestowała otwierając swoje wargi, ale Darios naciekał na jej umysł, gdy pchał jego cięższe ramię w nią jako upomnienie. Ona zareagowała cichym warczeniem, ale ponownie wskoczyła na duży wiecznie zielony konar. Rozciągając jej długie ciało, leżała nieruchomo, jej bursztynowe oczy utkwiła na swojej zdobycz. Łania idąca w jej kierunku była starsza niż wolałaby Sasha, ale Darios był ogromny, dobre dwieście funtów wagi, mocne mięśnie, żaden kot nie próbował przeciwstawić się mu na długo. Forest okrążał po stronie nawietrznej maruderów w stadzie jeleni w kierunku Dariosa, które wybrał dla niego. Zatonął nisko w krzakach, jego cętkowane futro mieszało się łatwo z roślinności. Jelenie były bardzo ostrożnie, podnosząc pysk co jakiś czas, przeszukując powietrze wyszukując zagrożenia. Forest przeniósł się o cal, zamarł, następnie przeniósł się ponownie. Darios zajął pozycję w pobliżu dwóch saren, które zamierzał zapędzić z powrotem, jeśli z jakiegoś powodu, przestraszą się, ale Sasha i Forest były zbyt doświadczone, aby narażać się lub pozwolić wiatrowi ujawnić ich zapach ofierze. Darios wspomagając, po prostu wyciszający wiatr, trzymaj go od jelenia aż Forest był o włos od nóg łani, a ofiara Sasha była bezpośrednio pod jej częścią drzewa. Wielkie koty eksplodowały w jednoczesnym ataku, zaskakujące resztę małego stada. Jelenie uciekały w całkowitej panice, rozpraszając się wśród drzew, ale dwie ofiary pozostawały w tyle. Darios zostawił koty po rzuceniu ostrzeżenia wokół nich, tworząc mroczne, uczucie ucisku zagęszczające powietrze, które powstrzyma każdego człowieka kempingującego lub polującego, którzy mogli wędrować zbyt blisko miejsca, gdzie pożywiały się koty. Sasha i Forest znały zasady, ale instynkty stary jak czas rządził nimi zanim robił to ich karpacki towarzysz. Darios przeniósł się bezbłędnie przez las w kierunku kempingujących ludzi. W swojej obecnej formie mógł łatwo skakać przez pnie drzew lub inne przeszkody na jego drodze. Radował się mogąc czuć jego przypominające liny - 48 -

mięśnie, przesuwające się pod futrem. Przed utratą swoich emocji, zawsze kochał noc, a teraz, nareszcie, mógł naprawdę cieszyć się nią, a nie przez słabą pamięci lub przez dotknięcie umysłu swojej siostry, ale przez swoje zmysły. Wilgoć ziemi pod jego stopami, podniecenie stworzeń nocy, moc przechodząca przez niego, wiatr wiejący przez drzewa, co sprawiało że się kołysały i tańczyły w jego rytmie. On nawet zachłysnął się nieustępliwym, bólem głodu w jego organizmie. Tempest. Ona przyniosła kolory do jego świata. Emocje. Przywróciła z powrotem do życia, prawie martwego. Ona pozwoliła mu poczuć jego miłość i przywiązanie do rodziny, którą nie musi być udawana słabą pamięcią emocji. Teraz, kiedy patrzył na Desari, jego serce wyglądało mizernie. Kiedy zobaczył Syndil, to oczami współczucia, głębokiego uczucia. Ale co on zamierza zrobić z Tempest? Była człowiekiem. Nie wolno było mu połączyć się z niej. Ale wymówił słowa rytuał łącząc ich. Podzielił się z nią krwią, i zrobi to ponownie. Wiedział o tym. Na myśl o jej smaku w ustach ślinił się, a jego ciało napinało się brutalnie, bezwzględnie, w nieustającym bólu. Ona była wciągająca, jej krew pozostawiała straszliwy głód jak nic innego kiedykolwiek. Wiedział, kiedy jego ciało domagało się jej, że będzie ucztował jej krwią, będzie pragnął wymiany między nimi. Sama myśl o jej usta przy jego skórze była nieznośnie erotyczna. Zabrał swój umysł gwałtownie od żywego obrazu. Już miał trudności z kontrolą siebie, jego chęć do zaprzyjaźnienia się z Tempest, domagając się jej całkowicie. Należał do niej, i chciał aby go poznała. Mimo to, była przeznaczona dla niego, jego drugą połową. Czuł to, w jego sercu, jego umyśle, jego duszy. Kiedy się zestarzeje, wybierze zestarzenie się z nią, i wybierze świt. On podjął decyzję, aby przejść spokojnie do świata który ona wybierze. Dzięki tej decyzji przyszedł spokój. Desari miała teraz Julian i Barack i Dayan byli w stanie opiekować się Syndil. On będzie miał swoje lata z Tempest, długie, szczęśliwe lata, pełne miłości i śmiechu i piękna otaczającego ich świata. Wiedział, że jego decyzja oznacza, że nie mógł już szukać odmładzającej, przyjaznej ziemi. Już nie mógł znieść oddzielenia od Tempest na długo. A ona potrzebowała jego ochrony. Zapach ofiary był ciężki w jego nozdrzach. Namiot wzrósł przed nim, rozstawiony pod koroną drzewa. Wewnątrz mężczyzna leżał obok kobiety. Lampart skradał się ukradkiem do ochronnego płótna, zapach gorącej krwi pędzi przez niego i bestia ryczała o uwolnienie. Przykucnął nad silnym mężczyzną, zdrowym ciałem, Darios koncentrował się na Tempest. To złagodziło - 49 -

wewnętrznego drapieżnika i pozwoliło mu przyjąć ludzką postać, by usidlić parę zasłoną snu, akceptacji. Mężczyzna zwrócił się do niego i zaoferował mu w gardle. Darios poczuł znajomą ostrość jego kły wydłużających się przed jego językiem i pochylił głowę do picia. Pierwsza podpowiedź niepokoju uderzyła gdy zamknął ślady ukłucia, zapewniając, że nie pozostawi żadnego dowodu, że był tam. On zmienił kształt, wyślizgując się potajemnie z namiotu przed zwolnieniem pary z niewoli akceptacji. Kobieta jęczała cicho, obróciła się i zbliżyła się do mężczyzn po ochronę. Zareagował nawet we śnie, przesuwając swoje ramię do jej pasa. Darios ruszył szybko ukrywając swoją obecność, jego ciało było niskie i opływowe, szybko i cicho manewrował wśród gęstej roślinności. Zatrzymał się kilka metrów od Foresta i Sasha. Samiec lamparta nadal zajadał się, przykucając nad jego ofiarą. Sasha była już w drzewach, pozostała części jej padliny wisiała na gałęzi, pozostawiona na kolejny dzień. Nadal połączony, jego umysł nieoczekiwanie falował postacią z koszmar. Wysoki, tęgi mężczyzna z ogromnymi ramionami i skomplikowanym tatuażem z kobrą królewską na jego wybrzuszonym bicepsie. Gdy jego mięśnie się poruszyły, kły węża otwierały się szerzej. Powoli odwrócił głowę, jego uśmiech był obsceniczny i pełne triumfu. Właściciel warsztatu samochodowego, który zaatakował Tempest. Darios obrócił gwałtownie myśli do Tempest. Obrazy pochodziły od niej, nawet w jej śnie. Jej cierpienie było już tak intensywne, emisje byłe tak głośne, że koty za nim wyczuły ją. Słyszał ich znajome, niesamowite krzyki i wysłał im szybkie polecenia do powrotu w milczeniu, za nim prosto do obozu. Wymagało to pełnej uwagi trzymania umysłu Tempest z jego, lecz stulecia ćwicząc swoje umiejętności stawiały go w dobrej pozycji. On uspokajał ją, kierując jej myśli z dala od koszmaru. Desari już otworzyła drzwi przyczepy i stała z boku, gdy ogromny leopard skoczył łatwo do pojazdu, zmieniając kształt, gdy to robił. Darios wylądował mocno na dwóch nogach, krocząc ku kanapie. - Boi się, koszmar - stwierdził cicho, kucając obok niewielkiej postać, ledwie posyłając siostrze rzut oka. - Zostaw nas. Wiedział że Desari przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, czuł jej niepokój. On działał całkowicie w jego charakterze z Tempest i było oczywiste że coś do niej czuje. Jego postawa bardzo krzyczała o posiadaniu, ochronie. - Ona jest człowiekiem bracie - powiedział cicho Desari. Darios emitowane niskie, dudniące warczenie, ostrzeżenie, dźwięk wibrujący w gardle. - 50 -

Desari położyć rękę do ochrony własnego gardła i zwróciła szeroko otwarte oczy na Julian, który natychmiast zmaterializowała się w drzwiach, w chwili gdy Darios wydał ostrzeżenie. Desari pospiesznie wyszła. Wysokie napięcie utrzymywało się pomiędzy bratem i Julian. Nie można było uznać ich za przyjaciół w jakikolwiek sposób. Obaj ją ochronili, ale obaj byli silnymi, wpływowymi mężczyznami, którzy postępowali na swój sposób, według ich własnych reguł. W rezultacie, ich przyjaźń była wątpliwa, w najlepszym przypadku. Umieszczając dłoń prosto na piersi Juliana, Desari odepchnęła swojego życiowego partnera od przyczepy. On odpowiedział owijając ramiona wokół jej talii i przyciągając ją do jego silnego ciała, jego usta opadły na jej, jednocześnie głodne i czułe. Darios ignorował cały epizod, jego uwaga skupiła się całkowicie na Tempest. Jej włosy rozsypały się wokół poduszki, a jego ręka, z własnej woli, przeniosła się do gęstej masy chwytając ją w dłonie. Jego ciało naprężone, zaciśnięte w nieubłaganym bólu. Wyglądała tak młodo i wrażliwie we śnie. Tempest starała się wydawać twarda, ale Darios wiedział, że potrzebuje kogoś do ochrony i dzielenia życia. Była taka samotna. To było w jej głowie. Wymiana myśli i wspomnień jak zrobił, odkryła ten sam ból samotności, jaki mieszkał w głębi jego własnej duszy. Mimo to, była inna od niego, była pełna współczucia i łagodności, wszystkim tym czym on nie był. Po wszelkich krzywdach, które zostały jej wyrządzone, nie miała myśli o zemście, ani gorzkiej nienawiści, tylko cichą akceptację. Ona również miała mocne postanowienie trzymania się z dala od uwikłań, prowadząc spokojne, samotne życie. Wzory jej umysłu były interesujące. Ona wolała towarzystwo zwierząt. Mogła łatwo je zrozumieć, ich język ciała, ich myśli. Ona mogła komunikować się z nimi bez słów. Darios wdychał jej zapach, wziął go do płuc, w swoje ciało, i trzymał go tam. Ona była wyjątkowa wśród ludzi, sposób w jaki mogła czytać zwierzęta wokół niej. To nie niepokoiło jej - kochała zwierzęta, ale reakcje ludzi na jej dar zawsze były negatywne. Darios pochylił się by mógł oprzeć głowę na jej, pokonując wzrost bestii w nim, ryczącej o uwolnienie. Każdy jego instynkt wiązał ją nieodwołalnie, na zawsze. Jego ciało potrzebowało jej rozpaczliwie. Dzikie pragnienie posmakowania jej, ciągło go mocno. Ale potrzebowała odpoczyneku i opieki. Ona zasługuje na pewnego rodzaju zaloty. Była bardzo wrażliwa, co utrzymywało bestię w nim na smyczy. Darios znał się dobrze, jego mocne i słabe strony. On był bezlitosny i surowe, - 51 -

jak ziemi w której wyrósł. Był jak dziki i bezwzględny, jak lamparty z którymi biegał. Zabijał bez emocji, bez złośliwości, kiedy uznał to za konieczne i nigdy nie patrzył wstecz. Tempest należała do niego. Jakoś, i nie miał pojęcia jak to się stało, człowiek był jego drugą połową. Jej dusza zazębiała się z jego, postrzępione krawędzie uszczelniały się doskonale współpracując. Wiedział, że jej ciało zostało stworzone dla jego, że znajdzie w niej ten sam ogień, który tlił się w nim. - Śpij głęboko, kochanie, bez złych snów. Będę czuwał nad tobą z rodziną. - Mruknął cicho słowa w jej głowie, wypełniając jej głowę przyjemnym snem, rzeczami, które pamiętał z dzieciństwa. Pięknem sawanny, tajemnicą monsunu, bogactwem barw, zwierząt. On przywołał emocje swojego pierwszego polowania z lampartami. Próbował skoku z gałęzi drzewa, co widział jak robiły starsze zwierzęta, ale wylądował przed jego zamierzoną ofiarą, przypadkowo wysyłając ją poza jego zasięg. Zaczął się uśmiechać na wspomnienia, uśmiechając się jak ona we śnie. Jego ręka zamknęła się nad jej. Wodospady, wspaniałość pieniące się, piany wody spadające w kaskadach setki metrów. Krokodyle, antylopy. Dumne lwy. Z detalami przyszły zapachy i dotyk i ulotne ciepło Afryki. Dzielił się z nią tym wszystkim, zastępując tragiczne wydarzenia z jej dnia, jej przeszłości, zastępując jej nocne koszmary czymś pięknym. - Jesteś niezwykłym człowiekiem, Darios. Pozostał nieruchomy. Żaden mięsień w jego ciele się nie poruszył. Nawet jego oddech ustał. Badał jej twarz. Rozmawiała z nim telepatycznie. To nie była ta sama ścieżka używana wśród jego rodziny. Była inna, bardziej intymna. Ale to jej głos, nie było żadnej wątpliwości. Jakoś w jego przymusie i ziołach które wywołały sen, była jeszcze świadoma jego obecności w jej umyśle. To było niewiarygodne, że człowiek może mieć takie umiejętności. Badał jej umysł ponownie. To nie było nic innego jak ludzki umysł do którego był przyzwyczajony. To go intrygowało, jego warstwy i komórki, jak gdyby wszystko starannie poskładała i zamknęła. Być może był zbyt zadowolony z jej. - Słyszysz mnie? - spytał w jej umyśle. - Czy nie chcesz abym cię słyszała? Dlaczego miałbyś mówisz mi o tych wszystkich wspaniałych i ekscytujących miejscach ze wspomnień, jeśli nie chcesz mnie słyszeć?

- 52 -

Znów zauważył ochrypły aksamit jej głosu, jak senne pieszczoty, jak kochanka zwracająca bezmyślnie ciało w jego stronę. Czy ona zawsze brzmią w ten sposób? Czy inni usłyszą, tą seksowną, erotyczną nutę w jej głosie? - Czy ten sposób komunikowania nie przestraszył cię? - zapytał. - Marzę. Nie przeszkadza mi śnić o tobie. Dzielisz mój umysł, ja dzielę twój. Wiem, że jesteś jedynie życzeniem, aby pomóc mi spać bez koszmarów. Czy możliwe, że jest to takie proste? Czy wierzyła, że śniła wszystkie te rzeczy? Darios przyniósł jej rękę do ciepła swoich ust. Uśmiechał się gdy całował jej kostki. Jej ręka była jeszcze posiniaczone od jej wcześniej walki w ciągu dnia. Bez świadomej myśli, pogładził językiem po ciemny purpurowo niebieskim znaku. - Śpij, kochanie. Głębokim snem, i nie martw się o nic. Pozwól twojemu ciału wyzdrowieć. - Dobranoc, Darios. Nie martw się tak bardzo o mnie. Jestem jak kot: Ja zawsze ląduję na czterech łapach.

- 53 -

ROZDZIAŁ 4 Tempest obudziła się powoli, jakby przedzierała się przez warstwę mglistych chmur. Była obolała, każdy mięsień protestował, kiedy się poruszyła, ale nie tak bardzo jak się spodziewała. Usiadła, spoglądając nieufnie wokół niej. Jej ciało było pobudzone od uczuć, jej skóra była wrażliwa nie do uwierzenia. Przypomniała sobie horror ataku na nią, jak niejasny koszmar. Co było żywe i ostre, każdy szczegół nadrukowany zawsze w jej głowie, była pamięć o języku Darios pieszczącego każdy siniak, odbierając jej ból i strach, zastępując je erotyczną, palącą przyjemnością. Chciała wierzyć, że jedno było koszmarem a inne romantycznym marzeniem, ale Tempest zawsze patrzyła rzeczywistość w twarz. Było to jakby żyła, jakby przetrwała. Ona może kłamać komuś innemu, jeśli to konieczne, ale nigdy sobie. Rzeczy które Darios robił w jej świecie marzeń były zbyt realne. Była w jakimś transie, pół na jawie, pół we śnie. I rozmawiali ze sobą za pomocą tylko ich umysłów, w bardzo podobny sposób, w jaki komunikowała się ze zwierzętami, tylko za pomocą słów, nie tylko obrazów. Telepatia. Wzięła głęboki oddech i rozejrzał się po sobie. Była sama w luksusowy samochodzie z wyjątkiem dwóch lampartów, z których każdy otworzył senne oczy na jej zmieszanie, ale nie wydawały się skłonne do wstania. Tempest przeczesała ręką włosy. Czy powinna zaatakować sama, czy wykorzystać szansę z wszelkiego rodzaju istotami na które miała się natknąć? Ona nie miała dużo szczęścia z ludźmi i zawsze wolała towarzystwo zwierząt. Ostatniej nocy, gdy jej umysł był związany z Darios, poznała że jego mózg ma wzorce, jak zwierzę w wielu aspektach. Miał rozwiniętych instynktów i zmysły, takie jak te u lamparta. Wiedziała, że jest potężnym myśliwym, ale nie wykryła nic złego w nim. Darios mógł ją zabić kiedykolwiek zechciał. Mógł wykorzystać ją jako pożywienie, jeżeli było to, to co te stworzenia robiły. Ale tego nie uczynił. Przyszedł po nią, kiedy była w tarapatach. Leczył ją delikatnie i ze współczuciem. I delikatnie próbował uleczyć jej posiniaczone ciało i zabrać jej najgorsze wspomnienia. Koszt nie był mały dla niego. Darios chciał jej. Ona czuła płonące ciepło w nim. Była bezradna, ale on nie działał, aby zaspokoić potrzeby swojego ciała. Czuła jak jego ogromna energia opuszcza go i przechodzi do niej, kiedy ją uzdrawiał. Był bardzo zmęczony po użyczeniu jego - 54 -

wielkiej siły by użyczyć jej cierpienia, a ona nawet poczuła gryzący, przejmujący, nienasycony głód, jego umysł gdy łączył się z jej, aż nie była pewna swoich uczuć, gdzie kończyły się jej i zaczynały jego. Westchnęła i odsunęła luźne włosy wypadające z gęstego warkocza. Nikt nigdy nie traktował jej jak Darios. Był miły i sympatyczny, nawet czuły, ale nie dla wszystkich, ale nie dla wszystkich w pobliżu był tak łatwy. Zwłaszcza, gdy była tak przyzwyczajona do bycia w pojedynkę. Jego arogancja, jego pełna wiara w siebie i swoje umiejętności, miały tendencję do wywoływania u niej zaciskania zębów. Oczywiście on był przyzwyczajony do uległości wobec jego życzeń. Ona była przyzwyczajona do bycia całkowicie niezależne. Przygryzła swoje wargi, jej zęby skrobały tam i z powrotem, gdy nad tym myślała. Darios nie tylko arogancko oczekuje posłuszeństwa od niej. To było znacznie więcej. Twardego posiadanie świeciło w głębi jego oczu, dając im intensywności spalania, odsłaniając głodu tylko dla niej. - Nie ma mowy Rusti - szepnęła głośno do siebie. - Ten wariat wykorzystuje ochronę i kontrolę wszystkich wokół niego, więc nie pozwól swoim hormonom zacząć uciekać z tobą. I wampiry są wykluczone Nie chcesz spotkania towarzyskiego ze stręczycielem z sąsiedztwa. Nie sądzę, że to dużo lepszy wybór. Musisz odejść. Zmyć się. Uciec. Wynieść się. Ale ona wiedziała, że zostanę. Emitując lekki jęk, zakryła twarz rękami. Nie miała pieniędzy, nie ma rodziny, ani domu. Może jeśli Darios śpi w dzień, a ona śpi całą noc, dogadają się jakoś. Wyjrzała spomiędzy palców. - Jakbym wierzyła, że tak się stanie. Ten człowiek chce rządzić światem. Własnym, prywatnym imperium - zmarszczyła nos i naśladując jego głos „Moja domena, Tempest. Pamiętaj, że ma zasady na wszystko i wszystkich w jego rodzinie” - powiedziała sobie. Spojrzała na zegar na ścianie. Była trzecia po południu. Jeśli dostanie inne poruszające się pojazdy i zarobić na utrzymanie, będzie musiała to zrobić szybko. Jęcząc głośno, gdy jej mięśnie protestowały, że wysunęła się spod koca i przeszła do łazienki. Prysznic był doby dla jej obolałego ciała i pomógł usunąć pajęczyny z jej umysłu. Jak zawsze, zgarnęła włosy do góry i ubrana w koszulkę i niebieskie dżinsy, wciągnęła kombinezon zachować je w czystości, podczas gdy pracowała. Była zdziwiona, gdy znalazła lodówkę w pełni zaopatrzoną w świeże warzywa i owoce. Ona także dostrzegła różnego rodzaju pieczywo i makaron. Jakoś wiedziała, że Darios był odpowiedzialny za zaopatrzenie. - 55 -

Nauczywszy się w młodym wieku improwizować posiłki, zrobiła karczocha i sos grzybowy, umieszczonych na makaronie i jadła spokojnie choć oszczędnie, jej brzuch nadal był zdenerwowany wydarzeniami poprzednich dni. W końcu posprzątała i wyszła spojrzeć na samochody zespołu, ciężarówką i samochody. Słońce po południu zachodziło, ale było gorąco i wilgotno nawet pod osłoną drzew, gdzie pracowała. Mimo że cieszyła się spokojem lasu. Lekka bryza pojawiła się około godziny po tym, jak rozpoczęła pracę, która nieco zmniejszyła jej cierpienia. W większości była tak skupiony na tym co robi, że nie myślała o niczym innym. Ukończyła dostosowania w kempingowcu przez godziną piątą i miała krótką przerwę, aby napić się zimnej wody i sprawdzić co z kotami. Czerwony sportowy samochód w zasadzie potrzebował tylko dostrojenia silnika, a ponieważ zespół wydawał się prowadzić dział małych części z sobą, była w stanie łatwo znaleźć to, czego potrzebuje. Tempest chętnie pracowała nad małym samochodem i była zadowolona, gdy mruczał na nią, gdy go uruchomiła. Wzięła go na krętą drogę, prowadząc go poprzez szereg zmian biegów, jadąc jak na torze. Kilka kilometrów od obozu zatrzymała się w idealnym wyczuciu czasu. Stała nad silnikiem, słuchając go, kiedy pierwsza fala niepokoju przemywała się nad nią. Trzymając głowę pod otwartą maską, podniosła oczy i szukał wokół niej. Ktoś ją obserwował. Znała go. Nie miała pojęcia, skąd jej zwiększona świadomości pochodzi, ale ona była pewna że miała rację. - Tempest? - Głos był, jak zawsze, cichy i spokojny. Ale Darios brzmiał znacznie z daleka. - Tempest, co się stało? Jej palce zacisnęły wokół małego klucza w ręku. Nie będą grać ze sobą, dłużej udając. Nie mogli przejść nad tym jak nad marzeniem. - Ktoś mnie obserwuje, odpowiedziała. Czuje się... - Urwała, szukając właściwego słowa na określenie jej niepokój. Gdy nic jej nie przyszło do głowy, zrobi to, co zrobiła ze zwierzętami: wysłała wrażenie wzruszenie. Małe milczenie nastało, gdy Darios oceniał informacje. On martwi mnie także. - Nie jesteś w granicach które ustawiłem. Czy nie czułaś bolesnego szarpania, gdy przechodziłaś przez nie? - Rusti skrzywiła się. - Ustawiłeś granice obwodu dla mnie? Co to oznacza? Masz określoną odległość na którą mam prawo podróżować? - Była oburzona, zapominając na chwilę o jej niepożądanym strażniku. - 56 -

- Nie spraw mi problemów, kochanie. Tylko rób, co mówię. - Była rozbawiona nuta irytacji w jego głosie. - Wiedziałem, że sprawisz problemy w minucie w której zamknę oczy. Zrób powolną wizualizację, omiatając okolicę. Bardzo powoli. Naprawdę spojrzyj. Ja, zobaczę to, co ty widzisz. Rusti uczyniła tak, jak kazał, bo była ciekawa, co się może zdarzyć. Jej wzrok był dobry, zmysły wyostrzone, ona nie odkryła, co ją niepokoiło. To było dziwne uczucie, dzielić swój umysł i oczy z inną istotą. Żałowała że nie przyprowadziła z sobą kotów. - Jest za późno, aby okazywać teraz zdrowy rozsądek, Tempest. Powinnaś była zostać gdzie przebywałaś, z dala od zagrożeń które przypuszczasz. Jest człowiek z lornetkę patrzący z małej zalesionej okolicy po lewej stronie. Mogę dostrzec zderzak jego samochodu. - Tempest czuła jak jej serce łoskotało w alarmie. - Nie ma powodu aby się go bać. Ja jestem z tobą teraz. To byłoby dla niego niemożliwe, aby cię skrzywdzić. - Ale co, jeśli on podejdzie do mnie? Wiem, że jesteś daleko. Czuję to. Darios wysłał jej falę pewność, wlewając ciepło i siłę do niej. On nigdy nie pozwoli aby innym mężczyzna potraktował ją jako Harry, atakując ją. Nigdy więcej. Zaznaczył to. Ślubował to siebie. Ślubował to jej. Rusti przysięgłaby że czuła go owijającego ją ochronne ramieniem. Ona nie przestała myśleć, że może nie być dobrym pomysłem opierać się tak mocno na jego sile, kiedy była przeciwna jego złemu sposobowi dominacji. Pozwoliła sobie odetchnąć, pozwoliła aby jej serce powoli wróciło do normy. - Pracuj, kochanie. On podchodzi. Zachowuj się normalnie. Będę wiedzieć, czy potrzebujesz mojej interwencji. Wzięła głęboki oddech, wypuszczając powoli powietrze i pochyliła się jeszcze raz, aby dopasować swoje ustawienia. Zmusiła się nie patrzeć, aż usłyszała samochodu człowieka. Mustang był blado niebieski, a silnik super mocny. Mogła powiedzieć to, słuchając go. Zamykając pokrywę, przywitała gościa. - Wow. To coś może pojechać, prawda? Mężczyzna, podnosił się sprzed kierownicy z siedzenia Mustanga. Uśmiechnął się do niej, pokazując mnóstwo zębów. Aparat zawieszony na szyi. Ubrany był w miętowy garnitur, krawat był luźny. - Ona jest najszybsza rzeczą jaką miałem od lat. Jestem Matt Brodrick. Wyciągnął rękę.

- 57 -

Z jakiegoś powodu Rusti nie chciała go dotknąć. Czuła budzący postrach efekt, nadmiernie ją obciążający. Uśmiechnęła się i wytarła dłoń na swoje spodnie. - Przykro mi, że jestem trochę śliska - wyjaśniła. - To wygląda jak jeden z samochodów należących do Dark Trubadours. Jesteś członkiem zespołu? Była prawdziwa ciekawość w jego głosie i nutą jakiś emocji, których nie mogła nazwać. Rusti pochyliła brodę, jej zielone oczy wyrażały podejrzliwość. - Czemu cię to interesuje? - Jestem fanem. Desari ma głos prosto z nieba - odpowiedział mężczyzna, pokazując nawet więcej zębów. Kiedy nadal przyglądała się w milczeniu, odetchnął. - Jestem dziennikarzem. Zrobiła minę. - Więc wiesz, że nie jestem członkiem zespołu. - Trzymała się swojej skrzynki na narzędzia. - Jestem ich mechanika. Spojrzał wokół nich. - Gdzie jest ich obozu? Byłem w górze i w dole tych wszystkich dróg, ale go nie zobaczyłem. Wiem, że jest gdzieś w pobliżu. - I myślisz, że ja po prostu zaoferować ci te informacje z dobroci serca? Roześmiała się. Nawet w głębokim ziemi, mil dalej, Darios poczuł, że jego ciało, twardnieje i zaciska się na dźwięk jej śmiechu. Była jak beztrosko dziecinna, żyjąca każdą chwilą, która nadchodziła, nie zważając na nic wcześniej, na nic w przyszłości. Bestia w nim rosła, walczące o wolność. Kły w jego ustach wydłużyły się do śmiertelnie niebezpiecznych. Wiedział, że był niebezpieczny, zawsze był niebezpieczny, ale teraz, z Tempest blisko innego mężczyzny, przeszedł punktu samokontroli. Nie miał rację bytu, i nie chciał jej oddać. Nigdy. - Więc za pieniądze? - Teraz zęby reporter wydawały się błyszczeć, oczy tak mocno, jak kamienie, coś przebiegłego w jego wypowiedzi. - Nie ma szans - natychmiast odrzuciła propozycję, choć z pewnością mogła skorzystać ze środków. - Nie zdradzam ludzi, dla pieniędzy lub czegokolwiek innego. - Słyszałem jakieś dziwne rzeczy na temat grupy. Czy przynajmniej potwierdzisz lub zaprzeczysz niektórym faktom? Tempest składała swoją skrzynkę na podłodze małego sportowego samochodu. - 58 -

- Po co? Twoi ludzie wymyślają, co zechcesz. Napiszesz i wydrukujesz, niezależnie od tego kogo możesz zranić. - Tylko kilka pytań, w porządku? Czy to prawda, że śpią w ciągu dnia i całą noc? Że wszyscy oni mają jakieś dziwne choroby, która uniemożliwia im wychodzenie na słońce? Tempest wybuchła śmiechem. - Teraz jesteś jak dziennikarz. Musisz pracować dla jednego z tych małych obrzydliwych szmatławców, zyskujących na rozgłosie. Skąd wy idioci bierzecie takie rzeczy? Musisz mieć bardzo bujną wyobraźnię. Nie mogę powiedzieć, że było to wspaniałe spotkanie, panie Brodrick, ale muszę już iść. - Poczekaj chwilę. - Brodrick złapał drzwi samochodu, zanim zdążyła ją zamknąć. - Jeśli się mylę, to powiedz. Nie chcę, wydrukować śmieci. - Więc jeśli powiem ci prawdę, rzeczywiście ją wydrukujesz, nie tworząc nowych sensacyjnych opowieści, tylko aby sprzedać swój szmatławiec? - Jej zielone oczy błysnęły spoglądając na niego w czystym wyzwaniu. - Oczywiście. - W tej chwili zespół i ich ochroniarz są na wędrówce. Wędrują po górach przez ostatnie godziny. Musimy być w drodze tego wieczoru, aby ich następny koncert odbył się na czas, więc wykorzystują ostatnią przerwę. Potem jemy obiad i wynosimy się stąd. Wydrukuj, to Panie Reporterze. To trochę przyziemne, ale także wkładają gacie na jednej nodze, tak jak wszyscy inni. Rusti miała głębokie poczucie lojalności a Darios i jego rodzina wsparli ją solidnie. W przypadku takiego dziennikarza jak ten, nie spodziewała się niczego niezwykłego, nie miała zamiaru mówi nic więcej niż kilka kłamstw którymi się z nim podzieliła, nawet z własnymi zastrzeżeniami co do grupy. - Widziałaś ich godzinę temu? - domagał się Brodrick. Rusti spojrzała ostentacyjnie na zegarek. - Prawie dwie godziny temu. Spodziewam się ich w każdej chwili. A oni oczekują, że pojazdy będą sprawnie działać, dzięki czemu możemy się stąd wydostać. Mam wątpliwości, czy któryś z nich będzie opalony - korzystają z ochrony przeciwsłonecznej jak wszyscy których znam, ale jeśli są, to zadzwonię. Co ty na to? - Ona zatrzasnęła drzwi z nadmierną siłą. - W przypadku gdybyś był zainteresowany, Desari jest podatna na ukąszenia komara. Używa odstraszacza owadów wraz z filtrem przeciwsłonecznym. Chcesz znać markę? - Dobra dziewczynka - powiedział Darios z uznaniem, dumny z jej rozwiązania. - 59 -

- Daj spokój - zaprotestował Brodrick. - Daj spokój. Po prostu wykonują swoją pracę. Wiesz, że ona jest newsem. Mój Boże, ona ma głos jak anioł. Każda duża firma nagrywania błaga o podpisanie umowy, a ona wciąż gra w małych klubach. Ona może zarobić miliony. Rusti znów się roześmiała. - A co sprawia, że jesteś tak pewien, że nie zarabia? Czy to jest tak straszne dla niej robić to, co kocha? Ona jest artystką. Lubi zacisze małych tłumów. To nie jest tak samo na wielkim stadionie. Ona nie może mieć tego samego kontaktu z publicznością. I nie byłoby takiego kontaktu w studio nagrań. Zbierała informacje prosto z umysłu Darios. Spojrzała na Brodrick. - Żal mi ciebie. Musisz nienawidzić swojej pracy, wtrącając się do życia ludzi bez prawdziwego zrozumienia tego, kim są. Pieniądze to nie wszystko, wiesz. Brodrick zaciśnięta dłoń na drzwiach. - Zabierz mnie z powrotem do obozu. Wprowadzić mnie. Gdybym przeprowadził ekskluzywny wywiad, to by zrobiło wiele w kierunku zadowolenia ze mnie mojego szefa. - Nie ma szans - powiedziała. - Nie znam cię, a ty zadawałeś dość głupie pytania. Każdy reporter warte jego ceny, wymyśliłby coś lepszego niż to, czy Desari śpi w ciągu dnia. Gdybyś dał występ, który zakończył się o drugiej rano, a następnie spotkał się z ludzi, w tym dziennikarzami, przez kilka następnych godzin, to pewnie chciałbyś także spać. Więc co to było za głupie pytanie? Rusti wstrzyknęła tyle pogardy w swój głos, jak tylko mogła. - Powiem ci coś. Kiedy wymyślisz coś wartościowego, aby ją prosić, zobaczę co mogę zrobić dla Ciebie. Ale odmawiam ryzykowania mojej własnej pracy dla idioty. Potem powoli manewrowała małym samochodem od boku reportera. W lusterku wstecznym, trzymała go na oku, gdy odjeżdżała. - Może za mną jechać, Darios. Czy mam odciągnąć go od obozu? - Przyjedziesz prosto do domu, Tempest. I następnym razem nie zostaniesz bez opieki. Wysłała mu obraz wyżymania szyi. - Żyję samotnie przez całe życie, ty apodyktyczny, wrzodzie na tyłku. Nie potrzebuję ochrony i jestem pewna, że nie pytałam o zgodę, aby pojechać w dowolne miejscu gdzie mogę się wybrać. Masz wystarczająco dużo ludzi do rozstawiania po kątach, więc daj sobie spokój. - Widzę, że muszę zwrócić moją pełną uwagę na pozyskiwaniu twojej przychylności, kochanie. Na szczęście, jestem zdolny do tego zadania. - Brzmiał na znacznie bardziej zadowolonego i pewnego siebie, niż by chciała. - 60 -

Sposób w jaki jego głos wylewał się na jej skórę, jak ciepłe miód i napełnił jej ciało jak lawa, gromadząc się grzeszne nisko w niej, było bardziej obce, niż cokolwiek, co kiedykolwiek spotkała. Jej własne ciało zdradzało ją. Są pewne rzeczy, które najlepiej zostawić w spokoju, wampiry są wśród nich? - Tempest. Zamykasz umysł przede mną. Co się dzieje? Czy myślisz, o mnie jak o budzącym grozę, że nie powinienem słyszeć twoich myśli, gdy jesteś na mnie zła? Nie zmienia to, tego co się dzieje. - Nic nie jest, Darios. Tak poza tym, jak możesz mówić do mnie w ten sposób? - Postanowiła że najlepszą obroną jest atak. Pozwoli mu spróbować odpowiedzieć na to. - Czy to dlatego że umiesz porozmawiać się ze zwierząt tak jak ja? - Wierzyła, że wszyscy posiadają taki dar. - Więc przyznajesz się do tego teraz. Więc w gruncie rzeczy robimy postępy. Spojrzała ponownie we wsteczne lusterko. Leciała w dół wąską, krętą drogą, ślizgając się przez nią i robiąc zakręty i pokonywała drogę która ciągła się za nią. Nie widziała w oddali żadnego pyłu wskazującego że reporter podążał za nią, ale miała wrażenie, że starał się zrobić właśnie to, a ona odmówiła doprowadzić go z powrotem do obozu. Darios wiedział, że jest całkowicie bezpiecznie, że nadal potrzebne jednej godziny zanim będzie mógłby powstać. Zamknięty w ziemi, tak jak był, obawiał się o bezpieczeństwo Tempest chyba, że zrobi to jej kazał i powrócił do obszaru w granicach, które ustalił. Rozważał wymuszenie na niej jego woli. To było kuszące, bo ona była tak śmiesznie uparta, ale teraz ją monitorował i miał nadzieję, że będzie posłuszna. Tylko wtedy, gdy stanie się to konieczne zmusi ją do wykonywania jego rozkazów. Lubił jej umysł. Lubił jej niezależność, jej poczucie wolności, jej ducha. Ona nie mogła się dowiedzieć, że nie mogła uciec grożąc mu, i dlatego teraz chce zajmować się nią możliwie jak najdelikatniej. - Darios? - Jej głos był miękki, niezdecydowany, muskał jego umysł jak za dotknięciem palców na skórze. Ogień przetoczyły się przez jego ciało, pozostawiając go w ogniu. Musiał ją wkrótce mieć. Czas jego kontrolą uciekał. Potrzebował jej rozpaczliwie. - Jestem z tobą, kochanie. Nie brzmij na tak osamotnioną. - To nie tak brzmiałam - odpowiedziała, ale on złapał echo jej myśli. Brzmiałam? - Wracaj do domu, kochanie. Wszystko się ułoży. Nie musisz bronić Desari w pojedynkę przed tym reporterem. - 61 -

- On jest nie tylko dziennikarzem. Darios milczał. Skąd ona to wiedziała? Wiedział o tym. Niedawno dokonano kilka prób zamachów na życie Desari. Czytał aurę Brodricka, znalazł w nim kłamstwo, obejmujące w nim śmiercionośne zamiary, tam gdzie miał to być urok. Tempest nie była w stanie przeczytać wszystkiego, ale wyczuła ukryty program i da z siebie wszystko, żeby odciągnąć rzekomego reportera. Wykonała też dobrą robotę. Brzmiała szczerze i otwarcie, potem wystarczająco pogardliwe, co dodało autentyczności wszystkiemu co powiedziała. - Nie musisz mi wierzyć, Darios. - Tempest brzmiała na zranioną. - Oczywiście że Ci wierzę, kochanie. Teraz wrócić tu, gdzie nie muszę się martwić o Ciebie. - Był to wyraźny rozkaz. Rusti westchnęła ciężko. Nie rozumiał. Ona nie chciała żeby ktokolwiek się o nią martwił. Gdy zbliżyła się w odległości mili od kempingu, poczuła dziwny przesunięcie wokół niej, powietrze wydawało się ciężkie i przytłaczające. Od razu zdała sobie sprawę, że napotkała pewnego rodzaju przeszkodę. Wywołało to w niej lęk, jakby potrzebowała zawrócić. Dlaczego poczuła to teraz? Czy Darios wzmacniał obwód przy którym upierał się aby go przestrzegała? Potrząsnęła grzywą rudych włosów, zielone oczy płonęły oporem. Nie będzie rządził nią jak wszystkimi innymi. Traktowali go jak jakiegoś greckiego boga. Jęknęła głośno. Po co podchodzi to tej konkretnej analogii? Tylko dlatego, że wyglądał jak jeden z nich, zachowywał się jak jeden z nich? To były jej hormony, biegające ponownie w amoku. Celowo zaczęła myśleć o rzeczach jak zabranie małego czerwonego samochodu na przejażdżkę po autostradzie, z dala od rozkazującego mężczyzny. Słyszała delikatny śmiech Dariosa, wcale nie martwiącego się, że rzeczywiście ukradnie samochodu i przeciwstawi mu się. - Nie zakładaj się o to - wybuchła gdy parkowała bezpośrednio za samochodem kempingowym i wysiadła. Samochód z napędem na cztery koła, był następny na jej liście rzeczy do zrobienia. To było bardziej ważne, niż żeby rower krosowy doprowadzić do formy. Podniosła kaptur jak zawsze, gdy pracowała, koncentrując się tylko na tym co robi, blokując wszystko i wszystkich. Darios powstał w tym właśnie momencie, gdy było bezpieczne to zrobić, wybuchając z ziemi z taką moc, że gleba wyleciała w górę jak gejzer. Niebo było delikatnie szare, nie było jeszcze zupełnie ciemno, ale korony drzew rzucały głębokie cienie i pomagał w ochronić oczy. Zaciągnął się, wyczuwając - 62 -

w powietrzu wokół niego, biorąc je z każdym detalem, każdą historię którą wiatr mu powiedział. Stale obecny głód pożerał go, ale tym razem jego ciało, twarde i ciężkie, było obce, bezwzględnie wymagające, wypełnione straszliwą potrzebą, jak nienasycony głód. On siłą kontrolował wewnętrzny ryk bestii o uwolnienie i przeszedł wokół autobusu. Zauważył Tempest wznoszącą się niepewnie na przedniej szybie samochodu ciężarowego, dzierżąc klucz, który wyglądał tak, jakby ważył więcej niż ona. Nawet gdy zbliżał się do niej, jej małe ciało kołysało się, a następnie chwiała się na krawędzi katastrofy. Ona starała się chwycić krawędzi klapy, ale poślizgnęła się do tyłu z małym okrzykiem gdzieś pomiędzy alarmem i rozdrażnieniem. Oczywiście nie był to jej pierwszy upadek. Darios przeniósł się z zacierającą prędkością, łapiąc ją zanim dotknęła ziemi. Ona wylądowała w jego ramionach. - Sprawiasz więcej kłopotów niż jakakolwiek kobieta, jaką kiedykolwiek spotkałem. Czy przeprowadziłaś badania na temat najlepszych sposobów doprowadzenia mężczyzny do szału? Tempest uderzyła w jego mocną umięśnioną klatkę piersiową. - Przestraszyłeś mnie na śmierć. Skąd przyszedłeś? I postaw mnie na ziemi. Jego ciało degustowało się czuciem jej, tak miękkiego przy jego twardym. Jej twarz znaczyły smugi smaru, ale tak samo była piękna. - Moje serce nie zniesie więcej incydentów. Jak sądzisz co robisz? powiedział szorstko. Tempest wierciła się, aby mu przypomnieć, aby ją postawił. - Wykonuję swoją pracę. Był niezwykle silny, jego ciało było tak mocne, jak dąb, ale jego skóra była jak gorący aksamit. Mogła poczuć adrenalinę we krwi, przechodzące przez nią gorąco i potrzebę. Przeraził ją na śmierć. Ona pchnął ciężko w niego. Darios nie wydawał się tego zauważyć. Zamiast tego, zaczął kroczyć z dala od kempingu. Jej serce zaczęło walić. Przypomniał jej wielkiego wojownika ubiegającego się o nagrodę. Trzymał ją tak, jakby miał do niej prawo, jakby należały do niego. Darios prowadził Tempest w las, z dala od otwartych przestrzeni, znalazł chłodny cień. Jej zapach przywołał go i znalazł się pogrążając swoją twarz w kolumnie smukłej szyi. Jej pulsu bił gorączkowo, zwracając mu uwagę. Jej jedwabne włosy opadały na jego głowę, muskając płomieniami jego skórę. Dźwięk napełniły mu gardło, jego samokontrola stała się niepewna. Było takie zagrożenie w tym szaleństwie. Wiedział lepiej, ale nic już się nie liczyło, jak tylko aby mieć ją. - 63 -

Rusti poczuła ciepło jego oddech na swojej skórze. Czuła ogarniające ciepło. I jej ciało zacisnęło się w oczekiwaniu. Ona okrążyła jego głowę ramionami, przyciągając go bliżej nawet zdając sobie sprawę z tego co robi. Jego potrzeba była tak wielka, że biła od niego tak mocno, że mogła poczuć jak pogrąża się, przytłacza nawet jej poczucie przetrwania. Jego serce dopasowało rytm do jej, silny i szalony. Czuła zamaszyste pieszczoty jego języka wzdłuż jej szyi, i jej serce podskoczyło, jej wnętrzności rozpływały się w oczekiwaniu. - Darios, nie. - Ona wyszeptała słowa, sprawiając że było to polecenie. Wydostały się jako ochrypły zarzut potrzeby. Jego usta przeniósł się po jej skórze, wysyłając fale ognia pokonujące ją. - Nie mam innego wyboru. To o co prosisz jest jak próba powstrzymania wiatru. To jest nieuniknione między nami... Zaakceptuj mnie. Zaakceptuj to czym jestem. Czuła delikatne lizanie jego języka, erotyczne, hipnotyczne skrobanie aksamitu. Jej głowa wygięta się do tyłu, odsłaniając wrażliwe zagłębienie jej gardła. Gorąco gwałtownie przeszło przez jej ciało gdy zęby zatopiły się głęboko w jej ofierze i żywił się zachłannie, żarłoczny jej słodyczy. Nic innego nigdy nie zaspokoi jego głodu ponownie. Nic. Jego ciało płonęło, potrzebą, domaganiem się. Leżała w jego ramionach, senna, w ciemnym, świecie magicznego snu, w ogniu dla niego. Gdzieś w lesie sowy gwizdali. Z wewnątrz jednego z autobusów koty krzyczały niespokojnie, niesamowitym dźwięku w mroku. Tempest zwróciła się głęboko, jej oddech drżał, jej zmysły nagle wraca do niej. Leżała w jego ramionach, gotowa poświęcić swoje ciało poruszające się przy nim w nieznanym głodzie. Jej piersi były pełne i obolałe, jej sutki twarde i prześwitywały przez cienką koszulę. Czuła się senna a jej oczy ciążyły jeszcze grzesznie swawolne. Zaczęła walczyć dziko, wymachując pięściami na Dariosa. Wyciągnął się od świata czystego uczucia, gładząc swoim językiem ślady ukłuć usuwając małe punkty dowodów. - Nie bój, kochanie. Nie zranię cię. - Oparł swoje czoło na jej. - Wezmę ten incydent z twojego umysłu i chciałbym móc to samo zrobić z własnym. - Drżała w jego ramionach, jej ogromne oczy były szeroko otwarte ze wstrząsu, jej twarz była blada. - Wszystko porządku, Darios. To było tylko niespodziewane - szepnęła. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. - Podjęła kolejną próbę wydostania się z jego ramion. Darios zacisnął swój uchwyt na niej. - 64 -

- Nie zamierzam pozwolić ci odejść. Nie mogę. Nie oczekuję, że zrozumiesz, i nie potrafię wyjaśnić odpowiednio. Robiłem wszystko dla innych przez całą moją egzystencję i nigdy nie miałem niczego dla siebie; nigdy nie chciałem lub potrzebowałem niczego. Ale potrzebuje Cię. Zdaję sobie sprawę, że nie możesz zaakceptować tego kim jestem, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Chciałbym móc powiedzieć, że to zrobię, ale ja nie oddam cię. Jesteś jedyną, która może mnie ocalić. Ocalić innych ode mnie: śmiertelnych i nieśmiertelnych. - Czym jesteś, Darios? - Tempest przestała walczyć z nim. Wiedziała, że nie ma nadziei na odejście z dala od niego, chyba że na to zezwolił. Jej głos był zwykłym wątkiem dźwięku. Jej serce biło przy jego piersi tak szybko, że bała się, że może eksplodować. Od razu jego czarne oczy złapały i przytrzymały jej, a ona czuła się ciągnięta do przodu w ich ciemności, bezdenną głębię. - Nie bój, kochanie. Nie ma się czego bać. - Otoczył ją w falą spokoju, spokojnego, kojącego morza ukojenia. Jak bardzo chciała, nie mogła odwrócić wzroku. Była taka intensywności w Dariosu. Był tak spokojny i solidny, jak góry, tak mocny, jak granit, ale tak delikatnie z nią. Kiedy spojrzał na nią, płonący głód zapalił jego oczy, mocna zaborczość. Był ponadczasowy. Wiecznie młody. Z nieustającą wolą. On nigdy nie zbaczał z obranej przez siebie drogi. I wybrał ją. Sięgnęła dotykając pulsu na swojej szyi. - Dlaczego ja? - W całym świecie, przez te wszystkie wieki gdy emocje ode mnie odeszły, byłem taki samotny, Tempest. Zupełnie sam. Do czasu aż się pojawiłaś. Tylko ty przywracasz mi kolory i światło. - Zaciągnął się, zabierając jej zapach głęboko w płuca. Potrzebował pomocy z jego nieustannym żądającym ciałem. Nie martw się, nie będziesz pamiętała z tego nic. Jeszcze w niewoli jego czarnego spojrzenia, Rusti potrząsnęła powoli głową. - Pamiętam, ostatni raz, Darios. Nie wymazałeś mi pamięci. Jego czarny jak lód oczy, nie mrugały, gdy przyjął prawie niemożliwe, jako fakt. - Uciekłaś od tego czym jestem. - Powiedział bez wyrazu, jakby jej objawienie nie było sprawą najwyższej wagi. - Musisz przyznać, że nie jest codziennością, że wampir gryzie moją szyję. - Podjęła słabą próbę rozbawienia, ale jej palce kurczowo zwinęły się w jego gęstej grzywie, kruczoczarnych włosów, zdradzając zdenerwowanie. - 65 -

- Więc ja jestem odpowiedzialny, po wszystkim, za atak na Ciebie. - Darios oceniał możliwości, tego co mówiła. To musiało być prawdziwe. Ludzie na ogół wymagają trochę wysiłku, aby ich kontrolować. Ale prawdopodobnie z różnicami w jej wzorcu mózgu, powinien był użyć znacznie mocniejszego psychicznego nacisku wywołując zapomnienie. Co za odwagę musiała mieć mierząc się z nim ponownie. Wiedząc kim był, i jeszcze pozostać jak ona tej nocy z nim twarzą w twarz. - Oczywiście, że nie byłeś odpowiedzialne za to, co zrobił Harry zaprzeczyła ochryple, zdesperowana, aby oderwać wzrok od niego. Tonęła w tych oczach, uwięziona na zawsze. Jego ramiona były jak z żelaza, wokół niej, zamykając ją przy nim. Powinna o wiele bardziej się go bać, niż w rzeczywistości. Czy udało mu się ją zahipnotyzować? - Mimo to pozostałaś, wiedząc że wziąłem twoją krew - rozmyślał głośno. Nie próbowałaś odejść, nawet wierzyć, że jestem czymś tak złym jak wampir. - Czy to przysporzyłoby mi czegoś dobrego? - spytała, raz jeszcze chcąc spotkać jego oczy, chcąc zobaczyć jego wypowiedzi. Nawet nie mrugnął rzęsami. Jego rysy twarzy były wyryte z granitu, zmysłowe jeszcze nieruchome. - Nie - odpowiedział szczerze. - Znalazłbym Cię. Nie ma miejsca nigdzie na świecie, gdzie bym cię nie znalazł. Jej serce waliło ponownie. Słyszał to, mógł czuć wibracje echa przez jego własne ciało. Wciągnęła powietrze. - Czy zamierzasz mnie zabić? Chciałbym wiedzieć to już teraz. Jego ręka przeniosła się po jej włosach w wolnej pieszczocie, która wysłała skrzydła motyla muskające jej brzuch. - Jesteś jedyną na tym świecie, śmiertelna czy nieśmiertelna, o której można powiedzieć z pełnym przekonaniem, że jest całkowicie bezpieczna. Oddałbym życie, by chronić Cię, ale nie oddam cię. Nastała krótka cisza, i ona studiowała jego nieubłagane rysy. Wierzyła mu. Wiedziała, że jest bezlitosny i niebezpiecznie dzikim drapieżnikiem. Przyglądał się pracy jej gardła, w krótkiej, podnieconej próbie przełknięcia. - Dobrze - przyznała. - Więc nie ma sensu uciekać, prawda? - Jej umysł był w chaosie, uniemożliwiając jej myślenie, co robić. Co mogła zrobić? Co ważniejsze, co chciała zrobić? Przygryzła nieco dolną wargę. Mała kropelka rubinowej czerwieni napłynęła na tą bujną, drżącą, dolną wargę. Pokusa. Zaproszenie. Darios jęknął głośno, dźwięk pochodził z jego duszy. Nie mogła tego zrobić, kusząc go nie do wytrzymania, i uciec bez - 66 -

szwanku. Pochylił głowę, do niej, jego usta były twarde i zaborcze. Jego język, znalazł małą kroplę słodyczy, zagarniał ją w swoje posiadanie, degustując się nią. Ale nie mógł się tam zatrzymać. Jej usta były miękką satyną pod jego. Roztrzęsione. Kuszące. Boże, chciał jej. Potrzebował jej. Pragnął jej. - Otwórz usta dla mnie. - Boję się ciebie. - Słowa rozdzierały łzy, w których odbijał się strach, ale była bezradna wobec jej własnych płonących potrzeb. Tempest uczyniła tak, jak kazał. Czas dla Rusti się zatrzymał, a świat spadł daleko, dopóki nie było tylko ciężkiej siłę ramion Dariosa, ciepła jego ciała, szerokość ramion, i jego doskonałych, doskonały ust. Była to mieszanina dominacji i czułości. Zgarnął jej z sobą, chwycił w kalejdoskop wirujących kolorów i uczuć. Nic nie będzie już takie samo. Nigdy nie będzie już taka sama. Jak mogła być? Naznaczył jej serce. Naznaczył jej duszę. Był wszędzie w niej i zdobywał, tak że oddychała tylko nim. Jego głód bił od niego, w nią. Była jedyną rzeczą w jego świecie, która była wyłącznie dla niego. Była ogniem, gorącym, jedwabistym ogniem, ścigającym się w jego żyłach, a on nigdy nie chciał się zatrzymać. Tylko wtedy, gdy dyszała, jej płuca pracowały, podniósł swoją głowę, jego czarne oczy płonęły zaborczo na jej twarzy. Tempest była bardzo blada, jej oczy były ogromne, jej usta nosiły odcisk jego. Była tak słaba, że była wdzięczna Dariosowi że wciąż kołysał ją w ramionach. Jej nogi były jak z gumy. - Myślę, że będę jak jedna z tych śmiesznych bohaterki w staromodnych powieściach - słaba, szepnęła na jego szyi. - Nie, nie jesteś. - Przepełniało go poczucie winy, wziął jej krew, a ona była tak mała i krucha, tak że wszelka strata krwi mogła spowodować jej słabość, ale Darios nie tracił jedynie czasu na żale. Jak on mógł żałować tego, co było tak naturalne i nieuniknione, jak fala? Ona była jego. Jej krew była jego. Jej serce i duszę należały do niego. Bardzo delikatnie, czule, prowadził pieszczotliwie dłonią po jej jedwabiście miękkich włosach i po jej policzku, aby położyć ją na jej gardle. Jego palce powoli zakręciły się wokół jej szyi, kciuk muskał delikatnie linię szczęki. Chciał dotknąć jej każdym cal, poznać wszystkie tajemnice, intrygujące cienie i zagłębienia, zapamiętać jej soczyste krągłości. - Darios. - Jej zielone oczy znalazł jego czarne. - Nie możesz po prostu zdecydować za mnie. Ludzie nie są już własnością innych. Nie jestem pewna, - 67 -

kim jesteś, ale wnoszę, że nie urodziłeś się tutaj, lub nawet w tym wieku. Ja tak. Cenię moją niezależności. Ma dla mnie znaczenie, to że podejmuję własne decyzje. Nie masz prawa mi tego odbierać. - Chciała, dokładnie wybrać swoje słowa, przyjmując, że była to jej wina za jej własne zachowanie, że nie była to wyłącznie wina Dariosa. Chciała go pocałować. Przyznała. Dotknęła swoich obrzękniętych warg, trochę onieśmielona. Nikt nie powinien być w stanie tak całować. To było jak spadanie z krawędzi klifu, wznoszącego się przez niebiosa, dotykającego słońca. To było jak pieczenie, stanie w płomieniach, aż nie było nic więcej Tempest Trine, nie myślała indywidualnie, tylko bezmyślną, niemożliwą pasją. - Darios, zrozumiałeś, co powiedziałam? - Czy rozumiesz, co powiedziałem? - on odpowiedział cicho między białymi zębami. - Wiem, że to nie jest łatwe do przyjęcia z kimś takim jak ja, ale dałem Ci moją wieczną wierności i ochrony, a to nie jest mała rzecz, Tempest. To jest na całą wieczność. - To jest właśnie coś, czego nie mogę zaakceptować, w tym kim jesteś. Ja nawet nie wiem co to jest, naprawdę. - Ona wiła się nagle. - Postaw mnie. Proszę. Czuję się bardzo… - Urwała, nie chcąc przyznać się do uczucia bezbronności, ale słowo mieniło się między nimi same. - Proszę, Darios. Chcę porozmawiać o tym i nie czuć się w takiej niekorzystnej sytuacji. Jego ciężkie usta wygięły się, zabierając niemal okrutnie, nieprzejednane krawędzie, tak jakby nigdy ich nie było. Powoli spuścił jej nogi na ziemię. Miała połowę jego wielkość i musiał podnieść jej brodę aby spojrzała na niego. - Czy czujesz się teraz bardziej korzystnie? - zapytał cicho, z rozbawieniem w jego aksamitne czarnym głosie.

- 68 -

ROZDZIAŁ 5 Tempest spojrzała na niego, jej zielone oczy błyszczały jak szmaragdy. - Bardzo śmieszne. Musimy ustalić kilka prostych rzeczy. Może wolałabym zaryzykować z tobą niż pójść w świat już teraz, ale nie jeśli masz zamiar utrzymać dyktowanie mi. Musi być kilka podstawowych zasad. Nic z tego... tego... jak to nazwałeś… - Machnęła ręką, by objąć wszystko. Całowanie. Branie jej krwi. Uwodzenie jej. Rozkazywanie jej. Wytaczanie granic. To wszystko. Jego czarny wzrok nie opuścił jej twarz. Jego oczy były tak skupione jak te u leoparda, który wyczuł ofiarę. Żądające. Płonące. Intensywne. Skradł jej oddech swoimi oczami. Hipnotyzując ją. Rzucając na nią zaklęcie. Tempest odciąga swój wzrok od niego, uwodzicielskiej pułapki czarnego aksamitu. - I to też przestań robić - powiedziała zdecydowanie, pomimo faktu, że sprawił że także była go głodna. - Przestać, co? - Przestań patrząc na mnie w ten sposób. To zdecydowanie przesada. Nie możesz patrzeć na mnie w ten sposób. To jest oszustwo. - Jak ja na ciebie patrzę? - Jego głęboki głos stał się jeszcze niższy, rytm miękki i ochrypły. Zachwycający. - Dobra, to też odpada. Nie mów tym głosem - powiedziała twardo. - I dobrze wiesz, co robisz. Zachowuj się normalne. Jego białe zęby połyskiwały na nią, prawie zatrzymując jej serce. - Zachowują się normalne, Tempest. - No to, więc przestań. Nie zachowuj się normalne. - Z obiema rękami na wysmukłych biodrach, spojrzała na niego wyzywająco. Darios spojrzał daleko, aby ukryć nagły uśmiech ciągający jego ust. Wytarł mostek nosa w zamyśleniu. - To jest duża liczba zasad z których wszystkie wydają się niemożliwe. Może bardziej realny plan może będzie w porządku. - Nawet nie zaczynaj, z tą irytującą, jak ci się wydaje, wybitnie męską rozrywką. To sprawia że moje zęby się zaciskają. - Gorączkowo próbowała hamować się, aby umieścić jakąś przestrzeń emocjonalną między nimi, żeby mogła oddychać. Musiał też przestać wyglądać tak męsko. To jakoś mogłoby

- 69 -

pomóc. Nagły zawrót głowy i nagle usiadła na dywanie z igieł sosnowych. Zaskoczona, zamrugała na niego. Darios przykucnął obok niej, Obejmując jej twarz dłońmi. - Po prostu zrób, o co proszę, a wszystko będzie dobrze, kochanie. Złapała za jego grube nadgarstki szukając wsparcia. - Czy słyszałeś cokolwiek z tego co powiedziałam? - Oczywiście, że tak. Mogę powtórzyć twoje bzdury, jeśli chcesz. - Owinął ją ramieniem, tak aby mogła oprzeć się w schronieniu jego ciała. - Po prostu posiedź tu przez chwilę. Poczujesz się wkrótce lepiej. Może mnie nieco poniosło, ale twoja krew nie wymaga wymiany. Jej zielone oczy rozszerzyły się. - Nawet o tym nie myśl, Darios. Mówię poważnie. Czytałam książki. Widziałam filmy. I odmawiam zostania wampirem. Jego usta ponownie wyglądały dziwnie. Seksy, intymnie, małym gestem spowodował przepływ ciepła w jej krwi, i musiała spojrzeć z dala od niego, aby ocalić duszę. Nikt nie miał prawa wygląda tak jak on. - Nie jestem wampirem, kochanie. Nieumarły wybrał utratę duszy. Ja przetrwałem, wciąż żyje, nawet jeśli zaledwie oddycham ostatnie długie stulecia. - Czym wiec jesteś? - zapytała niechętnie Tempest, aby usłyszeć jego odpowiedź, nawet jeszcze straszliwie ciekawa. - Pochodzę z ziemi, wiatru i nieba. Mogę rozkazywać tym rzeczą, wszystkim rzeczą w przyrodzie. Pochodzę ze starożytnej rasy z mocą i właściwościami, często błędnie związanymi z tymi wampirami. Ale ja nie jestem wampirem. Jestem Karpatianinem. - Patrzył na Tempest, oczekując wiele pytań, o które mogła zapytać w odpowiedzi na jego wypowiedź. Ona przechyliła głowę. - Więc, było ich wiele? - Nie rozumiem pytania. - Zagrał naprawdę zdziwionego. - Kobiety jak ja. Czy kolekcjonujesz kobiety, aby mieć gotowe dostawy żywności? - Spytała go lekceważąco, ponieważ jego bliskość powodowała że jej krew przyspieszała. Jego palce zaplątały się w jej włosach. - Nie ma innych kobiet. Nie ma żadnych innych kobiet. Należysz do mnie. Tylko ty. Nie była pewna, czy wierzy, że nie miał innych kobiet, ale odkryła, że chce, żeby to była prawda. - 70 -

- Ojej, czuję się szczęściarą - powiedziała. - Nie każdego dnia jestem rozstawiana po kontach przez wam… Karpatianina. Robiłam wszystko na własną rękę i dbałam o siebie tak długo, jak pamiętam, Darios i to mi się podoba. Jego ręka zsunęła się na jej kark, jego uwaga skupiła się na miękkość jej skóry. - Wydaje mi się, że nie wykonujesz szczególnie dobrze tej pracy. W rzeczywistości: potrzebujesz mnie. Odepchnęła jego rękę, bojąc się ognia zbierającego się nisko w jej ciele. On nie był bezpieczny. Nic w nim nie było bezpieczne, nawet nieformalne rozmowy. - Nie potrzebuję nikogo. Jego czarne oczy płonęły na jej twarzy, twardym posiadaniem w zestawieniu z jego ustami. - Więc się tego nauczysz, czyż nie? Jej serce podskoczyło na tę miękką, nutę ostrzeżenia w jego głosie. Mógł brzmieć tak groźnie, gdy zechciał. Strach tlił się w głębi jej oczu i jej zielone spojrzenie uciekło szybko od jego ciemnych. - Darios, ja naprawdę boję się ciebie. - Przyznanie się, wyszło pod jej nosem. Przez chwilę była pewna, że nie słyszał jej, ale potem jego ręka uspokoiła się na jej karku, gorąca i zaborcza. - Wiem, że się boisz, Tempest, ale nie ma potrzeby i zaakceptujesz to. Trzepotanie gniewu dodało jej odwagi. - Nie bądź taki pewny, że po prostu pozwolę ci przejąć moje życie. - Jeśli czujesz, że możesz zrobić nic innego niż próbować przeciwstawienia się mi za wszelką cenę, zapraszamy do robienia tego, ale ostrzegam Cię, nie jestem łatwym człowiekiem którego można pokonać. - Jego głos był miękki jak aksamit, i tym bardziej groźne z tego powodu. Była wielka siła w palcach które okrążyły jej miękkie gardło. - Kiedy ja już się boję, boię się ciebie, to nie jest dokładna wiadomości, Darios - powiedziała, jej serce waliło w rytm jej słów. - To nie jest tak, jakbym nie bała się wcześniej. Nie jest to dokładnie nowe doświadczenie dla mnie. Ale ja zawsze udawałam. - Pochyliła brodę wyzywająco. Darios pochylił głowę blisko, jego oczy lśniące jak lód. - Boisz się utraty wolności, Tempest, nie mnie. Boisz się dzikiej pasji, która wzrasta by spotkać pasją we mnie. To jest to, nie ja, czego się boisz. - 71 -

Pchnęła ścianą jego klatki piersiowej oburącz. Nie ruszył się. - Dobrze, dziękuję bardzo za tę analizę - klapnęła zębami, wszystko na raz stało się burzliwe. - Co inni pomyślą, gdybym powiedziała im, że działasz w ten sposób? - kwestionowała. - Czy chodzą u ciebie na smyczy, tak że ci nie pomogą? Wzruszył ramionami od niechcenia, pełen wdzięku, przypominający rozciąganie leoparda. - To nie ma dla mnie znaczenia, w tą czy w inną stronę. To może rozbić naszą rodzinę, może spowodować rozlew krwi, ale w końcu, wynik byłby taki sam. Nie poddam się, Tempest. - Och, zamknij się - powiedziała niegrzecznie, zdenerwowana na niego. Nie ma zbyt wiele we mnie, gdy mnie poznasz. Zawsze wpadam w tarapaty. To akurat doprowadzi cię do szaleństwa. Jego ręka zamknęła się nad jej kruchym nadgarstkiem, jego kciuk bezbłędnie znalazł jej puls. - Już doprowadzasz mnie do szaleństwa - odparł cicho. - Zrobisz jak mówię wystarczająco szybko, a potem nie będą musiał martwić się tak bardzo. - To nie wydarzy się w tym życiu - oznajmiła, patrząc na niego. - A ja mam tylko to jedno, a ty będziesz wielce rozczarowany. Jego śmiech był niski i rozbawiony, roi się od szyderczej męskiej wyższości w wypowiedzi, tak jakby była prosta do kierowania. - Chodź, kochanie. Inni powstaną wkrótce. Mamy wiele mil do pokonania tej nocy, by zdążyć z harmonogramem. Koty będą musiały pożywić się zanim ruszymy. - Nie dodał, że cała jego rodziny będzie musiała zrobić to samo. Wyczuł głęboko w niej strach, że chciał jej używać jako pożywienia, że być może reszta z nich wykorzysta ją także. Chciał ją uspokoić, ale wiedział że więcej słów nie pomoże. Schylił się i pociągnął ją na nogi. Była tak niespodziewanie lekka jak na kobietę z taką żelazną siłą woli, a on był ogromnie silny, czuł że może rzucić ją do nieba, jeśli nie byłby ostrożny. W chwili gdy stanęła, odskoczyła od niego, wycierając dłonie o swoje dżinsy i gapiąc się na niego. Mógł rządzić wszystkimi wokół niego, ale ona nie będzie znosiła jego bredni. Nie zamierza stać się dostawą żywności dla każdego. I ona na pewno nie będzie mieć jakiejś fantastycznej, dominuje męskiej postać w swoim życiu. Ona może mieć skłonności do problemów, ale nie była głupia. Darios spojrzał na jej przejrzystą, wyrazistą, małą twarz, gdy szli z powrotem do obozu. Nie mogła ukryć swoich myśli przed nim już teraz, tak że - 72 -

zdał sobie sprawę z różnic w jej umyśle. Jego wcześniejsze kłopoty które mu sprawiła za jego samozadowolenie i pewność siebie w jego kontaktach z nią. Była niezwykłą śmiertelniczką, jednak nie uznał, że będzie musiał sięgać głębiej niż normalnie. Oprócz zbyt wielu myśli, Tempest miała interesujący umysł, sposób koncentrowania się na jednej rzeczy i blokowania wszystkiego innego. Potknęła się nieco i otoczył ramieniem jej barki, mimo jej małego wzruszenia ramionami, aby go odsunąć. Z natury Tempest akceptowała innych. Ona również rozumiała sposób w jaki rozumieją zwierzęta, ich instynkt przetrwania. Więc to wymaga od niej tylko kroku lub dwóch, aby zaakceptować karpacki sposób życia. Darios wiedział, że może to zaakceptować, o ile nie naruszy to jej sposobu życia. Tempest żyła jak nomad. To był zasadniczo taki sam sposób w jaki żyła jego grupa, ale ona wolała samotną egzystencję. Rozumiała sposobu życia zwierząt, miała silny instynkt przetrwania, ale miała mniej zrozumienia dla ludzi i dlaczego zrobią to, co zrobią. Dorastając w rozbitym domu, z matkami sprzedającymi swoje dzieci za narkotyki, sprzedając ich dusze za narkotyki, zdecydowała się w młodym wieku, że będzie mieć mało do czynienia z ludźmi, i nic się nie stanie, ponieważ, nie zmieni zdania. Rusti odsunęła się o cal od ciepła ciała Dariosa. Ona nie lubiła sposobu w jaki sprawiał, że czuła się pozbawiona kontroli, goniąc głód potrzeby. Był zbyt niebezpieczny, zbyt silny, zbyt przyzwyczajony do forsowania jego sposób we wszystkich rzeczach. Lubiła jej spokój, niezależnego życia. Nadaną sobie samotność. Ostatnią rzeczą, której potrzebowała było uwikłanie się w dziwaczny zespół zwolenników Dariosa. Westchnęła, nie wiedząc, że to zrobiła. Nie mogła pozostać z Dark Trubadours. Azyl który wydawało się, że oferują, bardzo szybko zamieniał się w coś, z czym sobie nie radziła. Darios spojrzał na jej pochyloną głową, odległą, patrzeć zadumany na jej twarz, smutek odzwierciedlał się w jej dużych oczach. Splótł swoje palce z jej. - Nie ma potrzeby martwić się, kochanie. Przysięgałem chronić cię i opiekować się Tobą. Nie składam takiej przysięgi lekko. - To nie jest dokładnie coś na co może przygotować się człowiek, Darios. Nawet jeśli jesteś e… e ... Karpatianinem, a nie wampirem, czymkolwiek jesteś, nie jesteś całkowicie człowiekiem. Wiem, to gdy komunikujesz się ze mną psychicznie.

- 73 -

- Czy jesteś tak pewna że jesteś całkowicie człowiekiem? Kiedy łączę mój umysł z twoim, pragnę zauważyć, że wzory twojego mózgu różni się od zwykłych śmiertelników. Ona skrzywiła się, wyglądając jak gdyby ktoś ją uderzył. - Wiem, że jestem inna. Uwierz mi, nie mówisz mi nic czego nie słyszałam. Nie możesz nazwać mnie inaczej niż już mnie nazwano tzw. Dziwadło. Mutant. Oziębła. Sam wybierz, słyszałam, wszystko. Darios zatrzymał się nagle, zmuszając Tempest do tego samego. Przyniósł jej rękę do ciepła jego ust. - Nie myślałem w ten sposób. Podziwiam to, kim jesteś. Jeśli któreś z nas jest „mutantem” odbiegającym od normy, Tempest, to ja, nie ty. Nie jestem w żaden sposób człowiekiem. Jestem nieśmiertelny. I mogę zapewnić cię, że nie jesteś ani dziwadłem, ani oziębła. Twoje serce i dusza po prostu czekały na mnie. Nie każdy ceni się nad byle kogo. Niewielu wie, że oddanie skarbu własnego ciała, własnej intymności, jest święte, przeznaczone wyłącznie dla tego który został stworzony, dla ich drugiej połowy. Być może ci, którzy szydzili z ciebie byli zazdrośni widząc to w tobie, ponieważ zbyt szybko pośpieszyli się nie czekając, albo dlatego, że cenili się zbyt tanio. Jej długie rzęsy ukryły szmaragdowe oczy. - Nie jestem dziewicą, Darios. - Bo jakiś mężczyzna zmusił cię? - Myślę, że masz fałszywy obraz mnie. Nie jestem aniołem, Darios. Kradłam samochody, podrasowywałam je, dla radości jazdy. Zawsze buntowałam się przeciwko tak zwanym autorytetom, prawdopodobnie dlatego, że te wiedziałam, że pozostawiły nieprzyjemny smak w ustach. Zawsze zadziwia mnie jak najbardziej zadufani ludzie, zawsze głosili i wskazywali palcem na innych, często najbardziej podstępne i nieuczciwe rzeczy. Kiedy mogła wesprzeć się, wpadłam na pomysł własnego kodeksu honorowego i to jest to czym żyję. Ale nie jestem święta i nigdy nie byłam. Miejsce, skąd pochodzę, nie wydaje się święte. Darios zapoznawał się z każdym niuansem jej głosu. Jej głos brzmiał nieco smutnie, akceptując brutalizm jej dzieciństwa, ale była zła na siebie za zaufanie innym podczas tych strasznych lat. Zaufanie i zawiedzenie jej. Właśnie dlatego wolała samotną egzystencję którą wybrała, i mógł zrozumieć sens jej determinacji, by nie poddać się, mimo jej potrzeb. Praca jako mechanik dla ich podróżującego zespołu reprezentowała zdolności do wspierania się i bycie

- 74 -

wolnym od intymnych potrzeb, długotrwałych kontaktów z innymi ludźmi. Zabrał to od niej. - Być może łatwiej będzie dla ciebie, jeśli usunę twoje wspomnienia o tym kim jestem. Mogę to zrobić właściwie, Tempest - zaproponował. Ale zrozumiał że zrobiłby to z niechęcią. Jakoś chciał, aby przyjęła go takiego jakim był. Potrząsnęła stanowczo głową. - Nie. Jeśli robisz coś w tym stylu, nigdy nie będę w stanie zaufać czemukolwiek co powiesz lub zrobisz. - Nie będziesz pamiętała i to zabierze twoje niepotrzebne obawy. Nie ma dla mnie sensu, że nadal chcesz pamiętać lękając się nas, kiedy uważamy cię za rodzinę - powiedział rozsądnie. - Nie, nie rób mi tego - upierała się. Przez chwilę jego niebezpiecznie oczy drapieżnika, przenosiły się po jej twarzy, czerwone płomienie migotały w ich głębi, przypominając jej o wilku, nieugiętym myśliwym. Co ona wie o nim? Tylko to, że nie jest człowiekiem, ale „Karpatianinem” rzekomo nieśmiertelnym. I to że sądził, że ma do niej prawo. Niewiele wiedziała o niezwykłej sile i właściwościach które wymienił, ale czuła je emitowane jego wszystkimi porami. Mogła się zwieść fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa, bo często traktowali ją delikatnie, nawet z czułością. Ale Darios był przede wszystkim drapieżnikiem, ale z całym sprytem i intelektem człowieka. Był mroczny, tajemniczy, niebezpieczny, mocny i bardzo, bardzo zmysłowy To było ogromna kombinacja. Tempest prawie jęknął głośno. Jak miała zamiar wydostać się z tego bałaganu? Jego kciuk muskał jej kostki, wysyłając pociski ognia ścigające się przez jej krwiobieg. Dlaczego musiała być przyciągana do niego? Zwłaszcza, jeśli był bardziej zwierzęciem niż człowiekiem? Czy to dlatego, ze był pierwszy mężczyzną, który zawsze traktował ją z taką troską? Czy dlatego, że był tak zupełnie samotny i potrzebujący? - Przestań myśleć tak wiele, Tempest - powtórzył cicho z odrobiną śmiechu w jego aksamitnym głosie. - Sprawiasz że rzeczy wydają się gorsze niż są. - Stał się skłonny do usunięcia jej wspomnienia, mimo jej niechęci tylko by złagodzić jej obawy, ale był na tyle samolubny że chciał, żeby wiedziała, czym jest i miała odwagę, by zostać z nim mimo to. - Właściwie - gderała - tak może się zdarzyć. Darios cieszył się ze sposobu w jaki wsunęła się pod jego ramię, nawet cieszył się z tego jak go zignorowała. Był świadomy, że nie miała pojęcia o mocy którą władał, co był w stanie zrobić, ale czuł się w pełni żywy z nią. Wiatr - 75 -

rzucił się na nich, rozdmuchując jej miękkie włosy wokół jej twarzy. Usłyszał szelest na drzewach, gdy liście kołysały się w rytm muzyki na wietrze. Zaczął uśmiechać się bez powodu, kiedy było wielu stuleci, gdy nie uśmiechnął się w ogóle. Zapomniał poczucie szczęścia. Tutaj, w drzewach, gdy noc ich otaczała, wiatr wzywał go, dziki i wolny i Tempest skulona pod jego ramieniu, czuł zarówno szczęście jak i poczucia przynależności. Rusti spojrzała na Dariosa, trochę onieśmielona, że działała tak, jakby wszystko było normalnie, gdy powinna była uciekać krzycząc do zachodu słońca. Jego twarz była zmysłowym dziełem sztuki, wykonana z surowych linii, ale pięknych, jeśli miała opisać go komuś innemu, nie była pewna, co by powiedziała. Był uosobieniem siły. Uosobieniem niebezpieczeństwa. I był tak niesamowicie seksy. Zachwycający. Zamknęła oczy. Dobrze, że to ustaliła. Nie mogła patrzeć na niego. Stawała w płomieniach za każdym razem gdy to robiła. - Dlaczego nie możesz być miłym, zwykłym człowiekiem? - Co to znaczy zwykłym? - spytał rozbawiony. - Nie musisz mieć takich oczu - oskarżyła, spojrzała migoczącym wzrokiem. - Twoje oczy powinny być zakazane. Ciepło popłynęło do jego serca, ciekawe, uczucie topienia. - Więc lubisz moje oczy. Jej długie rzęsy ukryły jej wypowiedź. - Nie mów tak. Jesteś zarozumiały, Darios - to jeden z największych problemów. Jesteś arogancki i zarozumiały. Dlaczego miałabym lubić twoje oczy? Zaśmiał się cicho. - Podobają ci się moje oczy. Nie chciała dać mu satysfakcji zgadzając się. Kemping był tuż przed drzewami i słyszała śmiech innych. Głos Desari był charakterystyczny. Był miękki i rozmarzony, jeszcze bardziej fascynujący niż innych. Tempest zauważyła natychmiast tą samą hipnotyzującą jakości głosem Dariosa. - Każdy powinien przestać podążać za twoimi rozkazami, Darios zbeształa go, jej zielone oczy zaglądały z za długich rzęs. - Jest to jedyny możliwy sposób, aby Cię ocalić. Nikt nigdy nie sprzeciwiał ci się. - Być może dlatego, że mi ufają, bo wiem co jest dobre - powiedział cicho, delikatnie. Patrzyła na niego na wdechu, gdy wciągał zapachy nocy do swoich płuc i wiedziała instynktownie, że skanował obszar, testował kemping, zapewniając - 76 -

swoje zadowolenie, że było bezpiecznie. Gdy przeszli pojawiając się przez gruby drzewostan na otwartej przestrzeni, gdzie czekali inni, poczuła silę spojrzenia kilku par oczu na sobie. Zatrzymała się, jej zęby pogrążyły się w jej dolnej wardze, jej serce wykonało alarmujące salto. Nienawidziła być w centrum uwagi. Darios wkroczył przed nią, blokując łatwo jej małe ciało od oczu pozostałych. Pochylił się blisko niej. - Idź pod prysznic, inni muszą zapolować tę noc przed wyjazdem. Koty mogą się pożywić, gdy się rozdzielimy, i spotkamy się na kolejnym kempingu. Pojedziesz ze mną. Chciała mu się sprzeczać, ale bardziej, chciała być z dala od innych, z dala od ich ciekawskich spojrzeń. Bez słowa, odwróciła się i pobiegła do przyczepy. To było jak azyl, jakby to był już jej domu. Poświęciła czas biorąc prysznic, ciesząc się ciepłą wodą spadającą kaskadami na jej skórę. Trudno było zamknąć swój umysł myśląc o Dariosie, ale to była jedyna bezpieczna rzecz którą mogła zrobić. Wiedziała, że nie będzie w stanie pozostawać z nim długo zawsze w pobliżu, ale jeśli mogła wytrzymać wystarczająco długo, aby przemierzyć cały kraj, może wszystko się ułoży. A poza tym, Desari która ją zatrudniła, zaproponowała jej hojne wynagrodzenie. Desari da jej pieniądze w minucie, gdy o nie poprosi, mogła powiedzieć, że siostra Dariosa była taka. Gdy zebrała się na odwagę, aby zakończyć ukrywanie się w autobusie i spotkać się z grupą, kemping był pusty. Niewielki hałas zmienił jej pierwsze wrażenie. Ostrożnie okrążyła mały czerwony samochód. Mężczyzna spoglądał w otwartą klapę, był tym który prowadził poprzedniej nocy. W tym czasie ledwie spojrzała na niego. Teraz studiując go, zdała sobie sprawę, że był typowy dla innych członków zespołu, niezwykle przystojny. Miał długie czarne włosy, figlarny wyraz w ciemnych oczach, i usta miał namiętne, z pewnym rodzajem seksapilu. Ona mogła łatwo zobaczyć, że Troubadours musieli być hitem wśród kobiet w każdym wieku na trasie. Spojrzał w górę i uśmiechnął się do niej. - Więc, spotykamy się w końcu, Tempest Trine. Jestem Barack. Zacząłem czuć się pominięty. Darios, Desari, Julian, i Syndil wszyscy wspominają o tobie. Pomyślałem, że musieli ci powiedział, że jestem grupowym złym chłopcem i dlatego mnie unikasz.

- 77 -

Tempest zaczęła się uśmiechać. Jak mogła nie? Jej naturalna ostrożności podyktowała jej, by trzymała się na odległości od niego, ale jego szeroki uśmiech był zaraźliwy. - Nikt mnie nie ostrzegł, ale widzę, że powinni. Poklepał samochodu miłością. - Co zrobiłaś, że mruczy jak teraz? - Było słychać prawdziwe zainteresowanie w jego głosie. - Włączyłem silnik, a ona brzmiała na tak szczęśliwą, że mnie widzi. - Nie naprawiasz samochodów? Jesteś pewien, że umiesz nimi jeździć. Barack potrząsnął głową. - Wciąż myślę, że mogę coś zrobić studiując je, ale zawsze jest tak wiele rzeczy, które stają mi na drodze. - To niezwykłe - powiedziała Tempest, zanim mogła ocenzurować swoje słowa. - Normalnie poważny kierowca i miłośnik auto jak ty, jest zainteresowany tym, co znajduje się pod maską. - Chciała kopnąć się za idiotyczne uwagi. Podobnie jak Darios, Barack prawdopodobnie spał w ciągu dnia i wykorzystywał „moce” do innych celów w nocy. Próbowała spojrzeć gdzie indziej od niechcenia. - Gdzie są koty? Nie widziałam ich od jakiegoś czasu. - Pożywiają się. Musimy ruszyć dziś w drogę, więc Darios, pozwala im na polowanie, i to jest właściwe. - Barack prowadził swój wzrok z uznaniem po małej rudowłosej. Różniła się od innych śmiertelnych kobiet. Wiedział, że jest inna, ale nie mógł znaleźć przyczyny tego. Ale mógł usłyszeć jak mocno bije jej serce, przypływ i odpływ krwi w jej żyłach. Głód był zawsze obecny, gryzący w jego wnętrznościach. Podobnie jak inni, powinien pójść do kampingu tylko kilka kilometrów dalej i pożywić się, ale sprawdzanie nowej regulacji samochód zainteresowało go. - Chodź tu, Tempest. - Jego głos był niski i przekonujące. Uśmiechnął się, błyskając białymi zębami. - Pokaż mi, co zrobiłaś z silnikiem. - Jego głód rósł, gdy słuchała napływu krwi w jej żyłach. Rusti nie lubiła teraz jego uśmiechu, nie lubiła sposobu w jaki na nią spoglądał. Spojrzała wokół. - Muszę spakować narzędzia i rzeczy, przygotować się do podróży. Mogę pokazać ci później. Szok zarejestrował się na jego przystojnej twarzy, pełne zdumienie. Dotarło do Rusti, że nikt nigdy nie odmówił Barackowi. Musiał być ukryty przymus w jego głosie, na który miała odpowiedzieć. Coraz bardziej zdawała - 78 -

sobie sprawę, że panowała nad swoją głową. Jeśli Darios był tylko pierwszym z którym miała do czynienia, to może stać się tak skuteczna, przynajmniej na tyle długo, aby przemierzyć kraj. Ale wszyscy byli tacy jak on. Zaczęła się cofać. Barack od razu wyglądał na skruszonego. - Hej, nie chciałem cię przestraszyć. Nie jestem jak ten, który Cię zaatakował. Desari cię zatrudniła. Oznacza to, że jesteś pod naszą opieką. Poważnie, nie bój się mnie. Nigdy nie sprawiłem, że jakakolwiek kobieta się mnie bała. Rusti zmusiła się by stanąć bez ruchu, przywołać uśmiech. - Jestem trochę zdenerwowana po wczorajszym. Gdy inni powrócą, nie będę tak spięta. - Ale w tej chwili czuła się, jak gdyby natknęła się na gniazdo grzechotników. - Jesteśmy przyjaciółmi, Tempest. Chodź. Pokaż mi, co zrobiłaś, aby ta maszyna mruczała. Czuła jak jego umysł sięga do niej aby ją uspokoić, aby zmusić ją do wykonania jego rozkazy. Co było gorsze? Pozwolić mu na użycie jej jako źródła pożywienia czy pozwolić mu zrozumieć, że dokładnie wiedziała, czym jest? Czy potem ją zabije? Postanowiła że to może być niebezpieczne, żeby dowiedział, się, że nie kontrolował jej, więc starała się potykać idąc ku niemu, strach i obrzydzenie dusiło ją. Nie chciała aby ten mężczyzna, dotykał jej w sposób w jaki zrobił to Darios. Przez momentu, zainteresowanie tą myślą wirowało w jej umyśle, lekceważąc jej strach. Dlaczego, pojęcie bycia użytej w odniesieniu do żywienia napełniało ją obrzydzeniem, czy zrozumiała że sposób w jaki Darios gryzł jej szyję był jawnie erotyczny? Okay. Straciła całkowicie zmysły, zdecydowała. To była jedyna odpowiedź. Musiała wyjść z tego bałaganu i znaleźć sposób, aby uciec. Wyobrażając sobie natychmiast chorą ciotkę w potrzebie. Była teraz blisko Baracka, jego ciało napierało na jej. Jej brzuch ściskał się, była bliska płaczu, próbowała zachowywać się bardzo spokojnie. Mruczał coś do niej, słyszała słowa szumiące w głowie, ale nie miało to znaczenia. Chciała go odepchnąć i uciekać. Nie mogła tego znieść; nie mogła. Starała się równoważyć to, co miał zamiar zrobić z prostym ugryzieniem zwierzęcia, ale jej żołądek zbuntował się, i mimo woli, wygięła szyję od jego gorącego oddechu. Fale rozpaczy prawie zadławiły ją gdy jego palce owinęły się wokół jej ramienia. Był niezwykle silny, stłumił jej zmagania w mocnym uścisku. Małych dźwięk uciekł, w nucie grozy. Wewnątrz swojego umysł Tempest słyszała swój - 79 -

krzyk, choć żaden dźwięk nie wydostał się z jej zamkniętego gardła. Była w środku prawdziwego koszmaru bez wyjścia. Wtedy, bez ostrzeżenia, nawet szum wiatru, ogromna czarna pantera uderzyła prosto w klatce piersiową Baracka, pełne dwieście funtów furii odsunęło mężczyznę, z dala od Tempest. Barack uderzył mocno w bok wozu, powietrze odpadło z niego, a następnie wylądował na ziemi na plecach, kot sięgał prosto do gardła. Niejasno świadoma Desari, Juliana, innego mężczyzny i Syndil zaczynających pojawiać się wśród drzew, ale zatrzymali się, zamrożeni w horrorze, Rusti starała się uspokoić dzikiego kota. W umyśle znalazła czerwoną mgłę furii zabijania, jak nic innego co kiedykolwiek spotkała. Pobiegła do przodu, wciąż stara się uspokoić go, szepcząc do niego, władczo. Tylko wtedy, gdy była w pobliżu Barack, Barack, który nawet nie walczył o swoje życie, którzy zamiast tego pokornie leżał pod tymi strasznymi zębami, czy ona zrozumiałą, że kot był Dariosem. Zszokowana, nadal podchodziła do kota. - Rusti, odsuń się! - zawołała do niej Desari. Chciała iść do przodu, aby pomóc Barackowi, aby zatrzymać Tempest, ale Julian powstrzymał ją, dosłownie podnosząc ją tak by nie dotykała nogami ziemi, jego silne ramiona były owinięte wokół jej talii. Terror na twarzy Desari, odbił się w jej głosie, zarejestrowana Tempest, ale nawet, gdy jej własnego serca łomotało w alarmie, dotarła do Dariosa, przeszła zaciętą furię zwierzęcia, aby znaleźć człowieka. Znała go. Ona nie mogła dokładnie określone, w jaki sposób, ale wiedziała, że był gdzieś tam w środku tej furii zabijania. Darios. - To już koniec. Barack nie zrobił nic, tylko mnie przeraził. Wróć do mnie. - Utrzymała swój dźwięk głosu miękki, w ufnym błaganiu, podobnie jak ten, który wykorzystywała w pierwszej kolejności z przestraszonym zwierzęciem. Kojący, z przekonaniem, że odpowie. Ona jakoś wiedziała, że Darios nie odpowie nikomu z pozostałych i że jeśli ona nie powstrzyma go, kot mógłby równie dobrze zakończyć życie Baracka. To się stało z jej powodu. Ta wiedza, podobnie jak jego tożsamość, przyszła do niej jakby znikąd, ale była tego pewna, i poczuła przypływ zdziwienia, że ktoś może wywołać takie wrażenie w głębi niej. - Proszę, Darios, dla mnie - uwolnij Baracka i chodź do mnie. Pantera warknęła, odsłaniając długie, ostre jak brzytwa kły, ale przynajmniej nie było ich zatopionych w gardle Baracka. Kot skulił się nisko, wściekły, jego ciało zamarło w całkowitej ciszy, tylko ogon niespokojnie drgał, - 80 -

gniewnie, tam i z powrotem. Barack leżał pod kotem, całkowicie uległy, w pełni świadom, kto go zaatakował. Cisza tylko wypełniała jego ciężki oddech i wściekłości warczenia kota. - Darios. - Puls Tempest bił od zębów kota. Ostrożnie położyła rękę na umięśnionych plecach. Jej głos był miękki, jak ciepły miód. - Wszystko ze mną w porządku. Spójrz na mnie. Nie zranił mnie. Naprawdę nie. Zbiorowe westchnienie poszły w górę, tak wiele dla jej wiedzy, za jej odwagę. Było już oczywiste dla wszystkich, że zna tożsamość wielkiego kota. Desari zacisnęła dłonie na rękach Juliana, nagle się bojąc. Żaden człowiek nie mógł wiedzieć o ich istnieniu i żyć. To stawiało ich wszystkich w niebezpieczeństwie. Jak Tempest Trine się dowiedziała? Ani Darios ani Barack nie byłby tak nieostrożny, aby zapomnieć wymazać jej pamięć. Jednak jak mogą zrobić coś takiego jak zniszczyć kobietę, która miała odwagę, aby ocalić życie jednego z nich, co najwyraźniej próbowała zrobić Tempest? Czarna pantera przeniosła się, nieznacznie przesuwając swoją wagę, wprowadzając swoją szyję pod dłoń Tempest. - Proszę, Darios, utrzymuję swoją odwagę na włosku. Pomóż mi. Chcę uciec od wszystkich. To jest bardzo przerażające. To wszystko. I nie rozumiem tego, więc przyjdź do mnie i wyjaśnij mi to. - Pomimo jej determinacji, aby być odważną, jej ręka drżała gdy leżała na plecach wielkiego kota. Tempest czuła jak kontrola Dariosa wsącza się powoli z powrotem do jego umysłu, czuła że człowiek pokonuje wściekłości bestii. Pantera rzuciła się przed nią, wsuwając się między nią, a mężczyznę który upadł. Popchnął ją z dala od leżącej postać Baracka, nawet dalej, w kierunku drzew, z dala od wścibskich oczu jego rodziny. Następnie leopard podążył za nią, kierując ją do głębszego lasu, szedł tak cichy, że poczuła, że słyszy spadające liście. Powracając do kempingu zespół wydał długie, zbiorowe westchnienie ulgi. Dayan przeniósł się pierwszy, sięgająca Barack i stawiając go na nogi. - Zamknij połączenie. Co do cholery zrobiłeś? - Jego głos był oskarżający. Nikt nigdy nie sprzeciwia się Dariosowi. Barack podniósł ręce. - Nic. Przysięgam. Chciałem się pożywić, to wszystko. Nic innego się nie stało. On wściekł się na mnie. Smukła dłoń Syndil podeszła do gardła. - Czy Darios mógł się przemienić? Darios nigdy nie traci kontroli. Czy to się mogło zdarzyć?

- 81 -

- Nie! - zawołała Desari, gdzieś pomiędzy strachem i oburzeniem na tę zdradziecką myśl. - Nie, Darios nie może się przemienić. On jest zbyt silny. Julian wsunął rękę wokół jej talii, z niewielkim uśmiechem na twarzy. - Żaden z was nie wie, prawda? Darios nie przemienił się. On nigdy się nie przemieni. Nie teraz. Znalazł swoją życiową partnerkę. - O czym ty mówisz? zapytał Dayan. - Tych rzeczy nigdy was nie uczono - zadumał się cicho Julian, bardziej do siebie niż innych. - Nie dorastaliście między z innymi Karpatianami. Co jest często naszą drugą naturą nie jest jeszcze wam znane. - Jego uśmiech poszerzył się. - Nie jest to znane Dariosowi. Życie ma się stać tu dość ciekawe, chłopcy i dziewczęta. - Przestań pleść bzdury i powiedz nam, co masz na myśli. - Nakazała Desari, jej miękkie, ciemne oczy zaczynały się tlić. - Czy powinniśmy chronić Rusti? - Jedynie bezpieczna jest Tempest. Każdy Karpacki mężczyzna musi znaleźć światło dla jego ciemności. To jest jego jedyny ratunek. Bez tej kobiety, jego życiowej partnerki, będzie w końcu zmuszony do wyboru wyjścia na świt i wieczność, albo ulegnie szaleństwu nieumarłego i utraci swoją duszę na zawsze. Stanie się wampirem. Istnieje tylko jedna kobieta, dla każdego mężczyzny, druga połowa. - Ale Tempest Trine jest człowiekiem - sprzeciwił się Dajan. - To nie może być prawda. Mamy świadomość, że istnieje druga połowa naszego serca, naszej duszy, gdzieś tam. Dążenia do znalezienia właściwego partnera muszą być wykonane, jak ty znalazłeś Desari, Julian. Ale Tempest nie jest Karpatianką. - Istnieje kilka ludzkich kobiet - odpowiedział powoli Julian - wszystkie posiadają pewną formę psychicznych zdolność, co sprawia że mogą być życiowymi partnerkami dla Karpatian. Tempest Trine bez wątpienia jest jedną z takich kobiet. Zabłąkana w środku poszukiwania pracy, ale prawdopodobnie zwróciła na nią uwagę, ponieważ była podłączona do Dariosa - wyjaśnił. Zabawne jest to, jak los ukazał jednocześnie dwie połączone dusze razem? Nie próbuj interweniować między nimi oraz, na miłość boską, nie dotykaj tej kobiety. Jeżeli to zrobisz, Darios będzie bardziej zwierzęciem niż człowiekiem, każdy jego instynkt ochronny i opiekuńczy będzie skierowany na nią, aby trzymać ją od wszystkich innych, którzy mogliby jej zagrozić lub połączeniu jej z nim. On jest bardziej niebezpieczne w tym czasie niż w jakimkolwiek innym. Julian uśmiechnął się ponownie. - Zostaw go z tym, on zrozumie to w końcu. - Powinnam z nim porozmawiać, wyjaśnić - powiedziała Desari. - 82 -

- Nie słyszałem aby prosił o wyjaśnienia, a ty? - Julian podpowiadał, zagarniając jej ramiona blisko niego. - To jest najlepsze i najbezpieczniejsze nie przeszkadzać w procesie łączenia życiowych partnerów. - Poczekaj chwilę. - Barack oparł długie ramiona o czerwonym samochód. - Zdezorientowałeś mnie gdzieś. Wiem że Darios wziął jej krew. Mogłem poczuć jego zapach na niej. Czy chcesz powiedzieć, że będzie także używać jej ciała? Czy nie jest zabronione połączenie się ze śmiertelniczką? Darios sam nas tego nauczył.? - Tempest wydaje się być inna - powiedział Julian. - Ona nie może być klasyfikowana jako zwykła śmiertelniczka. W związku z tym zasady te nie obowiązują Oczy Syndil jak u łani, zwykle miękkie i kochające, lśniły ogniem na Baracka. - Ty chciałeś żywić się na niej? To godne ciebie. Ona była pod naszą opieką. Jesteś tak niewrażliwy, Barack. Zawsze playboy. Nie możesz zostawić kobiety w spokoju, nawet tych, które podróżują z nami praktycznie jako rodzina. Rusti przeżyła straszne doświadczenie wczoraj. Czy pomyślałeś o tym, kiedy dążyłeś do zaspokojenia własnych potrzeb? - Syndil. - Barack spojrzał zraniony. Syndil miała słodką, kochającą naturę i nigdy nie była zła, nigdy zdenerwowana na żadne z nich. - Żadnego „Syndil” - Barack. Jesteś tak leniwy, że musiałeś pożywić się na kobiecie chronionej przez naszą rodzinę? Podejrzewałam, że myślałeś że masz tak wiele swojego uroku, że myślałeś, że będzie ci wdzięczna. - To nie tak. Byłem tylko zbyt głodny, czekałem zbyt długo z pożywieniem się. I nie skrzywdziłbym kobiety. I nie miałem pojęcia, że należał do Dariosa. Do cholery, nigdy bym jej nie dotknął, gdybym wiedział. Rozszarpał by mi gardło, Syndil. Powinnaś być bardziej sympatyczna dla mnie. Spójrz na moją pierś. On rozerwał mi skórę. Nie przyjdziesz uleczyć tego dla mnie? - Barack podał jej najbardziej błagalny, chłopięcy dąs. - Być może następnym razem pomyślisz dwa razy zanim pogonisz za kobietą - Syndil odpowiedziała i wirując odsunęła się. - Hej, zaczekaj chwilę. - Barack sunął za nią, desperacko starając się wrócić do jej łaski. - Czy wszyscy tu straciliśmy nasze rozumy? - domagał się Dayan. Delikatna, słodka Syndil zachowuje się jak złośnica. Desari zachowuje się jak chora z miłości. Nie znam cię dobrze, Julian, ale wydajesz się zadowolona z

- 83 -

dyskomfortu Dariosa o wiele bardziej niż przystoi, a Barack zły - chłopiec, goni za Syndil jak zagubiony szczeniak. Co się do cholery dzieje? - Twój przywódca znalazł swoją życiową partnerkę, Dayan - powiedział radośnie Julian - i nie ma bladego pojęcia, jest zupełnie nieświadom, jak radzić sobie z nią. Znalezienie życiowej partnerki powoduje, że opuszczają cię uczucie, jakby ktoś uderzył cię w jelita i ukradł ci rozum. Wasz Darios jest przyzwyczajona do robienia wszystkich rzeczy na jego sposób, po prostu komenderuje, co uzna za słuszne. Ale teraz podejrzewam, że jest w szoku, on tak bardzo na to zasługuje. - On po prostu wymusi swoją wolę na Tempest - powiedział pewnie Dayan. - Wtedy wszystko wróci do normy. - Wymuszanie swoją wolę na życiowej partnerce jest w tej samej kategorii co przecięcie własnego gardła. To nie jest mądry pomysł. Spokojnie, oglądaj, będzie o wiele więcej zabawy - powiedział zadowolony z siebie Julian.

- 84 -

ROZDZIAŁ 6 Kiedy w grubych osłonach drzew, mięśnie pantery krzywiły się i przekształcały, mieniące się w granatowej ciemności, by stać się solidną posturą człowieka, Tempest oglądała to, pomagając sobie wspierając się z pień drzewa, zastanawiając się, czy w jakiś sposób znalazła króliczą norę Alicji w środku lasu stanu Kalifornia. Darios zauważyć jej nienaturalną bladość, szok w jej wielkich oczach. Jej miękkie usta drżały, a ona skręcała palce razem w pobudzeniu, jej kostki były białe. Wiedział, że jeśli podejdzie do niej, ona ucieknie. - Wiem, że nie boisz się mnie, Tempest. - Jego głos był szeptem w noc, częścią nocy. Tempest spojrzała wokół niej. Kolor noc był głęboko błękitne, prawie czarne, ale mistyczne i piękne. Cienie drzew wzrastały ku niebu jak klejnoty porozrzucane po niebie. Małe ogony mgły płynął powoli, leniwie, sięgając od kolan po podłogę lasu. - Dlaczego wydaje się, że jesteś częścią tego wszystkiego? - zapytała. - Jak gdybyś należał do nocy, ale jak coś pięknego, nie mrocznego i brzydkiego? Dlaczego tak jest, Darios? - spytała znowu cicho. - Należę do nocy. Nie pochodzę z tej samej rasy, co ty. Nie jestem człowiekiem, ale też nie zwierzęciem i wampirem. - Ale możesz stać się lampartem? Nieprawdopodobny wyczyn był prawie niemożliwy do uwierzenia, mimo że była świadkiem tego na własne oczy. - Mogę stać się myszą pędzącą przez pole, orłem wznoszącym się wysoko po niebie. Mogę być parą, mgła, błyskawicą i grzmotem, stać się częścią atmosfery. Ale zawsze jestem Dariosem - tym, który obiecał cię chronić. Tempest potrząsnęła głową. - To nie jest możliwe, Darios. Czy na pewno nie upadłam i nie uderzyłam się głową czy coś? Może oboje jedliśmy dziwne grzyby, i jesteśmy razem w jakiś psychodelicznej podróż. To nie jest możliwe. - Zapewniam cię, robiłem to całe moje życie. A istnieje prawie tysiąc lat. Podniosłą ręką, aby go powstrzymać. - Jedna dziwna rzecz na raz. Słyszę te rzeczy, ale mój mózg odmawia przetworzenia.

- 85 -

- Czy wiesz, że cię nie skrzywdzę, Tempest? Czy wiesz, tak dużo? - pytał natarczywie, jego czarne spojrzenie dryfowało po jej twarzy, jak mgła. W najgłębszej duszy, poza ludzkim działanie jej mózgu, Tempest wiedziała, że tylko tego miała pewność. Darios nie skrzywdzi jej. Powoli skinęła głową i zobaczyła światło ulgi w jego oczach na chwilę. Potem znowu były poważny. - Nie chciałem narazić cię na apetyty innych. Prawdę mówiąc, nie przyszło mi na myśl, że ktokolwiek może użyć cię do czegoś takiego, gdy byłaś pod naszą opieką. Przypadkowo poddałem Ci strasznemu momentowi, ale w prawdzie, nie byłaś w niebezpieczeństwie. Na obronę Baracka przemawia że, prawdopodobnie myślał, że może manipulować twoimi wspomnieniami, jak zwykle łatwo to zrobić z ludzką ofiarą, ale nie skrzywdziłby cię ani zabił, po prostu pożywiłby się, bo wyczuł mój zapach na tobie i z góry założył, że ja to zrobiłem. Proszę przyjmij moje przeprosiny. - Jego głos owinął się wokół niej i znalazł swoją drogę do jej serca. Westchnęła cicho i starała się nie myśleć zbyt wiele o słowie „ofiara”. - Wiesz co, Darios? Nic z tego nie ma znaczenia. Nie muszę tego zrozumieć, bo nie mogę tego zrobić. Widać to teraz, prawda? Nie mam sposobu, aby sobie z tym poradzić. Będzie lepiej jeśli odejdę już teraz. Jego czarne oczy ani razu nie mrugnęły, nie opuszczały jej twarzy. Znalazła swoje serce bijące szybciej, zagrożone w jakiś sposób, którego nie rozumie. - To nie jest tak, że kiedykolwiek, cokolwiek powiem komukolwiek. Zamknęliby mnie, gdybym to zrobiła. Wiesz, że nie musisz się martwić. Jego czarne oczy były bezlitosne, wwiercające się w nią głębiej i głębiej, aż przeniknął jej duszę. Odkryła, że trudno jej oddychać. - Darios, wiesz, że mam rację. Musisz to wiedzieć. Jesteśmy dwiema różnymi rasami, które starają się znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia. Jesteśmy dwoma różnymi gatunkami. - Potrzebuję Cię. Powiedział, słowa tak cicho, że ledwo słyszała. On złożył jawne oświadczenie, zupełnie bez upiększania. Nie było psychicznego nacisku, żadnej innej formy perswazji. Jednak sposób, w jaki to powiedział, był jak strzała przebijająca jej serce. Nie miała nic na ochronę przed tymi dwoma słowami. Sposobu na walkę z ich prawdą. Prawda którą usłyszała w jego głosie. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a potem, bez ostrzeżenia, podniosła się i rzucił garść liści na niego. - 86 -

- Nie grasz fair, Darios. Naprawdę nie. Masz te oczy i ten głos, i teraz przychodzisz i mówisz coś takiego. Powolny uśmiech złagodził twarde krawędzie jego ust. - Wiedziałem, że podobają Ci się moje oczy. - Brzmiał na niezmiernie zadowolonego. Nie wydawał się poruszać, ale jednocześnie wznosił się nad nią, jego ciało było na tyle blisko, aby podzielić się jego ciepłem. Jego ręka znalazła jej gardło, i jego dłoń leżała tak, że jej pulsu bił w jej centrum. - Nie powiedziałam, że podobają mi się twoje oczy - poprawiła. - Myślę, że powinny zostać uznane za nielegalne. One są grzeszne. - Uniosła na niego wojowniczo podbródek, starając się trzymać rzeczywistości, naprzeciw czegoś czego nawet nie rozumiała. - Miałem na myśli moje przeprosiny, kochanie. I nigdy ponownie nie postawię cię w takiej sytuacji. Dopilnuję aby inni byli świadomi że jesteś pod moją osobistą ochroną przez cały czas. - Darios pochylił swoją ciemną głowę w kierunku jej, zwracając uwagę na uwodzicielski aksamit jej warg. Oddech Tempest został złowiony w gardle, a ona wycofała się do pnia drzewa i trzymała dłonie przyciśnięte do twardej ściany jego klatki piersiowej. - Myślę, że może nie powinniśmy tego robić. Tak będzie bezpieczniej, Darios, naprawdę, dla nas obojga, po prostu nie dotykajmy się. Jego uśmiech wspiął się do jego oczu, rozprzestrzeniając ciepło przez jej ciało. - Bezpieczniej? Czy to jest to, o czym myślisz? Zawsze znacznie bezpieczniej jest robić to, co chcę. Nie przesunął się ani jeden cal, pomimo presji jaką wywierała na jego pierś. Tempest westchnęła cicho. - Możesz to powiedzieć. Osobiście Darios. Jestem w miejscu, gdzie mogłabym uciec z krzykiem do lasu, lub zwątpić w moje własne zdrowie psychiczne i sama się zaangażować. Nie naciskaj mnie teraz jeszcze bardziej. - Czy myślisz, że możesz stać o własnych silach, bez wsparcia się o pień drzewa? - Rozbawienie zabarwiało jego głos. Tempest poklepała drzewo, niechętnie to sprawdzając. Była bardzo dumna z tego co pokazała do tej pory. Nie omdlała. Nie wpadła w histerię. Żadnej z rzeczy, które kobieta przy zdrowych zmysłach by zrobiła. Ale nie chciała upaść na twarz. Jej długie rzęsy mrugały przez chwilę. Darios łatwo odczytał słabą autoironię, humor mieszał się z obawą na jej przejrzystej twarzy, nagle zdeterminowana tuż przed nim przesunęła się, robiąc unik, schyliła się pod jego

- 87 -

ręką, by stanąć o własnych siłach. Lubił to, jej poczucie humoru, jej zdolność do śmiania się z siebie w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Ona uśmiechnęła się do niego. - Cóż, to działa. Wyciągnął rękę. - Chodź, kochanie. Możemy po prostu chodzić i rozmawiać. Odnosiła się do niego podejrzliwie. - Po prostu chodzić i rozmawiać. To nie jest kod do jakiejś innej dziwnej czynności, prawda? Darios faktycznie się zaśmiał. Jego palce splątały się z jej, łapiąc jej rękę i prowadząc ją przed żar jego ciała. - Gdzie wymyślasz swoje bzdury? Jej szmaragdowe oczy błysnęły na niego. - Mogę wymyślić jeszcze gorzej. Dużo gorsze. - Próbujesz mnie przestraszyć. Śmiała się, wbrew swej woli. - Myślę, że wykonujesz lepszą pracę strasząc ludzi niż ja. Wygrywasz, w tym z łatwością. Bez konkursu. Jego ramię zsunął się wokół jej talii podnosząc ją gładko przez upadły konar. Nie przegapił kroku, i nie mogła powstrzymać się od porównania go do kota z dżungli, którym teraz wiedziała, że może się stać. Przenosił się w tej samej ciszy, z tą samą gracją. - Jakie to uczucie, zmieniać się w ten sposób? - W lamparta? - Darios zastanawiał się, nad jej pytaniem. Nie myślał o tym, co czuł od setek lat. Tajemnicy. Pięknie. Jak to było cudowne zmieniać kształt. Jej pytanie wychwyciło całkowitą radość, podziw, który czuł jak dziecko eksperymentujące aż do perfekcji tę sztukę, aż mógł przemienić się w powietrzu, w biegu, nawet przy użyciu nadnaturalnej szybkości. - To niesamowite uczucie energii i piękno doświadczenia istoty zwierzęcia, jego szybkości i energii i chytrości, wszystkich cudów w moim ciele. Tempest poruszała się wraz z jego rytmem, idąc spokojnym krokiem, szczególnie posuwistym. Był tak doskonale proporcjonalny, jego ciało było cudem, mocne i silne w każdym mięśniu, każdej komórce i nosił to na co dzień z łatwością, której nawet nie wydawał się być świadom. - To fascynujące, kiedy komunikuję się ze zwierzętami - przyznała. Bardzo chciałbym, być w stanie rzeczywiście zobaczyć rzeczy ich oczami, czuć

- 88 -

zapachy i słyszeć jak one. Czy możesz to zrobić? Albo czy na pewno będziesz jeszcze sobą? - Jestem obojgiem. Mogę używać swoich zmysłów, swoich możliwości, ale mogę też rozsądku, jak długo nic nie wyzwala ogromu instynktu. - Jak instynkt przetrwania. Darios spojrzał na czubku jej głowy. Księżyca rozlewał się przez drzewa, dotykając jej czerwono - złotych włosów, aby zmienić je w ogień. Była tak piękna, że nie miał innego wyboru jak przesunąć pieszczotliwie dłonią po jedwabnych niciach. - To jest to czym jesteś dla mnie. Instynktem przetrwania. Czujesz to także. Jej długie rzęsy wzniosły się wystarczająco by mógł dostrzec żywą zieleń zanim uciekła wzrokiem. - Nie wiem, co czuję. - Wyciągnęła rękę i posłała mu szybkie spojrzenie nieufności. - Nie będziemy tam, pamiętasz? Ty zostajesz krok ode mnie, i nie robisz żadnej z tych rzeczy, o których wspomniałam wcześniej. Jego ochrypły śmiech wysłał w odpowiedzi tańczące płomienie do jej krwi. Ona spojrzała na niego. - Śmiech także odpada. Złapał ją w pasie i podniósł łatwo na szczyt ogromnego zwalonego pnia, tak, że oboje stali blisko, jago ręce lekko spoczywały na jej biodrach gdy spojrzał w dół. Paprocie rosły obficie na dnie lasu, odcinając zielony dywan od obszaru ciekawej wody w niebieskiej nocy. Krajobraz był tak piękny, że nie mogła znaleźć swojego głosu, nawet zapominając zganić Dariosa za brak odstępu między nimi. Starała się nie być świadoma jego rąk na sobie, dotykających jej, jakby należała do niego. Oparł ciemną głowę tak blisko, że jej oddech został złapany w gardle. Jej szyja pulsowała w oczekiwaniu, a płomienie zaczęły trzeszczeć i trzaskać, grożąc jej spaleniem. Czuła ciepło jego oddechu dokładnie nad jej pulsującym tętnem. - Słuchaj nocy. Przemawia do nas - powiedział cicho. Przez chwilę słyszała tylko bicie własnego serca. Bijącego w jej uszach, zagłuszającego wszelko inne dźwięki. Starannie odwróciła się i wyciągnęła swoje plecy z powrotem do schronienia jego ciała. - Bądź nieruchoma. Bądź spokojna. To jest tam w twojej głowie, Tempest. Znajdź ciszę pierwsza. To tam zaczniesz się uczyć. - Jego głos szepnął nad jej skórą jak czarny aksamit. Niesamowity i doskonały. Sama magia. Darios rzucał czary, tkając je ciasno wokół niej, nie tylko z hipnotyczną mocą swojego głosu lub wielką siłą jego ciała, ale samej nocy. Nigdy nie - 89 -

zauważyła, że ciemność ma także własne żywe kolory. Księżyc świecił przez korony drzew, opływając świat miękkim, opalizującym srebrem. Liście błyszczały jak perełki gdy wiatr powiewał nimi. Niskie westchnienie wiatru był pierwszym dźwięku jaki mogła określać wyraźnie, zaraz po jej własnym sercu. Ręce Darios owinęły się wokół niej, zamykając ją w jego znacznie większych ramionach. Tempest miała awersję do ciasnych przestrzeni, i zawsze unikała zbyt bliskiego kontaktu z ludźmi, zwłaszcza, gdy była sama, a oni byli silni. Jednak zamiast czuć się zagrożona, Darios sprawiał że czuła się bezpieczna i chroniona. - Naprawdę go słuchaj, Tempest, w swoim sercu i umyśle, a także uszach. Wiatr śpiewa cicho, szepcząc opowieści. Tu, bardzo blisko nas, słyszysz to? Wiatr niesie dla nas dźwięk małych lisów. Ona pochyliła brodę, wysilając się by nie złapać ani jednej nuty, którą mógł usłyszeć. Szczenięta lisa. Czy naprawdę to wiedział? Jakby czytał jej myśli, Darios przyłożył usta do jej ucha. - Jest ich trzy. Muszą być bardzo młode. One ledwo się poruszają. Tempest poczuła, że jego usta poruszają się w jej włosach, jakby przypadkowo, a nie zamierzenie, ocierały się o pasma. Instynkt samozachowawczy w końcu przyszedł, i ona próbowała odsunąć się od niego. Ale jej noga unosiła się nad pustą przestrzeń. Ona zapomniała że była na szczycie konaru. Tylko ręce Dariosa powstrzymał ją przed upadkiem. Zaśmiał się cicho, tak irytująco, męskim szyderczym rozbawieniem. - Miałem rację. Potrzebujesz mnie. Potrzebujesz opiekuna. - Nie, jeśli nie będziesz doprowadzał mnie do szaleństwa przez cały czas oskarżyła go, ale trzymała go tak samo. - Pozwól mi połączyć mój umysł dokładniej z twoim. Mogę nauczyć cię słuchać, abyś usłyszała prawdziwe odgłosy nocy. Mój świat, Tempest. - Spojrzał na smukłe palce zwinięte wokół grubych ramion. Była tak krucha, tak delikatna, małą ale niezwykle odważną kobietą. Była dla niego domem. Jego serce i umysł, jego dusza rozpoznała ją. Każda komórka w jego ciele sięgała jej, potrzebując, głodny, z intensywnością, która nigdy nie będzie łagodnieć. Darios czuł że jej niewielkie ciało drży przy jego twardości. Gwałtownie, ochronny instynkt rósł w nim, nadmierne obciążając go jego siłą. Chciał wyłącznie zaprowadzić ją do swojego legowiska, zapewnić jej bezpieczeństwo od codziennych niebezpieczeństw świata wokół nich, trzymać ją blisko i chronić przez cały czas. Ale zdawał sobie sprawę, że bez względu na to, jak silne są jego uczucia, była śmiertelniczką, i dorastała w innym świecie, do którego nigdy nie - 90 -

mógł wrócić i zmienić go dla niej. To na pewno ukształtowało jej charakter w miarę dorastania i niebezpieczeństw na jakie się natknął i które ukształtowały jego. Nie mógł przenieść ją zbyt szybko. Wymagania jego ciała i duszy musiały znaleźć się na drugim miejscu za jej lękami, nieuzasadnionymi choć mogły się zdarzyć. - Jeśli połączysz swój umysł w pełni z moim, czy będziesz mógł czytać wszystkie moje myśli? - zapytała z niepokojem. On potargał jej włosy, z miłością w pieszczocie. - To znaczy, jak już to robię? Jej szmaragdowe oczy błysnęły na niego. - Nie możesz odczytać każdej myśli jaką mam - powiedziała zdecydowanie. Nastała krótka, cisza w mówieniu. Ona przechyliła z powrotem głowę, patrzeć na niego. - Możesz? - Tym razem jej głos na pewno drżał. Darios chciał scałować, to zmartwienie prosto z jej twarzy. - Oczywiście, że mogę. Jej zęby szarpnęły jej dolną wargę. - Nie mogłeś wcześniej. Nie sądzę, abyś mógł, Darios. - Scalałaś się ze mną za każdym psychicznym komunikowaniem się ze mną. Możliwe, że zajmie mi to kilka razy, aby dowiedzieć się czym różnisz się od innych, ale raz to zrobiłem, co pozwoliło mi na wślizgiwanie się i wychodzenie z twojego umysłu do woli. - Jego palce delikatnie okręciły się wokół jej karku. - Jeśli chcesz, mogę podzielić się twoimi wspomnieniami z tobą. O ulubionej, małej alei za chińską restauracją. Bardzo lubisz jej nietypowy bruk. Tym razem Tempest pchnęła by się uwolnić, ale Darios chwycił ją mocno, wiążąc ją w kręgu jego ramion. - Nie tak szybko, kochanie. To ty, sugerowałaś że mówiłem ci kłamstwa. Stała sztywno. - Nikt więcej nie mówi nieprawdy. Twój wiek jest widoczny. Roześmiał się ponownie, zdziwiony, że po wiekach samotności i zupełnego brak emocji, mógł tak łatwo się śmiać. Była radości w samej nocy, radości w świecie, w samym akcie życia. - To nie było miłe, Tempest - skarcił ją, ale jego głos był tak łagodny, że obrócił jej serce. - Nie będzie połączenia, Darios. Myślę, że powinniśmy zrobić coś częściowo normalnego. Mów, tylko rozmawiaj. Rozmowa jest dobra. Nic

- 91 -

dziwnego, tylko zwykłe rzeczy. Opowiedz mi o swoim dzieciństwie. Jacy byli twoi rodzice? - Mój ojciec był bardzo potężnym człowiekiem. Często był określany jako Ten Mroczny. Był wielkim uzdrowicielem wśród naszych ludzi. Rozumiem, że mój starszy brat zajął jego miejsce wśród naszego gatunku. Moja matka była łagodna i kochająca. Pamiętam jej uśmiech. Miała wspaniały uśmiech. - Słowa wyczarowały wspomnienia dla niego, gwałtowny napływ ciepła. - Musiała być wspaniała. - Tak. Miałem tylko sześć lat, gdy została zabita. Jej palce naprężone się na jego ramieniu we współczuciu. - Przykro mi, Darios. Nie chciałam, przywołać smutnych wspomnień. - Brak wspomnień mojej matki może być zły, Tempest. Kiedy miałem sześć lat, Turcy Ottomańscy zajęli wioskę w pobliżu naszego domu i zamordowali prawie każdego. Byłem w stanie wydostać się - wskazał w ogólnym kierunku na kemping - z kilkoma innymi. Moja siostra, Desari, wraz z Syndil, Barack, Dayan, i jeszcze jeden. Po tym, byliśmy odcięci od reszty naszego narodu. - W wieku sześciu lat? Darios, co zrobiłeś? Jak przeżyliście? - Uczyłem się polować od zwierząt wokół mnie. Nauczyłam się karmić innych. To był czas wielkich trudności. Zrobiłem tak wiele błędów, ale każdy dzień był nowym, ekscytującym doświadczeniem. - Jak to się stało że oddzieliłeś się od swoich rodziców, swoich ludzi? - Była wojna. Wioski ludzi były niszczone - ludzie przez nasze rodziny uznawani byli za przyjaciół. Nasi dorośli postanowili stanąć po stronie ludzi. Ale żołnierze zaatakowali po wzejściu słońca, kiedy Karpatianie są w najtrudniejszej sytuacji, kiedy muszą iść do ziemi. A było tak wielu żołnierzy, nikczemnych i okrutnych, zdecydowanych wybić cały region, aby pozbyć się wszystkich z nas, ponieważ uważali nas za szkodniki, wampiry. Niestety, dorośli naszego gatunku nie mają mocy, ani siły, gdy słońce jest wysoko, więc to była masakra, bezcelowe marnotrawstwo życia. Tak wielu zmarło tego samego dnia, zarówno ludzi jak i Karpatian, kobiet i dzieci. Wielu z naszej rasy poddano rytuałowi „wampira” zabijając, ścinano i pozbawiano serc, moi rodzice byli między nimi. - Głos Dariosa był miękki, melancholijny, daleki, jakby część jego była wieki od niej. W jego ramionach, Tempest odwróciła się sięgając i dotykając jego ust swoją ręką.

- 92 -

- Przykro mi, Darios. Jak musiało to być straszne dla ciebie. - Łzy lśniły na jej długich rzęsach, sprawiając że oczy były lśniące. Smutne dla niego, dla jego utraconych rodziców, dla chłopca którym był, rwąc jej serce. Darios dotknął jej łez, łapiąc je na końcu swego palca. - Nie płaczcie nade mną, Tempest. Nigdy nie chciałem przynieść łzy do twojego serca. Twoje życie także było trudne. Przynajmniej zanim straciłem emocje i kolory, moje było wypełnione setkami lat miłości - mojej starej rodziny, następnie mojej nowej rodziny. Łódź, którą ja i reszta uciekliśmy od wojny w naszej ojczyźnie zabrała nas przez ocean zanim zatonęła w gwałtownej burzy. Byliśmy sami, ja najstarszy, ale udało nam się dotrzeć do brzegów Afryki, i mieliśmy wspaniałe przygody w tamtych latach i wcześniej zanim ciemności zgromadziła się we mnie i rozproszyła się w mojej duszy. Patrzyła jak przenosi palec do swoich ust, smakując lśniące łzy, jego czarne oczy były zmysłowe, jego doskonałe usta niebezpiecznie kuszące. Przełknęła kurczowo, bojąc się, że mogła rzucić się w jego ramiona, tylko by smakować ponownie jego ust i na zawsze być zatracona w płonącej intensywności jego oczu. - Jaka ciemności, Dariosz. O czym ty mówisz? - Nic nie czułem przez ostatnie wieki. Po pewnym okresie, widocznie Karpatiańscy mężczyźni tracą swoje emocje i są w niebezpieczeństwie przemiany w wampira. Ponieważ miałem innych którzy zależeli od mnie, odpierałem bestię we mnie. Ale nawet teraz nie widziałem żadnych kolorów, nie czułem radości, nie potrzebowałem kobiety, ani śmiechu, i miłości. Nie mam nawet poczucie winy po koniecznym zabijaniu. Tylko mój głód był we mnie. Silny i straszny i zawsze we mnie. Bestia we mnie rosła, zawsze walcząc o wolność, szalejąc za uwolnieniem. Wtedy, w tę ciemności, ty przyszłaś, przynosząc mi kolory i światło i życie. - Darios powiedział miękko, szczerze, znacząc każde słowo. Jego ręka podszedł chwytając masę jej włosów, czerwono - złotą, gniotąc ją przy twarz, by mógł wdychać jej zapach. - Mam większą potrzebę Ciebie niż ktokolwiek inny w tym świecie. Moje ciało rości sobie twoje jako własne. Moje serce rozpoznaje twoje. Moja dusza woła do Ciebie, a mój umysł stara się dotknąć twojego umysłu. Jesteś jedyną kobietą, która może poskromić bestię i utrzymać mnie na tę ziemi, na drodze dobra i jasności. Jedyną, która może powstrzymać mnie przed zniszczeniem śmiertelników i nieśmiertelnych. Tempest ponownie przygryzła dolną wargę. To, co jej powiedział było niemal więcej niż mogła zrozumieć. Spowodował że była nerwowa, nawet jeśli - 93 -

uczynił ją bardziej świadomą siebie jako pożądaną kobietę niż ktokolwiek kiedykolwiek. - Nie daj się ponieść, Darios. Zgodziłam się podróżować z zespołem na chwilę, ale ocalenie świata jest trochę poza moją specjalizacją. Posiadam klucze do wszystkiego, ale związki całkowicie mnie omijają. - Mogła być niepoważna w swojej odpowiedzi, ale jej serce topiło się po każdym jego słowie. Jego elegancja starego świata i urok jakoś zapewniał równowagę dla niebezpieczeństwa trzymającego się jego jak druga skóra. Magnetyzm seksualny był również druga naturą Dariosa i Tempest nie próbowała oszukiwać siebie, że była na niego odporna. - To będzie w najlepszym interesie wszystkich zainteresowanych, gdy nadal będziesz wolna od wszelkich innych relacji - powiedział cicho. Jej szmaragdowe oczy błyszczały brylantową zielenią, zanim ponownie odwróciła się od niego, kuszenia jego doskonałych ust, gdy patrzyła na nie zbyt długo. - Chodźmy, Darios. Myślę, że to bezpieczniejsze niż stanie tu na konarze patrząc w przepaść. Dużo bezpieczniejsze. Jego ramię zakrzywiło się wokół jej talii, i pochylił się do przodu, jego ciepły oddech pieścił jej kark. - Uciekaj, jeśli musisz, kochanie, ale nie masz gdzie pójść z wyjątkiem powrotu do mnie. Stanowczo usunęła grube ramię ze swojej talii, dumna ze swego zdecydowania. Jeśli jego ciało nadal będzie w kontakcie z jej, oboje staną w płomieniach. Jedyną rozsądną rzeczą było umieszczenie oceanu lub lodowca między nimi. Być może całej polarnej pokrywy lodowcowej. Jego irytujące śmiech podążył za nią, gdy zeskoczyła z konaru i zaczęła maszerować. - Czytanie twoich myśli staje się bardzo ciekawe, kochanie. Możemy zawsze zamieszkać w igloo. - Nie ma szans. Mógłbyś stopić te cholerne rzecz. - Więc, gdzie będziemy? - Mówiłam ci, nic z tych hipnotyzujących oczu. I być może powinieneś spróbować maski. - Jego seksowny śmiech również musiał odejść. Zdecydowanie musiał odejść. To siało spustoszenie w jej krwi. Sprawiając, że była gorąca, stopiona, tak gęsta i ciężka, że chciała rzucić się na niego i prosić o ulgę, jeśli się nie zatrzyma. Potem będzie tego żałowała. Tak. Odwróciła się i spojrzała na niego. - 94 -

- Ok. zrób jaszczurkę. Studiował jej twarzy. - Jaszczurkę? - powtórzył. Następnie nikczemny uśmiechem dotknął jego zmysłowych ust. - Lizać twoją skórę? Z przyjemnością. Powiedz mi, gdzie. Celowo pochylił się w pobliżu pulsu na jej gardle, jego oczy od razu zapłonęły, zaśmiał się dziwnie. Tempest popchnął go mocno. Jeśli drażniący aksamit jego języka dotknie jej skóry, będzie stracona. - Odejdź ode mnie. - Zrobiła dwa kroki w rosnącym alarmie. - Mówię poważnie, Darios. Albo będziemy musieli znaleźć przyzwoitkę. - Powiedziałaś, że chcesz jaszczurki. - Jego ręka przykuła jej nadgarstek, przytrzymując ją do jego boku. - Miałam na myśli skalę. Potrzebujesz skali. Gdybyś był małym robakiem, nie czułabym się, jakbym ryzykowała moją cześć spacerując z tobą w lesie. Śmiała się na przekór sobie. - Gdybym zmienił kształt zmieniając się w jaszczurkę, uciekła byś krzycząc z powrotem do obozu. - Darios wiedział, że Julian i Desari już odeszli do autobus turystycznego z kotami. Dayan, Syndil i Barack w tym samym momencie wpychali się do małego, szybkiego samochodu, który Barack tak bardzo kochał. Słyszał jak Barack błaga Syndil by z nim porozmawiała, próbując przekonać ją, że nie jest szczurem. Darios skorzystał z chwilowej pauzy Tempest biorąc w posiadanie jej rękę. Jego palce splotły się mocno z jej i przyciągnął ją pod ochroną jego ramienia. - Gdybym się zmienił, chciałbym pokazać ci i zrobić smoka z Komodo dla Ciebie. Tempest pozwoliła przez kilka uderzeń serca, przetrawić to przez jej wyobraźnię. - Czy nie musimy jechać gdzieś dziś wieczorem? Myślałam, że masz napięty harmonogram. Zostawmy na razie smoka z Komodo. Jesteś dość przerażający w ludzkiej postaci. Dryfowali z powrotem w kierunku obozu, przechodząc przez warstwy mgły, która była zgrubiałą wzdłuż dna lasu. To było niesamowite i piękne, sprawiało że las był magicznym, mistycznym miejscem. Tempest lubiła poczucie siły w rękach Dariosa, żar jego ciała ocieplał jej ciało, prosto, w płynny sposób przenieśli się z sugestią szczelnej smyczy mocy. Przede wszystkim kochał sposób w jaki jego oczy płonęły zaborczo nad niej, sposób w jaki jego rzeźbione, idealne usta kusiły ją. - 95 -

Darios zatrzymał się tak nagle, że wpadła na niego. Odwrócił się twarzą do niej, jego rysy były mroczne i zmysłowe w świetle księżyca wyciekającego przez korony drzew. Patrzył, jakby był panem mocy, czarodziejem nie mającym równych. Tempest mogła tylko patrzeć w jego męskie piękno, zagubiona w głodzie jego oczu. Nie mogła oddychać, kiedy był tak blisko niej. Jego oczy ciemniały, dopóki nie zostały bezlitośnie głodne, z surową potrzebą. Jego ręce zsunął się na jej ręce, by spocząć na jej biodrach, nakłaniając jej ciało by przysunęło się jeszcze bliżej niego. Granat powietrza mieszał się z srebrzystym blaskiem księżyca i schodziły się razem w białym brzegu mgły, wokół nich, odcinając ich od reszty świata. Darios pochylił powoli do jej głowę, kierowany przez jakąś siłę nawet poza jego zrozumieniem, inną niż jego własna. Wszystko, co liczy się w tej chwili, było to że czuł satynową miękkość jej usta pod jego. To, że smakowała jak dziki miód. To, że przejął kontrolę i zakończy ich wzajemną mękę. Musiał to zrobić. Było to konieczne dla nich jak oddychanie. Jego usta były twarde, ale aksamitne miękkie, poruszały się po niej, delikatnie namawianie ją na odpowiedź. Czuł jej zmianą pod rękoma, prześlizgując się w nim, owijając się szczelnie wokół jego serca. Jego zęby szarpał delikatnie, uporczywie, aż Tempest musiała zgodzić się z jego niewypowiedzianymi potrzebami i otworzyć usta dla niego. Grunt pod jego nogami kołysał się niepokojąco, ale jego usta były przymocowane do niej, przenosząc go w czasie i przestrzeni, gdzieś gdzie nigdy nie był. Bez świadomej myśli, bez znaczenia na to, Darios znalazł jej umysł swoim i połączył ich razem, dzieląc się jego erotycznymi fantazjami, radością jej istnienia. Dzieląc się sposobem w jaki jego ciało ożyło i żądało jej, potrzebowało jej. Pragnąc jej. Czyste uczucie. Wznosił się bez skrzydeł, swobodnie opadając w przestrzeni, i cały czas płomienie skakały wyżej. Był zagubiony w niej, zawsze będzie w niej zagubiony. Jej skóra była tak miękka, miała włosy jak jedwab. Była cudem życia. To było wszystko, zamiatając Tempest wraz z nim w wir jego pasją, chwytając jej pragnienie i powiększające je, dopóki nie wiedziała, gdzie kończyła się ona, a zaczynał on. Do póki nie płonęli w jednym ogniu głodu. Nie było miejsca dla przetrwania, nie było miejsca na skromność, jej potrzeba była tak samo wielka, jak jego własne.

- 96 -

Jego ramiona zacisnęły się zaborczo, zagarniając ją do schronienia jego twardych ramion. Głęboko w jego ciele, jego krew zagęściła się do płynnej lawy, burza przetaczała się przez cały jego organizm, dopóki nie wiedział, że stanął w płomieniach. - Musimy przestać. - Słowa muskały jak skrzydła motyla w głowie, zdyszany, erotyczny, wypełniony tym samym głodem i potrzebą, grożącą pożarciem ich obojga, zagrażając jego kontroli. Ale było coś jeszcze. Coś nowego. Ponieważ ich umysły zostały połączone, poznał co to było, strach, elementarny jak sam czas. Darios zebrał się w sobie i powrócił do rzeczywistości, z dala od zdecydowanego domagania się jego ciała z powrotem w kierunku pozorów normalności. Tempest była w ogniu, już nie swoim, ale po części Dariosa. Byli jedną i całkowitą istotą. Ona przytuliła się do niego, jedynego bezpiecznego zakotwiczenia w dzikiej burzy magii. Darios podniósł głowę, tak że jego usta krążyły centymetry od niej. Patrzyli na siebie, nawzajem tonąc w swoich oczach, napełnieni strachem, że mogą stworzyć taki pożar tylko pocałunkiem. Tempest wycofała się, subtelnym kobiecym gestem z dala od niego, starając się odnaleźć sobie i ostudzić straszne ciepło jej ciała. Dotknęła swoich ust ręką, nie mogąc uwierzyć, że wytworzyła takie płomienie. - Nie mów tego, kochanie. Wiem dokładnie, co zamierzasz powiedzieć. To irytujące męskie rozbawienie barwiło jego ochrypły głos. Tempest potrząsnęła głową. - Nie sądzę, abym mogła rozmawiać. Szczerze mówiąc, Darios, jesteś śmiercionośny. Po prostu nie możemy tego zrobić. To zbyt niebezpieczne. Spodziewałam się błyskawic, zaczynających iskrzyć między nami. Wsunął rękę przez swoją ciemną grzywę włosów. - Przysięgam, że zostałem uderzony przez jedną z nich. Rozżarzoną do białości i postrzępioną, rozrywającą mnie. Jej uśmiech był niepewny, ale niemal taki sam. - Tak więc zgadzamy się. Nigdy więcej tego. Darios owinął ramiona wokół jej ciała i stwierdził, że drży. - Myślę, że jest wiele odpowiedzi, Tempest. Musimy nauczyć się to kontrolować. Im więcej będziemy praktykować, tym lepsi będziemy. - Lepsi? - Tempest przycisnęła rękę do ust, jej oczy były ogromne. - Nie śmiemy być lepsi w tym, Darios, albo możemy sprawić ze świat stanie w ogniu. Nie wiem jak ty, ale ja nie czuję się tak świetnie w tej chwili. - Jej ciało było - 97 -

ciężkie i obolałe z pragnienia ulgi, wrażliwe na najmniejsze dotyku. Za każdym razem, gdy Darios ocierały się o nią, rzucał ogień ścigający się przez nią. Potrzebowała go, potrzebowała jego ciała. - Gdybyśmy mieli choć trochę rozumu, umieścilibyśmy pół świata między nami. Darios podniósł jej nadgarstki do ciepła swoich usta i był zaintrygowany dwiema małymi bliznami na nich. Jego język badał wyblakłe białe plamy, powoli, drażniąc aksamitnym gorącem. Tempest zamknęła oczy przed pragnieniem tlącym się w jego oczach, przed jego rażącą zmysłowością. Tym razem wiedziała że chwile pożaru nie było spowodowane tylko przez nią. Ona nie robiła takich rzeczy, nigdy nie dążyła do natychmiastowej intymności. Nigdy. Kto by pomyślał, że taki mały dotyk, jedno spojrzenie, może zmienić ją w ciecz gorącą i sprawiającą ból, która nigdy więcej się nie zatrzyma? - Darios, musisz się zatrzymać. - Na wpół się śmiała, ale była bardzo blisko łez. - Nie mam pojęcia, co robić. Mam na myśli to, że jesteś wampirem. Pokręcił głową. - Nie wampira, kochanie. Boże, pomóż nam wszystkim, nigdy tym. Wyjaśniłem Ci, że wampir wybrał wieczną ciemności, wybrał utratę duszy. Jesteś moją duszę, moją siłą, światłem dla mojej ciemności. Jestem Karpatianinem, mimo że nie dorastałem z naszymi ludźmi i moje drogi są nieco inne. Nie znam Księcia naszego narodu, który zobowiązał się utrzymania naszego gatunku przed wyginięciem. I nawet nie wiedziałem, że istnieje lub że mój starszy brat wciąż żył jeszcze kilka tygodni temu. Tempest zaczęła się śmiać. - Czy jest coś normalnego, o czy możemy rozmawiać? Powiedzmy o pogodzie? Niezwykłej pogodzie którą mamy. - Jeśli on nadal będzie z nią rozmawiał o rzeczach, które jej mózg nie chciał zrozumieć, bała się, że straci swój rozsądek. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Jego uśmiech był drażniący. - Czy chcesz bym stworzył burzę? Możemy kochać się w deszczu. - Możemy znaleźć innych i udawać, że bezpieczniej jest w większym gronie - Tempest sugerowała mocno, nie zważając na sposób w jej ciało topniało na jego skandaliczne sugestie. - Widzę, które z nas jest praktyczniejsze, i to nie jesteś ty. - Szarpnęła go za rękę, prowadząc go z powrotem do obozu. Poszedł za nią przez kilka minut w ciszy zaskoczenia. Wreszcie, zaciekawiony, odchrząknął.

- 98 -

- Tempest? Gdzie dokładnie jest to, dokąd idziemy? Nie dlatego, że nie chcę pójść tam, gdziekolwiek chcesz byśmy poszli, ale z moich wspomnień, ten szlak prowadzi wokół skalistego wąwozu. To jest niebezpieczne. Czuła rumieniec rosnący pod jej skórą i skradający się w górę jej szyi. Kiedy próbowała rozwikłać swoje palce z jego, on trzymał się jej jak przyklejony. Czuła się jakby kopiąc go w łydki. To było dość, że postawił jej ciało w ogniu, ale teraz była zupełnie speszona, a on wyglądał tak samo jak zawsze, spokojny, nieubłagany, całkowicie niepokonany. - Więc gdzie jest obóz? - zażądała przez zaciśnięte zęby. Przez chwilę Darios patrzył na nią. Potem mrugnął, ścierając szydercze rozbawienie, którego była pewna, że widziała mieszającego się w głębi jego oczu. Odnosił się do niej z doskonałym szacunkiem, tak że naprawdę chciała skopać mu golenie. Na dobrą sprawę potrzebowała samokontroli, żeby tego nie robić. - Nie pouczaj mnie. Normalnie mam pewien zmysł kierunku zaprotestowała. - Musiałeś rzucić na mnie zaklęcie, czy coś. Po prostu prowadź. I zetrzyj ten wyraz ze swojej twarz, gdy będziesz to robił. Szedł w milczeniu, jego ciało nieświadomie ochronne wobec niej. - Jakiego rodzaju zaklęcie rzuciłem na ciebie? - zapytał delikatnie, a jego głos był tak czystym, niesamowitym, hipnotyzującym rytmem, że wydawało się możliwe by mu oprzeć. - Skąd mam wiedzieć? - spytała nadąsana. - Z tego co wiem, studiowałeś z Merlinem. - Zwróciła się do niego z szacunkiem, ale i z podejrzliwością. - Nie studiowałeś, prawda? - Właściwie, kochanie, był moim uczniem - powiedział. Położyła obie dłonie na uszach, jej palce nadal były splecione z jego. - Nie chcę tego słuchać. Nawet jeśli żartujesz, nie chcę tego słuchać. Dotarli do rozdroża i Tempest przystanęła patrząc na pusty zagajnik. Tylko ciężarówka pozostała. Nie tyle jako bezpańskie opakowanie papieru które wskazywał, że ktoś kiedyś tam był. Była przeznaczona by być sam na sam z Dariosem czy chciała, czy nie. - To nie jest spisek, prawda? Darios zaśmiał się cicho, otwierając drzwi do samochodu. - Moja rodzina prawdopodobnie myśli, że straciłem rozum, ale nigdy nie spiskowaliby przeciwko Tobie.

- 99 -

- Ale spiskowaliby przeciwko Tobie - powiedziała Tempest z nagłą intuicją. Przechyliła głowę patrząc na niego. - Co by zrobili, gdyby Księciu waszych ludzi nie spodobało się to co zrobiłeś? Darios wzruszył ramionami, od niechcenia z jego naturalną arogancją. - Nie chciałbym, żeby moja rodzina robiła coś innego niż trzymała się z dala od moich spraw. Od dawna dbam o siebie i moje własne problemy. I nie odpowiadam przed nikim. Nigdy nie odpowiadałem i nie będę w stanie tego robić po tak długim czasie. - Jego ręce objęły jej talię, i podniósł ją bez wysiłku, sadzając ją na siedzeniu samochodu. - Zapnij pasy, kochanie. Nie chciałbym abyś wyskoczyła po pierwszym sygnale kłopotów. Mruczała pod nosem, kiedy usiadł za kierownicą. W małych granicach ciężarówki, zdawał się być silniejsze niż kiedykolwiek. Szerokie ramiona, silne kolumny ud, ciepło jego ciała. Tempest połknęła jęk złowionych w gardle. Jego męski zapach kusił ją, czymś dzikim i nieokiełznanym. Jej paznokcie wystukał nerwowy rytm na desce rozdzielczej. - Wiesz, Darios, może po prostu powinnam wsiąść do autobusu. Usłyszał cień rozpaczy w jej głosie i postanowił go zignorować. Po uruchomieniu silnika, sięgnął by dotknąć jej miękkiej skóry tylko raz, jego palce spłynęły po jej policzku. Lekki dotyk przyśpieszył jej bicie serca. Wiedziała, że to słyszał, wiedziała, że wiedział o jej krew pędzącej przez jej żyły, był świadomy gotowości jej ciała i potrzeby jego. Przy drobnym westchnieniu zatonęła w dół, w siedzenie i odchyliła głowę do tyłu, zamykając oczy.

- 100 -

ROZDZIAŁ 7 Była samotna. Tempest myślałam o tym, gdy przeczesywała włosy i patrzyła w zamyśleniu w lustro w łazience w przyczepie zespołu. Długa noc był jak piękny sen, Darios mówił cicho do niej w zaciszu małej kabinie ciężarówki, jego głosu, był takim idealnym połączeniem dźwięku, dotyczącej interesujących fragmentów historii, tak że ją ożywało. Jego ramię przyciągnęło ją do niego, zapewniając, że jej pas bezpieczeństwa był przyjemny. Ciepło jego ciała przenikało do niej. Jechali przez wiele godzin, nocne niebo rozłożone przed nimi, wstęga autostrady była ich przewodnikiem. Stała się senna, jej głowa opadała na jego ramię i pozostałą tam. Nie miała zamiaru by tak się stało, ale czuła się dobrze. Darios sprawiał że czuła się bezpieczna i szanowana. To było w jego głosie, w cieple jego oczu, w sposobie w jaki jego ciało chroniło jej. Tempest westchnął głośno. Nie chciała, przyzwyczaić się do tego uczucia. Nic nie trwa wiecznie, i ostrzegała siebie, że lepiej liczyć na siebie. Nie chciała wpaść w uwodzicielską pułapkę, bez względu na to jak jedwabista była. W każdym razie, Darios był zbyt silny, aby nawet rozważać takie ryzykowne działania. Ale ona mogła śnić i wydawało się, że ostatnio robiła to często. Była samotna bez Dariosa. Tak wiele razy w swoim życiu doświadczyła samotności, ale to było inne. To było odczucie, jakby brakowało jej część, mroczna pustka której nie mogła wypełnić lub uciec od niej na własną rękę. Ponownie obudziła się późno, kolejny zły nawyk, który rozwijała. Było dobrze po trzeciej po południu. Położyła się późno podróżując przez całą noc. Nic dziwnego, że zespół spał w ciągu dnia. Kto inny mógł zachować tak szalony harmonogram? Spojrzał uważnie w swoje odbicie w lustrze. Jej posiniaczone oczu powinny być nadal głęboko purpurowy, obrzęknięte i brzydki, ale pozostały tylko niebieskie smugi. Darios musiał ją uzdrowił. Rumieniec wkradł się na jej twarz, a jej ciało skoczyło do życia, gdy przypomniała sobie jak to zrobił. Łatwiej było wspominać to jako erotyczny sen. Darios. Tęskniła za nim, gdy spał, Bóg wie gdzie. Nie lubiła sposobu w jaki błyszczały jej oczy, odsunęła się od lustra. Było na tyle źle, że zwlekała z prysznicem, jak usychające z miłości cielę, marząco - 101 -

nim. Jego oczach. Jego ustach. Jego głosie. Sposobem w jaki jego ciało falowało siłą. - Och, na miłość boską. - Spojrzała na bogate wnętrze kempingowca. Zachowujesz się gorzej niż nastolatka - powiedziała do sobie. - On jest arogancki i apodyktyczny i dziwny. Miej to na uwadze, gdy będziesz rozwlekała nad jego wyglądem. On jest mężczyzną. To już jest wystarczająco złe. A on jest gorszy niż mężczyzna. On jest... - szukała właściwego wyjaśnienia. - Czymś. Czymś, czego żadnej części nie chcesz. Teraz idź sprawdzić olej. Coś przyziemnego, zwyczajnego. Coś zrób coś do czego można się odnieść. Tuż przed świtem musiał przeprowadzić ją do autobusu, który musieli wtedy wyprzedzić, po przejechaniu przez całą noc. Zamknęła oczy i mogła nadal czuć siłę jego ramion, sposób w jaki czuła jego twarde mięśnie klatki piersiowej przy jej miękkich piersiach. We wczesnych smugach światła mogła zobaczyć jego twarz, zmysłową, piękną, jeszcze surową jak sam czas. Musiał przenieść ją delikatnie, ostrożnie do autobusu i położył ją na kanapie, wśród poduszek. Jego czułość gdy przykrywał ją kołdrą na zawsze zapisała się w jej sercu. Całując muskał jej skroń nadal znacząc ślady ognia. A jej szyja. Tempest przycisnęła rękę do jej szyi, a potem odwróciła się do lustra, aby spojrzeć jeszcze raz. Jego usta pozostawiły tam płonące znaki, oznaczając ją jako jego. Mogła zobaczyć dowody, gdzie pulsował dziwny znak, piętnował i wołał do niego. Ona przykrył go dłonią i schwytała żar. - Tym razem jesteś w tarapatach - szepnęła cicho Rusti. - Ja nawet nie mam pojęcia, jak mam zamiar się ciebie pozbyć. Starała się zjeść płatki zbożowe, ale uznała że była bardziej samotna niż głodna. Chciała zobaczyć jego usta, sposób w jaki jest ekscentryczny, powolny i seksowny. Chciała zobaczyć czarny płomień jego oczy. Płatki smakowały jak tektura. Dlaczego to było tak erotyczne, gdy Darios brał jej krew, gdy myślała o innych którzy to robią zbierało jej się na mdłości? Co sprawiło, że było to odrażające, gdy Barack był nachylony blisko niej, nawet całe jej ciało zaciskało się w oczekiwaniu na Dariosa? Tym razem dotknęła znak dłonią. - Nie będziesz siedzieć tu i marzyć, Tempest - oświadczyła twardo, trochę zastanawiając się, dlaczego mówiąc do siebie kładła nacisk na imię Darios. Rób coś, cokolwiek, ale przestać zachowywać się głupia. Poświęciła tylko kilka minut, aby się przygotować i po popieszczeniu sennych lampartów, wyszła na zewnątrz. Ciężkie zasłony w oknach zablokowały światło w autobusie tak, że dzień wydawał się jaśniejszy niż kiedykolwiek, i ona mrużyła oczy przed jego blaskiem. Bryza była miękka i - 102 -

zabawna, szarpała ją za włosy i ubranie, liście szumiały i wdmuchiwały igliwia tu i tam do nowego kempingu. Powietrze pachniało sosną i kwiatami. Woda skraplała się gdzieś w pobliżu. Tempest manipulowała bez przekonania przy silniku autobusu, dopracowując go, dopóki nie była usatysfakcjonowana. Wiatr sprawiał że czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Kolory wydawało się bardziej żywe, gdy Darios było w pobliżu. Wszystko było bardziej żywe, gdy Darios było w pobliżu. Obsesja. Czy to było to? Tempest napełniła butelkę wody i wsunęła ją do swojego plecaka. Chciałaby pójść pozwiedzać, brodzić w strumieniu, i ochłodzić się. Zmyć go. Gwiżdżąc, wsunęła swoje ręce do kieszeni i ruszyła, stwierdzając, że obecność Dariosa nie będzie już dłużej jej straszyć. Ale uczucie ucisku ciemności zaczęło ją ogarniać, im dalej szła od obozu. Próbowała śpiewać, ale jej serce wydawało się ciężkie, nogi jak z ołowiu, gdy brała każdy krok. Straszny smutek rósł w niej. Musiała zobaczyć Dariosa, dotknąć go, wiedzieć, że żyje i ma się dobrze. Znalazła cienką wstążkę strumienia i szła nią, aż rozszerzyła się i przelewała się w spieniony srebrny koc nad wychodniami skał. Zdjęła buty i weszła w lodowate zimno, które wyczyściło jej głowę na tyle, że mogła ponownie myśleć. Darios nie był martwy lub ranny. Nic nie było źle. Więź między nimi rosła, bo łączył swój umysł częściej z jej. Dzielili się intensywnie intymnością, przeznaczoną dla ludzi. Bez dotyku jego umysłu, czuła się opuszczona. To wszystko. To było proste. Ona po prostu musiał się nauczyć z tym żyć. Tempest brnęła głębiej w taki sposób, aby strumień wody zalewał jej kolana, a prąd wzywał ją, aby szła w tym kierunkiem. Ona była świadoma owadów w powietrzu, ich ciągłego buczenia, brzęczenia. Były to pociski kolorów, szum bardzo cienkich skrzydeł. Słuchała je w sposób jaki nauczył ją Darios, w zupełnej ciszy, z wodą płynącą wokół niej a jej umysł koncentrował się na małych stworzeniach tętniących życiem. Tempest oglądała jaskrawo niebieską ważkę unoszącą się nad strumieniem. Bardzo powoli rozejrzała się i zobaczyła zgromadzenia motyli. Tak wiele pięknych kolorach, skrzydła bijące w powietrzu. Przychodziły zewsząd, ocierając się na przeciwko niej, lądując na ramionach, rękach. Urzekając, pozostała nieruchomo dostosowując się do nich, aż bała się, że było ich zbyt wiele. Nagle gwałtownie uwolniła je, a one zaczęły z wdziękiem wzbijać się do lotu.

- 103 -

Nuty sączyły się w jej umysł, gdy ptaki zaczęły koncert, rywalizacją dźwięku. Różne gatunki rywalizowały na falach radiowych i starały się prześcignąć nawzajem. Nasłuchiwała, powtarzający się dźwięki w jej głowie, aż była pewna, że słyszy każdy dźwięk z osobna, każdy sens, zanim odpowiedziała im. Jednego po drugim wzywała je do siebie. Wyciągając swoje ramiona, śpiewała im, namawiała je, jej gardłowy śpiew wabiąc ptaki z ich gałęzi i gniazd. Latały wokół niej, okrążając wolno, zanurzając się i badały ją ostrożnie, zanim zdecydował się wylądować na jej ramieniu. Piszczące i besztające wiewiórki przyszły następne, pędząc do przodu, aby zatrzymać się na skraju wody. Powoli, z wielką starannością, Tempest podeszła do nich, przez cały czas wciąż mówiąc spokojnie do ptaków. Załopotały wokół niej, gruchając i śpiewając, ćwierkając dla niej ulubioną melodię. Dwa króliki przemieszczały się niepewnie na otwartą przestrzeń, poruszając nosami na nią. Tempest nadal pozostawała bardzo spokojna, sięgając tylko swoim umysłem, aby włączyć je w krąg komunikacji. To ptak pierwszy, ostrzegł ją przed niebezpieczeństwem. Pędzący prąd powietrza, wysoko nad nimi, jego bystre oczy złapał ukradkiem ruch pędzący kilka metrów od zebrania. Podniósł alarm, przestrzegając tych poniżej, że nie byli sami. Tempest odwróciła się szybko, gdy ptaki wzbiły się do lotu, a wiewiórki i króliki uciekały chroniąc się. Ona została sama na polanie, jej bose stopy nadal były w wodzie. Mężczyzna częściowo ukryty w gęstych zaroślach, był zajęty wykonanie serii zdjęć. Wyglądał znajomo i, co gorsza, zbyt triumfalne. Oczywiście zrobił zdjęcia zwierząt zgromadzonych wokół niej. Tempest westchnęła i przejechała ręką przez włosy. Przynajmniej nie udało jej się przyciągnąć ważnych lub egzotycznych. Nie niedźwiedzia, lisa lub norki. Ale ona mogła jeszcze zobaczyć reportera z brudnego, małego, szmatławca robiącego jej zdjęcia z przodu, opisując je: Kobieta ptak z Dark Trubadours. Co za wspaniały artykuł, mógł napisać. Jak ona mogła pozwolić sobie na taki bałagan? - Witam ponownie. Wydaje się, że podążasz za nami - witała Matta Brodricka, mając nadzieję, że nie brzmi na tak przestraszoną, jak się czuła. Nienawidziła być sam na sam z mężczyzną, i te meandry strumienia na zalesionym odludziu były tak opuszczone jak tylko mogły. - Czy masz jakieś dobre zdjęcia?

- 104 -

- Oh, tak - odparł, dzięki czemu aparat zawisł na jego szyi. Zaczął iść w jej kierunku, patrząc ostrożnie dookoła. - Gdzie jest ochroniarz? - zapytał z wielką podejrzliwością. Nogi Tempest poruszały się z własnej woli, brodząc do tyłu na środek rzeki, gdy Matt Brodrick kroczył w jej kierunku. - Myślałem, że ochroniarz przylgnęła do ciebie jak klej. - Skąd bierzesz pomysły takie jak ten? Jestem mechanikiem, a nie członka zespołu. On trzyma się jak klej Desari, wokalistki. To jego praca. Mogę przekazać mu wiadomość, następnym razem gdy go zobaczę jeśli chcesz. - Coś w Brodricku wzbudzało jej niepokój. Wiedziała, że jest czymś więcej niż wścibskim reporterem podążający za zespołem, ale to, czego chciał, nie mogła odgadnąć. - Ktoś próbował ją zabić kilka miesięcy temu - powiedział Brodrick, obserwując uważnie jej twarzy. - Czy oni powiedzieć ci to? Czy wspomnieli, że gdy próba została dokonana, dwóch innych członków zespołu zostało postrzelonych? Ta grupa może być niebezpieczna dla kogoś w ich pobliży. Ciągle szła środkiem. Mówił prawdę, mogła to wyczuć. Ale celowo powiedział jej to, w ciszy odosobnienia tych lasów by nią wstrząsnąć, aby sprawdzić, czy mógłby ją wstrząsnąć. Tempest wdychała, biorąc świeże powietrze, wypychając potworny strach. Zaczęła iść w kierunku nurtu, nawet gdy wzruszyła zdawkowo ramionami. - To nie ma nic wspólnego ze mną. Naprawiam samochody, to wszystko. Jesteś prawdopodobnie w większym niebezpieczeństwie, niż ja, jeśli ktoś próbuje zranić Desari a ty zawsze kręcisz się dookoła. Spojrzała na niebo. Był jasny, piękny dzień, chmury jak waciki pływające spokojnie, wysoko nad nimi. - To chyba jakiś szalony fan. Wiesz, tego typu. Desari jest piękna i seksowna. Skupia wszelkiego rodzaju uwagę. Czasami tak wiele uwagi, nie jest dobrą rzeczą. - Jakiś naturalny spokój sączył się do jej umysłu. A może to znowu Darios? Był daleko od niej, że nie mogła go dotknąć nawet wtedy, gdy jej umysł, z własnej woli, sięgał by go odnaleźć. Spotkała tylko pustkę, ale wyczuła że chciał jej pomóc. Czuła coś - jego charakterystyczny spokój, napływał do niej i pomagał w wyciszeniu się, aby dostosować ją do natury. Brodrick prześladował ją wzdłuż brzegu strumienia, uważając, aby zachować czubki butów suche.

- 105 -

- Bardziej prawdopodobne że ktoś wie, czym są. - Jego oczy leniwie przesunęły się po niej. - Chciałaś mnie ostrzec prawda, próbowałaś mi powiedzieć, że jeśli zostanę w pobliżu mogę zostać ranny? - Skąd bierzesz takie pomysły? - Tempest miała nadzieję, że przemyślała to. Pozwalając mu ją zastraszyć, kiedy może po prostu był tak przerażony. - Nie czytam obślizgłych brukowców, Brodrick, więc może powinieneś powiedzieć mi, czego szukasz. Rozumiem, że masz zamiar użyć tych zdjęć ze mną. Nie jestem gwiazdą, a w każdym przypadku, co to miałoby za sens? Że wolę zwierząt od ludzi. Czuję do nich sympatię. Wydrukuj je, a wszystko co osiągniesz, to może pozbawisz mnie pracy. Jak to pomoże osiągnąć Ci wszystko, czego chcesz? Brodrick studiował ją. Stała w słońce za sobą, więc nie od razu zauważył miejscy ugryzienia miłości na szyi. Gdy to zrobił, wydał uduszony dźwięki gramolił się do tyłu, pospiesznie sięgnął do wnętrza koszuli na jego szyi, aby wyciągnąć srebrny krzyżyk. Trzymał go przed sobą, naprzeciwko niej. Tempest spojrzała na niego przez chwilę nie rozumiejąc. Następnie, gdy zrozumiała znaczenie tego, wybuchła śmiechem. - Co robisz, idioto? Jesteś szalony! Naprawdę wierzę w ten tandetny ślad, prawda? - Jesteś jedną z nich. Nosisz znak bestii. Jesteś teraz jego sługa - oskarżał histerycznie. Słońce świeciło w srebrnym spojrzeniu jej oczu. Tempest dotknęła swojej szyi ręką. - Kim on jest? Jaką bestią? Zaczynam myśleć, że jesteś szalony. Mój chłopak kręci się w okolicy i zrobił mi malinkę. A myślisz że, co to jest? - Oni są wampirami, wielu z nich - powiedział Brodrick. - A myślisz że dlaczego śpią w ciągu dnia? Tempest zaśmiała się cicho. - To dlatego jest tak wiele trumien w autobusie? Wow. Nigdy nie myślałam, że są wampirami. Brodrick Przeżegnał się ze złością, wściekły, że go ośmiesza. - Nie będziesz się ze mnie śmiała, kiedy udowodnię to światu. Jesteśmy na ich tropie. Byliśmy przez jakiś czas. Śledzimy ich w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, i oni nic się nie postarzeli. - Kim są „my”? I masz na to dowody? - Jej serce było w gardle, ale zmusiła się do pozostawienia szyderczego uśmiechu na swojej twarzy. - Nie wyglądasz na pięćdziesięciolatka, Brodrick, więc może także jesteś jednym z nich.

- 106 -

- Nie śmiej się ze mnie - syknął wściekły. - Jesteśmy społeczeństwem zainteresowanych obywateli, próbujących uratować świat od demonów. Narażamy się na wielkie ryzyko. Niektórzy z naszych ludzi zostało zabitych w Europie, wiesz - męczennicy naszej wielkiej sprawy. Nie możemy pozwolić, aby wampiry nadal stanowić zagrożenie dla ludzkości. Jej oczy rozszerzyły się. Patrzyła, jak Boga kocham, na fanatyka, niewątpliwie w jakiś sposób stał za próbą zabicia Desari. - Panie Brodrick. - Starała się być rozsądna. - Nie możesz rzeczywiście wierzyć w to co mówisz, ja znam tych ludzi. Oni definitywnie nie są wampirami; są po prostu trochę ekscentryczni. Podróżują wokół, śpiewając jak większość zespołów. Darios gotował mi zupę jarzynową na poprzedniego dnia. Desari ma odbicie w lustrze, sama widziałam. A ja tylko żartowałem o trumien. Autobus ma pełen luksus, w tym sypialni. Proszę mi wierzyć, to tylko utalentowani ludzie, którzy próbują zarobić na życie. - Widzę znak na Tobie. Wykorzystują ludzi. Nikt nie widział ich na słońcu. Wiem, że mam rację. Prawie ich mieliśmy ostatnim razem. I co się stało z naszymi najlepszymi strzelcami - tymi, których wysłaliśmy, aby ich zniszczyli? Zniknęli bez śladu. Jak Desari uciekła? Jak ona może żyć z kilkoma kulami wystrzelonymi w jej kierunku? Powiedz mi. Twierdzą, że trafiła do szpitala, i prywatny lekarz opiekował się nią. Ha! - To dość łatwe do sprawdzenia. - Lekarz mówi, że tam była. Tak jak trzy pielęgniarki i kilku techników, ale nikt inny. Słynna śpiewaczka w ich szpitalu, a większość pracowników nie pamiętam tego? I nie znalazłem żadnej pielęgniarki chirurgii, która by coś o tym wiedziała. Twierdzili że każdy z zespołu operacyjnego był specjalistą sprowadzonym z zewnątrz. - The Dark Trubadours są zamożni, Brodrick. Zamożni ludzie robią takie rzeczy. Ale czy otwarcie mówisz, że jesteś częścią zamachowców dybiących na życie Desari? - Przyznając się, że jest przestraszona, miała wrażenie, że nie przeszkadza mu, aby wyznawanie tego, chyba że planował pozbycie się także i jej. Po raz pierwszy bała się o swoje życie. Czy miał broń? To było całkiem możliwe. Co gorsza, wierzyła, że Brodrick było szaleńcem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy w wampiry przejmujące ludzkości. Ona zawsze wierzyła, że wampiry się mitem, przynajmniej dopóki nie zobaczyła Dariosa w akcji. Ten mężczyzna opierał swoje wyobrażenia na zwykłej głupocie i starych legendach. Wydawało się, że Darios był znacznie bardziej godne zaufania niż wszelkie ludzkie których poznała do tej pory. Nie, żeby robił dla niej wiele dobrego w tej - 107 -

chwili, gdziekolwiek był. Oh, Panie, ona nawet nie chciała wiedzieć, gdzie on był. Co, jeśli on naprawdę spał w trumnie? Pomysł ten dodał jej nerwów. Wspominał, że będzie w ziemi. Co miał na myśli? Nie myśl o tym, Tempest. To sprawi, że będziesz tak szalona jak ten wariat. Skup się tutaj. Zatrzymaj się na tym, co jest ważne. Matt Brodrick obserwował ją, jego oczy zwęziły się i mierzyły ją. - Wiem, że potrzebują ludzi, sług, czuwających nad nimi w ciągu dnia. To tym jesteś. Gdzie oni są? - Potrzebujesz pomocy, Brodrick. Poważnie, potrzebujesz intensywnej terapii. - Zastanawiała się czy Darios wiedział, że reporter był zaangażowany w zamach na Desari. - Jesteś jedną z nich - oskarżył ją ponownie Brodrick. - Pomożesz mi ich znaleźć, kiedy śpią, albo będę musiał cię zniszczyć. Tempest szybciej brodziła w dół rzeki, gdy Brodrick nadążał przesuwał się wzdłuż brzegu. Jej serce wydawało się ścigać tak szybko, jak sama woda. - Prawda jest taka, że powiedziałeś mi już zbyt wiele, Brodrick. Nie masz innego wyboru, jak mnie zabić. Nie mam zamiaru powiedzieć ci, gdzie są Darios, Desari lub inni członkowie zespołu, ale nie są w trumnach, a ja nie mam zamiaru pomóc ci ich tam umieścić. Jego wargi cofnęły się w brzydkim warczeniu. - Czy wiesz, że jeden z członków zespołu zniknął kilka miesięcy temu? Myślę, że go zabili. On chyba nie był jednym z nich, a oni tylko wykorzystywali go dla krwi, dopóki nie wysechł. - Masz chory umysł, Brodrick. - Tempest rozglądała się rozpaczliwie szukając sposobu, aby się od niego uwolnić. Byli tak odosobnieni, i była pewna, że opuściła bezpieczną granicę ustanowioną przez Dariosa o której zawsze mówił. Jeśli kiedykolwiek jeszcze wydostanie się z tego bałaganu, prawdopodobnie da jej wykład którego ona nigdy nie zapomni. Wysłała swój umysł poszukując w las, niebo, wzywając na pomoc zwierzęta w ogólnym otoczeniu, potrzebując informacji, śladów kryjówki w pobliżu. Brodrick mamrotał do siebie, zły na nią, że nie robi, tego co chciał. Bardzo powoli, wyciągnął mały rewolwer. - Myślę, że lepiej będzie jeśli ponowne się zastanowisz. Tempest mogła wyczuć teraz nurt na nogach. Był o wiele silniejszy, woda głośniejsza, bardziej agresywna. Nie chciała, wpaść w nieoczekiwany wodospad i bała się tego, lub że woda jest zbyt bystra, tam gdzie stała. Brnęła na przeciwległy brzeg z dala od Brodricka, choć nadal w niewielkiej odległości od - 108 -

jego broni. Była jeszcze boso, jej buty były zawieszone na szyi na sznurówkach. Co za atrakcyjny sposób by umrzeć, zdecydowała. I kto inny chciałby złapać złapany bez butów, kiedy musiał uciekać przechodząc przez skały, po nierównym podłożu? Co było w niej, że przyciągała kłopoty? Znacznie powyżej ptak krzyknął ponownie, piskliwym, nietypowym krzykiem. Otrzymała wrażenie stromego klifu. Wyszła z wody, cofając się szybko, mając oczy ciągle skierowane na broń. To nigdy nie osłabiło jej serca, chociaż Brodrick nie podążał za nią przez rwący strumień. Widocznie nie chciał, aby jego błyszczące buty zmokły. Jego pierwszy strzał rozlegały się głośno. Kula śmignęła blisko jej ucha i zakopała się w ziemię i igły sosnowe kilka metrów za nią. Tempest potknęła się do tyłu, ale nie chciała się ruszyć. Pod nogami skały były ostre, rozcięły jej stopy. Ledwie zarejestrowała okaleczenie, choć drugi strzał cofnął ją do tyłu, poruszała się tak szybko, jak tylko mogła, jej wzrok przykuty był do brzydkiego małego pistoletu. Czas zdawał się zwolnić. Widziała pojedyncze liście opadające w słabym wietrze, słyszała krzyk ptaka nad głową w ostrzeżeniu. Nawet zauważyła sposób w jaki oczy Brodricka stały się wyblakłe i zimne. Utrzymała ruch do tyłu. - Dlaczego to robisz? Co jeśli się mylisz? Zabijesz niewinną osobę, ponieważ myślisz, że jej towarzysze podróży są wampirami. Jestem tu, w gorącym słońcu, w biały dzień. Czy to nic ci nie mówi? - Chciała kupić sobie czas. - Ten znak na tobie, jest jedynym dowodem jakiego potrzebuje - wyjaśnił Brodrick. - Jesteś ich ludzkim sługą. - Więc połowa nastolatków w Ameryce jest niewolnikami wampirów. Nie bądź głupi, Brodrick. Jestem mechanikiem, niczym więcej. - Skały cięły jej stopy, i Tempest zaczęła czuć się zdesperowana. Musi być wyjść z tego bałagan. Za sobą, poczuła pustą przestrzeń pod piętą jednej stopy. Skalista przestrzeń skończyła się nagle na krawędzi urwiska. Stanęła na tej krawędzi, na świeżym powietrzu. Czuła niestabilną ziemię pod swoimi stopami, która się kruszyła. Ptak wrzasnął ponownie, tym razem znacznie bliżej, ale nie śmiała oderwać swoich oczu od Brodnicka, by spojrzeć w niebo lub za siebie. - Skacz - rozkazał, uśmiechając się do niego, wymachując pistoletem. Jeśli nie skoczysz, będę miał wielką przyjemność zastrzelenia ciebie. - To może być korzystniejsze - powiedziała ponuro Tempest. Śmiertelny upadek nie wydawał się wysoce pożądany.

- 109 -

- Tempest, czuję twój strach. - Głos był spokojny i równomierny, bez cienia pośpiechu i emocji. - Twoje serce bije zbyt szybko. Spójrz, na to co wywołuje twój strach, tak abym mógł również zobaczyć w co się wpakowałaś. - Darios brzmiało z daleka, mile dalej, bezcielesny głos. Trzymała swoje oczy wycelowane w Brodricka. - Jestem pewna - był częściowo odpowiedzialny za zamach na życie Desari kilka miesięcy temu. Powiedział, tak dużo. - Patrzyła uważnie na broń. Brodrick pociągnął za spust, pocisk uderza centymetry od jej stóp, odbił się rykoszetem od skały i poleciała w przestrzeń. Tempest krzyknęła, tracąc chwiejną równowagę, wymachując rękami, aby odzyskać oparcie. Nigdy nie widziała pistoletu obracającego się powoli, ale zdecydowanie w kierunku skroni Matt Brodricka, nigdy nie widziała palców zaciskających się na spuście. Nigdy nie była świadkiem rozsiewających się kropli potu na jego czole lub horroru w jego oczach. Tempest nigdy nie widziała dziwnej walki Brodricka z niewidzialnym przeciwnikiem, w walce o kontrolę nad bronią. W obecnym stanie Darios, z jego wielką siłę osłabiony w godzinach dziennych, musiał użyć ogromnej psychicznej mocy do przezwyciężenia własne sił człowieka. Usłyszała głośny odgłos pistoletu, gdy spadła na krawędź urwiska. Darios przeciągnął się, głęboko w ziemi. Tempest jak zwykle wpakowała się w kłopoty. Było jeszcze za wcześnie na powstanie, był słaby i bezbronny, nie mogąc udać się osobiście do niej. Niewielu z największych, najstarszych z jego rodzaju, mogło udzielać pomocy w tym czasie. Tylko jego żelazna wola, doskonalona przez wieki trwania i straszliwa potrzeba jej, pozwoliły mu walczyć z człowiekiem, który jej groził. Z słońce wysoko, z ziemią ubezpieczającą go, nadal jego wola dominowała. Paznokcie Tempest ocierały się gorączkowo o bok urwiska, starając się zapewnić sobie bezpieczeństwo, tak aby mogła zapobiec śmiertelnemu upadkowi. Ona zsuwała się, krusząca się ziemia i skały cięły jej ręce i łamały paznokcie, gdy walczyła z glebą o cokolwiek czego mogłaby się przytrzymać. To był korzeń wystający z skalnego urwiska, który zatrzymały jej upadek. Uderzył ją prosto w brzuch, odbierając jej dech. Wciąż, łapała go oburącz, wisząc na nim z całej siły, gdy sapała i walczyła o powietrze. Nawet jej niewielki ciężar powodował niebezpieczny balans korzenia, tak ze krzyknęła i owinęła swoje ręce wokół niego, jej nogi wisiały bezwładnie w powietrzu. Nad nią, usłyszała szum wiatru, skrzydła uderzały zdecydowanie, gdy ogromny ptak spadł w jej kierunku, nurkując prosto do jej twarz. Tempest

- 110 -

pochowała oczy w zgięciu swojej rękę i pozostała tak nieruchomo jak była w stanie, przerażona że była w pobliżu gniazda dużych ptaków. Nigdy nie widziała orła, ale ptak był zbyt duży, aby być czymkolwiek innym. Oczy były świdrujące i jasne, dziób był haczykowaty i miał niebezpieczny wygląd. Rozpiętość skrzydeł musiała być bliska sześciu stóp. Tempest była pewna, że musiała spaść w pobliżu jego gniazda. - Przykro mi, przykro mi - powtarzała jak litanię. Ptak zatrzymał się gwałtownie i po raz kolejny okrążając, spuszczając się niżej. Tempest ostrożnie się rozejrzała. Spadek był stromy i długi, kilkaset metrów. Ona nigdy tego nie przeżyje. Spojrzała w górę, starając się ustalić, czy miała szansę się wspiąć. W każdej chwili, oczekiwała że Brodrick przechyli się nad krawędzią i powtórnie do niej strzeli. Nad nią, klif był zbyt stromy i nie mogła zobaczyć jednego wcięcia aby mogła spróbować złapać go ręką. Jak długo może tak trwać? Darios przyjdzie do niej, ale nie do zmroku. Ile godzin mogła wytrzymać tam zawieszona? I czy słabe skały wytrzymają? Widziała ziemię odpadającą u podstawy, a same drzewo było spróchniałe i suche. Jej długie szczupłe ramiona trzymały się w śmiercionośnym uchwycie. - Tempest. Ptak przystawi się do ciebie. Gdy się zbliży, puść korzeń. - Jak zawsze, Darios brzmiał spokojne, jak gdyby omawiali pogodę. - Jeśli go puszczę, spadnę, Darios. - Robiła co mogła by nie brzmieć histerycznie, ale jeśli kiedykolwiek był moment, kiedy było to uzasadnione, zorientowali że było to teraz. - Zaufaj mi, kochanie, nie pozwolę ci umrzeć. Ptak przeniesie cię bezpiecznie. - Nie jest wystarczająco silny. Ważę sto funtów. - Pomogę mu. Zrób jak mówię, Tempest. On teraz nurkuje. Czuła więcej niż niesamowitą, hipnotyczną perswazję jego głosu, zsyłał na nią mentalny nacisk. Czuła potrzebę, przymus posłuszeństwa. Był nieugięty w swoich rozwiązaniach. Nikt nie sprzeciwił się Dariosowi. Tempest usłyszała długi, przenikliwy krzyk, gdy drapieżny ptak spadł w jej kierunku. Czuła jak jej serce uderza z niepokojącą siłą w jej piersi. Tak jak niebezpieczne, to brzmiało, ona zrobi to, co kazał Darios. Nie mogła się powstrzymać. Potrzeba bycia posłuszną już ją wypełniała, rozluźniała swój uścisk śmierci na korzeniu, którego nigdy nie mogła zwolnić, jeśli Darios by jej tego nie kazał zrobić.

- 111 -

Ptak gonił za nią, szpony wydłużyły się. Z wymownym krzykiem, Tempest puściła się. Natychmiast zaczęła spadać w przestrzeń. Drapieżny ptak był przerażającym widokiem, gdy znalazł się na nią, jego pióra niósł prąd powietrza, gdy zstępował w dół, jego szybkość była niesamowita. W ostatniej chwili Tempest zamknęła oczy. Ostre szpony złapali ją w powietrzu, przekopując się przez odzież do miękkiej skóry, przebijając ją boleśnie. Potem spadali razem, ogromne skrzydła ptaka z trudem utrzymywał ich w górze, aby skompensować dodatkowy masę, jego ciężaru. Jej buty przekręciły się i prawie udusiły ją, i musiała uchwycić je, żeby nie została uduszona przez sznurówki. Palący ból przeszedł jej szyję, jej żebra były w ogniu. Krople krwi znaczyły ślad w dół boku jej biodra. Orzeł chwycił ją mocniej pazurami gdy walczył, aby donieść ją w bezpieczne miejsce. To nie było możliwe nawet z pomocą Dariosa, aby przenieść ją nad urwiskiem, więc trafiła do najbliższego ustępu skalnego, spuszczając ją na ziemię. Ale jego szpony zostały schwytane w jej żebrach, jego skrzydła mocno uderzały starając się go uwolnić. Tempest starała się pomóc, wydobywając pazury wbite w jej mięśnie. Potem upadła na stos igieł sosnowych, ziemi i skał, gdy duży ptak wzbił się wysoko i gwałtownie się oddalił. Tempest przycisnęła jej rękę do boku, i jej dłoń znalazła splamione krwią ubranie. Odchrząknęła kilka razy, aby zmniejszyć ciśnienie w gardle. Mimo to, nie było wątpliwości, w jej umyśle, że jest to lepszy los, niż zostać zastrzeloną lub zabić się spadając na skały. Szarpnęła się do pozycji siedzącej i próbowała oceny szkody wyrządzonych jej ciału i gdzie mogła się znajdować. Wbrew temu, co powiedziała Dariosowi, miała straszne poczucie kierunku. - Wiem. Zostań tam gdzie jesteś. Tempest zamrugała, zastanawia się, czy naprawdę usłyszała jego głos, czy tylko chciała go usłyszeć. Był tak daleko od niej. Próbowała wstać, koncentrując się na dźwięku wody. Gdzie był Matt Brodrick? Tak słaba jak była, nie mogła sobie pozwolić, na uciekanie przed nim, ale ona potrzebowała dostać się do wody. - Zaczekaj na mnie Tempest. - Głos był silniejszy tym razem, tak jak polecenie jakiego kiedykolwiek wcześniej nie usłyszała. Przypuszczała że on nie miał prawa brzmieć władczo, gdy zawsze musi ją uratować, ale drażnił tak samo. Tempest chwiejnym krokiem zmierzała w kierunku strumienia, ignorując jej krzyczące mięśnie, odgłosy ptaków wołających do Dariosa, i obawy, że Brodrick rzucając się na nią w każdej chwili. Jedyne, co się dla niej liczyło, to dotarcie do wody. - 112 -

Strumień był lodowaty, i położyła się w nim na całej długości, chcąc aby woda uspokoiła płonące szramy w jej skórę, uśmierzając jej na tyle, że aby mogła ponownie myśleć. Patrzyła w błękitne niebo i zobaczyła tylko krążące ptaki. Usiadła powoli i wyciągnęła się na brzegu strumienia. Wiatr w połączeniu z lodowatą wodą, zaczął przedostawać się w niej i zaczęła się trząść. - Powinnaś była zostać w granicach obwodu, który dla ciebie ustaliłem. Powiedział cicho Darios, najniższą krawędzią jego głosu. - Zamknij się i przestań mówić o głupim obwodzie - wybuchła. Mimo, że oczekiwała tego, nie mogła znieść wykładu o jakimś reporterze idiocie, który myślał, że dotarł do gniazda wampirów. Do diabła z tym. - Co ty mówisz? zadała sobie pytanie na głos. - Nie ma gniazda wampirów. A może to się nazywa sabat Karpatian. Nie, sabaty są dla czarownic. Ale cokolwiek to jest, to nie moja wina, że niektórzy wariaci chcą zastrzelić każdego. Jej szyja i bok pulsowały. Tak jak stopy. Zbadała je, krzywiąc się i włożyła je z powrotem do wody. - Nie jest bezpiecznie wokół ciebie, Darios. Rzeczy po prostu się dzieją same. Dziwne rzeczy. - Jest bardzo bezpieczne dookoła mnie, ale ty nie znasz swoich granic, i wydajesz się mieć problem z słuchaniem rozumu. Jeśli zostałabyś gdzie miałaś się zatrzymać, nic z tego by się nie stało. - Och, idź do diabła - wymamrotała głośno, pewna, że nie mógł jej usłyszeć. Czy on musi być tak cholernie wybitny przez cały czas? Była cała obolała, ostatnią rzeczą, jakiej chciała to słuchać irytującego mężczyzn. Nie, żeby nie była wdzięczna za pomoc. Mogła powiedzieć po jego głosie, przez fakt, że był tak daleko, że jego interwencja była trudna. Mimo, to nie miał prawa karania jej, prawda? - Mam prawo, ponieważ należysz do mnie i nie mogę zrobić nic innego, jak zapewnić ci bezpieczeństwo i szczęście. - Głos był spokojny i bardzo męski, trzymał mroczną obietnice, o której nie chciała myśleć. - Nie możesz zrobić nic innego jak się zamknąć - mruknęła niechętnie. Zaciskając zęby z bólu, zsunęła swoje buty z szyi. Nie chciała, aby Matt Brodrick przyczaił się na kempingu i zastrzelił Desari lub Dariosa z za jakiegoś krzaka. - On nie może - powiedział uspokajająco Darios. Tym razem nie było śladu śmiechu w jego głosie na jej bunt. - Idź spać lub rób cokolwiek co robisz - wybuchła. - Upewnię się, że nikt nie może cię skrzywdzić - dodała przez zaciśnięte zęby. - 113 -

Natychmiast otrzymała wrażenie błyśnięcia zębów, uśmiechu drapieżnika, jego czarne oczy płonęły z obietnicą odwetu. Tempest odciągnęła swój umysłu od niego, głównie dlatego, że mógł zastraszyć jej nawet z dużej odległości, co było prawie nie sprawiedliwe. Krzywiąc, że założyła swoje tenisówki na swoje mokre, pokaleczone stopy i ostrożnie stanęła. Chwiała się, każdy jej skaleczony i przebity mięsień protestował, utrzymując jej własny ciężar. Z westchnieniem, szła strumieniem, chcąc odnaleźć drogę do campingu. Nie było jej łatwo idzie, po nierównym terenie, w miejscach, gdzie przeniosła się stopniowo w górę od dna strumienia. Dwa razy usiadła odpoczywając, ale w końcu doszła do drzewostanu, gdzie po raz pierwszy zauważyła Brodricka. Tempest rozejrzała się uważnie, pewna że była we właściwym miejscu, ale mężczyzny nigdzie nie było widać. Czarne pióro płynął z nieba, powoli wirując na wietrze, co przeciągnęło jej uwagę na niebo. Niektóre duże ptaki krążyły nad drzewami, bardziej gromadząc się nawet gdy patrzyła. Jej serce prawie się zatrzymało. Myszołowy. Usiadła gwałtownie na skale, jej serce waliło głośno. - Darios? - Nawet w jej własnym umyśle, jej głos drżał, chwiał się, brzmiała na samotną i zagubioną. - Jestem tutaj, kochanie. - Brzmiał silnie i uspokajająco. - Czy on nie żyje? Nie chcę, znaleźć jego ciała. Nie zabiłeś go, prawda? Prosiła go, mając nadzieję, że nie, ale nagle przyszło jej do głowy dlatego, zapewnił ją że Brodrick nie może im szkodzić i dlaczego, wcześniej, nie musiała iść na policję i zgłosić atak Harry’ego na nią. Dlaczego on zasugerował że żaden napastnik nie będzie nikogo ponownie niepokoił. Czy ona zawsze wiedziała? Czy ona po prostu udawała przed sobą, że Darios zawsze był słodki i delikatny, nawet jeśli nieco zbyt apodyktyczny? Przez cały czas wiedziała że był niebezpiecznym drapieżnikiem, powiedział tak, wiele o siebie. A kiedy powiedział, że znajduje się pod jego opieką, to znaczyło coś dla niego. Darios nie był człowiekiem. Miał swój własny kodeks według którego żył. - Czy go zabiłeś, Darios? Nastąpiła krótka cisza. - Umarł z własnej ręki, Tempest - w końcu odpowiedział. Ona ukryła twarz w dłoniach. Czy Darios jakoś zmusił go by zrobił coś takiego? Nie wiedziała. Podobnie jak nie wiedziała jak był potężny? Mógł zmieniać kształt. Przemienić się w drapieżnego ptaka, aby uratować ją na urwisku. Co innego mógł zrobić? I czy chciała to wiedzieć? - 114 -

- Jesteś bardzo niebezpieczny, prawda? - Nie, kochanie. Nigdy dla Ciebie. Teraz idź z powrotem do obozu, i pozwól mi na odpoczynek. - Ale jego ciało. Ktoś musi zadzwonić na policję. Musimy zabrać jego ciało do władz. - Nie możemy Tempest. Jest członkiem grupy zabójców. Ci tak zwani łowcy wampirów przyjdą na pierwszą wzmiankę o jego przedwczesnej śmierci i każdy z nas będzie w niebezpieczeństwie. Zostaw go dla jakiegoś turysty który znajdzie go później, gdy nas już nie będzie. Był niestabilny przez jakiś czas, i przyjmą za zasadne samobójstwo, jak powinni. - Zrobił to sam? - Szukała otuchy. - Każdy, kto przyjdzie po mnie lub po to co jest moje jest z pewnością samobójcą - odpowiedział enigmatycznie. Nie będzie roztrząsać tego. - A drugi mężczyzna, który mnie zaatakował? Czy żyje? - Dlaczego uważasz, że taki człowiek powinien żyć, Tempest? On poluje na kobiety. On robił to od wielu lat. Co świat potrzebuje od takiej osoby? O Boże, nie mogła nie myśleć o tym. Dlaczego nie uważała na konsekwencje pobytu w towarzystwie stworzenia takiego jak Darios? - To źle zabijać. - To jest prawo natury. Nigdy nie zabijałem lekko lub bez skrupułów. To jest wyczerpujące, Tempest. Nie mogę utrzymać tego połączenia na długo. Wróć do obozu, a będziemy kontynuować tę dyskusję, kiedy powstanę. Poznała rozkaz, kiedy go słyszała.

- 115 -

ROZDZIAŁ 8 Tempest nie było. Pod ziemią, czarne oczy otworzyły się z trzaskiem, płonąc furią. Ziemia pozwijała się lekko, złowieszczo falując po całej powierzchni parku. Następnie Darios powstał, wybuchając w powietrze, gleba wypływała jak gejzer wszędzie dookoła niego. Odczuwał ciekawość, szarpiącą dezorientację, to przytłaczające poczucie straty, czarną plamę rozprzestrzeniająca się na jego duszy. Jego oddech był bolesny, w mocnych podmuchach. Czerwone płomienie migotały i tańczyły w jego oczach. Czuł pulsowanie w skroniach, a głęboko w nim bestia ryczała i była wściekła, domagając się uwolniona. Darios próbował odzyskać pozory samokontroli. Tempest nie rozumiem tego świata, konieczności śmierci. W jej świecie, trzymała się przekonania, że ten kto zabijał, było zły. On walczył z własną silną arogancją, której ona odważyła się przeciwstawić, ośmieliła się go opuścić. Przede wszystkim walczył z bestią w sobie, teraz silną i domagającą się, by wziął to, co mu się prawnie należało. - Powstańcie. Wszyscy, wstańcie i przyjdźcie do mnie teraz. - Wydał rozkaz swojej rodzinie, wiedząc że będą posłuszni. Zebrali się wokół niego, ich twarze były poważne. Tylko kilka razy w ciągu wieków Darios wezwał ich w ten sposób. Mroczna furia wyryła się w mocnych liniach jego twarzy. Na jego pięknych ustach, zarysowały się okrutne krawędzie. - Sprowadzimy ją z powrotem. Nade wszystko, ona wróci. Desari spojrzała niespokojnie na swojego życiowego partnera. - Może nie powinniśmy, Darios. Jeśli Rusti uciekła drugi raz, to nie chce z nami zostać. Nie możemy wymusić na niej naszej woli. To jest niezgodne z naszymi prawami. - Czuję jej samotność bijącą we mnie - oświadczył Darios, jego wściekłość wzrastała. Był bardziej niebezpieczne w tej chwili, niż kiedykolwiek. - Boi się mnie, boi się naszego wspólnego życia. Ona jest świadoma tego, czym jesteśmy. Westchnienie zebranych wzrosło. Członkowie jego rodziny, spojrzeli po siebie. Barack przerwał szokujące milczenie. - To prawda, że widziała pewne obce jej rzeczy, ale to nie możliwe, że wie wszystko, Darios. - 116 -

Darios przyglądał się im niecierpliwie. - Ona wiedziała od pierwszego dnia. Ona nie jest zagrożeniem dla nas. - Każdy człowiek, którego nie można kontrolować jest dla nas zagrożeniem - powiedział ostrożnie Barack. Przeniósł się subtelnie, wprowadzając swoje ciało przed Syndil. - Rusti nie jest zagrożeniem - skarciła cicho Syndil. - Byłeś dość chętny wykorzystać ją do karmienia, pomimo faktu, że podróżowała będąc pod naszą ochroną. - Ej, Syndil, nie zaczynaj od nowa - prosił Barack. - Dopiero co ponownie zaczęłaś ze mną rozmawiać. Nie zaczynaj wszystko jeszcze raz. Darios niecierpliwie machnął ręką, odrzucając argument. - Nie mogę żyć bez niej. Musi zostać odnaleziona. Bez niej jestem zgubiony, zmienię się w nieumarłego. Ona jest, wszystkim co ma znaczenie w moim świecie i musimy ją odzyskać. - Nie - Desari dyszała, nie mogąc uwierzyć, że jej brat może być tak blisko przemiany. To był Julian, który wzruszył ramionami od niechcenia. - Więc nie możemy zrobić nic innego niż sprowadzić ją z powrotem do naszej rodziny. Jest młoda, Darios i jest człowiekiem. To naturalne dla niej, bać się tego czym jesteśmy, aby bać się twojej siły i moc. Nie jesteś łatwym człowiekiem do współżycia. Potrzebujesz cierpliwości. Płonące czarne oczy osiadły na twarz Juliana na chwilę, a następnie nieco napięcia opadło z ramion Dariosa. - Ona jest ranna i samotna. Nie rozumie potrzeby scalenia jej umysł z moim. Walczy z sobą nieustannie. Martwię się o jej zdrowie. - Darios westchną cicho. - I wydaje się mieć skłonność do pakowania się w kłopoty, gdy zostawiam ją samą sobie. - To, obawiam się, jest rzeczą kobiet - oświadczył Julian z grymasem na twarzy. Desari uderzyła w klatkę piersiową Juliana. - Gdzie ona jest, Darios? Tempest usiadła skulona na fotelu przy oknie, wpatrując się niewidzącym wzrokiem na oświetloną wieś. Miała szczęście zatrzymując autobus, gdy znalazła się na głównej drogi, a nawet jeszcze więcej szczęścia, że kierowca ją zabrał. Ale autobus zabierał ją z dala od Dariosa, tym samym jej serce stawało się cięższe. Teraz było jak z ołowiu ciężąc w jej klatce piersiowej. Żal tłoczył - 117 -

się w niej. Rozpacz. Jakby go opuszczała, jakby Darios zmarł. Intelektualnie wiedziała, że tak nie było, ale w jej postanowieniu by uciec, mocno zmuszała się, by trzymać się z dala od dróg jego umysłu. I że zostawiło ją to w niewymownym uczuciu opuszczenia i samotności. Słyszała małe urywki rozmów płynące wokół niej. Mężczyzna, dwa rzędy za nią, głośno chrapał. Kilku młodych ludzi śmiało się razem, wymieniając się wrażeniami z podróży. Co najmniej czterech wojskowych było w autobusie, wracając do swoich domów na urlop. Wszystko wydawało się przepływać w powietrzu wokół niej, jakby jej nie było, jak gdyby już nie żyła. Tempest wiedziała że krew sączy się z ran na jej klatce piersiowej i najprawdopodobniej z zadrapaniami po jej plecach. Ktoś to zauważy, jeżeli nie zatrzymają się wkrótce. Starała się wymyślić wiarygodną opowieści, ale nie mogła skupić swojego umysłu na czymkolwiek prócz Dariosie. To zajmowało wszelkie starania, każdą uncję koncentracji i kontroli by nie wołać do Niego, nie sięgnąć do niego, kiedy potrzebowała go tak rozpaczliwie. Jej buty chlupotały od jej własnej krwi. Jeśli ktoś naprawdę przypatrzy się jej, prawdopodobnie przekażą ją władzom. Skuliła się niżej w foteliku. Po prostu chciała zniknąć, stać się niewidzialną. Nawet jej ubrania były wilgotne od jej zanurzenia się w strumieniu. Nie wróciła do kempingu, więc nie miała pieniędzy, nie miała narzędzi, nie miała planu. Bardziej niż czegokolwiek chciała poczuć obok siebie Dariosa. Mile gromadziły się między nią a Dariosem, co sprawiało że czuła się coraz gorzej. Czuła łzy piekące za powiekami. Było jej coraz trudniej oddychać. Nawet jej skóra była wrażliwsza, potrzebowała go czuć. Tempest zamknęła swoje oczy, mocno waląc w swoją głowę, stałe napięcie utrzymywało jej nieobliczalny umysł od dotarcia do niego. - Wygląda na to, że wjeżdżamy w niecodzienną burzę - poinformował kierowca autobusu, patrząc przez swoją szybę w niebo. Pogoda naprawdę szybko się zmieniała. Bezpośrednio przed nimi ukształtowała się ogromna chmura jak ciemne, staromodne kowadło kowalskie. Niemal natychmiast autobus uderzył w ścianę deszcz, tak grubą i twardą, że było prawie niemożliwe, aby przez nią patrzeć. Przeklinając, kierowca pojazdu znacznie zwolnił. Deszcz zamienił się w złowieszczą biel. Kierowca skręcił instynktownie, gdy grad bił o dach i przednią szybę. Dźwięk był niepokojący, jak strzały z karabinu maszynowego. Grad wkrótce zmniejszył widoczność kierowania do zera, więc jeszcze bardziej zwolnił, starając się dotrzeć do pobocza drogi. Tylko ostrzeżenia - 118 -

pasażerów powodowały, że włosy na szyi stawały dęba, zanim błyskawica uderzyła bezpośrednio w przednią części autobusu. Grzmot rozbił się o wielki autobus, wstrząsając oknami. Przez chwilę panowała cisza, może dziesięć sekund, a potem kilkuletnia dziewczynka zaczęła krzyczeć, a dziecko zaczęło płakać. Tak jak nagle grad się zaczął, tak się zatrzymał. Kierowca rozejrzał się, starając się zobaczyć jak zaparkował autobus, mając nadzieję, że bezpiecznie zjedzie z drogi. Błyskawica przeskakiwała od chmury do chmury, a grzmoty uderzyły ponownie. Patrząc na przednią szybę, pochylał się, gdy ogromna sowa wyleciała prosto z niepohamowanej ściany deszczu. - Co do cholery? - zażądał, nawet, gdy stworzenie zboczyło w ostatniej chwili. Sądząc, że jest bezpieczny, kierowca pochylił się, by sprawdzić widoczność. Natychmiast drugi ptak, a potem trzeci, leciały bezpośrednio na przednią szybę. Ptaki były ogromne i wyglądały na wściekłe. Krzyczał i zakrył twarz rękoma. Nastała kolejna dziwna cisza, przerywana tylko deszczem. Następnie kierowca znalazł się sięgając, aby otworzyć drzwi. Przysiągłby, że widział mignięcie ogromnego kota dżungli w deszczu, uderzając w jego już i tak bijące terrorem serce, ale i tak jego ręka wciąż otwierała drzwi. Nie mógł się powstrzymać, nie ważne jak bardzo się starał. - Witam - jego ręka drżała, gdy zwolnił uścisk. Na zewnątrz słyszał bicie skrzydeł, silnych i groźnych. Mógł słyszeć szepty, podstępne szepty, nakłaniając go do otwarcia drzwi. Ale czuł, że jeśli to zrobi, to wpuści samego diabła. Mężczyzna o solidnych ramionach wypełnił wejście. Był wysoki, muskularny, z twarzą w cieniu. Tak mocno jak próbował, kierowca nie mógł zobaczyć jego twarzy. Miał tylko wrażenie ogromnej siły i wielkiej mocy. Mroczny obcy miał na sobie długi, wirujący, czarny płaszcz, który dodał mu tajemniczości. Tylko jego oczy, płonące ogniem i stłumioną wściekłością, błyszczały jak u drapieżnika namierzającego kogoś, z zasłoniętą twarzą. Tym razem cisza była kompletna. Wiatr i deszcz ustały, jak gdyby sama natura wstrzymywała oddech. Tempest zerknęła na imponującą postać przez palce. Mimo tradycyjnej elegancji, sprawiał wszelkie wrażenia współczesnego gangstera. Nikt w autobusie nie ośmieli się przeciwstawić jego imponującej wielkości czystej mocy. Ona skuliła się zsuwając w dół, zmieniając się w małą kulkę, choć jej zdradzieckie serce radowało się, a jej zdradliwe ciało natychmiast na jego widok stanęło w płomieniach. Był tak niesamowicie seksowny. Tempest nie chciała tak myśleć, ale tak było. - 119 -

Płonące, czarne oczy skupiły się bezbłędnie na jej twarz. - Możemy to zrobić na dwa sposoby, kochanie. Możesz wyjść spokojnie na własnych nogach, albo mogę przerzucić cię przez ramię, kopiącą i krzyczącą, i cię wynieść. - Jego głos był niski, mruczący zagrożeniem, mieszanką żelaza i czarnego aksamitem. Niesamowitą. Mroczną perswazją. Każda głowa w autobusie przekręciła się w jej kierunku. Wszystkie oczy były zwrócone na nią, słuchając i czekając na jej odpowiedzi. Tempest siedziała przez chwilę w milczeniu zanim się ruszyła. Chciała udawać, że może mu się oprzeć, ale prawda była taka, że chciała z nim być. Tylko gromadziła swoje siły. Wydając przesadne westchnienie, żeby pokazać mu, że ją irytuje, ruszyła wąskim korytarzem z przodu autobusu, starając się nie skrzywić z każdym krokiem, gdy cięcia na jej stopach płonęły. Gdy Tempest zbliżała się do kierowcy autobusu, mężczyzna zauważył że wyglądała na bardzo małą i kruchą, a jej ubranie było rozdarte i pokryte krwią - Czy jesteś pewna, że wszystko będzie dobrze, panienko? - Starannie unikał patrzenia na górujące nad nią „zniszczenie”. Czarne oczy nagle opuściły twarz Tempest i znudzony spojrzał na kierowcę. Zimnymi jak lód, martwymi oczami. Tempest pchnęła szeroką pierś Dariosa, popychając go z dala od kierowcy. - Wszystko będzie dobrze - zapewniła mężczyznę. - Dzięki za troskę. Darios wciągnął ją pod ochronę swoich ramion, ręką okrążył jej zgrabną talię. Wyglądała tak, jakby miała osunąć się w dół, jeśli pozwoliłby jej stać o własnych siłach zbyt długo. Kierowca obserwował ich zejście z dwóch schodów. Za nimi drzwi zamknęły się z trzaskiem. Ściana deszczu uderzyła z nieba, zacierając jego wizję. Mocno mrugając, zajrzał przez przednią szybę, ale nie widział nikogo. Tajemniczego gangstera, i kobiety także nie było, jak gdyby nigdy ich nie było. Nie było samochodów wokół. Bez słowa Darios wziął Tempest w ramiona i zatarł odległość do jego rodziny czekającej używając jego nadprzyrodzonej prędkości, zacierając jednocześni swój obraz gdy to zrobił. Tempest leżała oparta o ścianę jego klatki piersiowej, wtulona w jego ramionach, zerkając na grupę, nagle stłoczoną blisko wokół niej. - Czy wszystko w porządku? - zapytała delikatnie Desari. - Wszystko z nią w porządku - odpowiedzieć Darios zanim Tempest mogła mówić. - Dołączymy do was po następnej powstaniu.

- 120 -

- Nie mamy wielu dni przed naszym następnym koncertem - przypomniał Dayan. - Potrzebujemy cię tam. Czarne oczy płonęły. - Czy kiedykolwiek nie było mnie tam, gdzie byłem potrzebny? - To była jasna nagana. Tempest zwinięte palce w klapach płaszcza Dariosa. - Jesteś zły na mnie, Darios, nie na nich. - Ona wyszeptała słowa, zapominając, że wszyscy oni mieli niesamowity słuch. - Nie mów nic więcej, Tempest. Jestem bardziej niż zły na ciebie. Jestem wściekły. - To wielka niespodzianka - Tempest mruknęła niechętnie pod nosem. - Wcale nie boisz się tak, jak powinnaś w tej chwili - Darios upomniał ją, jego głos był zastraszająco miękki. Tempest nie była pod wrażeniem jego postawy. Intuicyjnie wiedziała, że jej nigdy nie zaszkodzi. Chyba naprawdę była najbezpieczniejszym człowiekiem na ziemi. Po prostu przysunęła się bliżej niego, jej ręce okrążył jego szyję z ufnością. On mógł trzymać ją w niewoli, ale nie mogła znaleźć w sobie tego że się go boi. Nie jego. Być może jego posiadania jej. Jego intencji, być może. Ale nie Dariosa jako człowieka. Nigdy nie zrobi jej krzywdy. - Nie bądź taka pewna, że nie mogę zbić cię za twój dziecinny bunt powiedział surowo brzmiąc twardo. Odwrócił się i zaniósł ją w ciemną noc. - Jestem ranna - oznajmiła spokojnie nad jego gardłem. - Myślisz, że nie czuję twojego bólu bijącego we mnie? - żądał. - Gorzej, bo nie mogłem ci pomóc, jak powinienem móc? - Nie umarłam - podkreśliła. Przeklął wymownie, przechodząc z angielskiego na starożytny język. - Zbliżyłaś się do tego, kochanie. Brodrick miał wszelkie zamiarem zabicia ciebie. Dlaczego upierasz się przy opuszczaniu bezpiecznego obszaru, który ustaliłem dla ciebie? - Powiedziałam ci… - powiedziała szczerze. - Mam problem z autorytetami. - Przyzwyczaj się - Darios rozkazał twardo, co miało znaczenie, tym razem. Doprowadziła go na skraj szaleństwa. - Czy masz jakieś pojęcie jak to jest obudzić się, kiedy jestem związany pod ziemią, czując twój lęk, wiedząc że moja siła jest na najniższym poziomie i nie jestem w stanie Ci pomóc?

- 121 -

Kroczył przez pole pełne kwiatów zgniecionych przez grad. Deszcz przelewał się nad ich głowami, pioruny błyskały od chmury do chmury, a grzmot huczały złowrogo. - Przyszedłeś mi z pomocą - przypomniała mu twardo. - Musiałem użyć zwierzęcia, które niechcący cię zraniło, gdy to robiło, ale dziękuję Bogu, że tam był i mogłem go wykorzystać. Dlaczego robisz takie rzeczy? - To nie jest tak, że wychodzę i szukam sytuacji, które się dzieją, Darios sprzeciwiła się. - Nie miałam pojęcia, że Brodrick kręci się w pobliżu. Spojrzała na jego sztywny wyraz twarzy, następnie dotknęła palcem twardych krawędzi jego idealnych ust, próbując go uspokoić. Złowiła mignięcie w jego umyśle, czerwoną mgłę strachu i wściekłości. - To nie może trwać dalej, Tempest. To jest niebezpieczne, nie tylko dla nas dwojga, ale dla wszystkich śmiertelników i nieśmiertelnych. Nie możesz mnie zostawić. Co skłania cię do robienia takich głupstwo? Czy była nuta zranienia zmieszana z pięknem dźwiękiem poważnego ton w jego głosie? Nie chciała go skrzywdzić. - Jesteśmy zbyt odmienni, Darios. Nie rozumiem waszego świata. I nawet nie wiem co masz na myśli będąc związanym w ziemi i nigdy nie wyjaśniłeś tej sprawy! Nie znam wszystkiego co jesteś w stanie zrobić, powiedz, że nie możesz rzeczywiście kogoś zabić z dużej odległości. Wszystko to jest... niepokojące, delikatnie mówiąc. Tempest drżała w jego ramionach, zwracając jego uwagę na deszcz. Darios zaciągnął się głęboko do centrum samego siebie i uspokoił furię burzy, której użył by ją odzyskać. Od razu deszcz osłabł do lekkiej mżawka. Nad głową gigantyczne chmury zaczęły się rozpadają. Wiatr wzrósł, by pomóc odepchnąć mgłę. - Jesteś ranna, Tempest. Zamiast czekać na mnie - a wiedziałaś, że przyjdę do ciebie natychmiast, gdy wstanę - uciekłaś ode mnie. - Wziął szybki skok w powietrze, bez wysiłku, zmieniając kształt, gdy to robił. Tempest dyszała i chwyciła łuskowatą skórę falującą na całym ciele. Zamknęła oczy, gdy poczuła ze ziemia odsuwa się od niej, gdy poczuła wiatr pędzi wokół niej. Czuła się tak bezpieczna i chroniona w jego ramionach, jak dziwne gdy dwa wyrostki które teraz się pojawiły. To było niesamowite dla niej, że mógł zmienić kształt, latać w powietrzu, i oczekiwać od niej że zaakceptuje to jako codzienność.

- 122 -

Darios szybko zabrał ją przez błyszczące niebo, musiał poczuć ją blisko siebie. Wziął ją dookoła góry, z powrotem ku wzniesieniu w pobliżu wodospadu. Wydawało się, jakby unosili się tam sami na szczycie świata. Poniżej, mgła wzrosła na ich spotkanie, opary z wodospadu wzrastały, by objąć ich, by otoczyć ich w chmurze. Gdy wielkie smocze stopy z pazurami dotknęły ziemi, Darios zmienił ponownie kształt. W jednej chwili Tempest wpatrywała się w głowę w kształcie klina zgiętą w jej kierunku, rozpoznając tylko znane spalanie głodu w jego czarnych oczach. Następnie, gdy głowa zbliżyła się, smok stał się Dariosem, jego doskonałe usta unosiły się cale nad nią. Jej oddech został złapany w jej gardle, a jej serce uderzył alarmująco. - Nie możesz - szepnęła przy jego ustach. - Muszę - odpowiedział, mając dokładnie to na myśli. Nie było dla niego innego wyboru. Musiał jej posmakować, trzymać ją całkowicie zaborczo. Jego obawy były tak wielkie, po jego powstaniu, że jego umysł i ciało nie mogły zaakceptować nic innego niż zakończenie rytuału, czyniąc ją bezpowrotnie jego. Teraz już nie liczyło się dla niego, że przeciwstawia się to jego prawu, przeciwstawia się wszystkiemu, w co wierzył. Musiał ją mieć, musiał mieć prawo zapewnić jej bezpieczeństwo w każdej chwili. Jego usta poruszały się na jej, na początku powoli, w słodkim namawianiu, które szybko zmieniło się, gdy zamknął swoje usta na jej, zachłannie. Tempest poczuła gwałtowny ogień na całym swoim ciele. Wzniecił pożar na który nie było sposobu, aby go ugasić. Pożar, który niszczył ich oboje. Jednak rybitw to nie obchodziło. Jej serce może biło z mieszaniną strachu i podniecenia, ale nic się nie zmieniło, niezależnie od tego co będzie. A ona wiedziała, co będzie. Będzie należała do Dariosa przez cały czas. Gdy raz ją posiądzie, on nigdy nie pozwoli jej odejść. - Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść, kochanie - mruknął przy jej gardle. Nigdy. - Niósł ją ze zwykłą sobie swobodną siłą, wspinając się po szlak prowadzący w górę wodospadu. - Czy planujesz mnie zrzucić? - zapytała się w zdumieniu, przez intensywność w głębi jego oczach, przez ogień pędzący przez ich ciała. - Gdybym miał jakikolwiek rozsądek zrobił bym to - odparł szorstko. Była tam jaskinia za spadkiem, i zaniósł ją do niej wprost przez mgłę i wilgoć. Jaskinia była wąska, schodząca w dół góry: - Czy mówiłam ci, że mam problem z małymi przestrzeniami? - spytała, starając się nie zacisnąć uścisk na jego szyi. - 123 -

- Czy mówiłem ci, że mam problem z każdym, kto mnie nie słucha? Odparł, zatrzymując się w wąskim tunelu, aby znaleźć po raz kolejny jej usta. Być może chciał wycisnąć mocny pocałunek jako karę lub odwracając jej uwagę, ale ziemia już poruszała się pod ich stopami, przechylając świat i wirując szaleńczo w chwili gdy dotknął swoimi ustami jej ust. Głód pochłaniał ich na wzajem. Gdy podniósł głowę, jego ciemne oczy płonęły na niej. - Jeśli nie będę miał cię szybko, kochanie, świat sam stanie w płomieniach. - To nie jest moja wina - Tempest broniła siebie, dotykając palcem swoich ust w zachwycie. - To ty. Jesteś śmiercionośny, Darios. Zrozumiał że nadal może się uśmiechać. Mimo pilnych potrzeb, bolesnych żądzy jego ciała i strach, który umieściła w nim, nawet mimo jego gniewu, że próbowała go opuścić, sprawiła że mógł się uśmiechać. Ona może stopić jego serce. Tu był liderem swoich ludzi, starożytnym, jednym z ogromną siłą i ogromną wiedzą, jego prawo było słowem. Słuchali jego poleceń bez pytania. Ona była mała, krucha, ludzka kobieta, a on był jak kit w jej dłoniach. Tunel prowadził w głębi wnętrza samej ziemi. Było ciepło i wilgotno, szum wody zawsze był obecny. Sączyła się ze ścian tunelu i sączyła się z wygiętego sufit nad ich głowami. Tempest przyglądała się swojemu otoczeniu ostrożnie, nie podobał jej się fakt, że byli w wulkanicznych gór i było zdecydowanie za ciepłe. - Czy kiedykolwiek byłeś tu wcześniej? - Usłyszał nutę zdenerwowania w jej głosie. - Oczywiście że byłem, wiele razy. Spędzamy bardzo dużo naszego czasu pod ziemią. Ziemia rozmawia z nami o swoich tajnych miejscach oraz jej mocy uzdrawiania i wielkim pięknie. - Czy zdarzyło się jej wspomnieć, że był tu wulkan, podczas gdy szeptała do ciebie? - spytała, jej zielone oczy szukały gorączkowo tunelu biegnącego pod kątem prowadzącego lawę. Mogła wyczuć zapach siarki. - Masz na myśli usta jak twoje, kobieto - Darios zauważył, myśląco rozwidleniu w prawo, które doprowadziły w głąb góry. Od razu słabe światło skradające się od wejścia jaskini zniknęło, pogrążając je w całkowitej ciemności. - Myślałem, że podobają Ci się moje usta - odparła Tempest, robi co mogła by nie krzyczeć histerycznie znajdując się w tej ciemności, pełnej siarki, dziury pod ziemią. - W przypadku gdybyś nie zauważył, Darios, czuje się tak, jakbyśmy weszli do piekła. Od kiedy mam już to słabe pojęcie, że możesz być diabłem który mnie kusi, nie jest to najlepszy wybór na hotel. - Wilgotność była - 124 -

wysoka, prawie dusząca ją, i czuła się jakby nie mogła oddychać. Atramentowa czerń wnętrza ściskała ją, dusiła. - To twój strach cię dusi - powiedział cicho. - Powietrze jest doskonałe, oddychaj. Góra nie zgniecie ciebie. Boisz się tego, co będę robić, gdy będziemy razem. - Jego kciuk był lekki jak dotyk pióra na pulsie na jej nadgarstku, tam i z powrotem, w lekkich pociągnięciach, ale wymowny. Jej zielone oczy były ogromne, w jej bladej twarzy. - Co zrobisz, Darios? - Jej serce waliło w zamkniętej przestrzeni, w szalonym rytmie. Pochylił do niej głowę, jego czarne oczy płoną z zaborczości, z intensywnym głodem, z surowym pragnieniem. - Wprowadzę twoje życie i twoje szczęście powyżej mojego własnego. Nie musisz się obawiać o swoje życie ze mną. - Jego głos był jak czarny aksamit, zmieniając jej serce czułością. Tempest zacisnęła swój uchwyt na jego szyi, opierając się bardziej na nim, zastanawiając się czy z potrzeby czy ze strachu. Wiązała się ze stworzeniem, nad którym kompetencje nie miała faktycznej wiedzy. O jakim dokładnie życiu on myśli? W odpowiedzi Darios zawrócił w nawet jeszcze węższy tunel i wyszło na to, że wydawał się być solidnym ślepym zaułkiem. Wiedziała, że to ciało stałe, bo wyciągnęła rękę i dotknęła go dłonią. Ale Darios machnął ręką i bariera po prostu rozeszła się. Pojedynczy zduszony dźwięk uciekł z gardła Tempest. Co on może zrobić? Jak ona mogła wiązać się ze stworzeniem, które władało tak dużą mocą? - To jest łatwe, Tempest - powiedział cicho, czytając jej myśli, jej wątpliwości. - Jak to, po prostu, jak to. - Jego usta wzięły jej ponownie, twarde i dowodzące, kuszące i uwodzicielskie, wirując zabierając ją z ciemnej jaskini w świata kolorów i światła. On zabrał jej myśli, wszelki zdrowy rozsądek, aż został tylko on. Tylko Darios, z jego płonącymi oczami i doskonałymi ustami i fascynującym głosem. Jego ciężkim ciałem i silnymi ramionami. Podniósł głowę i jeszcze raz machnął ręką. W jednej chwili setki ogni skoczyło do życia, zapalenie zniczy wokół ogromnej podziemnej komory. - W tych ostatnich wiekach, wszyscy znaleźliśmy nasze własne schronienia. To jest jedno z moich. Świece są w większość wykonane z naturalnych leczniczych składników. Ziemia tutaj jest szczególnie przyjazna dla naszego gatunku.

- 125 -

Tempest rozejrzała się wokół patrząc na piękno komory. I to było piękne, pokoju w którym ściany były dziełem natury. Baseny wody błyszczały w świetle świec. Kryształy zwisały z sufitu, i diamenty osadzone w ścianach błyszczały, odzwierciedlając tańczące płomienie. Tempest zaczęła walczyć o powietrze. Darios był zbyt silny, zdolne do tworzenia i o sile o której nie miała pojęcia. Terror zajął miejsce mrocznej zmysłowości. Darios tylko zacisnął uścisk i posłał jej mały, delikatny wstrząs. - Ty nadal nie widzisz, prawda? Spróbuj wyobrazić sobie jak wygląda życie bez uczuć, Tempest. Nic, tylko surowy, brzydki głód gryzącego cały czas. Głód, który nigdy nie może być zaspokojony. Jedynie życie we krwi twojej ofiary szepcze do ciebie o władze. Brak koloru, aby rozjaśnić życie, wszystko jest w kolorze czarnym lub białym lub w odcieniach szarości. Brak faktur lub bogactwa. - Jego długie palce gładził jej skórę, utrzymujące się na miękkość satyny. - Nie brałem nic w tym życiu dla siebie. Jesteś światłem w moim świecie ciemności. Bogactwem, gdy nie miałem nic. Radością tam, gdzie była pustka. Nie oddam cię, ponieważ nie możesz przezwyciężyć swojego strachu. Czy chcesz byśmy zjednoczyli się po raz pierwszy w walce, w przemocy? Zaufaj mi, gdy twoje serce mówi ci, że musisz. W jego ramionach, jej niewielkie ciało drżało niekontrolowanie. Ukryła twarz w zagłębieniu jego ramienia. - Przykro mi, że jestem takim tchórzem, Darios. Nie chcę być. Wszystko jest tak przytłaczające. Jesteś przytłaczający. Intensywność uczuć jest przytłaczająca. Kiedy żyłam sam, znałam zasady i podobało mi się to. Niósł ją dalej w głąb komory w kierunku połyskujących basenów. - Nie, nie podobało ci się to, Tempest. Znam twój umysł. Zwiedzałem go często. Chcesz mnie. - Seks to nie wszystko, Darios. Posadził ją delikatnie na płaskiej, gładkiej skale w pobliżu parującego basenu. - Chcesz mnie, Tempest, i to ma niewiele wspólnego z seksem. - Myślisz - wymamrotała, a ogień ścigał się po jej nodze, gdy zdjął jej buty by zbadać jej stopy. Jego palce przykuły jej kostki, pewnie, silnie, ale niesłychanie delikatny. Czuła, ciekawy ból w okolicach swojego serca. Darios zmarszczył brwi, kiedy zauważył, poszarpane rany. - Trzeba było podjąć lepszą opiekę, Tempest. - Jego głos był mroczny i ponury, jego czarne oczy nagle podniosły się na spotkając jej zielone. - 126 -

Jej język znalazł suchą dolną wargę, a jej puls bił szybciej. Z rękami tak delikatnymi na niej, jego wzrok był głodny i płonął surowym pragnieniem, skąd wiedziała że był wściekły? Ponieważ wiedza sączyła się do niej, więcej kawałków układanki, łączyło się. Straszna furia burzy była jego wściekłością, gniew wulkanu kipiał tuż pod powierzchnią tego, co wydawało się być idealnym spokojem. Ona dostrzegła to, gdy jej umysł szukał jego, nieumyślnie, dotykając bez intencji, lub za jego zgodą. Tempest wciągnęła swój oddech. To ona to zrobiła. Jeżeli niczemu przez wieki jego istnienia nie udało się wstrząsnąć jego całkowitym spokojem, to ona to zrobiła. - Darios. - Wyszeptała jego imię w pięknej jaskini, jej głos był obolały z żalu. - Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Od razu jego ręce otoczyły jej twarz. - Wiem. Jestem tu teraz. Mogę wyleczyć te rany. Ale nie zaniedbuj ponownie swojego zdrowia, kochanie. Nie jestem całkowicie pewien czy moje serce może to wytrzymać. - Jego ręce spadły do rąbka jej bawełnianego topu. Przy pierwszym muśnięciu jego palców na gołej skórze jej brzuch, jej oddech uwiązł w jej gardle, a jej ciało pozostało nieruchome. Darios ściągnął jej koszulkę przez głowę jednym płynnym ruchem, pozostawiając ją bezbronną i wrażliwą. Ledwie zostawił jej koronkowy biustonosz, lecz używając ostrego paznokcia rozerwał go. Jego uwaga skupiła się na kłutej ranie na jej boku, zadrapaniach na plecach. Przeklął. Wiedziała, że właśnie to mruczał mimo, że nie rozumie języka. A potem pochylił nisko głowę, jego gęsta grzywa czarnych włosów muskała jej żebra, wysyłając pociski ognia, tańczące na jej skórze. Na pierwszy kontakt z jego językiem, zamknęła oczy, nie mogąc uwierzyć niesamowitemu pięknu chwili. Poczuła jego liźnięcie, aksamitną miękkość, jeszcze nieco drażliwą przez jej uszkodzonej skórze, mieszankę kojącej zmysłowości. Nawet gdy poświęcił czas i z wielką starannością, oglądał rany na jej ciele, ubrania okrywające jego skórę stawały się nie do zniesienia, ograniczając go, rozrywające się na mięśniach, zalewając go ciepłem i potem. Przelał je łatwo, jak czynił ze wszystkim, w jednej myśli pozbył się uczucia dyskomfortu. Jego ciało przeniosło się do niej, gorące i agresywne, pochylił się do swojego zadania. Jego ręce złowiły jej biodra, pochylając ją, by uzyskać lepszy dostępu do nakłucia na jej żebrach.

- 127 -

Jego włosy muskały spód jej piersi, a ona podskoczyła jak gdyby ją poparzył. Od razu podniósł swój płonący wzrok do niej. Ona została zalana przez jego głód, jego potrzeby. To było tam w jego oczach. Przyglądał się jak jej gardło przełyka konwulsyjnie, jak połknęła ścisły zaciśnięta strachem. Bardzo delikatnie, z nieskończoną tkliwością, jego ręką objęła jej gardło, tak że jej pulsu bił w cieple jego dłoni. - Daj mi siebie, Tempest - szepnął cicho, a jego głos był tak piękny, że płonął wokół jej serca. - Dziś, przyjdź do mnie jako moja prawdziwa partnerka. Bądź ze mną tak, jak pragnę, abyś była. Daj mi ten dar życia, bez którego żyłem. Jego usta były jedynie centymetr od niej, a każda komórka w jej ciele krzyczała na nią, aby zamknęła tę małą lukę. Jak ona mogła mu odmówić czegokolwiek, gdy jego potrzeby był tak wielki? Przeniosła się aż jej usta znalazły się na jego. - Chcę czegokolwiek ty chcesz, Darios. - Nawet, gdy zgoda wszła z jej umysłu, tworząc słowa, tchnąc je w jego istotę, jej serce podskoczyło, zastanawiając się, do czego ona się zobowiązała. Czy ona naprawdę ufam mu tak bardzo? Albo czy jego własne potrzeby karmiły jej, pilny głód uderzał w niego falami, nadmierne ją obciążając, gdy dotknął ją swoim umysłem. Jego pocałunek był delikatny, czuły, pełen szacunku, który tylko dodawał jej potrzeby jego. - Chcę, aby woda cię uzdrowiła, kochanie - powiedział cicho. - Chcę tylko przyjemność dla ciebie tej nocy. - Jego ręce znalazły guzik jej dżinsów. Jego wzrok przytrzymywał ją, gdy powoli ściągał materiał z jej bioder, ściągając jej białe koronkowe majtki z nimi. Potem podniósł ją w ramionach. - Woda jest gorąca, kochanie, ale będzie to pomocne w uzdrawianiu. Trzymał ją nad parującą wodą. - Myślę, że nadszedł czas, byś zdała sobie sprawę, że nie będę dłużej tego precyzował. Jesteś pod moją ochroną, Tempest. Za każdym razem, kiedy śpię, wpadasz w kłopoty. I ja nie pozwalam, tego kontynuować. Jego arogancja sprawiła że zacisnęła zęby, ale w tym momencie była bardziej zainteresowana, jak naprawdę była gorąca woda. Opuszczał jej nogi blisko powierzchni. Pachniała jak siarka. Tempest chwycił jego nagie ramiona, jej paznokcie wbijały się w jego ciało. - Wiesz, Darios, mam poważną niechęć do wody mineralnej. - Jego ciało było potężne i męskie, jego gorąca grubości przyciśnięta agresywnie przy jej nagiej skórze gdy spuścił ją do ciepłego basenu. - 128 -

- Myślę, że musisz mi bardziej zaufać, Tempest. - Darios spuścił jej nogi do wody. Dyszała na drażnienie, jej palce zawinęły się wokół jego bicepsów, trzymając się go dla bezpieczeństwa. Problemem był to, że musiała otoczyć swoje nogi wokół niego, żeby nie dotknąć wody. Natychmiast przyniosło to jej gorące jądro kobiecości, tonące od potrzeb, przyciskając w całości na jego twardego, gwałtownego podniecenia. Darios jęknął głośno, każda rozsądna myśl, każde dobre intencje, wyleciały z jego głowy. Ich miejsce zajęła potrzeba tak silna i pilna, że zamknął ostro swoje usta na jej. W prymitywny, gwałtownym, prawie brutalnym posiadaniu. Jego usta karmiły się na niej. Zgarnął ją z przygniatającej góry, od bólu jej rany i od parującej wody. Czuła jego ręce przesuwne się zaborczo po jej skórze, powoli i umyślnego, jak gdyby zapamiętywał każdy kształt i zagłębienie w pamięci. Czuła miękką ziemię naciskającą na nią, gdy uwięził ją pod sobą, jego ciało, było tak duże i silne, całkowicie ją przykrywało. Jego usta nigdy nie zatrzymają tej serię na długo, narkotycznego pocałunku, które wydawały się ukraść jej wolę i budzić nieznane żadnemu człowiekowi granice potrzeby. Tempest zrozumiała że jej ręce chwytają za dziką grzywę jego włosów, pełne życia, jak burza szalejąca wokół nich, za ich pośrednictwem. Jego ręce ujęły jej pełne piersi, zsunął się po jej żebrach do jej brzucha, znalazły trójkąt loków poniżej i pieściły jej uda. Wszędzie gdzie jej dotknął pozostawiał płomienie, na jej skórze, wewnątrz jej ciała, aż chciała krzyczeć o ulgę. Myślała, że bała się jego ogromnej siły, ale myślałam, że również została porwana na fali pasji jego dłoni wciśniętej w jej ciepło. Wydała pojedynczy dźwięk, niski jęk w gardle, który zapalił tlący się w nim bezpiecznik. Usta Dariosa opuściły jej po raz pierwszy, znacząc ślad ogień od szyi do napiętego czubka jej piersi. Krzyknęła, wyginając się do niego, prawie eksplodując, gdy jego palce znalazły jej naprężoną, gorącą pochwę i jego usta pociągnęły mocno, jego zęby skrobały i drażniły jej opuchniętą pierś. Jego kolano rozsuwało jej na boki nawet gdy jego język docierał do doliny między jej piersiami. Był nad nią, jego twarz okrutna ale zmysłowa, jego oczy były jak czarne, płonące węgle. To się działo zbyt szybko. Bez kontroli. Tempest czuła go, grubego i agresywnego, naciskającego na nią. Wydawał się zbyt duże, aby mogła go pomieścić. Uwięziona pod jego ciałem, nie mogła się ruszyć, prawie nie mogła oddychać. Jego zęby ocierały się lewej piersi, w erotycznej pokusie, że ustawił ją wyginającą się w kierunku jego ust. Jednak strach pokonać ją, kiedy wzrósł do przodu, przyciskając jej ciało, atakując je, przyszpilając, zajmując pozycję - 129 -

jakby gdyby miał wszelkie prawo do niej. Czuła się jak gdyby dokonał inwazji na jej duszę, wciskając się tak głęboko w nią, że nigdy nie będzie w stanie wydostać go. Natychmiast zesztywniała, płacz w jego ramię. Poczuła jego zęby przygryzające jej pierś, rozprzestrzeniając rozgrzane do białości gorąco, zatapiając je zaborczo w jej skórze, gdy jego ciało pochowało się w niej. Jego umysł pchnął w nią, przedzierając się przez wszelkie bariery aż do ich całkowitego zjednoczenia. Poczuła ciepło własnej skóry, wspaniałą ekstazę ją mocy, gorąco, aksamit pochwy chwytającej go, uwalniający, przesuwający się nad nim, jej krwi gorącej od życia i światła, płynąca w nim, radość i płomienie, jego nienasycony straszny głód i konieczność. Widziała erotyczne obrazy w jego głowie, myśli o tym co może jej zrobić, co chciał aby ona zrobiła jemu. Widziała jego żelazną wolę, jego bezwzględność, jego bezlitosny, drapieżny charakter. Widział jej strach, jej skromność, jej ślepą wiarę w niego, jej potrzebę, by uciec. Czuł niewielki dyskomfort jej ciała na jego grubość i zmienił swoją pozycję, aby mogła się dostosować. On karmił jej własną pasję swoją, budując ogień między nimi, aż wybuchł wydostając się spod kontroli. Darios był wszędzie gdzie ona była. W jej ciele, w swoim umyśle, w jej sercu i duszy. Dzielili się tą samą krewią. I Boże pomóż jej, nie mogła pozbawić go niczego. Nie, kiedy wznosił się ponad nią, zalegającą gorąco w niej, jego śliskie od potu ciało, usta w szale głodu i niedostatku. To była najbardziej erotyczna rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyła. Tempest nie obchodziło, czy ona kiedykolwiek wróci do siebie. Leciała, wzrastała, zaspokajając jego straszliwy głód, po raz pierwszy po wszystkich wiekach jego życia. Uczucie siły, które dawał jej było niesamowite. Była w jego głowie, wiedziała, że dając mu słodką agonię, topnienie ognia. Wiedziała, że szalał w nim jak w niej. Ona poddała mu się całkowicie, nie trzymając nic na powrót, jej paznokcie w jego plecach, jej miękkie krzyki, prośby o więcej, w jego uszach. Chciała tego z nim, chciała dać mu tą znakomitą torturę. Zatrzepotała rzęsami i trzymała jego głowę, jej ciało poruszało się z jego, szybciej i mocniej, aż falowała z przyjemnością, w eksplozji, rozbita aż złapał ją bezpiecznie w swoje ramiona. Pocierał swoim językiem po śladach ukłucia na jej skórze, zamykając drobne rany po jego kłach. Jego ciało zaciśnięte i wściekłe chcąc uwolnienia, płonące od okropnej potrzeby, którą tylko ona mogła wypełnić. Był w jej myślach, i przejął kontrolę, kierując tym co miała zrobić, gdy to zrobił, nie pozwalając jej pomyśleć lub wiedzieć, o co prosił. W pierwszym kontakcie z jej ustami na jego piersi, jego ciało zadrżało z wysiłku samokontroli. Tak musiało być. Miała wypełnić rytuał, oddając się w - 130 -

jego opiekę przez cały czas. Jej język smakował jego skórę, w dotyku tak erotycznym, jego ręce przycisnęły jej biodra, tak że mógłby pochować się coraz głębiej, jeszcze mocniej niż wcześniej. Jej zęby dokuczał, ocierały się, i usłyszał swój własny ochrypły krzyk. Tysiąc lat potrzeb. Ten jeden raz musi być jego. Darios wydłużonym paznokciem przeciął swoją klatkę piersiową, a następnie złapał z tyłu jej głowę i przycisnął ją do siebie. Jej usta poruszyły się jak jej kazał, jej gorąca pochwa, gładka i aksamitne miękka, zacisnęła uścisk, wyciskając i ugniatając, aż jego ciało było zaciśnięte i utonęło w niej bezradnie, bezmyślnie, agresywnie, rozlewając jego nasienie w głębi jej, żądając jej przez cały czas. Mówił słowa rytuał. Musiał powiedzieć je na głos. Potrzeba by przywiązać ją do siebie, uczynić z nich jeden. Jego potrzeba śpiewania słów była pilną potrzebom, jak myśl o jej ciele. Była tak samo jak pierwotna i instynktowna jak głód wzięcia jej siły życiowej w jego ciało i danie jej swojej w zamian. - Biorę ciebie jako swoją życiową partnerkę. Należę do Ciebie. Ofiaruję moje życie dla Ciebie. Daję Ci moją ochroną, moją lojalność, moje serce, moją duszę i moje ciało. Biorę pod moje zachowaniu to samego, co jest twoje. Twoje życie, szczęście i dobrobyt będę szanował i umieszczał nad własny przez cały czas. Jesteś moją życiową partnerką, przywiązaną do mnie na całą wieczność i zawsze będziesz pod moją opieką. - Wymruczał słowa nad jej głową, kiedy tuli ją do siebie, a jego potężna, starożytna krew płynęła w jej ciało, a jego nasienie eksplodowało w niej. Moc odwiecznych słów otaczała ją, sączyła się w nią do uszczelniania jej duszy, umysłu, i jej serce z jego, aby stała się wiązana z nim bezpowrotnie.

- 131 -

ROZDZIAŁ 9 Tempest otworzyła powoli oczy, ospale, seksownie. Darios uśmiechnął się nad nią, dotykając delikatnie palcem jej obrzękniętych warg, łowiąc rubinową kroplę krwi opuszkiem swojego palca i zaprowadził ją do swoich ust. Zamrugała, aby doprowadzić obraz do ostrości. Jej ciało zostało zablokowane z jego; czuła go, grubego i ciężkiego, głęboko w jej szczelnym rdzeniu. Jego uśmiech był leniwy i syty, czarne oczy wyrażały męskie zadowolenie, że zrobił dużo więcej niż po prostu dał jej przyjemność. Wyglądał tak, jakby mógł rozpocząć mruczenie nad własną sprawność. Tempest znalazła swój uśmiech unoszący się zbyt blisko powierzchni. Poruszał się wolno, ultra ospale, utrzymując upał w jej ciele, jej sutki naciskały przyciśnięte były do mięśni jego klatki piersiowej. Migotające światła z setek świec, oświetlały połyskujący pot na jego skórze. Jego długie włosy były wilgotne, opadające wokół jego twarzy, nadając mu wygląd pirata. Sięgnęła i delikatnie prześledziła twarde linii jego szczęki. Darios ujął jej rękę, przenosząc ją do swoich ust i całując, a następnie splatając swoje palce z jej. Wyciągnął ręce nad jej głową i trzymał je, pozostawiając jej ciało otwarte i podatne na kontynuowanie jego ataku. Już się go nie bała. Był dziki i nienasycony, nawet szorstki czasami, ale zapewniał jej przyjemność przed osiągnięciem własnej. Ona mogła wyczytać zadowolenie w jego oczach, światło w jego duszy, i była wdzięczna, że mogła przynieść mu ulgę, w jego jałowym istnieniu. Darios degustował się gorącem, jej śliską wilgotnością, doskonałością jej skóry, satyną, jedwabistej grzywy włosów. Dzikość związana z jego naturą biegła tak głęboko w niej. Jej pasja odpowiadała jego. Była dla niego stworzona, i w głębi jego serca, duszy, wiedział to absolutnie. Pochylił głowę, aby całować ją w kuszącym zagłębieniu jej ramienia. To było niewiarygodne dla niego, że był tu z nią w taki sposób, że nie był to jakiś sen w jego umyśle stworzony, aby zaspokoić jego umierającą duszę. Gdzie był wcześniej dziki i agresywny, teraz był powolny i delikatny, poruszając się długimi, namiętnymi ruchami, jego wzrok był zablokowany z jej, tak że widział przyjemność, którą wniósł do niej, na jej wyrazistej twarzy. Jej oczy były mętne z pasji, jej wargi rozchyliły się, gdy jej oddech wchodził w małym sapnięciu zachwytu. Była tak piękna, że zniszczyła jego spokoju, tą - 132 -

absolutną ciszę, którą już dawno nabył, a ona sprawiła że był bezbronny i pozbawiony kontroli jak w młodości. Chciał jej na zawsze. Nie krótki okres lat jaki będą mieli, ale na wieczność. Chciał tego wszystkiego. Darios zamknięty umysł na tę możliwości, tę pokusę, i pochylił się by zagarnąć jej usta, jego język pojedynkował się z jej, omiatając je zęby, badając wilgotne wnętrze, domagającą się by zrobiła to samo dla niego. On zachwycał się najdrobniejszymi szczegółami. Blaskiem jej włosów, długością rzęs, krzywizną jej policzków - z wszelkim bogactwem obfitości, wraz z czuciem jej ciała otaczającym jego. Gorący aksamit chwytając go, drażniący go. Poczuł jej zaciskanie się wokół niego, jej mięśnie falujące z intensywnością jej przyjemności i pozwolił, aby odczucia w jej umyśle i ciele stały się jego własnymi. Czuł głębokie wstrząsy rozpoczynające się jak trzęsienie ziemi, rosnące i rosnące, aż do jej wyczerpującego uwolnienia. Wydala cichy dźwięk przez gardło, jej ręce naciągnęły się gdy wiła się pod nim, próbując wyrwać się z jego uścisku, ale on trzymał ją i patrzył i doświadczył moc i siły, z jaką jego ciało łączyło się z jej, fala uderzeniowa przeszła przez nią, rozbijając jej umysł, wraz z przychodzącym pędem. Dopiero potem, wciąż trzymając ją mocno w swoim umyśle, pozwolił sobie na odbudowanie swojego własnego pożaru tak, że mogła poczuć przyjemność jaką mu dała. Jego ciało wzrosło silniej w niej, każdy ruch był cięższy i dłuższy, idący głębiej, aż byli w pełni jednością. Chciał, żeby wiedziała, co dla niego zrobiła, piękno jej bezcennego daru. Ogarnął ich pośpiech, pożerając jego umysł, pożerając jego ciało, aż każdy mięsień pękał od potrzeb. Nadal trzymał ją wzrokiem, tak aby mogła zobaczyć napięcie na jego twarzy, dzikość w jego oczach, głód i zachwyt, słodką agonię i ekstazę, którą jej ciało zwróciło jego. Eksplodował w niej w kółko, wulkan stopionego materiału siewnego, ogień, i straszna ciemności, która poluje na jego duszę. Przeciągając go z powrotem do światła, i czuł czystości tego, gdy jego okrzyk radości odbił się chrapliwie echem w całej jaskini. Nogi Tempest trzymały go mocno, prawie tak zaborczo jak on. Ich serca biły w tym samym dzikim rytmie, pracowali dopasowując oddechy. W końcu uwolnił jej nadgarstki i położył głowę na jej piersi, nawet gdy jego łokcie podtrzymywały jego wagę, chroniąc ją przed zgnieceniem. Czuła jego język liżący małe krople potu na jej piersi, a każdy ruch wysyłał szok falujący za jej pośrednictwem. Przyniosła swoje ręce w dół do plątanej w nieładzie grzywy jego włosów, po prostu by go trzymać. Leżeli tak, ich milczenie mówiło więcej niż mogły słowa. - 133 -

Darios wziął ich połączony zapach do swojego ciała, uczucie jej gorącej skóry, jej piersi pod jego policzkiem, jedwabne nici włosów przy jego wrażliwej skórze. Każde doznanie wydawało się zwiększać uczucia, jakby echo przechodziło przez jego ciało i utrzymywało się tam. Jej smak, bogaty i pełen życia, był w jego ustach i sercu, i po raz pierwszy, jaki kiedykolwiek mógł sobie przypomnieć, straszliwe pragnienie gorącej krwi została chwilowo zaspokojone. On nigdy więcej nie będzie odczuwał pokusy, by zabić aby poczuć przypływ energii, i który był tak blisko przemienienia się, kiedy trzymał w pełnił ostateczne zadowolenie w swoich ramionach. Wtedy się zmieszał, dotykając lekko krzywizny swoich usta. - Ja cię nie uzdrowiłem właściwie. Natychmiast był z dala od niej, pozostawiając ją z uczuciem osamotnienia. Ona również czuła się rozleniwiona i senna, przytłaczające ciepło z jaskini i jego nieskrępowany sposób kochania jej zmęczył ją. - Nie obchodzi mnie to. Chcę spać. Możesz uzdrowić mnie później. - Jej rany już nie bolały, gdy wcześniej paliły i pulsowały. Z sukcesem wprowadził jej ciało do innych, o wiele bardziej przyjemne doznań. Darios zignorował jej senne polecenie i podniósł ją łatwo w swoich ramionach. - Byłem więcej niż egoistyczny. Powinienem brać pod uwagę twój dyskomfort przed moim własnym. Tempest zaśmiała się cicho na jego poważny wyraz twarzy. Jej palcem wygładza twardą krawędź jego ust w delikatnej pieszczocie. - Czy to jest to co czujesz? Dyskomfort? Hmm. Być może powinnam sprawić byś czuł w ten sposób częściej. Warknął - ostrzegając lub na zgodę, nie była pewna, ale i tak śmiała się z niego. - Gdybym czuł cię jeszcze bardziej tak, kochanie, stanął bym w płomieniach. - Boso przeszedł do parującego basenu. Zacisnęła uchwyt na jego szyi, groźnie na niego spoglądając. - Ja naprawdę nie lubię być zanurzana we wrzącej wodzie, Darios. - Ona się nie gotuje. Ma taką samą temperaturę jak gorąca kąpieli - zbeształ ją. Zacisnęła śmiertelny uchwyt na jego szyi. - To wygląda dla mnie na wrzenie. Nie chcę wejść do środka A tak w ogóle, nigdy nie wchodzę goła do jacuzzi. Każdy zawsze chce iść nago, a ja nie znam nikogo tak dobrze. - 134 -

- Nie jesteśmy teraz w ubraniach - zwrócił uwagę, brodząc w parującym basenie. Starał się nie śmiać, gdy ona wdrapywała się wyżej w jego ramionach. - Jest zbyt gorąco. Jak możesz tutaj oddychać? Wiesz, Darios - dodała poważnie - to jest jak Boga kocham wulkan. Lawa może wypełnić tę komorę w dowolnym momencie. - Ona zajrzała w głąb basenu. - Prawdopodobnie wydostaje się przez grunt w tej chwili. Widzisz te bańki? Lawę. - Co za dziecko. Postaw stopy w wodzie - pouczał, rosnące rozbawienie wspinało się od jego głosu do jego oczu. Jej oczy zaczął rzucać iskry, pokazała temperament. - Nie chcę wchodzić, Darios. - Szkoda, kochanie. To jest dla ciebie dobre. - Bezwzględnie spuścił jej nogi do parującej wody. Tempest próbowała szarpać palce z dala od gorącej mineralnej wody, ale obniżył ją jeszcze bardziej, tak że jej łydki, a potem uda, zostały zanurzone. Dyszała. - Jest gorąco, małpo! Wypuść mnie! - Ale woda już robiła swoje zadanie, łagodziła szarpane rany na jej nogach, rozluźniając zaciśnięte mięśni, jednak nie miała zamiaru dać mu satysfakcji mówi mu tego. Jego spojrzenie spoczęło na kropelce potu biegnącej między jej piersi do jej brzucha i znikającej pod powierzchnią wody. Opuścił ją, aż jej stopy dotknęły dna i woda sięgała jej do pasa, tak że jego ręce mogłem znaleźć jej biodra i trzymać ją nadal na jego inspekcje. Pochylił niespodziewanie głowę do jej satynowej piersi i złapał krople w usta. - Czy musisz być tak cholernie piękna? - mruknął cicho. Jej palce zaplątały się w jego włosy i pociągnął jego głowę do piersi, tak aby mogła wygiąć się do gorąca jego ust. Woda ochlapywała jej skórę. Bąbelki pękały wokół niej. Para rosła. - Musisz być tak cholernie seksy? - odparła, chcą czuć jego usta karmiące się erotycznie. Ręce Dariosa na jej biodrach poruszały się w lekkiej, zaborczej pieszczocie. Chciał wiedzieć, że może dotknąć jej w ten sposób, że była jego. Chciał, żeby go dotknęła. Po raz pierwszy po wszystkich wiekach swojego istnienia, naprawdę żył. Jej delikatna skóra, jak satyna, ocierała się o jego ciało. Jej włosy, tak jak jedwab, muskały jego ramiona, wysyłając fale gorąca płynącego przez niego.

- 135 -

Jego usta wędrowały niższe by znaleźć miejsca, gdzie ptak szponami przebił jej skórę. Skrzywił się, przypominając sobie to uczucie, gdy leżąc pod ziemią, bezradny, a ona walczyła o życie. - Piekielnie mnie przestraszyłaś - powiedział do niej cicho, jego język lizał rany. Tempest przysunęła się bliżej jego kojącej posługi. - Masz lecznicze składniki w swojej ślinie, prawda? - spytała nagle rozumiejąc. Musiał mieć. To było jak zamknięcie ukłuć po jego kłach na jej szyi, nie pozostawiając żadnych dowodów, chyba że chciał ją naznaczyć. To tak jej siniaki zostały uzdrowione tak szybko. Darios. Tak czuły i delikatny, dokładnie uzdrawiający każdego uszkodzenie, każdy siniak. - I musisz mieć antykoagulanty w zębach. - To były domysły, ale dość bezpieczne. Podniósł głowę, jego ciemne oczy, ponure i nieczytelne. - Mogę uleczyć cię całkowicie, ale musisz pozostać bardzo spokojna i zaakceptować to, co robię. Skinęła uroczyście głową. Był tak piękny, w czysto męski sposób. Uwielbiała twarde kości jego twarzy, głębokość i czystość jego głosu, falującą moc pod jego skórą. Jego piękna twarz teraz pokazująca intensywność koncentracji. Musiał wycofać się z sobie. Tempest znalazła sposób w jaki jego biodra miały fascynujące wcięcia. Był tak doskonały fizycznie. Jej ręka, z własnej woli, ciągła aby dotknąć tego gładkiego wgięcia. Uczucie jego skóry pod palcami wysyłało płomienie tańczące w jej brzuchu. Badała dalej, dłonie zsuwały się po mięśni jego pośladków. Dźwięk uciekł z jego gardła, miękkie ostrzegawcze warknięcie, i jego ręce złapały jej nadgarstki, trzymając jej dłonie opierające się o niego. - Co robisz? Jej duże zielone oczy patrzyły niewinnie w jego czarne niezgłębione. - Dotykam cię. - Jej dłonie przysunęły się bliżej. - Lubię cię dotykać. - Nie mogę się ewentualnie skoncentrować jeśli będziesz to kontynuować, Tempest. - Chciał dać jej naganę, ale jedna z jej rąk wymknęła się do odkrywania mocnej kolumny jego uda. Jego oddech uwiązł w gardle. Jej palce czuły się tak dobrze na jego skórze, erotyczna fantazja zaczęła przejmować jego umysł. Jego potrzeby seksualne były znacznie większe niż jej. Był Karpatiańskim mężczyzną z potrzebami tak elementarnymi jak czas, aby wziąć swoją towarzyszkę. Obiecał sobie, że będzie pamiętał, że była człowiekiem i da jej tak dużo przestrzeni jak jego natura pozwoli, ale ona nie pomagała mu w tej chwili. - 136 -

Jego ciało stwardniało dziko, ból pędzącego ognia, dodawał ciepła do jaskini i basenu. Jej ręce sięgnęły do niego pod wodą, wsunęły się na jego długość, osiadając wokół niego jak rękawiczka. Pchnął w nią, pragnąc poczuć jak go otacza. - To nie pomoże mojej koncentracji… - udało mu się zwrócić uwagę. - Naprawdę? A ja myślałam, że jesteś tak dobry w blokując wszystkich rzeczy, Darios - dokuczała mu, badając go w pełni, coraz śmielej. Pochylił głowę w zagłębienie jej ramienia, jego zęby skrobały szorstko. Pod parującą wodą, jego ręką zsunęła się do skrzyżowania między jej udami. Tempest zakwaterowała go, popychając jego dłoń. Jego palce wsunęły się w nią, wzywając ją do wznoszenia się z nim. - Chcę, żebyś mnie potrzebowała w sposób jaki ja potrzebuję cię - szepnął w jej gardło. - Jak to jest? - zapytała przez zaciśnięte zęby. W jej ręce stawał się coraz większy i jeszcze grubszy, aksamit nad żelazem. Jego palce jeździły jak szalone, biorąc ją bliżej i bliżej krawędzi urwiska. Woda wirowała wokół nich, sycząc i pękając przy ich skórze. Darios podniósł ją w ramionach, ciepła woda spływała po niej na niego, prawie nie do zniesienia w jego wrażliwym stanie. - Owiń nogi wokół mojej talii, Tempest - kazał ochryple, ledwie mogąc wydobyć wyraźne wyrazy. Jego ciało krzyknął do jej. Ona zrobił to o co prosił i powoli opuściła się na jego oczekujący trzon. Na jej gorące, wilgotne wejście, zamilkł, patrząc na wyraz jej twarzy. Wydawał się duży i przerażający dla niej, ale jej pochwa była szczelna i aksamitnie miękka, chwytająca i otaczając go. Ekstaza tego zaciskała się wokół niego, powoli akceptując jego inwazję, było to niemal więcej niż mógł znieść. Ciepło w komorze sprawiało że było prawie niemożliwe dla Tempest by oddychać. A może to był sposób w jaki Darios opuszczał ją w powolnym tempie nad sobą. Położyła czoło na jego klatce piersiowej, sapiąc, gdy jego ciało zaatakowało jej, coraz głębiej, para wokół nich była jak utworzony dym z ognia ich ciał. Jego palce zakopały się w jej talii gdy osiadła wokół niego, biorąc go w pełni w siebie. Przeniosła się potem. To ona, nie on, się poruszyła. Ona mogła odczuwać przyjemność w jego głowie, w swojej, tak intensywną, że była zbliżona do bólu. Jeździła na nim powoli, piękno chwili na zawsze zapisało się w jej umyśle. Piękno jego twarzy, kiedy ogarniała go, wycofała się, wracała. To było erotyczne tylko patrzeć jaką przyjemność mu przynosiła. Wiedziała - 137 -

dokładnie, co zrobić, aby zwiększyć przyjemność, z połączonego jego umysłu z jej. Ona przejęła obrazy z jego głowy i wprowadziła nieznaczne korekty, wyginając plecy tak, że jej piersi ślizgały się po jego wilgotnej skórze, pozwalając by jej włosy opadały na jego plecy, dając mu czucia które uważał za nieznośnie zmysłowe. Celowo przedłużała chwilę uwolnienia, poruszając się powoli, potem szybciej, powoli, potem szybko, jej mięśnie wokół niego zaciskały się, niechętnie go uwalniając, a następnie przytrzymując go raz jeszcze. Nawet gdy czuła jak puchnie w niej, słyszała, jak walczy o oddech, jego serce waliło przy jej, czuła jak jej własne ciało zaczyna wspinać się ku gwiazdom. Nie mogła skupić się na jego uwolnieniu, gdy poczuła jak rozpada się na fragmenty. Od razu Darios przejął kontrolę, jego ręce zakopały się w jej biodrach, wbijając w nią z pewnością, mocnymi uderzeniami, spychając ją wyżej i wyżej, tak, że zabierał ją ze sobą. Wznosili się razem, uwolnieni, ich krzyki wypełniły komorę. Para zalewała ich razem jak jedno ciało, jeden umysł, jedna skóra. Pod koniec Tempest była całkowicie pusta. Zamknęła oczy i oparła głowę na jego ramieniu. - Nie mogę się ruszyć, Darios. Nie proś mnie, abym się kiedykolwiek ruszyła. - Nie zrobię tego, kochanie - mruknął czule, odgarniając mokre włosy z jej ramienia, by znaleźć miejsce na pocałunek na jej nagiej skórze. Wyniósł ją z gorącej wody do następnego basenu, który był o kilka stopni chłodniejszy, którego źródła były poza górą, a nie wewnątrz. Zatonął w wodzie, biorąc ją ze sobą. Poczuła natychmiastową ulgę i zwolniła swój uchwyt na karku Dariosa, leniwie odpływające od niego. Jeśli będzie miała zamknięte oczy, mogła udawać, że była na otwartej przestrzeni, z niebem nad sobą i w pobliżu drzew. Ucisk warstw gleby i skał po prostu zniknął z jej umysłu. Ale nie mogła zachować swoich oczu zamkniętych na zawsze. Próbowała się skupić na tym, jak Darios sprawił że odczuwała piękno jaskini, błyszczących diamentów które wyprodukował wulkan przez długie stulecia. - Co się stało? - spytał cicho. - Będąc w tej jaskini czuję się jak nietoperz. To jest piękne, Darios - nie zrozum mnie źle - dodała szybko, nie chcąc urazić jego uczuć - ale jesteśmy tak głęboko pod ziemią, i jest tak bardzo wilgotno. Darios płynął do niej, jego ciało falowało mocą, jego długie włosy były mokre i czarne. - 138 -

- Przyzwyczaisz się do tego, kochanie. Czuła, jak jej serce podskakuje. Co to oznacza? Ona nie chciała pozostać pod ziemią na tyle długo, aby przyzwyczaić się do tego. Przygryzając wargi zmusiła się, aby jej umysł odszedł od problemu i przepłynęła uderzając kilkakrotnie rękoma, po prostu odczuwają przyjemność oglądając pływającego Dariosa, sposób w jaki jego ciało się przenosiło. Ziewnęła, jej ruchy spowolniły się, wyczerpanie ogarnęło jej ciało. Nie można było mieć prawdziwego poczucia czasu pod ziemią. - Miałeś trudny dzień - powiedział Darios gdy pojawiły się dość blisko niej. Jego ręce chwycił ją w pasie i przyciągnęły ją do niego. - Chcę, aby wypoczęła, a ja na tobie odprawię rytuał uzdrawiania. - Co to jest? - Była bardzo ostrożna, ale jej zmęczenie czyniło ją bardziej zgodną na jego żądania. Darios studiował jej twarz, cienie pod oczami. Opadała ze zmęczenia. Nie pytał o zgodę, tylko podniósł ją na ręce i zabrał ją do małej wnęki, gdzie bogata gleba była miękka i witająca. Machnął ręką, aby bawełniane prześcieradło spłynęło pokrywając teren, a następnie położył ją z wielką starannością w zagłębieniu. - Po prostu stworzyłeś prześcieradło? - szepnęła, patrząc na niego. On zaczesał do tyłu mokre włosy z jej czoła. Mogłabyś się zdziwić, co mogę zrobić - powiedział cicho. - Nie sądzę, bym mogła bardziej - odparła. - Tym razem nie rozpraszaj mnie przy moim zadaniu, Tempest. Uwolnię się z tego ciała, a moja energia trafi do Ciebie. Mogę leczyć twoje rany od wewnątrz. Proces gojenia jest znacznie szybszy, a jeśli obecne będzie zakażenie, mogę pozbyć się go z twojego ciała. Ale tym razem nie mogę być świadom mojego własnego ciała. Moje skupienie musi pozostać na tym, co robię. Rozumiesz? Nie mogę ponownie wejść do mojego ciało nagle, gdy jestem naprawdę w twoim. Więc nie przeszkadzać mi w jakikolwiek sposób. Leżała nieruchomo, obserwując jego twarz. Wycofywał się w nią, widziała to. Wycofanie ze świata w którym byli, zwrócił całą swoją uwagę do wewnątrz. Chciała dotknąć jego umysł swoim. Stawało się to dla niej coraz łatwiejsze do zrobienia, ale nie chciała podejmować żadnych szansy które mogły go rozproszyć, o co tak bardzo prosił, by tego nie robiła. Tempest poczuła go. Poczuła jego wejścia w jej ciało, czystą energię przemieszczającą się przez nią, jak wewnętrzne światło, badając ją, ciepłe i - 139 -

kojące. W jej umyśle usłyszała głos. Miękki, przyjemny, to był szept jak skrzydła motyla w jej umyśle. Słowa były jej znane. Jednak wiedziała, że nie słyszała ich wcześniej. Śpiew. Starała się rozróżnić poszczególne dźwięki, ale to było niemożliwe. Otrzymała tylko wrażenia, jakby srebrne dzwoneczki, jak woda przeskakująca między kamieniami w potoku, jak delikatny wietrzyk przepływający przez liście drzewa. Jej skóra była ciepła. Jej wnętrzności były ciepłe. Podeszwy stóp przestały żądlić i rzeczywiście poczuła się dobrze. Niezależnie od tego co robił Darios, to działało i zastanawiała się, w jaki sposób był w stanie leczyć w ten sposób. W tej chwili wydawał się jej idealnym cudem. Darios wrócił do swojego ciała i spojrzał w dół na piękną twarz Tempest. Wyglądała bardzo młodo, a on czuł się jak przestępca, wiedząc, że nie mogła z nim walczyć, nie było sposobu na walkę z jego roszczeniem do niej. Zadbał o to. Nie miała pojęcia, co wiązało się z rytuałem, a może prawdą było, że on także nie wiedział. Ale Darios odczuwał różnicę w sobie, różnicę po słowach, które wypowiedział wiążąc ich ze sobą, które to spowodowały. Nie miał już żadnego wyboru w tej kwestii. Musiał być z nią, przy niej. Wiedział, że nie mogli czuć się komfortowo z dala od siebie przez dłuższy czas. Bez względu na to co te słowa uczyniły, decyzja nie leżała już w ich rękach. Musieli przestrzegać ich skutków. Darios dotknął delikatnie palcem jej twarzy. - Czy czujesz się lepiej, Tempest? Wiedział, że tak. Jego umysł przyzwyczaił się już do wślizgiwania i wyślizgiwania się z jej umysłu, i czuł ulgę w jej ciele. Nawet złagodził podrażnienie jej kobiecego rdzenia, tak że jego dzikie, dość prymitywne branie jej nie zadało jej bólu. Skinęła głową uroczyście. - To niesamowite, że możesz zrobić coś takiego. Czy możesz sobie wyobrazić, co oznaczałoby to dla świata, gdyby ludzie mogli nauczyć się leczyć w ten sposób? Być może rzeczywiście moglibyśmy leczyć raka. Pomyśl ile dobra, mogło by z tego wyjść. Nie potrzebowalibyśmy leków, Darios. - To nie jest ludzki sposób leczenia, Tempest. - Ale ty mnie uzdrowiłeś, więc można to zrobić na ludziach. Może powinieneś zostać lekarzem, a nie ochroniarzem. Mógłbyś pomóc tak wielu cierpiącym ludziom. Miała to na myśli. Współczucie w niej przewyższało jej zdrowy rozsądek. Darios pochylił się nad nią, i jego ręka osiadła zaborczo na jej gardle. - 140 -

- Nie jestem człowiekiem, małe kochanie. Jeśli te osoby, które chcesz abym leczył poznają, jaki jestem, wbiją kołek w moje serce. Wiesz, że tak jest. Nie mogę przebywać z ludźmi. Nie w bliskich kontaktach. Desari bawi ludzi, bo ma głos anioła i nie może robić nikt inny. Zaprzestanie tego mogłoby sprawić że będzie się źle czuła, więc muszę ją chronić. Ale ja nie mam bliskich kontaktów z tymi ludźmi. Jej ręka ześlizgnęła się wokół jego, a mały uśmiech wygiął jej miękkie usta, wtopił dołek w prawym policzku. - Jestem człowiekiem, Darios i radzisz sobie całkiem dobrze ze mną. - Jesteś inna. - Nie, nie jestem - zaprotestowała. - Jestem po prostu jak każdy inny. - Pierwsza zobaczyłaś we mnie bestię, Tempest. Rozumiesz zwierzęta. Instynktownie przyjęłaś moją prymitywną naturę. Wiesz, że jestem drapieżnikiem, bardziej zwierzęciem niż człowiekiem. My Karpatiańscy mężczyźni jesteśmy kombinacją tych dwojga. Ty sama wśród ludzi jesteś niezrozumiana i nie akceptowana. - Myślisz i rozumiesz jak człowiek - powiedziała, siadając i zaczesując soje włosy, które zwisały ciężko od wilgoci w jaskini. Ponownie się pociła, małe krople znaczyły jej skórę. Rozejrzała się za swoimi ubraniami, tak zmęczona, że nie mogła sobie przypomnieć, co z nimi zrobiła. - Jesteś bardziej człowiekiem niż myślisz, Darios. Darios przyciągnął ją do siebie i przytulił ją blisko. - Chcesz bym był człowiekiem, ponieważ tak jest łatwiej poradzić sobie z tą myślą. - Nuta krytyki lekko zabarwiała jego głos. Tempest pchnęła ścianę jego klatki piersiowej, a następnie uderzył go na dokładkę w jej środek pięścią. - Nie dawaj mi takiego nastawienia. Wiesz, że w tym przypadku guzik mnie odchodzi czy jesteś jakimś dziwnym stworzeniem z tej podziemnej komory z piekła rodem. Wiem, że to wiesz. Byłeś w moim umyśle w ten sam sposób w jaki ja - byłam w tobie. Wiesz, co myślę o tobie. Uważam cię za intrygującego. I rzeczywiście, nie jesteś pół nietoperzem. - Uważasz mnie za seksownego - poprawił i pocałował ją w nos. Ona odepchnął go i stanęła na swoich stopach, kołysząc się trochę ze zmęczeniem. - Nie pozwól by uderzyło ci to do głowy. Uważam Cię też za wrzut na tyłku. - Chodziła po jaskini, pozornie oglądając podłogę. Darios wstał z westchnieniem i podszedł do niej. - 141 -

- Co robisz? - Patrząc na moje ciuchy… - Nie potrzebujesz swoich ubrań. - Powiedział, bardzo zdecydowanie. - Darios, jeśli jeszcze raz będziesz się ze mną kochał, myślę, że mogę po prostu umrzeć. Ponieważ nie możemy tego robić, o wiele bezpieczniejsze jest, aby znalazła swoje ubrania. Złapał ją za rękę i zaprowadził ją do małej alkowy. - Ty już nawet nie wiesz co mówisz, lub robisz. - Kolejny ruch jego ręki stworzył dwie poduszki. Tempest ziewnęła. - Jestem naprawdę zmęczona, Darios. Uwielbiam z tobą rozmawiać, ale każdy z nas musi zmierzyć się z faktami. Nawet jeśli nie jesteś człowiekiem, ja jestem. Nie mam pojęcia, która godzina, ale muszę iść spać. Uśmiechnął się do niej, z dokuczliwym błyskiem zębów. - Jak myślisz, po co zrobiłam to łóżko? To jest jedno z moich bezpiecznych miejsc. Śpię tutaj. - Pojęłam to. Ale musisz zabrać mnie z powrotem. - Zabrać gdzie? Coś w jego głosie ostrzegło ją. Jej zielone oczy zostały utkwione w jego twarzy. Był w nim spokój, którego nie lubiła. Słyszała jak wali jej serce. - Chcę się stąd wydostać. Możesz spać tutaj, a ja będę spała w campingu, niezależnie od pojazdu, który zostawili dla nas. Nie obchodzi mnie to. Mogę spać pod drzewem. - Nie ma szans, kochanie, na to że pozwolę ci spać z dala ode mnie. Powiedział, od niechcenia, jakby to nie było nic wielkiego, spać z środku wulkanu, który ją przygniata. Wyciągnął rękę i przykuty jej nadgarstek. Nie mocno. Lekko. Jak luźna bransoletka z palców, nic więcej, ale to było takie same ostrzeżenie. - Nie możesz mieć na myśli tego abym tu spała - Tempest protestowała, szarpiąc się by uwolnić się od niego. - Pozostać pod ziemią przez cały dzień, gdy ty będziesz spał? Nie mogę tego zrobić, Darios. Nawet dla ciebie. - Będziesz spać obok mnie, gdzie wiem, że jesteś bezpieczna, Tempest powiedział w jego miękki, nieubłagany sposób. Ona cofnęła się od niego, wyraźnie blada. - Nie mogę, Darios. Kiedy mnie rozpraszasz, nie czuję się tak, jakbym się dusiła, ale nigdy nie mogę leżeć tutaj w ciemności i próbować zasnąć. Nie widzę tego w taki sposób jak ty. Jeśli świece przygasną lub przeciąg je zgasi, zwariuję. - 142 -

Czuła bym się jak pochowana żywcem. Nie jestem taki jak ty. Jestem człowiekiem - Nie można zabrać cię na powierzchnię i zostawić cię samą sobie. Za każdym razem gdy pozwalam ci na wolności, coś się zdarza. - Jej strach bił w niego. Dotknął jej umysłu, znajdując rozpacz, panikę. - Nie obudzisz się, Tempest. Myślisz, że nie mogę tego zapewnić? Mogę rozkazywać ziemi i tak samo mogę to zrobić. Mogę utworzyć burzę, fale pływowe, ustawić wrzenie lawy. Dlaczego miałbym nie być w stanie zobaczyć, że odpoczywasz obok mnie, w spokoju?. Koniuszek języka dotknął jej dolnej wargi. Jej oczy były dzikie ze strachu. - Musimy się spotkać z innymi, Darios. Mogę prowadzić cały dzień. Możesz spać i spotkać się ze mną tam, gdzie wyznaczone jest pole namiotowe. Będę tam, obiecuję. Wstał powoli, jego ciało nieustannie męskie. Przeniósł się z płynną gracją, jak drapieżnik falujący mocą, w jej kierunku. Ona rzeczywiście wycofała się od niego, jej ręce uniosły się między nich dla ochrony. Darios natychmiast się zatrzymał, jego czarne spojrzały na te niewielkie, kruche ręce. To było wstrząsające. Westchnął cicho. - Nie mogę pozwolić, aby to kontynuować, Tempest. Starałam się dać Ci tyle wolności ile potrzebujesz, ale musimy mieć równowagę między nami. Nie mogę ryzykować twojego życia, ale kiedy pytam o pozwolenie, daje wyjaśnienie, twój strach rośnie. Gdybym przejął kierowanie nad tobą, tak jak powinien to nie czułabyś strachu, ryzyka. Czy widzisz, że nie dajesz mi wyboru? Następnie się przeniósł, jego prędkość była oślepiająca, tak że był przy niej zanim zamrugała, zanim zobaczyła, że zbliża się niebezpieczeństwo. Uderzyła w niego na ślepo, zmagała się z jego większą siłą, jej umysł był w chaosie. - Jak mogłeś to zrobić, po tym co było między nami? - żądała, jej głos tak przestraszony, że czuł jak jego serce topnieje. Nienawidził ją przerażać, choć wiedział, że to dla jej własnego bezpieczeństwa. Nic by się jej tutaj nie stało. Góra by jej nie zmiażdżyła. Ona mogła bez problemu oddychać powietrzem. Jej szalone ciosy nie były dla niego niczym więcej niż mrugnięciami skrzydeł motyla, ale każde trafiało go w serce. - Powiedziałeś, że mnie nie skrzywdzisz - kontynuowała, nawet gdy złapał ją w silne ramiona i trzymał ją pocieszająco. - Powiedziałeś, że zawsze patrzysz

- 143 -

na moje szczęście. Okłamałeś mnie, Darios. Jedna rzecz w którą wierzyłam to, że będę mogła zawsze Ci ufać, zaufaj twoim słowom. Jej słowa były jak małe ciosów zadawane w jego duszę. Czy ona wierzyła w to, że kłamał, aby wymusić jego wolę na niej? Nienawidził tego że się bała, ale jaki miał inny wybór? - Nie okłamałem Cię. To mój obowiązek, aby widzieć cię zdrową, abyś była bezpieczna. Nie mogę zrobić nic innego jak zapewnić ci bezpieczeństwo. - Darios, nie obchodzi mnie, kim jesteś, jaką moc posiadasz. Będę walczyła z tobą do ostatniego tchu o moją wolność. Nie masz prawa mi nic dyktować, nawet jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Nie możesz. Nie możesz „pozwalać” mi robić niczego. To jest mój wolny wybór. Nie będę tego mieć. Darios przyjął jej pasję ze spokojnym wyrazem twarz. On po prostu trzymał jej nadgarstki złączone razem, pozornie spokojny na jej wybuch. - Bądź spokojna, kochanie i głęboko oddychaj. Twoje obawy przed pozostaniem pod górą przewyższają twój rozsądek. - Nie zostanę tu z tobą, Darios. Naprawdę. Odejdę daleko, tak daleko, że nigdy mnie nie znajdziesz - groziła, jej szmaragdowe oczy zalały łez, błyszczące jak perełki. Jego twarz wyraźnie stwardniała, jego doskonałe usta jednocześnie zlało okrucieństwo. - To nigdy nie nastąpi, Tempest. Nigdzie nie możesz odejść, gdzie nie mógłbym Cię znaleźć. Przyjdę po ciebie, i nigdy nie przestanę dopóki Cię nie sprowadzę. Jesteś powietrzem, którym oddycham. Jesteś moim światłem. Kolorem w moim świecie. Nie ma życia bez ciebie. Nigdy nie wrócę do pustki, do ciemności. Ty i ja jesteśmy ze sobą połączeni, więc nie mamy wyboru, jak znaleźć sposób, aby to działało. Wyraziłem się jasno? - Doskonale jasno. Zamierzasz być dyktatorem i może oczekujesz, że będę marionetką. Tak się nie stanie, Darios. Byłam w twojej głowie. Nie jesteś typem człowieka, który bije kobiety dlatego, że ci się wymknęła. Jego wolna ręka obniżyła się do jej karku, w delikatnym, pieszczotliwym dotyku, który wysłał dreszcz w dół jej kręgosłupa i rozpalił ogień w jej brzuchu. Rozzłościło jej, że mógł to zrobić, za pomocą jednego dotyku który sprawił że jej ciało stanęło w płomieniach nawet gdy odmawiał jej praw. Nie mogła pozwolić mu tego robić. Ona nie była słaba, nie była typem który poddawał się tylko dlatego, że sprawiał że jej kolana słabły. - Nie muszę bić kobiety aby robiła to, co jest konieczne dla jej własnego bezpieczeństwa. - Powiedział to cicho, jego aksamitnym miękkim głosem, - 144 -

hipnotyzującym. - Nie jesteś moją lalką, kochanie. Nigdy nie chciałem, żebyś była. Nie zdajesz sobie sprawę, że podziwiam twoją odwagę? Ale nie mogę pozwolić ci abyś znalazła się w niebezpieczeństwie. - Jego ramiona oplotły się wokół niej od tyłu, okrążając jej smukłe ciało, i przyciągnęły ją mocno do niego. - Godzina jest już późna, Tempest. Muszę iść spać. Chcę, byś położyła się obok mnie i też spala. Nic się nie obudzić. Nic cię nie skrzywdzi. - Nie mogę tu oddychać - powiedziała rozpaczliwie Tempest, ocierając łzę, rozlewające się na rzęsach i spływające po jej policzkach. - Darios, pozwól mi odejść. Proszę, pozwól mi odejść. Podniósł jej walczące ciało jakby nie ważyła więcej niż dziecko i ukrył na chwilę twarz w jej szyi, delektując się jej zapachem, dotyk jej skóry. - Nie ma potrzeby bać się tego miejsca, kochanie. Jest to miejsce uzdrowienia. - Jego głos spadł o oktawę, przyjmując fascynujący, hipnotycznej rytm. - Będziesz spać w moich ramionach, spać, dopóki nie wezwę twoje imię i się nie obudzić. Darios podniósł głowę, tak że jego czarne oczy mogły patrzeć bezpośrednio w jej zielone, tak aby mógł złapać jej spojrzenie, jego czarnym jak lód. Niesamowite. Bezwzględne. Nie mogła oderwać od niego oczu, bez względu na siłę swojej woli. Poczuł jej odporność i podziwiał ją za to, ale był niewzruszony. Tego nie mógł jej dać. Musiał porozmawiać z nią w następnym powstaniu, ale dziś będzie bezpieczna.

- 145 -

ROZDZIAŁ 10 - To wszystko, co mamy. - Fotografia została rzucona na stół. Przedstawiała szczupłą młodą rudowłosą kobietę, stojącą w strumieniu, z wyciągniętymi rękami. Śmiała się, jej twarz zwrócona była ku słońcu, podczas gdy setki motyli fruwały wokół niej. - Matthew Brodrick nie żyje. Policja twierdzi, że nie ma wątpliwości, że było to samobójstwo. Ale ja mówię inaczej. Matt był jednym z nas. Wiedział, z czym ma do czynienia. On nie zrobiłby zdjęcia kogokolwiek. - Brady Grand bębnił palcami obok fotografii, a następnie puknął w nie dwukrotnie. - Ta kobieta coś wie. To ten sam strumień, gdzie zostało znalezione ciało Matta. - Daj spokój, Brady - Cullen Tucker zaprotestował. - Spójrz na to zdjęcie. Jest robione w pełnym słońcu. W biały dzień. To niemożliwe, żeby ta kobieta była wampirem. Zimne oczy Grand podróżował po kręgu mężczyzn. - Nie powiedziałem, że była, tylko, że coś wie. Z tego co wiem, pomagała Mattowi. Znajdź ją a możemy dotrzeć do prawdy. - Prawda jest taka, że dotarliśmy do nikąd - warknął Cullen. - Mówisz, że ten zespół to grupa wampirów. Jedyny „dowód” jaki zdobyłeś do tej pory to niejasne cytowanie znaczenie z perskiego słowa Dara, oznaczającego wokalistkę zespołu, Desari. Niski pomruk uznania okrążył pokoju. Pozostali poruszyli się nerwowo. Nikt wprost nie chciał przeciwstawić się Bradyemu Grandowi, był po prostu zbyt poważny. Ale stracili sześciu mężczyzn w pierwszej próbie ataku na zespół, bardzo dobrych strzelców, a teraz stracili Matta Brodrick. Brady spojrzał na innych. - Tak o tym myślisz? Że się mylę odnośnie tych stworzeń? Co z tego, że wysłaliśmy sześć wyszkolonych wojskowo zabójców do zabicia rzekomo bezbronnych cywilów, a wszyscy nasi żołnierze skończyli martwi, istoty wciąż żyją i mają się dobrze? Powiedz mi jak to się stało, Cullen. Chcesz mi powiedzieć, że jakiś prosty ochroniarz samodzielnie zlikwidował wszystkich naszych sześciu ludzi i ich szczątki. Mieli niezawodny plan ucieczki, ale znikli. Ostrzelali scenę kulami, ale członkowie zespołu wyszli z tego stosunkowo bez szwanku. Wyjaśnij mi to, Cullen, bo nie wiem, jak to jest możliwe.

- 146 -

- Zespół miał szczęście. Może ich ochroniarz jest lepszy niż myślisz, jakiś wojskowy. Co wiesz o wielkim facecie? Nie za dużo się o nim dowiedziałeś. Czy to możliwe, że zespołowi udał się w przekazać mylne informacje? Że być może to ty, dałeś się wkręcić? Brady zacisnął pięści tak mocno, aż jego kostki zbielały. Muskuły drgnął w jego szczęce. - Wiem na pewno, że piosenkarka jest wampirem. Wiem to, Cullen. Zespół wie również, albo nigdy nie wyszliby z tego uderzenia. Chcieliśmy wykrwawić ją jak najbardziej, osłabić ją, i wziąć ją żywcem. Nasi ludzie od lat chcieli żywego okazu do badań. Ale jeśli jedyne co możemy uzyskać to martwy okaz, to niech i tak będzie. - Wszystko co udało nam się do tej pory osiągnąć, to że świat myśli że jesteśmy bandą szalonych fanatyków - sprzeciwił się Cullen. - Mówię, byśmy wycelowali w kogoś innego, kogoś nie tak cholernie popularnego. Policja kocha Desari. Handlowcy w każdym mieście gdzie występuje kochają ją. Publiczność ją kocha. Jeśli ją zabijemy, to będą polować nas jak psy. - To twój problem, Cullen - nie ma sensu się angażować. To jest wojna. My przeciwko nimi. Czy wierzysz, że istnieją? Ze wszystkimi dowodami które Ci dałem, czy naprawdę nie wierzysz? - domagał się Brady. - Po tym co zobaczyłeś na własne oczy, czy też była to tylko historyjka, abyś wszedł do naszej grupy? - Do diabla, tak, uważam, że wampiry istnieją - powiedział Cullen. - Ale nie jest to ta piosenkarka. To po prostu jakaś kobieta z pięknym głosem i tak śmiertelnie niebezpiecznym ochroniarzem, jakiego kiedykolwiek widziałem. Tak więc śpi w ciągu dnia. Czego oczekujesz? Ona pracuje całą noc. Tak więc nie możemy znaleźć ich kempingów nawet wtedy, gdy śledzimy ich cały czas. Są bardzo ostrożni, bardzo skryci. Ale nikt nigdy nie umarł. Żadne dziecko nie zostało zabite. Nigdy nie zostawili po sobie śladu wysuszonych zwłok. Jeśli są wampiry karmiącymi się ludźmi, gdzie są ciała? Każdy wampir o którym słyszałem zabijał. Powodem dla którego nie jesteśmy w stanie znaleźć tych ludzi, gdy obozują, jest to że ich ochroniarz jest dobry. Dlatego nie ma zdjęć, nie dlatego, że nie możemy nikogo sfilmować. Ten facet wykonuje swoją pracę i robi to dobrze. Tak więc, nie ma nieautoryzowanych zdjęć. - A pantery? - Domagał się Brady. - Część występu, tajemniczość. Oni zajmują się show biznesem, Brady. Każdy ma jakiś chwyty. Lubią lamparty. Wielkie rzeczy. Wampiry lubią wilki i nietoperze, czy nie tak nam powiedziano? - Cullen wyjaśnił co miał na myśli.

- 147 -

Mężczyzna najbliżej Cullen odchrząknął. Był trochę starszy od innych i na ogół bardzo cichy. - Uważam że Cullen może mieć rację w tym przypadku, Brady powiedział cicho. - Nie ma żadnych dowodów, że ktokolwiek w tej grupie były kiedykolwiek w Karpatach, a nawet pochodzą z tego obszaru. - Wallace - Brady zaprotestował. - Wiem, że mam rację jeśli chodzi o tą piosenkarkę. Wiem, że mam. Starszy mężczyzna pokręcił głową. - To nie ma sensu, wampiry wydają się mieć coś zaborczego odnośnie swoich kobiet. Posiadając je całkowicie. Jednak ta piosenkarka niedawno związała się z kimś z zewnątrz. - Udowodniłeś mój punkt widzenia - powiedział triumfalnie Brady. - Ona związała się z Julian Savage. On pochodzi z regionu od dawna podejrzewanego o tworzenie wampirów. I był podejrzewany przez długi czas. Nagle pojawia się i on i piosenkarka zakochują się? To wydaje się zbyt wielkim zbiegiem okoliczności jak dla mnie. - Brady pozwolił, by dotarło to do ich świadomości, wiedząc, że zaznaczył swój punkt widzenia. Julian Savage był zdecydowanie wysoko na liście podejrzanych społeczeństwa i był znany bardzo długo, na każdym kroku omijał ich myśliwych. Nastąpiła krótka cisza. Każdy patrzy na starszego mężczyznę o łagodnym głosie, Williama Wallace. Był członkiem społeczeństwa łowców wampirów więcej lat niż którykolwiek inne. Stracił członków rodziny przez wampiry. Polował w Europie i kiedy mówił, wszyscy łącznie z Brady, robili to co powiedział. - To prawda - zadumał się cicho Wallace - że gdziekolwiek idzie Julian Savage, następuje śmierć, ale on nigdy nie jest podejrzewany przez policję. Miał dom we Francji. Apartament w Nowym Orleanie, i kilku członków naszego społeczeństwa zniknęło tam, nigdy nie zostali odnalezieni. Nie byliśmy w stanie udowodnić, że był w miejscu zamieszkania w tym czasie, okazało się, że sprzedał swój dom rodzinny, ale nawet wampiry mogą tworzyć fałszywe odpowiedniki dokumentów i poświadczeń. Często podróżuje z kraju do kraju, jest bardzo bogatym człowiekiem - kontynuował Wallace. - Teraz podróżuje po tym kraju z grupą śpiewaków. To właśnie jest podejrzane. - Pochylił się by spojrzeć na zdjęcia. - Jesteś pewien ze zostało zrobione w tym samym miejscu w którym umarł Brodrick? Brady skinął głową.

- 148 -

- Osobiście sprawdziłem teren. To ten sam, wszystko się zgadza. Matt zrobił serię zdjęć tej kobiecie. - Czy kiedykolwiek widzieliście ją wcześniej? - zapytał Wallace. Każdy potrząsnął głową. - Matt nie miał także dziewczyny - powiedział pryszczaty młody ochotnik. Był ostatnim który przystąpił do społeczeństwa i chciał zostać zauważony, aby się wykazać. - Więc jeśli niedawno poznał te kobietę i zrobił wszystkie te zdjęcia w miejscu, gdzie Troubudous rozbili kamping, musi mieć związek z grupą. - Czy którykolwiek ze zdjęcia pokazują jej twarz z bliska? - zapytał Wallace. - To jest najlepszy. Patrzyła prosto do kamery. Mówię znajdźmy tę dziewczynę i uzyskajmy kilka odpowiedzi - odpowiedział Brady. - Być może - powiedział Wallace. - Musimy badać nieco dalej. Jeśli dziewczyna coś wie, to nie powinno być trudno dowiedzieć się wszystkiego od niej. Znajdź ją i przyprowadźcie ją z powrotem tutaj do naszej siedziby na przesłuchanie. Cullen Tucker spojrzał niepewnie. - Załóżmy, że w ogóle nic nie wie? Może ona jest po prostu jakaś dziewczyna, której Matt uznał za fotogeniczną. Jeśli przyprowadzicie ją tutaj i ona zobaczy nas wszystkich, dowie się, czego szukamy, zostaniemy odkryci. Wallace wzruszył ramionami od niechcenia. - Czasami małe ofiary są konieczne. Niestety panna zostanie zlikwidowana w celu ochrony naszej tożsamości. Cullen rozejrzał się po pokoju, studiuje twarze, szukając kogoś, kto by zaprotestował wraz z nim. Ale twarze były puste, twarze wyznawców. Ostrożność podyktowała, by trzymał język za zębami. - Czy masz z tym problem? - warknął Brady, jego zimne oczy nagle ożyły z gorączki krwi. Cullen wzruszył ramionami. - Nie większy niż ktokolwiek inny - grał na zwłokę. - Nie musi mi się to podobać, Brady, tylko dlatego, że jest to konieczne. Zacznę szukać jej na kolejny koncercie zespołu. To w północnej Kalifornii. Jestem pewien, że teraz zmierzają w tym kierunku. Ona nie powinna być trudna do wykrycia, ale na wszelki wypadek myślę, że powinieneś wysłać kogoś z powrotem do parku. Może pochodzi stamtąd lub była na kemping. Strażnik w parku mógł ją widzieć. Brady Grand milczał chwilę, wyciszając chęć do walki. Pokiwał głową. - 149 -

- Weź Murray z sobą. Bezpieczniej będzie, gdy będziecie we dwóch. Poinformował młodszego, wiedząc, że dzieciak chętnie użyje przemocy, by wykazać się w grupie. - Wiesz, że zawsze działam sam - zaprotestował Cullen. - Nasza dwójka tylko zwracać uwagę, ochroniarza. Nie możemy go lekceważyć, wiesz o tym. Jestem gotów się założyć, że jest tym, który wyeliminował nasz zespół. - Być może - zadumał się Wallace - ale bardziej prawdopodobne jest, że to Savage. Pokazał się dokładnie w tym czasie. Nie sądzę, aby ochroniarz Desari był dla nas zagrożeniem, o ile, oczywiście, sam nie jest jednym z nich. - Cullen nieco wycofał się ze swojej retorty. Jaki to ma sens? Brady Grand w ciągu ostatnich kilku lat stał się takim fanatykiem jak William Wallace. Ciągle nosili broni i szkolili małą armię. Obaj wydawało się, walczyć na wojnie. Cullen po prostu uważał, że jeśli istnieje coś tak złego, jak wampir, to powinno zostać zgładzone. Wierzył w to, ponieważ był w San Francisco, kilka lat temu, gdy seryjny morderca był na wolności. Oprócz tego, nie był to seryjnym morderca. To stworzenie zamordowało narzeczoną Cullen prawie na jego oczach, wysączył jej krew i śmiał się gdy to zrobił. Policja nie uwierzyła mu - nikt mu nie uwierzył. Dopiero Grand Brady go znalazł. Teraz Cullen nie było pewien, czy już krwiożerczy Grand i Wallace różnili się znacznie od wampirów. Cullen spojrzał jeszcze raz na zdjęcie śmiejącej się rudowłosej. Była piękna, z radością i ciepłem w uśmiechu, współczuciem na twarzy, słodką niewinnością w swojej postawie. Za jej smukłym ciałem i bogactwem czerwonych włosów, widział kogoś coś wartego. Widział kobietę z taka samą dobrą naturalną jaką posiadała jego narzeczona. Westchnął i schował fotografię. To było dla niego niesamowite, że inni nie mogli zobaczyć niewinności na jej twarzy. Ona nie miała nic wspólnego z wampirami. - Teraz idę - powiedział szorstko. - Będę dzwonił, aby zobaczyć, czy ktoś dojdzie do czegoś, więc niech ktoś siedzi przy telefonie. Brady spojrzał dziwnie na niego. Jego ukłon był powolny, a jego zimne oczy przesunęły się po Cullenie, gdy szedł do drzwi. Cullen wciągnął głęboko świeże, rześkie nocne powietrze, chcąc pozbyć się smrodu fanatyzmu. Podążył za członkami społeczeństwa z potrzeby, aby pomścić ohydną śmierć swojej narzeczonej. Teraz potrzeba ta nie wydawała się tak wielka. Chciał być wolny od gniewu i nienawiści i rozpocząć swoje życie od nowa. Zdjęcie wydawało się wypalać dziurę w jego kieszeni. Dobrą rzeczą byłoby zniknąć. Wynieść się. Ukryć. Ale znał Brady Grand. Ten człowiek lubił zabijać i - 150 -

myślał, że w społeczeństwie znalazł ujście dla uzasadnione swoich psychotycznych tendencji. Nawet amerykańskie siły zbrojne wykopały go, odprawiając go za powtarzające się ataki wściekłości na nowych rekrutach i ludności cywilnej. Były dwa wypadki odnotowane w jego kartotece, dwa podejrzane zgony, których nikt nie mógł udowodnić, że były to morderstwa. Cullen wiedział o tym od znajomego, który miał dostęp do raportów wojskowych. Brady Grand nie było tego rodzaju wrogiem przed którym chciał się ukrywać do końca swojego życia. Jeep Cullena ruszył łatwo, ale zdjęcie nadal paliło jego skórę przez odzieży. Nagle zaklął. Nie mógł po prostu zostawić rudej robiąc co chce. Musiał ją znaleźć i ostrzec ją. Piosenkarkę też. Ona może mieć najlepszego ochroniarza w świecie, ale jeśli Brady Grand utrzyma się na tyle w swoim postanowieniu, prędzej czy później społeczeństwo dotrze do niej. Uderzając w kierownicę w czystej frustracji, Cullen zawrócił pojazd na północ. Daleko, w głębi wnętrza ziemi, Darios trzymał Tempest przy sobie. Coś poruszało się w jego umyśle, to sygnał ostrzegawczy, który stawiał go na dobrej pozycji od wielu wieków. To był wystarczająco silne, aby pobudzić ryczącą bestię do życia. W ustach czuł złowieszczo wydłużające się jego kły. Podniósł głowę, jego czarny jak lód wzrok omiótł wnętrze komory. Powoli odwrócił głowę w kierunku południowym, w kierunku zagrożenia. Coś zagrażało Tempest, coś pochodzących z tego kierunku. Nic nie zaszkodzi tej kobiecie, którą trzymał w ramionach. Nic, ślubował. Spojrzał na jej twarz, wyglądała tak młodo i bezbronnie we śnie. Światło świec pieściło jej piękną skórę, rzucanie na nią cienie, kusząc, zapraszając do jego dotyku. Darios poczuł gwałtowny wzrost potrzeby jego ciała i pozwolił by to się stało. To zajmie wieki, aby zaspokoić jego apetyt na nią. Wieki. Ale wybrał inaczej. Zadecydował aby zachować ją jako człowieka i umrzeć, kiedy nadejdzie jej pora. Dlatego też musiał być bardziej ostrożny w jego zaborczości, nie mógł sobie pozwolić na myślenie o jej krwi podczas kopulacji. Był poza kontrolą, kiedy jego ciało zażądało jej, niebezpieczny dla nich obojga. Ale on chciał jej. Nigdy nie przestanie jej chcieć. To było dzikie i prymitywne, ale czułe i delikatne. Ale nie był łagodnym człowiekiem. Długie wieki doprowadziły do tego, udoskonalając jego bezwzględną naturę, jego drapieżny charakter. Ale stwierdził, że gdy patrzy na nią, był inny. Coś się w nim rozpuszczało, stawało się delikatne. - 151 -

Przez wieki istnienia poznał dokładny moment, kiedy słońce zatonął nisko nad ziemią, noc otaczała ziemię nad nimi. Jego czas. Jego świat. Darios wyciągnął się leniwie i obrócił się by przesunąć zaborczo po satynowej skórze Tempest. Nie spał w zapraszającej glebie, ani nie spał odmładzającym snem swego ludu, bo coś poszło nie tak, nie chciał obudzić Tempest samej pod górą, jakby się wydawało z jego martwym ciałem obok niej. W śnie, Karpatianie wstrzymują swoje serca i płuca, przydatna rzecz, proces odmładzania, coś co jest konieczne aby ich organizmy zachowały ich w pełni sił, ale to było przerażające, dla ludzi. Bez spełnienia swojego zwyczajnego procesu, sen Dariosa był nieregularny i niespokojny. Ale Tempest była młoda i chciała iść własną drogą, więc mógł się poświęcić regenerując ze wzmacniającego odpoczynku by zapewnić sobie jej współpracę i bezpieczeństwo. Teraz potarł pasma jej czerwono - złotych włosów swoją ręką. Czerwone włosy. Zielone oczy. Gorący temperament. Silna wola. Jej skóra była ciepła i kusząca. W jej śnie - jej serce biło silnie, a jej oddech spowodował wzrost i spadek jej pełnych, kremowych piersi. Darios pochylił głowę by posmakować jej skórę, nawet gdy wydał polecenie by ją obudzić. Jego umysł złowił jej, gdy miała senne spełnienie, karmiąc jego własny pilny głód jej własnym, budując erotyczne obrazy swoich pragnień w głowie. Jego usta przeniósł się nad nią powoli, leniwie, jego zęby sporadycznie przygryzały, znacząc każdą jej część. Czuł jak rytm jej serca zmiany się, aby dopasować się do jego. Jego ciało stwardniało, zażądało, jego krew pędziła w gorącej potrzebie. Czuł odpowiedź jej ciała, gdy gorąca krew napływała falami przez jej żyły, niosąc ogień, niosąc potrzeby. Zanim była w pełni obudzona, w pełni świadoma tego, co ją otacza, zawrócił jej świat do swojego świata fantazji erotycznych, gdzie Darios smakował ciepło jej gardła, jego ręka poruszyła się zaborczo do wypukłości jej piersi. Chociaż była niskiego wzrostu, jej kości były delikatne, jej piersi były pełne, mieszczące się w jego dłoniach, jakby były dla niego stworzone. Czuł niemal dziką radość w sposobie w jaki jego ciało stwardniało w agresywnej męskiej odpowiedzi. Jego usta przeniósł się po jej ramieniu, zatrzymując się i pozostając w małym zagłębieniu. Jego język pocierał delikatnie, natarczywie, wykrywając dolinę między jej piersiami, zwracając szczególną uwagę na każdy z sutków, który wysłał ogień ścigający się przez jego krew. Na krótką chwilę zamknął oczy, delektując się fakturą jej skóry, rozprzestrzenianiem się ognia poprzez

- 152 -

jego własne ciało. Ale wkrótce stało się niezbędne odnalezienie każdego wcięcia wzdłuż jej żeber, do zbadania jej brzucha jego językiem. Jego ręce przeniósł się jeszcze niższy, do szczupłej krzywizny jej bioder, pieszcząc tam jej satynową skórę. Pod jego dłońmi, poruszyła się niespokojnie, nadal senna, tylko częściowo świadomy tego, co robi. Ale jej ciało zostało ożywione dla niego. Dzielił się tym, łącząc się w jej głowie, tak jak mógł. Darios uśmiechnął się do siebie, korzystając z wiedzy, że po każdym jego powstaniu będzie z nim, jej ciało miękkie i przyjemne. Jej nogi były odsunięte, a jego ręce zaczęły powoli pieścić jej uda. Miękki cichy dźwięk uciekł jej gardła, gdy próbowała zdecydować, czy było to kilka erotycznych fantazji, czy to była prawda. Nie miała poczucia, gdzie była, tylko ust poruszających się leniwie, ale dokładnie po każdym centymetrze jej ciała. Darios wysunął rękę w gniazdo mocnych loków, czując jej pulsujące ciepło. Gdy przysunęła się bliżej, on po prostu spuścił głowę by ją smakować. Tempest krzyknęła, gdzieś pomiędzy paniką a przyjemnością, jej pięści wplątały się w jej włosy, przyciągając go bliżej. Rozpalona do białości, niebieski piorun wpadły przez nią i przeszły do niego. To uczucie było zdumiewające, Darios czuł sposób w jaki jej ciało falowało z przyjemności. Jego własne ciało było brutalnie nieustępliwy, tak pełne i ciężkie, że bał się, że może ją złamać, gdy poruszy się zbyt gwałtownie. Gdy dzielili jej wstrząsające uwolnienie, ręce Tempest przeniosły się po rzeźbie mięśnie jego pleców i spoczęły na jego biodrach. Darios podniósł głowę, jego oczy płonęły wpatrując się w nią. Zwykle skromna, Tempest powinna czuć nieśmiałość. Zamiast złapała obrazy z jego głowy, jego głodnych potrzeb, a ona czuła się jak swawolna kusicielka i lubiła to. Popchnęła go do tyłu tak, że się położył. Jej ręce badały po jego pierś. Uśmiecha się lekko, schyliła głowę delikatnie opadając na jego gorącą skórę. Nawet smakował męsko. Z jego umysłem mocno zakorzenione w jej, czuła ogień przetaczający się przez jego krew, czuła bezwzględny ból potrzeby w jego ciele. Celowo pozwoliła, aby jej jedwabne włosy opadły na jego wrażliwą skórę, jeszcze bardziej potęguje to uczucie. Darios szeptał jej imię, białe zęby zacisnęły się bezradnie. Poświęciła słodki czas, doprowadzając go do niecierpliwie oczekiwanego szaleństwa, jej usta podróży spokojnie po jego płaskim brzuch, znajdując wgięcie na jego biodrach. Jej ręka gładziła go, a jego ciało stwardniało jeszcze bardziej. Wysapał jej imię ponownie, tym razem w poleceniu, ale Tempest nie chciała słuchać. Jej

- 153 -

język smakował go w długiej wolnej pieszczocie, że przyniósł swoje ręce, aby chwycić jej włosy, przyciskając jej głowę do niego. Miała czelność śmiać się z niego, jej ciepły oddech dolał ognia do jego ciała. Jej ręce poruszały się nad nim, badając jego ciężar i grubość. Potem krzyczał ochryple. Jedwabne uczucie jej usta na nim było niesamowite. Gorąco ciasne, wilgotne. Wiedziała, co lubił przez obrazy w jego głowie, i Darios był stracony dla świata. Zagubiony w pięknie tego, co dzielili. Ona się z nim drażniła. Torturowała go. Rozkoszowała się swoją władzą nad nim. Wytrzymał tak długo, jak był w stanie, a potem powlókł jej głowę w górę łapiąc garść czerwono - złotych włosów. Nie ważne, czy był brutalny, to była jedyna rzecz, którą był w stanie zrobić w tym momencie. Jego ręce znalazł jej pas i pociągnął ją nad niego. Z ich oczy spotkały się razem, powoli obniża się. Tempest powoli opuściła się na niego tak, że przebił jej, cal po calu. Jej pochwa czekała, była tak gorąca i wilgotna, tak mocna i aksamitnie miękka, że palce Dariosa wbiły się głąbiej w jej biodra, żeby powstrzymać go od wybuchu. Gdzie była jego wielowiekowa samokontrola? Tempest uznała to za niesamowite wiedzieć dokładnie, czego chce. Zaczęła na nim jeździć powoli, ale szybko zamieniło się to w szalony ruch, jej mięśnie zaciskały się wokół niego, biorąc go głęboko w nią. Jego ręce poruszały się po jej ciele, badając cienką talię, wąską klatkę piersiową i pełne piersi. Potem pochylił się ku niej, w powolnym, nieubłaganym ruchu, który prawie zatrzymał jej serce. Czuła w nim głód, jego potrzeby, by wziąć jej krew - więcej niż popęd seksualny, fizyczny głód. Robił to wiele razy, ale nigdy nie widziała jego zębów innych niż doskonałe. Teraz nie próbował ukryć przed nią wydłużone kły, gdy pochylił głowę do jej gardła. Wcisnął się w górę, grzebiąc się głęboko w niej, gdy jego zęby zatonęły w jej miękkim gardle. Dzielił ostateczne wrażenia z nią, ich ciała i umysły były połączone, dzieląc się razem esencją życia. Jego ciało było w ogniu, w pożodze rosnącej aż nie było jak ją kontrolować. Zgarnął ją razem z nim, aż oboje eksplodowali w dzikim, drżeniu ziemi pod nimi. Zmusił się, aby przerywać wzięcie większej ilości jej krwi, po prostu by zaspokoić swoją nieodpartą chęć jej. Już zwrócił uwagę na różnice w niej, jej zdolność do słyszenia i widzenia znacznie więcej. Przypadkowo zwiększył wrażliwość jej zmysłów. Zmiana człowieka, którą obiecał powstrzymać. Darios okrążył wokół niej ochronnie ramiona. Nic nie mogło jej skrzywdzić. Nigdy. Nawet on. - 154 -

Tempest była zadowolona leżą w twardej, sile jego ciała, czuła się chroniona i kochana. Był idealnym kochankiem, ostrożnym nawet w najtrudniejszych dla niego momentach. Słyszała ich serca bijące w doskonałym rytmie, i leżała tam przez jakiś czas przywracając swój oddech. Gdy ona wdychała wolno swój oddech, poczuła ucisk ciepła. Zęby zatonęły w dolną wargę, gdy rozejrzała się wokół siebie. Wciąż byli w jaskini. Upokorzenie obmyło ją. Była tak rozproszony przez jego kochanie, że nawet nie zauważyła gdzie jest. Ona miała wątpliwości czy zauważyłaby, jeśli byliby na środku ulicy. Gdzie była jej duma? Ten mężczyzna praktycznie ją porwał, trzymał ją w jądrze ziemi bez najmniejszych wyrzutów sumienia, a następnie, bezwstydny wykorzystał ją. Tempest podniosła głowę, jej długie rzęsy zasłaniały jej oczy, zanim zdążył odczytać jej wypowiedzi. Ale Darios stał się cieniem w jej umyśle, czuł jej poczucie winy i złość na siebie, że czuła się upokorzona, że dopuściła do tego, kiedy była tak na niego wściekła. Natychmiast przewrócił ją pod nim, zatrzymując jej smukłe ciało pod jego znacznie większym. Wplótł pięścią w jej jasne jedwabiste włosy i przyciągnął je do ust. - Muszę przeprosić za wykorzystanie ciebie podczas snu. To było złe, gdy mieliśmy nierozwiązane problemy między nami. Ale jesteś tak piękna, Tempest, że straciłem kontrolę. Jej długie rzęsy uniosły się, odsłaniając zielone oczy, płonące gniewem na niego. Rrzeczywiście pchnęła go dłonią mocno w pierś. Był tak zaskoczony jej reakcją, że zapomniał się przenieść, udawać, że czuł jej nacisk. Ciepło skręciło się w nim, falą pożądania, tak silną, że omal nie pocałował ją w zagniewane usta. - Jesteś tak pełny tego, Darios. Nawet nie myślisz, że możesz zamydlić mi oczy takim podejściem. Ty nie straciłeś kontroli. Wiedziałeś dokładnie, co robisz. Chciałeś uprawiać seks, więc to zrobiłeś. A ja jestem taką ciamajdą, że weszłam w to, jak jedna z tych idiotycznych bohaterek erotycznych powieści. Zdawała sobie sprawę, że nie ruszyła go swoim pchnięciem, i to podniosło jej wzburzenie kolejny raz. - Chciałem, się z tobą kochać - poprawił, a jego głos był jak czarny aksamit. Tylko dźwięk jego głosu wysłane przypływ płynnego ciepła przez jej krwiobieg. To wymagało ogromnego wysiłku, aby odciągnąć jej wzrok od

- 155 -

intensywności jego płonących oczu. I Bóg będzie musiał uratować ją przed nim, gdyby spojrzała na idealne usta. To wszystko dolało oliwy do ognia. - Myślisz, że możesz dostać to czego chcesz, kusząc mnie, Darios, ale to nie zadziała. Nie lubię siebie teraz, i wiem, że to nie cały ty, ale pozwól mi powiedzieć, zanim staniesz się zbyt nadęty przez własne ego, teraz nie szanuję ciebie prawie tak samo, jak wczoraj. - Zatrzymała się. - Jeśli to było wczoraj. - Możesz wykąpać się w basenie. - Starał się nie powiedzieć tego jak rozkaz. Jego ciało wydawało się odpowiedzieć na zwykły dotyk. Nie śmiał zaczynać czegokolwiek gdy jej zielone oczy płonęły ogniem, a jej rude włosy iskrzyły płomieniami. - Czy dajesz mi swoją zgodę? - zapytała sarkastycznie. Pochylił głowę do jej, ponieważ wzdymała małe usta, czego nie mógł przepuścić. Jego usta znalazły jej i smakowały jak ciepły miód nawet w złości, zdobywając na zawsze jego serce. - Nic dziwnego, że zawsze wpadasz w tarapaty - mruknął, gdy jego pocałunek przesunął się z kącika jej ust do jej dołeczka, jeszcze niżej znajdując brodę, a następnie jej gardło. Jej puls pulsował pod jego ustami, rozpalając jego głód. Pojawił się znikąd, pędzi do niego z taką samą szybkością i intensywnością, co twardniało jego ciało, wzywając go, by wziął ją znowu i znowu. Tempest wyrwała się, jej szmaragdowe oczy od razu stały się ostrożne. Był tak silny, jego mocy była przytłaczająca, gdy ona w ogóle nie miała kontroli nad sytuacją. Była jego własnością, ukrytą pod ziemią, na jego utrzymaniu przez pewien czas, jeśli chciał. Pomysł ten nie przyszło jej do głowy aż do tej chwili, i to natychmiast pozbawiło ją tej odrobiny kolor który miała na twarzy. - Darios? - Jego imię wyszło zduszone, apel o rozproszenie obaw. Dotknął jej myśli, łatwo znajdując jej strach. Jego ramię otoczyło ją, przyciągnął ją blisko niego dla ochrony. - Tak szybko jak się tylko wykąpiesz, pójdziemy na powierzchnię. Muszę zapolować, ty musisz coś jeść. Ulga była ogromna i wierzyła czystości jego głosu. Pomimo jej gniewu na niego, przytuliła się do niego na chwilę, czekając, aż jej serce przestanie wali tak gwałtownie. - Darios - zwierzyła się - Ja naprawdę boję się być tu na dole. Darios zacisnął swój uchwyt na niej, przygniatając jej smukłe ciała do siebie. Nie wiedział, co naprawdę znaczy strach, dopóki nie przyszła do jego jałowego istnienia. Ożywiła tą definicję dla niego. Obawiał się, że może ją - 156 -

stracić, obawiał się, że ktoś lub coś może ją skrzywdzić. Strach sprawiał ze stał się nerwowy i niebezpieczny, jak koty w najbardziej nieprzewidywalnym stanie ich nastroju. - Wszystkie te rzeczy są niewielkimi różnicami, które możemy wypracować, Tempest - zapewnił ją. - Nie ma między nami przeszkody nie do pokonania. Wzięła głęboki, uspokajający oddech. - Dobrze, Darios, jestem całkowicie za tym. Po prostu nie kontroluj mnie tak bardzo. Lubię moją wolność. To, kim jestem. - Jesteś moją drugą połową, jak ja dla ciebie - powiedział. Wyszła z jego ramion i wstała, odwracając się od niego, aby nie dać się ponieść i nie kopnąć go w łydkę. Był tak arogancki, tryskający nonsensami jego starego świata, że chciała wepchnąć go do basenu i patrzeć jak traci wspaniałość i och, tak irytujący chłód. Darios ukrył uśmiech. Nie mógł się powstrzymać mówiąc to tylko po to, aby zajść jej za skórę. Lubił oglądać jak jej oczy błyszczą jak perełki, błyskiem ognia, który przez nieuwagę odsłonił jej głęboko namiętny charakter, jak również jej gniew. Tempest wsunęła się do basenu i zrozumiała, że czysta woda na jej skórze jest bardziej erotyczna niżby się jej to podobało. Wiedziała, że jego czarne oczy płonęły na niej, gdy pływała, i coś kobiecego i dzikiego w niej wydawało się to przejmować. Spłukała swoje włosy powoli, obracając się tak, że jej profil był dla niego widoczny, tak że woda ochlapała jej talię i spływała na jej obnażone piersi. Wabiły go. Szydziła z Niego. Z jej wzmocnionym słuchem, złapała jego stłumione przekleństwa. Uśmiech wygiął jej miękkie usta, wszelka złości zniknęła, gdy spostrzegła, że jego ciało domagało się, jego podniecenia nie dało się ukryć przed nimi. Celowo schyliła się, płucząc włosy po raz drugi, co dało mu dobrą widoczność krzywizny jej bioder i pośladków. Zasłużył na trochę cierpienia. A ona dobrze się bawiła. Mała rudowłosa czarownica. Celowo doprowadzała go do szału. Wiedział o tym. Wiedział też, że miała dobrą zabawę, przywracając sobie poczucie kontroli i władzy. Darios wydał niski, chrapliwy jęk frustracji. Jej odpowiedzią był stłumiony śmiech, szybko zagłuszony przez rozbryzgiwania wody. Mała kokietka. Mężczyzna mógł trwać tylko tyle. W każdym przypadku, głód zmętniał dobrą ocenę i nic nie smakowało jak pęd który dostał od ich erotycznych kontaktów. Mimo to, nie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele jej - 157 -

krwi. Wymiana między nimi była niebezpieczna, zmieniając ją w sposób, którego nie był do końca pewien. Kilka razy w ciągu wieków, kiedy napotkał przemienione ludzkie kobiety, stawały się szalone i zmieniały się w wampiry, karmiły się dziećmi. Był zmuszony, je zniszczyć. To go przerażało. Co zrobi, jeśli w jakiś sposób przemienił Tempest w coś tak ostatecznego? Ich umysły były stale połączone, już dążyły do siebie. Czy mógł postawić ją w obliczu niebezpieczeństwa? Czy Julian ma odpowiedzi na to? Jak niesmaczne to było, będzie musiał zwrócić się do życiowego partnera Desari po jego wiedzę w tej materii. Duma nic nie znaczy jeśli Tempest była w niebezpieczeństwie. Obrócił się, by ponownie na nią spojrzeć. Była wspaniała. Wszystko w niej dotykało go, wydobywało intensywne uczucia, czy to ochronne, seksualne czy emocjonalne. Był zafascynowany linią jej gardła, rozpiętością jej talii, krzywizną jej piersi i klatki piersiowej i jej pośladków. Tempest wykręciła starannie włosy i wychodząc brnęła przez basen. Była kilka metrów od Dariosa zanim wyczuła ochryple wołanie jego ciała, poczuła pędzące ciepło z jego skóry. Uśmiechnęła się do niego, w dokuczliwym wyzwaniu, w nikłym, szyderczym wygięciu jej ust, na jego oczywisty dyskomfort. - Masz problem? - zadrwiła głośno. Był wspaniały. Nie było innego słowa dla jego ciała. I zdumiało ją, że mogła odpowiedzieć suchą reakcją na niego, na stworzenie tak potężne i kontrolujące jakim prawie zawsze było Darios. I że mogła pozbawić go tak kontroli, co zaskoczyło jej jeszcze bardziej i podekscytowało. To był tak radosne przeżycie, jak skok na grzbiet tygrysa i trzymać się ze wszystkich sił. Darios czekał, aż ona przejdzie dumnie obok niego, zanim sięgnął domagając się tego, co do niego należało. Tylko chwycił jej ramiona od tyłu, a następnie przeniósł je uczynnie do przodu, umieszczając jej ręce na płaskiej powierzchni skały. W jednej chwili jego ciało zamknęło jej w pułapkę, przyciskając się agresywnie do jej pośladków, podczas gdy jego palce upewniały go, że jest jedwabiście gładka od własnych potrzeb. Złapał jej biodra i mocno pchnął w jej napiętą, wilgotną pochwę. Była śliska i gorąca, czekała na niego. Darios pozwolił sobie na naturalną, instynktowną dominację mężczyzn jego rasy. Jego zęby znalazły jej ramię i przyszpiliły ją w miejscu, podczas gdy on pogrążał się w niej znowu i znowu, mocnymi, długimi pchnięciami. Tempest czuła słodki szczyt ogarniającego ją ognia, siłę z jaką jego ręce chwytały jej biodra, jego twardą grubość zanurzającą się głęboko w niej, tylko - 158 -

się cofającą i powracającą. Poczuła jego usta na swojej skórze, białe gorąco jego zębów przebiło się głęboko i trzymało ją w uległej pozycji. Część jej czuła intensywne zagrożone, ale był w stanie dostosować swoją pozycję do ciasności jej kobiecej pochwy, i cały czas wzniecał pożar wyższe, coraz bardziej. Czuła jak jej ciało zaciska się, chwytając go, zaczynając nieustający pęd do końca. Nie chciała aby to skończyło się już teraz, tak szybko. Chciała tym razem być z nim, bojąc się, że to może nigdy się nie powtórzyć, gdy powrócą do jej świata, świat do którego wiedziała, że należy. Tego było za wiele. Za dużo wszystkiego. Zbyt dużo ognia i zbyt wiele uczucia. - Darios. - Powiedziała jego imię szeptem, gdzieś pomiędzy agonią a ekstazą. - Tylko Darios - warknął przy jej skórze. - Jesteś moja. Gdzieś w głębi serca wiedział, że ona wciąż myśli o nich z osobna. Że nie zostanie przy niej, że ona może odejść, odejdzie w pewnym momencie. Chciała go, ale była przerażona potrzebując go, by być częścią jego, nie było Dariosa bez Tempest, nie było Tempest bez Dariosa. On, z drugiej strony, uznał to prawie od pierwszej chwili, gdy spojrzał na nią. Jego ciało rosło, gorące i śliskie, stal w aksamicie i wciąż się poruszał, chcąc przedłużyć moment, chcąc doprowadzić ją do gorączki. Chciał usłyszeć te miękkie ciche dźwięki które wydobywała z gardła, te które topiły jego serce i wysyłały strzał przebijające jego duszę. Wszystkie te dźwięki doprowadził go do szału. W ustach czuł jej wyborny smak, a wokół siebie czuł ją, gołą, miękką i wrażliwą, wszystko dla niego. Degustował się tym momentem, długotrwałe, sięgając coraz wyższe i wyżej, aż jej ciało chwyciło i zacisnęło się wokół niego, wyciskając jego życiową esencję, osuszając go w eksplozji gorąca i płomieni, burzą ekstatycznych przyjemności, które pochłonęły ich oboje. Jej oddech wracał w lekkim sapaniu i musiał ją trzymać, aby zapobiec osłabnięciu jej drżących nóg. Odwróciła głowę, aby spojrzeć na niego, jej zielone oczy błyszczały jak klejnoty. - Nie miałam pojęcia, że może tak być, Darios. Jesteś niewiarygodny. Mówiła to szczerze. Czytała książki, kto ich nie czytał? Żyła na żyła na ulicach, dorastała wokół prostytutek. Oczywiście, że zadała kilka pytań. Nikt nie opisał czegoś podobnego do uczuć jakie wywoływał w niej Darios. Grafika mechaniczna, być może, ale nie piękno i namiętność, tego co zrobili razem.

- 159 -

- To my razem - wyjaśnił cierpliwie, chcąc by zrozumiała. Tempest była tak zaprogramowana, aby być sama, żyć jej samotną egzystencją, dlatego jej umysł nie chciał zrozumieć prawdziwego sensu ich połączenia. - Nie czujesz się tak, gdy kochasz się z innymi kobietami? - spytała, próbując uwierzyć, że człowiek tak męski, mężczyzna, który kocha się tak często i tak dynamicznie, jak Darios, nie potrzebował setek partnerek w przeszłości. Jak jedna kobieta mogła nadążyć za takimi żądaniami, ewentualnie go usatysfakcjonować? Nie miała rzeczywistych przeżyć. Jak mogła sprawić, że będzie szczęśliwy? Zmarszczył brwi, gdy czytał jej myśli. Darios zagarnął ją w ramiona i brnął z powrotem do basenu by opłukania ją jeszcze raz. - Dorównasz mojemu każdemu żądaniu - zauważył. - I doskonale mnie zadowalasz. Nie może być innej kobiety, Tempest. Możesz dotknąć mojego umysłu swoim. Nie mogę kłamać. Czytaj moje myśli. Mówię prawdę. Jesteś tylko ty w moim sercu. Tylko Ciebie moje ciało będzie akceptować. Nigdy nie będzie innej. Tak będzie przez cały czas. - Zestarzeję się i umrę, Darios - podkreśliła. - Za kolejne sto lat znajdziesz kogoś innego. - Roześmiała się cicho na swoje własne ego. - Zauważ, że dałam ci dużo czasu na żałobę po mnie. - Połóż ręce na mojej szyi. Spójrz na mnie. - Rozkazał, chcąc skupić jej pełną uwagę. - Kocham cię, Tempest, i żadnej innej kobiety. To nie jest miłość człowieka; to jest bardziej gwałtowne i wszechogarniające niż to, jeszcze bardziej czyste i hołubione. Potrząsnęła głową. - Nie znasz mnie wystarczająco długo, aby poczuć prawdziwą miłość. Interesujesz się mną seksualnie, to wszystko. - Wydawała się brzmieć rozpaczliwie nawet dla własnych uszu. - Byłem w twoim umyśle niezliczoną ilość razy, Tempest. Wiem o tobie wszystko. Znam każde wspomnienie z dzieciństwa, dobre i złe. Znam twoje sekretne myśli, myśli którymi żaden człowiek nigdy nie dzieli się z nikim innym. Wiem, o rzeczach, których nie lubisz w sobie. Znam twoje mocne i słabe strony, czego nie bierzesz pod uwagę. Wiem więcej o Tobie przez czas jaki spędziliśmy razem, niż jakikolwiek mężczyzna mógłby poznać przez całe życie. Kocham Cię. Całą ciebie. Jego ręka przeniosła się obmywając dowody ich miłości między jej nogami, jego palce były kojące, delikatne.

- 160 -

- Wiem, że myślisz, że jestem najseksowniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek spotkałaś. Myślisz, że jestem przystojny. Kochasz dźwięk mojego głosu. Szczególnie lubisz moje usta i oczy i sposób w jaki patrzę na ciebie. Jego czarny wzrok przesuwał się po jej twarzy, lekkie rozbawienie ulotniło się gdy mówił dalej. - Boisz się moich mocy, ale zaakceptowałaś je, jak i różnice we mnie z zadziwiającą łatwością. Sprawiam że czujesz się bezpieczna i chroniona, i obawiasz się, tych uczuć, bo nie masz zaufania do takiej koncepcji. Nie chcesz wiązać się do mnie w pełni, ponieważ nie ufasz, że możesz zatrzymać przy sobie mężczyznę tak potężnego jak ja, i nie możesz sobie pozwolić na ból po utracie mnie. Próbowała wydostać się z jego ramion, ale trzymał ją mocno przy sobie, tak że zamiast tego spojrzała na niego. - Gdy zaglądałeś do wnętrza mojej głowy, dowiedziałeś się tylko tego, co chcę Ci zrobić przez większość czasu? Jego usta zmiękczyło szydercze męskie rozbawienie. - To znaczy, kiedy nie chcesz mojego ciała w sobie? Wściekła, skinęła głową. - Podobnie jak teraz, na przykład. Jego dłoń odgarnęła mokre kosmyki włosów z jej czoła. Jego oczy płonęły w niej. - Masz zadziwiającą skłonność do przemocy w kobiecym stylu skomentował zabawnie. - I zaczynam myśleć, że przemoc może być jedynym sposobem radzenia sobie z tobą - dodała Tempest kładąc ręce między sobą a ścianą jego klatki piersiowej i stale napierała do póki nie straciła własnej siły. Jeśli nie zauważył subtelnych wskazówek, aby pozwolić jej szybko odejść, ucieknie się do przemocy, a wtedy pożałuje. Poważne podtopienie mogłoby tylko zrobić coś dobrego dla jego napompowanego męskiego ego. Znowu spojrzała na niego z nadzieją, że zgasi go w miejscu. - Nie wierzę w miłość. To mit. Ludzie używają tego, aby postawić na swoim. Nie ma niczego takiego. To tylko atrakcyjność fizyczna. Darios praktycznie rzucił ją do basenu. - Czy naprawdę wierzą w bzdury które pleciesz? Jestem w ciemności. Ty jesteście światłem. Jestem drapieżnikiem. Ty trzymasz współczucie i dobroć w sobie. Jednak muszę uczyć cię o miłości?

- 161 -

- Twoje ego ponownie się ujawnia - oświadczyła, ze słabą wyniosłością w głosie. - Wiesz, Darios, nie jest konieczne, byśmy myśleli lub wierzyli, w to samo przez cały czas. Nie musze, widzieć wszystko na twój sposób. Coś głębokiego, mrocznego i przerażającego tliło się w głębi jego oczu i ona wstrzymała oddech. Mrugnął i iluzji nie było, pozostawiając ją zastanawiającą się, czy widziała tylko płomienie świec odbijające się w jego oczach. - Masz ubrania na prześcieradle. Ubierz się, Tempest. Muszę się pożywić. W momencie, kiedy wypowiedział te słowa, dowiedziała się, że jej serce bije mocno. To brzmiało zbyt głośno dla niej, jak uderzenia w bęben. Gorzej, że mogła usłyszeć bicie jego serca. Wodą płynącą ze ścian, również była prawie ogłuszająca, natomiast w nocy ledwo to zauważyła. I usłyszała coś innego wysoki, daleki dźwięk - złowrogi jak to, jaki sobie wyobrażała że może zrobić wielki nietoperz. Tempest wzięła głęboki oddech, zęby gryzły nerwowo jej dolną wargę. Nie lubiła, gdy Darios używał słowa karmić. Nie podobał jej się fakt, że jej słuch nagle wydawał się tak dziwnie wyostrzony. Co to wszystko znaczyło? Ukąsił ją kilka razy. Czy mógł zarazić ją czymś co sprawiło że stała się istotą, jaką on był? Powoli wyciągnęła ubrania, które dostarczył - kolejna rzecz której nie chciała badać zbyt blisko. Nie były to jej ubrania. Tylko skąd one pochodzą? - Posuwasz się za daleko tym razem - Rusti szepnęła głośno. Darios był obok niej, nieskazitelny, elegancki, silny. Potargał jej włosy z uczuciem. - Przestań gadać do siebie. - Zawsze mówię do siebie. - Nie jesteś już sama. Masz mnie, więc nie ma potrzeby, aby kontynuować ten zwyczaj. Jesteście gotowa? - Jego czarne oczy przesuwały się po jej bladej twarzy, osiadając na moment na jej drżących ustach. Bawiło go trochę, że ona boi się siebie, własnego podniecenia i niepokoju. Dziwiło go to, że nie zawsze się go boi, że akceptowała jego odmienność. W taki sam sposób, w jaki akceptowała różnice w kolorze skóry czy religii. W tak samo sposób akceptowała zwierzęta. Tempest nieoczekiwanie sięgnę ręką. - Nawet jeśli jesteś największym arogantem jakiego kiedykolwiek spotkałam, dziękuję za wczoraj. To było piękne, Darios.

- 162 -

Była to ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał i poruszyło go to jak nic innego. Odwrócił od niej głowę tak, że nie zobaczyła migotających w nich łez, które nagle dotknęły jego oczu. To samo w sobie jest małym cudem. Sam nie wierzył że był w stanie płakać, choć chciał płakać, ponieważ podziękowała mu pomimo jej gniew na niego, jej lęku przed jego mocą i tym miejscem, ich noc znaczyła dla niej aż tyle, że chciała mu podziękować. Gdy wziął ją w kierunku powierzchni góry, zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy ktoś mu podziękował za cokolwiek. Jego rola jako żywiciela i obrońcy jego rodziny, został ustalona dawno temu i była traktowana jako pewnik. Ta mała kobieta, tak delikatna, ale tak odważna, sprawiła że przypomniał sobie powody dla których wybrał rolę żywiciela i obrońcy.

- 163 -

ROZDZIAŁ 11 Noc była najbardziej niewiarygodnie piękną rzeczą jaką Tempest kiedykolwiek widziała. Było przejrzyście, lekko zimno, a nad głową tysiące malutkich gwiazd próbowało skrzyć się jedna przed drugą. Wdychania zapach sosny. Lekka bryza niosła do niej zapach dzikich kwiatów. Mgiełka wodospadu oczyściła powietrze wokół nich. Chciała biegać boso po lesie i cieszyć się pięknem przyrody. Przez chwilę zapomniała nawet o Dariosie, gdy podniosła ręce w kierunku księżyca, w cichej ofierze radości. Darios patrzył na jej twarzy, poczuł jej nieokiełznane szczęście. Tempest koncentrowała się na czymkolwiek co robiła w danej chwili, biorąc to do swojego ciała i umysłu i ciesząc się tym w pełni. Zdawało się, że wie jak naprawdę żyć. Czy dlatego, że miała tak mało radości w swoim życiu? Dlatego, że tak walczyła, by przeżyć? Dotknął jej umysłu, cicho, jak cień unoszący się czujnie w tle, tak że mógł dzielić się intensywność tej chwili z nią. I zrobił to. Widział to wszystko. Każdą odrobinę, najdrobniejsze szczegóły cudu. Niesamowite piękno liści skąpanych w srebrnym świetle. Pojedyncze krople mgły błyszczące jak diamenty w powietrzu wokół wodospadu. Pryzmaty kolorów wychodzących z pienistych kaskad. Obracające się nietoperze i zanurzające się w mnóstwie owadów. Darios mógł nawet zobaczyć swoją wysokość i potęgę, zastraszające męstwo. Jego długie włosy spływały na jego szerokie ramiona, a jego usta... Uśmiechnął się krótko, uśmiechem bliskim uniesieniu. Ona na pewno lubi jego usta. Tempest uderzył go mocno w pierś. - Zetrzyj ten zadowolony z siebie uśmiech z twarzy. Wiem dokładnie, o ccym myślisz. Jego ręka złapała je i uwięziła jej małe zaciśnięte pięści przy jego klatce piersiowej. - Zauważyłem, że nie kusi cię by temu zaprzeczyć. Jej zielone oczy błyszczały drażniącym wyzwaniem. - Dlaczego bym miała? Mam dobry gust. Przez większość czasu - dodał dobitnie. Warknął nisko w gardle, dźwięk miał ją zastraszyć, lecz ją rozśmieszył. - Spokój chłopcze. Każdy z twoją arogancją potrzebuje trochę żartów. Przyniósł jej rękę do ust i przygryzł jej kostki groźnie, jej śmiech zmienił się - 164 -

nagle w pisk alarmu. - Nie licz na to - ostrzegła, jego białe zęby błyszczały jak u drapieżnika. - Jestem jak każdy mężczyzna. Spodziewam się, że kobiety, którą kocham będzie mnie uwielbiała i myślała że jestem doskonały. Parsknęła lekceważąco. - Będziesz musiał pokonać długą drogę do tego. Jego czarne oczy, były tak zniewalające, płonąc na jej twarzy. - Nie sądzę, trwało to aż tak długa, kochanie. - Idź znaleźć sobie coś do jedzenia. Musimy się spotkać z innymi powiedziała trochę rozpaczliwie Tempesat. Nie mógł patrzeć na nią w ten sposób. Po prostu nie mógł. - A gdy odejdę, co będziesz dla mnie zrobić? - zapytał, pocierając jej kostki wzdłuż cienia jego szczęki. Uczucie wysłało mroczny ogień ścigający się przez jej krew. - Będę dobrą dziewczynką i poczekam tu na ciebie. - Zrobiła do niego minę. - Nie martw się tak bardzo, Darios. Nie jestem naprawdę typu szukającym przygód. Jęknął na to wierutne kłamstwo. - Moje serce nie zniesie tego, jeśli będziesz jeszcze bardziej ryzykować. Jego czarne oczy przyszpiliły ją. - Posłuchaj mnie uważnie, Tempest. Nie chcę wrócić i znaleźć cię wisząca na kolejnym klifie. Ona przewróciła oczami. - W jakie ewentualne kłopoty mogę tutaj wpaść? Nie ma nikt w zasięgu kilometrów. Naprawdę, Darios, popadasz w paranoję. - Podeszła do głazu z płaskim szczytem. - Po prostu tu usiądę i pokontempluję naturę, aż wrócisz. - Inną alternatywą jest dla mnie, aby przywiązanie cię do drzewa - rzekł w zadumie, z poważną twarzą. - Spróbuj - zachęcała go, zielone oczy migotały ogniem. - Nie kusi mnie - ostrzegł, mając dokładnie to na myśli. Zbadał głaz samodzielnie. Z Tempest, coś musiało się zdarzyć. Wąż pod skałą, laski dynamitu wysadzające go. Tempest wyśmiała go. - Odejdź. Czy masz jakieś pojęcie, jak blady jesteś? Obawiam się, że za chwilę zdecydujesz, że jestem twoją przekąską. - Wymachując jedną nogą skrzyżowała nogi w jedną i w drugą stronę, udając osłabienie, mrugnęła na niego, chcąc móc cofnąć słowa. Nie chciała dać mu żadnego pomysłu. - Czy mam pojęcie jak naprawdę dziwne jest to wszystko? - 165 -

Wyłonił się nad nią, wysoki i niezwykle silny. - Wiem tylko, że lepiej byś siedziała tu, kiedy wrócę. - Powiedział to jak rozkaz. Tym razem nie jak aksamit na żelazie. Tylko czyste żelazo. Powiedział, to między zębami, aby pokazać jej jego zamiary. Tempest uśmiechnęła się do niego, z całkowitą niewinnością. - Nie mogę sobie wyobrazić co miałbym ewentualnie zrobić. Pocałował ją wtedy, bo była tak cholernie kusząca, że myślał że może się spalić, jeśli tego nie zrobił. Jej usta były niesamowicie miękki i giętki, taką mieszanką słodkiego ognia i gorączki i gorącego miodu, że miał kłopoty by się oderwać. Głód bił w niego do tego stopnia, że z trudem walczył by nie powąchać jej gardła i poszukać jej smaku, bogatego i gorącego, płynącego w jego organizmie. Czuł jak jego kły wydłużają się na tę myśl i szybko od niej odskoczył. Jego niespokojny sen i długa noc aktywności seksualnej osłabiły jego samokontrolę. Musiał się pożywić. W jednej chwili Darios ją całował, jakby nigdy nie pozwolił jej odejść, a w następnej już go nie było, po prostu zniknął. Jego miejsce zajęły opary mgły, sunące się smugą od niej w kierunku głębszego lasu. Patrzyła z mętlikiem w głowie na zjawisko niemal bezczynnie, nie pewna, czy to naprawdę stało się z Dariosem, czy to jakiś dziwny efekt stworzony przez atmosferę i wysoki wodospad. To było piękne, pryzmat barw i migotanie światła jak niezliczone świetliki przedzierające się przez drzewa. Zastanawiała się, czy wyczuł ofiarę, i zadrżała na dobór słów, które wyszły z jej głowy. Zaczęła wdychać, biorąc zapachy nocy w płuca. To było niesamowite, co mogły przynieść i opowiedzieć różne zapachy. Darios miał rację, to było tylko kwestią pozostania bardzo spokojnym i słuchania całego otoczenia. Ostrość. To było niemal przytłaczająca. Drzewa, woda, nietoperze, zwierzęta. Ona poklepał głaz, z sympatią, że zdawał się tak solidny. Czuła się jak gdyby Darios obudził ją i przyniósł ją od samego wnętrza ziemi by na nowo odkryła piękno przyrody. Coś nieznacznie niezgodne z tendencją docierało w jej magiczny świat, ale to było tak powolny, tak podstępne, że ledwo to zauważyła. Wszystko wokół niej było tak ekscytujące, widziana przez nowe oczy, prawdziwe przebudzenie. Kolor wody były szczególnie fascynujące, sposób w jaki wiatr grał z jej powierzchnią, szarpiąc i drażniąc ją w spienione pianę. Ale dokuczliwe wtargnięcie trwało, żałosny dźwięk, brzęk, jakby coś było sprzeczne z prawością jaką widziała. Tempest zmarszczyła brwi i potarła czoło. Zaczęło boleć, pulsujący, coraz gorzej, gdy siedziała nieruchomo. Wstała, przemieszczając swoją wagę z nogi - 166 -

na nogę, i bardzo starannie przyjrzała się po otoczeniu, starając się zobaczyć bez żywych kolorów i szczegółów, postrzegają rzeczywistość wokół niej. Jej stopa zaczęła boleć, więc zsunęła but i uklękła, by natrzeć stopę. Ale bólu nie było, nie pochodził stamtąd gdzie się zraniła. Był głęboko w tkankach, i ona wiedziała, że nie był to jej ból, że czuje echa czegoś lub kogoś kto jest ranny. Nagła cisza zdawała się tonąć w lesie, wyciszając wszystkie zwierzęta. Słyszała szum skrzydeł i myślała, że rozumie nagłą ciszę. Polująca sowa sprawiła że myszy i małe zwierzęta skryły się w przytulnych domach. Jednak nietoperze nadal zajęte były owadami nad jej głową. Starannie odłożyła swojego buta i wyprostowała się. Cienka wstążka śladu jelenia prowadziła do rozproszonej granicy lasu. Błądziła za nim, coś ciągnąc ją w tym kierunku. Nie chciała iść daleko, po prostu chciała znaleźć zakłócającą nutę naruszania piękno przyrody. Odczucie trwało nawet gdy szła minimalnym śladem. Czasami prowadziła do gąszcz krzaków i cierni. Czuła obecność królików skulonych pod cierniami. Pozostawały nieruchomo, tylko kurcząc wąsy. Nowa intensywność kolorów natury i szczegółów zaczęła pokrywać się z jej potrzebę polowania na ponure dźwięki sączące się do jej mózgu. Skradała się spoglądając na rozgwieżdżone niebo i od czasu do czasu obracając się w pełnych kołach podziwiając las. Paprocie stawały się coraz wyższe, kiedy szła głębiej do środka. Mech pokrywał pnie drzew rosnących aż do nieba. Dotknęła kory jednego i była pod wrażeniem, kompleksowej mieszanką tekstur. Pomyślała, że jej zmysły zostały spotęgowane, że nawet odurzenie narkotykami nie mogło się z tym kiedykolwiek równać. Zbłądziła na chwilę od szlaku, więc mogła badać niezwykłe skalne formacje. Głazy zostały pokryte z jednej strony porostami i drobnymi formami życia, drobne owady tworząc swój własny świat. Tempest spojrzała w niebo znów zdziwiona, że widziała tak wyraźnie nawet w głębokim cieniu drzew. Poruszała się w gęstszym lesie, gdzie było dużo ciemnieje, ale widziała bardzo dobrze, jej wzrok był ostrzejszy, tak jak jej słuch. Odwróciła się wysyłając swoje nowo zdobyte zmysły do wewnątrz. Jej brzuch był lekko zdenerwowany. Czuła się pełna; myśli o jedzeniu żywności sprawiały że czuła się chora, ale ona była spragniona. Dowiedziała się o dźwiękach strumieniu radosnych pęcherzyków biegnących w kierunku wodospadu. Ustawiła się pod kątem do wody, odpychając się od zarośli.

- 167 -

Gdy uklękła na brzegu strumienia, dowiedziała się ponownie o sprzecznym dźwięku. Tym razem był głośniejszy, wstrząsnął nią, sprawiał ze jej głowa bolała. Gdzieś w pobliżu coś było nie tak. Coś cierpiało. Zanurzyła rękę w bieżącą wodzie i przyniosła ją do jej spieczonych ust. Jej umysł dostrajał się do Dariosa, automatycznie go szukając. Potrzebowała kontaktu. Tempest nie wiedziała dlaczego, ale jeśli nie dotrze do niego, nie znajdzie go, tylko na chwilę, wiedziała, że będzie przerażona. Potrzebowała go. Pomysł, że go potrzebuje niepokoił ją, ale bezbłędnie jej umysł już go znalazł. Dając temu najlżejszy dotyk, była nie więcej niż słabym cieniem wślizgującym się, szukającym komfortu wiedząc, że żyje i ma się dobrze, że zaspokajał jego nienasycony głód. Jej serce waliło dziko przez chwilę. Cofnęła się natychmiast, denerwując się na siebie za swoją potrzebę jego, że jej pierwszą myślą było zastanowić się, czy szukał zaopatrzenia u kobiety. Powinna się obawiać o jego zdobycz, a nie być zazdrosną o nią, choćby przez chwilę. Tempest zamrugała i się skoncentrowała. Gdzie ona jest? Jak ona się tu dostała? Nic nie wyglądało znajomo. Gdzie był szlak jeleni? Musiała pójść nim z powrotem do głazu, gdzie obiecała czekać. - Znowu to zrobiłaś, Rusti - zbeształ się pod nosem, obawiając się, że Darios może dotykać jej umysł i poczuć jej zmieszanie. Powoli wyprostowała się i dobrze się rozejrzała. Nie było szlaku jeleni w zasięgu wzroku. - Dlaczego nie masz poczucia kierunku? - mruknęła do siebie, nie chcąc by Darios podnieść jej niewypowiedziane myśli. Nie przeżyje tego razu, chyba że będzie w stanie odnaleźć drodze powrotną, zanim on powróci. Zdecydowała się pójść strumieniem. Wiedziała, że skończy się kilka metrów nad małym wodospadem z widokiem na klify. Jeśli wyjdzie powyżej wodospadu, mogłaby zejść na polanę. To wszystko miało sens. Oddychając z ulgą, zaczęła iść żwawo wzdłuż krawędzi szybko płynącego się strumienia. Problem stał się od razu zauważalny. Strumień zawracał w kilku miejscach, zdawał się przedzierać przez najgrubsze części lasu. Jeżyny rozdzierały jej dżinsy, a roślinność wokół niej wydawała się rosnąć do rozmiarów dżungli. Gdy przenosiła się stale do przodu, żałosne dźwięki, które wyciągnęły ją z pierwszego miejsca wydawały się wzrastać. Wiedziała, że była blisko cokolwiek to było. Cierpiące zwierzę. Wiedziała, to z nagłą jasnością. Duże zwierzę, i bardzo cierpiało. Było ranne, z zakażoną raną, z bolącą łapą, gdy przyciskało ją ziemi, - 168 -

ponieważ próbowało chodzić. To było głośne, wibracje w nocnym powietrzu odnajdując ją, gotowa odpowiedź. To nie było tak, jak gdyby zwierzę rzeczywiście hałasowało, to było więcej niż Tempest zawsze była w stanie komunikować się ze zwierzętami, i mogła to słyszeć, w jej głowie, cichy krzyk bólu. Starała się go zignorować, nawet zrobiła kilka kroków wzdłuż brzegu strumienia, ale poziom cierpienia zwierzęcia był przytłaczający. - Nie mogę po prostu zostawić chorego stworzenia - twierdziła. - Może być złapane w pułapkę. Jedną z tych okropnych rzeczy ze stali, która może zmiażdżyć łapę zwierzęcia i sprawić, że umiera ohydną śmiercią. Byłabym tak samo winna jak ten głupiec który zastawił pułapkę. - Była gotowa zawrócić, zdecydowanie podążyć za wibracjami w głowie. Nie miała żadnego rzeczywistego ostrzeżenie, że była praktycznie na czubku głowy zwierzęcia, do póki nie rozsunęła jakiś krzaków i zobaczyła dużego lwa górskiego przykucającego nad nią na półce skalnej. Jego żółte oczy patrzyły na nią z wrogością. Kot był umięśniony, nieco chudy na bokach, i ryczący tak z bólu jak i z głodu. Dlaczego nie złapała tego wcześniej? Tempest zatopiła zęby w dolnej wardze w agitacji. Okay. To było to. Po była kropla która przepełniła czarę. Znajdzie się w tarapatach, kiedy Darios dowie się o tym. Kuguar patrzył na nią, zamrożony na miejscu, tylko czubek jego ogona poruszał się tam i z powrotem. Tempest pomyślała o ucieczce, ale wiedziała że zwierzę z pewnością ją zaatakuje, jeśli będzie na tyle głupia. Sięgnęła do umysłu kota. Głód. Agresja. Puma była rozłoszczona i cierpiała. Było coś w jej łapie, coś wbijało się i raniło ją za każdym razem, gdy starała się polować. Kot próbował gryźć i wygryźć to, ale zakończyły się to niepowodzeniem. Ten kot nie jadł od kilku dni, i głód mocno mu doskwierał. A teraz patrzył na łatwy łup z widoczną satysfakcją. Tempest próbowała uspokoić punę, próbowała wysłać wrażenie, że mu pomoże. Mogła usunąć bolesne ciernie; mogła dostarczyć świeżego mięsa. Żółte oczy wciąż patrzą na nią, z upiorną zapowiedzią śmierci. Tempest zmusiła swój umysł odsuwając możliwość ataku i nadal wysyłała wrażenia pomocy dla kota. Trzymała strach z daleka od jej umysłu, tak aby zwierzę nie skoczyło na nią. Kuguar pokręcił zdziwiony głową. Tempest wyczuła jego zmieszanie, potrzebował pożywienia, ale zwierzę uznało ją za dziwną, obcą, kłopotliwą. Puma potrzebowała obecnie usunięcia cierni i Tempest koncentrowała się na - 169 -

tym. Obrazy usuniętych cierni, leczenia łapy. Jeśli ona nie pomoże stworzeniu, nie będzie nadal w stanie polować, i zginie. Kuguar był młody, samica, mogła się rozmnażać. Tempest wiedziała, że kot był bardzo niebezpieczne, głód i ból może zmusić każde zwierząt, do uderzenia. Ale to nie było do niej podobne by odejść, nie próbując pomóc. Miała zdolności do kontrolowania dużych psów. Raz tygrys w zoo było z nią połączony. Stała spokojnie, patrząc na zwierzę pod kątem oznak akceptacji. Miała nieskończoną cierpliwość. Był to dar do Boga, i wierzyła w to bezgranicznie. Inni mogą nazywać ją dziwaczką, ale wiedziała, że może pomóc zwierzętom, naprawdę pomóc im w takich momentach. Mówiła cicho, łagodnie w swoim umyśle, wysyłając obrazy usuwania cierń, a łapa poczuje się o wiele lepiej. Wypełniła kota tym obrazem, trzymała zwierzę w równowadze. Większość kotów była ciekawa z natury, a ten duży nie był inny. Warknął cicho, ale rozwiązanie w jego głowie, aby zabić i rozszarpać blaknęło. Chciał pozbyć się strasznego cierpienia, by ból zniknął. Tempest przycisnęła jej korzyści, dążąc do poszerzenia jej wyobrażeń i wibracje dobrej woli. Kot stał się bardziej zrelaksowany, jego żółte oczy zmrużyły się, nie okrutne i bezlitośnie. Tempest pozwoliła sobie odetchnąć głębiej i przenieść się ostrożnie bliżej, jej wzrok przesunął się na bolącą łapę. Była bardzo opuchnięta i podeszła ropą. - Biedactwo… - nuciła cicho. - Musimy wyciągnąć, to dla ciebie. - Całość, zbudowała obrazami kota akceptującego wydobycie przez nią ciernia. - To może boleć, więc myślę, że powinniśmy się zdecydować z góry, że nie stracisz swojego rozsądku i mnie nie zjesz. Na dłuższą metę, byłoby znacznie lepiej dla ciebie, jeśli tylko pozwolisz mi wyciągnąć tę rzecz. - Była już całkiem blisko, by dotknąć zwierzęcia. Rana była gorsza niż myślała, zapalenie naprawdę się zakorzeniło. Było możliwe, że nie może pomóc biedaczce. Tempest westchnęła. Nie chciała się poddać. Zawsze istniała szansa, że gdyby mogła usunąć ciało obce osadzone tak głęboko w łapie, kot mógłby przetrwać. To było bardziej akceptowalne dla niej, ciekawe, że mogła komunikować się, że rozumie jej ból i głód, pokonując na razie, jego pragnienia i potrzebę jedzenia. Celowo Tempest przesuwając swoje skupienie, instynktownie wiedząc, że gdy kuguar poczuje silny ból, gdy usunie obiekt, będzie miał ochotę na to, co było najbliżej. Wzmocniła jego uczucia ciekawości. - Niestety, kochanie, to ja. Nie sądzisz, że jestem dość ciekawa? Nie widziałaś zbyt wielu, jak ja wokoło, prawda? - Tempest zanuciła cicho. Biorąc - 170 -

głęboki oddech, schyliła głowę, by zbadać straszną ranę, po raz pierwszy zaufała szczęściu, gdy zabrała oczy z powierzchni kota. Przerażenie. Sama bez domieszki terroru. Nie było innego słowo do opisania jego emocji. Darios poczuł jak jego serce wali tak mocno, że groziło eksplozją w jego piersi. Opuścił Tempest, gdy siedziała spokojnie na kamieniu przy wodospadzie. Dlaczego spodziewał się, że będzie siedziała tam jeszcze? Jest w tarapatach, wkradło się uświadomienie, którego tak naprawdę się nie spodziewał. Znał ją zbyt dobrze. Kłopoty chodzą za nią. Nie, to było coś więcej. Szukała ich. Złość. Czarna i straszna. Okrutna fala wściekłości, która groziła że go pochłonie. Walczył, by ją uspokoić i pozostaje nadal spokojnym, stając się częścią samej nocy, jak tylko on potrafił. Jego gorące spojrzenie nigdy nie opuściło wnętrza lwa górskiego, wypatrując pierwszych oznak agresji. Wiedział, jak szybko kuguar mógł się ruszać. Ranny, jak ten był jeszcze bardziej niebezpieczny. Mógł go zabić stamtąd gdzie stał. Mógłby przejąć kontroli nad zwierzęciem, trzymając je bezradne, gdy pracowała. Miał opcje. Był nawet na tyle szybki by móc usunąć Tempest przed niebezpieczeństwem na długo przed tym, zanim ona czy lew wiedzieliby, że był tak blisko. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Darios słuchał jej głos. Delikatny. Kojący. Jej styl przypominał śpiew uzdrawiania. Rzeczywiście mówiła kuguarowi by pozwolił jej sobie pomóc. Duma. Napełniła go znikąd. Jej duma. Była przestraszona sytuacją, tak jak wystraszyła ją jego władza, jego dzikość, nieposkromiony charakter. Ale była zdeterminowana ocalić bestię. Darios był w jej umyśle, mroczny cień pozostający cicho i spokojnie więc nie rozproszył jej uwagi, ale on tam był, i jej skupienie było absolutne. Była zdeterminowana, aby dać szansę kotu na przetrwanie. Coś w nim o czym wiedział że istnieje, coś długo pogrzebane i zapomniane, zbierało się, mocne i przytłaczające. Emocje były tak intensywne, że trząsł się z odkrycia. Miłość. Gdyby nie kochał jej wcześniej, teraz wiedział to na pewno. Szedł przez swoje jałowe istnienie nie czując realnego znaczenia innych niż ochrona i zachowanie jego małej rodziny. Dała mu głębszy cel i życie, radosne powód przemierzania świata, istnienia. Podziwiał jej odwagę nawet gdy w milczeniu przysiągł, że nigdy więcej nie przeciwstawi mu się, nigdy nie postawi się w niebezpieczeństwie w ten sposób. Podziwiał ją. Objawienie było dla niego niesamowite. Podziwiał jej sposób w jaki przeszła przez życie akceptując ludzi bez osądzania, bez oczekiwania. - 171 -

Podziwiał jej ogromną odwagę, jej poczucie humoru. Jaki był najlepszy sposób, aby jej pomóc? Darios przeanalizował sytuację dokładnie. Kuguar był zdecydowanie nieprzewidywalny, przestraszony, cierpiał, i głodny. Natychmiast Darios zacząć dodawać swoje mentalne siły Tempest. Dał jej dodatkową kontrolę nad zwierzęciem. - Kiedy usunę cierń, Darios, możesz pozbawić te biedactwo zakażenia! Pomimo faktu, że trzymała sztywny kontroli nad zwierzęciem, jej głos był miękki, ale pewny w jego umyśle. Powinien wiedzieć, że natychmiast odczuje jego obecność. Najlżejsze z jego dotyków zwróci jej uwagę. Była teraz do niego dostrojona, jej ciało i umysł, serce i duszę. Związał ich ze sobą. Mogła znaleźć go łatwiej niż dotychczas. I była wrażliwa, o wiele bardziej niż większość ludzi z którymi miał kontakt. Mimo to, trzymała swoją koncentrację na rannym zwierzęciu. Ona była niesamowita. - Uważasz na zwierzę? - Zrobi to, ponieważ poprosiła go o to, bo wiedział, że jeśli nie, ona będzie próbować znaleźć inny sposób, aby uzdrowić kuguara. - Nie potrzebujesz mnie do tego - szepnął cicho, zdając sobie sprawę, że to prawda. Była w stanie utrzymać ból - trzymający stworzenie w ryzach, gdy pracowała. Czuł w niej siłę, determinację i była to jej własna. Tempest nie rozglądała się za Dariosem, instynktownie wiedziała że tam był. Mały uśmiech dotknął jej ust, ujawniając intrygujący mały dołek, który zawsze doprowadzał go szaleństwa. Czuła jego siłę woli wlewającą się w nią, podwajającą jej kontrolę. Powinno to spowodować, że czuła się mniej pewna siebie, ale Tempest zawsze wiedziała, kiedy miała zwierząt w garści. Ta puma była otwarta na pomysły i położyła rękę na jego łapie, aby umożliwić mu przyzwyczaić się do jej dotyku. Wlała swoją otuchę w górskiego lwa, gdy badała straszną ranę. Kot drżał pod jej dotykiem, jego ciemne futro miało kolor błotnistego brązu. Szepnęła do niego, dla nich obojga, gdy sięgnęła po wbity cierń. Tkwił głęboko, cały obszar rany był obrzęknięty i źle wyglądał. Trudniej było dochodzić jej dominacji nad kuguarem, gdy złapała za koniec grubego ciernia i zaczęła go wyciągać. Darios patrzył uważnie na kota, jego wyraz pyska i obrazy w jego umyśle. Chciał, go wyciągnąć, zakończyć straszny ból, ale Tempest dowodziła. Wyciągnęła gruby cierń, dobry cal długości i zwężający się ku paskudnej dziurze, wyciągnięty z łapy. Kuguar wzdrygnął się, zawył, ale pozostał nieruchomo. Darios się nie powstrzymał. Choć wiedział, że Tempest miała

- 172 -

pełną kontrolę, uspokoił bestię, łapiąc jego umysł i trzymał go bezradnego jego bezlitosną kontrolą. Tempest spojrzała raz na niego, ale nie zaprotestowała. Czuła potrzebę Darios by ją chronić. Byłoby tak samo gdyby poprosić go o przyłożenie pistoletu do jej głowy, i powiedzieć mu by się cofnął i zostawił ją samą. Była wdzięczna, kiedy skoncentrował się na łapie kuguara i użył energii by pozbyć się zatrucia, aż kipiała i eksplodowała z brzydkiej rany. Tempest oglądała jak spływa po sierści kota na ziemię. - Cofnij się teraz, Tempest - nakazał stanowczo Darios. To było więcej niż jego serce mogło przyjąć. - Ona jest bardzo głodna. Możesz znaleźć dla niej dziczyznę? - Cofnij się, nieco Tempest. - Wypowiadał słowa, ostro, władczym tonem. Tempest przewróciła oczami z irytacją. Ten mężczyzna doprowadzał ją do szału. Niechętnie wycofała się od zwierzęcia, bardzo powoli, uważając aby nie wywołać instynkt rzucić się u kota. - Staraj się nie brzmieć jak król na zamku. To jest bardzo denerwujące. Osunęła się w krzaki i zaczęła iść spokojnym krokiem szlakiem w kierunku górnej części wodospadu. Darios przywołał starą łanię dla pumy. Zwierzę zostało ranne, jego usta wypełnione były ranami, które sprawiały że nie mogło jeść. Była zadowolona, że udało mu się znaleźć takie które cierpiało, a nie młode, zdrowe zwierzą. - Dokąd idziesz? - Darios zmaterializował się obok niej, jego krok zwolniły, aby dopasować się do niej. Jego ciało ledwie muskało jej, ale natychmiast doskonale zdała sobie z tego sprawę. - Wracamy do wodospadu. Jak myślisz? Darios potrząsnął głową. - Myślę, że dam Ci kompas. Tempest nagle przystanęła, jej uśmiech był złośliwy. - Nigdy nie poradziłam sobie z odczytaniem jakiegokolwiek. To znaczy, wiem, że czubek wskazuje północ i to wszystko, ale gdzie to cię zaprowadzi? Nie wiem gdzie jest północ. Jego brwi uniosły się. - Mapa? - Pokręciła głową, jej uśmiech urósł do pełnego napięcia szerokiego uśmiechu. - Nie umiesz czytać mapy? - Jęknął. - Oczywiście, że nie umiesz odczytać mapy. O czym myślałem? - Jego ręka znalazła jej łokieć. Trzymaj się z dala od wodospadu, Tempest. - To niemożliwe. Idę strumieniem - Powiedziała z lekką wyniosłością. - 173 -

Również jego jedna brew uniosła się. Spojrzał wokół nich. - Strumień? - Wzruszyła ramionami. - Jest gdzieś tutaj. Darios wybuchnął śmiechem, jego ręka okrążyła jej ramiona. - To bardzo dobrze, że masz mnie za swojego opiekuna. Jej zielone oczy błysnęły na niego. Nocne gwiazdy zdawały się tam skrzyć i świecić. - Więc tak mówisz. Jego usta znalazły jej, trochę prymitywnie, trochę delikatnie, gdzieś pomiędzy śmiechem a zupełną jawą. Wtopiła się w niego, przyjmując jego ostrzegawcze emocje. Jej ramiona okrążyły jego szyję, jej ciało, miękkie i giętkie, dociskało się do niego. Darios po prostu ją podniósł, jego usta zamknęły się na niej. - Muszę zabrać cię do pozostałych tej nocy. Musisz coś jeść. Słowa były szeptem w jej ustach, uczuciem ciepła i zmysłowości, choć Tempest nie była w najmniejszym stopniu głodna. Ale już czuła ogarniającą go zmianę. Zaczęło się najpierw w jego umyśle. Widziała, żywy obraz. To było wspaniałe, prawdziwe, każde pióro było doskonałe. Darios podniósł głowę, przerywając niechętnie pocałunek, gdy jego ciało zaczęło zmieniać kształt. Patrzyła z podziwem, zadziwiona, że mógł rzeczywiście zrobić coś takiego. Przez to wszystko jej umysł pozostał połączony z jego, tak że mogła zbadać jego emocje. Poczucie wolności, która była przytłaczająca. Potężne skrzydła wyciągnięte na dobre sześć stóp. - Wejdź na moje plecy. Tempest potrząsnęła głową, nagle bojąc się go zranić. - Darios, jesteś ptakiem. Jestem zbyt ciężka, aby mnie nosić. - Odmawiam kłócenia się z tobą. - Złapała niewypowiedziane zagrożenie. To było w jego umyśle. On wymusi jej uległość. Pomimo faktu, że był ptakiem, Darios był tak potężny jak nigdy dotąd. - Przypominasz mi zepsutego chłopczyka, który zawsze musi postawić na swoim - powiedziała z oburzeniem. Ale była mu posłuszna, nie śmiejąc ryzykować, że może wymusić na niej swoją wolę. Pewnych rzeczy nie mogła zaakceptować. Wymuszenie woli było zdecydowanie jednym z nich. Sowa była niezwykle silna. Czuła jej siłę pod nogami. Trzepot skrzydeł był pełen elegancji ale potężny, pęd wiatru prawie zepchnął ją do tyłu. Ziemia opadała szybko, gdy sowa przyspieszyła. Tempest dyszała, jej oddech został - 174 -

złapany w płucach, serce prawie się zatrzymało. Pióra były miękkie, kompletnie ciche. Była w innym świecie. Tempest spojrzała w dół, ujrzała szczyty drzew i szybko zacisnęła szczelnie swoje oczy, gdy sowa wspinała się wyżej i wyżej. Zajęło jej kilka minut, aby przypomniała sobie że musi oddychać. Kilka głębokich oddechów uspokoiło ją na tyle, że mogła się rozejrzeć. - Jest naprawdę dobrze, Rusti - szepnęła głośno do siebie. - To nie jest prawda. Wiesz, że nie jest. To jest jakaś dziwna fantazja, król na zamku tkwi w twojej głowie. Wystarczy iść za nim. To nic wielkiego. Każdy zawsze chce latać. Zapraszamy do halucynacji. Nie mogła usłyszeć swoich własnych słów. Wiatr bił w nich z daleka tak, że spadały w milczeniu za nimi. - Nadal uważasz za konieczne mówienie do siebie. Jestem tutaj. Możesz mówić do mnie. - Nie jesteś prawdziwy. Wymyśliłam cię. Jego szyderczy śmiech muskał ściany jej umysłu, wysyłając ciepło falujące jak lawa przez jej brzuch. - Dlaczego tak myślisz? - zapytał. - Bo prawdziwy mężczyzna nie miałby twoich oczu. Albo twoich ust. I nikt nie może być tak arogancki i pewien siebie, jak ty. - Mam wszelkie powody, aby być pewnym, kochanie - jego miękka kpina sprawiła że zacisnęła zęby. - Czy kiedykolwiek byłeś oskubany? - To był najlepszy zagrożenie jakie mogła wymyślić w krótkim czasie. - Założę się, że to niezwykle bolesne. Jego śmiech wywołał jej uśmiech. Wiedziała, że nie często się śmieje. Był najbardziej poważnym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkała, ale on wydawał się odkrywać poczuciem humoru. Przynajmniej przy niej. Zrozumiała że w miarę upływu czasu, cieszyła się, że to uczucie wzrasta. Noc ją ogarnęła, gwiazdy wypełniły niebo nad ich głowami. Księżyc rzucił na krajobraz poniżej ostro zarysowane relify. Poczucie wolności było niesamowite. Jeszcze bardziej się zrelaksowała, wreszcie stała się światłem, częścią sowy, częścią Dariosa. Przemierzali setki kilometrów, siłą ogromnej sowy. Powietrze było chłodne na jej skórze, wysadzane klejnotami noc, doskonałe tło dla jazdy jej życia. Czuła się jak gdyby otrzymała wielki dar. Dariosa. Wyszeptała jego imię w nocy, wzięła go w swoje serce. Był magią. Na chwilę pozwoliła sobie, aby ich

- 175 -

związek był na zawsze. Był rzeczywisty. Bajką. Sprawił że uwierzyła że to może być możliwe. Darios nie całkiem opuściła ją umysłu. Wydawało się to o wiele bezpieczniejsze w ten sposób. Tempest, po zejściu z jego oczu, była w największym niebezpieczne. Wiedział, że mogła mówić sama do siebie poza ich relacją w dowolnym momencie. Wewnątrz ciała sowy, uśmiechnął się, małym, tajnym, męski uśmiechem. Nie miała pojęcia o jego mocy. To była jego Tempest. Przyjmowała jego naturę, jego talent, ale nie był w niej pytań o ściślejsze rzeczy których nie rozumiała. Naprawdę miał na myśli to, że nie pozwoli jej nigdy odejść, nigdy nie opuści jej umysłu. Po prostu nie wyobrażała go sobie chcącego jej w sposób w jak powiedział. Potrzebującego jej. Pod nimi, winnic w Napa Valley, zaczęła się kształtować. Tempest mogła spostrzec góry rosnące majestatycznie nad bogatą, zieloną doliną. W oddali mieniło się jezioro, odzwierciedlając srebrzysty blask księżyca. Sowa wydawała się torować sobie drogę w kierunku tego akwenu, krążąc niższe, spadając w osłonę grubych sosen. Wydawało się znacznie ciemniej pod drzewami, ale Tempest mogła widzieć wyraźniej w nocy niż kiedykolwiek wcześniej. Zauważyła kemping zespołu schowany starannie pod drzewami. Zaparkowany był ogromny dom na kółkach, ciężarówka, i czerwony sportowy samochód. Jej serce nieoczekiwanie przyspieszyło. Uważała, że to raczej głupie lękać się kiedy szybowała po niebie na plecach sowy, kilka osób w najmniejszym stopniu nie powinno jej zrażać. - Nie, kochanie, nie powinni ci przeszkadzać. Powiedziałem im wielokrotnie, że jesteś pod moją opieką. Nie rozumiesz, że będę ochronił cię, za cenę swojego życia? - Głos Dariosa był miękki i kojący w jej umyśle. Sowa wylądowała na ziemi, szeroko rozkładając skrzydła, wykonując krótki skok i czekając aż Tempest się zsunie. Dotknęła lekko piór, niestety, po raz ostatni, ponieważ zaczynały znikać. W jednej chwili mięśnie i ścięgna rozchodziły się pod skórą. Poczuła znane fale gorąca gdy ramię Dariosa owinęło się wokół jej ramion i jego gęstą grzywą czarnych włosów pieściła jej twarz. - Ci ludzie są moją rodziną, Tempest. - Jego głos był miękki, czarujący, nie do odparcia. - To czyni ich twoją rodziną. Odwróciła twarz od niego, zamykając jej umysł do tej możliwości. Jej duże oczy wyszukiwały trasy niemal automatycznie, jakby szukając drogi ucieczki. Darios zacisnął rękę, prowadząc ją do obozu. Miękki śmiech Desari płynął w ich kierunku. To nie zrobił nic, by uspokoić szalejące bicie serca Tempest.

- 176 -

Gdy wszedł do kręgu, Desari uśmiechnęła się do niej na powitanie. Tempest zauważyła, że Julian był w pobliżu, jego postawa wyrażała ochronę dla jego partnerki. - Rusti, tak się cieszę, że tu jesteś. Nie uwierzysz, co się stało. Ktoś sabotował ciężarówki. Myślę, że pomysłem było by nas spowolnić. To był prawdopodobnie jeden z tych okropnych dziennikarzy zawsze kręcących się wokół lub wymyślający jakieś dzikie historie o nas. Ulga Tempest była przytłaczająca. Mogła przyjąć spotkanie z grupą łatwiej jako mechanik niż jako dziewczyna Dariosa. - Dziewczyna? - Uniósł brew. - Czy tak o sobie myślisz? - Ten szyderczy śmiech mężczyzny wyśmiał ją. Spojrzała na niego. - Nie, to ty tak myślisz. Wiem, lepiej. - Jej głos był celowo wyniosły. Darios wybuchnął śmiechem. Jego rodzina zwróciła się do niego, zaskoczona przez ten rzadkie dźwięk. Zignorował ich pochylając się w dół, jego ciepły oddech był przy uchu Tempest, mówiąc delikatnie, choć zdawał sobie sprawę, że inne z ich wrażliwym słuchem słyszeli go doskonale. - Chcę żebyś zjadła, zanim zrobisz cokolwiek innego. Można spojrzeć na samochód później. Oczy Tempest rozbłysły ogniem na niego. - Możesz także wbić swoją małą głowę sowy w najbliższe drzewo syknęła wściekły na niego. - Dlaczego myślisz, że możesz rozstawiać mnie po kątach? Uśmiechnął się do niej, całkowicie bez skruchy. - Bo jestem w tym tak dobry. - Jego oczy mignęły na Syndil. - Pomóż mi tutaj. Ona musi zjeść. Dayan wydawał się mieć atak kaszlu. Desari i Julian otwarcie się śmiali. Syndil odepchnęła Baracka ze swojej drogi, gapiąc się na niego tak, że głośno jęknął. Podkradała się do Tempest i wziął ją za rękę. - Chodź, Rusti. Nie zwracaj większej uwagi na tych ludzi. Oni myślą, że mogą nami rządzić, ale w rzeczywistości jest odwrotnie. - Gdy mówiła, spoglądając znacząco na Baracka. - No co ty, Syndil - błagał. - Nie możesz mieć mi za złe jednego błędu. Powinieneś być współczująca. - Tak, mogę - powiedziała słodko gdy kierowała Tempest do autobusu. Barack przeklął, pochylając się, podnosząc kamień i rzucając nim w czystej frustracji. Wbijając go w połowie drogi do samego pnia sosny. - 177 -

- Ta kobieta jest najbardziej upartym stworzeniem na świecie - powiedział nie specjalnie do kogokolwiek. Darios podszedł do Juliana. - Proszę Cię o pomoc - powiedział oficjalnie, naciskając na jego niechęć do takich rzeczy. Wszystko, co się dla niego liczyło, to ochrona Tempest. Julian skinął głową i poszedł krok za szwagrem. - Oczywiście, Darios - odparł równie formalnie. - Jesteśmy rodziną. - Spotkałem ludzką kobietę zmienioną przez wampiry. Była obłąkana, polowała na ludzkie dzieci. I byłem zmuszony zniszczyć te obrzydliwość. Teraz boję się, że wprowadzam Tempest w takie niebezpieczeństwo. Jak te kobiety się zmieniły? Wiem, że jest już inna. Jej słuchu i wzrok są bardziej wyczulone, a ona ma kłopoty z jedzeniem żywności dla ludzi. - To trwa przez trzy wymiany krwi by przemienić ludzką kobietę. Oczywiście nie ukończyliście rytuał; to bardzo bolesny proces. Jeżeli coś takiego nastąpi, trzeba by wysłać ją do snu, by było to bezpieczne, należałoby zrobić to pod przymusem, ponieważ przemiana jej ciała wywoła zbyt wiele bólu do pokonana. - Czy ona stanie się obłąkana? - Darios był zmartwiony. Już postawił ją w obliczu niebezpieczeństwa, wymienił z nią krew dwa razy. - Czy kiedykolwiek zdarzył się przypadek podczas którego kobiet przeżyła tą gehennę nienaruszona? - Nie, że zamierzał skorzystać z tej możliwości, ale potrzebował informacji w razie nieszczęśliwego wypadku. - Książę Mikhael, przywódca naszego narodu, pomyślnie przemienił jego życiową partnerkę. Ich dziecko jest życiową partnerką twojego starszego brata, Gregoria. Mój własny brat, mój bliźniak, przypadkowo zakończył przemianę, której autorem był wampir. Aleksandria jest jego życiową partnerką. Jeśli ludzka kobieta ma zdolności parapsychiczne, wydaje się, że może przetrwać przekształcenie w karpatiańską życiową partnerkę. A Tempest jest niewątpliwie twoją życiową partnerką. - Używasz zwroty typu „wydaje się” - powiedział Darios. - To mnie martwi. I nigdy nie chce skorzystać z możliwości zaszkodzenia Tempest. - Jaka jest alternatywa, Darios? - Julian zapytał delikatnie. - Ona przywiodła Cię do światła. Jeśli ją stracisz, zostaniesz zniszczony. Wiesz, że nigdy nie przetrwasz. Przemienisz się w wampira, nieumarłego. Stracisz swoją duszę. - Wybrałem zestarzenie się i śmierć, kiedy ona umrze - ogłosił Darios.

- 178 -

Julian złapał echo tchnienia jego życiowej partnerki. Desari była zszokowana i zasmucona na tę myśl. Tylko moment zajęło Julianowi by walczyć własny protest na taką decyzję. - Wiesz, w jakim niebezpieczeństwie jest nasza rasa. Istnieje nas zbyt mało by zapewnić kontynuację naszego narodu. Nie możemy sobie pozwolić na utratę nawet jednej pary. I na pewno nie jednego związanego z młodą i zdrową kobietą zdolną do rodzenia dzieci. Darios potrząsnął głową. - Wiem, tak mało o naszej rasie, Julian. - Konieczne jest, aby każdy karpatiański mężczyzna znalazł swoją życiową partnerkę. Jeśli tego nie zrobi, musi wybrać spotkanie świtu i zakończenie swojego życie, zanim będzie za późno i straci swoją duszę, stając się nieumarłym. Jesteśmy drapieżnikami, Darios. Bez życiowej partnerki przynoszącej sens i światło naszej ciemności, czyniąc nas kompletnymi, staniemy się wampirami. Ale tak niewiele karpatiańskich kobiet przeżywa dzieciństwo, że większość naszych mężczyźni przemienia się i muszą zostać zniszczeni. Zanim znalazłem Desari, zdecydowałem się na zakończenie mojego życia. Książe Mikhail, przez Gregori’a, wysłał mnie, by ostrzec ją, że znalazła się w niebezpieczeństwie przez ludzkie społeczeństwo łowców wampirów. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, że któreś z was jeszcze żyje po masakrze w naszej Ojczyźnie. Myśleliśmy, że Desari jest człowiekiem, błędnie podejrzewaną przez te grupę. Ale kiedy zobaczyłem kolory w jej obecności, wiedziałem, że ona była moją życiową partnerką, że ona miała być ze mną. - Więc Dayan i Barack muszą szybko znaleźć ich życiowe partnerki, albo będą w niebezpieczeństwie przemiany, jak ja - zauważył Darios, zamyślony, zmartwiony. Julian zgodził się potrząsając głową. - Nie ma wątpliwości, Darios. Dlatego muszą oni starać się, o dzieci płci żeńskiej. Jest to jedyny sposób aby nasza rasa miała szansę na przetrwanie. Mimo to, może być za późno. Większość karpackich kobiet rodzi chłopców. Jeśli kobieta rodzi, musi walczyć o przetrwanie przez ten pierwszy trudny, niebezpieczny rok. Darios pamiętał, jak trudno było utrzymać przy życiu dwie delikatne, małe dziewczynki, którymi były Desari i Syndil wiele stuleci temu. - Konieczne jest, aby spróbować zapewnić życiowe partnerki dla naszego gatunku, naszych braci i przyjaciół - Julian powiedział spokojnie, przekonująco. - Jednakże, należy wziąć pod uwagę, że jeśli przeniesiesz Tempest bez - 179 -

przemiany jej, podobnie jak wszystkie życiowych partnerek, nie będziecie w stanie przetrwać jakiejkolwiek fizycznej lub psychicznej separacji. Ty, Karpatianin musisz spać w głębokiej ziemi. Ona na powietrzu. Podczas prawdziwego snu naszego narodu, ona nie będzie w stanie dotrzeć do ciebie. Żadna życiowa partnerka nie może, przetrwać tego przez dłuższy czas. To nie będzie działać. - Tempest jest już związana ze mną, a ja nie mogę znieść jakichkolwiek separacji od niej. Ona tego nie rozumie. Myśli w kategoriach ludzkich - przyznał z westchnieniem Darios. - To nie może trwać zbyt długo - powiedział Julian. - Jesteśmy myśliwymi. Przez wieki byliśmy myśliwymi. Nie jesteśmy niezniszczalni, pomimo wielu naszych darów. Ona musi być chroniona jako jedna z nas. Darios potrząsnął głową. - Pytałem ją o wiele rzeszy w ciągu ostatnich dni. Nie spytam jej o tą „konwersację”. - Zanim zamkniesz drzwi przez tym założeniu, Darios, przemyśl to. Inne kobiety z którymi rozmawiałem są szczęśliwe w swoim życiu. Zajęło to trochę zmian, i nie mówię, że nie cierpiały, ale w końcu zaakceptowały nieuniknione. - Ponieważ nie miały wyboru - zauważył cicho Darios. - Ostatnia rzecz, jakiej chcę to przysporzyć Tempest więcej cierpienia. Ona ma go już dość w jej młodym życiu.

- 180 -

ROZDZIAŁ 12 Tempest westchnęła i odłożyła klucz, którego używała podczas podwójnej kontroli jej odkryć. Nie chciała zrobić błędów i przegapić zakup części, których będzie mogła potrzebować później. Wydawało się, że jest niezwykle gorąco. Otarła pot z twarzy i myślała o nocy. Syndil była tak słodka. Gdy rozmawiały, przygotowała bulion warzywny dla Tempest. Żołądek Tempest wydawał się zbuntować przeciwko bulionowi, ale nie chciała sprawić przykrości Syndil, więc starała się go zjeść. Mimo to, bez pomocy Dariosa prawdopodobnie nie utrzymałby go w sobie. Darios był tak spokojny, gdy dołączył do niej. Przyglądał się jej pracy nad ciężarówką, wyraźnie niezadowolony, gdy zrobiła listę rzeczy, które były niezbędne, a których jeszcze nie mieli. Oznaczało to, że będzie musiała pojechać do najbliższego miasta w ciągu dnia. Nie sprzeczał się, ale powiedział jej, że będzie spał snem ludzi a nie Karpatian, więc będzie w stanie jej pomóc, gdy będzie go potrzebowała. Tempest oczywiście dokładnie rozważyła, co Darios może mieć na myśli. Co to za różnica? Czy to w jakiś sposób mu zaszkodzi? Wiedziała, że żaden z członków jego rodziny nie zgodził się z jego decyzją, żadnemu z nich nie podobało się to, ale nikt się z nim nie kłócił, a nawet nie poszedł tak daleko, aby wyrazić prosty protest. Ich niepokój ogarnął i ją. Nie mogła powiedzieć, że któreś z nich oskarżało ją o postanowienie Dariosa, ale wiedziała, że byli zaniepokojeni o Dariosa i tym co robił. Suma pieniędzy, którą przekazali jej, tak niedbale była dość znaczna. Złożyła je, wsadziła do kieszeni, i zdecydowanie wsiadła do małego sportowego samochodu. Miała złe przeczucia odnośnie Dariosa - nie zostać rannym, więc nie zamierzała podejmować żadnych szans na zbłądzenie. Przez ostatnie dwie noce pędziła drogą do miasta z Dariosem obok niej, po prostu po to by go uspokoić, że będzie w stanie pokonać drogę tam i z powrotem bez żadnych problemów. Mimo to, jej lęk utrzymywał się. Ona po prostu wydawała się przyciągać kłopoty wszędzie gdzie poszła. Tempest cieszyła się samotnością jazdy, autostrada wiła się w dół góry, zmieniając się z ciasnej w szybką i płynną jazdę pojazdu, ale w jej sercu był ciężar, coraz trudniejsze do zignorowania. Znalazła w sobie potrzebę dotyku umysłu Darios. Rzeczywiście czuła sączący się smutek, niepokojące myśli. Że - 181 -

coś stało się Dariosowi. Że leży gdzieś ranny. Że był w niebezpieczeństwie. To nonsens, powiedział jej mózg, ale mimo to chciało jej się niekontrolowanie płakać. Calistoga było ładnym miastem, słynnym z błotnych i mineralnych kąpieli. Bez kłopotów znalazła sklepie z częściami do samochodów, zakupiła to co potrzebowała i ruszyła do wyjścia. Myślała o Dariosie zamiast patrzeć, dokąd idzie, prawie potknęła się o mężczyznę, siedzącego przed małym czerwonym samochodem przy krawężniku. Mężczyzna z łatwością ją podtrzymał, nawet gdy sprawnie zabrał pakunki z jej ramion i zapakował je do jej samochodu. Tempest mrugnął na niego. Patrzył na nią tak, jakby ja znał. Nie był szczególnie wysoki, ale był przystojnym blondynem, w rodzaju surfingowca. - Czy my się znamy? - zapytała, nie mogąc go skojarzyć. - Nazywam się Cullen Tucker, proszę pani - wycedził z najgorszym południowym akcentem. Wyciągnął fotografię. Przygryzając wargi, zdała sobie sprawę, że oznaczało to kłopoty, których się nie spodziewała. Tempest spojrzała na swoje zdjęcie. - Skąd u licha to masz? - Była do niej bardzo podobna, z motylami gęsto rozsianymi w powietrzu, siadającymi na jej głowie i ramionach. Jej ręce były wyciągnięte, i się śmiała. Słońce było za nią, a jej nogi znajdowały się w strumieniu. Cullen śledził wyraz jej twarzy. - Czy znasz mężczyznę, który zrobił to zdjęcie? - Nie, na pewno dla niego nie pozowałam. - Tempest obeszła go dookoła, przygotowując się do wsunięcia się na fotel kierowcy. Była doskonałym kierowcą i więcej niż jeden raz w jej raczej zmarnowanej młodości, udało jej się nawet wyprzedzić policję. Miała także zaufanie do samochodu. Gdyby mogła usiąść za kierownicą, to by zniknęła. - Nie bój się - powiedział cicho. - Naprawdę staram ci się pomóc. Możemy gdzieś porozmawiać? - Jestem w środku dużej roboty - zabezpieczyła się. - Proszę, to ważne. Kilka minut. Pójdziemy gdzieś w miejsce publicznie, więc nie bój się mnie. Nie chcę brzmieć dramatyczne, czy jak popapraniec, ale to sprawa życia i śmierci - podkreślił. Tempest zamknęła na chwilę oczy, wzdychając z rezygnacją. Oczywiście była to sprawa życia i śmierci. Co innego mogło to być, gdy była w to wplątana? W końcu się przedstawiła, wyciągając rękę. - Jestem Trine Tempest. - 182 -

Było coś w Cullen Tucker, czego nie mogła określić, ale uważa go za z naturalnie szczerego. Jednocześnie chciała jęczeć głośno na własną prezentację; Darios spowodował że myślała o sobie jak o Tempest zamiast Rusti. To było żałosne, że nie mogła wydostać się z pod jego uroku, nawet na moment. Cullen uścisnął jej rękę delikatnie. - Czy nie masz nic przeciwko, byśmy poszli coś zjeść? Podróżowałem przez kilka dni i nie spędziłem zbyt dużo czasu na zewnątrz. Tempest szła obok niego, z ulgą zauważając, że tak wielu ludzi znajduje się na ulicy. Cullen nie dał jej złych przeczuć jak Matt Brodrick, ale nadal wolała nie być z nim sama. Cullen czekał, aż zamówiła swój posiłek w kawiarni, którą znaleźli zanim zaczął wyjaśnienia. - Mam zamiar powiedzieć ci kilka bardzo dziwne rzeczy. Chcę żebyś mnie wysłuchała, zanim zdecydujesz, że jestem szalony. - Puknął w jej zdjęcie palcem. - Jakiś czas temu dołączyłem do tajnego stowarzyszenia, który wierzy, że wampiry naprawdę istnieją. Tempest czuła jej twarz blednie, i osunęła się z powrotem na krzesło, potrzebując wsparcia. Zanim zdążyła odpowiedzieć, Cullen podniósł rękę by ja powstrzymać. - Tylko słuchaj. To, czy uwierzysz lub nie, że wampiry są wśród nas nie ma znaczenia. Liczy się to, że ludzie, z którymi byłem związany wierzą w to i chcą je schwytać, przeprowadzić sekcje i zniszczyć wszystkie które zdołają znaleźć. Obawiam się, że niektórzy z nich całkowicie postradali zmysły. Piosenkarka z którą podróżujesz i nie przecz, że jesteś z nią. Odrobiłem swoją pracę domową kierowany przez społeczeństwo. Oni już przeprowadzili zamach na jej życie, i uwierz mi, zrobią to ponownie. Tempest nerwowo bębniła palcami o blat stolika. - Dlaczego nie idziesz z tym na policję? Dlaczego mi to mówisz? - Policja mi nie uwierzy, wiesz o tym. Ale mogę spróbować pomóc ci, a nawet twojej przyjaciółce. piosenkarce. To zdjęcie zostało zrobione w tym samym miejscu, gdzie znaleziono ciało Matt Brodrick's. Należał do organizacji i niestety dla ciebie, to zdjęcie potępia cię w ich oczach. Wysłali mnie bym cię wyśledził i sprowadził z powrotem do nich, aby zobaczyć czego mogą dowiedzieć się o zespole zanim... Cię zniszczą. Jestem pewien, że nie jestem jedynym, który został wysłany. Chcę cię stąd zabrać, zaprowadzić Cię w bezpieczne miejsce, w którym możesz się ukryć, dopóki nie stracą zainteresowanie tobą. - 183 -

Tempest potrząsnęła głową. - Tak po prostu? Mam ci uwierzyć, i pójść z tobą? Jeśli to wszystko jest prawdą, jedyne co mogłabym zrobić, to ostrzec Desari i zespół, iść na policję i mieć nadzieję, że złapią tych szaleńców. - Nie bądź tak cholernie uparta - syknął Cullen, pochylając się nad stołem, jego twarz była centymetr od niej. - Staram się uratować ci życie. Te osoby są niebezpieczne. Wierzą, że Desari jest wampirem, i prawdopodobnie jej nowy chłopak, też. Chcą ją pochwycić lub zniszczyć. Zabijając ją, zrobią jej przysługę, jako alternatywę tego co mają na myśli. Ale ty jesteś pierwsza na liście, bo widzą cię jako sposób na uzyskanie informacji o niej i jej zespole. Musisz się ukrywać, i do cholery trzymać się z dala od zespołu. To twoja jedyna szansa, Tempest. - Czy oni myślą, że jestem wampirem? Na litość boska, mają moje zdjęcie na zewnątrz w świetle dziennym. Jem z tobą lunch w środku dnia - odparła zdenerwowana, ale trochę się bała. Darios zabije ją, gdy zda sobie sprawę, że jadła obiad sam na sam z człowiekiem zaangażowanym jako członek łowców wampirów i znający Matta Brodrick. Może nie śmiała wrócić do zespołu. Może ona sprowadzi wroga prosto do nich. - Nie jesteś wampirem - powiedział ponuro Cullen. - Widziałem wampira, prawdziwego, przysięgam na Boga, wampira. Ci idioci w społeczeństwie nie mają pojęcia, co nieumarły jest rzeczywiście w stanie zrobić. Desari też nie jest żadnym wampirem. Ale oni podejrzewają już nawet mnie, więc także będę musiał się ukrywać. Prawdopodobnie wyślą swoich „wojskowych” za mną, bo znam ich wszystkich, ich tożsamości. Widziałem ich twarze i byłem na ich tajnych spotkaniach. Musisz pójść ze mną, Tempest. Tempest przechyliła głowę na bok. Ona nie była wampirem, ale było coś zupełnie innego w niej. Słyszała bicie serca Cullen Tuckera. Głośne, silne, bijące zdrowo, co odbijało się echem przez jej własną krew. Słyszała szum wody z kuchnią, brzęk poszczególnych potraw, niski pomruk rozmów kucharzy i kelnerek. Para siedząca w innej części pomieszczenia kłóciła się szeptem. Wyłuskiwała gotowane potrawy, różne perfumy i dezodoranty, wszystkie mieszania, każde były obezwładniające, aż jej brzuch skręcił się od ich ataku. Kolory są żywe i jasne, prawie jak wtedy, gdy była z Dariosem. Zauważyła, cienkie żyłki w liściach stokrotek w szklanym wazonie na stole, nadzwyczajne płatki i każdy środek z pyłkiem. Jej wzrok zawisł tam, porwany niezwykłym pięknem kwiatu, dokładnością tworzenia natury.

- 184 -

- Tempest! - Cullen syknął przez stół na nią. - Czy jeszcze mnie słuchasz? Na Boga, musisz uwierzyć w to co ci mówię. Nie jestem głupkiem. Oni nie przestaną. Będą na ciebie polować. Pozwól mi przynajmniej zaprowadzić cię do bezpiecznego miejsca. Postaram się cię obronić, chociaż prawdopodobnie będziesz bezpieczniejsza beze mnie. Mogą zrezygnować z polowania na ciebie, ale gdy dowiedzą się, że ich zdradziłem, nigdy nie przestanie polować na mnie. Musisz tylko ukryć się przez kilka miesięcy. I istotne jest, abyś odeszła od tego zespołu. - Co z Desari? Nie zrobiła nic złego. Jeśli pójdę z tobą, ci szaleni, niebezpieczni ludzi nadal będzie za nią podążać. Może tym razem ją zabiją. Tempest potrząsnęła głową. - Nie mogę uciec i pozostawić ją im. Cullen chciał sięgnąć przez stół i potrząśnij nią, złapać ją i wyciągnąć jej mały tyłek stamtąd. Widział śmierć innej kobiety, jedynej która kochał, z taką samą niewinnością w oczach. - Cholera, jesteś taki uparta, tak nierozsądna. Dopadną Cię, Tempest. Gdybym był nadal z nimi, to już byłabyś w drodze do ich kryjówki. Sfrustrowany, spojrzał przez okno, starając się wymyślić coś co mogło ją przekonać do odejścia wraz z nim. Jeśli nie pójdzie, będzie musiał zostać i spróbować ją chronić. A to znaczy, że idzie na śmierć. Nie będzie miał w ogóle szans. Tempest milczała, podczas gdy kelner układał talerze przed nimi. Natychmiast jej brzuch zatoczył się na przytłaczający zapach jedzenia. Nie była już w stanie nic jeść bez pomocy Dariosa. Jej wnętrze zmieniło się jakoś. Nie wiedziała, skąd to wiedziała, ale wiedziała. To samo było z jej wzmocnionym słuchem i wzrokiem. - Nie mogę nie zauważyć, że nie jesteś wstrząśnięta i przerażona myślą, że łowcy wampirów podążają za tobą. Dlaczego? - Niebieskie oczy Cullena były poważne, prawie oskarżające. - Dlaczego tak jest, że nie wyszydzasz samej idei wampirów? - żądał odpowiedzi. Tempest wskazała na zdjęcie. - Brodrick zawsze dawał do zrozumienia, że myśli, że Desari jest wampirem. Myślałam, że był samotnym szaleńcem, ale teraz widzę, że był częścią większej organizacji. Dlaczego wierzą w takie szalone rzeczy na temat Desari? Ona jest taka słodka dla wszystkich. Dlaczego mieliby wierzyć w takie dziwne rzeczy o niej? - Jej nocne zwyczaje. Jej hipnotyzujący głos. A kiedy wysłali zorganizowaną oddział paramilitarny po nią, jakoś udało jej się uciec, gdy - 185 -

żołnierze umarli lub zaginęli. Oni byli zawodowymi zabójcami. Ostrzelali scenę z broni automatycznej, ale uniknęła śmierci. - To jest to? Dlatego, uważają, że jest wampirem? - Chciała wierzyć, że zmyślił całą tę historię, ale wiedziała, głęboko w sercu, wiedziała że nie. - Ona funkcjonuje przez całą noc, nikt nigdy nie widział jej w ciągu dnia. - Widziałam ją w ciągu dnia - dzielnie kłamała Tempest. Była coraz bardziej wzburzona. Nie mogła pozwolić sobie na złość. Darios był tak dostosowane do niej, że wiedziała, że to zakłuci jego sen, a ona martwiła się o jego zdrowie, od kiedy dostrzegła obawy jego rodziny. Cullen przesunął się na krześle z prostym oparciem i przyglądał się jej uważnie. Pokręcił głową, westchnął i podniósł widelec. - Umrzesz, Tempest. I to nie będzie łatwa śmierci. Cholera, dlaczego nie chcesz mnie posłuchać? Przysięgam ci, że mówię prawdę. - Wierzę ci. Nie wiem dlaczego ci wierzę, to jest tak absurdalne, ale wierzę. Jestem prawie pewna, że nawet nie próbujesz mnie zwabić, bym poszła z tobą, byś mógł przekazać mnie w ich ręce. - Tempest bawiła się jej szklanką z wodą. Zaczęła się pocić. Jej głowa pulsowała. Musiała dotknąć Dariosa. Na chwilę, aby zapewnić sobie że naprawdę żył i miał się dobrze. - Dlaczego więc nie pozwolisz mi cię ukryć? Możemy ostrzec Desari jeśli myślisz, że to pomoże, ale nie wracaj tam. Trzymaj się od nich z daleka - błagał Cullen. - Dlaczego to robisz? - zapytała Tempest. - Jeśli mówisz prawdę, twoi ludzie nigdy Ci tego nie wybaczą. Po co ryzykujesz dla mnie życie? Cullen patrzył nieruchomo w jedzenie na swoim talerzu. - Dawno, dawno temu byłem zaręczony z najwspanialszą kobietą na ziemi. Była kochana i łagodna, nie było nikogo, podobnego do niej. Byliśmy w San Francisco, zwiedzaliśmy razem. Ona została zamordowana. Tempest poczuła, że jego smutek jest jak ukłucie noża. - Przykro mi, panie Tucker. - Łzy napłynęły do jej oczu, mocząc jej długie rzęsy. - Jak to straszne dla ciebie. - Policja myślała że mordercą był seryjny morderca, który od dłuższego czasu terroryzował miasto, ale widziałem to co się stało. Stworzenie zatopił zęby w jej szyi i osuszyło ją z krwi. Następnie rzucił jej ciało tak jakby to był tylko śmieć. Jej krew poplamiła jego zęby i brodę. Spojrzał na mnie i roześmiał się. Wiedziałem, że teraz zabije mnie. - Ale tego nie zrobił. - Dotknęła jego ręki, chcąc go pocieszyć.

- 186 -

Cullen potrząsnął głową. Kiedy spojrzał na nią, jego oczy odzwierciedlały głęboki, przenikliwy ból. - Tak długo, chciałem by to zrobił. Ale coś lub ktoś wystraszył go zanim to zrobił. Światło, jak kometa, przeszła smugą po niebie do nas. Wampir syknął i odwrócił głowę w jej stronę. To było jak oglądanie wstrętnego gada w ruchu, w tak powolny, falisty sposób jak robią to węże. Potem dosłownie rozpuścił się na moich oczach i odpłynął od światła podchodzącego do nas. Oglądałem go goniącego po niebie w kierunku oceanu. Był najzimniejszą, prymitywną rzeczą jaką kiedykolwiek widziałem. Chciałem się zemścić. Chciałem na niego zapolować, zapolować na coś co mi go przypominało. - Mogę to zrozumieć - szepnęła delikatnie Tempest. Cullen potrząsnął głową. - Nie, nie możesz i o to chodzi. Przypominasz mi ją. Miała wielkie współczucie, w sposób w jaki ty wydajesz się je mieć. Ona nigdy nie szukała zemsty, starałaby się znaleźć sposób, aby mu wybaczyć. Myślę, że ty też byś tak zrobiła. - Westchnął i poruszył jedzeniem na jego talerzu. - Będą cię torturować dla informacji. Nawet wtedy, gdy im je dasz, oni cię zabiją. Na Boga, Tempest, nie widzisz? Nie mogę z tym żyć. Tempest potrząsnęła głową. - Darios nie pozwoli im mnie zabrać. Cullen uniósł brwi. - Darios? Musi być ochroniarzem. Przyznaję, że ten człowiek jest dobry, ale nie ma znaczenia jak jest dobry. Dopadną cię. Znajdą Cię i porwą. Nie rozumiesz, oni są śmiertelnie niebezpieczni. Pochyliła się patrząc mu prosto w oczy tak, że wiedział, że mówiła absolutną prawdę. - Nie, Cullen, ty jesteś jedynym, który nie rozumie. Oni nie rozumieją. Darios przyjdzie po mnie. Nikt nie mógłby go zatrzymać. Nic na tym świecie nie może go powstrzymać. On jest całkowicie bezwzględny. Jest bezlitosny. On jest tak samo cichy jak pantera i porusza się jak wiatr. Oni go nie zobaczą, nie wyczują go, gdy będzie pędził przez czas lub przestrzeń. I nigdy nie przestać, dopóki mnie nie odzyska i nie usunie na stałe każdego zagrożenia które mi zagraża. To z nim będą mieć do czynienia. Cullen usiadł z powrotem, jakby go uderzyła. Jego twarz wyraźnie zbladła. - On nie jest człowiekiem? Mówisz że ten ochroniarz jest wampirem?

- 187 -

- Panie Tucker, masz wampira w mózgu. Oczywiście że Darios nie jest wampirem. Czy ja wyglądam ta tego rodzaju kobietę, która umawia się z wampirem? - Ochroniarz jest twoim chłopakiem? - Cullen zapytał z niedowierzaniem. On… - Zmusił się do nagłego zatrzymania. - Czy na pewno wiesz co robisz? Zdaje się być groźny, Tempest. Bardzo niebezpieczny. Myślałem, że może był związany z piosenkarką. - Jest. Darios jest starszym bratem Desari. - Tempest odgarnęła swoje włosy, nagle zaczęła się zastanawiać jak musi wyglądać. Pracowała od rana i nie myślała, aby się umyć przed przyjazdem do miasta. Była też zmęczona. Musiała utrzymać się przez całą noc z zespołem i Dariosem, a teraz słońce dotarło do niej. Nawet poczuła jakby płonęły jej oczy i skóra. Oparzenie słoneczne nie było nietypowe, dla jasnej karnacji u rudych, ale to oparzenie było inne. Głębsze. Starała się nie przejmować. - Ochroniarz nie jest niepokonany, Tempest - powiedział Cullen - nawet jeśli wydaje się zdumiewający, dla Ciebie i społeczeństwa łowców wampirów. - Chcę podziękować ci że tak wiele ryzykowałeś, by nas ostrzec powiedziała cicho Tempest i położyła delikatnie swoją rękę na Cullenie. Strasznie mi przykro z powodu twojej straty, ale proszę, nie martw się o mnie. Darios zadba o nas wszystkich. - Zabierz ręce od tego człowieka teraz, Tempest - zimna furia, czarna wściekłość sprawiła że aksamitny głos stał się groźny. - Jeśli cenisz jego życie, postępuj jak mówię. Tempest odsunęła rękę od Cullena i schyliła głowę, aby ukryć ognie w jej oczach. - Nie masz prawa mi rozkazywać. Nie masz pojęcia, co tu się dzieje, Darios. - Wiem, że jesteś z mężczyzną. - Cóż, o rany, co za przestępstwo. - Sarkazm sączył się z jej głosu. - Tempest? - Cullen przeniósł jej uwagę z powrotem do niego. - Co się stało? - Nie mógł się powstrzymać, ale zauważył, że się usztywniła, jej usta zaostrzyły się, jak gdyby była rozdrażniona. Wzruszyła ramionami. - Nic wielkiego. Mam tylko dziwną organizację łowców wampirów, którzy chcą mnie porwać, torturować i zamordować mnie. To nic wielkiego. Poradzę sobie. Bardziej jestem zaniepokojona o Desari. Ona nie zasługuje na jeszcze więcej krzywd. - 188 -

- Chciałbym, żebyś mnie posłuchała. Co jeśli pojadę z tobą i porozmawiam osobiście z ochroniarzem? Jeśli jest tak dobry, jak mówisz, że jest, może być w stanie wykorzystać informacje, które mogę mu przekazać - Cullen ryzykował, nie był pewien dlaczego to zaproponował. Wiedział, że podąży za Tempest, próbując ją chronić, jak tylko potrafił. Nawet jeśli w rzeczywistości nie pójdzie do obozu, będzie starał się strzec jej przed innymi którzy po nią przyjdą. Tempest już potrząsnęła głową. - Przywieź go z sobą - przyszedł rozkaz Dariosa. - Nie zrobię tego, Darios. Nie mam pojęcia, co mu zrobisz. Ten człowiek tyle wycierpiał. - Powinnaś ufać swojemu życiowemu partnerowi. - Zrobiłabym to gdybym miała jakiegoś - naskoczyła w odpowiedzi. - Ale wszystko co mam to pewien apodyktyczny mężczyzna, który myśli, że może mi w kółko rozkazywać. Wracaj do spania. - Jesteś bardzo odważna, gdy myślisz, że nie mogę się dotknąć, kochanie. Cała złość zniknęła z jego głosu, zastąpiona przez rozbawienie. Czuła muskanie palców wokół swojej szyi. Jego dotyk był jej znany, wysyłając fale ciepła przez jej krwiobieg i motyle w brzuchu. Nikt inny nie mógł tego zrobić, dotknąć jej fizycznie bez obecności. Wiedziała, że Darios był daleko, czułą odległość między nimi. - Tempest? - Cullen bał się, że ją traci. Utrzymywała wewnętrzne poddawanie się, koncentrując się na czymś innym, niż niebezpieczeństwo w jakim była. Tempest pochyła brodę. - Dlaczego chcesz znaleźć się w jeszcze większym niebezpieczeństwie, Panie Tucker? Czy nie przyjmuje Pan jeszcze większego zagrożenia przez przyłączenie się do nas? Twoi ludzie mogą się nie dowiedzieć, że ostrzegał mnie dzisiaj, ale jeśli rzeczywiście przyjdziesz do obozu, oni będą uważać, że zmieniłeś stronę. - Wiem - przyznał Cullen, nagle zmęczony. - Czuję, że jestem coś winien tej piosenkarce. I nie wiedziałem, o rozkazie zamach na nią, aż było za późno, ale byłem częścią tej stukniętej grupy od jakiegoś czasu, i czuję się winny. Jego oczy skoczył do okna, drzwi, stale obserwując na wypadek gdyby Brady Grand wysłał kogoś za nim. - Wina nie jest dobrym powodem, aby stawiać swoje życie na linii strzału zauważyła Tempest. - Zakończ dyskutować z mężczyzną i sprowadzić go tutaj. - 189 -

- Nie chcę go zranić. - Jeśli mówi prawdę, nikt go nie skrzywdzi - zapewnił ją Darios. - Nie mogę pozwolić aby ci ludzie cię zabili, Tempest - argumentował Cullen. - Matt Brodrick miał twoje zdjęcie w swoim aparacie, kiedy umarł śledząc zespół. Wiedzą, jak wyglądasz, i przyjdą po ciebie. - Cullen Tucker zamilkł. - A tak po za tym jak umarł? Okazało się, że się zastrzelił, ale tam byłaś? - Cullen postukał zdjęcie jeszcze raz. - To jest dokładnie to samo miejscu, gdzie znaleziono jego ciało. - Nie miałam pojęcia. Nie miałam pojęcia, że nawet zrobił mi zdjęcie. Musiał być ukryty w krzakach w pobliżu. To mocno zalesiony teren. - Tempest próbowała odsunąć Cullen od kierunku jego myśli, improwizowanymi wyjaśnieniami. - To nie ma sensu, Tempest - powiedział cicho Cullen. - Żeby Matt zrobił ci zdjęcie, a następnie zastrzelił się. Policji kupiła to, bo nie było absolutnie żadnych dowodów że ktoś inny był w pobliżu, ale znalem Matta. Był sadystyczny sukinsynem. On nigdy nie popełniłby samobójstwa. Przez chwilę nie mogła oddychać, pamiętając, w jaki sposób reporter spojrzał na nią swoim zimnym, wyrachowanym wzrokiem. - Jestem tu, kochanie - zapewnił ją Darios. - Ten człowiek zadaje szereg pytań, ale nie wyczuwam pułapki. Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić Cullenowi Tucker prawdę. - Nie widziałam jak się zabijał. Miał zamiar mnie zabić, ale spadłam w tył z klifu i w dół wąwozu. Usłyszałam strzał, ale nie mam pojęcia co się właściwie stało. - Nikogo innego tam nie było? - podpowiadał Cullen. - Nie widziałam nikogo - Tempest powiedziała zgodnie z prawdą. Cullen westchnęła cicho. - Chodźmy stąd. Im dłużej będziemy kręcić się tutaj, tym bardziej prawdopodobne, że zostaniemy dostrzeżeni. Dlaczego musisz jeździć takim charakterystycznym samochodem? - Masz rację - zgodziła się. - Nikt nie zauważyłby autobusu z ogromnym napisem na boku. Uśmiechnął się do niej i Tempest zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy widziała uśmiech u tego mężczyzny. - Założę się, że sprawiasz ochroniarzowi więcej kłopotów niż cały zespół razem wzięty, prawda? - dokuczał jej. Wysunęła brodę, ignorując cichy śmiech Dariosa. - 190 -

- Dlaczego na Boga mówisz coś takiego? - Ponieważ znam typ ochroniarza. A ten jest wyraźnie silny, może nawet śmiertelny. Powiedziałbym, że jest dominujący, agresywny i bardzo zazdrosnym, zaborczym typem jaki może spaść na kobietę. - Co za ciekawa ocena - dodała szczęśliwa. - Co ty na to, Darios. On nawet jeszcze cię nie spotkał, a już doskonale wie jaki jesteś. Raczej ciekawy opis, nie sądzisz? - To o czym myślę to, to byś lepiej zabrała swój piękny mały tyłeczek szybko do domu, kochanie, albo będę zmuszony go zbić. - Serdecznie zapraszamy do spróbowania - powiedziała dumnie, wiedząc, że była całkowicie bezpieczna. Cullen Tucker wstał, rzucił pieniądze na stół, następnie potrzymał jej krzesło. Westchnęła. Jej miła, samotna egzystencja była tak prosta, tak cicha. Usłyszała niski warkot agresji Dariosa, kiedy Cullen prowadził ją w stronę drzwi z dłonią na jej plecach, a ona znowu westchnęła. Słowa będące echem w jej głowie były w innym języku, jedna były jej znane, ale bezwzględny ton powiedział jej że Darios przeklinał. - Odsuń się od niego. Nie ma potrzeby żeby kładł na tobie swoje ręce. - On jest po prostu uprzejmy. Cullen krzyknął, usuwając dłoń i podnosząc ją do ust. - Coś mnie ukąsiło. - Naprawdę? Nie widziałam pszczoły. - Tempest wydawała się tak sympatyczna, jak mogła w tych okolicznościach, ale czuła że nieoczekiwane chęć jej się śmiać. - Przestań mały królu na zamku. - Naucz się trochę szacunek, kochanie - nakazał Darios. Cullen otworzył jej drzwi od samochodu, a następnie krzyknął po raz drugi łapiąc ją za łokieć, aby pomóc jej wyjść do środka. Skrzywił się na nią. - Co się do cholery dzieje? Tempest grzebała za ciemnymi okularami. Słońce wydawało się wysyłając odłamki szkła do jej oczu. Niemal od razu były spuchnięte i zaczerwienione, w odpowiedzi na palące światło. - Nie wiem co masz na myśli - powiedziała Cullenowi. Jechała z powrotem do kempingu ze znacznie mniejszą prędkością niż tą której użyła jadąc dla miasta. Mając świadomość, że Cullen, podążał za nią, ograniczyła prędkości, mimo że było to denerwujące. Droga była wykonana dla samochodów sportowych, kręta, wąska, wspinająca się pod górę, z pionowym - 191 -

spadkiem z jednej strony, z górami wznoszącymi się po drugiej. Musiała walczyć ze skłonność do zwalniać się ze smyczy i cieszenia się tym, co naprawdę mogła zrobić samochodem. Gdy znalazła się sama w lesie, jechała przez sieć polnych dróg jak zawodowiec. Cullen nie musiał wiedzieć, że musiała ćwiczyć jazdę tą trasą tak, aby się nie zgubić. Manewrowała przez labirynt wąskich ścieżek, wybierając jedną prowadząca w prawo. Od razu poczuła ciekawe, wstrząsające wrażenie, mroczny ucisku wprowadzający zakrzywienie czasoprzestrzeni obwodu, który Darios postawił wokół obozu, aby utrzymać innych z dala. Była bardziej wrażliwa na to, niż była wcześniej. To nie było takie złe, gdy przejechała przez barykadę, ale bała się, że Cullen może mieć z tym problem. Zatrzymał się za nią, nie całkiem za zaporą. - Co to za osłona? - zawołał. Przejechała samochodem do przodu, czekała na niego, aby zobaczyć co się stanie. Cullen jechał kilka stóp za nią, a następnie nagle się zatrzymał, uderzając w hamulce. Tempest spojrzał w jej lusterko wsteczne i zauważyła, że drży, rozsiewając krople potu na jego czole. - Czy zdoła przejść przez zabezpieczenia? Czy będzie gorzej? - Przez milę lub coś koło tego. Przejdzie przez to. - Czy można się tego pozbyć? - Poprowadź go przez to. - Darios był nieugięty. Nie chciał obniżyć bariery, gdy wiedział, że na nich polują, gdy był świadomy że Tempest może być w bezpośrednim niebezpieczeństwie. Mrucząc o upartych mężczyznach, Tempest wysiadła ze sportowego samochodu i wróciła do Cullena. Jego oddech był ciężki, trzymał rękę na swojej piersi. - Myślę, że mam atak serca - udało mu się wydusić. - Przesuń się - powiedziała. - Ja poprowadzę. To tylko rodzaj środka ubezpieczającego który wymyślił Darios. On jest geniuszem, wiesz powiedziała energicznie. - To popycha ludzi z dala od tego miejsca. - Czuję się źle, jakby coś czekało, by zawlec nas do piekła - powiedział Cullen, ale posłusznie przesunął się na bok. - Tak, więc, po spotkaniu Dariosa, możesz pomyśleć, że właśnie to się stało - odpowiedziała ponuro. - Niech Bóg ci pomoże, Cullen, jeśli nie odniesiesz większego sukcesu. Darios nie jest kimś kogo chciałbyś okłamać. - Jeśli on zaprojektowany tym systemie bezpieczeństwa - Cullen powiedział z pewnym podziwem i czcią: - Wierzę ci. - 192 -

- Czy to słabnie? - zapytała z nadzieją. Nie chciała opuścić sportowego samochodu, który ktoś może znaleźć i zdradzić ich lokalizację, a było zbyt gorąco, aby zawieść go do obozu i iść z powrotem aby odzyskać samochód. - Wystarczy, że wiem, nie mam zawału serca. Mogę pojechać za Tobą. Po prostu wyprowadź nas z tego tak szybko jak to możliwe - błagał. Tempest poklepała go po ramieniu i wyśliznęła się z jego pojazdu i wróciła do swojego. Wybrali dobry czas wplątując się i zjeżdżając z jednego ze szlaków, Cullen praktycznie siedział jej na ogonie. Obóz wydawał się opuszczony, kiedy przybyli. Tempest wiedziała że zespołu i Darios spali gdzieś gdzie było bezpiecznie. Koty, wyczuły obcego, natychmiast rozpoczął ryczeć swój sprzeciw wobec takiej inwazji. Cullen nie chciał wysiąść z samochodu, słysząc coś co brzmiało jak legowisko lamparta, który jest głodny i zdecydował, że będzie miał go na obiad. Tempest spędziła kilka minut uciszając koty, rozdrażniona, że Darios wybrał tę chwilę aby się wycofać i zostawić ją samą sobie. - Gdzie są wszyscy? - Cullen domagał się wyjaśnień, wreszcie wyłaniając się ze swojego samochodu i ostrożnie rozglądając się po opuszczonym obozie. Poszedł do samochodu Tempest. - Darios jest gdzieś w lesie. Lubi wyciągnąć się na hamaku między dwoma drzewami z dala od nas wszystkich i z uczuciem odnosi się do swojej ciszy. - Bardzo śmieszne, kochanie. Jesteś najgorszym kłamcą jakiego kiedykolwiek spotkałem. I przestań dotykać tego człowieka. Jeśli dostanę jeszcze więcej powodów do zazdrosny, będę tym, który będzie miał atak serca. - Wracaj do spania. Denerwujesz mnie - powiedziała surowo Tempest. Uśmiechnęła się słodko do Cullena. - On jest tak kapryśny, wiesz. - A Desari? Gdzie ona jest? - Spojrzał niespokojnie na samochód kempingowy. Tempest uchwyciła jego spojrzenie i wybuchła śmiechem. - Ona jest w trumnie w autobusie. Chcesz zobaczyć? Mogę wypuścić koty gdy będziesz się rozglądał. Cullen spojrzał zakłopotany. - Myślę, że jestem za bardzo głupie. Ale te koty są kolejnym powodem dla którego Desari została oznaczona przez społeczeństwo. - Z roztargnieniem machnął ręką na to co wskazywała Tempest. - Wampiry podobno posiadają zwierzę z piekła rodem, które dbają o nich w ciągu dnia. Te koty pasują do opisu. - 193 -

Tempest śmiała się z niego. - Właściwie, autobus jest pusty, z wyjątkiem kotów. Ja używam go częściej niż pozostali. Oni potrzebują więcej miejsca w nocy, dla ćwiczeń lub prób lub jadąc do kolejnego miejsca przeznaczenia. Dbam o pojazdy, więc jeżdżę do miasta i po zakupy i dbam o sprawunki. Desari i Julian już prawdopodobnie się obudzili - improwizowana. - Oni lubią wędrówki. Osobiście uważam, że to pretekst, by puszczać do siebie oczko, gdy nie ma nikogo. - Julian Savage? On jest wysoko na liście społeczeństwa. Ma znaną reputację. Niektórzy z nich uważają, że jest powodem, który spowodował że Desari uciekła przed atakiem - wyznał Cullen. Tempest uderzyła się w kostki, mruknęła kilka słów i pochyliła się z powrotem do swojego zadania. - Słyszałam, że uratował jej życie. - Czy on zabił cały zespół? - spytał Cullen, zaciekawiony. - Nie wiem. Nawet nie wiedziałam, że są martwi. Rzadko zdarza mi się czytać gazet. - Powiedziała, prawie z roztargnieniem, jakby ledwo słuchała. - Nie sądzę, że był to Julian - powiedział ostrożnie Cullen, obserwując ją uważnie. - Myślę, że to ochroniarz ich zabił. Tym razem nie tylko uderzyła się w palec, ale także w czole. Odwróciła się by na niego spojrzeć. - Mam pracę do zrobienia. Przestań zawracać mi głowę, dobrze? Idź sprawdzić las dla zespołu. Dayan ma jeden z tych małych namiotów. Nie budź go, jeśli śpi, choć...? On jest zrzędliwy jeśli mu przeszkadzać zanim dostanie swoje osiem godzin. Syndil może być w autobusie z kotami, jeśli chcesz zajrzeć - zaoferowała, wiedząc dobrze, że nie spyta ją o to. Cullen potrząsnął głową. - To nie będzie konieczne. Nie chcę, nikogo budzić. Będę szukał rzeczy, by sprawdzić czy mogę wymyślić sposób na uszczelnienie system bezpieczeństwa tutaj. - Oh, tak, to jest to co jest nam potrzebne, jeszcze jeden rozkazujący mężczyzna, który mówi nam, co mamy robić - Tempest mruknęła pod nosem. - Jestem pod wrażeniem twojej zdolnością do wywoływania iluzji że wszyscy wędrujemy w słońcu. - Widzisz? Jestem znakomita, kłamię kiedy jest to potrzebne - powiedziała. Przypuszczam, że to przychodzi ze sposobu w jaki żyłam w dzieciństwie. To mogłoby przyjść, gdy ci maniacy wyciągnęli swoje ręce po mnie.

- 194 -

Darios mógłby usłyszeć słabe echo obawy w jej głosie. Próbowała być dzielna, udawać pewne rzeczy przed Cullenm ukrywając to, że ją przestraszał, ale on przebywał w jej umyśle i wiedział że się bała. Tortury i zabijanie. To były słowami których użył Cullen Tucker a Tempest miała bujną wyobraźnię. - Znajdujesz się pod moją ochroną - zapewniał jej łagodnie. Tempest uśmiechnęła się na jego arogancję. Wiedziała że jego komentarz miał na celu by poczuła się natychmiast lepiej, ale polegania na sobie, nie na ochronie jakiegoś mężczyzny. - Jakiegoś mężczyzny? - Darios powtórzył jak echo. Mogłaby usłyszeć jego miękki śmiech, delikatny, drażniący; który zawsze topił jej serce. - Próbuję tutaj pracować, Darios. Odejdź. - Ty rzeczywiście masz problem z autorytetami. - A ty masz problem z każdym kto ci odmawia prawda? - odparowała i szybko uderzyła się znowu w palec. - Cholera, Darios, rozpraszasz mnie. Widzisz do czego mnie zmuszasz? - Zwracam uwagę na to co robisz i przestań spoglądać na mężczyzn. - Nie patrzę na niego - zaprzeczyła gorąco, spoglądając sugestywnie po prostu gdzie był Cullen. Nie potrzebowała go węszącego wokół autobusu i żeby go zjadły dwa leopardy, może nawet na rozkaz Dariosa. Miękki, kpiarski śmiech odbił się echem w jej głowie. - No i masz, znowu spojrzałaś. Zwróć uwagę na to co robisz, albo będziemy musieli cię zwolnić. - Desari nie pozwoliłaby ci. Wracają do spania, póki słońce wciąż jest w górze.

- 195 -

ROZDZIAŁ 13 Syndil wyłoniła się z przyczepy, potwierdziło to wiarę Rusti w to że Darios był w stanie kontaktować się poufnie z każdym członkiem jego rodziny tak jak mógł robić z nią. Musiał wprowadzić ich jak się okazało podczas, gdy spali i zrelacjonować historię Tempest którą zapewniła każdemu z nich. Cullen niemal się przewrócił patrząc na zbliżającą się Syndil. Jego usta rzeczywistości otworzyły się, jego spojrzenie przesunęło się po jej kołyszących się biodrach i bogactwie jej kruczych włosów. Syndil uśmiechnęła się w swój słodki, nieśmiały sposób do Cullena, gdy Rusti ich przedstawiła. Wyglądała wyjątkowo pięknie, egzotyczna piękność, co mogło skraść oddech mężczyzny. Rzeczywiście, Cullen wyglądał jakby ktoś uderzył go w głowie dwu - lub czterokrotnie, ponieważ wydukał pozdrowienie do czarnowłosej kobiety. - Jak miło, że do nas dołączyłeś, Panie Tucker - powiedziała łagodnie Syndil, jej głos był miękki i łagodny jak bryza oblegająca ich. - Mam nadzieję, że Rusti doglądnęła wszystkich twoich potrzeb. Mamy mnóstwo wypoczynków w autobusie. Cullen przepchnął rękę przez swoje blond włosy, mierzwiąc je nawet bardziej niż zrobiła to długa jazda. - Oh, tak, na pewno. Była doskonała. - A ciężarówka jest naprawiona, Rusti? - zapytała uprzejmie Syndil, próbując nie uśmiechnąć się na reakcję Cullena na nią. To trochę potrwa zanim ktoś sprawi, że ona poczuje się piękna i pożądana. Wiedziała, że to jest jej własna wina, ukrywając się przed światem, ale teraz, Cullen Tucker sprawiał, że czuje się ponownie żywa, nagle była szczęśliwa. - Żaden problem - odpowiedziała Tempest. Syndil sięgnęła i złapała prawą rękę Tempest, odwracając ją by zbadać otarty knykcie. - Krwawisz. Skaleczyłaś się. - W jej głosie było olbrzymie zaniepokojenie, na jej wyrazistej twarzy. Rzuciła okiem w górę ku Cullenowi, z figlarnym i erotycznym uśmiechem na ustach nawet gdy jej dłoń osiadłą na dłoni Tempest, kojąca i ocierająca. - Czy Darios wie, że masz odwiedziny przyjaciela? Tempest poczuła, jak rumieniec wypełza na jej twarz. Syndil wiedziała bardzo dobrze dlaczego Cullen Tucker tam był. Po prostu się z nią odrobinę przekomarzała. Syndil uśmiechnęła się do Cullena. - 196 -

- Darios szaleje za Rusti, i on jest bardzo zazdrosnym człowiekiem. Może powinieneś trzymać się blisko mnie, bym mogła zaproponować swoją ochronę. Cullen wyglądał na uszczęśliwionego tym pomysłem. - Myślisz, że potrzebuję ochrony? - O, całkowicie - zapewniła go Syndil, skandalicznie flirtując. - Darios nigdy nie pozwala nikomu kręcić się koło Rusti. - To nie jest prawda, Cullen. - Tempest miała taką nadzieję, że mówi prawdę. Darios pozwolił na przebywanie kobiet wokół niej. Wydawało się, że jedynymi ludźmi których oprotestował byli mężczyźni. - Czy to impreza? - Dayan przebył wychodząc zamaszystym krokiem z pomiędzy drzew, z plecakiem na ramionach i małym namiotem złożonym schludnie w kostkę w jego rękach. - Dlaczego nie zostałem zaproszony? - Ponieważ jesteś takim zrzędą, gdy próbujemy cię obudzić - Syndil przywitała się z nim, mrużąc oczy do Tempest. Wspięła się na palcach i wycisnęła pocałunek na brodzie Dayana. - Nie szkodzi. Wybaczamy ci. Możesz dołączać do nas teraz jeśli chcesz. Rusti zaprosiła przyjaciela z wizytą. Dayan natychmiast zaoferował swoją wolną rękę Cullenowi, z powitalnym uśmiech na twarzy. - Na imię mi Dayan. Jakikolwiek przyjaciel Rusti jest naszym przyjacielem. - Potarł swoją brodę z troską, jego oczy przesuwające się od Cullena do Tempest i z powrotem. - Czy Darios wie że tu jesteś? Spotkałeś go? Cullen niespokojnie zerknął na Tempest. - Zaczynam myśleć, że przychodzenie tu nie było takim świetnym pomysłem. Po prostu jak zazdrosny jest ten ochroniarz? - Dayan zaśmiał się łagodnie. - Darios ma tę poglądy odnośnie swojego kochanego małego skarbu. - Nie jestem jego „małym skarbem”! - Tempest zaprzeczyła gorączkowo. Nie jestem jego niczym… Wiem że możesz usłyszeć, każde słowo które zostanie powiedziane. Rozmyślnie wprawiasz w zakłopotanie Cullena. Przyjdź tutaj natychmiast! - psioczyła na Dariosa. - Nie tylko Cullen Tucker wydaje się być nerwowy - odpowiedział Darios z samozadowoleniem. - I ty jesteś moja, moje wszystko. - Naprawdę musisz wyjść z fantazjowania, Darios. Dayan miał czelność mierzwić włosy Tempest jakby byli starymi przyjaciółmi. - Jesteś z pewnością jedyną miłością Dariosa a on się nie dzieli. Syndil kiwnęła poważnie głową. - 197 -

- On naprawdę tego nie robi. Nie sądzę, aby nauczył się tego jako dziecko. - Jej ciemne oczy zostały rozświetlone przez psotę, coś czego nie można było zobaczyć wokół niej, a za co było się wdzięcznym. - Naprawdę, Panie Tucker czy mogę do ciebie mówić Cullen ochronię cię. Cullen jeszcze raz przebiegł rękę przez swoje włosy. - Żaden człowiek nie jest skłonny do dzielenia się kobietą, którą kocha, Syndil. Ale Tempest i ja spotkaliśmy się zaledwie parę godzin temu w mieście. Przyniosłem wiadomości, o których pomyślała, że wszyscy powinniście je usłyszeć. Ale ochroniarz nie ma się czym niepokoić. Nie dowalałem się do niej. - Oczy Dayana były nagle twarde i zimne. - Mam nadzieję, że nie daliśmy ci mylnego wrażenia o Dariosie. On się nigdy nie martwi. To nie jest w stylu jego. - Głos, nawet bardziej niż słowa, wyrażały groźbę. Tempest jęknęła głośno, chcąc znała Dayana na tyle dobrze by walnąć go w głową. Wyciągnęła rękę by uspokajać Cullena, który wyglądał jakby potknął się o kłębowiska żmij. Dayan przeniósł się nieznacznie, rozmyślnie wkładając swoje solidne ramię między Tempest a człowieka. Syndil wzięła Cullena pod rękę i odprowadziła go w kierunku jakiś foteli założonych w cieniu drzew. Ciemność zapadała szybko. Nietoperze zaczęły ich wieczorny rytuał, napadnięcie na owady, wykonując ich akrobacji na niebie. Chłodny wiaterek nadszedł z gór, łagodnie szeleszcząc liśćmi drzew. Desari i Julian, skończyli z butami turystycznymi i wędrując z plecakiem, szli do koła trzymając się za ręce. Obydwoje wyglądali na zaskoczonych widząc gościa, ale Tempest wiedziała przez ich pojawienie się, że zaskoczenie jest udawane. Julian przesunął swoje ciało troskliwie przed Desari nawet wtedy, gdy zaoferował swoją rękę Cullenowi, gdy zostali sobie przedstawieni. Cullen wyglądał na zaniepokojonego, gdy wymruczał pozdrowienie. To był człowiek, którego społeczeństwo całkowicie uważało że był wampirem. Cullen studiował go bliżej, otrzymując natychmiastowe wrażenie czystej mocy. Julian Savage był ogromnie silny, pomimo że był ostrożny by nie zmiażdżyć kości Cullen, gdy ściskali sobie ręce. Nie można było określić jego wieku; jego twarz wyglądała ponadczasowo. Fizycznie był prawie piękny, w wyłącznie męski sposób, jak greckie posąg ich Bóg. - Jesteś fanem śpiewu mojej żony? - zaryzykował Julian. - Przyszedł tu z Rusti - powiedział Dayan z uśmiechem. Brwi Juliana wystrzeliły w górę. - Z Rusti? W takim razie nie spotkałeś jeszcze Dariosa, panie Tucker. - 198 -

- Nie zaczynaj - powiedziała Tempest. - Mówię poważnie, Julian. Już przez to przeszliśmy. Darios jest prawie ogrem jak go wszyscy przedstawiacie. Mógłby troszczyć się o mniej gdybym miała tu tuzin ludzie z wizytą. - Nie ryzykuj choćby z tym jednym, ukochana - powiedział Darios łagodnie w jej umyśle, trzaskając słyszalnie jego białymi zębami. - Chcesz żeby miał miejsce masowe morderstwo? - dokuczał Dayan. Tempest przechyliła swoją brodę w wyzwaniu. - Darios wcale taki nie jest. Darios wyszedł zamaszystym krokiem z drzew, wysoki, elegancki, ucieleśniając moc. Cullen właściwie stanął jak wryty. Ochroniarz był najbardziej imponującym człowiekiem jakiego kiedykolwiek widział. Jego ciało falowało z przywiązaną mocą. Moc sączono się z jego każdego poru. Jego czarne jak noc włosy zostały szczepione i związane w koński kucyk na karku. Surowe okrucieństwo i rysy jego twarzy wydawały się wyrzeźbiona z granitu. Jego usta utrzymał ukrytą zmysłowość i krztynę okrucieństwa. Jego czarne oczy zawierały wszystko, najmniejsze szczegóły, ale nigdy nie opuszczały twarz Tempest. Darios przeniósł się cicho, jak tropiąca pantera, prosty do boku Tempest, jego ramię owinęło się wokół niej zaborczo, przyciągając ją pod jego ramię. Schylił swoją głowę by znaleźć jej wiotkie, drżące usta jego twardymi. - Wyglądasz na zmęczoną, dziecinko. Może powinnaś się położyć i odpocząć zanim ruszymy dziś wieczorem. Pracowałaś cały dzień. W momencie w którym jego doskonałe usta zetknął się z jej, Tempest zapomniała swojego przekomarzania się i poddała się do skwierczącej chemii między nimi. Jej ramię wsunięte w połowie drogi wokół jego pasa, jej palce zacisnęły się w jego koszuli. - Mam się dobrze, Darios. Ciężarówka jeździ, więc możemy wychodzić, gdy tylko będziemy musieli. Przyprowadziłam tego mężczyznę by porozmawiał z tobą. Czarne oczy od razu skierowały się na twarz Cullena Tuckera. Mimowolnie Cullen zadrżał pod lodowatym spojrzeniem. To było jak zaglądanie w oczy śmierci. Cullen miał wrażenie, że ochroniarz mógł przeczytać jego każdą myśli uznać go za człowieka wartościowego lub nie i dlatego jego życie ważyć się na szali. Patrzył jak ochroniarz ostrożnie, rozmyślnie podnosi rękę Tempest do swoich ust, jego język poruszał się wolno, prawie erotycznie po jej otartych palcach, te czarne, płonące oczy nigdy nie opuszczały twarz

- 199 -

Cullena. Cullen mógł poczuć Syndil przy swoim prawym boku, blisko, ale już go nie dotykała. Zdawał sobie sprawę, że wstrzymał swój oddech. - Nazywam się Cullen Tucker - przedstawił się, wdzięczny, że wciąż miał swój głos. Tempest mówiła prawdę o tym człowieku. Ścigałby każdego, kto spróbował zabrać ją od niego, i nigdy by się nie zatrzymał. Ochroniarz, jak zgadł wcześniej, był typem człowieka, który był całkowicie nieustępliwy, który nie miał żadnej łaski w sobie. - Darios - odpowiedział krótko ochroniarz. Jego ręce poszły do ramion Tempest i pchnął ją w stronę swojego szwagra. - Julian, może zabrałbyś trzy kobiety do schronienia podczas gdy będę rozmawiał z tym panem. Desari, proszę sprawdź czego potrzebują koty i upewniać się, że Tempest wcześniej zje zanim pójdzie spać. Syndil przysunęła się do Cullena, po raz pierwszy w swoim życie przeciwstawiające się Dariosowi. - Zostanę tu i posłucham. - Jej broda uniosła się awanturniczo. Niespodziewanie był tam Barack, jego ładna twarz zmieniła się w maska furii. Dosłownie popchnął drugiego mężczyznę i chwycił ramię Syndil, szarpiąc ją z dala od człowieka. Jego oczy płonęły wściekłością. - O czym myślałeś, Darios, pozwalasz temu mężczyźnie wejść do naszego obozu podczas gdy nasze kobiety są niechronione? - domagał się odpowiedzi, zmuszanie Syndil do cofnięcia się, pomimo jej walki. Jego ciało było solidną ścianą mięśni, naciskającą na jej miększe, pchając ją z dala od grupy. - Jak śmiesz traktować mnie w ten sposób - wysyczała, oburzona Syndil. Barack obrócił swoją głowę, jego czarne oczy płonące patrząc na nią. - Zrobisz co powiedziałem w tej sprawie. Wiesz przecież, że nie należy stawiać się na przegranej pozycji. - Barack, czy postradałeś rozum? - domagała się Syndil. Warknął, prymitywne ostrzeżenie, które zadudniło w powietrzu, jego białe zęby kłapnęły jak u drapieżnika. - Odmawiam kłócenia się z tobą. Jeśli nie chcesz cierpieć z powodu zażenowania, Syndil, to natychmiast zrobić co mówię. Myślisz, że nie wiedziałem, że aktywnie szukasz towarzystwa tego człowieka? Syndil cofała się do schronienia drzew, częściowo ponieważ Barack nie dał jej żadnego wyboru a częściowo ponieważ była tak zdziwiona. Barack był najbardziej wyrozumiałym ze wszystkich mężczyzn. Miał skłonności do rozbawiania wszystkich i oburzająco flirtował z ludzkimi kobietami, ciesząc się jego wizerunkiem playboya w zespole. - 200 -

- Nie masz prawa mówić mi co mam robić, Barack. Jeśli chcę wyszukać tysiąc mężczyzn, to jest moje prawo. Niech to. Barack dosłownie podniósł ją w pasie i zaniósł ją głębiej w las. - Kim jest ten mężczyzna, że nagle chcesz być z nim? Nigdy wcześniej nie przejawiłaś zainteresowania ludzkimi mężczyznami. Broda Syndil podeszła do góry. - Cóż, może to się zmieniło. - Co się zmieniło? Co ten człowiek zrobił, rzucił na ciebie czar? Ostrzegam cię, Syndil, nie jestem w nastroju na te głupoty. Dotknęłaś go. Położyłaś swoją rękę na jego ramieniu, flirtowałaś z nim. - Jego oczy płonęły. - I to jest uważane za przestępstwo? Czy powinnam przypominać cię te wszystkich momenty, kiedy wiedziałem, że jesteś z ludzkimi kobietami? Nie ośmielaj się osądzać mojego zachowania. Ten człowiek sprawia, że czuję się piękna, pożądana, jak kobieta, nie jakiś cień który się ignoruje. On patrzy na mnie, i znowu czuję się pełna życia - broniła się Syndil. - To jest powód? On sprawia, że czujesz się żywa? Każdy mężczyzna może to robić, Syndil - warczał Barack. - Cóż, on jest jedynym którego chcę - powiedziała wyzywająco. Jego ręka zamknięta się wokół jej szyi, jego ciemne oczy były wściekłe. - Czekałem cierpliwie aż wrócisz do zdrowia, byłem tak łagodny jak wiem, że powinienem. Ale nie poświęcę cię. Jeśli ośmielisz się zbliżyć się do tego człowieka, rozerwę go gołymi rękami. Teraz wracaj do przyczepy, gdzie wiem, że będziesz bezpieczna i trzymaj się od niego z daleka. Syndil mrugnęła w górę na niego, wstrząśnięta z wybałuszonymi oczami na jego nietypowy wybuch. - Idę, ale nie dlatego że mi rozkazałeś. Nie chcę sceny przed obcym. Barack pchnął ją w kierunku autobusu. - Nie obchodzą mnie głupie powody, które starasz się wymyślić jeśli robisz to co rozkazałem. Po prostu zrób to. Idź teraz. Mówię poważnie. - Skąd wziąłeś pomysł, że jesteś moim panem i władcą? - z oburzeniem odwróciła się do niego przez ramię, gdy szła w kierunku samochodu z częścią mieszkalną. - Po prostu pamiętaj, że jestem, Syndil - warknął i obejrzał się by się upewnić, że zrobiła co rozkazał, zanim wrócił by dołączyć do mężczyzn, którzy przesłuchiwali Cullena. Rusti i Desari powitały Syndil w drzwiach autobusu. Desari owinęła ramię wokół ramienia Syndil. - 201 -

- Barack był bardzo zły? - Nie wiem co z nim się dzieje - powiedziała Syndil. - Co on sobie myśli, traktując mnie w te sposób? Jakby była jego córką, jego małą siostrzyczką. Masz jakikolwiek pojęcie z iloma ludzkimi kobietami by? To wstrętne, prawda? To przyprawia mnie o mdłości, to że mężczyźni mają podwójne standardy jedne dla ich własnego zachowania i innego dla naszego. Jedyny powód dla którego go posłuchałam, to sprawa twojego bezpieczeństwa, Desari. W innym wypadku kazałbym mu wrócić do uczciwego życia w piekle. Już mogę. Właśnie. Mogę odejść, całkowicie po twoim następnym koncercie. Potrzebuję wakacji od tego idioty. - Może powinnam pójść z tobą - zauważyła Tempest. - Darios jest jeszcze gorszy niż Barack. Co jest tymi z tymi mężczyznami? Desari zaśmiała się łagodnie. - Oni są apodyktyczni i despotycznymi i często po królewsku nieznośni. Julian wiecznie próbuje dyktować mi warunki. Rzecz w tym, że musicie im się postawić. Syndil przeczesała rękę przez swoje włosy w niepokoju. - Ty i Rusti, może, ale ja nie należę do nikogo. Powinnam móc robić co chcę. Tempest osunęła się w głęboki, miękkie krzesło. Obie pantery natychmiast owinęły się wokół jej nóg. - Nie należę do Dariosa. Skąd wszyscy biorą pomysł, że jestem jego dziewczyną? A nawet jeżeli bym była, nie musze robić ograniczających rzecz, o których on mówi. - Rusti - Desari powiedziała łagodnie. - Nie możesz przeciwstawiać się Dariosowi. Nikt nie może, nawet my, a jesteśmy bardzo potężni. Znalezienie życiowego partnera nie jest jak ludzkie małżeństwo. Pracują silniejsze instynkty. Każde z nas ma jedynego życiowego partnera, ty jak również Darios. Musisz być drugą połową jego duszy. Światłem dla jego ciemności. Nie możesz prosto zmieniać tego co jest, bo się tego boisz. Syndil skinęła głową na znak zgody. Podnosząc szczotkę, usunęła zacisk z włosów Tempest, więc mogła poskromić gęstą miedzianowo- złotą masę. - Darios jest zawsze tak łagodnym w stosunku do ciebie, ale jest w nim ogromna ciemnością. Musisz zrozumieć czym on jest. Nie możesz uważać go za człowieka; on nie jest człowiekiem. Jest zdolny do zmuszenia cię do kierowania tobą w sprawach twojego zdrowia lub twojego bezpieczeństwa. Mężczyźni zawsze chronią kobiety. - 202 -

- Dlaczego? Dlaczego oni są tak dominujący? To mnie bardzo irytuje. Desari westchnął łagodnie. - Darios ciągle ratował nasze życia. Za pierwszym razem miał tylko sześć lat. Zrobił cudowne rzeczy, ale aby je robić, musiał wierzyć skrycie w jego własny pogląd, i stąd przebywa pewna arogancja. Tempest prychnęła nieelegancko, ale jej część czuła respekt przed tym co mówiła jej Desari. Zobaczyła migawki z życia Dariosa w jego wspomnieniach, słyszała pewne z jego historii, i zadziwiła ją, jego nieprzejednana determinacja aby utrzymywać przy życiu jego rodzinę. - Julian powiedział mi, że karpacka rasa wymiera - ciągnęła Desari. - Jest niewielka liczba kobiet - mniej niż dwadzieścia, licząc Syndil i mnie. Jesteśmy przyszłością swojej rasy. Bez nas, mężczyźni nie mają szans na przetrwanie. Bywa ze kobieta czeka wieki zanim rozpozna swoim partnera i jeszcze dłużej nim urodzi dzieci. Ale teraz mężczyźni nie mają innego wyboru, jak tylko związać swoje życiowe partnerki, gdy są jeszcze zwykłymi nieopierzonymi pisklętami. Musisz wiedzieć dlaczego to ma zdecydowane znaczenie dla wszystkich nich, że nas chronią - powiedziała Desari. Tempest poczuła, jak jej serce opuściło bicie. Było łatwiej nie zastanawiać się zbyt wiele o tym w co się pakowała. Gdy Desari wypowiedział słowa głośno, wiedziała, że przerażenie czeka tylko bicie serca aby ją ogarnąć. Przygryzła mocno dolną wargę. Obie kobiety słyszały jak nagle, uderza jej serce. Była człowiekiem, nie Karpatianką i nie czuła się bezpiecznie w ich świecie. Desari osunęła się na kolana przed Tempest. - Proszę nie bój się nas - powiedziała łagodnie, przekonująco. - Jesteś naszą siostrą, jedną z nas. Nikt w naszej rodzinie cię nie skrzywdzi. W rzeczywistości, Darios poświęciłby swoje życie dla ciebie. On poświęca swoje życie dla ciebie. Jej ciemne oczy wypełniły się łzami. Zielone oczy Tempest poszerzyły się na oczywisty bólu Desari, jej dobór słów. - Co masz na myśli, mówiąc że on poświęca swoje życie dla mnie? - My Karpatianie mamy ogromną długowieczność, Rusti; to jest zarówno nasze błogosławieństwo jak i nasze przekleństwo. Ponieważ jesteś jego życiową partnerką - śmiertelniczką, Darios wybierze ludzką drogę. On postarzeje się i umrze z tobą, a nie pozostanie nieśmiertelny - Desari wyjaśniła łagodnie. - Już okazuje oznaki stresu - dodała Syndil. - Odmawia zapadnięcia się pod ziemię do należytego snu.

- 203 -

- Co to oznacza? - zapytała Tempest, ciekawa. Darios często korzystał z tego zwrotu ale wciąż nie była pewna co to dokładnie oznaczało. - Gleba leczy naszych ludzi - powiedziała Desari. - Nasze ciała wymagają snu innego niż twoje. Musimy zamykać nasze serce i płuca by się odmłodzić. Bez robienia tego, nie możemy utrzymywać swojej pełnej siły. Darios jest naszym opiekunem. On jest jedynym który musi stawać czoło ludzkim zabójcom i musi polować na nieumarłych, którzy nam grożą. O ile nie będzie zapadał się pod ziemię jak to konieczność, straci swoją wielką moc. Tempest poczuła, jak jej oddech zamyka się w jej płucach. Myś. że Darios ma kłopoty, była przerażająca. - Dlaczego właściwie nie zasypia w sposób jaki powinien? On spędza większość czasu doprowadzaniu mnie do szaleństwa, zawsze rozmawia ze mną, wydaje mi rozkazy i dodaje groźbę albo dwie tylko po to by utrzymać rzeczy na interesującym poziomie. - Darios nigdy nie zostawiłby cię bez ochrony. Nie mógłby. Jesteś jego życiowa partnerką. On nie może być oddalony od ciebie. Tempest westchnęła, lubiła sposób w jaki dwie kobiety sprawiały że się czuła, jakby należała do kręgu ich rodziny. - Więc, on będzie musieć przez to przejść. Będę nalegała by zasypiał w sposób jaki powinien. Jeśli tego nie zrobi, nie będę mieć innego wyboru, jak odejść. Desari potrząsnęła głową. - Wciąż nie rozumieć. Darios nigdy nie może być z dala od ciebie. To by go zniszczyło. Nie myśl, że coś by się zmienio jeśli spróbujesz go zostawić. On tylko założy ci bardziej zaciśniętą smycz, Rusti. Ani razu, we wszystkich wiekach jego istnienia, nie chciał nic dla siebie. Ale teraz pragnie cię. Potrzebuje cię. - Może ja go nie pragnę - powiedziała Tempest. - Czy ja nie mam praw? Syndil i Desari obydwie się roześmiały, dźwiękiem jak srebrzyste dzwonki, lub jak woda płynąca między kamieniami. - Darios nie może zrobić nic innego niż uczynić się szczęśliwą. On kryje się w twoim umyśle. Gdybyś go nie pragnęła, wiedziałby. Nie możesz tego rozumieć, Rusti? - zapytał ją Desami. - Nie możesz być bez niego, jak on nie może być z dala od ciebie. Nie czujesz tego gdy jesteście osobno? Gdy on śpi snem śmiertelników?

- 204 -

Tempest pochyliła swoją głowę, wspomnienie dokładną niewygodę tego faktu w jej umyśle. Na moment poczuła że jest bliska łez. Od razu był tam w swoim umyśla. - Tempest? Jestem tu. - Zalał ją ciepłym zapewnieniem. - Wszystko w porządku, po prostu jestem głupia. - Przyjdę do ciebie jeśli będziesz mieć potrzebowała. - Twoje dotknięcie wystarczy. - I wystarczyło. Dwie kobiety miały rację. Potrzebowała go czy była czy nie była skłonna to przyznać, przed nikim innym poza sobą. Poczuła muśnięcie palców, czułą pieszczotę, która wlokła się po jej kości policzkowej, w dół do jej ust. Mogła poczuć natychmiastową odpowiedź jej ciała, ciepło, gorąco, ból gdy kontakt odsunął się niechętnie, daleko. - Rusti? - Desari zapytała łagodnie. - Wszystko dobrze? - obróciła rękę Tempest aby zbadać otarte knykci. - Jak to zrobiłaś? Czy Darios to widział? Zamknęła swoją dłoń na otarciu w ten sam sposób w jaki robiła to Syndil. Od razu Tempest mogła poczuć uspokajające ciepło. - Oczywiście - Tempest przyznała, rumieniąc się nieznacznie ponieważ pamiętała uczucie jego ust na jej skórze. - On nie minie niczego. Czym dokładnie są nieumarli? Powiedziałaś, że Darios poluje na nieumarłych. Czy mówisz o wampirach? - Jeśli nasi mężczyźni nie znajdują życiowej partnerki, z czasem ostatecznie przegrywają swoje dusze z ciemnością w nich. Oni zostają wampirami, żerujących na naszych ludziach jak również ludziach. Muszą zostać zniszczeni - odpowiedziała Desari. Syndil dotknęła ramienia Tempest by zwrócić jej uwagę. - Ten który mnie zaatakował, ten który zostać wychować jako mój brat, moja rodzina, mój obrońca - on zmienił się w wampira. Niemal zabił Dariosa. Gdyby Darios nie był tak potężny, mógł osiągnąć swój cel. Gdy to się stało, Darios został poważnie ranny. Ja, również bym nie żyła i może Desari także. Kto wie? - Cullen powiedział mi, że zobaczył wampira w San Francisco. Że kobieta, którą miał zamiar poślubić została zamordowana przez jednego - powiedziała Tempest. Wyciągnęła dłoń, żeby wziąć Syndil za jej wolną rękę, by były połączone. - Czy Darios wciąż może się przemienić? - W jej głosie był nuta strachu. - Nie chyba, że coś ci się stanie. - Desari jeszcze raz badała palce Tempest. - Musimy oczyścić te zadrapania.

- 205 -

- Czy jest możliwe byśmy mieli dziecko? Moglibyśmy mieć razem dzieci? - Teraz było słychać wyraźne drżenie w głosie Tempest. Desari wymienił długie spojrzenie z Syndil. - Nie wiem na pewno, Rusti - Desari odpowiedziała szczerze. - Julian powiedział mi o jednej kobiecie którą urodziła się z ludzkiej matki i karpackiego ojca. Nie została wychowana na nasz sposób i spędziła trudną drogę by przeżyć. Nikt jej nie nauczył, nie kochał jej, nie pomógł jej dorosnąć jak należy, ponieważ jej matka popełniła samobójstwo a ojciec zmienił się w wampir. Jednakże dziecko przeżyło i ostatecznie została odkryta przez jej prawdziwego życiowego partnera. Tenpest zamknęła swoje zmęczone oczy, pocierając nagle pulsujące czoło. - Więc zgaduję, że jeżeli zostaję z Dariosem - a nie wydaję się bym miała wielu innych opcji - będę mogła lub nigdy nie będę miała dzieci. Ja nigdy naprawdę nie brałam pod uwagę, że będę mieć całą bajkę. - Darios rezygnuje ze swojego życia dla ciebie - wskazała łagodnie Syndil. - Gdy słońce jest wysokie, członkowie naszej rasy są wrażliwi. Również Darios. W ziemi, niewielu mogłoby nas skrzywdzić, ale podczas gdy on śpi sen śmiertelników, nie może zapadać się pod ziemię. Każdy, kto znalazłby miejsce jego spoczynku łatwo mógłby go zabić. Ponieważ czas będzie mijał dalej a on będzie tracił coraz więcej odmładzającego snu, jego wielka siła znacznie osłabnie. - Co mogę zrobić by to zmienić? Nie chcę tego. Nigdy nie prosiłam go o to. Nie mogłabym znieść tego gdyby coś mu się przytrafiło, ponieważ próbował opiekować się mną. To jest obłąkane z jego strony, jeśli zaniedbuje jego własne potrzeby ponieważ mnie strzeże. - Tempest nie mogła myśleć o niczym innym. Wszystko jeszcze było zbyt przytłaczające. - Czy zwykła ludzka kobieta kiedykolwiek przedtem stała się życiową partnerką dla jednego z twojego rodzaju? Oczywiście nie mogę być jedyną. Musi być ktoś, kto wie, co robić. Nie mogę mieć Dariosa stanowiącego zagrożenie dla siebie. - Pomysł że jakiś zabójca albo wampir mógłby natknąć się na Dariosa podczas, gdy będzie bezbronny była przerażająca. Desari zaostrzyła swoją kontrolę nad ręką Tempest. - Julian powiedział mi że życiowa partnerka jego brata była człowiekiem. Tempest szarpnęła swoją rękę daleko, niechętna by Desari poczuła jej przyspieszony puls. Desari skorzystała z czasu przeszłego. - Czy ona nie żyje?

- 206 -

- Nie! Oh, nie, ona jest teraz jedną z nas. Ona jest jak my. - Desari rzuciła okiem na Syndil, bardzo świadoma że Darios nie podziękowałby im za przekazywanie tych informacji i zmartwienie Tempest. Syndil przytuliła łagodnie Tempest. - Zamierzam przygotować ci więcej bulion jarzynowy. Jesteś całkiem blada. Tempest potrząsnęła głową, odpowiadając prawie z roztargnieniem, jej umysł wyraźnie był gdzieś indziej. - Nie jestem głodna. Dziękuję, jednak, Syndil. Co masz na myśli, mówiąc że jest teraz jak wy? Jak to jest możliwe? - Darios może cię zmienić - przyznała się ostrożnie Desari. - Powiedział, że tego nie chce, że nigdy nie zaryzykuje żeby coś poszło nie tak. Przemyślał to i zamierza żyć jako człowiek do twojej śmierci. Wtedy pójdzie za tobą. Tempest wstała, rozrzucając pantery, przemieszczając się niespokojnie. - Jak to się dzieje? Jak miałby mnie zmienić - On musiałby trzy kończy wymiany z tobą krew. Oczywiste jest, że zrobił to przynajmniej jeden raz, może nawet dwa. - Desari obserwował, jak przemieszcza się, zdenerwowana że powiedziała jej rzeczy, które Darios celowo trzymać dla siebie. - Ale Darios nawet nie rozważy tego pomysłu. On czuje, że to jest zbyt wielkie ryzyko, jedynie kilka kobiet przeżyło takie konwersje… nietknięte. Tempest zesztywniała. - Wymieniona krew. Wziął moją krew. Czy jest wymiana? Nastała mała, wymowna cisza. I nagle nie chciała by ktokolwiek powiedział cokolwiek; wiedza już przedostawała się wolno do jej porów, jej mózgu. Tempest przycisnęła swoją rękę do jej ust. Pomysł ten był tak przerażający, że wypchnęła go ze swojej głowy w próbie rozumienia co mówiły jej kobiety. - Dlatego widzę i słyszę rzeczy tak inaczej - dumała głośno, patrząc na nie dla potwierdzenia. - Niby dlaczego masz trudności z jedzeniem ludzkiego jedzenia. Nastała kolejna cisza, gdy Tempest trawiła co jej powiedziano. Jej umysł pracował nad tym od wszystkich stron. - Więc gdyby mnie przemienił, musiałabym brać krew. Syndil pogłaskała ją lekko, kojącą rękę w dół długich włosów. - Tak, Rusti, byłabyś jak my pod każdym względem. Musiałbyś spać naszym snem, i trzymać się z dala od słońca. Byłabyś tak wrażliwa i tak potężna - 207 -

jak jesteśmy. Ale Darios odmawia podjęcia tej szansy. Skłonił swój umysł do przejęcia wszelkiego ryzyko na siebie. - Powiedziała to łagodnie, delikatnie, jej głos był piękną mieszanką kojących, pocieszających tonów, ale to nie pomogło. Boki przyczepy nagle gęstniały wokół Tempest, dusząc jej, miażdżąc ją jak robiła to góra. Tempest odepchnęła się od dwóch kobiet, potykając się w kierunku drzwi. Musiała oddychać; potrzebowała powietrza. Wyleciała z autobusu, chciała uciec w noc, uciec do wolności. Darios złapał jej małą, lecącą postać gdy skoczyła w dół schodów i wciągnął ją w swoje bezpieczne ramiona. - Co się stało, kochanie? - szepnął łagodnie przy jej szyi. - Co cię przeraziło? - Nie najechał jej umysłu ponieważ chciał by zaufała mu na tyle by powiedziała mu sama. Gdyby odmówiła powiedzenia mu, zawsze mógł połączyć się z nią. Tempest ukryła swoją twarz w jego szyi. - Zabierz mnie stąd Darios, proszę. Po prosu zabierz mnie na otwartą przestrzeń. Podniósł swoje oczy, czarne i wściekłe, by spotkać pełne skruchy spojrzenie jego siostry zanim obrócił się i wyszedł z obozu. Kiedy byli poza zasięgiem wzroku wścibskich oczu, rozlał się w prędkości, tak szybką, że drzewa wokół nich zamazały się. Gdy się zatrzymał, byli w zacisznym schronieniu polany otoczonym przez zagajnik drzew. - Teraz powiedz mi, kochanie. - Wciąż pozwalał jej wymówić słowami, a nie czytał w jej myślach. Chciał jej zaufania. Chciał by sama powiedziała co powodowało jej strach. - Jesteśmy pod otwartym niebem. Tylko gwiazdy spuszczają wzrok na nas. - Jego ręka pieściła jej policzek, jej gardło, zjeżdżając wzdłuż jej ramienia znajdując jej dłoń. Bardzo łagodnie przyniósł jej palce do ciepła swoich ust, kojąc, lecząc wilgocią jego aksamitnego języka. Zamknęła mocno swoje oczy, rozkoszując się jego smakiem. Zatęskniła za nim przez tych parę ostatnich godzin. Tęskniła za nim tak bardzo że nawet nie czuła się pełna życia, chyba żeby ją podsłuchał. - Nie wiem jak być częścią tego czegoś, Darios, twoją częścią. - Przyparła swoje czoło o swoje ramię, bojąc się na niego spojrzeć. - Byłam sama całe swoje życie. Nie znam żadnej innej drogi. Darios trzymał ją blisko w ramionach, rozgrzewając ją. - Mamy mnóstwo czasu, kochanie. Nauczysz się czuć się komfortowo z rodziną, a jeśli to będzie zbyt wiele, zabiorę cię z dala od pozostałych do czasu

- 208 -

gdy nie nauczysz się być częścią mnie. Nie musisz walczyć z naszą całą grupą w pojedynkę, jeśli uważasz to za przytłaczające. - Co jeśli nie mogę tego robić, Darios? Co jeśli po prostu nie mogę? Jego ręka znalazła jej kark, jego palce poruszały się w powolnym masażu, rozładowując jej napięcie. - Dziecko - powiedział łagodnie jego czarnym, aksamitnym głosem, jedynym mogącym rozkazać wiatrowi i samej sile natury. Jedyny, który może wysłało jej tętno w wyścig i postawić każde zakończenie nerwowe w jej ciele w ogniu. - Nie ma się czego bać. Nie mogę zrobić nie poza zapewniać ci szczęścia. Zaufaj mi w robieniu tego. - Mogę cię stracić, Darios. Wiesz, że mogę. O wiele łatwiejsze być samemu niż stracić kogoś. - Jej głos był cichy i drżący, przekręcając jego serce. - Już zaniedbujesz opiekę nad samym sobą. Korzystasz z mojej niewiedzy dla swoich potrzeb, twojej drogi. Coś mogłoby ci się przydarzyć przeze mnie. Nie widzisz, tego? Nie zniosłabym tego. Darios cicho przeklął swoją siostrę. Poczuł, strachy i znużenie bijący w Tempest, i w niego. Jej ciało potrzebowało pożywienia mimo to nie mogła go zjeść. Jego wina. On to jej to zrobił. - Jaki nonsens moja siostra wygłosiła? Nie możesz być odpowiedzialna za wybory których dokonuje. Chcę być z tobą. Żyć z tobą, kochać Cię, być tobą rodziną. Tempest potrząsnęła swoją głową, wtedy wyciągnęła się by spojrzeć mu w oczy. - Wiesz, że to nigdy nie będzie możliwe. Nie pozwolę ci tego zrobić, Darios. Zmarnujesz swoje życie, narażając się, może chorując. Wiem, że śpiąc na powierzchni ziemi w ten sam sposób co ja ostatecznie osłabisz cię. Nie przyjmuję tego. Dlaczego to robisz? Nie potrzebuję stałej ochrony. Opiekowałam się sobą od dłuższego czasu. Odpowiedział jej w jedyny sposób jaki znał, przez zamknięcie jej ust swoimi. Pośpiech był tam, natychmiast zakreślając łuk między nimi, skwierczący i trzaskający i płomienie zaczęły lizać ich skórę. Darios wlał wszystko, co czuł do niej w ten pocałunek - ogień, głód i potrzebę, jego absolutne zaangażowanie w nią. Potem złapał jej twarz między swoimi dłońmi by przytrzymać ją nieruchomo pod jego badawczym spojrzeniem. - Spójrz na mnie, kochanie. Chcę byś mi wierzyła. Połącz swój umysł z moim tak, że będziesz wiedzieć, że to o czym mówię jest prawdziwe. Chcę tego. Nie mam żadnych zastrzeżeń, absolutnie żadnych. Chcę spędzić swoje życie z - 209 -

tobą, zestarzeć się i umierać z tobą. To byłby wspaniały cud spędzić wieki razem, ale akceptuję to co nie może się stać i nie chcę by było inaczej. - Pochylił się by pocałować kąciki jej ust. - Nie bój się naszego związku. To jest to czego chcę każdą komórką mojego ciała. To jest jedyna rzecz, której chcę. Będę zadowolony z naszego życia razem. Tempest wyciągnęła rękę, żeby okrążyć jego szyję ramionami, pochylając jego głowę rozpaczliwie chcąc go pocałować, przesuwając się niespokojnie na przeciw jego ciała, potrzebując go prawie z karpackim głodem. Mógł poczuć łzy na jej twarzy i wiedział, że płacze dla niego, wiedział, że boi się spowodować jego krzywdę, wiedział, że jeśli w jakikolwiek momencie mogłaby być tak obezwładniona przez dzielenie swojego życia, uciekłaby. - Dlaczego nie powiedziałeś mi co sobie robiłeś, Darios? - szepnęła w jego gardło. Jego palce ruszały się pod jej koszulą, powodując uniesienie brzegów do czasu gdy znalazł jej jedwabistą skórę, jego dłoń była gorąca i kusząca, pieszcząc jej pierś. Prawie nie mogła myśleć, gdy ogień ścigał się przez nią i tęsknota za nim szalała w jej duszy. - Musisz mi obiecywać, że nigdy ponownie tego nie zrobisz. Mogę zająć się sobą, gdy jesteś w ziemi. Zostanę gdziekolwiek zachcesz. Obiecuję, że to zrobię, Darios. Jego usta był teraz na jej pierś i ona ułożyła jego głowę ostrożnie na niej, jej palce przejechały przez jego gęste włosy, podczas gdy przypływy gorąca ścigały się przez jej ciało. Była jedwabiem i atłasem, ciepłym miodem i czystym, świeżym zapachem nocy, którą kochał tak bardzo. Była wszystkim dobrem i pięknem na świecie, wszystkim czegokolwiek mógł chcieć. Jego ręce prześlizgnęły się z czcią po jej ciele, prześliznęły się po każdym calu jej skóry jakiego mógł sięgnąć. Pchnął w jej dżinsach, by dotrzeć bliżej niej. Darios został wyniszczony z tęsknoty za nią, z gwałtownej potrzeby by pochować się w doskonałości jej ciała. Potrzebował jej gorącej, zaciśniętej pochwy porywającej go z dala od strasznego strachu, dla jej bezpieczeństwa, który mógł nim całkiem wstrząsnąć. Zsunął dżinsy z jej smukłych bioder, pieszcząc ją, obrysowując kształt jej ciała swoją ręką, ujmując jej pośladki w swoje dłonie, aby mógł zmiażdżyć ją przyciskając do siebie, przyciskając ją do siebie twardego, grubego pobudzenia. Jęknął czując ją, wilgotną i gorącą, kusząc go, dziki zapach jej ciała wzywał go. Wyglądała na tak słabą, że bał się, że ją zmiażdży, że pozbawi się tak kontroli że zapomni o jego własnej ogromnej sile i sprawi jej ból. Próbował być łagodny w stosunku do niej, by zobaczyć jej satysfakcję zanim ją posiądzie, ale - 210 -

zapach i jej dotyk był tak pasjonujący dla niego że jego zwierzęce instynkty zagroziły, że przejmie kontrolę. - Co mam z tobą zrobić, Darios? - szepnęła łagodnie naprzeciw jego obnażonej klatce piersiowej. Jej usta przesuwały się po nim, smakując jego skórę, tak łapczywie jak on smakował jej. Tam był ból w jej głosie. Jego usta natychmiast zamknął się na jej, jeszcze raz w długim, usypiającym pocałunku co dolało oliwy do ognia. - Kochaj mnie tak jak ja kocham ciebie, Tempest. Potrzebuj mnie w sposób w jaki ja potrzebuję ciebie. Był wszędzie, jego szerokie ramiona zasłaniały nocne niebo, jego oddech zabierał jej, jego ciało dopasowało się do jej, zabrał ją do ich własnego świata, gdzie nic innego nie narzucono. - Nie wiesz przez co przechodzę, gdy jesteś jawnie nieposłuszna. - Jego usta były na jej gardle, jej piersi, szalony głód, który wydawał się nie znać żadnych granic. - Musisz nauczyć się być mi posłuszna. - Jego ręka poruszała się między jej udami, znajdując jej gorącą, wilgotną akceptację. Usłyszał, swój własny jęk, gdy jego ciało stwardniało jeszcze bardziej, słodka męka od którą tylko ona mogła go uwolnić. - Boże, dziecino, wybuchnę jeśli nie wezmę cię natychmiast. - Jego palce znalazły jej pochwę, zbadały, dokuczały, sprawiając że oszalała dla niego. Tempest całowała jego ramię, miękkimi małymi uszczypnięciami od którego nie mogła się powstrzymać, jej ciało ruszające się niespokojnie w pokusie, żądające. - Darios, proszę, przestań komenderować tym razem i po prostu się ze mną kochaj. Przycisnął ją z powrotem do zwalonego drzewa, odwracając ją w swoich ramionach, tak że mogła zacisnąć swoje ręce na olbrzymim pniu. Popieścił jej pośladki, prześledził wcięcia, szczeliny, dwa małe dołeczki przy dole jej pleców. Zniecierpliwiona, Tempest napierała na niego i urósł natychmiast bardziej z potrzeby. Jego ręce poszły do jej bioder by przytrzymać ją nieruchomo i gdy wciskał swoją aksamitną główkę do jej gorącego wejścia, jego oddech został skradziony z jego płuc. - Darios! - zawodziła, próbując popchnąć do tyłu, biorąc jego długość w głąb siebie. - Obiecaj mi - warknął łagodnie, jego ręce pieściły jej biodra, prześlizgnęły ponad jej pośladkami, aby rozmyślnie podniecić ją jeszcze bardziej. Jej widok, tak drobnej i doskonałej, wysłał zygzaki błyskawicy przez niego. - 211 -

- Obiecuję - powiedziała pochopnie, niezdolna by myśleć jasno. Darios nachylił się wokół niej ujmując jej piersi zaborczo w dłonie. Przepchał się do jej umysłu właśnie wtedy, gdy jego biodra gwałtownie wzrosły, chować się głęboko w niej. Była jeszcze gorętsza, miększa, ciaśniejsza niż zapamiętał. Trącił nosem jej szyję, jego zęby skrobały erotycznie. Poczuł, jak jej ciało porwało go mocniej w oczekiwaniu i, pomimo jego każdej dobrej intencji, dzikość w nim przejęła dowodzenie - jego kły wydłużyły się i wbiły w jej szyję. Brał ją mocno i szybko, przepychając się głęboko, jego ciało otoczyło jej, jak jej jego. Był w jej umyśle, karmiąc ją erotycznymi obrazami, jego dzikością, zwierzęcą naturą, wilk zgłaszający pretensje do jego partnerki, pantera trzymająca w ramionach jego samicę w uległej pozycji. Jednocześnie był Dariosem, zabierając ją wyżej i wyżej, podnosząc ich wspólną przyjemność, więcej niż ludzką ekstazę. Jej ciało falowało z jej uwolnieniem, wiążąc go ponad brzegi, tak że jego gorące nasienie wytryskało wciąż i wciąż do jej głębi. Trzymał ją nieruchomo, zamknięty w niej, nie chcąc przerwać ich fizycznego związku, jej smaku. Niechętnie zmuszał się do zamknięcia ukłuć w jej szyi. Pożywił się dość zanim zbliżył się do obozu, wiedząc, że zabrałby ją zanim noc się skończy, wiedząc z pełną mocą, z żalem, że musi zabić Cullena Tucker. Nie chciał ryzykować nieumyślnego przemienienia Tempest, gdy istnieje szansa że coś może pójść źle. Pogłaskał jej ciało, zbadał jej każdą krzywiznę. Jego usta przebiegły wzdłuż jej kręgosłupa, całując ją wzdłuż pleców. - Czy masz pojęcie, co czuję do ciebie, kochanie, jakikolwiek pomysł? warknął. Nogi Tempest były gumowate. Chciała się gdzieś położyć. Nie spała przez całą poprzednią noc i miała tylko chwilową drzemkę. Nagle, z całą intrygą, pracą, i ich wspólnymi dzikim kochaniem się, była wyczerpana. Darios poznał to natychmiast. Wolno wycofał się z jej ciała, czując nieznaczne osamotnienie. Zawstydziło go, że mógł potrzebować jej tak bardzo, pragnąc jej krwi, smaku jej ciała, czuć jak go otacza. Musiał znaleźć jakiś sposób by znaleźć równowagę, traktując ją łagodnie, dość by trzymać ją z dala od odstraszania jej i narzucenie jej jego woli, tak by mógł zawsze zapewnić jej bezpieczeństwo u jego boku. Darios delikatnie podniósł ją w swoje twarde ramiona, gdzie Tempest gwałtownie opadła, rumieniąc się ogromnie przy to jak swawolna była, błagając go by ją wziął. Przepchnęła swoje ręce przez włosy, i od razu jego dłonie przykryły jej piersi wypór hydrostatycznego, wysyłanie skwierczący ogień do - 212 -

jej wrażliwych sutków i wróciła do niego ponownie. Ukryła swoją twarz w jego klatce piersiowej, zbyt zmęczona by stać samodzielnie i natychmiast Darios wziął ją w ramiona. Zamknęła swoje oczy, gdy przeszli w niewyraźną plamę przez czas i przestrzeń. Cokolwiek powiedział innym, jakkolwiek to urządził, dziękowała Bogu, że pole namiotowe było puste gdy wrócili, oprócz autobusu który był puściutki. Gdy kochała się z Dariosem, poczuła się zupełnie wolna, zupełnie nieskrępowana. Ale teraz wrócili w realny świat, jej prywatna natura powróciła i była nieznośnie skromna. Darios zaniósł ją do przyczepy na rozkładaną kanapę, układając ją wśród wszystkich jej poduszek. - Odpoczniesz teraz, Tempest. - To był dekret, rozkaz dostarczony w głosie, który miał być wykonany. Złapała się go ponieważ chciał odejść z dala od niej, przyciągając go z powrotem do łóżka, w dół obok niej. Jej ręka pogłaskała twarde rysy i płaszczyzny jego twarzy, w delikatnej pieszczocie, która zupełnie go rozbroiła. Darios zagubił się natychmiast w zadowoleniu, czystej przyjemność posiadania jej przy sobie. Położył się tuż przy niej, choć na kilka minut i wciągnąć ją w swoje ramiona.

- 213 -

ROZDZIAŁ14 - Co zrobimy o tymi ludźmi tropiącymi Desari? - zapytała Tempest, gdy przytuliła się do krągłości ramienia Dariosa. Spojrzał w dół na nią, jego usta ocierały się delikatnie o jej czoło. - My? Co to znaczy „my”? Jak dobrze rozumiałem, pierwszym celem organizacji masz być ty. Zamierzasz robić dokładnie co obiecałaś i być posłusznym mi co do joty. - Tak naprawdę… - Tempest powiedziała spokojnie, ignorując jego bezwzględny ton - …myślałam, że Cullen Tucker powiedział, że organizacja na pewno uważa Juliana za wampira. Powiedziałabym, że on jest ich pierwszym celem. - Bezpieczeństwo jest sprawą mężczyzn, Tempest, nie twoją. Od tej chwili, zrobisz co powiem i nie będziesz pakować się w tarapaty. Tempest była senna, zadowolona, że leży w jego ramionach i uśmiechnęła się do dzikiej furii zbierającej się w jego oczach. Bezwiednie dotknęła jego ust, jak muśnięcie piórka pieszczota odnalazła doskonałości jego warg. - Kocham twoje usta - przyznała zanim zdążyła ocenzurować słowa. Darios stwierdził, że natychmiast rozproszyło to jego gniew. Jeden jej dotyk i nie mógł przypomnieć sobie swojego własnego imienia, pozwalać sobie na wykład. Pocałował ją mocno, zaborczo, poświęcając czas na zgłębienie się w jej słodyczy, pokazać jej dokładnie gdzie należała. Gdy podniósł swoją głowę, jej szmaragdowe oczy były speszone, piękne, i tak erotyczne, że jęczał głośno. - Odpocznij chwilę zanim przygotuję ci coś do jedzenia - zarządził. Jej długie rzęsy opadły w dół, jej aksamitne miękkie wargi wprost prosiły o jeszcze jeden pocałunek. Darios musiał odwrócić wzrok od niej albo nie miałby dość siły by ją zostawić. Złapała go za rękę. - Nie jestem naprawdę głodna, Darios. Nie zawracaj sobie głowy przygotowywaniem czegokolwiek. To będzie tylko marnowanie czasu. Tak naprawdę, czuję się trochę chora. Ogarnęło go poczucie winy. To było jego winą, że miała trudności z jedzeniem. Dotknął jej twarzy, jego serce topniało. - Zjesz to co przygotuję, kochanie. Upewnię się, że utrzymasz to w żołądku. - Ale mówił do siebie; ona już spała. - 214 -

Darios spędził kilka minut spoglądając w dół na nią, wchłaniając rytm jej oddychania do swojego ciała. Jego życie. Doszło do tego. Ta delikatna, krucha istota była jego całym życiem, jego cały światem. Musiał podjąć lepszą opiekę nad nią, zwrócić znacznie wielką uwagę na jej zdrowie i bezpieczeństwo. Tempest wydawała się przechodzić od jednych tarapatów w następne. Mógłby postawić na swoim, wymóc na niej pewnego rodzaju kontrolę. Zaczęłaby od brania drzemek w godzinach porannych, by obudować jej siły. Z roztargnieniem Darios zrobił stworzyć jeansy i wciągnął je, nierozważnie zapinając je na guziki, gdy kierował się na bosych stopach do drzwi autobusu. Pantery odeszły w las i skłonił zwierzęta, by wrócić do bezpieczeństwa ich obozu. Ponieważ otworzył drzwi, nocna bryza spłynęły po nim, niosąc zapach i odgłosy oddalonych o mile. Od razu jego czarne oczy stały się płaskie i bezlitosne. Cichy syk uciekł, gdy wydychał ostro. Wróg ich znalazł. Nie jeden albo dwóch, ale jeśli jego wrażliwy zmysł węchu nie zawiódł go, otoczyła ich prawdziwa armia. Ludzie ruszali się wolno przez las, otaczając pole namiotowe. Poczuł zapach ich strachu, ich adrenalinę, ich pot. Poczuł zapach ich radosnego podniecenia. Odczytał ich zamiary, ich zapał do zabijania. Cichy pomruk wyszedł z łoskotem z jego gardła w odpowiedzi groźby. Był zakotwiczony przy przyczepie i Tempest, nie mogąc działać, ponieważ chciał być sam. Warknięcie podniosło jego wargę, ujawniając wydłużone kły. Prawda była prosta. Przyjął z zadowoleniem walkę. Miał dość zagrożeń dla swojej rodziny, i jego droga zawsze była jednym działaniem. Wysłał upiorną wiadomość do panter, by przestrzec innych przed niebezpieczeństwem, i odwrócić się by obudzić Tempest. Zaskoczyła go, słuchając jego wyjaśnienia i przywdziewając ubrania, które dostarczył prawie bez pytań. - Masz tu jakąkolwiek broń? - zapytała w końcu. Jego brwi uniosły się. - Chodzi ci o broń palną? - sprowokował. Zaśmiała się. - Pochodzę z ulic, Darios. Nie pozwól by fakt, że zostałam zaatakowany parę razy, zmylił cię. Zostałam zaskoczona. Jeśli nie widzisz, jak to nadchodzi, to trochę trudno się obronić. - Nasze bronie palne są na wszelki wypadek w szafie wnękowej. Ale użyj ich tylko jeśli jest to całkowicie niezbędne do swojej ochrony. Pozwól mi zając się tymi idiotami - ostrzegł ostrożnie. Tempest z bronią palną w ręce była przerażającą propozycją. - 215 -

- Gdzie są inni? - Poszli przodem do naszego następnego przystanku, zabierając z sobą Cullena Tuckera. Nie miał z tym nic wspólnego jak mogę to wykryć powiedział spokojnie Darios. Wysłał siebie w noc na poszukiwania, podczas gdy ona pośpiesznie przygotować autobus do szybkiej ucieczki. Znalazł, jednego człowiek zbliżającego się od północy, z długą strzelbą w jego zdolnych rękach. Strzelec wyborowy w kamuflażu. Darios polecił samcowi pantery by polowała. Kotka została wysłana za człowiekiem najbliżej strzelca wyborowego, kilka stóp do jego lewej strony. Byli w gęstych zaroślach, łatwe cele dla kotów i Darios wiedział, że ich śmierć będzie szybka i cicha. Był rozdarty między zostaniem w jego obecnej formie i ochranie Tempest, a pójściem w las, gdzie mógł zrobić więcej. - Idź - powiedziała łagodnie, ładując pocisk do broni palnych, którą wyciągnęła. - Wiem, że nie będziesz daleki, jeśli będę cię potrzebowała. Darios pochylił się całując jej usta. Był cienie w jej oczach i drżała nieznacznie ale spojrzała mu w oczy i mógł poczuć, determinację w jej umyśle. - Nie pozwól by cokolwiek ci się stało, Tempest. Przez wzgląd na wszystkich śmiertelników, pilnuj przede wszystkim swojego bezpieczeństwa. Rzucił okiem na arsenał, który przygotowywała. - I nie postrzel mnie, gdy wrócę. - Będę opierać się pokusie. - Jej ręka pogłaskała jego szyję. - Dopilnuj byś do mnie wrócił. - Ból w jej sercu był rzeczywisty i silny. Strach. Czuła jego smak w swoich ustach. Zniknął. W jeden moment był rzeczywisty i solidny, stojąc przed nią, a następnie już go nie było. Tempest nie miała pojęcia czy rozpuścił się w parę czy ruszał się tak szybko, nie zobaczyła go. Na zewnątrz było ciemno, wiatr zaczął narastać, wydając niski, upiorny jęk. Mówił o śmierci. Tempest zadrżała, zastanawiając się skąd to wiedziała, ale w każdym razie to wiedziała. Wiatr był śmiercią. Darios był wiatrem. Zobaczyła się w lustrze. Blada, jej włosy dziko rozburzone, jej oczy szeroko otwarte ze strachu. Wyglądała idiotycznie, mała kobieta w dżinsach i bawełnianej koszulce, ładująca ciężką broń, ale było ponure zdecydowanie które zebrało się na jej ustach. Jej stopy były bose, i naprawiła to szybko, pewna że będzie musiała zostawić złudzenie bezpieczeństwa, które dostarczyła przyczepa. Usiadła na stopniu, z bronią palną na kolanach, z dwoma innymi za nią całkiem blisko, i czekała. - 216 -

Darios przemknął przez niebo, zauważając pozycję każdego napastnika. Tam było siedemnastu ludzi, wszyscy uzbrojeni. Pole namiotowe zostało otoczone, ciężkie samochody ciężarowe były ustawione w poprzek każdego szlaku prowadzącego do głównej autostrady uniemożliwiając autobusowi wyjechanie. Forest wlókł ciało osiemnastego człowieka w gęste krzami. Samiec pantery szedł cicho, jego potężne ciało lśniące i śmiertelne, niezauważony przez myśliwych skradających się kilka stóp do niego. Darios pozostał w tyle za dużym człowiekiem uzbrojonym we wszystko, począwszy od granatów ręcznych na maczecie skończywszy. Po prostu skręcił szyję mężczyzny jakby to była zapałka. Nie było czasu na dźwięk ucieczki, jedyny pośpiech wiatru, który zaniósł Dariosa do następnego napastnika na linii. Ten przykucnąć nisko, zerkając na drzewa, próbując zauważyć srebrny autobus. Wiatr porwał go w śmiertelny chwyt, jak olbrzymia ręka przy jego gardle, i wolno wydusił życie z niego podczas gdy jego ciało wymachiwało bezradnie stopami nad ziemią, wtedy spadł bezceremonialnie na poszycie lasu. - Murphy? - Głos został wysyczany daleko z lewej strony Dariosa. - Nic nie widzę. Gdzie jest Craig? Powinien zostać blisko. Darios zamajaczył w górze, większy niż normalnie, jego rysy były surowe i niepohamowane, jego czarne oczy płonęły bliskie furii. Długie białe kły pokazały się gdy się uśmiechnął. - Obaj przegrali. - Jego słowa były łagodne i hipnotyzujące. Człowiek zamarł w przerażeniu, niezdolny do podniesienia swojej broni, gdy widmo przemieszczało się w jego kierunku z zacierającą prędkością. Myśliwy poczuł impet w pobliżu swojej klatki piersiowej i spojrzał w dół na przerażający widok ziejącej tam dziury. Chciał krzyczeć, ale żaden dźwięk nie pojawił się. Umarł na stojąco, naprzeciw Dariosa, jego twarz była poskręcaną maską szoku. Tak bezlitosny jak sam wiatr, Darios wyruszył do następnego napastnika. Ten był młody, z podziurawionymi policzkami, porośniętymi krzaczastymi wąsami, i farbą usmarowaną na jego twarzy. Oddychał z trudem, adrenalina tryskająca przez jego ciało. Jego palec ciągle głaskały spust jego automatycznej broni. Darios przeniesiony za niego, niewyraźna plama mięśnia i ścięgien, szpony ostre jak brzytwa rozdarły jego gardło gdy go minął. W jakiejś odległość wystrzeliła broń, tryskając czerwonym płomieniem w ciemności. Przenikliwy krzyk człowieka zmieszał się z nieludzkim krzykiem lamparcicy. Darios obrócił się w kierunku dźwięku. Kilka broni wypluło kule lekkomyślnie, ostrzeliwując obszar skąd dochodził dźwięk, do zdecydowanego głosu kilka jardów daleko po jego lewej stronie wrzaśnięto rozkaz. - 217 -

Tempest stanęła na nogach, jej pierwszą myśl dotyczyła Dariosa. Automatycznie sięgnęła do niego, krzywiąc się gdy poczuła czerwone opary furii zabijania w jego umyśle. Zrywając łączność, odszukała powód krzyku. Natychmiast wiedziała, że lamparcica jest zagrożona. Przeklinając wstrzymując oddech, spróbowała się uspokoić na tyle by zdecydować co robić. Sasha została ranna; mogła poczuć ból i gniew w kocie, gdy wlokła się przez liście z powrotem w kierunku autobusu i jej ludzkich towarzyszy. Tempest zawahała się tylko sekundę zanim wsunęła pistolet za pasek swoich dżinsów, chwycony karabin i pobiegła w kierunku drzew. Wysłała Sashy szybką uspokojenie że była w drodze, że pomoże kotu dojść do bezpiecznego miejsca i zatrzyma ból. Nastąpił kolejny okrzyk, znacznie bliższy niż by jej się podobało, idący za salwą strzałów. Co więcej Tempest sięgnęła, by dotknięcia umysł Dariosa, przerażona, że został ranny. Był pośrodku zmiany kształtu, jego ciało zmieniało mięśniową z formy pantery nawet, gdy skakał na niskie gałęzie drzew. Przykucnął nad snajperem, który czołgał się na brzuchu przez roślinność. Broń snajpera była wycelowana w Foresta, gdy pantera skradała się do kolejnego intruza, który strzelał do Sascy, gdy kotka się wycofała. Tempest sapnęła głośno, gdy dzieliła umysł Dariosa. Był całkowicie bez litości, beznamiętny, spokojny i opanowany, niepohamowany w ściganiu tych, którzy zagrozili jego rodzinie. Skoczył na strzelca, cichy, bezlitosny, śmiertelny. Ponieważ jego nikczemne kły zatonęły się w głąb gardło uzbrojonego bandyty, odłączyła się, nie chcąc być świadkiem jak Darios zabija swojego przeciwnika. Tempest zrobiła niski unik pod baldachimem niskich, szeroko zakrojonych gałęzi, bardzo starając się być cicho i nie szeleścić żadnymi krzakami. Drobna, łatwo mogła poruszać się wąskim szlakiem stworzonym przez małe zwierzątka ale niemal potknęła się o cichą, ranną panterę. Sasha przykucnęła nieruchomo w dużych paprociach rosnących pod drzewami. Tempest położyła uspokajającą rękę na plecach kota i wysłała jej poczucie uspokojenia gdy uklękła badając uraz. Tylna prawa noga pantery została pokryta krwią. Tempest wymamrotała pod nosem niegodne damy mocne słowo. Kot był zbyt duży, dla niej by sama go podniosła. Zawinęła ramię wokół jego brzucha i podniosła się by pozwolić Sashy pełzać do przodu. Ziemia była nierówna, i pantera odczuwała niesamowity ból, opierając się coraz bardziej na Tempest, gdy kulała w kierunku autobusu.

- 218 -

Sasha nagle obróciła głowie w lewo, unosząc wargi w warczącym ostrzeżeniu, i zamarła w bezruchu. Tempest przykucnęła płasko, jej oczy przeszukiwały obszar po jej lewej stronie. Człowiek wyłonił się w górze, jego głowa odwróciła się od niej, broń ułożona ostrożnie w jego ramionach, kolejna przypięta była do jego ramienia. Ubrany w ciemną odzież, jego twarz usmarowała została czarnymi pasami. Wyglądał jak goryl wyłaniający się z zapadającej mgły. Podczas gdy noc stawała się przejrzysta, mgła teraz napływała masowo i szybko, zbierając się w białą, upiorną parę na poszyciu. Tempest leżała przy rannej panterze, trzęsąc się ze strachu, słaba z braku jedzenia, i już wyczerpana. Nawet broń była zbyt ciężka w jej rękach. To wydawało się niewykonalne zadanie, by doprowadzić panterę do względnie bezpiecznego autobusu. Mężczyzna zniknął w drzewach, mgła go oblegała. Tempest wstała, jej kolana były jak z gumy, jej usta wyschły. Sasha skradała się do przodu z pomocą Tempest. Pomalutku pokonały ich drogę, skrupulatny proces, który wyglądał się niekończący. Gęsta mgła była ich jedyną ochroną jak tylko pojawiły się na nie zalesionym obszarze od strony pola namiotowego. Tempest posłała cichą modlitwę by gęsta para zapobiegła odkryciu ich obecności. Darios poczuł zakłócenie naprzodzie. Rozpoczął swoje przejście przez rząd intruzów, samiec pantery nadchodząca z przeciwległej strony by spotkać się z nim na polu namiotowym. Dwa razy Darios użył gęstej mgły, by zawinąć strzelca w śmiertelnym uchwycie, wyduszając życie z intruza. Nie porzucił żadnego żyjącego wroga i wiedział, że Forest zrobił to samo. Liczba ich przeciwko została znacznie zredukowana, Sasha zaliczyła dwóch zanim została postrzelona. Darios był bardzo świadomy, gdzie była Tempest w każdej chwili i co robiła. Nie wykonał żadnej próby powstrzymania jej od dotarcia do kota ponieważ musiałby forsować swoje postanowienie. Tak czy inaczej, był przerażony o nią i strach niemal go paraliżował. Wyczuł mężczyznę wypadającego na nią z mgły, jego broń była wymierzona w jej głowę. Sasha próbowała rzucić się ponad Tempest, chroniąc ją jak rozkazał Darios, właśnie wtedy gdy przejął kontrolę nad bronią, wykorzystując swój umysł i oczy pumy by wygiąć lufę w kierunku zabójcy. Mężczyzna krzyczał straszliwie gdy broń, którą trzymał, pozornie ze swojej własnej woli, przekręciła się wolno, nieubłaganie, w kierunku jego własnego serca. Nawet wtedy gdy spróbował kazać swojemu mózgowi zatrzymać się, poczuł, jak jego własny palec zaciskają się na spuście. Darios - 219 -

ruszał się z nadnaturalną prędkością i przybył na scenie gdy właśnie człowiek upadał. Skoczył w kierunku Tempest, rzucając ją na ziemię. Kula uderzyła go wysoko w plecy w jego ramię, palenie i rozdzieranie przeszło przez jego ciało, kradnąc mu oddech. Darios chciał położyć się tam na moment i odpocząć, ale człowiek, który zdołał sięgnąć go i postrzelić zbliżał się by go zabić. Odsuwając ból, skupił swoją wolę na wrogu. Jednakże, już kierował samcem pantery, wzbijając w górę wiatr, i wywoływał gęstą mgłę, i był teraz znużony, jego wielkie siły opuszczały go, wraz z jego krwią wypływającą na ziemię. Jeszcze, wstał jak widmo, jego ciało wykręcało się, jego twarz przedłużała się do długiego pyska, kły wybuchały z ust, gdy wilk gwałtownie wzrósł i wdarł się w zbliżającą się ścianę klatki piersiowej mężczyzny. Wróg był tak struchlały z przerażenia na widok pół człowieka i pół wilka, że tylko mógł gapić się w przerażeniu. Tempest pacnęła na ziemię tak mocno, że zaskoczyło ją to. Przez moment mogła tylko tam leżeć, próbując gromadzić jej rozproszone zdolności. Nie była pewna nawet kto ją zablokował. To była Sasha, która popchnęła ją do działania, z jej popiskiwaniem, krzykami bólu, świeżymi obrazami rozdartego ciała. Tempest przekręciła się by zobaczyć jak Darios opuszcza ciało na ziemię. Krzyknęła ostrzegawczo, i on natychmiast obrócili się i spotkał potężnego napastnika ganiącego go z maczetą. Chwycił podniesione ramię człowieka ze swoją swobodną siłą i wpatrywał się w niego przez moment, jego oczy trzymały kolejnego w niewoli. Wolno schylił swoją głowę i pił, potrzebując zastąpić jego własną stratę, potrzebując pożywienia i mocy adrenaliny, wzmacnianej krwią. Pośpiech uderzył mocno w jego osłabionym stanie, i pił żarłocznie. - Darios! - Tempest szepnęła mu pilnie. Coś w niej wiedział, że musi go zatrzymać. Nie zrozumiała dlaczego; wiedziała, że zabijał, ale nie w ten sposób, nigdy nie w ten. - Darios, potrzebuję cię teraz. Cichy, piękny głos przeniknął do jego umysł, tłumiąc jego złość, bestię, zaspokajanie dzikiego pragnienia śmierci i krwi. Zmusił swoje zęby do wycofania się z dala od swojej ofiary i rzucenia człowieka do ziemię, gdy wciąż żył. Nie patrząc w las, przysłał swoją wiadomość do samca pantery. Człowiek musi być zniszczony, nie zostawiając żadnych świadków tego co się tutaj zdarzyło. To było niezbędne do przetrwania jego rasy. - Zaniosę Sashę - powiedział szorstko Darios, bestia wciąż była silna w nim, czerwone płomienie przemykały gwałtownie w jego oczach. - 220 -

Tempest sapnęła, gdy zobaczyła krew, brudzącą atramentową czerń w ciemnościach, przebiegając wzdłuż grzbietu Dariosa. - Idź. Osłonię cię. - Oni przyszli z lewej strony - powiedział, pchając ją przed sobą, zginając się by podnieść olbrzymiego kota. Przeszła za nim i kierując w dół broń automatyczną, kule zaatakują brutalnie, dając im więcej czasu by zanieść Sashy do autobusu. Tempest szła w jego kierunku, gdy złapał ją w swoje ramiona, zabierając broń z jej ręki. Darios zdawał sobie dobrze sprawę, że nie strzeli do nikogo, tylko będzie nadzorować ich odwrót. Tempest nie miała jednego morderczego instynktu w swoim ciele. Odwaga, lojalność, tak - ona nigdy nie zostawiłyby go albo koty, i zrobiłyby co tylko mogła by ich chronić, ale spędziłaby trudny czas faktycznie kogoś zabijając, jakąkolwiek istotę. Bezlitośnie wziął decyzję w swoich ręce. - Zaglądnij do Sashy. Użyj ziół z szafki. Ona na to pozwoli. - Dosłownie rzucił ją do autobusu, odwracając się zanim miała czas zaprotestować. Od razu zaczęło padać. Nie lekko, ale ścianą deszczu lejącą się z nieba, przemaczając las i pole namiotowe, jakby niebo otworzyło się i wyrzuciło cały ocean na nich. Tempest skoncentrowała się na swoim zadaniu. Sasha machała swoim ogonem tam i z powrotem w niepokoju, ciche, groźne dudnienie dochodziło z jej gardła. Darios chronił autobus, ochraniając go przed ukrytymi myśliwymi, którzy teraz stali się jego ofiarami. Jego forma, rzeczywista i stała, mieniła się krótko w zacinającym deszczu, a potem po prosto wyparował. W srebrnym połysku ulewy, krwawoczerwone krople od czasu do czasu ochlapały ziemię. Róża wiatrów osiągnęła szaleńczy poziom, krzycząc przez drzewa, tak ostro jak żaden nóż. Samiec pantery był kręcącą się niewyraźną plamą brutalnych kłów i pazurów, instrumentem zemsty. Przez krótki momentu las ożył jękami, krzykami, przerażeniem i smrodem śmierci. Gdy nareszcie było po wszystkim, pozostało tylko brzmienie wiatru i deszczu. Darios uklęknął na moment w deszczu, znużony, ranny, odraza dla konieczności tego czynu wezbrać w nim. Pochylił swoją głowę podczas gdy woda zaczęła płynąć w małych strumieniach wokół niego. Ciała wyglądały jakby zostały zaatakowani przez dzikie zwierzęta, jeśli by im się udało, już grzmieliby o tym zainteresowanym na pół świata. Nie mógł na to pozwolić. Spędził znaczną ilość czasu przy organizowaniu obszaru w taki sposób, że ludzie zaakceptują go bez zbyt wielu pytań. Bitwa wynikła między - 221 -

fanatycznymi frakcjami weekendowych wojowników, i oni pozabijali się, wtedy ich ciała poruszyły mnóstwo padlinożernych zwierząt. Zebrał pieczołowitość i usunął jakiekolwiek ślady obecności jego rodziny z tego obszaru. Nie mogli pozwolić sobie nawet na pozostawienie śladu opony na polu namiotowym. Gromadząca się woda zadbała o to dla niego. Mógł ukryć autobus, zamazując go przed ciekawskim wzrokiem do czasu gdy znajdą się na głównej drodze publicznej. Wyczerpany, w końcu wezwał Foresta, człowiek i kot podjęli wspólnie tę swoją drogę z powrotem do autobusu. Sasha leżała cicho, a duży samiec pantery podszedł do jej boku i dotknęła jej kilkakrotnie, badając ranę, szwy i opatrunki. Tempest odwróciła się by popatrzeć na Dariosa, z serce w oczach. Czuł, że przyszedł do domu, opadał ze zmęczenia, smród śmierci zastąpiło jej witające światło. - Krwawisz - powiedziała łagodnie. - Będę żyć - odpowiedział. Zwykle jego rodzaj zamyknął serce i płuca by zachować ich krew, ale Tempest i on nie byli jeszcze bezpieczni. Wciąż musieli przebić się między dwoma szeregami składającymi się z samochodów ciężarowych tarasujących każdą drogę do drogi publicznej, i Darios wiedział, że inni będą w tych samochodach ciężarowych czekając na nich. - Powiedz mi czego potrzebujesz - powiedziała, świadoma, że jego ciało leczyło się inaczej niż jej. - Zioła i gleba, której potrzebuję są w szafce nad kanapą. Brzmiał na zmęczonego, i to ją przeraziło. Odwróciła wzrok, ostrożny by uniknąć łez napływających do jej oczu. Widok Dariosa, całkowicie przemoczonego, znużonego, pokrytego smugami krwi i błota, jego czarne włosy przyklejone do jego głowy, niemal złamał jej serce. Pracowała nad nim szybko. To było łatwiejsze niż się spodziewała, ponieważ kula opuściła jego ciało i zaczął uszczelniać ranę od wewnątrz na zewnątrz. Ale to wymagało z jego strony wspaniała ogromnej ilości energii by leczyła jego wnętrzności bez korzyści płynących z ziemi i odmładzającego snu. Tempest zapełniła jego ranę mieszanką jego leczniczej śliny, gleby, i ziół. To było dziwne uczucie przestrzegać jego wskazówek przygotowując mieszankę z ziemi z jego śliną, ale zaakceptowała jego wyjaśnienie, że Karpatianie pochodzą z ziemi i korzystają z jej leczniczych właściwości. Jej ręka popieściła jego szyję, koniuszki jej palców przekazywały jej rosnącą miłości, gdy wciąż nie mogła mu tego wyrazić słowami. Darios chwycił jej rękę i przyniósł do swoich ust. - 222 -

- Przepraszam, Tempest. Nigdy nie miałem chęci odsłonić tego aspekt naszego życia. Często jesteśmy poszukiwani przez śmiertelników. Przez stulecia wielu z nas zostało zmasakrowanych. Chciałbym móc ci tego oszczędzić. - Nie opadam z sił na słońcu, Darios, albo roztapiam się w deszczu. Jestem nieustępliwa, wiesz. Teraz pozwól mi wyprowadzić nas z tond. Idziesz spać. Naprawdę spać. Wiem, że nie możesz pójść do ziemi, ale możesz spać w sposób w jaki powinieneś i zaufaj mi, że zaopiekuję się tobą. - Jej zielone oczy złapały jego czarne spojrzenie i trzymały je prawie tak łatwo jak on mógł to zrobić. Zaufasz mi, prawda, Darios? Uśmiechnął się. Pośrodku krwi i śmierci, bólu i znużenia, sprawiła, że się uśmiechał. - Całym życiem, dziecinko - odpowiedział, jego głos był jak miękki aksamit, muskał jej wnętrzności jak dotknięcie jego palców. Ujął jej brodę w swojej dłonie. - Zapewniam cię, że odpocznę, gdy będę wiedział, że jesteśmy bezpieczni. Rezygnacja skradała się do jej oczu. Nie było sposobu by sprzeczać się z Dariosem, gdy wbił sobie coś do głowy. - Powiedz mi co robić. - Będziesz musiała prowadzić autobus. Burza dochodzi do swojego szczytu. Musimy z tego skorzystać. Woda będzie lać się strumieni ponieważ ziemia nie może jej utrzymać, więc zostaną zalani. Chcemy na czas przedostać się przez most zanim ścianą wody uderza w niego. Nie możemy używać dróg ponieważ są zablokowane - wyjaśnił. Przygryzła mocno swoją dolną wargę, ale to była jej jedyna oznaka lęku. Wyprostowała swoje ramiona i odwróciła się stanowczo by podejść do siedzenia kierowcy. Darios złapał ją okrążając jej małą talię i przycisnął swoje usta do jej. Czuł smak strach, jej słodycz, jej współczucie. Posmakował jej miłości do niego, rosnącej nieuchronnie z każdą chwilą którą dzielili. Wykorzystał swój czas, jego pocałunek był strasznie zaborczy, rozkoszował się jej bliskością. Niechętnie podniósł swoją głowę. - Powinniśmy ruszać, kochanie. - Jego oczy spochmurniały nawet jeszcze bardziej, gdy przestudiował jej wyrażenie speszenie. Była taka piękna dla niego. Rumieniec sięgnął jej twarzy, a jej wargi nieznacznie zostały rozdzielone, w zaproszeniu któremu nie mógł się sprzeciwić. Pocałował ją jeszcze raz, tym razem mocno, ale krótki.

- 223 -

Tempest usiadła za kierownicą autobusu. Deszcz walić w przednią szybę, widoczność osiągnęła najniższy poziom wszech czasów. Rzuciła okiem z powrotem ku Dariosowi, niepewna siebie przez moment, ale spoglądał na zewnątrz przez okno, kierując gwałtownością burzy. Odczytała w nim pewność, że mogła zrobić to, o co ją poprosił. Uwierzył w nią całkowicie. - Jest słaby szlak, Darios - odpowiedziała mu. - Ginie pod wodą, ale sądzę, że mogę przez niego przejechać. - Autobus jechał ospale po błotnistej drodze, połamane gałęzie drzew płynęły wzdłuż w wodzie, uderzając o boki. - Nie używaj świateł - ostrzegł łagodnie Darios. - Potrzebuję ich. Nie widzę nic za dobrze po ciemku - zaprotestowała. Jeśli woda jest zbyt wysoka, utkniemy. - Możesz widzieć. Przejrzę twoimi oczami. To ludzki umysł w tobie, odmawia polegania na twoich własnych zmysłach - poprawił z roztargnieniem, jakby jego myśli były gdzie indziej. Tempest wydychała wolno. W momencie poczuła się spokojna i opanowana, wprawiła w ruch duży pojazd, ostrożnie przeprowadzając go przez wirującą wodę. Jej umysł robił jej kawały; myślała, że ogląda zawirowania głębokiej czerwonej krwi w ciemnym strumieniu. Ale deszcz lał tak mocno, że ledwie mogła widzieć. Wycieraczki nie miały szans na nadążanie za potopem wylewającym się z nieba. Tempest poczuła, jak Darios stanął za nią, ciepło jego ciała przesączało się do jej chłodnego. Sięgnął wokół niej obramowując jej twarz w swoje dłonie, koniuszki jego palców ocierały jej łzy. - Płaczesz za śmiercią tych zabójców. - Oświadczył, ani zadowolony ani zły. Mógł poczuć, jak intensywność jej smutku uderza w niego. - Przepraszam, Darios. - jej głos był cichy, zduszony, jakby dusiła się od swojego bólu. - Mieli rodziny, matki, żony. Braci i siostry. Dzieci. - Zabiliby Cię, kochanie. Mogłem odczytać zamiary w ich umysłach. Kilku z nich pomyślało, że będą się mogli z tobą zabawić zanim cię zabiją. Chcieli zabić moją siostrę i niszczyć wybranego przez nią życiowego partnera. Nie mogłem pozwolić na taką potworność - powiedział cicho. - Wiem - zgodziła się łagodnie. - I nie obwiniam cię za to co musiałeś zrobić. Zdaję sobie sprawę z sytuacji w której cię postawili, ale wciąż czuję smutek ich rodzin i ich straconego życia. Może któryś z nich czuł, że dobrze robią. To nie czyni ich dobrymi, ale byli żywymi istotami. Darios zaczesał gęstą grzywę włosów z jej karku i schylił się by pocałować jej odsłoniętą skórę. - 224 -

- Nie musisz wyjaśnić tego co już wiem, moja miłość. Mieszkam w tobie, tak jak ty jeśli kiedykolwiek zechcesz. - Jego ręce na krótko opadły na jej ramiona, intensywność jego miłości do jej wstrząsnęła nim. To wzrastało, powódź uczuć, która zagrażała, że zaleje go gdy miał wciąż tak wiele do robienie. Musiał odwrócić się od niej zanim potrzeby przygniotą ją do niego, uczucie jej skórę przy nim, pokona go. Zabrał głęboki wdech powstrzymując siebie i rozmyślnie stawiając odległość między ich ciałami. Tempest przebiła się przez mroczną wodę, gdy wzrastała na sile. Dwa razy przeszła przez brukową drogę i znalazła kolejny żużlowy szlak. Jak tylko dojechała bliziutko do olbrzymiego samochodu ciężarowego zaparkowanego w poprzek drogi, jeden z jego pasażerów palił papierosa. Skubnęła frasobliwie swoją dolną wargę, ale przejechała obok ciężarówki bez żadnych incydentów. Rzuciła okiem z powrotem na Dariosa, zauważając jego kolor. Był szarym i wymizerniały, linie wyryły się głęboko na jego twarzy. Napięcie wywołana iluzji ukrycia tak dużego przedmiotu jak autobus było ogromne. W jego osłabionym stanie, faktycznie drżał. Tempest pośpiesznie odwróciła swoje oczy, jej sercowe waliło jakby może wybuchnąć w jej klatce piersiowej w każdej chwili. Pomysł, że coś mogło się stać Dariosowi przerażał ją. Prowadziła tak szybko jak ośmieliła się po nieznanym terenie, wyczuwając ostrożnie drogę, skupiając swój umysł na niebezpieczeństwach, które mogła spowodować taka ilość wody. Chwilami wybierała ścieżkę tak wąską, że gałęzie drzewa skrobały wierzchnie warstwy ciężarówki z piskiem metalicznego dźwięku o którym myślała, że będzie dręczyć ją przez wieki. Ponieważ most wyłonił się u góry przed nimi, Tempest przetarła swoją twarz, mając nadzieję, że zetrzeć zasłonę, która czyniła to tak trudne do zobaczenia. Między deszczem a mgłą, poczuła się jakby była prawdę niewidoma. Poczuła kołysanie mostu pod autobusem, i instynktownie poluzowała pedał gazu, niemal przerażona. Od razu Darios był tam, jego stopa mocno przykrywała jej, naciskając pedał gazu tak, aby autobus zarzucił zanim opony stracą przyczepność. - Jedź dalej, kochanie - powiedział łagodnie. Nie dał jej wyboru, jego stopa stanowczo przyciskała jej. Tempest mocno trzymała kierownicę, serce miała w gardle. Woda lała się na konstrukcję, pchając w autobus tak mocno, że musiała walczyć by utrzymać ich na moście. Woda chciała podnieść przyczepę i przenieść ich do wezbranego strumienia.

- 225 -

Pozwoliła sobie oddychać dopiero, gdy pojazd przejechał przez most. W tedy pchnęła nogę Dariosa, puść gaz. Trzęsła się tak silnie, że jej zęby szczękały. - Radzisz sobie świetnie, kochanie - szepnął Darios, jego ręka głaskała w pieszczocie w dół jej jasnych włosów. - Prawie z tego wyszliśmy. - Prawie? - obróciła głowie podnosząc na niego wzrok. - Jest więcej? Staję się tak zmęczona, Darios. - Poczuła się głupie mówiąc mu to kiedy został ranny i bardziej potrzebował odpoczynku niż ona. - Myślę, że miałam dość przygody przez jedną noc. Zmierzwił jej włosy z sympatią w jego dotyku. Dla mężczyzny będącego częścią bestii i w całości będącego drapieżnikiem, stwierdził, że ma stronę, której nigdy nie oczekiwał. Tempest sprawiła, że był miękki w środku. - Trzymaj się, kochanie. Stajemy przed jeszcze jedną barierą i wtedy sięgniemy głównej drogi. Słyszała przyciszony ryk i zdała sobie sprawę, że ściana wody rosłą w górę rzeki, pchając wszystko na drodze przed nimi. Natychmiast ruszyła posuwając pojazd do przodu, pomalutku przejeżdżając ich drogą przez ciężką parę i deszcz. Niespodziewanie samochód ciężarowy wyłonił się zaledwie kilka stóp od nich, bezpośrednio na jej drodze. Mężczyzna opierał się o maskę, miał noktowizor przyciśnięty do oczu. Błysnęła błyskawica, uderzenie za uderzeniem, rozświetlając nocne niebo jakby były dzień. Mężczyzna rzucił gogle w błoto, trzymał ręce ponad oczami gdy zjechała z drogi, ledwo mijając olbrzymie drzewo. Zaciskając zęby, walczyła z ciężkim autobusem o kontrolę, powracając na drogę za zaparkowaną ciężarówką. Darios osunął się na miejsce przy niej, jego twarz była tak szara i wymizerniała, że niemal ostro zahamowała. - Idź się położyć, Darios - zarządziła, przerażona jego brakiem koloru. Doprowadzę nas do miejsca, gdzie powinna być Desari. Przystań Konocti Zajazd i Spa. To jest gdzieś koło Clearlake. Znajdę to. - Trasa została dobrze oznaczona, łatwa droga do podążenia, miała nadzieję. Była słaba w znajdowaniu kierunków, ale oczywiście mogła jechać za znakami drogowymi. Darios chwiejnym krokiem przeszedł do tyłu autobusu bez sprzeciwu i położył się na kanapie, ranna pantera znajdowała się blisko na podłodze. - Wiesz, że zgubisz nas bez wskazówek, mała miłość. Jej serce przewróciło się na drugi bok przy nucie czułości w jego głosie. Chciała by spał odmładzającym sen jego ludzi, lecząc siebie w ziemi, aby ponownie mógł być w pełni sił. Ból z jego rany był w nim, głód z upływu krwi - 226 -

bił w niego, ale gdy dotknęła jego umysłu, znalazła jedynie myśli o niej, o jej bezpieczeństwie. - Tylko myślisz, że jesteś niezbędny - zrugała go, rozmyślnie sarkastycznie. - Potrafię doskonale znaleźć drogę do kurortu i pola namiotowego, gdzie planują się zatrzymać dziś wieczorem. Teraz zaśnij, a ja obudzę cię jeśli będę potrzebować rannego wojownika. - Nigdy więcej nie próbuj jeszcze raz mnie zostawić, Tempest - mruczał tak łagodnie, że ledwie złapała słowa. Był nie upilnowany ból w jego głosie, który przyniósł świeży wybuch płaczu do jej oczu. W jej życiu, nikt nigdy jej nie pragnął. Nikt nigdy nie jej potrzebował. Na pewno nikt nigdy nie był tak kochający i opiekuńczy wobec niej. Dla jego całej apodyktyczności, dominujących sposobów, nigdy nie mogła powiedzieć, że nie stawiał ją na pierwszym miejscu. Nie mogła powiedzieć, że jej serce nie jest zupełnie zniewalane. Tkał dookoła niej zaklęcia tak silny, że nie myślała, że kiedykolwiek mogły zostać złamane. Gdy jechała drogą publiczną, deszcz zaczął zmieniać się w mżawkę. Starała się podejmować każdą próbę by trzymać swoje myśli z dala od tego co się darzyło. Pomysł, że wszyscy ci ludzie zmarnowali swoje życia, atakując ludzi o których naprawdę nic nie wiedzieli, był dla niej pustosząca. Nie miała właściwie pojęcia ilu było przeciwników, ale wiedziała, że koty dały sobie radę z zabiciem dwóch ludzi na jednego. Złapała obrazy w ich umysłach. Darios zabił innych, ale nie miała pojęcia jak wielu, i nie chciała wiedzieć. Lepiej było nie wiedzieć, nie pozwolić sobie myśleć zbyt wiele o obłędzie tego co zdarzać się w jej życiu. Karpatianie. Wampiry. Łowcy wampirów. To było zbyt dziwaczne.

- 227 -

ROZDZIAŁ 15 Tempest zjechała autobusem na pobocze drogi, zaparkowała i dała odpocząć swojej głowie opierając ją na kierownicy. Miała wrażenie, że prowadziła wiecznie, ale to były warunki drogi i zacinający deszcz, który w końcu zwyciężył jej ubywające siły, nie godziny nocne. Wyczerpana, walczyła by utrzymać swoje oczy otwarte. W innym przypadku, pozostałaby na publicznej drodze do czasu aż znalazłaby rozwidlenie. Skręciła w prawo za zakrętem, mając nadzieję, że nie powinna skręcić na rozwidleniu w lewo. Potarła oczy, czując się słabo. Jej serce niemal zatrzymało się, gdy chmura pary wpłynęła przez okno które zostawiała otwarte, mając nadzieję, że zimne powietrze postawi ją na nogi. Julian Savage zamigotał do stanu stałego obok niej, wtedy poszedł od razu do Dariosa, niepokój ukazał się na jego ładnej twarzy. Tempest odchyliła swoją głowę na oparcie, zbyt zmęczona, by go przepytać. - Jak długo jest w ten stanie? - domagał się Julian. - Został postrzelony - powiedziała Tempest bez otwarcia swoich oczy. Kazałam mu spać, gdy ja odszukam waszą resztę. Julian schylił się blisko Dariosa, rozdarł swój własny nadgarstek swoimi zębami i przycisnął ranę stanowczo do ust Dariosa. - Weź co dają ci dobrowolnie, byś mógł żyć dla swojej życiowej partnerki i siebie. - Był nadspodziewanie łagodny, jego głos był mieszanką niepokoju i wewnętrznego przymusu. Darios poruszył się wtedy, po raz pierwszy od godzin, jego ręka podniosła się z trudem by chwycić nadgarstek Juliana i trzymać go przy swoich ustach. Julian zaczął monotonny śpiew leczniczego rytualny i z kilku mil dalej, reszta Karpatian dołączyła się ponieważ byli ze swoją złączeni telepatycznie, jedynością. Wszyscy oni poczuli niemoc Dariosa i ból. Wszyscy wiedzieli, że nie poszedł do ziemię jak musiał. Tempest zsunęła się z siedzenia kierowcy i zatrzymała się w osłupieniu w połowie przyczepy, do czasu gdy nie mogła opaść na kolana przy Dariosie. - Czy z nim wszystko będzie dobrze? - Julianie. - On jest słaby. Ruszał do walki już pozbawiony swoich sił. Użył energii umysłu by skupić burzę i ukryć autobus. - Julian wyglądał na zmartwionego,

- 228 -

jego oczy napełniły się niepokojem. - Musi udać się pod ziemię i musi się leczyć. Musi spać snem naszych ludzi. Darios zbudził się, krew starożytnych płynęła silnie w jego żyłach. - Zgubiła się znowu, czy nie? - Nie zgubiłam się - zaprotestowała Tempest, jej głos był senny. - Po prostu szukałam dobrego miejsca do odpoczynku. Julian wzruszył ramionami. - Obrała zły kierunek kilka mil temu. Zawiozę was oboje do pozostałych. Musisz spać, Darios. - Muszę chronić Tempest. - To było nieustępliwe oświadczenie, rozkaz wypowiedziany przez kogoś przyzwyczajonego do bycia słuchanym. Tempest oparła swoją głowę o jego nogi. - Jesteś tak zdolny teraz do ochrony jak rozmokły makaron, Darios. Ja chronię ciebie. - Spiorunowałaby go wzrokiem, ale nie miała siły by podnieść swoją głowę. - Rozumiesz? Biorę odpowiedzialność za sytuację. Julian potrząsnął głową na nich oboje. - Jesteście obydwoje obrazem nędzy i rozpaczy. Nie mam innego wyboru, jak tylko zaproponować swoją ochronę. Będę prowadzić. Wy odpoczniecie. - Dobry pomysł - Darios i Tempest powiedzieli jednocześnie. Darios sięgnął w dół do czasu, gdy znalazł ręki Tempest i nie związał swoich palców całkowicie z jej, łączący ich razem. Byli gotowi milczeć przez dłuższy czas, gdy kołysanie autobusu było dziwnie pocieszając. Wtedy kciuk Dariosa zaczął się ruszać, w lekkim jak pióro dotknięciu pieszcząc łagodnie tam i z powrotem przez jej knykcie. - Muszę mieć twoje ciało obok mojego - mruczał pod nosem. Tempest słyszała niecierpliwość jego potrzeby w głosie. Nigdy nie próbował ukryć togo przed nią, nigdy nie martwić się, że brzmi bezbronnie. Była wyczerpana, tak bardzo, że było wysiłkiem by dźwignąć siebie na drugi bok niskiej kanapy. Podczołgała się do niego, dopasowała swoje ciało do jego. Darios natychmiast odwrócił się by zawinąć swoje ramiona wokół niej. Miała wrażenie, że była w domu, bezpieczna i chroniona, gdzie należała. Zamknęła swoje oczy i usnęła, nie zdając sobie sprawę, że Darios udzielił jej niewielkiego umysłowego przymusu, by pomóc jej zapadać w spokojny sen. Tempest szarpnęła się obudzona nieco ponad godzinę później, ponieważ Julian zaparkował przyczepę przy wybranym miejscu i otworzył drzwi dla

- 229 -

innych. Desari wdarła się, z cichym okrzykiem alarm, kiedy zobaczyła swojego brata i Tempest. Jej ręka poszła do jej gardła. - Julian? - Jej eteryczny głos zadrżał na moment ponieważ szukała gwarancji u swojego życiowego partnera. - On potrzebuje więcej krwi i ziemi, by go uleczyła - odpowiedział Julian. Darios usiadł prosto, jego czarne oczy przesunęły się po jego rodzinie stłoczonej wokół niego. - Nie patrzcie tak zmartwieni. Nie jest tak ze nigdy wcześniej nie byłem ranny. To jest nieistotne. - Odwrócił się by spojrzeć w dół na Tempeat. Po prostu nie miała siły by się ruszyć. Leżała, jej ciało było jak z ołowiu, właśnie wpatrując się z miłością w jego twarz. Jego ręka pogłaskała jej policzek, wtedy osiadła na jej szyi. Darios patrzał na nią jakby była jego całym światem. Desari odgarnęła włosy Tempest. - Byłaś wspaniała, Rusti, tak dzielna. Mogę czuć straszne znużenie twojego ciała. Tempest zdobyła się na blady uśmiech. - Tylko mi nie mów, że Darios przekazał szczegółowy raport podczas, gdy to wszystko się stało. - Oczywiście. Musieliśmy wiedzieć, gdyby coś poszło nie tak i musieliśmy wrócić by udzielić wam pomocy - wyjaśniła Desari. - Pomóc przy iluzji, którą stworzyliśmy w umysłach tych, którzy nas zobaczyli, gdy podróżowaliśmy drogą publiczną, wspomnienia, że podróżowaliście przyczepą z nami. Jeśli władze spytają kogokolwiek, oni stwierdzą, że wszystkie pojazdy poruszały się razem wczoraj wieczorem, dużo wcześniej przed okropną bitwą gdzie obozowaliśmy. - Stały sprawozdawca sportowy, prawda, Darios? - zapytała Tempest, zdenerwowana, że poświęcił nawet więcej energia niż ona wpierw myślała. Nic dziwnego, że wyglądał na szarego i wychudłego. - Zabierzcie go gdzie powinien być i poślijcie go w sen i pozwólcie mi odpocząć. Ręka Dariosa zacisnęła się wokół jej szyi. - Nie będziemy rozdzieleni. Musisz coś zjeść zanim pójdziesz spać, Tempest. Nie przyjęłaś jakiekolwiek wartości odżywczych przez dwadzieścia cztery godziny. Jej brwi uniosły się. - Oh, rozumiem. Nie musisz podjąć należytą opiekę nad sobą, ale ja muszę. To nie pójdzie tą drogą, Darios. Możesz warczeć na mnie ile zechcesz, jeśli jednak upierasz się by narzucić mi te rozwiązanie, możesz cholernie dobrze - 230 -

dopilnowywać, opieki nad sobą, tak, że nie masz żadnej możliwości, że zostawisz mnie samą. Darios poczuł kuriozalne roztapianie w granicach swojego serca, to które zawsze powodowała. Tempest bardzo starała się dać mu wykład, być nieustępliwa, ale jej głos zadrżał, jej strach o niego, był oczywisty dla niego. Pochylił się by musnąć miękkim pocałunkiem jej usta. - Zrobisz co mówię, kochanie, ponieważ zamierzasz tak zrobić. Oczy Tempest zapłonęły ogniem. - To już koniec. Jeden z was przyniesie mi kij. Duży. On najwyraźniej musi dostać cios w głowę by przywrócić mu rozum. Musiał stracić go gdzieś w lesie. Idioto, nie jestem twoim dzieckiem by mną dyrygować. Jestem dorosłą kobietą, całkowicie zdolną podejmować moje własne decyzje. Teraz po prostu ten jeden raz w swoim życiu, rób co powinieneś zrobić i udaj się do ziemi lub gdziekolwiek cię wzywa. Julian popełnił błąd, pozwalać sobie na śmiech, wtedy pośpiesznie spróbować przykryć to kaszlem. Darios spiorunował go wzrokiem, zauważając jak inni się otwarcie uśmiechają się do niego. - Jestem pewny, że wszyscy macie pewne rzeczy do robienia poinstruował znacząco. - Niespecjalnie - odpowiedział Barack. Dayan potrząsnął swoją głową. - Dużo bardziej przyjemnie jest tutaj, Darios. Wiesz, wciąż staram się zrozumieć stosunków które tu zachodzą, więc niezbędne jest obserwować ich z bliska. Syndil wzięła bardziej niewinne podejście. - Naturalnie troszczymy się o cię i Rusti, Darios. Nic nie jest ważniejsze niż pomaganie ci. Julian uśmiechnął się z wyższością. - To oświeca. Jestem nowy na twojej szczególnej drodze, Darios, i nie mam nic przeciw uczeniu się jak należy sobie radzić z kobietą, gdy odmawia bycia posłuszną. Brwi Desari uniosły się. - Pokażę cię posłuszeństwo - zagroziła. Darios jęknął. - Wszyscy wychodźcie. - Ty też wychodzisz - komenderowała Tempest, wpasowują swoje ciało bliżej poduszek. - Muszę się wyspać. - 231 -

Mógł usłyszeć kompletne znużenie w jej głosie. - To jest niebezpieczne, kochanie. Nie możemy tu zostać. Jesteśmy poszukiwani, i żadne z nas nie może pozostawać na powierzchni ziemi w nasze najsłabszych godzinach. Blisko są jaskinie. Będziesz czuła się tam odprężona, obiecuję. Jej rzęsy poruszały się szybko przez moment, jej bicie serca słyszalne było dla nich wszystkich. - Znowu rzeczy związane z nietoperzami, prawda? - Znalazła humor w swoim głosie. - Myślę, że będę musiała iść na terapią, jeśli będziemy kontynuować robienie rzeczy związane z nietoperzami. Zamknąć w tym miejscu - nie zgadzam się z tobą. - Sprawię, że uśniesz - powiedział łagodnie Darios. - Więc zrób to. - podniosła swoje rzęsy wystarczająco długo by złapać zmartwione minę Desari. Gdy rzuciła okiem na innych, mogła odczytać niepokój na ich twarzach. - Co się stało? Czy coś jest źle? Nagle czarne oczy Dariosa ożywiły się, płonąc z pewnego rodzaju gwałtownym opiekuńczym instynktem. Jego spojrzenie omiotło jego rodzinę. Tempest westchnęła ciężko i usiadła, przeczesując swoją dziką masę włosów, która opadała wszędzie. - Darios, jestem zbyt zmęczona by zgadnąć co się dzieje. Czym wszyscy się martwią? To jest niesprawiedliwe trzymać mnie w nieświadomości tylko dlatego, że nie znam twoich potrzeb. - On musi spać w ziemi - Wyskoczyła Syndil, nie śmiała spojrzeć na Dariosa. - A nie to zrobimy? Idę do przerażającej jaskini. Będę spać podczas gdy on będzie w ziemi - powiedziała Tempest. - Taki jest plan. Syndil potrząsnął swoją głową, ignorując ostrzegawczy pomruk Dariosa. Tempest zacisnęła swoją rękę nad ustami Dariosa uciszając go. - Powiedz mi. - On nie zapadnie się pod ziemię. On będzie spać jak śmiertelnik z tobą nad ziemią, ponieważ boi się zostawić cię narażoną na atak. Nastała cisza, podczas gdy Tempest przetrawiła informacje. Było jasne dla Tempest, że Dariosa był niezadowolenie, że Syndil się wmieszała. Bardzo łagodnie Tempest pogłaskała jego szyję czułymi palcami, uspokajając go podczas gdy myślała o tym wszystkim. Ostatecznie wzruszyła ramionami.

- 232 -

- Więc mnie uśpijcie, i oboje będziemy mogli być w ziemi. - Pomysł ten obrócił jej żołądek; to zabrzmiało jak pogrzeb. Ale jeśli będzie całkowicie nieświadoma, to będzie mała rzecz, jeśli to pomoże Dariosowi. Jej spokojne oświadczenie spowodowało, zbiorowy wdech podziwu. - Zrobiłabyś taką rzecz dla Dariosa? - Desari zapytała, chwytając nadgarstki Tempest. - Cierpisz niezmiernie w ograniczonej przestrzeni. Darios powiedział nam o tym. Tempest wzruszyła ramionami. - Nie cierpiałbym gdybym spała - wskazała. - Zróbmy to, Darios. Jestem zmęczona. - I była. Jej ciało poczuło się ciężkie i nieporęczne. Nie patrzała na niego, nie chciała aby zobaczył odrazę i przerażenie na widok tego pomysłu gdy zostanie pogrzebana żywcem, co odzwierciedliło się w jej oczach. Ramię Dariosa okrążyło się wokół niej i przyniosło jej małe ciało do schronienia z jego ciała, jego serce puchło z dumy gdy myślał o niej. Nie musiał widzieć wyrazu jej oczu by odczytać jej prawdziwe myśli. Jego część kryła się w jej umyśle jak cień. Groza pogrzebu i przebywania w jaskini był dla niego jasna, mimo to chciała się poświęcić, jeśli to oznaczało jego zdrowie. - To jest wielki dar, który mi dajesz, Tempest, ale to niemożliwe. Moje ciało jest zmuszone zamknąć moje serce i płuca. Twoje ciało nie. Udusiłbyś się w ziemi. To może trwać trochę dłużej, ale moje ciało ostatecznie się wyleczy zapewnił ją. Ponad jej głową, czarne oczy Dariosa płonęły, gdy patrzył na jego rodzinę. Nikt nie ośmielił się oprzeć się temu spojrzeniu, z wyjątkiem Juliana, który uśmiechnął się do niego. Desari trzymała śmiertelny uchwyt na ręce Juliana powstrzymując swojego życiowego partnera przed dalszym rozwścieczaniem jej brata. - Proszę przygotuj Tempest bulion warzywny - Darios poinstruował wzrokiem swoją siostrę. Tempest potrząsnęła zdecydowanie swoją głową. - Naprawdę nie mogę tego zjeść, Desari, ale dziękuję. Chcę tylko spać przez tydzień lub coś koło tego. Darios rzucił okiem na swoją siostrę, szybkie, stałym spojrzeniem które mogła odczytać zbyt łatwo. Kiwnęła głową prawie niedostrzegalni. - No dalej, musimy pozwolić im trochę sprzątnąć. Barack warknął niski w swoim gardle. - Syndil, Sasha potrzebuje naszych leczniczych mocy. Zaniosę ją a ty przyniesiesz zioła. - 233 -

Brwi Syndil uniosły się. - Zapomniałeś, że podejmujemy gościa? Zamierzam przygotować mu obiad, a następnie iść z nim na spacer. Barack chwycił jej ramię zaraz nad łokciem. - Nie drażnij mnie, Syndil. Mam tylko tyle cierpliwość. Udzieliła mu wyniosłego spojrzenia. - Nie muszę odpowiadać przed tobą, barbarzyńco. Nie teraz, ani kiedykolwiek. - Dayan może chodzić z twoim drogim gościem do lasów. Wyślę Foresta by na niego zapolował - Warknął Barack. - Zostaniesz ze mną. - Myślę, że się zapominasz. - Syndil spiorunowała go wzrokiem. Odchodzę na trochę, biorę małe wakacje. Nastała krótka cisza przez moment. Głowa Dariosa rzuciła się w górę, jego czarne oczy płonęły, ale powstrzymał się od agresywnego protestu, podchodzącego w nim do góry. Dayan zatrzymał się będąc w trakcie wychodzenia z autobusu, jego twarz nagle stała się nieprzyjemna. Nawet Julian uciszył się jakby Syndil rzuciła bombę. - Z tym człowiekiem? - Barack sykami łagodnie, groźnie, między zaciśniętymi zębami. Syndil uniosła swoją brodę awanturniczo. - To nie jest twoja sprawa. Ręka Barack przesunęła się w górę jej ramienia do jej karku. Złapał jej brodę w swoją dłoń, trzymając ją nieruchomo, podczas gdy schylił do niej swoją głowę. Jego usta zamknęły się na jej, tuż przed nimi wszystkimi. Gorący. Płonące. Odsuwając wszystko, co było przodem i zastępując to gorącem, tlącym się ogniem. Barack niechętnie podniósł swoją głowę. - Jesteś moja, Syndil. Nikt inny nie będzie cię mieć. - Nie możesz tak po prostu o tym zadecydować - szepnęła, przycisnęła swoją rękę do swoich ust, jej oczy były szeroko otwarte z szoku. - Nie? - Położył obie ręce na jej ramionach. - W obecności naszej rodziny, zgłaszam roszczenie do ciebie jako mojej. Twierdzę, że ty jest moją życiową partnerką. Należę do ciebie. Oferuję swoje życie za ciebie. Daję ci moją ochronę, moją lojalność, moje serce, moją duszę, i moje ciało. Biorę w posiadanie to samo co jest twoje. Twoje życie, szczęście, i dobro, będą cenił i stawiał wyżej mojego własnego na wieki. Jesteś moją życiową partnerką, przywiązany do mnie na całą wieczność i zawsze będziesz pod moją opieką. -

- 234 -

Wymówił słowa głośno, zdecydowanie, wściekły na nią, że nie mogła tego zobaczyć, że odmówiła przyznania mu praw do niej. - Co zrobiłeś? - zawodziła Syndil. Patrzała na Dariosa. - On nie może tego zrobić. Złączył nas bez mojej zgody. On nie może tego robić. Powiedz mu, Darios. On musi być ci posłuszny. - Zabrzmiała na skraju histerii. - Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego Barack nie wyzbył się swoich uczuć jak Dayan i ja? - Darios zapytał ją łagodnie. - Śmiał się gdy my nie mogliśmy. Czuł pożądanie gdzie my nie mogliśmy. - Z każdą ludzką fanką, która puściła do niego oko. Nie chcę takiego życiowego partnera - powiedziała stanowczo Syndil. - Cofnij to, Barack, natychmiast. Cofnij to. - Cóż bardzo mi przykro - warczał Barack. - Jestem twoim życiowym partnerem i wiem to od jakiegoś czas. Jedynie odmówiłaś zobaczenia tego. - Nie chcę życiowego partnera - zaprotestowała Syndil. - Nie będę mieć jakiegoś napuszonego mężczyzny kierującego moim życiem. Ostre rysy Baracka złagodniały do zmysłowego męskiego piękna. - Na szczęście dla ciebie, Syndil, ja nie jestem napuszony. Mam potrzebę by omówić to z tobą, gdy będziemy sami. Chodź ze mną. Potrząsała głową właśnie wtedy, gdy wyciągał ją z autobusu. Gdy wyszli, Desari odwrócił się do swojego brata. - Wiedziałeś? Cały ten czas, wiedziałeś? - Podejrzewałem - odpowiedział Darios. - Barack dostrzegł kolory. Zachował je, gdy Dayan i ja utraciliśmy. Gdy Savon zaatakował Syndil, Barack przypominał potwora niepodobnego do niczego, co kiedykolwiek próbowałem kontrolować. Złościł się tygodniami, tak bardzo, że Dayan musiał udzielić mi swojej siły by panować nad nim. - Nie zdawałam sobie z tego sprawy - powiedziała łagodnie Desari. - Zachowaliśmy to w tajemnicy przed tobą, ponieważ był tak agresywny i zły, martwiliśmy się o jego zdrowie psychiczne. Po stracie Savon, nie chcieliśmy martwić cię możliwość również utraty Baracka. Zdałem sobie sprawę, że doświadcza nie tylko męskiej potrzeby ochrony, lecz także żalu i wściekłości, że czuł wykorzystanie i zdradę Syndil. - Zapadł się pod ziemię na jakiś czas - zapamiętała Desari. - Wysłałem go w sen by zachować śmiertelników i nieśmiertelnych w bezpieczeństwie. Był tak zrozpaczony, w tak wielkim bólu, że nie mogłem zrobić nie inny. Syndil potrzebowała czasu, by pozwolić przerażającemu doświadczeniu przygasać na tyle by Barack mógł znieść jej ból. - 235 -

- Dlatego był tak cichy, tak niepodobny do siebie przez te tygodnie. Desari trąciła Juliana. - Dlaczego czekał tak długi zanim zgłosić prawa do niej? Julian wzruszył ramionami ze swoją swobodną, elegancką gracją. - Już od dawna nie mieliśmy kobiety urodzonej blisko ich życiowych partnerów. Nie znam takiego przypadku, więc nie mogę odpowiadać. Może bliskość pozwala samcowi na wiele więcej lat wolności. - Wolność? - Desari spiorunował go wzrokiem. - Nie mów mi o męskiej wolności, życiowy partnerze. Ukradłeś moją wolność, tak jak Barack ukradł Syndil. Tempest poruszyła się, złapana przez rozmowę. - Ona może mu odmawiać, prawda? Mam na myśli, ten nowoczesny czas. Mężczyźni nie może po prostu związać kobiet wbrew jej woli, prawda? - Kiedy karpacki mężczyzna recytuje słowa rytualne do swojej prawdziwej życiowej partnerki, oni są związani, duszą do duszy. Ona nie może mu uciec powiedział łagodnie Julian. - Dlaczego? - Tempest zapytała, odwracając głowie by dać Dariosowi pełen obraz jej ostrej krytyki w zielonych oczach. Darios nie czuł winy ani nawet nie okazał skruchy. Ani łaskawie zechciał jej odpowiedzieć. Miał czelność wyglądać na rozbawionego. - Prawdziwy życiowy partner jest drugą połową naszej duszy. Słowa rytuału łączą duszę ponownie w jedno. Jedno nie może żyć bez drugiego. To jest bardzo… - Julian przerwał na moment szukając odpowiedniego słowa …krępujące by być rozdzielonym z życiowym partnerem. - I mężczyzna może postanawiać związać kobietę z nim, czy ona tego chce czy nie? - Tempest była oburzona. Nie była całkowicie pewna, czy mu wierzy, jeśli jednak tak było, to było to barbarzyńskie. Zupełnie barbarzyński. Darios okrążył jej ramiona swoim zdrowym ramieniem. - Tylko praktyczne, kochanie. Kobiety rzadko znają swoje własne umysły. Ale kobieta nie mogą unikać potrzeby posiadania ich własnego życiowego partnera, żadna. On jest jej drugą połową, zobaczysz. Nie zważając na jego uraz, Tempest odepchnęła go od siebie. Nie odsunął się nawet o cal. Wiedziała, że jej dokucza, śmiejąc się z niej, pomimo, że jego twarz pozostała zupełnie pozbawiona wyrazu. - Cóż, i tak w to nie wierzę, nie jestem Karpatianką, więc to na mnie nie działa. I idę porozmawiać z Syndil o tych nonsensach.

- 236 -

Darios pocałował bok jej szyi. Nie krótkim, ulotnym pocałunkiem, ale jednak wysłał maleńkie drżenie w dół jej kręgosłupa, wysłany ogień tańczący w jej krwiobiegu. Spiorunowała go wzrokiem. - Myślałam, że nie zgodziliśmy się na nic takiego. Nie mieliśmy o tym długiej dyskusji? Jego zęby otarły się o jej obojczyk, jego broda rozsunęła na bok dekolt jej koszuli by znaleźć nagą skórę. - Mieliśmy? Nie mogę sobie przypomnieć. - Przypominasz sobie wszystko inne. - Tempest zrobiła wszystko co mogła by brzmieć poważnie, ale to było trudne, gdy energia przeskakiwała łukiem tam i z powrotem między nimi. - Darios, jesteś rany. Pomyśl o tym? Potrzebujemy sanitariuszy i noszy i może wielu tuzinów pigułek. Poruszył się wtedy, z jego niewymuszoną, znajomą gracją, płynny i gibki z siłą starożytnej krew płynącej w jego żyłach. Jego ramię było kamiennie twarde wokół jej pasa, zabierając ją z nim w kierunku łazienki. - Muszę zmyć smród zabijania ze mnie, Tempest, zanim będę mógł dotykać cię jak należy. To przyszło niespodziewanie, przyznanie się. Tempest dotknęła jego umysłu, zadziwiona łatwością, z jaką mogła osiągnąć ten wyczyn. Odczuwał smutek. Nie dla tego, że zabijał w bitwie. Był pragmatyczny w tym; zrobił co był niezbędny dla jego ludzi i zrobić tak jeszcze raz. Chroniłby Tempest bez wyrzuty sumienia albo smutku dla tych, którzy byli wystarczająco źli, by jej grozić. Ale odczuwał smutek dla swojej niezdolności do przejścia do niej jako niewinny człowiek. Nie chciał by patrzała na niego jak na bestię, niezdyscyplinowanego drapieżnika. Chciał by rozumiała, że wykonywał wyroki, bardzo potrzebne jego ludziom. Włożył ją do wanny z sobą, a woda wydała się chłodna na jej rozgrzanej skórze, tchnęła nieco życia z powrotem do niej wyczerpanego ciała. Bardzo ostrożnie zmyła krew z jego ramienia i pleców, skrzywiła się na widok zaognionych ran. Wyciągnęła rękę, żeby umyć gęstą grzywę jego włosów, masując skórę głowy łagodnymi palcami. Darios schylił swoją głowę do przodu by jej to ułatwić. Pomimo jej wyczerpania, przywierała naga do niego, wysyłając jej puls w zawrotne tempo. Jego ciało obudziło się do życia, pchając się, mocne i grube na przeciwko niej. - Nie możemy - szepnęła. Ale jej język wysunął się gwałtownie i złapał kropelki wodę przebiegające wzdłuż jego brzucha. Odnalazła drogę wciąż się - 237 -

opuszczając, czując jak jego ciało zaciska się. Jej ręce, z ich własną wolą, prześlizgnęły się nad jego biodrami, masując, odnajdując twardych mięśni jego pośladków. Kochała czuć jego włosy - grubą skórę na przeciw jej miękkości. Zmusił ją by czuła się piękna i kobieca. Gorąca i niespokojna. Głodna i seksy. Sprawił, że czuła się bezpieczna jakby nigdy znowu nie chciała być sama. Uchwyciła się go, przylegając blisko schronienia jego ciała. Darios odsunął swój umysł z dala od jej przekornych ust. Słabła z wyczerpania. Mógł ją mieć - nigdy nie odmówiłaby mu, i wiedział, że może zapewniać, jej przyjemność - ale jej ciało błagają o odpoczynek i pożywienie. Zanim doprowadzi swoje potrzeby do końca musiał zadbać o jej zdrowie i ochronę. Podniósł jej głowę więc mógł pocałować ją łagodnie, delikatnie. - Masz rację, kochanie - powiedział łagodnie. - Nie możemy niczego do czasu gdy odpoczniesz. Chcę byś poszła spać. Trzymał ją w swoich ramionach, podczas gdy woda spadała kaskadą ponad nimi, zmywając smród krwi i śmierci. - Spraw, bym była jak ty. - Jej słowa były tak ciche, że ledwo je dosłyszał, nawet z jego dobrym słuchem, tak, że nie był pewny czy dobrze zrozumiał. Może jego umysł po prostu robił mu kawały. - Tempest? - wypowiedział jej imię przy jej szyi, jego sercowe waliło z pokusy. Zamknął swoje oczy, błagając o siły by sprzeciwić się aksamitnemu uwodzeniu jej słów. Podniosła swoją głowę, aby jej szmaragdowe oczy mogły przeszukać jego twarz. - Możesz to zrobić. Spraw, żebym był jak ty. Wtedy będziesz mógł odpocząć bez niepokoju. Spać w sposób w jaki powinieneś spać. Po prostu zrób to, Darios. Weź moją krew, i daj mi twoją. Chcę żebyś żył. Była determinacja w jej głosie, w jej umyśle, mimo to jej smukłe ciało drżało na ogrom tego co zamierzała robić. Jej myśli były skupione tylko na nim, na jego dobru. Darios jęknął, walcząc z samolubną bestią, jedyne czego chciała to jego życiowa partnerka, ognie ekstazy płonący między nimi przez całą wieczności. Nie zdawała sobie sprawę ile będzie ją to kosztowało. Słońce. Krew. Myśliwi. Ludzie odczuwający odrazę na to czym się stanie. Nawet niebezpieczeństwo takiego eksperymentu. Jego palce zmiażdżyły jej włosy w jego rękach.

- 238 -

- Nie możemy, Tempest. Nawet nie możemy zastanawiać się nad takim działaniem. Nie poruszaj tego jeszcze raz, ponieważ nie wiem czy mam dość siły by odmówić takiemu kuszeniu. Jej ręka pogłaskała jego twarz, wysyłając żywe płomienie przekłuwające jego ciało do czasu aż nie mógł myśleć o niczym tylko posiadaniu jej. - Dużo o tym myślałam, Darios, i to jest jedyny sposób. Gdybym była jak wy, nie byłoby żadnej potrzeby martwić was o moje bezpieczeństwo. Mogłabym być z tobą w ziemi. Poczuł mocne uderzenie jej serca, gdy to powiedziała, zobaczył, intelektualny obraz ziemi zamykającej się ponad jej głową, zostania pogrzebana żywcem. Odepchnęła tę myśl, ale jej tętno biło gwałtownie. Chwycił jej rękę aby wciąż pieścić jej palce zanim zgubił cały zdrowy rozsądek. Jej zapach czekał na niego; jego ciało było twarde i pełne z potrzebą. Jego usta faktycznie mogły czuć jej, ostry, kuszący przyprawą korzenną smak krwi. Nigdy nie chciał niczego więcej. - Nawet nie rozważę takiej możliwości, Tempest. Niebezpieczeństwo dla ciebie jest zbyt wielkie. Podjąłem decyzję żyć jako człowiek jak to tylko możliwie. Dożyje wieku jakiego ty dożyjesz, umrę gdy ty umrzesz. Przemiana cię jest ryzykiem, którego nie chcę podjąć. - Patrzenie na twoje zdrowie i pomału zanikającą siłę nie jest czymś, czym co jestem skłonna robić, Darios - zaprotestowała, zawijając jej ramiona wokół jego pasa. Jej palce osiadły ponad jego pośladkami i zaczęły rozwlekły, erotyczny ruch, który zagroził, że wywróci go do góry nogami. - Nie podejmuję pochopnej decyzji bez namysłu. Naprawdę poświęciłam temu dużo namysłu. To jest jedyne wyjście dla nas. Jedyna rzecz, która ma sens. Jej usta przejechały po jego klatce piersiowej, jej język lizał jego sutki, leniwie odnajdując koralik wody na jego płaskim brzuchu, wirując wokół jego pępka, aby każdy mięsień w jego ciele błagał o nią. - Nie za dobrze się nad tym zastanowiłaś. - Jego głos był ochrypły z bólu potrzeby. Niezdolny do powstrzymania się, jego ręka przejechała po jej atłasowej skórze, przesunęła się wyżej by ująć jej miękki ciężar piersi, jego kciuk głaskał jej pobudzony sutek, tak, że zadrżała i przylgnęła do niego. - Nie zniesiesz zamknięcia. Myśl, że zostaniesz pochowana w ziemi jest odrażająca do ciebie. Twój umysł nie może poradzić sobie z pomysłem picia krwi. Darios pomyślał, że wywoła jej skrzywienie tym rozmyślnym obrazem graficznym, ale wydawała się zaabsorbowana łapaniem kropli wody, która ześliznęła się ponad czubkiem jego pulsującego podniecenia. Jej język wysłał - 239 -

burzę ognia wzbierającego dziko w niej, jak gwałtowny wiatr który wymknął się spod kontroli. Jej usta były ciasne i gorące i tak znakomite, zrobił wiązankę z garści jej włosów w jego ręce, trzymając ją tam przez dłuższy momentu, gdzieś między męką a ekstazą. Poczuł swój wzrost głodu, potrzeby by dominować, wziąć co był jego, do pożywienia się na niej żarłocznie, czuć, jak jej usta zabierały go do jej ciała jak powinien prawdziwy życiowy partner. Jego kły wydłużyły się niebezpiecznie, i bestia walczyła o wolność. Poświęciła się dla niego. To był jej pomysł. Mógł zabrać ją bez winy, zabierać ją do jego świata i mieć ją na wieki. Kuszenie było tak wielkie, że zmusił ją do uniesienia głowy, jego ręce zawinęły się w jej włosach, jej wiotkie gardło było podatny i otwarty za jego napaść. Poszła do niego chętnie, bez najmniejszego strach przed nim, podnosząc jej brodę by dać mu lepszy dostęp. Od razu Darios zakręcił ją dookoła, tak, że jej plecy były zwrócone do niego. Zamykając ją przy nim jednym silnym ramieniem, ukrył swoją twarz w jej ramieniu, oddychając ciężko, oddychając daleko od kuszenia bijącego w niego tak gwałtownie. Drugi raz gdy mógł sobie przypomnieć, łzy zjechały w dół jego twarzy i zmieszały się z wodą spływającą z jej ramion. Zapragnął gorąco mieć ją, czuć jej smak, nauczyć ją jego drogi. Ale więcej niż to, został nauczony pokory, że zaoferowała taka ofiarę, że mogła uwielbiać go tak by wejść chętnie do jego życia. To nie było tak jakby zaakceptowała albo przyznała przed sobą, że go kocha. Nawet nie dzieliła jego umysł wystarczająco by poznać go jak on poznał ją. To było to co czyniło jej prezent tak niewiarygodny dla niego. Jej całkowita akceptacja, jej chęć stawienia jego życia, jego zdrowia, przed jej własnym. Znał każdy z jej strachów przed nią. Krył się w jej umyśle. Już chciała oddać wszystko, co znała by on żył bezpiecznie w sposób w jaki powinien. Nikt nigdy nie pomyślał by go chronić, albo przedłożyć jego potrzeby nad własne, nie przez wszystkich długie wieki jego istnienia. Wątpił czy ktokolwiek pomyśl o jego potrzebach. To był jego obowiązek by zapewnić to innym, polować, chronić, przewodzić, kontrolować. To był prosty sposób. Tempest oferowała mu bezwarunkową miłość. Nie rozpoznała tego czym to jest; nie pomyślała o tym. Potrzebował czegoś, i chciała poruszyć niebo i ziemię dostarczyć to mu. Łatwo odczytał jej determinację. I potrafiła całkiem dobra go uwodzić. Chciał tego. Potrzebował tego. Usychał z tęsknoty za tym. - Dziecinko - szepnął łagodnie, jego zęby ocierające się tam i z powrotem po miękką pokusę jej tętna. - Nie narażę cię na niebezpieczeństwo. Nie mogę narażać twojego życia. Gdybym to zrobił i coś poszłoby nie tak, oboje - 240 -

bylibyśmy zgubieni. Dziękuję za twoją chęć by dać mi taki wielki dar, ale nie mogę go przyjąć. Nie mogę. - Został nauczony przez nią pokory, nauczony pokory przez jego własną przytłaczającą miłość do niej. - To musi zostało zrobione wcześniej, Darios. Jeśli boisz się mojej reakcji, wymyśliłam rozwiązania dla pewnych problemów. Mogłeś mnie uśpić zanim wejdziemy do ziemi, co najmniej do czasu, gdy mój mózg akceptuje twój tryb życia. Stanowczo wyłączył wodę, potrzebując wytchnienia od jej uwodzicielskiej oferty. - To jest prawda, Tempest, ale… - Zaczekaj zanim zaprotestujesz. Dwa razy dałeś mi swoją krew. Nawet nie wiedziałam, że to robisz. Możesz dostarczać mi jej podczas gdy będę uczyć się twoich dróg. To nie powinno być tak trudne. - Ponieważ zawijał ją w ręcznik, chwyciła go za rękę, przycisnąć jego dłoń do swojej piersi. - Jestem już na pół w twoim świecie i w połowie w moim, w drodze donikąd. Nie możesz żyć bez swojej siły a ja nie mogę znieść tego, że to odpływa od ciebie. To nie jest coś do czego zostałeś przeznaczony. Jest wielkość w tobie, Darios. Uśmiechnął się, jego czarne oczy zmiękczyły, twarde brzegi jego miękkich ust. - A co z tobą? Myślisz o siebie mniej niż o mnie, że musisz poświęcać tak dla mnie? Potrząsnęła swoją głową pośpiesznie wyprowadzając go z błędu tego pojęcia. - Oczywiście, że nie. Tak naprawdę, myślę, że potrzebujesz mnie wokół by powstrzymywać cię przed byciem aroganckim, apodyktycznym dyktatorem, by trzymać cię na prostej drodze. - Apodyktyczny dyktator? - powtórzył, samcze rozbawienie wśliznęło się do aksamitnej barwy jego głosu. Trącił nosem jej kark. - Dokładnie. - Uśmiech przygasnął na jej twarzy, zostawiając ją poważną. Nie jestem jak inni ludzie, Darios. Mogę nigdy nie pasować nigdzie. Nie wiem czy jeśli to rozwinie się między nami, ale jeśli nie możesz spróbować wyznaczyć każdego aspekt mojego życia, ja chcę próbować. Wiem, że chcę być z tobą. Wiem, że nie boję się cię albo twoich ludzi. Jego brwi uniosły się jej krzyczącą nieprawdę. - Oh, zamknij się. - Rzuciła w niego ręcznikiem. - Nie patrz na mnie w ten sposób. Wiem, że nigdy nie zadałbyś mi bólu. Nigdy, Darios. Nie wierzę w zbyt wiele rzeczy, ale wierzę w ciebie. - Rozejrzała się za czystym ubraniem i została - 241 -

rozczarowana, gdy zdała sobie sprawę, że nie pomyślała by przynieść któregokolwiek z nich. Znużenie ją przytłaczało, odepchnęła swoje potrzeba by go przekonać. Chciała się położyć i spać przez tydzień. - Tylko obiecaj mi, że pomyślisz o tym, Darios. To jest naprawdę jedynie rozsądne rozwiązanie. A jeśli to nie zagra między nami, do czasu gdy będziemy to wiedzieć, powinna móc opiekować się sobą. - Osunęła się w dół na krawędź wanny, zbyt znużona, by dłużej stać. Darios ugasił swój głód, jego szalejącą potrzebę i emocje, które przesłaniały jego dobre rozpoznanie. Porwał szatę, którą zrobił dzień albo dwa wcześniejszy dla niej. Wisiało na drzwiach, grubą i ciepłą. Owiną ją w jej miękkości. - Zjemy, kochanie, a następnie będziemy spać. Wszystko z tego możemy rozwiązać w następny powstaniu. - To nie jest pierwszy dzień występu Desari? Ktokolwiek wysłać tych ludzi po nią, spróbuj jeszcze raz. Ona będzie tak bezbronna, Darios. Musimy postanowić o tym wcześniej, zanim ona wyjdzie na scenę. - Mógł usłyszeć jej znużenie. To przylgnęło do niej jak druga skóra. Karpatiański mężczyzna nie mógł zrobić nie poza chronieniem swojej życiowej partnerki, widząc każdy aspekt opieki nad nią, więc po prostu zajął miejscy przy jej ramieniu i bez dalszej rozmów, zaprowadzić ją do kuchni i posadzić ją przy stole. Desari przygotowała miskę ugotowanego bulionu jarzynowego. Aromat napełnił autobus, ale Tempest jedynie przycisnęła rękę do swojego żołądka i próbowała zasłonić usta. - Widzisz, Darios? Nie mogę i tak jeść. Nie mogę jeść jedzenia w moim świecie i w twoim. Chcę zaryzykować z konwersacją i mieć okazję na przyszłości z tobą. Zignorował jej miękki, przekonywający głos i przepchał swój umysł rozmyślnie do jej. Nie łagodnie, ale stanowczo przejmując kontrolę, nie zostawiając jej żadnego czasu na walkę z nim. - Zjesz ten bulion, i zostanie on w tobie i odżywi cię. - To było polecenie. Sforsował jej posłuszeństwo nawet, gdy jej żołądek zbuntował się, próbując pozbyć się jedzenia. Tempest mrugnęła w górę na niego, znajdując jej miskę po zupie pustą. Odgarnęła swoje wilgotne włosy ze swojej twarzy, jej długie rzęsy opadały ze zmęczenia. - Chcę tylko spać, Darios. Zasypiam.

- 242 -

Objął ją swoim zdrowym ramieniem, podnosząc ją łatwo, i wyniósł ją z przyczepy w noc. Wrócili do ich ról wojownika i więźnia, ale Tempest nie odchodziło to. Zamknęła swoje oczy i opadła bliższy jego klatce piersiowej. Tunel prowadzący do ziemi, który wybrał był ciepły z aktywnością geotermiczną. Od razu okradło ją to z oddechu, wywołując w niej uczucie duszenia. Spróbowała ukryć to przed Dariosem, nie chcąc by wiedział, że czuje się niekomfortowo. Przysunęła się bliższy niego, poddając się jego ochronie. Wiedziała, że nie wejdzie do gleby, ponieważ nie mogła pójść. Zrobił im przestrzeń sypialną w bezpiecznej ziemi, gdzie mogła spać snem ludzi a on mógł spróbować ją naśladować. Ale potrzebował odmładzającej gleby, szczególnie teraz gdy został zraniony. Musiał zamknąć jego serce i płuca i spać w karpacki sposób. Tempest uśmiechnęła się przy jego ciężkich mięśniach, nagle pewna swoich umiejętności przekonania go do jej sposobu myślenia. Potrzebowała tylko wpierw odpocząć zanim wznowi swój atak. Darios nie mógł wiecznie stawiać jej oporu. Była w jego umyśle, czuła jego wrażliwość. Poddałby się gdyby nie ustawała. Chciał jej przemiany każdą komórką w jego ciele. Wiedziała, że Darios czuje, że musi ją chronić, że była krucha i delikatna. Ale Tempest wiedziała, że nie jest. Może fizycznie była słaba w porównaniu z jego rasą, ale miała wspaniałą siłę woli. Była nawet nieco podobna do jego. Znalazłaby sposób by go ochronić, chronić go w taki sam gwałtowny sposób, z tą samą gwałtowną miłością jak Darios ją.

- 243 -

ROZDZIAŁ 16 Przystań Konocti Zajazd i Spa, słynący z jedzenia i koncertów, został zbudowany na obrzeżach dużego jeziora umiejscowionego w górach, chłodnych i zacieniowany przez majestatyczne sosny. Kurort przyciągał wielkie tłumy na swoje koncerty w plenerze, jego duży amfiteatr i przytulna domowa atmosfera, gdzie goście mogli zjeść obiadem i mogli posłuchać na ich ulubionych wykonawców. Letnie święto było legendarne, zbierając gości z obszaru całego kraju na świętowanie. To było jedno z ulubionych miejsca występów Desari i planowała tam koncerty za każdym razem, gdy byli w Kalifornii. Dla Dariosa i Juliana, bezpieczeństwo było logistycznym koszmarem. Szef ochrony wydawał się mieć swoje czterdzieści lat i miał sposób bycia człowieka, który znał się na swojej pracy i mógł zająć się jakąkolwiek sytuacją, która mogła się zdarzyć. Wysłuchał uważnie szczególnych problemów zespołu. Już świadomy próby zamachu na życie Desari kilka miesięcy wcześniej, podjął dodatkowe przygotowania. Ponadto był otwarty na ich pomysły i bardziej niż współpracował. Darios znalazł w sobie sympatię dla tego człowieka, posuwając się do okazywania mu niechętnie szacunku, który ogólnie zarezerwował dla jego własnego rodzaju. Darios oczekiwał współpracy i dostawał ją, czy to przez zgodę albo przymus, ale było łatwiej gdy miał pełną współpracę służby ochrony. Desari miała występować w środku. Wszyscy trzej mężczyźni uzgodnili to. To było bezpieczniejsze, a środowisko znacznie łatwiejsze do kontrolowania. Szef ochrony oprowadził ich dookoła, przeglądając z nimi niedawne remonty, pokazując im plany piętra i każde możliwe wejście i wyjście. Był łatwy we współpracy i przyjąć dość kompetentny personel do małego kurortu. Jednakże spodziewając się pewnego rodzaju problemów wszyscy wiedzieli, że to nie wystarczy. Tutejsi, głównie młodzi ludzie, były zatrudniani jako personel do wszelkich prac i byli zbyt niedoświadczeni by dać sobie rady z wrogami Desari, przybierającymi różne postacie. Darios i Julian wiedzieli, że sami będą musieć sprawdzić wejścia, sprawdzając myśli każdego człowieka zarówno mężczyzn jak i kobiet przechodzącego przez wejścia. Dayan i Barack mogliby pomóc przynajmniej do czasu rzeczywistego przedstawiania. Z umiejętnością maskowania woli ich wyglądu, mogli wtopić się w ochroną i nie wyglądać jak członkowie zespołu. - 244 -

Podczas gdy mężczyźni byli zajęci sprawą ochrony przedstawienia, Tempest cieszyła się prysznic w apartamencie zapewnionym przez kurort. Darios wystarał się o szafę ubrania dla niej, ona nigdy w życiu nie miała takich ubrań. Dżinsy nie miały dziur, sukienki przylegały i powiewały i wszystko były w sam raz. Przez moment nie chciała ich włożyć, czując się jak utrzymanka, ale przecież nie mogła się sprzeciwić. Była częścią zespołu, czy jej się to podobało czy nie. Desari i Syndil były obie eleganckimi, uderzająco pięknymi kobietami. Więc nie mogła biegać wokół nich w jej zatłuszczonym kombinezonie. Wyszła na nocne powietrze, pamiętając w ostatniej chwili by przypiąć szpilkami małą plakietkę dla identyfikacji jej jako członka załogi zespołu. Spacerowała po dworze, wdychając zapach sosen i kwiatów. Jezioro było tylko w odległości rzutu kamieniem, łodzie wprowadzono do portu szeregowo, fale chlupotały o brzeg. Jezioro wezwało ją, bryza powiewała łagodnie na jej twarz. Tempest poczuła się wolna chodząc samotnie, nawet gdyby Darios miał dostawać ataku. Stawał się coraz bardziej ją chronić, tak bardzo, że starała się myśleć o wydostaniu się z więzienia na kilka godzin, może podczas koncertu. Darios byłby zajęty i nieświadomy tego co chciała zrobić. - Nie licz na to, moja miłość. Nie będziesz spacerować samotnie. Wracać do pokoju, gdy ja pracuję. Później możesz przyjść i wysłuchać koncertu. Jego głos posiadał czar. Aksamitną pieszczotę, która wysłała płynne gorąco nisko w jej ciele. Jak mógłby zrobić to z takiej odległości? Jak mógł musnął jej kark swoimi doskonałymi ustami i mógł objąć jej gardło swoją dłonią, sprawić ze jej puls przyspieszył a jej krew była jak roztopiona lawa? - Jak długo będziesz dawał mi swoje pozwolenie - zaripostowała. - Skup się na twojej pracy, Darios. Jestem w trakcie patrzenia na jezioro. W jakie przypuszczalne tarapaty mogłabym wpaść? Roześmiał się, niskim kpiącym męskim rozbawieniem, muskając jej umysł jak skrzydło motyla. - Nie był bym zaskoczony, gdyby udało ci się zatopić cały pomost. Gdyby ktoś powiedział mi, że w pojedynkę próbowałaś ocalić siedem tonących ofiar, nie uniósłbym brwi. Nie będzie żadnych brawurowych popisów, żadnego latania na lotni, żadnych wyścigów łodzią motorową i żadnego flirtowania. Całkowicie zabraniam ci pomagać ochronie z pijakami, burdami, albo w jakiejkolwiek innych sytuacjach. Wróć do pokoju. - Nie jestem tak zła - udzieliła mu nagany. - Zwróć uwagę na to robisz i zostaw mnie w spokoju. - Nie chcę narzucić ci moją wolę, kochanie. - To była jawna groźba. - 245 -

- Ale wymusisz ją jeśli nie zrobię tego czego chcesz. - Jej temperament ujawnił się. Gdyby stał na krawędzi pomostu w jego eleganckim garniturze, strąciłaby go natychmiast z jego brzeg do wody. - Nie masz prawa wydawania mi nakazów, Darios. Jeżeli zapomniałeś, to jest nowoczesna era. Kobiety mają swoje prawa. Drażnisz mnie. - Nie mam czasu dla tych głupich argumentów. Teraz idź. - Była niewielka krztyna rezygnacji w jego głosie, w jego umyśle i tym wywołał u niej uśmiech. Darios powoli, lecz systematycznie przekazał wiadomości, że dyktowanie jej nie koniecznie mu się podoba. I zaczynała rozumieć jego palącą potrzebę by ją chronić. Coraz więcej dzieliła jego umysł, w tym wspomnienia jego dzieciństwa i jego życia. - Tempest! - głos Cullen Tuckera przestraszył ją niemal tak, że wyskoczyła ze skóry. - Muszę przyznać, że to trochę zaskakujące widzieć cię bez Dariosa. Przewróciła oczy w irytacji. - To jakiś żart, czy co? Daj spokój Cullen. Dlaczego w każdym momencie miałabym potrzebować eskorty? - Wiedziała, że brzmi wojowniczy, ale po małym wykładzie Dariosa, była zdenerwowana na całą męską populację. Natychmiast i z rozwagą podniósł rękę w kapitulacji. - Hej, Tempest, możesz odłożyć temperament rudowłosej. Nie myślę, że przez cały czas potrzebujesz ochroniarza, ale Darios wydaje się bacznie pilnować swoją własność. Jej brwi uniosła się, furia znalazła się w jej zielonych oczach. - Jeśli chcesz wiedzieć, Panie Tucker, nie jestem niczyją własnością. Najmniej ze wszystkich Dariosa. Nie zachęcaj go. Z pewnością jesteś moja własność - powiedział Darios, ze śmiechem w głosie. - Oh, zamknij się - szepnęła przymilnie. - Dobrze - Cullen powiedział uspokajając ją, swobodne uznanie, że będące lepszą częścią męstwa. Machnął ręką w kierunku lśniącego jeziora. - Jest piękne, prawda? Tempet kiwnęła głową, jej oczy spoczęły na falach. Zawsze jest coś kojącego o wodzie. Cullen skinął, w kierunku statku rzecznego, który wyglądał jak coś, co powinno znajdować się na Missisipi. - Jest naprawdę ładny. Podobno możesz wynająć go na prywatne przyjęcia albo można wybrać się nim na trzygodzinną wycieczkę dookoła jeziora. Odbywa się tam dziś wieczorem wielki wieczór kawalerski. Darios zmusił mnie - 246 -

do przejrzenia listy gości, by sprawdzić czy rozpoznam któregokolwiek z nazwisk. Tempest uniosła brwi i trochę figlarnie się do niego uśmiechnęła. - Wieczór kawalerski? Kompletny ze striptizerką wyskakującą z tortu? Cullen roześmiał się. - Kto wie? - westchnął łagodnie. - Wiesz, miałaś rację o tym prowadzeniu nocą autobusów. Jestem zazwyczaj rannym ptaszkiem, ale po podróżowaniu przez całą noc, przysięgam, że nie mogłem się dziś obudzić. Gdy w końcu udało mi się wywlec siebie z łóżka, była godzina siódma, i każdy już się obudził. Nawet Julian. - Rozejrzał się upewniając się, że nikt nie był w wystarczającej odległości by ich podsłuchać. - Prawdę mówiąc, nawet podejrzewałem go o bycie wiadomo kim, ale zobaczyłem, go jak jadł obiad z Desari. Prawie kończyli, gdy wszedłem do pokoju stołowego. Sam obserwowałem, jak jadł. - Jak to może być? - Tempest domagała się wyjaśnień, w pełni świadoma tego, że Darios monitorował każde słowo rozmowy. - Podsłuchiwacz. - Możemy jeść. Po prostu usuwamy szkodliwe substancję ze swoich organizmów jak najszybciej. - Fu! - Tempest zepchnęła mentalny obraz i zawróciła swoją uwagę do Cullena. - Cały ten pomysł był trochę naciągany. - Widziałem wampira - warknął defensywnie Cullen. - Zobaczyłem, jak zabijał moją narzeczoną w San Francisco. To nie była jakaś iluzja. - Potarła uspokajająco swoją rękę po jego ramieniu. - Wiem, Cullen. Wierzę ci. Mówiłam o Desari. Ona jest tak słodka i dobra dla każdego. Dlaczego ktokolwiek mógł pomyśleć, że ona jest potworem, nie mogę sobie tego wyobrażać. - Nie wiadomo skąd Dayan i Barack nagle się pojawili, mimochodem ustawiając się po obu stronach Tempest, stawiając ich większe postury między Cullenem i nią. Ruch był nieznaczny, ale z pewnością usunęli jej rękę z ramienia Cullen. Tempest wydała przesadne westchnienie, w pełni świadoma, że dwaj Karpatianie zostali wysłane przez Dariosa, by ją odnaleźli. - Jesteś skunksem, wiesz? - Ale trudno było trzymać śmiech z dala od jej głosu; oczywiście powinna przewidzieć jego ruch. - Wiem, że nie musisz dotykać innego mężczyzny. Powiedziałem ci żebyś wracała do pokoju, gdzie wiem, że jesteś bezpieczna. - Szłam. - Nie tak szybko jakby mi odpowiadało.

- 247 -

Barack objął zaborczo ramię Tempest. Nie szczelnie, ale wiedziała, że nie może łamać jego uchwytu. To było wszystko, co mogła zrobić nie wybuchając śmiechem. - Zakładam, że Barack nie jest mężczyzną? - Cichy pomruk był jedyną odpowiedzią Dariosa na jej przekomarzanie się. Rozmyślnie uśmiechnęła się do Cullena. - Pomyślałam, że to może być niebezpieczne dla ciebie, być na otwartej przestrzeni jak ta. A co jeśli organizacja kogoś tu wysłała i zostałeś dostrzeżony? - Cullen wzruszył ramionami. - Mam nadzieję, że dostrzegę ich pierwszy. To jest najmniej co mogę robić w tych okolicznościach. Barack naciskał, powoli odciąganie ją od człowieka z powrotem w kierunku ich pokojów. - Darios pragnie byś była z Desari i Syndil, mała siostro. On jest bardzo uparty - Słyszał także warczenie. Dayan przeszedł płynnie do boku Cullena, uśmiechając się pogodnie do niego. - Darios jest samym diabłem jeśli idzie o tę kobietę. Bacznie jej pilnuje i ma ochronną skłonności połączone z dzikością. - Najwyraźniej wy wszyscy - odpowiedział Cullen. - To jest nasza sposób bycia. Więc jesteś skazanym na moje towarzystwo, kawalerze - Dayan odprowadził go w kierunku sali koncertowej. Darios zwrócił uwagą, że mają strzec Tuckera. On może nie był Karpatianinem, ale przestrzegł ich przed niebezpieczeństwem przy wielkim ryzyku dla swojego życia i Darios nie chciał pozwolić mu umierać. Dayan zrozumiał pewne uczucia Cullena. Człowiek rozpaczał po swojej utraconej miłości, poczuł się zupełnie sam, a Dayan dobrze znał to uczucie. Coraz bardziej gdy inni mogli odczuwać uczucia, ciemność rozprzestrzeniała się w nim, plama której nie mógł usunąć. Mógł dotknąć innych i przez moment czuć uczucia dzięki nim, ale to tylko zwiększyło jego własne jałowe istnienie, gdy wysuwał się z ich umysłów. Tempest szła wraz z Barackiem kipiąc ze złości, że Darios narzucił jego swoją wolę. Barack nie wydawał się zauważyć jej rozmyślnych, wolnych kroków, po prostu zabierał ją z sobą do pokoju przeznaczyło dla Desari. Obszedł ją dookoła i otworzył drzwi, wszystko prócz wepchnięcia jej do środka. Spiorunowała go wzrokiem. - Wiesz co, Barack, mogłeś wziąć jakieś lekcje manier.

- 248 -

- Prawdopodobnie tak - zgodził się łagodnie - ale przecież, mogłabyś wziąć kilka lekcji posłuszeństwa. Syndil zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. - Ten mężczyzna jest całkowitym brutalem. Nie wiem skąd wziął pomysł, że może nagle nam szefować, ale przysięgam, że kręcił się koło Dariosa zbyt długo. Z drugiej strony drzwi, usłyszały kpiący śmiech Baracka. Syndil rzucił swoim butem w drzwi. - Idiota! - Rzuciła się na krzesło i spiorunowała wzrokiem Desari. - Jak znosisz Juliana? - Nie łatwo - przyznała się Desari. - Gdy wymyka się spod kontroli, obchodzę go dookoła. To jest znacznie łatwiejsze niż zderzanie się z nim głową. - Bardzo bym chciała uderzyć Barack w głowie - powiedziała Syndil. Powinnaś to usłyszeć. On myśli, że może właśnie zarządzać mną w kółko, ponieważ był idiotą i związał nas razem. Desari zaśmiał się łagodnie. - Nie mógłby związać cię gdybyś nie była jego prawdziwą życiową partnerką, Syndil. Wiesz to bardzo dobrze. - Wiem, że spędził wieki w pościeli innych kobiet. Kto by go pragnął? Smutnym tonem cisnęła swój drugi but pod drzwi, chcąc by drewniany panel był jego głową. - I powinnaś go słyszeć, gdy ciągle mówił o moim flirtowaniu i o mężczyznach pragnących mnie. Mówię ci, Desari, on możecie rzucać się do jeziora. - Nie złożył swojego ostatecznego żądania - zauważyła Desari. Gdyby Barack kochał się z Syndil, wszyscy wiedzieliby o tym natychmiast, jak było z Dariosem zgłaszającego roszczenie do Tempest. - Odmówiłam mu. - Syndil spuściła wzrok pod swoimi rękami, nagle zalewając się łzami. - Był z tyloma. Ja byłam z jednym, byłam z Savonem i to był gwałt. To było okropne i to bolało. Nie mogłam ryzykować. Prawie chciałam, ale nie ośmieliłam się. Gdybym nie mogła zmusić się do zaakceptowania go pod tym względem… Desari okrążył ją swoje ramieniem, przyciągając bliski. - Oh, Syndil, to nie byłoby w ten sposób. Powinieneś dzielić swój strach z Barackiem. Syndil potrząsnął swoją głową w niepokoju. - Nie mogę. Zamknęłam swój umysł przed nim. Tempest splotła swoje palce z Syndil. - 249 -

- Savon popełnił brutalne przestępstwo przeciwko tobie, Syndil. Gdy jesteś z kimś, kto cię kocha, on pieczołowicie stara ci się zapewnić przyjemność, nade wszystko. Jeśli Barack cię kocha i chce być z zawsze z tobą, potraktowałby cię łagodnie. - A co jeśli go nie zadowolę? A co jeśli nie mogę robić tego czego chce? Myślała o tym, pragnę go, ale przecież wspomnienia przychodzą i nie sądzę bym mogła znieść jego ręce albo jego ciało na mnie - Syndil wyjaśnił żałośnie. Zabrzmiała jakby jej serce było złamane. Desari pogłaskała jej włosy. - Życiowy partner kryje się w umyśle jak również sercu i duszy. Zobaczyłby twoje potrzeb, pomagając ci pokonywać strachy przed nim. Musisz dać sobie szansę na szczęście, Syndil. To co zrobił Savon nie powinno niszczyć tak twojego życia jak i Baracka. Pamiętaj, że co przytrafiło się tobie, zdarzyło się i jemu. - Dlaczego oni muszą sprawiać, że to jest tak trudne dla nas? - zapytała Tempest. - Oni zachowują się jakbyśmy powinny przebywać w klasztorze żeńskim, gdy nie jesteśmy z nimi. - Oni mają stare wartości, Rusti - powiedziała Desari. - Przecież, urodzili się wieki temu. I jest tak niewiele karpatiańskich kobiet. Naprawdę nie możesz obarczać ich winą za chcenie chronić nas. - Nigdy się nie dostosuje - powiedziała smutno Tempoest. - Nawet jeśli przekonam Dariosa do przemienienia mnie, wiem, że nigdy nie będę mogła postępować w sposób w jaki będzie mówi, co mam robić. - Jej uczucia dla Dariosa narastały w zastraszającym tempie, wijąc się w głąb jej serce i duszy, aby zobaczyła go ze wszystkimi ponurymi wspomnieniami o nim, aby zobaczyła go jako człowieka jakim naprawdę był. Musiała go kochać i chronić go w ten sam sposób w jaki on potrzebował ją kochać i chronić. Syndil i Desari wymieniły długie spojrzenie. - Poprosiłeś Dariosa by cię przemienił? - zapytała, wstrząśnięta Desari. Tempest wzruszyła ramionami. - On tego nie zrobi. Mówi, że to jest niebezpieczne, to prawda? Ktoś to wie? - Zapytałam Juliana - powiedziała z zapałem Desari. - Powiedział, że musisz mieć jakąś paranormalną umiejętność. Inaczej, jako człowiek, nie mogłabyś być życiową partnerką Dariosa. I uwierz mi, Rusti, to jest raczej oczywiste, że jesteś jego prawdziwą życiową partnerką. Nigdy nie widziałam mojego brata w takim stanie.

- 250 -

- Nie mam jakiejkolwiek paranormalnej umiejętności - zaprotestowała Tempest, wyglądając na zdezorientowaną. - Ja naprawdę nie mam. - Oczywiście ze masz - powiedziała Syndil. - Porozumiewasz się ze zwierzętami. - Oh, to. - Tempest wzruszyła ramionami. - To nic specjalnego. - To jest to co umożliwia ci rozumienie drapieżnego charakteru Dariosa wyjaśniła Desari, podekscytowana. - Przemiana może się powieść. Po prostu wiem, że tak. - A jeśli nie? - doprowadziła Tempest. Desari gryzła nerwowo swoją dolną wargę, jej wzrok uciekł od Tempest. - Mogłabyś stać się obłąkaną wampirzycą i musielibyśmy cię zniszczyć. Nastała krótka cisza. - Obłąkana wampirzyca - Tempest powiedziała sarkastycznie. - Nic dziwnego, że Darios nie chce zaryzykować. - Pochyliła się by spotkać wzrok Desari. - Co jeszcze ukrywasz przede mną? Desari rzuciła okiem na Syndil, która kiwnęła głową. - Julian mówi, że proces konwersji jest bardzo bolesny. Tempest przeczesała swoje rozsypane wokół twarzy włosy. - Oh, tak, będę cierpieć. Wiedziałaś o tym wszystkim, gdy pierwszy raz poruszyłaś ten temat? Chciałaś bym myślała o tym, prawda? Desari wyglądała na winną. - Przepraszam, Rusti. To tylko dlatego, że kocham mojego brata, i mogę widzieć w nim gotowe tendencje. Nigdy nie wymigałby się od swoich obowiązków. Chociaż jego siła się zmniejsza, on będzie kontynuować walkę z tymi, którzy nam grożą. Myślałam o nim, nie o tobie. Proszę cię o wybaczenie. - Darios był wściekły na nas obie - przyznała Syndil. - Nie podniósł swojego głosu - on nie musiał - ale zatrząsł się z gniewu. Tempest przemierzyła kawałek pokoju. - Jakiego rodzaju ból? Powódź wyrzutów sumienia prześliznęła się przez Desari. Jak bardzo chciała by jej brat żył, będzie wściekły za tę rozmowę, na Syndil i Desari za użycie uczuć Tempest do Dariosa by ją przekonać. - Nie możesz sobie żartować. - podskoczyła Desari i złapała ją za ramiona. - To był błąd, że zasugerowałam taką rzecz. To jest sprzeczne z pragnieniami Dariosa. Powiedział mi, że podejmuje decyzję by dożyć twoich lat i umierać z tobą, i nie będzie tego żałował. Muszę akceptować jego wolę, pomimo tego, że to jest trudne. - 251 -

Syndil kiwnęła głową. - Darios mówi, że kobieta nie powinna musieć narazić swoje życie dla mężczyzny. - Spuściła wzrok na swoje palce, pamiętając reprymendy Dariosa. Powiedział, że to jest wystarczająco złe, że pozbawił cię wyboru twojego starego stylu życia, i nie nigdy chciał narażać twojego życia. - W jej oczach był ból, gdy podniosła je by spojrzeć na Tempest. - Nie powinniśmy kontynuować dyskusji o tym. - Ale przecież, to naprawdę nie jest jego ryzyko albo jego decyzja łagodnie zapytała Tempest. - Mam takie samo prawo martwić się o jego zdrowie i dobro. - To jest obowiązek mężczyzny by dopilnować, aby jego życiowa partnerka była zdrowa i szczęśliwa - wskazała Desari. - On nie może robić nic innego. - Moje szczęście - powtórzyła łagodnie Tempest, prawie do siebie. Odgłos pukania na drzwiach sprawiony, że jej serce podskoczyło. W środku rozważała ich rewelacje. Czy mogłaby to zrobić? Zaryzykować? Miała ten rodzaj odwagi? Słowo obłąkana wampirzyca nie wyczarowało ładnego obrazu. Wcale nie podobał jej się dźwięk tego słowa. Ale myśl o tym, że Dariosa traci jego wielką siłę, starzejącego się, gdy nie musi bardzo ciężyła jej na sercu. Czy uwierzyła w bajkę? Darios może sądzić, że postarzeje się z nią, ale może szybko znudzić się nią jak często zrobili mężczyźni z ich kobietami. Żaden mężczyzna naprawdę nie mógł poświęcić się dla jednej kobiety przez wieki. Na pewno nie dla wieczności. Była samotnicą. Samotnikiem z natury. Ale myśl o wieczności w samotności, nie podobała jej się. Tempest nie myślała o zachowywaniu się w jeden określony sposób przez całe życie, ale ciągle i ciągle nie brzmiało aż tak wspaniale. A jeszcze była sprawa krwi. Tempest zrobiła minę. Wysysając krew z czyjejś szyja było obrzydliwym pomysłem. - Dziecino, myślisz o najbardziej przygnębiających rzeczach. Po prostu usuń całą tą myśl ze swojej głowy. Nie będę się z tobą nudził, a ty nie będziesz nigdy musiała ssać krwi kogokolwiek. Ja jednakże, będę mieć przyjemność ssania twojej szyi i innych części twojej anatomii tak często jak to możliwie. Po tym jak uduszę moje dwie młodsze siostry, wszystko będzie świetne. - Nie musisz ich dusić. To ja je zapytałam. - Nie zostawię cię, moja miłości. - Jego głos był miękką pieszczotą, ale przyniósł całkowite przekonanie. Tak jak ich umysły były połączone, najwyraźniej mogła zobaczyć jego myśli, jego przekonanie, nawet jego - 252 -

wspomnienia z czasu zanim ją spotkał. Cześć być ponurym, jałowym istnieniem. Była jego światem, zawsze byłaby jego światem. Wierzyła w to skrycie. - Muszę znaleźć odwagę - szepnęła głośno do siebie. Desari oparła się o nią. - Jesteś naszą siostrą, ukochaną. To co dałaś Dariosowi już jest wykazaniem się wielką odwagą, tylko dziel bycie z nim. Nie pozwól nam sprawiać, że się przejmiesz. Darios wybrał. Więc niech tak będzie. - I myślisz, że to uwolni cię z odpowiedzialności sprawienia, że moja życiowa partnerka się mnie boi, młodsza siostro? - domagał się Darios. Desari potrząsnął swoją głową jakby mógł ją zobaczyć. Pukanie nadeszło jeszcze raz, dając znak, że to był czas na wyjście zespołu na scenę. - Chodź z nami Rusti - zaprosiła. Tempest cofnęła się, nagle nieśmiały. Nigdy nie lubiła tłumów i z pewnością wolała być anonimowa. - Będę słuchać z daleka. Życzę wam obu szczęścia. Syndil pojawiała się z zespołem po raz pierwszy od traumy gwałtu na niej. Na zewnątrz w sali czekali, Barack i Dayan wraz z kilkoma ochroniarzami i personelem, by eskortować je na scenę. Julian i Darios byli przy wejściach. Ochrona pozostanie tam na czas trwania koncertu i była mała szansa dla patronów by spacerowali po widowni niezauważeni. Tempest podążyła za zespołem w niewielkiej odległości, rozglądając się za Dariosem. Gdy nie mogła go znaleźć, została tuż za drzwiami i słuchała. Ryk szału poszedł w górę, dając znak, że Desari była na scenie. Zespół zaczął wolną, nastrojową balladę, szczególnie dostosowaną do pięknego głosu Desari. To zgromadziło pełną salę i rozlewało się marzycielsko, erotycznie i mistycznie. Tempest z nabożnymi dotknęła drzwi palcami. Nikt nie miał głosu jak Desari. Raz usłyszanego nie można było zapomnieć. To przywołało marzenia, fantazje, przywoływało intensywne uczucia we wszystkim, co wysłuchała. Tempest poczuła nagły przypływ dumy z niej. Jakoś została częścią ich wszystkich. Zaakceptowana. Szanowana. Członkiem ich dziwnej rodziny. Cullen śpieszył się, oczywiście bez tchu, jego serce biło na tyle głośno, że Tempest je usłyszała. - Gdzie on jest? Gdzie Darios? - Przy wyjściu na balkonie, tak sądzę - odpowiedziała. - Statek rzeczny z przyjęciem. Wieczór kawalerski. Zobaczyłem wśród pasażerów, jak Brady Grand wchodził na pokład łodzi, ale nie myślę, że tam - 253 -

zostanie. Jeśli jest jednym z tych którzy zarezerwowali tę łódź, to w takim razie to pułapka. Ma tu załogę. - Kim jest Brady Grand? - Tempest szła wraz z Cullenem, ponieważ śpieszył się w kierunku schodów, gdzie mógł znaleźć Dariosa. - On jest kimś, kogo nie chcesz spotkać. Kieruje organizacją tu na wybrzeżu zachodnim. Cholera, gdzie jest Darios? - Cullen zaczął wspinać się na piętro, ale został zatrzymany przez umundurowanego strażnika. Wskazał niecierpliwie na swoją plakietkę i przecisnął się obok człowieka. Tempest skręciła i pobiegła do drzwi, pędząc na zewnątrz, biegnąc wokół budynku w kierunku przystani. Statek rzeczny wciąż był przywiązany w doku. Ludzie śmiali się i potrącali siebie, gdy przykładali trap łodzi do pomostu. Nie miała dokładnie pojęcia czego szukała. Dla niej wszyscy wyglądali jak normalni balowicze. Stanęła bardzo spokojnie, próbując zobaczyć co tak terkotało, tak drażniąco, wstrząsało. Hulaki kontynuowali opuszczanie łódź, dużo wulgarnie żartowali, dużo żartobliwego popychania sie i posuwali się dalej. Większość z mężczyzn wyglądała jakby długo się bawili zanim tu przybyli. Potrząsnęła swoją głową i ruszyła się z krzaków w kierunku sklepu na przystani. Prawie od razu poczuła, jak ostry przedmiot szarpie ją za plecy. Myśląc, że to była gałąź, zaczęła się obracać. Zobaczyła, jak niewyraźna plama atakowała jej głowę, nic co mogła zidentyfikować ale nie miała szans na wyciągnięcie jej ramionom w górę by się ochronić. Cokolwiek, to był rozbiło się o je głowę, tak mocno, że upadała. Wewnątrz budynku Darios zamarł w miejscu. Żaden mięsień się nie poruszył. Tak jakby przestał oddychać. A potem się ruszył, o wiele za szybko dla ludzkiego oka by mogło go zobaczyć. Wyrwał się z budynku, bestia ryczała o uwolnienie. Poczuł, jak stawała się silniejsza i bardziej śmiertelna. Pozwolił by to go pochłonęło, sięgając tego, tak, że kruche pozory cywilizacji odeszły. Wściekły drapieżnik zerwał się z uwięzi, i nie było jednego strzępu łaski w jego duszy. - Tempest. - Jej imię było szeptem zdrowia psychicznego w jego rozumie, jedyną rzeczą powstrzymującą go przed oszalała wściekłością. Nie mógł zabić każdego, kto przeszedł przez jego drogę. Musiał pozostać skupiony. Została zabrana od niego. Ale ponieważ nie odpowiedziała, na jego wezwanie nie znaczyło to, że była stracona dla niego na wieczność. Wiedziałby gdyby nie żyła. Jego dusza wiedziałaby. Nie, ogłuszyli ją w jakiś sposób, uniemożliwiając, jego umysłowi sięgnąć do niej. Założyli przynętę z pułapką i w jego arogancji,

- 254 -

wpadł w nią. Myśląc, że Desari jest najważniejszym celem, skoncentrował swoją ochronę na niej. Cullen od samego początku miał rację. Chcieli Tempest. - Julian, zabrali Tempest. Zostań i chroń Desari i Syndil. Zaalarmuj Dayana i Baracka. Ja idę za nią. - To jest pułapka. - Oczywiście, że to pułapka. Dlaczego złapaliby ją, gdy byliśmy tu wszyscy? Oni użyją jej jako przynęty. Pójdę. Darios ruszył prędko z dala od tłumów, potrzebując więcej pustych przestrzeni. Wysłał wiadomość w nocy, wysłać wiatr szukający jego odpowiedzi. To przyniosło zapach jego ofiary, ostry i gryzący, do jego nozdrzy. Darios wzbił się w niebo, jednocześnie zmieniając kształt, jego ciało stawało się uskrzydlonym nocnym łowcą. Pod sobą zobaczył krętą wstążkę drogi publicznej, samochód pędził w stronie górskiej drogi. Zabierali ją gdzieś blisko. Prowadząc go do pułapki. Darios gwałtownie spadał prosto w dół, przemykanie przez niebo w kierunku przedniej szyby samochodu, jego olbrzymia rozpiętość skrzydeł była rozłożona szeroko. Ptak całkowicie zasłonił szybę i kierowca krzycząc instynktownie zrobił unik. W ostatniej chwili Darios zatrzymał się i zniknął jakby nigdy go nie było. Samochód gwałtownie skręcił, lekkomyślnie zarzucając niebezpiecznie blisko klifu. Samochód gwałtownie obrócił się, uderzając w ziemię i kamienie, odbijając się daleko, z następnie ślizgał się przez kilka stóp zanim kierowcą mógł odzyskać kontrolę nad pojazdem. Brady Grand przeklinając chwycił siedzenie przed nim. - Co do diabła robisz, Martin? Prawie się rozbiliśmy. Zwolnij jeśli musisz. Wallace mówi, że ma być żywa. Potrzebujemy informacji, a jedyny sposobu by zwabić jednego z nich do nas istnieje tylko dzięki kobiecie. - Nie widziałeś tego? - Martin starł pot z twarzy. - To była sowa. Największa cholerna sowa jaka kiedykolwiek widziałem. - Nic tam nie było - warknął Brady. - Jesteś tylko tchórzem. Wszystko co masz zrobić to prowadzić. - Brady zaczesał do tyłu miedzianozłote włosy spadające na twarz Tempest, tak by mógł zbadać paskudny ślad, gdzie Martin uderzył ją gumową pałką. - Uderzyłeś ją cholernie mocno. Ona krwawi jak zarzynana świnia. Podmuch wiatru sięgnął boku samochodu, zdmuchując ich o kilka cali na drugą jezdnie. Przed nich złowieszcze czarne chmury zebrały się niewiadomo skąd. Żyły pioruna szły zygzakiem z chmury do chmury. Grzmot rozbijał się tak

- 255 -

głośno, ze wstrząsnęło to samochodem. Martin zrobił unik jeszcze raz i przeklął głośno. - To wymyka się spod kontroli, Brady. Mówię ci, to jest jakiś rodzaj ostrzeżenia. Jeśli coś to wywołuje, to nie chcę tego wyzywać. Niech oni ją przejmą. Samochód zwolnił, zjeżdżając na pobocze drogi. Brady uderzył Martina mocno plecy. - Jedź! Tego chcemy. On pojedzie za nami. Mamy truciznę, która sprawi że będzie bezsilny. My faktycznie pojmiemy jednego z nich. Tylko prowadź ten cholerny samochód. Chmura, czarna i złowieszcza, wlewała się do samochodu przez tylne okno, które zostało otwarte na cal. Wpływała, rozprzestrzeniając ciemną parę, która przesłoniła całą widoczność. Brady złapał kobietę, ale poczuł, jak coś szarpało ją z dala od niego. - Nie ma mowy! Zabiję ją! - Szarpnął po swoją broń kierując ją i pociągnął za spust tak szybko jak mógł. Było za późno. Para zakręciła się wokół jego gardła i zaciskała się mocniej i mocniej. Poczuł jak zsuwa się na podłogę i spróbował wycelować bronią w jej głowę, jeszcze raz pociągając za spust, przeklinając gdy to robił. Pogłos strzałów był głośny w małych, ograniczonych granicach samochodu. - Myślałeś, że możesz zabrać moją kobietę ode mnie - powiedział łagodnie Darios. Jadowita czarna para nagle stałą się rzeczywista, jak solidna pętla, dusząc, zaciskała się głęboko na gardle Bradyego, tnąc ciało tak, że jego krew popłynęła jak rzeka w dół jego szyi by przesiąknąć jego nieskazitelną czystą białą koszulę. Wciąż przeklinał gdy umierał. Darios warknął cicho gdy smród prochu ulatywał przez okno a czarna chmura wolno się scalała. Krew ociekała z jego lewego uda, a inna kula uderzyła w bok jego biodra, gdy rozciągnął swoje ciało nad Tempest chroniąc ją. Nie ruszała się i śmiertelnie go to przeraziło. Kierowca nie żył. Grand postrzelił go dzikim gradem kul. Delikatnie, ostrożnie, wyciągnął nieruchome ciało Tempest z poplamionego krwią samochodu. Brał mocno w karby jego własny ból, poświęcając trochę czasu by zbadać każdy cal jej zanim wzniósł się ku niebu. Kropelki krwi pryskały na ziemię, gdy leciał, mieszając się z glebą. Zabrał ją do jaskini.

- 256 -

- Jeden z was musi zająć się samochodem. Musi zostać zniszczony, a następnie musimy dostać szefa organizacji, który kontynuuj polowania na Desari i na nas. Nie możemy podejmować jakichkolwiek dalszego ryzyka z nimi, Julian. Oni muszą mieć blisko kryjówkę. - Jesteś ranny. Przyjdę do ciebie i ci pomogę. - Nie zostawiaj kobiet chyba, że jest to bezpieczne. - Głos Dariosa trzymał twardą władzę. Wiedział, że Julian jest przeciwieństwem innych. Oni byli przyzwyczajeni do postępowania zgodnie z jego poleceniami, podczas gdy Julian długo był samotnikiem, nie odpowiadającym przed nikim tylko w rzadkich okazjach, gdy miał kontakt z jego Księciem albo Mrocznym, uzdrowicielem ich ludzi. Julian wybierał zawsze jego własną drogę. Chciał prawdopodobnie zignorować Dariosa i przychylić się do pragnień Desari by pomógł jej bratu. Darios wypuścił swój oddech wolno, przyznając, że Julian podejmie jego własną decyzje. - Nie mogę chronić ich Tym razem, i liczę na ciebie. Gdy tylko koncert się skończy, wyślij ich gdzieś, gdzie jest bezpiecznie, wszyscy razem spotykacie się ze mną pozbywając się tego drapieżnika. Nastała krótka cisza. - Jesteś bezpieczny? - Jestem. - Darios był niepewny czy powiedział prawdę. Nie był w pełni sił i stracił dużo krwi. Zwykle natychmiast zamknąłby swoje serce i płuca zachowując cenny płyn do czasu, gdy jego krewni przybędą by zadbać o niego. Ale nie poświęci czasu dla luksusu zrobienia tego teraz. Tempest została rana. Tempest poruszyła się i jęknęła cicho, podnosząc drżącą rękę do nacięcia na jej głowie. - Oj. - Jej długie rzęsy zadrgały, uniosły się i uśmiechnęły się do niego. Wiedziałam, że przyjdziesz, Darios, ale dostałam piekielny cios w głowę. Pochylił się do niej i przycisnął mokrą szmatkę do jej głowy. - Zamknij oczy, kochanie i leż spokojnie, bym mógł zobaczyć co mogę z tym zrobić. - Chcieli byś za nimi podążył, prawda? - mruknęła, jej rzęsy opadły. Było jej niedobrze. - Masz niewielkie wstrząśnienie mózgu, Tempest. - Darios wiedział, że jego głos odzwierciedla jego znużenie. Było nie możliwe utrzymać jego ból w ryzach przy jego ubywających siłach, choć przez momentem. Na szczęście, nie była wystarczająco zdrowa, by zauważyć jego rany. Zgarnął garście żyznej gleby, mieszając ją z jego leczniczą śliną, i obłożył ziejące dziury w jego ciele.

- 257 -

Darios wysłał sobie szukając poza jego własnym ciałem i wchodząc w jej. To było trudne by skupić się całkowicie jak musiał, podczas gdy jego wielka siła i energia odpływały. Spróbował zwolnić bicie swojego serca, aby zwolnić upływ krwi, mając nadzieję poświęcić sobie więcej czasu. Mógł poczuć jej strach, bijący i pulsujący bólu w jej głowie. Straciła krew, ale nie pokaźną ilość do jakich doprowadzają często obrażenia głowy. Nie potrzebowała wymiany. Sprawdził stłuczenie, drobiazgowo pracował nad leczeniem jego wewnątrz jej czaszki, a następnie na zewnątrz do czasu, gdy rana została zamknięta. Zabrał jej ból głowy i wycofał się, gwałtownie upadając ze znużeniem na podłogę jaskini. Przez dłuższy czas słychać było tylko dźwięk bicia ich serc. Tempest leżała pływając w pewnego rodzaju marzycielskim stanie. Po jakimś czasie uświadomiła sobie różnice w rytmach ich serc. Zawsze biły tak samo, gdy byli blisko siebie, ale teraz jego serce wydawało się wolniejsze, prawie się jąkając. Tempest siłą obudziła się. Przewróciła się wolno, kierując głowie w kierunku Dariosa i ku jej przerażeniu, znalazła go osuniętego w niewygodnej pozycji przy głazie, jego skóra była mocno pociągnięta ponad jego czaszką, jego twarz była szara i pokryta szkarłatnymi koralikami krwi. Sapiąc w alarmie, podniosła się na kolanach, sięgając go. Jego koszula i spodnie zostały zmoczone krwią. - Mój Boże, Darios! - szepnęła, przerażona. Nie było żadnej odpowiedzi. Sięgnęła po jego nadgarstek sprawdzając jego tętno, uznała, że jest nitkowate i słabe. Tempest wiedziała natychmiast, że zadbał o jej potrzeb przed jego własnymi. Był nieprzytomny. Stracił zbyt dużo krwi. Obawiała się, że umrze. Utknęli głęboko w ziemi. Nie było żadnej drogi, którą mogłaby wyciągnąć jego ciało z jaskini i pomóc na czas. Tempest narzucała sobie by nie panikować. Nie był człowiekiem. Co mogłaby zrobić by przywrócić mu przytomność tym co miała pod ręką? Nie miała żadnej drogi komunikacji z innymi. Prywatnej ścieżki mentalnej, którą rodzina używała tylko między sobą. Zauważyła, że obłożył ziemią swoje rany. Próbował powstrzymać krwawienie używające bogactwa ziemi. Szybko obejrzała się, szukając gleby o której mówił, że jest napełniona minerałami i leczniczymi składnikami. Wymieszała nową mieszankę i rozłożyła na ranach. - Darios, powiedz mi co robić - szepnęła, czując się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Przygładzając włosy na jego czole łagodnymi palcami, poczuła jak jej serce przewraca się na drugą stronę, a następnie zaczęło bić. Jakoś zakochała się w nim. Nie był człowiekiem. Był apodyktyczny i - 258 -

dominujący. Prawdopodobnie nie mieli najmniejszych szans, aby to wyszło, ale nie chciała go zawieść. Jakoś przez krótki czas byli razem, Darios stał się jej drugą połową, co ważniejsze znaczył dla niej więcej niż własne życie. Dzielił z nią swoje życie i wspomnienia; śmiał się z nią, opiekował się jej urazami przed własnymi. Pokazał jej na tysiąc sposobów, że ją kocha. Pomimo jego aroganckich sposobów, dbał o nią, gotował dla niej, dostrzegał jej każdą potrzebę. Czuła jego miłość. Co ważniejsze, przez jego wspomnienia, gdy ich umysły były połączone, dostrzegła jego wielkość. I wiedziała całkowicie, że chce postarzeć się i umrzeć z nią. Tak więc, nie miała zamiaru go stracić. Tempest ułożyła go na podłodze, więc było mu bardziej wygodnie. Niebyło w pobliżu nikogo innego kto mógł dać mu tę jedną rzecz, której potrzebował najbardziej. Więc wyciągnęła się przy nim, obracając się tak aby jej głowa spoczywała na jego ramieniu. - Umowa jest taka, mój kochany - szepnęła. - Weźmiesz tyle mojej krwi, ile potrzebujesz by się wyleczyć. Jeśli to zadziała, obudzisz się i uratujesz moje życie. Przy odrobinie szczęścia nie dostanę obłędu. - Zrobiła minę. - Ja naprawdę nie chcę być szalona. Tak właśnie zróbmy to i nie myślmy o tym zbyt wiele. Dobrze? To jest moja decyzja. - Oparła się do niego i musnęła swoimi ustami jego szyi. - Rozumiesz, Darios? To jest moja decyzja, moja wolna wola. Chcę robić to dla ciebie. Weź moją krew. Ofiaruję Ci swoje życie. Myślę, że jesteś wielkim człowiekiem i jesteś tego wart. Wyciągnęła scyzoryk ze swoich dżinsów i mocno przygryzła swoje wargę, rozcinając okropne nacięcie w swoim nadgarstku, natychmiast przyciskając je do jego ust. - Pij, miłość. Pij dla nas obojga. Przeżyjemy razem albo umieramy. Mówiła poważnie. Nie było żadnych wątpliwości, żadnego żalu, ale bolało jak cholera. Początkowo poczuła jak jej krew płynie do jego ust! Sama, ale potem poruszył się z trudem, podnosząc swoją rękę w górę, by złapać jej nadgarstek, przyciskając go mocno do siebie. Jego wargi poruszyły się, wciągając cenną ciecz do jego osłabionego ciała, bezmyślny, w ślepym instynkcie przetrwania. Tempest zamknęła swoje oczy, pozwalając zapadającej ciemność by uniosła ją daleko.

- 259 -

ROZDZIAŁ 17 Woda kapała wolno z sufitu jaskini i przesączyła się ze ścian, zbierając się w basenach kąpielowych wzdłuż podłogi. To łączyło się z żyzną czerwoną glebą, sprawiając, że wyglądała jak krew leżąca w kałużach na parującej powierzchni. Gdzieś daleko kamień odpadł, brzęcząc o inne głazy. A następnie ponownie nastała cisza. Darios uświadomił sobie, że leży na ziemi, jego ciało było ciężkie i nieporęczne. Głód był surowy, miał otwartą ranę w brzuchu. Wiedział o bólu; wydawał się pływać w jego morzu. Coś trzymało jego ramię, przyciskając go do ziemi, ale nie miał pojęcia co się zdarzyło albo gdzie był. Obrócił powoli swoją głowę, wstrząśnięty tym jak trudny było mu to zrobić. Jego umysł wydawał się być zmącony, działał wolno. Zabrało moment jego oczom by się skupić. Gdy to robił, ręka przykrywająca jego usta opadła bezwładnie na jego klatkę piersiową. Okrzyk bólu i strach wyrwał się z jego duszy. Rozbrzmiewał echem w jaskini wciąż i wciąż, dręczący i głęboki, odbijając się echem po niebiosa. Darios złapał nadgarstek Tempest i pośpiesznie zamknął straszną otwartą ranę, która uratowała jego życie. - Dziecinko, dziecinko, co zrobiłaś? - Przyciągnął ją bliżej, jego ręka opadła nad jej jąkającym się sercem. Pracowała nad oddechem, jej serce pracowało zbyt mocno. Upływ krwi był śmiertelny. Tempest była umierająca. Bez wahania, rozdarł ranę w swoim nadgarstku i przycisnął go do jej ust. Niewielka ilość jego krwi utrzyma ją przy życiu do czasu, gdy nie miał okazję pożywić się i dostarczać jej transfuzji. Jego umysł był pusty. Była tylko litania modlitwy. Nie mogła umrzeć. Nigdy jej nie puści. Nie mogła umrzeć. Przysiągł to sobie, na Boga. Uśpił ją, rozkazując jej przeżyć, wmuszając rozkaz do jej mózgu, jego wolę była silną jak żelazo. Wyraźnie zaznaczył, by nie ośmieliła się mu przeciwstawiać w tym. Gdy będzie zdolny, zostawi ją, wzbije się w niebo by zapolować. Nie był wymagający co do ofiary; żywił się szybko i żarłocznie, bezlitośnie upuszczając swoje ofiary jedną po drugiej na ziemię zanim mógł zabić, jego umysł napełniony był tylko jego potrzebą by wrócić do Tempest. To nie miało już dla niego znaczenie, czy ktoś inny przeżyje czy umrze. Było tylko miejsce dla niej. Jego całkowita wola była skierowana na to by mógł trzymać ją w ramionach będąc z nią w ziemi. - 260 -

Tym razem, z jego odnowioną siłą, wciągnął ją w swoje ramiona, układając ją ostrożnie na swojej klatce piersiowej, i rozcinając cięciem swoją pierś nad sercem. Żywił ją z miłością, upewniając się, że wzięła dość by przeżyć. Gdy jej ciało zaczęło odpowiadać na wartości odżywcze, próbowała od niego odejść. Darios jedynie przyciągną ją bliżej, trzymając ją mocniej w ramionach. Będzie mu posłuszna. To było wszystko, czego chciał. Dał jej dużo więcej wolność niż kiedykolwiek mógł pomyśleć, że było to możliwe, nawet gdy mógł wywołać swoje posłuszeństwo, ale teraz nie dał jej żadnego wyboru. To było dla jej życia, dla jego duszy. Gdyby umarła, on będzie potępiony. Nigdy nie wyszedłby cicho na słońce. Wyładowałby zemstę na świecie, taką jakiej nigdy nie widział. Rozmyślnie wybrałby ten sposób by dobrać się do tych, którzy zabraliby ją od niego. Gdy Darios był pewny, że była całkowicie odnowiona, łagodnie włożył swoją rękę między jej otwarte usta a jego klatką piersiową, zamykając szarpaną ranę, i położyć ją. Musiałby oczyścić krew ich obojga zanim się obudzi. Zamknął swoje oczy, idąc wewnątrz swojego ciała, naprawiając uszkodzenia od wewnątrz na zewnątrz. Rana na jego biodrze była nieprzyjemna, kula roztrzaskała jego kość i wywołała więcej urazu niż by mu się to podobało. Rana uda była łatwiejsza do naprawienia; mógł ustawić wszystko w szeregu i zamknąć wszystkie żyły i tętnice bez dużego wysiłku. Nawet wymoczył się w parującym basenie kąpielowym zanim zmienił opatrunki na swoich ranach. Tym razem zmieszał zioła z glebą i śliną. Tempest zaczęła kręcić się niespokojnie. Darios poszedł do niej natychmiast, kładąc się przy niej i okrążając jej ramiona swoimi, przyciągając ją tak, że mogła oprzeć swoją głowę na jej klatce piersiowej. Jej długie rzęsy dygotały, ale nie uniosła ich. Darios odnalazł owal jej policzka i przesunął swoją dłoń ponad jej gardłem by poczuć, jak bije jej tętno. - Obudź się, kochanie. Potrzebuję, abyś otworzyła oczy - nakłaniał łagodnie. - Pierwsza o tym pomyślałam - odpowiedziała zmęczonym głosem. - Myślałaś? - powtórzył. - Zabrałaś mi wiek życia i myślałaś zanim otworzyłaś oczy? - Powiedz mi jak wyglądam na pierwszy rzut oka. - Jej głos był zaledwie nicią dźwięku. - Nie mówisz z sensem. - Jego głos był jak czarna, aksamitna pieszczota. - Czy moje zęby urosły? Wyglądam jak wiedźma? Nie czuję się doprowadzona do obłędu, ale nigdy nie wiadomo. - Jej rzęsy uniosły się i rzuciła - 261 -

okiem w górę na niego, śmiech czaił się w głębi jej zielonych oczu. - Ja mogłabym być… wiesz. - Mogłabyś co? - Była taka piękna, że skradła mu oddech. - Być szalona. Nie słuchasz? Po wszystkim, zdecydowałam się na życie, wysysając krew z szyj mężczyzn. - Z szyj mężczyzn? - Mógł znowu oddychać, naprawdę oddychać. To było bezpiecznie pozwolić jego sercu ponownie bić. - Ty nigdy nie będziesz, w żadnym momencie, nie będziesz ssać szyi żadnego mężczyzny, chyba, że oczywiście zdarzy się, że będzie to moja szyja. Jestem zazdrosnym człowiekiem, dziecinko, bardzo zazdrosny mężczyzną. - Dlaczego nie mam ochotę pić krwi? Nie powinnam mieć łaknienia? Przechyliła głowie, by spojrzeć w górę na niego. Jego kolor powrócił, jego ubranie ponownie było nieskazitelne. Jak on to robił? Choć tak naprawdę jej to nie obchodziło. Była tak zmęczona, że chciała tylko spać. - Ja wciąż nie lubię zamkniętych przestrzeni. Pomyślałam, że mogę budzić się z chęcią wiszenia do góry nogami jak nietoperz albo coś podobnego - dokuczała. Złapał nutę zmartwienia, tą którą rozpaczliwie próbowała ukryć przed nim. Jego palce wplątały się w jej włosach w przynoszącym ulgę masażu. - Przejdziemy przez to, Tempest. Nie mogę uwierzyć, że podjęłaś takie ryzyko, ryzykując swoim życiem. Będę musieć sobie z tobą porozmawiać, kiedy poczujesz się lepiej. Powiedziałem Ci, że decyzja została podjęta, a Ty jednak rozmyślnie postanowiłaś postawić swoje życie w niebezpieczeństwie. Nie zapomnę o tym przez wiele wieków. - Nigdy nie dojdzie do siebie po jej odwadze, akcie czystej miłości, którą mu okazałą. Dla niego. Jego serce miękło, nawet wtedy gdy, bilo w pewnego rodzaju przerażenia tego co mogło nastąpić. - Przestań mnie pouczać, Darios - powiedziała łagodnie, przyciskając rękę do swojego żołądka. Jej wnętrzności zaczynały odczuwać gorąco i czuć się nieswojo, jakby nagle zaczęły się przekręcać i obracać. - Oh, Boże, jestem chora. Jak tylko umieścił swoją rękę nad jej żołądkiem i poczuł zwijanie się jej wnętrzności, przypływy gorąca narastał. Przeklął łagodnie. Oddech wypadł z niej, rozerwany okrzykiem bólu z jej gardła. Podskoczyła w górę, a następnie opadła z powrotem obok niego. Splótł swoje palce z jej. - Zaczęło się, moja miłość. Przechodzisz przez konwersję. - Połączył swój umysł z jej, skupiony, przejął od niej taką ilość bólu jaką tylko mógł.

- 262 -

Pierwszy przypływ bólu trwał przez kilka minut. Wieczność. Darios pocił się i przeklinał w każdym języku jaki znał. Gdy stała się cicha, starł koraliki krwi ze swojej twarzy, drżącymi palcami. Tempest zwilżyła swoje wargi, jej zielone oczy spochmurniały ze wstrząsu. - Jeśli zostawiasz mnie po upływie wieku po tym, Darios, przysięgam ci, że wytropię cię jak nędznego psa. Powiedziały, że to jest bolesne. Przypomnij mi by powiedzieć im, że to jest nie do opisania. - One mogą już nie żyć zanim im to powiesz - zagroził, zaczesując jedwabne kosmyki jej włosów, teraz wilgotne i przylegające do jej skóry. Chciał udusić Syndil i Desari za ich ingerencje. Zacisnęła swój chwyt na nim, jej mięśnie stały się sztywne. Darios musiał przytrzymać ją, gdy jej ciało zostało schwytane i powykręcane, ogień ścigał się przez jej tkanki i kości. To ścisnęło jej serce i płuca, przekształcając, zmieniając jej organy, ból był tak intensywny, że to pozbawiło ją całego kolory z twarzy, nawet gdy przejął jej mękę. Nareszcie fala wolno ustąpiła, dając jej kolejne wytchnienie. Jej paznokcie wbijały się w jego ramię. - Możesz sprawiać, że to się zatrzyma, Darios? - Apel został wyszarpnięty z niej, gdy nie chciała pytać. Znała go dość, by wiedzieć, że powstrzymałby jej jakiekolwiek cierpienia jeśli byłby do tego zdolny. - Tak mi przykro. Nie chciałam tego powiedzieć. - Wyszeptała słowa ochryple, wyciągnąć rękę, żeby dotknąć jego doskonałych ust drżącymi palcami. - Mogę to zrobić. Wiem, że mogę. - Ale to ponownie rosło w jej ciele, ogień rozgrzany do czerwoności, który zagrażał jej zdrowiu psychicznemu. Darios nie mógł uwierzyć, że próbowała uspokoić go pośrodku takiej męki. Mógł tylko ją trzymać, czując się bezradnym, łzy zbierały się w jego oczach, modlił się o łaskę w jego duszy, jego umysł łączył się mocno z jej, jak to tylko możliwie. Tempest chciała krzyczeć i krzyczeć, ale żaden dźwięk się nie pojawił. Zamierzała być chora i w jakimś strzępie bezsensownej skromności, po omacku odsuwał ją z dala od Dariosa. Ale został z nią tak mocno połączony, że mógł przeczytać potrzeby jej ciała. Rozpaczliwie próbowało pozbyć się toksyn, z ostatnimi resztek ludzkiej krwi i odpadów. Trzymał ją w ramionach, krwawoczerwone łzy wytrawiały drogę w dół jego twarzy. Nigdy nie chciał tego dla niej, nigdy nie chcieć by cierpiała z powodu ognia konwersji. Stwierdził, że może ledwie oddychać, protestując przeciw

- 263 -

bólowi, który znosiła w jego imieniu. Wydawała się tak mała i krucha w jego ramionach, tak blisko zniszczenia. - Zostań ze mną, moja miłość. Za kolejne kilka minut, będzie bezpiecznie wysłanie cię w sen, gdzie ból nie będzie mógł dojść do ciebie. Proszę zostawać ze mną. Z dewastującym ją ogniem, z jej zablokowanymi mięśniami i jej ciałem w konwulsjach, wciąż podejmowała próby uspokojenia go. Koniuszki jej palców ocierały się o jego szyję w lekkiej pieszczocie zanim jej ręka odpadła. Darios płakał, jego klatka piersiowa tak się zacisnęła, że czuł, jakby jego serce pękło na pół. W moment w którym nie było żadnej szansy dla Tempest, duszącej się śmiertelnie w jej własnych wymiocinach albo krwi, Darios wysłał ją do głębokiego snu, aby jej ciało mogło skończyć samodzielnie swoją pracę. Trzymał ją mocno w swoich ramionach, jego część wciąż była zamknęła z nią, upewniając się, że nic nie mogło pójść nie tak. Dopiero gdy był pewny, że przejście jest już ukończone i była bezpieczna, zdarł bardzo brudne ubranie z jej ciała i wykąpał ją delikatnie i z miłością. Przesiedział dłuższą chwilę, wyczerpany i pozbawiony sił się przez jej mękę, jego umysł, tak często spokojny, teraz był w chaosie. Nigdy nie wyobraził sobie nikogo, kto mógłby kochać go na tyle, aby cierpieć dla niego z powodu ogni piekła. Poczuł się nauczony pokory przez jej poświęcenie. Pocałował ją, jego dotyk był czuły i pełen szacunku zanim otworzył ziemię. Potem Darios ułożył Tempest do snu Karpatian, zamykając ziemię nad nią, tak aby gleba mogła ją odmłodzić. Ponieważ ziemia zamknęła się nad jej ciałem, Darios obrócił swoją głowę wolno w kierunku tunelu prowadzącego z jaskini z powrotem w kierunku powierzchni. Jego czarne spojrzenie było całkowicie zimne, bez litości. Poczuł, jak bestia w nim wzrastała, i nie zrobił żadnego wysiłku by to powstrzymać. Czerwone płomienie przemknęły przez jego czarne oczy. Nie wytropił i nie zniszczył tych morderców miesiące temu, gdy najpierw zaatakowali jego siostrę. Jego instynkty musiał znaleźć i niszczyć ich wszystkich, ale jego rodzaj zawsze próbowała wpasować się do cywilizowanego świata, unikając przyciągania do siebie i ich działań uwagi. W tym momencie, jednakże, nie było już wahania; nie było strzępu uprzejmości w jego ciele ani duszy. Chronił jaskinię najsilniejszymi zabezpieczeniami, których kiedykolwiek użył, zdeterminowany by nikt, człowiek czy Karpatianin nie zbliżył się do Tempest podczas gdy spała, nie przeżyją gdyby spróbowali wejść do jaskini. A - 264 -

następnie przemknął przez tunel, wybuchając w nocne niebo, jego umysł przepełniały czerwone opary zemsty. Koncert się skończył, Desari i Syndil były bezpieczne w pilnie strzeżonym pokoju, Cullen był z grupą. Oni wszyscy nagle zamilkli, wymieniając długie, znaczące spojrzenie. Julian rzucił okiem na niebo. - Wstał. Nie ma żadnych szans na uspokojenie go. On jest zdecydowany na zniszczenie tych, którzy zabrali Tempest. - Zabrzmiał na zadowolonego z siebie i nieśpiesznie schylił się by pocałować Desari. Wtedy, z Dayanem i Barackiem, wyszedł na niewielki taras apartamentu. Dayan wziął krok rozpędu i wystrzelił w niebo. - To jest raczej ironiczne, że teraz zostawiamy człowieka z naszymi kobietami. - Zmieniał kształt nawet gdy mówił, pióra marszczyły powierzchnię wzdłuż jego szeroko rozpiętych ramion. - Nasze kobiety mogą poradzić sobie z jednym ludzkim mężczyzną warknął Barack dołączając do Dayan, również wybierając ciało nocnej sowy by ścigać się przez odległość, próbując dogonić ich lidera. - Syndil, przestań chodzić w poprzek pokoju flirtując z tym jasnowłosym mężczyzną. Jeśli złapię cię na robieniu słodkich oczy do niego, będzie awantura. - Oh, teraz możemy załatwiać jednego ludzkiego mężczyznę! To mi się podoba. Więc jeśli zabiorę go do najbliższej sypialni, nie będziesz miał nic do powiedzenia w tej sprawie. - Nie zmuszaj mnie do zabicia tego mężczyzny. Darios czuje sympatię do niego, pomimo tego, że nie mogę sobie wyobrażać dlaczego. - Barack? - Nastała krótka pauza, podczas gdy Syndil rozważała jak wyrazić jej niepokoje. - Proszę uważaj. Nie chciałabym by Desari musiała rozpaczać po tobie. Zaśmiał się łagodnie, aksamitną pieszczotą w jej umyśle. - I chcesz bym uwierzył, że ty nie chcesz? Nigdy nie uważałem siebie za anioła, ale moja cierpliwość do ciebie na pewno upoważnia mnie do świętości. - Nie mogę wyobrażać sobie, ciebie jako anioła albo świętego. - Co więcej było słychać niewielkie wahanie. - Bądź ostrożny, Barack, czuje intensywność w Dariosie. Ciemność jest w nim. On nie zawróci, niezależnie od niebezpieczeństwa. - Jego życiowa partnerka wybrała naszą drogę. Nie poczułaś jego smutku z powodu jej cierpień? - Głos Barack ciągnął ton potępienia. Od razu mógł poczuć, jak zbierały w niej łzy. - 265 -

- Nie przypomnij mi. Dzielił z nami to co spowodowałyśmy naszym wtrącaniem się. Bardzo cierpiała dla niego. - To już się stało, moja mała miłość. - To szarpnęło jego serce, tak, że doprowadziło ją do łez. - Usuniemy zagrożenie od Cię i Desar, i wszyscy razem będzie znowu czuć się dobrze. - Uspokajał Barack. - Darios jest naprawdę zły na nas. On nie wybaczy nam przez długi czas. Barack chciał zawrócić i sprawić, że Syndil poczuje się lepiej. Zamiast tego, wysłał jej uspokojenie, ciepło i miłość. Wiedział, że Darios jest wściekły. Chłodno wściekły. Również wiedział, że Darios potrafi rzeczy jakich żadna kobieta nie mogła sobie wyobrazić. Był surowym, nieubłaganym wrogiem. Jego kobieta, jedyna którą uznał za swoją duszą, cierpiała z mąk dziś w nocy. Nie wybaczy łatwo. Barack poleciał szybciej, przemykając przez ciemne niebo doganiając myśliwego. Kiedyś trzej Karpatianie zjednoczyli się z Dariosem, Julian wskazywał na nich by osiedli na ziemi. Głównie chciał zobaczyć samemu jak zły jest stan Dariosa. Wszyscy trzej mężczyzn w pełni mieli zamiar chronić Dariosa. Wiedzieli, że został ranny. Niecierpliwie zimne czarne oczy Dariosa omiotły Juliana. - Co się stało? Byli w sadzie niedaleko miejsca, gdzie Darios sforsował samochód przewożący Tempest z drogi. Julian wysadził samochód w powietrze. Ogień i pojazdy policyjne już odeszły z miejsca zdarzenia. - Cullen powiedział mi, że człowiek nazwiskiem Wallace przybył z Europy i nastawił tego Brady Grand przeciwko zespołowi i Julianowi a w szczególności Desari - powiedział Dayan. Studiował twarz Dariosa gdy mówił. Darios popatrzał przeciągle i surowo. Była plama krwi na jego biodrze i inna większa plama rozprzestrzeniająca się na jego udzie. Dayan rzucił z trudem okiem na Juliana i Baracka, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem się. Była chłodna furia w oczach Dariosa. Dziwna szkarłatna poświata, która wydawała się pochodzić z krwistoczerwonego księżyca, złapana w pułapkę i odzwierciedliła się z powrotem na samym dnie tej czarni, czerni oczu. To był upiorny płomień okrutnej wściekłości, tak prymitywny i nieubłagany jako sam czas. Nie było sposobu by zatrzymać Darios dziś w nocy. Był największym drapieżnikiem. Jego zdobycz nigdy nie mogła mu uciec. - Słyszałeś o tym Wallace? - Darios zapytał cicho Juliana.

- 266 -

- Kilka lat temu był człowiek, który polował na naszych ludzi, na naszego Księcia, jego życiową partnerkę i jego brata. Torturował i zabijał zarówno ludzi jak i nieśmiertelnych. Ten człowiek nazywał się Wallace, ale został zniszczony. Wiem, że był członkiem grupy fanatyków. Mogę sobie tyle wyobrażam, że dwaj Wallace’owie są z sobą powiązani, zwłaszcza jeżeli przybył z Europy. Teraz musi znajdować się na czele społeczeństwa. - Ci szaleńcy są jak Meduza, kobieta wąż. Zetnij jedną głowę, a inna wyrośnie na tym samym miejscu. Jeśli zabierzemy tego, możemy mieć nadzieję, że przynajmniej będą zmuszeni do przegrupowania się przez moment powiedział cicho Darios. - To da nam czas na zgromadzenie większej ilości informacji o nich. Julian poważnie kiwnął głową. - Ludzcy łowcy wampirów drążyli naszych ludzi od tysięcy lat. Jak długo nasi mężczyźni będą się zmieniać, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą coś podejrzewać i kontynuują polowania na nas wszystkich. - Może rozwiązaniem jest by dowiedzieć się więcej o tych fanatykach i aktywnie ich poszukiwać - ponuro zasugerował Darios. - Mamy kilku naszych ludzi zbierających informacje o nich. Toksyna została rozłożona przez jedno z ich laboratoriów. Zaszczepiona w ciele Karpatianina może paraliżować - Julian poinformował go prawie uspokajająco. Nasz uzdrowiciel - twój brat, Gregori - znalazł antidotum. Ale to zdeterminowani ludzie. Nawet jeśli zabierzemy tego Wallace, oni mogą podążać za nami jeszcze raz i mogą kontynuować rozwinięcie nowych i bardziej śmiertelnych trucizn przeciwko nam. - Nie jeśli, Julian - Darios wrócił z cichą groźbą. - Zniszczę tego człowieka. Jeśli to da naszym ludziom wytchnie, niech tak będzie. Jeśli nie, nie odwrócimy się od naszych obowiązków. - Masz zapach naszej ofiary? - zapytał Julian. - To jest smród w moich nozdrzach. On nie może unikać swojego losu dzisiejszej nocy. - Twoje życiowa partnerka wciąż żyje - powiedział łagodnie Dayan. Głowa Dariosa przekręciła się dookoła, jego oczy płonęły tlącym się ogniem. - Wiem doskonale w jakim stanie jest moja życiowa partnerka, Dayan. Nie musisz mi o tym przypominać. - Tempest jest jedną z tych oryginalnych kobiet, które nigdy nie mają za złe - powiedział Julian. - Trudno jest wyobrażenia sobie, jak zabija muchę. - 267 -

- Dziękuję za wskazywanie mi tego, Julian - warczał Darios i wypuścił się prosto w górę. Niewielu mogli osiągnąć taki wyczyn. Był na niebie, strumieniem pary przemykającej przez czas i przestrzeń. Julian zaśmiał się łagodnie i poszedł za jego przykładem, nie chcąc być przewyższonym przez swojego szwagra. Dayan wzruszył ramionami swoimi potężnymi ramiona, uśmiechnąć się do Baracka i wziął krok rozbiegu. Barack potrząsnął swoją głową na nich wszystkich i poszedł za nimi. Ktoś, komu pozostał jakiś rozsądek musiał się zgodzić. Ciemna, złowieszcza chmura stała się cięższa ponieważ oddzielne strumienie pary zebrały się i ruszyły szybko w górę, zamazując gwiazdy gdy się przesuwała. Pod nimi - zwierzęta czmychały w bezpieczne miejsca albo kuliły się w drzewach i legowiskach. Wyczuły mroczne drapieżniki idące szybko w górze i postanowiły pozostać jak najmniejsze, a mimo to było to możliwie. Chmura nagle ustała jakby wiatr zaprzestał powiewać. Darios pozwolił bryzie owiać go, przejść przez niego. To powiedziało mu, gdzie dokładnie chciał pójść. Miał zapach towarzyszy Bradya Grand. Poznał by ich wszędzie. Daleko poniżej, wciśnięty w zbocze wzgórza, parterowy dom w stylu rancho w kształt litery L. W pierwszej chwili wyglądał na opustoszały, ale nie było żadnego sposobu by powstrzymać wiatr od niesienia smrodu ich ofiary do Karpatian. Chmura ruszyła się wolno, rozkładając ciemną plamę na wzgórzu. Wiatr rósł ostro i powinien zabrać ze sobą chmurę, ale uparcie gromadziła się w górze, znak śmierci i zniszczenia. Wiatr szarpnął za okna parterowego domu, szukając drogi wejścia, szukając słabości. Rósł w siłę, szarpiąc szklane szyby, waląc uporczywie w okiennice. Następnie ruszył na południową stronę domu; ktoś otworzył okno na dole i sięgnął w noc próbując zamknąć okiennicę. Złowieszcza czarna chmura uderzyła mocno i szybko. Wylała się z nieba i wpłynęła do domu przez otwarte okno, napełniając pokój jak duszący dym. Człowiek cofnął się osłupiały do tyłu, jego usta rozchyliły się w cichym krzyku. Dźwiękowi nie udało się pojawić, stłumiony przez gęstą parę, która przeszła przez jego ciało, odbierając mu oddech, usuwanie powietrze jak próżnia. Jeden po drugim Karpatiamie mienili się do nieprzerwanych kształtów. Darios już się ruszał. Mógł słyszeć każdy dźwięk w domu. Czterech ludzi grało w bilard w pokoju trzy drzwi do ich po prawej strony. Na górze, dwaj inni chodzili dookoła. Ktoś oglądał telewizję w pokoju na górce po ich lewej strony. Darios sunął przez dom, cichy drapieżnik tropiący swoją ofiarę. - 268 -

Na parterze dwóch ludzi rozsiadło się w pokoju, rozmawiając cichym głosem. Żołnierze. Czekali na Tempest. Czekali na bezbronną kobietę, którą mogli torturować, użyć by ściągnąć jednego z Karpatan do siebie. Każdy z tych żołnierzy nosił strzykawkę dla niego. Darios był tego pewny. Nie obchodziło go to. Nic dla niego nie miało znaczenia, prócz tego, że byli ludźmi, którzy próbowali skrzywdzić jego życiową partnerkę i jego siostrę. Nic go nie zatrzyma. Stanął w otwartych drzwi do sali bilardowej, jego oczy świeciły ognistą czerwienią, jego białe zęby błyszczały. Mężczyźni odwróceni się jako jeden mąż, w wolnym ruchu obroty kierowani przez nieustępliwego dyrygenta, wykonując z gracją balet. Jednocześnie złapali swoje głowy, uderzając mocno rękoma nad swoimi uszami. Darios posłał im groźny uśmiechu szyderczego rozbawienia. Stanowczo naciskał, stale, bezwzględnie zadając ból. Jak jeden upadli na kolana. - Wierzę, że panowie szukali mnie - powiedział łagodnie, z surowością na jego nieprzejednanej twarzy, jego uczucia były zimne jako lód. Patrzył bezwzględnie jak umarli, gdy uświadomił sobie chwilową myśl o koronerze, który musiałby próbować wyjaśnić jak czterech ludzi umarło jednocześnie na tętniaki mózgowe dokładnie w tym sam czas. Natychmiast ofiary zostały zwolnione z jego umysłu. Julian, Dayan, i Barack mogli zająć się tą częścią domu. Darios ruszył się jak zimny, zabójczy wiatr do innej części litery L, gdzie wiedział, że znajdzie głowę potwora. Poruszał się tak szybko, że jeden z żołnierzy schodzących z na dół otarł się o niego bez zdawania sobie sprawy na co wpadł. Człowiek w osłupieniu cofnął się do tyłu, rozejrzeć się, drapiąc się w głowę i kontynuowany schodzenie w dół holu w kierunku sali bilardowej. Darios uznał go za już martwego. Julian był świadkiem pierwszej próby zamach na życie Desari tyle miesięcy temu, kiedy mężczyźni tacy jak ci przeczesywali scenę z broniami automatycznymi, niemal ja zabijając. Pomimo jego niekonwencjonalnego poczucia humoru i jego raczej sardonicznych manier, Julian był całkowicie śmiertelny jak Darios. Po prostu lepiej to ukrył. Julian nie pozwoliłby, by któremukolwiek z tych zabójców udało się uciec. Olbrzymi pokój dzienny chwalił się wysokim sufitem i kamiennym kominkiem na jednej ścianie z dużym miejscem do rozmów wokół tego. Dwóch mężczyzn rozsiadało się na głębokich leżankach, sącząc kawę gdy czekali na swoją ofiarę. Duża postura Dariosa napełniła otwarte drzwi. Po prostu stanął tam, czekając. - 269 -

Starszym mężczyzna musiał być Wallace. Był średniej budowy ciała z gęstą czupryną posiwiałych włosów, raczej z ozięble przystojnymi rysami i pustymi oczami. Jego towarzysz był dobre dwadzieścia lat młodszy, z ciemnymi włosami i oczywistą ochotą by się sprawdzić. Darios dotknął ich umysłów. W Wallace znalazł niesmaczną, upartą naturę, mężczyzny okrutnego dla zwierząt i kobiety. Lubił sprawiać im ból, znajdował pobudzenie w przyglądaniu się, jak inni cierpieli. Ten starszy Wallace oczywiście przekazał spadek swojemu synowi, człowiekowi zabitemu w Europie przez Karpatian kilka lat wcześniejszy. Nienawiść w nim była głęboko zakorzeniona i silna, i przewidywał długą, przyjemną sesję z Tempest. Zboczone fantazje w jego głowie obudziły demona w Dariosie do prawie niepohamowanego poziomu. Darios walczył o kontrolę i wygrał. Gdy żaden z mężczyzn nie popatrzył w górę, sytuacja wydała mu się śmieszna w tych okolicznościach, Darios odchrząknął łagodnie by zwrócić ich uwagę na siebie. - Rozumiem, że poprosiliście o moją obecność. To było całkowicie niepotrzebne wysyłać tego rodzaj zaproszenie jakie dokonaliście. Chociaż teraz, gdy zobaczyłem was i zajrzałem do waszych gnijących umysłów, rozumiem dlaczego tak zrobiliście. - Jego głos był piękny, jak broń czarnej magii którą dzierżył z łatwością. - Bardzo proszę nie czujcie się zobowiązany by wstać zwrócił się do młodszego mężczyzny. - Mam sprawę do twojego szefa. Podniósł rękę i raczej niedbale rzucił młodszego żołnierza z powrotem na jego miejsce, łatwo trzymając go w swojej niewoli, nawet z daleka. William Wallace wpatrywał się w wysokiego, eleganckiego mężczyznę wypełniającego framugę drzwi. Włosy czarne jak noc spływały po jego szerokich ramion. Jego oczy utrzymały czerwony blask demona. Moc uchwyciła się go, a jego białe zęby lśniły groźbą, gdy się uśmiechnął. Był nadmiernie uprzejmy, ale Wallace wyczuł wbrew pozorom tlącą się groźbę. Fizycznie był piękny, przystojny, ogromnie męskim okazem człowieka ze zmysłowością wokół jego ust, pasującą do ich okrutnych rysów. Wallace czuł, że jego serce zaczyna uderzać w alarmie. Jego palce zacisnęły się w dwie zaciśnięte pięści. - Kim jesteś? - Myślę, że lepszym pytaniem będzie, czym jestem? Czy kiedykolwiek wcześniej spotkałeś wampira, Panie Wallace? - zapytał uprzejmie Darios. Ponieważ poniosłeś tak dużo trudu by zaprosić jednego do swojego domu, oczekiwałbym, że masz raczej dobre rozeznanie czym się zajmujesz. - 270 -

Wallace rzucił okiem na swojego towarzysza, zamrożonego na miejscu przez zwykły kaprys intruza. Zdecydował się być tak uprzejmym jak jego gość, mając nadzieję zaskoczyć go. Dom roił się od jego ludzi. Prędzej czy później jeden z nich przyjdzie. Zresztą, miał tajną broń, gdyby mógł podejść wystarczająco blisko wampira. - Wejdź. Machnął szeroko ręką, wskazując krzesło które znajdowało się blisko. Darios uśmiechnął się, ukazując zęby, płomienia skoczył głęboko w jego oczach, ale nie ruszył się. - Jak najbardziej, bądźmy kulturalni. Jestem pewny, że miałeś to na myśli, gdy wysłałeś swoich zabójców za moją kobietą. Nie fatyguj się odwołując swoje zamiary. Mogę łatwo odczytywać twoje myśli. Wallace zadecydował by być bezwstydny. - Zło wzywa zło. Znam takich jak ty i do czego jesteście zdolni. Inni tacy jak ty zabili mojego własnego syna, zamordowali moich dwóch szwagrów. Tak, miałem zamiar poświęcić swój czas ciesząc się kobietą. Ona jest całkiem ładna. To byłoby… pysznie. Darios wyciągnął swoją rękę i studiował swoje nieskazitelne pazury. Jeden po drugim, szpony ostre jak brzytwa pojawiły się na czubkach. Uśmiechnął się jeszcze raz z groźbą drapieżnika. Jeszcze raz jego czarne spojrzenie dotknęło starszego mężczyznę, i to było jak fizyczne uderzenie, cios pięścią, który wydawał się wstrząsnąć mózgiem Wallace, tak, że złapał kurczowo swoją głowę w bólu. Poczuł wspaniałą moc gościa, i jego wnętrzności zamienić się w galaretę. Darios sunął do pokoju, płynny i gibki, mięśnie prężące się z mocą pod jego elegancką białą koszulą. Wydawał się zajmować cały pokój, wydawać się wyssać cały tlen z powietrza. - Widzę, że przybrałeś okna czosnkiem. Sądzisz, że roślinność martwi mnie w jakiś sposób, może zmniejsza moją moc? - Nie? - Wallace przeciwdziałał, próbując zyskać na czasie. Błysk surowych białych zębów był jego odpowiedzią. Darios przesunął się do kominka, wyciągnął się i przyległ tam do dużego srebrnego krzyża. - Wydajesz się mieć wszelkie zaopatrzenie dla uchronienia się przed wampirem. Wallace był wstrząśnięty. Rzucił okiem w kierunku drzwi, nagle świadomy głębokiej ciszy w domu. Darios przysunął się bliżej. - 271 -

- Czego dokładnie chciałeś się o mnie dowiedzieć, Panie Wallace? Teraz masz okazją. Wallace wyszarpnął napełnioną toksyną strzykawkę i zagłębił ją głęboki w ramieniu Dariosa. Odskoczył do tyłu, uśmiechając się tryumfalnie. - Ach, tak, trucizna nad którą pracowałeś tak ciężko by ją opracować Darios powiedział łagodnie, jego głos był tak piękny i niewzruszony jak zawsze. - To jest tak trudne by dowiedzieć się czy to naprawdę działa, chyba, że masz okazję by to sprawdzić. Poobserwujmy skutki razem - Bezduszne oczy spotkały Wallace. - Fantazjujesz o sobie jak o naukowcu, czy nie tak, Panie Wallace? Wallace wolno kiwnął głową, wpatrując się w tego o którym myślał, że jest wampirem. Darios wolno podwinął ręka w swojej jedwabnej koszuli, obnażając związaną liną mięśnie swojego ramienia. Wpatrywał się w swoją skórę, wywołując czerwone płomienie które migotały i tańczyły. Wallace niemal krzyczało, gdy złote kropki ciekłej trucizny zaczęły sączyć się z porów Dariosa i biec potokami w dół jego skóry by skapywać na podłogę. - Interesujące, prawda? - zapytał Darios zagrażającym mruczeniem. Powinieneś wiedzieć więcej o wrogu, któremu dajesz wyzwanie, Panie Wallace. To jest kiepski biznes polować bez wystarczającej wiedzy o swojej ofierze. - Gdzie jest teraz kobieta? Brwi Dariosa uniosły się. - Czy naprawdę jesteś takim arogantem, że myślisz, że pozwoliłbym twoim śmiesznym zabójcom zabrać mi co jest moje? Podejrzewam, że jesteś bardziej zainteresowany miejscem pobytu twoich żołnierzy. Wallace westchnął i przebiegł rękę z powodu po czuprynie jego siwych włosów, stawiając je bardziej na sztorc. - I gdzie oni są? - To co z nich zostało, może zażądać w pobliskiej kostnicy - odpowiedział niewzruszony Darios. - Przypuszczam, że moi inni ludzie również zostali zniszczeni - zauważył Wallace. Darios wysłał swój poszukujący umysł po całym domu, wtedy uśmiechnąć się w zadowoleniu. - Muszę przyznać, że oni wydają się być bardzo schorowani. Powinieneś wybierać swoich towarzyszów ostrożniej, panie Wallace. Wyblakłe oczy Wallace błysnęły z nagłą złośliwością. - Widzę, że sam nie wyszedłeś bez szwanku. Krwawisz. - Białe zęby błysnęły jeszcze raz. - 272 -

- To jest nieistotne, zwykłe zadrapanie. Moje ciało wyleczy się bez trudu ale dziękuję za twój niepokój. Wallace wycedził między swoimi zębami. - Masz zamiar mnie zabić. - Świecące czerwone oczy wtopiły się w niego jak roztopiona lawa. - Z upodobaniem Panie Wallace. Chronię swoją własność. Pozwoliłem ci odejść wolnym po ostatnim zagrożeniu, które sprowadziłeś na moją rodzinę, ale upierasz się prosząco uwolnienie cię od twojego żałosnego życia. Nie mogę zrobić nie jak być zobowiązanym. - Wrócę do Europy, zostawię cię w spokoju. Darios potrząsnął wolno swoją głową. - Dotknąłeś ją przez swoich bardzo brudnych służących. Miałeś zamiar ją gwałcić, torturować ją. Nie dlatego, że myślałeś że jest wampir, ale dlatego, że to sprawia ci przyjemność. Chciałeś żebym tu był, Panie Wallace i teraz masz to czego chciałeś. Wallace rzucił okiem na swojego młodego towarzysza, jedynego którego postanowił przygotować na swojego protegowanego, ponieważ znalazł taką samą zboczoną naturę w młodzieńcu, jaką miał w sobie. Darios łatwo wybrał z głowy młodszego człowieka myśli, w której główną odgrywało zabicie Tempest, wiedział, że nie wierzy w wampiry, ale został przyciągnięty przez przemocy i seksualny pościg łowców wampirów, które organizacja obiecała uwzględnić. Jego czarne oczy przeszyły wzrokiem młodzieńca, podczas gdy zastanawiał się nad złem, które istniało zarówno w jego świecie jak i świecie ludzi. Zwolnił młodzieńca z niewoli. Jak tylko młody mężczyzna wystrzelił z dala od Dariosa, pozornie zbyt zmieszany by rozumieć, że Darios panował nad nim. Darios stanął tak nieruchomo, że wydawał się być częścią pokoju, częścią samej ziemi, cichy, czujny, niewzruszony. W ostatniej sekundzie, kiedy właśnie mężczyzna miał położyć na nim ręce, Darios zmienił się do parę, rozpuszczony, a następnie pojawił się za młodzieńcem. - Daniel, za tobą! - ostrzegł Wallace. Daniel próbował wyciągnąć broń z za swojego paska, gdy się obracał. Właśnie wtedy gdy spostrzegł intruza, twarz wampira pomarszczyła się, powykręcała i przedłużyła się do długiego pyska. Zęby rozbłysnęły, ostre jak brzytwa, szczęki ganiące do runąć prosto do klatki piersiowej Daniela, robiąc dziurę dochodzącą do bijącego serce.

- 273 -

Wallace wyskoczył ze swojego krzesła, przewracając je, gdy próbował dojść do drzwi. Elegancka figura ruszyła się, niewyraźna plama, która odcięła jego drogę wycofania się. Jeszcze raz Darios wyglądał jak przystojny mężczyzna, czarne oczy zablokowały, usta stężały i stały się okrutne. Nie było plamy na jego nieskazitelnie czystej koszuli, pomimo grubej kałuży, lepkiej krwi rozlewającej się wokół ciała Daniela. Wyglądał jak szmaciana lalka leżąca na podłodze. Wallacea zmroziło, nie śmiały zbliżyć się ani kroku bliżej do strasznego demona, który mu zagroził. - Nie widzisz? - wysyczał. - Jestem jak ty. Mógłbym ci służyć. Spraw bym był jak ty - nieśmiertelny. Darios ruszył brwiami. - Pochlebiasz sobie myśleć, że jesteśmy czymś podobnym. Są tacy w śród moich ludzi, którzy stali się źli i pokręceni, zgniłe skorupy jak ty. Oni mogliby przyznać ci krótkie zawieszenie wykonania wyroku, pozwalając ci żyć przez chwilę, uchodząc z życiem, podczas gdy będziesz obsługiwał ich mroczne zamiary. Ale to nie jest to czym ja jestem. - Więc kim jesteś? - szepnął Wallace. Mógł słyszeć teraz coś inne. Nie cisza, która nawiedziła ten dom śmierci. Nie głosy jego nadchodzących ludzi idących mu pomóc. Ale ciche, podstępne szepty napadające na jego uszy. Spróbował je tłumić, nie rozumiejąc języka, ale wiedział, że było więcej żywych istot blisko nich, niż jeden który stał przodem. Czekali, wołając do tego by wykończył Wallace, by przyszedł do nich. - Jestem instrumentem sprawiedliwości. Przyszedłem wysłać cię z tego świata do innego, gdzie musisz odpowiadać za wasze straszne przestępstwa przeciwko śmiertelnikom i nieśmiertelnym. - Darios wypowiedział słowa łagodnie, prawie łagodnie. Wallace potrząsnął stanowczo swoją głową. - Nie, nie możesz tego zrobić. Nie możesz. Jestem przywódcą. Mam armię za sobą. Nikt nie może mnie zwyciężać. - Podniósł swój głos histerycznie. Gdzie jesteście? Wszyscy, jestem w niebezpieczeństwie. Chrońcie waszego przywódcę! Straszne pozbawione charakteru oczy nigdy nie zostawiły twarzy Wallace. Te czarne oczy były całkowicie puste, pozbawione wszelkiego uczucia. A następnie maleńkie czerwone płomienie zaczęły przemykać na ich dnie, podsycając strach Wallace.

- 274 -

- Nikt nie został - powiedział Darios. - Tylko ty. I ja skazuję cię na śmierci za twoje przestępstwa przeciwko całej ludzkości. Proszę wyświadcz mi przysługę, sir. - Darios wskazał gestem w kierunku holu. Wallace stwierdził, że nie może walczyć z przymusem. Krok za makabryczny krokiem, poruszył się, jego ciało drgało jak marionetka gdy przechodził przez holl w kierunku schodów. Wallace próbował krzyczeć, ale żaden dźwięk się nie pojawił. Jego ciało kontynuowało przestrzeganie polecenia demona, który wezwał go na parter domu. Na górze, istota kontynuowała gestem prowadząc go do przodu. Cal po calu, krok po kroku, bez przerwy, nieustępliwie, Wallace został zaciągnięty do przodu w kierunku sali bilardowej. Sapnął gdy zobaczył, jak czterech ludzi leży bez ducha, bez śladu na nich, pośrodku podłogi. Wtedy przymusowy nacisk pchnął go do drzwi balkonu. Poniżej było ogrodzenie z kutego żelaza, każde odrębne wzrastał jak naostrzony słupek. Wallace spojrzał w dół na bardzo niebezpieczne kołki i spróbował spowodować, zatrzymać jego kolejny krok. Ale poczuł przestrzeń pod swoją bezczelną stopą, wtedy poczuł powietrze pod jego drugą stopą. A następnie spadał, zwolniony z niewoli demona, aby jego krzyk odbił się echem w nocy. Darios wpatrywał się obojętnie w ciało wiszące na ogrodzeniu, słupek wbił się bezpośrednio w jego serce. Został tam cicho, tłumiąc bestię wciąż złoszcząc się o zwolnienie, wciąż wołając o karę i krew. Tempest. Rozmyślnie pomyślał o niej, zabrał ją do swojego ciała i duszy, pozwolić by jej światło uspokoiło straszną bestię, aby jeszcze raz przywrócić równowagę między człowiekiem odznaczającym się wysoką kulturą umysłową, a instynktownym drapieżnikiem. Nie był już dzikusem rządzonym instynktownie, domagającym się krwi i zemsty, ale jeszcze raz jej drugą połową. Nie mógł zrobić nic innego poza powrotem do niej, jak najszybciej. Obrócił się wtedy z powrotem do swojej rodziny, z powrotem do jego ludzi. Julian westchnął łagodnie. - Musisz wziąć moją krew, Darios, a następnie iść do ziemi by leczyć swoje rany. - Przypuszczam, że muszę przyznać, że masz rację - I niemal zabija cię przyznanie się do tego - Julian uśmiechnął się z wyższością do niego. Wolny uśmiech dotknął twardą krawędź ust Dariosa. - Oh, zamknąć się - powiedział zmęczonym głosem, ale z błyskiem prawdziwego humoru w swoich oczach. - 275 -

ROZDZIAŁ 18 Darios powstał dwa dni później, jego ciało było całkowicie wyleczone. Z porządnym odmładzającym odpoczynkiem, z krwią potężnego starożytnego i żyzną glebą, jego pełna siła została odnowiona. Od razu szukał wiadomości o jego rodzinie. Psychicznie zapytał każdego z nich, upewniając się, że dobrze się czują i są bezpieczni. Zapewnił ich, w zamian, że był zdrów i się wyleczył i chciał niedługo budzić Tempest. Darios wstał żarłocznie głodny, i wiedział, że jeśli wszystko z Tempest się udało, również będzie. Polował, wybierając ofiarę blisko jaskini, żywiąc się łapczywie, biorąc dość dla nich obojga. Gdy wrócił do jaskini, przygotował się na jej powstanie, skruszył zioła by napełnić powietrze uspokajającym aromatem, rozkładając świece, aby płomyczki zatańczyły na ścianach i zamigotały zachęcająco. Pościelił grube łóżko miękkimi prześcieradłami by ją przywitało. Darios przeszedł z nią i ułożył ją ostrożnie w swoich ramionach, spuszczając ziemię i zamykając głęboką dziurę, tak by nie pozostawić znaku, który mógł przypominać jej grób. Tempest wyglądała pięknie nawet we śnie. Jeszcze piękniejsza niż zapamiętał. Jej skóra była nieskazitelna, jej włosy były grubą, jedwabną miedzianozłotą masą w około jej twarzy. Niósł ją do parującego mineralnego basenu i obudził ją gdy spuścił ją na wody. Schylił swoją głowę do jej wiotkich ust, zdobywając jej pierwszy wydech gdy wciągnęła powietrze do swoich płuc i wydychała. Smakowała jak światło i dobroć. Smakowała jak głód i płomień. Jej długie rzęsy dygotały, tak więc wpatrywał się w jej żywe zielone oczu. Słaby cień humoru skradał się na ich szmaragdowym dnie. To było zdumiewające, co to zrobiło z jego sercem, roztapiając je a jednocześnie ściskając to mocno. Jego klatka piersiowa była nadmiernie naprężona, jego sercowe waliło ze strachem o konsekwencje jej odważnego wyboru. - Więc, przy odrobinie szczęścia, to nie doprowadziło mnie do obłędu. Nie mam szalonego pragnienia by przekręcić się do góry nogami i zwisać na moich palcach u nogi jak nietoperz, ale z pewnością mam łaknienie. - Kusząca pieszczota jej głosu zagrała nad jego skórą jak palce. Jej umysł, gdy go dotknął, był mieszaniną strachu i humoru, jakby całkiem nie mogła zadecydować co wybrać.

- 276 -

- To jest naturalne, że jesteś głodna, kochanie - uspokoił ją, jego dłoń omiotła jedwabne kosmyki włosów z jej szyi. Woda chlupotała przy ich skórze, pęcherzyki pękały ponad i wokół nich, wzbudzając sensację z intensywną przyjemność. - Trochę z odrażającej strony, jednak. - Spróbowała być analityczna odnośnie tego. - Myślisz? - schylił swoją głowę znajdując tętno bijące na jej gardle, jego język głaskał piętnując, czując nagłe, zniecierpliwione oczekiwanie. - Co czujesz gdy całuję cię w ten sposób? Kradł jej oddech, jej zdrowie psychiczne. Tchnął jeszcze raz życie w jej ciało, przynosząc żywy płomień potrzeby. - Wiesz przecież - oskarżyła. Jego zęby otarły się lekko tam i z powrotem, ponad jej szyją. Mięśnie jej brzucha zacisnęły się w oczekiwaniu. Gorąco zebrało się natychmiast w niej, ciche i pilne. - Co o tym sądzisz, Tempest? - nie ustępował, jego oddech ogrzewał jej skórę. Wygięła w łuk swoją szyję, dając mu lepszy dostęp, jej całe ciało stanęło w ogniu erotycznej ekstazy jego ugryzienia. - Wiesz, Darios. Jego usta ruszyły by znaleźć jej w wolnym, omdlewającym pocałunku, którego pragnął nade wszystko w tym momencie. To pozbawiło ją jej umiejętności rozsądnego myślenia, myśląc o czymś innym niż o nim. - To jest jak ja to czuję - powiedział Darios - gdy twoje usta przesuwają się po mojej skórze, gdy twoje zęby znajdują mnie i moja krew wpływa do ciebie. To jest piękne i erotyczne, i moje ciało łaknie dzielenia się, tak jak pragnie twoje. - Jego ręce przesunęły się po jej skórze, w wolnym poszukiwaniu jej cieni i krzywizn, zmywając z niej resztki gleby. Uczucie jego dłoni sunących po jej nagim ciele, przykrywających zaborczo jej piersi, zjeżdżających w dół jej żołądka do trójkąta loków, wślizgujących się między jej nogi, szukając jej kremowego gorąca, doprowadzono ogień do jej ciała. Wnosząc głodne żądania, których nigdy nie znała. Wolno wszedł w nią palcem. Drugim. Przepchał się do niej, badając jej aksamitne wnętrze, wiedział, że pulsuje życiem i potrzebą tylko dla niego. Napierała na jego rękę, zabiegając o ulgę od zbierającego się ognia. Tempest mogła poczuć, jak jej własne zahamowanie wymykają się, gdy jej ciało zapoczątkowało swoje własne żądania.

- 277 -

Zaczęła głaskać jego skórę, odnajdując ciężkie mięśnie jego klatki piersiowej, określające jego brzuch, wtedy ruszyła niżej biorąc jego ciężar w swoją dłoń, tańczyć kusząco palcami wzdłuż jego twardej długości. Darios wziął ja w swoje ramiona, wychodząc zamaszystym krokiem z basenu kąpielowego, kładąc ją na łóżku, które zrobił dla niej, jego ciało przykryło ją. Tempest uśmiechnęła się i okrążyła jego głowę swoimi ramionami, jej ręce głaskały jego gęste włosy. - Nareszcie łóżko. Myślisz, że będziemy wiedzieć, co w nim robić? - Oh, tak, dziecinko. Nie myślę, że masz się czym martwić. Dokładnie wiem co robić - szepnął nad jej gardłem. Jej ciało zdawało się jak atłas, jej włosy jak jedwab. Jak ktoś mógł być tak cholerne miękki? Czuł smak jej skóry, jego słodki miód i pozwolił by jego ciało powiększyło się do płomiennego trzonka potrzeby. Potrzeba wlana się w niego, silna i pilna, niepohamowany głód, który tylko jej ciało mogło zaspokoić. Tempest nadrobiono stratę w czuciu jego twardego ciała i agresywnej męskiej dominacji, jego brutalnej siły, rozbijającej ją w odpowiedź na kawałki do czego mogły skłonić koniuszki jej palców. Uśmiechnęła się, jej język smakował jego szyi, upajając się bogatą fakturą jego skóry. Jej piersi były wrażliwe, spuchnięte z potrzeby, bolące z przyjemnością, przyparte do jego potężnej klatki piersiowej. A następnie uświadomiła sobie bicie jego serca. Przypływ i odpływ jego krwi, jak fale morza rozprzestrzeniającego się i wycofującego się. Wołanie, głód, niepohamowany głód. Natychmiast zesztywniała, krzyknęła ze strachem, i walczyła by uwolnić się od wagi jego ciała. Darios złapał jej smukłe nadgarstki i wyciągnął jej ramiona nad jej głową z łatwym mistrzostwem. - Szsz… moja miłość, uspokój się. Przygaś głośność w swojej głowie. Wiesz, że możesz to zrobić. Już słyszałaś, te rzeczy głośniejsze i łatwo nauczyłaś się radzić sobie z nimi. Potrząsała swoją głową ze strony na stronę, próbując zablokować te dźwięki zapach krwi, wzrastający, nękający głód, który wydawał się opanować jej całą istotę. Darios trzymał ją stanowczo, spokojnie. - Spójrz na mnie, Tempest. Otwórz swoje oczy, i zajrzyj w moje. Oddychać ze mną aż się uspokoisz. Możemy zrobić to razem. Możemy. Zaufaj mi wiedząc co jest właściwe. Patrzeć tylko na mnie.

- 278 -

Połykając zaciśnięte węzy strachu i odrazy, Tempest pozwoliła sobie unieść powieki i natychmiast została złapana i trzymana przez jego hipnotyzujące czarne spojrzenie. To ją uspokoiło jak nic innego. Zaufała mu, wierzyła w niego. Kochała go zupełnie, bez zastrzeżeń. Bardziej niż jej własne życie. Straszliwe bicie w jej sercu ucichło. Wciągnęła wielkie łyki powietrza do swoich płuc. Jej spojrzenie uchwycone zostało przez jego spojrzenie, jej wybawca w szaleństwie w jakim się znalazła. Darios uśmiechnął się do niej z pełnym zaufaniem. - Możemy zrobić to razem, kochanie. Ty i ja. Jesteśmy jednym. Nasze serca, nasze dusze, nasze umysły i nasze ciała. - Jego ręka ześliznęła się między jej udami, jego palce testowały jej gotowość. Przycisnął swój gorący, pulsujący, aksamitny koniuszek do jej skwierczącego wejścia, aby mogła poczuć swoją szaloną potrzebę, jak był gruby i ciężki z pilnej potrzeby. - To my, Tempest, Ty i ja. Nasze ciała łaknące siebie, potrzebujące się. Czujesz, jak cię pragnę, usycham z tęsknoty za tobą? - Wcisnął się głębiej z wyjątkową czułością, przyglądając się, jak jej oczy rozszerzyły się w odpowiedzi, czując jej gorącą bliskość wokół niego, dociskając i zaciskając się w reakcji na jego inwazję. Słodka męka wywołała małe koraliki kropki potu na jego czole. Tempest zawodziła łagodnie, jej biodra ruszały się w jej własnej potrzebie. Darios trzymał ją nieruchomo, jego ciała spuchło nawet jeszcze bardziej, napełniając jej całkowicie, związany przez ucisk jej płomiennej pochwy, żądania jej własne ciało robiło to dla niej, dla niego. - Połącz swój umysł z moim. Chcę byśmy byli razem jak powinniśmy. Jego szept był czystym uwodzeniem, czystym czarem. - Moje ciało jest głęboko wewnątrz twojego - Cofnął się i ruszył do przodu jeszcze raz, potężny uderzeniem, które pochował go jeszcze głębiej. Jej ramiona próbowały uwolnić się, ale trzymał ją rozpiętą pod nim. Darios schylił swoją głowę do kuszącej piersi, uśmiechnął się, gdy jej ciało zacisnęło się wokół jego. Jego język lizał z miłością jeden sutek zanim wziął jej atłasowy - miękkie ciało do gorąca swoich ust. Krzyknęła wtedy, wyginając się w łuk, bliżej niego, potrzebując czuć jego ust wciągające ją. Jego biodra poruszały się wolno, w leniwym rytmie zaprojektowanym by doprowadzać ją do szaleństwa. Nie mogła się ruszyć, rozciągnięta jak była, więc Darios mógł poświęcić swój czas, podniecając ją do ekstazy, badając jej ciało bez pośpiechu. Czuła, jego gorący oddech nad swoją piersią i coś dzikiego w niej wydawało się uwolnić.

- 279 -

- Proszę, Darios - usłyszała swoje błaganie i wiedziała czego chciała. Podnosiła się z łóżka, oferując swoje ciało jego trącającym ustom. - Proszę, nie każ mi czekać - Wyszeptała słowa w męce oczekiwania, wtedy poczuła, jak jego ciało zareagowało na pilną potrzebę jej apelu, opuchnięty, stwardniały, poruszył się długimi, głębokimi ruchami w niej. Poczuła, jak jego zęby otarły się o jej skórę łagodnie, jego język podążał w trącej pieszczocie, a następnie krzyknęła gdy okryć ją biały żar, uderzył w nią, gdy jego zęby przedziurawiły głęboko i poruszyły się erotycznie przy jej piersi, żywiąc się nią. Poczuła, jak ogień przekłuwał ją. Był wszędzie w niej. Chciała by to ciągnęło się bez końca. Nigdy się nie zatrzymało. Chciała trzymać jego głowę w ramionach przy sobie i zmusić go do zabrania jej w ten sposób wciąż i wciąż, przez cały czas. Gorąco. Ogień. Ekstaza. Zamknęła swoje oczy i poddała się temu. Fale przyjemności marszczyły jej ciało, wyniszczając ją, wyniszczając jego. Potem jego umysł przepychał się do jej umysłu z takimi samymi żądaniami, jakie robiło jego ciało. - To jest to co czuje, jakie to jest dla mnie. Potrzebuję byś zrobiła to samo dla mnie. - Jego głos muskał w jej umyśle jak palce między jej nogami, odsłonięty i potrzebujący i tworzący fale ognia. Jego język przesunął się przez jej pierś. - Zrób to dla mnie, moja miłość. Daj mi co ci dałem - to było czyste, jawnie uwiedzenie, piekielne kuszące. Przepchał swoje biodra wciąż głębiej, zmieniając ją w roztopiony ogień. Jego klatka piersiowa znajdowała się nad jej głową, przyparta do jej szukających ust. Jej język znalazł jego skórę. Poczuła, jak szarpnięcie przeszło wskroś jego umysłu. Poczuła jak jego ciało bije wewnątrz niej. Jej zęby ruszyły się tam i z powrotem ponad jego bijącym sercem. Głód zżerał ją. Potrzeba by dać mu cokolwiek, czego zapragnął. - Boże, dziecinko, ty mnie tu zabijasz. Zrób to dla mnie. Potrzebuję tego jak nigdy jeszcze nie potrzebowałem niczego w moim życiu. Proszę, dziecinko Słowa wyszły z surową potrzebą, między zaciśniętymi zębami, jego ciało wysilało się by przekonać jej. Wtedy jego ochrypły krzyk napełnił jaskinię, jego głowa została odrzucona do tyłu w prawdziwej rozkoszy, gdy jej zęby przekłuły jego ciało. Poczuła to, poczuła intensywność jego przyjemności gdy płynnie się w nią wsuwał, gorący i bogaty z istotą życia i namiętności. Jego ciało zaczęło pompować w nią, gorętsze i szybsze, powiększając się i twardniejąc do czasu, gdy była tak naprężona, że tarcie zagroziło, że pośle ich oboje w płomienie. Poczuł, jak jej ciało otacza go w konwulsjach, chwytając go, ściskając mocniej i - 280 -

mocniej do czasu, gdy wlał swoje gorące nasienie w nią, napełniając jej umysł i ciało, jej żyły swoim życiem. Darios krzyknął, wystraszony, że może ulec zniszczeniu od przyjemności, wystraszony, że ona mogła. - Wiążę cię jako moją życiową partnerkę. Należę do ciebie. Ofiaruję swoje życie dla ciebie. Baje ci moją ochronę, moją lojalność, moje serce, moją duszę i moje ciało. Biorę w moje posiadanie to samo co należy do ciebie. Twoje życie, szczęście i będę cenił i umieszczał wyżej swojego własny na wieki. Jesteś moją życiową partnerką. Związaną ze mną na całą wieczności i zawsze będziesz pod moją opieką. - Wymusił każde słowo między swoimi zębami, między każdym biciem jego serca, tak aby nie mogło być żadnego błędu, nigdy, nie było sposobu by rytuał nie był kompletny. Chciał by czuła każde słowo w ich zjednoczonej duszy, ich zjednoczonych ciałach, w ich umyśle, ich sercu, i ich skórze. Była jego, a on należał do niej. Nigdy jej nie odda, nigdy nie pozwoli jej odejść, nigdy nie pozwali by coś ją skrzywdziło. Darios trzymał ją w ramionach przy sobie, jego ciało wciąż gorący i twardy w jej aksamitnym ogniu. Była śliska od jego nasienia, jej język zamykał ślady po ukłuciu nad jego sercem, jej ciało było tak wyczerpane, że nie mogła się ruszyć. Zsunął się z niej, zabierając ją z sobą, trzymanie ich ciał złączone z sobą jak zamknięte na klucz. - Dziękuję, Tempest. Nie zasługuję na ciebie, ale dziękuję - Leżała słuchając ich połączonego bicia serca, tkwiąc w jego umyśle. Dostrzegła jego nieprzejednaną determinację zatrzymania ją, głęboką więź między nimi która nigdy nie mogła zostać rozbita i została uspokojona odnośnie ich przyszłości razem. Zobaczyła, że gorąco karpackiego rytuału, tylko wzrasta z czasem. Nie mogła zobaczyć jak to jest możliwe bez wywołanie niewydolności serca, ale zaakceptowała to. Również mogła zobaczyć drugą stronę posiadania i ten gwałtowny głód jej ciała. Darios ją kocha. Tempest. Kochał ją tak głęboko, tak całkowicie, że to napełniło jego całą istotę. Uwielbiał ją wystarczająco by rezygnować ze swojego życia dla niej. Leżała w jego ramionach, rozkoszując się czuciem jego przy niej, silnego i rzeczywistego. - Czy z innymi wszystko jest w porządku, Darios? Odgarnął włosy z jej twarzy łagodnymi, pieszczącymi palcami. - Oczywiście. Julian ma brata bliźniak, Aidana, który żyje w San Francisco ze swoją życiową partnerką, Aleksandrię i Julian zabrał Desari tam by spotykała się z jego rodziną - Ponieważ musiał, Darios znalazł wgłębienie w jej szyi i - 281 -

skrobał swoimi zębami wzdłuż jej skóry, lekko, jego język wirował łagodząc jakikolwiek ból. Wtedy uśmiechnął się na przeciwko jej szyi. - Wzięli pantery z sobą, co powinno być czymś, ponieważ Aidan ma ludzkich dozorców a Aleksandria ma młodszego brata. - A Syndil? - jej ciało reagowało na dotknięcie jego zębów wewnętrznym drżeniem z przyjemności. Jej ręce znalazły jego biodra i zaczęły głaskać określone krągłości jego mięśni. Od razu jego ciało zaczęło powiększać się, twardniejąc w odpowiedzi na jej dotknięcie. - Barack i Syndil są razem, pracują nad ich stosunkami. Syndil wygląda na szczęśliwszą i dużo bardziej pewną siebie, pomimo poznania jej nastroju. Wysłała mi bardzo gorące pozdrowienie dla ciebie. Oni podróżują do Europy przed następnym występem w nadziejach na spotkanie Księcia i innych takich jak my. - Tempest schyliła swoją głowę do jego klatki piersiowej, jej palce tańczyły nad nim w odpowiedzi na fantazję, którą wyczytała w jego umyśle. Popatrzyła na jego twarz, poczuła jego gorąco, jego tlący się wzrost namiętności od jej pieszczot. - A Dayan i Cullen? - ledwie mogła jeszcze pomyśleć, gdy umysł Dariosa skwierczał teraz od wszystkich rodzajów erotycznych możliwości. - Z wszystkimi z nas którzy znaleźli swoje życiowe partnerki, ciemność rozprzestrzenia się w Dayanie. Potrzebuje czasu by się przystosować - Poczuła bardziej niż usłyszała leżący u podłoża niepokój w jego głosie. - Wszystkie intensywne uczucia niepokoiły go. On i Cullen Tucker pojechali do Kanady. Będą podróżować razem przez chwilę i Dayan pomoże zapewnić bezpieczeństwo Cullena, który również powinien zapewniać jego własne. Gdy zespół wróci razem na trasy, oni wrócą. - Była chropawość w jego aksamitnym głosie, której nie mogła zignorować. Oczekiwanie. Łapiąc raczej jej obraz graficzny w jego umyśle, Tempest wolno podsadziła siebie, tak aby usiąść okrakiem na nim. Ruch napełnił jej wraz z jego gęstym gorącem i poszerzył jej zielone oczy ze wstrząsu. Ale odrzuciła do tyłu swoje włosy i zaczęła wolną, erotyczną jazdę, kołysała swoimi biodrami łagodnie, mały uśmiech zadowolenia zakrzywił jej usta. Darios wyciągnął rękę, żeby objąć jej pas swoimi rękami, jego kciuki przesuwały się tam i z powrotem nad jej ciałem w pieszczocie, której nie mógł sobie odmówić. Była właśnie taka piękna, z jej czerwonymi poskręcanymi włosami, seksownie okalającymi jej twarzy i jej wydymanymi ustami i ogromnymi zielonymi oczami zamglone z pragnienia. Jej ciało było tak doskonałe dla niego, małe ale o krągłych kształtach, jej wąska klatka piersiowa - 282 -

podkreślająca kremową krągłość jej piersi. Jego ręce zacisnęły się, przesuwając ją, aby mógł przebić ją nawet głębiej, aby mógł przyjrzeć się, jak jej oczy pociemniały z przyjemności, i zrozumiał ze też się uśmiecha. - Podczas gdy mam cię, gdzie pragnę cię mieć… - powiedział łagodnie, wyciągnąć rękę, żeby odnaleźć jej dolną wargę swoim palcem. - Chciałbym przypomnieć ci, że mogłaś umrzeć bardzo łatwo przez twoje poświęcenie. Każda z tych rzeczy mogła pójść nie tak Tempest poczuła, jak nagły strach rozbija jego klatkę piersiową, spuchnięta z gniewu, który płyną jak fala. Rozmyślnie wciągnęła jego palec do wilgotnej jaskini swoich ust i zacisnęła mocno jej wewnętrzne mięśnie, dookoła jego twardej grubości, podczas gdy zwiększała płomienne tarcie. Stwierdziła, że szczypta zadowolenia, że mogła rozproszyć go na chwilę z jego męskiej tyrady. Jego biodra przepychały się do góry, poszukując jej rdzenia jedynego w swoim rodzaju, gdy jego ręce przykryły jej pełne piersi. Jego oczy pociemniały z głodu. Tempest uśmiechnęła się do niego, jej sutki naciskały na jego dłoń, jej ciało kusiło go każdym ruchem. Darios nagle usiadł, jego ramiona zacisnęło się wokół niej, jego usta żywiło się łapczywie na jej piersi, tuż za nim jeszcze raz przejął kontrolę. - Wysłuchasz co mam do powiedzenia, kochanie i będziecie mi w tym posłuszna. Nigdy więcej nie będzie sytuacji gdy wystawisz się na ryzyko. Czy to jest jasne? - Rzucił słowa karpackiego samca, kładąc nacisk na prawa do swojej krnąbrnej partnerki. Jej ramiona owinęło się dookoła jego szyi, jej języka znalazł wrażliwe miejsce za jego uchem, wirował wolno, erotycznie, wywołując gorąco i ogień, rozpraszając go dalej. Jej usta skradały się psotnie wokół jego szyi i wypalały drogę do jego gardła, przez cały czas jej napięta pochwa zaciskała się wysyłaniu mu wzrastającą przyjemność. Darios spróbował opanować swoją zdyscyplinowaną mentalność. Będzie mu posłuszna; musiała obiecać. Ale jej usta dokuczały kącikowi jego ust, a jej jedwabiste nogi nagle przesunęły się tak, że okrążyły jego pas, tak, że mogła go wciągnąć nawet głębiej w siebie. W tym momencie, wszystko o czym mógł myśleć, wszystko o co się troszczył, stanęło w jej płomieniach, roztrzaskując się na milion fragmentów i ściągnęło ich bezpiecznie z powrotem na ziemię, owiniętych w swoje ramiona. Ciche szepty napełniły jaskinię, cichy śmiech, dźwięki ciał ruszających się razem, zapach ich kochania się. Upajali się swoją nowo odkrytą miłością, ich nienasyconym apetytem na siebie.

- 283 -

Gdy Darios w końcu zebrał się do dania jej wykładu, to były kilka powstań później i całkowicie nie odniósł wpływ, który początkowo miał zamiar. Ale to nie miało znaczenia, ponieważ wiedział, że jego przyszłość jest przesądzona. Tempest była jego, na całą wieczność i ona zawsze będzie jego Tempest szalenie pasjonująca, rozpraszający go od jego poleceń, dręczącą go jej eskapadami i zawsze, zawsze go kochająca.

- 284 -
Feehan Christine - Mrok 06 - Mroczny płomień

Related documents

284 Pages • 100,549 Words • PDF • 1.6 MB

299 Pages • 132,891 Words • PDF • 1.2 MB

547 Pages • 129,649 Words • PDF • 2.3 MB

178 Pages • 122,120 Words • PDF • 532.7 KB

524 Pages • 148,632 Words • PDF • 3.3 MB

180 Pages • 61,408 Words • PDF • 1.1 MB

405 Pages • 87,829 Words • PDF • 1.1 MB

223 Pages • 53,496 Words • PDF • 1006.1 KB

34 Pages • 6,956 Words • PDF • 2 MB

20 Pages • 838 Words • PDF • 1.4 MB

1 Pages • 196 Words • PDF • 286.8 KB

1 Pages • 199 Words • PDF • 68.8 KB