gazeta łowiecka_2_2017

152 Pages • 13,001 Words • PDF • 35.3 MB
Uploaded at 2021-09-24 18:11

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


21 2/2017

PRZECHYTRZYĆ WILKA ZEISS: CONQUEST V6 TESTUJEMY LEUPOLD TRACKER ŁOWIECKIE MARZENIA RYŚ − TAJEMNICZY GOŚĆ

Drodzy Czytelnicy! Wszystko wskazuje na to, że szybkimi krokami zmierza do nas wiosna. A skoro tak, to znaczy, że mamy już za sobą poznańskie Targi Knieje oraz słynną niemiecką IWĘ, a przed nami Hubertus EXPO w Warszawie. O tym, co się działo w Poznaniu, możecie przeczytać w bieżącym wydaniu. W ostatniej chwili udało nam się też umieścić fotorelację z targów w Norymberdze. To naprawdę wyjątkowe wydarzenie! Nie trzeba już o tym przekonywać nikogo, kto choć raz na nich gościł. Poza tym w bieżącym wydaniu naszej Gazety jak zwykle znajdą coś dla siebie kolekcjonerzy łowieccy, którym nasz stały współpracownik Boguś Bauer zaprezentuje kolejne falery. Tym razem tematem są polowania zbiorowe. Oczywiście, nie zapomnieliśmy również o miłośnikach dobrej optyki. Takich marek jak Nikon czy Zeiss przedstawiać przecież nikomu nie trzeba... Z kolei każdy, kto na wiosnę rozgląda się za wysokiej jakości, funkcjonalną w warunkach łowiska odzieżą o interesującym kroju, powinien zajrzeć do relacji z pokazów mody myśliwskiej. Odbyły się one na wspomnianych już Targach KNIEJE w Poznaniu. Swoje kolekcje zaprezentowały tam dobrze znane Wam marki, czyli JahtiJakt i Regatta. Z targowych rozmów na naszym stoisku wiemy, że wielu z Was lekturę kolejnego wydania zaczyna od felietonu naszego Kolegi Sławka Pawlikowskiego. Tradycyjnie potrząśnie on łowieckim sumieniem. Jego bezkompromisowy felieton może i niejednego z braci nieco wzburzy, ale koniec końców, każdy, komu leży na sercu dobro naszego Związku przyzna mu rację… Jak widzicie, w marcowym wydaniu emocji nie zabraknie, czego życzymy Wam też na co dzień. Niech Waszą łowiecką pasję wspiera św. Hubert i sprawi, byście rozwijali swoje umiejętności. A my już dziś zapraszamy Was na Targi Hubertus Expo w Warszawie, które odbędą się w dniach 24-26 marca. Do zobaczenia… Darz Bór! Maciej Pieniążek Redaktor Naczelny

Polski Związek Łowiecki wspiera

Gazetę Łowiecką

2/2017

Listopadowa mgła, dz z ciekawymi tematam Tak można podsumo które odbyło się pod koniec

TEKST: MART ZDJĘCIA: MARTA KRAWIEC

Gęsi górą!

zikie gęsi, konferencja mi i świetna atmosfera. ować spotkanie Dian, c ubiegłego roku w Słońsku

TA KRAWIEC C, MAŁGORZATA WOLANIN

Z

imny poranek 25 listopada. Pobudka 5 rano, szybkie śniadanie, kawa i pakowanie. Przed nami trudna trasa: Siemuszowa (Teresa) – Humniska (Małgosia) – Rzeszów (Marta) – Dulcza Wielka (Kinga) i wreszcie już we cztery razem do Słońska na gęsi. 800 km do pokonania. Za nami rady, porady i przygotowania – co zabrać, jak się ubrać, jak pozyskać gęś. Ostatecznie podążamy za wskazówkami kolegów: pakujemy boki kali-

ber 12/76, drobny i gruby śrut, kurtki, czapki, kalosze. Pełne energii wyruszamy w trasę na spotkanie z ptactwem, koleżankami i kolegami z KŁ „Dzik” w Słońsku, KŁ „Łyska” w Słońsku i KŁ „Czarny Bór” Kolesno – organizatorami polowania. O gęsiach zdań kilka W mglisty poranek gęsi ciągną nisko, bo muszą widzieć ziemię. W pogodny – ciągną wysoko i widzą wszystko

10

bardzo dokładnie. Ocena wysokości, wyprzedzenie oraz amunicja ma zasadnicze znaczenie czy strzał będzie skuteczny. Ważne, aby gęś po strzale została. Liczymy więc na mgłę, niskie loty gęsi, nasze umiejętności oraz odrobinę szczęścia. Dzikie gęsi są bardzo płochliwe i ostrożne. W Polsce występuje kilka gatunków, jednak ich większość to gatunki przelotne. Gęgawa jest jedynym gatunkiem, który gniazduje

w naszym kraju. Jej liczebność szacuje się na kilka tysięcy par. Klucze, które przelatują każdego roku, składają się głównie z gęsi zbożowych i białoczelnych. Pojawiają się u nas tylko w czasie wędrówek oraz zimowania. Okres polowań na gęsi przypada od 1 września do 21 grudnia, a na terenach województw: zachodniopomorskiego, lubuskiego, wielkopolskiego i dolnośląskiego do 31 stycznia. Słońsk – ujście Warty i Odry. To tutaj

11

zbiera się imponująca liczba ptactwa. Polowanie zaplanowano na obrzeżach Parku Narodowego. Nie dały się zaskoczyć Rano 26 listopada, skoro świt, zjeżdżamy na zbiórkę. Chwila rozgrzewki przy ognisku, a potem na stanowiska. Rozstawione co kilkadziesiąt kroków przy ścianach drzew i krzaków czekamy na nadlatujące gęsi. Przed nami magiczny obraz: wielka tafla wody, a na niej gęsi, kormorany, łabędzie i inne ptaki. W dali słychać gęganie – wręcz koncertowe. Mgła opada, czekamy na nadlatujące nisko klucze, zaczynamy strzelać. Gęsi nadlatują też na mnie, jednak za wysoko, pół pasa amunicji na próżno. U Kingi spada jedna – szczęściara. Na niewiele zdał się ubiór maskujący Małgosi – gęsi były sprytniejsze i nie dały się zaskoczyć. Zewsząd słychać było strzały. Gęsi na widok myśliwych zawracały i wznosiły się coraz wyżej na bezpieczną odległość. To był fajny dzień! Ostatecznie tylko trzem koleżankom udało się trafić gęś – koleżanka Beata Gębala i Beata Hein – okręg Piła (królowe polowania) oraz koleżanka Kinga Stopa – Garncarz – okręg Rzeszów. Królową pudlarzy została koleżanka

12

13

14

Beata Karpińska – okręg Płock. Po zakończeniu polowania i wręczeniu medali zasiadamy do dobrego i ciepłego posiłku. Pieczone kiełbaski na ognisku smakują jak nigdy. To był udany dzień spędzony w świetnym towarzystwie. Żal opuszczać gościnne strony Słońska. Niestety długa droga przed nami. Pakujemy się i wyjeżdżamy prawie o zmroku. Wracamy do domu z pięknymi przeżyciami i… jedną gęsią. Tym razem to one były górą. Brawo, organizatorzy! Tak właśnie było w trakcie II Ogólnopolskiego Polowania Dian na gęsi w dniu 26 listopada 2016 r. Organizatorami polowania były: KŁ „Dzik” w Słońsku, KŁ „Łyska” w Słońsku oraz KŁ „Czarny Bór” Kolesno. Przed polowaniem, tj. 25 listopada odbyła się również konferencja, podczas której poruszano bardzo ciekawe tematy. Koleżanka Renata Janicka-Szyszko opowiadała o „Kobiecie w języku łowieckim”, Mirosław Więckowski o „Kulturotwórczej roli łowieckiej” a Mateusz Karkoszka o „Wizerunku myśliwych w społeczeństwie”. Za świetną organizację polowania i konferencji dziękujemy! Szykujemy się na kolejne...

15

16

17

Knieje 2017. Suk

kces po raz trzeci! Pierwsze w tym roku targi myśliwskie zgromadziły 110 wystawców, którzy prezentowali swoje produkty na 5300 m2. Targom Knieje towarzyszyły również atrakcyjne konkursy i pokazy, które przyciągały liczną publiczność TEKST I ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

O

d trzech lat Targi Knieje wpisały się na stałe w kalendarzu imprez myśliwskich, w których wręcz wypada uczestniczyć. W tym roku ekspozycja była rozlokowana w dwóch pawilonach i zajęła dwa razy więcej miejsca niż rok temu.

Było w czym wybierać Zwiedzający mogli zobaczyć nie tylko broń i akcesoria myśliwskie, ale również optykę, ubrania, buty, biżuterię, meble, elektronikę i oprogramowania związane z łowiectwem. Swoje oferty prezentowały takie firmy, jak: Incorsa, Hubertus Chodzież, Łowiecka Brać, Grube, Knieja Kraków, Kolba, Delta Optical i wiele, wiele innych. Konkursy, pokazy, prezentacje A ponieważ targi myśliwskie to nie tylko stoiska, liczna publiczność gromadziła się przed sceną, gdzie można było obserwować cieszący się dużym powodzeniem finał konkursu miss/ mistera psów myśliwskiego, pokazy mody myśliwskiej firm JahtiJakt i Regatta, pokaz wabienia jeleni w wykonaniu mistrza Europy Tomasza Malińskiego, prezentację ptaków łownych w wykonaniu Ptasiora i wiele innych imprez. Gazeta Łowiecka razem z MTP organizowała również konkurs budowy zwyżek, o którym więcej przeczytacie w oddzielnym artykule. Zarówno wystawcy, jak i zwiedzający mogli zmierzyć się na elektronicznej strzelnicy w zawodach o Puchar Targów. Atrakcji więc nie brakowało, a tłumy zwiedzających były najlepszym dowodem na sukces imprezy.

20

21

22

23

24

25

Łowieckie m Michael Nitsch z Teamu Winz opowiada historię polowania na łosie, w trakcie którego… nic nie poszło zgodnie z planem TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ

marzenia

P

rawdopodobnie każdy myśliwy ma jakieś ukryte pragnienia. Marzy o polowaniu na konkretny gatunek zwierzyny, a może o wycieczkach do egzotycznych zakątków. My marzymy o polowaniu na łosie w Skandynawii. Jestem Niemcem, więc nazywam łosia angielskim słowem „elk“, choć wiem, że Brytyjczycy użyliby słowa „moose”. Już kilkakrotnie staraliśmy się pozyskać łosia, jednak wszystkie nasze dotychczasowe próby kończyły się niepowodzeniem. Oczywiście każda wyprawa

była niezwykle ekscytująca i dawała możliwość spędzenia czasu na łonie natury, ale nigdy nie osiągnęliśmy naszego głównego celu. My, Niemcy, mówimy: – Każdy dzień to dzień na polowanie, ale nie każdy dzień to dzień na strzelanie. Takie życie! Jednak tym razem może będzie inaczej… Wielkie planowanie Już latem skontaktowaliśmy się z odpowiednim biurem polowań. Chcieliśmy mieć pewność, że tym razem wszystko naprawdę wypali. Ustalili-

28

śmy datę wyjazdu tak, aby dopasować się do bukowiska. W październiku mieliśmy wyruszyć do południowej Szwecji. Wypełniliśmy wszystkie niezbędne formularze. Wszystko powinno pójść gładko. Ja i moja partnerka Simone Helmich tworzymy Team Winz. Jeździmy po świecie, nagrywamy nasze polowania i przygody, testujemy broń i sprzęt w warunkach rzeczywistych. Tym razem miało być podobnie. Planowaliśmy przetestować jesienną odzież i sprzęt odpowiedni dla mło-

dych myśliwych. Chcieliśmy sprawdzić nowy sztucer Sauer 100 Classic (z osadą drewnianą) kal. 308Win w połączeniu z lunetą Minox ZX 5. Chciałem mieć pewność, że sprzęt nadaje się do zastosowania amunicji firmy Norma, produkującej pociski Oryx używane przez wielu szwedzkich myśliwych polujących na łosie. Pokonać pecha Nie było o co się martwić. Potrzebowałem jedynie łosia, do którego mógłbym wycelować! Nasze plecaki były już

29

prawie spakowane, kiedy dostaliśmy złą wiadomość od organizatora: – Niestety, nie mamy licencji na ten sezon! Nie, to nie może być prawda! Wszystko było zaplanowane. Staliśmy już w blokach gotowi do startu. Jestem byłym żołnierzem i, jak większość z nich, jestem trochę przesądny. No i nasz „Projekt Szwecja“ okazał się pechowy. Wszystkie kolejne próby zorganizowania wyjazdu z Niemiec skończyły się niepowodzeniem, a my mieliśmy coraz mniej czasu. Naszą jedyną szansą na realizację planów był Ted Shogren, nasz wspólny znajomy ze Stanów, właściciel agencji The Sporting Trader – Worldwide Safaris. Dla niego nigdy nie ma rzeczy niemożliwych. Powiedział tylko: – Dajcie mi 24 godziny. Coś wymyślę. I faktycznie, w ciągu jednego dnia dostaliśmy adres i świetną ofertę. Jednak termin i miejsce uległy zmianie. Nie była to jesień i nie było to południe Szwecji, a koło podbiegunowe. I to w grudniu.

będzie przemyśleć kwestię ubrania! W takiej sytuacji zamiast jesiennych, niezbędne będą kombinezony w zimowym kamuflażu, umożliwiające odpowiednie maskowanie. No i oczywiście ciepłe zimowe buty. Rzut oka na mapę. 2150 km. Konieczne będą zimowe opony w moim niezawodnym land roverze. Może i jestem Niemcem, ale uwielbiam tę brytyjską maszynę! I znowu niefart Gdy wszystko było już gotowe na naszą niesamowitą przygodę, pech znów sobie o nas przypomniał. Na kilka dni przed wyjazdem Simone się rozchorowała. Grypa i wysoka gorączka przykuły ją do łóżka, a opinia lekarza nie pozostawiała wątpliwości. – Z takimi infekcjami nie ma żartów. Powinnaś zostać w domu! I co teraz? Mamy w ostatniej chwili odwołać wyjazd? To nie wchodziło w rachubę. Postanowiłem ściągnąć posiłki. Zaangażowałem syna, który był bardzo zadowolony i podekscytowany rolą mojego asystenta. Sam jest młodym myśliwym, więc perspektywa przeżycia takiej przygody wydała mu się niezwykle interesująca. Tak więc zapakowaliśmy land rovera i wyruszyliśmy w drogę. W samochodzie mam kabinę sypialną, więc gdy byliśmy już zmęczeni jazdą, mogli-

Tak zimno, że aż gorąco! Każdy, kto kiedyś tam był o tej porze roku, doskonale wie, co to znaczy. Temperatury spadające do minus 30 °C i śnieg po pachy. To nie są łatwe warunki na polowanie. Ale my się nie wycofujemy. Chociaż na pewno trzeba

30

31

śmy po prostu się zatrzymać, przejść na tył i się zdrzemnąć. Przygnębiającą szarówkę szybko zastąpiły duże ilości świeżego śniegu. Z każdym kolejnym kilometrem pogoda coraz bardziej przypominała warunki panujące w Laponii.

nas bardzo serdecznie, zupełnie jakbyśmy byli starymi znajomymi. Podczas gdy my planowaliśmy najbliższe polowanie, na kuchence, na bardzo wolnym ogniu dusił się jeden ze specjałów szwedzkiej kuchni: oczywiście mięso z łosia, polane przepysznym sosem, podane z ziemniakami. Jedno jest pewne: nie umrzemy z głodu! Z pełnymi brzuchami położyliśmy się spać, by śnić o przygodach, których mieliśmy wkrótce doświadczyć.

2150 km w 2 dni Po prawie dwóch dniach jazdy samochodem, dotarliśmy w końcu na miejsce. Chata z bali położona w niewielkiej osadzie pełnej drewnianych domków, pośród szwedzkiej dziewiczej przyrody w pobliżu miasteczka Norsjö. Nasi przewodnicy, Johan i Christer, już na nas czekali. Przyjęli

Przez wysokie zaspy My, myśliwi, jesteśmy przyzwyczajeni do wczesnego wstawania, ale tu w Laponii zegarki działają zupełnie

32

inaczej. O tej porze roku dni są krótkie. Przed 8.00 rano nadal jest całkowicie ciemno, a już około 14.00 zaczyna się ściemniać, czyli czas na polowanie jest bardzo ograniczony. Kiedy obudziliśmy się następnego dnia, byliśmy zaskoczeni wielkością terenu, na którym mieliśmy polować. 4000 hektarów? Co tam, mi się na pewno poszczęści! Niestety, śnieg był na tyle sypki, że nawet na narty było zbyt głęboko. Mieliśmy tylko jedną możliwość: iść pieszo, co niekiedy oznaczało przedzieranie się przez bardzo wysokie zaspy. To było strasznie wyczerpujące! Szybko natrafiliśmy na ślady łosi. Poszliśmy

w kierunku, w którym one prowadziły. Johan wraz z suczką Sally – fińskim psem rasy jämthund – szedł na przedzie, a my za nim. Jak w Andach To był bardzo łagodnie nachylony stok, ale miałem wrażenie, że zaraz pękną mi płuca. Lodowate, czyste i bardzo suche powietrze powodowało, że warunki przypominały te panujące w Andach. Jednak nawet w takich warunkach bardzo się pociliśmy. W końcu zatrzymaliśmy się na krótką przerwę. Przeklinałem każdą cygaretkę, jaką kiedykolwiek wypaliłem. – Dajcie sobie kilka dni, a zobaczy-

33

cie, że do tego da się przyzwyczaić. Znacznie gorzej jest latem, -20 °C, jak na Saharze – pocieszył nas Christer ze śmiechem na ustach. Ponieważ nie byliśmy już w stanie iść dalej w tak głębokim śniegu, a pies nie miał szans na wytropienie łosia, zdecydowaliśmy się zawrócić. W takim terenie i w takich warunkach choćby zbliżenie się do zwierzyny będzie graniczyło z cudem!

nie. Mały pies odważnie stawia czoła temu dużemu zwierzęciu i stara się je osaczyć tak, by myśliwy miał czas, żeby podejść bliżej i oddać strzał. To nie jest łatwa praca, zwłaszcza że przy takim śniegu i dzięki swoim długim badylom łoś ma przewagę nawet nad psem. Niestety, tym razem nie mogło się udać. Z niepokojem spojrzeliśmy na ekran telefonu. Sally była w odległości ponad trzech kilometrów od nas i najwyraźniej nie udało jej się osaczyć łosia. Tak się czasami zdarza. Nie było sensu iść dalej. Postanowiliśmy zabrać Sally i wrócić. Wiele byśmy dali, żeby być teraz na jej miejscu. Zostało nam jeszcze tylko dwa dni. Zaczynaliśmy mieć wątpliwości, czy los się do nas w końcu uśmiechnie. Ale jak już mówiłem, to polowanie, a na polowaniu niemal na nic nie masz wpływu!

Bez sukcesów Drugiego dnia udaliśmy się w inne miejsce. Tu śniegu nie było aż tak dużo. Znów zaczęliśmy szukać śladów. Poszukiwania szybko przyniosły pierwsze rezultaty. Ustaliliśmy, że w okolicy znajdują się cztery osobniki. Byliśmy bardzo podekscytowani. Pokazaliśmy tropy Sally, a suczka od razu zaczęła pracę. Szybko złapała wiatr i zaczęła podążać po świeżych śladach. Oczywiście pies miał GPS, a nasi prowadzący telefony z aplikacją lokalizującą czworonoga i informacją o głoszeniu zwierzyny. Szczekanie – szansa na strzelanie. W pewnej chwili usłyszeliśmy głoszenie Sally, co bez wątpienia oznaczało, że wytropiła łosia. Serca zabiły nam mocniej. Każdy, kto kiedykolwiek wcześniej doświadczył czegoś podobnego, wie, jakie to robi wraże-

Obserwacja z wysokości Aby wykorzystać wszystkie możliwości, następnego ranka przed świtem dostaliśmy się na najwyższy punkt w okolicy. Stamtąd mieliśmy dobry widok na cały teren, a ponieważ miałem do dyspozycji lunetę Minox, postanowiłem z niej skorzystać. Żadnych tropów łosi, ale za to dużo ptaków. Cietrzew figlujący zabawnie w koronie drzewa, orzeł zataczający kręgi tuż

34

35

nad naszymi głowami… Nadal mieliśmy nadzieję. W pobliskiej kopalni złota było mnóstwo tropów zwierzyny, a wyrobisko nadal obfitowało w minerały. To miejsce niczym magnes przyciągało okoliczną zwierzynę. Po drodze spotkaliśmy jednego z robotników pracujących w tej kopalni. Wjechał skuterem w wielką zaspę, a my wspólnymi siłami staraliśmy mu się pomóc. Kiedy zobaczył naszą broń, mimochodem napomknął, że tuż przed tym pechowym zajściem kilka łosi przeszło mu drogę. Dobro

popłaca! Może jednak bogini łowów Diana nadal nas wspiera? Wielkie nadzieje i wielki błąd Z nowymi nadziejami i szansami na sukces zarzuciliśmy strzelby oraz aparaty na ramię i udaliśmy się we wskazanym kierunku. Łosie były dokładnie na tym samym terenie, na którym doszło wcześniej do tego nieoczekiwanego spotkania. W odległości mniej więcej 50 m od nas stali młody byk, klępa i łoszak, niczym trzy czarne olbrzymy. Z jednej strony wyglą-

36

dały majestatycznie ze względu na swoje imponujące rozmiary, z drugiej – przez swoje długie pyzy sprawiały wrażenie kompletnie znudzonych. Staliśmy dosłownie jak słupy soli staliśmy i obserwowaliśmy bieg wydarzeń. Dorosłe łosie wpadły w popłoch i uciekły, ale cielę stało naprzeciwko nas i wydawało się być zaciekawione. I wtedy doszło do katastrofy. Byłem przekonany, że do łoszaków się nie strzela, więc zamiast za sztucer chwyciłem za aparat. No i zmarnowałem idealną okazję! Johan uznał, że zależy

mi na zrobieniu zdjęć, więc nie odezwał się ani słowem. Dopiero kiedy wieczorem siedzieliśmy wszyscy razem w chacie i podjęliśmy ten temat, okazało się, że byłem w błędzie. Salwom śmiechu nie było końca. Polowanie to coś znacznie więcej niż tylko pozyskiwanie zwierząt. Zatem nie przestajemy marzyć. Kiedyś w końcu upolujemy w Szwecji łosia…

zobacz film 37

Na zające

Koło Łowieckie nr 7 „Jeleń" w Kole umożliwiło Dianom polowanie na zające w Wielkopolsce. Organizacja była na medal, a atmosfera wyjątkowa! TEKST: RENATA WALCZAK-PRZYBYLSKA ZDJĘCIA: MARIUSZ WALCZAK

D

iany miały kolejną okazję do wspólnego spotkania zwieńczonego polowaniem na zające. Wszystko dzięki uprzejmości kolegów z mojego koła. Zrezygnowali oni z jednego terminu, aby koleżanki po strzelbie mogły spróbować swoich sił na polach i łąkach, gdzie króluje zając. Dziewczyny przyjechały w piątkowy wieczór do Baru Europa, lokalu naszej koleżanki. Tam wraz z członkami zarządu koła gospodarzy i realizatorami Magazynu Łowieckiego Darz Bór mogły sobie pogawędzić w sympatycznej atmosferze. Czas ruszyć w łowisko W sobotni poranek wszystkie Diany spotkały się na błoniach przy Warcie. W tle majaczyły ruiny warownego zamku wzniesionego przez Kazimierza Wielkiego w XIV wieku. Po porannej odprawie Diany wyruszyły „bonanzą” w łowisko. Polowałyśmy na terenach sąsiadujących z Wartą, szaraków trochę było, niektóre z nich skutecznie ratowały się ucieczką do tyłu lub śmiało pokonywały linię myśliwych. Ostatecznie na pokocie leżało 11 zajęcy. Królową polowania została Renata Walczak-Przybylska – pozyskała 3 sztuki. Wicekrólową – Dominika Socha z ZO Konin, a królową pudlarzy Bernadeta Lewicka

42

43

44

z ZO Słupsk. Kilka koleżanek po raz pierwszy pozyskało zająca, więc zgodnie z tradycją pomazane zostały farbą z pozyskanej zwierzyny. Rytuału dokonał prezes Koła Łowieckiego „Jeleń” w Kole – Bogusław Potyralski. Dziękujemy organizatorom! Spotkanie zwieńczone było biesiadą i opowieściami, jakie to te zające były szybkie i jak skutecznie Diany strzelały. W imieniu własnym i uczestniczek polowania jeszcze raz dziękuję kolegom z KŁ „Jeleń” w Kole za udostępnienie łowiska oraz ZO PZŁ w Koninie za wsparcie w ufundowaniu znaczków upamiętniających to wydarzenie. A jak widzieli to polowanie Jarosław Kowalski i Dawid Szczawiński, zobaczymy w kolejnym odcinku Magazynu Łowieckiego Darz Bór.

45

MYŚLIWSK

Zapraszam w dniach 2 szeroki wy

KI SKLEP INTERNETOWY

my do naszego stoiska na targach Hubertus Expo 24-26 marca. Na stoisku zaprezentujemy ybór modeli odzieży JahtiJakt i Härkila

Conquest V6 Luneta premium za pół ceny?! Podczas targów IWA firma Zeiss zaprezentowała nową serię lunet strzeleckich z linii Conquest. Z pewnością można o nich powiedzieć jedno – są warte więcej niż cena, którą zapowiedział producent… TEKST: JENS ULRIK HGH ZDJĘCIA: ZEISS, GAZETA ŁOWIECKA

R

odzina lunet V6 liczy jak na razie trzy modele, wszystkie z 6-krotnym zoomem. Składają się na nią: 1.1-6x24, 2-12x50 i 2.5-15x56. Takim doborem modeli seria V6 pokrywa wszelkie zapotrzebowania myśliwych, począwszy od lunety biegowej na polowania zbiorowe, poprzez polowanie z zasiadki aż po lunetę, która świetnie sprawdzi się przy szczątkowym oświetleniu. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego, standardowa oferta świetnego producenta, ale tylko do momentu, kiedy dochodzimy do ceny. Tu jednak pozwolimy sobie potrzymać Was w niepewności. Charakterystyka Zgodnie z informacjami, do których nasza redakcja dotarła na tydzień przed targami IWA, nowa linia Conquest V6 oferuje imponujące rozwiązania zarówno techniczne, jak i optyczne. Lunety są produkowane w Niemczech. Wszystkie modele posiadają zintegrowaną szynę montażową Zeiss, gwarantującą proste i pewne mocowanie lunety na broni. Optyka jest pokryta wielowarstwowymi powłokami uszlachetniającymi Carl Zeiss T, jak również warstwą LotuTec®, która na soczewkach obiektywu i okularu sprawia, że woda spływa po nich całkowicie, a wszelkie zabrudzenia

i odciski palców są łatwe do usunięcia. W największym modelu V6 zastosowano nawet szkła fluorkowe, które mają bardzo szeroki zakres przepuszczalności światła o różnej długości fal, co znacznie poprawia jakość obrazu. Tak jak ich starsi bracia w linii lunet HT, również V6 posiada bardzo jasny i precyzyjny podświetlany punkt. Sensor ruchu, zintegrowany z lunetą, znany z linii HT,

50

wyłączający automatycznie podświetlenie, znajdziemy również w tym modelu. Linia lunet V6 oferuje 92% transmisję światła, co oznacza taką samą jakość jak w linii lunet V8 i nieco mniej niż oferujące 95% transmisje lunety serii HT. To w zupełności wystarczy do nocnych polowań z zasiadki lub podchodu. Dodatkowo istnieje możliwość (jako opcja), zamówienia bęb-

na ASV do obsługi regulacji balistycznej. Szczerze mówiąc, jest naprawdę ciężko ocenić, czym będzie się różnić nowa seria od V8 poza zoomem. Parametry oferowane przez linię lunet V6 są naprawdę imponujące, przynajmniej na papierze. Pamiętajmy, że te wszystkie dane pochodzą od producenta. Jak będzie w praktyce, o tym napiszemy w kolejnych wydaniach

51

52

53

Gazety Łowieckiej, po przeprowadzeniu redakcyjnego testu.

a większe odpowiednio 6900 zł i 7290 zł. To oczywiście ceny wynikające z danych producenta podanych w euro. Jak zostaną skonfigurowane przez polskiego dystrybutora, dowiemy się na pewno niebawem. Pamiętajmy jednak, że jest to połowa tego, co musimy zapłacić za linię V8.

Ceny jak marzenie? Teraz przejdziemy do najbardziej ekscytującej części, czyli do cen. Te wydają się wyjątkowo atrakcyjne. Luneta do pędzeń ma kosztować około 5990 zł, PARAMETRY

1,1-6X24

2-12X50

2,5-15X56

1,1x - 6,5x

2x - 12x

2,5x - 15x

Efektywna średnica obiektywu

10,5 - 24 mm

19,4 - 50 mm

24,3 - 56 mm

Źrenica wyjściowa

9,5 - 3,7 mm

9,7 - 4,2 mm

9,7 - 3,7 mm

3,1 - 12,5

5,7 - 24,5

7,1 - 29,0

38,1 - 6,6 m

20,5 - 3,4 m

16,4 - 2,7 m

Kąt widzenia obiektywu w stopniach

21,6 - 3,8

11,7 - 2,0

9,4 - 1,6

Regulacja dioptrii

+2 / -3 dpt

+2 / -3 dpt

+2 / -3 dpt

Odstęp od oka

90 mm

90 mm

90 mm

Ustawienie paralaksy

300 cm

250 cm

200 cm

1 cm

1 cm

1 cm

30 mm

30 mm

30 mm

45,5 mm

45,5 mm

45,5 mm

30 mm

56 mm

62 mm

tak

tak

tak

Wodoodporność

400 mbar

400 mbar

400 mbar

Długość

290 mm

335 mm

352 mm

Waga bez szyny

505 g

620 g

690 g

Waga z szyną

545 g

655 g

725 g

Powiększenie

Liczba zmierzchowa Pole widzenia na 100m

1 klik na 100m Średnica tubusa środkowego Średnica tubusu okularu Średnica tubusu obiektywu LotuTec®

54

√ Polowania na wilki w Białorusi, ceny od 1300 € √ Polowania na głuszce w Białorusi, ceny od 1250 € √ Polowania na cietrzewie w Białorusi, ceny od 1000 € √ Polowania na łosie w Białorusi, ceny od 1500 € √ Polowania na niedźwiedzie amurskie w Rosji (Daleki Wschód), ceny od 10 tys. € √ Polowania w Republice Południowej Afryki, ceny od 1000 € Szkolenia, kursy oraz pokazy wabienia zwierzyny łownej (drapieżniki, zwierzyna płowa i ptaki). Współpraca z Kołami Łowieckimi w zakresie sprzedaży polowań dla myśliwych zagranicznych i krajowych.

55

Tel.: 693 712 734 [email protected]

Siła, wiedza i perfekc

cja To była kolejna edycja Targów KNIEJE, na których Międzynarodowe Targi Poznańskie oraz Gazeta Łowiecka zorganizowały zawody w budowie zwyżki do polowań szwedzkich. Budowniczych wsparły takie marki, jak FISKARS i STIHL TEKST I ZDJĘCIA: MACIEJ PIENIĄŻEK

T

argi myśliwskie to nie tylko stoiska, na których możemy oglądać broń, optykę, ubrania czy akcesoria myśliwskie. To także pokazy mody, pokazy psów oraz konkursy, w których możemy rywalizować z kolegami z innych kół łowieckich…

w tym wiele Dian. Jak się okazało, zwyżki zostały wykonane perfekcyjnie, a zawodnicy zdążyli je jeszcze odpowiednio oznaczyć. Szczególny zachwyt jury wzbudziły solidne i mocne schody oraz ich wykonanie zgodne z planami. Po krótkiej naradzie zdecydowano przyznać ex aequo dwie pierwsze nagrody. Tym sposobem każda z drużyn wyjechała do domu z łańcuchową pilarką STIHL oraz narzędziami i upominkami od marki FISKARS. Zwycięzcom serdecznie gratulujemy i już dzisiaj zapraszamy na kolejne zawody za rok!

Dzik kontra… Odyniec W tym roku na starcie zawodów w budowaniu ambon do polowań szwedzkich stanęły dwie drużyny: Koła Łowieckiego „Dzik” nr 100 – Mochy oraz Koła Łowieckiego „Odyniec” – Chojno. Nasi sponsorzy, firmy FISKARS i STIHL, poza atrakcyjnymi nagrodami dla zwycięzców zapewnili także niezawodne narzędzia niezbędne do wykonania prac. Były młoty, siekiery, capiny, miary, a także elektryczne pilarki łańcuchowe. Dodatkowym utrudnieniem był warunek łączenia drewna tylko za pomocą gwoździ. Po otrzymaniu planów zwyżek zawodnicy mieli dwie godziny na wykonanie prac. Zręcznie i solidnie I było co podziwiać! Uczestnicy rywalizacji zafundowali nam niesamowity pokaz siły, zręczności oraz wiedzy i umiejętności ciesielskich. Nic dziwnego, że zmaganiom kibicowała licznie zgromadzona publiczność,

58

59

60

61

62

63

Przechytrzyć

wilka

Zanim pojechałem do północnego Ontario na polowanie na wilki, wydawało mi się, że wiem, co znaczy prawdziwa zima. Jednak jadąc po lodzie na skuterze śnieżnym z prędkością 100 km/h w temperaturze -36 OC od razu zmieniłem zdanie. Już nigdy nie powiem, że zimy w Danii są srogie… TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HØGH

Wilki amerykańskie to naprawdę fascynujące zwierzęta. Ich populacja na tym terenie jest liczna i każdy myśliwy może strzelić dwa osobniki w sezonie

S

tałem w lesie pośród młodych drzew, tuż obok drogi utorowanej na śniegu przez skuter. Śnieg sięgał mi po kolana. Nie było nawet jednego podmuchu wiatru. Stałem w tym samym miejscu już od prawie dwóch godzin. Było popołudnie. Blade zimowe słońce chyliło się już ku horyzontowi. Od zimna marzły mi stopy i z każdą chwilą coraz bardziej przestawałem czuć palce u nóg. Próbowałem je nieco rozgrzać, poruszając nimi w butach. Moje próby okazały się dość skuteczne. Nadal czułem, że je mam. Tak naprawdę czułem je bardziej, niż bym chciał.

i zarazem ostatni dzień polowania. Jak dotąd mieliśmy kilka bliskich spotkań z amerykańskimi wilkami, jednak padł tylko jeden strzał, przynosząc niezwykle cenne trofeum jednemu z myśliwych. Ja nie widziałem niczego poza mnóstwem świeżych tropów na śniegu. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że pozyskanie dzikiego wilka jest szalenie trudne. Peter — znawca wilków Byliśmy małą grupą skandynawskich myśliwych, którzy przyjechali do Kapuskasing w Ontario kilka dni wcześniej, aby polować na wilki razem z jednym z najbardziej doświadczonych myśliwych w Ameryce – Peterem Martinem z Kap River Outfitters. Dwóch Norwegów i czterech Duńczyków z wielkimi oczekiwaniami i mnóstwem wolnego miejsca na ścianach na myśliwskie trofea, a zwłaszcza skóry amerykańskich wilków. Organizacja takiego polowania jest imponująca, i oczywiście poparta niemałym doświadczeniem. Na obszarze o powierzchni 200 na 200 km otaczającym miasteczko, Peter zimą rozstawia całe mnóstwo przynęt. Oczywiście ich umiejscowienie nie jest przypadkowe. Przynęty rozstawione są w odpowiednich częściach lasu, w pobliżu jezior, rzek, dróg czy

Nie będzie łatwo Cisza panująca zimą w tych lasach robi niesamowite wrażenie. Jedyne, co mogłem usłyszeć, nie licząc mojego własnego oddechu, były trzeszczące dźwięki raportów nadawanych przez radio, informujące o aktualnej pozycji tropiciela wilków. W okolicy był tylko jeden wilk, który tego popołudnia okrążył już ten teren kilkukrotnie, ale nie został zauważony przez żadnego myśliwego. Nikt z nas nie słyszał odgłosów zwierząt, nie mówiąc już o ich zobaczeniu. Takie doświadczenie pozwala przekonać się na własnej skórze, jak wyjątkowo mądre są te drapieżniki. Była sobota, nasz szósty

66

Kiedy temperatura spada do - 36 OC, oddychanie sprawia 67o innych czynnościach fizjologicznych! ból. Nie mówiąc już

linii energetycznych tak, by otoczyć wyznaczony teren. Jako przynęt używa się płatów wolowego mięsa i całych świń pochodzących z dużych farm z południa. Materiał na przynęty pozyskiwany jest w niewiarygodnych ilościach! W ciągu jednej typowej zimy, zwabione wilki, kojoty, lisy i kruki zjadają aż 100 ton zamrożonego mięsa, skór, kości i patrochów. Wszystko oczywiście zostaje wcześniej pocięte na mniejsze, 30/40-kilogramowe ka-

wały przy użyciu ogromniej piły łańcuchowej. Gość, który musi to robić, ma z pewnością najmniej przyjemną pracę w całej tej operacji. On sam przekonuje się o tym bolesnym fakcie każdego wieczoru, kiedy ciepło żarzącego się ogniska roztapia jakieś resztki, które zostały mu w gęstej brodzie. W ciągu całego sezonu karawana ciężarówek i przyczepek załadowanych padliną i skuterami śnieżnymi każdego dnia udaje się do lasu, aby

68

Myśliwi transportowani są na duże odległości najpierw skuterami śnieżnymi, a potem saniami. To dość trudne doświadczenie – gorsze nawet od siedzenia na tylnym siedzeniu land rovera

sprawdzić przynęty i w razie potrzeby uzupełnić braki. Procedura zawsze wygląda tak samo. Peter zagłębia się w gęstwinę lasu, ciągnąc za sobą kawał krowy, sprawdza, czy w ostatnim czasie do danej przynęty zwabiona została jakaś zwierzyna, i dokłada wabika. Jeżeli zauważy ślady aktywności zwierząt, myśliwi pośpiesznie zajmują swoje pozycje, a tropiciel podąża za śladami. Świeży śnieg jest wielką zaletą! Dzięki doświadczeniom zdobytym

przez całe już dekady intensywnych polowań, Peter Martin doskonale zna wilki. Jego ekipa upolowała setki tych drapieżników. W ciągu jednej zimy zwykle udaje im się upolować około pięćdziesięciu. Dlatego rady tego niemłodego już gościa są bezcenne. – Stój spokojnie. Nie ruszaj się. Patrz na wszystkie strony. Nigdy nawet na krótką chwilę nie zamykaj oczu. Wilk nadejdzie właśnie wtedy, kiedy nie patrzysz – Peter powtarzał te słowa

69

podczas polowania każdemu myśliwemu. Być może dlatego, że w ciągu pierwszych kilku dni dostrzegł w naszych oczach oznaki zwątpienia.

tuż przede mną. Ale nic się nie działo – absolutnie NIC! Aż do chwili, gdy usłyszałem Ryana idącego z naprzeciwka. Byłem całkowicie przekonany, że zaraz wypłoszy wilka z zarośli i mentalnie przygotowałem się na oddanie szybkiego strzału z bliska. Ale tak się nie stało… Ryan wyszedł na otwartą przestrzeń i był w odległości około 40 m ode mnie. Spytał: – Widziałeś go? I wskazał ręką na śnieg. Pokręciłem przecząco głową, wstałem i podszedłem do niego. Rzeczywiście. Na dnie zamarzniętego, głębokiego na nie więcej niż dwie stopy strumienia przecinającego ślady odciśnięte przez skuter, zobaczyłem świeże tropy i dotarło do mnie, że wilk właśnie przeszedł tuż przede mną. W tym momencie straciłem resztki sceptycyzmu. Chyba nie mogłem wyobrazić sobie lepszej praktycznej lekcji, pokazującej jak ważne były rady Petera. Dorosły wilk, ważący około 60 kg, a niekiedy i więcej, potrafi poruszać się po śniegu kompletnie bezszelestnie na swoich dużych włochatych łapach. Umie doskonale zlokalizować swoich wrogów i instynktownie wie, jakie niebezpieczeństwo czyha na niego z ich strony. Zazwyczaj to nieuchwytne zwierzę widzi, czuje lub słyszy myśliwego na długo przed tym, aż samo zostanie zauważone. Jeśli zobaczy

Bliskie spotkanie Ryan – młody facet, który codziennie przez sześć godzin przedziera się przez zaspy śniegu i krzewy jeżyn – szeptem nadał przez radio komunikat, że wilk kieruje się na zachód. Mój długi cień rozciągał się tuż przede mną. Wieczorne słońce chowało się za moimi plecami. Wilk szedł w moim kierunku. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, od razu wyostrzyłem wszystkie zmysły. Najciszej jak to możliwe zębami zdjąłem prawą rękawicę i odbezpieczyłem starego Remingtona 700, którego pożyczyłem od Petera. Uklęknąłem w głębokim śniegu, aby w ciszy zaczekać na zbliżającego się wilka. Ostrożnie zsunąłem wełnianą czapkę, żeby odsłonić uszy. W lesie panowała grobowa cisza. Od ostatniego komunikatu minęło 10 minut. Wtem radio wydało kolejne trzaski: – Jestem tylko kilkaset jardów od granicy. Pełna gotowość! Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Jeszcze mocniej chwyciłem strzelbę. Już nie mogłem być bardziej gotowy! Spodziewałem się, że w ciągu najbliższych kilku minut wilk pojawi się

70

71

Szczęśliwy myśliwy i jego trofeum. Ten osobnik ważył około 38 kg

myśliwego, będzie go bacznie obserwować i cierpliwie czekać, aż ten odwróci wzrok w drugą stronę! Jeżeli zostanie zmuszony do przebiegnięcia przez otwarty teren, zrobi to bez żadnego ostrzeżenia albo przebiegając polanę na pełnej szybkości, albo powoli i poza zasięgiem ludzkiego wzroku, przeczołgując się przez jakieś naturalne zagłębienie terenu. Może przeprawić się niezauważony przez rów głęboki zaledwie na jedną stopę.

uchwyt znajdujący się z tyłu i schowanie się za kierowcą, by uchronić się przed lodowatym wiatrem. Po zaledwie kilku minutach jazdy wyskoczyłem ze skutera, aby zająć nową pozycję, a Lindsey odjechał pośpiesznie, żeby przewieźć kolejnego myśliwego. Po kwadransie Ryan był już w połowie drogi. Wilk poruszał się powoli przed nim. Robiło się coraz ciemniej. Stałem po zacienionej stronie wzgórza i coraz bardziej przekonywałem się, co znaczy prawdziwa kanadyjska zima. Siarczysty mróz powoli przenikał pod ubranie, a nie był to zwykły strój na zimę, a raczej zbroja godna wyprawy na koło podbiegunowe. Byłem ubrany na przysłowiową cebulę. Pierwszą warstwę stanowiła specjalistyczna bielizna termoaktywna. Na nią założyłem T-shirt, gruby polar i wełniany sweter. Na to ocieplana kamizelka, ciepła zimowa kurtka i biały kombinezon, żeby wtopić się w otoczenie. Do tego dwie pary wełnianych skarpet i solidne neoprenowe buty dostosowane do arktycznych warunków. Na głowę neoprenowa kominiarka i wełniana czapka. Na rękach miałem cienkie rękawice strzeleckie i grube, tradycyjne rękawice z jednym palcem. Ale to i tak tylko kwestia czasu, kiedy zaczniesz zamarzać. Dla mnie właśnie nadszedł

Przegrupowanie – Wilk wszedł do lasu i kieruje się na zachód! – Ryan nadał kolejny komunikat i w ciągu zaledwie 10 sekund dało się usłyszeć złowrogie brzmienie dwusuwowych silników skuterów. Poznaliśmy już cały schemat działania. Peter pośpiesznie stara się przegrupować myśliwych, aby odciąć wilkowi drogę ucieczki. Do mnie dołączył dość małomówny francuskojęzyczny kanadyjski pomocnik o imieniu Lindsey. – Wstawaj! – warknął. Nie zdążyłem jeszcze dobrze usiąść za nim na niewygodnym, szerokim i bardzo niskim siedzeniu, gdy ten wcisnął gaz do dechy i mknął już przez śnieg, jakby goniła go teściowa. Pasażer nie ma lekko! Moją jedyną szansą na przetrwanie było mocne złapanie się obiema rękami za

72

ten czas. Trząsłem się jak ogolony piesek chihuahua, szczękałem zębami, a mróz szczypał mnie bezlitośnie w nos, palce u rąk i nóg. Zachowanie koncentracji nie było łatwe, ale raporty nadawane przez radio wciąż były optymistyczne. Albo wilk zaraz się pojawi, albo kończymy polowanie, bo będzie zbyt ciemno. Tak czy inaczej, za kilka minut będę siedział w ciepłym samochodzie.

liłem. Spojrzałem z niedowierzaniem. Co jest u licha?! Rozczarowany, nadałem komunikat, że oddałem strzał w kierunku wilka, ale najprawdopodobniej był chybiony, a wilk uciekł w kierunku naganki. Kilka minut później nadjechał Peter. Tropił wilka przez kilkaset metrów. Niestety, potwierdził moje przypuszczenia. Totalne pudło. To moja duma była jedyną ofiarą tego strzału. Obaj nie szczędziliśmy popularnego angielskiego słowa na literę „f”, by wyrazić naszą frustrację, gdy nagle usłyszeliśmy odgłos strzału, który padł po drugiej stronie. Peter od razu sięgnął po radio. Okazało się, że Knud – nasz 71-letni nestor – zakończył polowanie celnym strzałem. Drugi i ostatni zarazem wilk został upolowany, a nasza myśliwska przygoda w niemal subarktycznej scenerii dobiegła końca. Było ogromnie zimno, bardzo pouczająco i niezwykle ekscytująco. Wrócę tam na pewno, bo tęsknię za wilkami.

Wilk na horyzoncie Zawsze kiedy jestem na polowaniu, najważniejsze rzeczy dzieją się wtedy, gdy jestem najmniej przygotowany. Tym razem nie było inaczej. Gdy nasz ostatni dzień polowania chylił się już ku końcowi, po tygodniu bezskutecznych prób dostrzeżenia naszego nieuchwytnego drapieżnika, ze szczękającymi zębami rozejrzałem się dookoła i wtedy dostrzegłem wilka. Szedł powoli przez gęste krzewy jeżyn, jakieś 60–70 m przede mną. Widok był surrealistyczny. Uniosłem strzelbę, wycelowałem w mały prześwit w krzakach kilka metrów przed wilkiem i obserwowałem jak przesuwa się na siatce. Wycelowałem mierząc na komorę i wystrzeliłem. Z gałęzi na krzaku tuż przed wilkiem spadło dużo śniegu, gdy ten zatrzymał się i obrócił. Tymczasem ja znów wystrze-

WARTO WIEDZIEĆ Outfitter: Peter Martin, Kap River Outfitters, Kapuskasing, Ontario. Agencja: Diana Hunting Tours, Denmark, www.diana.dk

73

Termowizor Leupold Tracker LTO

Nie od dziś wiadomo, że najlepiej samemu przekonać się czy produkt, który kupujemy, rzeczywiście spełni nasze oczekiwania. Dziś przyszedł czas na termowizor Leupold Tracker LTO TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MATERIAŁY PRASOWE

K

Pomocnik myśliwego Zgodnie stwierdziliśmy w redakcji, że najpierw zabierzemy Trackera użyczonego nam przez firmę Artemix, dystrybutora produktów Leupold w Polsce, do lasu i przetestujemy w łowisku. A dopiero potem zajrzymy na amerykańskie fora myśliwskie, gdzie Tracker został już opisany i przetestowany na wszelkie możliwe sposoby. Nie chcieliśmy sugerować się opiniami naszych kolegów zza wielkiej wody, bo to, jak wiadomo, inne łowiska, inna mentalność i wymagania, po prostu inny świat. Głównym, choć nie jedynym zadaniem Trackera, jest pomoc w odnajdowaniu postrzałków. Oczywiście większość naszych myśliwych oddaje czyste strzały i zwierz pada w ogniu, a jeśli nie, to zawsze można skorzystać z Pogotowia Postrzałowego. Jednak jak sami dobrze wiemy, zdarzają się sytuacje, kiedy poszukiwanie postrzałka nie jest łatwe ze względu na otoczenie, podłoże, widoczność, pogodę czy brak psów myśliwskich. Warchlak wyraźnie zaznaczył trafienie z około 100 metrów. Umiarkowane farbowanie w początkowej fazie mogłoby być trudne do wypatrzenia, szczególnie przy pełnym zachmurzeniu i braku księżyca. Ślad był początkowo słaby, a potem farbowanie było

iedy otwieramy eleganckie, czarne pudełko, już na pierwszy rzut oka widać, że zgodnie z reklamami producenta Tracker jest naprawdę niewielkim urządzeniem, świetnie leżącym w dłoni i poręcznym w użyciu. Mierzy niewiele ponad 14 cm i waży 300 g. Jest zasilany baterią lub akumulatorem CR123, która wystarcza na 10 godzin pracy. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że lepiej i ekonomiczniej będzie zdać się na akumulatory. Serce Trackera stanowi sensor termiczny o rozdzielczości 206x156 i maksymalnym stopniu detekcji 550 m. Urządzenie posiada skokowo działający, 6-krotny elektroniczny zoom, a obraz wyświetlany jest z rozdzielczością 240x204 na ekranie o przekątnej 1,22”, czyli 3,09 cm. Odświeżanie z częstotliwością 30Hz zapewnia jego dobrą jakość, a sześciopaletowa możliwość wyboru prezentacji obrazu okazuje się bardzo przydatna w praktyce, o czym można przeczytać dalej. Do wyboru mamy następujące tryby wyświetlania: czerwony, zielony, biały-gorący, czarny-gorący, biały z podświetleniem i czarny z podświetleniem. Do włączania i regulacji służą trzy ergonomicznie umieszczone przyciski, które bez problemu można obsługiwać palcem wskazującym, nie gubiąc obrazu.

76

już bardzo wyraźne. Doszliśmy postrzałka po około 250 m.

u siebie na pagórkowatych łowiskach koło Ostródy. Polowanie z podchodu, w ciemną noc, kiedy to podchodziłem od pagórka do pagórka i lustrowałem okolicę, to sytuacja idealna do użycia Trackera. Możemy zobaczyć dziki, sarny, myszkującego rudego na dystansie 300-400 m, co nie jest możliwe przy pomocy lornetki w trudnych warunkach oświetlenia. Wtedy zaczynamy podchód i kontrolujemy pozycję zwierzyny, aż do momentu, kiedy będziemy mogli rozpoznać cel już za pomocą lornetki. Tym, czego nie udało się nam

Idealny do podchodu Uprzedzając malkontentów, należy wyraźnie powiedzieć, że nie jest to urządzenie do obserwacji lub oceny zwierzyny przed strzałem, chociaż w tej roli na dystansie do 100 m radzi sobie świetnie. Pamiętajmy, że urządzenie daje nam możliwość 6-krotnego cyfrowego zoomu. Tracker idealnie sprawdza się na polowaniach z podchodu, o czym miałem okazję przekonać się, polując

77

przetestować ze względu na pogodę, a w czym Tracker na pewno świetnie się sprawdzi, była sytuacja zamglenia lub mgły konwekcyjnej. Tutaj klasyczne urządzenia optyczne zawodzą, a podejście zwierzyny z odpowiedniej strony lub jej zlokalizowanie oraz obserwacja, aż wyjdzie z zagłębienia terenu i oddamy czysty strzał, będą możliwe dzięki zastosowaniu Trackera.

że ciepły czarny sprawdza się najlepiej. Oferuje najbardziej wyraźne i czytelne odwzorowanie rzeczywistości. Jego wadą jest tylko duża jasność obrazu, dlatego w ciemną noc najlepiej sprawdzał się czerwony filtr. Oczywiście to moje subiektywne odczucie… Tracker jest już dostępny na stronie importera i kosztuje 3990 zł.

Nie tylko w łowiectwie Należy pamiętać, że zastosowanie Trackera do celów łowieckich to tylko część jego możliwości. Z pewnością świetnie zda egzamin w służbach mundurowych, szczególnie że ze względu na swoje rozmiary jest bardzo poręczny, a 3-sekundowy czas, kiedy staje się w pełni gotowy do działania, to naprawdę tylko chwila. Tracker jest również wodoodporny wg standardu IP67, tak więc bez problemu możemy używać go podczas opadów śniegu czy deszczu. Tym, co Leupold mógłby poprawić, jest regulacja jasności obrazu. Szczególnie w naprawdę ciemną noc ekran jest po prostu za jasny i po dłuższej obserwacji mija sporo czasu, zanim nasze oczy powtórnie przyzwyczają się do ciemności. Producent daje nam do wyboru aż 6 filtrów, ale testując urządzenie stwierdziłem,

Ślady farby

78

Termowizor Leupold Tracker LTO

DANE TECHNICZNE • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

Rozdzielczość sensora termicznego: 206 x 156 Maksymalny zasięg detekcji: 550 m Pole widzenia (FOV): 21o Zakres temperatur wykrywalnych: -40 do 300°C Zakres temperatur pracy: -20 do 60°C Odświeżanie: 30Hz Fokus: stały Zoom: 6-krotny cyfrowy Wyświetlacz: 1,22”/3,09 cm Rozdzielczość: 240x204 Czas włączania: do 3 s Tubus: 30 mm Długość: 14,25 cm Waga: 300 g Bateria: CR123 Czas pracy: do 10 h System automatycznego wyłączania po 15 min. braku aktywności Gwarancja: 5 lat Urządzenie wyprodukowano w USA

79

80

Miss/Mister psów myśliwskich

2017

Za nami już V edycja konkursu na miss/mistera psów myśliwskich. 18 lutego podczas Targów KNIEJE w Poznaniu zaprezentowane zostały najpiękniejsze psy myśliwskie! TEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWIN

W

tym roku do konkursu zgłoszone zostały psy myśliwskie w pełnym tego słowa znaczeniu. Regulamin umożliwiał bowiem udział w konkursie jedynie psom ras myśliwskich, których właściciele są członkami Polskiego Związku Łowieckiego lub stażystami. W tej edycji zgłoszono psy re-

prezentujące 13 ras zaliczanych do myśliwskich: foksterier krótkowłosy, gończy polski, gończy serbski, gończy słowacki kopov, jamnik, labrador retriever, mały munsterlander, niemiecki terier myśliwski, porcelanie, posokowiec bawarski, spaniel bretoński, wachtelhund, wyżeł weimarski.

81

Konkurs inny niż wszystkie Co najważniejsze, były to psy, które rzeczywiście na co dzień aktywnie biorą udział w polowaniach. Dzięki temu, że są w rękach myśliwych, spełniają się i rozwijają w kierunku, do jakiego każda rasa została stworzona. Konkurs na Miss/Mistera psów myśliwskich jest rywalizacją nietypową, inną od konkursów, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. W wyborze zwycięzcy komisja kieruje się trzema kryteriami: wyglądem psa, prezentacją dokonaną przez właściciela oraz wzajemnymi relacjami psa i właściciela. Niektórzy z uczestników poza wyczerpującą prezentacją, opisem rasy i roli psa na polowaniu zaprezentowali się także jako prawdziwi myśliwi, w pięknych strojach myśliwskich. Konkurs rozpoczął się od fanfar w wykonaniu działającego przy Zarządzie Okręgowym PZŁ w Poznaniu zespołu Babrzysko, którym kieruje Kolega Krzysztof Kadlec. Przy scenie zgromadziła się spora grupa zainteresowanych osób, którzy tak otoczyli miejsce prezentacji, że nawet uczestnicy konkursu mieli trudności z wejściem na scenę. Każdy chciał być blisko, każdy chciał zobaczyć i usłyszeć wypowiedzi uczestników. Sporo osób fotografowało psy, gdyż niezbyt często mamy okazję zobaczyć

różne rasy psów myśliwskich w jednym miejscu. Po prezentacji wszystkich uczestników komisja konkursowa przystąpiła do wyłonienia zwycięzców, a wszyscy zgromadzeni wokół sceny mieli możliwość poznania systemu Tracker, cenionego sytemu monitorowania psa myśliwskiego. Na monitorze była możliwość obejrzenia filmu, a przedstawiciel Tracker Polska Martyna Binek-Kasperkowiak przybliżyła szczegóły. Zestaw Tracker był jedną z wielu nagród w konkursie. Niełatwy wybór Po kilkunastu minutach, co wskazywało, że wybór nie jest łatwy, poznaliśmy tegorocznego zwycięzcę konkursu. Miss psów myśliwskich 2017 została Bella Nova Espera suka rasy porcelaine. Wiek – 13 miesięcy. Jej właścicielem jest Rafał Romański. To suka wystawowa, zdobywca tytułu Młodzieżowy Champion Polski oraz Młodzieżowy Zwycięzca Polski Poznań 2016. Porcelaine jest najstarszą rasą wśród gończych francuskich. Był to typowy francuski pies gończy, trzymany w dużych sforach i używany do polowań na jelenie i zające. Drugie miejsce w konkursie zajął gończy serbski, suka Gaja Staroplanińska. Wiek – 15 miesięcy. Właścicielką jest

82

83

Joanna Michalik. Sukę importowano z jej ojczyzny Serbii. Posiada tytuł Młodzieżowego Championa Polski, Młodzieżowego Zwycięzcy Polski 2016. Ma za sobą już pierwsze zbiorówki w roli dzikarza. Zapowiada się także świetnie jako tropowiec. Trzecie miejsce przypadło suce Bajka Buszówka rasy mały munsterlander. Jej właścicielem jest Łukasz Potocki. Obecnie suczka ma 11 miesięcy i jeszcze nie została poddana próbom terenowym. W wieku siedmiu miesięcy dochodziła postrzałki dzików i jeleni ze 100-procentową skutecznością. Pięknie wystawia bażanty. Nagrodę specjalną, ufundowaną przez Tracker Polska, otrzymał niemiecki terier myśliwski Falk, którego właścicielem jest Hubert Dębowski. Tytuły laureata to: Zwycięzca Świata 2013, Międzynarodowy Champion Wystawowy C.I.E, Międzynarodowy Champion Piękności C.I.B, Champion Polski, Węgier, Litwy, 4 x Zwycięzca Klubu, Zwycięzca Polski, 4 x Kwalifikacja na Cruft'a Interchampion Pracy C.I.T, 2 x 2. lokata na Międzynarodowych Konkursach Norowców na Słowacji, 1 x 3. lokata na Międzynarodowym Konkursie Norowców w Francji, 6 x CACIT, 2 x Zwycięzca Krajowego Konkursu Pracy Wszechstronnej na Węgrzech (dzik, lis, aport z wody),

7 x CACT, 2 x R.CACT, 3 x Dyplom I stopnia na Międzynarodowych Konkursach Dzikarzy w Polsce, Zwycięzca Prób Dzikarzy, Zwycięzca Prób Psów Myśliwskich Małych Ras. Falk to pies posiadający 30 dyplomów z konkursów w Polsce, Francji, Słowacji i na Węgrzech. Jest wszechstronny. Poluje jako płochacz, dzikarz i norowiec. Po wręczeniu nagród ponownie usłyszeliśmy fanfary na cześć zwycięzców w wykonaniu zespołu Babrzysko. Były jeszcze wyróżnienia i nagrody przyznawane przez sponsorów dla wybranych przez siebie psów. Wszyscy uczestnicy otrzymali też upominki. W doskonałej atmosferze Konkurs przebiegał we wspaniałej atmosferze, w oprawie muzycznej sygnalistów myśliwskich i przy „akustycznym wsparciu” samych psów. Goście targowi mieli okazję nie tylko poznać wiele ras psów myśliwskich, ale także usłyszeć o ich roli podczas polowania. W trakcie prezentacji właściciele wyjaśniali publiczności znaczenie niektórych określeń z języka łowieckiego, tak by każdy zainteresowany mógł zrozumieć dokładnie jak i do czego wykorzystywane są psy na łowach. Pod koniec mieliśmy także okazję poznać, poza konkursem, wilczarza irlandzkiego, psa który zali-

84

85

czany jest do chartów i który stał się motywem-wzorcem logo jednego ze sponsorów.

Dziękuję wszystkim sponsorom, którzy każdego roku fundują wspaniałe nagrody i osobom prywatnym, których nie sposób tu wymienić, ale które przyczyniają się do tego, że konkurs mimo pewnych trudności rozwija się i z każdą edycją budzi większe zainteresowanie. Mam nadzieję, że również instytucje, które powinny być zainteresowane promocją psów myśliwskich i kynologii łowieckiej w końcu wesprą to wydarzenie. Dziękuję także uczestnikom, gratuluję zwycięzcom oraz psom wyróżnionym i już teraz zapraszam wszystkich na przyszłoroczną VI edycję konkursu.

Bez wsparcia ani rusz… Chciałbym podziękować wszystkim osobom i firmom zaangażowanym w przygotowanie i przeprowadzenie konkursu. Dziękuję przede wszystkim Dyrekcji Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE w Poznaniu, honorowemu patronowi konkursu. Dzięki temu już po raz trzeci mieliśmy możliwość prezentacji psów myśliwskich na scenie targowej szerokiemu gronu myśliwych i osobom im towarzyszącym.

86

87

KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE

FALERY

POLOWANIA ZBIOROWE

Sezon łowiecki polowań zbiorowych dobiegł końca. Pewnie wielu z was zostało królem lub wicekrólem polowania. Nadawanie honorowego tytułu króla polowania to w łowiectwie bardzo stary obyczaj. Oczywiście został uwieczniony na falerach… TEKST: BOGUSŁAW BAUER ZDJĘCIA I FALERYSTYKA: ZE ZBIORÓW BOGDANA KOWALCZE

J

Kto był najlepszy? Koronacja króla i wicekróla następuje po zakończeniu polowania, kiedy zwierzyna ułożona jest na pokocie i prowadzący ogłasza wyniki polowania. Właśnie do miłych akcentów zaliczyć należy ogłoszenie króla i wicekróla polowania. Najczęściej szczęśliwcy otrzymują pamiątkowy medal, plakietę lub inny bibelot, a sygnalista

uż w zamierzchłych czasach wspomniany tytuł nadawano łowcy, który wykazał się rzemiosłem łowieckim, np. godząc śmiertelnie oszczepem jelenia lub skłuł osaczonego przez psy dzika. Dzisiaj jest to jedynie uhonorowanie uczestnika polowania zbiorowego, któremu dopisało szczęście. Inaczej mówiąc: „zaskarbił sobie łask u św. Huberta”. 88

odgrywa melodię „Król polowania”. W niektórych kołach zasobniejszych w zwierzynę grubą honorowany jest również drugi wicekról polowania.

Jako kolekcjoner wiem, że zdobycie medalu, na którym jest data, nazwa koła, miejscowość lub uroczysko niemal graniczy z cudem, ponieważ myśliwi zbierają swoje zaszczytne nominacje i wieszają je w swoim kąciku myśliwskim. Dla siebie i potomnych! Tym bardziej cenne są takie „trofea” dla kolekcjonera. Na szczęście w „Gazecie Łowieckiej” możecie obejrzeć je za darmo…

A kto miał pecha? Dla poprawy humoru uczestnikom prowadzący polowanie ogłasza tzw. króla pudlarzy. Ta nominacja to nie obrażanie czy naśmiewanie się z kogoś, to po prostu brak szczęścia w danym dniu.

89

90

91

100

lat optyki Nikon Firmy Nikon nie trzeba przedstawiać – w Polsce znana jest wśród myśliwych dzięki lornetkom i lunetom na broń, a ostatnio także za sprawą dalmierzy. Z kolei dzięki doskonałym aparatom i obiektywom stała się ulubioną marką fotografików na świecie. 100-lecie firmy to okazja, by odbyć podróż w czasie i dowiedzieć się, jak wyglądały początki marki Nikon TEKST I ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE

N

ie ma wątpliwości, że obecnie Nikon postrzegany jest przede wszystkim jako jeden z czołowych producentów sprzętu fotograficznego. Jednak niewiele osób wie, że firma zaczynała od produkcji lornetek, i to wytwarzanych na rządowe zamówienie. Musimy mieć świadomość, że produkcja lornetek czy lunet nie jest przez Nikona traktowana jako działalność „przy okazji” działu foto, ale tak naprawdę jest najstarszą dziedziną produkcji tej firmy!

ściwie całą flotę Cesarskiej Marynarki Wojennej. Wyposażenie tej armady w przyrządy optyczne – lornetki, dalmierze, peryskopy – było zadaniem spoczywającym na Nippon Kogaku. Nie będzie więc przesady w stwierdzeniu, że firma powstała jako dostawca optyki dla armii. Aby uniezależnić się od wszelkich dostaw, pochodzących wcześniej z Niemiec i Anglii, obok prac projektowych dotyczących instrumentów optycznych, Nippon Kogaku podjął także prace z dziedziny wytopu własnego szkła optycznego. W tej dziedzinie firma osiągnęła ogromny sukces i obecnie należy do grona czołowych producentów najwyższej jakości szkła optycznego.

Optyka dla… armii Firma powstała 25 lipca 1917 r. w wyniku połączenia się trzech małych warsztatów optycznych działających w Tokio. Fuzja dokonała się przy finansowym wsparciu koncernu-giganta – Mitsubishi. Ówczesna nazwa firmy miała egzotyczne brzmienie – Nippon Kogaku Kabushiki Kaisha, Tokyo. W bezpośrednim tłumaczeniu znaczy to mniej więcej tyle, co „Optyka Japońska, Spółka Akcyjna, Tokio”. Skąd wsparcie koncernu Mitsubishi, znanego obecnie w Polsce głównie na rynku motoryzacyjnym? Mitsubishi to także producent w branży lotniczej oraz stoczniowej. Na początku XX wieku stocznie Mitsubishi były silnie zaangażowane w japoński program zbrojeń, budowano tam wła-

Strategia rozwoju Wracajmy jednak do lornetek. Po zakończeniu II wojny światowej Japonia znalazła się w wyjątkowo niekorzystnym położeniu. Wojna była przegrana,

94

95

kraj zrujnowany, imperialne marzenia musiały ustąpić amerykańskiej okupacji armii generała McArthura. Na odradzający się japoński przemysł narzucono także zakaz wszelkiej produkcji mogącej służyć militarnym celom. Dla firmy Nippon Kogaku oznaczało to praktycznie odcięcie od dotychczasowych zamówień. Było jasne, że wznowienie produkcji małych lornetek turystycznych nie utrzyma firmy. Aby przetrwać, postanowiono rozpocząć produkcję aparatów fotograficznych oraz – kontynuując tradycję sprzed wojny – małych lornetek dla potrzeb cywilnych. Od lat 50. możemy już mówić o dominacji sprzętu fotograficznego w ofercie firmy, natomiast wraz z debiutem Nikona F w roku 1959 rozpoczyna się okres, w którym Nikon postrzegany jest przede wszystkim jako producent sprzętu fotograficznego.

96

97

Klasyki wśród lornetek W latach 60. Nippon Kogaku stanął już solidnie na nogi, wówczas rozpoczęto prace projektowe nad nowymi, nowoczesnymi lornetkami. Tym bardziej, że w Europie Zeiss i Leitz mieli w ofercie już całkiem pokaźną gamę nowych produktów optycznych. To właśnie wtedy pojawiły się nowoczesne lornetki porro oznaczone jako seria „A”. Obejmowała ona zaledwie trzy modele: świetny 8x30 „A” mający konkurować z zachodnioniemieckim Zeissem oraz nieco większe, klasyczne lornetki o parametrach 7x35 „A” i 9x35 „A”. Lornetki te pokazały, jak doskonały sprzęt można stworzyć prostymi środkami, gdy nie idzie się na żadne kompromisy pod względem jakości materiałów czy precyzji montażu. Nawet aktualnie – po ponad pół wieku – lornetki serii „A” to całkiem dobry zakup, nie tylko dla miłośników „staroci”. Zachwycają trwałością, ostrością obrazu i – mimo tylko pojedynczych powłok – zupełnie rozsądnym oddaniem bieli. Serię tę można uważać za protoplastę wszystkich późniejszych lornetek porro Nikona. Została ona zastąpiona przez serię „E”, gdzie oferowano modele 8x30, 7x35 i 10x35; wszystkie trzy z bardzo dużymi polami widzenia. Do dziś w ofercie znajdują się fenomenalne optycznie

lornetki 8x30 „E II” i 10x35 „E II”, które pod względem plastyki obrazu i wielkości pola widzenia nie mają sobie równych. Miłośnicy większych lornetek od 1964 roku mogli korzystać z dużego modelu 7x50 Tropical, który jasnością oferowanego obrazu wyznaczył standard wśród lornetek nocnych. Po dziesięcioleciach obecności w ofercie i licznych modernizacjach powłok antyodblaskowych Nikon Tropical jest nadal bardzo atrakcyjną propozycją dla osób ceniących pancerne wręcz wykonanie i wysoką jakość obrazu. W lornetkach Tropical po raz pierwszy w czasach powojennych postawiono też na bezkompromisową wodoszczelność.

Owocna rywalizacja Konieczność konkurowania na europejskim rynku z innymi liczącymi się

98

Kultowe modele Na osobne wspomnienie zasługują potężne lornetki z obiektywami o średnicy 70 mm – to weterani lornetkowej oferty Nikona. Pierwszą z tych lornetek był nocny model 10x70, który od samego początku stał się bestsellerem wśród miłośników obserwacji nocnego nieba. Z biegiem czasu dołączył do niego inny model: 10x70 SP, który charakteryzował się doskonale skorygowaną krzywizną pola. Dzięki temu obrazy gwiazd są punktowe w niemal całym polu widzenia. Bardzo unikalną konstrukcją był także model 10x70 z bardzo dużym polem widzenia wynoszącym aż 6,5°, co przy źrenicy wyjściowej 7 mm jest nie lada osiągnięciem. Ostatnim przedstawicielem tego „gatunku” jest lornetka o znacznym powiększeniu – model 18x70, charakteryzujący się najszerszym polem widzenia okularów spośród wszystkich lornetek Nikona. Obserwacja nią jest jakby zanurzaniem się w obraz. Tego nie da się opisać, przez tę lornetkę trzeba po prostu spojrzeć! Kiedy więc po raz kolejny wyruszysz na polowanie ze swoim Monarchem, pamiętaj, jak daleko sięga historia firmy, która go wyprodukowała…

producentami zmusiła Nikona do odpowiedzi na bardzo udanego zeissowskiego Dialyta – tak powstała seria trzech pierwszych lornetek Nikon wyposażonych w pryzmaty dachowe. Modele serii „H-Line”, bo o nich mowa, były jak na swoje lata bardzo udanymi konstrukcjami, nawet współcześnie urzekającymi jakością obrazu i starannością wykonania. Seria obejmowała początkowo dwa modele: 7x26 i 9x30, po pewnym czasie dodano jeszcze lornetkę o parametrach 12x36. Doświadczenia zdobyte podczas pracy nad tymi wczesnymi modelami dachowymi okazują się być bardzo cenne przy wprowadzaniu współczesnych lornetek dachowych. A jest się czym

poszczycić. Lornetki serii Prostaff 7, Monarch 7 i Monarch HG zyskały w ostatnich latach miano „lornetki roku”.

99

Moda dla myśliwych

Po ostatnich Targach KNIEJE w Poznaniu niejeden myśliwy zastanowi się nad wymianą swojej łowieckiej odzieży. Dlaczego? Bowiem po sukcesie pokazów mody marek JahtiJakt oraz Regatta nie brakowało głosów, że „w takich ciuchach to aż się chce ruszyć w łowisko”… TEKST I ZDJĘCIA: MACIEJ PIENIĄŻEK

D

ziś na łowieckich targach już nikogo nie dziwią pokazy mody. Z roku na rok zmienia się bowiem podejście łowieckiej braci do kwestii ubrania, jakie zakłada się w łowisko. Cena przestała być najważniejsza, liczy się także jakość materiałów i wykonania. Z pewnością gwarantują to obie marki, które zaprezentowały się podczas Targów Knieje: JahtiJakt i Regatta.

dzą wysokie spodnie ogrodniczki. Dwie nowości, które przykuły naszą uwagę, to spodnie i kurtka Saura wykonane w technologii softshell, stworzone do aktywnego polowania z podchodu – oddychające, ale nieprzewiewne i oczywiście wodoodporne. Oferowane są w klasycznym kolorze zielonym oraz w pikselowym kamuflażu. Druga atrakcyjna nowość to zestaw Gaussa, wykonany z bardzo odpornego na przedarcia i przecięcia materiału Laydura. Przeznaczony jest do aktywnego polowania, podkładania psów czy podchodu. Podczas pokazu nie zabrakło również ubrań dla Dian. Modelki prezentowały zimowy zestaw Saana oraz letni, teflonowany i znany już doskonale Forest. Kto w Poznaniu na Kniejach nie był, niech żałuje, a dystrybutor marki JahtiJakt, sklep dolasu.pl zaprasza wszystkich do odwiedzenia stoiska na Targach Hubertus Expo w Warszawie.

Co nowego od JahtiJakt? Ubrania JahtiJakt są znane polskim myśliwym od prawie dziesięciu lat. Początkowo były sprzedawane w zestawach. Mogliśmy zakupić razem spodnie, kurtkę, polar i drobne akcesoria, takie jak czapka, rękawiczki, czy szelki. Obecnie oferta ubrań myśliwskich JahtiJakt obejmuje kilkadziesiąt kurtek, spodni i polarów, które możemy nabywać wg uznania i które są popularne ze względu na bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Podczas pokazów na Targach Knieje prezentowane były głównie nowości, które możemy już nabyć, odwiedzając salon myśliwski dolasu.pl w Piasecznie lub poprzez sklep internetowy. Modele prezentowali ocieplaną kurtkę i spodnie Amur, zestaw Valle, który świetnie nadaje się na zimowe zasiadki. W jego skład wcho-

Regatta na każdą pogodę Łowiectwo to jednak nie tylko czas spędzony w lesie ze strzelbą. Większość z nas prowadzi intensywne życie, uprawia sport, lubi długie spacery, kontakt z przyrodą i aktywne spędzanie czasu. Marka Regatta, oferująca ubrania nie tylko dla wytrawnych turystów i będąca najbardziej

102

103

rozpoznawalną marką brytyjskiej odzieży w dziedzinie sportu, turystyki i outdooru zaprezentowała na Targach Knieje szereg modeli kurtek, bluz i spodni zarówno dla panów, jak i dla Dian. Firma oferuje produkty, na które stać „zwykłych ludzi”, a jednocześnie tworzy je tak, aby bez kompromisów można było cieszyć się aktywnością na świeżym powietrzu, podczas trekkingu, spaceru po lesie, wyprawy rowerowej, czy biwaku pod namiotem. I to niezależnie od pogody. Modele, zaprezentowane podczas pokazu na tegorocznych Targach Kniejach, idealnie nadają się na okres od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Nam szczególnie przypadła do gustu lekka i funkcjonalna kurtka Anderson,

a także stretchowe spodnie wykonane z funkcjonalnego softshellu, który skutecznie izoluje od wiatru i odprowadza na zewnątrz wilgoć.

Jak powiedział prezentujący ubrania firmy Regatta Mariusz Zdzieszyński, większość produktów jest firmowo przeznaczona do znakowania, co oznacza, że koła łowieckie mogą bez problemu umieszczać w przygotowanych miejscach swoje logotypy. Więcej informacji dotyczących zarówno produktów Regatta, jak i znakowania ubrań logotypami, znajdą Państwo na stronach: www.regattaprofessional.com www.regatta.pl

104

105

felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Ciężkie czasy „Jak cię widzą, tak cię piszą” – głosi znane przysłowie. A że widzą często „przypadkowych myśliwych", to i niedobrze piszą. Może więc najwyższy czas pomyśleć o zaostrzeniu zasad rekrutacji w łowieckie szeregi…

W

szem i wobec wiadomo, że łowiectwo w Polsce pomimo powiększania szeregów naszego szanownego Związku, przeżywa największy kryzys od czasów powstania PZŁ, czyli od 1923 roku. Większość przyczyn tej kiepskiej sytuacji raczej nie jest zależna od nas jako Związku. Choć z pewnością byłoby lepiej, gdyby nie działania niektórych naszych członków, podcinające skrzydła tym, którzy próbują w różny sposób sytuację tę ratować.

Obserwując dyskusje na różnego rodzaju myśliwskich forach internetowych czy portalach społecznościowych, dochodzę do wniosku, że przydałoby się narzędzie pomagające w lepszy sposób prowadzić rekrutację w nasze szeregi. Zastanawiam się czasem, czy badania psychofizyczne nie byłyby pomocne przy określaniu predyspozycji do wykonywania profesji myśliwego? Kiedyś, jeszcze w czasach, gdy mężczyźni stawali do poboru wojskowe-

106

go, takie kwestie były sprawdzane. Oczywiście pomyłki bywają wszędzie, więc i przez tamte komisje przechodzili z pozytywnym skutkiem ludzie „inteligentni inaczej”, ale jakaś selekcja była.

które z biegiem czasu doprowadzają do tragedii rzucających ponury cień na nasze szeregi ? W czasie kiedy nasza Koleżanka – Rzecznik Prasowy PZŁ – dwoi się i troi w walce z naszymi przeciwnikami, zbierając wszelkie „ZA”, niektórzy nasi Koledzy „strzelają w stopę” Związkowi, publikując idiotyczne fotografie i filmy na portalach społecznościowych i różnego rodzaju forach internetowych. Od kiedy powstały tego typu strony w internecie, co pewien czas jakiś pozbawiony rozumu delikwent, uważający się za świetnego myśliwego, wstawia jakieś fotki lub filmy, które podcinają skrzydła działalności naszego Związku. Pamiętam około 10 lat temu, kiedy powstał portal internetowy „Knieja” i zaczęły się na nim pojawiać różnego rodzaju filmy z polowań, natknąłem się po raz pierwszy na film, za który zarówno ten, kto go opublikował, jak i ten, który w nim grał główną rolę, powinni zostać usunięci z szeregów PZŁ. Film przedstawiał kompromitujące nas myśliwych sceny, w których uczestniczył jeden młody myśliwy i jego trzech spożywających alkohol kolegów (raczej kibiców jego łowów). Młody myśliwy biegał za poranionym lisem i zamiast go dostrzelić (tzw. „strzał łaski”),

Obecnie obligatoryjne badania, wpływające na decyzje o wydanie pozwoleń na broń myśliwską, są po prostu śmieszne. Pewnie przykładów, dotyczących wyłącznie wad wzroku, które powinny eliminować niektórych posiadaczy myśliwskiej broni palnej, jest kilkaset, jak nie więcej. Bijąc się w piersi, zadajmy sobie pytanie, ile znamy takich przypadków, gdzie dochodziło do niebezpiecznych zdarzeń podczas polowania, bo ktoś słabo widział, albo wydawało mu się, że widział lub nie widział, a jednak strzelał? Ja znam jeden świetny przykład… Kolega z którym kiedyś polowałem, miał tak słaby wzrok, że na jedno oko prawie w ogóle nie widział, a na drugie tylko w 50%! Nawet wypadek, w trakcie którego postrzelił innego Kolegę w czasie polowania zbiorowego, nie doprowadził do tego, by stracił pozwolenie na broń! Pamiętam sceny z polowań zbiorowych, gdzie tenże Kolega, strzelając do sarny kozy z odległości 10 metrów, twierdził, że strzela do łani jelenia! Czy to nie są sytuacje,

107

to próbował butem skrócić mu żywot. Jego towarzysze natomiast nagrywali całą akcję, pijąc przy tym piwo i mając z tego niemały ubaw. Dopiero po mojej interwencji administrator strony usunął ten film, ale z tego, co wiem, nie udało się zidentyfikować uczestników tego przykrego i karygodnego zdarzenia.

Tylko amator, niemający zielonego pojęcia o zasadach etyki łowieckiej i technikach polowań, chwali się takimi idiotycznymi fotkami!  W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy właśnie tego typu przypadki nie powinny być w jakiś konkretny sposób analizowane? Czy osoby doprowadzające nasz Związek do pewnych kompromitacji, nie powinny być w trybie natychmiastowym wydalane z łowieckich szeregów? Czy nie istnieje za duża tolerancja dla tego typu zachowań? Nigdy nie byłem za metodami żywcem wyjętymi z systemów totalitarnych, ale czy ludzi posiadających broń, a pokazujących, że z ich myśleniem, wzrokiem czy słuchem jest „coś nie tak”, od czasu do czasu nie powinno się poddać szczegółowym badaniom? Różnych dziwnych zachowań w naszej społeczności nie sposób czasem wytłumaczyć i przypuszczam, że niektórzy psychoterapeuci mieliby problem z analizą niektórych „klinicznych” przypadków. Jedni, przychodząc w nasze szeregi, chcą od razu rządzić i wydawać wszystkim dyspozycje, inni chcieliby błyskawicznie mieć wszelkie dostępne trofea, a jeszcze inni po roku czy dwóch polowań piszą książki o swoim „wielkim doświadczeniu”, próbując

Ostatnio stało się modne wśród naszych Kolegów pokazywanie na forach społecznościowych efektów działania różnych rodzajów pocisków. Czy nie można tego robić w prywatnych wiadomościach? Muszą oglądać te idiotyczne fotki „która kula robi większą dziurę” wszyscy publicznie? Niedawno po prostu ręce mi opadły, jak w oczy „rzuciła” mi się fotka przedstawiająca „kałuże” farby na śniegu z podpisem „9,3x62 robi robotę!!!”. Czy ktoś, kto takie fotografie publikuje, powinien w ogóle posiadać pozwolenie na broń? Gdzie jest etyka łowiecka? Przecież takie informacje możemy sobie wymieniać w wiadomościach między swoimi znajomymi, zainteresowanymi takim tematem! Każdy profesjonalny myśliwy zna zasadę działania broni palnej i przynajmniej powinien (!!!) wiedzieć, do jakiej zwierzyny strzela się z jakiego kalibru i jakiego rodzaju amunicji.

108

uczyć innych. Świat staje na głowie, a wraz z nim nasze łowiectwo. Jedni powiedzą, że ciężkie czasy, drudzy, że lepiej już było i będzie coraz gorzej, ale trzeba się dobrze zastanowić, czy nie da się tego uleczyć poprzez większą filtrację i podnoszenie poprzeczki dla kandydatów do PZŁ? Czy na pewno są nam potrzebni ludzie, którzy przyniosą nam wstyd? Czy jakość ło-

wiectwa nie jest ważniejsza niż ilość?  Czy potrzebni nam są ludzie, kierujący podstawowymi komórkami naszego Związku, którzy nie mają zielonego pojęcia o prowadzeniu racjonalnej gospodarki łowieckiej? Na to i wiele innych pytań spróbujcie odpowiedzieć sami i zastanowić się, czy rzeczywiście nie mamy na to wpływu? Darz Bór!

109

RYŚ TAJEMNICZY GOŚĆ

Ryś euroazjatycki (lynx lynx) to największy przedstawiciel rodziny kotowatych w Europie. To trzeci co do wielkości po niedźwiedziu i wilku ssak drapieżny na naszym kontynencie. I najmniej poznany przez ludzi TEKST I ZDJĘCIA: VIOLETTA NOWAK

F

Charakterystyka Ryś jest mocno zbudowany. Głowa okrągła, typowo kocia, uszy zakończone długimi pędzelkami. Dzięki nim słyszy o wiele lepiej, ponieważ sztywne czarne włosy skupiają fale dźwiękowe, kierując je w kierunku uszu. Włosy na szyi i spodzie głowy tworzą charakterystyczną kryzę i bokobrody. Krótki tułów z długimi tylnymi kończynami jest naturalnie przystosowany do wykonywania długich skoków. Ryś potrafi wyskoczyć na wysokość dwóch metrów, a sam skok może mieć długość nawet 7 metrów. Wysokie nogi z szerokimi łapami pomagają temu drapieżnikowi w chodzeniu, nawet gdy jest głęboki śnieg. Z łatwością więc poluje na swoje ofiary. Bieganie nie jest jego mocną stroną, ponieważ szybko się męczy. Porusza się bezszelestnie, wspaniale wspina, jego mocne pazury chowają się, gdy nie ma potrzeby ich użycia. Krótki ogon długości do 20 cm jest na końcu ciemny. Pomaga w sprawnej wspinaczce po konarach drzew. Ryś potrafi podejść bardzo blisko do swej ofiary, dynamicznie atakuje z ziemi, pokonując mały dystans kilkoma susami. Rzuca się na ofiarę, rozrywając jej gardło. Uzębienie rysia przystosowane jest do kruszenia i cięcia. Ma dobrze rozwinięte kły

otografowie dzikiej przyrody marzą, by zobaczyć i uwiecznić go choć raz na zdjęciach. Ryś jest bowiem bardzo pożądanym obiektem fotograficznym – prowadzi tajemniczy tryb życia, ma przepiękną sylwetkę. Żyje jak… duch, dlatego obserwowanie go jest bardzo trudne. Wzrok snajpera Ryś doskonale widzi, dlatego zwie się go ostrowidzem. Niezmiernie trudno spotkać go za dnia, gdyż odpoczywa, lub śpi w swojej kryjówce. Aktywność rozpoczyna po zachodzie słońca, o zmierzchu, polując przez noc. Samotniczy tryb życia i wyostrzone zmysły powodują, że choć sam wszystko wokół widzi, wcale nie jest widziany. Siedzi nieruchomo wtopiony w otoczenie. Pomaga mu w tym umaszczenie futra. Kolor zbliżony do tła i nieregularne ciemne plamki powodują, że staje się niewidzialny. Ryś w terenie porusza się bezgłośnie. Zna świetnie swoje łowisko, chodzi po utartych szlakach, z którymi jest terytorialne związany. Jego obszar wynosi średnio 350 km kw. Cicho przemyka znanymi tylko sobie ścieżkami, wąwozami. Skrytość i tajemniczość rysia obrosły już legendą...

114

115

116

i łamacze. Dziennie potrzebuje około 2 kg mięsa, a więc z upolowanej ofiary korzysta dłuższy czas. Ryś zakopuje niedojedzone szczątki, kamuflując je starannie. Jego przysmakiem jest sarna. W diecie rysia są też młode jelenie. Gdy się urodzą cielęta i łania pozostawia ukryte w trawie młode, ryś poluje na nie z łatwością. Potrafi upolować dorosłego jelenia, ważącego ponad 100 kg. Sukcesem kończy się jeden na cztery, pięć ataków rysia. Nie pogardzi również młodym zającem, jenotem, dzikiem. Co ciekawe, ryś nie wzgardzi także ptakiem, płazem czy… owadem. W polskich warunkach ryś jest kotem o dużych rozmiarach. Ciężar samca może nawet dochodzić do 35 kg, samica jest mniejsza. Rysie syberyjskie mogą ważyć nawet 45 kg. Ryś osiąga rozmiary dorosłego owczarka niemieckiego. Może mieć 150 cm długości i 75 cm wysokości w kłębie. Jest dobrze przystosowany do niskich temperatur. Spotyka się rewiry rysia poza granicami koła podbiegunowego. Jednak największą jego liczebność zarejestrowano w lasach syberyjskich. Drapieżniki te przebywają również w Karpatach, w całej Skandynawii, na terenie Półwyspu Bałkańskiego, w Europie Wschodniej, w Azji Środkowej. Wierzch szaty rysia jest czarnożółto-

rudy z brunatnymi plamkami i domieszką czarnych łat oraz pasów na tylnych nogach i ogonie. Brzuch jest śnieżnobiały, a suknia ma właściwości izolujące, zbudowane z 3 rodzajów włosów: przewodnich, ościstych i puchowych. Rysie prowadzą samotniczy tryb życia. Samica osiąga dojrzałość płciową pomiędzy 9. a 18. miesiącem życia, samiec pomiędzy 18. a 24. miesiącem życia. Para rysiów w czasie marcowej rui jest ze sobą przez kilka dni, jednak ich drogi rozchodzą się. Samiec odchodzi na znane mu terytorium. Ciąża samicy trwa 50–70 dni. Może ona urodzić od 1 do 4 kociaków. Matka karmi je do 6 miesięcy. Młode rysie w przeciągu roku szybko stają się samodzielne. Samica pozostawia młode przy upolowanej zwierzynie i odchodzi. Większość życia rysie żyją samotnie. Każdy osobnik jest przywiązany do swego terenu, a szczególnie dotyczy to samic. Samce mają teren łowiska 3–4-krotnie większy od samic. Ze względu na fakt, że jest zwierzęciem dość płochliwym, ryś czuje się bardziej komfortowo i bezpiecznie, sąsiadując terytorialnie z innym samcem lub samicą. Znakuje swój teren charakterystycznymi substancjami zapachowymi, oznacza odchodami, pozostawia ślady pazurów

117

na pniach drzew. To są sygnały dla sąsiadów. Na granicy terenu rysie żyją pokojowo, czerpiąc wzajemnie korzyść z bezpiecznego sąsiedztwa. Na terytoriach samic, gdzie żyją młode rysie, dochodzi często do walk, a próby sił między młodymi osobnikami odgrywają tam istotną rolę.

dliskiem, a te kurczą się w szybkim tempie. Ryś dobrze czuje się w dużych, zwartych, wielogatunkowych kompleksach leśnych, w olbrzymich obszarach starodrzewów, o gęstym podszycie, z wykrotami, powalonymi drzewami. Ostatnimi ostojami rysia są Bieszczady oraz duże obszary leśne na Podlasiu. Bardzo ważną rolę w życiu tych kotów odgrywa struktura lasu. Mogą to być duże lasy iglaste, liściaste, mieszane, na terenach nizinnych, jak i górskich. W Polsce żyje zaledwie – w przybliżeniu – około 300 rysiów. Należą one, oprócz wilków i niedźwiedzi, do trójki

Coraz mniej… Ze smutkiem należy stwierdzić, że obserwujemy zmniejszanie się populacji rysia z polskich lasów. Być może wynika to z faktu, że te zwierzęta dobrze się czują w dużych kompleksach leśnych, które są jego naturalnym sie-

118

zagrożonych i chronionych drapieżników. Od 1999 roku Zakład Badania Ssaków PAN, Instytut Przyrody PAN i Stowarzyszenie dla Natury „Wilk”, przy wsparciu Lasów Państwowych prowadzą stały monitoring wilka i rysia. Co roku, do 31 marca odbywa się zimą inwentaryzacja tych drapieżników. Bazą jest zasada, zgodnie z którą liczone są tropienia po ponowie, jednego dnia, na obszarze wszystkich nadleśnictw, wchodzących w skład danego rejonu inwentaryzacyjnego. Tereny te pokrywają się z granicami dużych kompleksów leśnych. Ustalona liczba jest podstawą oceny liczebności. Ponadto

przez cały rok rejestruje się wszelkie ślady ich obecności, potrzebne m.in. do badań genetycznych. Stosuje się przez lata tę samą metodykę, co jest użyteczne przy porównywaniu kolejnych lat. Porównuje się spadki, wzrost, liczebność, migracje, bada się próbki z różnych rejonów kraju pod względem podobieństwa genetycznego, stopień pokrewieństwa, kierunek wędrówek. Brak danych z wielu rejonów nie pozwala na pełną ocenę liczebności rysiów. Niezmiennie najważniejszymi regionami występowania rysiów są Bieszczady, Beskidy oraz Puszcze: Białowieska, Augustowska, Knyszyńska.

119

Mniejszą rolę w badaniach odgrywają lasy Roztocza i Puszczy Kampinoskiej.

stopień lesistości może uniemożliwić migracje rysiów. Rozwój gospodarczy, budowa osiedli graniczących z obszarami leśnymi, nasilający się coraz bardziej ruch drogowy oraz rosnąca penetracja turystyczna w lasach mogą spowodować spadek populacji rysia.

Ochrona i zagrożenia W 1995 roku ryś został objęty ochroną gatunkową oraz wpisany do Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt. Znajduje się także w aneksie A Rozporządzenia Wspólnoty Europejskiej (WE) nr 1332/2005. Oznacza to zakaz (bez odpowiedniego zezwolenia Ministerstwa Środowiska) zarówno kupna i sprzedaży żywych rysiów oraz wszelkich wyrobów z nich wykonanych, jak i przewożenia ich przez granicę UE. Od 2007 roku WWF podjęło kampanię przywracania rysia naturze, na podstawie programu dr. Andrzeja Krzywińskiego. Metoda ta zwana jest „born to be free” (urodzony, aby być wolnym). Młody osobnik wychowuje się przy matce, wychodzi na większy teren, gdzie uczy się samodzielnie sygnałów w naturze, oswaja się z otoczeniem, jednak musi ponownie wracać do karmiącej matki. Opisaną metodę stosuje się dla gatunków niezmiernie trudnych do restytucji. Zastosowana została ona w Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie oraz w Puszczy Piskiej. Od 2003 roku prowadzona jest również reintrodukcja. Wypuszczane rysie są doskonale przystosowane do naturalnego środowiska. Niestety, niski

Rysie na ekranie Myśliwi pewnie znają „Sagę prastarej puszczy” – serię pasjonujących filmów Bożeny i Jana Walencików o życiu 10 dzikich zwierząt. W części 10 pt. „Opowieść o rysiu. Wbrew naturze“ pokazane są unikatowe obrazy z życia tych drapieżników – od ich niemowlęctwa, przez dzieciństwo, do wieku młodzieńczego. Bohaterami jest para rysiów – brat i siostra – Jaś i Małgosia. Widzimy ich codzienność, zabawy, „spacery” w Puszczy Białowieskiej. Więcej nie zdradzę, bo jeżeli ktoś tego filmu nie widział, to gorąco polecam.

120

121

Monografia KŁ „Drwęca” w Ostródzie

Nie każde koło łowieckie może pochwalić się długą i barwną historią, na dodatek pięknie opisaną. Dziś prezentujemy jeden z rozdziałów monografii przygotowanej z okazji 70-lecia KŁ „Drwęca” w Ostródzie TEKST: ANDRZEJ ZŁOTOWSKI ZDJĘCIA: ARCHIWUM KOŁA ŁOWIECKIEGO „DRWĘCA“

W

zorem minionych wieków polowania były przyczynkiem do towarzyskich, rodzinnych, a nawet sąsiedzkich spotkań. Stanowiły także rodzaj etykiety obyczajowo-dyplomatycznej w czasie kontaktów różnych polityków i głów państw. W Prusach Wschodnich, krainie obfitości wszelakich gatunków zwierzyny, polowali najznamienitsi europejscy dostojnicy i monarchowie. My ostródzianie, mamy powody do dumy z tego, że nasze miasto odwiedzały koronowane głowy, politycy i znamienici dowódcy wojsk przetaczających się przez Ostródę w przeciągu minionych wieków. Jaki był ich kontakt z łowiectwem, czy w czasie swoich pobytów w naszym mieście ci wielcy ludzie korzystali z chwili słabości, oddając się przyjemnościom polowania w naszych łowiskach – niestety, nie wiemy. W Ostródzie już w roku 1628 przebywał król szwedzki Gustaw Adolf II, prowadząc swoją armię przeciwko wojskom Jana Kazimierza w czasie wojny polsko-szwedzkiej. Niestety nikt dzisiaj nie jest w stanie odpowiedzieć, jaki był jego stosunek do łowiectwa i czy korzystając ze swojego królewskiego przywileju w ogóle polował? Wiemy tylko, że wojska szwedzkie mocno spustoszyły nasz region.

W listopadzie roku 1806 król pruski Fryderyk Wilhelm III wraz z małżonką królową Luizą, uciekając przed wojskami Napoleona Bonaparte, po klęsce pod Jeną i Auerstadt, zatrzymał się właśnie w Ostródzie. Jak mówiono, stała się na ten czas stolicą królestwa pruskiego. To stąd, od 16 do 23 listopada, król wydawał rozkazy i zarządzał narodem pruskim. Wiemy na pewno, że podczas pobytu na naszej ziemi król Fryderyk Wilhelm III znalazł dość czasu na to, aby umilić pobyt swój i towarzyszących mu ministrów, oddając się uciesze polowania. Zorganizował i poprowadził je ówczesny nadleśniczy i zarządca lasów taborskich, Georg Friedrich Schultze. O wynikach tych królewskich łowów wiemy tylko tyle, iż ich uczestnicy, mimo że nie udało im się zakłuć niedźwiedzia, byli bardzo usatysfakcjonowani. Podczas gdy łowcy uganiali się po taborskich lasach w poszukiwaniu grubego zwierza, na rozdrożu obecnie istniejących dróg, prowadzących do północnego krańca jeziora Szeląg Wielki, w kierunku Łukty i Morąga, odpoczywała i oczekiwała na łowców królowa Luiza. Zabawiali ją liczni dworzanie i towarzysząca świta. W miejscu tego wydarzenia, w roku 1913 ustawiono pamiątkowy głaz z wyrytą na nim,

124

nie dla wszystkich obecnie żyjących zrozumiałą datą: „1913”. Otóż data ta upamiętnia setną rocznicę oswobodzenia Prus od armii napoleońskiej. Kolejną pamiątką z pobytu królewskiej pary jest żelazny krzyż z inskrypcjami, który znajduje się w kościele ewangelickim w Kraplewie koło Ostródy.

przyjemnościom polowania, tego też niestety nie wiemy. Wiadomym jest za to, że ciepłolubny przybysz z południa Europy marzł na zamku okropnie, i później, jak twierdzą historycy, niezbyt mile wspominał swój pobyt w Ostródzie. W listach do cesarzowej Józefiny nazywał nasze miasto „marną wsią”, chociaż w innych listach donosił, że nigdy dotąd nie czuł się lepiej jak w Ostródzie. Może dlatego, że to właśnie w naszym mieście zaczął się płomienny romans Napoleona z Marią Walewską… Innym wielkim ze świata przeszłości był Paul von Hindenburg, który z Ostródy kierował armią pruską w bitwie pod Tannenbergiem (obecnie Olsztynek), gdzie rozgromił wojska rosyjskiej 2 Armii dowodzone przez gen. Samsonowa. Hindenburg za swoje zwycięstwo zyskał dozgonną wdzięczność mieszkańców Ostródy, od których w 1914 roku otrzymał symboliczne klucze do bram miasta. W roku 1932 Ostródę odwiedził też, co prawda na krótko, Adolf Hitler, podróżujący po Prusach Wschodnich w czasie prowadzonej przez siebie kampanii przedwyborczej. W naszym mieście nie zyskał jednak wielu zwolenników. Tutaj, w zachodnich Prusach, w okolicy dzisiejszego Dzierzgonia miał swoją ulubioną łowiecką

Królewska para – Fryderyk Wilhelm III i królowa Luiza

Ostróda gościła także Napoleona Bonaparte, który wprowadził się do tutejszego zamku 21 lutego 1807 roku, a więc niespełna trzy miesiące po królu pruskim Wilhelmie III i zamieszkiwał w nim do 1 kwietnia. O tym, czy Bonaparte w czasie swojego pobytu znalazł czas na to, aby oddać się

125

siedzibę książę Wilhelm von Preussen, późniejszy Kajzer, cesarz Niemiec i król Prus, zwany Wilhelmem II von Hohenzollern.

został później, jako pierwszy na terenach północno-wschodniej Europy, mandżurski jeleń sika, przywieziony jako prezent dla cesarza od Carla Chagenbecka z Hamburga. Sika, introdukowany w liczbie 7 sztuk (jeden byk i sześć łań), do dzisiaj z powodzeniem zasiedla tereny całej Wysoczyzny Elbląskiej. To jednak nie Kadyny były ulubionym miejscem odpoczynku cesarza. Wilhelm II z wielką przyjemnością przyjeżdżał do majątku Prawice (nazwa dzisiejsza), położonego nieopodal obecnego Dzierzgonia, który sobie szczególnie upodobał. Bywał tam na zaproszenia jego właściciela, Ryszarda Wilhelma von Dohna. Cesarz bywał też częstym gościem w majątku magnatów pruskich rodu von Fickenstein, których siedziba mieściła się w dzisiejszym Kamieńcu oddalonym od Dzierzgonia o siedem kilometrów. Doskonałe wyniki łowieckie, jakie tam osiągał, spowodowały, że Wilhelm II odwiedzał corocznie łowiska dzierzgońskie aż do 1910 roku. Polował głównie na rogacze, których jak wiadomo, tylko on sam strzelił ponad 500 sztuk. Były to zwykle rogacze przyszłościowe i o dużej masie poroża, a więc takie, których my obecni myśliwi chcielibyśmy mieć jak najwięcej w swoich łowiskach.

Cesarz Wilhelm II von Hohenzollern

Był on, śmiało można powiedzieć, fanatykiem łowiectwa. Wilhelm II miał własną posiadłość w Kadynach koło Elbląga, którą otrzymał w podarunku w 1899 roku. Jak głoszą historycy, cesarz przejął Kadyny, w ówczesnym czasie mocno zadłużony majątek rodziny von Birkner, tylko dlatego, że jak zwykł powiadać, posiadłość ta była „dobrze zaopatrzona w zwierzynę”. To właśnie w tym majątku, zasiedlony

126

Chmara jeleni sika

Jak podają źródła historyczne, cesarz spowodował tym tak duży ubytek w populacji sarny, że jej stany odbudowywano przez następne 20 lat. Pobyt arystokraty w Prakwicach zaowocował w tym czasie dynamicznym rozwojem gospodarczym ziemi dzierzgońskiej. Mówiąc o cesarzu Wilhelmie II, należy wspomnieć o świcie, jaka zwykle otaczała tego władcę. Osoby z jego towarzystwa nie tylko uczestniczyły w łowach, podnosząc stany rozkładów zwierzyny, ale także wpływały na prowadzoną w czasie cesarskich polowań politykę.

Obok Prakwic, często odwiedzanym terenem cesarskich wypraw łowieckich były Rominty, położone w Puszczy Rominckiej w północno-wschodniej części Prus Wschodnich – na północ od Gołdapi. Obecnie leżą one w obwodzie kaliningradzkim, na terenie Rosji. Tereny te w odróżnieniu od łowisk dzierzgońskich, obfitowały w kapitalne jelenie byki. Tu cesarz zapolował na nie po raz ostatni tuż przed I wojną światową w 1913 roku. W czasie 23 lat polowań w Puszczy Rominckiej, Wilhelm II pozyskał łącznie 323 byki jelenia. Swoimi osiągnię-

127

Prakwice – pałac myśliwski rodziny von Dohna

Pałac cesarski w Romintach – pocztówka (1935 r.)

ciami spowodował, że teren romincki stał się na długo światowym symbolem sukcesów i przygód myśliwskich. Czas I wojny światowej zniweczył wysiłki, które przez co najmniej dwie dekady pokładano w łowiectwie i gospodarowaniu populacjami zwierzyny łownej. Monarchowie, politycy i całe społeczeństwa, na długie pięć lat, zwrócili swoje zainteresowania i troski w kierunku zarówno zmagań frontowych, jak i budzącego się komunizmu. Niewielu z możnowładców mogło pozwolić sobie na pobyt w łowiskach. Za to one same stały się miejscem pogoni, już nie za trofeami, przygodą i spotkaniem wymarzonego zwierza, ale za żywnością, o którą było bardzo trudno w czasie wojny. Nic więc dziwnego, że po zakończe-

niu działań wojennych całą gospodarkę łowiecką trzeba było na nowo odbudowywać. Odradzająca się ze zgliszczy wojennych administracja leśna zauważyła, że stany zwierzymy, szczególnie grubej, nawet tej bytującej w granicach posiadłości prywatnych, były tak małe, iż odważono się uznać je wręcz za katastrofalne. Odbudowa zwierzostanów trwała do późnych lat okresu międzywojennego. Po cesarzu Wilhelmie II nie było równego mu następcy o tak wielkim temperamencie i myśliwskiej pasji. Sam Kajzer po wojnie, a w szczególności po swojej abdykacji w 1918 roku, rzadko przyjeżdżał w ulubione łowiska. Dopiero w latach trzydziestych XX wieku, świat łowiecki usłyszał o nowym sympatyku sztuki myśliwskiej, nie-

128

mieckim arystokracie, a późniejszym premierze Niemiec i marszałku III Rzeszy, Hermanie Göringu. Sława królewskich rogaczy strzelanych z takim powodzeniem przez cesarza Wilhelma II w dzierzgońskich lasach sprowadziła tu także i Göringa. Jak jednak wiadomo, jego upodobania łowieckie kierowane były bardziej na grubszego zwierza, dlatego niezbyt często odwiedzał pałac w Prakwicach koło Dzierzgonia. Göring, zwany też Łowczym Rzeszy, albo Grubym Łowczym, działalność polityczną zwykł prowadzić nie jak to bywa, na salonach, ale w lesie. Zapraszał na wystawne łowy polityków i głowy różnych państw, w tym także i z Polski. Wiadomym jest, że jego stosunki polityczne z prezydentem Ignacym Mościckim były wsparte na wzajemnej sympatii i łowieckiej pasji. Prezydent Mościcki starał się skrzętnie ukrywać swoje koleżeństwo z Göringiem.

Takim charakterystycznym miejscem spotkań różnych polityków z marszałkiem była Puszcza Romincka. Göring jeszcze w latach trzydziestych starał się odkupić od cesarza Wilhelma II pałac w Romintach. Ten jednak nie wyrażał na to zgody. Göring więc Puszczę Romincką przekazał pod wyłączną jurysdykcję administracji państwowej. Sobie zaś kazał wybudować dwór myśliwski, który był oddalony od Pałacu Cesarskiego w Romintach o zaledwie kilka kilometrów. Sam doglądał budowy i wystroju wnętrz swojej rezydencji. To tu spotykał się z głowami państw i arystokratycznych rodów, tworząc przy tym fundamenty III Rzeszy i historię świata. Pałac cesarski i tak ostatecznie przejął, a stało się to po śmierci Kajzera w 1941 r. Nie można pominąć faktu, że to właśnie z łowisk Puszczy Rominckiej pochodziły najokazalsze trofea jeleni byków marszałka Göringa, z dumą eksponowane przez niego na Międzynarodowej Wystawie Łowieckiej w Berlinie w 1937 r. Göring tak bardzo ukochał to miejsce, że jeszcze na kilka dni przed wkroczeniem do Romint wojsk Armii Czerwonej, w październiku 1944 r., przebywał tam i polował.

Przygotowania do posiłku w dworku myśliwskim Hermana Göringa w Romintach (foto 1934–44)

129

IW

Zapr 44

WA 2017

raszamy na fotorelację z odbywającej się w dniach 3–6 marca 4. edycji Targów IWA. Zgromadziła ona aż 1515 wystawców, rozmieszczonych w sześciu halach centrum targowego w Norymberdze. Było, co podziwiać... ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

132

133

134

135

136

137

138

139

140

141

142

143

144

145

146

147

148

149

150

151

Następne wydanie Gazety Łowieckiej w kwietniu Fot. iStock
gazeta łowiecka_2_2017

Related documents

152 Pages • 13,001 Words • PDF • 35.3 MB

26 Pages • 33,136 Words • PDF • 6.8 MB

37 Pages • 12,371 Words • PDF • 758.1 KB