Piotrowska Małgorzata 0 Bad Boys go to hell

323 Pages • 89,638 Words • PDF • 2.1 MB
Uploaded at 2021-09-24 05:42

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Copyright © Małgorzata Piotrowska Wydawnictwo NieZwykłe Oświęcim 2020 Wszelkie Prawa Zastrzeżone All rights reserved Redakcja: Katarzyna Moch Korekta: D. B. Foryś Magdalena Lisiecka Katarzyna Olchowy Mateusz Bartel Projekt okładki: Paulina Klimek www.wydawnictwoniezwykle.pl Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl Numer ISBN: 978-83-8178-357-6

Spis treści Rozdział 1. Olivia Rozdział 2. Michael Rozdział 3. Olivia Rozdział 4. Olivia Rozdział 5. Olivia Rozdział 6. Olivia Rozdział 7. Olivia Rozdział 8. Olivia Rozdział 9. Olivia Rozdział 10. Michael Rozdział 11. Olivia Rozdział 12. Olivia Rozdział 13. Olivia Rozdział 14. Olivia Rozdział 15. Olivia Rozdział 16. Olivia Rozdział 17. Olivia Rozdział 18. Jo Rozdział 19. Olivia Rozdział 20. Olivia Rozdział 21. Michael Rozdział 22. Olivia Rozdział 23. Olivia Rozdział 24. Olivia

Rozdział 25. Michael Rozdział 26. Jo Rozdział 27. Luke Rozdział 28. Olivia Rozdział 29. Olivia Rozdział 30. Olivia Rozdział 31. Olivia Rozdział 32. Olivia Rozdział 33. Olivia Epilog. Olivia Podziękowania

Rozdział 1 Olivia –  Tak, mamo, jestem już w  drodze – mruknęłam do telefonu, przewracając oczami. Siedziałam z  Lukiem w  kawiarence w  centrum miasta, kiedy zadzwoniła moja komórka. Dawno nie odwiedzałam tego miejsca. Kawiarnia była mała, ale przytulna. Beżowe ściany, na których wisiały czarno-białe zdjęcia przedstawiające pierwszych właścicieli w  dniu otwarcia, pasowały do tego lokalu. Stoliki i  krzesła były wykonane z  ciemnego drewna. Sztuczne kwiatki w  białych doniczkach, które stały na każdym stoliku, służyły bardziej do zbierania kurzu niż jako ozdoba. Między stolikami biegały kelnerki ubrane na czarno, z  szarymi fartuszkami zawiązanymi na biodrach. W dłoniach trzymały tace. Przed przeprowadzką do szkoły z  internatem spędzałam tutaj każdą wolną chwilę. Często razem z  Lukiem zamawialiśmy gofry z  bitą śmietaną i  malinami. Była to nasza codzienna rutyna, odkąd uratował mnie w pierwszej klasie przed szkolnym chuliganem. Luke był dla mnie jak brat, którego nie miałam. Był o  pół głowy wyższy i starszy o kilka miesięcy ode mnie. Miał zielone oczy i niesamowicie gęste rzęsy, których mu zazdrościłam, potargane blond włosy, sterczące na wszystkie strony w  taki sposób, że wyglądał jeszcze seksowniej. Mimo że był bardzo atrakcyjny i  dziewczyny leciały na niego jak ćmy do światła, między nami nic nie było i  nigdy nie będzie. –  Mówiłam ci przecież, że będziemy jeść o  dziewiętnastej! – Odsunęłam telefon od ucha, nie mogąc znieść krzyku mamy. – Dlaczego ty mnie nigdy nie słuchasz? –  Słucham cię, mamo, ale miałam inne plany! – warknęłam. Miałam już dość tej rozmowy.

–  Trzeba było umówić się na inny dzień! – Kolejny krzyk z  telefonu sprawił, że odruchowo spojrzałam na ekran, by mieć pewność, że to z  nią rozmawiam, a  nie z  jakąś rozwydrzoną piętnastolatką, której hormony uderzyły do głowy. Luke szybko zapłacił rachunek i  wyszliśmy na zewnątrz, każdy idąc w  swoim kierunku. Kobieta, która szła obok mnie na przejściu dla pieszych, dziwnie na mnie spojrzała. Na pewno słyszała podniesiony głos mojej mamy. Uniosłam brwi, na co kobieta od razu odwróciła wzrok i odeszła w swoją stronę. –  Mamo, wyszłam już z  kawiarni. Za dwadzieścia minut będę w domu. –  Pospiesz się – nakazała, po czym się rozłączyła, nawet się nie żegnając. Przystanęłam zirytowana, a  następnie schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni. Odkąd kilka dni temu wróciłam na dobre do rodzinnego miasta i ponownie zamieszkałam z mamą, moje życie stało się koszmarem. Gdy w  wieku dwunastu lat rozpoczęłam naukę w  prywatnej szkole, mieszczącej się dwieście kilometrów od domu, długo cieszyłam się wolnością. Z  roku na rok pozwalałam sobie na coraz częstsze łamanie szkolnych zasad. Przestałam przestrzegać ciszy nocnej, wychodziłam poza teren szkoły po godzinie dwudziestej drugiej i piłam alkohol w pokoju. Powrót do ciągle czepiającej się matki był jak dobrowolne zamknięcie się w klatce. Kręcąc głową, ruszyłam w  dalszą drogę. Nie mogłam się spóźnić. Mama obdarłaby mnie żywcem ze skóry. Kiedy szukałam w torebce kluczy, usłyszałam klakson samochodu. Szybko podniosłam wzrok i zauważyłam auto z zawrotną prędkością jadące w  moją stronę. Panika ogarnęła całe moje ciało i  jedyne, co byłam w  stanie zrobić, to zamknąć oczy. Kiedy pisk opon dotarł do moich uszu, napięłam wszystkie mięśnie, czekając na uderzenie, ale przez kilka następnych sekund nic się nie wydarzyło. Powoli podniosłam powieki. Niecałe pół metra ode mnie zatrzymał się samochód, który prawie mnie potrącił. Ulga, jaką w tamtej chwili poczułam, niemalże zwaliła mnie z nóg.

– Czy ty jesteś, kurwa, popierdolona?! – Dopiero krzyk chłopaka, który wysiadł z  samochodu, przypomniał mi, że tym autem ktoś kierował. – Kto normalny wchodzi pod jadący samochód? Zmarszczyłam czoło. On chyba sobie żartował. Jesteśmy w  centrum, gdzie po deptaku zazwyczaj chodzą dziesiątki ludzi. Wszędzie były znaki drogowe informujące o  przechodniach i  ograniczeniu prędkości do dwudziestu kilometrów na godzinę. Nawet bez radaru wiedziałam, że przekroczył ją trzykrotnie. – Nie dość, że walnięta, to jeszcze głucha – prychnął, podchodząc do mnie. – Mówię coś do ciebie. –  To nie ja przekroczyłam prędkość w  miejscu, gdzie co chwilę ktoś przechodzi przez drogę – oznajmiłam hardo, krzyżując ręce pod biustem. – Mogłeś mnie zabić, idioto! – Jak widzisz, nie zrobiłem tego, więc spieprzaj mi sprzed auta, bo jeszcze się rozmyślę. Jego bezczelność trafiła mnie jak puszka w  głowę. Jak można być takim dupkiem? Gdyby zahamował kilka sekund później, miałby mnie na sumieniu. Nie mogłam uwierzyć, że wcale go to nie obchodziło. Kiedy nadal zirytowana lepiej mu się przyjrzałam, stwierdziłam, że był przystojny. Nie w  klasyczny sposób, ale miał w  sobie coś, co przyciągało wzrok. Był dużo wyższy ode mnie, co przy moim metrze osiemdziesiąt robiło wrażenie. Nienawidziłam tego, że byłam wyższa od połowy mężczyzn, których codziennie spotykałam. Jego czarne włosy obcięte na krótko kontrastowały z  szarymi oczami i jasną karnacją. Miał lekko garbaty nos i mocno zarysowaną szczękę z  kilkudniowym zarostem, a  w uszach małe, czarne tunele. Należał do szczupłych, młodych mężczyzn z  szerokimi barkami, ale w  jego przypadku wyglądało to dobrze. Mógł mieć co najwyżej dwadzieścia lat. –  Posłuchaj, dupku – powiedziałam, podchodząc do niego i  wycelowałam palcem w  jego klatkę piersiową odzianą w  czarną koszulkę. – Nie zadzwonię na policję, jeżeli mnie przeprosisz. –  Dlaczego miałbym cię przepraszać? – Zaśmiał się, jakby to, co powiedziałam, było najgłupszą rzeczą, jaką usłyszał. – To ty jak ostatnia idiotka wskoczyłaś mi pod koła.

Złość gotowała się we mnie jak woda w  czajniku. Wręcz czułam, jak krew bulgocze mi w  żyłach. Kątem oka widziałam tłum gapiów zbierający się wokół nas, ale w  tamtym momencie nie obchodziło mnie to. Całą uwagę skupiłam na bezczelnym dupku, który się uśmiechał, a w jego oczach widziałam pogardę. Po tym poznałam, że nie ma się co kłócić. Wiedziałam, że nie odpuści, a  ja przez niego tylko spóźnię się do domu. Zacisnęłam wargi. Widziałam, jak uniósł w  oczekiwaniu brwi, czekając na to, co powiem. Chyba bawiła go ta konwersacja, przez co jeszcze bardziej straciłam ochotę na kłótnie. Moja komórka zaczęła wibrować w  kieszeni. Pełna obaw wyciągnęłam ją i zerknęłam na ekran. Mama. Kurwa. –  Nie mam ochoty więcej z  tobą dyskutować. – Ostatni raz na niego spojrzałam, po czym odwróciłam się na pięcie z  zamiarem odejścia. –  A może byś mi podziękowała – usłyszałam jego głos, zanim poczułam, jak złapał mnie za lewe ramię. – W końcu cię nie zabiłem. Tego było już za wiele. Znowu poczułam, jak telefon wibruje mi w  kieszeni, ale tym razem to zignorowałam. Zapiekły mnie uszy, kiedy irytacja znowu wzięła nade mną górę. Nie zdążyłam pomyśleć, co robię, kiedy zamachnęłam się i  moja prawa pięść zderzyła się z twarzą chłopaka. Nie uderzyłam go mocno, bo nie byłam w stanie, jednak szok spowodowany moim zachowaniem sprawił, że nieznajomy puścił moje ramię i  cofnął się o  kilka kroków, przykładając rękę do miejsca, w  które oberwał. Może adrenalina sprawiła, że byłam silniejsza niż zazwyczaj. Knykcie zapiekły mnie jak cholera, ale to było warte miny chłopaka. Na jego twarzy szok mieszał się z niedowierzaniem. Kiedy odgłosy wzburzenia dotarły do mnie, wiedziałam, że jeżeli zostanę tu jeszcze chwilę, ktoś z tłumu gapiów zadzwoni po policję. O ile już tego nie zrobił. Zacisnęłam ręce na pasku torebki i patrząc pod nogi, przecisnęłam się między ludźmi. Nikt nie próbował mnie zatrzymać, jednak nie mogli sobie darować szeptania między sobą. Przeklinałam w głowie tego chłopaka, ludzką wścibskość i  moją komórkę, która po raz

kolejny zaczęła wibrować. Nie miałam ochoty myśleć, co czekało mnie w domu. *** Kiedy w  końcu dotarłam na miejsce, nie obyło się bez kazania. Nie miałam nawet okazji się wytłumaczyć. Z drugiej strony nie chciałam też mówić mamie o tym, że dzisiaj prawie zginęłam pod kołami auta. Oczami wyobraźni już widziałam, jak jej zamartwianie przemienia się w  obsesję. Nie chciałam stracić tej resztki wolności, jaka mi pozostała. To nie tak, że Cornelia Cooper była nienormalna. Odkąd kilka lat temu wykopała z  domu męża alkoholika, zmieniła się. Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka, jednak nie było innego wyjścia. Ojciec nie chciał iść na leczenie i  przepijał wszystkie nasze oszczędności. Od tego czasu mama rzuciła się w  wir pracy, by o  nim nie myśleć. Z  czasem zaczęła męczyć ją samotność i  fakt, że odesłała jedyne dziecko do odległej o  kilkaset kilometrów szkoły z  internatem. To przez to stała się taka apodyktyczna i  nadopiekuńcza. A przynajmniej tak mi się wydawało. –  Dlaczego aż cztery talerze? – zapytałam, widząc nakryty stół w salonie. – Nie miał przyjść tylko twój kolega z pracy? – Tak. – Kiwnęła głową, po czym wróciła do gotowania. – Ale Dan przyjdzie z synem. Nie będąc do końca pewną, co o  tym myśleć, poszłam za nią do kuchni. Usiadłam na stołku przy wyspie kuchennej, przyglądając się mamie. –  Myślałam, że to będzie coś w  rodzaju spotkania służbowego. – Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na swoje palce. Z nudów zaczęłam zdrapywać granatowy lakier z paznokci. –  Bo chodzi o  naszą pracę – oznajmiła, nawet na mnie nie spoglądając. – Mówiłam ci, że Dan pracuje w mojej grupie. – Skoro widzicie się w pracy, nie rozumiem, po co to spotkanie. –  Myszko, musimy omówić bardzo ważną sprawę. – W  końcu obróciła się w  moją stronę i  oparła ręce na biodrach. – Dlatego przyjdzie jeszcze jego syn.

Przyjrzałam się jej dokładnie, szukając jakichś podpowiedzi dotyczących pytań, które przychodziły mi do głowy. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zaczęła się umawiać z  Danem. To najbardziej pasowało. Wzdrygnęłam się na samą myśl. To nie tak, że nie była atrakcyjna. To po niej odziedziczyłam brązowe włosy i  piwne oczy. Była szczupłą i niską kobietą po czterdziestce i dobrze wyglądała jak na swój wiek. Po prostu świadomość, że może z  kimś chodzić, wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Sama nie wiedziałam dlaczego. –  Zaczęłaś się z  nim spotykać? – zapytałam podejrzliwie, na co ona przewróciła tylko oczami. – Nikt się z nikim nie spotyka. Skrzyżowała ręce na biuście, unosząc pytająco brwi. – Więc o co chodzi? – Nie mam czasu ci teraz tego tłumaczyć. – Westchnęła teatralnie i  rzuciła we mnie ścierką, którą właśnie wycierała umyty garnek. Złapałam ją w  locie, posyłając mamie mordercze spojrzenie. – A teraz idź się przebrać. Carterowie zaraz powinni przyjść. Niechętnie wstałam ze stołka. Byłam już na schodach, kiedy usłyszałam krzyk z kuchni: – Tylko bądź miła dla Michaela.

Rozdział 2 Michael Stukałem palcami o  kierownicę w  rytm muzyki lecącej w  radiu. Zirytowany spojrzałem na ekran telefonu. Za dziesięć dziewiętnasta. Zignorowałem dwie wiadomości i nieodebrane połączenie od ojca i  schowałem telefon do kieszeni. Wiedziałem, że spóźnię się na tę głupią kolację z jego współpracownicą, ale miałem to gdzieś. – Dzięki, stary. – Podniosłem głowę, słysząc głos przyjaciela przez otwarte okno od strony pasażera. – Ale miałeś tu być dwadzieścia minut temu. –  Kup sobie własne auto – odparłem, wywracając oczami, kiedy otworzył drzwi i usiadł na siedzeniu obok. – Nie będę wiecznie robił ci za taksówkę. Luke prychnął, nie biorąc mnie na poważnie. Przekręciłem kluczyk w  stacyjce, odpalając silnik, po czym ruszyłem w  kierunku jego mieszkania. –  Czemu się spóźniłeś? – zapytał, nie patrząc na mnie, tylko na ekran swojej komórki. Najwidoczniej Instagram był ciekawszy. –  Jakaś laska wbiegła mi pod koła – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. – Potem wykłócała się ze mną, aż na pożegnanie przywaliła mi w twarz. – Pierdolisz! – krzyknął. Kątem oka widziałem, jak zablokował ekran komórki i  zwrócił twarz w  moją stronę, by dokładnie mi się przyjrzeć. Dopiero, gdy stanąłem na czerwonym świetle i  spojrzałem na niego, jego wzrok zatrzymał się na lekko zaczerwienionym miejscu pod moim lewym okiem. –  No nieźle. – Zagwizdał, czym tylko mnie rozdrażnił. – Była chociaż ładna?

Mimowolnie uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Powiedzieć, że była ładna to niedopowiedzenie. Miała gęste, brązowe włosy i jasnobrązowe albo piwne oczy. Nie byłem do końca pewny ich koloru, ponieważ bardziej zainteresowały mnie jej długie i  zgrabne nogi. Przez ciemną karnację przychodziło mi na myśl, że mogła mieć latynoskie albo brazylijskie korzenie. –  Nie musisz mi odpowiadać. – Zaśmiał się, co wyrwało mnie z zamyślenia. –  Miała w  sobie coś takiego... nieokrzesanego. – Przed oczami znowu pojawiła mi się nieznajoma. Byłem jednocześnie wkurwiony i  przerażony, kiedy weszła na ulicę, nie patrząc, czy nadjeżdża jakieś auto. Wiem, że miała rację z  tym, że przekroczyłem prędkość w  miejscu, w  którym mogło to skończyć się tragicznie, ale nie chciałem jej tego przyznać. Byłem zły na Georginę i  za mocno przycisnąłem pedał gazu, jednak miałem kontrolę nad pojazdem. Kłótnia z  nieznajomą w  jakiś popaprany sposób przyniosła mi satysfakcję, dlatego chciałem to przeciągnąć najdłużej, jak się dało. Zapomniałem wtedy, o  co byłem zdenerwowany, bo całą uwagę skupiłem na niej. Śmieszyło mnie to, że próbowała mnie obrazić. Nie miałem zamiaru jej dotykać, jednak kiedy odwróciła się z  zamiarem odejścia, moja ręka bez udziału mózgu sama złapała ją za ramię. W tej samej chwili wzdłuż pleców przeszedł mnie dreszcz. Ostatnim, czego w  tamtym momencie się spodziewałem, była jej pięść lądująca na mojej twarzy. Szok sprawił, że cofnąłem się o kilka kroków i spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Wtedy mi uciekła. Z tłumu, który się wokół nas zebrał, dobiegały coraz głośniejsze szepty, i  tylko to powstrzymało mnie przed pobiegnięciem za dziewczyną. Nie wiedziałem, czego bardziej pragnąłem. Przeprosić ją, czy zwyzywać jeszcze bardziej. – Masz jej numer? – głos Luke’a wyrwał mnie z zamyślenia. – Nie – odpowiedziałem, od razu tracąc dobry humor. Z jego strony usłyszałem tylko ciche prychnięcie. Zirytowany zacisnąłem ręce na kierownicy, nie chcąc mu przypadkiem przywalić.

–  Z kim spotkałeś się na mieście? – zapytałem, chcąc odwrócić uwagę ode mnie. – Z Olivią. – Na dźwięk imienia tej dziewczyny najeżyłem się jak kot. Czułem, jak każdy mięsień w  moim ciele napinał się nieprzyjemnie. Nie znosiłem tej smarkuli od chwili, gdy po raz pierwszy ją zobaczyłem. Odkąd pamiętam, nic tylko sobie dokuczaliśmy i  przygadywaliśmy, a  ona już w  podstawówce miała cięty język. Nasza nienawiść była tak wielka, że kiedyś podczas zajęć plastycznych odciąłem jej jeden z warkoczy. Z zemsty za to dorzuciła mi kilka guzików do kanapki. Tę potyczkę skończyłem w szpitalu na prześwietleniu z  podejrzeniem guzików w  płucach. Na szczęście kilka lat później wyniosła się do innego miasta i miałem spokój. –  Wiesz, że wróciła, prawda? – Pytanie Luke’a tylko podrażniło moje zszargane nerwy. – Co z tego? – Wzruszyłem ramionami, nie chcąc o tym myśleć. – Przyjechała, to i pojedzie. –  Nie tym razem, Mike. – Westchnął, dobrze wiedząc, że to, co zaraz powie, nie spodoba mi się ani trochę. – Powiedziała, że Cornelia przepisała ją tu do liceum. – Tylko nie mów, że ta gówniara będzie chodziła z nami do szkoły – warknąłem rozeźlony. Jeszcze tego mi brakowało. – Będzie, ale zmieniła się, odkąd ostatni raz ją widziałeś. –  Nosiła aparat na zębach, różowe, rozciągnięte swetry w  konie i  zawsze łaziła w  warkoczach i  tych badziewnych, kolorowych koralach. – Wyliczałem rzeczy, które mnie w  niej najbardziej denerwowały, kiedy byliśmy młodsi. – Takie osoby się nie zmieniają. – Jak uważasz – rzekł, odwracając się twarzą do okna. – Ale chcę, żebyś wiedział, że nie będę tolerował waszego dziecinnego zachowania. Nic na to nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru rozmawiać o  Olivii, bo był to bardzo grząski teren i  dobrze wiedziałem, że ta rozmowa nie skończy się dobrze. Luke już od najmłodszych lat miał jakąś dziwną obsesję chronienia Liv przed wszystkim i  wszystkimi. Kiedyś myślałem, że się w  niej zakochał, ale przez te lata ani razu nie wspomniał o niej w ten sposób.

Zacisnąłem rękę na kierownicy, aż zbielały mi knykcie. Czułem, że atmosfera między nami zrobiła się ciężka. Jebana Olivia. Nawet jej tu nie ma, a już mam przez nią problemy. –  Znalazłeś już kogoś na miejsce George’a i  Leona? – Była to ostatnia próba rozluźnienia napięcia w  aucie. Czułem się, jakbym jechał na pogrzeb. –  Nie. – Westchnął, znowu obracając głowę w  moją stronę. Na jego twarzy widoczne było zrezygnowanie. Jednocześnie widziałem, jak napięcie opuszcza jego ciało, przez co sam się rozluźniłem. – Nie jest łatwo znaleźć nowych współlokatorów, ale jeżeli nie zrobię tego przez następny tydzień, będę musiał się wynosić. Samego nie stać mnie na płacenie czynszu. – Nikt się nie zgłosił? – zdziwiłem się. To nie było złe mieszkanie. W  spokojnej okolicy i  blisko metra. Zatrzymałem się przy bloku, w którym mieszka Luke. – Kilku typów zadzwoniło, ale nie będę mieszkał ze świrami. W tym momencie odezwała się moja komórka, więc wyciągnąłem ją z  kieszeni i  spojrzałem na ekran. Ojciec znowu próbował się do mnie dobić. Nie chciałem z  nim teraz gadać ani go widzieć, bo wiedziałem, że nie obędzie się bez ochrzanu. Nie miałem nawet ochoty wracać do domu. W  chwili, w  której Luke chciał wysiąść z samochodu, naszła mnie pewna myśl. – Mam pomysł, jak rozbić dwie muchy jedną klapką.

Rozdział 3 Olivia Stałam przed otwartą szafą owinięta w  sam ręcznik. Nie miałam zamiaru stroić się dla obcego mężczyzny i  jego synalka. Ostatnie, czego chciałam, to paradować w  szpilkach, kiedy mama zmusiłaby mnie do podawania jedzenia. Jednak nie chciałam też pokazać się w krótkich spodenkach, w których chodziłam przez cały dzień. Najchętniej nawet nie wyszłabym z pokoju. Westchnęłam, decydując się na jeansową spódnicę i zwykłą, białą koszulkę z  krótkim rękawem. Był koniec sierpnia i  nie mogliśmy narzekać na zimno. Mimo że nadchodził wieczór, duszne powietrze lepiło się do skóry jak guma do żucia pod butem. Włosy, które przykleiły mi się do karku, zawiązałam w  warkocz i  wytuszowałam sobie rzęsy. – Olivia, chodź już! – krzyknęła mama z dołu. Z westchnieniem podniosłam się z  łóżka, starając się nie przybierać miny męczennika. –  Jakoś to przeżyjesz – powiedziałam do swojego odbicia w  lustrze, przy którym stanęłam, by ostatni raz zobaczyć, jak wyglądam. Może trochę zbyt teatralnie tupałam po schodach, kiedy schodziłam z  piętra, ale w  ten sposób chciałam okazać niezadowolenie. Kiedy dotarłam na parter i nie zauważyłam nikogo przy drzwiach wejściowych, zmarszczyłam w  niezrozumieniu brwi. Czyżby jeszcze ich nie było? Dopiero po chwili usłyszałam śmiechy dobiegające z salonu. „Nikt się z nikim nie spotyka”, prychnęłam, przypominając sobie naszą rozmowę z kuchni. Poczekaj, bo już ci uwierzę. – Olivia, jesteś już – oznajmiła mama, kiedy weszłam do salonu.

Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, lokalizując wysokiego mężczyznę przed pięćdziesiątką. Kiedy mnie zobaczył, odłożył szklankę i podniósł się z kanapy, na której siedział. Za nim podążyła moja mama, ale nie zwracałam na nią uwagi. –  Olivia, to jest Dan, mój kolega z  pracy – mama przedstawiła mężczyznę, który ruszył właśnie w moim kierunku. Był naprawdę przystojny mimo zmarszczek, które zaczynały być widoczne, i  lekkiej siwizny w  kruczoczarnych włosach. Szeroki uśmiech tylko pogłębiał kurze łapki wokół jego brązowych oczu, które wpatrywały się we mnie z ciekawością. Był postawnej budowy z  szerokimi ramionami odzianymi w  błękitną koszulę. Na długich nogach miał zwykłe jeansy. –  Miło cię wreszcie poznać. – Wyciągnął do mnie rękę, którą po krótkim namyśle przyjęłam. – Twoja mama wiele mi o  tobie opowiadała. – Proszę jej nie wierzyć. – Uśmiechnęłam się. – To na pewno same kłamstwa. – Na pewno nie. – Dan zaśmiał się, spoglądając na moją mamę. – Mówiła same dobre rzeczy. – Niech pan nie chwali dnia przed zachodem słońca. – Olivia! – Mama posłała mi jadowite spojrzenie. Jestem pewna, że chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przeszkodził jej w tym dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, kto to może być. Przecież mama nie zaprosiła nikogo innego, a  do mnie mógł przyjść tylko Luke, który dobrze wie, że jestem teraz zajęta. –  To pewnie Michael – oznajmił Dan, kiedy podeszłam do drzwi z zamiarem otwarcia ich. – Napisał, że się spóźni. Dopiero w  tym momencie dotarło do mnie, że rzeczywiście miał przyjść jeszcze jego syn, a nikogo więcej w salonie nie było. Złapałam za klamkę i  zamaszyście otworzyłam drzwi, prawie uderzając nimi w  ścianę. W  progu stał chłopak albo młody mężczyzna. Nie wiedziałam, ile ma lat. Jednak nie to było teraz ważne. Cała krew odpłynęła mi z  twarzy, a  ręce zaczęły świerzbić. Czułam się, jakbym nie umiała oddychać i  to nie miało nic wspólnego z duchotą panującą tego dnia.

– Mike – usłyszałam za sobą głos Dana. Mike chyba dopiero teraz zauważył, że drzwi były otwarte, bo ze zmarszczonymi brwiami oderwał wzrok od naszej skrzynki na listy i spojrzał na nas. Przeniósł wzrok najpierw na Dana, potem na moją mamę, a na końcu na mnie. W chwili, w której mnie rozpoznał, wiele emocji przemknęło przez jego twarz, dopóki nie pojawiła się na niej obojętność. – Przepraszam za spóźnienie – zwrócił się do mojej mamy, kiedy wszedł do domu. – Jakaś idiotka wybiegła mi przed samochód. Gdy wypowiedział te słowa, moja złość powróciła ze zdwojoną siłą. Jeszcze fakt, że potem spojrzał na mnie z  tym uśmieszkiem pełnym satysfakcji, przelał czarę goryczy. – O, a co ci się stało w twarz? – zapytałam słodko. – Dziewczyna była tak znudzona, że przywalenie ci uznała za doskonałą rozrywkę? – Olivia! – Moja mama wyglądała, jakby zaraz miała eksplodować. To nie była moja wina, że chłopak już na samym początku mi podpadł. On jednak nic nie odpowiedział, co mnie zdziwiło. Widziałam tylko, jak zaciskał zęby, ale nic więcej się nie wydarzyło. Zapowiadał się ciekawy wieczór. – Córciu, mogę cię prosić na chwilę? Nawet nie czekając na odpowiedź, złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła do kuchni. – To boli! – Wyszarpnęłam rękę z żelaznego uścisku, a następnie zaczęłam ją rozmasowywać, starając się jakoś złagodzić ból. – Nie tak jak moja duma! – warknęła na mnie niczym pies. – Jak ja cię wychowałam? Co ci odbiło z tymi komentarzami? –  No, już dobra, dobra. Poniosło mnie – przyznałam, nie mogąc dłużej znieść wkurzonego wzroku mamy. –  To nie powód, by go obrażać. – Wymachiwała rękami we wszystkie strony, na co tylko wzruszyłam ramionami. – I  właśnie dlatego się nim zajmiesz. – „Zajmiesz”? Co, mam mu zrobić dobrze?! – krzyknęłam, nie do końca przemyślawszy tę decyzję. Na pewno było mnie słychać w całym domu. – Olivia, do cholery jasnej!

Znowu złapała mnie za rękę, tym razem wyciągając z  kuchni do salonu. Od razu skrzyżowałam się wzrokiem z  Mikiem. Powstrzymałam ochotę pokazania mu języka, bo jestem dorosłą osobą, a nie dlatego, że mama stała obok. Jednak nie mogłam sobie darować przewrócenia oczami. – Mike, Olivia oprowadzi cię po domu. – Uśmiechnęła się do tego dupka, a następnie odwróciła do mnie ze satysfakcją malującą się na twarzy. – Nie chcę stwarzać problemu... – Ależ to żaden problem – weszła mu w słowo. – Prawda, Olivio? –  Tak naprawdę to... – pisnęłam cicho, czując uszczypnięcie w  przedramię. Przeniosłam wzrok z  mamy na Mike’a siedzącego wygodnie w  fotelu i  uśmiechnęłam się sztucznie. – To żaden problem. *** –  Tu masz kuchnię. – Mój głos był tak monotonny i  znudzony, że jakbym była nauczycielką, to sama zasnęłabym na swoich lekcjach. Słyszałam za sobą jego kroki, jednak ani razu nie obejrzałam się za siebie. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Wskazałam na drzwi, które właśnie mijaliśmy. – A tutaj jest łazienka. Kiedy szliśmy schodami na pierwsze piętro, przez cały czas czułam palące spojrzenie chłopaka na moim tyłku. Zacisnęłam pięści, wbijając sobie paznokcie w  skórę, tylko po to, by nie odwrócić się z półobrotu i znowu mu nie przywalić. –  Tu jest druga łazienka, a  tutaj mój pokój. – Przeszłam kilka metrów dalej, nagle stając w miejscu. Podejrzliwie odwróciłam się za siebie, będąc prawie pewną, że słyszę, jak otwierają się drzwi. Myślałam, że zaraz wybuchnę, kiedy zauważyłam, że drzwi do mojego pokoju były uchylone, a  po Mike’u ślad zaginął. – Durniu, nie wiesz, co to jest strefa prywatna? Wściekła wmaszerowałam do mojego pokoju niczym szturmowiec mający tylko jeden cel: wywalić irytującego intruza z pokoju. Jednak nie było mi to dane, bo gdy przekroczyłam próg, zostałam szarpnięta za ramię i  przyciśnięta do ściany. Mike nogą zamknął

drzwi, jednocześnie przytrzymując mnie, kiedy zaczęłam się wyrywać. Ogarnął mnie niepokój. Czułam, jak ściska mi się żołądek, a oddech przyspiesza. Jakbym przebiegła maraton. – Co ty odwalasz? – zapytałam, hardo patrząc mu prosto w oczy. Chociaż niepokój zaczynał przemieniać się w  panikę, nie chciałam dać tego po sobie poznać. On jednak nie odpowiedział na moje pytanie, bo był zbyt zajęty przyglądaniem mi się. Odsunął się na odległość ramienia, by zmierzyć mnie od czubka głowy po stopy i z powrotem. – Luke miał rację – mruknął pod nosem, kiwając głową. – Co? – Zmarszczyłam brwi na dźwięk imienia przyjaciela. Usłyszawszy mnie, spojrzał mi prosto w  oczy nagle wyrwany z  letargu. Chciałam odsunąć się od niego, ale uniemożliwił mi to, opierając obie ręce o ścianę na wysokości moich ramion i zamykając mnie w  pułapce. Chcąc mieć jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją, oparłam dłonie na jego torsie i  starałam się go odepchnąć, ale nie ruszył się nawet o centymetr. –  Luke wspomniał, że wróciłaś do miasta, ale nie połączyłem wszystkich faktów, dopóki nie zobaczyłem twojego nazwiska na skrzynce na listy. – Zaśmiał się na własne słowa. Mnie jednak nie było do śmiechu. Dopiero informacja, że zna Luke’a sprawiła, że zrozumiałam, przed kim stoję. Michael Carter. Dlaczego wcześniej nie połączyłam tego imienia z moim wrogiem z  podstawówki? Z  moim nemezis od najmłodszych lat? To przez niego spędzałam tygodnie w  kozie. To przez niego kilka razy w miesiącu lądowaliśmy u dyrektorki. Jak mogłam go nie rozpoznać? Chociaż bardzo się zmienił przez te wszystkie lata, teraz widzę w nim tego małego gówniarza, przez którego musiałam obciąć włosy na krótko. Z drugiej strony nie jednemu psu na imię Burek. –  Michael. – Szok sprawił, że nie byłam w  stanie powiedzieć nic innego. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak na jego twarzy pojawia się ten wredny uśmieszek, z  którego w  dzieciństwie był znany. – Czego chcesz?

–  Nie podoba mi się to, że wróciłaś – przyznał, nie owijając w  bawełnę. Skrzyżowałam ręce na piersiach, nieświadomie wypychając je w  jego stronę. Widziałam, jak na sekundę wzrok Michaela utknął na moim biuście tylko po to, by po chwili znowu wrócić do moich oczu. – Było dobrze, jak cię nie było. – Wzruszył nonszalancko ramionami. Kiedy dotarł do mnie zapach jego perfum, nie mogłam uwierzyć w reakcje własnego ciała. Czułam, jak przechodzi mnie dreszcz, gdy zbliżył się do mnie na tyle, że całkiem zlikwidował przestrzeń, jaka pozostała między nami. Przygniótł mnie ciałem do ściany, pozbawiając jakiejkolwiek możliwości ruchu. Nagle zaschło mi w gardle, gdy pochylił się nade mną. –  Więc spakuj dupsko i  wynoś się z  tego miasta – wyszeptał mi prosto do ucha, by po chwili złożyć szybki pocałunek na linii mojej szczęki. Nie wiem, czy słyszał, jak mocno bije mi serce, ale ja przez szum krwi w  uszach nie mogłam się na niczym skupić. Widziałam, jak odchylił głowę z  cwaniackim uśmieszkiem, by zobaczyć moją reakcję, ale sama nie miałam pojęcia, co teraz myśleć. Byłam pełna obaw, ale i gniewu. Jak on śmiał zachowywać się w taki sposób, jakby miał tu cokolwiek do powiedzenia? – Nie mam zamiaru. – Uśmiechnęłam się, widząc, jak zrzedła mu mina. – Poza tym Luke bardzo się cieszy, że zostaję. – Gówno mnie to obchodzi. Na jego twarzy malowała się złość. Syknęłam, kiedy złapał mnie boleśnie za szczękę. Mój wcześniejszy niepokój wyparował, a na jego miejscu pojawiło się ożywienie. Adrenalina powoli zaczęła płynąć mi w żyłach. Nie rozumiałam własnych uczuć. Kiedy jego palce mocniej wbiły mi się w  policzki, asekuracyjnie złapałam go za nadgarstek. Wiedziałam, że nie będzie z nim łatwo. Rozmawiałam już z Lukiem, który podejrzewał, że Mike nadal będzie miał mi za złe niektóre sytuacje z  przeszłości. W  końcu to przeze mnie przez całą podstawówkę przezywano go „Mokre majtki”. Wtedy uważałam, że zmoczenie mu spodni, które leżały w szatni, podczas gdy on biegał na WF-ie, to wyśmienity pomysł. Nadal tak uważam

i  nigdy nie zapomnę jego czerwonej ze wstydu twarzy, kiedy wybiegał z szatni. Nie zmienia to jednak faktu, że każde z  nas dorosło, a  przynajmniej fizycznie. Powinnam się przynajmniej postarać zakopać topór wojenny. –  Mike. – Spojrzałam prosto w  jego szare oczy. Były naprawdę piękne. Ich kolor przypominał mi burzowe niebo na chwilę przed deszczem. – Nie możemy zapomnieć tego, co było? W odpowiedzi tylko uniósł w  niedowierzaniu brwi. Nie był zadowolony z  tego, co powiedziałam. Mogłam to tak zostawić i użerać się z nim przez następny rok jak pies z kotem, albo mogłam go jakoś udobruchać. – Co mam powiedzieć, żeby między nami zapanował pokój? –  Możesz mi obciągnąć, ale to i  tak nic nie zmieni – prychnął sarkastycznie. Zmarszczyłam nos zniesmaczona. Wyglądało na to, że on nawet nie chciał wziąć pod uwagę tego, że możemy żyć tak, jakby nic się nie stało. Nie będziemy się nigdy przyjaźnić, to jest pewne, ale przecież możemy mijać się na korytarzu bez podstawiania sobie nogi. Michael zawsze był uparty. Widząc wstręt na mojej twarzy, Mike uśmiechnął się diabolicznie. Widziałam, jak coś zabłysło w  jego oczach, ale po kilku sekundach zniknęło. Przeniósł rękę z  mojej szczęki na biodro. Czułam ciepło jego dłoni, kiedy przycisnął kciuk nad moją kością biodrową. Spojrzałam najpierw na jego rękę, a  potem przeniosłam wzrok na jego twarz, która była coraz bliżej mojej. –  Już nie udawaj świętej – wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. Jego ciepły oddech uderzył w moje usta, przez co przeszedł mnie dreszcz. – Na pewno dawałaś każdemu chętnemu. Wzburzona wyprostowałam się. Wiem, że mówił to tylko po to, by zabolało i niestety działało. Może nie obchodziło mnie jego zdanie, ale nikt chętnie nie słucha takich komentarzy. W  tym momencie podjęłam decyzję. Jeżeli on nie zamierza zostawić dziecięcych potyczek za nami, ja też tego nie zrobię. Zignorowałam cichy głos Luke’a w  mojej głowie, proszący o  dogadanie się z  Mikiem, i  bez przemyślenia konsekwencji pochyliłam się w jego stronę.

Kiedy nasze usta się zetknęły, poczułam ciepło rozchodzące mi się po twarzy i dekolcie. Miał miękkie, lekko spierzchnięte wargi, ale nie przeszkadzało mi to. Przez pierwsze sekundy nic się nie wydarzyło. Mike stał jak słup soli i  naszły mnie myśli, że może to nie był taki dobry pomysł. Kiedy już chciałam się wycofać, Mike natarł jeszcze mocniej, miażdżąc mi usta swoimi. Ten pocałunek nie był powolny i  delikatny. Mike otoczył mnie ramionami i  lekko rozchylił wargi, językiem badając smak moich. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie elektryzujący dreszcz. Przesunęłam dłonie za kark mężczyzny, mocniej do niego przywierając. Dłońmi sunął po moich plecach, przyciągając mnie, o  ile to możliwe, jeszcze bliżej do jego piersi. Z  gardła uciekło mi ciche westchnienie, kiedy rozpływałam się pod wpływem tego uczucia. Mike stawał się coraz bardziej zachłanny, a nasz pocałunek coraz bardziej namiętny i chaotyczny. Zatapiałam palce w jego włosach, odwzajemniając pieszczotę. Wiedziałam, że osiągnęłam swój cel, kiedy złapał mnie za pośladki, przyciskając bardziej do swojego rosnącego wybrzuszenia w  spodniach. Warknięcie uciekło z  jego gardła, gdy zaczął niespiesznie ocierać się o  mnie kroczem. Wiedziałam, że zaczął się podniecać i tylko na ten moment czekałam. Położyłam płasko dłonie na jego piersi i  odsunęłam twarz od niego. W  chwili, w  której spojrzał zamglonym wzrokiem w  moje oczy, uśmiechnęłam się wrednie, uniosłam kolano i  trafiłam go prosto w krocze. – Ty suko... – zawył, łapiąc się za bolącego członka. Jego piskliwy głos prawie doprowadził mnie do śmiechu. Z  bólem widocznym na twarzy upadł przede mną na kolana, niezdolny ustać na wyprostowanych nogach. Ujrzenie go w  takim stanie przysporzyło mi wiele satysfakcji. Uśmiechnęłam się szeroko, wychodząc z  pokoju, i  ruszyłam na dół, gdzie mama wołała nas właśnie na jedzenie.

Rozdział 4 Olivia Stanęłam w  progu salonu, opierając się biodrem o  framugę. Obserwowałam tę całą szopkę, jaką mama odstawiała wokół Dana. Latała dookoła niego, proponując mu różne rodzaje alkoholu. Nawet nie wiedziałam, że mamy w domu whisky. – Olivia, gdzie jest Mike? Podniosłam na nią wzrok, kiedy usłyszałam swoje imię. Uśmiechnęłam się mimowolnie, kiedy znowu pomyślałam o chłopaku zwijającym się z bólu u mnie w pokoju. Byłam ciekawa, co mama by sobie pomyślała, gdyby dowiedziała się, że kopnęłam go, zwalając z nóg. Pewnie by mnie wydziedziczyła albo wysłała do jakiegoś ośrodka, gdzie uczą kontroli nad gniewem czy coś. –  Mike potrzebuje chwili dla siebie. – Uśmiechnęłam się, jednak widząc karcący wzrok mamy, szybko dodałam: – Jest w toalecie. Bacznie mi się przyjrzała, szukając jakichkolwiek oznak, że go pobiłam albo zrobiłam inną krzywdę. Nie zauważyła żadnych siniaków, zadrapań ani krwi, więc wróciła do rozmowy z Danem. Z zamyślenia wyrwały mnie kroki na schodach. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że to Mike w  końcu pozbierał się z  podłogi. Nie chodziło nawet o  to, że mógł to być tylko on, bo reszta osób będących w domu znajdowała się przed moimi oczami i rozmawiała o  bio-produktach. Już z  daleka poczułam zapach jego perfum, a  kiedy stanął obok, stykając się ze mną biodrami, miałam ochotę pójść po nożyczki z kuchni i wypróbowywać jeden z pomysłów, który przemknął mi przez głowę. Nie skończyłoby się to dla niego dobrze. Jedynie myśl o późniejszej złości mamy sprawiła, że powstrzymałam się przed głupotami, ale nie mogłam sobie darować komentarzy. –  Co się stało? – zapytałam, odwracając twarz w  jego stronę. – Masz minę jak mrówka po masturbacji. – Uśmiechnęłam się

niewinnie jak idiotka, która nie ma o  niczym pojęcia. To go tylko bardziej podjudzało. – Wiesz, że to był cios poniżej pasa? – Nietrudno było rozpoznać gniew w jego głosie. – To akurat wiem. Miałam w szkole lekcje anatomii. –  Ja też. – Gdy to powiedział, poczułam jego dłoń na moim prawym pośladku. Mike ścisnął go boleśnie, a  kiedy chciałam się odsunąć, przycisnął mnie biodrem do framugi, wywołując tym samym ból drugiego biodra. Posłałam mu najbardziej jadowite spojrzenie, chcąc dać do zrozumienia, że powinien się odczepić, ale on tylko zaśmiał się, nic sobie z tego nie robiąc. Najlepsze było to, że staliśmy przodem do rodziców, a  oni nadal nic nie zauważyli, zbyt wciągnięci w rozmowę. Z ironią w myślach podarowałam mamie nagrodę „Matki roku”. –  Zemszczę się za to, wiesz o  tym, prawda? – głos chłopaka odciągnął moją uwagę od mamy. Miałam ochotę zacząć się śmiać, widząc powagę na jego twarzy. Kto by pomyślał, że Michael Carter potrafi być poważny! – Powtórz, bo nierówno się oplułeś – odgryzłam się. –  Ty mała... – nie dokończył, bo przeszkodziła mu w  tym moja mama, wołając nas do stołu. Podziękowałam jej w  myślach za perfekcyjny timing. Atmosfera przy stole nie mogłaby być bardziej sztywna. Rodzice byli czymś zestresowani, a  przynajmniej mama na taką wyglądała. Dan tylko patrzył w  talerz, czasami zamieniając z  nami jakieś zdanie, a Mike był myślami kompletnie gdzie indziej. Powoli zaczęła narastać we mnie frustracja. Kiedy pół godziny później doszliśmy do deseru i  nadal nie dowiedziałam się, o  co chodzi z  tą kolacją, moja irytacja sięgnęła zenitu. Odłożyłam z  głośnym brzdękiem szklankę z sokiem pomarańczowym na stół, zwracając tym uwagę wszystkich. – Czy może mi ktoś łaskawie powiedzieć, o co chodzi? Widziałam, jak mama zerka na Dana, nie wiedząc, jak zacząć tę rozmowę. Kiedy Mike to zauważył, zmarszczył brwi, też nie będąc pewnym, czego się spodziewać. Spojrzał na mnie z  wyrzutem, tak jakbym wiedziała, o  co chodzi, i  nic mu nie powiedziała. Wywróciłam oczami.

–  Tak więc... – zaczął Dan, a  mama widząc, że zamierzam dodać swoje trzy grosze, powiedziała szybko: – Nie, Liv, nikt się z nikim nie spotyka ani nie jest w ciąży. Znowu wywróciłam oczami. Wygląda na to, że dobrze mnie zna. – Mamy wyjazd służbowy i... –  I tyle? To po to ta cała afera? – Zdziwiona wymachiwałam rękami. Tylko dlatego kazali mi się użerać z tym dupkiem? Przecież mogłam spędzić ten wieczór z  lodami orzechowo-karmelowymi, oglądając jakiś serial na Netfliksie. –  Nie, Olivio – odezwał się znowu Dan. – To nie będzie kolejny wyjazd w  weekend. Nasza firma otwiera nowy wydział w  Australii i  zostaliśmy poproszeni o  przejęcie tymczasowej kontroli nad pracami. –  No to jak długo was nie będzie? Tydzień, dwa? – Głos Mike’a zaskoczył mnie tak samo jak odpowiedź Dana. – Teraz dostaliśmy kontrakt na pół roku, a co dalej – nie wiemy. Przy stole zapadła cisza. Każdy patrzył w  swój talerz, nie mając pojęcia, co powiedzieć. –  Nie jadę z  tobą – wyrzuciłam z  siebie szybciej, niż zdążyłam pomyśleć. – Tak też myślałam. – Widziałam urazę w oczach mamy, mimo że nie chciała tego po sobie dać poznać. – Dlatego głowiliśmy się nad jakimś rozwiązaniem. –  No i  co takiego wymyśliliście? – Byłam zła. Najpierw ściąga mnie tu ze szkoły z  internatem po tym, jak wysłała mnie tam na kilka lat, a teraz znowu miałabym się przenosić? Zostały mi dwa lata do ukończenia liceum i  ostatnie, o  czym marzę, to zmienianie otoczenia co rok. – Zamieszkasz z babcią na obrzeżach miasta. Odpada. Musiałabym godzinę dojeżdżać pociągiem do szkoły. – Nie ma mowy. – Pokręciłam przecząco głową. –  Mike, ty zamieszkasz u  ciotki Ellen – Dan zwrócił się do syna, ale on tylko prychnął z uśmiechem. –  Nie. – Rozsiadł się wygodnie na krześle, obserwując moją prawdopodobnie czerwoną ze złości twarz. – Dzisiaj znalazłem sobie mieszkanie i współlokatora. Jutro się wyprowadzam.

Dan uniósł w  niedowierzaniu brwi, jednak nic nie skomentował. Znowu uwaga wszystkich skupiła się na mnie. –  Nie mogę zostać sama w  domu? – zapytałam, spoglądając błagalnie na mamę. – Przecież nic złego nie zrobię. –  Jesteś nieletnia, a  poza tym nie ufam ci wystarczająco, by zostawić cię w domu samą. –  Ale, mamo... – Wcale jej się nie dziwiłam, że mi nie ufała. Musiała odebrać z  sekretariatu tyle telefonów ze skargami, że uciekałam z lekcji albo nie wracałam na noc do pokoju. Nie byłabym zaskoczona, gdyby założyła mi elektroniczną opaskę na kostkę, by monitorować każdy mój ruch. – Nie ma żadnego „ale”, kwiatuszku. – Spokojny głos mamy tylko bardziej podniósł mi ciśnienie. Zacisnęłam dłoń na łyżce, wyginając ją lekko, ale nie obchodziło mnie to teraz. Próbowałam opanować złość, bo wiedziałam, że jak wybuchnę i zacznę rzucać talerzami, to nic tym nie wskóram, dlatego tylko odsunęłam ze zgrzytem krzesło, na którym siedziałam, i  nic nie mówiąc, ruszyłam do swojego pokoju. Może uda mi się ją przekonać, kiedy będziemy same i  ten zarozumiały uśmiech Mike’a przestanie mnie irytować. –  To jakiś chory żart – wymamrotałam do siebie, kiedy usłyszałam, jak ktoś podnosi się od stołu. –  Poczekaj, kwiatuszku. – Mike szczerzył się jak mysz do sera, przedrzeźniając moją mamę. – Skoro i tak musisz się przeprowadzić za miasto, to może zmienisz też szkołę? Będzie lepiej dla wszystkich. To dolało oliwy do ognia. Chociaż miałam uczucie déjà vu, znowu zamachnęłam się i  z pięści uderzyłam go w  twarz. Tym razem nie ruszył się z  miejsca. Minęło kilka sekund, zanim obrócił głowę z  powrotem w  moją stronę. Usłyszałam pisk mamy, ale nic sobie z tego nie robiłam. Zwracałam uwagę jedynie na wściekłość rosnącą w oczach Mike’a. Z wierzchu wydawał się spokojny, ale wiedziałam, że to tylko gra aktorska. Pewnie gdyby nie było z  nami rodziców, wytargałby mnie za włosy. Nawet nie zauważyłam, kiedy mama zniknęła w  kuchni, by przynieść paczkę mrożonego groszku zawiniętego w ścierkę. Podała go Mike’owi, mówiąc, że ma sobie to przyłożyć do miejsca, w  które go uderzyłam.

Więc powinnaś przynieść mu trzy okłady. Głośne prychnięcie okazało się jednak błędem, bo w  ten sposób zwróciłam na siebie uwagę mamy. Jej płonące gniewem oczy wpatrywały się we mnie, jakbym była z  lodu, a  ona chciała mnie stopić. Przeszły mnie ciarki na myśl o nadchodzącej kłótni. – Mike, tak bardzo cię przepraszam za zachowanie Olivii – znowu zwróciła się w jego stronę. Przestępowałam z  nogi na nogę, nie wiedząc, co teraz ze sobą począć. Mama użalała się nad Mikiem, jakbym mu co najmniej nos złamała, a  przecież nic takiego się nie stało. Przez przypadek mój wzrok powędrował ponad ramieniem mamy i  zatrzymał się na ojcu Mike’a. Zmarszczyłam brwi, widząc jego reakcję. Nie spodziewałam się, że po tym, jak uderzę jego syna w  twarz, będzie się do mnie uśmiechał z zadowoleniem.

Rozdział 5 Olivia Tydzień po tej nieszczęsnej kolacji skończył mi się szlaban na wyjścia. W  końcu mogłam opuścić dom. Było to niesamowicie frustrujące, że ostatnie wolne chwile spędziłam na siedzeniu i patrzeniu się w ścianę, zamiast na korzystaniu z ostatnich dni lata, ale z  drugiej strony miałam wystarczająco dużo czasu na przedyskutowanie z mamą mojej wyprowadzki z miasta. Jej ultimatum przeprowadzenia się z nią do Australii albo do babci na przedmieściach nie wchodziło w  grę. Na szczęście jest jeszcze Luke. Gdy opowiedziałam mu całe zajście, przez kilka minut nie mógł powstrzymać się od śmiechu, więc po prostu się rozłączyłam. Oddzwonił po dwóch minutach, przepraszając za to, że mnie wyśmiał. Sama zaśmiałam się na wspomnienie awantury, jaka z tego wynikła. Luke wspominał o  tym, że szuka współlokatorów, i  w tamtym momencie wydawało się to doskonałym rozwiązaniem. Mama znała i lubiła Luke’a, a jego rodzicielka po licznych telefonach z  moją obiecała, że będzie mnie mieć na oku, gdyż mieszkała tylko kilka ulic dalej. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Większość moich rzeczy Luke odebrał, jak ja miałam jeszcze szlaban i nie mogłam wychodzić, więc nawet nie widziałam swojego nowego pokoju, ale nie obchodziło mnie, jak wygląda. Liczyło się tylko to, że mogę zostać i nie muszę już mieszkać z nadopiekuńczą matką. Ja to mam szczęście. – Masz wszystko? – zapytała mama po raz kolejny, kiedy wyszłam z taksówki. –  Tak, a  jak nie, to sobie kupię. – Wywróciłam oczami, chcąc już wejść do bloku, w którym od dziś miałam mieszkać.

– Zadzwonię, jak tylko dolecę na miejsce – zapewniła i po szybkim pożegnaniu odjechała tą samą taksówką na lotnisko. Szczęście w nieszczęściu. Dopiero kiedy szukałam kluczy do mieszkania, przypomniałam sobie, że mama miała mi dać klucze do domu, żebym podlewała kwiatki. Zapomniałam powiedzieć Luke’owi, żeby kupił mi pudełko lodów, a  na domiar złego nie powiedział mi, że będziemy mieć jeszcze jednego współlokatora. – Co ty tutaj robisz? – Oparłam ręce na biodrach, patrząc na niego zdziwiona. –  Co ja tutaj robię? – prychnął równie zdziwiony, co ja. – Co ty tutaj robisz? –  Możesz mnie nie papugować? – zapytałam nadal zagubiona w całej tej sytuacji. – Ja spytałam pierwsza. Mike zmierzył mnie nieufnym wzrokiem i  skrzyżował ręce na klacie, będąc w bojowym nastroju. – Mieszkam tu. –  No chyba sobie żartujesz! – syknęłam rozdrażniona, mimo że wiedziałam, że mówił prawdę. Nikt normalny nie paradowałby po obcym mieszkaniu w samym ręczniku. Mimowolnie przyjrzałam mu się dokładniej. Nie miał jakichś niesamowicie wyrzeźbionych mięśni, ale widać było ich zarys oraz to, jak pracują pod skórą, kiedy się porusza. – Weź, bo się jeszcze, zarumienię. – Zaśmiał się, przyłapując mnie na gapieniu się. Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć czegoś, co jeszcze bardziej mnie pogrąży, i  ruszyłam do pokoju, który później okazał się salonem. – Nie czujesz się tu za swobodnie? Mike chodził za mną krok w krok. Czułam wręcz, jak depcze mi po piętach, ale starałam się zachować spokój. Musiałam skontaktować się z Lukiem i wyjaśnić całą tę chorą sytuację. Nie mogłam uwierzyć, że nie powiedział mi o  naszym współlokatorze, a  już zwłaszcza że zaproponował mi mieszkanie, chociaż dobrze wiedział, że między mną a Mikiem nic się nie układa. –  Nie mogę dodzwonić się do Luke’a. – Mike rzucił komórkę na kanapę, na którą chwilę wcześniej usiadłam. – Nie wiem, kiedy wróci, ale nie możesz tutaj zostać.

–  Co, proszę? – Zbulwersowana podniosłam się i  stanęłam przed nim. – Nie będziesz mi mówił, co mam robić. – Owszem, będę, bo znajdujesz się w moim mieszkaniu i nie chcę cię tu widzieć. –  To nie jest twoje mieszkanie, tylko Luke’a, a  poza tym już zapłaciłam za następny miesiąc, więc mam prawo tutaj być. Nigdzie się nie wybieram – powiedziałam butnie, krzyżując ręce pod piersiami. –  Wyjdziesz i  nie wrócisz – zażądał Mike, jednak ja się tylko uśmiechnęłam w  odpowiedzi, nic sobie z  niego nie robiąc. Widziałam, jak frustracja w  nim wzrasta, ale sprawiało mi to radochę. –  Nie. – Pochyliłam się w  jego stronę, mówiąc do niego jak do kilkuletniego dziecka. To chyba doprowadziło go do białej gorączki, bo nagle złapał mnie za ramię i popchnął na ścianę. Syknęłam, kiedy głową odbiłam się od niej, czując niemały ból. Mike zignorował moją skrzywioną minę i złapał mnie za gardło. Powiem szczerze, że byłam w tym momencie przerażona. Musiałam stać na palcach, by dostarczyć organizmowi choć trochę tlenu. – Powiedziałem, że nie chcę cię tu widzieć. Jesteś aż tak głupia, że nie rozumiesz, jak się do ciebie mówi? – warknął, przybliżając się do mnie. Asekuracyjnie złapałam go za nadgarstki, tak jakbym miała jakiekolwiek szanse odciągnąć jego ręce od mojego gardła. –  Może lepiej to ty się wyprowadź. Nikt nie będzie tęsknił. – Zaczęłam trochę panikować, kiedy jeszcze bardziej przycisnął mnie do ściany. –  Nie będę się powtarzać, gówniaro – warknął. Mocniej zacisnął rękę na mojej szyi, a mnie zaczęło brakować tlenu. Patrzyłam w te jego zimne, szare oczy. Widziałam w nich triumf. O  nie, kolego. Możesz zabrać mi lody, batony, cukierki, żelki, czekolady, chrupki, płatki do mleka, karmelki, ciastka, a  nawet cukier z  cukierniczki, ale ja się nie złamię. Złapałam za rąbek ręcznika i  mocnym szarpnięciem pociągnęłam, zrywając mu go z  bioder. Zaskoczony chłopak odskoczył, nie dowierzając temu, co

zrobiłam. Po chwili wyrwał mi z ręki granatowy ręcznik i zakrył się nim w błyskawicznym tempie, piorunując mnie wzrokiem. –  Jeszcze dokończymy tę rozmowę – mruknął. Nie jestem pewna dlaczego, ale wybuchnęłam śmiechem. Mówią, że śmiech to zdrowie, ale jak śmiejesz się bez powodu, potrzebujesz lekarstw. Mike, przechodząc obok, oczywiście musiał szturchnąć mnie barkiem. Co za kretyn. Masując obolałe ramię, wyciągnęłam telefon i  wybrałam numer Luke’a. Dzwoniłam chyba przez pół godziny, ale ta świnia nie odbierała. Chcąc jakoś się uspokoić, postanowiłam zrobić sobie kanapkę. Lubiłam zajadać stres, więc zawsze musiałam mieć zapas słodyczy ukryty gdzieś w pokoju. – Widzę, że już się rozgościłaś – usłyszałam ironiczny głos mojego nowego współlokatora. – No a co? Może ty mi zrobisz kanapkę? – Nawet się do niego nie odwróciłam. Rozsmarowywałam majonez na kromkach, kiedy poczułam jego obecność tuż za plecami. –  Mnie też zrobisz? – zapytał rozbawiony. Taki nagle z  niego kumpel? –  Dla każdego osła gdzieś trawka wyrosła. – Uśmiechnęłam się sztucznie, obracając w jego stronę. –  No to idź jej szukać – burknął, prychając pod nosem, po czym próbował sięgnąć po moją kanapkę. O  nie... Co to, to nie! Trzepnęłam go w  łapę, ale on tylko przysunął się bliżej i  udało mu się zdobyć to, co chciał. – Oddawaj, to moje! A ten po raz kolejny tylko prychnął i  wywracając oczami, chciał odejść, ale zatrzymałam go w pół kroku. – Poczekaj... Jeszcze jej nie skończyłam. – Co? – Spojrzał na mnie jak na idiotkę, a ja tylko uniosłam lewy kącik ust. – Zapomniałam o ketchupie. – Szybkim ruchem złapałam butelkę stojącą na blacie i  wycisnęłam ją chłopakowi prosto w  twarz. – No teraz możesz iść. – Uśmiechnęłam się z zadowoleniem. Spojrzał na

mnie z  nienawiścią i  gdy zauważyłam błysk w  jego oczach, domyśliłam się, że coś planuje. –  Chyba chcę więcej majonezu. – W  błyskawicznym tempie znalazł się tuż przy mnie i  złapał za słoik z  majonezem. Nie zdążyłam zareagować, kiedy wsadził palce do słoika i przejechał mi nimi po twarzy, rozmazując wyciągnięty sos. –  Teraz to dopiero wyglądasz apetycznie. – Uśmiechnął się szeroko. –  Idiota – warknęłam, znowu kierując w  jego stronę butelkę z ketchupem. *** Słyszałam, jak Luke cicho zamyka drzwi wejściowe. W  mieszkaniu panowała martwa cisza, więc usłyszałabym pewnie kapiący kran w łazience. Byłam pewna, że Luke spodziewał się kłótni i wrzasków wskazujących na to, że jeszcze się nie pozabijaliśmy. Jego szybkie kroki kierowały się do kuchni, w  której znajdowałam się razem z  Mikiem. Nie miałam zamiaru obrócić się w  jego stronę, bo byłam zbyt zajęta zabijaniem wzrokiem chłopaka siedzącego po przeciwnej stronie stołu. Zresztą on nie pozostawał mi dłużny. Dopiero kiedy usłyszałam głośny plask, przestraszona podskoczyłam na krześle. –  Spokojnie, nie trzeba mi pomagać. – Sarkastyczny głos Luke’a rozniósł się po kuchni, kiedy chłopak podnosił się z  podłogi, na której wywinął orła. – Pewnie tylko coś sobie złamałem. Ale kiedy żadne z  nas nic nie odpowiedziało, spojrzał na nas. Najpierw parsknął, a  potem wybuchnął głośnym śmiechem, łapiąc się za brzuch. Zacisnęłam szczękę, zgrzytając zębami. – Co to ma znaczyć? – zapytał Luke, kiedy w końcu uspokoił się na tyle, by wydobyć z siebie głos. – Dlaczego wszystko jest w keczupie? Zmarszczyłam brwi, rozglądając się po kuchni. Rzeczywiście blaty i większość kafelków na podłodze była upaprana tak samo jak Mike i  ja. Podczas gdy on miał koszulkę i  twarz ubrudzone keczupem, który nieświadomie roztarł sobie aż do linii włosów, ja miałam włosy posklejane majonezem i cała śmierdziałam jajkami.

–  To ona zaczęła – poskarżył się Mike, zanim zdążyłam się odezwać. Na dodatek wskazał na mnie palcem tak, jakbyśmy byli w przedszkolu. Skarżypyta. –  Wcale nie – broniłam się, bo przecież nie dam się oczerniać. – To on zabrał mi kanapkę. – Gówno prawda. – Mike walnął z otwartej dłoni w stół. Posyłając mi jadowite spojrzenie, podniósł się z  krzesła i  podszedł do blatu, opierając się o niego biodrem. Chyba chciał w ten sposób zwiększyć przestrzeń między nami. – Boże, jakie wy macie problemy. – Luke westchnął głośno. –  Pozbądź się jej i  będzie święty spokój. – Mike wzruszył ramionami. – Nie mogę. Już zapłaciłem czynsz za ten miesiąc, więc nie mogę oddać Oli pieniędzy, a  do domu nie może wrócić – tłumaczył Mike’owi Luke. – To wywal jego. – Spojrzałam z nienawiścią na Mike’a. –  Jego też nie mogę wywalić. – Chłopak westchnął ponownie. – Ile razy mam powtarzać, że zapłaciłem już ten głupi czynsz za nadchodzący miesiąc? Wywróciłam oczami, wiedząc, że ma rację. Nie podobało mi się to. –  Skoro będziemy razem mieszkać, musicie się pogodzić. – Spojrzeliśmy na Luke’a jak na kretyna. – No dobrze, ewentualnie tolerować. –  Nie mam takiego zamiaru. – Popatrzyłam na Mike’a. I  to była chyba pierwsza rzecz, w jakiej się zgadzaliśmy. –  Olivia, kupiłem lody. Ale nie dostaniesz ich, dopóki nie będzie posprzątane. – Z  oburzenia aż otworzyłam usta. Jak on śmiał mnie szantażować? –  Frajerka – prychnął rozweselony Mike. – Życzę powodzenia. – Odepchnął się od blatu, chcąc wyjść z kuchni, ale Luke zatrzymał go, łapiąc za ramię. – A ty, kochany, jej pomożesz. – Ale... – Spojrzał na Luke’a z niedowierzaniem. – Mike, pomożesz jej i, kurwa, koniec, kropka. – Puścił jego ramię i kompletnie nas ignorując, wyszedł z kuchni.

Nie mając ochoty dłużej patrzeć na Mike’a, ruszyłam do łazienki z zamiarem zmycia majonezu z twarzy.

Rozdział 6 Olivia Zmyłam majonez z  większości ciała i  związałam posklejane włosy w  koka tak, by nie przeszkadzały mi podczas sprzątania. Miałam zamiar później kąpać się godzinami, by pozbyć się tego zapachu. Kiedy weszłam do kuchni, Mike’a nie było. Wstawiłam pierwszą lepszą miskę do zlewu i nalałam do niej wody z płynem do naczyń. Nie miałam zamiaru czekać na Michaela, bo ostatnie, czego chciałam, to spędzać czas w  jego towarzystwie. Jednak kiedy odstawiłam miskę na blat i  miałam zabrać się za wycieranie półek, wszedł do kuchni przebrany w  białą koszulkę polo i  niebieskie sportowe spodenki. Wywróciłam oczami. Geniusz jeszcze nie wie, że upaprze sobie to ubranko podczas sprzątania. – Kretynka – burknął, przechodząc obok mnie do zlewu, by także napełnić miskę wodą. – Pedał – odparłam, wyżymając wodę ze ścierki. Przez następne pięć minut nic do siebie nie mówiliśmy. Śmiać mi się chciało, jak widziałam, że zamiast sprzątać, tylko bardziej rozmazuje keczup po podłodze. Parsknęłam, kiedy wkurzony rzucił ścierkę do miski, a  lekko czerwonawa woda rozprysnęła się na wszystkie strony, mocząc mu koszulkę. – Kurwa – mruknął pod nosem, podnosząc się z podłogi. Złapał za biały materiał i odciągnął go od ciała tak, jakby mokra plama parzyła go w skórę. Słysząc mój cichy chichot, spojrzał na mnie spode łba. – Co się śmiejesz? Wzruszyłam ramionami, odwracając się do niego plecami. Zagryzłam dolną wargę tylko po to, by powstrzymać się przed durnymi komentarzami. Chociaż cisnęło mi się na usta wiele myśli o jego rozpuszczonej dupie, wiedziałam, że wypowiadanie ich to nie jest najlepszy pomysł.

– W dupie to mam. Obróciłam głowę w stronę Mike’a, chcąc wiedzieć, co ma na myśli. Chyba nie zamierzał zostawić mnie z tym bałaganem? Ale on nie planował opuszczać kuchni. Szybkim ruchem złapał koszulkę z tyłu za kołnierz i jeszcze szybciej ściągnął ją przez głowę. Widziałam, jak jego mięśnie napinają się podczas tej czynności, i  z jakiegoś powodu nie potrafiłam oderwać wzroku. Fascynowało mnie to, jak poruszają się pod bladą skórą. Zawsze miałam słabość do męskich dłoni i ramion. –  Możesz dotknąć. – Śmiech Mike’a przywrócił mnie do świata żywych. –  Co? – Starałam się udawać głupią, a  nie zakłopotaną tym, że znowu przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Potrzebowałam całej samokontroli, by nie zacząć się rumienić. Nie mam pojęcia, czy to mi się udało. –  Pewnie jeszcze nigdy nie widziałaś tak doskonałego ciała, więc możesz dotknąć i sprawdzić, czy jest prawdziwe. – Jego uśmiech był tak bardzo przeładowany satysfakcją, że zaczęło mnie to denerwować. – Wiem, że jestem przystojny. – Do tego skromny jak Mikołaj na święta – powiedziałam głosem ociekającym ironią, będąc w końcu w stanie oderwać od niego wzrok, i wróciłam do wycierania blatu. – Uważaj, bo trafisz na czarną listę. – To jeszcze na niej nie jestem, striptizerze? Zaśmiał się w  odpowiedzi i  nie wiem dlaczego, ale podszedł do mnie, stając mniej niż metr za mną. Zmarszczyłam brwi, odwracając się w  jego stronę. Oparłam się biodrami o  kant blatu, czekając na kolejny ruch Mike’a. –  Przyznaj, że ci się podobam. – Wyszczerzył wszystkie zęby, krzyżując ręce na piersi. Nigdy w życiu. – Przecież widzę, jak na mnie patrzysz. – Podszedł do mnie o krok bliżej. Teraz miałam tylko dwie możliwości. Udawać, że nie wiem, o czym mówi i  tym prawdopodobnie sprawić, że mnie wyśmieje. Z  drugiej strony jestem raczej dobrą aktorką, więc mogłabym zmieszać Mike’a

z  błotem, miażdżąc jego ego jak papierek po gumie do żucia. Mogłam także przyznać mu rację, czym na pewno zbiłabym go z  tropu, po to, by potem zaatakować jak kobra i  zrównać z  ziemią. Wiedziałam jednak, że jego pewność siebie jest tak ogromna jak Mount Everest, o  ile nie większa, więc pewnie i  tak by mi nie uwierzył. –  Nie podniecaj się tak, chłopaczku. – Zaśmiałam się, na co zmarszczył brwi. – Po to mamy oczy. Podczas wypadku też patrzymy, jak komuś wbiła się blacha w czoło. – Co ty chrzanisz? W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. –  Ludzki wzrok przyciąga wszystko. Od blachy w  czole po twoje nagie sutki. Mike najwyraźniej nie uwierzył albo nie zrozumiał, o co mi chodzi, bo tylko uśmiechnął się kpiąco, stając w takiej samej pozycji jak ja. – Nie wierzysz mi? Na moje pytanie tylko pokręcił głową. Bez większego rozmyślania nad kolejnym ruchem, złapałam za koniec mojej bluzki, ściągając ją tak jak Mike przez głowę, po czym rzuciłam ją na krzesło przy stole. Jego wzrok od razu skierował się na moje okryte tylko granatowym stanikiem piersi, na co uniosłam lewą brew. Wiedziałam. W końcu Mike jest typowym facetem. Każdy nagi skrawek ciała jest dla nich jak kocimiętka dla kotów. – Przyznaj, że ci się podobam – użyłam jego własnych słów sprzed paru minut. Wywrócił oczami, jednak widziałam, jak przełyka ślinę, zerkając na mój dekolt. W  końcu stałam przed nim tylko w  szarych sportowych leginsach i  staniku. – Widzisz? – zapytałam, zmniejszając między nami odległość. – Ty też nie chcesz przestać patrzeć, prawda? – Widziałem większe cycki – odparł i chociaż wiedziałam, że mówi prawdę, nie obchodziło mnie to, bo w tej chwili to na widok moich piersi oblizywał usta. Widziałam też, że świerzbią go ręce, bo cały czas zaciskał i  rozluźniał pięści tak, jakby chciał się powstrzymać przed dotknięciem mnie. Gdzieś głęboko w  środku czułam satysfakcję z  tego, w  jakim jest stanie. – Poza tym to tylko cycki. Wcale mnie nie kręcisz.

Uśmiechnęłam się szeroko. Może też miałam wygórowane mniemanie o sobie, ale wiedziałam, że kłamie. Widziałam jego dziki wzrok chłonący każdy skrawek mojego odkrytego ciała. Czułam bijące od niego ciepło i  zapach jego perfum. Nagle naszła mnie ochota, by po prostu się w  niego wtulić. Chciałam, by objął mnie ramionami, przyciągając do swojej szerokiej klatki piersiowej. Spojrzałam mu prosto w  oczy w  chwili, w  której uniósł dłoń i  opuszkami palców przejechał po moim ramieniu. Czułam, że atmosfera między nami się zagęszcza, kiedy zrobił krok do przodu, zmuszając mnie do cofnięcia się. Musiałam znowu oprzeć się o kant blatu, gdy docisnął mnie do niego biodrami. Brałam właśnie wdech, gdy się pochylił, a  sekundę później jego usta znalazły się na moich. Dłońmi błądził po moich plecach, aż znalazły się tuż nad pośladkami. Sama nie pozostałam mu dłużna, przesuwając dłonie najpierw na jego kark, a potem wsunęłam palce między pukle jego włosów. Wcale nie były takie miękkie, na jakie wyglądały. Czarne włosy Mike’a były grube i  szorstkie, tak jakby wypsikał na nie przynajmniej trzy puszki lakieru. Zacisnął zęby na mojej dolnej wardze tylko po to, by po chwili przejechać po niej językiem, dając mi znać, że mam otworzyć usta. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy nasze języki się zetknęły. Ta chwila mogłaby trwać jeszcze nie wiadomo ile, ale ruchliwe palce Mike’a zaczęły przesuwać się z moich pośladków aż do gumki leginsów. Kiedy zaczął wsuwać pod nią dłoń, postanowiłam to zakończyć. Chciałam go od siebie odsunąć, ale on był jak ściana. Nie chciał się ruszyć. Mając nadzieję, że to w  jakiś sposób zadziała, przekręciłam się do niego tyłem, co od razu wykorzystał, łapiąc w  obie dłonie moje piersi. Ustami zaczął wytaczać szlak od linii mojej szczęki, aż do obojczyka. Wykorzystując tę pozycję, ocierał się rosnącym wzwodem o moje pośladki. Tego było już za wiele. Mike był tak zajęty obmacywaniem mnie, że nawet nie zauważył, kiedy pochyliłam się do miski z  wodą i  wyciągnęłam z  niej brudną ścierkę. Nie mogłam powstrzymać diabolicznego uśmiechu, gdy ponownie obróciłam się w  jego stronę. Woda ciekła mi po przedramieniu, kiedy wycisnęłam mokry materiał nad łbem Mike’a.

Chłopak odskoczył ode mnie, kręcąc głową na wszystkie strony, aby strzepać wodę z włosów. Kiedy po chwili doszło do niego, co się stało i  że ja to zrobiłam, spiorunował mnie wzrokiem. Przez chwilę nie działo się nic. Patrzyliśmy tylko sobie w  oczy, nie ruszając żadnym mięśniem. Kiedy doliczyłam w myślach do dwudziestu siedmiu, Mike zerwał się nagle z miejsca, podnosząc z podłogi swoją miskę z wodą. Od razu wiedziałam, co zamierzał zrobić, więc rzuciłam się do ucieczki. Niestety był szybszy i  złapał mnie w  talii, przytrzymując przy swojej piersi. Zdążyłam tylko nabrać powietrza, kiedy podniósł miskę ponad moją głowę i  wylał wszystko, nie pozostawiając na mnie suchej nitki. Pisnęłam głośno, gdy zimna woda zetknęła się z moją rozgrzaną skórą. Wściekła zaczęłam się wyrywać z jego objęć i miałam gdzieś to, że pewnie wyglądam przy tym jak naburmuszona pięciolatka i  mokra kura w  jednym. On tylko śmiał się cicho pod nosem, obserwując moje poczynania. – Co tu się dzieje? – Luke wbiegł do kuchni zaalarmowany moim piskiem. – Mieliście tu posprzątać, a nie narobić większy chlew! Mike w końcu mnie puścił, przez co poleciałam do przodu, prawie przewracając się na twarz, ale w  ostatniej chwili zachowałam równowagę. Spojrzałam na Mike’a pełna pogardy do jego osoby, po czym przeniosłam wzrok na Luke’a. –  Dlaczego nie masz na sobie bluzki? – Zmierzył mnie zrezygnowanym wzrokiem. Nie oczekiwał jednak odpowiedzi, bo od razu dodał: – Wiesz co? Nie chcę wiedzieć. – Przetarł dłońmi twarz, wzdychając do sufitu. – Idź pod prysznic, bo mi się tu zaraz przeziębisz albo coś. Później dokończycie – oznajmił i  odwrócił się z zamiarem wyjścia z kuchni. – Osobno – dodał. *** Dzisiaj pani podzieliła nas na grupy, czerwoną, niebieską, żółtą i  zieloną. Siedziałam przy ławce z  kolorem żółtym, kiedy pani rozkładała białe kartki, na których mieliśmy namalować liście kolorowymi farbami. – Olivio, pomożesz mi z farbami?

– Tak, proszę pani. – Jako dyżurnej w tym tygodniu to mi przypadało zadanie pomagania pani nauczycielce. Wyszłam z  ławki, poprawiając różową sukienkę. Dostałam ją w  zeszłym tygodniu od mamy na urodziny. Miała śliczną kokardkę na brzuchu i  dużo brokatu. Podeszłam do półki, na której znajdowały się przybory do malowania. W  małe rączki brałam jedno pudełko po drugim w  taki sposób, że trzymałam już trzy opakowania, jedno na drugim. Właśnie sięgałam po czwarte, kiedy ktoś szturchnął mnie w ramię, przez co opuściłam wszystkie farby. Jedno opakowanie musiało być niedomknięte i  zielona farba wyleciała z niego, odbiła się od ziemi i rozprysnęła na moją nową sukienkę, kompletnie ją niszcząc. Szybko się odwróciłam, by zobaczyć, kto mnie potrącił. Nie byłam zdziwiona, widząc Michaela Cartera. – Zniszczyłeś moją nową sukienkę! – wrzasnęłam na chłopaka, który okazał się winowajcą wielkiej zielonej plamy na różowym materiale. –  I tak była brzydka. – Mike się uśmiechnął. Zacisnęłam usta, nie wiedząc, jak dać upust frustracji, która we mnie narastała. – To ty jesteś brzydki! – A ty głupia. Co w  takich chwilach może zrobić zdenerwowana pięciolatka? Rozpłakać się. Zacząć krzyczeć. Albo nawet wpaść w histerię... Na szczęście ja nie byłam tym typem pięciolatki. Wolałam słodką zemstę. Podczas obiadu wszyscy siedzieliśmy w jednym pomieszczeniu. Nawet on. Odebrałam posiłek od pani na stołówce i  ruszyłam w  kierunku swojego stolika. Wiedziałam, że jedzące dzieci nie zwracają na mnie uwagi, więc zboczyłam lekko z  kursu, zahaczając po drodze o  stolik starszaków. Niespostrzeżenie stanęłam za krzesłem, na którym siedział Michael, i wiedząc, że spotkają mnie za to nieprzyjemności, wylałam mu zupę na głowę. ***

Został tylko tydzień do końca wakacji, a ja całe dnie spędzałam sama w pokoju. Luke wychodził do pracy, a na towarzystwo Mike’a miałam mniejszą ochotę niż na grzybicę. Obejrzałam już chyba wszystkie możliwe seriale i  filmy. Czytałam książki, dopóki nie zbrzydło mi oglądanie kolejnych liter. Zrobiłam chyba wszystko, co było możliwe dla zabicia nudy, ale prawdę mówiąc, nie znałam tu nikogo i byłam skazana na łaskę Luke’a. Dopiero wieczory stawały się bardziej ekscytujące. Luke zabierał mnie na śmieciowe jedzenie, basen czy kręgle. Aktualnie siedziałam z Lukiem na czarnej kanapie w szaro-białym salonie. Ten kretyn oczywiście wypożyczył same horrory, więc byłam zmuszona do oglądania tego chłamu. Nie lubiłam tego rodzaju filmów, bo jak dla mnie były chore i dziwne, a na dodatek głupie. Powiedzmy sobie szczerze, która normalna dziewczyna (już nawet nie patrząc na kolor włosów) wchodzi w samej bieliźnie do piwnicy, gdy nie ma prądu i na dodatek krzyczy „Jest tam ktoś?”? Oczywiście... Poczekaj, bo morderca ci odpowie. Ale to i tak nie zmienia faktu, że niektóre sceny były przerażające. Ściskałam w  dłoniach miskę z  lodami waniliowymi z  bitą śmietaną i  karmelem. Z  głośników wydobywała się muzyka zwiastująca, że zaraz coś się wydarzy. W  filmie dziewczyna wyłączyła telewizor i  przykryła się kołdrą. Już prawie zasnęła, kiedy usłyszała kroki. Nagle telewizor włączył się, śnieżąc. Dziewczyna wystraszona rozejrzała się po pokoju. Podniosła kołdrę, gdyż chciała wstać. Nagle zauważyła, że leży na pilocie. Kretynka. Ponownie wyłączyła telewizor, odkładając pilota na półkę nocną, po czym zgasiła lampkę i  położyła się spać. Jednak telewizor włączył się po raz kolejny, a skrzypiąca podłoga dawała o sobie znać. Mimowolnie przełknęłam ślinę i  zacisnęłam ręce na naczyniu. Muzyka stawała się coraz cichsza. Byłam napięta jak struna, czekając na krzyk kobiety. Zaczęłam wrzeszczeć razem z aktorką z filmu, kiedy poczułam, jak ktoś szturcha mnie w ramię. Nie kontrolując odruchów, podniosłam się z kanapy, obróciłam i miską rzuciłam w mojego oprawcę. –  Ty idioto! Chcesz, żebym zawału dostała?! – wrzeszczałam na chłopaka, który mnie przestraszył.

– W sumie o to mi chodziło. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się głupio. Moje lody. Moje najukochańsze na świecie lody wylądowały na wstrętnej gębie Mike’a, a miska na podłodze. Kiedy przyjrzałam się jego twarzy upapranej waniliowymi lodami, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Widziałam, jak kąciki jego ust mimowolnie się unoszą i już po chwili on także się śmiał. –  No to teraz można przynajmniej na ciebie patrzeć bez ryzyka utraty wzroku. – Zachichotałam, przejeżdżając dłonią po jego policzku, by zebrać lody, z których za chwilę oblizałam sobie palce. –  To i  tak było warte twojego wyrazu twarzy. Myślałem, że zaraz wyskoczysz ze skóry. – Uśmiechnął się łobuzersko. –  Dupek – westchnęłam, znowu przesuwając palcem po jego twarzy. –  Co tak właściwie się między wami dzieje? – Drgnęłam przestraszona, słysząc głos Luke’a. Kompletnie zapomniałam o tym, że siedział na fotelu w tym samym pokoju. Nie mając pojęcia, co ma na myśli, zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego. –  O co ci chodzi? – Mike najwyraźniej też nie rozumiał toku rozumowania naszego współlokatora. –  Mam na myśli, że to – podniósł się z  fotela i  wskazał na nas oboje palcem – nie jest normalne. Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, co miałabym mu odpowiedzieć. Mike też się nie odezwał. –  Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że się pogodziliście, co? – Szyderczy uśmiech pojawił się na twarzy Luke’a. Prychnęłam cicho, od razu zaprzeczając. Nie wiedziałam, co on sobie wyobraża. To, że raz Mike mnie nie zwyzywał i nie doszło do rękoczynów, jeszcze nic nie znaczyło. – Chciałem zrobić z niej idiotkę i udało mi się – oznajmił Mike. – Nie szukaj drugiego dna tam, gdzie go nie ma, bo tylko upaprzesz się gównem. Mike spojrzał na mnie, chcąc dać jasno do zrozumienia, że to mnie ma na myśli, a  potem uśmiechnął się szeroko. Dłonią starł resztkę lodów z  twarzy, a  potem, nadal się szczerząc, wytarł dłoń o  mój dekolt, brudząc tym jednocześnie i mnie, i moją bluzkę. Zszokowana

otworzyłam usta, nie wierząc, że to zrobił, a on tylko puścił mi oczko i wyszedł z salonu, cicho śmiejąc się pod nosem.

Rozdział 7 Olivia Rzuciłam się na łóżko w  swoim pokoju, który miałam nawet ładny, jak na męskie mieszkanie. Białe ściany nie wyglądały tak pusto, jak się spodziewałam. Naprzeciwko jednoosobowego łóżka stała szaroczarna sofa, a  obok wielkie lustro w  złotej ramie, które kazałam Luke’owi zabrać z  mojego domu. Obok okna znajdowało się biurko, ale i tak najbardziej cieszyłam się z szerokich parapetów, na których już poukładałam kolorowe poduchy. Powiesiłam kilka swoich rzeczy, takich jak zdjęcia znajomych z dawnej szkoły i parę plakatów. Kilka porozrzucanych ubrań poniewierało się po podłodze. Nie był to, co prawda, pokój moich marzeń, ale nie było też źle. Może gdyby nie te plamy na suficie po rozgniecionych muchach, byłoby tu bardziej przyjemnie. Znudzona przeglądałam właśnie zdjęcia na telefonie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam, po czym przewróciłam się na brzuch, by dalej przeglądać fotki ze starymi znajomymi. –  Spadaj na drzewo! – krzyknęłam, gdy pukanie ponownie się rozległo. Nawet nie zamierzałam wstawać. – To ja. – Głowa Luke’a pojawiła się w szparze pomiędzy drzwiami a framugą. –  Wiem. – Spojrzałam na niego przez ramię. Wiedziałam, że to Luke, bo z  facetów tylko on w tym domu pukał do drzwi, no i poza tym Mike dobrowolnie nigdy by tu nie wszedł. Chyba że po to, by mnie okraść albo zabić. Luke wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na łóżku, popychając mnie biodrem, co zmusiło mnie do przesunięcia się i  zrobienia mu więcej miejsca. Nadal nic nie mówiąc, pochylił się i  podniósł z  podłogi zniszczonego, pluszowego misia. Brązowy

niedźwiadek nie miał już jednego oka i ucha, a materiał na brzuchu był tak starty, że między nitkami wystawała ze środka wata. –  To jest ten misiek od Johna? – spytał z  niedowierzaniem. Kiwnęłam głową, patrząc, co zamierza z  nim zrobić, ale on tylko trzymał go w dłoniach, dokładnie mu się przyglądając. –  Pamiętam, jak każdego lata ciągnęłaś go wszędzie ze sobą. – Zaśmiał się cicho, kiedy wspominał nasze wspólnie spędzone wakacje. – Pamiętasz, jak pies sąsiadki porwał go z  piaskownicy, a my goniliśmy go, aż nie porzucił go pod śmietnikami? –  To wtedy stracił oko. – Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Byłam wtedy zrozpaczona, a Luke nie wiedział, jak mnie pocieszyć. – To był mój pierwszy prezent od chłopaka, a  jakiś kundel mi go popsuł. –  Przecież ode mnie też dostawałaś prezenty – oburzył się Luke, choć widziałam, jak próbuje powstrzymać uśmiech. – Na urodziny się nie liczy. – Wywróciłam oczami i wyrwałam mu z ręki pluszaka. – Masz z nimi jeszcze jakiś kontakt? –  Czasami wymienimy się wiadomościami. – Posmutniałam, słysząc własne słowa. W  poprzedniej szkole trzymałam się bardzo blisko z  pewnym rodzeństwem. Johanna i  John byli bliźniętami dwujajowymi i  w zasadzie tylko imiona mieli podobne. Od samego początku rozumiałam się z  nimi tak, jakbyśmy się znali całe życie. Spędziliśmy razem najlepsze lata i złamaliśmy kilka praw, ale to już minęło. Teraz pewnie siedzą gdzieś na wakacjach na Wyspach Kanaryjskich. Tęskniłam za nimi jak cholera. – Nie przejmuj się. – Luke najwyraźniej zauważył zmianę mojego nastroju. Położył mi dłoń na plecach, chcąc w  ten sposób dodać otuchy. – Masz mnie i  poznasz jeszcze masę ludzi w  szkole. Masz nawet Mike’a, chociaż tego nie widzisz. Nie mogłam się powstrzymać przed prychnięciem. Michael pewnie najchętniej rzuciłby mnie wilkom na pożarcie. – Przestań go bronić, czy co tu właśnie robisz, bo nie postawisz go w dobrym świetle – stwierdziłam. Popatrzyłam na Luke’a groźnie, na co on tylko się zaśmiał.

–  Nie zamierzam stawiać go w  dobrym świetle. – Posłał mi spojrzenie mówiące, że on wie coś, czego ja nie wiem. – Jakbyś nie była tak samo uparta jak on, to wiedziałabyś, że wcale nie jest taki głupi, za jakiego go masz. –  Biorąc pod uwagę, za jakiego głąba go uważam, nic to nie zmieni. – Pokazałam przyjacielowi język, a on wywrócił oczami. –  Jesteście siebie warci. – Luke podniósł się z  łóżka, kierując do drzwi. – Jakbyście przestali na siebie warczeć, to zauważylibyście, że macie ze sobą więcej wspólnego, niż wam się wydaje. – Przestalibyśmy na siebie warczeć tylko w sytuacji, w której jedno z  nas byłoby martwe. – Zaśmiałam się, jednak jemu nie było do śmiechu. –  Pamiętasz, co zawsze mówiła moja babcia? – Luke złapał za klamkę, ale nie nacisnął jej. Spojrzał na mnie przez ramię, czekając na odpowiedź. –  Ziemniaki możecie zostawić, ale mięso ma być zjedzone? – odparłam głupio, dobrze wiedząc, że nie to ma na myśli. – Babcia zawsze mówiła, że chłopcy zakochują się szybciej. –  Tak, ale wtedy miała na myśli ciebie. – Wywróciłam oczami. – Poza tym twoja babcia mówiła też, że jak będziemy jeść surowe ciasto z  miski, rozboli nas brzuch, więc nie była zbyt dobrym źródłem informacji. –  Wiesz, o  co mi chodzi – bąknął, otwierając drzwi. Nie mówiąc już nic więcej, wyszedł, a ja zostałam sam na sam z myślami. *** Po telefonie od mamy długo nie mogłam zasnąć. Opowiadała, że wszystko u niej w porządku, jednak praca okazała się jeszcze cięższa, niż sobie wyobrażała. Tęskniłam za nią, a  przez różnice czasowe trudno było nam się komunikować częściej niż w weekendy. To była ostatnia noc wakacji, a  nerwy pochłaniały mnie z  każdą minutą coraz bardziej. Na dodatek byłam sama w mieszkaniu. Mike i  Luke wyszli kilka godzin temu na imprezę organizowaną na zakończenie wakacji, a z racji tego, że za chwilę mieli być w ostatniej klasie, nie mogli jej przegapić. Luke kilkakrotnie pytał mnie, czy nie

miałabym ochoty iść z  nimi i  poznać paru osób, zanim pójdę do szkoły, ale widząc, jakie sugestywne spojrzenia posyłali sobie z Mikiem, wiedziałam, że mają w planach zaliczenie jakichś głupich dziewuch. Ostatnie, co chciałam robić, to grać piąte koło u  wozu, więc zostałam w domu. Myślałam, że to dobre rozwiązanie. Chłopaki się wyszaleją, a ja w spokoju pozamartwiam się nową szkołą. Byłam już na granicy snu, kiedy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi wejściowych. Wiedziałam, że ten huk słyszeli pewnie sąsiedzi z  całego bloku, ale teraz martwiłam się tylko tym, że zostałam brutalnie obudzona. Jednak nie byłam na tyle zdenerwowana, by podnieść się z  wygodnego łóżka nawet po to, żeby nakrzyczeć na winowajcę. To może zaczekać do jutra. Otuliłam się wygodnie kołdrą, znowu czekając na sen, kiedy ponownie usłyszałam trzaśnięcie drzwi, tym razem do pokoju obok, a  zaraz po tym kobiecy śmiech. Marszcząc brwi, podniosłam się do pozycji siedzącej i  nasłuchiwałam, czy przypadkiem sobie tego nie wyobraziłam. Przez kilka sekund nie usłyszałam żadnego dźwięku z  pokoju obok, który należał niestety do Mike’a. Myśląc, że może naprawdę tylko mi się wydawało albo coś mi się przyśniło, znowu położyłam głowę na poduszkach. Jednak kolejna dawka śmiechu zza ściany rozwiała wszystkie moje wątpliwości. Mike sprowadził do mieszkania jakąś laskę. Wiedziałam, że planuje jakąś przelecieć, ale myślałam, że ma chociaż trochę przyzwoitości, by nie robić tego, kiedy jestem w tym samym mieszkaniu. Ukryłam głowę pod poduszką, próbując stłumić wesoły chichot zza ściany. Jednak nic to nie dało. Zacisnęłam z  całej siły powieki, próbując ograniczyć wszystkie dźwięki. Nagle po cichym pisku nastąpiła cisza. Zaczynałam się odprężać, licząc, że w końcu zasnę, kiedy usłyszałam, jak coś uderza w  ścianę. Otworzyłam szeroko powieki, jak uderzenie zaczęło powtarzać się znowu i  znowu. Od razu rozpoznałam, że to rama łóżka. Mike uderzał rytmicznie o  ścianę oddzielającą jego i  mój pokój. Jęki i  sapania z  jego pokoju stawały się coraz głośniejsze, aż byłam w  stanie zrozumieć każde

słowo, które wypadało z  ust tej dziewczyny. Nawet nie wiedziałam, że można tak głośno jęczeć. No kurwa, nie wyśpię się za cholerę. Po kolejnej serii jęków, sapań i  pisków nie wytrzymałam. Odrzuciłam z  siebie kołdrę i  włożyłam stopy w  miękkie kapcie. Nienawidzę chodzić boso. Oczywiście nie pomyślałam o  włączeniu lampki nocnej, przez co walnęłam się palcem o nogę łóżka. Mimo bolącej stopy udało mi się doskoczyć na jednej nodze do ściany. Słysząc kolejne „Mike!”, wywróciłam oczami. – O Boże, zamknij się, dziewczyno! – wrzasnęłam tak głośno, żeby było mnie słychać mimo jej jęków. – Słyszałeś to? – dobiegło mnie z pokoju obok. –  Nie, nic nie słyszałem. – Głos Mike’a był poirytowany. Wiedziałam, że go zdenerwowałam. –  Ktoś chyba krzyczał. – Dziewczyna nie chciała dać za wygraną. Nie wiedziałam, czy ściany były tak cienkie, czy ona tak głośna, ale potrafiłam zrozumieć, co mówili. –  Nikt nie krzyczał – warknął podenerwowany Mike. Po chwili jego głos brzmiał już dużo bardziej łagodnie. – No chyba pozwolisz mi skończyć? Z obrzydzenia aż się skrzywiłam, jakbym najadła się cytryny. Dziewczyna chyba uwierzyła w  tę całą szopkę, bo zachichotała, już nic nie wspominając o moim krzyku. –  Mike, mówię poważnie, chcę w  spokoju spać! – znowu krzyknęłam, wiedząc, co będą kontynuować. – Pierdol się, Olivia! Otworzyłam w  zaskoczeniu usta, patrząc przez kilka minut w  to samo miejsce na ścianie. Co za gnojek. Co on sobie wyobraża, że pozwolę mu się w spokoju bzykać moim kosztem? Nie, Mike. Chyba nie znasz mnie wystarczająco, skoro nie wiesz, że właśnie postawiłeś krzyżyk na swoim grobie. Zapaliłam lampkę nocną stojącą przy łóżku i  chwyciłam za szklankę z  wodą, którą zostawiłam sobie na noc. W  bojowym nastroju wyszłam z  pokoju i  stanęłam przed drzwiami do pokoju Mike’a. Nie miałam zamiaru tam wchodzić, bo jeszcze, broń Boże,

zobaczyłabym ich nagich. Nie powstrzymałam się jednak przed kopaniem w drzwi. Na korytarzu było ciemno, a  jedyna strużka światła pochodziła z mojego pokoju, który zostawiłam uchylony. – Dziewczyno, radzę ci uciekać gdzie pieprz rośnie! – krzyknęłam. – Na pewno nie pochwalił ci się tym, że ma wrzód weneryczny. –  O czym ona mówi?! – Wrzask dziewczyny spowodował u  mnie uśmiech. Mike nic nie odpowiedział. Słyszałam tylko jakąś szamotaninę i  dźwięk zamka błyskawicznego. Kilka sekund później drzwi otworzyły się przede mną z  zamachem. Wysoka blondynka patrzyła na mnie brązowymi oczami. Była nawet ładna, mimo dużej ilości makijażu i  doklejanych rzęs. Miała na sobie czerwoną, krótką sukienkę na cienkich ramiączkach i  z dekoltem w  serce. Przyznam szczerze, że zazdrościłam jej tej kreacji. –  Kłamiesz – powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. Uśmiechnęłam się tylko pobłażliwie, wzruszając ramionami. – Trzy dni temu dostał wyniki. –  W co ty pogrywasz, Olivia? – warknął Mike z  wnętrza pokoju. Przeniosłam na niego wzrok. Stał na środku pokoju, trzymając prześcieradło owinięte wokół bioder. Nie miałam zamiaru odpowiadać, więc tylko pokazałam mu środkowy palec. Jego „przygoda na jedną noc” też spojrzała na niego niepewnie. –  Możesz mi nie wierzyć – znowu zwróciłam się do dziewczyny, wzruszając ramionami. – Ale czy warto jest ryzykować? Towarzyszka Mike’a nie była chyba zbyt mądra, bo potrzebowała kilku minut na przemyślenie sprawy, zanim popatrzyła na mnie ze złością w oczach. – Co się gapisz, frajerko? Zmarszczyłam zdziwiona brwi. –  Weź na wstrzymanie – prychnęłam, opierając wolną rękę na biodrze. Drugą dłoń zacisnęłam na szklance z  wodą. Blondynka zmierzyła mnie wzrokiem z  góry na dół, od krótkich spodenek do spania i  za dużej koszulki, która zsuwała mi się z  ramion, po siano na głowie. –  A ty co? Spod latarni się urwałaś? – Znowu spojrzała na moją piżamę.

– Dziewczyno, przecież stoimy pod tą samą latarnią, a ty mnie nie poznajesz? – udałam oburzenie, kładąc prawą dłoń na sercu. Ona tylko posłała mi lodowate spojrzenie, zaciskając szczękę. Uśmiechnęłam się wrednie, bo w  końcu to ja wygrałam tę słowną potyczkę. Najwyraźniej nie spodobało jej się to, bo popchnęła mnie lekko, przez co cofnęłam się o dwa kroki. –  Beth... – zaczął Mike groźnym głosem, jednak ja nie czekałam na to, co miał do powiedzenia. Ciesząc się, że zabrałam ze sobą szklankę, którą miałam zamiar wylać na chłopaka zmierzającego właśnie w  naszym kierunku, szybko podeszłam do dziewczyny i  całą zawartość chlusnęłam jej prosto twarz. Beth otworzyła w  szoku usta, patrząc na mnie z niedowierzaniem, na co uniosłam brwi w samozadowoleniu. – Coś ty zrobiła, idiotko?! – Jej pisk zabrzmiał mi w uszach niczym widelec jeżdżący po talerzu. – Mnie się, kurwa, nie budzi! – warknęłam. – A teraz spadaj stąd, szmato, bo podłogę tobą wytrę. Beth, nadal będąc w  szoku, spojrzała przez ramię w  głąb pokoju, szukając jakiegokolwiek wsparcia ze strony Mike’a, jednak ten dupek tylko wzruszył ramionami. Prawie się rozpłakując, wyszła z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Pełna zadowolenia miałam wrócić do pokoju, kiedy nagle przede mną pojawił się Mike. Wściekły Mike. – Co ci odwaliło? Było czuć od niego alkohol, więc nie miałam najmniejszej ochoty z  nim dyskutować. Wzruszyłam tylko ramionami i  skierowałam się w  stronę swojego pokoju, jednak znowu mnie zatrzymał, łapiąc za ramię. – Kto się teraz zajmie tym? – zapytał, po czym drugą ręką wskazał na wybrzuszenie widoczne pod prześcieradłem owiniętym wokół jego bioder. –  Jesteś obrzydliwy. – Wyrwałam rękę z  jego uścisku, patrząc na niego z  odrazą. Jak najszybciej zamknęłam za sobą drzwi pokoju, znowu układając się na wygodnym łóżku.

*** Oczywiście zaspałam. Na parkingu przed szkołą roiło się od uczniów. Większość stała przy swoich samochodach, rozmawiając w  grupkach. Ja naturalnie nikogo nie znałam. Luke nie wrócił do domu na noc, a  Mike’a nie było, jak już udało mi się wstać z łóżka. Nie zamierzałam się za dużo rozglądać, tylko jak najszybciej dostać do mojej klasy. Z  takim postanowieniem weszłam na szkolny korytarz. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że szkoła nie miała planu budynku przy wejściu. Jak miałam, u licha, znaleźć sekretariat? Dopiero po przejściu kawałka korytarza zauważyłam w  oddali Luke’a stojącego przy szafkach. Grzebał w telefonie. Nie myśląc wiele, podeszłam do przyjaciela. – Gdzie się wczoraj szlajałeś? – zapytałam bez powitania. – A było się tu i tam. – Szeroki uśmiech na jego ustach tłumaczył wszystko. – Chyba nie chcę znać szczegółów. – Zaśmiałam się, na co pokiwał głową. – Powiedz mi tylko, gdzie znajdę sekretariat. Muszę jeszcze odebrać książki i plan zajęć. – Musisz iść na ostatnie piętro. Ostatnie drzwi po prawej. – Ok, dzięki... – Już chciałam odejść, ale zatrzymał mnie. – Jeżeli coś będzie nie tak, to powiesz mi, prawda? – Tak, jasne. – Uśmiechnęłam się do niego, poprawiając torbę na ramieniu. – Jak chcesz, to możemy zjeść razem obiad. –  Zobaczę jeszcze, ale dzięki. – Posłałam mu serdeczny uśmiech i ruszyłam do sekretariatu. Gdy dotknęłam klamki, rozbrzmiał dzwonek na lekcję. – Świetnie. Spóźniona pierwszego dnia. Brawo, Olivia. Sekretariat był wielkości normalnej klasy. Beżowe ściany i  trzy białe biurka, przy których siedziały trzy kobiety. –  Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się, podchodząc do pierwszej z brzegu kobiety. – Jestem Olivia Cooper. Przyszłam odebrać książki i plan zajęć.

–  Masz ze sobą dowód tożsamości? – Posłała mi znudzone spojrzenie. Kiwnęłam w  odpowiedzi głową, wyciągając z  torby potrzebną rzecz. – Poczekaj chwilę. Zaraz przyniosę wszystko. Podniosła się z krzesła i wyszła z pomieszczenia. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, usiadłam na jednym z  wolnych miejsc przy ścianie i zaczęłam grać na telefonie. – Cześć, Liv – usłyszałam, zanim podniosłam głowę.

Rozdział 8 Olivia – John? – pisnęłam, upuszczając na podłogę torbę, którą trzymałam cały czas na kolanach, i  rzuciłam się blondynowi na szyję. Chłopak złapał mnie w  talii i  obrócił nas dookoła. Po chwili postawił mnie z powrotem na podłogę, nie zdejmując dłoni z moich bioder. – Co ty tu robisz? – Uśmiechnęłam się, patrząc w jego niebieskie oczy. John przeczesał palcami lekko kręconą czuprynę. –  Aktualnie? Stoję. – Wyszczerzył się, pokazując białe zęby. Spojrzeniem skanował moją twarz. – Mam na myśli... – Nie dokończyłam, bo przerwał mi krzyk: – Liv! Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził głos. Ciemnowłosa dziewczyna, piszcząc jak gumowa psia zabawka, zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. – Jo, matko święta, jak ja za wami tęskniłam. – Odsunęłam się od niej na odległość ramion. – My też usychaliśmy z tęsknoty. – Zaśmiała się. – Ale co wy tu robicie? Jo popatrzyła brązowymi oczami na brata, który właśnie do nas podszedł z  moją torbą w  ręce. Wysłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym dziewczyna uśmiechnęła się chytrze. Gapiłam się to na nią, to na niego, próbując się domyślić, o  co chodzi. Chociaż byli rodzeństwem, trudno było znaleźć w  nich podobieństwo. John był wysokim blondynem o  niebieskich oczach, a  Jo miała niecałe sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu oraz ciemne, prawie brązowe blond włosy i  brązowe oczy. Identyczny mieli jedynie charakter. Byli dla mnie jak rodzina. Kochałam ich jak nikogo innego.

To z  nimi pierwszy raz piłam alkohol, paliłam papierosy i  nawet zaliczyłam z  Johnem swój pierwszy pocałunek. Mieliśmy wtedy po trzynaście lat. Miałam gigantycznego fioła na punkcie chłopaka ze szkoły, Natha Belsona. Pisałam jego imię po zeszytach, w  pokoju wisiały jego zdjęcia, nie przegapiłam też ani jednego meczu, w którym grał. Kiedy spełniło się moje marzenie i zaprosił mnie na szkolną potańcówkę, wystraszyłam się, bo Jo oczywiście wtrąciła swoje trzy grosze i  powiedziała, że pewnie będzie chciał czegoś więcej. I nie miała na myśli głębokich jak siki na betonie rozmów. W ten sposób John, jako „doświadczony” trzynastolatek, skradł mi pierwszy pocałunek, chcąc nauczyć mnie tej przyjemności. – A co innego można robić w szkole? – John się wyszczerzył. –  Będziecie się tu uczyć? – Odebrałam chłopakowi torbę i przerzucając ją przez ramię, spojrzałam na Jo. – Tak! – pisnęła, klaszcząc w dłonie. –  Ale jak nie chcesz nas widzieć, to sobie pójdziemy. – Chłopak wskazał palcem drzwi i  nie odwracając ode mnie wzroku, ruszył w ich stronę. – Żartujesz sobie?! Teraz to ja was stąd nie wypuszczę. – Złapałam Johna za nadgarstek i pociągnęłam w stronę śmiejącej się Jo. –  Jesteś... – nie dokończył, bo przerwało mu ciche chrząknięcie. Wszyscy troje obróciliśmy się w stronę sekretarki. –  Oto wasze plany lekcji i  kody do szafek. – Posłała nam lekki uśmiech i podała kartki i książki. – Pokaż, może mamy lekcje razem. – Jo szarpnęła mnie za rękę. –  Poczekaj, zaraz sprawdzimy. Najpierw trzeba znaleźć szafki. Dwieście siedemdziesiąt siedem. Jakie wy macie numery? – John podniósł na nas wzrok znad kartek. – Sto dwadzieścia pięć, a ty? – Spojrzałam na Jo. –  Kurde! Dwieście sześćdziesiąt siedem – mruknęła zawiedziona. Chciałam ją pocieszyć, ale mi również zrzedła mina. – No już tak nie przeżywaj. Jeszcze będziesz mnie miała dosyć. – Zachichotałam, poprawiając torbę na ramieniu i  rozglądając się po korytarzu. W głębi duszy jednak sama czułam się nieswojo. Szafki Jo

i  Johna dzieliła niewielka odległość, a  ja miałam swoją gdzieś po drugiej stronie budynku. –  Nie widzieliśmy się całe wakacje, Liv. Będziesz musiała się postarać, żeby mnie do siebie zniechęcić. –  Masz matematykę na zaawansowanym poziomie. – John uśmiechnął się, kiedy wyrwał mi z  ręki plan lekcji, by na niego spojrzeć. – Co? Ale jak, przecież jesteś w przedostatniej klasie. – Jo obróciła się w moją stronę, zakładając pasmo włosów za ucho. –  Jestem w  zaawansowanej grupie, bo jestem dobra z  cyferek – odparłam jak gdyby nigdy nic. Dla mnie to normalne. Zawsze byłam dobra z  przedmiotów ścisłych. Ale pod żadnym pozorem nie próbujcie mi mówić coś o  historii, bo nawet swojego nazwiska potrafię zapomnieć. – Ze mną masz plastykę, biologię i hiszpański – mamrotała cicho pod nosem Jo, wpatrując się na przemian w swój i mój plan. – Na pierwszą lekcję już i tak nie opłaca się iść. Chodźcie, idziemy znaleźć następną klasę. – Nie oglądając się na nas, chłopak zarzucił torbę na plecy i  ruszył wzdłuż korytarza, przeczesując włosy palcami. Po skończonych lekcjach umówiłam się z  nimi na pizzę. Siedzieliśmy w  przytulnej knajpce niedaleko szkoły, czekając na nasze zamówienia. – Dlaczego się przenieśliście? – spytałam, biorąc łyk coli z lodem. –  Znudziła mi się tamta szkoła. – Jo wzruszyła ramionami, spoglądając z rozbawieniem na chłopaka siedzącego obok mnie. –  A teraz ta prawdziwa wersja. – Spojrzałam z  uniesionymi brwiami na Johna, który próbował pohamować uśmiech. – Tak jakby... – zaczął mówić i jednocześnie drapał się po karku. – Tak jakby mnie wywalili. –  Dlaczego? – Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. – No powiedz mi – dodałam, widząc, że się waha. –  Tak jakby dyrektor złapał mnie na poprawianiu ocen w  dzienniku. – Zagryzł dolną wargę, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Niestety, ja nie wytrzymałam i  parsknęłam głośno, zwracając tym uwagę innych klientów.

– Patrząc na to, ile miałeś już przewinień, wcale mu się nie dziwię – udało mi się wykrztusić między napadami śmiechu. – Mając już taką możliwość, Jo postanowiła zmienić szkołę razem ze mną. – John wzruszył ramionami tak jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. – Mamy w  mieście obok krewnych, więc starzy zgodzili się, byśmy chodzili tutaj do szkoły. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę. – Uśmiechnęłam się, nie mogąc powstrzymać radości, jaka mnie ogarnęła. –  Warunek jednak jest taki, że w  weekendy musimy jeździć do nich. – Jo wywróciła oczami. – Nie martw się. – John rozsiadł się wygodnie, rzucając ramię na moje barki. – Coś się wymyśli, siostra. *** –  Za wcześnie – mruknęłam, słysząc denerwujący dźwięk budzika. Nie otwierając oczu, zaczęłam macać szafkę nocną w  poszukiwaniu znienawidzonego przedmiotu. – Kurwa. Ty mała cholero – warknęłam, kiedy to dziadostwo spadło z  trzaskiem na podłogę. Niechętnie odrzuciłam cieplutką kołdrę z  nóg i  postawiłam bose stopy na ciemnych panelach. Kiedy moja skóra zetknęła się z zimną podłogą, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Nie wstając, schyliłam się po czerwone ustrojstwo i przyjrzałam się mu. To chyba cud, że się nie rozwalił. Już parę upadków zaliczył, czego dowodem było całkiem spore pęknięcie małej szybki, która zasłaniała tarczę zegara. Odstawiłam urządzenie z powrotem na miejsce i ruszyłam do kuchni. Po drodze chwyciłam pluszowy, różowy szlafrok z  przyszytymi do kaptura uszami. Wstawiłam wodę, związawszy denerwujące mnie w tej chwili włosy w niechlujną kitkę. Otworzyłam szafkę obok lodówki z  zamiarem wyciągnięcia kubka, kiedy ktoś założył mi na głowę kaptur. – Hej, Liv. – Odwróciłam się niezadowolona z gestu chłopaka. To był Luke. – Hej – burknęłam pod nosem, odkładając zielony kubek na blat. Luke pochylił się nade mną, wyciągając drugi kubek z  półki nad moją głową.

–  Przepraszam za to, że wczoraj nie zdążyliśmy pogadać. Przedłużyła mi się zmiana w  pubie. – Zalał wrzącą wodą najpierw mój kubek, a potem swój. –  Nic nie szkodzi. – Wzruszyłam ramionami, wsypując cukier do herbaty. –  No to jak ci minął pierwszy dzień w  nowej szkole? – Usiadł na krześle, spoglądając na mnie. – Nudne zajęcia, ale nie zgadniesz, kto przeniósł się do tej szkoły. – Kto? – Luke spojrzał na mnie zaciekawiony. – John i Jo Green! – pisnęłam z podekscytowaniem. –  To ci twoi znajomi z  internatu? – Uniósł brwi i  upił kawy z kubka. – No. Boże, nawet nie wiesz, jak się za nimi stęskniłam. – Znowu zawładnęła mną wczorajsza ekscytacja. –  Chciałbym ich w  końcu poznać. – Chłopak uśmiechnął się do mnie. –  Na pewno ich poznasz, ale później. – Pokazałam mu język. – Najpierw ja się chcę nimi nacieszyć. W odpowiedzi Luke tylko wywrócił oczami. Spojrzałam na zegarek w mikrofalówce. –  Muszę się już zbierać. – Dopiłam jeszcze gorącą herbatę, po czym odstawiłam kubek do zlewu. – Widzimy się w szkole. *** Wrzuciłam niepotrzebny balast do szkolnej szafki, wyciągając książki na dwie pierwsze lekcje. Rozejrzałam się po korytarzu, szukając znajomych, ale nigdzie nie widziałam Johna, Jo ani Luke’a. Westchnęłam z irytacją i udałam się pod klasę matematyczną. Może po drodze kogoś spotkam. Nie myliłam się. Stał tam niebieskooki blondyn, ale najbardziej zdziwiło mnie to, w  jakim towarzystwie. Zmarszczyłam w  zdenerwowaniu brwi, dostrzegając, że John rozmawia z  Mikiem. Widząc, jak Mike zaczyna się z czegoś śmiać, doszło do mnie, że nie dość, że się znają, to na dodatek całkiem dobrze rozumieją. To chyba jakiś żart.

–  Cześć, John. – Uśmiechnęłam się słodko, podchodząc do chłopaka. Założyłam mu ręce na szyję i pocałowałam w policzek na powitanie. –  Cześć. – John uśmiechnął się, obejmując mnie w  tali. Przyjrzał mi się, dokładne skanując moją twarz. –  Cooper, wiedziałem, że jesteś łatwa, ale żeby tak na nowych naskakiwać? – Arogancki głos Mike’a przypomniał mi o  jego obecności. Spojrzałam na chłopaka przez ramię, na co on tylko się uśmiechnął wrednie. – Chyba nie lubicie się za bardzo? – John zaśmiał się, zobaczywszy mój morderczy wzrok skierowany na Mike’a. –  Tu masz rację – prychnęłam, cofając się o  krok tak, by stać do nich obu przodem. John jednak nadal nie zdjął jednej ręki z  mojej tali. Zauważyłam, że wzrok Mike’a powędrował na sekundę na moje biodro, gdzie znajdowała się dłoń mojego kolegi. –  Prędzej nabawię się opryszczki, niż ją polubię. – Mike zaśmiał się, na co ja wywróciłam oczami i pokazałam mu środkowy palec. – Jakie to dojrzałe. Miałam go dość. Już na ten dzień wykorzystałam limit spędzonych z nim chwil. – Spadaj do klasy, gówniaro. – Jestem pod nią – warknęłam. – A grupa przedszkolaków to dwie ulice dalej. Już na ciebie czekają. – Podeszłam do Mike’a, zadzierając głowę, by spojrzeć mu w te aroganckie patrzałki. – No to ciekawe, bo tu jest też moja klasa. A od kiedy ty jesteś na zaawansowanym poziomie? – Piorunowaliśmy się wzrokiem. – Widocznie nie jestem taka głupia, jak myślisz. – Jak dla mnie jesteś na poziomie osoby, która nie umie zawiązać sznurowadeł. – Uśmiechnął się szeroko, pokazując bielutkie ząbki. Aż mnie ręka swędziała, żeby pozbyć się tych równych jedynek. John, chyba czując, co się święci, złapał mnie delikatnie za biodra i odciągnął od Mike’a, przytulając do swojego torsu. – Dajcie sobie spokój – odparł, opierając brodę na mojej głowie. – Chcecie bójki w szkole? John miał rację. Nie chciałam problemów w  szkole, ale sama obecność Mike’a działała na mnie jak płachta na byka. Nie

potrafiłam się kontrolować w jego towarzystwie. – Hej. – Niespodziewanie obok nas pojawiła się Jo. – Macie jakieś plany na sobotę? W sobotę wypadały moje osiemnaste urodziny. Nie miałam za specjalnie ochoty gdziekolwiek wychodzić ani cokolwiek robić. Najchętniej zamówiłabym pizzę i  obejrzała kilka filmów ze znajomymi. –  Nie myślałam o  tym jeszcze. – Wzruszyłam ramionami, opierając się o klatkę piersiową Johna. –  To twoje urodziny! Na pewno nie będziemy siedzieć w  domu – oburzył się John. Pokrzyżował w ten sposób moje plany. – Teraz będziesz mogła się w końcu upić do nieprzytomności. – Jo wyrzuciła w górę ręce. – Jakby już tego nie robiła... – John wywrócił oczami, opierając się ramieniem o ścianę. –  Ale teraz będzie to legalne – wytłumaczyła jego siostra, szczerząc się jak głupi do sera. – Co jest legalne? Wszyscy obróciliśmy się w  stronę zielonookiego blondyna. Stał niecałe dwa metry od nas, opierając się ramieniem o  metalowe szafki. Zaśmiałam się, słysząc cichy pisk wydobywający się z  gardła Jo. Spojrzałam na nią, chcąc wiedzieć, co się dzieje, ale kiedy zauważyłam, że ma wlepiony wzrok w  Luke’a, wiedziałam od razu, o co jej chodzi. Ślina praktycznie ciekła jej z ust. Lekko szturchnęłam ją łokciem. –  To jest Luke. – Kiwnęłam głową w  stronę chłopaka. – Luke, to jest John, a to... –  Jo – przerwała mi, uśmiechając się do niego szeroko, na co uniosłam brwi. Po jej minie widziałam już, że coś się święci. To będzie ciekawa znajomość. –  Chcemy wyciągnąć Liv w  sobotę do klubu – wyjaśniła. Czy Jo właśnie przejęła inicjatywę w  rozmowie? Boże, czy to już apokalipsa? Panna Green nie należała do osób nieśmiałych, ale rzadko kiedy chciała być w centrum uwagi.

– W takim razie, Olivia, idę z wami. – Luke uśmiechnął się, ale nie byłam pewna, czy do mnie, czy do Jo.

Rozdział 9 Olivia „Laguna” była jedynym klubem nocnym w  naszym małym miasteczku. Dlatego było tu zawsze tłoczno i  miejsca siedzące dało się znaleźć tylko mając szczęście. Dwie sale były utrzymane w  niebieskich kolorach. W  każdej z  nich znajdowała się ogromna kula disco na środku sufitu i pełno kolorowych laserów. Już od progu czuć było woń alkoholu i spoconych ciał. – Zarezerwowałem dla nas boks! – Luke starał się przekrzyczeć głośną muzykę. Kiedy dotarliśmy gęsiego do naszego obitego granatową skórą boksu zaraz przy barze, usiadłam z głośnym westchnieniem obok Jo. Byłam w  krótkich spodenkach, więc moja skóra zaraz przykleiła się do mebla. Luke i John od razu poszli po coś do picia. Odwróciłam się w stronę dziewczyny. Miała na sobie obcisłą, skórzaną spódniczkę do połowy ud i  lekko prześwitującą, miętową koszulę. Wpatrywała się w tańczących ludzi. – Czy Luke ma kogoś? – wypaliła nagle, nie odrywając wzroku od tłumu. – On nie bawi się w  związki, Jo – odpowiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z dziwnym uśmiechem. – Chodzi mu tylko o seks – mruknęła, tak jakby sama do siebie, ale już więcej się nie odezwała. Siedziałam tak chwilę, bawiąc się palcami, kiedy nagle przede mną wylądowała butelka whisky i coli. – Wszystkiego najlepszego dla naszej solenizantki! – wydarł się Luke. John położył na stoliku cztery szklanki, po czym nalał każdemu alkohol. – Za naszą małą, słodką, denerwującą... – Seksowną – wtrącił John.

– Seksowną – powtórzył Luke, na co zachichotałam – Olivię. Obyś wyrwała więcej dup niż sedes. Zaśmiałyśmy się z  Jo, unosząc szklanki, stuknęliśmy się nimi wszyscy i  wypiliśmy bursztynowy płyn. Poczułam, jak ciecz pali mi przełyk, rozgrzewając ciało. Chuchnęłam, odstawiając szkło na stolik. Po chwili szklanka znowu została napełniona alkoholem. *** Byliśmy w klubie już od kilku godzin. Czułam, jak w głowie mi szumi i  powoli opadałam z  sił. Tańczyłam kolejną piosenkę razem z  Jo, chociaż tańcem tego nazwać nie można. Dopasowałyśmy się do pozostałych klubowiczów. Podskakiwałyśmy i  ocierałyśmy się o  siebie, ignorując innych ludzi. W  pewnej chwili nie zauważyłam nawet, że gdzieś ją zgubiłam. Poczułam czyjeś ręce na biodrach i od razu chciałam je zrzucić, kiedy usłyszałam znajomy głos: – To ja, Liv. Obróciłam się przodem do Johna. Uśmiechał się, wpatrując mi prosto w oczy. Jego humor był zaraźliwy. – Mogę prosić o  taniec? – Wystawił teatralne dłoń, na co zachichotałam. – Oczywiście. – Dygnęłam, wsuwając dłoń w jego rękę. Szarpnął mnie tak, że wpadłam na niego, opierając asekuracyjnie dłonie na jego klatce piersiowej. Położył ręce na mojej talii, trochę za nisko, ale teraz mi to nie przeszkadzało. – Wyglądasz niesamowicie – mruknął głębokim tonem. Miał seksowną chrypę, kiedy był pijany. – Na pewno nie tak jak ty. – Uśmiechnęłam się, zaczynając się poruszać w rytm muzyki. To prawda, że John jest przystojny. Nie mówiłam tak ze względu na alkohol krążący w  moich żyłach. Miał na sobie dopasowane czarne spodnie i  białą koszulkę z  krótkim rękawem, opinającą jego umięśnioną sylwetkę. Niebieskimi oczami wpatrywał się w  moje oczy, a blond włosy lekko opadały mu na czoło. – Ale to nie na mój widok każdemu chłopakowi na sali staje. – Uniósł lewy kącik ust, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– I  nie na mój widok każda obecna tu dziewczyna ma kisiel w  majtkach – odbiłam piłeczkę, chichocząc. Górował nade mną wzrostem, przez co musiałam zadzierać głowę. – Ale nie ta, którą bym chciał – powiedział ledwo słyszalnie przez głośną muzykę. Nie wiedziałam, jak na to zareagować, dlatego jedynie patrzyłam na niego, nic nie mówiąc. Przysuwał twarz coraz bliżej. Nasze oddechy mieszały się ze sobą. Nasze oczy znajdowały się na tym samym poziomie, przez co mimowolnie oblizałam usta. Zjechał wzrokiem na moje wargi, po czym wrócił do moich oczu, w jego zaś widziałam niemą prośbę. Ledwo zauważalnie skinęłam głową, by po chwili poczuć usta chłopaka na swoich. Całował mnie delikatnie, ale z  chwili na chwilę robił się coraz śmielszy. Podobało mi się to. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, który mu dałam. Wplątałam palce w jego włosy, lekko za nie ciągnąc, przez co jęknął mi w usta. – John! – usłyszeliśmy krzyk Luke’a, po czym pojawił się obok nas. Oderwałam się od Johna, cicho dysząc. Spojrzałam na Luke’a. Stał, uśmiechając się jak głupi, czym mnie mimowolnie rozbawił. Po chwili mój wzrok przeniósł się na drobną postać podpierającą się na jego ramieniu. – Matko, Jo! Co się z  tobą stało?! – Podeszłam do dziewczyny, łapiąc jej twarz w dłonie. – Upiła się – oznajmił wstawiony Luke i  się zaśmiał. Poklepałam dziewczynę lekko po policzkach, na co ona coś wymruczała, ale nie otworzyła oczu. – Najlepiej będzie, jak zabierzesz ją do domu – stwierdziłam, odwracając się do Johna. Chłopak cicho westchnął, ale po chwili skinął głową i podszedł do siostry. – Jedziesz z  nami? – Spojrzał na mnie, podtrzymując ledwo przytomną Jo. Odwróciłam się w  stronę Luke’a, na co on od razu odparł, że jeszcze zostaje. W  sumie ja też miałam taką ochotę. Jo i  John mieszkają po drugiej stronie miasta, więc taksówka od ich domu do mojego kosztowałaby majątek.

– Nie, ja też jeszcze zostanę – odparłam. John skinął głową, a następnie, całując mnie w policzek, wyprowadził siostrę z klubu. *** Przez następne pół godziny bawiłam się z  Lukiem, jednak i  on mi gdzieś uciekł. Jako dziecko byłam harcerką i  dostawałam różne nudne odznaki. Na przykład za dobrze rozpalone ognisko albo udzielenie pierwszej pomocy. Jestem teraz pewna, że gdybym nadal nią była, dostałabym odznakę za zgubienie dwójki przyjaciół w ciągu jednego wieczoru. Szczerze, nawet nie starałam się go szukać. Jeżeli poznał jakąś panienkę, mogę założyć się o Nutellę, że już go dzisiaj nie znajdę. Dla pewności posiedziałam jeszcze z  dziesięć minut przy naszym stoliku i wiedząc, że mnie nie szuka, udałam się do wyjścia. Nie wzięłam ze sobą telefonu, więc nie miałam pojęcia, która godzina. Po taksówkę też nie mogłam zadzwonić. Cholera. Mogłam wrócić z Johnem. Super. Może przy głównej ulicy będę miała szczęście i  złapię jakąś taksówkę. Gdy wyszłam z  klubu, owiał mnie chłodny wiatr, odgarniając mi spocone włosy do tyłu. Poczułam gęsią skórkę. Zaczęłam pocierać ramiona, chcąc się rozgrzać. Na dworze było ciemno i  jedyne światło dawały lampy uliczne. Nogi bolały mnie strasznie od kilkugodzinnego tańczenia, ale nie minęłam ani jednej ławki, na której mogłabym na chwilę usiąść. Muzyka z klubu stawała się coraz cichsza. Wsłuchiwałam się w stukot moich butów, przez co nie zauważyłam wysokiego chłopaka jadącego na rowerze. W ostatniej chwili udało mi się odskoczyć i z ciężko bijącym sercem ruszyłam dalej, nawet nie oglądając się za rowerzystą. – Idiota – wymamrotałam cicho pod nosem. Owinęłam się ramionami, chcąc sobie dodać otuchy. Mimo że noc nie była zimna, to czułam ciarki na całym ciele, chodząc pustą drogą. Po ulicy jechało raz na jakiś czas pojedyncze auto, ale nie widziałam tu żadnych pieszych. Kiedy byłam już blisko postoju

taksówek, odetchnęłam z  ulgą. Jeszcze parę minut i  będę siedzieć w bezpiecznym aucie. Przechodziłam właśnie na drugą stronę ulicy, kiedy poczułam uderzenie w  lewy bok. Zwaliło mnie z  nóg. Ból był tak mocny, że nawet wzięcie oddechu stało się wręcz niemożliwe. Nie wiedziałam, na której bolącej części ciała się skupić. Nadal będąc w  kompletnym szoku, otworzyłam oczy, żeby się dowiedzieć, co się stało. Najpierw zauważyłam stopy ubrane w zwykłe, czarne tenisówki. Wzrok mi się rozmazywał i wyostrzał co chwilę, jednak próbowałam się skupić, by dostrzec jak najwięcej szczegółów. – Dawaj mi całą kasę, jaką masz przy sobie – warknął bandzior, spoglądając na mnie zza okularów przeciwsłonecznych. Wciąż starając się unormować oddech po uderzeniu, podniosłam się na ramieniu, spoglądając na jego twarz. – Nie mam przy sobie żadnych pieniędzy – powiedziałam prawie szeptem. Widziałam, jak mężczyzna zaciska szczękę niezadowolony z mojej odpowiedzi. Nie minęły sekundy, gdy pochylił się nade mną, zamachnął pięścią i  uderzył mnie w  twarz. Siła, jakiej użył, ponownie powaliła mnie na ziemię. – Nie pierdol, tylko dawaj mi forsę! – krzyknął. Przerażona podskoczyłam, niepewnie podnosząc na niego wzrok. – Te świecidełka też masz mi dać. Łzy pociekły mi po policzkach strumieniami, kiedy wskazał na złoty wisiorek na mojej szyi. – Nie mam pieniędzy – powtórzyłam. Znowu podniosłam się na dygoczących rękach i starałam się odsunąć od niego. Moja odpowiedź ponownie go nie zadowoliła. Byłam tak przerażona, że nie myślałam trzeźwo. Już otwierałam usta, by zacząć wołać o  pomoc, kiedy podszedł do mnie w  dwóch krokach i  nie czekając ani chwili dłużej, kopnął w brzuch. Kiedy ja wiłam się na ulicy z  bólu, on pochylił się nade mną, zrywając mi z  szyi złoty łańcuszek i  bransoletkę z  nadgarstka. Nie wiem, ile czasu minęło. Miałam wrażenie, że leżę godzinami, podczas których on tylko spogląda na mnie. Traciłam siły z  każdą

sekundą, a  najgorsze jest to, że w  pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Nie chciałam tak skończyć. – Co, do kurwy nędzy?! – Głośny krzyk sprawił, że chociaż trochę oprzytomniałam. Ponownie uniosłam ociężałe powieki. Chciałam podnieść się na ramionach, jednak ostry ból przy lewych żebrach powalił mnie na ziemię. Zawyłam, kiedy moja głowa ponownie uderzyła o twardy asfalt. – Olivia! – Spanikowany Mike pojawił się w  zasięgu mojego wzroku. Widziałam, jak krew odpłynęła mu z twarzy, kiedy uklęknął obok. Zmierzył mnie od stóp do głów, krzywiąc się tak, jakby jemu samemu sprawiało to ból. – Wszystko będzie dobrze, Liv. – Nawet nie czułam, że łzy nadal moczą mi policzki, dopóki Mike nie starł ich dłonią. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Nie jestem pewna, czy chciał przekonać mnie, czy siebie. Bardzo się starałam nie zamykać oczu, ale uczucie zmęczenia było nie do pokonania. Słyszałam błagania, bym nie zasypiała, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Czułam się, jakby ktoś zawiesił mi kamienie na powiekach, a oczy wręcz szczypały. Ogarnęła mnie przyjemna nicość. *** – Dzieci, dobierzcie się w  pary. Nie wyjdziemy na dwór, dopóki wszyscy jakiejś nie znajdą. – Głos nauczycielki nie pozostawiał możliwości protestu. Wykorzystując nieuwagę pani Jaster, która próbowała rozdzielić trzech kłócących się chłopców, oraz reszty uczniów, którzy ustawiali się w  rzędzie przed drzwiami, wyszłam z  kolejki. Miałam nadzieję, że skarżypyta Judy nie zauważyła mnie i  nie podkabluje nauczycielce, że zlekceważyłam jej prośby. Dostałam się do szatni niezauważona przez nikogo i  szybko podbiegłam do swojego różowego plecaka, z którego wyciągnęłam duże opakowanie kleju szkolnego. W błyskawicznym tempie znalazłam czarne buty chłopaka, którego nie lubię.

Odkręciłam nakrętkę i  nalałam trochę rzadkiego kleju do każdego buta, stojącego pod naklejką z napisem „Michael C”.

Rozdział 10 Michael –  Więcej karmelu – wymruczała w  poduszkę. Spojrzałem na Olivię leżącą na białej szpitalnej pościeli. –  Co oni jej dali? – Zaśmiałem się, chociaż wcale mi nie było do śmiechu. –  Skoro ma taką jazdę po lekach przeciwbólowych, to weź mnie pobij – odpowiedział Luke, uśmiechając się słabo. –  Nie mam zamiaru spędzać tu więcej czasu niż to konieczne. – Posłałem mu wymowne spojrzenie, po czym ponownie przeniosłem wzrok na brązowowłosą dziewczynę. Teraz mamrotała coś o... śmietanie? Nie za mocne jej dali te leki? Od kilku godzin siedziałem na tym strasznie niewygodnym krześle. Od kiedy trzy dni temu się tu znalazła, lekarze dawali jej jakieś leki usypiające, by na spokojnie ją zbadać bez ryzyka narażenia na ból. Od trzech dni siedziałem w tym ponurym szpitalu, czekając, aż się obudzi. Dlaczego to robiłem? Nie jestem pewien. Może czułem się winny? Chociaż nie powinienem. Zasłużyła sobie. Jest tak uparta, wkurwiająca, irytująca, ale jak widzę te siniaki, zadrapania i opuchnięte oko... coś mnie rusza. Przeczesałem palcami włosy, rozglądając się po białym pomieszczeniu. Białe łóżko, białe ściany, biała pościel i  aparatura wokoło. Jej ciemne, kasztanowe włosy rozsypane były po całej poduszce, a ciemne oczy schowane pod powiekami o długich rzęsach rzucających cień na wystające kości policzkowe. Spojrzałem na chłopaka obok. W przeciwieństwie do mnie nie wracał nawet na noc do domu. Siedział tutaj cały czas, co dawało mu się we znaki. Zielone oczy miał czerwone od nabiegłej krwi, włosy sterczały mu we wszystkie strony od nerwowego przeczesywania palcami. Na bladej twarzy widać było sine wory pod oczami. Kiedy następnego

dnia po zdarzeniu opowiedziałem mu, co się stało i że Olivia trafiła do szpitala, pojechał do niej i od tamtego czasu nie opuszczał jej na krok, winiąc się o wszystko. Dziwnie się z tym czułem. Wiedziałem, że niby ją lubi, ale nie sądziłem, że aż tak. –  Luke, jedź do domu i  się wyśpij. – Położyłem rękę na plecach przyjaciela. –  Nie – zaprzeczył od razu. – Odstawili jej leki usypiające. Może się w każdej chwili obudzić. Nie zostawię jej znowu samej. –  Luke, to nie twoja wina. – Starałem się go pocieszyć, ale nie słuchał. –  Moja. Gdybym jej wtedy samej nie zostawił – przełknął głośno ślinę – nic by jej teraz nie było. A  co się stało? Leży w  szpitalu z połamanymi żebrami i wstrząsem mózgu. Mówił beznamiętnym głosem, wpatrując się tępo w  śpiącą dziewczynę. Westchnąłem cicho, czując się jak chuj przez to, że nie męczą mnie wyrzuty sumienia i  nie mogę choć trochę zrozumieć jego troski o  dziewczynę. No po prostu nie umiem tego zrobić. Nie czuję się winny, nie czuję smutku ani żalu. Zawsze miałem z nią na pieńku. Nigdy się nie lubiliśmy. *** Reszta dzieci sprzątała klocki, lalki i inne zabawki, przygotowując się do śniadania. Odnalazłem wzrokiem dziewczynkę z  warkoczem i  w żółtej sukience. Odkładała pluszowego misia na miejsce. Upewniając się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi, otworzyłem drzwi i  wyszedłem na korytarz. Szybko podbiegłem do swojego plecaka z  Hulkiem. Wyciągnąłem z niego średniej wielkości słoik z podziurawioną nakrętką. Trzymając go pod pachą, udałem się do różowego plecaka naprzeciwko. Szybko rozpiąłem go i odkręciłem słoik. Potrząsnąłem naczyniem, kiedy wielka, zielona żaba nie chciała wyskoczyć. Kiedy straciłem już cierpliwość, złapałem ją i  szybko wsadziłem do plecaka. Zapiąłem go jeszcze i wycierając dłonie o spodnie, wróciłem do klasy. ***

Byłem tu tylko dla Luke’a. Nie było mi żal dziewczyny, ale nie chciałem zostawiać przyjaciela samego. Siedziałem tu kolejną godzinę, bawiąc się telefonem. Westchnąłem, spoglądając na blondwłosego chłopaka. Nadal tępo wpatrywał się w śpiącą Olivię. –  Idę po kawę. Przynieść ci też? – Podniosłem się z  krzesła, chowając telefon do kieszeni. – Tak – odparł, nawet na mnie nie patrząc. Wyszedłem z  pomieszczenia lekko wkurzony. Nawet jak jest nieprzytomna, ja wciąż schodzę na drugi plan. Przyjaźnił się z  nią, odkąd pamiętam. Dopiero kiedy wyjechała, udało mi się z  nim dogadać. Tak, to prawda. Przyjaźniłem się z Lukiem w przedszkolu, ale gdy tylko pojawiła się ona, od razu przeciągnęła go na swoją stronę. To był mój przyjaciel, a  nie rozmawiałem z  nim przez kilka lat. Dopiero jak wyjechała, udało mi się odzyskać kumpla. Ale wróciła i znowu się zaczyna. Kawa w szpitalu smakuje jak woda po myciu podłogi, ale nic na to nie poradzę. Trzymając w  obu dłoniach kartonowe kubki, wróciłem do jej pokoju. Otworzyłem drzwi i  dopiero, gdy podszedłem do stolika i  odłożyłem kawę, zauważyłem, że Luke’a nie ma. Westchnąłem i udałem się do łazienki. –  Tak, Cornelio. Nie, nic się nie dzieje. Pojechała nocować u  Jo i zapomniała telefonu. – Luke przez chwilę słuchał rozmówcy. – Tak. Jak przyjedzie, to jej powiem. Dobrze. Do widzenia. – Skończył połączenie i oparł się czołem o brzydkie, niebieskie kafelki. –  Cornelia mnie zabije, jeżeli dzisiaj Liv do niej nie zadzwoni – mruknął pod nosem i przeniósł na mnie wzrok. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć, więc stałem sztywno jak słup soli. – Wracam do niej. – Westchnął i wrócił do jej pokoju. Skorzystałem z toalety i myjąc ręce, spojrzałem w lustro. – Ale z  ciebie dupek, Mike – warknąłem do siebie. Nic nie mogę poradzić na to, że nie jest mi przykro. Nie jest mi jej żal, chociaż powinienem teraz siedzieć i  użalać się nad tym, jakim jestem palantem. Ale nie potrafię. Zrezygnowany i znudzony wróciłem do sali. Chyba będę się zbierał do domu. Podniosłem wzrok z podłogi i zesztywniałem. Olivia się obudziła.

Siedziała teraz oparta o poduszkę i trzymała Luke’a za rękę. Twarz miała wykrzywioną w  lekkim grymasie, ale to na pewno przez ból spowodowany złamanym żebrem. Wielki, fioletowy siniak na lewym oku odznaczał się na tle jej chwilowo bladej cery. Nagle podniosła głowę, odrywając tym samym wzrok od Luke’a, i zauważyła, że się jej przyglądam. Nie miałem zielonego pojęcia, jak się zachować. Przeprosić, przytulić, a  może powiedzieć coś w  stylu „Najgorsze już za tobą”? Ona uśmiechnęła się blado i odezwała cichym głosem: – Dziękuję. I właśnie w  tej chwili wszystkie emocje, jakich powinienem doświadczyć podczas przebywania tutaj, uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Poczułem się jak kompletny dupek.

Rozdział 11 Olivia –  Tak. No mówię ci już trzeci raz, że wszystko jest dobrze. – Westchnęłam ponownie, starając się zapewnić moją mamę, że nic się nie dzieje. –  Jesteś pewna? Córciu, jak coś jest nie tak, to mi powiedz, a już będę u ciebie. Pamiętaj o tym. – Słyszałam zmartwienie w jej głosie. –  Tak, wiem, mamo. Kocham cię. – Uśmiechnęłam się sama do siebie, poprawiając się na szpitalnym łóżku. – Też cię kocham, słoneczko. Odłożyłam telefon na szafkę obok łóżka, kiedy w  pokoju pojawił się Luke. Wczoraj wieczorem udało mi się go wysłać do domu, choć było to nie lada wyzwanie. Upierał się, że zostanie ze mną, ale ja, widząc jego podkrążone oczy i  zmęczoną twarz, odprawiłam go z kwitkiem. – Hej. – Uśmiechnął się, podchodząc do mojego łóżka. – Mam dla ciebie niespodziankę. Zdziwiona uniosłam brew. Po chwili do pokoju wpadła Jo, a za nią jej brat. – Liv! Boże, jak ja się martwiłam. Nawet nie wiesz, jak gryzie mnie poczucie winy. Gdyby nie ja, John zostałby jeszcze z  tobą. Tak mi przykro! – Zaszlochała i uściskała mnie, co zabolało. – Przepraszam. Uśmiechnęłam się, gdy dziewczyna z zakłopotaniem odsunęła się ode mnie, robiąc miejsce bratu. – Hej, słońce. – John usiadł na krześle obok łóżka i złapał mnie za dłoń. – Jak się czujesz? –  Tak jak w  siódmej klasie, kiedy pierwszy raz dałeś mi zapalić trawkę. Tylko teraz nie zwymiotuję wcześniej zjedzonej pizzy. – Zaśmiałam się na to wspomnienie, a chłopak mi zawtórował. – Przepraszam cię za wszystko.

– To nie twoja wina, John – przerwałam mu stanowczo. – Gdybym został trochę dłużej albo po ciebie wrócił… – Nic się nie stało. – Złapałam w dłonie jego twarz i zmusiłam, by na mnie spojrzał. – Ale… –  Nic się nie stało – powtórzyłam, kładąc nacisk na każde wypowiadane słowo. Chłopak tylko się uśmiechnął blado. Rozmawiałam z nimi jeszcze przez jakiś czas, kiedy do pokoju zawitał Mike. –  Mogę z  nim porozmawiać? W  cztery oczy. – Spojrzałam na przyjaciół. Jo lekko uścisnęła mi rękę i  wyszła, otoczona ramieniem Luke’a. Popatrzyłam wymownie na Johna, a  on tylko nieznacznie kiwnął głową, po czym pocałował mnie w czoło i zniknął za drzwiami. –  Dziękuję, że mnie uratowałeś – odezwałam się pierwsza, kiedy Mike usiadł na krześle przy moim łóżku. – A tak właściwie to co ty robiłeś w tej okolicy? –  Chciałem odebrać was z  klubu. – Podrapał się po karku. – Ale najpierw pojechałem do całodobowego po piwo. – Wiesz, kim był tamten facet? – Zaczęłam bawić się palcami. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć. – Olivia – zaczął niepewnie. – Nikogo nie widziałem. – Starałam się odgadnąć emocje z  jego twarzy, ale nic nie umiałam wyczytać. Był strasznie obojętny. Z  takimi umiejętnościami mógłby spokojnie grać w pokera. – Ale jak to? – zapytałam skołowana. – Znalazłem cię nieprzytomną na ulicy – mówił powoli i spokojnie Mike. Tak jak się zwraca do zwierzęcia, by go nie przestraszyć. – Nie wiem, co tam się stało. Złapałam się za głowę, bo zaczęła mi nieprzyjemnie pulsować. Przecież go sobie nie wymyśliłam. Może po prostu zdążył uciec, zanim Mike mnie znalazł. Tak musiało być. – Mówiłaś o tym komuś? Spojrzałam na chłopaka i pokręciłam głową. –  Nie, jeszcze nikt o  tym nie… – nie dokończyłam, bo do pokoju weszło dwóch policjantów.

–  Dzień dobry. Jestem sierżant Layne, a  to sierżant Champin. Chcieliśmy zadać pani kilka pytań dotyczących zdarzenia sprzed trzech dni. – Wysoki, umięśniony brunet stanął naprzeciwko mojego łóżka. Drugi policjant nie odezwał się nawet słowem. Miał krótko ścięte, jasne włosy i blond wąs. –  Czy pamięta pani, co się stało? – odezwał się sierżant Layne, wyciągając notes i coś w nim pisząc. – Tak. – Kiwnęłam głową. – Ktoś mnie napadł. – Lekarz powiedział, że nie był to napad na tle seksualnym. Mike wydał z  siebie dźwięk, który brzmiał jak coś pomiędzy czkawką a zakrztuszeniem się, czym zwrócił na siebie uwagę. – Może lepiej będzie, jak opuści pan salę – zasugerował policjant. – Pani Cooper może bardziej się dzięki temu skupi. –  Nie. Wszystko w  porządku. – Poprawiłam się na łóżku, wodząc wzrokiem między zebranymi ludźmi. – Niech zostanie. – Dobrze. – Znowu zanotował coś w notesie. – Czy pamięta pani, jak wyglądał napastnik? Jakieś znaki szczególne? Wysoki, ciemnowłosy chłopak po dwudziestce. Znaki szczególne? Dziwna blizna na lewej dłoni. Wyglądała jak po oparzeniu. Tak, pamiętam. Pamiętam go aż za dobrze. Spojrzałam na Mike’a, który przyglądał mi się nieodgadnionym wzrokiem, lekko marszcząc brwi. Przełknęłam głośno ślinę, zanim się odezwałam. – Tak, pamiętam, jak wyglądał. – Opowiedziałam im wszystko, co udało mi się zapamiętać z tamtej nocy. Zanim wyszli, zadali jeszcze kilka pytań Mike’owi, ale on od razu powiedział, że nikogo nie widział. Mam nadzieję, że moja mama o  niczym się nie dowie. Gdyby wiedziała, co się wydarzyło, od razu rzuciłaby pracę i  do mnie przyjechała. Szczęście w  nieszczęściu, że mam ukończone osiemnaście lat. Mama Luke’a nie była zadowolona, kiedy poprosiłam ją, by nic nie mówiła mojej mamie. Sądziła, że każdy rodzic powinien wiedzieć, co się dzieje z  ich dziećmi, ale po moich zapewnieniach, że czuję się dobrze, zgodziła się nic nie zdradzać. ***

Po tygodniu zostałam wypisana ze szpitala. Skłamałbym mówiąc, że nie chciałam z  niego wychodzić. Bo chciałam, i  to bardzo. To szpitalne jedzenie jest niejadalne, nie wspominając już o  tym, że w sklepiku zabrakło czekolady. No chyba ich pokopało. JAK MOGŁO ZABRAKNĄĆ CZEKOLADY?! Większość siniaków i otarć zaczęła znikać. Zostały niestety wielki siniak na oku i  złamane żebro, które goi się ponoć bardzo szybko. Nie mogę się tylko przemęczać, a to dzieje się równie prędko. Leżałam na kanapie, oglądając Toma i  Jerry’ego. Może to dziecinne, ale zawsze lubiłam tę bajkę. –  Cooper. – W  salonie pojawił się zielonooki i  blondwłosy chłopak. Stanął za kanapą, patrząc na mnie z góry. – Evans. – Spojrzałam na niego. – Masz towar? Luke rozejrzał się dookoła, jakby chciał upewnić się, że nikt nie patrzy, a  potem szybko wyciągnął zza pleców pudełko czekoladowych ciastek i podał mi je dyskretnie. –  Tom i  Jerry? Nie jesteś na to za stara? – odezwał się, kiedy pochłonęłam już pierwsze ciastko. –  Sam jesteś starym bykiem, a  oglądasz SpongeBoba – prychnęłam. Chłopak usiadł na kanapie, kładąc sobie moje stopy na kolana. –  Na tę bajkę nigdy nie jest się za starym. – Wyszczerzył się w uśmiechu. –  Na tę też. – Pokazałam mu język. – A, skoro już tu jesteś, to mam pytanie, jeśli mogę… –  Nie możesz – przerwał mi z  chytrym uśmieszkiem, jednak nic sobie z tego nie zrobiłam. – Co jest między tobą a Jo? – Poruszyłam znacząco brwiami. –  Powietrze. Ale jak mam być bardziej dokładny, to tak około sześciu kilometrów. – Och, no wiesz, o co mi chodzi – sapnęłam. – Kotku, nic między nami nie ma. Wydaje się w porządku, a że to twoja koleżanka, to niestety jej nie przelecę. – Wzruszył ramionami. – Luke! – krzyknęłam zdegustowana. – Jesteś beznadziejny. Podniosłam się z kanapy trochę za gwałtownie, przez co poczułam ból w klatce piersiowej. Syknęłam, przygryzając dolną wargę.

–  Wszystko w  porządku? – Luke od razu podniósł się z  kanapy, podtrzymując mnie za ręce. –  Tak. Za szybko wstałam. – Widziałam w  jego oczach zmartwienie. – Idę się umyć. – Potrzebujesz pomocy? – Luke uśmiechnął się łobuzersko, na co tylko prychnęłam, wywracając oczami. – Dziękuję, ale poradzę sobie. –  Jesteś pewna? Pamiętaj, że zawsze służę pomocą. A przynajmniej jeszcze przez godzinę, bo wychodzę do pracy. Zachichotałam, zabierając rzeczy z  pokoju i  zamknęłam się w  łazience. Napuściłam sobie wody do wanny i  schowałam się pod pachnącą pianą. *** Nie mam pojęcia, jak długo tak leżałam, ale wyszłam dopiero, kiedy woda zaczęła robić się zimna. Na tyle, na ile pozwoliła mi obolała klatka piersiowa, wytarłam się ręcznikiem i  po kilku próbach udało mi się włożyć bieliznę. Ta woda w szpitalu była jakaś dziwna. Miałam tak suchą skórę, że aż piekła. Dysząc po ubieraniu się, oparłam nogę o  krawędź wanny i  nalałam na nią trochę balsamu. Odłożyłam opakowanie na półkę i  zaczęłam rozmasowywać krem na udzie. Wszystko było dobrze, dopóki nie doszłam do kolana. Chcąc sięgnąć dalej, musiałabym się znowu zgiąć, a  to oznaczało nacisk na żebra i  jeszcze więcej nieprzyjemnego bólu. I  co teraz? Z  majtkami poradziłam sobie z wielkim trudem i już nie chciało mi się cierpieć. Luke. Będzie musiał mi pomóc. Poprawiłam ręcznik, który na szczęście sięgał mi przed kolano i wystawiłam głowę za drzwi. – Luke?! Luke! Potrzebuję pomocy! – krzyczałam, ale chłopak się nie pojawił. – Luke, do cholery, gdzie jesteś?! Chodź mi pomóc! – Luke już wyszedł – usłyszałam nagle, a chwilę później zza rogu wyłonił się Mike. – Gdzie? – zapytałam zaskoczona, kiedy pojawił się przede mną. –  Wyszedł do baru. – Wzruszył ramionami. – Co się stało? – Zmarszczył brwi.

–  Nic, po prostu przez żebro nie mogę czegoś dosięgnąć. – Westchnęłam zrezygnowana. Co ja teraz zrobię? Przetarłam czoło, zastanawiając się, co zrobić. – Ja mogę ci pomóc. – Wzruszył od niechcenia ramionami. – Nie, nie możesz. Nie w tym – zaczęłam trochę spanikowana. – Czemu niby? Jestem wysoki, na pewno dosięgnę. – Nie o takie coś mi chodzi. –  A o  jakie? Co jest takiego, co Luke może zrobić, a  ja nie? – Uniósł prawą brew. – Nie możesz, i już – odparłam stanowczo. –  Najpierw powiedz, czego nie mogę zrobić, a  Luke tak. – Zatrzymał mi ręką drzwi, gdy już chciałam wrócić do łazienki. –  Mike – jęknęłam zrezygnowana. Nie miałam ochoty na jego gierki. Byłam za bardzo zmęczona. –  Lubię, jak jęczysz moje imię, ale odłóżmy to na później. – Uśmiechnął się, na co wywróciłam oczami. – Co on może, czego ja nie mogę? – Dotykać mnie. On może mnie dotykać. – Westchnęłam, wiedząc, że nie da mi spokoju. – Boże! Nie miałam tego na myśli, ty obleśny zboczeńcu – dodałam szybko, widząc jego głupawy uśmieszek i wysoko uniesione brwi. – Ale mi chyba pozwolisz się dotknąć w ten sposób, no nie? – Dupek – warknęłam i znowu szarpnęłam za klamkę. – Weź rękę. – O co chodzi? Ja też mogę ci pomóc. – Nie dawał za wygraną. – Nie! – odparłam stanowczo. – Dobrze. Powiedz tylko, co miałby zrobić Luke, to puszczę drzwi. – Obiecujesz? – Spojrzałam na niego zza przymrużonych powiek. – Na moje harcerskie odznaki. – Przyłożył rękę do serca. – Niech ci będzie – westchnęłam. – Przez żebro nie mogę się zgiąć i  rozsmarować balsamu na nogach. A  teraz puść drzwi – powiedziałam na jednym wydechu, czekając, aż w końcu odejdzie. I zrobił to. Puścił drzwi i  zamknął je. Tylko znalazł się po złej stronie. – Co ty robisz, kretynie? Wynoś się stąd! – krzyknęłam na niego, poprawiając uchwyt na ręczniku.

– Pokażę ci, że potrafię to zrobić trzy razy lepiej niż on. – Obrócił się w moją stronę. – Co ci odbija? Obiecałeś! – Zaczęłam się cofać, kiedy zmniejszał odległość między nami. –  Nigdy nie byłem harcerzem, a  poza tym potrzebujesz pomocy, więc ci pomogę. – Uśmiechnął się, gdy plecami trafiłam na kafelki. Mogłam się spodziewać, że będzie kłamał. – Mike, do cholery… – Cicho. Nie bój się, nie gryzę. No chyba że w łóżku, ale to rzadka przyjemność. – Wyszczerzył się jak głupi do sera. –  Chcę się pociąć mydłem – mruknęłam, krzywiąc się na komentarz chłopaka. – Możesz sobie iść? –  Najpierw zajmiemy się twoimi nogami. – Poruszył znacząco brwiami, po czym złapał mnie za ramiona i posadził na sedesie. Nie mogłam się powstrzymać przed wywróceniem oczami. Sam usiadł na krawędzi wanny, po czym złapał jedną z moich nóg i  oparł ją sobie na kolanach. Ciepłymi, szorstkimi palcami zaczął delikatnie rozprowadzać balsam od kostki aż do kolana. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie było to przyjemne. Mimowolnie oparłam się plecami o ścianę. Byłam zmęczona jeszcze po szpitalu, a leki przeciwbólowe tylko pogłębiały moje znużenie. – Jesteś dupkiem, Mike – stwierdziłam, na co chłopak uśmiechnął się, zabierając się za moją drugą nogę. – Ale i  tak jestem ci wdzięczna. Nie bierz mnie za człowieka bez jakiegokolwiek sumienia. Jestem ci wdzięczna, ale i  tak cię nienawidzę i  nie myśl sobie, że przestanę cię denerwować. – Przymknęłam oczy ze zmęczenia. – Gdzieżbym śmiał. – Zaśmiał się. – Ja też ci nie popuszczę. – Nawet o tym nie pomyślałam. – Uśmiechnęłam się lekko. Byłam bardzo zmęczona, nawet ręka Mike’a sunąca trochę za wysoko mi nie przeszkadzała. – Ale z drugiej strony ty i tak nie wygrałbyś nawet za tysiąc lat. –  Na pewno. Zobaczymy, kto pierwszy skończy z  żyłami podciętymi mydłem. – Skończ już truć, pacanie – mruknęłam cicho, powoli zasypiając przy miłym dotyku jego rąk.

Czułam, jak jedna z  jego dłoni przejeżdża za kolano i  zatrzymuje się w połowie mojego uda. –  Masz coś pod spodem? – usłyszałam lekko zachrypnięty głos, przez co od razu się rozbudziłam. –  Wynoś mi się stąd! – pisnęłam, łapiąc za szczotkę do włosów, która leżała na umywalce i rzuciłam nią w roześmianego chłopaka. Mike szybko otworzył drzwi i zniknął za nimi, ale i to nie uciszyło jego śmiechu.

Rozdział 12 Olivia Siedziałam w domu jeszcze przez tydzień. John i Jo odwiedzali mnie codziennie. No, Jo nie przychodziła tylko dla mnie. Spędzała dużo czasu z Lukiem. Za to John nie opuszczał mnie ani na krok. Chodził za mną nawet do toalety. Na szczęście czekał pod drzwiami. Mike był wyjątkowo obojętny. Przez ten tydzień nie usłyszałam żadnej złośliwej uwagi na swój temat, co, nie zaprzeczę, było bardzo dziwne. Dzisiaj niestety idę już do szkoły. Gdy budzik zaczął wydawać denerwujące dźwięki, sięgnęłam ręką na półkę, nie otwierając oczu. Gdy na ślepo udało mi się go wyłączyć, niechcący o niego zawadziłam i wylądował na podłodze, rozpadając się na kilka części. –  Kurczę – mruknęłam niewyraźnie, przecierając oczy. – Teraz muszę kupić nowy. Westchnęłam, przeczesując włosy palcami. John nie przyszedł dzisiaj do szkoły. Siedziałam w ostatniej ławce sama, rozglądając się po sali. Na każdej lekcji ludzie podzielili się na grupy. Nawet na zaawansowanej matematyce. Przed biurkiem nauczycielskim siedziały największe kujony, w okularkach i babcinych sweterkach. Ławki przy drzwiach należały do chłopaków z drużyny piłkarskiej, którzy łamali stereotyp głupiego sportowca. Oczywiście nie mam tu na myśli zarozumiałego charakteru. W  ławkach środkowych usadowiły się laski w  spódnicach, rajstopach i  brzydkich butach. A  całkiem z  tyłu siedziały takie osoby jak ja. –  Dzień dobry. – Do klasy weszła jasnowłosa nauczycielka. Nie zwracałam na nią uwagi, tylko zaczęłam wyciągać z torby potrzebne

mi rzeczy. Ściągając ją ze stolika, niechcący zahaczyłam o  piórnik i  cała jego zawartość rozsypała się po podłodze. Westchnęłam głośno, kiedy sfrustrowana schyliłam się, by pozbierać przybory do pisania. Sięgałam właśnie po czarne pióro, kiedy nagle ktoś na nie nadepnął. –  Uważaj, jak chodzisz, kretynko! – krzyknęłam, nie podnosząc wzroku z  połamanego pióra. Atrament rozlał się dookoła, tworząc ciemną kałużę. – Tak bardzo cię przepraszam! –  To była ostatnia rzecz, którą dostałam od dziadka, zanim… – zaczęłam, ale w ostatniej chwili przerwałam. Nie chciałam rozklejać się przed klasą, a zwłaszcza pokazywać, jak bardzo jestem wrażliwa. Dziadek był dla mnie jak ojciec, a kiedy zmarł, już nic nie było takie samo. Z rozmyślań wyrwała mnie ręka, która schyliła się, by pozbierać to, co zostało z mojej pamiątki. Dopiero wtedy spojrzałam na drobną dziewczynę. Miała włosy zafarbowane na czerwony kolor z czarnymi pasemkami, sięgające jej do ramion, oraz zielone oczy. Podniosłam się z powrotem na krzesło i dopiero wtedy zauważyłam, że cała klasa mi się przygląda. – A ty co tu robisz? – Nauczycielka na mnie spojrzała. –  Uczę się? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, mając wrażenie, że kobieta mnie nie pamięta. – Nazywam się Olivia Cooper. Nie było mnie przez ostatnie tygodnie – wyjaśniłam w razie czego. Już miałam zjebany humor. I nawet nie zwracałam uwagi na dziewczynę z  palcami upapranymi atramentem, stojącą przy mojej ławce. Nauczycielka sprawdziła coś w  dzienniku, po czym z  dziwnym wyrazem twarzy popatrzyła na mnie. –  Nie rozumiem, ale na moich zajęciach już cię nie ma. To na pewno pomyłka. – Upiła łyk z zielonego kubka. –  No to pójdę to wyjaśnić. – Wzruszyłam ramionami, pakując rzeczy do torby. – Tu i tak jest beznadziejnie. Ty jesteś beznadziejna – marudziłam pod nosem, zerkając ukradkiem na dziewczynę z  czerwonymi włosami. – Wszyscy jesteście beznadziejni –

szeptałam do siebie, a  przechodząc obok Mike’a, klepnęłam go w plecy i wymamrotałam cicho: – A ty jesteś debilem. Wiedziałam, że ten dzień będzie beznadziejny. Brakowało tylko traumatycznej muzyki w tle i moje życie mogło dobiec końca. Później w  sekretariacie okazało się, że przez moją kilkutygodniową nieobecność nauczycielka myślała, że zostałam przeniesiona na inne zajęcia na poziomie mojej klasy i skreśliła mnie z  listy uczniów. Przeprosiła, gdy przypadkiem spotkałam ją na korytarzu, ale tego dnia już nie wróciłam na matematykę. *** Leżałam na łóżku w swoim pokoju. Odkąd tu mieszkam, udało mi się parę rzeczy przerobić. Wokół zagłówka poowijałam białe lampki choinkowe, co dawało łagodne światło. Powiesiłam parę zdjęć ze znajomymi i poustawiałam kilka doniczek z kwiatkami. – Hej. – Nawet nie zauważyłam, gdy w progu pojawił się John. – Hej. – Podparłam się na łokciach, by na niego spojrzeć. – Puka się. Co by było, jakbyś zastał mnie nagą? – Udawałam oburzenie. –  Byłbym wniebowzięty, a  poza tym pukałem. – Wyszczerzył się i  położył obok mnie, również patrząc w  sufit. – Pamiętasz imprezę urodzinową? Jeszcze zanim… – zaczął cicho, nie odrywając wzroku od żyrandola. – Tak. Pamiętam raczej wszystko. – Wiedziałam, o co mu chodzi. A przynajmniej tak podejrzewałam. –  Aha. To chyba dobrze? – zaczął zmieszany, pytając raczej sam siebie. Na pewno chodziło mu o  tamten pocałunek. Pewnie go żałuje. Mogę się założyć, że jest teraz zakłopotany, bo dla niego to nic nie znaczyło i  pewnie myśli, że dla mnie jest odwrotnie. A  to nieprawda, no nie? Tamten pocałunek nic nie znaczył, prawda? Prawda?! John przez dłuższy czas się nie odzywał. Panowała między nami dziwna cisza, której nie chciałam przerywać. Słychać było tylko nasze oddechy. –  Wyjdź gdzieś ze mną – powiedział nagle, przerywając moje rozmyślania. Odwróciłam głowę w jego stronę, przez chwilę jedynie

gapiąc się na niego z  otwartymi ustami. Zaraz jednak przywołałam się do porządku. –  Dobrze. Tylko poczekaj, muszę się przebrać. – Zaczęłam się podnosić, ale chłopak pociągnął mnie z powrotem na materac. Jego niebieskie oczy znalazły się nade mną, kiedy przygwoździł mnie całym sobą do łóżka. –  Nie tak. Mam na myśli: chodź ze mną na randkę. – Wpatrywał mi się w oczy, szukając jakichkolwiek emocji. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Znam Johna od dawna. On i Jo są dla mnie jak rodzeństwo. Ale nie mogę zaprzeczyć, że John mi się podoba. Czy ja chcę popełnić kazirodztwo? Przynajmniej mentalne. Z drugiej strony znam go bardzo dobrze i nadawałby się na chłopaka. Zwłaszcza że od kilku lat przyzwyczaił się do moich humorków i  znosi je bez bicia. Czy ja tego chcę? Chcę umówić się z  moim przyjacielem? Czy ja go lubię, ale tak lubię-lubię? –  Dobrze. Ale ma nie być sztywno. Żadnych wyszukanych restauracji. – Widziałam, jak na jego ustach pojawia się szczery uśmiech. To było słodkie. Nie uśmiechnął się szeroko, jak zwykle, tylko tak lekko, że aż miałam ochotę złapać go za policzki i zrobić to, co zazwyczaj robią stare ciotki. – Przyjdę po ciebie w piątek. – Dał mi szybkiego całusa w policzek i podniósł się z łóżka, po czym wyszedł. Mam randkę. Idę na randkę. IDĘ NA RANDKĘ! W co ja się ubiorę?! Muszę iść na zakupy. Co z tego, że mam kilka dni? Co z  tego, że John widział mnie już w  najgorszym wydaniu, w  dresach i  bez makijażu albo w  potarganych włosach? Teraz już wiem, że go chcę. John jest słodki jak miód nie dla wszystkich dziewczyn, ale dla tych, na których mu zależy. Kto wie, może coś z tego wyjdzie? No bo jak nie spróbuję, to nigdy się nie dowiem. *** –  A ta? – Wyszłam z  przebieralni w  miętowej sukience długiej do kolan, na grubych ramiączkach, z  lekko rozkloszowanym dołem i brązowym paskiem z kokardką na środku.

–  Ta jest dobra. – Luke skinął głową. Miałam wrażenie, że powiedział to nie dlatego, że chodzimy po galerii już od trzech godzin, a  to jest chyba piętnasty sklep, jaki odwiedziliśmy, ale dlatego, że naprawdę była ładna. – A jak mu się nie spodoba? – Odwróciłam się na pięcie i weszłam z powrotem do przymierzalni. – Skoro mnie nie słuchasz, to po co zabrałaś mnie na zakupy? Jo nie byłaby lepsza? – Oparł się ramieniem o ścianę w oczekiwaniu, aż skończę wybrzydzać. –  Bo ona już dawno by mnie zostawiła i  schowała się gdzieś w McDonaldzie – prychnęłam cicho i już się nie odezwałam. –  Luke – usłyszałam za kurtyny oddzielającej przebieralnię od reszty sklepu. Odchyliłam lekko materiał, by upewnić się, że to Mike. – No, no, stary. Nie podejrzewałem cię o to. Zawsze myślałem, że sukienki nie są w twoim guście. – Zaśmiał się. – A przynajmniej nie takie, do których potrzebna jest instrukcja obsługi. Wyciągnął Luke’owi z ręki kawałek niebieskiego materiału. Do tej sukienki rzeczywiście przydałaby się instrukcja, bo miała na plecach i  powyżej dekoltu poprzeplatane paski i  trzeba by mieć specjalne umiejętności, żeby ją włożyć. –  Jak zmieni mi się gust, pierwszy się o  tym dowiesz – mruknął Luke, zabierając mu wieszak. – Co ode mnie chciałeś? –  Przesunęli ci zmianę. Mamy ją razem za dwie godziny. – Mike wzruszył ramionami. – Zauważyłem cię przez witrynę, więc już nie muszę do ciebie dzwonić. – Ale czemu przesunęli? –  Ktoś jest cho… – Mike nie dokończył, bo postanowiłam wyjść z  przebieralni. Skoro Luke musi iść do pracy, nie mogę marnować czasu. –  Luke, a  może ta będzie lepsza? – Miałam na sobie zwykłą, czarną sukienkę do połowy ud i na grubych pasach krzyżujących się na plecach. Sukienka była wyszyta złotą nitką. – Co on tu robi? – spytałam, udając speszoną i że nie podsłuchiwałam ich rozmowy. Może wyjście z przebieralni było błędem. Było mi trochę nieswojo, czując na sobie badawcze spojrzenie Mike’a. Starałam się patrzeć

wszędzie, byle tylko nie jemu w  oczy. Z  daleka było widać, że nad czymś intensywnie myśli. –  Weź tę – powiedział Luke, przyglądając mi się krytycznym wzrokiem. –  Na pewno? To nie ma być oficjalne i  sztywne. A  jak mu się nie spodoba? – Czułam, że zaczynam wpadać w  słowotok. Za to Mike jakby wyrwał się z transu i na słowo „mu” zmarszczył brwi. –  Wychodzisz gdzieś? – to pytanie padło z  ust Mike’a nieoczekiwanie. Przez sekundę widziałam zażenowanie na jego twarzy, po czym zastąpiła je zimna obojętność. Nasze relacje poprawiły się do takiego stopnia, że ani nie skakaliśmy sobie do gardeł, ani przez kilka ostatnich dni nie usłyszałam żadnej obelgi z  jego strony. Oczywiście wiedziałam, że też muszę się gryźć w język, jeżeli chciałam zachować między nami tymczasowy pokój. Co w sumie jest dziwne. – Nie, Mike. Kupuję nową sukienkę, żeby oglądać z tobą filmy na plazmie. – Uśmiechnęłam się sarkastycznie. W odpowiedzi wrednie się wyszczerzył. – No to weź tę czarną. Będzie nam się razem świetnie oglądało. Wywróciłam oczami i  mrucząc pod nosem, że biorę jednak tę sukienkę, wróciłam do kabiny. Słyszałam, jak Luke nabija się z  Mike’a, ale nie obchodziło mnie, o  co dokładnie chodzi, bo chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.

Rozdział 13 Olivia – Nudzi mi się – mruknęła Jo, leżąc na moim łóżku i zwisając z niego głową. –  To się rozbierz i  pilnuj ciuchów – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od książki. Przez ten czas spędzony w szpitalu i domu opuściłam się w nauce. Wszystko w miarę nadrobiłam, ale historia to dla mnie ziemia obca. Zawaliłam każdy możliwy sprawdzian. – Pornos dla ubogich? Apetycznie. – Jo zachichotała. –  Posmaruj mnie masłem i  nazywaj tostem. – Zaśmiałam się, obracając na krześle, żeby spojrzeć na dziewczynę. – Wybierzmy się gdzieś – mruknęła, siadając po turecku na środku łóżka. –  Muszę się uczyć. Bo znowu zawalę historię. – Wróciłam wzrokiem do książki. –  I tak się teraz nie nauczysz. Siedzisz w  tej samej pozycji od półtorej godziny. Potrzebujesz przerwy. – Podniosła się z  łóżka i podeszła do mnie. Z westchnieniem odłożyłam długopis na biurko i spojrzałam na Jo. Rzeczywiście nauka już mi nie wchodziła. Pewnie przemęczyłam mózg. – To gdzie chcesz iść? – Poddałam się. – Ale nie na długo. –  Możemy iść do… – Zamyśliła się na chwilę. – Do tego baru, w którym pracuje Luke. Jeszcze tam nie byłam. – W sumie ja też nie. – Zmarszczyłam czoło. – Więc chodźmy go odwiedzić. – Ale weź się lepiej przebierz, bo wyglądasz jak strach na wróble. – Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. – Dzięki za radę. – Pokazałam jej język i stanęłam przed szafą.

– Znam się teraz na modzie. – Taaa, wyrobiłaś się jak majtki w kroku – prychnęłam, wyciągając z szafy jasne rurki i pudrowy sweterek. – Zaraz wracam. *** –  Hej – powiedziałam do Luke’a, który nie zauważył mnie w pierwszej chwili, bo liczył coś przy kasie. – A co tu robicie? – Uśmiechnął się do Jo i spojrzał z powrotem na mnie. – Dziewczyna zamęcza się nauką. Musiała chwilkę odpocząć. – Jo wzruszyła ramionami. W  tym samym momencie przy barze pojawił się Mike. Miał na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem i spodnie w tym samym kolorze. Tak chyba muszą tu chodzić ubrani, bo Luke ma na sobie identyczny strój. – Czego się uczyłaś? – zapytał Luke. – Może mogę ci pomóc. – Historii. Nienawidzę jej – odparłam, zakrywając twarz dłońmi. – No to z historią nie do mnie. Też jej nie znoszę. – No nic. Podaj nam colę. Chwilę posiedzimy i wracamy. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików. Dzisiaj nie przyszły wielkie tłumy, więc i  nie było tu tak głośno, jak zwykle w  podobnych miejscach. Widziałam kątem oka, jak Mike rusza ze ścierką i zaczyna wycierać po kolei każdy stolik. – Uwielbiam jego oczy. – Zachichotałam. – Znasz go od dłuższego czasu i naprawdę nie zauważyłaś, że mu się podobasz? – Jo patrzyła na mnie z  niedowierzaniem. Po chwili zmarszczyła brwi, zerkając na coś ponad moim ramieniem. Bez słowa wskazała na swoje ucho i  później na coś za mną. Dyskretnie obróciłam się do tyłu i  spostrzegłam stojącego do nas bokiem Mike’a. Nawet nie zorientowałam się, kiedy pojawił się przy stoliku obok. Spojrzałam z  powrotem na Jo, która najwyraźniej chciała mi dać do zrozumienia, że chłopak nas podsłuchuje. –  Wiem. Po prostu wcześniej przez nasze kłótnie nie zwróciłam uwagi na to, jaki jest przystojny. – Uśmiechnęłam się wrednie, mając zamiar trochę się zabawić. Jo, widząc moją minę, od razu

zrozumiała, o  co mi chodzi. – Nie wiedziałam, że potrafi być miły i  taki słodki, i  uroczy. – Jo w  odpowiedzi zachichotała, nadal przyglądając się chłopakowi za moimi plecami. Znowu spojrzałam za siebie. Mike stał dokładnie w  tym samym miejscu, wycierając ten sam kawałek stolika. Miałam nawet wrażenie, że pochylił się lekko w naszą stronę, pewnie po to, by lepiej słyszeć. –  Myślałam, że do końca życia będziecie jak pies z  kotem. – Jo uniosła kąciki ust, ledwo powstrzymując przed śmiechem. – Wiem, też tak myślałam – odpowiedziałam, nadal patrząc przez ramię na Mike’a. – Poza tym, jak on dobrze wygląda w  czerni! Aż chciałabym zerwać z niego te ubrania. Widziałam, że na twarzy Mike’a pojawia się szeroki uśmiech. Wciąż nie oderwał wzroku od stołu, skupiając się na podsłuchiwaniu. –  Jak myślisz, gdzie mnie zabierze? – Po tych słowach uśmiech zszedł mu z  twarzy. Marszczył w  zdezorientowaniu brwi, na pewno zastanawiając się, co mam na myśli. –  Nie mam pojęcia, to ponoć tajemnica. – Odpowiedź Jo jeszcze bardziej pomieszała mu w  głowie, bo wyprostował się, nadal marszcząc brwi. – Zawsze uważałam, że jest wyjątkowy. – Westchnęłam teatralnie. – Dlaczego nigdy nie miałam odwagi powiedzieć mu, co czuję? Kompletnie skołowany Mike, najwyraźniej nie wiedząc, do czego zamierzamy, spojrzał niby dyskretnie w  naszą stronę. Może nawet bym tego nie zauważyła, gdyby nie fakt, że obie z  Jo patrzyłyśmy otwarcie w  jego kierunku. Chłopak zastygł w  bezruchu, patrząc na nas jak zwierzę oślepione reflektorami. –  Chcesz wypolerować dziurę w tym stoliku? – zapytałam, mając na myśli to, że wyciera jedno i  to samo miejsce od kilku minut. Chciałam dać mu jasno do zrozumienia, że wiedziałyśmy od początku, kiedy zaczął podsłuchiwać. –  Nie. Chcę dokończyć czyszczenie stolika – warknął i  znowu zaczął wycierać ten sam stół, tak jakby nic się nie stało. –  Tylko to umiesz kończyć? – palnęłam, dopiero po chwili orientując się, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie. –  Ja zawsze kończę, skarbie, nieważne, w  jakiej pozycji. – Uśmiechnął się bezczelnie. Zacisnęłam usta zniesmaczona, ale nie

powstrzymałam ciepła, które rozprzestrzeniło się po mojej twarzy. – Niemożliwe. Olivia Cooper się zarumieniła. – Mike się zaśmiał. – Niespotykane zjawisko. Szybko odzyskałam rezon i  mrużąc złowieszczo oczy, pokazałam mu środkowy palec. *** Kolejna zawalona kartkówka z historii. Jestem beznadziejna. Nienawidzę tego przedmiotu. Po co to komu? – I jak poszło? – Luke podszedł do mnie, zarzucając mi ramię na barki. –  Beznadziejnie, tragicznie, kosmicznie źle – mruknęłam, czując na sobie spojrzenia ludzi ze szkoły. Czemu tak na mnie patrzyli? Bo Luke i  Mike to tacy gracze. Dla nich dziewczyna jest jak chusteczka. Raz jej użyją i wyrzucą. Nigdy się z żadną nie trzymają ani do niczego nie zmuszają. Dziewczyny same wskakują im do łóżek. A ja? Trzymają się ze mną od początku roku. A przynajmniej Luke. I  takie gesty, jak choćby rozmowa, wzbudzają w  dziewczynach ochotę rozerwania mnie na strzępy. No bo co ja mam, czego one nie mają? – Matka mnie zabije – stwierdziłam, przeczesując palcami włosy. – Nie przeżywaj, na pewno nie jest tak źle – pocieszał mnie Luke, na co pokazałam mu notkę pod oceną. „Następnym razem napisz sobie ściągę. Może odpowiesz chociaż na dwa pierwsze pytania”. – Jakie to były pytania? – Zmarszczył brwi. –  Data i  nazwisko? – Wzruszyłam ramionami, na co chłopak spojrzał na mnie z politowaniem. –  Data i  nazwisko? Jak można zapomnieć własnego nazwiska na teście? Odpowiedz mi. – Bóg zna odpowiedź na wszystkie pytania.

–  Więc trzeba było go zapytać. – Rozbawiony pokręcił głową. – Trzeba znaleźć ci korepetytora. *** Słyszałam, jak ktoś zamyka drzwi wejściowe, a później brzdęk kluczy rzucanych na komodę w przedpokoju. Pewna, że to Luke, który miał skończyć wcześniej niż Mike, wyszłam z pokoju. – Luke? Potrzebuję twojej aprobaty! – zawołałam, śmiejąc się, ale najwyraźniej nie zamierzał mi odpowiedzieć. Zmarszczyłam brwi. Może to nie Luke wrócił do domu. – A… To ty – mruknęłam rozczarowana. – Też się cieszę, że cię widzę – odparł Mike. Zauważyłam, jak jego wzrok powoli przesuwa się po moim ciele. Miałam na sobie tę nowo zakupioną, czarną sukienkę. Na nią włożyłam skórzaną kurtkę, a włosy związałam w mocno ściągniętego, wysokiego kucyka. Żebym nie wyglądała na zbyt wystrojoną, założyłam do tego zwykłe, czarne tenisówki. Nie znoszę chodzić na szpilkach. –  Gdzie jest Luke? – zapytałam, najwyraźniej wyrywając go z zamyślenia. –  Wróci za jakąś godzinę. – Wzruszył ramionami, nadal mi się przyglądając. – Zaopatruje nas na męski wieczór. Jęknęłam zrezygnowana. John powinien zaraz po mnie przyjechać, a  ja potrzebuję kogoś, kto doradzi mi w  kwestii kolczyków. Spędziłam z  Lukiem godziny na oglądaniu różnych programów modowych i wstyd się przyznać, ale on zawsze miał lepszy gust. Dopiero po chwili skapnęłam się, że przygryzam wargę. Robię to najczęściej nieświadomie. Tak powstrzymywałam się od wybuchów płaczu, złości, radości albo innych emocji. Pomagało mi to. Spojrzałam na chłopaka. Wyraźnie patrzył na moje usta. – Więc co chciałaś od Luke’a? – spytał, przejeżdżając kciukiem po dolnej wardze. Zawiesiłam tam na kilka sekund wzrok. – Nic. Rady. – Wzruszyłam ramionami, chcąc odejść, ale zatrzymał mnie jego głos: – Przecież też mogę ci doradzić. Zaśmiałam się.

–  Doprawdy? Więc dawaj. Opisz mój strój. – Zachichotałam, rozkładając ręce na boki i  przybliżając się do niego. On tylko się uśmiechnął. – Tak więc… – Podszedł do mnie, przyglądając się dokładnie. Okrążył mnie, jakbym była jakimś eksponatem w muzeum. –  Masz na sobie – stanął za mną, odgarniając włosy na prawe ramię – bardzo pociągający strój – zaczął składać lekkie pocałunki na mojej odkrytej szyi – który mam ochotę zdjąć. Niewiele myśląc, przymknęłam oczy i odchyliłam głowę w bok, by chłopak miał większe pole do manewru. Nie wiem, czemu go nie odepchnęłam ani w  tej chwili, ani później, kiedy złapał za klapy kurtki i ściągnął ją ze mnie. Nie przestając mnie całować, rzucił kurtkę na podłogę. To niewłaściwe. Zaraz mam randkę z Johnem. Chłopak, czując, że zaczynam się od niego oddalać, owinął ramiona na moim brzuchu, przyciskając mnie do klatki piersiowej. –  Mike – jęknęłam cicho, kiedy znalazł mój czuły punkt pod uchem. – Przestań. – Nie psuj chwili – wyszeptał mi do ucha, lekko przygryzając jego płatek. Oddech miałam szybki i  płytki. Czułam, jak mocno bije mi serce, jakby chciało wyskoczyć z  piersi. Nie mogłam się powstrzymać i cicho sapnęłam, kiedy lekko zagryzł mi skórę na obojczyku. Czując to dziwne napięcie w  żołądku, bardziej przylgnęłam do torsu chłopaka. Motylki w brzuchu. Wiedziałam, co to jest i nie podobało mi się to. Mike złapał mnie delikatnie za biodra i obrócił w swoją stronę. –  Nie idź z  nim. Nie chcesz tego – wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy. –  A skąd ty wiesz, czego ja chcę? – Zmarszczyłam brwi. Nie podobał mi się jego ton. –  Wiem, że chcesz mnie. – Był tak blisko, że gdy wypowiadał te słowa, jego usta ocierały się delikatnie o moje. To jest złe. Muszę przestać, ale nie chcę. Ale właściwie czemu to jest złe? Nienawidzę go.

Kogo ja chcę oszukać? Przez te kilkanaście dni przeszłam od nienawiści do prawdopodobnie tolerancji, ewentualnie dwuprocentowej sympatii. Nic więcej. Gdy już mieliśmy złączyć usta w  pocałunku, co raczej byłoby złą decyzją, przerwał nam mój telefon. Poczułam ulgę, gdy mogłam odsunąć się od chłopaka, sięgając po komórkę, któr dzwoniła w kieszeni czarnej, skórzanej kurtki leżącej na podłodze. Cieszyłam się, że się nie pocałowaliśmy i jednocześnie rozsadzało mnie to od środka. Chciałabym przypomnieć sobie smak jego ust. Może to dziwne? Tak, to dziwne i najlepiej o tym zapomnieć. Dokładnie, nic się nie stało. – Halo? – rzuciłam do telefonu, nie patrząc nawet, kto dzwoni. – Hej, słońce. Jesteś gotowa? – To był John. – Tak, jestem gotowa. – Cały czas czułam na sobie wzrok Mike’a. – Dobrze, czekam na dole – poinformował i się rozłączył. Popatrzyłam na Mike’a. Lekko zmarszczył brwi. Nie chciałam z  nim rozmawiać. W  błyskawicznym tempie chwyciłam kurtkę i klucze z komody. – Liv… – Nie słuchałam, co chciał mi powiedzieć. Nie chciałam. Po prostu uciekłam z  mieszkania. Czułam się dziwnie, wiedząc, że między nami prawie doszło do pocałunku. Ale przecież już się z nim całowałam. Dlaczego robiłam z tego taką wielką sprawę? Nie wiem, czemu tak mu się dałam. Odkąd sytuacja między nami się poprawiła, zamierzałam trzymać emocje na wodzy w pobliżu współlokatora. Jednak powoli staje się to dla mnie trudniejsze, niż myślałam. Pod tym względem nie jest najlepiej, ale przynajmniej już nie skaczemy sobie do gardeł. –  Cześć, słońce – powitał mnie John, a  ja uśmiechnęłam się na jego widok. – Wyglądasz lepiej niż Jennifer Lopez w  kostiumie kąpielowym. Zaśmiałam się, zarzucając mu ramiona na barki i chowając twarz w zgięciu jego szyi, na co chłopak objął mnie w biodrach. – Więc gdzie mnie zabierasz, romantyku? – Odchyliłam głowę, by na niego spojrzeć.

– Tajemnica, a poza tym za dużo kamer. Będą wiedzieli, dokąd cię porwałem. – Zaśmiał się. – Kamer? – zdziwiłam się. Przecież tutaj nie ma żadnych kamer. – Ta jakoś dziwnie na nas patrzy. – Wskazał skinieniem głowy na nasze okna. Odwróciłam wzrok od niebieskich oczu i  spojrzałam na okno wychodzące z kuchni. I kogo tam zauważyłam? Mike’a. Gdy zorientował się, że mogę go zobaczyć, schował się za firanką. Ale na jego nieszczęście zdążyłam go zauważyć. – Dobra, jedźmy już – szepnęłam, chcąc zapomnieć o chłopaku i o tym, do czego prawie między nami doszło. *** –  Kino samochodowe? – Mimowolnie uśmiechnęłam się na pomysł romantycznej randki w kinie. No ale sztywno nie będzie. – Chodź i nie marudź. – Westchnął, ciągnąc mnie za ramię. Wyjechaliśmy z  centrum miasta na bardziej oddaloną część przedmieścia. Tutaj nie było prawie żadnych śladów nocnego życia. Tylko rolnicy i  ich pola. Nigdzie nie minęliśmy żadnego klubu, teatru czy restauracji. To było wręcz przerażające, kiedy jechaliśmy polną drogą, nie spotykając żywej duszy. Gdybym nie znała Johna, pomyślałabym, że jest mordercą, który będzie chciał mnie zabić. Podjechaliśmy pod bardzo wysoki budynek na samym środku pola. Wokół nie znajdowało się nic więcej. –  To stodoła mojej ciotki, więc nie martw się o  wtargnięcie na cudzy teren. – John zaśmiał się, kiedy wysiedliśmy z jego pick-upa. *** –  Pamiętasz, jak w  twoje szesnaste urodziny oglądaliśmy ten film całą noc? – zapytał, kiedy leżeliśmy na platformie bagażowej jego auta.

Projektor leżący na dachu pick-upa wyświetlał Men in Black na pomalowanej na biało ścianie stodoły. –  Tak. Jo już dawno zasnęła, a  my oglądaliśmy go w  kółko. – Zaśmiałam się na to wspomnienie. – Jak na chłopaka, który nie chodzi na randki, wyszło ci to całkiem, całkiem. – Zarzuciłam mu ramiona na kark, kiedy już po obejrzeniu filmu siedzieliśmy na kocu obok siebie. –  To zależy też od partnerki. – Uśmiechnął się, kładąc ręce na moje barki. – Jak bardzo jest ładna. Jeżeli jest taka jak ty, to wychodzi świetna randka. – Czyli jestem ładna? – Przeciętna. – Cmoknął tak jakby od niechcenia, za co dostał ode mnie w ramię. Zaśmiał się, a ja odwzajemniłam mu się uśmiechem. –  A tak naprawdę to jesteś bardzo, bardzo… – nie dokończył, przylegając do moich ust. Całował powoli, nie gwałtownie ani brutalnie. Delikatnie przygryzł mi wargę, chcąc dostać dostęp, którego mu udzieliłam. Wcale się nie spieszył, smakując mnie delikatnymi ruchami języka. –  Pamiętasz, jak uczyłem cię całować? – zapytał, przerywając pocałunek. – Byłaś wtedy zakochana w Nacie Belsonie. – Pamiętam, jak ochoczo uczyłeś mnie tej jakże trudnej sztuki. – Uśmiechnęłam się, przypominając sobie to zdarzenie. Tyle mamy ze sobą wspólnego. Wspomnienia, ulubione filmy, jest tego tak dużo… –  Trochę cię wtedy okłamałem. – Podrapał się po karku, a  ja zmarszczyłam brwi. – W czym? –  Tak naprawdę to miałem tyle doświadczenia, co ty. – Wzruszył ramionami. – Twój pierwszy pocałunek był także moim pierwszym.

Rozdział 14 Olivia Rzuciłam klucze na komodę w  przedpokoju. Ściągnęłam zakurzone trampki i ruszyłam do salonu, z którego było słychać głośny śmiech, rozmowy i muzykę. – Olivia! – krzyknął Luke, podnosząc się niezdarnie z kanapy. Musieli już nieźle wypić na tym swoim męskim wieczorze. Wszędzie walały się puste pudła po fast foodach, puszki po piwach, a na stoliku do kawy stała już druga otwarta butelka wódki. – Hej, już wróciłaś. – Luke doczłapał się do mnie. – Przyłącz się do nas. Przeniosłam wzrok na zachlane towarzystwo. Było trzech chłopaków, których kompletnie nie znałam i  nie miałam zamiaru poznawać, oraz Mike, który spojrzeniem wywiercał we mnie dziurę. –  Nie, Luke. Jestem zmęczona. – Uśmiechnęłam się słabo do chłopaka, na co on tylko kiwnął głową i  życząc mi dobrej nocy, wrócił do swojego stada. Nie zwracając na nich uwagi, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do łazienki. Po upewnieniu się, że zamknęłam drzwi na zamek, zaczęłam ściągać z  siebie ubrania. Po kilkuminutowym prysznicu i  zmyciu makijażu ubrałam się w  długie spodnie od piżamy i  koszulkę na ramiączkach. Poszłam do pokoju i  rzuciłam się na łóżko, wydając z siebie zduszony jęk ulgi. Ten dzień był ciężki. Nie mówię, że był zły czy dobry, ale po prostu ciężki. Mam na dzisiaj dość. Znów westchnęłam zirytowana, kiedy do mojego pokoju wszedł ktoś bez pukania. –  To nie jest łazienka, ale możesz puścić pawia w  pokoju obok. Właściciel nie będzie miał nic przeciwko – rzuciłam, nie otwierając oczu.

–  Właściwie to miałbym coś przeciwko – usłyszałam irytujący głos. –  Czego chcesz, Mike? A  tak w  ogóle to się puka – mruknęłam, wciąż nie otwierając oczu. – Dlaczego… – zaczął, ale mu przerwałam: – Albo wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Wyjdź z mojego pokoju. – Obróciłam głowę w drugą stronę, dobitnie sygnalizując, że mam go gdzieś. Ale on jest taki tępy, że nie zrozumiał nawet prostego przekazu. – Co to była za akcja? – Jezu, niech on sobie pójdzie. – Jaka? – szepnęłam w poduszkę. – Wiesz, o co mi chodzi – westchnął. No wiedziałam. A przynajmniej tak mi się wydawało. – Mike, słuchaj. Wiem, że możesz być zły, smutny i nawet pozwolę ci rzucić poduszką, ale to nie ja zjadłam twoje chipsy. –  Czemu tak… Zaraz, zaraz. Co? – Chyba dopiero po chwili przetworzył to, co powiedziałam. – To Luke zjadł ci te chipsy. – Zaraz, jakie chipsy? – Słyszałam, jak zbliża się do łóżka. –  Te, które trzymasz zaraz koło filmów porno w  swoim pokoju – wyjaśniłam jak gdyby nigdy nic. – Grzebałaś mi w pokoju?! – Chyba się oburzył. – Nie ja. To Luke. –  To skąd wiesz, że tam były i  że ktoś w  ogóle je zjadł? – usłyszałam lekkie rozbawienie w jego głosie. Kurde. –  No dobra, to ja je zjadłam i  nie odkupię ci ich. Możesz tylko pomarzyć – sapnęłam zmęczona, a  ten głupek tylko się zaśmiał. – Dobra, a teraz wyjdź z mojego pokoju. – Nie o tym chciałem pogadać – westchnął. –  Boże, no to o  czym? Mów, co ci leży na wątrobie, ale żebyś mi czasem nie zrzucił tego na dywan. – Wtuliłam się w  poduszkę. Czułam, jak materac za mną ugina się od jego ciężaru. – Czemu mi uciekłaś? – Pochylał się nade mną, jednak ja starałam się na to nie reagować.

Ale dobre pytanie. Dlaczego mu uciekłam? Bo miałam randkę z Johnem, a poza tym to było głupie. Nie chcę wiedzieć, do czego by doszło, gdyby nie tamten telefon. Michael Carter to temat tabu. Z tego nic nie będzie. I nie chcę, żeby coś było. To dupek, którego nie lubię, odkąd go poznałam. Można by powiedzieć, że to nienawiść od pierwszego wejrzenia. A  to, że mu uległam? Jestem napaloną dziewicą. Hormony mi wariują, kiedy widzę fajne ciałko. Ale co mam mu powiedzieć? Że nie mogłam dłużej z  nim zostać, bo prawie się pocałowaliśmy? I to drugi raz? –  Nie wiem, o  co ci chodzi. – Więc postanowiłam grać idiotkę. Może się uda. –  Liv. Dobrze wiesz, o  co mi chodzi. – Wyobrażam sobie, jak wywraca oczami. – Nie, nie wiem. – No odczep się, Mike, i zapomnij o tym. Niech spadnie mu na głowę jakaś cegła, proszę. Chłopak tylko westchnął, a materac pod nami poruszył się, kiedy wykonał ruch. Myślałam, że wstał i zaraz wyjdzie z pokoju, ale nie. Czy on zawsze musi działać mi na nerwy?! Momentalnie spięłam wszystkie mięśnie i gwałtownie otworzyłam oczy, kiedy poczułam usta chłopaka na moim odkrytym ramieniu. Składał wolne pocałunki, zaczynając od łokcia, i  wspinał się z  nimi coraz wyżej. – Mike, przestań. – Starałam się brzmieć na niewzruszoną. Ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Przekręciłam się na plecy, chcąc nawrzeszczeć na wstawionego niebieskookiego współlokatora. –  Michael, do cholery jasnej! – warknęłam, kiedy Mike, wykorzystując okazję, usiadł na mnie w rozkroku i przytrzymał mnie za nadgarstki. –  Lubię, jak mówisz moje pełne imię. – Przejechał nosem po moim obojczyku. – Ale tylko, jeśli będziemy się pieprzyć. – Złaź ze mnie. Jesteś pijany. – Próbowałam się wyswobodzić. – Wcale nie jestem! – oburzył się, patrząc mi prosto w oczy. Czuć było od niego alkohol na kilometry. – Wypiłem tylko trochę i dobrze się trzymam.

–  Jak na ciebie patrzę, to mi ziemniaki w  piwnicy gniją – parsknęłam. – I  wiem, że pewnie teraz rozbierasz mnie wzrokiem, ale zejdź już ze mnie, bo mi noga drętwieje. – Najpierw mi powiedz, dlaczego przede mną uciekłaś. –  Bo miałam randkę i  nie chciałam się spóźnić. – Kłamałam. Strasznie kłamałam, ale co innego mogłam mu powiedzieć? Sama nie wiem, dlaczego mu uciekłam. Może perspektywa, że mnie i  jego może kiedyś coś połączyć jest… przerażająca, dziwna i patologiczna? Chociaż nie wiem, czemu niby patologiczna. Ale taka sytuacja już się nie powtórzy. Nie może. Mike przyjrzał mi się uważnie, jakby próbował czytać mi w myślach. Dziękowałam Bogu, że był chociaż trochę podpity, bo nie mógł przez to zauważyć, że kłamię. –  Coś mi się wydaje, że nie mówisz prawdy. – Czyli jednak się zorientował? Szybko muszę coś wymyślić, i to na już. –  Bo to byłoby nie fair w  stosunku do Johna. – Sama chyba w  to nie wierzyłam. –  Niby czemu? To była tylko jedna randka, przecież nie jesteście razem. – Mike zmarszczył brwi, patrząc na mnie z góry. –  Właśnie, że jesteśmy – poprawiłam go od razu. Widziałam zmieszanie na jego twarzy. Czy jestem z Johnem? Nie. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Mike ma rację, że to była tylko jedna randka, ale zależy mi na Johnie. Nie jestem pewna w jakim stopniu, ale zależy. –  Nie możemy zostać przyjaciółmi? – zapytałam lekko skonsternowana, przerywając ciszę. Czułam się trochę niezręcznie, kiedy tak wisiał nade mną. –  Przyjaciółmi? – Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Chcesz, żebyśmy zostali przyjaciółmi? –  Tak mi się wydaje. Tak, tego właśnie chcę. – Lepsze to niż ta dziwna relacja. Właściwie nawet nie wiem, kim dla siebie jesteśmy. Wrogami? Raczej już nie, a przynajmniej tak myślę. Najlepszymi przyjaciółmi? Też nie.

–  Chyba że nie chcesz. Możemy się po prostu unikać. – Wzruszyłam ramionami. Nie wiem, czemu zadałam to pytanie o  zostaniu przyjaciółmi. To była dziwna potrzeba przerwania tej dziwnej sytuacji. –  Nie, nie, nie. Jak najbardziej możemy zostać przyjaciółmi. – Uśmiechnął się, ale coś błysnęło mu w oczach. –  Ale tylko przyjaciółmi. – Podkreśliłam dobitnie każde słowo, celując w niego palcem wskazującym. – No niech ci będzie – westchnął, wywracając oczami. –  A teraz złaź ze mnie, bo chcę iść spać. – Kiwnęłam mu głową w stronę drzwi. – Dobrze, przyjaciółko. – Kiedy to powiedział, pochylił się szybko nade mną i przejechał językiem po mojej szyi. –  Fuj… Jesteś obrzydliwy! – Skrzywiłam się, wycierając ślinę ze skóry, a  on w  tym czasie wyszedł z  mojego pokoju, śmiejąc się pod nosem. *** –  Moje oceny doprowadzą do tego, że będę myć męskie kible na stacjach benzynowych – stwierdziłam, podchodząc do szafki Luke’a. –  Nie przeżywaj. Nie może być aż tak źle. Są jeszcze damskie toalety. – Luke zamknął szafkę z  hukiem i  spojrzał na mnie, opierając się barkiem o metalowe drzwiczki. –  Ty to jednak umiesz podnieść człowieka na duchu – prychnęłam. – Zawsze do usług. – Uśmiechnął się. – Biuro matrymonialne to nie tu, swoje usługi możesz sprzedawać w innym miejscu – usłyszałam znajomy głos za sobą. – Mike, ty byś lepiej się tam nadawał – odparł opryskliwie Luke. Obróciłam się, by spojrzeć na chłopaka, który stał centralnie za mną. Nawet nie zdążyłam się odezwać, kiedy objął mnie mocno w talii, przyciskając moją twarz do torsu. – Cześć, przyjaciółeczko. –  Nie pozwalaj sobie – warknęłam, kiedy jego dłonie zaczęły zjeżdżać niebezpiecznie blisko moich pośladków.

Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie. Mike, jak to Mike, nie umie trzymać rączek przy sobie. Nigdy. Nawet jak odkurzam w  salonie, szczypie mnie w  tyłek. Chociaż mimo jego zboczonego charakteru i zachowania, nawet da się z nim pogadać. Ale tylko czasami. I to najlepiej, jak w ogóle się nie odzywa. Co do Johna… Byliśmy na kolejnych randkach. I tak jakby jesteśmy razem już oficjalnie. Choć nie do końca oficjalnie. Nie wiem. Sama się w  tym pogubiłam, ale jak coś, to wersja jest taka, że jesteśmy razem. –  Rozumiem, że chcecie zerwać z  siebie ubrania, ale darujcie mi pokazy waszego życia seksualnego. – Luke westchnął. Życie seksualne?! Dobre. Jeszcze jakbym jakieś miała! Tak czy siak, spojrzałam zniesmaczona na chłopaka, na co on tylko uniósł ręce w obronnym geście. – Miałeś mnie wspierać, mentorze, a nie pogarszać moją psychikę – rzuciłam z wyrzutem. – Nie moja wina, że oblewasz historię – bronił się. – Historię? – zaciekawił się Mike. – Taa – odparłam od niechcenia. – Pomogę ci z nią – powiedział, na co spojrzałam na niego. – I widzisz, nie muszę szukać ci korepetytora – ucieszył się Luke. Tak jakby naprawdę zamierzał mi go szukać… – Po prostu przyznaj, że nie chce ci się mnie uczyć. – Nieprawda – zaprzeczył. – Taa, taa – żachnęłam się. Poprawiłam torbę na ramieniu i  ruszyłam korytarzem, ignorując chłopaków. Po chwili usłyszałam, jak ktoś do mnie podbiega. –  No to pomogę ci z  tą historią. – Mike zrównał się ze mną krokiem. – Nie, dzięki – odparłam, nie patrząc na niego. – To nie było pytanie. Zatrzymałam się gwałtownie na środku korytarza i spojrzałam na niego podejrzliwie. – Gdzie jest haczyk? – Uniosłam jedną brew.

–  Nie ma. Przyjaciele sobie pomagają. Prawda? – Popatrzył na mnie wyzywająco. – Prawda – wycedziłam przez zęby. Mike uśmiechnął się szeroko. Zignorowałam go i podeszłam do tablicy ogłoszeń, na której rzucił mi się w oczy duży, różowo-niebieski plakat. –  Co to? – Wskazałam palcem na papier, kiedy Mike stanął za mną. – Bal przebierańców? –  No, na Halloween. Co roku go organizują. – Wzruszył ramionami. – Więc za co się przebierzesz? – Odwróciłam się w jego stronę, on natomiast uśmiechnął się w odpowiedzi i oparł lewą rękę na ścianie obok mojej głowy. –  Jeszcze nie wiem. – Wzruszył ramionami i  puścił oczko kilku dziewczynom, które przechodziły obok. One tylko uśmiechnęły się głupio, strzelając buraka. –  Pasowałby ci Edward Nożycoręki. – Udałam zadumę, przyglądając się jego twarzy. – Niby czemu? – Wyglądał na zmieszanego, przez co zachciało mi się śmiać. – Chociaż nie. On miał jednak lepszą fryzurę. – Zaśmiałam się, na co chłopak prychnął. *** – Zacznijmy od czegoś prostego. – Dobrze – westchnęłam. –  Kiedy urodził się Bill Clinton? – zapytał Mike, nie otwierając nawet książki. Nie odpowiedziałam nic. – Albert Einstein? Znów nie odpowiedziałam. – Leonardo da Vinci? – Uniósł brew. Zero odpowiedzi. – Brad Pitt?

– 18 grudnia 1963. – Zadowolona, że znam odpowiedź na chociaż jedno pytanie, klasnęłam w ręce. –  Doskonale, tylko szkoda, że nie zadadzą ci takiego pytania na sprawdzianie – sapnął, pocierając czoło. – To nie moja wina, że tamci ludzie byli tak mało interesujący i nie mam pojęcia, kiedy się urodzili. – Wzruszyłam ramionami, opierając się o oparcie kanapy w salonie. –  Mało interesujący? Leonardo namalował wiele obrazów, takich jak Mona Lisa albo Ostatnia Wieczerza , Einstein jest twórcą teorii względności, a Bill… – Mona Lisa to ta dziwna, ponura baba na obrazie, która się ponoć uśmiecha? – przerwałam mu, nie będąc do końca pewną, a on tylko westchnął. –  Czy ciebie to w  ogóle nie ciekawi? – zapytał, opadając na miejsce obok mnie. – Szczerze? – Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. – Nie, proszę, okłam mnie. – Wywrócił oczami. – To jest nudne jak flaki z olejem. – A interesuje cię cokolwiek z historii? –  Egipcjanie i  mity greckie są nawet ciekawe – odparłam po dłuższej chwili. –  Ale z  tego nie będziesz mieć następnego testu. Musisz umieć przynajmniej na dostateczny, żeby zaliczyć. Mam nadzieję, że będziesz lepsza z historii niż ja z biologii. – Oblewasz biologię? – Zaśmiałam się. – To ty prosisz mnie o pomoc w historii. Nie marudź – oburzył się, biorąc książkę ze stołu. – Ale jak można zawalać biologię? Myślałam, że kto jak kto, ale ty powinieneś znać się na anatomii człowieka. – Spojrzałam na niego znacząco, a on się zaśmiał. –  Bierz się do nauki. Nie mam zamiaru siedzieć tu z  tobą cały dzień. *** Środa. Nie lubię środy. Bardzo nie lubię tego dnia tygodnia.

Szłam korytarzem do sali od matematyki. Nie miałam dzisiaj ochoty na ten przedmiot, ale nie było mnie jakiś czas, więc teraz muszę nadrabiać. Jak zwykle usiadłam w ostatniej ławce, wyciągając zeszyt i długopis. Czekając na nauczyciela, zaczęłam rysować krzywe szlaczki na okładce, przez co nie zauważyłam, jak ktoś podszedł do mojej ławki. Leniwie uniosłam wzrok i  skrzywiłam się lekko, widząc dziewczynę o  czarno-czerwonych włosach. To ta sama, która kilka dni temu popsuła moją jedyną pamiątkę po dziadku. – Cześć. Zignorowałam ją i  dalej rysowałam po okładce. Przestałam dopiero, gdy przed moimi oczami pojawiła się ręka ze zniszczonym piórem. Z tą różnicą, że pióro było posklejane taśmą. –  Niestety nie pisze już, ale i  tak chciałam ci je oddać – usłyszałam jej cichy głos, więc podniosłam wzrok. Uśmiechnęła się lekko, podając mi pióro do ręki. Chcąc nie chcąc, odwzajemniłam uśmiech, bo jednak się starała. – Jestem Violetta. – Posłała mi szeroki uśmiech i odeszła do innej ławki. – Co się stało? Spojrzałam na Johna, który właśnie usiadł obok mnie i pocałował mnie w policzek. –  Popsuła mi pióro, ale je naprawiła. Po części – wyjaśniłam, wzruszając ramionami. Chłopak tylko kiwnął głową. –  Idziesz w  piątek na imprezę? – Odwrócił się w  moją stronę, uważnie mi się przyglądając. – Tę halloweenową? Nie wiem. – Czyli już wiesz, że idziesz. – Uśmiechnął się.

Rozdział 15 Olivia –  Tak więc wymyśliłem, jak cię zachęcić do nauki – oznajmił uradowany Mike, rozsiadając się obok mnie. – Oświeć mnie – mruknęłam. –  Za każdą złą odpowiedź ściągasz z  siebie część ubrania. – Wyszczerzył się, jakby ten plan był genialny. – Chyba cię pogięło – parsknęłam. –  No dawaj. W  ten sposób szybciej się nauczysz, a  ja będę miał trochę rozrywki. – Spojrzał na mnie z miną zbitego szczeniaczka. –  Nie. – Obiecałam sobie, że nie dopuszczę do żadnych takich sytuacji. –  Wiedziałem, że jesteś nudna. Monotonna – mruknął od niechcenia. – Ja?! Monotonna? – Wciągnęłam głośno powietrze. No bo sorry, ale ja monotonna nigdy nie jestem. –  Jesteś monotonna, i  to strasznie. Nie dziwię się, że masz tak mało przyjaciół. – Westchnął cicho pod nosem i  spojrzał na mnie kątem oka. Czułam, jak robię się czerwona ze złości. Mike uśmiechnął się lekko widocznie. Rozpoznałam na jego twarzy triumf. –  Mam przyjaciół i  nie jestem wcale nudna. Potrafię się świetnie bawić i być… Być… niemonotonną? Wyszczerzył się, gdy usłyszał, że aż brakło mi słów. – Daj mi pół godziny na powtórzenie tematu, a potem zaczniemy grę. – Złapałam książkę, od razu otwierając ją na ostatnim temacie. –  Więc pół godziny, przyjaciółeczko. – Wiedziałam, że właśnie zareagowałam tak, jak tego oczekiwał, ale miałam to gdzieś. ***

– Znowu dam ci fory i zacznę od łatwego. Znani ludzie. – Podrapał się po brodzie, myśląc nad czymś. – W jakich latach żył Vincent van Gogh? –  Od 1853 do 1890 roku. – Wpatrywałam mu się prosto w  oczy, rzucając nieme wyzwanie. – Georges Bizet? – Od 1838 do… 1875 roku – zacięłam się na chwilę. Wiedziałam, że czeka tylko, aż powinie mi się noga i  będę musiała zacząć się rozbierać. – William Szekspir? –  Od 1664 do 1716 roku – odparłam, jednak widząc szeroki uśmiech na jego twarzy, zorientowałam się, że popełniłam błąd. –  Nie, kotku. Pomyliłaś się o  sto lat. – Zaśmiał się, a  ja wywróciłam oczami. – Umowa umową. Rozbieraj się. Uśmiechnęłam się szeroko i  podciągnęłam nogi na kanapę. Ściągnęłam najpierw jedną, a  potem drugą skarpetkę. Widząc rozczarowanie na twarzy Mike’a, wybuchnęłam gromkim śmiechem. –  Nie na to liczyłem. Bardziej na bluzkę, ewentualnie spodnie – mruknął zawiedziony. – Umowa to umowa, a skarpetki też są ubraniem. Do końca pomyliłam się jeszcze tylko dwa razy, ale Mike musiał obejść się smakiem, bo ściągnęłam jedynie pasek od spodni i stanik. Każda kobieta zna tę magiczną sztuczkę, dzięki której można pozbyć się biustonosza bez zdejmowania bluzki. *** – Nie jestem co do tego pewna. Spojrzałam na Jo, która już dziesięć minut stała u  mnie przed lustrem w stroju kobiety-kota. –  Przecież wyglądasz dobrze – westchnęłam. Zapewniam ją już chyba szesnasty raz. Czarny, lateksowy strój idealnie podkreślał jej zgrabną figurę i  uwydatniał biust. Ciemne blond włosy zawiązała w  warkocz przerzucony przez prawe ramię, a  mocny, ciemny makijaż tylko dodawał jej seksapilu.

– Zapomniałaś uszów, kocico. – Podniosłam się z łóżka, zabierając opaskę do włosów, do której były przyczepione czarne, kocie uszy. – Dzięki, a ty się nie szykujesz? – Uniosła brew. –  Zaraz idę wziąć prysznic. – Wzruszyłam ramionami. Nigdy nie potrzebowałam dużo czasu, żeby się zebrać. –  No to nie wiem, na co jeszcze czekasz. Wiem, że można się modnie spóźnić, ale bez przesady – warknęła, podpierając ramiona na biodrach i patrząc na mnie z wyrzutem. – Dobra, dobra. Już idę! – Chwyciłam z półki mój strój i ruszyłam do łazienki. Szybko zrzuciłam z  siebie ciuchy i  wskoczyłam pod prysznic. Po dokładnym wysuszeniu ciała i  włosów, włożyłam czarną bieliznę, a  na to mój strój. Był to czarny, obcisły kombinezon z  krótkimi spodenkami i  górą kończącą się krótkim rękawem. Co prawda, nie uciskał figury tak jak ten Jo, ale subtelnie ją podkreślał. Na plecy zarzuciłam czerwoną pelerynę z kapturem, sięgającą do połowy ud, zaplotłam włosy w  dwa warkocze, a  całość chciałam podkreślić ciemnym makijażem. –  No proszę, proszę. Zgubiłaś się, dziewczynko? Las może być niebezpieczny o  tej porze dnia – usłyszałam głos z  progu łazienki, na co się odwróciłam. –  Za to Zorro już dawno wyszedł z  mody. – Zmierzyłam Mike’a wzrokiem. Miał na sobie czarne spodnie, czarną, obcisłą koszulę z rozpiętymi górnymi guzikami, czarną pelerynę, kapelusz tego samego koloru i maskę. Muszę przyznać, że wyglądał w tym całkiem przystojnie. – Lubię klasykę. A co skłoniło cię do Czerwonego Kapturka? –  Lubię klasykę. – Uśmiechnęłam się i  wróciłam do kończenia makijażu. Usłyszałam tylko cichy śmiech i  trzask zamykanych drzwi. Skupiłam się na dokładnym tuszowaniu rzęs, przez co nie zauważyłam, że Mike zamiast opuścić łazienkę, dalej w niej siedzi. – Potrzebujesz czegoś? – Znowu spojrzałam w jego stronę. – Tylko jednej rzeczy – wymruczał cichym tonem i zaczął się nade mną pochylać.

Odwróciłam się w  jego kierunku, opierając się tyłkiem o  kant zlewu. Niebieskimi oczami wpatrywał się we mnie, skanując dokładnie moją twarz. Oparł ręce po obu stronach mojego ciała, zamykając mnie w  pułapce. Przełknęłam głośno ślinę, czując jego oszałamiający zapach i  miętowy oddech tuż przy ustach. Nasze klatki piersiowe poruszały się już w jednym rytmie. Kiedy ja robiłam wdech, on robił wydech. Przeniósł wzrok na moje usta, kiedy był już bardzo blisko. Nie wiedziałam, co robić. Odepchnąć go? Przecież mam chłopaka. Nie mogę go oszukiwać, ale Mike i  jego zapach pozbawiają mnie zdolności racjonalnego myślenia. Kilkanaście centymetrów. Kilka centymetrów. Już prawie, prawie. –  No i  mam. – Uśmiechnął się, odsuwając się ode mnie z  czarną kredką do oczu w ręce. Wypuściłam gwałtownie powietrze, kiedy zrozumiałam, że wstrzymywałam oddech. On chciał tylko kredkę. Poczułam taki dziwny skurcz w brzuchu, ale jednak dobrze, że mnie nie pocałował, bo wcale tego nie chciałam. Wcale. –  Po co? – Odkaszlnęłam, starając się nie mówić piskliwym głosem. – Po co ci moja kredka? – Przecież Zorro musi mieć wąsy. – Zmrużył oczy, uśmiechając się trochę drwiąco. – Coś nie tak, przyjaciółeczko? – Specjalnie podkreślił ostatnie słowo, a  to gnojek. Specjalnie postawił mnie w takiej sytuacji. – Nie. Wszystko w jak najlepszym porządku, a teraz przepraszam, bo muszę skończyć się szykować, zanim przyjdzie mój chłopak. – Też podkreśliłam ostatnie słowo, na co Mike prychnął, wywracając oczami, ale posłusznie opuścił łazienkę. Gdy tylko to zrobił, odkręciłam zimną wodę i  zamoczyłam w  niej ręce. Co się właśnie stało? Miałam ochotę pocałować Mike’a. Jeszcze po jego wyjściu czułam, jak serce łomocze mi w piersi. Mogłam go odepchnąć, ale ja czekałam, aż jego usta dotkną moich. I  takich sytuacji chciałam unikać. Wytarłam ręce i wróciłam

do pokoju. Jo siedziała na krześle przy biurku, pisząc coś na telefonie. – Jestem gotowa – oznajmiłam i dopiero wtedy zwróciła na mnie uwagę. –  No, no, no. Proszę, proszę. Jednak nie tylko ja wyrwę dzisiaj jakieś tyłeczki. – Zaśmiała się, podchodząc do mnie, i  podniosła moją pelerynę, żeby zobaczyć czarny kombinezon. –  Chodzę z  twoim bratem, Jo. Nie muszę wyrywać żadnych tyłeczków. – Przewróciłam oczami. W wyobraźni już widziałam, jak Jo narzuca się wszystkim podpitym kolesiom przebranym za kowboja albo Supermana. –  John nie nadaje się do związków, tylko jeszcze tego nie wie, skarbie, więc lepiej zawsze mieć coś w zanadrzu. – Puściła mi oczko, na co uniosłam brew w  niedowierzaniu. Sama dobrze wiedziałam, jaki jest John. – Liv! John przyszedł! – usłyszałam krzyk Luke’a. – Idę! – odkrzyknęłam, chwytając za klamkę. W pokoju znajdowały się dwie osoby. Luke, przebrany za gladiatora z plastikowym mieczem i hełmem na głowie, oraz John. – Co wam odwaliło z tym Zorro, co? – Spojrzałam na Johna, który był ubrany w dokładnie taki sam strój jak Mike. John spojrzał na mnie zdziwiony, nie wiedząc, o co chodzi. –  Niezły strój, John – usłyszałam komplement skierowany do mojego chłopaka, więc odwróciłam się w stronę lekko rozbawionego Mike’a. John chyba dopiero teraz zrozumiał, w  czym rzecz, bo zaczął się śmiać. Chwyciłam mojego Zorro za rękę i  pociągnęłam w  stronę drzwi, a za mną w ciszy na wysokich butach szła kocica Jo. *** Komuś udało się przemycić alkohol na salę i  dolać go do ponczu, także Jo była już trochę wstawiona, a ja też nie mogłam powiedzieć, że jestem całkiem trzeźwa. W tle leciała jakaś klubowa muzyka, a  ja i  Jo tańczyłyśmy na samym środku parkietu. Na szczęście nikt nie zwracał na nas uwagi,

bo nie tylko my poczęstowałyśmy się ponczem. Luke zniknął tak jak zwykle. Mike’a nie widziałam tu w  ogóle, a  John poszedł pogadać z  jakimiś znajomymi. Nie mam mu tego za złe, bo ja też nie miałabym ochoty ani siły, żeby pilnować nachlaną dziewczynę. Zresztą nie jestem dzieckiem i nie jestem pijana. Po prostu dodałam sobie trochę odwagi. Jednak na wysokich, czarnych szpilkach nie wytrzymam wielu godzin. Przeprosiłam Jo, która nie przejmując się zbytnio, chwyciła jakiegoś chłopaka i już była w swoim świecie. Podeszłam do naszego stolika, chcąc porozmawiać z Johnem. Opadłam na siedzenie, dysząc lekko od tańca. – Gdzie byłeś? – zapytałam, chcąc zacząć rozmowę. –  Gadałem z  kumplami. – Wzruszył ramionami. – Dobrze się bawisz? – Tak, ale byłoby lepiej, jakbyś ze mną zatańczył. Zaśmiał się w odpowiedzi. – Wszystko, czego sobie życzysz, ale może odpocznij chwilę. Pójdę po coś do picia. – Podniósł się z białego krzesła. –  Chcę sok jabłkowy! – krzyknęłam. Pokazał mi uniesionego kciuka, dając znak, że mnie usłyszał. Wiedząc, że przedarcie się przez tłum ludzi chwilę potrwa, wstałam z  zamiarem pójścia do toalety. Przechodząc pod ścianą, dostałam się do drzwi prowadzących na korytarz, gdzie były kompletne pustki. Światło było tutaj stłumione przez czarny materiał, mający za zadanie stworzyć straszny nastrój, tak samo jak sztuczne pajęczyny w kątach, pająki i plastikowe szkielety. Chłodne powietrze sprawiło, że dostałam gęsiej skórki, gdyż na sali było strasznie gorąco od rozgrzanych, pijanych ludzi. Otuliłam się szczelnie czerwoną peleryną, przemierzając drogę do ubikacji. Gdy z niej skorzystałam, umyłam ręce i otrzepując je, wyszłam z łazienki. Wracałam tą samą drogą, ale wychodząc zza rogu, niechcący na kogoś wpadłam. Podniosłam wzrok, widząc ciemne tęczówki, które w  tym świetle wydawały się granatowe. Na twarzy ujrzałam maskę Zorro, więc uznałam, że to mój chłopak. –  Byłam w  łazience – zwróciłam się do Johna, czując, że wciąż jestem lekko wstawiona, ale on nie odpowiedział, tylko złapał mnie

za ramiona i przycisnął do ściany między szafkami. – Co ty… – nie dokończyłam, bo przywarł do mnie ustami. Na początku poruszał się powoli, jakby nie był pewny, czy go nie odepchnę, ale gdy odwzajemniłam pocałunek, robił to już z większą pasją. Przygryzł mi dolną wargę, prosząc o  dostęp, którego mu udzieliłam. Zjechał dłońmi na moje biodra, bardziej dociskając nas do siebie, na co z  moich ust wydobył się cichy jęk stłumiony jego wargami. Dłonie położyłam na jego karku, wbijając mu w  skórę paznokcie, a on tylko cicho mruknął. Gdy zabrakło mi tchu, oderwał się ode mnie, przechodząc z wargami na szyję. Składał na niej mokre pocałunki, przechodząc do mojego słabego punktu pod uchem. –  John, przestań. Nie tutaj. – Musiałam to przerwać, gdy usłyszałam zbliżające się kroki. Chłopak oderwał się ode mnie, wcześniej dając mi soczystego całusa w  usta, po czym z  szerokim uśmiechem zaczął się oddalać tyłem. Nie spuszczał ze mnie wzroku, dopóki nie zniknął za rogiem. Poprawiłam szybko ubranie i pelerynę, a następnie ruszyłam do sali. Stanęłam w  progu drzwi, rozglądając się za moim chłopakiem, ale nigdzie go nie widziałam. Podeszłam z  powrotem do stolika, chcąc na niego poczekać i  jednocześnie szukając wzrokiem Jo gdzieś na parkiecie. – Przepraszam, że to tyle trwało, ale zagadał mnie jeden kumpel – usłyszałam głos Johna. –  Przecież nie było cię tylko chwilę. – Zmarszczyłam brwi. – Widziałam cię na korytarzu. – Nie, cały czas stałem przy stole. Musiałaś mnie z kimś pomylić. Co, jak to pomylić?! Nie mogłam go pomylić… Przełknęłam ślinę, rozglądając się po sali. To chyba jakiś żart, kiepskie show. Skoro to nie był John, a identyczny strój zauważyłam tylko u jednej osoby… To lepiej niech się szykuje na śmierć. –  Wszystko w  porządku? – Głos Johna sprowadził mnie z  powrotem na ziemię, odciągając od różnych sposobów torturowania Mike’a.

–  Tak, tylko jestem już zmęczona. – Automatycznie mi się ziewnęło, jak na potwierdzenie moich słów. Spojrzałam na wielki zegar znajdujący się nad drzwiami. Dochodziła pierwsza w nocy. –  Chodź. – John złapał mnie za rękę, ciągnąc w  tłum tańczących ludzi. – Zabierzemy Jo i możemy jechać. Uśmiechnęłam się delikatnie do chłopaka. Był skarbem. W  mojej głowie pojawiło się tylko jedno pytanie: powiedzieć mu o  całym zdarzeniu czy nie?

Rozdział 16 Olivia Rzuciłam klucze na komodę w przedpokoju, ściągając białe tenisówki z nóg. Musiałam pożyczyć rzeczy od Jo, przez co miałam na sobie za krótkie leginsy i koszulkę odsłaniającą kawałek brzucha. Na dworze było chłodno, więc wzięłam sobie jeszcze bluzę od Johna. Gdy wieszałam ją na wieszaku, dotarły do mnie dźwięki muzyki z jednego z pokoi. Od razu wiedziałam z czyjego. Chęć mordu zawładnęła mną na samo wspomnienie balu. Zaciskając dłonie w  pięści, ruszyłam w  stronę, z  której dochodziła muzyka. Złapałam za klamkę i  bez pukania wparowałam do pokoju jak proca. – Jaki ty masz problem? – warknęłam od razu. Gdy podniosłam na niego wzrok, od razu straciłam rezon, zapominając, po co tu przyszłam. Mike miał na sobie szare koszykarskie spodenki i  czarną koszulkę bokserkę. Niby nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że akurat był w  trakcie ćwiczeń. Podnosił i  opuszczał ciężarki, napinając przy tym chyba wszystkie widoczne mięśnie ramion. Skóra błyszczała mu od cienkiej warstwy potu. Musiałam ugryźć się w język, żeby nie otworzyć ust, z których pewnie zaraz pociekłaby ślina. Uniosłam wzrok, patrząc na jego odbicie w  lustrze. Stał do mnie tyłem, ale byłam pewna, że on też mnie widzi w zwierciadle. –  Aktualnie ty jesteś moim problemem, Cooper – mruknął, nie przerywając ćwiczeń, przez co trudniej było mi się złościć. Pamiętaj, jesteś na niego zła. Bardzo zła. Nienawidzisz go tak jak lukrecji. – Wiesz, ja też mam problem i nie uwierzysz, ale to ty nim jesteś. – Zaśmiałam się ironicznie, jakbym powiedziała najbardziej oczywistą rzecz na świecie.

–  Przykro mi, ale chyba ci z  tym nie pomogę. Chyba że rozwiążemy ten problem tam. – Wskazał ruchem głowy na łóżko. – Możesz pomarzyć – oburzyłam się, zakładając ramiona na piersi. Chciałam w  jakikolwiek sposób ochronić się przed jego badawczym spojrzeniem. – Tego mi nie zabronisz. – Wyszczerzył się, odkładając ciężarki na podłogę. – Więc co cię do mnie sprowadza, jeżeli nie jest to nagła potrzeba krzyczenia mojego imienia w pościeli? – W tym momencie chwycił za koniec koszulki i wytarł nim czoło. Mimowolnie spojrzałam na odkryty brzuch Mike’a. Nie patrz tam. Nie patrz. Chyba specjalnie robił mi na złość i nie puszczał tej koszulki. Nie patrz tam, nie patrz tam, nie patrz! Niestety, rozum mówił jedno, a  oczy robiły coś zupełnie innego. Mike, zadowolony z  efektów swojego działania, uśmiechnął się zadziornie, zbliżając się do mnie powoli. Kurde. Szybko odwróciłam wzrok, rozglądając się po pokoju. Białe ściany i  ciemnobrązowe meble. Laptop na biurku, trochę walających się ubrań, parę przyrządów do ćwiczeń. Nic specjalnego. – Liv? – Jego głos zwrócił moją uwagę. – Więc? Spojrzałam na niego. Był oddalony o niecałe pół metra. – Więc co? – Uniosłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi. –  Po co przyszłaś? – Wywrócił oczami chyba zirytowany moją odpowiedzią. –  Dobrze wiemy, że wczoraj na korytarzu wydarzyła się pewna sytuacja – zaczęłam, dokładnie mu się przyglądając i  czekając na jego reakcję. Jednak on stał niewzruszony jak kamień, bawiąc się końcem koszulki i co chwilę odsłaniając skórę na brzuchu. – Co takiego się wydarzyło? – Wzruszył ramionami, przez co aż się zagotowałam. –  Wydarzyło się to, że… że… Czy możesz zostawić tę koszulkę w  spokoju?! – krzyknęłam zirytowana jego lekceważącym zachowaniem, prowokowaniem mnie, irytowaniem i rozpraszaniem. On tylko uśmiechnął się, zadowolony z  wyprowadzenia mnie z równowagi.

– Czy tak jest lepiej? – zapytał słodkim głosem, zdejmując z siebie czarny materiał. Nie, Olivia, nie. Szybko patrz gdzie indziej. Szafa, łóżko, okno, drzwi… –  Olivia? Więc co chciałaś powiedzieć? – Uniósł prowokująco brwi. – Dobrze wiesz, co się stało! Więc nie rób tego więcej, rozumiesz?! Nie tak się zachowują przyjaciele! Właściwie ten pocałunek to było kompletne przeciwieństwo przyjaźni! – krzyczałam, wymachując rękami. Pewnie wyglądałam przy tym jak idiotka, ale miałam to w tym momencie gdzieś. –  Skąd pewność, że to ja cię pocałowałem? – odparł obojętnie. Wciąż nie zmienił wyrazu twarzy. Z  dziwnym błyskiem w  szarych tęczówkach wpatrywał się w moje brązowe. – Jak nie ty, to kto? Tylko ty i John mieliście ten strój! – syknęłam. Czy on uważa mnie za kretynkę?! Mike tylko westchnął, podchodząc jeszcze bliżej. Stanął kilka centymetrów przede mną. Musiałam zadrzeć głowę, bo mimo moich stu siedemdziesięciu sześciu centymetrów wzrostu, i tak był wyższy. To takie frustrujące, że nie mogę się na niczym skupić przez jeden niezakryty kawałek ciała. Nie licząc już tych dziwnych skurczy w brzuchu. –  Nieprawda. Caleb i  Chris też mieli takie stroje. Widziałem jeszcze kilka innych osób w  czymś podobnym. To popularne przebranie, jeżeli chodzi o  Halloween i  sklepy z  kostiumami. – Znowu wzruszył ramionami. –  Ciekawe, że ja nikogo więcej nie zauważyłam – prychnęłam, przestępując z nogi na nogę i rozglądając się gdzieś po ścianach. –  Poza tym po północy zajmowałem się pewnym jasnowłosym aniołkiem, więc to nie mogłem być ja. –  Skąd wiesz, że po północy? – Zmarszczyłam brwi, gwałtownie przenosząc na niego wzrok. – Powiedziałaś mi. – Wcale nie. – Wcale tak. – Też zmarszczył brwi, lekko się uśmiechając. – No właśnie, że nie.

– Na pewno tak, bo inaczej skąd bym wiedział? – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Już miałam coś odpowiedzieć, gdy poczułam, jak Mike przejeżdża palcem po odkrytym kawałku mojego brzucha. –  Powiedziałaś Johnowi? – zapytał, nadal intensywnie wpatrując mi się w  oczy. Palcami mnie rozpraszał. Wędrował nimi od mojego pępka przez prawy bok, do biodra i  trochę dalej, po czym wracał i powtarzał tę drogę. – N… Nie. – Kurde, przestań się jąkać, nakazałam sobie w duchu. – Dlaczego? –  Nie chciałam go… – Przełknęłam ślinę. – Zresztą to nie jest ważne. Sama chciałam cię zabić. – Ale to nie byłem ja. I co teraz zrobisz? – Ręką wspinał się coraz wyżej, przez co teraz podwijał materiał mojej bluzki. – Nie wiem. – Powiesz mu? – Był coraz bliżej, lekko się nade mną nachylając. –  Nie wiem. Chyba nie. – Wiem, że to nie fair w  stosunku do Johna, ale ja naprawdę nie wiedziałam, kim był tamten koleś. Co prawda nadal podejrzewałam Mike’a, ale nie miałam dowodów. Byłam święcie przekonana, że całuje mnie mój chłopak. To mnie nie usprawiedliwia, tak samo jak to, że byłam trochę pod wpływem alkoholu. – To go zrani. Nie chcę, żeby cierpiał – wyjaśniłam zrezygnowana, chcąc odsunąć się od Mike’a. –  Czyli to nasza mała tajemnica? – wyszeptał Mike, znowu odrobinę się przybliżając. Po chwili namysłu kiwnęłam głową, a  on w odpowiedzi się uśmiechnął. –  To i  tak nie zmienia faktu, że jesteś frajerem! – syknęłam i wyszłam z pokoju, jedynie lekko trzaskając drzwi. *** –  Co chcesz dzisiaj porobić? – usłyszałam głos chłopaka, ale nie miałam ochoty się poruszyć. Leżałam Johnowi na brzuchu, podczas gdy on jedną ręką mnie obejmował, a drugą miał zanurzoną w moich włosach.

– Może obejrzymy jakiś film? Nie chce mi się wychodzić z domu. – Oparłam się brodą o  mostek Johna, wpatrując się w  jego niebieskie oczy. – Mam nową część Teda. – Uniósł brwi. –  Tego zboczonego miśka? Dawaj. – Uśmiechnęłam się, wstając z chłopaka. John przyniósł z  salonu laptopa, chipsy i  ciastka. Jak on dobrze mnie zna. Czasami mnie to przeraża. Leżąc w  podobny sposób, co wcześniej, oglądaliśmy film i zajadaliśmy się chipsami. Do czasu. W którymś momencie usiadłam na nim okrakiem, przygryzając mu wargę. Stłumił jęk, kiedy poruszyłam biodrami, chcąc odgonić włosy na drugą stronę głowy. Zsunął dłonie z  mojej talii na pośladki, ściskając je mocno. Szybko przekręcił się tak, że teraz to on leżał na mnie, całując mi szyję, ja natomiast objęłam go nogami w  pasie. Serce biło mi jak szalone, gdy chwyciłam za koniec jego koszulki, ciągnąc ją w  górę. Szary materiał wylądował na ziemi, a  ja dłońmi wytyczałam ścieżkę od jego mostka, powoli zjeżdżając w  dół brzucha. Tempo było wręcz morderczo powolne, przez co chłopak warknął mi w usta, chcąc mnie pospieszyć. Mimowolnie się zaśmiałam. –  Czy ty się ze mną droczysz? – zapytał ze śmiechem, lekko zdyszany. –  Może trochę. – Uniosłam prowokująco brwi, na co on cicho parsknął i  pocałował mnie powoli w  kącik ust, potem w  policzek i szczękę, aż zszedł do szyi i obojczyka. Lekko przygryzł mi skórę, ssąc ją. – Olivia, czy masz… Kurwa! – W drzwiach pojawiła się Jo, grzebiąc coś w  komórce, a  kiedy uniosła wzrok, zamarła z  otwartą buzią. – Mogliście chociaż wywiesić skarpetkę na klamce! Ja też tu mieszkam, John, i nie chcę się narażać na takie widoki. – Wskazała na nas. – Zresztą nieważne. Liv, masz może przy sobie ten truskawkowy błyszczyk? –  Mam, ale po co ci? – Zmarszczyłam brwi, zrzucając z  siebie jej brata i podchodząc do niej.

–  Brakuje mi polewy do lodów – rzuciła sarkastycznie, na co wywróciłam oczami. – Mam randkę, głupia. – Randkę? Z kim? Opowiadaj natychmiast! – Otworzyłam szeroko oczy, a ona tylko uśmiechnęła się złowieszczo. – Chyba jednak boję się spenetrować tę część twojego umysłu. –  Cóż, opowiedziałabym wszystko, ale mogę się założyć, że John wolałby spenetrować ciebie. – Posłała mi dziwny uśmieszek, przez co dostała ode mnie po ramieniu. *** –  Jak to z  Lukiem?! – Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy dowiedziałam się, kto zaprosił Jo na randkę. Siedziałyśmy w  jej fioletowym pokoju, bo John wywalił nas ze swojej sypialni, krzycząc, że nie ma zamiaru słuchać babskich plotek. Do tego rzucił w nas poduszką. – Normalnie. To nie jest żadna randka, ale to też nie znaczy, że się w nią nie zmieni. – Poruszyła znacząco brwiami, uśmiechając się. –  Jesteś straszna. Naprawdę chcesz z  nim skończyć w  łóżku? – Zmarszczyłam brwi, przechadzając się z kąta w kąt, co działało Jo na nerwy. – Możesz usiąść? Boli mnie głowa od tego twojego spacerowania, a poza tym nie mówię, że od razu skończymy w łóżku. – Siedząc przy białej toaletce zapchanej kosmetykami, zabrała się za tuszowanie rzęs i jednocześnie obserwowała mnie w odbiciu. –  Znam Luke’a. To nie jest typ romantyka. On nie chodzi z  dziewczynami. – Położyłam się na plecach, patrząc w  sufit i przytulając kremową poduszkę. –  John też nie jest takim typem faceta, a  jednak z  tobą chodzi. A  poza tym Luke nie musi przecież ze mną chodzić. – Wzruszyła ramionami, poprawiając włosy. – Więc o co ci chodzi? Po co się z nim umawiasz? Spojrzała na mnie. –  Dla seksu. – Obróciła się twarzą do mnie, chowając dłonie pod kolanami.

– I serio starasz się tak tylko dla jednej nocy? – Podniosłam się na łokciach, by ją lepiej widzieć. –  Niekoniecznie. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Seksprzyjaciele to coś normalnego, jak na przykład wiadomości o piątej rano, choć nikt ich nie ogląda, albo, jak dla ciebie, zjedzenie litra lodów w dziesięć minut. To prawda. W  dzisiejszych czasach łatwiej o  seks-przyjaciela niż o  prawdziwy związek. Ale z  drugiej strony nie ma w  tym żadnych zobowiązań, a niekiedy z takiego układu wychodzi coś więcej. Więc czemu nie próbować? – A co, jeżeli się zakochasz? –  Niekiedy warto podjąć ryzyko. To może przerodzić się w  coś naprawdę pięknego. – Wzięła głęboki wdech. – Albo zniszczyć cię doszczętnie. *** – Hej – usłyszałam cichy, ale pewny głos za sobą. Odwróciłam się na krześle, widząc dziewczynę z  czerwonymi włosami. Veronica? Victoria? Nie mogłam przypomnieć sobie jej imienia. –  Jestem Violetta, ale mów mi Vi. – Uśmiechnęła się. No tak, Violetta. – Co ty tu robisz? – Nie chciałam wyjść na jakąś niegrzeczną czy coś, ale po incydencie z  piórem nie patrzyłam na nią przychylnie, mimo że potem starała się zatrzeć złe wrażenie. Violetta w  odpowiedzi jeszcze szerzej się uśmiechnęła, siadając na krześle naprzeciwko. – To biblioteka szkolna. Chyba każdy może tu być. No tak. Miałam ochotę walnąć się z  otwartej dłoni w  czoło. Zamknęłam zeszyt, wkładając go do torby i na jego miejscu na ławce położyłam książkę od historii. –  Słuchaj, Vi. Przeszkadzasz mi z  jakiegoś specjalnego powodu? Muszę pouczyć się historii, jeśli nie chcę, żeby pani Montgomery mnie oblała. Już i  tak mnie nie lubi – wyjaśniłam, otwierając podręcznik na ostatnim temacie.

–  Dobrze. Nie będę ci przeszkadzać, tylko chciałam zapytać, czy nie chciałabyś się spotkać przy kawie. W  ramach przeprosin i  w ogóle. – Wzruszyła ramionami, przygryzając dolną wargę. – Wiesz, ja… – zaczęłam, ale mi przerwała: – Proszę, nie daj się prosić. Kupię ci do tego jakieś ciastko, jeżeli będziesz chciała. – Nie wiem skąd wiedziała, że w ten sposób może mnie przekupić. – Dobra, kończę o czternastej. Możemy się wtedy spotkać. Podniosła się z ławki, chcąc wyjść z biblioteki, ale zatrzymała się na chwilę przy mnie. –  Powiedz Montgomery, że ma ładne buty, to zawsze na nią działa. – Mrugnęła i wyszła z sali. Przecież buty tej nauczycielki są straszne. Baba ma około sześćdziesiątki i  ubiera się w  stylu lat osiemdziesiątych. Ale może komplement dla tych babcinych trzewików na nią podziała. Ciężko wzdychając, wróciłam wzrokiem do książki. Muszę poprawić tamte sprawdziany. Inaczej koniec ze mną.

Rozdział 17 Olivia Z głośnym piskiem wpadłam na zaskoczonego Mike’a. Nie zwracając uwagi na kilka osób plączących się po korytarzu, zarzuciłam mu ręce na szyję. Zachwiał się lekko, ale po chwili odzyskał równowagę, oddając uścisk. – A to co? Dzień dobroci dla seksownych uczniów? Prychnęłam na jego komentarz, odsuwając się odrobinę. – Patrz – nakazałam, będąc w dobrym humorze, i podsunęłam mu pod nos nieco zmiętą kartkę papieru. – Co to? – Zmarszczył brwi, nadal mnie nie puszczając. – Zdałam test z historii! – pisnęłam, ciesząc się jak małe dziecko. Mike zaśmiał się, mocniej mnie ściskając. –  Widzisz? Więcej lekcji, a  może nie będziesz miała najgorszej średniej – stwierdził, za co dostał ode mnie w  ramię. Zarechotał cicho i już miał coś dodać, kiedy przerwało mu chrząknięcie. Odwróciłam się w  stronę osoby, której nie zauważyłam na początku. Pewnie rzuceniem się na Mike’a przerwałam im konwersację. Zaraz obok stała dziewczyna, prawdopodobnie z jego klasy. Miała ciemną karnację, czarne, duże oczy i  równie czarne, kręcone włosy związane w  koka. Makijażu nosiła jak na mój gust za dużo, ale ubierała się nawet ładnie. Widać było, że jest kasiasta. –  Cześć – przywitałam się, puszczając Mike’a i  czując się trochę niezręcznie. –  Hej, jestem Georgina Kapp. – Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie, wyciągając do mnie dłoń. –  Olivia Cooper. – Uścisnęłam jej zimną dłoń z  długimi, zadbanymi paznokciami.

–  Chodzę z  Mikiem na zajęcia, ale ciebie nie kojarzę, byś była naszym rówieśnikiem. Jesteś z  jego rodziny? – Ciągle się uśmiechała, poprawiając torbę na ramieniu. To jakiś tik nerwowy? – Nie. Nie jesteśmy rodziną, tylko współlokatorami. – Wzruszyłam ramionami, na co dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Chcieliśmy iść właśnie na pizzę, może wybierzesz się z nami? –  Cóż, chętnie, ale jestem już umówiona i  prawdę mówiąc, spóźniona. – Zerknęłam na ekran telefonu. Schowałam go z  powrotem do kieszeni i  pożegnawszy się z  Mikiem i  Georginą, wyszłam z budynku na parking, gdzie czekała na mnie Vi. *** – Mieszkam tu już od czterech lat. Mam młodszego brata, który jest takim kretynem, że większego nie znajdziesz. – Vi zachichotała. W kawiarni siedziałyśmy już godzinę. Na początku ciężko mi się z nią rozmawiało, ale jej usta chyba nigdy się nie zamykały, więc i ja w końcu poczułam się swobodniej. –  Mogę się założyć, że znajdę. Właściwie już znalazłam. – Uśmiechnęłam się. – Mogę podać imię, jeśli chcesz. – Dawaj, przekonamy się. – Uniosła brew, dopijając kawę. –  Nie ma większego idioty niż Michael Carter – stwierdziłam, wgryzając się w czekoladowe ciastko. –  Ten przystojniak z  ostatniej klasy? – Poruszyła porozumiewawczo brwiami. –  Jaki przystojniak? Przecież to brzydkie i  głupie kaczątko nie powinno się nawet wykluć z jajka – prychnęłam rozbawiona. –  Ponoć ten kaczorek ma niezłe piórka. – Uśmiechnęła się złowieszczo. –  Co ma? – Omal nie zakrztusiłam się kawą, dławiąc w  sobie śmiech. – No ciało. Każda dziewczyna, która z nim spała, nachwalić się nie może jego kaloryfera – powiedziała z dziwną nutą w głosie. – Na pewno nie jest taki świetny. Pewnie przesadzają, a jego ego jest zbyt duże, by temu zaprzeczał – żachnęłam się i  choć mogłam go jej dokładnie opisać, nie zamierzałam wspominać o  żadnych

bliższych stosunkach z tym chłopakiem. – A te laski na pewno liczą, że zwróci na nie uwagę, jak będą go tak chwalić. –  Poczekaj, bo ci uwierzę. Widziałaś go kiedyś na boisku? Jak on wygląda w  tych koszulkach? – Rozmarzyła się na chwilę, przez co starałam się powstrzymać chichot. Poczułam, że mój telefon zawibrował, oznajmiając o  nowej wiadomości. Wyciągnęłam go i odblokowałam, widząc sms-a od Jo. –  Ponoć ma wytatuowanego węża wychodzącego z  bokserek. Myślisz, że to prawda? – zapytała, ale ja bardziej skoncentrowałam się na wiadomości od przyjaciółki. – Nie ma ani jednego tatuażu, ale chciał sobie zrobić – odparłam, jednocześnie czytając, że Jo chce się spotkać. – Skąd wiesz? – Zmrużyła oczy, a do mnie teraz dopiero dotarło, co powiedziałam. Przełknęłam ślinę, starając się wyglądać na odprężoną. –  Co? – Zmarszczyłam brwi, udając, że nie mam pojęcia, o  co chodzi. – Ja nic nie wiem – dodałam, wzruszając ramionami. Dziewczyna przyglądała mi się podejrzliwie, po czym rozszerzyła zielone oczy do wielkości monet, a usta zakryła dłonią. – Spałaś z nim! – krzyknęła, zwracając uwagę kilku klientów. –  Co?! Nie! – Plątałam się we własnych słowach i  myślach. – Ja z nim tylko mieszkam. –  Mieszkasz z  nim?! – Violetta zaczęła wymachiwać rękami, jednocześnie starając się uspokoić. – Tak, to skomplikowane. Zamieszkałam z kolegą, który nie raczył mi powiedzieć o drugim współlokatorze. A co do tych tatuaży… Mike czasami gada o różnych rzeczach. –  Coś jest między wami? – Starała się wyglądać na obojętną, ale widziałam w  jej oczach cichą nadzieję, że moja odpowiedź będzie brzmieć „Nie”. – Nic nas nie łączy, Vi. To tylko idiota, który pomaga mi w historii. – Schowałam telefon do kieszeni. – Muszę się już zbierać. –  Dobrze. – Uśmiechnęła się, podnosząc się z  krzesła. Zarzuciła mi ramiona na szyję w ramach pożegnania. Chociaż miałam dziwne wrażenie, że zaciąga się moimi perfumami.

*** Grudzień. Zbliżały się święta. Te przygotowania tylko działały mi na nerwy. Co prawda do gwiazdki zostały prawie trzy tygodnie, ale w sklepach roiło się od świątecznych ozdób, takich jak kolorowe światełka czy bombki, i  wszędzie rozbrzmiewały z  głośników kolędy. Jednak najgorszą rzeczą z  tego wszystkiego było oczywiście kupowanie prezentów. Dostawanie ich to kompletnie co innego. Na szczęście miałam jeszcze czas na zakupy. –  Więc przyjedziesz za tydzień? – zapytałam do telefonu, który przytrzymywałam ramieniem, gdyż ręce miałam zajęte gotowaniem spaghetti. – Tak, skarbie. Wtedy możemy jak zawsze pochodzić po sklepach. Wiesz już, co chcesz komu kupić? –  Nie bardzo. Ostatnio w  ogóle nie mam do tego głowy. – Westchnęłam i odcedziłam makaron. – Dobra. Jak wrócę, to coś pomyślimy, córuś. Mruknęłam coś w  odpowiedzi i  pożegnałam się z  rodzicielką, kiedy do kuchni wpadła Georgina. – Chłopaki pytają, za ile będzie jedzenie. Warknęłam pod nosem zirytowana faktem, że przysłali ją tu już czwarty raz. Ale się zaśmiałam, widząc jej zbolałą minę. – Możesz już ich wołać. – Nie wiem jak z nimi wytrzymujesz. Podziwiam cię, dziewczyno. – Uśmiechnęła się szeroko i poszła po chłopaków. Od naszego pierwszego spotkania Georgina spędzała ze mną sporo czasu. Zaprzyjaźniłyśmy się. Czasami miała inne zdanie co do różnych rzeczy, ale nikt nie był idealny. Momentami irytowało mnie jej podejście do ludzi. Była miła, ale tylko, jak kogoś lubiła. Już nieraz byłam świadkiem, jaką suką potrafiła być dla innych. Chociaż i tak ją lubiłam. Po chwili do pomieszczenia weszła dwójka dzikich zwierząt. –  Czy wy nigdy nie jedliście? – zapytałam sarkastycznie, widząc, jak rzucają się na makaron.

Oni tylko spojrzeli na mnie dziwnie, po czym wyszli z  pełnymi talerzami w dłoniach. *** –  Muszę gdzieś sobie dorobić – powiedziałam w  przerwie filmu. Luke zerknął na mnie, mrużąc oczy. – Po co? – Idą święta. Muszę kupić prezenty, a nie chcę naciągać mamy. – Już wystarczało, że opłacała moją część czynszu za to mieszkanie i jeszcze dawała mi kieszonkowe. Westchnęłam. Może poszukam w  jakiś marketach. Skoro idą święta, to potrzebni są ludzie do pakowania prezentów. Ewentualnie przebiorę się za Mikołaja czy coś. Luke już miał coś powiedzieć, kiedy ktoś zamknął drzwi z lekkim hukiem. W progu salonu stanął Mike. Był przemoknięty do ostatniej nitki. Mimowolnie zadrżałam i schowałam się głębiej pod koc. – A tobie co? – prychnął rozbawiony Luke – Nie było miejsca do zaparkowania, więc musiałem to zrobić dwa bloki dalej. A  pogoda mi oczywiście dopisała – rzucił sarkastycznie zirytowany Mike. Przeleciałam wzrokiem od jego mokrych włosów po wodę spływającą z ciemnych nogawek spodni. –  Robisz kałuże. Idź się przebrać – rozkazałam, nic sobie nie robiąc z jego wkurzonej miny. Nic nie powiedział, tylko odwrócił się i  wyszedł z  salonu, a  my wróciliśmy do oglądania Avatara. *** Owinęłam szyję czarnym szalikiem i  poprawiając czapkę na głowie, wyszłam z domu. Miałam zamiar udać się do galerii w poszukiwaniu tymczasowej pracy. Bus uciekł mi kilka minut temu, ale nie chciało mi się czekać na następny.

Szłam chodnikiem, starając się szczelnie zakrywać przed mrozem, ale niewiele to dało, ponieważ czułam, jak policzki zaczynają mnie szczypać. Gdy w słuchawkach zmieniła się piosenka, skupiłam się na słowach wokalisty, przez co nie zauważyłam czarnego samochodu zatrzymującego się przy mnie. Dopiero gdy kierowca nacisnął klakson, wystraszona podskoczyłam, obracając się w jego stronę. Za kierownicą, szczerząc się jak głupi do sera, siedział Mike. Wywróciłam oczami, pokazując mu środkowy palec i ruszyłam przed siebie. Nie doszłam za daleko, gdyż drogę zajechało mi to samo auto. Zirytowana wyciągnęłam słuchawki z  uszu i  podeszłam do opuszczonej szyby. – Czego chcesz? – Westchnęłam przeciągle, lekko schylając się do okna pojazdu. – Gdzie idziesz? – zapytał, pociągając nosem. – Trujesz mi dupę tylko dlatego? –  Nie wiem, dokąd idziesz, ale mogę cię odwieźć. – Uśmiechnął się, pochylając i otwierając mi drzwi. Miałam do wyboru jechanie z  nim albo dalszy marsz podczas mrozu. Nie dziwiłam się samej sobie, że wybrałam ciepłe wnętrze samochodu. – Więc dokąd? – zapytał, jadąc do centrum. –  Galeria. Muszę poszukać pracy – wyjaśniłam, chowając telefon do kieszeni ciepłej kurtki. – A ty? – Za pół godziny mam zmianę. – Zaczął kaszleć, zakrywając usta dłonią. – Jesteś chory? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. –  Nie. To tylko mały kaszel – zaprzeczył, spoglądając ukradkiem w moją stronę i jednocześnie pociągając nosem. –  Ale jesteś pociągający – zażartowałam, nawiązując do jego smarków. –  Bo cię zaraz wysadzę – warknął, na co przygryzłam wargę, starając się nie zaśmiać. Spojrzałam na niego. Skupiał się na drodze, więc nie zauważył, że dokładniej mu się przyglądam. Lekko czerwony nos świadczący o  katarze, ciepła polarna bluza i jak zwykle wytarte dżinsy.

–  Będziesz chory – stwierdziłam, widząc jego odkryte szyję i głowę. – Właściwie już jesteś. –  Nie jestem. To tylko katar. – Westchnął, starając się mnie przekonać. Wywróciłam oczami i skończyłam tym temat. Reszta drogi minęła nam na luźnych rozmowach. Gdy dojechaliśmy do galerii, ponownie dostał ataku kaszlu. W  takim stanie próbował zapiąć wyżej bluzę, ale z marnym skutkiem. Widząc jego starania, sięgnęłam do swojej szyi i rozwiązałam węzeł. – Jesteś jak dziecko. – Cmoknęłam, kręcąc głową. Przerzuciłam Mike’owi szalik przez głowę. Skupiając się na szczelnym wiązaniu materiału na jego szyi, nie zauważyłam nawet, jak blisko się znaleźliśmy. Gdy skończyłam się szamotać z szalikiem, zauważyłam dziwne spojrzenie Mike’a. Zatonęłam w  jego szarych tęczówkach. Miał lekko rozchylone wargi, przez co widziałam koniuszek języka przejeżdżający po górnych zębach. Dotknął mojej ręki, która znajdowała się jeszcze na szaliku, po czym palcami powoli przesunął się po nadgarstku, wchodząc dalej pod rękaw kurtki. Atmosfera w  samochodzie zrobiła się gęsta. Czułam, jak ciepło napływa mi do policzków, kiedy tak wpatrywaliśmy się sobie w  oczy, nic nie mówiąc. Gdy dostał kolejnego ataku choroby, odwrócił twarz, kaszląc w zgięcie ręki. W tej samej chwili wróciła mi przytomność. Poprawiłam czapkę i  mrucząc podziękowania za podwózkę, wyszłam z  samochodu. Nawet się nie obejrzałam za siebie. *** Byłam już na trzecim piętrze galerii. Jak na razie w żadnym sklepie nie była potrzebna pomoc albo już ją znaleźli. Usiadłam na ławce, pijąc gorącą czekoladę i spoglądałam na ludzi. Widziałam spacerujące pary, staruszków rozglądających się po wystawach sklepowych, dzieci biegające po całym piętrze i  uganiających się za nimi rodziców. Ale moją największą uwagę zwróciła mała dziewczynka ubrana na różowo i  trzymająca w  ręce pluszowego misia.

Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że darła się wniebogłosy. Prawdopodobnie matka próbowała na siłę wyciągnąć ją ze sklepu z  zabawkami. Gdy odeszły od wejścia, w  oczy rzucił mi się duży napis: „ZATRUDNIMY DO POMOCY”. Nie czekając długo, wyrzuciłam pusty kubek do śmieci i ruszyłam do tego sklepu. Gdy tylko przekroczyłam próg, uderzyła we mnie fala krzyku, śmiechu i pisków małych dzieci. Wszędzie biegały te małe potworki, niosąc w  rękach kilka zabawek i  gubiąc po drodze połowę. Jakoś udało mi się dostać do kasy, gdzie zobaczyłam kobietę biegającą od jednego klienta do drugiego. Nawet mnie chyba nie zauważyła. –  Przepraszam? – powiedziałam w  nadziei, że mnie usłyszy. Kobieta podniosła wzrok. Miała jasnobrązowe włosy i  tego samego koloru oczy. Wyglądała na około czterdzieści lat, ale kto to wie, tyle jest teraz operacji plastycznych. – W czym mogę pomóc? – zapytała, sympatycznie się uśmiechając i zarazem starając się przekrzyczeć radosne maluchy. – Ja w sprawie ogłoszenia. – Wskazałam na szybę wystawową, na której znajdował się napis. – Spadłaś mi z nieba. Nie ma jeszcze świąt, a tu już taki tłum, że nie wyrabiamy. – Odetchnęła z  ulgą i  kiwnęła na drzwi „Tylko dla personelu”, po czym sama ruszyła w ich stronę. Pomieszczenie było średniej wielkości. Znajdowało się w nim tylko kilka szafek, kanapa, stół i cztery krzesła. –  Niestety nie mam teraz czasu na przeprowadzanie rozmowy kwalifikacyjnej. Przynieś jutro życiorys, a  postaram się znaleźć dla ciebie parę minut. Musimy też wyznaczyć dzień próbny, ale to wszystko ustalimy jutro. – Zmęczona kobieta usiadła na kanapie i wyprostowała nogi. – Od kiedy mogłabyś zacząć? – Pasowałoby mi od poniedziałku. I chciałabym wiedzieć, na czym konkretnie będzie polegać moja praca. – Uśmiechnęłam się, siadając obok ciemnowłosej kobiety. –  Przebierzesz się za elfa i  będziesz sprzątać po dzieciach. Wszędzie rozrzucają zabawki. I  ewentualnie, jak jakieś się zgubi, znajdziesz jego rodziców.

– Dobrze. Ale mam szkołę i byłabym wdzięczna za popołudniowe zmiany. –  Oczywiście. Zresztą rano nie ma tu aż takiego tłumu. – Uśmiechnęła się szeroko. – Rose?! Dzieciaki przewróciły bałwana w piątej alejce! – krzyknął ktoś przed drzwiami. Rose w  odpowiedzi westchnęła, mrucząc do siebie coś o niesfornych maluchach. –  Muszę już iść. Tutaj nie można nawet chwilę odsapnąć. – Zaśmiała się. – Tak przy okazji jestem Rose. –  Olivia Cooper. – Uścisnęłam jej dłoń, po czym wyszłyśmy z pomieszczenia. *** Dochodziła dziesiąta, kiedy ubrana w  piżamkę i  pluszowe skarpetki siedziałam owinięta kocem. Przerzucałam kanały z  programu na program, by znaleźć coś interesującego, ale nic się nie nawinęło. Jak to możliwe, że w  sobotę wieczorem nic nie leci w  telewizji? Zostawiłam na jakiejś głupiej, hiszpańskiej telenoweli i bawiłam się sznurkiem od piżamy. – Umieram – usłyszałam za sobą słaby głos. – Nie zostało mi dużo czasu. Uniosłam brwi, widząc Mike’a ledwo opierającego się o  framugę drzwi. Wyglądał blado, ale o co mu chodziło? –  Jak to umierasz? – Podniosłam się z  kanapy i  podeszłam do niego. –  Mam zapalenie płuc. Albo jeszcze gorszą chorobę – odparł płaczliwym tonem, a  ja tylko czekałam, aż zacznie się śmiać. Nie zrobił tego. –  Nie umrzesz. – Przewróciłam oczami, wiedząc, że przesadza. Typowy facet. – Chodź do łóżka. Złapałam go za ramię i pociągnęłam w stronę jego pokoju. – Gdybym wiedział, że jak będę chory, pójdziesz ze mną do łóżka, to już dawno złapałbym jakąś bakterię. – Poruszył znacząco brwiami, przygryzając wargę.

–  Na rzeżączkę nie lecę – prychnęłam, otwierając drzwi. Mike tylko wywrócił oczami, po czym zaczął kaszleć tak mocno, że sama zastanawiałam się, czy to nie płuca. Usiadł na brzegu łóżka, patrząc prosto na mnie. Delikatnie przyłożyłam mu rękę do czoła, na co zamknął oczy. –  Ale masz fajne, ciepłe dłonie – szepnął zadowolony. Prawie zamruczał, przez co musiałam powstrzymać śmiech. – Masz gorączkę. – Westchnęłam. – Chociaż nie wydaje mi się, że to coś poważnego. Zwykła grypa. Dam ci leki, a  jak jutro ci nie przejdzie, pójdziemy do lekarza. Poszłam do kuchni i  przeszukiwałam znalezione w  niej medykamenty, póki nie znalazłam tego, co w miarę mnie zadowoliło. Wróciłam do pokoju, zastając prawie śpiącego chłopaka. Wciąż siedział w  poprzedniej pozycji, tylko teraz podpierał łokcie na kolanach, a  głowę na dłoniach. Słysząc, że już jestem, podniósł się lekko. Odłożyłam leki na szafkę nocną i  stanęłam przed Mikiem. Złapałam jego twarz w dłonie i przejechałam kciukami pod oczami, widząc, że są zaczerwienione. – Weź to. Potem będzie lepiej. – Podałam mu tabletki na gorączkę, a  na łyżce trochę syropu na kaszel. Chłopak wszystko zażył, nawet nie protestując ani nie krzywiąc się na gorzki smak syropu. Odłożył szklankę z  wodą, którą przyniosłam, żeby miał czym popić leki, po czym złapał mnie za biodra, przyciągając do siebie, i oparł czoło na moim brzuchu. –  Jestem taki zmęczony – szepnął przez zatkany nos – że nawet fakt, że nie masz na sobie stanika mnie nie rusza. Uśmiechnęłam się, wznosząc wzrok. Nawet w chorobie nie potrafi sobie darować. Spojrzałam na niego, nadal miał na sobie polar. Widząc go takiego bezbronnego i  wykończonego, naszła mnie dziwna ochota zatopić palce w  jego włosach. Nie powinnam tego robić, ale… –  Powinieneś się przespać. Będzie ci lepiej. – No i  przegrałam. Najpierw przejechałam palcami po jego głowie niepewnie, nie wiedząc, czy mu się to spodoba. Jednak kiedy zaczął pomrukiwać z aprobatą, mimowolnie się uśmiechnęłam, kontynuując pieszczotę.

Usłyszałam kroki dochodzące z przedpokoju, po czym blond głowa Luke’a pojawiła się w  progu. Zmierzył mnie wzrokiem, dopiero potem zauważył zdychającego Mike’a. – Co jest? – zagadał, podchodząc do nas. –  Rozchorował się. Dałam mu leki, ale gorączka tak szybko nie spadnie. – Westchnęłam, dalej nieświadomie głaszcząc czuprynę chłopaka. Luke tylko na to spojrzał, ale nie skomentował. – Mógłbyś zrobić zimny okład? Albo ja zrobię, a  ty połóż go spać. – Chciałam odejść, ale Mike tylko wzmocnił uścisk na moich biodrach. Luke starał się ukryć uśmiech, ale mu się to nie udało. –  Ja pójdę po ten okład – wyszeptał, wychodząc, na co westchnęłam. Nie wiedziałam do końca, co teraz zrobić. – Mike? Połóż się. – Złapałam chłopaka za nadgarstki, starając się odciągnąć go ode mnie i popchnąć na łóżko. Jednak nic sobie z tego nie zrobił. Zamknęłam oczy, prosząc o  więcej cierpliwości. Przynajmniej zdejmę z  niego bluzę. Jakoś udało mi się rozpiąć zamek, a  potem powoli ściągnąć mu ją z  rąk. Czułam się jak z dzieckiem, ale faceci podczas choroby tacy są. Nic się nie poradzi. Mike pod spodem miał tylko koszulkę z  krótkim rękawkiem i  mój czarny szalik. Złapałam za węzeł, żeby go poluzować, ale chłopak chwycił mnie za rękę. – Nie, nie ściągaj go – mruknął, puszczając mnie. – Dlaczego? – Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc. –  Bo pachnie tobą – powiedział to tak cicho, że nie wiem, czy sobie tego nie ubzdurałam. Nerwowo schowałam za ucho pasmo włosów. –  Musimy cię przebrać. Tak się nie wyśpisz. Gdzie masz jakieś dresy? – Odeszłam od chłopaka, który zaczął mocować się z guzikiem od spodni. – Na górnej półce. Znalazłam je, po czym rzuciłam w  jego stronę. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że jest od pasa w  dół prawie nagi. Szybkim ruchem włożył dresy na nogi i usiadł prosto. –  Możesz już zabrać szalik – powiedział od niechcenia. Z  lekkim ociąganiem podeszłam do chłopaka i rozwiązałam węzeł na szyi. Nie zdążyłam zsunąć szalika, bo Mike złapał mnie nisko za biodra

i pociągnął na łóżko. Upadłam na plecy i już miałam wstawać, kiedy chłopak położył się obok. Dłonie nadal trzymał na moich biodrach. Zarzucił na mnie nogi, a twarzą wtulił się w mój obojczyk. –  Jesteś taka ciepła – wyszeptał Mike, nieumyślnie ocierając się ustami o  moją skórę. Zwinnym ruchem przykrył nas kołdrą, przylegając do mnie jeszcze bardziej. –  Mam. – Luke wszedł do pokoju z  okładem w  ręce. Przystanął, widząc, w jakiej sytuacji się znajduję. Nie dziwiłam mu się. Nieczęsto widział mnie w  łóżku Mike’a, na dodatek z  jego właścicielem praktycznie na mnie leżącym. Posłałam mu spanikowane spojrzenie, na co tylko uniósł jeden kącik ust, jakby chciał mi powiedzieć „radź sobie sama”. –  Nie idź – mruknął zaspanym głosem Mike, kiedy próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku. Luke bez słowa podszedł do mnie, podał mi okład i  wyszedł z pokoju nadal z lekkim uśmiechem na ustach. Spojrzałam na Michaela. Oddychał miarowo, co znaczyło, że już spał. Przyłożyłam mu zimny okład do czoła, przez co całym jego ciałem wstrząsnął dreszcz, ale się nie obudził. Starając się za bardzo nie ruszać, zgasiłam lampkę nocną i niedługo sama zasnęłam.

Rozdział 18 Jo Siedziałam na barowym stołku, przyglądając się Luke’owi. Widziałam, jak ze skupieniem nalewał piwo do wysokiej szklanki, jednak chyba wyczuł mój wzrok, bo spojrzał na mnie i puścił perskie oczko. Czułam, jak się czerwienię, więc odwróciłam głowę, rozglądając się po barze. Ściany były zrobione z  niepomalowanej czerwonej cegły, do tego szare panele, meble w  odcieniu ciemnego brązu, stół do gry w piłkarzyki i tarcza do rzucania lotkami. Na całej ścianie, na której znajdowały się drzwi wejściowe, wstawione były okna, jednak najbardziej podobała mi się ta za barem. Szklane półki, na których stał alkohol, podświetlane były białymi lampkami. Wzięłam łyk coli i spojrzałam na zegarek – było wpół do dziesiątej. Większość ludzi już wyszła, ale jeszcze kilka osób się tu kręciło. Podniosłam wzrok, kiedy z  zaplecza wyszedł Mike. Nie wyglądał najlepiej, o czym świadczyły czerwony nos i nagły napad kaszlu. –  Wam to wolno w  takim stanie przychodzić do pracy? – zagadnęłam, opierając łokcie na blacie baru. –  Jakim stanie? – Mike zmarszczył brwi, a  ja się uśmiechnęłam. Typowy facet. Najpierw wypiera chorobę, ale jak już do niego dotrze fakt, że jest chory, będzie tak przeżywał, jakby umierał. –  Jesteś chory. – Wzruszyłam ramionami. – A  jak zarazisz klientelę? – Nie jestem chory. To tylko kaszel – prychnął. – Nie wyglądasz najlepiej – wtrącił się Luke, podchodząc do nas. – I tak zostało tylko pół godziny naszej zmiany. Może lepiej idź już do domu. – Przecież nie zostawię cię teraz samego. Nie poradzisz sobie. Rozejrzałam się po prawie pustej przestrzeni. Dwóch facetów siedziało przy stoliku, pijąc piwo, jakaś para stała przy drugim końcu

baru z  drinkami w  rękach, a  mała grupka składająca się z  trzech facetów i jednej dziewczyny grała w rzutki. – Chyba jednak sobie poradzę – parsknął Luke, gdy także skończył rozglądać się po barze. – Ale… – zaczął Mike, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć: – Ja mu pomogę. – Uśmiechnęłam się do blondwłosego chłopaka, a  on odpowiedział mi szybkim mrugnięciem. Mike dziwnie na nas popatrzył, ale ani ja, ani Luke nie zwróciliśmy na niego uwagi, wpatrzeni w swoje oczy. –  Dobra! – krzyknął Mike, skutecznie odwracając naszą uwagę. Nie jestem pewna, czy nie zrobił tego specjalnie, ale niby czemu miałby? Chłopak zniknął na zapleczu, żeby zaraz wrócić, ubierając bluzę polarną. –  Fajny szalik. Liv ma taki sam. – Wskazałam na materiał wokół jego szyi, na co Mike uniósł prawy kącik ust, uśmiechając się znacząco, przez co znów zbił mnie z tropu. Gdy tylko Michael wyszedł, dopiłam napój i  weszłam za bar, podchodząc do Luke’a. – Więc co mam robić? – Podciągnęłam rękawy szarej bluzki. –  Nie musisz nic robić. Dam sobie radę. – Uśmiechnął się, ale ja nie chciałam dać za wygraną. –  Chcę pomóc i  nie mam zamiaru słuchać sprzeciwu. – Skrzyżowałam ręce na piersiach, pokazując w ten sposób, że się nie poddam, na co on tylko poszerzył uśmiech i  zbliżywszy się, dał mi całusa w usta. – Możesz umyć stoliki, dobrze? – Uniósł brwi, trzymając mnie za biodra. Posłałam mu mały uśmiech i  kiwnęłam głową. Ściągnęłam z nadgarstka gumkę i związałam włosy w kitkę. Dostałam od Luke’a szmatkę i  jakiś płyn, a  następnie ruszyłam do najbliższego stolika. Wycierałam już piąty, kiedy usłyszałam głos jednego z  dwóch facetów siedzących niedaleko: – Hej, ślicznotko! Podniosłam głowę, zerkając w ich stronę. – Podejdź na chwilę.

Przełknęłam głośno ślinę, gdyż nagle w  gardle zrobiło mi się sucho, a  zaraz potem podeszłam do nich, ściskając w dłoni ścierkę, jakby była moją bronią. – Czy mogłabyś nam dolać piwa, skarbie? – Facet się uśmiechnął, wyciągając w  moją stronę dwie szklanki. Odetchnęłam z  ulgą, nie wiedząc, czego tak naprawdę się spodziewałam. Odebrałam od nich naczynia i  ruszyłam w  stronę baru. Zauważyłam Luke’a przy nowej parze klientów, robiącego im jakieś kolorowe drinki. Mogłam poczekać lub sama zrealizować to zamówienie. Spędziłam tutaj dużo czasu, i  to w  większości na przyglądaniu się, jak Luke robi różnego rodzaju napoje alkoholowe, w  tym nalewa piwo do kufli, więc to chyba nie jest jakieś skomplikowane zadanie. Postawiłam szklankę, po czym pociągnęłam za rączkę maszyny, pomału nalewając złotą ciecz. Gdy udało mi się uporać z  pierwszym piwem, wzięłam się za drugie. W  połowie szklanki poczułam dłonie na biodrach i  czyjś oddech na szyi. – Od kiedy masz takie zdolności? – usłyszałam szept Luke’a. Jego oddech delikatnie połaskotał moją skórę, przez co zadrżałam. – Od kiedy obserwuję cię tu godzinami. – Zachichotałam. –  Powinienem zgłosić na policję, że mam stalkera – wyszeptał, przyciągając moje biodra do swoich. – Ale jakoś mi to nie przeszkadza. Odłożyłam pełną szklankę i obróciłam się w stronę Luke’a. Ten od razu przywarł swoimi ustami do moich, na co się uśmiechnęłam. Przygryzł moją dolną wargę, prosząc o dostęp, ale odepchnęłam go, lekko kręcąc głową. – Jesteś w pracy, Luke. A ja muszę zanieść te piwa. Chłopak sapnął zrezygnowany, ale po chwili uszczypnął mnie w  tyłek, przez co wydałam cichy pisk, podskakując z  zaskoczenia. Zabrałam pełne szklanki i wróciłam do tamtych kolesi. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy obserwowałam Luke’a z  drugiego końca sali. Ostatnie dni spędzaliśmy prawie nierozłącznie. Już na samo wspomnienie naszej ostatniej przygody robiło mi się gorąco. Byłam z nim na treningu i nie żałuję żadnej sekundy. Siedziałam na ławce naprzeciwko niego. Dłonie miał obwiązane jakimś białym

materiałem i  uderzał w  worek treningowy. Ubrany był tylko w  zielone spodenki koszykarskie, przez co widziałam, jak napinają mu się mięśnie przy każdym uderzeniu. Przekręciłam głowę w  bok, chcąc lepiej mu się przyjrzeć, kiedy zaczął się śmiać. – Nie mogę się skupić, jak tak mnie pożerasz wzrokiem, skarbie. – Spojrzał na mnie, ocierając pot z czoła. –  Wcale tego nie robię – żachnęłam się, odwracając w  stronę bieżni. – Idę pobiegać. – Nie, nie idziesz. – Uśmiechnął się. – Chodź tu. – Machnął ręką, wskazując przestrzeń przed sobą. – Co znowu wymyśliłeś? – Uniosłam prawą brew, powoli do niego podchodząc. Luke jednak nie odpowiedział, łapiąc mnie za nadgarstek. Pociągnął mnie w  swoją stronę tak, że przyciskał moje plecy do swojej klatki piersiowej. Powolnym ruchem rozpiął mi czarną bluzę, jednocześnie przejeżdżając nosem po mojej szyi. Delikatnie zsunął mi ją z  ramion i  rzucił na podłogę, zostawiając mnie w  czarnych legginsach i  czerwonym sportowym staniku. Położył dłonie na moich ramionach, opuszkami palców powoli badając skórę. Zjechał nimi do nadgarstka, a potem na palce, które zacisnął mi w pięści. –  Musisz rozstawić szerzej nogi – wyszeptał, przygryzając mi płatek ucha, po czym butem kopnął mnie lekko w kostkę. Ustawiłam się tak, jak mówił. – Gdy uderzasz prawą ręką, lewą trzymaj wysoko przy twarzy, by zablokować cios wymierzony w  ciebie. – Kierował moimi rękami tak, jak on to robił już od godziny. – Musisz zwracać uwagę na ruchy przeciwnika. Nic nie może cię rozpraszać, bo inaczej oberwiesz. Pamiętaj. – Całował mnie po szyi, jednocześnie puszczając moje ręce i przenosząc je na biodra. – Spróbuj – zachęcił i uśmiechnął się, nie zaprzestając słodkich tortur. Uderzałam tak kilka razy, jednak z  każdą chwilą było to trudniejsze, ponieważ chłopak dociskał moje biodra do swojej miednicy, lekko ocierając mi się o pośladki. – Masz na myśli takie rozproszenia? – wysapałam, czując już jego erekcję. –  Mniej więcej takie. – Zaśmiał się, obracając mnie w  swoją stronę. Zetknął usta z moimi najpierw łagodnie. Ale gdy otarłam się

biodrami o  niego, musiał zdusić jęk, bo na sali było kilka osób. Złapał mnie za nadgarstek, wyciągając z  siłowni, i  ruszył w  jakimś kierunku. –  Zaczekaj chwilę – powiedział i  zniknął za jednymi z  drzwi. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się po korytarzu. Po chwili poczułam uchwyt na ręce i  sekundę później zostałam wciągnięta do pomieszczenia, które okazało się szatnią. Dokładniej męską. Luke od razu wpił mi się w  usta, przyciągając do siebie za biodra. Odwzajemniłam pocałunek, wplatając palce w jego włosy. –  Ktoś może nas zobaczyć – wyszeptałam z  przyspieszonym oddechem. –  Sprawdziłem. Nikogo nie ma, a  drzwi zamknąłem na klucz – wysapał, łapiąc mnie za uda i podnosząc, na co owinęłam nogi wokół jego pasa. Czułam, że moje serce galopuje z zawrotną prędkością, kiedy Luke chwycił za koniec stanika, mając zamiar go ze mnie zdjąć. Zresztą jak za każdym razem, gdy to robiliśmy. Jak udało mu się pozbyć zbędnego materiału, zbliżył się do szarych szafek, opierając mnie o  nie i  jednocześnie bardziej dociskając nasze krocza do siebie, aż sapnęłam i pociągnęłam go za włosy. Lewą ręką zaczął ugniatać mi pierś, kiedy usta zajęły się tą drugą i tak na przemian. Złapałam się górnych szafek, chcąc wyładować na czymś siłę, gdy przyjemne dreszcze zaczęły przechodzić moje ciało. Odstawił mnie na ziemię, łapiąc za gumkę od legginsów i  szybko ściągając je z  moich nóg, przez co zostałam w samych koronkowych majtkach. Znowu złączył nasze usta i  pociągnął mnie w  stronę ławki, na której usiadł. Szybko zrobiłam to samo, oplatając go ponownie nogami. Zjechał pocałunkami na moją szyję, potem obojczyk, przygryzał je i  ssał, podczas gdy jego dłonie ugniatały i  bawiły się moimi piersiami, lekko za nie ciągnąc. Gdy poruszyłam biodrami, ocierając się o  jego krocze, po pustej szatni rozległ się głośny jęk zagłuszający nasze przyspieszone oddechy. Tym razem to ja zaczęłam całować jego szyję i  błądzić dłońmi po jego ciele. Luke położył się wzdłuż cienkiej ławki, łapiąc mnie za biodra, którymi zaczął robić okrężne ruchy na swoim już i  tak twardym przyrodzeniu. Sapnięciomi i  jękom nie było końca, kiedy wreszcie

zsunął spodenki razem z bokserkami. Nabrzmiała erekcja upadła mu na brzuch, kiedy ponownie złapał mnie za biodra, odsuwając moje majtki i  jednocześnie przystawiając główkę penisa do mojego wejścia. Jęknęłam, kiedy wszedł we mnie cały. Jednocześnie przymknęłam powieki, chcąc przyzwyczaić się do tego dziwnego uczucia wypełnienia. Gdy poczułam dłonie Luke’a na piersiach, otworzyłam oczy, powoli zaczynając poruszać biodrami w  górę i  w dół. Oparłam się dłońmi o jego tors, chcąc zwiększyć tempo ruchów. Luke pomógł mi w  tym, łapiąc za pośladki i  przyspieszając rytm uderzeń, których echo rozchodziło się po pomieszczeniu. Luke sapał coraz głośniej, a  po jego czole spłynęła kropla potu. Krzyknęłam, kiedy coraz szybciej poruszał biodrami i  jednocześnie dalej kołysał moimi. –  Jo, jestem już blisko! – wyszeptał, szarpiąc się, na co jęknęłam przeciągle, będąc coraz bliżej orgazmu. – Dalej, skarbie. Dalej! – sapał, co tylko doprowadziło mnie do szczytu z  głośnym jękiem, a chłopaka chwilę później. Opadłam zdyszana na jego ciało, czując, jak moja głowa szybko unosi się i opada przy każdym urwanym oddechu chłopaka. Zgarnął mi z  twarzy włosy, które wydostały się z  kitki, po czym pocałował mnie w czoło. –  Trzeba będzie się zbierać. Ktoś może wejść. – Westchnął wciąż z przyspieszonym oddechem. –  Przecież zamknąłeś drzwi. – Zmarszczyłam brwi, widząc jego dziwną minę. – Wiesz… Podniosłam się, po czym lekko skrzywiłam, kiedy wyszedł ze mnie, zostawiając uczucie pustki. – Co? – warknęłam, wiedząc, że odpowiedź nie przypadnie mi do gustu. –  Tych drzwi nie da się zamknąć od środka – powiedział to tak szybko, że prawie go nie zrozumiałam. –  Co?! – pisnęłam przerażona i  zła równocześnie. – Ty dupku, a jakby ktoś wszedł?! –  Od razu by wyszedł, słysząc twoje jęki. – Zaśmiał się, na co spłonęłam rumieńcem.

–  Nienawidzę cię – wygarnęłam mu, wkładając z  powrotem ciuchy, żeby jak najszybciej wyjść z budynku. –  Lubisz mnie, a  poza tym nie ma ryzyka, nie ma zabawy. – Wzruszył ramionami, ubierając dolną część garderoby. – Nadal bierzesz tabletki, prawda? Spojrzałam na niego, kiwając głową. Nie miałam pojęcia, jak się potoczy nasza relacja, ale na razie podobało mi się tak, jak jest.

Rozdział 19 Olivia Obudziłam się, gdy coś mnie szturchnęło. Nie, może nie tak. Obudziłam się, kiedy coś się pode mną poruszyło. Leniwie otworzyłam oczy i  wciągnęłam głośno powietrze, kiedy ujrzałam kawałek skóry. Podniosłam się gwałtownie, siadając. Pode mną leżał Mike, i to dosłownie. Siedziałam na nim okrakiem, opierając dłonie o  jego klatkę piersiową odzianą w  czarny materiał koszulki. Wyglądało na to, że na nim spałam, a  ten kawałek skóry był jego szyją. Przełknęłam ślinę, widząc, jak się we mnie wpatruje. – Jak się czujesz? – zapytałam, chcąc uniknąć niezręcznej ciszy. –  Dobrze – odpowiedział tak zachrypniętym głosem, że aż przeszedł mnie dreszcz. Przyłożyłam mu dłoń do czoła, sprawdzając, czy ma jeszcze gorączkę, ale nic na to nie wskazywało. – Mam nadzieję, że będzie już z tobą lepiej. – Przygryzłam wargę, nie wiedząc, co powiedzieć, na co chłopak lekko się uśmiechnął. –  Jesteś bardzo ciepła. Czułem się, jakbym miał własny kaloryfer w łóżku. Mimowolnie się uśmiechnęłam. – Za to ty mroziłeś mi nogi swoimi stopami. Zaśmiał się, rozciągając ramiona nad głową. Pochyliłam się, żeby zabrać już niepotrzebny okład, który leżał teraz na poduszce. Oparłam rękę obok głowy chłopaka, chcąc dosięgnąć niebieski woreczek z dziwnym płynem w środku. –  Wiesz, że właśnie majtasz mi piersiami przed twarzą? – Mike uśmiechnął się zadziornie, na co szybko wróciłam do poprzedniej pozycji. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak Mike zaciska szczękę i  patrzy mi prosto w oczy. Byłam jeszcze zaspana, więc nie wiedziałam, o co mu

chodzi, dopóki nie poruszył pode mną biodrami. Myślałam, że oczy wyjdą mi z  orbit, gdy poczułam, że pociera czymś twardym o  moje udo. – Jesteś obrzydliwy! – syknęłam, starając się z niego podnieść, ale Mike złapał mnie za biodra i  pociągnął z  powrotem na materac. Głową leżałam teraz na poduszce obok niego. –  Zostań – zamruczał jak trzylatek chcący dostać lizaka. – Przepraszam. Nawet nie wiesz, jakie uciążliwe są poranne erekcje. – Nabrałam powietrza, czując się dziwnie, gdy mi się zwierzał z takich rzeczy. – Zwłaszcza że dawno nikogo nie przeleciałem. A ty jeszcze nieświadomie się o mnie ocierałaś... –  Skończ – rozkazałam, zakrywając mu usta ręką. Mike tylko się zaśmiał i polizał dłoń, którą trzymałam mu na twarzy. Natychmiast ją zabrałam, a  on obrócił się w  moją stronę, podpierając głowę na ręce. –  Często bawisz się w  doktora? Ja pewnie łyknąłbym przeciwbólowe i  poszedł spać. – Złapał pasmo moich włosów, nawijając je sobie na palec wskazujący i  patrząc na mnie z  góry. Zignorowałam dwuznaczność jego słów i wzruszyłam ramionami. –  Mama ma w  domu wykupione pół apteki, więc wiem, co się z  czym bierze – odpowiedziałam, patrząc w  sufit. – Przez pewien czas miała paniczny lęk przed chorobami. Co kilka tygodni zabierała mnie na wizyty kontrolne. Spędziłam godziny w  gabinetach lekarskich. Mike uniósł w zdziwieniu brwi. –  Na szczęście już jej przeszło, ale mi pozostała fascynacja tym zawodem. –  Zawodem lekarza? – zdziwił się, na co leciutko się uśmiechnęłam. –  Tak, lekarza. To takie dziwne, że podoba mi się ten zawód? – Uniosłam brwi, czekając na jego odpowiedź. – Nie. To dobra robota. Ale nie wyobrażam sobie ciebie badającej jakichś ludzi. –  Bardziej myślałam nad pediatrią. – Zamyśliłam się. – Chciałabym pomagać dobrym osobom. Może to głupie, ale dzieci takie są. Dorośli czasami mają dużo na sumieniu i  nie wiesz, czy

ratujesz życie mordercy, gwałciciela albo zwykłego bandziora. A dzieci są tak jakby… czyste. Rozumiesz? Mike przyglądał mi się przez chwilę, po czym westchnął głęboko, kładąc się na plecach. –  Ale niekiedy dzieci też mają coś na sumieniu. Może zrobiły to nieumyślnie, ale jednak mogły się do czegoś przyczynić. Teraz to ja oparłam głowę na ręce, patrząc na niego. – Ale sam mówisz, że nieumyślnie. Dzieci to dzieci. Nie rozumieją wielu rzeczy i jakie mogą być skutki ich działania. Co innego dorośli. Nie da się na przykład niechcący kogoś zgwałcić albo pobić. – Przymknęłam powieki, kiedy w  wyobraźni ujrzałam scenę z  tamtej uliczki. Gdy je otworzyłam, zauważyłam, że Mike wpatruje się we mnie dziwnym wzrokiem, jakby smutnym, ale nie byłam do końca pewna z jakiego powodu. –  Nie zmienia to faktu, że coś zrobiły – odparł cicho, jakby ta rozmowa sprawiała mu ból. Uśmiechnęłam się delikatnie, przejeżdżając palcem wskazującym po jego policzku. –  Moja mama była lekarzem – wyszeptał lekko łamiącym się głosem. – Była? To co robi teraz? – również wyszeptałam. –  Nie… – westchnął, a  oczy dziwnie mu się zaszkliły. Uchyliłam usta, patrząc na niego z  szokiem wymalowanym na twarzy, ale szybko się opamiętałam. –  Co się stało? Nigdy o  tym nie wspominałeś. – Starałam się brzmieć spokojnie, bo nie chciałam go urazić. Podświadomie wiedziałam, że był to dla niego trudny temat. – Zabiłem ją – rzekł tak cicho, że gdybym była kilka centymetrów dalej, nic bym nie usłyszała. Zacisnął usta w wąską linię, uparcie wpatrując się w sufit. Ja za to zamarłam w bezruchu, zabierając palec z jego twarzy. W gardle nagle mi zaschło, a  głowa zaczęła dziwnie pulsować. W  szkole wszyscy myśleli, że jego rodzice rozwiedli się i jego mama mieszka gdzieś za granicą. –  Co się stało? – zapytałam ponownie. Chciałam, by się przede mną otworzył. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczerego. Nie opowiadał mi o sobie tak prywatnych rzeczy.

–  Zmarła podczas porodu. Ciąża zagrażała jej życiu, ale gdy powiedzieli, że muszą usunąć dziecko, ona się nie zgodziła. I tak po prostu wykrwawiła się przeze mnie – odpowiedział głosem pozbawionym emocji. Zagryzłam wargę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Kiedy cisza w pokoju stała się wręcz bolesna, a twarz Mike’a nadal pozostawała bez wyrazu, podniosłam się i  usiadłam okrakiem na jego brzuchu, pochylając się i wtulając w jego szyję. Mike na początku nie wiedział, jak zareagować. Minęło kilka sekund, zanim mnie objął, dociskając bardziej do siebie. To było przyjemne. –  To nie była twoja wina – stwierdziłam, mocniej się w  niego wtulając. Było mi go żal, bo zrzucał całą odpowiedzialność na siebie. A to nieprawda, nie zmarła z jego winy. – To nie przez twoją, tylko przez jej decyzję tak to się skończyło. – Uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Szarymi tęczówkami nadal wpatrywał się we mnie bez emocji. – To, co zrobiła twoja mama, pokazuje tylko, jak bardzo cię kochała, zanim w  ogóle przyszedłeś na świat. Byłeś dla niej tak ważny, że wolała oddać życie niż pozbyć się ciebie, bo tak jej kazali. Skoro obdarzyła cię taką miłością, to na pewno nie chciałaby, żebyś się o  to obwiniał. – Mike podniósł dłoń, którą przejechał po moim policzku. –  To i  tak nie zmienia faktu, że nie żyje przez moje narodziny. – Uśmiechnął się słabo. – Nie. Oddała życie, żebyś ty mógł żyć. Byłoby jej przykro, gdybyś wciąż czuł się odpowiedzialny, a  poza tym powtarzam ci, że to nie twoja wina. – Dotknęłam jego dłoni, którą ciągle trzymał na moim policzku. – Ale gdyby… – zaczął, jednak mu przerwałam: – To nie twoja wina – zaakcentowałam wyraźnie każde słowo i gdy zauważyłam, że chce się odezwać, znowu to powtórzyłam. –  Chyba nie ma co cię przekonywać, co? – Wyszczerzył zęby, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. – Nie. Dobrze wiesz, że jestem uparta. – Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się głupio. Trwaliśmy tak chwilę w  ciszy, gdy nagle odezwał się mój brzuch.

– Chyba pora wstawać. – Zaśmiałam się. – Zrobię omlety. Chcesz mi pomóc? To może też ci trochę dam. – Podniosłam się z chłopaka i podeszłam do drzwi. – Dobrze. – Podrapał się po karku, po czym ruszył w stronę szafy. – Ale najpierw muszę wziąć prysznic. Kiwnęłam głową i  weszłam do swojego pokoju także z  zamiarem przebrania się. *** –  Więc mamy już Luke’a, Johna, Jo. Kto jeszcze? – spytała moja mama. –  Georgina, mamo. Jej też muszę coś kupić. – Westchnęłam, spoglądając na wystawy sklepów. – A co masz dla Mike’a? Odwróciłam się do niej z wysoko podniesionymi brwiami. – Dlaczego miałabym mu coś kupować? – zapytałam, z powrotem zerkając na wystawę, ale nic nie zwróciło mojej uwagi. –  No wiesz, mieszkacie razem prawie cztery miesiące. Myślałam, że się lubicie. – Wzruszyła ramionami trochę zbyt nonszalancko jak na nią, ale już nie dociekałam. Nie widziałam w tym sensu. – Jutro jadę w odwiedziny do ciotki Elizabeth. Chcesz jechać ze mną? Mama starała się wyglądać na obojętną, ale w głębi duszy cieszyła się, że mam wymówkę, aby nie jechać. Ciotka miała specyficzny charakter. Zawsze żyła w swoim małym, zamkniętym świecie, trochę jak kosmitka. Zadzwonimy do niej, to pogada może pięć minut, a  potem rozłącza się, mówiąc, że rachunki ją przerosną, i  nie zauważa, że to nie ona w takiej sytuacji płaci, tylko my. Ale co tam. Zawsze była dziwna. –  Bardzo bym chciała, ale nie mogę, mam po szkole pracę – odparłam, próbując zrobić smutną minę. – Kogo ty chcesz oszukać, skarbie? Wiem, że nie chcesz jechać i z nas dwóch to tylko ty masz dobrą wymówkę. – Westchnęła zrezygnowana, a ja się zaśmiałam, wyrzucając papierek po batoniku do kosza.

– Ale z drugiej strony wizyta u ciotki nie nabawi mnie bólu pleców – sapnęłam, ciągle czując skutki noszenia ciężkich pudeł i wieszających się na mnie dzieci. – To dlaczego tam pracujesz? Nie ma czegoś innego? –  No właśnie nie. To była moja ostatnia deska ratunku – westchnęłam, przystając. – Na dzisiaj mam już serdecznie dość zakupów. *** Dochodziła godzina jedenasta, kiedy otworzyłam drzwi do naszego wspólnego mieszkania. Byłam pewna, że wszyscy śpią, więc po cichu udałam się do kuchni, chcąc zrobić sobie rozgrzewającą herbatę. Jednak wracanie autobusem o  tak późnej porze zimą musi mieć swoje skutki. Czułam, jak odmarzają mi palce u  stóp, gdy szłam po ciepłych kafelkach. Nalałam wrzątku do niebieskiego kubka i biorąc łyk herbaty, ruszyłam do salonu. Zaświeciłam tylko stojącą obok telewizora lampę, która dawała nikłą poświatę. Usiadłam na stopach, ogrzewając je tyłkiem i  zaczęłam przeglądać telefon. W  pracy przez wiecznie rozwrzeszczane dzieciaki nie miałam na to czasu. –  Co tu robisz? – usłyszałam cichy głos, więc odwróciłam się w jego stronę. W progu stał Mike w czarnym dresie i szarej koszulce. –  Mama pojechała do ciotki w  odwiedziny, a  mi się nie chciało siedzieć samej w tym wielkim domu. Trudniej tam nagrzać. – Odkąd mama wróciła na jakiś czas do domu, przeniosłam się z powrotem do niej. Co prawda nie zamierzałam wracać tam na stałe, ale chciałam spędzić z nią trochę więcej czasu i nie podobało mi się zostawianie jej samej. Chłopak uśmiechnął się, podchodząc, i usiadł obok mnie. – A ty czemu nie śpisz? – zapytałam, biorąc kolejny łyk herbaty. Odłożyłam kubek na stolik i  pokręciłam ramionami, starając się jakoś pozbyć bólu karku i ramion. Te dzieciaki… –  Jakoś nie mogłem zasnąć, aż tu nagle usłyszałem otwieranie drzwi, chociaż Luke już dawno śpi. – Wzruszył ramionami, opierając

się o oparcie kanapy i przekręcając głowę w moją stronę. – Jak było w pracy? – zapytał, podpierając się na ręce. –  Dobrze, jednak dzieci dają mi popalić. – Uśmiechnęłam się słabo. – Co chwilę trzeba za nimi latać i zbierać zabawki. –  I podoba ci się taka praca z  dziećmi? – Uniósł brwi. – Ja osobiście bym nie wytrzymał. Zaśmiałam się, kręcąc głową. – Mnie się podoba. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że cały czas wskakują ci na plecy, chcą, żeby je nosić. Niestety nie wiedzą, ile ważą i  przez to czuję się, jakby przejechał po mnie walec. – Znowu poruszyłam ramionami, chwytając się za kark i  próbując uśmierzyć ból. –  Chodź tu – nakazał Mike, przyciągając mnie do siebie plecami. Położył dłonie na moich ramionach, ściskając je, dzięki czemu przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Z każdym jego ruchem stawałam się coraz bardziej odprężona i  nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam cicho pomrukiwać z przyjemności. –  Gdzie się tego nauczyłeś? – szepnęłam, przymykając powieki i pochylając głowę. –  Robiło się to i  tamto. – Mogłam przysiąc, że wzruszył ramionami, uśmiechając się z dumą. –  Tak czy siak, robisz to genialne, dziękuję – przyznałam, rozkoszując się jego dotykiem. – Cóż, chętnie służę pomocą. Przyjaciele przecież sobie pomagają. – Zauważyłam, że głos lekko mu się załamał przy ostatnim zdaniu, ale nie poruszyłam tematu. Byłam zbyt zmęczona, a  jego ręce rozpraszały moją uwagę. Ale miał rację z tymi przyjaciółmi. Lubiłam go, a to już było dziwne. Cóż, to oznacza, że jemu jednak też muszę kupić prezent. Tylko co on może chcieć? *** –  Po co ci aż tyle rzeczy? Jedziesz tylko na trzy tygodnie. – Zmarszczyłam brwi, spoglądając na drugą walizkę, do której chwilę temu pakowała się Jo.

–  To są same kosmetyki i  prostownica, lokówka, karbownica, wałki. Muszę być gotowa na każdą sytuację. – Wzruszyła ramionami i odchyliła głowę, by położyć sobie kawałki ogórka na oczy. Dotknęłam lekko policzków, by sprawdzić, czy moja maseczka już wyschnęła. –  A to po co robisz? – prychnęłam, mając na myśli warzywo na twarzy przyjaciółki. Jo ściągnęła zielone plasterki z oczu, mierząc mnie poirytowanym spojrzeniem. –  Czy ty nie oglądasz filmów? W  każdym filmie bohaterki robią sobie maseczki nie tylko z alg czy innych papek, ale też z ogórków. –  Wiesz chociaż, do czego one służą? – Uniosłam brwi, rzucając jej wyzywające spojrzenie i krzyżując ręce na piersiach. Dziewczyna siedziała przez chwilę zamyślona, zanim popatrzyła na mnie ze zdenerwowaniem. –  Dobra, nie wiem. Ale w  filmach to zawsze wygląda profesjonalnie – wyjaśniła, podnosząc się z  łóżka. – To ja może skończę pakowanie, bo spóźnimy się na samolot. Jo i John wyjeżdżają na święta do rodziny w Kanadzie. Nie będzie ich aż do powrotu do szkoły, przez co czuję takie dziwne ukłucie w  sercu. Czyli Nowy Rok spędzę sama, ewentualnie z  mamą przed telewizorem. Nie pierwszy raz będę w święta bez przyjaciół, ale i tak mi smutno. –  Więc co jest między tobą a  Lukiem? Nie będzie płakał, że go zostawiasz? – zapytałam, opierając się o wezgłowie łóżka. – No cóż… – mruknęła, przeciągając ostatnie słowo. –  Coś długie to „cóż” – przerwałam jej i  zaczęłam czytać ulotkę o  maseczkach, które w  tym momencie znajdowały się na naszych twarzach. – Nie miał z tym problemu. To znaczy… chyba miał, ale nie chciał mnie martwić – poprawiła się, składając bluzkę i od razu pakując ją do torby. – Gdy mu o tym powiedziałam, zmieszał się, a potem miał jakąś „ważną” sprawę do załatwienia. – Zrobiła w  powietrzu cudzysłów palcami. – Wy to w ogóle jesteście razem?

–  Nie bardzo. Nie jesteśmy parą, ale jesteśmy kimś więcej niż seks-przyjaciółmi. Rozumiesz, o co mi chodzi? – Uniosła brwi. –  Mniej więcej rozumiem. – Zaśmiałam się. – Ile w  ogóle mamy trzymać to na twarzy? Tu nic nie piszą, a  mnie zaczyna swędzieć skóra. – Pomachałam ulotką jak flagą tuż przed twarzą przyjaciółki. *** Dochodziła dziesiąta wieczór, kiedy wróciłam do domu. Byłam z  Jo i  Johnem aż do odlotu samolotu. A  to oznaczało tylko jedno – za cztery dni święta. Rzuciłam torbę na krzesło w pokoju, który bardzo lubiłam. Pudrowy róż na ścianach dodawał mu kobiecego uroku. Czarno-białe meble i  metalowa rama łóżka stanowiły wyraziste detale. Ale najbardziej podobała mi się ściana za łóżkiem. Cała była pokryta zdjęciami. Sięgający od podłogi po sufit kolaż dodawał sypialni osobowości. Nie miałam już na nic ochoty, więc rozebrałam się do bielizny i wślizgnąwszy się pod kołdrę, od razu zasnęłam. Obudziło mnie światło słoneczne wpadające przez niezasłonięte okno. Musiałam o  nim zapomnieć, przez co teraz cierpiałam. Mogłabym nadal spać, gdyby nie fakt, że grzało mi prosto w  twarz. Z  głośnym jękiem podniosłam się do pozycji siedzącej i  spojrzałam na zegarek, na którym widniała prawie dziesiąta rano. Zabrałam czystą bieliznę i  mrucząc pod nosem, udałam się do łazienki. Po długim prysznicu, podczas którego jedynie opierałam się czołem o  kafelki, wyszłam z  kabiny i  wytarłam się puszystym ręcznikiem. Włożyłam szare majtki i gdy chciałam to samo zrobić ze stanikiem, z frustracją zauważyłam, że go nie mam. Musiałam go zgubić. Owinęłam się ręcznikiem, który sięgał mi do kolan i wróciłam do pokoju. Różowy biustonosz leżał na podłodze koło szafy. Włożyłam go szybkim ruchem, zaraz po nim to samo zrobiłam z  czarnymi legginsami oraz luźną, białą bluzką na ramiączkach. Włosy związałam w  koka, nie mając ochoty dłużej się z  nimi bawić. Zbiegłam po schodach do kuchni i  włączając radio, zabrałam się za robienie gofrów. Mieszałam ciasto, jednocześnie podśpiewując piosenkę lecącą w  radiu. Mama była przyzwyczajona do tego, że w kuchni zawsze musi grać muzyka. Nie wiem czemu, ale jak coś nie

ryczy mi koło ucha, nie mogę się skupić, więc teraz starałam się przekrzyczeć radio ustawione prawie na maksimum głośności. Ściszyłam je dopiero, gdy zaczęły się wiadomości i  nadal przygotowywałam pyszne gofry. – Ty śpiewasz. Podskoczyłam, równocześnie wymachując łyżką. –  Ty durniu! Chcesz, żebym zeszła na zawał?! Nigdy się tak do mnie nie skradaj! – krzyknęłam, mierząc łyżką w Mike’a. – Co ty tak w ogóle robisz w moim domu?! –  Cornelia poprosiła nas o  pomoc. Mieliśmy rozwiesić ozdoby świąteczne na dworze. –  Was? Luke też tu jest? – Zmarszczyłam brwi, widząc, w  którą stronę Mike kieruje wzrok. – Tak. Wiesza na dworze lampki – odparł. – Upaprałaś się. Zmarszczyłam brwi, spoglądając w  dół na biust. Na koszulce znajdowała się plama od ciasta. Musiała się tam znaleźć, kiedy Mike mnie wystraszył i machnęłam ręką. –  To przez ciebie – warknęłam, podchodząc do zlewu. Namoczyłam kawałek ścierki i zaczęłam ścierać ciasto. –  Teraz jest lepiej. – Przygryzł wargę, spoglądając na mokry materiał koszulki, który zaczął prześwitywać. – Fajny stanik. Wywróciłam oczami i  wyłączywszy gofrownicę, poszłam na górę się przebrać. Ściągnęłam bluzkę, wrzuciłam ją do kosza na pranie w łazience i udałam się do swojego pokoju, chcąc ubrać coś innego. Sięgałam właśnie po koszulkę, kiedy drzwi otworzyły się, a do pokoju jak gdyby nigdy nic wszedł Mike. –  Wynoś się stąd! – krzyknęłam, zasłaniając się koszulką. – No już! – Wskazałam ręką drzwi. –  Czemu? – Przekrzywił głowę lekko w  prawo, dokładnie przyglądając się mojemu ciału, jakby zastanawiał się nad czymś. –  Czemu? Bo chcę się ubrać, a  przy tobie tego nie zrobię. – To chyba oczywiste. On udaje głupiego czy naprawdę taki jest? –  Czujesz się przy mnie niekomfortowo? – Stanął jakiś metr przede mną. –  Tak. – Kiwnęłam głową, bo to normalne, że nie chciałam przebierać się przy chłopaku. Działanie pod wpływem chwili, jak

wtedy przy grze w  rozbieranego, to co innego. Łatwo mnie sprowokować i  ja to wiem, ale to nie zmienia faktu, że nie mam ochoty się przed nim obnażać. –  Przecież już kiedyś ściągnęłaś przede mną bluzkę. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się, a ja zmrużyłam oczy ze złości. –  No i  co z  tego? Mam nadzieję, że nacieszyłeś się tamtym widokiem, bo już nigdy go nie doświadczysz – warknęłam, nadal czując zażenowanie na samo wspomnienie. Jak mogłam dać się tak podpuścić? Chłopakowi trochę zrzedła mina, ale zaraz znowu pojawił się ten chytry uśmieszek. – Nie powinnaś czuć się tak w moim towarzystwie. Jestem twoim przyjacielem i powinnaś się na mnie otworzyć. Uniosłam brwi, ignorując dwuznaczność tego zdania. – Mam być bardziej otwarta? Gadać z tobą jak z Jo? – zapytałam, a chłopak przytaknął. Uniosłam lewy kącik ust, myśląc, co mogę mu powiedzieć. – Dobrze. Ostatnio byłam w  drogerii i  nie mogłam się zdecydować, jaki kolor szminki mam wybrać. Czy Ballet Pink, czy może Pale Pink. To była masakra, serio. I muszę zmienić fryzjera, bo ostatnio baba tak krzywo mnie obcięła, że szkoda gadać, a  na dodatek rozdwajają mi się końcówki. – Złapałam wolną ręką pukiel włosów wystający z koka i ostentacyjnie obejrzałam jego końcówki, teatralne długo przy tym wzdychając. – I jakby tego było mało, bolą mnie jajniki, co znaczy, że niedługo dostanę okres, a  skończyły mi się tampony, więc znowu muszę jechać do drogerii. – Uniosłam brwi, widząc zmieszaną minę Mike’a. Myślałam, że wybuchnę śmiechem na widok przerażenia w jego oczach. –  To bardzo interesujące i  na pewno poradzisz sobie z… kupnem tych, no… – Podrapał się po karku. –  Tamponów? – podpowiedziałam, chcąc jeszcze bardziej zdołować i zawstydzić chłopaka. –  Ta, dokładnie. – Mike zaczął rozglądać się po pokoju. – Cieszę się, że się na mnie otworzyłaś i  w ogóle… Co?! Już idę, Luke! – krzyknął nagle w  odpowiedzi na wołanie, którego nie usłyszałam, i  wypadł z  pokoju jak torpeda. W  tej samej chwili wybuchnęłam śmiechem, aż musiałam wytrzeć łzy formujące mi się w  kącikach oczu. No to masz za swoje, przyjacielu.

–  A tak w  ogóle to gdzie się podziała mama? – zapytałam sama siebie, wkładając koszulkę. *** Następne dwa dni minęły mi bardzo szybko. Albo z  mamą dekorowałyśmy dom, albo spotykałam się na mieście z  Vi lub Georginą. Miałam takie dziwne motylki w brzuchu przez to czekanie na święta. Jezu, jak ten czas szybko zleciał. Na dworze było ciepło jak na tę porę roku, ale ja jestem zmarzluchem, więc i  tak drżałam z  zimna, ubrana w  za dużą, czarną bluzę Batmana, którą ukradłam Mike’owi, o  czym oczywiście nie wiedział i  nie musiał wiedzieć. Podwędziłam mu ją nie dlatego, że należy do niego i  jest przesiąknięta jego zapachem, tylko dlatego, że jest ciepła. Oglądałam akurat film w telewizji z jakimś przystojnym aktorem. Podciągnęłam pluszowe, fioletowe skarpety i  kuląc się w  rogu kanapy, zajadałam się ciastkami. Wszystko było jak należy, dopóki nie zadzwonił dzwonek do drzwi. –  Olivia, otwórz! Mam zajęte ręce! – krzyknęła mama z drugiego piętra. Warknęłam zdenerwowana, że każą mi przerwać nic nierobienie i  szurając stopami po panelach, ruszyłam w  stronę drzwi. Gdy je otworzyłam, od razu miałam ochotę je zamknąć. – Olivia! – pisnęła blondynka. –  Larisa! – odparłam zdziwiona, naśladując głos dziewczyny. Ta wizyta już popsuła mi humor.

Rozdział 20 Olivia –  Larisa, co ty tutaj robisz? – zapytałam, gdy minął pierwszy szok spowodowany jej widokiem. –  Jak to co? Przyjechałam się zobaczyć z rodziną. – Uśmiechnęła się słodko. Za długo ją jednak znałam, żeby nie zauważyć, jak stara się zakryć słodyczą poczucie własnej wartości. Zawsze uważała się za kogoś lepszego. Długie, proste, platynowe włosy idealnie podkreślały jej jasną cerę i  wielkie, lazurowe oczy. Miała drobną budowę ciała i  była niska, przez co sprawiała wrażenie delikatnej osóbki, ale taką nie była. Była wredną, rozpieszczoną suką widzącą tylko czubek własnego prostego nosa. – Cornelia nic nie wspominała? – Uniosła brwi w  lekkim zdziwieniu. – Zostajemy na święta. Miałam wrażenie, że coś spadło mi na głowę. Jakaś deska albo cegła, co nie było niemożliwe, bo słyszałam, że niedaleko ktoś się buduje. Marzyłam o  tym, żeby to był jakiś kiepski żart albo że za chwilę obudzę się w szpitalu. Dziewczyna zmierzyła mnie od stóp do czubka rozczochranej głowy, lekko się krzywiąc. Nie reaguję już na to, bo w  końcu ona zawsze chodzi w  idealnej fryzurze, idealnym makijażu, ma idealnie dopasowane ciuchy, nie wspominając o  tym, jak idealnie oddycha i  w ogóle o  całej jej idealności, przy której ja wyglądam jak Kopciuszek, zanim zabrał się za sprzątanie kominka. Bo twarzy nie mam umorusanej sadzą. Prychnęłam w myślach, kiedy starałam się naciągnąć rękawy bluzy. –  Olivia, kto przyszedł? – Nagle pojawiła się mama i  widząc, jak krzyżuję ramiona na piersi i  mierzę ją oskarżycielskim wzrokiem, delikatnie pobladła na twarzy. – Lisa, jaka miła niespodzianka. – Serio udawała, że nic nie wie? Uniosłam brwi, dając jej do zrozumienia, żeby nie robiła ze mnie idiotki, na co westchnęła

zrezygnowana. – Właśnie przygotowałam ci pokój, Lariso, Olivia cię zaprowadzi. – Uśmiechnęła się do niej tak jakoś dziwnie. – Tata zaraz powinien przyjść z walizkami, Cornelio, poczekam na niego. Mama tylko kiwnęła głową i udała się w stronę kuchni. Już miałam iść za nią, gdy zatrzymał mnie oburzony głos dziewczyny: – A ty dokąd idziesz? Ktoś musi mi pomóc wnieść te walizki. Warknęłam w  jej stronę, że zaraz przyjdę i  praktycznie wbiegłam do kuchni, taranując wszystko, co znajdowało się na mojej drodze. –  Co to ma być? – zapytałam szeptem, kiedy stanęłam przed mamą. – Dlaczego nie powiedziałaś mi, że ona u nas będzie? –  Bo wiem, że byś się zdenerwowała – odparła równie cicho, by nikt nas nie usłyszał. –  A teraz niby jestem spokojna?! – Wymachiwałam rękami, starając się opanować. – Co ona tu robi? Dlaczego psuje nam święta?! Nie chcę tu ani jej, ani jej popieprzonej rodzinki! –  Olivia! Jak ty się wyrażasz? A  poza tym tak się rodziny nie traktuje. – Spojrzała na mnie karcąco. –  No i  co z  tego? Nie chcę tutaj tej egoistycznej paniusi ani jej jeszcze gorszej mamuśki. Zepsują nam całe święta. I tak widzimy się rzadko, a oni tylko wszystko nam spieprzą. Nie chcę jej tu. Ona jest tak zadufana w sobie, że do szczęścia pewnie wystarczy jej lusterko i  jakieś perfumy od Chanel. Takim dziewczynom nie trzeba wiele, żeby uszczęśliwić ich puste głowy. – Mój głos stawał się coraz bardziej płaczliwy. – Oni zrujnują nam te święta! Niech wracają do tego swojego idealnego świata i nie pokazują mi się na oczy! –  To, że nie lubisz Larisy i  jej matki, nie oznacza, że możesz tak nieładnie się o  nich wyrażać. Zachowujesz się jak dziecko, a  poza tym to nasza najbliższa rodzina i  prawdę mówiąc, jedyna. – Mama wytknęła mnie palcem. – Tak więc albo się uspokoisz i  będziesz miła, albo masz szlaban. I  niech tylko usłyszę jeszcze jedno wyzwisko w tym domu! –  Olivia! Gdzie jesteś?! Chodź po te walizki! – usłyszałam krzyk Lisy z  przedpokoju. Posłałam mamie groźne spojrzenie i  wyszłam z pomieszczenia.

–  Hej, Liv. – Przy drzwiach zobaczyłam Roberta, kuzyna mojej mamy, a jednocześnie ojca tej zołzy. – Hej. – Starałam się nie dać po sobie poznać, co naprawdę czuję. – Gdzie jest Elizabeth? – zapytałam, mając na myśli matkę Larisy. –  Zatrzymała ją praca – odparła mechaniczne Larisa. – A  więc gdzie są nasze pokoje? – Na górze. – Wskazałam ruchem głowy schody. Lisa, poprawiając idealną grzywkę, ruszyła na piętro, oczywiście nie zabierając ze sobą ani jednej torby. Chwyciłam pozostałe dwa bagaże, których Robert nie mógł już unieść, i poszłam za kuzynką. –  Tu jest jeden wolny pokój. – Wskazałam Robertowi pierwsze drzwi na prawo. – A tu jest drugi. – Chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi obok, a wtedy jedna z toreb wyślizgnęła mi się z ręki. – Jak zawsze łamaga – westchnęła Lisa. –  To może łaskawie byś mi pomogła! – warknęłam, na co dziewczyna wywróciła oczami i podniosła leżący na ziemi bagaż. *** –  Niech ktoś otworzy drzwi! – krzyknęłam, nie mając zamiaru podnosić się z kanapy. –  Jak będziesz taka leniwa, to nawet w  takie bluzy się nie zmieścisz. – Larisa wskazała na czarny materiał, który miałam na sobie. – Skąd ty tak w ogóle to masz? To męska bluza, a ty chłopaka nie masz. –  Tak się akurat składa, że mam – warknęłam, gładząc logo Batmana na materiale. Larisa uniosła brwi w  niedowierzaniu. – A  teraz idź otworzyć drzwi – rozkazałam, gdy po raz kolejny rozbrzmiał dzwonek. Larisa zacisnęła pięści i ruszyła w stronę drzwi frontowych. Słyszałam cichą rozmowę dobiegającą z  przedpokoju, ale nie przejęłam się tym zbytnio. –  Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale zaskoczyłaś mnie – usłyszałam głos dziewczyny, więc odwróciłam się w jej stronę, żeby dowiedzieć się, o  co jej chodzi. Stała w  progu salonu z  założonymi rękami, a zaraz obok niej stał Mike. Chciało mi się śmiać, widząc ich

różnicę wzrostu. Mike jest wyższy ode mnie, a Lisa niesięgająca mu nawet do ramienia wyglądała komicznie. Ale chwila… – Co ty tu robisz? – zwróciłam się do chłopaka. – Przyszedłem cię odwiedzić i… Hej, czy to nie jest moje? – Uniósł brwi, wskazując palcem bluzę, którą miałam na sobie. Spojrzałam na Lisę, dając jej dobitnie do zrozumienia, że ma spadać, na co wywróciła oczami. – Nie, nie jest – odpowiedziałam, gdy zołza już wyszła z pokoju. –  A ja myślę, że tak, zwłaszcza że szukałem jej niedawno i  nie znalazłem. – Uśmiechnął się zadziornie, podchodząc do mnie. Wstałam z kanapy, bo nie lubię, jak ludzie nade mną stoją. Czuję się wtedy jak karany pies. – No wiesz, może zostawiłeś gdzieś w barze albo u jakiejś laski. – Wzruszyłam nonszalancko ramionami. – Skoro to nie moja – złapał mnie za lewy nadgarstek, podnosząc do góry – to czemu ma dziurę dokładnie w tym samym miejscu, co? Przyjrzałam się ściągaczowi na nadgarstku i rzeczywiście, była tam dziurka wielkości wystarczającej, by wsadzić mały palec. –  Dobra. – Wyrzuciłam ręce w  powietrze. – Może jest twoja. Wypiorę ją i ci oddam. – Oboje wiemy, że tego nie zrobisz. – Uśmiechnął się, patrząc na mnie sugestywnie. –  Racja, jest za ciepła. A  jednak trochę mnie znasz. To się robi przerażające. – Zaśmiałam się. – Więc po co tak naprawdę przyszedłeś? –  Masz. – Nagle z  tylnej kieszeni spodni wyciągnął płaski prostokąt. –  Czekolada. Kupiłeś mi czekoladę. – Zmarszczyłam brwi, spoglądając na przedmiot znajdujący się w  jego dłoni. – Dlaczego kupiłeś mi czekoladę? Nie wiem kiedy ostatnio byłam tak zdezorientowana. Przyjęłam ją, dokładnie oglądając. Zwykła, karmelowa czekolada. Może nie zwykła, bo moja ulubiona, ale jednak nie było w  niej nic podejrzanego. Spojrzałam na niego, domagając się odpowiedzi. Mike, widząc mój wzrok, podrapał się po karku i z zażenowania lekko przygryzł wargę.

–  Pamiętasz, jak ostatnio rozmawialiśmy, a  wtedy powiedziałaś mi, że dostaniesz… – jąkał się, nie wiedząc, jak sformułować zdanie, przez co ledwie udawało mi się zachowywać kamienny wyraz twarzy. – Więc… Ponoć czekolada pomaga wtedy na… no wiesz… – Spojrzał sugestywnie na mój brzuch. – Kupiłeś mi czekoladę, bo mam okres? – zapytałam i nie mogłam już powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. – Taa… – mruknął cicho zażenowany, wciąż drapiąc się po karku i  rozglądając po całym salonie, byle tylko nie patrzeć na mnie. Czułam takie dziwne mrowienie w brzuchu na samą myśl. – To urocze. Dziękuję. – Zarzuciłam mu ramiona na szyję. Mike po chwili odwzajemnił uścisk, podnosząc mnie lekko, gdy się wyprostował, przez co nogi zwisały mi kilka centymetrów nad ziemią. –  Nie chcę przeszkadzać w  romantycznej chwili z  twoim chłopakiem, ale Cornelia mnie wysłała. – W  progu znowu pojawiła się Lisa. Zmarszczyłam czoło. Jakim chłopakiem? –  Mike nie jest… – zaczęłam, ale ona tylko głośno mruknęła „nieważne”. – Cornelia pyta, gdzie są ciastka do paczki. –  Jakie ciastka? – Odsunęłam się od Mike’a, patrząc na dziewczynę. –  Jakieś czekoladowe w  kształcie bałwanków czy coś – wyjaśniła, przestępując z nogi na nogę. Zagryzłam wargę, patrząc na stół koło kanapy. Leżał na nim talerz z  resztką ciastek, które najwyraźniej miały iść do paczki. Larisa podążyła za moim wzrokiem i opuściła zirytowana ręce. –  Naprawdę nie umiesz powstrzymać się przed zjedzeniem wszystkiego, co masz w domu? Już i tak jesteś gruba – wytknęła mi. Zezłoszczona zmrużyłam oczy. – Odczep się, upiekę je. To tylko ciastka, nikt nie umrze. Złapałam Mike’a za rękaw bluzy i  pociągnęłam w  stronę kuchni. Znalazłam w  telefonie przepis na ciastka i  wyciągnęłam wszystkie składniki. – Co mam robić? – spytał Michael, podwijając rękawy. Spojrzałam na niego, unosząc brwi.

– Chcesz mi pomóc? – zdziwiłam się, a on potwierdził. – Dobrze, możesz ugniatać jedno ciasto, a  ja zajmę się tym czekoladowym. – Mike kiwnął znowu i zabrał się za robotę. – Masz ugniatać to ciasto, a nie przeciskać je między palcami. – Zaśmiałam się, widząc, jak to robi. Spojrzał na swoje ręce i  sam z  siebie się zaśmiał. Wytarłam się w ścierkę i chwyciłam go za dłonie, żeby oczyścić je z resztek ciasta. –  Musisz je ugniatać. Dociskaj nadgarstkiem – wytłumaczyłam, odsuwając się i  dając mu spróbować. – Nie musisz gnieść go na miazgę, wyobraź sobie, że to jest… – Zrobiłam przerwę, zastanawiając się chwilę, jakiego określenia użyć. – Tyłek. – Tyłek? – parsknął śmiechem, za co walnęłam go w ramię. –  Tak, tyłek. Jakaś zajebista pupa. Wyobraź ją sobie – powiedziałam całkiem poważnie. – Jakaś dziewczyna leży i  masz przed sobą jej pośladki. – Uśmiechnął się. Mogłabym się założyć, że właśnie to sobie wyobraża. – Dotykasz go i  chcesz ścisnąć. Nie przeciskasz go przez palce, tylko ugniatasz. Wyobraź to sobie. Zagryzł wargę, przesuwając po mnie wzrokiem, który zatrzymał na moich pośladkach w czarnych leginsach. W dziwny sposób podobała mi się świadomość, że to o moim tyłku właśnie myśli. –  Mike? – Próbowałam zwrócić na siebie uwagę. Przełknął ślinę i  po chwili spojrzał mi prosto w  oczy. Uniosłam brwi, czekając na jego następny ruch. – Jakieś kabelki ci się przepaliły czy płyta zacięła? Patrzysz tak na mnie już od paru minut. – Co? Sorry, zamyśliłem się. – Nerwowym gestem przeczesał sobie włosy. – To przez te pośladki? – Zaśmiałam się. – Dobrze, że nie kazałam ci wyobrażać sobie piersi, chociaż na jedno by wyszło. – Zabrałam się za kończenie ciasta, które zaczął robić. –  Pasuje ci ta bluza – powiedział ni z  tego, ni owego po jakimś czasie obserwowania tego, co robię. – Wiesz, nie twierdzę, że jestem Batmanem, zwróć uwagę jednak, że nikt nie widział Batmana i  mnie w  tym samym czasie w  jednym pokoju. – Zaśmiałam się, a  on mimowolnie uniósł kąciki ust. – Gdybyś miał jakieś głupie super moce, to co by to było? Super wolny

bieg czy… – przerwałam na chwilę, bo stanął tuż za mną, kładąc ręce na moich ramionach. –  Czy co? – zapytał szeptem, dmuchając mi ciepłym powietrzem w szyję. Dłońmi zaczął powoli zjeżdżać po moich ramionach, aż do nadgarstków. Czułam, jak serce mi przyspiesza, jakby zamierzało wyskoczyć z  klatki piersiowej, jednak za wszelką cenę nie chciałam dać tego po sobie poznać, więc jak gdyby nigdy nic ugniatałam ciasto. – Czy wskrzeszanie robali – wyszeptałam trochę głośniej niż on. –  Super wolny bieg – odparł, pocierając nosem skórę na mojej szyi, przez co przeszedł mnie dreszcz. Dłońmi zjechał już do rąk, zaplatając z sobą nasze palce. – Przyciąganie pecha czy niewidzialność w nocy? – zapytałam na wydechu, kiedy docisnął mnie swoim ciałem do szafki. – Niewidzialność – odpowiedział. Czułam, jak robi się twardy, kiedy napierał na moje pośladki. Podniosłam wzrok i  zaprzestałam wszystkich ruchów. Widziałam nasze odbicie w szybie naprzeciwko. –  Czytanie we własnych myślach czy nagłe owłosienie? – mówiłam, nie odwracając wzroku od jego odbicia. – To głupie. – Zaśmiał się, ocierając usta o moje ucho. – O to w tym chodzi. – Uśmiechnęłam się lekko. Przeniósł dłonie na moje biodra, w tym samym czasie składając drobne pocałunki na szyi. Ani na chwilę nie przerwałam kontaktu wzrokowego, ale kiedy wsunął palce pod materiał mojej bluzy, dotykając skóry na brzuchu, miałam wrażenie, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. –  Mike, muszę skończyć te ciastka. Jeżeli zamierzasz mi przeszkadzać, to wyjdź i jedź do domu. – Odepchnęłam go biodrami i więcej na niego nie patrząc, wróciłam do pracy. *** –  Przyjedź jutro o  dwudziestej – zwróciłam się do Mike’a stojącego już w progu. – Po co? – Odwrócił się w moją stronę odrobinę zaskoczony.

– Mam dla ciebie prezent – wyjaśniłam, wycierając ręce w ścierkę. W  odpowiedzi uśmiechnął się, przytakując i  ruszył w  stronę drzwi frontowych. Nie minęła nawet chwila, kiedy zaraz obok mnie pojawiła się Larisa. –  Jak już ze sobą zerwiecie, zadzwoń do mnie – powiedziała, patrząc przez okno, jak Mike wsiada do samochodu. *** –  Olivia, pomóż mi z  serwetkami. – Larisa stanęła przede mną, trzymając w  jednej ręce sztućce, a  w drugiej wspomniany materiał. Wzięłam od niej białe serwetki i  podeszłam do stołu, mając zamiar tak po prostu położyć je obok talerzy. – Co ty robisz? Musisz je złożyć – skarciła mnie, zakładając ręce na biodra. – Nie uważasz, że to lekka przesada? Po co te kwiaty albo kieliszki do wina? – Zmarszczyłam brwi, wskazując na przesadnie ozdobiony stół. –  Musi być idealnie. Nie będziemy przecież jeść tostów przy stoliku w  salonie – wyjaśniła, starając się nie rzucić widelcem, którym we mnie mierzyła. Chyba nie chce mnie nim dziabnąć? –  Nie przesadzasz z  tą idealnością? Nie męczy cię to czasem? – zapytałam, jednak składając te serwetki. Prawdę mówiąc, chciałam usłyszeć jej odpowiedź. No bo mnie osobiście męczyło codzienne nakładanie makijażu – gdy tylko miałam okazję, nie robiłam tego – a ona w sobotę przed śniadaniem miała już ułożone włosy i makijaż na twarzy. Jakby wstała dwie godziny wcześniej, żeby wyglądać olśniewająco, siedząc obok mnie ubranej jeszcze w  piżamę. Uniosłam poirytowany wzrok, nie doczekawszy się odpowiedzi. Lisa układała noże obok talerzy, ze wzrokiem wbitym we własne dłonie z  wypielęgnowanymi paznokciami. Widziałam, jak zgrzyta zębami, myśląc o czymś zawzięcie. –  Idź się przebrać, nie chcesz chyba przywitać swojego chłopaka w dresach? – bardziej rozkazała niż zapytała. –  Chyba źle zrozumiałaś. Mike nie… – nie pozwoliła mi dokończyć, bo wycelowała we mnie nożem.

– Mam cię już dosyć. Idź, póki jeszcze nie wbiłam ci czegoś w oko! – wysyczała, wracając do poprzedniej czynności. Wywróciłam oczami, wychodząc z  jadalni do siebie. Nie miałam zamiaru się stroić, ale oczywiście Larisa musiała się wtrącić. Już dawno wybrała mi strój. Zgarnęłam go z  łóżka i  udałam się do łazienki, aby wziąć prysznic. Po wysuszeniu włosów włożyłam luźną, białą koszulę i  skórzaną, czarną spódniczkę do połowy ud. Wróciwszy do pokoju, zrobiłam mój codzienny makijaż, a  włosy zostawiłam rozpuszczone. Spojrzałam na siebie w  lustrze i  z głośnym westchnieniem wróciłam na dół. –  Wciągnij koszulę w  spódniczkę – mruknęła pod nosem Lisa na mój widok. Nie chcąc się kłócić, zrobiłam tak, jak kazała. – A po co ci te rajtuzy? – Jest chłodno. Nie zamierzam latać z gołymi nogami – broniłam się, zakładając ramiona na piersi. – Przyznaj od razu, że nie chce ci się golić nóg. Wywróciłam oczami, mając ochotę odgryźć jej głowę. Miała na sobie różową sukienkę, sięgającą lekko przed kolana i  idealnie opinającą w  talii. Żadnego mocnego dekoltu, też mi nowość. Czasami, widząc jej poważne i  aż za eleganckie stroje, czułam się jak kobieta lekkich obyczajów. Lubię mieć dekolt i  nie cierpię się pokazywać bez make-upu. Niektóre dziewczyny forsują te gówna o  naturalnej urodzie i  tak dalej, ale do mnie to nie przemawia. Nie czuję się brzydka, ale lepiej mi w makijażu. –  Dziewczyny, zapraszam do stołu – usłyszałam głos Roberta, kiedy mierzyłyśmy się wrednymi spojrzeniami. Bez słowa usiadłam przy stole, jedynie cicho wzdychając. *** –  No i  wtedy Larisa wskoczyła na sam środek, uciszając tłum. Wygłosiła taką przemowę, że nie dziwię się, że wybrali ją na przewodniczącą – zakończył opowiadanie Robert, nie kryjąc dumy. Tkwiliśmy przy tym stole już od godziny. Miałam dość słuchania, jaka Larisa jest doskonała. Siedziała naprzeciwko mnie, unosząc

głowę z  dumą jak paw, podczas gdy ojciec ją chwalił, a  ja miałam ochotę zsunąć się z krzesła pod stół. – Możemy już otworzyć prezenty? – Miałam nadzieję, że skończą już to pianie z  zachwytu. Mama kiwnęła głową, a  Larisa i  ja podniosłyśmy się w  tym samym momencie. Lisa jako pierwsza wyszła z  jadalni, przez co nie mogłam jej wyprzedzić i  z westchnieniem pobiegłam za nią. Gdy zniknęłyśmy rodzicom z pola widzenia, chciałam ją ominąć i  dostać się do choinki, ale ona zablokowała mnie ręką i  rzuciła się biegiem do salonu. By nie być gorszą, złapałam ją za rękę i  odciągnęłam do tyłu. Dziewczyna zachwiała się, ale przytrzymała się mnie i  z cichym chichotem pobiegła dalej. Ona się zaśmiała? Pierwszy raz słyszałam, jak nie śmieje się szyderczo czy też z  wyższością. Zwolniłam, marszcząc brwi. Larisa chyba dopiero teraz uświadomiła sobie, jak dziecinnie się zachowała, bo chrząknęła głośno i  wolnym krokiem skierowała się w stronę choinki. –  Co to? – Uniosłam brwi, widząc plastikową kartę, którą mi podała. – Karnet na zajęcia jogi. Udało mi się dostać na ostatnią chwilę. – Posłała mi lekki uśmiech, zadowolona z pomysłu na prezent. – A po co mi to? Nie mam ochoty na żadne tego typu rozrywki. – Usiadłam na kanapie obok reszty prezentów. Nowa empetrójka od mamy, fajne buty i inne pierdoły, takie jak bransoletka od Roberta. –  Uwierz, przyda ci się. Nie dość, że spalisz trochę kalorii, to jeszcze twój chłopak będzie zadowolony. – Uśmiechnęła się, unosząc sugestywnie jedną brew. –  Niby czemu? – prychnęłam, dziwiąc się, jak łatwo mi się z  nią rozmawia. –  Wiesz, jak to na chłopaków działa, kiedy zrobisz przed nimi szpagat? Od razu im wyobraźnia pracuje. – Przygładziła sukienkę na udach i usiadła. – Jak długo z nim jesteś? –  Z Johnem jestem od kilku tygodni. – Spojrzałam na nią, opierając głowę o rękę. –  Z Johnem? A  co z  Mikiem? – Ściągnęła buty na obcasie, zostawiając je na podłodze i podwinęła pod siebie nogi.

–  Próbowałam ci wytłumaczyć, ale nie chciałaś mnie słuchać – sapnęłam, wywracając oczami. – Mike nie jest moim chłopakiem. Jesteśmy tylko współlokatorami. – Wiem, że nie jest. Nie miałabyś u niego szans. Zmrużyłam oczy, zabijając ją wzrokiem. Suka znowu wróciła, a było tak znośnie. – Co innego on u ciebie. Zmarszczyłam brwi, już kompletnie nie rozumiejąc, o  co jej chodzi. Zobaczywszy moją minę, sapnęła, poprawiła się na fotelu i zaczęła pocierać obtarte od butów pięty. –  Mam na myśli… – nie dokończyła, bo w  salonie pojawili się Robert i  moja mama. Lisa w  błyskawicznym tempie usiadła prosto i  założyła buty. Poprawiła sukienkę i  zarzucając włosy do tyłu, uśmiechnęła się. To było coraz bardziej… niezwykłe. Patrzyłam, jak podnosi się z  fotela, zaciskając zęby przez ból spowodowany ponownym założeniem szpilek. – Dziękuję wam za te prezenty – powiedziała przesadnie słodkim głosem i  podeszła ich przytulić. Widziałam, że stara się chodzić na palcach, by nie obcierać bardziej pięt. O  co jej właściwie chodziło? Zawsze była taka wyniosła i  doskonała, nigdy się nie garbiła, a dzisiaj? Siedziała rozwalona na fotelu i gadała o głupotach. Kiedyś potrafiła opowiadać godzinami, jaki to jej ojciec jest wspaniały i że ja jej nienawidzę tylko dlatego, że nie mieszkam ze swoim. Miała czelność wypominać mi to, że mój ojciec jest pijakiem. I że podczas gdy ona żyła w cudownej, szczęśliwej rodzince, ja chodziłam zła na cały świat. Ale jakoś teraz przestało mnie to wszystko obchodzić. –  Lariso, możesz mi pomóc zanieść te prezenty na górę? – zapytałam, uśmiechając się lekko. –  Oczywiście. – Kiwnęła głową, zabierając część paczek. Mama z  Robertem usiedli przed telewizorem, włączając jakąś komedię, i  kompletnie nas ignorowali. Gdy doszłyśmy do schodów, odwróciłam się w  stronę dziewczyny. Nadal stała prosto, próbując nie pokazać, że cierpi. –  Ściągnij już te buty, bo widzę, że zaraz umrzesz – szepnęłam, wywracając oczami. Lisa obejrzała się do tyłu i  zsunęła ze stóp obuwie. Na jej twarzy pojawiła się ulga.

–  Dlaczego to robisz? – zapytałam, gdy położyła pudełka na biurko w jej pokoju. – Co robię? – Zmarszczyła brwi, spoglądając na mnie. –  Próbujesz non stop zgrywać idealną przed wszystkimi. – Wzruszyłam ramionami, siadając na łóżku. – Wcale tak nie robię. – Usiadła prosto na krześle przy biurku. –  Robisz – ucięłam zdecydowanie. – Z  otartych pięt leci ci krew, brudząc podłogę, bo musiałaś chodzić w idealnych butach, założyłaś mega niewygodną sukienkę, bo jest idealnie elegancka, i nawet teraz siedzisz prosto, jakby miała ci się wbić w plecy szpilka. – Wskazałam na nią. – Wcale nie! A poza tym siedzenie prosto jest wygodne – broniła się. –  I dlatego każdy się garbi, bo nie lubi, jak mu jest wygodnie – prychnęłam, ale Larisa się nie odezwała. Zajęta była swoimi krwawiącymi piętami. – W  szufladzie powinny być chusteczki – poinformowałam dobrodusznie. Bez słowa wyjęła biały materiał, przykładając do zdartej skóry. Szczęka jej się poruszała, kiedy zgrzytała zębami, ale nie odzywałam się już. Spojrzałam na zegarek. Mike miał przyjść za kilka minut. Podniosłam się z łóżka, spojrzałam na nią ostatni raz i wyszłam. –  Ja po prostu… – zatrzymał mnie jej głos. Obróciłam się w  jej kierunku, jednak nawet na mnie nie patrzyła. – Nie zrozumiesz tego. –  A co tu jest do rozumienia? – zapytałam, przymykając drzwi. Byłam ciekawa, co ma do powiedzenia. –  Muszę być idealna. To wszystko… Ciuchy, buty czy włosy… Ja tego potrzebuję – wyjaśniła niczym dziecko płaczliwym głosem. – Nawet nie wiesz, ile razy chciałam być taką frajerką bez gustu jak ty. – Chyba powinnam się obrazić? – Ale nie mogę. –  Dlaczego? – spytałam, ale nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo po całym budynku rozbrzmiał dzwonek. – Idź, póki Mike się tobą interesuje – rzekła już normalnym, lekko oschłym głosem. Zbiegłam ze schodów, nie zastanawiając się długo nad słowami dziewczyny, i gwałtownym ruchem otworzyłam drzwi.

– Nawet się nie fatyguj do środka, bo i tak wychodzimy – rzuciłam do Mike’a, wkładając czarne botki. Zamknęłam drzwi wejściowe, jednocześnie ubierając się w kurtkę. –  Gdzie idziemy? – zapytał, mierząc mnie wzrokiem i  dłużej patrząc na moje nogi. – Nie idziemy. Jedziemy, ty prowadzisz. – Podeszłam do drzwi od strony pasażera i czekałam, aż otworzy samochód. –  A gdzie chcesz jechać? Wszystko jest pozamykane. Nie miałaś mi dać prezentu? – Stanął obok mnie. – Nie bądź zachłanny – oburzyłam się. – Jedziemy i koniec. Gdy w końcu łaskawie otworzył mi samochód i podałam mu adres, ruszyliśmy. Drogę przebyliśmy w  milczeniu, jednak nie była to krępująca cisza. Obserwowałam mijane puste uliczki, oświetlone tylko lampami. Było tak dziwnie spokojnie. Michael zaparkował przy krawężniku, rozglądając się po okolicy. –  No i? Co teraz? – Zmarszczył brwi ze zniecierpliwieniem i niezrozumieniem, na co wywróciłam oczami i wyszłam z auta. – Chodź. – Złapałam go za rękę, kompletnie ignorując ciepło jego skóry i te dziwne iskierki, jakie przeszły przez całą moją rękę. Mike bez słowa posłusznie szedł za mną, gdy prowadziłam go główną drogą, ale zwolnił, jak skręciliśmy w  jedną z  ciemnych, wąskich uliczek. –  Mam się bać? Bo jak zamierzasz mnie wykorzystać, to ja dziękuję za taki prezent. Jeszcze lubię swoje nerki. –  Nie ufasz mi? Powinieneś się czuć przy mnie swobodnie i  komfortowo. Powinieneś się na mnie otworzyć. – Uniosłam brwi, przypominając mu naszą niedawną rozmowę w moim pokoju, ale on tylko prychnął i zacisnął usta w cienką linię. – To tutaj. Staliśmy właśnie przed szklanymi pojedynczymi drzwiami. Spojrzałam na Mike’a, który w dalszym ciągu marszczył brwi. –  Cokolwiek tu jest, widać, że zamknięte. – Popatrzył na mnie sceptycznie. Uśmiechnęłam się tajemniczo, pociągając za klamkę, która ustąpiła. Weszłam w całkowitą ciemność, oglądając się na chłopaka, który nadal stał w tym samym miejscu. – No chodź.

Po widocznej, dłuższej naradzie z samym sobą, wszedł i  zamknął drzwi. – Co my tu robimy? Gdzie jesteś? – wyszeptał w nieprzenikniony mrok. Zachichotałam. Był jak samotna owieczka na pastwisku. Mogę się założyć, że teraz chodzi po całym pomieszczeniu z  uniesionymi rękami, próbując cokolwiek wymacać. – Tu jestem. Przestań się błaźnić i chodź już. – Zaśmiałam się, ale mój śmiech w  sekundę ucichł. Nabrałam powietrza, kiedy moja teoria się sprawdziła. Mike musiał chodzić, wymacując, co popadnie, a  teraz właśnie ściskał mi piersi. – Nie zapędzasz się, dupku? – Zmrużyłam oczy, chociaż wiedziałam, że tego nie zauważy. Poczułam na twarzy jego ciepły oddech, kiedy zbliżył się do mnie, nadal nie puszczając mojego biustu. – Czy to jest to, o czym myślę? – Potrząsnął moimi piersiami jak balonami z wodą. – To na pewno nie moje stopy, dupku. Zabieraj te łapy albo już do końca życia będziesz musiał załatwiać się przez cewnik! – warknęłam, odsuwając od siebie jego ręce. – Ciekawe, kto bardziej by przez to ucierpiał – mruknął cicho. Jak zwykle nie mógł powstrzymać się przed dodaniem podtekstu. – Oj, wierz mi, na pewno świetnie by sobie poradziła bez twojego „mózgu” – usłyszałam znajomy głos, który ostatnie słowo wypowiedział z ironią. W tym samym momencie światło się zapaliło. Zmrużyłam oczy, oślepiona nagłym blaskiem. Gdy mój wzrok się przyzwyczaił do jasności, spojrzałam na osobę stojącą w  progu. Mimowolnie na moje usta wkradł się zuchwały uśmieszek, który dziewczyna odwzajemniła. Mike, wreszcie nas widząc, zwrócił się do mnie z dezorientacją na twarzy. –  O co tu chodzi? – zapytał, ale ja nawet na niego nie popatrzyłam, widziałam tylko starą znajomą. – Zrobimy ci tatuaż, skarbie – odezwała się Mona.

Rozdział 21 Michael Spojrzałem na obcą dziewczynę. Miała czarne włosy do ramion i  prostą grzywkę, która prawie sięgała jej do zielonych oczu. Dzięki jasnej cerze i  szczupłej figurze mogłaby stwarzać pozory normalnej i spokojnej osoby, ale całą tę iluzję psuły ramiona pokryte tatuażami oraz kolczyki w  wardze i  nosie. Uśmiechała się chytrze do Olivii, która nie pozostawała jej dłużna. – Jak to tatuaż? – zapytałem, gubiąc się w sytuacji. – Zrobimy ci tatuaż – powtórzyła jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami. – Masz szczęście, że Liv zadzwoniła akurat do mnie. Nikt inny nie otworzyłby zakładu specjalnie dla ciebie. – Wskazała na mnie palcem z  paznokciem pomalowanym na głęboką czerwień, po czym skierowała wzrok na koleżankę. – A  ty się już nie przywitasz? Olivia szybkim krokiem ruszyła w stronę czarnowłosej dziewczyny i zarzuciła jej ramiona na szyję. Tatuażystka nie pozostała jej dłużna i też ją objęła, cicho się śmiejąc. A ja stałem tam jak kołek, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Rozejrzałem się po studiu. Czerwone ściany, jasne panele i  podobnego koloru półki pasowały do siebie, tworząc nawet ciepły klimat. Kilka zdjęć różnych tatuaży wisiało obok dużego biurka, na którym leżało wiele segregatorów, prawdopodobnie z szablonami. – Mike, to jest Mona, Mona to Mike. Odwróciłem się w stronę dziewczyn. –  Wiem, że ci miło, ale nie chcę spędzić tutaj całej nocy – odezwała się Mona. – Wiesz już co i gdzie chcesz? – Nie bardzo. – Wzruszyłem ramionami. Bo niby kiedy miałem się nad tym zastanawiać? Kiedy nie wiedziałem, że jedziemy do studia, czy może wtedy, gdy trzymałem Olivię za piersi? To ostatnie z chęcią

bym powtórzył, co nie oznacza, że zrobiłem to umyślnie. Tak jakoś same wpadły mi w ręce. –  Myślałam, że masz już coś wybranego. Olivia wspominała, że kiedyś chciałeś zrobić sobie tatuaż. No nic, dam ci chwilę na zastanowienie. – Potarła o siebie dłonie, jakby chciała je rozgrzać. – A ja w tym czasie przygotuję sprzęt. – Spojrzała na mnie przelotnie i wyszła z pomieszczenia. Liv podeszła do mnie wolnym krokiem, uśmiechając się zadziornie. Znowu zmierzyłem ją wzrokiem. Pozbyła się już kurtki, dzięki czemu widziałem, w co jest ubrana. Patrząc mi prosto w oczy, złapała za suwak mojej bluzy. Przygryzła wargę i  zaczęła go rozsuwać. Gdy bluza była już rozpięta, położyła płasko dłonie na materiale mojej czarnej koszulki. –  Wiesz… – Zsunęła mi bluzę z  ramion. – Zanim pojawiła się Mona… – Przeniosła jedną dłoń na mój kark, a  drugą położyła w  okolicach mostka. Czułem, jak oddech mi przyspiesza, kiedy powoli sunęła ręką w  dół. – W  tej ciemności coś sobie uświadomiłam. –  Co? – wydusiłem na wdechu, ale nie mogłem powiedzieć nic więcej, bo ręka dziewczyny zatrzymała się, lekko ściskając moje przyrodzenie. Zaskomlałem cicho, czując przyjemne uczucie rozchodzące się po moim ciele. Jak ja dawno nikogo nie zaliczyłem! Przybliżyła usta do mojego ucha, ocierając się policzkiem o  mój własny. Zamknąłem oczy, żałując, że nie jesteśmy w  bardziej prywatnym miejscu, bo, jak by nie patrzeć, Mona siedzi za ścianą. – Uświadomiłam sobie, że nie lubię, jak obmacują mnie bez mojej zgody – szepnęła i porządnie szarpnęła moim penisem. Zacisnąłem zęby, mając ochotę krzyknąć. Olivia odsunęła się na krok z  niewinnym uśmiechem i  oparła ręce na biodrach. Ja natomiast, nadal zaciskając zęby, starałem się nie upaść na podłogę i  kulić z bólu, tak jak nakazywał mi instynkt. – Wesołych świąt, skarbie. – Uśmiechnęła się szeroko, głaszcząc mnie po policzku, po czym zniknęła w tym samym pomieszczeniu, co Mona. ***

–  Wiesz, że ojciec mnie zabije, jak się dowie? – zapytałem Olivię szeptem. Gdy już w  miarę udało mi się wyprostować po tym bolesnym incydencie, poszedłem do pokoju, w którym były dziewczyny. Mona szukała czegoś po szufladach, a Liv stała pod ścianą. –  Możliwe, ale nie musi o  tym wiedzieć, prawda? – Spojrzała na mnie, unosząc brwi. – Żyje się tylko raz. –  Niby tak – odparłem cicho. – Ale co, jeśli go spieprzy? – Kiwnąłem głową w stronę czarnowłosej dziewczyny. –  Nie zrobi tego. – Liv uśmiechnęła się lekko, spoglądając na Monę. – Skąd ta pewność? – zapytałem, a moja ciekawość wzrosła. –  Zrobiła mi tatuaż i  jestem z  niego zadowolona. – Popatrzyła z powrotem na mnie. –  Masz tatuaż? Gdzie? – Uniosłem brwi w  wyrazie zaskoczenia. Nie spodziewałem się tego po tej dziewczynie, ale dopiero jak usłyszałem resztę, szczęka prawie opadła mi do podłogi. –  Tak, mam i  nie dowiesz się gdzie. To prywatna sprawa. – Zmarszczyła nos, naśmiewając się ze mnie. Nie miałem wątpliwości, że i tak się tego dowiem w swoim czasie. – Skąd wy się w ogóle znacie? – Z aresztu – odparła jak gdyby nigdy nic. –  Co? – Moje zdziwienie osiągnęło apogeum. – Za co byłaś w areszcie? Liv popatrzyła na mnie, pewnie zastanawiając się, czy odpowiedzieć. Mona usłyszała moje pytanie i  parsknęła śmiechem, nadal majstrując coś przy maszynce do tatuażu. –  Powiedzmy, że – słysząc głos Liv, znowu na nią spojrzałem – dostałam się tam przez zamieszki w barze. –  Jakie zamieszki? – Skołowany nie potrafiłem połączyć faktów. Olivia była pyskata i  pewnie potrafiłaby wszcząć kłótnię, ale to jeszcze nie powód, by zgarniała ją policja. –  Naciągała frajerów na drinki – wyjaśniła Mona, która przyglądała nam się rozbawiona. – Chodziła od jednego do drugiego, a  gdy któryś poczuł się spławiony, zaczynał awanturować się z innym.

– A w samym centrum zawsze jakimś cudem znajdowała się Liv – dokończyłem za Monę, na co tylko kiwnęła głową. Spojrzałem z niemałym zaskoczeniem na Olivię. Patrzyła na Monę z piorunami w oczach tylko po to, by po chwili pokazać jej środkowy palec. Mona w  odpowiedzi się zaśmiała. Wiedziałem, że Liv nie lubiła, jak jej mroczne sekreciki wychodziły na światło dzienne, ale ja nigdy nie miałem ich dosyć. Chciała uchodzić za zwykłą, niewyróżniającą się dziewczynę, ale ja dobrze ją znałem. Potrafiła być wredną suką i  miała problemy z  kontrolowaniem własnych emocji, i  to mnie do niej najbardziej przyciągało. To była moja Olivia. Nieokrzesany wulkan uczuć już od najmłodszych lat. Podobało mi się to, że byliśmy jak dwa różne środki chemiczne. Wiedziałem, że zawsze zareaguje ze zdwojoną siłą, jeżeli coś jej zrobię. Dlatego nasze kłótnie w dzieciństwie nie miały końca. – Sama siedziałaś tam za paradowanie nago w miejscu publicznym – stwierdziła Liv, chcąc odegrać się na Monie za zdradzenie jej brudnego sekretu. Moja Olivia Cooper nigdy się nie zmieni.

Rozdział 22 Olivia Było grubo po jedenastej, kiedy wróciłam do domu. Nigdzie nie paliło się światło, więc obstawiałam, że wszyscy już spali. Najciszej jak mogłam ściągnęłam buty i  ruszyłam schodami na górę. Przechodząc obok drzwi Larisy, zatrzymałam się, bo usłyszałam, że z  kimś rozmawia. Drzwi były lekko uchylone, przez co na ciemny korytarz wylatywała cienka smuga światła, ale mi ta szpara wystarczyła. Lisa siedziała na łóżku tyłem do drzwi i rozmawiała na laptopie. Nawet z tej odległości poznałam blond czuprynę Elizabeth i jej wielkie oczy. To po niej Lisa odziedziczyła urodę, ale i paskudny charakter. – Dziecko, dobrze wiesz, że nie mam czasu na takie bzdury. Mów, co masz mi do powiedzenia, a  jak nie masz nic sensownego, to się rozłącz – oburzyła się matka Larisy. Nie zdziwiło mnie ani trochę jej zachowanie. –  Ja tylko chciałam się dowiedzieć, co u  ciebie – zapytała cicho dziewczyna. Jej głos nie brzmiał tak jak zawsze. – Boże, dziecko. Mam tysiące spraw na głowie, a ty nic nie robisz, tylko mi trujesz. – Potarła przypudrowane czoło, nawet nie patrząc na córkę. – Powiedz ojcu, że papiery już podpisałam. – Czy mi się wydawało, czy na wzmiankę o  tym dziewczyna aż zesztywniała? – A  teraz muszę kończyć. Nie mam czasu rozmawiać – dodała chłodnym tonem. O co tu chodzi? – Dobrze. Wesołych świąt – odparła bez przekonania Lisa. Elizabeth tylko mruknęła coś pod nosem i nic więcej nie mówiąc, rozłączyła się. Patrzyłam, jak Larisa drżącymi rękami z  hukiem zamknęła laptopa. Oparła czoło o rękę i siedziała tak bez ruchu. Nie wiedziałam, co teraz zrobić. Nie miałam pojęcia, że jej matka jest taką suką nawet w stosunku do własnej córki. Pewnie dalej bym tak

stała, gdyby do moich uszu nie doszedł cichy płacz. Bez zastanowienia popchnęłam drzwi, wchodząc w  głąb pokoju. Gdy tylko Larisa usłyszała moje kroki, podniosła się przestraszona, wycierając twarz. –  Co tutaj robisz? – Starała się grać znudzoną, ale zdradzały ją podpuchnięte oczy i rozmazany makijaż. Poza tym głos delikatnie jej się załamywał. Nie odzywałam się, patrząc Lisie prosto w  oczy. Widziałam, jak mięknie, aż w  końcu znowu wybuchła płaczem. Podeszłam do niej bez słowa i  najzwyczajniej w świecie objęłam jej szczupłe ciało. Chyba pierwszy raz w  życiu zdarzyła nam się taka sytuacja. –  Powiedz mi, co się stało. – Tu już nawet nie chodziło o  moją ciekawość. Larisa, jaką znam, nigdy, ale to nigdy nie płakała. Nigdy nie pozwalała sobie na chwilę słabości. Nawet gdy kiedyś wywaliła się na rowerze i zdarła kolano, nie uroniła ani jednej łzy. – Nic się nie stało. –  Yhm, i  dlatego teraz ryczysz mi na ramieniu? Słyszałam waszą rozmowę. – Uniosłam brwi, odsuwając się od niej trochę. – Więc? –  Rodzice się rozwodzą – odpowiedziała, pociągając nosem. Nawet na mnie nie patrząc, położyła się płasko w  poprzek łóżka i wbiła wzrok w sufit. Po chwili milczenia zrobiłam to samo. – Matka wyprowadziła się kilka tygodni temu. To dlatego nie przyjechała na święta. –  Rozwód rodziców to jeszcze nie jest koniec świata – stwierdziłam cicho. – Dla mnie jest – odparła głosem wypranym z wszelkich emocji. – O co chodziło z tymi papierami? – zagaiłam, ciągle mając przed oczami obraz spinającej się dziewczyny. Lisa ponownie się rozkleiła, a jej słone łzy powoli wsiąkały w poduszkę, w którą wtuliła twarz. – Chodziło jej o papiery związane z rozwodem i opieką nade mną. Zmarszczyłam brwi. –  Jak to opieką nad tobą? – Spojrzałam na nią, próbując w  jakiś sposób zrozumieć jej sytuację, i podniosłam się na łokciach. –  Pozbyła się praw rodzicielskich do mnie – wyszeptała zrozpaczona dziewczyna. – Po prostu mnie nie chce.

–  Bez urazy, ale twoja matka jest suką – oznajmiłam cicho. Było mi jej żal. Zawsze lubiła patrzeć na mnie z góry, co mnie irytowało, i to bardzo. Wkurzało mnie w niej wszystko. Jednak teraz, poznając jej sytuację, czułam lekki ucisk w sercu. Nie pamiętam mojego ojca, dzięki czemu nie czuję smutku przez to, że nie ma go w moim życiu. Nawet jestem szczęśliwa, bo jaki facet woli flaszkę od własnej rodziny? Cieszę się, że odszedł wtedy, kiedy jeszcze nie byłam do niego przywiązana. Ale Larisa spędziła z  tą kobietą całe szesnaście lat życia. Gdyby teraz moja mama miała zniknąć, chyba bym się załamała. – Co jest ze mną nie tak? – zapytała cicho Lisa, bardziej siebie niż mnie. – Nawet nie wiesz, ile razy starałam się o jej uwagę. Widziałaś, jaka jest idealna i  wyniosła. Myślałam, że jak będę chodzić w  tych wszystkich ciuchach czy zachowywać się tak samo jak ona, z zimną elegancją, zainteresuje się mną. Że będzie ze mnie dumna. Poświęciłam wszystko. Znajomych, wolny czas, a  nawet własne zainteresowania, żeby jej dorównać, a ona nic. Pozbyła się mnie jak starej, niepotrzebnej umowy. – Nie patrz tak na to. To ona była beznadziejną matką, skoro nie zwracała na ciebie uwagi – powiedziałam, starając się ją pocieszyć. Ostatnimi czasy coś często to robię. –  Boże, zachowywałam się jak idiotka dla niej. Poniżałam ciebie i  Cornelię, bo według jej standardów nie tworzyliście rodziny. Uważała was za beznadziejne, bo nie potrafiłyście utrzymać przy sobie faceta. Tak mi głupio. – Schowała twarz w dłoniach. – Nie przejmuj się tym. Masz Roberta. On cię kocha. Powinnaś się tym cieszyć. Może jak zmienisz nastawienie i charakter, pokocha cię ktoś jeszcze. – Uśmiechnęła się delikatnie. – À propos miłości… Jak prezent dla Mike’a? – Spojrzała na mnie. –  Nie pokazał mi, co sobie wytatuował. – Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie jego zachowanie. –  Całowaliście się już? – zapytała jak gdyby nigdy nic, na co aż zachłysnęłam się powietrzem. – Co? – Uniosłam brwi chyba trochę za bardzo ostentacyjnie. – Proszę cię. – Wywróciła oczami. – Dam sobie rękę odciąć, że już cię pocałował, jeżeli nie zrobił czegoś więcej.

– Nie, nic więcej się nie zdarzyło. – Zmrużyłam oczy. –  W takim razie jak to jest? Widzę tę dziwną więź między wami, ale mimo to masz chłopaka. –  Mike’a znam od pierwszego dnia w  przedszkolu. To była taka toksyczna znajomość. – Zaśmiałam się. – Boże, nie masz pojęcia, jak się nienawidziliśmy. Potrafiliśmy sobie tylko dogryzać, aż w  końcu, jak miałam dwanaście lat, wyjechałam do szkoły z  internatem. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez kilka lat, a tu nagle bum. Musimy razem mieszkać. –  Lubisz go? – zapytała, patrząc mi prosto w  oczy. Aż mnie zmroziło, gdy zastanawiałam się nad odpowiedzią. – Tak. Lubię go. Jest nawet dobrym kolegą. –  Do czasu, aż nie próbuje zaciągnąć cię do łóżka, no nie? Może widziałam go tylko raz, ale umiem zwracać uwagę na drobne szczegóły. W  końcu muszę wiedzieć, jak poniżać ludzi. – Westchnęła. – Widziałam jego wzrok. –  Co? – parsknęłam śmiechem, na co dziewczyna lekko uniosła kąciki ust. –  Serio. Wodził za tobą wzrokiem cały czas. Nawet na mnie nie spojrzał. Cały czas patrzył ci albo w  oczy, albo na tyłek. Nic pomiędzy. Serio, to aż dziwne. Jakby nie mógł się zdecydować, czy lubi cię za oczy, czy może chce cię tylko przelecieć. –  Aha – westchnęłam przeciągle, wtulając twarz w  poduszkę. Po chwili jednak się podniosłam. – Mieszasz mi w  głowie. – Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co powiedzieć. – Wcześniej mówiłam, że to nie twoja liga, pamiętasz? –  Jakbym miała zapomnieć… – burknęłam, przypominając sobie moment, kiedy rozpakowywałyśmy prezenty. – Powiedziałam to serio. Ten chłopak to bóg i dobrze o tym wiesz. Może mieć każdą, a  tu nagle wybiera ciebie. Nie wydaje ci się to trochę dziwne? – To… – zająknęłam się. – To może jest trochę dziwne, ale to nie tak, jak myślisz. Lubię go, ale nie w ten sposób. Tak samo jest z nim. Może chce mnie przelecieć, ale tak funkcjonują faceci. Nie pozwolę się skrzywdzić. – Przestaliście już z tym dogryzaniem sobie?

Kiwnęłam głową. – Kto wygrał? – Ja – odparłam zdecydowanie, chociaż wcale nie byłam tego taka pewna. –  Na pewno? Możesz przysiąc, że chłopak nie jest w  trakcie zemsty? Że nie chce cię uwieść i  złamać serca? Te dupki często tak robią. Nie mogłam. Nie mogłam odpowiedzieć jej na to pytanie. Czy byłam pewna, że tego nie zrobi? NIE. Pamiętam, jak w szkole obciął mi włosy, prawie przy samej skórze. Skoro był zdolny do tego, to co powstrzymywało go przed takim jakże debilnym planem? Michael jest upartym chłopakiem i  zawsze stawiał na swoim, więc jaką miałam gwarancję, że nie zechce zabawić się moimi uczuciami? Zerową. Ale z  drugiej strony nie próbował jakoś specjalnie wciskać mi się do serca. Nie próbował rozkochać mnie w  sobie, tylko… przelecieć. Czy tam uprawiać ze mną seks, jak kto woli. –  Pamiętasz, jak wychodził z  domu? Powiedziałam coś do ciebie wtedy. –  Tak – odparłam, zaciskając wargi z  irytacji. – Że jak już mnie zostawi, mam cię poinformować, żebyś mogła się za niego zabrać. – Nie. Powiedziałam, że jak cię zostawi, masz do mnie zadzwonić. To nie było w złej wierze. Wiem, jak boli złamane serce i… – Wzięła głęboki oddech. – Ja nie miałam z  kim o  tym pogadać. Uwierz, że łatwiej będzie zwierzyć się osobie, która jest daleko, niż własnej koleżance. Nie odpowiedziałam nic. Nie wiedziałam zresztą, co takiego miałabym powiedzieć. Nie sądziłam, że Lisa może mieć w sobie tyle empatii i  ludzkich uczuć. To nowe i  dziwne. Nadal nic nie mówiąc, podniosłam się i  ruszyłam do drzwi. Ale kiedy już miałam je otworzyć, zatrzymał mnie głos dziewczyny: –  Olivia, chciałabym, aby nikt nie dowiedział się o  tej rozmowie. Czasami przydaje się reputacja suki. Wychodząc z pokoju, uśmiechnęłam się sama do siebie. ***

– Wszędzie były takie kolejki, że nie miałam ochoty nawet wchodzić do sklepów. – Już od godziny Georgina opowiadała mi o tym, jak to jej nie wyszły zakupy na sylwestra. – A czego się spodziewałaś? Za dwa dni koniec roku. Wiadomo, że wszystkie dziewczyny będą się teraz rzucać na kiecki jak małpy na banany – odparłam znudzona. Dopiłam kawę i odstawiłam filiżankę z brzękiem. –  Wiem, ale teraz są najlepsze przeceny. Rzeczywiście ludzie czasami przesadzają z  zakupami – westchnęła smutno. Miałam już powiedzieć, że sama jest taką osobą, ale darowałam sobie. – No nic. A ty gdzie się wybierasz na sylwestra? – W sumie nie miałam żadnych planów. Mama wyjeżdża za cztery dni, więc chyba spędzę ten czas z nią. – Wzruszyłam ramionami. Nie miałam zbytnio ochoty wychodzić. Poza tym, w przeciwieństwie do Georginy, mnie nikt nie zaprosił na prywatne przyjęcie na jachcie. Moja mama nie ma aż takich kontaktów. – Naprawdę nie masz planów? – zapytała podejrzliwie. –  No, nie mam. – Zaśmiałam się z  jej dziwnego zachowania. Bardziej ciekawskiej osoby chyba nie znałam. – Słyszałam, że Mike też nigdzie nie idzie. Ponoć spędza sylwestra tylko z Lukiem. Zresztą jak co roku – stwierdziła nonszalancko. –  Nie wiem, co będą robić chłopaki. Pewnie się gdzieś narąbią i zasną w krzakach. Nie mam pojęcia. –  A co z  tą twoją kuzynką? Długo jeszcze u  was zostanie? – dociekała znudzona, pisząc coś na telefonie. – Wyjadą niedługo przed mamą – odpowiedziałam. –  A ty wracasz do Mike’a? Znaczy z  powrotem do waszego mieszkania? – Nadal nie odrywała wzroku od ekranu, ale jej ciekawość trochę wzrosła. –  Taki miałam zamiar – mruknęłam, sprawdzając wiadomość, która właśnie przyszła. Lisa pisała: „Gdzie jesteś?! Za godzinę mamy zajęcia!”. – Muszę już iść – oznajmiłam, a  Georgina wreszcie podniosła na mnie wzrok. – Jak chcesz. – Uśmiechnęła się. Jakoś dziwnie się zachowuje, ale znam ją na tyle długo, że wiem, iż chodzi o  zakupy. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo o co innego by jej chodziło?

*** Zajęcia jogi odbywały się w  zwykłym studiu fitness. Kiedy w  końcu dojechałyśmy na miejsce, miałyśmy jakieś pięć minut na przebranie się i  znalezienie odpowiedniej sali. Pewnie gdyby Larisa nie nakrzyczała na jakiegoś biednego chłopaka, który tu pracował, zeszłoby nam dłużej na szukaniu szatni, a  tak weszłyśmy w  tym samym czasie, co instruktorka. –  Możecie rozłożyć maty. Zaczniemy od zwykłego rozgrzania mięśni. – Instruktorka była młodą kobietą przed trzydziestką. Miała ciemne włosy związane w  wysoką kitkę i  ciemną karnację, która pasowała do jej drobnego ciała. Czemu ja takiego nie miałam? Przy stu siedemdziesięciu sześciu centymetrach mogłam sobie tylko pomarzyć o  drobnej budowie. Niekiedy nawet chłopacy nie dorównywali mi wzrostem. –  Nie patrz tak na nią, bo pomyślę, że jesteś lesbijką – szepnęła Lisa. –  Co? Nie jestem – odparłam oburzona. Dobrze, że byłyśmy na końcu sali. Istniało mniejsze ryzyko, że ktoś nas usłyszy. – W takim razie dlaczego tak wlepiasz w nią gały? – Spojrzeniem przewiercała mnie na wylot. – Tylko zazdroszczę jej postury. Przy niej wyglądam jak olbrzym. – Przeżywasz – mruknęła i wróciła do ćwiczeń. –  To jest podstawowe ćwiczenie?! Zaraz mnie rozerwie! – wyszeptałam, próbując zrobić szpagat. Coś mi jednak nie wychodziło. Za to Larisa czekała rozłożona na macie ze skrzyżowanymi rękami. Jesteśmy tu dopiero pół godziny, a  ja już czułam się, jakby mięśnie zaraz miały mi pęknąć. –  Tak. To jest podstawowe ćwiczenie. Po prostu jesteś tak wysportowana, że jakby zaatakowało cię zombie bez jednej nogi, nie zdążyłabyś dobiec do drzwi bez zadyszki. – Zombie? Ale dałaś przykład. – Wywróciłam oczami, opadając na tyłek. Zaczęłam rozmasowywać bolące uda. –  Dobrze, na dzisiaj koniec – odezwała się instruktorka. – Do zobaczenia po nowym roku.

*** – Jeżeli dalej będę chodzić na te zajęcia, zmienię się w rozciągnięty sweter. – Siedziałam na ławce w szatni, czekając, aż Lisa w końcu się przebierze. – To czeka cię za dziesięć lat, jeżeli nie będziesz używać kremów. Po tych zajęciach będziesz bardziej jak guma. – Chyba przeżuta – stwierdziłam cicho, żeby nie usłyszała. –  Tak czy siak, zajęcia masz opłacone na pół roku, a  pieniędzy nam nie zwrócą – powiedziała, rozpuszczając włosy. – To co robimy w sylwestra? Co? Jak to co robimy? Myślałam, że po tamtej rozmowie nasze relacje wrócą na poprzedni tor. Miałyśmy co prawda swój moment pojednania, ale następnego ranka Lisa zachowywała się, jakby nic się nie stało. Nie sądziłam, że nadal będzie chciała spędzać ze mną czas. –  Nie mam żadnych planów. A  ty co byś chciała robić? – zapytałam niby od niechcenia, kiedy byłyśmy już w taksówce. – Chciałabym się upić do nieprzytomności. Roześmiałam się, zwracając uwagę kierowcy. Wciąż dziwiła mnie bezpośredniość dziewczyny, mimo że praktycznie znałam ją całe życie. –  Tobie to w  ogóle wolno? – Uniosłam brwi, na co Lisa zrobiła naburmuszoną minę. – Nie traktuj mnie jak dziecka tylko dlatego, że jestem młodsza. –  No już dobrze, nie złość się. – Zaśmiałam się. – Jak chcesz, to mogę spytać chłopaków, czy możemy się z nimi upić. Lisa niby zirytowana odwróciła wzrok, ale widziałam, jak stara się pohamować uśmiech. –  Dobra, ale nie mogą wiedzieć, że chcę spędzać z  tobą czas dobrowolnie. Jasne? – Spojrzała na mnie, unosząc brwi. – Jak słońce. – Uśmiechnęłam się, odwracając od niej głowę. Po tym jak taksówka odwiozła Lisę do domu, postanowiłam wybrać się do naszego wynajmowanego mieszkania. Chciałam zabrać stamtąd parę ciuchów, bo ze sobą wzięłam niewiele. Zamierzałam też pogadać o  sylwestrze. Droga nie zajęła mi dużo

czasu, tak więc właśnie w tym momencie stałam w salonie, patrząc, jak chłopaki grali w jakąś grę na konsoli. Chyba FIFA, ale nie byłam pewna, która to była część. –  Nie masz ze mną szans, frajerze! – krzyknął Mike, wciskając z ekscytacją przyciski na czarnym padzie. –  To nie fair! – oburzył się Luke, nerwowo próbując odebrać koledze piłkę. – Nie ma, że nie fair! Nie jesteś skupiony na grze, idioto – odparł Mike, rozwalony po prawej stronie kanapy. –  Czyli rozumiem, że czerwona drużyna jest Mike’a – powiedziałam, odwracając ich uwagę od telewizora. Znaczy bardziej samego Mike’a, który od razu poprawił się na meblu. Luke tylko na mnie spojrzał i  wykorzystując nieuwagę przyjaciela, udało mu się strzelić gola. –  Ej, to nie fair! – oburzył się Michael, kiedy zorientował się, co się stało. –  Nie ma, że nie fair. Nie jesteś skupiony na grze, idioto – powtórzył jego słowa Luke, śmiejąc się jednocześnie. – To się nie liczy, Olivia akurat odwróciła moją uwagę – warknął, z  powrotem skupiając się na grze. Luke szybko zerknął na mnie i  uśmiechnął się porozumiewawczo, kiwając głową na kolegę. Skinęłam głową, wiedząc dokładnie, o  co mu chodzi. Z  cichym westchnieniem usiadłam na miejscu obok Mike’a, twarzą do niego. Ten nawet na mnie nie spojrzał. – Mike, co robicie w sylwestra? – zapytałam słodko, kładąc rękę na ramieniu chłopaka. Czułam, jak pod moim dotykiem napięły mu się mięśnie. – A po co ci ta wiedza? – mruknął, spoglądając na chwilę na mnie. Oparłam brodę na jego barku, jednocześnie przeczesując mu włosy palcami. Rozluźnił twarz, przez co mimowolnie się uśmiechnęłam. –  Mama kazała mi wyjść gdzieś z  Lisą, a  nie bardzo wiem, co mogłabym z  nią robić. – Trochę podkoloryzowałam tę historię, ale przecież nie powiem, że znienawidzona kuzynka chce spędzić ze mną czas, upijając się w  trupa. No może niekoniecznie w  trupa. Zobaczy się.

–  I liczysz, że okażemy ci łaskę i  weźmiemy cię pod nasze skrzydła? – odpowiedział z  sarkazmem. Uniosłam brwi. Skoro chce się podroczyć, to czemu nie? – No nie bądź taki. – Położyłam drugą rękę na jego udzie, trochę za wysoko, na co znowu się spiął. Wcale nie przeszkadzała mi obecność Luke’a, który był bardziej skupiony na tym, aby ograć Mike’a, niż na tym, co robię. Wręcz wykorzystywał każdy moment, w  którym nasz współlokator nie koncentrował się na grze, tylko na mojej ręce przesuwającej się w  górę. – No dawaj, może jednak zmienisz zdanie. – Niby przypadkiem przejechałam nosem po szyi Mike’a, jednocześnie lekko kierując rękę jeszcze wyżej. Oddech mu przyspieszył, kiedy nieznacznie wypchnął biodra do przodu, wyraźnie pragnąc mojego dotyku i  jednocześnie kompletnie ignorując fakt, że Luke odebrał mu w grze piłkę. – No już, powiedz, że możemy iść z wami. –  Przestań. Luke siedzi obok i  to wszystko jest dziwnie niekomfortowe – mruknął zachrypniętym głosem. O, patrzcie, jaki się wstydliwy zrobił. –  Najpierw powiedz, że możemy iść z  wami, a  zostawię cię w  spokoju – szepnęłam, ściskając Mike’owi udo. Drugą ręką nadal przeczesywałam mu włosy. Słyszałam, jak przełyka ślinę, patrząc na moją rękę znajdującą się na jego nodze. Nie wiem czemu, ale czułam taką wewnętrzną radość, że tak na niego działałam. Miałam ochotę doprowadzać go do takiego stanu ciągle, mimo że wydaje się to dziwne i niewłaściwe. – Dobrze, możesz – powiedział po dłuższej chwili ciszy. –  Wiedziałam, że idzie robić z  tobą interesy. – Zaśmiałam się radośnie, ściągając z  niego obie dłonie i  podnosząc się z  kanapy. – Widzimy się w sylwestra – rzuciłam przez ramię i wyszłam z salonu. Musiałam jeszcze zabrać kilka rzeczy z  pokoju i  mogłam wracać do domu. *** Wysłałam do Luke’a wiadomość o treści: „Violetta też idzie z nami. Mam nadzieję, że to nie problem” i rzuciłam telefon na łóżko.

– To naprawdę nie problem? Nie chcę się narzucać. – Vi siedziała w szarych spodniach i czarnym swetrze przy biurku. – Sama to robię, więc co za różnica, jedna osoba w tę czy we w tę. – Wzruszyłam ramionami. Dochodziła godzina dziesiąta, a  chłopaki powinni być po nas za parę minut. Dzisiaj rano dowiedziałam się, że Violetta nie pojechała jednak do kuzyna i  nie chcąc zostawiać jej samej, zaproponowałam spędzenie sylwestra z  nami. Naciągnęłam na nogi czarne rurki z  dziurami na kolanach i  sięgałam właśnie po bluzę, kiedy mimochodem spojrzałam na Vi. Patrzyła na mnie. Może inaczej. Pożerała mnie wzrokiem, przez co czułam się coraz mniej komfortowo, nie mówiąc już o  zawstydzeniu. Nawet przy Mike’u nigdy tak się nie czułam. Odwróciłam wzrok, szybko zakładając przez głowę grubą, szarą bluzę z kapturem. – Olivia, chłopaki już są. – Do pokoju weszła Larisa ze znudzonym wyrazem twarzy, ale i  tak zauważyłam iskierki podniecenia w  jej oczach. Sama nie mogłam się doczekać. Zawiązując szybko włosy, zbiegłam po schodach. – Hej, to gdzie jedziemy? – zapytałam, zakładając czarne botki. –  Niespodzianka – odparł Luke, nonszalancko opierając się o próg. – Bawcie się dobrze. – Z kuchni wyłoniła się mama. – Wrócicie czy pojedziecie do mieszkania? –  Bliżej mamy do mieszkania, więc właśnie myślałem, żeby tam się zatrzymać – odpowiedział za mnie Luke. –  Dobrze, ale uważajcie na Lisę. – Widziałam, jak dziewczyna wywraca oczami, ale po chwili uśmiechnęła się lekko, przytulając mamę na pożegnanie, co zrobiłam i ja. – Więc dokąd jedziemy? – zapytałam ponownie, gdy siedzieliśmy już wszyscy w aucie. Oczywiście chłopaki usadowiły się na przodzie. –  Zobaczysz – odparł tajemniczo Mike, na co sapnęłam z niezadowoleniem, odwracając wzrok w stronę okna.

Rozdział 23 Olivia –  Szkoła. Przyjechaliśmy do szkoły? – zapytałam zdezorientowana, patrząc na wysoki budynek. – Po co akurat tutaj? –  Psujesz nam nastrój, Liv – burknął Mike, patrząc z  dumą na ceglany budynek. –  Po jakie licho tu przyjechaliśmy? – rzuciła poirytowanym głosem Lisa. – Myślałam, że stać was na więcej. – Skrzyżowała ręce na piersi. – Cicho, bo zamkniemy cię w bagażniku – odezwał się Luke, idąc w  kierunku placu szkoły. Lisa tylko wywróciła oczami i  z zaciśniętymi wargami ruszyła za chłopakiem. Violetta stanęła obok mnie, unosząc brwi. –  Co o  tym myślisz? – Kiwnięciem głowy wskazała na ten nieszczęsny budynek, w  którym wielu ludzi pobiera edukację. Właściwie to miejsce było zbędne, a edukacja nie jest do końca nam potrzebna. No powiedzcie szczerze – po co nam w  dorosłym życiu wiedza, jak wyglądają wnętrzności żaby? Dlaczego nie uczą nas jak wypełnić kwity od przelewu albo chociaż w  jaki sposób najeść się i nie utyć? – Nie mam pojęcia, co oni wymyślili. – Wzruszyłam ramionami. – Jeżeli nas złapią, to ich nazwiska będą pierwszymi słowami, jakie padną z  moich ust – uprzedziłam, robiąc pauzę i  na chwilę się zamyślając. – Ale z drugiej strony nie mamy nic lepszego do roboty. – No właśnie, więc zamiast gadać, idźcie za Lukiem, bo same nie wejdziecie – wtrącił Mike z  wyższością, zadowolony z  faktu, że będzie potrzebna nam ich pomoc. Prychnęłam cicho, idąc w  kierunku, w  którym poszedł Luke z Larisą. Jak się okazało, czekali na nas po drugiej stronie szkoły pod

oknami sali muzycznej. Tutaj byliśmy najmniej widoczni, dzięki hali sportowej znajdującej się tuż obok. –  Więc co teraz? – zapytałam, spoglądając to na jednego współlokatora, to na drugiego. –  Boże, jaka ty niecierpliwa. – Luke wywrócił oczami, na co wyraziłam dezaprobatę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. –  To źle, że chcę wiedzieć, co takiego zamierzacie? – Uniosłam jedną brew. Chłopacy prawie jednocześnie przytaknęli, przez co nie chciałam się już odzywać. Spojrzałam na okna najbliżej nas. Nie było to pierwsze czy drugie piętro, ale i tak okna znajdowały się dobre dwa i  pół metra od ziemi. Odwróciłam się w  stronę Mike’a, gdy akurat stanął na złączonych dłoniach kolegi. Luke szybkim ruchem podniósł go na wysokość wystarczającą, by spokojnie mógł sięgnąć ponad parapet. Mike pomajstrował trochę przy ramie okna, które po chwili się otworzyło. Zwinnym ruchem wślizgnął się do środka razem z  czarną, sportową torbą, którą wyciągnęli z  bagażnika. Po paru sekundach wychylił się z okna. –  Więc kto następny? – Luke uśmiechnął się w  stronę naszej trójki, ponownie złączając dłonie. – Ja – odparła z pewnością siebie Lisa, podchodząc do chłopaka. – Ale dotknij mnie w  złe miejsce, a  odgryzę ci palce i  nakarmię nimi twoją matkę. – Zmrużyła oczy, próbując go prawdopodobnie wystraszyć. Chłopak tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się głupio. Podniósł ją najwyżej jak mógł, po czym Mike wciągnął ją do środka sali muzycznej. Na mnie osobiście nie zrobiła tą groźbą wrażenia, ale przecież Luke jej nie zna. Ja jestem przyzwyczajona, ale on… –  Violetta, dajesz – ponaglił chłopak, wyrywając mnie z zamyślenia. Czarnowłosa dziewczyna niepewnie podeszła do niego, stawiając stopę na jego dłoniach i tak oto kolejna osoba została wciągnięta do wnętrza budynku. Nie czekając, aż Luke mnie zawoła, zbliżyłam się i podpierając się o jego ramiona, stanęłam na złączonych dłoniach. –  Podaj rękę, skarbie – usłyszałam głos Mike’a i  wywróciłam oczami przez zwrot, którego użył. Mimo to bez słowa złapałam jego

wyciągniętą dłoń. Poczułam, jak przeszedł mnie dreszcz, gdy się dotknęliśmy. Wciągając mnie przez okno, nie mógł się powstrzymać i  złapał za mój tyłek, ściskając go. Spojrzałam na niego wrogo, na co on uśmiechnął się niewinnie. –  Wyślizgiwałaś mi się. – Wzruszył ramionami, wciąż głupio się szczerząc. –  Już stoję na własnych nogach, więc możesz zabrać rękę z  łaski swojej. – Uniosłam jedną brew, zauważając, że nadal trzyma łapę na mojej pupie. Ten fakt odwrócił moją uwagę od bliskości chłopaka. Przełknęłam ślinę, kiedy położył drugą rękę na mojej talii, patrząc mi prosto w  oczy. Nawet nie przeszkadzało mi to, że jego dłoń dalej znajdowała się na moim tyłku. Spoglądając mu w  oczy, poczułam, jak napięcie między nami rośnie. Ale nie było tak jak w  tych wszystkich filmach romantycznych. Czas nie zwolnił, a  wszystko dookoła nie znikło, tylko przestało mieć znaczenie. Ignorowałam fakt, że Larisa przygląda nam się z  podejrzliwym wyrazem twarzy, a także to, że Violetta właśnie wyszła z sali. Teraz interesowały mnie tylko jego oczy. No i  po chwili jego usta, które oblizał końcem języka. –  Mike, ty idioto! Sam nie wejdę! – Do rzeczywistości przywołał nas głos Luke’a. Szybko odsunęłam się od chłopaka i  podeszłam do milczącej Lisy. Mike wciągnął przyjaciela do klasy, po czym bez słowa zabrał czarną torbę i wyszedł z pomieszczenia. – A temu co? – zapytał Luke, mając na myśli Mike’a. – Znowu się pokłóciliście? – Tym razem skierował pytanie do mnie, na co jedynie wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie wiedziałam, o  co mu chodzi. Najpierw mamy ten swój moment, a  potem mu odwala. Nie rozumiem tego chłopaka. Bez słowa ruszyłam za Lukiem, który szedł już w  stronę drzwi, nie doczekawszy się satysfakcjonującej odpowiedzi z mojej strony. –  Oto, moi drodzy, cel naszej podróży – oznajmił po chwili Luke radosnym tonem, wskazując na lekko przestarzałe drzwi prowadzące na dach naszej szkoły.

– Będziemy siedzieć na dachu? – zapytała z powątpiewaniem Lisa. Szczerze, mnie ten pomysł też średnio się podobał. –  Ale wybrzydzacie. Następnym razem pójdziemy do włoskiej restauracji. – Mike wywrócił oczami. – Ale tam nie ma takich widoków – uprzedził. Popchnął metalowe drzwi, które dziwnym trafem były otwarte. Czemu nikt ich nie zamknął? Czy nikt nie pomyślał, że jakiś zdesperowany uczeń może chcieć skoczyć z  dachu? A  poza tym to nie jest najlepsze miejsce dla mnie. Lęk wysokości to nie byle co. –  No chodź. – Mike położył jedną dłoń na dole moich pleców, popychając mnie lekko do przodu. Nie zwróciłam mu jednak uwagi, gdyż zapatrzyłam się w  widoczne stąd miasto. Mimowolnie otworzyłam usta, widząc, jak pięknie wygląda nocą. Jasne światła kontrastowały z  czarnym niebem. Wyglądało to niczym z  obrazka w  Googlach. Mike oplótł mnie rękami w  pasie, by po chwili przycisnąć moje plecy do jego torsu. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie – wtuliłam się bardziej w jego ciepłe ramiona. – Podoba ci się? – zapytał szeptem, przyciskając policzek do mojej skroni. Kiwnęłam głową, nadal nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu. Ten widok naprawdę zaparł mi dech w piersi. –  Idziecie czy mamy zostawić was samych? – usłyszałam rozbawiony głos Luke’a, na co mimowolnie się spięłam i odsunęłam od Mike’a. Od razu poczułam zimno tam, gdzie jego ciało stykało się z  moim. Spojrzałam na miejsce, gdzie siedziała reszta i  usiadłam obok Lisy, która była wyjątkowo głęboko wciągnięta w rozmowę z Vi. –  Więc… – Luke wyciągnął z  czarnej torby butelkę wódki i pomachał nią w powietrzu. –  Tak prosto z  gwinta? – Moja kuzynka uniosła brwi, patrząc niepewnie na butelkę. –  No jasne, ale najpierw trzeba zamieszać – odpowiedział Mike, wyciągając dwie butelki jakiegoś soku. Otworzył oba i  wylał pół na ziemię. Nadal nie rozumiejąc, co oni robią, przypatrywałam się ich poczynaniom. Mike podał obie butelki współlokatorowi, a  ten zapełnił brakującą część soku wódką. Zakręcił nakrętki, po czym wstrząsnął napojem.

–  Drink własnej roboty – zażartował Luke, podając nam jedną butelkę. Lisa odkręciła nakrętkę i  marszcząc brwi w  konsternacji, pociągnęła kilka łyków. Prawie od razu się skrzywiła. – Nie za mocne? – zapytała, wycierając usta dłonią. – Wy i tak dostałyście słabszą butelkę. Ta tutaj… – Luke wskazał na tę, z której pił właśnie Mike. – Dopiero wykrzywiłaby wam ryje. Zaśmiał się z  własnych słów, odbierając od przyjaciela butelkę. Spojrzałam na Lisę. Grymas zszedł jej z twarzy i wyglądała na nawet zadowoloną. Następna napiła się Violetta i  przekazał mi butelkę. Odwróciłam głowę w  stronę chłopaków. Luke sprawdzał coś na telefonie, a  Mike patrzył prosto na mnie, trzymając butelkę. Uniosłam lekko napój i kiwnęłam głową. Mike odpowiedział mi tym samym, uśmiechając się, po czym jednocześnie napiliśmy się alkoholu. *** –  Za dziesięć minut północ, ludziska! – krzyknął Luke. Jestem pewna, że nawet po drugiej stronie miasta go słyszeli. Zaśmiałam się, opierając czoło o  bark Mike’a. Nawet wiem, jak to się stało, że siedzimy obok siebie. Larisa śmiała się z  kiepskich żartów Violetty, ale wszyscy byliśmy wstawieni, więc nikomu to nie przeszkadzało. Wręcz bawiło. Nigdy nie widziałam Lisy tak rozluźnionej. –  No to, moje drogie dzieci, jakie macie postanowienia na nowy rok? – zapytał Luke, chodząc dookoła nas wszystkich. –  Wreszcie kopnę matkę w  dupę! – wrzasnęła Larisa, wyrzucając ręce w powietrze i wyrażając tym radość. – No cóż, ja zamierzam pocałować osobę, która podoba mi się od dłuższego czasu. – Zaśmiała się Violetta, zjadając paluszki. –  Ja mam zamiar… – zaczął Luke, jednak nie dane mu było skończyć. Przerwał mu jakiś obcy głos. – Kto tam jest?! Zaraz wezwę policję! Słysząc krzyk zza otwartych drzwi, znieruchomieliśmy. Najszybciej obudził się Mike. Najciszej jak umiał, pozbierał butelki i papierki po jedzeniu do czarnej torby.

– Luke. Zabierz dziewczyny do parku obok. Ja odwrócę jego uwagę – usłyszałam Mike’a, kiedy podawał torbę współlokatorowi. Ten tylko kiwnął głową i pomógł wstać Lisie i Vi. –  Nie zostawię cię – odezwałam się bez zastanowienia. Czułam się, jakby cały alkohol wyparował ze mnie w  ciągu jednej sekundy. Michael spojrzał na mnie, po czym kiwnął w  stronę Luke’a. Ten szybko złapał Lisę i Vi za ręce, ciągnąc je w jakieś miejsce po drugiej stronie dachu. Najwyraźniej musiały tam być drugie drzwi. – Teraz musimy być cicho. Jak powiem, że masz biec, biegniesz – rozkazał Mike, łapiąc mnie za ramiona i patrząc mi prosto w oczy. To serio była taka poważna sprawa czy tylko nam się wydawało? Może to przez alkohol braliśmy wszystko zbyt emocjonalnie. – A co z tobą? – Zmarszczyłam brwi. – Zdążę mu zwiać. Jestem szybszy od ciebie, więc dam ci chwilę na ucieczkę, dobrze? Kiwnęłam głową. Złapał mnie za rękę, przez co nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Kątem oka zauważyłam, że chłopak robi to samo. Szliśmy korytarzem na ostatnim piętrze szkoły. Nocą, kiedy nie ma tu żywej duszy, wygląda zupełnie jak z horroru. Tylko czekać, aż z którejś klasy wyleci koleś z piłą z zamiarem morderstwa. –  Musimy pohałasować. Trzeba go tu zwabić – wyjaśnił Mike, na co ponownie kiwnęłam głową, nie ufając własnemu głosowi. Rozejrzałam się po korytarzu, szukając czegoś, co wydałoby jakiś głośniejszy odgłos. Mój wzrok padł na kosz. Szybko podniosłam go i  rzuciłam o  metalowe szafki. Hałas nie był jak bomba czy dźwięk straży pożarnej, ale rozniósł się echem po pustych korytarzach. – Myślałem bardziej nad krzykiem czy piskiem, ale to też może być – stwierdził, przyglądając mi się, na co wzruszyłam ramionami. – Ej, wy! Stójcie! – Na końcu korytarza pojawiła się jakaś postać. Nie była widoczna przez brak światła, ale słychać było, że biegnie w  naszym kierunku. Mike szybko złapał mnie za rękę i  zaczęliśmy uciekać. Udało nam się dobiec na niższe piętro, gdzie Mike wepchnął mnie do kanciapy woźnego. W  błyskawicznym tempie zablokował drzwi tak, aby wyglądało na to, że są zamknięte na klucz. Oparłam dłonie na udach, chcąc złapać oddech. Gdy tylko wyprostowałam się

i  rozejrzałam, dłonie zaczęły mi się pocić. Czułam, jak serce mi przyspiesza, a głowa nerwowo obraca się w każdą stronę. –  Hej, Liv, co jest? – zapytał chłopak, łapiąc mnie za ramiona. – Co jest? – Mam klaustrofobię, odkąd zatrzasnęłam się na całą noc w szafce – wyjąkałam trzęsącym się głosem. Dobrze wiedziałam, co się zbliża. Atak paniki. –  Już dobrze – uspokajał mnie chłopak. – Już dobrze. Patrz na mnie. – Chwycił moją twarz w  dłonie. Widziałam go dzięki światłu księżyca, które wpadało przez małe okienko zaraz przy suficie. – Patrz na mnie. Już dobrze. Położyłam dłonie na jego rękach, splatając nasze palce. Czułam, że moje ciało nadal się trzęsie, ale kiedy przeniosłam uwagę na oczy Mike’a, mój oddech się uspokoił. Akurat chciałam się odezwać, gdy chłopak oparł się o  ścianę, obracając mnie do siebie plecami i  ręką zatykając mi usta. Zmarszczyłam brwi, chcąc go odepchnąć, ale w tej samej chwili ktoś szarpnął za klamkę. Serce zabiło mi trzy razy mocniej. Już myślałam, że zostaniemy złapani, jednak ochroniarz po paru sekundach zostawił drzwi w  spokoju. Odczekaliśmy chwilę, stojąc całkowicie nieruchomo, po czym odsunęliśmy się od siebie. Mike spojrzał na ekran swojego telefonu, a  jego rażące światło zmusiło mnie do zamknięcia oczu. –  Co teraz… – nie dokończyłam, bo chłopak gwałtownie złapał dłońmi moją twarz, chowając wcześniej telefon do kieszeni, i  przybliżył mnie do siebie. Nie zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, a  jego usta już dotykały moich. Wciągnęłam powietrze i  będąc jeszcze w  lekkim szoku, odwzajemniłam pocałunek. Nie wiem, czemu to zrobiłam, ale nie mogłam oprzeć się wargom chłopaka. Może to przez alkohol. W  każdym razie oplotłam go ramionami w  pasie, przyciągając do siebie. Mike przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc, bym rozchyliła usta, co zrobiłam bez wahania. W  tym samym momencie poczułam wibracje telefonu świadczące o  tym, że dostałam nową wiadomość. Zignorowałam to jednak, bo chłopak oparł mnie o  ścianę, zjeżdżając rękami niżej i  wsuwając je pod moją ciepłą bluzę. Oparł dłonie na moich biodrach, gładząc kciukami skórę. Czułam, jak robi mi się coraz

goręcej, ale nie zwracałam na to uwagi. Ignorowałam wszystko oprócz ust Mike’a. Wreszcie gdy zabrakło nam tchu, odsunęłam się od niego, a ten, patrząc mi prosto w oczy, przyciągnął mnie do torsu i ponownie obdarzył buziakiem, tym razem zdecydowanie krótszym. –  Szczęśliwego nowego roku – wyszeptał, a  ja czułam, że się uśmiecha. – Szczęśliwego nowego roku – odpowiedziałam, chichocząc, kiedy doszły do mnie odgłosy fajerwerków. Przypomniałam sobie o smsie i szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni. „Wszystkiego najlepszego, skarbie. Szkoda, że nie możemy spędzić tego czasu razem”. Zacisnęłam telefon w  dłoni, czytając wiadomość od mojego chłopaka. Od razu mój dobry humor prysł, jakby go w ogóle nie było. Boże, co ja najlepszego zrobiłam? Zdradziłam Johna. Zaciskając usta, wysłałam mu podobne życzenia, po czym schowałam telefon i spojrzałam na Michaela. –  Możemy już stąd wyjść? Trochę tu duszno. – Chyba przesadziłam z chłodem w głosie. Zauważyłam zmieszanie na twarzy chłopaka. Zacisnęłam szczękę, by nie mówić nic więcej. Chciałam go jednocześnie ochrzanić i pocałować. Nie wiem, co było gorsze. Mike tylko kiwnął głową i  odblokował drzwi. Wychylił się, rozglądając się po korytarzu, po czym skinął na mnie ręką. Wyszliśmy ze szkoły niezauważeni, nic nie mówiąc. –  Już myśleliśmy, że was złapał – usłyszałam głos Luke’a, gdy nadal bez słowa podeszliśmy do przyjaciół. Larisa spała na ramieniu Violetty, która grała w jakąś grę na telefonie. –  Musieliśmy przeczekać, aż sobie pójdzie – wyjaśnił od niechcenia Mike, nawet nie patrząc w  stronę kolegi. Ten zaś zmarszczył brwi i  skierował na mnie pytający wzrok. Wzruszyłam ramionami, nie mając ochoty nic tłumaczyć. Było chwilę po północy, a ja już miałam wszystkiego dosyć. Ta sytuacja w kanciapie wyssała ze mnie więcej energii niż ogółem cały wieczór. Wypiliśmy trochę, więc zostawiwszy samochód pod szkołą, bez słowa ruszyliśmy na piechotę do mieszkania. ***

– Widzę, że nie macie ochoty na dalszą imprezę. – Luke się zaśmiał, widząc zasypiająca Larisę, która ledwo stała na nogach. Vi też co chwilę ziewała. Mike ulotnił się do swojego pokoju, a mi wszystkiego się odechciało. Pomogłam zatargać Lisę do mojego łóżka i pozwoliłam Violetcie spać na drugiej połowie. Wyglądało na to, że mi została kanapa. Wzięłam szybki prysznic, następnie włożyłam krótką koszulkę na ramiączkach i  spodnie od piżamy. Przeczesując włosy palcami, usiadłam na kanapie w  salonie. Chcąc nie chcąc, wróciłam do wspomnień z  udziałem mojego ciemnowłosego współlokatora. Dlaczego to zrobił? Czasami nie rozumiałam jego intencji. A  może Larisa miała rację i on się mścił? Nie jestem pewna w jaki sposób, ale czuję, że to może być prawda. Nie wydaje mi się, żeby był zdolny do przegranej, a tym bardziej ze mną. Ale jeżeli to prawda? W przypływie odwagi, której dopomógł alkohol jeszcze płynący w  moich żyłach, podniosłam się z  kanapy, idąc prosto do pokoju Mike’a. Nienawidzę żyć w niepewności. Muszę się dowiedzieć, czy to, co naopowiadała mi kuzynka, może być prawdą. Bez pukania weszłam do pokoju chłopaka, który leżał na łóżku, patrząc tępo w sufit. –  Mama nie nauczyła cię pukać? – rzucił zirytowany, ale zignorowałam to, siadając na brzegu łóżka. –  Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam bez zbędnych ceregieli, lustrując twarz Mike’a, który był wyraźnie zdezorientowany. – Dlaczego mnie pocałowałeś? –  A dlaczego miałbym tego nie zrobić? – Spojrzał na mnie i poprawił się na łóżku. Nadal leżał, ale głowę opierał o wezgłowie. –  To żarty, prawda? Mścisz się w  ten sposób na mnie? – dociekałam, nie odwracając wzroku. – To pewnie jakaś twoja zemsta. Wiem to. Nie mogłeś odpuścić, kiedy moje było na wierzchu, więc dalej kontynuujesz ten spór z  dzieciństwa – wyrzucałam z  siebie słowo za słowem, podczas gdy on tylko dokładnie obserwował moją twarz. Pewnie gdyby nie alkohol, czułabym się niekomfortowo, ale teraz miałam to gdzieś.

–  Powiedz mi, dlaczego tak uważasz. – Uniósł brwi. Aż mnie na chwilę zamurowało. – Zawsze byłeś mściwy. Jakoś wątpię, żeby nagle odechciało ci się mnie poniżać – uargumentowałam z  wyzywającą miną, założywszy ręce na piersi. Mike jedynie się zaśmiał. – Skarbie, przecież teraz jesteśmy przyjaciółmi – parsknął znowu i  przesunął się kawałek. – Założę się, że Lisa albo Violetta tak chrapią, że ty musisz spać na kanapie. – Odchylił kołdrę w  zapraszającym geście. Spojrzałam na ten ruch sceptycznie. – Przecież już tu kiedyś spałaś – zachęcił. Wywrócił oczami i  bawił się rąbkiem kołdry, kusząc mnie do położenia się obok. Dobrze wiedział, że nie miałam ochoty spać na tej średnio wygodnej kanapie. Zagryzając wargę, ułożyłam się obok Mike’a, który od razu okrył mnie pościelą. Poczułam zapach perfum chłopaka, na co zagryzłam język, by się nie uśmiechnąć. Uwielbiałam męskie perfumy. –  Dotknij mnie tylko, a  utnę ci rękę – mruknęłam sennie, obrócona plecami do chłopaka. Ten tylko cicho parsknął i  zgasił lampkę. *** –  Sebastian, nie biegaj z  nożyczkami! – krzyknęła nauczycielka, upominając czarnowłosego chłopaka, który nawet nie zareagował. Od trzydziestu minut mieliśmy zajęcia plastyczne, ale nie zrobiliśmy praktycznie nic, bo chłopaki zachowywały się, jakby pierwszy raz miały klej czy nożyczki w  rękach. Westchnęłam sfrustrowana, rysując ołówkiem kółka na czystej kartce papieru. Ile jeszcze potrwa okiełznanie tych głupich jedenastolatków? Nie zwracałam na nic uwagi, ani na gadające przy mojej ławce dziewczyny, ani nawet na to, że piórnik spadł mi na podłogę. A szkoda, bo gdybym była uważniejsza, zauważyłabym szarookiego chłopaka zbliżającego się do mnie z parą czerwonych nożyczek. Podniosłam wzrok znad kartki dopiero, kiedy poczułam, jak ktoś łapie za jeden z  moich warkoczy. Ale w tym momencie było już za późno. Gdy dotarło do mnie, że Michael stoi obok z  moimi odciętymi włosami w  ręce, myślałam, że

wydłubię mu oczy tymi samymi nożyczkami. Zaciskając zęby, przysięgłam sobie, że nigdy mu tego nie wybaczę. *** Uniosłam leniwie powieki, rozglądając się po pomieszczeniu. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, dlaczego jestem w  pokoju mojego współlokatora, a  kiedy już to zrobiłam, sapnęłam na wspomnienia z kantorka woźnego. Ale chyba trochę za głośno, bo chłopak leżący obok poruszył się. Zacisnęłam zęby, czując jego rękę w  zdecydowanie nieodpowiednim miejscu na moim ciele. Teraz na pewno nie pozwolę mu dalej spać. –  Możesz mi powiedzieć – syknęłam, podnosząc się na łokciu. – Dlaczego nawet jak śpisz, to musisz mnie obmacywać?! Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Mimo to oczy wciąż miał zamknięte. – Jakoś specjalnie ci to nie przeszkadza – odparł, potrząsając ręką, która znajdowała się na moim pośladku. –  Przeszkadza. I  to bardzo – warknęłam, wbijając mu palec wskazujący w klatkę piersiową, na co uchylił powieki. – Ogólnie nie lubię, jak mnie dotykasz. – Doprawdy? – Uniósł jedną brew, a ja kiwnęłam głową. – Gdyby naprawdę ci to przeszkadzało, to już dawno sama odsunęłabyś moją rękę. Wywróciłam oczami, przyznając mu w  myślach rację. Co nie znaczy, że miałam zamiar zrobić to na głos. – Gdzie idziesz? – usłyszałam, kiedy ruszyłam do drzwi. – Trzeba obudzić resztę domowników. – Obejrzałam się za siebie. – A czego się spodziewałeś? – Że pomiziamy się trochę, a potem może szybki numerek, tak na dzień dobry – mówił to z powagą na twarzy. –  Żartujesz? – zapytałam, patrząc na niego ze zmarszczonym czołem. Nadal jednak nie zauważyłam zmiany w  jego mimice. Mimowolnie się zaśmiałam. – Jesteś debilem. – Ale i tak mnie lubisz. – Uśmiechnął się głupio, kładąc dłonie za głowę.

– Chciałbyś. – Obróciłam się na pięcie, zagryzając język, byleby się nie uśmiechnąć. *** – Wyjątkowo szybko zleciało – powiedziała cicho Larisa, pakując się do torby. – Tak – przyznałam, patrząc, jak wolno jej idzie zbieranie rzeczy. – Stało się coś? Widziałam, jak błądzi myślami gdzieś indziej. Od sylwestra buja w  obłokach i  nie zawraca mi głowy. Nie żeby mi to w  jakiś sposób przeszkadzało, tak było nawet spokojniej. Mimo to miałam wrażenie, że to odrobinę niepokojące, nie w jej stylu. –  Nie. Dlaczego miałoby się coś stać? – Zmarszczyła brwi, ale zauważając, że jej się przyglądam, usiadła obok mnie na łóżku i  westchnęła. Oczywiście nie muszę nawet wspominać, że siedziała prosto jak struna. – Tak, coś się wydarzyło – oznajmiła poważnym tonem. –  Naprawdę? Boże, dobrze, że mi mówisz, bo nic bym nie zauważyła – rzuciłam z ironią. –  Ca… Całowałam się z  kimś – wyjąkała, zagryzając dolną wargę ze zdenerwowania. Mimowolnie otworzyłam usta ze zdziwieniem. Niby z kim się całowała? Skoro odkąd tu przyjechała, nie wychodziła nigdzie beze mnie, to musiał być ktoś, kogo znam. – Z kim? – Usiadłam po turecku, przyglądając się jej. –  No więc to było w  sylwestra… – zaczęła, bawiąc się palcami. – Kiedy poszłaś z Mikiem odciągnąć uwagę ochroniarza i nie było was przez dłuższy czas, to, jak wiesz… zostałam sama z  Violettą i  Lukiem. – Nie mogli tego zrobić. Boże, przecież Luke chodzi z Jo. No może nie chodzi, ale i tak jak mógł to zrobić?! I to jeszcze z Lisą?! – Lada moment miała wybić północ, a że Vi była obok, to jakoś tak nam wyszło… Oniemiałam. Moja szesnastoletnia, znienawidzona kuzynka całowała się z moją koleżanką. To dość niecodzienna informacja. – Czyli mam rozumieć, że całowałaś się z dziewczyną? – Tak – odparła cicho.

–  I podobało ci się? – zapytałam, nadal analizując sytuację w głowie. Vi była lesbijką? – W sumie to tak – odpowiedziała, zakładając włosy za ucho. – Więc jesteś lesbijką? – Nie. Nie jestem – oburzyła się. – Lubię chłopaków. –  Czyli to nic nie znaczyło? – upewniałam się. Wciąż nie potrafiłam się nadziwić. – Nie, raczej nie. Po prostu całowałam się z dziewczyną. Podobało mi się to, bo dobrze całuje, ale nic to nie zmieniło w mojej orientacji. Wręcz chyba upewniłam się, że wolę chłopaków. –  A to ty ją pocałowałaś, czy ona ciebie? – Spojrzałam na nią, przetwarzając w głowie te wszystkie informacje. – Ona mnie – mruknęła cicho. – Liv, ona chyba woli dziewczyny. Przynajmniej tak mi się wydaje. *** Mimo że Larisa i  jej ojciec byli u  nas tylko dwa tygodnie, w  jakimś stopniu się do nich przyzwyczaiłam. Nawet dzień, w którym Lisa nie zrzędziła, wydawał mi się dziwnie pusty, dlatego czasami specjalnie ją denerwowałam, choć mamy coś na wzór zawieszenia broni. I Lisie, i  Robertowi pakowanie zajęło sporo czasu, chociaż wcale nie mieli tak dużo rzeczy. Wydaje mi się, że im też trochę szkoda było wyjeżdżać do zimnego domu, gdzie znowu pojawią się problemy z  Elizabeth. À propos, moja mama też dzisiaj wyjeżdża. Na samą myśl, że znowu nie będziemy się widzieć, serce mi się krajało. –  Skarbie, widziałaś gdzieś mój telefon? – krzyknęła mama z  salonu. Larisa i  Robert pojechali już dwie godziny temu, a  teraz i na nas czekała taksówka. –  Włożyłaś go do torby – westchnęłam, czekając przy drzwiach. Usłyszałam trąbienie, więc najwyraźniej nasza podwózka się niecierpliwiła. – Mamo, zaraz spóźnisz się na samolot. – Już, już idę. – Podbiegła do mnie, wkładając po drodze płaszcz. – Zaniosłaś już walizki? Kiwnęłam głową, po czym bez słowa wyszłam z  domu. Mama po trzykrotnym upewnieniu się, że drzwi są zamknięte, w końcu usiadła

obok mnie w taksówce. Na lotnisku byłyśmy czterdzieści minut później. Kończyły się ferie bożonarodzeniowe, więc budynek pękał w  szwach od ludzi wracających do domu. Pomogłam mamie zatargać bagaże aż do kontroli, a potem razem czekałyśmy na Mike’a i  jego ojca. Okazało się, że nasi rodzice wracają w  tym samym czasie, więc kiedy mój współlokator odprowadzi ojca na samolot, ja wrócę z nim do naszego mieszkania. –  Będę tęsknić – odezwała się mama, przerywając ciszę. Spojrzałam na nią i  zobaczyłam w  jej oczach łzy, co automatycznie sprawiło, że sama się wzruszyłam. –  A myślisz, że ja nie? – zapytałam, opierając głowę na jej ramieniu. Od razu pocałowała mnie w  czubek głowy. – Kiedy przyjedziesz następnym razem? –  Prawdopodobnie dopiero na twój bal wiosenny. – Pociągnęła nosem. Nie odezwałam się. Wpatrywałam się w kolana, dopóki przed nami nie stanął Dan Carter z synem. – Cześć, Olivio. – Mężczyzna przywitał się ze mną uśmiechem, co próbowałam odwzajemnić, ale przez napuchnięte od płaczu oczy wyszedł mi bardziej jakiś grymas. – Cornelio, wzywają nasz lot. Powinniśmy już iść. Usłyszawszy to, znowu zaczęłam płakać. Boże, dlaczego kobiety są takie uczuciowe? Mike i Dan nie uronili nawet łzy. Przeszliśmy do sali odlotów, w  której pożegnałam się z  mamą zapewnieniami, że będę dzwonić, jak tylko znajdę czas. Gdy odchodziła, widziałam, że Dan coś do niej mówił. –  Nie płacz, mała – usłyszałam głos Mike’a, kiedy objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w  jego bok, na co jeszcze bardziej mnie do siebie docisnął. –  Łatwo ci mówić. – Pociągnęłam nosem, wycierając policzki wierzchem dłoni. –  Przecież nie żegnacie się na zawsze. – Przyłożył usta do mojej skroni w  tym samym momencie, kiedy za oknem wystartował samolot prawdopodobnie z  naszymi rodzicami na pokładzie.

Objęłam Mike’a w pasie, potrzebując teraz czyjejś bliskości. – A poza tym będziesz z powrotem moją małą współlokatorką zza ściany. Uśmiechnęłam się mimowolnie, słysząc radość w  jego głosie. Z  jakiegoś powodu cieszyłam się z  tego, że chce mnie mieć przy sobie. –  Chodź, wracajmy już do domu. – Pocałował mnie w czoło i nie zdejmując ręki z  mojej talii, zaprowadził do swojego samochodu. – Chcesz jeszcze coś zjeść? – Może podskoczymy do McDonalda?

Rozdział 24 Olivia –  Mike? Zawieziesz mnie na chwilę do domu? – Wsadziłam głowę przez otwarte drzwi do pokoju chłopaka. –  Po co chcesz tam jechać? Jest już po dwudziestej pierwszej. – Zmarszczył brwi. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, w  co Mike był ubrany. Nisko wiszące na biodrach dresy wyraźnie świadczyły o tym, że miał zamiar iść do łóżka. – Nie zabrałam ze sobą piżam i kilku innych rzeczy. – Wzruszyłam ramionami. – Nie możemy skoczyć jutro zaraz po szkole? Średnio chce mi się teraz gdzieś wychodzić, a  poza tym masz w  ogóle klucze? – Skrzyżował ręce na piersi, co uwydatniło jego umięśnione bicepsy. Skarciłam się w  myślach za to, że zawiesiłam wzrok na tej części ciała dłużej, niż powinnam. – Mam. – Uśmiechnęłam się. – Więc dobra, możemy skoczyć jutro po szkole. Wróciłam do pokoju, zabrałam komplet czystej bielizny, po czym zamknęłam się w  łazience. Gdy wzięłam prysznic i  umyłam zęby, w  bieliźnie i  szlafroku wróciłam do pokoju. Już miałam sięgać do szafy, by wyciągnąć jakąś starą koszulkę, kiedy zauważyłam ubranie leżące na łóżku, którego zdecydowanie nie było, gdy wychodziłam do łazienki. Wzięłam w  ręce materiał, który okazał się zwykłą, czarną męską koszulką, a  sądząc po perfumach, którymi wciąż pachniała mimo widocznego prania, należała do Mike’a. Uśmiechnęłam się i  zagryzając dolną wargę, włożyłam koszulkę. Przeszedł mnie dreszcz i  mimowolnie wtuliłam się w  miękki materiał. ***

–  No i  co ciekawego robiłaś w  sylwestra? – spytała od niechcenia Georgina, grzebiąc plastikowym widelcem w sałatce. Minął tydzień od ostatniego dnia ubiegłego roku, a  z Georginą spotkałam się dopiero dzisiaj. Wyjątkowo darowała sobie doczepiane, czarne włosy, a swoje mocno kręcone związała w kok na czubku głowy. Wyglądała trochę dziecinnie, co nie pasowało do jej surowego typu urody. –  Miałam nigdzie nie wychodzić, ale Lisa nie chciała siedzieć w domu, więc byłyśmy z Lukiem, Mi… –  Mikiem? – Podniosła wzrok, skupiając na mnie więcej niż zwyczajowe cztery procent uwagi. – Zabrali was ze sobą?! Gdzie z  nimi poszłyście? Ponoć co roku chodzą gdzie indziej, ale nigdy nikomu nic nie mówią, nie wspominając już o  tym, by zabierali kogoś ze sobą. Tyle razy błagałam Mike’a, ale nigdy mnie nie wziął, chociaż się przyjaźnimy. Otworzyłam szerzej oczy. Już nawet nie chodziło o  to, co powiedziała, ale jak szybko to zrobiła, wręcz na jednym wydechu. –  To nie było nic specjalnego. – Postanowiłam trochę ograniczyć swoją wypowiedź. Może też skłamałam, mówiąc, że to nie było nic wyjątkowego, ale ona nie musi o  tym wiedzieć. – Tylko piliśmy do czasu, aż ktoś nie wezwał ochrony i  musieliśmy uciekać. – Wzruszyłam ramionami, pomijając ten szczegół z  kantorkiem woźnego. – No ale gdzie byliście? – dopytywała Georgina. Zawahałam się przed odpowiedzią. –  Ty nie lubisz takich miejsc. – To chyba logicznie, że skoro chłopaki nie mówią jej, dokąd chodzą, to nie powinna o  tym wiedzieć. –  No, ale… – chciała wypytywać dalej, ale do naszego stolika dosiedli się właśnie Luke, który od razu zajął się rozmową z jakimś kolesiem z  drużyny koszykarskiej, a  także Mike, który usiadł obok mnie. – Hej, Mike. – Georgina zatrzepotała rzęsami, na co on w odpowiedzi się uśmiechnął. Wcale nie poczułam się nieswojo, ale i  tak mimowolnie poruszyłam się na siedzeniu, co zwróciło ich uwagę. – Olivia właśnie opowiadała mi o  sylwestrze, który

spędziliście razem – rzuciła luźno, lekko się uśmiechając. Mike spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku. – I co takiego ci powiedziała? – zapytał, nie odwracając ode mnie wzroku. – Opowiedziała ci o tym, jak piliśmy do północy? – Tak – mruknęła potwierdzająco. – A to, że później ktoś wezwał ochronę? – Yhm. –  I że musieliśmy uciekać. – To już nie było pytanie. Bardziej jakby informował albo streszczał w  punktach człowiekowi na kacu, co wyprawiał po pijaku. Z  każdym słowem jego wzrok stawał się intensywniejszy, jakby miał zaraz wybuchnąć ze złości. – A  potem schować się w  schowku, gdzie dostała ataku klaustrofobii? – Przełknęłam ślinę, bojąc się, że powie jej to, czego nie chciałam, żeby wyszło na światło dziennie. Błagałam go wzrokiem, by nic jej nie mówił. Mam chłopaka, a  Georgina, mimo że jest moją przyjaciółką, to jednocześnie ma reputację największej plotkary w szkole. – Nie, tego mi nie mówiła. – Zmarszczyła zdezorientowana brwi. – Ogólnie nie mówiła ze szczegółami. – Uwierz, że można by długo opowiadać o szczegółach. – Czułam, jak czerwienię się ze złości. Co on sobie wyobraża? Rzucając Mike’owi mordercze spojrzenie, wstałam od stołu i  bez słowa wyszłam ze stołówki, jednak daleko nie zaszłam, ponieważ po chwili poczułam uścisk na ramieniu. Wiedziałam, że to Mike, nawet nie patrząc w jego stronę. Wszystko przez to, jak moje ciało zareagowało na jego dotyk, co w  ogóle mi się nie spodobało. Ignorując gęsią skórkę i  dreszcze, które mnie przeszły, odwróciłam się do niego z grymasem na twarzy. – Czego chcesz, Michael? – zapytałam znudzonym tonem, starając się odsunąć od niego na bezpieczniejszą odległość. – O co ci chodzi? – Zmarszczył brwi, puszczając moją rękę. Piorun go walnął czy co? To on zachował się jak kompletny dupek, mówiąc prawie wszystko Georginie. –  O co mi chodzi? O  co tobie chodzi?! – syknęłam, mierząc w niego palcem wskazującym. – Nie mogłeś siedzieć cicho, prawda? Musisz się chwalić wszystkim naokoło?

–  Co? – zapytał skonsternowany, marszcząc czoło, jednak po chwili domyślił się, w  czym rzecz. – Chodzi ci o  to, że prawie powiedziałem Georginie o  pocałunku? Przecież nie ma się czego wstydzić. – Wzruszył ramionami, na co uniosłam brwi. Powiedział to z taką nonszalancją, że prawie mu uwierzyłam. – Nie ma? Mam chłopaka, którego zdradziłam, więc jest się czego wstydzić – ściszyłam głos, mając nadzieję, że nikt nas nie usłyszy. Może jestem trochę przewrażliwiona na punkcie tego, co jest między nami, chociaż mówiąc „nami”, sama nie do końca wiem, kogo mam na myśli. Mnie i  Johna czy mnie i  Mike’a? Ta cała sprawa jest przytłaczająca. Dlaczego bycie w związku jest takie trudne? Tęsknię za czasami, kiedy pisało się kartki, w  których się zaznaczało, czy chcesz być czyjąś dziewczyną, czy nie. Ja oczywiście byłabym z pierwszym, który kupiłby mi coś do jedzenia. – Więc uważasz, że to był błąd? Przytaknęłam, patrząc mu prosto w oczy, na co ciągnął dalej: – Żałujesz? Czy żałuję? Tak. Żałuję, że zdradziłam swojego chłopaka, że wszystko tak się pokomplikowało, że muszę podejmować decyzje, których nie chcę podejmować, że lody o  smaku gumy do żucia są takie drogie. Ale czy cofnęłabym ten nieszczęsny pocałunek w  kantorku woźnego, gdyby się dało? Jak najbardziej nie. Podniosłam wzrok na Mike’a. Na jego twarzy widniało tyle emocji, których nie mogłam odczytać, bo za szybko zastępowały je nowe. – Tak. Żałuję go – skłamałam, odwracając wzrok. Mike nic nie mówił. Stał przede mną, oddychając równomiernie. Mimowolnie znowu popatrzyłam mu w  oczy. Masa emocji, którą widziałam jeszcze przed chwilą, zniknęła, zostawiając obojętność na jego pięknej twarzy. Wręcz zamknął się w sobie. Zamknął się przede mną, co zabolało chyba bardziej niż ciążąca nam niekomfortowa cisza. –  Dobrze, że to już uzgodniliśmy – odezwał się w  końcu znudzonym tonem. – Nie chcę, żebyś sobie myślała, że jesteś jakaś wyjątkowa, w  końcu popatrz na mnie i  na… – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do czubka głowy, po czym zakończył, uśmiechając się kpiąco: – Siebie.

– Nie masz się co martwić. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. – Zignorowałam żółć w  żołądku, która powoli podchodziła mi do gardła, i uśmiechnęłam się ironicznie do tego dupka. Prychnął cicho, odwracając się z  zamiarem odejścia, ale za chwilę coś sobie przypomniał. –  Nie mogę zabrać cię potem po rzeczy. Umówiłem się już z Natalie. – A co to za jedna? – zapytałam z jak największą kpiną. Nie jestem zazdrosna, po prostu jestem ciekawską osobą. No, może trochę jestem zazdrosna, ale tylko dlatego, że zamierza mnie dla niej wystawić. On jednak nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się sugestywnie prawym kącikiem ust. Znałam ten uśmieszek. Miał go zawsze, gdy myślał o  zboczonych rzeczach. Patrzyłam, jak odchodzi, nie oglądając się więcej na mnie. Starałam się ignorować uczucie wykręcania jelit. Musiałam jakoś wrócić do domu, a skoro ta menda wolała zaliczyć jakąś dupę, miałam go gdzieś. *** Moje zdziwienie sięgnęło chyba Mount Everestu, kiedy wieczorem zobaczyłam Jo w drzwiach naszego mieszkania. – Kiedy przyjechaliście i dlaczego o tym nie wiedziałam? –  Jak to? – Zmarszczyła czoło i  przytuliła mnie na powitanie. – Johna jeszcze tu nie było? –  Nie, nie wiedziałam, że w  ogóle wróciliście. – Zaprowadziłam koleżankę do salonu. –  To John chciał zrobić ci niespodziankę, więc nic nie pisałam. Wyszedł z  domu trzy godziny temu, więc zakładałam, że przyszedł do ciebie. Skoro nie przyszedł do mnie, to gdzie jest teraz? Znam go bardzo dobrze i  nie muszę się martwić, że mnie zdradza, ale skoro tak, to gdzie go wcięło? –  Zadzwonię do niego – powiedziałam, wyciągając telefon, kiedy w  tej samej chwili w  salonie pojawił się Luke. Uśmiechnął się szeroko na widok Jo, a  ona nie pozostała mu dłużna. Wyszłam

z  pomieszczenia, żeby dać zarówno im, jak i  sobie trochę prywatności, i wykręciłam numer mojego chłopaka. – Hej, Liv – odebrał dopiero po czwartym sygnale. – Hej, czemu mi nie powiedziałeś, że już wróciliście? – zapytałam z lekką urazą w głosie. –  Chciałem zrobić ci niespodziankę. – Słyszałam jakieś krzyki w tle, ale nie potrafiłam ich rozpoznać. –  No to gdzie teraz jesteś? Jo mówiła, że wyszedłeś kilka godzin temu, a jakoś cię tu nie widzę. – Słuchaj, naprawdę się do ciebie wybierałem, serio. Ale w drodze zadzwonił Jack i  powiedział, że chłopaki są u  niego – zaczął się tłumaczyć, a  u mnie wzrastał poziom irytacji. Teraz dokładnie słyszę, co to za krzyki w  tle. Chłopaki zapewne oglądają mecz w telewizji. –  Więc mam rozumieć, że olałeś swoją dziewczynę, której nie widziałeś od dłuższego czasu, żeby oglądać mecz z  kolegami? – zapytałam z pretensjami. Rozumiem, że chciał się spotkać ze znajomymi, ale tak długo go nie było i pierwsze, co robi po powrocie do miasta, to idzie oglądać debilny mecz, zamiast spotkać się ze swoją dziewczyną albo chociaż poinformować ją o swojej obecności. Chyba sobie ze mnie żartuje. –  Kotku, muszę kończyć, spróbuję zajrzeć do ciebie jutro – oznajmił, po czym rozłączył się. Stałam osłupiała w przedpokoju, patrząc w czarny ekran telefonu. Czy to się właśnie wydarzyło? Za mną pojawili się Luke i  roześmiana Jo, która od razu zamilkła na widok mojej miny. –  Jack do niego zadzwonił, więc olał mnie dla kolegów – streściłam naszą rozmowę, a  ramiona opadły mi bezsilnie wzdłuż tułowia. –  Przykro mi, Olivia, ale dobrze wiedziałaś, jaki jest. To nie jest typ na dłuższą metę. –  Wiem, na co się pisałam. – Pocierałam skronie, bo nagle rozbolała mnie głowa. Teraz chciałam jedynie zostać sama. – Miałam właśnie wychodzić z Lukiem, ale jeśli chcesz, to zostanę i możemy pogadać. – Jo pocierała delikatnie moje ramię, ale od razu

pokręciłam głową. To, że mój chłopak nie spędza ze mną czasu, nie znaczy, że teraz muszę każdemu psuć wieczór. –  Bawcie się dobrze. Ja się chyba położę, bo zaczyna mnie boleć głowa. – Jesteś pewna? Chcąc ją przekonać, uśmiechnęłam się słabo i  praktycznie wypchnęłam ich z mieszkania. Dochodziła może dziesiąta, kiedy udało mi się zasnąć, jednak miałam wrażenie déjà vu, bo obudził mnie huk zza ściany. Moje zmysły wyostrzały się z  każdą sekundą i  domyślałam się, że hałas, jaki mnie obudził, to odgłosy ramy łóżka uderzającej o  ścianę dzielącą pokój mój i  Mike’a. Moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy usłyszałam ciche sapanie. Nie miałam sił iść i  kłócić się z  Michaelem, by uciszył panienkę. Czułam się wyprana z emocji. Bolało mnie, że chłopak mnie olał, że nie jestem jego priorytetem; bolało mnie, że zazdroszczę przyjaciółce tego, że potrafi mieć pokręconą więź z  Lukiem, nawet jak nie są parą; bolało mnie też w  jakimś stopniu to, co słyszałam przez ścianę. Może to zazdrość? Nawet pasuje. Byłam o  wszystko zazdrosna. Zazdrosna o  to, że chłopak woli znajomych niż mnie; o czułość, z jaką Luke traktuje Jo, a nawet o tę czułość, z  jaką Mike traktuje teraz Natalie, mimo że jest ona tylko chwilowa. Tak bardzo im tego zazdrościłam, że to praktycznie wypalało mnie od środka. Mogłam jedynie zagłuszyć te jęki, więc wzięłam empetrójkę i  włączyłam losową piosenkę, licząc na to, że w końcu jakoś zasnę. *** Minęło półtora tygodnia od mojej rozmowy z  Michaelem. Od tamtego czasu zachowywał się jak typowy zarozumiały dupek. Nasze relacje z prawie przyjaciół wróciły na etap sprzed przeprowadzki. Za każdym razem gdy był w pobliżu, nie mógł się obejść bez dogryzania mi, ale nie pozostawałam mu dłużna. Czasami tęskniłam za okresem, gdy siedzieliśmy we trójkę, oglądając głupie filmy w  telewizji, co zawsze się kończyło moją

kłótnią z  Mikiem o  to, jakie zakończenie byłoby lepsze. Luke śmiał się z  nas, zapychając się popcornem. Co poza tym? Mike non stop przyprowadzał jakąś panienkę lub sam nie wracał na noc. Nadal nie mam pojęcia, jak on to robi, że codziennie znajduje nową naiwną dziewczynę, która myśli, że będzie z tego coś więcej. Gdyby chociaż tylko to było problemem… – Mike! Wyłaź z łazienki! – krzyknęłam na całe mieszkanie, waląc pięściami w  drzwi pomieszczenia. – Zajmujesz ją już pół godziny. Spóźnię się na zajęcia! – O co ci, kurwa, chodzi? – Chłopak otworzył drzwi z rozmachem, a  ja nie oberwałam nimi tylko dlatego, że odskoczyłam w  ostatniej chwili. –  Nie przestrzegasz rozkładu łazienki – poinformowałam go, krzyżując ramiona na piersi i spoglądając na niego wyzywająco. – A od kiedy mamy jakiś głupi rozkład? – Od kiedy zajmujesz łazienkę całymi godzinami. – Przewróciłam oczami, wyliczając w  myślach, ile mam jeszcze czasu do wyjścia. Niewiele, więc niestety musiałam zrezygnować z umycia włosów. – Muszę się jeszcze ubrać. – Wzruszył ramionami, chcąc zamknąć mi drzwi przed nosem, ale szybko wsadziłam stopę w  szparę. Wkurzony wbił wzrok w  sufit. Próbował się powstrzymać przed wybuchem złości. –  Musisz tylko założyć koszulkę. Nie możesz zrobić tego w  pokoju? – zapytałam, widząc, co ma na sobie i  faktycznie brakowało tylko górnej części odzienia. –  Nie – warknął, odpychając mnie ręką, przez co zatoczyłam się i straciłam kontakt z drzwiami, które dzięki temu szybko zamknął mi tuż przed nosem. –  Dupek! – krzyknęłam, kopiąc w  drzwi zaraz po odzyskaniu równowagi, a potem wróciłam do pokoju. Jeszcze mu się za to dostanie. *** –  Wyglądasz na chorą – usłyszałam od Jo, która siedziała przy naszym stoliku z  Georginą, Lukiem, Johnem i  kilkoma innymi

chłopakami z  drużyny, w  tym sławnym Jackiem, dla którego mój chłopak mnie olał. Było między nami lekkie napięcie, ale na szczęście nikt tego nie zauważył. –  Dzięki, Jo. Ty wiesz, jak podtrzymać człowieka na duchu – ironizowałam. –  No chyba że nie jesteś człowiekiem. Dlatego to na ciebie nie działa. – Georgina się zaśmiała. – Dzisiaj jest pełnia, więc może twój wilczy gen chce się aktywować. –  To by pasowało. – Uśmiechnął się Luke. – Wyjaśniałoby to też jej zapotrzebowanie na jedzenie i wycie do radia. –  Ja nie wyję! – broniłam się, jednocześnie zanosząc się śmiechem. – Po prostu nie potrafisz docenić mojego wokalu! Luke rzucił we mnie frytką, kiedy pokazałam mu język, przez co cały stolik nie mógł powstrzymać się od śmiechu. –  Chodź, nałożymy trochę podkładu na te worki pod oczami. – Georgina złapała mnie za dłoń i  pociągnęła do łazienki. Po drodze minęliśmy Violettę, która uśmiechnęła się do mnie słabo. Nie siedziała z  nami przy stoliku, bo nie przepadała za towarzystwem Georginy i  Mike’a, ale od sylwestra miałam wrażenie, że starała się też zdystansować. Nie jestem jednak pewna dlaczego. –  Zawsze masz salon kosmetyczny w  torebce? – zapytałam, patrząc, jak wyciąga z  torby trzeci rodzaj podkładu, dwa tusze do rzęs i  sztuczne rzęsy. Mogłam się założyć, że miała tego więcej, wnioskując po rozmiarze kosmetyczki, ale nie miałam ochoty dyskutować na ten temat. –  Czy wszystko w  porządku? Pytam tak ogólnie. – Uniosła brwi, nakładając mi korektor pod oczy. –  Tak ogólnie? Nie – westchnęłam, opierając się bokiem o  umywalkę. – Pokłóciłam się z  Mikiem o  jakiś drobiazg, przez co znowu zachowuje się jak dupek. Dzisiaj na przykład cały ranek zajmował łazienkę, chociaż dobrze wiedział, że chciałam wziąć prysznic, bo wieczorem byłam zmęczona. –  A to dupek. – Dziewczyna wzruszyła ramionami, tuszując mi rzęsy. – Ale szczerze, patrząc na waszą historię, czego się spodziewałaś? Mieliście chwilowe zawieszenie broni, ale to była tylko kwestia czasu, aż któreś z was pęknie.

–  Więc co mam teraz robić? – Spojrzałam na nią, kilkakrotnie mrugając, by przyzwyczaić się do tuszu na rzęsach. – Dać mu się gnoić przy każdej okazji czy wyprowadzić się z powrotem do mamy? – Naprawdę liczyłam na to, że da mi jakąś sensowną radę. Sama już nie wiedziałam, jak z  tego wybrnąć. Naprawdę miałam tego serdecznie dosyć. –  Wyprowadź się. – Wzruszyła ramionami, jakby to była najoczywistsza odpowiedź. Jakby wszystko było tak łatwe. – Tak będzie najprościej. Będziesz miała spokój i łazienkę tylko dla siebie. –  Nie chcę – odparłam krótko. – Lubię z  nimi mieszkać, a  poza tym nie chcę mu dać tej satysfakcji, że wykurzył mnie z mieszkania. Dziewczyna patrzyła na mnie w  milczeniu, po czym w  jej oczach momentalnie pojawił się błysk zwiastujący to, że wpadła na fantastyczny, w jej mniemaniu, pomysł. – Znasz przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie? – Uśmiechnęła się przebiegle. – Dlaczego nie odpłacisz mu się pięknym za nadobne? Jak zje ci ulubione lody, ty zjedz to, co on lubi. Jak przełączy kanał, który oglądasz, to… – Uniosła brew, sugerując, bym dokończyła. – To wyłączam telewizor z prądu? – spytałam, na co zadowolona kiwnęła głową. *** Kiedy wróciłyśmy do stolika, moje miejsce obok Luke’a zajmował Mike, ze znudzeniem opierający głowę na ręce. Georgina zajęła swoje poprzednie miejsce między Jo i Jackiem. Jedyne wolne krzesło znajdowało się teraz obok Johna. Chociaż stosunki między nami były nadal chłodne, nie chciałam pokazywać znajomym, że coś się dzieje. O  tamtej akcji wiedzieli tylko Jo i  Luke. I  Jack, o  którego była cała awantura, ale jak dla mnie był zbyt nierozgarnięty, żeby w  ogóle cokolwiek zauważyć. –  Hej – usłyszałam cichy głos Johna i  odwróciłam się w  jego stronę. – Nadal jesteś na mnie zła? –  A jak myślisz? – odpowiedziałam równie cicho, nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi.

– Ile jeszcze razy muszę przeprosić, żebyś mi wybaczyła, kotku? – Specjalnie użył tego przezwiska, wiedząc, że mnie zmiękczy. Spryciarz. –  Jeszcze tylko ze trzy razy. – Zachichotałam głupio, kiedy przyłożył usta do mojej skroni i  wyszeptał trzy razy, że bardzo mu przykro. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. – Więc wybaczysz mi? Kiwnęłam głową, a  on uśmiechnął się szeroko, ukazując dołeczki w  policzkach. Zanim zdążyłam zareagować, jego usta już były na moich. Odwzajemniłam słodki pocałunek, ciesząc się tą chwilą czułości. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Czułam na sobie palące spojrzenie, przez co odsunęłam się na kilka centymetrów od Johna i  otworzyłam oczy. Dwie osoby dalej siedział Mike, który patrzył na mnie ze zbolałym wyrazem twarzy, jednak, gdy spostrzegł, że go widzę, zacisnął usta, chowając się za maską obojętności. Nie odwracał jednak ode mnie wzroku. Ja również nie spuściłam go z  oczu, gdy się pochyliłam i  lekko przycisnęłam usta do warg mojego chłopaka. John, niczego nieświadomy, odwzajemnił pieszczotę, kładąc mi ręce na biodrach. Mike w  tym momencie podniósł się z  krzesła i  nic nie mówiąc, wyszedł ze stołówki. W  myślach gratulowałam sobie tego małego zwycięstwa. Nie byłam pewna, co wygrałam i  czułam się trochę głupio, robiąc to w  ten sposób, ale to on zaczął tę grę, a  ja nie zamierzam jej przegrać. Gdy rozejrzałam się po naszym stoliku, zauważyłam, że prawie nikt nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie Mike’a. Jedynie Georgina uśmiechała się do mnie konspiracyjnie. *** Postanowiłam wziąć sobie do serca radę Georginy i  odpłacać się Michaelowi tym samym. Zaczęło się od tego, że wyjadłam wszystkie paprykowe chipsy, które były ulubionymi Mike’a. Następnie wycisnęłam jego żel do włosów, zostawiając na miejscu pustą tubkę, by nie zauważył tego za szybko. Co jeszcze?

Siedziałam w  łazience już od dwóch godzin, spuszczając całą ciepłą wodę pod prysznicem. Luke nocuje dzisiaj u  Jo, więc nie musiałam się martwić, że zacznie narzekać na zimną wodę. Nucąc pod nosem, spłukałam pianę z włosów. Robiłam to już trzeci raz, ale kto mi zabroni? – Wyłaź stąd! Wykorzystasz całą ciepłą wodę! – usłyszałam krzyki zza drzwi, na co uśmiechnęłam się zwycięsko, ignorując głos współlokatora. – Liv, ja, kurwa, nie żartuję! Wyjdź stamtąd albo ja do ciebie wejdę! Szarpał za klamkę, ale i  tak nic mu to nie dało. Sprawdziłam najpierw trzy razy, czy na pewno zamknęłam drzwi na klucz, zanim weszłam pod prysznic, więc może siłować się z nimi, ile tylko chce. Jednak gdy wrzaski ucichły i  usłyszałam jego kroki, dopadła mnie lekka panika. A  jeśli ma to gdzieś i  moja zemsta jest bardziej dziecinna niż złośliwa? To znaczy ja wiem, że to, co robię, jest dziecinne, ale chyba nie aż tak bardzo… Moje myśli wyparowywały wraz z  parą, kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w  zamku. Prawie dostałam zawału, gdy drzwi dzielące mnie i  Mike’a się otworzyły. Przełknęłam głośno ślinę i  wychyliłam głowę zza zasłonki prysznica, dokładnie się nią zakrywając. – Popierdoliło cię?! – wrzasnęłam, widząc Mike’a zamykającego za sobą drzwi. – Jak tutaj wszedłeś? –  Do tych drzwi jest zapasowy klucz. – Wzruszył ramionami, a następnie ściągnął szarą bluzę przez głowę. – Co ty robisz? – Wpadłam w panikę, kiedy zauważyłam, że sięga do rozporka. Mike jednak zignorował moje pytanie i  pozbył się spodni. –  Mam zamiar wziąć prysznic, zanim zmarnujesz całą ciepłą wodę. – Kopnął ubranie na bok i zaczął sięgać do bokserek. W błyskawicznym tempie wróciłam z powrotem za zasłonę. –  Pogrzało cię?! Nie możesz poczekać, aż wyjdę z  łazienki? – zapytałam, starając się sięgnąć z  drugiej strony po ręcznik. Już prawie go miałam, kiedy Mike wyrwał mi go z ręki. – Ej, oddaj to! –  Co mam ci oddać? Ręcznik? – Uśmiechnął się głupio, na co wydałam niezidentyfikowany dźwięk spowodowany irytacją. – Sama

go sobie weź. – Jak, skoro stoję tu całkiem naga, a ty jesteś tam?! – wysyczałam, zaciskając szczękę. – Nie myśl sobie, że nie widziałem nagiej dziewczyny. –  Dobrze, może dla ciebie to nie będzie dziwne, ale dla mnie jak najbardziej. – Westchnęłam, czując się zmęczona tą konwersacją. Stałam tak pod strumieniem letniej wody i  kłóciłam się z  nim schowana za zasłonką z prysznica. Ta sytuacja była absurdalna. –  Przecież miałaś już edukację seksualną i  wiesz, jak wygląda męskie ciało. – Słyszałam, jak porusza się po łazience i  miałam nadzieję, że jednak się nie rozebrał do naga. – Poza tym masz chłopaka. – No i co z tego? – zapytałam, na co prychnął poirytowany. –  Jak nie chcesz wyjść do mnie nago – rzucił coś ponad zasłoną prysznicową, jednak nie jestem dość zręczna i  czarny materiał wylądował w brodziku – to załóż to. Podniosłam czarny, przemoczony materiał, który okazał się koszulą na guziki. Skąd on ją wziął? Nawet nie wiedziałam, że posiada takie eleganckie części garderoby. –  Dlaczego miałabym to włożyć? – oburzyłam się, oglądając rozpiętą koszulę. –  Bo wchodzę do ciebie, a  zapewne nie chcesz stać przede mną nago – oznajmił, w  tej samej chwili odsłaniając zasłonę. Pisnęłam z zaskoczenia, przyciskając do siebie materiał, by jak najlepiej zakryć ciało. Ze wszystkich sił starałam się nie patrzeć na jego męską część ciała, co przez moją ciekawość było dość trudne. Mike przymykał oczy, zaciskając szczękę, jednak nie bardzo wiedziałam, z  jakiego znowu powodu jest zły. Boże, aż tak się gniewał o  tę łazienkę? No dobra, woda zrobiła się już chłodna, ale żeby aż tak się złościć? Miałam już dość tych jego zasranych humorków. Wywróciłam oczami i podeszłam do niego na krok. – Czego? – warknął, w końcu na mnie zerkając. –  Chcę wyjść. Przesuń się. – Starałam się obok niego przepchać, ale jakby z rozmysłem stanął tak, żeby mi się to nie udało.

–  A dlaczego miałbym ci pozwolić wyjść? – Wyprostował się przede mną. –  A dlaczego miałabym tu z  tobą zostać? – syknęłam, unosząc walecznie podbródek. – Nie spieszysz się nigdzie? Nie masz dzisiaj jakiejś randki? –  Mam, ale chyba nie pójdę. – Wzruszył ramionami, przysuwając się trochę bliżej mnie. –  I tak po prostu ją wystawisz? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, na co kiwnął głową z niewzruszoną miną. – Ale z ciebie dupek. Pokręciłam z  rezygnacją głową i  położyłam mu rękę na torsie, chcąc go odepchnąć. Zignorowałam dreszcz, jaki przeszedł jego ciało, tłumacząc sobie, że to na pewno przez zimną wodę, i  przeszłam obok niego. Kiedy miałam odsunąć zasłonę, poczułam jego ręce na biodrach. Przyciągnął mnie do swojego nagiego ciała. Dreszcze przenikały mnie w  każdym miejscu, w  którym nasza niczym niezasłonięta skóra się spotykała. Odgarnęłam mokre włosy z czoła, nie wiedząc, co zrobić z rękami. –  Po co mam iść z  nią, skoro ty tu jesteś? – wyszeptał, ocierając się ustami o linię mojej szczęki. – Nie dam ci tego, czego chcesz od niej – odpowiedziałam twardo, zaciskając pięści na materiale czarnej koszuli. –  A skąd wiesz, czego od niej chcę? Na pewno też to masz. – Jeździł ustami po mojej szyi, na co mimowolnie zamknęłam oczy. Na szczęście stałam do niego tyłem, więc tego nie widział. –  To, co się ociera o  mój pośladek, jest świetnym dowodem – prychnęłam, w  końcu zbierając siły. – A  poza tym nie jestem twoją dziwką i cię nienawidzę. Wykorzystując resztki mojej złamanej woli, jak najszybciej wyszłam spod prysznica. Pospiesznie wytarłam kapiącą ze mnie wodę i nadal będąc w mokrej koszuli, ruszyłam do drzwi. –  Kurwa – usłyszałam ciche mruknięcie, ale zignorowałam je, zamykając za sobą drzwi. ***

– Czy to nie wydaje ci się dziwne? Spojrzałam na Johna, który siedział ze mną na rozszerzonej matematyce. Minęły już cztery dni od wydarzeń spod prysznica. Od tamtego czasu moje relacje z  Mikiem są… na pewno lepsze niż były niedawno, ale też nie takie jak jeszcze wcześniej. Miałam na myśli, że wcześniej byliśmy prawie przyjaciółmi, a  teraz jesteśmy czymś pomiędzy przyjaciółmi a  irytującymi siebie nawzajem znajomymi. Już sama nie nadążałam za swoim rozumowaniem. –  Co niby? – Podniosłam wzrok na jego dłoń, bawiącą się moimi palcami na ławce. Mój niebieskooki chłopak westchnął, zaprzestając tej czynności i  przekręcił się na krześle w  moją stronę. Ja w  tym czasie uniosłam wzrok na jego twarz, która do tej pory była zwrócona na drugi koniec klasy. – Mike co chwilę spogląda w naszą stronę – wyjaśnił, a mi zaschło w gardle. – Znowu się pokłóciliście, że patrzy taki wkurzony? – Nie wydaje mi się – odparłam cicho, opuszczając wzrok i udając, że bardzo zainteresowały mnie naskórki koło paznokci. –  Ale serio, od jakiegoś czasu widzę, że jest między wami jakieś napięcie. Ta, chyba seksualne, pomyślałam, karcąc się za to, że ktoś to zauważył. Tylko tego mi brakuje, żeby ktoś się zaciekawił naszą znajomością. A  już na pewno nie mój własny chłopak. Ale to, co powiedział, wzbudziło we mnie nie tylko obawę, ale też ciekawość i  dlatego spojrzałam na drugą stronę pomieszczenia. Dokładnie w  tym momencie Mike gwałtownie odwrócił głowę, co znaczyło, że rzeczywiście na nas patrzył. – Ej, a może on się w tobie zabujał? – zapytał John, na co prawie zakrztusiłam się własną śliną. Zaczęłam kaszleć na całą klasę, co ściągnęło na nas uwagę kilkorga uczniów i oczywiście Mike’a. –  Ktoś w  ogóle używa jeszcze tego słowa? To staromodne. – Zaczęłam się śmiać, kiedy mogłam już w  spokoju oddychać. John uśmiechnął się szeroko, spoglądając na mnie. – Czy ty w bardzo subtelny sposób próbujesz mi powiedzieć, że się starzeję? – Zaśmiał się, dźgając mnie palcem w policzek.

–  Nie, wcale. – Zachichotałam, mimo że nie bardzo było mi do śmiechu. Będę musiała po lekcji porozmawiać z  Mikiem, ale teraz muszę odwrócić uwagę Johna od mojego współlokatora i  jego głupich insynuacji. Na szczęście udało mi się to i  John nie wspominał nic więcej o  Mike’u. I  chociaż czułam na sobie wzrok Michaela, nie odwracałam się. *** – To jakiś twój nowy poziom zboczenia? Czuję twoje ślepia na sobie za każdym razem, gdy jesteś blisko – stwierdziłam, kiedy zauważyłam Mike’a wychodzącego z hali sportowej. Był początek lutego, więc ciaśniej owinęłam się płaszczem. Mike spojrzał na mnie, mrużąc powieki, po czym złapał mnie za łokieć i  pociągnął za róg budynku z czerwonej cegły. Oparłam się plecami o ścianę, patrząc na niego. Chłopak był świeżo po prysznicu i jeszcze bardzo dobrze czuć było jego żel pod prysznic, który skrycie uwielbiałam, ale nikt nie musiał o  tym wiedzieć. Dopiął bluzę z polaru po samą szyję i upuścił sportową torbę na ziemię. Oparł się jedną ręką o  cegły obok mojej głowy i  w końcu na mnie popatrzył, unosząc brwi. Starałam się jak mogłam, żeby moja mina wyglądała wyzywająco i arogancko. – Chodzi ci o to na matmie? – spytał, uśmiechając się ironicznie, na co przytaknęłam. – Najpierw krztusiłaś się, jakby zaraz żaba miała ci wyjść z gardła, a potem śmiałaś jak chora psychicznie. Kto by się nie oglądał? – Oglądałeś się na nas jeszcze przed tym. – Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na niego buntowniczo. –  Chciałem posłuchać, o  czym gadacie. – Wzruszył ramionami, dając mi pstryczka w  nos. Spojrzałam na niego jak na robaka i  gdy już miałam go skrzyczeć, usłyszałam gwizdy. Odwróciłam się w  prawą stronę, widząc, jak z  hali wychodzi trójka chłopaków. Zapewne szli za budynek zapalić i po drodze zobaczyli nas. – Mike, nie pochwaliłeś się, że masz dziewczynę – usłyszałam głos jednego, na co reszta zaczęła się śmiać. – Gdzie ukrywałeś tego aniołka?

–  Odwal się, Tom – westchnął Mike, wznosząc oczy do nieba. Popatrzyłam na tego Toma, marszcząc brwi. Nie był jakiś szczególnie brzydki, ale fryzurę to powinien zmienić. – No nie bądź taki, przedstaw nam swoją dziewczynę. – Śmiał się blondyn stojący za Tomem. – A wy przedstawicie mi swoje dziewczyny? – zapytałam, unosząc brwi, ale wiedziałam, że nie zamierzają mi odpowiedzieć. – Bardzo chętnie je poznam. Mike wybuchnął śmiechem, ale nadal spoglądałam ordynarnie na trójkę chłopaków. Nawet z  odległości około dziesięciu metrów widziałam, jak Tom czerwieni się po uszy, podczas gdy pozostała dwójka spuszcza głowy. Odeszli w  ciszy za budynek. Przeniosłam wzrok na Mike’a. Uśmiechał się szeroko, nadal rozbawiony zażenowaniem kolegów. – Nie śmiej się. Ty też nie masz dziewczyny – wypomniałam mu, ale widząc jego uradowaną minę, też mimowolnie się uśmiechnęłam. Jednak od razu przypomniałam sobie, po co tu jestem i spoważniałam. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. –  To nie było nawet pytanie. Oskarżyłaś mnie po prostu o prześladowanie. A ja chciałem was tylko podsłuchać. Pociągnęłam nosem, czując, jak chłód wsiąka mi w  twarz. On wzruszył ramionami, jakby to, co mu zarzucałam od pięciu minut, nic go nie obchodziło. – Okej, może trochę wyolbrzymiam niektóre rzeczy. Kiwnął głową, na co posłałam mu ostre spojrzenie. –  Chociaż sam nie jesteś lepszy. Nie dość, że podglądasz, to jeszcze podsłuchujesz. – Jestem bardzo ciekawskim człowiekiem. – Przeczesał ręką włosy i wsadził ją z powrotem do kieszeni bluzy. –  Tak czy siak, twoje szpiegowanie musi się zakończyć w  tej chwili. To się robi niebezpieczne – wytłumaczyłam, patrząc w  bok, bo usłyszałam kroki. Gdy nikogo nie zobaczyłam, spojrzałam z powrotem na chłopaka. – Wcale cię nie szpieguję. O co ci właściwie chodzi? – Zmarszczył brwi, opierając się ramieniem o  ścianę obok mnie. Odgarnęłam za ucho włosy, które smagały mnie po twarzy i  roztarłam ręce. Jestem

typem zmarzlucha i  marznę nawet przy letnich temperaturach. Chowając dłonie z  powrotem do kieszeni płaszcza, podniosłam wzrok na Mike’a, który przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami. –  John zaczyna coś zauważać, a  to twoje subtelne – ironicznie zaakcentowałam to słowo – i  ukradkowe podglądanie nie pomaga. Zainsynuował nawet, że się we mnie bujasz. Zaskoczony uniósł brwi, zaciskając usta w  cienką linię. Spojrzał nagle w  bok, przyglądając się czemuś uważnie i  gdy już miałam popatrzeć w  to samo miejsce, wrócił wzrokiem do mnie. Zrobił głęboki wdech i wydech, zanim znowu się odezwał: – A ty co na to? – Zmieniłam temat i starałam się unikać pytań związanych z tobą – odpowiedziałam zgodnie z  prawdą, podnosząc plecak z  ziemi. – Nie chcę żadnych komplikacji, Mike. Zwłaszcza że nic między nami nie ma – zaznaczyłam dobitnie, a kiedy on zamyślony kiwnął głową, przewiesiłam plecak przez ramię i  udałam się w  stronę głównego budynku szkoły. Chociaż było to trudne, starałam się nie myśleć o  tym, że nie zaprzeczył oskarżeniom Johna. *** Wieczorem, kiedy uporałam się z  praca domową, w  wełnianych legginsach i  czarnej bluzie z  logo Batmana, należącej kiedyś do Mike’a, usiadłam na kanapie w  salonie i  przeglądałam filmy w telewizji. Po kilku minutach, w czasie których nie mogłam się na nic zdecydować, do pokoju wszedł Michael. Usiadł na kanapie po drugiej stronie i  widząc moje niezdecydowanie, wyrwał mi pilota z ręki. – Oddawaj mi go – oburzyłam się, wystawiając do niego rękę. – Nie. – Zaśmiał się ironicznie pod nosem. –  Oddawaj mi go, ale to już! – warknęłam, podnosząc się na kolana, ale Mike kompletnie mnie olał. Normalnie pewnie dałabym za wygraną, ale wkurzył mnie tą sytuacją pod prysznicem. Przechyliłam się, chcąc wyrwać mu pilota tak, jak on to zrobił mnie, ale wyciągnął rękę jeszcze dalej w  bok, poza mój zasięg. Zgrzytając

zębami i praktycznie się na nim kładąc, dalej próbowałam sięgnąć po urządzenie, jednak w chwili, w której wyobrażałam sobie dwudziesty piąty rodzaj jego śmierci, złapał mnie w  talii. Spojrzałam na niego zniesmaczona, gdy pociągnął mnie tak, że wylądowałam na nim i już otwierałam usta, by zacząć na niego krzyczeć. Mike jednak nie pozwolił mi na to, przyciskając swoje rozgrzane wargi do moich. Zesztywniałam niczym figura woskowa z szeroko otwartymi oczami, w  ogóle zapominając o  tym nieszczęsnym pilocie. Liczyły się teraz tylko usta Mike’a. Poruszał nimi wręcz desperacko, podczas kiedy moje pozostawały nieruchome. Jednak nic sobie z  tego nie robił, a  kiedy pociągnął zębami za moją dolną wargę, dokładnie tak jak lubię, wosk zaczął się topić i  odwzajemniłam delikatnie pocałunek. On, czując to, uśmiechnął się i  nadał pocałunkowi jeszcze więcej namiętności. Nie miałam pojęcia, gdzie znalazł się pilot, kiedy złapał mnie drugą ręką. Sama nie wiedząc, co zrobić ze swoimi, chwyciłam Mike’a za szorstkie policzki i  gładziłam je kciukami. Nie miałam zielonego pojęcia, jak długo tak się całowaliśmy i  nie myślałam wtedy o niczym. Zjechał dłońmi na moje pośladki, przesuwając mnie lekko do przodu w  taki sposób, że zgiętymi kolanami znalazłam się po obu jego bokach. Przesunęłam dłonie na jego kark, gdy znalazł się ustami na moim policzku, a  potem na szyi. Zaczęłam dyszeć, kiedy przejechał językiem po miejscu, które przed momentem ugryzł. Uwielbiałam jego usta na mojej szyi, dłonie ściskające mi pośladki, lekki zarost na szczęce, czy też to, jak szepcze moje imię za każdym razem, gdy przez przypadek otrę się o jego członka. Gdy tak teraz o  tym myślę – a  bardzo trudno mi się myśli, kiedy czuję na sobie jego usta – ten pocałunek różnił się od pozostałych. Zazwyczaj chciał zaliczać kolejne bazy, a teraz po prostu się ze mną całował. Kiedy trochę za głośny jęk wyrwał mi się z ust, zacisnęłam zęby na dolnej wardze. Wiedziałam, że Mike patrzy na moją oświetloną telewizorem twarz. Nie czując więcej jego ust, otworzyłam oczy i spojrzałam w końcu na niego. Jego wzrok był… pełen czułości i nostalgii. Nie powiedziałam nic, on też nie. Zresztą nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Czułam się w  tym wszystkim zagubiona, i  to w  cholerę. Mike podniósł się

lekko, całując mnie w nos, a potem w skroń, kiedy sięgał po pilota, który okazał się leżeć na stoliku. Już nawet nie chciałam o  niego walczyć. Miałam taki mętlik w  głowie, jakby przez moje myśli przeszło tornado, a  potem jeszcze tsunami wszystko zalało. Musiałam to sobie przemyśleć. Chciałam się podnieść, ale mi nie pozwolił. Trzymał mnie jedną ręką w  talii i  nadal był ode mnie silniejszy, chociaż ja zaparłam się obiema dłońmi. Masz ci los kobiety, wywróciłam oczami. Mike, cały czas mnie ignorując, szukał jakiegoś filmu, a  ja próbowałam się z  niego podnieść. Jednak po dłuższej chwili dałam za wygraną i  opadłam całym ciałem na niego. W  kapitulacji schowałam twarz w  zagłębieniu jego szyi. Dobrze wiedziałam, że się uśmiechał. Czułam to podświadomie, kiedy wsuwał dłoń pod moją bluzę i  rysował palcami wzorki na moich plecach. Było to tak przyjemne, że niemal westchnęłam. Wiedziałam też, że nie za bardzo starałam się od niego uwolnić i  że podoba mi się to, co się dzieje, ale uwięziłam tę myśl daleko w kącie mojego umysłu.

Rozdział 25 Michael Czułem iskry przeskakujące mi po palcach, kiedy rysowałem kółka na jej plecach. Fakt, że pod moją bluzą nie miała stanika, był tak pobudzający, jakby leżała na mnie kompletnie nago. Jednak wiedziałem, że jeżeli przekroczę granicę, ucieknie niczym spłoszone dzikie zwierzę sprzed lamp samochodu. Tylko ta myśl sprawiła, że nie zrzuciłem z niej ubrania. Po samym pocałunku była jak najeżony kociak, gotowy do czmychnięcia. Dlatego też wciąż się nie odzywałem. Najmniejszy dźwięk czy ruch i ucieknie. Przecieknie mi między palcami jak woda i znowu nie będę jej miał. Teraz też jej nie mam, a  przynajmniej nie w  całości. Wiedziałem jednak, że jej cząstka już jest moja. Wzdychała z  przyjemności, kiedy tylko jej dotykałem. To takie dziwne. Mógłbym z  nią tak leżeć w nieskończoność, rozmawiać o byle badziewiach i jednocześnie jej nie lubić. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Musiałem w końcu wybrać jakiś film, bo trochę za dużo myślałem. –  Sinister? –  usłyszałem jej cichy głos, kiedy film się zaczął. Brzmiała jak mała bezbronna dziewczynka, na co bardziej przycisnąłem ją do siebie. – Wiem, że lubisz horrory – odparłem równie cicho. Bałem się, że jak odpowiem za głośno, spłoszy się i  znowu zacznie mówić, że to nie powinno się zdarzyć i że żałuje. –  Ale nie lubię ich oglądać sama. Mam zbyt bujną wyobraźnię –   wyszeptała, kładąc głowę na mojej piersi, dokładnie po stronie serca. Wiedziałem, że słyszy, jak szybko ono bije, ale nic na ten temat nie powiedziała. – Wyobrażam sobie potem za dużo rzeczy. Nie odpowiedziałem nic. Patrzyłem tylko, jak w filmie ucięta gałąź spada i pociąga za sznur, dusząc w ten sposób czwórkę ludzi. Olivia też się przez dłuższą chwilę nie odzywała, skupiając uwagę na filmie.

Tylko czasami ukrywała głowę w  mojej szyi. Trochę mnie to śmieszyło, kiedy bała się jakiejś sceny, ale chciała wiedzieć, co się dzieje, i musiałem ją jej opowiadać. –  Dlaczego zakrywasz oczy? Mam wyłączyć? –  zapytałem w którymś momencie, uśmiechając się. – Nie. Oglądam to – odpowiedziała, nadal zakrywając twarz. – Ciekawe jak – mruknąłem do siebie, ale ona była za blisko, więc usłyszała. –  Widzę prawą stronę ekranu, zatem tylko połowę filmu i  dzięki temu nie jestem tak przerażona. – To głupie – prychnąłem. – Ale działa. – Zaśmiała się, jednak od razu spoważniała, widząc, jak córka głównego bohatera stanęła przed nim z  siekierą. Wiedziałem, że to ona będzie zabijać, ale Liv prawie od początku kłóciła się, że mordercą jest chłopak. –  To było głupie. –  Uniosła się na rękach, by spojrzeć na mnie z góry. – Nic nie wyjaśnili na końcu. O co chodziło z tymi obrazami i  wrotami do jego królestwa? Dlaczego rodziny mieszkające w  tym domu umierały? Dlaczego ten Boggi czy coś nie zabierał wszystkich dzieci? – To film, nie spodziewaj się, że wyjaśnią ci sens życia, a poza tym jest też druga część i  może tam jest coś więcej. –  Wzruszyłem ramionami. –  Może, ale jak na dzisiaj wystarczy mi wrażeń. Idę spać. –   Podniosła się do pozycji siedzącej. Mimowolnie zadrżałem, czując, jak ociera się o mnie. Chyba to poczuła, bo spojrzała na mnie lekko przymkniętymi powiekami. – Zrezygnowałeś z randki i nikt ci teraz nie pomoże – oznajmiła, nonszalancko robiąc kółko biodrami. –  Jaka szkoda, prawda? –   Patrzyła na mnie wyzywająco. Robiła to specjalnie, byłem tego pewien. –  Teraz musisz tutaj tak leżeć. – Znowu pochyliła się nade mną, przesuwając biodrami – Taki twardy i gotowy. Dlaczego to robiła? Chciała, żebym stracił panowanie nad sobą czy co? I  właśnie w  tamtej chwili mnie olśniło. Widząc w  jej oczach wyczekiwanie i  wyzwanie, już wiedziałem, o  co jej chodziło. Ona

tego chciała. Robiła za najeżone zwierzę czekające na sygnał do ucieczki. Nie dostała go, więc sama próbowała go wywołać. – Jak to jest… wejść w kogoś? – szepnęła niskim głosem tuż obok mojej szczęki. Zaraz chyba eksploduję, jak tak dalej będzie świntuszyć. Od kiedy nasze role się zamieniły? –  Czujesz się jak w  niebie –  odparłem, na co zaśmiała się krótko i w końcu ze mnie zeszła. –  Dobranoc, Mike. –  Uśmiechnęła się, wychodząc z  salonu. A  ja leżałem, patrząc w sufit. Co właśnie się wydarzyło? Czując ucisk w  spodniach, wyłączyłem telewizor i  po ciemku ruszyłem do swojego pokoju. Kiedy przechodziłem obok drzwi Liv, zwróciłem uwagę na to, że nie były domknięte. Mimowolnie stanąłem, widząc w  szparze jej odbicie w  lustrze. Ściągała właśnie legginsy, zostając tylko w bluzie. Mojej bluzie. Złapałem się za pulsujące krocze, bo jak próbowała związać włosy w  kitkę, bluza podjechała jej do góry, ukazując skrawek różowych majtek. Musiałem stamtąd odejść, bo jakby moje zwierzątko mnie zobaczyło, spłoszyłoby się i uciekło. Ale musiałem, to nie znaczyło, że chciałem. Jęknąłem w myślach, widząc, jak pochyla się do szafy, by sięgnąć po jakąś koszulkę. Jaja spuchły mi chyba do rozmiarów piłek tenisowych, kiedy wpatrywałem się w jej wycięte majtki. Zacisnąłem zęby na dolnej wardze. A  po chwili prawie poleciałem na twarz, kiedy drzwi gwałtownie się otwarły, a  w nich stanęła wkurzona Olivia. To nie wyglądało najlepiej. Nie. To wyglądało niesamowicie źle. Olivia patrzyła na mnie z grymasem na twarzy, gdy stałem przed nią, trzymając się za krocze. Zacisnąłem usta, wiedząc, że na sto procent mi się za to dostanie. –  Co jest, kurwa, z  tobą nie tak?! –  Po trwającym niemalże sekundę osłupieniu, zaczęła krzyczeć i  wymachiwać rękami, a  ja stałem, nadal nie ruszając się ani o milimetr. – Nic – mruknąłem cicho pod nosem, czując się jak ganiony uczeń w pokoju dyrektora. Spuściłem wzrok na własne stopy.

–  To jakieś twoje zboczenie czy co? Podnieca cię podglądanie nieświadomych niczego dziewczyn, tak? –  warczała coraz głośniej, w dodatku czerwona po uszy. – Często to robisz? – Co? – zapytałem, podnosząc na nią wzrok. Skrzyżowała ręce na piersi, a  ja dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, że nadal ma na sobie tylko moją bluzę. –  Czy często mnie podglądasz, zboczeńcu? –  powtórzyła zirytowana, a  ja w  końcu mogłem się poruszyć. Stałem w  takiej samej pozycji jak ona. – Co? Ja nie… – zacząłem, ale wiedziałem, że i tak mi nie uwierzy. –  Nie podglądałem cię. Przechodziłem obok twoich drzwi i  zauważyłem, że są uchylone, więc chciałem je zamknąć. –  Trochę to podkoloryzowałem, ale przecież nie powiem jej prawdy. –  I dlatego gapiłeś się na mnie, trzymając się za fiuta? –   prychnęła. Odwróciła się i  weszła do swojego pokoju. Niewiele myśląc, udałem się za nią i stanąłem obok. – To już był czysty przypadek – próbowałem się tłumaczyć. Wywróciła oczami, nie wierząc w ani jedno słowo. –  No to przepadkiem wynoś się z  mojego pokoju! –  warknęła, podchodząc do szafy. Czułem się, jakbym tonął w  ruchomych piaskach. Cokolwiek bym nie zrobił, zamiast się wydostać, coraz bardziej pogrążałem się w  błocie. Wiedziałem, że obserwowała w  odbiciu lustra, jak sfrustrowany zamykałem oczy, marszcząc czoło. Odwróciłem się w  końcu na pięcie i  wyszedłem z  jej pokoju, trzaskając lekko drzwiami. Nie miałem pojęcia, co robić. Normalnie w takich sytuacjach, gdy podobała mi się dziewczyna, rzucałem kilka sprośnych tekstów i zapraszałem ją na randkę. Zazwyczaj nie było drugiego spotkania, bo dziewczyny od razu wskakiwały mi do łóżka. Zabawa była fajna i  każda z  nich pokazywała mi swoje umiejętności. Niekiedy byłem pod wrażeniem, a  innym razem leżałem znudzony, czekając, aż skończy mnie ujeżdżać. Olivia taka nie była. Miała coś z  masochistki i  wciąż mnie zaskakiwała, więc byłem pewny, że seks z nią będzie niezapomniany. Jednak jak miało do niego dojść, skoro ona była jak przypływ? Raz

była blisko, ocierając się o  mnie i  całując jakby jutra miało nie być, a  raz oddalała się, idąc do Johna albo mówiąc mi, że żałuje tych naszych rzadkich, intymnych chwil. Podobało mi się to, jak leży przy mnie, wtulając się w  mój bok. Zawsze w  takich momentach serce chciało wyrwać mi się z  piersi. Lubiłem czuć jego bicie w całym ciele. Wręcz czułem, jak krew szumi mi w  żyłach, a  płuca kurczą się pod naciskiem rosnącego serca. Czułem się wtedy, jakbym walczył o  tlen, ale podobało mi się to. Podobało mi się to, jak moje ciało reagowało na bliskość Olivii i  miałem nadzieję, że kiedy wylądujemy razem w  łóżku, te reakcje wprowadzą mnie w stan euforii lepszy niż sam orgazm.

Rozdział 26 Jo – Ja rozumiem, że oni są w związku, ale czy to nie lekka przesada? – szepnęłam Luke’owi na ucho, na co on na mnie spojrzał. – Zobacz, praktycznie pieprzą się na naszych oczach. – Wiem – odparł, nie odwracając wzroku od pary. Sama nie byłam lepsza i choć się krzywiłam z obrzydzenia, nie mogłam przestać się na nich gapić. – Mają tak już od jakiegoś tygodnia. –  Chyba nigdy nie widziałam ich aż tak zdesperowanych. – Wzięłam garść frytek do ust. Ten widok był tak dziwny, że po prostu nie dało się patrzeć w inną stronę. Właściwie chyba cały nasz stolik obserwował ich z uniesionymi brwiami. – Olivia w domu wcale nie jest spokojniejsza – wyjaśnił cicho mój blondasek. W końcu udało mi się oderwać wzrok od obrzydliwie słodkiego obrazka obściskującej się parki. To serio zrobiło się jakieś chore. Od kilku dni Olivia i  mój brat wylizują sobie twarze przy każdej możliwej okazji albo szepczą coś na uszko. To zazwyczaj obrzydza mnie u par, ale u nich to jest wzmocnione chyba tysiąckrotnie. –  Ale nie tylko to jest dziwne – stwierdziłam, spoglądając na Luke’a. Zabrał kilka frytek z mojego talerza, bo oczywiście swoje już pożarł, i  zjadał je jedną po drugiej. – Zauważyłeś, z  jakim uporem Michael stara się ich ignorować? Póki gadają, jest dobrze, ale jak John zaczyna się miziać z  Liv, to tak jakby dla Mike’a zniknęli z  powierzchni. Nawet się nie skrzywi. – Zmarszczyłam nos, spoglądając na Mike’a siedzącego naprzeciwko. Patrzył praktycznie w przeciwną stronę niż w Johna i Olivii. Serio, siedział niemal tyłem do naszego stolika. –  No mówię ci. – Luke zniżył głowę, by być na moim poziomie, i spoglądał bokiem na Mike’a. – W domu wcale nie jest lepiej. Jak już

ze sobą rozmawiają, to ograniczają się do głupich pytań, takich jak „Gdzie są moje klucze?” albo „Zrobić na obiad zupę czy lasagne?”. –  No nie? Jakoś tak ochłodziło się między nimi – powiedziałam, opierając się o ramię chłopaka. – Może znowu się o coś pokłócili? –  Nie. Jakby się pokłócili, to latałyby talerze, a  tu jest spokojnie. Cisza przed burzą, co jest chyba jeszcze gorsze. Znowu spojrzałam na Olivię. Siedziała obok Johna, słuchając aż zbyt uważnie tego, co jej opowiadał. Cały czas patrzyła mu prosto w oczy, jakby bała się spojrzeć gdzieś indziej. To się robiło naprawdę dziwaczne. –  Ej! – krzyknęłam, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. – Zróbmy sobie babski wieczór. – Wpadłam na genialny pomysł. Będę mogła wypytać ją, o co chodzi z tym całym dławieniem się z moim bratem i co się dzieje między nią a Michaelem. –  Że niby dzisiaj? – spytała, unosząc brwi. – Nie miałaś już planów z Lukiem? –  Tak, dzisiaj – potwierdziłam. – Jest piątek, więc czemu nie? A  poza tym Luke wspominał, że też chciałby się spotkać z  chłopakami. – Spojrzałam na chłopaka obok mnie, który zmarszczył w  zdziwieniu brwi. Szybko kiwnęłam głową w  stronę Mike’a, a Luke od razu zrozumiał, o co mi chodzi. – Tak, właśnie. Moglibyśmy wyjść gdzieś do baru albo coś. – Luke wzruszył ramionami. Uśmiechnęłam się do niego, dziękując mu w myślach. Może jemu też uda się wyciągnąć coś z chłopaków. –  W sumie to mogę iść – odezwał się Mike, który znów odwrócił się do nas twarzą. – Dawno nigdzie nie byliśmy. –  John też pójdzie, prawda? – zapytałam, chcąc pozbyć się brata z domu. Tylko tego mi brakowało, żeby łaził nam pod drzwiami, kiedy będę wypytywać Olivię. A  tak w  spokoju będę mogła ją upić i  wyciągnąć z niej informacje. – Może iść, jeśli chce. – Luke spojrzał na mojego brata. Ten zaś kiwnął głową, zgadzając się, na co mi ulżyło. –  Możemy iść do tego nowego baru w  centrum – zaproponował John.

Kiedy Luke ustalał plany na wieczór, przyjrzałam się mojej przyjaciółce. Nerwowo skubała skórki przy paznokciach, przygryzając wargę, i kiedy poczuła na sobie wzrok, spojrzała, ale nie na mnie, tylko na Mike’a i  lekko pokręciła głową. Dopiero teraz zauważyłam, że też się w  nią wpatrywał. Zmarszczyłam brwi, wiedząc, że nie daruję jej, dopóki się wszystkiego nie dowiem. *** – Jo? – usłyszałam za sobą głos Liv. – Mogę zabrać ze sobą Violettę? Ostatnio jakoś mnie unika i może to poprawi nasze stosunki. –  Dobrze, może przyjść. Ale czemu miałaby cię unikać? – Uniosłam brwi, ruszając w stronę klasy, gdzie miałam mieć ostatnią lekcję. Olivia szła zaraz obok mnie. –  Nie mam pojęcia – westchnęła, przeczesując włosy palcami. – Od sylwestra zamieniłyśmy może ze cztery zdania. W  ogóle unika sytuacji, kiedy mogłabym z  nią normalnie porozmawiać. Mówi, że musi się „uczyć”. – Zrobiła palcami cudzysłów w  powietrzu. – Ale nawet ona nie siedzi tyle z nosem w książkach. –  Wiem, że nigdy z  nami nie siedzi przez Georginę i  Mike’a, ale jakoś nie zauważyłam, żeby cię unikała. W  ogóle o  co jej chodzi z nimi? –  Z Georginą i  Mikiem? – zapytała, więc potwierdziłam mruknięciem. – Ona uważa ich za snobów z  napęczniałym ego, którzy tylko czekają, żeby kogoś pożreć. A  że ona nie chce być na widelcu, dlatego woli mieć z nimi jak najmniejszy kontakt. – Aha… Możesz ją przyprowadzić, jeśli będzie chciała. *** –  To już trzecia butelka wina. – Vi uniosła brwi, podkładając mi kieliszek. – Dlaczego pijemy akurat wino? –  Bo jest dobre i  może się po nim nie zrzygam. – Olivia się zaśmiała, biorąc łyk alkoholu. –  A skoro już mowa o  rzyganiu… Coś ty się zrobiła taka czuła z  moim bratem? – Uniosłam prawą brew, rozsiadając się wygodniej

na wielkiej poduszce przeznaczonej do siedzenia. – Ostatnio obściskujecie się jak dwa napalone gołąbki. –  Wydaje ci się. – Zaśmiała się, opierając się o  wezgłowie łóżka, jednak opuściła wzrok i wzięła kolejny łyk białego wina. –  Nie! – Spojrzałam na nią z  niedowierzaniem. – Przespałaś się z nim! – zaczęłam piszczeć, kiedy wszystko ułożyło mi się w głowie. – Przespałaś się z nim i nic mi nie powiedziałaś? – Nie spałam z nim! – zaczęła się bronić, cała czerwona na twarzy, a ja wybuchnęłam śmiechem. Violetta był przerażona całą tą sceną, na co jeszcze głośniej zaczęłam się śmiać. – Czy ty zawsze musisz łączyć wszystko z seksem? –  Chyba to jedyne wytłumaczenie – odezwała się Vi, na co kiwnęłam głową, wskazując ją kieliszkiem. – Ma rację, a to, że sama to zauważyła, coś już znaczy. –  To nic nie znaczy – oburzyła się Liv, wywracając oczami. – Jesteście przewrażliwione. Nic interesującego się w  moim życiu nie dzieje. – A Mike? – zainsynuowałam, a Olivia od razu zmrużyła oczy. –  Co masz na myśli? – zapytała niemrawo, jakby bała się odpowiedzi, bo jednak trochę ją męczę. – Co jest między wami? – kontynuowałam po przełknięciu resztki wina. – Pokłóciliście się czy może stało się coś tak strasznego, że postanowiliście się unikać jak ognia? Olivia spojrzała na sufit, wzdychając ciężko, za to Vi wyglądała na naprawdę zaciekawioną, mimo że sprawdzała coś na telefonie. –  On mnie po prostu irytuje. – Liv wzruszyła ramionami. Jednak wiedziałam, że kłamie, bo znam ją nie od dzisiaj. Zawsze kiedy kręci, ucieka oczami na boki, tak jak teraz. –  Nieee… To coś innego – mruknęłam, marszcząc brwi i uśmiechając się wrednie. – Nie kłam mi tu i gadaj, o co chodzi. – Jezu, nic się nie… – zaczęła zirytowana, ale przerwał jej dźwięk mojego telefonu. Sięgnęłam po niego na biurko, nie wstając z poduszki, i spojrzałam na ekran. –  To Luke – powiedziałam, pokazując dziewczynom telefon, na którym widniało zdjęcie zielonookiego współlokatora mojej

przyjaciółki, po czym wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. – Co jest? – rzuciłam, odbierając rozmowę. – To był chujowy pomysł – usłyszałam zrezygnowany głos Luke’a, na co zmarszczyłam czoło, opierając się o ścianę naprzeciwko drzwi do mojego pokoju. – Co? Dlaczego? – zapytałam zdziwiona. Dwie godziny temu, gdy Luke poszedł z chłopakami do baru, a dziewczyny przyszły do mnie, ustaliliśmy, że musimy wyciągnąć z  Olivii, Mike’a i  Johna jak najwięcej informacji. –  Odkąd tu jesteśmy, Mike mierzy Johna morderczym wzrokiem, przez co przyjazną atmosferę szlag trafił. – Słyszałam ironię w głosie chłopaka, kiedy wspomniał o  atmosferze. – Obaj chleją jak szewce. Żeby tylko nie doszło do rękoczynów, bo aura między nimi jest tak napięta, że jedno krzywe spojrzenie i polecą głowy. –  To co ja mam teraz zrobić? Przyjechać tam? – zapytałam, zamykając oczy i przecierając czoło. Luke przytaknął, na co westchnęłam, mówiąc, że przyjadę najszybciej jak się da i żeby ich pilnował.

Rozdział 27 Luke Schowałem telefon do kieszeni, wracając do baru. Nie był w  sumie najgorszy, ale ten, w  którym pracujemy, wygląda znacznie lepiej. Tutaj, jeżeli chodzi o  wygląd, chcieli się chyba upodobnić do tych starych lokali z  westernów i  dlatego większość wystroju jest z  drewna. Nawet ściany obili drewnianą boazerią. Stanąłem przy barze, rozglądając się za chłopakami, ale nie było ich tam, gdzie mieli być. Wpadłem w lekką panikę, bo zniknęli obaj. Oby nie zrobili czegoś debilnego, a  istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie. Od początku wyczuwałem napięcie między nimi, co prawda to Mike strzelał spojrzeniami, mając nadzieję, że zabije nimi Johna. Natomiast John, wyczuwając, że Mike ma problem, zjeżył się, więc skończyło się na tym, że piłem z  wściekłym psem i najeżonym kotem. Zajebiście. Szybko rozejrzałem się po barze, próbując ich zlokalizować, co w  końcu mi się udało. Pospiesznym krokiem podszedłem do boksu, w którym siedział Mike i pił zapewne kolejną whisky. Ale był sam, po Johnie ślad zaginął. – Gdzie jest John? – Stanąłem przed nim, krzyżując ręce na piersi. Mike zmierzył mnie zniechęconym wzrokiem, po czym pociągnął kolejny łyk ze szklanki. –  Karetka już wywiozła jego zwłoki. – Wzruszył ramionami. – Mamy się zgłosić, żeby rozpoznać ciało. Uniosłem brwi, krzywiąc się w odpowiedzi. Szybko wyrwałem mu alkohol z ręki, po czym duszkiem wypiłem go ze szklanki. Zapowiada się długi wieczór. – A tak naprawdę? – Usiadłem obok, zamawiając u przechodzącej kelnerki kolejnego drinka. Mike odsunął się niechętnie, robiąc mi

miejsce. –  Gra w  bilard z  jakimiś motocyklistami – wyjaśnił, wskazując kiwnięciem w  przeciwległy kąt lokalu. Podniosłem wzrok, by upewnić się, że John rzeczywiście tam jest. I był, lekko chwiejąc się na nogach, podpierał się o  kij bilardowy i  rozmawiał z  jakimś facetem. Spojrzałem z powrotem na współlokatora, który wpatrywał się w pustą szklankę, jeżdżąc palcem po jej krawędzi. –  Co ty taki na niego cięty? – zapytałem, kiedy kelnerka przyniosła mi nową szklankę z  alkoholem. Mike się nawet nie poruszył, tym razem przyglądając się zgaszonemu ekranowi swojego telefonu. – Nic nie powiesz? –  Nie ma nic do powiedzenia – burknął, przeczesując włosy palcami, po czym opadł na oparcie boksu. –  Chyba jednak jest – stwierdziłem, znowu widząc, jak Michael mierzy wzrokiem brata mojej Jo. Boże, serio pomyślałem „mojej”? Wziąłem głęboki wdech, kiedy doszedłem do wniosku, że podoba mi się brzmienie tych słów. Moja Jo. Uśmiechnąłem się pod nosem, ale widząc kamienną minę przyjaciela, opamiętałem się. –  Wal się – warknął, chcąc odejść od stołu, na co westchnąłem zrezygnowany. Nic z niego nie wyciągnę. –  Nie idź nigdzie, bo zaraz przyjadą Jo z  Liv, a  nie mam zamiaru cię potem szukać po jakichś obskurnych kiblach – powiedziałem nachmurzony, mając już dość tego wieczoru. A  nie było nawet północy. – Co? – zapytał, marszcząc brwi. –  Jo z  Liv zaraz po nas przyjadą – powtórzyłem znudzony, przyglądając się Mike’owi. Jednak szybko się wyprostowałem, widząc błysk w  jego oczach i  to, w  jakim tempie usiadł obok mnie i  poprawił koszulkę i  zmierzwione włosy. Nagle zrobił się strasznie nerwowy. Zmarszczyłem brwi, dokładnie mu się przyglądając. Wręcz rozpromienił się na wzmiankę o dziewczynach. Byłem pewien tylko tego, że nie cieszy się na spotkanie z Jo. Już kiedyś mówił, że nie jest w jego typie, a poza tym to ja się z nią umawiam, więc jestem w stu procentach pewny, że nie zarywałby do mojej laski. Więc jeżeli nie

chodzi o  Jo, zostaje tylko jedna opcja. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wszedłem w wiadomości. –  Jednak nie. Jo przyjedzie sama – powiedziałem obojętnym głosem, udając, że właśnie dostałem smsa. Przez cały czas uważnie mu się przeglądałem, chcąc sprawdzić, czy moja teoria jest prawdziwa. I  jest. – Ty masz coś do Olivii i  dlatego wręcz kroisz Johna wzrokiem! – krzyknąłem zaskoczony, widząc, że na wieść, że Olivia jednak nie przyjdzie, znowu zmizerniał, zaprzestając prób poprawienia wyglądu. Przeczesałem ręką włosy, zadając pytanie, które już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie: – Lecisz na naszą Olivię? – Tak – przyznał po kilku minutach ciszy. Spojrzał na mnie oczami pełnymi żalu i  zrezygnowania. W  sumie nie dziwię mu się. Leci na dziewczynę zajętą przez jego kumpla, a  na dodatek mieszka z  nią pod jednym dachem. Jak tu się nie dołować? –  Od kiedy? – zapytałem, wypijając do końca drinka, po czym odłożyłem szklankę na stolik. Spojrzałem w stronę Mike’a, ponieważ nie odpowiadał przez dłuższy czas. Pocierał twarz dłońmi, jakby był niesamowicie zmęczony, ale nie popatrzył na mnie, kiedy w  końcu odpowiedział. Wiedziałem, że alkohol poluźnił mu język. –  Od dłuższego czasu. – Oparł głowę na jednej ręce, drugą natomiast bawił się otwieraczem do piwa, który leżał na stole. Westchnął zrezygnowany i przymknął oczy. –  Czy ona wie? – Spojrzałem w  stronę Johna, chcąc upewnić się, że nadal jest tam, gdzie go ostatnio widziałem i czy czasami nas nie podsłuchuje. Ale on nie zwracał uwagi na nic innego oprócz gry. –  O co ci chodzi z  tymi debilnymi pytaniami? – uniósł się Mike, wręcz warcząc, jednak przez mój karcący wzrok ściszył głos i pokręcił głową. – Nie powiedziałem jej tego wprost, ale… dałem jej to do zrozumienia. – Jak? –  Całowaliśmy się – wyjaśnił, unosząc lekko kąciki ust, które chwilę później znowu opadły. – Ale za pierwszym i  drugim razem zrobiła to mi na złość. Za trzecim żałowała, a  po ostatnim zwariowała i  przykleiła się do Johna. – Schował twarz w  dłoniach, znowu wzdychając.

–  Zwariowała? To kiedy ostatni raz się całowaliście? – Zmarszczyłem brwi, nie mogąc sobie wyobrazić, że Olivia mogłaby obściskiwać się z Mikiem, tak jak to robi z Johnem na stołówce. – Tydzień temu. Ale ona i tak woli Johna – powiedział skruszony Mike, jakby nie był do końca pewny, czy powinien mi to mówić. Teraz wszystko poukładało się w  całość. Mike leciał na Olivię i  całował się z  nią, przez co ona poczuła się źle i  zaczęła go ignorować, i chorobliwie dużo czasu spędzać z Johnem. Mike na ich widok pewnie czuje się fatalnie. Teraz to ma sens. – Może powinieneś jej… – zacząłem, ale urwałem, bo do naszego stolika podeszły właśnie moja Jo i Liv. Mike od razu się wyprostował, poprawiając włosy i  starając się udawać, że wcale nie jest pijany. Mimowolnie przyglądałem mu się, jak jego twarz jaśnieje, kiedy widzi dziewczynę, która mu się podoba. Praktycznie nie odwracał od niej wzroku, a  kiedy ona posłała mu przelotne spojrzenie, uśmiechnął się lekko. Nie jestem pewien, czy to przez alkohol, czy rzeczywiście go na nią wzięło. – Naprawdę nie umiecie posiedzieć jeden wieczór bez dramatów? – odzywa się Olivia, opierając ręce na biodrach i  przyglądając się nam obu. – To chyba nie takie trudne? – Trudniejsze niż ci się wydaje – odparł Mike, poprawiając się na siedzeniu. Jak tak teraz na niego patrzę, przypomina mi psa, który czeka na jakąkolwiek uwagę ze strony właściciela. Praktycznie ma drgawki, kiedy Olivia na niego nie patrzy. Nie powinien tyle pić, zwłaszcza jeżeli później ma się z nią spotkać. –  Tak czy siak, gdzie jest John? – zapytała Olivia, na co Mike zmarkotniał, wciskając się głębiej w  siedzenie. Dziewczyna jednak nie zauważyła tego, rozglądając się po barze za swoim chłopakiem. Gdy tak teraz na nią patrzę, nie potrafię sobie wyobrazić jej z Michaelem, ale też nigdy nie miałem zbyt bujnej wyobraźni. Olivia stanęła na palcach, wyciągając szyję, by lepiej widzieć ludzi i  gdy w  końcu namierzyła Johna wzrokiem, bez słowa ruszyła w  jego kierunku. –  Jak tam? – usłyszałem głos Jo, która oparła się o  mnie. Odwróciłem wzrok od Liv przeciskającej się przez tłum i spojrzałem

na śliczną, brązowooką blondynkę, która uśmiechała się, pocierając moje ramię. –  Bywało lepiej – odpowiedziałam cicho. – Ten wieczór to katastrofa. Jo zachichotała cicho, całując mnie w szczękę, na co posłałem jej mały uśmiech. Czułem na sobie wzrok Mike’a, więc spojrzałem w  jego stronę. Wykrzywiał się w  grymasie zazdrości. Patrzył to na mnie i Jo, to na Olivię, która właśnie podeszła do Johna i objęła go wokół brzucha, na co on pochylił się, całując ją w czoło. Oczywiście chwiał się na boki, ale jej to chyba nie przeszkadzało. –  Może lepiej się już zbierajmy? – zapytała cicho Jo. Kiwnąłem głową. Podniosłem się, dając głową znak Mike’owi, że ma się ruszyć, bo wychodzimy. Chłopak wstał od razu, lekko się chwiejąc. Złapałem go pod ramię, podczas gdy Jo poszła po Johna i Liv. Jakoś udało mi się wytargać go z lokalu, gdzie czekała już reszta. –  Czyli teraz do domu – mruknęła Olivia, podtrzymując Johna. Stanąłem obok nich ze zwisającym z  ramienia Mikiem. Z  nas wszystkich on był chyba najbardziej najebany. – Tak. To ja zabiorę Johna do domu. – Jo założyła kosmyk włosów za ucho, podchodząc do brata i  przerzucając sobie jego rękę na ramiona. – Pomogę ci – zaoferowała się Liv, łapiąc go za drugą rękę, ale Jo od razu zaprzeczyła, wskazując nas głową. –  Pomóż Luke’owi zataszczyć Mike’a. Tamten ledwo stoi, a  Luke też trochę wypił. – Wyciągnęła rękę, żeby zatrzymać jadącą taksówkę. – I  tak mieszkacie razem, więc będzie po drodze. Napisz mi, gdy dostarczysz ich do łóżek. Olivia skinęła głową, żegnając się z koleżanką, po czym podeszła do mnie. Pomogła mi ustawić ledwo stojącego Mike’a do pionu, następnie tak samo jak Jo przywołała żółty samochód. Gdy udało nam się wepchnąć Mike’a do pojazdu, zmęczony opadłem na siedzenie obok. Liv, która siedziała po drugiej stronie, nawet się na nas nie obejrzała, wyglądając za okno. Westchnąłem i sam zacząłem podziwiać krajobraz.

– Liv? – usłyszałem cichy głos w połowie drogi, ale nie spojrzałem na siedzącego pomiędzy nami Mike’a. – Przepraszam, że zniszczyłem ci wieczór z dziewczynami. Naprawdę nie chciałem. – Co tam się stało? – Głos Olivii był równie cichy, co Mike’a. – Jo powiedziała, że nie potrafiłeś się dogadać z Johnem. –  To nie tak – odparł, poprawiając się na siedzeniu. Nie mogłem się powstrzymać, słysząc łagodność w  jego głosie, i  ukradkiem spojrzałem na nich. Mike oparł głowę na prawym ramieniu dziewczyny, jednocześnie bawiąc się palcami jej dłoni, którą położyła na swoim udzie. A  ona wcale nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało. – Po prostu konflikt interesów. –  Ale myślałam, że się lubicie. – Westchnęła cicho, odwracając wzrok z powrotem w stronę okna. Mike nadal bawił się jej palcami. Nie wiedziałem, co robić, widząc ten intymny moment, ale też nie chciałem im przerywać. Nie po tym, co Mike powiedział mi w barze. Odwróciłem się więc z powrotem w stronę okna, skupiając wzrok na pojazdach na drodze. Jednak słyszałem wszystko doskonale, mimo że szeptali. –  Bo tak jest. Było. John to spoko koleś, ale od pewnego czasu zaczął mnie irytować. – Boże, od kiedy Mike po pijaku jest łagodny jak baranek? Jeżeli to przez miłość, to mam nadzieję, że nie mówię tak samo przy Jo. Lubię ją nawet bardzo, ale takie zachowanie nieszczęsnego szczeniaka w  ogóle do mnie nie pasuje. Z  drugiej strony do Mike’a też nie, tak samo jak wizja jego w  związku, a  już tym bardziej w związku z Olivią. Przecież oni, odkąd pamiętam, się nienawidzili! Nieraz musiałem ratować Olivii tyłek, kiedy Mike wywinął jej jakiś kiepski numer z chowaniem ubrań czy coś. Nawet po jej powrocie do miasta sobą gardzili albo tak przynajmniej mi się wydawało. Odkąd pamiętam, jedno złościło się na drugie. –  Dlaczego? – zapytała Olivia, ale Mike nie zdążył jej odpowiedzieć, bo dojechaliśmy już pod nasz blok. Szczerze, nawet nie jestem pewny, czy chłopak by jej na to odpowiedział. Kiedy zapłaciliśmy taksówkarzowi i  wtargaliśmy Mike’a do mieszkania, rzuciłem klucze na komodę koło drzwi i  ruszyłem w  kierunku jego pokoju.

–  Przyniosę mu wodę – poinformowała Olivia, ściągając z  nóg czarne trampki. Gdy już wszedłem z  Mikiem do pokoju, posadziłem go na łóżku i  żegnając się, wyszedłem. Chciałem już się położyć i  zasnąć. Ten wieczór wykończył mnie psychicznie. –  Napiszę do Jo – powiedziałem do Liv, kiedy zauważyłem, że idzie w  moim kierunku z  wodą w  szklance i  opakowaniem tabletek przeciwbólowych w drugiej ręce. Mruknęła coś pod nosem, życząc mi dobrej nocy, po czym weszła do pokoju Mike’a.

Rozdział 28 Olivia Stanęłam jak wryta, kiedy weszłam do pokoju Mike’a, chcąc zanieść mu prochy na ból głowy i wodę na kaca, które jutro na pewno mu się przydadzą. Michael stał, lekko się chwiejąc, na środku pokoju i  rozciągał mięśnie brzucha, próbując ściągnąć przez głowę białą koszulkę. Odłożyłam wszystko, co trzymałam w rękach, i podeszłam do chłopaka, który rzucił materiał na podłogę. Mój wzrok przyciągnął tatuaż, który zafundowałam mu z  okazji świąt Bożego Narodzenia i  na który wcześniej nie zwróciłam uwagi. Czarnym, drobnym i  eleganckim pismem wytatuował sobie jakieś zdanie na żebrach po lewej stronie. – Czy wyjaśnisz mi, co się stało dzisiaj w barze? – zapytałam. Nie mogąc się powstrzymać, położyłam obie dłonie płasko na jego nieco wyrzeźbionym brzuchu. Teraz widziałam dokładnie, co sobie wytatuował: „Żyj tak, aby być szczęśliwym”. Czułam pod palcami, jak przechodził go dreszcz, ale zignorowałam to, spoglądając mu prosto w oczy. Dłonie aż mnie paliły od kontaktu z jego skórą, ale to przyjemne uczucie w przeciwieństwie do sumienia, które mówiło mi, że to się źle dla mnie skończy. W tej chwili jednak miałam to gdzieś. –  Nic – odpowiedział, kładąc dłonie na moich biodrach, chcąc mnie do siebie przyciągnąć, na co pozwoliłam. Jednak spojrzałam na niego znacząco, dając do zrozumienia, że nie ustąpię, póki mi nie powie. – Trochę… tak jakby… była mała możliwość, że… ale to niekoniecznie znaczy, że jestem jakimś złym człowiekiem… – wybełkotał, przeczesując włosy palcami, po czym znowu położył dłoń na moim biodrze. – Chodzi o  to, że jestem… Kubusiem Puchatkiem, a John ma miód. Teraz to już kompletnie nie mam pojęcia, o  co mu chodzi. Zmarszczyłam czoło, chcąc odsunąć się od niego na krok, ale nie

pozwolił mi, mocniej mnie do siebie przyciskając. W  jego oczach czaiły się obawa i  niepewność, a  nerwowość na twarzy była tak widoczna, jak księżyc na bezchmurnym, nocnym niebie. Przygryzł dolną wargę, przyglądając mi się uważnie, jakby szukał jakichkolwiek reakcji wywołanych tym, co przed chwilą powiedział. Ale problem był taki, że nie miałam pojęcia, o czym on gadał. –  Co? – Zmarszczyłam brwi skołowana. Mike spojrzał w  sufit, ewidentnie się nad czymś zastanawiając. – Jestem jak Dżafar, który chce magiczną lampę, ale ma ją Aladyn – powiedział to wszystko na wydechu. – Albo jak Jerry, który goni za serem, ale ma go Tom. – Twoje metafory są do dupy, Mike. – Pokręciłam głową, nadal nic nie rozumiejąc. –  Boże, Liv – jęknął sfrustrowany, odwracając się do mnie tyłem i  odchodząc na kilka kroków. Westchnął przeciągle, przeklinając cicho pod nosem, ale ja i  tak go usłyszałam. W tej chwili wcale nie wyglądał na pijanego, a już na pewno nie tak bardzo jak pod barem. Jakby cały alkohol z  niego wyparował i  stał tu przede mną zdenerwowany i  łagodny jednocześnie. Przeczesał włosy ręką, szarpiąc za końcówki, po czym odwrócił się do mnie z  wahaniem wypisanym na twarzy. –  Cholernie za tobą szaleję, Liv – wyznał cicho i  wziął głęboki wdech, by następnie kontynuować: – Podobasz mi się, aż za bardzo, i nie mam zamiaru dalej udawać, że nic do ciebie nie czuję. –  Co? – Przełknęłam ślinę, cofając się o  krok, ale jego to nie zraziło i podszedł do mnie. –  Lubię cię, Liv – powiedział tak samo cicho i  przejechał wierzchem dłoni po moim policzku. Cały czas wpatrywał mi się w oczy, jakby w ten sposób chciał mnie zapewnić, że mówi prawdę. – Bardzo. –  Słodycze też się lubi, ale jak zjesz ich za dużo, to robi ci się niedobrze – szepnęłam, chcąc uciec gdzieś daleko stąd i  zaszyć się w  jakimś kącie. Z  daleka od tych wszystkich dramatów w  moim życiu. – Teraz to twoje metafory są głupie. – Uśmiechnął się lekko, nadal patrząc mi w twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół.

– Mike, nie mówisz tego na poważnie… – zaczęłam, ale od razu mi przerwał, zaprzeczając ruchem głowy. Jednak ja ciągnęłam: – Jesteś pijany i najprawdopodobniej jutro nie będziesz tego pamiętał. Po co tworzyć problemy, skoro nie jesteś ich nawet w  pełni świadomy? – Mogę się założyć, że moja mina wyrażała zmęczenie. Mike jednak tylko pokręcił głową, podchodząc do mnie jeszcze bliżej. Złapał moją twarz w  obie dłonie i  nachylił się lekko, opierając swoje czoło o  moje. Ale nie pocałował mnie, przez co byłam bardziej rozczarowana, niż powinnam. – To i tak nic nie zmieni – wyszeptał tak cicho, że sama będąc tuż obok jego ust, ledwie go dosłyszałam. – Czy jestem pijany, czy nie, i  tak mi się podobasz. Na trzeźwo po prostu nie umiem ci tego powiedzieć. –  Dlaczego? – Skrzywiłam się, bo powiedziałam to głosem łamiącym się i zdesperowanym, ale on nie zwracał na to uwagi. –  Ze względu na naszą przeszłość możesz mi nie uwierzyć albo mnie wyśmiać. Nigdy nie wiem, jak to z  tobą będzie, i  to jednocześnie tak mnie wkurza i  tak mi się podoba – wytłumaczył, ocierając swoje usta o moje. – Moja beztroska? – prychnęłam. –  Nie. To, że nigdy nie mogę spodziewać się po tobie nudy. – Uśmiechnął się szeroko, po czym jednak zmarkotniał i warknął: – No i jest jeszcze John. Postanowiłam nie reagować na jego słowa. Chociaż trafiały mnie głęboko w  serce, wiedziałam, że mówi je tylko dlatego, że ma w  organizmie więcej alkoholu niż krwi. A  przynajmniej głównie dlatego. Delikatnie popchnęłam go w stronę łóżka tak, żeby w końcu usiadł. Gdy to zrobił, podniósł na mnie zaciekawiony wzrok, niczym małe dziecko czekające na niespodziankę. Przeczesałam ręką włosy, związałam je gumką, którą zawsze noszę na lewym nadgarstku, i przetarłam twarz dłońmi, wzdychając cicho. –  Połóż się, proszę – powiedziałam. Chłopak nadal wyglądał, jakby obserwował słodkiego szczeniaczka. Musiałam przyznać, że czułam się trochę nieswojo przy tak potulnym Mike’u. – Musisz to odespać, tak samo jak ja.

–  Połóż się ze mną – poprosił, zamieniając czarne, dżinsowe spodnie na szare dresy, które leżały na pościeli obok niego. – Nie, Mike – odmówiłam, a on zmarszczył brwi. – Dlaczego? –  Muszę to sobie wszystko w  spokoju poukładać. Sama – odpowiedziałam z naciskiem, na co niechętnie się zgodził. – A teraz idź, proszę cię, spać. Pogadamy o  tym jutro. – O  ile będziesz to pamiętał, dodałam w  myślach i  odwróciłam się, chcąc wyjść z pokoju, ale Mike mnie zatrzymał. – Teraz wszystko się zmieni – powiedział cicho, ale pewnym siebie tonem. – Ja tego tak nie zostawię. *** Zrzuciłam z  siebie ubrania i  w samej bieliźnie położyłam się do łóżka. Nie miałam już siły na nic, ani na kąpiel, ani przebranie się. Nie chciałam nawet myśleć o  tym, co powiedział mi Mike. Nie wiedziałam, czy to prawda, czy tylko wymysły otumanionego alkoholem umysłu. Mimo że, jak już mówiłam, nie chciałam dramatów w  moim życiu, byłam ciekawa, czy będzie to jutro pamiętał i  jak się w  stosunku do tego zachowa. Odwoła wszystko? Powie, że był pijany i  że to wszystko nieprawda? A  może będzie udawał, że tego wieczoru po prostu nie było? Że nie istniał potulny Mike wyznający mi, że coś do mnie czuje? Ale szczerze, co on by takiego we mnie zobaczył? Nieraz widziałam w jego towarzystwie te wychudzone blondynki, które lgnęły do niego jak ćma do światła i zrobiłyby wszystko, żeby tylko się nimi zainteresował, żeby później mogły rozpowiadać, jak to uwiodły wielkiego babiarza. A może o  to w  tym chodzi? Byłam jak zakazany owoc z  Edenu. Wiedział, że jestem poza jego zasięgiem i  to mu się właśnie spodobało. Niektórzy faceci wolą bardziej zdobywać niż posiadać, a  skoro jestem dla niego niedostępna, bawi się w  tę swoją grę. Wszedł na nowy poziom konfliktu z dzieciństwa. I chociaż to bardzo prawdopodobne, skrycie mam nadzieję, że tak nie jest. Może wychodzę na hipokrytkę, chcąc, by Mike coś do mnie czuł, skoro mam chłopaka. Moje sumienie zawsze daje mi bolesnego kopa

w piszczel, ale czuję się w pewnym stopniu… szczęśliwa i chcę, żeby tak zostało. Co wcale nie znaczy, że uważam to za coś dobrego. – Boże, Liv, o czym ty myślisz? – spytałam samą siebie, ukrywając twarz w poduszce. Za ścianą słyszałam, jak Mike chodził po pokoju, a  potem grzebał po szufladach. Za chwilę upadł na łóżko i  nastała cisza. Wtuliłam się w  kołdrę tak, jak uwielbiałam, po czym na siłę próbowałam zasnąć. Chciałam tym samym odgonić wszystkie natrętne myśli, co było nie lada wyzwaniem. *** –  Chciałem w  niedzielę pojechać odwiedzić rodziców – oznajmił Luke, stojąc do mnie tyłem. Była dziewiąta rano i z całej naszej trójki tylko Mike jeszcze spał. Owinęłam palce wokół kubka z  herbatą, ubrana tylko w  różowy szlafrok z  uszami przyszytymi do kaptura. Luke dopiero co wstał i teraz stał przy szafce kuchennej, czekając, aż zagotuje się w czajniku woda na kawę. Oczywiście był takim samym leniem i stał przede mną tylko w nisko opuszczonych, granatowych dresach i potarganych włosach. Nikt z nas nigdy nie jest w weekend gotowy przed dziesiątą. – To świetnie. – Wzięłam łyk z parującego naczynia, patrząc przez wyspę kuchenną na cicho grający telewizor. Jako że była sobota rano, w  telewizji nie leciało nic ciekawego i  zdecydowaliśmy się włączyć MTV. – Pozdrów ich ode mnie. –  Zastanawiałem się – westchnął, odwracając się w  moją stronę i opierając biodrami o kant szafki – czy mógłbym zabrać ze sobą Jo. Wciągnęłam głośno powietrze, unosząc brwi. Chce ją przedstawić rodzicom? Co prawda niedzielny obiad to chyba najlepsza okazja, a  jego rodzice są spoko, ale nie spodziewałam się, że Luke tak się zaangażuje – Zły pomysł? – Przygryzł niepewnie wargę, a ja starałam się nie wyglądać na zszokowaną. – Nie, nie! Tylko… To coś poważnego, skoro chcesz ją przedstawić Susanne i  Tylerowi? – zapytałam, mając na myśli jego rodziców. – Przecież wy ponoć nie jesteście razem. A  przynajmniej tak na poważnie.

–  Wiem, ale bardzo ją lubię – odparł cicho, a  mi od razu przypomniała się ubiegła noc i  to, jak Mike zarzekał się, że mnie lubi. –  Skoro tak uważasz, to powinieneś to zrobić. – Wzruszyłam ramionami, biorąc kolejny łyk herbaty, podczas gdy Luke zalewał sobie kawę. – Czy to nie za szybko? – Znowu zmarszczył niepewnie brwi. –  Nie. Skoro ją lubisz, to… – Chciałam powiedzieć, że powinien coś z  tym zrobić, ale powstrzymałam się, kiedy Mike wszedł przez salon do kuchni i  stanął w  progu. Razem z  Lukiem spojrzeliśmy na niego, ale każde z innych powodów. On chyba z zaciekawieniem, a ja z  obawą. Obawą, że pamięta, co się wczoraj wydarzyło, a  także z nadzieją, że jednak nie zapomniał. Sam obiekt moich myśli drapał się po głowie, przymykając oczy, jakby raziło go światło wpadające do jasnej kuchni. Miał na sobie dresy, które ubrał wieczorem, ale na szczęście nie latał z  gołą klatą. Przełykał głośno ślinę, co znaczyło, że suszył go kac. – Jak tam główka? – zapytał szyderczo Luke, przerywając ciszę. Ja milczałam, bojąc się zwrócić jego uwagę. – Spadaj – burknął Mike cicho. Na pytanie, które zadawałam sobie pół nocy: „Czy będzie pamiętał?”, właśnie dostałam odpowiedź: – Chyba urwał mi się film. Właśnie w tej chwili spłynęły na mnie rozgoryczenie i żal. Z moich dwóch połówek, które jednocześnie chciały i  nie chciały, by pamiętał, większą okazała się ta, która nie chciała, żeby ten wieczór poszedł w  zapomnienie. Jednak nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy. Zacisnęłam zęby, nie chcąc dać po sobie poznać, jak uraziły mnie jego słowa, co serio jest hipokryzją, i wypiłam do końca napój. –  Jak się najebiesz na smutasa, to zazwyczaj urywa ci się film. – Luke wzruszył ramionami, pijąc kawę z  kubka. – Co ostatnie pamiętasz? –  Jak wywlokłeś mnie z  baru, a  potem jakieś urywki – odpowiedział, odkręcając butelkę z wodą. – Coś o Kubusiu Puchatku i miodzie.

Zesztywniałam, a  włosy stanęły mi dęba. W  tym samym czasie Luke wybuchnął śmiechem, prawie tarzając się po podłodze. Znowu popatrzyłam na ekran telewizora, zawzięcie starając się ich ignorować i mając nadzieję na to samo z ich strony. Mike mówił coś jeszcze do kolegi, ale skupiłam się na dialogach z Teen Mom i nawet nie zauważyłam, że Luke wyszedł z  kuchni, zostawiając mnie samą z Mikiem. Pociły mi się dłonie, jednak nadal nie odwracałam wzroku od ekranu telewizora i  dziwnego serialu. Bardziej czułam, niż słyszałam, jak Mike usiadł obok z  butelką wody w  ręce, patrząc w tym samym kierunku, co ja. –  Twój kubek jest już pusty – oznajmił neutralnym głosem, wskazując podbródkiem naczynie, na którym mimowolnie zacisnęłam ręce. Przeniosłam wzrok z telewizora na kubek, po czym pokiwałam głową. –  Rzeczywiście. – Mój głos był cichy i  znudzony. Czy teraz tak będą wyglądały nasze rozmowy? Jak na urodzinach starej ciotki ze wsi? Jeszcze brakowało, żeby chciał mi pokazać nowo wyklute kurczęta w stodole. – Idę wziąć prysznic. Nie słyszałam jego odpowiedzi, ale jeszcze zanim podniosłam się ze stołka, rzucił w moją stronę białą kartkę w linie, złożoną na dwa razy. Marszcząc brwi, podniosłam papier, wyrwany najpewniej z jakiegoś zeszytu, i otworzyłam go, czując na sobie natrętny wzrok Michaela. Czułam też, jak z  twarzy odpłynęła mi krew, kiedy rozczytywałam jego pismo, lekko koślawe, co na pewno było spowodowane alkoholem. „Wyznałem jej to” – tylko tyle było napisane i  dokładnie wiedziałam, o co chodzi. On również.

Rozdział 29 Olivia Podniosłam na niego oczy. Miał ten sam zaciekawiony wzrok, co wcześniej, mimo że jego twarz była obojętna i  zmęczona, co udowadniały ciemne worki pod oczami. Mike nic nie mówił. Ja też nie. Spoglądałam to na kartkę, to na niego, aż w końcu ruszyłam się i pobiegłam do swojego pokoju, by schować kawałek papieru na dnie szuflady z bielizną. W tym samym tempie zabrałam jakieś ubrania na zmianę i pobiegłam do łazienki w obawie, że spotkam go po drodze. Musiałam to sobie przemyśleć. Co się teraz zmieni? Bo coś się zmieni na pewno. Moja relacja z  Mikiem nie będzie już taka sama. Mój związek z  Johnem nie będzie już taki sam, a  to wszystko wina Michaela Cartera. Kogo ja oszukuję? Nawet we własnych myślach nie mogłam przyznać się do tego, że to ja zanieczyściłam kłamstwami nasz związek. Nie mogę powiedzieć, że nie chciałam tamtych pocałunków z  Mikiem, bo to nieprawda. Chciałam tego tak samo, jak chciałam spędzać czas w  jego towarzystwie, co jest głupie. Przecież my się nigdy nie lubiliśmy. A poza tym i tak nic z tego nie będzie. W końcu miałam chłopaka. Właściwie to był jedyny powód, dla którego nie mogłam spróbować stworzyć z Michaelem głębszej relacji, i to mnie przerażało. Jedyną blokującą mnie kłodą był John. –  Olivia, czy możemy porozmawiać? – usłyszałam za drzwiami głos Mike’a, na co wzdrygnęłam się wystraszona. Nie chciałam z nim rozmawiać. O  niczym. Czy nie mogliśmy zostawić tego w  spokoju? Jak to mówią: „Nie ruszaj gówna, bo zacznie śmierdzieć”. Ta metafora niesamowicie pasowała do mojego życia uczuciowego. Póki byłam na neutralnym gruncie i nikt nie chciał rozmawiać na osobiste tematy, było dobrze. Mimo wszystko nie chciałam mieć gównianego życia i musiałam coś z tym zrobić.

– Dobrze. Zaraz wyjdę – odpowiedziałam na tyle głośno, by mnie usłyszał, i wyszłam spod prysznica. Szybko wytarłam się i założyłam szare legginsy, które wyciągnęłam razem z koszulką z szafy. Jednak kiedy już chciałam zakładać czarny materiał, zorientowałam się, że to koszulka Mike’a. Zostawił mi ją do spania kilka tygodni temu. Zagryzłam wargę, nie wiedząc, co teraz począć. Nie chciałam wyjść w samym staniku ani owinięta ręcznikiem, bo w naszej pogmatwanej sytuacji będzie to zbyt krępujące. Westchnęłam cicho, mając nadzieję, że chłopak nie rozpozna koszulki i  narzuciłam ją przez głowę. Kiedy ubrana stałam już pod drzwiami, zaczęłam się wahać. Dopadł mnie irracjonalny strach przed tą rozmową. Rozumiałam, że musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić, jednak ja nie chciałam. Stanęłam przed lustrem i  związałam włosy na czubku głowy, po czym, patrząc prosto w oczy lustrzanemu odbiciu, powtórzyłam kilka razy, że „to nic wielkiego, dasz radę”. Dało mi to jakąś iskierkę nadziei, że przeżyję tę sytuację, więc szybko otworzyłam drzwi, póki ona świeciła. Jednak gdy tylko przekroczyłam próg kuchni, iskierka zgasła, zalana oceanem obaw. Gdy ujrzałam Mike’a, miałam ochotę zawrócić i  zamknąć się w  dusznej łazience. Po co ja z  niej w  ogóle wyszłam? Mogłam go po prostu ignorować, ale nie chciałam tak zostawiać tej sprawy. – No co? – zawołałam, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Stał oparty o  wyspę kuchenną, patrząc na wyciszony ekran telewizora. Usłyszawszy mój głos, spojrzał na mnie przez ramię, nie zmieniając pozycji. –  Co co? – zapytał, unosząc brew. Minęły dwie sekundy konwersacji i  już miałam go dosyć. Wolałabym jednak wrócić do łazienki. –  To ty chciałeś ze mną rozmawiać. – Wzruszyłam poirytowana ramionami i oparłam ręce na biodrach. – Więc rozmawiajmy. – Nie ułatwiasz nam tego. – Westchnął, na co wywróciłam oczami. Mike w końcu wyprostował się, stojąc do mnie przodem. Zmierzył mnie wzrokiem i  zmarszczył brwi, widząc, jaką koszulkę mam na sobie. Najwidoczniej poznał ją, co potwierdził uśmiechem, jednak w  żaden sposób tego nie skomentował. Stanął pół metra przede mną, przyglądając się mojej twarzy. Chociaż w  domu było ciepło,

przeszedł mnie dreszcz. Mike wyciągnął rękę, łapiąc mnie za ramiona, i  przyciągnął do siebie. Splótł dłonie na mojej talii, chowając głowę w  zagłębieniu mojej szyi. Słyszałam, jak wciągnął głęboko powietrze, przejeżdżając nosem po mojej skórze. Czułam przechodzące wzdłuż kręgosłupa ciarki, które za wszelką cenę chciałam ukryć. – Dlaczego nie chcesz ze mną być? – zadał cicho pytanie, którego podświadomie najbardziej się bałam. Nie dlatego, że przerażała mnie wizja związku z  Mikiem, ale dlatego, że było tak mało powodów przeciwko niemu. –  My się nawet nie lubimy – odparłam, jakby to było najoczywistsze stwierdzenie na świecie. – A  poza tym mam chłopaka. – Gówno prawda! – oburzył się, podnosząc głowę i spoglądając mi w  twarz. Ramiona miał nadal owinięte wokół talii, co wcale nie pomagało mi się skupić. – John to tylko głupia wymówka. –  Wcale nie! – warknęłam, chcąc go odepchnąć, ale na to nie pozwolił. – Lubię go, bardzo. –  Słodycze też się lubi, ale jak zjesz ich za dużo, to robi ci się niedobrze – powtórzył moje słowa z wczoraj. Aż cała zesztywniałam. –  Pamiętasz – powiedziałam głupio sama do siebie. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy nie. –  Nie wszystko, ale większość. Muszę się tylko mocno skupić – wyjaśnił, patrząc mi prosto w oczy. – Dlaczego to utrudniasz, Liv? – Co niby? – zapytałam, kładąc ręce na jego odkrytych ramionach. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. To tak jak z lizakami. Wiesz, że dostaniesz próchnicy, ale i tak je jesz, bo są pyszne. –  Wiem, że coś jest między nami. I  wiem, że ty też o  tym wiesz, tylko nie chcesz tego przyznać – wyszeptał, opierając czoło o moje. –  Dlaczego mi to robisz? Nasza znajomość już od początku była dziwna. – Zamknęłam oczy, kiedy ustami dotknął mojego policzka i powoli przesunął się do kącika ust. –  Szaleję za tobą, Liv – oznajmił, przenosząc obie dłonie na mój kark. Złożył delikatne pocałunki na mojej kości policzkowej. Czułam, jak w tym miejscu pojawiło się przyjemne mrowienie, na co cichutko

westchnęłam, łapiąc w pięść koszulkę chłopaka. – Dlaczego nie możesz tego zrozumieć? –  Nie wiem – odparłam szczerze. – To wszystko mnie przeraża. Twoje zachowanie jest dla mnie nowe, przez co nie wiem, jak zareagować. Zawsze mi dokuczałeś i  wiedziałam, jak ci oddać. – Wzięłam urwany wdech, kiedy wargi chłopaka musnęły ponownie kącik moich ust. – A teraz nie wiem, co robić. –  Przestań ze mną walczyć – powiedział stanowczo i  jego usta niepewnie dotknęły moich. To było jak muśnięcie skrzydeł motyla. Ale gdy się nie odsunęłam, znów przycisnął do mnie wargi, tym razem trochę mocniej. Z  chwili na chwilę zaczynał pogłębiać pocałunek, nie tracąc przy tym delikatności. Rękami przeniósł się trochę wyżej, łapiąc mnie za twarz i  głaszcząc kciukami policzki. Czułam kawę, kiedy jego język zetknął się z moim. Przyciągnęłam go za koszulkę, chcąc poczuć jego ciało bardziej, intensywniej. Miałam za sobą kant półki, ale teraz mi to nie przeszkadzało. Liczyły się tylko usta Mike’a na moich. Jednak po chwili i  one zniknęły. Otworzyłam oczy, czując, jak Mike opiera głowę na moim ramieniu, ciężko oddychając. Minęło może kilka sekund, kiedy znowu podniósł na mnie szare oczy. – Nie powiesz mi, że to było nic. Mówił zachrypniętym głosem. Pokręciłam głową, bo nie ufałam swojemu głosowi. Miałam taką burzę myśli, że nie wiedziałam, co wyleci z  moich ust. Mike położył dłonie na moich biodrach, odsuwając się odrobinę. Zagryzłam policzek od środka, nie mając pojęcia, co teraz ze sobą zrobić. Zawsze czułam się nieswojo w takich sytuacjach. – Zostaw Johna – zażądał, a ja odzyskałam przejrzystość myśli. – Możesz być ze mną. – Ja… – próbowałam coś powiedzieć, ale sama nie wiedziałam co, więc zamilkłam. Czy chciałam zerwać z  Johnem? Co prawda od jakiegoś czasu coraz trudniej nam się gadało, ale czy to powód do zerwania? A co ważniejsze, czy chcę być z Mikiem? –  Olivia? – Patrzył na mnie, marszcząc w  konsternacji brwi. Przyglądał się moim zagubionym oczom, a po chwili zmrużył swoje zirytowany. – Ty nie chcesz z  nim zerwać – stwierdził coś, czego sama nie byłam pewna, jednak nic nie powiedziałam. Spuściłam

wzrok, kiedy odszedł na krok, przeczesując palcami włosy. Stanął do mnie tyłem, ciągnąc się za końcówki włosów, ale nadal się nie odzywałam. Po chwili ciszy usłyszałam jego załamany głos: – Dlaczego to utrudniasz? – Nie wiem – westchnęłam płaczliwie, a on w końcu znów się do mnie odwrócił. Zacisnął wargi, ewidentnie nad czymś myśląc. A ja nadal bałam się poruszyć czy chociażby odezwać. Byłam taką egoistką, ale nie chciałam, by teraz sobie poszedł. Chciałam, żeby tu został, choćby miał tylko się ze mną kłócić. –  Jesteś taka wkurwiająca – warknął, wyrzucając ręce w  górę. Mimowolnie wzdrygnęłam się na ton jego głosu. Zaczęłam wykręcać palce, czując się jak karcony pies, a  mimo to nadal patrzyłam mu prosto w oczy. – To niesamowicie niemożliwe, żeby być tak irytującą babą jak ty i  takim idiotą jak ja – syknął przez zaciśnięte zęby. Już miałam przewrócić oczami, kiedy znowu złapał moją twarz w szorstkie dłonie i przycisnął usta do moich. Byłam tak zdziwiona, że nie zareagowałam od razu. Myślałam, że jest zły i  zaraz zostawi mnie z czystym sumieniem, ale kiedy jego język ponownie tego dnia dotknął mojego, te myśli uleciały i  odwzajemniłam pocałunek, wplatając palce w  jego włosy. Cicho zamruczał, przyciskając swoje ciało do mojego. – Ale i tak nie mam zamiaru z ciebie zrezygnować. *** Był poniedziałek. Nie widziałam Mike’a od rozmowy w  kuchni. W  sobotę po południu pracował do późna w  barze, a  całą niedzielę siedziałam z  Georginą. Chociaż chciałam się komuś wygadać, postanowiłam zatrzymać to, co było między mną a  Mikiem dla siebie. Póki nikt nie wiedział, to nie wydawało się to takie prawdziwe i  mogłam wszystkim domysłom zaprzeczać. Co nie znaczy, że Georgina o  nic się nie pytała. Rzucała pytaniami dotyczącymi mnie i  Mike’a, ale tak jak wspomniałam, wszystkiemu zaprzeczyłam. Jednak, będąc w  szkole, czułam się zdenerwowana, bo mimo mojej wersji, nie miałam pojęcia, co może zrobić Michael. Nie uzgadniałam z nim, co mamy mówić w towarzystwie. Na szczęście pierwsze cztery

lekcję minęły spokojnie. Mimo to im bliżej miałam do matmy, tym bardziej się stresowałam. – Wszystko w porządku? Wyrwana z  rozmyślań spojrzałam na Johna, który stał naprzeciwko mnie. Mruknęłam potwierdzająco, starając się jakoś uspokoić, bo tylko tego mi brakowało, żeby John zaczął coś podejrzewać. Starałam się prowadzić z  nim luźną rozmowę, kiedy nagle, czując znajome perfumy, cała zesztywniałam. Po chwili dwie ręce objęły mnie wokół ramion od tyłu. Czułam, jak serce mi przyspiesza, uderzając w żebra. –  Hej, Liv – usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka, po czym miękkie usta Mike’a zetknęły się z moim policzkiem o kilka sekund za długo. Wystraszona szybko popatrzyłam na Johna, który przyglądał nam się z podniesionymi brwiami. Chciałam odsunąć się od Michaela, ale jego uścisk na moich ramionach był jak imadło. Zaśmiałam się histeryczne, wiercąc się w  jego ramionach, kiedy oparł brodę na czubku mojej głowy. – Cześć, John. Co tam u ciebie? – zapytał nad wyraz rozpromienionym głosem, na co John posłał mi dziwne spojrzenie. Rozmawiali do dzwonka o  zbliżającym się meczu koszykówki i wydawali się przy tym całkiem spokojni. Cóż, przynajmniej oni. Ja wręcz trzęsłam portkami, bojąc się, że John się czegoś domyśli albo Mike zrobi coś nieodpowiedniego na oczach całej szkoły. Na szczęście nie zrobił nic więcej oprócz wtulania się w moje plecy, lecz mimo wszystko czułam adrenalinę chyba większą niż po skoku ze spadochronem. Gdy siedziałam już z  Johnem w  ławce, nie wiedziałam, co mu powiedzieć albo czy w  ogóle się do niego odezwać. –  Co się dzisiaj stało z  Mikiem? – usłyszałam szept po prawej stronie i  spojrzałam na Johna. Przyglądał mi się z  zaciekawieniem wypisanym na twarzy. – Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami, chcąc urwać temat, jednak John chyba nie miał takiego zamiaru. – Gapi się – wyjaśnił, udając, że pisze coś w zeszycie. Popatrzyłam na drugą stronę klasy, gdzie Mike siedział bokiem oparty o  ścianę i dosłowne wlepiał w nas gały. Kiedy zauważył, że został przyłapany

na gorącym uczynku, nie odwrócił się, tak jak ostatnio, tylko szeroko uśmiechnął. Zmieszana wróciłam wzrokiem do swojego notesu, jednak dalej czułam na lewym policzku palący wzrok tych szarych oczu. *** Jakby zajście na matematyce to było za mało, musiałam użerać się z  Mikiem też na stołówce. Kiedy nadeszła pora obiadu, a  ja siedziałam obok Johna, Michael usiadł po mojej drugiej stronie, przez co czułam się jak między młotem a  kowadłem. Jak w  jakimś tanim programie telewizyjnym, chociaż cały nasz stolik zignorował tę dziwną sytuację. W końcu Mike nie zwykł siadać obok mnie. –  A tobie co? – odezwał się Mike, a  ja popatrzyłam na niego pytająco. John oczywiście wszystko olewał, zajęty rozmową z Jackiem, kolegą z drużyny. – Jesteś jakaś blada. –  Nie, wydaje ci się – odparłam, wkładając do ust frytkę. Prawie się nią zakrztusiłam, kiedy poczułam dłoń Mike’a na udzie. –  Na pewno? – upewnił się, pocierając moje udo, jakby chciał je rozgrzać. Mruknęłam pod nosem potwierdzenie, starając się skupić na jedzeniu, a  nie przyjemnym cieple jego dłoni. – Masz dzisiaj czas? –  A co? – Uniosłam pytająco brwi. Co prawda powinnam mu na starcie powiedzieć, że będę zajęta przez resztę mojego życia, ale jestem ciekawska. Chłopak uśmiechnął się lekko. –  Potrzebuję pomocy z  nauką. Nie potrafię poradzić sobie z  jednym przedmiotem, a  ty jesteś dobra ze ścisłych. – Wzruszył ramionami, a  mnie zdziwiła prostota jego propozycji. Szczerze myślałam, że rzuci jakiś zboczony tekst, próbując się do mnie przymilić, ale Michael Carter jest jednak jedną, wielką niespodzianką. –  Dobrze – zgodziłam się, kończąc jedzenie. Połykając ostatnią frytkę, rzuciłam okiem na nasz stolik. John oczywiście był zajęty Jackiem i  resztą drużyny, Georgina pisała z  kimś na telefonie, jedynie Luke i Jo wpatrywali się we mnie jak w jakiś okaz dziwnego zwierzęcia. Zmarszczyłam brwi, posyłając im pytające spojrzenie, na

co od razu odwrócili wzrok, wdając się w  cichą rozmowę. Jednak nadal widziałam, że rzucają mi dyskretne spojrzenia. Jak w przedszkolu. *** –  Jak było u  rodziców Luke’a? – zapytałam Jo, kiedy biegłyśmy truchtem obok siebie na WF-ie. Jak dotąd nie miałam okazji spytać jej o niedzielny obiad. – Na początku było cholernie sztywno. – Jo się zaśmiała, chowając za ucho pasmo włosów, które uciekło jej z kitki. – Ale gdzieś tak przy deserze zaczęli ze mną normalnie rozmawiać. –  Z Susanne na początku ciężko się rozmawia, uwierz mi, ale to spoko babka. A  jak chcesz normalnie rozmawiać z  ojcem Luke’a, to wspomnij, że lubisz koszykówkę. Od razu cię pokocha. –  Długo znasz jego rodziców? – zapytała, gdy zdyszane skończyłyśmy drugie kółko. –  Praktycznie od przedszkola. – Przetarłam wierzchem koszulki spocone czoło. – Jeszcze zanim was poznałam, trzymałam się z Lukiem. Nieraz ratował mi dupę przed Mikiem. –  Właściwie dlaczego tak się nienawidziliście z  Mikiem? – Spojrzała na mnie. – Jakoś nigdy nie wspominałaś. – Szczerze? – Zmarszczyłam czoło. – W sumie to nawet nie wiem. On zaczął to wszystko. – Skoro teraz macie lepszy kontakt, to może go o to zapytasz? – Jo podniosła się z ziemi na gwizdek trenerki. Zastanowiłam się chwilę nad jej pytaniem. Niby pytałam go o to, ale nigdy nie dał mi odpowiedzi. *** –  Olivia? – usłyszałam głos Luke’a, kiedy weszłam do mieszkania. Nie chciało mi się brać prysznica w  tych strasznych szkolnych łazienkach, więc nadal miałam na sobie strój na WF. Po chwili z  kuchni wyszedł Luke, trzymając w  ręce klucze. – Ugotowałem

kurczaka z  ryżem. – Przemknął obok mnie, zakładając buty. – Zostawiłem dla ciebie w kuchni. – Nie zjesz ze mną? – zapytałam, wrzucając torbę do pokoju. –  Nie. Niedługo mam zmianę w  barze, a  poza tym możesz zjeść z  Mikiem. – Czy tylko mi się wydawało, czy na wzmiankę o  Mike’u Luke uśmiechnął się konspiracyjnie? Nic więcej nie wyjaśnił, tylko pożegnał się i  wyszedł, trzaskając drzwiami. Zmarszczyłam brwi, dziwiąc się, że opuścił mieszkanie w  takim pośpiechu, i  ruszyłam w  kierunku kuchni. Wyglądała jak zwykle, co coraz bardziej mnie dziwiło. Jak chłopaki gotowały, to więcej jedzenia było na blatach niż w  garnku. Podeszłam do kuchenki, chcąc zobaczyć to, co wyczarował Luke i w chwili, w której podnosiłam pokrywkę patelni, czyjeś ramiona objęły mnie w  talii i przycisnęły do siebie. Drgnęłam przestraszona, prawie upuszczając pokrywkę. Od razu spojrzałam na chłopaka z wyrzutem. –  No już – mruknął Mike, widząc mój karcący wzrok. Zabrał mi pokrywkę i przykrył z powrotem jedzenie. – Tęskniłem. –  Przecież widziałeś mnie półtorej godziny temu – prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. –  Tęskniłem w  inny sposób – powiedział, szczerząc się jak głupi, po czym nachylił się, przyciskając usta do moich. Powinnam go odepchnąć, a  zamiast tego odwzajemniłam pocałunek. Czułam, jak chłopak uśmiecha się, zjeżdżając ustami na moją szyję. –  Mike, przestań. Jestem spocona i  śmierdzę po bieganiu. – Próbowałam go odepchnąć, cicho się śmiejąc, kiedy łaskotał mnie nosem po szyi. –  Lubię cię taką. – Podniósł głowę, patrząc mi w  oczy. – Jesteś wtedy naturalna, bez makijażu, spocona. Jak po seksie. – Wzruszył ramionami, na co walnęłam go w ramię. –  Ale ty jesteś głupi. – Złapałam się za głowę, uśmiechając się mimowolnie. – Idę wziąć prysznic, a potem będę jeść i masz mi nie przeszkadzać. – Jak sobie jaśnie pani życzy. – Ukłonił się, wychodząc z kuchni. ***

–  Więc z  czym potrzebujesz pomocy? – zapytałam, wchodząc do pokoju chłopaka. Mike siedział przy biurku, przeglądając coś w laptopie. Nie patrząc na niego, położyłam się na jego łóżku i  wtuliłam w  kołdrę. Zamruczałam, przymykając oczy. Czy tylko mi się chce spać po tym, jak najem się do syta? Zwłaszcza że Mike ma taką miękką pościel. – Z fizyką – mruknął gdzieś koło mnie. Nie poruszyłam się, kiedy poczułam jego ręce na talii i  oddech na szyi. Materac ugiął się pod ciężarem Mike’a, który przycisnął się klatką piersiową do moich pleców. –  Jeżeli to jakaś twoja fantazja erotyczna i  nie bierzesz tego na poważnie, wychodzę – oznajmiłam, wzdychając. Czego innego mogłam spodziewać się po tym człowieku? –  To jest moja fantazja o  tobie w  moim łóżku, ale naprawdę potrzebuję pomocy. Pisnęłam, kiedy wciągnął mnie na siebie. Spojrzałam w  sufit, nie mając pojęcia, co on wyprawia. Palcami wkradł się pod moją bluzkę, dotykając nagiej skóry, aż przeszedł mnie dreszcz. – Musisz mi wyjaśnić, na jakiej zasadzie ciało A – przesunął ręce wyżej, sięgając do moich piersi – działa na ciało B. –  Na pewno działa bez łapania za pewne części ciała B. – Zaśmiałam się, podnosząc się z niego i z łóżka. – Ale ciało A lubi te części i jest nawet zazdrosne, że samo takich nie ma – marudził cicho, siadając na łóżku. – Cóż, ciało B ma ci pomóc zdać, więc bądź łaskawy skupić się na tym, co istotne. – Wywróciłam oczami. Zabrałam z biurka wszystkie notatki, jakie tam znalazłam, ale nie było ich za wiele. No bo po co zapisywać wszystko? A  potem trzeba zgadywać, co się miało na myśli, pisząc w  skrócie „cząsteczki”. Na dodatek Mike w  ogóle nie mógł się skupić i co chwilę całował mnie w szyję albo naruszał moją przestrzeń osobistą w inny sposób. –  Wiesz, że w  ten sposób nigdy się nie nauczysz? – zapytałam, kiedy kolejny raz jego usta wylądowały na moim obojczyku. –  Yhmm. – To jedyne, co od niego usłyszałam. Odłożyłam kartki na bok, odsuwając jego głowę od siebie.

– Mówię poważnie. W taki sposób marnujesz nie tylko swój czas, ale i mój. – powiedziałam, spoglądając na niego. –  Zrobimy sobie małą przerwę – zdecydował nagle, w  ogóle nie biorąc moich słów na poważnie, po czym wyciągnął rękę w  moją stronę: – Chodź do mnie. –  Nie. Nie mam zamiaru teraz się z  tobą użerać. – Westchnęłam przeciągle, krzyżując ręce na piersi, jednak on znowu mnie zignorował. Podniósł się na kolana, złapał mnie za kieszeń od spodni i pociągnął do siebie tak, że stałam obok niego. Górowałam nad nim wzrostem, co w  tym przypadku wcale mi nie przeszkadzało. Zacisnęłam usta, chcąc wyglądać na zirytowaną, kiedy objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie. –  Olivia – wypowiedział moje imię, chcąc zwrócić na siebie uwagę, ale ja nadal błądziłam wzrokiem po pokoju. – Liv, co się dzieje? Czy coś się działo? Na pewno w  mojej głowie. Wzięłam głęboki wdech i w końcu na niego popatrzyłam. Miał zmartwione i niepewne oczy, którymi skanował moją twarz. – Po prostu źle się z tym czuję – szepnęłam niepewnie, bawiąc się palcami. –  Z czym? – zapytał podobnym tonem do mojego, nadal mnie obejmując. –  Z tobą, z  Johnem i  z tym, co jest między nami. – Znowu uciekłam wzrokiem. – A co jest między nami? – spytał, podnosząc się z łóżka, przez co teraz on nade mną górował. Zignorowałam radosną nutę w  jego głosie, dając popłynąć myślom. –  Czuję się jak łatwa zdzira – powiedziałam na wydechu bez namysłu. – Jestem z  Johnem, ale jak przyjdzie co do czego, to kończę, obściskując się z tobą. – Nie chcesz tego? – Jego zimny głos przyprawił mnie o ciarki. – No i właśnie tutaj leży problem. – Westchnęłam, podchodząc do okna. Po chodniku biegł jakiś mężczyzna z psem, zapewne chcąc się ukryć przed ulewą. – Chcę spędzać z  tobą czas – wyszeptałam tak cicho, że nie wiedziałam, czy usłyszał.

Podniosłam oczy na niebo, słysząc grzmot, a chwilę po nim błysk rozświetlił wieczór. Lubię burzę. Potrafi być gwałtowna, niebezpieczna i  zniszczyć wszystko na swojej drodze, ale to piękne zjawisko. Jakby natura poprzez grzmoty chciała wyrazić swoje zdanie na temat życia. Nie ruszyłam się, kiedy Mike przerzucił moje włosy na prawe ramię, a potem jego usta znalazły się na mojej szyi. Zamknęłam oczy, czując przyjemność z  jego pocałunków i  oparłam się o  niego plecami. Dłonie owinął wokół mojej talii, bardziej mnie do siebie przyciskając. Westchnęłam cicho, sięgając ręką do tyłu i wplatając ją w jego włosy. Pociągnęłam za nie lekko. – Nie jesteś łatwa – stwierdził, nie odrywając ust od mojej skóry. – Mieszkamy razem od ponad pół roku, a znam cię, odkąd miałaś pięć lat, i nigdy nie pomyślałem, że jesteś łatwa. – Naprawdę? – Nie mogłam nic poradzić na ulgę w moim głosie. – Myślałem wiele, ale nie to. Odwróciłam się do niego przodem. –  Właściwie myślałem, że zostaniesz starą panną, bo każdego olewałaś już w wieku jedenastu lat. –  Bardzo śmieszne – prychnęłam, wywracając oczami. Ignorowałam każdego chłopaka w  moim życiu, bo nie interesowali mnie zbytnio. Mike uśmiechnął się lekko. Chwilę później znowu przyciągnął mnie do siebie i  schował głowę w  moich włosach. Czułam, jak jego dłonie mimowolnie zjeżdżają mi na pośladki, ale nie zwróciłam mu uwagi. Byłam zbyt zauroczona jego ustami, które przyciskał do czubka mojej głowy, a  następnie kolejno skroni, policzka i  kącika ust, aż dotarł do warg. Przygryzłam zębami jego dolną wargę, na co zacisnął dłonie na moich pośladkach i  przyciągnął mnie bliżej. Zamruczał, kiedy wplotłam palce w jego włosy, ciągnąc za końcówki. Usiadł na krześle przy biurku, pociągnął mnie na kolana i  od razu przyłożył usta do mojej szyi, całując lekko. – Mike – zaczęłam, chcąc zwrócić jego uwagę na siebie. – Musimy przestać. – Dlaczego? – jęknął niczym rozczarowane dziecko. – Luke może zaraz wrócić. – Oparłam dłonie na jego klatce, lekko go odpychając.

–  Nie wróci. Nocuje dzisiaj u  tej swojej Jo. – Wywrócił oczami, oplatając ręce wokół mojej talii. – Nawet jeżeli, to i tak nic z tego nie będzie – mruknęłam, kiedy chciał mnie znowu pocałować. – A to niby dlaczego? Przecież ty też tego chcesz – zdenerwował się, patrząc mi prosto w twarz. – Mam okres – warknęłam wkurzona. Czy to zawsze musi zależeć od niego, kiedy pójdziemy do łóżka? Nie żebym zamierzała z  nim iść, ale tak jest chyba zawsze. Widziałam wiele filmów i  czytałam dość książek, by wiedzieć, że dziewczyna chyba nigdy nie ma miesiączki. Za każdym razem, jak zaczynają się całować, ona nigdy nie mówi „Nie, bo mam okres”, ponieważ faktycznie go nie ma. Czy faceci mają jakiś wykrywacz tamponów albo sami sobie zapisują, kiedy mogą się dobierać do dziewczyny? No chyba nie, a przynajmniej nie w prawdziwym życiu. Wywróciłam w  myślach oczami, chcąc zejść z  jego kolan, ale on złapał mnie za biodra, uniemożliwiając mi to. – Czego chcesz? – spytałam. – Przepraszam. Starałam się być zła albo przynajmniej udawać. Widząc jednak jego minę, nie mogłam powstrzymać lekko wyginających się w górę kącików ust. –  Przepraszam, jestem dupkiem. Ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie wiedziałem o tym. Nie rozmawiasz ze mną na bardziej osobiste tematy. – I nie zamierzam tego zmieniać. – Uśmiechnęłam się, zarzucając mu ręce na ramiona. – O  takich rzeczach gadają chyba tylko małżeństwa z długoletnim stażem. –  No nie jesteśmy małżeństwem. – Zaśmiał się, co było chyba najwspanialszym dźwiękiem na świecie. – Ale uwielbiam cię prawie tak samo, jakbyśmy byli po pięćdziesięciu latach razem. – Złota rocznica, powiadasz? – Uniosłam brwi, a Mike spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Zaczął rozpinać górne guziki mojej koszulki. – Co robisz? –  Nic – wyszeptał, ale ja wątpiłam, żeby to było „nic”. Rozpiął cztery górne guziki, odsłaniając materiał czarnego stanika. Byłam

skołowana jego zachowaniem, ale pozwoliłam mu dalej działać. Sięgnął na biurko po długopis, po czym przycisnął jego końcówkę do skóry na mojej piersi, mniej więcej tam, gdzie znajdowało się serce. – Wszystkiego najlepszego z okazji złotej rocznicy. – Uśmiechnął się, po czym narysował na mnie małe, lekko koślawe serduszko z literką „M” na środku. *** Było już późno, kiedy w  końcu położyłam się do łóżka. Luke rzeczywiście został na noc u  Jo, co wzbudziło we mnie lekkie podejrzenia. Od kiedy oni spędzają ze sobą tak dużo czasu? Wiem, że Jo to świetna dziewczyna, tak samo jak Luke jest fajnym chłopakiem, ale przecież on to nie typ związkowca. Ale kto wie? W  końcu przedstawił ją swoim rodzicom, a to już chyba coś znaczy. Cieszę się ich szczęściem. Spojrzałam na ekran komórki. Od godziny pisałam do Johna, a on nie raczył odpisać nawet słowem. Zaczynało mnie to irytować. Niektórzy mogliby stwierdzić, że staram się go kontrolować, ale to nie tak. On mnie po prostu olewa. Nie ma czasu się ze mną spotkać, bo już umówił się z chłopakami z drużyny. Nie może mi odpisać, bo jest z chłopakami, a jak już znajdzie dla mnie czas, to non stop pisze z nimi smsy. Kto normalny by się nie wkurzył? – Mogę się z tobą położyć? – rozległo się zaraz po cichym pukaniu do drzwi. Nawet nie patrząc w  stronę Mike’a, mruknęłam coś potwierdzającego pod nosem. – Co się stało? – Co? – Spojrzałam na niego skonsternowana. – Marszczysz brwi. Coś się stało? – Mike podniósł kawałek kołdry, chowając się od razu pod nią i przesuwając bliżej mnie. Podniosłam się lekko, by po chwili wtulić w jego bok. – Za dużo myślę – szepnęłam, kiedy zgasił lampkę przy łóżku. – A o czym? – spytał równie cicho, gładząc wierzchem dłoni skórę na moim ramieniu. –  O Johnie. – Poczułam, jak na to imię Mike cały się spina, zaprzestając pieszczenia mnie. – Nie odpisuje mi.

–  I tak ci to przeszkadza? – Przez jego zimny i  szorstki głos przeszły mnie ciarki. –  A mam to ignorować? – Nie mogłam nic poradzić na mój pretensjonalny ton. Odsunęłam się, kładąc plecami do niego. – Jesteś tu ze mną, więc mogłabyś na chwilę o nim zapomnieć. – Nie podobał mi się chłód w  jego głosie. Chociaż miał trochę racji. Byłam tu z nim, a chłopak, którym się przejmowałam, totalnie mnie ignorował. –  Nie chcę się kłócić – powiedziałam zmęczonym głosem tak cicho, że nie jestem pewna, czy w ogóle mnie usłyszał. Albo usłyszał, ale mnie zignoruje i sobie pójdzie. Ale po chwili, która mogła trwać wieczność, poczułam, jak materac za mną się ugiął, a  Mike objął mnie delikatnie w  pasie. Z jego oddechem na karku szybko zasnęłam. *** –  Hej, stało się coś? – Usiadłam obok Violetty na trybunach w  hali gimnastycznej. – Nie, dlaczego? – Uniosła brwi, spoglądając na mnie, dodatkowo przekrzywiając głowę. Westchnęłam, bawiąc się nitką wystającą z białej, sportowej koszulki. – Ostatnio wydajesz się jakaś… odległa. Praktycznie wcale ze mną nie rozmawiasz. – Spojrzałam na ludzi z  klasy grających w  koszykówkę. Powinnam być teraz z  nimi, ale nauczycielka chyba tego nie zauważyła. – Unikasz mnie? –  To nie tak. Nie unikam cię umyślnie – zaczęła speszona Vi, wymachując rękoma. – Ja tylko specjalnie unikam twoich znajomych. – Wiem, że nie lubisz Georginy i Mike’a, ale nie musisz bać się ich jak ognia. – To już naprawdę robiło się irytujące. Rozumiem, że nie lubi moich znajomych, ale to nie powód, by mieć do mnie o  to pretensje. – Przecież nic ci nie zrobią. –  Tak myślisz? – oburzyła się. – Słyszałam opowieści o  tym, jak traktowaliście się z Mikiem, zanim wyjechałaś.

Odwróciła się w  moją stronę, związując włosy w  kitkę na czubku głowy. –  Od tamtego czasu przelewał swoją frustrację na innych. Wykorzystywał seksualnie dziewczyny, rzucając je potem jak stare ściery do mycia podłóg. Te, które jego zdaniem nie nadawały się do przelecenia, traktował jak śmieci, poniewierając je po korytarzach i upokarzając. – Mike nikogo by nie uderzył. – Nie wiem skąd wzięła się we mnie nagła potrzeba bronienia chłopaka. Po prostu czułam się dziwnie, kiedy ktoś bezpodstawnie go obrażał. –  Nie mówię, że kogoś uderzył! – syknęła, mrużąc oczy. – Jest wiele gorszych rzeczy niż przemoc fizyczna. Georgina wcale nie jest lepsza. Wredna suka z  rozdmuchanym ego sięgającym dachu jej trzypiętrowej willi. –  Nie przesadzasz trochę? – Powoli miałam już dość tej dziewczyny. O co jej w ogóle chodziło? –  Ta suka robiła dokładnie to samo. Myślisz, że czemu się tak „przyjaźnią”? – Zrobiła w  powietrzu cudzysłów palcami. – Chociaż wydaje mi się, że jeszcze jej nie przeleciał, co wyjaśniałoby jej fascynację nim. –  Ona nie jest taka. Spotyka się z  kimś – oburzyłam się. Jak ona śmie tak mówić o osobach, których nawet nie chciała poznać? –  Może i  spotyka, ale i  tak pół miasta z  nią pisze – prychnęła, nawet nie starając się ukryć obrzydzenia. – Wiesz co? – spytałam, nagle podnosząc się z ławki. – Mam dość tej rozmowy. Nawet na nią nie patrząc, zaczęłam schodzić z  trybun. Co ona sobie wyobrażała? Będzie mi mówić o  ludziach, o  których nie ma pojęcia! – Georgina wie – usłyszałam za sobą cichy, ale zimny głos Vi. –  Co takiego wie? – Odwróciłam się i  założyłam ręce na piersi, chcąc wyglądać na znudzoną. –  Że kręcisz z  Mikiem. – Czułam, jak krew odpływa mi z  twarzy. Chyba nawet otworzyłam ze zdziwienia usta. – Widziałam, jak podsłuchiwała was kiedyś pod halą gimnastyczną.

– Co? – Z mojego gardła wydobył się cichy pisk, aż odkaszlnęłam. Jednak Violetta nie powiedziała nic więcej, tylko z  zaciętą miną minęła mnie, mamrocząc pod nosem. Co prawda informacja, że Georgina wie o mnie i o Mike’u nie jest w stu procentach pewna, ale za to właśnie się dowiedziałam, że Vi o nas wie. I wcale mi się to nie spodobało. *** Nie rozmawiałam z  Violettą od dwóch dni. Ona zresztą też się ze mną nie kontaktowała. Przez ten czas przyglądałam się zachowaniu Georginy i  nic nie wskazywało na to, żeby to, co mówiła Vi, było prawdą. –  Georgii, byłaś kiedyś za halą sportową? – spytałam, kiedy dziewczyna usiadła z tacą przy naszym stoliku. Tylko ta jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Gdy tak dłużej nad tym pomyślę, to kiedy rozmawiałam tam z Mikiem, usłyszałam czyjeś kroki, ale nikogo nie zauważyłam. – Oczywiście – odpowiedziała od razu, uśmiechając się lekko. – To jedyne miejsce, w  którym można zapalić bez obaw, że nauczyciele cię zobaczą z okien. – Często tam chodzisz? – Głupie pytanie, ale muszę wiedzieć. – Chyba codziennie. – Wzruszyła ramionami. – Ale jak chcesz tam iść w  czasie przerwy, musisz przycisnąć się do ściany, inaczej cię złapią. Mruknęłam cicho. Nie wierzę, że ją podejrzewałam. Myślałam, że jeżeli Vi mówi prawdę, to Georgina zacznie coś ściemniać, a  ona mówiła o  tym tak otwarcie. Nie wierzę, że chociaż na chwilę uwierzyłam tej idiotce. – A co, zaczęłaś palić? – Georgina uniosła brwi, wkładając do buzi kolejną frytkę. – Nie, tak tylko pytałam. ***

– Cały tydzień nie miałeś dla mnie czasu, więc może choć raz ze mną posiedzisz?! – oburzyłam się przez telefon, siedząc po turecku na łóżku. – To nie tak. Po prostu byłem już umówiony z chłopakami – bronił się John, wzdychając przeciągle. – No dobra, nie zabraniam ci spotykania się z chłopakami, ale nie zapominaj, że masz też dziewczynę! – Miałam już dość tej rozmowy. John spławiał mnie od kilku dni, ciągle tłumacząc się tym samym, czyli spotkaniami z kolegami. – Posłuchaj, to było ważne. Trenowałem z chłopakami, a Jack… – zaczął twardym głosem, ale mu przerwałam. –  Ty już mi nawet o  Jacku nie wspominaj! – warknęłam z pretensjami. – Spławiasz mnie już nie wiem który raz i zawsze ma to coś wspólnego z Jackiem. Czy ty nie widzisz, że ten dupek stał się dla ciebie ważniejszy niż ja? – Teraz już krzyczałam, ale na szczęście w  mieszkaniu nikogo nie było. W  sumie dobrze jest czasami podnieść głos. –  Liv, to nieprawda. – Głos mu złagodniał. – Jesteś dla mnie bardzo ważna. Oni po prostu są moją drużyną i  nie mogę ich zaniedbać. – Choćbym chciała się na niego złościć, nie potrafiłam. Gniew ulatywał, pozostawiając na swoim miejscu żal, przygnębienie oraz smutek. – Nie musisz spędzać z nimi dwudziestu czterech godzin na dobę. – Westchnęłam. – Ja też chcę czasem coś z  tobą porobić. – Naciągnęłam puchate skarpetki wyżej na łydkę. –  Przyjdź dzisiaj do mnie. Odwołam chłopaków i  pooglądamy jakieś filmy, tak jak zawsze. – Słyszałam nadzieję w  jego głosie, przez co nie mogłam odmówić. Bo czy się kłócimy, czy nie, uwielbiam spędzać z nim czas. –  Dobrze, będę niedługo. – Uśmiechnęłam się, rozłączyłam i  rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka. Wyjęłam czarne obcisłe spodnie i  do tego grubą, kremową bluzę. Szybko przebrałam się w łazience, wiążąc włosy w kucyk. – Olivia? – usłyszałam głos Mike’a z salonu. Musiał właśnie wrócić z pracy. – Wychodzisz gdzieś?

Zmarszczył brwi, mierząc mnie wzrokiem, na co przestąpiłam z nogi na nogę, czując się dziwnie niekomfortowo. –  Tak. Nocuję dziś u  Johna – odparłam cicho, ciągnąc za rękawy bluzy. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, sama nie wiem czemu. – A to niby dlaczego? – zirytował się nagle. –  Bo to mój najlepszy przyjaciel – odpowiedziałam jeszcze ciszej niż poprzednie zdanie. – Więc mogę z  nim spędzać tyle czasu, ile chcę. – Twój przyjaciel, tak?! Ten, który ignoruje cię cały czas? – Wiem, że Mike nie znosił Johna, ale nie musiał tak przesadnie reagować. –To też mój chłopak. – Jakoś nie przeszkadzało ci to, kiedy się ze mną całowałaś! –  Mike, przestań. Zachowujesz się jak skończony idiota. – Nie chciałam podnosić głosu, ale on zdecydowanie przesadzał. I  bez niego wychodziłam na bezduszną hipokrytkę. –  A nie, czekaj. Skończył ci się okres, więc idziesz się z  nim pieprzyć. Nie musisz do niego iść, mi też możesz dać dupy, jak tak bardzo tego chcesz! – syknął, a  ja zacisnęłam usta w  wąską kreskę. Więc to tak. Już wiem, co o  mnie myśli i  jakoś nie jest to dla mnie szok. Jaką się czujesz, taką postrzegają cię ludzie. Zwiesiłam głowę, nie chcąc, by Mike zobaczył w  moich oczach łzy. Nie zamierzałam płakać, na pewno nie przed nim. Po chwili chłopak westchnął głośno, kiedy dotarło do niego to, co powiedział. – Liv, ja… Podniosłam na niego wzrok. Miał zbolały wyraz twarzy, a  oczy pełne żalu i smutku. – Wcale nie miałem tego na myśli. –  Powiedziałeś to, co chciałeś powiedzieć. – Zaskoczyła mnie gorycz we własnym głosie. – Chciałeś uderzyć tam, gdzie zaboli. – Nie, to nie tak. – Dobrze wiem, że tak. Doskonale wiedział, jak niska jest w  tym momencie moja samoocena i  wykorzystał to przeciwko mnie. Wiedział, co myślę o  sobie i  nie zawahał się tego użyć. To piękne i tragiczne jednocześnie. Piękne, że słowa „Człowiek nigdy się nie zmienia” są tak prawdziwe i tragiczne, że przekonałam się o  tym na własnej skórze. W  chwili, w  której zrobił krok w  moją

stronę, rzuciłam się biegiem do pokoju, zamykając od razu za sobą drzwi. Słyszałam, jak puka, prosząc, bym z  nim porozmawiała, ale nie miałam ochoty go słuchać. Nawet nie patrzyłam, jakie ubrania pakowałam do torby albo czy na pewno mam wszystko, tylko szybko zasunęłam zamek i  biorąc głęboki oddech, otworzyłam drzwi szybkim ruchem. Mike wleciał do pokoju jak ścięte drzewo, ale nie obchodziło mnie to. Ominęłam go, włożyłam buty i  mimo nawoływań i próśb, wybiegłam z mieszkania.

Rozdział 30 Olivia Nie wróciłam do domu na weekend. Mike próbował się ze mną skontaktować, ale wyłączyłam telefon. Nie miałam zamiaru go wysłuchiwać, już dość powiedział. To nic nie zmienia, nawet jeśli mówił w złości. Ludzie gadają wtedy to, co naprawdę sądzą o innych. Chociaż on nigdy nie miał z tym problemu, co tylko utwierdza mnie w  przekonaniu, że od samego początku nie był ze mną szczery. Nawet jakbym zerwała z  Johnem, żeby być z  Mikiem, nigdy nie byłabym pewna ani jego, ani też tego, co myśli. Niby w  związkach potrzeba spontaniczności, ale jej nadmiar jest niezdrowy. Przez cały ten czas nocowałam u Jo i Johna. Mimo że to o niego pokłóciłam się z Mikiem, to przecież wciąż był moim najlepszym przyjacielem. Nie mogłam go spisać na straty pod tym względem. Za dużo lat razem przeżyliśmy. Co do samego Mike’a – rozumiem, że mógł być zazdrosny, ale my nie jesteśmy razem. Nie może odstawiać mi scen zazdrosnego chłopaka za każdym razem, gdy będę chciała spędzić czas z Johnem. Przez tę kłótnię cały czas chodziłam zamyślona, ignorując wszystko i wszystkich dookoła. Zbywałam każdą próbę Johna, kiedy chciał się do mnie zbliżyć. Po prostu dostawałam przed to wszystko mdłości, a  żaden jego śmielszy dotyk na mnie nie działał. Nie czułam nic, a przynajmniej nie tak jak przy Michaelu. – Olivia? – Luke podniósł się z kanapy w salonie. Zrzuciłam z nóg buty i  zawiesiłam płaszcz na wieszaku, nim pojawił się w  przedpokoju. – Dziewczyno, co ty sobie wyobrażasz?! Pisałem i dzwoniłem do ciebie całą sobotę, dopóki Jo nie powiedziała mi, że jesteś u nich. – Przepraszam, wyłączyłam telefon – mruknęłam, idąc do swojego pokoju. Niestety Luke ruszył za mną.

–  To może podasz mi powód, dla którego to zrobiłaś? – Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, przyglądając mi się zmrużonymi oczami. –  A czy to takie ważne? – Rzuciłam torbę z  rzeczami na łóżko, chcąc związać włosy. Nie miałam najmniejszej ochoty mu się tłumaczyć. –  Mnie nie chodzi o  to, żeby cię przepytywać, tylko o  to, że wyszłaś zdenerwowana i  nie powiedziałaś nam dokąd. – Luke westchnął, opierając się ramieniem o  ścianę. Przyjrzałam mu się dokładnie, przetwarzając to, co właśnie powiedział. –  Skąd wiesz, że byłam zdenerwowana? – Uniosłam brwi, kiedy doszedł do mnie ten fakt. Możliwe, że powiedział mu Mike, a skoro wie o kłótni, musi też wiedzieć, o co poszło. Tylko nie to. – Mike ci wszystko wygadał – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, wkurzając się na Mike’a. – Tak jakby – odparł cicho ze zmieszaną miną. Chyba właśnie do niego dotarło, że powiedział za dużo. No cóż, za późno się skapnął. – Co jeszcze wiesz? – Podeszłam do niego. –  Wszystko – odparł, wzdychając przeciągle. Teraz miał już spokojny wyraz twarzy, jakby pozbył się wyrzutów sumienia. – Mike naprawdę nie chciał tego powiedzieć, on tylko… –  Chyba sobie ze mnie żartujesz! – krzyknęłam, popychając go w  stronę drzwi. – Ten dupek nigdy nie chce ze mną rozmawiać i  muszę każdą informację z  niego wyciągać. A  tobie gada wszystko jak na spowiedzi! –  Olivia – upomniał mnie cicho, kiedy znowu popchnęłam go w stronę drzwi, ale miałam to gdzieś. –  Co ty sobie wyobrażasz? Będziesz się teraz bawić w  jakąś zasraną swatkę? – Już był prawie za drzwiami. – Poza tym od kiedy to tak się znasz na uczuciach innych? Czy to nie ty zawsze mówiłeś, że dziewczyny są dobre tylko na chwilę, a  teraz próbujesz mi wmówić, że Mike nie chciał albo że tęskni?! A  może mam to powiedzieć Jo? – Olivia, uspokój się! – krzyknął, co wytrąciło mnie z amoku. – To nie na mnie jesteś zła. – Przetarłam twarz dłońmi, siadając na łóżku. Miał rację, to nie na niego byłam wściekła. Po prostu był

w nieodpowiednim miejscu i porze, więc się na nim wyżywałam, ale to było niesprawiedliwe. Nie powinnam się na niego złościć za to, że wie, tylko na Mike’a za to, że mu wygadał. Chociaż w  sumie sama chciałam komuś się zwierzyć. – Przepraszam – szepnęłam bliska płaczu. – To po prostu mnie już przerasta. Mike najpierw mówi jedno, potem coś innego. Nic tylko non stop miesza mi w głowie. –  Mike już taki jest. Najpierw mówi, potem myśli. – Oparł się o framugę drzwi. – Musicie w końcu szczerze ze sobą porozmawiać. Porozmawiać. W  tej chwili pragnę wszystkiego oprócz gadania z  Mikiem. Już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszeliśmy przekręcanie kluczy w  drzwiach. Mike wrócił. Nie potrafiłam się ruszyć, kiedy usłyszałam jego kroki, a  po chwili zza pleców Luke’a dojrzałam jego twarz. –  Wróciłaś już – powiedział lekko zaskoczony. – Przeszły ci już fochy? Poczułam się, jakbym dostała z łokcia w brzuch. Luke powiedział coś cicho do Mike’a, na co ten wzruszył tylko ramionami i udał się do swojego pokoju. To właśnie było prawdziwe oblicze Michaela Cartera. Nie mogłam powiedzieć, że mnie to nie zabolało, bo zabolało, i to jak cholera. –  Szczerze porozmawiać, mówisz? – oburzyłam się i  wyprosiłam Luke’a z pokoju. Nie miałam teraz ochoty na żadne rozmowy, a  głośna muzyka z pokoju obok przyprawiała mnie tylko o ból głowy. *** – O co wam tym razem poszło? – usłyszałam za sobą głos Georginy. Westchnęłam, biorąc łyk wody z butelki. – Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. – Odwróciłam się w jej stronę. Wywróciła oczami, dosiadając się do stolika. Miałam w  tej chwili wolną godzinę, więc postanowiłam spędzić ją w stołówce. – Chodzi o Mike’a. –  Czy zawsze musi chodzić o  niego? – spytałam retorycznie, wyrzucając ręce w  powietrze. – Nie możesz pogadać ze mną

o pogodzie? –  Cóż, mamy środek lutego i  jest chłodno. No już, powiedz mi, o co z wami chodzi. Pieprzycie się? –  Boże, Georgina! O  czym ty mówisz? – Spojrzałam na nią, gdy poprawiała doczepiane włosy. Uśmiechnęła się konspiracyjne, zanim podała mi zbożowego batonika. –  Na diecie tylko to możesz jeść – powiedziała, wskazując kiwnięciem głowy na przekąskę. – Nie jestem na żadnej diecie. – Zmarszczyłam brwi. – A powinnaś. Teraz kiedy Mike już się tobą znudził. –  O czym ty mówisz? – przerwałam jej, odkładając batona na stolik. – No błagam, Olivia. Mieszkacie razem pół roku, a znam Mike’a na tyle, że wiem, że nie potrafiłby utrzymać ptaka w  spodniach – stwierdziła znudzonym głosem, przyglądając mi się dokładnie. – Nie spałam z nim. Nie mam pojęcia, skąd przyszło ci coś takiego do głowy – powiedziałam, podnosząc się z siedzenia. –  Mike to gracz, a  skoro się znudził, to albo dostał to, co chciał, albo stracił zainteresowanie – rzekła, uśmiechając się pocieszająco. *** –  W sobotę są walentynki – usłyszałam głos Jo w  telefonie. Spojrzałam na ekran laptopa na moich kolanach. Nie bardzo miałam ochotę robić nic specjalnego, zwłaszcza że John nie wykazywał zainteresowania tym dniem. –  No i  co wymyśliłaś? – zapytałam, okrywając się szczelniej kocem. –  No, myślałam o  tym, żeby pójść do klubu. Ja z  Lukiem i  ty z Johnem. –  No nie wiem – powiedziałam zmieszana, rozglądając się po salonie. Od pamiętnego razu nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić na żadną dyskotekę czy do klubu. –  Nie możesz siedzieć wiecznie w  domu. – Westchnęła do telefonu. – No nie daj się prosić.

–  Serio, to nie jest najlepszy pomysł. Poza tym czy John o  tym wie? – spytałam i nie potrafiłam nic poradzić na wątpliwość w moim głosie. – Nooo… – Coś długie to „no” – przerwałam jej, śmiejąc się z jej piskliwego głosu. –  Jeszcze nie powiedziałam mu o  naszym planie – przyznała cicho. W tle słyszałam, jak otwierała szafki, zapewne szykując się na spotkanie z Lukiem. –  Więc chcesz nas umówić, nie wiedząc, czy druga osoba przyjdzie? – prychnęłam, uśmiechając się. – Czuję się jak w randce w ciemno. –  Przesadzasz. Na pewno przyjdzie – zapewniła, jednak ja nadal nie byłam przekonana do tego pomysłu. – Muszę już kończyć, bo za pół godziny będzie tu Luke. Rozłączyłam się i  odłożyłam telefon na stolik. Naprawdę nie bardzo miałam ochotę gdzieś wychodzić. Nawet zaczęłam znajdować w sobie cechy introwertyczki i osoby aspołecznej. Najlepiej by było, jakbym została sama z jedzeniem i oglądała przez cały czas filmy na laptopie. Mnie na pewno nie przeszkadzałoby takie życie. Westchnęłam cicho, poprawiając się na fotelu, i  włożyłam z powrotem słuchawki do uszu. Nie wiem dlaczego, ale spodobała mi się historia miłosna między Harley Quinn i  Jokerem z  filmu Legion samobójców i  pewnie dlatego oglądałam go drugi raz. Ta toksyczna więź między nimi jest jednocześnie chora i  urocza. Naprawdę niezwykłe jest to, że nawet ktoś taki jak Joker ma pisaną mu kobietę. Byłam właśnie na momencie, w  którym Harley rzuciła się do kotła z chemikaliami, gdy poczułam czyjeś ciepłe usta na szyi. Wzdrygnęłam się, prawie zrzucając z  kolan laptopa, po czym szybko wstałam. Przede mną stał nie kto inny jak Michael Carter ze swoją egoistyczną aurą znudzonego dupka. Nie wytrzymałam. Gdy otworzył usta, wymierzyłam mu cios prosto w  twarz. Jednak miał chłopak szczęście, bo zrobiłam to otwartą dłonią. –  Co ci odwaliło?! – wrzasnął, przykładając dłoń do pulsującego policzka. Zacisnęłam usta, patrząc na niego zirytowana.

–  Nie zamierzam przepraszać – prychnęłam, na co chłopak wyszedł z salonu, kierując się po zimny okład. –  Za co to było? – krzyknął z  kuchni, bym go usłyszała. Poszłam za nim i  zatrzymałam się w  progu, obserwując, jak przykłada zamrożony groszek do twarzy. –  Chyba zadajesz złe pytania – warknęłam, a on spojrzał w moją stronę. Skrzywił się na widok mojej miny. – Nie mów mi, że nadal się gniewasz. – Westchnął. –  A dlaczego miałabym tego nie robić? – Poziom mojej irytacji sięgnął prawie zenitu przez ten jego nonszalancki ton. –  Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – Oparł się o  kant blatu. Czy on serio sugerował, że jestem histeryczką? Co jak co, ale kobieta ma prawo miewać fochy, zwłaszcza że ten tutaj jest uzasadniony. – A nie sądzisz, że to ty zachowujesz się jak dupek? – syknęłam, zakładając ręce na piersiach, chcąc w ten sposób dodać sobie trochę odwagi. Mike westchnął ciężko, spoglądając mi prosto w  oczy tęsknym wzrokiem. Prawie przez to zmiękłam i zapragnęłam wpaść mu w  ramiona, ale powstrzymałam się resztkami rozsądku. Trzeba być asertywnym. –  Nie możemy zostawić tego za sobą? Brakuje mi twoich ust – powiedział, spoglądając na nie, przez co mimowolnie przygryzłam dolną wargę. – Twojego dotyku i spędzania z tobą czasu także. – Myślisz, że pójdzie ci tak łatwo? – Starałam się chłodnym tonem ukryć drżenie głosu. Prawda była taka, że też za nim tęskniłam, chociaż mnie zranił, a zranioną dumę ciężko przeboleć. –  Przez taką błahostkę zaprzepaścisz to, co jest między nami? – spytał, stając przede mną. Już chciał mnie do siebie przyciągnąć, ale odepchnęłam go i nagle wróciło do mnie, co powiedział. –  Nazwałeś mnie dziwką! – Podniosłam głos, gdy złość znowu wróciła. To on zaczął tę sytuację, a zrzuca winę na mnie. Zacisnęłam zęby, starając się nie wybuchnąć płaczem. – I  nawet za to nie przeprosiłeś! *** Walentynki.

Starałam się przygotować mentalnie, choć w  sumie sama nie wiedziałam na co. Na samą myśl o  tym, że miałam wyjść do klubu, skręcało mnie w środku. Ten głupi irracjonalny strach gdzieś tam we mnie siedział. Bałam się, że historia może się powtórzyć i wiedziałam na sto procent, że nie będę czuć się swobodnie, tak jak dotąd się czułam. Chociaż może ten dziwny ucisk w  żołądku jest spowodowany przez Mike’a? Czułam rozgoryczenie za każdym razem, kiedy próbował nawiązać ze mną konwersację, a ja go olewałam. Po moim wybuchu w kuchni nie unikał mnie jak ognia, ale jednocześnie dał mi trochę więcej przestrzeni i najwyraźniej uznał, że sprawa przeminie z czasem. Cóż… Mylił się. To było dla mnie trudne. Mogło się wydawać, że ignorowanie drugiej osoby jest łatwe, że wystarczy odwrócić wzrok i nie reagować na głupie komentarze, ale to nieprawda. Nie w  przypadku Mike’a. Wiele razy gryzłam się w  język albo wbijałam sobie paznokcie w skórę, byle tylko nie zaśmiać się z jego suchego żartu czy głupiego komentarza. Wiedziałam, że mówił je specjalnie dla mnie. Jednak moje ego jest zbyt duże, aby dać mu się tak łatwo udobruchać. Nie mam zamiaru być jedną z  tych dziewczyn, które swojej miłości wybaczą wszystko po jednym uśmiechu. Co to, to nie. Wychodzę trochę na masochistkę, kiedy tak chowam w  sobie uczucia, które wręcz zżerają mnie od środka, jednak nie odpuszczę, póki nie usłyszę tego zwykłego „przepraszam”. Johna nie widziałam od kilku dni. Byliśmy umówieni na przedwczoraj, ale odwołał spotkanie godzinę przed czasem, bo musiał iść na siłownię z chłopakami. Tak więc spędziłam ten wieczór na kłótni z  Lukiem o  to, jaką pizzę zamówimy. Mike’a oczywiście ignorowałam. *** Od godziny słuchałam opowieści Georginy o  tym, jaką to miała przygodę na zakupach. Właściwie to nawet nie słuchałam. Włączyłam sobie telefon na głośnomówiący i malowałam paznokcie, od czasu do czasu rzucając jakieś reakcje, typu: „Och” albo

„Naprawdę?”. Za dwie godziny mieliśmy z  Lukiem wychodzić na podwójną randkę. – Widziałam też takie świetne kozaczki… –  Hej, możemy porozmawiać? – Nagle w  uchylonych drzwiach pokazała się głowa Mike’a. Uniosłam na niego wzrok, dmuchając w świeżo pomalowane bordowym lakierem paznokcie. – Czy to Mike? – usłyszałam Georginę z telefonu. – Myślałam, że ze sobą nie rozmawiacie. –  Bo nie rozmawiamy – powiedziałam twardo, nie odrywając wzroku od Michaela. – Liv, mam dość tego, że ciągle mnie ignorujesz. Pogadaj ze mną – zażądał, na co uniosłam jedną brew, mierząc go wzrokiem. – No to opowiedz mi, jak wyglądają te twoje kozaczki – zwróciłam się do telefonu, pokazując chłopakowi środkowy palec i uśmiechając się przy tym słodko. Westchnął głęboko i  zacisnął pięści. Wyszedł, gdy Georgina zaczęła opowiadać, że jej nowe buty mają złoty łańcuch nad piętą. *** Włożyłam na siebie zwykłą, czarną bluzkę na grubych ramiączkach i tego samego koloru buty na koturnie z paskiem na kostce. Makijaż zrobiłam delikatny, gdyż nie miałam jakoś ochoty dłużej nad tym siedzieć. Włosy zakręciłam w  lekkie fale i  praktycznie to było wszystko. Nie zamierzałam się dzisiaj pindrzyć przed lusterkiem ani dla Johna, na którego jestem zła, ani dla żadnych innych osób. Szczerze, to mam dość tego wieczoru, a  on nawet się nie zaczął. Najchętniej wskoczyłabym pod ciepły koc i  oglądała programy kulinarne w telewizji. Niestety, wszystko jest już zaplanowane. Mimo głośnej muzyki rozchodzącej się po pokoju, usłyszałam pukanie do drzwi. Chociaż w  sumie można to też było nazwać waleniem. Niechętnie, wzdychając pod nosem, podniosłam się z  krzesła i  ruszyłam w  stronę drzwi, wyłączając po drodze muzykę. Odkluczyłam je i  uchyliłam lekko, chcąc zobaczyć, kto zakłóca mój głośny spokój.

– Kogóż innego mogłabym się spodziewać, jak nie ciebie, Mike? – zezłościłam się, opierając głowę o  framugę drzwi i  uśmiechając się sarkastycznie. – Co sprowadza cię w  moje skromne progi? Chcica? Hemoroidy? –  Czy możemy porozmawiać jak dorośli ludzie? – Westchnął przeciągle, ignorując mój komentarz. – Ale ja nie chcę – odparłam jak obrażone dziecko, tupiąc nogą dla lepszego efektu. – Jakoś wolę cię denerwować. To mi sprawia więcej frajdy niż rozmawianie z tobą. – Bądź poważna! Poza tym, jak mam cię niby przeprosić, skoro nie chcesz mnie słuchać? Zmrużyłam oczy, przyglądając się jego twarzy. Mam nadzieję, że to nie jego podstęp i  nie wymyślił żadnej sztuczki. Wciągnęłam głęboko powietrze przez nos, a potem wolno je wypuściłam. – No więc mogę wejść? – zapytał, wskazując na drzwi, które nadal przytrzymywałam tylko lekko uchylone. –  Nie mam dużo czasu, więc się streszczaj z  tą rozmową. – Wpuściłam go do środka i usiadłam z powrotem na krześle. On zajął miejsce na moim łóżku i choć na niego nie patrzyłam, to czułam jego palący wzrok na plecach, kiedy zakładałam kolczyki. Jednak w  dalszym ciągu się nie odzywał. To zaczynało być naprawdę irytujące. – Spójrz na mnie – usłyszałam. Wywróciłam oczami, ale mimo to spełniłam prośbę, odwracając się na krześle. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i patrząc mu prosto w oczy, wzruszyłam ramionami, by dać mu do zrozumienia, że ma wreszcie zacząć. Chyba jednak moje znaki nie były dla niego zbyt jasne, bo nadal siedział i gapił się na mnie, nie wiedząc, co powiedzieć. –  To się robi nudne – mruknęłam pod nosem, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że mnie usłyszał. –  Przepraszam – wydusił z  siebie po kilku minutach ciszy. Uniosłam w zdziwieniu brwi, przyglądając mu się. – Przepraszam za insynuacje, że jesteś dziwką. Wcale tak nie myślę, to tylko… – Olivia, idziemy! Szybko! – krzyknął Luke, wbiegając do pokoju. W  ogóle nie zwrócił uwagi na Mike’a, siedzącego na moim łóżku, tylko złapał mnie za rękę, ciągnąc do drzwi wyjściowych.

– Co się dzieje? – wystraszyłam się, kiedy zdarł z wieszaka nasze kurtki i praktycznie wypchnął mnie za drzwi. –  W „Euforii” do godziny dwudziestej drugiej jest darmowe wejście dla par! – zawołał rozweselony. – Dziewczyno, normalnie bilet do tego klubu kosztuje z  dwadzieścia dolców, więc nie zamierzam przegapić tej okazji. – Skąd to wiesz? – Próbowałam nadążyć za nim, kiedy wręcz biegł do samochodu. – Ma się te znajomości. – Uśmiechnął się chytrze, odpalając silnik samochodu. Szybko spojrzałam jeszcze na okna naszego mieszkania. Widziałam w  nich ciemną sylwetkę Mike’a. Przeprosił mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem, wkładając na siebie kurtkę. Michael Carter mnie przeprosił. – A tobie co tak wesoło? Zerknęłam na Luke’a, który wreszcie trochę opanował emocje, wyjeżdżając na ulicę. –  Zaoszczędzę dwadzieścia dolarów. – Spojrzałam na zegarek. – Jeżeli zdążysz w piętnaście minut. –  Nie znasz moich możliwości. – Uśmiechnął się, przeczesując blond włosy palcami. – Jo i John już tam na nas czekają? Kiwnął głową. Czyli zaoszczędzimy na czasie, skoro nie musimy po nich jechać. – Co robił u ciebie Mike? – zapytał Luke, nie spuszczając wzroku z  drogi. Na samo wspomnienie poczułam coś dziwnego w  brzuchu. Motylki? Chyba muszę zainwestować w sieć na owady albo żabę. Nie podoba mi się to nic a nic. –  Musieliśmy sobie coś wyjaśnić – powiedziałam obojętnym tonem, przygryzając wewnętrzną stronę policzka. – Nie chciałeś go z nami zabrać? Przecież wy zawsze chodzicie do klubów razem. – Mówił, że już gdzieś się umówił. *** Siedziałam przy barze już od godziny. Oczywiście, John siedział obok, ale jego uwaga była bardziej skupiona na telefonie

i  wiadomościach, które dostawał, niż na mnie. Westchnęłam, obręcając się na obrotowym krześle barowym. Spojrzałam na tłum tańczących ludzi, przypominając sobie, że jeszcze godzinę temu dobrze bawiłam się z  moim chłopakiem. Do czasu, aż nie dostał wiadomości od Jacka. Jo i  Luke znajdowali się gdzieś w  tłumie ocierających się o  siebie w  rytm muzyki par albo też ulotnili się na szybki numerek. W  każdym razie nie miałam zielonego pojęcia, kiedy wrócą. – John – westchnęłam głośno, chcąc zwrócić jego uwagę, co chyba nie zadziałało, więc próbowałam dalej: – John! –  Co? – W  końcu uniósł na mnie wzrok. Zawsze z  Jo zazdrościłyśmy mu tych niebieskich oczu, ale nie przyznałyśmy się do tego nigdy. Zlustrowałam jego twarz. Piaskowe włosy tworzyły artystyczny nieład, a  czarna koszulka opinała ciało. Znam go tak długo i  wiem, że nasze relacje zmieniły się kilka miesięcy temu. Muszę mu powiedzieć, co czuję, inaczej zwariuję od buzujących we mnie emocji. Był dla mnie zawsze, kiedy go potrzebowałam i nawet wtedy, jak nie chciałam go widzieć. Moje uczucia do niego sięgają chyba dłuższego okresu niż nasz związek, ale dopiero teraz zapragnęłam być z nim szczera. –  Myślę, że powinniśmy zerwać – powiedziałam wystarczająco głośno, by usłyszał mnie mimo głośnej muzyki. Z zaskoczenia opadła mu szczęka, a  oczy otworzyły się szeroko. Trochę bawiła mnie jego reakcja, ale musiałam pozostać poważna. Gdy tak dłużej się w  niego wpatrywałam, zauważyłam, jak na jego twarzy szok zamienił się w złość, na co uniosłam brwi. –  Że co proszę?! – zdenerwował się, kiedy dotarło do niego, że wcale nie żartuję. – Mam dość tego, że spędzasz więcej czasu z Jackiem i chłopakami niż ze mną – broniłam się, chociaż sama nie byłam pewna, czy naprawdę to miałam na myśli. John prychnął, wkładając telefon do kieszeni, po czym obrócił się całym ciałem w moją stronę. –  Jeżeli chciałaś mieć kundla na smyczy, który ciągle będzie warował przy twojej nodze, to przepraszam, że cię rozczarowałem! – syknął mi prosto w twarz. Nie odzywałam się, bo po co? Pokręciłam tylko zrezygnowana głową i podniosłam się z siedzenia. Miałam już

dość tego wieczoru. Może nie byłam smutna przez zerwanie z Johnem, ale mimo wszystko czułam na końcu języka gorycz, która pozbawiała mnie energii do życia. Mimo że ten klub każe sobie płacić krocie za wejście, nie różni się niczym od innych. Zapełniony parkiet jest pełen spoconych, pijanych ludzi, chcących uprawiać seks gdziekolwiek, byle tylko spełnić swoje potrzeby. Głośna, dudniąca w głowie muzyka i drogie drinki, które w sumie są tutaj droższe niż w normalnym klubie. Przeczesałam włosy palcami, starając się przecisnąć przez tańczący tłum i  ograniczyć łokcie wbijane mi w  brzuch. Tych ludzi chyba naprawdę nie obchodzi, czy staranują człowieka i zadepczą go na śmierć, ale co się dziwić. Populacja ludzka dwudziestego pierwszego wieku ma wszystko gdzieś. Liczy się dla nich jedynie podróż do celu po trupach, i to nie tylko w przenośni. Wzdrygnęłam się, czując, jak ktoś łapie mnie za ramię i  ciągnie w  swoją stronę. Mimowolnie wspomnienia z  napaści pojawiły mi się przed oczami, przez co zaczęłam się trząść jak galareta. Ale kiedy się odwróciłam, by zobaczyć sprawcę „napaści”, ujrzałam znajome, szare tęczówki. – Przepraszam, że tak powiedziałem. Nie miałem tego na myśli – rzekł Mike ze zbolałym wyrazem twarzy. Uwierzyłam mu i delikatnie się uśmiechnęłam. Jednak nie miałam już na nic ochoty. Dzisiejszy dzień za bardzo obciążył mnie psychicznie i marzyłam teraz jedynie o własnym łóżku. Nie chciało mi się nawet zastanawiać nad tym, co on tutaj robił. –  Zawieź mnie do domu – poprosiłam, po czym skierowałam się w stronę szatni, by odebrać rzeczy.

Rozdział 31 Olivia Droga zajęła nam pół godziny, przez które oboje nie wydaliśmy z  siebie nawet najcichszych dźwięków. Widziałam kątem oka, jak Mike zerka na mnie, zaciskając dłonie na kierownicy. Parę razy nawet otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak kończyło się na tym, że tylko ciężko wzdychał. Prychnęłam cicho, włączając radio i układając się wygodniej na siedzeniu. – Już jesteśmy – usłyszałam w końcu po czwartej nudnej piosence w radiu. Czy w nocy nie można puszczać normalnych piosenek, tylko jakieś serenady kota na płocie? Zabrałam torebkę z  kolan, wychodząc z  samochodu bez słowa. Głowa mnie zaczęła boleć. Trzasnęłam lekko drzwiami, co nie było moim zamiarem, ale przecież teraz się nie wrócę, żeby go przeprosić. Wbiegłam po schodach, szukając w torbie kluczyków. Dlaczego nigdy nie potrafię w niej nic znaleźć, kiedy tego potrzebuję? Godzinę temu szukałam pomadki ochronnej, ale zamiast niej ciągle w ręce wpadały mi klucze. Warknęłam zdenerwowana, kiedy w  końcu je znalazłam i  otworzyłam drzwi. Od razu udałam się do swojego pokoju i rzuciłam torbę na łóżko. Włączyłam lampkę przy łóżku i podeszłam do szafy, szukając piżamy. Nie chciałam myśleć o  tej całej sytuacji z Johnem. Zerwałam z nim. Tak będzie lepiej dla mojego sumienia. No i  oczywiście on będzie miał więcej czasu dla chłopaków z  drużyny. Miałam tylko nadzieję, że nasza przyjaźń zostanie taka, jaka była. Uwielbiam spędzać z nim czas i nie chcę tego stracić. Został też Mike. Nie potrafię ustalić, co do niego czuję. W jego towarzystwie jest mi kompletnie inaczej. Czasami mam wrażenie, że już bardziej mi się

podobać nie może. Nie szukam ideału, bo taki nie istnieje, jednak niektóre rzeczy mnie w  nim denerwują. Na przykład to, że ciągle zostawia nieschowany chleb na blacie albo te ohydne sportowe buty, których nie chce wyrzucić, chociaż są już stare jak świat. W  najbliższym czasie, pod jego nieobecność, dyskretnie się ich pozbędę. Wzięłam długi prysznic, starając się poukładać wirujące myśli. Nie zmyłam wcześniej makijażu, więc teraz miałam tusz do rzęs na całej twarzy. Westchnęłam, zmazując go, po czym ubrałam się w  długie spodnie od piżamy i  koszulkę z  krótkim rękawem. Jestem za bardzo zmęczona, by suszyć teraz włosy, więc tylko je rozczesałam. –  Co ty tu robisz? – zapytałam zdziwiona, kiedy zauważyłam Mike’a siedzącego na moim łóżku. Zmarszczyłam brwi, szukając w torebce telefonu, po czym podłączyłam go pod ładowarkę. – Siedzę. Może miałem zostać w aucie? – prychnął, podnosząc się z miejsca. –  Cóż, szczerze powiedziawszy, mi by to nie przeszkadzało. Tam byłoby ci cieplej niż spać na ławce w  parku. – Wzruszyłam ramionami, opierając się o kant biurka. –  Dlaczego w  parku? – Zaśmiał się, wkładając ręce do kieszeni spodni. – Park jest fajny. – Wcale nie. – Uśmiechnął się, robiąc krok w moją stronę. Szarymi oczami dokładnie mi się przyglądał. – Właśnie, że tak. – Nie. –  Dlaczego rozmawiamy o  parku? W  ogóle to wyjdź z  mojego pokoju! Jakim prawem… –  Kocham cię – przerwał mi poważnym tonem, lekko się uśmiechając, na co urwałam w pół zdania. Przełknęłam głośno ślinę, ze zdziwienia otwierając usta. Wciągałam i wypuszczałam powietrze, nie mając pojęcia, co zrobić albo, co gorsza, co mam mu teraz odpowiedzieć. Mike jednak nie czekał długo na moją reakcję. Podszedł do mnie w dwóch krokach, łapiąc za biodra i pochylił się tak, że nasze twarze dzieliły tylko milimetry. Mimo to ja nadal byłam w  kompletnym

szoku po jego wyznaniu i  jedynie stałam niczym sparaliżowana. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy poczułam, jak opiera czoło o moje, bliżej przyciągając mnie do siebie. Spojrzałam mu prosto w  oczy, kiedy pochylił się jeszcze bardziej, całując najpierw moją górną wargę. Gdy zobaczył, że nie zamierzam go powstrzymywać, pocałował dolną. Serce biło mi tak głośno, że byłam pewna, iż sąsiedzi z dołu zaraz złożą na nas skargę za zakłócanie spokoju. Ale miałam to gdzieś. Teraz liczyły się tylko jego usta. Kiedy znowu się pochylił, nie czekałam już dłużej, od razu odwzajemniając pocałunek. Mruknął zadowolony, pogłębiając go. Rękami zjechał mi na pośladki, ściskając je, by po chwili wślizgnąć się pod koszulkę. Muskał palcami moją skórę na plecach, przez co przechodziły mnie ciarki. Mimo jego zaborczych i  gwałtownych ruchów, pocałunek nadal był na swój sposób delikatny, namiętny i rozpalający jednocześnie. Czułam, jak z każdego miejsca, w którym mnie dotykał, sypały się iskry napięcia, które kumulowało się w podbrzuszu. Jęknęłam, kiedy znów złapał mnie za pośladki. –  Nie rób sobie ze mnie żartów – szepnęłam, kiedy oderwał się ode mnie na chwilę. – Kocham cię, Liv, i nie robię sobie żartów – odparł pewnie, znowu łącząc nasze usta. Ten pocałunek był inny. Nie da się opisać, ile uczucia w  niego włożył. Złapałam w  pięści jego koszulkę, niezdarnie próbując ją z niego ściągnąć, co było trudne, zważywszy na jego usta, które nie chciały zostawić moich ani na chwilę. Zaśmiał się cicho, widząc moje gwałtowne próby pozbawienia go ubrania, po czym samodzielnie ściągnął czarny materiał. Spojrzał mi w oczy, rzucając go gdzieś na ziemię i  usiadł na krawędzi łóżka, uśmiechając się zadziornie. – Nie pokazywałeś tego w ostatnim czasie. – Podeszłam do niego i usiadłam mu na jego kolanach. – Przeżywasz. – Zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami. Schował twarz w  zagłębieniu mojej szyi, dotykając ustami wrażliwych fragmentów skóry. Było to uczucie tak przyjemne, że nie mogłam powstrzymać dreszczy biegnących mi wzdłuż kręgosłupa. Wplątałam palce w jego gęste, szorstkie włosy, ciągnąc za nie tak, by

jego twarz znalazła się na równi z  moją, a  następnie pocałowałam go. Kolejne rzeczy działy się szybko. Mike prawie rzucił mnie na łóżko obok siebie, by po chwili nade mną zawisnąć. Całował mnie po szyi, szczęce, ustach, jednocześnie bawiąc się sznurkami od moich spodni. Jak dla mnie, mógłby się już ich pozbyć. Jak na zawołanie, podniósł się lekko, łapiąc za gumkę od mojej piżamy i dokładnie obserwując moją reakcję, zsuwał mi ją z nóg. Nie miałam nic przeciwko. Może to dlatego, że tak długo go znałam? Widziałam ten cwaniacki półuśmiech, kiedy jego ręka sunęła po mojej nodze, od kolana w górę. –  Jesteś pewna? – zapytał, łapiąc za krawędź mojej koszulki. Dobrze wiedział, że nie miałam nic pod nią. Kiwnęłam głową. Mike nie czekał dłużej. Podwijał koszulkę, jednocześnie składając pocałunki na nowo odkrytej skórze brzucha. Denerwowałam się trochę. W  końcu nigdy nie widział mnie kompletnie nago. Kiedy uporał się z  moją koszulką, zostawiając mnie w  samych majtkach, mój poziom odporności na stres przekroczył czerwoną linię. Ale Mike, jakby to wyczuwając, spojrzał mi w twarz. Odgarnął z mojego czoła mokre włosy, kładąc po chwili rękę na moim biodrze. Czułam, jak pewnie, a  zarazem delikatnie jego dłoń przesuwała się po moim boku w  górę. Przez cały czas jego oczy były wpatrzone w  moje, co w  pewien sposób mnie uspokajało. Do czasu, aż jego palce nie dotarły do mojej piersi. Wtedy wybuchnął ogień. Jego usta zderzyły się z moimi, na co mimowolnie jęknęłam. Nawet nie wiem kiedy pozbył się spodni i został w samych bokserkach. Czułam iskry na całym ciele, kiedy prawą ręką ugniatał najpierw jedną, potem drugą pierś. Nic nie równało się jednak z  falą ciepła, jaka mnie przeszła w  chwili, w  której docisnął nabrzmiałe krocze do mojego. Z  przypływu doznań wbiłam mu nieświadomie paznokcie w  plecy, drapiąc je jednocześnie. –  Nie grasz fair – warknął, kiedy poruszyłam biodrami, ocierając się o jego wybrzuszenie w bokserkach. To nie moja wina. Po prostu potrzebowałam go jak nigdy przedtem. Widziałam, jak zaciskał szczękę, próbując się kontrolować, jednak przestał, gdy owinęłam go nogami w  pasie, przyciskając do siebie

mocniej. Nie całował już tak delikatnie czy namiętnie. Jego pocałunki stały się bardziej zachłanne, niechlujne. Syknął, spoglądając bokiem na moje majtki. Jego pożerający wzrok w  pewnym stopniu mnie onieśmielił, przez co zgięłam nogi w  kolanach, chcąc się chociaż trochę zakryć. Mike poderwał się gwałtownie, by w  ekspresowym tempie wybiec z  mojego pokoju i  wrócić z  prezerwatywą, którą rzucił na łóżko. Chciałam mieć chociaż odrobinę kontroli nad sytuacją, więc gdy położył się obok, przewróciłam go na plecy i  usiadłam na nim okrakiem. Widziałam, jak rozszerzają mu się oczy ze zdziwienia, ale po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jego ręce znalazły się na moich udach, powoli sunąc do góry, aż dotarły do krawędzi majtek. Patrzył na mnie z  leniwym uśmiechem, trącając kciukiem ich materiał. Chociaż byłam w  dość otwartej na jego palce pozycji, nie czułam skrępowania, a  jedynie skurcze ekscytacji w  brzuchu. Znieruchomiałam w  oczekiwaniu na jego następny ruch. Mike patrzył mi w  oczy i  drażnił mnie palcem, przesuwając nim po cienkim materiale na środku mojej kobiecości. Drżałam niekontrolowanie, czując rozchodzącą się przyjemność. Chłopak cały czas w  skupieniu obserwował moją reakcję na jego dotyk. Serce natychmiast zaczęło mi bić szybciej, kiedy pochyliłam się do przodu, kładąc dłonie płasko na jego brzuchu. Badałam opuszkami miękkość jego skóry, kiedy sunęłam nimi w  dół. Kiedy dotarłam dłońmi do gumki od bokserek, przybliżyłam się do niego i pocałowałam tuż nad szczęką. Przyssałam się do tego miejsca, smakując gładką i  pozbawioną zarostu żuchwę, ale Mike zniecierpliwiony ujął moją brodę i przesunął w bok tak, bym wargami dotknęła jego ust. Kiedy to zrobiłam, od razu wyszedł mi naprzeciw. Całował mnie niespiesznie z  czułością i  delikatnością. Uciekło mi ciche westchnienie, kiedy położył dłoń na moich plecach, przyciągając mnie do siebie. Czułam jego usta na moich i  jego ciepłą, miękką skórę. W  głowie zaczęło mi szumieć, a  skurcze w  dole brzucha się nasiliły. Mike znieruchomiał, nie odsuwając się jednak ode mnie. – Robimy to? – Spojrzał mi prosto w oczy, szukając najmniejszego cienia wątpliwości.

–  Robimy to – odpowiedziałam pewnie, mimo że w  środku wszystkie emocje pracowały mi na największych obrotach. –  Masz tu może jakieś świeczki? – zapytał całkiem poważnie, na co zmarszczyłam brwi w konsternacji. – Po co ci świeczki? – Uniosłam się trochę, by lepiej widzieć jego twarz. –  Podejrzewam, że to twój pierwszy raz i  chcę, by było chociaż trochę romantycznie. – Wzruszył ramionami. – Może chcesz, żebym włączył jakąś muzykę? Uśmiechnęłam się, czując, jak ciepło rozlewa się w  mojej klatce piersiowej. – Nie musisz się tym martwić. Będzie idealnie. W pokoju panował półmrok, ale i  tak widziałam jego szare tęczówki wpatrujące się we mnie. Po chwili kąciki jego ust uniosły się stopniowo w  coraz bardziej zadowolonym uśmiechu. Dłońmi zaczął sunąć w  dół moich pleców, aż dotarł do gumki majtek. Nie spuszczając ze mnie wzroku ani na moment i  nie przestając się uśmiechać, zahaczył kciukami o  ich materiał i  pociągnął w  dół. Ściągnął je ze mnie z  moją pomocą, a  ja zadrżałam na całym ciele, nagle czując chłód na odkrytej kobiecości. Mike przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze nagie ciała stykały się ze sobą i złożył pocałunek w zagłębieniu mojej szyi. Przymknęłam powieki, wiercąc się na jego udach i wyraźnie czując, że robiło mi się coraz goręcej. Po chwili Mike obrócił się ze mną w  ramionach, kładąc mnie na pościeli. Wargami ponownie znalazł moje usta, całując niespiesznym tempem. Dłońmi rozpoczął wędrówkę po moim ciele, muskając talię albo skórę brzucha. Położyłam dłonie na jego barkach, czując, jak mięśnie poruszają się przy każdym ruchu. Przymknęłam powieki, rozchylając usta, kiedy palce Mike’a wylądowały pomiędzy moimi nogami. Z  jego gardła uciekł zdławiony odgłos, kiedy dotykając mnie, zdał sobie sprawę, jak bardzo już byłam gotowa. Mike patrzył na mnie z  lekko rozwartymi ustami, ale ja byłam zbytnio skupiona na jego poruszających się palcach. –  Mike – westchnęłam imię chłopaka, kiedy nagle przestał dotykać i podniósł się ze mnie.

Wodziłam oczami po przystojnej twarzy Mike’a, po jego szerokich barkach i lekko wyrzeźbionym ciele. Przygryzłam wargę, obserwując, jak zdejmował bokserki. Mój wzrok zatrzymał się na kilka sekund na jego przyrodzeniu, a  w głowie pojawiła się myśl, że zaraz go będę mieć w  sobie. Przyciągnęłam go za szyję, kiedy w  końcu pozbył się ubrań całkowicie. Westchnęłam, kiedy jego członek otarł się o  mój brzuch, a  wargi Mike’a znalazły na moich. Ogarnęła mnie niespodziewana fala pożądania, dlatego naparłam rękami na jego plecy, chcąc poczuć go jak najbliżej siebie. Mike uniósł mi stopy, chcąc, bym zaplotła je za jego plecami, co zrobiłam bezwiednie. Cicho posapywałam, gdy jego męskość ponownie otarła się o  mój brzuch. Złapał w dłonie moją twarz, pogłębiając pocałunek. –  Zdajesz sobie sprawę, jaka jesteś piękna? – Jego głos jeszcze bardziej potęgował wszystkie doznania. Kąciki moich ust uniosły się w uśmiechu. –  Nawet nie wiesz, jak za tobą szaleję – powiedział między pocałunkami. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będę twoim pierwszym. Zabrał jedną dłoń z  mojej twarzy, sięgając nią w  dół. Patrzył mi w twarz, więc widziałam, jak jego wzrok nabrał ostrzejszego wyrazu, zanim znowu się odezwał: – Kocham cię. Jęk, jaki wyrwał się zaraz po tym z mojego gardła, mógłby pewnie konkurować z niejednym z filmów pornograficznych, ale nie mogłam się powstrzymać, bo Mike przesuwał członkiem po mojej kobiecości. – Szaleję za tobą. Mrugałam oczami, chcąc wyostrzyć wzrok, a  wówczas dostrzegłam, że dalej na mnie patrzył. Serce biło mi nierównym rytmem, pobudzone tymi słowami. Ale kiedy Mike ponownie poruszył męskością trzymaną w  dłoniach, sunąc nią po moim najczulszym miejscu, zacisnęłam powieki, spinając się w rozkoszy. Odchylił się odrobinę, a  wówczas otworzyłam oczy i  zobaczyłam, jak nie schodząc z łóżka, sięga ręką po leżące obok mnie kwadratowe opakowanie. Zębami rozdarł folię prezerwatywy i nie spuszczając ze

mnie wzroku, nałożył gumkę na członka. Zagryzłam wargi, przyglądając się jego poczynaniom i czując narastającą ekscytację. Ponownie na mnie opadł, układając się między moimi nogami. Wargi Mike’a stykały się z  moimi, kiedy całował mnie niespiesznie, a wręcz leniwie. Znieruchomiałam jednak, nie będąc w stanie nawet odwzajemnić pocałunku, bo poczułam, jak skierował na mnie czubek członka. –  Odpręż się – poprosił, muskając moje wargi, a  ja rozluźniłam napięte mięśnie. Mike jedną dłonią sunął po mojej nodze, a drugą zatopił w moich włosach i  nie przestając mnie całować, naparł na mnie biodrami. Mimowolnie uciekł mi cichy jęk, kiedy poczułam opór, a  potem kolejny, kiedy chłopak wykonał następne, bardziej zdecydowane pchnięcie. Poczułam między nogami lekki ból. Wypełniał mnie powoli do samego końca, a  ja bezwiednie wstrzymywałam oddech. Mocno biło mi serce, a  tętno szumiało mi w  uszach. Otoczyłam Mike’a ramionami, wypuszczając wstrzymywane powietrze, kiedy bez pośpiechu ponownie poruszył biodrami i  wysunął się ze mnie. Nie wyszedł jednak cały i po chwili znowu poczułam, jak wsuwał się głębiej, tym razem bez oporu. Mike wydał z  siebie przeciągłe westchnienie, opierając się czołem o moje czoło. Cały czas poruszał się tym samym niespiesznym tempem, dłonią przytrzymując mnie pod kolanem. Z  każdym ruchem jego bioder czułam, jak skurcze w dole brzucha na nowo przybierają na sile. –  Olivia… – Mike uniósł głowę, spoglądając mi w  oczy, a  mnie momentalnie oblał żar. Zaczęłam dyszeć urywanie, bo po każdym ruchu jego bioder wypełniał mnie coraz większy ogień pożądania. Zaczęłam poruszać się pod nim, dopasowując do jego rytmu. Wyraźnie czułam, jak tarcie potęgowało intensywność skurczy pomiędzy moimi nogami. Przyspieszył. Odchyliłam głowę do tyłu, a  powieki pod wpływem rozkoszy same mi się zamknęły. Całował mnie w odkrytą szyję, kiedy jego dłoń przesuwała się wyżej, trącając sterczący sutek mojej piersi. W  reakcji wbiłam paznokcie w  jego barki, niemal dławiąc się własnym oddechem. Mike najwyraźniej poczuł, że byłam blisko, bo znowu zwolnił tempo, a jego ruchy stały się bardziej posuwiste. Przysunął się bliżej,

opierając ramiona po obu stronach mojej głowy. –  Otwórz oczy – zachrypnięty głos Mike’a rozległ się tuż nade mną. Całował moje wargi, zasysając je pomiędzy swoje. Znieruchomiałam pod wpływem jego spojrzenia. Rozkosz, jaką odczuwałam, sprawiła, że wygięłam plecy, piersiami dotykając klatki chłopaka. Spełnienie przyszło znienacka, wywracając mi oczy białkami do góry i wstrząsając całym ciałem. Spomiędzy warg uciekł mi donośny jęk, a  Mike objął mnie ciasno wielkimi ramionami. Rozpadałam się pod nim w ekstazie, ledwo świadomie czując, że jego ruchy przyspieszyły, a  on wykonał ostatnie zamaszyste pchnięcie, również dochodząc i nieruchomiejąc w moich objęciach. *** Nie obudziły mnie promienie słońca, śpiew ptaków ani nawet gorąco spowodowane ręką przystojniaka oplatającą w  talii, jak to bywa w  romansach. Tak naprawdę mój przystojniak leżał odwrócony plecami, wciskając twarz w poduszkę. Obudziłam się z  powodu pełnego pęcherza. No cóż, w  końcu nie żyjemy w  bajce. Zmarszczyłam brwi, kiedy poranne światło zaczęło razić mnie w  oczy. To zawsze była trudna decyzja, wstać z ciepłego łóżka czy dać wybuchnąć pęcherzowi? Mimo wszystko świadomość zasikanej pościeli nie bardzo mi się spodobała. Wzdychając cicho, podniosłam się i  założyłam na siebie czarną koszulkę chłopaka, no bo w końcu nie będę paradować w samych majtkach po mieszkaniu. Następnie udałam się do łazienki, by chociaż trochę się ogarnąć. Niewysuszenie włosów na noc chyba nie było najlepszym pomysłem, bo teraz miałam siano na głowie, sterczące w każdą stronę. W mieszkaniu panowała chłodna cisza. Szybko wbiegłam z  powrotem do łóżka, związując włosy w  kok. Otuliłam się kołdrą, czekając, aż nogi mi się ogrzeją, po czym sięgnęłam po komórkę. Kilka nieodebranych wiadomości od Mike’a. I jedna od Johna. –  Nie śpisz już? – usłyszałam obok siebie. Mike odwrócił się w moją stronę, nadal mając zamknięte oczy. – Już po dziesiątej. A ty nadal zmęczony?

– Wymęczyłaś mnie w nocy – odparł nieskrępowany, przerzucając ramię przez mój brzuch, po czym się w niego wtulił. Spojrzałam na niego złowrogo, chociaż wiedziałam, że i  tak tego nie widział. –  Mike, dlaczego przyjechałeś po mnie aż do „Euforii”? – spytałam, czytając jego wczorajsze wiadomości. –  Chciałem to w  końcu wyjaśnić. A  że nie odpowiadałaś na moje smsy, musiałem wydać kupę kasy na wstęp, a  nie spędziłem tam nawet dziesięciu minut – marudził w półśnie. – Przeżywasz. Włosy miał w  nieładzie, poduszkę odciśniętą na policzku i  ślady moich paznokci na ramionach. „Możemy się spotkać?”, wygasiłam ekran komórki, przeczytawszy wiadomość od Johna. – Musimy się ogarnąć, zanim Luke wróci – westchnęłam. –  Nie chcę. – Chłopak jęknął niezadowolony, jeszcze bardziej wtulając się w mój brzuch. – A ja nie chcę, żeby zobaczył nas w takim stanie. –  Masz na myśli to, że się pieprzyliśmy? – Podniósł gwałtownie głowę, szczerząc się jak głupi do sera. Uderzyłam go żartobliwie w ramię, na co oparł się na łokciu i dał mi szybkiego całusa w usta. – Chyba nie przyzwyczaję się do ciebie nago – oznajmiłam, kiedy w  końcu wstał z  łóżka tak, jak go Bóg stworzył, by pozbierać swoje rzeczy. – Będziesz mieć wiele okazji, by się przyzwy… – urwał, gdy dotarł do nas dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. Świetnie. Luke wrócił do domu, a Mike lata nago po moim pokoju. Jak ja to wyjaśnię?! – Liv, jesteś w domu? – usłyszałam krzyk Luke’a z korytarza. Krew buzowała mi w żyłach, gdy jego kroki stawały się coraz głośniejsze. – Szybko, chowaj się! – szepnęłam głośno do Mike’a, który nadal nie znalazł swojej bielizny. – Do szafy! – Nie zmieszczę się. Masz za dużo klamotów. – Otworzył mebel na oścież. – Poza tym po co mam się chować? – Nie chcę, żeby zobaczył cię nago u mnie w pokoju – syknęłam, w  panice wymachując rękami. Co sobie Luke pomyśli? Przecież on

nawet nie wie, że zerwałam z Johnem. W sumie to nikt nie wie. –  Liv? – Pukanie do drzwi przerwało moje wewnętrzne rozterki. Błyskawicznie wyskoczyłam z  łóżka i  podbiegłam do drzwi, kiedy Luke już chciał wchodzić. –  Chwila! – krzyknęłam, blokując drzwi stopą. Spojrzałam błagalnie na Mike’a, który wywrócił oczami. Na szczęście przynajmniej znalazł majtki. Szybkim ruchem głowy wskazałam mu łóżko. Mike zrozumiał i  schował się pod kołdrą. Tyle musiało wystarczyć. –  Wszystko w  porządku? – zapytałam, w  końcu uchylając drzwi. Luke przyglądał mi się zmrużonymi oczami. –  To ja pytam, czy wszystko w  porządku. Wcześnie wczoraj wyszłaś. – Oparł się o  framugę drzwi, krzyżując ramiona. – Słyszałem, że pokłóciłaś się z Johnem. Nie chciałam poruszać tego tematu ze względu na Johna oraz Mike’a, znajdującego się w  moim pokoju. Ta sprawa była jeszcze świeża i  wolałabym ją najpierw obgadać z  moim byłym już chłopakiem. – Tak, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. To nie najlepsza pora, boli mnie głowa i chciałam się położyć. – Oczywiście. Nie wiesz może, gdzie jest Mike? – Nie – odparłam cicho, spoglądając na własne bose stopy. –  Doprawdy? – dopytywał się, na co kiwnęłam głową. – To dlaczego masz na sobie jego wczorajszą koszulkę? – Czułam, jak moja twarz blednie. Spojrzałam w dół, żeby upewnić się, że nie robi mnie w konia, ale rzeczywiście zapomniałam, że mam na sobie należącą do Mike’a czarną koszulkę z  jakimś nudnym, nic nieznaczącym nadrukiem. Zajebiście! – I dlaczego jego spodnie leżą na środku twojego pokoju? –  Ja… Ja… Ja tylko sprawdzałam, czy na pewno trzeba je prać. – Suchość w  gardle przeszkadzała mi w  mówieniu. – Wiesz, ostatnio strasznie wkręciłam się w  te ekologiczne sprawy i  oszczędzanie. – Wzruszyłam ramionami, uznając to za dobre kłamstwo. – Po co marnować wodę na jeszcze czyste ubrania?

Byłam tak zadowolona z kłamstewka, że dałabym sobie Oskara za zagranie roli życia. Luke patrzył na mnie trochę sceptycznie, bo w  końcu szanuję świat, ale żadna ze mnie ekolożka. To tak jak z  religią. Jestem wierząca, ale niepraktykująca. Jednak okazało się, że za szybko się ucieszyłam. – Cóż, twoja historia jest tak prawdziwa jak tyłek Kim Kardashian. Prędzej uwierzę, że mama znalazła mnie w kapuście – oznajmił Luke i  popchnął drzwi tak, by otworzyły się na oścież. – Michael, gdzie jesteś? Błagałam w  myślach, żeby chłopak nie dał o sobie znać. Przecież jeżeli Luke znajdzie go prawie nagiego w  moim łóżku, od razu domyśli się prawdy. Mój współlokator nie musiał za bardzo wykazywać się zdolnościami detektywistycznymi, gdyż od razu po przekroczeniu progu w oczy rzucało się moje łóżko, a na nim, okryty tylko od pasa w  dół, leżał zadowolony z  siebie Mike. Z  rękami za głową szczerzył się do Luke’a, jakby właśnie wygrał na loterii. Ja za to mordowałam go wzrokiem i  w myślach wyobrażałam sobie sposoby na jego powolną i bolesną śmierć. Z przemyśleń wyrwał mnie śmiech Mike’a. Spojrzałam na niego, jak rozmawia z  Lukiem, wcale nie przejmując się zaistniałą sytuacją. Przecież jego nigdy nie obchodziło, co sądzą o nim inni, a Luke’a znał od wielu lat. –  Czy ty czasami nie miałeś planów na wczoraj? – spytał Luke, uśmiechając się głupio. – Powiedzmy, że mój wieczór skończył się lepiej, niż planowałem – mówiąc to, Mike spojrzał na mnie. Na samo wspomnienie tego, co wczoraj robiliśmy, czuję, jak moja twarz robi się czerwona. Nienawidzę się rumienić, dlatego spuściłam wzrok na stopy. – Wyobrażam sobie – stwierdził Luke, kierując się w stronę drzwi. – Jeżeli macie w planach znowu to robić… – Mogę ci to obiecać – przerwał mu Mike, na co Luke spojrzał na niego spod byka. –  Nie chcę słyszeć waszych jęków po nocach. – Wybuchnął śmiechem i wyszedł z pokoju. Spojrzałam wkurzona na Mike’a, który patrzył na mnie nadal z uśmiechem.

–  Liv – zaczął, kiedy założyłam ręce na klatce piersiowej. – Nie złość się. Złość piękności szkodzi. – Mnie już nic nie zaszkodzi – prychnęłam na jego głupi tekst. –  Jesteś piękna. – Podniósł się i  uklęknął na krawędzi łóżka. Wyciągnął ręce i oplótł mnie nimi w talii. – No nie dąsaj się. – Wcale się nie dąsam – mruknęłam, czując, jak przechodzą mnie dreszcze od jego dotyku. Pozwoliłam mu przyciągnąć się do siebie. Mike w  odpowiedzi tylko westchnął, po czym schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, składając na niej pocałunki. –  Czy to prawda, że się pokłóciłaś z  Johnem? Nie jesteście już razem? – Popatrzył mi w oczy. Uwielbiam jego szare tęczówki. – A co cię to tak interesuje? – Spojrzałam na niego wyzywająco, na co uśmiechnął się uroczo. Ale to, co mi odpowiedział, przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. – Skoro nie jesteś z nim, możesz być ze mną. *** –  Ty na serio jesteś niepoważna – prychnęła. – Od zawsze wiedziałam, że jesteś mało rozgarnięta, ale sądziłam, że chociaż posłuchasz mojej rady. – Złapała się za głowę po drugiej stronie ekranu laptopa. –  Larisa, bo przestanę opowiadać ci o  moim życiu – zdenerwowałam się. Od świąt relacje z moją kuzynką się polepszyły, jednak nadal nie odzwyczaiła się od wyzywania mnie. –  No dobra. – Poprawiła jak zawsze perfekcyjne, blond włosy. – Ale mówię ci, że jeszcze będziesz przez niego ryczeć. –  Dobra, możemy skończyć gadać o  Mike’u? – Westchnęłam, wywracając oczami. – Ale to ty o nim zaczęłaś – broniła się, unosząc ręce do kamery. – A poza tym Mike od początku… –  Lisa! – krzyknęłam, mając już dość tej konwersacji, nawet jeśli to ja ją zaczęłam. –  Jak chcesz! – wybuchnęła, wyrzucając ręce w  powietrze. – Chodzisz jeszcze na te zajęcia jogi, na które cię zapisałam? – Nie. Moje zakwasy o tym zadecydowały.

Usłyszałam jej śmiech, na co sama się uśmiechnęłam. – A po tamtym wieczorze nie miałaś zakwasów? – Nie dasz mi spokoju? – Zmarszczyłam brwi. Chyba zaczynałam żałować, że przyznałam jej się, że kilka dni temu przespałam się z Mikiem. –  Oczywiście, że nie. Moja znienawidzona kuzynka znalazła frajera, który jest w  niej zakochany – podsumowała, otwierając w  udawanym zdziwieniu oczy. Jakby to, że mam chłopaka, było jakimś cudem. –  No i  co z  tego? W  sumie nawet nie wiem, czy jesteśmy w  związku. – Zmieszana opuściłam ramiona. – Co prawda, od tygodnia Mike zachowuje się, jakbyśmy byli w związku z długoletnim stażem, ale nie dałam mu jednoznacznej odpowiedzi. – Kochasz go? – Co chwilę sięgała po telefon, pisząc wiadomości. Zmarszczyłam brwi, postanawiając to zignorować. –  Nie nazwałabym tego miłością, ale bardzo go lubię. – Przygryzłam wargę, myśląc o chłopaku, który był jeszcze w pracy. –  Średnisz go – powiedziała poważnym głosem, jednak ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. O co jej, do cholery, chodziło? – „Średnię cię” to takie coś pomiędzy „lubię” i  „kocham” – wyjaśniła, widząc moją konsternację. –  Nie ma takiego słowa. A  poza tym skąd to wytrzasnęłaś? Perfekcyjne dziewczyny nie znają takich tekstów. –  Więc… – Uciekała oczami, rumieniąc się jak burak. Moja ciekawość wzrosła do rozmiarów Mount Everest. – Poznałam kogoś. –  Niemożliwe. – Zaśmiałam się, na co posłała mi mordercze spojrzenie. –  Erik jest nieodpowiedzialny i  arogancki, jego słownictwo i zachowanie są kompletnym przeciwieństwem mojego, ale kocham tego frajera. – Widziałam jej rozmarzony wzrok, gdy opowiadała o  chłopaku. Cieszę się, że w  końcu kogoś znalazła, zwłaszcza że rozwód jej rodziców odbył się trzy tygodnie temu i  na pewno nadal chodziłaby rozgoryczona. –  I mówisz mi o  nim dopiero teraz?! – Nie wierzyłam, że nie powiedziała mi tego wcześniej.

–  Tak jakoś wyszło. Poznałam go kilka tygodni temu. Ma irlandzkie, węgierskie i  włoskie korzenie i  jest trzy lata starszy ode mnie. – Uśmiechnęła się, sięgając po telefon, by po chwili przystawić go do ekranu. Uniosłam brwi, widząc miłość mojej młodszej kuzynki. Chłopak był naprawdę przystojny. Włoska krew obdarowała go ciemną cerą i  czarnymi jak smoła włosami. To wszystko niesamowicie kontrastowało z  jasnozielonymi oczami. Pewnie gdybym nie miała Mike’a, poleciałabym na niego. –  Muszę przyznać, że jest przystojny. Mam nadzieję, że się wam ułoży. –  Problem w  tym, że on widzi mnie tylko jako przyjaciółkę. – Posmutniała, spoglądając na to samo zdjęcie, które mi pokazała. –  Dlaczego? – To było naprawdę dziwne. Larisa była piękna i wyglądała dojrzale jak na swój wiek. Wyglądała jak ręcznie robiona porcelanowa lalka z długimi blond włosami i ciemnymi niebieskimi oczami. Jak tu się w niej nie zakochać? – Nie wiem. Starałam się jak tylko mogłam, ale on widzi we mnie tylko chodzącego za nim bachora. – Przetarła czoło, wzdychając. – Rozmawia ze mną i  to często, ale nic poza tym. Traktuje mnie bardziej jak młodszą siostrę. *** – Za półtora miesiąca jest bal wiosenny! – krzyknęła Jo przy naszym stoliku. Georgina od razu wkręciła się w  temat, rozmawiając z  nią o  sukienkach, jakie przeglądała. Z  Johnem nie rozmawiałam od dwóch tygodni, czyli od naszego zerwania. Co prawda, mijałam go na korytarzu, ale nigdy nie udało mi się porozmawiać z  nim sam na sam. Do naszego stolika też nie przychodził, co było dla wszystkich zaskoczeniem. –  Liv, a  ty z  kim idziesz? – usłyszałam głos Georginy, na co wróciłam myślami do ich rozmowy. – Gdzie? – Zmarszczyłam brwi, nie mając jednak pojęcia, o co jej chodzi. – No na bal. – Uśmiechnęła się pocieszająco. – Skoro John z tobą zerwał.

–  To ja z  nim zerwałam – poprawiłam ją po raz kolejny. Odkąd dowiedziała się o moim rozstaniu z Johnem, ciągle przekręcała fakty, kto z kim zerwał i dlaczego. To irytujące, gdy ciągle mówiła, że to ja jestem tą gorszą, ale przecież nie robiła tego specjalnie. – Nieważne. – Wywróciła oczami, machając ręką, jakby odganiała natrętną muchę. – Skoro nie masz z  kim iść, a  sama przecież nie pójdziesz, bo to obciach, to możesz iść ze mną i moją randką. – A kto nią jest? – Zmarszczyłam brwi, gdy doszedł do mnie jeden fakt. Georgina uwielbiała chwalić się wszystkim i  to, że nie wiedzieliśmy, kto był jej partnerem na bal, o  którym gadała już dobre kilka tygodni, było dla nas nowością. –  No cóż – chrząknęła, grzebiąc widelcem w  makaronie. Nagle straciła werwę. – Jeszcze mnie nie zaprosił, ale wiem, że jak wszystko pójdzie po mojej myśli, zrobi to na pewno. – O czym gadacie? – usłyszałam głos Mike’a, na co od razu moje serce przyspieszyło, a ciało przeszedł przyjemny dreszcz. –  O tym, że nie mam jeszcze partnera na bal – odpowiedziała Georgina, spoglądając na niego. Zmarszczyłam brwi, czując dziwne ukłucie w środku. Dlaczego ona patrzy na mojego Mike’a? I dlaczego on patrzy na nią? To na mnie powinien patrzeć. – A właśnie, co do tego... – Odłożył na stolik butelkę wody, którą trzymał w  ręce, i  usiadł obok mnie, specjalnie ocierając się ramieniem. – Olivia, pójdziesz ze mną na bal? Otworzyłam ze zdziwienia usta, spoglądając w  te jego niesamowite oczy. Wszystkie dźwięki w  oddali zniknęły, kiedy skupiłam całą uwagę na Mike’u. Chłopaku, który wyznał mi miłość. Na samo wspomnienie robiło mi się ciepło na sercu. Już miałam odpowiedzieć, gdy nagle powstało zamieszanie przy stoliku. Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, poczułam ciecz skapującą na moje kolana. Uniosłam się gwałtownie, spoglądając na mokre spodnie. –  Tak bardzo cię przepraszam – wyjąkała Georgina, podając mi chusteczki. Spoglądałam na stół, na którym leżał wywrócony karton po jej soku marchewkowym. Spanikowana dziewczyna mamrotała coś pod nosem. – Nie wiem, jak to się stało. Musisz to szybko zaprać.

– Wszystko w porządku. Pójdę do łazienki i spiorę to. – Zebrałam swoje rzeczy, a  Georgina posłała mi przepraszający uśmiech. – Nic się nie stało. Dokładnie przy wyjściu zauważyłam Violettę. Spoglądała na mnie, kręcąc głową z niedowierzaniem. –  Nie mogę uwierzyć, że ty naprawdę tego nie widzisz – prychnęła, kiedy ją mijałam. Nie odezwałam się do niej ani słowem. Będąc już niedaleko damskich łazienek, zauważyłam mojego byłego grzebiącego w  telefonie. Był sam. W  końcu dostałam szansę porozmawiania z nim. – John.

Rozdział 32 Olivia –  Czy to nie jest śmieszne? – spytałam, wykręcając ze zdenerwowania palce u rąk. – Znamy się od pięciu lat i spędziliśmy ze sobą tyle czasu, a tu nagle mamy pozwiązkową ciszę. –  Pozwiązkową ciszę? – prychnął, spoglądając na mnie z politowaniem. Ostatni raz zerknął na telefon, po czym schował go do tylnej kieszeni. –  A jak to inaczej nazwać? – westchnęłam, wyrzucając ręce w  powietrze. – Zerwaliśmy! Koniec, kropka, ale nie musisz od razu zachowywać się jak dupek. – Wcale tego nie robię – warknął, mrużąc oczy. –  Więc co w  takim razie robisz? Unikasz nie tylko mnie, ale wszystkich naszych wspólnych znajomych. – Miałam gdzieś, że znajdowaliśmy się na środku korytarza, a  na moich jasnych spodniach znajdowała się pomarańczowa plama po soku Georginy. Musiałam wyjaśnić tę sprawę z  Johnem tu i  teraz. On wywrócił jednak oczami, złapał mnie za łokieć i  pociągnął na koniec korytarza. – Po prostu… – Przeczesał włosy palcami. – Głupio mi. – Dlaczego? – Zmarszczyłam brwi, zaplatając ramiona na piersi. –  Może dlatego, że dziewczyna rzuciła mnie dla kogoś innego? – powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Zapowietrzyłam się, patrząc na niego w szoku. Jak? Jak on doszedł do takiego wniosku? Oficjalnie nie byłam z  Mikiem w  związku i  nikomu poza Lukiem nie mówiliśmy, co nas łączy. – Wcale nie – broniłam się, chociaż nawet nie jestem pewna przed czym. – Po prostu się między nami nie układało.

–  Daruj sobie. – Pokręcił głową – Od dawna podejrzewałem, że prędzej czy później zaczniesz kręcić z Mikiem. I chyba miałem rację. –  Jesteś zły. – Przełknęłam ślinę i  spojrzałam na swoje buty. Nie mogłam zaprzeczyć, nawet nie chciałam, bo sama sobie bym zaprzeczyła. John nie odzywał się przez chwilę, dlatego stałam napięta jak do odstrzału. – Nie jestem – westchnął, łapiąc mnie za ramię, i przyciągnął do siebie, zamykając w  uścisku. Wdychałam jego znajome perfumy, jednocześnie rozluźniając napięte z nerwów mięśnie. – Jednak nadal jest mi głupio. –  To ja chodzę po szkole z  ogromną plamą na kolanach – stwierdziłam, na co chłopak zaczął się śmiać. – To raczej ja powinnam się wstydzić. – Co się stało? – Odsunął mnie od siebie na odległość ramion, by spojrzeć na moje zaplamione spodnie. – Georgina niechcący wylała na mnie sok marchewkowy. – Pewnie zasłużyłaś – zażartował. Uderzyłam go w ramię. – Więc znowu będziesz siedział z nami na stołówce? Kiwnął głową. Od razu wielki kamień spadł mi z  serca. Uśmiechnęłam się szeroko, spoglądając na plamę na spodniach. – Muszę to jakoś zmyć. *** – Już jesteśmy! – usłyszałam krzyk Luke’a i odgłos kluczy rzucanych na komodę. Ściszyłam telewizor, jednak nie spuszczałam z  niego wzroku, oglądając jakiś program kulinarny. –  W kuchni macie kolację – poinformowałam, słysząc zbliżające się kroki. –  Jesteś wielka, Liv! – Szczęśliwy Luke od razu pobiegł do garnków, nakładając sobie jedzenie. Mike nie był zainteresowany kolacją, co było wyjątkowo dziwne jak na niego. Normalnie obaj rzucali się na garnki jak pies na kości, praktycznie wyrywając sobie z  rąk ostatni kawałek kurczaka. Czasami miałam wrażenie, że mieszkałam ze zwierzętami, a  nie prawie dwudziestoletnimi

facetami. Wzdrygnęłam się, gdy coś koło mnie przeleciało. Mike przeskoczył przez oparcie kanapy, na której siedziałam, opadając zaraz obok. – Liv, skarbie – mruknął, zarzucając rękę na moje barki. – Czy ty mnie zwodzisz? –  Nie, dlaczego? – spytałam zdziwiona, unosząc brwi. Mike uśmiechnął się szeroko, przerzucając drugą ręką moje włosy na lewe ramię. Uśmiechnął się frywolnie, przybliżając twarz do mojej odkrytej szyi. – Od kilku dni nie odpowiedziałaś mi, czy pójdziesz ze mną na ten przeklęty bal – wymruczał, sunąc ustami po moim ramieniu aż do szczęki. Zachichotałam, tracąc zainteresowanie nowym przepisem na kurczaka i  zwróciłam twarz w  stronę Mike’a. Nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęłam się szeroko i  usiadłam okrakiem na jego udach. – Nie wiem, nie wiem. – Spojrzałam na niego, czując, jak jego ręce wędrują pod moje dresy, ściskając pośladki. –  Myślałem, że to jest raczej oczywiste. – Uniósł brew, przeciągając mnie w taki sposób, że nie miałam wyboru i musiałam położyć dłonie płasko na jego piersi, by nie przewrócić się na niego jeszcze bardziej. –  Co z  tego będę mieć? – bajerowałam go dalej, starając się wyglądać bardzo poważnie. Mike uśmiechnął się zadziornie, mocniej ściskając mnie za tyłek, przez co przylgnęłam bardziej do jego ciała. Już bliżej chyba być nie mogłam. –  Będziesz mieć mnie – wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek. – Nawet nago i w każdej pozycji. Gdy to powiedział, usłyszałam za sobą jak ktoś zachłystuje się i  kaszle. W  błyskawicznym tempie zeszłam z  Mike’a, który nie wyglądał na zadowolonego tym faktem i  na dodatek patrzył morderczym wzrokiem na Luke’a siedzącego w  fotelu naprzeciwko nas. Czułam takie zażenowanie, że najchętniej schowałabym się pod ziemię. Przycisnęłam do siebie poduszkę leżącą obok, mając nadzieję, że w pełni mnie zakryje. –  Co, do cholery? Luke, nie masz nic lepszego do roboty? – warknął na niego zirytowany Mike, kiedy nasz współlokator przestał

się krztusić. – Liczyłem na porno live. – Wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic. –  I tak po prostu jadłbyś przy tym kartofle?! – wysyczał Mike, mając na myśli jego kolację, a  raczej późny obiad. Luke spojrzał zmieszany na talerz z ziemniakami i udkiem kurczaka. –  Tak. – Znowu wzruszył ramionami, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. Twarz Mike’a wykrzywiła się w  grymasie, na co wybuchnęłam śmiechem. Obaj spojrzeli na mnie dziwnie, jednak tylko Luke się zaśmiał. – Ale kiedy usłyszałem o jego propozycji… Nie spodziewałem się tego. – Chodź. – Podniosłam się, wyciągając rękę w stronę Mike’a, który nadal miał rozdrażnioną minę. – Idziemy spać, bo już późno. Twarz Mike’a się rozpromieniła. Uniosłam brwi na tak szybką zmianę humoru, jednak zostawiłam ten temat bez komentarza. Życzyłam jeszcze Luke’owi dobrej nocy i  ciągnąc Mike’a za sobą, ruszyłam do naszych pokoi. Tuż przed swoimi drzwiami puściłam jego rękę i  dając mu szybkiego całusa w  policzek, odwróciłam się, jednak powstrzymał mnie uścisk na nadgarstku. Mike pociągnął mnie do tyłu i uderzyłam w jego twardą klatkę piersiową. Objął mnie od tyłu w talii, przyciskając usta do miejsca pod uchem. Jego ciepły oddech świszczał mi w uszach, zagłuszając przyspieszony puls. – A ty dokąd? – wymruczał niskim tonem, składając pocałunki na mojej szyi. – Jeszcze z tobą nie skończyłem, skarbie. Nie zdążyłam wypowiedzieć nawet słowa, kiedy pociągnął mnie za sobą do swojego pokoju. Zamknął drzwi kopniakiem, wcale nie przejmując się ciemnością w pomieszczeniu. Delikatnie obrócił mnie w swoją stronę, przyciągając jednocześnie za biodra. Czułam, że się uśmiecha, chociaż egipskie ciemności nie pozwalały mi tego zobaczyć. Poczułam jego ciepły oddech na chwilę przed tym, jak jego usta zetknęły się z  moimi. Pocałunek był delikatny, rozbudzający. Senność, która chwilę temu mnie męczyła, odeszła w chwili, w której zagryzł moją dolną wargę. Syknęłam, co pozwoliło mu pogłębić pocałunek. Czułam, jak jego dłonie przesuwają się z  bioder na pośladki, a  potem uda, by po chwili podciągnąć mnie do góry.

Owinęłam nogi wokół jego bioder i wplotłam palce w miękkie włosy, ciągnąc za ich końcówki. Wiedziałam, że to lubił. Ze mną na rękach podszedł do łóżka i  położył mnie na nim. Oderwał się od moich ust na chwilę, by zaświecić nocną lampkę, na co oślepiona zmrużyłam oczy. Mike uśmiechnął się figlarnie, ściągając białą koszulkę przez głowę tylko po to, by potem rzucić ją gdzieś za siebie. Mimowolnie mój wzrok zjechał z  niesamowitych, szarych oczu na klatkę piersiową z lekko wyrzeźbionymi mięśniami. Zagryzłam wargę, wyciągając rękę w  stronę napisu wytatuowanego na jego żebrach. –  Gdzie jest twój tatuaż? – zapytał, przyglądając się dokładnie mojej twarzy. Przyłożył mi rękę do policzka, a następnie przejechał kciukiem po dolnej wardze. –  Jeszcze go nie widziałeś? – Zaśmiałam się, nie dowierzając. Kiedy kiwnął głową, wstałam z łóżka. Popchnęłam go, by usiadł, po czym sięgnęłam do gumki od dresów. Patrząc mu prowokująco w oczy, zaczęłam zsuwać materiał, aż upadł na podłogę wokół moich stóp. Widziałam, jak Mike’owi powiększają się źrenice, gdy odwróciłam się do niego tyłem. –  Byłam pijana i  tylko dlatego się zgodziłam – prychnęłam, pokazując mu mały tatuaż motylka tuż pod pośladkiem. – Zostałam aresztowana i tak poznałam Monę. Gdy nas wypuścili, tak wyszło, że znalazłyśmy się naprute w jej starym studiu, a potem sam wiesz. Nic nie mówił, tylko sapnął cicho. Uznałam to za dobry znak. Chyba mu się spodobał. Uśmiechnęłam się mimowolnie. –  Jest piękny, a  jeszcze bardziej podoba mi się miejsce, w  jakim został wykonany. – Powiedziawszy to, wstał i  przekręcił mnie tak, abyśmy stali twarzą w twarz. Bez słowa zaczął składać pocałunki na mojej szyi, na co cicho jęknęłam. Wprost uwielbiałam to uczucie. Potrafił doprowadzić mnie do szaleństwa samymi pocałunkami. Pchnął mnie na łóżko i  zawisł nade mną. Wpiłam się w  jego usta, wplatając palce we włosy i  delikatnie ciągnąc za końcówki. Mike włożył dłonie pod moją koszulkę, jeżdżąc po moim brzuchu. Zachichotałam, ciągnąc jego głowę w  górę i  składając delikatny pocałunek na ustach. Pragnęłam go poczuć, pragnęłam, aby był mój.

Ten chłopak zawrócił mi w  głowie. A  to, co robił z  moim ciałem, tylko to potwierdzało. Kiedy ścisnął moje piersi, z  ust wymsknął mi się cichy jęk zadowolenia. Nie mogąc dłużej wytrzymać, ściągnęłam koszulkę i rzuciłam ją gdzieś w kąt pokoju. Mike zjechał ustami na moją szyję, a następnie brzuch, całując każdą jego część. Wiłam się pod nim, nie mogąc wytrzymać z  pragnienia posiadania go jeszcze bliżej. Po chwili włożył mi z powrotem język do ust. Jeździłam rękoma po jego torsie, po czym dotknęłam twardej męskości przez spodnie i  delikatnie ścisnęłam. Jęknął głośno. Powtórzyłam tę czynność. Posłał mi błagające spojrzenie. Nie chciał się tak bawić. No cóż, nie mogąc się nad nim znęcać, odpięłam guzik jego spodni i  pociągnęłam w  dół. Mike zdjął je, zostając w  samych bokserkach. Spojrzałam na jego odznaczającą się męskość. –  Jesteś taka piękna, Liv. Za każdym razem pragnę cię coraz bardziej, z każdym dniem zakochuję się w tobie na nowo – szepnął. Delikatnie ścisnął moje piersi, a  ja sapnęłam. Zaczął ściągać mój stanik, ale widząc, jak trzęsą mu się ręce, postanowiłam pomóc i szybko pozbyłam się górnej bielizny, zostając prawie nagą. Spojrzał na mnie, a  jego źrenice nienaturalnie się powiększyły. Nie czekając ani sekundy dłużej, zaczął składać pocałunki na moich piersiach. Jęknęłam, kiedy delikatnie gryzł moje sutki. Czułam, jak moje podniecenie narasta i zaczęłam głośno oddychać, wijąc się pod nim. Przestał, zdejmując dolne części naszej bielizny. Leżałam przed nim naga, bezbronna i  cholernie podniecona. Czułam piekące rumieńce na policzkach, co nie było dla mnie normalne. Spojrzałam na ciało Mike’a i zastanawiałam się, jak ten chłopak może być taki seksowny. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Podniosłam się tak, aby to on leżał pode mną. Zaczęłam całować jego skronie, szczękę, szyję, brzuch, a  kiedy doszłam do dolnej części jego brzucha, dotknęłam delikatnie penisa. Zaskomlał, zaciskając zęby. Owinęłam rękę wokół niego, robiąc szybkie i  stanowcze ruchy góra-dół. Oddech mu przyspieszył. Czułam, jak robił się coraz twardszy, a  jego sapanie tylko potwierdzało rozkosz. Po chwili jednak złapał mnie za rękę, przyciągając bliżej i obracając na plecy, po czym z półki nocnej obok łóżka wyciągnął prezerwatywę i  szybkim ruchem rozerwał

opakowanie. Założył gumkę na penisa, a  ja patrzyłam uważnie, czując, jak w moim podbrzuszu szaleją motyle. Tak bardzo chciałam ponownie poczuć w  sobie jego męskość. Kiedy zawisł nade mną, owinęłam nogi wokół niego. Wszedł we mnie powoli, a  ja jęknęłam głośno. Ruszał się ospale. Jego ruchy były stanowcze, głębokie. Dostawałam szału. Jęczałam cichutko, kiedy całował moje usta. – Luke nas usłyszy – wysapałam pomiędzy pocałunkami. –  Mam to gdzieś – warknął, zaciskając rękę na moim biodrze, jednocześnie przyspieszając. Zaczęłam dyszeć, drapiąc paznokciami jego plecy i ramiona. Kiedy czułam zbliżający się orgazm, wygięłam się w  łuk, krzycząc jego imię i  ściskając prześcieradło w  pięściach. Mike doszedł chwilę po mnie, opadając na moje ciało i  składając niechlujne pocałunki na mojej szyi. Gdy już w  miarę unormował oddech, stanowczym ruchem opuścił moje ciało. Ściągnął prezerwatywę, zawiązując ją na końcu i  zwinąwszy w  jakiś papier, wyrzucił do kosza. Wrócił do łóżka, kładąc się obok, i przytulił mnie do siebie, składając pocałunek na czole. Milczeliśmy, chcąc się uspokoić. –  Lubię, jak wymawiasz moje imię – zagadnął po chwili. Miał przyjemny głos. Jego brzmienie teraz było niczym najlepsza melodia dla uszu. – Mike – szepnęłam. –  Właśnie tak – jęknął cicho, zanurzając twarz w  mojej szyi i zaciągając się moim zapachem. Spojrzałam ponad jego ramieniem na szufladę półki nocnej, której nie zamknął. Od razu w oczy rzuciło mi się zdjęcie, po które wyciągnęłam rękę. – Yy… To… – Słyszałam wahanie w jego głosie, gdy zauważył, co wyciągnęłam. Uniosłam brwi, widząc nasze zdjęcie z  przedszkola. Wszystkie dzieci są ustawione w  trzech rzędach, a  ja i  Mike stoimy obok siebie na samym przodzie. On z twarzą pomalowaną różowym markerem i ja ze sklejonymi dłońmi. Zaśmiałam się, gdy przypomniałam sobie, jak do tego doszło. –  Dlaczego to masz? – zapytałam z  uśmiechem, spoglądając na zarumienionego Mike’a. To było słodkie, kiedy się czegoś wstydził.

–  Bo to jedyne zdjęcie, na którym jesteśmy razem. – Wzruszył ramionami, głaszcząc mnie opuszkami palców po plecach. –  Boże, jak ja cię wtedy nienawidziłam. – Znowu spojrzałam na zdjęcie i  pozostałe dzieci, starając się w  którymś z  nich rozpoznać Luke’a. – Nie wiedzieć czemu, ja cię wtedy lubiłem. Zdziwił mnie. –  Nawet wtedy, kiedy odciąłeś mi włosy? – prychnęłam, przyglądając mu się sceptycznie. –  Wtedy może nie. – Zaśmiał się, przyciągając mnie do siebie. Odłożyłam zdjęcie z  dzieciństwa z  powrotem do szuflady i  położyłam się obok Mike’a, który zaraz pocałował mnie w  czubek głowy. – Byłem na ciebie zły nawet, kiedy wróciłaś, a  tu patrz… właśnie cię przeleciałem. Znowu. – Dupek. – Uderzyłam go żartobliwie w tors, na co uśmiechnął się szeroko. –  Kocham cię, Liv – powiedział nagle poważnie, co przyprawiło mnie o  dziwne, ale przyjemne mrowienie w środku. – Jednak nadal nie odpowiedziałaś na pytanie, czy pójdziesz ze mną na bal. – Oczywiście, że pójdę, ale czy to nie będzie dziwne? – zapytałam, zaczynając jeździć palcem po jego brzuchu. – W końcu nie jesteśmy razem. – No i co z tego? Kocham cię i chcę, żebyś ze mną poszła. Czy to coś złego? – powiedział to z taką pewnością w głosie, że nie mogłam mu odmówić. To jak powiedzieć dziecku, które wierzy w Mikołaja, że on nie istnieje. –  Pójdę z  tobą. – Pochyliłam się w  jego stronę, składając krótki pocałunek na jego ustach. Zasnęłam chwilę później, czując jego palce na plecach. *** Czas mijał szybciej, niż nam się wydawało. Minuta zamieniała się w godzinę, godzina w dzień, a dzień w tygodnie. Można powiedzieć, że w moim życiu nie brakowało niczego. Z Mikiem nie ukrywaliśmy już naszych kontaktów, a  nawet więcej. Od miesiąca oficjalnie

byliśmy ze sobą i  w sumie chyba nikogo to nie zdziwiło. Od dawna już sobie nie dogryzaliśmy, chociaż jak dla mnie to było dziwne. Niezwykłe. To nie tak, że źle się czułam w  towarzystwie mojego chłopaka, tylko… Uwielbiałam Mike’a, ale czasami tak działał mi na nerwy, że najchętniej zostawiłabym go na pierwszym lepszym skrzyżowaniu. Po prostu czułam się nie na miejscu, kiedy Mike okazywał mi te wszystkie czułości w  miejscach publicznych. Nigdy nie byłam wielbicielką przesadnego dławienia się uczuciami, jednak do Mike’a chyba to nie docierało. Momentami miałam wrażenie, jakby wymagał czegoś ode mnie albo próbował coś udowodnić. Co ogólnie dla mnie nie miało sensu. Z  drugiej strony może jednak przesadzałam. Sama przyłapywałam się na porównywaniu mojego teraźniejszego związku z  tym poprzednim, chociaż wiem, że nie powinnam. Mike i John to dwie różne osobowości. Są jak kot i pies. Oczywiście nie warczą na siebie, ale nie są też w  najlepszych kontaktach. W końcu to mój chłopak i mój były. Oni chyba z natury nie powinni się lubić. To tak jakby zjeść śledzia i  wypić kakao. Będziesz rzygać. *** –  Następnym razem dostosuję się do twoich wskazówek – odpowiedział John sucho. Mike właśnie wyraził swoje jakże znaczące zdanie na temat ostatniego przegranego meczu koszykówki. Nawet nie próbowałam go powstrzymywać, bo uparciuch tak czy siak jakoś wciśnie to w  rozmowę. Wywróciłam tylko oczami, czując, że Mike zarzuca mi rękę ramiona. – Może się przydadzą – stwierdził Mike. Tym razem nie wytrzymałam i  uderzyłam go łokciem w  żebra. Spojrzał na mnie, marszcząc brwi, na co tylko pokazałam mu język. – Jo, nie powinnaś być teraz w komisji dekoracyjnej? – spytałam, by odwrócić od nich uwagę. –  Wyrobiliśmy się szybciej! – zapiszczała podekscytowana, szarpiąc Luke’a za ramię. Bzykają się już ponad pół roku, ale nadal

nie chcą przyznać, że są parą. Nieraz kłóciłam się o to z Jo, sądząc, że po prostu nie chcą nam o  tym powiedzieć, ale oboje milczą jak zaklęci. – Dasz wiarę, że już jutro jest bal?! –  Uwierz mi – prychnęłam, przypominając sobie, jak dzień w  dzień rozmawiały o  tym z  Georginą. – Nie mogłabym tego przegapić. –  A właśnie – przerwał nam Luke, podnosząc na mnie zielone tęczówki. – Twoja mama dzisiaj przyjeżdża, prawda? To znaczy, że znowu przenosisz się do niej? – Tak, chciałam po szkole zabrać kilka rzeczy i już mnie nie ma. – Podekscytowanie rosło we mnie, im bliżej była ostatnia lekcja. Nie mogłam już doczekać się, aż zobaczę mamę po tylu miesiącach, a  świadomość, że od godziny powinna być w  domu, tylko bardziej wzmagała tęsknotę. –  Co? – usłyszałam zaskoczenie w  głosie Mike’a. Spojrzałam na niego, widząc, jak marszczy czoło, by po chwili przejechać palcami po włosach, które i  tak wrócą na swoje miejsce. – Nie mówiłaś, że wracasz do domu. –  Dobrze wiedziałeś, że przyjeżdżają nasi rodzice. – Podniosłam jedną brew, mając nadzieję, że nie urządzi tu żadnej sceny. – To chyba logiczne, że chcę zobaczyć się z mamą. – No dobrze. Rozumiem, że chcesz się z nią spotkać, ale przecież nie musisz od razu z  nią mieszkać. – Patrzył mi prosto w  oczy podminowany. Westchnęłam zrezygnowana. Z  nim to jak z dzieckiem, któremu chcesz odebrać nową zabawkę. Pochyliłam się w  jego stronę, składając całusa w  kąciku ust, na co od razu się rozluźnił. – To tylko kilka dni. Poza tym ty też mógłbyś spędzić trochę czasu z  ojcem. – Prychnął, ale zignorowałam to, opierając brodę na jego ramieniu. – Na pewno wyszłoby to wam na dobre. *** –  Hej, skarbie – usłyszałam radosny głos rodzicielki, kiedy przekroczyłam próg domu.

Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu, a  tęsknota uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. –  Cześć, mamo. – Uśmiechnęłam się, wtulając w  ciało brązowowłosej kobiety. –  Przytyłaś. – Cornelia odsunęła mnie na odległość ramion, by dobrze mi się przyjrzeć. – A ty masz zmarszczki na czole – prychnęłam, chichocząc. Nic się nie zmieniła, a  mój cięty charakter po kimś na pewno odziedziczyłam. – Jak było w Australii? –  Jest naprawdę niesamowicie. – Słysząc podekscytowanie w  głosie mamy, sama mimowolnie się uśmiechnęłam. Pociągnęłam ją w  stronę kuchni, zostawiając przy wyspie kuchennej, by wstawić wodę. –  Pogoda jest tam zawsze ciepła, ludzie są tacy mili – zaczęła opowiadać, kiedy wyciągałam dwa kubki z  górnej półki nad mikrofalówką. – Mam takie śliczne mieszkanie w  Sydney. Spodobałoby ci się. –  Na ile masz jeszcze kontrakt? – Odwróciłam się w  jej stronę, chcąc wiedzieć, ile jeszcze będziemy musiały żyć oddzielnie na kompletnie różnych kontynentach. –  Umowa kończy mi się za trzy miesiące – rzekła cicho, spoglądając na mnie spod ciemnej grzywki. – Jednak firma poleciła mnie i dostałam kolejną propozycję na półtora roku. – Ale już tutaj? – spytałam z nadzieją, że nie muszę żegnać jej na prawie dwa lata. Wiedziałam, że starała się przyjeżdżać tak często, jak to tylko możliwe, ale jednak ta odległość i różnica czasu były dla mnie problemem. –  Nie, słońce. – Westchnęła, opierając się łokciami o  blat. – To dobra propozycja i duże zarobki. Sydney to naprawdę piękne miasto, mam tam mieszkanie i znajomych, więc już jest łatwiej. –  A ja mam tu zostać. – Nic nie mogłam poradzić na gorycz w moim głosie. –  Przecież możesz pojechać ze mną. Ostatnią klasę możesz skończyć już w Australii. – Widziałam błysk nadziei w jej oczach, gdy dzieliła się ze mną pomysłem, który nie za specjalnie mi się podobał.

– Mamo, ja też mam tutaj znajomych. – Wiedziałam, że niszczę jej plany, no ale nie mogę nic z tym zrobić! – A poza tym kto się zajmie domem? – Właśnie, co do domu… – Podniosła się z siedzenia, podchodząc do mnie i  odbierając kubek z  parującą kawą. – Zamierzam go sprzedać. –  Co? – Spojrzałam na nią, marszcząc brwi. Czy ona naprawdę powiedziała, chce sprzedać dom, w  którym się wychowałam? Czy ona sobie żartowała? Jednak widząc jej poważny wyraz twarzy, zorientowałam się, że mówiła prawdę. – Dlaczego? – Olivia, dom przez cały czas stoi pusty. Ja mieszkam za granicą, ty też jesteś cały czas z  chłopakami. – Westchnęła, przeczesując potargane włosy. – Poza tym za chwilę idziesz na studia i za to też trzeba będzie płacić. Przymknęłam oczy, dochodząc do wniosku, że jednak ma rację. Od świąt przychodzę do domu tylko po to, aby podlać kwiatki i w sumie to tyle. No i rzeczywiście, studia kosztują. – To oznacza, że jesteśmy w tym domu ostatni raz? – zapytałam, czując jednak smutek przez wszystkie wspomnienia, które wiązały się z tym miejscem. –  Zobaczysz, jakoś nam się ułoży. – Przejechała ręką po moim ramieniu, chcąc chociaż trochę mnie pocieszyć. *** Miałam na sobie krwistoczerwoną sukienkę z  długim rękawem. Nie miała dekoltu ani odkrytych pleców. W  sumie byłam prawie cała zakryta. Gołe miałam jedynie nogi. Sukienka była naprawdę piękna, rozkloszowana od pasa i sięgała mi do połowy ud. –  Liv?! Mike już przyjechał – usłyszałam krzyk mamy z  dołu. Szybko usiadłam na łóżku, sięgając po czarne sandałki na obcasie. –  Już idę! – Szybko włożyłam je na nogi i  zarzucając na plecy zakręcone na lokówce brązowe włosy, ruszyłam na parter. Prawie potykając się na schodach, wbiegłam prosto w  ramiona mojego przystojnego chłopaka. Wiedziałam, że mamy nie ma w  pobliżu, gdyż ręce Mike’a przejechały po zewnętrznej stronie moich ud pod

sukienkę, aż do pośladków. Mój pisk został uciszony przez usta nagle przyciśnięte do moich. –  Pięknie wyglądasz – wymruczał, zjeżdżając wargami na moją żuchwę, od czego przeszedł mnie dreszcz. –  Spodziewałam się wszystkiego, ale nie ciebie w  garniturze. – Zaśmiałam się, odchodząc o  krok od niego, by mu się lepiej przyjrzeć. Musiałam przyznać, że w  białej koszuli i  marynarce wyglądał niesamowicie. – Ojciec mnie zmusił. –  Muszę mu podziękować. – Uśmiechnęłam się, kiedy pokonał dzielącą nas odległość, by znowu mnie pocałować. –  Poczekajcie! – Usłyszałam szybkie kroki Cornelii. – Trzeba zrobić zdjęcia na pamiątkę! – Mamo! – burknęłam, nie mając na to najmniejszej ochoty. Mike jednak wręcz przeciwnie, zaśmiał się i  owinął ramię dookoła mojej talii, by po chwili obrócić mnie w  stronę mojej mamy z  aparatem. Zostałam parę razy oślepiona fleszem, zanim w  końcu mogliśmy wyjść z domu. Jo, Luke, John, Georgina i kilkoro innych znajomych siedziało przy stoliku w  kącie sali. Już na parkingu usłyszałam głośną muzykę wydobywającą się z głośników koło sceny, na której stał nad konsolą dziwny, chudy chłopak o postawionych na żel jaskrawych, zielonych włosach. Wielkie okulary przeciwsłoneczne praktycznie zlatywały mu z nosa, kiedy podskakiwał jak piłka w rytm muzyki. –  Rozdają coś przy wejściu czy ta impreza jest lepsza, niż na to wygląda? – Zaśmiałam się, wskazując na kolorowego DJ-a, który teraz kołysał się na boki jak flaga na wietrze. –  Uwierz, że już miałam go spytać, gdzie to dostał. – Jo się uśmiechnęła, przyciągając krzesło ze stolika obok. Już miałam usiąść, kiedy Mike podsiadł mnie, ciągnąc do siebie na kolana. – Czy ty nie stajesz się czasem zaborczy? – droczyłam się, całując go w kącik ust. –  Kocham cię – wyszeptał cicho, dokładnie mi się przyglądając. Czułam się niepewnie pod jego czujnym wzrokiem, więc wtuliłam się w  niego bokiem. Miałam wrażenie dziwnego ucisku w  brzuchu za każdym razem, kiedy słyszałam z jego ust wyznanie miłości.

–  Liv, śliczna sukienka. – Odwróciłam głowę na komplement od Georginy. Sama miała na sobie na pewno drogą, złotą sukienkę na bardzo cienkich ramiączkach. Doczepiła włosy w  taki sposób, że wyglądały na rozpuszczone, co w zasadzie było dziwne, ale ona ma taki styl, więc wolałam się nie odzywać. Spojrzałam na jej towarzysza po prawej stronie, który był naprawdę przystojnym okazem. Krótkie blond włosy zaczesał do tyłu, miał piwne oczy i  wyraziste kości policzkowe. Garnitur leżał na nim jak szyty na miarę, co tylko uwydatniało jego wysportowane ciało. Popatrzyłam na Georginę, poruszając konspiracyjnie brwiami i  chcąc dać jej do zrozumienia, że jej wymarzony partner był naprawdę niezły. Widziałam, jak oczy jej zabłysły, kiedy zerknęła na niego. *** Można powiedzieć, że impreza trwała w  najlepsze. DJ rozkręcił się już na tyle, że rozdarł na sobie neonową koszulkę, zostając w samych jej strzępach. Tańczyłam właśnie z Patrickiem, partnerem Georginy, który w  przeciwieństwie do Mike’a był świetnym tancerzem, no ale nie mogłam narzekać na mojego chłopaka. Właśnie byłam w połowie piruetu, kiedy poczułam ręce na tali. –  Zabieram ją – usłyszałam głos Mike’a, mówiący do Patricka. Tamten tylko uśmiechnął się serdecznie, wracając do naszego stolika. Zmarszczyłam brwi, widząc, z  jakim pośpiechem Mike próbuje wyciągnąć mnie z  sali. Zastanawiałam się nawet, czy nie zacząć się spierać, ale desperacja na jego twarzy powiedziała mi, że to nie byłby najlepszy pomysł. –  Coś się stało? – spytałam zmartwiona, gdy nagle zatrzymał się na korytarzu, lekko popychając mnie na szkolne szafki. – Kocham cię. – Naparł gwałtownie swoimi ustami na moje. Kiedy pierwszy szok spowodowany jego nagłą akcja minął, westchnęłam, odwzajemniając pocałunek z  taką samą intensywnością. Mike niemal desperacko zacisnął dłonie na moich biodrach. – Kocham cię – wyskamlał znowu, napierając na mnie. Czułam, jak coraz mocniej wciskał mi palce w biodra, co stało się niemal bolesne.

– Mike, za dużo wypiłeś? – Było to raczej pytanie retoryczne, gdyż czułam na jego języku słodki smak ponczu, który ktoś doprawił wódką. –  Kocham cię – powiedział po raz kolejny, pewnie patrząc mi w  oczy. Znowu miałam uczucie, że czegoś ode mnie oczekuje. Praktycznie wiłam się pod jego spojrzeniem jak bekon na patelni. –  Dobrze? – pisnęłam, nie wiedząc, co ze sobą począć. Wiedziałam, czego ode mnie chce, ale nie mogłam mu odpowiedzieć, nie będąc tego w stu procentach pewną. – „Dobrze”? – Cieszę się – wyszeptałam, od razu tego żałując. – Czy ty mnie, do cholery, chociaż lubisz, Liv?! – krzyknął, cofając się. Momentalnie zrobiło mi się pusto bez jego ciała obok. Miałam ochotę podejść do niego i wtulić się, nie zwracając uwagi na to, czy dalej by krzyczał. – Oczywiście, że cię lubię – odpowiedziałam zbulwersowana. Czy dałam mu jakikolwiek powód, żeby tak myślał? Od ponad miesiąca spędzamy razem prawie każdą chwilę i nie zawsze potrafimy trzymać ręce przy sobie. To nie tak, że poszłabym z  pierwszym lepszym kolesiem do łóżka. – Tylko szkoda, że, kurwa, to nie jest to, co chcę usłyszeć. Spojrzał mi ostatni raz w  oczy, po czym bez słowa obrócił się na pięcie i odszedł.

Rozdział 33 Olivia – No i później tak po prostu odszedł? – Niedowierzanie na twarzy Jo było niemal komiczne. Jednak mi nie było do śmiechu. Po tym jak wkurzony Mike zostawił mnie samą, zdezorientowaną, na tamtym przeklętym korytarzu, nie miałam z  nim żadnego kontaktu. Nie odbierał telefonów ani nie odpisywał na wiadomości. Na dodatek Luke mówił, że przeniósł się na jakiś czas do starego domu i mieszkał teraz z ojcem. – Dokładnie. Jeszcze rzucił na koniec tekstem, że nie okazuję mu uczuć – prychnęłam. Byłam zła na niego za to, że mi nie odpisywał i jednocześnie się martwiłam. Przeczesałam ręką włosy, przez co na głowie zrobił mi się jeszcze większy kołtun. Jo przyglądała mi się, siedząc na swoim łóżku. Odkąd przyszłam, przyciskała do siebie tę dziwną, zieloną poduszkę, którą dostała od Luke’a. – A niby okazujesz mu je? – zapytała, unosząc w  powątpiewaniu brew. – Oczywiście! –  Ile razy powiedział ci, że cię kocha? – Jo oczywiście nic nie robiła sobie z mojego oburzenia. –  W ciągu ostatnich kilku tygodni? Nie mam pojęcia. – Wzruszyłam ramionami. – Dużo. – A ile razy ty mu to powiedziałaś? – Już otwierałam usta, by jej odpowiedzieć, gdy dotarło do mnie, że nie mam co. Wstyd rozlał się po mnie jak sos po makaronie. – No właśnie. – Boże, jestem potworem. – Westchnęłam, padając na łóżko obok Jo. –  Czy ty go w  ogóle kochasz? – Jo spojrzała na mnie poważnie. Oczywiście, że uwielbiałam, gdy Mike spędzał ze mną czas, a  także

jego głupie i  wredne teksty, dziecinne zachowanie oraz to, jaki był dla mnie czuły. Ale czy go kochałam? –  Chyba tak, kocham go – odpowiedziałam niepewnie, jednak w tej chwili dotarło do mnie, jak szczere to było. –  Więc dlaczego nie jesteś teraz u  niego? – zapytała wręcz z pretensjami. Podniosłam się błyskawicznie, mając zamiar wybiec z  pokoju, by znaleźć się jak najszybciej przy moim chłopaku, ale w  ostatniej chwili zatrzymał mnie głos Jo: –  Liv, nie wiem, czy to jest ważne, ale zanim wyciągnął cię z  parkietu, widziałam, jak kłócił się z  Georginą. To dziwne, bo oni nigdy się nie kłócą. –  Dzięki. – Naprawdę się zdziwiłam, bo to prawda. Można było nawet powiedzieć, że Mike miał z Georginą tak samo dobry kontakt jak z Lukiem. *** Stałam pod drzwiami dwupiętrowego jednorodzinnego domu, wykręcając palce w  każdą możliwą stronę. Powiedzieć, że się stresowałam, to mało. Byłam posrana ze strachu, że spanikuję i zacznę paplać od rzeczy, co w moim wypadku było jak najbardziej możliwe. Nigdy nie sądziłam, że łatwiej mi będzie przespać się z  chłopakiem kilkukrotnie, niż wyznać mu, co do niego czuję. W końcu to seks jest bardziej intymną sytuacją, a uczucia wyrażamy codziennie do każdej ważnej albo wrogiej osoby. Biorąc głęboki wdech, nacisnęłam na dzwonek przy drzwiach i czekałam na apokalipsę. To naprawdę niemożliwe, jak dłużył mi się czas, dopóki w  progu nie stanął Carter. Ale nie ten, którego chciałam. –  Witaj, Olivio. – Dan, ojciec Mike’a, uśmiechnął się do mnie szeroko. To niesamowite, jak podobny był do syna. Albo raczej Mike do ojca. Te same szare oczy, kości policzkowe i postawa. Tylko kolor włosów miał inny. –  Dzień dobry, panie Carter. Jest Mike? – udało mi się jakoś wypowiedzieć, mimo uciskającej guli w  gardle. Naprawdę prawie

zwymiotowałam od tych skrętów w żołądku. –  Niedawno wysłałem go do sklepu. Powinien zaraz wrócić. – Cofnął się o  krok, otwierając szerzej drzwi wejściowe. – Możesz na niego poczekać, jeśli chcesz. –  Dziękuję. – Czułam, jakby moje nogi były z  ołowiu, kiedy kierowałam się do salonu. Kości strzelały mi od wykręcania palców, ale inaczej nie potrafiłabym opanować drżenia rąk. –  Mike wciąż mi o  tobie opowiadał. – Zaśmiał się pod nosem. – Nawet częściej niż twoja mama. –  Nie wiedziałam, że to może być możliwe – prychnęłam. Wiem, że moja mama lubiła opowiadać o mnie na prawo i lewo, a Mike to… Mike. On był zawsze nieprzewidywalny. Rozglądałam się po salonie, w  którym byłam w  sumie pierwszy raz. Kawowe ściany i  orzechowego koloru meble pasowały do czarnych, zamszowych kanap. Mimo braku kobiecej ręki widać było, że starali się zrobić tu jak najbardziej przytulnie. Zawieszone w  ramkach zdjęcia na ścianach były tego chyba najlepszym dowodem. Podeszłam do najbliższej ramki, w  której widniał dyplom za zajęcie drugiego miejsca w zawodach pływackich. – Nie wiedziałam, że Mike jest typem sportowca. –  Bo nie jest – usłyszałam za sobą kpiący głos, na co lekko się uśmiechnęłam. Dan ma tyle wspólnego z  Mikiem. – To jedyny dyplom, jaki udało mu się zdobyć. Chyba zauważyłaś, że sport to on ma głównie wtedy, gdy chodzi do lodówki i z powrotem. Zaśmiałam się, bo nie mogłam zaprzeczyć. Mike mimo niezłego ciała był leniwy jak stary kocur. Nic tylko go głaskać i  podsuwać jedzonko pod nos. Mój wzrok powędrował dalej do kolejnej ramki, na której widniał Mike razem z ojcem i jeszcze jednym mężczyzną, tak jakoś w wieku Dana. Mój chłopak miał na tym zdjęciu może z  czternaście lat. Wszyscy mieli na sobie stroje rybaków, a  Mike trzymał wysoko uniesioną rękę z gigantyczną rybą. To niebywałe, jak wszyscy na tym zdjęciu byli szczęśliwi, nawet Mike w  tym dziwnym kapeluszu. Ostatnia ramka na ścianie najbardziej przykuła moją uwagę. Zdjęcie musiało zostać zrobione jakiś czas temu, bo Mike nie wyglądał na

młodszego niż osiemnaście lat. Był razem z jakimś chłopakiem przy grillu, smażąc mięso. Jednak nie to było najdziwniejsze. Ten drugi chłopak wydawał mi się jakiś znajomy. Uczucie déjà vu było tak silne, że ściągnęłam ramkę ze ściany i  podeszłam z  nią do ojca Mike’a. – Kto to jest? – Wskazałam na czarnowłosego chłopaka z blizną na dłoni, w której trzymał szczypce do grilla. Coś było nie tak. – To jest Nico. Kuzyn Mike’a. – Westchnął, patrząc na to zdjęcie. – Czarna owca w rodzinie. Uciekł z kliniki odwykowej dwa razy. Mike zawsze miał z  nim dobry kontakt, co nie do końca podobało mi się przez jego nielegalną przeszłość. Dlaczego pytasz? –  Chyba go znam. – Kiedy znowu spojrzałam na chłopaka i  jego bliznę, doszło do mnie, gdzie go już widziałam. Gorycz, przerażenie i  zdrada wypełniają moje wnętrze, zatruwając każdy nerw, mięsień i  kość, a  szum w  uszach jest niemal ogłuszający. To jest ten sam chłopak, który napadł na mnie pod klubem w  moje urodziny. Mike go znał. A  potem okłamał mnie. Musiał go widzieć, a  nic mi nie powiedział. Pewnie pozwolił mu uciec. Boże, a co, jeżeli Mike nasłał na mnie swojego kuzyna? Ta myśl sprawiła, że nogi odmówiły mi posłuszeństwa i musiałam usiąść, aby nie upaść. Mike okłamał mnie i  prawdopodobnie nasłał na mnie czarną owcę rodziny, by mnie pobiła i okradła. –  Olivio, muszę na chwilę zadzwonić. – Pogodny głos niczego nieświadomego Dana przerwał moje czarne myśli. – Mike zaraz powinien być. I tak po prostu wyszedł, posyłając mi ostatni pogodny uśmiech, jednak ja nie byłam w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. A z tego wszystkiego najgorsza była nadzieja. Może jednak to był zwykły przypadek i  jakoś dało się to racjonalnie wyjaśnić. Może zbyt pochopnie wyciągnęłam wnioski i  za bardzo dałam się ponieść wyobraźni. Nie wiem, ile tak siedziałam w  bezruchu, patrząc w  to zdjęcie, póki nie usłyszałam otwieranych drzwi i głosu Mike’a. Błyskawicznie podniosłam się z  kanapy, chowając za plecami ramkę ze zdjęciem. Nie wiem dlaczego. Może to panika, że moje domysły są prawdą.

–  Liv? Co ty tu robisz? – usłyszałam jego zdziwiony głos, kiedy, wychodząc z kuchni, zauważył mnie na środku salonu wyprostowaną niczym struna. Zacisnęłam zęby, nie wiedząc, co powiedzieć. Mam mu wykrzyczeć w twarz, że wiem, że mnie okłamał i rzucić w niego tym zdjęciem? W końcu nie po to tu przyszłam. No właśnie, po co ja tu przyszłam… –  Kocham cię. – Moje słowa szokują go tak bardzo, że nieruchomieje w progu. Wyszły ze mnie tak łatwo, jakbym nasmarowała je masłem. Nie bałam się już tego powiedzieć na głos, za to bałam się zapytać o  Nico. Gdyby nie sytuacja, w  jakiej się znajdowałam, zaśmiałabym się z jego miny, po czym podeszłabym do niego, chcąc go pocałować. Jednak nie zrobiłam nic z  tych rzeczy. Czekałam jedynie na jego reakcję. – Naprawdę? – odezwał się, gdy w końcu jakoś doszedł do siebie. Widząc moją poważną minę, uśmiechnął się szeroko, przeczesując włosy palcami. Radość na jego twarzy prawie zmiękczyła moje serce. Prawie. –  Cholera, też cię kocham. – Ruszył w  moim kierunku niemal w  podskokach, na co spanikowałam. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Nie teraz, kiedy nie byłam pewna, czy napad Nico nie miał z  nim nic wspólnego. Nie mogłam być za blisko niego, bo traciłam wtedy zmysły. Kiedy był już tylko dwa kroki ode mnie, wyciągnęłam rękę, chcąc go zatrzymać. Mike stanął w miejscu, zdezorientowany, spoglądając mi prosto w oczy. Teraz albo nigdy. Wyłoniłam zza pleców zdjęcie, chcąc mu je pokazać. Zachciało mi się płakać, widząc, jak jego radosna twarz zmieniła się w przerażoną, kiedy spojrzał na zdjęcie. Żółć podeszła mi do gardła, gdy dotarło do mnie, że Mike doskonale wiedział, o co mi chodziło. Wiedział, że ja już wiem o Nico i o tym, że skłamał. – Liv, skarbie, daj mi to wyjaśnić. –  Co chcesz tutaj wyjaśniać? – warknęłam, kiedy pierwsze łzy popłynęły mi po policzkach. Mike starał się podejść do mnie bliżej, ale z każdym jego krokiem ja się cofałam.

–  Skarbie, to naprawdę nie tak, jak myślisz. – Wyciągnął ręce w  moją stronę i  zabrał mi z  dłoni ramkę, po czym rzucił ją na kanapę. – To po prostu nieporozumienie. – Zadam ci teraz pytanie – syknęłam, nie wstrzymując już płaczu. – Masz opowiedzieć mi prawdę, rozumiesz? – Oczywiście – przytaknął jak pies, nadal mając ten zbolały wyraz twarzy. –  Czy miałeś coś wspólnego z  napadem Nico? – To pytanie z ledwością wyszło mi z ust, ale musiałam wiedzieć. Czy to były tylko zbieg okoliczności i  małe kłamstwo, czy to od początku był jego pomysł na zemstę. Mike nie odpowiadał przez dłuższy czas, przez co spojrzałam na niego. Już nie musiał mi odpowiadać. Grymas rozpaczy był odpowiedzią samą w sobie. – Ty gnojku! – wybuchnęłam, nie powstrzymując szlochu. Miałam gdzieś, że ojciec Mike’a mógł mnie słyszeć. Miałam gdzieś ich wszystkich, a  najbardziej Mike’a. Histeria wręcz objęła całe moje ciało. Wplotłam palce we włosy, ciągnąc za nie boleśnie, mając nadzieję, że to jednak jakiś popaprany sen. – Liv, proszę, uspokój się i daj mi to wyjaśnić – błagał, łapiąc mnie za ramiona. Starał się mnie do siebie przyciągnąć, jednak nie miałam zamiaru mu się tak łatwo poddać. Już nigdy więcej. Wyszarpnęłam się z jego ramion, przerywając moją histerię. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie czułam już nic poza zimną obojętnością. – Liv? – usłyszałam niepewny głos Mike’a, na co krew się we mnie zagotowała. – Kocham cię, pamiętaj o tym, że… Nie dałam mu dokończyć, tylko zamachnęłam się, celując pięścią prosto w  jego twarz. Słyszałam gruchot łamanej kości, ale nie obchodziło mnie to, tak samo jak ból ręki. Widziałam lejącą się krew z prawdopodobnie złamanego nosa. –  Nie masz prawa tak do mnie mówić. Dla mnie jesteś nikim. Równie dobrze możesz zdechnąć. – Nigdy nie spodziewałam się, że mój głos kiedykolwiek będzie brzmiał tak oschle i  agresywnie. Widziałam wręcz agonię na twarzy Mike’a, kiedy minęłam go bez zbędnych słów. Wyciągnął w  moim kierunku rękę, ale krew lecąca mu z nosa sprawiła, że przyłożył ją z powrotem do twarzy.

– Liv, błagam, poczekaj – nadal słyszałam jego głos, ale miałam to gdzieś. Jego miałam już gdzieś. *** –  Olivia, siedzisz u  mnie już trzy dni. Nie sądzisz, że powinniśmy wrócić do ludzi? – Głos Violetty rozniósł się po pokoju, ale nie zareagowałam. Wiedziałam, że Mike mógł mnie szukać w naszym mieszkaniu albo w  moim domu, i  jedynym miejscem, na które nie powinien wpaść, było mieszkanie Violetty. Co prawda, nie miałyśmy kontaktu od dobrych kilku tygodni, jednak w chwili, w której pojawiłam się u niej przed drzwiami zalana łzami, przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Gdy wyjaśniłam jej, co się stało, nie mogła oszczędzić sobie powiedzenia, że od początku mnie ostrzegała, jednak pozwoliła mi zostać tak długo, jak tylko chciałam. –  Nie chcę wychodzić do ludzi – mruknęłam, wbijając wzrok w  bordową ścianę w  jej pokoju. Leżałam na kanapie już od rana z wyschniętymi śladami łez na policzkach. –  Liv, nie możesz się załamywać i  wiecznie leżeć na kanapie! – Westchnęła, zakładając ramiona na piersi i  spoglądając na mnie z góry. – Już tu śmierdzi, jakby coś zdechło. – To moje uczucia – prychnęłam. Czerwone włosy związała w dwa warkocze, no i  była bez mocnego makijażu. Tak samo jak ja nie wychodziła nigdzie od trzech dni, siedząc ze mną i słuchając moich żalów. –  Nie przeżywaj. Nie pozwolę, żebyś się nad sobą użalała – syknęła, łapiąc mnie za ramię i ściągając z kanapy. Gdy już udało jej się mnie podnieść, podeszła do czarnej szafy, na której były naklejone różne naklejki z  nazwami rockowych zespołów, i wyciągnęła z niej jakieś ubrania. – Masz. – Wcisnęła mi je w ręce. – Idź się umyć, a ja zrobię nam coś porządnego do jedzenia. I nie chcę słyszeć żadnego „ale”! Mrucząc pod nosem, kiwnęłam potulnie głową i  ruszyłam do łazienki. Rodzice Vi byli już dawno w pracy, więc nie martwiłam się, że wpadnę na nich po drodze. Gdy w  końcu dotarłam do łazienki,

wzdrygnęłam się, widząc swoje odbicie w  lustrze. Przetłuszczone, skołtunione włosy stały na wszystkie strony. Tusz do rzęs razem z  eyelinerem po części rozmazały się wokół oczu, a  po części spłynęły na policzki z wyschniętymi łzami, do tego opuchnięte usta i  nos, a  także przepocone, wygniecione ubranie, którego nie zmieniałam, odkąd tu jestem. Widząc się w  tak opłakanym stanie, zapragnęłam kąpieli, by zmyć z  siebie tych kilka ostatnich dni. W  błyskawicznym tempie wyskoczyłam z  ubrań, stając pod prysznicem i  wręcz jęcząc, bo woda przyjemnie działała na moje obolałe mięśnie. Wyszłam z  kabiny dopiero wtedy, gdy poczułam skurcze w  żołądku. Do tej pory apetytu też nie miałam. Szybko wysuszyłam umyte włosy, związałam je w kitkę, i włożyłam ubrania od Vi, czyli koszulkę z  nadrukiem nazwy zespołu Slipknot oraz zwykłe, szare legginsy. Czułam się jak nowonarodzona, gdy włożyłam skarpetki i wyszłam z łazienki. – Rzeczywiście, czuję się o wiele lepiej, kiedy nie śmierdzę potem. – Zaśmiałam się, gdy weszłam do kuchni, czując sos do spaghetti. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w  poszukiwaniu Vi i  kiedy ją znalazłam, mój poprawiony po prysznicu humor od razu zniknął. Widząc jej współczującą i  jednocześnie wkurwioną minę, kiedy spoglądała na swój telefon, krew mnie zalała. – O co chodzi? –  To nic, Liv. Mike to dupek i  nie jesteś jego warta – odparła, chcąc schować przede mną telefon. Mimo że miałam złe przeczucia, słysząc ostrzeżenie w  jej głosie, sięgnęłam za nią, wyrywając jej telefon z ręki. Prawie go wypuściłam, kiedy zobaczyłam wyświetlone na nim zdjęcie. –  Skąd to masz?! – zapytałam, nie odrywając wzroku od zdjęcia przedstawiającego Mike’a i  Georginę całujących się pod halą sportową. Zobaczywszy wielki plaster na złamanym nosie Mike’a, miałam na początku wyrzuty sumienia, ale gdy doszło do mnie, kim jest ta dziewczyna, zaczęłam żałować, że nie połamałam mu niczego więcej. – Tom mi wysłał. Ponoć, odkąd cię nie ma, spędzają razem każdą przerwę – odpowiedziała cicho, podchodząc do garnka, by odcedzić makaron. – Przepraszam.

– Nie masz za co. Nic z tego nie jest twoją winą – odchrząknęłam, czując suchość w  gardle. Wiedziałam, że dzieli mnie kilka słów od ponownego ataku płaczu, dlatego usiadłam przy kuchennym stole, nadal wpatrując się w  to przeklęte zdjęcie. – Nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać. – Co zamierzasz zrobić? – spytała dziewczyna, podając mi talerz. –  Pójdę jutro do szkoły, jak gdyby nic się nie stało – odpowiedziałam cicho, nakładając sobie makaron. – Czy moglibyśmy jutro rano podjechać do mojego mieszkania? Mike wychodzi zawsze o siódmej trzydzieści, więc będę mogła się szybko przebrać. –  Dobrze. Najwyżej się chwilę spóźnimy. – Uśmiechnęła się na wieść, że nie chcę już więcej zwijać się w samotności pod kocem. – Na szczęście to ostatni miesiąc szkoły, więc i  tak nie robimy nic ważnego. *** Pociły mi się dłonie na samą myśl, że może jednak Mike nie wyszedł jeszcze z mieszkania. Dzwonił codziennie, pisał, nawet Jo mówiła, że już wszędzie mnie szukał i  czeka każdego dnia przed szkołą z  nadzieją, że może jednak przyjadę. To wszystko wydawało mi się kompletnie nierealne. Nie chciałam z  nim rozmawiać i  za każdym razem, gdy na komórce wyświetliło mi się jego zdjęcie, nie odbierałam, chociaż miałam nadzieję, że nie przestanie dzwonić. To popieprzone, ale w ten sposób łudziłam się, że może naprawdę mnie kocha i żałuje tego, co się stało. Nie dałam mu tego wyjaśnić, ale nie było do końca czego wyjaśniać. Nasłał na mnie swojego kuzyna, który posłał mnie do szpitala na kilkanaście dni. Chociaż może przesadziłam, łamiąc mu nos. Nie. Zasłużył sobie, nawet jeżeli nie za tamto, to za całowanie się z Georginą. Vi czekała na mnie w aucie, kiedy wbiegłam na górę po jakieś ciuchy. Moja mama zadzwoniła, kiedy tu jechaliśmy, z pytaniami w stylu: „Co to znaczy, że zniknęłam?”. Wyglądało na to, że Mike nawet do niej dzwonił, o ile nie zrobiła tego szkoła. Chwilę wysłuchałam jej próśb, żeby odwiedzić ją w  wakacje, po czym

rozłączyłam się, mówiąc, że muszę już iść do szkoły. Nie miałam ochoty rozmawiać o Mike’u. –  Masz już wszystko? – zapytała Vi, kiedy wsiadłam z  powrotem do jej małego, żółtego garbusa. –  Tak, możemy jechać – odpowiedziałam, zapinając torbę z książkami. Im bliżej szkoły byłyśmy, tym większe czułam skręcanie w żołądku. Po czterech dniach zobaczę Mike’a. Może nawet czeka, aż przyjadę, tak jak mówiła Jo. Czułam się jak dziecko w  Boże Narodzenie, wręcz wybuchając z  ekscytacji na myśl, że go zobaczę. Jednocześnie bałam się i  miałam żal, ale te uczucia upchnęłam jak najdalej i najgłębiej mogłam, wyobrażając sobie, co Mike zrobi, kiedy mnie ujrzy. Jednak gdy podjechaliśmy pod szkołę, nikogo tam nie było. Ani przy wejściu, ani przy hali. Nigdzie. Westchnęłam, wychodząc z auta. Jak mogłam być taka głupia i wyobrażać sobie, że to wszystko nie jest prawdą i  tylko to sobie wymyśliłam? Zarzuciłam torbę na ramię i  razem z  Violettą ruszyłyśmy w  stronę szafek. Na początku niczego nie zauważyłam. Za bardzo byłam pogrążona w  myślach o  Mike’u, a  Vi zbyt zajęta była telefonem, by zauważyć, że cały korytarz był wywieszony jakimiś kartkami. Dopiero gdy doszłam do szafki i  podniosłam wzrok, by wpisać szyfr, rzuciło mi się w  oczy przyklejone na metalowych drzwiczkach zdjęcie. Szok i  przerażenie zalały mnie jak wodospad, kiedy rozpoznałam się na tej kartce. –  O mój Boże, Liv! – Krzyk Vi zagłuszył szum krwi w  moich uszach. Najwyraźniej też dopiero teraz zobaczyła zdjęcie, na którym jestem prawie naga. Śpię na łóżku w bieliźnie, a pościel zakrywa mi ledwo piersi i  biodra. Praktycznie widać mi cały prawy bok. Szybko rozejrzałam się po korytarzu. Tak jak w największym koszmarze, był cały obklejony. –  Co za świnia zrobiła coś takiego?! – warknęła Violetta, zdzierając po kolei wszystkie wydrukowane zdjęcia. –  To Mike. – Nie potrafiłam powstrzymać płaczu, wiedząc, że na pewno już wszyscy to widzieli i nic, do chuja, z tym nie zrobili. –  Skąd to wiesz? – Dziewczyna niemal dyszała ze złości, ani na chwilę nie przestając zdzierać ośmieszających mnie fotek.

–  Bo to jest pokój Mike’a – zaszlochałam, chowając twarz w dłoniach. – Poza tym kto inny mógłby zrobić mi takie zdjęcie? – Cicho. – Podeszła, biorąc mnie w ramiona, i chociaż była prawie o głowę niższa i musiałam się pochylić, nic mi to nie przeszkadzało. – To już nie jest ważne. Trzeba jak najszybciej pozbyć się tych zdjęć. –  I tak już pewnie wszyscy widzieli. – Pociągnęłam nosem i  podchodząc do ścian, zerwałam z  nich kilka kartek. – Równie dobrze mogę już nigdy tutaj nie wrócić. – Liv, proszę… – zaczęła Vi, ale przerwał jej krzyk. –  Olivia! – Odwróciłam się w  stronę głosu, czując jednocześnie szczęście i furię. To Mike. Stał na końcu korytarza, patrząc na mnie w szoku, tylko po to, by po chwili rzucić się w moją stronę. – Liv, skarbie… – Złapał mnie w ramiona, po czym przycisnął usta do mojej skroni. – Tak za tobą tęskniłem. – Zostaw mnie. – Próbowałam się wyrwać, odpychając go rękami. Czułam dreszcze w  każdym miejscu, w  którym mnie dotknął i  podobało mi się to tak samo, jak tego nienawidziłam. Moje ciało tak na niego reagowało, chociaż rozum dobrze wiedział, jak Mike przeskrobał. Gdy w  końcu udało mi się odsunąć i  spojrzeć na niego, w  oczy rzuciły mi się kartki z moim wydrukowanym zdjęciem, które trzymał w  ręce. Od razu łzy, które przestały płynąć, gdy go zobaczyłam, powróciły. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, jak mógł mi to zrobić i  jeszcze miał czelność do mnie podejść jak gdyby nigdy nic. Mike, słysząc mój szloch, podążył za moim wzrokiem, wprost do dłoni, w której trzymał zdjęcia. Wyglądał, jakby dopiero teraz sobie o nich przypomniał, i rzucił je na podłogę, jakby go parzyły. – Liv, to nie ja! – Szybko zmniejszył odległość między nami, łapiąc moją twarz w dłonie, bym nie uciekła wzrokiem. Jego szept brzmiał tak błagalnie, że nie mogłam mu nie uwierzyć. – Przysięgam, że to nie ja. My nadal próbujemy pozbyć się tych zdjęć. – My? – Pociągnęłam nosem, niewiele rozumiejąc. – Tak. Jo, Luke, John i ja. – Widziałam w jego oczach taką czułość, że niemal zaparło mi dech. Gdy czułam jego kciuki głaszczące mi

policzki, po całym ciele przechodziły mnie dreszcze. –  Ale to zdjęcie na pewno zrobiłeś ty! – wysyczałam, ale widząc w jego oczach żal, mimowolnie złagodniałam. – Tak, wiem. Zrobiłem to, bo nie mogłem się na ciebie napatrzeć, jaka piękna jesteś – wyjaśnił, przybliżając twarz do mojej tak, że czułam ruch jego warg na moich. – Nie spodziewałem się, że ktoś ukradnie mój telefon. – A o co, do chuja, chodzi z Georginą? – Znowu zawrzała we mnie złość, kiedy przypomniało mi się, kto dotykał wcześniej tych ust. –  Nie rozumiem. – Odsunął ode mnie twarz, by dobrze mi się przyjrzeć. Też to zrobiłam. Oprócz opatrunku na złamanym nosie i podkrążonych oczu wyglądał jak zwykle. – Widziałam zdjęcie, jak się całujecie. – Nie mogłam nic poradzić na oskarżenie w  moim głosie. Bardziej czułam, niż widziałam, jak ramiona, którymi oplatał mnie w  talii, się napięły. Westchnął, rozglądając się po korytarzu, jakby się nad czymś zastanawiał. –  To ona się na mnie rzuciła. – Spojrzał w  końcu na mnie. Odgarnął mi za ucho kosmyk włosów, po czym spojrzał głęboko w oczy. – Odepchnąłem ją. To ciebie kocham, Liv, i naprawdę żałuję wszystkiego, co między nami popsułem. Proszę, wybacz mi. –  Myślisz, że zapomnę o  sytuacji z  Nico? – Uniosłam w  niedowierzaniu brwi. – Nasłałeś swojego kuzyna, żeby na mnie napadł! –  To nieprawda – westchnął, przeczesując włosy palcami. – To jemu opowiadałem, jak wkurzająca jesteś i że miałem cię dość. Jego naćpany mózg musiał coś popieprzyć. – Teraz to już wymyślasz – nie dowierzałam w jego słowa. – Przysięgam. – Oparł swoje czoło o moje, łapiąc mnie za dłonie. – Nasłałem na niego gliny. Zamknęli go za posiadanie i  sprzedaż nieletnim. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Czułam, że to, co mówił, było prawdą, a  fakt, że ze względu na mnie sprzedał policji własnego kuzyna, łagodził gorycz w moim sercu. – Proszę, wybacz mi. – Myślisz, że tego nie chcę? Naprawdę chcę ci wybaczyć, ale to nie jest takie… – nie dokończyłam, bo pochylił się, łącząc moje usta ze

swoimi. Nawet na chwilę nie pomyślałam o tym, żeby go odepchnąć. Wręcz przeciwnie. Przyciągnęłam go za koszulkę, chcąc poczuć jego ciało i  ciepło bliżej siebie. Tęskniłam za tym już od kilku dni. Tęskniłam za nim i chociaż wiedziałam do bólu, co zrobił, miałam to gdzieś, byle tylko był przy mnie. – Olivia! – słysząc krzyk Jo, oderwałam usta od Mike’a. Jednak gdy chciałam się od niego odsunąć, przytrzymał mnie, wtulając twarz w moją szyję. –  Cześć, Jo. – Uśmiechnęłam się słabo, nie wiedząc, co teraz zrobić ani ze sobą, ani z Mikiem oplatającym mnie niczym bluszcz. –  Skarbie, tak mi przykro – westchnęła płaczliwie, wyciągając do mnie ręce, jednak Mike nie chciał mnie puścić i  tylko krzywo spojrzał na dziewczynę. Nie chciałam się kłócić, bo dotyk Mike’a działał na mnie jakoś kojąco, więc posłałam Jo przepraszające spojrzenie. – Pozbyliśmy się prawie wszystkich zdjęć. Został tylko ten korytarz, ale musimy się pospieszyć, bo zaraz kończy się lekcja. –  Jeszcze o  tym porozmawiamy – szepnęłam do Mike’a, na co kiwnął głową. *** Mimo że udało nam się pozbyć wszystkich wydrukowanych zdjęć, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że każdy je widział. Wydawało mi się, że wszyscy patrzyli na mnie, wyśmiewając za moimi plecami. I to od kilku dni. Nie potrafiłam już tego wytrzymać. Mike zapewniał mnie, że po prostu przesadzam, ale ktoś przecież wydrukował te zdjęcia. Ktoś je widział, tylko kto mógł mnie tak nienawidzić? Bywałam suką, ale nie miałam z nikim na pieńku. –  Myślę, że to może być sprawka Georginy – powiedział Mike wieczorem, kilka dni po całym wydarzeniu. Popadłam w  paranoję i  od dwóch dni nie chodziłam do szkoły, czując się nieswojo pod czujnym wzrokiem uczniów. To wręcz paliło. –  Dlaczego? Przecież się przyjaźniłyśmy. – Podniosłam na niego wzrok. Leżeliśmy na kanapie w  mieszkaniu, oglądając The Big Bang Theory. Czułam, jak jeździ opuszkami palców po moich plecach

i karku. Westchnęłam z przyjemności, przymykając oczy. –  Kiedy ją odepchnąłem, powiedziała, że się zemści. Znam ją już wystarczająco, by wiedzieć, że nie czeka z porachunkami – prychnął na wspomnienie o  dziewczynie. – A  poza tym nie mieliśmy z  nią kontaktu od tamtego dnia. Jestem też pewny, że kiedy się na mnie rzuciła, zabrała mi telefon, a wiem, że znała do niego hasło. – A to suka – warknęłam, od razu się rozbudzając. – Ale to i  tak już nic nie zmieni. – Co masz na myśli? – Zmarszczył brwi, podnosząc się do pozycji siedzącej. Wiedząc, że nie ucieszy się z  wiadomości, jaką mu zaraz przekażę, zrobiłam to samo. –  Ja już tam nie wrócę. Nie potrafię. – Przetarłam twarzy w  zrezygnowaniu. – Myślałam nad tym już wcześniej, ale nie chciałam was zostawiać. Został mi jeszcze rok w tej szkole… – Do czego zmierzasz? – przerwał mi, marszcząc brwi. – Myślałam o tym, żeby zrobić ostatni rok w Australii. –  Chyba sobie żartujesz! Chcesz wyjechać?! Zostawić mnie?! – krzyknął, podrywając się z  kanapy. Wiedziałam, że tak zareaguje. Westchnęłam, także wstając, i stanęłam przed nim. – Nie zostawiam cię. Nie chcę tego, bo cię kocham, ale zrozum. To twój ostatni rok i ty też wyjeżdżasz. –  Ale tylko kilkaset kilometrów! Nie na kompletnie inny kontynent – wysyczał, wymachując ręką. Złapałam go za nią, przyciągając do siebie i całując krótko w usta. –  To i  tak będzie związek na odległość. Nie będziemy widzieć się już tak często, a poza tym nie utrzymam sama mieszkania dla trzech osób – wytłumaczyłam smutno, gładząc go po nieogolonym policzku. –  Wcale mi tego nie ułatwiasz – westchnął, smutno się we mnie wpatrując. Widząc żal i  niezadowolenie w  jego oczach, chciałam prawie zmienić decyzję, byle tylko go uszczęśliwić. Prawie. – Wiem, ale nie potrafię czuć się swobodnie w tej szkole. Nie czuję się tam już bezpiecznie. –  Na pewno tego chcesz? – Podszedł do mnie, obejmując w talii. Boże, jak bardzo chciałam z  nim zostać. Nie pragnęłam niczego

więcej niż Mike’a. – Może jeszcze coś wymyślimy. –  Już rozmawiałam z  mamą. Chcę stąd wyjechać – odparłam pewnie. Widząc targający nim smutek, pocałowałam go czule, zarzuciłam ramiona na kark i szepnęłam mu w usta: – Kocham cię, ale tak będzie lepiej dla mnie. – Też cię kocham.

Epilog Olivia Wyjechałam kilka tygodni przed końcem roku szkolnego, ale to nie było ważne. Świadectwo mieli przysłać pocztą. Chociaż cholernie tęskniłam za Vi, Jo, Johnem i  Lukiem, to najbardziej bolała mnie rozłąka z  Mikiem. Rozmawialiśmy codziennie przez video chat, ciągle wysłaliśmy sobie wiadomości. Mike oczywiście nie mógł sobie darować i  kilka razy namawiał mnie na seks przez telefon. No cóż, czego się nie zrobi dla ukochanego. Jo była w  oficjalnym związku z Lukiem i po mojej wyprowadzce przeniosła się razem z bratem do naszego mieszkania. Dzwoniła do mnie dwa razy, panikując, że jest w  ciąży, ale na szczęście wyniki testów były negatywne. Oni nigdy się nie nauczą, ale przynajmniej są szczęśliwi. Nie jestem pewna, co działo się z  Georginą. Podobno w  jakiś sposób dyrekcja dowiedziała się o  tym, co się stało i  została wydalona czy zawieszona, nie byłam pewna. Nie obchodziło mnie to. Violetta nadal wypominała mi, że źle zrobiłam, wracając do Mike’a, ale nie miałam jej tego za złe. Ja rozumiałam, dlaczego tak postąpił, a ona nie. Nico należał do jego rodziny i mimo że nie mieli już tak dobrego kontaktu jak w  dzieciństwie, nadal był ważny dla Mike’a. Zwłaszcza że kiedy doszło do tego napadu, nie znaczyłam dla niego tyle, co teraz. Jednak nie zamierzałam jej tego tłumaczyć. W  końcu ten debil odciął mi kiedyś włosy, a  jeżeli to mu wybaczyłam, to nie potrafiłam gniewać się w  nieskończoność. Prychnęłam cicho, przypominając sobie to zdarzenie. –  Ej, lala. Podaj piłkę! – usłyszałam głos Sama. Był chłopakiem Jenny, mojej nowej sąsiadki, z którą często spędzałam czas na plaży. – Wal się, złamasie! – krzyknęłam, pokazując mu środkowy palec. Zaśmiał się, ukazując dołeczki w policzkach. Złote loki podskakiwały

mu na głowie, gdy pobiegł za piłką. – Widzę, że nie tylko dla mnie byłaś taka niemiła – usłyszałam za sobą dobrze znany głos. Poderwałam się z leżaka, by po chwili rzucić w ramiona Mike’a. Pachniał tak jak zawsze, wyglądał tak jak zawsze, był taki jak zawsze. Objął mnie, okręcając wokół własnej osi, po czym przycisnął swoje usta do moich. Zatraciłam się w  tym pocałunku, potrzebując go niczym tlenu. Czułam się, jakbym odzyskała kawałek serca, który nieświadomie zgubiłam. Dopiero czując jego dłonie na ciele, dotarło do mnie, jak mi go brakowało. –  Co ty tu robisz? Miałeś przylecieć za tydzień. – Złapałam jego twarz w  dłonie, bojąc się, że jeśli odwrócę wzrok, zniknie. Rok szkolny skończył się dwa tygodnie temu, ale wiem, że potrzebował czasu, by załatwić papiery do dalszej edukacji, więc nie naciskałam z przyjazdem. –  Mała zmiana planów. – Uśmiechnął się, pociągając za mojego warkocza. – Zamierzam zostać tu na dłużej. – Na jak długo? Do końca lata? – spytałam z nadzieją. Tak bardzo, jak się teraz cieszyłam, że go widzę, nie cieszyłam się chyba nigdy. Pochylił się, dając mi szybkiego całusa. – Nie. Zamierzam zostać tak długo jak ty. – Jego uśmiech jeszcze się poszerzył, kiedy z  rozbawieniem obserwował mój wyraz twarzy. Złapałam w pięści materiał jego koszulki. –  Nie żartuj sobie ze mnie. Co ze studiami? – Uniosłam podejrzliwie brwi. –  Nie żartuję. Kocham cię i  chcę być tam, gdzie jesteś. – Zmiękłam, widząc czułość w  jego oczach. – Zrobię sobie rok przerwy. Będę pracować jako praktykant z ojcem, a kiedy skończysz szkołę, wtedy zobaczymy, co dalej. – Pocałował mnie, co automatycznie odwzajemniłam. – Czy to nie jest zbyt pochopne? – Oczywiście, że się martwiłam. To była w końcu bardzo ważna decyzja. – Cały czas działam pochopnie i spontanicznie, a patrz, jak dobrze na tym wyszedłem. – Wyszczerzył się, łapiąc mnie za pośladki. Gdzieś z tyłu usłyszałam gwizdy Sama i Jenny, ale zignorowałam ich.

–  Skoro tak uważasz – powiedziałam nonszalancko, oglądając na pokaz paznokcie u  rąk. Mike zaśmiał się, bliżej mnie do siebie przyciągając. – Tak. Kochanie, chcę już stąd iść – mruknął, nagle rozglądając się po plaży. – Dlaczego? Chodź, przedstawię ci Jenny i Sama. – Spojrzałam na niego zdziwiona. – Kiedy indziej – wyszeptał, przygryzając mi płatek ucha i mocniej ściskając moje pośladki odziane w krótkie spodenki. – Jestem twardy od czterech tygodni. Zaśmiałam się cicho, słysząc jego słowa. Jak mogłam się dziwić, że Mike będzie niewyżyty, skoro ostatni raz na żywo widziałam go jakieś cztery tygodnie temu? – Dzisiaj nici z twojej spontaniczności. – Poklepałam go po klatce piersiowej. – Mam okres. – Kurwa mać, no… Zaśmiałam się, widząc rozczarowanie na jego twarzy. –  Chodź. – Wzięłam go za rękę. – Przedstawię cię moim znajomym.

Podziękowania Dziękuję niesamowitym czytelnikom z  Wattpad, którzy poświęcili czas, by przeczytać moją książkę. Zawsze będę Wam wdzięczna za recenzje, komentarze, udostępnienia i  bezcenne wsparcie. Wiele to dla mnie znaczyło. Chcę podziękować również osobom z  wydawnictwa, które pracowały razem ze mną nad wydaniem tej powieści. Jestem wdzięczna, że włożyliście w pracę nad nią tyle samo serca, co ja. Dziękuję mojej mamie Renacie za to, że kupiła mi pierwsze książki (chociaż nie wierzyła, że je przeczytam), od których zaczęła się moja miłość do literatury. Mojej przyjaciółce Renie Gertje za to, że jako jedyna zareagowała na wieść o wydaniu Bad Boys Go To Hell tak, jak chciałam. Tylko ona piszczała głośniej i skakała wyżej ode mnie. Pragnę też wyrazić wdzięczność wszystkim osobom, które w jakimkolwiek stopniu zainspirowały mnie do napisania tej historii. Czy chodziło o  jakiś suchy żart, obejrzany wspólnie film, czy też zwykłe, miłe słowo… Dziękuję.
Piotrowska Małgorzata 0 Bad Boys go to hell

Related documents

323 Pages • 89,638 Words • PDF • 2.1 MB

165 Pages • 18,694 Words • PDF • 2.8 MB

400 Pages • 131,364 Words • PDF • 6.5 MB

173 Pages • 21,957 Words • PDF • 2.6 MB

6 Pages • PDF • 564.8 KB

108 Pages • 31,579 Words • PDF • 449.3 KB

150 Pages • 70,948 Words • PDF • 1.6 MB

387 Pages • 109,519 Words • PDF • 1.3 MB

2 Pages • 1,078 Words • PDF • 56.1 KB

4 Pages • 1,965 Words • PDF • 103.1 KB