Naucz się kocie - John Bradshaw, Sarah Ellis

256 Pages • 86,681 Words • PDF • 4 MB
Uploaded at 2021-09-24 17:47

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Tytuł oryginału: THE TRAINABLE CAT Redakcja i skład: Marta Wójtowicz Projekt okładki: Pola & Daniel Rusiłowicz JCR Solutions Zdjęcia na okładce: © Africa Studio / Shutterstock Korekta i opracowanie indeksu: Ewa Jastrun Redaktor prowadzący: Anna Brzezińska Copyright © 2016 by John Bradshaw and Dr. Sarah Ellis Consultancy Ltd. All rights reserved. Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, 2018 Copyright © for the Polish translation by Paweł Luboński, 2018 Wydanie I Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. ISBN 978-83-8015-661-6 Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o. ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa www.czarnaowca.pl Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: [email protected] Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e-mail: [email protected] Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22 616 12 72; e-mail: [email protected] Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

Dedykacja: dla Herbiego, ulubionego kota Sarah Gdy praca nad tą książką dobiegała końca, mój ukochany Herbie nieoczekiwanie zmarł. Pragnę mu ją zadedykować, gdyż bez jego inspiracji nie zdobyłabym wiedzy, umiejętności i sił potrzebnych, by doprowadzić dzieło do końca. Chciałabym, żeby dzięki tej książce jak największa liczba właścicieli umiała pomagać swoim kotom w stawianiu czoła wyzwaniom i problemom, jakie niesie dla nich życie u boku człowieka. Niech to będzie testament Herbiego. Herbie… ślady twoich łapek na zawsze pozostaną w moim sercu.

Herbie pod wieloma względami był kotem wyjątkowym. Tutaj jest szczęśliwy, bo Sarah drapie go pod pachami.

Na zagadnienie szkolenia kota natknęłam się przypadkiem. Kiedy dziś zastanawiam się, kiedy się to zaczęło, dochodzę do wniosku, że wtedy, gdy miałam może siedem lat – chociaż oczywiście nie zdawałam sobie wówczas sprawy, jaki to wywrze wpływ na moje dalsze życie oraz na życie moich przyszłych kotów. Moja mama kupiła dla rodziny birmańskiego kociaka, który zawładnął moimi uczuciami – był głównym tematem prac, które przygotowywałam, starając się o odznakę Klubu Miłośników Zwierząt Brownies, tematem rysunków i nieustannych rozmów z koleżankami ze szkoły. Claude, bo takie nosił imię, był bardzo przyjacielski, łakomy i aktywny –  idealny zestaw cech przy szkoleniu. Wkrótce Claude, kuszony smakołykami podkradanymi z lodówki, potrafił już pokonać skomplikowany tor przeszkód ustawiony z mebli i z zapałem ścigał zabawkę, którą ciągnęłam na sznurku przez płotki zrobione w ogródku z maminej suszarki do bielizny. Chyba najbardziej byłam dumna z pewnej sztuczki, którą mogłam pokazywać na imprezach: klepałam się dwukrotnie po ramieniu, na co Claude skakał z oparcia kanapy prosto na moje ramię i balansował na nim, podczas gdy ja powoli przechodziłam przez salon do okna. Uderzałam dwukrotnie w parapet, a wtedy kot zeskakiwał i ocierał się o mnie pyszczkiem. Nie mam wątpliwości, że moja miłość do Claude’a była odwzajemniona – sypiał w moim łóżku lub w domku dla lalek i często towarzyszył mi na spacerach z psem. Odszedł w moje dwudzieste szóste urodziny w podeszłym wieku dziewiętnastu lat, ale wcześniej pozostawił trwały ślad w moim życiu – byłam już wtedy w pół drogi do doktoratu poświęconego zachowaniu kotów. Badania te były moją pracą zawodową, a zarazem pozwalały mi na głęboki wgląd w problemy związane z trybem życia współczesnych kotów domowych – odkryłam, jak niewiele z nich lubi wizyty u weterynarza, leży spokojnie podczas podróży samochodem, ochoczo otwiera pysk, by przełknąć pigułkę na odrobaczanie, czy też przyjaźnie wita nowego członka rodziny, czy będzie to człowiek, pies czy inny kot. Jako świadoma właścicielka czułam, że moim obowiązkiem jest wpajanie moim kotom od najmłodszych lat umiejętności, dzięki którym będą łatwiej znosić to wszystko. Nie jestem zawodowym treserem zwierząt, ale miałam to szczęście, że zetknęłam się z kilkoma znakomitymi treserami, którzy podzielili się ze mną swoją wiedzą i umiejętnościami, a na dodatek pozwalali mi uczestniczyć w treningach

(szczeniąt). Dodając do tych doświadczeń moją wiedzę o kotach i teorii uczenia się, zaczęłam wprowadzać sesje szkoleniowe do codziennego życia wszystkich moich kotów. Trening pomógł im radzić sobie z wieloma wyzwaniami, których nie szczędziło im życie. Bardzo szybko spotkałam się z odzewem: klienci czekający wraz ze mną przed gabinetem weterynarza dziwili się, jak cicho i spokojnie zachowują się moje zwierzęta zamknięte w koszykach transportowych, a lekarz stwierdził: „Chciałbym, żeby wszystkie koty były takie grzeczne”. Od tego czasu postanowiłam z zasady trenować każdego swojego nowego zwierzaka. Woody, pierwszy kot, jakiego miałam w dorosłym życiu, wielokrotnie zmieniał wraz ze mną miejsce zamieszkania, a nawet, oczywiście po odpowiednim treningu, bez mrugnięcia okiem przepłynął Morze Irlandzkie. Jeden z kolejnych kotów, Cosmos, który pojawi się jeszcze wielokrotnie na stronach tej książki, bez oporów dzielił dom z kilkoma przygarniętymi na krótko przybłędami swojego gatunku, a także zaakceptował Herbiego, nowego stałego domownika, który pojawił się u nas jako wesoły, psotny kociak. Kilka lat później Herbie i Cosmos nauczyli się godzić z obecnością w domu Jack Russell teriera Squidge’a. Wiedząc, że w jakimś okresie ich życia mogę się zdecydować na psa, od wczesnej młodości uczyłam ich akceptować wizyty przedstawicieli tego gatunku, na długo przedtem, zanim wzięliśmy Squidge’a. Wreszcie pojawiło się dziecko, Reuben. O reakcję na tego nowego domownika najbardziej się martwiłam – przecież nie byłoby go można nigdzie oddać, gdyby nie ułożyło mu się z kotami! Jestem więc zachwycona, że Reuben, który zaczął już chodzić, zapowiada się na następnego miłośnika kotów w naszej rodzinie, a koty dzięki przygotowaniom i stałym ćwiczeniom znajdują przyjemność w obcowaniu z nim. Wracając z ogrodu, Cosmos często wita się z Reubenem, „świergocząc” i ocierając się o niego pyszczkiem. Ponieważ szkolenie miało tak zbawienne skutki w przypadku moich kotów, poczułam się zdopingowana do podzielenia się doświadczeniem – najpierw w formie ukazującego się przez rok cyklu artykułów w brytyjskim czasopiśmie dla właścicieli kotów. Artykuły te spotkały się z gorącym przyjęciem i uświadomiłam sobie, że dotknęłam dopiero wierzchołka góry lodowej. Miałam wielką ochotę zrobić coś więcej i pomysł napisania książki o tej tematyce krążył mi po głowie. W tym samym czasie zaczęłam brać udział w programie The Secret Life of the Cat (Sekretne życie kota) emitowanym w telewizji BBC cyklu Horizon. Jednym z pierwszych moich zadań było instruowanie właścicieli kotów, jak można przekonać zwierzęta do noszenia lokalizatorów GPS. John, który również uczestniczył w programie, przyglądał się temu. Zaczęliśmy rozmawiać o trenowaniu kotów, wymieniać poglądy i tak narodził się pomysł wspólnego napisania książki. Chociaż moja przygoda ze

szkoleniem kotów zaczęła się przypadkiem, jego wpływ na dobre samopoczucie zwierząt okazał się tak pozytywny, że zapragnęłam rozpowszechnić moje doświadczenia na całym świecie.

Jak pisze Sarah, na pomysł tej książki wpadliśmy w 2013 roku, kiedy spotkaliśmy się w malowniczej wiosce Shamley Green, w której kręcono filmy dokumentalne o kotach dla telewizji BBC. Muszę przyznać, że nie myślałem o szkoleniu kotów, zanim Sarah zainteresowała mnie tą koncepcją. Znałem paru ludzi, którzy uczyli koty wykonywać różne sztuczki, między innymi taką, w której kot wskakiwał na sedes i używał go jak kuwety (nie, nie będziemy w tej książce opisywać, jak to osiągnąć!). Widywałem w studiu telewizyjnym niejednego „kota performera” i żaden z nich nie wyglądał na szczególnie zadowolonego – pewnie dlatego, że znajdowały się z dala od swojego zwykłego, dobrze znanego terytorium. Wiedziałem, że kot łatwo się uczy pomimo swojej reputacji zwierzęcia niezależnego i samodzielnego. Badania pokazujące, jak każdy kot z osobna uczy się odpowiednio miauczeć (rozdział 4), uświadomiły mi dogłębnie, że koty modyfikują swoje zachowanie, by radzić sobie w świecie, w którym (za naszą sprawą) muszą żyć. Ale w przeciwieństwie do Sarah nigdy nie dodałem dwóch do dwóch i nie przyszło mi do głowy, że domowe koty można – a nawet trzeba – uczyć sposobu życia, który uczyni je szczęśliwszymi. Każdy wie, że nieprzeszkolony pies jest nie tylko kłopotem dla właściciela, lecz także zagrożeniem dla samego siebie (choć istnieje kilka konkurujących ze sobą koncepcji tego, jak należy szkolić psy). Nigdy natomiast nie słyszałem, by ktoś skarżył się, że jego kot jest „nieprzeszkolony” – na własne szczęście koty są znacznie mniejszym problemem społecznym niż psy. Niemniej w wielu częściach świata –  prym wiodą tu Australia i Nowa Zelandia – zaczynają pojawiać się przepisy prawne dotyczące „niebezpiecznych kotów”. Oczywiście wynika to z innych powodów niż analogiczne przepisy odnoszące się do psów – koty są uważane raczej za zagrożenie dla dzikiej przyrody, nie dla ludzi. Badań naukowych uzasadniających takie rozwiązania jakoś brak – na przykład wprowadzenie „godziny policyjnej dla kotów” nie powstrzymało spadku populacji niektórych australijskich torbaczy – ale samo istnienie tych przepisów świadczy o tym, że niektórzy ludzie postrzegają koty jako niepożądany element miejscowej fauny, nawet jeśli są one nieraz częścią tamtejszego pejzażu od setek albo tysięcy lat i przyroda przystosowała się do ich obecności. W wielu miejscach (nie tylko w Australazji) dąży się do wprowadzenia obowiązku trzymania kotów za zamkniętymi drzwiami przez dwadzieścia cztery godziny na

dobę. Jednym chodzi o uniemożliwienie im polowania, inni – w tym niektóre instytucje opiekuńcze – uważają, że to uchroni je przed samochodami, drapieżnikami (na przykład kojotami w Ameryce Północnej) i innymi agresywnymi kotami z sąsiedztwa, które kwestionowałyby prawo twojego kota do wędrówek, a nawet wychodzenia poza drzwi własnego domu. Pomimo to nie jesteśmy zwolennikami zamieniania kota w zwierzę wyłącznie domowe. Zdajemy sobie jednak sprawę, że w przypadku niektórych kotów i ich właścicieli okoliczności przemawiają za takim rozwiązaniem, a przynajmniej wymaga ono poważnego namysłu i rozważenia niedogodności związanych z wychodzeniem kota na dwór z jednej strony a jego dożywotnim zamknięciem w domu z drugiej. W tej książce proponujemy zatem rozmaite sposoby rozstrzygnięcia tych dylematów za pomocą szkolenia: kota można przywołać do siebie, zupełnie tak, jak przywołuje się dobrze wychowanego psa, kiedy widzi się dla niego niebezpieczeństwo; można tak urządzić dom, aby zaspokoić kocią potrzebę badania i eksplorowania; z domowym (i nie tylko domowym) kotem można bawić się w sposób naśladujący polowanie, co (miejmy nadzieję) osłabi jego instynktowny popęd łowiecki; można go także nauczyć zabaw, które nie wiążą się bezpośrednio z polowaniem, ale pogłębią jego więź z właścicielem i sprawią im obu przyjemność. Przede wszystkim zaś naszym celem jest obalenie nie jednego, ale dwóch stereotypów: po pierwsze, że koty nie nadają się do tresury, po drugie zaś, że tresura im samym nic dobrego nie przynosi. Zawsze wiedzieliśmy, że pierwszy z tych poglądów jest błędny i łatwo to udowodnić. Co do drugiego, wierzymy, że pomyślność kotów w przyszłości zależy od zasadniczej zmiany ich postawy, zmiany, która odzwierciedli obecne oczekiwania, by domowe zwierzęta były „wzorowymi obywatelami”. Dawno odeszły w niepamięć czasy, gdy psom pozwalano włóczyć się, gdzie miały ochotę, w każdym razie w krajach Zachodu. Taka zmiana dla kotów zbliża się wielkimi krokami. To nie znaczy, że chcemy, by koty stały się takie jak psy – każdy z tych gatunków ma zupełnie inną naturę i co innego jest mu potrzebne do szczęśliwego życia, co w sposób uproszczony (może zbyt uproszczony) wyraża maksyma mówiąca, że „pies chce mieć swojego człowieka, a kot chce mieć swoje terytorium”. Rodzaj szkolenia, które proponujemy dla kotów, w niczym nie przypomina „szkolenia do posłuszeństwa”, o którym można przeczytać w większości poradników dotyczących psów. W o wiele większym stopniu jego celem jest ułatwienie kotom adaptacji do wymagań, jakie na nie nakładamy, wymagań, z którymi w powszechnym oczekiwaniu powinny radzić sobie same. Mamy nadzieję, że gdyby koty umiały czytać, nagrodziłyby nasze wysiłki kocim odpowiednikiem wyrazów wdzięczności.

KONWENCJE STOSOWANE W KSIĄŻCE Gdyby była to książka naukowa, odwoływalibyśmy się do ludzi za pomocą zaimka „on” lub „ona”, a do zwierząt – „ono”. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że taka konwencja zupełnie nie pasuje do książki, której celem jest poprawa relacji między konkretnym człowiekiem a jego równie konkretnym kotem; głupio byłoby zrezygnować z użycia zróżnicowanych rodzajowo zaimków osobowych w odniesieniu do kotów (w USA jest już nawet tendencja, by używać ich także w literaturze naukowej), skoro używa się takich w stosunku do ich właścicieli. Nie możemy jednak wiedzieć, czy Ty, Czytelniku, próbujesz szkolić kocura czy kocicę. Aby więc uniknąć niezręczności, w całej książce, mówiąc o kocie, będziemy mimo wszystko używać zaimka „on” (nie obrażajcie się, Panie Kotki, jest w tym logika, jak przekonamy się dalej). Wszystkie jedenaście numerowanych rozdziałów ma jednolity układ. Każdy zaczyna się od ogólnego wprowadzenia w sposób postrzegania świata właściwy kotu, z uwzględnieniem tematyki rozdziału. Ten fragment jest przeważnie autorstwa Johna. Dalej następuje główna część rozdziału, opisująca metody treningu pozwalające uporać się z omawianymi problemami. Jest to perspektywa Sarah, gdyż z dwójki autorów to ona ma doświadczenie w dziedzinie szkolenia kotów. Kiedy więc czytasz „ja” lub „mój”, mowa jest o Sarah. Pisząc o właścicielach kotów, używamy rodzaju żeńskiego – może to wyglądać na okropny stereotyp, ale wcale nie jesteśmy seksistami. Chodzi nam o uproszczenie tekstu i wyraźne rozróżnienie odwołań do kotów oraz do ludzi. Męskich właścicieli kocic serdecznie przepraszamy i prosimy, aby przy czytaniu książki, jeśli chcą, zamieniali płcie miejscami.

Po co tresować kota? (I dlaczego koty nie są psami, a tym bardziej małymi ludźmi) Kto na tym świecie tresuje koty? Tresowanie lwów i tygrysów bywało codziennością w cyrkach, dopóki opinia publiczna nie zwróciła się przeciwko temu procederowi. Występy kotów domowych wydają się łatwiejsze do zaakceptowania: Moskwa ma swój Koci Teatr, a zespół Amazing Acro-Cats krąży po Stanach Zjednoczonych z występami, jeśli akurat nie jest potrzebny w telewizji lub filmie. Ale dlaczego mielibyśmy tresować nasze domowe kicie? No chyba że po to, by pochwalić się ich talentami przed przyjaciółmi. Ta książka ma poważniejszy cel. Chcemy pokazać, że szkolenie może nie tylko poprawić twoje relacje z domowym kotem, lecz także poprawić samopoczucie twojego ulubieńca. Oczywiście trening może być dobrą zabawą – i dla ciebie, i dla kota – ale przede wszystkim chodzi o to, żeby wychować szczęśliwe i chętne do współpracy zwierzę, a nie gwiazdę cyrkową. Żyjąc wśród ludzi, koty muszą codziennie mierzyć się z wieloma różnymi sytuacjami. Nie jest im tak łatwo pogodzić się z faktem, że ludzie występują w wielu rozmiarach i kształtach, że mężczyźni, kobiety i dzieci różnie wyglądają i różnie się zachowują. Wiele z nich z trudem może się przyzwyczaić do bliskiego towarzystwa psów, a także innych kotów. Źle znoszą zamknięcie i nie rozumieją, że czasami musimy dla ich własnego dobra ograniczać ich swobodę ruchów, na przykład wtedy, gdy podajemy im lekarstwa. Nie lubią być zabierane w nowe, nieznane im miejsca, w których nie czują się bezpiecznie. Chociaż niektóre koty jakoś radzą sobie z tymi sytuacjami, większość ma z nimi problemy. Wykonując proste ćwiczenia opisane w tej książce, możesz zapewnić swojemu kotu bardziej satysfakcjonujące życie –  a któż by nie życzył tego swojemu przyjacielowi? W dzisiejszych czasach oczekujemy od domowych kotów więcej niż kiedykolwiek w przeszłości i szkolenie pomoże twojemu zwierzęciu sprostać tym wymaganiom. Właściciele psów wiedzą, że można je tresować, natomiast w umysłach posiadaczy kotów idea ta gości rzadko. Wszyscy wiedzą, że pies bez przeszkolenia może być

kłopotem i dla ludzi, z którymi żyje, i dla samego siebie. Kotów zaś przez całe tysiąclecia nikt nawet nie próbował szkolić. Możliwość to jednak nie to samo co konieczność. Sam fakt, że bardzo niewielu ludzi zawraca sobie głowę wychowywaniem kotów, nie oznacza jeszcze, że kształtowanie kocich zachowań jest rodzajem wiedzy tajemnej dostępnej tylko dla znikomej garstki specjalistów. Wprost przeciwnie, dla każdego kota w kraju byłoby lepiej, gdyby nauczono go, jak radzić sobie z przykrymi sytuacjami, takimi jak przełykanie pigułki lub wchodzenie do koszyka transportowego. Gdy przyjmiemy do wiadomości, że koty myślą inaczej niż psy, ich szkolenie stanie się łatwiejsze. W zasadzie mechanizm uczenia się kota jest bardzo podobny jak u psa –  a właściwie jak u każdego ssaka – lecz koty w szczególny sposób analizują i oceniają rzeczywistość. W pewnym stopniu wynika to ze sposobu, w jaki ich zmysły odbierają otoczenie, który – wierzcie lub nie – zdecydowanie rożni się od naszego . Głównie jednak przyczyną jest niezwyczajny tryb, w jakim koty przetwarzają otrzymywaną informację, a następnie reagują na nią, w obu przypadkach wyraźnie odmienny niż u psów, a tym bardziej u ludzi. Większość cech uchodzących za kocie – niezależność, niechęć do wszelkiego rodzaju wstrząsów i zmian w otoczeniu, zamiłowanie do łowów – stanie się w pełni zrozumiała, jeśli poznamy drogę, jaką koty przebyły od dzikiego drapieżnika do domowego pieszczocha. Na koty domowe można się natknąć w każdym zakątku globu. W skali całego świata na każdego psa przypadają w przybliżeniu trzy koty i chociaż wiele z nich nie ma właściciela, w większości krajów są one równie chętnie trzymane w domu jak psy. Fakt, że część kotów żyje z ludźmi, a część nie, każe jednak przypuszczać, że jako gatunek nie zostały one jeszcze w pełni udomowione. I rzeczywiście, koty cieszą się reputacją zwierząt niezależnych, wyraźnie różniących się od psów, które potrzebują emocjonalnej bliskości. Nie znaczy to, że koty są oziębłe i pozbawione emocji, jak chcieliby niektórzy. Po prostu są mniej skłonne do okazywania uczuć przy byle okazji. Są także na ogół mniej kłopotliwe dla ludzi, gdyż nie wymagają systematycznego wyprowadzania na spacer i nie przeszkadza im przebywanie w samotności przez wiele godzin, która to sytuacja jest stresująca dla wielu psów (chociaż chyba mało który właściciel psa sobie to uświadamia). Dziesięć tysięcy lat temu nie było kotów domowych. Było tylko około trzydziestu gatunków małych dzikich kotów, a także garść większych, żyjących w różnych częściach świata. Korzenie ich wszystkich sięgały 10 milionów lat wstecz, do pierwszego z kotów, znanego jako Pseudaelurus, wspólnego przodka wszystkich współczesnych kotowatych, od lwa do malutkiego kota czarnołapego. Przeskoczmy szybko do epoki odległej o dwa miliony lat – widzimy już wiele odmian dzikich kotów, które bytują na Ziemi także dzisiaj. W Ameryce Południowej wyewoluowała

jedna ich grupa, obejmująca oceloty, koty Geoffroya i jaguarundi (których wygląd i tryb życia bliższy jest wydrom niż kotom). Druga grupa zasiedliła centralną i południową Azję. W jej skład wchodził kudłaty manul stepowy – którego uważano za przodka długowłosych ras kotów domowych, dopóki nie zaprzeczyły temu wyniki analizy DNA – oraz azjatycki kot bengalski, od którego wywodzi się po części współczesna „rasa” bengal1. Dalej na zachód wyodrębniła się kolejna grupa kotów i zaczęła rozprzestrzeniać się po Europie. Wśród nich był przodek wszystkich dzisiejszych kotów domowych – żbik (Felis silvestris). Gatunek ten występuje w całej Afryce, zachodniej Azji i Europie, aż po górską część Szkocji, gdzie do dziś zachowała się jedyna jego brytyjska populacja, też bliska wyginięcia. Pierwsze wiarygodne informacje o obecności udomowionych kotów pochodzą z Egiptu sprzed sześciu tysięcy lat, prawdopodobnie jednak proces udomowienia rozpoczął się kilka tysięcy lat wcześniej, za sprawą jednego z kamieni milowych na drodze człowieka ku cywilizacji – pojawienia się myszy domowej2. Mysz domowa wyewoluowała prawdopodobnie wówczas, gdy pojawiło się nowe źródło pożywienia – spichrze pełne zboża i orzechów, które nasi przodkowie zaczęli budować, kiedy porzucili wędrowny, łowiecki i zbieracki tryb życia, osiedlając się w stałym miejscu i gromadząc zapasy żywności pozwalające przetrwać chude lata. Garncarstwo jeszcze się nie rozwinęło i owe spichrze, budowane z plecionego łyka, skór lub suszonej na słońcu cegły, były bezbronne wobec szkodników. Psy udomowiono kilka tysięcy lat wcześniej, lecz okazały się mało przydatne do wojny z myszami i innymi gryzoniami, które wabiła bezprecedensowa koncentracja pożywienia, będąca skutkiem zmiany sposobu życia ludzi. I tu na scenę wkraczają żbiki, które obfitość gryzoni przyciągnęła równie skutecznie, jak gryzonie zostały zwabione przez spichrze pełne ziarna. Pierwszą cywilizacją nawiedzoną przez plagę gryzoni była, jak się wydaje, kultura natufijska, która rozwinęła się na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego, na obszarze dzisiejszego Libanu, Izraela, Palestyny, Jordanii i Syrii około 10 tysięcy lat temu. Najpewniej właśnie w tym regionie żbiki zaczęły przekształcać się w koty domowe. Teorię tę potwierdzają badania – okazuje się, że DNA współczesnych kotów jest o wiele bardziej podobne do DNA żbików z Bliskiego Wschodu niż tych żyjących obecnie w Europie, Indiach lub południowej Afryce. Przez setki, a może tysiące lat te koty odwiedzały ludzkie siedziby tylko po to, by polować, ale wypoczywały i wychowywały potomstwo w dziczy – był to tryb życia zbliżony do prowadzonego przez dzisiejsze lisy miejskie, tyle że wysiłki kotów, by utrzymać gryzonie w ryzach, prawie na pewno zostały docenione. Drogi żbików i kotów domowych prawdopodobnie rozeszły się po raz pierwszy, kiedy niektóre odważniejsze i lepiej znoszące obecność człowieka osobniki zaczęły przebywać w ludzkich siedzibach także w przerwach pomiędzy wyprawami łowieckimi. Być

może ludzie zachęcali je do tego, zapewniając im bezpieczne miejsce do wypoczynku i wychowywania kociąt. Mijało pokolenie po pokoleniu i owe bardziej tolerancyjne koty nauczyły się poświęcać większość czasu na polowanie, w przeciwieństwie do dzikich drapieżników nie przejmując się codzienną krzątaniną człowieka. Nieodparty urok kociąt sprawiał, że ludzie, zwłaszcza kobiety i dzieci, zaczęli brać je na ręce i pieścić, przez co stawały się jeszcze bardziej ufne niż ich rodzice. Tak zaczęła się współpraca człowieka i kota. Chociaż koty zaczęły tolerować ludzi, wciąż trudno im było pogodzić się z bliskością innych przedstawicieli swojego gatunku. Żbiki mają wrodzony silny instynkt terytorialny i są agresywne wobec siebie nawzajem. Samce nie tolerują innych samców, a z samicami schodzą się tylko raz do roku, w okresie rui. Wrogo odnoszą się do siebie również dorosłe samice i chociaż troskliwie opiekują się swoim potomstwem w pierwszych miesiącach życia, to odpędzają je, gdy tylko młode dorosną dostatecznie, by mogły same o siebie zadbać. Kiedy ludzkie osady rozwinęły się na tyle, że na żyjących w nich szkodnikach mogło się przez cały rok wykarmić kilka kotów, terytorialne zachowania musiały stać się problemem, gdyż konieczność ciągłego wystrzegania się ataku potencjalnych rywali przeszkadzała w polowaniu. Znaczące ślady tych obyczajów przetrwały do dzisiaj – wskazuje na to niechęć wielu kotów do dzielenia domu z innymi osobnikami swojego gatunku, o ile nie wychowały się razem. Pomimo ograniczeń stwarzanych przez te antyspołeczne instynkty kotom udało się wykształcić pewne ograniczone formy współpracy. Ograniczone, ponieważ dotyczą tylko samic – samce, o ile nie są sterylizowane, pozostają zawziętymi indywidualistami (przypomnijmy sobie opowiadanie Kiplinga o „kocie, który chadzał własnymi drogami”). Jeśli żywności jest pod dostatkiem, kocie matki pozwalają, by ich kocięta płci żeńskiej pozostawały z nimi nawet wówczas, gdy już osiągną dojrzałość płciową. Często matka i jej dorosłe córki umieszczają swoje potomstwo we wspólnym gnieździe i karmią je bez rozróżniania, które kocięta są czyje. Takie zachowania są obecnie powszechne wśród kotów żyjących na swobodzie, na przykład na wiejskich farmach, natomiast nigdy nie zaobserwowano ich u żbików, co świadczy o tym, że musiały się wykształcić w toku udomowienia i jako jego konsekwencja3. Mamy zatem dwie zasadnicze różnice pomiędzy zachowaniem żbików a zachowaniem kotów domowych. Po pierwsze, koty łatwo przyzwyczajają się do ludzi, o ile mają z nimi do czynienia od wczesnej młodości. Młode żbiki natomiast, nawet jeśli zostaną odebrane matce i są wychowane przez człowieka, wyrastają na dzikie zwierzęta, które nie ufają nikomu poza co najwyżej swoim opiekunem. Po drugie, samice kota domowego (a także wysterylizowane samce) potrafią nawiązywać przyjaźń z innymi kotami, zwłaszcza – choć nie zawsze – z tymi, z którymi wspólnie się wychowywały. Mimo wszystko jednak wiele domowych kotów przez całe życie

stroni od osobników swojego gatunku – jest to uciążliwe dziedzictwo czasów dzikości i przyczyna silnego stresu, kiedy znajdą się w obliczu źle usposobionego kota z sąsiedztwa. Dlaczego ze wszystkich kotowatych tylko żbik został udomowiony? W pobliżu pierwszych stałych ludzkich osad żyło przecież (i żyje nadal) kilka spokrewnionych z nim gatunków. Należą do nich koty bagienne, podobne z wielkości do spaniela; być może próbowali je udomowić starożytni Egipcjanie. Z pewnością trzymali je licznie w zamknięciu, ale były one chyba zbyt duże, by skutecznie zwalczać myszy, i zbyt niebezpieczne, by wypuścić je swobodnie tam, gdzie przebywają dzieci (kot bagienny jest dostatecznie silny, by zabić młodą gazelę). Żyły również w tym regionie koty pustynne, nieduże nocne drapieżniki, które wyróżniają się owłosionymi podeszwami łap, dzięki czemu mogą polować na rozgrzanym piasku, a zatem przeżyć na obszarach pustynnych, niedostępnych dla żbików. Lecz najwcześniejsze osady rolnicze były zwykle ulokowane na terenach zadrzewionych, stanowiących naturalne środowisko żbika, i zapewne zbyt oddalone od najbliższych siedlisk kotów pustynnych. Przekształcenie się tępiciela szkodników w zwierzę do towarzystwa przebiegało prawdopodobnie stopniowo. Pierwsze dowody traktowania kotów jako czegoś więcej niż sposobu na pozbycie się myszy pochodzą z Egiptu sprzed sześciu tysięcy lat4. Nie ma pewności, czy te koty były importowane z północy, czy też Egipcjanie udomowili swoje lokalne żbiki, ale wiemy, że w ciągu następnych trzech tysięcy lat koty stawały się dla nich coraz ważniejsze – nie tylko jako ochrona przed szkodnikami (choć zasłynęły umiejętnością zabijania nawet węży), lecz także jako obiekt kultu. W starożytnych kultach i obrzędach egipskich pojawia się wiele rożnych rodzajów zwierząt, szczególnie wielkich kotów (lwów i lampartów), ale także ptaków, choćby ibisów. Koty domowe wiązano szczególnie z boginią Bastet, która pierwotnie, około pięciu tysięcy lat temu, była wyobrażana jako kobieta z głową lwa. Koty pierwotnie towarzyszyły jej jako służba, ale około pięciuset lat przed Chrystusem sama Bastet przekształciła się w coś podobnego do kota, zarówno z wyglądu, jak i z usposobienia. Składanie w ofierze zwierząt było w tym okresie ważnym elementem egipskiego kultu religijnego. Miliony kotów zmumifikowano i pogrzebano jako dary dla Bastet i innych bóstw. Wiele z nich hodowano specjalnie w tym celu w kociarniach urządzanych na terenie świątyń, lecz część odnalezionych mumii była umieszczona w misternie zdobionych futerałach; najwyraźniej mumifikacja była więc także formą pochówku ulubionych zwierząt, które zmarły ze starości. Stosunek starożytnych Egipcjan do kotów może wydawać się nam (z naszą współczesną wrażliwością) dziwaczny – niektóre składano w ofierze, niektóre czczono, ale inne musiały pokornie pracować na swoje utrzymanie jako tępiciele myszy. Co więcej, cała dalsza historia kotów domowych aż do dzisiaj ukazuje ciągłe przesunięcia punktu ciężkości pomiędzy tymi trzema sposobami traktowania. Dziś

nikt już nie oddaje kotom czci (w rozumieniu religijnym), lecz dwa tysiące lat temu kult kota rozprzestrzenił się z Egiptu na cały obszar śródziemnomorski i przetrwał w bardziej zacofanych rejonach aż do średniowiecza. Wysiłki podejmowane przez Kościół rzymski w celu wyplenienia tej i wielu innych „herezji” przyniosły niefortunny efekt w postaci usankcjonowania okrucieństwa wobec Bogu ducha winnych zwierząt. Do dzisiaj zachowały się ślady przesądów, takie jak domniemany związek czarnych kotów z czarownicami, o czym przypominają obrzędy Halloween czy imprezy w rodzaju obchodzonego w belgijskim mieście Ieper dorocznego Festiwalu Kotów, którego punktem kulminacyjnym jest zrzucenie ze szczytu wysokiej wieży przy rynku kosza pełnego kotów. Dzisiaj są to pluszowe zabawki, lecz używania do tego celu żywych zwierząt zaniechano mniej niż dwieście lat temu. Wielu ludzi uważa, że koty są urocze, lecz dla niektórych są one odrażające. Przez stulecia ogólny stosunek do kotów oscylował między tymi dwiema skrajnościami. Jak się wydaje, nigdy jednak nie podawano w wątpliwość użyteczności kotów jako tępicieli szkodników. Na przykład w X wieku w walijskim prawie kotu przyznawano taką samą wartość jak owcy, kozie lub niewytresowanemu psu. Wydaje się nawet, że traktowano go jako członka rodziny: to samo prawo stwierdzało, że w razie rozwodu mąż może zabrać ze sobą ulubionego kota, ale wszystkie inne koty w gospodarstwie zatrzymuje żona. Myśl, że kot mógłby być przede wszystkim zwierzęciem do towarzystwa, pojawiła się XVIII wieku, kiedy zaczęto się o nim wypowiadać w jednoznacznie przychylny sposób. Wiadomo na przykład, że pisarz Samuel Johnson uwielbiał swoje koty Hodge i Lily, karmił je ostrygami i pozwalał im wspinać się na swoje ramiona. Najwięcej ze wszystkich uczyniła jednak dla popularyzacji kotów królowa Wiktoria. Jej kotka rasy angora, White Heather, umilała jej starość, przeżyła właścicielkę i stała się pupilką jej syna, Edwarda VII. Kiedy koty rozpowszechniły się w roli zwierząt domowych, zaczęły wyodrębniać się różne ich rasy. Inaczej niż w przypadku psów, które pierwotnie hodowano do określonych celów, takich jak polowanie, tropienie, pasterstwo czy obrona, wszystkie rasowe koty są przede wszystkim zwierzętami do towarzystwa. Żadna z ras nie jest też specjalnie stara: badania DNA kotów syjamskich wykazały, że oddzieliły się one od swoich ulicznych kuzynów jakieś sto pięćdziesiąt lat temu, a dzisiejsze persy nie zdradzają żadnych śladów domniemanego pochodzenia ze Środkowego Wschodu. U rasowych kotów nie zaobserwowano dotąd takiej wielkiej ilości defektów genetycznych jak u rasowych psów, a te wady, które u nich występują, są obecnie identyfikowane i podejmuje się kroki, by ograniczyć ich wpływ, a nawet całkowicie je wyeliminować5. Stosunkowo niedawno podjęto udane próby wyhodowania nowych rodzajów kotów przez krzyżowanie kotów domowych z ich dzikimi pobratymcami

z pokrewnych gatunków. Na przykład rasa bengal pochodzi od dzikiego azjatyckiego kota bengalskiego, savannah od serwala afrykańskiego, a safari od południowoamerykańskiego kota Geoffroya. Są to w zasadzie hybrydy, choć często mówi się o nich jak o rasach. Potrafią zachowywać się w sposób dziki i nieprzewidywalny, odpowiednio do swojego pochodzenia. Współczesne koty w większości nie należą jednak do żadnej rasy – to wynik tysięcy lat doboru naturalnego, a nie celowej hodowli, więc są ogólnie zdrowe i pod względem fizycznym dobrze dostosowane do środowiska, w którym żyją. Jednakże są też zwierzętami wysoko wyspecjalizowanymi, których biologię – nie mówiąc już o psychice – musimy dobrze zrozumieć, jeśli chcemy zapewnić im dobre samopoczucie. Koty są ssakami, tak jak psy i ludzie. Wszystkie te trzy gatunki mają tę samą ogólną budowę ciała. Koty i psy różnią się natomiast od nas zasadniczo uzębieniem, co wynika z ich głównie drapieżczego trybu życia. Mają wydatne kły służące do chwytania zdobyczy, a zęby trzonowe, których większość ssaków używa do przeżuwania pokarmu, uległy u nich modyfikacji i działają raczej jak nożyce. Chociaż jednak psy i koty są pod wieloma względami podobne do siebie – na przykład jedne i drugie są mięsożerne – to istnieją również pomiędzy nimi znaczące różnice. Koty trzymają pazury schowane w skórzastych kieszonkach palców i wysuwają je tylko wtedy, gdy chcą ich użyć. Psy mają nieruchome pazury, wystające przy chodzeniu, przystosowane do biegania i kopania w ziemi. I oczywiście koty są też o wiele zręczniejsze od psów. Nie posiadają obojczyków, co pozwala im stawiać jedną przednią łapę dokładnie przed drugą, kiedy poruszają się po wąskim ogrodzeniu. Ogony pomagają im wtedy utrzymywać równowagę, podobnie jak linoskoczek używa do tego celu długiej żerdzi. Dla kota dom jest więc miejscem o wiele bardziej trójwymiarowym niż dla psa. Kot umie skakać i się wspinać, więc może korzystać z całej otaczającej go przestrzeni, nie tylko w pomieszczeniach, lecz także na zewnątrz6. Największe różnice między psem, kotem i człowiekiem leżą jednak nie w wyglądzie zewnętrznym, lecz w tym, co kryje się pod skórą. Jeśli chodzi o wybór pokarmu, psy są podobne do nas – jesteśmy wszystkożerni, nasza dieta może być zróżnicowana, złożona z produktów roślinnych i zwierzęcych, ale potrafimy przetrwać również na diecie wegetariańskiej. Koty domowe wraz całą rodziną kotowatych są czystymi mięsożercami. W jakimś punkcie ewolucji „zablokowały się” na jedzeniu mięsa i utraciły pewne istotne mechanizmy, które nam – i psom –  pozwalają zamieniać owoce, warzywa i ziarna zbóż w masę mięśniową i ścięgna7. Tak więc zanim pojawiła się nowoczesna karma dla zwierząt domowych, koty były skazane na polowanie – było to ich jedyne całoroczne źródło pożywienia. Po części

dlatego właśnie wciąż czują namiętność do łowów, nawet gdy są dobrze karmione –  zaledwie kilka pokoleń temu było to im niezbędne do przeżycia. Nie bez znaczenia jest także to, że koty polują zwykle na drobną zdobycz. Jedna mysz to zaledwie około trzydziestu kalorii, więc kiedy koty były jeszcze na własnym utrzymaniu, musiały zabijać przynajmniej dziesięć razy dziennie, by utrzymać się przy życiu. Nawet gdy zostały nakarmione, przystępowały do łowów, na wypadek gdyby przez kilka godzin nie dopadły żadnej ofiary. Kot, który zwlekałby z wyruszeniem na polowanie do czasu, aż poczuje głód, szybko utraciłby siły. Koty często są opisywane jako „bezlitośni zabójcy”, ale syty kot, który udaje się na polowanie, ulega po prostu instynktom, które dobrze służyły jego gatunkowi w toku ewolucji. Jeszcze bardziej szkodzi reputacji kotów domowych fakt, że potrafią „znęcać się” nad swoją ofiarą czy też „bawić się” nią. Lecz jest to interpretacja antropomorfizacyjna. Można spotkać się z wyjaśnieniem, że zachowanie to wynika z nagłego osłabienia popędu do polowania, które u współczesnych, dobrze odżywionych kotów następuje tuż przed albo tuż po dokonaniu zabójstwa. A może po prostu taki domowy kot nie ma okazji nauczyć się, jak zabijać skutecznie. Tłumaczy to również, dlaczego liczne koty nie zjadają złowionej ofiary. Ujmując to inaczej, tracą zainteresowanie swoją zdobyczą, kiedy przekonują się, że gotowa kocia karma jest smaczniejsza od myszy. Kot nie potrzebuje jednak prawdziwej ofiary, by dać upust swoim łowieckim instynktom. Na ogół nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale kiedy używa myszy jako „zabawki”, jego zachowanie jest na tyle podobne do rzeczywistego polowania, że prawie na pewno „myśli sobie” wówczas, iż właśnie poluje. Z zabawkami wielkości myszy obchodzi się tak jak z żywymi myszami; od zabawek wielkości szczura albo stroni (nie każdy kot jest gotów rzucić się na dorosłego szczura), albo trzyma je na odległość pazurów, jak by to robił z prawdziwym szczurem. Co szczególnie znamienne, koty oczekujące na posiłek bawią się chętniej i bardziej intensywnie niż wtedy, gdy właśnie się najadły, co świadczy o tym, że u głodnego kota instynkt łowiecki przejawia się silniej. Ta tożsamość polowania i zabawy sugeruje, że właściciel kota mógłby zaspokajać jego drapieżcze pragnienia, po prostu bawiąc się z nim8. Żądanie od zwierzęcia, któremu łowiecki talent umożliwiał przeżycie jeszcze zaledwie kilka pokoleń wstecz, by teraz porzuciło swoje obyczaje, byłoby niesprawiedliwością. Zrozumiałe jest jednak, że większość z nas złoszczą małe, zakrwawione „prezenty”, które nasze koty znoszą od czasu do czasu do domu. W dodatku entuzjaści dzikiej przyrody wywierają rosnącą presję na właścicieli kotów, żądając, by powstrzymywali swoich pupili od łowieckich wypraw, chociaż wszystko wskazuje na to, że szkody wyrządzają głównie koty dziko żyjące, a nie trzymane w domu. Jeśli jednak kot uporczywie czyha na ptaki i myszy, można użyć któregoś

z przyrządów mających na celu zmniejszenie jego łowieckiej skuteczności. Czynią go one łatwiejszym do spostrzeżenia przez potencjalne ofiary lub osłabiają jego skoczność. Większość z nich umieszcza się zwierzęciu na szyi i chociaż koty początkowo usiłują się ich pozbyć, można je tego oduczyć9. Tak jak wszystkie zwierzęta, koty uzyskują informacje o otoczeniu –  w szczególności o potencjalnej zdobyczy – za pośrednictwem zmysłów, znakomicie dostosowanych do trybu życia wyspecjalizowanych drapieżników. Ich słuch sięga znacznie dalej niż nasz i mogą usłyszeć bardzo wysokie piski, którymi porozumiewają się gryzonie, a które leżą poza zakresem dźwięków odbieranych przez ucho człowieka (dlatego nazywamy je ultradźwiękami). Ich małżowiny uszne, czyli widoczne na zewnątrz części uszu, są nie tylko bardzo ruchliwe, lecz także mogą poruszać się niezależnie od siebie, co pozwala kotu lokalizować źródło dźwięku o wiele precyzyjniej, niż robimy to my. Nawet fałdy wewnątrz kocich uszu służą czemuś więcej niż podtrzymywaniu małżowiny w pozycji pionowej: subtelnie zmieniają ton dźwięku, pozwalając kotu określić, z jakiej wysokości nad ziemią dobiega. Oczy kota również są wyspecjalizowanymi oczami łowcy. Są wyjątkowo duże w stosunku do wielkości głowy, a w wartościach bezwzględnych prawie tak duże jak nasze. Dzięki temu – a także dzięki wyspecjalizowanej siatkówce, nasyconej receptorami nocnego widzenia, które podobnie jak u nas rozróżniają tylko czerń i biel – kot widzi otoczenie nawet w najciemniejszą noc. Natomiast w przeciwieństwie do człowieka posiada niewiele dziennych receptorów koloru – potrafi rozróżniać niektóre barwy, lecz przykłada do nich o wiele mniejszą wagę niż my. Kolejnym przystosowaniem do nocnego widzenia jest błona odblaskowa (tapetum) na dnie oka, która posłużyła za inspirację dla „kocich oczu” stosowanych na drogach. Światło, które ominie receptory, odbija się od niej i jeśli ponownie nie trafi na receptory, wydostaje się na zewnątrz, dzięki czemu oczy kota świecą charakterystycznym zielonym blaskiem. Oczy tak silnie nastawione na porę nocną mogą być pewnym problemem w jasny, słoneczny dzień. Gdyby źrenice kota zwężały się dośrodkowo jak nasze, nadmiar światła mógłby im zaszkodzić, więc zwężają się w wąską szczelinę. Niekiedy nawet to nie zapewnia jednak należytej ochrony, więc kot mruży oczy, tak że tylko środkowa część tej szczeliny jest eksponowana na światło (koty przymykają oczy również wtedy, gdy czują się szczególnie odprężone, niezależnie od ilości światła). Przy takich wielkich oczach trudno również skoncentrować wzrok na jakimś punkcie, więc przedmioty znajdujące się dosłownie tuż przed jego nosem kot widzi nieostro. W zamian koty potrafią wysuwać do przodu swoje bardzo wrażliwe wibrysy (potocznie nazywane wąsami), zastępując wzrok zmysłem dotyku. Wibrysy oraz inne, mniej wydatne pęczki włosów czuciowych na głowie i kończynach kota pomagają mu

również poruszać się w miejscach szczególnie ciemnych. Psy słyną ze znakomitego węchu, mniej znany jest natomiast fakt, że koty również mają bardzo czułe nosy – może i dziesięć razy mniej czułe niż u psów, ale co najmniej tysiąc razy lepsze od ludzkich. Koty więc w niemal takim samym stopniu jak psy żyją w świecie zapachów, o którym my możemy mieć jedynie mgliste wyobrażenie. Oczywiście potrafią wytropić mysz po śladach zapachowych, które pozostawia, poruszając się w trawie, ale może ważniejsze jest dla nich to, że potrafią trafnie wyłowić wielką ilość wonnej informacji dotyczących miejsca pobytu i aktywności innych kotów z sąsiedztwa. Robią to za pomocą nosa, ale także za pomocą dodatkowego aparatu węchowego, znanego jako organ lemieszowo-nosowy, który jest zlokalizowany pomiędzy ich nozdrzami a podniebieniem. Aby go uruchomić, koty otwierają częściowo pysk i „kosztują” powietrza. Kiedy więc wydaje się nam, że kot zastygł na chwilę w transie z na wpół rozwartym pyskiem, prawdopodobnie natrafił na ślad zapachowy pozostawiony przez innego kota10. Zatem poza szczególnie czułym widzeniem nocnym także pod względem możliwości innych zmysłów kot jest bliższy psu niż człowiekowi. Również mózgi obu tych gatunków są podobne, zbudowane według schematu wspólnego dla wszystkich przedstawicieli rzędu drapieżnych, a zasadniczo odmienne od mózgów naczelnych, do których należą ludzie (zobacz rysunek poniżej). Ze względu na niewielkie rozmiary kota jego mózg musi być oczywiście lżejszy od naszego, ale jest lżejszy również w stosunku do masy ciała: u kota stanowi 0,9 procent całości, u człowieka 2 procent. Większość tej nadwyżki tkanki mózgowej stanowi u nas „myśląca” część mózgu, czyli kora mózgowa, która otula części położone głębiej i jest silnie pofałdowana. Kora mózgowa kota jest proporcjonalnie mniejsza i słabiej pofałdowana (choć nieco bardziej niż u psa), co sugeruje, że jego zdolność świadomego myślenia jest nieporównywalnie mniejsza od naszej. I odwrotnie, większe znaczenie węchu znajduje odbicie w wyeksponowaniu obszaru mózgu przetwarzającego informację zapachową (zobacz rysunek poniżej). U psów i kotów mieści się on w czołowej części mózgu, podczas gdy u człowieka został na skutek gwałtownego rozrostu kory zepchnięty do dolnej jego części.

Boczny widok mózgu człowieka i kota (w różnej skali) ze wskazaniem niektórych obszarów związanych ze zmysłami, organami ruchu i koordynacją ruchów ciała (móżdżek)

Te różnice w budowie mózgów kotów i ludzi muszą niechybnie stanowić odbicie różnic w sposobie myślenia, których jednak nauka nie zdołała jak dotąd w pełni uchwycić. Wszyscy intuicyjnie czujemy, jak to jest być człowiekiem, ale o wiele trudniej wyobrazić sobie obraz świata powstający w mózgu kota. Możemy jednak być praktycznie pewni, że nasza i kocia wersja świata są do siebie niepodobne. Musimy postarać się zrozumieć tę różnicę, jeśli chcemy prawidłowo oceniać reakcje kota na nasze próby tresury. Pierwsze ważne pytanie dotyczy tego, jak koty postrzegają nas. Najczęściej przyjmowane objaśnienie przyczyn ogromnego rozwoju naszej kory mózgowej mówi, że możemy dzięki niej pojąć o wiele bardziej skomplikowany system relacji społecznych, do czego nie są zdolne inne ssaki. Nie posiadając odpowiednich struktur mózgowych, kot musi postrzegać swój związek z właścicielem (lub innym kotem) w sposób o wiele prostszy, niż my postrzegamy związek z nim11. Jedną z zasadniczych różnic między nami może być to, co często jest określane jako „teoria umysłu”. Kiedy mówimy do naszego kota, zakładamy, że nas słucha, i wiemy, że on również posiada umysł. Koty bez wątpienia postrzegają znanych sobie ludzi jako odrębne indywidualności i reagują na nasze poczynania, ale istnieją naukowe dowody – co może być trudne do przyjęcia dla miłośników tych zwierząt –  że nie uświadamiają sobie, iż my potrafimy myśleć o nich. Zdolność do wyobrażania sobie i przewidywania tego, co myśli inna żywa istota, jest prawdopodobnie ograniczona (przynajmniej jeśli chodzi o ssaki lądowe) jedynie do najbardziej zaawansowanych ewolucyjnie naczelnych (małp człekokształtnych) i oczywiście u człowieka jest daleko bardziej rozwinięta niż u jakiegokolwiek innego gatunku. Jednakże to, że koty mogą o nas myśleć, tak jak my myślimy o nich, to w większości po prostu mrzonki. Koty prawie na pewno nie są do tego zdolne12. W praktyce oznacza to, że koty mogą wprawdzie poświęcać dużo uwagi temu, co

robimy, ale mają niewiele pojęcia o naszych procesach myślowych. Kiedy ktoś stwierdza, że na stole kuchennym brakuje kawałka mięsa i dochodzi do wniosku, że zwędził go kot, jego naturalną reakcją jest odnalezienie kota i udzielenie mu reprymendy. Mamy prawo oczekiwać, że dziecko, które kilka minut wcześniej ściągnęło z kuchni ciastko, nawet bez specjalnego objaśnienia wie, dlaczego się na nie gniewamy. Moglibyśmy więc sądzić, że kot potrafi przeprowadzić taką samą dedukcję. Jednakże koty nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że my w ogóle myślimy, więc tym bardziej nie są w stanie wyobrazić sobie, co myślimy. Druga zasadnicza różnica między działaniem naszego i kociego mózgu polega na tym, że koty żyją głównie w czasie teraźniejszym. Mają rzecz jasna doskonałą pamięć – bez tego tresowanie ich byłoby niemożliwe – ale ich wspomnienia wypływają na powierzchnię tylko wtedy, gdy coś podobnego wydarza się w chwili bieżącej. Na przykład kot, który zobaczył przez okno innego, czarnego kota, może w tym momencie przypomnieć sobie swoje wcześniejsze kontakty z czarnymi kotami. Już kilka minut po zniknięciu intruza będzie jednak myślał o czymś zupełnie innym. Nie wydaje się, by koty były zdolne do przywoływania wspomnień w dowolnej chwili, jak czynimy to my (a przynajmniej sądzimy, że potrafimy to czynić). Kot, który słyszy głos swojego właściciela nawołujący: „Chodź tu, kiciu”, natychmiast przypomina sobie poprzednie sytuacje, kiedy na takie wezwanie przybiegał do pana i był za swój trud nagradzany smacznym kąskiem, więc zareaguje w ten sam sposób (o ile nie odciągnie go jakaś inna sprawa). Z tego samego powodu jest mało prawdopodobne, by koty zdolne były do działania „sprytnego” czy „intryganckiego”, chociaż chętnie interpretujemy w ten sposób ich zachowania. Nie tylko bowiem żyją chwilą bieżącą, lecz także nie potrafią analizować tego, co zdarzyło się w przeszłości, ani czynić planów na przyszłość. Przy tresowaniu kotów sprawą podstawową jest zrozumienie i umiejętność przewidywania emocji zwierzęcia, gdyż potoczne wyobrażenia o jego życiu emocjonalnym pełne są nieporozumień. Uczuciom kota nie poświęcono dotąd zbyt wielu badań, ale ostatnio pojawiła się możliwość zaobserwowania, jak w rozmaitych kontekstach zmienia się aktywność jego mózgu. Udało się wyuczyć psy i niektóre inne ssaki, by pozostawały bez ruchu przez czas niezbędny do uzyskania obrazu za pomocą rezonansu magnetycznego, i pewnie już wkrótce takie eksperymenty zostaną powtórzone na kotach13. W wyniku tych badań stwierdzono, że mózg ssaków – psa, kota czy myszy – potrafi generować pewien wspólny repertuar prostych emocji, takich jak szczęście, lęk, niepokój czy frustracja. Szkolenie w ostatecznym rozrachunku polega na modyfikowaniu okoliczności wywołujących poszczególne emocje. Trening oparty na nagradzaniu, najskuteczniejszy w przypadku kotów, ma na celu osłabienie emocji

negatywnych – lęku, niepokoju i frustracji – a wzmocnienie pozytywnych, takich jak radość czy przywiązanie, poprzez zmianę skojarzeń pomiędzy tymi emocjami a codziennymi doświadczeniami zwierzęcia. Wielu właścicieli kotów wierzy, że zwierzęta te zdolne są doznawać o wiele bardziej złożonych emocji, także takich, które – przynajmniej u ludzi – przejawiają się na poziomie świadomości. Należą do nich zazdrość (prawdopodobnie w jakimś stopniu dostępna bardziej uspołecznionym psom, ale raczej nie kotom), a także duma, empatia i poczucie winy, uczucia prawie na pewno nieznane obu tym gatunkom. Człowiek, który ukarze kota, błędnie sądząc, że zwierzę może czuć się winne z powodu bałaganu, jaki zrobiło w domu pod nieobecność pani, zaszkodzi swoim relacjom z pupilem (i być może zwiększy prawdopodobieństwo tego, że kot ponownie popełni to samo przewinienie). Koty „żyją chwilą” i nie potrafią skojarzyć swoich działań z ich konsekwencjami – zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi – jeśli te konsekwencje następują zaledwie kilka minut później, nie mówiąc już o całej godzinie. Kara lub nagroda skojarzy się kotu z tym, co dominuje w jego umyśle w danej chwili. W przypadku kota, który narobił bałaganu, najpewniej z powrotem pana. Właściciel trzymający się takiej taktyki będzie zaskoczony, że kot nie wita go już przyjaźnie, a bałagan jest coraz większy, gdyż poziom napięcia u zwierzęcia rośnie. Koty i psy w zasadniczo odmienny sposób interpretują informację społeczną, zarówno pochodzącą od przedstawicieli ich własnego gatunku, jak i od ludzi. Ponadto kot zupełnie inaczej niż przeciętny pies reaguje na zjawiska, z którymi się dotąd nie zetknął. Do szkolenia psów można podchodzić na wiele sposobów, lecz wszystkie metody mają dwie cechy wspólne: wykorzystują wyjątkową wrażliwość psa na mowę ciała człowieka i jego wrodzoną sympatię dla każdego, kto się nim opiekuje. Psy są zwierzętami społecznymi, gdyż pochodzą od wilków żyjących w zgodnych grupach opartych na więzach krwi. Udomowienie zasadniczo zmieniło funkcjonowanie umysłu psa. Zaczął łaknąć ludzkiej uwagi – porzucony pies przywiąże się do każdego, kto okaże mu trochę serca choćby przez piętnaście minut. Eksperymenty wykazały, że psy są wyczulone na postawę człowieka bardziej nawet niż szympansy, uważane za najinteligentniejsze ze zwierząt. Obie te cechy przez tysiące lat stanowiły podstawę związków między psami a ludźmi, co pozwoliło nam wykorzystywać psy do całej gamy różnych zadań – pasterstwa, polowania, obrony, chociaż oczywiście dzisiaj trzymamy je najczęściej do towarzystwa, z której to roli również znakomicie się wywiązują. Wszystko to sprawia, że tresowanie psa zawsze będzie wyglądało inaczej niż szkolenie jakiegokolwiek innego zwierzęcia, postrzegającego ludzi w odmienny sposób14.

Fakt, że koty patrzą na nas zupełnie inaczej niż psy, nie powinien przesłaniać nam tego, że mechanizm uczenia się jest u obu tych gatunków w istocie taki sam, niezależnie od celu, jaki chcemy osiągnąć. Różnica leży w motywacji do nauki: sam proces nauki wygląda podobnie i przebiega równie sprawnie. Ponieważ w potocznym przekonaniu psy dają się tresować, a koty nie, łatwo dojść do wniosku, że te pierwsze potrafią nauczyć się więcej. Choć co prawda nigdy nie dowiemy się, jak to jest być kotem albo psem, możemy bez obaw powiedzieć, że jeden i drugi są pojętnymi uczniami. Koty, wywodzące się od zwierząt terytorialnych o samotniczym trybie życia, są generalnie o wiele bardziej powściągliwe w kontaktach społecznych. Wiele z nich musi dopiero nauczyć się ufać ludziom lub innym kotom i często potrafią oswoić się tylko z jednym nowym osobnikiem na raz. Przywiązują się w pierwszej kolejności do miejsca, nie do człowieka. Nie znaczy to, że nie mogą okazywać sympatii swojemu właścicielowi. Oczywiście robią to. Ale takie ciepłe uczucia mogą rozkwitać tylko w atmosferze bezpieczeństwa. Dla kota priorytetem jest znalezienie miejsca, w którym czuje się bezpiecznie, oraz pewnego źródła pożywienia – potrzeby te zaspokaja zwykle dom właściciela – i dopiero wtedy kot może zacząć nawiązywanie bliskich relacji społecznych. Koty, a szczególnie kocięta, działają na wiele osób rozczulająco – zjawisko to niełatwo w pełni wytłumaczyć. Wiemy już, że urok kociąt wywiera na nas wpływ na bardzo podstawowym poziomie, aktywizując te same części mózgu, które reagują na widok i głos ludzkiego niemowlęcia. Niezwykłą popularność obrazów kotów i kociąt w Internecie prawie na pewno można przypisać tej naszej wrodzonej reakcji. Nie wyjaśnia to jednak dostatecznie, dlaczego u tak wielu z nas to chwilowe zauroczenie zamienia się w więź z kotem trwającą do końca życia. Większość właścicieli spontanicznie opisuje swoich ulubieńców jako członków rodziny i chociaż nauka nie znalazła dotąd dobrego wytłumaczenia, dlaczego przychodzi im to w tak naturalny sposób, dzięki takiej więzi większość domowych kotów ma zapewnioną opiekę i zainteresowanie, których potrzebują15. Lecz koty nie uznają człowieka automatycznie za swojego najlepszego przyjaciela. Na całym świecie wiele z nich zachowuje przez całe życie dystans do ludzi. Żeby się przywiązać, muszą (podobnie jak psy) nauczyć się obcowania z nimi w bardzo wczesnej młodości. Jeśli kociak nie dozna choćby w niewielkim stopniu przyjaznego kontaktu z człowiekiem w kluczowym okresie pomiędzy drugim a ósmym tygodniem życia, najprawdopodobniej pozostanie zwierzęciem dzikim. Ta dobrze widoczna elastyczność społecznych preferencji kota świadczy, jak elastyczny jest koci umysł –  wbrew poglądom o powściągliwości i sztywności tych zwierząt. Aczkolwiek w starszym wieku zachowania kota stają się bardziej schematyczne, przez całe życie zachowuje on zdolność do przyswajania sobie nowych doświadczeń i uczenia się

nowych reakcji. Fakt, że koty nie przywiązują się do ludzi tak mocno jak psy, tłumaczy, dlaczego tradycyjne metody tresury, odwołujące się do kar, są w odniesieniu do nich całkowicie bezproduktywne. Kara fizyczna jest równie przykra dla psów i kotów, ale pies przywiązuje się do właściciela tak mocno, że więź ta nie słabnie nawet wtedy, gdy pies nie może mieć wątpliwości, że to człowiek jest dla niego przyczyną dyskomfortu (bo na przykład zakłada ciasną obrożę) albo nawet bólu. Podobnie jak dzieci mimo bicia instynktownie lgną do swoich rodziców, psy nadal towarzyszą ludziom, którzy znęcają się nad nimi fizycznie (chociaż jednocześnie mowa ich ciała zdradza widoczne oznaki, że jest to relacja niezdrowa). Z kotami jest inaczej. Kot instynktownie unika wszelkich sytuacji, które ocenia jako nieprzyjemne, więc jeśli uzna, że przykre doznania są w jakiś sposób związane z właścicielem, jego sympatia dla niego natychmiast słabnie. Taki efekt może wywołać nawet łagodna kara, powodująca u kota tylko umiarkowany dyskomfort lub po prostu lęk. Przykład: często jako sposób na oduczenie kota od wspinania się na blat kuchenny zaleca się używanie rozpylacza wody. Dźwięk wydawany przez rozpylacz, przypominający syczenie rozzłoszczonego kota, podobnie jak odczucie kropelek wody padających na ciało są dla zwierzęcia nieprzyjemne. Ale zadajmy sobie pytanie, z czym je sobie kot skojarzy – z tym, że wcześniej wskoczył na stół, czy z widokiem ręki pana? Tego rodzaju kara przyniesie oczekiwany rezultat i nie zepsuje zarazem stosunków kota z właścicielem tylko wówczas, gdy kot w żaden sposób nie będzie mógł uświadomić sobie, że przykre odczucie jest skutkiem działań człowieka. Nawet wtedy jednak kot, i tak z natury płochliwy, może stać się jeszcze bardziej nerwowy. Gorąco polecamy więc metody tresury oparte na nagrodach, które przedstawiamy w tej książce. Nie będzie wtedy potrzeby bardziej dotkliwego karania kota niż przez odmówienie mu smacznego kąska lub upragnionej zabawki. Źródłem nienormalnych czy niepożądanych zachowań kota jest przeważnie sytuacja, w której zagrożone jest jego poczucie bezpieczeństwa, na przykład dlatego, że do sąsiadów wprowadził się nowy kot albo w „jego” domu pojawiło się małe dziecko. Stres, którego zwierzę wówczas doświadcza, można jednak złagodzić lub całkowicie wyeliminować przez odpowiednie szkolenie. Trening odgrywa również główną rolę w zapobieganiu takim sytuacjom. Może na przykład przygotować kota na przyjęcie do domu innego przedstawiciela jego gatunku. W nowej, potencjalnie niebezpiecznej sytuacji kot ustępuje psu pod dwoma względami. Będąc zwierzęciem samotniczym, nie może czerpać siły z liczebności grupy, jak to czyni o wiele bardziej uspołeczniony pies. No i oczywiście kot jest mniejszy, więc i bardziej bezbronny od przeciętnego psa, a tym bardziej od jego przodka wilka, po którym pies dziedziczy zapewne swoją pewność siebie. Zatem typową reakcją większości kotów na to, co nieznane, jest zachowanie dystansu

i ucieczka przy pierwszym sygnale wskazującym, że kroi się coś niedobrego. Niektóre z nich są z natury szczególnie płochliwe, ale rzadko który ma dość odwagi, by stawić czoło nieoczekiwanym przeciwnościom. Trudno więc byłoby nauczyć kota, żeby radził sobie z nieznaną sytuacją w inny sposób, niż trzymając się od niej z daleka. Jeśli podobne doświadczenie będzie się powtarzało, negatywne skojarzenia mogą się tylko nasilić: przypomnijcie sobie, jak niechętnie koty dają się zapakować do koszyka transportowego, chociaż lubią chować się w podobnych rozmiarów pudełku, kiedy chcą uciąć sobie drzemkę. Z tego powodu szkolenie często musi rozpocząć się od wprowadzenia w otoczeniu kota zmian, które wzmocnią jego ogólne poczucie bezpieczeństwa, dając zwierzęciu pewność siebie potrzebną, by zmierzyło się ze swoimi lękami, choćby w najłagodniejszej formie. Dopiero wtedy możliwe będzie zbudowanie pozytywnych skojarzeń. Nawet kot dobrze oswojony, pewny siebie i czujący się bezpiecznie nieuchronnie będzie stykał się z nieprzyjemnymi dla siebie sytuacjami. Długowłosy kot wymaga częstego czesania, ponieważ ewolucja przystosowała jego język jedynie do czyszczenia krótkiej sierści, jaką mieli przodkowie. Praca specjalisty weterynarza może znacznie poprawić samopoczucie zwierzęcia, ale spróbuj to powiedzieć kotu, który zębami i pazurami broni się przed wsadzeniem do koszyka transportowego! Umówiona wizyta u lekarza często przepada, ponieważ właścicielowi nie udało się dostarczyć zwierzęcia do gabinetu, a znaczna część zapisanych lekarstw doustnych nie spełnia swego zadania, ponieważ kot je wypluwa albo po prostu w ogóle nie chce otworzyć pyska. Koty, zupełnie jak małe dzieci, nie potrafią zrozumieć, że krótko trwająca nieprzyjemna procedura może przynieść im korzyść na dłuższą metę. Wiele długowłosych kotów cierpi z powodu kołtunów tworzących się w futrze, ale zdecydowanie bronią się przed ich rozczesywaniem. Wszystkie koty instynktownie wzdragają się przed zamknięciem w ciasnej przestrzeni i źle znoszą jazdę samochodem. My, ludzie, gotowi jesteśmy znosić drobne niedogodności oględzin lekarskich, bo rozumiemy, że służy to naszemu dobru. Natomiast kot, o ile nie został nauczony czego innego, najpewniej odbierze zabiegi weterynarza jako działanie nieznanego i zdecydowanie nieprzyjaznego drapieżnika. Wiele kotów z natury odznacza się płochliwością i kiedy w „ich” domu pojawia się obca osoba, stają się nerwowe. Trzeba im zapewnić możliwość stopniowego rozwijania pewności siebie. Niektóre źle znoszą nawet głaskanie lub branie na ręce. Psy są zwykle na tyle mocno przywiązane do swoich właścicieli, że o wiele lepiej znoszą drobne niewygody. Kota, którego poczucie bezpieczeństwa zależy głównie od otoczenia, może wytrącić z równowagi nawet błahy incydent, który odbierze jako szczególnie nieprzyjemny. Jeśli ten incydent się powtórzy, zwierzę może wyrobić

sobie nawyk wycofywania się, ilekroć sytuacja wyda mu się podobna. Co roku znaczna liczba kotów „głosuje nogami”, przenosząc się na inne podwórko, które uzna za mniej stresujące. To dowodzi, że koty łatwo uczą się rozpoznawać konsekwencje swoich interakcji z otaczającym je światem. Zamiast pozostawiać kota na łasce instynktów, które dobrze służyły jego odległym przodkom, lepiej udzielić mu lekcji lepiej dostosowanych do złożoności życia zwierzęcia domowego – inaczej mówiąc, za pomocą odpowiedniej tresury sprawić, by nasze relacje z kotem układały się bardziej gładko. Szkolenie będzie również przydatne, gdy zamierzamy wprowadzić do domu drugiego kota. Ponieważ koty pochodzą od zwierząt samotniczych, ich zdolność do tolerowania innych osobników własnego gatunku w bliskim otoczeniu jest mocno ograniczona. Te, które potrafią żyć w grupie na wolności, zwykle tak się wychowały, a nie przyłączyły do niej w wieku dojrzałym. Oczywiście nie ma dwóch takich samych kotów i ich poziom akceptacji dla innych osobników bywa różny. Niemniej wbrew wyobrażeniom wielu właścicieli oswojenie domowego kota z nowym przybyszem jest zadaniem równie skomplikowanym jak ułożenie stosunków między dwoma psami, a często nawet jeszcze trudniejszym. Jeśli ktoś zabierze się do tego w niewłaściwy sposób, może niechcący wpędzić oba koty w stan lęku i stresu, który będzie trwał całe życie. Obok zrozumienia, że każdy z nich czuje się zagrożony przez drugiego, potrzebny jest także wcześniejszy trening, który sprawi, że taka konfrontacja przebiegnie w miarę bezboleśnie. Kiedy już zaspokojone są podstawowe potrzeby pożywienia, dostępu do wody, czystej kuwety i spokojnego miejsca do snu, samopoczucie kota zależy głównie od tego, czy czuje się bezpiecznie. Kotom nie przeszkadza, że pozostawia się je samym sobie (w przeciwieństwie do psów), cenią natomiast powtarzalność działań i stabilność ich środowiska społecznego. Wielu właścicieli dręczy problem, czy należy kotu pozwalać na wychodzenie poza dom. Trzymanie kota w mieszkaniu ma w zasadzie trzy zalety: nie może wtedy polować na dzikie zwierzęta, nie grozi mu przejechanie przez samochód lub skrzywdzenie przez nieżyczliwych ludzi i nie wdaje się w bójki z innymi kotami z sąsiedztwa. Jednakże kot, który nigdy nie wychodzi na zewnątrz, to zjawisko względnie nowe. Domowe koty, wypuszczane na dwór czy nie, pochodzą przecież od drapieżników polujących, by utrzymać się przy życiu, i kontrolujących rozlegle terytoria. Z ewolucyjnego punktu widzenia jest o wiele za wcześnie na to, by koty wyzbyły się popędu do wędrówek i odkrywania okolicy. Zachodzi więc poważne ryzyko, że kot trzymany za zamkniętymi drzwiami będzie sfrustrowany i znudzony. Właściciel, który boi się wypuszczać swojego ulubieńca z domu, musi podjąć przemyślane kroki, by do tego nie doszło, i szkolenie odegra tu decydującą rolę.

Powinien także stworzyć dla kota środowisko zapewniające mu wystarczający poziom stymulacji, na przykład pozwalać mu na przebywanie na zamkniętym wybiegu pod gołym niebem, bawić się z nim kilka razy dziennie i dostarczać mu zabawek przypominających zdobycz, żeby mógł dawać upust swoim łowieckim instynktom. Kot wychodzący na zewnątrz ma więcej możliwości wyboru i bez wątpienia jest to dla niego stymulujące, ale jeśli ma pecha, jego swoboda ruchu może zostać zakwestionowana przez innego kota z sąsiedztwa – co może być równie stresujące, jak wprowadzenie tego innego kota do domu. Nawet jeśli nie ma wyraźnych dowodów, że doszło do takiego konfliktu, zwierzę może zdradzać oznaki stresu: spędzać znaczną ilość czasu w różnych kryjówkach, wypróżniać się w domu poza kuwetą, a w skrajnym przypadku rozładowywać napięcie przez atak na właściciela16. Niektóre sytuacje, w jakich może się znaleźć domowy kot, stanowią problem tylko dla niego. Inne mogą być także kłopotem dla właściciela. Tak czy inaczej, szkolenie może być rozwiązaniem zadowalającym obie strony. Jak zobaczymy, jego zasadniczym celem powinna być zawsze poprawa samopoczucia kota, choć i człowiek odniesie korzyść, uzyskując szczęśliwsze i lepiej ułożone zwierzę. Kot będzie robił tylko to, co sprawia mu przyjemność. Nasze zadanie polega zatem na doprowadzeniu do tego, żeby chciał robić to, co leży w jego dobrze pojętym interesie, nawet jeśli instynkty podpowiadają mu co innego.

Jak kot się uczy i co możesz zrobić, żeby mu to ułatwić Szkolenie kota nie wymaga jakiejś tajemnej wiedzy, ale będzie miało sens tylko wtedy, gdy poznamy właściwy mu mechanizm uczenia się. Kot ma reputację zwierzęcia nieprzewidywalnego, ale w rzeczywistości łatwo się dostosowuje i uczy się tak samo jak wszystkie ssaki, nie wyłączając psów. Koty są równie bystre jak psy. Po prostu mają odmienne motywacje i priorytety, a ponieważ wiedza o tym jest mało rozpowszechniona, zyskały opinię nienadających się do tresury. Nic bardziej mylnego: właściciele kotów mogą uzbroić się w wiedzę i umiejętności i bez trudu wpłynąć na zachowania swoich podopiecznych, nie tylko dla własnej satysfakcji, lecz także dla dobra zwierząt. Kota można nauczyć, że pewne codzienne sytuacje, których instynktownie unika, takie jak czesanie czy umieszczanie w koszyku transportowym, mogą być przyjemnym doświadczeniem, a nie czymś budzącym lęk. Co więcej, znajomość mechanizmu uczenia się kotów jest także kluczem do zrozumienia ich powszednich zachowań, gdyż są to zwierzęta o wiele bardziej wrażliwe, niż by to wynikało z ich reputacji upartych i niezależnych. Wielu właścicieli nie zdaje sobie sprawy, że ich koty cały czas się uczą. Kiedy zapytaliśmy panią Smith, czy jej zdaniem Smoky, jej kotka, dużo się nauczyła w ciągu ostatniego tygodnia, oto, co odpowiedziała: Smoky właściwie niczego się ostatnio nie nauczyła, bo większość tygodnia spędziła w domu. Zwykle włóczy się po okolicy, kiedy jestem w pracy, ale nie cierpi być mokra, a mieliśmy kilka dni okropnego deszczu. Jest naprawdę słodka i przymilna, lubi leżeć u mnie na kolanach i przytulać się, ale prawdę mówiąc, w tym tygodniu była trochę denerwująca. Miałam akurat wolne i postanowiłam upiec coś dobrego, bo nie mogłam wyjść do ogródka, a Smoky mi się naprzykrzała. Wskakiwała na blat kuchenny, na którym wyrabiałam ciasto. Kilka razy musiałam ją strofować, stawiać na podłodze, krzyczeć na nią. A kiedy wstawiłam ciasto do piekarnika i chciałam odebrać maile, usiłowała mi wleźć na klawiaturę. Można by pomyśleć, że skoro ją wyłajałam, to jej wystarczy i pozwoli mi zająć się własnymi sprawami, ale gdzie tam. W końcu musiałam ją wcześniej nakarmić, żeby dała mi spokój. Dzisiaj pogoda się poprawiła, ale Smoky, zamiast pójść zaczerpnąć świeżego powietrza, wolała zostać w domu i dalej mi przeszkadzać. Doprowadzała mnie do szału.

Pani Smith najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy nie tylko z tego, jak wiele

Smoky się nauczyła w ciągu tych kilku deszczowych dni, lecz także z tego, w jak dużym stopniu sama nieświadomie wpłynęła na ten proces. Z zachowania Smoky wynika przede wszystkim to, iż kotka nauczyła się już, że na dworze w czasie deszczu jest zimno i mokro, więc lepiej siedzieć w domu, gdzie jest ciepło i sucho. Nauczyła się również, że jej właścicielka nie każdego dnia wychodzi do pracy, lecz czasem zostaje w domu. Smoky lubi jej towarzystwo, więc wie, że opłaca się wtedy zrezygnować z wędrówek po okolicy. Zauważyła jednak także, że pani Smith zajmuje się niekiedy sprawami zupełnie innego rodzaju i nie poświęca czasu swojej ulubienicy. Wciskając się pomiędzy panią Smith i przedmioty, którymi się posługuje – stolnicę czy laptop – kotka zwracala na siebie uwagę. Pani Smith sądziła, że Smoky rozumie, o co chodzi, kiedy zdejmuje się ją ze stołu i prosi, żeby nie przeszkadzała. Ale kiedy człowiek bierze kota na ręce i przemawia do niego, zwierzęciu kojarzy się to pozytywnie. To nieważne, że pani Smith mówiła: „Niegrzeczna dziewczynka!”. Smoky odbierała tylko ton głosu – który był łagodny –  i dostrzegała, że wskakiwanie na stół kończy się przytulaniem. Nawet jeszcze lepiej: kiedy powtórzyła to kilkakrotnie, dostała wcześniej jeść – strzał w dziesiątkę! Nauczywszy się, że kiedy przeszkadza swojej pani w jej zajęciach, przyciąga jej uwagę i – bonus! – otrzymuje pokarm, będzie próbowała tych samych zachowań nazajutrz. Pani Smith niechcący nauczyła swoją kotkę, że może w ten sposób osiągnąć korzyści (przeszkadzanie człowiekowi owocuje zdobyciem jedzenia). Gdyby wiedziała, w jaki sposób koty się uczą, mogłaby postąpić nieco inaczej, zyskując czas dla siebie i nie rozczarowując Smoky. Koty uczą się nieustannie, niezależnie od tego, czy świadomie staramy się coś im wpoić, czy nie. Niektóre skojarzenia utrwalają im się od pierwszego razu, zwłaszcza gdy chodzi o doznania nieprzyjemne. Na przykład kot, który zawędrował do ogrodu sąsiadów i został pogoniony przez tamtejszego psa, natychmiast uczy się, że nie należy tam się nigdy zapuszczać, a w każdym razie nie wtedy, gdy pies jest w zasięgu wzroku. Inne przypadki wymagają kilkakrotnych powtórzeń, zanim nauka się utrwali i kot zmieni na stałe swoje postępowanie. Na przykład nowa osoba w domu musi kilkakrotnie poczęstować zwierzę smakołykami, zanim zacznie się ono do niej odnosić przyjaźnie. Różne doświadczenia są rozmaicie postrzegane przez kota. Niektóre mogą być jednoznacznie pozytywne, inne jednoznacznie negatywne, a wiele ma charakter neutralny (co oznacza, że kot albo nie dostrzegł ich konsekwencji, albo uznał je za nieistotne). Kolejne przeżycia mogą wzmocnić to, czego kot wcześniej się nauczył w określonej sytuacji (jeśli skutki będą te same), lub zapoczątkować naukę czegoś innego (jeśli skutki są odmienne, na przykład poprzednio były przyjemne, a teraz są już mniej przyjemne). Wszystkie te doświadczenia i ich konsekwencje są przetwarzane w mózgu kota. Tam przebiega proces uczenia się, zachowywane są

wspomnienia i wzbudzane emocje. To z kolei wpływa na postawę zwierzęcia nie tylko w chwili bieżącej, lecz także w przyszłości. Najprostszy mechanizm uczenia się – wspólny wszystkim istotom posiadającym system nerwowy, od robaków do człowieka, i tak prosty, że można wątpić, czy zasługuje na miano uczenia się – to habituacja. W tym procesie zwierzę uczy się ignorować te elementy środowiska, które nie mają na nie żadnego szczególnego wpływu, a zatem są nieistotne. Poprzez powtarzający się kontakt z takimi obiektami lub sytuacjami kot uczy się postrzegać je jako nieszkodliwe i nie zwracać na nie uwagi. W przypadku zwierzęcia tak hojnie wyposażonego w organy zmysłów jak kot ciągłe skupianie się na sprawach nieistotnych rozpraszałoby uwagę i odciągało ją od czynników mogących decydować o przeżyciu – na przykład bliskości potencjalnej ofiary lub silniejszego drapieżnika. Uczenie się przez habituację jest zatem istotne dla przetrwania. Na przykład kociak, który trafił do nowego domu, może być wystraszony dźwiękiem komórki swojego nowego właściciela, ale jeśli usłyszy go kilkakrotnie, nauczy się, że ten sygnał nie zwiastuje niczego istotnego, więc przestanie reagować na odgłos telefonu. Używając terminologii fachowej, powiemy, że nastąpiła habituacja tego dźwięku. Habituacja jest więc ważnym procesem uczenia się, nie tylko dla kociąt, lecz także dla dorosłych kotów wchodzących w nowe środowisko, na przykład zmieniających właściciela. Koty tak samo jak my muszą nauczyć się, co jest dla nich ważne, a co nie, choćby po to, żeby uniknąć przeciążenia wrażeniami zmysłowymi. Sensytyzacja (adaptacja sensoryczna) jest przeciwieństwem habituacji. W tym przypadku powtarzająca się sytuacja wywołuje coraz silniejszą reakcję zwierzęcia, inaczej niż przy habituacji, kiedy reakcja słabnie i ostatecznie zanika. Zasadnicza różnica polega też na tym, że chodzi o coś, co kot instynktownie ocenia jako nieprzyjemne. Na przykład po kilku przykrych przeżyciach podczas wizyt w przychodni weterynaryjnej, takich jak zastrzyki, kot może zacząć się bać lekarza, nawet jeśli przy następnych okazjach ten będzie odnosić się do kota z czułością i nie sięgnie po strzykawkę. Ponadto jeśli kot będzie wyczulony na określoną sytuację, może reagować w ten sam sposób w innych, ale zbliżonych okolicznościach. Na przykład może zachowywać dystans lub bać się osób, które po prostu wyglądają podobnie, mają podobny ton głosu lub nawet pachną tak jak weterynarz. Sensytyzacja to silny mechanizm obronny pomagający kotu unikać wszystkiego, co potencjalnie może być niebezpieczne. Jednym z naszych celów podczas szkolenia będzie nauczenie kota, że spotkań z weterynarzem – i licznych innych sytuacji – nie musi postrzegać jako zagrożenia. Czyli musimy zapobiegać sensytyzacji, zanim do niej dojdzie. Zarówno habituacja, jak i sensytyzacja zmieniają intensywność już

ukształtowanych reakcji kota, ale nie pomagają mu w wypracowywaniu nowych reakcji. Do tego niezbędne są bardziej wyrafinowane mechanizmy uczenia się. Najprostszy z nich, znany jako warunkowanie klasyczne, zachodzi, kiedy kot stwierdza, że pewne szczególne zdarzenie w sposób wiarygodny zapowiada coś, co stanie się później. Jeśli kot miauczy i biegnie do swojego pana na dźwięk otwierania szafki, w której przechowywana jest jego karma, to znaczy, że poddał się warunkowaniu klasycznemu. Nauczył się, że odgłos otwieranych drzwiczek (sam w sobie nieniosący żadnego znaczenia) zapowiada, że zaraz zostanie nakarmiony. Wystarczy kilka powtórzeń sytuacji, w której ten dźwięk bezpośrednio poprzedza pojawienie się jedzenia, by stał się on dla kota wiarygodną zapowiedzią. Od tej pory ów specyficzny dźwięk będzie wyzwalać w kocim mózgu doznania równie pozytywne jak zapach lub smak pożywienia. Kot nie musi się uczyć, że dobrze się poczuje, jedząc coś smacznego; to jest odruch bezwarunkowy. Musi się natomiast nauczyć, że podobne uczucia mogą wzbudzać także inne zjawiska, nie tylko smak czy widok pokarmu. W tym przypadku jest to dźwięk otwierania szafki. Ten proces uczenia się wymaga konsekwentnego połączenia dwóch zjawisk – odgłos otwieranych drzwiczek musi zawsze bezpośrednio poprzedzać wydanie kotu pożywienia. Początkowo kot może popełniać błędy, na przykład reagować na odgłos otwierania którejkolwiek z kuchennych szafek, ale zwykle z czasem uczy się doprecyzowywać swoją wiedzę i wie już, że tylko specyficzny dźwięk tej konkretnej szafki zapowiada karmienie. Warunkowanie klasyczne pomaga kotu lepiej rozumieć otoczenie, ale żeby jego zachowanie uległo zmianie, potrzebne jest warunkowanie instrumentalne. Uwzględnia ono wpływ własnych działań kota na jego samopoczucie, a zatem decyduje o tym, jak zwierzę zachowa się następnym razem. Konsekwencje dowolnego zachowania można podzielić na cztery różne typy (patrz ramka)1. Zjawisko warunkowania instrumentalnego tłumaczy, dlaczego postawa pani Smith skłoniła jej kotkę do ciągłego wskakiwania na stół i przeszkadzania jej w pracy. Pozytywne odczucia związane z pieszczotami, przyjaznym tonem głosu i karmieniem zachęciły zwierzę do powtarzania tych zachowań (konsekwencje typu 1). Używając bardziej naukowej terminologii, powiedzielibyśmy, że zachowania były wzmacniane. Kotka odkryła, że postępując w ten sposób, może spodziewać się nagrody, a zatem będzie skłonna zrobić to samo ponownie, żeby osiągnąć ten sam pozytywny rezultat.

CZTERY TYPY KONSEKWENCJI ISTOTNE PRZY WARUNKOWANIU INSTRUMENTALNYM2 Sytuacja: kot siedzi przed tobą na podłodze. Nagle wskakuje ci na kolana.

Konsekwencja 1: Kota spotyka coś miłego (np. dajesz mu coś do zjedzenia).

Konsekwencja 2: Coś miłego się kończy lub coś kot traci (np. przestajesz go karmić i nie zwracasz na niego uwagi).

Konsekwencja 3: Coś niemiłego zdarza się lub zaczyna się dziać (np. wstajesz i wychodzisz z pokoju lub stawiasz kota z powrotem na podłodze).

Konsekwencja 4: Coś niemiłego się kończy lub oddala (np. siedząc na kolanach, kot nie ma kontaktu z zimną podłogą).

Jeśli kot ma trwale skojarzyć ze swoim zachowaniem określone jego konsekwencje, zwykle owe konsekwencje (pozytywne czy negatywne) powinny koniecznie następować natychmiast. Jeśli tak nie jest, prawdopodobnie skojarzenie się nie wytworzy. Jednak w pewnych okolicznościach tę lukę może uzupełnić warunkowanie klasyczne. Przypuśćmy, że kot przyszedł na zawołanie z ogrodu do

kuchni. Właściciel chciałby go za to nagrodzić smacznym kąskiem (żeby w przyszłości zachowywał się tak samo), ale akurat w tej chwili nie ma niczego odpowiedniego pod ręką. Jeśli jednak drogą warunkowania klasycznego kot nauczył się już, że kiedy pan bierze do ręki jego miskę, posiłek jest blisko, to głośne poruszanie (pustą) miską w chwili, gdy zwierzę wraca z ogrodu, pozwala „kupić” sobie trochę czasu na wynagrodzenie go żywnością. Gest ten zapowiada bowiem kotu, że zbliża się posiłek. Koty źle reagują na wszelkie nieprzyjemne dla nich wydarzenia (psy są, na własne nieszczęście, dużo bardziej tolerancyjne pod tym względem). Jest więc bardzo ważne, żeby pamiętać o naturalnej skłonności kota do wycofywania się przy najmniejszych oznakach kłopotów. Chociaż zwierzę bez wątpienia uczy się za sprawą czynników negatywnych, zwłaszcza każdego rodzaju kary fizycznej, to zastosowanie takiej kary może mieć katastrofalny wpływ na jego relacje z właścicielem. Kot poddany karze z dużym prawdopodobieństwem zareaguje negatywnie, niekiedy na kilka sposobów. Po pierwsze, może zacząć się bać swojego pana, a nawet, za sprawą sensytyzacji, także innych ludzi. Jego lęk może się przejawiać agresywną postawą wobec osoby, która pierwotnie go ukarała, ale także wobec kogokolwiek, kto znajdzie się w pobliżu. Lęk może także sprawić, że kot będzie uciekał lub starał się unikać jakichkolwiek kontaktów z człowiekiem. Ponadto pod wpływem kary kot będzie się powstrzymywał od wszelkich spontanicznych zachowań w obecności właściciela, co znacznie utrudni dalsze szkolenie. No i w końcu kara daje zwierzęciu do zrozumienia, czego nie powinno robić, ale nie uczy go właściwego zachowania. Co więcej, wszystkie te efekty kary są dla kota stresujące i mają prawdopodobnie szkodliwy wpływ na jakość jego życia. Skuteczne szkolenie kotów polega na wynagradzaniu zachowań, które chcemy osiągnąć, i ignorowaniu zachowań niepożądanych. Uznając takie podejście za podstawową zasadę szkolenia, podtrzymujemy pozytywną relację ze zwierzęciem. Nauka jest wtedy skuteczna i przyjemna dla obu stron. Aczkolwiek koty uczą się wielu rzeczy od swoich właścicieli, to pobierają również nauki od innych kotów, z którymi są blisko. Kocięta naturalnie uczą się od matki. Zarówno młode, jak i dorosłe koty szybko opanowują różne czynności, jeśli tylko mogą obserwować, jak wykonuje je doświadczony przedstawiciel ich gatunku. Właściciele dwóch kotów żyjących w jednym domu często sądzą, że uczą się one od siebie wzajemnie pewnych zachowań – na przykład jak otwierać kocią klapkę w drzwiach. Nie jest jasne, czy drugi kot rzeczywiście uczy się tego bezpośrednio od kolegi, czy też zachowanie tamtego po prostu zwraca jego uwagę na klapkę jako przedmiot, który warto zbadać. Nie wiemy także, czy koty naprawdę są zdolne naśladować nasze działania (raczej nie), ale łatwo możemy wykorzystać ich wrodzoną ciekawość, by zainteresować je tymi elementami środowiska, z którymi powinny się zapoznać. Odpowiednio kształtując konsekwencje, właściciel może doprowadzić do

tego, że pożądane zachowania kota będą się powtarzały, a niepożądane zanikną. Koty uczą się spontanicznie i przez cały czas, głównie przez to, że odkrywają określone związki pomiędzy zjawiskami i obiektami ze swojego środowiska, tak jak to czyniła Smoky. Warto więc zacząć od obserwowania kota, zwracania uwagi na mowę jego ciała związaną z określonymi działaniami i odnotowywania zachowań często się powtarzających. Czy potrafisz na przykład zauważyć, jakie skutki, pozytywne, negatywne czy neutralne, ma dla kota jakiś jego postępek? Czy dostrzegasz w zachowaniach kota jakieś trwałe schematy? Jak sądzisz, co jest przyczyną drobnych kaprysów i uprzedzeń twojego zwierzaka? Kot uczy się cały czas w swoim codziennym życiu, ale kiedy my chcemy go czegoś nauczyć, możemy przyspieszyć ten proces, zabierając się do dzieła wtedy, kiedy jest on we właściwym nastroju. Tak samo jak ludzie, koty uczą się najlepiej, kiedy dobrze się czują i nic ich nie rozprasza. Są istotami z natury wrażliwymi, skłonnymi uciekać od każdego zagrożenia czy niepewnej sytuacji. Najlepszym miejscem na szkolenie kota jest więc jakiś spokojny i dobrze mu znany zakątek. Podobnie jak to jest z ludźmi, jeśli kot ma się skutecznie uczyć, nic nie może odciągać jego uwagi. Większość z nas z trudem ignoruje dzwoniący telefon, ale kota z jego czułym węchem i słuchem rozpraszają rzeczy, które my ledwie dostrzegamy. Na przykład zarówno kotu, jak i jego właścicielce trudno się będzie skoncentrować, jeśli z łazienki dobiega hałas wirującej z maksymalną prędkością pralki. Przeciętny człowiek nie odnotuje jednak nawet ulotnego zapachu kawałka mięsa rozmrażającego się na stole kuchennym, podczas gdy dla kota może on stanowić nieodpartą pokusę i zachęcać go do skoku na blat (koty działają pod wpływem chwili i rzadko rezygnują z okazji do zjedzenia posiłku). Rozpraszającym kota impulsem nie musi być dźwięk, który my oceniamy jako głośny, irytujący lub niespodziewany, ale może być nim zachęcający albo nieznany zapach czy widok. Ty na przykład możesz nie widzieć problemu w tym, że trening odbywa się przy oknie wychodzącym na karmnik dla ptaków, ale widok trzepocących skrzydłami konsumentów może całkowicie pochłonąć uwagę kota, zwłaszcza jeśli jest miłośnikiem polowania. Zanim więc rozpoczniesz szkolenie, zastanów się, co mogłoby wam przeszkadzać z kociej perspektywy. Również podobnie jak my, kot uczy się najłatwiej, kiedy jest mu wygodnie: nie czuje pragnienia, nie jest mu za ciepło ani za zimno, jest wypoczęty, nie odczuwa potrzeby opróżnienia pęcherza ani jelit. Wybierając miejsce szkolenia w domu, zadbaj o to, żeby były tam naczynie z wodą i kuweta z piaskiem (albo żeby łatwo można było stamtąd wyjść na zewnątrz, jeśli kot nie jest przyuczony do korzystania z kuwety). Temperatura powinna być umiarkowana i zwierzę powinno mieć w razie potrzeby okazję do wypoczynku lub przerwy w zajęciach. Herbie na przykład słabo się koncentrował na zadaniach szkoleniowych, jeśli kominek był mocno rozpalony;

ogień był dla niego nieodpartą pokusą. Jako kot rasy azjatyckiej (posiadający pojedynczą warstwę sierści w przeciwieństwie do podwójnej warstwy u zwykłych kotów krótkowłosych) zawsze szukał źródła ciepła. Nie trzeba było długo czekać, by porzucił ćwiczenia, rozciągnął się na całą długość przed kominkiem i zapadł w drzemkę. Zawsze więc starałam się odbyć naszą sesję, zanim napaliliśmy przed nocą. Kot zwykle nie uczy się dobrze bezpośrednio po posiłku. Żeby kąsek jedzenia stał się dla niego nagrodą, zwierzę musi być choć trochę głodne. Pokarm pojawiający się natychmiast po wykonaniu określonego zadania oznacza dla nienajedzonego kota pozytywną konsekwencję, co zachęca go do powtarzania tych samych zachowań. Jest więc ważne, żeby twój uczeń czuł głód. Ma wtedy silniejszą motywację do współpracy w zamian za jedzenie. W jaki sposób nasilenie głodu wpływa na skuteczność nauki – to w znacznym stopniu zależy od osobowości danego osobnika. Bardzo głodny kot może nie poddawać się szkoleniu, gdyż koncentruje się na myśli o jedzeniu jako takim i nie próbuje sprawdzić, jaka postawa spotka się z nagrodą. Kiedy już stworzymy kotu środowisko wolne od rozpraszających bodźców i komfortowe, powinniśmy przejrzeć zawartość naszej skrzynki z narzędziami. Nie tylko w sensie przenośnym. To całkiem dobra myśl, żeby przygotować jakąś zgrabną skrzyneczkę, w której będziemy trzymać pomoce naukowe. Jeśli mamy wszystko w jednym poręcznym pojemniku, możemy łatwo przenosić się z zajęciami z miejsca na miejsce, wykorzystując nadarzające się okazje. Ponieważ koty spędzają większą część dnia na spaniu, ważne jest, żebyśmy byli gotowi wykorzystać okazję do zrobienia krótkiej sesji szkoleniowej, kiedy zauważymy, że zwierzę się obudziło i jest czujne. Szczęśliwie koty najlepiej przyswajają naukę w małych dawkach, więc wykorzystywanie takich okazji sprzyja powodzeniu szkolenia. Ponieważ kot przyzwyczaja się do treningu, jeśli stanowi on rutynową część dnia, może się okazać, że w twojej obecności najczęściej czuwa. W końcu owe chwile spędzane z tobą są dla niego nowe, podniecające i stymulujące. Jeśli przechowujesz wszystkie akcesoria w jednym przenośnym pojemniku, to sam ten pojemnik stanowi dla kota sygnał, że zamierzasz z nim ćwiczyć. Bardzo szybko zrozumie, że jego pojawienie się oznacza dostęp do atrakcyjnych nagród schowanych w jego wnętrzu (to przy okazji przykład warunkowania klasycznego), i w rezultacie będzie bardziej zaangażowany podczas ćwiczeń. Nagrody powinny stanowić najważniejszą zawartość twojej skrzynki. Skuteczne szkolenie kota opiera się na natychmiastowym nagradzaniu właściwych zachowań czymś, co kot wysoko ceni. Nagroda może mieć wiele form. Podobnie jak ludzie i psy, koty łatwo tracą zainteresowanie nagrodą, która się stale powtarza. Bardzo ważne jest więc, by mieć w zanadrzu różne propozycje i zmieniać rodzaj nagrody, zanim dotychczasowa kotu się znudzi. Znakomicie ilustrują tę właśnie sytuację

wyniki przeprowadzonego przez nas eksperymentu, w którym kotom wielokrotnie podsuwaliśmy zabawkę. Jeśli za każdym razem była ta sama, zwierzęta bawiły się nią coraz krócej, aż do niemal zupełnego zaniku zainteresowania, co dowodzi, że nastąpiła habituacja. Kiedy jednak stale zmienialiśmy zabawki, koty bawiły się z zapałem, nie wykazując oznak „znudzenia”; po prostu potrzebowały nowego bodźca, żeby utrzymać wysoką motywację3. Na początku szkolenia najważniejsze są takie nagrody, które fachowcy określają jako wzmocnienie pierwotne. Są to rzeczy, których kot pożąda instynktownie, a najbardziej typowy przykład to pokarm. Twój kot, który jest mięsożercą, najwyżej będzie cenił kąski złożone w całości z białka zwierzęcego. Idealną nagrodą będzie zatem drobny kawałek gotowanego mięsa lub ryby (na przykład ćwiartka krewetki). Przydatne mogą być także nagrody z wysoką zawartością białka, takie jak bardzo mała porcja będąca częścią normalnej diety kota (na przykład pojedynczy kawałek suchej karmy czy odrobina mięsa z puszki) albo specjalne przysmaki kupione w sklepie – niezłe są suszone lub lekko wilgotne mięsne „ciasteczka”. Jeśli na potrzeby ćwiczeń zarezerwujemy część dziennej racji żywnościowej kota (przysmaków lub regularnej karmy), to szkolenie nie powinno spowodować u niego przyrostu na wadze. Po prostu część porcji odkładamy na nagrody i odpowiednio zmniejszamy normalny posiłek. Kiedy uczymy kota czegoś nowego, nagrody powinny być niewielkie, ale częste. Ważny jest zwłaszcza mały rozmiar: po pierwsze, kot zjada taką nagrodę prędko i może od razu wrócić do przerwanego treningu, by nie wypaść z rytmu (koty na ogół jedzą wolniej niż psy), po drugie zaś nie nasyci się zbyt szybko. Koty przeważnie wolą jeść małymi porcjami, lecz często – to wspomnienie po ich dziko żyjących przodkach, którzy mogli spożywać nawet dziesięć niewielkich posiłków dziennie. Oto wskazówka: pojedyncza nagroda powinna mieć w przybliżeniu rozmiar połowy twojego najmniejszego paznokcia4. Koty jako gatunek mają opinię zwierząt wybrednych w wyborze pokarmu, inaczej niż psy, które zwykle chętnie zjadają cokolwiek. Przed rozpoczęciem szkolenia musisz więc ustalić, które rodzaje żywności twój kot lubi najbardziej. Można to zrobić na wiele sposobów, na przykład rozkładając przed nim drobne porcje różnych pokarmów i obserwując, po którą sięgnie w pierwszej kolejności, albo umieszczając przysmaki w zabawkach typu łamigłówki i sprawdzając, który najsilniej motywuje kota do prób jego wydobycia. Karmniki-łamigłówki w ogóle są znakomitym sposobem stymulowania mózgu kota przed szkoleniem przez człowieka. Wydobywając żywność ze specjalnie skonstruowanego urządzenia, takiego jak piłeczka dozująca lub labirynt, zwierzę automatycznie uczy się, że nagroda jest związana z jego aktywnością, niezależnie od tego, czy ta aktywność polega na toczeniu piłeczki, czy na przepychaniu kąska przez

labirynt, żeby na końcu można go było złapać do pyska. Taka nauka ma trzy etapy: stwierdzenie, że pokarm jest umieszczony w zabawce, co kot wykrywa za pomocą węchu lub wzroku albo kiedy słyszy twoje manipulacje; pragnienie zdobycia tego pokarmu; na koniec wypróbowywanie różnych sposobów dostępu. Kiedy kotu udaje się zdobyć kąsek, uczy się, że aktywne działanie jest potrzebne, by uzyskać więcej żywności. Taki sam proces zachodzi podczas bardziej formalnego szkolenia, z tą tylko różnicą, że dystrybutorem pokarmu jest wtedy człowiek, a sposób oferowania żywności można dobrać tak, by pomóc kotu w wyborze właściwego postępowania, szybciej niż metodą prób i błędów. Wydobycie nagrody z wnętrza łamigłówki wymaga od kota pewnego wysiłku, lecz ewolucja dobrze przygotowała go do tego zadania, ponieważ polowanie na dziką zwierzynę jest jeszcze trudniejsze. Traktowanie żywności jako nagrody za wysiłek leży więc w kociej naturze i możemy tę postawę wzmocnić za pomocą szkolenia. Łamigłówki uczą kota, że odpowiednie zachowanie może mieć korzystne konsekwencje, co „włącza” części mózgu odpowiedzialne za tworzenie nowych skojarzeń. Lista ulubionych przysmaków kota uporządkowana zgodnie z jego preferencjami (mogą się na niej znaleźć pozycje ex equo) bardzo ci się przyda, kiedy rozpoczniesz szkolenie. Dzięki niej będziesz mogła wybierać właściwą nagrodę odpowiednio do nastroju i poziomu motywacji kota, a także w razie trudności z wykonaniem ćwiczenia. Na przykład głodny, a zatem wysoce zmotywowany kot wykonujący proste zadanie może być nagrodzony odrobiną pokarmu z dolnego końca listy, takiego jak jego codzienne „ciasteczka”. Będą dla niego dostatecznie satysfakcjonujące, by zachował chęć do dalszej pracy, ale nie tak smakowite, by nadmiernie się pobudził i próbował wyrwać je ci z ręki. Z drugiej strony, kiedy dostrzegasz u kota objawy utraty zainteresowania, możesz podwyższyć jakość nagrody , żeby wzmocnić jego motywację. Dobrze jest zadbać o to, żeby niektóre rodzaje nagród zwierzę otrzymywało wyłącznie podczas treningu. Znakomicie podniesie to ich wartość w roli wzmacniacza pożądanych zachowań. Stosunek do jedzenia bywa u kotów różny, podobnie jak u ludzi. Niektóre osobniki są bardzo żarłoczne i przypominają o porze karmienia głośnym miauczeniem, innym wystarcza, że mogą od czasu do czasu coś skubnąć. Dla tych drugich najskuteczniejszą nagrodą będą przysmaki „z górnej półki” (mięso lub ryba). Istnieje wiele innych rodzajów nagrody, nawet dla tych kotów, dla których pokarm jest silną motywacją. Obok jedzenia (i spania) szczególną przyjemność sprawia kotom zabawa. Ponieważ jest ona bliska zachowaniom łowieckim, stanowi dla nich doświadczenie silnie motywujące (uczeni coraz częściej używają jej przy ocenie samopoczucia zwierzęcia). Tak więc dla kotów – szczególnie młodych, niewychodzących na dwór oraz z natury skłonnych do figlów – możliwość zabawy może być równie skuteczną nagrodą jak smakołyki. Skrzynka z przyborami powinna

zatem zawierać także wybór zabawek. Najlepsze do celów szkoleniowych są te, którymi można szybko poruszać, które pozwalają na krótkie, lecz intensywne epizody zabawy i które można łatwo kotu odebrać, nie ryzykując podrapania lub ugryzienia. Idealne są więc zabawki umocowane na końcu różdżki czy wędki. Dzięki różdżce twoje ręce pozostają poza zasięgiem pazurów kota, a jednocześnie możesz wykonywać szybkie, posuwiste ruchy. Stanowi to silną zachętę do zabawy: zabawka naśladuje ruchy umykającej po ziemi zdobyczy5. Innego rodzaju przedmioty pozwalają imitować zdobycz umiejącą latać. Zamiast sztywnej różdżki są wyposażone w linkę, więc mogą koziołkować w powietrzu. Tego rodzaju przedmioty są przeznaczone do zabawy interakcyjnej, więc nie należy pozostawiać ich kotu bez nadzoru. Zachowaj kilka z nich wyłącznie na sesje treningowe, a kiedy nie są potrzebne, chowaj je do skrzynki z akcesoriami – dzięki temu zachowają dla kota atrakcyjność. Ponieważ będą dostępne tylko podczas szkolenia, zwiększy to ich wartość jako nagrody. Nagrodą przy szkoleniu może być także głaskanie, zwłaszcza dla kotów szczególnie przymilnych i łasych na pieszczoty. Koty przeważnie wolą być głaskane krótko i często, a nie przez dłuższy czas. W jednym z naszych badań sprawdzaliśmy, po jakiej części ciała koty najbardziej lubią być głaskane, i okazało się, że ze szczególnie pozytywną reakcją spotyka się głaskanie po czubku głowy i po pyszczku. W tych obszarach znajduje się duża liczba gruczołów zapachowych wydzielających substancje, które kot pozostawia, ocierając się o różne przedmioty. Dwa zaprzyjaźnione koty witają się, ocierając się o siebie pyszczkami, i podobnie traktują ludzkie ręce i nogi. Można więc naśladować takie przyjazne zachowanie, głaszcząc kota w odpowiednim miejscu. Ponieważ jednak tego rodzaju gesty są zastrzeżone dla najbliższych przyjaciół, będą one nagrodą tylko dla kota ceniącego kontakt fizyczny i dobrze czującego się w towarzystwie swojego właściciela6.

Herbie rozkoszuje się głaskaniem po policzku.

Cosmos poświęca sporo czasu na ocieranie się pyszczkiem o meble i framugi drzwi. Często przy tym mruczy, a kiedy wyciągam do niego rękę, o nią również ociera się policzkiem i grzbietem. Niewątpliwie sprawia mu to przyjemność. Lubi również być drapany po częściach pyska bogatych w gruczoły; kiedy to czynię, ustawia się tak, by wyeksponować owe obszary. Wiedząc o tym, podczas jednej z sesji szkoleniowych, kiedy uczyłam go siadać, postanowiłam w nagrodę pozwalać mu ocierać się o szczotkę. Poszło świetnie i szczotka jest teraz stałym elementem naszej skrzynki z przyborami. Wiedza o tym, jak kot się uczy, da ci solidną podbudowę pozwalającą zrozumieć sens różnych ćwiczeń proponowanych w tej książce. Ale nie wszystkie koty uczą się dokładnie w ten sam sposób. Rozpoznanie indywidualnych skłonności twojego pupila sprawi, że dopasujesz kształt każdego z ćwiczeń do jego specyficznych upodobań i potrzeb, dzięki czemu szkolenie przyniesie lepsze rezultaty.

Cosmos w pozycji stojącej przed wydaniem polecenia „siad”.



Cosmos siedzi po wykonaniu przeze mnie gestu rozkazującego.



Cosmos z przyjemnością ociera pyszczek o szczotkę w nagrodę za wykonanie polecenia.

Poznaj wymagania twojego kota Każdy kot, poza tym, że niewątpliwie jest kotem, jest zarazem jedyną w swoim rodzaju indywidualnością, tak łatwo rozpoznawalną dla właściciela, jak rozpoznają się wzajemnie ludzie. Owa indywidualność wynika nie tylko z cech fizycznych, takich jak wiek, płeć, stan zdrowia i rasa, lecz także z cech charakteru kota, jego nastrojów, dawniejszych i świeżych doświadczeń życiowych, w tym obecnej sytuacji domowej. Połączenie wszystkich tych czynników sprawia, że każdy kot reaguje na szkolenie odmiennie i niektóre z nich uczą się łatwiej niż inne. W związku z tym sposób szkolenia musisz dopasować do indywidualnych cech swojego pupila. Na przykład dla każdego kota trzeba inaczej dobrać takie elementy, jak rodzaj stosowanych nagród, czas trwania sesji, konkretne ćwiczenia. Każdy też może potrzebować innej ilości czasu na wykonanie jakiegoś zadania. Zanim więc przystąpisz do treningu, warto przeznaczyć trochę czasu na namysł nad indywidualnymi cechami zwierzęcia oraz ocenę jego bieżącego nastroju. Być może najistotniejszy czynnik, jaki trzeba rozważyć przed szkoleniem, to wiek zwierzęcia. Dzięki rozwojowi opieki weterynaryjnej koty dożywają dziś sędziwego wieku i nie ma powodu, by stary kot nie mógł nauczyć się jakichś nowych sztuczek. Podobnie jednak jak w przypadku większości zwierząt – z nami włącznie – koty uczą się najszybciej w młodości, a wolniej, kiedy się starzeją. Wiele starszych kotów (w wieku powyżej dziesięciu lat) wciąż chętnie poddaje się szkoleniu, ale zazwyczaj potrzebują więcej czasu na opanowanie poszczególnych elementów ćwiczeń. Dotyczy to zwłaszcza tych starych kotów, które nie były szkolone w młodości. Będzie więc trzeba stosować więcej powtórzeń, ale zarazem pojedyncza sesja powinna trwać krócej, gdyż stary mózg (i ciało) szybciej się męczy. Młode kocięta uczą się czegoś nowego niemal w każdej minucie wolnej od snu, ale do osiągnięcia wieku około dziesięciu tygodni ich mózgi gwałtownie się rozrastają, a zdolność koncentracji jest bardzo ograniczona. Wszelkie formalne sesje szkoleniowe powinny w tym okresie trwać nie dłużej niż parę minut i obejmować tylko najprostsze ćwiczenia. Na przykład możesz nagradzać kociaka za to, że woli bawić się zabawką niż twoimi dłońmi czy stopami. Zabawa jest sama w sobie

nagrodą, zwłaszcza w tym wieku, więc zabawka staje się wynagrodzeniem za to, że kot powstrzymuje się od skakania na przebywających w pobliżu ludzi. Możesz to osiągnąć, usuwając się po prostu z zasięgu kociaka, jeśli próbuje cię zaczepiać. Sesje szkoleniowe, nawet tak krótkie, przyniosą najwięcej pożytku, jeśli będą się odbywały często, trzy do czterech razy dziennie. Muszą jednak być rozdzielone dłuższymi odstępami – trzeba pozostawić kotu czas na odpoczynek i sen. Rekwizyty muszą być tak dobrane, żeby podczas ćwiczeń żadna krzywda nie spotkała kociąt, które wciąż jeszcze rozwijają się fizycznie i umysłowo. To samo dotyczy także podstarzałych kotów, które nie są już tak zwinne i ruchliwe. Na przykład półki do wskakiwania należy umieszczać niżej, uchylne klapki powinny być wyposażone w stopnie z każdej strony, żeby kot nie był zmuszany do zbyt dużego skoku, a barierki ochronne dobrze jest uzupełnić siatką, żeby kociak nie mógł przecisnąć się między prętami. Koce i wyściółka posłań dla starych zwierząt powinny być wykonane z materiału, w którym nie będą więzły pazury, na przykład z polaru. Wiele kotów w podeszłym wieku ma trudności z chowaniem pazurów, więc łatwo zaczepiają się na przykład w luźno splecionej wełnie. Chociaż słyszy się czasem, że kocice są bardziej przymilne od samców, jest to prawdopodobnie echo czasów, w których sterylizacja domowych kotów nie stała się jeszcze normą. Niesterylizowane kocury w miarę dorastania zachowują się w sposób coraz bardziej niezależny, a po osiągnięciu dojrzałości zaczynają usilnie poszukiwać gotowych do parzenia się samic i zajadle bronić swojego terytorium przed innymi samcami. Współcześnie większość kociąt płci męskiej poddaje się sterylizacji przed ukończeniem szóstego miesiąca życia. Właściciel, który to zaniedba, ryzykuje utratę swojego ulubieńca, kiedy przepędzą go dorosłe samce z sąsiedztwa, widzące w nim rywala. Natomiast kocice, które zachowały zdolność do rozpłodu, zwykle trzymają się blisko domu, przynajmniej dopóki nie zacznie się u nich okres rui. Wówczas bowiem cały bieg ich życia przez tydzień lub dwa przestawia się na poszukiwanie najlepszego ojca dla kociąt. Jak się wydaje, sterylizacja nie ma większego wpływu na osobowość kota niezależnie od jego płci, a zatem nie ma też znaczenia przy szkoleniu. Koty, inaczej niż psy, wyewoluowały ze zwierząt o samotniczym trybie życia, więc skłonne są starannie ukrywać chorobę lub odniesioną ranę. Nie byłoby bowiem dobrze okazywać potencjalnym rywalom, że jest się niepełnosprawnym i niezdolnym do obrony swego terytorium. Jak wszystkie zwierzęta, koty uczą się najlepiej, kiedy są zdrowe i w pełni sił, więc ważne jest, żebyś zwracała uwagę na stan zdrowia swojego pupila. Nie bierz się do szkolenia, jeśli kot zdradza jakiekolwiek oznaki choroby czy niedomagania. Przewlekłe schorzenia, z którymi twój kot musi żyć na co dzień, nie wykluczają całkowicie nauki, lecz muszą być uwzględniane w planie ćwiczeń. Jeśli kot cierpi na przykład na cukrzycę lub alergie pokarmowe, na nagrodę

nadają się tylko niektóre rodzaje lub ograniczone ilości pożywienia. Jeśli kot otrzymuje leki lub ogólnie nie jesteś pewna, jak twoje plany szkoleniowe mogą wpłynąć na jego stan zdrowia, zwróć się o radę do weterynarza. Na przykład zapytaj go, czy wchodzi w grę zmiana pory karmienia lub rodzaju karmy. Na zdolność kota do nauki mogą również wpłynąć zaburzenia organów zmysłów. Nie ma sensu nagradzać ciepłym słowem niesłyszącego kota, ale łącząc krótkie błyśnięcie latarką z podaniem przysmaku możemy przez warunkowanie klasyczne sprawić, że światło będzie się kojarzyło kotu ze zbliżającym się jedzeniem. W przypadku kota niedowidzącego nagradzanie jedzeniem może wymagać podsuwania mu silnie pachnącego kąska na taką odległość, by mógł go łatwo wywęszyć. Tylko nieliczne domowe koty należą do określonej rasy, lecz osobniki niektórych z nich zachowują się w nader specyficzny sposób – taka już ich uroda. Persy są zazwyczaj mniej aktywne niż koty innych odmian i niektóre z nich nadzwyczaj cierpliwie znoszą obecność obcych kotów lub ludzi, choć może tylko dlatego, że niechętnie ruszają się z miejsca. Koty syjamskie i inne rasy wschodnie zachowują się bardziej po „psiemu” niż typowy kot: aktywnie szukają kontaktu z człowiekiem, a wiele z nich zdaje się posiadać niemal zdolności werbalne, jak gdyby próbowały „porozmawiać” ze swoim właścicielem. Koty bengalskie – powstałe w wyniku skrzyżowania zwykłego kota domowego z innym gatunkiem, azjatyckim kotem bengalskim, i pierwotnie hodowane dla swojego nietypowego, cętkowanego futra, a z pewnością nie z powodu temperamentu – są notorycznie nadaktywne i mogą zachowywać się agresywnie wobec innych kotów. Chociaż większość kocich ras definiuje się – i ocenia – na podstawie wyglądu, to pewną ich grupę, tak zwane ragdolle, selekcjonowano ze względu na łagodność usposobienia. W wyniku tak prowadzonej hodowli uzyskano koty przyjacielskie i ufne, chętnie pozwalające się dotykać, a nawet brać na ręce. Naturalne predyspozycje czynią z nich wdzięczny materiał na uczniów. Jeśli zamierzamy tresować rasowego kota, musimy wziąć pod uwagę cechy jego rasy. Persy i pokrewne rasy o spłaszczonym pysku uchodzą za trudne do wyszkolenia – ich nadmiernie „luzacka” natura stanowi wyzwanie, nie tylko dlatego, że niełatwo jest znaleźć nagrody dostatecznie dla nich atrakcyjne i przyciągające uwagę, lecz także dlatego, że płaskie pyski utrudniają im chwytanie drobnych kęsów z podłogi lub ręki trenera, co zabiera dodatkowy czas. Koty syjamskie i inne rasy wschodnie są z kolei szczególnie skoncentrowane na człowieku, trzeba natomiast pilnować, by trening ich nie nudził i nie frustrował albo odwrotnie, nie wywoływał nadmiernego pobudzenia. Jeśli więc masz rasowego kota, musisz się dowiedzieć, jakie odmienności w zachowaniu lub szczególne cechy osobowości są właściwe tej rasie, i dostosować do tego plan treningów1. Chociaż dzisiaj większość kotów nie należy do żadnej określonej rasy, nie znaczy

to, że nie mogą znacząco różnić się cechami osobowości. Niektóre są samotnikami, lubiącymi przebywać same ze sobą i zaledwie tolerującymi obecność ludzi lub innych kotów. Inne są o wiele bardziej „ludzkie” i podtrzymują bliską więź z jedną lub kilkoma osobami w domu. Rzadziej trafiają się koty „kocie”, które szukają towarzystwa pewnych osobników swojego gatunku, a niewiele jest otwartych, gotowych zaprzyjaźniać się z każdym innym kotem, jakiego spotkają na swej drodze. Większość sytuuje się naturalnie gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami. Z punktu widzenia skuteczności szkolenia najistotniejszym chyba aspektem osobowości kota jest śmiałość bądź lękliwość niezwiązana z określoną sytuacją. Niektóre koty boją się konkretnych zjawisk, na przykład fajerwerków lub obcych ludzi przychodzących do domu, ale poza tym są wyluzowane i ciekawe świata. Stanowi to część osobowości kota, lecz zarazem jest konsekwencją pewnych jego przeżyć z przeszłości – a więc czymś, czego zwierzę się nauczyło. Śmiałość lub jej przeciwieństwo – lękliwość kota jest widoczna w jego ogólnej postawie życiowej: śmiałe koty są o wiele bardziej skłonne angażować się w sytuacje, z którymi się wcześniej nie zetknęły, interesują się nowymi przedmiotami pojawiającymi się w domu i ochoczo je badają, podczas gdy koty lękliwe wycofują się, nieznane obiekty budzą w nich lęk i poczucie zagrożenia – mogą nawet uciec, gdy poczują się nieswojo. Ta różnica powinna mieć wpływ na wybór nagród używanych podczas szkolenia. U odważnego kota perspektywa otrzymania nowych zabawek powinna skutecznie wzmacniać pożądane zachowania, motywując go do ich powtarzania, podczas gdy te same zabawki mogą mieć odwrotny wpływ na kota płochliwego – dla niego dobrą nagrodą będzie coś znanego, a zatem „bezpiecznego”. To oczywiście również przypadki skrajne – większość kotów plasuje się gdzieś pomiędzy nimi. To, czy nasz kot okaże się egzemplarzem śmiałym czy lękliwym, zależy po części od cech jego rodziców. Inaczej mówiąc, pewną rolę odgrywa tu czynnik genetyczny. To zrozumiałe, że niektóre koty powinny być z natury odważniejsze od innych, gdyż mały kociak nie może przecież przewidzieć, w jakim otoczeniu przyjdzie mu dorastać. Jeśli nieszczęśliwie znajdzie się w niebezpiecznym środowisku, lękliwość może zapewnić mu przeżycie, podczas gdy odważniejszy krewniak zginie. Jeśli jednak środowisko nie stwarza poważnych zagrożeń, mniej skłonny do ryzyka kot będzie prawdopodobnie przegrywał z tymi bardziej pewnymi siebie, które szybciej zagarną dostępną żywność i inne zasoby. Tak więc w ciągu tysiącleci ewolucji kota domowego dobór naturalny nie faworyzował ani genów śmiałości, ani lękliwości, gdyż jedne i drugie bywały korzystne w różnych miejscach i czasach. Fakt, że na śmiałość lub lękliwość kota mają wpływ geny, nie oznacza bynajmniej, że cechy te pozostają niezmienne przez całe jego życie. Kocięta, które są odważne w chwili odłączenia od matki, pozostają takie przez jakiś rok, podobnie jak te, które

są ponadprzeciętnie lękliwe. Jednak w drugim roku życia te różnice zaczynają maleć. Nie ustalono dotąd, czy jest to skutek zmniejszania się wpływu genów, czy też koty zmieniają swój stosunek do świata za sprawą sytuacji, w których przyszło im się znaleźć. Prawdopodobnie oba te czynniki odgrywają jakąś rolę. Mamy więc bez liku możliwości, by za pomocą odpowiednich ćwiczeń dodać pewności siebie nieśmiałemu kotu, ewentualnie skłonić zbyt przedsiębiorczego do większej roztropności, aczkolwiek to drugie rzadziej bywa problemem – zarówno dla kota, jak i dla jego właściciela2. Śmiałość kota wpływa nie tylko na jego reakcję w obliczu nieznanej sytuacji, lecz także na to, czego i w jaki sposób kot się uczy. Zaczyna się to w bardzo młodym wieku. Najbardziej lękliwy kociak w miocie często otrzymuje najmniej pieszczot, gdyż ludzie pomijają go na korzyść odważniejszego rodzeństwa, bardziej zdecydowanie domagającego się głaskania i przytulania. W dzikiej przyrodzie powściągliwość może być wartościową strategią życiową, lecz jest zdecydowanie mniej przydatna w o wiele bezpieczniejszym środowisku, w jakim dziś rodzi się większość kociąt. Łagodne dotykanie może przełamać bezpośrednie skutki lękliwości, więc właściciele kociej matki powinni zadbać o to, żeby każde z młodych dostało uczciwą porcję pieszczot. W przeciwnym razie po oddaniu kotka nowemu właścicielowi może być potrzebny specjalny trening naprawczy, żeby – jak to się mówi – wydostać zwierzę ze skorupy, w której się zamknęło. Nerwowe koty przyucza się, by się rozluźniały, gdy są głaskane. W rezultacie głaskanie może stać się dla nich nagrodą samą w sobie, co otwiera możliwości dalszej nauki. Duża ilość pieszczot w ciągu kilku pierwszych miesięcy życia może zamienić nieśmiałego z natury kociaka w całkiem towarzyskiego kota. Głaskanie i pochwały słowne staną się dla niego nagrodą, podczas gdy kot bojący się ludzi będzie odbierał te czynności raczej jako karę niż wzmocnienie. Podobnie kot, który jest pewny siebie, będzie szybko się uczył i wystarczy mu mniejsza liczba sesji szkoleniowych, natomiast z nieśmiałym lub lękliwym trzeba pracować w wolniejszym rytmie, dzieląc zadania treningowe na drobniejsze i łatwiejsze do wykonania kroki. Obok cech osobowości na gotowość kota do nauki wpływa także jego bieżący nastrój. Bardzo ważne jest zatem, żebyśmy potrafili rozpoznawać, w jakim humorze jest zwierzę w danym momencie. Na przykład niektóre koty w ogóle trudno zmotywować do pracy, prawie tak jakby szkolenie je nudziło. Jeśli twój kot sprawia wrażenie rozleniwionego i niezainteresowanego, to prawie na pewno nie osiągniecie żadnych postępów w nauce i utracicie zapał do dalszych ćwiczeń. Na drugim biegunie lokują się koty szczególnie pobudliwe. Szkolenie nadmiernie podnieconego kota może być równie trudne jak kota obojętnego, gdyż zwierzę koncentruje się na próbach zdobycia nagrody, nie zastanawiając się, jakie zachowanie pozwala ją uzyskać.

Szczęśliwie dla nas, trenerów, a wbrew potocznym wyobrażeniom, kot ujawnia swój nastrój przez zachowanie i mowę ciała. Pozwala nam to dociec, jak się w danej chwili czuje, i dobrać do tego odpowiednią metodę szkolenia. Kot, który nie angażuje się w ćwiczenia, zwykle okazuje zainteresowanie czymś innym niż trener i oferowane przez niego nagrody. Może odwracać głowę w bok lub w ogóle się oddalić. Można stwierdzić, że potrzebuje odpoczynku, kiedy powoli układa się na boku. Znudzenie demonstruje, ziewając lub przysypiając. Może też zacząć się rytmicznie i systematycznie wylizywać – trzeba podkreślić, że to zupełnie co innego niż krótkie, nerwowe lizanie jednej tylko części ciała, powszechnie występujące u kotów w chwilach frustracji. U mało gorliwego kota, który jest zwykle wrażliwy na dotyk, takie długotrwałe zachowania wskazują, że dobrze byłoby go pogłaskać. Mamy jednak wiele sposobów pozwalających zwiększyć zaangażowanie zwierzęcia podczas szkolenia. Przede wszystkim przed kontynuowaniem ćwiczeń sprawdź, czy nie ma w otoczeniu obiektów rozpraszających kota, i w miarę możliwości usuń je lub zminimalizuj ich wpływ. Następnie pomyśl o zwiększeniu wartości nagród – na przykład użyj czegoś smaczniejszego (świeżo ugotowanego mięsa lub ryby) albo bardziej atrakcyjnej zabawki, takiej jak różdżka z kępką prawdziwego futra lub piór na końcu. Po kolejnej porcji przysmaków lub zabawy (w zależności od tego, czego używasz jako nagrody) odczekaj nieco dłużej, zanim wznowisz ćwiczenia – zwiększy to motywację zwierzęcia. Można też zmniejszyć trudność kolejnych kroków zmierzających do celu szkolenia, co pozwoli na częstsze nagradzanie; dzięki temu kot bardziej się zaangażuje. Możesz też zróżnicować nagrody, zmieniając ich rodzaj, rozmiary i częstość ich wręczania. Na przykład za pierwsze prawidłowe zachowanie podsuń kotu kawałek szynki, za następne daj mu na chwilę pierzastą zabawkę, za trzecim razem rozrzuć po podłodze trzy porcje przysmaku, żeby kot mógł na nie „zapolować”, i tak dalej. Ten ostatni krok zmusza zwierzę do ruchu, co również zwiększa jego motywację i koncentrację. Jeśli twój kot wyraźnie nie jest zainteresowany ćwiczeniem jakiegoś konkretnego zachowania, spróbuj przejść do czegoś innego, najlepiej bardziej pobudzającego i zabawnego, do czegoś, co kot wykonuje czasem spontanicznie, lub czegoś, co wymaga ruchu i fizycznego kontaktu z tobą – na przykład trącania twojej dłoni nosem lub łapką. Kiedy w ten sposób przyciągniesz jego uwagę, możesz powrócić do właściwego zadania. Staraj się zawsze być najbardziej interesującym dla kota obiektem w pomieszczeniu: przemieszczaj się, poruszaj, zachęcaj go głosem. Na koniec – unikaj zbyt wielu powtórzeń tego samego ćwiczenia i nie przedłużaj zanadto sesji. Jeśli pozostawisz kota z niedosytem, będzie bardziej zaangażowany przez dłuższy czas. Przeciwieństwem kotów rozleniwionych są te, które łatwo się podniecają. To zachowanie może mieć różne przyczyny emocjonalne, lecz najczęściej występuje

u kotów sfrustrowanych niedostępnością czegoś przez nie pożądanego. Podczas treningu w zasadzie powinniśmy unikać nadmiernego pobudzenia zwierzęcia, gdyż kot często traci wówczas kontrolę nad własnym zachowaniem i w rezultacie broni się przez wykonywaniem zadania, którego chciałabyś go nauczyć. Na przykład dla kota już pobudzonego (choćby dlatego, że spodziewa się smacznej nagrody) bliskość jedzenia może być zbyt kusząca. Powoduje to jeszcze silniejsze podniecenie i w rezultacie kotu trudno skoncentrować się na zadaniu, które powinien wykonać, by otrzymać nagrodę. Zamiast tego będzie miauczał i próbował sięgnąć po przysmak. Takie podniecenie łatwo przechodzi we frustrację i niejeden kot w takiej sytuacji użyje pazurów, by zdobyć jedzenie. Bardzo ważne jest więc wczesne rozpoznawanie sygnałów świadczących, że kot nadmiernie się pobudził i przestaje skupiać się na ćwiczeniu, choćby tylko dlatego, żeby szkolenie niczym nie groziło ani tobie, ani kotu. Co więcej, jeśli dostrzeżesz, że poziom pobudzenia zwierzęcia rośnie, będziesz mogła zapobiec niepożądanym zachowaniom kota, na przykład wymuszaniu żywności gryzieniem i drapaniem. Jeśli tego unikniesz, a zarazem kot nauczy się właściwego sposobu osiągania celu, niewłaściwe zachowania stopniowo znikną z jego zwykłego repertuaru reakcji nawet w sytuacji silnego podniecenia. Nadmierne pobudzenie może przejawiać się na wiele sposobów. Kot może wtedy naruszyć twoją prywatną przestrzeń, na przykład samowolnie wskakując ci na kolana. Może też drapać lub gryźć twoje dłonie, próbując sięgnąć po nagrodę. Inne koty głośno miauczą, o wiele intensywniej, niż gdy są rozluźnione. Jeszcze inne poruszają się niespokojnie, kręcą w koło lub co chwila zmieniają zachowanie. Mogą nawet zacząć się bawić wyimaginowaną zabawką, rzucając się na coś nieistniejącego. Mówiąc ogólnie, nadmiernie pobudzony kot nie potrafi się skoncentrować na właściwym zadaniu, co można (złośliwie) określić jako „selektywną głuchotę”. Oznaki silnego pobudzenia to rozszerzone źrenice, rozbiegany wzrok, nerwowe ruchy ogona, marszcząca się i drgająca skóra, napięte mięśnie i przyśpieszony oddech. Sfrustrowany kot kładzie również uszy po sobie, a jego ogon drga.

Sheldon zachowuje się „bezczelnie”: gryzie pokrywkę pojemnika, by dostać się do schowanych w nim nagród – to przykład nadmiernego pobudzenia związanego ze szkoleniem.

Ponieważ koty w rozmaity sposób okazują podniecenie, powinnaś nauczyć się rozpoznawać u swojego zwierzaka te oznaki i kolejność, w jakiej zazwyczaj występują. Jeśli podczas sesji zaobserwujesz objawy wskazujące na wysoki poziom pobudzenia, narastające mimo prób uspokojenia kota, należy zrobić przerwę. Późniejsze ćwiczenia skróć i kończ je, zanim zwierzę zdąży się nadmiernie pobudzić. Znajdź dla niego sposób na rozładowanie energii pomiędzy sesjami. Liczne okazje do zabawy zmniejszą prawdopodobieństwo nadpobudliwości podczas treningu. Aby jeszcze bardziej obniżyć poziom pobudzenia kota, możesz zmniejszyć wartość udzielanych mu nagród, na przykład świeże mięso lub rybę zastąpić suchymi kocimi chrupkami i nie używać szczególnie atrakcyjnych zabawek. Prowadzenie szkolenia w możliwie cichym i spokojnym otoczeniu oraz unikanie szybkich i gwałtownych ruchów również zapobiega takiej eskalacji. Jeśli nauczysz kota przyjmowania na wstępie sesji swobodnej pozycji siedzącej (umiejętność nr 6 w rozdziale 3), będziesz miała pewność, że przystępujecie do ćwiczeń przy odpowiednim poziomie pobudzenia, więc przejawy nadpobudliwości będą mało prawdopodobne. Kolejna przydatna wskazówka: wręczaj kotu nagrodę w taki sposób, żeby uczył się panowania nad sobą. Możesz na przykład wrzucić przysmak do małego pojemnika,

choćby pudełka po jogurcie, oddalonego od ciebie na długość ramienia. Niektóre ćwiczenia możesz przeprowadzać w pozycji stojącej, zamiast siedząc lub klęcząc, co utrudni kotu wyrywanie nagrody siłą. Umieszczanie nagród w pewnej odległości nie tylko chroni twoje dłonie przed podrapaniem, lecz także uczy kota, że aby je dostać, musi oddalić się od ciebie, oraz tego, że zbyt żywiołowe zachowanie utrudnia mu, a nie ułatwia dostęp do pokarmu. Aby na przykład wydobyć kąsek z pudełka, będzie musiał ostrożnie sięgnąć po niego jedną łapką. Inną możliwość stwarzają dostępne w handlu automatyczne dozowniki karmy. Pokarm lepiej podawać szczypcami lub za pomocą elastycznej rurki niż gołą ręką, co również oszczędzi twoim dłoniom urazów. Jeśli nagrody nie są w danej chwili używane, trzymaj je poza zasięgiem wzroku i w zamkniętym pojemniku (aby ich zapach nie docierał do kota i nie podniecał go). Z czasem można nauczyć kota panowania nad łakomstwem, ale trudniej mu się w takiej sytuacji uspokoić niż psu.

IDEALNY POZIOM ZAANGAŻOWANIA PODCZAS TRENINGU Sygnały behawioralne Kot jest bardziej zainteresowany tym, co robisz, i nagrodami, które masz dla niego, niż czymkolwiek innym. Kot skupia się na tobie. Zrelaksowany kot nie utrzymuje ciągłego kontaktu wzrokowego, nie wpatruje się w ciebie cały czas, ale co chwila rzuca spojrzenie w twoją stronę oraz na miejsce przechowywania nagród. Kot trzyma się blisko ciebie, ale nie próbuje siłą wyrywać nagrody. Skłonny jest spontanicznie demonstrować kilka różnych rodzajów zachowań. Szkolenie przynosi postępy i osiągacie szczegółowe cele. Jeśli kot jest przyjaźnie nastawiony do ludzi, może przejawiać reakcje emocjonalne, na przykład ocierać się o ciebie pyszczkiem.

Cosmos interesuje się przysmakiem, który trzymam w ręce, i nie rozprasza się, chociaż jesteśmy na zewnątrz domu.

Sheldon spokojnie skupia uwagę na mnie – to idealny poziom zaangażowania w szkoleniu. Co możesz zrobić, żeby twój kot pozostał zaangażowany podczas kolejnych treningów? Odnotuj, w jakich okolicznościach szkolenie przyniosło sukces (na przykład czego używałaś jako nagrody, jak duże były kolejne kroki szkolenia, jak długo trwała sesja, jaki czas upłynął pomiędzy ostatnim karmieniem lub zabawą a ćwiczeniem). Naucz kota, by gdy wydajesz mu odpowiednie polecenie, skupiał się na tobie. Ponieważ związek z trenerem jest zachowaniem wyuczonym, szczególnie u kotów, które nie są tak przyjaźnie nastawione do ludzi jak psy, warto przyzwyczaić kota, że skupienie na tobie jest

tym, czego oczekujesz od niego podczas każdej sesji szkoleniowej. Nie należy jednak podejmować takich prób, dopóki zwierzę nie zacznie regularnie angażować się w ćwiczenia. Możesz zacząć od wypowiadania imienia kota (żeby przyciągnąć jego uwagę), a następnie użyć jakiegoś konkretnego słowa lub frazy, na przykład czegoś w rodzaju „do roboty”. Następnie nagradzaj zwierzaka, jeśli skoncentruje się na tobie. Ten sygnał nie musi być słowny. Może nim być na przykład wyciąganie z szafy pojemnika z akcesoriami do treningu. Kiedy kot się skupi, otwórz pojemnik i wręcz wyjętą z niego nagrodę. Działa to w taki sam sposób jak sygnał wskazujący, że sesja dobiegła końca – na przykład słowo „koniec” albo odstawienie na miejsce pojemnika. W miarę jak kot będzie znajdował w ćwiczeniach coraz większą przyjemność, jego zaangażowanie wzrośnie, a ponadto bardziej zwiąże się on z tobą. Wraz ze wzrostem zaangażowania kota zwiększaj stopień trudności stawianych mu zadań. Możesz także powtarzać prostsze ćwiczenia w bardziej rozpraszającym otoczeniu – jeśli na przykład nauczyłaś kota przychodzić na wezwanie w zaciszu domowym, spróbuj uogólnić to doświadczenie na absorbujące środowisko ogrodu.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że dla każdego kota szczególnie atrakcyjna może być inna nagroda. Trudno o takiego, który by nie reagował na smaczne kąski jedzenia, ale dla lękliwego kota zabawa z przynętą na różdżce może być przyczyną stresu, a nie przyjemnością, a zwierzę z natury nieśmiałe lub nieprzyzwyczajone do ludzi niekoniecznie ceni sobie głaskanie. Może to się jednak zmieniać, w miarę jak kot dorasta, i ma na to wpływ także szkolenie. Pokażemy w kolejnych rozdziałach, że kota można nauczyć, by rozluźniał się pod wpływem głaskania – w rezultacie pieszczota stanie się dla niego nagrodą samą w sobie, stwarzając nowe możliwości podczas ćwiczeń. Kot uczy się przez cały czas (a nie tylko podczas sesji treningowych), więc zachowuje w pamięci wcześniejsze doświadczenia, zarówno dobre, jak i złe, i mogą one w znacznym stopniu determinować jego reakcję na określoną sytuację lub technikę szkolenia – niezależnie od bardziej ogólnego wpływu jego osobowości. Jeśli więc wiesz o jakichś jego poważniejszych negatywnych przeżyciach, miej na uwadze, by niechcący nie stawiać kota w sytuacji, która mogłaby mu o nich przypomnieć. Często potrzeba wiele czasu, by negatywne doświadczenia z przeszłości kot nauczył się postrzegać jako coś pozytywnego. Należy wówczas postępować z większą ostrożnością niż wtedy, gdy z daną sytuacją lub zadaniem nic się zwierzęciu nie kojarzy. Jeśli przykre wspomnienia wiążą się z jakimiś przedmiotami, takimi jak koszyk transportowy lub kocia klapka w drzwiach, rozważ ewentualność zastąpienia tego sprzętu innym modelem, aby zminimalizować negatywne skojarzenia. Jeśli nie jest to możliwe, umyj przynajmniej dany przedmiot starannie środkiem enzymatycznym (albo domowej roboty dziesięcioprocentowym roztworem detergentu do prania z enzymami; należy go następnie spłukać, przetrzeć powierzchnię szmatką skropioną spirytusem i poczekać, aż wywietrzeje, zanim kot będzie miał z nią kontakt). W ten sposób usuniesz wszelkie ślady zapachowe twojego (albo innego)

kota, które mogły się na nim zachować, kiedy zwierzę było w złym stanie psychicznym. Te ślady najprawdopodobniej pochodzą z gruczołów zlokalizowanych pomiędzy palcami u łapek lub na pysku i dla naszego węchu są nie do wykrycia, ale jeśli zostaną tam, gdzie były, mogą przypomnieć kotu wcześniejsze negatywne doświadczenia. O dawnych przeżyciach kota wziętego ze schroniska raczej nie możemy nic wiedzieć, więc postępuj z nim ostrożnie3. Dwa przypadki, które opiszemy poniżej, ilustrują, jak od różnicy pomiędzy kotami zależy wybór najlepszego sposobu kształtowania u nich określonych umiejętności. Zasadniczy mechanizm uczenia się był u obu kotów taki sam, ale skuteczna nauka wymagała wnikliwego rozważenia osobowości każdego z nich, ich wieku, stanu zdrowia, wcześniejszych doświadczeń z przebywaniem w ciasnej, zamkniętej przestrzeni oraz ogólnych upodobań i awersji. Marmaduke to pewny siebie, ciekawski kociak, którego ulubionym zajęciem jest penetrowanie kartonowych pudełek. Jego troskliwi właściciele napełniają je zmiętymi gazetami, piłeczkami i piórami, żeby mógł w nich grzebać. Uwielbia kupną kocią karmę i chętnie przyjmuje smakołyki z rąk człowieka. Właścicielom zależało na oswojeniu go z koszykiem transportowym, ponieważ mają domek letniskowy, do którego regularnie wyjeżdżają, i chcieliby zabierać Marmaduke’a ze sobą. Kot był wcześniej tylko dwa razy zamknięty w koszyku, raz, kiedy wieziono go do domu ze schroniska, a drugi raz przy okazji szczepienia u weterynarza. W obu przypadkach przez cały czas miauczał i próbował się wydostać, ale ludzie uznali, że chodziło mu raczej o zwrócenie na siebie uwagi, a nie o to, że dzieje mu się krzywda. Jego zamiłowanie do pudełek i zabawek w połączeniu z ufnym stosunkiem do ludzi sugerowało, że powinien łatwo nauczyć się, iż koszyk transportowy może być całkiem przyjemnym miejscem pobytu. Doradziłam im więc najpierw, żeby wymościli koszyk ulubionym kocykiem Marmaduke’a, dzięki czemu unosił się tam znajomy zapach i miejsce wyglądało na przytulne i kuszące. Następnie poleciłam im, by bezpośrednio przed porą posiłku kota rozłożyli cząstki karmy na podłodze w postaci ścieżki prowadzącej do koszyka. Głód i ciekawość wystarczyły, by kot podążył tą ścieżką, zjadając to, co znalazł po drodze – i nie oglądając się za siebie, wszedł prosto do koszyka. Gdy już się to stało, kazałam właścicielom wrzucić więcej karmy do środka przez otwory w plastykowych ściankach. Wkrótce Marmaduke nauczył się, że z pobytem w koszyku wiąże się szczególnie atrakcyjny poczęstunek. Ponadto pokazałam właścicielom, jak mogą bawić się z kotem przebywającym w transporterze, wsuwając przez szpary długie piórka i poruszając nimi. W ten sposób Marmaduke otrzymywał dodatkową nagrodę. Po tygodniu właściciele donieśli mi, że kot polubił koszyk i często obserwują, jak z własnej inicjatywy wchodzi do środka ze swoimi zabawkami. Następny krok będzie polegał na nauczeniu Marmaduke’a, by

zachowywał spokój, kiedy drzwiczki koszyka się zamykają, i że nawet kiedy koszyk z nim w środku jest przenoszony w nowe miejsce, pozostaje bezpiecznym i przyjemnym schronieniem. Jade to duża, ale lękliwa starsza kocica cierpiąca na artretyzm, którą wielokrotnie zamykano w transporterze zbyt małym jak na jej rozmiary. Wciśnięta w tak ograniczoną przestrzeń i cierpiąca na bóle reumatyczne podkurczonych kończyn, czuła się źle i była zestresowana. W rezultacie koszyk transportowy bardzo źle się jej kojarzył i broniła się przed umieszczeniem w nim zębami i pazurami. Pierwszym zadaniem było zatem odwrócenie tych silnie utrwalonych negatywnych skojarzeń. Zamówiono nowy, większy koszyk, aby Jade miała przestronne pomieszczenie, w którym mogłaby się obracać. Kilka tygodni poświęcono na przekonywanie kotki, że jest w nim wygodnie i bezpiecznie. Na początku wierzch koszyka był całkowicie zdjęty, a jego podstawę umieszczono w pokoju, w którym znajdowało się posłanie Jade. Wewnątrz transportera położono jej ulubiony kocyk, a pod nim mikrofalowe ogrzewacze, żeby było tam ciepło i przytulnie. Na zwykłym miejscu do spania Jade wykładano szczególnie cenione przez nią przysmaki, takie jak krewetki i mięso tuńczyka, przy czym posłanie było stopniowo przesuwane, tak że kotka musiała się coraz bardziej zbliżać do transportera, żeby sięgnąć po jedzenie. Po wielokrotnych powtórzeniach wreszcie nastąpił przełom: Jade weszła na podstawę koszyka transportowego. Natychmiast otrzymała za to nagrodę w postaci delikatnej pieszczoty i karmienia krewetkami z ręki. Od tej pory zaczęła sypiać na przemian w koszyku i na zwykłym posłaniu. W ciągu sześciu następnych tygodni stopniowo dodawano obudowę koszyka, z drzwiczkami włącznie (które jednak zawsze pozostawiano otwarte). Kiedy Jade już sama bez oporów wchodziła na drzemkę do w pełni zabudowanego koszyka (ale przy nadal otwartych drzwiczkach), poleciłam właścicielom, żeby wyłapywali momenty, kiedy kotka znajduje się wewnątrz i jest w pełni zrelaksowana, i zamykali drzwiczki na kilka sekund (nie dłużej, żeby Jade nie poczuła się uwięziona), a jednocześnie podsuwali jej smakołyki przez otwory w obudowie. W ten sposób kotka nauczyła się, że z zamknięciem drzwiczek wiążą się pozytywne konsekwencje w postaci pożywienia. Tak osiągnięty został stan, w którym Jade dobrze się czuła w zamkniętym koszyku i nie niepokoiła się, kiedy go podnoszono i przenoszono do samochodu. Następny etap będzie polegał na nauczeniu jej, że podróżowanie samochodem wewnątrz koszyka nie jest czymś, czego należałoby się obawiać. Oba koty drogą warunkowania instrumentalnego z powodzeniem zdobyły pozytywną wiedzę o koszyku transportowym – czyli nauczyły się, że przebywanie w nim albo w pobliżu niego wiąże się z korzystnymi konsekwencjami. Istniało jednak pomiędzy nimi kilka istotnych różnic, które trzeba było wziąć pod uwagę podczas szkolenia, aby obydwa koty osiągnęły ten sam cel:

Osobowość – Marmaduke był śmiałym kotem, a Jade lękliwym. Wiek – Marmaduke był młodym kociakiem, a Jade – starszą kocicą. Wcześniejsze doświadczenia – Marmaduke miał przed rozpoczęciem nauki względnie mało kontaktów z koszykiem transportowym i doświadczenia te miały neutralny charakter, natomiast Jade przez kilka lat doznawała w związku z koszykiem wielu nieprzyjemnych wrażeń. Stan zdrowia – Marmaduke był w pełni zdrowy, Jade cierpiała na artretyzm i w związku z tym bolały ją stawy. Ogólne upodobania – Marmaduke lubił się bawić i jadł wszystko, co mu się podsunęło, podczas gdy Jade, kotkę w starszym wieku, niespecjalnie pociągała zabawa i była wybredna w wyborze jedzenia. Charakterystyka obu kotów przeprowadzona przed rozpoczęciem nauki pozwoliła dostosować metody szkolenia do ich indywidualnych cech. Na przykład wcześniejsze doświadczenia oraz stan zdrowia miały wpływ na rodzaj użytego koszyka transportowego. Ponieważ Jade miała związane z nim złe wspomnienia i dodatkowo cierpiała na bóle stawów, istotną sprawą był zakup nowego, przestronniejszego koszyka. Nie tylko zapewnił on kotce fizyczny komfort, gdyż mogła się w nim swobodnie poruszać, lecz także nie miała z nim żadnych negatywnych skojarzeń, więc łatwiej było przekonać ją, że będzie dla niej wygodny. O wiele trudniej byłoby sprawić, by dobrze czuła się w starym koszyku, do którego żywiła tak wyraźną niechęć. Natomiast dla Marmaduke’a z jego znikomymi doświadczeniami, przy tym względnie neutralnymi, nie trzeba było przed szkoleniem kupować nowego koszyka. Wiek i wcześniejsze doświadczenia wpłynęły na czas potrzebny do osiągnięcia celu. Chociaż oba koty wymagały częstych i krótkich sesji, gdyż łatwo się nużyły (co dotyczy na równi kociąt i starych kotów), za sprawą swoich przykrych przejść związanych z koszykiem transportowym Jade potrzebowała o wiele większej liczby sesji rozłożonych w dłuższym czasie, by poczuła się w transporterze równie swobodnie jak Marmaduke. Do zwiększenia liczby sesji przyczynił się także jej podstarzały mózg, gdyż starsze zwierzęta zwykle nie uczą się tak szybko jak młode. Na koniec, osobowość, wiek, stan zdrowia i upodobania obu kotów wpływały łącznie na wybór oferowanych nagród. Marmaduke był kotem pewnym siebie, zadowalającym się każdym rodzajem pokarmu i lubiącym każdą zabawę, więc w jego przypadku używano zarówno zabawek, jak i przysmaków, nie wyłączając zwykłej sklepowej karmy, którą też traktował jako nagrodę. Natomiast dla starszej Jade, schorowanej i z natury lękliwej, choć może w młodości też lubiącej się bawić, zabawa nie lokowała się wysoko na liście priorytetów. Jade była też zawsze zwierzęciem wybrednym, więc trzeba było użyć świeżych krewetek i tuńczyka, jedynych nagród, które motywowały ją, by zbliżyła się do koszyka. Ponadto ze względu na jej wiek

istotne było sprawienie, by koszyk zaczął ją pociągać jako bezpieczne i ciepłe miejsce do spania (osiągnięto to za pomocą znajomego kocyka i podgrzewaczy). Do Marmaduke’a przemawiało raczej dogodne miejsce do ruchu i zabawy. Zanim zaczniesz jakiekolwiek szkolenie, powinnaś także zastanowić się, jakie są twoje wymagania. To ty, właścicielka kota, jesteś osobą, która powinna wiedzieć, jakie są jego potrzeby obecnie i jakie będą w przyszłości. Warunki domowe, styl życia i oczekiwania ludzi również bywają rozmaite, a to z kolei będzie miało wpływ na cele i priorytety szkolenia. Zatem oprócz zidentyfikowania upodobań swojego kota, a co za tym idzie, jego potrzeb, musisz pomyśleć, jakie konsekwencje niesie dla kota wasza obecna sytuacja domowa i czy może się ona zmienić w przyszłości. Powinnaś postarać się, żeby szkolenie dobrze przygotowało zwierzę do wszelkich zmian, jakie ewentualnie zamierzasz przeprowadzić, i do radzenia sobie z nieoczekiwanymi sytuacjami, które mogą się przydarzyć. Koty nie mają naszej zdolności przewidywania i prawdopodobnie są całkowicie nieświadome nadchodzących zmian, dopóki te nie staną się faktem. Ty na przykład dobrze wiesz, że zatrudniłaś robotników do remontu części domu i że z tego powodu niektóre pokoje będą niedostępne. Kot dowie się o tym dopiero wtedy, kiedy zaczniecie przesuwać meble w przeddzień przybycia ekipy. Dla lękliwego kota może to być bardzo niepokojące –  hałas, nieznane zapachy, kurz i rozgardiasz, który pojawi się już kilka godzin później. To, w jakim stopniu powinnaś go przygotować na te wydarzenia, zależy od jego osobowości, ale także od rozkładu domu. Czy na przykład jego klapka wyjściowa znajduje się daleko od źródła zamieszania i pozwala mu spokojnie wychodzić na zewnątrz, czy też musisz znaleźć dla niego inną drogę? Inne zmiany, takie jak pojawienie się w domu drugiego kota lub małego dziecka, nieuchronnie będą wymagały pewnych przygotowań, niezależnie od osobowości twojego pupila. Wiele spraw trzeba więc rozważyć przed rozpoczęciem szkolenia. Musisz poznać i zrozumieć indywidualne potrzeby twojego kota, ocenić, jak mogą one wpłynąć na jego zdolność do uczenia się i czego powinnaś go nauczyć z myślą nie tylko o chwili bieżącej, lecz także o przyszłości. Poświęcając czas na takie przygotowania, osiągniesz podwójną korzyść – po pierwsze, zwiększysz szanse na powodzenie szkolenia, a po drugie, lepiej niż dotąd poznasz i zrozumiesz swojego kota.

Nasza filozofia szkolenia Opanowanie podstawowych umiejętności Teraz, kiedy już wiesz, że musisz dostosować swoje podejście do osobowości i indywidualnych cech twojego kota, zapewne śpieszy ci się, żeby rozpocząć szkolenie. Prawdopodobnie masz już w myślach listę rzeczy, których chciałabyś nauczyć swojego kota – czy będzie to łykanie bez rozpaczliwego oporu tabletki odrobaczającej, skierowanie jego energii na coś innego niż polowanie, czy też bardziej przyjazne traktowanie gości. Możesz być jednak wciąż niepewna, od czego zacząć i jak się do tego zabrać. Podstawowa idea stojąca za szkoleniem kotów sprowadza się do warunkowania instrumentalnego, polegającego na nagradzaniu pożądanych zachowań, ignorowaniu zaś niewłaściwych, ewentualnie przekierowywaniu ich na bardziej stosowny cel. Przykład: chciałabyś, żeby kot do ostrzenia pazurów nie używał obicia kanapy, lecz specjalnego drapaka, który w tym celu kupiłaś. W żadnym razie nie będziemy popierać stosowania kar i siły fizycznej. Kiedy kot spontanicznie przejawia pożądane zachowanie, powinien natychmiast otrzymać nagrodę. Jeśli tego nie czyni, możemy „zasugerować” mu właściwą postawę za pomocą standardowego zbioru metod szkoleniowych, jednakowego dla wszystkich zwierząt, od psów do ssaków morskich – wymagają one jedynie niewielkiej modyfikacji uwzględniającej anatomię i specyficzny sposób myślenia kota. Przy zastosowaniu tej filozofii gama umiejętności, które może zdobyć nasz kot, jest naprawdę bardzo szeroka. Jeśli tylko jakaś sztuczka nie przekracza jego fizycznych możliwości, to nie ma powodu, by nie miał się jej nauczyć. Oczywiście większość właścicieli będzie wymagała od kota tylko niewielu użytecznych zachowań, ale dobrze wiedzieć, że jego potencjał jest o wiele większy. Niezależnie od celu, jaki sobie stawiamy, szkolenie opiera się na niewielkiej liczbie podstawowych umiejętności, które powinien opanować trener. Ściślej mówiąc, jest ich dziewięć – tyle ile żywotów ma kot według znanego powiedzenia. Nie każde zadanie będzie wymagało użycia wszystkich tych umiejętności (aczkolwiek niektóre

z nich będą niezbędne zawsze), ale podobnie jak pewne podstawowe substancje wchodzą w rożnych kombinacjach w skład wielu lekarstw, tak różne kombinacje umiejętności przydadzą się w zależności od celu szkolenia. Jeśli dobrze zrozumiesz naukowe podstawy owych kluczowych umiejętności i nauczysz się skutecznie je wykorzystywać, będziesz mogła podchodzić do szkolenia kota w elastyczny sposób. Stosując różne podejścia do różnych celów i nie obawiając się ich zmieniać, jeśli dotychczasowa metoda wydaje się nie działać, będziesz mogła wraz ze swoim kotem osiągnąć pożądane rezultaty. Zanim więc zanurzysz się po uszy w realizacji jednego, określonego zadania, poświęć trochę czasu na poznanie i opanowanie tych podstawowych umiejętności. Przedstawione poniżej praktyczne ćwiczenia przygotują ciebie i kota do udanego szkolenia. DZIEWIĘĆ PODSTAWOWYCH UMIEJĘTNOŚCI, KTÓRE SĄ PODSTAWĄ SZKOLENIA KOTÓW Umiejętność nr 1: nagradzaj spontaniczną obserwację i ciekawość W codziennym życiu kot stale styka się z czymś nowym, czy będą to ludzie, na przykład nowy partner właściciela, pomoc domowa albo małe dziecko, czy zwierzęta, na przykład nowy domowy kot lub pies, czy przedmioty, jak obcinacz do pazurów, obroża, nowy mebel lub inne urządzenie domowe. W naszym żargonie będziemy nazywali ten przedmiot, zwierzę lub człowieka bodźcem. Kota można zapoznawać z czymś nowym we właściwy lub niewłaściwy sposób. Najpierw pomówmy o tym drugim. Nierzadko zdarza się, że właściciel, chcąc oswoić kota z nowym bodźcem, łapie go i umieszcza obok lub nawet na tym obiekcie. Na przykład goście często biorą domowego kota na ręce lub sadzają go sobie na kolanach, mimo że on stara się uwolnić z tych niepożądanych objęć i jak najszybciej oddalić. Inny powszechny przypadek to właściciel siłą wsadzający kota do nowej kuwety lub koszyka transportowego bez dania mu czasu na zrozumienie, o co chodzi. Na taki bliski kontakt z nowym bodźcem bez możliwości wcześniejszego zapoznania się z nim z dystansu i dokonania oceny, czy nie stanowi zagrożenia, większość kotów, szczególnie tych bardziej lękliwych, zareaguje ucieczką, a następnie będzie stronić zarówno od samego bodźca, jak i od osoby, która go w takiej sytuacji postawiła. Koty są zwierzętami skrajnie ostrożnymi – to dziedzictwo po samotnie żyjących przodkach, których ewentualne okaleczenie mogło słono kosztować. Liczne badania naukowe udowodniły, że radzą sobie o wiele lepiej i wykazują mniej objawów stresu – zarówno w zachowaniu, jak i w fizjologii – jeśli mają poczucie, że panują nad sytuacją. Szkolenie jest więc najskuteczniejsze, kiedy zwierzę jest pewne siebie i wie, że w każdej chwili może się wycofać. W praktyce będzie to polegało na stworzeniu

kotu okazji do obserwowania nowego bodźca z bezpiecznej odległości (kilku długości jego ciała), co pozwoli mu ustalić, czy powinien a) uciekać, jeśli uzna, że jego bezpieczeństwo jest zagrożone, b) zignorować bodziec, bo nie jest ani groźny, ani interesujący, czy też c) zbliżyć się, zachowując ostrożność, by bliżej zbadać, czy dany obiekt nie wiąże się z jakąś nagrodą, lub w ogóle zdobyć więcej danych przed podjęciem decyzji. To, czy kot wybierze wariant a, b czy c, zależy w dużej mierze od tego, jak bezpiecznie czuje się w swoim otoczeniu – rezultat będzie zapewne inny, gdy kot przebywa we własnym domu, a inny, gdy ten sam kot znajdzie się w budzącym niepokój otoczeniu lecznicy weterynaryjnej. Co więcej, na jego reakcję wpływa również wiele innych czynników, takich jak osobowość i wcześniejsze doświadczenia z podobnymi bodźcami. Na przykład lękliwy kot, który miał nieprzyjemne przejścia z psami, raczej nie zbliży się do przyniesionego do domu szczeniaka1. A teraz trochę o właściwym podejściu. Kiedy zauważysz, że twój kot bez lęku obserwuje nowy obiekt, zbliża się do niego i zaczyna go badać, powinieneś nagradzać każdy krok zwierzęcia z osobna, żeby pozytywne nastawienie do bodźca skojarzyło się mu z przyjemnymi konsekwencjami. Nie ulegaj pokusie, żeby przybliżać kotu bodziec, choćby przesuwając go o kilka centymetrów, gdyż wkraczanie w ten sposób w jego osobistą przestrzeń osłabia jego poczucie panowania nad sytuacją, a tego należy unikać. Jeśli kot reaguje ucieczką (nawet gdy bodziec demonstrowano mu z dystansu), następnym razem należy odległość jeszcze powiększyć oraz w miarę możliwości osłabić znaczenie bodźca z punktu widzenia kota (jego istotność). Osiągniesz to za pomocą podstawowej umiejętności nr 2: desensytyzacji i kontrwarunkowania. Jeśli reakcją kota jest szybki ogląd, a następnie ignorowanie bodźca (który jest czymś, z czego kot miałby korzystać, na przykład nowym koszykiem transportowym lub klapką w drzwiach), możesz użyć podstawowej umiejętności nr 3, wabienia, za pomocą którego nauczysz kota, że interakcja z tym bodźcem skutkuje nagrodą. Jeśli natomiast kot spontanicznie, bez lęku i z pewnością siebie podchodzi do bodźca, to jesteście na fali – szkolenie dobrze się zaczęło i powinnaś nagrodzić kota, by zachęcić go do dalszych postępów.

ĆWICZENIE Ustaw jakiś domowy sprzęt inaczej niż zwykle, na przykład pod nieobecność kota przewróć krzesło do góry nogami i kiedy przyjdzie, zobacz, jak zareaguje na tę zmianę. Obserwuj jego postępowanie: czy zatrzyma się daleko, przyjrzy się krzesłu, po czym podejdzie, by je obwąchać, czy też zrobi w tył zwrot i wyjdzie z pokoju? Nagradzaj go za pozytywną postawę wobec przewróconego krzesła – spokojną obserwację z dystansu, przybliżenie się i oględziny. Jeśli ucieknie, postaw krzesło we właściwej pozycji i pozwól kotu wrócić do pokoju, kiedy sam zechce. Jeśli twojego kota przeraża taka sytuacja, bardzo przydatna będzie dla ciebie podstawowa umiejętność nr 2.

Umiejętność nr 2: łagodnie, łagodnie, krok po kroku – desensytyzacja i kontrwarunkowanie Każdy kot będzie postrzegał pewne sytuacje jako zagrożenie, ale niektóre trudniej jest właścicielowi zawczasu przewidzieć. Na przykład prawie wszystkie koty z natury odnoszą się z dużą rezerwą do nieznanych sobie psów i kotów – bo spotkanie z nimi może pociągnąć za sobą krzywdę fizyczną albo stanowić zagrożenie dla posiadanych zasobów żywności czy terytorium. Ale sposób postrzegania nowych zjawisk innego rodzaju to już indywidualna cecha danego osobnika. Na przykład nowa dziecięca zabawka, która błyska światłami i wygrywa melodyjki, może jednego kota spłoszyć, podczas gdy inny ostrożnie przyjrzy się jej z dystansu, choć rzadko który będzie tak pewny siebie, by od razu się do niej zbliżyć. Zdarzają się także zjawiska, które ani kota nie nęcą, ani nie odstraszają. Na przykład najczęściej nie rzuci on nawet okiem na nowy obraz powieszony na ścianie lub nowe pokrycie kanapy, chociaż są to rzeczy, na które przede wszystkim zwróci uwagę wchodzący do pokoju człowiek. Gdy jesteś pewna, że w reakcji na nowy bodziec twój kot nie zlęknie się i nie poczuje niepokoju, możesz zaprezentować mu go w całej okazałości, aczkolwiek najpierw z dystansu, który zwierzę uważa za bezpieczny (patrz umiejętność nr 1). Jeśli sądzisz, że kot może zareagować negatywnie – ponieważ jest to coś, co każdy kot uznałby za zagrożenie, bądź dlatego, że twój zwierzak miał już wcześniej podobne doświadczenie i źle na nie zareagował – albo po prostu nie jesteś pewna jego reakcji, to ważnym krokiem będzie sprawienie, że kot uzna sytuację za na tyle mało istotną, by nie okazać lęku. Inaczej wątpliwe, by nauczył się ją akceptować. Jeśli na przykład kot boi się działającej pralki, możesz zredukować jej istotność, włączając ją początkowo tylko wtedy, gdy kot przebywa w odległym pomieszczeniu. Powtarzający się kontakt z tak osłabionym bodźcem pozwoli zwierzęciu oswoić się z nim. Następnie możesz stopniowo zwiększać oddziaływanie bodźca, ale wciąż utrzymując go na poziomie, który nie budzi w kocie lęku – proces ten nazywamy desensytyzacją. Może to na przykład polegać na włączaniu pralki w najcichszym i najkrótszym trybie pracy. Ponadto, jeśli pralka ma okienko, przez które można oglądać poruszającą się w środku bieliznę, dobrze jest je zasłonić: niektóre koty boją się własnego odbicia w szkle. Takie stopniowe i łagodne wprowadzanie nowego bodźca daje kotu czas na upewnienie się, że nie ma w nim nic groźnego, i zapobiega nadmiernym emocjom2. Kiedy planujesz stopniowe wprowadzanie kota w nową sytuację, pamiętaj, że jego zmysły są ostrzejsze niż twoje, a także inaczej działają. Naszym podstawowym zmysłem jest wzrok, więc programy desensytyzacji projektowane dla ludzi koncentrują się zwykle wokół przerażających dla nich widoków. Na przykład osobę

poddawaną desensytyzacji z powodu arachnofobii prosi się najpierw, by wyobraziła sobie bardzo małego pająka znajdującego się bardzo daleko od niej, a więc mającego niewielką istotność. Zupełnie nieważne jest, jak pająk pachnie i jakie dźwięki wydaje, gdyż fobia nie ma w zasadzie związku z tymi cechami. Natomiast kot, komunikując się z innymi kotami i orientując się w terenie, przez cały czas posługuje się swoim czułym węchem, więc woń bodźca, zwłaszcza gdy jest on istotą żywą (innym kotem, psem lub człowiekiem), stanowi dla niego szczególnie istotną informację. Nie można jednak ignorować przy tym słuchu, wzroku i dotyku. Wpływ tych zmysłów także należy starannie rozważyć. Często podejściem bardziej praktycznym – i łatwiejszym dla kota – będzie osobne wprowadzanie go w aspekty sytuacji związane z każdym zmysłem. Kiedy na przykład przyjmujemy do domu drugiego kota, dobrze będzie najpierw zaprezentować dotychczasowemu rezydentowi jego zapach w niewielkim natężeniu (patrz podstawowa umiejętność nr 7), a następnie pozwolić mu na usłyszenie wydawanych przez przybysza dźwięków (na przykład jego miauczenia przez zamknięte drzwi). Kiedy już oswoi się i zaakceptuje zapach i dźwięk nowego kota, pozwalamy mu go zobaczyć, osłabiając działanie tego bodźca – na przykład tylko przez szybę albo w znacznej odległości. Desensytyzacja sprawi, że kot przestanie się lękać danej sytuacji, ale nie skłoni go, by zaczął postrzegać ją pozytywnie. Szczęśliwie dysponujemy także innym silnym narzędziem – kontrwarunkowaniem, które w połączeniu z desensytyzacją może zmienić obraz sytuacji w oczach kota z negatywnego (lub ambiwalentnego) na pozytywny. Kontrwarunkowanie polega na kojarzeniu tego, co wywołuje strach, z czymś przyjemnym. Jeśli przeprowadza się je równolegle z desensytyzacją, to bodziec jest prezentowany w niskim natężeniu, niebudzącym lęku, dzięki czemu zwierzę może nauczyć się, że nagroda, którą przy tym otrzymuje, wiąże się z tym właśnie bodźcem. Nawet najmniejsza doza lęku zablokowałaby takie pozytywne skojarzenie. Miałam kiedyś kota imieniem Harry, który bał się odkurzacza. U zwierzęcia, które w młodości nie miało okazji nauczyć się, że odkurzacz nie jest niebezpieczny, z lękiem tym wiążą się w wieku dorosłym określone wrażenia zmysłowe. Odkurzacz jest widzialny (pudło na kółkach z długą, giętką rurą i szczotką na końcu, która porusza się w różnych kierunkach po podłodze, czasem w kierunku Harry’ego), słyszalny (głośny dźwięk ssania, który pojawia się i znika w nieoczekiwanych momentach, oraz równie nieoczekiwany warkotliwy hałas, kiedy przewód jest wciągany w głąb obudowy), wreszcie wyczuwalny węchem (zapach rozgrzanego sztucznego tworzywa i cząstek kurzu przedostających się przez filtr, dla ludzkiego nosa prawie nie do wykrycia). Harry nigdy nie ośmielał się dotknąć odkurzacza i nie starczało mu nawet odwagi, żeby podejść bliżej. Po rozważeniu jego indywidualnych cech oraz cech wspólnych ze wszystkimi kotami uznałam, że lęk budzi w nim przede

wszystkim dźwięk (głośny i nieprzewidywalny) oraz ruch (również nieprzewidywalny i czasem skierowany w jego stronę)3. Plan desensytyzacji i kontrwarunkowania Harry’ego przewidywał więc na początek tylko słuchanie dźwięku odkurzacza (włączonego na najmniejszą siłę ssania, co ograniczało hałas) z sąsiedniego pokoju przez szczelnie zamknięte drzwi. Przy takiej intensywności dźwięku kot nie okazywał strachu, choć był nieco bardziej czujny niż zazwyczaj. Stosując smaczne nagrody w ramach kontrwarunkowania, mogłam z czasem zwiększyć hałas odkurzacza, a następnie otworzyć drzwi. Kiedy indziej pozwalałam Harry’emu popatrzeć na wyłączony odkurzacz, najpierw z drugiego pomieszczenia –na przykład kot przebywał w holu i mógł przez otwarte drzwi widzieć odkurzacz stojący w salonie – a następnie w tym samym pomieszczeniu. Następnym krokiem było przesuwanie nieczynnego urządzenia (ale nigdy w stronę kota). Naturalnie wszystkim tym działaniom towarzyszyły nagrody w postaci jedzenia lub pochwał. Niekiedy w połowie takiego treningu robiłam przerwę i podawałam Harry’emu posiłek albo głaskałam go i drapałam wokół pyska – wiedziałam, że bardzo to lubi. W ciągu kilku sesji udało mi się połączyć widok i dźwięk odkurzacza, wciąż utrzymując kota poza „strefą lęku”. Najpierw sprzęt był włączony na najniższą moc i poruszałam nim powoli. Potem stopniowo zwiększałam natężenie dźwięku aż do normalnego trybu roboczego i przesuwałam odkurzacz we wszystkich kierunkach. W niedługim czasie mogłam odkurzać w pokoju, w którym przebywał Harry, zwykle spokojnie leżący na kanapie lub na swoim posłaniu. Uprzedzałam go chwilę przed, kiedy zamierzałam włączyć lub wyłączyć maszynę. Czasami, gdy hałas mu dokuczył, kot wynosił się z pokoju, ale swoją postawą sygnalizował przy tym, że idzie poszukać ciekawszego zajęcia, a nie ucieka ze strachu.

ĆWICZENIE Zastanów się, czego boi się twój kot, i spisz wszystkie możliwe do uchwycenia przez zmysły cechy tego zjawiska – jak pachnie, jak brzmi, jakie jest w dotyku, a także jak wygląda. Następnie podkreśl te cechy, które twoim zdaniem budzą w zwierzęciu lęk. Pamiętaj, żeby uwzględnić fizjologię kotów oraz indywidualne właściwości twojego pupila (pomogą ci w tym Wprowadzenie i rozdział 1). Na koniec opracuj plan desensytyzacji i kontrwarunkowania. Opisz, w jaki sposób zamierzasz zredukować intensywność zjawisk, których lęka się kot, oraz w jakich kolejnych krokach będziesz prezentować mu bodziec, tak by go nie przestraszyć. A teraz pracuj zgodnie z tym planem, trzymając pod ręką nagrody służące do kontrwarunkowania.

Umiejętność nr 3: nęcenie Sam fakt, że kot nauczył się, iż pewna nowa rzecz nie jest dla niego groźna, nie

oznacza jeszcze, że będzie miał ochotę wchodzić z nią w interakcję. Nie będzie to problemem wtedy, gdy chodzi tylko o to, żeby nie zwracał na bodziec uwagi, jak w przykładzie z odkurzaczem. Niekiedy jednak chcemy, żeby zwierzę bez obaw wchodziło w kontakt z jakimś bodźcem; mogą to być różne rzeczy, od prostych przedmiotów, jak obroża, szelki, pigułka, szczotka, koszyk transportowy czy kocia klapka, po bardziej skomplikowane, jak nowy człowiek, choćby osoba zatrudniona do opieki nad nim, a nawet całkowicie odmienne środowisko, jak nowy dom lub hotel dla zwierząt. Jeśli twój kot nigdy nie zbliża się do nowych rzeczy i nie nawiązuje z nimi kontaktu, to nie ma szans dowiedzieć się, czy są dla niego odpowiednie lub czy interakcja z nimi nie spotka się z nagrodą. Dla przykładu: kot, który bez obaw przesiaduje obok świeżo zainstalowanej dla niego kociej klapki (gdy poprzednio był wypuszczany na dwór przez tylne drzwi), może nie wiedzieć, że powinien popchnąć ją głową, by móc przez nią przejść. Podobnie może czuć się całkiem pewnie, znajdując się obok odpiętej obroży, ale nie ma najmniejszej chęci przesuwać przez nią głowę, gdyż nie orientuje się, że ta czynność mu się opłaci. Musisz wtedy podpowiedzieć kotu, jak ma postępować z tymi przedmiotami, jeśli chce otrzymać nagrodę (niezależnie od tego, czy tą nagrodą ma być możliwość wyjścia na dwór, jak w przypadku klapki, czy poczęstunek w przypadku obroży). Nęcenie to najlepszy sposób, by zachęcić kota do aktywnego działania, którego chcemy go nauczyć. Przynęta to – jak wskazuje nazwa – coś, co ma nęcić, wzbudzić w kotu pożądanie, więc najczęściej w jej charakterze używa się pokarmu. Smakowita cząstka żywności umieszczona kotu przed nosem i stopniowo odsuwana sprowokuje go do podążania za nią. Jest to podstawowa metoda sterowania postępowaniem kota bez użycia przemocy, ale stosowanie jako przynęty jedzenia trzymanego w dłoni może stwarzać problemy. Niejeden kot będzie odczuwał pokusę, by rzucić się na jedzenie i porwać je – to przecież naturalne zachowanie łowieckie – zwłaszcza jeśli ta technika jest dla niego nowością, jest żarłoczny lub wcześniej pozwalano mu na takie wybryki. Kiedy trening stanie się trwałą częścią jego codziennego życia, będzie można go przyuczyć do kontrolowania impulsów związanych z pożywieniem, ale zanim opanuje tę podstawową umiejętność, lepiej, żeby twoje dłonie były chronione przed przypadkowym kontaktem z jego zębami i pazurami. Szczęśliwie istnieją dwa inne, o wiele bezpieczniejsze sposoby podsuwania kotu przynęty. Pierwszy polega na użyciu narzędzia, w którym można umieścić przynętę, zazwyczaj kąsek pokarmu, a następnie podsuwaniu go kotu, trzymając dłonie w bezpiecznej odległości. Mogą to być szczypce, w które wkładamy nagrodę w postaci odrobiny mięsa lub suchej karmy, łyżka z wydłużonym uchwytem, szczególnie przydatna w przypadku mokrej karmy (idealne są łyżki dla dzieci, gdyż zwykle mają skośny uchwyt, ułatwiający odsunięcie rąk od miejsca akcji), a także

strzykawka lub tubka (taka z dołączoną łyżeczką, używana przy odstawianiu dziecka od piersi, jest szczególnie użyteczna, gdyż minimalizuje rozlewanie), którą można trzymać za jeden koniec i wyciskać rozrzedzony pokarm z drugiego końca. Przekonasz się pewnie, że na dłuższą metę bardziej praktyczne jest nęcenie kota za pomocą pasty, a nie smakołyku trzymanego w szczypcach czy kawałka mięsa na łyżce, ponieważ pasta pozwala na ciągłe, powolne dozowanie. W ten sposób kot nie będzie potrzebował wyrywać ci nagrody. Choć może się to wydawać trywialne, nauczenie kota już na samym początku, że nie powinien rzucać się na pokarm ani wyrywać go siłą, to bardzo ważna sprawa. Nie tylko zabezpiecza twoje dłonie, lecz także pokazuje zwierzęciu, że może ono panować nad swoimi impulsami. Możesz przygotować półpłynny pokarm, miksując mokrą kocią karmę albo pastę mięsną czy rybną z niewielką ilością wody. Jeśli chcesz użyć pasty przeznaczonej dla ludzi, upewnij się najpierw u weterynarza, czy jej składniki są nieszkodliwe dla kotów. Dostępne w sklepach pasty dla kotów nie wymagają miksowania ani rozdrabniania, a ponadto można je nieco rozrzedzić wodą. Lekcja samokontroli przynosi wiele korzyści kotu żyjącemu wśród ludzi. Różne pożądane przez niego rzeczy nie zawsze są natychmiast dostępne, czy chodzi o jedzenie, wyjście na dwór, czy o zainteresowanie człowieka. Właściciele kotów często skarżą się, że ich zwierzęta ciągle miauczą lub drapią pazurami meble. Oba te przykre zachowania są skutkiem frustracji i braku samokontroli, które kot przejawia, kiedy nie może od razu otrzymać tego, czego pragnie. Uczenie kota cierpliwości poprawi więc niejeden aspekt waszego wspólnego życia.

Sheldon uczy się dotykać nosem różdżki celu domowej roboty.



Kiedy Sheldon już to zrobił, odsuwam różdżkę i nagradzam go porcją pasty mięsnej wyciskaną ze strzykawki.

Inna metoda nęcenia polega na użyciu „różdżki celu” – cienkiej teleskopowej pałeczki z małą kulką na końcu, często wykonaną z plastyku lub pianki. Ta kulka to „cel” – dobrze widoczny obiekt, który ciekawski z natury kot będzie zapewne chciał obwąchać. Jeśli początkowo nie przejawi zainteresowania, można posmarować kulkę czymś jadalnym. Kiedy zbadanie celu spotka się z nagrodą, kot będzie chętnie powtarzał tę czynność. Po kilku powtórzeniach ćwiczenia, podczas którego będziemy nagradzali przysunięcie przez kota nosa do celu lub dotknięcie go, można stopniowo zacząć poruszać kulką, początkowo na niewielką skalę. Kot powinien za nią podążyć i jeśli to uczyni, wręcz mu nagrodę. Potem możesz odsuwać cel coraz dalej i zwierzę wciąż powinno za nim chodzić. W chwili gdy nagradzasz zachowanie kota, zawsze trzymaj cel poza jego zasięgiem, na przykład schowaj go za plecami. W ten sposób zwierzę nie będzie się nim interesowało w nieodpowiednich momentach. Takie pałeczki są dostępne w sprzedaży, ale łatwo ją zrobić samemu, po prostu przymocowując piłeczkę pingpongową lub coś podobnego na końcu starej teleskopowej anteny od radia albo ogrodniczej bambusowej tyczki.

ĆWICZENIE Przećwicz ze swoim kotem nęcenie za pomocą półpłynnej żywności wyciskanej ze strzykawki lub tubki. Naciskaj ostrożnie, żeby tylko niewielka ilość pokarmu pojawiła się na wylocie, a potem spokojnym ruchem podsuń tubkę kotu, pozwalając mu podejść, powąchać i polizać. Kiedy już przekona się, że to nowe urządzenie dostarcza najsmakowitszego pokarmu, cofnij tubkę o centymetr lub dwa i zobacz, czy posunie się za nią. Jeśli tak, wyciśnij mu ostrożnie trochę więcej jedzenia. Jeśli nie, to w momencie gdy kot liże wylot tuby, zacznij ją lekko naciskać i jednocześnie odsuwać, tak żeby na końcówce cały czas była odrobina jedzenia i zwierzę, postępując za tubką, cały czas mogło je zlizywać. Po kilku powtórzeniach zacznij stopniowo zwiększać dystans, o który odsuwasz dozownik przed wyciśnięciem kolejnej porcji. Ćwiczcie, aż będziesz potrafiła w ten sposób oprowadzić kota wokół siebie albo skłonić go do wskoczenia na krzesło czy inne wyżej położone miejsce, oferując mu żywność dopiero po wykonaniu zadania. Z niektórymi kotami udaje się to już po jednej sesji, inne wymagają kilku. Pracujcie w tempie odpowiednim dla twojego kota i regulujcie treningi tak, by każdy z nich kończył się pozytywnym akcentem – na przykład przerywaj ćwiczenie w chwili, gdy kot jest wciąż zaangażowany, nie nudzi się i nie jest zmęczony, a przy tym właśnie w szczególnie prawidłowy sposób wykonał kolejne zadanie. Nie ulegaj pokusie, by kontynuować do czasu, aż kot ci ucieknie, gdyż to

obniży wartość otrzymanych przez niego nagród. Podczas kilku dalszych sesji praktykuj te same ćwiczenia, podając kotu nagrody szczypcami lub na długiej łyżce. Za pomocą tych narzędzi można dostarczyć tylko jedną nagrodę na raz, potem trzeba je „naładować”. Na tym etapie szkolenia nie powinno to jednak stanowić problemu, gdyż kot powinien już podążać za przynętą, mimo że nie może jej zjeść. Dobrym zwyczajem, zapobiegającym wyrywaniu jedzenia i utracie przez kota samokontroli, jest po osiągnięciu celu szybkie schowanie łyżki z przynętą i wynagrodzenie kota czymś innym. W ten sposób nauczy się, że samodzielnie sięgając po pokarm, nie zdobędzie go, natomiast podążając za przynętą i panując nad swoimi odruchami, może liczyć na coś smacznego. Kiedy już opanujecie te umiejętności, możesz przejść do ćwiczeń z pałeczką celu, która nie zawiera żadnej żywności nęcącej kota. Do tego czasu zwierzę nauczyło się już jednak, że opłaca się iść za czymś, co trzymasz w ręku, więc ochoczo podąży za pałeczką. Znowu zacznij od spraw elementarnych, nagradzając każdy przejaw zainteresowania celem, taki jak jego obwąchiwanie. Potem stopniowo odsuwaj pałeczkę, prowadząc kota do pożądanego miejsca. Gdy tam dotrze, usuń przyrząd z pola widzenia i wręcz nagrodę. Podobnie jak w przypadku przynęty, staraj się prowadzić kota w koło lub na wyżej położone miejsce, tym razem za pomocą pałeczki celu.

Umiejętność nr 4: znakowanie zachowań Podczas treningu często nie możemy dostarczyć nagrody we właściwym momencie –  na przykład dlatego, że kot jest za daleko od nas. Ponadto koty, podobnie jak dzieci i psy, potrafią bardzo szybko przerzucać uwagę z jednej rzeczy na drugą, więc ich zachowanie może się w jednej chwili zmienić. W chwili gdy wręczasz kotu jego nagrodę, czy będzie to smakołyk, zabawka, czy głaskanie, on może zajmować się już czymś zupełnie innym niż to, za co chciałaś go nagrodzić. Skojarzy więc ją raczej z (nieistotnym dla sprawy) zachowaniem, które bezpośrednio poprzedzało otrzymanie nagrody, ponieważ te dwa zdarzenia były najbliższe siebie w czasie. Sekretem skutecznego szkolenia jest nagradzanie właściwego zachowania dokładnie w tym momencie, w którym ono zachodzi, bo wtedy istnieje największe prawdopodobieństwo, że kot skojarzy nagrodę właśnie z nim, a nie z czymś, co zdarzy się przypadkiem kilka sekund później. Rozważmy przypadek kota zbliżającego się do nowo zainstalowanej kociej klapki. Kiedy chcemy go nauczyć przechodzenia przez nią, pierwszym zachowaniem, które moglibyśmy nagrodzić (na przykład pokarmem), byłoby po prostu poruszanie się w jej kierunku – przypomnij sobie umiejętność nr 1, nagradzanie spontanicznej eksploracji. Będziesz potrzebować jednak kilku sekund, by sięgnąć po nagrodę i podsunąć ją kotu, więc jest całkiem możliwe, że zwierzę, słysząc szum, który przy tym zrobisz, zatrzyma się i odwróci wzrok od klapki, żeby sprawdzić, co się dzieje. Nagrodzisz więc w rzeczywistości zwrócenie się tyłem do klapki, czyli coś dokładnie przeciwnego niż to, o co ci chodziło. Musimy zatem znaleźć sposób powiedzenia kotu: „Tak, o to chodzi, właśnie za to zachowanie dostaniesz nagrodę”, i powiedzenia tego dokładnie w momencie, gdy się odpowiednio zachowuje, a w każdym razie

najwyżej jedną lub dwie sekundy później. W języku fachowym nazwiemy to znakowaniem zachowania. Przy szkoleniu delfinów taką oznaką prawidłowości zachowania bywa dźwięk gwizdka, w przypadku psów – odgłos tak zwanego klikera. Może to być jednak coś tak prostego, jak słowa „dobrze” lub „tak” wypowiedziane głośno i z określoną intonacją. Ten znacznik, bardziej formalnie określany jako wzmocnienie wtórne, zaczyna być odbierany jako nagroda, gdyż zapowiada bliskość właściwej nagrody (inaczej mówiąc, wzmocnienia pierwotnego – pokarmu, zabawy lub pieszczoty). Znacznik nie staje się nagrodą samą w sobie, zwierzę musi się tego nauczyć. Kot nie zrozumie rozbudowanego słownego wyjaśnienia, że coś, co właśnie zrobił, jest dobre (albo złe), a tak właśnie postępuje wielu właścicieli. Nawet gdybyśmy mogli przekazać zwierzakowi tę informację, budowa jego mózgu nie pozwala skojarzyć ze sobą działania i otrzymanej nagrody, jeśli rozdziela je tak długi czas. Wzmocnienie wtórne umożliwia nam zatem oznakowanie zachowania w chwili, gdy ma ono miejsce, przez co zyskujemy kilka dodatkowych sekund na dostarczenie realnej nagrody (przysmaku, zabawki lub głaskania) i nie ma znaczenia, że kot w tym czasie zaczął robić co innego. Znaczniki muszą być proste, dostrzeżone przez kota natychmiast i czytelne dla niego nawet z większej odległości. Wypowiadane głośno słowo będzie więc idealne do tego celu, aczkolwiek musisz wybrać takie, którym nie zwracasz się często do kota w innych okolicznościach. Najlepiej wypowiadać je ze szczególną intonacją, jakiej nie używasz poza treningiem – istotne jest brzmienie dźwięku, a nie słowo samo w sobie. Przy szkoleniu kotów można też użyć mechanicznego klikera, tak jak w przypadku tresowania innych zwierząt, i niektórzy wolą go zamiast słów, bo mogą być pewni, że ten dźwięk kot słyszy tylko podczas sesji treningowej, a nigdy w innych sytuacjach. Co więcej, jest to zawsze dokładnie taki sam odgłos, więc reguły szkolenia stają się bardziej precyzyjne. Chociaż kliker jest rzeczywiście użyteczny (i można znaleźć wiele informacji o sposobach jego wykorzystania), to jednak dla trenera nowicjusza będzie on jeszcze jednym przedmiotem do trzymania w ręku podczas sesji. Potrzeba sporej praktyki oraz dobrej koordynacji ruchów, by używać go prawidłowo. Z tego powodu ludziom przymierzającym się do szkolenia swoich kotów zalecamy znaczniki werbalne, które nie zajmują rąk. W dodatku słowo nie może się zawieruszyć, w przeciwieństwie do klikera4. Początkowo słowo „dobrze” (czy inne przez ciebie wybrane) nie ma dla kota żadnego znaczenia. Musisz więc nauczyć go, że kiedy je słyszy, może być pewny namacalnej nagrody. Uczynisz to za pomocą warunkowania klasycznego, wielokrotnie łącząc jego wypowiedzenie z następującą zaraz potem nagrodą. Badania wykazały, że zwierzęta uczą się najszybciej, jeśli dźwięk słowa pełniącego funkcję znacznika i pojawienie się nagrody lekko nakładają się na siebie w czasie. W praktyce

osiągnięcie tego jest niemal niemożliwe, bo musielibyśmy działać w okamgnieniu. Szczęśliwie zwierzęta szybko budują sobie skojarzenia również wtedy, gdy nagroda przychodzi bezpośrednio po znaczniku. Przed każdym ćwiczeniem wypowiedz swoje znacznikowe słowo (być może musisz najpierw wezwać kota po imieniu, by przyciągnąć jego uwagę), a następnie wręcz nagrodę. Podczas tego wstępnego szkolenia słowo musi zawsze poprzedzać nagrodę i czas pomiędzy nimi powinien być możliwie krótki (najlepiej nieprzekraczający sekundy). Powtórz ten zabieg pięć do dziesięciu razy w ciągu jednej sesji, w zależności od zdolności koncentracji twojego kota. Dobrą praktyką jest wykonanie kilku takich sesji, zanim wprowadzisz słowo znacznikowe do regularnego treningu. Kiedy kot nauczy się, że to słowo zapowiada pojawienie się nagrody, po jego usłyszeniu będzie zachowywał się tak, jakby spodziewał się czegoś przyjemnego – na przykład obróci głowę i zacznie się w ciebie wpatrywać, będzie miauczał, mruczał albo podejdzie bliżej. Przed każdym ćwiczeniem, w czasie którego chciałbyś używać znacznika, warto powtórzyć kilka razy jego kojarzenie z nagrodą, żeby upewnić się, że kot pamięta o jego znaczeniu. Dzięki temu procesowi kojarzenia wzmocnienie wtórne stanie się dla kota nagrodą samo w sobie, po prostu dlatego, że jest zapowiedzią „rzeczywistej” nagrody (badania wykazały, że kot naprawdę doznaje przez chwilę satysfakcji, kiedy odbierze wzmocnienie wtórne)5. Jeśli postanowiłaś używać klikera, umieść go na stałe w swoim pojemniku z akcesoriami. Jeśli wzmocnieniem wtórnym ma być słowo, możesz je umieścić w nim „wirtualnie” – a nawet dosłownie, wkładając kartkę z wybraną frazą zapisaną dla pamięci. W przypadku gdy masz kilka kotów, dobrze jest wybrać dla każdego z nich inne słowo, by uniknąć nieporozumienia, kiedy trafi się okazja do wynagrodzenia spontanicznej postawy któregoś z nich w obecności innych.

ĆWICZENIE Czy umiałabyś nauczyć swojego kota siadania? Aczkolwiek nie będzie to miało wielkiego wpływu na jego dobre samopoczucie, stanowi doskonałą okazję do ćwiczenia ze znacznikiem bez ryzyka zakłócenia nauki innych zachowań, ważniejszych dla pomyślności zwierzęcia, takich jak przyjmowanie lekarstwa lub akceptowanie głaskania. Wskazówka: jeśli rzadko trafia ci się okazja do nagradzania spontanicznego siadu, to nie zapominaj, że możesz użyć podstawowej umiejętności nr 3, czyli nęcenia, by doprowadzić kota do pozycji siedzącej – w ten sposób w ramach jednej sesji przećwiczysz zarówno nęcenie, jak i znakowanie, umiejętności, które przydadzą ci się przy wielu zadaniach treningowych.

Umiejętność nr 5: dotknij, odpuść i nagródź Niektóre elementy szkolenia nie wymagają użycia rąk – na przykład uczenie kota, by

przychodził na wezwanie (chyba że wybrałaś fizyczną pieszczotę jako formę nagrody). Niekiedy jednak opieka nad kotem wymaga dotykania go w sposób, który niekoniecznie jest dla niego przyjemny, na przykład ograniczania jego ruchów podczas zabiegów medycznych, obmacywania różnych części ciała w celu zbadania stanu zdrowia lub przytrzymywania głowy i szyi przy dopasowywaniu obroży. Kiedy indziej trzeba dotykać kota jakimś przedmiotem, takim jak stetoskop przystawiany do klatki piersiowej lub obcinacz do pazurów. Łącząc umiejętności nr 1, czyli nagradzanie spontanicznego zainteresowania jakimś obiektem (dłonią człowieka lub innym przedmiotem), oraz nr 2, desensytyzację i kontrwarunkowanie, można doprowadzić do tego, że ludzki palec czy ręka albo ów przedmiot przestaną się kotu kojarzyć z przykrością i zaczną być postrzegane pozytywnie. Po wykorzystaniu tych umiejętności nadejdzie pora na oswajanie kota z pewnymi specyficznymi rodzajami dotyku, niezbędnymi do wykonywania niektórych zadań. Niezależnie od tego, o jaki rodzaj dotyku chodzi, trzeba koniecznie pamiętać, że ruch musi być wykonany całościowo (wykonanie i wycofanie), zanim wręczymy kotu nagrodę: dotknij – odpuść. Na przykład za pomocą desensytyzacji i kontrwarunkowania moglibyśmy uczyć kota podnoszenia łap, co jest przydatne przy zakładaniu szelek. Pierwszy krok polegałby na doprowadzeniu do tego, by zwierzę nie doznawało niepokoju, gdy ktoś dotyka jego łapek, a dopiero potem próbowalibyśmy odrywać je od ziemi. Kluczowa technika polegać będzie na cyklu: dotknięcie łapki kota – wycofanie palca – wręczenie nagrody. To samo dotyczy dotykania jakimś przedmiotem. Na przykład ćwiczymy użycie specjalnego narzędzia do usuwania z sierści pasożytów, takich jak pchły. Początkowo tylko przykładamy narzędzie z zabezpieczoną końcówką pomiędzy łopatkami kota. Ta sama sekwencja: dotknij – odpuść – daj nagrodę. Po kilku powtórzeniach kot nauczy się, że jeśli zachowuje się przy tym spokojnie i nie porusza się, to zostanie nagrodzony. Dlaczego musimy zawsze wycofywać dotyk przed wynagrodzeniem zwierzęcia? Jeśli dotknięcie i otrzymanie nagrody zajdą równocześnie, kot może skoncentrować się na jedzeniu. Chociaż może się nam wtedy wydawać, że nie przeszkadza mu dotykanie, w rzeczywistości smakołyk jedynie odwraca jego uwagę od tego, co robimy (a poza tym niezbyt wygodnie jest podawać pokarm jedną ręką i w tym samym czasie dotykać kota drugą). Później, kiedy nagrody nie będzie w pobliżu, zwierzę skoncentruje się na wrażeniach dotykowych i może stwierdzić, że są mało przyjemne. Nie nauczy się więc kojarzyć ich pozytywnie. Chociaż istnieje pokusa, by dawać przysmak, równocześnie dotykając, ponieważ na pozór osiągamy wtedy ten sam rezultat: zwierzę nie opiera się i pozwala robić ze sobą to, co chcemy, wkrótce przekonasz się, że wcale nie nauczyło się tolerować dotyku, gdy spróbujesz tego samego w bardziej niepokojącym otoczeniu, takim jak gabinet weterynarza. Całkiem możliwe, że kot w ogóle odmówi wówczas przyjmowania jedzenia, a przed

dotykaniem będzie się bronił zębami i pazurami. Lepiej więc, budując zachowania wymagające jakiegoś rodzaju fizycznej interakcji, stwarzaj kotu poczucie wygody i bezpieczeństwa (korzystając z umiejętności nr 2, desensytyzacji i kontrwarunkowania), a kiedy przyjdzie czas na nagrodę, stosuj umiejętność nr 5 –  dotknij, odpuść i nagródź – a wtedy zwierzę naprawdę nauczy się akceptować dotyk.

ĆWICZENIE Czy możesz dotknąć łapki kota w chwili, gdy jest w pełni odprężony? Pamiętaj, żebyś wcześniej pozwoliła mu zbadać swój palec. Niech go obwącha albo po prostu przyjrzy się mu – i wynagródź to zachowanie. Jeśli dasz mu na to czas, nie będzie zaskoczony, kiedy sięgniesz do łapki. W przypadku kota szczególnie wrażliwego możesz najpierw dotknąć podłogi w pobliżu jego łapki i nagrodzić go, jeśli zachowa spokój mimo bliskości twojego palca. Pamiętaj, nagroda powinna zawsze być wręczana dopiero po wycofaniu ręki. Powtarzaj ćwiczenie do czasu, aż będziesz mogła dotykać łapki kota przez kilka sekund, nie wzbudzając w nim niepokoju.

Umiejętność nr 6: odprężenie Bardzo często oczekujemy od kota, że nie będzie się poruszał – przebywając w koszyku transportowym, podczas badania lekarskiego czy czesania. O wiele łatwiej mu zachowywać spokój, kiedy czuje się odprężony. Jeśli doprowadzisz do tego, żeby odprężenie kojarzyło mu się z pewnym wygodnym miejscem, takim jak jego posłanie – co osiągniesz, nagradzając kolejne przybliżenia do właściwej postawy – będziesz mogła rozpoczynać sesję szkoleniową ze zwierzęciem w pełni wyluzowanym. Kot będzie uczyć się wtedy o wiele skuteczniej niż wówczas, gdy jest zdenerwowany lub nadmiernie pobudzony. Część ćwiczeń proponowanych w tej książce zakłada, że zaczynamy je w chwili, gdy odprężony kot przebywa na specjalnym relaksacyjnym posłaniu. Tajemnica skuteczności tej kluczowej umiejętności polega na wynagradzaniu stanu odprężenia, a nie po prostu fizycznej obecności w określonym miejscu lub przyjęcia właściwej pozycji. Kot może się wygodnie ułożyć, ale jednocześnie zachowywać podwyższoną, nawet skrajną czujność. Mamy go nagradzać tylko wówczas, gdy jest naprawdę zadowolony i wyluzowany. Wręczając nagrodę za relaks na specjalnym posłaniu, wytwarzamy skojarzenie między tym posłaniem a stanem odprężenia. W istocie zwierzę otrzymuje podwójną nagrodę – ma okazję się odprężyć, co wszystkie koty lubią, a ponadto dostaje smaczny kąsek albo porcję pieszczot. Cała uroda tego tricku tkwi w fakcie, że posłanie można przenosić, więc ograniczymy stres doznawany przez kota w nowym miejscu lub sytuacji – na przykład w koszyku transportowym lub hotelu dla zwierząt – umieszczając tam ten znajomy przedmiot. Po wybraniu odpowiedniego posłania (najlepiej takiego, na którym kot już

wcześniej lubił sypiać) umieść je przed sobą na podłodze. Koty są z natury ciekawskie, więc twój pupil zapewne zbliży się, żeby zbadać legowisko w tej nowej lokalizacji. Obwącha je, być może przejdzie po nim w drodze do ciebie. Nagradzaj te zachowania. Ponieważ chcesz doprowadzić do tego, żeby kot na tym posłaniu czuł się odprężony, ostrożnie dobieraj nagrody, tak by nadmiernie go nie pobudzić. Muszą być starannie wyważone: dość atrakcyjne, żeby motywować kota do działania, ale nie aż tak, by ich otrzymanie wprawiała go w silne podniecenie, nie pozwalając na relaks. Sposobem na uniknięcie tego drugiego jest stosowanie różnych rodzajów nagrody. Na przykład taką, która działa uspokajająco, choć może jest mniej atrakcyjna (głaskanie), możesz stosować na przemian z silniej motywującą, lecz także nieco bardziej podniecającą (jedzenie). Opiszę dla przykładu, w jaki sposób nauczyłam Sheldona relaksować się na kocyku. Zaczęłam w chwili, gdy kot był w pełni wyluzowany po wcześniejszej zabawie. Położyłam kocyk na podłodze pomiędzy nami. Ponieważ Sheldon jest towarzyskim kotem, oczywiście przebiegł przez kocyk, żeby się do mnie zbliżyć. Na wstępnym etapie nauki „relaksowania się” pożądane zachowanie może trwać tylko krótką chwilę, na przykład przejście przez kocyk to ułamek sekundy. Użycie w odpowiedniej chwili werbalnego znacznika, takiego jak słowo „dobrze”, pozwala nagradzać takie momentalne zachowania. Pamiętaj jednak, że słowo to musi być wcześniej ustanowione jako zapowiedź prawdziwej nagrody, która również musi nadejść w niedługim czasie. W przypadku Sheldona był nią smaczny kąsek. Początkowo rzucałam go przed siebie, tak że kot musiał zejść z kocyka, by po niego sięgnąć. Mimo to kot uczył się, że nagrodę otrzymuje za wejście na kocyk, ponieważ tylko w tym momencie padało słowo „dobrze”. Umieszczając pokarm (wzmocnienie pierwotne) poza kocykiem, stwarzałam Sheldonowi okazję do powtarzania tego ruchu i zdobycia jeszcze paru nagród, co utrwalało wyuczone zachowanie. Początkowo kot spędzał sporo czasu przy mnie, próbując wyprosić następny kąsek, ale bardzo szybko nauczył się, że dostęp do smacznego jadła uzyskuje tylko wtedy, gdy przejdzie przez kocyk.

Sheldon odważa się wejść wszystkimi czterema łapkami na kocyk.

Następny krok polegał na skłonieniu kota, by pozostał przez pewien czas na kocyku, a nie tylko przez niego przechodził. Zmierzałam do tego małymi krokami, opóźniając hasło „dobrze” o dodatkową sekundę za każdym razem, gdy Sheldon wkraczał na kocyk. Powtarzając ćwiczenie, doszliśmy do tego, że kot zatrzymywał się na kocyku i czekał, aż usłyszy „dobrze” jako potwierdzenie, że zachował się właściwie. Sheldon bardzo szybko uczył się w ten sposób. Jeśli twój kot nie wchodzi na kocyk z własnej inicjatywy, możesz spróbować przynęcić go jedzeniem lub zabawkami. Ponadto podnoszenie kocyka po każdym wręczeniu nagrody i umieszczanie go w innym miejscu przyciągnie do niego uwagę kota i zachęci go do badania tej nowości. Sheldon po spojrzeniu na kocyk wchodził na niego od razu czterema łapkami. Wiele kotów spróbuje jednak najpierw stanąć na nim jedną łapką i już za to powinny otrzymywać pierwszą nagrodę – następną nagrodę za dwie łapki i tak dalej. W ten sposób rozkładamy drogę do głównego celu na mniejsze, łatwiejsze do osiągnięcia kroki. Pierwsza sesja Sheldona zakończyła się na tym, że po raz pierwszy otrzymał nagrodę, pozostając na kocyku. Był w tym momencie bardzo podniecony, gdyż spodziewał się jedzenia, ale nie było to problemem, ponieważ na tym etapie celem było skłonienie go do przebywania na kocyku, a niekoniecznie do odprężenia się. Dzięki wysoce pożądanym nagrodom Sheldon skupiał się na postawionym przed nim zadaniu. Później stopniowo przechodziłam do nagród mniej atrakcyjnych, wiedząc, że kot i tak jest zaangażowany w ćwiczenia. Kiedy Sheldon czuł się już pewnie, przebywając na kocyku, w etapie drugim należało go nauczyć, by się na nim odprężał. Nadal mówiłam „dobrze” i wręczałam nagrodę, kiedy wszedł na kocyk, ale teraz spokojnym ruchem umieszczałam ją na

kocyku tuż przed jego nosem. Musiał więc się schylić, by po nią sięgnąć, przez co przyjmował taką pozycję, jakby miał zamiar się położyć. Co ważne, nagradzana była każda oznaka rozluźnienia, na przykład wyraźne zmiany ułożenia ciała, takie jak przejście z pozycji stojącej do siedzącej, a następnie leżącej, położenie się z łapami wyciągniętymi w bok i oparcie głowy na kocu, a także wszelkie oczywiste objawy zrelaksowania – odwrócenie ode mnie wzroku, mrużenie i zamykanie oczu, lizanie przednich łapek, mruczenie i zapadanie w drzemkę. Kiedy wypowiadałam werbalny znacznik „dobrze”, by powiadomić Sheldona, że za chwilę otrzyma nagrodę, ściszałam głos, by nie wyrywać go ze stanu odprężenia. Przeplatałam też nagrody jadalne z pochwałami, delikatnym głaskaniem po łebku i drapaniem za uszami, co go uspokajało.

Teraz Sheldon dostaje nagrodę za pozostawanie na kocyku.

Wybór określonego zachowania może zajmować kotu nieco czasu. Jeśli więc nie od razu robi to, czego od niego oczekujesz, nie zniechęcaj się, lecz siedź spokojnie i czekaj. Daj mu czas na przetworzenie informacji i podjęcie działania. Na przykład Sheldonowi potrzeba było ponad dwóch minut wypoczynku na kocyku, by zaczął przymykać oczy. Kiedy czekasz bezczynnie, może się to wydawać wiecznością, ale cierpliwość to podstawa. Praktykowaliśmy taką relaksację przez kilka sesji, aż Sheldon zaczął z radością rozkładać się na kocyku, gdy tylko go zobaczył.

Sarah głaszcze Sheldona w nagrodę za to, że odprężył się na kocyku.

ĆWICZENIE Zacznij uczyć swojego kota relaksowania się na kocyku, trzymając się kroków opisanych powyżej. Dobrze jest wybrać do tego celu kocyk, którego zwierzę już używało. Być może potrzeba będzie kilku sesji, zanim kot zacznie się w pełni odprężać. Rób notatki po każdej sesji. Zapisuj, jak daleko posunęliście się w drodze do końcowego celu i jakie czynniki najbardziej sprzyjają odprężeniu kota. Dzięki temu szybciej osiągniecie postęp podczas następnej sesji.

Umiejętność nr 7: zbieranie kociego zapachu Niektóre zadania szkoleniowe będą wymagały zapoznania kota z czymś dla niego nowym – czy będzie to inny kot, nowy mebel, czy nawet nowy dom. Zapach wpływa w wielkim stopniu na postrzeganie przez kota środowiska i obecnych w nim bodźców. Gdy człowiek ocenia niebezpieczeństwo, jego pierwszym krokiem jest rozglądanie się wokół siebie i obserwacja otoczenia. Na przykład śladami wizyty włamywacza w naszym domu są zmiany w znajomym widoku, takie jak przekrzywiony obraz na ścianie lub stłuczona waza. Raczej nie stwierdzimy natomiast, że było włamanie, wyczuwając woń, którą pozostawił intruz – nasze nosy są zbyt mało czułe. U kotów wygląda to inaczej. Ich subtelne powonienie i umiejętność odbierania (za pomocą organu lemieszowo-nosowego) chemicznych komunikatów pozostawianych przez

innych przedstawicieli gatunku sprawiają, że „koci” świat subiektywnie mocno się różni od naszego. Koty nawykowo patrolują swoje terytorium, czy jest nim tylko mieszkanie, czy również otoczenie domu, węsząc dla sprawdzenia, czy od czasu poprzedniej inspekcji nie zaszły jakieś zmiany. Zatrzymują się i węszą szczególnie intensywnie w punktach granicznych, takich jak drzwi wejściowe czy furtka ogrodowa. Być może widziałeś, jak twój kot ociera się następnie pyszczkiem o najbliższy obiekt lub wspina się i drapie go przednimi łapkami7. Uważa się, że obie te czynności służą pozostawianiu na przedmiotach wydzielin gruczołów, które niosą dwojakiego rodzaju informacje – po pierwsze są jak „podpis”, odmienny dla każdego osobnika, a po drugie zawierają feromony, pachnące tak samo u wszystkich kotów. Ocierając się i drapiąc, kot może przekazać innym przedstawicielom swojego gatunku, że był w tym miejscu, a prawdopodobnie także jak dawno był. Przypuszcza się również, że te wydzieliny mogą mieć dodatkową użyteczną funkcję: kot, który je pozostawił, czuje się bezpieczniej w swoim środowisku, jeśli oznakuje je śladami swojej tożsamości, „oswajając” je w ten sposób. Nowe przedmioty, ludzie lub zwierzęta pojawiające się w domu nie noszą na sobie zapachu miejscowego kota, więc mogą być traktowane jako potencjalne zagrożenie. Niektóre koty, na ogół te z natury bardziej pewne siebie, potrafią z powodzeniem eksplorować nowe elementy otoczenia i znakować je, o ile nie są nadmiernie groźne, ale raczej nie dotyczy to sytuacji, gdy bodźcem jest nowe zwierzę (które może przeciwstawić się takim próbom), i nie będzie to również łatwe w przypadku tak doniosłych zmian, jak całkowite przekształcenie wystroju jednego z pomieszczeń.

Zbieranie zapachu Herbiego na bawełnianą rękawiczkę przez pocieranie w rejonie gruczołów na pyszczku.

Na szczęście nietrudno jest pobrać zapach kota, kiedy zwierzę jest zadowolone i odprężone, po czym przenieść tę chemiczną informację na nowe przedmioty pojawiające się w domu – tak jakby kot oznakował je osobiście. Jeśli znajdziemy okazję, by to uczynić, zanim zaczniemy oswajać kota z nowymi obiektami, będzie to korzystny wstęp do treningu. Jest kilka sposobów, za pomocą których możemy uzyskać zapach naszego kota, by zaprezentować go innemu zwierzęciu, przenieść go na jakiś obiekt lub wprowadzić go w skład zapachów nowego domu. Pierwszy polega na założeniu czystej, cienkiej bawełnianej rękawiczki i głaskanie kota po tych miejscach głowy, w których znajdują się gruczoły zapachowe. Należą do nich rejony przed uszami, gdzie sierść jest nieco rzadsza, pod brodą i na policzkach, zaraz za wibrysami. Alternatywnie albo dodatkowo można zebrać włosie ze szczotki, którą czesaliśmy kota, również skupiając się na policzkach i obszarze pod brodą. Jeśli natomiast twój kot niechętnie odnosi się do takich form fizycznego kontaktu, możesz położyć kawałek tkaniny na jego posłaniu. Wylegując się na nim, nasyci go swoim zapachem. Im więcej razy przedmiot, którym się posługujesz (rękawiczka, szczotka, tkanina), zetknie się z obszarami produkującymi wydzieliny, tym większe będzie na nim stężenie zapachu kota. Na początek jednak niech woń nie będzie zbyt silna. Pogłaszcz kota lub poczesz szczotką tylko parę razy lub zostaw tkaninę w jego legowisku na jedną noc. Silniejszych próbek będzie można użyć w późniejszym okresie szkolenia. Zbiera się je w ten sam sposób, po prostu powtarzając wielokrotnie głaskanie czy czesanie – rób to dopiero po kilku sesjach, gdy upewnisz się, że kot reaguje pozytywnie na takie doznania – lub pozostawiając tkaninę w legowisku przez dłuższy czas. Gdy już dysponujesz próbką zapachu, pocieraj nią bodziec, jeśli jest on przedmiotem nieożywionym (jak nowy mebel), a gdy chodzi o nowe zwierzę, umieść ją w pewnej odległości, by kot mógł się z nią zapoznać, kiedy sam zechce.

ĆWICZENIE Ćwicz zbieranie zapachu swojego kota, używając tej metody, która według ciebie będzie dla niego najłatwiejsza do zniesienia. Jeśli nie lubi czesania, głaszcz go dłonią w rękawiczce. Jeśli z głaskania też nie jest zbytnio zadowolony, po prostu podłóż kawałek tkaniny na jego posłaniu. Wybierz jakiś obiekt w domu, pocieraj go tkaniną, na której zebrał się zapach, i w ciągu następnych kilku dni obserwuj, jak kot odnosi się do tego obiektu. Odnotuj ewentualne zmiany. Na przykład: czy kot częściej się do niego zbliża, obwąchuje go lub nawet ociera się o niego?

Umiejętność nr 8: podtrzymywanie wyuczonych zachowań Kiedy po raz pierwszy uczysz kota, że określone jego zachowanie wiąże się z nagrodą, musisz go zawsze nagradzać za prawidłową reakcję – inaczej mówiąc, każdy pożądany wynik jest wzmacniany. Nagradzanie zwierzęcia za każdy przypadek

prawidłowego zachowania wytwarza w jego długoterminowej pamięci silne skojarzenie tego zachowania z nagrodą. Fachowo procedura ta jest określana jako wzmacnianie ciągłe. W jej rezultacie reakcje kota są spójne i przewidywalne. Kiedy już kot trwale zachowuje się w pożądany sposób, należy odejść od wzmacniania ciągłego, a to z kilku powodów. Po pierwsze, jeśli za każdym razem nagradzamy jakieś zachowanie, to nie możemy go doprecyzować. Załóżmy dla przykładu, że nauczyłaś kota przychodzić na wezwanie. Czasem przybiega do ciebie najszybciej, jak może, ale kiedy indziej może się ociągać, zatrzymując się, by powąchać jakąś roślinę, albo wskakując po drodze na drzewo. Niektóre reakcje są więc dokładnie tym, o co ci chodzi, inne nie, ale jeśli rygorystycznie przestrzegasz wzmacniania ciągłego, to zwierzę za każdym razem otrzyma taką samą nagrodę. Kot dojdzie do przekonania, że zawsze dostanie coś smacznego, jeśli tylko dotrze do ciebie, cierpliwie czekającej w drzwiach wejściowych, zatem po co się śpieszyć, skoro po drodze jest tyle ciekawych rzeczy? Nie nauczysz go więc w ten sposób, by po przywołaniu zmierzał do ciebie szybko i najkrótszą drogą. Wzmacnianie ciągłe jest przydatne, gdy chcemy doraźnie skłonić zwierzę do częstszego przejawiania określonych zachowań, ale nie sprawdza się, gdy chodzi nam o ich utrwalenie i poprawę ich jakości. Po drugie, zachowanie, które było stale wzmacniane, łatwo może też wygasnąć. Kot przestanie je okazywać już po kilku przypadkach, gdy nie otrzyma od razu nagrody. Rozważmy na przykład sytuację właściciela przez wiele lat niezawodnie nagradzającego smakołykami kota, który dobrowolnie wszedł do koszyka transportowego. Pewnego razu zapomina zabrać poczęstunku dla kota, więc pomija nagrodę, sądząc, że nie zrobi to dużej różnicy. Kot będzie siedział w koszyku przez dłuższą chwilę, nawet kilka minut, czekając na spodziewany przysmak. Potem wyjdzie z niego i zbliży się do właściciela w nadziei na uzyskanie należnej nagrody. Może następnie wrócić do koszyka i drugi raz spróbować zasłużyć na jedzenie. Kiedy uświadomi sobie, że nic z tego, wróci do swoich spraw, którymi się zajmował, zanim przyniesiono koszyk. Chociaż większość kotów po prostu powstrzymuje się od działania, jeśli nie otrzyma spodziewanej nagrody, niektóre osobniki reagują na taką sytuację silną frustracją. Trzeci powód, by zaniechać wzmacniania ciągłego, gdy pożądane zachowanie się utrwali, leży więc w tym, że pewne koty, gdy świadomie lub niechcący pozbawi się je wzmocnienia, mogą zachowywać się w sposób ryzykowny – wyrywać właścicielowi nagrodę z rąk lub nawet rzucać się na niego z zębami. Częściej zdarza się to u tych zwierząt, które otrzymywały ciągłe wzmocnienia w różnych dziedzinach życia, oraz tych, które z natury są pobudliwe (na przykład mają niski próg frustracji). W każdym z tych wypadków stracimy szansę na to, by następnym razem kot

dobrowolnie wszedł do koszyka – fachowo mówi się, że takie zachowanie zostało wygaszone. Kot szybko nauczył się, że za wchodzenie do koszyka nie należy się żadna nagroda, więc nie warto tego więcej próbować. Ponadto nagradzanie kota przez całe jego życie, ilekroć zachowa się w pożądany sposób, jest po prostu niepraktyczne. Przypuśćmy na przykład, że przymilny kot podchodzi do osoby przychodzącej w gości i wita się z nią, a ty nie możesz go natychmiast wynagrodzić, bo jesteś zajęty otwieraniem drzwi i ściskaniem dłoni przybyszowi. Albo wyobraź sobie, że wieziesz kota do weterynarza. Zwierzę, które dotąd było zaaferowane podrożą, układa się i rozluźnia w swoim koszyku, lecz ty jesteś zajęta prowadzeniem samochodu i nie ma obok nikogo, kto mógłby cię zastąpić w nagradzaniu kota. Na koniec, kot raczony smakołykami za każdym razem, gdy właściwie się zachowa, bardzo szybko by się roztył, a gdyby nagrodą była zabawa, mógłby być wyczerpany fizycznie. Jeśli zaś używasz jako nagrody głaskania, to musisz wiedzieć, że koty na ogół preferują krótki, ale częsty kontakt fizyczny, więc stale nagradzając go pieszczotami, doprowadzisz do sytuacji, w której przestaną one być dla niego nagrodą. Kiedy więc już kot niezawodnie przejawia pożądane zachowanie, powinnaś stopniowo odchodzić od zasady ciągłego wzmacniania i nie za każdym razem oferować mu nagrodę. Pozwoli to utrwalić zachowanie i poprawić jego jakość. Technika ta znana jest jako wzmacnianie częściowe lub sporadyczne. Prowadzi ona do wytworzenia trwałych zachowań, o wiele bardziej odpornych na wygaszanie. Pomyśl o tym, jak łatwo uzależnić się od automatów do gry – i zresztą od każdej innej formy hazardu. Zjawisko to opiera się na częściowym czy też sporadycznym wzmacnianiu – nie każda moneta wrzucona do otworu w automacie przynosi wygraną. Gracz nigdy nie wie, czy za kolejnym razem wygra czy przegra, i to właśnie utrwala jego nałóg. Kiedy w końcu mu się udaje, ma silniejsze poczucie wygranej, niż gdyby dostawał wypłatę za każdym razem, nawet jeśli ogólny bilans gry jest w rzeczywistości mniej korzystny. Wyobraź sobie kota, który miauczy, prosząc, by wypuścić go na dwór. Jeśli właściciel czasem go zignoruje, innym razem od razu otworzy drzwi, a jeszcze kiedy indziej odczeka z tym jakiś czas, zwyczaj miauczenia utrwali się u kota o wiele mocniej: zwierzę będzie to robić ochoczo, systematycznie i każdego dnia. W tym przypadku właściciel niechcący doprowadził do sytuacji, której chciałby uniknąć –  kot miauczy cały czas. Sporadyczne wzmacnianie zachowania uodpornia je na wygaszanie. Trzeba więc będzie dłuższego okresu całkowitego ignorowania kota, by zachowanie to wykorzenić. Chociaż może to być trudne, konsekwentne ignorowanie miauczenia (to znaczy dbanie o to, by nigdy nie spotykało się z nagrodą) to jedyny sposób na to, by kot go zaniechał. To samo zjawisko możemy wykorzystać, kiedy chcemy trwale nauczyć kota

jakichś pożądanych zachowań. Na przykład kot sporadycznie nagradzany za przychodzenie na wezwanie będzie prawdopodobnie przybiegał szybko i niezawodnie, ponieważ nie chce stracić okazji do zdobycia nagrody – a skoro wzmacnianie jest sporadyczne, to nie wie, za którym razem ją otrzyma, więc na wszelki wypadek zgłosi się po nią. W tym przypadku wzmacnianie sporadyczne pomaga właścicielowi szybko i pewnie przywołać kota z ogrodu lub innej części domu, zamiast udawać się na jego poszukiwania. Oprócz ograniczenia nagród tylko do niektórych przypadków właściwego zachowania możemy także różnicować inne czynniki: jak długo kot musi przejawiać to zachowanie, by dostać nagrodę, lub ile razy musi je powtórzyć. Na przykład czasem nagradzamy rozluźnienie się na przeznaczonym do tego celu kocyku już po kilku sekundach, innym razem dopiero po paru minutach. Albo raz dajemy kotu przysmak, gdy pozwoli się wielokrotnie wyczesać, kiedy indziej już po jednym pociągnięciu szczotką. Możemy również zmieniać rodzaj i wartość nagród: zarezerwowanie najbardziej cenionych przez kota przysmaków dla najlepszych przypadków pożądanego zachowania pomaga w poprawie jakości nowych nawyków. Tak zwany rozkład wzmacniania ma więc zasadniczy wpływ na skuteczność szkolenia. Istnieje wielka liczba możliwych do zastosowania rozkładów, które szczegółowo omówiono w literaturze psychologicznej. B. F. Skinner, jeden z najbardziej wpływowych psychologów minionego stulecia, który większą część swojej pracy zawodowej poświęcił na badania nad warunkowaniem instrumentalnym, poświęcił nawet temu tematowi całą monografię. Nam nie chodzi jednak o wychowanie idealnie posłusznych zwierząt, nie musimy więc rozważać wszystkich możliwych rozkładów wzmacniania i warunków ich stosowania. Chcemy po prostu przez kojarzenie pewnych zachowań z nagrodami zachęcić kota do ich praktykowania, co oszczędzi nam konieczności używania przemocy, a więc poprawi nasze relacje z zwierzęciem i będzie promowało pozytywne emocje. Wystarczy nam wiedzieć, że kiedy pożądane zachowanie się utrwali, przejście do sporadycznego lub zmiennego rozkładu wzmocnień to najlepszy sposób na jego podtrzymywanie. Systematycznie zmieniając czas wręczenia nagrody i jej rodzaj, a także dając ją kotu nie za każdym razem, zwiększamy szanse na pełny sukces szkolenia8.

ĆWICZENIE Wróć teraz do nauki siadania (ćwiczenia związanego z umiejętnością nr 4, znakowaniem zachowania) i wypróbuj różne rozkłady wzmacniania za pomocą nagród. Najpierw musisz przyzwyczaić kota, by zawsze siadał w zamian za nagrodę. Następnie wybierz pięć różnych nagród treningowych – może to być dowolna kombinacja różnych rodzajów jedzenia, rozmaite zabawki lub formy kontaktu fizycznego, byle kot wszystko to sobie cenił. Wypisz na kartce numery od jednego do dziesięciu i do pięciu losowo wybranych dopisz: „bez nagrody”. Do każdego z pięciu pozostałych przydziel jedną z nagród. Masz teraz listę dziesięciu możliwych konsekwencji dla kota, które będziesz

stosowała w kolejności numerów – to właśnie twój rozkład wzmocnień. Przy najbliższych dziesięciu przypadkach, kiedy kot prawidłowo usiądzie, sięgaj po kolejne pozycje z listy (na tym etapie dopuszczalne jest nadal nęcenie kota, jeśli sam z siebie nie zachowuje się, jak należy). Pamiętaj, że jeśli używasz znacznika werbalnego (mowa o nim przy umiejętności nr 4), powinnaś wypowiadać kluczowe słowa tylko wtedy, gdy zamierzasz kota wynagrodzić. Jeśli zatem kolejna na liście jest pozycja „bez nagrody”, to nic nie mówisz i nic kotu nie dajesz. Obserwuj jego zachowanie, odnotuj, jak reaguje na różne rodzaje nagrody, a przede wszystkim na jej brak. Zastanów się, jak ten rozkład wzmacniania wpływa na gotowość kota do siadania – czy siada bardziej, czy mniej ochoczo?

Umiejętność nr 9: cel już blisko – jak kończyć sesję szkoleniową? W toku sesji szkoleniowej często trudno jest określić, kiedy powinna się zakończyć. Jeśli nie idzie wam dobrze, możesz czuć się zdopingowana, by kontynuować próby, dopóki kot „nie załapie”. Nie chcesz rezygnować i masz poczucie porażki. Podobnie, kiedy sesja przebiega pomyślnie, wpadasz w entuzjazm i gotowa jesteś przejść do następnego zadania wcześniej, niż planowałaś. Naprawdę ważne jest jednak, żeby sesje pozostały krótkie, nie dłuższe niż parę minut dla kota, który dopiero rozpoczyna szkolenie, ale nawet w przypadku doświadczonego nie powinny trwać dłużej niż dziesięć minut33. Jeśli w ogóle wam się nie udaje, lepiej jest zaprzestać dalszych prób i zrobić przerwę, niż walczyć do upadłego. Zastanów się, dlaczego kot nie angażuje się w ćwiczenia i co możesz zrobić, żeby następnym razem było inaczej. Może wystarczyć kilkuminutowa przerwa, ale najlepiej będzie, jeśli dasz sobie czas na przemyślenie sprawy i nie pozwolisz, by szkolenie wiązało się z negatywnymi emocjami – i dla ciebie, i dla kota. Jeśli nauka postępuje dobrze, może być ci trudno wybrać moment zakończenia sesji. Najlepiej jest przerwać, kiedy kot wciąż ma motywację do pracy i właśnie wykonał zadanie perfekcyjnie. Choć kusi, by poczekać, aż zrobi to jeszcze raz, często przy następnym powtórzeniu jakość nie będzie już ta sama. W końcu przeciągniesz sesję zanadto i kot nauczy się, że wystarczy zaoferować zachowanie tylko tak dobre, jak przy ostatniej próbie, kiedy był już zmęczony i zaspokojony. Kiedy już postanowiłaś zakończyć sesję, to jak się do tego zabrać? Najprościej byłoby zwyczajnie odejść, ale zapewne nie będzie to dla kota wystarczająco jasny sygnał, że na nic więcej nie powinien liczyć. Może za tobą pobiec i poczuje się sfrustrowany nagłym przerwaniem strumienia nagród. Ponadto na wczesnym etapie nauki nie powinno się ryzykować sytuacji, w której kot wykona pożądaną czynność, ale ty będziesz zajęta zbieraniem rzeczy, więc nie zauważysz tego i go nie nagrodzisz. Nieocenioną pomocą będzie więc jakiś sygnał wyraźnie dający kotu do zrozumienia, że sesja dobiegła końca. Może to być coś tak prostego, jak głośno wypowiedziane słowa „koniec” lub „to wszystko” albo wyrazisty ruch w rodzaju uniesienia rąk czy

skrzyżowania ich na piersi. Ponieważ w ślad za tym sygnałem zawsze pójdzie pakowanie akcesoriów używanych przy treningu, odstawianie na miejsce zawierającego je pojemnika i oddalenie się od kota, zwierzę szybko nauczy się (drogą warunkowania klasycznego), że na razie widoków na dalsze nagrody nie ma. Krótkie sesje treningowe kończone jasnym sygnałem uchronią kota od zmęczenia, znudzenia i frustracji.

ĆWICZENIE Wróć do ćwiczenia, w którym uczyłaś kota, by pozwalał na dotykanie swoich łapek (z wykorzystaniem umiejętności nr 5 – dotknij, odpuść i nagródź). Wybierz sygnał, który będzie informował kota, że sesja jest zakończona. Upewnij się, że jest on odpowiedni dla twojego pupila – jeśli na przykład kot jest płochliwy, a zdecydowałaś się na gest, to powinien to być ruch spokojny i powolny. Dotknij łapki kota trzy razy, a następnie daj sygnał końca sesji. Powtórz to czterokrotnie (a więc łącznie będzie to dwanaście dotknięć w czterech sesjach). Obserwuj zachowanie kota bezpośrednio po sygnale – czy zmieni się pomiędzy pierwszą a czwartą sesją? Jak sądzisz, czy zwierzę zrozumiało jego znaczenie? Jeśli podnosi się i oddala, odwraca od ciebie wzrok lub zaczyna zajmować się czymś innym, jest to wyraźna oznaka, że uznało sesję za zakończoną.

A teraz – pora zaczynać!

Jak kot przystosowuje się do życia ze zwierzętami innych gatunków (z nami!) Każdy nowo narodzony kot ma w sobie potencjał, by stać się dobrym zwierzęciem do towarzystwa, ale nie dzieje się to automatycznie. Dzięki udomowieniu koty mają zdolność socjalizacji do życia z ludźmi, lecz tylko po spełnieniu określonych warunków. Na świecie jest prawdopodobnie równie dużo kotów stroniących od ludzi, co lgnących do nich. Ta zasadnicza różnica jest konsekwencją odmiennych doświadczeń przeżywanych w bardzo młodym wieku. Kocięta, które regularnie spotykają się z łagodnymi pieszczotami, uczą się ufać ludziom i lubią ich towarzystwo. Te zaś, które nie miały takich kontaktów z ludźmi lub wyniosły z nich negatywne wspomnienia, jako dorosłe koty będą się ich lękały. Nawet jeśli przez całe życie będziemy je karmić, większość z nich nigdy nie pozwoli się dotknąć. O takich kotach mówi się często „zdziczałe”, dla odróżnienia od naprawdę dzikich zwierząt. Chociaż należą do tego samego gatunku co szkocki żbik i mogą się z nim krzyżować, ich zachowanie jest mocno odmienne. Zdziczałe koty pochodzą bowiem od kotów udomowionych, podczas gdy żbik ma za sobą wiele pokoleń prawdziwie dzikich przodków. Wiele kotów pędzących żywot zwierząt domowych przejawia nieśmiałość czy też lękliwość. W przeciwieństwie do kotów zdziczałych otrzymały w młodości jakąś porcję pieszczot, ale zbyt małą, by nauczyły się w pełni ufać ludziom. Niektóre z nich zachowują się poufale w kontaktach ze swoimi właścicielami, ale natychmiast znikają z pokoju na widok gości. Inne mogą tolerować przelotne pogłaskanie, ale rzadko same szukają kontaktu fizycznego. Są wreszcie koty, które przejawiają pewność siebie, ale tylko do czasu, gdy znacząco zmieni się w domu układ społeczny – najbardziej wstrząsającym dla nich doświadczeniem tego typu jest pojawienie się małego dziecka. Systematyczne szkolenie może zaowocować radykalną przemianą sposobu postrzegania przez kota wszelkiego rodzaju istot ludzkich. Zwierzę uczy się, że pokazywanie się ludziom, a następnie interakcja z nimi niosą ze sobą pozytywne

konsekwencje, w tym nagrody w rodzaju smakołyków lub zabawy. Taka zmiana będzie nie tylko wygodna dla właściciela, lecz także poprawi jakość życia kota, przygotowując go na kontakt z wieloma nowymi ludźmi, których jeszcze spotka w życiu, przypadkowymi gośćmi lub nowymi członkami rodziny. Kocięta prawdopodobnie zaczynają uczyć się ludzi, gdy tylko zacznie u nich funkcjonować wzrok i słuch, a więc około drugiego tygodnia życia. Pierwsza faza tej nauki trwa do osiągnięcia wieku ośmiu tygodni. Nawet niewielka ilość delikatnego dotyku w okresie tych kluczowych sześciu tygodni może niekiedy wystarczyć, by kociak wkroczył na ścieżkę, która – jeśli dalej wszystko potoczy się pomyślnie –  uczyni z niego zwierzę domowe. Najlepiej byłoby jednak, gdyby wszystkie kocięta były w tym okresie systematycznie pieszczone, co zmaksymalizuje ich szanse na stanie się przyjaznymi towarzyszami ludzi1. Kocięta, które nie miały kontaktu z człowiekiem aż do dziewiątego lub dziesiątego tygodnia życia, będą zachowywać się zupełnie inaczej. W szybko rosnącym mózgu kota pod koniec ósmego tygodnia zachodzi fundamentalna zmiana, która prawie z dnia na dzień całkowicie zmienia jego sposób reagowania na „obce”, nieznane zwierzęta – co niestety dotyczy także ludzi. Podczas gdy wcześniej kociak był ufny i ciekawski, chętnie akceptował obecność nie tylko własnej matki, lecz także człowieka, już nieco tylko starszy staje się bardzo ostrożny wobec wszystkiego, co się porusza i jest większe od niego. U kotka nie zanika instynktowna reakcja na zwierzęta będące jego potencjalnymi ofiarami, ale zaczyna on unikać ryzykownych spotkań z dużymi zwierzętami, takimi jak psy – większość starszych kociąt po prostu wtedy ucieka. Odmienna postawa społeczna kotów domowych i zdziczałych utrwala się więc w zasadzie w trzecim miesiącu życia. Nie należy przez to rozumieć, że ośmiotygodniowy kociak przestaje się uczyć reagowania na obecność ludzi. Chodzi o to, że przed osiągnięciem tego wieku potrzebuje przynajmniej niewielkiej dozy przyjemnych doświadczeń związanych z człowiekiem, jeśli ma rozwijać się w kierunku zwierzęcia domowego. Koty rasowe z zasady przekazywane są nowym właścicielom w wieku około dwunastu miesięcy, ale inne kocięta na ogół trafiają do nowych domów na początku trzeciego miesiąca życia, kiedy ich mózgi wciąż szybko się rozwijają. Doświadczenia z ludźmi z czasów, kiedy pozostawały jeszcze pod opieką matki, przygotowały je do przyjaznego obcowania z nowymi właścicielami, ale w żadnym razie nauka się na tym nie kończy. Ich zachowanie kształtuje się stopniowo na przestrzeni kilku następnych miesięcy. Próbują w tym czasie różnych sposobów ściągania na siebie uwagi ludzi i wpływania na ich postępowanie – sprawdzają na przykład, czy siedzenie u kogoś na kolanach wiąże się dla obu stron z przyjemnymi doznaniami. To, jak podatne na zmiany jest zachowanie kota w tym okresie życia, dobrze

ilustruje jedna ze zdobywanych przez niego wówczas umiejętności, a mianowicie umiejętność przyciągania uwagi człowieka miauczeniem. Ten odgłos jest tak charakterystyczny dla kotów, że często zakłada się jego bezwarunkowość – w języku chińskim dźwięk naśladujący miauczenie jest zarazem słowem oznaczającym kota: māo. Jednak w miejscach, gdzie żyją zdziczałe koty, panuje cisza. Zwierzęta komunikują się ze sobą za pomocą mowy ciała i zapachów, a nie głosowo. Miauczenie jest w zasadzie zarezerwowane do komunikacji z człowiekiem. Kocięta miauczą, by zwrócić na siebie uwagę matki, która jednak przestaje na to reagować, kiedy zamierza odstawić potomstwo od piersi. Kiedy młode odkryją, że miauczenie już nie wywołuje z jej strony żadnej reakcji, przestają to robić. Dźwięk ten pozostaje wszakże w ich repertuarze, choć nieużywany, i kiedy kot oswaja się z nowym domem, odkrywa, że miauczenie znowu stało się przydatne, tym razem do przyciągania uwagi człowieka. Miauczenie nie pozwala nam skupić się na czytaniu, oglądaniu telewizji lub pracy przy komputerze i zmusza do spojrzenia na kota, któremu o to właśnie chodzi. Niektóre koty uczą się tylko jednego, uniwersalnego sposobu miauczenia, lecz inne wypracowują cały repertuar różnych miauknięć, z których jedno może znaczyć: „Jestem głodny”, inne zaś: „Proszę, wypuść mnie na dwór”. Pokazały to niedawne badania Sarah i jej kolegów. Nagrała ona miauczenie kotów w rozmaitych kontekstach, na przykład podczas przygotowywania jedzenia, przyjacielskiej zabawy z właścicielem, uwięzienia w zamkniętym pokoju. Właściciele słuchali następnie tych nagrań, pochodzących nie tylko od ich własnych kotów, lecz także od kilku obcych. Okazało się, że trafniej rozpoznawali kontekst miauczenia własnego kota niż nieznajomego. Każdy kot uświadamia sobie bowiem, jaki rodzaj miauczenia wywołuje pożądany rezultat i w efekcie wraz z właścicielem wypracowują swój prywatny „język”, który obaj doskonale rozumieją, lecz który nic nie znaczy dla innych ludzi2. Choć proces ten jest słabo zbadany, w zachowaniu młodych kotów zachodzi w ramach adaptacji do życia w nowym domu wiele innych zmian. Niewątpliwie aż do ukończenia drugiego roku życia kot buduje własne, indywidualne sposoby interakcji z właścicielem, które mogą mieć niewiele wspólnego z jego zachowaniem w wieku czterech miesięcy, a także z zachowaniem jego dwuletnich braci i sióstr w innych domach, ale w podobnych sytuacjach. Każdy kot ma nieco odmienne wyobrażenie o istocie ludzkiej, które z kolei wpływa na to, czego uczy się w okresie dorastania. Kocięta raczej nie przywiązują się szczególnie do określonej osoby. Każde z nich stwarza sobie własny, całościowy obraz ludzkiego gatunku – na ile on będzie kompletny, zależy od tego, jak różnorodne były wczesne doświadczenia kociaka. Tak więc kot, który w swoim formacyjnym okresie stykał się tylko z kobietami, może w późniejszym życiu być nieufny wobec mężczyzn i dzieci. To prawie tak, jakby małych ludzi oraz ludzi o niskim tonie głosu

nie zaliczał w ogóle do gatunku ludzkiego i stwarzał dla nich odrębne kategorie. Może zresztą naprawdę tak jest. Najlepiej byłoby, gdyby wszystkie kocięta były przed ukończeniem ośmiu tygodni w delikatny sposób zapoznawane z kobietami, mężczyznami i dziećmi (zbytnia bezceremonialność mogłaby przynieść przeciwny efekt i doprowadzić nawet do trwającej całe życie awersji). Zaleca się często, by kocięta miały kontakt z co najmniej czterema osobami, ale zróżnicowanie jest zapewne istotniejszym czynnikiem niż dokładna liczba. Ta różnorodność nie powinna ograniczać się do płci i wieku, lecz powinna uwzględniać także powierzchowność –  ludzie występują w różnych kształtach i rozmiarach, a obfity zarost lub religijny strój może ukrywać część twarzy i głowy. Najłatwiej będzie kotu w późniejszym życiu zakwalifikować nas wszystkich jako ludzi, jeśli w młodości będzie stykał się z osobami o zróżnicowanej powierzchowności. W wersji optymalnej każdym kocim rodzeństwem ludzie powinni zajmować się codziennie przez godzinę, ale podzieloną na kilka krótkich sesji, w taki sposób, żeby także najbardziej nieśmiałe osobniki otrzymały swoją porcję pieszczot3. Kocięta, które opuszczą część z tych ważnych doświadczeń, mogą być zdolne do „nadrobienia strat” w pierwszym miesiącu lub dwóch pierwszych miesiącach po przeniesieniu do nowego domu, niektóre jednak bez dodatkowego wsparcia nigdy nie będą potrafiły w pełni zaufać (przykładowo) mężczyźnie lub dziecku. Szczęśliwie jest to jeden z problemów, w których rozwiązaniu może pomóc szkolenie. Na stosunek dorosłego kota do ludzi mają wpływ trzy czynniki. Pierwszy z nich to osobowość, która jest cechą wrodzoną: niektóre kocięta są genetycznie bardziej lękliwe niż inne, bardziej skłonne stronić od wszystkiego, co nowe. Drugi czynnik to zakres i rodzaj doświadczeń kota pomiędzy drugim a ósmym tygodniem życia. Pozostawione same sobie, lękliwe kocięta będą mniej chętne do interakcji z ludźmi niż ich śmielsi bracia i siostry. Lepiej więc, by właściciel bądź opiekun podszedł do problemu socjalizacji kociąt w sposób systematyczny, a nie pozwalał im na przypadkowe kontakty z ludźmi, przy których osobniki nieśmiałe mogłyby być odsuwane na bok. Po trzecie, sytuacje, z jakimi kot zetknie się w ciągu następnych kilku miesięcy życia, również zmieniają jego stosunek do ludzi. Jeśli młody kot ma przykre doświadczenia – na przykład stale dokuczają mu dzieci – może zacząć się ich obawiać. Nie licząc czynnika genetycznego, wszystkie te zachowania są wyuczone, a zatem mogą być zmienione przez odpowiedni trening. Świadomość, że ludzi można lubić i nie trzeba się ich lękać, jest kluczowa dla kota domowego, jeśli ma żyć szczęśliwie w świecie pełnym miłośników kotów. Nieśmiałe kocięta można nauczyć większej ufności. Koty, które przyzwyczaiły się unikać ludzi określonego rodzaju lub w ogóle wszelkich nieznajomych, również można wbrew rozpowszechnionej opinii skłonić do zmiany tego nastawienia.

Jeśli kot okazuje zainteresowanie interakcją z ludźmi, ale jest nieco wycofany, to wybierając najmniej dla niego stresujący sposób nawiązywania kontaktu, wynagrodzimy mu jego ciekawość i zrobimy pierwszy krok w kierunku stworzenia relacji satysfakcjonujących obie strony – zwierzę i człowieka. Większa część szkolenia polega wówczas na nagradzaniu spontanicznych zachowań kota w celu zachęcenia go, by powtarzał takie zachowania – na przykład głaszczemy przyjaznego kota, jeśli wskoczy nam na kolana. Innym ważnym aspektem jest organizowanie sytuacji sprzyjających pożądanej postawie kota. Jeśli na przykład chcesz, żeby wchodził ci na kolana, postaraj się, żeby były dla niego łatwo dostępne i by było mu na nich wygodnie, a także zadbaj o to, żeby twoje dalsze postępowanie było dla zwierzęcia przyjemne i zachęcające. Wybierając sposób witania się z kotem, zastanów się najpierw, jak dwa zaprzyjaźnione koty witają się ze sobą. Zanim do siebie podejdą, wydają przyjazne dźwięki, określane jako świergot. Dopiero potem stykają się nosami i obwąchują sobie wzajemnie pyszczki. Niektóre na tym poprzestają i po prostu oddalają się od siebie swobodnym krokiem. Inne kontynuują kontakt, pocierając się policzkami i głowami. Zwierzęta szczególnie przyjacielskie mogą posunąć się jeszcze dalej, ocierając się o siebie całym ciałem i często patrząc przy tym w przeciwnych kierunkach. Taka interakcja może się zakończyć przeplataniem ogonów. W tym czasie, zwłaszcza podczas pierwszego kontaktu „twarzą w twarz”, oczy kotów przybierają miękki wyraz i migdałowaty kształt. Można również zauważyć, jak się mrużą4. Kiedy chcesz się przywitać z kotem, naśladuj w miarę możliwości ten rytuał. Dzięki temu zwiększysz szanse na pozytywny efekt w postaci wzmocnienia waszych wzajemnych relacji i utrwalenia przyjaznych zachowań zwierzaka. Nie możemy zmniejszyć się do rozmiarów kota, gdy zaś wznosimy się nad nim jak wieża, robimy obezwładniające wrażenie. Siadając na krześle lub na podłodze, zachęcimy go do interakcji. Możemy też naśladować przyjazną postawę kota, unikając wpatrywania się w niego, lecz spoglądając ponad jego głową i przymykając lekko oczy lub powoli mrugając. Wypowiadanie imienia kota łagodnym głosem daje mu sygnał, że jesteśmy do niego przyjaźnie nastawieni i może nawiązać z nami kontakt. Dla kotów w ogóle przyjemniejsze są dźwięki miękkie i o wysokim tonie –  pamiętajmy, że ich słuch jest wyczulony na wysokie częstotliwości – więc przemawianie w tonie, który zwykle rezerwujemy dla niemowląt i małych dzieci, może oddziaływać pozytywnie. Ponadto możemy naśladować koci „świergot”, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte wargi, co daje wysoki dźwięk „prrrr”. Choć pewnie będziemy czuć się przy tym niezręcznie, tego rodzaju działania upewniają kota, że mamy przyjazne zamiary, i zachęcają go do zbliżenia się. Zachowując się w sposób imitujący mowę ciała przyjaznego kota, należy pamiętać o tym, by nie poruszać się w jego stronę. Lepiej siedzieć nieruchomo, co daje kotu możliwość

spokojnej obserwacji, zbliżenia się i zbadania nas, jeśli uzna to za potrzebne. Spontaniczne ruchy kota należy nagradzać łagodną pochwałą słowną lub ostrożnym przesunięciem w jego stronę przysmaku (zob. umiejętność nr 1 – nagradzanie spontanicznej obserwacji i eksploracji). Jeśli kot zdecyduje się podejść bliżej, możesz ułatwić mu poszukiwanie, powoli wyciągając do przodu luźną dłoń. Pozwoli to kotu zbadać twoją tożsamość bez konieczności zbliżania się na ryzykowną odległość. Taka pozycja dłoni daje mu okazję do jej obwąchania i ewentualnie otarcia się o nią, jeśli zechce, tak jak ocierałby się o głowę innego kota. Pomoże to również tobie w powstrzymywaniu pokusy, by od razu zacząć głaskać kota – to ważne, gdyż udana interakcja jest bardziej prawdopodobna, jeśli kot sam się na nią zdecyduje, a nie będzie zmuszony do znoszenia kontaktu fizycznego, na który może nie być jeszcze gotowy.

Skippy, osierocony kociak czasowo przygarnięty przez Sarah, uczy się, że ludzkich dłoni nie trzeba się obawiać.



Gość wyciąga do przodu palec, pozwalając Cosmosowi go zbadać.

Jeśli kot reaguje pozytywnie, na przykład ociera się pyszczkiem o twoją dłoń, możesz odpowiedzieć, delikatnie dotykając jego głowy – koty najlepiej reagują na dotyk w obszarach zawierających gruczoły zapachowe: pod brodą, po bokach pyska i za wibrysami oraz przed uszami, gdzie sierść jest nieco rzadsza. Dopiero gdy kot ponownie zareaguje pozytywnie, ocierając się o twoją dłoń pyskiem i głową, możesz kontynuować interakcję. Koty zwykle najchętniej przyjmują dotykanie z tyłu głowy i po bokach pyska; tylnej części ciała i ogona należy dotykać delikatnie i nie za długo. Najlepiej zresztą pozwolić, by sam kot zdecydował o zakończeniu interakcji – da mu to poczucie panowania nad sytuacją, co samo w sobie jest dla niego nagrodą, i będzie bardziej skłonny do powtarzania takich doświadczeń5.

Cosmos reaguje na luźno złożoną pięść, ocierając się o nią pyszczkiem.

Niektóre koty lubią przebywać w pobliżu człowieka, nawet utrzymując z nim kontakt fizyczny. Kiedy na przykład siedzimy na kanapie, układają się tuż przy nas lub na naszych kolanach. Kot musi mieć z kimś wyjątkowo dobre relacje, żeby w fizycznym kontakcie z nim mógł spać lub wypoczywać. Jeśli więc wybiera ciebie, to znaczy, że widzi w tobie prawdziwego przyjaciela. Podobnie jak w wypadku powitania i tutaj ważne jest, żeby mógł sam decydować o takiej bliskości, a nie był zmuszany do podporządkowania się twojej woli. Kiedy już postanowił położyć się przy tobie lub na tobie, nagródź jego postawę łagodną pochwałą słowną, głaskaniem lub przysmakiem, co zachęci go do powtarzania takich zachowań. Niektóre szczególnie przyjacielskie i towarzyskie koty lubią być brane na ręce i noszone. Nie jest to jednak typowe dla kociej natury, gdyż oznacza to ograniczenie swobody ruchów, z którego trudno się wyzwolić. Jeśli chciałabyś traktować kota w ten sposób, to ważne jest, by doświadczył tego rodzaju interakcji w bardzo młodym wieku (najlepiej w okresie wczesnej socjalizacji, pomiędzy drugim i ósmym tygodniem życia) i żeby za każdym razem towarzyszyły jej atrakcyjne nagrody. Początkowo interakcje powinny trwać krótko i kot zawsze powinien mieć możliwość uwolnienia się, jeśli zechce.

Skippy już przekonał się, że delikatne głaskanie palcem jest przyjemne – można więc użyć tego gestu jako nagrody przy uczeniu go, że również podnoszenie do góry może być miłym doświadczeniem.

Możesz nauczyć kota, by sam domagał się brania na ręce, jeśli jest to dla niego atrakcją. Taki kot zwykle z własnej inicjatywy opiera przednie łapki o twoją nogę lub ciało, próbując znaleźć się bliżej twoich objęć. Nagradzamy to zachowanie, po prostu podnosząc go i przytulając. Herbie był wyjątkowo towarzyski i często wdrapywał mi się na pierś, zachęcając do złożenia ramion, by mógł się na nich wesprzeć i ocierać pyszczkiem o moją twarz. Reagowałam na te żądania (oczywiście, że to robiłam!) i w rezultacie to on nauczył mnie, jak mam go pieścić, żeby był zadowolony. Na drugim końcu społecznego spektrum znajdują się koty bardzo lękliwe, nieśmiałe lub obawiające się ludzi. Ich nerwowość może wiązać się z konkretną sytuacją – na przykład zwierzę znalazło się w zupełnie nowym otoczeniu lub miało wcześniej przykre doświadczenia – lecz może też wynikać z ich wrodzonego temperamentu. Najważniejsze, co powinniśmy wówczas zrobić, choć wydaje się to bardzo sztuczne, to rozpocząć znajomość od ignorowania kota. To znaczy: nie należy próbować go dotykać, przemawiać do niego, a nawet patrzeć w jego stronę. Chociaż zwykle potrafimy unikać bezpośredniego kontaktu wzrokowego, jeśli wiemy, że tak trzeba, pozostaje podświadoma pokusa, by przynajmniej z ukosa rzucić okiem na zwierzaka, którego jakoby ignorujemy. Lecz nieśmiały, lękliwy lub niespokojny kot może poczuć zagrożenie, gdy spotka nasz wzrok, prawdopodobnie dlatego, że koty wpatrują się w siebie tylko w sytuacji konfliktu (kiedy indziej też zerkają na siebie, ale zwykle tylko kątem oka). Odwracając wzrok, pomagamy więc kotu zrozumieć, że

nie stanowimy dla niego zagrożenia i nie zamierzamy narzucać mu swojej bliskości. W ten sposób uczy się, że może bezpiecznie przebywać w naszym towarzystwie, choćby z zachowaniem pewnego dystansu. Uczy się, że nie musi się nas bać i do niczego nie będziemy go zmuszać. Choć to sprzeczne z ludzką naturą, ważne jest, żebyś podtrzymywała w kocie to złudzenie, że jest dla ciebie niewidoczny, dopóki nie zacznie czuć się w twojej obecności swobodnie. Poznasz to po oznakach rozluźnienia – na przykład zwężonych źrenicach, postawionych uszach, ogonie luźno zwisającym z tyłu, a nie podkulonym pod tułów. Niektórym kotom przejście od niepokoju do swobody w twojej obecności zajmie zaledwie kilka minut, inne będą potrzebowały kilku dni. Kiedy już osiągniesz ten etap, zacznij ostrożnie rzucać w stronę kota wysokiej jakości przysmaki, takie jak kawałki ryby lub szynki. Rzucaj je tak, żeby lądowały przed kotem lub obok niego, ale nie na nim, bo to mogłoby go spłoszyć. Dzięki nagrodom otrzymywanym za swobodną postawę w twojej obecności łatwiej mu będzie uznać twoje zachowanie za harmonijne. Jeśli nie zje zaoferowanego pokarmu, może to oznaczać jedną z dwóch rzeczy: albo jedzenie nie jest dla niego dostateczną motywacją (ogólnie, nie tylko w tej sytuacji), albo nie jest jeszcze przygotowany na ten poziom interakcji. W tym drugim przypadku spróbuj bawić się z nim zabawką uwiązaną na długim sznurku (gdy jest szczególnie nieśmiały, trzeba wydłużyć sznurek lub różdżkę, na której końcu jest przymocowana zabawka). Jeśli nie zacznie się bawić lub przynajmniej nie zbada zabawki, zacznij go znowu ignorować. Kot to zwierzę dociekliwe, więc jego demonstracyjny brak zainteresowania nie będzie trwał wiecznie. Jeśli natomiast kot przyjmie poczęstunek (lub zajmie się zabawką), to prawdopodobnie wkrótce zauważysz, że stopniowo zbliża się do ciebie w oczekiwaniu na dalsze nagrody – początkowo może tylko o kilka centymetrów. Wówczas powinnaś wynagrodzić jego zachowanie kolejną blisko podrzuconą porcją jedzenia lub kolejną krótką zabawą (wcześniej trzymaj zabawkę poza polem widzenia kota, by była dla niego interesującą niespodzianką). Na tym etapie lepiej nie wykładaj na podłodze ścieżki z przysmaków prowadzącej w twoją stronę ani nie przyciągaj zabawki do siebie, gdyż kot może się zapomnieć, a potem nagle zorientuje się, że znalazł się za blisko i wpadnie w panikę, gdyż nie czuje się jeszcze pewnie. Nagradzanie każdego drobnego, ale dobrowolnego kroku kota w twoją stronę wspiera jego decyzję, co z kolei umacnia w nim przekonanie, że cały czas panuje nad sytuacją. Interakcja będzie się rozwijała. Staraj się zamykać sesje treningowe w paru minutach, powtarzaj je kilka razy dziennie i przy każdej kolejnej sesji powstrzymuj się od wręczenia nagrody, dopóki kot nie zdecyduje się podejść choć kilka centymetrów bliżej niż poprzednim razem. Taka technika „rzeźbi” zachowanie kota, zbliża go do ciebie, lecz w wybranym przez niego tempie, a zatem nie pozbawia go komfortu emocjonalnego. Kiedy w końcu do ciebie dotrze, możesz zacząć pracę nad

zachowaniami powitalnymi (o których była mowa wyżej). Jeśli zwierzę jest wciąż niespokojne w obecności innych osób, może być potrzebne powtórzenie całej procedury z pozostałymi członkami rodziny (z dziećmi włącznie), a nawet ze stałymi gośćmi. W skład rodziny może wchodzić ktoś, w kogo przypadku procedura szkoleniowa nie zadziała, głównie dlatego, że osoba ta sama nie panuje w pełni nad swoim postępowaniem. Na pewno zgadłaś, że chodzi o niemowlę. Ponieważ jest ono stałym mieszkańcem domu, a nie tylko sporadycznym gościem, nauczenie kota zgodnego współżycia z nim jest sprawą najwyższej wagi – bądź co bądź będą ciągle przebywać razem! My wiemy, że niemowlę to mały człowiek, ale kot najpewniej nie zdaje sobie z tego sprawy. Małe dziecko musi mu się wydawać zwierzęciem innego gatunku niż jego rodzice. Wygląda bowiem oraz – co dla kota jest ważniejsze – pachnie zupełnie inaczej niż dorośli. Małe dzieci również zupełnie inaczej się zachowują. Są o wiele bardziej spontaniczne, niekonsekwentne i nieprzewidywalne – a wszystko to są cechy, które kot z trudem znosi. Na przykład lubią tarzać się po podłodze i często zachowują się głośno, nieoczekiwanie zaczynają gaworzyć lub płakać. Ciekawska natura dziecka sprawia, że kiedy jest trochę starsze, zaczyna interesować się kotem. Na etapie raczkowania może już przybliżyć się do niego, próbować go złapać lub szturchnąć, a jeśli ucieka – ścigać. Raczkujące dziecko jest w przybliżeniu równie wysokie jak kot, więc zwierzę może nagle zetknąć się z małym człowiekiem, widząc go w o wiele bliższej perspektywie niż dorosłego. Konfrontacja twarzą w twarz może być dla niego przerażająca, zwłaszcza jeśli dziecko swoim zwyczajem będzie się w niego wpatrywać. Co jeszcze pogarsza położenie kota, wraz z tą niezwykłą małą istotą w domu pojawia się mnogość nowych, tajemniczych przedmiotów – na przykład dziecięce krzesełka, zabawki, które świecą i wygrywają melodyjki, koszyki lub wózki o wielkich kołach, z którymi wjeżdżają do domu różne wonie z zewnątrz. Zmiany w zapachu i fizycznym wyglądzie mieszkania – nie chodzi tylko o nowe sprzęty, lecz także o przemeblowanie związane z urodzeniem się dziecka – mogą kota przytłaczać. Kot w ogóle nie lubi zmian jakiegokolwiek rodzaju, zwłaszcza kiedy zachodzą szybko i w obszarze, który zwierzę uważa za rdzeń swojego terytorium, a więc miejsce, gdzie powinno czuć się w pełni bezpiecznie. Dla kota z natury nieśmiałego nowe obiekty mogą być szczególnie przerażające, natomiast kot pewny siebie może uznać je za swoje nowe zabawki.



Spokojne badanie przedmiotów związanych z dzieckiem można nagradzać przysmakami rzucanymi z dala od nich.

Kot stwierdzi również, że rutynowy plan dnia uległ zakłóceniu. Po pojawieniu się dziecka właściciel będzie miał dla niego mniej czasu, zmieni się rozkład jego codziennych zajęć, co z kolei może przesunąć harmonogram pewnych wydarzeń istotnych dla kota, jak karmienie, zabawa czy wypuszczanie na zewnątrz. Wiele

z tych zmian związanych z dzieckiem jest z pewnością nie do uniknięcia. Jeśli jednak odpowiednio się przygotujemy, możemy wprowadzić je w taki sposób, że kot szybko się z nimi oswoi i nie będzie odczuwał dużego niepokoju. Koty lepiej radzą sobie ze zmianami stopniowymi, więc rozłóż domową rewolucję w czasie, żeby nie za wiele działo się naraz. Jeśli na przykład planujesz odmalowanie pokoju dziecięcego, wynieś z niego meble kilka dni przed malowaniem i daj kotu czas na oswojenie się z każdym kolejnym posunięciem, zanim dojdzie do następnego. Spontaniczne zainteresowanie nowościami nagradzaj smacznymi kąskami lub innymi cenionymi przez kota nagrodami. Być może nie życzysz sobie, żeby kot wchodził do pokoju, w którym przebywa dziecko. Możesz też nie chcieć, by miał kontakt z pewnymi miejscami, takimi jak wózek lub dziecięce łóżeczko. W takim razie ważne jest, żebyś od początku nie dopuszczała kota do tych miejsc, zanim jeszcze niemowlę przybędzie do domu. Będzie ci trudniej odzwyczaić go od tego, kiedy nauczy się, że są to miejsca ciepłe i wygodne. Możesz nagradzać go za ich wstępne badanie, na przykład obwąchiwanie dla sprawdzenia, czy nie są zagrożeniem, ale w tym wypadku nagrody powinny być wręczane w pewnej odległości – kiedy na przykład kot obwącha dziecięcy wózek, rzucaj mu smakołyki w drugim końcu pokoju. Zniechęci go to do dłuższego przebywania w pobliżu „zakazanych” przedmiotów, ale nie będą one w nim wzbudzały obaw. Te same sposoby będą będą dalej w mocy, gdy dziecko już się pojawi w domu. Kota trzeba nauczyć, że obecność dziecka i dziecięcych sprzętów jest dla niego korzystna (ponieważ wiąże się z nagrodami), ale nie nagradzaj go za przebywanie blisko malucha, a tym bardziej za fizyczny kontakt z nim i jego rzeczami. Różnica wydaje się subtelna, ale nie można się godzić na to, by kot z rozmysłem dotykał niemowlęcia lub przesiadywał w jego foteliku czy łóżeczku, sądząc, że otrzyma za to nagrodę. Należy więc koniecznie przygotować dla niego inne, dodatkowe miejsca wypoczynku oraz zabawki, na przykład legowisko równie atrakcyjne jak dziecięcy wózek – ciepłe, osłonięte i oddalone od podłogi. Kartonowe pudełko wyścielone miękkim kocem będzie w sam raz. Kot powinien być nagradzany za każdym razem, kiedy skorzysta z tej swojej prywatnej przestrzeni, zwłaszcza w obecności dziecka. Jeśli zwierzę bawi się swoimi zabawkami, należy go nagrodzić osobno, ale umieszczanie smacznych nagród w legowisku zachęci go do spędzania w nim większości czasu. Niektóre nowe przedmioty przeznaczone dla dziecka, na przykład bujane krzesełka i mechaniczne zabawki, będą się poruszać lub wydawać dźwięki. Naucz kota, że może czuć się pewnie w ich pobliżu, jeszcze zanim dziecko przybędzie do domu. Zapoznawaj go z nimi pojedynczo w ciągu kilku dni lub nawet tygodni, stosując umiejętność nr 2, czyli desensytyzację i kontrwarunkowanie. Rób to w takim tempie,

by kot nie odczuwał lęku. Nagradzaj go za każdym razem, gdy w obecności tych przedmiotów będzie zrelaksowany. Na przykład, jeśli zabawka wygrywa melodyjki lub wydaje inne dźwięki, za pierwszym razem włącz ją tylko na chwilę, przyciszając do minimum. Obserwuj zachowanie kota przy każdej kolejnej próbie, żeby sprawdzić, czy to doświadczenie nie budzi w nim strachu. Jeśli wydaje się wyluzowany lub obojętny, wyłącz zabawkę i natychmiast wręcz nagrodę – na przykład rzucając kąsek żywności w jego pobliżu (ale nie w niego), a z dala od badanego przedmiotu, w taki sam sposób, w jaki odzwyczajałaś go od wchodzenia w miejsca przeznaczone dla dziecka. Jeśli zaś kot wygląda na zaniepokojonego działaniem zabawki, wyłącz ją natychmiast i następnym razem poproś o pomoc drugą osobę, żebyś w chwili jej uruchomienia mogła przebywać wraz z kotem w pewnym oddaleniu – na przykład w drugim pokoju, ale z drzwiami uchylonymi na tyle, żeby zwierzę widziało i słyszało zabawkę. Zmniejszy to istotność doświadczenia. Tej samej techniki desensytyzacji i kontrwarunkowania można użyć w celu oswojenia kota z płaczem dziecka, zanim pojawi się ono we własnej osobie. W Internecie pełno jest darmowych nagrań, które początkowo można odtwarzać z niewielką głośnością i wtedy, kiedy kot jest wyluzowany. Jeśli zachowa spokój, nagradzaj go którymkolwiek z używanych przez ciebie sposobów: żywnością, słowną pochwałą, głaskaniem, a nawet zabawą. Ważne jest, by nagranie zawsze było odtwarzane z takim natężeniem dźwięku, przy którym kot jeszcze nie zdradza objawów niepokoju lub stresu. Przy kolejnych próbach stopniowo zwiększaj głośność. Jeśli w pewnym momencie będzie wyglądało na to, że kot źle się czuje, przerwij natychmiast, poczekaj, aż się wyluzuje, i powtórz nagranie, ściszając je nieco. W tym procesie kot nauczy się, że nie trzeba się bać odgłosu dziecięcego płaczu, że jest to część normalnego tła dźwiękowego, które można ignorować. Poza pojawieniem się nowych sprzętów nastąpią zapewne również zmiany w codziennym rozkładzie dnia, często zaczynające się jeszcze przed przybyciem dziecka. Koty zaś uwielbiają rutynę. Zwykle już na całe tygodnie przed porodem matka przerywa pracę zawodową lub ją ogranicza. Można by sądzić, że część zyskanego czasu mogłaby poświęcić na zajmowanie się kotem, ale nie jest to wskazane, gdyż wówczas po urodzeniu się dziecka, gdy wszyscy będą nim zaabsorbowani, codzienność kota zmieni się w sposób jeszcze bardziej drastyczny. Lepiej zrobisz, wybierając określone pory, w których będziesz pozwalać kotu na obcowanie ze sobą. Powinny to być chwile, kiedy obecny jest w domu twój partner lub inna osoba, abyś mogła przestrzegać harmonogramu także po pojawieniu się dziecka. Jeśli na przykład głównym opiekunem kota jest przyszła mama, ona go karmi, czesze i wykonuje inne niezbędne czynności, to dobrze będzie, jeśli zawczasu te zadania stopniowo przejmie ktoś z rodziny. W ten sposób zachowana zostanie ciągłość i przewidywalność życia domowego, którą kot tak ceni. W utrzymywaniu

fizycznej sprawności i dobrego samopoczucia twojego pupila w okresie, kiedy z powodu opieki nad niemowlęciem nie będziesz mogła poświęcać mu większej ilości czasu, pomocne będą także karmniki-łamigłówki oraz zabawki do samodzielnej zabawy. Wszelkie zmiany w gospodarstwie domowym związane z małym dzieckiem – nowe przedmioty, inny wystrój pomieszczeń i samo dziecko – powodują zmiany w zapachu domu i mogą zacierać wonne ślady, które kot pozostawił, ocierając się o meble, framugi drzwi i narożniki ścian. Ważne jest więc, by przywrócić znajome zapachy, dzięki czemu kot będzie czuł się bezpieczniej w toku nieuniknionych zmian. Możemy to osiągnąć, zbierając woń kota (umiejętność nr 7) i przenosząc ją na nowe sprzęty i miejsca, które uległy zmianom. Przypominam – zapach można gromadzić, głaszcząc ręką w bawełnianej rękawiczce rejony kociego pyska, gdzie licznie występują gruczoły zapachowe. Zamiast rękawiczki możesz użyć jakiegokolwiek kawałka cienkiej bawełnianej tkaniny – na przykład czystej chusteczki do nosa. Jeśli kot odkryje na przedmiotach związanych z dzieckiem własny zapach, ich obecność nie powinna go zaniepokoić i może nawet wzmocni ich woń, samodzielnie ocierając się o nie. My nie czujemy tych zapachów, gdyż nasze powonienie nie jest tak wrażliwe jak u kota, więc nie musisz się obawiać, że w ten sposób „pobrudzisz” rzeczy dziecka. Jeśli masz więcej niż jednego kota, to ważne jest, żebyś powtórzyła tę procedurę dla każdego z nich. Na zapachy domu powinny składać się „znaki” wszystkich kotów.

Herbie znakuje narożnik dziecięcego łóżeczka po tym, jak naniosłam tam jego zapach.

Ze względu na dużą wrażliwość węchową kota ważne jest również, żebyśmy oswoili go z nowymi zapachami, które przyniesie ze sobą dziecko. Jeszcze przed jego narodzeniem zacznij nanosić na własną skórę kremy pielęgnacyjne i inne dziecięce kosmetyki, aby kot mógł się z nimi zapoznać. W ten sposób nauczy się, że ich zapachy niczego istotnego dla niego nie oznaczają i w związku z tym będą dla niego mniej niepokojące, kiedy dziecko już się pojawi. Jedyny zapach, którego nie możemy zawczasu odtworzyć, to zapach samego dziecka. Jeśli jacyś twoi przyjaciele mają niemowlę, warto pożyczyć od nich jego kocyk lub część ubranka i dać kotu do wąchania, pamiętając o tym, by nagradzać jego pozytywną lub obojętną reakcję. Zachowanie obojętne jest szczególnie ważne, ponieważ nie chcemy, aby kot nauczył się, że nagrody wiążą się z bliskim kontaktem z dzieckiem. Może twój partner będzie mógł przed twoim powrotem ze szpitala przywieźć do domu kocyk lub część ubioru z zapachem noworodka i dać kotu do zbadania. Gdy wprowadza się tak wiele zmian, trzeba zadbać o to, by kot miał poczucie, że wszystkie jego zasoby są bezpieczne i nadal dostępne. Jeśli w domu żyje więcej kotów, niepokój spowodowany pojawieniem się małego dziecka może przyczynić się do wzrostu napięcia pomiędzy nimi, nawet jeśli wcześniej nauczyły się wzajemnie się tolerować. Dobrze więc będzie zapewnić im wszystkim dodatkowe wygody – więcej miejsc do spania, więcej punktów karmienia (ale nie więcej żywności!) i kuwet. Używanie zakrywanych pojemników może dać kotom większe poczucie prywatności, a więc zwiększyć także ich poczucie bezpieczeństwa. Jeśli niektóre z tych przedmiotów znajdują się w miejscach, do których raczkujące dziecko będzie miało dostęp, pomyśl o umieszczeniu dodatkowych tam, gdzie pozostaną poza jego zasięgiem. Podobnie warto udostępnić kotu dodatkowe, wysoko położone punkty obserwacyjne, z których będzie mógł przyglądać się sytuacji, takie jak półki i parapety okienne. W późniejszym okresie przyda się zagroda dla dziecka, którą kot będzie mógł przeskoczyć (albo taka wyposażona w kocią klapkę), dzięki czemu zwierzę będzie mogło samo wybierać, czy chce wchodzić z dzieckiem w bliższy kontakt. To również pomoże mu poczuć się pewnie w nowej sytuacji. Jest to szczególnie ważne w przypadku kotów nieufnych wobec ludzi, gdyż nowe dziecko zwykle przyciąga do domu wielu gości. Jeśli pozwolimy, by kot sam decydował, czy ma ochotę na interakcję z nimi czy nie, to będzie łatwiej znosił odwiedziny i co za tym idzie, chętniej obcował z ludźmi. Chociaż wszystkie te kroki nie mają charakteru formalnego szkolenia, pomogą twojemu kotu przekonać się, że jego rzeczy i jego przestrzeń nie są zagrożone. Podrastające dzieci stają się o wiele bardziej sprawne i ruchliwe. Musisz przygotować na to kota. Niemowlętom i małym dzieciom nie można nigdy pozwalać na kontakty

z kotem bez nadzoru starszych, a gdy tylko będą w stanie to zrozumieć, trzeba im wyjaśnić, jak należy obchodzić się ze zwierzęciem. Mimo to nieuchronnie twoje dziecko będzie czasem dotykało kota w bezceremonialny i niedelikatny sposób. Aby przygotować na to zwierzę, musisz je nauczyć, że nie powinno obawiać się lekkich szturchańców bądź chwytania za sierść czy części ciała, jak to może czynić mały człowiek. Spróbuj na przykład obejmować dłonią jego ogon albo dotykać go jednym, wyciągniętym palcem. Zacznij od bardzo delikatnego dotyku i natychmiast wręczaj nagrodę. Jeśli kot będzie zaniepokojony, możesz nawet nagradzać go w tej samej chwili, gdy go dotykasz, czyli odciągać jego uwagę za pomocą przysmaku. Kiedy już do tego przywyknie, opóźnij nieco moment otrzymania nagrody – dotyk będzie więc jej zapowiedzią. Z czasem zwiększaj stopniowo siłę dotyku. Powinnaś także się postarać, by akceptacja kota dla takiego dotyku działała bardziej ogólnie. Poproś innych domowników, by naśladowali twoje postępowanie. Powinna to jednak być tylko drobna część codziennego fizycznego kontaktu kota z ludźmi – w ten sposób zmniejszysz prawdopodobieństwo tego, że nieoczekiwany lub nietypowy dotyk dziecka, taki jak łapanie rączką za futro lub ogon, wywoła u zwierzęcia silny stres i sprawi, że zacznie się ono obawiać dalszych kontaktów. Oczywiście starsze dzieci muszą się nauczyć, jak należy obchodzić się z kotem. Koty są dziś tak popularnymi zwierzętami domowymi, że łatwo jest zignorować trudności, jakie wielu z nich sprawia interakcja z ludźmi. To są umiejętności, które każdy kot musi opanować samodzielnie; niektórym przychodzi to z większym trudem niż innym, gdyż są z natury lękliwe albo jako kocięta nie były traktowane odpowiednio delikatnie. Ponieważ koty mają reputację zwierząt samowolnych i upartych, chętnie zakładamy, że nic nie da się zrobić z osobnikiem, który ukrywa się, gdy tylko zobaczy nieznaną osobę. Co gorsza, to zachowanie utrwala się, ponieważ w rezultacie kot nie ma okazji do zapoznania się z człowiekiem, którego postanowił unikać – stąd słyszane tak często skargi w rodzaju: „Chciałabym przyprowadzić do domu mojego chłopaka, ale mój kot go nienawidzi. Co mam zrobić?”. Jak zobaczyliśmy w tym rozdziale, to jest właśnie tego rodzaju problem, który można rozwiązać poprzez prosty trening (oczywiście pod warunkiem, że chłopak będzie chętny do współpracy).

Reuben i Cosmos zapoznają się ze sobą w spokojnych, bezpiecznych i kontrolowanych warunkach.

Kot a inne koty Nie ma wątpliwości, że koty cieszą się w naszych czasach ogromną popularnością, tak wielką, że wiele osób bierze na wychowanie więcej niż jednego. Nie jest niczym niezwykłym gospodarstwo domowe, w którym żyją obok siebie dwa, trzy lub nawet więcej kotów. Często zakłada się, że kot będzie szczęśliwy w towarzystwie innego przedstawiciela swojego gatunku. To smutne, ale w rzeczywistości taka sytuacja często jest dla zwierzęcia związana ze stresem. Niektóre z nich demonstrują niechęć do dzielenia swojego terytorium z innym kotem, spędzając większą część dnia poza domem lub w ogóle się z niego wynosząc. Inne próbują bronić tego, co uważają za „swój” teren, traktując towarzysza jako „agresora”. Taka obrona może przybierać różne formy, od blokowania współmieszkańcowi dostępu do najważniejszych zasobów, takich jak kuweta czy miska z jedzeniem, po zachowania bardziej jednoznaczne i często trudne do wyplenienia – bójki i spryskiwanie uryną, a jedno i drugie wiąże się za znaczącą niewygodą oraz kłopotami tak dla właściciela, jak i dla kotów. Szczęśliwie wyuczenie kotów, by od pierwszego dnia zgodnie współżyły ze sobą, jest o wiele łatwiejsze niż zmiana już utrwalonej niechęci w trwałą sympatię. Za słabe umiejętności społeczne koty mogą winić swojego przodka – żbika. W przeciwieństwie do bardzo uspołecznionego wilka, od którego pochodzą psy domowe, żbik jest zwierzęciem samotniczym i terytorialnym, więc nie było powodu, by rozwinęły się u niego ewolucyjnie zachowania niezbędne do stałej koegzystencji z innymi osobnikami swojego gatunku. Kiedy żbiki zmieniły swoje zwyczaje, żeby wykorzystać możliwości stworzone im przez człowieka – skupisko potencjalnych ofiar większe, niż można było znaleźć w dzikiej przyrodzie, a także sporadyczne dokarmianie – ich indywidualistyczna natura stała się zawadą. W dziczy drapieżniki żyjące zbyt blisko siebie ryzykują szybkie wytępienie zwierzyny łownej w okolicy i co za tym idzie, utratę środków do życia, dlatego bezpieczeństwo własnego terytorium jest dla nich takie ważne. Kiedy jednak ludzie zaczęli zamieszkiwać duże osady, zwierzyna nagle pojawiła się w takiej obfitości, że nawet na niewielkim, ograniczonym terenie wystarczało jej dla kilku kotów. Zachowania terytorialne zaczęły być szkodliwe: przewagę zyskiwały te koty, które umiały skoncentrować się

na polowaniu, zamiast nieustannie obserwować rywali. Niemniej do dziś koty wolą polować w samotności – mysz stanowi posiłek dla jednego kota, dzielić się nie ma czym. Zaskakująca często właścicieli niechęć kota do posilania się w towarzystwie innych kotów, nawet jeśli pożywienia jest dosyć dla wszystkich, ma korzenie właśnie w tym zwyczaju samotnego polowania. W miarę jak postępowało udomowienie, koty musiały nauczyć się tolerować inne koty, ale na tym adaptacja się nie zakończyła. Samce wprawdzie pozostały samotnikami, lecz samice wykształciły proste formy współpracy przy wychowywaniu i opiece nad kociętami, które wciąż można obserwować na wsi (wiedzą o tym także niektórzy hodowcy kotów rasowych). Kiedy pożywienia jest w bród, matki pozwalają swoim żeńskim potomkom z poprzedniego roku dzielić ze sobą terytorium i wydawać tu na świat następne pokolenie. Matki i córki często wspólnie opiekują się kociętami i zdobywają dla nich pokarm, niezależnie od tego, do której z nich należy potomstwo. Chociaż w naszych czasach niewielu ludzi ma szczęście oglądać te urocze zachowania, ich dziedzictwo jest czytelne, nawet u kotów trzymanych do towarzystwa, w postaci silniejszej więzi pomiędzy kotami, które wychowywały się razem, niż tymi, które poznały się w wieku dojrzałym1. Współczesne koty domowe łatwiej tolerują się nawzajem także dlatego, że większość z nich jest sterylizowana. Dotyczy to szczególnie samców, które w przeciwnym razie są wobec siebie agresywne. W kocich koloniach matki izolują swoje kocięta płci męskiej od dorosłych kocurów, gdy tylko pojawią się u nich pierwsze oznaki zmian hormonalnych, przekształcających je z uległych, młodych zwierząt w dojrzałe, skłonne do rywalizacji samce. Wczesna kastracja zapobiega tym przemianom i koty sterylizowane przed szóstym miesiącem życia zachowują się podobnie niezależnie od płci. Podczas więc gdy w rozmnażającej się kolonii długotrwałe więzy mogą dotyczyć tylko spokrewnionych ze sobą samic, w gospodarstwie domowym dwa (wysterylizowane) kociaki płci męskiej mogą pozostać przyjaciółmi równie dobrze jak dwie kotki. A także para różnej płci. Koty żyjące w przyjaźni demonstrują i wzmacniają swoją więź na kilka sposobów. Kiedy ujrzą się wzajemnie, zadzierają do góry ogony, chociaż jeśli przebywają ze sobą od dawna, mogą zaniedbywać tę uprzejmość. Ocierają się też o siebie – niektóre ograniczają się tu tylko do głowy, inne robią to całym ciałem i ogonem – albo kładą się obok siebie i odpoczywają w kontakcie fizycznym. W tym czasie mogą się wzajemnie wylizywać, zwłaszcza tuż za uszami. Niewątpliwie pomaga im to w utrzymaniu czystości sierści w miejscach trudno dostępnych, ale ma również znaczenie społeczne – wzmacnia więź łączącą dwa osobniki. W niektórych domach, gdzie żyje kilka kotów, sytuacja jest podobna jak w warunkach naturalnych: są to spokrewnione zwierzęta, które wychowywały się razem. W większości przypadków jest jednak inaczej. Kiedy kilka

niespokrewnionych kotów znajdzie się pod jednym dachem i będzie rywalizować o te same zasoby, napięcia są prawie nieuniknione, zwłaszcza jeśli zwierzęta zetknęły się ze sobą już jako dorosłe. Współużytkowanie miejsc do spania, misek z pokarmem i kuwet jest po prostu przeciwne ich naturze i chociaż niektórym udaje się zawrzeć przyjaźń z jednym z pozostałych kotów w domu, inne tego nie potrafią. Po samotniczym, terytorialnym przodku koty odziedziczyły jeszcze jedną niefortunną cechę: nie tylko „nie myślą kategoriami społecznymi” jak psy, ale w dodatku ich umiejętność okazywania innemu, nieznajomemu kotu przyjaznych intencji jest mocno ograniczona. Jako zwierzę skłonne do rywalizacji kot dysponuje obszernym repertuarem syknięć, parsknięć, warknięć i agresywnych postaw zapowiadających gotowość do ataku. Potrafi także przyjmować postawę obronną, obracając się bokiem i jeżąc sierść, żeby robić wrażenie większego, niż jest naprawdę – ten wizerunek często jest wykorzystywany na halloweenowych obrazkach. Nie ma jednak wyrazistej mimiki, którą psy wykorzystują w nader wyrafinowany sposób do komunikowania się między sobą. Co najistotniejsze, koty nie mają sygnału oznaczającego „nie zagrażam ci”, w każdym razie takiego, który byłby czytelny dla nieznajomego kota. Podniesiony do góry ogon przekazuje ten komunikat, ale sygnał ten jest używany tylko pomiędzy zwierzętami już będącymi w dobrych stosunkach. W rezultacie spotkania nieznających się kotów przeradzają się natychmiast w konfrontację, podczas której żaden z nich nie ośmiela się odwrócić, żeby nie zachęcić drugiego do napaści i nie narażać się na atak od tyłu. W końcu któryś wycofuje się ukradkiem, wciąż zerkając za siebie, dopóki nie znajdzie się w bezpiecznej odległości, albo nagle odwraca się i rzuca do ucieczki, jakby zależało od tego jego życie. Zatem naturalną reakcją kota, który natknął się na innego kota, jest uznanie go za rywala i ucieczka lub atak. I w przeciwieństwie do psa kot zwykle nie ogląda się na swego właściciela w oczekiwaniu wskazówki, jak należy postąpić. Prawdopodobnie zupełnie nie uświadamia sobie różnicy między intruzem z sąsiedztwa, który tylnymi drzwiami dostał się do domu, a nowym mieszkańcem przyniesionym przez właściciela w szczerej intencji zapewnienia mu „kolegi” do zabawy. Oba one są w oczach kota rezydenta zwykłymi agresorami. Jeśli ten drugi kot rzeczywiście jest intruzem, to właściciel zapewne go przepędzi – zwłaszcza jeśli dojdzie do spryskiwania otoczenia uryną przez któregoś z kotów (lub przez obydwa). Sytuacja może więc być rozstrzygnięta na korzyść kota rezydenta, chociaż czasem, kiedy obcy wykaże się determinacją, starcia tego rodzaju ciągną się miesiącami, choć mogą być ograniczone do okresów nieobecności właściciela. Jeśli natomiast „intruz” jest w istocie nowym domownikiem wziętym przez właściciela pod opiekę, oba koty będą musiały dostosować się do nowych układów.

To właśnie sytuacja, w której właściwe szkolenie czyni różnicę pomiędzy harmonią a niezgodą (trening jest trudniejszy, jeśli drugi kot należy do sąsiada, chyba że sąsiad będzie gotów do współpracy). Pozostawione samym sobie, dwa koty prawdopodobnie odbędą krótką potyczkę, po czym podzielą dom między siebie w taki sposób, żeby każdy z nich dysponował przynajmniej jednym lub dwoma miejscami, gdzie mógłby wypoczywać bez obawy, że zostanie zaskoczony. Spostrzegawczy i życzliwy człowiek może to zaakceptować jako możliwy do przyjęcia modus vivendi i zaspokoić osobno potrzeby każdego z kotów: ustawić w różnych miejscach domu miski z pokarmem i kuwety oraz zapewnić dobrze chronione miejsca do spania, w których zwierzaki mogłyby odpoczywać z dala od siebie. Zwykłe podwojenie porcji żywności i dwukrotne czyszczenie kuwety, jak to się często praktykuje, to gotowa recepta na zatarg: jeden z kotów (zwykle, choć nie zawsze, wcześniejszy rezydent) będzie instynktownie dążył do ich zmonopolizowania. Dodaj do tego jeszcze jednego lub dwa koty więcej, a najpewniej między niektórymi z nich dojdzie do otwartej wojny. Do rzadkości należą gospodarstwa domowe z wieloma kotami, w których przynajmniej jedno ze zwierząt nie spędza znacznej części czasu poza domem. Mimo to jest możliwe harmonijne współżycie pod jednym dachem dwóch lub trzech kotów, ale pod warunkiem, że zostaną one ze sobą zapoznane w odpowiedni sposób i mają jako tako zgodne osobowości. Jak w wypadku wielu zagadnień związanych z kotami, podstawą jest tu przewidywanie i cierpliwość, lecz właścicieli, którzy się na to zdobędą, oczekuje nagroda w postaci spokojnego i przyjaznego środowiska domowego, zarówno dla kotów, jak i dla ludzi. Przed przyniesieniem do domu nowego kota musisz starannie rozważyć, czy obecny kot (lub koty) będzie umiał zaakceptować przybysza i czy twój dom zaspokoi potrzeby ich obu. Może być kilka argumentów za i kilka przeciw – i w każdym konkretnym przypadku owe za i przeciw będą nieco inne. Kiedy mowa o zwierzętach, serce często bierze górę nad rozumem, ale w naszej sytuacji najlepszym punktem wyjścia będzie spojrzenie obiektywne. Dopiero kiedy argumenty za wyraźnie przeważą, niekoniecznie liczbą, ale przynajmniej wagą lub konsekwencjami, które za sobą mogą pociągnąć, warto pomysł z drugim kotem wcielić w życie. Przede wszystkim zastanów się, czy twój obecny kot lubi inne koty. Mogłoby się zdawać, że tak jest, jeśli uprzednio bez problemów żył w jednym domu z innym osobnikiem swojego gatunku. Ale z kotami jest tak jak z ludźmi. Sam fakt, że twój pupil dobrze dogadywał się z jednym konkretnym kotem, nie oznacza jeszcze, że polubi jakiegokolwiek innego. Z badań nad kociętami mającymi kontakt z ludźmi we wczesnym okresie życia (od drugiego do ósmego tygodnia), kiedy są najbardziej podatne na kształtowanie postaw społecznych, wiemy, że dopiero wtedy, gdy obcują w tym czasie z przynajmniej czterema lub pięcioma różnymi osobami, wyrabiają

sobie uogólnione przekonanie, że ludzie są im przyjaźni. Nie wystarczy, by zajmowała się nimi tylko jedna, konkretna osoba. Niestety, nie przeprowadzono analogicznych badań, w których zamiast ludzi występowałyby inne koty, lecz rozsądnie będzie założyć, że kociak, który we wczesnej młodości miał dobre doświadczenia z kilkoma różnymi kotami, będzie w późniejszym życiu bardziej skłonny do ich pozytywnego postrzegania. Jednak oprócz tych wczesnych przeżyć jest jeszcze kilka innych czynników, które mogą mieć pewien wpływ na stosunek twojego kota do innych kotów2. Jeśli chodzi o społeczne zachowania kotów żyjących na swobodzie, wiemy już, że łatwiej godzą się ze sobą, jeśli są wysterylizowane, młode (poniżej roku), spokrewnione albo pochodzą od rodziców, którzy przyjaźnie odnosili się do innych kotów. Im więcej tych cech dotyczy twojego kota, tym większe prawdopodobieństwo, że odniesie się on pozytywnie do nowego domownika. Podsumowując, największe szanse na stworzenie szczęśliwego domu dla dwóch kotów mamy wtedy, gdy bierzemy na wychowanie od razu dwa małe kociaki, i to najlepiej, choć niekoniecznie, pochodzące z tego samego miotu. Jeśli natomiast masz już jednego kota, prawdopodobnie łatwiej będzie go zaprzyjaźnić z małym kociakiem niż z innym dorosłym kotem. W tym ostatnim zaś wypadku sukces jest możliwy, jeśli koty są ze sobą spokrewnione. Niekiedy, jeśli dom jest dostatecznie duży, lepszym pomysłem jest dołączenie do dorosłego kota dwóch nowych kociąt, a nie jednego, gdyż kocięta będą chętniej bawić się ze sobą, a zatem nie będą narzucać się starszemu. Jeśli zamierzasz wziąć kociaka, postaraj się dowiedzieć czegoś o jego rodzicach. W przypadku kociąt ze schroniska uzyskasz niewiele danych, zwłaszcza o ojcu, ale jeśli chodzi o kotka pochodzącego z domowej hodowli, łatwo możesz dotrzeć do takiej informacji. Wybieraj kocięta, których rodzice zachowują się spokojnie i przyjacielsko w obecności innych kotów – te cechy są przynajmniej w części dziedziczne. Przy wyborze szczeniąt kupujących zachęca się do poznania ich matki, a jeśli to możliwe, także ojca, natomiast rzadko czyni się to w przypadku kotów. Jeśli bierzesz kociaka od hodowcy, który nie dysponuje własnym samcem rozpłodowym, poproś go o kontakt z właścicielem ojca kociąt, żebyś mógł go zobaczyć albo chociaż wypytać się o jego temperament i zachowanie wobec innych kotów3. Kiedy bierzesz kociaka ze schroniska, może być już oddzielony od matki. Zapytaj więc, czy mogłabyś ją poznać, i dowiedz się, jak funkcjonuje w schronisku w otoczeniu innych kotów. Sprawdź, czy znana jest jej wcześniejsza historia, na przykład czy żyła w zgodzie z innymi kotami, zanim trafiła do schroniska. Przypominamy: koty żyjące ze sobą w przyjaźni śpią i odpoczywają w bliskim kontakcie, bez oporów korzystają z tej samej kuwety i miski z jedzeniem, liżą się wzajemnie, bawią się ze sobą i ocierają się o siebie pyskiem, całym ciałem, a nawet ogonem. Co do wyboru płci kota, to jeśli dotychczasowy rezydent jest samcem,

kocicę będzie postrzegał jako mniejsze zagrożenie niż innego samca, zwłaszcza jeśli wykastrowano go później niż w szóstym miesiącu życia lub wcale. Koty, które wykastrowano w dorosłości, nawet jeśli są łagodne, trudniej oswajają się z innymi kotami, zwłaszcza samcami. Te, które wykastrowano przed ukończeniem sześciu miesięcy (czyli zanim testosteron wywarł wpływ na rozwój ich mózgu), odnoszą się do siebie bardziej przyjaźnie. Kiedy już rozważyłeś, w jaki sposób wiek, płeć, sterylizacja lub jej brak oraz pochodzenie mogą wpłynąć na stosunek twojego dotychczasowego kota do nowego przybysza, musisz poświęcić uwagę także jego wczesnym doświadczeniom społecznym, gdyż w bardzo znacznym stopniu kształtują one sposób postrzegania innych kotów. Wiedza o tym, jakie kontakty z innymi kotami, spokrewnionymi i niespokrewnionymi, miał twój pupil we wczesnej młodości, zwłaszcza w formacyjnym okresie od drugiego do ósmego tygodnia życia, podpowie ci, czy będzie umiał ułożyć sobie dobre stosunki z nowym domownikiem. Ważne jest nie tylko to, żeby ustalić, z kim kot się w tym czasie spotykał, lecz również jak te interakcje przebiegały, jak częste były i w jakim otoczeniu się odbywały. Wyobraź sobie na przykład sytuację nieśmiałego kociaka, którego większy i silniejszy brat odpychał od pożywienia i bawił się z nim w zbyt brutalny sposób. Albo przypuśćmy, że w sąsiedztwie mieszkał inny kot – właściciel kociąt zamykał co prawda klapkę w drzwiach, żeby intruz nie wtargnął do środka, ale ich matka łapała jego spojrzenie przez okno i przybierała postawę obronną, sycząc i parskając. Ten intruz będzie dla naszego kociaka jedynym niespokrewnionym z nim kotem, z jakim się zetknął w dzieciństwie (aczkolwiek tylko przez szybę), i jego obraz skojarzy mu się z syczącą, najeżoną matką. Będzie więc mniej skłonny przyjaźnie traktować koty spotykane w późniejszym życiu. Porównaj tę sytuację z położeniem kociaka wychowującego się w domu, w którym żyją obok siebie dwie kotki mające w tym samym czasie potomstwo. Wchodzi on w interakcje nie tylko z własnym rodzeństwem, lecz także z całym drugim miotem i jego matką, z którymi nie jest spokrewniony. Jeśli wszystko układa się dobrze, ma wiele okazji do zabawy, wzajemnego wylizywania się i spania bok w bok z innymi kociętami. Już sam ten fakt zwiększa prawdopodobieństwo, że w dorosłym życiu będzie umiał tolerować inne koty. Im więcej takich pozytywnych doświadczeń z innymi kotami (spokrewnionymi lub nie, dorosłymi lub młodymi) w pierwszych tygodniach życia, tym łatwiej będzie mu przychodziło współżycie z nimi, gdy dorośnie. Pamiętaj jednak, że do tanga trzeba dwojga. Również nowy przyjmowany do domu kot powinien przyjąć pozytywną postawę wobec dotychczasowego. Niestety, ukształtowana w młodości korzystna podstawa relacji społecznych może być zniweczona za sprawą późniejszych negatywnych doświadczeń. Koty, podobnie jak inne zwierzęta i my sami, lepiej zapamiętują fakty negatywne niż pozytywne.

Mózg ssaków jest bardziej wyczulony na nieprzyjemne zdarzenia, co ułatwia mu rozpoznawanie potencjalnych zagrożeń. Jeśli więc kot dozna czegoś przykrego w kontakcie z innym kotem, to mało prawdopodobne, by o tym zapomniał, i będzie to miało wpływ na jego przyszłe interakcje – nie tylko z tym konkretnym kotem, lecz także wszystkimi innymi, które spotka. Jeśli twój wychowanek w przeszłości wdawał się w bójki z innymi kotami, to ważne jest, żeby ustalić, czy zwykle wychodził z nich zwycięsko, czy jako pokonany. Zwycięzca uczy się, że agresja jest skutecznym sposobem trzymania innych na dystans, więc prawdopodobnie posłuży się tą taktyką, jeśli będzie zmuszony żyć pod jednym dachem z drugim kotem. Pokonany zaś będzie w towarzystwie innych kotów zachowywał się nerwowo i niepewnie. Będzie potrzebował dużego wsparcia, żeby zaakceptować drugiego kota w domu, jeśli w ogóle się na to zdobędzie. W jego przypadku proces wprowadzania nowego lokatora powinien przebiegać jak najwolniej. Tak więc koty niemające żadnych negatywnych doświadczeń z innymi kotami (obecnie lub w przeszłości, żyjącymi w tym samym domu lub w sąsiedztwie) mają lepszą pozycję wyjściową do ułożenia sobie szczęśliwego życia z nowym towarzyszem niż te, które mają przykre wspomnienia. Na koniec warto się zorientować, jak twój ulubieniec odnosi się obecnie do innych kotów – tych, z którymi mieszka, i tych, które spotyka przypadkowo (wychodząc na dwór, może się stykać z kotami sąsiadów). Jeśli zostawiałaś go w hotelu dla zwierząt, bywał u weterynarza lub był prezentowany na wystawie, to przypomnij sobie, jak reagował na widok i zapach spotykanych w tych miejscach kotów. Chociaż mogą wówczas wchodzić w grę także stresujące czynniki niezwiązane z kocią rywalizacją – takie jak pobyt w nieznanym otoczeniu – to wyraźnie negatywna reakcja na inne koty, w postaci syczenia czy prychania, jest jasnym sygnałem, że nowy kot w domu nie spotka się z przyjaznym przyjęciem. Jeśli jednak twój pupil po prostu ignoruje innych, nie trzeba tego traktować jako negatywnej okoliczności – świadczy to o tym, że twój zwierzak nie czuje się przez nich szczególnie zagrożony, a to dobry punkt wyjścia do zapoznania go z nowym domownikiem. Po takiej sumiennej ocenie zachowań twojego obecnego kota – jego wcześniejszych kontaktów z innymi kotami i jego obecnej postawy wobec nich –  powinnaś wyrobić sobie pogląd na to, czy zaakceptuje przybysza. Niestety, osoby, które wzięły kota ze schroniska lub przygarnęły wałęsającego się po ulicy, z reguły nie dysponują taką informacją i nie mają jak do niej dotrzeć. W takich wypadkach podjęcie decyzji jest o wiele trudniejsze, gdyż brakuje danych, na których można się oprzeć. Im mniej wiesz o swoim kocie, tym większe ryzyko, że wprowadzenie drugiego kota zakończy się niepowodzeniem. Jeśli oceniłaś, że twój kot będzie w stanie żyć zgodnie w jednym domu z drugim, jesteś już w połowie drogi do decyzji. W następnym kroku musisz ocenić, czy twoje

warunki domowe umożliwiają trzymanie dwóch zwierząt. Czy potrafisz zapewnić każdemu z nich potrzebne mu zasoby i poświęcić mu odpowiednią ilość czasu? Kot to typ, który do przesady chce mieć nad wszystkim kontrolę. Lubi mieć przez dwadzieścia cztery godziny na dobę dostęp do wszelkich zasobów potrzebnych mu do życia – naczyń z pokarmem i wodą, karmników-łamigłówek, zabawek, posłań, kryjówek takich jak pudła i tunele, punktów obserwacyjnych na półkach i innych wysoko położonych miejscach, kuwet, drapaków (niektóre koty wolą ostrzyć pazury w pozycji horyzontalnej, a nie tradycyjnej pionowej – drapak dla nich musi leżeć na podłodze). Nie ma ochoty czekać w kolejce do nich. Co więcej, na dzielenie się z innym kotem kuwetą czy spanie na tym samym posłaniu (nawet nie jednocześnie) godzi się tylko wtedy, gdy uważa go za członka tej samej grupy społecznej. Dzisiejsze koty nowego przybysza do swojej grupy nie zaliczają, przynajmniej z początku, więc trzeba przewidzieć dla każdego z nich osobny zestaw dóbr, którymi nie będzie zmuszony się dzielić. Jeśli na którekolwiek z poniższych pytań odpowiesz przecząco, prawdopodobieństwo, że twój dotychczasowy kot zaakceptuje nowego przybysza, znacząco maleje. Im więcej takich odpowiedzi, tym mniej będzie miał okazji do przekonania się, że „nowy” nie jest dla niego zagrożeniem. Czy mogę zapewnić tyle kompletów potrzebnych kotom zasobów, ile kotów będzie w domu? Czy mogę rozmieścić te zasoby w domu tak, żeby były od siebie dobrze odizolowane? Czy mogę rozmieścić zasoby w taki sposób, żeby jeden kot nie mógł blokować drugiemu dostępu ani drogi odejścia? Na przykład nie ustawiać ich po prostu po kątach, lecz w dobrze ukrytych miejscach, na przykład kartonowych pudłach z otworem wejściowym i wyjściowym? Czy będę w stanie poświęcać każdemu kotu uwagę w cenionej przezeń formie (jak zabawa, głaskanie, drapanie) pod nieobecność innych kotów? Czy w początkowym okresie będę mogła przydzielić nowemu kotu jakieś pomieszczenie do wyłącznego użytku? Czy mogę oddzielić to pomieszczenie specjalną przegrodą (na przykład kratą), tak żeby koty były od siebie fizycznie oddzielone, ale mogły się widzieć i czuć swój zapach? Jeśli doszłaś do wniosku, że twój kot dobrze zniesie pojawienie się następnego i że potrafisz obydwóm zapewnić potrzebne im zasoby, następnym krokiem będzie proces

zapoznawania kotów ze sobą. Ten pierwszy kontakt często decyduje o ich przyszłych relacjach. Dlatego nigdy nie należy się z nim śpieszyć. Najpierw trzeba stworzyć w domu bezpieczny obszar, przeznaczony początkowo wyłącznie dla nowego kota. Powinien to być na przykład pokój, do którego dotychczasowy kot nie zwykł zaglądać, rzadko używana sypialnia lub pracownia. Należy w nim umieścić wszystkie przedmioty, których nowy kot będzie potrzebował (kuwetę, miski na żywność i wodę, drapak, posłanie i zabawki), rozmieszczając je nie za blisko siebie, po czym zamknąć drzwi. Jeśli przybysz nie posiada własnych sprzętów, kup nowe. Nie używaj rzeczy „pożyczonych” od starego kota, gdyż noszą na sobie jego zapach, który może odstraszyć nowego rezydenta, a ponadto możesz zdenerwować dotychczasowego ich właściciela, pozbawiając go części jego „dobytku”.

ZAPOZNAWANIE KOTA Z NOWYM DOMEM Koty przywiązują się do miejsca, w którym żyją, co najmniej równie silnie, jak do ludzi, z którymi żyją, więc nienawidzą przeprowadzek. Wywiezione ze znajomego otoczenia, podejmują wysiłki, by wrócić do tego, co uważają za swój dom. Choćby były najbardziej oddane swoim właścicielom, o wiele bardziej tęsknią za starymi śmieciami, w każdym razie w pierwszym okresie na nowym miejscu –  radzimy zatem nie wypuszczać kota na zewnątrz przez dwa lub trzy tygodnie po przeprowadzce. W miarę jak zwierzę będzie się czuło coraz pewniej w nowym otoczeniu, tęsknota za dawnym domem stopniowo osłabnie. Wydzielenie osobnego, bezpiecznego pomieszczenia, co zalecaliśmy przy wprowadzaniu do domu nowego kota, będzie stosowne również przy zmianie mieszkania. Jeśli początkowo ograniczymy kotu swobodę ruchu do jednego pokoju, w którym umieścimy wszystkie jego sprzęty i zabawki, to będzie czuł wokół siebie własny zapach, a zatem poczuje się w nowym środowisku pewniej i bezpieczniej, niż gdybyśmy od razu zapoznali go z całym domem. Przed dopuszczeniem kota do innych pomieszczeń nasyć je jego zapachem, stosując metody używane kiedy indziej do oswajania ze sobą dwóch kotów. Zbierz na tkaninę jego woń i pocieraj meble oraz narożniki ścian na wysokości jego głowy. Kiedy będziesz stopniowo zapoznawała zwierzaka z poszczególnymi pokojami jego nowego domu, znajdzie w nich własny zapach i zmiana nie będzie go tak bardzo przerażała.

Jeśli możesz, zamknij wydzielony pokój przynajmniej na kilka dni przed przybyciem nowego kota, żeby dotychczasowy kot przyzwyczaił się, że do tego pomieszczenia nie ma już dostępu. Gdyby obwąchiwał lub drapał zamknięte drzwi, po prostu go zignoruj, a jeśli nie przestanie, odciągnij go za pomocą zabawki na różdżce. U starego lokatora ta wydzielona część domu nie może wywoływać negatywnych skojarzeń!4 Gdy po raz pierwszy wprowadzasz nowego kota do domu, musisz postępować szczególnie troskliwie. Najpierw zabierz go do jego nowego pokoju, pilnując, żeby nie zobaczył go stary kot. Postaw koszyk transportowy w kącie albo powyżej podłogi, na przykład na łóżku, i otwórz drzwiczki. Nie próbuj wyciągać kota ze środka. Lepiej, żeby wyszedł sam i przekonał się, że niczym to nie grozi. Będzie wtedy czuł, że

panuje nad sytuacją i nikt go do niczego nie zmusza. Zwiększy to jego poczucie bezpieczeństwa i przyśpieszy naukę. Możesz natomiast przemawiać do kota z pewnego dystansu cichym, miękkim głosem. Jeśli wystawi głowę z koszyka, pochwal go i daj mu jakiś smakołyk (aczkolwiek może nie chcieć jeść, dopóki się trochę nie zadomowi). Jeśli kot nie przejawia chęci do wyjścia z koszyka transportowego, nie przejmuj się. Może potrzebować odrobiny spokoju, żeby oswoić się z sytuacją i przekonać się, że w nowym pomieszczeniu nic mu nie zagraża. Podczas gdy psu w chwili rozterki bywa potrzebne wsparcie człowieka, kota może ono rozpraszać lub nawet dodatkowo stresować. A więc jeśli kot nie wyłazi z koszyka, wyjdź cicho z pomieszczenia, pozwól mu, żeby ruszył się wtedy, kiedy sam zechce, i samodzielnie zbadał nowe otoczenie. Być może zdecyduje się na to dopiero wówczas, gdy wszyscy w domu pójdą spać, więc dopilnuj, żeby miał pod dostatkiem wody i pokarmu. Dotychczasowego kota traktuj w normalny sposób. Jakakolwiek zmiana w twoim zachowaniu może dać mu do zrozumienia, że coś jest nie w porządku, i wytrącić go z równowagi. Proces oswajania dwóch kotów ze sobą powinien postępować stopniowo i odwoływać się do każdego ze zmysłów osobno. Musimy więc wziąć pod uwagę słuch, węch, wzrok i dotyk – w takiej właśnie kolejności. Dzięki takiej procedurze, znanej jako desensytyzacja (część umiejętności nr 2), nie pozwalamy, żeby nowe doświadczenia były dla zwierząt zbyt przytłaczające. Oba koty powinny uczyć się siebie nawzajem powoli, osobno przegryzając się przez poszczególne fragmenty informacji, i dopiero gdy się z nimi uporają, przechodząc do następnych. Przecież my też, kiedy spotykamy kogoś po raz pierwszy, lubimy mu się najpierw przyjrzeć, następnie przedstawiamy się werbalnie i dopiero wtedy wymieniamy uścisk dłoni. Możemy potrzebować kilku dalszych spotkań, zanim poczujemy się dostatecznie pewnie, by zdecydować się na bardziej zaawansowany kontakt dotykowy –  obejmowanie się, klepanie po plecach lub całowanie w policzek. Wyobraź sobie, że ktoś obcy, nie mówiąc ani słowa, podchodzi do ciebie i się przytula! Przyśpieszanie procesu zapoznawania się kotów może wywołać podobną konfuzję i napięcie. Dla nas wzrok jest jednym z najintensywniej wykorzystywanych zmysłów, a mowa –  głównym środkiem komunikowania się, natomiast u kotów podstawową metodą orientowania się w środowisku i przekazywania innym informacji jest węch i pozostawianie śladów zapachowych pochodzących z gruczołów ciała, na przykład przez ocieranie się policzkami5. Zapoznając ze sobą dwa koty, na początek powinniśmy pozwolić, by wywęszyły się nawzajem, zanim wejdą w kontakt wzrokowy. Nie zawsze będziemy mogli w pełni panować nad tym, co koty usłyszą, na przykład nad miauczeniem kolegi proszącego o nakarmienie lub jego krokami za zamkniętymi drzwiami. Możemy

natomiast we względnie kontrolowany sposób oswoić je z ich zapachami. Przystąp jednak do tego dopiero wtedy, gdy oba koty poczują się swobodnie – przebywają zrelaksowane w przydzielonych im częściach domu. Aby zapoznać kota z zapachem innego kota, musimy najpierw zgromadzić ten zapach na jakimś przedmiocie, który damy mu następnie do wąchania. Może to być cienka bawełniana rękawiczka, którą mieliśmy na dłoni, gdy głaskaliśmy tego drugiego kota, odrobina jego sierści pozostawiona na szczotce albo po prostu kawałek tkaniny, na którym kot leżał. Którejkolwiek metody użyjemy, nie może być dla zwierzęcia przykra (więc będzie różna w zależności od osobnika). Najlepiej, by zapach pochodził z obszaru wokół gruczołów zapachowych na pysku kota: pod brodą, przed uszami lub za wibrysami. Im więcej razy będziesz dotykać kota w tych miejscach (rękawiczką, szczotką, tkaniną), tym większa będzie koncentracja zapachu (szczegóły opisano przy omawianiu umiejętności nr 7). Na początek jednak zapach nie powinien być zbyt intensywny. Wystarczy dotknąć lub poczesać kota parę razy albo pozostawić tkaninę w jego legowisku na jedną noc. Silniejszej próbki można użyć, kiedy kot już oswoi się z tą słabszą. Kiedy już dysponujesz próbkami od obu kotów, umieść je odpowiednio w otoczeniu każdego z nich – w miejscu, w którym powinny się na nie natknąć. Obserwuj reakcje kotów na obcy zapach. Pozwoli ci to określić, czy łatwo zaakceptują się nawzajem. Jeśli któryś z nich syczy na pachnący przedmiot, oznacza to, że zapach drugiego kota postrzega jako zagrożenie, więc proces zapoznawania się z nim powinien być prowadzony jeszcze wolniej i ostrożniej niż zwykle. Jeśli zaś kot w ogóle odmawia zbliżenia się do tego przedmiotu, znaczy to, że nie chce zaakceptować zapachu, zapewne interpretując go jako niedopuszczalną agresję na jego terytorium. W obu przypadkach usuń próbkę zapachu i odczekaj parę dni. Po kilku powtórzeniach koty powinny nauczyć się, że obcy zapach nie wiąże się dla nich z żadnymi przykrymi konsekwencjami, i pogodzić się z obecnością pachnącej rękawiczki, szczotki czy szmatki. Jeśli kot obwącha ten przedmiot, nie okazując niepokoju, to znakomicie – nauczył się, że woń innego kota w jego środowisku niczym poważnym nie grozi. Jeszcze lepiej, gdy zacznie się bawić rękawiczką czy szmatką albo ułoży się na niej do snu.

Cosmos nie zdradza niepokoju, wąchając rękawiczkę, na której osadził się zapach Herbiego.

W uczelnianej kociarni stosowałam ten proces wielokrotnie, żeby zintegrować grupę liczącą do czterech kotów. To były zwierzęta, z których zrezygnowali właściciele, albo przekazane przez fundacje na rzecz zwierząt, które nie miały dla nich miejsca w swoich schroniskach. Pozostawały na uniwersytecie do czasu, aż udało się znaleźć dla nich nowe domy. Stwarzało to nam okazję do obserwowania ich zachowań i korygowania nieprawidłowości. Sukcesy były o wiele częstsze niż porażki (właściwie tylko jednego kota nie zdołałam zintegrować z innymi, więc został oddany w nowe ręce w pojedynkę), jednak niektóre koty w obecności przedmiotów nasyconych obcym zapachem przejawiały zachowania lękowe. Ta mniejszość wymagała dłuższego procesu oswajania. Pamiętam pewną kotkę imieniem Caragh. Gdy po raz pierwszy umieściłam w jej zagrodzie szmatkę z zapachem innego kota, włączyłam kamerę wideo, żeby obserwować jej reakcję z dystansu. Po powąchaniu szmatki Caragh zaczęła na nią głośno syczeć, chociaż w polu widzenia nie było żadnego kota. Po kilku powtórzeniach syczenie zanikło, więc zaczęłam stopniowo zapoznawać ją z kotem, od którego był pobrany zapach. Najpierw wpuszczałam go do sąsiedniej zagrody, a potem bezpośrednio do pomieszczenia Caragh. Chociaż nie była jawnie agresywna, było jasne, że nie jest tymi kontaktami uszczęśliwiona – unikała nowego lokatora za wszelką cenę i więcej niż zwykle czasu spędzała na swoim posłaniu. Zabrałam więc drugiego kota z powrotem do jego klatki. Początkowo przypuszczałam, że Caragh dobrze się czuje tylko w samotności i w ogóle nie znosi towarzystwa innych kotów. Okoliczności skłoniły mnie jednak do podjęcia kilka

tygodni później nowej próby. Umieściłam ją na posłaniu przesyconym zapachem obcego kota. Tym razem nie było żadnego syczenia. Po paru godzinach zastałam ją zwiniętą w kłębek i śpiącą na tym posłaniu. Poczułam więc, że można bez obaw zapoznać ją z poprzednim właścicielem legowiska. Spotkanie przebiegło gładko i oba koty bez problemów dzieliły pomieszczenie przez resztę pobytu. Bez znajomości wcześniejszej historii Caragh nie sposób wyjaśnić, dlaczego lękała się towarzystwa jednego kota, a z zadowoleniem obcowała z innym. Wniosek z tej historii: pierwsza reakcja na pachnący przedmiot dostarcza wskazówek co do możliwego przebiegu dalszych etapów zapoznawania kotów ze sobą, więc obserwuj uważnie. Następny krok polega na umieszczeniu w otoczeniu każdego z kotów przedmiotu z bardziej skoncentrowanym zapachem drugiego. Jeśli reakcja nie będzie pozytywna, to tak jak poprzednio zabierz pachnący przedmiot i spróbuj ponownie za parę dni. Jeśli natomiast koty zareagują pozytywnie, przenieś te przedmioty do ich legowisk, żeby mogły na nich spać. W ten sposób pojawią się miejsca, w których wymieszały się zapachy obu kotów – powstanie zapach „komunalny”, podobnie jak w kolonii kotów żyjących razem. Może się zdarzyć, że każdy z kotów zaakceptuje zapach kolegi w innym czasie. Nie ma powodu do niepokoju – po prostu posuwaj ćwiczenia do przodu w tempie odpowiednim dla bardziej powściągliwego kota. Na tym etapie można sobie na to pozwolić, bo zwierzęta nie zetknęły się jeszcze bezpośrednio. Kiedy każdy z kotów już dobrze się czuje z zapachem drugiego w swojej części domu, pora wprowadzić do poszczególnych miejsc w tych oddzielnych środowiskach zapach mieszany. W ten sposób stwarzamy iluzję, że zwierzęta są ze sobą w poufałych stosunkach, łączą swe wonie, a zatem wchodzą w skład tej samej grupy społecznej (chociaż w rzeczywistości jeszcze się ze sobą nie zetknęły). Możesz rozprzestrzenić ten „komunalny” zapach, pocierając nasycone nim przedmioty o meble i narożniki ścian na wysokości głowy kota. W przypadku niektórych kotów ta faza może potrwać parę dni, innym zajmie całe tygodnie. Następnie, kiedy oba koty zachowują się już swobodnie w obecności mieszanego zapachu, przychodzi wreszcie czas na to, by się zobaczyły. Aby zapobiec przedwczesnej fizycznej interakcji, musisz przygotować odpowiednią przegrodę w drzwiach pokoju nowego kota lub pomiędzy dwoma odrębnymi częściami domu. W tym drugim wypadku daj nowemu kotu czas na zapoznanie się z udostępnionym mu terenem, zanim stanie oko w oko z dotychczasowym rezydentem. Taką przegrodę można zrobić z siatki bądź przezroczystego tworzywa lub zestawić z dwóch barierek dla dzieci umieszczonych jedna nad drugą (początkowo też osłoniętych siatką, żeby koty nie mogły wtykać za nie łap). Część przegrody powinna być nieprzejrzysta, można na przykład przymocować do niej kawałek kartonu, dzięki czemu jeden kot będzie mógł szybko schować się przed wzrokiem drugiego, jeśli poczuje się zagrożony. W czasie przygotowywania przegrody dobrze jest zamknąć nowego kota

w jego transportowym koszyku, a starego w innym pokoju, tak by żaden z nich nie mógł się wydostać i by nie doszło do przedwczesnego spotkania. Bardzo przyda się pomoc drugiej osoby, aby każdemu z kotów towarzyszył człowiek. Jeśli zamocowanie takiej przegrody w twoim domu jest niewykonalne, możesz umieścić nowego kota w dużej klatce dla psów (ale takiej, z której żaden pies wcześniej nie korzystał!) – lecz w takim wypadku kot musi zdobyć wcześniej pozytywne doświadczenia z tą klatką. W tym celu ustawiamy ją otwartą w jego pokoju i umieszczamy wewnątrz wygodne posłanie oraz smaczne kąski jedzenia, aby kojarzyła się kotu z dobrymi emocjami. Kot powinien wchodzić do niej dobrowolnie, w żadnym razie nie wolno go do niej wsadzać ani zamykać za nim drzwiczek, gdy tylko wejdzie. Część klatki powinna zawsze być osłonięta kocem, by zwierzę czuło się bezpieczniej, a najlepiej, żeby w środku znajdowała się dodatkowa kryjówka w postaci kartonowego pudełka albo budowanego posłania. Jeśli kot będzie niechętnie przebywał w klatce, cały zabieg się nie powiedzie. Zanim jeszcze dojdzie do spotkania, będzie już w złym nastroju, co zniekształci jego postrzeganie innych zjawisk. Co gorsza, obecność starego kota może mu się skojarzyć z nieprzyjemnym uczuciem pobytu w klatce. Przed pierwszym kontaktem między kotami musimy więc zadbać o to, żeby nowy kot czuł się w klatce w pełni swobodnie. Ze względu na te dodatkowe komplikacje przegroda w drzwiach jest zwykle wygodniejsza w użyciu niż klatka. Pierwsze spotkanie kotów rozdzielonych tylko przegrodą (lub ścianką klatki) powinno być starannie przygotowane. Najlepiej, by doszło do niego w sytuacji, kiedy uwaga obu zwierząt skupiona jest na czymś bardzo przyjemnym, na przykład na posiłku lub zabawie z człowiekiem. Nie chcemy, żeby koty zaczęły wpatrywać się w siebie, co każdy z nich będzie postrzegał jako agresywne zamiary. Najlepiej więc, żeby rzucały na siebie tylko przelotne spojrzenia. Karm więc koty lub baw się z nimi jak najdalej od przegrody. Rozsypana po podłodze sucha karma lub karmnikłamigłówka wydłużą czas spożywania posiłku, a zatem czas, w którym koty będą się wprawdzie widziały, ale będą zajęte czym innym. Warto pamiętać, że większość kotów woli się odżywiać w samotności, więc dystans pomiędzy nimi powinien być jak największy, ale wciąż musi być możliwy kontakt wzrokowy. Podczas posiłku koty z reguły robią sobie krótkie przerwy i w tych chwilach będą prawdopodobnie zerkać na siebie. W sytuacji idealnej każdy z nich będzie czuł się na tyle swobodnie, że po zauważeniu drugiego kota powróci do jedzenia. W innym wypadku zamknij drzwi, żeby przestały się widzieć, i spróbuj tego samego ponownie innego dnia, używając bardziej atrakcyjnego pokarmu, który silniej przykuje uwagę zwierząt. Możesz też spróbować odmiennego sposobu odwracania uwagi, takiego jak zabawki zachęcające do zachowań łowieckich. Obecność żywności lub zabawek pomaga zmienić potencjalnie nieufny stosunek do innego kota w postawę bardziej pozytywną (patrz

kontrwarunkowanie przy opisie umiejętności nr 2). Jeśli w którymkolwiek momencie jeden z kotów zbliży się do przegrody lub klatki w spokojny i przyjazny sposób, nie przeszkadzaj mu w tym, a następnie wynagródź takie zachowanie smakołykiem lub pochwałą. Na żadnym etapie nie należy jednak wymuszać na kotach interakcji. Jeśli któryś z nich wyraźnie czuje się nieswojo w obecności drugiego, łagodnie odciągnij tego bardziej pewnego siebie za pomocą żywności lub zabawki na różdżce, żeby zwiększyć dystans między nimi. Jeśli natomiast oba czują się pewnie, to po prostu siedź cicho i pozwól, by obwąchały się przez przegrodę. Możesz także uwiązać dwie zabawki do linki przechodzącej pod przegrodą, tak żeby każdy kot mógł się zająć zabawką na swoim końcu. Nauczysz w ten sposób swojego dotychczasowego kota, że obecność w domu nowego rezydenta nie stwarza żadnego zagrożenia, a może się wiązać z przyjemnością. Ważne, żebyście ty i twój pomocnik zachowywali się spokojnie i unikali gwałtownych ruchów. Lepiej usiądźcie na podłodze, zamiast stać. Stworzy to atmosferę relaksu i nie będziecie tak bardzo górować nad kotami. Jest także inny sposób, by odwieść starego kota od zbyt intensywnego wpatrywania się w przybysza. Jeśli jest on szczególnie przywiązany do ludzi, warto nauczyć go, by na polecenie patrzył w twoją stronę. Wydanie nietypowego dźwięku, takiego jak zassanie powietrza przez zaciśnięte wargi, często wystarcza, by kot porzucił to, co akurat robi, i na chwilę spojrzał na ciebie. Nagradzaj to spojrzenie –  najskuteczniejszym sposobem jest jego oznakowanie (patrz umiejętność nr 4), a dopiero następnie wręczenie nagrody. Jeśli powtórzysz ten proces: dźwięk – spojrzenie kota – znakowanie – obdarowanie nagrodą kilka razy, to kot nauczy się zawsze patrzeć na ciebie, gdy usłyszy ten dźwięk. Gdyby mimo wszystko nie zwracał nań uwagi, wraz z dźwiękiem demonstruj mu smaczny kąsek, trzymając go blisko swojej twarzy (ale poza zasięgiem kota, żeby nie spróbował ci go wyrwać). Powinno to przyciągnąć jego wzrok (umiejętność nr 3). Kiedy spojrzy na ciebie, wręcz mu nagrodę. Po kilku powtórkach możesz zrezygnować z używania przynęty. Kot powinien spoglądać na ciebie po usłyszeniu dźwięku, nawet nie widząc nagrody. Dopiero wtedy go wynagradzaj. Kiedy zacznie to robić regularnie, nie nagradzaj już każdego spojrzenia. W ten sposób zachowanie to utrwali się na dłuższą metę (patrz umiejętność nr 8).

Cosmos i Herbie bawią się zabawkami przywiązanymi do dwóch końców sznurka, każdy po swojej stronie przegrody.

Ćwiczenie polecenia „patrz na mnie” daje ci narzędzie pozwalające odciągnąć wzrok twojego kota od nowego przybysza. Jeśli więc zwierzak zacznie się w niego wpatrywać w sposób mogący oznaczać groźbę, wykorzystaj to, skłaniając kota, by zwrócił się ku tobie, i natychmiast wręcz mu nagrodę. Nauczy się wtedy, że patrząc na innego kota, a następnie na ciebie, może na nią liczyć. Ale to nie wszystko. Również drugi kot nauczy się, że takie spojrzenie nie jest zapowiedzią ataku, więc nie ma powodu do ucieczki. Możesz zresztą jego również nauczyć tej samej sztuczki – co przy okazji wzmocni rodzącą się między wami więź.

Herbie reaguje na polecenie „patrz na mnie” w obecności Cosmosa.

Pozwalaj kotom popatrzeć na siebie kilka razy dziennie przez kilka dni. Na początku lepsze będą częste i krótkie kontakty niż jeden długi. Jeśli wszystko będzie szło dobrze, możesz zacząć pozostawiać drzwi otwarte (ale bez usuwania przegrody), ale wydłużaj ten czas bardzo stopniowo. Gdyby któryś z kotów sprawiał wrażenie wystraszonego, na przykład przywierał płasko do podłogi, pozwól mu schronić się w miejscu, w którym czuje się bezpiecznie, i spróbuj wrócić do ćwiczenia innego dnia. Jeśli zaś kot syczy, warczy, prycha lub demonstruje w inny sposób agresywną postawę, to natychmiast zamknij drzwi, przerywając kontakt wzrokowy między zwierzętami, bo inaczej takie zachowanie może mu wejść w nawyk. Nie próbuj w tym momencie dotykać kota, bo może przekierować swoją agresję na ciebie, po prostu

dlatego, że jesteś łatwiej dostępna. Kontynuuj zapoznawanie kotów innego dnia, kiedy będą spokojniejsze i w lepszym nastroju. Jeśli koty reagują pozytywnie, widząc się, słysząc i czując swoje zapachy, następny krok to dopuszczenie do kontaktu fizycznego. Punkt wyjścia będzie taki sam jak w przypadku kontaktu przez przegrodę: karmienie kotów lub zabawa z nimi w dużej odległości od dzielących je drzwi. Następnie ostrożnie usuwamy przegrodę. Bez wielkiego szumu – zrób to spokojnie i po cichu, jakby było to coś zupełnie normalnego, nawet jeśli wewnętrznie jesteś spięta. Zabawa z kotem z użyciem zabawki na różdżce albo drapanie go czy głaskanie, jeśli to lubi, będzie dla niego nagrodą za przebywanie w obecności drugiego kota i nauczy go, że kontakt wzrokowy z nim wiąże się z przyjemnością. Stopniowo zwiększaj czas pomiędzy kolejnymi nagrodami, nie zapominając jednak przy tym o obserwowaniu nastroju obu kotów. Rosnące pobudzenie to wyraźny sygnał, że na ten raz wystarczy; natychmiast zamknij drzwi. Następną sesję nieco skróć, żeby nie dopuścić do wzrostu pobudzenia. Jeśli podczas jednej z takich sesji wprowadzających koty zechcą zbliżyć się do siebie, pozwól im na to. Jeśli jednak wygląda na to, że któryś z nich źle znosi taką bliskość, to należy oba zwabić do ich części domu za pomocą pokarmu lub zabawek, a następnie oddzielić je zamkniętymi drzwiami. Możesz także użyć tak zwanej różdżki celu. Podsuń ją pod nos temu z kotów, który wygląda na bardziej spłoszonego, żeby jego umysł skoncentrował się na czymś innym niż konkurent, a następnie cofaj się. W ten sposób możesz go odciągnąć od drugiego kota bez potrzeby brania na ręce i w ogóle używania siły. Zadbaj o to, żeby drugi kot nie poszedł za wami (szczegóły na temat nęcenia kota i używania różdżki celu opisałam przy umiejętności nr 3). Jeśli kot zaangażuje się w zabawę z różdżką, będzie to sygnał, że przestał się przejmować obecnością drugiego.

Bawimy się z Cosmosem i Herbiem osobno, ale tuż obok siebie.

Niech takie sesje wprowadzające odbywają się codziennie, zawsze pod nadzorem człowieka. Stopniowo wydłużaj czas, w którym koty przebywają razem, aż wreszcie będziesz mogła całkowicie usunąć przegrodę. W tym momencie możesz już dawać obu kotom smakołyki, gdy są blisko siebie, lub bawić się z obydwoma jednocześnie. Zawsze jednak dbaj o to, żeby każdy z kotów dysponował własnym zestawem sprzętów umieszczonym w przeznaczonej dla niego przestrzeni – dzięki temu żaden z nich nie będzie postrzegał drugiego jako zagrożenia dla jego „posiadłości”. Nie martw się, jeśli koty będą stroniły od fizycznego kontaktu ze sobą. To musi być ich własna decyzja i nie wolno ich do tego zmuszać. Ważne jest to, żeby przebywając w swoim towarzystwie, były spokojne i zrelaksowane. Relacje dwóch kotów żyjących w jednym domu często bywają burzliwe, zwykle dlatego, że nie zapoznano ich ze sobą właściwie, albo dlatego, że jakiś istotny incydent zepsuł ich stosunki – na przykład jeden z nich spędził dłuższy czas poza domem, w lecznicy weterynaryjnej. Zwykle można to naprawić, adaptując proces używany przy wprowadzaniu do domu nowego kota. W tym wypadku jednak, zamiast zamykać kota w osobnym pokoju, jak to byśmy uczynili z nowym rezydentem, należy podzielić cały dom na dwie osobne części w przybliżeniu tej samej wielkości. Może

to być na przykład parter i piętro domu. Jeśli koty mogą wychodzić na dwór, w tym okresie ponownego oswajania nie wypuszczaj ich obu w tym samym czasie. I podobnie, jeśli wcześniej współużytkowały różne przedmioty, takie jak legowiska, naczynia z pokarmem czy drapaki, podziel te zasoby w miarę możliwości po równo. Być może będziesz musiała nabyć nowe sprzęty, żeby każdy kot miał swój własny zestaw. Kiedy koty znów zaczną funkcjonować w tej samej przestrzeni, trzeba będzie zapewnić im po kilka egzemplarzy każdego przedmiotu. Taka obfitość zapobiegnie postrzeganiu przez kota tego drugiego jako zagrożenia dla własnych zasobów. Rozdzielenie kotów wykluczy narastanie wrogości, zapewniając jednocześnie każdemu z nich własne zasoby i własną fizyczną przestrzeń, w której będzie mógł się poruszać bez poczucia zagrożenia. Przed rozpoczęciem procesu ponownego zapoznawania (reintrodukcji) dobrze jest utrzymać taką separację przez kilka dni (w skrajnych przypadkach nawet kilka tygodni), aby oba koty były w pełni zrelaksowane. Kiedy każdy z kotów poczuje się pewnie i bezpiecznie w swoim otoczeniu, rozpocznij reintrodukcję, posługując się instrukcją wprowadzania do domu nowego kota. Zbierz zapachy (umiejętność nr 7), jak to opisano wcześniej w tym rozdziale, ale zamiast wymieniać je pomiędzy kotami, najpierw przenieś je na sprzęty należące do danego kota. Jeśli jakiś przedmiot był wcześniej współużytkowany, będzie teraz pachniał głównie tym kotem, który ma do niego wyłączny dostęp. W przypadku przedmiotów nowych zredukuje to obecność obcych zapachów, dzięki czemu kot łatwiej je zaakceptuje i zwiększy się jego poczucie bezpieczeństwa. W toku procesu reintrodukcji staraj się w miarę możliwości utrzymać codzienną rutynę każdego z kotów. Jeśli na przykład jeden z nich zwykł spędzać wieczór na twoich kolanach przed telewizorem, niech pokój z odbiornikiem będzie częścią jego nowych „posiadłości”. Może się okazać, że i ty musisz dzielić swój czas pomiędzy dwie części domu i to twój porządek dnia ulegnie zakłóceniu. Prędzej czy później sprawy same wrócą do normy, więc nie rezygnuj: nagroda w postaci panującej w domu harmonii pomiędzy kotami jest warta tego poświęcenia! Harmonię tę uda się przywrócić, jeśli nauczymy koty, że nie muszą się z nikim dzielić swoimi zasobami i że obecność drugiego jest zjawiskiem korzystnym, a nie negatywnym. Drogą do tego celu jest stopniowe odczulanie każdego z kotów na zmysłowe przejawy istnienia drugiego i wprowadzanie na ich miejsce pozytywnych skojarzeń. W gruncie rzeczy tę samą technikę możemy zastosować w celu nauczenia kota, że także inne zwierzęta, nawet te, których z natury zwykł się wystrzegać, jak psy, mogą być dla niego przyjaciółmi, a nie wrogami. Jakiekolwiek są tego przyczyny, część kotów z dużym oporem przyzwyczaja się do życia w zgodzie z innymi kotami, a z niektórymi w ogóle nie daje się ich pogodzić, nawet po przeprowadzeniu całego procesu reintrodukcji. W takim przypadku może być konieczne znalezienie dla bardziej

nieustępliwego kota innego domu lub stały podział przestrzeni pomiędzy oba koty (jak na pierwszym etapie reintrodukcji). Rzadko się zdarza, żeby jakiś kot przez całe życie nie zetknął się z innym kotem –  a jeśli już w którymś momencie do takiego spotkania dochodzi, nie zawsze są one przyjacielskie. Jak jednak zobaczyliśmy w tym rozdziale, dobrym wstępem do zapoznania ze sobą dwóch kotów jest zapewnienie każdemu otoczenia, w którym jest zadomowiony i czuje się bezpiecznie. Stopniowe nawiązywanie kontaktu z drugim kotem – jeśli to możliwe, za pośrednictwem jednego zmysłu naraz – oraz kojarzenie obecności tego drugiego z przyjemnymi doznaniami pozwala kotom uczyć się siebie nawzajem w dogodnym dla nich tempie. Można mieć nadzieję, że nie tylko zaczną się wzajemnie tolerować, lecz także w końcu nawet się polubią. Jak zobaczymy w następnym rozdziale, tej samej techniki można użyć, gdy idzie o zwierzęta innych gatunków.

Kot a inne zwierzęta domowe Kiedy kot spotyka innego kota, jest skłonny odwoływać się do instynktów wywodzących się z czasów życia w dziczy. To samo dzieje się, kiedy spotyka inne zwierzę, o którym niewiele wie. Jeśli jest małe i wygląda na potencjalny posiłek, większość kotów przełączy się na tryb łowiecki, nawet jeśli nie z pełnym przekonaniem. I odwrotnie, nie można zapominać, że chociaż przed udomowieniem koty były drapieżnikami niebezpiecznymi dla myszy i małych ptaków, to same bywały ofiarami większych drapieżników, takich jak wilki, a w mniej odległych czasach wałęsające się psy. Dlatego większość kotów instynktownie odnosi się do psów nieufnie. W Stanach Zjednoczonych wśród gospodarstw domowych, w których trzyma się zwierzęta, co czwarte gości obok psa jednego lub dwa koty. Chociaż zwierzęta te dzielą wspólną przestrzeń, nie znaczy to, że jest to przyjazna współegzystencja. Usługi szkółek dla psów i trenerów oferujących szkolenia indywidualne są łatwo dostępne, więc właściciele mogą liczyć na pomoc, kiedy chcą oduczyć swojego psa ścigania i prześladowania domowych kotów (co nie znaczy, że wszyscy z tej pomocy korzystają). Mało który natomiast zastanawia się nad możliwością przeszkolenia kota, by nie bał się psów. A to jak najbardziej jest możliwe!1 W naszych czasach większość domowych kotów ma do czynienia tylko z jednym gatunkiem zwierzęcia, które mogłoby im zrobić krzywdę, czyli z psami. W przeszłość odeszły czasy, kiedy kotom, a zwłaszcza kociętom, stale zagrażały lisy, dzikie psy, większe koty drapieżne i inne duże zwierzęta mięsożerne. Mimo to jest zapewne doza prawdy w starym powiedzeniu „kochają się jak pies z kotem”, oznaczającym zaciekłą wrogość. Chociaż większość psów góruje nad kotami rozmiarem, te ostatnie są przynajmniej lepiej uzbrojone, bo oprócz ostrych zębów posiadają równie ostre pazury. Psy powinny więc unikać kotów i vice versa, lecz w rzeczywistości kot zwykle rzuca się do ucieczki, a walczy tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. Antypatię między tymi dwoma gatunkami, choć prawdopodobnie ma ona źródło w zachowaniach obronnych, które wykształciły się jeszcze przed udomowieniem, utrwalało bliskie współżycie jednych i drugich z ludźmi. W czasach, kiedy kotom

pozwalano się rozmnażać w niekontrolowany sposób i niewiele przejmowano się losem kociąt, pozostające bez nadzoru psy były prawdopodobnie jednym z głównych ich wrogów, odpowiedzialnym za śmierć wielu młodych. Musiało to wzmocnić skłonność kotów do przyjmowania wobec psów postawy obronnej i nawet atakowania, gdy w pobliżu były bezbronne małe kocięta. Szczęśliwie inny skutek udomowienia stwarza nam możliwość utemperowania, a nawet odwrócenia tych instynktownych reakcji. Kocięta, zwłaszcza od drugiego miesiąca życia, łatwo się socjalizują – zarówno w kontaktach z ludźmi, jak i z innymi kotami, więc mogą też oswoić się z psami, przynajmniej tymi, które odnoszą się do nich przyjaźnie. Można się zastanawiać, czy kocięta widzą w psie czworonożnego człowieka, dużego, niezgrabnego kota, czy też istotę odrębnej kategorii. Może po prostu uznają go za coś podobnego do kotów, z którymi żyją w zgodzie. Mike Tomkies w książce My Wilderness Wildcats (Moje żbiki z dziczy) pisze o tolerancji, jaką przejawiały dzikie kocięta szkockiego żbika dla jego owczarka niemieckiego Moobliego. Zdarzało się nawet, że ocierały się o niego nosami. Udomowione koty mieszkające razem z psami często demonstrują takie przyjazne uczucia – zadzierają ogon, ocierają się pyszczkiem i śpią z nimi we wspólnym legowisku. Są to zachowania normalnie zarezerwowane dla innych kotów z tej samej grupy rodzinnej. Niezależnie jednak od tego, co koty widzą w psach, bezpośrednie kontakty z nimi przeżywane we wczesnej młodości wydają się mieć decydujący wpływ na ich późniejszy stosunek do innych (podobnych) psów2. Ponieważ z tych dwojga kociak jest o wiele słabszy i bardziej bezbronny, poziom wzajemnego zaufania, jakie się wytworzy, zależy w głównej mierze od zachowania psa. Naturalną reakcją większości kociąt na jakiekolwiek niespodziewane zjawisko jest ucieczka lub postawa obronna, więc zapoznając zwierzęta ze sobą, trzeba postępować bardzo ostrożnie, zwłaszcza jeśli psu zdarzało się wcześniej – i to zapewne z przyjemnością – gonić dorosłe koty. Jeszcze więcej uwagi i planowania potrzeba, jeśli matka kociąt nie jest przyjaźnie usposobiona do tego konkretnego psa lub do psów w ogóle. Niemniej przyszły standard życia kociąt ulegnie poprawie, jeśli nauczą się obcowania z psami nie ograniczającego się do ucieczki lub agresji. Niezależnie od tego, czy już posiadasz kota i myślisz o wzięciu psa, czy też odwrotnie, skrupulatne przygotowania znacznie zwiększą szanse na to, by stosunki pomiędzy zwierzętami rozwinęły się pomyślnie. Charty i inne psy gończe, które miały okazję ścigać mniejsze zwierzęta (a nawet były specjalnie w tym kierunku szkolone), nie będą raczej odpowiednim towarzystwem dla kotów, gdyż instynkt pogoni jest u nich zbyt silnie rozwinięty. Mogą się do tego nie nadawać również psy pasterskie i tropiące. Choć może nie będą kota goniły i próbowały go złapać, dla większości kotów stała obserwacja i śledzenie przez psa będą stresujące. W innych wypadkach uwagę należy zwrócić nie tyle na cechy rasy, ile na

osobowość konkretnego psa i jego zwykłą postawę. Często zachowania psów są bardziej zróżnicowane w ramach jednej rasy niż pomiędzy rasami. Szanse na to, że kot i pies będą żyły zgodnie w jednym domu, będą największe, jeśli wybierzemy psa, który nie przepada za ściganiem, tropieniem i zaganianiem oraz nie zachowuje się agresywnie wobec mniejszych zwierząt. Dobrze jest też, żeby pies nie był nadmiernie hałaśliwy i żywiołowy (a przynajmniej nauczył się kontrolować te zachowania, zanim wprowadzimy do domu kota). Z drugiej strony nie byłoby w porządku zmuszanie do współżycia z kotem psa, który kotów się boi. Podobne rozważania pozostają w mocy, gdy weźmiemy pod uwagę osobowość kota. Jeśli ogólnie jest on lękliwy, to nie będzie czuł się dobrze w towarzystwie psa. Z kolei kot pewny siebie, który potrafił już zachowywać się agresywnie wobec psów, może zamienić psie życie w udrękę. W idealnej sytuacji kot, który ma mieszkać razem z psem, powinien być ufny i wyluzowany, mało płochliwy, a więc nieprowokujący do pogoni. Pies o osobowości najbardziej sprzyjającej życiu z kotem będzie spokojny, cichy i również wyluzowany. Obok osobowości obydwu zwierząt jest jeszcze kilka innych czynników wpływających na to, czy będą żyły w zgodzie. Pozytywne doświadczenia ze zwierzętami odmiennego gatunku przeżywane we wczesnej młodości sprzyjają rozwojowi tolerancji. Jeśli natomiast szczeniak czy kociak przeżył z ich strony napaść, czy to we wczesnej fazie socjalizacji, czy później, prawdopodobnie uogólni sobie lęk przed określonym osobnikiem na cały gatunek, zwłaszcza jeśli tego doświadczenia nie zrównoważy późniejszy przyjazny kontakt z innymi jego przedstawicielami. Ważne jest więc, by zgromadzić jak najwięcej informacji o wcześniejszych przejściach zwierzęcia, które chcesz przyjąć do domu, a także wziąć pod uwagę doświadczenia twojego dotychczasowego pupila. Osobowość zwierzęcia i jego wcześniejsze doświadczenia to ważne sprawy, ale nie są to jedyne czynniki, jakie należy wziąć pod uwagę. Płeć psa i kota, które mamy ze sobą zapoznać, nie powinna zaważyć na ich przyszłych stosunkach. Natomiast może mieć znaczenie wiek obojga – powodzenie jest bardziej prawdopodobne, jeśli kot nie ma więcej niż sześć miesięcy, a pies nie więcej niż rok. Ogólnie, im młodsze są zwierzęta, tym większe szanse, że się ze sobą dogadają. Jeśli masz obecnie kociaka lub młodego kota i przewidujesz, że za jego życia przygarniesz również psa, to warto zachęcić bywających u ciebie gości, żeby przyprowadzali ze sobą łagodne, dobrze ułożone psy. W ten sposób twój kot nauczy się na wczesnym etapie życia, że psy nie są groźne, i będzie przygotowany na tę chwilę, gdy postanowisz wziąć psa na stałe3. Wprowadzenie psa do domu, w którym już rezyduje kot, udaje się częściej niż operacja odwrotna – pewnie dlatego, że kot już „włada” określonym terytorium, w związku z czym czuje się pewnie i łatwiej pogodzi się z obecnością intruza. Natomiast kot przybywający do nowego domu musi sobie dopiero wykroić swój

teren, nauczyć się, gdzie znajdują się jego zasoby i najbezpieczniejsze miejsca. Jeśli do tego dochodzi jeszcze obecność psa, kot będzie potrzebował dużo więcej czasu na upewnienie się, że nowy dom jest jego miejscem i może w nim czuć się bezpiecznie. Będzie się to wiązało z niepotrzebnym stresem nie tylko dla kota, lecz także dla psa, nie mówiąc o właścicielu. Zanim wprowadzimy nowego psa lub kota, warto dokonać w domu pewnych adaptacji, które zwiększą bezpieczeństwo kota (realne i postrzegane przez niego) i nauczą go, jak może zadbać o siebie. Przede wszystkim wydziel dla każdego ze zwierząt odrębną przestrzeń mieszkalną; niech będą oddzielone od siebie fizycznie, na przykład drzwiami. Jeśli kot ma lub będzie miał możliwość swobodnego wychodzenia z domu przez kocią klapkę, dobrze jest przeznaczyć do jego wyłącznego użytku pomieszczenie, w którym się ona znajduje, żeby uniknąć ewentualnych starć. Jeśli zaś takiej klapki nie ma, ale myślisz o jej zainstalowaniu, dobrym pomysłem będzie umieszczenie jej w oknie, a nie na wysokości podłogi, żeby wchodząc i wychodząc przez nią, kot miał większe poczucie bezpieczeństwa. Gdyby w twoim domu nie było możliwości zainstalowania klapki, a chciałabyś, żeby kot wychodził na zewnątrz, zastanów się nad urządzeniem po obu stronach drzwi wejściowych swojego rodzaju podwyższonych punktów obserwacyjnych. Kiedy kot jest na zewnątrz i otwierasz drzwi, by go wpuścić, może dzięki temu zlustrować wnętrze domu i upewnić się, że jest tam bezpiecznie, zanim zejdzie do poziomu psa. To samo, kiedy jest wewnątrz i chce wyjść na dwór. Siedząc na niedostępnym dla psa punkcie obserwacyjnym (półce, stoliku czy czymś podobnym), może bez obaw upominać się o wypuszczenie. Kot, który przestał czuć się bezpiecznie, stosując swoją zwykłą metodę siadania przy drzwiach i miauczenia, nie zniechęci się do wychodzenia na dwór, lecz będzie przeżywał dyskomfort, ryzykując napaść czy jakikolwiek inny przejaw zainteresowania ze strony psa. Upewnij się ponadto, że kot ma wyłączny dostęp do miejsc, gdzie znajdują się jego najważniejsze zasoby: kuweta, legowisko, karma, woda, zabawki i drapak. Jeśli nowym lokatorem jest kot, stwórz przestrzeń przeznaczoną wyłącznie dla niego, tak jak byś zrobiła, sprowadzając go do domu, w którym już mieszkają inne koty. Jeśli zaś rozkład domu na to nie pozwala, urządź dla niego przynajmniej miejsce, do którego pies nie będzie się mógł dostać – na przykład przestawiając tak meble, by zagrodzić mu wstęp do części pokoju. Możesz zostawić przejście między meblami dokładnie takiej szerokości, żeby kot mógł się przez nie przecisnąć, ale pies już nie, albo drogę wiodąca górą, po półkach. W miarę możliwości pies nie powinien też móc obserwować kota przebywającego w tym miejscu. Powinny tam się znajdować różne kryjówki, pozwalające kotu się skryć – tanim sposobem będzie wykorzystanie kilku kartonowych pudeł. Inne możliwości to podział pokoju na dwie części przegrodami lub nawet użycie bardzo dużej klatki, jednej z tych

reklamowanych jako kojec dla szczeniąt – brzmi to przewrotnie, ponieważ wymyślono je po to, żeby trzymać psy w środku, a nie na zewnątrz! W tym ostatnim wypadku osłoń ściany klatki tkaniną lub kartonem, żeby pies i kot nie widziały się wzajemnie. Z czasem, kiedy kot oswoi się z nowym otoczeniem i trybem życia, możesz otwierać mu dostęp do innych części domu. Jeśli nowym przybyszem jest pies, może być niezbędne przeniesienie niektórych zasobów należących do kota w inne miejsce, by stworzyć dla obu zwierząt osobne terytoria. Koty zwykle niechętnie przyjmują zmiany w swoim środowisku, nawet takie, które na dłuższą metę mają zwiększyć ich życiowy komfort. Przeprowadzaj więc zmiany stopniowo i wprowadź do domu psa dopiero wtedy, gdy już je ukończysz. Dobrze jest także przygotować się zawczasu na moment, kiedy oba zwierzaki będą mogły poruszać się po całym domu. Jeśli stworzysz miejsca, do których pies nie będzie mógł się dostać, kot zorientuje się, że w razie potrzeby może się tam schronić, co zwiększy jego poczucie bezpieczeństwa, a więc i ogólne dobre samopoczucie. Najlepiej urządzić kilka przytulnych zakątków i punktów obserwacyjnych zlokalizowanych tak, żeby pies nie mógł do nich sięgnąć. Mogą to być specjalne kocie grzędy, kartonowe pudła z otworem wejściowym rozmiarów kota, wysoko umieszczone półki, legowiska na wysokich meblach. Nawet wysunięcie krzesła spod stołu, żeby kot mógł po nim wskoczyć wyżej, zwiększy jego poczucie bezpieczeństwa. Ważne jest, żeby twój kot nigdy nie miał poczucia, że zanim dostanie się w bezpieczne miejsce, musi przebiec swoistą „ścieżkę zdrowia”. Jeśli w drodze z jednej kryjówki do drugiej czuje się bezbronny, to najpewniej zareaguje na obecność psa na jeden z dwóch sposobów: albo zastygnie bez ruchu, albo będzie szybko przebiegał pomiędzy bezpiecznymi miejscami, prowokując tym samym psa do pościgu. Stworzenie w całym domu „punktów etapowych” pozwoli mu bez obaw poruszać się po całym terenie. Miejsca te powinny być rozmieszczone tak, żeby kot nie miał daleko z jednego do drugiego. Można nawet skonstruować mu całe wysoko położone „ścieżki”, żeby mógł wędrować po domu, będąc cały czas poza zasięgiem psa. Prosty sposób to na przykład pozostawienie między kanapą a ścianą wąskiej szczeliny, którą kot będzie mógł się przedostać, by następnie wskoczyć na stojący obok stolik, na którym pies nie może go dosięgnąć. Niektóre koty mieszkające razem z psami będą zawsze potrzebowały wydzielonego obszaru, w którym ich zasobom nie będzie nic zagrażało. Takie zagrożenie może polegać na podkradaniu przez psa pożywienia, niepokojeniu kota podczas załatwiania potrzeby w kuwecie, a także (zwłaszcza w przypadku małych psów) zajmowaniu jego posłania. Zasoby te najłatwiej zabezpieczyć, umieszczając je na wysokości niedostępnej dla psa, ale nie zawsze będzie to stosowne. Na przykład starszemu kotu wskakiwanie na meble może sprawiać kłopot, a poza tym

w niektórych mieszkaniach trudno o odpowiednie, wysoko położone miejsca. Można zaradzić tym trudnościom, wykluczając obecność psa w jednym z pokojów. Idealnym sposobem stworzenia strefy wolnej od psa jest zainstalowanie kociej klapki w zamkniętych drzwiach tego pokoju. Zapewni to kotu pełną prywatność, gdy zechce się posilić lub skorzystać z kuwety. Pamiętaj jednak, by miska i kuweta były umieszczone jak najdalej od drzwi. Jeśli pies jest tej samej wielkości lub mniejszy niż kot, niezbędne będzie otwieranie klapki za pomocą mikrochipa umocowanego przy obroży kota. Przy kontrolowanym zapoznawaniu kota z psem obok stałych podziałów przestrzeni domu mogą być przydatne częściowe przegrody. Idealna jest barierka dla małych dzieci – o ile jest na tyle wysoka, by pies nie mógł jej przeskoczyć. Niektóre z nich mają wbudowaną od razu kocią klapkę, co pozwala kotu przekroczyć barierkę, a pies nie może za nim podążać. Upewnij się jednak, czy klapka nie jest takiego rozmiaru, że pies będzie mógł wetknąć przez nią głowę. Jeśli nie masz w domu odpowiednich drzwi, w których mogłabyś umieścić barierkę, możesz pomyśleć o przegrodzeniu pokoju – na przykład w postaci „ściany” z mebli z przerwą, przez którą zwierzęta będą mogły zobaczyć się nawzajem. Przerwa ta musi być zamknięta czymś, co nie zasłania widoku, uniemożliwia natomiast kontakt fizyczny – dobrze sprawdzi się tu jedna ze ścianek klatki dla szczeniąt lub dziecięcego kojca. Niezależnie od tego, czy pies jest dotychczasowym rezydentem, czy też ma być dopiero wprowadzony do domu, bardzo ważne jest, żeby był już wyuczony kilku podstawowych spraw. Musi prawidłowo wykonywać takie polecenia jak: „siad”, „leżeć”, „zostaw”, „do mnie” i „cicho”. Ponadto jest wysoce pożądane, żeby był przyzwyczajony do przebywania w klatce i czuł się w niej bezpiecznie. Wówczas przy braku możliwości fizycznego podzielenia domu pomiędzy parę zwierząt (bo na przykład wnętrze jest jednoprzestrzenne) będzie można pozwolić kotu na swobodne poruszanie się, podczas gdy pies pozostanie w klatce. Zamiast albo oprócz klatki można użyć cienkiej linki, na której uwiążesz psa, kiedy będzie przebywał w tym samym pomieszczeniu co kot. Taka linka jest lżejsza od zwykłej smyczy i nie ogranicza zwierzęciu ruchów, a jednocześnie pozwala je w razie potrzeby powstrzymać. Zapewni to bezpieczeństwo przy pierwszych kontaktach zwierząt mimo braku fizycznej bariery. Musisz się jednak upewnić, że potrafisz utrzymać psa w ryzach w obecności kota, że będzie skoncentrowany na twojej osobie i jeśli sięgnie po „własność” kota, to na twoje polecenie zostawi je w spokoju4. Zanim zapoznasz kota z jakąś nowością, czy będzie to inne zwierzę, czy nieznane mu miejsce, zawsze musisz się najpierw zastanowić, czy nowe doświadczenie nie będzie dla niego niepokojące. Jeśli tak, to należy rozpatrzyć poszczególne zmysłowe sposoby oddziaływania danego bodźca i ocenić, czy nie dałoby się ich przy pierwszym kontakcie w jakiś sposób osłabić lub wyodrębnić i skojarzyć

z przyjemnymi konsekwencjami – to podstawa umiejętności nr 2, desensytyzacji i kontrwarunkowania. Co więcej, osłabiony bodziec należy wprowadzać w taki sposób, żeby kot miał cały czas poczucie panowania nad sytuacją – czyli najpierw pozwolić mu obserwować bodziec, zbliżać się do niego i badać go, kiedy sam zechce i we własnym tempie (podstawa umiejętności nr 1). Kiedy już utrwali się codzienny rytm życia psa i kota w osobnych częściach domu, a zanim jeszcze pozwolimy im na siebie popatrzeć, należy zapoznać każdego z nich z zapachem drugiego. Robimy to, wymieniając przedmioty nasycone zapachami. Do ich gromadzenia, podobnie jak w przypadku zapoznawania ze sobą dwóch kotów, możemy użyć bawełnianych rękawiczek, szczotki lub czystych kawałków tkaniny umieszczanych w posłaniach zwierząt (szczegóły przy omówieniu umiejętności nr 7). Wybierz metodę, która najbardziej odpowiada każdemu z nich, tak żeby zbieranie zapachu było dla nich przyjemnym doświadczeniem. W chwili, gdy kot jest odprężony, umieść pachnący psem przedmiot w jego części domu i obserwuj jego reakcję. W idealnej sytuacji kot obwącha go kilka razy, po czym przestanie okazywać mu zainteresowanie. Jeśli jednak będzie wyglądać na poruszonego lub przestraszonego, jeśli zdecydowanie odsunie się od tego przedmiotu albo, co gorsza, przyjmie wrogą postawę, natychmiast zabierz rzecz z jego zasięgu i odczekaj kilka dni przed powtórzeniem próby. Użyj tego samego przedmiotu, gdyż przez ten czas zapach zapewne stracił na intensywności i kotu będzie łatwiej go zaakceptować. Kiedy zwierzę zacznie traktować nowość obojętnie, możesz zwiększyć natężenie zapachu, na przykład ocierając go dłużej o psa lub pozostawiając na dłużej w jego posłaniu. Kiedy kot wyda się już w pełni oswojony z nowym zapachem w swoim środowisku, można posunąć się dalej. Umieść źródło zapachu w legowisku kota, aby przeniósł się na nie również jego własny zapach. W ten sposób zapachy kota i psa zmieszają się, co da kotu do zrozumienia, że pies jest częścią tej samej grupy społecznej. Tę samą procedurę należy zastosować w drugą stronę, oswajając psa z zapachem kota. Decydujące są pierwsze wrażenia. Jeśli pies lub kot spłoszy się przy pierwszym rzeczywistym kontakcie, trudno będzie o pozytywny przebieg następnych spotkań. Aby zmniejszyć prawdopodobieństwo takiego obrotu spraw, początkowo spotkania należy aranżować na granicy terenu „kociego” i „psiego”. Kot będzie mógł pozostać w części domu, w której czuje się bezpiecznie i do której pies nie może wtargnąć. Na tym etapie zwierzęta powinny się zobaczyć, ale bez możliwości kontaktu fizycznego. Jeśli drzwi rozdzielające ich pokoje nie są przeszklone, możesz umieścić w przejściu przezroczystą przesłonę albo użyć barierki dla dzieci okrytej siatką (żeby kot i pies zobaczyły się, ale nie mogły się zetknąć). Stwórz kotu bezpieczne miejsce w pobliżu tej przegrody, najlepiej położone wysoko, z którego będzie mógł obserwować

otoczenie. Kartonowe pudełko lub zabudowanie posłanie (typu igloo) zapewni mu poczucie bezpieczeństwa, pozwalając jednocześnie przyglądać się psu i oswoić się z jego obecnością. W przypadku małego kociaka lepsze będzie schronienie z małym otworem wejściowym umieszczone na poziomie podłogi, do którego będzie się mógł szybko schować bez konieczności wspinaczki. Koty w ogóle czują się bezpiecznie wtedy, kiedy uważają, że się ukryły, więc obiekt, którego się lękają, powinien znaleźć się poza zasięgiem ich wzroku. Najlepsza będzie kryjówka, z której kot mógłby rzucać na psa przelotne spojrzenia. Również psu dobrze będzie zapewnić bezpieczne miejsce, takie jak klatka osłonięta kocem, do której będzie mógł się wycofać, jeśli uzna, że kot stanowi dla niego zagrożenie. Na tym etapie nieoceniona będzie pomoc drugiej osoby, gdyż podczas tych pierwszych kontaktów ktoś musi przebywać po drugiej stronie bariery, żeby reagować na zachowanie psa, podczas gdy ty jesteś przy kocie, żeby we właściwych momentach wręczać mu nagrody. Aby upewnić się, że pies zachowa się spokojnie, dobrze jest przed pojawieniem się kota odbyć z nim kilka ćwiczeń. Osoba zajmująca się psem powinna zadbać, żeby był zaabsorbowany jakimś zajęciem i nie koncentrował się na kocie. Może to być wydobywanie jadła z karmnika-łamigłówki, proste ćwiczenie celu (kiedy pies uczy się dotykać łapą lub nosem różdżki celu lub dłoni człowieka) albo zwykłe warowanie na komendę. Unikaj aktywności, które są atrakcyjne dla psa, ale mogą wystraszyć kota, takich jak zabawa piszczącą piłeczką. Na początku pies powinien mieć założone szelki i być uwiązany na smyczy. To zabezpieczenia na wypadek, gdyby wyuczone polecenia zawiodły i trzeba było psa odciągnąć od przegrody siłą. Kiedy już będziesz przekonana, że oba zwierzaki zachowają spokój w swojej obecności, możesz zrezygnować z linki, lecz uprząż lepiej pozostawić, żeby w razie konieczności było za co psa przytrzymać. Musisz obserwować zachowanie kota i odpowiednio na nie reagować. Jeśli nie skorzysta ze swojego schronienia lub z niego wyjdzie, będzie to sygnał, że czuje się względnie pewnie mimo widoku psa. Nagródź go za takie zachowanie smacznym kąskiem lub zabawą – najlepiej taką, która odbędzie się poza zasięgiem wzroku psa, żeby ten nie doznał frustracji, nie mogąc wziąć w niej udziału, i nie podniecił się nadmiernie widokiem zabawek. Unikaj na tym etapie nagród wymagających fizycznego kontaktu z kotem, gdyż przestraszony przez psa, może mimo woli wyładować swój lęk w agresji skierowanej przeciwko tobie. Możesz natomiast przemawiać do niego cichym, łagodnym głosem, uspokajając go i udzielając pochwały. Jeśli kot nie czuje się pewnie, gdy opuszcza schronienie, nie zmuszaj go do tego i nie nęć nagrodami. Nie chcemy przecież postawić go w sytuacji, w której może nagle wpaść w panikę. Sam powinien decydować o tym, czy spojrzy na psa lub zbliży się do niego. Za taką decyzję powinien natomiast być od razu nagrodzony (umiejętność nr 1).

Pierwsze sesje powinny być częste, ale trwać krótko, żeby poziom pobudzenia obu zwierząt utrzymał się w bezpiecznych granicach. Potem można je stopniowo wydłużać. Dłuższa sesja, dająca kotu okazję do zajmowania się czymś przyjemnym w obecności psa, pomaga mu budować pewność siebie. Proces ten jeszcze bardziej przyspieszy, jeśli kot odkryje, że nic złego się nie dzieje, kiedy odwraca wzrok od psa, więc nie musi zachowywać podwyższonej czujności. Dobrym narzędziem służącym do tego celu jest karmnik-łamigłówka. Aby wydobyć z niego pokarm, kot musi na jakiś czas przestać zważać na obecność innego zwierzęcia. Kiedy mu się to uda, otrzyma automatycznie nagrodę za to, że nie patrzył na psa.

Squidge jest zajęty karmnikiem-łamigłówką, a Herbie przygląda mu się, bezpiecznie skryty za przegrodą.

Bazując na tych pierwszych krokach, możemy teraz dostarczyć każdemu ze zwierząt w obecności drugiego bardziej pozytywnych wrażeń. Nauczą się dzięki temu, że kiedy są blisko siebie, dzieją się przyjemne rzeczy (umiejętność nr 2). W praktyce kolejnym krokiem będzie usunięcie przegrody oddzielającej fizycznie kota od psa, chociaż na początku lepiej, żeby pies był w szelkach, uwiązany na lince (którą trzyma twój pomocnik), co pozwala kontrolować jego ruchy. Niech na razie pozostanie w przydzielonej mu części domu. Ty stań w tym samym pomieszczeniu, ale w pewnej odległości od niego. Twoja obecność ośmieli kota do zbliżenia się.

Również w tej fazie przyda się druga osoba zajmująca się psem, a w szczególności odwracająca jego uwagę od kota. Nie przejmuj się, jeśli kot początkowo nie zechce wejść do tego pokoju – musi najpierw zauważyć, że znikła bariera oddzielająca go od psa, a następnie nabrać pewności siebie, by bez takiej ochrony zbliżyć się do drugiego zwierzęcia. Jednemu kotu wystarczy na to zaledwie parę minut, inny będzie potrzebował wielu prób z usuwaniem bariery, rozłożonych na kilka dni lub nawet tygodni. Bądź gotowa działać w tempie wybranym przez kota. Jeśli weźmiesz go na ręce i przeniesiesz do pokoju z psem, to pozbawisz go swobody wyboru, co wywoła u niego dyskomfort i zniweluje wszystkie ukształtowane wcześniej dobre skojarzenia z psem. Gdy kot postanowi wybrać się do pokoju psa, nagradzaj go jedzeniem lub zabawą. W tym momencie może się znowu zawahać, więc jest bardzo ważne, żeby twój pomocnik skierował uwagę psa na cokolwiek innego. Niektóre koty są bardzo ciekawskie – taki osobnik może przybliżyć się do psa, chcąc go po prostu zbadać. Taka śmiałość może być wszakże ryzykowna – kot podejdzie, po czym uświadomi sobie, że bliskość jest czymś niebezpiecznym, i wpadnie w panikę. Może wtedy rzucić się na psa albo zawrócić i uciec ile sił w łapach. Psa z kolei może to sprowokować do pogoni, a to jest właśnie rzecz, której cała procedura ma zapobiec. Trzymając psa na lince, możemy w pełni kontrolować jego ruchy i na wszelki wypadek odciągnąć go, jeśli kot podejdzie za blisko. W ten sposób zachowujemy dystans pomiędzy zwierzętami, zmniejszając prawdopodobieństwo gwałtownej reakcji kota. Pozostawienie kotu swobody ruchów zwiększa jego poczucie bezpieczeństwa. Koty nie lubią fizycznych ograniczeń; psy o wiele lepiej znoszą szelki i smycz. Puszczenie kota luzem pozwala mu również wskoczyć na wyżej położone miejsce lub schronić się w razie potrzeby w jakiejś kryjówce w rodzaju ustawionego w dogodnym miejscu kartonowego pudła. Może się zdarzyć, że mimo że odciągasz psa, kot zbliża się nadal. W takiej sytuacji możesz pociągnąć szybkim ruchem po podłodze zabawkę na sznurku, żeby odwrócić jego uwagę. Nigdy nie wolno dopuścić, żeby kot wszedł do klatki lub legowiska psa, gdyż to są jego bezpieczne miejsca. Jeśli widzisz, że sytuacja do tego zmierza, również odciągnij kota, wabiąc go zabawką. Gdyby natomiast pies zdradzał zainteresowanie jedną z kocich zabawek, twój pomocnik powinien zaproponować mu coś równie atrakcyjnego – zabawę, smakołyk lub wesołe ćwiczenia. Unikajcie zajęć, podczas których pies może zanadto się rozszaleć lub zacząć szczekać, gdyż to wystraszy kota. Psa uspokoi głaskanie lub drapanie, a jeśli nie możesz mu w danym momencie poświęcić więcej uwagi, przygotuj karmnikłamigłówkę z pastą mięsną, którą trzeba wydobywać językiem. Jeśli jednak twój pies ma zaborczy stosunek do żywności, lepiej nie stosować przysmaków i karmników,

gdyż obecność kota może wówczas uznać za zagrożenie. Klucz do sukcesu leży w tym, żeby zarówno pies, jak i kot zawsze czuły się pewnie w swojej obecności i zajmowały się każde swoimi sprawami. Nie jest natomiast naszym celem doprowadzenie do tego, żeby zwierzęta kontaktowały się fizycznie. Taki przyjazny kontakt to dodatkowe osiągnięcie, ale obie strony muszą zgodzić się na to dobrowolnie. Kot może na tyle dobrze żyć z psem, że sypiają razem i liżą się wzajemnie, ale tego rodzaju zachowania występują zwykle tylko wtedy, gdy oba zwierzaki wzięto na wychowanie równocześnie i spędziły razem dłuższy czas. W większości przypadków chodzi tylko o to, żeby mogły przebywać w tym samym pokoju, były przy tym spokojne, czuły się bezpiecznie i zajmowały się każde swoimi sprawami. Kiedy więc pies uwiązany na lince zajmuje się czymś z twoim pomocnikiem, spróbuj zachęcić kota do aktywności, którą lubi – na przykład zaproś go na kolana, podsuń mu karmnik-łamigłówkę (byle z dala od psa), podrap go lub pobaw się z nim. Jeśli nie przejawia do tego wszystkiego ochoty, daj mu spokój. Może w obecności psa czuje się na tyle bezpiecznie, że nie potrzebuje dodatkowych rozrywek, a może woli jednak na razie zachować czujność, dopóki nie nabierze więcej pewności siebie.

Cosmos zajmuje się karmnikiem-łamigłówką domowej roboty, podczas gdy ja nagradzam Squidge’a za spokojne zachowanie.

Dopóki nie odbędziecie całego cyklu takich sesji z przebywaniem obu zwierząt w jednym pomieszczeniu, w chwilach, gdy nie możesz ich nadzorować, lepiej nadal trzymać je w oddzielnych częściach domu. Dopiero po wielu spotkaniach, jeśli i pies, i kot wydają się przy tym spokojne i wyluzowane, możesz pozwolić psu na zwiedzenie „kociej” części. Najpierw poprowadź go tam na lince, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, przy następnych wizytach puść go luzem (ale wciąż go pilnuj). Gdy zwierzęta nadal zachowują spokój, możesz usunąć przegrodę oddzielającą dwie części domu. Gdybyś chciała jednak zachować pokój „tylko dla kota”, to musi on być zawsze niedostępny dla psa. Nawet jeśli pies i kot staną się najlepszymi przyjaciółmi, nie ulegaj pokusie, by zlikwidować część przygotowanych wcześniej kocich kryjówek. Bywa, że stanowią one fundament takiej przyjaźni. Kiedy zwierzęta się zintegrują, być może zechcesz porozstawiać ich akcesoria po całym domu – nie powinno być z tym problemu, o ile uczynisz to stopniowo i niektóre sprzęty kota pozostaną w miejscach niedostępnych dla psa. Ponieważ udomowienie psa nastąpiło o wiele wcześniej niż kota i posunęło się dalej, psy utraciły w części swoje łowieckie instynkty. Z kotem jest inaczej. Małe futrzaki w rodzaju chomików czy myszoskoczków, trzymane w klatkach ptaki i króliki nigdy nie staną się jego dobrymi przyjaciółmi. Są nazbyt podobne do swoich dzikich pobratymców, których instynkt każe kotu traktować jako zdobycz. Z drugiej strony domowe stworzenia tego rodzaju instynktownie boją się kotów. Dla niektórych kotów, zwłaszcza zapamiętałych łowców, małe zwierzęta trzymane w domu w klatce stanowią nieustanną pokusę i jeśli tylko taki kot będzie miał okazję, ochoczo na nie zapoluje. Inne koty, choć wyraźnie zahipnotyzowane widokiem ptaków trzepocących w klatce lub myszoskoczka kręcącego się po swoim terrarium, nie bardzo wiedzą, co z tym począć. Są wreszcie takie wyjątkowe koty, które w ogóle nie okazują zainteresowania małymi zwierzętami, chociaż te instynktownie rozpoznają w nich drapieżników (po wyglądzie, a może po zapachu) i przeżywają stres. Kot też może czuć się zestresowany i sfrustrowany – myszoskoczek, którego może codziennie oglądać, ale nie może na niego zapolować, doprowadza go do szału. Nauczenie kota, żeby nie patrzył na hodowaną w domu mysz czy chomika jak na smaczny kąsek, to zadanie trudniejsze niż oduczenie psa od uganiania się za kotami. Wydaje się, że kot przełącza się w tryb łowiecki za sprawą niewielkiej liczby bodźców wizualnych, które często są symulowane przez dostępne w handlu zabawki dla kotów. Te bodźce to ruch (najlepiej szybki i po linii prostej), rozmiar (większy niż owad, a mniejszy niż szczur), obecność kończyn (im więcej, tym lepiej – niektóre koty uwielbiają bawić się zabawkami w kształcie pająka), krótkie, wysokie piski oraz pokrycie futerkiem lub piórami (jeśli wziąć pod uwagę, że kot ma czuły węch, zapach też pewnie odgrywa rolę, lecz ta sprawa jest słabo zbadana). Nawet jeden z tych

czynników jest wystarczająco silnym bodźcem, by skłonić kota do pogoni i napaści, zwłaszcza jeśli jest młody i niedoświadczony – wiemy, że kocięta uganiają się nawet za unoszonymi przez wiatr liśćmi. Niemożliwe, jak się zdaje, do stłumienia drapieżcze instynkty kota sprawiają, że nie może on być godnym zaufania towarzyszem dla drobnych ssaków w rodzaju chomików i myszoskoczków ani dla ptaków klatkowych. Wprawdzie sporadycznie możemy przeczytać o kotce, której macierzyński instynkt kazał się zaopiekować młodym zwierzęciem, który normalnie stanowi dla jej gatunku pokarm, na przykład małą wiewiórką. Takie przykłady to jednak zupełny wyjątek. Być może dałoby się wyszkolić kota tak, by ignorował drobne zwierzęta mieszkające razem z nim w domu właściciela, ale jedna chwila słabości może się dla nich źle skończyć, więc najbezpieczniejsza jest jednak stała fizyczna izolacja. Szkolenie może tylko w pewnym stopniu zaradzić tej niedogodności. Możemy co najwyżej osiągnąć tyle, by kot nauczył się, że są w domu obiekty bardziej interesujące niż klatka z ptakami lub terrarium z chomikami, a zatem odwrócić jego uwagę. Nie możemy natomiast „wyłączyć” jego łowieckich instynktów. Kota nie należy więc nigdy pozostawiać bez nadzoru w pobliżu małych zwierząt domowych. Jest jednak parę rzeczy, które możesz zrobić, żeby przekonać kota, że myszka lub ptak to nic szczególnie ciekawego. Ilekroć okazuje zainteresowanie ich klatkami, spróbuj pozbawić go tego widoku, zasłaniając je jakimś parawanem. Najlepiej zaś, żeby klatka znajdowała się w miejscu, do którego kot nie ma dostępu. Możesz także wyuczyć kota zachowania alternatywnego: zamiast patrzeć na klatkę, niech spojrzy na ciebie (jak to było opisane w rozdziale 5). Wydaj krótki, ostry, świszczący dźwięk, wciągając powietrze przez zaciśnięte wargi. Może już wcześniej nauczyłaś go, że powinien wtedy popatrzeć na ciebie. Jeśli nie, to i tak zapewne odwróci się w twoją stronę, żeby sprawdzić, co to za odgłos. Kiedy to zrobi, oznakuj to zachowanie (patrz umiejętność nr 4), żeby kot wiedział, że zachował się właściwie, po czym od razu nagródź go kąskiem jedzenia. Powtarzaj to ćwiczenie wielokrotnie podczas kilku sesji szkoleniowych, aż będziesz pewna, że kot zawsze spojrzy na ciebie, słysząc ten dźwięk. Teraz już nie nagradzaj go pokarmem czy czymkolwiek innym za każde spojrzenie. W ten sposób utrwalisz jego zachowanie na dłużej (patrz umiejętność nr 8). Ta sztuczka pozwoli ci w razie potrzeby przyciągnąć uwagę kota. W tym wypadku możesz odciągnąć go od klatki ze zwierzątkami, wabiąc go na przykład zabawką, którą już będziesz miała w ręce, kiedy obejrzy się w twoją stronę. Może się jednak zdarzyć, że zabawki nie będzie pod ręką. Jeśli nauczysz kota, żeby przychodził na wezwanie (patrz rozdział 10), to zyskasz narzędzie, dzięki któremu zabierzesz go z niepożądanego miejsca bez konieczności łapania i brania na ręce. Pamiętaj, nagroda, którą go obdarzysz, musi mieć dla niego wartość większą od satysfakcji, jaką mu daje

obserwowanie twoich myszy czy ptaków, bo inaczej nie będzie miał wystarczającej motywacji, by odejść od klatki. Poza odwracaniem jego uwagi i odciąganiem niezbędne może być znalezienie innego sposobu zaspokojenia jego zainteresowania małymi zwierzętami. Bawiąc się z nim, poświęcaj dużo uwagi zachowaniom drapieżczym (używaj zabawek na sznurku, uciekających piłeczek i karmnikówłamigłówek, stwórz mu możliwość chwytania i gryzienia zabawek pokrytych sierścią lub piórami). W ten sposób kot będzie mógł pofolgować swoim instynktom, nie krzywdząc ani nie strasząc innych stworzeń. Wyładuje również swoją fizyczną i umysłową energię, dzięki czemu w wolnych chwilach będzie wolał spać, niż obserwować klatkę. Kota można przyzwyczaić do życia z innymi zwierzętami, niezależnie od tego, czy instynkt każe mu je atakować, czy też od nich uciekać. Trzeba tylko znaleźć nieszkodliwe ujście dla jego drapieżczych zapędów oraz zapewnić mu warunki, w których będzie się czuł bezpiecznie. Za najlepszego przyjaciela człowieka od dawna uchodził pies, ale jeśli zastosujemy desensytyzację i kontrwarunkowanie oraz pozwolimy kotu na samodzielne decydowanie, jak blisko podejść, może on stać się konkurentem człowieka w roli przyjaciela psa – nie są czymś niebywałym koty i psy, które zapoznano ze sobą we właściwy sposób i nauczono cieszyć się swoim towarzystwem, aż do sypiania we wspólnym legowisku. Niektóre koty towarzyszą nawet psom na spacerach. Technika desensytyzacji i kontrwarunkowania nie ogranicza się do innych zwierząt. Równie skuteczna będzie, gdy zechcemy nauczyć kota postępowania z wszelkimi rodzajami obiektów, z jakimi może się zetknąć w swoim życiu, a które mogą wywoływać w nim niepokój. Przykładem takiej rzeczy jest koszyk transportowy, o którym będzie mowa w następnym rozdziale.

Kot zaklatkowany Mało który kot potrafi przejść obojętnie obok kartonowego pudła. Pustego oczywiście. Kiedy tylko właściciel opróżni je z zawartości i odstawi na bok do wyrzucenia na śmietnik, nagle jak spod ziemi zjawia się kot i zaczyna pudło penetrować. Miliony miłośników kotów oglądały na YouTube szkockiego zwisłouchego kota Maru z Japonii próbującego wciskać się do coraz mniejszych pudełek. Kocia gwiazda Twittera, @MYSADCAT (znany także jako Bear), stale występuje w pudełkach opatrzonych etykietkami w rodzaju „Hotel Catifornia”. Skąd więc tak wielka różnica w zachowaniu, kiedy na scenie pojawia się na pozór zupełnie podobny obiekt, a mianowicie koszyk transportowy? Żadnego kota w polu widzenia, co najwyżej znikający za drzwiami koniuszek ogona. To duży problem dla właścicieli kotów – często przecież trzeba je przewozić, choćby na wizytę u weterynarza lub do hotelu dla zwierząt, gdy właściciel udaje się na wakacje. Przewożenie kota w transporterze – niezależnie od tego, czy ma to być podróż samochodem, pociągiem, pieszo, czy nawet samolotem – to najbezpieczniejszy i często najprostszy sposób przemieszczenia go z punktu A do punktu B. Jeśli jednak kot nie chce nawet myśleć o wejściu do koszyka, może to pokrzyżować twoje plany podróży. Dlaczego dla tak wielu kotów kartonowe pudło ma nieodparty urok, a koszyk transportowy budzi w nich odrazę? W wyglądzie niewiele się różnią (w obu przypadkach chodzi o zamkniętą przestrzeń), więc reakcje kota muszą wynikać z jakichś wcześniejszych doświadczeń z nimi. Jeśli idzie o pudełka, mieliśmy problem z wyjaśnieniem przypadku, który zdarzył się podczas badań dotyczących zupełnie innego zagadnienia. Zespół Johna sprawdzał, na jakiego rodzaju podłożu najbardziej lubią się wylegiwać koty ze schroniska. Aby zobaczyć, jaki będzie wpływ deszczu na wybory zwierząt, przygotowano otwarte pudła z testowanym materiałem – na przykład tkaniną dywanową – umieszczonym na wierzchu i wewnątrz. No i tak, potwierdziło się, że koty nie lubią siedzieć na mokrym dywanie! (Choć nie mają nic przeciwko mokremu drewnu). Ale to, czy układały się na suchej powierzchni wewnątrz pudła, w ogóle nie zależało od rodzaju podłoża, lecz

od tego, w którą stronę było zwrócone pudło. Koty chętnie wypoczywały w częściowo zamkniętej przestrzeni, pod warunkiem że mogły przy tym mieć oko na inne koty przebywające w tym samym albo sąsiednim boksie. To odkrycie pociągnęło za sobą wiele dalszych badań, który wykazały, że tego rodzaju pudła znacząco obniżają stres u schroniskowych kotów, co z kolei doprowadziło do powstania British Columbia Society for the Prevention of Cruelty to Animals’ Hide, pudeł Perch & Go czy Cats Protection’s Feline Fort1. Dlaczego osłonięta przestrzeń tak pociąga koty domowe? Jest w miarę zrozumiałe, że kot, którego niedawno wyrwano ze środowiska, do którego przywykł, może odczuwać potrzebę ukrywania się, dopóki nie zaznajomi się z nowym otoczeniem, ale mniej oczywiste, dlaczego tak samo zachowuje się kot we własnym, dobrze sobie znanym domu. Przypuszczalne wyjaśnienie odwołuje się do dwóch niezwiązanych ze sobą czynników: niewielkich rozmiarów kota i jego ostrych pazurów. Koty, choć same są drapieżnikami, mają również wrogów. Zanim zostały udomowione, tymi wrogami mogły być wilki i niedźwiedzie. Udomowienie zniwelowało te zagrożenia, ale w ich miejsce pojawiły się nowe, ze strony innych, bardziej agresywnych kotów, wałęsających się psów, a nawet nieprzyjaznych ludzi (nie mówiąc o lękach wzbudzanych przez niewytłumaczalne zjawiska w rodzaju fajerwerków). Zanim kot spokojnie zaśnie, musi mieć poczucie bezpieczeństwa, więc każdy element środowiska, który może takie bezpieczeństwo zapewnić, zasługuje na zbadanie – czy będzie to narożnik kołdry człowieka, czy kartonowe pudło. (Z tego powodu kotu, który lęka się głośnych hałasów – a większość kotów się lęka – należy zapewnić spokojne miejsce, w którym mógłby się schronić podczas pokazów sztucznych ogni). Odmiennie od wielu innych mięsożerców, koty nie próbują wykopać sobie schronienia. Borsuki, wilki, lisy i psy mają szerokie, tępe pazury, które zwiększają przyczepność przy bieganiu, a przy okazji umożliwiają kopanie nor. Koty, i duże, i małe (z wyjątkiem gepardów), posiadają ostre pazury, które stanowią ich główną broń podczas polowania, a gdy nie są potrzebne, są chowane, by zapobiec ich stępieniu. Tak wyspecjalizowane narzędzie nie pozwala kotom kopać w ziemi. Gdy są poza domem, muszą szukać naturalnych dziur lub nor wykopanych przez inne zwierzęta. Pobratymcy kotów domowych w Afryce Północnej korzystają z nor opuszczonych przez lisy pustynne – fenki. W naturze gotowe do wykorzystania kryjówki odpowiedniego kształtu i rozmiaru są jednak nieliczne i rozproszone, co skłania koty do badania takich potencjalnych miejsc, gdy tylko nadarzy się okazja. Nawet współcześnie, kiedy bezpieczeństwo kotów jest większe niż kiedykolwiek w historii, ten instynkt pozostaje wciąż silny. Jak więc jest z koszykiem transportowym, na którego widok koty znikają z pola widzenia? Jest zaprojektowany tak, by odpowiadał rozmiarom kota, a kiedy zwierzę znajdzie się w środku, jest osłonięte z trzech stron oraz od góry, jak w leżącym na

boku kartonowym pudle. Oczywista różnica polega na tym, że kot może wskoczyć do pudełka i wyskoczyć z niego, kiedy tylko zechce, podczas gdy transporter szybko zaczyna się w jego umyśle kojarzyć z najróżniejszymi nieprzyjemnymi sytuacjami –  szarpaniną z właścicielem, który siłą wsadza go do środka, zamknięciem drzwiczek (w wyniku czego zwierzę czuje się uwięzione), brakiem stabilności, gdyż koszyk jest podnoszony i przenoszony, podróżą do gabinetu weterynarza (miejsca pachnącego psami i przerażonymi kotami, gdzie w dodatku czekają go przykre zabiegi) i tak dalej. Z tego, co wiemy, sam koszyk może nosić zapachowe ślady kociego strachu (zapewne pochodzące z gruczołów na łapach), nawet jeśli był starannie wyczyszczony po ostatnim użyciu. Porównajmy to z doświadczeniami kociaka, który miał do czynienia tylko z otwartym koszykiem jako miejscem, w którym można spać lub się bawić, więc nie mogły się u niego rozwinąć żadne negatywne skojarzenia. Niechętna reakcja jest zatem w głównej mierze wyuczona. W koszyku jako takim nie ma niczego złego, jeśli tylko jest właściwie zaprojektowany, ale pojawiające się w kocim mózgu konotacje z nim szybko stają się jednoznacznie negatywne. Jeśli chcemy zapobiec wytworzeniu się tych skojarzeń, cała sztuka polega na stworzeniu kotu okazji do zbadania koszyka, zanim zostanie on po raz pierwszy użyty do celów transportowych. Jeśli kot już się go boi, musimy te skojarzenia przełamać. Celem szkolenia będzie wpojenie zwierzęciu przekonania, że koszyk jest zasadniczo miejscem bezpiecznym i przebywanie w nim jest przyjemne. Postaramy się je budować stopniowo, aż do etapu, gdy będzie można zamknąć drzwiczki, a następnie oderwać koszyk od ziemi z kotem beztrosko siedzącym wewnątrz. Aby przekonać kota, by polubił koszyk, musimy najpierw sprawić, by czuł się w nim bezpiecznie i przytulnie. Jeśli już na początku bardzo go nie lubi, może to wynikać z kilku spraw. Jedną z nich są cechy fizyczne koszyka: może być zbyt mały i kot czuje się niewygodnie wciśnięty w ciasną przestrzeń. Powinien mieć w nim dość miejsca, by wstać i obrócić się wkoło. Niektóre koszyki są otwierane od góry, przez co kota trzeba wkładać do środka, chyba że sam zechce wskoczyć. Najlepiej zaś, żeby mógł wejść do koszyka swobodnie z poziomu podłogi przez umieszczone w ściance drzwiczki. Koszyki różnią się też pod względem tego, jak bardzo widać kota znajdującego się w środku. Niektóre transportery są bardzo przejrzyste – na przykład zrobione z metalowej siatki w plastykowej otoczce – podczas gdy inne pozwalają kotu częściowo się skryć, gdyż mają tylko siatkowe wejście i szczeliny w plastykowych ściankach. Ten drugi typ lepiej osłania kota, który ma dzięki temu większe poczucie bezpieczeństwa. Dla nas zapach koszyka może być nieistotny, ale dla kota ma duże znaczenie. Jeśli kot miał z tym konkretnym koszykiem niemiłe doświadczenia, na przykład problem z zachowaniem higieny, lub kojarzy mu się on z wyjazdem w nieprzyjemne miejsce w rodzaju gabinetu weterynarza, to prawdopodobnie zachowały się w nim zapachy

przypominające o tych przeżyciach. Może to być woń kocich gruczołów zapachowych – której my nie wyczuwamy, ale którą aż za łatwo wykrywa kot. Często mówi się, że zwierzęta potrafią wywęszyć czyjś strach, i w tym wypadku stwierdzenie to wydaje się jak najbardziej słuszne. Kiedy indziej może to być śladowy zapach ekskrementów, który kot wciąż może wyczuć mimo bardzo starannego mycia przez nas koszyka. Nawet zresztą zapach środków czyszczących bywa odpychający dla kota, choć naszych nosów nie drażni. Koszyki wykonane z wikliny lub tkanin są zwykle przesycone tymi zapachami i najtrudniej je z nich usunąć – lepiej więc ich nie używać, nawet jeśli wyglądają bardzo przytulnie2. Paradoksalnie, gdy kot znajdzie się już w koszyku, może nie chcieć z niego wyjść. Być może w przeszłości zdarzyło się, że musiałaś wydobywać go siłą, żeby przenieść na stół roboczy w gabinecie weterynarza. Najwyraźniej zwierzę uznało, że koszyk, choć daleki od ideału, jest jednak bezpieczniejszy niż nieznana przestrzeń dziwnie pachnącego stołu z nachylającymi się nad nim obcymi twarzami. W rezultacie kot był bezceremonialnie wyciągany z koszyka lub koszyk przewracano do góry nogami, żeby się z niego „wysypał”. Tego rodzaju doświadczenia upewniają tylko kota, że koszyk jest miejscem, którego należy za wszelką cenę unikać. Chcemy więc go nauczyć, że w nieznanym otoczeniu może bez obaw dobrowolnie opuścić transporter. W kocim życiu może się jednak zdarzyć sytuacja, w której zwierzę za żadne skarby nie zgodzi się wyjść na zewnątrz – na przykład kiedy przywieziemy je na pogotowie weterynaryjne z urazem fizycznym. Wyciąganie siłą lub przewracanie koszyka nie tylko będzie dla niego stresujące, ale może także przysporzyć mu dodatkowego bólu lub pogorszyć jego stan. Koszyk, którego górną część można łatwo odczepić, pozwala badać kota pozostającego w dolnej połowie i wyjmować go tylko w razie konieczności. Kształt i konstrukcja koszyka transportowego to nie jedyny i może nawet nie główny problem. Negatywne skojarzenia mogą powstawać w kocim umyśle pod wpływem rozmaitych sytuacji związanych z koszykiem. Po pierwsze, jeśli jedynym sposobem umieszczenia kota w koszyku (i być może wyjęcia go z niego) jest użycie przemocy fizycznej, to z pewnością zwierzę go nie polubi. Przy kolejnych próbach będzie opierało się jeszcze bardziej zaciekle. Musisz więc przy wprowadzaniu kota do koszyka odrzucić wszelkie sposoby wymagające użycia siły. Warto też zacząć szkolenie na długo przed pierwszym planowanym użyciem koszyka, czyli na przykład okresowymi badaniami weterynaryjnymi lub wyjazdem na wakacje. Po drugie, jeśli masz więcej niż jednego kota, czy woziłaś je w tym samym koszyku, bądź jednocześnie, bądź każdego z osobna? Chociaż koty mogą dobrze ze sobą żyć w domu, gdzie nie brakuje potrzebnych im zasobów i wolnego miejsca, zmuszenie ich do dzielenia jednej ciasnej przestrzeni, i to takiej, której i tak już się

lękają, to prosta recepta na katastrofę. Jeśli zaś korzystają z tego samego koszyka w różnym czasie, zapach pozostawiony przez jednego wystraszonego kota będzie wyczuwalny dla drugiego, w nim także budząc strach. Na koniec, na negatywny lub pozytywny stosunek do koszyka może mieć wpływ cel podroży. Jeśli używamy transportera tylko do wożenia kota w miejsce, gdzie nie czuje się dobrze (do weterynarza, do hotelu dla zwierząt, do fryzjera), to zwierzę szybko nauczy się, że pojawienie się koszyka zwiastuje taką nieprzyjemną wyprawę. Pamiętaj, że kot, który stwierdzi, że pewne jego zachowanie wywołuje negatywne konsekwencje, będzie na zasadzie warunkowania instrumentalnego mniej skłonny do powtarzania tego zachowania – w tym wypadku wejście do koszyka przywoła wspomnienia miejsc postrzeganych przez niego negatywnie. Zatem zacznie odczuwać niepokój już na sam widok koszyka i będzie ze wszystkich sił bronił się przed wejściem do niego, nawet jeśli tym razem wycieczka ma być dla niego przyjemna (o czym oczywiście nie wie). Przełamywanie takich skojarzeń rozpoczniemy od pozostawienia koszyka w domu w widocznym miejscu, żeby był stale dostępny dla kota, oraz łączenia go z pozytywnymi rzeczami, takimi jak pożywienie i zabawki (stosując umiejętność nr 2, desensytyzację i kontrwarunkowanie). Bardzo stresujące może być też dla kota podróżowanie samochodem – hałas silnika, dziwne wibracje i obrazy zewnętrznego świata migające za oknem z dużą prędkością mogą go mocno wytrącać z równowagi. Jeśli nie przyzwyczaimy go do każdego z tych doznań podroży z osobna, na początku przy bardzo niskiej intensywności i z wykorzystaniem cennych dla niego nagród (znowu umiejętność nr 2), kot szybko zacznie się bać wyjazdów i skojarzy sobie z nimi koszyk transportowy, a co za tym idzie, nie będzie chciał do niego wchodzić, nawet w domu.

Dwadzieścia kroków do podróżowania w koszyku transportowym

Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie możliwe negatywne doświadczenia z przeszłości, szkolenie będzie zapewne przebiegało sprawniej, jeśli kupisz zupełnie nowy transporter, nawet jeśli dotychczasowy spełnia wymienione wyżej wymagania. Nowy koszyk nie będzie obciążony negatywnymi skojarzeniami, więc łatwiej będzie sprawić, by kot go polubił. Jeśli kot nie miał do tej pory do czynienia z koszykiem, to wybierając najbardziej zachęcający, zapewnisz sobie dobry start.

Nie da się za jednym zamachem nauczyć kota, by chętnie przebywał w koszyku, a następnie także w nim podróżował. Zwierzę musi zacząć kojarzyć wiele związanych z nim bodźców zmysłowych z doznaniami pozytywnymi, a nie negatywnymi. Kluczem do sukcesu będzie podział całości zadania na drobne, łatwe do przejścia etapy (patrz diagram na poprzedniej stronie). W ten sposób nigdy nie będziemy wymagali od kota zbyt wiele naraz, nie poczuje się więc przeciążony i nie zacznie bać się koszyka.

Idealny koszyk tranportowy

Oto przepis na sukces: jeśli chcemy używać koszyka transportowego, trzeba nauczyć kota, żeby rozluźniał się na dany znak. O wiele łatwiej poradzi sobie z zamknięciem w małej przestrzeni, jeśli będzie zrelaksowany. Pobyt w koszyku wiąże się z ograniczeniem swobody ruchów (kot wie, że jest zamknięty) i w wielu wypadkach trwa to dłuższy czas – niektórzy mają gabinet weterynarza za rogiem ulicy, ale inni muszą jechać dość daleko. Wyjazdy wakacyjne i odwiedziny u przyjaciół (z kotem) mogą wymagać jeszcze dłuższych podroży. Upewniając się, że kot jest zrelaksowany, zanim jeszcze zobaczy koszyk, będziemy mogli nauczyć go, by zachowywał spokój także w sąsiedztwie koszyka i w jego wnętrzu. O tym, jak nauczyć kota odprężania się (umiejętność nr 6), była już mowa w rozdziale 3. Mówiąc w skrócie, polega to na zapewnieniu kotu wygodnego posłania, na przykład kocyka (o rozmiarach pasujących do koszyka transportowego), i nagradzaniu

kolejnych przybliżeń do pełnego relaksu. Zmierzamy w ten sposób do podwójnego celu: rozluźnienia fizycznego i psychicznego. Takimi przybliżeniami mogą być: wejście na posłanie, siedzenie na nim, kręcenie się po nim w kółko (przygotowanie do spoczynku), leżenie, wreszcie zachowanie pełnego spokoju i stanu rozluźnienia. Uważnie obserwuj mowę ciała kota, wyraz pyska i wydawane odgłosy, zanim zdecydujesz, czy i w którym dokładnie momencie wręczyć mu nagrodę. Dzięki temu będziesz go nagradzać za rzeczywiste zrelaksowanie się, a nie po prostu za znalezienie się w określonym miejscu i przyjętą pozę. Rozluźniony kot powoli mruga oczami lub zamyka je całkowicie. Może milczeć lub łagodnie mruczeć. Ogon spoczywa luźno, odsunięty od ciała, a jeśli się porusza, to lekko i powoli. Oddech jest spowolniony, pierś nieznacznie unosi się i opada, a jeśli kot jest szczególnie zrelaksowany, kładzie się z łapami do góry, tak że ich podeszwy nie stykają się z podłożem. Przy nauce rozluźniania się nagrody powinny być starannie dobierane, żeby kot nadmiernie się nimi nie podniecił. Granica pomiędzy nagrodami dostatecznie motywującymi, żeby kot chciał ćwiczyć, a nagrodami wprawiającymi go w pobudzenie, więc niepozwalającymi się zrelaksować, jest bardzo subtelna. Utrzymywanie optymalnego zaangażowania kota (ma być spokojny, ale zainteresowany tobą i zadaniami szkoleniowymi, co opisano szerzej w rozdziale 2) jest w tym wypadku szczególnie istotne – chcemy, żeby zwierzę osiągnęło określony stan emocjonalny (relaks), a jednocześnie wykonało określony ruch (ułożyło się w koszyku). Jeden ze sposobów zapobiegania nadmiernemu pobudzeniu polega na naprzemiennym używaniu kilku różnych rodzajów nagród – stosujemy na przykład nagrodę uspokajającą, lecz słabiej motywującą (jak głaskanie) na zmianę z nagrodą silnie motywującą, ale mogącą przyczynić się do większego pobudzenia (jak pokarm albo zabawka). Mogłoby się wydawać, że to za wiele zachodu: uczyć kota, by odprężał się na swoim posłaniu, podczas gdy prawdziwym naszym celem jest oswojenie go z koszykiem transportowym. Kiedy jednak osiągniesz to pierwsze, przekonasz się, że to już połowa sukcesu. Jeśli teraz zawczasu umieścisz kocyk w transporterze, to kot chętniej zapuści się do środka, gdyż kocyk skojarzy mu się z poczuciem bezpieczeństwa i relaksu. Jeżeli twój kot przy poprzednich okazjach nie stronił od koszyka, ale też nigdy z własnej inicjatywy do niego nie wszedł, możesz nauczyć go, że dobrze jest w nim przebywać, wywołując u niego skojarzenia z przyjemnymi doznaniami. Pierwszym krokiem będzie umieszczenie koszyka w spokojnym i bezpiecznym miejscu domu, takim, w którym kot często spędza czas – byle nie tam, gdzie wcześniej próbowałaś wsadzić go do koszyka, bo to skojarzy mu się z brakiem kontroli nad sytuacją. Zanim wpuścisz do pokoju kota, zdejmij drzwiczki i górną

część koszyka, po czym ułóż w nim koc, który kotu kojarzy się z relaksem. Warto też nasycić koszyk własnym zapachem kota (umiejętność nr 7). W tym celu, głaszcząc kota (o ile lubi głaskanie), potrzyj szmatką okolice jego pyska, a następnie tą samą szmatką pocieraj narożniki koszyka, wejście oraz jego wnętrze. To także pomoże kotu uznać koszyk za miejsce znajome i bezpieczne, nawet jeśli dla ciebie jego wygląd się nie zmienił. Ułóż wokół rzeczy, które kot szczególnie ceni. Możesz na przykład umieścić przed koszykiem i wewnątrz niego kilka jego ulubionych przysmaków albo szczyptę kocimiętki. Możesz także wstawić do środka miskę z przygotowanym posiłkiem, tak żeby kot, idąc po tropach smakołyków i kocimiętki, wszedł do środka i natknął się na jeszcze większą nagrodę. To będzie idealny scenariusz, pozwalający kotu pod twoją nieobecność samodzielnie zbadać koszyk w wybranym przez niego momencie. Jeśli zaś będziesz na miejscu, możesz sama zwabić kota do koszyka, na przykład wciągając do niego pierzastą zabawkę na sznurku i bawiąc się z kotem, gdy wejdzie tam w ślad za nią. Więcej informacji o sposobach nęcenia znajdziesz w opisie umiejętności nr 3. Kiedy już kot dał się zwabić do koszyka i skorzystał z nagrody w postaci zabawy lub posiłku, widząc swój kocyk relaksacyjny i czując go pod łapkami, będzie skłonny ułożyć się na spoczynek, zamiast od razu wychodzić na zewnątrz. Naszym celem jest zachęcenie kota do dłuższych pobytów w koszyku, bo to właśnie będzie musiał znosić podczas prawdziwej podroży. Kot, który miał wcześniej negatywne doświadczenia związane z koszykiem transportowym albo z natury jest nieufny i lękliwy, nie będzie zapewne miał dość pewności siebie, by dobrowolnie penetrować koszyk, nawet podążając za przynętą. W takim wypadku potrzebna jest inna metoda szkolenia, taka, która osłabi oddziaływanie koszyka, dając szansę na wytworzenie się w kocim umyśle nowych, bardziej pozytywnych skojarzeń. Służy do tego proces desensytyzacji i kontrwarunkowania (umiejętność nr 2). Kocyk relaksacyjny pomoże utrzymać w ryzach lęk kota, który zredukujemy jeszcze bardziej, jeśli będziemy początkowo zapoznawać zwierzę tylko z poszczególnymi komponentami transportera. Zacznij szkolenie od nagradzania kota za spokojne przebywanie na kocyku, podczas gdy transporter znajduje się w pewnej odległości od niego. Dystans ten powinien być uzależniony od tego, jak kot odnosi się do transportera. Jeśli bardzo się go boi, umieść go najdalej, jak się da, powiedzmy – w przeciwnym kącie pokoju. W chwilach, kiedy kot opuszcza kocyk, stopniowo przesuwaj go w stronę transportera (nigdy nie rób tego, kiedy siedzi na kocyku, gdyż najpewniej wówczas się spłoszy). Jeśli kot wygląda na zrelaksowanego, oznakuj to odpowiednim słowem, na przykład „dobrze”, a następnie podsuń mu wybraną nagrodę (zabawkę, przysmak), umieszczając ją poza kocykiem. Zastosowanie słownego znacznika pozwoli ci dać

kotu do zrozumienia, że za właściwe zachowanie otrzyma nagrodę, a jednocześnie wręczyć mu ją w pewnej odległości od kocyka. Jest to ważne, gdyż dzięki temu będziesz mogła przesuwać kocyk w stronę transportera w czasie, gdy kot będzie zaabsorbowany nagrodą. Werbalny znacznik to w procesie warunkowania klasycznego zapowiedź, że nagroda się zbliża (patrz umiejętność nr 4, znakowanie zachowania). Stosując go, zyskujesz czas na dostarczenie nagrody i możesz moment jej wręczenia precyzyjnie dobierać. Zawsze posuwaj się do przodu w takim tempie, żeby kot czuł się pewnie, dopasowując czas trwania sesji do poziomu jego zaangażowania i kończąc ją na czymś pozytywnym – na przykład po szczególnie dobrym zachowaniu kota (patrz podstawowa umiejętność nr 9, jak zakończyć sesję treningową). Po kilku takich sesjach zdejmij górną część transportera i ukryj ją gdzieś w pobliżu. Następnie w dalszym ciągu przysuwaj kocyk coraz bliżej i w końcu ułóż go w podstawie transportera. W przypadku niektórych kotów można ten etap osiągnąć w ciągu paru minut, innym potrzeba kilku sesji. Naszym celem jest sytuacja, w której kot będzie się relaksował na kocyku umieszczonym w transporterze (wciąż ze zdjętą częścią górną).

Sarah nagradza Herbiego za zrelaksowaną postawę, drapiąc go pod brodą.



Sarah nagradza długotrwały relaks Herbiego, wyciskając pastę mięsną do szklanego naczynia, z którego kot będzie mógł ją wylizywać.

Teraz możesz zamontować górę. Zrób to jednak wtedy, gdy kota nie ma w transporterze. Jeśli po tej zmianie kot nie jest skłonny wejść do środka, trzeba cofnąć się o parę kroków. Wyciągnij kocyk z transportera, ułóż go w pobliżu i nagradzaj kota, jeśli się na nim położy. Pamiętaj o kształtowaniu zachowań –  nagroda należy się za każde przybliżenie do pożądanego zachowania końcowego. Na przykład jeśli kot początkowo wsunie do transportera tylko głowę, daj mu za to nagrodę. Potem za głowę i jedną łapę, za głowę, przednie łapy i połowę tułowia, i tak dalej. Podsuwanie kotu jadalnej nagrody w chwili, gdy zagląda do transportera, może być niewygodne. Spróbuj ostrożnie wrzucić ją do środka. Jednak u niektórych kotów szybki ruch pożywienia może wywołać podniecenie i zwierzę przestanie być zrelaksowane. Lepiej więc wsuwać nagrodę przez szczeliny w ściankach transportera. Dzięki temu dostarczysz ją we właściwe miejsce, nie pobudzając niepotrzebnie kota. Ten sposób dostarczania nagrody zachęci również kota do pozostania wewnątrz. Ostatecznym celem jest to, by kot wszedł całym ciałem do transportera i położył się, zrelaksowany, na umieszczonym tam kocyku. Pamiętaj, że na żadnym etapie nie wolno dotykać kota, by skłonić go do wejścia (chyba że stosujesz głaskanie jako nagrodę) – na pewno nie zachowa spokoju, jeśli będzie popychany, choćby najłagodniej! Drzwiczki transportera zainstaluj dopiero wtedy, gdy w ciągu kilku sesji z rzędu

kot będzie z własnej woli wchodził do środka i tam pozostawał. Najpierw niech będą otwarte. Jeśli kot potrafi spokojnie przebywać w otwartym transporterze przez mniej więcej pięć minut, zacznij go zamykać, początkowo tylko na sekundę, pamiętając o tym, żeby natychmiast po ponownym otwarciu nagrodzić kota za zachowanie spokoju. Później stopniowo wydłużaj czas zamknięcia drzwiczek.

Sarah nagradza Herbiego za spokojne przebywanie w zamkniętym transporterze, podając mu pastę mięsną na długiej łyżeczce.

Ważne jest, żeby kot spokojnie siedział w transporterze przez czas odpowiadający najdłuższej przewidywanej podróży. Na przykład, jeśli jazda do weterynarza trwa zwykle pół godziny, sprawdź, czy kot potrafi przez tyle czasu przebywać w transporterze stojącym w domu z otwartymi drzwiczkami, a dopiero później przećwicz to samo po ich zamknięciu. To podstawowa sprawa, żeby kot pozostawał odprężony pomimo świadomości, że po zamknięciu drzwiczek nie może wyjść z transportera, kiedy zechce. Pomoże mu w tym podawanie pokarmu przez szczeliny w ścianach lub kratę w drzwiczkach. W ten sposób będziesz miała kota, który z przyjemnością spędza czas w transporterze stojącym w domu. Niektórym zaczyna się to podobać do tego stopnia, że pojawia się nowy problem – jak skłonić kota, żeby stamtąd wyszedł! Przewożenie kota w transporterze dodaje do zwykłego przebywania w zamkniętej przestrzeni nowe elementy. Podróż obejmuje różne rodzaje ruchu – transporter będzie

podnoszony i przenoszony, następnie pojawi się wibracja podczas jazdy samochodem. Wiele kotów źle znosi tego rodzaju ruchy, więc bardzo ważne jest, by postępować naprzód małymi krokami. Zacznij od upewnienia się, że zwierzę czuje się zrelaksowane w zamkniętym transporterze, po czym zacznij go ostrożnie przesuwać, po kilka centymetrów na raz, bez odrywania od podłogi. Jeśli w którymś momencie kot zacznie zdradzać chęć wydostania się na zewnątrz, na przykład miaucząc lub drapiąc drzwiczki, natychmiast otwórz transporter i go wypuść. Nie chcemy, żeby choć na chwilę utracił poczucie bezpieczeństwa i panowania nad sytuacją, gdyż to tylko utrudni dalszą naukę. Jeśli więc coś takiego się przydarzy, nie przejmuj się, bo prawdopodobnie znaczy to tylko, że stawiane przez ciebie cele ćwiczeń były nieco zbyt ambitne. Musisz rozbić je na mniejsze, łatwiejsze do wykonania kroki i pracować nad nimi w wolniejszym tempie. Dobrze będzie również ograniczyć czas trwania poszczególnych sesji, żeby każda z nich kończyła się w chwili, gdy kot jeszcze ćwiczy z przyjemnością. Jeśli kot oswoił się już z przesuwaniem transportera po podłodze, dodajemy do tego podnoszenie. Najpierw tylko chwyć za uchwyt i pociągnij go w górę bez odrywania transportera od podłoża – po czym natychmiast daj kotu coś smacznego. Powtórz to kilka razy – w ten sposób kot przywyknie do szmeru nad głową i nauczy się, że ten odgłos zwiastuje rychłą nagrodę. Jeśli kot zachowuje się spokojnie, przejdź do lekkiego unoszenia transportera za każdym razem, gdy bierzesz za uchwyt – na początku tylko o parę centymetrów w górę. Nie zapominaj o nagradzaniu kota po każdym podniesieniu i stale sprawdzaj, czy zwierzę nadal dobrze się czuje w środku. Niektóre transportery kiwają się, jeśli podniesiemy je wyłącznie za uchwyt na taką wysokość, żeby wygodnie było je nieść. Może to niepokoić znajdującego się wewnątrz kota. Z tego powodu, o ile to możliwe, podnoś transporter oburącz, żeby zachować stabilność. Po kilku sesjach możesz stopniowo zwiększać wysokość, aż będziesz stać z transporterem na wysokości talii, tak jakbyś chciała dokądś z nim iść. Zadbaj o to, żeby zarówno podnoszenie, jak i opuszczanie było powolne i równomierne, gdyż wstrząsy są nieprzyjemnym doznaniem dla kotów, które lubią pewnie stać łapami na ziemi. Następny etap polega na przekonaniu kota, że nie powinien się bać przenoszenia w transporterze. Zacznij od zrobienia kilku kroków, po których zatrzymujesz się i dajesz kotu nagrodę. Rozbuduj ćwiczenie stopniowo do krótkich spacerów po domu. Zawsze powinno się kończyć czymś dla kota przyjemnym, na przykład możesz wpuścić kota do transportera w salonie, zamknąć drzwiczki i przenieść go do kuchni, gdzie będzie mógł natychmiast zjeść smaczny posiłek. Albo zanieś go do innego pokoju, gdzie czekają już przygotowane jego ulubione zabawki. Kolejnym krokiem jest wyniesienie kota w transporterze poza dom. Nawet jeśli normalnie nie wychodzi na dwór, będzie musiał przeżywać takie krótkie podróże pod

gołym niebem. Na przykład wizyta u weterynarza może wymagać aż czterech –  z domu do samochodu, z samochodu do gabinetu, z gabinetu do samochodu, z samochodu do domu. Dla kota domatora, który na zewnątrz nie bywa, takie spacery mogą być czymś naprawdę przytłaczającym, więc im częściej będziecie to ćwiczyli i im atrakcyjniejsze będą nagrody, tym łatwiej będzie je znosił. Jeśli twój kot przebywa na zewnątrz, możesz zanieść go w transporterze do ogrodu i tam wypuścić, by się z tobą pobawił lub po prostu pomyszkował sobie. Otwieraj drzwiczki transportera powoli i łagodnym ruchem. Nie zapomnij wynagrodzić go, gdy jeszcze jest wewnątrz – na przykład drobnymi, ale smakowitymi kąskami wsuwanymi przez kratę drzwiczek. Spróbuj uczynić z tego ćwiczenia jedno z rutynowych zajęć z kotem, uprawiane co najmniej raz na tydzień. W ten sposób kotu transporter nie skojarzy się negatywnie, bo pobyt w nim częściej będzie się kończył czymś przyjemnym niż budzącym strach. Ogólnie rzecz biorąc, podczas tego treningu kot uczy się dwóch rzeczy: po pierwsze, że przebywanie w transporterze jest korzystne, a po drugie, że podróż w nim kończy się w przyjemny sposób. Ostatni krok szkolenia polega na nauczeniu kota, że nie musi się lękać przejazdów środkami komunikacji – samochodem, autobusem, pociągiem, metrem czy tramwajem. To prawdopodobnie najtrudniejszy etap, z którym wiele kotów słabo sobie radzi. Ważne jest zatem, żeby oswajać zwierzę z podróżami nie tylko stopniowo, lecz także w możliwie młodym wieku. Na samym początku musisz nauczyć kota, że pobyt w wybranym przez ciebie środku transportu wiąże się z obfitością nagród. Zanim zaczniesz, upewnij się, że kot czuje się pewnie i bezpiecznie, gdy nosisz go w transporterze po domu i poza domem. Przewożenie kota własnym samochodem ma tę przewagę, że tylko od ciebie zależy, kiedy wóz rusza i kiedy się zatrzymuje. Możesz więc podczas szkolenia podzielić podróż na mniejsze, łatwiejsze dla kota zadania do wykonania. Na przykład, kiedy zabierasz go po raz pierwszy do samochodu, wewnątrz nie powinno być żadnego hałasu powodowanego przez pracujący silnik, radio, nawiew czy klimatyzację. Po prostu umieść transporter na siedzeniu – w tym samym miejscu, w którym będzie się znajdował, kiedy naprawdę będziecie gdzieś jechać – i wręcz kotu nagrodę. Pamiętaj, żeby cały czas obserwować jego zachowanie i mowę ciała. Jak zwykle należy nagradzać spokój i odprężenie. Jeśli kot zdradza niepokój, zabierz go z samochodu i przed ponowną próbą poćwicz jeszcze z transporterem w domu. Wyraźnym sygnałem, że kroki treningu są za duże i kot sobie z nimi nie radzi, jest odmowa przyjmowania przez zwierzę przysmaków. Przy pierwszych kilku podejściach nie zamykaj drzwi samochodu i zabieraj kota ze środka (w transporterze) już po jakiejś minucie. Musisz dać zwierzęciu czas na obserwowanie wnętrza auta, ale nie pozostawiać go tam zbyt długo, żeby nie obudził się w nim niepokój. Tak długo, jak jest zrelaksowany, zapewnij mu stały strumień

nagród. Stopniowo stawiaj przed nim coraz trudniejsze zadania. Najpierw może to być pobyt z tobą w zamkniętym samochodzie ze zgaszonym silnikiem, w transporterze przypiętym pasem do siedzenia, następnie to samo, ale z silnikiem pracującym. We wciąż nieruchomym samochodzie daj kotu doświadczyć niektórych dźwięków i poruszeń występujących podczas jazdy – na przykład odgłosu pracujących wycieraczek, tykania kierunkowskazów, przesuwania dźwigni biegów. Nie wprowadzaj tego wszystkiego od razu, lecz na każde z tych zjawisk poświęć osobno parę sesji, zawsze obserwując przy tym kota i nagradzając go, jeśli zachowa spokój. Następny krok to bardzo krótkie przejażdżki. Jeśli korzystasz z transportu publicznego, musisz od tego właśnie zacząć, bo trudno jest zorganizować zapoznawanie kota z nieruchomym autobusem czy pociągiem metra. Można natomiast wybrać się z kotem na stację metra czy przystanek autobusowy bez wsiadania do pojazdu. Pozwoli to kotu oswoić się z obrazami i dźwiękami związanymi z tą formą transportu, zanim dojdzie do rzeczywistej podroży. Jeśli jeździsz samochodem i zwykle sama siadasz za kierownicą, dobrze jest przy początkowych sesjach poprosić inną osobę o prowadzenie, żebyś mogła skupić się na obserwowaniu kota i wręczać mu nagrody. Pierwsze przejażdżki powinny być krótkie – jeśli samochodem, to wokół domu lub do końca ulicy i z powrotem, jeśli autobusem lub pociągiem – jeden lub najwyżej dwa przystanki. W komunikacji publicznej nie masz wpływu na prędkość jazdy, ale samochodem jedźcie początkowo wolno (poniżej 50 kilometrów na godzinę). Z czasem możecie jeździć coraz szybciej i dalej. Dopiero kiedy będziesz pewna, że kot dobrze się czuje w czasie tych przejażdżek, możesz zająć miejsce kierowcy. Teraz, kiedy już masz kota, który polubił podróże, nie zaniechaj ćwiczeń. Odbywaj z nim regularnie wycieczki kończące się jakąś przyjemnością – na przykład po dziesięciu minutach jazdy wracaj do domu i podejmuj kota smacznym posiłkiem lub pobaw się z nim (patrz umiejętność nr 9). Zadbaj o to, żeby twój kot odbywał więcej wycieczek (wybranym rodzajem transportu) obfitujących w nagrody po drodze i kończących się czymś przyjemnym, niż takich, po których następuje przykre przeżycie (na przykład zastrzyk u weterynarza). Pamiętaj, żeby dostosować tempo ćwiczeń do potrzeb kota, dzieląc sesje na niewielkie i łatwe do osiągnięcia zadania. W ten sposób nauczysz kota postrzegać w pozytywny sposób nie tylko transporter, lecz także podróż w jego wnętrzu. Zwierzak nie zmieni wtedy stosunku do podróży pod wpływem jakichś doraźnych nieprzyjemnych incydentów (takich jak choroba lokomocyjna – patrz ramka poniżej). Co więcej, jeśli stopniowo oswoisz kota najpierw z transporterem, a następnie z podróżami, to o wiele lepiej zniesie dłuższe przejazdy – na przykład przeprowadzkę do innego miasta.

Nawet najlepiej zaprojektowany koszyk transportowy może nieprzyjemnie się kojarzyć nawet najbardziej wyluzowanemu kotu, ale to nie transporter jako taki jest źródłem problemu, lecz to, co przeżył kot, kiedy w nim przebywał. Instynkt każe mu skrywać się w małych, zamkniętych pomieszczeniach, gdyż czuje się tam bezpiecznie, a wie, że dzięki swej wyjątkowej zwinności w razie potrzeby może szybko uciec. Czego natomiast nie znosi – co całkiem zrozumiałe – to poczucie, że jest uwięziony. Szkolenie kota w korzystaniu z transportera polega zatem na tworzeniu skojarzeń pozytywnych (w środku jest przytulnie), a zapobieganiu temu, żeby w kocim umyśle wzięły górę skojarzenia negatywne (transporter może być pułapką). Inna rzecz, którą kot czasem może lubić, a kiedy indziej traktować z niechęcią, to dotykanie go. Dotyk może być przyjemnością, ale także zapowiedzią czegoś niedobrego. W następnym rozdziale zobaczymy, jak za pomocą treningu można zmaksymalizować to pierwsze wrażenie, a ograniczyć wpływ tego drugiego.

PROBLEMY W PODRÓŻY Jeśli twój kot nie czuje się dobrze podczas jazdy samochodem, oto kilka dodatkowych wskazówek, które mogą ci pomóc podczas szkolenia. Niektóre koty boją się widoku świata szybko przesuwającego się za oknem. Można osłabić tę stymulację za pomocą przyciemnionych szyb lub osłon przeciwsłonecznych. Dla niektórych kotów szczególnie niepokojący jest dźwięk pracującego silnika. Można go zagłuszyć spokojną, najlepiej klasyczną, muzyką. Niektóre koty cierpią na chorobę lokomocyjną. Jeśli przeprowadziłaś cały zalecany program szkolenia, a twój kot nadal źle znosi podróż, to warto porozmawiać z weterynarzem, który postawi diagnozę i zastosuje środki zaradcze. Usunięcie objawów choroby lokomocyjnej znacznie usprawni szkolenie – trudno oczekiwać, że kot uzna samochód za przyjazne środowisko, jeśli ruch samochodu wywołuje u niego mdłości. Również nagrody nie będą go wówczas nęcić. Kiedy przepisane przez lekarza środki zaczną działać, może zajść potrzeba powtórzenia części treningu, żeby wrażenia kota związane z samochodem zmieniły się na pozytywne.

Dotyk Zniewaga czy pieszczota? Jedną z korzyści płynącą z posiadania kota jest przyjemność, jaką daje głaskanie jego miękkiego futerka. Badania naukowe wykazały, że głaskanie kota jest dla człowieka dobroczynne zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Chociaż jednak wiele kotów też wydaje się lubić tego rodzaju interakcję, dla innych głaskanie może być doświadczeniem stresującym. Szczęśliwie większość domowych kotów (tych, które miały we wczesnej młodości pozytywne doświadczenia z ludźmi) może się nauczyć czerpać z tego przyjemność. Głaskanie na ogół odbywa się za obopólną zgodą kota i człowieka, są jednak inne formy kontaktu fizycznego, w które kot niezbyt chętnie się angażuje. Tak jest z zabiegami higienicznymi – czesaniem, zwłaszcza w przypadku kotów długowłosych, przycinaniem pazurów i aplikowaniem lekarstw. Jeśli kot źle się czuje podczas czesania lub kiedy jest zmuszany do wzięcia lekarstwa, to może zacząć unikać wszelkich sytuacji związanych z dotykiem, a nawet w ogóle stronić od ludzi. Odpowiedni trening to najlepszy sposób, by nauczyć go, że zabiegi potrzebne dla zdrowia nie są nieprzyjemnym doznaniem, lecz zapowiedzią zbliżającej się nagrody, a więc zjawiskiem samym w sobie pozytywnym1. Dotyk jest nadzwyczaj ważny w wypadku nowo narodzonych kociąt. Rodzą się one ślepe i głuche, więc dotyk, smak i węch stanowią początkowo ich jedyne okno na świat. Fizyczny kontakt z matką jest im niezbędny do przeżycia, ponieważ jest ona dla nich nie tylko jedynym źródłem pożywienia, lecz także jedynym źródłem ciepła –  przez pierwsze kilka dni ich organizm nie potrafi regulować swojej temperatury. Kiedy otwierają im się oczy i uszy, stają się bardziej samodzielne i niezależne, więc dotyk przestaje być tak istotny. Mimo to, jak długo rodzeństwo pozostaje razem, kocięta często zbijają się w jedną kupkę, jak się wydaje, tyleż dla poczucia bezpieczeństwa, ile dla fizycznego komfortu. Nadal też lgną do swojej matki, kiedy wraca do gniazda, ocierają się łebkami i bokami o jej ciało (pewnie po to, by skłonić ją do położenia się i dopuszczenia młodych do sutek, co ona coraz mniej chętnie czyni, w miarę jak potomstwo podrasta)2.

Niektóre dziko żyjące koty (zwłaszcza niesterylizowane samce) po dorośnięciu stają się samotnikami, a ich kontakt z innymi przedstawicielami własnego gatunku ogranicza się do walk lub parzenia się. Jednakże koty, które dorastały razem, samice i sterylizowane osobniki obu płci, mogą podtrzymywać bliską przyjaźń, co przejawia się wypoczywaniem bok w bok, a często także wzajemnym wylizywaniem się. Czasami tego rodzaju więzy powstają także między dwoma kotami, które poznały się dopiero w wieku dojrzałym. Choć najczęściej dotyczy to zwierząt, które całe życie spędziły razem, to nie brakuje wyjątków od tej reguły – tak już jest z tymi kotami! Kiedy wiejska kotka spotyka się ze swoimi kocimi przyjaciółkami po okresie nieobecności, na przykład po dłuższym patrolowaniu swojego rewiru łowieckiego, zwykle podchodzi do nich z zadartym do góry ogonem (czasem jego koniuszek jest dodatkowo przekrzywiony w bok) i jeśli pozostałe zareagują w ten sam sposób, następuje orgia ocierania się o siebie pyszczkami, całym ciałem, a nawet ogonem. Czasem dwa koty posuwają się przy tym w przeciwnych kierunkach, kiedy indziej robią bok w bok kilka kroków. Bez wątpienia jest to gest wzajemnego zaufania i najwyraźniej wzmacnia on więź między zwierzętami. Często inicjatorem tej czynności jest młodszy lub mniejszy kot, co sugeruje, że rytuał ten wywodzi się ze sposobu, w jaki kocięta witają się z matką. Fizyczny kontakt jest prawie na pewno istotny sam w sobie, lecz jednocześnie na ocierających się o niego towarzyszy nieuchronnie przenoszą się nowe zapachy, które przynosi ze sobą kot wracający z wędrówki. Nie wiemy, czy taki transfer zapachów ma znaczenie dla samych kotów – być może sprzyja to wytwarzaniu się wspólnego „zapachu grupowego”, jak to jest w przypadku niektórych innych drapieżników, na przykład borsuków. Czego możemy być pewni, to tego, że koty witają nas, ludzi, dokładnie w ten sam sposób, zadzierając ogon i ocierając się o nasze nogi. Wydaje się, że w ten sposób akceptują nasze większe rozmiary i fakt, że to nam zawdzięczają pożywienie3. Koty wypoczywające obok siebie często liżą się wzajemnie i chociaż czynność ta pomaga w utrzymaniu czystości trudno dostępnych miejsc ciała, prawie na pewno ma również znaczenie społeczne – wzmacnia łączącą je więź. Może nawet sprzyjać przywróceniu przyjaznych relacji, które z jakiegoś powodu się popsuły, gdyż można zaobserwować, że takie lizanie jest bardziej intensywne w przypadku kotów, między którymi chwilę wcześniej doszło do sprzeczki. Ponadto, inaczej niż przy ocieraniu się, dorosłe koty nie ograniczają się do lizania większych i starszych od siebie, co sugeruje, że jest to raczej wyraz przyjaźni między równymi partnerami. (To prawda, że matka liże swoje kocięta o wiele częściej niż one ją, lecz w tym wypadku chodzi głównie o higienę, a nie o stosunki społeczne). Kiedy głaszczemy kota, często próbuje on ustawić się tak, żebyśmy dotykali jego głowy łącznie z policzkami, otoczenia uszu i grzbietu. Są to najważniejsze obszary, w których koty liżą się nawzajem. Uzasadnione więc jest przypuszczenie, że kot

postrzega głaskanie w tych miejscach za społecznie pożądane, a zatem także przyjemne. Koty domowe wydają się lubić również głaskanie po czubku głowy, zwłaszcza pomiędzy oczami i uszami, gdzie sierść jest rzadsza i gdzie znajduje się skupisko gruczołów zapachowych. Może więc jest coś w koncepcji mówiącej, że w ten sposób zachęcają nas do przejmowania ich osobistego zapachu (niestety, jest to działanie bezcelowe, gdyż nasze niewrażliwe nosy tego zapachu i tak nie potrafią rozpoznać). Większość kotów lubi także drapanie pod brodą i wokół pyska (to kolejny obszar wydzielający zapachy), ale bardzo niewiele jest takich, którym by odpowiadało dotykanie ich u nasady ogona (gdzie też znajdują się gruczoły zapachowe, choć może nie mają one większego znaczenia)4. Są również inne miejsca na ciele, w których koty nie lubią być dotykane. Ich pazury nie tylko są bardzo wrażliwe, lecz ponadto wchodzą w kontakt z innym kotem tylko podczas bójki. Bądź z jednego, bądź z drugiego powodu, a najpewniej z obu naraz, kot zwykle chowa pazury, kiedy próbujemy ich dotknąć. Większość kotów nie lubi też, gdy dotyka się ich ogona (poza rytuałem wzajemnego ocierania się, w którym ogon może brać udział), być może dlatego, że przypomina im to przypadki, kiedy ogon gdzieś uwiązł albo kiedy ktoś próbował zatrzymać uciekającego kota, łapiąc go za ogon (zdecydowanie to odradzamy). Następne miejsce, w które kot nie chce być dotykany, to miękkie podbrzusze, prawdopodobnie dlatego, że leżąc na grzbiecie, czuje się bardziej bezbronny. Niektóre koty tolerują taki dotyk przez krótki czas, ale często potem gwałtownie się wyrywają, nawet używając pazurów, i uciekają. Pod tym względem nie należy mylić kotów z psami, z których wiele uwielbia drapanie po brzuchu. Kotem, który zachowuje spokój, kiedy go dotykamy, łatwiej się opiekować niż takim, który dopuszcza jedynie przelotne drapanie pomiędzy uszami. Regularne czesanie to ważny element opieki i jeśli jest wykonywane prawidłowo, to nie tylko służy zdrowiu kota, lecz także umacnia jego więź z właścicielem. Kot sam usuwa ze swojej sierści martwe włosy, kiedy się wylizuje, czemu sprzyjają specjalne zaczepy na jego języku, ale uzupełniając tę czynność czesaniem, zmniejszamy ilość połykanego przez niego włosia, które mogłoby tworzyć we wnętrznościach zbitki, zapobiegamy powstawaniu kołtunów u kotów długowłosych i usuwamy śmieci, które zwierzę mogło zebrać podczas swoich wędrówek – kurz, pajęczyny, drobne listki lub patyczki. Nawet krótkowłosemu kotu, który nigdy nie wychodzi na dwór i systematycznie się wylizuje, sporadyczne czesanie przynosi korzyść, gdyż przy tej okazji można wykryć u niego pasożyty, rany i choroby skóry. Wiele kotów z natury lubi czesanie i nie potrzebuje specjalnego szkolenia. Inne nie mają nic przeciwko czesaniu okolic głowy, karku i grzbietu, ale już nie tak chętnie godzą się na ruszanie brzucha i łap, a niektóre bronią się przed czesaniem w jakimkolwiek miejscu. Reakcje twojego kota będą zależały przede wszystkim od

jego wcześniejszych doświadczeń z tą czynnością i jego ogólnej tolerancji na dotyk. Jednak każdy kot po odpowiednim treningu może polubić czesanie. Stanie się ono dla niego samo w sobie nagrodą albo nauczy on się je kojarzyć z nagrodą innego rodzaju, taką jak pokarm. Będzie się więc cieszył z czesania, wiedząc, że smaczny kąsek jest już w drodze. Jak by nie było, kiedy kot polubi ten zabieg, będziesz miała doskonałą okazję do spędzenia miłych chwil w jego towarzystwie, a on będzie się mógł przy tobie odprężyć. Czesanie jest w gruncie rzeczy po prostu pewnym rodzajem dotyku, więc zanim jeszcze weźmiemy szczotkę do ręki, dobrze jest najpierw ocenić, w jakim stopniu nasz kot toleruje dotykanie. Początkowo będziemy naśladowali czesanie za pomocą własnych palców, więc przed rozpoczęciem szkolenia radzimy sprawdzić, jak zwierzę znosi dotykanie pyska, czubka głowy i karku. Ponadto, ponieważ koty wylizują się starannie, kiedy są zrelaksowane, warto także poczekać z czesaniem, aż kot się rozluźni, gdyż wtedy najłatwiej zniesie tę czynność. Możesz także użyć kocyka, na którym wcześniej uczyłaś kota relaksowania się (patrz umiejętność nr 6). Szczotki mają rożne kształty i rozmiary i typy. Po raz pierwszy oswajając kota z czesaniem, dobrze jest użyć takiej z miękkimi zębami. To samo dotyczy kotów, które dotąd nie lubiły czesania, oraz tych o szczególnie wrażliwej skórze i krótkiej sierści. Na przykład Herbie był kotem rasy azjatyckiej, pozbawionym podszerstka. Czesałam więc go zawsze miękką szczotką, co wystarczało, by rozgarnąć futro bez podrażnienia skóry. Natomiast Cosmos to kot krótkowłosy z podwójną pokrywą włosową, którego podszerstek staje się szczególnie gęsty zimą. Czeszę go szczotką o metalowych zębach oblanych plastykiem i nawet taką szczotkę muszę mocniej przyciskać niż w przypadku Herbiego. Należy unikać szczotek, których zęby nie są zabezpieczone plastykiem, gdyż mogą zadrapać skórę. Ponadto lepiej w początkowej fazie szkolenia nie używać grzebienia, gdyż ciągnie on za sierść mocniej niż szczotka. Przed zapoznaniem kota ze szczotką warto „naładować” ją jego własnym zapachem, dzięki czemu stykając się z nią po raz pierwszy, potraktuje ją jak coś znajomego, a więc mniej groźnego. Wykorzystaj umiejętność nr 7, by zebrać zapach kota na kawałek tkaniny, a następnie pocieraj nią szczotkę, przy czym kot nie powinien tego widzieć. Dla kociąt idealną pierwszą szczotką będzie miękka szczoteczka do zębów, gdyż nie będzie ich przytłaczać swoim rozmiarem. Krótkie, proste pociągnięcia nią po sierści mogą przypominać kociakowi lizanie przez matkę, więc od samego początku będą budzić pozytywne skojarzenia. Czesząc kota, powinniśmy starać się naśladować ruchy kotów liżących się nawzajem. Niektóre koty potrafią wówczas lizać człowiekowi rękę. Prawdopodobnie w ten sposób odwdzięczają się za czesanie. Zachowanie to jest pozytywnym

sygnałem, pokazującym, że kot ma z tobą dobre relacje i że czesanie jako takie sprawia mu przyjemność. Jeśli kot z natury nie znajduje przyjemności w czesaniu, najlepsze, co możesz zrobić, to nauczyć go, że szczotka penetrująca jego sierść zapowiada otrzymanie nagrody. Jednocześnie powinnaś zadbać o to, żeby kot miał cały czas poczucie panowania nad sytuacją. Z czasem, na zasadzie skojarzenia, prawdopodobnie zacznie lubić i samo czesanie. Najpierw połóż szczotkę na podłodze obok siebie i pozwól kotu ją obejrzeć, jeśli zechce. Jeśli tego nie zrobi, nagradzaj nawet szybkie pociągnięcie nosem lub spojrzenie w jej kierunku (patrz umiejętność nr 1). Pamiętaj, jeśli nagrodą jest pokarm, wystarczą drobne kęsy, ale takie, które kot uzna za wartościowe. Na tym etapie nie chcemy, by szczotka wtargnęła w prywatną przestrzeń kota, co mogłoby wywołać u niego dyskomfort i chęć wycofania się. Powinna znajdować się w bezpiecznej odległości od niego, tak żeby mógł się do niej zbliżyć tylko wtedy, gdy zechce. W ten sposób decyzję o zbadaniu szczotki podejmie sam. Jeśli posłuchasz tej rady, kot będzie czuł się pewniej i szybciej zrobi postępy w nauce.

Przed rozpoczęciem szkolenia Cosmos ma okazję zapoznać się ze szczotką.

Kiedy kot już bez lęku ogląda szczotkę leżącą bez ruchu na podłodze, możesz zaproponować mu zabawę polegającą na podążaniu za szczotką jak za różdżką celu (patrz umiejętność nr 3). Pamiętaj o częstym nagradzaniu i o usuwaniu szczotki z pola widzenia podczas wręczania kotu nagrody, gdyż wtedy nauka będzie

najskuteczniejsza. Dobrze jest chować wtedy szczotkę za plecami. Wygodnym narzędziem będzie przy tym ćwiczeniu strzykawka lub tubka wypełniona pastą mięsną, gdyż można ją trzymać z tyłu wolną ręką, gdy nie jest potrzebna, a we właściwym momencie szybko podsunąć kotu do lizania.

Lizanie ręki jest oznaką, że kot dobrze się czuje przy manipulacjach ze szczotką. Zwróć uwagę, że w tym momencie sierści Cosmosa dotykają tylko palce Sarah, a nie zęby szczotki.

Kiedy już kot zrobi za szczotką kilka kroków, spróbuj potrzymać ją nieruchomo na wysokości jego pyszczka i zobacz, czy nie otrze się o nią spontanicznie pyszczkiem. Jeśli to zrobi, zabierz szczotkę dopiero wtedy, gdy ukończy tę czynność (możesz oznakować jego zachowanie), a następnie wręcz mu nagrodę. Większość przyjacielskich kotów, dla których szczotka jest nowością, dochodzi do tego względnie szybko (po jednej lub dwóch sesjach). Inne jednak będą potrzebować więcej czasu, zanim poczują się dość pewnie, by ocierać się o szczotkę – zwykle dlatego, że miały wcześniej złe doświadczenia związane z czesaniem, które było

bolesne lub nieprzyjemne z powodu skołtunionej sierści albo były podczas niego fizycznie unieruchomione. Nie powinno to być problemem podczas treningu, jak długo będziecie pracowali w rytmie odpowiednim dla kota. Jeśli po kilku sesjach twój kot wciąż nie ociera się z własnej woli o szczotkę, spróbuj podnieść ją na wysokość jego pyszczka, po czym pogłaskać go tam, gdzie lubi, ale wsuniętymi pod szczotkę palcami, a NIE szczotką. Chociaż samo takie głaskanie może już być dla kota nagrodą, dobrze będzie zaraz po jego przerwaniu wynagrodzić go czymś dodatkowo (na przykład smacznym kąskiem), gdyż bliskość nieznajomego przedmiotu – szczotki – może sprawić, że głaskanie będzie dla niego mniej atrakcyjne niż zwykle. Dzięki skojarzeniu twojego działania ze smaczną nagrodą już wkrótce kot powinien w pełni akceptować taką pieszczotę mimo obecności szczotki. Możesz odtąd stopniowo cofać palce dłoni obejmującej szczotkę, tak żeby niektóre jej zęby zetknęły się z sierścią kota. Da mu to okazję do ocierania się o szczotkę. Gdy kot zacznie bez obaw ocierać się o szczotkę, zacznij stopniowo przejeżdżać nią po jego policzkach, czole i karku, w kierunku zgodnym z układem sierści, wykonując powolne, miękkie ruchy. Początkowo wręczaj nagrodę po każdym pociągnięciu, później zacznij wykonywać po kilka ruchów, po czym przerywaj, by nagrodzić kota (jest to technika desensytyzacji z zakresu umiejętności nr 2). Na tym etapie szkolenia idealną nagrodą jest pasta mięsna wyciskana ze strzykawki lub tubki, gdyż można ją szybko dostarczyć, a kot może ją od razu zjeść, co pozwala utrzymać rytm stopniowo wydłużanych serii czesania. Kolejność pojawiania się szczotki i nagrody musi być zawsze ta sama: nagradzaj kota dopiero po usunięciu szczotki z pola widzenia, żeby nauczył się, że szczotka zapowiada nadchodzącą nagrodę (umiejętność nr 5: dotknij – odpuść – nagródź). Gdyby jedno i drugie pojawiło się jednocześnie, mógłby skoncentrować się wyłącznie na pożywieniu. Choć wydawałoby się wtedy, że nie przejmuje się czesaniem, może to po prostu oznaczać, że całkowicie pochłania go jedzenie. Pod nieobecność nagrody mogłoby się okazać, że nie lubi czesania, czyli wcale nie nauczył się, że jest to pozytywne doświadczenie. Tak więc: poczesz go kilka razy – schowaj szczotkę – daj nagrodę – schowaj nagrodę – wróć do czesania i tak w kółko. Jak zawsze pamiętaj, żeby pracować w tempie odpowiadającym kotu. Jeśli w którymś momencie odsunie się lub pojawią się oznaki, że przestał się dobrze czuć lub nadmiernie się pobudził, zrób przerwę i zacznij kolejną sesję, kiedy znowu będzie zrelaksowany. Krótkie i częste sesje są o wiele bardziej skuteczne niż jedna długa. Nie poddawaj się pokusie, by za jednym podejściem wyczesać całą sierść kota. Dla większości kotów będzie to za dużo – kiedy dwa koty wylizują się wzajemnie, dotyczy to tylko wybranych miejsc, a nie całego ciała. Ucz się więc od nich i ograniczaj każdą sesję tylko do niektórych części ciała kota. Dobrze jest zawsze

zaczynać od kilkakrotnego przejechania szczotką po jego policzkach i głowie, gdyż naśladuje to sposób witania się dwóch kotów, jest zatem formą najbardziej akceptowalną z ich punktu widzenia. Wiele krótkich sesji pozwoli ci w sumie wyczesać większą część sierści kota, niż gdybyś próbowała zrobić to wszystko za jednym zamachem. Co więcej, kot będzie miał cały czas poczucie panowania nad sytuacją, więc będzie to dla niego pozytywne doświadczenie. Są oczywiście wyjątki. Niektóre koty po treningu zaczynają uwielbiać czesanie i z chęcią pozwolą ci robić to dłużej niż tylko przez kilka minut. Jeśli masz takiego kota, to rzecz jasna możesz przedłużyć czas czesania.

Delikatnie czeszę Cosmosa.



Po kilku pociągnięciach szczotki Cosmos dostaje pokarm ze strzykawki w nagrodę za spokojne zachowanie podczas czesania.

W miarę postępu treningów przechodź do różnych części ciała kota, w kolejności zgodnej z jego upodobaniami. Na przykład, jeśli dobrze pójdzie z rejonem pyska, można kilka razy pociągnąć szczotką po barkach i wzdłuż grzbietu. Natomiast przejście od razu do brzucha to recepta na katastrofę, gdyż jest to najwrażliwszy obszar i można próbować go czesać dopiero wtedy, gdy kot spokojnie godzi się na czesanie wszystkich innych części ciała. W przypadku niektórych kotów istotną częścią zabiegów pielęgnacyjnych jest przycinanie pazurów. Wprawdzie wiele z nich potrafi utrzymać pazury w idealnym stanie bez niczyjej pomocy, ale te, które nigdy nie wychodzą z domu, oraz starsze i mniej ruchliwe mogą wymagać przycinania ich do odpowiedniej długości. W pierwszym kroku należy nauczyć kota, by czuł się zrelaksowany, gdy leży z wysuniętymi pazurami. Żeby dostać się do pazurów, trzeba łagodnie nacisnąć dwoma palcami na opuszkę łapki kota. Pazur wysunie się wtedy spomiędzy dwóch owłosionych fałd skóry, które normalnie go osłaniają. Kot na ogół chętniej poddaje się temu zabiegowi, kiedy leży spokojnie, zwłaszcza na twoich kolanach, o ile to lubi (pomoże w tym umiejętność nr 6, odprężenie). Będziemy musieli osiągnąć cały szereg pośrednich celów treningowych (patrz ramka poniżej), zanim sięgniemy po cążki. Z tego powodu, nie mówiąc już o tym, że koty są szczególnie uczulone na dotykanie ich łapek, obcinanie pazurów trzeba trenować dłużej niż inne zabiegi higieniczne.

CELE TRENINGOWE PRZYGOTOWUJĄCE KOTA DO PRZYCINANIA PAZURÓW 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13.



Dotykanie przedniej łapki palcem wskazującym Dotykanie przedniej łapki palcem wskazującym i kciukiem (1–2 sekundy) Dłuższe dotykanie przedniej łapki palcem wskazującym i kciukiem (2–5 sekund) Krótkotrwałe odrywanie przedniej łapki od podłogi lub kolan człowieka (1–2 sekundy) Odrywanie przedniej łapki od podłogi lub kolan człowieka (2–5 sekund) Krótkotrwałe podnoszenie przedniej łapki z jej rozprostowaniem (1–2 sekundy) Podnoszenie przedniej łapki z jej rozprostowaniem (2–5 sekundy) Krótkotrwały lekki nacisk na opuszkę palca podniesionej łapki (1–2 sekundy) Krótkotrwały lekki nacisk na opuszkę palca podniesionej i rozprostowanej łapki (1–2 sekundy) Dłuższy nacisk na opuszkę palca podniesionej łapki (2–5 sekund) Dłuższy nacisk na opuszkę palca podniesionej i rozprostowanej łapki (2–5 sekund) Krótkotrwały nacisk na opuszkę palca z wysunięciem pazura (1–2 sekundy) Dłuższy nacisk na opuszkę palca z wysunięciem pazura (2–5 sekund)

Cosmos uczy się, że cążki nie grożą żadnymi negatywnymi konsekwencjami.



Sarah odsuwa cążki od łapki Cosmosa i nagradza go pokarmem, używając szczypiec.

Przycinanie pazurów to zadanie, przy którym dobrze się sprawdza nagroda w postaci pasty mięsnej wyciskanej z tubki. Należy przy tym przestrzegać sekwencji: dotyk – wycofanie dotyku – wręczenie nagrody – czas dla kota na jedzenie –  usunięcie dystrybutora nagrody (strzykawki lub tubki) – wznowienie dotyku. Zabawki i zabawa nie są w tym wypadku przydatne w roli nagrody, gdyż chcemy, żeby kot był spokojny i rozluźniony, a już na pewno nie chcemy go zachęcać do wymachiwania łapami. Ile powtórzeń będzie trzeba dla osiągnięcia każdego z celów, jak szybko będzie można przechodzić do każdego kolejnego celu i ile czasu trzeba go ćwiczyć – wszystko zależy od konkretnego kota (1–2 sekundy i 2–5 sekund to tylko sugestie). Decyzje podejmuj na podstawie obserwacji zachowania kota, stopnia jego zaangażowania i rozluźnienia. W ciągu całego procesu kot powinien być spokojny i odprężony.

Herbie uczy się, że łagodny nacisk na opuszkę palca w celu wysunięcia pazura zapowiada zbliżający się poczęstunek.

Kiedy kot już potrafi całkowicie się odprężyć, mimo że wszystkie pazury u jednej z jego łapek są wysunięte, możesz wprowadzić do gry cążki do pazurów. Gdyby twój kot miał uprzednio z nimi negatywne doświadczenia, to warto użyć cążków, które wyglądają inaczej (i najlepiej nowych, żeby nie nosiły zapachowych śladów wcześniejszego użycia). Podobnie jak to było ze szczotką, zacznij od pokazania kotu cążków leżących w pobliżu, ale poza jego prywatną przestrzenią. Pozwól mu się zbliżyć i obejrzeć je. Możesz go za to wynagrodzić. Następnie stopniowo przysuwaj cążki, aż lekko dotkną kociego pazura (na tym etapie powinny być zamknięte). Zanim naprawdę użyjesz cążków do przycinania pazurów, dobrze, żeby kot przyzwyczaił się do wydawanego przez nie dźwięku, gdyż inaczej może go to zaniepokoić lub wystraszyć. Przy tym treningu podstawą są desensytyzacja i kontrwarunkowanie (umiejętność nr 2): musisz oswoić swojego kota najpierw z widokiem, a następnie z odgłosem cążków, zanim ich naprawdę użyjesz. Cięcie suchego spaghetti lub innego makaronu daje dźwięk podobny jak obcinanie pazurów. Pozwól, by kot to usłyszał, najpierw z pewnej odległości, żeby się nie wystraszył. Po każdej próbie wręcz mu nagrodę, żeby nauczył się, że odgłosy cięcia cążkami zwiastują zbliżający się smakołyk. Dzięki takiemu treningowi – to przykład warunkowania klasycznego – kot będzie postrzegał dźwięk cążków jako coś pozytywnego. O tym, że przyswoił sobie tę naukę, przekonasz się, kiedy po usłyszeniu tego dźwięku zacznie zwracać się w twoją stronę, dając do zrozumienia, że oczekuje pokarmu – niektóre koty wtedy miauczą, inne mruczą, jeszcze inne kręcą się

w kółko lub po prostu wpatrują się w ciebie. Z początku tę część szkolenia prowadź oddzielnie od treningu dotykania pazurów. Kiedy kot oswoi się z obydwoma tymi elementami (dotykiem i dźwiękiem), można je połączyć, posuwając się małymi krokami. Ćwicz „udawane” przycinanie, polegające na tym, że przyciskasz opuszkę palca kota cążkami, ale ich nie otwierasz Wykonując trzy lub cztery takie ruchy przed każdym prawdziwym cięciem (każde cięcie, udawane czy prawdziwe, musi być nagrodzone), podtrzymujesz związek między cążkami a jadalną nagrodą. Najlepiej, żeby w przypadku prawdziwego cięcia nagroda była większa lub lepszej jakości – na przykład większa porcja pasty wyciśniętej z tubki albo taka sama ilość jak zwykle plus kawałek suchej karmy. Nie stawiaj sobie za cel obcięcia kotu wszystkich pazurów za jednym razem. Kieruj się jego zachowaniem. Jeśli w ciągu jednej sesji kot zaakceptuje przycięcie tylko jednego pazura, nie uważaj tego za niepowodzenie. Kilka krótkich sesji w ciągu kilku dni i szczęśliwy kot są o wiele lepsze niż próba załatwienia wszystkiego za jednym zamachem i bardzo nieszczęśliwy kot. Jeśli nie jesteś pewna, jak przycinać kocie pazury albo jak dużą ich część usuwać, zwróć się o radę do specjalisty. Nigdy nie wiesz z góry, kiedy zajdzie potrzeba podawania kotu lekarstwa. Niektóre leki, przeciw pchłom czy robakom, aplikuje się regularnie w celach profilaktycznych, ale zdarzają się również sytuacje nieplanowane, w przypadku choroby lub urazu. Zażywanie leku nie musi być stresem dla ciebie i kota, jeśli przygotujesz go do tego zawczasu za pomocą prostego treningu, który należy powtarzać dość często, żeby kot o nim nie zapomniał. Mogłabyś zapytać, dlaczego masz tracić czas na szkolenie, skoro możesz po prostu ukryć pigułkę w pokarmie albo przytrzymać kota siłą, dopóki jej nie połknie. Te sztuczki działają jednak tylko na krótką metę. Wkrótce kot się połapie i będzie zjadał pokarm, a wypluwał lekarstwo (to świetny przykład, jak szybko koty potrafią się uczyć w razie potrzeby). Jeśli zaś będziesz kota przytrzymywać, to będzie się wyrywał coraz gwałtowniej. Co więcej, zbyt często uczymy kota, jak przyjmować lekarstwa, dopiero wtedy, kiedy jest chory, więc już i tak w jakimś stopniu czuje się źle i cierpi. Twoje działania (i całe leczenie) skojarzą mu się więc z dolegliwościami. Dobrze jest więc zacząć szkolenie, kiedy jest zdrowy i można go przekonać, że leczenie wiąże się z czymś pozytywnym. Jeśli dzięki zabawie nauczy się akceptować lekarstwa, ta umiejętność przyda mu się na całe życie. Niektóre lekarstwa podawane doustnie mają postać płynu lub proszku, więc można je wygodnie podawać za pomocą strzykawki. Również niektóre kapsułki można otworzyć, zmieszać ich zawartość z pokarmem i użyć strzykawki. Radzimy jednak przed takimi manipulacjami skonsultować się z weterynarzem. Ponieważ przy wielu wcześniejszych ćwiczeniach używaliśmy nagród w postaci

pokarmu podawanego przez strzykawkę lub na łyżeczce, kotu powinno się to kojarzyć pozytywnie. Wybierając żywność, z którą zmieszamy lekarstwo, należy wziąć coś o silnym smaku, żeby zagłuszyło smak leku. Zacznij od kilkukrotnego zaoferowania kotu strzykawki lub łyżeczki z „czystym” przysmakiem, a dopiero potem dodaj do niego lekarstwo. Postępuj tak samo przed każdą kolejną dozą leku, żeby nie zniszczyć w umyśle kota skojarzenia strzykawki lub łyżeczki z czymś wyjątkowo smacznym. Jeśli używasz strzykawki, pamiętaj, żeby nie naciskać tłoczka zbyt szybko i nie robić tego w chwili, gdy kot zlizuje pokarm – przyciśnij lekko przez jedną lub dwie sekundy, żeby odrobina zawartości wydostała się z końcówki, a potem podsuń to kotu, pozwalając mu lizać w jego własnym tempie. Kiedy już oswoi się z tą procedurą, możesz bardzo powoli wyciskać jedzenie, podczas gdy on wciąż liże (ale rób to ostrożnie, żeby nie spłoszyć kota). Sesja powinna być krótka i ma się zakończyć, kiedy kot ma jeszcze ochotę na więcej, a nie dlatego, że stracił zainteresowanie pokarmem i sam odszedł. Zdarza się, że kot zaczyna lizać strzykawkę lub łyżeczkę, ale potem odmawia dalszego jedzenia. Może to wynikać z tego, że wyczuł smak lekarstwa. Nawet jeśli nie jest on szczególnie odrażający, prawdopodobnie wystarczająco zmienia smak zwykłej karmy, by zniechęcić kota. Radą na to może być wręczanie kotu dodatkowej nagrody po każdym liźnięciu. Powinno to być coś smaczniejszego, jak odrobina ryby czy kurczaka, albo cokolwiek, co kot szczególnie ceni – zabawa lub pieszczota. Pamiętaj, że niektórym kotom sprawiają przyjemność zainteresowanie i pochwały ze strony człowieka. W czasie sesji należy je ograniczać do kilku sekund po tym, jak kot spożył porcję pokarmu zmieszanego z lekarstwem. Po wprowadzeniu nagrody za lizanie strzykawki lub łyżeczki możesz stopniowo zwiększać ilość pokarmu, którą kot musi zjeść, żeby zasłużyć na tę nagrodę. Po kilkakrotnym podsunięciu mu strzykawki lub łyżeczki i wręczeniu zaraz potem nagrody kot nauczy się, że lizanie prowadzi do czegoś naprawdę przyjemnego. Jeśli lekarz stwierdzi, że lekarstwa nie można rozkruszyć i zmieszać z półpłynnym pożywieniem, zwierzak będzie musiał zaakceptować pigułkę w całości. Jest to coś, czego koty z natury nie lubią, ale za pomocą kilku prostych ćwiczeń przeprowadzonych zawczasu i najlepiej nie wtedy, kiedy zwierzę już choruje, możesz osiągnąć tyle, że nie będzie to dla niego aż tak przykre doświadczenie. Wybierz chwilę, kiedy kot jest odprężony i wypoczęty – możesz pomóc mu w osiągnięciu tego stanu za pomocą kocyka relaksacyjnego.

JAK SIĘ UPEWNIĆ, ŻE KOCYK RELAKSACYJNY WCIĄŻ KOJARZY SIĘ KOTU Z ODPRĘŻENIEM Im częściej używasz kocyka relaksacyjnego (umiejętność nr 6) przy różnych zadaniach treningowych –  na przykład ucząc kota przyjmowania leków – tym większe prawdopodobieństwo, że przestanie on

kojarzyć się kotu z odprężeniem, ponieważ w początkowej fazie każdego treningu zwierzę może odczuwać pewien dyskomfort. Ważne jest więc, żeby nadal przyuczać kota do rozluźniania się na tym kocyku w czasie, kiedy nie jest wykorzystywany do czegoś innego – to pozwoli utrzymać jego pozytywne oddziaływanie. Przypomnij sobie, że kształtowanie takiej postawy polega na nagradzaniu kolejnych przybliżeń do celu, do którego zmierzamy. W tym wypadku celem jest pełny relaks. Będziemy więc nagradzali wszelkie zmiany w postawie wskazujące, że kot zamierza ułożyć się na kocyku, by odpocząć, a także każde zachowanie świadczące, że czuje się swobodnie. Jeśli nauczysz kota, żeby odprężał się na kocyku, ale następnie za każdym razem, gdy się na nim znajdzie, będziesz stawiał przed nim kolejne, być może niepokojące zadanie, w końcu przestanie kojarzyć kocyk z odprężeniem. Należy więc pomyśleć o regularnych sesjach z nagradzaniem kota za relaks, żeby kocyk odzyskał swoje uspokajające działanie.

Zaczynamy od objęcia dłonią głowy kota tak, żeby palec wskazujący i kciuk znalazły się na przeciwnych końcach jego górnej wargi. Jest to niezbędne, by zmusić kota do otwarcia pyska i przyjęcia pigułki. To, jak szybko uda się osiągnąć ten cel i ile pośrednich celów będziesz sobie musiała stawiać, zależy od tego, czy twój kot łatwo znosi dotyk. Jeśli za nim nie przepada, pierwszym krokiem może być zwykłe dotykanie czubka głowy kota i nagradzanie go, gdy zachowa przy tym spokój. Jeśli natomiast wiesz, że dotykanie głowy sprawia kotu przyjemność, dobrym pierwszym celem będzie doprowadzenie do tego, by akceptował obejmowanie dłonią górnej jej części. Kiedy już kot będzie się dobrze czuł z twoją dłonią na głowie, następny krok polega na nauczeniu go, by bez oporu pozwalał ci łagodnie dotykać palcami drugiej dłoni jego dolnej szczęki. Dla większości kotów jest to nowe doświaczenie, więc ważne jest, by działać powoli i ostrożnie, lecz stanowczo. Jeśli zwierzę wyczuje u ciebie brak pewności, może się wyrwać i uciec. Obficie wynagradzaj go za każde przyzwolenie na dotyk. Jeśli się opiera, daj mu czas, żeby uspokoił się przed następną próbą. Kolejny cel to nauczenie kota, żeby pod wpływem tego dotyku opuszczał dolną szczękę. Jeśli to uczyni, choćby w najmniejszym stopniu, bądź gotowa z nagrodą. Większość kotów niechętnie otwiera pysk na żądanie – można to przełamać dzięki regularnemu ćwiczeniu rozłożonemu na krótkie sesje (na początek każda powinna obejmować jedno lub dwa dotknięcia szczęki) i stosowaniu bardzo atrakcyjnych dla kota nagród. Jeśli poczujesz, że szczęka kota rozluźnia się pod dotykiem, użyj obu rąk, by otworzyć ją choć na ułamek sekundy, potem puść kota i wręcz mu nagrodę. Pracuj nad tym przez kilka sesji, aż będziesz mogła trzymać kota z otwartym pyskiem przez sekundę lub dwie. Koty generalnie nie lubią otwierać go na długo, więc chodzi o to, żeby proces trwał jak najkrócej i był odbierany możliwie pozytywnie.

Herbie uczy się tolerować przytrzymywanie go za głowę w ramach przygotowania do przyjmowania tabletek.

Jeśli kot będzie próbował się oddalić, pozwól mu na to. Prawdopodobnie oczekiwałaś od niego zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. W następnej sesji treningowej radzimy dać mu nieco łatwiejsze zadanie. Teraz z kolei powinnaś poćwiczyć chwilowe przytrzymywanie kociego pyska w pozycji zamkniętej. Zapewne kot zamknie go sam z siebie, gdy tylko zniknie nacisk zmuszający go do otwarcia, ale musisz to robić po podaniu tabletki, żeby łatwiej ją przełknął. Pamiętaj, zmierzaj do celu małymi krokami. Ostatni krok to skłonienie kota, by zaakceptował tabletkę. Kiedy już bez oporu otwiera pysk na kilka sekund, ujmij lekarstwo palcem wskazującym i kciukiem tej ręki, która poprzednio służyła do opuszczania szczęki (dolną szczękę możesz przy tym przytrzymać środkowym palcem). Przyjmijcie pozycję, która będzie wygodna dla ciebie i kota. Nie próbuj jeszcze wkładać mu tabletki do pyska, ćwiczcie tylko jego otwieranie jak poprzednio, z tym że teraz będziesz trzymać tabletkę. Choć tobie to nie robi wielkiej różnicy, kot może mieć inne zdanie.

Herbie uczy się zachowywać spokój, kiedy otwiera mu się pysk.

Kiedy już kot zachowuje spokój, gdy widzi tabletkę trzymaną tuż przed nim, spróbuj włożyć mu ją do pyska, po czym delikatnie go zamknij, jak to ćwiczyłaś wcześniej. Cała sztuka polega w tym, żeby umieścić tabletkę najgłębiej, jak się da. Lekarstwo może kotu nie smakować, więc będzie próbował wypchnąć je językiem i wypluć. Im głębiej je wepchniemy, tym większa szansa, że je połknie; dobrze jest popchnąć tabletkę palcem wskazującym. Jak tylko poczujesz, że kot ją łyknął, wzmocnij to zachowanie wyjątkowo cenną nagrodą. Użyj czegoś bardzo smacznego, a zarazem o mokrej konsystencji, takiego jak mięso w sosie, gdyż ten rodzaj pokarmu zachęca kota do szybkiego przełykania, dzięki czemu tabletka nie uwięźnie mu w gardle. Możesz też pogłaskać lub podrapać kota po podgardlu (pod warunkiem, że to lubi), co również wspomaga przełykanie. Gdy kotu uda się wypluć tabletkę, mimo wszystko należy mu się nagroda za to, że otworzył i zamknął pysk zgodnie z twoimi oczekiwaniami. Zachowaj spokój i bądź cierpliwa, bo na nagły lub gwałtowny ruch zwierzę może zareagować niechęcią i będzie trudno skłonić je w przyszłości do powtórzenia procedury. Nie podejmuj od razu kolejnej próby, daj kotu trochę czasu, by się odprężył, i spróbuj ponownie, gdy będzie spokojny.

Herbie rozkoszuje się drapaniem pod brodą w nagrodę za przyjęcie tabletki. Pomaga to przy okazji w jej przełknięciu.



Pasta mięsna wyciskana ze strzykawki służy jako cenna nagroda, a zarazem zachęta do przełykania po przyjęciu tabletki.

Lekarstwa dla kotów miewają także postać kropli (do oczu i uszu) oraz płynów wcieranych w kark. Zasady przygotowania kota do dobrowolnego przyjmowania tych specyfików są takie same jak w wypadku tabletek.

Herbie ze spokojem przyjmuje kontakt z szyjką butelki.

Przede wszystkim trzeba rozłożyć cel, do którego zmierzamy, na szereg małych, kolejnych kroków. Zaczynamy od symulowanego podawania lekarstwa (desensytyzacja, część umiejętności nr 2) i nagradzamy kota za akceptowanie tego zabiegu bez lęku (kontrwarunkowanie). Kotom nie należy aplikować leków, jeśli ich nie potrzebują (więc podczas treningu nie można używać prawdziwego lekarstwa), ale możemy ćwiczyć każdy inny krok prowadzący do celu i uczyć kota, że wiążą się z tym nagrody. Kolejne kroki będą obejmowały unieruchomienie kota w określonej pozycji (w przypadku kropli do oczu – z otwartymi powiekami; w przypadku kropli do uszu – z wlotem ucha skierowanym ku górze; w przypadku płynów działających zewnętrznie – z rozgarniętą sierścią na karku) oraz doświadczanie przez niego nowych wrażeń (na przykład przy wcieraniu lekarstwa w kark płyn wchodzi w bezpośredni kontakt ze skórą – możemy symulować to za pomocą odrobiny wody). Pamiętaj, żeby pozwolić kotu na zbadanie przedmiotu służącego do podawania lekarstwa, zanim dotkniesz nim jego ciała lub przysuniesz go blisko niego (umiejętność nr 1). Obejrzenie i obwąchanie pojemnika zawierającego lekarstwo daje kotu do pewnego stopnia poczucie panowania nad sytuacją. Następnie umieść pojemnik w takiej pozycji, jak przy aplikowaniu lekarstwa, i daj kotu nagrodę, jeśli się na to zgodzi. Dzięki temu zwierzę dużo łatwiej zniesie rzeczywiste zastosowanie lekarstwa, kiedy zajdzie taka potrzeba. Pozytywne doświadczenia z tego rodzaju ćwiczeń powinny zwiększyć u kota zaufanie i tolerancję dla prawdziwych zabiegów leczniczych. Ostatecznie nasze

treningi związane z opieką zdrowotną – a właściwie wszelkie treningi – nie zmierzają do tego, by kot był posłuszny i spełniał każde nasze żądanie. Szkolimy go, żeby dobrowolnie z nami współpracował i ufał nam, kiedy poddajemy go nowym doświadczeniom. Zawsze powinniśmy pamiętać o jego ograniczeniach i dopasowywać swoje oczekiwania do tych ram, a nie wymagać lub oczekiwać zbyt wiele, bo to sprawi, że my pozostaniemy z poczuciem klęski i bezsilności, a kot –  z lękiem, niepokojem i frustracją. Klucz do powodzenia wszelkich zabiegów związanych ze zdrowiem polega więc na rozbiciu każdego zadania na drobne, łatwe do osiągnięcia kroki. Dzięki temu kot nie będzie się niepokoił. Poszczególne aspekty celu treningowego można wydzielić w osobne podzadania i ćwiczyć je oddzielnie, a dopiero potem połączyć w całość. Na przykład możesz niezależnie pracować nad widokiem, odgłosem i wrażeniem dotyku jakiegoś przyrządu i dopiero gdy kot oswoi się osobno z każdym z nich, wprowadzić wszystkie trzy naraz. Nastaw się na kilka krótkich sesji w miesiącu. Zwlekanie z treningiem do czasu, aż procedura zdrowotna stanie się nie do uniknięcia, zwiększy tylko presję na szybki sukces i będziesz skłonna przechodzić do kolejnych celów treningu zbyt prędko, po zbyt małej liczbie powtórzeń. Niestety, negatywne skojarzenie powstaje łatwiej niż pozytywne, więc cierpliwość i dużo ćwiczeń to podstawa. Od czasu do czasu nie da się uniknąć negatywnych doświadczeń, ale jeśli zadbasz o to, by tych pozytywnych zawsze było o wiele więcej, przykre doznania nie zmienią na dłuższą metę stosunku kota do ciebie. Pracując ostrożnie, ale systematycznie, dostosowując tempo ćwiczeń do indywidualnych możliwości kota, przekonasz się, że taka filozofia treningu pozwoli twojemu zwierzęciu przywyknąć do wszelkich zabiegów higienicznych i zdrowotnych, od prozaicznego czesania do procedur specjalistycznych w rodzaju zastrzyków insuliny w przypadku cukrzycy i używania inhalatora przy astmie, i czuć się pewnie, kiedy jest im poddawany. Trening ten stworzy również solidną podstawę dla szkolenia, którym zajmiemy się w następnym rozdziale – pozwalającego rozszerzyć doświadczenia domowej opieki zdrowotnej na gabinet weterynaryjny.

Uciekać, walczyć czy znieruchomieć? Koty źle znoszą stres (zwłaszcza podczas wizyty u weterynarza) Kot, który znalazł się w kłopocie, polega na swoich instynktach. Niestety, to, co on uważa za kłopot, bywa niekiedy czymś, co robimy dla jego dobra. Przykładem, który najbardziej przemówi do wszystkich właścicieli kotów, jest wizyta w gabinecie weterynarza. Dla kota, który nie został w żaden sposób przeszkolony, może to być jedno z najokropniejszych doświadczeń w życiu. Nie tylko musi się pogodzić z zamknięciem w transporterze i jazdą samochodem. Potem następuje jeszcze oczekiwanie w hałaśliwym pomieszczeniu pełnym ludzi, kotów, psów, a może i innych zwierząt, nieznanych mu, a przy obecnym stanie jego umysłu postrzeganych jako zagrożenie. W takiej sytuacji zdecydowanie obniża się próg zdolności kota do tolerowania nieoczekiwanych zjawisk. Zainteresowanie ze strony obcych ludzi lub zwierząt będzie przez niego niemile widziane. Nawet zaś jeśli nikt się nim samym nie zainteresuje, stały ruch wokół jego koszyka transportowego w połączeniu z niemożliwością odsunięcia się na większą odległość wzbudzi w nim rosnący niepokój. Po wejściu do gabinetu kot nagle ma okazję opuścić transporter. Jednak zderzony z otwartą przestrzenią stołu konsultacyjnego, który oczywiście wydziela nieznane zapachy, zapewne odpychające ze względu na stosowanie środków dezynfekcyjnych (pamiętajmy, że węch kota jest wielokrotnie czulszy od naszego), kot zwykle ocenia, że najbezpieczniejsze, co może uczynić, to pozostać w transporterze – praktycznie zastygnąć bez ruchu. W dodatku przy stole stoi lekarz, który może być dla kota postacią przerażającą, i to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, kot może go nie znać, a nieznane osoby, szczególnie spotykane w nowym miejscu, budzą w tych zwierzętach lęk. Po drugie, jeśli kot już był u tego weterynarza, to wspomnienia z wcześniejszych wizyt, podczas których doznawał bólu lub dyskomfortu, mogły wytworzyć w jego umyśle negatywne skojarzenia dotyczące wszystkich weterynarzy. Jak by nie było, nieszczęsny kot będzie teraz bardzo ostrożny i na granicy

wytrzymałości psychicznej. Jeśli sam nie wyjdzie z transportera, lekarz wyciągnie go siłą. Nawet jeśli uczyni to delikatnie, utrata fizycznej kontroli nad swoim ciałem i brak możliwości ukrycia się zwiększy jeszcze u zwierzaka poczucie bezsilności –  jego stres dojdzie do szczytu. Podczas oględzin będzie sztywny ze strachu albo będzie desperacko walczył o możliwość schronienia się w transporterze bądź pod meblami. Nawet koty nielubiące swojego koszyka transportowego mogą nagle uznać go za najlepszą kryjówkę w obliczu nieznanych lub nieprzyjemnych procedur weterynaryjnych. Problem ten mógłby się nie pojawić, gdybyśmy mieli jakiś sposób na uświadomienie kotu, że wizyta u lekarza będzie miała dla niego dobroczynne konsekwencje – albo natychmiast (w postaci opatrzenia rany czy wyleczenia choroby), albo w przyszłości (gdy idzie o szczepienie ochronne). Kot żyje jednak wyłącznie teraźniejszością i zasada „pocierp teraz, a skorzystasz później” znajduje się poza zasięgiem jego pojmowania (w końcu nawet wielu ludzi nie potrafi zachować się racjonalnie, gdy staje przed takim dylematem). Żądanie, by instynktownie okazywał nam więcej zaufania, jest zatem bezowocne i z zasadniczych powodów bezproduktywne. O wiele lepiej będzie dla kota – a na dłuższą metę także dla nas –  jeśli nauczy się, że pewne sytuacje, do których jest uprzedzony, w rzeczywistości są nieszkodliwe, a nawet mogą być umiarkowanie przyjemne. Droga do tego wiedzie oczywiście przez trening, najpierw redukujący bodźce, których źródłem jest lekarz, jego dotyk, jego działania i używane przez niego narzędzia, do poziomu znośnego dla kota, a następnie wytwarzający skojarzenia tych bodźców z przyjemnymi konsekwencjami – chodzi więc o desensytyzację i kontrwarunkowanie (umiejętność nr 2). Inaczej niż psy, koty w chwili zagrożenia odwołują się do podstawowego zestawu instynktownych reakcji. Pies, który jest zwierzęciem wybitnie społecznym, zwykle oczekuje od swojego pana, że ten będzie go bronił. Czasami potrafi schować się za innym psem, ale zasada pozostaje ta sama. Kot natomiast odziedziczył po swych dzikich przodkach silne poczucie niezależności, a ponieważ przodkowie ci mieli licznych wrogów – z człowiekiem włącznie – współczesne koty w większości skłonne są uciekać od wszystkiego, co postrzegają jako zagrożenie. W kategoriach ewolucyjnych jest zrozumiałe, dlaczego większość kotów zdaje się zbyt intensywnie reagować na nowe dla nich sytuacje, obiekty i istoty żywe. Dzikie koty reagujące na setki fałszywych alarmów tracą przez to czas, który mogłyby przeznaczyć na polowanie, ale za każdym razem, gdy alarm przemija, mogą kontynuować zwykły tryb życia w miejscu, w którym go przerwały. Natomiast osobnik, który choć raz zlekceważył prawdziwe niebezpieczeństwo, nie będzie miał do tego drugiej okazji. Koty domowe z czasem przywykają do pewnych rzeczy, takich jak dzwonek telefonu, które nie niosą ze sobą żadnych istotnych konsekwencji, ale jeśli poczują

niebezpieczeństwo, mogą wybrać inną drogę –zareagować nawet przesadnie (przypomnijmy, że to zjawisko zwane jest sensytyzacją). Tak więc kotu, który ma złe wspomnienia z poprzedniej wizyty u weterynarza (z powodu odczuwanego wtedy bólu, lęku lub jednego i drugiego), trudno się będzie oswoić z tą sytuacją i może naprawdę się na nią uczulić. Następne wizyty będą dla niego stresujące, nawet jeśli nie będą związane z bólem. Kot ucieka od niebezpieczeństwa, tak samo jak mysz ucieka przed kotem. Czasami wyczucie „niebezpieczeństwa” jest czysto instynktowne – na przykład przy pierwszym spotkaniu z dużym i wrogo nastawionym do kotów psem. Kiedy indziej kot czuje się zagrożony za sprawą czegoś wyuczonego – powiedzmy, że na przykład użycie stetoskopu podczas wcześniejszych badań u weterynarza nie było dla niego przyjemne. W obu przypadkach reakcja kota jest prosta i typowa – zwiększyć dystans między sobą a źródłem problemu. Co kot uczyni następnie, to zależy po części od cech jego osobowości, a po części od tego, jak silne w jego przekonaniu jest zagrożenie. W skrajnym wypadku wyrwie się z rąk weterynarza, wskoczy do najbliższej dostępnej kryjówki (często jest nią koszyk transportowy) i nie będzie chciał z niej wyjść. Inna skrajna reakcja kota może polegać na tym, że odbiegnie na drugi koniec stołu, by znaleźć się w bezpiecznej odległości od rzekomego niebezpieczeństwa, po czym będzie stamtąd czujnie obserwował sytuację, gotowy do dalszej ucieczki1. Czasem kot czuje, że ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem, choćby dlatego, że jego swoboda ruchów jest ograniczona, co często zdarza się podczas oględzin lekarskich, albo dlatego, że nie widać w pobliżu bezpiecznego miejsca, do którego można by uciec. Może wtedy stawić czoło niebezpieczeństwu, parskając, sycząc i plując, a nawet atakując zębami i pazurami. U kotów, które w przeszłości często miały poczucie zagrożenia, taki wybuch agresji może być nawet pierwszą reakcją, a uciekają one tylko wtedy, gdy otrzymają bolesną nauczkę. Takie koty nie są lubiane w klinikach weterynaryjnych! Trzeba jednak pamiętać, że źródłem tej agresji jest lęk (czasem też frustracja z powodu niemożliwości ucieczki), a nie złość – a już na pewno nie złośliwość. Trzecia opcja, jaką może wybrać każde zwierzę w niebezpieczeństwie, to znieruchomienie. Przypuszczalnie kot, który zastyga bez ruchu, liczy na oszukanie „wroga”, który go nie zauważy, a przynajmniej uzna za coś nieszkodliwego. Niektóre ssaki wyspecjalizowały się w tego typu reakcjach: króliki na przykład, stając oko w oko z drapieżnikiem, potrafią „udawać umarlaka”, jeśli ocenią, że ucieczka byłaby daremna. Mają nadzieję, że zdezorientują napastnika, który na chwilę odwróci od nich uwagę, dając im tym samym okazję do ucieczki. U kotów domowych bezruch w sytuacji zagrożenia występuje rzadziej, a kiedy się przydarza, jest zwykle uważany

za reakcję na ciągły stres. Taka pozorna niezdolność do ruchu często jest określana jako wyuczona bezradność (patrz ramka poniżej). Na przykład niektóre koty nienawidzą być zamknięte w klatce, ale kiedy przekonują się, że nie ma sposobu, by tego uniknąć, bo były zamykane wielokrotnie lub na dłuższy czas, na przykład na kilka dni lub tygodni po hospitalizacji, przechodzą w tryb wyuczonej bezradności. Kot w tym stanie może się przypadkowemu obserwatorowi wydawać rozluźniony, ale w rzeczywistości jest od tego jak najdalszy. Sprawą kluczową jest zatem wyczulenie na subtelności kociej mowy ciała. Jednym z podstawowych sygnałów pozwalających rozróżnić prawdziwe i pozorne rozluźnienie leżącego kota jest położenie jego przednich łapek. Naprawdę zrelaksowany kot wsuwa łapki pod pierś, przekręcając je tak, że podeszwy nie mają kontaktu z podłożem, albo rozkłada je na boki. Kot będący w napięciu „wypoczywa” z przednimi łapkami wyciągniętymi przed siebie, przy czym podeszwy wszystkich czterech łap wspierają się na ziemi, co pozwala momentalnie poderwać się do biegu. Chronicznie zestresowane koty potrafią nawet przymykać oczy, co sprawia wrażenie, że „drzemią”, ale drgające uszy, napięte mięśnie i zaciśnięte powieki zdradzają, że w rzeczywistości zachowują czujność. Co więcej, kiedy podchodzimy do takiego zestresowanego kota, można zaobserwować, że jego ciało jeszcze ściślej przywiera do podłoża, skrywając łapy przed naszym wzrokiem. Oczy i źrenice rozszerzają się albo powieki zaciskają jeszcze mocniej, głowa opuszcza się niżej i wtula w barki, uszy kładą się po sobie, a ogon szczelnie przywiera do ciała. Taki kot robi wszystko, co w jego mocy, żeby uniknąć fizycznego kontaktu ze zbliżającą się osobą. Niezależnie od tego, jaka będzie reakcja, w ciągu paru sekund od stwierdzenia niebezpieczeństwa serce kota zaczyna bić szybciej i poziom adrenaliny (epinefryny) w jego krwiobiegu wzrasta. Wiemy, że ten hormon wzmaga odczuwanie lęku i stymuluje tworzenie się negatywnych skojarzeń. Nie jest to więc dobry moment na rozpoczynanie czy nawet kontynuację szkolenia2. Wątpliwe, by zestresowany kot, niezależnie od tego, czy stres jest chwilowy, czy chroniczny, nauczył się czegoś użytecznego. Bardziej prawdopodobne, że nauczy się tego, co pomaga mu doraźnie w zredukowaniu lęku – a więc ucieczki, znieruchomienia lub agresji. Żadna z tych reakcji nie jest dla niego na dłuższą metę korzystna, a zwłaszcza nie przyczynia się do dobrych relacji z właścicielem. Należy więc zwrócić uwagę na cztery sprawy: 1.

2.

Nigdy nie próbuj trenować kota, który niedawno przeżył stres. Jego uwaga jest wciąż skoncentrowana na tym, co uważa za zagrożenie (realne lub wyimaginowane), a nie na zadaniu treningowym. Aby pomóc kotu uporać się ze stresem, zapewnij mu spokojne miejsce, w którym może się ukryć.

3. 4.

Kiedy jego stres zmniejszy się na tyle, że będzie można wznowić trening, poznasz to po tym, że kot dobrowolnie opuści swoją kryjówkę. Najlepszym sposobem na zredukowanie, a następnie wyeliminowanie lęków kota związanych z pozornymi, a nie rzeczywistymi zagrożeniami – takimi jak obecność w gabinecie weterynarza, zapach szpitalnej klatki albo ograniczenie ruchów podczas oględzin lekarskich – jest szkolenie z wykorzystaniem nagród.

STRES SZKODZI KOTU – CZY TO PRAWDA? Słowa „stres” używamy dla określania doświadczanego przez nas umysłowego bądź emocjonalnego napięcia. Czy koty przeżywają coś podobnego? Nie możemy zbadać emocjonalnego świata kotów od wewnątrz, ale wiemy na pewno, że są one zdolne do przeżywania czegoś zbliżonego do niepokoju (nieokreślonego lęku), a także bardziej jednoznacznego (i oczywistego) strachu przed czymś znajdującym się tuż przed nimi. Co więcej, nowsze badania wykazały, że koty doznają również frustracji – kolejnej formy stresu – kiedy coś, czego pożądają, jest nieosiągalne lub ich oczekiwania nie zostają spełnione. Staje się też coraz bardziej jasne, że pod wpływem przedłużającego się stresu kot nie tylko może zacząć dziwnie się zachowywać, lecz także mogą się u niego rozwinąć schorzenia takie jak zapalenie pęcherza moczowego i zapalenie skóry3. Narzuca się więc pytanie: skoro stres jest tak szkodliwy – dla nas, dla kotów i innych ssaków –  dlaczego nie wyeliminował go mechanizm ewolucji? Odpowiedź brzmi: stres jest w istocie niezbędny do przeżycia, a w problem zamienia się dopiero wtedy, kiedy staje się zjawiskiem ciągłym. Niestety, warunki życia w naszym zatłoczonym świecie powodują coraz większe rozprzestrzenienie stresu u kotów (a także u innych zwierząt domowych i ludzi). Reakcja stresowa jest skutecznym mechanizmem w przypadku rzeczywistego zagrożenia. Zastanawianie się, „jak bardzo to jest niebezpieczne i czy w ogóle jest niebezpieczne”, może opóźnić reakcję o jedną czy dwie kluczowe sekundy i skończyć się tragicznie. Dlatego większość zwierząt (z ludźmi włącznie) polega na wrodzonym zestawie reakcji, które odsuwają zagrożenie na tyle, by można było spokojnie ocenić sytuację. Nasze – i kocie – organizmy dysponują dwoma różnymi mechanizmami reagowania na niebezpieczeństwo. Gdy tylko spostrzeżemy zagrożenie, uaktywnia się podwzgórze, struktura zlokalizowana u podstawy mózgu, co powoduje wydzielenie z gruczołów nadnercza adrenaliny (epinefryny). Hormon ten przygotowuje organizm do stawienia czoła bezpośredniemu niebezpieczeństwu: akcja serca przyspiesza, oddech staje się szybszy i głębszy, do mięśni trafia więcej tlenu i energii – wszystko to ma zwiększyć szanse na ratującą życie ucieczkę lub pokonanie wroga w walce, gdy ucieczka jest niemożliwa. Jeśli stan zagrożenia przeciąga się lub powtarza (na przykład kot został uwięziony lub się zgubił), uaktywnia się drugi system, uwalniający do krwi inny hormon – kortyzol. Przyspiesza on zasilanie krwi glukozą, zmniejsza zmęczenie, a także redukuje opuchliznę po urazach. Wstrzymywane są drugorzędne procesy, takie jak trawienie pokarmu, które wracają do normy dopiero po ustaniu zagrożenia i ustabilizowaniu się poziomu kortyzolu we krwi4. Wszystko to w oczywisty sposób powinno pomóc każdemu zwierzęciu – nas nie wyłączając –  w prawidłowym reagowaniu na nagłe, ale przemijające niebezpieczeństwo. Poważne problemy pojawiają się jednak, jeśli zagrożenie trwa dłużej. Wydzielany do krwiobiegu w nadmiernej ilości kortyzol zaczyna blokować układ immunologiczny, czyniąc kota bardziej podatnym na infekcje, nie wspominając o chorobach autoimmunologicznych. Koty w rozmaity sposób przejawiają stan chronicznego stresu. Niektóre stają się wtedy szczególnie aktywne, nieustannie kręcą się po domu i miauczą; inne są wycofane i na pozór przestają reagować na

bodźce. Które z tych zachowań wystąpi, to zależy od osobnika, od tego, jak postrzega kontekst, w którym się znajduje, i tego, czy doznaje niepokoju, lęku czy frustracji. Pomaganie kotu cierpiącemu na chroniczny stres wymaga czegoś więcej niż zwykły trening, pozostaje więc poza zakresem tej książki5.

Na szczęście dla większości domowych kotów wizyty u weterynarza nie muszą być pełne niepokoju i lęku. W związku ze wzrostem naszej wiedzy o kotach w ostatnich latach pojawiają się działania zmierzające do zmiany sposobu postępowania z kotami w praktyce weterynaryjnej i programy służące poprawie samopoczucia zwierząt. Jednym z przykładów jest zestaw zasad o nazwie Cat Friendly Practice Scheme (schemat przyjaznego postępowania z kotami). Choćby jednak weterynarz traktował kota nawet najbardziej przyjaźnie, trening przygotowujący go do wizyty w gabinecie pomoże zwierzęciu znosić zabiegi zdrowotne w możliwie bezstresowy sposób. Im łatwiej kot znosi manipulacje lekarza, tym mniej siły trzeba używać, na przykład by utrzymać go bez ruchu – a to wielka korzyść, bo trzymanie wyrywającego się kota jest przykre i dla niego, i dla personelu przychodni, a dla właściciela widok przerażonego pupila jest trudny do zniesienia. Co więcej, jeśli kota nie trzeba siłą unieruchamiać, weterynarz może przyjąć, że jego negatywne reakcje podczas badania są związane z bólem lub dyskomfortem wywołanymi przez uraz czy chorobę, a nie wynikają z jego niepokoju, lęku bądź frustracji. Jego diagnoza będzie więc trafniejsza6. Nietrudno zauważyć, że zagadnienie wizyty u weterynarza obejmuje wiele podstawowych umiejętności i ćwiczeń, o których była mowa w poprzednich rozdziałach (takich jak poznawanie nowych ludzi, wchodzenie do transportera i podróżowanie w nim, dotykanie przez ciebie i nieznajomych, zabiegi zdrowotne). Zanim więc rozpoczniesz trening przygotowujący do oględzin lekarskich, kot powinien wcześniej opanować wszystkie te umiejętności. Stworzy to solidne podstawy, pozwalające nauczyć kota, że nie powinien się obawiać tej wizyty. Nigdy dość przypominania, że koty nie uczą się skutecznie, kiedy są w stresie. Usunięcie lub osłabienie jak największej ilości bodźców, które sprawiają, że w gabinecie weterynarza kot przeżywa stres, znakomicie ułatwi ci szkolenie. Chociaż na wiele z tych czynników nie możesz mieć wpływu, ważne jest ich rozpoznanie, dzięki czemu będziesz mogła wybrać najdogodniejszą dla ciebie i kota przychodnię oraz uczynić najlepszy użytek z dostępnych tam usług. Ograniczenie do minimum kontaktu z innymi zwierzętami w poczekalni uchroni kota przed pogłębieniem stresu, którego i tak już doznaje. Można uniknąć styczności z psami, wybierając klinikę przeznaczoną wyłącznie dla kotów lub prosząc o udostępnienie pomieszczenia, w którym nie będzie psów. Jeśli nie masz takich

możliwości, usiądź z kotem w najspokojniejszym miejscu poczekalni albo nawet spytaj recepcjonisty, czy nie mogłabyś poczekać w samochodzie i przyjść na wezwanie telefoniczne, kiedy będzie twoja kolej.

CECHY PRZYJAZNEJ KOTOM KLINIKI WETERYNARYJNEJ Poczekalnia Wydzielone pomieszczenie dla kotów Cała klinika tylko dla kotów Stoły do ustawiania transporterów dla kotów Odosobnione miejsce na transportery Recepcja z miejscem do ustawiania transportera Przygotowane przysmaki dla kotów Gabinet lekarski Odrębny gabinet do przyjmowania kotów Niezbyt śliska powierzchnia stołu konsultacyjnego Badanie kota pozostającego w dolnej części transportera Dostępne ręczniki do osłaniania kota podczas badania Przygotowane przysmaki dla kotów Łagodne i delikatne obchodzenie się całego personelu z kotem Szpital Osobne pomieszczenia tylko dla kotów Klatki umieszczone powyżej poziomu podłogi Zasłonięte miejsca w klatkach

Kot czuje się bezpiecznie, kiedy przebywa powyżej podłoża, więc lepiej postawić transporter na przeznaczonej do tego półce lub stole, a w wypadku ich braku na własnych kolanach, nie zaś na podłodze. Podobnie zwierzak ma większe poczucie bezpieczeństwa, gdy jest choć częściowo zasłonięty, więc weź coś dobrze mu znanego, na przykład jego kocyk, i narzuć na transporter, tak żeby kot sam mógł zdecydować, czy pozostanie na widoku, czy też się skryje. Zwiększając jego subiektywne poczucie bezpieczeństwa i ograniczając kontakt z innymi zwierzętami, ułatwiasz mu zachowanie spokoju. Najlepszy jednak sposób na to, by kot nie odczuwał lęku w poczekalni, polega na zapoznaniu go z tym pomieszczeniem w bardziej sprzyjających okolicznościach. Stworzenie banku pozytywnych wspomnień pomoże zwierzęciu postrzegać kolejne wizyty jako wolne od zagrożeń. Im więcej przeżyje miłych doświadczeń, tym lepsze zabezpieczenie na wypadek negatywnych. Możesz mu je zapewnić, prosząc

recepcjonistę, żeby pozwolił ci posiedzieć trochę z kotem w poczekalni w okresie małego ruchu – dzięki temu zwierzę zapozna się z tym pomieszczeniem w chwili, gdy mniej jest w nim rzeczy, których się lęka, i nauczy się, że pobyt tam nie pociąga za sobą automatycznie (czyli nie zapowiada) przykrych przeżyć. Jeśli chcesz stworzyć kotu okazję do zbudowania pozytywnych skojarzeń, musisz zadbać o to, żeby cały czas czuł się komfortowo, i nagradzać go, gdy pozostaje w tym stanie emocjonalnym. Ponieważ znajduje się wewnątrz transportera, trudno stosować nagrody związane z kontaktem fizycznym, takie jak głaskanie – co najwyżej można podrapać go pod brodą, wkładając palce przez kratę wejścia. Natomiast łatwo mu podsunąć nagrody jadalne, a także dać okazję do zabawy – na przykład zabawką na różdżce wsuwaną do środka. Pierwsza taka wizyta zapoznawcza w poczekalni nie powinna trwać dłużej niż parę minut – to czas wystarczający, by kot mógł rozejrzeć się po otoczeniu, a dostatecznie krótki, by zachował spokój i poczucie panowania nad sytuacją. Kolejne wizyty mogą być dłuższe, jeśli tylko kot jest wciąż spokojny i rozluźniony. Ile takich wizyt będzie potrzeba, żeby kot wyrobił sobie pozytywne wyobrażenie o poczekalni, to zależy od jego cech indywidualnych. Pewnemu siebie i towarzyskiemu kociakowi, który nie miał wcześniej doświadczeń z kliniką weterynaryjną (a przynajmniej doświadczeń negatywnych), może wystarczyć jedna lub dwie wizyty. Kot bardziej płochliwy i mający złe wspomnienia związane z weterynarzem może natomiast potrzebować większej liczby takich odwiedzin, zanim negatywne skojarzenia zostaną zastąpione pozytywnymi. W tym przypadku pierwsze wizyty powinny być naprawdę krótkie i więcej czasu będzie potrzeba, zanim kot poczuje się na tyle pewnie, by można je było wydłużyć. Najlepiej więc zaczynać trening z jak najmłodszym pupilem. Weterynarze mile widzą pewne siebie, beztroskie zwierzę zamiast typowego kota, przerażonego i gotowego bronić się zębami i pazurami. Pomysł, by zawczasu wyrobić u kota pozytywne skojarzenia z poczekalnią, można rozbudować, zapewniając mu jak najwięcej przyjemnych kontaktów z personelem lecznicy. Możesz na przykład poprosić recepcjonistkę, żeby podała kotu przez drzwiczki transportera jakiś przysmak. Dzięki temu jakieś mniej przyjemne spotkanie (na przykład przy okazji szczepienia) nie zepsuje kotu pozytywnego obrazu tego miejsca. Większość ludzi, co zrozumiałe, zabiera kota do weterynarza tylko wtedy, gdy coś z nim jest nie w porządku albo trzeba przeprowadzić jakiś zabieg profilaktyczny w rodzaju szczepienia. Skoro dla większości kotów są to jedyne doświadczenia związane z lekarzem i przeważnie wiąże się z nimi dyskomfort lub ból, nietrudno zrozumieć, dlaczego zaczynają się bać takich wizyt – zawsze towarzyszy im nieprzyjemne przeżycie. Bardziej dalekowzroczni weterynarze powinni pomagać w uspokojeniu kota podczas oczekiwania na zabieg. Wielu z nich powierza obecnie podstawowe badanie

pielęgniarce, która obchodzi się z kotem delikatnie, proponuje zabawę i poczęstunek, dzięki czemu zwierzę ma okazję do wytworzenia sobie pozytywnych skojarzeń. Niektórzy nawet oferują wizyty zapoznawcze, podczas których w ogóle nie bada się kota, tylko pozwala mu się samodzielnie penetrować gabinet i obcować z personelem, w trakcie nagradzając go poczęstunkiem, zabawą i głaskaniem (jeśli kot sobie tego życzy). Tego rodzaju praktyka znajduje zastosowanie przede wszystkim w przypadku kociąt, żeby pozytywne skojarzenia powstawały u nich w możliwie młodym wieku. Nie krępuj się jednak poprosić swojego lekarza, żeby dopuścił do niej także twojego dorosłego kota, jeśli potrzebuje treningu opartego na tych założeniach. Lekarz powinien docenić twoje aktywne dążenia do ułatwienia życia kotu, nie mówiąc o tym, że również jego praca będzie łatwiejsza, jeśli zwierzę nauczy się spokojnie poddawać oględzinom i zabiegom7.

Herbie oswaja się z badaniem zębów – co zaczyna się od delikatnego rozsunięcia warg.

Oprócz przygotowania kota na wizyty w lecznicy weterynaryjnej dobrze jest już w domu przyzwyczaić go do czynności naśladujących zabiegi lekarskie. Można na przykład nauczyć go, że lustrowanie jego oczu, uszu, skóry i zębów zapowiada nadchodzącą nagrodę. Można także ćwiczyć utrzymywanie kota w pozycji stojącej,

co często jest potrzebne weterynarzowi, i chociaż lepiej nie obmacywać mu brzucha – pozostawmy to specjaliście – to pomożemy zwierzęciu oswoić się z dotykaniem go w tym rejonie ciała. Jeśli nauczymy kota w spokojnym, wolnym od pośpiechu i stresu środowisku domowym, że tego rodzaju zabiegi zapowiadają nagrodę, zwiększy to znacznie jego tolerancję dla prawdziwych oględzin lekarskich. Zabiegi te nie będą już dla niego czymś całkowicie nowym ani potencjalnie groźnym, lecz znajomym i obiecującym. Jedyna różnica będzie polegała na tym, że badanie u weterynarza odbywa się w bardziej niepokojącym otoczeniu. I tu właśnie przydadzą się wizyty zapoznawcze, znakomicie obniżające u kota poczucie zagrożenia. Co prawda nie zawsze możesz liczyć na to, że badanie przeprowadzi ten sam lekarz, z którym kot miał wcześniej do czynienia i którego kojarzy pozytywnie, ale wcześniejsze szkolenie, podczas którego uczyłaś kota, że goście w domu wiążą się z przyjemnością, może również w tym przypadku zmniejszyć jego niepokój. Fikcyjne badanie w domu można przeprowadzać na kocyku relaksacyjnym (umiejętność nr 6) umieszczonym w dolnej części koszyka transportowego. W takim miejscu kot będzie odprężony i rozluźniony (o ile przeprowadziłaś szkolenie opisane w rozdziale 7), a więc w idealnym stanie emocjonalnym. Co więcej, jeśli później poprosisz weterynarza, żeby również przeprowadził badanie w otwartym transporterze, zamiast na gładkiej powierzchni stołu, twój kot zyska dodatkowe poczucie bezpieczeństwa. Aby przyzwyczaić kota do badania zębów i wnętrza pyska, zacznij od drapania go pod brodą i po policzkach – w miejscach, w które koty lubią być dotykane. Następnie delikatnie zawiń jego wargę, po czym cofnij dłoń i podaj mu nagrodę w sposób opisany przy umiejętności nr 5 (w rozdziale 3). Powtórz to kilka razy, początkowo jedynie dotykając górnej wargi kota; później pociągnij ją do góry, żeby odsłonić górny kieł. Jeśli musisz przy tym przytrzymać głowę kota drugą ręką, zacznij od jednoczesnego dotykania wargi i głowy. Pamiętaj, delikatne traktowanie i posuwanie się do przodu małymi krokami, którym towarzyszą nagrody, to najlepsza droga do powodzenia treningu. Jeśli w którymkolwiek momencie ćwiczeń kot wyraża mową ciała niezadowolenie (przyciska ciało do ziemi, kładzie uszy po sobie, odwraca głowę) lub rosnące pobudzenie (na przykład rozszerzają mu się źrenice, porusza ogonem), to natychmiast przerwij. Kot daje ci do zrozumienia, że nie podoba mu się ta czynność, a więc posunęłaś się trochę za daleko. Poczekaj, aż będzie zrelaksowany, i zacznij od początku. Po kilku krótkich sesjach spróbuj dotrzeć do punktu, w którym będziesz mogła odsunąć od siebie górną i dolną kocią wargę, żeby obejrzeć przednie zęby, a także odciągnąć kąciki pyska w celu odsłonięcia zębów tylnych – tylko na sekundę lub dwie. Stosując te same metody, postaraj się doprowadzić do tego, że kotu będzie

się pozytywnie kojarzyło również dotykanie i odwracanie uszu w celu obejrzenia ich wnętrza, przytrzymywanie rozwartych szeroko powiek przy badaniu oczu, przeczesywanie palcami futra pod włos, by odsłonić skórę, i wsuwanie dłoni pod brzuch, by utrzymać go w pozycji stojącej. Co więcej, przyuczenie kota, by w zamian za nagrodę akceptował delikatne pociągnięcia za skórę na brzuchu, pomoże mu w przyszłości lepiej znosić obmacywanie przez lekarza. Kiedy już kot będzie zachowywał spokój przy tego rodzaju zabiegach, bardzo ważne jest, by nie za każdym razem otrzymywał nagrodę (patrz umiejętność nr 8). Utrwali to pożądaną reakcję, a ponadto zachęci kota, by zachowywał spokojną postawę również wtedy, gdy manipulacje są niezbędne, a nie można go od razu nagrodzić – na przykład wtedy, gdy weterynarz zalecił, by przed zabiegiem kot nie przyjmował żadnych pokarmów, albo kiedy zwierzę czuje się tak źle, że nie ma ochoty na zabawę. Co więcej, ponieważ zabiegi weterynaryjne są prawdopodobnie jednym z największych wyzwań stających przed kotem, to bardzo ważną sprawą jest wypracowanie sygnału dającego mu do zrozumienia, że sesja treningowa jest skończona (patrz umiejętność nr 9) i zwierzę nie musi już siedzieć spokojnie, lecz może wrócić do swoich codziennych spraw. Pamiętaj, ten trening nie może być wydarzeniem nadzwyczajnym – powinnaś włączyć go w codzienny rozkład zajęć. Przeprowadzaj krótkie sesje o różnych porach dnia, kiedy kot ma ochotę na twoje towarzystwo. Wybieraj chwile, kiedy jest zrelaksowany i zadowolony, chętny do zabawy, a otoczenie jest ciche i spokojne. Kiedy już dobrze wychodzą wam te zabiegi, poproś kogoś z rodziny lub przyjaciół, kogo kot lubi, by powtórzył ćwiczenia. Dzięki temu nauczy się tolerować takie traktowanie, także kiedy czyni to inna osoba, i wszelkie manipulacje lekarskie zaczną mu się kojarzyć z nagrodami. Upewnij się jednak, czy twój pomocnik dobrze zrozumiał sens umiejętności nr 5 (dotknij – odpuść – nagródź) –dotyk zwiastuje kotu nagrodę tylko wtedy, gdy nagroda przychodzi, kiedy dotyk już ustał. W przypadku gdy wręczenie nagrody bezpośrednio po zakończeniu manipulacji jest niemożliwe, wykorzystaj umiejętność nr 4, znakowanie zachowania. Ja na przykład, zanim zacznę z moimi kotami ćwiczenia związane z dotykiem, zawsze przypominam im, że słowo „dobrze” idzie w parze z poczęstunkiem, i sprawdzam, czy nadal je w ten sposób kojarzą. Mogę później użyć tego słowa, kiedy mam ręce zajęte przy kocie i potrzebuję kilku dodatkowych sekund, by sięgnąć po przysmak. Podczas badania weterynaryjnego mogą być używane różnego rodzaju instrumenty, dla kota obce, a więc potencjalnie budzące w nim lęk. My wiemy, że termometr służy do mierzenia temperatury, stetoskop pozwala słyszeć bicie serca, a wata służy do usuwania niepotrzebnego płynu, ale koty nie mają najmniejszego pojęcia o przeznaczeniu i działaniu wszystkich tych rzeczy – a tym bardziej o tym, że służą ich dobru. Fizyczny kontakt z nimi, często w nietypowych punktach ciała, może

być nie tylko zaskakujący, lecz także niepokojący dla kota, który nie przeszedł wcześniej odpowiedniego szkolenia. Wata to nie problem, ale stetoskopy i termometry nie są typowym sprzętem domowym. Czasem więc podczas treningu trzeba wykazać się wyobraźnią i zastąpić instrumenty lekarskie czymś znalezionym w domu, dającym podobne wrażenia zmysłowe (podobnym w dotyku, podobnie wyglądającym, pachnącym i dźwięczącym; to część procesu desensytyzacji, czyli umiejętności nr 2). Na przykład metalowa łyżka może udawać pewne właściwości stetoskopu – jest okrągłym, zimnym przedmiotem, który można płasko przyłożyć kotu do piersi. Podobnie jak przy ćwiczeniach dotykowych, zacznij trening, kiedy kot leży odprężony na swoim kocyku relaksacyjnym, w transporterze, z którego zdjęto górną część. Połóż łyżkę na podłodze przed kotem i pozwól mu ją obejrzeć – zapewne zacznie od obwąchania. Wynagradzaj wszelkie pozytywne zainteresowanie łyżką (umiejętność nr 1). Jeśli zachowanie kota wskazuje, że bliskość łyżki nie wzbudza w nim niepokoju, podnieś ją i przyłóż na sekundę do jego klatki piersiowej, potem cofnij ją i wręcz kotu nagrodę, jeśli zachował spokój. Na początku zadbaj o to, żeby łyżka miała temperaturę pokojową, bo jeśli jest zimna, kot mniej chętnie będzie znosił jej dotyk. Jeśli przejawi niepokój, po prostu pozostaw mu więcej czasu na oswojenie się z łyżką leżącą na podłodze i nagradzaj jego spokojny stosunek do niej, nawet jeśli będzie to tylko o przelotne spojrzenie w jej kierunku.

Sarah podtrzymuje Herbiego w pozycji stojącej, przykładając mu do klatki piersiowej łyżkę udającą stetoskop.

Zdecydowanie odradzamy próby imitowania domowymi sposobami procedur wymagających wsuwania pewnych przedmiotów w głąb ciała kota, takich jak termometr czy próbnik ze światłem do badania kanału ucha – takie czynności powinien wykonywać wyłącznie specjalista. Jednak przy mierzeniu temperatury kot często jest przytrzymywany w pozycji stojącej z ogonem podniesionym do góry, żeby można było wsunąć mu termometr do odbytu. Choć więc nie da się naśladować wszystkich zabiegów w domu, możesz przynajmniej pomyśleć o tym, w jakiej pozycji kot będzie przy nich unieruchomiony, i zastanowić się, czy nie warto z nim tego przećwiczyć. Miejmy nadzieję, że to ci się uda, zanim kot będzie naprawdę musiał pojechać do weterynarza.

Batman, kociak szkolony przez Sarah, dobrowolnie wychodzi z transportera.



Batman otrzymuje przysmak w nagrodę za to, że zdecydował się opuścić transporter.

Kiedy wejdziesz do gabinetu lekarskiego, otwórz drzwiczki transportera i poczekaj chwilę, żeby zobaczyć, czy kot czuje się dość pewnie, by dobrowolnie wyjść na zewnątrz. Jeśli tak, wzmocnij to zachowanie odpowiednią nagrodą. Przysmak lub pieszczota będą w tym wypadku lepsze niż zabawa, gdyż kot będzie poddawany zabiegom i lepiej, żeby nie był pobudzony, o co łatwo przy zabawie. Ważne jest, by nagradzać tylko samodzielne ruchy kota zmierzające do opuszczenia transportera (umiejętność nr 1). To nie to samo, co użycie nagród jako przynęty (umiejętność nr 3), by wywabić go ze środka. Chociaż przynęta może zadziałać, to na niej skupi się cała uwaga kota i będzie on zbyt zaabsorbowany, by zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół. Dopiero gdy przynęta zniknie i kot pozostanie sam na stole

konsultacyjnym, będzie miał czas, by rozejrzeć się po otoczeniu. Jeśli wtedy uzna, że sytuacja jest niepokojąca, prawdopodobnie w panice schowa się na powrót w transporterze. Natomiast kot, który oceni sytuację, z własnej woli zdecyduje się wyjść na zewnątrz i zostanie za to wynagrodzony, będzie skłonny powtarzać w przyszłości to zachowanie. Wiele kotów nie ma dość pewności siebie, żeby wyjść z koszyka transportowego. W takim wypadku najlepiej poprosić weterynarza, żeby przeprowadził badanie na zwierzęciu pozostającym na swoim kocyku relaksacyjnym w dolnej części transportera (pod warunkiem, że przeprowadzono wcześniej szkolenie z użyciem umiejętności nr 6). W ten sposób kot nie będzie musiał opuszczać miejsca, w którym czuje się bezpiecznie, a dzięki ściankom transportera będzie się czuł mniej widoczny. Gdy kot jest szczególnie lękliwy, dobrze będzie okryć go na czas badania ręcznikiem, odsłaniając tylko części ciała poddawane oględzinom, co zapobiegnie narastaniu stresu i upewni kota, że jego bezpieczeństwo nie jest zagrożone.

Sarah unosi fałdę skóry na karku Herbiego, przygotowując go na zastrzyki.

Spokojne znoszenie zastrzyków to życiowa umiejętność, którą każdy kot powinien posiadać. I ponownie, chociaż nie możemy ćwiczyć z nim zastrzyków w domu, to możemy nauczyć go, że ten specyficzny rodzaj traktowania nie jest czymś, czego należy się bać. Zastrzyki robione są przeważnie albo w fałdę skóry na karku, albo –  w niektórych szpitalach – w tylną łapkę bądź ogon. W większości przypadków kot jest przy tym trzymany w pozycji stojącej lub w przysiadzie. Kiedy celem jest kark, jedną ręką odciąga się nieco pokrywającą go luźną skórę, a czasem, w zależności od charakteru kota, drugą ręką chwyta się go za głowę lub tułów. Gdy daje się zastrzyk w łapę lub ogon, kotu na ogół pozwala się przyjąć pozycję dla niego najwygodniejszą (stojącą lub siedzącą) i trzyma się go z przodu i z tyłu. Jak przy każdym innym treningu i tutaj końcowy cel należy rozbić na małe kroki i każdy z nich kot powinien skojarzyć sobie z nagrodą. Na przykład unieruchomienie w pozycji stojącej lub siedzącej trzeba ćwiczyć osobno i dopiero gdy kot poczuje się pewnie, można dodać delikatne odciąganie skóry na karku. Kiedy i przy tej manipulacji zwierzę zachowuje spokój i dobre samopoczucie, przytrzymujemy go za głowę lub tułów, a na koniec palcem wskazującym lub końcówką długopisu naciskamy lekko miejsce na skórze, w które będzie się w przyszłości wbijać igła strzykawki. Zastrzyk trwa zaledwie kilka sekund, ale jeśli kot jest wystraszony, ten czas wystarczy, żeby w jego umyśle wytworzyło się negatywne skojarzenie, na tyle silne, że będzie się bał każdej kolejnej wizyty u weterynarza. Praktykując te ćwiczenia w codziennym życiu, nawet przez parę minut dziennie, wytworzymy u kota całkiem silną odporność na prawdziwy zabieg, kiedy będzie konieczny ze względów zdrowotnych. Jeśli zdarzy się tak, że twojego kota czeka w najbliższym czasie wizyta u weterynarza, a nie doprowadziłaś do końca domowych ćwiczeń przygotowujących go na badanie lub niezbędne procedury lecznicze, możesz zastosować technikę odwracania uwagi. Dzięki temu nie będzie to dla kota doświadczenie aż tak bardzo negatywne i uchroni wyniki twojej dotychczasowej pracy szkoleniowej przed zaprzepaszczeniem. Technika ta nie powinna zastępować treningu prowadzonego zgodnie z zasadą dotknij – odpuść – nagródź (umiejętność nr 5) i zasadą małych kroków (umiejętność nr 2). To tylko doraźne remedium na nieprzewidzianą wizytę u weterynarza, kiedy szkolenie nie jest jeszcze ukończone. Odwracanie uwagi polega na ciągłym podsuwaniu kotu smacznego pokarmu. W tym celu przygotowujemy półpłynną mięsną pastę i umieszczamy ją w strzykawce, tubce albo małym lejku, co pozwala dostarczać zwierzęciu ciągły, ale wątły strumień pożywienia. Możesz użyć tego jako przynęty, żeby kot przyjął potrzebną przy badaniu pozycję (na przykład siedzącą lub stojącą) – to umiejętność nr 3. Podczas gdy kot je, możesz go dotknąć w miejscu, w którym lubi być dotykany, po czym ostrożnie

przesunąć rękę do miejsca wymagającego interwencji lekarskiej. Pokarm powinien być na tyle wysokiej jakości, żeby zwierzę wciąż chciało więcej, a co za tym idzie, nie zmieniło pozycji pomimo przeprowadzanych manipulacji. Stały dopływ pokarmu jest dla kota tak atrakcyjny, że przesłania wszelkie pozytywne skojarzenia pomiędzy tymi manipulacjami a jedzeniem, więc trudniej mu nauczyć się, że zabiegi jako takie nie są niczym złym. Dlatego radzimy nie polegać na tej metodzie przy wszystkich kontaktach z weterynarzem, lecz stosować ją wyłącznie w przypadku wizyt nieoczekiwanych i pilnych, kiedy nie ma czasu na ukończenie treningu w domu. Aby przejść od techniki odwracania uwagi do nagradzania za dotyk (umiejętność nr 5), musisz tylko stopniowo zacząć wycofywać pokarm podczas manipulacji, a dostarczać go natychmiast po jej zakończeniu. W końcu będziesz mogła pokazywać kotu strzykawkę napełnioną jedzeniem dopiero po zabiegu. Żywność nie będzie już służyła do odwracania uwagi, lecz jako narzędzie, dzięki któremu kot nauczy się, że dotykanie go w określony sposób przynosi pozytywne rezultaty, więc warto się temu poddać. Możesz też oczywiście przejść do innych rodzajów jadalnych nagród, takich jak drobne kawałki gotowanego kurczaka lub gotowa karma. Przeszkolenie kota w taki sposób, by nie stresowały go wizyty u weterynarza, przynosi liczne korzyści. Wizyty te mają zasadnicze znaczenie dla utrzymania kota w najlepszym zdrowiu, lecz on o tym nie wie, a ty nie powinnaś sądzić, że to, co zdarzy się w przychodni, nie będzie miało wpływu na to, co dzieje się poza nią. Możesz zlekceważyć walkę, którą kot stoczył podczas badania, lekarz może uznać to za swoje naturalne ryzyko zawodowe, ale zwierzę nie zapomina tak łatwo. Szczęśliwie przygotowujący do tego trening można w znacznej części przeprowadzić w domu. Ponadto wybierając przychodnię weterynaryjną, w której dba się o zminimalizowanie stresu pacjentów i stosuje przyjazne metody obchodzenia się z kotami, możesz nauczyć swojego pupila, że wizyta u lekarza może być równie przyjemna co smaczny posiłek. Niezależnie od tego, jakie problemy zdrowotne przydarzą się kotu w przyszłości, będzie umiał zachowywać spokój w obliczu interwencji weterynarza. Większa część tego rozdziału skupiała się na technice szkolenia kota, by zachowywał się spokojnie podczas procedur weterynaryjnych. Z reguły wymagają one tylko krótkotrwałego dotykania jego ciała. W pewnych okolicznościach kot musi się jednak pogodzić z długotrwałym kontaktem fizycznym z pewnymi przedmiotami – na przykład z szelkami. Trzeba wówczas nauczyć go nie tyle zachowywania spokoju, ile normalnego poruszania się pomimo poczucia, że ma na sobie coś dziwnego. Kiedy przywołujemy kota z podwórka, chcielibyśmy nie tylko, żeby do nas przyszedł, lecz także, by zrobił to szybko! Takie zagadnienia będą tematem następnego rozdziału, w którym przedstawimy ćwiczenia pozwalające kotu

bezpiecznie wychodzić poza dom.

Kot na wolności Wielki świat za drzwiami Co jest lepsze dla kota: spędzić całe życie w ścianach domu czy też móc przynajmniej raz na jakiś czas wychodzić na zewnątrz? Ten dylemat wciąż porusza umysły na całym świecie. Trzymanie kotów za zamkniętymi drzwiami jest popularne w wielu miejskich rejonach Stanów Zjednoczonych oraz w niektórych częściach Australii. Natomiast w Wielkiej Brytanii i kontynentalnej Europie, zwłaszcza na terenach słabiej zurbanizowanych, koty często mogą opuszczać dom, albo korzystając ze specjalnej kociej klapki, albo po prostu wypuszczane i wpuszczane z powrotem przez człowieka. Spór o to, która sytuacja życiowa jest dla kota korzystniejsza, wynika po części z tego, że każda z nich ma swoje zalety i wady, a to, które z nich przeważają w oczach właściciela kota, w znaczniej mierze zależy od jego własnej sytuacji życiowej. Jeśli należysz do osób, które uważają, że kot zasługuje na nieco swobody, by mógł chadzać własnymi ścieżkami, odpowiedni trening pozwoli ograniczyć pewne niebezpieczeństwa wiążące się z pobytem poza domem1. Dlaczego przebywanie na zewnątrz miałoby być takie ważne dla kota? Są trzy główne przyczyny, dla których kot może czuć do tego pociąg. Pierwsza to chęć poszukiwania partnera płci przeciwnej do parzenia się – to nie odnosi się do większości współczesnych kotów domowych, które są sterylizowane. Druga to upodobanie do polowania. Chociaż zdawałoby się, że koty mają do tego silną motywację, okazuje się, że tylko nieliczne osobniki polują choćby z umiarkowanym powodzeniem. Dobrze odżywiony kot domowy zwykle robi to bez większego przekonania i w sposób zdecydowanie nieskuteczny, a wiele z kotów w ogóle nie okazuje większego zainteresowania łowami. Uzasadnione byłoby więc pytanie, dlaczego współczesne koty domowe miałyby w ogóle odczuwać potrzebę wychodzenia na dwór. A jednak nie ulega wątpliwości, że wiele z nich, jeśli da się im okazję, spędza znaczną ilość czasu na świeżym powietrzu. Musimy więc znaleźć trzecie wyjaśnienie – najbardziej przekonujące brzmi, że chodzi o instynktowną potrzebę posiadania terytorium, obszaru, który kot dobrze zna i który uważa za swoją

własność. Co więcej, gdy spojrzymy na to z perspektywy dobrostanu kota, pobyt poza domem wiąże się dla niego z licznymi atrakcjami – możliwością szybkiego biegania, wspinania się na drzewa, wygrzewania się na słońcu, tarzania w trawie oraz penetrowania i badania całego otoczenia2. Kot to zwierzę bardzo ciekawskie i lubiące przeszukiwać teren. Chociaż łatwo zlekceważyć to zachowanie jako trywialne i nieistotne, wiemy dziś, że gromadzenie informacji jest biologicznym imperatywem, szczególnie u zwierząt tak inteligentnych jak koty. W przypadku kotów domowych nie decyduje to może o szansach przeżycia, ale naturalnie było bardzo ważne dla ich dzikich przodków, wyspecjalizowanych drapieżników, których byt zależał od umiejętności przewidywania chociażby tego, gdzie najłatwiej znaleźć odpowiednią zdobycz. Niewątpliwie część niezbędnej wiedzy dzikie koty zdobywały bezpośrednio podczas polowania, na przykład zapamiętując miejsca, w których łowy były szczególnie pomyślne. Przez cały czas jednak przyswajały bardziej ogólną informację o swoich terenach łowieckich, po prostu zauważając i zapamiętując przydatne wskazówki – takie jak ślad zapachowy myszy, która przebiegła kilka godzin wcześniej. Koty domowe, nawet jeśli nie polują, bez wątpienia odczuwają ten sam popęd do badania terenu i gromadzenia informacji co ich pradziadowie, i chociaż dzisiaj nie zależy od tego ich życie, możliwość zaspokojenia owego popędu jest bardzo ważna dla ich dobrego samopoczucia. W czasach, gdy koty musiały polować, by przeżyć, sukces danego osobnika zależał nie tylko od tego, czy potrafił on zlokalizować odpowiednią ofiarę, lecz także czy zrobił to jako pierwszy. Dla samotniczego drapieżnika, takiego jak żbik, największą konkurencję stanowili inni przedstawiciele tego samego gatunku. Obok więc gromadzenia informacji o potencjalnej zdobyczy dziki kot – jak zresztą każdy skuteczny drapieżnik – musiał czujnie śledzić miejsce pobytu swoich rywali. W dzikiej przyrodzie zwierzęta drapieżne są mocno rozproszone, więc rzadko spotykają się oko w oko. Częściej śledzą się wzajemnie, wyłapując swoje ślady zapachowe. W ciągu kilku tysięcy lat, które upłynęły od czasu udomowienia, koty przyzwyczaiły się do życia w znacznie bliższym sąsiedztwie niż ich przodkowie, więc mogą widywać się nawzajem, ale jak się wydaje, wciąż oddają pierwszeństwo tropieniu zapachów, co tłumaczy, dlaczego tak dużą część czasu spędzanego poza domem poświęcają na obwąchiwanie otoczenia. Może miałaś okazję zaobserwować, jak twój kot ociera się policzkami o ogrodową furtkę albo spryskuje moczem krzaki –  w obu przypadkach chodzi mu o pozostawienie znaków na swoim terytorium3. Zasadne jest przypuszczenie, że nasze domowe koty wciąż czują potrzebę, żeby mieć na oku wszystko, co dzieje się wokół nich, chociaż nie jest to już istotne dla ich przeżycia. Niewiele pokoleń minęło od czasów, gdy wszystkie koty musiały polować, by zdobyć pożywienie (zanim wytworzono pełnowartościową pod względem odżywczym gotową karmę), zbyt mało, by ewolucja wyeliminowała podstawową

strategię przeżycia – skuteczne łowy. Chociaż więc kot może nie rozumieć, dlaczego czuje popęd do patrolowania terenu wokół domu swojego właściciela, to wciąż będzie to robił, jeśli da mu się taką możliwość. Będąc na zewnątrz, wiele kotów poświęca tylko przelotną uwagę pojawiającej się potencjalnej zdobyczy, ponieważ w przeciwieństwie do swych dzikich przodków o każdej porze dnia i nocy są zwykle najedzone. Wciąż również mają motywację, by przepędzać inne koty ze swojego terytorium, chociaż taka zaborczość nie spełnia już żadnej użytecznej funkcji, ponieważ wszystkie podstawowe zasoby znajdują się w domu, a nie w jego otoczeniu. Jeśli kot jest wypuszczany na dwór, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że jego silny instynkt terytorialny doprowadzi do bójki z innym kotem, co może skutkować okaleczeniem lub infekcją, zwłaszcza gdy przeciwnik jest niewysterylizowanym i nieszczepionym samcem. Lecz największe i najpowszechniejsze zagrożenie dla kota wychodzącego z domu stanowią prawdopodobnie nie inne koty, lecz dzieło rąk ludzkich: Carrum destructus, czyli pojazd motorowy. Spotkanie z samochodem często kończy się dla kota tragicznie, a zatem zagraża on potężnie fizycznemu bezpieczeństwu zwierzęcia. Inne zagrożenia czyhające poza domem są specyficzne dla konkretnego kraju lub nawet regionu. Na przykład w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych kotom zagrażają większe drapieżniki, takie jak kojoty i pumy, z którymi ich europejscy kuzyni nie mają szans się spotkać. Poza tym same koty są też zagrożeniem dla innych gatunków – wielu właścicieli nie wypuszcza swoich pupili z domu, ponieważ chce chronić przyrodę. Najbardziej troszczą się o lokalne ptaki śpiewające i drobne ssaki4. Zagrożenia związane z życiem wyłącznie w czterech ścianach są bardziej natury psychologicznej, przynajmniej początkowo. Brak fizycznej przestrzeni i różnorodności może sprawiać, że kot doznaje frustracji, nudy, a nawet niepokoju. Na przykład apartament o otwartym planie i minimalistycznym umeblowaniu może nas zachwycać, ale nie pozostawia kotu żadnych kryjówek ani miejsc, na które można się wspiąć, i daje niewiele okazji do eksploracji. Pozostawanie dzień po dniu w otoczeniu, które nie stwarza warunków dla typowo kocich zachowań, takich jak polowanie lub naśladująca je zabawa, szperanie i skrywanie się może być dla kota źródłem chronicznego stresu. Od dawna zaś wiadomo, że taki stres odbija się negatywnie na zdrowiu fizycznym, gdyż osłabia układ immunologiczny. Psychologiczne konsekwencje życia wyłącznie w domu mogą więc szybko doprowadzić także do schorzeń fizycznych. Co więcej, koty, którym wcześniej pozwalano wychodzić na dwór, często szczególnie źle znoszą zamknięcie w czterech ścianach i niektóre z nich w ogóle nie są w stanie pogodzić się z takim trybem życia, zwłaszcza jeśli mieszkanie jest niewielkie i dla kota mało interesujące. Towarzystwo innego kota rzadko bywa dobrym rozwiązaniem: jeśli dwa takie osobniki nie znajdą wspólnego języka, to będą miały bardzo ograniczone możliwości omijania się

z daleka. Gdy są zmuszone przebywać w tym samym domu, może nawet dojść do walk i wzajemnych okaleczeń. Ograniczenie swobody ruchu kilku kotom, które wcześniej mogły trzymać się od siebie z daleka, bywa źródłem poważnych napięć5. Istnieje wszakże trzeci sposób, jak dotąd rzadko wykorzystywany, ale prawdopodobnie minimalizujący zagrożenia dla dobrostanu zwierząt, jakie niosą dwa omówione wyżej style życia. Polega on na wypuszczaniu kota na zewnątrz, ale z zachowaniem większej kontroli nad jego zachowaniem niż w przypadku pełnej swobody (przypominający bardziej sposób, w jaki ludzie zajmują się psami). Właściciel decyduje, kiedy i jak długo kot może pozostawać na zewnątrz. Na przykład zabiera go do domu, kiedy się ściemnia, więc trudniej zwierzę obserwować, albo kiedy chce sam się oddalić i nie będzie mógł nadzorować aktywności kota. Może też wyszkolić go tak, żeby przychodził na wezwanie jak dobrze wychowany pies, co pozwala odciągnąć go w razie grożących mu kłopotów. Jeszcze większą kontrolę nad kotem można uzyskać, ucząc go, by towarzyszył właścicielowi na spacerze, a nawet przyzwyczajając go do chodzenia na smyczy. Nie wszystkim kotom podoba się noszenie obroży czy szelek, ale wiele z nich można do tego wdrożyć po krótkim treningu. Koty mające ograniczony dostęp do terenów poza domem często przejawiają frustrację tym brakiem swobody, miaucząc i drapiąc drzwi wyjściowe. Można je jednak wyszkolić tak, że będą usatysfakcjonowane swoim położeniem. Badania wykazały, że kot jest najszczęśliwszy wtedy, gdy nie tylko może przewidzieć, co się za chwilę wydarzy, lecz także ma poczucie panowania nad sytuacją. Obu tych rzeczy są pozbawione koty, które nie potrafią same otworzyć sobie drzwi i nie wiedzą, kiedy ktoś je otworzy. Trening pomaga w znoszeniu tych ograniczeń, redukując frustrację i stres6. Trwający w ostatnim czasie boom na rynku technicznych udogodnień dla zwierząt domowych doprowadził do pojawienia się wielu urządzeń zwiększających bezpieczeństwo kotów przebywających poza domem. Kocia klapka skanująca chip identyfikacyjny implantowany kotom pomiędzy łopatkami gwarantuje, że tylko twój pupil będzie mógł dostać się do domu, pozwala więc zwierzęciu wyjść na zewnątrz bez obawy, że jego wewnętrzne terytorium nawiedzą koty z sąsiedztwa. Niektóre klapki są wyposażone w czujniki światła, które powodują zablokowanie wyjścia, kiedy na dworze robi się ciemno, i są nawet tak inteligentne, że pozwalają kotu wrócić do domu, jeśli jeszcze jest na zewnątrz, ale już go nie wypuszczają. Dostępny jest również obszerny asortyment specjalnie zaprojektowanych obroży i przyczepianych do nich urządzeń, które pozwalają zlokalizować kota. Niektóre z nich nawet alarmują właściciela, jeśli zwierzę wyjdzie poza teren zdefiniowany wcześniej jako bezpieczny. Taka technika, aczkolwiek robi wrażenie, dla kota jest jednak czymś zupełnie obcym, więc zrobienie z niej najlepszego użytku może

wymagać pewnego treningu – na przykład twój kot musi nauczyć się czekać spokojnie przy klapce, aż jego mikrochip zostanie odczytany. Powinien też oswoić się ze światłami i dźwiękami wydawanymi przez klapkę, żeby go nie peszyły, a także nauczyć się, że nieco cięższa niż zwykle obroża nie jest powodem do niepokoju. Tak więc mamy wiele sposobów, by umożliwić kotu czerpanie korzyści z pobytu poza domem, do czego instynktownie dąży, a zarazem ograniczyć czyhające tam na niego niebezpieczeństwa. Żeby jednak wdrożyć taki styl życia, konieczne jest szkolenie przygotowawcze. Znam z własnego doświadczenia uczucie rozpaczy po utracie kota pod kołami samochodu. Popchnęło mnie to do wprowadzenia w życie wielu ćwiczeń opisanych w tym rozdziale. Cosmosa wzięłam na wychowanie wraz z jego bratem Bumble’em, kiedy byli jeszcze kociętami. Bardzo się przyjaźnili i sporo czasu spędzali razem poza domem, goniąc liście unoszone wiatrem, wspinając się na drzewa i wybierając się na dalsze wyprawy. Kiedy Bumble zginął, przejechany przez samochód, byłam kompletnie załamana – nigdy wcześniej nie zauważyłam, żeby moje koty wałęsały się w pobliżu ulicy. Odruchową reakcją było postanowienie, by nie wypuszczać więcej Cosmosa z domu, bo tylko to mogło w pełni zagwarantować, że nie zdarzy mu się taki tragiczny wypadek. To więc właśnie robiłam – w każdym razie na początku. Chociaż poświęcałam odtąd więcej czasu na zabawę z Cosmosem w domu i dostarczałam mu wszelkich możliwych kocich rozrywek, on zdecydowanie dawał mi do zrozumienia, że to go nie zadowala. Był przecież od dawna przyzwyczajony do codziennego wychodzenia na dwór. Przez kilka tygodni z rzędu spędzał całe popołudnia, kręcąc się nerwowo po parapecie okiennym albo przed drzwiami ganku prowadzącymi do kociej klapki, przeplatając to zajadłymi wybuchami drapania drzwi na przemian z żałosnym miauczeniem. Byłam rozdarta – serce podpowiadało mi co innego niż umysł. Cosmos był nieszczęśliwy, więc i ja byłam nieszczęśliwa – trzeba było znaleźć sposób na poprawienie nam obojgu nastroju. Odbyłam mnóstwo rozmów z przyjaciółmi i kolegami (weterynarzami, behawiorystami, trenerami i naukowcami zajmującymi się dobrostanem zwierząt), rozważając różne opcje, ważąc korzyści i zagrożenia związane z trzymaniem Cosmosa w domu, ponownym wypuszczaniem go na dwór, a nawet oddaniem go komuś innemu. Po głębokim namyśle zdecydowałam się na plan, który miał zapewnić kotu stały, ale ograniczony dostęp do świata zewnętrznego. Miał wychodzić tylko wtedy, kiedy jestem w domu i nie śpię. Chciałam, żeby podczas tych wycieczek, których bezpośrednio nie nadzorowałam, spędzał jak najwięcej czasu w bezpiecznym środowisku przydomowego ogrodu, ale nie mogłam zmusić go do tego fizycznie, na przykład otaczając ogród nieprzekraczalnym dla kotów ogrodzeniem, ponieważ był to

obszar wspólny dla kilku lokatorów. Miałam poczucie, że wcielając ten plan w życie, minimalizuję możliwość potrącenia kota przez samochód lub innego nieszczęśliwego wypadku, a jednocześnie Cosmos otrzymał możliwość przebywania na zewnątrz, czego tak rozpaczliwie pragnął. Plan wymagał wielu przygotowań. Po pierwsze, pora wyjścia na dwór musiała być przewidywalna, żeby kot wiedział, kiedy będzie wypuszczony, a kiedy nie. Miało to ograniczyć jego frustrację spowodowaną brakiem pełnej swobody ruchów. Chciałam również zachęcić go do pozostawania w pobliżu domu, najlepiej w ogrodzie lub w jego najbliższym otoczeniu, oraz nauczyć go, żeby na wezwanie wracał do drzwi. Nieoczekiwanie udało mi się także przyzwyczaić go do wspólnych ze mną spacerów, dzięki czemu miałam wpływ na to, dokąd pójdzie, kiedy znajdzie się poza ogrodem, bez konieczności bezpośredniego ograniczania jego swobody. W ten sposób znowu mógł bez przeszkód eksplorować całe otoczenie: węszyć, tarzać się, a nawet wspinać na nieznajome drzewa! Od kilku lat Cosmos cieszy się codziennymi wyprawami poza dom. Zwyczajowo jest to pierwsza rzecz, jaką robi z rana. W większości wypadków, wychodząc do pracy, nie muszę go odwoływać z powrotem, gdyż nauczył się, o jakiej porze opuszczam dom, i sam wraca przez kocią klapkę akurat wtedy, gdy zbieram się do wyjścia. Oczywiście nagradzam tę postawę licznymi pochwałami i codzienną porcją kocich biszkoptów wzbogaconą dodatkowymi przysmakami, przydzielaną za pomocą różnorodnych karmników-łamigłówek. Po pracy wypuszczam go znowu na dwór. Ponieważ czas udania się na spoczynek nie jest stały, wieczorem muszę go przywoływać do domu. Przybiega z takim impetem, że muszę zawczasu trzymać drzwi otwarte. To cudowne widzieć, jak pod wpływem treningu galop do domu stał się dla Cosmosa nagrodą – myślę, że obecnie ma to dla niego nie mniejszą wartość niż przysmaki, pochwały i czułości. W weekendy Cosmos spędza na dworze o wiele więcej czasu, gdyż jestem w domu przez większą część dnia. Przebywa głównie w ogrodzie – tarza się w trawie, drzemie w cieniu, wspina się na drzewa, obgryza kocimiętkę. Przed wypadkiem Bumble’a rzadko widywałam Cosmosa w ogrodzie – zawsze buszował gdzieś dalej. Dzięki temu, że spędzałam z nim czas w ogrodzie, bawiąc się gałązkami i liśćmi lub zabawkami na drążku, ćwicząc przywoływanie ze smacznymi nagrodami, a nawet ukrywając smakołyki i pozwalając mu ich szukać, Cosmos uświadomił sobie, że pozostawanie w pobliżu domu jest korzystne – wydaje się, że nie odczuwa już potrzeby długich wycieczek, jak wtedy gdy spędzał na dworze znaczną część dnia i najwyraźniej zapędzał się daleko poza ogród, jeśli sądzić po znajdowanych w jego sierści gałązkach, nasionach trawy i pajęczynach. Teraz woli nie tracić przyjemności czekających na niego w pobliżu domu ani okazji do otrzymania poczęstunku. Jeśli wychodzi poza ogród, to zwykle tylko wtedy, kiedy z własnej woli towarzyszy mi na spacerze z moim małym pieskiem Squidge’em.

Chociaż nieograniczona możliwość wychodzenia na dwór sprawia, że nigdy nie można całkowicie wykluczyć ryzyka dostania się pod samochód, udało mi się znaleźć sposób na obniżenie niebezpieczeństwa na tyle, bym bez obaw wypuszczała Cosmosa. Jeśli zamierzasz wypuszczać kota na dwór, zastanów się przede wszystkim, czy chcesz zainstalować kocią klapkę. Wielu właścicieli nie widzi potrzeby szkolenia kota w jej użyciu, zakładając, że jest to coś, czego zwierzę bez trudu nauczy się samo. W wypadku niektórych kotów rzeczywiście tak jest, ale nauka jest niezbędna, gdyż żaden instynkt nie podpowie kotu, że powinien popychać głową na pozór zamknięty otwór. Urok przestrzeni poza domem jest dla niego nieraz tak wielki, że będzie uporczywie popychał łapkami i głową drzwi, aż przypadkiem uda mu się uchylić klapkę na tyle, by mógł wyjść. Nagrodą za takie zachowanie jest pobyt na dworze, więc jeśli twój kot wysoce go sobie ceni, pewnie będzie powtarzał tę procedurę. Natomiast nie każdy kot potrafi równie łatwo nauczyć się, że klapka uchyla się także w przeciwną stronę i może przez nią wrócić do domu. Może nauczyć się czegoś innego: że jeśli siedzi pod drzwiami i miauczy, właściciel sam uprzejmie otworzy mu drzwi, więc nie musi opanowywać sztuki korzystania z klapki. Z kolei innym kotom uczenie się wychodzenia przez klapkę metodą prób i błędów może zająć dużo czasu, a niektóre mogą być zbyt nieśmiałe na to, by popychać głową dziwny kawałek plastyku. Takim kotom, a także młodym kociętom odpowiedni trening pomoże w uświadomieniu sobie, że przechodzenie przez klapkę jest pozytywnym doświadczeniem i że mogą z niej korzystać w obydwu kierunkach.

Zachęcam Herbiego do przejścia przez otwór kociej klapki, prezentując mu poczęstunek.



Herbie dostaje nagrodę za przesunięcie przez otwór głowy i połowy ciała.

Najlepiej zacząć trening, zanim klapka zostanie zainstalowana, żeby prowadzić go w całości w domu. Jeśli klapka już istnieje, niezłym pomysłem będzie przygotowanie jej szkoleniowego modelu. Możesz wyciąć otwór wielkości klapki w arkuszu twardej tektury i zawiesić w nim przykrywkę od kosza na śmieci lub drzwiczki od koszyka transportowego – może to być cokolwiek, byle było dla kota bezpieczne i stwarzało sytuację, w której zwierzę musi popchnąć przeszkodę głową, by przejść. Od kociąt oraz małych i lękliwych kotów pchanie klapki głową może wymagać pewnego wysiłku, ale jest kilka sztuczek, które mgą im w tym pomóc. Zacznij od pozostawienia w pełni otwartego przejścia – możesz przytrzymywać klapkę ręką, a jeśli jest to niewygodne, bo musisz jednocześnie mieć w pogotowiu poczęstunek, przymocuj ją kawałkiem sznurka. Nagradzaj kota za każdą próbę zbadania urządzenia (umiejętność nr 1). Jeśli kot nie robi tego z własnej inicjatywy, możesz zanęcić go (umiejętność nr 3), poruszając przed nim zabawką na różdżce lub podając mu przez otwór przysmaki. Kiedy już bez obaw sięga do otworu po zabawkę lub jedzenie, pora nauczyć go, że przejście na drugą stronę może być przyjemnym doświadczeniem. Przesuń smakołyk albo zabawkę przez otwór, zachęcając go, żeby podążał za nimi. Zamiast trzymać jedzenie w ręku, lepiej jest użyć czegoś o wydłużonym kształcie albo umieścić pokarm w jakimś narzędziu, takim jak strzykawka z pastą mięsną. Wątpliwe, by kot przeszedł przez otwór za pierwszym razem, więc pamiętaj, by nagradzać każde przybliżenie się do celu; na przykład daj mu nagrodę, jeśli wsunie w otwór nos i wibrysy, potem jeśli włoży tam całą głowę, potem głowę i podniesioną łapkę i tak dalej. Kiedy przejdzie w całości, nie nagradzaj już późniejszych niepełnych prób, tylko ponowne przejście całym ciałem. Pamiętaj, żeby ćwiczyć przechodzenie w obu kierunkach, co imituje wyjście z domu i powrót.

Następny krok polega na opuszczeniu klapki i nauczeniu kota popychania jej łapą lub głową, w zależności od jego naturalnych nawyków. Dla niektórych kotów przejście od razu od w pełni otwartego otworu do w pełni zamkniętego może być za trudne. Możesz wtedy pomóc, trzymając klapkę na wpół otwartą. Podwiąż ją sznurkiem albo umocuj klamerką do bielizny. Trzeba umieścić ją po przeciwnej stronie otworu, żeby nie utrudniała kotu przejścia. W przypadku niektórych kotów trzeba będzie nadal przesuwać przynętę przez otwór, podczas gdy innym wystarczy, że zobaczą ją po drugiej stronie. Wszystkie kocie klapki wydają pewne odgłosy – kiedy zamykają się po przejściu kota, a te, które są sterowane mikrochipem, również wtedy, gdy mechanizm otwiera lub zamyka blokadę. Niektóre koty w ogóle nie zwracają na to uwagi, ale dla tych bardziej wrażliwych dźwięki mogą być początkowo trochę niepokojące. Dobrze jest więc zawczasu znieczulić je na ten bodziec (umiejętność nr 2). Przećwicz oba te zadania (przyzwyczajanie kota do odgłosu klapki i przechodzenie przez uchyloną klapkę) kilka razy, aż twój kot będzie bez obaw przechodził przez klapkę. Jeśli używasz pokarmu jako przynęty, początkowo możesz umieszczać go tuż za klapką, tak żeby kot mógł wsunąć głowę, zjeść przysmak, po czym cofnąć się i pozostać po tej samej stronie otworu. Później odsuwaj przynętę stopniowo coraz dalej, żeby uświadomił sobie, że musi przejść przez otwór, jeśli chce po nią sięgnąć. Końcowym etapem będzie usunięcie klamerki lub cofnięcie ręki przytrzymującej klapkę w pozycji otwartej i ćwiczenie z całkowicie zamkniętym przejściem. Bądź cierpliwa, bo jest to jedno z tych ćwiczeń, na które koty potrzebują zwykle więcej czasu. Kiedy już wykonałaś wszystkie ćwiczenia z improwizowaną klapką w domu, pora zainstalować prawdziwe urządzenie i powtórzyć trening in situ. Jeśli nie pożałujesz czasu, cierpliwości i licznych nagród, twój kot stanie się wkrótce mistrzem przechodzenia przez klapkę. Jeśli masz klapkę reagującą na mikrochip lub zamykaną magnetycznie, kot musi nauczyć się, że powinien poczekać przed nią kilka sekund, aż skaner odczyta chip albo magnesy odblokują zamek. Zacznij z wyłączonym mechanizmem blokującym i dopiero kiedy kot nie będzie już miał trudności z przechodzeniem przez klapkę, przestaw go na normalny tryb pracy. Klapki reagujące na mikrochip mogą wydawać piknięcie, kiedy skaner wykona prawidłowy odczyt. Dobrze jest znieczulić kota na ten odgłos (umiejętność nr 2; dźwięk można zwykle generować ręcznie), żeby się nim nie peszył. Kiedy przestanie zwracać na niego uwagę, pora nauczyć go czekania na odblokowanie klapki. Kiedy uczyłam Cosmosa i jego brata Bumble’a używania kociej klapki, Cosmos niecierpliwił się i drapał klapkę, dopóki się nie otworzyła. Nie mogłam go skłonić do spokojnego stania pod skanerem. Wkrótce jednak nauczył się, że nie jego wysiłki,

lecz piknięcie sprawia, że klapka się odblokowuje, więc stopniowo zaczął zachowywać się spokojniej. Ze szkoleniem Bumble’a było inaczej. Mógł stać bardzo długo pod skanerem, podkarmiany przeze mnie smakołykami, żeby się nie ruszał, a wciąż nie słyszeliśmy piknięcia zwiastującego pomyślny skan. Szybko zorientowałam się, że jego mikrochip przesunął się spomiędzy łopatek w dół ramienia – a w tej pozycji skaner nie mógł go wykryć! Przy trenowaniu zwierząt często trzeba się wykazać pomysłowością. Ponieważ nie mogłam zmienić położenia skanera (w nowszych klapkach skanery mają większy zasięg i przeszukują we wszystkich kierunkach), musiałam przesunąć mikrochip, ale operacja chirurgiczna nie wchodziła w grę. Nauczyłam więc Bumble’a podnoszenia przedniej łapki, przy czym jego łopatka unosiła się do góry na tyle, że skaner mógł odczytać mikrochip. Jak mi się to udało? Po prostu umieściłam nalepkę w górnym rogu klapki, po przeciwnej stronie niż noga, w której tkwił chip, i nauczyłam Bumble’a dotykać jej w taki sam sposób, w jaki uczymy kota dotykania różdżki celu (umiejętność nr 3), ale nie nosem, tylko łapką. Najpierw kładłam nalepkę na podłodze i nagradzałam jej dotykanie (nosem lub łapką), następnie kształtowałam zachowanie tak, że tylko dotknięcia łapką były nagradzane, wreszcie stopniowo przesuwałam nalepkę z podłogi na ścianę, a potem na kocią klapkę. Przez ciągłe ćwiczenia nalepka szybko się zużyła, ale zachowanie kota było już tak wzmocnione – najpierw przez jadalne nagrody, a później przez możliwość swobodnego wychodzenia na zewnątrz – że nie musiałam zastępować jej inną. Bumble nauczył się, że nie nalepka jest istotna, lecz podniesienie łapki. Najzabawniej było, kiedy pewien mój gość wykrzyknął: „Twój kot machał mi łapką!”. Bumble po prostu podniósł łapę, żeby skaner zadziałał i wpuścił go do domu na kolację! Kiedy kot oswoi się z używaniem klapki, nic już nie stoi na przeszkodzie, by sam wychodził z domu. Mamy teraz kolejny problem: jak nauczyć go, żeby wracał, gdy będziemy tego chcieli. Nauka przychodzenia na wezwanie przyda się nie tylko w tym wypadku. Ta umiejętność przydaje się również w przypadku kota, który nie wychodzi na dwór. Wielu właścicielom kotów zdarzało się spędzić szalone pół godziny na bezcelowym bieganiu po pokojach i zaglądaniu pod każde łóżko lub szafę w obawie, że kot wydostał się na zewnątrz albo został uwięziony w kredensie, aż w końcu znajdowali go rozwalonego płasko jak naleśnik pod kołdrą. Jeśli nauczysz kota, żeby przychodził, kiedy go wołasz, oszczędzisz sobie takich nerwowych chwil. Nagrody nadające się do wykorzystania poza domem muszą być naprawdę kuszące, gdyż świat zewnętrzny silnie absorbuje uwagę kota (a często jest dla niego bardzo ekscytujący) – jest tam przestrzeń do biegania i zabawy, zdarzają się okazje do polowania, kuszą nowe zapachy i widoki, nie wspominając o nieoczekiwanych dźwiękach i możliwościach kontaktów społecznych. Twoje nagrody powinny więc

być jeszcze bardziej podniecające, żeby kotu opłacało się porzucić dla nich wszystkie te cuda. Najlepsze będą dynamiczne zabawy z akcesoriami na różdżce oraz szczególnie smakowite kąski w rodzaju gotowanego kurczaka lub krewetek. Często słyszałam od ludzi: „Próbowałem nauczyć go, żeby przychodził, ale tylko oglądał się na mnie i wracał do swoich zajęć!”. Problem polega na tym, że jeśli po prostu wołasz kota po imieniu, wcale nie musi on zdawać sobie sprawy, że chcesz, żeby przyszedł do ciebie. Prawdopodobnie przyciągniesz jego uwagę (większość kotów rozpoznaje swoje imię), ale ponieważ często zwracasz się do niego w ten sposób, może nie wiedzieć, że jest to przywołanie. Potrzebne jest więc specjalne słowo lub inny znak stanowiący dla kota wyraźny sygnał, że ma do ciebie podejść. Możesz wybrać dowolne słowo, ale będzie ono działało najskuteczniej, jeśli nie będziesz go używać przy żadnej innej okazji. Dobre wezwania to na przykład słowa „do mnie” albo „tutaj” – krótkie i jednoznaczne. Na początku szkolenia kot nie wie jednak, co te słowa oznaczają, i musi się tego dopiero nauczyć. Zacznij szkolenie w domu, w miejscu, gdzie kotu najłatwiej będzie skupić uwagę na tobie. Wybierz taką porę dnia, kiedy najchętniej z tobą obcuje – na przykład kiedy jest rozbudzony i czujny, głodny albo rozbawiony. Zejdź do jego poziomu, siadając na podłodze w odległości nie większej niż metr lub dwa od niego. Im bliżej jesteś, tym mniejszy dystans kot musi pokonać, by do ciebie przyjść, więc szansa, że próba się powiedzie, jest większa. Kiedy już się usadowisz, zawołaj kota po imieniu, by przyciągnąć jego uwagę, i pokaż mu nagrodę. Jeśli tylko jest ona dostatecznie kusząca, zwierzak powinien podejść bliżej, by się jej przyjrzeć. Daj mu ją wtedy. Jeśli kot nie przychodzi, możesz go zachęcić, stosując technikę nęcenia (umiejętność nr 3). Po wypowiedzeniu imienia kota wyciągnij do niego rękę, podsuń mu przynętę (pokarm, zabawkę na sznurku lub różdżkę celu) i pozwól mu ją zbadać. Następnie cofnij ją do siebie. Nagródź kota, jeśli pójdzie za nią. Kiedy kot będzie już za każdym razem podchodził, możesz wprowadzić wybrane hasło wezwania. Wypowiedz je po imieniu kota, gdy tylko zacznie się do ciebie zbliżać. Na początku tej fazy treningu może nadal być potrzebna przynęta, ale po kilku powtórkach prawdopodobnie będzie można z niej zrezygnować, gdyż kot nauczy się, że przychodząc do ciebie po usłyszeniu hasła, może liczyć na nagrodę. Sama ta nagroda powinna być dla niego dostatecznie zachęcająca. Pamiętaj, nie należy za każdym razem używać tej samej nagrody – stałe zmiany wprowadzają element niespodzianki i kot będzie miał dodatkową motywację, żeby podejść i zobaczyć, co masz mu do zaoferowania. Po kilku sesjach treningowych trwających po parę minut kot powinien już przychodzić do ciebie zawsze, gdy usłyszy kluczowe słowo. W zależności od jego indywidualnych cech i poziomu motywacji może przybiec natychmiast albo z pewnym ociąganiem. Jeśli nigdy mu się nie śpieszy, może należałoby użyć bardziej

atrakcyjnej nagrody. Przejście do nagradzania tylko co jakiś czas (umiejętność nr 8) może przyspieszyć jego reakcję. Ważne jest jednak, żeby zawsze przychodził, kiedy go wołasz. Teraz zacznij zwiększać dystans między wami do kilku metrów. Jeśli już z powodzeniem przywołujesz go z tej odległości, spróbuj oddalić się do innego pokoju, tak żeby kot cię słyszał, ale nie widział. Kiedy już nagrodzisz go za to, że do ciebie przyszedł, zawsze pozwalaj mu się oddalić, jeśli zechce. W ten sposób uczysz go, że chodzi tylko o to, żeby się u ciebie „zameldował” – że nie zawsze musi to oznaczać koniec jakiejś przyjemnej czynności, której się akurat oddawał. Nie chcemy, żeby uznał przychodzenie na wezwanie za rodzaj ograniczenia swobody, lecz raczej okazję do zabawy lub zjedzenia czegoś smacznego. Jest to szczególnie ważne, jeśli zamierzasz używać tego wezwania poza domem.

Sarah ćwiczy z Cosmosem przychodzenie na wezwanie poza domem.

Następny etap to przeniesienie na zewnątrz tego, czego kot nauczył się pod dachem. Najlepiej zacząć bardzo blisko domu – w ogrodzie, jeśli go posiadasz.

Trening w pomieszczeniu zaczynaliśmy od niewielkiego dystansu i w chwili, gdy kot był głodny, przymilny lub rozbawiony. Tak samo powinno być i w tym wypadku. W miarę postępów zmieniaj miejsce, z którego przywołujesz kota, i kierunek, w którym musi się udać – zarówno idąc w stronę domu, jak i oddalając się od niego. Teraz, na zewnątrz, jest bardzo ważne, żebyś używała tylko wyjątkowo atrakcyjnych nagród. Kiedy kot podejdzie, pochwal go, wręcz mu nagrodę i pozwól dalej swobodnie poszukiwać. Kiedy już będziesz mogła przywołać kota z ogródka do drzwi wejściowych, zacznij wręczać mu nagrody w progu, stopniowo przesuwając się do wnętrza, żeby smakołyki skojarzyły mu się z powrotem do domu. Dzięki temu kot nie nabierze nawyku przychodzenia do ciebie tylko wtedy, gdy jesteś na zewnątrz. Bardzo ważne jest, żeby ćwiczyć wezwanie także wtedy, gdy wcale nie chcesz, by kot wrócił do domu. Nauczy się w ten sposób, że przychodzenie do ciebie nie musi oznaczać końca pobytu na dworze. Przestrzegaj tej zasady nie tylko podczas treningu, lecz także później, kiedy zachowanie kota już się utrwali. Gdyby zakończenie sesji oznaczało nieuchronne zamknięcie w domu, mogłoby to osłabić skojarzenie między wezwaniem i oczekującą nagrodą. Utrwali je natomiast przeplatanie prawdziwych wezwań do powrotu takimi wezwaniami, w których chodzi tylko o to, żeby kot na chwilę do ciebie podszedł. Dla wielu kotów przybieganie na hasło z czasem samo w sobie staje się nagrodą. Kiedy ten nawyk w pełni się utrwali, pomijaj w niektórych przypadkach nagrodę. Zwiększy to zainteresowanie kota wykonaniem polecenia, bo nie będzie nigdy wiedział, za którym razem może liczyć na przysmak. Przejdź jednak do tego etapu dopiero wtedy, kiedy będziesz pewna jego posłuszeństwa. Jeśli w jakimś momencie kot przestanie przychodzić na wezwanie, wróć do wcześniejszej fazy szkolenia i nagradzaj go za każdym razem. Trening przywołania nie jest w pełni niezawodną metodą sprowadzania kota do domu, ale jest użyteczny, a ponadto pozwala miło spędzać czas w jego towarzystwie. Większość ludzi bawi się z kotami w pomieszczeniu, a rzadko kiedy na dworze. Tego rodzaju ćwiczenia zachęcają kota do pozostawania w pobliżu domu. Woli być w zasięgu głosu, żeby nie ominęła go jakaś nagroda. Teraz, kiedy kot umie już wychodzić z domu przez klapkę i przychodzi z powrotem na wezwanie, możesz uznać, że dla bezpieczeństwa twojego pupila w pewnych porach wyjście powinno być zamknięte – na przykład nie powinien pozostawać na dworze w nocy. Jeśli kot nauczy się, kiedy wycieczki poza dom są dozwolone, nie będzie się uporczywie domagał wypuszczenia o innej porze. Takie wysiłki nie tylko są denerwujące dla właściciela, lecz także niekorzystne dla samopoczucia zwierzęcia. Nieustanna frustracja, której kot nie może rozładować, prowadzi na dłuższą metę do chronicznego dyskomfortu. Szczęśliwie przez prosty trening kota można szybko nauczyć rozpoznawania sygnałów wskazujących na

możliwość wyjścia. Przede wszystkim musisz ustalić, o jakiej porze kotu wolno przebywać na zewnątrz, i trzymać się tego ściśle podczas pierwszych kilku tygodni szkolenia. Na przykład będziesz go wypuszczać tylko rano przed wyjściem do pracy oraz po powrocie, tylko wtedy, gdy jesteś w domu i możesz poświęcać mu czas, albo nawet tylko wtedy, gdy sama przebywasz w ogrodzie. Jeśli nie ma u ciebie kociej klapki i musisz sama otwierać kotu drzwi, możesz go przywoływać (w taki sam sposób, jak przy wzywaniu go do domu), a kiedy przyjdzie, wypuszczać go na zewnątrz – będzie to wystarczającą nagrodą, więc nie musisz wtedy go karmić ani się z nim bawić. Jeśli zaś dysponujesz klapką z mechanizmem blokującym, również przywołuj kota i dopiero w jego obecności zdejmuj blokadę, żeby widział, jak to robisz7. Jeśli kot próbuje cię skłonić, żebyś wypuściła go na zewnątrz o innej porze, niż to ustaliłaś, w żadnym razie się na to nie zgadzaj – drzwi powinny być zamknięte, klapka zablokowana i należy całkowicie ignorować wysiłki kota. Może wtedy gwałtownie drapać łapkami drzwi lub klapkę, dokuczliwie miauczeć lub nawet krążyć wokół ciebie i ocierać się o twoje nogi z głośnym mruczeniem. Nie należy reagować na takie zachowanie (choć może to być trudne), gdyż kot może błędnie zinterpretować to, że poświęcasz mu uwagę, nawet jeśli mówisz mu: „Przykro mi, kiciu, ale teraz cię nie wypuszczę”. Przypomnij sobie, że każde zainteresowanie ze strony człowieka jest dla zwierzaka sygnałem pozytywnym, niezależnie od naszych intencji, więc wzmacnia jego zachowanie i zwiększa prawdopodobieństwo tego, że będzie się ono powtarzało. Możesz oczywiście zajmować się kotem w czasie, kiedy nie wolno mu wychodzić na dwór, ale pod warunkiem, że w danej chwili nie domaga się wypuszczenia. Zapewnij mu zajęcie stymulujące mózg i ciało, odwracaj jego uwagę od drzwi wyjściowych. Możesz się z nim bawić, oferować mu jedzenie w karmnikułamigłówce, czesać go lub głaskać, wreszcie ćwiczyć jakieś inne zadania –  w zależności od tego, na co ma ochotę. Wkrótce kot nauczy się, że może wyjść z domu tylko w określonych przez ciebie porach, i tylko wtedy będzie się domagał wypuszczenia.

Jak widać po zachowaniu Herbiego, nauczył się on już, że krzyż umieszczony na kociej klapce oznacza zakaz wychodzenia z domu.

Ostrzeżenie: jeśli wcześniej twój kot mógł swobodnie wychodzić z domu albo wychodził sporadycznie o dowolnych porach, to w pierwszym okresie szkolenia może się jeszcze bardziej natarczywie niż przedtem domagać otworzenia drzwi. Zjawisko to, znane jako wybuch frustracji, jest dobrze opisane w literaturze przedmiotu. To po prostu nasilona reakcja na zablokowanie pewnych zachowań. Może to być dla ciebie trudne do zniesienia, ale nie wolno ci ulegać żądaniom kota. Jeśli mu ustąpisz, nauczysz go tylko, że wystarczy zrobić porządny raban, by drzwi się otworzyły, a więc osiągniesz rezultat przeciwny do pożądanego. Bądź więc stanowcza i wypuszczaj kota na dwór tylko w ustalonym czasie8. Kiedy kot już wie, o jakiej porze dnia wolno mu wychodzić, zacznij wprowadzać wizualny sygnał informujący go, kiedy jesteś gotowa otworzyć mu drzwi lub kiedy klapka jest odblokowana. Da ci to większą możliwość manewru bez wywoływania u kota frustracji. Sygnał musi być łatwy do zauważenia, więc najlepiej, żeby był umieszczony bezpośrednio na klapce lub na drodze wiodącej do niej, na wysokości głowy kota. Wystarczy duży krzyż w kontrastowym kolorze nakreślony na kawałku kartonu, który będziesz przyklejać do drzwi lub klapki. Jeśli nie zapomnisz zawsze usuwać go przed wypuszczeniem kota, to zwierzę szybko się nauczy, że jego obecność oznacza zakaz wychodzenia na zewnątrz, a jego brak – że droga jest wolna. Koty bardzo cenią sobie pełną kontrolę nad otoczeniem, więc zapewniając przewidywalność sytuacji, poprawiamy im samopoczucie.

Wszystkie koty wychodzące na zewnątrz powinny nosić obrożę z przymocowanym identyfikatorem, żeby było wiadomo, że nie są zwierzętami bezdomnymi i żeby w razie potrzeby można się było skontaktować z właścicielem. Zalecana jest obroża „samorozpinąjąca się”, której zapięcie puszcza przy silniejszym nacisku, dzięki czemu kotu nie grozi uwięzienie, gdy o coś się nią zaczepi. Chociaż większość kotów dobrze znosi obrożę, niektóre bronią się przed nią zębami i pazurami – to zwykle te, którym nigdy nie zakładano obroży we wczesnej młodości. Szczęśliwie trening z nagrodami i wykorzystaniem umiejętności nr 2 –  desensytyzacji i kontrwarunkowania – może skłonić nawet najbardziej opornego kota do jej noszenia. Zacznij od położenia obroży na ziemi, żeby kot mógł ją zbadać (umiejętność nr 1). Każdy przejaw zainteresowania nią, nawet pobieżne obwąchanie, należy nagradzać. Następnie rozłóż obrożę na podłodze na kształt koła i umieść w środku poczęstunek. Kot powinien schylić głowę nad obrożą, by sięgnąć po przysmak. Jeśli tego nie zrobi, to też nie problem – użyj atrakcyjniejszej nagrody albo połóż ją na zewnątrz obroży, ale w jej pobliżu, po czym w kolejnych sesjach przesuwaj ją coraz bardziej ku środkowi.

Herbie sięga po kąsek leżący pośrodku obroży.

Kiedy już kot będzie z ochotą brał kąsek leżący wewnątrz rozłożonej obroży, podnieś ją i trzymaj jak najszerzej rozwartą. Mało prawdopodobne, żeby kot z własnej inicjatywy wetknął głowę w pętlę (ale jeśli to zrobi, nie zapomnij o nagrodzie), więc musisz go do tego jakoś zachęcić i przekonać go, że w zamian może liczyć na nagrodę. W tym celu użyj przynęty (umiejętność nr 3) i nagródź pożądane zachowanie. W jednej ręce trzymaj obrożę, a drugą przełóż smaczny kąsek przez otwór, po czym powoli cofaj rękę, tak żeby kot, chcąc dostać nagrodę, musiał wsunąć głowę w obrożę. W tym wypadku zarówno przynętą, jak i właściwą nagrodą będzie ten sam przysmak, gdyż obie ręce masz zajęte. Początkowo kot zapewne przesunie głowę przez obrożę tak, żeby jej nie dotykać, a kiedy otrzyma nagrodę, natychmiast się wycofa. Używając łyżki z czymś szczególnie smacznym, na przykład kawałkami mięsa w sosie, albo strzykawki z pastą mięsną, możesz wydłużyć czas potrzebny kotu na skorzystanie z nagrody, zachęcając w ten sposób zwierzę do trzymania głowy wsuniętej w obrożę.

Odpowiednio umieszczony przysmak zachęca Herbiego do przesunięcia głowy przez obrożę.

Kiedy kot już się nauczy, że przesuwanie głowy przez obrożę przynosi w efekcie nagrodę, spróbuj ostrożnie opuścić obrożę, tak żeby spoczęła na jego karku. W następnych krokach powtarzaj tę operację, ale stopniowo zawężaj obrożę, żeby kot musiał przeciskać głowę przez jej otwór, a zatem nauczył się tolerować jej dotyk na uszach i wokół szyi. Na koniec, kiedy kolejny raz przesunie głowę przez obrożę, zaciśnij ją do właściwego położenia. Obroża powinna być na tyle ciasna, żeby kot nie mógł się z niej wycofać ani ściągnąć jej łapkami, ale wciąż musi być pod nią miejsce na wsunięcie palca. To, jak szybko cały proces uda się zakończyć, zależy głównie od charakteru twojego kota, ale jeśli nie jest szczególnie nieśmiały, to powinien bez oporów nosić obrożę już po dwóch lub trzech sesjach treningu. Jeśli twój kot ma nosić obrożę wyposażoną w czujnik, musi oswoić się z dodatkowym obciążeniem i zgrubieniem wokół szyi. Można go nauczyć akceptować takie dodatki, przymocowując do zwykłej obroży małe pudełko, a następnie zgodnie z zasadami desensytyzacji i kontrwarunkowania (umiejętność nr 2) stopniowo powiększać jego ciężar. Niektóre z urządzeń lokalizujących wydają piknięcie, kiedy są zdalnie włączane – możemy wykorzystać to do naszych celów, ucząc kota, żeby przychodził do nas, kiedy usłyszy ten dźwięk. Osiągniemy to w taki sam sposób, w jaki uczyliśmy go przychodzenia na hasło słowne w rodzaju „do mnie”. Dzięki temu kot, jeśli tylko ma na szyi obrożę, na pewno usłyszy wezwanie, niezależnie od tego, jak daleko od domu się znalazł. Chociaż wielu kotom domowym pozwala się przebywać poza domem bez żadnej kontroli, niektórzy właściciele uważają, że w okolicy czyha na nie zbyt wiele niebezpieczeństw, by dać im pełną swobodę. W takim wypadku można zdecydować się na kontrolowany dostęp kota do świata zewnętrznego. Można go wdrożyć na dwa sposoby, a który wybierzemy, to zależy od konkretnych okoliczności. Trzeba wziąć pod uwagę temperament i wiek kota, rodzaj środowiska (miasto, przedmieście, wieś) i czas, jakim dysponujemy. Pierwszy sposób to przyuczenie kota do chodzenia w szelkach i na smyczy, drugi natomiast – wyszkolenie go w taki sposób, żeby dobrowolnie towarzyszył ci w spacerach po ogrodzie lub dalszej okolicy i nie wybierał się na samodzielne wyprawy. Bardzo niewiele kotów zgodzi się nosić szelki bez wcześniejszego treningu – nie lubią niczego, co ogranicza swobodę ich ruchów. Trzeba więc kota ostrożnie „odczulić”, wytwarzając u niego skojarzenie szelek z nagrodą (umiejętność nr 2). Tego rodzaju trening jest najskuteczniejszy, jeśli poddajemy mu młodego kociaka, aczkolwiek również wiele dorosłych kotów z powodzeniem przyzwyczaja się do chodzenia w szelkach. Lepiej radzą sobie z tym koty z natury śmielsze (może dlatego, że łatwiej znoszą sytuację, gdy muszą stawić czoło zagrożeniu bez możliwości ucieczki). W sprzedaży jest wiele typów szelek. Niektóre składają się z paska tkaniny

otaczającego szyję jak kołnierz, drugiego paska opinającego klatkę piersiową i paska łączącego je wzdłuż grzbietu. Inne przypominają mały sweterek z zaczepem do smyczy z tyłu. Przy wyborze szelek najważniejsze jest, żeby kot nie mógł się od nich uwolnić, żeby w żaden sposób nie ograniczały mu swobody ruchów i żeby były możliwie wygodne. Lepsze są zwykle szelki mające postać rękawa z tkaniny niż te, które składają się z wąskich pasków. Trening noszenia szelek należy zawsze rozpoczynać w domu, w spokojnej atmosferze, kiedy kot jest zrelaksowany. Podobnie jak w przypadku obroży, szelki początkowo powinny być luźno dopasowane i należy je mocniej dopiąć dopiero wtedy, gdy kot poczuje się w nich swobodnie i pewnie. Zacznij trening dokładnie tak samo jak poprzednio, kładąc szelki na podłodze i pozwalając kotu się z nimi zapoznać. Następnie przytrzymaj w górze część szelek, przez którą kot powinien przesunąć głowę, i skłoń go do tego, oferując nagrody. Na koniec doprowadź do tego, żeby szelki otaczały szyję kota i wspierały się na jego karku lub barkach (w zależności od ich typu), tak jak to było w przypadku obroży. Rób krótkie przerwy pomiędzy kolejnymi przysmakami, żeby mógł uświadomić sobie obecność szelek i skojarzył ją ze zbliżającą się nagrodą.

Na początkowym etapie treningu Batman jest nagradzany kawałkiem ryby za samo zbliżenie głowy do pętli szelek.



Batman uczy się, że kiedy czuje pasek wokół szyi, czas na smaczną nagrodę.

W zależności od tego, jakiego rodzaju szelek używasz, następny krok będzie polegał na zaciągnięciu paska wokół brzucha kota lub przesunięciu łapek przez otwory w szelkach. Pamiętaj, żeby przechodzić do kolejnego kroku dopiero wtedy, gdy kot jest spokojny i rozluźniony. Jeśli konieczne jest podnoszenie jego kończyn, najpierw przećwicz kojarzenie tego ruchu z nagrodami (stosując umiejętność nr 5), a dopiero potem wprowadź do gry szelki. Jeśli w którymkolwiek momencie kot zacznie zdradzać oznaki, że szelki wywołują u niego dyskomfort – na przykład będzie próbował wysunąć się z nich albo położy się płasko i nie będzie chciał wstać – przerwij natychmiast ćwiczenie i delikatnie uwolnij go od szelek. Kiedy wznowisz trening, cofnij się o kilka kroków i przechodź do następnej fazy tylko wtedy, gdy kot jest spokojny, zrelaksowany i w pełni zadowolony. Trening użycia szelek może zabrać sporo czasu i powinien składać się z dużej liczby krótkich sesji. Kiedy już zwierzę dobrze się czuje we względnie luźno zapiętych szelkach (ale nie tak luźno, żeby mógł się w nich zaplątać), możesz zacząć stopniowo dociągać paski, żeby ściślej przylegały do ciała. Pamiętaj, żeby hojnie go przy tym nagradzać, gdyż kot potrzebuje czasu, żeby przywyknąć do nowych odczuć – przydatna będzie strzykawka pozwalająca dostarczać nagrodę często, ale w małych porcjach. Kiedy kot będzie już miał na sobie szelki, zapewnij mu jak najwięcej przyjemności: pobaw się z nim, zrób przerwę na większy posiłek. Powinien się nauczyć, że szelki nie ograniczają jego swobody, a wiążą się z czymś naprawdę miłym. (Ostrzeżenie: ponieważ większość szelek nie ma „zabezpieczeń” rozpinających je przy silniejszym nacisku, nigdy nie pozostawiaj kota bez nadzoru, kiedy ma je na sobie).

Kiedy twój kot czuje się już swobodnie, nosząc szelki w domu, pora na wprowadzenie smyczy. To również zrób najpierw w pomieszczeniu i pamiętaj, żeby trzymać smycz luźno, pozwalając kotu chodzić wszędzie, gdzie ma ochotę. Smycz służy tylko do zachowania łączności z kotem – nigdy nie należy za jej pomocą ciągnąć go w jakimkolwiek kierunku. Możesz go natomiast zachęcać do skierowania się w określoną stronę, używając przynęty lub słów wezwania. Jeśli kot potraktuje smycz jako zabawkę i zacznie na nią skakać, użyj różdżki celu, by skierować jego uwagę na coś bardziej stosownego. Zanim spróbujesz wyprowadzić kota w szelkach na zewnątrz, upewnij się, że dobrze się w nich czuje, i odbądź z nim dużo wędrówek po domu. Świat zewnętrzny jest pełen nieoczekiwanych zjawisk. Niektóre z nich będą dla kota interesującą nowością, od wielu będzie wolał stronić – na przykład od innego kota lub psa. Kiedy z czymś takim styka się kot wędrujący swobodnie, zazwyczaj zapewnia sobie bezpieczeństwo, trzymając się z daleka od tego, co może być zagrożeniem. W skrajnym przypadku zaszywa się w krzakach lub ucieka na drzewo. Kot w szelkach, prowadzony na smyczy, nie może tego uczynić, co wzmaga jego niepokój. Można uporać się z tym problemem, stwarzając dla kota miejsce, w którym czuje się bezpiecznie i z którego może skorzystać podczas spaceru. Idealnym rozwiązaniem jest lekki koszyk transportowy albo wózek dla zwierząt, który wygląda jak coś pośredniego między transporterem na kółkach a wózkiem dziecięcym. Jeśli dysponujesz czymś takim na spacerze, kot może się tam schronić, gdy poczuje się niepewnie. Również ty w razie niebezpieczeństwa możesz złapać kota i wsadzić go do transportera. Oczywiście wykorzystanie takiego sprzętu wymaga wcześniejszego nauczenia kota, że jest to dla niego miejsce bezpieczne – robi się to dokładnie w taki sam sposób, w jaki przyzwyczaja się kota do podróżowania w transporterze. Twoje pierwsze wycieczki na zewnątrz z kotem na smyczy powinny być krótkie i nie powinniście się zanadto oddalać od domu. Należy je urządzać w porze, kiedy otoczenie jest możliwie spokojne. Pamiętaj o zabraniu ze sobą dużej liczby smacznych kąsków oraz zabawki na różdżce. Jedno i drugie może służyć jako nagroda dla kota za spokojne zachowanie albo odwracać jego uwagę w razie niepokojących go sytuacji. W wycieczkach poza dom nie chodzi o to, żeby kot zebrał jak najwięcej wrażeń, więc nie martw się, jeśli zechce zrobić tylko kilka kroków – może wystarczy mu zbadanie niewielkiego obszaru w pobliżu drzwi. Wszystko jest w porządku, bo sama okazja do eksploracji jest czymś pozytywnym. Kiedy kot już przywyknie do spacerów na smyczy, przekonasz się, że będzie gotów wychodzić dalej i na dłużej. Niektóre koty nie mogą się w pełni przyzwyczaić do szelek. My, właściciele, musimy wówczas ocenić, czy lepsze są dodatkowe intensywne ćwiczenia pozwalające

przełamać ten dyskomfort, czy należy raczej wybrać inne rozwiązanie, przy którym szelki nie będą potrzebne. Na przykład mój poprzedni kot Horace i obecny Cosmos przeszły bardzo podobne szkolenie. Horace w najmniejszym stopniu nie przejmował się szelkami i z przyjemnością wędrował po ogrodzie prowadzony na smyczy. Natomiast Cosmos zgadzał się wprawdzie je zakładać i z radością przyjmował przy tym smaczne kąski, ale pewne subtelne oznaki jego mowy ciała wskazywały, że wolałby tego uniknąć. Dalszy trening nie zmienił tego w znaczącym stopniu. Po licznych nieudanych spacerach z Cosmosem i psem Squidge’em, z których musiałam wracać przedwcześnie, zdecydowałam się wyszkolić kota tak, żeby chodził ze mną bez szelek. Okazało się to najlepszym dla Cosmosa rozwiązaniem. Przypadek Cosmosa i Horace’a ilustruje indywidualność kotów. Czasami musimy dostosować metody szkolenia do ich osobistych uprzedzeń, a także do charakteru środowiska. Na szczęście dla Cosmosa i dla mnie w okolicy jest trochę względnie bezpiecznych dróżek dla pieszych, które nie wymagają przekraczania jezdni i nie biegną obok ruchliwych ulic (tworzą one pętlę wokół osiedla bez żadnych samochodów po drodze), a w ich pobliżu jest sporo ogródków działkowych. Kiedy spotykamy przechodnia z psem, Cosmos najchętniej znika w krzakach i wychodzi dopiero, kiedy pies się oddali. Ponieważ wie, że wszędzie są miejsca, w których może się schronić, nie muszę zabierać ze sobą przenośnej kryjówki w postaci transportera lub wózka. Gdybyśmy jednak chcieli zmienić trasę naszych wędrówek, musiałabym pomyśleć o użyciu tych sprzętów. Szkolenie Cosmosa w chodzeniu na wspólny spacer w istocie okazało się rozwinięciem nauki przychodzenia na wezwanie. Kiedy kot już bez ociągania się wracał do mnie z różnych miejsc w ogrodzie, a także spoza ogrodu, zaczęłam łączyć wiele krótkich przywołań w jeden ciąg. Dawałam Cosmosowi polecenie „do mnie”, po czym oddalałam się od niego o kilka kroków, zachęcając go w ten sposób, by za mną biegł. Ćwiczyliśmy to w ogrodzie przez wiele sesji, przy czym różnicowałam nagrody, które kot otrzymywał za posłuszne przychodzenie. Wkrótce zauważyłam, że Cosmos z własnej inicjatywy podąża za mną, gdy jesteśmy na zewnątrz – na przykład kiedy kręcę się pomiędzy samochodem a domem, wyładowując zakupy. Zaczęłam rozszerzać trening o krótkie, kilkuminutowe przechadzki. Wykorzystałam jedną z sakiewek na psie smakołyki – miałam dzięki temu pod ręką nagrody dla Cosmosa, kiedy przychodził na wezwanie. Oczywiście musiałam zmniejszyć porcje, które otrzymywał w ramach normalnych posiłków, żeby się nie roztył. Jeśli w pewnym momencie kot przestawał za mną podążać, zawracałam i szłam do domu (z Cosmosem depczącym mi po piętach), żeby się nie zmęczył i nie znudził spacerem, a Squidge’a zabierałam potem osobno na dłuższą przechadzkę. Wkrótce jednak Cosmos przebywał już z nami całą zwykłą trasę spaceru. Teraz zabieram go z nami kilka razy na tydzień. Cosmos miauczy, jeśli idę za szybko jak na

jego tempo. Spacer jest więc w pewnym stopniu podporządkowany jego potrzebom, ale się tym nie przejmuję – obserwowanie, jak cieszy się taką wycieczką, to duża przyjemność, której towarzyszy świadomość, że kot się nie zgubi i nie wpadnie w jakieś kłopoty. Squidge’owi też to nie robi różnicy, bo oznacza to dla niego dłuższy spacer, a często też udaje mu się złapać upuszczony koci przysmak. Jeśli więc ktoś zamierza stworzyć swojemu kotu możliwość przebywania poza domem, to poświęcenie pewnego czasu na naukę kilku podstawowych zachowań znacząco zmniejszy związane z tym ryzyko. Niezależnie od tego, czy będziesz wyprowadzać kota na smyczy, czy pozwolisz mu korzystać z kociej klapki blokowanej na noc, czy wyposażysz go w urządzenie lokalizujące, czy też nauczysz go, by sam chodził za tobą – każda z tych rzeczy na swój sposób ogranicza niebezpieczeństwo. Wyuczone przy tym zachowania mogą się przydać także w innych okolicznościach. Na przykład to, że kot umie chodzić w szelkach i na smyczy, będzie wygodne dla osób, które zamierzają występować z nim na wystawach lub zabierać go na wakacje w nowe, nieznane mu miejsca. Umiejętność przychodzenia na wezwanie będzie użyteczna, kiedy kot przypadkowo wydostanie się z transportera lub twoich objęć. Kot, który przyzwyczaił się do noszenia dziwnych rzeczy na szyi, będzie dużo lepiej sobie radził, kiedy założy się mu kołnierz ochronny, uniemożliwiający lizanie rany po operacji – podstawowy trening ma już bowiem za sobą i przyuczenie go do takiej nieco odmiennej obroży będzie dużo łatwiejsze. Właściciele, którzy jednak zdecydują się wypuszczać kota na zewnątrz bez ograniczeń, prawdopodobnie będą musieli się zmierzyć z mało przyjemnymi konsekwencjami tych wycieczek. Chodzi o łupy z kocich polowań – czyli przynoszone do domu lub porzucone w jego pobliżu ofiary, martwe lub okaleczone. W następnym rozdziale omówimy możliwości szkolenia kota w kierunku zachowań zaspokajających jego łowieckie instynkty, ale bardziej akceptowalnych dla otoczenia niż prawdziwe polowanie.

Poszarpane zasłony i zakrwawione szczątki Mniej sympatyczne strony kocich upodobań Wielu ludzi uważa koty za zwierzęta łatwe w utrzymaniu – nie trzeba poświęcać im zbyt wiele uwagi, a one poświęcą ci uwagę, kiedy tylko zechcesz. Jak jednak zobaczyliśmy, jest to po prostu nieprawda. Koty mają złożone potrzeby emocjonalne. Na szczęście dla nich na całym świecie wzrasta obecnie zainteresowanie losem zwierząt, w tym także kotów domowych. Prawa, jakie im przysługują, mogą się różnić w zależności od kraju, lecz w większości miejsc człowiek posiadający kota ma prawny obowiązek troszczenia się o niego. Na przykład w Wielkiej Brytanii właściciela czyni się odpowiedzialnym zarówno za stan fizyczny kota, jak i za jego dobre samopoczucie – ma on obowiązek stworzyć zwierzęciu możliwość manifestowania swych naturalnych zachowań. Zatem odpowiedzialni właściciele i opiekunowie kotów powinni nie tylko dobrze rozumieć ich naturę, lecz także posiadać wiedzę potrzebną, by stworzyć im optymalne warunki życia1. Problemy stwarza fakt, że domowy kot, z którym dzielimy dom, pod wieloma względami bardzo niewiele różni się od swoich dzikich, bezpańskich przodków, którzy zajmowali duże terytoria i aktywnie ich bronili (w pierwszej kolejności znakując je swoim zapachem) i którzy musieli polować, by zdobyć pożywienie. Kiedy podobne zachowania dochodzą do głosu w domu, rezultat bywa opłakany: podrapane pazurami meble albo nasze obrzydzenie wywoływane kolejnymi okrwawionymi szczątkami znajdowanymi na podłodze w kuchni. Jednakże poczucie odpowiedzialności każe nam zapobiegać kociej frustracji. Powinniśmy więc zapewnić kotom nieszkodliwe ujście dla ich drapieżczych instynktów. Dzięki prostemu treningowi możemy nauczyć kota, by kierował tego rodzaju zachowania w inną, bardziej akceptowalną stronę, co zarazem zapewni mu dobre samopoczucie. Jak już wiemy, psy to istoty społeczne, koty zaś – istoty terytorialne. Nic nie jest ważniejsze dla kota niż własne terytorium i związane z nim poczucie swojskości. Dziesięć tysięcy lat udomowienia prawie nie zmniejszyło u nich przemożnej potrzeby

posiadania terytorium, ponieważ do niedawna zależało od tego ich przeżycie – było to miejsce, w którym koty mogły polować, parzyć się, wychowywać potomstwo, znajdować schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Nawet dzisiaj żyjące na swobodzie koty zajadle bronią swojego terenu przed intruzami, ale z powodu dużego ich zagęszczenia trudno im jest osobiście odegnać każdego konkurenta. Żeby więc ostrzec innych o swojej obecności, kot stosuje cały złożony repertuar sygnałów. Wyróżniające się punkty na granicach terytorium są spryskiwane uryną i chociaż to zachowanie jest typowe dla niesterylizowanych samców, dorosłe samice również to robią. Mocz wydziela ostrą woń, której natężenie prawdopodobnie rośnie z czasem – rozkładająca się uryna śmierdzi mocniej niż świeżo oddana. Może to tłumaczyć, dlaczego ludzie często zaczynają wyczuwać „koci” odór w domu dopiero po jakimś czasie. W wypadku samców intensywność zapachu uryny jest prawdopodobnie związana z fizyczną sprawnością danego osobnika, więc może służyć zarówno do przyciągania samic, jak i do odstraszania konkurentów. Koty sterylizowane przed osiągnięciem dojrzałości płciowej, czyli przed szóstym miesiącem życia, zazwyczaj nie znakują terenu uryną, przynajmniej nie we wnętrzu domu – chyba że doznają silnego rozstroju nerwowego albo cierpią na jakieś niedomagania. Organizm kota wytwarza również inne związki chemiczne pozostawiane w różnych punktach jego terytorium. Pochodzą one z gruczołów zlokalizowanych na pysku i pomiędzy palcami łap, więc są przenoszone na obiekty, które kot drapie lub o które się ociera. Na to drugie właściciele kotów rzadko się skarżą, gdyż w najgorszym razie wielokrotne ocieranie się o to samo miejsce może pozostawić po sobie lepki brązowy ślad2. Natomiast drapanie sprzętów uchodzi powszechnie za poważny kłopot związany z posiadaniem kota, a niektórzy uważają je nawet za zaburzenie zachowania, chociaż jest to zjawisko jak najbardziej naturalne. Może to być naprawdę frustrujące, kiedy widzisz, że twój kot, choć ma do dyspozycji nowiutki, specjalny drapak, woli wyżywać się na dywaniku, kanapie, drewnianej poręczy schodów lub framudze drzwi. Dla kogoś, kto mieszka w wynajętym lokalu, konsekwencje mogą być kosztowne. Nawet specjaliści nie są zgodni co do tego, jakie jest najlepsze rozwiązanie tego problemu. Chirurgiczne usuwanie pazurów praktykuje się w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych, lecz w Wielkiej Brytanii i większości innych krajów Europy jest to niedozwolone. My zdecydowanie opowiadamy się za behawioralnymi metodami oduczania kotów ostrzenia pazurów w nieodpowiednich miejscach3. Drapanie jest zachowaniem instynktownym, więc kot może być sfrustrowany, jeśli mu się tego zabrania. Jest także nawykowe, więc może być trudno skierować je w inną stronę. Bez wątpienia sprawia również kotu przyjemność – może zdarzyło ci się zaobserwować, że twój kot po zakończeniu tej czynności jest wyraźnie rozbawiony albo kręci się w podnieceniu. Koty lubią ostrzyć pazury stale w tych

samych miejscach, co pozostawia po sobie wyraźne widoczne ślady (a także ślady zapachowe, dla ludzkiego nosa niewykrywalne). Co więcej, u kotów żyjących na swobodzie miejsca te są rozmieszczone przy stale używanych ścieżkach, a nie na granicach terytorium, więc domowy kot, nawet jeśli jest wypuszczany na dwór, będzie wolał drapać sprzęty w domu, być może w wielu miejscach. Drapanie spełnia oprócz znakowania terytorium także inne zadania – pozwala utrzymać pazury w należytym stanie i często towarzyszy przeciąganiu się kota, który właśnie się obudził. Koty znakują swoje terytorium, ale także na nim polują (czasem wykraczając poza jego granice). Nie tak dawne to czasy, gdy były cenione właśnie za łowiecką sprawność. W ciągu ostatnich paru dekad zaczęły jednak cieszyć się złą opinią „morderców” i nawet oddany opiekun bywa zbulwersowany, kiedy jego kot przynosi do domu mały krwawy „prezent”. Kiedy kurczy się populacja dzikich zwierząt, zwłaszcza w środowiskach sąsiadujących z ludzkimi osiedlami, winą za to chętnie obciąża się koty, jako najbardziej oczywistych sprawców. Zwyczaj przynoszenia do domu zdobyczy (którą częściej porzucają, niż zjadają, gdyż sklepowa karma jest smaczniejsza) nie przysparza im sympatii. Aktywność bezpańskich, zdziczałych kotów bez wątpienia może powodować spustoszenie w niektórych siedliskach, zwłaszcza izolowanych, na przykład na oceanicznych wyspach, gdzie nie ma innych drapieżników. Dużo trudniej byłoby udowodnić, że znaczący wpływ na dziką przyrodę wywierają koty domowe żyjące na kontynencie i większość ekologów przyznaje dziś, że niszczenie i rozkład naturalnego środowiska stanowi o wiele większe zagrożenie, niż mogłaby stworzyć garść kotów. Niemniej nie da się ukryć, że koty tylko w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zabijają co roku wiele milionów ptaków i drobnych ssaków, a jeszcze znacznie większą liczbę próbują zabić4. Dlaczego polowanie jest takie ważne dla dobrze odkarmionego i wypieszczonego kota? Pierwszy powód to uzależnienie kota od mięsa. Większą część energii czerpie on z białek i tłuszczu, a nie z węglowodanów, jak ludzie. Głodujący kot dosłownie zjada własne mięśnie. Nie jest w stanie powstrzymać swojego organizmu od ich rozkładu w celu uzyskania paliwa. Co więcej, kot potrzebuje nie jakiegokolwiek białka, lecz koniecznie białka zwierzęcego, gdyż w białku pochodzenia roślinnego brakuje pewnych składników niezbędnych mu do zachowania zdrowia – składników, które organizm psa (i człowieka) wytwarza we własnym zakresie. Ponadto samice kota muszą spożywać określoną ilość zwierzęcego tłuszczu, gdyż tylko z niego mogą wytworzyć hormony regulujące ich cykl reprodukcyjny – nie ma mięsa, nie będzie kociąt. Zanim pojawiła się gotowa karma, za sprawą tego uzależnienia od mięsa tylko

koty o najwyższych zdolnościach łowieckich mogły przetrwać chude czasy, kiedy kurczyła się ilość zwierzyny. Zaledwie dwadzieścia pięć pokoleń wstecz od naszych dzisiejszych domowych pieszczochów – które tak bardzo pragnęlibyśmy zniechęcić do polowania – tylko najsprawniejsi łowcy pozostawiali po sobie tyle potomstwa, by móc uchodzić za przodków współczesnej kociej populacji. Dopiero niespełna pięćdziesiąt lat temu dietetycy zdołali rozpoznać wszystkie osobliwości kociej przemiany materii i skomponować karmę zawierającą komplet niezbędnych składników. Właśnie dlatego pokarm dla kotów kupowany w supermarkecie zawsze zawiera znaczącą ilość mięsa lub ryb. Tak więc niezależnie od tego, że w naszych czasach koty mają do dyspozycji bogaty asortyment specjalnie dla nich stworzonych produktów opartych na mięsie i zawierających obfitość odpowiednich dla nich protein, pozostają one wciąż potomkami najbardziej skutecznych łowców. Za mało czasu minęło i nie było żadnej sztucznej selekcji faworyzującej koty mniej sprawne w polowaniu, więc instynkt łowiecki nie wygasł. Kiedy Thomas Harris, autor Milczenia owiec i Hannibala, pisał: „Rozwiązanie problemu jest niczym udane polowanie; daje dziką radość, radość, do której jesteśmy zrodzeni” 1, miał na myśli ludzi, lecz te słowa doskonale pasują również do dwóch ważnych aspektów tego, jak koty przeżywają polowanie. Pierwszy to rozwiązywanie problemu. Łowy nie są łatwe, wymagają czasu, zręczności, wysiłku fizycznego, spostrzegawczości i wytężenia zmysłów. Każde polowanie to również kolejna lekcja – jeden fałszywy ruch i zwierzyna ucieka. W istocie przeciętnemu kotu domowemu rzadko udaje się schwytać ofiarę, znacznie częściej doznaje niepowodzenia. Jeśli skrada się zbyt nieostrożnie, myszy znikają wśród roślinności, króliki kryją się po norach, a ptaki po prostu odlatują. Każdy typ zwierzyny stawia więc kota przed odrębnym zestawem problemów. Po drugie, polowanie jest przyjemne – gdy kot chwyta w pazury lub gryzie ofiarę, ośrodek nagrody w mózgu uwalnia do krwi endorfiny. Dodatkową nagrodą jest możliwość spożycia świeżego mięsa. Zachowania łowieckie są więc silnie wzmacniane. Nawet najbardziej rozleniwione koty ujawniają swoje instynkty łowcy podczas zabawy. Nie jest to zresztą najlepsze słowo, bo „zabawę” kot traktuje bardzo poważnie. Machanie mu przed nosem sztuczną myszką może dać całe godziny nieszkodliwej rozrywki i jemu, i człowiekowi. Wiele mówi nam o funkcjonowaniu umysłu kota fakt, że wydaje się on bardziej zainteresowany zabawką niż człowiekiem trzymającym drugi koniec sznurka (w przeciwieństwie do psa, dla którego zabawki są pomocą w obcowaniu z ludźmi). Badania naukowe ujawniły, że kot rzeczywiście traktuje zabawki tak, jakby były żywą zwierzyną. Najbardziej lubi takie, które są wielkości myszy czy małego ptaka, mają kończyny i są pokryte futerkiem lub piórami, a większe zabawki trzyma na odległość wyciągniętej łapy, jakby się obawiał,

że mogą stawić opór. Żeby zabawka na dłużej przyciągnęła uwagę kota, musi się poruszać lub spadać, a co najbardziej intrygujące, kot bawi się najbardziej intensywnie, kiedy jest głodny. Wszystkie te szczegóły odzwierciedlają dokładnie to, co skądinąd wiemy o motywacjach polującego kota, wydaje się więc prawdopodobne, że kiedy się bawi, jest przekonany, że zabawka jest prawdziwą zwierzyną. W takim razie pojawia się godna uwagi możliwość, że za pomocą zabawek da się skutecznie zaspokoić potrzebę polowania, zarówno u kota przebywającego wyłącznie w domu, jak i nawet u takiego, który wychodzi na zewnątrz. To może być sposób zagospodarowania energii, którą inaczej kot włożyłby w prawdziwe łowy. Stwarzając mu liczne okazje do przejawiania zachowań łowieckich, będziemy mogli zaspokoić jego drapieżcze instynkty bez przelewu krwi. Wiemy już zatem, że koty muszą znakować swoje terytorium (nawet jeśli w pobliżu nie ma rywali), by zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa – takie już są. Wiemy także, iż muszą polować lub przynajmniej czuć się tak, jakby polowały. Jak więc przystąpić do treningu, który nauczy kota wykonywać te czynności w sposób zadowalający i jego, i właściciela? Jeśli chodzi o naukę ostrzenia pazurów tylko w odpowiednich miejscach, pierwszym krokiem będzie przygotowanie służących do tego przedmiotów. Dostępne w handlu drapaki bardzo często są zbyt krótkie, a jeśli nawet znajdzie się wystarczająco długi, to ma on zwykle podstawę utrudniającą kotu dostęp do niego. Przy drapaniu kot powinien móc rozciągać ciało na całą długość. Jeśli zamontujemy nieodpowiedni drapak, bardzo szybko się zorientuje, że nie może się porządnie wyciągnąć, i ponieważ będzie mu niewygodnie, poszuka sobie innego obiektu. Wybierz więc drapak, którego długość przekracza pełną długość ciała kota. Widywaliśmy koty, które dosłownie rzucały się na taki drapak wszystkimi czterema łapkami i w widocznej ekstazie drapały przednimi i tylnymi pazurami. Sklepowe drapaki są przeważnie wykonane z liny sizalowej, ale możesz zbudować własny, używając deseczki i przyklejonego do niej kawałka starego dywanu (koty często wolą szorstką tylną stronę dywanu niż miękką powierzchnię). Niestety, nie wszystkie koty ostrzą pazury o powierzchnię pionową. Niektóre lubią także pozycję horyzontalną, więc świeżo położony dywan w twoim nowym domu będzie dla nich szczególnie kuszący. W sklepach są drapaki z tektury falistej, ale możesz też sama sporządzić taki poziomy drapak, solidnie przytwierdzając preferowaną przez twojego kota nawierzchnię do grubej deski. Stabilność jest bardzo ważna – kolebiący się drapak może zdeprymować kota, który szybko nauczy się go omijać. Postaraj się więc, żeby miał dużą i ciężką podstawę albo był umocowany do ściany czy podłogi i nie poruszał się, kiedy kot zacznie szarpać go pazurami. Drapak powinien znajdować się w miejscu najbardziej kuszącym dla kota. Jeśli

zauważyłaś, że zwierzak ostrzy pazury o powierzchnie do tego nieprzeznaczone, dobrym pomysłem będzie zlokalizowanie właśnie w takich miejscach dodatkowych drapaków. Umieść je w pobliżu drzwi wyjściowych (które kot postrzega być może jako granicę swojego terytorium), ale także na trasie typowych wędrówek kota po domu. Właściciele domów piętrowych często skarżą się, że kot wyżywa się na stopniach lub poręczach schodów – bo to zapewne droga, którą często przebywa. Jeśli twój kot lubi ostrzyć pazury zaraz po przebudzeniu, dobrze jest umieścić drapak w pobliżu jego ulubionego legowiska. Wielu kotom wystarczy, że drapaki są umieszczone w odpowiednich miejscach, i korzystają z nich spontanicznie, znakując terytorium bez szkody dla mebli. Inne jednak potrzebują pewnego treningu, zanim nauczą się, gdzie wolno im drapać. Jeśli twój kot należy do tych drugich, możesz zainteresować go właściwym drapakiem, stosując przynętę (umiejętność nr 3). Idealną przynętą przy tym zadaniu treningowym będzie zabawka na różdżce. Poruszaj nią szybko wokół drapaka, po czym odsuń ją poza zasięg kota, żeby skacząc na nią z entuzjazmem, wszedł w kontakt z powierzchnią przeznaczoną do drapania. Podniecony zabawą, czując pod łapkami odpowiedni materiał, kot najpewniej zabierze się do ostrzenia pazurów. Jeśli tak się stanie, daj mu do zrozumienia, że jesteś z niego zadowolona – pochwal go i wręcz mu później wybraną przez siebie nagrodę. W tej sytuacji idealnym rozwiązaniem będzie słowny znacznik wskazujący na nadchodzącą nagrodę (umiejętność nr 4), bo nie chcesz przecież, żeby kot przerwał drapanie, by zająć się zaoferowanym mu kąskiem. Chcesz, żeby wiedział, że nagrodę dostanie, jak tylko ukończy tę czynność. Jeśli kot nie zainteresuje się drapakiem, mimo wszystko nagródź go za to, że podążał za przynętą. Im lepiej zapamięta, że przebywanie w pobliżu drapaka wiąże się z nagrodą, tym chętniej będzie się do niego zbliżał, a wtedy rośnie szansa, że w końcu zacznie go używać. Powtarzaj ćwiczenie z przynętą przez kilka dni, dopóki twój pupil nie zacznie regularnie ostrzyć w tym miejscu pazurów. Możesz dodatkowo zwiększyć zainteresowanie kota drapakiem, zbierając zapach z gruczołów na jego pysku (umiejętność nr 7) i przenosząc go na drapak. Jeśli twojego kota pociąga kocimiętka – nie każdy ją lubi, o tej reakcji decydują geny – możesz rozsypać trochę suszonej rośliny wokół drapaka. (Koty podniecone zapachem kocimiętki zwykle tarzają się w niej, przy okazji zahaczając pazurami o pobliskie przedmioty)5. Drapanie jest utrapieniem tylko dla właściciela kota, natomiast polowanie ma skutki dla miejscowej dzikiej przyrody, a w niektórych częściach świata wywołuje także dezaprobatę władz. Na szczęście przy użyciu odpowiedniej techniki możesz wyszkolić kota tak, żeby proponowane przez ciebie substytuty zachowań łowieckich przedkładał nad prawdziwe łowy. Na polowanie składa się cała sekwencja zachowań: od wytropienia ofiary poprzez

jej schwytanie (podkradanie się, pościg, końcowy skok) i uśmiercenie po oprawienie i spożycie. Ponieważ część tych działań jest zakodowana w genach kota, nie można oczekiwać, że szkolenie całkowicie „wyłączy” drapieżcze instynkty. Można natomiast za jego pomocą przekierować poszczególne składniki zachowań łowieckich w stronę bardziej akceptowalnego celu – zabawki. Może to być zarazem „gra”, przyjemna zarówno dla kota, jak i dla właściciela. Niektóre koty same odkrywają, że łowieckie zapędy można zwrócić ku zupełnie odmiennemu celowi – „polują” na dłonie i stopy swojego pana. To oczywiście będzie dla właściciela przykre i zepsuje jego relacje z kotem, bo człowiek zacznie się po prostu obawiać zwierzęcia. Szczęśliwie odpowiedni trening pozwala skierować te zachowania na bardziej stosowną „zwierzynę”. Naszym celem jest zatem zniechęcenie kota do polowania na żywe ofiary (a także ludzkie kończyny). W tym celu oferujemy mu gry, które są dla niego równie atrakcyjne, angażujące, czasochłonne i męczące fizycznie jak prawdziwe polowanie. Jeśli potrafimy wypełnić mu tymi grami, niewymagającymi rzeczywistej zwierzyny, czas, który inaczej poświęciłby na łowy, to prawdopodobnie zaspokoimy jego potrzeby nie tylko pod względem fizycznym, lecz także, co może ważniejsze, psychicznym. Jeśli nawet jego instynkt budzi się do życia na widok trzepocącego ptaszka lub przemykającej myszy, to możemy mieć nadzieję, że nie będzie dostatecznie zmotywowany do polowania i pozwoli ofierze uciec. Uczynienie z gier łowieckich stałego elementu codziennego życia przynosi dodatkową korzyść: nasz kot nie nudzi się, nie ulega frustracji i nie zagraża mu otyłość – jak to bywa z osobnikami, które nie mają czym wypełnić sobie czasu. W niektórych krajach doprowadzenie zwierzęcia do otyłości jest uznawane za jedną z form zaniedbania, na równi z jego głodzeniem. Uczenie kota alternatywnego „polowania” wpływa więc pozytywnie na jego jakość życia na więcej niż jeden sposób6. Kot, który nie dysponuje innymi źródłami pożywienia, musi dla zaspokojenia potrzeb swojego organizmu odbyć codziennie przynajmniej dziesięć udanych wypraw łowieckich, z których każda oznacza zdobycz w postaci jednej myszy. Jednakże w rzeczywistości musi podjąć znacznie więcej prób, gdyż wiele z nich kończy się niepowodzeniem. Chociaż więc same próby schwytania zwierzyny mogą mu dawać satysfakcję, raz na jakiś czas zdarza się „wielka kumulacja” – złapanie, uśmiercenie i zjedzenie ofiary. Przypomnijmy, że raz wyuczone zachowanie utrwala się, jeśli jest wzmacniane sporadycznie (umiejętność nr 8) – to znaczy, jeśli kot otrzymuje nagrodę nie za każdym razem. Wprowadzenie do gier łowieckich takiego okresowego wzmocnienia powinno zatem zwiększyć pozytywne nastawienie kota. A więc bawiąc się z nim, pamiętaj, że nie zawsze powinien „zwyciężać”. Na przykład, jeśli używasz pierzastej zabawki na różdżce, zadbaj o to, żeby podczas niektórych skoków kot chybił celu. Jeśli zaś ukrywasz w różnych miejscach zabawki lub przysmaki, żeby kot

ich szukał, zawsze część tych stałych kryjówek musi być pusta. Ponieważ polowanie często nie przynosi rezultatu, kot, który nie jest karmiony w inny sposób, musi poświęcać na wyprawy łowieckie większą część dnia. Dużo czasu zajmują mu przy tym wędrówki do obiecujących terenów łowieckich, często odległych, zmuszające do orientowania się w skomplikowanym terenie. Wiele energii kot zużywa więc, zanim jeszcze zobaczy zwierzynę, i to głównie dzięki temu dziko żyjące osobniki zachowują swoją atletyczną budowę. Większość zabaw, jakie ludzie podejmują ze swoimi kotami, skupia się na jednej części łowieckiej sekwencji – chwytaniu zdobyczy. Wszystkie inne prowadzące do tego celu kroki są pomijane. Dodajmy do tego dietę zawierającą więcej kalorii, niż kotu potrzeba, a wkrótce zwierzę będzie otyłe i leniwe, niezainteresowane już grami, które wcześniej je bawiły. Są jednak sposoby, by zapewnić kotu, nawet trzymanemu wyłącznie w domu, zaspokojenie potrzeby orientowania się w terenie, którego wymagają łowy. Angielskie słowo agility (zręczność) przywodzi wielu ludziom na myśl zawody psów, podczas których zwierzę prowadzone przez swojego przewodnika przeczołguje się przez tunele, skacze przez przeszkody i przebiega slalom między tyczkami. Ale agility nie musi być wyłącznie domeną psów i nie musi oznaczać rywalizacji. Można obecnie zamówić mniejszego rozmiaru sprzęt do agility, przeznaczony dla kotów, ale równie łatwo przygotować go samemu, używając gałęzi jako przeszkód i otwartych z dwóch stron pudełek kartonowych jako tuneli. Wciśnięte w ziemię bambusowe tyczki do roślin tworzą doskonały slalom, a na meble ogrodowe zwierzę może wskakiwać i z nich zeskakiwać. Uprawianie agility z kotem nie ma na celu sprawdzenia, czy jest posłuszny i czy dobrze rozumie polecenia (choć oczywiście jeśli chcesz, możesz go uczyć wykonywania tych czynności na komendę słowną). Nie chodzi też o to, jak szybko kot pokona cały tor przeszkód. Ma to być dla niego po prostu okazja do wysiłku fizycznego z wykorzystaniem zachowań, które są przydatne przy tropieniu zwierzyny – takich jak przeskakiwanie przez ogrodzenia lub zwalone drzewa albo znajdowanie drogi w zaroślach. Nauka agility i gry łowieckie nie tylko stymulują umysł i ciało kota w podobny sposób, jak prawdziwe polowanie, lecz także są dobrą zabawą i zacieśniają twoją więź z kotem. Zanim zaczniesz ćwiczenia, daj kotu czas na zapoznanie się z nowymi obiektami (umiejętność nr 1). Kiedy będziesz widzieć, że czuje się już swobodnie w otoczeniu sprzętu do agility, pora zastanowić się nad wyborem przynęty (umiejętność nr 3). Przy skokach przez przeszkody i slalomie najlepsza będzie zabawka na sztywnej różdżce lub druciku. W tunelu możesz rozłożyć smakołyki, by kot podążał ich śladem. Kiedy oswoi się z urządzeniami i zacznie kojarzyć je z nagrodami, zauważysz rosnącą szybkość i sprawność, z jaką pokonuje przeszkody. Pamiętaj, że sesje agility powinny

być krótkie, zwłaszcza jeśli twój kot ma nadwagę lub jest mało sprawny fizycznie, gdyż zajęcia te pochłaniają dużo energii, a koty nie potrafią tak łatwo pozbywać się nadmiaru ciepła jak psy.

Herbie uczy się pokonywać slalom, podążając za różdżką celu.

Agility, gry łowieckie i inne ćwiczenia nie muszą koniecznie odbywać się na dworze. Przeciwnie, są również szczególnie korzystne dla kotów spędzających całe życie w domu, gdyż zmuszają do wysiłku i podejmowania działań, do których zwykle

te zwierzęta nie mają okazji. Zastanów się, jak zaaranżować umeblowanie i inne sprzęty, żeby zachęcić kota do większej aktywności. Czy możesz ustawić jakieś meble na tyle blisko siebie, żeby kot mógł przeskakiwać z jednego na drugi? Czy masz lub możesz zdobyć kilka kartonowych pudeł, do których mógłby wskakiwać lub przez nie przebiegać? Czy masz półki, po których mógłby spacerować? Pomyśl, jak zachowywałby się kot, gdyby był na dworze i udawał się na polowanie.

Zwabiony zabawką Herbie przeskakuje przez przeszkodę.

Pomyśl o swoim domu jak o potencjalnym terenie łowieckim dla kota. Wielu właścicieli wolałoby, żeby koty trzymały łapy przy sobie i z dala od mebli. Kot jednak jest stworzony do skakania i wspinania się i kiedy da mu się wolną rękę, będzie eksplorował przestrzeń zarówno w poziomie, jak i w pionie. Zamiast tłumić tę część kociej natury, wydziel część mebli i półek do jego użytku. Zachęcając go do wspinaczki, skoków i w ogóle przebywania powyżej podłogi, nie tylko zapewnisz mu bezpieczne punkty obserwacyjne, lecz także pomożesz mu w rozwijaniu poczucia równowagi i koordynacji ruchowej. Zacznij od dwóch mebli stojących bardzo blisko siebie, żeby kot mógł po prostu przejść z jednego na drugi, za co otrzyma nagrodę. Stopniowo rozsuwaj meble, żeby musiał robić większe kroki, aż w końcu przerwa stanie się tak duża, że zmusi go do skoku. Postępując w ten sposób, coraz wyżej stawiasz poprzeczkę, jeśli chodzi o wysiłek fizyczny i umysłowy, na który kot musi się zdobyć, by zasłużyć na nagrodę.

Aby zachęcić go do chodzenia po meblach, możesz użyć przynęty (umiejętność nr 3). Agility to obszar treningu, przy którym szczególnie przydaje mi się znacznik werbalny (umiejętność nr 4). Wynika to z faktu, że kolejne ruchy kota są przy tym szybkie, a muszę w jakiś sposób dawać mu do zrozumienia, za jakie konkretne zachowanie dostanie nagrodę. Na przykład nie mogę podać mu przysmaku, gdy jest w trakcie skoku, ale mogę powiedzieć w tym momencie „dobrze”, a moje koty są już nauczone, że słowo to zapowiada rychłe pojawienie się nagrody. Kiedy kot opanuje skok pomiędzy dwoma meblami, zacznij wprowadzać dodatkowe ćwiczenia, takie jak zeskok na podłogę lub chodzenie w koło po stole. Ćwiczcie każde zadanie oddzielnie, a kiedy kot się ich nauczy, możesz je łączyć w ciągi, tworząc domowy tor do agility. Taki tor powinien być dostosowany do indywidualnych potrzeb kota. Jeśli ma nadwagę, zacznij od zadań wymagających niewielkiej aktywności fizycznej, żeby stopniowo nabierał sprawności. Umieszczaj sprzęty do skoków blisko siebie, a w przypadku kociąt i kotów w podeszłym wieku zadbaj o to, żeby były niezbyt wysokie i stabilne. Jeśli masz kota ze schorzeniami narządów ruchu w rodzaju artretyzmu, przez co skoki mogą być utrudnione lub bolesne, ogranicz się do mniej wymagających fizycznie ćwiczeń, takich jak zwykłe przechodzenie od jednego mebla do drugiego. Jeśli kot cierpi na jakiekolwiek choroby, to przed podjęciem treningu agility, zarówno w domu, jak i na zewnątrz, skonsultuj się z weterynarzem.

Herbie uczy się balansowania na dwóch łapkach podczas domowego treningu agility.

Trening agility stwarza kotu doskonałą sposobność do intensywnego ruchu w absorbującym otoczeniu, podobnie jak podczas prawdziwych łowów, natomiast gry łowieckie pozwalają mu wykorzystać narzucaną przez instynkt sekwencję działań podejmowanych po wykryciu zwierzyny: chwytanie, uśmiercanie, oprawianie i spożycie. Kiedy kot zlokalizuje w swoim naturalnym środowisku potencjalną ofiarę, czas, który poświęca na jej złowienie, jest krótki – jeden skok zajmuje niewiele sekund – a jeśli mu się nie powiedzie, z reguły ta sama ofiara nie daje mu kolejnej okazji, gdyż możliwie szybko znika mu z oczu. Co za tym idzie, gry łowieckie powinny trwać krótko, za to powtarzać się często – kot bardziej się w nie zaangażuje, jeśli będziesz je wtrącała w różnych porach w ciągu całego dnia, zamiast całą aktywność tego rodzaju zbierać w jednym ciągłym bloku. Może to być trudne, jeśli przez znaczną część dnia nie ma cię w domu. Na szczęście oprócz gier, w których

musisz brać udział, są również takie, które odbywają się bez udziału człowieka i kot może się im oddawać, kiedy jesteś nieobecna lub zajęta czym innym. Koty domowe polują zwykle, tylko gdy nadarzy się okazja. Często można zaobserwować, jak ich łowieckie instynkty ożywają, gdy potencjalna ofiara pojawi się przypadkowo gdzieś na obrzeżach pola widzenia. Możemy wykorzystać ten mechanizm podczas gry, wabiąc kota poruszającymi się szybko zabawkami, które może dostrzec kątem oka. Koty z trudem koncentrują wzrok na nieruchomym przedmiocie znajdującym się bardzo blisko nich. Umieść więc zabawkę w odległości przynajmniej długości ciała kota i najlepiej z boku. Możesz wtedy przyciągnąć zainteresowanie zwierzęcia, poruszając nią w taki sposób, jak mogłaby się poruszać potencjalna zdobycz. Jeśli zabawka jest mała i pokryta futrem, jak mysz, to powinna poruszać się przy ziemi i oddalać się od kota szybkimi zygzakami, naśladując ucieczkę myszy. Nie zdarzyło mi się dotąd widzieć myszy biegnącej w stronę kota, natomiast często widzę, jak człowiek używa różdżki, by przesuwać zabawkę w jego stronę. W takiej sytuacji niektóre koty skupią uwagę na końcu różdżki, a nie na zabawce – zwykle dlatego, że wędka porusza się szybko i prostoliniowo, podczas gdy zabawka kołysze się we wszystkie strony, zwłaszcza gdy jest umocowana na elastycznym złączu. Lepiej sprawdzają się zabawki przytwierdzone do różdżki sztywno, którymi poruszasz w pozycji stojącej lub siedzącej. Możesz też chodzić po pokoju, ciągnąc zabawkę za sobą – tobie też nie zaszkodzi trochę ruchu. Dostępne w sklepach zabawki często mają krótką różdżkę. Jeśli kot łatwo ekscytuje się zabawą i obawiasz się, że może przypadkowo sięgnąć pazurami lub zębami twojej dłoni, przymocuj zabawkę do czegoś dłuższego, na przykład do bambusowej tyczki lub bacika używanego przy szkoleniu koni. Jeśli chcesz naprawdę rozruszać kota, możesz przyczepić jedną z jego zabawek na końcu dziecinnej imitacji wędki rybackiej, odrzucać ją od siebie, po czym nawijać z powrotem na kołowrotek. Najlepiej, żeby wędka była wyposażona w przezroczystą plastykową żyłkę, której kot prawdopodobnie w ogóle nie zauważy, więc nie porani sobie pyska, próbując ją chwytać, i będzie miał wrażenie, że zabawka porusza się samodzielnie. Taki sprzęt znakomicie sprawdza się przy zabawie poza domem albo na długim korytarzu, gdzie można odrzucić zabawkę na odległość kilku metrów. Podczas każdego cyklu gry rzucaj zabawkę nie więcej niż parę razy. Dzięki temu zakończysz ćwiczenie w chwili, gdy dla kota jej schwytanie wciąż będzie nagrodą, więc zachowa chęć do zabawy, kiedy następnym razem zobaczy wędkę. Poza tym nie zmęczy się nadmiernie. Kot nie ściga zwierzyny aż do wyczerpania sił – jest sprinterem, a nie maratończykiem, woli długo siedzieć i czatować, by wyładować energię w skoku na ofiarę. Chociaż więc pogoń sprawia mu przyjemność, jego ciało nie jest stworzone do długotrwałego biegu z dużą prędkością.

Aby imitować zwierzynę fruwającą, wybierz lekką zabawkę na wędce; najlepsze są te pierzaste. Tego rodzaju zabawki są zwykle umocowane do sztywnej różdżki i łatwiej nimi poruszać w powietrzu niż przy ziemi. Machaj różdżką po łuku, pozwól, by zabawka na chwilę spoczęła na podłodze, po czym znów poderwij ją do góry. Zachęci to kota do skoku i schwytania jej pomiędzy przednie łapki. Ponieważ taka zabawa obejmuje należące do sekwencji polowania fazy skradania się i pościgu, które są dla kota same w sobie nagrodą, nie ma potrzeby dodatkowego nagradzania go za te zachowania pokarmem. W istocie na tym etapie polowania zmysły kota są tak silnie skoncentrowane na znajdującej się przed nim zabawce, że jedzenie zupełnie go nie obchodzi.

Sarah zarzuca wędkę z zabawką dla Herbiego.

To, jak często powinnaś kotu pozwalać na złapanie zabawki, powinno zależeć od

jego zaangażowania w grę. Jeśli nie jest zbyt pewny siebie i słabo zainteresowany, daj mu częściej „zwyciężać”, niż chybiać. Jeśli natomiast jest mocno zaangażowany i sprawny, utrudniaj mu zadanie, zmuszając go do większego wysiłku, i co jakiś czas nie pozwól mu złapać zabawki w ogóle. W ten sposób uruchomisz jego zdolności rozwiązywania problemów, bo musi się zastanawiać, jak zabrać się do „polowania” następnym razem. Może już zetknęłaś się z sytuacją, kiedy kot, nie mogąc schwytać zabawki, wskakiwał na najbliższy mebel, żeby łatwiej mu było do niej sięgnąć. Niezależnie od tego, ile kot miał nieudanych prób złowienia zabawki, kiedy gra zbliża się do końca, zacznij poruszać nią wolniej, symulując zwierzynę, która jest zmęczona lub ranna, co skłoni również kota do spowolnienia ruchów i da mu dobrą okazję do osiągnięcia ostatecznego sukcesu. Kiedy już mu się to uda, daj mu dużo czasu na tarmoszenie, gryzienie i przytrzymywanie zdobyczy. Dopiero kiedy przestanie się nią interesować, zabierz ją i usuń z zasięgu wzroku kota, ale miej ją w gotowości do następnych gier (najlepiej w skrzynce z akcesoriami). Zabawką, której nigdy nie uda się kotu naprawdę schwytać, jest czerwone lub zielone światło laserowego wskaźnika, który można kupić niemal wszędzie. Skierowany na jakiś przedmiot, laser generuje mały punkt świetlny, który można szybko przemieszczać po torach prostoliniowych. W ten sposób bardzo szybko pobudzimy u kota instynkt łowiecki. Ponieważ jednak światełka nie można złapać, może to być dla zwierzaka frustrujące. Ponadto znane są przypadki kotów, które po zabawach z laserowym wskaźnikiem zafiksowały się także na innych źródłach światła, takich jak słoneczne „zajączki”. Laser nie powinien więc zastępować zabawki na różdżce. Jeśli się go używa, to tylko w połączeniu z takimi przedmiotami, którymi kot może fizycznie manipulować. Na przykład możesz za pomocą światła doprowadzić kota do prawdziwej zabawki leżącej na podłodze i wyłączyć wskaźnik, kiedy ją chwyci. Nie wszystkie koty jednak dają się w ten sposób oszukać i często w dalszym ciągu szukają nieuchwytnego światełka. Większość kotów lubi gonić za zabawką, ale są też takie nieliczne, które lubią ją przynosić, często porzucając u stóp właściciela, w nadziei, że rzuci nią ponownie. Dla takich osobników sekwencja pogoni i przynoszenia jest wystarczającą nagrodą i są gotowe powtarzać ją bez końca. Można się zastanawiać, dlaczego sprawia im przyjemność takie zachowanie, właściwe raczej psom. Wiemy jednak, że kocice przynoszą zdobycz do domu, by nakarmić kocięta, a dorosłe koty często robią to samo, by spożyć posiłek w bezpiecznym miejscu. Jeśli zauważysz, że twój kot nosi zabawkę w pysku, możesz „sprawdzić” go, rzucając ją w dal, gdy tylko ją puści. Nieważne, czy dostarczy ją ponownie aż do twoich stóp – liczy się to, że znajduje przyjemność w gonieniu i noszeniu przedmiotów. Jeśli zdążyłaś już go nauczyć, że werbalny znacznik zapowiada zbliżającą się nagrodę, możesz go użyć i nagrodzić kota, gdy przyjdzie do ciebie. Nigdy nie należy wyrywać kotu zabawki z pyska siłą;

po prostu poczekaj, aż sam ją porzuci. Skoro traktuje ją jako prawdziwą zdobycz, to ludzka ręka próbująca mu ją odebrać skłoni go tylko do tego, by mocniej zacisnąć zęby. Kot, który złapał ptaka, musi najpierw wyskubać trochę piór, zanim dostanie się do mięsa i wnętrzności. Kiedy chce zjeść kolejne części ciała, znowu musi usuwać pióra. U niektórych kotów takie wrodzone zachowania przenoszą się na inne obiekty, co może irytować właścicieli. Typowe przykłady to skubanie rolki papieru toaletowego albo wygryzanie kawałków kartonu z pudeł. Czasem nawet koty posuwają się do żucia tkanin – jest to zaburzenie zachowania znane jako pica, kiedy zwierzę zjada rzeczy niejadalne; w ramach leczenia daje mu się wtedy coś do przeżuwania. Tak więc kotu, który lubi coś tarmosić, dobrze jest zapewnić odpowiedni obiekt. Zaspokoimy wtedy jego potrzebę skubania i unikniemy niszczenia innych rzeczy. Nawet jeśli nigdy nie zauważyłaś, by twój kot próbował skubać, warto podsunąć mu coś, czego nie będzie ci szkoda, na przykład rolkę kartonu, żeby zobaczyć, czy nie znajduje przyjemności w takim zachowaniu.

Cosmos walczy z zabawką przeznaczoną do skubania.

Niektórzy właściciele obawiają się, że dostarczając kotu przedmioty do skubania, zachęcają go do tego zajęcia i będzie się mu oddawał jeszcze częściej. Te obawy raczej nie są zasadne. Jest rzeczą prawie niemożliwą zlikwidować wrodzoną potrzebę pewnego zachowania. Chociaż można to zachowanie na jakiś czas fizycznie uniemożliwić, sama potrzeba nie zniknie. Kiedy zlikwidujemy ograniczenia, zwierzę najpewniej wróci do dawnych praktyk, być może nawet w bardziej intensywny sposób. Dostarczając mu odpowiedni obiekt do skubania, stwarzamy mu okazję do

nieszkodliwego zaspokojenia tej potrzeby, przez co zmniejszamy prawdopodobieństwo, że będzie to robił w innych miejscach. Niektóre koty lubią żuć karton – jeśli twój do nich należy, daj mu do dyspozycji kartonowe pudełka. Inne skubią tylko pióra. W takim wypadku zrób otwory w kartonowej rolce po papierze toaletowym lub ręczniku kuchennym i powtykaj w nie piórka – ja sama często zbieram podczas spaceru pióra zgubione przez ptaki, żeby później zabawiać nimi koty. Aby połączyć skubanie z następującą po nim konsumpcją, możesz wypełnić taką rolkę suchą lub mokrą kocią karmą, zatykając wyloty papierem do pieczenia, który należy lekko podziurawić, żeby kot mógł wyczuć zapach pożywienia. Nie ma tu ograniczenia dla naszej pomysłowości. Trzeba tylko unikać materiałów, których połknięcie mogłoby kotu zaszkodzić. Jeśli nie masz pewności, czy możesz wykorzystać daną rzecz, zapytaj weterynarza. Mając do czynienia z większą zwierzyną w rodzaju królika, kot często kładzie się na boku i orze ciało ofiary tylnymi łapkami. Może widziałaś, jak twój kot postępuje w ten sposób z zabawką – zaczyna się od tego, że stoi nad nią i raz za razem potrąca ją jedną z tylnych łap, zupełnie jakby uruchamiał motocykl. Następnie przewraca się na bok, przednimi łapami wciąga zabawkę na siebie, a tylnymi ją drapie. To zachowanie jest zarezerwowane dla dużych przedmiotów, więc obok małych zabawek, za którymi kot goni, musisz mu dostarczyć także większych. Można je zrobić samemu, wypychając czymś stare skarpetki i ozdabiając je piórami. Jeśli kot ma zamiłowanie do kocimiętki, to włożenie do takiej skarpetki paru listków tej rośliny zapewni mu kilka rozkosznych minut.

Cosmos gmera w balii z wodą.

Koty na ogół nie lubią być mokre i uciekają do domu, kiedy na dworze zaczyna padać. Jednak nie wszystkie. Aż za dobrze znajomy jest widok kociego pyszczka i dwóch przednich łapek wspierających się na krawędzi wanny pełnej bąbelków, w której dopiero co się zanurzyliśmy. Zwierzę łakomym wzrokiem patrzy na palce nóg człowieka wychylające się z piany. Coś, co znika i znów się pojawia, stanowi dla niego nieodpartą pokusę. Możesz wspierać „rybackie” zdolności swojego kota, podsuwając mu bardziej odpowiedni obiekt, taki jak piłeczka do ping-ponga albo drobne plastykowe zabawki podskakujące w dziecinnym brodziku czy miednicy z tworzywa sztucznego. Dodanie do wody piany sprawi, że będą się pojawiały i znikały, jeszcze bardziej kusząc kota. Odważniejszy zwierzak może nawet znajdować przyjemność w obserwowaniu i próbach złowienia zabawki poruszającej się w wodzie – ciągniętej na sznurku lub popychanej przez wiatr. Tu ostrzeżenie: zadbaj o to, żeby pojemnik z wodą nie mógł się przewrócić, powodując w domu powódź, i żeby nie był zbyt głęboki, na wypadek gdyby kot zechciał do niego wskoczyć. Bardzo się przyda brodzik w ogrodzie, gdyż dzięki wpadającym do niego liściom i płatkom kwiatów jest dla kota jeszcze bardziej atrakcyjny. Zwierzyna, na którą polują koty, często kryje się w norach, żeby zniknąć im z oczu. Najdrobniejszy przyziemny ruch lub szelest dobiegający spod ziemi wprawia więc kota w stan podwyższonej czujności i wszystkie jego zmysły skupiają się na podejrzanym punkcie. Taką zmysłową koncentrację możemy sprowokować podczas gry łowieckiej zarówno w domu, jak i na dworze za pomocą byle zabawki i kartonowego pudła. Wytnij w ścianach pudła w różnych miejscach otwory o szerokości trochę większej niż łapa kota. Usiądź na podłodze z pudłem zwróconym otwartą stroną do ciebie, tak żeby kot nie mógł do niego wejść, ale żeby widział jego dno i boki. Weź małą zabawkę, najlepiej umocowaną na sztywnym drążku, i wysuń ją częściowo przez jeden z otworów, żeby przyciągnąć uwagę kota. Kiedy się nią zainteresuje, wycofaj ją i wysuń przez inny otwór. W ten sposób zabawka nigdy nie jest w pełni widoczna. Prowokuje to kota do wkładania łap w otwory w jej poszukiwaniu. W rezultacie otrzymujemy kocią wersję znanej dziecięcej gry O rety! Krety!. Dodatkowo podgrzewają atmosferę zabawki wydające elektroniczne dźwięki – piski i skrzeki, zachęcające kota do udziału w zabawie. Na zakończenie pozwól kotu schwytać zabawkę, a jeśli będzie chciał, przepchnij ją do niego przez otwór. Podobną grę można prowadzić, posługując się zabawką na sztywnej różdżce schowaną pod kawałkiem tkaniny, poszewką na poduszkę lub arkuszem papieru, która w nieoczekiwanych dla kota momentach będzie „wyglądać” spod przykrycia. Użyj długiej wędki, jeśli twój kot ma zwyczaj rzucać się na zabawkę, gdy jest chociażby częściowo widoczna. Możesz też kupić zabawkę na baterię, która będzie w podobny

sposób poruszała się pod przykryciem bez twojego udziału. Uwaga: przy pierwszym uruchomieniu takiej zabawki czuwaj i upewnij się, że pociąga ona kota, a nie go odstrasza. Większość właścicieli karmi swoje koty, napełniając im dwa razy dziennie miseczkę, stojącą zwykle w stałym miejscu. Jeśli jednak zastanowimy się nad tym, jak kot poluje, dochodzimy do wniosku, że przyjmowanie pokarmów w dzikim życiu odbywało się zupełnie inaczej. Nieudomowione koty jadały często, ale mało, poświęcając wiele energii fizycznej i psychicznej na zdobycie żywności, i odbywało się to w coraz to innym miejscu, nawet jeśli w ramach tego samego obszaru łowieckiego. Możemy wprowadzić w codziennych czynnościach proste zmiany, dzięki którym pozyskiwanie pokarmu w domu będzie dla kota równie atrakcyjnym zajęciem jak polowanie. Zużywając energię na zdobywanie jedzenia (które w dodatku jest smaczniejsze niż jakakolwiek ofiara, którą mógłby upolować), kot będzie mniej skłonny do polowania poza domem (i będzie miał na to mniej czasu).

Cosmos i Sarah grają w O rety! Krety.

Karmniki-łamigłówki to doskonały sposób na przedłużenie czasu potrzebnego kotu, by uzyskać dostęp do pokarmu i zjeść go. Mogą mu zapewnić zajęcie, kiedy nie możesz sama się nim zajmować. Są dostępne w sklepach w dużym asortymencie kształtów i rozmiarów, od piłeczek z otworem napełnianych suchą karmą, która wysypuje się, jeśli kot wpadnie na pomysł, by toczyć piłeczkę po podłodze, do plastykowych labiryntów, z których kot musi wydobywać pokarm łapką. Łamigłówkę

taką można też skonstruować domowym sposobem, wycinając w wieku kartonowego pudełka odpowiedniej wielkości otwory i wstawiając w nie nieduże pojemniki (najlepiej rożnych rozmiarów). Wsypujemy do nich kocie przysmaki, które zwierzę będzie wyławiało łapką. Takie pojemniki można również umocować na wierzchu pudła, żeby kot musiał operować na rożnych wysokościach. Kartonowe rolki po papierze toaletowym można posklejać ze sobą, tworząc piramidy, przez które kot będzie musiał przecisnąć łapę, by dostać się do pokarmu. Kiedy już zaopatrzysz swojego pupila we wszystkie te urządzenia, nie krępuj się ich przestawiać, żeby musiał poszukiwać ukrytej żywności. Jeśli stale przebywasz w domu i możesz karmić kota częściej niż dwa razy dziennie, podziel jego dzienną rację na kilka mniejszych części i umieszczaj je w karmnikach-łamigłówkach o różnych porach dnia. Badacze odkryli, że nawet jeśli karmienie odbywa się dwa razy dziennie, w porównaniu z żywnością podawaną w misce łamigłówki zwiększają liczbę posiłków i czas przy nich spędzony. Możesz nawet zamienić cały dom w jeden wielki karmnik-łamigłówkę, ukrywając małe, otwarte naczynia zawierające po kilka kawałków suchej lub po łyżce mokrej karmy w najróżniejszych miejscach, które kot będzie musiał odnaleźć. Jeśli z jakiegoś powodu – na przykład schorzeń narządów ruchu – twój kot nie może korzystać z łamigłówek, pomyśl o wykorzystaniu dostępnych w handlu karmników sterowanych zegarowo, które wydzielają porcje pokarmu w różnych porach dnia, imitując niewielkie i częste posiłki polującego kota. Niezależnie od stosowania karmników-łamigłówek możesz przekształcić karmienie w zabawę, rzucając kotu kawałki suchej karmy, żeby je chwytał i zjadał. Doskonałym rozwiązaniem dla kota wychodzącego na dwór będzie rozsypanie karmy po trawniku lub podjeździe, co zmusi go do poszukiwań. Kiedy skończy, dobrze jest sprawdzić, czy odnalazł wszystkie kawałki, żeby nie przywabiały na twoje podwórko niepożądanych gości. Powinnaś też kontrolować ilość jedzenia, które kot otrzymuje w ten sposób, i odpowiednio zmniejszać o nie jego normalną dzienną porcję.

Cosmos i Sarah grają w Splat-A-Rat.

Zacznij od rozrzucania niewielkiej ilości karmy, dbając o to, żeby jej kawałki były dobrze widoczne. Kiedy kot nabierze wprawy w odżywianiu się tym sposobem, możesz rozsypywać nawet całą jego dzienną rację na większym obszarze – wkrótce przekonasz się, że rzadko przegapia choć jeden kąsek. Takie karmienie sprawdza się dobrze na drewnianej lub kafelkowej posadzce, gdyż suchy pokarm łatwo rozsypuje się po niej we wszystkich kierunkach. Jeśli jednak masz więcej niż jednego kota, karm je w ten sposób osobno, żeby nie podbierały sobie wzajemnie jedzenia i nie miały poczucia, że muszą ze sobą rywalizować. Kolejny przyjemny sposób uprawiania gry łowieckiej podczas karmienia polega na wrzucaniu pojedynczych kawałków karmy do długiej kartonowej tuby trzymanej pod kątem nad drewnianą lub kafelkową podłogą, tak żeby wylatywały z drugiego końca. Twój kot szybko nauczy się chwytać łapką toczącą się karmę. W ten sposób będziecie mieli kocią wersję gry w Splat-A-Rat 2 – w tym wypadku „szczurem” jest cząstka karmy, a kot nie potrzebuje tłuczka, bo jest specjalistą w łapaniu szybko poruszających się przedmiotów. Możesz się z nim tak bawić, nawet oglądając jednocześnie telewizję lub rozmawiając przez telefon – ty wypoczywasz, a kot ma świetną rozrywkę, polując na swoją kolację. Większą część czasu, jaką koty poświęcają na polowanie, zajmuje im penetrowanie terenu w nadziei na wykrycie śladów zwierzyny. Okazję do takiej eksploracji bez potrzeby wychodzenia z domu stwarza tak zwana skrzynka sensoryczna. Jest to po prostu duże kartonowe pudło zawierające zestaw przedmiotów, z którymi kot może się zetknąć na dworze, przy czym niektóre z nich noszą ślady zapachu zwierzyny.

Mogą to być rzeczy zebrane w ogrodzie lub na spacerze, ale również coś domowego. Suche liście, pióra, kamyki, źdźbła trawy, okruchy kory, gałązki i zioła – wszystko to umieszczamy w pudle na tyle dużym, żeby kot mógł wskoczyć do środka i swobodnie się po nim poruszać. Plastykowe piłeczki, jakimi bawią się dzieci, też mogą być interesujące: widziałam koty dosłownie „prowadzące” piłkę po wydobyciu jej z pudła.

Herbie buszuje w skrzynce sensorycznej domowej roboty.

Jeśli dołożysz do tego pudła ulubione zabawki kota, takie jak pokryta futerkiem imitacja myszy lub pierzasta imitacja ptaka, to będzie mógł naprawdę „polować na zwierzynę”. Wszystkie moje koty miały zabawkowe myszy, piszczące, kiedy się ich dotykało. Szalały, kiedy buszując w skrzynce sensorycznej, przypadkiem poruszyły „mysz” i usłyszały jej pisk, a nie mogły jej od razu zlokalizować. Zapewniało im to długie minuty świetnej zabawy. Herbie często wyskakiwał ze skrzynki ze zdobyczą w pysku. Dla kota mniej pewnego siebie lepsza będzie mała skrzynka sensoryczna, w której będzie mógł grzebać jedną łapką. Można taką sporządzić z opakowania po chusteczkach higienicznych lub innego małego kartonowego pudełka. Można użyć także pudełka plastykowego, ale karton lepiej absorbuje zapachy i ma tę przewagę, że można go żuć. W ten sposób samo pudełko także dostarcza wrażeń zmysłowych. Aby skutecznie zachęcić kota do „polowania”, można wrzucić do skrzynki sensorycznej kawałki suchej karmy. Rozproszone po niej chrupki kot musi wyszukiwać pojedynczo, a z niedużego pudełka może je wyciągać łapką, tak jak z niektórych karmników-łamigłówek.

Kot, który odczuwa silną potrzebę polowania, a nie ma do tego wielu okazji (w postaci łowów na prawdziwą zwierzynę lub gier łowieckich), może skierować swoje drapieżcze zachowania przeciwko obecnym w domu osobom. Typowym celem są ich dłonie i stopy, gdyż są najbardziej ruchliwe podczas codziennych zajęć –  rozmowy lub krzątania się po domu. Niektórzy ludzie, siedząc, nieświadomie kiwają stopą lub stukają nią w podłogę i ten ruch bywa dla kota nieodpartą pokusą. „Drapieżczy” atak na ludzkie kończyny może się skończyć skaleczeniami, a jego ofiara często reaguje krzykiem i pośpiesznym odsunięciem się od kota. Zamiast zwierzę zniechęcić, wzmacnia w ten sposób tylko jego zachowanie, gdyż szybki ruch i wysokie dźwięki przypominają kotu typowe zachowanie żywej zdobyczy. Do „polowania” na nasze dłonie i stopy raczej nie dojdzie, jeśli kot ma liczne okazje do odpowiednich gier łowieckich. Jeśli wykształcił się już u niego ten nawyk, spróbuj zwiększyć częstość i różnorodność gier, kiedy zaś zdradza zamiar „zapolowania” na ciebie (wpatruje się w ciebie szeroko otwartymi oczami, skrada się ostrożnie w twoją stronę), staraj się skierować jego uwagę na bardziej odpowiedni obiekt w rodzaju zabawki na różdżce. Możesz też zmniejszyć atrakcyjność celu – co prawdopodobnie będzie się wiązało z konicznością czasowego noszenia w domu rękawiczek i wysokich kaloszy, a nawet specjalnych ochraniaczy na nogi. Dzięki temu będziesz mogła zachować spokój, nie piszczeć i nie podskakiwać, kiedy kot użyje zębów lub pazurów. Wkrótce nauczy się, że zabawki są bardziej ekscytującą zwierzyną niż dłonie lub stopy. Kot wypuszczany na zewnątrz będzie zapewne próbował polować na prawdziwą zwierzynę, ale można temu zapobiec, utrzymując w jakimś stopniu kontrolę nad jego zachowaniem. Wiele z treningowych zadań z rozdziału 10 – takich jak nauka noszenia szelek, przyzwyczajanie kota do chodzenia na spacer z człowiekiem i nawet przychodzenie na wezwanie – przyczyni się do tego, że twój kot będzie mógł cieszyć się pobytem na dworze i nie będzie wyrządzać szkód dzikiej przyrodzie. Niektórzy właściciele uciekają się dzisiaj do przedmiotów uniemożliwiających kotu skuteczne polowanie. Najbardziej popularnym jest dzwonek przymocowany do obroży, wydający dźwięk, kiedy kot się porusza. Zakłada się, że ten dźwięk ostrzeże zwierzynę o bliskości drapieżnika i da jej czas na ucieczkę. Większości kotów obecność dzwonka nie przeszkadza, ale dla co bardziej wrażliwych dzwonienie lub poczucie, że coś im dynda na szyi, może być źródłem niepokoju – potrzebne jest specjalne szkolenie, by w pełni zaakceptowały ten dodatek. Jak w przypadku każdego nowego przedmiotu, zacznij od położenia dzwonka na podłodze i nagradzaj kota za każdą próbę jego zbadania. Kiedy zwierzę w pełni się z nim oswoi, weź go do ręki i cicho zadzwoń. I ponownie nagródź kota za zachowanie spokoju i okazywanie zainteresowania. Powtórz to wielokrotnie – 

dzwonienie i nagroda. Chodzi o nauczenie kota, że ten dźwięk nie jest niczym groźnym. Jeśli w jakiejś chwili zacznie zdradzać napięcie, musisz wrócić do wcześniejszego etapu szkolenia. Kiedy dla kota dźwięk dzwonka nie jest już ani niepokojący, ani interesujący, możesz przymocować dzwonek do jego obroży – najlepiej to zrobić, gdy kot nie ma jej na szyi, gdyż inaczej jest to nieporęczne. Załóż potem kotu na powrót obrożę i wynagródź mu to hojnie – jedzeniem lub zabawą. Twój pupil będzie czuł obecność dzwonka i słyszał jego dźwięk przy każdym ruchu, ale jeśli w międzyczasie będziesz go nagradzać, szybko nauczy się, że nie powinien się tym niepokoić. Odtąd nagrody już nie będą potrzebne, gdyż chcemy, by zwierzę oswoiło się z dzwonkiem. Dzwonek nie zawsze okazuje się skuteczny, więc na rynku pojawiają się jego zamienniki. Wielu właścicieli skarży się, że ich koty nawet z dzwonkiem przy obroży potrafią skutecznie polować. Niektórzy twierdzą nawet, że widzieli, jak kot skrada się do zwierzyny z dzwonkiem w pysku, prawdopodobnie dlatego, że odkrył, iż w ten sposób dzwonek robi mniej hałasu. W związku z tym mamy obecnie cały pakiet urządzeń mocowanych do obroży kota, które specjalnie zaprojektowano w celu uniemożliwienia lub poważnego utrudnienia mu skutecznego polowania. Jednym z nich jest „śliniaczek” z neoprenu przyczepiany na rzepy do obroży, który zwisa kotu z szyi, przesłaniając górną część przednich łapek. Nie jest do końca jasne, czy jego rzekoma skuteczność w utrudnianiu łowów wynika z jaskrawej barwy, łatwej do spostrzeżenia przez potencjalne ofiary, czy też z tego, że plącze się on kotu pod nogami, obniżając jego sprawność. Pierwsze badania sugerują, że śliniaczek skuteczniej zapobiega zabijaniu przez kota ptaków niż drobnych ssaków, co sugeruje, że czynnikiem decydującym jest jego barwa (ptaki są jeszcze bardziej niż my uwrażliwione na kolory). Trzeba jednak zaznaczyć: nie wiemy dokładnie, w jaki sposób zwisający z szyi śliniaczek wpływa na ruchliwość kota, więc jeśli w pobliżu są ulice z samochodami, warto dobrze się zastanowić przed jego zastosowaniem7. Innym narzędziem jest jaskrawa obroża. Badania dowodzą, że zmniejsza ona liczbę zabijanych przez kota ptaków, przypuszczalnie dlatego, że dzięki niej kot jest dla nich bardziej widoczny, co daje im większą szansę ucieczki8. Istnieją również bardziej wyrafinowane urządzenia mocowane do obroży – w czasie gdy powstaje ta książka, są one jeszcze na etapie prototypu – które przy każdym skoku kota emitują głośny dźwięk i błysk światła, ostrzegając w ten sposób jego potencjalne ofiary. Troska o dobre samopoczucie kota każe nam przed użyciem tych sposobów przeprowadzić z nim szkolenie, aby je zaakceptował. Trening noszenia barwnej obroży albo urządzenia emitującego światło czy dźwięk powinien przebiegać w taki sam sposób, jak przyuczanie kota do obroży i lokalizatora (rozdział 10), i dodatkowo oswajanie go z dźwiękami i błyskami. Możemy to zrobić z użyciem tych samych chwytów, co przy oswajaniu kota z dzwonkiem przy obroży. Natomiast śliniaczek

mocno różni się od wszystkiego, z czym twój kot mógł mieć dotąd do czynienia, gdyż obija się mu o przednie łapki, więc może być trudno skłonić zwierzę do zaakceptowania go. Kilkakrotnie proszono mnie o radę w kwestii stosowania śliniaczka. Ponieważ nigdy go nie stosowałam, zaczęłam oglądać filmy z noszącymi go kotami. Zaczęłam się obawiać, czy śliniaczek nie za bardzo zmniejsza swobodę ruchu kota, a zatem jego bezpieczeństwo i dobre samopoczucie, więc przed wyrobieniem sobie opinii i przekazaniem jej zainteresowanym właścicielom kotów postanowiłam wypróbować go na moich zwierzętach. Cosmos i Herbie nigdy nie nosiły żadnych przedmiotów utrudniających łowy poza dzwonkami przy obroży. Rozpoczęłam szkolenie w piękny, słoneczny dzień, kiedy oba koty wylegiwały się leniwie na trawniku przed domem. Na pierwszy ogień poszedł Cosmos, bo Herbie schował się w cieniu. Jak w wypadku każdego nowego przedmiotu, położyłam śliniaczek w pobliżu Cosmosa, żeby mógł go obejrzeć. Nie zainteresował się nim ani trochę – nie był zaniepokojony ani zaintrygowany – więc podniosłam śliniaczek i podsunęłam mu pod nos. Obwąchał go pobieżnie, po czym zaczął tarzać się w trawie, jak to koty lubią robić przy słonecznej pogodzie. Skoro był taki rozluźniony, uznałam, że to dobra chwila, by spróbować. Cosmos zawsze nosił rozpinaną obrożę z dzwonkiem, był też przyzwyczajony do różnych urządzeń lokalizujących, więc wiedziałam, że nie będzie speszony, kiedy zacznę mu coś przyczepiać do szyi. Podrzuciłam koło niego coś do jedzenia, żeby skłonić go do podniesienia się, co chętnie uczynił. Szybko, lecz delikatnie przesunęłam pod jego obrożą kawałek neoprenu i umocowałam go rzepami. Następnie rzuciłam na trawnik kilka kolejnych przysmaków – ponieważ trawa była krótka, kot w kilka sekund wszystkie odnalazł. Ta improwizowana gra w karmienie pozwoliła mu spokojnie przyjąć ciężar śliniaczka (zupełnie znikomy) i jego dotyk na sierści – jego umysł był zaabsorbowany głównie jedzeniem. Następnie, wabiąc Cosmosa karmą, skłoniłam go do przejścia się po trawniku. Cosmos uwielbia gry szkoleniowe i był tak skoncentrowany na przynęcie, że nie wydawał się zaniepokojony śliniaczkiem, chociaż podnosił przy tym łapki znacznie wyżej niż zwykle, jakby próbował przejść nad nim – dziwnie przypominało to krok tresowanego kucyka. Nie trwało to jednak długo i już po paru minutach kot zorientował się, że może chodzić normalnie, a śliniaczek będzie się odchylał pod naciskiem łap. Po kilkakrotnym nagrodzeniu Cosmosa za podążanie za przynętą zaczęłam się z nim bawić zabawką na różdżce, żeby przekonał się, że ze śliniaczkiem może też poruszać się szybciej. Krótkie epizody zabawy rozdzielałam chwilami wypoczynku, żeby zabawka nie służyła tylko do odwracania uwagi kota. Cosmos miał się nauczyć, że chodzenie ze śliniaczkiem obiecuje nagrodę i że może z nim poruszać się swobodnie. Gonił zabawkę, skakał na nią i próbował chwycić, wciąż ze

śliniaczkiem na szyi. Kilka razy udało mu się nawet złapać pierzasty przedmiot na końcu różdżki – prawdopodobnie jest jednym z tych kotów, które potrafią przechytrzyć urządzenia przeszkadzające w polowaniu! Zamierzałam zdjąć mu śliniaczek po zakończeniu zabawy, ale on pobiegł z powrotem do domu, wskoczył na kanapę i natychmiast ułożył się do snu, więc zostawiłam go w spokoju. Trening Herbiego przebiegł w bardzo podobny sposób, choć łapanie zabawki nie poszło mu tak dobrze. Jest jasne, że po należytym przeszkoleniu kot może bez problemu zaakceptować śliniaczek, lecz ja nie pozwalałabym moim zwierzętom nosić go bez nadzoru – obawiałabym się, że może się o coś zaczepić i kot będzie uwięziony albo że ograniczy precyzję jego ruchów w bardziej skomplikowanym środowisku. Tak więc moim zdaniem wysiłek poświęcony na przyzwyczajanie kota do urządzeń uniemożliwiających polowanie lepiej wykorzystamy, przekierowując jego łowieckie instynkty w bardziej właściwą stronę. Wobec nasilającego się na całym świecie trendu, jakim jest troska o dobrobyt zwierząt, można się spodziewać, że związane z tym normy prawne będą w coraz większym stopniu uwzględniać obowiązek zapewnienia naszym ulubieńcom warunków do przejawiania swoich naturalnych zachowań. Aczkolwiek warunki, w których żyją koty, w wielu częściach świata ulegają gwałtownym przemianom, coraz bardziej odbiegając od tego, co było dawniej ich naturalnym środowiskiem, to dogłębne zrozumienie kocich zachowań w połączeniu z wyobraźnią i dobrze opanowanymi technikami szkoleniowymi pozwoli nam zrobić wszystko, co możliwe, by nasze zwierzęta były zdrowe i szczęśliwe. 1. T. Harris, Milczenie owiec, przekł. Andrzej Szulc, Warszawa: Amber, 1994 (przyp. tłum.). ↩ 2. Gra Splat-A-Rat (dosł. „walnij szczura”) polega na trafianiu tłuczkiem w imitację szczura wypadającą w nieregularnych odstępach czasu z pionowej rury (przyp. tłum.). ↩

Dokonałaś tego. Ty tego dokonałaś? Nie, wy oboje tego dokonaliście. Szkolenie kota może – a właściwie powinno – być doświadczeniem transformacyjnym zarówno dla kota, jak i dla jego właściciela. Każda głębsza relacja między tymi dwojgiem nieuchronnie musi obejmować ciągłe uczenie się, które jednak najczęściej ginie w tle i pozostaje niemal niezauważone. Każda ze stron stopniowo modyfikuje swoje zachowanie, by dostosować się do drugiej. Prędzej czy później będziesz wiedzieć, być może nie w pełni świadomie, w jakich porach dnia twój kot jest najbardziej zainteresowany twoim towarzystwem. Kot zaś nauczy się rozpoznawać po twoim zachowaniu, kiedy masz ochotę spędzać z nim czas. „Magia”, którą wprawia w ruch trening, nie wynika z jakichś tajemniczych procesów. Wszystkie opisane w tej książce ćwiczenia są oparte na tym samym mechanizmie uczenia się, który kot wykorzystuje, penetrując dom i jego otoczenie. „Magia” pojawi się, gdy zrozumiesz w pełni ten mechanizm i zaczniesz odwoływać się do niego w sposób celowy i przemyślany, gdy odkryjesz związek między nagrodą i zmianą zachowania. Będziesz przeżywać radosne momenty, kiedy twój kot nagle „załapie”, jakiej reakcji od niego oczekujesz (choć mogą cię czekać również chwile frustracji, kiedy mimo ponawianych codziennie prób będzie wyglądało na to, że wszystko zapomniał). Będziesz wyczulona na jego mowę ciała, będziesz rozpoznawać, kiedy jest właściwa pora na sesję treningową, a kiedy nie, kiedy podejmować konkretne ćwiczenie, a kiedy przerwać i odłożyć dalszy ciąg na następny dzień. Kot ze swojej strony nauczy się o tobie o wiele więcej niż jest to w wypadku typowych relacji z właścicielem, sprowadzających się do najprostszych poleceń w rodzaju „weź to” i „zostaw to”, które, jak się potocznie sądzi (zdecydowanie błędnie), najbardziej kotom odpowiadają. Szkolenie zwiąże was ze sobą silniej, niż mogłoby do tego dojść w jakikolwiek inny sposób. Co więcej, ponieważ kot będzie cię teraz postrzegał jako źródło licznych przyjemności, twój obraz w jego umyśle

stanie się dużo bardziej pozytywny. Dobrze wyszkolony kot będzie także zdumiewał tych wszystkich, którzy bezkrytycznie przyjmują stereotypowy pogląd, że kotów nie da się tresować. Kiedy prezenterka telewizji Liz Bonnin przyjechała do Sarah, by zobaczyć Herbiego i Cosmosa, zapytała niefrasobliwie: „Czy sądzi pani, że mogłabym kazać Cosmosowi usiąść? Jestem pewna, że się to nie uda”. Udało się, przy pierwszej próbie! „A teraz, panie i panowie – anonsowała Liz przed kamerą tonem, w którym podziw mieszał się ze szczerym zdumieniem – zobaczycie, jak można skłonić kota, żeby usiadł”. Wkrótce okaże się, niezależnie od tego, czy takie były twoje intencje, że jesteś przekonaną propagatorką szkolenia kotów, zwłaszcza jeśli z waszymi treningami wyszliście poza drzwi domu. Jeśli nauczyłaś kota, żeby przychodził na wezwanie lub spokojnie i bez oporów chodził w szelkach i na smyczy, będziesz prawdopodobnie nawet wzbudzała niechętny podziw niektórych właścicieli psów, którzy nie umieli tak skutecznie wyuczyć swoich pupilów. Jeśli zaś kot nie wychodzi na dwór, to jego spokój w poczekalni weterynarza osiągnięty w wyniku szkolenia będzie zadziwiał innych klientów, borykających się z niespokojnymi, drżącymi ze strachu zwierzętami. Będzie to dla ciebie doskonała okazja do podzielenia się swoją świeżo zdobytą wiedzą. Szkoląc swojego kota, staniesz się rzeczywistą prekursorką nowego podejścia do kotów. Koty jutra będą musiały wyraźnie różnić się od kotów dnia wczorajszego –  szkolenie stanowi fundamentalny czynnik tej przemiany. Przemiany, której nie da się uniknąć, jeśli koty mają być nadal popularne i akceptowane przez całą społeczność, a nie tylko przez swoich miłośników. Nasze rozumienie kotów przeszło już prawdziwą metamorfozę w ciągu ostatniej połowy stulecia. W Anglii w latach 50. XX wieku, których sięgają najdawniejsze wspomnienia Johna o kotach, większość tych zwierząt (poza okazami rasowymi) uchodziła za jednolitą masę. Zwykłe dachowce rozmnażały się swobodnie, płodząc o wiele więcej kociąt, niż było chętnych do zaopiekowania się nimi. Topienie młodych było wciąż powszechnie akceptowaną metodą kontroli populacji. Jeśli kot domowy zaginął, jego odejście tłumaczono sobie nieuchronną konsekwencją niezależnej kociej natury i jego miejsce szybko zajmował inny, mały lub dorosły kot, który „akurat się przybłąkał”. Mało kto rozwieszał ogłoszenia „zaginął kot”, chyba że zwierzę było cenne w rozumieniu finansowym. Dzisiaj większość ludzi bierze do domu kota z oczekiwaniem, że będzie to więź na całe życie. Jest to relacja bez wątpienia znacznie głębsza emocjonalnie niż luźne przywiązanie cechujące właścicieli kotów przed sześćdziesięciu laty. Od kotów oczekuje się dziś wręcz, że będą prawie jak psy: kochające, lojalne i wierne od kołyski aż po grób. Problem w tym, że większość z nich nie spełnia tych oczekiwań.

W ich naturze (czyli w materiale genetycznym) niewiele się zmieniło od czasów, gdy były półdzikimi łowcami myszy, czyli od początków XX wieku. To nie jest wina kotów. Po prostu ewolucja nie przebiega tak szybko. Dobór naturalny wymaga czasu (setek pokoleń), a także stałej presji selekcyjnej odpowiedniego rodzaju. Pięćdziesiąt generacji (przy założeniu, że samice zaczynają się parzyć w wieku dziesięciu miesięcy – a większość jest zdolna do rozpłodu parę miesięcy wcześniej) to za mało, a poza tym nie jest jasne, na czym miałaby polegać owa presja, skoro nierasowe koty zwykle same wybierają sobie partnerów. Przecież kocica nie zwraca się do samca z pytaniem: „Czy twoje wcześniejsze potomstwo jest przyjaźnie nastawione do ludzi, dogaduje się z innymi kotami i nie poluje na zagrożone gatunki?”. Jakiekolwiek kryteria stosują płodne samice przy wyborze partnera (i vice versa – a w obu przypadkach niewiele o tym wiemy), wątpliwe, by były właśnie takie. W odróżnieniu od innych gatunków zwierząt udomowionych koty są w większości produktem doboru naturalnego (aczkolwiek dobór ten przebiega w środowisku w większej części stworzonym przez ludzi), a nie celowej hodowli. Taka hodowla bez wątpienia będzie miała do odegrania ważną rolę przy tworzeniu kota przyszłości, lecz niestety współczesne koty rasowe, chociaż często urocze, nie są dobrym punktem wyjściowym. Obecnie rasy kotów są oceniane przede wszystkim z uwagi na wygląd zewnętrzny i nie ma żadnych dowodów, by któraś z nich była lepiej dostosowana do życia we współczesnym zurbanizowanym środowisku niż zwykłe dachowce. W całej swej historii hodowla kotów była podporządkowana ulepszaniu ich wyglądu, podczas gdy hodowcy psów dopiero w ciągu jakichś stu dwudziestu ostatnich lat zaczęli obok przydatności do określonych zadań przykładać także wagę do prezencji. Obu tym gatunkom myślenie w kategoriach sukcesów wystawowych przyniosło genetyczną katastrofę. Koty nie ucierpiały tak bardzo jak psy, gdyż ich hodowli nie doprowadzono do skrajności, lecz kojarzenie w pary zwierząt blisko spokrewnionych spowodowało po wielu pokoleniach ujawnienie się wszelkiego rodzaju schorzeń uwarunkowanych genetycznie, a niektóre rasy (chociaż mniej liczne niż w wypadku psów) padły ofiarą degenerujących mutacji1. Szczęśliwie wśród współczesnych kotów wciąż jeszcze występuje bogate zróżnicowanie genetyczne, widoczne nawet w populacjach ograniczonych terytorialnie, z Londynu czy Los Angeles, a znacznie większe, gdy porównamy koty z rożnych kontynentów. Krzyżowanie nierasowych kotów z danego terenu z kotami rasowymi, których geny wywodzą się z odległych miejsc – na przykład mieszkającego na Manhattanie kota syjamskiego z uliczną kotką z Brooklynu –  powinno zaowocować szeroką gamą różnych kocich osobowości, o wiele bogatszą, niż mogłaby się pojawić w naturalny sposób w każdej z tych lokalizacji z osobna. Nie ma powodu, by sądzić, że takie potomstwo nie byłoby szczęśliwe i satysfakcjonujące

w roli kotów do towarzystwa. Jednakże niektóre z kociąt byłyby lepiej dostosowane do współczesnego trybu życia niż inne i gdyby wybrać właśnie te do dalszego rozpłodu, mogłyby stanowić podstawę hodowli nowego typu superkotów, selekcjonowanych w przeciwieństwie do wszystkich dotychczasowych ras ze względu na zachowanie i temperament, a nie wygląd zewnętrzny (wyglądem takie koty mogłyby się mocno między sobą różnić)2. Biolodzy są już bliscy zidentyfikowania konkretnych genów mających największy wpływ na osobowość kotów. Jedno z nowszych badań pozwoliło zawęzić teren poszukiwań do zaledwie trzynastu genów wpływających na budowę mózgu i układu nerwowego. Te postępy budzą nadzieję, że za niewiele lat geny przyczyniające się do osobowości danego kota będzie można „odczytać” z drobnej ilości DNA pobranej z jego sierści. Pozwoli to na wybór najbardziej obiecujących kandydatów do rozpłodu. (Ponieważ osobowość kota w znacznej części kształtuje się pod wpływem doświadczeń z wczesnej młodości i okresu dorastania, bez takiej techniki trudno byłoby ustalić, które cechy zawdzięcza genom, choć ich silny wpływ nie budzi wątpliwości)3. Jaka miałaby być ta nowa „rasa”? Cóż, jeśli weźmiemy pod uwagę trudności, z jakimi borykają się współczesne koty domowe, powinna różnić się od „przeciętnego” dzisiejszego kota czterema cechami: 1. 2. 3. 4.

większą łatwością współżycia z innymi kotami, zarówno żyjącymi pod tym samym dachem, jak i w sąsiedztwie; większą akceptacją zachowań człowieka i kontaktów z obcymi osobami (ale nie idącą tak daleko, żeby kot stał się obiektem nadużyć4); brakiem skłonności do polowania pod warunkiem dostępu do odpowiedniej żywności; większą odpornością psychiczną na zmiany w otoczeniu – zwłaszcza pojawianie się nowych ludzi i kotów.

Mamy wszelkie powody, by sądzić, że selektywne rozmnażanie pozwoli wypromować wszystkie te cztery cechy, ponieważ udomowione koty już i tak silnie różnią się pod względem siły instynktu łowieckiego, zdolności przystosowawczych oraz stosunku do ludzi i innych kotów. W dalszej perspektywie będzie zapewne możliwe, a na pewno pożądane dodanie to tej listy piątej cechy: 1.

łatwości uczenia się.

Jest bardzo wątpliwe, czy zmiany genetyczne pozwolą nam kiedykolwiek pominąć kluczową rolę, jaką odgrywają wczesne doświadczenia (socjalizacja) w kształtowaniu

umiejętności potrzebnych przy interakcji z człowiekiem. Jakikolwiek materiał genetyczny posiada kot, nie można zapominać, że jego osobowość jest wypadkową genów i doświadczeń, więc chociaż sposób interakcji tych dwóch czynników może w przyszłości ulec zmianie, oba będą nadal ważne. Uczenie się będzie więc zawsze odgrywało istotną rolę, zarówno takie (jak dzisiaj), do którego dochodzi spontanicznie za sprawą codziennych przeżyć kota, jak i to formalnie zorganizowane, którego znaczenie będzie rosło. To wszystko jednak dotyczy przyszłości. Dziś, krótko mówiąc, jedynym godnym zaufania sposobem wywierania wpływu na instynktowne reakcje kota jest szkolenie. Dopóki genotyp kotów nie dostosuje się do współczesnych warunków, trzeba je będzie powtarzać w każdym kolejnym pokoleniu, bo chociaż kocica ma wpływ na zachowanie swoich kociąt, to ich osobowość nie jest jeszcze w pełni ukształtowana w wieku ośmiu tygodni, w którym zwyczajowo są odłączane od matki, ani nawet w wieku dwunastu lub trzynastu tygodni, kiedy większość kotów rasowych trafia do nowych właścicieli. Ponieważ jednak trening może być przyjemnością dla obu stron, rozpoczynanie go z każdym kolejnym kociakiem od zera nie powinno być ciążącym obowiązkiem, lecz miłym sposobem zadzierzgnięcia bliskich więzi ze zwierzęciem, które wkroczyło w twoje życie. Minione pół wieku to czas narodzin i bujnego rozwoju medycyny kotów (wcześniej, możesz wierzyć lub nie, weterynarze traktowali koty tak samo jak małe psy). W rezultacie zdrowotne potrzeby kotów są obecnie nieźle zaspokajane, a ich choroby rozpoznawane jak nigdy wcześniej. Pojawiła się szeroka gama szczepionek dla kotów, które chronią naszych ulubieńców przed licznymi chorobami, które je niegdyś prześladowały. Sterylizacja uwolniła kocice od ciężaru corocznego rodzenia i wychowywania kociąt, a kocury od rywalizacji z nieraz sprawniejszymi i bardziej doświadczonymi konkurentami broniącymi dostępu do „swoich” samic. Jeśli chodzi o perspektywę właściciela, medycyna po raz pierwszy stworzyła nadzieję, że relacja z kotem będzie dla nas znajomością na całe życie, a nie tylko przelotnym romansem, jak dotąd. W znacznie mniejszym stopniu ten postęp nauk weterynaryjnych dotyczy zrozumienia emocjonalnych i psychicznych potrzeb naszych kotów. Mamy obecnie wszelkie dane, by utrzymywać te zwierzęta w dobrym zdrowiu fizycznym, ale ich subiektywne doznania są nadal zagadką nie tylko dla właścicieli, lecz także dla specjalistów. Mamy nadzieję, że w tej książce udało nam się ukazać korzyści ze szkolenia, które pomaga im lepiej znosić czynniki stresogenne, nieuchronnie pojawiające się w codziennym życiu. Lecz nie tylko w ten sposób trening czyni kocie życie szczęśliwszym. W przypadku kotów, u których stres już stał się przyczyną zaburzeń w zachowaniu, ćwiczenia mogą przyczynić się do złagodzenia problemu

(w punkcie Propozycje dalszych lektur podajemy kilka opracowań na ten temat). Trening pomaga również wziąć w ryzy zachowania niepożądane przez właściciela – w pełni naturalne dla kota (więc niebędące zaburzeniem), lecz irytujące człowieka. Wśród nich zapewne największe kontrowersje budzi polowanie na żywe istoty i drapanie mebli. Jak zobaczyliśmy w tej książce, przez odpowiednie szkolenie można skierować takie zachowania w stronę obiektów, które nie budzą zastrzeżeń. Czy zdecydowałaś się szkolić swojego kota, czy nie, będzie on zawsze zwierzęciem ciekawskim i każdy dzień życia będzie dla niego nową lekcją, nawet jeśli jego zachowanie jest najbardziej podatne na zmiany we wczesnej młodości i z wiekiem staje się coraz bardziej nawykowe. Powinnaś widzieć w treningu nie ograniczenie swobody kota, lecz sposób na wykorzystanie jego gotowości do nauki w celu sprawienia, by jego życie i wasze relacje były jak najlepsze. Jesteśmy to winni naszym kotom: przebyły długą drogę, aby stać się zwierzętami dającymi nam dużo radości; szkolenie to najlepszy sposób, by pomóc im w dokończeniu tej podróży.

John: Przede wszystkim pragnę podziękować Sarah za pomysł na tę książkę i za podzielenie się ze mną swoim doświadczeniem, nie tylko sztuczkami używanymi w szkoleniu kotów, lecz także przemyśleniami na temat zastosowania teorii uczenia się do kształtowania zachowań tych zwierząt, niesłusznie uchodzących za nienadające się do tresury. Gorące podziękowania należą się również dr Debbie Wells z Uniwersytetu Królewskiego w Belfaście, która zaprosiła mnie na obronę pracy doktorskiej Sarah i w ten sposób zetknęła nas ze sobą, oraz Helen Sage, które zaprosiła nas oboje do zespołu BBC Horizon pracującego nad programem The Secret Life of the Cat w Shamley Green, gdzie w przerwach pomiędzy występami na planie filmowym zrodził się pomysł tej książki. Chciałbym podziękować wszystkim moim dawnym i obecnym współpracownikom, którzy towarzyszyli mi w moich badaniach i przy pisaniu mojej poprzedniej książki, Cat Sense (Zrozumieć kota); tam wymieniłem ich z nazwiska, A także mojej rodzinie, która dała mi czas na ukończenie kolejnej książki o kotach. Sarah: Winna jestem wdzięczność Johnowi za to, że uwierzył w wartość mojej pracy nad szkoleniem kotów, zachęcił mnie do bardziej precyzyjnego sformułowania moich pomysłów, a co najważniejsze, przyłączył się do pracy pisarskiej, czego owocem jest ta książka – praktyczny poradnik, a zarazem omówienie wyzwań stających przed kotami. To piękny przykład prawdziwości powiedzenia, że „co dwie głowy, to nie jedna” – pisanie wspólnie z Johnem było zajęciem naprawdę satysfakcjonującym. Równie wdzięczna mu jestem za wszystkie dyskusje naukowe, które toczyliśmy przez lata. Wielce wzbogaciły one moją wiedzę o kotach, a możliwość dzielenia się pomysłami i omawiania nowych koncepcji dawała mi dużą radość. Wielu naukowców, behawiorystów zwierzęcych i treserów psów pomogło mi w rozwijaniu moich koncepcji, pozwalając mi, „tej pani od kotów”, uczestniczyć w swoich seminariach, ćwiczeniach i dyskusjach – dzięki wam nauczyłam się myśleć nieszablonowo. Wymienię tu prof. Daniela Millsa, Helen Zulch, dr Debbie Wells, dr. Olivera Burmana, dr Hannah Wright, Chiraga Patela, Jessicę Hardiman, Jo-Rosie Haffenden i Hannah Thompson. W ciągu wielu lat miałam szczęście omawiać problematykę zachowania kotów z wieloma specjalistami, wśród nich z Vicky Halls,

Sarah Heath, Nickym Trevorrowem, dr Lauren Finką, Rachael King, Naimą Kasbaoui, Claire Bessant, dr. Andym Sparkesem i dr Rachel Casey – pod wpływem tych rozmów w znacznej mierze uformowały się moje dzisiejsze poglądy. Jestem również bardzo wdzięczna ludziom zza oceanu, którzy pomogli mi dowiedzieć się, co to znaczy być kotem w Ameryce – Ilonie Rodan, Mikelowi Delgado, Julie Hecht, Theresie DePorter, Mirandzie Workman, Jacqueline Munerze i Steve’owi Dale’owi. Gorące podziękowania należą się wszystkim pracownikom International Cat Care –  organizacji charytatywnej, która jako pierwsza poprosiła mnie o podzielenie się swoimi koncepcjami szkolenia kotów, zapraszając na swoją doroczną konferencję w 2010 roku, po czym wspierała mnie w dalszej pracy. Serdecznie dziękuję moim kotom, które cierpliwie towarzyszyły mi podczas długich godzin spędzanych przy komputerze, oraz mojemu mężowi Stuartowi i moim rodzicom, którzy wspierali mnie przy pisaniu tej książki, poświęcając mi czas i okazując swoją miłość. John i ja jesteśmy bardzo wdzięczni Peterowi Baumberowi, wspaniałemu fotografowi kotów – jego zrozumienie zachowania zwierząt w połączeniu z zawodowymi talentami sprawiły, że nasi zwierzęcy modele czuli się przed obiektywem dość swobodnie, by podczas szkolenia w pełni demonstrować swoje możliwości. Dziękujemy Emmie Schmitt (właścicielce Batmana), Lizzie Malachowski (właścicielce Sheldona) oraz organizacji Lincs Ark (która opiekowała się Skippym) za uprzejmą zgodę na sfotografowanie niektórych osiągnięć ich kotów. Oboje chcielibyśmy także podziękować naszemu agentowi Patrickowi Walshowi i jego pomocnikom z firmy Conville & Walsh oraz naszym redaktorom z wydawnictwa Basic Books, Larze Heimert i Rogerowi Labriemu, za pomoc w przekształceniu naszych koncepcji w książkę, która – mamy szczerą nadzieję –  okaże się dla właścicieli kotów zarówno zrozumiała, jak i przyjemna w lekturze.

Dzieło Johna Cat Sense (New York: Basic Books, 2013; wydanie polskie: Zrozumieć kota. Na tropie miauczącej zagadki, przeł. Paweł Luboński, Warszawa: Czarna Owca, 2013) zawiera przystępny wykład historii udomowienia kotów oraz omówienie ich zachowań, dzięki czemu stanowi dobre uzupełnienie wstępnych części poszczególnych rozdziałów niniejszej książki. Bardziej szczegółowo, w sposób odpowiedni dla osób głębiej zainteresowanych zachowaniem kotów, omawiają ten temat drugie wydanie podręcznika The Behaviour of the Domestic Cat (Wallingford, UK: CAB International, 2012) napisanego przez Johna wspólnie z dr Sarah Brown i dr Rachel Casey oraz trzy wydania pracy zbiorowej The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour pod redakcją profesorów Dennisa Turnera i Patricka Batesona opublikowane przez Cambridge University Press w latach 1988, 2000 i 2013. Czytelnicy zainteresowani nie tylko tymi kotami, które można wziąć na kolana, mogą sięgnąć po dzieło Andrew Kitchenera The Natural History of the Wild Cats (Ithaca: Cornell University Press, 1997) lub Fiony i Mela Sunquistów The Wild Cat Book: Everything You Ever Wanted to Know About Cats (Chicago: University of Chicago Press, 2014). Jeśli chodzi o ogólne wprowadzenie do szkolenia zwierząt, fundamentalne znaczenie ma praca profesorów Paula McGreevy’ego i Boba Boakesa Carrots and Sticks: Principles of Animal Training (Cambridge: Cambridge University Press, 2008), choć jest dość trudna do ugryzienia, a także coraz trudniejsza do zdobycia. Natomiast jedno z najlepszych popularnych opracowań tego tematu stanowi trzecie wydanie książki Johna M. Pearce’a Animal Learning and Cognition: An Introduction (New York: Routledge, 2008). Sarah Fisher and Marie Miller piszą w książce 100 Ways to Train the Perfect Dog (Newton Abbot, UK: David & Charles, 2010) o tym, jak wpoić psu najważniejsze umiejętności potrzebne, by mógł w gładki sposób oswoić się z kotem. Jeśli na jakieś pytania związane z zachowaniem twojego kota nie znalazłaś odpowiedzi w tej książce, to nic nie zastąpi bezpośredniej rozmowy ze specjalistą, lecz nie wszędzie można go łatwo znaleźć (większość behawiorystów specjalizuje się w zachowaniach psów). W niektórych krajach istnieją organizacje skupiające profesjonalnych ekspertów od zachowania kotów (niektórzy z nich są zarazem

lekarzami weterynarii) – na przykład w USA działają Amerykańskie Towarzystwo Weterynaryjne Zachowań Zwierząt (American Veterinary Society of Animal Behavior, www.avsabonline.org) oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Konsultantów Zachowań Zwierząt (International Association of Animal Behavior Consultants, www.iaabc.org). Pewne użyteczne rady można znaleźć w książkach Sarah Heath i Vicky Halls, zwłaszcza w Cat Detective: Solving the Mystery of Your Cat’s Behaviour (London: Bantam Books, 2006, wydanie polskie: Koci detektyw, przekł. Joanna Sobolewska, Łódź: Galaktyka, 2007.), oraz Pam Johnson-Bennett. Ponadto Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów (International Society of Feline Medicine, ISFM) przygotowało poradnik ISFM Guide to Feline Stress and Health: Managing Negative Emotions to Improve Feline Health and Wellbeing pod redakcją Sarah Ellis i Andy’ego Sparkesa (Tisbury, UK: International Cat Care, 2016), w którym opisano różne negatywne emocje, jakich może doznawać kot, ich przyczyny oraz sposoby zapobiegania im lub ich uśmierzania. Książka Lindy Case The Cat: Its Behavior, Nutrition and Health (Ames: Iowa State Press, 2003) to dobry początek w zdobywaniu wiedzy o potrzebach kota domowego. Zawiera między innymi rozdziały poświęcone uczeniu się kotów oraz ich problematycznym zachowaniom. Zagadnienie dobrego samopoczucia kotów jest omówione krótko w trzecim wydaniu The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour, natomiast bardziej wyczerpująco w pracy The Welfare of Cats pod redakcją Irene Rochlitz (Dordrecht, the Netherlands: Springer, 2007).

Wprowadzenie 1 Poglądy na ewolucję rodziny kotowatych zostały ostatnio poddane rewizji na podstawie badania materiału DNA poszczególnych gatunków, które ujawniło kilka istotnych migracji. Zob. artykuł Stephena O’Briena i Warrena Johnsona The Evolution of Cats, „Scientific American”, lipiec 2007, s. 68–75. 2 Więcej szczegółów na temat bezpośrednich przodków kota domowego i samego procesu udomowienia można znaleźć w rozdziałach 1 i 2 książki Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). Zob. też artykuł Carlosa Driscolla, Juliet Clutton-Brock, Andrew Kitchenera i Stephena O’Briena The Taming of the Cat, „Scientific American”, czerwiec 2009, s. 56–63. 3 Rozdział 7 książki Zrozumieć kota zatytułowany Koty między sobą (patrz Propozycje dalszych lektur) zawiera bardziej wyczerpujący przegląd naszej wiedzy o życiu społecznym kotów. Zob. też rozdziały 5 i 6 w trzecim wydaniu pracy The Domestic Cat: the biology of Its Behaviour. 4 Proces przemiany kota domowego z łowcy myszy w zwierzę do towarzystwa, a następnie w obiekt kultu opisał Jaromir Malek w książce The Cat in Ancient Egypt (London: British Museum Press 1996). 5 Organizacja charytatywna International Cat Care prowadzi aktualną bazę danych dziedzicznych schorzeń poszczególnych ras kotów w Wielkiej Brytanii na stronie http://icatcare.org/advice/cat-breeds/inheriteddisorders-cats. 6 Jedyną w swoim rodzaju budowę ciała kotowatych i drogę jej ewolucji opisał Andrew Kitchener w książce The Natural History of the Wild Cats (patrz Propozycje dalszych lektur). 7 Podobnie jak to się dzieje z zasadami odżywiania się ludzi, karmienie kotów ulega w ostatnim czasie zmiennym modom. Naukowy punkt widzenia przedstawia darmowa broszura The WALTHAM Pocket Book of Essential Nutrition for Cats & Dogs, którą można pobrać ze strony http://www.waltham.com/resources/walthambooklets/. 8 Eksperymenty, które pozwoliły ustalić związek pomiędzy zabawą a polowaniem, przeprowadzone przez Johna i jego współpracowniczkę dr Sarah Hall, zostały opisane w rozdziale 6 książki Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). 9 Smithsonian Conservation Biology Institute opublikował informację zawierającą porównanie szkód w przyrodzie wyrządzanych przez koty domowe i dziko żyjące: http://www.nature.com/ncomms/journal/v4/n1/full/ncomms2380.html. 10 Narządy zmysłów kotów są opisane bardziej szczegółowo w książkach Johna The Behaviour of the Domestic Cat (rozdział 2) oraz Zrozumieć kota (rozdział 5). 11 Najaktualniejsze omówienie faktów świadczących o przebiegu ewolucji ludzkiego mózgu zawiera książka Robina Dunbara Human Evolution (London: Pelican Books, 2014). 12 Niektórzy naukowcy są zdania, że psy mogą posiadać szczątkową teorię umysłu, lecz są o wiele bardziej na nas wyczulone niż koty. Omówienie różnych możliwości w artykule Alexandry Horowitz Theory of Mind in Dogs? Examining Method and Concept, „Learning & Behavior” nr 39 (2011), s. 314–317. 13 Neuronaukowiec Gregory Berns zamieścił w swojej książce zajmujące sprawozdanie z tego, jak szkolił swojego psa Calliego, by spokojnie siedział podczas rezonansu magnetycznego: How Dogs Love Us (Seattle: Lake Union, 2013). 14 Dostępnych jest kilka szczegółowych opracować poświęconych funkcjonowaniu mózgu psa, wśród nich prace Alexandry Horowitz Inside of a Dog: What Dogs See, Smell and Know (New York: Simon & Schuster, 2009; wydanie polskie: Oczami psa. Co psy wiedzą. myślą i czują, przeł. Paweł Luboński, Warszawa: Czarna Owca,

2010), Johna Bradshawa Zrozumieć psa (Warszawa: Czarna Owca, 2012) oraz In Defence of Dogs (London: Penguin, 2012), Briana Hare’a i Vanessy Woods The Genius of Dogs (New York: Plume, 2013). 15 O badaniach nad efektami oglądania obrazów kociąt przeczytasz w artykułach Hiroshiego Nittono, Michiko Fukushimy, Akihiro Yano i Hirokiego Moriya The Power of Kawaii: Viewing Cute Images Promotes a Careful Behavior and Narrows Attentional Focus, „PLoS ONE” 7, nr 9 (2012), e46362, doi:10.1371/journal.pone.0046362 oraz Andrei Caria i in., Species-Specific Response to Human Infant Faces in the Premotor Cortex, „Neuro-Image” 60 (2012), s. 884–893. 16 Zaburzenia zachowania kotów wywołane stresem opisała weterynarz dr Rachel Casey w rozdziałach 11 i 12 książki The Behaviour of the Domestic Cat (patrz Propozycje dalszych lektur).



Rozdział 1 1 Opracowania na temat mechanizmów uczenia się zwierząt mogą być dla czytelnika zniechęcająco trudne w lekturze. Dwie bardziej przystępne pozycje to książki McGreevy’ego i Boakesa oraz Johna M. Pearce’a (patrz Propozycje dalszych lektur). 2 W pracach poświęconych teorii uczenia się zwierząt używa się specyficznej terminologii, takiej jak „pozytywne wzmocnienie” czy „negatywna kara” (ta druga odpowiada konsekwencji nr 2), ale dla większości ludzi jest ona myląca, więc nie używamy jej tutaj. 13 Więcej szczegółów tego eksperymentu w rozdziale 6 książki Johna Zrozumieć kota. 4 Dokładniejsze informacje o tym, jak i kiedy koty lubią jeść, zawiera napisany przez Johna oraz Chrisa Thorne’a rozdział Feeding Behaviour w pracy The Waltham Book of Dog and Cat Behaviour (ed. Chris Thorne, Oxford: Pergamon Press, 1992, s. 115–129). 5 W niepublikowanym badaniu Sarah i jej współpracownicy bawili się z kotami zabawkami o różnych właściwościach sensorycznych, żeby sprawdzić, które z nich są dla zwierząt najbardziej atrakcyjne. Ustalono jednoznacznie, że niezależnie od rodzaju zabawki koty najchętniej ścigają ją, jeśli porusza się szybko i po liniach prostych, w przeciwieństwie do poruszającej się powoli, w chaotyczny sposób lub wahadłowo. 6 Podajemy adres wpisu na blogu omawiającego przeprowadzone przez Sarah badania reakcji kotów na dotykanie przez właściciela i osoby obce różnych części ich ciała: http://www.companionanimalpsychology.com/2015/03/where-do-cats-like-to-be-stroked.html. Społeczne znaczenie rożnych sygnałów przedstawiono bardziej szczegółowo w rozdziałach 7 i 8 książki Johna Zrozumieć kota oraz w napisanym przez Sarah Brown i Johna Bradshawa rozdziale trzeciego wydania książki Turnera i Batesona The Domestic Cat (patrz Propozycje dalszych lektur).



Rozdział 2 1 Różnice behawioralne pomiędzy rasami kotów zostały omówione dokładniej przez Benjamina Harta, Lynette Hart i Leslie Lyons w jednym z rozdziałów trzeciego wydania książki Turnera i Batesona The Domestic Cat (patrz Propozycje dalszych lektur). 2 Korzenie kociej osobowości zostały omówione przez Johna Bradshawa w rozdziale 9 książki Zrozumieć kota oraz przez Michaela Mendla i Roberta Harcourta w drugim wydaniu książki Turnera i Batesona The Domestic Cat (patrz Propozycje dalszych lektur). 3 Pewne wyobrażenie o tym, jak wcześniejsze doświadczenia, zwłaszcza negatywne, mogą wpływać na gotowość kota do nauki, dają rozdziały autorstwa Irene Rochlitz pod tytułem Feline Welfare Issues oraz Judi Stella i Tony’ego Buffington Individual and Environmental Effects on Health and Welfare opublikowane w trzecim wydaniu książki Turnera i Batesona The Domestic Cat (patrz Propozycje dalszych lektur).



Rozdział 3 1 O tym, jak poczucie panowania nad sytuacją może wpływać na dobrobyt zwierzęcia, patrz The Encyclopedia of Applied Animal Behaviour and Welfare, ed. Daniel Mills, Wallingford: CAB International, 2010, s. 136–137. 2 Więcej informacji o desensytyzacji i kontrwarunkowaniu znajdziesz w książce Pameli Reid Excelerated

Learning: Explaining in Plain English How Dogs Learn and How Best to Teach Them (Hertfordshire: James & Kenneth, 1996, s. 150–152). Chociaż tytuł sugeruje, że książka jest wyłącznie o psach, zawiera doskonały przegląd teorii uczenia się, która odnosi się również do kotów. 3 Harry to dawny kot Sarah, który zanim trafił do niej, żył w gospodarstwie wiejskim. 4 Zob. www.clickertraining.com. 5 Sposób powstawania związków pomiędzy emocją a wzmacnianiem wtórnym objaśnia artykuł Edmunda Rollsa Neural Basis of Emotions w dziele International Encyclopedia of the Social & Behavioral Sciences (ed. James D. Wright, wyd. II, tom 7, Oxford: Elsevier, 2015, str. 477–482). 6 Więcej o tym, jak koty wykorzystują swój zmysł węchu i organ lemieszowo-nosowy do zdobywania informacji o otoczeniu, w rozdziale 5 książki Johna Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). 7 Więcej informacji o B. F. Skinnerze, schematy wzmacniania i szczegóły dotycząe jego książki można znaleźć na stronie jego fundacji: www.bfskinner.org. 8 Patrz Bonnie Beaver, Feline Behavior: A Guide for Veterinarians, wyd. II, St Louis, MO: Saunders, 2003, s. 68– 69.



Rozdział 4 1 W latach 80. XX wieku w laboratorium Eileen Karsh przeprowadzono serię badań, podczas których kocięta nawiązywały fizyczny kontakt z człowiekiem w różny sposób, z różną intensywnością i będąc w różnym wieku. Wyniki pozwoliły ustalić okres ich największej wrażliwości oraz to, jaki sposób traktowania ma najbardziej korzystny wpływ na ich dalsze życie. Podsumowanie tych prac można znaleźć w napisanym przez Dennisa Turnera rozdziale The Human-Cat Relationship opublikowanym w trzecim wydaniu książki Turnera i Batesona The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour (patrz Propozycje dalszych lektur). 2 Wyniki tego badania zostały opublikowane w artykule Sarah Ellis, Victorii Swindell i Olivera Burmana Human Classification of Context-Related Vocalizations Emitted by Familiar and Unfamiliar Domestic Cats: An Exploratory Study, „Anthrozoös”, nr 28 (2015), s. 625–634. 3 Patrz przypis nr 1. 4 Społeczne zachowania kotów zostały omówione obszerniej w rozdziale 8 książki Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). 5 Sarah i jej współpracownicy zbadali niedawno, w jakich rejonach ciała koty najbardziej pozytywnie reagują na dotyk. Wyniki te zostały opublikowane w artykule Sarah Ellis, Hannah Thompson, Cristiny Guijarro i Helen Zulch The Influence of Body Region, Handler Familiarity and Order of Region Handled on the Domestic Cat’s Response to Being Stroked, „Applied Animal Behaviour Science”, nr 173 (2016), s. 60–67. Streszczenie badań znajduje się we wpisie na blogu http://www.companionanimalpsychology.com/2015/03/where-do-cats-like-tobe -stroked.html.



Rozdział 5 1 Społeczną strukturę dziko żyjących kotów omówiono bardziej szczegółowo w rozdziale 8 książki Johna Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). 2 Patrz rozdział 4, przypis nr 1. 3 W ramach swojej pracy doktorskiej Sandra McCune wykazała, że przyjacielska osobowość ojca pozytywnie wpływa na zdolność kociaka do radzenia sobie z nowymi obiektami i ludźmi. Najprawdopodobniej ten efekt rozciąga się również na jego obraz innych kotów. Streszczenie tych wyników można znaleźć w napisanym przez Michaela Mendla i Roberta Harcourta rozdziale Individuality in the Domestic Cat: Origins, Development and Stability książki Turnera i Batesona The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour (patrz Propozycje dalszych lektur). 4 Obszerny poradnik (napisany przez Sarah i międzynarodowy zespół znawców kotów) zawierający wskazówki na temat sposobu rozmieszczania w domu zasobów przeznaczonych dla kota został przygotowany wspólnie przez Amerykańskie Stowarzyszenie Praktyków Weterynarii Kotów (American Association of Feline Practitioners) i Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów (International Society of Feline Medicine). Można z niego

bezpłatnie skorzystać pod adresem http://jfm.sagepub.com/content/15/3/219.full.pdf+html. 5 Więcej informacji o kocim świecie zmysłów można znaleźć w rozdziale 5 książki Johna Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur).



Rozdział 6 1 Instytut Żywienia Zwierząt Domowych (Pet Food Institute) prowadzi najbardziej aktualną statystykę psów i kotów domowych w Stanach Zjednoczonych. Można się z nią zapoznać na stronie http://www.petfoodinstitute.org/?page=PetPopulation. 2 Przyrodnik Mike Tomkies stworzył wyrazisty obraz dzikości żbików w książce My Wilderness Wildcats (London: Macdonald & Jane’s, 1977). 3 Zagadnienie, czy zapoznawać domowego kota z psami i w jakim wieku to czynić, było przedmiotem pracy badawczej N. Feuersteina i J. Terkela Interrelationships of Dogs (Canis familiaris) and Cats (Felis catus L.) Living Under the Same Roof, „Applied Animal Behaviour Science” 113, no. 1 (2008), s. 150–165. 4 Więcej informacji o tym, jak wpoić psu te umiejętności, można znaleźć w książce Sarah Fisher i Marie Miller 10 Ways to Train the Perfect Dog (Newton Abbot, UK: David & Charles, 2010).



Rozdział 7 1 Patrz napisany przez Irene Rochlitz rozdział Feline Welfare Issues opublikowany w trzecim wydaniu książki Dennisa Turnera i Patricka Batesona The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour, s. 131–153 (patrz Propozycje dalszych lektur). 2 Przegląd zdolności różnych zwierząt do wyczuwania węchem strachu można znaleźć we wprowadzeniu do pracy badawczej poświęconej zagadnieniu, czy człowiek może rozpoznać lęk innego człowieka wyłącznie na podstawie zapachu, przeprowadzonej przez Kerstin Ackerl, Michaelę Atzmueller i Karla Grammera i opublikowanej pod tytułem The Scent of Fear w piśmie „Neuroendocrinology Letters”. Bezpłatny dostęp online do artykułu na http://evolution.anthro.univie.ac.at/ institutes/urbanethology/resources/articles/articles/publications/NEL230202R03scent.pdf.



Rozdział 8 1 Nieżyjąca już Penny Bernstein napisała rozdział pod tytułem The Human-Cat Relationship w książce Irene Rochlitz The Welfare of Cats (patrz Propozycje dalszych lektur), w którym udokumentowała liczne korzyści, jakie koty przynoszą ludziom. Koty przeważnie lubią być głaskane, lecz badania Daniela Millsa i jego współpracowników pokazały, że dla kota, który nie może się w pełni odprężyć we własnym domu, głaskanie może być źródłem dodatkowego stresu. Podsumowanie tych badań można znaleźć na stronach z wiadomościami Uniwersytetu Lincolna: http://www.lincoln.ac.uk/news/2013/10/772.asp. 2 Szczegółowy opis procesu dorastania kota znajduje się w rozdziale 4 Kot uczy się życia z ludźmi książki Johna Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). 3 Obszerniejsza informacja o zapachach grupowych wraz z wyjaśnieniem, w jaki sposób tworzą je borsuki, znajduje się w rozdziale 5 zatytułowanym Communication drugiego wydania książki Johna The Behaviour of the Domestic Cat (patrz Propozycje dalszych lektur). 4 Sarah i jej współpracownicy zbadali niedawno, w jakich rejonach ciała koty najbardziej pozytywnie reagują na dotyk. Wyniki te zostały opublikowane w artykule Sarah Ellis, Hannah Thompson, Cristiny Guijarro i Helen Zulch The Influence of Body Region, Handler Familiarity and Order of Region Handled on the Domestic Cat’s Response to Being Stroked, „Applied Animal Behaviour Science”, nr 173 (2016), s. 60–67, http://dx.doi.org/10.1016/j.applanim.2014.11.002. Streszczenie badań znajduje się we wpisie na blogu http://www.companionanimalpsychology.com/2015/03/where-do-cats-like-to-be-stroked.html.



Rozdział 9

1 Próbując poradzić sobie ze stresem, koty stosują różnego rodzaju strategie behawioralne. Opisano je bardzo szczegółowo w wydanym przez Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów poradniku Guide to Feline Stress and Health: Managing Negative Emotions to Improve Feline Health and Wellbeing (patrz Propozycje dalszych lektur). 2 The International Society of Feline Medicine Guide to Feline Stress and Health: Managing Negative Emotions to Improve Feline Health and Wellbeing zawiera szczegółowe informacje o wpływie stresu na fizjologię kotów (patrz Propozycje dalszych lektur). 3 Opis behawioralnych oznak frustracji, oparty na obserwacjach w kanadyjskim schronisku dla zwierząt, można znaleźć w artykule N. Gourkowa, A. LaVoy, G. A. Deana i C. J. Phillipsa Associations of Behaviour with Secretory Immunoglobulin A and Cortisol in Domestic Cats During Their First Week in an Animal Shelter, „Applied Animal Behaviour Science”, nr 150 (2014), s. 55–64. Informacje o wpływie ciągłego stresu na zdrowie kotów zawiera poradnik ISFM Guide to Feline Stress and Health: Managing Negative Emotions to Improve Feline Health and Wellbeing (patrz Propozycje dalszych lektur). 4 Rolę kortyzolu w stresie omówiono szczegółowo w poradniku ISFM Guide to Feline Stress and Health: Managing Negative Emotions to Improve Feline Health and Wellbeing (patrz Propozycje dalszych lektur). 5 Książka Sarah Heath i Vicky Halls Koci detektyw dostarcza pewnych wskazówek, co może być nie w porządku (patrz Propozycje dalszych lektur), podobnie jak strona organizacji International Cat Care (www.icatcare.org), lecz jeśli masz wątpliwości, zwróć się po radę do swojego weterynarza, który prawdopodobnie będzie mógł w razie potrzeby polecić ci profesjonalnego behawiorystę. Napisany przez Benjamina i Lynette Hartów rozdział Feline Behaviour Problems and Solutions opublikowany w trzecim wydaniu książki Dennisa Turnera i Patricka Batesona The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour zawiera zwięzły przegląd tych zagadnień (patrz Propozycje dalszych lektur). Szczegółowe omówienie rożnych negatywnych stanów emocjonalnych można znaleźć w rozdziale 2 książki Daniela Millsa, Mayi Braem Dube i Helen Zulch zatytułowanej Stress and Pheromonatherapy in Small Animal Clinical Behaviour (Chichester, UK: Wiley-Blackwell, 2012, s. 37–68). 6 Cat Friendly Clinic (Klinika Przyjazna Kotom) to nazwa międzynarodowego programu prowadzonego przez Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów – weterynaryjny oddział organizacji International Cat Care (w USA jest on znany jako Cat Friendly Practice i prowadzony przez Amerykańskie Stowarzyszenie Praktyków Weterynarii Kotów). Program stworzono jako pomoc dla praktykujących weterynarzy, którzy chcieliby uczynić swoje przychodnie miejscami bardziej przyjaznymi dla kotów, a co za tym idzie, obniżyć poziom stresu u zwierząt i ułatwić wizyty w przychodni ich właścicielom. Więcej informacji na stronie www.catfriendlyclinic.com. 7 Amerykańskie Stowarzyszenie Praktyków Weterynarii Kotów i Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów (wchodzące w skład organizacji charytatywnej International Cat Care) wspólnie opracowały poradnik dobrych praktyk zatytułowany Feline Friendly Handling, który został opublikowany w piśmie „Journal of Feline Medicine and Surgery”. Nie tylko pomoże ci on przy trenowaniu kota w domu przed wizytą u weterynarza, lecz także zarysuje standard, do którego powinna dorastać twoja własna praktyka weterynaryjna, jeśli taką prowadzisz. Bezpłatny dostęp na guidelines.jfms.com.



Rozdział 10 1 Amerykańskie Stowarzyszenie Praktyków Weterynarii Kotów przyjęło stanowisko zalecające trzymanie kotów wyłącznie w domu. Można je znaleźć na stronie http://www.catvets.com/guidelines/positionstatements/confinement-indoor-cats. 2 W rozdziale 10 książki Johna Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur) omówiono wpływ kotów na dziką przyrodę. W ramach dokumentalnego programu telewizji BBC zatytułowanego The Secret Life of the Cat John i Sarah obserwowali przez tydzień łowieckie zachowania pięćdziesięciu brytyjskich kotów (mających możliwość swobodnego polowania w terenie obfitującym w dziką zwierzynę). Właściciele kotów w ciągu tego tygodnia znaleźli bardzo niewielką liczbę ich ofiar – średnio mniej niż dwie na jednego kota, co wskazuje, że udane polowania są rzadkim zjawiskiem. Więcej szczegółów programu można znaleźć na stronie http://www.bbc.co.uk/programmes/b02xcvhw. 3 Pełniejszy opis tego, jak dziko żyjące koty bronią swojego terytorium – patrz rozdział Sarah Brown i Johna Bradshawa pod tytułem Communication in the Domestic Cat: Within- and Between-Species opublikowany

w trzecim wydaniu pracy The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour (patrz Propozycje dalszych lektur). 4 Na stronie Departamentu Edukacji australijskiego rządu znajduje się informacja o gatunkach zwierząt najczęściej padających w tym kraju ofiarą dzikich kotów: https://www.environment.gov.au/biodiversity/invasivespecies/feral-animals-australia/feral-cats. 5 Poradnik szczegółowo omawiający środowiskowe potrzeby kotów, w tym potrzebę złożoności środowiska i warunków do przejawiania specyficznie kocich zachowań, takich jak penetracja i polowanie, został opracowany wspólnie przez Amerykańskie Stowarzyszenie Praktyków Weterynarii Kotów i Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów. Dostępny jest na stronie http://jfm.sagepub.com/content/15/3/219.full.pdf+html. 6 Badania przeprowadzone przez Kathy Carlstead i jej współpracowników na kotach laboratoryjnych wykazały, że zachodzące codziennie nieoczekiwane zdarzenia, nad którymi kot nie ma kontroli, pociągają za sobą behawioralne i fizjologiczne objawy stresu. Patrz K. Carlstead, J. L. Brown i W. Strawn, Behavioral and Physiological Correlates of Stress in Laboratory Cats, „Applied Animal Behaviour Science”, nr 38 (1993), s. 143–158. 7 The ISFM Guide to Feline Stress and Health: Managing Negative Emotions to Improve Feline Health and Wellbeing zawiera bogate wskazówki, jak rozpoznawać frustrację u kotów, zapobiegać jej i naprawiać jej skutki (patrz Propozycje dalszych lektur). 8 Blog firmy Sacramento Leashworks zatytułowany „Both Ends of the Leash” (Na dwóch końcach smyczy) zajmuje się głównie psami, ale zawiera bardzo rzeczowy wpis na temat wybuchów frustracji, których teorię w pełni można odnieść do kotów: https://leashworks.wordpress.com/2014/08/12/foundations-of-trainingfrustration-bursts/.



Rozdział 11 1 Brytyjska ustawa o pomyślności zwierząt (Animal Welfare Act, 2006) nakłada na właścicieli zwierząt trzymanych do towarzystwa obowiązek zapewnienia im nie tylko dobrobytu fizycznego, lecz także psychicznego. Szczegóły dotyczące tego aktu prawnego można znaleźć na stronie http://www.legislation.gov.uk/ukpga/2006/45/contents. Informacje o federalnych prawach USA dotyczących zwierząt domowych, w tym kotów, są zamieszczone na stronie Narodowej Biblioteki Rolniczej Departamentu Rolnictwa: https://awic.nal.usda.gov/govern/ment-and-professional-resources/federal-laws. 2 Napisany przez Sarah Brown i Johna Bradshawa rozdział Communication in the Domestic Cat: Within- and Between-Species opublikowany w trzecim wydaniu pracy The Domestic Cat: The Biology of Its Behaviour (patrz Propozycje dalszych lektur) zawiera pełniejszy przegląd metod używanych przez koty, by odstraszyć rywali od swojego terytorium. Skrapianie uryną może być również skutkiem stresu wywołanego przez niepokój lub poczucie zagrożenia. Jeśli twój kot to czyni, przede wszystkim należy zwrócić się do weterynarza celem sprawdzenia, czy nie wynika to z jakiegoś schorzenia. Jeśli nie, lekarz może cię skierować do fachowego behawiorysty. Więcej informacji o skrapianiu uryną można znaleźć w poradniku Guidelines for Diagnosing and Solving House-Soiling Behavior in Cats opracowanym wspólnie przez Amerykańskie Stowarzyszenie Praktyków Weterynarii Kotów i Międzynarodowe Towarzystwo Medycyny Kotów i opublikowanym w czasopiśmie „Journal of Feline Medicine and Surgery”. Bezpłatny dostęp na stronie http://jfm.sagepub.com/content/16/7/579.full.pdf+html. 3 Bardziej szczegółowe omówienie zagadnień związanych z chirurgicznym usuwaniem pazurów znajduje się w rozdziale 11 książki Johna Zrozumieć kota (patrz Propozycje dalszych lektur). 4 W książce Johna Zrozumieć kota cały rozdział 10 jest poświęcony współzależności między kotami a dziką przyrodą (patrz Propozycje dalszych lektur). 5 Reakcja kotów na kocimiętkę jest szerzej omówiona w książce Johna Zrozumieć kota na s. 159–160 (patrz Propozycje dalszych lektur). 6 Na przykład w brytyjskim Kodeksie dobrych praktyk dla właścicieli zwierząt domowych, który dołączono do ustawy o pomyślności zwierząt (2006), stwierdza się, że ich przekarmianie stanowi „poważne zagrożenie dla ich dobrostanu”, mogące prowadzić do niepotrzebnych cierpień. Chociaż naruszanie zasad Kodeksu nie jest równoznaczne z łamaniem prawa, to jeśli właściciel z innego powodu stanie przed sądem, może być uznane za okoliczność obciążającą. Kodeks dobrych praktyk odnoszący się do kotów można znaleźć na stronie

https://www.gov.uk/government/publications/code-of-practice-for-the-welfare-of-cats. 7 Informacje o neoprenowym śliniaczku dla kotów znajdują się na stronie http://www.catbib.com.au. 8 Szczegóły na temat mankietu w jaskrawych kolorach płoszącego ptaki można znaleźć na stronie http://www.birdsbesafe.com.



Zakończenie 1 Organizacja charytatywna International Cat Care prowadzi bazę danych o tych zaburzeniach odnoszącą się głównie do terenu Wielkiej Brytanii: http://icatcare.org/advice/cat-breeds/inherited-disorders-cats. 2 Zestawienie obejmujące cały świat zawiera artykuł Moniki Lipinski i jej współpracowników The Ascent of Cat Breeds: Genetic Evaluations of Breeds and Worldwide Random-Bred Populations”, „Genomics”, nr 91 (2008), s. 12–21. 3 O identyfikacji niektórych genów wpływających na funkcjonowanie układu nerwowego kota, które mogły odegrać jakąś rolę w procesie udomowienia, można przeczytać w artykule Michaela Montague i jego współpracowników Comparative Analysis of the Domestic Cat Genome Reveals Genetic Signatures Underlying Feline Biology and Domestication, „Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America”, nr 111 (2014), s. 17230–17235. 4 Na przykład wyrażano obawy, że koty rasy ragdoll w jej skrajnej formie, które wiotczeją i wyglądają na zupełnie niewrażliwe, gdy się je bierze na ręce, mogą łatwo ulegać okaleczeniu, mimowolnemu lub nawet umyślnemu. Rozważania na ten temat można znaleźć w brytyjskiej gazecie „Sunday Express” z 11 grudnia 1994 roku, a ich skrót opracowany przez Sarah Hartwell na stronie http://messybeast.com/ultracat.htm.
Naucz się kocie - John Bradshaw, Sarah Ellis

Related documents

256 Pages • 86,681 Words • PDF • 4 MB

57 Pages • 10,930 Words • PDF • 162.3 KB

115 Pages • 29,468 Words • PDF • 956.4 KB

327 Pages • 69,067 Words • PDF • 1.2 MB

130 Pages • 31,137 Words • PDF • 9.1 MB

1 Pages • 153 Words • PDF • 27.2 KB

39 Pages • 117 Words • PDF • 12.6 MB

2 Pages • 671 Words • PDF • 27.7 KB

1 Pages • 541 Words • PDF • 317.9 KB

124 Pages • 39,992 Words • PDF • 469.2 KB

1 Pages • PDF • 304.3 KB

95 Pages • 53,076 Words • PDF • 985.5 KB