Każdej osobie, która zaryzykowała w miłości, której się nie powiodło, a potem znalazła w sobie odwagę, by spróbować ponownie.
Faceci są mniej pewni siebie i bardziej wrażliwi, niż wam się wydaje. Pierwotna potrzeba, by być samcem alfa, pociąga za sobą ogromne cierpienie. Im zacieklej walczymy, tym dotkliwszy jest upadek. – JOHN KRASINSKI
ROZDZIAŁ 1 DASH
G
arnitury to symbol władzy, dlatego je nosiłem. Nieważne, czy dla kobiety, czy w pracy – dzięki nim ludzie widzieli we mnie ważniaka, więc nie musiałem nadrabiać gadką. Zawsze były szyte na miarę,
produkowane przez najlepszych projektantów mody. Dla mnie to było bez znaczenia, ale dla innych wręcz przeciwnie. Taki garnitur kojarzy się z pieniędzmi, siłą, możliwościami. Gdy szedłem przez gustownie wykończony hol wieżowca, w którym mieściła się firma Chambers M&A Holdings, ludzie jak zawsze się za mną oglądali.
Moja
obecność
przyciągała
wzrok.
Mój
ojciec
w
wieku
pięćdziesięciu pięciu lat postanowił wcześniej przejść na emeryturę, bo wierzył, że jestem w stanie przejąć firmę bez najmniejszego problemu. Nie dziwne, że tak uważał. Przyuczał mnie do tego, od kiedy skończyłem dwanaście lat. Pewnym krokiem wszedłem do gabinetu na ostatnim piętrze, gdzie pracowałem tylko z moją asystentką. Z racji tego, że często siedziałem
w pracy do późnych godzin, obok gabinetu znajdowała się sypialnia, którą traktowałem jak swoje drugie mieszkanie. – Dzień dobry, panie Chambers. – Wziąłem kawę od asystentki, gdy przechodziłem obok jej biurka, i przywitałem się z nią skinięciem głowy. – Celesha. – Zamknąłem drzwi, co znaczyło, że w ciągu następnej godziny pod żadnym pozorem nie powinna mi przeszkadzać, gdy ja będę odpowiadał na maile, które na pewno się nawarstwiły w ciągu kilku godzin mojego snu, bo tylko tyle było mi dane odpocząć. Zatrudniłem Celeshę, gdy dwa tygodnie temu wróciłem do Stanów z delegacji w Niemczech. Zwolniłem poprzednią asystentkę, która okazała się
wyjątkowo
niekompetentna.
Jako
kochanka
–
wręcz
przeciwnie.
Zaspokajałem ją w łóżku, ale szybko mi się znudziła. Ponadto chciała ode mnie więcej i więcej, więc szybko wskazałem jej drzwi. Tym razem zatrudniłem mężatkę, żeby nie wkroczyć na tę ścieżkę po raz kolejny. Po co miałem uprawiać seks, jeśli mnie nie satysfakcjonował czy nie zaspokajał moich podstawowych żądzy. Już doświadczyłem w życiu uzależnienia i o dziwo, uzależniłem się od samego bycia uzależnionym. Tylko jedna osoba potrafiła mnie od tego uwolnić.
Jedna
dziewczyna,
której
pragnąłem
bardziej
niż
sukcesu
i kolejnego oddechu. Wciąż pamiętałem dźwięk jej urywanych jęków i to, jak jej cipka co chwilę zaciskała się na moim członku. Jej kształtne ciało nie zostało stworzone dla byle jakiego mężczyzny – tylko dla mnie. Byłem jej pierwszym, a po tych wszystkich latach zastanawiałem się, czy jedynym. Czułem, że pogrążam się w mrocznej otchłani furii. Gwałtownie kliknąłem w pierwszy mail i odmówiłem spotkania w interesach, nawet nie przeczytawszy
wiadomości.
To
nie
miało
znaczenia.
Już
wcześniej
odmówiłem tej firmie. Właścicielem był jakiś starszy facet, który pracował w branży od ponad dwudziestu lat. Nie chciałem się zgodzić na fuzję z jego przedsiębiorstwem ze względu na jego aroganckie zachowanie i rozbiegane spojrzenie. Myślał, że wyświadczy mi przysługę, jeśli przejmie kontrolę nad firmą, dla której mój ojciec poświęcił rodzinę i własną moralność. Dwie godziny później próbowałem bezskutecznie rozmasować spięte mięśnie ramion i karku, gdy Celesha zajrzała do mojego gabinetu. – Mam dla pana pocztę. – Weszła do środka, niosąc ciemnoniebieski list. Koperta była o wiele większa i różniła się kształtem od typowej, o
kolorze
już
nie
wspominając.
–
Od
pańskiej
siostry
–
dodała
niepotrzebnie. – Dzięki. – Wziąłem od niej ozdobną kopertę i drżącą ręką położyłem ją na biurku. Zawartość jakoś mnie nie interesowała. – Zanim pójdziesz, wyślij, proszę, faksem te dokumenty, a potem zarezerwuj na ósmą stolik u Amifiki. – Ooo, na bogato. Ma pan dzisiaj randkę? – Coś w tym stylu. – Posłałem jej wymowne spojrzenie, a potem patrzyłem, jak ucieka na tych swoich szarych szpilkach. Nie chciałem zachować się jak skończony kutas, ale wciąż się do niej przyzwyczajałem i starałem ją wyczuć. Jako że była mężatką, wiedziałem, że jej nie tknę, co jednak nie oznaczało, że ona sama będzie się hamować. Dzisiejsza kolacja miała na celu zapewnienie mi ostatecznej aprobaty ojca. Liczyłem również na to, że w końcu raz na zawsze się ode mnie odczepi. Ten układ wpłynie na resztę mojego życia i był całkowicie dobrowolny. Aż nie mogłem się doczekać.
– Panie Chambers, miło pana widzieć. Stolik dla dwóch osób jest gotowy, a pański gość już czeka. – Bez namysłu podążyłem za kelnerem przez restaurację do stojącego w głębi stolika osłoniętego przed pozostałymi gośćmi. Ona już tam siedziała i przeglądała kartę win, bez wątpienia szukając najdroższej butelki. Nie miałem problemu z wydawaniem pieniędzy. Tylko z ludźmi, którzy tych pieniędzy nie szanowali. Na wszystko, co w życiu dobre, trzeba sobie zasłużyć. Odwalona brunetka czekająca na mnie nigdy tego jednak nie zrozumie. Należała do elity, żyła z pieniędzy tatusia, póki pewnego dnia nie stanie się ciężarem jakiegoś złamasa. I ja będę tym złamasem. – Dash! – przywitała się zbyt entuzjastycznie i przywołała mnie ruchem palca, jakby miała nade mną władzę. Chciała się ze mną czule przywitać, ale ja niechętnie osunąłem się na krzesło. Zdziwiło ją to i wydała się nieco urażona. – Jak się masz, Rosalyn? – zapytałem, chociaż miałem to gdzieś. Nawet mój ton o tym świadczył, ale ona wolała to zignorować. – Skoro już się zjawiłeś, to wszystko w porządku. Wiedziałam, że prędzej czy później pójdziesz po rozum do głowy. – Nie przeginaj pały. Dobrze wiesz, dlaczego tu jestem, więc darujmy sobie formalności, okej? Coś mi mówi, że dla ciebie to również nie jest ważne. – Nie wiem, za jaką dziewczynę mnie masz – obruszyła się – niemniej jestem
dziewczyną,
a
to
oznacza,
że
Zatrzepotała rzęsami. Niemal prychnąłem.
mam
romantyczną
duszę.
–
– Ja pierdolę, nie zamierzam przed tobą klękać. Oboje wiemy, że się zgodzisz, bo wybór masz tak samo ograniczony jak ja. – To nieprawda. Chcę tego, Dash, i wiem, że ty również mnie pragniesz. – W jej oczach błyszczała pewność siebie, niemal słyszałem, jak dodaje: „Jak mogłabym cię nie pragnąć?”. – Grasz taką pewną siebie, a tak naprawdę musisz mieć bardzo niskie poczucie własnej wartości, skoro nie tylko się na to zgadzasz, ale jeszcze się z tego cieszysz. – O czym ty mówisz? – W jej głosie wyczułem złość. – Zgadzasz się na aranżowane małżeństwo. Po części zapewne się martwisz, że nie znajdziesz nikogo, kto chciałby cię poślubić z własnej woli. To tylko kolejny sposób na spożytkowanie pieniędzy tatusia. Zjawił
się
kelner
i
przyjął
nasze
zamówienia.
Jak
się
tego
spodziewałem, Rosalyn poprosiła o najdroższe wino. Wiedziałem, że wcale go nie zna, bo nawet nie potrafiła wymówić nazwy. Gdy czekaliśmy na jedzenie, siedziała zupełnie cicho. Ja odebrałem kilka telefonów, w tym jeden od mojego taty, a inny od Keirana, który dzwonił, żeby poinformować mnie, że już wrócił z Hawajów, ale będzie w domu tylko przez krótki czas, bo za tydzień Lake zaczyna zajęcia. Keiran był moim przyjacielem od zawsze. Prawie nie znałem życia bez niego, chociaż zjawił się w Six Forks w wieku ośmiu lat. Zawsze był przerażającym, aroganckim dzieciakiem, wiecznie wkurzonym. Nikt nie chciał się z nim zadawać, bo uchodził za oziębłego i uważał, że przemoc jest odpowiedzią na wszystko. Wciąż pamiętałem dzień, gdy go poznałem, jakby to było wczoraj…
• Czternaście lat temu •
Wyszedłem z łazienki, myśląc o teście z matematyki, z którego dostałem sto punktów. Wiedziałem, że tata będzie ze mnie dumny, gdy zobaczy sprawdzian. Nigdy nie akceptował oceny gorszej od piątki, a kiedy moja siostra lub ja przyszliśmy do domu ze słabszym wynikiem, zamiast się bawić, spędzaliśmy czas z korepetytorami, których tata zatrudniał, byśmy poprawili stopnie. Siostra raz dostała czwórkę z plusem i do końca semestru musiała po szkole spotykać się z panią Grandal. Właśnie szedłem korytarzem do klasy, w której miałem lekcję, gdy nagle zobaczyłem dwóch chłopaków. Zastanawiałem się, dlaczego jeszcze nie byli w sali. Nagle zamarłem, bo ten, który stał do mnie plecami, uderzył drugiego i go przewrócił. – Wstań i ze mną walcz. – W korytarzu rozległ się głos ciemnowłosego chłopaka i poczułem dreszcze na plecach. – Ale ja nie chcę z tobą walczyć. Nic takiego nie zrobiłem – wyjęczał blondyn. Dręczyciel poruszył się tak szybko, że nawet nie zauważyłem, kiedy przycisnął stopę do gardła drugiego chłopaka. – Hej! – krzyknąłem niespodziewanie. Przez chwilę liczyłem na to, że mnie nie usłyszał, on jednak się obrócił. Zmierzył mnie długim, ostrym spojrzeniem, wciąż nie zabrawszy nogi z gardła blondyna. Mniejszy chłopak zamilkł i zbladł. – Spadaj. – Jeśli to zrobię, powiem o wszystkim nauczycielowi, a wtedy będziesz mieć kłopoty, więc lepiej przestań. – To ostrzeżenie chyba go nie ruszyło, lecz zabrał nogę, a potem zaczął iść w moją stronę. Miałem ochotę się
wycofać, ale wiedziałem, że jeśli okażę strach, skończę jak ten chłopak, który nadal nie mógł wstać z podłogi. – Och, naprawdę? – T-tak – wyjąkałem. – A skąd mam wiedzieć, że nie naskarżysz, jeśli przestanę? – Nie zrobię tego. – Dlaczego? – Bo nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty. – Teraz, kiedy stał twarzą do mnie, zrozumiałem, że już go wcześniej widziałem. To był Keiran Masters, chłopak, którego wszyscy się bali. Nie miał przyjaciół, rozmawiał tylko ze swoim kuzynem Keenanem Mastersem, ale niezbyt często. Keenan był zupełnym przeciwieństwem Keirana. Uchodził za klasowego błazna i zawsze doprowadzał ludzi do łez, chociaż odnosiłem wrażenie, że w duchu był trochę smutny. – A co cię to obchodzi? Wzruszyłem ramionami i odpowiedziałem na jego spojrzenie. Długo nie chciałem odwrócić głowy, więc w końcu potaknął i ponownie stanął nad chłopakiem, który na szczęście już usiadł i teraz trzymał się za gardło. – Trzymaj się od niej z daleka – powiedział krótko Keiran i zniknął za zakrętem. Pomogłem chłopakowi wstać, obserwując, jak walczy o oddech. – Dziękuję – wysapał. – Ale to było super. Jak to zrobiłeś? – Ale co? – Jak go przepędziłeś? – Nie mam pojęcia. – I to była prawda. Nie wiedziałem, dlaczego najstraszniejszy chłopak w całej szkole się mnie posłuchał, ale wkrótce miało się okazać, że jestem jedyną osobą, z której zdaniem się liczy.
– Właśnie szedłem do łazienki, a on zjawił się znikąd. Chyba na mnie czekał. Myślisz, że znowu mnie skopie? – To zależy… A kim ona jest? – To znaczy? – Ta dziewczyna, od której kazał ci się trzymać z daleka. – Nie wiem. Rozmawiam z wieloma dziewczynami. Ale… to nie tak, dziewczyny są obleśne, więc… – Rozumiem. Na razie. Odszedłem, myśląc o Keiranie Mastersie i dziewczynie, z której powodu stał się taki… brutalny. Zupełnie zapomniałem o moim świetnym wyniku z testu. Przez cały dzień próbowałem znaleźć odpowiedź i w końcu mi się to udało. Zastałem Keirana stojącego przed dziewczyną, która wyglądała tak, jakby mógł ją przewrócić najlżejszy podmuch wiatru. Miała blond włosy, a łzy płynęły po jej twarzy, gdy Keiran coś do niej mówił. Olałem matkę i siostrę czekające na mnie pod szkołą i pobiegłem do drzewa, bojąc się, że Keiran zrobi dziewczynie to samo co chłopakowi. Ale kiedy wystarczająco się zbliżyłem, zobaczyłem, że wyciąga coś z kieszeni, chyba ciastko, a potem kruszy je i rozsypuje po jej blond lokach. Kilka okruszków przykleiło się do mokrej od łez twarzy. – Następnym razem zachowaj te obleśne ciastka dla siebie – zagroził i zniknął. Dziewczyna zakryła oczy i uciekła, nie patrząc dokąd. O co tu chodziło?
• Obecnie •
– Ziemia do Dasha. – Otrząsnąłem się z dawnych wspomnień i dotarło do mnie, że Rosalyn próbuje przyciągnąć moją uwagę. Najpewniej starała się to osiągnąć już od jakiegoś czasu, wnioskując po jej zirytowanej minie. Właśnie byłem na kolacji z kobietą, z którą zamierzałem spędzić resztę życia, a mimo to śniłem na jawie o moim najlepszym przyjacielu. Roześmiałem
się
pod
nosem,
ale
szybko
dotarła
do
mnie
ponura
rzeczywistość. – Prawie nie tknąłeś jedzenia. Coś się stało? – Straciłem apetyt. Tak to już jest, gdy człowiek się oświadcza osobie, z którą nie chce brać ślubu. – Och, Dasher. Cholera.
Nie
znosiłem,
kiedy
używała
mojego
pełnego
imienia.
Tworzyło to nastrój swojego rodzaju intymności, a ja nie chciałem, żeby coś takiego nas łączyło. Tylko dwie osoby mogły tak do mnie mówić: mama, kiedy była wkurzona, i Willow… która wykrzykiwała moje imię za każdym razem, gdy znajdowałem się głęboko w niej. – Mam robotę. Jeśli jutro masz wolne w czasie lunchu, to możemy iść wybrać pierścionek. – Nie ma takiej potrzeby. Tatuś już kupił mi pierścionek, o którym marzyłam. – Wyciągnęła rękę i w końcu zauważyłem wielki diament na jej palcu. Gapiłem się na nią, jakby wyrosła jej druga głowa, i po raz kolejny się zastanawiałem, dlaczego się na to wszystko zgodziłem i za jakie grzechy. Tyle czasu się opierałem i walczyłem, a mój ojciec ostatecznie urobił mnie, jak chciał. – Skoro tak… – Poprosiłem kelnera o rachunek i wyjąłem portfel z kieszeni.
– Wiesz – wyszeptała, jakby chciała mi zdradzić jakiś ważny sekret. Dobrze widziałem jej wypływające z głębokiego dekoltu cycki, które dosłownie leżały na stole, gdy się nad nim pochyliła. – Nadal wiem, jak zrobić językiem to, co tak ci się kiedyś podobało. Jeśli chcesz… możemy uczcić nasze zaręczyny i wspólną przyszłość w twoim samochodzie. Nachyliłem się nad stołem tak, że mój nos niemal stykał się z jej nosem. – Ja wcale nie chcę. Nawet odrobinę. Nie zapomniałem o tym, co zrobiłaś cztery lata temu. Słono za to zapłaciłem, więc nawet przez chwilę nie myśl, że kiedykolwiek znowu cię dotknę. – O matko. Ty chyba nie mówisz o tej głupiej, grubej, rudej lasce, co? W dodatku biednej. No weź… Nim zdążyła dokończyć, błyskawicznie zacisnąłem dłoń na jej szyi, więc ostatnią sylabę dosłownie wypiszczała. Miałem ochotę wycisnąć oczy z tego jej głupiego łba. – Prędzej zerżnąłbym głupią, rudą i biedną, niż tknął ciebie. Brzydzę się tobą, Rosalyn. To małżeństwo będzie istniało tylko na papierze. Cokolwiek sobie wyobrażasz w tej swojej pustej głowie, lepiej odpuść, bo nigdy do tego nie dojdzie. Rżnij się, z kim chcesz, bo ze mną nie będziesz. Puściłem ją, a ona złapała się za szyję i subtelnie rozejrzała, jakby chciała sprawdzić, czy ktoś był świadkiem jej upokorzenia. Zadowolona, że nikt nie zwrócił na to uwagi, odrzuciła włosy na plecy i wstała. – Zobaczymy, co nasi ojcowie będą mieli na ten temat do powiedzenia. – Mogą decydować, z kim się ożenię, ale nie w kogo wkładam fiuta. – Pomyśl trochę, Dasher. A jak inaczej dasz im potomka?
W moim życiu nie brakowało poświęceń, ale nigdy bym nie pomyślał, że to jeszcze nie koniec. Rosalyn miała rację. Mój ojciec będzie chciał wnuka, i to szybko, ale na myśl o tym, że miałbym tknąć tę sukę, skóra mi cierpła. Wyszedłem z restauracji jeszcze bardziej zirytowany niż wcześniej i udałem się do pustego mieszkania. Powitała mnie cisza, jak zawsze. Po drodze do sypialni zdjąłem marynarkę i krawat. Po studiach wróciłem do Nevady, ale później postanowiłem wyjechać z Six Forks i osiedlić się w mieście oddalonym o pół godziny drogi stamtąd. Do pracy też miałem całe trzydzieści minut. Teraz rozumiałem, dlaczego mój ojciec tak rzadko wracał do domu. Kiedy odłożyłem marynarkę na materac, z kieszeni wysunęła się koperta. List od Sheldon. Nawet nie musiałem go otwierać, bo wiedziałem, że to zaproszenie. Moja siostra wkrótce miała wziąć ślub… Z jednym z moich najlepszych przyjaciół. Z przyjacielem, co do którego w ciągu ostatnich czterech lat nabrałem mieszanych uczuć. Powoli wsunąłem palec w niewielką szparę w kopercie i ją rozdarłem.
Keenan Masters i Sheldon Chambers mają zaszczyt zaprosić Państwa na swój ślub, który odbędzie się w sobotę 24 listopada o godzinie 17.00 w posiadłości Chambersów przy Cambridge Lane 476
Czytałem
to
zaproszenie
raz
po
raz
i
zastanawiałem
się
nad
odpowiedzią, chociaż istniała tylko jedna. Nagle zadzwonił telefon, więc wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem, nawet nie spojrzawszy na ekran. – Tak? – Wujku? – Ken? – Mój puls przyspieszył, wstrzymałem oddech i nasłuchiwałem wszelkich oznak zagrożenia. Niewiele było trzeba, żebym zaczął się martwić. – Cześć, wujku! Odetchnąłem z ulgą, słysząc jej radosny dziecięcy głosik. Sprawdziłem ekran telefonu i zobaczyłem imię Keenana. To, że była w stanie do mnie zadzwonić, wcale mnie nie zdziwiło. Po porwaniu rodzice nauczyli ją, jak korzystać z telefonu, mimo że była jeszcze mała. Z pomocą przyszła funkcja szybkiego wybierania, bo moja siostrzenica jeszcze nie potrafiła zapamiętać ciągu liczb. – Ken, co ty wyprawiasz z telefonem swojego ojca? – Dał mi go, żeby mógł się pobawić z mamusią. – Co za s… – Jej niewinność była czasami zadziwiająca. – Dlaczego jeszcze nie jesteś w łóżku? – Nie wiem. Nie chce mi się spać. A ty co robisz? – Właśnie zamierzam iść do łóżka. I ty też powinnaś. – A jesteś śpiący? Bo ja nie – pochwaliła się. – Jestem bardzo śpiący. Czy twój tatuś znowu dał ci słodycze przed snem? – Mhm. Tylko nie mów mamusi, bo będzie zła i tatuś będzie płakać.
– Aniołku… – Mimowolnie przymknąłem powieki, bo właśnie sobie przypomniałem inną dziewczynę, którą nazwałem aniołem. – Ken… twój tata to oszukista. – Mój tata to nie glista. – Wcale nie powiedziałem, że… – Muszę porozmawiać z wujkiem Keke. Pa, wujku. I się rozłączyła. Pokręciłem głową, rozebrałem się do końca, a następnie wszedłem do okazałej łazienki. Gorący prysznic pomagał mi się pozbyć napięcia, które ostatnio ciągle mnie męczyło. Nazajutrz czekało mnie ważne spotkanie z koncernem naftowym, którego udziały ojciec od lat chciał wykupić. Jeśli mi się uda, to może go przekonam, że fuzja z Cordellsami nie jest konieczna. Wiedziałem, że tak naprawdę nie chodzi o pieniądze, bo mieliśmy ich sporo, tyle, że starczy jeszcze dla następnego pokolenia. Moje małżeństwo z
Rosalyn
było
formą
zabezpieczenia
–
jeśli
nawalę,
przynajmniej
będziemy mieć ich wsparcie. Mój ojciec nie wierzył we mnie na tyle, żeby pozwolić mi samemu podejmować decyzje dotyczące firmy i rodziny. Byłem na szczycie, wciąż jednak czułem się jak zwykły pionek. Jeśli udałoby mi się dogadać z koncernem, udowodniłbym ojcu, że jestem lepszy, niż sądzi. Znając Rosalyn, zaręczyny będą trwać dość długo, a to da mi wystarczająco dużo czasu, by wykupić akcje różnych firm na całym świecie i może nawet trafić na okładki jakichś magazynów. To było w moim zasięgu. Po prostu musiałem się postarać. Starłem z siebie gorącą wodę i przeczesałem palcami ciemne blond włosy.
Gdy
dziewczyn,
dorosłem, Rosalyn
stałem
była
się
jednak
ucieleśnieniem jedyną
marzeń
dziewczyną,
z
wszystkich którą
się
spotykałem, a nawet to było zaaranżowane. Bardzo szybko zaczęła rozpowiadać naokoło, że jesteśmy zaręczeni. Tak naprawdę nigdy nie przejmowałem się tym, co inni myślą, więc ignorowałem to kłamstwo i pozwalałem jej paplać dalej, aż do pewnych wakacji, kiedy jedna wyjątkowa dziewczyna zmieniła wszystko. Stała się częścią gry, w której nigdy nie powinienem był brać udziału. Ostatecznie
to
ja
zaliczyłem
najboleśniejszy
upadek.
Nigdy
się
nie
spodziewałem, że zacznę jej pragnąć tak bardzo, a także nie sądziłem, że ona za każdym razem będzie mnie spławiać i gasić. A najgorsze w tym wszystkim było to, że po tych wakacjach, w trakcie których pieprzyliśmy się na wszystkie sposoby, też mi nie odmówiła. Ta suka zrobiła ze mną coś, czego nie dało się odkręcić, coś, od czego się uzależniłem, a potem mnie odepchnęła, tak jak ja robiłem z innymi dziewczynami. Zatopiłem się w drogiej pościeli i zasnąłem. Śniłem o piegach i burzy rudych włosów.
ROZDZIAŁ 2 • Pięć lat temu •
DASH
N
ie
mogłem
uwierzyć,
do
czego
on
mnie
nakłonił.
Z
oddali
obserwowałem, jak biednie wyglądająca dziewczyna o piegowatej twarzy rozgląda się zagubiona. Nie chciałem nikogo potępiać, ale jej
ubrania wydawały się mocno zniszczone i zupełnie niedopasowane. Może gdy rano się ubierała, odłączono prąd. Oparłem się o wysoki dąb i przyglądałem przedstawieniu zza przeciwsłonecznych okularów, starając się nie gapić na krągłości dziewczyny. Czy ja w ogóle lubiłem takie kształty? U tej dziewczyny tak, nie wiedzieć dlaczego. Po prostu wydawały się takie pociągające… nawet pod tymi okropnymi ubraniami. Zresztą to było bez znaczenia, bo kiedy ją przelecę, nie będzie ich miała na sobie. I wtedy dopiero sprawdzę, czy te krągłości rzeczywiście mi się podobają.
Kiedy spojrzałem na jej czarne wojskowe buty, gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc. Och, do chuja ciężkiego, czy w ogóle mi się uda przekonać tę dziewczynę, że naprawdę jestem nią zainteresowany, przynajmniej na tyle długo, by Keiran miał szansę się zemścić na jej przyjaciółce? Tym bardziej że na obozie sportowym, na który trafiłem w wakacje, było wiele bardziej pasujących do mnie dziewczyn niż ta barwna osóbka. Po raz kolejny obrzuciłem ją wzrokiem i zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że nigdy wcześniej jej nie zauważyłem, skoro chodziliśmy do tej samej szkoły. Niewiarygodne. Te jaskrawe kolory aż biły po oczach. Zerknęła w moją stronę i wytrzeszczyła duże zielone oczy, jakby mnie rozpoznała. Czyli jednak mnie znała, tak? Obróciła się prędko, olała mnie. Dzięki temu miałem dobry widok na jej jędrny tyłek. Mimowolnie przesunąłem językiem po ustach, nagle zrobiłem się głodny. Może i nie była w moim typie, ale takiej kobiety nie dało się ignorować. Odepchnąłem się od drzewa i podszedłem do niej. Koniecznie chciałem sprawdzić, czy oczy płatały mi figle, czy jednak mój fiut naprawdę miał na nią aż taką ochotę. – Hej – zawołałem, gdy się zbliżyłem. Ona już się oddalała, ale wiedziałem, że mnie usłyszała, bo nagle przyspieszyła. Zazgrzytałem zębami, bo dotarło do mnie, że ona przede mną ucieka, jakbym był jakimś zbokiem, na którego natrafiła w ciemnej alejce. Chciałem znowu ją zawołać, ale nie mogłem sobie przypomnieć jej imienia. Wydawało mi się, że jej imię pochodziło od jakiejś rośliny. Pieprzyć to. Zagadam na spontanie. Przyspieszyłem, dogoniłem ją bez problemu i złapałem za ramię, zanim zdążyła zniknąć w tłumie.
– Hej, dziewczyno… – Zabawne – roześmiała się – przez siedemnaście lat myślałam, że mam jakieś imię. Dopiero po chwili zrozumiałem, że mówi do mnie, bo całkowicie się skupiałem na piegach rozsypanych po jej rumianej skórze. Długo nie odpowiadałem, ale zdążyłem policzyć chyba wszystkie. – Hmm? Genialny tekst, Dash. – Mam imię. A ty najwyraźniej go nie znasz, więc ciekawi mnie, dlaczego w ogóle się do mnie odzywasz. – Zawsze jesteś taką suką? Nawet mnie zdziwiło to pytanie. Nigdy nie byłem tak nieuprzejmy, szczególnie wobec kobiet. Już łamałem swoje zasady z jej powodu, a nawet nie znałem jej imienia. Musiałem przyznać, że jej temperament pasował do ognistych włosów – czy jakkolwiek nazwać to ptasie gniazdo na jej głowie – i wydawało mi się to całkiem sexy. – Zabieraj ze mnie rękę, Dash. – Czyli jednak mnie znasz? Przez chwilę wyglądała na zbitą z pantałyku, ale wzięła się w garść. – Oczywiście, że tak. Chodzimy do tej samej szkoły. Dlaczego miałabym cię nie znać? – Bo odeszłaś, nawet na mnie nie zerkając. – Bo cię nie widziałam. – Widziałaś… A zaraz potem miałem okazję zerknąć na twój tyłek. – Kiedy zauważyłem, że jej policzki robią się czerwone, nie mogłem powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu.
– Od podstawówki chodzimy do tej samej szkoły. Kiedyś nawet byliśmy w tej samej klasie na kilku przedmiotach, a ty nigdy nawet nie próbowałeś ze mną porozmawiać. Więc skąd to nagłe zainteresowanie? – A ty co, detektyw? Nie znam tu nikogo, ale ciebie kojarzę. Możemy być dla siebie mili, póki ten obóz się nie skończy. Niezły sposób, by oczarować kobietę, stary. – Co ty nie powiesz, matole? Wyrwała rękę z mojego uścisku i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, co uwydatniło jej cycki ściśnięte pod zieloną bluzką, która trochę przypominała gorset. O ja pierdolę. – Jak mam na imię? – I znowu do tego wracamy. – Nie chciałem przewrócić oczami, ale ta dziewczyna robiła z igły widły. Od kiedy imiona mają jakiekolwiek znaczenie? – Wcale nie. Bo właśnie sobie idę. Znowu się odwróciła, a ja postanowiłem dać jej odejść. Szkoda zachodu. Telefon zawibrował mi w kieszeni, więc go wyłowiłem, nie odrywając
wzroku
od
jej
znikającej
w
oddali
sylwetki.
Dostałem
wiadomość od Keirana.
Jak wygląda sytuacja? To z jego powodu w ogóle rozmawiałem z tą dziewczyną. Kiedy opowiedział mi o swoim planie, by odegrać się na Lake, wykorzystując jej przyjaciółkę, odmówiłem. Przyznaję, to, co ta dziewczyna mu zrobiła, przechodzi ludzkie pojęcie, ale odgrywanie się na niewinnej osobie w ogóle nie wchodziło w rachubę. Poza tym przez te wszystkie lata Keiran i tak jej groził i robił z nią o wiele gorsze rzeczy. Dziewczyna w końcu nauczyła się bronić, chociaż
nikt się tego po niej nie spodziewał. Nieraz chciałem go zapytać, dlaczego w ogóle ją tak dręczy. Widziałem, jaka ogarniała go agresja, kiedy tylko na nią patrzył. Gdyby pomyślał, że usiłuję jej bronić, bez wahania by mnie zabił. Nikogo na moich oczach nie zamordował, ale w jego spojrzeniu czaił się taki zamiar. Byłem jego najlepszym przyjacielem, ale nawet ja nie miałem tyle odwagi, by odepchnąć spowijający go mrok i zajrzeć do środka. Trzy lata temu opowiedział mi o swojej przeszłości coś, przez co sam później miałem koszmary, więc wiedziałem, że to go dręczy. Nie miałem tylko pojęcia, co wspólnego ma z tym Lake Monroe. Obserwowałem, jak rudowłosa się zatrzymuje, żeby porozmawiać z jakimś dupkiem w sportowej kurtce. Widziałem wcześniej, jak ją obserwował – a raczej jej ciało – kiedy szła. Potrafiłem wyczuć casanovę z daleka. Pewnie właśnie prosił ją o numer, myślał, że zaliczy świeżą dupę. Mowy nie ma. Odwróciłem wzrok i odpisałem:
Już się do tego biorę.
• Obecnie •
– Pański ojciec przyszedł. – Przywitała mnie moja asystentka, która jak zwykle była w biurze od samego rana. Jej zarozumiała mina świadczyła o tym, że z radością obserwuje moje cierpienie.
– To nie są słowa, które chciałbym słyszeć o ósmej rano. – Rozejrzałem się po biurze, ale nigdzie nie zobaczyłem ojca. – Jest w moim gabinecie, prawda? – Wprosił się. Odetchnąłem głęboko. Miałem ochotę wyjść na kilka godzin albo dni i spędzić ten czas w samotności, zastanawiając się, dokąd zmierza moje życie. Byłem świeżo po studiach i nie miałem wiele doświadczenia – poza tymi kilkoma miesiącami, które spędziłem pod okiem ojca w Niemczech, oraz tymi wszystkimi latami, gdy przyuczał mnie do zawodu. Imprezy w trakcie wiosennej przerwy nie były rozrywką na miarę dziedzica rodu Chambersów. To jego słowa, nie moje. Dla Cale’a Chambersa liczyły się tylko status społeczny, pieniądze i sukces, ale przynajmniej nigdy nie był okrutny. Nie czułem się gotowy na przejęcie jego firmy i roli, a on był tego świadomy, o czym świadczyły jego częste, niezapowiedziane wizyty. Oficjalnie objąłem to stanowisko zaledwie dwa tygodnie temu, a to była już czwarta jego kontrola. Bycie
głową
międzynarodowej
korporacji
wymagało
wielu
lat
doświadczenia, ale ojciec uznał, że rzuci mnie na głęboką wodę. Otworzyłem drzwi do gabinetu nieco mocniej, niż to było konieczne, aż odbiły się od ściany. Usłyszałem, że moja asystentka wydaje okrzyk zdziwienia, ale miałem to gdzieś. – Jak mogę przejąć firmę, jeśli przychodzisz tutaj niemal codziennie? Pracownicy mogą się czuć zdezorientowani. Nie zawracałem sobie głowy tym, jak syn powinien witać ojca. Żywiłem do niego zbyt wielką urazę, żeby tracić czas na trywialne
uprzejmości. Kochałem mojego ojca, ale jednocześnie go nienawidziłem. – Tylko sprawdzam, jak sobie radzisz – powiedział, przeglądając papiery na moim biurku. – Jak ja sobie radzę czy raczej twoja firma? Najwyraźniej te słowa przyciągnęły jego uwagę, bo z hukiem odłożył dokumenty na biurko i posłał mi gniewne spojrzenie. Stałem po drugiej stronie pomieszczenia, a i tak czułem emanujący od niego gniew. – To nie jest zwykła firma, synu. To imperium. I chcę, żebyś zaczął je doceniać. Wierz mi lub nie, ale ja ci go tak po prostu nie oddałem. Zasłużyłeś sobie na to. – A jednak nie uważasz, bym był na to gotowy. Czy to dlatego nachodzisz mnie dwa razy w tygodniu i nadzorujesz wszystko, co robię? A przy okazji, zwolnię twojego kapusia, gdy tylko go znajdę. – Nie musisz szukać. Owen James zgodził się mieć na ciebie oko i zareagować, jeśli to będzie konieczne. – James? Kazałeś swojemu wiceprezesowi mnie kontrolować? – Nie, kazałem twojemu wiceprezesowi cię pilnować. To dobry człowiek. Mógłbyś się od niego wiele nauczyć. – Na przykład tego, jak zostać żądnym krwi rekinem? Jasne, już się robi. – Wyrażaj się. – Jeśli uważasz, że James jest taki świetny, to dlaczego on nie został twoim następcą? Ojciec wstał z fotela i zatrzymał się przede mną. – Bo nie jest moim synem. Stworzyłem tę firmę dla ciebie i twojej siostry. Po prostu życzyłbym sobie, żebyś bardziej ją doceniał.
– Ależ ja ją doceniam, tato. Po prostu nie chcę być do niczego zmuszany, a poza tym jeśli zamierzasz pozwolić mi przejąć dowodzenie, to daj mi podejmować własne decyzje. Nie musisz się tutaj kręcić i węszyć. – Robię to z przezorności. –
Nie
musiałbyś,
gdybyś
mnie
posłuchał,
kiedy
próbowałem
ci
powiedzieć, że nie jestem gotowy. –
Nonsens.
Niejedno
imperium
zostało
zbudowane
przez
niedoświadczone osoby, które miały motywację i były skupione na celu. Nie marnowały czasu na bzdury i trzymanie się z kryminalistami. Zająłem miejsce, które dopiero co zwolnił, i rozparłem się na krześle, choć wcale nie czułem się taki wyluzowany. – Co masz na myśli? – Mówię o twojej przyjaźni z Keiranem Mastersem. Chcę, żebyś to zakończył. – Mowy nie ma. – Cholera, Dasher. On jest katastrofą dla wizerunku firmy. Nie chcę, żebyś ty lub to imperium stracili na tej znajomości. – Nie. Zrezygnowałem dla ciebie już ze zbyt wielu rzeczy i z kolejnych rezygnować nie zamierzam. On jest moim przyjacielem, a co więcej, potrzebuje mnie. – Jest dorosłym człowiekiem i przyciąga kłopoty. Prędzej czy później się od ciebie odwróci. Jedno złe słowo lub ruch, a on bez wahania cię skrzywdzi lub gorzej – zabije. – Tak się nie stanie. Skoro perswazja nie podziała, ojciec postanowił wytknąć mi, kto tu jest górą. – Nie będę tolerował takiego nieposłuszeństwa.
Na widok jego surowej miny wybuchnąłem śmiechem. Wiedziałem, że traktował tę sytuację z powagą. – Ja już nie mam piętnastu lat. A teraz wybacz mi, ale muszę się zająć imperium, pamiętasz? Wygładziłem marynarkę i podszedłem do drzwi, żeby pokazać mu wyjście, ale on dalej się na mnie gapił. Zamaszystym ruchem pokazałem mu, że ma wyjść. Był moim ojcem, ale ostatnio nie miałem do niego cierpliwości. – Tato, za piętnaście minut mam spotkanie z zarządem. – Nie wyjdę, dopóki tego nie zrozumiesz. – Nie ma tu nic do rozumienia. Zdania nie zmienię i to nie podlega dyskusji. Patrzył na mnie w milczeniu, ale mięsień drgający na jego szczęce świadczył o tym, że intensywnie o czymś rozmyśla. – A jeśli powiem ci, że możesz poślubić, kogo zechcesz, o ile zrezygnujesz z przyjaźni z Keiranem? Moja ręka ześlizgnęła się z klamki. Skupiłem się na jego słowach. – Słucham? – Keiran albo Rosalyn. Twój wybór.
ROZDZIAŁ 3 • Trzy miesiące później •
DASH
G
arnitur nosiłem z powodów osobistych tylko w dwóch przypadkach. I dzisiaj był właśnie taki dzień.
Ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i ciemnoniebieski krawat
pasujący kolorem do dekoracji ceremonii mojej siostry przemierzyłem posiadłość, którą kiedyś nazywałem domem, a w której siostra postanowiła wziąć ślub. W domu roiło się od gości. Wszyscy sączyli drogiego szampana i rozmawiali o pierdołach. Rozpoznałem kolegów z klasy licealnej, ale większość zaproszonych bez wątpienia stanowili partnerzy biznesowi mojego ojca. Pokonanie pierwszego piętra zajęło mi zdecydowanie zbyt dużo czasu. Ludzie, których imion nie pamiętałem, atakowali mnie rozmową z każdej strony, a wcale nie miałem na to ochoty.
– Lake, kochanie, rozumiem, że jesteś jej druhną, ale to moja córka i uważam, że potrzebujemy więcej kwiatów. – Pani Chambers, bez obrazy, ale ten dom wygląda jak szklarnia. Zamówiła pani chyba wszystkie kwiaty znane ludzkości. Słyszałem je już z daleka. Wszedłem do kuchni i zastałem tam najlepszą przyjaciółkę mojej siostry oraz moją matkę, które prowadziły wojnę o kwiaty. Lake miała na sobie ciemnoniebieską sukienkę bez ramiączek, ze srebrnym łańcuszkiem zdobiącym gorset. Dzięki srebrnym szpilkom z paseczkami jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Kręcone włosy spływały pasmami na plecy. Dotarło do mnie, że gapię się bezwstydnie na najlepszą przyjaciółkę siostry. Nie pożądałem jej, ale nie można było odmówić jej urody. Właściwie była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie wiadomo, kiedy zmieniła się z brzydkiego kaczątka w piękną kobietę, chociaż nadal sprawiała wrażenie niewinnej. Niemal rozumiałem obsesję Keirana na jej punkcie. Nawet dla obcej osoby była wręcz nieodpartą pokusą. On miał piętnaście lat, by pielęgnować swoje uczucia wobec niej, i nigdy się ich nie wyzbędzie, nawet jeśli będzie próbował. – Ja tylko chcę, żeby moja córka miała eleganckie wesele. Czy to zbrodnia? – Głos mamy sprowadził mnie do rzeczywistości. – Nie, ale jest różnica między elegancją a przesadą. Jeśli dodamy tutaj jeszcze dziesięć tuzinów kwiatów, to naprawdę zmienimy to miejsce w szklarnię. Ludzie pomyślą, że to nie ślub, a jakiś zjazd ekologów. – Młoda damo, to ślub mojej córki. – Tak, a ja jestem jedyną druhną, jakoś innych tu nie widzę. Uznałem, że najlepiej będzie stamtąd wyjść, i opuściłem kuchnię, zanim wdepnąłbym na minę. Gdy było już bezpiecznie, obróciłem się na pięcie i napotkałem chmurne spojrzenie swojego przyjaciela.
Od trzech miesięcy nie odbierałem od niego telefonu. – Skaczą sobie do gardeł od trzydziestu minut – wyjaśnił, przyglądając mi się z niezachwianą uwagą. Z całych sił starałem się nie okazywać zdenerwowania. Odkąd ojciec postawił mi ultimatum, zżerało mnie poczucie winy. Teraz niemal mnie pochłonęło. W jego oczach widziałem pytanie i gniew, ale nic mnie nie bolało tak bardzo, jak przebłysk bólu, który w nich dostrzegłem. Wziąłem kilka głębokich wdechów i w końcu poczułem, że mogę ruszyć nogami. Powinienem wyjaśnić sobie z nim całą sytuację. Ale nie dzisiaj. Miałem plan, który pozwoliłby mi zadowolić ojca i jednocześnie utrzymać przyjaźń z Keiranem, ale nie mogłem go w to angażować. Gdyby się dowiedział o groźbach mojego ojca, źle by się to skończyło. Wolałem więc trzymać się od niego z daleka. Łagodna muzyka sączyła się zza francuskich drzwi prowadzących do ogrodu, gdzie miał się odbyć ślub. Kiedy wszyscy zaczęli zajmować miejsca, udało mi się przejść na górę. Przeszukałem piętro i w końcu znalazłem siostrę w jej pokoju. Miała na sobie tylko niebieski szlafrok i bawiła się z siedzącą na podłodze Kennedy. – Nie powinnaś się szykować? – zapytałem w ramach powitania. – Goście już czekają. – Wujek! – krzyknęła Ken, gdy mnie zauważyła. Podbiegła do mnie i mocno wtuliła się w moją nogę. Ciemne loki zostały związane w kucyk przytrzymywany niebieską wstążką, która pasowała do sukienki. W jej oczach dostrzegałem niewinność, która przypomniała mi, że niedawno
niemal ją straciliśmy. Poczułem, że muszę ją przytulić, więc wziąłem ją w ramiona i przycisnąłem do siebie. – Co tam, nicponiu? – Nie jestem nicponiem – naburmuszyła się. – Oczywiście, że nie. Jak taka ładna dziewczynka w takiej ładnej sukience mogłaby być niegrzeczna? – zapytałem. – Tatuś mówi, że jestem księżniczką. – Twój tatuś w ogóle się nie zna. Jesteś najpiękniejszą księżniczką. – Gdzie jest Lake? – wtrąciła się Sheldon. – Musi mi pomóc z sukienką. – Na dole, kłóci się z mamą o kwiaty. Chciałem tylko sprawdzić, czy czegoś potrzebujesz. – Pewnie! Chcesz mi pomóc z fryzurą i makijażem? – Raczej nie. – To naprawdę nie jest takie trudne. Postaraj się tylko, żebym nie wyglądała jak odpindrzona dziwka i… – Nie, nie zrobię tego. Westchnęła dramatycznie, podeszła do mnie i położyła dłonie na mojej marynarce. –
Dash,
kocham
cię,
bo
jesteś
moim
bratem,
a
nawet
bratem
bliźniakiem, ale jeśli dalej będziesz tak marudził na moim ślubie, to będę zmuszona zrobić ci krzywdę. Postaraj się znaleźć w sobie ten chłopięcy urok, z którego byłeś kiedyś znany, ale ukryłeś go głęboko. Kto wie… Może dzisiaj w końcu kogoś poznasz? Poczułem
zdenerwowanie,
bo
przypomniałem
sobie
o
drugim
powodzie, dla którego się tu zjawiłem. – Właśnie chciałem z tobą o tym porozmawiać. Przyprowadziłem gościa.
–
Zabawne.
Jakoś
nie
pamiętam,
żebyś
wspominał
o
osobie
towarzyszącej kilka miesięcy temu, kiedy rozesłałam zaproszenia. – To dlatego, że wtedy jeszcze nie miałem osoby towarzyszącej. – Dash! – krzyknęła i tupnęła nogą. – O co ci chodzi? – Już o nic. To kogo przyprowadziłeś? – Rosalyn. – Że co proszę? – Przecież słyszałaś, Sheldon. Jest moją osobą towarzyszącą. Masz z tym jakiś problem? – Nie chciałem zabrzmieć tak ozięble, ale ciężko jest sobie radzić z poczuciem winy i jeszcze się do tego uśmiechać. – Dlaczego ją tutaj przyprowadziłeś? Myślałam, że skończyłeś z nią po tym, jak… – urwała i spaliła cegłę. – Po czym? – No wiesz… Willow – dokończyła cicho. – Sheldon, minęły cztery lata. Odpuść już. Ona pewnie już jest po ślubie. – Ludzie hajtają się w tym wieku, kiedy zachodzą w ciążę… Och, przepraszam – poprawiła się, zobaczywszy moją minę. Na myśl o tym, że Willow miałaby być z jakimś innym facetem, oblał mnie zimny pot, a gdy wyobrażałem sobie, że daje innemu mężczyźnie to, czego sam pragnąłem, miałem ochotę kogoś zabić. – Tu chodzi o coś więcej, ale chyba nie mamy czasu… – Jeśli sądzisz, że zataisz to przede mną i wyjdziesz stąd żywy, to lepiej jeszcze raz dobrze się zastanów. – Oparła ręce na biodrach i posłała mi wymowne spojrzenie.
– Cholera. – Przeczesałem włosy palcami i natychmiast przypomniałem sobie, że ułożyłem je specjalnie na ten ślub. – Tylko pamiętaj… sama chciałaś wiedzieć. – Dash… – Rosalyn i ja bierzemy ślub. Zszokowana zrobiła krok w tył. – Ale z różnymi ludźmi, prawda? – zapytała słabo. – Weź przestań, Sheldon. Nie każ mi tego mówić. – No dalej, braciszku. Powiedz mi, jak bardzo tego nie chcesz. – Ale o co ci w ogóle chodzi? Powiemy sobie kilka słów, po których będziemy związani na zawsze, a nasze rodziny będą się tarzać w mamonie. – Tylko że nie będziesz szczęśliwy. – Od lat nie jestem, siostrzyczko, więc to nic nowego. – Ale to przecież na całe życie! – krzyknęła. Łzy spłynęły po jej policzkach. Osuszyła twarz, wtulając ją w moją marynarkę. – To konieczne. – Wcale nie. Tata nie zachowuje się fair. On… – Hej, hej – odezwałem się kojąco i wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę, żeby otrzeć jej łzy. – Przestań. Dzisiaj wychodzisz za mąż. Moje problemy nie są teraz ważne. Czekałem cierpliwie, aż przestanie pociągać nosem, a kiedy już się uspokoiła, puściłem ją. Myślałem, że uda mi się wyjść, zanim i mnie obezwładnią emocje, ale wtedy zatrzymał mnie jej drżący głos. – Dash? – Tak, siostrzyczko? – Nigdy ci nie podziękowałam.
– Za co? Ja tylko chciałem, żebyś przestała brudzić mi marynarkę – próbowałem obrócić wszystko w żart. – I tak jesteś brzydki, kobietom nie zrobi to wielkiej różnicy. Po prostu chciałam
ci
podziękować
za
to,
że
jesteś
moim
starszym
bratem.
Twierdzisz, że wszystko w porządku, ale coś cię zmieniło. Mam tylko nadzieję, że nie dasz się temu przytłoczyć. – No weź… Czy kiedykolwiek cię zawiodłem? – Nie miałabym nic przeciwko, żebyś skopał dupę Keenanowi kilka razy więcej. – Zachichotała. – Zrobiłbym to z przyjemnością, gdybym wiedział, że to coś da. On ma swoje wady, ale zawsze wiedziałem, że między wami wypali. Otworzył się dla ciebie. To się wydawało nierealne, bo dużo stracił, ale udało mu się. Zrobił to, bo ci ufa. A ufa ci, ponieważ cię kocha. Przy tobie jest wrażliwszy i wierzy, że go ochronisz. To właśnie miłość i nigdy nie pozwoliłbym mu ci tego odebrać. – W takim razie ja chyba powinnam zrobić to samo dla ciebie, co? Westchnąłem ciężko. Zaczynałem myśleć, że ona nigdy nie porzuci wizji mojego związku z Willow. A czy ja ją porzucę? – To już dawno skończone. – Zacisnąłem szczękę i po chwili dodałem: – I wcale mnie to nie rusza. – Ale nie będziesz szczęśliwy. – Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że nie każdego czeka szczęśliwe zakończenie? – A czy kiedykolwiek wpadłeś na to, że może ciebie też by czekało, gdybyś miał jaja? – Dla twojej wiadomości, siostrzyczko, mam jaja, i to całkiem spore. A teraz wybacz. – Obróciłem się w stronę drzwi, ale ona znowu mnie
powstrzymała. – Gdzie ona jest? – Kto? – Ta twoja narzeczona – odparła niecierpliwie. – Kazałem jej poczekać w samochodzie. Prychnęła oschle. – Ale ty jesteś chujem, wiesz? – Chciałem ci o tym powiedzieć, zanim ją tutaj przyprowadzę. Uniosła jedną brew. – A co, jeśli się nie zgodzę, żeby tu była? – Wtedy się jej pozbędę. – O, zrobiłbyś to dla mnie? – Nie przeginaj, mądralo. – Jedno z nas musi być mądrzejsze – stwierdziła. – Wiesz, co to oznacza, prawda? – Co takiego? – Że w takim razie ja odziedziczyłem urodę. Zamknąłem drzwi w odpowiednim momencie, żeby uniknąć pocisku rzuconego w moją głowę. Zszedłem na dół, gdzie teraz nikogo nie było. Lake i moja matka pewnie musiały przestać się kłócić, żeby posadzić gości w ogrodzie. Wyjrzałem przez okno i moim oczom ukazała się mała impreza, czego w ogóle się nie spodziewałem po swojej rodzinie. Na szczęście ojciec zaprosił
wyłącznie
najbliższych
przyjaciół
i
partnerów
biznesowych.
W końcu to był tylko ślub jego córki, a w dodatku wychodziła za kogoś, kogo on nie aprobował. Gdyby mógł postawić na swoim, wydałby ją za syna jakiegoś wspólnika, żeby mu się to opłaciło.
Ojciec nie był najgorszym rodzicem, nie należał jednak do najbardziej wspierających. Zawsze sobie powtarzałem, że mogłem trafić gorzej. Nagle mój wzrok się zatrzymał na Keiranie stojącym przy francuskich drzwiach. Mogłem mieć ojca, który chciałby mnie zabić dla pieniędzy. – Hej, Keiran. Miło cię znowu widzieć. – Diana Fulton, córka byłego zwierzchnika Keirana, który zmienił się w jego wroga, minęła go po drodze do ogrodu. – Di. – Skinął głową, ale mocno zaciskał usta i wyczułem, że nie ma ochoty na uprzejmości. – Domyślam się, że mój brat miał przez ciebie kłopoty. – Och, no wiesz, wielkoludzie, w wolnym czasie podbijamy Los Angeles, pieprząc się na prawo i lewo i pustosząc okolicę. Mruknął coś i rozbawienie wykrzywiło jego usta. – Nigdy nie powiedziałem, że mam o tobie takie zdanie. – W takim razie jak mnie postrzegasz? – Uśmiechnęła się flirciarsko. – Jako ewenement – odparł i wszedł do ogrodu. –
O,
jesteś
po
prostu
zazdrosny,
bo
nie
zostałeś
świadkiem,
w przeciwieństwie do mnie – zawołała za nim. Zastanawiałem się, czy to tylko poza, czy ona faktycznie była taka bezwstydna, skoro tak jakby przyjaźniła się z Lake. Nikt jednak nie mógł przewidzieć, jak bardzo zbliżą się do siebie z Keenanem, mimo niechęci Sheldon. Ona wciąż nienawidziła tej dziewczyny, chociaż nikt nie wiedział dlaczego. Nawet Keenan. Kiedy Di skupiła na mnie wzrok, jej usta rozciągnęły się w lubieżnym uśmiechu.
– Proszę, proszę… Sam rekin biznesu zaszczycił nas swoją obecnością? A może twoim królestwem wcale nie jest praca, tylko sypialnia? – Pewnie chciałabyś wiedzieć? – Przyjrzałem się jej ostrożnie, gdy do mnie podeszła. Ku mojemu zdziwieniu fiut mi lekko drgnął. Cycki Di wręcz wylewały się z dekoltu, więc nawet nie próbowałem ukryć swojego zainteresowania.
Już
dawno
nikogo
nie
zaliczyłem,
ale
pomimo
zainteresowania wiedziałem, że jestem bezpieczny. To, jak na mnie działała, zupełnie mnie nie ruszało. – Tak. Może urwiemy się z imprezy i urządzimy sobie własną? – To kusząca oferta, ale muszę odmówić. – Doprawdy? Może zabrzmię teraz jak zdesperowana dziwka, ale czy mogę zapytać dlaczego? Przecież ci się podobam – zauważyła kusicielsko, zerkając na moją erekcję. – To prawda. – Więc…? – Podeszła do mnie bliżej, aż jej piersi przycisnęły się do mojej klaty. Zobaczyłem jeszcze więcej zawartości głębokiego dekoltu. –
Po
prostu
nie
mamy
na
to
wystarczająco
dużo
czasu
–
odpowiedziałem wymijająco. Zauważyłem jej zdziwienie, ale szybko wzięła się w garść i oblizała usta. – Szybki numerek może być równie przyjemny co te dłuższe. – Nie wątpię, niemniej muszę odmówić, niezależnie od tego, jak bardzo chciałbym cię zerżnąć. – Teraz to mnie zaciekawiłeś. Nie mogłem się powstrzymać – przesunąłem palcem po dekolcie Di. Jej oddech przyspieszył, co dodatkowo mnie rozgrzało, ale powstrzymał mnie dźwięk zbliżających się kroków. – Moja narzeczona czeka – odparłem i zostawiłam ją w spokoju.
Zanim dotarłem do wyjścia, zdążyłem ogarnąć swojego fiuta. Rosalyn czekała w samochodzie, wyglądała na zirytowaną, ale miałem to gdzieś. Ona dostała wszystko, co tylko chciała, a moje pragnienia pozostawały niespełnione. Niech sobie poczeka jeszcze kilka minut. –
Najwyższa
pora.
Nie
rozumiem,
dlaczego
muszę
czekać
w samochodzie. Przecież to nie tak, że twoja siostra i ja jesteśmy wrogami. Dlaczego miałaby mnie tutaj nie chcieć? – wypaliła, zanim zdążyłem się odezwać czy chociaż dotrzeć do samochodu. – Bo to ślub mojej siostry, a nie twój. Tutaj nie chodzi o ciebie. – Miałem ochotę dodać, że Sheldon prędzej zjadłaby własny język, niż nazwała ją koleżanką, ale nie chciałem zawracać sobie teraz głowy sprzeczkami. – Zgodziła się, prawda? Patrzyłem, jak na jej twarzy rozciąga się zarozumiały uśmiech, i miałem ochotę go z niej zetrzeć. To, że pozwolono jej się zjawić na weselu, tylko utwierdzi ją w przekonaniu, że jesteśmy sobie pisani. Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć, rozległ się ryk silnika i pisk opon. Przeniosłem wzrok na ciemny van pędzący podjazdem. Kiedy minął bramę,
moje
serce
przyspieszyło.
Instynkt
podpowiedział
mi,
że
powinienem się schować ze samochodem jak Rosalyn, która krzyczała, jakby kogoś zarzynano. Czekałem na strzały, bo byłem pewien, że zaraz się rozlegną, ale tak się nie stało. Usłyszałem dźwięk odsuwanych drzwi, potem głuchy huk i wrzask przecięty krzykiem Rosalyn. Kiedy się upewniłem, że van zniknął, wyjrzałem zza auta. Ktoś tam podbiegł i
przyklęknął
obok
leżącej
na
ziemi
osoby.
Stanąłem
jak
wryty,
przekonawszy się, że to wcale nie było ciało, a kobieta, którą dobrze znałem. – Dash?
O cholera.
ROZDZIAŁ 4 WILLOW
M
iałam jasny cel. Nigdy jednak nie zrozumiem, jak mogłam w ogóle coś takiego zrobić. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam na twarzach cały
wachlarz emocji: zaskoczenie, niepewność, strach i złość. Rozumiałam je, bo wszystkie miały rację bytu. Od niemal czterech lat nie rozmawiałam i nie widziałam się z tymi ludźmi, więc moje wejście smoka mogło ich wytrącić z równowagi. Na razie się cieszyłam, że żyję. Później zajmę się konsekwencjami. – Czy ktokolwiek zamierza coś powiedzieć, czy jednak ja mam zacząć? – Wydaje mi się, że tak będzie sprawiedliwie – oświadczył powoli Keenan. – To ciebie ktoś właśnie wyrzucił z pędzącego vana. – Tak… hmm… to wcale nie było takie przyjemne, jeśli ktoś by się zastanawiał. – A możesz nam wytłumaczyć, jak do tego doszło?
– Chciałam wbić na wesele. Moje zaproszenie musiało się gdzieś zapodziać, a nie chciałam się zjawić z pustymi rękoma, więc postanowiłam zapewnić wam rozrywkę. – Willow – ostrzegł Keiran. Widać było, że w ogóle się nie zmienił. Grożenie ludziom nadal było jego ulubioną taktyką. Obok niego stała Lake, moja przyjaciółka, z którą przyjaźniłam się dziesięć lat. Jej widok uderzył mnie najbardziej, bo pierwszy raz w życiu w tych turkusowych oczach nie dostrzegłam żadnych emocji. Były puste, choć czujne. – No dobrze. Przedstawię wam krótszą, mniej interesującą wersję: złapałam stopa i wkurzyłam jakichś ludzi. To mnie nauczyło, że nie należy jeździć z obcymi. – Po co to zrobiłaś? – odezwał się ostrym tonem jedyny chłopak, którego kiedykolwiek kochałam. Poczułam dreszcze przebiegające mi po plecach, a następnie kumulujące się w najbardziej unerwionych miejscach mojego ciała. W jego oczach dostrzegałam gniew, ale bardziej przerażała mnie moja reakcja na to. Nie spodziewałam się, że jeszcze go kiedyś zobaczę. – Ale co? – Zabrałaś się z obcymi. – Bo nie miałam innego wyboru. To przynajmniej nie było kłamstwem. – Dlaczego nie? – Bo nie miałam jak tu przyjechać. Tutaj akurat skłamałam. Żadne z nich nie wiedziało, że od czterech lat w każdą trzecią sobotę miesiąca odwiedzałam matkę. Udało nam się dochować tej tajemnicy aż do dzisiaj. Po prostu nie wiedziałam, jak im odpowiedzieć.
– A nie mogłaś do kogoś zadzwonić? – Przykro mi… mam nowy telefon. – Kłamiesz – warknął Dash. – Zapomniałam, że jesteś ekspertem w kłamaniu. Nic dziwnego, że potrafisz to wyczuć. – A co z twoją matką? Z bratem? – Nie mogłam się do nich dodzwonić. – Jaki dziwny zbieg okoliczności. – Posłuchajcie, przepraszam, że zepsułam wam radosną chwilę, ale to nie wasza sprawa. – Pozwól, że się, kurwa, nie zgodzę. Zniszczyłaś ślub mojej kobiety. Jeśli nie zaczniesz gadać, zadbam o to, byś zaczęła śpiewać. Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, Keenan zerwał się z krzesła i przemierzył pokój. Wyraźnie dostrzegałam agresję w jego oczach. Zdziwiło mnie to – wcześniej zawsze był wyluzowanym żartownisiem. Jego furia przypomniała mi, że już nie znam tych ludzi. To już nie są moi przyjaciele. Keenan się zbliżał, ale ja się nie ruszyłam, chociaż niepokój spiął wszystkie moje mięśnie. Dash szybko zasłonił mnie własnym ciałem, ale wiedziałam, że nie zrobił tego po to, by mnie chronić. Sheldon, która do tej pory nie odezwała się jeszcze ani słowem, zdążyła go złapać. Keiran i Lake również rzucili się w jego stronę, ale martwili się o niego, nie o mnie. Powinnam stąd wyjść, żeby zebrać myśli. Kiedy wylądowałam dzisiaj po południu, nie spodziewałam się takiego rozwoju wydarzeń. Trafiłam do jaskini lwa, ale w tym momencie już nie wiedziałam, kto jest lwem, a kto ofiarą.
Byłam sama i będę sama już zawsze, jeśli nie zrobię tego, co mi kazano. Nie tylko moja przyszłość była tutaj stawką, ale również życie mojej matki i brata. – Chyba powinnam już sobie iść. – Wcale nie byłam suką, za którą wszyscy mnie tutaj mieli, więc spojrzałam Sheldon w oczy i starałam się odnaleźć właściwe słowa. Kiedyś była moją przyjaciółką, a ja właśnie zniszczyłam najprawdopodobniej najpiękniejszy dzień w jej życiu. – Sheldon, nie… – Co tu się dzieje? – Do biblioteki wpadli państwo Chambers, a za nimi podążała ciemnowłosa dziewczynka. Doskonale wiedziałam, kim była. Podobieństwo było wręcz uderzające. – Goście zaczynają się martwić. – Mamusiu, tatusiu, będę rzucać kwiatki. – Dziewczynka uniosła koszyk z płatkami, niemal podskakując z ekscytacji. Była uosobieniem niewinności. – Kennedy. – Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to ja się odezwałam. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco. Wiedziałam, że Sheldon zaszła w ciążę w dniu balu, ale nigdy nie widziałam tego dziecka. Pamiętam, że zawsze lubiła imię Kennedy, więc założyłam, że właśnie tak nazwała swoją córkę. – Cześć – przywitała się wesoło dziewczynka. Wyciągnęła w moją stronę rękę i otworzyła dłoń, w której trzymała pomarańczowe płatki kwiatów. – Och… eee… dziękuję. – Czułam się tutaj bardzo nie na miejscu, jak nieproszony gość, za wszystko odpowiedzialny, chociaż wcale się o to nie prosiłam. Nie mogłam pozwolić, by poczucie winy przyćmiło mój zdrowy rozsądek. Nie miałam wyboru, co oznaczało, że nie powinnam mieć również wyrzutów sumienia.
– Przepraszam, a kim pani jest? – zapytał ojciec Dasha. – Tato, pamiętasz Willow? Była przyjaciółką Sheldon – wyjaśnił Dash. Byłam. Jakbym już nie była. Kurde, zabolało. Zabolała mnie też pogarda wobec mnie, ale i naszego związku. Kiedyś byłam również jego przyjaciółką. Więcej – ja go kochałam. Tak naprawdę miłość sama w sobie nigdy nie była problemem. Bycie z nim oznaczałoby jednak, że muszę poświęcić znacznie więcej, niż miałam. Oznaczałoby, że muszę zaryzykować i uwierzyć, że pewnego dnia on przestanie mnie postrzegać jako błąd. – Ach, tak – odpowiedział z zadowoleniem, ale spojrzenie mężczyzny sugerowało, że moja obecność mu się nie podoba i że w ogóle mnie nie pamięta. Bo niby skąd? Byłam przecież wstydliwym sekretem Dasha i już zawsze bym nim była, gdybym uwierzyła w jego kłamstwa. – Ślub powinien był się zacząć dwadzieścia minut temu. Dlaczego wszyscy są tutaj? Sheldon, czemu jeszcze nie jesteś ubrana? – Mieliśmy mały problem, który musieliśmy rozwiązać. – A o co chodzi? – zapytała ich matka, rzucając mi pełne dezaprobaty spojrzenie. Wyraźnie miała mnie za intruza. – O nic, co mogłoby cię zmartwić. Wymyśl jakąś wymówkę dla gości. – O BOŻE. Ona chyba nie jest jednym z „problemów” Keenana, prawda? O co chodzi? Chce pieniędzy? – Mamo, dość tego. Nic w tym stylu. A teraz proszę, zostaw nas na chwilę. Ich matka wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale postanowiłam się wtrącić, bo już nie mogłam znieść kolejnych przytyków wobec mojej
osoby. –
W
porządku.
I
tak
miałam
wychodzić.
Przepraszam,
że
przeszkodziłam. Udało mi się opuścić bibliotekę i nikt mnie nie zatrzymał, więc skierowałam się do najbliższego wyjścia. Mięśnie bolały mnie po tym, jak zostałam wyrzucona z vana, ale zignorowałam ból i skupiłam się na ucieczce. Słyszałam, że ktoś w oddali woła mnie po imieniu. Gdy głos stał się wyraźniejszy, przyspieszyłam. – Nie – powiedział, zaciskając rękę na moim ramieniu. – Jeśli masz zamiar stąd wyjść, to odwiozę cię tam, gdzie chcesz. – Dzięki, ale nie potrzebuję twojej pomocy. Sama sobie poradzę. – Jasne – mruknął sarkastycznie. Nie miałam szansy odpowiedzieć, bo pociągnął mnie w stronę swojego samochodu. To wszystko działo się tak szybko, że dosłownie zakręciło mi się w głowie. Teraz widziałam ich dwóch i nie wiedziałam, którego miałabym błagać, żeby zostawił mnie w spokoju. Dudniło mi w głowie i zwolniłam, musiał mnie dosłownie ciągnąć. – Dash, zaczekaj. Spojrzał na mnie i wyczuł mój opór. Wszystko mnie nagle przytłoczyło: stres po porwaniu i szantażowaniu, a także to, że znowu zobaczyłam przyjaciół, których opuściłam, i osobę, której nie powinnam kochać. Nogi się pode mną ugięły i upadłabym, gdyby w ostatniej chwili mnie nie złapał.
– Wysłałam gości do domu. Myślisz, że powinniśmy zabrać ją do szpitala?
– Doktor Carson już tutaj jedzie, żeby ją obejrzeć. – Co się stało? – spytała Sheldon. – Nie wiem. – Dash westchnął. – Zaproponowałem jej podwózkę, a ona zemdlała. – Wyczuwałam stres w jego głosie. Gdybym otworzyła oczy, na pewno
zobaczyłabym
jego
zmarszczone
czoło.
Zamartwianie
się
problemami innych bardziej niż swoimi było typowe dla Dasha. On żył dla innych, a nie dla siebie. – Jesteś pewien, że jej to zaproponowałeś? Czy raczej zażądałeś, że ma z tobą pojechać? – Gdybym nie udawała, że wciąż jestem nieprzytomna, tobym się roześmiała. Sheldon zawsze lubiła wiercić dziurę w brzuchu i nigdy nie miała przed tym oporów. – A czy to ma jakieś znaczenie? – W jego głosie wyraźnie słyszałam frustrację, która z każdą sekundą przybierała na sile. – Jak miałem przewidzieć, że zemdleje? – Może uderzyła się w głowę. Może ma wstrząśnienie mózgu. Nie powinniśmy spróbować jej obudzić? Dash nie odpowiedział. Po chwili wyczułam, że przysunął usta do mojego ucha. Wyszeptał: – Ty już jesteś przytomna, prawda? Mimowolnie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Dash rzeczywiście się nade
mną
pochyla.
Jedną
rękę
oparł
obok
mojej
głowy,
a
drugą
przeczesywał mi włosy, jakby miał do tego prawo. Miałam ochotę uciec, ale to, że nade mną wisiał, skutecznie mnie powstrzymywało. Sądząc po jego zarozumiałym uśmiechu, domyśliłam się, że zrobił to specjalnie. – Muszę stąd wyjść. – Ja pierdolę, w końcu. A więc nic ci nie jest! – pisnęła Sheldon. Na szczęście odepchnęła swojego brata, więc przestaliśmy patrzeć sobie
w oczy. Nagle mnie przytuliła. Tego się nie spodziewałam, myślałam, że raczej nie będzie się do mnie odzywać, a nie przytuli, jakbyśmy wciąż się przyjaźniły. – Muszę stąd wyjść – powtórzyłam. Nie mogłam tego znieść. Poczucie winy było zbyt przytłaczające. Nie odepchnęłam jej, po prostu się odsunęłam, nie udało mi się jednak zamaskować moich intencji. Widziałam, że ją to zabolało. Że ubolewała nad naszą utraconą przyjaźnią. Odchrząknęła i odwróciła wzrok. Moja nieobecność ją bolała, ale odepchnięcie raniło jeszcze bardziej. – J-jak się czujesz? – wystękała. Wyglądała, jakby nie mogła się po tym spotkaniu pozbierać. Zerknęłam na Dasha i domyśliłam się, że to zauważył. Wyglądał, jakby chciał mnie zabić. – Wszystko w porządku. – Nie wyglądasz, jakby było w porządku – zauważył ktoś. Zwróciłam się w stronę głosu dobiegającego z drugiej części pokoju. Zauważyłam Lake, która opierała się o ścianę. Na twarzy miała tę samą beznamiętną maskę co wcześniej. – Ale jest okej. – Hmm – mruknęła. Z czym ona, do cholery, miała problem? Och, no tak, Willow. Przecież odeszłaś. Ona jednak zrobiła to pierwsza. Żeby być z nim. Nigdy w życiu nikogo nie nienawidziłam, ale po tym, jak mnie zostawiła, nie potrafiłam inaczej opisać tego, co czułam.
Z jednej strony życzyłam mu śmierci, chociaż wiedziałam, że to lekka przesada. Lake i ja się przyjaźniłyśmy, a oni byli zakochani. Niestety dziewczyna, która wierzyła w tego typu bzdury, została zastąpiona kimś, kto życzył mu jak najgorzej, i po czterech latach w końcu nadarzyła się okazja. Chciałam włożyć rękę do kieszeni kurtki i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mam jej na sobie. Zaczęłam się rozglądać spanikowana. – Gdzie jest moja kurtka? – Uspokój się, zanim znowu zemdlejesz. Tutaj jest. – Dash podniósł ubranie z najbliższego krzesła i rzucił je w moją stronę. Złapałam kurtkę w powietrzu i włożyłam. – Gdzie ci się tak spieszy? – Po prostu chcę się znaleźć jak najdalej stąd. – Już przekręcałam klamkę, gdy usłyszałam: – Zanim znowu uciekniesz, mogłabyś chociaż przeprosić moją siostrę za to, że zniszczyłaś jej ślub. Nie jestem pewien, czy zauważyłaś, ale przez ciebie dzisiaj nie doszło do ceremonii. – Nie, Dash. Naprawdę nic się nie stało. – Gówno prawda. Przecież ona nawet nie chce wytłumaczyć, po co tutaj przyjechała. – Mówiłam ci, że… – Chodziło mi o wiarygodne wyjaśnienie – przerwał mi. – Pożegnaliśmy się dawno temu, Dash. Tobie akurat nic nie jestem winna. – Obróciłam się w stronę Sheldon, ignorując podejrzliwy wzrok Lake. – Naprawdę bardzo cię przepraszam, Sheldon. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie poczekałam, aż przyjmie przeprosiny, bo na to nie zasługiwałam.
Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam. Nieważne, jak daleko bym się znalazła, i tak nie byłabym bezpieczna. Wciąż czułam na sobie oceniający, oskarżycielski wzrok Dasha. Niedługo potem dotarło do mnie, że jestem w połowie drogi – domy moich rodziców i Dasha dzieliło jakieś osiem– dziesięć kilometrów. W płucach mnie paliło, nogi bolały, ale to nie miało znaczenia. Chciałam tylko znowu się poczuć bezpiecznie. A nie ma jak w domu. Nie ma jak w domu. Nie ma jak w domu. Pozostałe kilometry pokonałam marszem, aż w końcu dotarłam do celu. Na podjeździe stał zniszczony brązowy samochód mojej mamy. – Gdzieś ty była? Czekałam na ciebie na przystanku. Co się stało z twoimi ubraniami? Ruszyłam na górę do swojego starego pokoju, a mama podążyła za mną, jak zwykle zasypując mnie pytaniami i nie dając mi dojść do słowa. Charles skinął mi głową na powitanie, siedząc na wózku inwalidzkim ustawionym naprzeciwko telewizora. – Upadłam. – Ale gdzieś ty była? – A ty gdzie? – warknęłam ostro i z wyrzutem. Przez całą drogę powrotną myślałam o tym, że gdyby matka chociaż raz pomyślała najpierw o swoich dzieciach, a potem o sobie samej, to nigdy nie zobaczyłabym się znowu z Dashem i resztą. – Cóż, gdybym wiedziała, że wrócisz tak późno, to w ogóle nie pozwoliłabym ci się tu zjawić i robić tyle hałasu. A co, gdyby Charles spał? Przecież wiesz, że ma problemy z zasypianiem. – Coś ty powiedziała?
– Trzeba było zostać tam, gdzie byłaś, a nie truć nam dupę. Zacisnęłam zęby i wypuściłam powietrze przez nos, żeby opanować gniew i wykrzesać z siebie resztki cierpliwości. – Sama się upierałaś, że powinnam przyjechać, pamiętasz? – Co za córka nie odwiedza rodziców w święta? Nie wiem, jakie życie teraz wiedziesz, Bóg jeden wie, co cię teraz zajmuje, ale masz mnie szanować. – Tak, mamo. – Tylko udawałam pokorną. Już jako dziecko się nauczyłam, że z matką lepiej nie dyskutować. – Willow? – Na piętrze rozległ się głęboki, teraz już zdecydowanie bardziej męski głos mojego braciszka, który nie był dłużej pryszczatym wypierdkiem. Nie widziałam go od sześciu miesięcy. Był jeszcze większy niż wcześniej, jeśli to w ogóle było możliwe. Ciemne blond loczki dodawały mu chłopięcego uroku, ale ogólnie był już dorosłym facetem. – Cześć, Buddy! – Zignorowałam mamę i weszłam na górę, żeby przytulić brata. Otoczył mnie szerokimi ramionami i obrócił. – Przyszłaś minutę temu i już się kłócisz z mamą? – Tak, to mój życiowy rekord. Co ty tu jeszcze robisz? Myślałam, że będziesz na uczelni. – Zazwyczaj Buddy przyjeżdżał do domu tylko na chwilę, tak jak ja. Nasza matka była nieznośna nawet wtedy, gdy miała dobry dzień, a z Charlesem nigdy nie łączyła nas bliska relacja. – Mama powiedziała, że wracasz, więc nie mogłem przegapić okazji do spotkania z moją siostrzyczką. – Poczochrał mi włosy, a ja próbowałam mu się wyrwać. – Ale to słodkie. Czyli dziewczyny jeszcze nie wróciły na uczelnię? – Obecnie nie ma żadnych atrakcyjnych. Jutro wyjeżdżam, ale skoro już mowa o nieatrakcyjny dziewczynach, to co ci się stało? Uderzyłam go w ramię, a on jęknął.
– Upadłam. – Jak? Wyglądasz okropnie. – To nie jest teraz ważne. Chodź, opowiesz mi o szkole i swoich najnowszych podbojach, co?
ROZDZIAŁ 5 DASH
N
ie powinienem był dopuścić do jej odejścia. Ta myśl nieustannie kołatała
mi
się
w
głowie.
Odkąd
Willow
zniknęła
wczoraj
wieczorem, nie byłem w stanie przestać o niej myśleć.
Pragnąłem jej jak nikogo na świecie i dopiero kilka godzin temu postanowiłem, że ją odzyskam. Ale najpierw musiałem ją znaleźć. Patrzyłem na miasto za oknem i zastanawiałem się, gdzie była przez te wszystkie lata. Najbardziej nurtowało mnie to, dlaczego się pojawiła tak nagle. Mogła co najwyżej odwiedzić rodziców, którzy twierdzili, że nie utrzymują z nią kontaktu. Albo to było kłamstwo, albo oni sami się nie spodziewali jej wizyty i byli teraz w ciężkim szoku. Do niedawna jeszcze sam myślałem, że może być martwa, chociaż moje serce nie chciało jej opłakiwać. Nagle odezwał się telefon leżący na moim biurku. Zerknąłem na wyświetlacz i zobaczyłem, że dzwoni ochroniarz mojego ojca, który teraz pracował dla mnie.
– Mów. –
To
nie
było
trudne
–
odezwał
się
Fisher,
szef
ochrony.
–
Namierzyliśmy ją w domu matki, tak jak pan zakładał. Właśnie stamtąd wyszła. – A teraz kieruje się na lotnisko, prawda? – Wkrótce się dowiemy. Nadal jest w drodze, ale ją śledzimy. Mamy ją zatrzymać? – Nie. Macie za nią jechać. Sprawdźcie, dokąd poleci samolot, do którego wsiądzie, a potem dajcie mi znać. – Przyjąłem. Po niemal czterech latach w końcu się dowiem, dokąd uciekła, gdzie się przede
mną
ukrywała.
Połączyłem
się
ze
swoją
asystentką,
która
natychmiast odebrała, mimo że była niedziela. – Celesha, przygotuj odrzutowiec do lotu. Masz na to pół godziny. Po dotarciu wraz z ochroną na lotnisko zmieniłem zdanie i odwołałem lot. Gdy odpinałem pas i wysiadałem z samochodu, nie mogłem nad sobą zapanować. Stwierdziłem, że nie dam jej nigdzie wylecieć. Udało mi się tu dotrzeć krótko po niej. Musiałem dać asystentce podwyżkę, bo się postarała. Pędziłem chodnikiem w stronę lotniska, stąpając ciężko. To cud, że droga pode mną nie pękała. Gdy wszedłem głównym wejściem na lotnisko, dotarło do mnie, że nie zostało mi wiele czasu. Chciałem, żeby moja twarz była pierwszym, co Willow zobaczy, gdy zrozumie, że nie udało jej się znowu uciec. Moi ludzie obstawili wszystkie wejścia. Podszedłem do bramki, gdzie ludzie w kolejce czekali na odprawę. Wkrótce potem zauważyłem jej miedziane włosy, tylko że tym razem nie tworzyły na głowie artystycznego
nieładu – były ściągnięte w ciasny kok. Gdy ludzie się przesunęli, zobaczyłem jej ubrania. Jej apetyczna sylwetka skrywała się pod schludnym i nudnym strojem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom – obcisła kremowa spódnica do kolan, nieskazitelna biała bluzka z głębokim dekoltem pokazującym fragment piersi i te rozsypane po nich piegi. Dobrze pamiętałem te pieprzone piegi. Skupiłem wzrok na kremowych szpilkach i poczułem, że mój fiut robi się twardszy, bo właśnie sobie wyobraziłem, jak Willow w tych butach zaciska wokół mnie nogi, a ja wchodzę w jej mokrą szparkę. Tak bardzo pochłonęły mnie te wizje, że nawet nie zauważyłem, kiedy przede mną stanęła. – Co ty tutaj, do cholery, robisz? – zapytała jadowitym głosem, co dla mojego zboczonego umysłu zabrzmiało zajebiście seksownie. – Najwyraźniej popełniam jeszcze jeden błąd. Wyglądasz… inaczej. – Wczoraj nie była tak ubrana… a może była? Ze względu na okoliczności nie miałem okazji się jej przyjrzeć. – Musiałam dorosnąć. Jak wszystkie dzieci, prawda? Dorastamy, zapominamy o marzeniach i zajmujemy się obowiązkami. – To twoje słowa czy twojej matki? – A czy to ma jakieś znaczenie? Już nie mamy po siedemnaście lat, Dash. – A więc w końcu jej się to udało. Zmieniła cię w córkę, której zawsze chciała, i zmusiła cię, żebyś zapomniała o tej części siebie, której ona nie mogła zdzierżyć. – Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz bladego pojęcia. Minęły cztery lata, Dash. Ty już w ogóle mnie nie znasz. – To nie do końca prawda.
– Słucham? – Nie minęły dokładnie cztery lata. – A co, liczyłeś? – Nie. Ale najwyraźniej jestem lepszy z matematyki. – Podobało mi się to, że udało mi się ją urazić, choć szybko ukryła swoją reakcję. – Dlaczego mnie śledzisz? – Chciałem sprawdzić, gdzie znowu się zaszyjesz. – To nie twoja sprawa, a teraz wybacz. – Próbowała mnie obejść, ale położyłem jej rękę na ramieniu i powstrzymałem ją. – W razie gdybyś nie zauważył, na lotnisku jest pełno ludzi. Odsuń się albo zacznę krzyczeć. – To nic nie da. Trafię do aresztu, a ty uciekniesz albo… tak będzie ci się zdawać. – Uśmiechnąłem się drwiąco, bo widziałem, jak para niemal bucha z jej uszu. – Wystarczy jeden telefon, a zostanę wypuszczony… – Nachyliłem się, jakbym chciał ją pocałować, ale się powstrzymałem. – I wtedy się dowiem, gdzie jesteś. – Nie mam na to czasu. – Puściłem ją, kiedy szarpnęła ręką. Patrzyłem, jak kieruje się do wyjścia zamiast do bramki. Miała tylko niewielką torbę na ramieniu, w której zmieściłyby się ubrania na jeden dzień. Nie wiem, z jakiego powodu zjawiła się w Six Forks, ale nie planowała zostać tutaj długo, co zaintrygowało mnie jeszcze bardziej. A także zirytowało. Kiedy opuściła lotnisko, podążyłem za nią, trzymając się tuż za szefem mojej ochrony, któremu kazałem ją śledzić. Willow się obróciła, jakby mnie wyczuła. A może to był zwykły instynkt? Zobaczyła mnie, zaklęła pod nosem i przyspieszyła. Skierowała się w stronę kolejnego czekającego ochroniarza i wtedy dałem znak.
ROZDZIAŁ 6 WILLOW
D
ash kazał mnie śledzić. Wciąż byłam wściekła, ale wmówiłam sobie, że nie mogę pozwolić na to, żeby rządziły mną głupie emocje. Musiałam również zignorować moje głupie serce, które zaczęło bić
szybciej na myśl, że on w ogóle chciał mnie znaleźć. Postanowiłam, że spojrzę za siebie tylko raz, by się upewnić, czy sobie tego nie wmówiłam. Kiedy zerknęłam przez ramię, okazało się, że on naprawdę za mną szedł. Czy to było chore, że mnie to podniecało? Podążał za mną tak, jakby chciał mnie porwać. Ale przecież Dash nie porwałby mnie wbrew mojej woli… prawda? „Jeśli mój brat czegoś pragnie, zrobi dosłownie wszystko, by to mieć”. Przypomniałam sobie ostrzeżenie Sheldon, którego udzieliła mi cztery lata temu, w trakcie naszej ostatniej rozmowy. Zachęcała mnie, bym zadzwoniła do Dasha. Dopadła mnie wtedy chwila słabości i zaczęłam o
niego
wypytywać.
Sheldon
uznała,
że
wciąż
mi
na
nim
zależy,
i próbowała mnie przekonać do rozmowy z nim. Powiedziała, że walczę z nieuniknionym i to tylko strata czasu. – Niech to szlag. – Przy wejściu zauważyłam ochroniarza, więc ruszyłam w jego stronę zamiast na przystanek autobusowy. W tych przeklętych
szpilkach
nie
mogłam
się
poruszać
zbyt
szybko,
więc
zdecydowałam, że muszę od razu przyciągnąć jego uwagę. Wahałam się tylko chwilę, zastanawiając się, czy naprawdę chcę, żeby przeze mnie Dash się wpakował w jakieś kłopoty, ale potem dotarło do mnie, że ta niepewność będzie mnie słono kosztować. Gdy podjęłam decyzję, samochód, który czekał przy krawężniku, podjechał do miejsca, gdzie się znajdowałam. Tylne drzwi się otworzyły z rozmachem i jakiś wysoki jak wieżowiec facet objął mnie w talii, jakby tulił bliską osobę, a następnie wciągnął do samochodu. To wszystko się wydarzyło, zanim w ogóle zdążyłam krzyknąć. Gdy samochód ruszył, moja panika sięgnęła zenitu. Wyjrzałam przez okno, żeby sprawdzić, czy ktokolwiek widział, co się wydarzyło. Samochód jednak oddalił się tak szybko, że nawet nie udało mi się tego sprawdzić. – Proszę się uspokoić. – Porąbało cię? Masz mnie stąd wypuścić. – Mój oddech przyspieszył, kiedy zauważyłam znak zjazdu z głównej drogi. Zatrzymaliśmy się na jakiejś polnej ścieżce, ale wtedy już nie mogłam uciec – mężczyzna zakuł mi ręce w kajdanki. Mogłam tylko kopać i krzyczeć. Moje buty leżały na podłodze. Spodziewałam się, że nieznajomy wydrze się na mnie lub mnie uderzy, ale on zachował spokój. Milcząc, co jakiś czas sprawdzał zegarek, jakby na kogoś czekał. Ja w tym czasie wyzywałam go od najgorszych, a nawet przeklinałam jego matkę. Nagle drzwi się otworzyły i ktoś wsiadł do środka.
– To, że twoja matka jest manipulacyjną suką, nie znaczy, że masz prawo obrażać jego matkę – odezwał się znajomy głęboki głos. – Dziękuję, John. – Mężczyzna pokiwał głową i w milczeniu wysiadł z auta. – Ty skurwielu – wrzasnęłam i rzuciłam się na Dasha, ale zapomniałam, że mam skute ręce. Straciłam równowagę, opadłam na kolana i oparłam się ramionami o jego nogi. – I co zamierzasz teraz zrobić? – zapytał. – Nienawidzę cię. – To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – Innej nie dostaniesz. – Trudno. W takim razie spróbujmy z innym pytaniem. – Nie zamierzam odpowiedzieć. – Jeszcze zobaczymy. – Złapał mnie pod pachami i posadził na siedzeniu. Przyglądał mi się nieco rozbawiony, a nieco wkurzony. – Zacznijmy od czegoś łatwego. Gdzie chciałaś lecieć? – Czyli nie wiesz? – Uważasz, że pytałbym cię o to, gdybym wiedział? – W takim razie jak mnie znalazłeś? – Kazałem moim ludziom cię śledzić. – Wzruszył ramionami, jakby stalking był czymś normalnym. – Nie było trudno się domyślić, jaki będzie twój następny ruch. – Skoro tak dobrze ci idzie, to przewidź sobie ten mój kolejny ruch, bo ja nic ci nie powiem. – W porządku. – Wyciągnął rękę i pochylił się nade mną, a ja dosłownie wtopiłam się w siedzenie. Myślałam, że mnie złapie, ale on tylko wziął moją torebkę. – Tam nie znajdziesz żadnych odpowiedzi. Oddaj to.
Zignorował mnie i wyrzucił zawartość na podłogę – mój portfel, klucze, gumę do żucia i inne bzdety. Kiedy zauważył tampon, niemal umarłam ze wstydu. Uśmiechnął się drwiąco i kopnął mi go pod stopy, żeby upokorzyć mnie jeszcze bardziej. – Ty draniu – wymamrotałam, nie mogąc się powstrzymać. – Nawet nie masz pojęcia, jak trafne jest to wyzwisko. Ale wkrótce się o tym przekonasz. – Dash, wypuść mnie i daj mi odejść. Wracaj do swojego idealnego świata. – Gówno wiesz o moim świecie. Kiedyś myślałem, że to ty będziesz całym
moim
światem,
ale
okazało
się,
że
wcale
nie
jesteś
tym
zainteresowana. – To dlaczego ty jesteś zainteresowany? – Bo teraz mam gdzieś, czego chcesz… a poza tym ci nie ufam. – Nie przypominam sobie, bym cię potrzebowała. – Mimo to i tak musisz wytłumaczyć, dlaczego ktoś wyrzucił cię z pędzącego vana przed domem moich rodziców. – Już za to przeprosiłam, ale jeśli musisz usłyszeć to znowu… – Nie chcę twoich przeprosin. Zależy mi tylko na wyjaśnieniach. – Rzucił torebkę na podłogę luksusowego auta i rozparł się na fotelu. – Cóż, nie zamierzam ci niczego tłumaczyć. To nie twoja sprawa. – Ale wkrótce będzie. – Powiedział to łagodnym tonem, lecz nie umknęła mi kryjąca się za tym groźba. – Minęły cztery lata, Dash. Już nie jesteśmy przyjaciółmi. – Nie musimy nimi być, żeby mi zależało. Na widok jego spojrzenia zaparło mi dech w piersiach. – Nie rozumiem cię.
– Ja siebie też nie rozumiem. – Zmarszczył brwi, więc się domyśliłam, że
nie
kłamie.
Zawsze
uważałam,
że
sfrustrowany
wygląda
uroczo
i chłopięco. Miałam ochotę go pocieszyć i otrzeć się swoim ciałem o jego twardą sylwetkę. Czułam, że drżą mi uda. Zacisnęłam je, by tego nie zauważył. Nie mogłam pozwolić, by moje ciało reagowało na jego przyciąganie. Dash emanował seksapilem. Zawsze był taki… dziki w łóżku. – Przestań pieprzyć mnie wzrokiem i zacznij gadać. Spłonęłam ze wstydu, ale szybko doszłam do siebie. – Co mam ci powiedzieć? – Dlaczego zniszczyłaś ślub mojej siostry? – Sądzisz, że zrobiłam to celowo? – Przekonaj mnie, że jest inaczej. Samochód zatrzymał się na parkingu przy wysokim budynku, który górował nad miastem. Sądząc po fasadzie i odźwiernym, spodziewałam się okazałego wnętrza. Starałam się nie zazdrościć Dashowi – ani w ogóle nikomu – majątku. Pomyślałam, że gdyby Dash był zwykłym człowiekiem, to może teraz bylibyśmy razem. Znał mnie na wylot, jak książkę, którą czytał wiele razy, ale co do jednej rzeczy się mylił: wbrew temu, co sądził, naprawdę go pragnęłam. To nigdy nie podlegało dyskusji. A widząc, jak na mnie patrzy, domyśliłam się, że on czuje to samo. Poczekałam, aż samochód się zatrzyma, a następnie odpięłam pas i bez słowa uciekłam z auta. W oddali zauważyłam stojącą taksówkę – musiałam jakoś do niej dotrzeć. Kierowca stał plecami do mnie i rozmawiał przez telefon, ale wystarczyło jedno spojrzenie na wnętrze samochodu, by potwierdzić, że obecnie nie miał żadnego klienta. W samochodzie Dasha
zostawiłam torebkę i nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy, ale będę się o to martwić później, gdy już się uwolnię. Gdy niemal udało mi się dotrzeć do taksówki, zaniepokoiło mnie, że jest tak cicho. Nie słyszałam za sobą żadnych kroków, nikt mnie nie wołał. Po chwili zrozumiałam dlaczego – nagle ktoś złapał mnie w talii. Tym razem dotyk był znajomy i miałam ochotę się w niego wtulić. Dash. Pobiegł za mną i mnie złapał. Dlaczego czułam z tego powodu motylki w brzuchu? Ale ze mnie idiotka. Zakrył mi usta dłonią, ale chyba się rozmyślił, bo równie szybko opuścił rękę. Wstrzymałam oddech, bo mój mózg właśnie się skupił na tym, że jego członek przyciskał się do moich pośladków. Zamiast z tym walczyć, z ciekawości pokręciłam tyłkiem, bezskutecznie próbując go skusić, ale on szybko popchnął mnie w stronę swojego samochodu. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że kierowca taksówki nawet się nie zorientował i dalej rozmawiał przez telefon. – Uciekłaś ode mnie cztery lata temu, ale więcej ci na to nie pozwolę. – Dash… – wydyszałam jego imię. Byłam zła na siebie za to, że tak to zabrzmiało. – Czego ty ode mnie chcesz? – zapytałam niemal z desperacją w głosie. – Chcę, żebyś się czuła bezradna… jak w pułapce – wyszeptał to w taki sposób, że sama tego zapragnęłam. Jakby to był sekret, który dzieliliśmy tylko my dwoje. – Nie możemy… Na jego idealnej twarzy pojawił się uśmiech, który wyglądał niemal okrutnie. – Ty nie możesz. Ale ja wręcz przeciwnie.
– Zmusisz mnie? Mój głos był podszyty obrzydzeniem, ale i tak poczułam, że moja kobiecość się zaciska. Wstyd przyznać, jednak zastanawiałam się, jak by to było, gdyby odebrano mi wybór… Wiedziałam, że nigdy by mnie nie zgwałcił, ale coś mi mówiło, że miał inne sposoby na to, by mnie nakłonić do spełnienia jego żądań. Nagle te ostrzeżenia sprzed czterech lat już nie wydawały się takie zbyteczne. – Dla ciebie zrobię wszystko. Nie spocznę, dopóki nie będziesz moja.
• Wczoraj •
Miałam złe przeczucia. Zawsze je miałam, kiedy wracałam do domu, tym razem jednak czułam, że to się skończy gorzej niż zazwyczaj. Gdy się przedzierałam przez tłum na lotnisku, wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Dotarło do mnie, że to głupie, skoro było tam tylu ludzi podróżujących po świętach. Na szczęście poruszałam się szybciej niż pozostali, bo miałam ze sobą ubrania tylko na jeden dzień. Nie zamierzałam zostać dłużej. Właściwie zawsze przyjeżdżałam do Six Forks na jeden dzień. To małe miasto i ktoś z łatwością mógł mnie zauważyć. Dlatego mój pobyt nigdy nie trwał więcej niż dobę. To było aż nadto czasu, żeby spełnić obowiązki. Żadna z tych dwudziestu dziwnych wizyt nie sprawiła mi przyjemności i nie liczyłam na to, że ta będzie inna.
Wcześniej zawsze znajdowałam jakąś wymówkę, na przykład test, do którego musiałam się pouczyć, a rodzice te wymówki przyjmowali, o ile robiłam coś, co spotykało się z ich aprobatą. Six Forks pozostawało dla mnie znajome, nieważne, jak długo mnie nie było. Wyszłam
z
lotniska
późnym
popołudniem
i
przez
chwilę
rozkoszowałam się nevadzkim powietrzem. Jak na późny listopad pogoda była nawet znośna. Rozejrzałam się, ale nie dostrzegłam samochodu mamy. Dziesięć minut przed lądowaniem wysłała mi wiadomość, że już czeka, więc gdzie się podziewała? Poprawiłam torbę na ramieniu i wyciągnęłam z kieszeni komórkę. Noszenie dżinsów było dla mnie nowością. Zawsze uważałam, że dżinsy są zbyt zwyczajne i proste, a potem odkryłam, że mogą być również kolorowe. Koniec końców nawet ta resztka szaleństwa ustąpiła jednak miejsca pospolitemu spranemu dżinsowi. Z powodu złamanego serca zmieniłam się w nijaką dziewczynę – a nawet osiemnaście lat krytyki i rodzicielskiej kontroli nie były w stanie zabić mojej artystycznej duszy. Zawsze pilnie się uczyłam, dostawałam dobre oceny i całkowicie olewałam chłopaków… przez większość czasu. W zamian pragnęłam tylko wyrażać siebie, ale moja matka nawet w tej kwestii nie chciała dać mi wolnej ręki. Już żałowałam tej wizyty. Wkurzona szybko napisałam wiadomość i czekałam.
ROZDZIAŁ 7 • Obecnie •
DASH
B
yłem wkurwiony. Frustracja seksualna doprowadziła dodatkowo do tego, że stałem się tykającą bombą, która mogła eksplodować w każdej chwili. Przez ostatnie cztery lata ani razu nie czułem się tak
żywy, jak teraz. A to wszystko przez nią. Znowu się jej udało mnie wykiwać i uciec z samochodu, a ja bez wahania rzuciłem się za nią w pogoń. Krew uderzyła mi do głowy, wściekłem się. Wystarczyło, że się rozejrzałem, a już wiedziałem, dokąd planuje uciec. Pomimo garnituru moje ruchy były płynne i bezszelestne. Jak widać treningi koszykówki w liceum się opłaciły. Parking był pusty, widziałem tutaj tylko taksówkarza. Stał do nas plecami i rozmawiał przez telefon.
Muzyka dudniła z otwartych okien samochodu, więc udało mi się znowu szybko porwać Willow. O dziwo nie walczyła i nie krzyczała. Szanowałem to. Jej temperament był równie ognisty co włosy, ale teraz wydawała się jakaś roztargniona. Domyśliłem się dlaczego, kiedy zaczęła kręcić tyłkiem przy mojej erekcji. Nachyliłem się i przysunąłem usta do jej szyi, gdzie zawsze miała wrażliwą skórę. – Sugeruję ci przestać, chyba że zamierzasz się mną zająć. – Ale co mam przestać? – Ty już dobrze wiesz. – I miałem rację, bo jej policzki się zaczerwieniły, a oddech przyspieszył. – Puszczaj mnie. Zamiast to zrobić, brutalnie wepchnąłem ją do samochodu, przy okazji łapiąc ją za tyłek. Warknęła cicho, a mój fiut drgnął w spodniach. Nie mogłem przestać myśleć o tych wszystkich rzeczach, które chętnie bym zrobił, żeby znowu wydała taki dźwięk. Zmuszenie jej do tego, na co miałem ochotę, byłoby wisienką na torcie. –
Zabierz
nas
do
mieszkania
–
nakazałem
kierowcy,
ignorując
mordercze spojrzenie Willow. Siedziała cicho, ale podejrzewałem, że nie robiła tego po to, żeby się uratować, tylko by zrobić mi na złość. Dzięki temu miałem okazję przemyśleć mój następny ruch. Udało mi się ją złapać. Tylko co teraz mam z nią zrobić? Przyjrzałem się jej i po raz kolejny zwróciłem uwagę na te ubrania. Z jakiegoś powodu wkurzało mnie to, jak bardzo się zmieniła. Nawet trochę schudła, ale jej ciało wciąż zachowało krągłości, w których się zakochałem. – Dlaczego jesteś tak ubrana? – zapytałem znowu. – Mówiłam ci…
– Tak, wiem, musiałaś dorosnąć. Ale dlaczego? Zesztywniała. – To nie twoja sprawa. – Schudłaś – zauważyłem. Gdy głośno wciągnęła powietrze do płuc, dotarło do mnie, że zrobiłam coś, czego mężczyźni powinni się wystrzegać: skomentowałem wagę kobiety. Mimo to w tej chwili miałem to gdzieś. – Nie martw się. Wciąż jestem gruba – odparła uszczypliwie. – Nie jesteś gruba i wcale się nie martwię. – Zauważyłem jej zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie, więc ciągnąłem dalej, bo lubiłem ją drażnić: – I tak zerżnąłbym cię mocno i ostro na tym skórzanym siedzeniu… nawet jeśli jesteś dziesięć kilo lżejsza. Zamrugała,
a
potem
zmierzyła
mnie
pustym
spojrzeniem,
jakby
próbowała wmówić sobie, że moje słowa wcale jej nie podnieciły. Zauważyłem drżenie jej uda i niemal czułem, jak jej cipka się na mnie zaciska. – Wiesz, ktoś na pewno będzie mnie szukać. Ta część mojej osoby, która nie akceptowała, że Willow nie należy do mnie,
wściekła
się,
ale
usiłowałem
zachować
spokój
i
strzepnąłem
z garnituru niewidzialny paproszek. Czy ona próbowała uciec do jakiegoś innego faceta? – Kim on jest? – A skąd wiesz, że to facet? – Uśmiechnęła się drwiąco. Powinno było mnie to wkurzyć, ale tylko opanowała mnie ochota, by poczuć na sobie tej usta. – Lepiej, żeby nikogo nie było. Dla twojego dobra. – Słucham? – warknęła, aż fiut mi stwardniał.
Samochód zatrzymał się przed budynkiem. Rozpiąłem jej kajdanki, a następnie szybko wyszedłem z auta, żeby nie ulec pokusie i się na nią nie rzucić. Zaciągnąłem się powietrzem, starając się usunąć z nozdrzy jej upajający zapach. Gdy w końcu wziąłem się w garść, pochyliłem się, bez słowa złapałem ją za ramię i wyciągnąłem na zewnątrz. Walczyła ze mną, ale zignorowałem to i pociągnąłem ją ku budynkowi. Willow rzucała pod moim adresem kwieciste obelgi, co przyciągnęło uwagę kilku mieszkańców, którzy kręcili się po holu. Zazgrzytałem zębami. Winda już czekała, więc rzuciłem się w jej stronę, zmuszając Willow, by szybciej przebierała krótszymi niż moje nogami. Zatrzymaliśmy się w środku, a kiedy się obróciłem i zobaczyłem, że mieszkańcy dalej obserwują nas podejrzliwie, wyjaśniłem ze śmiechem: – To te dni w miesiącu. Mężczyźni prychnęli, a kobiety spojrzały na mnie krzywo, ale drzwi windy się zamknęły i ponownie zostałem z Willow sam na sam. Szybko wpisałem kod dostępu na swoje piętro i oparłem się o ścianę, trzymając ją blisko siebie. Winda ruszyła, a ona milczała. Cieszyło mnie to, dopóki się nie odezwała: – Wiesz, to niemal porwanie. Oparłem głowę o zimną ścianę windy i zamknąłem oczy. – Wiem. – W takim razie dlaczego to robisz? – Bo chcę. – Prychnęła, a drzwi windy się otworzyły. – Co cię tak bawi? Złapałem ją za łokieć i wyprowadziłem na zewnątrz. Przeszła mi ochota do żartów, więc założyłem, że również poczuła między nami iskry, których nie dało się kontrolować. Poszliśmy prywatnym korytarzem prowadzącym do mojego mieszkania. Wpisałem kolejny kod, żeby otworzyć drzwi.
Widziałem, jak jej oczy się rozszerzają ze zdziwienia, a klatka piersiowa faluje. – Teraz to już przestało być zabawne, prawda, aniele? – Nie nazywaj mnie tak. Jej rozkaz wkurzył mnie tak bardzo, że przestałem myśleć logicznie. – Dlaczego nie? Przecież zawsze ci się to podobało. Za każdym razem się rumieniłaś. Nawet teraz jesteś czerwona. – Cóż mogę powiedzieć… Mam tendencję do głupich zachowań. – Zamierzasz znowu zaryzykować? – Ta decyzja nie należy do ciebie. – Dlatego cię pytam: jak będzie? Cofnęła się. – O co ci chodzi? – wydyszała. Byłem pewien, że jej myśli galopowały. Jej ciało się spięło gotowe do ataku lub szybkiej ucieczki. Chciałem ją pocieszyć, zapewnić, że nigdy bym jej nie skrzywdził, ale właśnie do mnie dotarło, że mi nie ufała. Zazgrzytałem zębami. – Widać, że masz kłopoty. Czy za ten sekret dasz się zabić? Uciekła wzrokiem w lewo. – Nie mam żadnego sekretu. – Nie umiesz kłamać. – Powtórzę: to nie jest twoja sprawa. – Dopóki nie skończysz martwa. Moja uwaga chyba nawet jej nie ruszyła. To zaalarmowało mnie jeszcze bardziej. – Twoje założenie jest błędne. – A to dlaczego? – Bo to nie ja umrę.
– Coś ty, kurwa, powiedziała? – Rzuciłem się w jej stronę, a ona się cofnęła i uderzyła plecami o drzwi. Stanęliśmy ze sobą twarzą w twarz. Oparłem ręce po obu stronach jej głowy, żeby nie zacisnąć ich na jej szyi. – Nic. Nawet… nie mam pojęcia, dlaczego to powiedziałam. – Jesteś pewna? – zapytałem sarkastycznie, czując narastający gniew. Udało się jej mnie unikać przez cztery lata, a gdy wróciła, już nie była moją Willow, moim aniołem. – Jak mam ci ufać, aniele? Nawet nie próbowałem ukrywać swoich podejrzeń. To, że wróciła do Six Forks, śmierdziało mi na kilometr. Nie tak powinienem się czuć, znowu ją widząc. – Nie ufaj mi. Nie powinieneś. Nagle zgiąłem się wpół, powietrze uszło mi z płuc. Ogień eksplodował w moim kroczu – Willow mnie kopnęła. Musiałem się pochylić i złapać oddech, mój fiut boleśnie pulsował. Zanim doszedłem do siebie, ona już była na korytarzu, ale nie martwiło mnie to. Do windy wchodziło się tylko po wpisaniu odpowiedniego kodu. Wrzasnęła sfrustrowana, bo chyba właśnie się tego domyśliła. Wyprostowałem się i ogarnąłem, a ona wróciła, głośno tupiąc. – Otwórz windę. Niestety nie udało mi się zapanować nad swoją złością. Zacisnąłem pięść na jej dzikich rudych włosach i przyciągnąłem ją do siebie. – Ty suko. Wepchnąłem ją do mieszkania, a ona zaczęła kopać i przeklinać. – Uważaj na słowa. – A ty na swoje ręce – odgryzła się. Kiedy znowu niemal jej się udało kopnąć mnie w krocze, przerzuciłem ją sobie przez ramię i dałem klapsa w tyłek. Jednego, drugiego, trzeciego. Nie mogłem się powstrzymać.
Krzyczała z bólu. Nie powinno było mi się to podobać, ale z jakiegoś powodu mój fiut zrobił się jeszcze twardszy niż wcześniej. Kiedy dotarłem do sypialni, byłem już gotowy na seks. Rzuciłem ją na ogromne łóżko i patrzyłem, jak próbuje się odsunąć. Szybko położyłem się na niej, zmuszając ją do rozłożenia nóg. Między tymi udami czułem się jak w domu. Jęknąłem zachwycony i nawet się z tym nie kryłem. – Dasher, przestań. – Próbowała brzmieć stanowczo, ale jej głos bardziej przypominał zduszony jęk. – Dlaczego? Nie widzieliśmy się tak długo. Zbyt, kurwa, długo. Podparła się łokciami z tyłu, jej usta znalazły się tuż przy moich, a ponieważ pokusa była zbyt silna, pocałowałem ją. Odsunąłem się, gdy jej wargi zrobiły się nabrzmiałe i czerwone. Potrzebowałem więcej. – Otwórz usta. – Nie. Wbiłem paznokcie w jej uda i otarłem się o nią erekcją. –
Otwieraj
–
rozkazałem
głosem
nieznoszącym
sprzeciwu
i przygryzłem jej dolną wargę. – Dasher, proszę cię. – Przymknęła powieki, przysłaniając pożądanie w oczach, mimo to wyczuwałem żar jej ciała bardzo wyraźnie. – Uwielbiam, gdy wymawiasz moje imię. – Nie przyzwyczajaj… Złapałem ją za nadgarstki i pocałowałem, ssąc jej język. Protesty zmieniły się w jęki, najpierw ciche, potem bardziej gardłowe. Gdy się odsunąłem, nie mogła złapać oddechu i znowu zamknęła oczy. Serce dudniło mi w uszach, słyszałem, jak Willow rzuca się, dyszy i walczy z płaczem.
– Zapłacisz mi za to. – Nie spodziewałem się, że to powiem, i to jeszcze tak zjadliwie. Ale nieważne. Mówiłem prawdę. – Niby za co? Spojrzałem jej w oczy, bo chciałem, żeby moja obietnica do niej dotarła. – Za wszystko.
ROZDZIAŁ 8 WILLOW
P
o tym pocałunku Dash zostawił mnie samą w sypialni. Zniknął. Nie odzywał się całą noc. Gdy obudziłam się rano, nadal czułam na wargach jego brutalny dotyk, jakby wciąż na mnie leżał i całował
mnie do utraty zmysłów. Jęknęłam, bo właśnie sobie przypomniałam, że przez niego znowu straciłam głowę. Zawsze zaczynało się od pocałunku. Tak niewinnego, zwyczajnego, bez żadnych obietnic i zobowiązań. Nie chciałam myśleć o tym, do czego niemal doszło. Nagle usłyszałam jego opryskliwy ton. Wydawał jakieś polecenia, bez wątpienia jednemu ze swoich podwładnych. Miałam
stąd
nie
wychodzić.
Miałam
słyszeć
jego
rozkazy.
Zastanawiałam się, skąd wiedział, że już się obudziłam. Szybko usiadłam i rozejrzałam się, szukając torebki, ale nigdzie jej nie widziałam. Musiałam znaleźć swój telefon i pieniądze, bo zamierzałam wyjść, wbrew temu, co sądził. Wysunęłam się z jego wygodnego łóżka i pobiegłam do drzwi. Zobaczyłam, że stoi w pokoju obok zupełnie sam. Zamarłam, zastanawiając
się, z kim rozmawiał. Obrócił się twarzą do mnie i na ten widok znowu zaszumiało mi w głowie. Wyglądał bosko w dwuczęściowym grafitowym garniturze, śnieżnobiałej koszuli i czerwonym jak krew krawacie. – O co chodzi, Willow? – Posłał mi zniecierpliwione spojrzenie i zerknął na duży zegarek na nadgarstku, który na pewno kosztował więcej niż dom mojej matki. Na dźwięk swojego imienia, a nie tego pieszczotliwego określenia, którym nazywał mnie wcześniej, otrząsnęłam się z obezwładniającego pożądania. – Zamierzasz mnie stąd wypuścić? – No i proszę, w końcu to powiedziałam. Żadnego „dzień dobry”, „jak się masz”. – Muszę wrócić do swojego życia. – Przyjdę wieczorem – oznajmił głosem pozbawionym emocji i włożył marynarkę. – Kuchnia jest zaopatrzona, jeśli zgłodniejesz. Starałam się zamaskować frustrację, ale mi nie wyszło. To nie było łatwe. – Nie jesteś głuchy ani głupi. Dobrze wiesz, że nie obchodzi mnie jedzenie. Muszę… – Nagle Dash zacisnął długie palce na moich ustach, uciszając mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy przy mnie stanął. – Twoje zachcianki mnie nie obchodzą. Wróciłaś i nie dam ci więcej odejść. Próbowałam się odezwać, ale on jeszcze mocniej zacisnął mi usta. Przelałam całą swoją pogardę w spojrzenie, mając nadzieję, że nie dostrzega w moich oczach pożądania, od którego płonęło moje ciało. – Nie chcę cię słuchać, aniele. Dlatego masz się nie odzywać. Jak mówiłem, wrócę wieczorem. Jedzenie jest w kuchni. Od
jego
chłodnego,
oschłego
tonu
przeszyły
mnie
dreszcze,
a jednocześnie chciałam mu się podporządkować. By podkreślić wagę
swoich słów, Dash pocałował mnie wyjątkowo agresywnie, ściskając moje pośladki. Następnie zostawił mnie zamkniętą w pustym mieszkaniu, które teraz stało się moją klatką. Przez chwilę stałam oszołomiona, myśląc tylko o jego pocałunku i kryjącej się w nim obietnicy. Otrząsnęłam się jednak i zaczęłam działać. Pobiegłam do drzwi, myśląc o tym, że gdzieś tam na pewno muszą być schody przeciwpożarowe. Szarpnęłam za klamkę i drzwi otworzyły się bez oporu. Mój triumf nie trwał jednak zbyt długo, bo na prywatnym korytarzu dostrzegłam mężczyznę o platynowych włosach i potężnych mięśniach. Myśl, Willow, myśl. – Eee… cześć. – Próbowałam brzmieć przyjaźnie, żeby go do siebie przekonać. – Panno Waters – odezwał się oschle. Przyglądał mi się uważnie, jakby czekał, aż coś zrobię. – Mogę w czymś pomóc? – Mam taką małą prośbę. – Słucham. – Czy może pan otworzyć dla mnie windę? Muszę już lecieć. – Dobrze pani wie, że nie mogę tego zrobić. Starałam się udawać głupią, mając nadzieję, że w ten sposób dotrę do tego tęgiego ochroniarza, który wyglądał, jakby chciał być wszędzie, byle nie tutaj. – Jest pan jego pracownikiem, prawda? – Można tak powiedzieć. – Czy porywanie należy do pańskich obowiązków? – Kiedy zajdzie taka potrzeba – odparł niewzruszony. Musiałam ukryć swoje zdziwienie.
– Zapewne rozumie pan, że zostały tutaj przekroczone granice prawa. Jestem
przetrzymywana
wbrew
swojej
woli
i
chcę
stąd
wyjść.
Natychmiast – dodałam, bo chyba trzeba go było jakoś zmotywować, by poszedł po rozum do głowy. – Proszę pani, ja tylko wykonuję swoją pracę. – A ja nie wspomnę o panu, gdy pójdę na policję, jeśli mnie pan wypuści. – Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić. A teraz proszę wracać do środka, bo inaczej ja zacznę sypać. – Miał czelność puścić do mnie oko. Wyglądał
na
zadowolonego
z
siebie,
jakby
to
on
wyświadczył
mi
przysługę. Palant. Rozgoryczona zatrzasnęłam drzwi tak mocno, jak tylko się dało, a że to mi nie wystarczyło, zaczęłam je kopać, aż rozbolała mnie stopa. I co ja teraz zrobię?
• Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
– Okej. – Starałam się uspokoić oddech, ale bez skutku. – Co tu się właśnie wydarzyło? Muszę wziąć się w garść. Do niczego nie doszło. – Obróciłam się, modląc się o to, żeby go tam nie było, a jednocześnie mając nadzieję, że zobaczę go jeszcze raz. I rzeczywiście wciąż tam stał, z pochyloną głową, wyglądając, jakby zaraz miał zgnieść telefon na miazgę. – Hej, zaczekaj!
Jakiś mięśniak w sportowej kurtce w kolorach uczelni i zniszczonych dżinsach dogonił mnie i uśmiechnął się zarozumiale, jakby już miał mnie w garści. – Nie jestem zainteresowana. – Miałam już dosyć aroganckich facetów jak na jeden dzień. – Nie możesz mnie tak spławić, zapytaj mnie chociaż o imię. – Dobra – burknęłam. – Jak masz na imię? – Shane – odpowiedział krótko i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Pewnie myślał, że jego imię wywołał we mnie jakąś reakcję, a gdy tak się nie stało, mina mu zrzedła. – Cóż, Shane, nie jestem zainteresowana. – Minęłam go, ale położył mi rękę na ramieniu i nie dał odejść. Próbowałam się wyrwać, jednak bez skutku. – Puszczaj. – Widzę, że jesteś tu nowa, więc przymknę oko na twoje nieuprzejme zachowanie, ale pozwól, że coś ci wytłumaczę… Nie zdążyłam nawet dokończyć zdania, bo ktoś nagle złapał go za tęgi kark. – Nie, to ja ci coś wytłumaczę. – Zamrugałam zaskoczona, widząc wkurzonego Dasha. Sama nie wiedziałam, co zdziwiło mnie bardziej: to, że przyszedł mi na ratunek, czy że dusił kogoś dwa razy większego od siebie. – Zabierz od niej te serdelkowate palce albo zmiażdżę ci tchawicę. Wow, chyba trochę przesadził. Chłopak nie wydawał się wystraszony. Roześmiał się, strzelił palcami i nagle otoczyło nas kilku sportowców w podobnych kurtkach, dwóch tak samo przysadzistych jak Shane. Dashowi
nie
brakowało
mięśni,
i tamtych było więcej. – Lepiej zwiewaj, pięknisiu.
wydawał
się
jednak
smuklejszy
Facet miał rację. Dash rzeczywiście był przystojny, co nie oznaczało, że brakowało mu siły i umiejętności – trzymał Shane’a za szyję, jakby robił to już setki razy. Nie dałby jednak rady pięciu przeciwnikom, a męskie ego nie pozwoliłoby mu się wycofać, więc ja musiałam wkroczyć do akcji. W końcu zmasakrowanie tej ładnej buźki byłoby zbrodnią przeciwko naturze. Shane się zdekoncentrował i poluźnił uścisk na mojej ręce, więc mogłam się wyrwać. Dash zauważył to i chwilę później położył dłoń w miejscu, którego przed chwilą dotykał Shane – ani na chwilę nie oderwał jednak wzroku od chłopaka i nie zabrał ręki z jego szyi. – Chyba możesz go już puścić – oznajmiłam, gdy minął moment, a on jeszcze tego nie zrobił. – Powinieneś posłuchać swojej dziewczyny. – To nie jest moja dziewczyna. – Brzmiał, jakby nie spodobało mu się to założenie. Zmrużyłam oczy, czując się urażona. Nic dziwnego, nikt nie chciałby zostać tak potraktowany przez boskiego Dasha Chambersa… tym bardziej w towarzystwie innych. Shane prychnął drwiąco. – To wszystko dla laski, która nawet nie jest twoja? To tylko zwykła dupa, stary. Świetnie,
zainteresował
się mną jeszcze
większy
palant.
Jeszcze
bardziej złośliwy. Wyglądało na to, że zarozumiały palant podzielał moje zdanie, bo zacisnął pięści i kopnął złośliwego palanta w krocze. – Teraz jej dupa nie będzie ci już potrzebna. Kiedy ich przywódca zaliczył glebę, dwóch chłopaków rzuciło się na Dasha z pięściami. Zwykłego faceta pewnie by powalili, ale Dash potrafił się bronić. Widocznie w przeszłości często się bił.
Patrzyłam, jak kopie jednego z nich: chłopak zarył w ziemię i skończył z gębą pełną trawy. – Już pokazałeś, na co cię stać. Daj im spokój. – Dopiero się rozgrzewam. Westchnęłam, czując mrowienie w miejscach, które dopiero miały się rozbudzić. Bałam się, że zostanę przyłapana na pożądaniu kogoś dla mnie nieosiągalnego, więc zrobiłam coś, co zrobiłaby każda osoba z mózgiem. – Idę stąd – oznajmiłam. Nie poczekałam na jego odpowiedź i po prostu odeszłam, stąpając ciężko jak sfochowane dziecko. Szkoda tylko, że nie wiedziałam, jaki jest powód mojej irytacji. Miałam całkiem dobry dzień, chociaż nieco nudny, a potem on się zjawił i spieprzył go tymi uśmieszkami i słodkimi dołeczkami w policzkach. – Przestaniesz ode mnie uciekać? – warknął, a potem objął mnie w talii i pociągnął do siebie. – Nie przypominam sobie, żebyś miał pozwolenie, by mnie dotykać. – A czujesz się zagrożona? – wyszeptał przy mojej szyi. Jego oddech tak przyjemnie muskał moją skórę, nogi mi zadrżały. Co za wstyd. – Tak. Robisz to wbrew mojej woli. Zamiast mnie puścić, przyciągnął mnie jeszcze bliżej. O Boże… mój tyłek dosłownie opierał się o jego… jego… – To dlatego się czerwienisz?
• Obecnie •
W końcu zasnęłam z nudów, nawet nie wiem kiedy, i obudziłam się zlana potem kilka godzin później. Podejrzewałam, że spociłam się od leżenia na skórzanej, luksusowej kanapie. Śniłam o pierwszym razie, gdy poczułam ciało Dasha przy swoim. Mokra bluzka przykleiła mi się do skóry, a włosy poskręcały jeszcze bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. – Jeden dzień w jego obecności i już zachowuję się jak napalona idiotka – wymamrotałam wpieniona. Przeciągnęłam się leniwie, wstałam i powiodłam wzrokiem po pokoju, szukając drogi ucieczki. Minął już cały dzień i wiedziałam, że Dash dotrzyma słowa i wkrótce wróci – obietnica w jego oczach nie pozostawiała wątpliwości.
Zignorowałam
szybsze
bicie
serca
i
stwierdziłam,
że
powinnam wziąć zimny prysznic. Potem przypomniałam sobie, że nie mam niczego na przebranie. Wszystko zostało w moim plecaku, którego nadal nie odzyskałam. Zirytowana podeszłam do drzwi, tupiąc ostentacyjnie, i otworzyłam je z rozmachem. Blondyn podskoczył i przyjrzał mi się wyczekująco. – Gdzie jest mój plecak? – zapytałam nieuprzejmie, bo już nie zamierzałam się przymilać. – Nie wiem nic na temat żadnego plecaka, dziewczyno. Wracaj do środka. – Wiesz, kiedy on wróci? – Nie. – Musisz być bardzo przydatnym członkiem zespołu. – Skwitowałam z sarkazmem, który mu nie umknął. – Ja tylko wykonuję rozkazy. – Jasne. – Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich, ponownie się zastanawiając, jakim cudem tu skończyłam. Wiedziałam, że Dash jest
zdolny do wielu rzeczy, ale nigdy bym nie podejrzewała, że będzie mnie przetrzymywać wbrew mojej woli. Może miał tu gdzieś zapisany kod… Kierowana
nadzieją,
zaczęłam
przeczesywać
apartament
wzdłuż
i wszerz, aż natrafiłam na drzwi, które niestety okazały się zamknięte. Za kolejnymi znalazłam pokój, który wyglądał na gościnny – na podłodze wszędzie leżały zabawki i misie. Weszłam do środka i podniosłam pluszowego żółwia z bandaną na głowie. Kennedy. Wciąż trudno mi było uwierzyć w to, że Sheldon miała dziecko… i to z Keenanem. W liceum był największym mięczakiem, a do tego nie znał pojęcia wierności. Gdy cztery lata temu uciekł z Six Forks, moje domysły się potwierdziły. Wiedziałam, że pewnego dnia ponownie spotkam się z przyjaciółmi twarzą w twarz. Nie wiedziałam tylko, że dojdzie do tego akurat w dniu ich ślubu. Właśnie dotarło do mnie, że oni wszyscy dorośli beze mnie. Przez te wszystkie lata żyłam z poczuciem winy, które nasilało się z każdym dniem, aż w końcu zaczęłam gardzić wszystkim, co znałam z dzieciństwa. A także wszystkimi ludźmi, których znałam. Tak naprawdę nie miałam do nikogo żalu, po prostu nie mogłam zdusić w sobie tej pogardy. Poczułam pierwszą gorącą łzę spływającą po moim policzku, szybko odłożyłam żółwia na podłogę i wyszłam z pokoju. – Nie bądź głupia, Willow. Nie bądź głupia. Gdy nie udało mi się przekonać samej siebie, pobiegłam do kuchni i szybko opróżniłam szklankę wody, niemal się dławiąc. Nie podobało mi się to, że nie mogłam okiełznać uczuć, które żywiłam do przyjaciół. Do osób, które teraz były mi obce.
Kiedy już utopiłam smutki w wodzie, zaczęłam bez celu rozglądać się po kuchni, próbując znaleźć ślady osoby, którą stał się Dash. Luksusowe mieszkanie świadczyło tylko o posiadanych przez niego pieniądzach – tak naprawdę chciałam sprawdzić, czy mieszka tutaj ktoś jeszcze. Ktoś, u kogo szuka pocieszenia, z kim dzieli marzenia i plany, kogo tuli w nocy. Kogoś, w kim było warto się zakochać. Na ścianach nie znalazłam żadnych zdjęć, ale w salonie przeciwnie. Pierwsze stało na kominku i przedstawiało uroczą Kennedy, jeszcze jako niemowlę – a przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie znałam się na dzieciach. Na głowie zawiązano jej cienką różową wstążkę, a ciemne oczy niewinnie patrzyły w obiektyw. Patrzyłam na nią z uśmiechem, jednocześnie walcząc ze łzami żalu. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Odłożyłam zdjęcie na kominek i po cichu wyszłam z salonu, założywszy, że to Dash wrócił wcześniej. Chwilę później na korytarzu rozległ się pojedynczy strzał. Patrzyłam osłupiała na dziurę w głowie ochroniarza, z której sączyła się krew. Nie zareagowałam. Ciało padło na podłogę, a potem było już za późno. Zbliżyło się do mnie trzech mężczyzn. Pierwszy mocno mnie złapał i przycisnął do swojego ciała. Rzucałam się, ale bezskutecznie, co tylko podsyciło mój gniew. Uniosłam kolano, żeby uderzyć go tak, jak wcześniej Dasha. Najwyraźniej on też miał ochotę mi przyłożyć, bo zamachnął się i trzasnął mnie wierzchem dłoni. Upadłam, w uszach mi dzwoniło jak Big Ben w Londynie. Moje kolana otarły się o podłogę. Na domiar złego ktoś tak mocno szarpnął
mnie
za
włosy,
że
niemal
wyrwał
je
wraz
z
cebulkami.
Przyciśnięto mi do ust i nosa szmatkę. Walczyłam tylko kilka sekund, a potem pochłonęła mnie ciemność.
ROZDZIAŁ 9 DASH
W i
się
róciłem
do
biura,
zostawiwszy
ochroniarza
przed
drzwiami
mieszkania, w którym zamknąłem Willow. Wyszedłem wcześniej niż zazwyczaj, gdy tylko wpadłem na pomysł, by zostać w domu
w
niej
zatracić
–
przez
nią
jakimś
cudem
zapominałem,
że
prowadziłem firmę i ode mnie zależało tysiące posad. Musiałem pomyśleć, a nie mogłem się skupić, kiedy ona znajdowała się w promieniu paru metrów. Gdy dotarło do mnie, że nie da się jej ufać, uznałem, że najlepszym pomysłem będzie ją porwać – nawet jeśli nie powstrzymam jej przed zrobieniem tego, po co tu przyjechała, to chociaż ją uratuję. Teraz pozostawało mi tylko się dowiedzieć, przed czym lub przed kim potrzebowała ratunku. Cztery lata temu nauczyłem się z niej czytać jak z otwartej księgi i teraz widziałem, że ma kłopoty albo przynajmniej coś ukrywa. W przypadku Willow druga możliwość wydawała się o wiele bardziej niebezpieczna. Gdy już ją uwięziłem, dotarło do mnie, że nie mam pojęcia, co z nią zrobić. Nie widzieliśmy się od wielu lat, bo pozwoliłem jej postawić na
swoim, i nie zamierzałem powtórzyć tego błędu. Nie miałem pojęcia, jakie życie wiodła przez te cztery lata, ale to już nie miało znaczenia. Ona już nigdy tam nie wróci. Wszedłem
do
swojego
gabinetu,
założywszy
na
twarz
maskę
profesjonalisty. Celesha błysnęła przyjaznym, ale kuszącym uśmiechem, gdy minąłem ją bez słowa. Ściągnąłem marynarkę, jakby płonęła, i opadłem na krzesło. – Zrobił pan coś nielegalnego. Uniosłam głowę i napotkałem wzrok asystentki, która stała w przejściu, trzymając jedną rękę opartą na biodrze. – To nie byłby pierwszy raz. – Zechce się pan tym ze mną podzielić? – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Odnosiłem wrażenie, że za dzieciaka mogło być z niej niezłe ziółko. Zauważyłem to dopiero teraz, kiedy zaczęła coś knuć. – Nie uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział. – Przekonajmy się. Jeśli pan się ze mną czymś podzieli, ja również to zrobię. – Naprawdę? – Ale musi pan obiecać, że mnie nie zwolni. – Ostro się targujesz, ale na razie jestem zmuszony odmówić. Jeśli jeszcze jakaś sprawa wymaga mojej uwagi, zajmę się tym po piątej. O szóstej mam spotkanie z Richardem Simonem. – Richardem Simonem? Dlaczego nic o tym nie wiem? – Bo sam załatwiłem to spotkanie. – Ale przecież on jest konkurencją, prawda? – Już niedługo…
– To znaczy, że chce pan… – Przesunęła palcem po gardle, jakby je podrzynała. – Nie chciałbym zniszczyć ulubionego garnituru. Prychnęła. – Przecież stać pana na kupno kolejnego. To gdzie pan jedzie? Mam załatwić samochód? – Nie ma takiej potrzeby. Przejdę się. To kawałek dalej, w Pete’s. – Niezbyt wyszukane miejsce jak na spotkanie biznesowe. – Stwierdziłem, że nie będę się spieszyć i spróbuję go oczarować. Wiesz, kolacja, kino, tego typu rzeczy. – Tak naprawdę nie zabierałem go na kolację i do kina, ale idea była podobna. Mój ojciec zawsze cenił sobie bezpośrednie podejście. Szczerze mówiąc, potrafił zachować się jak chuj. Ja byłem bardziej wyrafinowany. Najpierw Richard musiał mi zaufać. – Ale z pana czaruś – odparła z sarkazmem. – Często to słyszę. Liczę na to, że go do siebie przekonam, a potem przejmę Simon Acquisitions. Wtedy ojciec w końcu się ode mnie odczepi. On zawsze wierzył w metodę wrogiego przejęcia. – Aż dziwne, jakim cudem tak długo udało mu się wytrzymać w małżeństwie. – Moja matka jest znacznie gorsza. – Wow. Rodzina Chambersów jest straszna. – Moja siostra stanowi wyjątek. To czarna owca. Jest subtelna i w ten sposób zdobywa to, co chce. – A to nie jest subtelny sposób, by powiedzieć, że jest rozpuszczona? – Naprawdę robisz się coraz lepsza. – I dlatego na koniec roku dostanę grubą podwyżkę.
–
Mogę
również
cię
zwolnić
i
zaoszczędzić
–
odgryzłem
się
z uśmiechem, ona jednak nie odwzajemniła tego grymasu. Nawet nie rzuciła żadną ripostą jak wcześniej. Zaczęła niespokojnie wiercić się na krześle. – Coś się stało? – Eee… mam złe wieści. – Słucham. – Jestem… w ciąży. – Gratulacje. Dlaczego więc wyglądasz, jakby matka ci zmarła? – Bo będę musiała wziąć urlop, a wiem, że jestem w tej firmie bardzo krótko i mogę się nie kwalifikować do… – Załatwione. Nie ma problemu. Możesz wrócić za trzy miesiące… – Potrzebuję więcej niż trzy miesiące. – Nie udało mi się ukryć zaskoczenia, więc dodała szybko: – Nie oczekuję wynagrodzenia. Chodzi o to, że w przeszłości miałam problemy z ciążą, więc lekarz zalecił mi leżenie w łóżku, jeśli tę mam donosić. Wydawała się zdenerwowana, ręce jej drżały i dotarło do mnie, że przyczyną tego był mój brak odpowiedzi. Nie pracowała dla mnie zbyt długo, więc prawo jej nie chroniło, a nawet jeśli, to mogłaby dostać wynagrodzenie tylko za trzy miesiące zwolnienia. A teraz prosiła mnie o coś, na co większość pracodawców się nie godziła. – Nie widzę problemu. Oczywiście będziemy za tobą tęsknić, ale zapewniam cię, że twoje stanowisko będzie na ciebie czekać. Westchnęła głośno i złapała się za serce. – Nie mam pojęcia, jak panu podziękować. – Pracujesz tutaj dość krótko, ale już zrobiłaś na mnie spore wrażenie. Po prostu daj mi znać, ile mam czasu na znalezienie tymczasowego
zastępstwa. – Myślę, że mogę pracować bezpiecznie jeszcze przez miesiąc. To dopiero początek. – Świetnie. Spisz plan dwutygodniowego szkolenia. Sama przygotujesz swojego zastępcę. Dam znać kadrom, żeby wysłały ogłoszenie do agencji pracy tymczasowej i przygotowały dokumenty do twojego zwolnienia. – Jeszcze raz dziękuję. – Wstała i ruszyła do wyjścia. Widziałem, że się zawahała i obróciła. – Jest pan bardzo dobrym człowiekiem. – Nie jestem… – Nie jest pan jak pański ojciec… – Przekrzywiła głowę, a na jej ustach zagrał smutny uśmiech. – Niezależnie od tego, jak często dręczy pana taka myśl. Wyszła. Reszta dnia minęła mi błyskawicznie. Nim się zorientowałem, zapadł zmierzch, a ja wyszedłem przed budynek. Dziesięć minut później zjawiłem się w słabo oświetlonym barze. Nie czułem się swobodnie w garniaku, ale nie miałem czasu się przebrać. Przez kilka następnych minut powtarzałem sobie, co zamierzam powiedzieć. Odrobiłem pracę domową i dowiedziałem się, że człowiek, z którym zamierzałem się spotkać, jako jedyny nie uległ mojemu ojcu i nie dało się go zastraszyć. Richard Simon nie miał ani żony, ani dzieci. Rzadko spędzał czas z ludźmi, poza wypadami na pole golfowe w każdą niedzielę. Interesował się łodziami i drogimi dziwkami. Wiedziałem również, że waży ponad dziewięćdziesiąt kilogramów i założył firmę pięć lat przed moim ojcem, ale teraz znalazł się na skraju bankructwa. Był jednak dumnym człowiekiem, więc nie chciał sprzedać ani zamknąć przedsiębiorstwa, bo wtedy tysiące ludzi niespodziewanie straciłoby pracę. Nie zamierzałem do tego dopuścić.
Jak na zawołanie Simon zjawił się w barze i rozejrzał. Zmrużył oczy, gdy zauważył mnie samego przy kontuarze. – Dash Chambers. W końcu opuściłeś piaskownicę, co? – Już dawno, ale chyba do niektórych to nie dociera – odparłem, nie kryjąc goryczy w głosie nawet przy obcym. – Twój ojciec nie słynie z cierpliwości. Uważam, że zrobienie z ciebie szefa firmy było poważnym błędem, ale tak chyba jest lepiej dla interesów… Przynajmniej dla moich. Jakich interesów? Na szczęście na razie przemilczałem to pytanie. – Możesz usiąść i wypić drinka. Nie przyszedłem tutaj, żeby pozbawić cię firmy. A przynajmniej nie dzisiaj. – W takim razie co ja tutaj robię, synu? – Zmrużył oczy jeszcze bardziej. Jeszcze trochę i by je zamknął. – Żeby się napić. – Co? – Mam ochotę się napić, a nie chcę pić sam. Jego krzaczaste brwi uniosły się niemal do linii włosów. – Nie masz jakichś znajomych ze studiów, żeby się z nimi napić? Jestem niemal trzy razy starszy od ciebie, chłopcze. Poza tym i tak byś za mną nie nadążył. Dwie godziny później pozwoliłem mu wygrać. Przestałem pić przy piątym szocie, a on narąbał się po dziesiątym. Mocno poklepał mnie po ramieniu i wymamrotał: – A nie mówiłem, że nie będziesz w stanie dotrzymać mi kroku? – Tak, udało ci się. – Nie martw się, chłopcze. Z wiekiem będziesz coraz lepszy. – Uśmiechnął się szeroko i ukontentowany rozparł na krześle.
– Widać, że ty miałeś sporo praktyki. – W moim wieku, kiedy ma się takie pieniądze i władzę jak ja, czasami trzeba się napić, żeby tego wszystkiego nie rzucić w cholerę. – Coś cię dręczy? – Poza twoim ojcem, który chce mi ukraść firmę? – Mój ojciec przeszedł na emeryturę. – Nigdy tego nie zrobi i chyba o tym wiesz. Zrobił z ciebie prezesa firmy, ale nigdy nie odda władzy. On jej pragnie. Dałem znać barmanowi, by polał mi kolejnego szota. – On nie jest w stanie mnie kontrolować. – W takim razie co tutaj robisz? – On nie wie o tym spotkaniu, Richardzie. – A twój wiceprezes? – James też nie ma z tym nic wspólnego – zapewniłem. – Teraz mnie zaciekawiłeś. Chcesz dla mnie pracować? – Nie schlebiaj sobie. Chcę ci pomóc. – Pomóc? A niby jak miałbyś to zrobić? Mam więcej doświadczenia, ty jesteś tylko dzieciakiem po studiach, któremu tatuś przekazał swoją wielką firmę. Bingo. – A to coś złego? – Jesteś jego dziedzicem, ale brak ci przygotowania. – Ojciec przygotowywał mnie do tej roli już od dawna. – Wiesz, że twój ojciec i ja byliśmy kiedyś przyjaciółmi? – Pokręciłem głową, ukrywając zaskoczenie. – Poznaliśmy się na studiach i byliśmy współlokatorami. Dzieliliśmy wszystko, nawet kobiety.
Zacząłem się wiercić na krześle, bo nie podobało mi się, dokąd ta rozmowa zmierzała. – Nie muszę wysłuchiwać historii o podbojach mojego ojca. – Ani twoich. – Twój ojciec to złodziej. Dlatego nasza przyjaźń się zakończyła. Odebrał mi coś, co było dla mnie ważne, ale mu wybaczyłem, a potem chciał ukraść mi firmę, gdy nie przekazałem mu jej dobrowolnie. Wiedziałem, że mój ojciec dopuścił się próby wrogiego przejęcia, ale nie wiedziałem, że zrobił to, gdy oni się jeszcze przyjaźnili. Czasami nie mogłem
uwierzyć,
do
czego
mój
ojciec
był
zdolny,
gdy
chodziło
o pieniądze. – A więc uważasz, że jesteś gotowy? – zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia. – Uważam, że nie mam wyboru. Simon szukał jakiegoś słabego punktu. Jakiegoś sporu między mną a ojcem. – Zawsze sądziłem, że będę mieć syna, któremu wszystko przekażę, ale wygląda na to, że teraz są dwie rzeczy, do których nigdy nie dojdzie. – Nie zadręczaj się. Twoja firma może prosperować jeszcze przez wiele lat, o ile poskromisz swoje ego i przyjmiesz pomoc. – Pomoc? Dla mnie nie ma już ratunku. Jestem tylko pionkiem, który podsyca chciwość twojego ojca. – Mówiłem ci, że nie przyszedłem tu z jego polecenia. – Nie. Jesteś tu, bo chcesz się zbuntować. – I dlatego możemy pomóc sobie nawzajem. – Interesujące. A jak planujesz mi pomóc?
– Dzięki fuzji. Chambers M&A wykupi pięćdziesiąt procent Simon Acquisitions… – Postradałeś zmysły. – A ty będziesz mógł zatrzymać firmę oraz nazwisko na budynku. – Nie ma mowy. Twój ojciec w życiu by się na to nie zgodził. – Ta firma już nie należy do mojego ojca. – Ale
jestem
pewny,
że
on
dalej
ma
tam
jakąś
władzę.
Jest
przewodniczącym zarządu, prawda? –
Chambers
M&A
Holdings
nie
będzie
właścicielem
Simon
Acquisitions. Jakie to w ogóle ma znaczenie? – Ma, i dlatego nie zamierzam tego robić. – A co z twoim zarządem? – Co z nim? – Zgodziliby się? – Grozisz mi? – Chcę tylko zauważyć, że wkrótce ta decyzja przestanie należeć do ciebie. Twoim zdaniem tylko ja pomyślałem o tajemnej schadzce w barze? Jak myślisz, kiedy twoi udziałowcy zażądają wyników? Twoja firma jest spłukana. Jestem chętny, by zostać sponsorem. – Czterdzieści dziewięć procent. – Pięćdziesiąt.
Wyszedłem z ciepłego baru w zimną noc i mój telefon zadzwonił. Dźwięk zabrzmiał jak syrena alarmowa. Miałem wrażenie, że to zły omen. Na
ekranie pojawiło się nazwisko Fishera. Przesunąłem palcem po ekranie i odebrałem. – Szefie, mamy problem. To nie brzmiało dobrze. – Wszystko z nią w porządku? – Porwali ją. – Już jadę – oznajmiłem. Przekląłem się za to, że zostawiłem samochód pod biurem, i biegiem pokonałem cały dystans. Następnie popędziłem do domu, zaciskając ręce na kierownicy. Nie mogłem się doczekać, aż znajdę tego, kto był na tyle głupi, by zabrać moją własność. Wokół budynku zebrały się radiowozy i karetki. Ludzie stali niedaleko, tuląc się do siebie z przerażenia. Mój anioł. Winda została wyłączona z użytku, więc wspiąłem się na samą górę po schodach. Nawet nie zwracałem uwagi na dudnienie mojego serca, które nie miało nic wspólnego z wysiłkiem fizycznym, tylko z niewiedzą. Fisher czekał na szczycie schodów z chmurną miną. Nie przepadał za uśmiechami, ale teraz jego ściągnięta twarz wskazywała na to, że stało się coś strasznego. Krew i siniaki na jego skórze świadczyły o tym, że ostro walczył – tylko dlatego go nie zwolnię, choć stracił mojego anioła. – Kto za tym stoi? – postanowiłem od razu zacząć przesłuchanie. Nie miałem czasu na uprzejmości, potrzebowałem informacji. – Nie zdążyłem się przyjrzeć. Wszystko działo się tak szybko. – Jak się tu dostali? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Jeden z moich ludzi nawalił. – Powinien umrzeć – zdecydowałem.
– Już nie żyje. – Fisher uchylił drzwi i pokazał na ciało wynoszone w worku. – Ich ludzie zajęli się nim od razu po wejściu. – Są nagrania? – Udało się nam zdobyć taśmę, zanim pojawiła się policja. – To dobrze. Chcę mieć te nagrania, gdy tylko to mieszkanie opustoszeje. I lepiej, żeby wszyscy szybko się wynieśli. Pomagaj im, ile się da, a potem dowiedz się tego, czego nie wiemy. Przestałem rozkazywać i przypomniałem sobie, że jestem zdolny do empatii. – Ilu ludzi straciłeś? – Tylko jednego. Ale nie będę nad nim płakać. – A są jacyś ranni? – Marks i Cavers zostali ranni, gdy próbowali odbić dziewczynę. – Jest źle? – Kula w nodze, druga w ramieniu. Przeżyją. – Powiadomiłeś ich rodziny? – Tak – odparł. – To dobrze. A pozostali? – Dwóch wysłałem do szpitala, a reszta przeczesuje miasto. – Miejmy to już z głowy – westchnąłem. Fisher otworzył drzwi i zaprowadził mnie do mojego mieszkania, w którym właśnie rozgrywało się piekło. – Pan Dasher Chambers? – zapytał funkcjonariusz w średnim wieku, z siwymi bokobrodami. – Tak. – Mamy kilka pytań o to, co zaszło dzisiaj w nocy. Świadkowie twierdzą, że zniknęła jakaś dziewczyna.
– Willow Waters. – Była pańskim gościem? – A niby kim innym miałaby być? – Musimy wiedzieć dokładnie, co was łączyło. Z wielu powodów nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. Nasza relacja była skomplikowana, a ja wciąż nie mogłem pogodzić się z tym, że Willow porwano. – To znajoma – oznajmiłem. – Czy wie pan, kto mógł to zrobić? – Nie. – Chyba odpowiedziałem zbyt krótko i pospiesznie, bo policjant rzucił mi podejrzliwe spojrzenie. – Gdybym to zrobił, na pewno bym tu nie stał i z panem nie rozmawiał. – To go przekonało i wrócił wzrokiem do swojego notesu. – Sprawca na pewno miał jakiś motyw. Jeśli pan sobie coś przypomni, proszę do mnie zadzwonić. Wręczył mi wizytówkę; przyjąłem ją, nawet nie czytając. – Oczywiście. Po trzydziestu minutach moje mieszkanie w końcu zostało puste. Ruszyłem do gabinetu z Fisherem depczącym mi po piętach. Musiałem zobaczyć, co było na tych nagraniach. Czułem, że zaraz wybuchnę, bo tak bardzo chciałem kogoś zabić. Kilka kliknięć i miałem przed sobą obraz z kamer poprzedzający zniknięcie Willow. Zobaczyłem, jak krąży po mieszkaniu, jak ogląda zdjęcia Ken. Niemal widziałem na jej twarzy uśmiech, gdy przesuwała palcami po szybce. Chwilę później drzwi zostały wyważone, a cisza zmieniła się w chaos. Ciało zdrajcy leżało na korytarzu. Gdyby ktoś włamał się do mieszkania, uruchomiłby się alarm, ale ten ochroniarz pilnujący
prywatnego korytarza ich wpuścił. Żadne środki bezpieczeństwa nie ochroniłyby jej przed moim wrogiem, którego nawet nie znałem. A co, jeśli to nie był mój wróg? Bezradny obserwowałem, jak krążą po mieszkaniu. Mocno zacisnąłem palce na stole, jakby to wszystko działo się właśnie w tej chwili. Mój anioł walczył i udało jej się spowolnić jednego z nich, nawet jeśli tylko na chwilę. Potem ją otoczyli, ale dalej się trzymała. Nie mogłem pohamować dumy, gdy kopnęła jednego z nich w jaja. Kiedy uderzył ją na odlew i upadła na podłogę, miałem ochotę wbić pięść w ekran. Następnie inny mężczyzna wyciągnął szmatkę, przyłożył ją do jej ust i nosa, po czym Willow straciła przytomność i padła jak kłoda. – Znajdź ją.
ROZDZIAŁ 10 • 24 listopada •
WILLOW
W
ytarłam
spocone
dłonie
o
dżinsy,
do
których
jeszcze
nie
przywykłam, i rozejrzałam się nerwowo. Jeszcze nie dotarłam do Six Forks, a już byłam gotowa uciec w bezpieczne miejsce.
Mój niepokój nie był dla mnie niespodzianką. Nie pierwszy raz wybierałam się na taką wycieczkę – zawsze w trzecią sobotę miesiąca. Ta jednak wydawała się inna. Możliwe, że przez to, jak serce mi waliło, jak skóra rozgrzała się do nieznośnej temperatury, choć na pewno przede wszystkim miało to związek z poczuciem, że jestem obserwowana. Towarzyszyło mi ono od lotniska przez całą drogę na autobus, do którego wsiadłam niecałe pięć minut temu. Komfort
zapewniał
mi
tylko
plecak
wypchany
kosmetykami
i ubraniami na zmianę. Włożyłam rękę do środka i wyciągnęłam z niego paczkę gumy, którą kupiłam przed wylotem. Włożyłam jeden listek do ust, a potem mocno przytuliłam do siebie bagaż.
Autobus
był
niemal
pusty,
podróżowało
ze
mną
tylko
pięcioro
pasażerów. Rozejrzałam się i dotarło do mnie, że nie mam powodów do niepokoju. Na samym końcu siedziało dwóch mężczyzn (jeden spał, a drugi czytał), trzy rzędy przed nimi kobieta z synem, a po drugiej stronie starsza kobieta. Po prostu mi odbijało. Zawsze jechałam autobusem, wracając do Six Forks. Już nie uciekałam, ale zachowywałam wszelką ostrożność, żeby przypadkiem z nikim się nie spotkać. Tylko mama i ojczym mogli mnie widzieć, bo byli moją najbliższą rodziną. Nóż przekręcił się w moim sercu, bo właśnie sobie przypomniałam, że dawno nie widziałam brata. Buddy bardzo mnie kochał i gdyby mógł, nigdy nie pozwoliłby mi uciec. Pewnie udałoby mu się mnie przekonać, ale zdążyłam wyjechać i wolałam kochać go z daleka. Buddy mechanika
właśnie i
zaczął
budowa
trzeci
maszyn.
rok
studiów
Niestety
w
wszelkie
Reno
na
informacje
kierunku o
nim
uzyskiwałam od matki i ojczyma. Moją matkę obchodziło tylko to, z kim Buddy się spotyka, ojczym natomiast był bardzo małomówny. Popadł w depresję, gdy stracił władzę w nogach i trafił na wózek inwalidzki. Jazda autobusem jak zwykle nie trwała długo. Spodziewałam się, że mama już będzie na mnie czekać, ale mój telefon zawibrował, gdy tylko wysiadłam na przystanku. Wkurzona wyłowiłam z kieszeni komórkę i odczytałam wiadomość, której się spodziewałam. Mama napisała, że się spóźni. Nie rozumiałam, jak mogła się spóźnić, skoro zawsze przyjeżdżałam o tej samej porze. Wiedziałam, że przyczyną nie był mój ojczym – gdyby coś się stało, w ogóle by nie przyjechała. Moja matka wielbiła ojczyma, bo należał do niej, a jeśli to oznaczało, że musi go przedkładać nad swoje dzieci – mówi się trudno.
Podeszłam do pustej ławki, usiadłam na chłodnym drewnie i skuliłam się z zimna. Przeważnie lubiłam jesień i jej chłód, ale z powodu mojej paranoi powietrze wydawało mi się mroźniejsze, niż było. Ziewnęłam i nagle zesztywniałam, bo wydało mi się, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam dwóch zbliżających się do mnie mężczyzn. Instynkt kazał mi uciekać, ale kiedy wstałam, okazało się, że nie mogę się ruszyć. –
Willow
Waters?
–
zapytał
facet
znajdujący
się
bliżej
mnie.
Przyjrzałam się nieznajomym twarzom i poczułam, że dreszcz obawy wysysa z mojego ciała wszelkie ciepło. – Nie. Nazywam się Darcy. – Zaczęłam się cofać, nie odrywając wzroku od ich podejrzliwych oczu. Gdy zrobili krok w moją stronę, domyśliłam się, że mi nie uwierzyli. Nawet nie wiem, kiedy stanął przede mną van. Drzwi się otworzyły i wtedy dotarło do mnie, że ci mężczyźni próbowali odwrócić moją uwagę od prawdziwego zagrożenia. W samochodzie dostrzegłam zachwycająco piękną kobietę o ciemnych włosach spływających po szczupłych plecach. Jej duże brązowe oczy i zmysłowe usta robiły takie samo wrażenie jak mięśniaki obok niej. Siedziała jak na tronie, jakby ten van był jej zamkiem, a ja pojmaną wieśniaczką. – Mam dla ciebie robotę. I to dobrze płatną. Okej, tego się nie spodziewałam. – Przykro mi, ale obecnie nie szukam pracy. – Nie przyjmuję odmowy. – Skinęła głową i nagle mężczyźni za mną, o których zupełnie zapomniałam, popchnęli mnie na twardą podłogę samochodu. Naiwnie wierzyłam, że dadzą mi odejść po tym, jak ich olałam. Zanim zdążyłam zaczerpnąć powietrza po bolesnym upadku, ktoś pociągnął mnie
do pozycji siedzącej. – Proszę, wybacz mi ten brak uprzejmości. Mam na imię Esmerelda. – Kobieta posłała mi uśmiech, który w ogóle nie pasował do tej sytuacji. – Nie pytałam cię o imię… Kurwa. Po co zdradzasz swoje imię, skoro zamierzasz mnie zabić? Muszę się uspokoić. Atak paniki to najgorsze, co może mi się teraz przytrafić. – Jestem poszukiwana w wielu krajach, w tym w twoim. – O Ameryce wspomniała z taką pogardą, że miałam ochotę pokazać jej środkowy palec. – To, że znasz moje imię, w niczym ci nie pomoże, bo mam już spore doświadczenie z policją. A niech to… panika jednak mnie obezwładniła. – Czego ode mnie chcesz? – zapytałam, mimo że ściskało mnie w gardle ze strachu. – Mówiłam ci, mam dla ciebie pracę, mała wierzbo. – Założyła jedną wyrzeźbioną nogę na drugą i swobodnie pokręciła stopą. – Ale ja nie chcę żadnej pracy. – Tę będziesz chciała. Jest dobrze płatna. I będziesz mogła zachować życie. – Jaka praca jest warta mojego życia?
• Obecnie •
Ciemność zastąpiło oślepiające światło, do którego moje oczy przez moment nie mogły się przyzwyczaić. Po chwili się okazało, że to światło
tak naprawdę było słabe. Z trudem nabrałam powietrza do płuc, żeby zwalczyć klaustrofobiczny lęk, jeszcze przed chwilą miałam bowiem na głowie worek. Porywacz szczerzył się złośliwie, pokazując krzywe zęby. Nie wiem, co mi dali, ale właśnie przestawało to działać, a ja wciąż walczyłam z dezorientacją. Rozejrzałam się i zobaczyłam Esmereldę, moją prawdziwą porywaczkę, która stała zaledwie kilka metrów dalej. Obserwowała mnie i wydawała się wciąż rozbawiona moimi próbami ucieczki, gdy wnoszono mnie do gabinetu. Sądząc po wysokich oknach i betonowych ścianach, domyśliłam się, że znajduję się w jakimś magazynie. – Próbowałaś uciec. – Przekrzywiła głowę, uśmiechając się delikatnie, jej głos brzmiał jednak surowo. – Ja wcale nie… – Nie obrażaj mnie, dziewczyno. Gdyby twój chłopak nie porwał cię z lotniska, ja bym to zrobiła. Można więc powiedzieć, że cię uratował… albo przynajmniej odwlekł w czasie nieuniknione. – Nie mogę zrobić tego, o co mnie prosiłaś, więc chyba będziesz musiała mnie zabić. – W tym momencie powinnam była błagać o życie, ale słowa utknęły mi w gardle. Kobieta odwróciła głowę do tyłu i w pomieszczeniu rozległ się jej chrapliwy śmiech, jakbym właśnie rzuciła jakimś żartem. Gdy w końcu się uspokoiła, zerknęła na mnie, kręcąc głową. – Nadal masz ten prezent ode mnie? Zakładam, że tak, skoro nie zrobiłaś tego, o co cię prosiłam. – Tak, wciąż go mam. – Boże, dlaczego jeszcze tego nie wyrzuciłam? – To dobrze. – Dała znak mężczyźnie trzymającemu mnie za ramiona i na szczęście poluźnił uścisk. Wiedziałam, że jutro i tak będę miała siniaki, o ile w ogóle do tego czasu dotrwam. – Dzisiaj cię nie zabiję.
– Ale ty jesteś łaskawa – odpowiedziałam z sarkazmem, który jej nie umknął. Jej sztuczny uśmiech przeszedł w cienką linię dezaprobaty. – Dotarło do mnie, że grożenie śmiercią to za mało. Widać, że wcale się tego nie boisz, więc to niewystarczająca motywacja. Dlatego też jestem zmuszona odebrać wolność twojej rodzinie. – M-mojej rodzinie? – Twojej matce, ojcu i słodkiemu braciszkowi. – Nie waż się tknąć mojej rodziny, ty wredna suko! – Rzuciłam się w jej stronę, ale nie zdążyłam do niej dotrzeć, bo nagle usłyszałam cios od Krzywozębnego.
No
właśnie,
najpierw
usłyszałam,
dopiero
potem
poczułam ból. – Na nic więcej cię nie stać? – zadrwiłam, mimo że skóra mi płonęła. – Obawiam się, że nie. Sandwell Lane 45. Żałosny mały domek na rogu ulicy. – Co? – Wiem, gdzie mieszka twoja rodzina, obserwuję każdy ich ruch. – Odpowiedziała, jakbym była niespełna rozumu. – I zamierzam ich zabić, jeśli się nie podporządkujesz i nie wykonasz zadania. – Nie wykonam zadania? Zamordowanie człowieka to nie zadanie, a moja rodzina nie ma z tym nic wspólnego. – Chciałam dodać, że ja również, ale już za bardzo w tym ugrzęzłam. – Tak, ale na każdej wojnie są ofiary. Zresztą nie ja ją rozpoczęłam, tylko twój przyjaciel. – On nie jest moim przyjacielem. – W takim razie nie powinnaś mieć problemu z realizacją zadania. – Nie mogę go zabić.
Starsza kobieta odepchnęła się od stołu i podeszła do mnie powolnym, stanowczym krokiem. – Możesz, mała wierzbo, i wykonasz zadanie, bo jeśli nie, to zrobię to sama,
ale
ja
nie
zatrzymam
się
na
nim.
Zabiję
również
tę
sukę
o turkusowych oczach, dla której zdradził mojego męża. Zabiję całą jego rodzinę,
łącznie
z
tym
uroczym
dzieckiem.
Zabiję
nawet
tego
przystojniaczka, któremu cię ukradłam. Wykończę wszystkich, moja droga. Możesz być tego pewna. Pokręciłam głową i zacisnęłam zęby, jakbym w ten sposób mogła się powstrzymać od płaczu. – To niemożliwe. – Nonsens. Ja tylko proszę o jedno życie. Jego życie w zamian za resztę. – Ale ja nie jestem morderczynią. – I tak nią będziesz. Jeśli go nie zabijesz, będziesz odpowiedzialna za śmierć wielu innych ludzi, a nie tylko jednej osoby. – Dobra, zrobię to. – To samo mówiłaś ostatnio. Jeśli chcesz, żeby twoja rodzina była bezpieczna, potrzebuję dowodu. – Dowodu? – Tak, przynieś mi coś, co do niego należy. – Uśmiechnęła się. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, więc moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. – Na przykład jakąś biżuterię? Czy Keiran w ogóle nosił biżuterię? – Coś o wiele lepszego. Przynieś mi część jego ciała. – Pstryknęła palcami na swoich ludzi jak na psy i jeden z nich, z głęboką, poszarpaną
blizną na podbródku, podszedł do nas z plecakiem. – Och, i jeszcze jedno. – C-co? – Kiedy już zabijesz Keirana, a właściwie… o ile uda ci się to zrobić, powinnaś się zająć również swoim chłopakiem. Wciągnęłam powietrze do płuc, modląc się, żeby nie poprosiła mnie o zabicie Dasha w zamian za życie mojej rodziny. – A to dlaczego? – Czy ty naprawdę uważasz, że on kiedykolwiek wybaczy ci to, że zamordowałaś
jego
najlepszego
przyjaciela?
Mężczyźni
nie
lubią
przyznawać się do tego, że kochają siebie nawzajem, ale bardzo możliwe, że on kochał go na długo przed tym, jak znalazł się między twoimi nogami. Ciekawe, wobec kogo będzie bardziej lojalny… Jej rada na odchodne dręczyła mnie przez całą drogę. Nie wiedziałam, dokąd jedziemy. Nie mogłam się nawet ruszyć, bo siedziałam między dwoma potężnymi ciałami. Nie miałam co robić, dlatego nie potrafiłam przestać o tym myśleć. – Tutaj. To dobre miejsce – mruknął jeden z porywaczy. W vanie było chłodno, czułam jednak pot zbierający się nad moją górną wargą. Nagle samochód zatrzymał się gwałtownie. Pewnie bym upadła, gdyby ktoś mnie mocno nie złapał. Potem rozległ się dźwięk rozsuwanych drzwi, poczułam jeszcze silniejszy podmuch wiatru, zdjęto mi worek z głowy, a następnie wypchnięto mnie na zewnątrz. – Wykonaj swoje zadanie i trzymaj gębę na kłódkę – rozkazał. Drzwi się zamknęły, opony pisnęły i samochód odjechał. Patrzyłam, jak światła znikają w oddali. Zostałam sama na poboczu, ale nie miałam nic przeciwko temu. Wolałam zimno i ciemną ulicę niż bycie przetrzymywaną. Spojrzałam na światła i wysokie budynki i dotarło do mnie, że znów byłam w mieście.
Nie miałam na sobie butów. Zabrano mi portfel i telefon. Minęło wiele godzin, więc Dash musiał zauważyć moje zniknięcie i zniszczenia w swoim mieszkaniu. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, bo przypomniałam sobie dźwięk wystrzałów i krzyki osób, które próbowały się ukryć. Nie miałam pojęcia, kim byli ludzie Dasha, ale walka była barbarzyńska. Przegrali ją, bo nie chcieli wyrządzić krzywdy niewinnym świadkom. Ludzie Esmereldy mieli przewagę, bo bez oporów strzelali gdzie popadnie. Nie wiem, jak długo szłam, ale musiały minąć przynajmniej dwie godziny. W końcu stopy rozbolały mnie tak bardzo od marszu po twardym asfalcie, że miałam ochotę krzyczeć. Myślałam o tym, żeby złapać stopa, jakbym znajdowała się na jakiejś wiejskiej ulicy, a nie miejskiej szosie, ale szybko wybiłam sobie ten pomysł z głowy, bo wyobraziłam sobie, że zostaję zamknięta w czyimś bagażniku. Z drugiej strony, jeśli dalej będę tak iść, ktoś może mnie zaciągnąć do jakieś ciemnej uliczki… – Willow? Duży czarny SUV zatrzymał się obok mnie. Poczułam się tak, jakbym miała déjà vu. Cholera. Myślałam o tym, by prysnąć, ale nie miałam butów, więc to nie byłby dobry pomysł. – Nie uciekaj – rozkazał znajomy głos. Zatrzymałam się i popatrzyłam na otwierające się tylne drzwi i czyjeś nogi w czarnych dżinsach. – Keiran? Niech to szlag. Rozejrzałam się, spodziewając się, że zaraz zjawi się van i dojdzie do strzelaniny na ulicy, tak jak wcześniej w budynku. Keiran nie zdążył odpowiedzieć, bo chwilę później z samochodu wysiadła kolejna
osoba – cała krew odpłynęła z mojego ciała, gdy rozpoznałam Dasha i jego zaciętą minę. Kurwa, uciekaj. Chyba się domyślił, co zamierzałam zrobić, bo szybko zmniejszył dystans między nami i zmierzył mnie tak bezdusznym spojrzeniem, że aż się skuliłam w duchu. Na szczęście udało mi się zachować pokerową twarz, przynajmniej dopóki nie złapał mnie brutalnie za kark. Chwilę później chyba się zorientował, że przesadził, bo poluźnił uścisk, nie zabrał jednak ręki. To było jak smycz, która miała mnie utrzymać na miejscu – dosłownie i w przenośni. – Zechcesz mi wyjaśnić, dlaczego przechadzasz się po mieście, jakbyś wcale nie została porwana z mojego mieszkania, w którym strzelano do moich ludzi? – Może ty powinieneś mi to wyjaśnić? W końcu to twoi ludzie i twój apartament. Podejrzliwie zmrużył oczy w szparki. – Chcesz powiedzieć, że tak po prostu cię puścili? Wzruszyłam ramionami i przełknęłam słowa cisnące mi się na usta – chciałam powiedzieć mu prawdę. Byłam zmęczona, marzyłam o ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku. Najchętniej obudziłabym się jutro i zapomniała, że to wszystko się wydarzyło. – Aniele, masz mi powiedzieć, co się z tobą, kurwa, działo. – Brzmiał na zdesperowanego, a ja czułam się jeszcze bardziej bezradna. – Masz jakieś kłopoty? – Nawet gdybym miała, to co byś z tym zrobił? – Mógłbym cię ochronić. – Nie jestem twoja, więc nie masz takiego obowiązku. – Ale ktoś to musi robić – wycedził.
Dziwiłam się, że w ogóle może mówić, tak mocno zaciskał szczękę. Na ogół Dash wyglądał bosko, był czarujący, uśmiechał się chłopięco, ale jego wściekłość po prostu paraliżowała. – Jakie to szarmanckie z twojej strony. Pozwól, że coś ci przypomnę: twoim ludziom i mieszkaniu nic by się nie stało, gdybyś od początku zostawił mnie w spokoju. W ogóle nie powinno było mnie tam być. Powinnam była się skupić na czymś innym. – Czyli na czym? Unieruchomiona
jego
bezlitosnym
spojrzeniem
czułam
się
jak
w pułapce. Znowu miałam ochotę mu się zwierzyć, ale zwalczyłam tę potrzebę. Odnosiłam wrażenie, że odkąd siłą zjawił się w moim życiu, nieustannie walczyłam. Gdy przypomniałam sobie, dlaczego to zrobił, poczułam w ustach nieproszoną gorycz. W tej chwili naprawdę miałam ochotę zabić Keirana – by Dash, którego kiedyś kochałam, cierpiał. – Na tym, żeby się odkochać.
ROZDZIAŁ 11 DASH
S
am nie wiedziałem, czy bardziej chcę pocałować mojego anioła, czy zbić go tak, że zrobi się czarnofioletowy. Z całych sił starałem się sobie przypomnieć, dlaczego bicie kobiety, a szczególnie tej stojącej
przede mną, jest kiepskim pomysłem. Ale nasuwało mi się też ważniejsze pytanie: czy moja potrzeba zrobienia Willow krzywdy wynikała z tego, że tak beztrosko podchodziła do życia, czy z tego, że przestała mnie kochać, jak sama przyznała? Nigdy wcześniej nie mówiliśmy o miłości, ale kiedyś wierzyłem, że właśnie to nas łączy. Nigdy jej o tym jednak nie powiedziałem, bo nie byłem pewien, czy chcę z nią czegoś więcej. Przypomniałem sobie, że to i tak nie miałoby znaczenia. Byłem zaręczony z Rosalyn. Chociaż wiedziałem, że nigdy się w niej nie zakocham. – Idziemy. – Mocno złapałem ją za rękę. Palce miała jak z lodu, widocznie długo chodziła na zimnie. Wkurzyło mnie to, a przecież nie powinno mi zależeć na tej dziewczynie.
Keiran stał przy samochodzie, obserwując nas z zaciekawionym wyrazem twarzy i uniesionymi brwiami. Ta mina wyrażała wiele pytań, ale ja nie miałem żadnych odpowiedzi. Dzisiaj czułem się o dziesięć lat starszy, niż byłem. Co więcej, byłem wkurzony,
padnięty
i
napalony,
bez
perspektywy
na
zaspokojenie
pożądania. Pokręciłem głową, a przyjaciel potaknął. Dobrze, że wciąż był w mieście. Lake pewnie chciała jeszcze zostać, żeby pomóc Sheldon po ceremonii, która została zrujnowana. Pomogłem Willow wsiąść do auta i przysiągłem sobie, że ze względu na siostrę zmuszę ją do mówienia. Gdy już zajęła swoje miejsce, usiadłem obok. Prowadził Fisher. Znajdowaliśmy się zaledwie dziesięć minut drogi od mojego mieszkania, ale poleciłem ochroniarzowi najpierw odwieźć Keirana do domu, a potem zabrać
nas
do
hotelu.
Mój
apartament
został
już
posprzątany
i doprowadzony do ładu, ale czułem, że jeszcze za wcześnie, żeby tam wracać.
Moi
wrogowie,
kimkolwiek
byli,
dobrze
wiedzieli,
gdzie
mieszkam. Co powstrzymałoby ich przed powrotem? Zagrożenie wydawało się jeszcze większe i bardziej nieprzewidywalne, bo nie znałem ich tożsamości. Pół godziny później zaparkowaliśmy przed nowym domem Keenana i Sheldon. Willow spała po drugiej stronie auta zwinięta w kłębek, więc skorzystałem z okazji, żeby porozmawiać z przyjacielem. Keiran czekał na mnie przy drzwiach SUV-a, bo wyczuł, że chcę pogadać. Popatrzyłem na Willow, nakazałem Fisherowi poczekać w środku, a następnie wyszedłem i cicho zamknąłem za sobą drzwi. – Co na ten moment wiemy? – Nic – westchnąłem. – To może być sprawka tego, kto porwał Kennedy.
– Ale jak znaleźli Willow w moim mieszkaniu? – Pokręciłem głową, próbując dopasować w głowie elementy układanki. – Nie. To mi do nich nie pasuje. – Co o tym wszystkim sądzisz? – Willow wie więcej, niż mówi. Nie wydawała się zaskoczona tym, że ktoś ją porwał, nie wspominając już o tym, że znaleźliśmy ją na ulicy wolną, całą i zdrową. Keiran nie odpowiedział od razu. Widziałem mięsień drgający mu na szczęce i burzę w jego oczach, gdy patrzył w przestrzeń. – My już jej nie znamy, prawda? – Zgadzam się, ale to nie nasza wina. Albo ona za tym stoi, albo została w coś zamieszana. W każdym razie ma kłopoty. – Więc musimy jej pomóc – zadeklarował Keiran. – Ale będziesz musiał dokonać wyboru. – Jakiego? – Między swoim życiem a jej, jeśli będzie taka potrzeba. – Ale dlaczego? – Dlatego, że my już jej nie znamy. Na razie musimy mieć na względzie jej dobro, przynajmniej dopóki nie udowodni, że się pomyliliśmy. – I co mam teraz zrobić? – Zapomnij o tym, że ją kochasz, i zdobądź potrzebne informacje. Za wszelką cenę. – Nie chcę jej skrzywdzić. – Jeśli ona za tym stoi, właśnie na to liczy. Nie odpowiedziałem, bo wszystkie przeczucia i poszlaki prowadziły mnie do tego samego wniosku. Keiran mógł mieć rację. Jeśli chciałem ją
chronić, musiałem być bezwzględny. Oparłem się o okno i spojrzałem w gwiazdy. Keiran uznał moje milczenie za brak zdecydowania i ciągnął dalej: – Posłuchaj, jeśli chcesz, żebym został, to zostanę. Wyślę Lake do Kalifornii, bo ma egzaminy, ale ja mogę zostać. – Chyba na to nie zasługuję. Ta propozycja oznaczała, że Keiran chce dla mnie ryzykować własne życie. Poza tym nie znosił zostawiać Lake samej. Wszyscy z zapartym tchem czekali na to, czy im się uda, czy Keiran coś jej zrobi, ale wyszło na to, że się myliliśmy. Keiran wręcz się od niej uzależnił. Ona była jego kotwicą, nicią łączącą go z człowieczeństwem. – Jesteś moim bratem, zawsze byłeś. Nikt tego nie zmieni – wyszeptał. Jego twardy głos przeciął powietrze, jakby co najmniej wykrzyczał te słowa. Patrzyłem, jak znika w domu, a potem się roześmiałem, bo dotarło do mnie, że właśnie mi groził.
Kiedy
przyjechałem
do
hotelu,
stwierdziłem,
że
to
jak
dotychczas
najdłuższa noc w moim życiu. Mogłem pojechać do domu rodziców, ale na razie nie chciałem się z nimi użerać. Już pewnie słyszeli o strzelaninie, tak jak i cała Nevada. Zakląłem, bo dotarło do mnie, że rodzice Willow już pewnie zostali powiadomieni o jej zniknięciu. – Co się dzieje? – Willow rozbudziła się nagle, słysząc moją wiązankę przekleństw. – Zadzwoń do swoich rodziców i powiedz im, że wszystko u ciebie dobrze. Jutro rano pójdziemy na policję i złożymy zeznania.
Usłyszałem, że jęczy, zatrzasnąłem drzwi auta i odszedłem. Dołączyła do nas druga ekipa ochroniarska, która została pod budynkiem. Fisher podążył za mną, a jego ludzie pilnowali mojego anioła. Zapłaciłem za pokoje i wręczyłem Fisherowi dwa klucze dla jego ludzi. – Chcę, żebyście cały czas stali na warcie i robili obchody. – Przyjąłem. Wróciłem
do
samochodu,
gdzie
mój
zdezorientowany
rudzielec
mamrotał coś do siebie pod nosem. – Z jakiego powodu jesteś taka zirytowana? – Przez ciebie. Roześmiałem się jej w twarz i wyciągnąłem ją z samochodu. – Lepiej się do tego przyzwyczajaj, aniele. Myślę, że już najwyższa pora, abyś odwzajemniła moje uczucia. Poza tym… mam wobec ciebie plany, od których postradasz zmysły. – Potrafię chodzić sama, nie musisz mnie trzymać. – A ja wolę ten sposób. – Na szczęście było już późno i w holu została tylko recepcjonistka, która nawet nie podniosła wzroku znad magazynu. Willow próbowała mi się wyrwać przez całą drogę do windy. Wybrałem mniej oczywistą lokalizację apartamentu niż ostatnie piętro, w razie gdyby ktoś nas obserwował. Trudniej wyśledzić kogoś na środkowych poziomach. Dotarliśmy do naszego pokoju i zadowolony zauważyłem, że Willow zesztywniała na widok wielkiego łoża stojącego pośrodku. – Co to ma być? – zapytała. – Łóżko, w którym będziemy spać. Razem. – Nie zamierzam z tobą spać.
– Dobra, to prześpij się na kanapie lub podłodze. Wybór należy do ciebie, ale ja zajmuję łóżko, więc nie masz już innych możliwości. Po jej minie poznałem, że miała ochotę się spierać, ale chyba poszła po rozum
do
głowy,
bo
tylko
udała
się
do
łazienki,
tupiąc
głośno.
Stwierdziłem, że spędzi tam trochę czasu, więc zdjąłem marynarkę i rozpiąłem koszulę, żeby było mi wygodniej. Usiadłem na brzegu łóżka, rozparłem się wygodnie, a ona nagle wyszła z łazienki. Posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie, nie ruszając się z miejsca. Chyba nawet tego nie zauważyła, bo jej wzrok skupił się na mojej nagiej klatce piersiowej widocznej spod rozpiętej koszuli. – Tak? – Nie mogę zadzwonić do moich rodziców, bo nie mam telefonu. Gdzie są moje rzeczy? – W bezpiecznym miejscu – odpowiedziałem zwięźle. Wyciągnąłem telefon z kieszeni marynarki i podałem go jej. – Tylko nie gadaj za długo. Jestem zmęczony. – Wiesz, nie musisz kontrolować każdego aspektu mojego życia. Nawet nie masz prawa tak myśleć. – Oboje wiemy, że w tej materii zrobię, co będę chciał. – Skąd ten niedorzeczny pomysł? – Sama mi go podsunęłaś. – Ja? – obruszyła się. – Mam ci przypomnieć, kiedy i jak dokładnie do tego doszło? – Wolałabym zadzwonić do matki, żeby nie dostała ataku serca. Specjalnie wzruszyłem ramionami, by ją zirytować. Puściłem do niej oko i poczekałem, aż zadzwoni do swoich rodziców.
Gdy się połączyła, zamknąłem oczy, ale cały czas słuchałem uważnie jej rozmowy. – Halo, mamo? Tak, to ja. – Wyjaśniła matce, co się wydarzyło, ale brzmiało to jak wymyślona naprędce historia pełna półprawd i kłamstw. Po tej
krótkiej
rozmowie
utwierdziłem
się
w
przekonaniu,
że
Willow
doskonale wiedziała, co się działo. Zakończyła rozmowę, a ja wyprostowałem się wkurzony. Napotkała moje spojrzenie i szybko odwróciła głowę. – No co? – zapytała. – Dalej będziesz wciskać mi kit, że nie masz pojęcia, kto cię porwał z mojego mieszkania? – Już ci mówiłam, że… – Gówno mi mówiłaś! – zagrzmiałem, aż podskoczyła ze strachu. – Chcę usłyszeć prawdę. – Prawda jest taka, że marnujesz mój czas. Nie jestem twoim problemem. Nie widzieliśmy się od czterech lat. Nie możemy wrócić do tego, co było, bo kiedyś łączyło nas… eee… – Zaczerwieniła się. Doskonale wiedziała, co nas wtedy łączyło. – A co z twoimi przyjaciółkami? Zamierzasz o wszystkim zapomnieć i niczego im nie wytłumaczyć? Nie sądziłem, że taka z ciebie wredna suka. Skrzywiła się, a ja niemal pożałowałem swoich słów. Niemal. – Co u niej słychać? – U kogo? Przewróciła oczami. – Lake. – Jest szczęśliwa.
– Z nim? – zapytała zdegustowana. Widziałem błysk niedowierzania w jej oczach. – Chodzi ci o Keirana? Tak, wciąż są razem szczęśliwi. Właściwie mieszkają razem. – Przyjrzałem się jej twarzy i prawie widziałem wszystkie emocje przemykające przez jej oczy. – Wydajesz się rozczarowana. – Tak. Bo ona jest słaba. – W przeciwieństwie do ciebie, jak mniemam? – Po pierwsze, ja nie jestem z kimś, kto przez dziesięć lat się nade mną znęcał. – Ale pieprzyłaś się z jego najlepszym przyjacielem. – Znowu się skrzywiła, ja jednak nie zamierzałem odpuścić. – Ale nie o to chodzi, prawda? Keiran ci nie przeszkadzał, dopóki ona nie wybrała jego zamiast ciebie. – Błysk gniewu w jej oczach stanowił wystarczającą odpowiedź, ona jednak dalej milczała. – Weź dorośnij. Zaakceptuj to. – Już się z tym pogodziłam. – Wzruszyła ramionami, jej głos brzmiał obojętnie, ale ja jej nie uwierzyłem. – Co ty knujesz, Willow? Westchnęła ciężko i spojrzała mi w oczy. – Już ci mówiłam. To włamanie mogło być związane z tobą, a nie ze mną. – Ale ja wiem, że to nie dotyczyło mnie. Oni się tam zjawili, bo zależało im na tobie. Kim byli ci ludzie? – Nie mam pojęcia. – Kłamiesz. – A więc potrafisz czytać w myślach? – W twoich na pewno. Wydęła wargi.
– W takim razie o czym teraz myślę? – Że jeśli nie przestaniesz mnie drażnić, to pożałujesz tej nocy. – Groźba chyba podziałała, bo jej ramiona zesztywniały, a potem się poddała. – Jestem zmęczona, Dash. – Powiedz mi, co chcę wiedzieć, a potem będziesz mogła pójść spać. – Już ci, kurwa, mówiłam… Wyciągnąłem rękę i ścisnąłem jej usta palcami. – Uważaj, co mówisz. – Puściłem jej wargi i zadowolony spojrzałem jej w oczy. Nie podobało jej się to, jak nią pomiatałem, ale nie potrafiła powstrzymać reakcji swojego ciała. Pożądanie zdradza nas i osłabia, gdy tak bardzo potrzebujemy myśleć racjonalnie. – Dlaczego ciągle to robisz? – Bo dzięki temu jestem w stanie się powstrzymać i nie dać ci klapsa. Prychnęła obruszona. – Nie jestem dzieckiem. – Nie, już nie jesteś. – Przesunąłem wzrokiem po jej ciele, aż się speszyła. Przestałem pieprzyć ją spojrzeniem, kiedy zauważyłem na niej wczorajsze ubrania i jej brudne stopy. – Cholera. Podszedłem do niej, wyrwałem jej telefon z ręki i zadzwoniłem do Fishera. Odpowiedział po pierwszym sygnale. – Wyślij kogoś do sklepu po damskie ubrania i jakieś kosmetyki. – Przekazałem mu jej rozmiary i rozłączyłem się. – Skąd wiesz, jaki noszę rozmiar? – Wiem o tobie wszystko. – Wcale nie – wyszeptała łagodnie, ale w oczach czaił się upór. Powinna wiedzieć, że lepiej mnie nie prowokować. Ująłem jej podbródek, żeby nie mogła odwrócić głowy.
– Rozbierz się i daj mi sprawdzić, czy dobrze cię zapamiętałem. No i proszę, w jej oczach zobaczyłem pożądanie i tęsknotę. Minęły cztery lata, a ona wciąż reagowała na mój dotyk tak jak kiedyś. Gdy w końcu zrozumie, że nigdy nie przestanie mnie pragnąć, sprawię, że będzie mnie błagać, bym ją zaspokoił. Na tę myśl mój członek się rozbudził. Doskonale pamiętałem to uczucie i nie chciałem jej odpuścić. Dlatego postanowiłem powiedzieć to na głos. – Może nawet sprawię, że będziesz mnie błagać, bym ci co nieco przypomniał. – Coś ci się pomyliło. Ja nigdy nie będę błagać. – Aniele, już to robisz. Za każdym razem, gdy twoja skóra się rozgrzewa, oddech się rwie, a z cipki cieknie w mojej obecności, błagasz mnie o to, bym cię wziął. Czekałem na odpowiedź, ale na próżno. Willow skupiła wzrok na mojej erekcji, której nawet nie starałem się ukryć. Wykorzystałem okazję, żeby przeczesać palcami jej miedziane loki, które doprowadzały mnie do obłędu. W dotyku były dokładnie takie, jak zapamiętałem. Po tych wszystkich latach cudownie byłoby poczuć jej usta na moim fiucie, a w garści trzymać jej włosy. Wystarczyłoby, że popchnąłbym ją delikatnie. Nagle Willow oblizała usta, patrząc na moją napierającą na spodnie erekcję. – Chce ci się pić? – zapytałem. – Hmm? Co? – Zdezorientowana zmarszczyła nos, a piegi zatańczyły na jej skórze. – Oblizujesz wargi. – No i? – Patrząc na mojego kutasa.
Roześmiałem się, bo próbowała mnie odepchnąć, ale jej się nie udało – szybko zabrała ręce z moich mięśni brzucha, ku mojemu rozczarowaniu. Wzruszyłem ramionami i skończyłem się rozbierać, nie odsunąwszy się od niej. Kiedy dotarło do niej, co zamierzam, otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Rozpiąłem guzik spodni, by się ich pozbyć. Wtedy odnalazła mój wzrok. – Nie możesz zostać w spodniach? – Lubię spać nago. Zapewne pamiętasz. – To nie było pytanie. Patrzyłem jej w oczy, ściągając kolejną część garderoby. Pamiętała. – Posłuchaj, żadne z nas nie może stąd teraz wyjść. Chcę wziąć prysznic, ale nie ufam ci na tyle, by cię tu zostawić samą. – A twoje psy nas nie pilnują? – Nie mogą stać pod drzwiami, zwracaliby uwagę. – Już widziałem obracające się w jej głowie trybiki. – Ale są blisko – ostrzegłem. – Nie udałoby ci się wydostać z hotelu. – Dlaczego po prostu nie wróciliśmy do twojego mieszkania? Wyszczerzyłem się. – A już za nim tęsknisz? – Kiedy zrobił się z ciebie taki żartowniś? Odeszła mi ochota do żartów, znów poczułem ukłucie w sercu. – Mniej więcej wtedy, kiedy ty stałaś się oziębłą suką. W milczeniu samym spojrzeniem przekazałem jej to, czego nie chciałem powiedzieć na głos. Musiała wiedzieć, jak jej nieobecność na mnie wpłynęła. Nie interesowało mnie, dlaczego to zrobiła, bo nic tego nie usprawiedliwiało.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi – zgodne z ustalonym kodem – i dopiero teraz przestaliśmy patrzeć sobie w oczy. Obróciłem głowę i podszedłem do drzwi w samych bokserkach. Fisher zdał mi raport i podał dwie torby z rzeczami dla Willow i jedną dla mnie. Kiedy drzwi się zamknęły za moim ochroniarzem, obróciłem się, postawiłem dwie torby przed Willow, a potem zajrzałem do trzeciej, przeznaczonej dla mnie. Dziewczyna w milczeniu zabrała rzeczy i zniknęła w łazience. Roześmiałem się, słysząc, że przekręca zamek w drzwiach. Chwilę później rozległ się szum wody pod prysznicem. Znowu mi stanął, bo wyobraziłem ją sobie nagą po drugiej stronie drzwi. Wystarczyła jedna myśl, bym znowu poczuł się jak napalony siedemnastolatek.
• Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
– To były chyba najnudniejsze dwie godziny mojego życia. – Właśnie ukończyliśmy
wykład
dla
świeżaków
dotyczący
życia
na
uczelni.
Postawiłem na stoliku mój lunch składający się z podwójnego burgera i frytek, następnie usiadłem obok niej i patrzyłem, jak grzebie w sałatce. Ignorowała mnie przez kilka minut, aż w końcu zapytałem: – Długo będziesz mnie tak olewać? – Po prostu udaję, że cię tu nie ma – warknęła. Nachyliłem się i przysunąłem usta do jej ucha. – Aua. – Pomidorek, którym się bawiła, stoczył się z jej talerza na podłogę. – Jeśli nie smakuje ci sałatka, to po co ją jesz?
– Oczywiście, dla ciebie to takie proste. Jesteś mięśniakiem. – Z jej gardła wydobył się jakiś nienaturalnie wysoki pisk. Położyłem dłoń na jej plecach, żeby się uspokoiła, a ona znowu pisnęła, tym razem głośniej i dłużej. – Dławisz się? – Nic mi nie jest. Proszę, przestań. – Co mam przestać? Delikatnie przesunąłem dłonią po jej kręgosłupie i poczułem, że drży. – Osaczać mnie. – Myślałem, że się dławisz. – Nie dławiłam się. Postanowiłem jej odpuścić i zabrałem rękę z jej pleców. – A więc podoba ci się moje ciało, tak? Zakrztusiła się wodą, którą właśnie piła, więc skorzystałem z okazji, by jej dotknąć. Potarłem ją po plecach, obserwując, jak próbuje odzyskać nad sobą kontrolę. – A teraz się dławisz? – Co ty tutaj robisz? – Jem lunch. – Włożyłem frytkę do ust i się uśmiechnąłem, a ona zgromiła mnie wzrokiem. – A dlaczego musisz to robić przy tym stole? – Podobają mi się widoki. – To niejedyne miejsce z dobrym widokiem. Przy każdym stoliku można taki mieć. – Zawsze jesteś taka powściągliwa? – Słucham? – Nie podoba ci się to, że zwróciłem na ciebie uwagę, bo nie wierzysz, że mógłbym być zainteresowany.
– To najbardziej arogancka bzdura, jaką kiedykolwiek słyszałam. A czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że tu nie chodzi o mój brak wiary w twoje zainteresowanie, tylko to, że mnie drażnisz? – Drażnię, ale i tak mnie pragniesz. Pokręciła głową i popatrzyła na mnie z nieskrywanym zaciekawieniem. – Aż dziwne, że jeszcze nie pękłeś przez to swoje nadęte ego, Dashu Chambersie. – Pójdź ze mną na randkę. – Co? – Dzisiaj. Randka ze mną. – Słyszałam cię, po prostu nie rozumiem. Dlaczego miałabym pójść z tobą na randkę? – A masz coś lepszego do roboty? Widziałem po jej twarzy, że nie miała. Od naszego pierwszego spotkania minął tydzień, a ja wiedziałem, że przez cały ten czas chodziła na zajęcia i seminaria. Właściwie dziś po raz pierwszy zobaczyłem, że je przy ludziach. – Nie wyjdę z tobą. – Nie proszę cię, żebyś ze mną uciekła i się hajtnęła. No nieźle, świetnie mi idzie. Przez jej docinki zapominałem, że powinienem być czarujący. Z drugiej strony te nasze przekomarzanki mi się podobały. Wkraczałem większość
na
nieznane
dziewczyn,
do
terytorium. których
Willow
nie
przywykłem.
była One
taka
jak
wszystkie
przeleciałyby mnie na pierwszym spotkaniu. To był pierwszy raz, gdy uganiałem się za dziewczyną, i okazało się, że mi się to podoba. Aż za bardzo.
– W takim razie nie powinieneś mieć problemu ze słowem „nie”. – Wstała i wzięła swoją niedokończoną sałatkę. – Znajdź sobie kogoś innego. Patrzyłem, jak odchodzi, a ludzie oglądają się za nią. Jej dzikie włosy przyciągały uwagę, najbardziej jednak rzucała się w oczy zielona kamizelka z naszywkami, jak u harcerki, biała spódniczka wykonana jakby z piór oraz fioletowe wojskowe buty. Miałem ochotę połamać palce tym ludziom, którzy pokazywali na jej wyróżniający się strój. Na pewno ich zauważyła, ale szła przez podwórko z wysoko uniesioną głową. Widok jej kobiecych kształtów podobał mi się bardziej, niż się tego spodziewałem. Odkąd tydzień temu zarumieniła się z mojego powodu, nie mogłem przestać o niej myśleć i dałbym wszystko, by móc odkryć te jej krągłości. Miałem
całe
lato,
by
ją
nakłonić,
żeby
mnie
polubiła.
Błędnie
założyłem, że to będzie łatwe zadanie. Jak się okazało, nawet nie potrafiłem wzbudzić jej sympatii. Mój telefon zawibrował w kieszeni. – Stary, jak ci idzie? – zapytał Keenan, gdy odebrałem. – Ta laska jest królową śniegu – wymamrotałem. – Mimo tych wściekle rudych włosów? – zapytał. Pomyślałem o tym samym. – Przecież rude to największe wariatki. – A niby skąd to wiesz? – Z pornosów. – Ona nie jest taka jak inne. – Szok! – krzyknął dramatycznie. – Brzmisz tak, jakby naprawdę ci się spodobała. – Rozmawiałem z nią dwukrotnie, a ona za każdym razem niemal zjadła mnie żywcem. –
Niemożliwe!
Wielkiego
Dasha,
zaklinacza
dziewic
i
mistrza
pozbywania się majtek? – Roześmiał się drwiąco. – A więc poznałeś równą
sobie. – Wcale nie jest mi równa. Wręcz przeciwnie, nigdy nie spotkałem nikogo o tak niskim poczuciu własnej wartości. – W takim razie zrób to, na czym znasz się najlepiej, i spraw, by poczuła się pewniej. Jesteś największym wrogiem kobiet, ale potrafisz je przekonać, że jesteś ich przyjacielem. – A myślałem, że podobam się dziewczynom ze względu na sześciopak i ładną twarz. – To też. – No nie wiem, stary. To nie wydaje mi się właściwe. – Bredzisz. Po prostu wyszedłeś z wprawy. Co jej powiedziałeś? Opowiedziałem o wszystkim Keenanowi. Pod koniec zanosił się śmiechem. – Koleś, co z tobą? Co się stało z twoją subtelnością? Widziałem, jak owijasz sobie wokół palca największe żmije, a nie potrafisz sobie poradzić z tą laską. – Jaką subtelnością? – To łatwizna. Musisz ją po prostu odpowiednio podejść. Nie możesz nakłonić jej do miłości. Po prostu spróbuj załatwić to nieco subtelniej. – Chwilę później zaczął fałszować fragment piosenki Otisa Reddinga Try A Little Tenderness. Nie chciałem mu tego przyznać, ale mógł mieć trochę racji. Dziwnie było to słyszeć z ust kogoś, kto w ciągu miesiąca przerabiał więcej kobiet niż ja przez ostatnie dwa lata, odkąd straciłem dziewictwo. Wiedziałem, że nie zdobędę jej dzięki swojej reputacji, ale już miałem plan. Odnosiłem wrażenie, że jest szczera i prostolinijna. Nieświadomie dawała mi znaki, mówiła, że jest zainteresowana, chociaż jej usta kazały mi spieprzać.
Rozłączyłem
się
z
Keenanem,
który
właśnie
dotarł
do
refrenu,
i zacząłem planować randkę z moim złośliwym rudzielcem. Kilka godzin później zakradłem się do akademika dziewczyn. Był piątek wieczór, wszyscy wyszli na imprezy, więc zrobiło się względnie cicho. Znalazłem pokój Willow i zapukałem pomimo zajętych rąk. Drzwi otworzyły się po trzecim stuknięciu. – Myślałam, że się ciebie pozbyłam. – Jestem jak bumerang i przychodzę, niosąc dary na zgodę. – Uniosłem pudełko z pizzą. – Mówiłam ci, że… – Żadnych randek. To tylko jedzenie. – Nie jestem głodna. – Nie zjadłaś lunchu i od tamtej pory nie opuściłaś pokoju. – Czy ty mnie śledzisz? „Tak”. – Gdzieżbym śmiał. Po prostu zgadłem. – Prawda była taka, że jakąś godzinę temu znalazłem jej współlokatorkę i zapłaciłem jej za to, by dla mnie szpiegowała. I żeby wyniosła się z pokoju na resztę wieczoru. – Idź sobie, Dash. – Próbowała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale powstrzymałem w
drzwiach,
ją
i
patrząc
wtargnąłem jej
w
oczy,
do a
środka. następnie
Przekręciłem wziąłem
ją
zamek za
rękę
i zaciągnąłem w głąb pokoju. – Które jest twoje? – zapytałem, wskazując dwa pojedyncze łóżka. Pokazała na to stojące na końcu pokoju, z czarno-fioletową narzutą. Położyłem pizzę na blacie, złapałem ją za rękę i usiadłem na łóżku. Rozsunąłem kolana, żeby mogła stanąć między nimi. Zachwiała się i złapała mnie za ramiona. Wiedziałem, że zrobiła to tylko po to, by odzyskać równowagę, ale i tak mi się spodobało.
– Wziąłem jakieś filmy. Pozwolisz mi zostać? – Nie mam ochoty oglądać z tobą filmów ani jeść pizzy. – Nawet jeśli obiecam, że będziesz ze mną bezpieczna? – Bezpieczniejsza będę, gdy znikniesz. – Niczego nie będę próbował – zapewniłem, ale do niej to nie docierało. – I tak bym ci nie pozwoliła. A teraz wyjdź. – Dobra. – Wstałem i zauważyłem, że wzdycha z ulgą… A może to było rozczarowanie? Unieruchomiłem jej nadgarstki, a drugą ręką sięgnąłem do kieszeni. Willow była tak zajęta gapieniem się na to, jak jej dotykam, że nie zauważyła metalowych kajdanek, które wyjąłem. Udało mi się ją skuć, zanim się zorientowała, co robię, i zaczęła opierać. – Puszczaj mnie. – Nie mogę tego zrobić, aniele. I nie krzycz, bo będę musiał cię zakneblować. – Zaryzykowałem i pocałowałem ją w czoło, a następnie delikatnie
posadziłem
na
brzegu
łóżka.
Zdjąłem
plecak
z
ramienia
i wyciągnąłem laptop, a ona cicho zaklęła i zaczęła machać nogami. – Przyniosłem po jednym z każdego gatunku. – Mocniej ściągnęła brwi. – Mam coś babskiego, komedię, film akcji i horror. Sama wybierz. – Pokazałem jej filmy, ale ona nie oderwała ode mnie wzroku. – Jesteś stuknięty. – Nie jestem, przysięgam. – Mój kojący głos chyba ją uspokoił, bo się rozluźniła. – Nie mogę uwierzyć, że zakułeś mnie w kajdanki, żebym spędziła z tobą czas. Ja też nie mogłem w to uwierzyć. Chyba nie to Keenan miał na myśli, mówiąc o łagodniejszym podejściu, ale lubiłem być przygotowany na
wszelkie ewentualności. – Jeśli będziesz grzeczna, to zdejmę ci kajdanki. A teraz zapytam ponownie: jesteś głodna? – Jak na zawołanie zaburczało jej w brzuchu. – Rozumiem, że tak. – Otworzyłem pudełko i wyciągnąłem papierowe talerzyki, które leżały na parującej, tłustej pizzy. – Jesteś wegetarianką? – Nie, dlaczego? – Po prostu myślałem, że to może być jedno z twoich dziwactw. – Takie założenia są krzywdzące. – Tylko jeśli się obrazisz. – To, jak się ubieram, nie ma żadnego związku z tym, co jem. – Jestem pewien, że ty również masz co do mnie jakieś przypuszczenia? – Kilka. Uważam, że jesteś narcyzem, męską dziwką i przystojnym bogatym dupkiem, który myśli, że może się dostać do moich majtek.
ROZDZIAŁ 12 • Obecnie •
WILLOW
P
rzy
nim
zawsze
czułam
się
jak
nieśmiała
siedemnastolatka.
Złośliwość stała się moją jedyną tarczą obronną. Wymyśliłam, że jeśli się postaram i on mnie znienawidzi, to nie będzie mnie pragnął
tak bardzo, jak świadczyły o tym jego oczy. Pożądanie Dasha wydawało się ryzykowne, seks z nim niebezpieczny, a zakochanie się w nim byłoby prawdziwą tragedią. Mięśnie mi pulsowały, więc miałam ochotę zanurzyć się w dużej wannie z hydromasażem. Popatrzyłam na nią z tęsknotą, ale stwierdziłam, że bardziej mi zależy na śnie niż kąpieli, więc zwróciłam się w stronę wielkiego
przeszklonego
prysznica
i
ustawiłam
najwyższą
możliwą
temperaturę wody. Przez chwilę się zastanawiałam nad zimną, ale nie byłam pewna, czy tego typu prysznic pozwoli mi się pozbyć myśli o Dashu. Żeby to osiągnąć, będę musiała pocierpieć. Znowu.
Para już zaczynała się kłębić w łazience, a ja przeglądam zawartość torby – na szczęście znalazłam piżamę, i to niezbyt skąpą, lawendowy żel pod prysznic i balsam do ciała. Starałam się nie myśleć o tym, że Dash zwracał uwagę na szczegóły. Wiedział, że dla mnie liczą się właśnie takie drobiazgi. Tylko że Dash był manipulatorem. Jemu nie chodziło o moje dobre samopoczucie lub zadowolenie mnie. Chciał mi po prostu udowodnić, że się myliłam, i przypomnieć mi, jak dobrze mnie zna. Prysznic pomógł mi rozluźnić obolałe mięśnie, ale tak naprawdę potrzebowałam dobrego masażu stóp. Niestety będę musiała zadowolić się tym, że usiądę i dam im odpocząć. Związałam włosy w warkocz i wyszłam z zaparowanej łazienki. Dash siedział z boku łóżka, twarzą do łazienki i z telefonem
przy
uchu,
obserwując
mnie
z
lubieżnym
uśmiechem.
Przewróciłam oczami, wzięłam z materaca poduszkę i cienki koc leżący na skraju, a następnie przeniosłam się na kanapę. Szybko zakończył połączenie, gdy ja ścieliłam swoje prowizorycznie posłanie. – Pracujesz o tak późnej godzinie? – A co, martwisz się o moje samopoczucie? Ułożyłam się wygodnie na kanapie. – Wciąż próbuję rozgryźć, czy stałeś się taki jak twój ojciec. – I co? – Jeszcze nie jestem pewna. – Odwróciłam się od niego, mając nadzieję, że załapie aluzję. Z jednej strony wierzyłam, że Dash nigdy nie mógłby się stać taki jak jego ojciec. Był życzliwym człowiekiem, czego jego ojciec nigdy nie potrafił zrozumieć. Pytanie tylko, czy dawny Dash wciąż istniał. Między nami zapadła cisza. Już zaczęłam zasypiać, ale nagle poczułam na sobie jego dotyk. Podniósł mnie i powiedział:
– Cóż, w takim razie chyba powinnaś się trzymać blisko mnie, przynajmniej dopóki się ostatecznie nie przekonasz. – Mówiłam ci, że będę spać na kanapie. – Przykrył nas kołdrą i przytulił mnie od tyłu. – Zmieniłem zdanie. – Chcesz powiedzieć, że skłamałeś? – Aniele, jeśli dalej będziesz mnie tak kusić, to zmienię zdanie co do innych rzeczy. By uwydatnić sens swoich słów, przyciągnął mnie do siebie i przycisnął erekcję do mojego tyłka. Poczułam ciepło jego ciała i zrobiłam coś głupiego: wyciągnęłam rękę, włożyłam ją między nas i pogładziłam jego nagą skórę. – Jesteś nagi? – Śpij – nakazał. Po jego głosie poznałam, że był zmęczony, ale nie mogłam zasnąć, wiedząc, że dzieli nas tylko piżama. I znowu starałam się zapanować nad oddechem i myślami. Dlaczego on musiał być nagi? –
Nie
powinienem
cię
pragnąć.
–
Drgnęłam,
słysząc
jego
niespodziewane wyznanie. Nie byłam gotowa na to, że obróci mnie na plecy i zawiśnie nade mną. Pogarda w jego głosie nie pasowała do pożądania widocznego w oczach. – Wcale cię o to nie prosiłam. Pokręcił głową jakby rozczarowany. Ciekawe, dlaczego to zrobił. Nie musiałam się długo zastanawiać, bo po chwili mnie puścił i spojrzał mi w twarz. – Stałaś się równie stuknięta co twoja matka – zauważył.
– A ty chciwy i bezduszny jak twój ojciec – odparłam, a niechciane łzy spłynęły po mojej twarzy i wsiąkły w poduszkę. Szlochy bezgłośnie wstrząsnęły moim ciałem. Przynajmniej już nie czułam pożądania.
– Dokąd się wybierasz? – zapytałam następnego ranka. Obudziliśmy się niemal godzinę temu i to była pierwsza rzecz, którą do niego powiedziałam. – Muszę wziąć prysznic i iść do biura. Zabieram cię do Keenana. – Nie potrzebuję opiekuna. Muszę wracać. – Ponownie usiłowałam mu to wytłumaczyć. Oczywiście tak naprawdę jeszcze nie mogłam wrócić. Najpierw musiałam zadbać o to, by moja rodzina była bezpieczna. Aby to osiągnąć, powinnam zabić Keirana. Tylko że nie byłam w stanie. Przy Dashu nie potrafiłam racjonalnie myśleć, więc później będę musiała się zastanowić, co zrobić. Może powinnam pójść na policję? – Nigdzie nie pojedziesz, dopóki mi nie powiesz, dlaczego wróciłaś i gdzie byłaś przez te cztery lata. Chciałam powiedzieć Dashowi o Esmereldzie. Zaczynałam rozumieć, że sama nie będę w stanie ochronić swojej rodziny, ale potem mi się przypomniało, jak ta kobieta mnie znalazła i że jej ludzie bez problemu poradzili sobie z ochroniarzami Dasha. Czy naprawdę byłam gotowa zaryzykować
bezpieczeństwo
swojej
rodziny,
a
także
jego,
skoro
udowodniła, jaka jest potężna? Lake powiedziała mi, że ludzie z szajki handlującej niewolnikami albo zostali zabici, albo trafili do więzienia cztery lata temu. Tymczasem ta kobieta wiedziała wszystko o wszystkich, łącznie ze mną. Nie było mnie
w Six Forks przez cztery lata, więc się zastanawiałam, dlaczego wybrała mnie, a nie kogoś bliższego Keiranowi. Ludzie Esmereldy wyrzucili mnie pod domem Chambersów w trakcie ślubu i porwali mnie z mieszkania Dasha. Wszyscy mnie już o coś podejrzewali, choć na razie jeszcze nie wiedzieli o co. Później w samochodzie wpadła mi do głowy pewna myśl: może dla niej to była tylko gra i ostatecznie planowała zabić nas wszystkich? Co by oznaczało, że byłam tylko zwykłym pionkiem. Od tylu różnych możliwości aż kręciło mi się w głowie. Dotarło do mnie,
że
ugrzęzłam
w
tym
wszystkim
po
uszy.
Istniało
większe
prawdopodobieństwo, że Esmerelda zwycięży, niż że ją zdemaskuję. – Dash? – Tak? – Jestem gotowa, by porozmawiać. Wiesz… Nagle przerwał mi dzwonek telefonu Dasha. Zerknęłam na deskę rozdzielczą i dostrzegłam imię Rosalyn. Krew się we mnie zagotowała. Dlaczego ona do niego dzwoniła? Myślałam, że stracili kontakt dawno temu. – No mów – naciskał. – Nie zamierzasz odebrać? – Nie. – Zazgrzytał zębami i zacisnął palce na kierownicy. Kiedy telefon przestał dzwonić, jego ramiona wyraźnie się rozluźniły. – Dlaczego? – Od kiedy to twoja sprawa? Jak na zawołanie na ekranie znowu pojawiło się imię Rosalyn. – Od teraz. – Nacisnęłam przycisk, by odebrać połączenie. Dash nawet nie
zdążył
zareagować.
W
samochodzie
rozległ
się
piskliwy
głos
dziewczyny. Dosłownie się skrzywiłam. – Dasher? Jesteś tam? Nachyliłam się nad oparciem i wyszeptałam do niego szyderczo: – Och, a więc jej również pozwalasz mówić do siebie pełnym imieniem? – Później mi za to zapłacisz. – Tak, tak. – Machnęłam ręką w stronę wyświetlacza, dając mu znać, żeby kontynuował. – Tak, jestem, Roz. – Gdy się do niej zwrócił w ten pieszczotliwy sposób, jak w czasach, gdy jeszcze się ze sobą spotykali, powietrze dosłownie uszło mi z płuc, jakby mnie tam kopnął. Uśmiechnął się drwiąco, co zabolało jeszcze bardziej. – Wydawało mi się, że kogoś słyszałam. Jakąś kobietę. Miałam ochotę potwierdzić jej podejrzenia – faktycznie w jego samochodzie siedziała inna kobieta, a co więcej, była kochanka, z którą spędził noc, ale bardziej zależało mi na informacjach, więc trzymałam gębę na kłódkę. Przynajmniej na razie. Musiałam się dowiedzieć, czy między nimi znowu coś jest. Jeśliby się okazało, że tak, bardzo by mi to ułatwiło sprawę. W ten sposób łatwiej byłoby mi odpuścić i zapomnieć. – Przepraszam, potrzebujesz czegoś? – zapytał, unikając odpowiedzi na jej pytanie. – Tak. Chciałam, żebyśmy zjedli razem lunch i omówili sprawy związane z weselem. Wesele? Proszę, niech mi ktoś powie, że zatopiła pazury w innym facecie.
– To nie jest odpowiedni moment. – Nasi ojcowie chcą, żeby małżeństwo zostało zawarte w ciągu sześciu miesięcy – zaskrzeczała, potwierdzając moje najgorsze obawy. Żadne z nich nie miało pojęcia, że Rosalyn właśnie wyrwała z mojej klatki piersiowej serce i pluła na nie z każdym wypowiedzianym słowem. – Już i tak mamy za mało czasu, żeby wszystko zaplanować. – Możesz się tym zająć beze mnie. Przecież ci nie zabraniam – wytknął. – Nie wykręcisz się od tego tak łatwo. Jesteśmy parą. – Też mi para. Prychnęłam, a Dash posłał mi potępiające spojrzenie. – Czy ty ze mnie drwisz? Od jej skrzeku zaczynała mnie boleć głowa. Zastanawiałam się, czy takie same dźwięki wydawała, kiedy Dash się z nią kochał. O Boże, czy on się z nią kochał? Chyba mimowolnie jęknęłam, bo Dash spojrzał mi w oczy. – Rosalyn, pogadamy o tym później. – Rozłączył się, nie czekając na jej odpowiedź. Westchnęłam głośno i w końcu odzyskałam głos: – A więc bierzesz ślub. – To nie było pytanie. Powiedzenie tego na głos tylko pomogło mi to przyjąć do wiadomości. – Nie chciałem, żebyś się o tym dowiedziała w ten sposób. – Kiedy planowałeś mi o tym powiedzieć? Przed czy po tym, jak byś mnie wziął? – To nie tak, jak myślisz. – Nie? A więc nie jesteś kłamcą, a ja wcale nie jestem głupia? – A czego się spodziewałaś, aniele… – Przestań mnie tak nazywać. – Minęły cztery lata – ciągnął.
– Och, wybacz mi. Zapomniałam, że moja długa nieobecność uprawnia cię do okłamywania mnie od wczoraj. Boże! Przetrzymywałeś mnie wbrew mojej woli, w ogóle nie szanując mojego zdania, podczas gdy twoja narzeczona planowała wasze wspólne życie. Choć może powinnam winić tylko samą siebie, bo jak można być aż tak głupim? – Aniele… – Aaaaa! – krzyknęłam. – Po prostu przestań. – Gniewnym ruchem otarłam nieproszone łzy, które spłynęły po mojej twarzy. Nie rozumiałam, dlaczego zareagowałam tak emocjonalnie. Od lat wiedziałam, że ich rodzice chcieli zaaranżować ten związek. Po prostu nigdy nie sądziłam, że on się na to zgodzi, a nawet jeśli, to nie myślałam, że będę tego świadkiem. Dziesięć minut później przyjechaliśmy do jego mieszkania. Napięcie narastało z każdą sekundą jazdy i potrzebowałam powietrza. Musiałam odetchnąć. Kurde, dusiłam się. Cieszyłam się, że po wejściu do mieszkania Dash nie został ze mną długo. Od razu poszedł pod prysznic, a ja zostałam sama ze swoimi myślami i płakałam. Łzy kapały na kanapę. Domyślałam się, że musiała być szalenie droga. Dwadzieścia minut później wyszedł z sypialni, wyglądając jak władczy biznesmen, podczas gdy ja miałam na twarzy ślady po łzach. – Jesteś gotowa? – A mam jakiś wybór? Postanowił nie odpowiadać, tylko otworzył dla mnie drzwi. Ale się wycwanił. – Sheldon zabierze cię na jakieś zakupy, żebyś kupiła sobie ubrania. – Jak długo planujesz mnie tutaj trzymać?
– Mówiłem ci. Dopóki nie dostanę tego, na czym mi zależy. – Jeśli powiem ci, co się wydarzyło w sobotę, to puścisz mnie wolno? Pokiwał głową i szybko odwrócił wzrok, więc miałam wrażenie, że wcale nie zamierzał dotrzymać słowa. – W takim razie zobaczymy – odparłam i minęłam go z ramionami skrzyżowanymi
na
klatce
piersiowej.
Obrzucił
wzrokiem
moje
wyeksponowane piersi, a ja starałam się skupić na tym, by czuć tylko odrazę. Zaręczony facet w ogóle nie jest atrakcyjny. Nie byłam naiwna i wiedziałam, że on jej nie kocha, niemniej jednak kiedy się pobiorą, będzie należeć do niej. To mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że jeśli uda mi się przeżyć i nie oszaleć, nigdy więcej nie wrócę do domu. Droga z miasta do Six Forks upłynęła nam w ciszy. Niejednokrotnie miałam ochotę ją przerwać i powiedzieć mu, co dokładnie myślę o jego zbliżających się zaślubinach. Sheldon przywitała mnie w drzwiach wraz z uśmiechniętą Kennedy, która wyglądała, jakby dopiero co wytarzała się w syropie. Moja była przyjaciółka kazała córce umyć się w podskokach, a potem zerknęła na mnie. – Willow! Co mój brat z tobą robił? Wyglądasz chujowo – krzyknęła. – Twój narzeczony powinien oduczyć cię tego słownictwa – zażartował Dash. – Nie jestem jego pieskiem na kolanka – odwarknęła. – Udowodnij to. – Zaczęli się przekomarzać. Stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać w tej dziecinnej sprzeczce i wyminęłam Sheldon, by wejść do domu. W środku nie dostrzegłam nigdzie Keenana, więc wkroczyłam do pierwszego pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Zastałam małą
łobuziarę, jak polewała naleśniki keczupem. – Hej – przywitałam się. Dziewczynka natychmiast rzuciła butelkę i uniosła ręce w powietrze. Roześmiałam się. Widziałam ją wcześniej na zdjęciach i na ślubie, ale to nie było to samo. W rzeczywistości była jeszcze bardziej urocza. – Cześć – wyszeptała i posadziła pupę na krzesełku, na którym przed chwilą stała. – Ty pewnie jesteś Kennedy. Ja mam na imię Willow. – Cześć, Willow – odparła. Nie potrafiła wymówić mojego imienia poprawnie. – Miło mi cię poznać. – Patrzyła na mnie, gdy ja próbowałam wymyślić, co jeszcze powiedzieć. – Co tam masz? – Skinęłam głową w stronę naleśników pociętych na małe trójkąty, polanych keczupem i syropem. – Śniki. Chcesz? – Podniosła nieduży kawałek, który wręcz ociekał syropem i keczupem, i wyciągnęła go w moją stronę. Za nic na świecie bym tego nie zjadła, więc zastanawiałam się, jak odmówić, żeby nie urazić jej uczuć. Na szczęście uratował mnie Keenan, który właśnie wszedł do kuchni. Pochylił się, wziął od niej kawałek naleśnika i zjadł go, mlaszcząc głośno. Kennedy się rozchichotała i zaczęła wymachiwać ramionami, gdy tatuś udawał, że chce zjeść jej rączki. – Jeszcze – zażądał. – Nie, tatusiu. Willow też chce. Keenan w końcu uniósł głowę i spojrzał na mnie z łobuzerskim błyskiem w oku. Zauważyłam, że Kennedy odziedziczyła po nim oczy. Wzruszył ramionami i stwierdził ze śmiechem: – Przykro mi, Wills. Zrobiłem, co w mojej mocy.
Dawno mnie tak nie nazwał. Ostatni raz pięć lat temu. – Może ona też nie powinna tego jeść. Będzie ją bolał brzuch. Jego uśmiech znikł i spojrzał pytająco na swoje dziecko. – Hej, księżniczko, skąd wzięłaś keczup? – Jadłeś wczoraj burgera. Wytrzeszczył oczy, zabrał jej butelkę i szybko pobiegł do spiżarni, żeby ukryć dowód. Tylko że dowody znajdowały się również na twarzy Kennedy, jej ubraniach oraz naleśnikach, więc zastanawiałam się, co planował. – Kiedy Sheldon przyjdzie i się wścieknie, powiemy, że dziecko działało samo – upomniał mnie. – Keenan… Zakrył uszy Kennedy. – Jeśli będę mieć kłopoty, popołudniowe bzykanko podczas drzemki Kennedy przejdzie mi koło nosa. – Wstydź się – wydusiłam przez śmiech. Już zapomniałam, jaki Keenan potrafił być zabawny. Wyglądało na to, że ostatnie cztery lata go zmieniły, ale z drugiej strony mogłam się mylić. – A co u ciebie, Wills? Tęskniłem za tobą. – Ja za tobą też – przyznałam i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to prawda. Ja i Keenan dobrze się rozumieliśmy, bo oboje czuliśmy potrzebę, by stąd wyjechać. – Nie bądź taka sztywna. Mogę cię przytulić? – Pozwoliłam mu się zamknąć w uścisku i przez chwilę czułam się tak, jakbym w końcu miała jakiegoś przyjaciela. Gdy mnie puścił, popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. – Udało ci się znaleźć to, czego szukałaś? – Udało mi się spojrzeć na niektóre sprawy z innej perspektywy.
Obrócił się, żeby przygotować sobie płatki. Kennedy już nie próbowała jeść naleśników, tylko przesuwała je po talerzu. – To co cię tu sprowadza? Zastanowiłam
się
nad
jego
pytaniem.
Rozumieliśmy
się,
ale
wiedziałam, wobec kogo jest tak naprawdę lojalny. Zauważył moje wahanie i spojrzał na mnie znad miski mleka. – To nie jest trudne pytanie – zapewnił. Pokiwałam głową i odpowiedziałam zwyczajnie: – Przyjechałam w odwiedziny do mamy. – Rozumiem. Czy to była twoja pierwsza wizyta w tym mieście? – Dwudziesta. – A jak to się stało, że wylądowałaś przed domem Chambersów? – To skomplikowane. – Muszę przyznać, że narobiłaś na weselu niezłego zamieszania. – Przysięgam, że nie miałam takiego zamiaru. – Kilka miesięcy temu dowiedziałam się od mamy, że Keenan i Sheldon biorą ślub. Początkowo chciałam się wymigać od tej wizyty w domu, bo wiedziałam, że wszyscy moi przyjaciele będą wtedy w mieście, ale moja matka wzbudziła we mnie poczucie winy i musiałam przyjechać. Tak naprawdę poza moimi wizytami nie utrzymywałyśmy kontaktu. Co prawda dzwoniłam do niej tydzień temu, ale ogólnie robiłam to bardzo rzadko. Czasami czułam się jak poszukiwany zbieg. W tym momencie Dash i Sheldon weszli do kuchni, a ja przypomniałam sobie,
że
do
tej
pory
stali
w
korytarzu.
Sheldon
wydawała
się
zdenerwowana, Dash chyba miał zły humor. Napotkałam jego spojrzenie, wyraźnie próbował się czegoś doszukać na mojej twarzy lub czekał, aż się odezwę. Jeśli sądził, że się z nim pożegnam lub będę mu życzyć miłego
dnia, to musiało go pogrzać. W końcu wyszedł, a ja znów mogłam normalnie oddychać. – Dostałam polecenie, że mam iść z tobą na zakupy. Nim zdążyłam odmówić, Keenan mruknął: – Ja spadam. – Skarbie, musisz popilnować Ken przez kilka godzin. I mówię poważnie: nie spuszczaj jej z oka. – Przecież zawsze jej pilnuję. –
Tak?
Więc
jak
wyjaśnić
ten
keczup
na
jej
niedojedzonych
naleśnikach? – Nie mam pojęcia, Shelly. To ty zrobiłaś jej dzisiaj naleśniki. – Zgadza się, ale ty zostawiłeś keczup na blacie. –
Mogło
być
gorzej.
Mogła
pomyśleć,
że
twoje
tabletki
antykoncepcyjne to cukierki – warknął. Wow. Co za napięcie. Szkliste oczy Sheldon ciskały pioruny. – A co to w ogóle ma z tym wspólnego? – Nic. Zapomnij. – Podniósł Kennedy i wypadł z kuchni. Sheldon popatrzyła za nim. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. – Boże, czasami jest takim dupkiem – jęknęła. Postanowiłam zaryzykować i ją przytulić, bo tego potrzebowała. To było ważniejsze niż zachowywanie dystansu. – Czy coś mnie ominęło? – Keenan chce mieć drugie dziecko. – I co? Myślałam, że jesteście szczęśliwi… – Oczywiście wciąż byli bardzo młodzi, ale już tak wiele udało im się razem osiągnąć. Nic więc dziwnego, że chciał czegoś więcej.
– Jeszcze nawet nie zaczęłam na dobre studiować medycyny, do czego niemal mnie zmusił, a skończę dopiero za kilka lat. Mam jedno małe dziecko i drugie przerośnięte. To nie jest odpowiedni moment. – To powiedz mu o tym. – Mówiłam. Ale on nie słucha. Powiedział, że nie widzi problemu, że mogę skończyć szkołę i jednocześnie dać mu więcej pomagierów. – Pomagierów? – Wymyślił sobie taki genialny diaboliczny plan, który wiąże się z przyszłymi dziećmi i przejęciem władzy nad światem – wyjaśniła rozdrażniona. – Nooo dooobra… – I nie wiem, co mam robić. – Tabletki antykoncepcyjne? – Próbowałam brać, ale on je zawsze znajduje, a poza tym nigdy nie chce
zakładać
gumki.
Za
tydzień
jestem
umówiona
na
zastrzyk
antykoncepcyjny. To go powstrzyma na następne trzy miesiące. – A nie sądzisz, że on może chcieć nadrobić pierwsze trzy lata życia córki, które go ominęły? – Nie winię go za to. Już nie. Przerobiliśmy ten temat i doszliśmy do wniosku, że oboje popełniliśmy błędy i przeszłości nie da się zmienić. – A oboje się na to zgodziliście czy tylko ty? – Nie rozumiem. – Przecież widać, że on chce mieć więcej dzieci, bo przegapił pierwsze lata Kennedy. Jest bystry i wie, że nie da się tego zmienić. Po prostu stara się wypełnić pustkę. – Pustkę, której ja jestem przyczyną.
– Nie przesadzaj. Oboje podjęliście złe decyzje, ale najważniejsze jest to, że już jesteście razem. Kennedy od początku miała ciebie, a teraz ma oboje rodziców. Myślenie „co by było, gdyby” w niczym nie pomoże. – Sama mogłabyś skorzystać z własnej porady. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Co się dzieje między tobą a moim bratem? Zanim wyszedł, rzucił ci bardzo wymowne spojrzenie. – Nic się nie dzieje. Jest zaręczony z Rosalyn, jak zapewne wiesz. – Powiedział mi o tym tuż przed ślubem, bo ją ze sobą przyprowadził. Dlatego też się cieszę, że nie doszło do ślubu. Przynajmniej nie musiałam na nią patrzeć. – Tak bardzo cię przepraszam, że zniszczyłam ci ceremonię. Ustaliliście już nową datę? – Nie, ale mnie wcale nie jest przykro. – Wzruszyła ramionami. – Dlaczego? – Nie potrafiłam ukryć zdziwienia w głosie. Nie chciała wyjść za Keenana? Przecież było widać, że są w sobie zakochani, nawet bardziej niż kiedyś. – Bo teraz wiem, że bez ciebie to nie byłby ślub idealny. – Moja obecność chyba nie zrobiłaby aż tak wielkiej różnicy. – Zawsze miałaś z tym problem, prawda? Miałaś niskie mniemanie o sobie i nie chciałaś uwierzyć, że inni mogą cię kochać i może im na tobie zależeć. Najpewniej wierzyłaś w to, kiedy uciekłaś, ale wiedz, że zraniłaś nas
wszystkich.
Chciałabym,
żebyś
powiedziała
nam,
co
takiego
zrobiliśmy, że postanowiłaś odejść. – Po prostu musiałam sporo rzeczy przemyśleć. Znalazłam kogoś, kto mi w tym pomógł. Gdybym miała wybór, nigdy bym nie wróciła. I o nic cię nie obwiniam. – Masz kogoś? Pokręciłam głową.
– To nie tak, jak myślisz. Pokręciła głową, przyjmując do wiadomości moją odpowiedź, chociaż była dość zwięzła. Nikt nie wiedział, gdzie się podziewałam. Nawet moja matka. – A co z Lake? Ją obwiniasz? – wypaliła. – Lake mnie zraniła i to nie jest kwestia winy. Sama zdecydowała o wyjeździe. Nie wiem, czy moje uczucia lub reakcja na to, że mnie zostawiła, były uzasadnione, ale nie mogę im zaprzeczyć. – A gdzie byłaś przez ten czas? – Trafiłam do miejsca, w którym mi się wydawało, że jestem bezpieczna. – I chcesz tam wrócić. Dlatego nie zamierzasz nam o tym powiedzieć – zgadła. Pokiwałam głową i odwróciłam wzrok. Nie mogłam wytrzymać jej spojrzenia, które błagało mnie, żebym została. To nie było możliwe. Szczególnie teraz, gdy dowiedziałam się o ślubie Dasha. – Wiesz, że on jej nie poślubi. – To samo powiedziałaś ostatnim razem – wytknęłam. – I wtedy wierzyłam w to równie mocno co teraz. Jak może to zrobić, skoro właśnie cię odnalazł? – Wcale mnie nie odnalazł. – Cóż, komuś się to udało, nieważne, kto jest za to odpowiedzialny… lub temu winny. Najważniejsze, że wróciłaś. Mam tylko nadzieję, że uda ci się uratować mojego brata. – Twój brat jest panem swojego losu. Nie musi się z nią żenić. – Ale on wierzy, że jest inaczej. Ma takie chore poczucie obowiązku i dopóki cię nie poznał, nie zaznał szczęścia.
– Jestem dla niego tylko zabawką. – Nie powinnaś tak myśleć. Zastanów się, dlaczego tutaj jesteś. Przecież mógł ci pozwolić wsiąść do tego samolotu i więcej się z tobą nie zobaczyć. Bardzo możliwe, że przez cały ten czas cię szukał, żeby się upewnić, czy wszystko z tobą w porządku. – Dash mnie szukał? –
Zawsze
temu
zaprzeczał,
ale
wiem,
że
tak
rozumiałam, jak ci się udało uciec mojemu bratu. – Miałam kogoś do pomocy. – Zamierzasz mi o tym kiedykolwiek powiedzieć? – Będzie lepiej, jeśli tego nie zrobię.
było.
Nigdy
nie
ROZDZIAŁ 13 • Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
DASH
M
oże powinienem cię zakneblować? – upomniałem ją. Bawiło mnie to, że w jednym zdaniu potrafiła mnie wyzwać od najgorszych. Miała niewyparzony język.
Wzięła pizzę, którą jej podsunąłem, ale nie mogła swobodnie poruszać rękami przez skute nadgarstki. Obserwowałem z uśmiechem, jak powoli przysuwa pizzę do ust. – Nie mogę tak jeść. – Świetnie sobie radzisz. – A tak w ogóle skąd je wziąłeś? – Z sex shopu. Zniesmaczona zmarszczyła nos. – Zawsze je przy sobie nosisz? – Przyniosłem je specjalnie dla ciebie.
Potem
jadła
w
milczeniu,
niespiesznie,
małymi
gryzami.
Zanim
skończyła pierwszy kawałek, ja już byłem po drugim. – Okej, zjadłam, więc co teraz? – Wziąłem od niej pusty talerz, żeby go wyrzucić, a ona oblizała tłuste od pizzy palce. Stanąłem jak wryty i zaschło mi w ustach. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Zrób to jeszcze raz. – Ale co? – Jej zaskoczone spojrzenie przywołało mnie do porządku. Otrząsnąłem się z brudnych myśli i wyrzuciłem talerze do kosza. – Nieważne. Obserwowała mnie z zaciekawieniem, gdy włączałem film. Wybrałem komedię, bo wydawała mi się najbardziej neutralna. Kiedy film się zaczął, usiadłem obok niej z laptopem w ręce. Łóżko było wąskie i nie nadawało się dla dwóch osób, ale wiedziałem, jak rozwiązać ten problem. – Połóż się ze mną. Stężała i gwałtownie obróciła głowę w moją stronę. Ja już się położyłem. – Co ty wyprawiasz? – Chodź tu do mnie – nakazałem. – Nie. – Mogę cię zmusić. – Nie możesz… Zanim zdążyła dokończyć, przyciągnąłem ją do siebie szarpnięciem. Jej plecy przyciskały się do mojego torsu, jej tyłek ocierał się o mojego fiuta. Przesunąłem dłonią po jej biodrze i wyszeptałem: – Mogę zrobić, co zechcę. – Leżeliśmy tak blisko, że czułem drżenie jej ciała. Miałem ochotę się z nią podroczyć i nie mogłem oprzeć się tej pokusie. – Zimno ci?
–
Właściwie
trochę
za
ciepło
–
odparła
przekornym,
nieco
zdenerwowanym tonem. Film już się zaczął, ale żadne z nas o to nie dbało. – Oboje jesteśmy w pełni ubrani. Jeśli jest ci za gorąco, mogę to naprawić. – Nie. Nie… Przeżyję. Jej skóra była jak porcelana, chłodna i blada. Korciło mnie, żeby przesunąć palcem od linii jej włosów po podbródek, więc to zrobiłem i w ten sposób nakierowałem jej twarz na ekran laptopa. – Rozluźnij się. Jesteś bezpieczna. Chyba mi uwierzyła i zrelaksowała się na tyle, by wkręcić się w film. Dotarło do mnie, że podoba mi się dźwięk jej śmiechu, taki zachrypnięty. Przez pół filmu ściskało mnie od niego w żołądku i w jajach. Na szczęście ona była zupełnie nieświadoma mojego stanu, do tego stopnia, że za każdym razem, gdy się śmiała, nieświadomie ocierała się tyłkiem o moje krocze. Pod koniec już nie wiedziałem, o czym w ogóle był ten film, bo w głowie miałem tylko fantazje. – Dash? – Tak? – odparłem, siląc się na spokój, by nie dać po sobie poznać, że chcę ją przelecieć. –
Film
się
skończył.
–
Znowu
wydawała
się
zdenerwowana.
Przynajmniej nie próbowała mi dogryzać. – Widzę. Chcesz obejrzeć kolejny? – Jest już późno. Powinieneś iść. – Ale jest mi tu tak wygodnie. – Zabrałem rękę z jej biodra i objąłem ją na wysokości klatki piersiowej. Tak naprawdę plecy mnie bolały, a ręka ścierpła, bo Willow od dwóch godzin na niej leżała, ale było warto. Obróciła się twarzą do mnie, a ja jej to ułatwiłem.
– Dziękuję za pizzę i seans filmowy, ale teraz chciałabym, żebyś już wyszedł. Może wziąłbym jej słowa na poważnie, gdyby nie patrzyła na moje usta. Dotknęła językiem kącika swoich warg, oddychając głęboko. Nagle poczułem przemożną ochotę, by oddychać tym samym powietrzem co ona. Nachyliłem się do niej. Gdy się nie odsunęła, nabrałem nieco więcej odwagi i zmniejszyłem odległość między nami. O kurwa, było lepiej, niż sobie wyobrażałem. Całowałem w życiu wiele dziewczyn, ale przy żadnej serce nie chciało mi wyskoczyć z piersi. Przy Willow czułem się jak rażony prądem.
– Nie powinieneś był mnie całować. Jeśli chciała, abym przestał, jej jęki raczej w tym nie pomagały. Cały czas zajmowałem się szyją Willow – jej skóra i zapach były wręcz uzależniające.
Czułem
się
tak,
jakbym
nigdy
wcześniej
nie
zaznał
kobiecego ciała… a może było tak dlatego, że odkąd poznałem Willow, wszystkie inne przestały się liczyć. – Tak się robi, gdy człowiek kogoś pragnie, aniele. A ja ciebie pragnę. – Dlaczego wciąż mnie tak nazywasz? – Jak? – Aniołem. To mnie nieco zbiło z tropu. – Nie byłem tego świadomy. – Jak to możliwe? Nigdy nie używasz mojego imienia. Nie podoba ci się? – W jej głosie słyszałem niepewność. Na chwilę otrząsnąłem się
z buzującego we mnie pożądania, żeby ją pocieszyć. Wiedziałem, że tego potrzebowała. – Lubię w tobie dosłownie wszystko. Moje uczucia względem ciebie można
porównać
do
uzależnienia.
Pragnę
cię,
Willow
Waters.
–
Wymówiłem jej nazwisko zmysłowo, każda sylaba ociekała seksem. – Wyjaśnij mi, dlaczego mnie pragniesz, Dash. Daj mi jeden dobry powód. Jestem o pięć kilo za ciężka, moje włosy wyglądają, jakby piorun strzelił w wiedźmę, jestem biedna jak mysz kościelna i wszyscy zgodnie uważają, że nie potrafię łączyć kolorów. Zastanawiałem się nad każdą wadą, którą wymieniła z takim zapałem, i powoli pokiwałem głową, a potem powiedziałem to, co chyba chciała usłyszeć. – Masz rację. Jesteś chodzącą tragedią. – Na jej twarzy zagościło rozczarowanie. – Ale nigdy nie spotkałem nikogo bardziej idealnego.
• Obecnie •
Po tym, co zaszło rano, zostawienie mojego anioła samego wydawało mi się okrucieństwem. Miałem ochotę znaleźć Rosalyn i udusić ją gołymi rękami. Długo nie zapomnę brzmienia jej głosu i widoku jej twarzy, kiedy błagała mnie, bym nie łamał jej serca po raz kolejny. Ślub z nią był ostatnim, co chciałbym zrobić, i dlatego trzymałem te zaręczyny w tajemnicy. Richard Simon był kluczem do mojej wolności. Oczywiście miałem prawo odmówić, ale nie chciałem, żeby on i jemu podobni do końca życia mną gardzili.
Wczoraj, kiedy Willow brała prysznic, mój ojciec zadzwonił i zażądał spotkania ze mną. Nie wiedziałem, jaką ma do mnie sprawę, ale już nie miałem dla niego cierpliwości. Czułem się podle, bo patrzyłem, jak serce Willow znowu pęka. Po
przyjeździe
do
biura
byłem
już
zirytowany,
więc
Celesha
postanowiła nie wchodzić mi w drogę. Wgryzła się w jabłko i obserwowała mnie szeroko otwartymi oczami ze swojego stanowiska naprzeciwko mojego gabinetu. Po raz kolejny się okazało, że mój ojciec wprosił się do mojego miejsca pracy, ale tym razem miał towarzystwo – wiceprezesa firmy. – Tato. Jamesie. – Przywitałem się z nimi krótko, bo od rana miałem zły nastrój. – Myślałem, że spotkamy się w sali konferencyjnej. – To nie zajmie zbyt długo. James wyraził obawy w kwestii twoich nowych metod przejmowania firm. – O jakie obawy chodzi? – Chcę usłyszeć coś więcej o tym durnym „łagodniejszym podejściu”, jak ty to nazywasz. Przyjrzałem się mężczyznom i skupiłem wzrok na ojcu. – James, zajmij się pracą, a ja porozmawiam z ojcem o twoich obawach, dobrze? – Nie bądź nieuprzejmy, synu. To James zwrócił na to moją uwagę, więc powinien przy tym być. – Miał wątpliwości i poszedł z nimi do ciebie, a nie do mnie, dlatego właśnie musi opuścić to spotkanie. Porozmawiam teraz z tobą, a ty mu potem
przekażesz
wiadomości.
–
Skinąłem
na
swojego
zastępcę,
odprawiając go. – James. Mężczyzna wyszedł bez słowa, a gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, mój ojciec uderzył palcem w biurko.
– Twoje zachowanie jest niedopuszczalne, Dasher. Nie zrobiłem z ciebie szefa tej firmy, żebyś zachowywał się jak rozwydrzone dziecko. – A jednak pokładasz większe zaufanie w mężczyźnie, który nawet nie potrafi wyrazić swojego zdania. Posłuchaj mnie, ojcze. Nie zamierzam dalej wykonywać tej roboty, kiedy dosłownie czuję twój oddech na karku, a twoi szpiedzy obserwują każdy mój ruch. Jeśli wtrącisz się jeszcze raz, odejdę, a wtedy będziesz musiał znaleźć sobie innego spadkobiercę. – Nie mam takiego zamiaru. – Dlaczego tak wcześnie dałeś mi tę pracę, skoro w ogóle mi nie ufasz? Musiałeś wiedzieć, że nie jestem jeszcze gotowy. Dopiero co skończyłem studia. – A co wiek ma z tym wspólnego? Kiedy założyłem tę firmę, nie byłem wiele starszy od ciebie. – A ile czasu minęło, zanim stałeś się w tym dobry? Ja mam tylko te umiejętności, których sam mnie nauczyłeś. – Więc słuchaj Jamesa i ucz się od niego. Nie możesz ignorować dekad doświadczenia w biznesie tylko dlatego, że ci to nie odpowiada! – Twoje doświadczenie w biznesie to tylko starannie wplecione w słowa groźby. Ponad osiemdziesiąt procent firm, które posiadasz, udało ci się zdobyć
poprzez
wrogie
przejęcie.
Narobiłeś
sobie
wrogów,
zamiast
pielęgnować relacje z ludźmi. – My tutaj nie sprzedajemy marzeń, synu. Mamy zdobywać i podbijać, a zdobywcy nie pytają o pozwolenie. – Nie chcę być zdobywcą. Chcę być inteligentnym człowiekiem, a tacy wiedzą, które bitwy należy prowadzić, a z których zrezygnować. – Mądry człowiek wie również, jak wybierać przydatnych sojuszników. Tymczasem wciąż jesteś widywany w towarzystwie Keirana Mastersa. – O czym ty mówisz?
– Słyszałem, że krążyłeś z nim po mieście, szukając kobiety, która nie jest twoją narzeczoną. – Ta kobieta jest moją przyjaciółką i została porwana z mojego mieszkania w biały dzień przez bardzo niebezpiecznych ludzi. Keiran również jest jej przyjacielem, więc to logiczne, że zaoferował pomoc. – Przez niego wylądujesz w więzieniu, chłopcze. – Zmrużył oczy oceniająco. – Może ty jednak chcesz się ożenić z Rosalyn. – Nie bądź śmieszny. Żaden mężczyzna by tego nie chciał. – W takim razie zerwij znajomość z tym kryminalistą, a ja odwołam zaręczyny. – Nie. – Słucham? – Nie zamierzam tego zrobić. Keiran jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. To mój brat. Nie zamierzam z niego zrezygnować tylko dlatego, że ty chcesz ochronić swój wizerunek. – W końcu pokazałeś, że masz jaja. Uniosłem głowę i zobaczyłem Keirana stojącego w drzwiach. Czarny kaptur zasłaniał większość jego twarzy, więc nie potrafiłem się domyślić, co mu chodziło po głowie. – Synu, właśnie prowadzimy prywatną rozmowę… – Która już dobiegła końca. Ojcze, porozmawiamy później. – Nie waż się mnie lekceważyć z jego powodu. – Napotkałem karcące spojrzenie ojca, ale jego gniew mnie nie ruszał. – Wyjdź stąd. – Po chwili się zorientował, że nie zamierzam się wycofać, i wstał. – Będę musiał porozmawiać o tym z twoją matką. – Pozdrów ją przy okazji.
Drzwi gabinetu trzasnęły. Spodziewałem się, że Keiran coś powie, ale on tylko podszedł do kanapy, rozparł się na niej wygodnie i wbił spojrzenie w sufit. – Coś cię trapi? – Lake powiedziała, że wróci dopiero za kilka dni. – Przecież chyba ma egzaminy, prawda? – Tak, ale martwi się o Willow. – Naprawdę? – Dlaczego tak cię to dziwi? – zapytał. – Nie przyjęła jej z otwartymi ramionami. – Tak, zapytałem ją o to, a ona niemal rzuciła się na mnie z łapami. – Może powinieneś sprawdzić, czy w jej torebce nie ma twoich jaj – zasugerowałem. – Urocze. – To co zamierzasz zrobić? – Jedziemy. Ona musi się pouczyć, a ja chcę z nią zostać sam na sam, żeby móc ją zerżnąć jak należy. Nie mogę tego zrobić, kiedy dziecko co wieczór chce urządzać piżama party. – Przyzwyczajaj się. Ty i Lake jesteście razem już od czterech lat. Wkrótce pewnie ślub. A potem dziecko. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem, żeby mój przyjaciel się bał, ale teraz jego twarz wyraźnie pobladła. Nachylił się, oparłszy łokcie o kolana. – Myślisz, że ona będzie tego chciała? – Jest kobietą i cię kocha. Oczywiście, że tak. Chwila… a ty nie chcesz? – Chciałbym, żeby oficjalnie była moja, ale dziecko… Gdyby Keiran teraz nie siedział, na pewno by upadł. – Nie panikuj, macie czas.
– Ja chyba nigdy nie będę na to gotowy. Nie mogę spłodzić dziecka, wiedząc, jakie czekają je zagrożenia. Kiedyś sądziłem, że to możliwe, że mogę założyć z nią rodzinę, ale nie potrafię zapomnieć o tym, że niecały rok temu ktoś chciał mnie zabić. Skąd mam wiedzieć, czy za jakiś czas to się nie powtórzy? Nie mogę spać po nocach, bo ciągle rozmyślam, jak ją ochronię. – Nie możesz wiecznie bać się życia. Najważniejsze, żebyście oboje mieli to, czego potrzebujecie. Lake ci ufa i wie, że ją ochronisz, ale chce również, żebyś ją uszczęśliwił. Nie spieprz tego. Jeśli stracisz czyjeś zaufanie, później nie jest łatwo go odzyskać. Spodziewałem się żywej reakcji z jego strony, ale on tylko odchylił głowę i gapił się w sufit. Instynkt i lata przyjaźni mówiły mi, że dręczy go coś jeszcze. Sądząc po tym, jak zaciskał szczękę, domyślałem się, że to nic dobrego. – Jest coś jeszcze. – Przyglądałem mu się uważnie, czekając za złe wieści. – Mitch nie żyje. To nie była tylko zła wieść – to była katastrofa. – Kurwa, stary. Kiedy to się stało? – W głowie już przygotowywałem się na walkę, jeśli Keiran zostanie złapany. Miał w życiu tyle konfliktów z prawem, że po raz kolejny chyba nie udałoby mu się uciec. – Jakiś tydzień temu. – Ale jak to możliwe? Przecież nie było cię wtedy w Nevadzie. – Mój ton sugerował to, czego nie wypowiedziałem wprost, on jednak zrozumiał, co miałem na myśli. Wiedziałem, bo cały się spiął. Strzelił kostkami i zacisnął rękę w pięść. Nawet nie drgnął. – Ja tego nie zrobiłem. – Słucham?
– Nie zabiłem swojego ojca – powiedział powoli. – Policja zjawiła się w domu Keenana pod ich nieobecność. Jeszcze mu nie powiedziałem. – Dyszał ciężko, mocno zmarszczył brwi. Wiedziałem,
że
śmierć
tego
chuja,
który
niemal
odebrał
mu
człowieczeństwo, wbrew pozorom go ruszyła, ale wcale nie było mu przykro. – To dobre wieści. Mitch nie żyje, a ty masz czyste ręce. – Czy na pewno? – Chcesz powiedzieć, że masz zamiar się zemścić w jego imieniu? – Kurwa, nie. Wiem tylko, że znowu ktoś ma mnie na celowniku. – Mówi się, że wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem, prawda? – Albo naszym większym wrogiem. Patrzyłem na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Czułem, że może mieć rację. Keiran nie miał do nikogo za grosz zaufania i był podejrzliwy, a najgorsze było to, że zawsze miał rację. Chyba że chodziło o Lake… Widać było, że stała się zasadą, a nie wyjątkiem. Jeśli Keiran nie posłuchałby kiedyś swojej intuicji, mogło się to dla niego źle skończyć. – Musisz szybko powiedzieć o tym Keenanowi. Zamierzasz znaleźć tego, kto go zabił? Liczyłem na to, że zaprzeczy, ale znałem go zbyt dobrze. Keiran miał w zwyczaju domykać każdą sprawę i nie lubił ryzykować. Szczególnie teraz, gdy miał dla kogo żyć. Obrócił twarz w moją stronę, a w jego oczach dostrzegłem zabójcę, który zrodził się z niewolnictwa i bólu. – A mam inny wybór?
ROZDZIAŁ 14 • Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
WILLOW
O
d pierwszego spotkania w moim pokoju minęło kilka tygodni i w tym czasie Dash wykorzystywał każdą okazję i podstęp, żeby ponownie do mnie wpaść lub gdzieś mnie wyciągnąć. Wrócił już na drugi
dzień, twierdząc, że nie rozumie zadania, które otrzymaliśmy na zajęciach z zarządzania. Nie chciałam dać mu swojego numeru telefonu, więc się do mnie wprosił. Później odkryłam, że tak naprawdę już zdążył rozwiązać to zadanie. Ponownie założył mi kajdanki i zmusił mnie do oglądania kolejnego filmu, gdy leżeliśmy ściśnięci w moim niewielkim łóżku. Tym razem było jednak inaczej z kilku powodów. Po pierwsze pozwolił sobie zdjąć buty i splótł nasze nogi. Po drugie oglądaliśmy również inny film. Jakaś komedia romantyczna – Dziennik Bridget Jones.
Ten wieczór był w rodzaju moich ulubionych z wielu powodów. Kiedy Mark Darcy przyznał, że Bridget Jones podoba mu się taka, jaka jest, pomimo wszelkich wad, Dash cofnął film i podgłośnił dźwięk. Gdy ja ponownie słuchałam dialogu, Dash składał pocałunki na mojej szyi, a potem powtarzał słowa za panem Darcym. Na szczęście mojej współlokatorki nie było, a potem zauważyłam, że znika zawsze, kiedy przychodzi do mnie Dash. Nigdy jednak, kiedy naprawdę potrzebowałam czasu dla siebie. Dzień później Dash stwierdził, że zostawił u mnie zasilacz do komputera. Znowu założył mi kajdanki, włączył Zmierzch i tym razem zdjął koszulkę i buty. Podczas czwartej nocy zapewniłam go, że nie musi mnie zakuwać w kajdanki. Tym razem próbował mnie przekupić pocałunkiem, a nie zniewoleniem. Postanowiłam wybrać bezpieczniejszą drogę, ale on znowu odebrał mi możliwości wyboru, bo przycisnął mnie do drzwi i włożył mi język do ust. Tej nocy spał u mnie po raz pierwszy. Szybko robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Po raz kolejny spojrzałam na siebie w lustrze i nie mogłam się rozpoznać. Włosy okiełznałam w luźne fale, które spływały na moje plecy. Biała letnia sukienka przylegała do mojego ciała i podkreślała kształty. Całości dopełniały białe klapki i złoty łańcuszek. Taki styl do mnie nie pasował, ale podobało mi się to, co zobaczyłam w odbiciu, i miałam nadzieję, że Dashowi również się spodoba. Chciałam zadzwonić do Lake po poradę, ale nie miałam pojęcia, jak zareaguje na wieść o tym, że zaczęłam się zadawać z Dashem. W końcu przyjaźnił się z jej wrogiem, więc poniekąd jego również uważała za nieprzyjaciela. Byłam tu jednak sama, więc zaakceptowanie jego zalotów
przychodziło mi łatwiej. Nie miałam pojęcia, co się stanie, gdy oboje wrócimy do Six Forks. Od kilku tygodni spotykaliśmy się w tajemnicy, tylko w moim pokoju. Ale gdy dzisiaj zaprosił mnie na randkę, w końcu się zgodziłam. Nie miałam pojęcia, dokąd pójdziemy, ale cały czas czułam motylki w brzuchu. Otworzyłam drzwi i ujrzałam twarz Dasha, ale to, w co był ubrany, zupełnie do niego nie pasowało. Miał na sobie jaskrawożółtą koszulę w cienkie fioletowe prążki, a do tego fioletową muszkę i szelki oraz ciemne spodnie i fioletowe mokasyny. Wyglądał cudownie. – Dlaczego jesteś ubrany jak… eee… – Jak ty? – Chyba tak. – Osoba taka jak on przyłapana w takim stroju wcale nie musiała
czuć
się
pewnie,
ale
on
wręcz
przeciwnie,
wydawał
się
rozluźniony. – Czy ty się ze mnie nabijasz? – Po co to wrogie nastawienie? – Nie ufam ci. – Dlaczego? – Bo się z nim przyjaźnisz. – O kim ty mówisz? – O Keiranie Mastersie. Zmrużył oczy, na jego ustach pojawił się wyraz pogardy. Zupełnie nie przypominał teraz siebie. Zdziwiła mnie taka reakcja, biorąc pod uwagę ich przyjaźń. – A co ty masz wspólnego z Keiranem? – Przecież wiesz.
Zabrał ręce z mojej talii, zrobił krok w tył i warknął: – Pieprzyłaś się z nim. – Co? Nie! Prędzej bym się zabiła. – Mocne słowa. W takim razie dlaczego? – Bo to zwykły gnębiciel. – Rozumiem… A więc się nad tobą znęcał? – W jego oczach dostrzegłam zrozumienie i gniew, więc się zawahałam. – A jeśli tak, to co? – Wtedy z nim porozmawiam. – Dlaczego? – Bo cię skrzywdził. – Nie zrobił tego… a przynajmniej nie bezpośrednio. – Czy możesz wyrażać się jaśniej? – Ty naprawdę nic nie wiesz? – Po raz pierwszy, odkąd go poznałam, nie miał nic mądrego, błyskotliwego ani czarującego do powiedzenia. Po prostu milczał. Właściwie wyglądał, jakby szukał właściwych słów. – Nie. – Odchrząknął. – O niczym nie wiem. – Jak możesz być jego najlepszym przyjacielem i nie wiedzieć, kogo nienawidzi najbardziej na świecie? – Nie chcę rozmawiać o tym, co dzieje się w Six Forks czy o Keiranie. Zależy mi na tym, żeby zabrać cię na randkę, ale najpierw chcę ci dać prezent. – Jaki prezent? Dlaczego? Puścił moje pytanie mimo uszu i złapał mnie za rękę. Pocałował wnętrze dłoni, a następnie zapiął mi wokół nadgarstka cienką platynową bransoletkę. Przyjrzałam jej się uważniej: była prosta, ale elegancka, zachwycająca.
Zupełnie
się
tego
nie
spodziewałam.
Całość
zdobiły
fioletowe
kamyki,
piękne
i
niespotykane.
Przesunęłam
palcem
po
bransoletce, podziwiając zawieszkę z anielskimi skrzydłami. Obok wisiały również litery D i W, jakby splecione ze sobą. – Nie wiem, co mam… Dlaczego mi to dajesz? – Zobaczyłem tę bransoletkę i pomyślałem, że powinnaś ją mieć. Dołączyłem do niej nasze inicjały. Nasze inicjały. Te słowa brzmiały jak obietnica, ale wiedziałam, że w przypadku kogoś takiego jak Dash nie można się spodziewać zbyt wiele. Mógłby mieć każdą kobietę, więc to, że wybrał mnie, było dla mnie absurdem. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że jego policzki zrobiły się lekko różowe. – Dash, czy ty się rumienisz? – zapytałam kokieteryjnym tonem. – Tylko dla ciebie. – A co z tym, co wywołuje rumieniec również na mojej twarzy? Czy to też robisz tylko dla mnie? – Roześmiałam się, ale szybko ucichłam, widząc obietnicę w jego oczach. –
Powinnaś
już
znać
odpowiedź
–
odparł
głosem
przesyconym
podnieceniem. – Jaką? – Że to wszystko robię tylko dla ciebie. – Chciałabym w to wierzyć, ale to zbyt wielkie słowa jak na relację dwóch obcych sobie osób. – Nie jesteśmy dla siebie obcy. – Przecież ledwie się znamy. – Znasz mnie lepiej niż większość ludzi. – Jak to możliwe?
– Ufam ci. A jestem synem jednego z najbogatszych ludzi w całym kraju i zaufanie nie przychodzi mi z łatwością. Zastanawiałam się nad pytaniem, które dręczyło mnie, odkąd trzy tygodnie temu podszedł do mnie przed uczelnią. – A ja powinnam ci ufać? – Nie. Przełknęłam zdenerwowanie ściskające mnie w gardle. – A to dlaczego? – Bo nie mam wobec ciebie dobrych zamiarów. – A co to za zamiary? – Gdybym był godny zaufania, nie powiedziałbym ci, co mi chodzi po głowie i czego od ciebie oczekuję. – Nawet gdybym tego chciała? – Jedno z nas musi być mądrzejsze. – Albo po prostu możemy razem robić złe rzeczy – zasugerowałam. Cofnął się zaskoczony moimi słowami. – To ja uwodzę ciebie czy ty mnie? – Wiedz, że ja zrobię lepiej wszystko to, co ty potrafisz.
• Obecnie •
Jak obiecał Dash, Sheldon zabrała mnie na zakupy. Spodziewałam się, że to będzie zwykła krótka wycieczka, ale okazało się, że zajęła nam cały dzień. Jeszcze cztery lata temu nie stałabym w sklepie półprzytomna. Zawsze
potrafiłam wybierać sobie ubrania, ale im więcej czasu mijało, tym mniej przypominałam samą siebie. Już nawet się nie czułam jak ja. Potem poszłyśmy coś zjeść, a Sheldon opowiedziała mi o wszystkim, co stało się pod moją nieobecność. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że Keiran tak bardzo wspierał Sheldon w trakcie ciąży i później. Kiedy zdradziła mi, co stało się z Kennedy, dotarło do mnie, że trzymanie w tajemnicy moich problemów przestało dotyczyć tylko mojej rodziny. Gdy później Dash po mnie przyjechał, wiedziałam, co powinnam zrobić. – Jesteś gotowa? – zapytał, stojąc w drzwiach ich domu. Dostrzegałam troskę na jego twarzy i słyszałam zmęczenie w głosie. – Nie do końca. Musimy porozmawiać. Zniecierpliwiony potarł kark ręką. – Możemy to zrobić u mnie. – Nie. To dotyczy ich wszystkich. – Keenan siedział niedaleko i bawił się swoim telefonem, udając, że wcale się nam nie przysłuchuje. – Pójdę po Shelly – oznajmił. Pokiwałam głową. – O co chodzi? – zapytał Dash. – Po prostu oni również muszą o tym usłyszeć. Keenan i Sheldon zjawili się w salonie, a ja wzięłam głęboki oddech, który miał mnie uspokoić, ale ostatecznie tylko ugrzązł mi w gardle wraz ze słowami. Pomyślałam o wszystkim, co się stało w sobotę i w poniedziałek wieczorem, o wszystkich szczegółach, i po prostu odjęło mi głos. Zaczęłam krążyć po pokoju, bo wtedy było mi łatwiej mówić. – W dniu wesela przyjechałam, żeby odwiedzić matkę. Nie mam pojęcia, co się dokładnie stało ani skąd ona mnie znała… – paplałam
zupełnie bez sensu, moje myśli galopowały. Czułam, że serce chce mi wyskoczyć z piersi, a dłonie się pocą. – Zwolnij – nakazał Dash. – Kto cię znał? Jaka ona? – Nie ona, tylko oni. – Ale wspomniałaś o jakiejś kobiecie. –
Jacyś
mężczyźni
nieoznakowanego
vana.
znaleźli Ona
mnie
jest
ich
i
zmusili,
szefową.
bym
Zleciła
wsiadła mi
do
zadanie
i powiedziała, że jeśli je wykonam, to będę żyć. Następnie zawieźli mnie do domu waszych rodziców i tam mnie wyrzucili. – Czego od ciebie chciała? – dopytywał Keenan. – Ona chce… Keirana. – Język stanął mi w gardle, skręciło mnie w żołądku. – Chce Keirana? – zapytała Sheldon ze zdziwieniem. – Nie… To znaczy… chce jego śmierci. W pokoju zapadła cisza. Wszyscy gapili się na mnie z otwartymi ustami. Pierwszy odezwał się Keenan. – To są chyba jakieś jaja – wymamrotał. – Już drugi raz w tym roku ktoś chce go zabić. Kilka godzin temu Sheldon opowiedziała mi o porwaniu Kennedy i wspomniała o tym, że ktoś chciał, aby to ona w zamian za życie córki zabiła Keirana. – Wiesz, kto to był? – Wiemy, kto porwał Kennedy, ale nie mamy pojęcia, kto pociąga za sznurki. – Gdzie są teraz ludzie, którzy ją porwali? Keenan prychnął. – Sześć stóp pod ziemią.
– Ale przecież oni mogli wiedzieć, kto… – O niczym nie mieli pojęcia. – Cóż, ja wiem, kto za tym stoi. – Wszyscy spojrzeli na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa. – Ale skąd? – Zdradziła mi swoje imię, ale powiedziała, że to, kim jest, nie ma żadnego znaczenia. Ma na imię Esmerelda. – Esmerelda Phalan? – Keenan groźnie wykrzywił usta. – Nazwiska nie podała, ale wydawała się niebezpieczna i dobrze nas wszystkich zna. – Skąd to wiesz? – Bo kiedy porwała mnie po raz drugi, powiedziała, że jeśli go nie zabiję,
mojej
rodzinie
będzie
groziło
niebezpieczeństwo.
Ona
nas
wszystkich obserwuje. – Musimy powiedzieć o tym Keiranowi. – On i Lake dzisiaj rano wyjechali do Kalifornii. Keenan wzruszył nonszalancko ramionami, ale w jego głosie dało się słyszeć napięcie i stanowczość. – W takim razie jedziemy na wycieczkę.
ROZDZIAŁ 15 DASH
T
ak, skarbie. Kiedy znajdziemy się w łóżku, chcę mieć cię nagą na swoim fiucie. Nie każ mi czekać, Lake. Roześmiałem się. Minęło tyle lat, a on wciąż czuł potrzebę, żeby jej
grozić. – Mmm… kocham cię – westchnęła. Stojąc w przejściu, widziałem, jak Lake rozpina Keiranowi pasek. W domu, który wynajęli od pary w średnim wieku, dało się słyszeć ich ciężkie oddechy i odgłosy całowania. Odchrząknąłem. Keiran odsunął głowę od szyi Lake, którą właśnie przygryzał, i spojrzał na mnie ciemnymi oczami,
które
z
każdą
chwilą
patrzyły
coraz
bardziej
wkurzonym
wzrokiem. – Ludzie, wypad stąd – wrzasnął, zobaczywszy nas wszystkich w swoim salonie. – Musimy porozmawiać. – Nie mam ochoty rozmawiać. Macie stąd spierdalać. I po drodze zostawcie klucz, który wam dałem.
– Skarbie, nie bądź nieuprzejmy. Keiran zgromił Lake wzrokiem, ale ona tylko przewróciła oczami. Kiedyś drżała na dźwięk jego imienia, ale to już była przeszłość. – Może z łaski swojej spuścisz trochę z tonu na kilka minut – rzucił rozdrażniony Keenan. – Jechaliśmy tu w nocy przez wiele godzin, bo to poważna sprawa. Keenan na ogół był wyluzowany i skory do żartów, więc jego poważny ton od razu wzbudził ich niepokój. – Co się dzieje? – zapytał Keiran. – Chyba wiemy, kto porwał Kennedy i zabił Johna. – Kto? – Esmerelda. – Ale przecież cała ta organizacja została zmieciona z powierzchni ziemi. – Najwyraźniej kilku karaluchom udało się przeżyć. – Skąd to wiesz? Zanim Keenan odpowiedział, wycedziłem przez zaciśnięte zęby: – Bo to ona wyrzuciła Willow przed domem w czasie ślubu. Porwała ją z przystanku autobusowego i groźbą próbowała zmusić, by cię zabiła. – O nie, znowu… – wyszeptała przerażona Lake. Keiran złapał ją za podbródek i coś do niej wyszeptał. Nie słyszałem poszczególnych słów, ale chyba usiłował ją uspokoić. – Musimy się tym zająć najszybciej jak to możliwe. Wiedziałem, że ona wciąż gdzieś tam jest, ale chyba jej nie doceniłem. Nigdy nie sądziłem, że będzie chciała mnie zniszczyć. – A kim dokładnie jest Esmerelda? – zapytała Willow.
– To żona Arthura. Prowadziła przytułek, w którym przetrzymywali dzieciaki kupione i porwane z ulicy. Tam trzymali noworodki, dopóki nie urosły na tyle, by można je było przenieść do głównej bazy. – Ale dlaczego ona chce cię zabić? – Po pierwsze dlatego, że jest zbiegiem, a po drugie, że jej mąż nie żyje. – A co się stanie, kiedy już się zajmiecie Esmereldą? Czy wkrótce pojawi się kolejna osoba chcąca śmierci Keirana? – spytała Sheldon. – Zajmijmy się jednym szalonym psychopatą naraz. Najpierw musimy znaleźć Esmereldę. – Willow. – Keiran zmierzył ją ostrym spojrzeniem. – Gdzie oni cię zabrali? – Nie mam pojęcia. Coś mi podali i straciłam przytomność, a w drodze powrotnej miałam na głowie worek. Wydawało mi się, że trzymają mnie w jakimś magazynie. – A byłaś pod wpływem narkotyków, kiedy cię wypuścili? – Nie. – Pamiętasz, ile trwała droga? – Nie jestem pewna… może jakieś trzydzieści minut? Zanim mnie znaleźliście, szłam przez jakieś dwie godziny. – Musimy odszukać miejsce, w którym ją wypuścili, a następnie znaleźć jakiś magazyn oddalony o trzydzieści minut drogi stamtąd. – Dlaczego nie powiedziałaś o tym wcześniej? – zapytała Lake. W jej głosie słyszałem żal. Willow się spięła, wszyscy na nią patrzyli, czekając na odpowiedź. Sam się nad tym zastanawiałem od chwili, gdy nam to wyjawiła. Od ślubu minęły trzy dni i Willow miała całą masę okazji, żeby powiedzieć coś wcześniej. Uniosła głowę wysoko i odpowiedziała na spojrzenie przyjaciółki.
– Z tego samego powodu, dla którego ty nikomu nie powiedziałaś, że Keiran groził twojej cioci: dla jaj. – Uważaj na słowa, Willow. Przeniosła lodowate spojrzenie na Keirana. –
Kiedy
Esmerelda
groziła
mi
po
raz
pierwszy,
postanowiłam
wyjechać… ale nie udało mi się. – Wbiła we mnie oskarżycielski wzrok. – Za drugim razem jej ludzie bez trudu pokonali ochronę Dasha i wtedy zagroziła mojej rodzinie i bliskim. Jeśli się zastanawiasz, czy rozważałam zabicie ciebie, to odpowiedź brzmi: tak – powiedziała do Keirana. – A z jakiego powodu zmieniłaś zdanie? – Sheldon powiedziała mi, co się przydarzyło Kennedy kilka miesięcy temu. Wydało mi się, że może to być powiązane, i zrozumiałam, że stawka jest o wiele większa i nie tylko mojej rodzinie coś grozi. W pokoju zapadła cisza, wszyscy pogrążyli się w myślach. Ja zastanawiałem się nad znaczeniem decyzji Willow. – Willow, wiem, że to nie była dla ciebie łatwa decyzja. I żadne z nas ci jej nie ułatwiło – zwróciła się do nas Sheldon, nie kryjąc potępienia w głosie. – Dla mojej córki ryzykujesz życie swoje i swojej rodziny. Mam nadzieję, że w zamian uda nam się ochronić ciebie i twoją rodzinę. – Sheldon spojrzała na mnie ostrzegawczo, a ja pokiwałem głową. – Ochronimy ich – zgodził się Keiran. – Jak na razie Willow jest naszym jedynym tropem. Póki ona żyje, mamy szansę ich znaleźć. Keenan pokiwał głową. – Ile dała ci czasu? – Nie powiedziała. – Po prostu kazała ci mnie zabić i nic więcej? – zapytał Keiran.
Willow wzruszyła niewyraźnie ramionami. Czułem, że ma już tego wszystkiego dosyć, ale jakoś nie potrafiłem jej współczuć. Po raz kolejny udowodniła, że nie należy jej ufać. Zamiast mi się zwierzyć, zachowała te informacje dla siebie i nawet rozważała wykonanie zadania. Milczenie w tej sytuacji nie przychodziło mi łatwo, ale postanowiłem, że kiedy zostaniemy sami, w końcu wydobędę z niej więcej. Czekała ją kara za te wszystkie kłamstwa. Jeśli wierzyła, że podziękuję jej za miłosierdzie, to się grubo myliła. Moja siostra potrafiła przebaczać, ale ja nie – a Willow mi nie zaufała i chciała mnie zdradzić.
ROZDZIAŁ 16 WILLOW
J
uż się przyzwyczaiłam do poczucia winy. Żyłam z nim, odkąd uciekłam z Six Forks. Jak się teraz okazało, lista rzeczy, które ludzie do mnie czuli, tylko się wydłużała: żal, złość, nieufność…
Podjęłam złą decyzję, a w konsekwencji zaprzepaściłam szansę na przyjaźń z Lake. Kiedy nie potrafiłam już dłużej udawać i trzymać głowy wysoko, przeprosiłam wszystkich i wyszłam do łazienki. Obmyłam twarz wodą i próbowałam udawać, że wcale nie płaczę. Obiecałam sobie, że od teraz nie będę złą osobą, że będę podejmować tylko dobre decyzje, ale wiedziałam, że wszystko wyjdzie w praniu. Z otchłani pogardy do samej siebie wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zrobiłam się sztywna i wstrzymałam oddech, jakby osoba po drugiej stronie mogła usłyszeć mój płacz. – Willow? – odezwała się cicho Lake, a ja mocniej zacisnęłam dłonie na blacie. – Wiem, że tam jesteś. – Próbowała przekręcić klamkę i znowu zapukała.
Zaczerpnęłam oddechu, potem jeszcze raz i w końcu jej otworzyłam. – Tak? – Czy możesz mi powiedzieć, co tam przed chwilą zaszło? – Nie rozumiem pytania – odpowiedziałam z rozmysłem. Weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. – Kim ty jesteś? – zapytała zbolałym głosem. – Willow, którą znałam, nigdy nie zachowałaby w sekrecie tak niebezpiecznej informacji i nie naraziłaby innych ludzi. – Willow, którą ty znałaś, już tutaj nie ma. Zniknęła, kiedy zostawiłaś ją dla niego. – Uważasz, że przeniesienie się na inny uniwersytet było dla mnie takie proste? Lepiej się ciesz, że nigdy nie byłaś na moim miejscu i twoja najlepsza przyjaciółka nie zniknęła bez śladu. Bałam się, że coś ci się stało. Nie odeszłam dlatego, że wolałam jego. Zrobiłam to, ponieważ go potrzebowałam. Ja go kocham, Willow. – A ja potrzebowałam ciebie – odparłam podniesionym głosem, bo gniew szalał we mnie coraz bardziej. – On się nad tobą znęcał od dziecka. Jesteś pieprzoną masochistką. –
Przestałam
żyć
przeszłością,
w
przeciwieństwie
do
ciebie.
Wybaczyłam mu i zrobiłam to dla siebie. – Och, doprawdy? A to dlaczego? Czy on kiedykolwiek cię przeprosił, czy po prostu rzucił kilka obietnic, które ładnie brzmiały? – Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Przecież wiesz, co ci zrobił. – Zgadzam się, nikt nie jest tego bardziej świadomy niż ja – odparła ostrzej. Wyczułam w jej słowach ból i wiedziałam, że mimo tego, jacy byli razem szczęśliwi, wciąż miała do niego żal.
– A co z tym, jak potraktował mnie? – To, co zrobił Keiran, jest niepodważalnie złe, ale on cię nie zmusił, żebyś pieprzyła się z Dashem i się w nim zakochała. Sama tego chciałaś, twoje serce pragnęło Dasha. Zaczęliście ze złych pobudek, ale później wszystko było prawdziwe. Skupiłam wzrok na jakimś punkcie na ścianie, bo nie potrafiłam wytrzymać spojrzenia niespotykanych oczu Lake. To by osłabiło moją silną wolę. – Ten twój cudowny chłopak, którego tak kochasz, dręczył cię przez dziesięć lat, robił z tobą najgorsze rzeczy, i to dla rozrywki. Każda wojna przynosi ofiary, cierpią ludzie. Ja byłam jedną z nich. Patrzenie na to, jak się w nim zakochujesz, to jedno, ale obserwowanie, jak odjeżdżasz z nim w
stronę
zachodzącego
słońca,
to
zupełnie
inna
bajka.
Nawet
nie
pomyślałaś, żeby pomóc mi się z tego wszystkiego wyleczyć, jak ja zrobiłam dla ciebie. Zapomniałaś? Ocierałam ci łzy i cierpiałam razem z tobą, żebyś ty mogła znaleźć w sobie siłę, by zmierzyć się z kolejnym dniem. A teraz usiłujesz mnie przekonać, że to była miłość? Cóż, ja przez niego znalazłam i straciłam moją jedyną szansę na szczęśliwe zakończenie, więc mu tego nie wybaczę. Nie zrobię tego nawet dla siebie. W bólu żyje mi się o wiele lepiej. To mi przypomina, że żyję, bo miłość niszczy człowieka. Lake przyglądała mi się smutnym wzrokiem, a potem pokręciła głową pokonana. Złapała za klamkę, żeby wyjść, ale w ostatniej chwili się obróciła. – Ty go nie straciłaś – odparła z przekonaniem. – Ty dałaś mu odejść. Kiedy zniknęła, zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Nie rozumiałam, jak wiele się wydarzyło w ciągu tych czterech lat, dopóki nie zobaczyłam z bliska, jak bardzo Lake się zmieniła. Nie wiedziałam, czy na
lepsze, czy na gorsze, ale widać było, że stała się dojrzałą kobietą. Może to ja wciąż trzymałam się kurczowo emocji z liceum, nie zmieniało to jednak faktu, że były one prawdziwe i bolały. Gniewnym ruchem starłam łzy płynące mi po twarzy i wzięłam się w garść. Za kilka dni będę mogła wrócić do siebie. Oni poznali prawdę, więc teraz w końcu odzyskam wolność. Przez chwilę rozważałam zabicie Keirana, ale teraz wiedziałam, że nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić. Gardziłam nim, ale jednocześnie wiedziałam, że wielu ludziom na nim zależy i cierpieliby po jego stracie, włączając w to Kennedy i moją najlepszą przyjaciółkę – pierwszą osobę niebędącą moją rodziną, którą pokochałam. W końcu znalazłam w sobie odwagę, żeby wyjść z łazienki, a kiedy otworzyłam drzwi, okazało się, że ktoś czeka na mnie na zewnątrz. – Wyczekiwanie pod toaletą, kiedy ktoś z niej korzysta, jest nieco dziwne. – Wcale nie korzystałaś z toalety. Słyszałem, że płakałaś. – Zgadza się, czasami zbiera mi się na płacz, gdy muszę się wysikać. – Willow – ostrzegł mnie Keiran groźnym tonem. – Przypuszczam, że ty też tu przyszedłeś, żeby mi powiedzieć, jaką jestem złą osobą. Pozwól, że oszczędzę ci trudu. Zgodziłam się ciebie zabić, żeby uratować swoją rodzinę i żeby tamci nie zabili mnie na miejscu, a potem i tak nie wzięli się za moich bliskich. Nigdy się nie dowiemy, czy rzeczywiście wykonałabym zadanie, żeby ich chronić, ale wiedz, że wcale nie życzyłam ci śmierci. Nie lubię cię, ale Lake jest z tobą szczęśliwa, a ja nie byłam przykładną przyjaciółką, odkąd uciekłam, więc tak naprawdę moja opinia nie ma żadnego znaczenia. Myślałam, że ktoś taki jak ty, kto potrafi zabić bez powodu, zrozumie mój punkt widzenia. – To źle myślałaś.
– Bo jesteś święty? – Bo ja nigdy nie zabiłem bez powodu. – Groźba w jego cichym głosie była tak wyraźna, jakby ją wykrzyczał. – Ja się wcale o to nie prosiłam. Nie wróciłam tutaj, żeby się na tobie zemścić. – W takim razie po co? – Chciałam się zobaczyć z matką. – Przecież jej nienawidzisz. – A co ty możesz wiedzieć o tym, jaki mam stosunek do mojej matki? – Wiem, jak wygląda nienawiść. – Odepchnął się od ściany i zmniejszył dystans między nami. – Masz ją wypisaną na twarzy, kiedy o niej mówisz. – Przecież ja nigdy o niej nie opowiadam. – No właśnie. I dlatego nigdy się nie nauczyłaś, jak ukrywać prawdę. – Czego ty ode mnie chcesz? – Intuicja podpowiada mi, że powinienem cię zabić, ale nie mam pojęcia, czy powoduje to tylko instynkt, czy także wychowanie w niewoli. – Więc co teraz? – To było tylko ostrzeżenie. – A podobno nie zabijasz bez powodu. – Zgadza się… więc uważaj, Willow. Odszedł i zostawił mnie samą. Gdybym powiedziała, że jego słowa nie wywarły na mnie wrażenia, skłamałabym. – Dotrzyma obietnicy. – Głos Dasha wyrwał mnie z zamyślenia. – Mówił poważnie i dobrze o tym wiesz. – Nie boję się go – skłamałam. – I właśnie w tym problem. A powinnaś… – To, że ty jesteś…
Dash pokręcił głową i odwrócił wzrok. – Ja się go nie boję. – W takim razie dlaczego za nim poszedłeś? Wybuchnął śmiechem. – Tak właśnie myślisz? Przyjaźnię się z Keiranem, bo on mnie potrzebuje. Może nawet bardziej niż ja jego. Boję się tylko tego, że stracę naszą przyjaźń. – Dlaczego? – Bo jeśli on cię zrani, to go zabiję. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. – Nie zrobiłbyś tego. – Nie chciałam wierzyć w te słowa, ale jego spojrzenie sugerowało, że mówił prawdę. Wzruszył ramionami. – On dla Lake zrobiłby to samo. – Naprawdę? – Bez wahania. Zaczęło mi się kręcić w głowie, więc oparłam ją o drzwi łazienki. – W takim razie twoja relacja z nim nie ma nic wspólnego z przyjaźnią. – Przyjaźnię się z nim od bardzo dawna. Na początku tolerowałem i próbowałem usprawiedliwić wszystko, co robił, aż w końcu zrozumiałem, dlaczego mnie potrzebuje i dlaczego muszę się przyjaźnić z kimś tak popapranym. On potrzebował moralnego kompasu. Sumienia. Kogoś, kto go pohamuje. Nie mogłem go powstrzymać, ale stwierdziłem, że może chociaż czasem mnie wysłucha… – Też mi pomoc. Gdzie byłeś z tymi swoimi supermocami, kiedy dręczył moją przyjaciółkę? – Dosłownie go powstrzymywałem przed zabiciem jej.
– I co teraz będzie? – Zamierzam chronić was oboje.
Długa droga powrotna do Six Forks w ogóle nie wchodziła w rachubę, dlatego postanowiliśmy przenocować u Keirana i Lake. Rodzice Sheldon opiekowali się Kennedy, więc Sheldon i Keenan również zostali. W domu był tylko jeden wolny pokój – drugi przerobiono na gabinet Keirana – więc Keenan i Sheldon zajęli sypialnię, a my salon. Siedząc na kanapie, obserwowałam, jak Dash przygotowuje sobie posłanie na podłodze. Tak naprawdę na sofie było wystarczająco dużo miejsca dla dwóch osób, więc zdziwiłam się, że się nie upierał, byśmy spali razem, ale jego zacięty wyraz twarzy świadczył o tym, że nie wynikało to z dżentelmeńskiej postawy. Po prostu w tej chwili nie chciał się znajdować zbyt blisko mnie. Powinnam była być wdzięczna lub czuć ulgę. A jednak poczułam się lekceważona. Kiedy wreszcie sobie pościelił i się położył, stwierdziłam, że jako ktoś, kto nosi garnitury za tysiąc dolarów, zupełnie nie pasuje do tego miejsca. Wcześniej zdjął marynarkę i koszulę, a teraz założył ramiona za głową, przez co jego imponująca klatka piersiowa i mięśnie brzucha jeszcze wyraźniej się zarysowały. – To co, śpisz na podłodze ze względu na swoją narzeczoną? – Czekałam, ale nie odpowiedział. Widziałam, że zaciska szczękę, więc na pewno nie spał. – Muszę przyznać, że to trochę żałosne. Zanim się dowiedziałam o jej istnieniu, jakoś się nie martwiłeś jej uczuciami. – Dalej czekałam, a on wciąż nic nie mówił. Tym razem nawet nie drgnął. Nie
pomyślałam, jakie mogą być konsekwencje drażnienia go. – Zastanawiam się, ile razy już ją zdradziłeś. – Ją? A może chodzi ci o ciebie? – A dlaczego miałoby mnie to obchodzić? Ja nic dla ciebie nie znaczę. – Jeśli tak uważasz, to dlaczego jesteś zła o to, że nie śpię na kanapie razem z tobą? Chcesz, żebym cię dotknął? – Nie przesadzaj. – A może to ty chciałabyś mnie dotknąć? – Prędzej połknęłabym gwoździe, niż cię dotknęła. – Niech ci będzie. Kiedy przesunął ręce niżej, na swoje spodnie, poczułam się, jakbym nic nie piła od wieków. – Co ty wyprawiasz? – To, co sama boisz się zrobić. – Na dźwięk rozpinanego rozporka głośno przełknęłam ślinę. W pokoju było ciemno, tylko światło księżyca sączyło się przez zasłonę. – Dash, przestań. – Już za późno, by przestać, aniele. – Podniósł biodra i zsunął spodnie do kolan. Jego członek wyskoczył i obił się o napięty brzuch. Dash położył się znowu na prowizorycznym łóżku, uniósł rękę i splunął na nią. Następnie powoli złapał w dłoń swojego fiuta i ścisnął. Poczułam potrzebę, żeby zacisnąć uda. Przestań go obserwować! Nie
potrafiłam
znaleźć
w
sobie
tyle
siły,
by
oderwać
wzrok.
Wiedziałam, że on cały czas mnie obserwuje. – Kurwa – stęknął, a ja usiadłam prosto. Zacisnęłam dłonie na oparciu kanapy, gdy on robił sobie dobrze. Usta Dasha wygięły się w uśmiechu,
jego białe zęby błyszczały w ciemności. Delikatnie zakołysał biodrami, jego rozpalony wzrok cały czas przeszywał mnie na wylot. Czułam, że między nogami robi mi się mokro i jest mi coraz bardziej gorąco. Nie mogłam uwierzyć w to, że on naprawdę się masturbował i zmuszał mnie do patrzenia. – Dash… – wydyszałam niespodziewanie, a gdy zobaczyłam kroplę płynu na jego członku, zupełnie odebrało mi mowę. – Jest mi tak dobrze, aniele. Tak zajebiście dobrze. Błysk w jego oku świadczył o tym, że lubił się ze mną droczyć. Ta myśl pomogła mi się wziąć w garść, chociaż wciąż musiałam jeszcze pokonać pożądanie. Skoro chciał mi zrobić na złość, to mogłam się na nim odegrać. – Jak dobrze? – W jego oczach dostrzegłam szok, bo nie spodziewał się tego pytania. – Jest ci tak dobrze jak wtedy, gdy ja cię dotykałam? – zapytałam, zanim zdążył odpowiedzieć. – Nic nie może się z tobą równać. – Chyba ci nie wierzę. Minęło wiele lat, odkąd ostatni raz cię dotykałam. – Rozparłam się na kanapie, przesunęłam dłońmi po nagich udach, a jego wzrok podążył za tym ruchem. – Pamiętam to – wycedził. – Jaka szkoda – ciągnęłam, muskając opuszkami skórę – że nie będziesz miał nic poza wspomnieniem. – Oboje – stęknął – dobrze wiemy – kolejne stęknięcie – że mógłbym cię mieć w swoim łóżku – i jeszcze jedno – gdybym tylko chciał. – Wiedz, że ja zrobię lepiej wszystko to, co ty potrafisz, Dasher. Może to ja uwodzę ciebie? – Gdy przypomniałam mu nasze pierwsze spotkanie, w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Nim się zorientowałam, wstał.
Próbowałam się odsunąć, ale złapał mnie za nadgarstki, a następnie obrócił na brzuch. Jedną ręką chwycił mnie za kark, a drugą uniósł mi tyłek w powietrze. – Dash – pisnęłam, ale kanapa tłumiła mój głos. – Ciii – wyszeptał i podniósł spódniczkę, żeby dać mi klapsa. – Aua! Nie bij! – Ciii. – Powtórzył karę. Jęknęłam, a on zrobił to raz jeszcze. Po trzecim klapsie zaczęłam go błagać, by przestał, i znowu mi się dostało, tym razem mocniej i agresywniej. Potem zrozumiałam, że nie powinnam protestować, bo to jest przyczyną jego zachowania. – Dobra dziewczynka. – Wsunął mi rękę w majtki i pomasował miejsce, które przed chwilą uderzył. – Koniec z gierkami. Kiedy każę ci coś zrobić, masz się słuchać. Rozumiesz? – Odpierdol się. Roześmiał się i chwilę później tyłek mi zapłonął, bo dał mi trzy kolejne klapsy. Próbowałam mu się wyrwać, ale on wciąż trzymał mnie w miejscu. Piekło mnie tak bardzo, że zapragnęłam, by ponownie roztarł mi tyłek. Pogłaskał mnie, a następnie wsunął mi rękę między nogi i wyczuł mokry dowód mojego podniecenia na udach. Milczał o wiele za długo. Przez cały ten czas wstrzymywałam oddech. Chyba się domyślił. – Czy to jest to, co mi się wydaje? Zażenowana skuliłam ramiona, bo jednak zrozumiał, że doszłam. – Nie wiem, Dasher. A jak myślisz? Drugą ręką złapał mnie za włosy i odchylił mi głowę, jednocześnie zabierając dłoń z mojego uda. Patrzyłam, jak przysuwa pokryte moim podnieceniem palce do ust. Polizał opuszki, a następnie wsunął do ust całe palce. Mruczał z rozkoszą, cały czas patrząc mi w oczy.
– Wciąż to w tobie uwielbiam. Dyszałam tak gwałtownie, jakbym właśnie przebiegła maraton. – Dlaczego to zrobiłeś? W jego oczach pojawił się jakiś błysk. Wydawało mi się, że nie odpowie, ale potem nachylił się i oparł swoje czoło o moje. – Bo niemal zapomniałem, jak smakujesz – wyszeptał udręczonym głosem. Spowiło mnie ciepło jego ciała oraz zapach wody kolońskiej i potu, które doprowadzały mnie do obłędu z pożądania. – Dash. Uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Pozwoliłam mu zobaczyć moje pragnienie, żeby wiedział, że zgodzę się na wszystko, co chciał mi zaoferować. Wiedziałam, że zrozumiał. – Tak, aniele. – Otarł się policzkiem o moją twarz. – Wiem. Wyciągnęłam rękę w stronę jego spodni, ale on złapał mnie za nadgarstek. – Cholera… Niemal zapomniałem. – Pstryknął palcami i uśmiechnął się złośliwie. – Co? O czym? – Jutro jestem umówiony na kolację z moją narzeczoną. Puścił mnie i położył się na swoim posłaniu dupą do mnie.
ROZDZIAŁ 17 • Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
WILLOW
T
ak długo kusiłam Dasha i z nim flirtowałam, że w końcu przycisnął mnie do drzwi i zaatakował wygłodniałymi pocałunkami. Kiedy wreszcie postanowił okazać mi litość, byłam już gotowa na ostatni akt
naszej miesięcznej gry wstępnej. – Dash? – Nie wybaczyłbym sobie, gdybym cię wziął, zanim pójdziemy na randkę, więc przestań mnie kusić, bo w ciebie wejdę, a wtedy nie przestaniesz krzyczeć z przyjemności. – O-okej… – Grzeczna dziewczynka. – Cmoknął mnie po raz ostatni, złapał za rękę i wyprowadził z akademika. Kiedy otworzył dla mnie drzwi samochodu, niemal rozpłynęłam się z zachwytu. Dlaczego od wszystkiego, co robił, miękły mi kolana?
Nigdy
wcześniej
nie
jechałam
tak
luksusowym
autem,
więc
zachwycona rozejrzałam się po jego wnętrzu. Szara skóra była miękka, a w powietrzu unosił się upajający zapach. Dash zajął miejsce za kierownicą i uruchomił silnik sportowego auta. Trochę się denerwowałam, bo widziałam w telewizji, co takie samochody potrafią. Chyba wyczuł moje zdenerwowanie, bo się nachylił i pocałował mnie delikatnie. – Nie martw się, aniele. Nic ci się przy mnie nie stanie. Ruszyliśmy w stronę restauracji, a ja pojęłam, że Dash jest świetnym kierowcą. Wydawało mi się, że w przypadku siedemnastolatka to prawie niemożliwe, ale może bogacze już tak mieli. Droga do restauracji nie trwała długo. Kiedy zobaczyłam fasadę budynku, poczułam się nie na miejscu. Dash znowu złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka. Chyba lubił przejmować dowodzenie, a ja mu na to pozwoliłam, skoro się nie znałam. Hostessa uśmiechnęła się promiennie na nasz widok, a raczej na widok Dasha. Zwalczyłam ochotę, żeby przewrócić oczami i wydrapać jej oczy, kiedy dotknęła jego ramienia. Nic dziwnego – wyglądał tak, że każda by na niego poleciała. Sądziłam, że Dash będzie się pławić w jej zainteresowaniu. W końcu była piękna. Zdziwiłam się jednak, gdy ostentacyjnie uniknął jej dotyku, pociągnął mnie na bok i otoczył ramieniem. Masz za swoje, wredna małpo. Hostessa zaprowadziła nas do stolika i odeszła, nawet nie zapytawszy, czy czegoś potrzebujemy. Dash wzruszył ramionami i prychnął. Zmierzył mnie roziskrzonym spojrzeniem, a ja się do niego uśmiechnęłam. Niemal natychmiast zjawił się kelner z kartami i wyrecytował nazwy dań specjalnych. Dash zachęcił, żebym zamówiła, co tylko chcę.
Gdy zerknęłam na menu, poczułam się zagubiona – żadna z tych nazw nic mi nie mówiła. Gdzie były przekąski lub burgery? Przewróciłam na pierwszą stronę i odczytałam nazwę pierwszego dania, które najpewniej było przystawką. Cocotte de legumes. Nigdzie nie rozpoznawałam żadnej potrawy z mięsa, więc przesunęłam wzrokiem dalej. – Mogę zamówić za ciebie – zaproponował Dash. – Ale przecież nawet nie wiesz, na co mam ochotę. – A ty wiesz? – Nie znam żadnego dania z menu. – W porządku, czy mogę coś zasugerować? – Jasne. – Ta propozycja wydała mi się niewinna. Dash dał znać kelnerowi, a ten zjawił się od razu. – Tak? – Moja kobieta i ja poprosimy coq au vin z młodą marchewką i ziemniakami. Mężczyzna pokiwał głową i zabrał od nas karty, a ja spiorunowałam Dasha
wzrokiem.
Poczekałem,
aż
kelner
zniknie,
i
dopiero
wtedy
wyraziłam swoje niezadowolenie. – To nie była sugestia. Ty po prostu za mnie zamówiłeś. – Zgadza się. – Skąd wiesz, czy lubię to coq au vin albo marchew lub ziemniaki? – Coq au vin to kurczak. Wszyscy lubią drób, a poza tym widziałem, że jesz marchew i ziemniaki. A skoro jesteś w stanie zjeść to, co podają u nas w szkole, to równie dobrze możesz zjeść te warzywa tutaj. Niby co jest złego w tym, że zamówiłem za ciebie? – To, że w ogóle zrobiłeś to za mnie.
– Nie masz nic przeciwko, jeśli przytrzymam dla ciebie drzwi, ale nie mogę już złożyć za ciebie zamówienia? – To nie to samo. – Dobra, w takim razie na czym polega różnica? – Przytrzymanie drzwi to tylko uprzejmy gest. Mógłbyś zrobić to dla każdego, bez względu na płeć. A zamawianie za mnie jedzenia to przejaw protekcjonalnego traktowania. – A wolałabyś, żebym wezwał kelnera i kazał mu przeczytać wszystkie dania z karty, byś nie poczuła się tak, jakby pogwałcono twoje kobiece prawa? Jestem pewien, że kelner nie miałby nic przeciwko. Jesteśmy jedynym stolikiem, na który tak długo czekał, a przecież musi obsłużyć również inne, żeby dostać napiwki i móc opłacić rachunki lub wykarmić dzieci. Rozparł się na krześle i dał mi znać ręką, żebym zrobiła to, co właśnie zasugerował.
Był
zdecydowanie
zbyt
arogancki.
Miałam
ochotę
się
rozpłakać, ale zamiast tego po prostu wstałam od stołu i wyszłam. Zgadza się. Właśnie tak zrobiłam. Postąpiłam głupio, nie powinnam była z nim w ogóle wychodzić. Zrobiłam coś wbrew sobie. Spojrzałam na swoje ubrania, które włożyłam po to, żeby go zadowolić, i poczułam się jak tania dziwka. Przeczesałam palcami włosy, żeby zmierzwić ujarzmione loki. Stanęłam na chodniku, by wezwać taksówkę, licząc na to, że droga powrotna nie będzie mnie zbyt dużo kosztować. – A dokąd ty się wybierasz? – zapytał łagodnym głosem, ale ja nie odważyłam się na niego spojrzeć. Wyciągnęłam rękę, żeby przywołać taksówkę, ale on mnie powstrzymał. – Przestań. Przepraszam. – Przeprosiny przyjęte. Teraz wróć i zjedz tego swojego coq au vin. – Przepraszam za to, że zlekceważyłem twoje kobiece prawa. Zależy mi na tym, by cieszyć się twoją kobiecością.
Obróciłam się i uderzyłam go w klatkę piersiową. – Nawet sobie w ten sposób nie żartuj. Przytulił mnie nagle. Nie byłam na to przygotowana. – Przynajmniej na mnie spojrzałaś. – I znowu pozwalasz sobie na zbyt wiele. – Proszę cię, przyjmij moje przeprosiny. – Dlaczego miałabym to zrobić? – Bo wiem, gdzie podają prawdziwe jedzenie. Zaciągnął mnie ulicą w stronę baru z grillem. Było tam dość tłoczno, jak to w piątki wieczorem, ale na szczęście udało nam się zająć miejsca w boksie. Wzięłam menu i zachwycona zauważyłam nazwy posiłków, które rozpoznawałam. – Ach, no i tu są burgery. – Lubisz burgery? – Nie znoszę, ale dobrze je widzieć na liście dań. Mam ochotę na kurczaka. – Posłałam Dashowi na wskroś słodki uśmiech. Wybuchnęłam śmiechem, widząc jego naburmuszoną minę. – Rozchmurz się! A ty co weźmiesz? Zerknął na kartę, przewrócił ją na drugą stronę i w końcu zdecydował: – Cheeseburger z bekonem wygląda nieźle. Kiedy zjawiła się kelnerka, żeby przyjąć nasze zamówienia, odezwałam się pierwsza: – Mój facet i ja poprosimy kurczaka alfredo i dwie cole. Kobieta wzięła karty, a ja spojrzałam na Dasha wymownie. – To było urocze – powiedział powoli. – Teraz ci wybaczam.
– Jesteś seksowna, gdy robisz się taka złośliwa. – Żar w jego oczach potwierdzał, że naprawdę tak uważa. Musiałam zacisnąć uda, tak bardzo mi się to spodobało. – Nie o to mi chodziło. – Rozumiem, co chciałaś mi udowodnić, ale i tak uważam, że to było niesamowicie seksowne. Nawet jeśli włosy sterczą ci we wszystkie strony. Niech
to
szlag!
Zapomniałam,
że
po
wyjściu
z
restauracji
rozczochrałam włosy. Dotknęłam ich i ogarnął mnie wstyd jak nigdy wcześniej. – Wybacz na chwilę. – Zerwałam się z siedzenia i pobiegłam do łazienki, żeby uratować fryzurę. Co ten dupek ze mną wyprawiał?
• Obecnie •
Po południu wróciliśmy do miasta. Pojechaliśmy z Dashem prosto do jego mieszkania, gdzie wziął prysznic i się przebrał. Czy wspomniałam, że zaciągnął mnie do kabiny? Nie odezwał się do mnie ani słowem, ale najwyraźniej nie miał nic przeciwko traktowaniu mnie we władczy sposób. Dzisiaj atmosfera między nami wydawała się jakaś inna. Dash nie przypominał
siebie
i
przerażało
mnie
to.
Byłam
jeszcze
bardziej
zdezorientowana, kiedy podał mi torbę ze sklepu, której wcześniej nie widziałam, i nakazał się ubrać. Wkrótce
potem
miałam
na
sobie
szarą
ołówkową
spódnicę
i burgundową bluzkę ze skromnym dekoltem. Zastanawiałam się, dlaczego
kazał mi się odwalić w strój biurowy. Później dotarliśmy do jego biura i pojechaliśmy na najwyższe piętro. Weszliśmy do przestronnego pomieszczenia, gdzie stało wielkie biurko. Jakaś kobieta siedziała przy nim, pisała coś na komputerze i rozmawiała przez telefon przyciśnięty do ucha. – Pan Chambers jest obecnie nieosiągalny, ale mogę przekazać mu wiadomość. – Dash zatrzymał się przed biurkiem i poczekał, aż kobieta zakończy rozmowę. Kiedy w końcu skupiła na nas wzrok, dostrzegłam, jak uderzająco piękne ma rysy twarzy. – Dzień dobry, panie Chambers. – Dzień dobry, Celesho. Przepraszam za moją nieobecność. Musiałem się zająć sprawami prywatnymi. To jest Willow. Będzie twoją tymczasową zastępczynią. Dash zniknął w gabinecie i zostawił mnie samą z sekretarką po tym, jak wytrącił
mnie
z
równowagi
tą
wiadomością.
Nawet
nas
sobie
nie
przedstawił, więc nie byłam pewna, czy to rzeczywiście sekretarka. Zdziwienie Celeshy nie mogło się równać z moim. Ona szybko doszła do siebie i wstała, żeby uścisnąć mi dłoń. Była piękna, miała smukłe policzki, ciemne ujarzmione loki oraz nogi ciągnące się do nieba. Nawet dłuższe niż nogi Lake. Powiedziała: – Cześć, Willow. Jestem Celesha Amsel. Osobista asystentka pana Chambersa. Ja pieprzę! Nawet miała akcent. Chyba niemiecki. Nie sądziłam, że niemiecki może brzmieć tak seksownie, dopóki nie usłyszałam tej kobiety wyglądającej jak chodzący seks. Przedstawiła się jako osobista asystentka Dasha. Zastanawiałam się, jak bliska relacja ich łączyła. Wiedziałam, że moje podejrzenia są żałosne, ale dwóm tak atrakcyjnym osobom pracującym blisko siebie na pewno nieraz musiała się nadarzyć okazja…
– Cześć, miło cię poznać – mruknęłam. Mój głos totalnie nie brzmiał seksownie, było słychać, że jestem spięta. Właściwie czułam się brzydka i niepasująca do tego miejsca. Kobieta obeszła biurko, więc zobaczyłam jej masakrycznie wysokie szpilki, które wydawały mi się nieco zbyt odważne, by nosić je w pracy. Była znacznie wyższa ode mnie i wcale się nie czułam w jej towarzystwie kobieco ani bezpiecznie jak przy Dashu. Jej wygląd wzbudzał we mnie niepewność, chociaż wydawała się miła. – Może cię oprowadzę? – Jasne. Zaczęłyśmy krążyć po biurze z Celeshą, pokazała mi aneks kuchenny i mały pokój gościnny. Zauważyłam jeszcze trzy inne pokoje. Tuż przy wejściu po prawej znajdował się składzik, a na wprost gabinet Dasha. Z ciekawością popatrzyłam na trzecie pomieszczenie. – A co jest tutaj? – To apartament pana Chambersa. Sypia tu, jeśli pracuje do późna, ale w sumie rzadko go używa. Albo wtedy kiedy ma ochotę na seks i śniadanie w pracy. – Długo pracujesz dla Dasha? – Uniosła jedną brew, słysząc mój ton i to, że nazwałam go po imieniu. Miałam ochotę wykrzyczeć: „Ja byłam pierwsza, suko!”. – Od kilku miesięcy – przyznała w końcu niewzruszona. – Zatrudnił mnie w Niemczech. Mój mąż jakiś czas temu stracił pracę, bo jego firma cięła etaty. Zaczęłam szukać zatrudnienia jako asystentka, żeby pomóc mu finansowo. – Przeprowadziłaś się z Niemiec aż do Stanów Zjednoczonych po to, żeby być asystentką? – W trakcie rozmowy o pracę pan Chambers zapytał mnie, czy jestem w stanie przeprowadzić się dla posady. Na początku zamierzałam odmówić,
bo
mąż
szukał
pracy,
więc
wiedziałam,
że
będę
pracować
tylko
tymczasowo. Pan Chambers zapytał mnie, czym zajmuje się mój mąż, i jeszcze tego samego dnia zaprosił go na rozmowę. Zaproponował nam pracę w Stanach Zjednoczonych. – To sporo zachodu jak na to, że szukał tylko asystentki. Roześmiała się. Ciekawe, co ją tak rozbawiło. – Jeśli pytasz o to, czy mam romans z panem Chambersem, to odpowiedź brzmi: nie. Sama się zastanawiałam, dlaczego zrobił tak wiele, by zatrudnić mnie i męża, więc go po prostu o to zapytałam. – I? – Powiedział mi, że jego ojciec by tego nie zrobił. – I to wszystko? Wzruszyła ramionami i wzięła teczkę. – Musisz wypełnić te formularze dla działu kadr, a potem zaczniemy twoje szkolenie. Szkolenie. Kiedy obudziłam się dzisiaj rano, nie byłam świadoma, że czeka mnie praca. Stanowisko oznaczało stabilizację, a ja nie miałam zamiaru tutaj zostać. Już chciałam odmówić, ale przypomniałam sobie, jak groźny wydawał się rano Dash. Jeśli nie wypełnię dokumentów do pracy, której nawet nie chciałam podjąć, doprowadzę do kłótni, a nie miałam na to siły, więc postanowiłam się dostosować. Gdy skończyłam, Celesha zeskanowała papiery i wysłała mailem do działu kadr. Następnie zaczęła mi opowiadać, czego wymagano od asystentki. Oczekiwano między innymi dyspozycyjności o każdej porze dnia i nocy. Mogłam się tego spodziewać.
Nie miałam zamiaru być na każde jego skinienie, a poza tym pod koniec tygodnia chciałam stąd wyjechać. Już ja tego dopilnuję. Godzinę później Dash w końcu wyjrzał ze swojego gabinetu i wysłał Celeshę na lunch. Kiedy wstała i wzięła swoją torebkę, ja dalej siedziałam w miejscu, czując się nieswojo. Zamknęła za sobą drzwi i wtedy Dash złapał mnie za rękę i zaciągnął do swojego gabinetu. Delikatnie popchnął mnie w stronę kanapy, po czym zamknął drzwi na klucz. Podszedł do mnie szybko, a ja próbowałam się wycofać. Nie patrząc, gdzie idę, potknęłam się i wylądowałam na kanapie. Nawet nie miałam czasu się pozbierać, bo on już znalazł się nade mną. Na początku nie rozumiałam, o co mu chodzi, ale potem podniósł moją nogę i założył ją sobie wokół pasa, złapał za brzeg mojej bluzki i odsłonił mi
piersi,
żeby
kciukami
przesunąć
po
moich
żebrach.
Wtedy
się
domyśliłam, że chce seksu. Jaka szkoda. Mnie bowiem zależało na odpowiedziach. Kiedy nie zareagowałam na jego dotyk i ugryzłam go w ramię z całej siły, podniósł się z warknięciem. – O co ci chodzi? – zapytał rozzłoszczony. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem,
bo
zachowywał
się
jak
napalony
nastolatek,
któremu
dziewczyna dała kosza. – Celesha wyjeżdża na jakieś wakacje? To tymczasowe zastępstwo to tylko na kilka dni, prawda? Westchnął zniecierpliwiony, a ja wytrzymałam jego spojrzenie. – Celesha jest w ciąży i będzie na zwolnieniu aż do porodu. – Ale przecież ona nie wygląda, jakby była w ciąży. Ani jakby miała zaraz wrócić do pracy. – Jest w ósmym tygodniu.
– A co z pozostałymi siedmioma miesiącami? Dlaczego nie zatrudniłeś asystentki, która będzie mogła zostać tutaj przez cały ten okres? – Tak właśnie zrobiłem. Zatrudniłem ciebie. – Widzisz, twój plan ma dwie luki. Po pierwsze ja wcale się nie zgodziłam na tę pracę, a po drugie nie mogę tutaj zostać tak długo. Będziesz musiał znaleźć kogoś innego. – Nie martw się. Już zadbałem o to, żebyś miała czas na pracę. – O czym ty mówisz? – O tym, że nigdzie się nie wybierasz. – Że co proszę? – Pragnę cię, chociaż nie wiem z jakiego powodu. Pragnę cię bardziej niż kogokolwiek lub czegokolwiek w życiu. Na początku nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, aż do wczorajszego spotkania z moim ojcem. Przez całe życie uczył mnie rzeczy, z którymi się nie zgadzałem, ale w końcu dowiedziałem się od niego czegoś przydatnego. – Czyli? – Że zdobywca nie pyta o pozwolenie. Po jego groźbie moja kobiecość zacisnęła się z podniecenia. Co za wstyd!
Przeklęłam
w
duchu
swoje
ciało
i
serce,
które
teraz
biło
niekontrolowanie. – Uważasz, że można mnie zdobyć? – Chcę z tobą być, Willow. – Skrzywiłam się, gdy użył mojego imienia, bo w jego ustach brzmiało dziwnie. Zawsze nazywał mnie swoim aniołem. Boże, o co mi chodziło? Nie powinnam była się przejmować tym, jak on mnie nazywa. A już w ogóle nie powinno mi się podobać to głupie pieszczotliwe słówko. – I mam już dosyć czekania, aż przyznasz, że chcesz tego samego.
– Ale ja nie mogę tutaj zostać. Tym bardziej z tobą. – Nie wiem, co robiłaś przez ostatnie lata, ale to już nie jest twój problem. Od dziś twoim jedynym zajęciem jest zadowalanie mnie. – Pozwól, że ujmę to inaczej: nie mam zamiaru tutaj zostać. Tym bardziej z tobą. – A jak planujesz się uwolnić ode mnie na tyle, żeby wrócić tam, gdzie żyłaś wcześniej? – Nie możesz decydować o moim życiu! – Podjęłaś decyzję cztery lata temu i nie spodobało mi się to. Możesz więc przyjąć tę pracę albo do końca życia siedzieć przykuta do mojego łóżka.
ROZDZIAŁ 18 DASH
T
rzymałem swój gniew w ryzach i dzięki temu jakoś mi się udało wytrzymać
liczne
spotkania.
Właśnie
się
przygotowywałem
do
ostatniego, a asystentka oprowadzała Willow po budynku. Kazałem
im wrócić później, czyli za dziesięć minut, żebym mógł przedstawić mojego anioła reszcie zarządu. Jak na zawołanie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i śmiechy. Dziewczyny zachowywały się, jakby się znały od pięciu lat, a nie od pięciu godzin. Zdjąłem marynarkę i spotkałem się z nimi w recepcji. Na mój widok Willow natychmiast ucichła, a jej mina przestała cokolwiek wyrażać. Jej wzrok ciskał we mnie gromy, odkąd wymusiłem na niej posłuszeństwo. Wmawiałem sobie, że mnie to w ogóle nie rusza, ale nie było mi łatwo, kiedy ona wciąż wyglądała, jakbym kopnął jej ukochanego szczeniaczka, a nie wydał jej polecenie. Kobiety to doprawdy skomplikowane istoty. – Jak poszła wam wycieczka?
– Chyba dobrze. Willow znalazła sobie kilku zalotników. Szczególnie Nate’a z księgowości. Wydaje mi się, że ten biedak ją polubił, mimo że spotkanie było krótkie. – Posłała Willow konspiracyjny uśmiech, nawet nie wiedząc, jaki to ma na mnie wpływ. Mój anioł wyczuł jednak wzbierający we mnie gniew i przestąpił z nogi na nogę. – Uroczo – odparłem sarkastycznie. Nie potrafiłem powstrzymać złośliwego tonu. – Powinniśmy już iść. Spotkanie miało się odbyć na piętrze niżej, więc napięcie między mną a Willow w windzie nie trwało długo. Szkoda, bo chciałem ją nieco bardziej pomęczyć. Ciekawiło mnie spotkanie, które wywołało na jej policzkach rumieniec wstydu. W
sali
konferencyjnej
już
się
roiło
od
najważniejszych
szefów
i pracowników firmy. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, a Willow i Celesha podążyły za mną, wszystkie głowy w pokoju obróciły się w naszą stronę. – Dzień dobry, panowie. – Rozległy się powitania, gdy ruszyłem do głównego miejsca przy stole. – Większość z was towarzyszy mi na spotkaniach od rana, więc obiecuję, że to będzie wyjątkowo krótkie. Chcę złożyć oświadczenie oraz was ostrzec. – Ostrzec, synu? – zapytał David, szef sprzedaży międzynarodowej. – Tak.
Wkrótce
do
tego
przejdę.
Jak
zapewne
już
słyszeliście,
tymczasowo będę mieć nową asystentkę. Proszę, powitajcie Willow Waters. Przejmie obowiązki Celeshy, póki ta nie wróci z urlopu. Willow stanęła pośrodku pomieszczenia i pomachała do pracowników, a oni się przywitali. Kiedy już wymienili uprzejmości, przeszedłem do rzeczy. – Dobrze. Dotarły do mnie wieści, że niektórzy z was nie są zadowoleni z
podejmowanych
przeze
mnie
działań.
Chcę
dać
wam
jasno
do
zrozumienia, że mój ojciec już nie jest głową tej firmy i dopóki mnie nie zwolni, odpowiadacie przede mną. Jeśli nie zgadzacie się z moimi decyzjami, możecie umówić się na spotkanie i to ze mną omówić. Od dzisiaj każda osoba, która zwróci się z jakimiś zarzutami, narzekaniami czy planami do mojego ojca, zostanie zwolniona. Czy wyraziłem się jasno?
Musiałem sobie ulżyć. Wpieniłem się, mój fiut był twardy jak skała i miałem ognistowłosą kobietę na wyciągnięcie ręki. Gdy jechaliśmy do mieszkania, obserwowałem ją kątem oka. Patrzyła przez okno, nie skupiając się na niczym. Wiedziałem, że to jej sposób, by ostentacyjnie mnie ignorować. Denerwowała się i miała ku temu powód. Jej wczorajsze wyznanie wszystko zmieniło. Przekonałem się, że nie należy jej ufać i że jest jej potrzebna ochrona. Nie powinienem był się czuć za nią odpowiedzialny. Miałem na głowie biznesowe
imperium,
a
do
tego
narzeczoną,
którą
powinienem
był
uszczęśliwiać. – Co zaszło między tobą a tym gościem z księgowości? – Poznałam wielu facetów z księgowości. – Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. – Pokręciłem głową i po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, co ona ze mną robi. Nigdy nie groziłem nikomu tak często jak jej. – Ty chyba nie jesteś zazdrosny, co? – zapytała, nie oderwawszy wzroku od widoku za oknem. – Mam nadzieję, że nie… Nawet nie jesteś w stanie przypomnieć sobie jego imienia. – A ty potrafisz?
– Nate – odparła z zadowoleniem w głosie i odwróciła twarz w moją stronę. – Okej. To co takiego zaszło między tobą a Nate’em, że zakochał się od pierwszego wejrzenia? – Myślę, że Celesha trochę przesadziła. – Ona nigdy nie przesadza – Nie ma o czym mówić. Zaprosił mnie na randkę. To wszystko. – I co powiedziałaś? – Odmówiłam. W końcu nie sądziłam, że zostanę tutaj na tyle długo, by chodzić
na
randki.
Gdybym
wcześniej
wiedziała,
że
będę
tu
przetrzymywana jak w niewoli, tobym się zgodziła. – Mogłaś powiedzieć, że należysz do innego. A konkretniej do jego szefa, który może go zwolnić, jeśli jeszcze raz zerknie w twoją stronę. – Zamilkłem i czekałem, aż groźba do niej dotrze. – Jesteś zwykłym draniem – wyszeptała, znowu patrząc przez okno. – Nawet jeśli, to twoja wina. Ty mnie do tego zmusiłaś. – Oczywiście. Ja cię zmusiłam, żebyś mnie okłamywał i celowo w sobie rozko… – Urwała nagle i westchnęła głośno. – To już nie ma znaczenia. Nigdy
nie
będziemy
razem,
bo
nie
jesteśmy
sobie
pisani.
Czy
ty
kiedykolwiek w ogóle rozważałeś taką możliwość? – Nie. Mam wpływ na swoją przyszłość i na ciebie. Tylko swoich uczuć do ciebie nie potrafię kontrolować. – Ty nic do mnie nie czujesz. Masz po prostu obsesję na punkcie kontroli. Twojemu ego się nie podoba, że nie daję się nabrać na twoje gierki i odeszłam od ciebie, gdy się dowiedziałam, jakim jesteś zakłamanym manipulantem. – Manipulantem?
– Tak właśnie powiedziałam. – Możesz mi wyjaśnić, do czego nakłoniłem cię manipulacjami? Jak sobie przypominam, błagałaś o każdy mój dotyk. – Nie będę zaprzeczać reakcjom mojego ciała, Dasher. Pragnęłam cię, ale ty bawiłeś się moim sercem. Tamto lato było najlepszym okresem w moim życiu. Dzięki tobie poczułam tak wiele rzeczy, a wcześniej wydawało mi się, że ze względu na to, jaka jestem, nigdy nie będzie mi to dane. Wierzyłam, że nie mam szans u żadnego faceta przez moje włosy i ubrania, nawet to zaakceptowałam, dopóki cię nie poznałam. A potem nasze wspólne wakacje się skończyły i przekonałam się, że jesteś jeszcze gorszy, niż się obawiałam. Zabrałeś mi coś, czego już nigdy nie odzyskam, i nie mówię tutaj o moim dziewictwie… Ale jeśli muszę ci to tłumaczyć, to znaczy, że naprawdę nie masz pojęcia, co nasze wspólne lato oznaczało. Twoje „uczucia do mnie”, Dashu Chambersie, to nic innego jak zranione ego i duma, które chcesz wyleczyć pożądaniem. Ja nie jestem szwedzkim stołem. Nie możesz ciągle brać, aż poczujesz się usatysfakcjonowany.
Próba onieśmielenia jej w samochodzie nie wypaliła i teraz to ja czułem się zdezorientowany. Prawda była taka, że podczas naszego wspólnego lata rzeczywiście bawiłem się jej sercem, ale przy okazji sam się w niej zakochałem. Żadne obietnice i przeprosiny nie wynagrodziłyby mojego kłamstwa. Przez Willow szybko straciłem grunt pod nogami i już nie byłem w stanie powiedzieć, gdzie moja intryga się skończyła, a zaczęły się prawdziwe uczucia. Możliwe, że doszło do tego, kiedy po raz pierwszy nazwała mnie narcystycznym dupkiem albo gdy po raz pierwszy pocałowałem ją w usta,
dotknąłem jej dłoni, powąchałem włosy lub obserwowałem, jak śpi. Nie miałem pojęcia, bo to wszystko wydarzyło się tak naturalnie, jakbym kochał ją przez całe życie. Moje decyzje doprowadziły do tego, co się działo dzisiaj. Po roku walki o jej uczucia, po czterech latach życia bez niej i tygodniu niepewności i sprzeczek wciąż nie udało mi się jej zdobyć. Czułem się tak, jakbym wciąż był na etapie zagadywania do niej na obozie. Po tym, jak Willow pokazała mi moje miejsce, wróciliśmy do mojego mieszkania. Jako że nie mogłem znieść ciszy, a mój anioł tak bardzo mnie sponiewierał, zrobiłem nieprawdopodobną rzecz: zgodziłem się na kolację z
Rosalyn.
Spodziewałem
się,
że
zrobi
z
tego
jakieś
romantyczne
wydarzenie. Chciałem, by Willow cierpiała, więc zadbałem o to, by się dowiedziała, dokąd idę i z kim. Zależało mi na tym, żeby podczas mojej randki z narzeczoną cały czas o mnie myślała. Żeby podzieliła moją frustrację. Uparła się, że wróci do swojego życia beze mnie, a ja znowu się zastanawiałem, dla czego i dla kogo chciała mnie znowu zostawić. Mimo że fatalnie się czułem, wciąż nie mogłem przestać o tym myśleć. Było tak, jak powiedział Keenan: tylko jej udało się uciec przed moim urokiem. – Dash, kochanie, wejdź. Rosalyn już kończy się szykować. Trzeba godnie się prezentować przed swoim przyszłym mężem. – Dobry wieczór, pani Cordell. – Och, przestań już, mów do mnie „mamo”. W twoich snach. Pocałowała mnie w policzek. To było tak nieprzyjemne uczucie, że nieomal się wzdrygnąłem. Jej ojciec wyszedł z gabinetu, poklepał mnie po ramieniu i uścisnął mi dłoń.
– Synu, jak ci się podoba prowadzenie międzynarodowego imperium? Jak się czujesz z taką władzą? W trakcie tych uprzejmości cały czas udawałem miłego, ale po dziesięciu minutach czekania byłem gotowy wrócić i błagać mojego anioła o przebaczenie. Już chciałem zrealizować ten plan, gdy nagle Rosalyn ostrożnie zeszła po schodach w obcisłej czerwonej sukience. O dziwo, ten kolor wyglądał na niej tandetnie. A może po prostu uważałem, że tylko Willow wygląda dobrze w czerwieni? Rosalyn szła w moją stronę, jej szpilki stukały o marmurową podłogę. Uśmiechała
się
uwodzicielsko,
ale
w
moich
oczach
wyglądało
to
prowokacyjnie. Niemal przewróciłem oczami. – Cześć, kochanie – wyszeptała, przesuwając dłońmi po moim torsie. – Daruj sobie, to do nas nie pasuje – zareagowałem. Tak, żeby tylko ona to słyszała, dodałem: – Nie tknąłem cię od kilku lat. – Jeśli będziesz dzisiaj grzecznym chłopcem, to możemy naprawić ten niewielki problem. – Ależ wy jesteście piękną parą, prawda? Jestem pewna, że spłodzicie piękne dzieci. – Nie wszystko naraz, mamo. Najpierw mój narzeczony musi mi włożyć pierścionek na palec. – Ten, który sama wybrałaś? – Dasher, nie musisz być taki złośliwy. – Nie nazywaj mnie tak – warknąłem nieco za ostro. – A dlaczego nie? Przecież tak masz na imię. Chciałem zranić jej uczucia tak bardzo, żeby się potem nie pozbierała, ale okazałem jej litość, bo jej rodzice patrzyli. – Chodźmy, bo się spóźnimy. Mamy rezerwację.
Miałem nadzieję, że kilka następnych godzin minie błyskawicznie.
ROZDZIAŁ 19 • Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
WILLOW
U
dało nam się przetrwać kolację bez kłótni. Pod koniec randki moje zauroczenie jego osobą zmieniło się w coś silniejszego, nieopisanego i nieznanego.
– Mogę wejść? – zapytał niemal pozbawiony tchu, bo właśnie skończyliśmy się migdalić przy drzwiach mojego pokoju. – Proszę. Wziął ode mnie klucze i otworzył drzwi. Wpadliśmy do środka i natychmiast w ciemności zaczęliśmy się pozbywać ubrań. Nigdy nie zapomnę, jak podziałał na mnie jego widok, gdy zobaczyłam, co dzisiaj na siebie włożył. Nawet nie wiem, kiedy wylądowaliśmy na łóżku, nie mogąc przestać eksplorować swoich ciał. – Kurwa, kochanie. Jesteś tego pewna?
Pokiwałam głową, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Dzisiaj skumulowała się siła wszystkich spędzonych wspólnie chwil, pożądania i pocałunków. Dash zdjął mi sandały i przesunął dłonią po moim udzie, podciągając sukienkę do talii. Nagle ogarnął mnie wstyd, bo jeszcze nigdy nie stałam przed nim tak rozebrana. Chciałam się z powrotem zasłonić sukienką, ale kiedy usłyszałam jego groźny pomruk, zamarłam. – Co ty wyprawiasz? – Zmrużył oczy, przez co wyglądał jeszcze bardziej niebezpiecznie. – Po prostu… mogłabym być chudsza. – No i? – Ton jego głosu sprawił, że nagle poczułam się jak idiotka. Niskie poczucie wartości było niemal tak samo zawstydzające jak potężne uda czy miękki brzuch. Wzruszyłam ramionami i wbiłam spojrzenie w sufit. – Masz – podskoczyłam, kiedy poczułam jego usta na biodrach, tuż nad majtkami – najseksowniejsze – pocałował kolejne miejsce na mojej skórze – ciało na świecie. – Tym razem jego wargi przesunęły się na mój brzuch. Jednocześnie coraz wyżej podciągał mi sukienkę, aż w końcu zdjął mi
ją
przez
głowę.
Następnie
się
pochylił,
żeby
mnie
pocałować,
i całkowicie nakrył moje ciało swoim. Rozsunął mi nogi kolanem i w pełni ubrany zatrzymał się między nimi. Potem jakby się zawahał i usiadł na piętach. – Chcę, żebyś się dla mnie rozebrała. Czułam, że oczy zaraz wyskoczą mi z orbit. Miałam na sobie tylko stanik i majtki. – A nie możemy tego zrobić, gdy będę mieć to na sobie? Prychnął.
– Moglibyśmy… – Rozluźniłam się nieco i wtedy dodał: – Ale nie mam takiego zamiaru. – Dash… – Jeśli chcesz mnie poczuć w sobie – nachylił się, podparł ramieniem, a drugą ręką pogłaskał mnie po włosach – to dasz mi siebie w całości. – Kiedy się nie ruszyłam, złapał mnie za rękę i poprowadził ją w stronę moich majtek. – Zaufaj mi. Ufałam. Powtarzałam to sobie w głowie i w końcu znalazłam odwagę, żeby ściągnąć
majtki.
Jego
brązowe
oczy
przepełniało
pożądanie,
kiedy
przesuwał wzrokiem po moich nogach. Następnie pozbyłam się biustonosza i wtedy dotarło do mnie, że już nie ma odwrotu. Leżałam
sztywno
jak
kłoda,
gdy
on
bezwstydnie
pieścił
mnie
wzrokiem. – Chcę, żebyś założyła ręce za głowę. Masz nimi nie ruszać, dopóki ci nie pozwolę. – Zaskakując samą siebie, bez wahania wykonałam jego rozkaz, co chyba go zadowoliło. Dotarło do mnie, że jestem zupełnie naga, a on wciąż ubrany. Przesunął ustami od moich piersi aż po brzuch. Moja ręka drgnęła, bo chciałam go powstrzymać. Nie czułam się komfortowo i chciałam się zasłonić, wciąż jednak trzymałam ręce za głową, tak jak mi kazał, a on w tym czasie wielbił moje ciało. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że dotyka mojego miękkiego brzucha językiem. – Dash, proszę. – Dasher. – Co? Przecież wszyscy mówią do ciebie Dash. – Ale ty nie jesteś jak wszyscy. – W takim razie kim dla ciebie jestem?
– Jesteś moja, więc przestań ze mną pogrywać. Czułam, że zaraz się rozpłynę po jego słowach. Wkrótce jego pocałunki stały się moim ulubionym narkotykiem. A ja chętnie popadłam w ten nałóg. – Jesteś gotowa? – Tak mi się wydaje. – Musisz być pewna, aniele. Bo jeśli zacznę, to już się nie zatrzymam. Nie będę w stanie. – Proszę… potrzebuję cię. Moje błaganie podziałało jak zaklęcie i Dash zmienił się na moich oczach. Widziałam, jak bursztynowe plamki w jego oczach ciemnieją, jak oblizuje usta. Zszedł ze mnie i stanął obok łóżka. Rozbierał się, począwszy od koszuli. Cały czas patrzył mi w oczy. Robił to stopniowo i tym razem to ja wielbiłam go wzrokiem, od twardej ściany mięśni na klacie aż do sterczącego, potężnego penisa. Był długi i duży. Właśnie takie określenia najpierw przyszły mi na myśl. Oprócz niego nie miałam żadnego doświadczenia, ale ten rozmiar i tak robił na mnie wrażenie. Jego ciało było smukłe, wysportowane i twarde. Wyciągnął z kieszeni paczkę z prezerwatywą i rozerwał ją zębami. To nie był skomplikowany ruch, ale wydawał mi się taki pierwotny… Jak obietnica tego, co miało nadejść. Dash włożył gumkę i znowu znalazł się między moimi nogami. Spodziewałam się, że teraz we mnie wejdzie, ale on wsunął rękę między nasze ciała i poczułam, jak dotyka mojej łechtaczki palcami. – Ale jesteś mokra – zachwycił się. Jego członek przyciskał się do mojej kobiecości. – Pragnę cię.
– Masz mnie. – Między nogami poczułam przyjemność i ból. Dash wypiął biodra i z każdą chwilą mój dyskomfort się powiększał, aż w końcu stał się nie do wytrzymania. – Jaki… jaki jesteś duży. – Ogromny, aniele. – Złapał mnie za nogę i owinął ją sobie wokół biodra. – Nie mogę. – Próbowałam się wycofać, ale on ścisnął mnie mocniej. – Nie, skarbie, nie uciekaj. Zmieścisz mnie. – Może tylko kawałeczek. – Całego. – Całego? – Do samego końca. A jeśli będziesz grzeczna… to potem wycałuję twoją cipkę, żeby nie bolało. – Obiecujesz? Pocałował mnie, więc przestałam się skupiać na bólu. Pogłębiłam pocałunek, szukając więcej przyjemności, a on zaczął się we mnie leniwie poruszać. – Masz to jak w banku. A teraz rozłóż szerzej nogi. – Posłuchałam go i poczułam, że ból zaczyna znikać. – Trzymaj się mnie. Poruszał biodrami szybciej i mocniej, dosłownie się we mnie wbijał. Ukryłam twarz w jego klatce piersiowej, żeby stłumić jęki, ale on złapał mnie za włosy i siłą odchylił mi głowę, aż moje krzyki wypełniły cały pokój. Martwiłam się tym, że ktoś może nas usłyszeć, ale chciałam, by zapewnił mi jeszcze więcej przyjemności, więc po prostu odpuściłam i… zaczęłam dochodzić. Dash cały czas patrzył mi w oczy, pieprząc mnie i przedłużając to bolesne spełnienie. Moje ciało drżało, krzyczałam, aż w końcu poczułam, jak ścianki mojej pochwy zaciskają się na członku Dasha. Jęknął, warknął i również skończył, pulsował we mnie, ale to, co zrobił dalej, wstrząsnęło mną tak bardzo, że przedłużyło moje doznania.
Wyszedł ze mnie, szybko ściągnął gumkę i spuścił się na mój brzuch. Jego jęki mieszały się z moimi okrzykami, które odbijały się w pokoju echem. W końcu Dash opadł na mnie i wykończeni leżeliśmy nieruchomo. Z trudem udało mi się odzyskać oddech i odnalazłam w sobie siłę, żeby unieść rękę i przeczesać mu włosy. Nawet nie drgnął, więc zastanawiałam się, czy już zdążył zasnąć. – Przepraszam, aniele. Nie. Nie spał. – Za co? Przecież nie zrobiłeś mi krzywdy… aż tak bardzo nie bolało. – Czułam tylko lekkie otarcia między nogami. Zachichotałam. Wcześniej nigdy nie pozwalałam sobie na tego typu śmiech. Dash podniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć. Oczy miał szeroko otwarte, przepełnione emocjami. Wydawał się… przerażony. – Przepraszam, że od teraz nie będę w stanie dać ci odejść. Nieważne, co się stanie. Znienawidzisz mnie za to… Ale po prostu nie mogę. – A kto twierdzi, że będziesz musiał to zrobić? – Uśmiechnęłam się, ale on nie odwzajemnił grymasu. – No weź, Dasher – wymówiłam jego imię z naciskiem, bo wcześniej kazał mi go używać. – Spodziewałam się rozmowy do poduszki, ale nie czegoś takiego… Poza tym coś mi obiecałeś. Ściągnął brwi, ale chyba się domyślił, o co mi chodziło, bo zauważył moje rumieńce. Uśmiechnął się z wyższością. Najwyraźniej już doszedł do siebie. – Teraz pamiętam… Obiecałem, że wycałuję twoją cipkę. Nie chcę, żeby moja kobieta czekała, ale najpierw musisz wiedzieć… – wsunął rękę między nas, a ja sapnęłam, kiedy wcierał spermę w moją skórę – że jesteś moja – warknął.
• Obecnie •
Dash dosłownie wepchnął mnie do swojego mieszkania i znowu wyszedł, zostawiając mnie ze swoim ochroniarzem. Oznajmił, że czeka go kolacja zaręczynowa z jego narzeczoną, która jeszcze nie miała pojęcia, że jego była kochanka niemal z nim mieszka. Cała ta sytuacja była wręcz chora, a ja miałam już dosyć bycia więźniem Dasha i damą w opałach. Pół godziny po jego wyjściu znów potrzebowałam jego ratunku. Właśnie byłam w kuchni i robiłam sobie szybkie spaghetti na kolację, gdy drzwi mieszkania się otworzyły. Ostrzegawczy pisk alarmu przeciął ciszę w mieszkaniu. Przygotowałam się na powrót Dasha, ale okazało się, że czeka mnie coś znacznie gorszego. Esmerelda wkroczyła do mieszkania, jakby należało do niej. – Co? – Sparaliżowały mnie strach i dezorientacja. – Witaj, mała wierzbo. – Jak się tutaj dostałaś? – Och, no tak. – Wzruszyła smukłymi ramionami. – Nowy ochroniarz pracuje dla mnie. – Mówiła swobodnym tonem, jakbym właśnie zapytała ją o godzinę. – Co tutaj robisz? – Przyszłam, ponieważ mnie zawiodłaś. Wciąż nie dotrzymałaś swojej części umowy, więc teraz będę musiała ubrudzić sobie ręce i cię zabić. Kurwa, myśl, Willow. Mogłam błagać o życie. Mogłam walczyć. Tak czy siak najpewniej skończę martwa, ale musiałam spróbować się ocalić.
– Potrzebuję więcej czasu. Gdyby tak łatwo było zabić Keirana, to na pewno sama już byś to zrobiła. – Moja droga, nie proszę cię o to, żebyś przyłożyła mu pistolet do głowy czy z nim walczyła. Dostałaś truciznę. Dlaczego jeszcze jej nie użyłaś? – Nie miałam okazji. Jeśli tego nie zrobię, skończę martwa. Jeśli to zrobię i zostanę przyłapana, też będę martwa. Jestem w dość trudnej sytuacji. Wydęła
wargi,
wyglądała,
jakby
zastanawiała
się
nad
moją
odpowiedzią. Kiedy zrobiła krok w przód, ja zrobiłam kolejny w tył. – Czy wiesz, dlaczego postanowiłam wykorzystać ciebie, zamiast zająć się tym osobiście? Bo jesteś skończoną idiotką? Nie odważyłam się jednak wypowiedzieć swoich myśli na głos. Pokręciłam tylko głową i czekałam. – Ponieważ się z tobą zgadzam. Gdyby to było takie proste, sama strzeliłabym mu w łeb. Wybrałam jednak ciebie, bo ty możesz się do niego zbliżyć, nawet jeśli już się nie przyjaźnicie, jak twierdzisz. Wsypiesz mu truciznę do drinka lub jedzenia. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Liczy się rezultat. To twoja ostatnia szansa. Więcej nie dostaniesz. Czekam tydzień. Obróciła się w stronę wyjścia, ale nagle chyba coś wpadło jej do głowy. Dodała: – Och, niedawno widziałam tego twojego uroczego braciszka, wiesz? On jest pierwszy na mojej liście. Dziewczyny chyba lubią tego małego dziwkarza. Byłoby szkoda, gdyby któraś z nich pojechała z nim do domu, a potem poderżnęła mu gardło w trakcie snu lub ujeżdżając jego fiuta, nie sądzisz? – Uśmiechnęła się promiennie i zgasiła światło, a pokój pogrążył się w mroku. – Zastanów się nad tym.
Jej drwiący śmiech dzwonił mi w głowie, dopóki nie zatrzasnęła za sobą drzwi. Szybko do nich podbiegłam i je otworzyłam, ale okazało się, że kobieta zniknęła wraz z ochroniarzem, któremu Dash powierzył moje życie. Wtedy dotarło do mnie, że Dash nie jest w stanie mnie ochronić. Esmerelda była zbyt potężna. Skoro potrafiła przeniknąć do jego ekipy ochroniarskiej, to kto wie, co zrobi dalej. Życie
Buddy’ego
było
zagrożone,
a
ja
nie
miałam
żadnych
sprzymierzeńców. Nikt nie mógł stawić czoła Esmereldzie i wygrać. Już wiedziałam, co powinnam zrobić.
ROZDZIAŁ 20 WILLOW
N
ie pozwoliłam sobie na płacz… a przynajmniej nie od razu. Długo siedziałam i obmyślałam plan, a gdy już to zrobiłam, rzuciłam się na kanapę i rozpłakałam. Pamiętam, że tam zasnęłam, ale potem – nie
miałam pojęcia jak – ostatecznie wylądowałam w łóżku Dasha. Teraz leżał obok mnie. Wkurzyłam się, bo miał czelność spędzić romantyczny wieczór z inną kobietą, co więcej, swoją narzeczoną, a potem spać ze mną w jednym łóżku. Musiał się nauczyć szacunku. Patrzyłam na niego przez chwilę, a potem stwierdziłam, że śpi głęboko. Zachowywałam się jak napalona nastolatka
–
zachwycałam
się
tym,
jak
spokojnie,
a
jednocześnie
prymitywnie wygląda podczas snu. Lewą rękę zarzucił sobie na głowę, a prawą opierał o masywną erekcję. Doskonale widziałam jego mięśnie brzucha, po których miałam ochotę przejechać językiem. Nie! Nauczka. Szacunek.
Zemsta. Wysunęłam się z łóżka i zaczęłam rozmyślać, jak się na nim odegrać, tak żeby poszło mu w pięty. Przez chwilę się zastanawiałam, co się stanie, jeśli go rozdrażnię, ale potem wyobraziłam sobie, jak dotyka Rosalyn, i tylko się utwierdziłam w swoim planie. Ruszyłam do kuchni, gdzie przygotowałam wielki garnek z lodowatą wodą. Widziałam taki numer w serialu, który kiedyś oglądał Buddy. Nigdy nie sądziłam, że spróbuję coś takiego zrobić. Garnek okazał się cięższy, niż się spodziewałam, ale udało mi się go zanieść do sypialni tak, żeby po drodze nie zmoczyć drogiego dywanu. Stanęłam obok łóżka i pocałowałam kuszące usta Dashera, żeby wybudzić go ze snu. Nie mogłam się powstrzymać. Kiedy w końcu otworzył
oczy,
a
ja
zobaczyłam
te
brązowe
tęczówki,
niemal
się
rozmyśliłam i dołączyłam do niego w łóżku. Ostatecznie tylko znowu go pocałowałam, żeby przyciągnąć jego uwagę, następnie się odsunęłam, a on podążył za mną wzrokiem. Zwinnie podniosłam garnek i wylałam mu zawartość na głowę – wraz z lodem. Zamachnął się ręką, a ja odskoczyłam w ostatniej chwili. – Kurwa! – Zeskoczył z łóżka i wytarł twarz. Wydawał się pobladły i drżał na całym ciele, otaczając się ramionami. Zakryłam usta, żeby stłumić śmiech, ale było już za późno. Usłyszał mój chichot i nagle jego zachowanie się zmieniło. Opuścił ramiona, a jego ciało zupełnie zamarło. Powoli uniósł głowę i spojrzał mi w oczy – w jego wzroku dostrzegałam gniew i obietnicę zemsty. Sama wykopałam sobie grób, nie musiał mi tego mówić. Dlatego też zrobiłam to, co zrobiłaby każda osoba na moim miejscu. Uciekłam.
Wiedziałam, że mnie goni, chociaż się nie odwróciłam. Udało mi się dotrzeć do drzwi wyjściowych i nawet je otworzyłam, ale on popchnął je i zacisnął rękę na moich ustach, tłumiąc mój krzyk. Drugą ręką otoczył mnie w pasie i zaprowadził do swojej sypialni. Myślałam, że zaciągnie mnie do łóżka, ale on przycisnął mnie swoim ciałem do drzwi. – To było bardzo głupie – warknął. – Musiałam nauczyć cię szacunku. – Naprawdę? – W jego głosie słyszałam uśmiech. – Cóż, najwyraźniej tobie również się należy nauczka, aniele. Złapał za moje spodenki do spania i zsunął mi je do kostek. Stałam nieruchomo, pozwalając mu śledzić palcem mój kręgosłup. Czułam się, jakby ktoś raził mnie prądem. – Ostatni raz byłem w tobie cztery lata temu… Wiesz, że teraz zerżnę cię do utraty zmysłów, prawda? – To był tylko żart. – On jednak był głuchy na moje błaganie o litość. – A to zabawne… Jeszcze chwilę temu mówiłaś, że chcesz mi dać nauczkę. Chodziło o szacunek, prawda? O Boże. – W takim razie ja też chciałbym dać ci nauczkę. Pochyl się. – Nie poczekał, aż mu się podporządkuję, po prostu mi w tym pomógł. Następnie przysunął dłoń do mojego tyłka i włożył mi rękę między uda. Zamknęłam oczy zawstydzona, bo wiedziałam, co odkryje. O dziwo, nie skomentował tego. Po chwili usłyszałam, jak jego mokre szorty lądują na podłodze. Wiedziałam, co teraz nastąpi, więc oparłam obie dłonie o drzwi, przygotowując się. Dash miał jednak inne plany. Złapał mnie za lewą rękę i umieścił ją na swoim prawym ramieniu, zmuszając mnie do delikatnego obrotu.
– Chcę, żebyś robiła sobie dobrze, gdy ja będę cię pieprzyć. Nie zamierzam odbierać ci przyjemności. Właściwie będziesz jej miała tyle, że nie wytrzymasz. – Następnie złapał mnie za drugą rękę i wsunął mi ją między nogi, po czym rozkazał: – Masturbuj się. Oczywiście nie mógł mnie po prostu przelecieć i dać sobie spokój – musiał mnie torturować. – Dasher… – Jego imię ugrzęzło w moim gardle, kiedy się we mnie wbił. Natychmiast przytrzymałam się drzwi, żeby odzyskać równowagę. Oboje zamarliśmy, bo dotarło do nas, co się właśnie stało. Nie miałam go w sobie od czterech lat, ale wrażenie było równie intensywne co wcześniej, a może nawet bardziej. On pierwszy się otrząsnął. – Trzymaj dłonie tam, gdzie ci kazałem. Jeśli będziesz musiała przytrzymać się drzwi, uznam, że potrzebna ci dodatkowa nauczka. Ale z niego palant! Złapał mnie w talii i wypiął mi tyłek, a następnie wziął bezlitośnie. Poruszał się we mnie tak szybko, że nie mogłam zachować równowagi. – Dasher! – krzyknęłam błagalnie, ale on jeszcze przyspieszył. Na próżno walczyłam o to, by za nim nadążyć. Zwierzęce dźwięki, które wydawał, wywoływały we mnie dreszcze i zbliżały mnie do orgazmu. – Proszę, skarbie, proszę. Roześmiał się. – Już dostałaś nauczkę? – Woda kapała z jego włosów na moje plecy. – Kurwa – stęknął. – Zaraz dojdę. Dojdzie… Nagle zrozumiałam, że nie włożył gumki. Teraz jego pchnięcia zwolniły, pogłębiły się, co świadczyło o tym, że rzeczywiście już jest blisko. Musiałam go powstrzymać. Zapomniałam o rękach i ponownie oparłam je o drzwi, próbując wydusić z siebie słowa.
– Dasher, wyjdź ze mnie. – Za późno, aniele – powiedział złośliwym tonem. – Już w tobie skończyłem.
– Jak to nie możecie znaleźć tego człowieka? Przecież to wasz pracownik. – Proszę pana, jest nowy, bardzo możliwe, że po prostu się rozmyślił i zrezygnował z pracy. – Macie się tego dowiedzieć. Chcę jeszcze dziś uzyskać odpowiedź. On miał pilnować panny Waters, a bez słowa opuścił stanowisko. To nie do przyjęcia. Bolało mnie słuchanie, jak Dash się wyżywa na starszym mężczyźnie. Chciałam coś powiedzieć, ale ostatecznie się rozmyśliłam. Jeśli to zrobię, mój brat może na tym ucierpieć. – Panno Waters – rozległ się nagle głos Dasha i przestałam się zajmować wewnętrznymi rozterkami. – Tak? – Rozejrzałam się, ale Fishera już nie było w zasięgu wzroku. Zostaliśmy tylko ja i Dash w jego gabinecie. – Przynieś mi wody. Chciałam krzyknąć, żeby sam ją sobie przyniósł, ale po dzisiejszej karze stwierdziłam, że lepiej nie pyskować. Weszłam do jego apartamentu w siedzibie firmy i nalałam wody z chłodziarki. Kiedy wróciłam, on rozmawiał z kimś przez kamerkę w komputerze. Zrozumiałam, że właśnie trwa wideokonferencja. Postawiłam wodę na tacy i wróciłam na swoje miejsce. Nie zdążyłam nawet usiąść, bo on znowu się odezwał:
– Chciałem z lodem. Stłumiłam jęk frustracji i znowu sięgnęłam po szklankę. – Tylko przynieś mi go oddzielnie. – Popatrzył mi w oczy i rozparł się na
krześle,
ledwie
ukrywając
zadziorny
grymas.
Uśmiechnęłam
się
uprzejmie i powoli obróciłam się w stronę wyjścia. – I niech Celesha odbierze moje pranie i kupi coś na lunch. – A co dokładnie ma kupić? – Bez znaczenia. Ona wie, co zazwyczaj jem. –
Dobra.
–
Wyszłam
z
gabinetu,
tupiąc
nogami.
Przekazałam
wiadomość sekretarce, a następnie napełniłam lodem kubek i wróciłam do jego gabinetu. Tym razem trzasnęłam kubkiem o blat. Na pewno to zauważył, ale nic nie powiedział. Dalej rozmawiał z jakimiś ludźmi, wyłączył jednak kamerkę – konferencja trwała, bo słyszałam głosy. Kilka osób się kłóciło, czy opłaca się przejąć japońską firmę produkującą zupy. – Panno Waters, proszę tutaj podejść. – Natychmiast się spięłam. Jego ton wydał mi się podejrzany, zbyt spokojny. – Usiądź. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Czy chodziło mu o jego kolana? Nie… to by było bardzo nieprofesjonalne i na pewno nie zrobiłby tego w trakcie wideokonferencji. – Gdzie? Poklepał blat przed sobą. – Nie usiądę tam. Pokręcił
głową,
poruszył
myszką
i
wyłączył
mikrofon.
Teraz
słyszeliśmy, co się dzieje, ale nikt nie słyszał nas. – Możesz usiąść tutaj albo na mojej twarzy, ale masz się mnie słuchać. Twój wybór. – Dalej się wahałam. Chciał mnie złapać i przyciągnąć do
siebie,
ale
szybko
wskoczyłam
na
biurko.
Uśmiechnął
się
szeroko,
pokazując te cudowne dołeczki w policzkach. – Twój upór jest strasznie seksowny. – Dlaczego tak się mną bawisz? – Już ci mówiłem. Lubię, kiedy mi się opierasz. A teraz oprzyj się łokciami o blat. Zrobiłam to, co kazał. – Co ty wyprawiasz? – zapytałam. – Nagradzam cię za dobre zachowanie rano – odpowiedział głosem podszytym sarkazmem. – Byłaś świetną uczennicą, choć sporo musisz się jeszcze nauczyć. – To chyba nie jest odpowiednia chwila. – To idealna chwila. A teraz cisza – ostrzegł mnie i ponownie włączył mikrofon. Przesunął dłońmi po moich udach i szeroko je rozłożył. Rano się uparł, że powinnam włożyć szpilki, więc teraz mogłam zahaczyć nimi o brzeg blatu. Kiedy Dash wsunął palce do moich majtek i pociągnął za nie, chciałam zaprotestować, ale wiedziałam, że nie mam prawa nawet pisnąć. Jakaś kobieta zwróciła się do Dasha, a on odpowiedział jak gdyby nigdy nic, chociaż właśnie wkładał moje majtki do kieszeni. Bezczelny! Ponownie wsunął mi rękę między nogi i musnął wargi palcami. Zdusiłam jęk, który niemal mi się wyrwał z gardła. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, a ja przewróciłam oczami. Chciałam mu powiedzieć, że powinien kontynuować, ale wtedy musiałabym przyznać sama przed sobą, że pragnę jego dotyku tak bardzo jak on mojego. Nachylił się, a kiedy poczułam pierwsze muśnięcie jego języka na moim rozgrzanym ciele, wygięłam plecy w łuk nad biurkiem. Pieścił mnie, mocno trzymając. Tak bardzo starałam się nie ruszyć i nie wydać żadnego dźwięku, że mogła mi pęknąć jakaś żyłka.
– Dasher, proszę – błagałam, już się nie przejmując, że ktoś mnie może usłyszeć. Szybko wyciągnął rękę i zacisnął mi usta w ten irytujący sposób, jak wcześniej. Następnie przesunął dłoń po mojej szyi i rozłożył mnie na blacie, nawet na chwilę nie przestając torturować mnie ustami. – Panie Chambers? Panie Chambers? Wzywało go kilka osób. Pociągnęłam go za włosy, ale on nie dał się ruszyć. Warknął w odpowiedzi z głową pomiędzy moimi udami, na tyle cicho, że uczestnicy konferencji nie mogli go słyszeć, ale dla mnie brzmiało to jak ostrzeżenie. Nie zamierzał przestać. – Panie Chambers? Kurwa! Podniosłam się z blatu, a Dash złapał mnie za biodra i mocniej przycisnął moją cipkę do swojej twarzy. – Eee… och. – Z trudem powstrzymywałam jęki przyjemności. – Pan Chambers właśnie… eee… rozmawia przez telefon. – Panno Waters, wszystko w porządku? Co się stało z obrazem? Gdy poczułam język Dasha wsuwający się we mnie, mówienie stało się jeszcze trudniejsze. – Mamy… eee… jakieś… p-problemy t-techniczne. Proszę, zamknij się. – No dobrze, w takim razie proszę robić szczegółowe notatki, a potem przekazać je panu Chambersowi. – Oczywiście. Wyłączyłam mikrofon i wtedy się poddałam. Zacisnęłam dłonie na jego włosach i wypięłam biodra, żądając więcej.
Niedługo potem doszłam z krzykiem i zrozumiałam, że Dash miał rację. Mógł mnie mieć, jak i gdzie tylko chciał.
– To było podłe. – Poprawiałam ubrania. Roześmiał się i pocałował mnie w usta. – To dlatego doszłaś tak mocno? – Reakcje mojego ciała nie mają nic wspólnego z twoim zachowaniem. – A ja uważam, że to właśnie moje zachowanie ma wpływ na to, jak reagujesz. – Nienawidzę cię. – W końcu się przyznajesz, że coś do mnie czujesz. – Jego ton błyskawicznie przeszedł z rozbawionego w poważny. Powinnam była zmienić temat. – Konferencja się skończyła? – Tak. – Jesteś prezesem tej firmy. Nie powinieneś robić takich rzeczy. Rozległo się pukanie do drzwi, a Dash zaprosił gościa do środka. Spodziewałam się, że zobaczę Celeshę, ale przyszedł jego ojciec. Nie
przepadałam
za
tym
człowiekiem,
rozumiałam
jednak,
że
powinnam być uprzejma i zachowywać się profesjonalnie, więc się z nim przywitałam. – Dzień dobry, panie Chambers. On nie czuł takiego samego przymusu i ledwie skinął mi głową. – Co ma znaczyć to spotkanie z Simonem w następnym tygodniu? – Witaj, ojcze.
– Masz mi to wyjaśnić. – Chyba już ci wytłumaczyłem, co się stanie, jeśli znowu będziesz się wtrącać w moje sprawy. – Ale ja się nie wtrącam. Pomagam tej firmie i ostrzegam cię, żebyś tego nie robił. Nie jesteś gotowy! – A może chociaż raz zachowasz się jak ojciec i po prostu będziesz mnie wspierać? Przesuwałam po nich wzrokiem, obserwując rozmowę ojca i syna. Obaj chyba zapomnieli, że w ogóle tutaj jestem… Przynajmniej tak mi się wydawało. Dash złapał mnie za rękę i mocno ją ścisnął. Kciukiem gładził wierzch mojej dłoni. Spojrzałam nerwowo na jego ojca, zastanawiając się, czy to zauważył, mimo że nasze ręce skrywały się za biurkiem. Ciekawe, dlaczego Dash potrzebował mojego dotyku. O rany… Czy on szukał we mnie wsparcia? Ta myśl wywołała motylki w moim brzuchu i zawroty głowy. Skup się. – Nie wchodzę ci w drogę. Proszę cię tylko, żebyś to przemyślał. Poza tym on nigdy się nie zgodzi na spotkanie z tobą. Przez sześć lat nie udało ci się do niego dotrzeć. – Zabawne. Już raz się z nim widziałem. To kolejne spotkanie. – O czym ty mówisz? – Wydaje mi się, że rozważa moją propozycję. Jeszcze nie wiem, co to oznacza dla Chambers M&A i czy dojdzie do przejęcia, ale w poniedziałek lecę do Seattle, żeby się dowiedzieć. Na
twarzy
mężczyzny
dostrzegłam
cały
wachlarz
emocji:
szok,
niedowierzanie i podejrzliwość. Spodziewałabym się dumy, szacunku czy
uznania za to, że synowi coś udało się osiągnąć, ale ten człowiek chyba nie był zdolny do takich uczuć. – Nie do wiary. Powinieneś wysłać Jamesa. Nie masz odpowiedniego doświadczenia, żeby zajmować się przejęciem tak wielkiej firmy. – Ale z pana dupek – wypaliłam. Dash ostrzegawczo ścisnął moją rękę, ale nie mogłam już dłużej zachować spokoju. – Słucham? Coś ty powiedziała, młoda damo? – Wypiął klatkę piersiową, chcąc zademonstrować swoją dominację, nastraszyć mnie, ale chciało mi się tylko śmiać z jego zachowania. – Powiedziałam, że jest pan dupkiem. Pański syn jest głową tej firmy. Sam go pan wyznaczył na to stanowisko, bo jest dziedzicem. Zgodził się, mimo że nie jest gotowy, bo chciał zadowolić człowieka, który powinien zachowywać się wobec niego jak ojciec. A pan co robi? Na każdym kroku pokazuje mu, że się do tego nie nadaje. Dash zajmuje to stanowisko od zaledwie kilku miesięcy, ale już udało mu się osiągnąć to, czego pan nie zdołał zrobić przez tyle lat. Chyba ma to jakieś znaczenie? – Młoda damo, mam więcej doświadczenia w małym palcu niż wy dwoje razem wzięci. Wiem, co trzeba zrobić, żeby wygrać, a skoro Dasher jest moim synem, robię wszystko, co w mojej mocy, żeby go tego nauczyć. – Ale Dash nie chce wygrać. On chce przewodzić. Jeśli dalej będzie go pan tak strofował, może się pewnego dnia okazać, że firma została sprzedana, a pan nie ma syna. – Mój syn nigdy nie zrobiłby czegoś tak niedorzecznego. – Te słowa świadczą tylko o tym, że w ogóle go pan nie zna. Gwarantuję panu, że byłby do tego zdolny. – Dasher! Wszystkim pracownikom pozwalasz się tak zachowywać? Powinienem
był
się
tego
spodziewać.
Wiedziałem,
że
lepiej
nie
przekazywać tej firmy dziecku. Mężczyzna, zwycięzca nigdy by nie
pozwolił, żeby jakaś panna z nizin społecznych tak się wypowiadała w jego imieniu. Już chciałam mu odpyskować, ale Dash zerwał się na równe nogi, zaprowadził
mnie
do
pustego
fotela
i
posadził
na
nim,
po
czym
ostrzegawczo położył rękę na moim ramieniu. Następnie wygładził garnitur i wrócił do swojego biurka. Stanął na wprost ojca. Zaciskał szczękę, więc wiedziałam, że próbuje się powstrzymać przed wybuchem. Nie zamierzałam się tak zapędzić, ale z drugiej strony wcale nie żałowałam. Po prostu nie mogłam znieść, jak znęca się psychicznie nad swoim synem. Dash mnie znał, a ja znałam jego – wiedziałam, że nonszalanckie zachowanie i cięte riposty świadczą o tym, że brak aprobaty ze strony ojca go boli. Możliwe, że nigdy jej nie zazna, nawet gdyby robił wszystko, żeby ją zdobyć. – Powiem to tylko raz, więc lepiej posłuchaj uważnie. Willow nie jest zwykłą pracownicą, a tym bardziej nie jest panną z niższej klasy społecznej. To moja przyjaciółka i gdybym wcześniej nie pokpił sprawy, teraz byłaby moją żoną. Możliwe, że wkrótce jeszcze nią będzie, a nawet zostanie matką moich dzieci, więc okaż jej trochę szacunku. Dosłownie wbiło mnie w podłogę, a szczęka mi opadła. Żona? Dzieci? Czy jemu totalnie odbiło? – Mam okazywać jej szacunek? Nie słyszałeś, jak przed chwilą się do mnie odzywała? Jestem twoim ojcem! To ja żądam szacunku! – Ona sobie na niego zasłużyła. – Co to ma znaczyć, że zostanie twoją żoną? Przecież żenisz się z Rosalyn. Z kobietą o podobnym statusie i majątku. – Nie zamierzam się z nią żenić. – Co ty wygadujesz? Przecież jesteście zaręczeni. Osobiście tego dopilnowałem.
– To może sam powinieneś się z nią hajtnąć. – Nie odwołasz tych zaręczyn, Dasher. – Już to zrobiłem. Zerwałem z nią wczoraj przy kolacji, a potem wróciłem do domu do swojej kobiety. Do tej biednej siksy, która zasługuje na mój pierścionek. Dash zerwał wczoraj zaręczyny? – Gdyby tak było, to do tej pory już bym o tym usłyszał. – Zapłaciłem Rosalyn, żeby trzymała gębę na kłódkę, aż będę gotowy i sam o tym powiem. Teraz pewnie jest w Paryżu albo kupuje coś od jakiegoś projektanta. – To nie do przyjęcia. – Jego ojciec pokręcił głową. – Jak zwykle mnie rozczarowujesz. – Nic nowego, tato. – Nie przyzwyczajaj się za bardzo do tej nowej sytuacji. Uratuję układ z Cordellami, który ty spieprzyłeś. Nie ożenisz się z tą dziewczyną – wysyczał, celując we mnie palcem. – Nie zamierzam dłużej żyć w twoim cieniu. Jeśli chcesz, żebym prowadził tę firmę, zrobię to, ale po swojemu. Jego ojciec wypadł z gabinetu, ale najpierw posłał mi mordercze spojrzenie. Pomachałam mu palcami, śmiejąc się cicho. – A to dopiero – rzuciłam, kiedy drzwi się za nim zamknęły. Próbowałam odejść, ale Dash złapał mnie w talii i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. – Co to, kurwa, miało znaczyć, aniele? – Potarł nosem moją szyję. – Nie do końca rozumiem, o co ci chodzi. – Od kiedy to się za mną wstawiasz?
– Ktoś to musiał zrobić. Ty po prostu siedziałeś na dupie i pozwalałeś mu po sobie jechać. – To mój ojciec. – A mimo to nagadałeś mu, kiedy mnie obraził. – Przecież mówiłem, że będę cię chronić. Jego obietnica przypomniała mi o rzeczywistości. Esmerelda stanowiła zagrożenie dla nas wszystkich i wzbudzała we mnie strach – nie chodziło tylko o to, że zabiłaby mnie, mogła również skrzywdzić wszystkich, których kochałam. Udowodniła to. Udało mi się od niego uwolnić i zwiększyć między nami dystans. Myślałam, że znowu siłą mnie przytuli, i w duchu nawet o tym marzyłam, ale on po prostu westchnął ciężko i usiadł na swoim fotelu. – Ja się, kurwa, staram, Willow. Willow. Nie aniele. – Wiem – wyszeptałam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nagle uderzył pięścią w biurko, na co nie byłam przygotowana. Dźwięk był tak nagły, że nieomal wyskoczyłam ze skóry. – W takim razie w czym, do cholery, tkwi problem? – wrzasnął. – Czy możesz nie krzyczeć? – A myślisz, że obchodzi mnie, czy ktoś nas usłyszy? Każdy ślepy, głupi lub głuchy wie, że chcę z tobą być. – Ale sama chęć nie wystarczy, Dasher. Nie ufamy sobie nawzajem i dobrze o tym wiesz. – Byłbym w stanie ci zaufać, gdybyś nie miała przede mną sekretów i po prostu pozwoliła mi siebie ochronić. – Ale ja i tak nie byłabym w stanie ci zaufać.
– Nie proszę cię, żebyś wybaczyła mi w ciągu jednego wieczora. Proszę tylko o to, żebyś spróbowała. – Chcę tego… bardzo. – W takim razie co cię powstrzymuje? – Ja sama – wyszlochałam. – Chodź tutaj. – Pokręciłam głową, więc musiał się powtórzyć. Tym razem jego głos zabrzmiał bardziej stanowczo. Pokonałam dzielący nas dystans i stanęłam u jego boku. Posadził mnie sobie na kolanach, dokładnie na erekcji. – Wszystko jest z tobą w porządku. Nie wiem, co zrobiłaś, naprawdę czy tylko w swoim mniemaniu, ale dla mnie to nie ma znaczenia. Żyłem bez ciebie wystarczająco długo, aniele. Nie każ mi znowu czekać. Bardzo chciałam się zgodzić i po prostu temu poddać, ale nie potrafiłam. A przynajmniej jeszcze nie teraz. W tej chwili planowałam zrobić coś, co będzie mnie kosztować więcej niż własne życie. To będzie niewybaczalne. – M-muszę… muszę się nad tym zastanowić. Spodziewałam się gniewu, agresywnej reakcji, ale on tylko pocałował mnie delikatnie w usta. – Taka odpowiedź mi wystarcza… na razie. Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił. Nie byłam pewna, co właściwie się wydarzyło dzisiaj w tym gabinecie, ale stało się to naturalnie i doprowadziło do zmiany na lepsze.
ROZDZIAŁ 21 • Wakacje przed ostatnią klasą liceum •
WILLOW
D
wa dni temu wróciłam do Six Forks i już tęskniłam za Dashem jak szalona. Przez ostatnie tygodnie miałam pewność, że będę widzieć jego twarz codziennie, ale teraz wróciliśmy do swojego życia i znów
rozdzieliła nas różnica w statusie społecznym i majętności. Jedynym plusem było to, że w końcu mogłam się widzieć z moją najlepszą przyjaciółką, choć zachowywała się dość dziwnie. Była bardziej niespokojna niż zazwyczaj. Nie wiem, czy to dobrze, że całe lato spędzała sama
w
domu,
szczególnie
że
Keiran
Masters
niedawno
wyszedł
z poprawczaka. Jego nienawiść do niej wydawała mi się wręcz nienaturalna. Zupełnie jakby miał obsesję na jej punkcie. Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Stwierdziłam, że pewnie przyszła jedna z koleżanek mamy, żeby ponarzekać na pracę, pijąc przy tym
hektolitry wina, więc wstałam z łóżka. Zapomniałam,
że
Pepé
znalazł
sobie
nowe
miejsce
do
spania,
i nieświadomie go obudziłam. Podniósł łebek, rzucił mi spojrzenie pełne wyrzutu,
a
następnie
ułożył
się
wygodniej.
Ignorował
mnie,
odkąd
wróciłam, bo miał focha za to, że zostawiłam go na całe wakacje samego. Nie wiedziałam, o co mu dokładnie chodzi, skoro i tak pewnie przespał większość dni. – Eee… siostra? – Do mojego pokoju wszedł Buddy. Wydawał się zdenerwowany. – Masz gościa. Przyszedł do ciebie chłopak. I to Dash Chambers! Wybiegłam z pokoju i migiem pokonałam schody, zastanawiając się, czy to się dzieje naprawdę, ale szybko odkryłam, że brat mnie nie okłamał. Dash rzeczywiście stał na ganku przed domem i patrzył na ulicę. Rękę trzymał na białym filarze, z którego odchodziła farba. Jego mięśnie wybrzuszyły się pod rękawem zwykłej białej koszulki. – Co ty tutaj robisz? Świetny tekst. Naprawdę, doskonale mi szło. Obrócił lekko głowę, a potem stanął przodem do mnie. Poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi z pięści w brzuch. Od naszego ostatniego spotkania minęły dwa długie dni. – Tęskniłem za tobą. Tylko się nie rozpłyń, Willow. Nie rozpłyń się. – Ja też za tobą tęskniłam. – Zmieniłam się jednak w papkę. – Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu… czułem się dziwnie… gdy cię nie widziałem. – Willow? – Usłyszałam głos matki dobiegający z domu. – Co ty tam robisz? Kto przyszedł?
– Cholera. Lepiej wejdź do środka – nakazałam Dashowi. Wydawał się zadowolony z tej propozycji. Wciągnęłam go do domu i zamknęłam drzwi w chwili, gdy mama zjawiła się w korytarzu ze ścierką. – Och – mruknęła, widząc Dasha. Patrzyła to na mnie, to na niego i wydawała się zaskoczona. Buddy stał niedaleko i szczerzył się jak głupi do sera. – No dalej, Willow. Przedstaw mi swojego kolegę. – Mamo, to jest Dash. Dash, to moja mama. – Dash? Cóż za niespotykane imię. W sumie tak samo jak Willow i Chance. Wejdź do środka i rozgość się. Nigdy
nie
miałam
chłopaka
ani
nawet
zwykłego
kolegi,
ale
przeczuwałam, że zaraz rozpocznie się przesłuchanie. Zajęliśmy miejsca w salonie. – A więc chodzisz do szkoły z Willow? – zapytała Dasha. – Tak, proszę pani. – Nigdy nie widziałam cię w okolicy, a ona do tej pory o tobie nie wspominała. Spotykacie się? – Mamo… – Cicho, skarbie. Rozmawiam z twoim kolegą. – Poznaliśmy się z Willow w te wakacje. – W wakacje? Ale przecież ona wyjechała… – Dash pewnie się tego nie domyślał, ale matka na pewno zaczęła się zastanawiać nad moją cnotą, bo właśnie się dowiedziała, że całe lato spędziliśmy razem bez nadzoru. – Tak, proszę pani. Chodziliśmy na te same zajęcia i dzięki temu mieliśmy okazję się poznać. – Zdusiłam jęk rozpaczy i próbowałam zapaść się pod ziemię. – Przepraszam. Właśnie dotarło do mnie, że Willow nie podała twojego nazwiska. Kim są twoi rodzice?
Tego było już za wiele. Czułam się oficjalnie upokorzona. – Cale i Melissa Chambersowie. Zna ich pani? Patrzyłam, jak usta matki zaciskają się z dezaprobatą. W jej oczach nie było już ani krztyny uprzejmości. – Aż za dobrze. Jeśli Dash poczuł się urażony, to tego nie okazał. Siedział zupełnie nieruchomo, jedynie zaciskał i rozluźniał szczękę, aż w końcu przestał. – Willow, robi się późno – oznajmiła matka, wstała i wyszła bez słowa. Dash obserwował ją, mrużąc oczy. Chciała, żeby zniknął. Żadne z nas nie było głupie. – P-przepraszam. Nie wiem, co w nią wstąpiło. M-może powinieneś już sobie pójść… – Dash wyglądał, jakby chciał oponować, ale rzuciłam mu błagalne spojrzenie. – Dobra. Pójdę sobie. – Pomógł mi wstać z fotela i przyciągnął mnie do siebie, żeby mnie pocałować. – Zobaczymy się później – zagroził. Kiedy
zniknął,
poczułam
przypływ
gniewu.
Znalazłam
matkę
w kuchni – przygotowywała pieczeń, jakby nic się nie stało. – Co to miało znaczyć? Byłaś bardzo nieuprzejma. – Nie chcę go więcej widzieć. Znam takich jak on. Jest bogaty i nic tylko się obnosi z tą swoją błękitną krwią. – No i co z tego? – Ja tylko chcę cię chronić, Willow. Zawsze będziesz dla niego zabawką. Rozkocha cię w sobie, a potem ożeni się z inną. Tak zrobił twój ojciec. – Ale mamo, on nie jest jak mój ojciec. Ani Dash, ani jego rodzina nie mają z nim nic wspólnego. – Koniec dyskusji, Willow. Zabraniam ci się z nim widywać.
• Obecnie •
–
Dlaczego
to
gotujesz?
–
zapytałam
Dasha
kilka
godzin
później,
obserwując, jak miesza serowy makaron z parówkami. – Bo w ten weekend jest moja kolej. – Na co? – Żeby zająć się młodą. Kennedy tu przyjedzie. – Z nieznanego mi powodu poczułam motyle w brzuchu. – W weekendy opiekujemy się nią na zmianę. – Zacząłeś niedawno, kiedy skończyłeś studia? – Nie, po prostu Keiran, Lake i ja zawsze wracaliśmy na weekendy do domu, żeby pomóc Sheldon. – Wow… to naprawdę wspaniałomyślne. – Potrzebowała naszej pomocy, więc ją dostała. Wszyscy robiliśmy, co w naszej mocy. Odwrócił
się,
żeby
dokończyć
kolację.
Przekaz
był
dla
mnie
wystarczająco jasny, ale nie miało to znaczenia, ponieważ jutro Dash znajdzie się na pokładzie samolotu i poleci do Seattle, dzięki czemu będzie bezpieczny, a ja będę mogła wprowadzić swój plan w życie i dokończyć to, co Esmerelda zaczęła. – O której będzie tutaj Kennedy? – zapytałam. Sprawdził zegarek i ściągnął brwi. – Już powinni tu być. Czekaliśmy jeszcze pół godziny, aż w końcu Dash postanowił się przejechać do Six Forks. Zabrał mnie ze sobą.
Droga zazwyczaj trwała trzydzieści minut, ale my pokonaliśmy ją w mniej niż dwadzieścia. Dash nic nie powiedział, ale wiedziałam, że się martwi. Moim sercem też zawładnął niepokój. Na ulicy nic się nie działo, a samochód Keenana stał na podjeździe. Dash zaparkował szybko, byle jak, a potem wyskoczył z auta. Niezwłocznie pobiegłam za nim. Gdy dotarliśmy do drzwi, zapukał i poczekaliśmy, ale nikt nie odpowiedział. Dash wyciągnął kluczyki ze złotym breloczkiem z inicjałami K&S. Po wejściu nie zauważyliśmy niczego dziwnego. Dash złapał mnie za rękę i już miał ich zawołać, ale wtedy usłyszeliśmy jakiś głos. – Nie martw się. Tatuś jest przy tobie, kochanie. – Głos Keenana dobiegał z salonu, więc podążyliśmy do źródła dźwięku. Chwilę później oboje usłyszeliśmy jęk podniecenia. Kennedy na pewno by tak nie brzmiała. A potem było już za późno. Stanęliśmy
jak
wryci.
Sheldon
zupełnie
nieskrępowana
ujeżdżała
Keenana, który leżał na podłodze przed kominkiem. Oboje byli nadzy jak w dniu narodzin. – Cholera, Shelly. Kocham cię – wydyszał Keenan. Sheldon krzyknęła i przyspieszyła. Spojrzałam na Dasha. Zdążył już odwrócić wzrok, nie potrafił jednak ukryć zdegustowanej miny. Popchnęłam go i weszliśmy na górę na paluszkach. – Chyba się porzygam. – Tylko mi nie mów, że nie wiedziałeś o ich igraszkach – zadrwiłam. – Wiedza a patrzenie to dwie różne rzeczy. Wybuchnęłam śmiechem.
– Bawi cię to? – zapytał. – Bardzo. – Dalej nie mogłam się powstrzymać. – Hej, jak myślisz, gdzie jest Kennedy, skoro oni robią to bez zahamowań? – Nie mam pojęcia. Możliwe, że zasnęła. Zajrzeliśmy do pokoju Ken i okazało się, że mała faktycznie śpi, choć miała na sobie ubranie jak do wyjścia. – Pewnie po prostu zasnęła. – Ale te gnidy mogły zadzwonić, a nie od razu brać się do bzykania. – Brzmisz, jakbyś był zazdrosny – odezwałam się śpiewnym głosem. Chwilę później Dash przycisnął mnie do ściany i ukrył twarz w mojej szyi. – Dlaczego miałbym być zazdrosny, skoro mogę patrzeć na taką dupę? – Chcesz powiedzieć, że mam wielki tyłek? – Tak – warknął – i go uwielbiam. Poczułam wzbierające we mnie pożądanie, ale w tej chwili rozległy się krzyki Sheldon i dźwięk ciała uderzającego o ciało. Dash zesztywniał i zrobił się blady jak ściana. – Proszę cię, wyprowadź mnie stąd – błagał. Zakryłam usta ręką, żeby powstrzymać
chichot,
a
następnie
pociągnęłam
go
za
rękę
na
dół.
Spojrzałam na jego twarz – wydawała się stężała, jakby ta sytuacja w ogóle go nie bawiła. Biedaczek. – I co my teraz zrobimy? Kiedy przestał już wyglądać na takiego zniesmaczonego, stwierdził: – Wciąż jest wcześnie. Możemy zaczekać – skrzywił się – aż skończą.
ROZDZIAŁ 22 • Ostatnia klasa liceum •
DASH
M
ilion razy chciałem zaryzykować, ale za każdym stwierdzałem, że nie ma sensu zawracać sobie tym głowy. W końcu jednak zebrałem się na odwagę i zjawiłem się na jej osiedlu. Nie pomyślałem, że jej
rodzice mogą wkrótce wrócić. Wiedziałem, że jej brata nie ma w domu, bo chwilę wcześniej widziałem, jak zakrada się przez okno do pokoju sąsiadki. Niewiarygodne – Willow zrobiła ze mnie takiego desperata, że zacząłem ją śledzić. Dzisiaj był pierwszy dzień szkoły. Wróciliśmy z obozu parę tygodni temu, a ona już zdążyła mnie porzucić jak zepsutą zabawkę. Ogarnął mnie palący gniew. Chciałem się dowiedzieć, jak mogła być taką zimnokrwistą suką, jakby podczas wakacji zupełnie nic nas nie łączyło.
Od początku założenie było takie, że po powrocie mam się do niej przyczepić, ale jeszcze przed wyjazdem z obozu postanowiłem, że chcę z nią być tak naprawdę i walić konsekwencje. Najwyraźniej ona nie podzielała moich uczuć. Zapukałem do drzwi, a po kilku chwilach ciszy zrobiłem to znowu, tym razem głośniej. W końcu ktoś otworzył, a ja wstrzymałem oddech, licząc na to, że ją ujrzę. Wreszcie na mnie spojrzała i dostrzegłem szok wymalowany w jej zielonych tęczówkach. Przymknęła drzwi, a następnie kazała mi spadać. – Nie powinno cię tu być. – Za późno. Już przyjechałem i nie zamierzam zniknąć. – Poczułem przemożną ochotę, by jej dotknąć, więc złapałem ją mocno w talii i podniosłem, żeby wejść do środka. – Moi rodzice są w domu. – Wyjechali pięć minut temu. – Mój brat jest na górze. – Próbowała się wykręcić na wszelkie sposoby, a mnie bawiły jej próby. Zdawałem sobie sprawę, jak moja obecność na nią działa. Niemal widziałem, jak miękną jej kolana. Chciała, żebym wyszedł, ale nie zamierzałem tego zrobić. – Buddy jest w domu obok i pieprzy się z sąsiadką. – Dobra. Nie chcę cię widzieć, a teraz spadaj. – Najpierw musisz ze mną porozmawiać. – Niby o czym? – zapytała. – Dlaczego mnie odpychasz? – Proszę cię, nie rób tego. – Ale czego? O co ci chodzi? – Podskoczyła i dopiero wtedy dotarło do mnie, że zacząłem krzyczeć.
– Nie udawaj, że to było coś więcej niż zwykły romans. Świetnie się razem bawiliśmy, a teraz trzeba żyć dalej, prawda? – Ty naprawdę jesteś oziębłą suczą, wiesz? – Jesteś na mnie zły, bo to ja cię zostawiłam? – Nie. Jestem na ciebie wściekły, bo w ogóle próbowałaś to zrobić. – Tej dziewczynie udało się mnie zmienić w chorego z miłości szczeniaka, chociaż nawet specjalnie się nie starała. Złapałem w garść jej koszulkę, obróciliśmy się i po chwili przycisnąłem ją do drzwi. Musiałem jej dotknąć na wszelkie sposoby, więc się nachyliłem i dmuchnąłem na jej szyję, bo wiedziałem, jak to na nią działa. – Kiedy wziąłem cię po raz pierwszy, powiedziałem ci, że masz ze mną nie zadzierać. Pamiętasz? – Tak. Udowodniłeś, że taki z ciebie czaruś, jak wszyscy twierdzą – odparła z sarkazmem. – Nie zamierzam się poddać, aniele. Nie odpowiedziała i dosłownie zamarła w bezruchu, a jej oczy przepełniały emocje. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na górę. Bez problemu odnalazłem jej pokój, bo tylko drzwi do niego były otwarte. Pokój Willow wystrojem pasował do jej garderoby – był odważny i dziki. Posadziłem ją na łóżku i zauważyłem Pepé śpiącego obok swojej klatki. Podniosłem go i włożyłem do środka. Kiedy powiedziała mi, że ma fretkę, nie mogłem w to uwierzyć, bo kto trzyma takie zwierzę w domu? Przecież one wyglądają jak przerośnięte szczury. Gdy
się
obróciłem,
Willow
siedziała
wyprostowana
na
łóżku
i przyglądała mi się. – Nie możemy tego dłużej ciągnąć – zaprotestowała, gdy w końcu odnalazła głos. Zignorowałem jej słowa i zacząłem ją rozbierać.
Kiedy
była
już
zupełnie
naga,
zacząłem
się
bawić
bransoletką
z zawieszkami, którą dostała ode mnie podczas naszej pierwszej randki, tuż przed tym, jak po raz pierwszy się kochaliśmy. – Chcę, żebyś miała na sobie tylko tę bransoletkę, gdy będziemy się pieprzyć. Zadrżała. Wiedziałem, że powodem było to, jak ostro zabrzmiało w moich ustach słowo „pieprzyć”. Kiedy zrobiliśmy to po raz trzeci, wyznała mi, dość nieśmiało, jak na nią działam, gdy używam tego słowa. Dla jaj wytknąłem jej, że ma dziwny fetysz, a potem opowiedziałem, na jakie sposoby zamierzam ją przelecieć, dbając o odpowiedni dobór słów. Kiedy w nią wszedłem, była już cała mokra, niemal dochodziła, więc wiedziałem, że teraz będzie tak samo. Słowo „pieprzyć” stało się moim ulubionym. Złapałem ją za podbródek i pochyliłem jej głowę, żeby wyszeptać tuż przy jej uchu: – Będę pieprzyć twoją cipkę tak ostro, że stracisz oddech. – Wsunąłem rękę między jej uda i okazało się, że jest mokra i gotowa. Koniecznie musiałem znaleźć się w jej wnętrzu, więc szybko włożyłem gumkę i ustawiłem się między jej udami. Po pierwszym ostrym i głębokim pchnięciu wtrzymała oddech. Nie mogłem się nią nasycić, musiałem ją całować i wszędzie dotykać. – Dasher – wystękała moje imię, prosząc o więcej. Zamierzałem dać jej to, czego chciała, ale najpierw musiałem się czegoś dowiedzieć. Uniosłem się na łokciach i spojrzałem jej w oczy. – Jesteś moim małym aniołem? – Tak – pisnęła. Nie potrzebowałem dalszej zachęty.
Poruszałem
się
w
niej
tak
gwałtownie,
że
jej
ciało
dosłownie
podskakiwało i przesuwało się na materacu. Podążałem za nią, bo nie chciałem, żeby dystans między nami się zwiększył, a kiedy odnalazłem rytm, szybki i brutalny, wezgłowie łóżka zaczęło się trząść. Zmówiłem w myślach krótką modlitwę, żeby jej rodzice nie wrócili, bo za nic w świecie nie byłbym w stanie ukryć mojego pożądania. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Dashu Chambersie. – Mógłbym powiedzieć to samo o tobie, Willow Waters. Trzymaj się mocno. Chociaż raz posłuchała mnie bez wahania i mocno zacisnęła nogi owinięte wokół moich bioder. Palce wbiła mi w pośladki, prosząc tym samym, bym wszedł w nią jeszcze głębiej. Posłuchałem. Ogarnięta ekstazą odrzuciła głowę w tył i głośno krzyknęła. Właśnie chciałem jej wyznać miłość, ale na korytarzu rozległ się jakiś dźwięk, który przykuł moją uwagę. Obróciłem głowę i zobaczyłem Lake Monroe, najlepszą przyjaciółkę Willow, dziewczynę, na której punkcie Keiran miał obsesję. To przez nią czułem się tak, a nie inaczej, jak nie ja. Na jej twarzy dostrzegłem wyraz niedowierzania i bólu, skutek tego, że jej jedyna, najlepsza przyjaciółka dobrowolnie bratała się z wrogiem. I jeszcze jej się to podobało. Gdybym chciał się zachować przyzwoicie, jak należy, przestałbym, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. Pragnąłem, żeby ta dziewczyna podzielała mój ból, więc dalej pieprzyłem Willow, uśmiechając się do suki, która odpowiadała za mój upadek. Lake jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy i cofnęła się. Willow należała do mnie. Wiedziałem o tym i jej przyjaciółka również. Willow pchnięciach
zastygła, ja
po
również
czym
drżąc,
osiągnąłem
zaczęła
orgazm
–
dochodzić. skończyłem
Po w
kilku niej,
przypieczętowując swój los. Przez nią zupełnie przepadłem. Odwaliło mi. Miałem obsesję. Chciałem wyznać jej swoje uczucia, już miałem odpowiednie słowa na końcu języka, ale nie mogłem tego zrobić. Najpierw musiałem się dowiedzieć, czy ona czuła do mnie coś więcej niż zwykłe pożądanie. Keiran dał mi misję: miałem rozkochać w sobie dziewczynę, sprawić, że odda mi swoje serce, ale wychodziło na to, że to ja postradałem rozum z miłości.
• Obecnie •
–
Myślisz,
że
skończyli?
–
zapytała
Willow.
Od
piętnastu
minut
siedzieliśmy w samochodzie. Kusiło mnie, żeby po prostu odjechać i znaleźć się z nią w łóżku, ale odsunąłem od siebie te myśli. Zamiast tego przypominałem sobie swój upadek i knułem, jak sprawić, żeby Willow znowu była moja. Na zawsze. Wiedziałem, że chce ze mną być, ale nie potrafi się temu poddać. Po raz kolejny się zastanawiałem, co ją powstrzymuje. To musiało mieć jakiś związek z miejscem, do którego uciekła cztery lata temu. Na myśl, że mogło chodzić o innego faceta, ogarnęła mnie czysta zazdrość. Już byłem gotowy znowu ją przepytać i zażądać prawdy, ale wtedy zadzwonił mój telefon. To był Keenan.
– Hej, stary. Już do was jedziemy z Kennedy. Przepraszam za opóźnienie. Nie mogła zasnąć o normalnej porze, a potem zrobiła to dosłownie w ostatniej chwili. – Nie ma problemu. Czekam u was przed domem. Przyjechałem sprawdzić, co się dzieje, gdy się nie zjawiliście na czas. – O, to dobrze. Długo czekasz? – Jakieś piętnaście minut. – Zapadła niezręczna cisza, postanowiłem zrobić mu na złość. – Po prostu przynieś młodą, tatusiu. Dosłownie padłem ze śmiechu, kiedy natychmiast się rozłączył. Willow patrzyła na mnie jak na wariata. – Dlaczego dałeś mu do zrozumienia, że ich widzieliśmy? – Bo byłem świadkiem tego, czego brat nigdy nie powinien widzieć. Zemsta jest słodka. Uśmiechnęła się i pokręciła głową w milczeniu. Chwilę później zmarkotniała i wyjrzała przez okno. Wydawała się zagubiona, a może nawet przerażona. Coś się z nią działo i byłem zły, bo nie chciała mi się zwierzyć, ale wiedziałem, że gniew i roszczeniowa postawa nie skłonią jej do mówienia. Tylko by się wkurzyła. Rozpiąłem jej pas, a następnie podniosłem ją i posadziłem sobie na kolanach. Nie walczyła ze mną, po prostu wtuliła się w moją klatkę piersiową. – Co się dzieje, skarbie? – Tonę – wyszeptała. – Kto ci zrobił krzywdę? – Wszyscy. Nie mogę się od tego uwolnić. Nieważne, jak szybko płynę, jak daleko uda mi się znaleźć, zawsze otacza mnie woda.
– Może po prostu musisz się udać w odpowiednim kierunku. Czeka cię dobre życie i odkupienie, tylko wykorzystaj okazję. – To zbyt niebezpieczne. – Nicnierobienie również. Już chciała zaprotestować, ale ją pocałowałem. Natychmiast mi się poddała, wyraźnie chciała się zatracić w tej chwili i zapomnieć. Nie wiem, jak długo się całowaliśmy, ale wydawało mi się, że wieczność. Nagle przerwał nam czyjś głos…
ROZDZIAŁ 23 WILLOW
W
illow i wujek się całują, a potem w sobie zakochują. C-M-O-K! Odskoczyliśmy
od
siebie
gwałtownie,
kiedy
usłyszeliśmy
śpiew Kennedy. Dash podniósł mnie i posadził na miejscu
pasażera. Wysiadł z samochodu, żeby zapiąć Kennedy w foteliku, który już czekał na tylnym siedzeniu. – Słyszałeś to? – krzyknął Keenan. – Kennedy właśnie przeliterowała pierwsze słowo! – Jesteś pewien? A może po prostu skleiła dźwięki, które brzmią jak… Keenan, co ty wyprawiasz? – Potrzebuję encyklopedii! – zawołał. – Może ona zna jeszcze więcej słów. – Ale przecież ona ma tylko trzy lata i ledwie wymówiła słowa rymowanki. – Proszę bardzo, śmiejcie się, ale jeśli ja będę miał w tej kwestii coś do powiedzenia, naukowczynią.
w
wieku
dziesięciu
lat
Kennedy
zostanie
młodą
Wrócił do domu, a Sheldon spojrzała na nas zrezygnowana. – Czasami się zastanawiam, jak to możliwe, że zaszłam z nim w ciążę – wymamrotała, kręcąc głową. Podążyła za nim. Obróciłam się na siedzeniu i zauważyłam, że Kennedy mi się przygląda. – Cześć. – Cześć – odparła tym anielskim głosikiem. – Willow i wujek znowu będą się całować? – Tak – odpowiedział Dash, wsiadając do samochodu. Uruchomił silnik i dodał: – Ale nie będzie ciebie przy tym, więc nie będziesz mogła o tym śpiewać. Nie mogłam uwierzyć, że Kennedy naprawdę zaprotestowała. Łączyła ją z Dashem naturalna więź i żałowałam, że nie było mnie tutaj wcześniej, bym również mogła się z nią zaprzyjaźnić. Oni wszyscy pomagali Sheldon, samotnej matce, a mnie przy tym nie było. I dlatego czułam, że zdradziłam przyjaciółkę. Po powrocie Kennedy zaczęła buszować po mieszkaniu i w niecałą godzinę wywróciła je do góry nogami. A wszystko zaczęło się od incydentu z serowym makaronem. Postanowiła,
że
będzie
się
bawić
w
chowanego
i
przypadkowo
rozsypała kluski po kanapie. Uznałam,
że
to
tylko
taka
jednorazowa
akcja.
Nawet
nie
podejrzewałam, co miało nadejść.
Pod koniec wieczoru Dash rozebrał nas oboje, zaniósł mnie do swojego łóżka i sprawił, że zapomniałam o wszystkich troskach. Czułam przy sobie jego twardy członek i byłam chętna, ale po chwili leżenia odpłynęliśmy.
Kennedy nas wymęczyła. Natomiast rano zostałam obudzona delikatnymi pocałunkami i dotykiem męskich dłoni. – Obróć się – zażądał. Posłuchałam i położyłam się na brzuchu. Zachichotał, dając mi klapsa w tyłek. – Nie to miałem na myśli. – Posadził mnie sobie na biodrach, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. – Ujeżdżaj mnie. – Dlaczego szepczesz? – Nigdy bym mu się do tego nie przyznała, ale zawsze mi się podobało, kiedy mi tak agresywnie rozkazywał. – Bo Kennedy zawsze ma lekki sen, gdy nie trzeba. Nerwowo zerknęłam w stronę drzwi, które były zamknięte na klucz, ale i tak się zawahałam. – Może nie powinniśmy tego robić? Przecież ona jest w pokoju obok. W odpowiedzi złapał mnie za nagie biodra i wsunął się we mnie powoli. Westchnęłam, czując, jak mnie wypełnia. – W takim razie nie możesz krzyczeć. Patrzył
na
mnie
wyzywająco
tymi
brązowymi
oczami,
a
ja
postanowiłam mu ulec. Nie mogłam się powstrzymać. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, uniosłam biodra i opadłam niespodziewanie. W jego oczach dostrzegałam przyjemność, mimo to mocniej zacisnął dłonie na moich biodrach, żeby powstrzymać mnie przed kolejnym ruchem. – Wolniej. Tym razem kierował moim ciałem i wkrótce odnaleźliśmy wspólny rytm. Przez to, że musiałam zachowywać ciszę, cała sytuacja nabrała nuty zakazanego
owocu.
Chwilę
później
straciłam
nad
sobą
panowanie
i zaczęłam ujeżdżać go szybko i ostro. Atakowany doznaniami Dash otrząsnął się dopiero po chwili i obrócił mnie na plecy, żeby móc mnie ukarać powolnymi, głębokimi pchnięciami.
Szybko się zorientowałam, że kochanie się ma więcej plusów od pieprzenia. Mogliśmy patrzeć sobie w oczy i widzieliśmy w nich coś więcej niż tylko pożądanie i potrzebę spełnienia. Mogliśmy się komunikować, mówić sobie to, czego nie potrafiliśmy wypowiedzieć na głos. – Tęskniłem za tobą – wyszeptał przy moich ustach, poruszając się we mnie powoli. Takie tempo pozwoliło mi poczuć każdy centymetr jego męskości. – Ja za tobą też – przyznałam ku swojemu zdziwieniu. Może dlatego, że pierwszy raz, gdy byliśmy razem, nie padały groźby ani oskarżenia. Możliwe, że później tego pożałuję, ale na razie podążałam za głosem serca. Żeby uniknąć kolejnych błędów, pocałowałam go głęboko i zatraciłam się w doznaniach, aż oboje doszliśmy. Oczywiście najciszej, jak się dało. Gdy tylko odzyskaliśmy oddech, rozległo się ciche pukanie do drzwi, które przerwało nasz odpoczynek. – Wujku, zrobiłam coś złego. Dash zesztywniał i zerwał się z łóżka. Wziął z podłogi czarne spodenki do koszykówki i włożył je w podskokach. Nie rozumiałam, o co tyle krzyku. Przecież dzieci cały czas sikają w łóżku. Dash rzucił mi swoją koszulkę, którą miał na sobie wczoraj w nocy, a ja ją włożyłam. Otworzył drzwi i wziął w ramiona przestraszoną Kennedy. – Gdzie? – W łazience. Przyniósł dziewczynkę do mnie i posadził ją na łóżku. Zwinęła się na moich kolanach i z szeroko otwartymi oczami patrzyła, jak wujek wychodzi z pokoju.
– Mam kłopoty – wymamrotała dziecięcym głosikiem i pokręciła głową. Kiedy Dash zaklął, rozległ się szum wody i ciekawość wzięła nade mną górę. Poklepałam dziewczynkę po głowie i podążyłam za wiązanką przekleństw do gościnnego pokoju. Był mały, ale miał oddzielną łazienkę. Zobaczyłam, że Dash stoi w środku i walczy z toaletą. Podeszłam do niego, nie patrząc pod nogi. Okazało się, że cała podłoga jest mokra. – Co do…? Cała łazienka pływała. Część wody dotarła nawet do sypialni i wsiąkła w dywan. – Co się stało? – Ken się stała. Podeszłam bliżej, żeby sprawdzić, z jakiego powodu woda z toalety wylała. Okazało się, że z klozetu wystają nogi Barbie. Dash włożył rękę do środka i wyciągnął lalkę, ale woda dalej płynęła. – Chyba będzie potrzebny hydraulik – podsunęłam słabym głosem. Posłał mi zniecierpliwione spojrzenie i wyminął mnie w drzwiach. – Zostań z Ken. Nie zamontowałem barierek. Zniknął w gabinecie, a ja stałam na korytarzu jeszcze przez chwilę. Słyszałam, jak rozmawia z kimś przez telefon i zamawia hydraulika. Zastałam Kennedy leżącą na brzuchu na łóżku, wyglądającą na zadowoloną z otaczającego ją świata. W ręce trzymała pilot do telewizora i oglądała Wojownicze Żółwie Ninja. Kiedy weszłam do sypialni, obdarzyła mnie promiennym uśmiechem. – Willow, zrobiłam basen dla Barbie. – Zauważyłam.
Posprzątanie i naprawienie zniszczeń spowodowanych przez małego nicponia zajęło nam pół soboty. Określiłam to mianem Wielkiej Powodzi Ken. Dash nie podzielał mojego rozbawienia. Potem nastała niedziela, a Dash, zamiast się skupić na zabawie z Kennedy, zajmował się przygotowaniami do jutrzejszego spotkania w innym mieście. W końcu postanowił opuścić mieszkanie i zostawił mnie z Kennedy samą. Zakochałam się w tej małej tyrance po uszy. Była wcieleniem zła, a ja nieustannie się zastanawiałam, co knuje, gdy błyskała swoim popisowym uśmiechem. Wieczorem nadszedł czas, żeby wróciła do swoich rodziców, a ja zrozumiałam, że pokochałam kolejną osobę. I miałam kogo chronić.
W
poniedziałek
Dash
oznajmił,
że
wieczorem
wylatuje
z
miasta.
Poinformował mnie również, że zabiera mnie ze sobą i że podróż potrwa do końca tygodnia. W trakcie lunchu zaczęłam panikować. Przecież nie mogłam wyjechać. Musiałam wymyślić, jak szybko sprowadzić tutaj Keirana. Kiedy zasugerowałam, że to Celesha powinna mu towarzyszyć, bo jest bardziej doświadczona, oznajmił, że ma problemy z ciążą i nie powinna latać. Gdy spytałam ją o stan zdrowia, rzeczywiście się okazało, że musi iść na urlop wcześniej, niż planowała. – Aniele.
Oderwałam wzrok od ekranu komputera i zauważyłam górującego nad moim biurkiem Dasha, który jak zwykle wyglądał imponująco – garnitur pięknie podkreślał jego mięśnie ramion, tors i nogi. – Tak? – Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać. Coś się stało? – Nic. W czym mogę pomóc, panie Chambers? Westchnął, oparł dłonie o biurko i nachylił się tuż nade mną. – Uwielbiam, gdy tak się do mnie zwracasz. Mam wtedy ochotę oprzeć cię o biurko i wziąć tak, że będziesz krzyczeć. Nie wiem, co ja sobie myślałam, ale w odpowiedzi zaproponowałam: – To dlaczego tego nie zrobisz? Uśmiechnął się jak drapieżnik i wyciągnął mnie z krzesła. Szybko wrócił mi zdrowy rozsądek i przypomniałam mu, że Celesha w każdej chwili może wrócić z przerwy na lunch. – To sobie popatrzy – odwarknął. Chwilę później podciągnął mi sukienkę, zsunął majtki i powoli się we mnie wślizgnął. Tym razem pchnięcia nie były brutalne, drażnił się ze mną, ale z jakiegoś powodu orgazm odczułam tysiąc razy intensywniej niż wcześniej. – Ile razy już to przerabiałeś? – zapytałam, poprawiając ubrania. – Nawet nie zaczynaj, aniele. Nigdy się z nią nie pieprzyłem. W tej chwili otworzyły się drzwi i wróciła Celesha, niosąc w jednej ręce wielką kanapkę z indykiem, a w drugiej równie wielką z szynką. – Aż tak zgłodniałaś? – zażartował Dash. – Nie mogłam się zdecydować, więc wzięłam obie – odparła. – Mogłaś poprosić, żeby zrobili ci kanapkę i z indykiem, i z szynką. Przewróciła oczami, jakby Dash był opóźniony w rozwoju.
– Wtedy miałabym za mało pieczywa. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, a Dash i Celesha dołączyli do mnie. – Co mam z tym zrobić? – zapytała, wskazując na kopertę w ręce Dasha. – To dokumenty do działu księgowości, ale wyglądasz, jakbyś musiała sobie usiąść. – Podał mi papiery. – Panna Waters je zaniesie. Jego nonszalancki ton mnie wkurzył. Nawet Celesha to wyczuła i uniosła jedną brew. Wolałam nic nie mówić i tylko wyrwałam mu teczkę z ręki. Koperta w środku była zaadresowana do kierownika działu księgowości, czyli Nate’a. Uśmiechnęłam się do siebie, bo dotarło do mnie, że gdyby Dash nie był takim chujem, toby się zorientował. Szłam korytarzem, oczekując, że w każdej chwili może się na mnie rzucić, ale udało mi się dotrzeć aż na piętro księgowości. Recepcjonistka
zaprowadziła
mnie
do
gabinetu
Nate’a.
Właśnie
rozmawiał z kimś przez telefon, ale kiedy mnie zauważył, szybko zakończył połączenie. – Cześć, Willow. – Skinął głową recepcjonistce, żeby sobie poszła. – Mam nadzieję, że to wizyta towarzyska. – Niestety nie. Szef wszystkich szefów chciał, żebym ci to przekazała. – Cieszę się. Chętnie nadrobiłbym z tobą zaległości. Wybierzesz się ze mną na kolację? – Hmm… to chyba nie jest dobry pomysł. Uśmiechał się zarozumiale, jakby myślał, że tylko próbuję grać niedostępną. – A to dlaczego? – Bo nie zamierzam długo tutaj zostać. Nie ma sensu się poznawać.
– Auć. Zawsze jesteś taką oziębłą suką? Cofnęłam się zaskoczona, ręka mnie świerzbiła, żeby uderzyć go w tę pospolitą twarz. – Słucham? – Nie zrozum mnie źle. Bardzo mi się to podoba. Spodziewałem się, że twój temperament będzie pasować do włosów. Powiedz mi… czy przejawia się także w innych dziedzinach? – Jesteś świnią. – Ranisz mnie. Jestem zwyczajnym mężczyzną, który potrafi docenić to, co masz do zaoferowania. – Złapał mnie za biodra, a następnie, zanim zdołałam wybić mu ten pomysł z głowy, położył mi rękę na pośladku. – Nate… – Co tu się, do cholery, dzieje? Krew odpłynęła mi z twarzy, bo wiedziałam, kto się zjawił. –
Panie
Chambers,
ja
tylko
rozmawiałem
z
pańską
asystentką
o odpowiednim stroju do pracy… – I w tym celu musiałeś trzymać rękę na jej dupie? Nate szybko zabrał rękę, jakby zapomniał, że w ogóle tam była. – Cóż, ona… ja… – Daruj sobie. Zabieraj swoje rzeczy i wypad stąd. Jesteś zwolniony. Dash
nie
czekał
na
odpowiedź
Nate’a.
Złapał
mnie
za
rękę
niewzruszony zdziwionymi spojrzeniami i szeptami, które towarzyszyły nam w drodze do windy. Gdy jechaliśmy na górę, nie odezwał się do mnie ani razu, ale nie musiał. Widziałam, że jest wkurzony i gotowy się na mnie wyżyć. Moja teoria się potwierdziła, gdy dotarliśmy na jego piętro.
– Co ty próbujesz ze mną zrobić? – warknął, dosłownie wyrzucając mnie z windy do swojego gabinetu. Gdyby były tu jakieś drzwi, na pewno by nimi trzasnął, ale słyszałam tylko głośne kroki, które stawiał, idąc w moją stronę. To zmusiło mnie do zajęcia miejsca. – Mogłabym cię zapytać o to samo. Nie musiałeś go zwalniać. – Myślę, że musiałem, skoro położył łapę na twojej dupie. – To nie ma znaczenia, bo sam mnie tam wysłałeś – spierałam się. – To był błąd, którego nie zauważyłem, bo zachowałaś się jak dziecko w temacie mojej relacji z Celeshą. Do jasnej cholery, nie masz powodu podejrzewać, że ją przeleciałem. – A ty nie miałeś prawa się irytować, że ktoś mnie złapał za tyłek. – Nikt nie może tykać tego, co moje. – Nie jestem twoja! Odchylił głowę i zmierzył mnie wzrokiem, mrużąc oczy. – Mówisz o tym tak, jakbyś miała jakiś wybór. – Bo mam. Zawsze go miałam i podjęłam decyzję. Odeszłam, pamiętasz? – Uciekłaś. Jest różnica. – Pomijam to, bo uciekłam od osoby, która jest wyjątkowym dupkiem! – Przestań krzyczeć. – Ty pierwszy. Słyszałam groźbę w jego głosie i powinnam się była dostosować, ale miałam już dosyć jego rozkazów. Chciałam być panią swojego losu, a dwóm osobom udało się ukraść moją wolną wolę. Dash zdjął marynarkę, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Ta część mnie, która tęskniła za uległością, wiedziała, co to oznacza, ale nie zamierzałam się poddać. – Wstań.
– Nie. – Gdzie była ta twoja odwaga, kiedy cię poprosiłem, żebyś ze mną była? Tchórzostwo przychodzi ci z łatwością, ale miłość do mnie już nie? – Łatwo było mi odejść, bo nic dla mnie nie znaczyłeś. Nie mogłeś. Nigdy
się
do
ciebie
nie
przywiązywałam,
żebym
mogła
o
tobie
zapomnieć. – Ostatnie słowa wręcz z siebie wydusiłam, ale było już za późno na poczucie winy. Zapadła ogłuszająca cisza. A może po prostu ogłuszało mnie bicie mojego czarnego serca. Tego, które on tak brutalnie rozerwał na strzępy. Moje rozgniewane serce i sumienie toczyły ze sobą walkę i nawet nie zauważyłam, kiedy zmniejszył między nami dystans i stanął przede mną. Bursztynowe plamki zniknęły z jego oczu, a ich miejsce zajął gniew. Podniósł rękę, a ja odruchowo się skrzywiłam. Nie umknęło mi jego pytające spojrzenie. Okazało się, że w zamyśleniu przesunął tylko palcem po wardze. Tak bardzo chciałam wiedzieć, o czym myśli, że moje sumienie w końcu wygrało. – Dash, ja nie… – Ciii, aniele. – Jego spokój wydawał się naciągany. Odsunął rękę od twarzy i zaczął się bawić guzikiem mojej sukienki. Guzik przeszedł przez dziurkę, potem drugi i trzeci, a ja nie zdążyłam nawet wypowiedzieć słowa. – Co ty wyprawiasz? – zapytałam, ściskając poły sukienki drżącymi palcami. – Rozbieram cię. – Widzę, ale dlaczego? – Bo podoba mi się ta część naszej kłótni. – W takim razie wcale mnie nie słuchałeś. – Jego usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, a następnie musnęły moje wargi, co skutecznie
wyprowadziło mnie z równowagi. Całowałam go, chcąc poczuć jego smak, a sądząc po jego zachowaniu, on miał ochotę na to samo. – Wszystko słyszałem – wyszeptał, kiedy w końcu się odsunął, żeby zaczerpnąć oddechu. W jego wyrazistych oczach widziałam upór. – Celesha – przypomniałam mu. – Nie będzie nam przeszkadzać. Wziął mnie w ramiona i zaniósł do sypialni. Była mała, ale wciąż luksusowa. W pokoju dominowało duże łóżko przykryte ciemną pościelą. Po raz pierwszy odkąd wróciłam do miasta, przyznałam się przed samą sobą do obawy. – Ja nie… – Ciii… – powtórzył, a następnie siłą rozpiął mi sukienkę. – Nie obchodzi mnie to. Zsunął mi ubranie z ramion, a następnie szarpnął za materiał, który ześlizgnął się po moich drżących nogach i wylądował na podłodze. Dopiero gdy mnie rozebrał, zdałam sobie sprawę, że nie mam majtek. Spojrzałam w dół, żeby się upewnić. Jak mogłam o nich zapomnieć? O Boże… może leżały na podłodze w gabinecie? Celesha mogła je znaleźć. – Tego szukasz? Obróciłam
głowę
i
zobaczyłam,
że
Dash
trzyma
moje
majtki
zawieszone na palcu. Podeszłam, żeby mu je wyrwać, ale on zabrał rękę i wcisnął je sobie do kieszeni. Przynajmniej nie leżały gdzieś na środku biura. Chwilę później Dash wcisnął rękę między moje uda. – Rozłóż nogi. Chciałam odmówić.
Naprawdę. A jednak zrobiłam to, co zrobiłaby każda dziewczyna na moim miejscu, w zetknięciu z kimś tak seksownym jak Dash, o głosie obiecującym rozkosz jak stąd na księżyc. Zupełnie przestałam się skupiać na emocjach. Czasami fizyczne doznania sprawiają, że zapominamy, kim jesteśmy. Rozłożyłam nogi, a on przyłożył dłoń do mojej kobiecości. – Dlaczego mi to robisz? Zaczął prowokująco pocierać palcami moją cipkę, doprowadzając mnie do obłędu. – Sprawię, że o wszystkim sobie przypomnisz. Wtedy dotarło do mnie, że popełniłam błąd. Już nie walczyłam z napalonym nastolatkiem, tylko opierałam się mężczyźnie, który nie przyjmował odmowy do wiadomości. Zaprowadził mnie do łóżka. Przy każdym kroku jego ubrania ocierały się o moją nagą skórę, przez co czułam się jeszcze bardziej obnażona. Popchnął mnie delikatnie, a ja opadłam na łóżko i próbowałam podejść do wezgłowia na czworakach. Nie zdążyłam jednak, bo Dash złapał mnie za kostkę. Obejrzałam się przez ramię i rzuciłam mu pytające spojrzenie. – Chcę widzieć twoją twarz, kiedy będziesz mnie sobie przypominać. – Szybko rozpiął pasek, a dźwięk zamka zabrzmiał jak groźba, nie zdjął jednak spodni i jeszcze w ubraniu położył się na mnie. – Kim jestem? – Proszę… – Kim jestem, aniele? – Uniósł biodra i zsunął spodnie na tyle, by uwolnić erekcję. – Po prostu mnie zerżnij.
Spełnił mój rozkaz bez mrugnięcia okiem. Jego twarda męskość wypełniała mnie do samego końca. Krzyknęłam, nie mogłam złapać tchu. Już zaczęłam się przyzwyczajać do uczucia wypełnienia, ale wtedy on powoli opuścił moje ciało. – Nie każ mi prosić po raz kolejny. – To nie proś mnie po raz kolejny. Złapał mnie szybko i obrócił na brzuch. Czułam, że wbija palce w moje biodra, a jego klatka piersiowa dociska moje plecy do materaca. – Aniele. Przygryzł moje ramię, aż poczułam dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa. To było ostrzeżenie. Groźba. Powinnam odpuścić, ale duma mi na to nie pozwalała. – No dobrze. – Rozłożył mi nogi, ale nie wszedł do pochwy, tylko skierował się do bardziej zakazanego miejsca. – Ty postawisz na swoim, a ja na swoim. – Dasher… – Za późno, aniele. Wbił palce w moje biodra, a następnie siłą uniósł mi tyłek. – Dash? – Ciii… – Włożył palec w moją szparkę i bawił się nią, póki nie zaczęła ociekać. Następnie powoli je wyciągnął i zbliżył do drugiej dziurki. Przesuwał po niej, robił się coraz odważniejszy, w końcu wsunął we mnie palce i pieprzył mnie nimi, aż wiłam się z przyjemności i błagałam o więcej. – Teraz zerżnę cię od tyłu, aniele.
Nawet nie miałam czasu odpowiedzieć, bo wszedł we mnie bezlitośnie, bezwzględnie, bezwstydnie. Był niewiarygodnie twardy, a jego pchnięcia mocne. Moje serce i ciało już nie mogły znieść tak zapamiętałego traktowania, a mimo to nie potrafiłam powiedzieć mu, żeby przestał. Pragnęłam dać mu wszystko, czego chciał. Czego oboje chcieliśmy. Nawet jeśli to było kłamstwo. – Mówiłem ci, Willow Olivio Waters. Jesteś moja. Z mojego gardła wydobył się tylko cichy jęk, a potem wypięłam tyłek i napotkałam jego męskość. I wtedy zaczął mnie pieprzyć. Ostro, szybko, nieustępliwie. Było oszałamiająco. Chciałam go błagać. Chciałam krzyczeć. Chciałam należeć do niego, do cholery. Ale byłam skażona… kłamstwami i strachem. Nie zasługiwałam na miłość. Dopiero kiedy wyczułam jego język na policzku, dotarło do mnie, że zaczęłam płakać. – Płacz nie sprawi, że przestanę, aniele. – Jego mrukliwy głos podziałał na mnie jak prąd. – Nie. – Nie? – Nie przestawaj. Zaśmiał się w odpowiedzi niespodziewanie, trochę złowieszczo. – Nie mam takiego zamiaru. Ta obietnica przyjemności doprowadziła do tego, że tamy puściły. Dash zaczął tracić kontrolę.
– Jesteś taka ciasna. – Jak na zawołanie mój tyłek zacisnął się na nim, jego jęk był muzyką dla moich uszu. Wypięłam biodra, wbrew sobie prosząc go o więcej. – Kiedy będę gotowy, dojdę w twoich ustach. Chcesz tego? – Tak. – Powiedz to. Że chcesz połknąć moją spermę. – Chcę połknąć. – Naprawdę? – Chcę poczuć twój smak. – Postradałam zmysły. Słowa nie mogły tego wyrazić. Skupiałam się tylko na doznaniach i uległości. Gdy już nie mogłam więcej znieść, wepchnął się we mnie po raz ostatni, a potem przewrócił mnie na plecy. Złapał mnie za włosy, podniósł moją głowę z łóżka i się spuścił. Ale nie do moich ust. Jego ciepła sperma zalała mi twarz i było to tak wulgarne, że jednocześnie mi się podobało i mnie wkurzało. Popatrzyłam tylko na niego pytająco, bo mój mózg nie pracował i nie mogłam się wysłowić. – Nie zasługujesz na moją spermę – oznajmił zwyczajnie.
ROZDZIAŁ 24 WILLOW
Z
ostaniesz tutaj – oświadczył Dash w ostatniej chwili, zabierając swoje bagaże. Nawet na mnie nie spojrzał. – Dlaczego zmieniłeś zdanie? – I dlaczego czułam rozczarowanie na
myśl, że nie zobaczę go przez cały tydzień? – Przez ciebie. Zdziwił mnie smutek w jego głosie. – Ale jak to? – Muszę przemyśleć parę spraw, a nie będę w stanie tego zrobić, jeśli będziesz ze mną. Każda próba skończy się tak, że albo cię zranię, albo przelecę. – A więc mam po prostu siedzieć w tym mieszkaniu sama przez cały tydzień? – Nie będziesz sama. – A co, załatwisz mi kolejnego ochroniarza? – Powiedzmy – odparł tajemniczo.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. Dash wahał się przez krótką chwilę, a następnie wyszedł bez słowa pożegnania. Podeszłam do kanapy i padłam na nią bez życia. Powinno było mi ulżyć, że z nim nie pojechałam, ale wciąż byłam tu uwięziona… a przynajmniej tak mi się wydawało. Mój wzrok padł na kluczyki leżące na szklanym stoliku. Pewnie pojechał na lotnisko taksówką. Mój
umysł
galopował,
plan
już
się
tworzył.
Tego
ranka,
gdy
wychodziliśmy, Dash był zbyt zajęty rozmową przez telefon z matką i nie zauważył, że widziałam wpisywany przez niego kod. Oczywiście wciąż nie miałam przy sobie telefonu ani portfela, ale samochód zapewni mi wolność. Najpierw jednak to, co najważniejsze… Podeszłam na palcach do drzwi i je otworzyłam. Rozejrzałam się po prywatnym korytarzu prowadzącym do windy i nie zauważyłam żadnego ochroniarza. Czy on ze mną pogrywał? Darowałam sobie podejrzliwość i uznałam, że po prostu mi się poszczęściło.
Włożyłam
dżinsy
i
koszulkę,
którą
kupiłam
podczas
wycieczki do centrum handlowego z Sheldon, pomodliłam się, by szczęście dalej mi dopisywało, i pojechałam do jego biura. Kolejny punkt mojego planu wymagał gotówki. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi okazały się otwarte. Skrzypnęły, zawahałam się, a potem weszłam do środka. W pokoju było ciemno, więc zapaliłam światło i natychmiast skupiłam wzrok na biurku. Przemierzyłam pomieszczenie i zatrzymałam się przed komodą. Tu moje szczęście się skończyło – okazało się, że wszystkie szuflady są
zamknięte. Sfrustrowana trzasnęłam pięścią w drewniany blat. I co ja mam teraz zrobić? Zapadłam się w skórzanym krześle i ukryłam twarz w dłoniach. Jeśli nie zdobędę pieniędzy, będę musiała znaleźć coś, co da się spieniężyć. Tylko co? Ktoś tak bogaty jak Dash na pewno musi mieć coś wartościowego… Biżuteria! Pobiegłam do jego sypialni, ignorując myśl, że właśnie zamierzam zostać złodziejką. Byłam w stanie znieść tę skazę na swojej osobie, zważywszy na to, o jaką stawkę toczyła się gra. Wielka garderoba okazała się strzałem w dziesiątkę. Przejrzałam kolekcję zegarków i wzięłam ten, który wyglądał na najtańszy, chociaż na pewno wszystkie sporo kosztowały. Oparłam się pokusie, by wykonać taniec zwycięstwa, bo jeszcze nic tak naprawdę nie osiągnęłam, po czym wyszłam z apartamentu. Przez całą drogę wstrzymywałam oddech, tylko czekając, aż ktoś mnie zaskoczy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po
dotarciu
do
garażu
szybko
zlokalizowałam
jego
samochód
i wślizgnęłam się na skórzane siedzenie. Od razu poczułam się tutaj nie na miejscu. Samochód wydawał mi się dziwny, jak statek kosmiczny. Uruchomiłam silnik i wyjechałam ostrożnie na ulicę, w duchu się uśmiechając. Udało mi się. Przyszedł czas na tę bardziej ryzykowną część… Moim
celem
był
miejscowy
uniwersytet,
do
którego
wcześniej
uczęszczała Sheldon. Wykorzystałam wbudowany GPS i dotarłam tam
w niecałe piętnaście minut. Kolejny
etap
zajął
mi
więcej
czasu,
niż
zakładałam.
Wszyscy
podchodzili z nieufnością do obcej dziewczyny próbującej sprzedać im coś, za czego posiadanie później mogliby wylądować w więzieniu, ale koniec końców udało mi się osiągnąć to, co chciałam, i pędem wróciłam do mieszkania. Powtórzyłam w głowie dalszą część planu, ignorując spocone dłonie. Ten punkt był wyjątkowo niebezpieczny, bo wiązał się bezpośrednio z Keiranem. Musiałam go tu ściągnąć tak, żeby niczego nie zaczął podejrzewać. Jeśli mnie oleje i ostrzeże Dasha, Buddy zginie. Zostało mi jeszcze kilka dni, bo Lake i Keiran mieli wrócić do domu przed przerwą świąteczną. Udało mi się wrócić tak, żeby nikt mnie nie zauważył, a potem skierowałam się prosto do sypialni. To całe knucie, planowanie i skradanie dało mi popalić – zasnęłam, gdy tylko się położyłam. Wkrótce
potem
obudził
mnie
cichy
dźwięk
otwieranych
drzwi
i wyłączanego alarmu. Brzmiało to, jakby ktoś próbował rozbroić bombę. Zegarek na szafce nocnej wskazywał, że jest tuż po północy. Czy Dash już wrócił? Może nabrał ochoty, by podręczyć mnie swoją obecnością. Otrząsnęłam się ze snu, zatapiając palce stóp w pluszowym dywanie. Miałam ochotę spać dalej, ale niepokoiła mnie cisza, która nastała po otwarciu drzwi. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę holu i zdębiałam na widok Keirana
stojącego
w
przejściu,
ubranego
na
czarno.
Czarny
kaptur
przysłaniał mu twarz, więc nie widziałam jego miny, ale wyczuwałam emanującą od niego energię.
Patrzyliśmy na siebie, stojąc w pomieszczeniu, które nie wydawało się wystarczająco duże dla nas dwojga. W końcu odzyskałam głos i odwagę. – Co ty tutaj robisz? Uniósł rękę i ściągnął kaptur z głowy. Wydawał się zdziwiony. – Coś mi mówi, że mnie tu potrzebowałaś. – Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – odparłam, starając się zachować neutralny, pozbawiony poczucia winy ton. – Nie? – Dasha nie ma – kontynuowałam. – Wiem o tym. – No i? Westchnął ciężko, jakby zirytowany, a następnie zniknął w salonie. Zerknęłam na otwarte drzwi, rozważając ucieczkę. Mimo to stopy z wahaniem, wbrew mojej woli zaprowadziły mnie do pokoju, gdzie Keiran siedział i w zamyśleniu drapał się po klatce piersiowej, na której miał ślad po kuli zakryty tatuażem z imieniem Lake. Powiedziała mi, że to miało mu o czymś przypominać, ale nie miałam pojęcia o czym i w sumie mnie to nie obchodziło. – Usiądź – nakazał i poklepał miejsce na kanapie obok. Chciałam, żeby już stąd zniknął, ale uznałam, że to moja szansa – teraz albo nigdy. – Chcesz coś do picia? – zaproponowałam. Spodziewałam się, że odmówi, ale on ściągnął bluzę i pokiwał głową. – Chętnie napiłbym się czegoś gorącego. Na zewnątrz jest w chuj zimno – stwierdził. – Może byś tak nie zmarzł, gdybyś miał ciepłą kurtkę. – Zabawne. Lake ciągle mi to powtarza.
– No tak, bo my, ciepłolubne istoty, nie znamy się na rzeczy – odparłam sarkastycznie, on jednak nie uznał tego za zabawne. Zniknęłam w kuchni i przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, żeby uspokoić szybko bijące serce. Z całych sił starałam się zapanować nad nerwami. To, że Keiran patrzył na mnie, jakby potrafił mnie przejrzeć na wylot, w niczym mi nie pomagało. Zastanawiałam się, czy nie powinnam mu się przyznać, ale potem przypomniałam sobie o swoim bracie. Wiedziałam, że to cena warta jego życia. Kiedy
woda
na
herbatę
się
gotowała,
udało
mi
się
wymknąć
niepostrzeżenie do sypialni i wziąć proszek. Wcisnęłam go do kieszeni spodni i jeszcze raz powtórzyłam w myślach plan, a następnie wróciłam cichaczem do kuchni. Niemal zeszłam na zawał, kiedy zobaczyłam, jak Keiran zdejmuje czajnik z palnika. – Już się zagotowała – stwierdził zwyczajnie. – Och. Nie słyszałam z łazienki. Pokiwał głową i wyszedł z kuchni. Kiedy zniknął, westchnęłam głęboko,
przygotowałam
herbatę
i
wyciągnęłam
z
kieszeni
proszek.
Zawahałam się, rozważając wszystkie najgorsze scenariusze, a potem wsypałam zawartość woreczka do ciemnego naparu.
ROZDZIAŁ 25 DASH
C
o się dzieje, Simon? Mieliśmy się spotkać w Seattle. – Zająłem miejsce w boksie i przyjrzałem się jego poważnej minie. Na lotnisku, tuż przed odprawą, otrzymałem telefon od Richarda Simona. Prosił
mnie, żebym spotkał się z nim tutaj, w Nevadzie. Wróciłem i dotarłem do baru, gdzie po raz pierwszy omawialiśmy fuzję. – Zmiana planów. Szukam mojej córki. – Naprawdę? Jak pamiętam, mówiłeś, że nie masz dzieci. – Mówiłem, że nie mam dziedzica, nikogo, kto mógłby przejąć firmę. Wybacz
mi,
jestem
staroświecki,
choć
chyba
nie
powinienem
tak
wybrzydzać. Jeszcze kilka lat temu nawet nie wiedziałem, że mam córkę, ale gdy już ją poznałem, zrozumiałem, że ona w życiu nie chciałaby kierować firmą. Jest typem wolnego ducha. – Hmm. A skąd pomysł, że miałaby być w Nevadzie? – Jakiś tydzień temu pojechała odwiedzić matkę i nie wróciła. – Może zrobiła sobie dłuższą przerwę na święta? Na pewno nic jej nie jest.
– Odwiedzała ją przez ostatnie kilka lat i nigdy nie została więcej niż jeden dzień. Staram się nie martwić, bo wiem, że jest młoda. Pewnie teraz bawi się w najlepsze. – Próbował skwitować to śmiechem, ale w jego oczach widziałem troskę. Moje serce biło coraz szybciej, czułem się, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch, bo nagle zacząłem łączyć kropki. To musiał być przypadek, próbowałem przekonać samego siebie, jednak i tak wypaliłem: – A dokąd dokładnie pojechała? – Six Forks, twoje miasto. Moi ludzie próbują ustalić adres, ale stwierdziłem, że może będziesz w stanie mi pomóc. Pewnie ją znasz. Aż za dobrze. – Skoro zawsze zostaje tam tylko jeden dzień, to dlaczego czekałeś cały tydzień, zanim zacząłeś jej szukać? – Synu, martwię się o nią, odkąd trzy lata temu jako osiemnastolatka zjawiła się w moim domu ze zniszczoną walizką i testem na ojcostwo. Nie miała żadnych odpowiedzi… ani pytań. Zawsze jednak sądziłem, że pewnego dnia zmęczy się uciekaniem i odnajdzie drogę do domu. Zaschło mi w ustach. Nie chciałem go o to pytać, ale nie mogłem się powstrzymać: – Jak ona ma na imię? – Willow. Willow Simon. Zmarszczyłem brwi zdezorientowany. Willow miała na nazwisko Waters. – A masz jej zdjęcie? – Hmm, tak. Wyciągnął telefon i szybko odnalazł zdjęcie, które zostało zrobione trzy miesiące temu, jak wskazywała data. To była ona. Uśmiechała się,
wyglądała na szczęśliwą i była piękna jak zawsze, ale to nie ona przykuła moją uwagę – tylko jakiś szczerzący się dupek, który otaczał ją ramieniem.
ROZDZIAŁ 26 WILLOW
B
ardzo dobrze, mała wierzbo. Stałam nad ciałem Keirana leżącym bezwładnie na kanapie. Wypił całą herbatę i jakieś dziesięć minut temu stracił przytomność.
Właśnie próbowałam przejść do następnego etapu swojego planu, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wparowała Esmerelda. – Co ty tutaj robisz? – Przyszłam po ciało. – Ciało? Przecież powiedziałaś, że zależy ci tylko na… jednym kawałku. A w ogóle skąd wiedziałaś, że to zrobiłam? – Na myśl o ćwiartowaniu Keirana miałam ochotę puścić pawia na jej buty od Jimmy’ego Choo, jej obecność jednak mocno pokrzyżowała mi plany. – Mówiłam ci, że jesteś obserwowana przez cały czas, a poza tym zmieniłam zdanie. Muszę przyznać, że w ciebie nie wierzyłam, nie sądziłam, że ci się to uda. Spodziewałam się, że będę musiała zabić was oboje. – Tylko że nie mogłam tego zrobić.
– Słucham? – On nie jest martwy – wyznałam. Esmerelda popatrzyła na mnie bez słowa. Nie odpowiedziała, ale kazała jednemu ze swoich pachołków sprawdzić puls Keiranowi. Mężczyzna uniósł głowę i pokręcił głową. – Jak dla mnie wygląda na trupa. – Podałam mu narkotyk o nazwie Pocałunek śmierci. Działa… – Wiem, jak to działa. To mój produkt. Ale dlaczego podałaś mu mniejszą dawkę, zamiast go zabić? – Mówiłam ci, nie jestem w stanie go zabić. Jest teraz bezbronny, możesz z nim zrobić, co tylko zechcesz – paplałam, modląc się o to, żeby nie wpakowała mu kulki w głowę. – Od teraz zostaw moją rodzinę w spokoju. Nie umknął mi błysk gniewu i mściwości w jej oczach. Wciąż mogłaby skrzywdzić moich bliskich. – Nie masz prawa stawiać mi warunków. Jak już wcześniej mówiłam, zależało mi na ciele. – Pstryknęła palcami i dwóch osiłków niedbale podniosło Keirana. – Co zamierzasz z nim zrobić? – Och, mała wierzbo, nie chciałabym zaprzątać twojego nieskalnego umysłu tak drastycznymi szczegółami. Ale skoro zostawiłaś go żywego, będę miała okazję się zabawić. Sprawię, że będzie się skręcał z bólu. Potem wszyscy zniknęli. Razem z Keiranem.
Musiałam działać szybko. Nie miałam pojęcia, gdzie go zabierali. Mogłam tylko zakładać, że będzie to ten sam magazyn, do którego wcześniej zaciągnęli mnie, ale nie znałam nawet jego dokładnej lokalizacji. Gdy zrobiło się bezpiecznie, wezwałam windę, mając nadzieję, że uda mi się dotrzeć tam na czas. Zastanawiałam się, jakim cudem dostali się do budynku i wyszli z niego niepostrzeżenie, ale potem dotarła do mnie brutalna prawda. W głównym holu zobaczyłam ochroniarza leżącego twarzą do ziemi w kałuży własnej krwi. Po prawej na krześle zauważyłam martwe ciało recepcjonisty, który tępym wzrokiem gapił się w przestrzeń. Dostał kulkę w głowę. Skoro potrafili tak załatwić niewinnych ludzi, to nie zawahają się skrzywdzić Keirana. Wpadłam do garażu, starając się nie myśleć o trupach. Nie miałam czasu zadzwonić na policję, więc modliłam się, by schodząc po schodach, przypadkiem uruchomili alarm. Do jasnej cholery, gdzie byli ochroniarze? Esmerelda zjawiła się tu przynajmniej
dziesięć
minut
temu,
zabiła
dwie
osoby,
porwała
nieprzytomnego Keirana, a ich wciąż nie było. Wskoczyłam do samochodu Dasha i udało mi się dogonić znajomy van, zanim skręcił w boczną uliczkę. Nie miałam przy sobie telefonu i nie mogłam zadzwonić po pomoc. Tylko ja byłam w stanie uratować Keirana. Zabicie go nigdy nie było częścią mojego planu. Tak samo jak porwanie go przez Esmereldę. Kiedy
Keiran
się
zjawił,
miałam
szansę
ze
wszystkiego
się
wytłumaczyć, ale nie mogłam ryzykować i powiedzieć mu prawdy, bo nie wiedziałam, czy w ogóle mnie wysłucha. Nie wiedziałam również, czy by się ze mną zgodził, a nie mogłam dopuścić do tego, żeby cokolwiek się stało mojemu bratu, więc musiałam podać Keiranowi narkotyki.
Esmerelda powiedziała, że potrzebuje tylko kawałka jego ciała jako dowodu. Planowałam więc uciąć mu coś niewielkiego. Coś, bez czego będzie mógł żyć i za czym nie będzie tęsknić. Na przykład palec… Nie chciałam mu niczego odcinać, zabicie go nie wchodziło w rachubę, ale wydawało mi się, że ten palec to niewielka cena za bezpieczeństwo mojej rodziny. Byłam gotowa się zmierzyć z konsekwencjami. Zapewne nikt by mi nigdy tego nie wybaczył – a Keiran w szczególności. Nie liczyłoby się, jaki miałam powód. Poza tym i tak nie planowałam zostać tutaj na tyle długo, żeby się z tym zmierzyć. Nagłe
pojawienie
się
Esmereldy
pokrzyżowało
mi
jednak
plany
i wyglądało na to, że teraz Keiran naprawdę umrze. Czas mnie gonił. Wiedziałam, co miała na myśli, gdy mówiła, że będzie cierpiał. Zamierzała go torturować, a potem zabić – byłam więc jedyną osobą, która mogła go uratować. Zachowywałam bezpieczną odległość od vana, który w końcu stanął przy jakimś opuszczonym magazynie. A więc miałam rację. Zatrzymałam się skryta w cieniu. Obserwowałam, jak wnoszą Keirana do środka, i jednocześnie żałowałam, że nie mam telefonu, żebym mogła do kogoś zadzwonić. Pocieszało mnie tylko to, że po wejściu do mieszkania Esmerelda mogła uruchomić cichy alarm, ale nie miałam pojęcia, czy ekipa ochroniarska Dasha w porę nas odnajdzie. Keiran mógł odzyskać przytomność w każdym momencie. Wyszłam z samochodu i zbliżyłam się do magazynu ostrożnie, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Gdyby mnie złapali, oboje mielibyśmy przesrane.
Budynku z zewnątrz nikt nie obstawiał. Drzwi nie zamknęły się za nimi do końca, więc słyszałam ich głosy. Zobaczyłam niskie okna i zajrzałam przez brudną szybę. Wszyscy zebrali się w przestronnym pomieszczeniu, palili papierosy i śmiali się, jakby wcale nie mieli zamiaru zrobić czegoś potwornego. Keiran został przywiązany do stołu. Nieznacznie poruszał głową, więc chyba zaczął odzyskiwać przytomność. – Szefowo, budzi się – odezwał się największy mężczyzna, jakiego w życiu widziałam. – O, świetnie. Bądź tak dobry i podaj moje noże. Mężczyźni wzięli się do działania, a Esmerelda podeszła do Keirana. Zamachnęła się i uderzyła tak mocno, że nawet mnie zemdliło. Po tym w pełni odzyskał świadomość. Spodziewałam się, że będzie krzyczeć lub się rzucać, ale on zamarł i patrzył na Esmereldę. – Witaj, niewolniku. Nie odpowiedział, a ona cmoknęła i powoli obeszła stół. – Tylko mi nie mów, że nie pamiętasz własnej matki – wymruczała. – Choć widzę, że zapomniałeś o swoim szkoleniu. – Nie jesteś moją matką – odezwał się w końcu. – Swoją zabiłem. – Oświadczył to w tak okrutny sposób, że dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Pokręciłam głową. Byłam pod wrażeniem. Potrafił wzbudzić w kimś strach, nawet gdy sam znajdował się w niebezpieczeństwie. Nagle potężny mężczyzna zadał Keiranowi miażdżący cios w żebra i powietrze ze świstem uszło z jego płuc. – To jest Treser – z dumą przedstawiła go Esmerelda. – Jeśli będziesz się odzywać nieproszony, okażesz mi brak szacunku albo nie będziesz
chciał odpowiedzieć na pytanie, to pożałujesz. Na pewno pamiętasz, jak było kiedyś, Keiranie. – Czego chcesz? – wystękał. – Zemsty. – Za co? – Oczywiście za mojego męża. Przez twoje zeznania skazano go na wiele lat więzienia, choć nawet nie miał szansy ich odsiedzieć, bo jak zapewne wiesz, został zabity niedługo po tym, jak trafił za kratki. Na pewno miałeś z tym coś wspólnego. – Gówno wiesz o swoim mężu, małpo. – Och, wręcz przeciwnie. Dzięki niemu żyłam w dostatku, a teraz przez ciebie jestem zbiegiem i muszę radzić sobie sama, sprzedając towar dilerom na uniwersytetach w tym zasranym kraju. – To dlatego porwałaś moją bratanicę i kazałaś zabić wuja i ojca? Uśmiechnęła się. Wydawało się, że jest pod wrażeniem. – Wybacz, niewolniku, ale to nie moja sprawka. A szkoda, bo wtedy przed śmiercią cierpiałbyś o wiele bardziej. – Znowu zaczęła wokół niego krążyć. – Oczywiście… jest coś jeszcze. – Czyli? – Masz moją córkę. Keiran wybuchnął śmiechem. – Nikogo nie przetrzymuję, a poza tym ona nie jest twoją córką. Nawet cię nie zna. – Gdzie jest Diana? – Sądząc po głosie, Esmerelda szybko traciła cierpliwość. – W życiu bym ci nie powiedział.
Tym razem Treser bez ostrzeżenia przywalił Keiranowi w szczękę. Głowa odskoczyła mu na bok i chyba chrupnęła jakaś kość. Zastanawiałam się, dlaczego Keiran się narażał dla dziewczyny, której nawet nie lubił. Może po prostu chciał zrobić Esmereldzie na złość? W każdym razie najwyraźniej był gotowy zapłacić za to życiem, bo Esmerelda już nie wyglądała na skorą do zabawy. – Sprawdźcie, czy więzy są wystarczająco mocne. Najpierw chcę poczuć w sobie jego boskiego fiuta, a potem go torturować i zabić. Keiran nawet nie drgnął i przez chwilę sądziłam, że zemdlał po brutalnym ciosie. Zobaczyłam jednak, jak zaciska szczękę, i poczułam chwilową ulgę. Esmerelda uniosła przy wszystkich obcisłą sukienkę i obnażyła gołą dupę. Już nie mogłam tego dłużej znieść. Jeśli miał umrzeć, to ja również na to zasługiwałam. Zanim zdążyłabym zmienić zdanie, zrobiłam coś niedorzecznego: wparowałam do magazynu. – Nie dotykaj go! – krzyknęłam. Keiran gwałtowanie obrócił głowę w moją stronę. Pozostali zrobili to samo. Na jego twarzy błysnęło przerażenie, a potem zacisnął zęby i bezskutecznie próbował się podnieść. – Willow? – wyszeptał słabo. Mężczyźni szybko mnie otoczyli i zmusili, bym podeszła bliżej. Walczyłam z nimi, nie potrafiąc ukryć obrzydzenia. Byłam temu wszystkiemu winna i teraz Keiran zapłaci najwyższą cenę. Modliłam się, by mnie też na koniec zabili, bo po tym, co zrobiłam, nie byłabym w stanie spojrzeć w twarz Lake czy Dashowi. – Cóż za niespodzianka, mała wierzbo. Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona, biorąc pod uwagę, jak zdradziłaś swojego przyjaciela. Ale nie martw się… gdy już go zerżnę i zabiję, każdy facet w tym pomieszczeniu będzie miał swoją kolej w rozrywaniu cię na kawałki.
Po tej złowieszczej groźbie roześmiała się delikatnie, dźwięcznie. Aż mnie od tego zemdliło. – Odradzam ci to. – A to z jakiego powodu? – Bo pięć minut temu powiadomiłam policję o położeniu pewnego zbiega. Będzie tu lada moment, więc jeśli chcesz nas zabić, to lepiej się pospiesz. – To było kłamstwo, ale musiałam spróbować. – Dlaczego miałabym ci wierzyć? – A dlaczego nie? Naprawdę uważasz, że jestem taka głupia, żeby przyjechać tutaj bez wsparcia? Przez chwilę chyba się zastanawiała nad moimi słowami, a ja starałam się w tym czasie zachować pokerową twarz. –
Dobrze.
Jeśli
tak
ci
się
spieszy
umierać,
z
radością
ci
się
podporządkuję. Ale on – wskazała Keirana – idzie z nami. Szlag. – Titan i Locas, rozwiążcie go i zaprowadźcie do vana. Treserze – zawołała, patrząc na mnie – zostań tu i zajmij się dla mnie tą małą suką. Chcę, żebyś zabił ją powoli, ale jeśli tylko usłyszysz syreny, poderżnij jej gardło. – Po tych słowach pospiesznie opuściła magazyn. Dwójka uzbrojonych mięśniaków zajęła się rozwiązywaniem Keirana. Ciężkie kroki Tresera zadudniły na betonowej podłodze, szedł w moją stronę, uśmiechając się odrażająco. Po raz ostatni zerknęłam na Keirana, który siedział zupełnie spokojnie i pozwalał mężczyznom się prowadzić. Treser podniósł mnie, przerzucił sobie przez ramię i zaczął nieść w stronę pomieszczenia na tyłach. Gdy tylko zniknęliśmy z pola widzenia, rzucił mnie na podłogę i rozpiął pasek. Po zderzeniu z betonem miałam wrażenie, że pękły mi chyba
wszystkie kości, ale udało mi się odczołgać dalej, przy okazji ocierając sobie ręce. – Chyba nie ma możliwości się z tobą targować, co? – Próbowałam zachować spokój, chociaż myśli o gwałcie i zbliżającej się śmierci mi w tym nie pomagały. Kiedy padł na kolana, zupełnie przestałam oddychać. Próbowałam jeszcze walczyć i kopnęłam go w brzuch, ale on prawie nie zareagował. Wiedziałam, że mam kłopoty, bo przyciągnął mnie do siebie brutalnie i przycisnął do ziemi. Nie mogłam już wytrzymać. Mój krzyk przeciął powietrze i w tej samej chwili usłyszałam jakieś zamieszanie po drugiej stronie ściany – męskie krzyki, a potem dwa strzały. Nie potrafiłam opłakiwać śmierci Keirana, bo mnie również to groziło. Miałam tylko nadzieję, że nie cierpiał tak, jak ja zaraz będę. Treser zignorował hałasy i rozdarł mi dżinsy. – Nie! – krzyknęłam znowu, kiedy ściągnął mi spodnie do kolan. Następnie uderzył mnie wierzchem dłoni i znowu padłam na podłogę, ale wtedy już nie mogłam się ruszyć. To koniec. Poddałam się. Zasłużyłam sobie na wszystko, co chciał mi zrobić. Marzyłam tylko o tym, by po raz ostatni zobaczyć się z Dashem. Chciałam mu wyznać to, co od początku bałam się powiedzieć. Zamiast unikać wzroku Tresera spojrzałam mu prosto w oczy. To była moja pokuta za popełnione grzechy. Pomodliłam się, mając nadzieję, że Keiran nie cierpiał zbyt długo, chociaż nie do końca w to wierzyłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy siłą rozłożył mi nogi i przycisnął mnie do ziemi wielkim cielskiem.
Nie zwróciłam uwagi na skrzypnięcie otwierających się drzwi. I wtedy nagle ktoś złapał Tresera za szyję. Facet wytrzeszczył oczy zaskoczony i przerażony, a ja natychmiast odzyskałam czucie w ciele i duszy. W
pomieszczeniu
rozległ
się
chrzęst
pękającego
karku
Tresera.
Przygotowałam się na to, że zaraz na mnie runie, ale ktoś go odciągnął i zobaczyłam stojącego nad sobą Keirana. Jego oczy były niemal czarne i płonęły od gniewu. Nie był uzbrojony, a tamci mieli nad nim liczebną przewagę, a jednak wszystkich pozabijał. Po czternastu latach coś właśnie do mnie dotarło – że Keirana należy się bać. Zrobił krok w moją stronę, a ja się skuliłam, oczekując, że będę następna. W końcu sobie zasłużyłam. On jednak się pochylił i wziął mnie w
ramiona.
Ominął
nieruchome
ciało
Tresera
i
wyniósł
mnie
z pomieszczenia. Jeszcze rano uważałam Keirana za swojego wroga, a on najpewniej to samo myślał o mnie, a mimo to postawiliśmy wszystko na jedną kartę, żeby uratować siebie nawzajem. Koniec końców to i tak nie miało znaczenia, bo Esmereldzie udało się uciec.
ROZDZIAŁ 27 WILLOW
K
eiran zajął miejsce za kierownicą i w milczeniu opuściliśmy miejsce rzezi. Nie odezwaliśmy się do siebie słowem, dopóki się nie zatrzymał tuż przed wjazdem do miasta.
– Co tu robimy? – Popatrzyłam na szyld niedużej knajpy Joey’s Pizza Creations. – Jestem głodny. Szok na chwilę odjął mi mowę. – Chcesz teraz jeść? – Tak. Poza tym musimy porozmawiać. – Wyrwał kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu. Otworzył mi drzwi, a ja się wygramoliłam na zewnątrz. – Powinniśmy pojechać do szpitala. Na pewno masz jakieś urazy. Popatrzył na mnie. Wydawał się opanowany i spokojny. – W porządku. – Wzruszył ramionami. – Zrobimy tak: ty ze mną zjesz, a ja potem pojadę do szpitala.
Jak na kogoś, kto niemal umarł, a potem zabił kilka osób, miał mocno posrane priorytety. – Proszę – dodał, nie odrywając ode mnie wzroku. – Niech ci będzie. Wmówiłam sobie, że zgadzam się na to tylko dlatego, że i tak zrobiłby to, co chciał. Weszłam z nim do knajpy i zamknęłam za sobą drzwi. Klienci przyglądali się nam podejrzliwie i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak kiepsko musieliśmy wyglądać. Miałam pękniętą wargę i poplamioną koszulkę, koszulka Keirana była porwana i brudna od krwi, a na ciele już wykwitły mu siniaki. Jeśli Keiran zauważył te pełne obrzydzenia miny ludzi, to tego nie okazał.
Luzackim
krokiem
podszedł
do
kontuaru,
spojrzał
na
mnie
i uśmiechnął się szeroko. – Z serem czy pepperoni? Przekrzywiłam głowę, bo na początku nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale potem mnie olśniło. – Z serem. – Niech będzie. – Złożył zamówienie u pryszczatego kasjera. Gdy Keiran płacił, ja znalazłam najbliższy boks i zajęłam miejsce, bo nie mogłam już ustać na nogach. Ukryłam twarz w dłoniach i zrobiłam w myślach rachunek sumienia, wytykając sobie wszystkie powody, dla których można by mnie uznać za podłą. Nawet nie wiedziałam, kiedy Keiran do mnie podszedł. Postawił na stole pizzę i dwa papierowe talerze, po czym zajął miejsce. Urwał ociekający tłuszczem, ciągnący się od sera kawałek i położył go przede mną. – Jedz – nakazał, wskazując porcję.
Przeniosłam wzrok z pizzy na niego, czując, że burczy mi w brzuchu. Okazało się, że umieram z głodu, mimo to nie potrafiłam zwalczyć obawy. – Nie jest zatruta – zapewnił mnie zniecierpliwiony. Dalej patrzyłam z wahaniem na jedzenie, aż mój żołądek znowu dał o sobie znać. Potem zjedliśmy w milczeniu. Ja niepewnie brałam każdy kęs, a Keiran pochłaniał kawałek za kawałkiem. – To co mi podałaś? – zapytał po czwartym. Rozparł się na siedzeniu i pogłaskał się po brzuchu, na którym na pewno nie było ani grama tłuszczu. Pewnie spalał sto kalorii podczas samego siedzenia. – Pocałunek śmierci. – Zamierzałaś mnie zabić. – Takie było moje zadanie. – I chciałaś to zrobić. – Ja wcale nie… – urwałam, kiedy jego ostre spojrzenie kazało mi przestać kombinować. Wydawało mi się, że życzę mu śmierci, póki nie uwierzyłam, że naprawdę umarł. Zadziwiające, że w podbramkowej sytuacji człowiek zaczyna widzieć wszystko z innej perspektywy. – Nic się nie stało, Low. Zasłużyłem sobie na to. – Low? Wydawał się tak samo zaskoczony jak ja, a potem wzruszył ramionami. – Takie zdrobnienie chyba do ciebie pasuje. – Mam dosyć ksywek. Myślałam, że Keiran się obrazi, ale on po prostu przyglądał mi się szczerze zaciekawiony. Może szukał jakiejś wskazówki, która zapewni mu przewagę. W końcu był zimnym draniem. – I co robi ten Pocałunek śmierci? Dlaczego jeszcze nie jestem martwy?
– Ten narkotyk wywołuje stan imitujący zgon, ale zupełnie nie przypomina innych dragów, o których wszyscy słyszeli. Narkomani stosują go, żeby wyciszyć efekty haju, a kury domowe, by walczyć z bezsennością. Wprowadza człowieka w stan głębokiego snu podobnego do śmierci. – Słyszałem o tym w wiadomościach. I skąd to, kurwa, masz? – Kupiłam od dilera na uniwersytecie. Najwyraźniej Esmerelda jest ich tajemniczym dostawcą. – To się robi zbyt popieprzone. – Wiem. Zwyczajna wizyta u matki skończyła się tym, że muszę walczyć o życie. – Miałaś dać mi się tym zająć. – Wierz mi, nie chciałam mieć z tym absolutnie nic wspólnego. Byłam gotowa pozwolić na to, żebyś sam się zajął własnymi problemami, dopóki Esmerelda nie złożyła mi kolejnej niezapowiedzianej wizyty. – Kiedy? –
Po
powrocie
z
Kalifornii,
gdy
cię
ostrzegliśmy.
Zjawiła
się
w mieszkaniu Dasha. Mocniej ściągnął brwi. – Ale jak? – Nowy ochroniarz Dasha dla niej pracował. – Ja pierdolę. – Kiedy jej macki sięgnęły do ekipy, która miała zapewniać Dashowi bezpieczeństwo, dotarło do mnie, że nikt nie jest w stanie mnie ochronić. Esmerelda groziła, że jeśli nie zabiję cię w ciągu tygodnia, skrzywdzi mojego brata. – I jak miałaś to zrobić?
– W dniu ślubu dała mi truciznę. Kiedy porwała mnie drugi raz, kazała mi dostarczyć dowód twojej śmierci. – Jaki dowód? – Fragment twojego ciała. Spodziewałam się gwałtownej reakcji, ale on pokręcił głową i ugryzł kęs pizzy. – Więc wolałaś knuć, jak podać mi dragi i odrąbać mi coś wbrew mojej woli, żeby zrobić ją w chuja, zamiast wszystko mi powiedzieć? – Zgadza się. – Wiesz, że to chore, prawda? – Wiem… – Ale na twoim miejscu zrobiłbym to samo. Mogłaś mnie po prostu zabić, ale tego nie zrobiłaś. Chyba jestem ci winny podziękowania. – Teraz jesteśmy kwita – odparłam oschłym tonem. – Pojechałaś za mną do magazynu, a nie musiałaś. – Ale to z mojego powodu zostałeś porwany. – Prawda – zgodził się, kiwając głową. Przewróciłam oczami i postanowiłam zadać jeszcze jedno pytanie. – Dlaczego mnie dzisiaj odwiedziłeś? – Bo miałem cię chronić. Pojechałem za tobą na uniwersytet i z powrotem. – A więc wiedziałeś o narkotyku? Pokręcił głową i wziął kolejny kęs pizzy. – Sądziłem, że ty je bierzesz. Chciałem to zignorować i wmawiałem sobie, że nic mnie to nie obchodzi, ale i tak przyjechałem, żeby cię powstrzymać. – Nie wierzę, że miałeś mnie za ćpunkę.
– Nie wierzę, że chciałaś mi coś ujebać. – Tak bym tego nie ujęła. Odcięłabym tylko palec. Patrzył na mnie długo, jakby próbował odczytać moje myśli. – Odnalazłem cię – oznajmił w końcu po długiej ciszy. – Że co? – Wytropiłem cię trzynaście miesięcy po tym, jak zniknęłaś – wyjaśnił. – Szukałeś mnie? – Nie byłam pewna, czy mu wierzyć, czy wytknąć mu kłamstwo. W odpowiedzi pokiwał głową z poważną miną. – Tak. – Dlaczego? – Bo musiałem. – Musiałeś – powtórzyłam tępo. – Czy ty w ogóle jesteś świadoma, jak na wszystkich wpłynęło twoje zniknięcie? – Wydawali się zadowoleni. – Lake za tobą tęskniła. Dash cię potrzebował… – A ty mi ich odebrałeś. – Oni nigdy do ciebie nie należeli. – Do ciebie też nie – odparłam. Westchnął ciężko niczym rozjuszony smok, niszcząc spokojną atmosferę. Żyłka na jego czole zapulsowała, a ja się zastanawiałam, jak głęboko skrywał dawnego Keirana. Chwilę później ta żyłka zniknęła, a on się rozluźnił. – Możliwe, że masz rację – wyszeptał. – Nie bądź głupi. Lake cię kocha. – Wyrządziłem jej wielką krzywdę. Żadna miłość tego nie wymaże. – Czasami bywałeś dość trudny, ale na pewno o tym zapomniała. – Zgwałciłem ją.
– Coś ty powiedział? – Zgwałciłem Lake. Raptownie zacisnęłam dłoń w pięść i zamachnęłam się, trafiając go w oko, aż głowa odskoczyła mu na bok. – Ty pieprzona łajzo. – Znowu próbowałam go uderzyć, ale on mocno zacisnął dłoń na moim nadgarstku. – Dość tego – warknął, rozglądając się wymownie wokół. Inni klienci przyglądali nam się z przerażonymi minami. Oparłam się o siedzenie i wyjrzałam przez okno, nie mogąc znieść tego widoku. – Nie zrobiłem jej krzywdy. – Pozwól, że ci nie uwierzę. Zgwałciłeś ją! – krzyknęłam. – Ciszej, jeśli łaska. – Powinieneś być w więzieniu. – Nie zmusiłem jej do tego, tylko zaszantażowałem ją, żeby się zgodziła, ale tak naprawdę nie dałem jej wyboru. – Nigdy mi o tym nie powiedziała. – Chciała cię chronić. – Przed tobą. – Tak – potwierdził. – Wiedziałam, że jesteś okrutny, ale nigdy bym nie pomyślała, że posuniesz się tak daleko. Torturowałeś ją latami. Po co było to wszystko? – Ja również nie sądziłem, że posunę się tak daleko. Bywały dni, kiedy marzyłem o jakimś powodzie, żeby jej nienawidzić, bo wtedy mógłbym sobie poradzić z poczuciem winy. – I co, mam ci teraz współczuć? – Proszę cię tylko o to, żebyś mnie wysłuchała.
To mi zamknęło usta. Niechętnie pokiwałam głową i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, udając ledwie niezadowolenie, choć prawda mnie przerażała. – Co powiem, kiedy za dwadzieścia lat ktoś zapyta, jak się poznaliśmy i zakochaliśmy w sobie? Prawdę? Nasza przeszłość jest popieprzona, a to wszystko przeze mnie. Złapałam go za rękę i ścisnęłam. O dziwo, odwzajemnił gest. – Co się stało, to się nie odstanie. Możesz co najwyżej wyciągnąć z tego wnioski. Postaraj się ją uszczęśliwić, a co najważniejsze, zawsze dbaj o to, żeby czuła się bezpieczna. Ona tego potrzebuje. Potem nastała cisza, a my pogrążyliśmy się we własnych myślach. – Wiesz, że dzisiaj niemal razem umarliśmy – zauważył po jakimś czasie. – Myślę, że to robi z nas przyjaciół. – Jeszcze zobaczymy.
ROZDZIAŁ 28 DASH
W
ystarczyły dwie godziny, żebym wpadł w szał. Po tym, jak Simon potwierdził, że Willow, moja Willow, jest jego córką i zaręczyła się z jakimś dupkiem, pojechaliśmy do mojego
mieszkania, ale okazało się, że zniknęła. Ze zmartwienia rwałem włosy z głowy, dzwoniąc wszędzie, żeby ją znaleźć. W końcu zauważyłem, że kluczyki do mojego samochodu również zniknęły, co oznaczało, że wyjechała dobrowolnie. Nikt nie miał o niej żadnych wieści. Byłem tak zdesperowany, że nawet odwiedziłem jej matkę. Zastanawiałem się, jakim cudem udało jej się wymknąć – Keiran, osoba, której ufałem najbardziej na świecie, miał jej pilnować. Wielokrotnie próbowałem się z nim skontaktować, ale bez skutku. Moja lista osób zaginionych wydłużyła się do dwóch. Właśnie zdecydowałem, że powinienem udać się na policję, gdy nagle zadzwonił Keiran. Odebrałem natychmiast. – Gdzie ty, do kurwy nędzy, jesteś?
– W Grady Hospital. – Ja pieprzę… a Willow? – Wszystko z nią dobrze. Jest trochę poobijana, ale przeżyje. Właśnie tu przyjechaliśmy. – Zaraz tam będę. Rozłączyłem
się
i
powiadomiłem
wszystkich,
żeby
pojechali
do
szpitala. Wkrótce poczekalnia była pełna – ściągnąłem tam swoich rodziców, rodziców Willow, Keenana, Sheldon i Lake. Niestety nie pozwolono nam wejść do sali. Robiliśmy zamieszanie, ale nikt się tym nie przejmował.
Niecałe
dwie
minuty
później
na
korytarzu
zobaczyłem
kuśtykających ramię w ramię Willow i Keirana, byli pokiereszowani, ale żywi. – O mój Boże. Co ci się stało? – wykrzyknęła matka Willow. – Też bym chciał wiedzieć – odezwał się jej ojciec, podchodząc do nas. Zacisnąłem zęby, wkurzony, że tak późno odnalazłem Willow, choć rozwiązanie zagadki było całkiem proste. – Tata? – zapytała, brzmiąc na dokładnie tak samo zdezorientowaną, jak wyglądała. – Co ty tutaj robisz? – Zerknęła w moją stronę, a następnie zdenerwowana odwróciła wzrok. – Jak mnie tu znalazłeś? – Młoda damo, miałaś wrócić tydzień temu. Zacząłem się martwić. – Chwileczkę. To jest twój ojciec? – zapytała Lake. Wszyscy naraz zaczęli zadawać pytania, napięcie było jeszcze bardziej namacalne niż wcześniej. Stanąłem po boku, na granicy wybuchu, gdy rodzice zasypywali ją pytaniami. Potrzebowałem odpowiedzi, więc spojrzałem na Keirana, który tulił płaczącą w jego pierś Lake. – Synu, cieszę się, że twojej przyjaciółce nic nie jest, ale myślę, że czas stąd wyjść – odezwał się cicho mój ojciec.
– Jeśli sądzisz, że ją tak zostawię, to chyba postradałeś rozum. – Jak widzisz, jest w dobrych rękach. – Nie. – Synu, zastanów się nad reputacją tej rodziny. Bóg jeden wie, do jakich zbrodni dzisiaj doszło. – Nie zamierzam wyjść – powtórzyłem, zaciskając palce na grzbiecie nosa. – Czas, żebyś w końcu się zajął swoją rodziną, a nie tylko samym sobą – stwierdził podniesionym głosem, zwracając uwagę pozostałych. – Tato! – zawołała moja siostra. – Milcz, Sheldon. Już wystarczy, że masz dziecko z jednym z nich. Masz się nie wtrącać. – Czy on właśnie kazał mojej kobiecie milczeć? – warknął Keenan. – Widzisz, co mam na myśli? Nie można się zadawać z tego typu ludźmi. Dla twojej siostry już nie ma ratunku, ale nie pozwolę, żeby mój dziedzic uganiał się za jakąś trzpiotką ze slumsów. – Czy tobie do reszty odwaliło? – wrzasnęła matka Willow. Ojcu udało się doprowadzić do kłótni w mgnieniu oka. Willow stała niedaleko
ze
łzami
w
oczach.
Widać
było,
że
usłyszała
każde
wypowiedziane przez niego słowo. –
Chambers!
–
zagrzmiał
Simon,
wprawiając
nas
wszystkich
w osłupienie. Do tej pory milczał. – Jeśli przez ciebie moja córka nie zazna szczęścia, tak jak kiedyś ja, to cię zabiję. Matka Willow wydała zduszony okrzyk, który nie umknął uwadze jej córki. – Tato, o czym on mówi? – zapytała Sheldon.
– Richardzie, to chyba nie jest odpowiedni moment – wtrąciła się matka Willow. – Mamo? – Willow odezwała się po raz pierwszy. – Od kiedy znasz Chambersów? Kobieta chyba wyczuła, że Willow nie odpuści, bo wzięła głęboki oddech i usiadła na jednym z plastikowych krzeseł. Chyba już dłużej nie była w stanie ustać na nogach. – Richard powstrzymał mnie przed poślubieniem twojej matki – wyjaśnił Simon. – Stwierdził, że nie jest wystarczająco dobra, bo nie należy do elity. Nie mógł mnie nakłonić do zerwania z nią, więc powiedział o wszystkim moim rodzicom, a oni zmusili mnie do małżeństwa z inną. Nawet nie wiedziałem, że Natalie była w ciąży. Spojrzałem zszokowany na swojego ojca, czekając, aż zaprzeczy, jednak tego nie zrobił. Co więcej, wydawał się dumny ze swojego zachowania. – To wszystko przez ciebie? – wyszeptała Willow. Odsunęła się od swojej matki i skupiła wzrok na moim ojcu. Nie miałem pojęcia, co miała przez to na myśli, ale wiedziałem, że muszę szybko ugasić pożar. Podszedłem do niej, złapałem ją za rękę i obróciłem do siebie. – To nie jest odpowiednia chwila. Zostałaś zaatakowana czy Bóg wie co ci się stało. Musisz odpocząć, ale najpierw wypełnij szpitalne dokumenty. – Popchnąłem ją w stronę recepcji. Pielęgniarki przestały pracować, żeby posłuchać rodzinnych dramatów, ale wystarczyło jedno ostre spojrzenie, by wzięły się do roboty.
Przez cały tydzień opiekowałem się Willow pomimo protestów jej matki i ojca. Nieustannie się kłócili, które z nich jest gorszym rodzicem, co doprowadzało Willow do obłędu, więc trzymałem ich z dala od niej. Oznajmiłem, że mogą ją odwiedzić dopiero, gdy wszystkie jej rany się zabliźnią. To był bardzo długi i ciężki tydzień, wydarzyło się tak wiele. Willow przyznała się do wszystkiego, nawet do narzeczonego, o którym wcześniej nie raczyła wspomnieć, i do próby pozbawienia mojego przyjaciela palca. Koniec końców mogłem tylko pokiwać głową i przyjąć prawdę do wiadomości,
jednocześnie
się
zastanawiając,
czy
kiedykolwiek
będę
w stanie jej wybaczyć. Odpowiedź przyszła do mnie po tygodniu, kiedy gorzka prawda zmieniła się w żal i już dłużej nie mogłem udawać. Pracowałem od rana do wieczora, a gdy wróciłem do domu, zastałem Willow w kuchni, jak robiła lasagne. W mieszkaniu pachniało cudownie, ale nie byłem w stanie docenić tego zapachu i gestu. Długo stałem w drzwiach, obserwując, jak krząta się w kuchni. Wyglądała, jakby była w swoim żywiole. Zawsze lubiłem obserwować ją podczas takich zwyczajnych czynności, na przykład czesania włosów, i nigdy mi się to nie nudziło. Czekałem i czekałem na znajome mrowienie, które zazwyczaj temu towarzyszyło, ale tym razem niczego takiego nie doznałem. Czułem się martwy w środku. – Nie przyjechałaś tu tylko po to, by spotkać się z matką, prawda? – odezwałem
się
niespodziewanie.
Drgnęła
zaskoczona
moim
głosem
i złapała się za serce, po czym sapnęła głośno. Obserwowałem ją beznamiętnie, dalej stojąc w przejściu.
– O czym ty mówisz? – zapytała, kiedy w końcu się uspokoiła. Uciekła wzrokiem, otaczając się ramionami w pasie. – I nie zamierzałaś też wrócić do Seattle – ciągnąłem. Zignorowałem jej pytanie. – Chciałaś uciec. – Nie bądź śmieszny. – Nie jestem. Najzabawniejsze jest to, że potępiałaś mnie za zaręczyny z inną, gdy sama byłaś zaręczona, i to z identycznego powodu. – Nigdy się nie zgodziłam go poślubić. – A więc uciekłaś? – Nie, Dash. Ja tylko… – Właśnie że uciekłaś! – wrzasnąłem tak głośno, że szyby zadrżały. – A niby po co miałabym to robić? – krzyknęła. – To był idiotyczny pomysł. Gdzie bym się podziała? Nie miałam dokąd uciec! – Jej krzyki przeszły w szloch. Chyba nawet nie zauważyła, że się przyznała. Odkąd zobaczyłem ją w szpitalu, słuchałem każdego słowa, które padało z jej ust. – Myślałaś, że ojciec zmusi cię do małżeństwa z tym chłopakiem, więc uciekłaś i przyjechałaś tutaj, żeby się pożegnać. Prawda? – Tak – zawyła, w końcu przyznając mi rację. Powinienem triumfować, ale tak się nie stało. Wciąż czułem się martwy w środku. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Musiała wiedzieć, co mi zrobiła. – Cóż, w takim razie to koniec. Dostrzegłem w jej spojrzeniu jakąś zmianę, a dokładniej strach. To był bolesny widok, ale pocieszanie jej było ponad moje siły. – Co chcesz przez to powiedzieć? – Że nie przeżyję, jeśli znów mnie zostawisz, a tym razem to może być na dziesięć lub dwadzieścia lat. A może na zawsze.
– O co ci chodzi? – Mówię tylko, że tym razem wybieram siebie. I to ja odchodzę. – Dash… – Żegnaj, Willow. – Jej imię smakowało w moich ustach goryczą, ale nie potrafiłem jej nazwać aniołem.
ROZDZIAŁ 29 • Dwa miesiące później •
WILLOW
P
opatrzyłam na biały patyczek i potrząsnęłam nim, jakby to mogło zmienić wynik. To niemożliwe.
Pozytywny. Nie było co do tego wątpliwości. Skutecznie zniszczyłam całe swoje życie i życie dziecka. Mogłam dodać to do listy klęsk z ostatnich czterech lat, razem z zaprzepaszczeniem mojej jedynej szansy na prawdziwą miłość. Kiedy postanowiłam rzucić studia, nie miałam żadnego celu w życiu. Stwierdziłam, że skoro nie mogę spełnić marzeń, to nie ma sensu w ogóle próbować, i spakowałam rzeczy, chociaż wiedziałam, że nigdy nie znajdę sobie miejsca. Nie mogłam się pojawić w domu matki po zrezygnowaniu z uczelni – to przyjęłaby jeszcze gorzej, niż gdybym jej powiedziała, że
przestałam gonić za marzeniami. Zrobiłam więc coś, na co nigdy wcześniej nie miałam odwagi: odnalazłam swojego ojca. Nie było to trudne zadanie. Matka nigdy nie ukrywała przede mną, kim był i gdzie mieszkał. Nawet pokazała mi test na ojcostwo, który zrobiła bez jego zgody, nielegalnie. Miałam wrażenie, że chciała, bym znienawidziła go tak samo jak ona. Koniec końców to ją znienawidziłam. Gardziłam nią. Ironia losu. Żałowałam, że nie mam z nią prawdziwej relacji, jak matka z córką. Pół roku później pogodziłam się z tym, jak wygląda moje życie, ale było już za późno. Mojej matce nie udało się postawić na swoim, więc zrobiła coś niewybaczalnego: oddała moją fretkę do schroniska dla zwierząt w innym mieście. Dowiedziałam się o tym dopiero trzy miesiące po tym, jak zjawiłam się w Seattle, gdy Buddy w końcu wrócił do domu i zaczął wypytywać mamę o mojego pupila. Najbardziej nienawidziłam jej właśnie za to. Wciąż nie wiedziałam, co się później stało z Pepé. Miał sześć lat i zbliżał się do kresu życia, a ja nawet nie miałam szansy się z nim pożegnać. Ojciec robił wszystko, by wyciągnąć mnie z przygnębienia, gdy straciłam ukochane zwierzątko, ale to nic nie dało. Niestety nie miałam z nim bliskiej więzi. Wiedziałam, że się o mnie troszczy, a ja o niego, ale jednocześnie czułam, jakby już było za późno, byśmy wytworzyli zażyłość, jaka powinna łączyć ojca i córkę. Staraliśmy się niemal cztery lata i nie wyszło, choć odkąd nieproszona pojawiłam się w jego domu, zawsze był bardzo opiekuńczy. Nie mogłam mu wybaczyć tylko jednego: że próbował mnie wydać za syna swojego partnera biznesowego. Uznał, że to jego prawo i obowiązek,
skoro nie studiowałam. Po jego próbie zabawy w swatkę poprosiłam go, żeby znalazł mi pracę – dostałam posadę w firmie prawniczej jego znajomego. Tam poznałam Thomasa, kolejnego kandydata, z którym się zaprzyjaźniłam. To rozwiązanie działało tylko przez jakiś czas, a potem ojciec zaczął żądać ode mnie zamążpójścia. Wszyscy byli chętni – oprócz mnie. Wiedziałam, że coś muszę w końcu zrobić, więc uciekłam. Teraz żałowałam tylko, że po drodze się zatrzymałam, by się pożegnać z innymi. Na początku nie zwróciłam uwagi na pukanie do drzwi, ale kiedy usłyszałam swoje imię, otrząsnęłam się z zamyślenia, umyłam dłonie i wyszłam z łazienki. Zastałam Thomasa czekającego na mnie po drugiej stronie. Po tym jak Dash wykopał mnie ze swojego życia, wróciłam do matki i przez tydzień użalałam się nad sobą i obarczałam się winą, aż w końcu nie mogłam już dłużej wytrzymać wiercącej mi dziury w brzuchu rodzicielki i tego, jak mnie poniżała. Na szczęście ojciec przyjął mnie z otwartymi ramionami… ale miał jeden warunek. Musiałam dać Thomasowi szansę. Spróbować stworzyć z nim prawdziwy związek. Zgodziłam się, wiedząc, że moje serce na tym nie ucierpi, bo zostawiłam je w Nevadzie, na podłodze w kuchni Dasha, gdzie je zmiażdżył. Nie mogłam go winić, miał rację w każdej kwestii, także co do mnie. Po tym,
co
zrobiłam,
spodziewałam.
potraktował
mnie
dokładnie
tak,
jak
się
tego
Teraz stałam tutaj i miałam zacząć od nowa, chociaż wcale nie czułam, że posuwam się naprzód. Kiedy wróciłam do ojca, znowu zażądał ode mnie tego, czego nie udało mu się osiągnąć cztery lata temu. Chciał odpowiedzi, a najbardziej interesował go Dash Chambers. – No i? – zapytał Thomas podekscytowany. – Jak wynik? – Cóż – odchrząknęłam – jestem w ciąży. Thomas krzyknął radośnie, podniósł mnie i obrócił. Z całych sił starałam się go nie odepchnąć. W końcu starał się być dobrym… chłopakiem. Wmawiałam sobie, że mogło być gorzej – mogłam utknąć w rodzinnym mieście i patrzeć, jak osoba, dla której biło moje serce, odjeżdża w stronę zachodzącego słońca i żeni się z wredną żmiją. Thomas
był
przeciętniakiem,
ale
dla
mnie
stanowiło
to
idealne
rozwiązanie. Nie był apodyktyczny, umięśniony, władczy czy podstępny – zwyczajny chłopak ze studenckiego bractwa, który teraz pracował w firmie prawniczej ojca i pewnie uprawiał seks przy zgaszonym świetle i pod kołderką. Mogłam się założyć, że nie przepadał za sprośnościami. Boże, co było ze mną nie tak? Zdusiłam jęk i przykleiłam do twarzy sztuczny uśmiech, żeby ukryć prawdziwe uczucia. W końcu mnie puścił, więc zrobiłam krok w tył, czując się nieswojo. – Rozumiem, że się cieszysz? – Jestem zachwycony. Będziemy rodziną. Przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam zakładać z nim rodziny. Chciałam Dasha, ale on nie chciał mnie… Już nie, bo udało mi się wszystko zepsuć. – Tylko jedno sprawi, że ta chwila będzie jeszcze bardziej idealna – oznajmił Thomas, szczerząc zęby w uśmiechu. – Co takiego? – Nie potrafiłam zwalczyć poczucia niepokoju.
Mdłości wróciły, kiedy padł przede mną na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni pierścionek. – Willow Waters, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
ROZDZIAŁ 30 DASH
P
atrzyłem z niedowierzaniem na leżące przede mną dokumenty. Mój mózg nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co miałem przed oczami, więc odchyliłem się na krześle, a potem zerwałem się nagle
i ścisnąłem papiery w ręce. Udało mi się, i nawet nie wiedziałem jak. Simon oddał mi swoją firmę. Całkowicie. Nie będzie żadnej fuzji czy strategicznego sojuszu. Po prostu mi ją sprzedał. Postawił tylko dwa warunki. Firma miała działać tak długo, jak będzie przynosić zyski, a Willow miała zostać członkinią zarządu i udziałowcem. W tajemnicy, oczywiście. Gdy zobaczyłem imię Willow, znowu dopadły mnie emocje, których już dawno
nie
doświadczałem.
Moje
serce
biło
szybko,
krew
szumiała
w żyłach, rozgrzewała każdą komórkę mojego ciała. Zignorowałem tę reakcję i dalej przeglądałem dokumenty. Po dotarciu do ostatniej strony ujrzałem napisany odręcznie list – pismo było koślawe, a papier pognieciony na brzegach.
Właśnie czytałem pierwszą linijkę, gdy drzwi biura nagle się otworzyły. – Pięknie dzisiaj wyglądasz. Ten garnitur świetnie podkreśla twoje męskie kształty – odezwał się Keenan, imitując damski głos, i wszedł do środka.
Rozluźniłem
się
nieco.
Za
nim
podążał
Keiran,
trzymając
w ramionach uśmiechniętą Kennedy. – Co wy tutaj robicie? – Dzisiaj jest dzień spa, więc robimy za niańki. – Chyba ja robię za niańkę – warknął Keiran i postawił na podłodze Kennedy, która ściskała ulubiony plecak z żółwiem ninja. Nie zdziwiło mnie, gdy Ken zostawiła ten plecak, najpewniej wypełniony zabawkami, i rzuciła się w stronę mojego biurka. Nachyliłem się, by ją złapać i unieść w powietrze. Jej piski zachwytu były zaraźliwe, uśmiech cisnął mi się na usta. – Stary, jestem jej ojcem, więc wiadomo, że to ja mam jej pilnować. – Wujku, wyżej! – zażądała Kennedy. – Och, doprawdy? – zapytał Keiran brata. – W takim razie jak to się stało, że przemyciła do samochodu tę żabę? – Nie mam zielonego pojęcia. Nie miałeś jej pilnować? – Dzieci – wtrąciłem się i postawiłem Ken na podłodze, bo już widziałem żyłkę pulsującą na czole Keirana. Cieszyło mnie, że między nimi robiło się coraz lepiej, braterska więź się odnawiała z każdym dniem, ale dzisiaj
nie
miałem
do
nich
cierpliwości.
Kiedy
spiorunowali
mnie
identycznymi spojrzeniami, ciągnąłem dalej: – Jaki jest powód tej wizyty? – Mówiliśmy ci. Robimy za niańki. Shelly i Lake zostawiły nam Ken i urządziły sobie babski wypad – oznajmił obruszony Keenan. – No i? – Ciebie też to dotyczy.
Zacisnąłem zęby. – Ale co? – Niańczenie. Będzie sprawiedliwie, jeśli nam pomożesz. – To tylko jedna mała dziewczynka. Popatrzyli na mnie jak na wariata. Musiałem przyznać im rację – Kennedy broiła cały czas, ale nie miałem czasu im się tłumaczyć. – To nie wszystko – prychnął Keiran. – Za dwa tygodnie ma u-r-o-d-z-in-y – przeliterował, żeby młoda nie zrozumiała – i dziewczyny każą nam się tym zająć. Roześmiałem się, widząc ich bezradne miny. Cztery lata temu za nic bym nie uwierzył, gdyby ktoś mi powiedział, że jakaś dziewczyna – a już na pewno nie Lake Monroe – będzie trzymać go pod pantoflem, ale okazało się, że właśnie ona, dziewczyna, którą torturował tyle lat, miała go w garści. Karma to suka. – Nie wiem, co cię tak bawi. Powiedziały tylko, że masz nam pomóc. – Gońcie się, jestem zajęty. Na pewno poradzicie sobie beze mnie. – Za późno. Obiecaliśmy jej, że wszyscy pójdziemy do parku. – Taaak! Do parku! – Kennedy przestała grzebać w swoim plecaku i pisnęła zachwycona. – Wujku, pójdziesz z nami? Miałem ochotę zajebać tych szczerzących się idiotów. Jak miałem odmówić tej przeuroczej trzylatce? To było niemożliwe. I te patafiany o tym wiedziały. Nie odpowiedziałem jej, bo się bałem, że nie będę w stanie pohamować gniewu, więc zgromiłem wzrokiem przyjaciół. – Park jest po drodze do domu. Zrobiliście to specjalnie – stwierdziłem.
– Oczywiście. – Keenan wzruszył ramionami. – A teraz przestań się zajmować tym, od czego masz taki kij w d-u-p-i-e, i chodź z nami.
Patrzyłem, jak Ken po raz kolejny ześlizuje się po zjeżdżalni. Chyba nigdy nie miało się jej to znudzić, nieważne, ile razy to robiła. Cudownie byłoby być takim niewinnym jak ona i nie mieć żadnych problemów… Musiałem się mierzyć z przeciwnościami, ale cieszyłem się, że Ken będzie miała dobre życie. Spojrzałem na Keirana i Keenana, którzy obserwowali ją z takim samym zachwytem jak ja, i wiedziałem, że oni już o to zadbają. – Musimy zrobić coś z Esmereldą i dowiedzieć się, kto zabił Johna. – Waszego ojca – wypaliłem, a oni spojrzeli na mnie pytająco. – O co ci chodzi? – John był waszym ojcem. – Wbiłem spojrzenie w Keirana, żeby dać mu do zrozumienia, że mówię też do niego. – Zjebał na całej linii. Wiedział o tym i zmarł, mając nadzieję, że dla własnego dobra mu wybaczycie. Uszanujcie jego pamięć i pogódźcie się z tym, kim dla was był, nawet jeśli się nie wykazał. – Pokręciłem głową, myśląc o własnym ojcu. Prawie nic nas nie łączyło. W końcu przestał się wtrącać w moje życie, a wraz z tym zakończyła się nasza relacja. Najgorsze było to, że nie opłakiwałem jego straty. – Mamy tylko jedną szansę. Kennedy podbiegła do mnie, co natychmiast rozładowało napięcie. – Tatusiu, pohuśtaj. – Złapała Keenana małą rączką, a on odwzajemnił gest, jakby to dawało mu siłę. Nie byłem gotowy, by zobaczyć emocje w jego oczach, gdy na mnie spojrzał. – Oczywiście, księżniczko.
Keenan zaprowadził córkę na huśtawkę, zostawiając mnie i Keirana samych na ławce. Skupiłem wzrok gdzieś przed sobą, mimo to czułem, jak mi się przygląda. – Nie mam pojęcia, o czym myślisz, ale wiem, że w końcu i tak mi powiesz, więc może wyrzuć to już z siebie, co? Minęło kilka kolejnych chwil w pełnej napięcia ciszy. – Dlaczego dałeś jej odejść? Kurwa. Tego się nie spodziewałem. Odpowiedź zajęła mi więcej czasu, niż przypuszczałem, chociaż nie była skomplikowana. – Ona nigdy nie zniknie. Będzie cię nawiedzać całą wieczność, stary. – Ona nie jest martwa. Dałem jej odejść, więc to zrobiła. Wciąż na niego nie spojrzałem, ale usłyszałem, jak wzdycha i po chwili wypuszcza powietrze. – I to cię wpienia, prawda? Wzruszyłem ramionami i przestałem wbijać paznokcie w udo. – Kiedy dotarło do mnie, że kocham Lake, po prostu wiedziałem – ciągnął. – Ona jest dla mnie wszystkim: światłem, powietrzem. Bez niej jestem nikim. Dzięki niej nie umarłem i wtedy stała się źródłem mojej istoty… Tak samo jak Willow jest źródłem twojej. Pokręciłem głową, zaprzeczając prawdzie. – Ale ja przecież potrafię bez niej żyć, stary. – A ja potrafiłbym żyć bez Lake… gdybym musiał… ale nie chcę. – Lake stać na kogoś lepszego niż ty. – W końcu na niego spojrzałem i okazało się, że na jego twarzy malowała się akceptacja.
– Nigdy bym nie pozwolił jej odejść. Powiedziałem, że jestem w niej zakochany. Nigdy nie mówiłem, że nie jestem egoistą. – Odwrócił wzrok i dostrzegłem, że jest spięty. – Pewnie nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobry. – Ponownie skupił na mnie chłodne spojrzenie szarych oczu. – Ale to nie znaczy, że przestanę się starać. Zrobię, co w mojej mocy, żeby było jej dobrze. Chcę jej szczęścia. Po prostu muszę o tym pamiętać. Jego słowa przypomniały mi o pustce, którą czułem, odkąd pozwoliłem Willow znowu odejść, i frustracja dopadła mnie z pełną mocą. – Co według ciebie mam zrobić? – warknąłem tak, aż wstrząsnęło całym moim ciałem. – Mam się, kurwa, za nią uganiać i błagać ją, by po raz trzeci do mnie wróciła? Keiran się roześmiał bez humoru, niebezpiecznie. – Nie, bracie. Powinieneś zrobić to, co chcesz. Ona należy do ciebie. – Jego oczy stały się jak ciemne jeziora. – Weź to, co twoje. Przypomniałem sobie list, który dostałem od ojca Willow wraz z umową sprzedaży firmy. Wcisnąłem go do kieszeni i teraz udało mi się wyłączyć na tyle, by go przeczytać. Okazało się, że to była tylko krótka notatka.
Chambers, mam nadzieję, że jesteś mądrzejszy, niż ci się wydaje. Dzięki Tobie zrozumiałem, że duma nie jest ważniejsza niż zdrowy rozsądek. W ten sposób chcę Ci się odwdzięczyć. Richard Simon
ROZDZIAŁ 31 • Trzy miesiące później •
WILLOW
T
ego dnia miałam poślubić Thomasa. Dwa miesiące po rozstaniu z Dashem okazało się, że zostawił mi cząstkę siebie. Kiedy Thomas mi się oświadczył, nie potrafiłam odpowiedzieć od razu. Poprosiłam,
żeby dał mi miesiąc, po miesiącu jednak wciąż nie byłam w stanie myśleć jasno… Ciągle czekałam. Czekałam i czekałam, ale odpowiedź wciąż nie chciała do mnie przyjść, więc
postanowiłam
dokonać
rozsądnej
decyzji
i
przyjęłam
jego
oświadczyny. Thomas był synem wspólnika mojego taty i dlatego ojciec tak bardzo popierał ten wybór. Ponadto mój przyszły mąż był gotowy zaakceptować dziecko innego i choć ja nie odwzajemniałam jego uczuć, nie wątpiłam, że na ten moment czuł do mnie coś więcej niż przyjaźń – zakochał się we mnie.
Trzy lata temu szybko się zaprzyjaźniliśmy i dzięki temu pobyt w innym mieście stał się dla mnie całkiem znośny. Bardzo lubiłam Thomasa, więc kiedy mi się oświadczył, jakaś cząstka mojej duszy przekonała mnie, bym się zgodziła. Możliwe, że zrobiłam to, działając pod wpływem emocji, ponieważ byłam sama i w ciąży z dzieckiem mężczyzny, który mnie nienawidził. A może… po prostu przekonałam samą siebie, że mogłabym być z Thomasem szczęśliwa. Trzy miesiące temu podjęłam decyzję, a dzisiaj, w dniu ślubu okazało się, że ksiądz zachorował na jakąś jelitówkę. Miałam mętlik w głowie i nie potrafiłam myśleć jasno, kiedy wszyscy wokół mnie paplali. Dlatego też kazałam wszystkim wyjść. Zostałam sama, opadłam na krzesło w kolorze kości słoniowej, jak moja suknia, i oparłam głowę o stół. Czy to był znak, że zamierzam popełnić największy błąd w życiu? Moją wewnętrzną walkę przerwało nagle skrzypnięcie otwieranych drzwi. – Przepraszam, ale potrzebuję chwili samotności – zwróciłam się do intruza, nawet się nie odwróciwszy. – Niedługo przyjdę. – Wyglądasz pięknie, aniele. Na dźwięk jego głosu, który pamiętałam aż za dobrze, całe moje ciało ożyło. Obróciłam się i zobaczyłam Dasha stojącego w czarnym garniturze, trzymającego w ręce fioletowe kwiaty. – C-co? Jak? – Mam swoje źródła – odpowiedział zadowolony z siebie. Boże, jak ja uwielbiałam tę jego arogancję. Co ja wygaduję?
– Chciałem cię odwiedzić i życzyć ci wszystkiego dobrego. – Przysunął się, a ja walczyłam z chęcią ucieczki. Kroczył jak drapieżnik. – Żałuję, że rozstaliśmy się w takiej atmosferze. – Chyba nie powinno cię tu być. To nie jest dobry pomysł. – Wyluzuj. Nie zamierzam porwać panny młodej – skwitował ze śmiechem. Zmrużyłam oczy. Jego obecność wzbudziła we mnie czujność. – Nawet tak nie żartuj. Ten dzień już nie może być gorszy. – Złapałam się za wystający brzuch i odetchnęłam głośno, nieświadomie przyciągając wzrok Dasha. Podszedł do mnie i położył dłoń na mojej. Serce biło mi jak szalone. Czy on wiedział, że jest ojcem? Jak mógłby nie wiedzieć? – Ciii. Spokojnie. Nie chcesz zrobić krzywdy dziecku. – Delikatnie pocierał dłonią mój brzuch i na chwilę przymknęłam oczy, otulona jego dotykiem. – Sądząc po tym, jak on kopie, wszystko będzie z nim dobrze. – On? – Och… Tak. To chłopiec. – Roześmiałam się nerwowo i niezręcznie. Nie miałam pojęcia, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Bałam się tego, co mogło nastąpić. Czy Dash wyrzekłby się własnego syna? A może będzie mną gardzić za to, że jestem w ciąży, skoro nie chciał mieć ze mną nic wspólnego? – Będę miał syna – wyszeptał. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby mówił tak delikatnym głosem. Działał jak balsam na mój strach. Mój mózg chyba zrobił sobie przerwę od myślenia, bo po chwili powiedziałam: – Mam zdjęcia… jeśli oczywiście chcesz je zobaczyć. Są w domu u ojca, ale poproszę go, żeby je wysłał, i pokażę ci je po miesiącu
miodowym… Cóż. Teraz chyba nawet szybciej. W jego oczach znowu błysnęły jakieś emocje, których nie potrafiłam zidentyfikować. – Nie martw się, wszystkim się zajmę. – Przepraszam bardzo… Ale jak? Za nic w świecie nie znajdę księdza w tak krótkim czasie – rzuciłam z niedowierzaniem. – Zawsze jest jakiś sposób. – Po tych słowach wyciągnął telefon i odszedł na bok. Patrzyłam za nim, starając się nic nie czuć. Nie spodziewałam się, że zachowa się w tak cywilizowany sposób, że będzie taki spokojny, gdy powiem mu o ciąży, o której nie wspominałam przez pięć miesięcy. Wrócił po dziesięciu minutach, uśmiechając się szeroko. – Mam dobre wieści. Skontaktowałem się z paroma osobami, które mają u mnie dług, i znalazłem księdza, który może tu przyjechać w ciągu dwóch godzin. – Poważnie? – zapytałam, a on pokiwał głową. Chyba sądził, że jestem zachwycona, kiedy w rzeczywistości czułam rozczarowanie i… ból. Raniło mnie to, że tak bardzo starał się pomóc mi w organizacji ślubu, podczas gdy ja znowu miałam mętlik w głowie. Chyba zauważył moje wahanie, bo zmarszczył brwi. – Skąd ta mina? Powinnaś się cieszyć. Wyjdziesz dzisiaj za mężczyznę, którego kochasz, i założysz z nim rodzinę. Język przykleił mi się do podniebienia, czułam się tak, jakbym dławiła się powietrzem. – Dlaczego mi to robisz? – Ale co? – Po jego minie poznałam, że naprawdę nie rozumiał. – Dlaczego mi to wszystko mówisz? Powinieneś się wściec, rzucać rzeczami, przeklinać mnie.
– A to dlaczego, aniele? – Wbił we mnie spojrzenie, szukając odpowiedzi na mojej twarzy. – Bo mnie kochasz – wypaliłam. Spodziewałam się, że zaprzeczy albo nazwie mnie wariatką, biorąc pod uwagę, co się wydarzyło podczas naszego ostatniego spotkania. To wtedy zrozumiałam, że my tylko powoli niszczyliśmy siebie nawzajem. – Tak. Bardzo. – W takim razie dlaczego? – Bo kocham cię tak mocno, że wiem, co powinienem zrobić. Miłość do ciebie oznacza, że jestem odpowiedzialny za twoje szczęście. W końcu dotarło do mnie, że twoje miejsce jest u boku mężczyzny, który może cię uszczęśliwić. – Wow, to piękne słowa. Patrzył na mnie takim wzrokiem, że poczułam ciarki na plecach. – A co z dzieckiem? – Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym być częścią jego życia. Nie będę się mieszać w twój związek z Thomasem, ale zależy mi, żeby znać swojego syna. Pokiwałam głową i w końcu zadałam pytanie, które męczyło mnie, odkąd się pojawił. – Skąd wiedziałeś? – Tak naprawdę nie miałem pojęcia. Domyśliłem się, kiedy tutaj wszedłem i cię zobaczyłem. Nie mogę się doczekać, aż go poznam. Dziecko w
właśnie
odpowiedzi
na
wybrało
jego
ten
słowa.
moment,
Bez
by
namysłu
mnie
kopnąć,
złapałam
go
za
jakby rękę
i przyłożyłam ją do swojego brzucha. Po kilku chwilach dziecko znowu
kopnęło, a ja zaczęłam żałować, że nie mam przy sobie aparatu, żebym mogła uchwycić wyraz zachwytu na jego twarzy. – Chyba mnie lubi. – Uśmiechnął się chłopięco, pokazując dołeczki w policzkach. – Tak… – Może nawet bardziej niż ciebie. – Hej, to ja go noszę. Nigdy nie będzie kochać nikogo tak mocno jak mnie – zażartowałam dumnie. – Coś o tym wiem. – Zabrał rękę i się cofnął. – W takim razie do zobaczenia później. A potem zniknął. Po dwóch godzinach już szłam w stronę ołtarza. W tle leciał marsz weselny, a ja mocno trzymałam ojca za ramię. Nie myślałam jednak o mężczyźnie, który miał zostać moim mężem, o muzyce czy gościach. Skupiałam się na tym, żeby stawiać krok za krokiem, i na moim sercu… Bo moje serce było teraz gdzie indziej. Nie musiałam na niego patrzeć, bo go czułam. Wiedziałam, że jest blisko i mnie obserwuje. Postanowiłam zaryzykować i obejrzałam się. Dash stał z tyłu kościoła, pomiędzy ławkami, a jego wzrok wypalał dziurę w mojej głowie. Udało
mi
się
dotrzeć
do
ołtarza,
stanęłam,
gdzie
mi
kazano,
i wygłosiłam swoją kwestię. Recytowałam przysięgę z pamięci, zamiast mówić prosto z serca. Thomas też chyba działał machinalnie, ale wydawał się nieco bardziej zadowolony niż ja. Wkrótce potem ogłoszono nas mężem i żoną, pocałowaliśmy się, ale wcale mi się to nie podobało i odliczałam sekundy do końca. Wraz z Thomasem obróciliśmy się w stronę gości, którzy krzyczeli radośnie. Ponownie poszukałam wzrokiem Dasha, ale już go nie było. Nie
czułam się silna, bo zabrał moją siłę ze sobą. Płakałam, idąc w stronę wyjścia. Nawet nie próbowałam tego ukryć, bo wiedziałam, że goście wezmą to za łzy szczęścia. Patrzyłam prosto przed siebie, nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego. Potężne drewniane drzwi się otworzyły i jasność wlała się do środka, chwilowo mnie oślepiając. Kiedy w końcu mój wzrok się przystosował do światła, stanęłam jak wryta. Zobaczyłam Dasha i jego zaciętą minę. Ręce trzymał w kieszeniach, ale wiedziałam, że zaciska pięści. Za nim stała limuzyna, bo moja teściowa się uparła, że powinniśmy ją wynająć… Na dachu samochodu siedzieli Keiran i Keenan – wyglądali, jakby go strzegli, by nikt się tam nie kręcił. Oni również wyglądali na zadowolonych z siebie. Kawałek dalej zauważyłam Lake
i
Sheldon
z
Kennedy
na
rękach
–
wszystkie
wyglądały
jak
niewiniątka. Miałam ochotę krzyczeć, zażądać odpowiedzi, ale ojciec Thomasa mnie ubiegł. – Co tu się, do diabła, wyprawia? Nie potraficie okazać odrobiny szacunku? – krzyknął, plując śliną, purpurowy na twarzy. – Opanuj się, człowieku – zawołał Keenan. Puściłam Thomasa, bo nie mogłam znieść tego, że go dotykam pod czujnym spojrzeniem Dasha. Przytrzymałam się barierki i zeszłam na dół po stopniach, żeby przed nim stanąć. – Co tu się dzieje? – wyszeptałam. – Przejechałem kawał drogi i nie zamierzam odejść z pustymi rękami. – Co to znaczy? – Że przyjechałem po ciebie. – Co?
– I bez ciebie nie wyjadę. – Nie – zaprotestowałam. – Nie zrobisz tego. – Już to zrobiłem. – A co z tym, co mówiłeś wcześniej? Że chcesz mojego szczęścia i że powinnam poślubić mężczyznę, który mnie kocha? – Mówiłem szczerze. Tylko że to ja jestem jedynym mężczyzną, który może cię uszczęśliwić. – Zapomniałeś, że pięć minut temu wzięłam ślub? – Jesteś pewna? – Przecież byłeś na tej pieprzonej ceremonii! Na jego ustach czaił się łobuzerski uśmiech, wiedziałam, że drwi z mojego wzburzenia – przeklinałam tylko wtedy, kiedy byłam wściekła lub napalona. – Och… racja. Tylko że ojciec Casey wcale nie jest duchownym. Ups. – Słucham? – To początkujący aktor. – Ty skur… Delikatnie ujął mnie za głowę, jakby ostrzegawczo. – Nie chciałaś go. – Tego nie wiesz. – Ale to już nie ma znaczenia. Czy ty naprawdę sądziłaś, że pozwolę ci wziąć z nim ślub, kiedy nosisz moje dziecko? – Nie możesz mi tego zrobić. – Już to zrobiłem – odparł z przekonaniem w głosie. – Co tu się dzieje? Człowieku, zabierz ręce od mojej żony. Dash przeniósł wkurzony wzrok na Thomasa.
ROZDZIAŁ 32 DASH
N
ie mogłem uwierzyć, że odnalezienie jej zajęło mi tyle czasu. Całe pięć miesięcy. Okazało się, że była gotowa poślubić innego mężczyznę, nosząc
moje dziecko. Gdyby nie była w ciąży, na bank bym ją udusił. W końcu dotarło do mnie, że Willow miała skłonność do podejmowania popieprzonych decyzji, chociaż chciała dobrze, ale tutaj przeszła samą siebie. Nigdy bym się o tym nie dowiedział, gdyby Keenan nie podsłuchał rozmowy Sheldon z Lake. Dziewczyny się zastanawiały, jak ją odwieść od tego pomysłu. Nawet nie wiedziałem, że utrzymują kontakt, ale jakoś mnie to nie dziwiło – wyglądało na to, że ich przyjaźń może przetrwać wszystko. Ja natomiast przez cały ten czas żyłem w pogardzie, aż już dłużej nie mogłem tego znieść. Knułem, co zrobić, żeby do mnie wróciła, ale żaden plan nie wydawał się wystarczająco dobry. Keiran podsunął mi pewien pomysł – powiedział, że jeśli nic nie wymyślę, zawsze mogę po prostu mu ją odebrać siłą.
Całkiem
interesujący
pomysł,
ale
bardziej
przemawiała
do
mnie
perspektywa namieszania jej w głowie i ukarania jej. Dlatego też zjawiłem się na ślubie i udawałem, że wszystko jest w porządku, jednocześnie planując, jak ten ślub zniweczyć. Zacząłem od księdza. Okazuje się, że nietrudno przekupić duchownego. Plan nie był skomplikowany. Zobaczywszy ją ponownie, tylko się utwierdziłem w podjętej decyzji. Gdy patrzyłem, jak idzie do ołtarza i bierze udawany ślub z tym kretynem, niemal szlag mnie trafił. Kiedy mieli się pocałować, musiałem stamtąd prysnąć, ignorując niezadowolone spojrzenia gości. Tak było lepiej, bo gdybym został, rozwaliłbym gościowi ryj, a Willow przerzucił sobie przez ramię i wyniósł z kościoła. Tylko że nie mogłem tego zrobić, bo jej boskie ciało nosiło w sobie mojego syna. Mojego syna. Cholera. Czekałem na nią przed kościołem z Keiranem i Keenanem, którzy mieli mnie
wspierać,
gdyby
sprawy
wymknęły
się
spod
kontroli.
Nie
zamierzałem wyjechać stąd bez niej i planowałem pokonać każdego, kto stanie na mojej drodze. Nawet anioła. W końcu drzwi się otworzyły, rozbrzmiały fanfary, posypały się kwiatki. Starałem się nie przewrócić oczami. Byłem zazdrosny i nie wstydziłem się tego przyznać. Ślub nie był ważny, ale zwierzę tkwiące w głębi mnie miało to gdzieś. Wystarczyło, że musiałem na to patrzeć. Gdy tylko dostrzegłem jej wzrok, przekonałem się, że dokonałem słusznego wyboru. Ona jeszcze o tym nie wiedziała, ale jej dusza mnie wołała, chciała, żebyśmy byli razem.
Na pewno to czuła. Najpierw musiałem pokonać wszystkie przeszkody. W końcu zostawiła Thomasa samego i podeszła do mnie z wahaniem. Wiedziała, że coś jest nie tak, bo zauważyła chłopaków. Te głąby wystraszyły kierowcę i usiadły na dachu limuzyny. Dziwne, że tak późno odkryli, że są braćmi. Byli jak dwie krople wody, a do tego obaj szurnięci. – Co tu się dzieje? – wyszeptała, a może tak mi się tylko wydawało, bo ojciec pana młodego wydzierał się jak pojebany. – Przejechałem kawał drogi i nie zamierzam odejść z pustymi rękami. Przysięgam, niemal słyszałem, jak jej serce stanęło. Wyglądała, jakby jej ulżyło. – Co to znaczy? – Że przyjechałem po ciebie. – Co? – I bez ciebie nie wyjadę… Lepiej, żebyś w to uwierzyła. Potem wysłuchiwałem, jak protestuje, rozważa, czy postępuję źle, czy dobrze, bla, bla, bla, aż w końcu padła mi w ramiona i wyszlochała: – Dlaczego to tak długo trwało?
ROZDZIAŁ 33 WILLOW
D
ash porwał mnie ze ślubu, nie dając mi czasu, bym się rozmyśliła. Chociaż i tak bym tego nie zrobiła. Potem
od
razu
wróciłam
z
nim
do
domu.
Nawet
nie
zatrzymaliśmy się po moje rzeczy – powiedział, że poprosi mojego ojca, by je przysłał, a jeśli tego nie zrobi, kupi mi nowe. Długo go przekonywałam, ale w końcu przyznał, że powinnam zadzwonić i przeprosić Thomasa. Spodziewałam się, że stracę przyjaciela, ale on wykazał się wyrozumiałością. Przyznał nawet, że jego ojciec zmusił go do oświadczyn i zaakceptowania dziecka. Powiedział, że zawsze by mnie wspierał, ale po prostu nie był gotowy na dziecko i ta myśl go przerażała. Pod koniec rozmowy czułam, że wszystko na świecie wróciło na swoje miejsce. Mój ojciec, o dziwo, przyjął to wszystko ze spokojem. Machnął ręką na incydent i stwierdził: „Ważne, że jesteś szczęśliwa”. – Dasher? – zapytałam zaspana. Właśnie skończyliśmy się kochać. Dash wymęczył nas oboje, a teraz trzymał mnie mocno w ramionach,
leniwie głaszcząc mnie po wielkim brzuchu. – Tak, skarbie? – Dlaczego nazywasz mnie aniołem? Milczał długo i w końcu stwierdziłam, że odpowiedź pewnie nie jest taka prosta. – Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że cię nie pamiętam? – Tak? – Cóż, później sobie przypomniałem. Nie wiem dlaczego, ale wróciło do mnie wspomnienie z piątej klasy, ze szkolnych jasełek. Miałaś wtedy na sobie białą szatę, a twoje włosy mocno się od niej odznaczały. Nie wiem, jak mogłem o tym zapomnieć. – Wow… Naprawdę? I to wszystko? – Tak. – Hmm… – Jesteś rozczarowana? – Po prostu uważam, że jeśli kiedyś się pobierzemy i ktoś nas kiedyś zapyta o rocznicę naszego ślubu, powinniśmy wymyślić coś oryginalnego. – Nie ma żadnego „jeśli”. Pobierzemy się. Jesteś w ciąży. Kochasz mnie. Nic więcej nie trzeba. Wystarczy tylko podpisać papiery i już o tym nie zapomnisz. – Poczułam, że mocniej mnie do siebie tuli, a jego oddech łaskocze mnie po szyi w najbardziej wrażliwym miejscu. – Nie pozwolę, żebyś znowu ode mnie uciekła, Willow. Starałam
się
ukryć
zdziwienie.
To,
że
używał
mojego
imienia,
świadczyło o jego powadze. Jak miałam go zapewnić, że ucieczka już dłużej nie wchodzi w rachubę, bo w przeszłości ciągle uciekałam i to nas zniszczyło? On złamał mi kiedyś serce, ale ja też miałam w tym swój udział.
– Co teraz zrobimy? Poczułam, że się przesuwa i kładzie na mnie. Popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział: – Ty mi obiecasz, że będziesz mnie kochać i nigdy nie zostawisz. – A ty? – Ja obiecam, że jeśli chociaż pomyślisz o ucieczce, przywiążę cię do łóżka. Dramatycznie zatrzepotałam rzęsami. – Ty to masz romantyczne teksty. Zamiast odpowiedzieć, rozłożył mi nogi ostrożnie, żeby mnie nie przygnieść. Napaliłam się, zanim zdążył mnie dotknąć. – Szaleję na twoim punkcie, aniele. Tylko na twoim. – Wszedł we mnie powoli
jednym
pchnięciem,
a
ja
poczułam
każdy
centymetr
męskości. – Nigdy o tym nie zapominaj. – Nigdy nie zapomnę – odparłam, nie mogąc złapać tchu.
jego
ROZDZIAŁ 34 • Miesiąc później •
DASH
T
ego
dnia
wszyscy
zamówiliśmy
pizzę
poczuliśmy i
skrzydełka
potrzebę, i
by
się
urządziliśmy
zebrać, sobie
więc
wieczór
filmowy, ale wkrótce zwyczajne spotkanie zmieniło się w naradę,
podczas której omawialiśmy strategię. – Wciąż nie wiemy, kto porwał Kennedy i zabił Johna. – O czym ty mówisz? Przecież to była tamta wariatka. Sorry, Di. – Nie szkodzi – odparła. Kiedy Keenan odwrócił wzrok, Di wycelowała skrzydełkiem w jego głowę. I trafiła. – To nie była Esmerelda. Kiedy mnie porwała, zapytałem ją o to. Skoro nie skorzystała z okazji i nie przechwalała się, że zajęła się moimi bliskimi, to nie mogła tego zrobić. Powiedziała tylko, że gdyby miała okazję, to Kennedy już by nie żyła, a ja cierpiałbym jeszcze bardziej.
– Cholera – wymamrotał Keenan. Zwrócił się do Di: – Mój błąd, Di. Twoja matka jest popierdoloną wariatką. Dziewczyna pokazała mu środkowy palec i nachyliła się. – Nadal mamy jeden spory problem. – Kurwa! Muszę znaleźć odpowiedzi, i to szybko. W tej chwili drzwi otworzyły się z hukiem i do domu wpadł chyba cały oddział policji, wykrzykując, że mamy paść na ziemię. Wszyscy unieśli ręce. Byłem pewien, że przyszli po Keirana, ale ku mojemu zdziwieniu policja go minęła i zakuła w kajdanki miłość jego życia. – Lake Monroe, jesteś podejrzana o zabójstwo Mitchella Mastersa. Masz prawo zachować milczenie…
WYWIAD Z DASHEM Jeśli miałybyście okazję porozmawiać z Dashem przez telefon, co byście mu powiedziały?
Celesha Amsel: Dash, gdybyś postanowił zdradzić Willow, to zrobiłbyś to ze mną? Dash: Celesho, gdybyś dla mnie nie pracowała i nie była mężatką, a ja nie byłbym zakochany w moim aniele, to byłbym zaszczycony, mogąc wybrać ciebie. Kimberly Ervin Echols: Dash, jak na razie jesteś najbardziej tajemniczy z całej trójki. Wstydziłeś się Willow czy może uważałeś, że się nie nadaje do twojej bogatej rodzinki? Że wraz z Keiranem i Keenanen można się z nią co najwyżej zabawić? Dash: Ojciec surowo mnie wychowywał, ale nigdy nie miałem się za lepszego
od
innych.
Dzięki
niemu
byłem
tylko
w
lepszej
sytuacji
finansowej. Nic sam nie zarobiłem, więc nic mi się nie należało. I chyba dlatego uważałem, że Willow jest mi równa. Pochodzimy z różnych światów, ale gdy jesteśmy razem, pieniądze nie mają znaczenia. Lubiłem
z nią przebywać, mimo że mnie onieśmielała. Była o wiele lepszym człowiekiem niż ja. Illimani Ramirez: Dash, jak mogłeś pozwolić Willow odejść? Dash: Gdy jej nie było, każdego dnia zadawałem sobie to samo pytanie, choć w duchu się z tego cieszyłem, bo nigdy nie znalazłbym w sobie dość siły, by dać jej odejść. Wtedy jeszcze nie byliśmy gotowi na miłość, nie byliśmy w stanie zaakceptować siebie jako odrębnych jednostek. Lydia Cothran: Gdybyś w przeszłości miał taką wiedzę jak teraz, co zrobiłbyś inaczej? Dash: Nie byłbym takim pieprzonym tchórzem. Postarałbym się wyleczyć rany Willow, które sam jej zadałem. Lauren Stryker: Czy miałeś wyrzuty sumienia, wykorzystując Willow z polecenia Keirana? Dash: Zanim ją poznałem, sądziłem, że słuchanie się Keirana jest mniejszym złem. Nie wiedziałem, że zniszczę najlepszą relację, jaka będzie mi w życiu dana. Czy miałem wyrzuty sumienia? Oczywiście. Jestem kutasem, ale mam serce, skarbie. Sammy Baker: Kiedy zrozumiałeś, że naprawdę czujesz coś do Willow? Dash: Gdybym był inteligentnym facetem, pojąłbym, że jest moja, gdy po raz pierwszy uprawialiśmy seks… Nie wiem, kiedy zrozumiałem swoje uczucia do niej, bo zakochanie się w niej było naturalne jak oddychanie. Krisi Fullbrook: Dlaczego nie mogłeś po prostu przestać tchórzyć i jej odnaleźć? Wymówka pod tytułem: „Nie wiem, gdzie ona jest” jest o dupę potłuc.
Dash: Kurde, wiem, że nawaliłem. Wtedy jeszcze nie byłem mężczyzną. Pozwoliłem, żeby moja duma i ego decydowały o mojej przyszłości, a to się nigdy dobrze nie kończy. Teraz już to wiem. Wierz mi, nikt nie żałowałby tego bardziej niż ja. Brie Burgess: Dash, co tobą kierowało, gdy ubrałeś się dla Willow w te szalone ubrania? Co sobie pomyślałeś, kiedy ona ubrała się dla ciebie? Jak się wtedy czułeś? Dash: Keiran oczekiwał rezultatów, a Willow była bystra. Musiała mi zaufać, a poza tym wiedziałem, do czego ta noc doprowadzi. Czułem to w trzewiach. Zbliżyliśmy się do siebie bardziej, niż się spodziewałem, wiedziałem, że mógłbym zrobić wiele rzeczy, żeby się ugięła, ale uznałem, że jeśli chcę w ogóle mieć do niej jakieś prawa, to muszę ją zaakceptować taką, jaka jest. Pragnąłem Willow bardziej niż czegokolwiek na świecie, ale nie chciałem, żeby później żałowała decyzji. Byłem jej to winien. Gdy zobaczyłem, że ubrała się zwyczajnie, zrozumiałem, że moje uczucia są prawdziwe. Doceniałem ten gest, tęskniłem jednak za jej odjechanymi strojami. Rosemarie Adams: Mówiłeś, że spędzając lato z Willow, niczego nie udawałeś. Czy naprawdę coś wtedy czułeś, czy to była po prostu gra, część planu Keirana? Dash: Nawet najlepsze plany nie zawsze się powodzą. Willow zmieniła zasady gry, ustaliła własne i przy okazji zryła mi banię. Moje uczucia do niej były prawdziwe, ale to wszystko jest zasługą gry Keirana. Feena Don: Czy na początku to była dla ciebie tylko głupia gra? A może czułeś coś do Willow, zanim Keiran w ogóle kazał ci zniszczyć jej życie?
Dash: Gdybym na początku czuł chociaż ułamek tego co później, to kazałbym Keiranowi spierdalać ze swoimi manipulacjami. Rachel Campbell: Dash… Poznałeś Willow dzięki Keiranowi, bo kazał ci do niej uderzyć. Pracowałeś dla swojego ojca, bo ci kazał. Kiedy przestaniesz być takim popychadłem i zrobisz to, co chcesz? Dash: Sam podjąłem decyzję, że będę pracować dla mojego ojca, i sam zdecydowałem, że posłucham Keirana. Nie jestem niczyim popychadłem. Mężczyzna
bierze
odpowiedzialność
za
swoje
czyny.
Jestem
odpowiedzialny. Cheyenne Davis: Dash, polubiłeś Willow od początku, czy dopiero wtedy, jak się z nią przespałeś? Dash: Spodobała mi się z wyglądu i zamierzałem ją zdobyć, ale przede wszystkim
urzekła
mnie
swoim
niewyparzonym
językiem…
Ciężko
powiedzieć. Rhea Epperson: Jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy spotkałeś Willow? Dash: Zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że taka odważna, seksowna i dzika dziewczyna była tuż obok, a jednak nigdy jej nie spotkałem… A potem pomyślałem: „Czy ona wie, co to szczotka do włosów?”. Jamie Buchanan: Dlaczego nie walczyłeś o Willow bardziej? Dash: Gdybym robił to mocniej, przebiłbym ją na wylot. Wiesz, co mam na myśli. Angie Esquilin: Naprawdę chcesz pracować dla ojca czy wolałbyś zostać panem swojego losu?
Dash: Zawsze nim byłem, po prostu musiałem zdać sobie z tego sprawę. W końcu to zrozumiałem i dlatego ojciec mnie znienawidził. On założył tę firmę, ale teraz przedsiębiorstwo należy do mnie i zadbam o to, by wszyscy byli tego świadomi. Włącznie z nim. Brianna Black: Dlaczego zostawiliście Willow samą, chociaż miała problemy z rodzicami? Żadne z was na nią nie zasługuje! Dash: Willow miała do nas żal, który jeszcze się nasilił po odejściu Lake. Żadne z nas nie mogło do niej dotrzeć. Nigdy jej nie zostawiliśmy – ona sama się na nas wypięła. Ale rozumiem to… powinniśmy byli bardziej się postarać i jej pomóc. Lilly Rosales: Dlaczego jesteś taką pierwszorzędną kanalią? Dash: Przykro mi, Lilly. Z genami się nie wygra. Maria Williams: Dash, jeśli naprawdę zależało ci na Willow, to dlaczego tak bardzo ją krzywdziłeś? Czy kiedy ją rozdziewiczyłeś, zrozumiałeś, że chcesz ją mieć na zawsze? Ponadto czy nienawidzisz lub nie lubisz Keenana, Lake i Keirana? Dash: Kiedy dotarło do mnie, że zależy mi na moim aniele, chciałem wszystko naprawić, ale nie wiedziałem jak. Jak miałem wyjaśnić Willow, że jej ciało i serce są tylko elementem gry, w której chodzi o kogoś innego? Nie mogłem tego odkręcić i nie byłem gotowy jej stracić. Keenan, Lake i Keiran są dla mnie kimś więcej niż przyjaciółmi – to moja rodzina. Nie potrafiłbym ich znienawidzić, ale… gdybym miał przycisk „restart”, to chętnie bym z niego skorzystał, bo mam ochotę zabić Keenana kilka razy w tygodniu.
Hatice Sahiner: Drogi Dashu, jak się poczułeś, gdy Willow oddała ci bransoletę ze skrzydłami anioła, którą od ciebie dostała? Czy to bolało? Czy Willow zostanie twoją żonką? Dash: Willow nie rozumiała, że to nie jest zwykła biżuteria. Bransoletka miała symbolizować, że naprawdę odwaliło mi na jej punkcie. Kiedy mi ją oddała, chciałem naznaczyć ją w inny sposób, nie do zmazania. I… mi się udało. Nosi moje dziecko, a niedługo będę mieć wszystko na papierze. Niech spróbuje mi to oddać ;)
PODZIĘKOWANIA Dziękuję rodzinie i przyjaciołom za zgodę na moje podwójne życie. Wasze wsparcie i słowa otuchy nie przeszły niezauważone! Rogeno i Ami, składam moje skarby w Wasze uzdolnione ręce, a Wy za każdym razem wykonujecie kawał dobrej roboty. Uwielbiam z Wami pracować.
Jestem
niezorganizowana
i
z
trudem
przychodzi
mi
podejmowanie decyzji, ale świetnie sobie radzicie z moim wariactwem. Amando, jesteś wspaniałą graficzką i Twój talent nie przestaje mnie zachwycać. Nie mogę się doczekać, co wymyślisz w przyszłości. Liso P. Kane, wcześniej nigdy nie miałam ochoty ćwiczyć umysłu, ale z całego serca doceniam Twój wkład i zaangażowanie, by moje książki miały sens… I dziękuję, że przymykasz oko na to, że wszystko muszę kwestionować… I że nigdy nie pamiętam, co napisałam ani w jakiej kolejności… I nigdy nie wysyłam ci manuskryptu na czas… DLACZEGO ty się jeszcze ze mną przyjaźnisz, ja się pytam? Grupo Masters, moje szalone wariatki – dajecie czadu! Dziękuję za wszystko, co robicie, i za to, że nie przeszkadza Wam, jakim jestem nieogarem. Nasza grupa liczy tylko trzydzieści osiem osób, bo tak chciałyśmy, ale i tak jesteśmy zajebiste. Podziękowania dla blogów Twisted Sisters, Crazybook_lovers, Need Epic Reads, darkreadings, Twin Sisters Rocking Book Reviews i wielu
innych. Wspieracie mnie, a nawet o to nie prosiłam. Nieważne, czy Wasze blogi są duże, czy małe – doceniam Was wszystkich i każdy Wasz post. Josi (J.L.) Beck – nieważne, czy jesteś w ciąży, czy nie, nic Ci nie przeszkodzi w podbijaniu świata. To zaszczyt, że mogę nazywać się Twoją przyjaciółką. Ashleigh Giannoccaro – wariatka z Ciebie! Kiedyś musisz mnie w końcu nauczyć, jak wymawiać Twoje nazwisko, bo inaczej będę je kaleczyć za każdym razem. Mary E. Palmerin – jesteś prawdziwą świruską. Nie wiem, jak ktoś tak pokręcony może być tak miły! Penelope Douglas – wciąż nie mogę uwierzyć, że mam szansę z Tobą rozmawiać! Za każdym razem zachowuję się jak podjarana fanka. Dzięki, że jesteś taka miła i potrafisz słuchać. Mało jest takich osób i pisarek jak Ty. Zazdroszczę Ci skromności. Poza tym przepraszam, że w trakcie tutorialu brzmiałam
jak
żaba.
LOL!
Wzięłam
się
do
nagrywania
tuż
po
przebudzeniu, więc mnie nie oceniaj. Mimo że mam do Ciebie żal o to, że nie podobają Ci się męskie koczki. Jak to w ogóle możliwe? Wielkie dzięki walniętej czwórce, której nazwisk nie ujawnię – Lydii, Adrienne, Katie, Tiffany. Ups… Łapy precz od mojej czekolady! Obyśmy nie musiały wracać do tej rozmowy. Jasne, laseczki? I przede wszystkim padam na kolana przed czekoladą, krewetkami i sosem barbecue. Boże, jak ja Was uwielbiam.
SKONTAKTUJ SIĘ Z AUTORKĄ Obserwuj mnie na Facebooku @authorbbreid Dołącz do grupy Reiderville na Facebooku @Reiderville Obserwuj mnie na Twitterze @_BBREID Obserwuj mnie na Instagramie @_bbreid Odwiedź moją stronę www.bbreid.com
O B.B. REID B.B. Reid to autorka kilku romansów, w tym hitu Fear me z motywem nienawiści
zmieniającej
się
w
miłość.
Dorastała
jako
jedyna
córka
i środkowe dziecko swoich rodziców w małym miasteczku w Karolinie Północnej. Ukończyła studia na kierunku finanse i założyła firmę zajmującą się badaniem rynku pod kątem inwestycji, jednocześnie służąc w Gwardii Narodowej. Obecnie mieszka w Charlotte ze swoimi humorzastymi kotami. Uwielbia kolekcjonować trampki firmy Converse i kilogramami pochłaniać czekoladę. W celu uzyskania dalszych informacji odwiedź stronę www.bbreid.com
INNE KSIĄŻKI B.B. REID BROKEN LOVE Fear Me Fear You Fear Us Breaking Love Fearless STOLEN DUET The Bandit The Knight WHEN RIVALS PLAY The Peer and the Puppet The Moth and the Flame
SPIS TREŚCI: Okładka Karta tytułowa Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18
Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Wywiad z Dashem Podziękowania Skontaktuj się z autorką O B.B. Reid Inne książki B.B. Reid Spis treści: Karta redakcyjna
Tytuł oryginału: Breaking Love Redaktor prowadząca: Marta Budnik Wydawczyni: Joanna Pawłowska Redakcja: Justyna Yiğitler Korekta: Beata Wójcik Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski Zdjęcie na okładce: © Artem Furman / Shutterstock.com Projekt okładki: Amanda Simpson of Pixel Mischief Design Wyklejka: © PrasongTakham / Shutterstock.com Grafika na stronach rozdziałowych: © Dragan Milovanovic, © Sunny studio / Shutterstock.com Copyright © 2015. Fear Me by B.B. Reid. Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus Copyright © for the Polish translation by Sylwia Chojnacka, 2021 Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione. Wydanie elektroniczne Białystok 2021 ISBN 978-83-66967-14-4
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku: www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece E-mail:
[email protected] Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com plik przygotowała Katarzyna Rek