Kochańczyk Jan - Polska - Rosja. Wojna i pokój Tom 1

140 Pages • 34,863 Words • PDF • 642 KB
Uploaded at 2021-09-24 08:52

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Jan Kochańczyk Polska-Rosja: wojna i pokój. Tom 1 Od Chrobrego do Katarzyny

© Copyright by Jan Kochańczyk & e-bookowo Na okładce: fragment portretu pędzla Szymona Boguszowicza: Caryca Maryna Mniszchówna w stroju koronacyjnym, 1606 rok ISBN 978-83-63080-19-8 Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl Kontakt: [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

Wstęp 10 kwietnia 2010 roku. Lotnisko wojskowe w Smoleńsku, 10 kilometrów od Katynia. Katastrofa samolotu Tupolew 154M z prezydentem Rzeczypospolitej i dużą grupą ważnych polityków polskich na pokładzie. 96 osób. Wszyscy zginęli. Szok, żałoba. Premier Polski i premier Rosji spotkali się na miejscu tragedii. Przyjacielski uścisk, słowa o pojednaniu. Czyżby zapowiadały koniec „odwiecznej” wrogości dwóch sąsiednich narodów? Prawdziwy koniec wielkiej wojny?

Wojna pomników Jest u nas kolumna w Warszawie... Pomnik króla, który miał u stóp pokonanych carów państwa moskiewskiego. Po rozbiorach ojczyzny, w czasach niewoli, Polacy spoglądając na wyniosłego - z głową w chmurach - Zygmunta III Wazę, krzepili serca. Wspominali obrazy Dolabellego czy Matejki, na których uwieczniono polskie triumfy i rosyjskie klęski. Szczególnie zaś - największe upokorzenie Moskwy, kiedy to w Warszawie zniewolony przez hetmana Żółkiewskiego - „Car z bracią, pokłon uczyniwszy przed Jego Królewską Mością, szłyk [czapkę] w ręku trzymając i przed majestatem Jego Królewskiej Mości stojąc, wszystkim uczynili żałosny widok szczęścia odmiennego na świecie [...]. I kiwając wszyscy głowami swemi, dziwowali się szczęściu wielkiemu i błogosławieństwu od Boga, Królowi Jego Mości nigdy nie spodziewanemu”. Anonimowy sprawozdawca z tej uroczystości opisywał barwnie, jak car i jego brat całowali rękę króla polskiego i o miłosierdzie prosili „dotykając się ręką ziemi i czołem bijąc, z wielkim uniżeniem”. Działo się to 29 października 1611. *** Jest u nich pomnik w Moskwie... Pomnik bohaterów narodowych, kupca Kuźmy Minina i księcia Dymitra Pożarskiego, którzy w roku 1612 wygnali Polaków z Moskwy. Posągi bohaterów powstania narodowego przeciw Polakom i Litwinom stoją spokojnie na placu Czerwonym od roku 1818. Podziwiali je carowie, dostojnicy Cerkwi prawosławnej, a nawet wodzowie światowego proletariatu. Leninowi czy Stalinowi nie przeszkadzało „złe urodzenie” kupca - „burżuja”, czy księcia - feudała. Radzieccy encyklopedyści sławili „wodzów narodowego powstania”, którzy poprowadzili lud rosyjski do walki z polskimi i litewskimi panami. Pomnik rzeźbiarza Martosa przetrwał burze rewolucji i stał (jak stoi) niedaleko sanktuarium wodza Października. Wojny Zygmunta III Wazy sprzed 400 lat wryły się w pamięć narodu rosyjskiego (pamięć umiejętnie kształtowaną przez propagandę carską, szczególnie w XIX wieku). Stały się przyczyną nieufności, a niekiedy wręcz wrogości dwóch bliskich sobie w gruncie rzeczy narodów

słowiańskich. Czas przelotnej chwały „polskich panów”: kiedy to hetman Żółkiewski zajął Moskwę i przyjął hołd bojarów na wierność polskiemu królewiczowi - był dla Rosjan jak bolesna, zapiekła rana. Polacy wszak przez prawie dwa lata panoszyli się na Kremlu! A właściwie to przez większą część swego „panowania” odpierali tylko ataki oblegających Moskwę wojsk rosyjskich. Wycieńczeni głodem musieli się poddać na początku listopada 1612 roku. Przypomniał o tym zrobiony w Rosji Putina i Miedwiediewa film z pamiętną datą w tytule. Tamte wydarzenia kształtowały przez wieki świadomość narodową Rosjan. Puszkin, ich największy poeta uwiecznił je w genialnym, szekspirowskim wręcz dramacie „Borys Godunow”. Czasy wielkiej smuty Rosjan przypominają także dwie słynne opery narodowe, wielbione zarówno przez carów, jak i wodzów światowego proletariatu. Prawosławni kapłani uczyli rosyjskie dzieci, nawet w zapadłych wsiach, patriotycznego wierszyka ulubieńca carów, Wasyla Żukowskiego, „Ruska chwała”: Był taki czas: podstępny, wrogi Lach Na tronie Moskwy osadził Samozwańca, Wszystko zagrabił i cała Ruś Upokorzona! W polskich kajdanach! - Na cara miała wybrać cudzoziemca. Zmarniała nasza ziemia. Polak był gorszy od Tatarzyna. Rzucona była sława carska Pod butne nogi króla Polski. Lecz do powstania wezwał Minin I wtedy z Kremla Wypędził wrogów kniaź Pożarski. 1831 Dni najazdu przypominała Rosjanom przez wieki „prawosławna Częstochowa” - czyli oblegana niegdyś przez wojska polskie Ławra Św. Trójcy i Świętego Sergiusza w Troicku (dziś Zagorsk - stolica światowego prawosławia). Czasy „smuty” przywodzi też na myśl najświętsza dla Rosjan ikona Matki Boskiej Kazańskiej, która błogosławiła obrońców wiary ruskiej do walki z polskimi heretykami. Malowniczo opisał dzieje zmagań prawosławnych i katolików pisarz Michał Zagoskin, w popularnej powieści historycznej „Jurij Miłosławski,

ili Russkije w 1612 godu”. Książka ta spełniała w Rosji taką samą rolę, jak w Polsce Trylogia Sienkiewicza. Agresję Lachów w czasach samozwańców potępiał nawet wróg carów, rewolucjonista Konrad Rylejew, autor słynnej dumki „Iwan Susanin” o bohaterze antypolskiego „ruchu oporu”, którą to balladę recytował potem ze wzruszeniem inny rewolucjonista, Włodzimierz Iljicz Lenin. Po 400 latach od triumfu nad „polskimi panami” dzień 4 listopada w nowej już Rosji - Jelcyna, Putina i Miedwiediewa - jest świętem państwowym, zastępującym najświętszą do niedawna Rocznicę Rewolucji. A na ekranach Rosji XXI wieku nadal wielkie triumfy święci filmowe widowisko: „1612”, upamiętniające polskie zamachy na świętą Ruś i wiarę prawosławną.

Wojny operowe W Polsce ta opera znana jest tylko z tytułu. A jest to rosyjska opera narodowa! Nasze encyklopedie co najwyżej półgębkiem wymieniają dzieło rosyjskiego kompozytora narodowego Michała Glinki: „Iwan Susanin, czyli życie za cara”, nie rozwodząc się szerzej nad treścią libretta. Nic dziwnego - opera pisana w latach trzydziestych XIX wieku pod patronatem cara Mikołaja I, była ideowym uzasadnieniem rozbiorów niepokornej i skłonnej do zrywów powstańczych Polski. Dzieło przypomina „łupieżczą wyprawę” polskiego króla, Zygmunta III Wazy, na Rosję w pierwszych latach XVII wieku. Skoro Polacy stanowili odwieczne zagrożenie dla Rosjan, to należało ich zdecydowanie zdaniem cara Mikołaja -zdeptać. W roku 1834 imperator odwiedził kostromski klasztor Ipatiewski, w którym w roku 1613 krył się przed polskimi wojskami Michał - pierwszy car z dynastii Romanowów. Car Mikołaj odwiedził też dziedziczną wieś swego rodu, Domnino koło Kostrowa, w której starostą był kiedyś Iwan Susanin, popularny bohater narodowy. To właśnie on uratował w czasach najazdu Lachów młodego cara. Opisywana szeroko w prasie wizyta Mikołaja I w historycznych miejscach ożywiła zainteresowanie tematami sprzed ponad 200 lat. Recytowano popularny wiersz o Susaninie... dekabrysty Konrada Rylejewa, skazanego na śmierć przez cara. Tego samego Rylejewa, którego Mickiewicz we wstępie do III części „Dziadów” tak oto sławił: „...Znakomity poeta rosyjski wolnomyślny, w roku 1823 i 1824 wydawał wspólnie z Bestużewem noworocznik literacki pod tytułem ‚Gwiazda Północna’ w duchu romantycznym. Był głównym działaczem spisku, który miał na celu zaprowadzenie rządu konstytucyjnego w Rosji. Członków przezwano dekabrystami (‚grudniowcami’), gdyż spisek wybuchł w grudniu 1825 r., gdy po śmierci Aleksandra I cesarzem miał zostać Mikołaj. Spisek się nie udał. Rylejew został powieszony 25 lipca 1826 w Petersburgu”. Mickiewicz przyjaźnił się z wodzem dekabrystów podczas swojego zesłania do Rosji w roku 1824. Poświęcił mu strofę wiersza „Do przyjaciół Moskali: Gdzież wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa,

Którąm jak bratnią ściskał, carskimi wyroki Wisi do hańbiącego przywiązana drzewa... Klątwa ludom, co swoje mordują proroki! Paradoksalnie - wróg numer jeden Romanowów, napisał wiersz, który sławił założyciela dynastii, nieudolnego cara Michała i inspirował rosyjską operę narodową - hymn pochwalny na cześć władcy! Rylejew był zafascynowany kulturą polską, tłumaczył na rosyjski wiersze Mickiewicza, Niemcewicza, Trembeckiego. Jego „Dumy” wydane w roku 1825 zbliżone były do „Śpiewów historycznych” Niemcewicza. Najsławniejsza z tych „dum” - to właśnie „Iwan Susanin”, opowieść o bohaterze carskiej Rosji, który w roku 1613 ocalił wybranego na tron młodego Michała Romanowa, ukrywającego się przed Polakami w klasztorze Ipatiewskim. Polacy ścigali Michała; Susanin jednak wywiódł ich w pole, a właściwie - w leśną głusz i mokradła. Najeźdźcy wzięli go za przewodnika. Na swoją zgubę! Iwan Susanin, prosty wieśniak, starosta Domnino, dziedzicznej wsi Romanowów, stał się symbolem obrońcy imperium carów i wiary prawosławnej. Tak się złożyło, że ludowego herosa sławili zarówno obrońcy, jak i wrogowie caratu - tacy, jak Rylejew. Oto jego tekst - w bodaj pierwszym? - polskim przekładzie: IWAN SUSANIN Duma „Dokąd prowadzisz? Jaka ciemnica! - Na przewodnika patrzą wrogowie. I z trwogą krzyczą pyszni Polacy: - „Grzęźniemy tutaj w zwałach śniegu! Pewnie już będziem bez noclegu! Ty, kochaneczku, zbaczasz gdzieś z drogi, Ale w ten sposób nie zbawisz cara! Choćbyśmy nawet pobłądzili W tej leśnej głuszy, W tumanach śniegu To wasz car Michał tak czy owak Śmierci z rąk polskich nie uniknie! Poprowadź dobrze, Wtedy... dostaniesz ty od nas złoto, Zacną nagrodę;

Jeśli nas zdradzisz - stracisz głowę! Niewiele trzeba, jeden ruch szabli! ...Cała noc mija w tej kurzawie! Lecz coś tam wreszcie widać w dole, Coś tam czernieje za drzewami!” „To moja wioska! Dieriewienka! - sarmatom pysznym Susanin powie. - Tutaj są gumna, płoty, mostek... Za mną! Do bramy! Przytulna chata Tu w każdej chwili na gościa czeka. Wchodźcie więc śmiało!” - „Wreszcie, Moskalu Jest jakaś przystań w diabelskiej dali Tej śnieżnej pustki, tego przestworu! Takiej przeklętej nie miałem nocy, Ślepe od śniegu sokole oczy, W żupanie mokra jest każda nitka! Chodźmy! - zawarczał Laszek młody. Winka nam dawaj, gospodarzu! Szybko, Bo zaraz tutaj będzie w robocie Na ciebie srogi bat i szabla!” Oto już obrus prosty na stole, Jest na nim piwo, pucharki wina, Rosyjska kasza, ciepły kapuśniak, Przed każdym gościem kawałek chleba, Zaś w okiennice małej chatki Wiatr wściekle stuka, A w palenisku z posępnym trzaskiem Drewniane szczapy powoli płoną. Północ minęła! Po trudnej drodze Snem krzepkim zdjęci Leżą na ławach pyszni sarmaci. W tej izbie dymnej spokój znaleźli. A czuwa tylko Susanin siwy, Modli się cicho do ikony: „Boże, o! chroń nam cara młodego!” Lecz oto nagle końskie kopyta Przy bramie słychać!

Powstał Susanin, wyszedł do gościa To syn przybrany! „Czemu się włóczysz w czas niespokojny? Północ minęła, wicher szaleje! Całą rodzinę wprawiasz w trwogę! Sam Bóg cię wreszcie przyprowadził Synu, jedź tam, gdzie jest car młody! Mów Michałowi: uciekaj szybko, Bo go szukają wraży Lachowie I w złości swojej chcą zamordować, By Moskwie nowe biedy sprawić! Powiedz: Susanin chce go ocalić, Bo go natchnęła miłość ojczyzny I wiary naszej prawosławnej. Mów, że ratunek tylko w ucieczce! Mów, że mordercy nocują u mnie. Co - skamieniałeś?” - „Ależ ojcze, zabiją ciebie wraże Lachy! Co będzie ze mną, z młodą siostrą Co będzie z matką słabowitą?!” „Bóg nas obroni swą świętą siłą, Nie da wam zginąć, moje dzieci! Możny obrońca on wszystkich sierot. Żegnaj, mój synu, czas ucieka. Pamiętaj o mnie: ja umieram Za całe nasze ruskie plemię!” Wskoczył na koń ze łzami w oczach, I ruszył w drogę Susanin młody, A jego rumak pomknął jak strzała. Księżyc na niebie koło zatoczył, Świst wiatru ucichł, zamieć minęła, Na niebie ranne jaśnieją zorze. Wstają Polacy, zdradę knują. „Susanin” - krzyczą. - „Co tam robisz? Czas skończyć modły, ruszamy w drogę!” Z wioski wypadli głośną zgrają, W las mroczny wchodzą, w kręte ścieżki.

Susanin wiedzie ich, przewodnik, W rześki poranek. Bo słońce oto W gałęziach drzew Kryje się – kryje... - Znów jasno świeci! Wśród ciszy stoją dęby i brzozy. Mroźny śnieg skrzypi pod nogami I tylko wrony szumią skrzydłami Lub dzięcioł w wierzbę sękatą stuka. Jeden za drugim w leśnym gąszczu Za przewodnikiem idą sarmaci. Już słońce stoi w niebie wysoko, A coraz dzikszy staje się las! Nagle gdzieś znika mała ścieżka, Zaś sosny, jodły ścianą gęstą Wyrosły, tworząc mur wysoki! Daremnie nasłuchują z trwogą! Wszystko w tej pustce martwe, głuche! „Dokądś nas, zdrajco, zaprowadził? Zapytał stary Lach Iwana. „Dotąd, gdzie być winniście teraz! Dzielny Susanin sarmatom powie. Zabijcie mnie! Tu ma mogiła! Lecz wiedzcie jedno: to ja właśnie Uratowałem cara Michała! Zdrajcy wy we mnie nie znajdziecie! Nie ma ich wcale i nie będzie Na naszej świętej ruskiej ziemi! Tu każdy kraj od dziecka kocha! I wie, że zdradą duszę zgubi!” „Giń więc!” - krzyknęły polskie pany. Szable nad starcem zaświstały. „Giń, zdrajco! Już twój koniec nastał!” Dzielny Susanin cały w ranach Padł. Śnieg czysty Najszlachetniejsza krew barwiła.

Krew drogocenna, która dla Rosji Cara Michała ocaliła. 1822 Dumkę Rylejewa czytał z zachwytem między innymi pewien młodzieniec z Guberni Smoleńskiej, który miał się stać pierwszym muzycznym geniuszem Rosji. Michał Glinka (1804 - 1857) od roku 1817 był uczniem Liceum Szlacheckiego w Petersburgu. Dziesięć lat później znany już był w stolicy jako twórca popularnej muzyki fortepianowej i kameralnej. Wykorzystywał w niej melodie i rytmy ludowe. Wkrótce sławę zyskały jego słowa: „Muzykę tworzy naród, a my - artyści - tylko ją opracowujemy”. W stolicy Rosji młody kompozytor stykał się z Puszkinem, Żukowskim i Mickiewiczem; był częstym gościem w słynnym salonie polskiej pianistki Marii Szymanowskiej. Wyjazdy za granicę do Wiednia, Pragi czy Berlina, pozwoliły Glince poznać najnowsze trendy muzyczne. Marzył o tym, by piękne zaśpiewy jego narodu rozbrzmiewały w całym świecie. Około roku 1833 w głowie kompozytora zrodził się zamysł opery narodowej. Po powrocie do Petersburga zwierzył się ze swych przemyśleń faworytowi cara, poecie Żukowskiemu. Nauczyciel carewiczów, mieszkający stale w jednym ze skrzydeł pałacu Zimowego, zasłynął jako „pudrowany Osjan” i autor wielu wierszy antypolskich po powstaniu listopadowym. Słowacki wykpiwał go w „Beniowskim”: Żukowski, ruski belfer i poeta, Który balladę odział wielką krasą, Podług mnie - to niewielka zaleta!... Jako temat opery narodowej Żukowski zaproponował kompozytorowi dzieje Iwana Susanina. Wcześniej, co prawda, w roku 1815 operę opiewającą bohaterskiego chłopa napisał i wystawił w Moskwie przebywający w Rosji wenecjanin Catterino Cavos, zwany pieszczotliwie „Kattierino Albertowiczem Kawosem”; znawcy jednak nie pochwalali tej opery, zakończonej happy endem i ociekającej „włoskimi syropami”. Żukowski i Glinka chcieli przedstawić nieco więcej prawdy historycznej. Kompozytor pisał w jednym z listów: „Żukowski szczerze pochwalił zamysł [skomponowania opery narodowej] i zaproponował mi jako temat Iwana Susanina. Scena w lesie [z dumki Rylejewa] głęboko podziałała na moją wyobraźnię. Znajdowałem w niej wiele oryginalnego, specyficznie rosyjskiego

klimatu. Żukowski sam chciał pisać słowa i na próbę napisał znane wiersze: Ach, nie mnie biednemu, Wiatrowi bujnemu”. Słowa te znalazły się potem w epilogu opery. Żukowski jednak nie był w stanie współpracować z Glinką, bo ten obrał dość osobliwy tryb pracy: najpierw pisał muzykę do poszczególnych scen, a potem trzeba było do muzyki dopasowywać słowa. Poeta naraił więc kompozytorowi Jegora Rosena „najlepszego literata wśród Niemców” na dworze cara. „Nawał zajęć nie pozwolił Żukowskiemu wywiązać się z zadania pisał Glinka - i Żukowski oddał mnie w ręce barona Rosena... Moja wyobraźnia jednakowoż wyprzedzała pilnego Niemca. Jakby mocą czarodziejską ułożył mi się plan całej opery oraz zaświtała myśl, by przeciwstawić muzyce rosyjskiej - polską”. Oto treść tej narodowej opery: parę kochanków z wioski Domnino, Antonidę i Bohdana, rozłączyła wojna. Na kraj napadli Polacy i młodzieniec musiał wyruszyć do boju. Pojawił się w końcu w rodzinnej wiosce ze swoją drużyną i dobrymi wiadomościami: wybuchło powstanie narodowe przeciw najeźdźcom. Moskwa została wyzwolona! Szlachta i chłopi zdołali się zjednoczyć po stronie najlepszego kandydata na cara, Michała Romanowa. Ukrywa się on teraz przed Polakami w pobliskim klasztorze. Młodzi chcą się pobrać, ale ojciec dziewczyny, Iwan Susanin sprzeciwia się: „Nie czas na śluby, póki trwa wojna!” Z narodowymi, rosyjskimi melodiami i rytmami pierwszego aktu kontrastuje drugi, „polski” akt opery. Rozwija się „podła intryga Lachów”. W sali tronowej króla Zygmunta III słychać polskie tańce: poloneza, krakowiaka i mazurka. Trwa bal. Polscy panowie chwalą się wojennymi sukcesami w Rosji, cieszą się ze zdobycznych futer, złota i cennych kamieni. Niestety, posłaniec hetmana polskiego przynosi złe wiadomości o powstaniu narodowym w Rosji przeciw najeźdźcom. Radość milknie na chwilę, potem bal trwa dalej. W trzecim akcie znów powraca klimat rosyjskiej wioski. Trwają przygotowania do ślubu Antonidy i Bohdana, jednak przerywają je znowu Polacy. Dzielny chłop Iwan Susanin, wysyła przybranego syna Wanię do klasztoru, aby ostrzegł cara Michała, sam zaś jako przewodnik, wyprowadza wrogów na leśne głusze, „gdzie nawet wilki i kruki nie

zaglądają”. Wiedzie ich do zguby. Sam również ginie z ich ręki. Epilog prezentuje Moskwę świętującą zwycięstwo nad Polakami. Wśród radosnego tłumu pojawiają się bohaterowie powstania, Minin i Pożarski, a także bohaterowie opery, dzieci Susanina i narzeczony Antonidy. Naród śpiewa „zdrawicę” na cześć cara i wiernych sług, którzy ocalili mu życie. Car Mikołaj interesował się losami nowego dzieła Glinki, zatytułowanego początkowo „Iwan Susanin”. Brał udział w próbach, spotykał się z kompozytorem, nazywał przyjacielem. Pojawił się pomysł dedykowania opery imperatorowi i zmiany nazwy dzieła na „Życie za cara”. Tuż przed premierą dzieła w roku 1836 Glinka pisał w liście do przyjaciela: „Za pośrednictwem Gedeonowa [dyrektora Teatru Wielkiego w Petersburgu] otrzymałem zezwolenie poświęcenia mojej opery carowi. Zamiast ‘Iwana Susanina’ została nazwana ‘Życiem za cara’ „. Premiera obfitowała w polityczne akcenty. Po pierwszym akcie rozległy się huczne oklaski. A potem... Glinka pisał: „w czasie sceny z Polakami, poczynając od poloneza aż do mazura i finałowego chóru, panowało głuche milczenie. Iwan Cavos, syn kapelmistrza dyrygującego operą, zapewnił mnie, że było ono wywołane faktem pojawienia się na scenie Polaków”. Następne akty znowu petersburska publiczność nagradzała brawami. Nastrój zrobił się tak patriotyczny, że (wedle relacji kompozytora): „W czwartym akcie chórzyści grający Polaków pod koniec sceny rozgrywającej się w lesie napadli na Pietrowa [Susanina] z taką zaciekłością, że rozerwali mu koszulę i musiał się nie na żarty przed nimi bronić. Sukces był całkowity. Cesarz pierwszy podziękował mi za moją operę. Powiedział, że to niedobrze, iż Susanina zabijają na scenie. Wyjaśniłem Jego Cesarskiej Mości, że nie będąc z racji choroby na próbie, nie mogłem wiedzieć, jak ta scena zostanie rozwiązana. A zgodnie z moim projektem w chwili napaści Polaków na Susanina kurtynę należało natychmiast opuścić. O śmierci Susanina informuje sierota w epilogu. Później dziękowała mi carowa, a następnie wielcy książęta i wielkie księżne obecne w teatrze”. Kompozytor dostał od cara w prezencie pierścień wart 4 tysiące rubli, ozdobiony topazem, otoczonym brylantami, jednak... Nie otrzymał

honorarium. Spore wpływy wpłynęły potem do jego kieszeni za nuty z fragmentami opery. Budziła ona ożywione dyskusje nawet na ulicach Petersburga. Przyjaciel Glinki, Włodzimierz Odojewski pisał: opera rozpoczyna „nowy okres w muzyce rosyjskiej. To chwalebny zryw geniuszu”. Niektórzy arystokraci cichcem mówili, ze dawna opera Cavosa była lepsza, a ludowe motywy u Glinki dały w sumie „muzykę dla woźniców”. Przez wiele lat narodowa opera Rosjan budziła kontrowersje, z uwagi na polityczną wymowę. W roku 1861 znakomity krytyk Włodzimierz Stasow pisał w liście do wybitnego kompozytora Bałakiriewa: „Nikt być może nie znieważył tak naszego narodu, jak Glinka, po wsze czasy podnoszący za pomocą genialnej muzyki do roli bohatera nędznego chłopa, wiernego jak pies, ograniczonego jak sowa czy głuchy cietrzew i poświęcający siebie dla uratowania chłopaczyska, którego w ogóle ratować nie należało, którego nie było za co kochać i którego nawet on sam nie widział na oczy. To apoteoza rosyjskiego bydlęcia w typie moskiewskim”. Zakłopotany Milij Bałakiriew bronił zasady... mniejszego zła: „Mówi pan, że Susanin nie powinien był ratować Michała [Romanowa]. Nie, jego trzeba było ratować. Lepszy moskiewski car od polskiego jarzma. I teraz trudno nam znaleźć dostęp do znośnego życia, godnego Rosjan, szczególnie gdy nie wiemy, czego nam trzeba. A gdyby nas wówczas Polacy pokonali, byłoby na wieki po nas: wszyscy zwróciliby się ku katolicyzmowi, zaczęliby mówić po polsku i wtedy moglibyśmy pożegnać się z Rusią; nigdy by więcej nie zmartwychwstała. Michał był idiotą, ale zawsze lepsze coś niż nic”. Hrabia Aleksy N. Tołstoj pisał o operze Glinki: „Akcja ‚Iwana Susanina’ toczy się w czasach, kiedy bojarowie i drobna szlachta zdradzili - zaprzedali ruską ziemię Polakom! A ci zrujnowali Moskwę, wszystko zadeptali kopytami polskich koni - i w końcu zrujnowane państwo trzeba było ratować chłopskimi rękami. Wtedy zaśpiewano w narodzie o starym chłopie Susaninie, który swoim sprytem zgubił dumnych Polaków”. Opera Michała Glinki była ulubionym dziełem wrogich Polsce „panslawistów”, którzy chcieli zjednoczyć pod berłem cara niezadowolonych z panowania Habsburgów Słowian austriackich i bałkańskich. Uważali oni skłonnych do wiecznych powstań Polaków za

„Judaszów Słowiańszczyzny”. W roku 1866 doprowadzili do premiery „Życia za cara” w Pradze. Rok później w Moskwie odbył się w Moskwie wielki zjazd wszechsłowiański. Ustalono, że wspólnym dla Słowian językiem będzie rosyjski. Wystawiono, oczywiście, sławną operę Glinki. Rosyjskie melodie oklaskiwano; poloneza i mazura wygwizdano. Potem, podczas obrad, Polsce zarzucano „dążenia imperialistyczne”, przejawiające się w dążeniu do odbudowy Rzeczypospolitej w granicach z roku 1772. Delegat Katkow pisał w „Moskowskich Wiedomostiach”: „W granicach Słowiańszczyzny nie ma miejsca na dwa państwa rosyjskie i polskie; istnienie dwóch jest niemożliwe, jedno musi zginąć, a ponieważ o wyniku walki zawsze rozstrzyga siła, więc kto ma większą siłę, ten ma za sobą i prawo. W gruncie rzeczy Polaków już nie ma!” Delegat Aksakow wyraził pogląd, że „Słowiaństwo to prawosławie, a wobec tego Polacy powinni przejść na prawosławie”. Delegaci gorąco oklaskiwali słynny chór z opery Glinki „Sława carowi, sława Rosji”, który zyskał rangę narodowego hymnu imperium; z zachwytem mówili, że muzyczny temat przedstawia „świętą postać cara, utożsamianą z rosyjską ojczyzną”. Obiektywni znawcy sztuki zdawali sobie sprawę z wyrazistej propagandowej roli opery w imperium carów. Echem tych opinii jest ocena zawarta w nowoczesnym dziele Węgra Andrasa Batty, który dla niemieckiego wydawnictwa Koenesmann pisał w roku 2001: „Życie za cara” - „zyskało nawet na politycznej aktualności wraz ze stłumieniem polskiego powstania w latach 1830 - 31. Fakt, iż w roku 1612 Polacy najechali na Rosję, podczas gdy w roku 1830 Polska znajdowała się pod rosyjskim zaborem, nie zbił z tropu Mikołaja I, ani jego nadwornych ideologów. Dla cara i jego dworu najważniejsza była wyraźna wymowa ideowa opery: prosty chłop rosyjski gotów jest zawsze poświęcić swe życie dla miłościwego cara... Nad tekstem libretta pracowało kilku autorów, ostateczny kształt nadał mu baron von Rosen (sekretarz carewicza), zatroszczył się on również, by Susanin nie przypominał nazbyt wyraźnie rzeczywistego chłopa pańszczyźnianego. Legendarny bohater przemienił się pod jego piórem w postać idealnego poddanego - prawdziwy wzór chłopa”. Ten ideał carskiego sługi w ulubionej operze narodu rosyjskiego stał się nad wyraz kłopotliwy w komunistycznej Rosji - centrum światowego imperium nowoczesnych robotników, chłopów i inteligencji pracującej.

Tym bardziej, że nastała epoka radia i na falach sowieckiego eteru pojawiały się fragmenty oper Glinki, Czajkowskiego czy Musorgskiego. Sam Stalin był wielkim miłośnikiem opery. „Życie za cara” znał na pamięć z nagrań płytowych, dokonanych jeszcze w czasach Romanowów. Uwielbiał muzykę Glinki. Kiedy opera została wznowiona w teatrze Wielkim, po triumfalnej scenie finałowej Józef Wissarionowicz spytał gniewnie: - Gdzie dzwony? Dlaczego ich nie było słychać?! - Kazano je usunąć - padła odpowiedź. - No to lepiej usunąć tego, kto tak kazał! Przywrócić dzwony! zawołał Stalin. Dzwony przywrócono. Na rozkaz Stalina... w Związku Radzieckim obowiązywała zupełnie nowa wersja opery, zredagowana pod kierunkiem samego wodza bolszewików. Usunięto przede wszystkim „reakcyjny” tytuł „Życie za cara” i dano nowy: „Iwan Susanin”. Muzykę Glinki zostawiono w spokoju, zmieniono natomiast wymowę ideową opery. Bohater ratuje z opresji nie młodego cara Romanowa, ale samego powstańca Minina, który zresztą zapomina o swoim „burżuazyjnym”, kupieckim pochodzeniu i zachowuje się jak postępowy chłop z dziada pradziada. Nowe libretto opery opracował kolektyw Teatru Bolszoj w Moskwie pod kierunkiem Siergieja Gorodeckiego. Prace były szczególnie intensywne podczas tajnych przygotowań do rozprawy Stalina z „pańską Polską” w roku 1939. Autorzy nowego tekstu twierdzili, że w gruncie rzeczy działają zgodnie z intencjami samego Glinki, który chciał wysławiać bohaterski naród rosyjski, a tylko źli doradcy z kręgów dworskich zepsuli jego pomysły i kazali muzyką uwiecznić Romanowów. Autor wstępu do wydania „udoskonalonego” libretta, B. Jarustowski pisał z rozbrajającą szczerością: „Łatwo zrozumieć dążenia radzieckich działaczy kulturalnych, by oswobodzić jedno z najbardziej ulubionych dzieł narodu rosyjskiego od cudzego mu wiernopoddańczego tekstu i tym samym wyzwolić w końcu Glinkę od ‚współpracy’ z muzą barona Rosena. 27 lutego 1939 roku na scenie Teatru Wielkiego w Moskwie odbyła się premiera opery ‚Iwan Susanin’ M. I. Glinki. Nowy tekst napisał poeta S. M. Gorodecki. Wielką i zapładniającą rolę w pracach nad

redagowaniem tekstu odegrali dyrygent S. A. Samosud i L. B. Baratow. Dyrygował spektaklem S. A. Samosud. Po pierwszych spektaklach w nową redakcję naniesiono pewne zmiany (szczególnie w epilogu); od tego czasu dzieło wystawiły prawie wszystkie teatry operowe Związku Radzieckiego i wiele zagranicznych scen. Tylko na scenie Teatru Wielkiego nowa redakcja opery była oklaskiwana ponad 500 razy. To wydarzenie można zupełnie słusznie nazwać nowymi narodzinami opery. Autor i redaktorzy nowego tekstu, z aktywnym wsparciem kolektywu Teatru Wielkiego, przyjęli jedynie słuszne założenie: zostawić nietkniętą partyturę Glinki, niczego w niej nie zmieniać! Pozostawili czas i miejsce wydarzeń, dotychczasowy zestaw postaci; nie zmieniały się też ich czyny. Do tekstu opery wniesiono, w istocie, jedyną, ale pryncypialną zmianę - inną, bardziej zgodną z historią i bliższą zamysłom Glinki osnowę treści, główny temat tego arcydzieła. Historia wyboru cara, przedstawiciela nowej dynastii Romanowych i obrony go przed wrogami, w nowej redakcji opery została zastąpiona przez historię pospolitego ruszenia Minina i Pożarskiego oraz ich walki o wolność ziemi ojczystej”. „Iwan Susanin” w nowej wersji święcił triumfy w Związku Radzieckim Stalina, Chruszczowa, Breżniewa i jeszcze Gorbaczowa. Niekiedy rozbrzmiewa również w czasach Putina i Miedwiediewa; na świecie jednak wraca się przeważnie do oryginalnej wersji Glinki. Basowa partia tytułowa dawała okazję do popisu legendarnym śpiewakom rosyjskim, takim jak Osip Pietrow czy Fiodor Szaliapin. W epoce płyt kompaktowych wykonywali ją Matti Salminem, Jewgenij Niestierienko, Borys Sztokołow. Tekst barona Rosena w centrum wydarzeń stawiał młodego cara; libretto Stalina dzielnego powstańca Minina; natomiast wróg pozostawał ten sam: Polak, katolik, zawzięty wróg wiary prawosławnej! Negatywnym bohaterem opery pozostawał w obu przypadkach śpiewający niewiele, ale za to basem „Sigizmund, król Polski”, czyli - po naszemu - król Zygmunt III Waza. Pochodzący z protestanckiej Szwecji, a jednak... żarliwy katolik, szkolony przez jezuitów, zorganizował wyprawę na Rosję, by walczyć z prawosławiem! Wojna miała być nową „wyprawą krzyżową”. W porozumieniu z polskim królem papież Paweł V ogłosił jubileusz i odpust „dla szczęśliwego zwycięstwa Najjaśniejszego

Króla nad schizmatykami”, błogosławił rycerzy Kościoła. Zygmunt III w swojej gorliwości zwrócił się dodatkowo do Rzymu z prośbą o przyspieszenie kanonizacji jezuity Ignacego Loyoli, który miał być patronem przedsięwzięcia. Wielu Polaków nie chciało tego rodzaju wojny religijnej, tym bardziej, że Rosjanie w pewnym momencie chcieli gościć na swym tronie polskiego królewicza Władysława - pod warunkiem, że przyjmie prawosławie. Zygmunt III oczywiście się na to nie zgodził. Katolickiego króla Polski reprezentują w operze Glinki rytmy poloneza i mazura; zuchwałe i harde w scenie warszawskiego „pysznego balu”, a bojaźliwe i drżące w chwilach klęski. Mazur staje się w końcu karykaturą polskiego tańca. Cichnie - jak niegdysiejszy triumf pogromcy carów, króla Zygmunta III Wazy...

Jeszcze sławniejsza opera! Maryna... Poświęcono jej tysiące wierszy w języku rosyjskim. Młoda, piękna, zagadkowa; już to wiedźma żądna władzy, gorsza niż lady Makbet, już to „czarowna Polka”, córka pramatki Ewy, symbol wiecznej kobiecości. Jako jedyna Polka okupuje największe sceny operowe świata; jest w końcu bohaterką arcydzieła: „Borysa Godunowa” Musorgskiego. W pierwszej wersji opery jeszcze jej nie było. Na scenie dominowali mężczyźni. Krytycy narzekali: dramat muzyczny bez postaci kobiecej wydawał się nijaki. Kiedy kompozytor dopisał „polski akt” - opera zyskała wymiar szekspirowskiej pełni. Zdobyła uznanie w Petersburgu i Moskwie, Mediolanie, Berlinie, Warszawie, Wiedniu, Paryżu; na scenach operowych Australii, Japonii i obu Ameryk. Musorgski, jak niegdyś Glinka, przypomniał w operze czasy „smuty”, epokę pierwszego samozwańca i jego żony, Polki Maryny Mniszchówny, legalnie koronowanej na carową Rosji. Podjął ponownie temat „polskiego najazdu” na państwo moskiewskie w czasach króla Zygmunta III - „najczarniejszego charakteru” XVII wieku w odbiorze Rosjan. No, może w jeszcze czarniejszych barwach widziano doradców króla jezuitów, wrogów prawosławia. „Borys Godunow” Modesta Musorgskiego - to zainspirowana dramatem Puszkina tragedia miłości i nienawiści, zbrodni i kary. Bohaterami aktu drugiego są: Dymitr Samozwaniec i Maryna, polska szlachcianka, córka wojewody sandomierskiego. Wojewodzianka staje przed życiową szansą: oto pojawia się na zamku jej ojca młodzieniec, udający zamordowanego i ponoć cudem uratowanego przed laty carewicza. Pretendent ma szansę obalić panującego aktualnie na Kremlu mordercę i uzurpatora, Borysa Godunowa. Jest zakochany w pięknej Marynie. Dla polskich panów nie jest ważne, czy samozwaniec Dymitr jest rzeczywiście zaginionym synem dawnego cara, czy nie. Ważne, że przy jego pomocy można narobić zamieszania w Rosji i opanować Kreml. Takiego zdania jest też tajny agent zakonu jezuitów, Rangoni. Marzy mu się, że przy pomocy Dymitra Samozwańca zwalczy prawosławie w Rosji i wprowadzi „prawdziwą”, katolicką wiarę.

W „polskim” akcie „Borysa” mamy właściwie dwa duety miłosne. W pierwszym jezuita Rangoni usiłuje przekonać Marynę, iż w imię wyższych celów powinna poświęcić honor i cnotę. W słodkich dźwiękach, na tle rozkosznej orkiestry opowiada, jakich kobiecych sztuczek ma użyć Maryna, by usidlić Samozwańca. Jezuita snuje namiętną, zmysłową opowieść o sidłach niebiańskiej miłości, co nadaje duetowi bardzo dwuznaczny charakter. Maryna pojmuje lekcję i wkrótce w słynnej scenie przy fontannie wyznaje miłość Samozwańcowi. Obiecuje, że będzie należeć do niego, ale wyłącznie... za cenę carskiej korony. Czy kocha Dymitra - czy tylko władzę? Tak czy owak, udaje miłosną namiętność w sposób tak doskonały, że mogłaby zwieść każdego. Duet z „Borysa” ma żar wyznań wagnerowskiego Tristana i Izoldy. - O, carewiczu, błagam, nie przeklinaj mnie za złe słowa; nie wyrzutem, nie kpiną one dźwięczą, lecz czystą miłością! Rostislav Hofmann, biograf kompozytora, widzi w tym duecie „najpiękniejszy przykład muzycznej hipokryzji”. W głosie Maryny brzmią fałszywe tony. Pobudzając ambicje Samozwańca, chłopskiego syna, posunęła się w pewnym momencie za daleko - a to wtedy, gdy wyznał szczerze prawdę o chłopskim pochodzeniu. - Precz, zuchwały włóczęgo! Precz, pański pochlebco, precz, chłopie! Wtedy obrażony „kochanek” odpowiada: - Łżesz, harda Polko! Jam carewicz! Jutro pędzę do boju na czele mężnych drużyn!... Kiedy zasiądę na tronie, wszystkim rozkażę śmiać się z głupiej szlachcianki, która utraciła carstwo. Maryna natychmiast wraca do roli czułej kochanki. W arcydziele Musorgskiego widzimy Marynę u progu wielkiej kariery - młodą, piękna, ambitną - ale demoniczną. Tak ją widzieli Rosjanie, podobnie zresztą jak niechętni jej Polacy. Hetman Żółkiewski twierdził, że Mniszchówna doskonale znała przeszłość oszusta Dymitra, ale... jej „się bardzo chciało carować”. Ambicja wiodła ją do zguby.

Najpierw ślub katolicki, potem prawosławny Jaka była naprawdę najsławniejsza w Rosji Polka? Jeżeli wierzyć portretom, które się zachowały - Maryna miała dziewczęcy wdzięk: czoło wysokie, nos długi, usta małe, zaciśnięte, wystający podbródek i niezwykle piękne oczy. Wyraz twarzy zdradzał dumę, upór i zawziętość. Wiadomo, że była niska; w dramatycznej chwili zdołała się schować pod... spódnicę swojej damy dworu. Umiała czytać i pisać. Pobożna, wychowywała się pod wpływem bernardynów w Samborze. Jej ambicje rozbudziło udane małżeństwo starszej siostry z potężnym magnatem Konstantym Wiśniowieckim. Okazało się, że Maryna mogła zrobić nawet większą karierę niż siostra, kiedy na ojcowski dwór zawitał człowiek pretendujący do tronu Rosji. Samozwaniec chciał wziąć za żonę Marynę i przy pomocy jej wpływowych rodaków - zdobyć koronę carów. Dymitr mógł się podobać; postać miał kształtną, był dobrze zbudowany, barczysty; wzrost miał średni; twarz okrągłą, śniadą, oszpeconą wszelako dwiema brodawkami - jedna wielka mieściła się pod nosem, druga mniejsza koło prawego oka. Ręce miał białe, delikatne. Zręczny, silny; doskonale jeździł konno. Zawołany myśliwy. Umysł miał bystry, posiadał talenty dyplomatyczne i dar wymowy. Lubił wesołe życie, piwo, kobiety i śpiew. Po opanowaniu Moskwy uwiódł ponoć nawet młodziutka Ksenię, córkę zmarłego cara Borysa. Maryna i Dymitr wzięli najpierw ślub wedle obrządku rzymskiego w Krakowie, potem, po koronacji w Moskwie - świętowano drugie, prawosławne zaślubiny. Stosownie do przepisów Cerkwi wschodniej Maryna przyjęła wtedy komunię z rak patriarchy moskiewskiego, choć nie miała papieskiej dyspensy. Nic dziwnego, że wkrótce po moskiewskiej ceremonii papież Paweł V przysłał Marynie list, w którym w słowach bardzo uprzejmych - napominał ją, aby małżonka swego i poddanych nakłoniła do przejścia na łono Kościoła katolickiego. W zamiarach tych wspierał ją niezłomnie spowiednik, ksiądz Sawicki. Małżeńskie szczęście z pierwszym Dymitrem trwało krótko. Zabito Samozwańca, wybrano nowego cara, Szujskiego. Wtedy... Jak mówiono,

za sprawą sił nieczystych Rosję spotkała kara. Pamiętnikarz Massa pisał: „W obrębie 20 mil dokoła Moskwy wszystkie rośliny, tak zboża, jak drzewa i krzewy uschły z wierzchu jakby ogniem zwarzone. Nawet jodły, które zawsze zielenią się zimą i latem, miały korony i młode pędy jakby spalone. Nader smutny przedstawiało to widok. Moskwa (a mianowicie zwolennicy Szujskiego), patrząc na to mówili zrazu, że to zmarły car [to jest Dymitr Samozwaniec] przy pomocy szatana zstępował na ziemię, chcąc ich kraj zaczarować. Ażeby temu zapobiec, postanowiono spalić jego zwłoki. Jakoż istotnie wykopano je, wywieziono za miasto i spalono, a wiatry rozniosły jego popioły. Jednak zimna mimo to nie ustępowały, i wtedy z największym zdumieniem spoglądano na siebie, wcale już nie umiejąc wytłumaczyć sobie tej klęski”. Nowy car Szujski rozsyłał po kraju „gramoty”, głosząc że Dymitr był czarnoksiężnikiem, oszustem i heretykiem, który chciał w kraju zniszczyć wiarę prawosławną, a wprowadzić łacińską i luterańską. Lekce sobie ważył moskiewskich panów, a faworyzował Polaków. Po upadku Dymitra jego małżonka straciła wszystko. W pamiętniku Niemojewskiego czytamy: „Wielkiej kniaziowej pobrali wszystkie rzeczy, nie tylko te, które jej były od wielkiego kniazia na weselu i przedtem dane, ale i jej własne, tylko przy jednej sukni ją zostawiwszy, a kilku koszul. Maryna jednak, podobno przez młodość jeszcze nie konsyderując nieszczęścia swego, mniej frasunku pokazowała i mało sobie przeszłe dostatki ważąc, mówiła: - Wolałabym, żeby mi konia murzynka wrócili, którego mi wzięli, niż wszystkie klejnoty i ochędostwa”. Ojciec Maryny też trafił do moskiewskiej niewoli, ale nie tracił rezonu. Chciał wydać córkę za nowego cara. Mówił potem, że gdyby Szujski ożenił się z wojewodzianką, nie utraciłby carstwa. Szujski jednak nie chciał ślubu z młodą wdową. Wysłał ją z ojcem i niewielkim dworem do zamku w Jarosławlu. Kazał traktować dobrze, bo w końcu Maryna była legalnie koronowaną carową. Jej ojciec, wojewoda Jerzy Mniszech w niewoli potrafił sobie zjednać otoczenie. Na mocy umowy polsko-ruskiej dostojni więźniowie zostali w końcu uwolnieni i pod eskortą 500 jeźdźców wyprawieni bocznymi drogami do Polski.

Tymczasem... W państwie moskiewskim pojawił się nowy samozwaniec. Głosił, że jest cudownie ocalonym Dymitrem, mężem Maryny Mniszchówny. W przeciwieństwie do nieboszczyka, nowy kandydat do tronu był człowiekiem „grubych i brzydkich obyczajów”, „ledwo co nieboszczykowi podobnym”. Był jednak przydatny wrogom cara Szujskiego. Polacy z otoczenia Dymitra pierwszego „poznali” go, a nowej roli uczył oszusta Mikołaj Miechowiecki, faworyt męża Maryny. Na trzeźwo nowy samozwaniec potrafił się jakoś zachować, ale najczęściej ucztował, pił gorzałkę i wtedy polscy kompani opowiadali: „Nasłuchaliśmy się bluźnierstw takich i owakich. Powiadał, żeby się u nas nie podjął być królem, mówiąc, że nie po to urodził się monarcha moskiewski, żeby nim miał rządzić jakiś arcybies, albo jak po naszemu zowią, arcybiskup”. Dymitr drugi był to po prostu „pijanica, bezpieczny w mowach plugawych”. Polacy z otoczenia wojewody Mniszcha i drugiego samozwańca wymyślili genialny plan. Nowy oszust, choć bez powagi i godności, zwany powszechnie „Szalbierzem”, miał grać rolę cudownie ocalonego męża Maryny. W zamian za tron miał wypłacić wojewodzie 300 tysięcy rubli i dać we władanie 14 zamków na ziemi siewierskiej „wraz ze wszystkimi włościami”. Maryna nic nie wiedziała o tych układach. Ba - nie wiedziała nawet o śmierci swego pierwszego Dymitra! Kiedy jechała w stronę polskich granic, orszak jej zatrzymały wojska nowego samozwańca i skierowały z powrotem na Wschód, w stronę Moskwy. Jerzy Mniszech z córką dotarł do obozu Jana Pawła Sapiehy pod Możajskiem. Marynę przyjmowano z honorami należnymi carowej. Teraz dopiero Mniszchówna dowiedziała się o śmierci Dymitra numer jeden. Choć była brzemienna, „wypadła z zamku, z rozpaczy włosy na sobie rwała i nie chcąc żyć bez przyjaciela, wołała, aby także ją zabili”. Nuncjusz Simonetta podawał, że nieszczęśliwa kobieta próbowała targnąć się na życie. Ojciec zaczął ją przekonywać do projektu potajemnego małżeństwa z Szalbierzem. Początkowo z obrzydzeniem przyjmowała plan ojca. Nie chciała nawet jechać do obozu drugiego Dymitra. Ten przyjechał do niej. Niechętna oszustowi „carowa niechętnie z carem się przywitała i niewdzięczna była z jego przyjazdu”, jak zauważyli świadkowie. Z późniejszych listów Maryny wynika, że próbowała się bronić przed

naciskami ojca i innych polskich panów. W końcu ustąpiła. Miała żal do wojewody. Musiało dojść do burzliwych scen, bo potem córka starała się przeprosić ojca. W końcu - wbrew sobie - musiała odegrać wyznaczoną rolę w tragifarsie. Bernardyn Antoli Lubelczyk udzielił Marynie i nowemu samozwańcowi tajemnego ślubu. Tajemnica była tak wielka, że brat carowej Stanisław dowiedział się o ślubie dopiero dwa lata później.

Piekło życia... Maryna zamieszkała w tuszyńskim obozie wojskowym. Miała do dyspozycji namiot. Mieszkała tam początkowo nawet podczas srogiej zimy, kiedy „niektórzy poczęli się w ziemi grześć i gmachy w ziemi sobie czynić z piecami, także w ziemi wygrzebionymi. Pobudowaliśmy także z chrustów stajnie dla koni i słomą je ociszyli”. Niektórzy rozbierali okoliczne chałupy i stawiali je na nowo w obozie. Powoli obóz zamieniał się w osadę miejską, odwiedzaną przez wędrownych handlarzy. Nowy mąż niewiele uwagi poświęcał Marynie. Czuła się bardzo samotna i nieszczęśliwa. Listy carowej z tamtego okresu stanowią jedyne źródło do oceny jej charakteru i rozumu. Była aktywna w nowej sytuacji; zajmowała się dyplomacją. Jej bracia zawieźli do Watykanu list: „Wszystkie sprawy nasze najusilniej polecamy opiece Waszej Świątobliwości. Szczerze też i najchętniej wyznajemy, że wszystkie dotychczas przez wojska nasze odniesione zwycięstwa i korzyści tylko łasce Boskiej i modłom Waszej Świątobliwości przypisać powinniśmy i dlatego też gorąco i nadal o nie upraszamy [...]. Możemy także uroczyście zapewnić, że czegokolwiek od nas listownie, albo poprzez posłów swoich zażąda, wszystko to najchętniej, tak na chwałę Boską w ogóle, jak dla rozkrzewienia świętej wiary katolickiej wykonać gotowiśmy”. Prawosławny książę Roman Różyński, hetman wojsk Dymitra drugiego, także (z inicjatywy Maryny) wysłał list do papieża. Pisał, że nawrócił się na „prawdziwą wiarę”. Barwnie odmalował słowami swoją zwycięską bitwę, „w której na chwałę Krzyża i Kościoła Bożego w pień wycięto 40 tysięcy doborowej jazdy nieprzyjacielskiej, a 22 tysiące piechoty, i zabito nawet przyrodniego brata cara Szujskiego”. Cel tych chwalebnych czynów miał być jeden: „zupełna zagłada schizmatyków i w ogóle wszystkich nieprzyjaciół Kościoła rzymskiego”. Oficjalnie papież nie odpowiedział na te listy, zapewne jednak braciom Maryny dał swoje błogosławieństwo. W połowie stycznia 1609 roku obóz w Tuszynie opuścił ojciec Maryny. Odjechał w gniewie. Zupełnie samotna wśród żołdaków, zaniedbywana przez męża - rozpustnika i pijaka, pisała rozpaczliwe

listy... Ojciec milczał. Kiedy król Zygmunt III Waza zdecydował się osobiście dowodzić wyprawą na Moskwę, napisał do Maryny, aby zrezygnowała z tronu i wróciła do Polski. Usłyszał dumną odpowiedź: NIE! Położenie Maryny pogarszało się. Szczęście wojenne opuściło Dymitra. Zbuntowali się Kozacy. W pijackich rozmowach nazywali żonę dwóch fałszywych Dymitrów nierządnicą. Maryna zdecydowała się opuścić obóz w Tuszynie. Wystosowała list do rycerzy: „Z niepoczciwymi mnie równali na posiedzeniach i na bankietach swoich, przy kuflu i trunkach wspominali [...]. Teraz bez rodziców, bez krewnych, bez przyjaciela i opieki zostawszy w żalu i utrapieniu, do małżonka mego, niewolą przyciśnięta, ujeżdżać muszę”. List zawiera słynną obronę honoru i dobrej sławy Maryny: „Będąc panią narodów, carową moskiewską, wracać się do stanu szlachcianki polskiej i znowu poddanką być nie mogę”. Maryna przebrała się w szaty kozackie i konno, w otoczeniu kilku Kozaków, uciekła z Tuszyna. Spotkał ją w drodze Jan Paweł Sapieha i zawiózł do Dymitrowa. Tam witano ją z honorami. Carowa nauczyła się przemawiać. Wiedziała, jak robić wrażenie! Świadkowie opisywali: „w ubiorze husarskim weszła w koło rycerskie, gdzie twarzą i mową żałośną wielkie sprawiła wrażenie, a nawet siła towarzystwa zbuntowała”. Wzbudzała podziw żołnierzy podczas ataku nieprzyjaciela na obóz w Dymitrowie. „Pod ten czas carowa mężny swój pokazała animusz. Kiedy nasi strwożeni słabo jakoś brali się do obrony, a Niemcy z Moskwą puścili się do szturmu, ona z mieszkania swojego wypadła ku wałom, mówiąc: - Co czynicie, źli ludzie! Jam białogłowa, a serca nie straciłam! I tak za jej powodem obronili zamek i sami siebie” (z pamiętnika Marchockiego). Przyszły jeszcze bardziej dramatyczne chwile. Mąż - nie mąż, Dymitr drugi, został zabity podczas wycieczki na saniach. Barwnie opisuje te wydarzenia Niemcewicz w „Dziejach panowania Zygmunta III”: „Bawił Samozwaniec w Kałudze z małą liczbą bojarów, lecz znaczniejszą Tatarów i dońskich Kozaków, przemyśliwając, jakby jeszcze utrzymać się przy tronie. Trafunek zdarzył, iż Tatarzy jego wpadli niespodzianie na rotę Polaków pod rotmistrzem Czaplicem i kilku wzięli w niewolę. - Zwątpiewającemu już o sobie człowiekowi najmniejsze

powodzenie zwycięstwem się zdaje. Uradowany nim nad miarę Dymitr wspaniałą wydaje ucztę; po tej obwieszcza łowy, winem i miodem potężne sanie ładować każe i wyjechawszy w pole, na zamierzonej między sosnami równinie znów rozpoczyna gody. W gronie otaczających go Tatarów znajdował się niejaki Urassow, niezbyt dawno z bisurmańskiej na grecką wiarę przechrzczony. - Ten długo w łasce u Samozwańca będąc, kijem od niego obity i do więzienia wtrącony. Przywrócił go wprawdzie Samozwaniec do łaski, lecz nie wymazał tym pamięci poniesionej krzywdy - żądzy pomszczenia się za nią. Najsposobniejszą do nasycenia zdała mu się chwila obecna - zmówił się więc z Tatarami obrażonymi również za zabicie ich caryka Kazimowskiego. Kiedy Samozwaniec dużymi kielichami spełnia miody i wino, gdy podchmielony traci wszelka przytomność, z pistoletem z tyłu przypada Urassow, strzela, rani, ucina mu głowę. Inni Tatarzy ciało na ćwierci sieką, głowę kładą do worka i do Moskwy uwożą [...]. Tymczasem Maryna dowiedziawszy się o mordzie, zrazu nieszczęściu wierzyć nie chcąca, sama udaje się na miejsce, a znalazłszy rozsiekane tylko szaty i członki bez głowy, pełna żalu i rozpaczy, już nocą do Kaługi wraca. - Wśród zgiełku i tumultu, z pochodnią w ręku, z rozczochranymi włosami, z obnażonym łonem przebiega hufce żołnierzy, a miecz przykładając do piersi, z przeraźliwym krzykiem woła o pomstę”. Marynę „pod pilną straż” wzięli bojarzy wierni nowemu kandydatowi do tronu - polskiemu królewiczowi Władysławowi. Nieszczęsna kobieta pisała do Sapiehy: „Wyzwólcie, wyzwólcie dla Boga! Już nie mam jedno dwie niedziele żywą być! Pełniście sławy, uczyńcie to! Wybawcie mnie, wybawcie! Bóg będzie wiekuistą zapłatą”. Maryna doczekała się wyzwolenia, ale z rąk innego protektora męża? kochanka? - dowódcy kozackiego Iwana Zarudzkiego. Ataman został też opiekunem synka carowej, ochrzczonego w obrządku prawosławnym. Jak pisze dalej Niemcewicz, Iwan Zarudzki „mieczem i ogniem Razan i Peryasław pustoszył. Wszystko obracając w popiół, wszędzie krew rozlewając, zbliża się do Astrachanu, zdobywa go i wojewodę śmiercią karze. Wkrótce pomnażają jego potęgę Kozacy z Terku. Zuchwałość i szczęście człowieka wszędzie postrach rzuciło.

Oddalenie się Polaków [z państwa moskiewskiego w roku 1613] dozwala Moskalom ogromne wojsko przeciw zuchwalcy wyprawić. Zarucki, zbyt słaby, by się tak przeważnym siłom oparł, ucieka aż nad rzekę Jaik [dziś - rzeka Ural]; długo ścigany, schwytany nareszcie w tych bezbronnych pustyniach, z Maryną i jej synem - sam na palu życie kończy. Maryna utopiona pod lodem. Syn jej, mający tylko dwa lata, nielitościwie uduszon”. Prawdopodobnie Maryna nie została utopiona, ale zesłana do Kołomy i tam, w zamku dla dostojnych więźniów, umarła wskutek choroby i ze zmartwienia. Stała tam wieża, w której - wedle legendy - „pokutowała” za liczne grzechy Maryna. Wieża ta, jak mówili okoliczni mieszkańcy „od niepamiętnych czasów nosiła jej imię”. Postać szekspirowskiego formatu: Julia, Ofelia i lady Makbet w różnych okresach swojego życia. Wiernie oddał ambicje i dumę młodej wojewodzianki sandomierskiej Puszkin w swoim dramacie o Godunowie. Elektryzującą muzyką obdarzył jej postać Modest Musorgski w słynnej operze. Przez stulecia wracała w licznych wierszach, poematach, powieściach rosyjskich i polskich. Fascynowała kolejne pokolenia artystów. Wspaniały hołd oddał jej między innymi Michał Sandomirski, rosyjski poeta epoki modernizmu, doskonały tłumacz Mickiewicza. W roku 1914 ukazał się jego cykl wierszy zatytułowany „Maryna Mniszech”. Sławna Polka jest tu traktowana jako symbol „wiecznej kobiecości”: tajemnicza, uwodzicielska, czarująca niegasnącą urodą... Wieczna Ewa, wieczna Laura, nieśmiertelna Małgorzata! Pani nie wróci już - nie wróci! Pani - ta moja baśń bez końca! Ale w pamięci, jak blask nikły Wciąż świecą oczów ametysty. Ale w pamięci... Była jesień, Czara miłości Wenus - pusta I na uwiędłej na pół róży Ślad po dotyku Pani ust. Ja gdzieś widziałem Panią... gdzie? Pani gdzieś wolno szła z uśmiechem. Nie było dla mnie na tym świecie

Większej pokusy, niż w tej chwili. Pani sylwetkę, gdzieś - za mgłą Teraz chcę wskrzesić i przybliżyć, Ażebyś znowu w wierszu śpiewnym Mogła się zjawić, piękna Polko. Maryna nie była pierwsza sławną Polką nad Wołgą, czy Dnieprem. Sąsiednie słowiańskie ludy od dawna łączyły bliskie więzi. Kronikarze opiewali nie tylko spory, wojny, waśnie, ale także przyjazne kontakty, królewskie małżeństwa, wspaniałe romanse...

Bracia Słowianie Prehistoria Na początku była Ruś Kijowska, kraj duży i bogaty, w czasach księcia Włodzimierza Wielkiego graniczący z państwem Mieszka I. O ziemie przygraniczne bracia Słowianie toczyli spory. Do księcia Polan należały na przykład Grody Czerwieńskie (Czerwień, Przemyśl, Bełz), które Włodzimierz przywłaszczył sobie w roku 981. Dzielny syn Mieszka, Bolesław Chrobry, odebrał te grody 27 lat później, ale w roku 1031 utracił je znowu jego następca, Mieszko II. Były to na Rusi czasy Jarosława Mądrego, który nie przepadał za rodem polskich Piastów - niefortunnie bowiem potoczyły się losy pierwszego sławnego romansu polsko-ruskiego (o ile można go w ogóle nazwać romansem)... W roku 1018, po śmierci ukochanej żony Emnildy, Bolesław Chrobry wysłał posłów do Kijowa. Starał się o rękę księżniczki Przedsławy, szlachetnej siostry księcia Jarosława Mądrego. Brat jednak nie chciał wydać Przedsławy za Bolesława, co władca Polan uznał za ogromną zniewagę. Pocieszył się, co prawda w ramionach młodszej o lat 30 nowej małżonki, Ody, ale rychło wyruszył na wschód, by pomścić swą hańbę, a dodatkowo krzywdę córki, wydanej za starszego brata Jarosława Świętopełka. Ta nieznana z imienia córa Bolesława została wciągnięta w spory rodzinne władców Rusi. Poślubiła starszego z braci, który toczył walkę o władzę z Jarosławem. Młodszy okazał się lepszy w rodzinnej rywalizacji, zasiadł na tronie kijowskim i Świętopełka wygnał z kraju. Chrobry ruszył na Ruś, by bronić sprawy córki i jej męża, a przy okazji ukarać dumną Przedsławę, która nim wzgardziła. Wojska Bolesława rychło stanęły nad Bugiem i starły się z żołnierzami Jarosława. Polacy odnieśli piękne zwycięstwo, zdobyli warowny gród Wołyń, rozbili wojów Jarosława i zmusili księcia do ucieczki w głąb kraju. Po dwóch tygodniach marszu Chrobry stał już u bram Kijowa, jednego z najbogatszych miast Europy. Kijów poddał się po krótkim oblężeniu. Bolesław przywrócił tron swojemu zięciowi, Świętopełkowi. Jak pisał potem autor popularnych w

Polsce „Śpiewów historycznych”, Julian Ursyn Niemcewicz - władca Polan: Już obległ Kijów, już baszty szerokie Tłucze taranem, z kusz opoki ciska, Padły świątynie i gmachy wysokie W smutne zwaliska. Wchodzi bohater w rozstąpione mury Wśród radosnego wokoło żołnierza, A miecz zwycięski podnosząc do góry, W bramę uderza. Nie była to co prawda, Złota Brama, zbudowana nieco później; Bolesławowy miecz Szczerbiec też zachował się tylko w legendzie... Nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście pod kijowską bramą Chrobry zapowiedział, że „tak jak padło miasto, tak następnej nocy ulegnie siostra najtchórzliwszego z królów”, czyli nieszczęsna Przedsława. Ponoć jednak rzeczywiście Bolesław szybko znieważył cnotę ruskiej księżniczki, a potem - jak oburzał się niemiecki kronikarz Thietmar - ten stary wszetecznik ze zdobytego Kijowa uprowadził nieszczęsną damę, zapominając o ślubnej małżonce. Na polskie gwałty uskarżali się także mieszkańcy Kijowa, którzy przez kilka miesięcy musieli żywić polskich wojowników. Najeźdźcy grabili miasto i w końcu wywieźli ogromne bogactwa i wielu jeńców. W drodze powrotnej Chrobry przyłączył znowu do swego państwa Grody Czerwieńskie, odebrane jego ojcu w roku 981. Świętopełk nie utrzymał się na tronie zbyt długo. Już wiosną 1019 roku Jarosław Mądry zebrał wojowników i pokonał wojów starszego brata. Chrobry pozostał teraz głuchy na ponowne prośby zięcia i nie udzielił mu wsparcia. Podpisał z księciem Jarosławem pakt o nieagresji. Książę Rusi jakoś nie bardzo przejmował się losami siostry Przedsławy, która prawdopodobnie żyła przez wiele lat w haremie „starego wszetecznika” Chrobrego jako nałożnica. Lepszy był los innych Rusinek, które czarowały potem polskich Piastów. Wnuk Chrobrego, Kazimierz Odnowiciel, ożenił się z Dobroniegą, siostrą Jarosława Mądrego. Panna przywiozła nad Wisłę bogaty posag, a w podzięce za dary Kazimierz odesłał do Kijowa jeńców wziętych do niewoli w czasach Chrobrego. Małżonkowie doczekali się czterech synów i córki. Dobroniega przeżyła męża; zmarła w Krakowie w

czasach panowania swego syna Władysława Hermana. Sojusz Kazimierza Odnowiciela z księciem kijowskim pozwolił mu umocnić władzę. Piastowie zbliżyli się też do władców Węgier, Norwegii i Francji, gdzie królowały siostry Dobroniegi. Bolesław Śmiały także wziął za żonę Rusinkę Wyszesławę, prawnuczkę Jarosława. Dzieliła ona tragiczne losy męża wygnanego na Węgry po zatargu z biskupem Stanisławem. Po śmierci Bolesława wróciła do kraju z synem Mieszkiem, który ożenił się z nieznaną z imienia księżniczką ruską. Mieszko zmarł nagle podczas uczty, prawdopodobnie otruty przez dworaków Władysława Hermana. Bolesław Krzywousty także ożenił się z prawnuczką Jarosława Mądrego - Zbysławą, córką księcia kijowskiego Świętopełka II. Urodziła Krzywoustemu trójkę dzieci, w tym pierworodnego Władysława, zwanego później Wygnańcem. Księcia wspierali potem wojownicy ruscy w jego walkach z przyrodnimi braćmi. Jeden z tych braci, Kazimierz II Sprawiedliwy wydał córkę za Wsiewołoda Czermnego, późniejszego wielkiego księcia kijowskiego. Kazimierz Sprawiedliwy wtrącał się w nieustanne spory książąt ruskich w Brześciu i Haliczu. Wpływy polskie objęły w jego czasach cały pas księstw ruskich od Narwi i Biebrzy na północy po Karpaty na południu. Wschodni sojusznicy pomogli Kazimierzowi pokonać bunt możnych w Krakowie. Rycerstwo małopolskie wprowadziło na tron włodzimiersko-halicki w roku 1199 księcia Romana, który potem zerwał przymierze i napadł na polskie ziemie. Poniósł zupełną klęskę pod Zawichostem w roku 1205. Polacy wpływali na los ziem łączących szlaki handlowe od Bałtyku po Morze Czarne. Pojawił się nawet pomysł utworzenia Królestwa Halickiego, w którym rządzić mieli królewicz węgierski Koloman i córka księcia piastowskiego Leszka Białego - Grzymisława. Aktywna polityka ruska książąt krakowskich w XIII wieku umożliwiła bliższe kontakty polsko-węgierskie, mające tak wielki wpływ na historię Europy Środkowej. Daniel książę Halicki pomagał Konradowi Mazowieckiemu w jego walkach o tron krakowski, potem współpracował - na ogół - przyjaźnie z Bolesławem Wstydliwym. Ruś Kijowska w połowie XIII wieku przeżyła tragedię - potop mongolski. Spustoszone ziemie przejmowali pod swoje panowanie

Litwini i... Polacy. Król Kazimierz Wielki, dość nieoczekiwanie dla siebie samego, został przez los wplątany w sprawy Rusi Czerwonej - ziemi lwowskiej, halickiej, bełzkiej, chełmskiej, włodzimierskiej... A było to tak. Dotychczasowe bliskie związki polskich Piastów z władcami Rusi połączyły ich silnie więzami krwi i... praw spadkowych. W roku 1340 został otruty przez opozycję ruskich bojarów kuzyn Kazimierza Wielkiego, książę ruski Bolesław Jerzy II Trojdenowicz. Współczesny mu kronikarz pisał: „Po śmierci księcia całego Królestwa Rusi, który został przez Rusinów otruty, wspomniany Kazimierz król Polski, w chęci pomszczenia się za zgładzenie krewnego, z wielką siłą ludu na Ruś wtargnął. Książęta, panowie i cała szlachta ruska, nie mogąc się oprzeć jego potędze, dobrowolnie poddali mu siebie i swoje mienie, przyjęli go za swego pana, potwierdzając mu hołd przysięgą wierności”. Pomszczony w ten sposób Bolesław zmarł bezpotomnie i zgodnie z zasadami pokrewieństwa tron jego miał przypaść Kazimierzowi. Władca Polski już w kwietniu 1340 roku przekroczył wschodnią granicę, zdobył Lwów i szybko podporządkował sobie całą Ruś Halicką. Jak pisał kronikarz Trzaska, Kazimierz „zabrał stamtąd liczne łupy w srebrze, złocie i drogich kamieniach, skarbiec dawnych książąt, w którym widać było kilka złotych krzyży”. Ostateczne zwycięstwo nie przyszło jednak łatwo. Bojar Dietko zorganizował antypolskie powstanie i sprowadził na pomoc Tatarów. Król Kazimierz osobiście prowadził swoje wojska do walki z wrogami we wschodniej Małopolsce. Pokonał najeźdźców nad Wisłą, ale z powodu dużych strat musiał się wycofać. Dopiero w roku 1344 przyłączył do Korony ziemię przemyską i sanocką. Od roku 1349 zaczęła się systematyczna ekspansja polska na wschodzie. Kazimierz budował zamki obronne we Lwowie, Przemyślu, Sanoku i innych miastach; obwarował Lwów i Krosno. Wschodnie zdobycze Kazimierza Wielkiego wchodziły w skład Korony aż do trzeciego rozbioru Polski, a po roku 1918 wróciły do II Rzeczypospolitej. Niewiele było przesady w słowach autora „Śpiewów historycznych”, gdy pisał: Już pod berło Kazimierza Cisną się bliskie narody, Zakres się państwa rozszerza:

Ci, co piją Sanu wody, Wołyń naówczas bezdrożny, I Lwów, i Halicz przemożny. Ruś Czerwoną nawiedzały potem różne wojska; w roku 1399, kiedy król Jagiełło bawił na Litwie, do Krakowa dotarła wieść o opanowaniu Przemyśla, Jarosławia, Halicza i Lwowa przez wojska węgierskie. Wtedy na czele odwetowej wyprawy polskiej stanęła sama królowa Jadwiga. Odniosła efektowne zwycięstwo. „Czegoż na czele Polaków nie dokażą odwaga i piękność - zachwycali się kronikarze. - Jednym miecza pędem z całej Rusi wygnała wroga, częścią szturmem, częścią przez dobrowolne poddanie się”. Potem... Polska lepiej lub gorzej, ale na ogół dość skutecznie chroniła swoje wschodnie kresy przed mongolsko-tatarską cywilizacją, przeszczepianą gwałtem na pobliski, moskiewski grunt.

Pod płaszczem Jadwigi „Jadwigo - jesteś świętą patronką Polski, za twoją sprawą zjednoczoną z Litwą i Rusią: Rzeczypospolitej Trzech Narodów” - mówił u schyłku XX wieku papież Jan Paweł II. Trzech narodów! Tak - choć oficjalnie mówiło się zawsze o „Rzeczypospolitej Obojga Narodów”. Jeden naród gdzieś się zgubił, choć był liczny, malowniczy i potężny, sławiony w „dumkach i szumkach”. Między Warszawą i Moskwą znajdował się przecież Kijów i cała tak zwana potem „Mała Ruś”, wchłonięta niegdyś zrządzeniem losu przez wojowniczych Litwinów. W czasach Jadwigi i Jagiełły sprawy Litwy stały się sprawami polskimi. Problemy Litwy wiązały się wtedy ściśle z ziemiami dzisiejszej Ukrainy W skład sprzymierzonej z Koroną Litwy wchodziły wtedy odwieczne ziemie ruskie, do których rościli sobie pretensje władcy państwa moskiewskiego. Wielkie Księstwo Litewskie przybliżyło Kraków do Moskwy i wciągnęło w orbitę swojej polityki wschodniej. Sprawy ruskie stawały się coraz bardziej problemami polskimi, bo ogromną większość ludności Litwy stanowili... prawosławni Rusini. 200 lat przed narodzinami Jagiełły Litwa była małą, dziką krainą, wojowniczych pogan, oddających boską cześć świętym drzewom, wężom, bogom ognia i piorunów. Mieszkali w gęstych lasach. Organizowali wyprawy wojenne na wszystkich sąsiadów, dawali się we znaki Polakom na Mazowszu, docierali w odległe zakątki Rusi, walczyli z rycerskimi zakonami Kawalerów Mieczowych (na dzisiejszych terenach Łotwy i Estonii), później z Krzyżakami spod Malborka. Natomiast już w czasach ojca Jagiełły, Wielkiego Księcia Olgierda, Litwa była jednym z największych krajów w Europie. Przejmowała kolejno wyludnione, ogromne prowincje ruskie, podbijała bez wysiłku ziemie w kotlinie Niemna, dorzeczu Dniepru - aż do Morza Czarnego. Imperium litewskie miało 80 procent ziem i ludności ruskich. Fantastyczną karierę pogańskiej Litwie umożliwił mongolski zdobywca połowy świata, krwawy geniusz wojny - Dżyngis-chan. W roku 1206 zjednoczył plemiona dzikich pasterzy i wojowników mongolskich

nad rzeką Ononem (dopływem Bajkału) i został uznany chanem, czyli władcą powszechnym. Zorganizował sprawną, wielotysięczną armię konną i przy jej pomocy podbił Chiny, Koreę, olbrzymi obszar od Dniepru do Donu. Podlegały mu księstwa ruskie wraz z Kijowem i Moskwą. Najazdy dzikich wojowników osłabiły wielką, potężną i kulturalną Ruś. Miasta i wsie zamieniły się w cmentarzyska szkieletów. Wnuk okrutnego wojownika, Batu-chan, w roku 1236 podbił mieszkających nad Wołgą Bułgarów, potem zdobył Moskwę, Suzdal i Włodzimierz. Tylko wiosenne roztopy ocaliły Wielki Nowogród. Zimą 1240 roku wojownicy Batu, nazywani Tatarami (od nazwy jednego z plemion mongolskich) przeszli po lodzie Dniepr i napadli na Kijów. Stolica Rusi została zdobyta i zupełnie zniszczona. W kilka lat po najeździe kwitnącego niegdyś, europejskiego miasta, legat papieski naliczył w Kijowie dwieście zamieszkałych domów, a na wielkich przestrzeniach dookoła nie spotykał żywych ludzi, lecz rozrzucone po stepach kościotrupy. W roku 1241 nastąpił najazd tatarski na Węgry i Polskę. 9 kwietnia doszło do wielkiej bitwy pod Legnicą, w której zginął waleczny książę polski, Henryk Pobożny. Okrucieństwa mongolskie zapamiętały na wieki miasta: Wrocław, Opole, Sandomierz i Kraków. Osłabienie Polski i Rusi wykorzystywali w drugiej połowie XIII wieku wojowniczy Litwini. Utrzymywali się przede wszystkim z łupów wojennych. Dawali się we znaki wszystkim sąsiadom. Zajmowali przede wszystkim wyludnione ziemie ruskie. Litewscy książęta stykali się teraz z nadal wielką, ocalałą, prawosławną kulturą ruską. Ulegali też wpływom Polaków, których kobiety „Laszki-kochanki” i niewolnice szczególnie sobie cenili. W Europie Środkowej był jeszcze jeden wielki i potężny gracz: zakon krzyżowy, zbrojne ramię rzymskiego papieża, niebezpieczne dla Polaków, Litwinów i prawosławnych obywateli Kijowa czy Moskwy. Ze światem islamu krzyżowcy z północy rzadko kiedy mieli okazję się stykać. Osłabienie Rusi po najazdach mongolskich wykorzystał przede wszystkim zdolny wódz litewski Mendog. Władzę na Litwie zdobył po roku 1230. Zdecydował się na sojusz z Krzyżakami i w roku 1251 z ich rąk przyjął chrzest. W dwa lata później otrzymał od papieża Innocentego IV koronę królewską. Ekspansję swoich wojowników skierował na ziemie ruskie. Rzymska, czy jak mówiono wśród pogan „niemiecka” wiara, nie

zyskała uznania Litwinów. Mendog w roku 1261 zerwał z katolicyzmem. Zginął zamordowany dwa lata później. Spiskowcy wykorzystali sytuację - drużyna władcy przebywała daleko, na zwycięskiej wyprawie za Dnieprem. Syn Mendoga, Wojsiełk, pomścił śmierć ojca, choć był... prawosławnym zakonnikiem! Kultura ruska coraz bardziej zakorzeniała się wśród nowych elit litewskich. Po powrocie do zakonników Wojsiełk władzę na Litwie przekazał rodowitemu Rusinowi z Halicza. Jego następca Trajden (1270 - 1282) był z kolei „stuprocentowym” poganinem. Polakom dokuczały liczne najazdy wojowników Trajdena. Poganie, prawosławni, katolicy występowali często w jednej litewskiej rodzinie; szczególnie w czasach kolejnej dynastii, którą założył wielki książę Giedymin. Panował w latach 1316 - 1341. Swoje ogromne państwo podzielił między siedmiu synów. Jawnuta, Olgierd i Kiejstut byli poganami, pozostali wyznawali prawosławie. Najmłodszy syn Jawnuta miał być zwierzchnikiem państwa i tylko on władał ziemiami czysto litewskimi; pozostali dostali ziemie litewskie i ruskie, bądź wyłącznie ruskie. Jawnuta nie był zręcznym politykiem - w roku 1344 brat Kiejstut pochwycił go i osadził w więzieniu. Pomagał mu w tym przejęciu władzy książę Olgierd, ojciec Jagiełły. Jawnuta uciekł do Moskwy, przyjął chrzest prawosławny i imię Iwana.

Olgierd - Ojciec Jagiełły Poganie, bracia Kiejstut i Olgierd, zgodnie teraz rządzili dziedzictwem Giedymina. Olgierd stał się najważniejszą osobą w państwie. Chciał opanować nawet całą Ruś! W roku 1361 przyłączył do Litwy Kijów. W roku 1368 próbował zdobyć Moskwę. Popularny na Litwie jako „poganin”, czyli obrońca wiary przodków, miał jednak kolejno dwie prawosławne żony-Rusinki: Marię Witebską i Julianę z Tweru. Z pierwszą miał 5 synów - Fedora, Andrzeja, Dymitra, Konstantego i Włodzimierza, oraz trzy córki. Z księżniczki twerskiej Juliany urodzili się synowie: Jagiełło, Skirgiełło, Korybut, Lingwen, Korygiełło, Wigunt, Świdrygiełło oraz pięć córek. Synowie z pierwszego małżeństwa nosili imiona chrześcijańskie ruskie, więc bez wątpienia wyznawali prawosławie. Olgierdowicze z drugiego małżeństwa mieli imiona „pogańskie” - litewskie. Wynika z tego, że różni bracia mieli zyskiwać popularność i poparcie w różnych częściach kraju. Religia była traktowana dość instrumentalnie. Brat stryjeczny Jagiełły, Witold, syn Kiejstuta, nie przejmował się specjalnie sprawami religii, skoro najpierw wyznawał pogańską wiarę przodków, potem jako sojusznik Krzyżaków przyjął „chrzest starego Rzymu” w roku 1383, następnie w roku 1384 na życzenie Jagiełły przyjął wiarę prawosławną, by w końcu wrócić na łono Rzymu w roku 1386. Trzeci chrzest miał miejsce w Krakowie, kiedy to razem z Jagiełłą ochrzciła się cała Litwa. Syn Olgierda, Jagiełło, spędził na Litwie dzieciństwo, młodość i wiek dojrzały. Kiedy brał ślub z 12-letnią Jadwigą miał lat 35. Był doskonałym politykiem, zaprawionym w szkole życia. Potrafił rządzić twardą ręką. Słuchali go poganie na Litwie i prawosławni Rusini w najdalszych zakątkach kraju. Długo pozostawał w kawalerskim stanie. Jako następca możnego władcy czekał na małżonkę odpowiednią dla Wielkiego Księstwa, wzmacniającą pozycję Litwy. Jagiełło-polityk był tworem zarówno litewskiej, jak i ruskiej kultury. Miasto jego matki, Twer, położony na północ od Moskwy od X do XV wieku pozostawało pod wpływem wielkiego ośrodka kultury ruskiej,

Wielkiego Nowogrodu (niedaleko dzisiejszego Petersburga). Matka Jagiełły, Juliana, ślub z Olgierdem wzięła w roku 1350. Średnio co dwa lata rodziła mężowi dzieci. Oficjalnie były one wychowywane „w pogaństwie”; prawosławna matka zapewne jednak przekazywała im wiedzę i wiarę swoich przodków. Osoba takiego formatu jak Juliana na pewno zadbała o wykształcenie ulubionego syna, przeznaczonego do panowania na całej Litwie. Przyszły król Polski umiał nie tylko mówić, ale i pisać po rusku. Język ruski był aż do schyłku XVII wieku „łaciną europejskiego Wschodu”. Na terenach rdzennej Polski wiele dokumentów pisano alfabetem ruskim.

Lech, Czech i Rus Podobno ojcami bratnich plemion słowiańskich nad Wisłą, Wełtawą, Dnieprem i Wołgą byli starożytni Sarmaci. Ponad tysiąc lat temu bracia Lech i Czech przyjęli chrzest z Rzymu i oddzielili się od Rusa, który związał się z Konstantynopolem. Najazd mongolski pogłębił różnice w rozwoju Słowian. Polacy czy Czesi szybko leczyli rany, natomiast Rusini przez dwa stulecia znosili okrutne azjatyckie jarzmo. Przyswoili sobie wiele mongolskich i tatarskich cech. Dopiero po wielu latach byli w stanie zyskać świadomość dramatu własnej historii. Znakomity filozof XIX-wieczny Wissarion Bieliński pisał: „Najazd tatarski spoił rozbite części Rosji jej własną krwią. Był to wielki pożytek, jaki przyniosło Rosji trwające przez dwa wieki jarzmo tatarskie; lecz jakąż wyrządziło jej krzywdę, ile zaszczepiło wad! Zamknięcie kobiet, niewolnictwo w dziedzinie myśli i uczuć, knut, przyzwyczajenie do zakopywania pieniędzy w ziemi i do chodzenia w łachmanach z obawy, by nie wyglądać na bogacza, przekupstwo sprawiedliwości, azjatyckie obyczaje [...]. Czechy i Polska byłyby mogły spowodować kontakt Rosji z Europą i same przynieść jej także pożytek jako plemiona o wyrazistym charakterze, ale odsunęła je na zawsze wroga różnica wyznań”. W czasach Jadwigi i Jagiełły różnice między „łacinnikami” a „grekami” były już tak wielkie, że obie strony wyklinały się nawzajem, obdarzały epitetami „schizmatyków” i „heretyków”. Cerkiew prawosławna, aby przetrwać, musiała przyjąć „mongolskie” reguły gry. Czyniła to tym chętniej, że najeźdźcy akceptowali w podbitych krajach każdą władzę i każdą religię, która zapewniała posłuszeństwo i bogaty okup. Jurij Afanasjew pisał w książce „Groźna Rosja”: „Kiedy na terytorium Rusi pojawił się władca - nie prawosławny chrześcijanin, tylko innowierca: mongolski chan, Kościół prawosławny pośpiesznie go uznał i począł odprawiać modły w jego intencji. Mongolsko-tatarskie władze miały protekcjonalny stosunek do wszystkich religii, które mogły zagwarantować im posłuszeństwo podbitych ludów, z kolei Mongołowie zapewnili rosyjskiemu Kościołowi liczne przywileje”. Urzędnicy mongolscy mieli zakaz konfiskowania ziem kościelnych,

zbierania podatków, brania „ludzi cerkiewnych” do wojska. Cerkiew uczyła się pokory wobec wszelkiej władzy. Przyznawała zwycięskim wodzom i „ojcom narodu” atrybuty boskie. W świątyniach płonęły świece i przed świętymi obrazami - i przed portretami carów. Po najeździe mongolskim centrum państwowe Rusi przeniosło się bardziej na wschód, w okolice Moskwy. Azjatycki szok mijał. Imperium Dżyngis-chana słabło, państwo moskiewskie rosło w siłę. I to w zaskakująco szybkim tempie! W czasach Jagiełły ziemie ruskie zajmowali rywalizujący z sobą książęta, uznający bądź nie – zależnie od okoliczności – protektorat Litwy. W bitwie pod Grunwaldem pod wodzą księcia Witolda walczyły z Krzyżakami także chorągwie ruskie. W XV wieku potęga mongolska słabła. Ruś wykorzystała sytuację. Jej centrum stała się Moskwa. Polsce i Litwie wyrastał na wschodzie coraz silniejszy rywal.

Trzeci Rzym Syn Władysława, Kazimierz Jagiellończyk, jako władca Polski i Litwy, z niepokojem obserwował rosnącą w ciągu XV stulecia potęgę państwa moskiewskiego. Wielki książę Iwan III Srogi poślubił Zofię Paleolog, wnuczkę cesarzy bizantyjskich. Uważał, że jego państwo jest teraz bezpośrednim następcą Bizancjum, obrońcą jedynie prawdziwej wiary prawosławnej, a Moskwa staje się teraz „trzecim Rzymem”. W roku 1480 zrzucił zwierzchnictwo chana Złotej Ordy i dążył do przyłączenia do swego państwa wszystkich ziem ruskich, także zawojowanych przez Litwinów. Okazało się, że wielu kniaziów i bojarów ruskich na Litwie chce przyjąć zwierzchnictwo Iwana III. Jako prawosławni czuli się dyskryminowani w kraju Jagiellonów, bo najwyższe godności państwowe były - zgodnie z prawem - przeznaczone dla katolików. Buntownicy w 1480 roku w porozumieniu z Moskwą chcieli nawet zamordować króla i oderwać dużą część ziemi ruskich od Litwy. Spisek wykryto w porę, spadły głowy, jednak ostatecznie udało się przeciwnikom Kazimierza Jagiellończyka przyłączyć do Moskwy Wielki Nowogród, Siewierszczyznę i część Białej Rusi. Syn Kazimierza, Jan Olbracht, w latach 1486 - 1490 był zastępcą króla na Rusi. Zabezpieczał granice, znosił zagony tatarskie. Był zwolennikiem pokoju z Moskwą. Jego młodszy brat Aleksander był przygotowywany do roli wielkiego księcia Litwy. Żeby wzmocnić pokojowe tendencje po obu stronach bardzo ruchomej w owym czasie granicy, Jagiellonowie rozpoczęli w Moskwie starania i rękę córki Iwana Srogiego, Heleny, dla Aleksandra. Największy problem stanowiła różnica wyznania. Aleksander Jagiellończyk był bardzo pobożnym katolikiem, Helena zaś, prawnuczka cesarzy bizantyjskich, wyznawała prawosławie. Iwan Srogi gotów był wydać córkę za księcia Litwy pod warunkiem, że zachowa ona wiarę przodków i wzmocni wpływy prawosławia w państwie Jagiellonów. Iwan III miał opinię wielkiego obrońcy prawosławia; w jego czasach podjęto decyzję o karaniu heretyków śmiercią. Pertraktacje komplikowały nieustanne konflikty na pograniczu litewsko-moskiewskim. Kniaziowie ruscy z tego terenu przechodzili wraz

ze swoimi terytoriami to na jedną, to na drugą stronę. Iwan Srogi walczył o granice z czasów Olgierda, kiedy to Smoleńsk nie należał do Litwy, a Brańsk zadnieprzański przechodził z rąk do rąk. Moskwa w czasach Srogiego była znacznie silniejsza niż w czasach Jagiełły i Witolda. Zdobyła Wiazmę i liczne grody nad Oką. Wyczerpane walkami strony w końcu podpisały układ pokojowy 5 lutego 1494 roku, a wzajemną zgodę miały uwieńczyć zaręczyny Heleny z Aleksandrem. Iwan Srogi zażądał od przyszłego zięcia, by wydał dokument z pieczęcią, że nie będzie „córki jego nudził ku rzymskiemu zakonowi; ma ona dzierzyć swój grecki zakon”, czyli wiarę prawosławną. Posłowie Aleksandra zauważyli, że Helena sama może przyjąć rzymską, czyli katolicką wiarę, jeśli taka będzie jej wola. - Na to jej woli nie dajem! - zawołał rozgniewany Iwan Srogi. Panowie polscy i litewscy zgodzili się wydać odpowiedni dokument i z Wilna wyruszyło na początku grudnia 1494 roku uroczyste poselstwo po pannę młodą. Iwan Srogi podarował córce wspaniałą ikonę Matki Boskiej, na której w blaszanym brzegu wyrysowano później postać klęczącej kobiety w moskiewskim stroju, uważany za wizerunek samej Heleny, kobiety nadzwyczaj pięknej. Na jej widok posłowie Aleksandra zaniemówili z zachwytu i „lubowali się jej krasotą”, jak świadczą stare kroniki. Córka Iwana Srogiego i Zofii Paleolog miała w chwili ślubu niespełna 19 lat. Na Litwie opowiadano, że w posagu wniosła mężowi tylko trzewiki wyszywane perłami. Iwan Srogi słynął ze „skrzętności majątkowej”, jak to określił polski historyk Fryderyk Papee. Córka była równie skrzętna i pod koniec życia miała zebrany pod opieką wileńskich bernardynów skarb szacowany na 400 tysięcy dukatów; suma ogromna na owe czasy, bo cały roczny dochód króla polskiego wynosił na przykład 50 tysięcy dukatów. Były tam złote i srebrne naczynia, suknie, cenne materie, klejnoty i inne kosztowności. Iwan Srogi z całą rodziną odprowadził córkę do Dorogomiłowa. Potem Helena jechała z licznym orszakiem w pięknym powozie, wyścielanym sobolami i szkarłatem, w stronę Smoleńska, Witebska i Połocka. W miastach przygranicznych wszędzie witała ją uszczęśliwiona ludność - jako zwiastuna pokoju. Ona po drodze wstępowała do cerkwi i do domów szlacheckich, częstowała dostojników winem, całowała ich żony i córki. Kilka kilometrów przed Wilnem ukazał się jej oczom Aleksander na

koniu; wtedy Helena wyszła po dywanie rzuconym na ziemię z powozu. Książę podszedł do niej, podał rękę i „k’sobie jeji pryniał”. Aleksander był postawny, krępy, kościsty i muskularny. Słynął z tęgości fizycznej, nie miał jednak zbyt lotnego umysłu i daru wymowy. Dłużej niż inni bracia przebywał w szkole mistrza Jana Długosza; z łaciną miał kłopoty, ale nauczył się bardzo starannego doboru współpracowników, co w przyszłości miało mu przynieść sporo sukcesów. Aleksander Jagiellończyk zasłynął także z wrażliwości artystycznej i miłego usposobienia - to pozwoliło mu znaleźć wspólny język z piękną Heleną. Pod Wilnem młodzi krótko porozmawiali, potem książę znów dosiadł konia, a Helena zajęła miejsce w powozie. W stołecznym grodzie Aleksander udał się wprost do kościoła świętego Stanisława, a jego narzeczona do soboru Preczysteńskiego. Tam po nabożeństwie moskiewskie damy rozplotły jej włosy, włożyły na głowę strój ślubny i obsypały chmielem. Orszak panny młodej udał się teraz do katedry św. Stanisława. Ślubu dopełnił biskup katolicki Wojciech Tabor, a przysłany z Moskwy pop Toma także „modlitwy goworił” i podawał pannie młodej wino. Rozbił potem kieliszek. Księżna Riapolowska trzymała nad Heleną wieniec. Taki to był kompromisowy ślub rzymsko-grecki, 15 lutego 1495 roku. Młodzi przypadli sobie do gustu. Helena pisała potem do ojca, że Aleksander ma zawsze dla niej „cześć, poważanie i taką miłość, która cechuje dobrego męża”. Helena nie przyniosła jednak upragnionego pokoju litewskiej i ruskiej ziemi, trapionej przez nieustanne wyprawy tatarskie, wspierane po cichu przez Iwana Srogiego. Biograf Aleksandra, historyk Uniwersytetu Jagiellońskiego Fryderyk Papee, pisał: „Zdawałoby się, że z przybyciem Heleny moskiewskiej wzmoże się wpływ ruski na dworze wileńskim. Nic takiego nie zaszło. Iwan III bardzo się o to gniewał, że Aleksander polecił żonie odłożyć moskiewskie ubranie, a przywdziać szaty litewskiego dworu, że odesłał jej moskiewskie otoczenie, a przydzielił dworzan rzymskiego zakonu, że nawet ochmistrzem dworu wielkiej księżny zamianował takiego pana, który nie był greckiego wyznania i nie był żonaty. Helena z początku była między młotem a kowadłem, ale wkrótce stanęła stanowczo po stronie męża. Odsłała do Moskwy popa Tomę - ‚pop Toma nie po mojskoj’ (nie po mojej myśli), pop iz Wilny dobrie dobr’; w sprawie

budowy cerkwi na zamku oświadczyła, że jej blisko do soboru Preczystej, od posyłania tajnych wiadomości usunęła się, a interesy Litwy zawsze popierała w Moskwie. Słowem była dobrą wielką księżną litewską, jak była dobrą żoną; Aleksander rad widział żonę przy swoim boku w podróżach, jak niegdyś Kazimierz; naprzód wkrótce po ślubie w drodze do Grodna i Breszt, potem przy wizytacji północno-wschodnich rubieży w r. 1497 (Połock, Witebsk, Smoleńsk), potem w Brześciu 1499/1500, ona zaś podzielała kulturalne zamiłowania męża. Niejednokrotnie Aleksander asygnował zasiłki dla muzyków, których oboje lubili słuchać, a słynnego kierownika kapeli krakowskiej, Henryka Fincka, zatrzymał w swoim państwie aż do końca rządów. Uwagi godną jest rzeczą, że wielka księżna kupuje w Brześciu książki za poważną sumę 25 kop groszy”. Z uwagi na różnice wyznań małżonków pojawiły się pomysły wprowadzenia w życie unii kościelnej, zgodnej z uchwałami soboru florenckiego. Zwolennikiem unii był metropolita kijowski Józef Sołtanowicz oraz biskup wileński Wojciech Tabor. Dostojnicy katoliccy żądali od prawosławnych jedynie uznania zwierzchności kościelnej papieża; wszelkie obrzędy „greckie’ miały być zachowane. Tego typu pomysły były propagowane wśród kniaziów i bojarów w całym księstwie. Nadworny pisarz Heleny, Iwaszko Sapieha, zdobył od papieża pozwolenie na budowę w swoich dobrach w powiecie bracławskim kościoła, w którym wspólnie mogliby odprawiać nabożeństwa katolicy i „grecy”, uznający zwierzchność Rzymu. Kiedy Iwan Srogi dowiedział się o agitacji unijnej na Litwie, wystąpił zdecydowanie w obronie jedynie słusznej, prawosławnej wiary. Zagroził córce ojcowskim przekleństwem, sam zaś zaczął wabić do siebie kniaziów prawosławnych po polskiej stronie. Na wiosnę 1500 roku wybuchła otwarta wojna Litwy z Moskwą. Poczynania Iwana wspierał na południu tatarski sojusznik Mengli-Girlej, był to jednak kłopotliwy wspólnik - pustoszył zdobyte ziemie w okolicy Kijowa do tego stopnia, że dla wojsk moskiewskich już „kormu”, czyli żywności „nie stało”. Iwan Srogi zajął Zadnieprze. Litwini ponieśli klęskę pod Wiedroszą; do niewoli dostali się liczni dostojnicy z hetmanem Ostrogskim na czele. Było to pierwsze wielkie zwycięstwo Moskwy w zmaganiach z Księstwem Litewskim.

Iwanowi III nie udało się jednak zdobyć strategicznych grodów, Smoleńska i Kijowa. Dyplomacja polska i litewska doprowadziła do antymoskiewskiego sojuszu z Inflantami i chanem ordy Nadwołżańskiej. W roku 1501 zmarł król Polski, Jan Olbracht. Nowym władcą został książę Litwy - Aleksander. Miał być koronowany w Krakowie. Pojawił się wtedy problem wyznania jego żony. Papież nie zgadzał się, by „schizmatyczka” została królową katolickiego kraju. Aleksandra namawiał do rozłąki z żoną! W końcu Helena jednak nie była koronowana. Po staraniach doskonałego dyplomaty Erazma Ciołka w Rzymie papież wydał tylko zezwolenie na wspólność małżeńską Aleksandra z Heleną „póki życia Iwana III”. Aleksander patrzył teraz z szerszej perspektywy na sprawy polityki europejskiej. Sytuacja Korony i Litwy była na początku 1502 roku bardzo zła. Iwan Srogi podburzał Tatarów do licznych najazdów; Ruś Czerwona była tak wyludniona, że w kancelarii królewskiej powstały plany jej kolonizacji poprzez ludność Królestwa, a nawet Sasów, Czechów i obywateli zachodniej Europy. Dla obrony Rusi zastosowano dość nowatorskie i szokujące w swoim czasie rozwiązanie: pod broń powołano ludność wiejską. W każdej wsi co czterech chłopów miało uzbroić piątego w dzidy, tarcze, łuki, proce, widły, maczugi, zaopatrzyć w żywność na cztery tygodnie i pracować za takiego wojaka na roli, aby mógł bronić wspólnej ojczyzny. „Ordynacja obrony Rusi” wzywała chłopów, by wszyscy „nawzajem się bronili, choćby mieli raczej umrzeć jak dobrzy chrześcijanie, niżeli być pędzeni jak bydło na zagładę”. W każdym powiecie mieli być wybrani przywódcy ludu, na których wezwanie powinni się stawiać chłopscy wojownicy, na wiadomość o niebezpieczeństwie tatarskim. Sejmik wojnicki ordynację ruską zatwierdził, zmieniając tylko jeden z zapisów; do nowego wojska kierowano nie co piątego, ale co dziesiątego chłopa. Wojsko takie okazywało się przydatne w licznych potyczkach z Tatarami. Także podczas otwartej wojny z Moskwą, kiedy Iwan Srogi postanowił zdobyć wreszcie upragniony Smoleńsk. Armią dowodził brat Heleny, książę Dymitr. Miasta bronił doświadczony komendant Stanisław Kiszka, który odparł szturm generalny 16 września 1502 roku, a potem organizował udane „wycieczki” na przeciwnika. Iwan był jeszcze za słaby na Koronę i Litwę. Jednak w roku 1503 zawarto bardzo korzystny dla niego sześcioletni rozejm. Uznano

powojenne status quo. Na Zadnieprzu pozostały przy Litwie tylko ciągle pustoszone przez Tatarów ziemie kijowskie. Tereny na wschód od Smoleńska były pod panowaniem Moskwy. W sumie Litwa utraciła prawie czwartą część swego terytorium! Helena ze smutkiem obserwowała spustoszenia wojenne. W listach do ojca podkreślała dobroć Aleksandra, który „wziął ją bez posagu” i zapewnił zupełną wolność wyznania. „Poddani moi widzieli we mnie zwiastuna pokoju, a tymczasem przyniosłam im tylko krew, pożogę i łzy, jakbym na to tylko wydana była na Litwę, aby podpatrywać jej słabe strony - pisała Helena do Iwana Srogiego. - A ci kniaziowie przechodni [z pogranicza], istni Kainowie, po szyję we krwi zbroczeni, którzy dawniej zdradzali Moskwę, a teraz zdradzają Litwę, jakoż zasługują na wiarę u ciebie, ojcze”. W listach do matki Helena prosiła, by została rzeczniczką pokoju. Zofia Paleolog przysyłała córce listy z błogosławieństwami; ojciec częściej groził przekleństwem i nieustającą wojną w przypadku zerwania z prawosławiem.

Rywalizacja Iwan Groźny i Batory Iwan III Srogi zmarł 27 października 1505 roku. Na tron moskiewski wstąpił jego syn Wasyl III. Był zręcznym politykiem i dyplomatą - w ciągu 15 lat podporządkował sobie Psków, Riazań i księstwo nowogrodzko-siewierskie; szczęśliwie walczył z Tatarami krymskimi. Na stronę cara Wasyla nieoczekiwanie przeszedł kniaź litewski Michał Gliński, wywodzący się z Tatarów, ale wykształcony na Zachodzie katolik. Miał zatargi z innymi panami litewskimi, z którymi dzięki pomocy Moskwy - mógł się rozprawić. Odznaczył się potem w walkach cara z Tatarami - a w końcu „jako Polak walczył z Polakami”; pomógł Moskwie opanować Smoleńsk i inne litewskie grody (1514). Miał nadzieję, że car uczyni go namiestnikiem ziemi smoleńskiej, ale Wasyl komu innemu przyznał ten zaszczyt. Wtedy obrażony książę próbował przeprosić się z Jagiellonami. Car dowiedział się o planach „zdrady” Glińskiego; kazał oślepić nieszczęśnika i wsadził do lochu. Żeby uniknąć śmierci, musiał przejść na prawosławie. Po 14 latach więzienia został uwolniony na prośbę swojej siostrzenicy Heleny, żony Wasyla III. Opiekował się nawet czas jakiś małym carewiczem Iwanem. Zawistni dworacy oskarżyli kniazia o próbę przejęcia władzy. Gliński znów trafił do lochu i w carskiej niewoli zakończył życie. Były to już czasy panowania w Rzeczypospolitej króla Zygmunta I, zwanego potem Starym. Ozdobą jego panowania było efektowne zwycięstwo księcia Konstantego Ostrogskiego nad wojskami moskiewskimi pod Orszą, 8 września 1514. Nad brzegami górnego Dniepru połączone siły polsko-litewskie, liczące około 35 tysięcy żołnierzy, pokonały 80-tysięczną armię moskiewską. Bitwa pod Orszą stała się w epoce Jagiellonów równie sławna, jak Grunwald, choć podobnie jak w roku 1410 nie udało się Polakom i Litwinom wykorzystać w pełni sukcesu na polu walki. Zdobyty przez cara Wasyla parę dni wcześniej Smoleńsk pozostał w rękach moskiewskich. Na murach twierdzy powieszono wielu zwolenników Litwy, z kolei do polskiej niewoli trafiło wielu moskiewskich żołnierzy.

Car nie chciał ich wykupić lub wymienić. Twierdził, że „ten, kto się dostał do niewoli - nie żyje”. Kiedy car Wasyl umierał (1533), następca tronu znany potem jako Iwan IV Groźny, miał trzy lata. W jego imieniu decyzje podejmowała matka Helena Glińska. Osłabienie kraju po śmierci starego cara usiłowali wyzyskać Litwini, wspierani przez Koronę. Po wzajemnej wymianie ciosów zawarto pięcioletni rozejm. W czasach Iwana Groźnego państwo moskiewskie podporządkowało sobie Kazań i Astrachań; żołnierze cara przekroczyli linię Uralu. Zaczęła się ekspansja Moskwy na Syberii - Rosjanie zdominowali zachodnią część lodowatej krainy, a chanat syberyjski praktycznie przestał istnieć. Iwanowi IV nie udało się jednak osiągnąć najważniejszego celu: zdobycia dogodnego dostępu do Bałtyku. Przegrał walkę o Inflanty z władcami Polski i Litwy, Zygmuntem Augustem i Stefanem Batorym. Pretekstem do wyprawy cara Moskwy na ziemie Zakonu Inflanckiego była zaległa danina od jednego z miast. W roku 1557 wyruszyła karna ekspedycja Iwana Groźnego, pustosząc ziemie Zakonu. W tym samym czasie ziemie inflanckie rozszarpywali inni sąsiedzi, Duńczycy i Szwedzi. Ryga zdecydowała się w końcu przyjąć protekcję polską. Car chciał zneutralizować niebezpiecznego rywala i zaproponował Zygmuntowi Augustowi porozumienie w sprawie Inflant, przypieczętowane małżeństwem Iwana Groźnego z jedną z sióstr króla Polski. Poseł moskiewski otrzymał dokładną instrukcję od 30-letniego Iwana: „Jadąc drogą do Wilna, zasięgaj języka o siostrach królewskich, ile mają lat, jakiego są wzrostu, jakiej budowy, jaki mają charakter i która z nich ładniejsza? Która z nich ładniejsza, to o niej właśnie rozmawiaj z królem. Jeśli starsza królewna będzie równie ładna jak i młodsza, lecz będzie miała więcej niż 25 lat, to nie mów o niej, lecz o młodszej. Dowiaduj się pilnie, aby nie była chora i niezbyt chuda”. Iwana spotkał wielki despekt w stolicy Litwy: jego poseł usłyszał, że o małżeństwie może być mowa dopiero po zwróceniu przez Moskwę zagarniętych terenów przygranicznych. Tymczasem Inflanty po układzie podpisanym w Wilnie 28 listopada 1561 roku stały się świeckim księstwem, podporządkowanym całkowicie Litwie i Polsce.

Rozpoczęła się wojna o Inflanty. W lutym 1563 roku wojska Iwana Groźnego zdobyły Połock, potem sukcesy odnosili Polacy i Litwini nad Ułą i pod Orszą. W roku 1570 podpisany został trzyletni rozejm. Posłowie polscy sugerowali, że wobec spodziewanej, bezpotomnej śmierci Zygmunta Augusta, chętnie powitają na tronie Rzeczypospolitej Iwana jako męża polskiej księżniczki... Po zgonie władcy Rzeczypospolitej w Moskwie rzeczywiście pojawiło się poselstwo z Polski, a Iwan w pięknych słowach zalecał im swoją kandydaturę: - Jeśli wasi panowie, pozbawieni monarchy, zechcą uczynić mnie władcą, zobaczą, jakiego znajdą we mnie obrońcę i dobrego pana. Siły pogańskie przestaną się panoszyć w tym kraju. Ale nie tylko poganie, także Rzym a i żadne królestwo nie dotrzyma nam pola w chwili, gdy wasze ziemie połączą się z naszymi. Mówi się w ziemi waszej, że jestem zły. To prawda. Jestem zły i gniewny, nie ukrywam tego. Niech jednak zapytają, na kogo się gniewam? Na tych, którzy przeciw mnie występują; kto zaś dobry, nie będę mu żałował niczego, oddam mu z siebie zdjąwszy ten łańcuch i suknie swoje... Polscy i litewscy panowie wiedzą o bogactwie dziada i ojca mojego, lecz ja jestem w dwójnasób od nich bogatszy, mam dwa razy więcej pieniędzy i dwukrotnie więcej ziemi. Car miał różne fantazyjne pomysły - na przykład taki, by odłączyć Litwę od Korony i przyłączyć do Moskwy. Żądał też, by ewentualnej koronacji w Krakowie dokonał metropolita prawosławny. Na tron polski został jednak wybrany Henryk Walezy z Francji. Po jego niesławnej ucieczce znowu mówiono o kandydaturze Iwana Groźnego. Na jego nieszczęście na tronie polskim zasiadł groźny rywal lepszy od niego statysta i wojownik, książę siedmiogrodzki Stefan Batory. W lecie 1577 roku car moskiewski, bez wypowiedzenia wojny, ruszył na należące do Polski Inflanty. Batory był w tym czasie pod zbuntowanym Gdańskiem. Początkowo wojska Iwana odnosiły sukcesy. Po uporaniu się ze sprawami Gdańska, Stefan Batory przystąpił do kontrataku. W roku 1578 sejm Rzeczypospolitej wyraził zgodę na dwuletni pobór nadzwyczajny. Król werbował najemników. Naśladując swego poprzednika Zygmunta Augusta, przyjął na służbę państwa polskiego oddział 600 Kozaków zaporoskich, zorganizował też nową formację chłopską, tak zwaną piechotę wybraniecką.

Wojska Batorego ruszyły na Połock w połowie 1579 roku. Zdobyły miasto, które pozostało w granicach Rzeczypospolitej aż do rozbiorów. Rok później w polskich rękach były Wielkie Łuki. Pod koniec sierpnia 1580 roku Stefan Batory stanął pod murami Pskowa, najpotężniejszej rosyjskiej twierdzy. Nieoczekiwanie do akcji po stronie Iwana włączył się wysłannik papieża Grzegorza XIII, któremu car obiecał unię z kościołem prawosławnym. Ze strony cerkiewnej z kolei obrońców Pskowa skutecznie wspierał świątobliwy mnich Tichon z Peczorskiej Ławry w Kijowie, unosząc w górę ikony i relikwie świętych. Sławę wielką zdobył hetman polny litewski Krzysztof Radziwiłł, któremu udało się w epoce Batorego pokonać liczne zastępy wroga. Jan Kochanowski w poemacie „Jazda do Moskwy” takie słowa włożył w usta zwycięskiego wodza: I tak mi Bóg tam zdarzył, że Moskwy nabiwszy Wielką wielkość, w przekopy drugich napędziwszy, Więźniów znacznych nabrawszy, lud mnie powierzony Stawiłem panu memu nic nie uszkodzony. Rozpoczęły się rokowania pokojowe. 6 stycznia 1582 roku podpisano w Jamie Zapolskim dziesięcioletni rozejm. Inflanty zostały przy Rzeczypospolitej. Pozbawiało to Moskwę bałtyckiego „okna na świat”. Car słynący z okrucieństwa, symbol tyrana - władcy absolutnego, był dowodem na to, że ślepa siła nie zawsze sprzyja potędze politycznej. Zostawił kraj w ruinie. Jak pisał polski biograf Iwana Groźnego, Władysław A. Serczyk: „...car pozostawił Rosję w dalszym ciągu pozbawioną szerokich kontaktów handlowych z Europą zachodnią, zagrożoną przez kraje nieprzyjacielskie, które z wojen z państwem moskiewskim wyszły zwycięsko, umacniając swoje wpływy na zachodzie i południu. Teraz czekały tylko na odpowiedni moment, aby uderzyć na Moskwę. Rosja była zrujnowana zarówno przez długotrwałe wojny, jak i w wyniku krótkowzrocznej polityki wewnętrznej obliczonej na uzyskanie doraźnych efektów politycznych [...]. Liczba uciekinierów politycznych ciągle się powiększała i utrwalała się opinia o państwie moskiewskim jako o kraju biednym, rządzonym przez despotycznego władcę, w którym nikt nie mógł być pewny dnia jutrzejszego.”. Po śmierci Iwana Groźnego nastał w państwie moskiewskim czas „wielkiej smuty”, wojen domowych, awantur z kolejnymi

samozwańcami. Polacy zdobyli Kreml. Zygmunt III Waza stał się „czarnym charakterem” historii Rosji, podobnie jak jego doradcy-jezuici, uznawani za największych wrogów prawosławia.

Nawrócić Moskwę! Pobożny król Zygmunt marzył o katolickiej Europie, zjednoczonej u stóp papieskiego tronu. Podobne marzenia mieli jezuiccy doradcy katolickiego monarchy, gorliwi w tępieniu wszelkich herezji i odstępstw. Po śmierci cara Iwana Groźnego w prawosławnej (a więc „schizmatyckiej” z punktu widzenia wielu katolików) Rosji panowało zamieszanie. Mały carewicz Dymitr został zabity na rozkaz możnego pana, Borysa Godunowa, który sam zasiadł na moskiewskim tronie. Zawarł przymierze z Polską. Prawo do tronu cara Borysa zakwestionował tajemniczy młodzieniec, podający się za cudem ocalonego carewicza Dymitra. Ten samozwaniec zyskał posłuch u licznych polskich panów związanych z kresami wschodnimi, jak Jerzy Mniszech, czy też Wiśniowiecki i Ostrogski. Uznali oni za rzetelne prawa oszusta do moskiewskiego tronu, w dodatku zapewnili mu ciche poparcie króla Zygmunta III i papieża. Nową panią Moskwy miała zostać córka wojewody sandomierskiego, Maryna Mniszchówna. Polscy panowie na czele 6 chorągwi wkroczyli w granice państwa moskiewskiego; po drodze przyłączali się do nich Kozacy z całej Ukrainy. Car Borys zmarł. Następcą jego został Dymitr Samozwaniec. Posłał po Marynę. Po prawosławnym ślubie była już prawowitą panią państwa moskiewskiego. Dymitr szybko zraził do siebie poddanych. Faworyzował katolików, lekceważył prawosławnych. W Moskwie wybuchł bunt. Dymitr zginał, a wraz z nim wielu Polaków. Nowym carem obrany został Wasyl Szujski. Marynę odesłano w stronę granic Polski. Na scenę wkroczył teraz nowy samozwaniec, podający się za cudem ocalonego Dymitra - męża Maryny. Wspierali go polscy dostojnicy, starosta uświatski Jan Piotr Sapieha i książę Różański. Ponownie bez wypowiedzenia wojny przez króla i zgody sejmu w granice państwa moskiewskiego wkroczyło 7000 żołnierzy polskich i 8000 Kozaków. Niezgoda pomiędzy dowódcami sprawiła, że nie działali razem; Różański stanął pod Tuszynem, a Sapieha pod klasztorem Troickim. Marynę oswobodzili Polacy, powieźli do Dymitra drugiego. Pod wpływem perswazji polskich panów carowa „poznała” samozwańca i

potajemnie wzięła z nim ślub. W państwie moskiewskim potęgowało się zamieszanie. Król Zygmunt III postanowił oficjalnie ingerować w sprawy wschodniego sąsiada. W roku 1609 ogłoszona została wojna z Moskwą. Nadworny poeta Adam Władysławiusz ogłosił z tej okazji wiersz, który wnet krążył w wielu odpisach: „O nowym a szczęśliwym wyprawowaniu z Wilna do Moskwy Króla Jegomości Polskiego Zygmunta”: Królu Polski, a posiądź te północne strony, Tobie je Bóg obiecał, Tobie w moc je daje, Wyrwie z błędów kacerskich te przeległe kraje... Przeciwny od początku tej wojnie znakomity strateg, hetman Żółkiewski, chciał jednak ruszyć z pomocą wojskom polskim w pobliżu Moskwy. Zdobycie stolicy ułatwiłoby walkę Polakom. Król Zygmunt kazał jednak najpierw zdobyć przygraniczny Smoleńsk. Miasto to broniło się zacięcie i długo. Zygmunt III nakazał polskim chorągwiom odwrót spod Moskwy i włączenie się do walk o Smoleńsk. 4000 jazdy księcia Różańskiego ruszyło w stronę Smoleńska. Car Szujski w Moskwie wykorzystał sytuację, stworzył 30-tysięczną armię, wspomaganą przez posiłki szwedzkie, francuskie i niemieckie. Ruszył w stronę Smoleńska. Na drodze wojsk carskich stanął hetman Żółkiewski. Spod Smoleńska zabrał tylko 8000 żołnierzy, jednak zdołał odnieść świetne zwycięstwo w bitwie pod Kłuszynem 8 lipca 1610 roku. Pogromca Rosjan ruszył na Moskwę. Stolica carów otworzyła bramy przed zwycięzcą, wydała braci Szujskich. Panowie moskiewscy po pertraktacjach z Żółkiewskim ogłosili carem królewicza polskiego Władysława, składali mu przysięgę wierności. Hetman obiecał (w formie dosyć dyplomatycznej), że królewicz przyjmie prawosławie. Król Zygmunt III nie zgodził się na ten warunek. Jak pisał Paweł Jasienica: „...pragnął panować sam w podbitej Moskwie. Decyzje jego różniły się jaskrawo od marzeń Żółkiewskiego o porozumieniu narodów i unii dynastycznej [...]. ‘Korona carska na głowie Zygmunta III wydawałaby mi się najlepszą gwarancją odrodzenia religijnego Moskali’ - pisał do Rzymu nuncjusz i słowa te wyjaśniają... program polityczny”. Smoleńsk został zdobyty, ale - utracone moskiewskie państwo. Sytuacja Polaków w zdobytej Moskwie stawała się tragiczna. Niszczyła ich mroźna zima i jadowity głód. Wstrząsające są pamiętniki Józefa

Budziły - jednego z dowódców oblężonej na Kremlu załogi polskiej, autora jedynego pamiętnika, opisującego ostatnie chwile polskiego garnizonu w Moskwie. Pod datą 16 października 1612 roku Józef Budziło opisywał głód „... gdy już traw, korzonków, myszy, psów, kotek, ścierwa nie stało, więźnie i trupy wyjedli, wykopując z ziemi. Piechota się sama między sobą wyjadła i ludzi łapając pojedli. Truskowski, porucznik piechotny, dwóch synów swoich zjadł; hajduk jeden także syna zjadł, drugi matkę; towarzysz też jeden sługę zjadł swego; owo zgoła syn ojcu, ojciec synowi nie spuścił; pan sługi, sługa pana nie był bezpieczen; kto kogo zgoła zmógł, ten tego zjadł, zdrowszy chorego...” Samuela Maskiewicz, uczestnik wypraw inflanckich - od 1609 roku był także świadkiem wyprawy Żółkiewskiego na Moskwę. Brał udział w bitwie pod Kłuszynem, a we wrześniu 1610 roku wkroczył z wojskami polskimi do Moskwy, gdzie w oblężeniu przebywał 18 miesięcy. Tak opisywał sytuację żołnierzy polskich podczas srogiej zimy 1611/1612: „Już też głodem wojsko było przyciśnione. Najbardziej konie nas trapiły, bo zboża wór był droższy niż wór pieprzu [...] Ręce nam do pałaszów przymarzali. Siła towarzystwa i pacholików palce u rąk, u nóg i nogi same odmrażali”. W tamtym czasie lud rosyjski miał dość gwałtów obcych żołnierzy na prawosławnej ziemi. Powstanie Minina i Pożarskiego szerzyło się. Wojska hetmana Chodkiewicza nie zmieniły sytuacji na korzyść Polaków. Przyszedł pamiętny listopad roku 1612. Polacy opuścili moskiewski Kreml. Król Zygmunt próbował jeszcze dogadywać się z Moskalami, lecz bez powodzenia. Nie udała się także kolejna wyprawa na Moskwę w roku 1616. Królewicz Władysław i wojska hetmana Chodkiewicza znowu oparły się o mury Moskwy. Rosjanie mieli już w tym czasie nowego cara Michała Romanowa i nie chcieli zamieniać go na Władysława. Ostatecznie zawarto przymierze polsko-moskiewskie na 14 lat. Awanturniczą politykę Zygmunta III Wazy rzetelnie podsumował jego biograf, Julian Ursyn Niemcewicz: „Odnosili wodzowie polscy zwycięstwo po zwycięstwie, lecz Zygmunt popełniał błąd po błędzie; odpychał berło ruskie, gdy mu je u nóg składano, chciał je siłą zdobywać, gdy to już inny posiadał; nieczuły na pomyślności i klęski, najszczęśliwsze popsuł zdarzenia, zniedołężnił

najświetniejsze talenty”.

Prawosławni Kozacy Zygmunt III, fanatyczny katolik, wychowanek jezuitów, wspierał na polskich ziemiach tylko tych prawosławnych, którzy gotowi byli uznać zwierzchnictwo rzymskiego papieża. W roku 1595 za błogosławieństwem Rzymu i Warszawy powstała tzw. Unia Brzeska. Duża część prawosławnych na kresach wschodnich Rzeczypospolitej przyjęła zwierzchnictwo papieża. Zygmunt III uznał zwolenników unii za jedynych reprezentantów Cerkwi w państwie polskim. Przeciw unii protestowali wszyscy obecni w Brześciu przedstawiciele szlachty z Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie uznało jej kilku biskupów prawosławnych w Polsce, a zwyczajni wierni uważali ją najczęściej za zdradę prawosławia. Na grudniowych sejmikach 1596 roku posłowie prawosławni żądali zniesienia unii. Narastała wrogość między unitami (zwanymi grekokatolikami) a zwolennikami tradycji. Dostojnicy obu stron rzucali na siebie nawzajem klątwy i ekskomuniki. W społeczeństwie ruskim taki podział doprowadził do ostrych walk unicko-prawosławnych - o prawa do obiektów sakralnych i beneficjów cerkiewnych. Prawosławnych w dodatku zaczęli popierać ewangelicy, co prowadziło do dodatkowych sporów. Na Ukrainie katolicy zaczęli się kojarzyć z Polską i w ogóle z „polskimi panami”. Lud był na ogół przywiązany do „ruskiego” prawosławia. Najzupełniej obojętni do tej pory religijnie Kozacy zaczęli się opowiadać po stronie „prawosławnej czerni”, czyli ukraińskich chłopów. Cerkiew tradycyjnie związana była z Moskwą, pełniącą po upadku Konstantynopola rolę centrum prawosławia. Popi po mistrzowsku przeprowadzili akcje propagandową, przekonująca Kozaków, iż są potomkami dawnych „Rusów”, walczących z poganami w imię prawdziwej wiary. Doszło do tego, że już mniej więcej po roku 1620 można było porywać Kozaków do walki z Lachami pod hasłem prześladowania „starożytnej religii greckiej”. Rzeczywiście - polski kler zdecydowanie się opowiadał za „unitami” na Ukrainie, a przeciwko „ruskim schizmatykom”. Katolicy nie chcieli dopuścić, by „wrogowie papieża”, prawosławni heretycy zasiadali w

polskim senacie. Najzupełniej „pogańscy” w czasach Jagiellonów Kozacy, po roku 1620 w prośbach do polskich królów skarżyli się już na „wielkie prześladowania panów tak duchownych, jak i świeckich”, prosili o „wolność nabożeństwa ruskiego”, żeby „według starożytności” mogło być odprawiane „po miastach” w Koronie i w Księstwie Litewskim. Były żądania zniesienia unii brzeskiej i przywilejów dla grekokatolików. Antypolskie i antykatolickie nastroje kozackiej „czerni” i starszyzny, powszechne na początku XVII wieku, wykorzystywał po mistrzowsku pierwszy wybitny ukraiński mąż stanu, zwolennik niepodległości swojego narodu, który jednak celu nie osiągnął. Osłabił jedynie polskich „panów”, aby wzmocnić panów z Moskwy... W początkach swej błyskotliwej kariery Bohdan, syn Michała Chmielnickiego - gotów był reprezentować interesy króla polskiego, Władysława IV na Ukrainie. W czerwcu roku 1644 władca przygotowywał się do realizacji wielkiego, tajnego planu krucjaty przeciw islamowi. Celem było oswobodzenie grobu Chrystusowego i wyzwolenie wszystkich chrześcijan spod panowania muzułmańskiego. Sojusznikami w tej sprawie mieli być prawosławni chrześcijanie z państwa moskiewskiego i Ukrainy. Z tajną misją do Moskwy udał się wojewoda Adam Kisiel. Wśród zaufanej starszyzny kozackiej, wtajemniczonej w plany krucjaty, jako jeden z nielicznych znajdował się Chmielnicki. Miał zorganizować morską wyprawę kozacką na Tatarów, aby sprowokować do walki wyznawców Mahometa, z którymi obowiązywał w owym czasie rozejm. Podobne wyprawy na Dzikie Pola szykowali potężni magnaci Wiśniowiecki i Koniecpolski. Chmielnicki był w tym czasie setnikiem czehryńskim w służbie króla polskiego. Zamiary Władysława IV były tajne, dlatego przygotowania do prowokacyjnej wyprawy na Tatarów w czasie rozejmu można było uznać za zdradę ojczyzny. Takie zarzuty pojawiły się rzeczywiście, gdy Chmielnicki pokłócił się z Danielem Czaplińskim, zarządcą starostwa czehryńskiego. Poszło o kobietę, piękną Helenę. Z rywalizacji zwycięsko wyszedł Czapliński, a żeby pognębić rywala - oskarżył go oficjalnie o zdradę króla i Rzeczypospolitej Oburzony Zenobi zaczął szukać zemsty na rywalu. Niepomny na

łaskawość polskiego króla, zdobył jego tajne listy wydane Kozakom w roku 1646, wzywające do wspólnej akcji przeciw Tatarom. Uciekł na Zaporoże, a jego posłowie udali się do Bakczysaraju. Uzyskał pomoc tatarską do walki z wojskami Rzeczypospolitej - o piękną Helenę i mołojecką sławę. Prawosławny lud ukraiński i związani z nim Kozacy (tworzący dobrze wyćwiczone grupy zbrojne), rozpoczęli zaciętą walkę z katolickimi „polskimi panami”. Wspierali ich Tatarzy – bardzo niebezpieczny sojusznik, dbający przede wszystkim o własne łupy wojenne. Wiosną 1648 roku wojskom Chmielnickiego udało się pokonać Polaków pod Korsuniem i Żółtymi Wodami. Ukraiński wódz miał ułatwione zadanie, bo dowódca wojsk koronnych Michał Potocki „więcej radził o kieliszku i szklanicach niżeli o dobru Rzeczypospolitej”. W tamtych dramatycznych chwilach umarł król Władysław IV. Bezkrólewie pogłębiało chaos w Koronie i na Litwie. Chmielnicki nie doczekał się też godnych przeciwników - naprzeciwko niego stanęli wodzowie, obdarzeni trafnymi przydomkami „Pierzyny”, „Łaciny” i „Dzieciny”. Kozacki ataman odsłonił wszystkie słabości potężnej niedawno Rzeczypospolitej Obojga Narodów - niezdolnej do opłacenia silnego wojska, skutecznej obrony granic. Szczególnie kompromitująca była klęska Polaków pod Pilawcami, kiedy na samą wieść o zbliżaniu się Tatarów „...starszyzna bez ujawniania komukolwiek tego zamiaru, potajemnie rzuciła się do ucieczki, wszyscy rozbiegli się; wozy, żywność, uzbrojenie, łupy zostawiono pierwszemu, któremu posłuży szczęście... Działo się to w takim przerażeniu i pośpiechu, że niektórzy do obiadu ubiegli 18 mil. Uciekali więc, przez nikogo nie ścigani, niepomni na szlachectwo, na wstyd, na to, w jakim stanie pozostaje Rzeczpospolita”. Klęska pod Piławcami dała do myślenia także sąsiadom Rzeczypospolitej. Powstały plany rozbioru ziem tak słabego przeciwnika. Chmielnicki zaczął prowadzić skomplikowaną grę polityczną z największymi potęgami Europy Środkowej. Wykorzystując masowe powstanie chłopskie rozpętał jednak żywioły, nad którymi nie był w stanie zapanować. Jego poczynania z uwagą śledził w Moskwie car Aleksy Michajłowicz Romanow. Tak niedawne były czasy „wielkiej smuty”, kiedy Polacy zagrażali

Kremlowi... Teraz okazali zaskakującą słabość. Chmielnicki wydawał się naturalnym sojusznikiem - osłabiał wroga na zachodzie, ale był to sojusznik dość niebezpieczny. Buntował „czerń” na Ukrainie, a to dawało bardzo zły przykład chłopom zarówno w Rzeczypospolitej, jak i w państwie carów. 1 czerwca 1648 roku wybuchło zbrojne powstanie ludności w Moskwie. Nienawiść ludu ściągnął na siebie wychowawca i doradca cara Borys Morozow, który tyranizował naród, nakładał drakońskie podatki. Tłumy wdarły się na dziedziniec kremlowski. Pułki strzeleckie odmówiły udziału w tłumieniu buntu. Car musiał odprawić swego faworyta do klasztoru. Dwaj jego współpracownicy zostali wydani w ręce tłumu. Zamieszki wkrótce ogarnęły całą Rosję. Także w Koronie pojawili się buntownicy, odczytujący w imieniu Chmielnickiego pisma z obietnicami, że po zwycięstwie nad Polakami uwolni chłopów z „pańskiej” niewoli. Car uważnie obserwował zmagania Chmielnickiego i nowego króla Polski, Jana Kazimierza. Wysłannicy kozackiego hetmana przekonywali cara, że Ukraińcy marzą o tym, by zostać jego poddanymi. Aleksy Michajłowicz słuchał chętnie, ale nie kwapił się do działania. Czekał na kolejne wyniki rozgrywek Kozaków, Polaków, Turków, Austriaków i Szwedów. Im słabszy był król Polski, tym bardziej łaskawy dla Chmielnickiego okazywał się car moskiewski. Starszyznę kozacką jego wysłańcy obsypywali rublami i sobolami. W otoczeniu atamana powstało silne stronnictwo moskiewskie, dążące do całkowitego zerwania z Rzeczpospolitą i włączenia Ukrainy do państwa carów. Aleksy Michajłowicz uznał, że sprawa dojrzała do załatwienia dopiero na początku 1653 roku. 22 kwietnia przyjął wysłanników Chmielnickiego, a dwa miesiące później zawiadomił hetmana o przyjęciu pod swe panowanie wojska zaporoskiego. 10 października Sobór Ziemski ogłosił decyzję o przyjęciu Chmielnickiego oraz wojska zaporoskiego „wraz z ich miastami i ziemiami” pod panowanie Aleksego Michajłowicza. W styczniu 1654 roku w Perejasławiu hetman i jego rada starszyzny postanowili oficjalnie przejść „pod gosudariewu wysokuju ruku”. Zachwyceni sobolami i rublami moskiewskimi Kozacy orzekli, że wolą pod silną ręką wschodniego prawosławnego cara umierać niźli żyć

pod panowaniem „poganina nienawistnego Chrystusowi”. Hetman i jego pułkownicy złożyli przysięgę wierności Aleksemu Michajłowiczowi. Dopiero potem wysłannik cara przekazał Chmielnickiemu insygnia władzy hetmańskiej. Po długich latach wojny ludzie nad Dnieprem marzyli o pokoju, jednak oczywiście poczynania ich hetmana i moskiewskiego władcy wywołały nową krwawą wojnę z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Na wojnę wyruszył osobiście Aleksy Michajłowicz, żegnany święconą wodą i kadzidłami metropolitów. Główne walki toczyły się na Litwie. Rosja odzyskała Połock, Smoleńsk, Witebsk i inne grody utracone w początkach wieku. Wojska carskie wkroczyły do Wilna. Chmielnicki walczył na południu ze zmiennym szczęściem. Wydawało się, że odniósł duży sukces polityczny, kierując na osłabioną Rzeczpospolitą nawałę szwedzką za pośrednictwem zdrajcy Hieronima Radziejowskiego. Pomysł ten jednak nie spodobał się carowi, bo Szwed wzmocniony polskimi podbojami mógł być dla Rosji groźniejszy niż słaba Rzeczpospolita. Moskwa przystąpiła do wojny ze Szwecją. Nastąpiło wtedy nieoczekiwane zbliżenie rosyjsko-polskie. Nad Wisłą i Niemnem pojawiły się nawet koncepcje wprowadzenia na tron polski Aleksego Michajłowicza. Pod jego berłem szlachta polska miała wrócić do majątków na kresach. Chmielnicki tymczasem pertraktował z królem Szwecji. Z mapy Europy miała zniknąć Rzeczpospolita Obojga Narodów, pojawić się zaś miała niezależna Ukraina. Plan rozbioru Rzeczypospolitej realizować mieli obok Szwedów i Kozaków - elektor brandenburski i książę Jerzy Rakoczy z Siedmiogrodu. Chmielnicki istotnie wspomagał wojska Rakoczego, które na początku 1657 roku pustoszyły Rzeczpospolitą. Na ratunek Janowi Kazimierzowi pospieszyły wojska cesarskie i czambuły tatarskie. Nie chciały dopuścić do ryzykownego naruszenia dotychczasowej równowagi politycznej. Chmielnicki chciał nadal prowadzić wielką grę, ale pokrzyżowała jego szyki śmierć w sierpniu 1657 roku. Na Ukrainie panował teraz chaos; pustoszyły ją oddziały moskiewskie, polskie, szwedzkie, tatarskie, siedmiogrodzkie. Moskiewska protekcja nie przyniosła szybkiej poprawy życia. Wśród starszyzny kozackiej pojawiły się pomysły powrotu pod skrzydła

Rzeczypospolitej. 16 września 1658 roku zawarto na Zadnieprzu umowę, zwana Unią Hadziacką, dającą Ukrainie prawa, o jakich do tej pory mogła tylko marzyć. Miała stać się Księstwem Ruskim z własnym wojskiem, wybieranym przez siebie hetmanem. Prawosławni powinni zyskać te same prawa, co katolicy. 22 maja 1659 roku sejm zatwierdził oficjalnie Rzeczpospolitą Trzech Narodów! Federacja miała mieć wspólnego monarchę, parlament, politykę. Znakomity projekt polityczny nie został wcielony w życie. Na Ukrainie panował zbyt wielki chaos. Na Zadnieprzu przeważały sympatie do Moskwy. Kiedy buławę hetmańską przejął syn Bohdana, Jerzy Chmielnicki, najpierw przysięgał wierność królowi polskiemu, a po kilku miesiącach - carowi. Ukraina straciła szansę samodzielnego bytu narodowego w ramach unii z Rzeczpospolitą. Ostatecznie Unia Hadziacka wywołała tylko wzrost napięcia w stosunkach Polski z Moskwą, choć car rosyjski w Rzeczypospolitej był traktowany jako poważny kandydat do królewskiego tronu. Doszło do wojny. W roku 1663 Jan Kazimierz osobiście ruszył na Moskwę. Przyszło mu zmagać się ze srogą zimą i partyzantami. Rzeczpospolita miała kłopoty, państwo moskiewskie także. W styczniu 1667 roku, wyczerpane wojną, Polska i Rosja zawarły rozejm w Andruszowie. Nastąpił podział ojczyzny Kozaków; Polacy stracili lewobrzeżną część Ukrainy z Kijowem. Układ w Andruszowie oznaczał ostateczne załamanie się polskiej ekspansji wschodniej, jak to określił prof. Zbigniew Wójcik. Rzeczpospolita w epoce buntów kozackich i potopu szwedzkiego słabła, pogrążała się w anarchii, a Rosja budowała stopniowo przyszłą potęgę. Wykorzystywała bezlitośnie sytuację nieszczęsnego króla Jana Kazimierza i nieudolność jego następcy Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W jego czasach nie udało się otrzymać konkretnej pomocy w walkach z Turkami i Tatarami. Także waleczny król Jan III Sobieski poniósł porażkę w polityce wschodniej. Nie udało mu się współdziałać z Turkami przeciw Moskwie, ani też - mimo podejmowanych prób - nawiązać przymierza z carem Fiodorem Aleksiejewiczem przeciw imperium osmańskiemu. W roku 1679 Sobieski przedstawiał carowi śmiałe, starannie przygotowane plany podboju chanatu krymskiego. Nic z tych projektów nie wyszło.

W roku 1686 posłańcy króla Jana do Moskwy potwierdzili ustalenia pokoju andruszewskiego, ostatecznie zrzekli się Kijowa, wyrazili zgodę na niezasiedlanie pasa nadgranicznego wzdłuż średniego biegu Dniepru. Uznali swobodę wyznania dla ludności prawosławnej w Rzeczypospolitej, z prawem ingerencji Moskwy w sprawy wiary. W zamian Rosjanie mieli wspierać Sobieskiego w walkach z Tatarami. Niewiele wyszło z krymskich projektów Sobieskiego. Rzeczpospolita politycznie słabła, natomiast Moskwę podbijała w epoce króla Jana polska kultura. Język polski był najmodniejszy na dworze carów, podobnie jak polski strój szlachecki. Córki cara Aleksego Michajłowicza czytały po polsku żywoty świętych. Jak pisał pewien nadwiślański obieżyświat: „Katarzyna w czapce polskiej i sukni chodzi, kaftany moskiewskie porzuciła... Maria gładsza od Katarzyny, i ta po polsku chodzi”. Były to siostry Piotra, który chciał Rosję upodobnić zupełnie do zachodu Europy.

Słaby król August i mocny Piotr Los sprawił, że po epoce Sobieskiego nastały w Polsce czasy malowniczych, ale więcej niż pechowych Sasów. August II Mocny okazał się bajecznie barwnym, ale „tragicznym królem na bezdrożach przedostatniego aktu polskiego dramatu”, jak to określił Andrzej Zahorski. Więcej szczęścia miał jego wielki rywal ze wschodu, car Piotr, zwany potem Wielkim. Król August wciągnął Saksonię, a potem i Rzeczpospolitą, do walki ze Szwecją po stronie Rosji i Danii (1699). Król szwedzki Karol XII okazał się groźnym przeciwnikiem. W roku 1702 rozbił wojska Augusta, zajął Warszawę, Kraków i... doprowadził do detronizacji Sasa. Królem został czasowo zależny od Szwedów Stanisław Leszczyński. Ze Szwecją miał łączyć Rzeczpospolitą „wieczny sojusz”. Traktat z roku 1705 uzależniał gospodarczo Polskę od północnego sąsiada. August Mocny oficjalnie zrzekł się korony, szukał jednak wsparcia w moskiewskim sojuszniku - Piotrze I. Sytuacja zmieniła się radykalnie po wielkiej bitwie wojsk szwedzkich z rosyjskimi pod Połtawą w roku 1709. Tam odwróciło się szczęście od Karola XII i wspierającego go hetmana Kozaków, Iwana Mazepy. Król szwedzki raniony w lewą stopę obserwował bitwę z noszy rozpiętych miedzy dwoma końmi. Wojska rosyjskie prowadził do boju sam Piotr I. O losach bitwy decydowały działa: Karol miał tylko 4 czynne armaty, Piotr zaś 72. Rosjanie odnieśli zdecydowane zwycięstwo - 16 tysięcy Szwedów złożyło broń, Karol XII uciekł do Turcji, a wraz z nim hetman kozacki. Paweł Jasienica tak oceniał zwycięstwo Piotra I: „Bitwa pod Połtawą powinna być stanowczo zaliczona do tych, co wpłynęły na losy świata. Piotr Wielki złamał i zmiótł ostatnią zaporę, przegradzającą drogę Rosji do szczytów jej historycznej kariery [...]. Od czasów Połtawy aż do dni naszych linia rozwoju była wyraźna: z mocarstwa europejskiego awansowała Rosja na światowe [...]. Od czasu wojny północnej Rzeczpospolita i Rosja zaczynały stanowić jak gdyby jeden organizm polityczny, a to dlatego, że coraz bardziej i tu, i tam rozstrzygała prawie o wszystkim jedna i ta sama władza [...]. Piotr Wielki został zwierzchnikiem całej Rzeczypospolitej Obojga

Narodów, jak długa i szeroka”. Piotr I przywrócił tron Sasowi, a „bezpieczeństwo” Polsce i Litwie miała gwarantować stała obecność wojsk rosyjskich. Piotr I gwarantował szlachcie dotychczasową „złotą wolność”, przede wszystkim prawo do wolnej elekcji. August Mocny próbował wyzwolić się spod czułej opieki cara i w roku 1719 podpisał porozumienie z Anglią i Austrią, zmierzające do stworzenia frontu antyrosyjskiego w przyszłym sojuszu ze Szwedami, Kozakami i Tatarami. Strony żądały wycofania wojsk rosyjskich z terytorium Rzeczypospolitej. Układ wiedeński nie został jednak ratyfikowany przez polski sejm. Dostojnicy byli oczarowani przez „moskiewskie rubliki”, a szlachecki plebs wierzył w dobre intencje gwaranta „złotej wolności”. Tym bardziej, że car podpisał w roku 1720 traktat z Prusami, gwarantujący swobody szlacheckie (a więc także i anarchię w Rzeczypospolitej). W roku 1732 Piotr I firmował „traktat trzech czarnych orłów”, przewidujący współdziałanie Rosji, Austrii i Prus w narzucaniu Rzeczypospolitej zależnego od nich władcy. Piotr I chciał udowodnić Rosjanom wyższość despotyzmu nad demokracją. Wedle niego, Polska złota wolność doprowadziła Rzeczpospolitą do katastrofy, natomiast moskiewska tyrania stała się podstawą politycznej i militarnej potęgi imperium Romanowych. Nawet wielki filozof Michał Łomonosow zachwycał się czasami Piotra Wielkiego i pisał: „W Rosji niezgoda i samowola omal nie doprowadziły kraju do ostatecznego upadku, dzięki zaś samowładztwu Rosja nie tylko się od razu wzmocniła, lecz nawet, gdy minęły czasy nieszczęść, wzbogaciła, okrzepła i zdobyła sławę w świecie [...]. Widzimy we władzy absolutnej rękojmię naszej szczęśliwości”. Łomonosow i liczni myśliciele rosyjscy XVIII i XIX wieku sławili cywilizacyjną misję Piotra, który na trupach poddanych wybudował na mokradłach nową stolicę, zbliżającą kraj do zachodniej cywilizacji. Adam Mickiewicz oburzał się na okrucieństwo cara... ...kto widział Petersburg, ten powie: Że budowały go chyba szatany... Nie miasto ludziom, lecz sobie stolicę: Car tu wszechmocność woli swej pokazał. W głąb ciekłych piasków i błotnych zatopów

Rozkazał wpędzić sto tysięcy palów I wdeptać ciała stu tysięcy chłopów. Potem na palach i ciałach Moskalów Grunt założywszy, inne pokolenia Zaprzągł do taczek, do wozów, okrętów, Sprowadzać drzewa i sztuki kamienia Z dalekich lądów i z morskich odmętów. W czasach Mickiewicza Piotr Wielki był idolem rosyjskich inteligentów; to o nim wszak pisał znakomity filozof, historyk i krytyk literacki Wissarion Bieliński, że „...zjawił się na czas: gdyby spóźnił się ćwierć wieku - ratuj, albo ratuj się kto może!... Opatrzność wie, kiedy posłać takiego człowieka na ziemię. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądały wówczas państwa europejskie pod względem społecznym, przemysłowym, administracyjnym i wojskowym, a jak wyglądała Rosja pod każdym względem [...]. Czynami swoimi Piotr pisał historię, a nie powieść, postępował jak cesarz, a nie jak czuły ojciec rodziny”. Puszkin w „Oneginie wysławiał wielkość cara i - ten ...burzliwy czas, gdy Rosja Jeszcze w młodości swojej cała, W zmaganiach siły wytężała, Z geniuszem Piotra razem rosła. F.I. Moroszkin, profesor Uniwersytetu Moskiewskiego pisał, że Piotr, „car z płomienną ideą w oczach, śmiałą myślą na czole i gromowładnym słowem jest wysłannikiem nieba. To dzierżący władzę śmiertelnik, który urodził się, by dokonać reform. Cudowne zjawisko! Od stworzenia świata nie było takiego monarchy!” Tymczasem... Podobnie jak Mickiewicz drugi polski wieszcz, Juliusz Słowacki oceniał Piotra z punktu widzenia moralisty; umieścił cara w dantejskim piekle swego poematu. Widział go wśród szatanów - jako podporę koszmarnej, piekielnej wieży, skraplanej krwią jego ofiar. Piotr Wielki nie przejmował się opiniami moralistów. Rosjanie zaś przed jego obrazami często palili świece, jak przed świętymi ikonami. Dał im poczucie mocarstwowości. Wielki Łomonosow pisał, że nawet „Język rosyjski, rozkazodawca wielu języków, nie tylko rozległością obszaru, na którym panuje, lecz także własną wielkością i bogactwem przewyższa wszystkie inne języki w Europie [...], ma wspaniałość mowy

hiszpańskiej, żywość francuskiej, siłę niemieckiej, tkliwość włoskiej, a oprócz tego bogactwo i niezwykłą w opisach zwięzłość greki i łaciny”. Łomonosow pisał, że Piotr I zapoczątkował historię Rosji godną Greków i Rzymian. Car uzależnił od siebie Rzeczpospolitą, był zwolennikiem utrzymywania jej w całości pod panowaniem Rosji. Nie chciał się dzielić zdobyczą z pozostałymi „czarnymi orłami”. Tak się jednak złożyło, że w wyniku jego rządów nastąpiło niebezpieczne zbliżenie Rosji z Austrią i Prusami. Związki rodzinne i towarzyskie zaowocowały panowaniem „petersburskich Niemców”. Historyk Stefan Askenazy pisał o Rosji w czasach następców Piotra: „W rzeczywistości trwało panowanie Niemców. Ci to Niemcy petersburscy, po zniweczeniu oligarchii Dołgorukich, po obaleniu moskiewskiej partii starorosyjskiej, zepchnięciu na drugi plan wszystkich rdzennie rosyjskich żywiołów, niepodzielnie ujęli w swoje ręce wszechwładzę. Był to istny potop. Niczego podobnego ani wcześniej, ani nawet później w Rosji nie widziano”. W języku niemieckim władcy Petersburga mogli się łatwo porozumiewać z wiedeńskimi i berlińskimi pobratymcami. Doskonale to czyniła największa gwiazda niemiecka na petersburskim tronie, Zofia Anhalt-Zerbst, znana bardziej jako caryca Katarzyna II. Jej mąż, car Piotr III był Prusakiem z Holsztynu. Syn Katarzyny, późniejszy car Paweł I ożenił się najpierw z niemiecką księżniczką Wilhelminą HessenDarmstadt, potem z Zofią Dorotą Wirtenberską, matką Aleksandra I i Konstantego. Tenże Aleksander poślubił potem Luizę Marię, córkę margrabiego badeńskiego. Niemieckie księżniczki szybko przyjmowały prawosławie i przybierały swojsko brzmiące dla Rosjan imiona; Wilhelmina zamieniła się na przykład w Natalię Aleksiejewną, a Zofia Wirtenberska w Marię Fiodorowną. Wnuk Piotra I (po matce), a księcia Fryderyka IV Holsztyńskiego (po ojcu), mąż Katarzyny, Piotr III, otaczał się Niemcami, wielbił króla pruskiego Fryderyka i wspierał jego interesy; kpił sobie z obrzędów prawosławnych. Dlatego też był znienawidzony na dworze ciotki carowej Elżbiety (córki Piotra Wielkiego). Katarzyna była bardziej przebiegła: udawała szacunek dla prawosławia, publicznie wznosiła gorliwe modły, kiedy zaś uzyskała pełną władzę... Dopiero wtedy pokazała pazurki…

Koniec równowagi Miłość i polityka Zaczęło się od pięknego romansu. On był skromnym stolnikiem litewskim, młodym, przystojnym, wykształconym; Europejczykiem w każdym calu. Ona była uroczą żoną następcy tronu, zaniedbywaną przez męża w Petersburgu. Rządziła wtedy w Rosji córka Piotra I, Elżbieta, oswojona z azjatyckim stylem bycia władców Petersburga: publicznym karaniem przez wyrywanie języków, piętnowaniem, batożeniem, zsyłkami na Sybir. Rudawa otyła dama miała jednak zwiewny, lekki chód, doskonale jeździła konno i tańczyła. Stolnik litewski Stanisław Poniatowski pisał w pamiętniku: „najlepiej wyglądała en face, mniej korzystnie z profilu. Przypatrując się jej z boku nie można było bez zdziwienia widzieć nadzwyczajnych wypukłości jej czoła i piersi”. Jak to na petersburskim dworze, modliła się, pościła i nierzadko „nurzała w rozpuście”. Następca tronu, pół-Niemiec, książę holsztyński Piotr, nie interesował się młodą żoną. Bawił się w wojsko z Niemcami. Wielbiciel Fryderyka II narzekał w Petersburgu: „Jestem nieszczęśliwy! Miałem wejść do służby króla pruskiego, służyłbym mu z całej duszy i ze wszystkich sił moich i mogę być pewnym, że w tej chwili miałbym już pułk ze stopniem jenerał-majora, a może nawet jenerał-porucznika, a tymczasem nic z tego - sprowadzono mnie tutaj, żeby zrobić wielkim księciem tego przeklętego kraju”. Książę Piotr przebywał najchętniej w towarzystwie kochanki Elżbiety Woroncowej. Żonie Katarzynie zostawiał dużą swobodę. Poniatowski był oczarowany urodą księżniczki. „Miała lat dwadzieścia pięć, była dopiero co po pierwszym połogu i w tej pełni piękności, która jest szczytem rozkwitu kobiety urodziwej. Przy włosach czarnych, płeć olśniewającej białości, rumieńce żywe, oczy duże niebieskie, wypukłe i pełne wyrazu, rzęsy czarne i bardzo długie, nos grecki, usta - rzekłbyś wołające o pocałunek”... Poniatowski też potrafił być czarujący. Oboje byli zauroczeni sobą.

Stanisław pisał: „Nareszcie poznałem miłość i kocham z taką namiętnością, że gdybym miał doznać zawodu, byłbym najnieszczęśliwszym z ludzi i czuję, że do wszystkiego bym się zniechęcił”. Młodzi spotykali się za cichą zgodą następcy tronu. W grudniu 1757 roku Katarzyna urodziła córkę, której prawdziwym ojcem był Poniatowski. Dziecko żyło tylko dwa lata. Carowa Elżbieta zmarła pod koniec roku 1761. Panowanie rozpoczął Jego Cesarska Mość Piotr III. Jako wielbiciel Fryderyka II podpisał korzystny dla Prus traktat pokojowy. Naraził się wielu Rosjanom w swoim otoczeniu. W dodatku zraził do siebie kler prawosławny! Z cerkwi rozkazał wyrzucić ikony świętych. Polecił ostrzyc brody wszystkim duchownym i zmienić tradycyjne szaty. Wojsko było niezadowolone z nowej musztry w pruskim stylu. Styl życia nowego cara budził powszechne zgorszenie w Petersburgu. Księżna Daszkowa pisała o Piotrze i jego kompanach: „Społeczność ta niekiedy przypominała do złudzenia koszary, a dym tytoniowy oraz holsztyńscy generałowie były ulubionymi rozrywkami Piotra. Oficerowie ci byli w przeważającej części kapralami i sierżantami w armii pruskiej. To prawdziwe dzieci niemieckich szewców, najniższe warstwy społeczne. Pomyśleć, że ta hołota żebraków - generałów stanowiła najbliższe otoczenie takiego cara! Wieczory kończyły się zazwyczaj wystawnymi kolacjami i bankietami w sali przybranej gałęziami sosnowymi, noszącej jakąś niemiecką nazwę... Rozmowa toczyła się w dzikim, na poły niemieckim języku, ale jego znajomość była niezbędna dla każdego, kto nie chciał stać się pośmiewiskiem dla tego ‚najjaśniejszego’ zgromadzenia”. Dostojnicy prawosławni byli oburzeni wybrykami nowego cara w cerkwi. Zachowywał się gorzej niż jego dziadek ze strony matki, Piotr Wielki, uznawany przez wielu prawosławnych za wcielenie Antychrysta. Przedrzeźniał popów, pokazywał im język. W czasie poświęcenia kościoła ewangelickiego w letniej rezydencji Piotr osobiście rozdawał modlitewniki protestanckie. Mówiono, że chce porzucić prawosławie. Ku oburzeniu wiernych wydał dekret o równych prawach wszystkich wyznań i odebraniu majątków kościelnych przez skarb państwa. Żołnierze rosyjscy byli z kolei wrogo nastawieni do nowych mundurów w pruskim stylu i niemieckiej musztry.

W tej sytuacji Katarzyna i jej zwolennicy mogli dokonać zamachu stanu i błyskawicznie odebrać władzę Piotrowi III. Okazja nadarzyła się doskonała, kiedy car zabawiał się w letniej rezydencji, a jego żona została w Petersburgu. Zbuntowani żołnierze ogłosili władczynią „matuszkę Katarzynę”, co wywołało wielki entuzjazm rosyjskiego ludu. Piotr znalazł niewielu obrońców. W całej Rosji rozlegały się okrzyki: - Urraaa! Niech żyje nasza matuszka Katarzyna! Biły cerkiewne dzwony. Księża modlili się o pomyślność pobożnej carycy. A ona szybko ogłosiła swój pierwszy manifest: „Wiadomo wszystkim wiernym synom ojczyzny, jak wielkie niebezpieczeństwo groziło całemu państwu. Pierwsza poczuła na sobie niszczenie praw swych kościelnych nasza grecka wiara prawosławna; w najwyższym niebezpieczeństwie znalazł się kościół nasz grecki przez zmianę dawnej wiary prawosławnej i wprowadzenie nowej. Po drugie: przez zawarcie nowego pokoju ze złoczyńcą [królem pruskim] sława rosyjska, wywalczona zwycięskim orężem i krwi przelaniem, całkowicie została oddana w zupełną niewolę”... Katarzyna występowała teraz w mundurze wojskowym starej rosyjskiej gwardii, budząc entuzjazm żołnierzy. Piotr został uwięziony. Poddał się; chciał, by go odesłano do króla pruskiego. Oczywiście, marzenie to nie spełniło się. Poddani czytali w myślach carycy; jej mąż został prawdopodobnie uduszony w czasie bójki za stołem biesiadnym. Fryderyk II mówił o nim z politowaniem: „Dał się złożyć z tronu z taką łatwością, z jaką dziecko kładzie się spać”. Stanisław Poniatowski chciał przyjechać do kochanki, która zyskała tak nadzwyczajną władzę. Ona jednak nie życzyła sobie wizyty. Pisała w liście: „Usilnie proszę Pana o niespieszenie się z przyjazdem tutaj dlatego, że obecność Pana, wobec teraźniejszych wypadków, byłaby niebezpieczną dla niego, a i dla mnie również szkodliwą. Przewrót, który wypadł dla mnie pomyślnie, uważam za cud. Wprost zadziwiająca jest jednomyślność w uskutecznieniu tegoż. Jestem niezmiernie zajęta i dlatego nie zdaję Panu szczegółowych relacji. W ciągu całego życia będę dążyła do tego, aby być Panu pożyteczną oraz zachowam dlań i Jego rodziny szacunek. Obecnie czeka mnie wiele niebezpieczeństw. Nie spałam trzy noce i jadłam dwa razy w ciągu czterech dni. Do widzenia. Życzę zdrowia”.

Katarzyna musiała umocnić się na tronie i dbać przez jakiś czas o dobrą opinię: cnotliwej, prawosławnej władczyni. Okazało się, że potrafi bronić interesu swoich poddanych znacznie lepiej niż mało rozgarnięty Piotr. Zdołała umocnić Rosję, zasłużyła u rodaków na przydomek „Wielkiej”. Kiedy zaszła potrzeba, przeprosiła się z Fryderykiem II i w sojuszu z nim i Habsburgami podporządkowała sobie większość ziem polskich. Posłusznym narzędziem w planach polskich miał być niedawny kochanek Katarzyny, stolnik litewski, wykreowany przez nią na władcę Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Decyzja o wyborze Stanisława Poniatowskiego na króla Polski zapadła podczas tajnej konwencji rosyjsko-pruskiej, między Katarzyną a Fryderykiem II. Związany z potężną familią Czartoryskich Poniatowski zyskał z Rosji pomoc pieniężną i wojskową. Przeciwnicy Familii hetman koronny Jan Klemens Branicki i wojewoda wileński Karol Radziwiłł - zostali pokonani przez rosyjskie bagnety i musieli uciekać za granicę. Radziwiłł „Panie Kochanku” jako wróg króla zyskał ogromną popularność wśród polskiej szlachty, choć potem wrócił do łask Petersburga. Podczas samej elekcji garnizony rosyjskie zachowały się elegancko i oddaliły się ze stolicy, zastąpione przez prywatne wojska Familii. Król Stanisław przybrał drugie imię: August. Jako bliski niegdyś przyjaciel Katarzyny brał na serio jej dawniejsze marzenia o „państwie oświeconym”. Próbował reformować stojący nierządem kraj, wzmacniać armię, kształcić młodzież w duchu patriotycznym w założonej w Warszawie Szkole Rycerskiej. Wszelkie reformy wiążące się z rosnącymi podatkami czy ograniczaniem „złotej wolności” były wrogo przyjmowane przez ogół szlachecki. Nastroje te podsycali Rosjanie i Prusacy, głoszący hasła obrony „złotej wolności” i katolicyzmu. Z drugiej strony - grali zręcznie na uczuciach licznych w Rzeczypospolitej innowierców. Z inicjatywy ambasadora rosyjskiego Nikołaja Riepnina ewangelicy i dyzunici zawiązali konfederację w Słucku, a protestanci w Toruniu. Domagali się przywrócenia pełnych praw religijnych. Prosili Katarzynę II o protekcję. Imperatorowa przychyliła się łaskawie do tych próśb i do Rzeczypospolitej wkroczyła 40-tysięczna armia rosyjska. Wszelkie próby oporu przeciw jawnej interwencji w sprawy polskie były zdecydowanie tępione. Pod koniec 1767 roku na polecenie Repnina

porwano i wywieziono na Sybir biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Andrzeja Załuskiego oraz hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego z synem Sewerynem. Zastraszeni posłowie uchwalili równouprawnienie dysydentów i tak zwane prawa kardynalne, gwarantujące „złotą wolność”.

Jest prorok, będzie wolność! Nie wszyscy Polacy dali się zastraszyć Katarzynie, jej faworytowi Stanisławowi Augustowi i władzy rosyjskich bagnetów. Na początku roku 1768 w miasteczku Bar na Podolu ogłoszono kolejną konfederację „na ratunek ojczyzny, wiary i wolności, praw i swobód narodowych do upadku nachylonych”. Konfederaci wierzyli, że pokonanie wojsk rosyjskich stacjonujących w Polsce pozwoli odzyskać wolność i suwerenność kraju. Na pytanie: „Bić się czy nie bić?” - konfederaci odpowiadali zdecydowanie: tak, należy walczyć. Nie uzyskali jednak spodziewanego wsparcia rodaków. Na początku, w ciągu kilku miesięcy przystąpiło do nich tylko około 5 tysięcy ochotników. W chwilach największych sukcesów szeregi barzan liczyły około 20 tysięcy wojaków - słabo uzbrojonych, pozbawionych dobrych dowódców. Efekt walk był katastrofalny: klęska tego pierwszego powstania przeciw Rosji przyczyniła się do pierwszego rozbioru Polski, a około 6 tysięcy konfederatów wywieziono w głąb Rosji, głównie na Sybir. Konfederacja stała się jednak wielkim mitem narodowym, jednoczącym w przyszłości naród szlachecki do walki z zaborcami. Kolejne pokolenia powstańców, stające do walki „za wiarę i ojczyznę” miały przed oczami wyczyny Kazimierza Pułaskiego, „cuda” czynione przez duchowego przywódcę barzan, księdza Marka Jandołowicza, czy przygody Maurycego Beniowskiego, opowiadane w jego „Pamiętnikach” - światowym bestsellerze literackim XIX wieku. Polacy wierzyli w słowa nowego proroka, ojca Marka, wieszczącego Polsce: A ty jak Feniks z popiołów powstaniesz, Cnej Europy ozdobą się staniesz. Polska miała wrócić do dawnej świetności w wyniku wielkiej wojny. Wizje księdza Marka inspirowały potem Mickiewicza, Słowackiego i wodzów kolejnych powstań narodowych. Nawet robotnicy gdańscy podczas strajku w dniach narodzin wielkiej „Solidarności” powielali na ksero fragmenty dramatu „Ksiądz Marek” Słowackiego. Wcześniej konfederaci barscy wierzyli, że „jest Bóg w Izraelu, jest prorok wszelkie

pomyślności obiecujący”. Apoteozą legendarnego kapelana konfederacji były nadzwyczaj popularne po roku 1832 wśród Polaków w kraju i na emigracji „Pamiątki Soplicy” Henryka Rzewuskiego. Tak oto sławił wielkiego proroka powstańców: „Ksiądz Marek na koniu, z krzyżem w ręku, wszędzie się znajdował, pokąd potyczka trwała, i kilka razy był obskoczony [Kozakami] Dońcami. On był dla nich łapczywa zdobyczą, bo wiedzieli o nim, co to był za człowiek i jak on był dla nas lepszy niż sto armat. Tak na niego ostrzyli zęby, że gdyby on jakikolwiek z naszych wodzów, ledwo nie sam pan Kaźmierz Pułaski, uciekali przed nimi, a każdy inną drogą, nie wiem, za którym by z nich prędzej Dony poszli w pogoń; jeno że jako lud niewierny, nie znali się na jego świętości, ale myślili, że on sobie czarta zhołdował, który za jego rozkazem czynił te wielkie dziwy, co im były wiadomymi. Obskaczali go, my też dzielnie jego bronili, a on nam: ‘Nie uważajcie na mnie, a swoje róbcie; oni dziś mnie rady nie dadzą [...]. Otóż co zaczną nacierać na księdza, by go na spisy uchwycić, a on ich przeżegna drewnianym krzyżem, to spisy powietrze kolą, mimo habitu idąc, a ksiądz się tylko uśmiecha, że Dońce ze złości aż od rozumu odchodzą; a na koniec kilku z nich, widząc, że lubo bezbronny, ani żelazo, ani ołów jego nie chwyta, próbowali rękoma go porwać i z sobą zataskać, ile że koń księdza Marka nie był zwinnym, a on sam jako mnich, po łacinie [niezręcznie] siedział i zresztą nie uciekał. Ale co który przybliży się do niego, to jak go przeżegna, Kozak na ziemię bęc jak długi, a koń jego w czwał, nie nazad, ale do naszych - i tak kilku położył, że każdy, lubo bez szwanku wstał, ale już utraciwszy konia swojego. Jak to zobaczyli Kozacy, dopiero sami zaczęli się żegnać, uciekając do swoich i krzycząc, że czort Lachów broni; a my za nimi, że gdyby nie ich armaty, bylibyśmy cały ich obóz zdobyli”. Za cud uznali konfederaci udaną próbę opanowania klasztoru na Jasnej Górze w roku 1770. Dotarli na częstochowskie wzgórze przebrani za pielgrzymów. Oddziały Kazimierza Pułaskiego przez kilka tygodni odpierały rosyjskie wojska. Innym sukcesem było opanowanie Wawelu. Rosjanie oblegający wzgórze zamkowe w trakcie kolejnych szturmów używali polskich chłopów w roli „żywych tarcz”. Po kapitulacji miasta zesłali większość jeńców na Sybir.

Sytuację powstańców komplikowała inspirowana przez kler prawosławny na Ukrainie „koliszczyzna”, czyli powstanie chłopskie przeciw „polskim panom”, pod wodzą Iwana Gonty i Maksyma Żeleźniaka. Tragiczne były szczególnie skutki rzezi w Humaniu 21 czerwca 1768 roku, kiedy to Kozacy okrutnie wymordowali 20 tysięcy osób. Ogółem zginęło około 200 tysięcy Lachów i Żydów. Rosjanie początkowo po cichu wspierali antypolskie rozruchy, potem się jednak wystraszyli skutków buntu chłopskiego i pomagali go stłumić wojskom koronnym i magnackim. Gonta został obdarty żywcem ze skóry i poćwiartowany, a Żeleźniak zesłany na Sybir. Konfederatów barskich i ich dowództwo - tak zwaną Generalnośćwspierała (bardziej dobrym słowem niż czynem) Francja, Austria i Turcja. Dwory królewskie w Europie zraziły się jednak do powstańców po nieudanej próbie zamachu na świętą osobę pomazańca Bożego - króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W roku 1770 Generalność ogłosiła bezkrólewie. Zachęcała do ścigania Poniatowskiego jako tyrana i uzurpatora. W listopadzie 1771 roku w Warszawie grupa konfederatów napadła na królewską karetę i uprowadziła monarchę z miasta. W czasie akcji Poniatowski dostał postrzał w głowę. Dalszy przebieg wypadków był dosyć dziwny. Konfederaci zaczęli się rozpraszać i króla pozostawili pod opieką niezbyt rozgarniętego szlachcica Kuźmy Kosińskiego. Król przekonał porywacza, że porywając się na majestat popełnia straszną zbrodnię. Skruszony Kuźma odprowadził monarchę z powrotem do Warszawy. Konfederatom wytoczono proces o „królobójstwo”. Inspirator zamachu, Kazimierz Pułaski, otrzymał zaocznie karę śmierci. Kuźma został skazany na wygnanie i potem żył spokojnie we Włoszech, zasilany przez Stanisława Augusta ładną sumką rocznej pensji. Pojawiły się plotki, że to właśnie... sam król zorganizował na siebie zamach. Chciał w ten sposób skompromitować konfederatów i odwrócić od nich sympatię europejskich dworów. Zamach na święta władzę królewską uchodził za grzech śmiertelny. Turcja i Francja rzeczywiście po zamachu odsunęły się od konfederatów, a powstańcy polscy mieli potem poważne trudności na emigracji w krajach europejskich. Pospolite ruszenie nie miało większych szans w starciach z zawodową rosyjska armią. Wojska generała Suworowa rozbiły konfederatów w

bitwie pod Lanckoroną, a potem armię hetmana litewskiego pod Stołowiczami. 18 sierpnia 1772 roku wojska rosyjskie zajęły klasztor paulinów na Jasnej Górze, ostatnią ostoję oporu. Wkrótce potem posłowie Rosji, Prus i Austrii zażądali zwołania sejmu w Warszawie, ażeby „w imię Trójcy Przenajświętszej” podzielić między siebie ziemie polskie. Strony uznawały, że panująca w Polsce anarchia jest niebezpieczna dla sąsiadów. Sejm mający zatwierdzić rozbiór obradował pod kierunkiem marszałka Adama Ponińskiego, płatnego agenta Katarzyny II. Jednych posłów zastraszono, innych przekupiono. 30 września 1773 roku zatwierdzili rozbiór, przy sprzeciwie dwóch posłów Tadeusza Rejtana i Samuela Korsaka. Senator Stanisław Sołtyk na znak protestu zrezygnował z urzędu. Pierwsze antyrosyjskie powstanie zakończyło się klęską. Konfederaci barscy mieli nie najlepszą opinię w arystokratycznych kręgach Europy po próbie „królobójstwa”. Nie otrzymali spodziewanej pomocy z zagranicy. Zawiedli Turcy, zawiedli Francuzi. Znad Sekwany przybył do polski pułkownik Charles Francois Dumouriez, który potem w swoich publikacjach krytykował bałagan i amatorszczyznę wojskową konfederatów. Złe opinie przetrwały do naszych czasów. Stefan Bratkowski pisał w książce „Skąd przychodzimy”: „Nasza tradycja literacka wryła nam w pamięć konfederację barską, a warchoł w rodzaju osławionego księdza Marka urósł prawie do roli świętego; znacznie mniej chętnie opisywano i wspominano równoległy czasowo bunt ‘hajdamaków’, który wywołał reperkusje aż w Nowosądeckiem i na rdzennej Litwie. Bolało się nad rzezią humańską, natomiast znacznie mniej nad pacyfikacją Ukrainy, kiedy oboźny Stępkowski wycinał w pień wsie całe, aż dziedzice protestowali, bo siły roboczej brakło [...]. Nie wiem, czy było w naszej historii coś podobnie kompromitującego wojskowo, jak właśnie konfederacja barska, na którą wystarczyła w zupełności kilkunastotysięczna ekspedycja Suworowa: jeden Pułaski, który coś potrafił, w oczach potomnych przesłonił swą legendą cały smętny blamaż...” Suworow, który podczas walk z konfederatami dorobił się rangi generał-majora, był geniuszem wojskowym; może dlatego, że był potworem moralnym i Juliusz Słowacki umieścił go zasadnie w najgorętszej smole Dantejskiego piekła. Zawodowcy pokonali

rozproszone i często skłócone z sobą grupki partyzanckie. Wojska rosyjskie wcale jednak nie miały łatwego „spacerku” w Polsce i na Litwie. Walki trwały mniej więcej cztery lata. W szlacheckiej legendzie konfederaci pozostali jako „moralni zwycięzcy” walki z Katarzyną. Opinię kreowały gawędy szlacheckie, w rodzaju tych utrwalonych przez „Pamiątki Soplicy” Rzewuskiego: „Mówiono mnie o opisie konfederacji barskiej przez [Francuza] Demuliera, którego znałem. Był dobry żołnierz i rozumiał, jak wytykać obozy, ale Sohazy był od niego jeszcze bieglejszy, jakoż i Kellerman, co całą gębą był kawalerzystą, ale, chwała Bogu, nie była to mądrość nad nasze mózgownice. I nasi im nie ustępowali; a pewnie ani pan Pułaski, ani pan Zaręba, ani pan Walewski, co potem został wojewodą sieradzkim, ani Sawa, marszałek zakroczymski, ani tylu innych naszych od nich rozumu uczyć się nie potrzebowali, i jeszcze ich mogliby czegoś nauczyć. Otóż ten generał Demulier, wszystkiemu u nas naganiając, i tylko siebie chwaląc, robi księcia Karola Radziwiłła głupcem. Toż i inny Francuz, którego nazwiska nie umiem wymówić ani napisać [chodzi o Rulhiere’a - red.] w dziele swoim: ‘O nierządzie Polskiej’, lubo naszym więcej sprawiedliwości oddaje, jakoż i o księciu Karola wytrwałości i męstwie, przez piąte dziesiąte coś usłyszawszy, twierdzi, jakoby on na czele młodzieży rozbojem się bawił i okrucieństwa na Litwie popełniał, i w tym się godzi z Demulierem, że nasz książę rozumu nie miał i był barbarzyńcem”. Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” (1734-90) to kolejna barwna legenda konfederacji. Wojewoda wileński znany był ze skłonności do gorzałki - upijał się już w wieku 12 lat! - i do rozpusty. Raz stawał po stronie carycy Katarzyny, innym razem po stronie jej wrogów. Jako nieprzyjaciel króla Stanisława, którego uważał za nowego... Dżyngischana i prostaka, wspierał konfederację barską. W roku 1769 osiadł za granicą i przez wiele lat tułał się po Europie. Zasłynął z fantazyjnych opowieści i mocnej głowy. Rzewuski w „Opowieściach Soplicy” w zabawny sposób dowodzi „uczoności” prawego Sarmaty, ulubieńca szlacheckiej publiczności: „Że książę nie był po zagranicznemu oświecony, to pewna; ale, że miał polski rozum, wielki, to jeszcze pewniejsze. Miał on to światło przyrodzone, które u nas zawsze w kąt zaprze światło nabyte, bo taki lepszy rozum z głowy, niż z książki; pierwszy umie wielkie rzeczy dobrze

robić, drugi umie wielkie rzeczy dobrze opisać. Księżna hetmanowa wielka litewska, ostatnia z książąt Wiśniowieckich domu, ze wszystkimi tronami chrześcijańskimi spokrewniona, była pani wielkiego światła i książki nawet pisała; ale nie mając jeno jednego syna, pieściła go do zbytku; i książę Karol miał już rok piętnasty, kiedy czytać jeszcze nie umiał, bo każdy nauczyciel, co go naglił do pracy, za jego oskarżeniem był natychmiast od dworu przez księżnę matkę oddalony; a książątko tylko w palcaty umiało się tłuc z paziami, konia oklep dojeżdżać i z fuzyjki w jaja na powietrzu trafiać. Książę hetman zaczął się miarkować, że synowi czegoś więcej trzeba umieć, aby mógł kiedyś piastować przodków dostojeństwa - i o tym księżnę przekonał. Więc ta oświadczyła, że dwie wsie daruje takiemu, co go wyuczy czytać i pisać, ale bez żadnego jemu się sprzeciwiania. Znalazł się na to światły szlachcic, pan Piszczało, co dokazał tej sztuki, a to go wyniosło na majętnego obywatela i później na podstolego rzeczyckiego. On księcia Karola i dwóch, jemu dodanych obywatelskich synów dla emulacji [współzawodnictwa]: pana Ignacego Wołodkowicza, chorążyca nadwornego litewskiego, i pana Michała Rejtana, podkomorzyca nowogródzkiego, wyuczył czytać i pisać i pierwiastkowych nauk, bez żadnego przymusu, ich bawiąc - a to tym sposobem: na wielkiej tablicy drewnianej było kredą napisane abecadło. Każdy z uczniów stał o kroków kilkanaście z strzelbą w ręku kulą nabitą i trafiał w litery wymienione przez nauczyciela. Potem sylaby składano na tablicy, potem wyrazy, a na koniec periody [zdania]; i wszystko strzelbą trafiając, wyuczyli się czytać dobrze w bardzo krótkim czasie. A potem przywykłszy do poświęcania jakiegoś czasu pewnym prawidłom, już z własnej ochoty wyuczyli się i pisać; a trochę czytaniem, a więcej jeszcze obcowaniem z ludźmi świadomymi, wyuczyli się i prawa krajowego, i historii swego narodu, i, tej dla nas ważnej nauki, znajomości stosunków i związków familijnych. A książę w dziewiętnastym roku zostawszy miecznikiem litewskim, bardzo był na swoim miejscu, tak że kiedy został marszałkiem trybunału litewskiego, to juryści za głowę aż się brali, tak on poznawał, co jest prawdą, a co jest kruczkiem”. Książę-fantasta, który opowiadał na przykład, że polując na niedźwiedzie, kazał dyszle miodem wysmarować, a łakome zwierzaki, miód zlizując, dyszel połykać zaczęły, aż się całkowicie na dyszle ponadziewały - podczas konfederacji barskiej stał się wzorem patrioty,

bo „wolał na całej Białej Rusi osiemdziesiąt tysięcy dusz męskich stracić, niż Moskwie wierność zaprzysięgać”. Do kraju wrócił w roku 1777 i stanął przy obozie króla Stanisława. Podczas Sejmu Wielkiego gotów był wystawić własny legion w celu obrony Rzeczypospolitej.

Wszystkiemu winien król Staś? Konfederacja barska przyniosła w efekcie katastrofę: pierwszy rozbiór Polski. 5 sierpnia 1772 roku w Petersburgu podpisano traktat podziału ziem Rzeczypospolitej między Rosję, Austrię i Prusy. Katarzyna II oświadczyła Polakom w specjalnym manifeście, że rozbiór im tylko wyjdzie na zdrowie - pozwoli opanować anarchię i nieustanną wojnę domową. „Dwór rosyjski wystąpił w interesie swojego imperium, przy pomocy własnych środków, przeciw anarchii w Polsce, chcąc przeszkodzić zrujnowaniu państwa, jak również zabezpieczyć swe sprawiedliwe prawa. Doszedł do pełnego porozumienia z dworem carskim i królewskim oraz z Jego Królewską Mością Królem Pruskim, aby przez wspólne wysiłki i przedsięwzięcia osiągnąć cele konieczne ze względu na bliskie sąsiedztwo”. W tamtym czasie winą za wszelkie nieszczęścia Rzeczypospolitej obarczano króla Stanisława. On sam uważał, że kraj, w którym nie ma silnej władzy centralnej, praktycznie bez wojska; kraj, w którym zwalczają się nawzajem potężne rody magnackie, nie ma szans w starciu z rządzoną silną ręką Rosją. Katarzyna w sojuszu z Austrią i Prusami, była zbyt silnym przeciwnikiem dla Rzeczypospolitej. Należało, jak powiedział kiedyś Stanisław August „przeczekać Katarzynę”. Dawne uczucia dawno wywietrzały z serc zarówno Stanisława, który romansował z licznymi „baletniczkami”, jak i carowej, sławnej z barwnych romansów. Faworyt Katarzyny prowadził w Polsce ostrożną, ale dość skuteczną politykę „naprawy” państwa: wzmacniania siły obronnej, ograniczania „złotej wolności”, krzewienia oświaty. Sąsiedzi Polski doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że reformy w Polsce mogą być dla nich groźniejsze niż chaotyczne powstania, konfederacje, często przez nich prowokowane. Ciągoty reformacyjne Poniatowskiego irytowały Katarzynę. Pisała w jednym z listów: „Upór i lekkomyślność króla polskiego przyczyniają wiele przeszkód naszemu ostatecznemu sukcesowi. Zdaje się, że zapomniał on o naszej dobrej woli i własnym bezpieczeństwie i nie tylko osłabł całkiem w swym oddaniu interesom rosyjskim, ale nawet zaczął przeciw nim

otwarcie występować, słuchając podszeptów swych przewrotnych wujów, którzy wykorzystują go jako oręż własnego umiłowania władzy, wbiwszy mu do głowy mrzonki o przywróceniu zaufania i miłości narodu oraz o większych możliwościach stania się pożytecznym dla ojczyzny”. Król miał jednak ograniczone możliwości. Nie pochodził z bogatego rodu i był uzależniony od rubli Katarzyny. Gdyby władcą był jakiś inny, potężny magnat polski... Profesor Emanuel Roztworowski zauważył, że tragedią naszego XVIII wieku było, iż z kilku magnackich ugrupowań żadne nie uzyskało rozstrzygającej przewagi nad resztą. Gdyby uzyskało, mogłoby dyktować możliwe do egzekucji prawa i silną ręką zaprowadzić porządek. Król nie był w stanie opanować anarchii, choć powoli, podstępnie zmierzał do wyznaczonego sobie celu, jak zauważyła caryca Katarzyna. Uważał, że czasowo trzeba korzystać z protekcji Rosji, która chętnie widziałaby pod swoim patronatem CAŁĄ Rzeczpospolitą. Po przeczekaniu Katarzyny, wzmocnieniu kraju, doczekaniu chwili osłabienia sąsiadów, można było przywrócić dawną świetność Korony i Litwy. Jako zwolennik sojuszu z Rosją, Stanisław August był znienawidzony przez większość szlachecką. Uznawano, że uzyskał tron za posługi w łożu Katarzyny i był bezwolną kukłą w jej rękach. Herod baba - i zniewieściały laluś. Taka opinia krążyła o dostojnej parze w czasach konfederacji barskiej, insurekcji kościuszkowskiej i długo jeszcze, aż do naszych czasów. Mickiewicz tak charakteryzował nierówną parę: Ona - Niemka z domieszką krwi słowiańskiej, łączyła „lotną przenikliwość Słowian północnych” z „tatarską zimnością umysłu”. „Katarzyna nie była Mongołką z rodu, ale była nią z ducha, w wychowanie, z wyobrażeń”. Była kobietą okrutną, silną, „wcielonym duchem XVIII wieku”. Musiał z nią przegrać słaby Niemiec, mąż Piotr III. Musiał przegrać także Poniatowski. „Stanisław August, król polski, kochanek carowej, odznaczał się wręcz przeciwnym charakterem. Widać w nim było piękną i szlachetną duszę, dobre serce, wspaniały umysł, ale to wszystko znarowione i zepsute. Wykształcony pośród encyklopedystów francuskich, zachował jednak jakąś niewinność, jakąś gorącość duszy, która zawsze pociągała

ku niemu Polaków - ale z drugiej strony, brakowało mu dość mocy moralnej, żeby mógł oprzeć się wpływowi Katarzyny, uległ tej kobiecie, rozkochał się w niej szczerze”. Ciekawe są czynione przy okazji tej charakterystyki opinie Mickiewicza o polskiej, litewskiej i rosyjskiej „duszy”. Litwini, wywodzący się od Normanów, mieli cechować się cierpliwością, wytrwałością i rozwagą. Rosjanie mieli rozlewne słowiańskie dusze, w które została „zaszczepiona” w czasach niewoli cywilizacja mongolska i dlatego stały się „zimne, nieczułe i rozumowe”. Polacy to z kolei klasyczni, wygodni i leniwi Słowianie, łatwo ulegający pokusom zmysłowym, marnym uciechom, które odbierają moc ducha. Takim właśnie słabeuszem był Poniatowski, który ponoć nawet własną warszawską kochankę Izabelę Czartoryską odstąpił ambasadorowi Repninowi, ażeby ten napisał do Katarzyny przychylny dla niego raport... A przecież w trudnej sytuacji po pierwszym rozbiorze nastąpiły - pod patronatem króla Stasia - epokowe dokonania Komisji Edukacji Narodowej, Sejmu Czteroletniego, Konstytucji 3 Maja. Dążenia reformatorskie doprowadziły do kolejnej tragedii: konfederacji targowickiej i wojny polsko-rosyjskiej. Król stanął po stronie Targowicy. Firmował drugi rozbiór Polski. Stał się kozłem ofiarnym tragedii narodowej. Maria Konopnicka z głębi wieków wołała do monarchy: Hej ty panie Poniatowski, Ty carycy sługo, Przedasz, przedasz tę Ojczyzną W tę niewolę długą.

Zamach na złotą wolność Różnego rodzaju konfederacje w czasach Sasów i Stanisława Augusta umożliwiały rozmaitym grupom szlachty skuteczną walkę o rozmaite sprawy, dobre lub złe dla Rzeczypospolitej. Paweł Jasienica zauważył, że w spisach uczestników konfederacji XVIII-wiecznych znajdujemy te same nazwiska. Raz po stronie Katarzyny, innym razem po stronie jej wrogów występowali w różnych okresach ci sami ludzie. Twórcy najgroźniejszej - jak się okazało po jakimś czasie - dla Rzeczypospolitej konfederacji, zwanej targowicką, byli święcie przekonani, że działają w interesie narodu. Drugi rozbiór Polski był zaskoczeniem dla hetmana Branickiego, Szczęsnego Potockiego, czy Seweryna Rzewuskiego. Król Stanisław też nie przewidywał katastrofalnych skutków Targowicy, kiedy przechodził na jej stronę w wyniku głosowania Rady Wojennej stosunkiem głosów 7 do 5 (o czym wrogowie króla Stasia zdają się nie pamiętać). Zrezygnował z walki, gdy upadł projekt przymierza wieczystego Rosji z Polską i wyznaczenia na następcę tronu Rzeczypospolitej księcia Konstantego, wnuka Katarzyny. Poniatowski ufał, że można „przeczekać” imperatorową, nie pierwszej już młodości, wyniszczoną rozpustnym trybem życia. Był to projekt może... bardziej realistyczny, niż pomysł przymierza polskopruskiego przeciw Rosji z marca 1790 roku. Niektórzy politycy uważali, że układ ten „bytność istnienia narodu polskiego, wolność i niepodległość jego, obronę pewną zabezpieczał” (Ignacy Potocki). Obie strony zapewniały sobie nawzajem pomoc wojskową, gdyby któraś z nich miała się stać obiektem ataku nieprzyjaciele. Później, przy pierwszej okazji Prusacy oczywiście wrócili w ramiona silniejszego sąsiada i z ochotą dobijali konającą Polskę. Tym bardziej, że reformy Poniatowskiego, Komisji Edukacji Narodowej i Sejmu Czteroletniego mogły bardzo wzmocnić Rzeczpospolitą. W połowie XVIII wieku była ona słaba politycznie i militarnie; mogła wystawić kilkanaście tysięcy żołnierzy przeciw połączonym siłom 800tysięcznych wojsk Rosji, Austrii i Prus. W efekcie pierwszego rozbioru Polska utraciła 30 proc. terytorium i 35 proc. ludności, nadal jednak była jednym z największych państw w Europie, o powierzchni 520

tysięcy kilometrów kwadratowych. Agresja sąsiadów wywołała reakcje obronne w osłabionym organizmie Rzeczypospolitej. Działania reformatorskie znalazły skondensowany wyraz w postanowieniach Konstytucji 3 Maja 1791 roku. Najważniejsze, rewolucyjne wręcz postanowienia Konstytucji, były uchwalone wbrew opinii wielu polskich magnatów i szlacheckiej braci, w formie niemal zamachu stanu, w ostatniej chwili. Reformy odbierały prawo głosu „nieposesjonatom”, stałym klientom magnatów; uprzywilejowały szlachtę ziemiańską (czyli posesjonatów). Mieszczanie z miast królewskich uzyskali nietykalność osobistą, prawo nabywania dóbr ziemskich, dostęp do urzędów, szarż i godności, niezależny samorząd, możliwość udziału w sejmach z prawem głosu doradczego w sprawach miejskich. Ograniczono zwierzchność szlachty nad chłopami, przyjmując rolników pod opiekę prawa i rządu krajowego. Zachęcano panów do zawierania z poddanymi umów dotyczących ich świadczeń. Konstytucja zapewniała wolność osobistą nowym osadnikom z zagranicy. Ten ostatni punkt wzbudził szczególny gniew carycy Katarzyny. Pisała z oburzeniem: „Co za konstytucja! Będąc otoczonym od trzech mocnych sąsiadów, deklarować wolnymi chłopów, którzy przejdą na grunt polski! Co za myśl! To by przeprowadziło do Polski większą część chłopów z Białej Rusi, a resztę by u mnie bałamucili [...]. Polacy zakasowali wszystkie szaleństwa paryskiego Zgromadzenia Narodowego”. Katarzyna przystąpiła do zdecydowanej akcji politycznej. Pod jej naciskiem przewidywany na następcę króla Stanisława (bez zgody Rosji!) elektor saski Fryderyk August odmówił przyjęcia korony. Imperatorowa zręcznie wykorzystała oburzenie wielu polskich magnatów na próbę ograniczenia ich samowoli przez Sejm Wielki i Konstytucję. Branicki, Rzewuski i Potocki w porozumieniu z dworem carskim przygotowali w Petersburgu akt konfederacji, która znosiła nowy porządek i przywracała stary, zgodny z prawami kardynalnymi z roku 1768. Na polecenie carycy akt konfederacji ogłoszono nie w Petersburgu, ale pogranicznej Targowicy 14 maja 1792 roku. Konfederaci zwrócili się o pomoc Rosji w walce z „rewolucyjną zarazą” w Warszawie. 18 maja 1792 roku około 100 tysięcy żołnierzy rosyjskich

wkroczyło w granice Rzeczypospolitej. Mogła ona wystawić w swej obronie niespełna 57 tysięcy żołnierzy, w tym ponad 30 tysięcy piechoty. Artyleria dysponowała 90 działami polowymi i 100 batalionowymi. Armię powiększono do około 70 tysięcy, jednak dla nowych rekrutów brakowało broni. Ostatecznie w działaniach wojennych wzięło udział ok. 40 tysięcy wojska pod wodzą Józefa Poniatowskiego w Koronie i księcia Wirtemberskiego na Litwie. Książę Ludwik zdradził, jego następcy byli nieudolni i Litwa szybko została stracona. Poniatowski odniósł efektowne zwycięstwo pod Zieleńcami, jednak Polakom nie udało się utrzymać linii Bugu po porażce oddziałów Kościuszki pod Dubienką. Bitwa była przegrana, ale nie wojna. Poniatowski wydał odezwę wzywającą naród do wspólnej walki o niepodległość. Sytuacja była o tyle dobra, że Austriacy i Prusacy angażowali się w wojnę z rewolucyjną Francją i nie mogli wspierać wojsk Katarzyny. Caryca naciskała na króla Stanisława, by nie popierał dłużej „polskich jakobinów”. Król po zasięgnięciu opinii Rady Wojennej przeszedł na stronę targowiczan i wstrzymał działania wojskowe. Poniatowski, Kościuszko i wielu oficerów polskich demonstracyjnie poddało się do dymisji. Rządy w kraju objęli jednak przywódcy Targowicy, dziękujący Katarzynie za pomoc w uwolnieniu ojczyzny „od wieczystych kajdan”, jakie gotowali Rzeczypospolitej król Stanisław, działacze Sejmu Wielkiego i Komisji Edukacji Narodowej. Zaczęły się prześladowania twórców Konstytucji 3 Maja. Targowicę sławili teraz liczni szaraczkowi szlachcice, być może rzeczywiście przekonani o „jakobińskich” zamiarach króla i innych reformatorów. Entuzjazm targowiczan szybko został ostudzony przez kolejne, zdecydowane posunięcia polityczne Katarzyny II. Nastąpił drugi rozbiór ziem polskich przez Rosję, Prusy i Austrię. Imperatorowa - z punktu widzenia interesów strategicznych Rosji - popełniła fatalny błąd, bo drugi rozbiór Polski oznaczał nie wzmocnienie, a osłabienie międzynarodowej pozycji jej imperium, powodował zaś gigantyczny wzrost potęgi Prus, które już - niedługo - miały stanowić wielkie zagrożenie dla wszystkich potęg europejskich. Paweł Jasienica zauważył: Fryderyk Wielki „połączył Prusy Wschodnie z Branderburgią, terytorium od Kłajpedy po Wrocław, Świdnicę i Kłodzko. Zysk pruski był olbrzymi, politycznie rzecz biorąc bez porównania większy od

rosyjskiego. Dokonując rozbioru Katarzyna skurczyła strefę swego władania, Fryderyk ją znakomicie rozszerzył, bo stał się wprost dyktatorem polskiego handlu zagranicznego, zwłaszcza eksportu”. Prusy zyskały Gdańsk i Toruń, ujście Wisły, do tego ponad milion ludności w rozwiniętych gospodarczo prowincjach. Rosja musiała utrzymywać siłą reżim policyjny w Polsce, angażując 23 tysiące żołnierzy na terenie Korony i 6 tysięcy w Litwie. Opór Polaków zwracał się przede wszystkim przeciw Rosjanom. Carski despotyzm trudny był do zaszczepienia w kraju „złotej wolności”. Rosja w połowie roku 1793 zyskała prawo do utrzymywania wojsk na terenie okrojonej Polski i nadzór nad jej służbą dyplomatyczną. Zniesiono większość postanowień Sejmu Wielkiego. Naród winą za katastrofę kraju obarczał słabego króla, sam zaś Stanisław August Poniatowski uważał raczej, że do ostatniego aktu tragedii, czyli trzeciego rozbioru Polski, doprowadził... ulubieniec narodu - Tadeusz Kościuszko, który porwał naród do nierównej walki z zaborcami, zamiast „przeczekać Katarzynę”, która niewiele lat życia miała przed sobą... Król przegrał - i odszedł znienawidzony. Inny bohater też przegrał, ale stał się ulubieńcem kolejnych pokoleń Polaków.

Antyrosyjska ikona Kościuszko. Jemu zawdzięcza nazwę poemat narodowy Polaków. „PAN TADEUSZ” - bo „tak nazwano młodzieńca, który nosił Kościuszkowskie miano”. Tadeusz Soplica, bohater dzieła Mickiewicza wychował się w polskim dworku na Litwie; mieszkał w pokoju z portretem Naczelnika. W zniewolonej Polsce portrety Kościuszki na ścianach domów symbolizowały patriotyczne poglądy właścicieli. Spiskowcy, powstańcy polskiego listopada i polskiego stycznia używali portretów Kościuszki przy zaprzysięganiu członków tajnych organizacji. Podczas insurekcji 1794 roku i później (długo jeszcze!) śpiewano: Cnota i męstwo nas wspiera, Bóg i Kościuszko jest z nami! Albo: O Moskalu szalony!... Na twą skórę - coś to wróży Pan Kościuszko jest bicz Boży! A przecież... podczas powstania 1794 roku Kościuszko osobiście odniósł tylko jeden wielki sukces militarny - zwycięstwo w bitwie pod Racławicami. W dwa miesiące po tej wiktorii przyszła porażka pod Szczekocinami, a 10 października - prawdziwa klęska i niewola pod Maciejowicami. Mimo to Kościuszko pozostał dla narodu symbolem nieugiętego oporu wobec zaborców. Podczas powstania listopadowego Polacy śpiewali: Książę Józef w niebie i Kościuszko drugi Patrzą na ich czyny, wymierzą zasługi! Rozbrzmiewał polonez Rajmunda Suchodolskiego ze słowami: Patrz Kościuszko na nas z nieba, Jak w krwi wrogów będziem brodzić!” W XIX wielu Polacy nie pamiętali o Szczekocinach i Maciejowicach. Setki wierszy pisano natomiast o zwycięskich Racławicach. Ogromną popularność zdobył poemat „lirnika mazowieckiego” Teofila Lenartowicza „Bitwa racławicka”. Jest w nim słynna scena przysięgi Naczelnika na krakowskim rynku: I przystanął przed kościołem,

I przysiągł się Bogu, Że za wszystkie krzywdy nasze Odbije na wrogu. Zacięta bitwa zakończyła się wielkim zwycięstwem Polaków i przeszła do ludowej legendy. Niech się srebrzą, niech się złocą Nasze Racławice. Na tym polu, na tej roli Polakom nie wstydno, Kto za Polskę krew oddaje, Niech mu będzie widno. W roku 1794 bynajmniej nie wszyscy rodacy zachwycali się poczynaniami „rewolucjonisty” Kościuszki, szczególnie zaś jego planami całkowitego zniesienia pańszczyzny i uwłaszczenia chłopów. Kiedy jednak Naczelnik nie był już w stanie realizować swych pomysłów, właściciele ziemscy mogli „przebaczyć” Kościuszce jego radykalizm. Chłopi zaś pamiętali o korzystnych dla nich projektach, wspominali Uniwersał Połaniecki i chlubne czyny wojenne swoich przodków kosynierów, Bartoszów Głowackich, walczących u boku Naczelnika. Czas pracował na złotą legendę i popularność Kościuszki we wszystkich warstwach narodu. Zamilkli zwolennicy „rozsądku politycznego”, którzy w czasach Insurekcji twierdzili, że to właśnie Kościuszko i inne gorące polskie głowy gubią Polskę. Bo przed trzecim rozbiorem kraj posiadał formalnie spory obszar z głównymi miastami - Krakowem, Warszawą i Wilnem. Politycznie nie miał, co prawda, żadnego znaczenia, nie decydował samodzielnie o swoich losach, ale mógł spokojnie czekać na lepsze czasy. W istocie, dwa lata po upadku insurekcji umarła wroga Polsce caryca Katarzyna II, a jej syn, nienawidzący matki Paweł I, gotów był robić wszystko na przekór jej pomysłom... Co by było, gdyby!... Kościuszko i inni polscy patrioci nie zastanawiali się, co by było, gdyby. Widzieli upadek i hańbę swej ojczyzny. Postanowili walczyć z bronią w ręku. Mówili potem: - Upadliśmy, ale nie bez walki! Powstanie 1794 roku ocaliło sławę spotwarzałego narodu! Naczelnik zyskał sławę nie mniejszą niż Bolesław Chrobry czy Sobieski. Skąd się wzięła tak wielka popularność bohatera, który nie

odznaczał się jakimś wybitnym umysłem, ani też nie miał geniuszu militarnego Napoleona?... Już niechętni mu współcześni mówili z przekąsem: „Dystynkcje czynione Kościuszce przekraczają jego istotnie mierne zasługi... Ma on jedynie talent zmuszania do wojaczki szaleńców i pijaków!” Kościuszko jednak wyróżniał się korzystnie na tle innych polskich generałów. Był bezwzględnie uczciwy. Inni targowali się o moskiewskie „rubliki”. On był skromny - nosił szarą kurtkę, nie pyszne mundury. Na polu bitwy nie odróżniał się od innych oficerów. Aleksander Linowski pisał o narodowym bohaterze: „Nieskazitelność cnoty Naczelnika, ufność w czystość jego intencji, przekonanie powszechne, iż władza dyktatorska nie będzie w ręku jego nadużytą, były najdzielniejszą powstania naszego sprężyną”. Ambasador saski w Warszawie, Paatz, zauważył w swoim raporcie: „Był Kościuszko pośród wszystkich rewolucjonistów człowiekiem najbardziej uczciwym, prawym i moralnym. Swą wrodzoną uprzejmością, skromnością i oszczędnością, które do końca zachował, zasłużył sobie na entuzjazm, którym darzyło go społeczeństwo”. Wcześniejsza amerykańska przygoda Naczelnika, udział w wojnie o wolność Stanów Zjednoczonych (1776 - 1783) również dodawała mu uroku w oczach Polaków. Jedni uważali, że przywozi zza oceanu nowatorskie pomysły militarne i społeczne; inni opowiadali, że... murzyńscy czarownicy nauczyli go magicznych sztuczek! Wedle ludowych przekazów - Kościuszko potrafił się zamieniać w różne zwierzęta, nie imały się go kule, a na wrogów mógł rzucać groźne klątwy! Naczelnik miał jeszcze jedną cechę, korzystną dla formowania się jego legendy w XIX wieku. Według pojęć ówczesnych - był Litwinem, jako potomek Rusinów z pokolenia Białorusinów. To zapewniało mu wielki mir na Litwie, siostrze Korony Polskiej. Legenda Naczelnika scalała wszystkie polskie ziemie przedrozbiorowe. Na Litwie, Rusi i Białorusi pamiętano, że przodkiem polskiego bohatera był Kostiuszko Fedorowicz, horodniczy czyli burmistrz Kamieńca Litewskiego, uznany przez króla Zygmunta Augusta za „pana szlachcica”. Jedni Kostiuszkowie byli chrzczeni wedle obrządku rzymskiego, inny - greckiego, czyli prawosławnego. Tadeusz Kościuszko przypominał Polakom czasy Zygmunta Augusta, które - wedle słów Tadeusza Korzona, biografa

Naczelnika - „połączył już na wieczne czasy Wielkie Księstwo Litewskie z Koroną Polską: narody ruski, litewski, żmudzki, ziemię wołyńską i kijowską z Polakami, jako wolnych i równych z równymi”. Nic dziwnego, że Kościuszko stał się bohaterem wszystkich dawnych ziem polskich. Miał zresztą dziwne szczęście - lubili go nawet jego wrogowie! Car Paweł I uwolnił go szybko z niewoli po śmierci imperatorowej Katarzyny, po złożeniu przysięgi lojalności. Przysięgi tej Kościuszko dotrzymał, wycofał się z życia politycznego. Mieszkał w szwajcarskim miasteczku Solura. W roku 1800 podyktował swemu sekretarzowi Józefowi Pawlikowskiemu broszurę „Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość”. Zalecał wiarę we własne siły, nie zaś łaskawość Napoleona! Naczelnik zmarł 15 października 1817 roku. Dwa lata później szczątki jego spoczęły na Wawelu. Ceremonia pogrzebowa odbyła się pod protektoratem... cara Aleksandra I, który podkreślał poglądy „antynapoleońskie” bohatera, elegancję wobec pokonanych rywali, na przykład wobec Stanisława Augusta. Przemówienie nad trumną wygłosił Stanisław Wodzicki: - Od nikczemnych chat aż do pysznych pałaców brzmią dla niego słowa uwielbienia!

Z polską szlachtą - polski lud! Z polską szlachtą szli do insurekcji, do walki z Moskalami, także chłopi i mieszczanie! Najsławniejszy szewc w historii Polski to bohater powstania kościuszkowskiego 1794 roku, Jan Kiliński, natomiast cech rzeźników chlubi się Józefem Sierakoskim (w wielu źródłach historycznych spotykamy błędną pisownię nazwiska: Sierakowski). Jan Kiliński w wieku 20 lat przybył do Warszawy z wielkopolskiego Trzemeszna. Został mistrzem szewskim, widać bardzo dobrym, bo szybko dorobił się dużego majątku. Był ulubieńcem dam, dla których szył wytworne trzewiczki, ale także układał zabawne wierszyki. Potrafił się znaleźć w każdym towarzystwie i zapraszano go nawet na wytworne salony warszawskie. Miał ambicje polityczne. W wieku 31 lat został radnym miejskim. W roku 1794 w domu swoim przyjmował spiskowców naczelnika Kościuszki. W końcu stanął na czele walczącej z Moskalami Warszawy. Jako jedyny rzemieślnik został wybrany na członka Rady Zastępczej Tymczasowej, potem - Rady Najwyższej Narodowej. Naczelnik Kościuszko mianował go pułkownikiem milicji Księstwa Mazowieckiego. W Warszawie walczył na czele zorganizowanego przez siebie 20. regimentu piechoty. Był dwukrotnie ranny. Mimo to wyprawił się do Poznania, aby w zaborze pruskim także wzniecić powstanie. Schwytali go Prusacy i przekazali Rosjanom. W październiku 1794 roku po upadku Insurekcji został uwięziony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu. Nie marnował czasu; ponoć na życzenie carowej Katarzyny uszył dla niej piękne trzewiki, a w wolnych chwilach pisał pamiętnik. Po śmierci trafił na pomniki. Inny powstaniec, wojowniczy rzeźnik Sierakoski także pochodził z Wielkopolski. Do Warszawy przybył szukać szczęścia wspólnie z bratem Dominikiem w roku 1779. Szczęście znalazł bardzo szybko w ramionach Antoniny, córki szewca Grzywińskiego. Teść niestety umarł kilka miesięcy po ślubie. Zostawił młodym piękny dom na Krzywym Kole. Józef zajmował się skupowaniem wołów „tak na sprzedanie, jak i dla profesji”. Był energiczny, miał zdolności przywódcze. W roku 1793

został starszym warszawskiego cechu rzeźniczego. W czasie tym do kraju docierały nastroje rewolucji francuskiej. Ludzie buntowali się przeciw okupującym polskie ziemie Moskalom, Prusakom, Austriakom. W stolicy tworzyły się grupy spiskowe. Duchowym przywódcą jednej z nich, zbierającej się w kawiarni na Mostowej, był ksiądz Józef Mejer. To właśnie on wciągnął do spisku Kilińskiego i Sierakoskiego. Rzemieślnicy okazali się najbardziej skuteczną siłą zbrojną powstania. Nic dziwnego, od wieków mieli obowiązki wojskowe, dlatego też regularnie zaopatrywali się w broń, ćwiczyli musztrę, byli gotowi na każde „obesłanie cechowe” ruszać do walki z wrogiem. Wpisowe do każdego cechu było tradycyjnie przeznaczane na zakup broni. Cechy miały własne zbrojownie, określoną ilość pancerzy, szyszaków, tarcz, strzelb, prochu. Noże i topory rzeźnickie we wprawnych rękach rzemieślników mogły w każdej chwili zamienić się w groźną broń. Tak też się stało podczas walk ludu warszawskiego w pamiętnym 1794 roku. 17 kwietnia trzy grupy rzemieślników zaopatrzone w armaty zaatakowały rosyjskie wojska Osipa Igelstroema, komendanta Warszawy. Szewcy i krawcy ruszyli na ambasadę rosyjską; druga grupa maszerowała spod Arsenału w stronę Pałacu Rzeczypospolitej, natomiast rzeźnicy z Sierakoskim na czele walczyli na ulicach Nowego Miasta i Świętojerskiej. Pamiętnikarz Wł. Smoleński tak opisywał tamte chwile: „Po domach i wieżach kościelnych celnie strzelali obywatele, tak, że kiedy batalion Moskali szedł od zdrojów, nim doszedł do kościoła Franciszkanów, już wszyscy oficerowie wystrzelani byli. Batalion ten wszedł do Nowego Miasta, na ulicę Świętojerską; tu go spotkali rzeźnicy warszawscy z jednym działem nabitym, pod wodzą sławnego Sierakoskiego, rzeźnika. Gdy się zbliżył, na znak Sierakoskiego dano z działa ognia, a kiedy pierwsze szeregi padły od kartaczy, rzucili się rzeźnicy z toporami i wycięli cały batalion”. Polaków padło 54, Moskali 626. Ogółem w dwudniowych walkach Rosjanie stracili około 4 tysięcy żołnierzy, więcej niż w bitwie pod Racławicami! Przyczyniło się do tego tyleż męstwo warszawiaków, co brak dyscypliny w źle dowodzonych oddziałach wroga. Carski generałkwatermistrz Pistor pisał w raporcie dla imperatorowej Katarzyny: „Więcej niż walka, liczbę naszych żołnierzy zmniejszyła chęć rabunku naszych żołnierzy, którzy porozłazili się po mieście... W jednej jedynej piwnicy sześćdziesięciu bez zmysłów gorzałką zapitych wymordowano”.

Nie umniejsza to sukcesu żołnierzy-amatorów, którzy w końcu wygrali z zawodowcami. Warszawa była wolna. 22 kwietnia Sierakoski został komisarzem Departamentu Bezpieczeństwa i Komisji Porządkowej stolicy. Odpowiadał za dozór nad więźniami i zaopatrzenie miasta w żywność. W maju 1794 powołano Radę Najwyższą Narodową. Kiliński i Sierakoski reprezentowali w niej mieszczan. Rzeźnicy warszawscy wystawili 50 ludzi do korpusu policji miejskiej. Sierakoski znalazł się teraz wśród 14-osobowej asysty króla Stanisława Augusta, przebywał w gronie najważniejszych dostojników państwowych. Umiał się znaleźć w nowej sytuacji. Na przyjęciu u pani Krasińskiej na przykład szewc Kiliński całował damę w rękę ubraną w skórzaną rękawiczkę. Sierakowski powiedział w tej sytuacji: - Mój kolega, szewc, całuje w rękę przez skórę, ja zaś, rzeźnik, biorę się do mięsa i proszę zdjąć rękawiczkę! Co też dama uczyniła. W listopadzie 1794 roku Warszawa została zdobyta przez wojska zawodowca i to wybitnego, generała Suworowa. Później do stolicy wkroczyli Prusacy. Niepokorni rzemieślnicy warszawscy spotkali się teraz z represjami. Nakazano im między innymi zniszczyć wzniesione wokół miasta umocnienia obronne. Mieli stawić się ma miejsce pracy z łopatami; rzeźnicy i szewcy dodatkowo mieli się weselić muzyką podczas tej upokarzającej czynności. Sierakoski miał teraz poważne kłopoty finansowe. Zapominano powoli o nim i o Kilińskim, któremu Suworow powiedział: „Wracaj, szewcze, do rzemiosła”... Chłopskimi bohaterami insurekcji byli natomiast kosynierzy, którzy dokonywali cudów. O ich wyczynach krążyły przez wieki barwne opowieści. Tadeusz Korzon, poważny naukowiec, w pracy „Dzieje wojen i wojskowości w Polsce” pisał w epickim uniesieniu: Pod Racławicami „Kościuszko podskoczył poza pagórek do gromady chłopów Krakusów i zawołał: ‚Zabrać mi, chłopcy, te armaty - Bóg i Ojczyzna - naprzód, wiara’. Ruszyli natychmiast pędem z krzykiem przerażającym i biegnąc nawoływali się wciąż: ‚Szymku, Maćku, Bartku a dalej!’ Towarzyszył im konno Kościuszko, zagrzewając słowem i machaniem. Zdobyli naprzód trzy armaty 12-funtowe; potem ścianą

uderzyli na grenadierów rosyjskich, w czym dopomógł im półbatalion swymi bagnetami. Wkrótce napełnili trupami rów wielki i długi, wzdłuż lasu ciągnący się. Zabrali jeszcze 5 armat większych i 3 mniejsze. Nie rozumiejąc wyrazu ‚Pardon!’ na śmierć bili, a potem trupy oddzierali. Szło do ataku 320, padło podczas biegu tylko 13 chłopów. Pierwszy skoczył na baterię i czapką swą przykrył zapał armaty Wojtek Bartos, gospodarz ze wsi Rzędowic”. Bohaterski chłop został uszlachcony i przeszedł do narodowej legendy jako chorąży Bartosz Głowacki.

Moskal - potwór! Kościuszko przegrał; rosyjski generał Suworow triumfował. Żeby zastraszyć polskich powstańców, stosował metody godne Dżyngis-chana. Nakazywał zabijać niewinnych cywili, kobiety i dzieci, bezbronnych starców. Nic dziwnego, że Juliusz Słowacki umieścił go, skąpanego w strugach krwi, w najgorszych kręgach dantejskiego piekła: „Ha! ha!” - krzyknąłem - „szlachcicu, Moskalu! Więc i ty teraz po krwi naszej w żalu? Siedzisz jak żeglarz na rozbitej łodzi, A krew po oczach przelęknionych chodzi; I nigdy na nie nie spada powieka; A czasem tylko mgnienie krwi powleka Sine szkło, w czaszce oprawione trupiej... Czy słuchasz jeszcze pod okropną tęczą, Jak matki krzyczą? jak dzieciątka jęczą? Jak wyrzynana Praga wre i płacze? Maro! na ciebie żaden wąż nie skacze, Żadna przy tobie nie szeleści dusza; Lecz piekło trupów się pod tobą rusza. Rzeź warszawskiej Pragi była wstrząsem dla wielu pokoleń Polaków. Nic dziwnego, że opisy mordowania cywili były likwidowane przez cenzurę carską. Dopiero w wolnej Polsce, w roku 1924, można było otwarcie pisać o krwawych wydarzeniach sprzed (wtedy) 130 lat. Bronisław Korotyński w okolicznościowej broszurze dał plastyczny opis dawnych wydarzeń, które bynajmniej nie zniknęły z pamięci Polaków: „Wojsko rosyjskie, pod naczelnym dowództwem Suworowa, zajęło stanowisko pod Pragą w dniu 2 listopada. Armia ta liczyła ogółem 24 do 25 tysięcy ludzi, gdy ogólna liczba wojska polskiego na Pradze wynosiła 13.637 ludzi... Na Pradze żołdactwo rosyjskie szerzyło mord i pożogę. W klasztorze panien bernardynek zakonnice zgwałcono i zamordowano. W klasztorze ojców bernardynów Rosjanie zamordowali 19 zakonników. Zabili też siedmiu starców kalekich, mających przytułek w tym klasztorze. Mordowano kobiety i dzieci. Kozacy odrywali od piersi matek

niemowlęta i nadziewali na piki lub wrzucali w płomienie. Mordowano na ulicach i w mieszkaniach. Wywlekano ludzi z domów na ulice, aby pastwić się nad nimi w najokrutniejszy sposób i w końcu, po męczarniach, dobić. Żołnierze rosyjscy tak byli krwiożerczy, że zabijali nawet zwierzęta: konie, psy i koty... Jakaś szatańska żądza zniszczenia wszelkiego życia poza własnym opanowała te dzikie hordy. Tysiące nieszczęśliwych prażan, usiłując przedostać się do Warszawy, znalazły śmierć w nurtach Wisły, gdy bowiem tłoczyli się w popłochu przez most, pale mostu podcięto, do tych zaś, którzy uciekali w łodziach, Rosjanie strzelali z dział kartaczami. Grozę i nieszczęście powiększał pożar, od wybuchu bowiem prochowni i od kul zapaliły się liczne domy, inne zaś podpalili Kozacy [...]. W powyższym opisie rzezi praskiej nie ma żadnej przesady, żadnej chęci przedstawienia wrogów w gorszym świetle, niż na to zasługują. Najlepszym dowodem prawdziwości tych strasznych zbrodni jest fakt, że opisują je nie tylko ówcześni Polacy, ale i Rosjanie, mianowicie oficerowie rosyjscy z armii Suworowa. Ci przecież nie spotwarzaliby sami siebie i swoich rodaków. Jeden z tych Rosjan, świadek naoczny rzezi, Lew Engelhardt, opisawszy zbrodnie, jakich dopuszczało się wojsko na Pradze, powiada: ‘Na widok tego wszystkiego serce zamierało w człowieku, a obmierzłość obrazu duszę jego oburzała. Podczas bitwy człowiek nie tylko nie czuje żadnej litości, ale zezwierzęca się bardziej, morderstwa jednak po ukończonej bitwie - to hańba!’ Na ogół oficerowie rosyjscy nie byli lepsi od szeregowców, niektórzy jednak stanowili wyjątek i chcieli ratować niewinne ofiary, lecz z rozpuszczonym żołdactwem nie mogli sobie dać rady. Przecież żołdactwo to miało pozwolenie od samego SUWOROWA niedawania pardonu. Przecież przed szturmem czytano żołnierzom taki regulamin Suworowa: ‘Gdy nieprzyjaciel ucieka do miasta, strzelaj gwałtownie w ulice, wal żywo... Wyrzynaj wroga na ulicach; jazda niech rąbie... Gdy mury są opanowane, bierz łupy. Łup jest rzeczą świętą. Zdobędziesz obóz - wszystko twoje”. Feldmarszałek Suworow doczekał się za swoje wyczyny na Pradze wielu pochwał, orderów, puszkinowskich wierszy oraz pomników. To

tylko powiększało przepaść między słowiańskimi plemionami, potęgowało nienawiść. Lenartowicz pisał: Car nie mógł większej oddać nam przysługi, Jak sławiąc swoje zbójce i złodzieje. Po chwalebnych triumfach Suworowa nastąpił trzeci rozbiór Polski. Katarzyna II przekazała notę do dworów Austrii i Prus w sprawie ostatecznego podziału podbitego kraju. 29 listopada 1794 roku Austria wyraziła zgodę na zabory, a 25 października 1795 roku podpisano traktat rosyjsko-pruski. Warszawa została w granicach Prus, blisko granicy z Rosją. Rzeczpospolita Obojga Narodów znikła z map Europy.

Dodatek: Katolicyzm - prawosławie Ikona zwycięstwa? Najświętsza ikona Rosjan sławę zdobyła w epoce samozwańców. Kiedy w roku 1612 pokonani Polacy opuszczali w niesławie moskiewski Kreml, Rosjanie byli przekonani, iż zawdzięczają zwycięstwo pomocy Matki Bożej Kazańskiej, uwiecznionej na cudownej ikonie. Od tego czasu Bogurodzica na owym wizerunku zwana jest ‚Wybawicielką i Opiekunką Świętej Matki Rosji’ i wzywana jest w trudnych dla kraju chwilach. „Kiedy ikonę zabierało się na wojnę, armia nie przegrała żadnej bitwy” - mówili prawosławni. Obraz pojawił się w roku 1547, kiedy został w Rosji koronowany car Iwan Groźny. W tym czasie Matka Boska objawiła się ośmioletniej dziewczynce i powiedziała jej o swoim wizerunku ukrytym w Kazaniu, zapomnianym w czasach rządów tatarskich. Po dwóch kolejnych objawieniach ikona została odnaleziona w spalonym budynku. Przetrwała w doskonałym stanie. Przeniesiono ją do kościoła w Kazaniu. Proboszczem cerkwi był Emorgen, późniejszy patriarcha moskiewski. Miał on widzenie świętego Sergiusza, wielkiego męża Rosji, który przepowiedział, że cudowna ikona będzie źródłem mocy i fundamentem rosyjskiej państwowości. Święty Sergiusz to dla prawosławnych Rosjan największy autorytet. Urodził się w roku 1313 w Rostowie. Od dzieciństwa odznaczał się wielką pobożnością. W głębi lasu w okolicy dzisiejszego Zagorska wspólnie z bratem założył kapliczkę i dwie cele. Taki był początek słynnej Ławry Troicko-Siergiejewskiej - „prawosławnej Częstochowy”. Święty Sergiusz stał się patronem jedności państwa moskiewskiego: godził skłóconych książąt ruskich; błogosławił Dymitra Dońskiego przed wojną z Tatarami. Prawosławie jednoczyło wschodnich Słowian. Szczególną rolę zaczęło odgrywać po upadku Konstantynopola w roku 1453. Moskwa pozostała wtedy jedynym w Europie państwem prawosławnym. Na pieczęci Iwana III - Wielkiego Księcia Włodzimierskiego i Moskiewskiego - znalazł się dwugłowy orzeł

bizantyjski. Niekiedy używał on już tytułu cara. Duchowni prawosławni w otoczeniu władcy zaczęli lansować teorię „Moskwy - trzeciego Rzymu”. Prawdziwy Rzym stał się głównym konkurentem prawosławnej hierarchii. Nic dziwnego - kolejni papieże w XVI wieku starali się zdobyć Moskwę dla „prawdziwej”, czyli katolickiej wiary. Misję nawracania szczególnie poważnie traktowali jezuici, znienawidzeni za to w państwie carów. Zakon Ignacego Loyoli miał pracować „dla większej chwały Boga” początkowo w krajach islamskich, potem we wszystkich punktach, gdzie zagrożone były interesy Kościoła rzymskiego. Jan Wierusz Kowalski pisał w książce „Świat mnichów i zakonów”: „Mieli oni w odpowiedniej chwili zadziałać i skutecznie przeciwstawiać się szatańskim zakusom innowierców. Rzadko kiedy jezuici gubili się w szczegółach, nie rozpraszali swych sił nadaremnie, mając prawie zawsze doskonałe wyczucie sytuacji polityczno-religijnej i zadań, jakie mieli spełnić na polu walki. Jedną z cech geniuszu założyciela jezuitów było konsekwentne wprowadzenie w życie zasady, iż sprawność działania zależy przede wszystkim od jasności celu, jaki człowiek sobie stawia i od starannego doboru środków, jakimi rozporządza”. Towarzystwo Jezusowe dbało o staranny dobór wykształconych i zdyscyplinowanych kadr. Ignacy Loyola marzył o nawróceniu wyznawców Mahometa; jego baskijski rodak Franciszek Ksawery ruszył krzewić katolickie ideały do Indii i Japonii, a jego następcy docierali do Chin, Afryki, Ameryki Południowej i Kanady. Główne pole walki stanowiły jednak kraje protestanckie i prawosławne. Polska znajdujące się od XVI wieku w otoczeniu licznych „heretyków i schizmatyków” miała szczególną role do spełnienia, już nie jako przedmurze chrześcijaństwa, ale katolicyzmu. W granicach Rzeczypospolitej było wielu „lutrów” i „greków”, których należało przekonać do rzymskiej wiary. Jezuici błyskawicznie pojawiali się tam, gdzie rysowała się szansa pomnażania chwały Rzymu. Podczas wojny Iwana Groźnego ze Stefanem Batorym o Inflanty moskiewski car był poważnie zagrożony. Państwo jego mogło być rozbite. W tej sytuacji Iwan IV zwrócił się o pomoc papieża Grzegorza XIII. Obiecywał zerwanie swego kraju z prawosławiem i uznanie władzy Rzymu.

Natychmiast ruszył z akcją dyplomatyczną do Batorego wysłannik papieża, jezuita Possevino. Udało mu się wynegocjować korzystny w sumie dla obu stron układ w Jamie Zapolskim. Po pertraktacjach z Polakami Antonio Possevino udał się do Moskwy, aby prowadzić rozmowy w sprawie obiecanej przez Iwana unii kościelnej. Gdy bezpośrednie zagrożenie minęło, car nie miał zamiaru spełniać obietnic i rzekł do jezuity: - Mam już przeszło 50 lat i nie dostrzegam powodów do zmiany religii... Nie możemy decydować o tak ważnych sprawach bez błogosławieństwa ojca naszego, sługi bożego metropolity i całego świątobliwego soboru... Jak wynika z notatek urzędników carskich, Iwan Groźny - ku zadowoleniu prawosławnych - zaczął obrażać papieża i jego wysłannika. Mówił do jezuity: - Widzę, że masz brodę przystrzyżoną, a u nas nawet mnichom nie wolno tego czynić. Wasz papież każe nosić się na tronie i całować w pantofel, na którym wyobrażono Chrystusa ukrzyżowanego. Co za wyniosłość i pycha u tego rzekomo pokornego pasterza chrześcijańskiego!... My szanujemy naszego metropolitę i prosimy go o błogosławieństwo, lecz on chodzi po ziemi i nie wynosi się ponad carów. Papież, który każe nosić się na tronie jak na obłoku, który udaje anioła, który nie żyje według zasad chrześcijańskich, wilkiem jest, a nie papieżem! Iwan Groźny nie zgodził się nawet na wybudowanie w Moskwie kościoła rzymskokatolickiego („Tego jeszcze nie było, aby stawiać w państwie naszym świątynię dla niewiernych!”). Car okazał się godnym wnukiem księcia moskiewskiego Iwana III, który zaakceptował postanowienie Cerkwi o karaniu śmiercią heretyków. Dostojnicy Kościoła prawosławnego w zamian za pobożność panów Moskwy uznawali ich władzę za świętą. To zresztą najazdy mongolskie nauczyły ich szanować wszelką silną władzę. Jurij Afanasjew pisał w książce „Groźna Rosja”: Urzędnicy mongolscy mieli zakaz konfiskowania ziem kościelnych, zbierania podatków czy brania „ludzi cerkiewnych” do wojska. Kiedy wzmocniła się władza książąt moskiewskich, kler prawosławny także uznawał ich za „reprezentantów Boga na ziemi”. Sam zresztą Iwan Groźny utożsamiał swą władzę z potęgą boską; własne okrucieństwa

pojmował jako „pasję karania” grzeszników w przededniu Sądu Ostatecznego... Hierarchia prawosławna wspierała przychylną sobie władzę carów, natomiast wrogo traktowała projekty poddania jej pod władzę papieża. Stąd się brała nienawiść do misyjnych zapędów Rzymu. Stąd wrogość wobec zręcznych dyplomatów papieskich - jezuitów - i popierających ich katolickich władców, takich jak król polski Zygmunt III Waza. To on właśnie doprowadził na ziemiach Rzeczypospolitej do unii wyznań, która w założeniu miała pogodzić katolików i prawosławnych, a stała się przyczyną nienawiści i krwawych wojen religijnych.

Prawosławna Częstochowa Polacy mają swoją Częstochowę i historię cudownej obrony Jasnej Góry przed heretyckim Szwedem. Rosjanie mają swój klasztor Troicko-Siergiejewski i historię cudownej obrony Ławry przed heretyckimi Polakami. Klasztor ten należy do najstarszych w państwie moskiewskim. Otoczony jest przez lud czcią i uwielbieniem. W czasach samozwańców był potężnie obwarowany - otoczony grubymi, kamiennymi murami, strzeżonymi przez 12 wież uzbrojonych w działa. W jednej z nich znajdował się kocioł miedziany na 100 wiader, w którym podczas oblężenia warzono smołę, wylewaną potem na głowy napastników. Podczas działań wojennych Polacy pod wodzą Jana Pawła Sapiehy rozpoczęli regularne oblężenie Ławry. Najpierw usiłowali zastraszyć obrońców. Sapieha wysłał list z obietnicą łask za poddanie twierdzy i groźbami haniebnej śmierci w przypadku oporu. Obrońcy nie chcieli się poddać bez walki. Rozpoczęło się ostrzeliwanie twierdzy - najpierw z mniejszych dział, potem z wielkiej armaty sprowadzonej z Tuszyna. W powietrzu fruwały zwykłe i ogniste kule. Odpierano kolejne szturmy. Oblężeni organizowali „wycieczki” poza mury, aby zaopatrzyć się w opał, lub posyłać gońców po pomoc. Cudowną obronę klasztoru przed Polakami opisał rosyjski Sienkiewicz, autor powieści w stylu Waltera Scotta - Michał Mikołajewicz Zagoskin. Żył w latach 1789 - 1852. Był uczestnikiem wojny z Napoleonem w roku 1812. Bohaterem uczynił postać historyczną - Jerzego Miłosławskiego, syna popularnego w czasach dymitriad wojewody niżogrodzkiego. Stał się on powieściowym odpowiednikiem Sienkiewiczowskiego Kmicica (Trylogia była zresztą odpowiedzią na słynne dzieło Zagoskina). W powieści Michała Zagoskina lud prawosławny zmaga się z polskimi heretykami. Bohaterski pleban wsi Kudymowa, ojciec Jeremiasz, tak mówi do swoich owieczek: - Morduj jak chcesz zdrajców ruskich i Polaków, ale prawowiernych ani tknij!

Jeden z bohaterów obrony klasztoru, ojciec Abramiusz Palicyn, twierdzi, że duchowni także powinni walczyć w obronie prawosławnej ojczyzny: - Nie jesteśmy zakonnikami zachodniego Kościoła i - dzięki niech będą Najwyższemu -przestawszy być świeckimi, nie przestajemy być Rosjanami! Bohaterski opór prawosławnych Rosjan przyniósł im zwycięstwo. Jak pisał Zagoskin: „Wojewodowie polscy 16 przeszło miesięcy stojąc pod murami Ławry, okryci wstydem odstąpili od klasztoru, który w rozmowach swoich nazywali ‚kamiennym grobem’, albowiem ustronie świętego Sergiusza było w istocie obszernym grobem ich własnej sławy wojskowej”. Zakonnicy mogli odśpiewać pieśń dziękczynną w dniach triumfu kiedy „hetman Sapieha i Lisowski ze wszystkimi pułkami swymi polskimi i litewskimi, ze zdrajcami ruskimi, uciekli do Dymitrowa. Nikt za nimi nie puścił się w pogoń: ścigała ich prawica Boga”. Jaka jest intryga powieści Zagoskina? - Rycerz Jerzy Miłosławski ma zamiar wstąpić do klasztoru, bo jego ukochaną, bojarównę Anastazję, ojciec chciał gwałtem wydać za mąż za Polaka - heretyka. W dodatku junak nie może walczyć z Polakami, bo jak wielu innych złożył przysięgę na wierność królewiczowi Władysławowi! Udaje się do sanktuarium świętego Sergiusza i prosi ojca Abramiusza o przyjęcie do klasztoru. Wtedy... „Starzec potrząsnął głową, z politowaniem spojrzał na Jerzego i rzekł: - W tak młodych latach, w poranku dni twoich? - Ale czy istotnie czujesz w twoim sercu wezwanie Boże? Widzę w twojej twarzy ślady głębokiego smutku... I ty, syn Dymitra Miłosławskiego, chcesz jak zgrzybiały starzec lub ranami okryty i walczyć nie mogący żołnierz, poświęcić się samej tylko modlitwie, kiedy wszystka twoja krew należy ojczyźnie? Chcesz ze spokojnie założonymi rękami patrzeć, jak tysiące braci umierają za wiarę twoich ojców i za świętą Ruś, krwią swoją użyźniając rodzinne pola moskiewskie? Spójrz na grobowce tych rycerzy Chrystusa, co w krwawej bitwie z nieprzyjacielami wiary polegli! Nie, bojarze, twoje miejsce jest tam... w szeregach walecznych rot niżogrodzkich, pod murami Kremla obecnością wrogów zhańbionego! Synu mój! Życie prawego zasługą jest przed

Bogiem, ale korona męczeństwa jest nadmiarem jego dobroci i miłosierdzia. Idź i osiągnij tę najwyższą nagrodę! Idź i umrzyj wiernym obrońcą prawej wiary!” Jerzy ma skrupuły: przysięgał polskiemu królewiczowi... Zakonnik przekonuje: - Bojarze, nie wiesz może o tym, że patriarcha Hermogenes uwolnił wszystkich prawowiernych od tej Bogu przeciwnej przysięgi! Jerzy nadal się waha. Wtedy ojciec Abramiusz przyjmuje rolę przewodnika duchowego młodzieńca i mówi: - Wstań, posłuszny starcowi Abramiuszowi! Odtąd ślepo winieneś wykonywać wolę twojego nauczyciela i pasterza. Jedź do obozu księcia Pożarskiego, dobądź z pochew oręża przeciw nieprzyjaciołom naszym i jeżeli Bóg nie ozdobi czoła twojego koroną męczeńską, natenczas wróć do klasztoru naszego, przyjąć obraz anielski i służyć Bogu nie z orężem w ręku, lecz w duchu łagodności, upokorzenia i miłości Boga. - Więc - zawołał Jerzy zalewając się łzami - mogę znowu walczyć za ojczyznę! Ach! Czuję, że sumienie moje jest czyste i dusza moja spokojna!... Ojcze, ty mi życie wróciłeś! Zakonnik umacnia rycerza w wierze: - Broń mężnie prawdy! Zasłaniaj świątynie wiary naszej od zhańbienia! Jerzy rusza do boju. Po drodze spotyka rodaków skrzywdzonych przez najeźdźców. Kiedy mówi do uroczej karczmareczki: - Jedziemy pod Moskwę bić się z Polakami! Ta odpowiada: - Doprawdy? Boże wam dopomóż! Oni nas zniszczyli zupełnie! Przeszłej zimy do nitki nas obrali, bodaj ich! Inni wieśniacy przeklinają polskiego dowódcę: - Ten Gąsiewski rozkazał wbić na pal mojego brata! - Rozkazał ściąć mojego ojca! - Zamordował bez sądu pięciu moich towarzyszów! Zawziętość wezbrała w sercu rycerza. Nic dziwnego, że bardzo walecznie sobie poczynał w bitwie nad rzeką Moskwą: „Jak anioł niszczyciel pędził na czele swojego oddziału Jerzy Miłosławski! W kilka minut zgniótł i wpędził do wody opierający mu się pułk jazdy za klasztorem Dziewiczym. Wylać krew swoją za ojczyznę, póki żyje - nie opuszczać placu bitwy - otóż czego żądał nieszczęśliwy

młodzieniec, wdzierając się jak burzliwy ptak w najściślejsze szeregi polskich huzarów, rzucał się na ich miecze, ścielił sobie drogę po trupach zabitych i niewidzialnie strzeżony prawicą Najwyższego nie odniósł najmniejszej rany. Nieustraszony jego oddział, cały prawie złożony ze strzelców moskiewskich, nie ustępował mu w męstwie”. Wojska walecznego hetmana Chodkiewicza jednak nie poddawały się. W wielu bitwach zyskiwały przewagę... „Zguba wojska ruskiego, a z nią razem upadek Rosji, zdawały się być nieuchronne. W tej stanowczej chwili od Boga natchniony Abramiusz Palicyn przybiegł do obozu księcia Trubeckiego i błagał ze łzami, aby biegli na pomoc ginącym braciom; pełne miłości ojczyzny słowa jego wzruszyły na koniec zatwardziałe w zuchwałych bezprawiach serca tych nieokrzesanych żołnierzy. Obiecując jednym wieczną nagrodę w niebie, drugim całą kasę klasztorną, zaklinał wszystkim imieniem Boga, aby nie zdradzali ojczyzny, szli na pomoc księciu Pożarskiemu. Pociągani silnym uczuciem i trudną do opisania wymową tego nieśmiertelnej sławy starca, wszyscy Kozacy wstali i powtarzając imię świętego Sergiusza uderzyli na Polaków. W tymże samym czasie obywatel Minin z trzema oddziałami dworzan, zaszedłszy ze strony przeciwnej, szeregi nieprzyjacielskie rozłożone za Moskwą zniszczył zupełnie. Zamieszanie i nieład stały się powszechne: wzmocniony obóz, artyleria i wszystkie bagaże dostały się zwycięzcom, a hetman Chodkiewicz, utraciwszy prawie połowę wojska, nazajutrz rano 25 sierpnia odstąpił od Moskwy”. Ranny w bitwie bohater powieści kurował się w domu księcia Pożarskiego, pod opieką wiernego sługi Aleksego. Odwiedzał go także opiekun duchowy, bohaterski zakonnik Abramiusz. Na koniec... „Na koniec nadszedł dzień 22 października 1612 roku [starego stylu przyp. red.], pamiętny i sławny w rocznikach Rosji. Równo ze wschodem słońca Polacy dwiema drogami wyszli z Kremla. Ci nieszczęśliwi rycerze, głodem osłabieni, podobni byli raczej do umarłych niż żyjących”. Powieść, która zachwyciła Puszkina, Bielińskiego kończy się apoteozą założyciela nowej dynastii carów: „Rosja, od zagranicznych nieprzyjaciół uwolniona, długo jeszcze doznawała nieszczęść z powodu wewnętrznych rokoszów i niezgód. Ulitował się na koniec Bóg nad tą nieszczęsną ziemią: niezgody wszystkie ustały, głos powszechny okrzyknął carem ruskim Michała

Teodorowicza Romanowa, syna cnotliwego Filareta, a dnia 11 lipca 1613 roku młody ten car, dziad Piotra Wielkiego, włożył na głowę swoją koronę Monomacha. Pod jego łagodnym mądrym sterem Rosja odpoczęła po doznanych nieszczęściach”.

Moskwa wabi Kozaków Zwycięstwa nad Polakami w czasach „wielkiej smuty” dowiodły wiernym potęgi opiekunów prawosławia: Bogurodzicy, świętego Sergiusza i Michała Archanioła. Ikona Matki Bożej Kazańskiej, upamiętniająca rok 1612, została przeniesiona do Moskwy i umieszczona w katedrze naprzeciwko Kremla. Była symbolem zagrożenia wiary prawosławnej ze strony Warszawy i Rzymu. Moskwa chorobliwie reagowała na wszelki próby włączenia jej w krąg katolicyzmu. Polacy też w epoce Wazów niezbyt tolerancyjnie odnosili się do „schizmatyków i heretyków”. W roku 1620 patriarcha jerozolimski w drodze do Moskwy wyświęcił potajemnie 7 biskupów prawosławnych dla Ukrainy. Rząd polski kazał ich uwięzić. Wrogość katolików i prawosławnych stwarzała coraz większe problemy szczególnie na Ukrainie. Kozacy, nie uznający jakichkolwiek państwowych granic, zagrażający nieustannie Turkom i Polakom, opowiedzieli się w końcu po stronie prawosławia. Coraz więcej było na Ukrainie zwolenników prawosławnego cara - w roku 1654 Rada Kozaków uznała zwierzchnictwo moskiewskie. Z tego powodu wybuchła nowa wojna polsko-rosyjska, zakończona w roku 1667 kompromisem; część Ukrainy trafiła do polski; część (z Kijowem) do Moskwy. W owym czasie obojętni do niedawna na sprawy religijne Kozacy zaczęli się uznawać za obrońców „Trzeciego Rzymu”, czyli Moskwy. Katolicyzm był przecież religią znienawidzonych w czasie powstania Chmielnickiego „polskich panów”! Kozacy odziedziczyli po „grekach” nienawiść do jezuitów. Symbolem religijnej wrogości stała się męczeńska śmierć wybitnego zakonnika Towarzystwa Jezusowego Andrzeja Boboli.

Broda: symbol mistyczny! Różnica wyznań coraz bardziej oddalała Rzeczpospolitą od Rosji i Ukrainy. Najzdolniejsi władcy Moskwy, a potem Petersburga, umiejętnie wykorzystywali konflikty religijne do osłabiania Polski. Despotyczny reformator Rosji, Piotr Wielki, potrafił przemocą wymuszać posłuszeństwo Cerkwi, a jednocześnie czarował dostojników kościelnych wizją monopolu. Kiedy do Polski w roku 1704 wkroczyły wojska rosyjskie, zachowując się jak w podbitym kraju, car Piotr rozkazał w Połocku zakatować posłusznych papieżowi unickich mnichów. Katolicka Polska tymczasem zrażała do siebie wszystkich innowierców. W roku 1716 wydano zakaz wznoszenia zborów protestanckich. Rok później podczas sejmu w Grodnie usunięto z sali obrad kalwina Andrzeja Piotrowskiego, ostatniego posła tej wiary! Było wiele aktów przemocy wobec „heretyków”. Protestowały nawet rządy Anglii, Prus, Danii, Szwecji i Holandii. Unici dodatkowo narazili się prawosławnym braciom, zbliżając liturgię do obrzędów katolickich (1720 rok). Nienawiść rosła; szczególnie uwidoczniła się w czasie tzw. hajdamaczyzny na Ukrainie, kiedy to zorganizowani w bandy Kozacy i chłopi napadali na dobra szlacheckie i kościoły rzymskokatolickie. Car Piotr I zbudował nową stolicę i w piotrogrodzkiej katedrze chciał umieścić symbol zwycięstw nad Polakami - cudowny wizerunek Matki Boskiej Kazańskiej. Wywołało to bunt mieszkańców Moskwy. Ostatecznie obrazy znalazły się i w Moskwie, i w Petersburgu. Oba były czczone jako święte, podobnie jak kopia pozostała w Kazaniu. Car Piotr chciał „cywilizować” Rosję - i zdecydował się na walkę z hierarchią prawosławną. Nakaz golenia brody przez bojarów wydawał się wielu Europejczykom niepoważny i groteskowy, tymczasem... stanowił zuchwałe wyzwanie rzucone patriarchom. Broda w Cerkwi rosyjskiej była symbolem religijnym, znakiem podobieństwa do Chrystusa. Patriarchowie moskiewscy od niepamiętnych czasów nakazywali mężczyznom noszenie brody, a tym, którzy ją golili, grozili ekskomuniką. Walka Piotra I z brodami bojarów wzbudziła opór patriarchatu; kilku

z buntowników car musiał uwięzić. Niektórzy wprost ogłaszali cara za nowego Antychrysta. Podporządkował sobie siłą opornych. Nowa stolica, Petersburg, stała się dla wielu prawosławnych symbolem zachodniego zepsucia przez swoje obce stroje, język i... brzytwy. Moskwa pozostała centrum prawosławia. Car gorszył dużą część duchowieństwa. Drugą żonę, Eudoksję Łopuchinę usunął z pałacu i osadził w klasztorze, sam zaś żył bez ślubu z córką litewskiego chłopa Marta Skowrońską, sławną z wesołego życia. Była markietanką szwedzką, która w pierwszym okresie wojny północnej dostała się w ręce Rosjan. Trafiła na dwór jednego z faworytów cara Piotra i tam wpadła w oko monarchy. Zatrzymał ją u siebie. Marta przyjęła prawosławie, zmieniła imię i nazwisko na bardziej dostojne: stała się Katarzyną Aleksiejewną Michajłową. W roku 1708 urodziła Piotrowi córkę Annę, w roku następnym Elżbietę. W marcu 1711 została ogłoszona „gosudarynią”. Dopiero jednak 19 lutego 1712 roku odbył się ślub Piotra z Katarzyną. W ucztach weselnych, ku zgorszeniu prawosławnych, uczestniczyli, nie przestrzegając żadnej etykiety, mężczyźni i kobiety. Piotr uzależnił od siebie Cerkiew, znosząc zwierzchność patriarchy nad Kościołem prawosławnym. W zamian rządzić miało kolegium: 12osobowy Świątobliwy Synod, wybierany pod dyktando cara. Nowy „regulamin duchowny” głosił, że „władza monarchów jest absolutna i sam Bóg nakazuje się jej podporządkować”, a Cerkiew nie może stanowić „państwa w państwie”. Car Piotr obawiał się, że prości ludzie, widząc potęgę Cerkwi, mogą uznawać mylnie głowę Kościoła za drugiego „gosudara”... W takiej sytuacji „serca proste demoralizują się do tego stopnia, że w jakiejkolwiek sprawie oglądają się na swego pasterza, a nie - władcę”. Stąd wynikają kłopoty, a niekiedy wręcz zamachy ze strony Cerkwi na władzę cara. Świątobliwy Synod stał się teraz podporą rosyjskiej odmiany absolutyzmu. Niektórzy biskupi uznawali nawet, że w interesie samodzierżawia można łamać tajemnicę spowiedzi! Nic dziwnego, że liczni prawowierni uznali Piotra za Antychrysta, zapowiadającego rychły koniec świata. Z kolei wielbiciele srogiego cara zwracali uwagę na jego dzielną walkę z heretykami. Były w czasach Piotra liczne spory między zwolennikami europeizacji i tradycji; na ogół jednak wszyscy prawosławni jednoczyli się w obliczu

wspólnych wrogów: katolików i unitów. Dawniej Zygmunt III chciał zamieniać rosyjskie cerkwie na katolickie kościoły, kiedy zaś zmieniła się sytuacja polityczna - prawosławni doczekali się okazji do rewanżu. Kolejna po Piotrze Wielkim wybitna postać na rosyjskim tronie, Katarzyna II, narobiła wiele zamieszania w Rzeczypospolitej poprzez skłócenie wyznawców różnych wyznań. Stanisław Poniatowski tuż po wyborze na króla Polski dostał polecenie likwidacji przywilejów katolickich i równouprawnienia dysydentów. Sejm 1766 roku nie zgodził się na propozycje carycy. Ambasador rosyjski doprowadził do zerwania obrad, a potem zmienił taktykę. Inspirował trzy wielkie bunty religijne: protestanci zawiązali konfederacje w Toruniu, prawosławni w Słucku, a katolicy w Radomiu. Przywódcy konfederacji po cichu dostali z rosyjskiej kasy w sumie 20 tysięcy rubli. Jak się można było spodziewać, wodzowie wszystkich trzech konfederacji zwrócili się do carycy z prośbą o opiekę. „Pomoc” szybko nadeszła. We wrześniu 1767 wojska rosyjskie otoczyły Warszawę. Na polecenie ambasadora rosyjskiego Nikołaja Repnina porwano przywódców katolickiej opozycji: biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Andrzeja Załuskiego i hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego z synem Sewerynem. Wywieziono ich na Sybir. Zastraszeni posłowie zabrali się za opracowanie nowej konstytucji i w lutym 1768 roku nastąpiło podpisanie „traktatu wieczystego” między Rosją a Polską. Jeden z aneksów do układu przyznawał szlachcie różnych wyznań równe prawa polityczne. Ten punkt wzburzył prawowiernych Polaków, którzy wystąpili w obronie Kościoła rzymskokatolickiego. Konfederacja barska zawiązana w lutym 1768 ruszyła „na ratunek ojczyzny, wiary i wolności”. Na ryngrafach konfederaci mieli wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Porywał ich dzielny żołnierz Kazimierz Pułaski - „ów duch - półludzki i boski, pierwszy narodu anioł kościuszkowski”, jak pisał Słowacki. Serca powstańców krzepił karmelita, ksiądz Marek, prorok zwycięstwa, cudotwórca, mający władzę nad piorunami i kulami wroga. Mawiał do konfederatów: - Polska powstanie, jak Feniks z popiołów. I oni wierzyli. Powstanie zakończyło się klęską, podobnie jak kolejne zrywy w obronie wolności i wiary w czasach Katarzyny.

Triumfy Suworowa i wiary prawosławnej opiewali najlepsi pisarze rosyjscy schyłku XVIII wieku. Uznawano zgodnie, że Polacy zostali sprawiedliwie ukarani za rok 1612, zamach na wiarę prawosławną i hańbę cara Szujskiego.

Cerkwie na ziemi niewoli Po upadku powstania Kościuszkowskiego, w roku 1794, w Warszawie powstała pierwsza cerkiew. Miała charakter tymczasowy jako kaplica polowa wojsk generała Suworowa. Mieściła się na rogu ulic Miodowej i Długiej. W pierwszych latach porozbiorowych niewiele było świątyń prawosławnych. Dopiero po powstaniach narodowych powstawały koncepcje wychowania Polaków na „ruskich” i nawracania na wiarę prawosławną katolików oraz unitów. W roku 1834 erygowano w Warszawie biskupstwo prawosławne. Powstała konieczność budowy soboru katedralnego. Do tego celu adoptowano zespół budynku pijarów przy ulicy Długiej. Zakon spotkała kara za czynny udział w powstaniu listopadowym. Kamień węgielny pod cerkiew położył sam car Mikołaj I w roku 1835. Sobór był gotowy 2 lata później (dziś stoi w jego miejscu katedra Wojska Polskiego). W roku 1838, stojący na terenie fortyfikacji wolskich kościół św. Wawrzyńca przebudowano - od wewnątrz - na cerkiew Matki Boskiej Włodzimierskiej. Księża katoliccy często stali na czele ruchu oporu przeciw zaborcom. Szczególną sławę zdobył Piotr Ściegienny, wywodzący się z biednej chłopskiej rodziny spod Kielc. Seminarzysta kolegium pijarów w Warszawie, a następnie w Opolu Lubelskim, po uzyskaniu święceń został wikariuszem w Wilkołazach. Wrażliwy na los biedniejszych warstw społeczeństwa założył organizację patriotyczną, zmierzająca do likwidacji wielkiej własności ziemskiej i wyzwolenia chłopów. Poglądy swoje propagował za pomocą kopiowanych ręcznie prac. Dużą popularność wśród chłopów i rzemieślników zdobyła „Złota książeczka”, uznawana za bullę papieską (niektóre kopie nosiły tytuł „List ojca świętego Grzegorza papieża”). Ściegienny wyjaśniał pochodzenie nierówności społecznej i wskazywał drogi wyzwolenia. Na trop organizacji wpadła policja carska. Aresztowano niektórych spiskowców. Inni podjęli próbę powstania zbrojnego. Ściegienny trafił do więzienia. Po długim śledztwie został pozbawiony godności kapłańskich i skazany na karę śmierci przez powieszenie. Egzekucja miała się odbyć 7 maja 1846 roku w Kielcach. Ksiądz Piotr stał już pod szubienicą, kat

nałożył pętlę na szyję, gdy rozległy się werble i i oficer carski odczytał akt ułaskawienia. Buntownik zesłany został na katorgę w kopalniach Syberii wschodniej. Wrócił do kraju po 25 latach jako schorowany starzec. Tuż przed śmiercią odzyskał utracone godności kapłańskie. Prawdziwa katastrofa Kościoła rzymskiego w Polsce zaczęła się po upadku powstania styczniowego. Do Polski przybyły wtedy setki tysięcy żołnierzy i urzędników rosyjskich. Na terenach zaboru rosyjskiego wybudowano dla nich wiele cerkwi - między innymi w Lublinie, Płocku, Włocławku, Białymstoku, Łodzi, Częstochowie, Kielcach, Piotrkowie i Sosnowcu. Na placu Saskim w Warszawie powstała piękna cerkiew Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Na Wilnie i Litwie od maja 1863 roku rządził przysłany z Petersburga zawzięty wróg polskości, hrabia Murawiow, który dobrze zasłużył sobie na przydomek kata - „Wieszatiela”. Przed wyjazdem ze stolicy carów modlił się w soborze Kazańskim w intencji przekonania podbitych prowincji, że „Litwa to Rosja, a jej mieszkańcy to Rosjanie”. Wkrótce pisał w raporcie do cara, że akcję rusyfikacji rozpoczął od księży, „...jako od głównych działaczy buntu... Rząd musi się przekonać, że głównym wrogiem narodowości rosyjskiej w tym kraju jest polskość, a w związku z nią katolicyzm, gdyż katolik i Polak są synonimami w pojęciach ludu; dlatego też rząd powinien zwracać uwagę, że osłabienie wpływu katolickiego jest jednym z głównych środków działania”. W „nadwiślańskim kraju” dochodziło do niesłychanych gwałtów i prześladowań. W Radomiu jeden z rosyjskich dygnitarzy powiesił 4 rzemieślników za to, że nie spotkał się z ich strony „z należytym szacunkiem”, a w Łomży inny kacyk kazał ludności spędzonej na rynku klękać przed sobą. Zmuszano szlachtę, mieszczan, duchowieństwo do składania adresów wiernopoddańczych. 27 listopada 1864 roku otoczono wojskiem i wywieziono w nieznanym kierunku zakonników ze 109 klasztorów, pozostałe pozbawiono autonomii. Skonfiskowano majątki kościelne. Duchowieństwu katolickiemu wyznaczono głodowe pensje i zabroniono kontaktów z Rzymem. Naczelną władzą Kościoła w Polsce stało się Kolegium Duchowne w Petersburgu. Władze chciały kontrolować seminaria i zyskać decydujący wpływ na obsadzanie stanowisk kościelnych. Okupanci podjęli próbę stworzenia Polskiego Kościoła Narodowego w

celu „przejścia do zagłady katolicyzmu i polskości oraz narzucenia religii prawosławnej i narodowości rosyjskiej”. Kiedy papież Pius IX zaprotestował przeciw podobnym praktykom, Petersburg zerwał stosunki dyplomatyczne z Watykanem. Opornych biskupów i księży wywożono w głąb Rosji. W roku 1869 z 15 biskupów i sufraganów tylko 3 zostało na stanowiskach. W latach 1870-72 nie było w Królestwie ani jednego biskupa. W szkołach obowiązywał oczywiście tylko język rosyjski. „Syzyfowe prace”, powieść nawiązująca do młodzieńczych przeżyć Żeromskiego, pokazuje dramat Polaków, przekształcanych po upadku powstania styczniowego na „polskich ruskich”. Karczowanie polskich dusz zaczynało się już oczywiście w szkole. Rosyjski inspektor oświaty tak oto rozmawia z ojcem kandydata na ucznia: „ - Należy jeszcze - zaczął wrzeszczeć inspektor - należy jeszcze mówić z nimi [z dziećmi polskimi] w domu po rosyjsku. Oto, jaka reforma przeprowadzona być musi! Pan wymagasz, żebyśmy przyjmowali pańskich synów do szkoły rosyjskiej, a sam nie umiesz czy nie chcesz mówić po rosyjsku, i do mnie, zwierzchnika tej szkoły, w murach jej ośmielasz się mówić jakimś obcym językiem! Pomyśl pan, czy to nie jest skandal? - To nie jest bynajmniej skandal, jeżeli ja nie posiadając żadnego obcego języka przemawiam do pana inspektora tym, jaki umiem... - Język rosyjski tu, w tym kraju, nie jest językiem obcym, jak się panu wyrażać podoba... Za pozwoleniem... pańskie nazwisko?” W szkole uczniom przekazywano karykaturalną wiedzę o historii „nadwiślańskiego kraju”. I dlatego prymusi - „samorodni badacze”, „maleńcy uczeni”, jak mawiał inspektor, zarówno Rosjanie, Polacy i Żydzi, „...masakrowali w swych wypracowaniach nieszczęsną ‚Polszę’, opisywali ją na zasadzie książek, dostarczanych przez kierownika, jako dom niewoli, gniazdo rozbestwionej szlachty, mordującej lud r u s k i przy akompaniamencie okrzyków ‚psiakrew’ i ‚psiadusza’ „. Z polskich historyków cytowano tylko profesora Michała Bobrzyńskiego, który dowodził, iż „... w ciągu dwu ostatnich wieków istnienia Rzeczypospolitej nie można znaleźć w jej dziejach ani jednego prawdziwie wielkiego, rozumnego czynu, ani jednej prawdziwie wielkiej, historycznej postaci”.

Czytanie, pisanie, mówienie i myślenie po rosyjsku doprowadzało do tego, że żaden z polskich uczniów nie byłby w stanie precyzyjnie formułować swoich przekonań po polsku. „Była to najbardziej zjadliwa forma ‚obrusienija’, bo dobrowolnie, we wnętrzu własnych czaszek stopniowo zaprowadzana przez młodzież” - twierdził Żeromski. Od roku 1883 generał gubernator Hurko realizował konsekwentnie program unifikacji ziem rosyjskich i polskich. Osławiony kurator szkół warszawskich Apuchin opracował nową wersję historii. Chciał też zmienić Warszawę stosownie do opowieści swoich dziejopisów. Nakazał zniszczyć na przykład schowaną pod pałacem Staszica „kaplicę moskiewską”, w której spoczywały niegdyś zwłoki wziętych do niewoli przez Żółkiewskiego carów Szujskich. Pałac Staszica przerobiono teraz na cerkiew prawosławną. Apuchin kazał też zdjąć ze słynnej kolumny w Warszawie postać króla Zygmunta III i umieścić - jako znak wzgardy - na szpetnym podeście z żelaza. W roku 1897 podłożono fundamenty pod wielką cebulastą cerkiew na warszawskiej Pradze. Carski minister skarbu Sergiusz Witte realizował już wtedy program „dogłupiania Polski do urownia Rosji”. Mnożyły się upokorzenia narodowe: w Wilnie odsłoniono na przykład pomniki Katarzyny II i „kata-Wieszatiela” Murawiowa. Wywoływało to oczywiście opór zniewolonego narodu. Wydawane w Krakowie od 1896 roku i przemycane nielegalnie do zaboru rosyjskiego pismo „Polak” nie ważyło słów: „Moskale to tylko dzika horda łotrów i złodziei, którzy zdzierają z nas ostatnią skórę, ciemiężą, wynaradawiają, prześladują naszą wiarę... Przypomnimy Niemcom i Moskalom Grunwald i Kłuszyn; doczekają się dzieci nasze chwili, że zobaczą carów moskiewskich na łańcuchu prowadzonych po Warszawie, że zobaczą królów pruskich, bijących kornie czołem przed majestatem Rzeczypospolitej”. Cerkwie na polskiej ziemi drażniły Polaków. Władysław Dehnel przytoczył w pamiętniku ciekawą dyskusję grupki patriotów z kręgu Piłsudskiego w roku 1904, po wybuchu wojny japońsko-rosyjskiej. Rozważano wtedy możliwość klęski cara i szanse niepodległości Polski. W obecności charyzmatycznego przywódcy, Piłsudskiego, walka z okupantem zdała się łatwa i prosta: „Blask bił w obecnych spod jego brwi krzaczastych. U wszystkich

wzbudziło się przekonanie, że Polska nie tylko musi być, ale będzie wolna. I w atmosferze rozrzewnienia, nad czarną kawą i mocną herbatą, z dodatkiem gęstej starki, wybuchł nagle spór: co zrobić z soborem prawosławnym na centralnym placu w Warszawie w razie wolnej Polski? Sulkiewicz, Tatar z pochodzenia, którego nie raziła bizantyjska forma soboru, bronił myśli, by go zostawić w spokoju, aby przypominał lata niewoli. Przemienić w muzeum! Piłsudski wypowiadał się za usunięciem soboru z Warszawy, a nawet za doszczętnym zniszczeniem. I w owej chwili był w oczach wszystkich realnym zdobywcą realnej niepodległości”. Niepodległość „wybuchła”! Polacy rzeczywiście, jak chciał Piłsudski, starali się zniszczyć wszelkie pamiątki po latach niewoli. Także cerkwie. W okresie międzywojennym większość z nich na ziemiach polskich zburzono lub zamieniono na świątynie katolickie - po zdjęciu kopuł i prawosławnych obrazów. Niszczono bezcenne ikonostasy. Ponad 200 cerkwi uległo całkowitemu zniszczeniu, w majestacie decyzji rządowych! Dziełu niszczenia sprzeciwiali się niekiedy sami Polacy. Dzięki nim ocalała piękna cerkiew św. Aleksandra Newskiego w Łodzi, wybudowana w roku 1884 w stylu bizantyjskim. Ofiary na jej budowę dawali niegdyś nie tylko prawosławni, ale i luteranie, żydzi oraz katolicy. Po roku 1918 łodzianie nie pozwolili zburzyć świątyni; twierdzili, że nie jest „ruska”, ale „nasza”, zbudowana po prostu przez Polaków. Prawosławni stanowili około 12 proc. żołnierzy w wojsku polskim, mieli więc własne duszpasterstwo i kaplice.

Stefan Wyszyński i „czerwona zaraza” W roku 1904 została skradziona w Kazaniu święta kopia ikony zwycięskiej Bogurodzicy. Natomiast wizerunki z Moskwy i Petersburga, po zwycięstwie Rewolucji Październikowej, trafiły do magazynów muzealnych. Wielka katedra Matki Bożej Kazańskiej w Petersburgu została zamieniona w muzeum ateizmu, a w podziemnych kryptach drukowano odezwy bolszewików. Jedna z ikon w roku 1917 została wywieziona z Rosji i sprzedana na aukcji w Londynie jakiemuś milionerowi za 250 tysięcy funtów. W końcu, tajemniczą drogą, dotarła ona do... Fatimy i umieszczona została w Kaplicy Bizantyjskiej w budynku Światowego Apostolatu Fatimy. W roku 1936 Stalin kazał zburzyć katedrę Matki Bożej Kazańskiej w Moskwie, przy północno-zachodniej stronie Placu Czerwonego. Kościół katolicki uznał, że komunizm ze swoją ideologią „wojującego ateizmu” jest jego głównym wrogiem w XX-wiecznym „nowym, niezbyt wspaniałym świecie”. Watykan gotów był wspierać dawnych, prawosławnych przeciwników w nierównej walce ze wspólnym zagrożeniem. W roku 1937 papież Pius XI wydał utrzymaną w ostrym tonie encyklikę „Divini Redemptoris” - o bezbożnym komunizmie: „Komunizm w większej jeszcze mierze niż inne tego rodzaju ruchy w przeszłości zawiera błędną ideę wyzwolenia. Fałszywy ideał sprawiedliwości, równości i braterstwa w pracy przepaja bowiem całą jego doktrynę i wszystkie działania pewnym błędnym mistycyzmem, który daje tłumom pozyskanym złudnymi obietnicami zapał i sugestywnie szerzący się entuzjazm [...]. Komunizm pozbawia człowieka wolności, a więc duchowej podstawy wszelkich norm życiowych. Odbiera osobie ludzkiej całą jej godność i wszelkie moralne oparcie, z którego pomocą mogłaby się przeciwstawić naporowi ślepych namiętności. Ponieważ w obliczu społeczności człowiek, według zapatrywań komunizmu, jest tylko kółkiem wtłoczonym w tryby maszyny, dlatego nie przyznaje mu się żadnych praw naturalnych. W stosunkach międzyludzkich natomiast komunizm głosi absolutną zasadę równości, odrzucając wszelką hierarchię i wszelki autorytet ustanowiony przez Boga [...].

Po raz pierwszy w dziejach ludzkości jesteśmy świadkami starannie i planowo przygotowanego buntu przeciw wszystkiemu, co nazywa się Bogiem. Bo komunizm jest z natury swej antyreligijny, uważa religię za ‚opium dla ludu’, ponieważ jej zasady głoszące życie pozagrobowe odciągają proletariat od budowania na ziemi przyszłego raju sowieckiego”. Papieża wspierali konkretnymi przykładami polscy kapłani, mający dobrą znajomość nowego porządku rzeczy u wschodniego sąsiada. W roku 1938 młody publicysta katolicki Stefan Wyszyński wydał wstrząsającą książkę „Inteligencja w straży przedniej komunizmu”. Stwierdzał w niej: „Walczą ze sobą dwa światy, dwa porządki: ateistyczny komunizm i chrześcijaństwo. Ścierają się dwie wielkie zasady: nienawiści i miłości. Bolszewizm wywiera na inteligencję tak silny wpływ przez to, że realizuje on rzekomo sprawiedliwość społeczną... Celem bolszewizmu jest ogólnoświatowy przewrót cywilizacyjny, wyniszczenie kultury chrześcijańskiej”. Wyszyński sięgnął po reporterskie opisy ludzi, obserwujących budowę komunizmu z bliska. Przytaczał dziennikarską relację Klebera Legaya: W miastach i wioskach sowieckich „widzieliśmy bardzo wiele kobiet pracujących pod ziemią. Mówiono nam, że to prace lekkie, ale myśmy widzieli robotnice w oddziałach wydobywania. Widzieliśmy je w nocy, w dzień, wszędzie, nawet w fabrykach, gdy pracowały w pobliżu pieców martenowskich, na powierzchni, przy budowach, gdy obsługiwały mularzy, gdy kopały i tłukły kamienie przy budowie dróg, naprawiały drogi żelazne, nosiły szyny - pod nadzorem mężczyzn”. Wyszyński nagłaśniał przemyconą w połowie lat trzydziestych XX wieku do Polski książkę więźnia obozów pracy, Iwana Sołoniewicza „Rosja w obozie koncentracyjnym”. Ten prekursor Sołżenicyna i Herlinga-Grudzińskiego przytaczał między innymi słowa jednego z więźniów Stalina: „Cofnęliśmy się do wieku XV. Tu w obozie można żyć tylko będąc zwierzęciem. Silnym zwierzęciem. Ja jestem inteligent, pracownik umysłowy, ja mięśni swych nie rozwijałem. Myślałem, że żyję w XX wieku. Nie przypuszczałem, że możliwy jest powrót do epoki kamiennej. A oto przeżywamy ją i ja muszę zginąć, ponieważ do epoki tej nie jestem

dostosowany”. Wyszyński ostrzegał europejskich inteligentów zafascynowanych wielkim eksperymentem Lenina i Stalina: „Inteligencja przygotowała rewolucję i najpierw padła jej ofiarą. Rząd sowiecki wyrżnął najpierw inteligencję... Od zarania przewrotu Sowiety posługiwały się metodą bezwzględnej likwidacji przeciwnika, przy użyciu wszelkich środków, metodą gwałtu, terroru, siły, brutalnego łamania wszelkiego oporu, rozlewu krwi”... Przyszły „prymas Tysiąclecia” stawiał przed oczy zwolennikom czerwonego imperium obrazy wynędzniałych dzieci Rosji w czasach Stalina. Przypominał los 11-letniej dziewczynki, sieroty, wynędzniałej, schorowanej - skóra i kości... Ten głodny szkielecik wyrwał z rąk więźnia gułagu rondel z pomyjami. Dziewczynka rzuciła się na tę marną strawę, potem na darowaną skórkę chleba, a „po jej brudnej twarzyczce płynęły łzy przestrachu”. Niewolnik gułagu, inteligent poddawany reedukacji, opisywał: „Stałem przed nią przybity, pełen niesamowitego obrzydzenia dla świata całego i do siebie samego. Jakże to być mogło, że ludzie dorośli w Rosji, 30 milionów dorosłych mężczyzn, mogło pozwolić, by coś podobnego działo się z dziećmi w naszym kraju? Dlaczego nie walczyliśmy do ostatka? My, inteligenci rosyjscy, wiedząc, czym była ‚wielka francuska rewolucja’, powinniśmy przewidzieć, jak będzie wyglądać równie wielka rewolucja u nas (...). I oto na kościach tego drobnego szkielecika, na kościach milionów takich szkielecików, budowany będzie raj socjalistyczny. Nie - nawet gdyby im się udało raj ten na tych szkielecikach stworzyć, ja raju tego nie chcę. Przypomniałem sobie fotografię Lenina w pozie Chrystusa, otoczonego dziećmi. ‚Nie przeszkadzajcie maluczkim przychodzić do mnie’... Jakaż podłość, jakaż wstrętna, pełna potwornego fałszu podłość”. Wyszyński przytoczył dramatyczne słowa innego więźnia gułagu, profesora matematyki z Mińska. W czasie rewolucyjnych przemian stracił żonę, dzieci i sam - jak żywy trup - snuł się po obozie. Mówił w stanie rozpaczy i wyczerpania: „Nie byłem człowiekiem religijnym, jak cała mniej więcej inteligencja rosyjska. Czy mogłem wierzyć w istnienie diabła? A oto teraz wierzę. Wierzę, ponieważ widziałem go, ponieważ go widzę. Widzę go w

każdym punkcie obozowym. On istnieje, istnieje! To nie jest wymysł księży. To jest fakt, dający się stwierdzić naukowo!” Stefan Wyszyński w roku 1938 ostrzegał: „Salonowi komuniści’ [w Polsce] oderwali się duchowo od swego narodu. Niech sobie na przykład spróbują uprzytomnić, co by się z nimi stało w razie próby zapędzenia polskiego kmiotka do kołchozu, lub na przykład w wypadku chęci umieszczenia [obrazów Matki Boskiej] Częstochowskiej czy Ostrobramskiej jako eksponatu w ‚muzeum antyreligijnym’. „ Kościół katolicki w Polsce zdecydowanie włączał się w walkę z ateistycznym wrogiem na Wschodzie, spadkobiercą tyrańskiego imperium carów. Po wojnie, kiedy Polska stała się prowincją państwa Stalina, Stefan Wyszyński - już jako prymas - stał się wrogiem numer jeden wodza światowego proletariatu. Opracował taktykę walki z komunizmem. Pisał potem w pamiętniku: „Badając uważnie rozwój dziejowy Rewolucji Październikowej, mogłem zauważyć, że stosunek taktyczny do religii ulegał zmianie, idąc po linii elastycznej. Początkowy brutalizm, na poziomie procesów, muzeów bezbożniczych, zamykanych cerkwi, rabowanych cudownych obrazów, załamał się, ustępując miejsca metodzie Dymitrowa. A gdy przyszła ‚wielka wojna narodowa’, rząd ZSRR poszedł na ‚cichą ugodę’ z Cerkwią. Oczywiście, była to ugoda przy łożu umierającego; ale jednak istniały jeszcze w społeczeństwie siły, które nakazywały tę ugodę. Ta ewolucja wskazuje, że każda forma rządu, nawet tak bezwzględna, powoli stygnie i bieleje, w miarę jak napotyka na trudności, których sam urzędnik bez pomocy społeczeństwa rozwiązać nie może”. Po drugiej wojnie światowej religia katolicka w Polsce była tak samo zagrożona, jak wiara prawosławna w Rosji. W całym imperium obowiązywał ogólnie zakaz budowy świątyń. Ludzie religijni prowadzili cały czas cichą wojnę o swoje prawa. W roku 1947 w ramach akcji „Wisła” przesiedlano masowo ludność ukraińską (często grekokatolicką i prawosławną) ze wschodniej Polski na ziemie zachodnie. Szli na Zachód osadnicy i niekiedy przerabiali opuszczone kościoły protestanckie na cerkwie.

Między Moskwą, Warszawą i Watykanem Komunizm - wspólny wróg katolików i prawosławnych - sprzyjał dążeniom ekumenicznym chrześcijan z różnych obozów, obrzucających się do tej pory klątwami i ekskomunikami. W roku 1963 Cerkiew moskiewska otrzymała zaproszenie na obrady soboru watykańskiego, na znak przyjaźni dla „kraju, który kochamy”. Prawosławni obserwatorzy wyjechali do Rzymu za zgodą władz ZSRR. Pojednawczym gestem Jana XXIII było przyjęcie na oficjalnej audiencji redaktora naczelnego moskiewskich „Izwiestii” Adżubeja wraz z żoną, a także córki Chruszczowa, następcy Stalina! Decyzja pogodnego papieża pokoju i pojednania zaszokowała wielu obserwatorów. Jan XXIII mówił potem: - Wiem, że wiele osób było zaskoczonych tą wizytą; niektórzy byli nawet zasmuceni. Dlaczego? Muszę przecież przyjmować wszystkich, którzy pukają do mych drzwi. Widziałem się z nimi... i rozmawialiśmy o dzieciach... Widziałem , jak pani Adżubej płakała. Dałem jej różaniec zaznaczając, że nie musi go używać ani czuć się zobowiązana i zapewniać mnie, że to zrobi! Lecz, żeby tylko patrząc na niego przypominała sobie, że żyła kiedyś najdoskonalsza z matek. Delegacja patriarchatu moskiewskiego wzięła udział w pogrzebie Jana XXIII, a delegacja watykańska w pogrzebie patriarchy moskiewskiego Aleksego. Przyjazne gesty wobec protestantów i prawosławnych wykonywał także papież Paweł VI, nawołujący wszystkich chrześcijan: „Chrystus jest naszym jedynym księciem, naszą jedyną ostoją i celem”. 7 grudnia 1965 na zamknięcie soboru watykańskiego, w krótkim brewe apostolskim Paweł VI wymazał z pamięci Kościoła katolicką ekskomunikę, nałożoną w 1054 roku na Konstantynopol. Minęła jednak soborowa euforia i w codziennej praktyce życia trudno było znaleźć przykłady chrześcijańskiej jedności. Szczególnie silne uprzedzenia wobec „łacinników” były nadal w „Trzecim Rzymie”. Rosyjscy patriarchowie byli uczuleni na protegowanie przez Watykan

unitów (choć trudno, żeby było inaczej). Szczególnie niebezpieczni wydawali im się zawsze Polacy, intrygujący na Wschodzie od czasów Zygmunta Wazy. Kiedy więc przyszedł pamiętny dzień 16 października 1978 roku... Papież-Polak stał się dla Cerkwi moskiewskiej poważnym problemem. Podejrzliwie traktowano nawet przyjazne słowa, że „...dwie tradycje Wschodu i Zachodu wyrażają tę sama wiarę, jeden chrzest... Papież Jan Paweł II, Słowianin, syn narodu polskiego, czuje, że musi wniknąć głęboko w glebę historii i w korzenie, z których sam pochodzi”. Prawosławni obawiali się, że papież-Polak będzie wspierał ekspansję katolicyzmu w Rosji, na Ukrainie, Białorusi. Nad Wisłą na nowo eksplodował entuzjazm religijny. Na terenie Białostocczyzny powstanie „Solidarności” niekiedy wywoływało poczucie zagrożenia u wielu prawosławnych, ze względu na manifestowany katolicyzm tego ruchu i zauważalny na poziomie lokalnym niechętny stosunek do „schizmatyków”. Poczucie zagrożenia potęgowała tajemnicza seria pożarów świątyń prawosławnych na Białostocczyźnie; spłonęła między innymi cerkiew Przemienienia Pańskiego na Świętej Górze Grabarce. W roku 1982 w niejasnych okolicznościach zginął ksiądz Piotr Popławski, proboszcz z Narwi. Cerkiew moskiewska bardzo niechętnie zareagowała na wyraźne wsparcie przez Jana Pawła II odwiecznych rywali - unitów (grekokatolików). Zaraz na początku pontyfikatu papież z Polski wystosował bardzo przyjazny list do kardynała Slipyja, duchowego przywódcy unitów, w związku z millenium kościoła na Rusi Kijowskiej. W dodatku Kancelaria Patriarchy Ukraińskiego w Rzymie (takiego tytułu używał Slipyj) podgrzała atmosferę, domagając się 3 października 1978 roku ustanowienia we Lwowie albo Kijowie patriarchatu i rewizji dialogu ekumenicznego z rosyjskim prawosławiem. Wyraziła nadzieję, że Jan Paweł II „będzie popierać naszą - grekokatolików - walkę, chyba że wiatry w kurii rzymskiej będą wiały nadal w przeciwnym kierunku”. Dostojnicy Cerkwi rosyjskiej uznali, że polityka Watykanu nawiązuje do złych tradycji prozelityzmu. Nieufnie śledziła przyjazne gesty Jana Pawła II, jak uczestnictwo we wspólnym nabożeństwie katolików i prawosławnych w katedrze św. Mikołaja w Białymstoku. Moskwa pozostała nieufna, nawet gdy udało się papieżowi z Polski ożywić dialog

z patriarchatem ekumenicznym w Konstantynopolu. Metropolita Chalcedonii Meliton życzliwie pisał do papieża w czerwcu 1980 roku: „Jako naczelny pasterz Kościoła rzymskokatolickiego oraz pierwszy biskup chrześcijaństwa kroczycie drogą otwartą z jednej strony przez Jana XXIII i Pawła VI, a z drugiej przez patriarchę Atenagorasa I i aktualnego patriarchę Dymitriosa I. Na Wschodzie panuje radość i nadzieja, bowiem Wasza Świątobliwość przejął po swych trzech poprzednikach nie tylko siedzibę rzymską, lecz także ich dziedzictwo ducha ekumenicznego”. Od tego czasu każdego roku 29 czerwca delegacja patriarchatu uczestniczy w nabożeństwach ku czci świętych Piotra i Pawła w Watykanie, a delegacja rzymska bierze udział w obchodach św. Andrzeja w Konstantynopolu 30 listopada. Stosunki Watykanu z Moskwą poprawiły się po bilateralnym spotkaniu między Stolicą Apostolską i patriarchatem Rosji w Bari w 1997 roku. Popsuły z kolei w lutym 2002 roku, kiedy papież podniósł katolickie organizacje w Federacji Rosyjskiej do rangi diecezji, a administratorów do rangi biskupów. Pół roku później wysłannicy Watykanu przekazali dostojnikom prawosławnym w Moskwie kopię ikony kazańskiej, która przez 11 lat była w prywatnych apartamentach Jana Pawła II. Patriarcha Moskwy Aleksy II ucieszył się z gestu papieża, jednak przekazał posłańcom pokoju informację, że nie ma nadal warunków do wizyty papieża w Rosji z powodu zbyt aktywnej działalności misyjnej katolików w prawosławnych krajach. A przecież... Patriarchat Moskwy powinien docenić rolę Jana Pawła II w obaleniu ateistycznego komunizmu w Związku Radzieckim!

I stał się cud! Jan Paweł II nie miał zbrojnych dywizji, a jednak okazał się zaskakująco skutecznym „mistycznym wojownikiem” z imperium Lenina i Stalina. Do walki z komunizmem potrafił wykorzystać zarówno potęgi ziemskie: entuzjastyczne tłumy „Solidarności”, zbrojny miecz Ronalda Reagana - jak i potęgi duchowe Wierzący katolicy, sukces „Solidarności” i gwałtowny rozpad ZSRR za przyczyną polskiego papieża, zaczęli rozważać w kategoriach CUDU, w mistycznym kontekście Fatimy. Tu już... zawodzi rozum i trzeba zostawić miejsce dla wiary, jak mawiał Immanuel Kant. W objawieniu z Fatimy z 13 lipca 1917 roku - twierdzą komentatorzy katoliccy - Matka Boża ostrzega przed „błędami Rosji” - ateistycznym komunizmem, mogącym doprowadzić do wojen i prześladowań religijnych. „Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie musiał dużo przecierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych”. Aby temu zapobiec, potrzebne jest między innymi kolegialne (czyli w łączności wszystkich biskupów świata z Ojcem Świętym) poświęcenie Rosji opiece Matki Bożej. W czasie wielkiej wojny pogańskiego nazizmu z ateistycznym stalinizmem, 31 października 1942 roku papież Pius XII dokonał poświęcenia świata (w tym szczególnie ROSJI) Matce Bożej. Wiadomo, kogo miał na myśli, gdy modlił się do Bogurodzicy: „Ludziom oddzielonym od nas przez błędy czy schizmę, a przede wszystkim tym, którzy okazują szczególne nabożeństwo do Ciebie i w których krajach nie ma domu, gdzie nie czczono by Twej świętej ikony choć obecnie może ukrytej i przechowywanej w oczekiwaniu na lepsze dni - użycz pokoju i przyprowadź ich z powrotem do jednej owczarni Chrystusa, kierowanej przez prawdziwego pasterza. Obdarz święty Kościół Boga pełnym pokojem i wolnością; powstrzymaj falę nowego pogaństwa i materializmu”. W schyłkowym okresie Stalina, 7 lipca 1952 roku, Pius XII skierował specjalny list apostolski już wprost do ludów Rosji. Pisał między innymi: „Umiłowanym ludom Rosji pozdrowienia i pokój w Panu! [...].

Jednoznacznie potępiliśmy i odrzuciliśmy - jak domaga się tego nasz urząd - błędy, które głoszą lub starają się rozpowszechniać podżegacze ateistycznego komunizmu na największą szkodę i błąd obywateli... Zdemaskowaliśmy ich fałsz, często ubrany w szatę prawdy, ponieważ kochamy was ojcowskim sercem i życzymy wam dobrze [...] Niech umiłowana Matka raczy spojrzeć z dobrocią i miłosierdziem na tych, którzy organizują grupy wojujących ateistów i kierują ich działalnością; niech napełni ich umysły niebieskim światłem i, dzięki Bożej łasce, zwróci ich serca ku zbawieniu. Aby zaś nasze gorące modlitwy i wasze zostały szybko wysłuchane i aby dać wam szczególny znak naszego szczególnego uczucia, tak jak zaledwie przed kilku laty poświęciliśmy cały rodzaj ludzki Niepokalanemu Sercu Maryi, Matki Bożej, tak dziś poświęcamy i oddajemy temu Niepokalanemu Sercu w szczególny sposób wszystkie ludy Rosji, z mocną nadzieją, że dzięki potężnemu wstawiennictwu Maryi Dziewicy, niebawem szczęśliwie spełnią się pragnienia, które dzielimy wespół z wami”. Do czasów „polskiego papieża” Watykan dość nieufnie odnosił się do objawień fatimskich. Po zamachu na życie Jana Pawła II na placu św. Piotra sytuacja się zmieniła. W pierwszą rocznicę dramatycznych zdarzeń papież przybył do Fatimy i wygłosił przejmującą homilię: „...dokładnie tego właśnie dnia w ubiegłym roku, na placu św. Piotra w Rzymie, podjęto próbę zamachu na życie papieża, co w tajemniczy sposób zbiegło się z rocznicą pierwszych objawień w Fatimie, które miało miejsce 13 maja 1917 roku. Wydaje mi się, że w zbieżności tych dat rozpoznaję szczególne wezwanie, by przybyć na to miejsce. Tak więc jestem tu dzisiaj. Przybyłem, by podziękować Bożej Opatrzności tu, w tym miejscu, które Maryja zdaje się wybrała dla siebie w sposób szczególny [...]. Wołanie zawarte w orędziu Maryi z Fatimy jest tak głęboko zakorzenione w Ewangelii i całej Tradycji, że Kościół czuje, iż orędzie to nakłada na niego obowiązek wysłuchania go. Kościół odpowiedział przez sługę Bożego Piusa XII (którego konsekracja biskupia miała miejsce dokładnie 13 maja 1917 roku). Poświęcił on Niepokalanemu Sercu Maryi rodzaj ludzki, a szczególnie narody Rosji. Czy to poświęcenie nie było odpowiedzią na ewangeliczną wymowę wezwania z Fatimy?”

Po homilii papież dokonał w Fatimie „aktu zawierzenia Matce Bożej” całego świata, A ZWŁASZCZA TYCH NARODÓW, KTÓRE STANOWIŁY PRZEDMIOT JEJ SZCZEGÓLNEJ MIŁOŚCI I TROSKI. Rosja nie została nazwana wprost, zapewne dlatego, że w kręgu papieża wielu dostojników sprzeciwiało się bezpośredniej ingerencji w sprawy Kremla i rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Mimo to papież zdecydował się na wykorzystanie symboliki fatimskiej. 25 marca 1984 roku akt zawierzenia został powtórzony na placu świętego Piotra w Rzymie, przed figurką Matki Bożej, sprowadzoną specjalnie z Fatimy, w łączności duchowej z wszystkimi biskupami świata, katolickimi i prawosławnymi. Do nich Jan Paweł II wystosował list kilka miesięcy wcześniej z prośbą o współudział. Później okazało się, że uroczystość poświęcenia dokonała się nawet „konspiracyjnie” w dwóch cerkwiach na Kremlu! Dokonał tego biskup Paweł Hnilica ze Słowacji - główny doradca Jana Pawła II w „sprawach fatimskich”. Ranny w zamachu papież w roku 1981 poprosił właśnie Hnilicę o dostarczenie dokumentacji fatimskiej. On też dał papieżowi figurkę Matki Boskiej Fatimskiej, którą w dniu zamachu przynieśli na plac św. Piotra pielgrzymi z Niemiec. Jak mówił biskup: „Chcieli ją ofiarować Ojcu Świętemu w prezencie. Przez trzy miesiące figura ta znajdowała się w mojej kaplicy. Była to najpiękniejsza figura, jaką kiedykolwiek widziałem. Kiedy oddawałem ja Ojcu Świętemu, było mi ciężko na myśl, że muszę się z nią rozstać. A co papież do mnie powiedział? ‚Pawle, podczas tych trzech miesięcy [rekonwalescencji] zrozumiałem, że jedynym sposobem ocalenia świata od wojny, ocalenia od ateizmu, jest nawrócenie Rosji zgodnie z orędziem z Fatimy. Nawrócenie Rosji jest treścią i sensem orędzia z Fatimy. Wtedy dopiero nadejdzie zwycięstwo Maryi’. Ojciec Święty znał kaplicę zbudowaną na wzgórzu na wschodniej granicy polskiej, na granicy z Rosją, i tam polecił umieścić figurę. Matka Boża patrzy na Rosję. Chce jednak, abyśmy i my spojrzeli w tę samą stronę”.

Tego Sienkiewicz by nie wymyślił! Paweł Hnilica był jedną z najbarwniejszych postaci w otoczeniu Jana Pawła II. Pochodził z ubogiej, wielodzietnej słowackiej rodziny. Podczas wojny wstąpił do nowicjatu jezuitów. „Była wojna - wspominał potem. - Spadały bomby. Często nasz przełożony udzielał nam rozgrzeszenia - może dwadzieścia, trzydzieści razy - w dniach najbardziej niebezpiecznych bombardowań. W tamtych chwilach nie modliłem się. Walczyłem z Bogiem: ‚Pozwól mi żyć! Pozwól mi choć jeden raz odprawić mszę świętą! Potem będę gotów umrzeć”. Udało mu się przeżyć - jednak w niewiele lepiej czuł się po wojnie w warunkach komunistycznych prześladowań Kościoła w Czechosłowacji... Sakrę przyjął w wieku trzydziestu lat, z rąk własnego biskupa, który już był umierający. Było to w obozie pracy. „Powodem naszego uwięzienia była wierność Ojcu Świętemu w Rzymie. W obozie oficer polityczny mówił nam: ‚Zostaniesz natychmiast zwolniony, będziesz mógł wrócić do domu, ale pod jednym warunkiem: zamiast władzy papieża w Rzymie musisz uznać zwierzchnictwo patriarchy moskiewskiego’. To otworzyło nam oczy. Szatan wie, co stanowi fundament Kościoła: jest nim Piotr [...]. W tamtej chwili w suterenie z całego serca przysiągłem wierność Piotrowi. Wiecie, że każdy biskup w chwili konsekracji otrzymuje jakąś diecezję. Powiedziano mi: ‚Twoja diecezja rozciąga się od Pekinu przez Moskwę do Berlina”. Były tam kraje opanowane przez różne odmiany wojującego, ateistycznego komunizmu. Konsekracja Hnilicy została urzędowo potwierdzona przez Pawła VI w Fatimie. Tam w roku 1967 papież i słowacki biskup spotkali się z siostrą Łucją, która była świadkiem objawień w roku 1917. Wspólnie doszli do wniosku, że Rosja potrzebuje pomocy, aby odbudować zniszczoną przez komunizm wiarę. „Bracia i siostry z Kościoła katolickiego mogą nawiązać kontakt ze swymi prawosławnymi braćmi i siostrami na płaszczyźnie miłosierdzia, które jest najbardziej autentycznym znakiem prawdziwego chrześcijaństwa”. W Rzymie biskup Paweł założył stowarzyszenie Pro Deo et Fratribus

(Dla Boga i Braci), organizujące pomoc finansową dla jego diecezji „od Berlina przez Moskwę po Pekin”. Szczególną wagę przywiązywał biskup do przekazywania odpowiednich tłumaczeń Pisma Świętego i Ewangelii obywatelom komunistycznych imperiów. Paweł Hnilica stał się prawą ręką papieża Jana Pawła II w sprawach wschodnich. W marcu 1984 odpowiedział na papieski apel o współudział wszystkich biskupów świata i.. dokonał wyczynu, godnego bohaterów Dumasa, Verne’a czy Sienkiewicza! Katolicki biskup odprawił mszę w centrum światowego ateizmu! Tak mówił o tym w homilii wygłoszonej w Marienfried (Niemcy) w roku 1988: „A jednak w dzień poświęcenia Rosji byłem w Moskwie i tam dokonałem aktu poświęcenia, w duchowym zjednoczeniu z Ojcem Świętym! Jak się to mogło stać? Pracowałem z Matką Teresą z Kalkuty. Byłem z nią w Kalkucie w lutym 1984 roku. Ponieważ tamtejsi urzędnicy rosyjscy mnie nie znali, zacząłem się starać o wizę do Moskwy na okres od 22 do 25 marca i uzyskałem ją! Matka Teresa prosiła wszystkie siostry o modlitwę. Te siostry odmówiły nowennę w intencji poświęcenia Rosji. I tak oto o czwartej nad ranem znalazłem się na lotnisku w Moskwie, w towarzystwie księdza, którego kilka miesięcy wcześniej wyświęciłem w Fatimie dla Rosji. Urzędnik pytał mnie o paszport i dopytywał się, czy jestem tą samą osobą, co na zdjęciu. Miałem paszport włoski i odpowiadałem po włosku. Urzędnik nie rozumiał, co mówię, ale wiedziałem, że muszę udawać Włocha [...] Potem zaczął wydzwaniać [...]. Ale, dzięki Bogu, z drugiej strony nikt nie podnosił słuchawki. Była czwarta nad ranem. Ludzie, do których dzwonił, musieli spać. Urzędnik nie zrezygnował. Wyszedł i zadał kilka pytań. Odpowiedziałem swoje: ‚Si, si’. Zniknął i znów chwycił za telefon. Dzwonił długo, bardzo długo. Odmówiłem już niemal cały różaniec i powiedziałem do Matki Bożej: ‚Jestem w Twoich rękach. Niech się dzieje wola Boża’. Urzędnik wciąż nie mógł uzyskać połączenia i zaczął się denerwować. Odłożył słuchawkę, ostemplował mój paszport i powiedział: ‚Dalej!’ Teraz przyszła jednak pora na kontrolę bagażową. Przerzucił moja torbę, w której miałem swój krzyż biskupi, Biblię i różne medaliki. Miałem kilkaset cudownych medalików Matki Bożej i sześćdziesiąt medalików watykańskich. Żołnierz wziął je do ręki; zauważyłem, że mu się spodobały. Zapytał: ‚Co to jest?’ - ‚Pamiątki z

Rzymu’ - odpowiedziałem. ‚Jeśli chcesz, możesz sobie wziąć kilka, towarzyszu’ Wziął. Mogę złożyć świadectwo, że różaniec i medaliki otworzyły mi drogę do Moskwy. Punktem kulminacyjnym mego pobytu w Moskwie było święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Była sobota, dzień, w którym Kreml jest otwarty dla turystów. Tak więc ułożyłem pewien plan. Również ja byłem turystą [...]. Wszedłem do wnętrza mego kościoła. Podszedłem do ołtarza świętego Michała, wyciągnąłem z torby komunistyczną ‚Prawdę’ i rozłożyłem ją. Jednak między stronicami ‚Prawdy’ znajdował się ‚L’Osservatore Romano’ z tekstem aktu poświęcenia Rosji przez papieża. Zacząłem się modlić: ‚Pod Twoją obronę uciekamy się... Naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych!...’ Myślę, że jest to najpiękniejsza modlitwa maryjna. Powinniśmy ją częściej odmawiać. Tam w kościele na Kremlu zjednoczyłem się z Ojcem Świętym i z wszystkimi biskupami świata i w łączności z nimi dokonałem aktu poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi [...]. Następnego dnia udałem się do Zagorska. Zagorsk jest duchowym centrum Prawosławia. Byliśmy u grobu świętego Sergiusza. Byłem pod wrażeniem wielkiej liczby rozmodlonych ludzi. Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego w całym moim życiu: ‚Gospodi, pomiłuj, Gospodi, pomiłuj! - ‚Panie zmiłuj się, zmiłuj się nad nami!’ I tak ze sto razy. Powiedziałem do Jezusa: ‚Musiałbyś mieć serce z kamienia, żeby nie usłyszeć wołania tych ludzi i szybko ich nie wysłuchać’ [...]. Nieraz mówiłem do szatana, że co się tyczy komunizmu, popełnił strategiczny błąd, wybierając Rosję. Tu zwą ją Bogurodzicą, Bożą Matką. W Rosji przegra. Już szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Maryi” („Fatima, Rosja i Jan Paweł II”, tłum. Wincenty Łaszewski).

Krajobraz po bitwie Symbolika fatimska potężnie działała na emocje chrześcijan w całym świecie. W koronie Matki Bożej z Fatimy umieszczona została kula, która ugodziła Jana Pawła II podczas zamachu. Interesowali się nią i niedoszły morderca Ali Agca - i kremlowscy dostojnicy, którzy pod koniec XX wieku w państwie Lenina i Stalina doznawali nagle... mistycznego oświecenia! Jak Gorbaczow, który w grudniu 1989 roku mówił: „W Związku Radzieckim żyją ludzie różnych wyznań, wśród nich chrześcijanie, muzułmanie, żydzi, buddyści i wielu innych. Wszyscy oni mają prawo do zaspokajania swych duchowych potrzeb. Wkrótce w naszym kraju zostanie ogłoszone prawo o wolności sumienia”. Kolejny przywódca Rosji Borys Jelcyn oświadczył w roku 1991: „Jestem ochrzczony. Moje imię i data urodzenia zostały, jak to było w zwyczaju, wpisane do księgi chrztów [...]. Chcę wyrazić głęboki szacunek dla Kościoła prawosławnego, ze względu na jego historię, jego wkład w rosyjskie życie duchowe, jego nauczanie moralne, jego tradycję pełnienia czynów miłosierdzia. Dziś, kiedy Kościół zaczyna znowu pracować na rosyjskiej ziemi, naszym obowiązkiem jest przywrócić mu jego prawa. Nabożeństwo w kościele trwające cztery godziny nie nudzi ani mnie, ani mojej żony. Często, kiedy wychodzę z kościoła, czuję w sobie jakąś nowość, jakieś światło, które we mnie zamieszkało”. Także następca Jelcyna, Władimir Putin, pokazywał dziennikarzom prawosławny medalik, który - jak twierdził - nosił od urodzenia! Przetrwał czasy stalinizmu, a nawet pożar jego daczy. Prezydent cudownie odnalazł go na zgliszczach. Rozpadł się Związek Radziecki - z dużą pomocą Jana Pawła II i solidarnie (jak rzadko!) działających Polaków. Nie udało się jednak polskiemu papieżowi pojechać z pielgrzymką pokoju do Moskwy. Rosyjska Cerkiew ciągle nieufnie spogląda w stronę Rzymu. Patriarcha Moskwy Aleksiej II w roku 1991 odmówił udziału w rzymskim synodzie biskupów, na znak protestu Cerkwi przeciw prozelityzmowi i działalności misyjnej Kościoła katolickiego w Rosji. Papież-Polak wielokrotnie kierował wyrazy sympatii w stronę Wschodu. Podczas

pielgrzymki do byłych radzieckich republik nadbałtyckich - Litwy, Łotwy i Estonii we wrześniu 1993 roku Jan Paweł II wyrażał przekonanie, że Kościół zjednoczonej Europy „już niedługo będzie mógł znowu oddychać w normalnym rytmie dwoma płucami, Zachodu i Wschodu, które zostały ukształtowane przez historię dwóch tysięcy lat”. W czasie modlitwy na Anioł Pański w Wilnie 5 września 1993 roku, papież mówił: „Pragnę na nowo zawierzyć Matce Bożej, czczonej przez naród rosyjski ze szczególną pobożnością, tę niełatwą, ale opatrznościową drogę [chrześcijańskiej jedności]. Niech Matka Księcia Pokoju pomoże Rosji w znalezieniu pokoju wewnątrz i na zewnątrz swych granic. Oby wszyscy obywatele Rosji znajdowali światło i siłę w wartościach ducha, by budować przyszłość godną człowieka i zgodną z planami Ojca Niebieskiego”. W czerwcu 2001 roku Jan Paweł II dotarł do serca dawnej Rusi, do Kijowa, ze słowami pojednania. W czasie pielgrzymki na Ukrainę przypomniał Czarnobyl „...to apokaliptyczne wydarzenie, które spowodowało, że wasz kraj zrezygnował z broni nuklearnej, pobudziło także obywateli do energicznego przebudzenia, inspirując ich do wkroczenia na drogę odważnej odnowy”. Papież mówił w prawosławnej stolicy: - Z radością pozdrawiam ciebie, cudowne miasto Kijów, które rozciągasz się nad środkowym brzegiem Dniepru, kolebko dawnych Słowian i kultury ukraińskiej, głęboko przenikniętej słowiańskim zaczynem. Na ziemi waszego kraju, stanowiącego skrzyżowanie Wschodu i Zachodu Europy, spotkały się dwie wielkie tradycje chrześcijańskie, bizantyjska i łacińska, obie znajdując życzliwe przyjęcie. W ciągu wieków nie zabrakło miedzy nimi napięć, które doprowadziły do konfliktów zgubnych dla obu stron. Dzisiaj jednak toruje sobie drogę gotowość do wzajemnego przebaczenia. W owym czasie ponury był krajobraz po bitwie marksizmu-stalinizmu z religijnym „opium dla ludu”. Widomy znak tragedii prawosławia w Związku Radzieckim to stan cerkwi, utrwalony przez polskiego reportera Ryszarda Kapuścińskiego podczas jego podróży w latach 1991 - 92 po „Imperium”: „Paradoksalnie, najlepiej zachowały się cerkwie, które bolszewicy zamienili na centra walki z religią - z prawosławiem, z popami, z

klasztorami i właśnie... z cerkwiami. Centra te, nazywane muzeami ateizmu, stały się siedzibą stałych wystaw, które objaśniały, że religia to opium narodu. Odpowiednie rysunki mówiły, że Adam i Ewa to postaci z bajek, że księża palili kobiety na stosach, że papieże mieli kochanki, a w klasztorach gnieździli się homoseksualiści [...]. Cudzoziemcy po zwiedzeniu takiego muzeum wyrażali czasem oburzenie, że miejsce kultu Boga zamieniono w siedzibę walki z Bogiem. Niesłusznie! Załóżmy, że jakiejś cerkwi wyznaczono rolę walki z Bogiem, tj. zamieniono ją w muzeum ateizmu. Pracę dostawały tam żony miejscowych notabli, które dbały o to, aby mieć ciepło - w oknach były więc szyby, drzwi domykały się, palił się piecyk. Panowała też tam względna czystość - ściany od czasu do czasu bielono, podłogę od czasu do czasu zamiatano. Zupełnie inaczej wyglądał los cerkwi, którym nie kazano walczyć z Bogiem. Te cerkwie zamieniano na stajnie, na obory, na składy paliw, na magazyny”. W XXI wieku jednak odradzają się na rosyjskiej ziemi cerkwie. Nikt już nie musi ukrywać ikony Bogurodzicy za portretem Lenina albo Stalina...

BIBLIOGRAFIA Afanasjew Jurij – Groźna Rosja, Oficyna Naukowa, Warszawa 2005. Anders Władysław – Bez ostatniego rozdziału, wspomnienia z lat 1939 – 1946, Test, Lublin 1992. Antologia poezji rosyjskiej XIX wieku, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie, Olsztyn 1981 – 1983. Bazylow Ludwik, Paweł Wieczorkiewicz – Historia Rosji, Ossolineum, Wrocław 2010. Besala Jerzy – Stefan Batory, Zysk i S-ka, Poznań 2010. Boriew Jurij – Prywatne życie Stalina, Rój, Warszawa 1989. Bortnowski Władysław – Wielki Książę Konstanty i Joanna Grudzińska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1981. Custine Astolphe de – Rosja w roku 1839, Aneks, Warszawa 1988. Czaczkowska Ewa K. – Kardynał Wyszyński, Świat Książki, Warszawa 2009. Czapska-Michalik Magdalena – Grottger, Edipresse Polska, Warszawa 2006. Czapska-Michalik Magdalena – Matejko, Edipresse Polska, Warszawa 2006. Dackiewicz Jadwiga – Synowie Napoleona, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1976. Davies Norman – Historia Polski. Boże igrzysko, Znak, Kraków 2002. Długosz Jan – Roczniki, PWN, Warszawa 1961 – 1982. Encyklopedia sławnych Polaków, Publicat, Poznań 2007. Gessen Masha – Putin. Człowiek bez twarzy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012. Glinka Michał – Iwan Susanin, opera w 4 aktach. Soliści, chór i orkiestra Teatru Bolszoj, dyr. Marek Ermler, Melodia, Moskwa 1980. Górski Konrad – Adam Mickiewicz, PWN, Warszawa 1989. Heller Michaił – Historia imperium rosyjskiego, KiW, Warszawa 2005. Herling-Grudziński Gustaw, Inny świat, Czytelnik, Warszawa 2000. Herrmann Horst – Jan Paweł II złapany za słowo, URAEUS, Gdynia

1995. Hirsberg Aleksander – Dymitr Samozwaniec, Lwów 1898. Hirsberg Aleksander – Maryna Mniszchówna, Lwów 1906. Jan Paweł II – Autobiografia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. Jasienica Paweł – Polska Piastów, PIW, Warszawa 1985. Jasienica Paweł – Rzeczpospolita Obojga Narodów, PIW 1986. Kamiński Aleksander – Kamienie na szaniec, Nasza Księgarnia, Warszawa 2005. Kapuściński Ryszard – Imperium, Czytelnik, Warszawa 1993. Kienzler Iwona – Mąż wszystkich żon Stanisław August, Bellona, Warszawa 2011. Kochanowski Jan – Dzieła polskie, PIW, Warszawa 1969. Kolekcja dzieł Jana Pawła II. Od pierwszych publikacji Karola Wojtyły po ostatnie dokumenty Wielkiego Pontyfikatu, KAI – Hachette, Warszawa 2007. Kozlakow Wiaczesław – Maryna Mniszech, PIW, Warszawa 2011. Krasiński Zygmunt – Dzieła literackie, PIW, Warszawa 1973. Lasota Marek – Donos na Wojtyłę, Znak, Kraków 2005. Lenkiewicz Antoni – Waldemar Łukasiński, Wydawnictwo Biuro Tłumaczeń, Wrocław 2001. Łepkowski Tadeusz – Piotr Wysocki, Wiedza Powszechna, Warszawa 1981. Maciejowski Jarema – Stereotyp Rosji i Rosjanina w polskiej literaturze i świadomości społecznej, „Więź” 2/1998 Mickiewicz Adam – Utwory wybrane, tomy 1 – 5, Czytelnik, Warszawa 1957. Miłosz Czesław – Zniewolony umysł, KAW, Kraków 1990. Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610 – 1612, Platan, Kryspinów 1995. Niemcewicz Julian Ursyn – Śpiewy historyczne, Gebethner i Wolf, Warszawa 1897. Norwid Cyprian Kamil – Pisma wybrane, tomy 1 – 5, PIW, Warszawa 1980. Paderewski Ignacy Jan – Pamiętnik, PWM, Kraków 1984. Papee Fryderyk – Aleksander Jagiellończyk, Universitas, Kraków 1999.

Pasek Jan Chryzostom – Pamiętniki, Iskry, Warszawa 2009. Pastusiak Longin – Kościuszko, Pułaski i inni, KAW, Warszawa 1977. Pipes Richard – Rewolucja rosyjska, Magnum, Warszawa 2012. Pobóg-Malinowski Władysław – Najnowsza historia polityczna Polski, Graf, Gdańsk 1991. Podhorecki Leszek – Sobiescy herbu Janina, LSW, Warszawa 1981. Polak Wojciech – O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej wobec Moskwy w latach 1607 – 1612, Towarzystwo Naukowe w Toruniu, Toruń 1995. Przymanowski Janusz – Czterej pancerni i pies, Vesper, Poznań 2007. Rzewuski Henryk – Pamiątki Soplicy, Ossoloneum – De Agostini, Wrocław – Warszawa 2004. Sandomirski Michaił – Maryna Mniszech. Wiersze, Moskwa 1914. Schweizer Peter – Victory czyli zwycięstwo. Tajna historia świata lat osiemdziesiątych. CIA i „Solidarność”, Polska Oficyna Wydawnicza BGW, Warszawa 1994. Serczyk Władysław A. – Katarzyna II, Ossolineum, Wrocław 2004. Serczyk Władysław A. – Piotr I Wielki, Ossolineum 1990 Skarga Piotr – Kazania i pisma co najprzedniejsze, Warszawa 1898. Słowacki – Dzieła, tomy 1 – 14, Ossolineum, Wrocław 1959. Stalinizm – pieriestrojka, zeszyty 1 – 3, redakcja tygodnika „Forum”, RSW „Prasa-Książka-Ruch”, Warszawa 1988. Strzelczyk Jerzy – Bolesław Chrobry, WBP, Poznań 1999. Tazbir Janusz – Świat panów Pasków, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1986. Wałęsa Lech – Droga do prawdy – autobiografia, Świat Książki, Warszawa 2008. Weigel George – Świadek nadziei, Znak, Kraków 2000. Wielcy Polacy. Józef Piłsudski. Twórca wolnej Polski, De Agostini, Warszawa 2007. Wielka Encyklopedia Radziecka, Sowiecka Encyklopedia, Moskwa 1974. Wyszyński Stefan – Inteligencja w przedniej straży komunizmu, Katowice 1939. Zagoskin Michaił – Jurij Miłosławski, albo Rosjanie w 1612 roku, wydanie polskie w 3 tomach 1829. Zahorski Andrzej – Naczelnik w sukmanie, KAW, Kraków 1990.

Zatorska Helena – Wanda Wasilewska, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1976. Żółkiewski Stanisław – Pamiętnik i progres wojny moskiewskiej, PIW, Warszawa 1966. Życiorysy historyczne, literackie i legendarne, red. Zofia Stefanowska, Janusz Tazbir, PWN, Warszawa 1984.

Spis treści Wstęp Wojna pomników Wojny operowe Jeszcze sławniejsza opera! Najpierw ślub katolicki, potem prawosławny Piekło życia... Bracia Słowianie Prehistoria Pod płaszczem Jadwigi Olgierd - Ojciec Jagiełły Lech, Czech i Rus Trzeci Rzym Rywalizacja Iwan Groźny i Batory Nawrócić Moskwę! Prawosławni Kozacy Słaby król August i mocny Piotr Koniec równowagi Miłość i polityka Jest prorok, będzie wolność! Wszystkiemu winien król Staś? Zamach na złotą wolność Antyrosyjska ikona Z polską szlachtą - polski lud! Moskal - potwór! Dodatek: Katolicyzm - prawosławie Ikona zwycięstwa? Prawosławna Częstochowa Moskwa wabi Kozaków Broda: symbol mistyczny! Cerkwie na ziemi niewoli Stefan Wyszyński i „czerwona zaraza” Między Moskwą, Warszawą i Watykanem I stał się cud! Tego Sienkiewicz by nie wymyślił!

Krajobraz po bitwie BIBLIOGRAFIA
Kochańczyk Jan - Polska - Rosja. Wojna i pokój Tom 1

Related documents

140 Pages • 34,863 Words • PDF • 642 KB

432 Pages • 108,333 Words • PDF • 2 MB

195 Pages • 51,612 Words • PDF • 3.7 MB

2 Pages • 725 Words • PDF • 31.3 KB

171 Pages • 90,229 Words • PDF • 1.3 MB

27 Pages • PDF • 14.2 MB

165 Pages • 44,605 Words • PDF • 605.8 KB

208 Pages • 57,972 Words • PDF • 1.6 MB

16 Pages • 5,264 Words • PDF • 297.6 KB