134 Pages • 66,762 Words • PDF • 1.5 MB
Uploaded at 2021-09-24 17:25
This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.
Korekta Barbara Cywińska Małgorzata Denys Opracowanie graficzne okładki Renata Ulanowska Zdjęcia na okładce © vladibulgakov/Shutterstock © bubutu/Shutterstock Tytuł oryginału Child’s Play Child’s Play Copyright © 2019 by Danielle Steel All rights reserved Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez zgody właściciela praw autorskich. For the Polish edition Copyright © 2019 by Wydawnictwo Amber Sp. Z o.o. ISBN 978-83-241-7143-9 Warszawa 2019. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. Z o.o. 02-954 Warszawa, ul. Królowej Marysieńki 58 www.wydawnictwoamber.pl
Konwersja do wydania elektronicznego P.U. OPCJA
Moim wspaniałym, ukochanym dzieciom Beatrix, Trevorowi, Toddowi, Nickowi, Samancie, Victorii, Vanessie, Maxxowi i Zarze. Podejmujcie mądre decyzje, wybierajcie kochających, troskliwych partnerów, którzy dobrze was traktują, zapewniają bezpieczeństwo i chronią. Sprawiają, że się uśmiechacie i podzielają Wasze marzenia, i dla wszystkich nas, rodziców, nieustannie zaskakiwanych przez nasze dzieci! Dziękuję za lekcje, jakich mi udzielacie! Kocham Was bardzo! Mama, d.s.
(…) Człowiek nierozsądny dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki. (…) Człowiek roztropny dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. (Ewangelia Mateusza 7,26–27; 7,24–25)
1 To był jeden z pierwszych naprawdę ciepłych czerwcowych dni. Kate Morgan spoglądała na starannie ułożone stosy akt na biurku. Lubiła, jak wszystko wokół było jasne i przejrzyste, a jej życie – uporządkowane. Przeżyła niespodziewany wstrząs, gdy dziewiętnaście lat temu zmarł jej mąż, a ona musiała opanować chaos. Jej dzieci, Tamara, Anthony i Claire, miały wtedy trzynaście, dziesięć i siedem lat. Ona sama miała trzydzieści pięć i nigdy nie przypuszczała, że owdowieje w tym wieku. Jej mąż, Tom Morgan, był uwielbianym kongresmenem. Poznali się, gdy Kate uczyła się w college’u, a on studiował prawo, i pobrali się, kiedy dostała dyplom. On marzył, żeby zająć się polityką, ona – żeby pójść na studia prawnicze, ale zamiast tego trwała przy nim lojalnie jako idealna żona polityka, wychowując troje ich dzieci. Tom zginął w wypadku helikoptera w czasie burzy, gdy wizytował dotknięty powodzią region na północy stanu Nowy Jork. W mediach zrobiono z niego współczesnego świętego. Przyjazny, otwarty i przystępny cieszył się popularnością, odkąd po raz pierwszy go wybrano. Kate i dzieci były zdruzgotane, a ona próbowała na nowo nadać sens życiu bez niego. Był wspaniałym ojcem i dobrym, kochającym mężem przez większość ich wspólnego życia. Teraz, dziewiętnaście lat później, dzieci nadal darzyły go ogromnym szacunkiem, bo Kate zadbała o to, żeby ich wspomnienia o ojcu były nieskazitelne. Pieniądze z ubezpieczenia, jakie zostawił, zapewniły im wygodne życie, choć z całą pewnością nie dostatnie, a przed Kate otworzyły możliwości, jakich wcześniej nie brała pod uwagę. Rok po śmierci Toma rozpoczęła studia prawnicze na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Godzenie nauki z wychowywaniem dzieci wymagało ogromnego wysiłku, ale zatrudniła gosposię i pomagała jej też matka. W wieku trzydziestu sześciu lat była najstarsza w swojej grupie, a studia ukończyła z wyróżnieniem, gdy miała lat trzydzieści dziewięć. Pracowała w Berringan Feldman i McCarthy od piętnastu lat, odkąd dostała się do palestry, i obecnie była starszym wspólnikiem. Specjalizowała się w prawie spółek handlowych, była zdolną prawniczką procesową i prowadziła jedne z najważniejszych spraw kancelarii. W najbliższych miesiącach czekały ją trzy procesy, o ile wcześniej nie dojdzie do ugody. Była twardą negocjatorką i silną osobą, a w życiu prywatnym – oddaną matką i łagodną kobietą. Odkąd została prawniczką, jej życie zyskało całkiem nowy wymiar. Kochała swoją pracę, a dzieci przystosowały się do rozkładu jej zajęć, gdy jej kariera rozwijała się w zawrotnym tempie. Były z niej tak samo dumne, jak ona z nich. Pracowała ciężko i była dla nich autorytetem. Teraz, gdy były już dorosłe, miała więcej czasu i pracowała jeszcze intensywniej. Gdy były młodsze, musiała się nagimnastykować, żeby pomagać im co wieczór przy lekcjach, zawozić na zajęcia sportowe i szkolne przedstawienia, ale poradziła sobie. Oczekiwała od nich doskonałości i wysoko stawiała poprzeczkę dzieciom i sobie. Rezultaty były imponujące – troje porządnych, rozsądnych, zrównoważonych emocjonalnie dzieci, które dobrze się uczyły, a potem podjęły wymarzoną pracę. Nigdy nie miała z żadnym z nich poważniejszych problemów, co wydawało jej się normalne, choć czasem przyznawała, że jej się poszczęściło. Namawiała dzieci, żeby karierę zawodową wybrały zgodnie z zainteresowaniami. Śmierć ojca nie odcisnęła na nich widocznych śladów – obyło się bez problemów z narkotykami czy alkoholem, bez złych stopni, bez problemów z prawem. Żadna z córek nie zaszła w przypadkową ciążę. Przyjaciele zazdrościli Kate. Wszyscy troje wyrośli na miłych ludzi, ukończyli dobre szkoły i uniwersytety. A pełna sukcesów kariera Kate stanowiła znaczące dopełnienie ubezpieczenia Toma. Uwielbiała spędzać czas z dziećmi i cieszyły ją wspólne chwile, choć
wszystkich pochłaniała wymagająca praca. Żadne z dzieci nie założyło rodziny, ale Anthony zaręczył się sześć miesięcy temu. Kate uważała, że jego narzeczona jest dla niego idealna. Anthony miał dwadzieścia dziewięć lat, Amanda – dwadzieścia osiem. Jej ojciec był bankierem inwestycyjnym, mieszkał w Bronxville i świetnie mu się powiodło. Amanda poszła na renomowaną uczelnię, ale zrezygnowała z nauki na rzecz posady asystentki redaktora w „Vogue’u”. Pracowała dla redaktorki działu urody i sama była olśniewająco piękna, z blond włosami i niebieskimi oczami, jak Kate. Obie były wysokie. Amanda mogłaby zostać modelką, a swój debiut przeżyła dziesięć lat temu na balu kotylionowym w Nowym Jorku. Jej rodzice, bardzo mili ludzie, cieszyli się wysoką pozycją społeczną. Kate zachwycała myśl, że Anthony poślubi dziewczynę taką jak Amanda, i wizja życia, jakie będą wiedli. Anthony ukończył Instytut Techniki w Massachussets i uchodził za geniusza informatycznego. Był też projektantem graficznym – projektował gry wideo dla największego producenta na świecie. Był przystojny, sympatyczny i zdolny, ale czasem brakowało mu obycia, a Kate wiedziała, że dzięki Amandzie pozna porządnych przyjaciół z dobrych kręgów społecznych, nie tylko maniaków komputerowych, z którymi pracował. Liczyła na to, że przy Amandzie jego horyzonty rozszerzą się poza ekran komputera, który na ogół hipnotyzował go na tyle, że zapominał o wszystkim innym. Zabierała go na przyjęcia i od czasu do czasu trafiali do plotkarskiej kolumny „New York Post”, co cieszyło Kate. Była pewna, że Amanda będzie wspaniałą żoną. Nie miała wielkich ambicji w „Vogue’u”, ale lubiła swoją pracę. Bardziej interesowało ją małżeństwo niż kariera. Przez ostatnich sześć miesięcy ona i jej matka zajmowały się każdym detalem związanym ze ślubem. Suknię ślubną kupiła w tym samym tygodniu, w którym się zaręczyli, co siostry Anhony’ego uznały za głupotę, ale Kate uważała, że to urocze. Poznali się zeszłego lata na weselu wspólnej koleżanki w Martha’s Vineyard, a zaręczyli w Boże Narodzenie. Ślub zaplanowano na grudzień i zostało do niego już tylko sześć miesięcy. Kate zostawiła swój gabinet w idealnym porządku i długim, pełnym wdzięku krokiem skierowała się do windy. Nie wyglądała na swoje pięćdziesiąt cztery lata, ale znacznie młodziej, z długimi blond włosami, które nosiła związane. Ciało miała szczupłe i wysportowane. Trzy razy w tygodniu ćwiczyła pod okiem trenera, który do niej przychodził. Uśmiechała się, idąc do francuskiej restauracji oddalonej o dziesięć minut od jej kancelarii przy Park Avenue i Wschodniej Pięćdziesiątej Czwartej ulicy, żeby spotkać się z najmłodszą córką, Claire. Wyglądała zupełnie jak jej ojciec, miała ciemne włosy i ciemne oczy. Była niższa od matki i w naturalny sposób seksowna, z czego nie zdawała sobie sprawy. Przed rokiem skończyła prawo na Uniwersytecie Nowojorskim i pracowała jako radca prawny dla konkurencyjnej kancelarii, podążając śladami matki. W wieku dwudziestu sześciu lat Claire znajdowała się na idealnej ścieżce kariery, co cieszyło jej matkę, i często pytała Kate o radę. Czekała przed restauracją w krótkiej czarnej spódniczce i w szpilkach, z ciemnymi upiętymi wysoko włosami. Kate rozpromieniła się na jej widok. Kancelaria Claire znajdowała się nieopodal i Kate uwielbiała spotykać się z córką na lunch. Była pełna energii, zabawna, młoda i bezgranicznie romantyczna. Angażowała się w krótkie związki przed studiami, na uczelni i później. Nie trwały dłużej – były intensywne i szybko się wypalały, a ona wiązała się z kolejnym chłopakiem. Nigdy nie była sama zbyt długo. W jej życiu nie brakowało mężczyzn, inaczej niż w przypadku jej starszej siostry Tammy, wiceprezes do spraw marketingu Chanel, która nigdy nie miała czasu na randki. Mówiła, że o związkach pomyśli później. Szybko awansowała, kosztem życia osobistego, które zaniedbywała, podobnie jak jej matka. Claire udawało się łączyć jedno z drugim, ciężką pracę z randkowaniem,
a żaden mężczyzna nie był w stanie się jej oprzeć. Kate pocałowała córkę i weszły do restauracji, a wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Claire już jako nastolatka miała wygląd, który przyciągał mężczyzn, a Kate była piękną kobietą. Główny kelner ucieszył się na ich widok i posadził je przy ich ulubionym stoliku w rogu. – Wyglądasz na szczęśliwą – zauważyła Kate, jak tylko usiadły, a Claire uśmiechnęła się promiennie i kiwnęła głową. – Dali mi trzy nowe sprawy do rozpoznania. Bardzo ciekawe. – Nigdy nie wyjawiała matce poufnych informacji, ale uwielbiała rozmawiać z nią na tematy zawodowe i poznawać przepisy i precedensy istotne dla spraw, nad którymi pracowała. – To powinno utrzymać cię z dala od kłopotów – zażartowała Kate. Zamówiły sałatkę z homara i płynnie przechodziły z tematu na temat. – Widziałaś się ostatnio z bratem? – spytała ją Kate, kiedy skończyły sałatkę i poprosiły o kawę. – Oj, już go nie widuję. Rzadko odpisuje na esemesy. Rozmawialiśmy przez FaceTime w zeszły weekend, był w Bronxville u rodziców Amandy. Zawsze jest z nią. Chyba lubi ich basen. Czuję się, jakby porwali go kosmici. Lubiłam się z nim spotykać. Ale teraz nie ma czasu dla nikogo poza Amandą. – Są zaręczeni. To chyba normalne, że spędzają razem dużo czasu – odpowiedziała spokojnie Kate. Wiedziała, że poglądy Claire na ten temat diametralnie różnią się od jej własnych. – Ona w kółko gada o ślubie. O sukni, butach, sukniach druhen, kwiatach. W rok zanudzi go na śmierć. On zasługuje na coś lepszego, mamo, i ty o tym wiesz. – Jest dla niego idealna – upierała się Kate, jak zawsze, kiedy poruszały ten temat. – Pochodzi z dobrej rodziny. Ma miłych rodziców. I dobre wykształcenie. – Które rozmienia na drobne, wybierając szminki, o których ktoś ma napisać w „Vogue’u”. Anthony przez nią zwariuje. Nie bądź taką snobką, mamo. Nikogo nie obchodzi, że miała „debiut”. Potem wszystko zacznie się kręcić wokół dzieci, a ona stanie się jeszcze nudniejsza. Anthony nie jest gotowy na dzieci. Pewnie nawet nigdy nie widział dziecka, chyba że w grze komputerowej. Amanda wymusiła na nim te zaręczyny. – On ją kocha, Claire – odpowiedziała Kate z poważną miną. – Nawet jeśli tobie nie mieści się to w głowie. – Tak? Wygląda jak oślepiony światłami jeleń za każdym razem, jak ich widzę, a ona nigdy nie pozwala, żebym spotkała się z nim samym. To mój brat, do cholery. Kiedyś świetnie się bawiliśmy w swoim towarzystwie, a teraz on robi się tak samo nudny jak ona. Żałosne. – Pomyślą o innych sprawach, jak już się pobiorą. W tej chwili najważniejszy jest ślub – stwierdziła stanowczo Kate. – Jasne, najważniejszy dla niej, nie dla niego. Dlaczego nie chcesz dla niego czegoś więcej, kogoś bystrzejszego albo ciekawszego czy bardziej ekscytującego? – Przy niej się ustatkuje. Tego mu potrzeba. Inaczej na dobre przepadnie w tym swoim wirtualnym świecie. To najlepsze, co go w życiu spotkało. – Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tak uważasz. Gdybym ja znalazła sobie pracę taką jak ona, zabiłabyś mnie. – Ty to co innego – skwitowała Kate. – Babcia jest tego samego zdania co ja – powiedziała Claire, jakby to ostatecznie rozstrzygało sprawę. Matka Kate była drugą najważniejszą osobą w życiu jej dzieci i bardzo liczyły się z jej zdaniem. Kate zwykle słuchała tylko jej, ale nie tym razem. Margaret Chapman, matka Kate, miała siedemdziesiąt sześć lat, była energiczna i pełna życia i trzy lata wcześniej zakończyła pracę zawodową jako psycholog i terapeutka małżeńska i rodzinna. Kate i Margaret
były nie tylko matką i córką, ale też od zawsze się przyjaźniły. – W tej kwestii obie się mylicie, uwierz mi – zawyrokowała Kate bez wahania na temat narzeczonej syna. – Gdyby ożenił się z maniaczką komputerową taką jak on, nigdy nie połapaliby się, jak ugotować obiad, ani nawet jak trafić do kuchni, i siedzieliby głodni. – Myślisz, że Amanda umie gotować? Proszę cię. Co wieczór go zmusza, żeby wychodzili na miasto. – I bardzo dobrze. Gdyby nie ona, siedziałby w pracy do drugiej w nocy. Uzupełniają się. – Kate stanowczo broniła związku, którym od samego początku była zachwycona. – Nie cierpię jej – oznajmiła Claire z ponurą miną, ale po chwili uśmiech znów zakradł się na jej twarz, a matka przyglądała jej się uważnie i z radością zmieniła temat. Tej sprzeczki nie miała szans wygrać żadna z nich. – Dlaczego mam wrażenie, że jesteś szczęśliwa nie tylko z powodu tych trzech spraw, które ci przydzielono? – Claire wyglądała w doskonale znajomy sposób, jak zawsze, kiedy ktoś ją zauroczył. Kate dobrze znała swoje dzieci. – Nowy mężczyzna? – Claire była zwykle dość otwarta wobec matki. Nie miała tajemnic, a jeżeli nawet czasem się tak zdarzyło, nie potrafiła ich długo skrywać. Była rodzinną romantyczką. – Hm… Możliwe – odparła oględnie, gdy kelnerka postawiła przed nimi parzoną filtrowaną kawę, a Claire uśmiechnęła się do matki rozmarzona, zupełnie zmieniając ton. – Poznałam kogoś, mamo. Jest niesamowity. Nigdy wcześniej nie trafiłam na nikogo takiego jak on. – Kate nie przypomniała córce, że mówiła to już setki razy, ale Claire dostrzegła to w jej oczach. – Poważnie, mówię serio. On jest dojrzały, mamo. To prawdziwy mężczyzna. – Na ogół zakochiwała się w nieodpowiedzialnych chłopakach. I choćby nie wiem jak fascynujący był początek, nigdy nie przykuwali jej uwagi na długo. – Punkt dla niego. Jak go poznałaś? – spytała, modląc się, żeby tylko nie przez Internet. Kate miała silną awersję do znajomości zawieranych w sieci i często o tym mówiła. Uważała, że w ten sposób najprościej trafić na socjopatów i oszustów, i uznawała je za bardzo ryzykowne. – W pracy – odpowiedziała Claire tajemniczo. – Jest początkującym prawnikiem, jak ty? – zgadywała Kate. Wielu atrakcyjnych młodych mężczyzn zaczynało pracę w kancelariach prawnych, więc może to nie byłoby takie złe. Claire pokręciła głową, a Kate uniosła brew. – Wspólnikiem? – To byłoby dziwne, zwłaszcza jakby za młodą dziewczyną uganiał się starszy wspólnik, a jeszcze gorsze, gdyby był żonaty. Kate miała nadzieję, że tak nie jest. Claire znów pokręciła głową. – Dobra, nie zniosę tego suspensu. Asystent? Portier? Goniec? – droczyła się z nią. – Klient – odpowiedziała Claire z rozmarzoną miną, a jej matka zmarszczyła czoło. – Rany, mogą być z tego spore kłopoty. Wie o tym wspólnik, dla którego pracujesz? Claire pokręciła głową. – Zabrali mnie na spotkanie w sprawie ugody, żebym robiła notatki. Kiedy wszyscy już wyszli, porozmawiał ze mną kilka minut. Jak tylko na mnie spojrzał, wiedziałam, że to jest to. Kate omal nie jęknęła, gdy tego słuchała. Już to przerabiały. Ale z klientem kancelarii Claire ryzykowała posadę. Powinna im przynajmniej powiedzieć. Zdaniem Kate uczciwość wymagała, żeby Claire poinformowała o tym w pracy. – Kiedy to się stało? – Kate wyglądała na oszołomioną. – Dwa miesiące temu. Od tamtej pory widujemy się w zasadzie codziennie. – Jest żonaty? – Nigdy wcześniej nie zadawała takich pytań. – Skąd! Nie miał czasu się ożenić. Ciągle pracuje. Mamo, wiem, że to zabrzmi jak szaleństwo, ale wiem, że to ten jedyny. On mówi to samo. Uznaliśmy, że to przeznaczenie, jak tylko się poznaliśmy.
Kate miała ochotę rozpłakać się nad naiwnością córki. – Nie możesz tak mówić po dwóch miesiącach, to za wcześnie. Poza tym jesteś za młoda. – Wiedziała jednak, że ten argument nigdy nie przemawiał do jej córki, jak już się z kimś związała. – Ty w moim wieku byłaś mężatką i miałaś dwoje dzieci – odpowiedziała Claire, wytrącając matce argument z ręki. – To co innego. W tamtych czasach ludzie wcześniej się pobierali, a twój ojciec i ja spotykaliśmy się o wiele dłużej niż dwa miesiące, zanim nabraliśmy pewności, że to jest to. Przede wszystkim powinnaś powiedzieć w kancelarii. Nie mogą ci zabronić się z nim spotykać, ale powinni wiedzieć. Nie możesz już się zajmować jego obsługą prawną. – Już po problemie. Podpisali ugodę. – Mimo wszystko powinnaś powiedzieć, żeby sprawa nie wyszła później. Skarbie, musisz być ostrożna. Nie możesz tracić głowy dla każdego klienta. – Nie tracę. Tylko dla niego. – Wyglądała jak dziecko, gdy to mówiła. Była bardziej niedojrzała niż jej starszy brat i siostra i, jako najmłodsza z rodzeństwa, nieco rozpieszczona. Wszystko uchodziło jej na sucho. Nieraz całymi tygodniami dąsała się, żeby dostać to, czego chciała. – Jak się nazywa? – spytała Kate, nadal zaniepokojona. Z tego, co mówiła Claire, wynikało, że to coś poważnego. Jak zawsze, i rzeczywiście dla niej takie było. – Reed Bailey. – Kate milczała przez chwilę. Znała to nazwisko. Wszyscy je znali. Chodziło o jednego z robiących największą karierę młodych inwestorów z Nowego Jorku. Wcześniej pracował dla dużej firmy z Doliny Krzemowej, a do Nowego Jorku wrócił, żeby założyć własną, która okazała się wielkim sukcesem. Kate zastanawiała się, czy on po prostu nie zabawia się Claire. Wydawało jej się nieprawdopodobne żeby mając pod czterdziestkę, był nią zauroczony tak samo jak ona nim, choć bez wątpienia była piękną dziewczyną. Kate nie słyszała nic o jego reputacji, jedynie o sukcesach biznesowych. Reed Bailey rzeczywiście był w teorii imponującym mężczyzną. Ale Kate wydawało się nieprawdopodobne, że miałby być „tym jedynym” w życiu Claire. Mógł mieć każdą kobietę, jaką tylko chciał, a nie zwykłą młodą prawniczkę, którą poderwał w kancelarii. – Ile ma lat? – Trzydzieści dziewięć. Nigdy nie był żonaty. Marzy, żeby się ustatkować i mieć dzieci. Po prostu nie miał na to czasu albo nie znalazł tej odpowiedniej kobiety. – Kate widziała, że jak świat światem właśnie tak tłumaczą się mężczyźni, którzy się nie ożenili. – Ale ty nie jesteś gotowa na to, żeby mieć dzieci. – Claire, pod wieloma względami, sama jeszcze była dzieckiem. – Angażujesz się w poważny związek. On ma o wiele większe doświadczenie niż ty. – Wiem o tym, mamo. Ale szalejemy za sobą. Wiem, że to jest to. On mówi, że widzi we mnie matkę swoich przyszłych dzieci. Nigdy wcześniej nikomu tego nie powiedział. – Jak już wystartowała, pędziła na złamanie karku. – Możesz lekko przystopować? Jeżeli to coś poważnego, przetrwa, a wy zdążycie się lepiej poznać. Nie powinniście składać takich deklaracji ani podejmować decyzji w tej chwili. To tylko chemia. Jesteś piękną młodą kobietą. Jesteś inteligentna i miło się z tobą przebywa. Nie powinnaś się spieszyć. Żadne z was nie powinno. Życie jest bardzo długie, Claire. Jeżeli to jest to, poczeka. – Nie chcemy czekać, mamo. Zaproponował mi, żebym się do niego wprowadziła. – Kate zamarło serce, gdy usłyszała te słowa. Za dużo się działo, za szybko. Pośpiech nigdy nie kończył się dobrze.
– Bądź rozsądna. Spotykaj się z nim, umawiaj, poznaj go. Nie rezygnuj ze swojego mieszkania ani nie przeprowadzaj się do niego. Czułaś to już wcześniej – przypomniała, a Claire wyraźnie dotknęły te słowa. – Nie, nie czułam. To co innego. Nie rozumiesz. – Owszem, rozumiem. Ale musisz być rozważna. W tej chwili wydaje ci się, że to ideał, ale tak naprawdę go nie znasz. Daj sobie trochę czasu. – To ten jedyny, mamo. Wiem to. Kate miała ochotę nią potrząsnąć, ale nie mogła. Mogła tylko się modlić, żeby Claire przystopowała. Jednak tym razem chodziło o dojrzałego mężczyznę i Kate nie miała pojęcia, czy dla Reeda Baileya to tylko zabawa, czy coś poważnego. Wiedziała tylko, że Claire zakochała się w nim po uszy i że odrzucała rady matki. Jak zawsze. A Kate po prostu nie chciała, żeby jej córkę ktoś zranił. Reed Bailey składał jej naprawdę poważne deklaracje. Była pijana od jego słów i zachłyśnięta miłością. – Porozmawiajmy o tym za jakiś czas, niedługo. Postaraj się zwolnić i poznać go lepiej. Mam o trzeciej spotkanie, nie mogę się spóźnić. – Wstały od stolika, gdy Kate zapłaciła, i natychmiast poczuła, że homar, którego zjadła, stanął jej na żołądku. Tak trudno było przemówić Claire do rozsądku, kiedy znajdowała się w takim stanie. Była najbardziej upartym ze wszystkich dzieci Kate, której nie pozostało nic innego, niż zdać się na los, jak zawsze, i trzymać rękę na pulsie. Chciała opowiedzieć o tym matce. Tego wieczoru miały zjeść razem kolację. Pocałowała Claire na pożegnanie i wróciła do kancelarii. Mało nie zderzyła się z dwojgiem pieszych, tak była pochłonięta rozmyślaniem nad wyznaniami Claire. Nigdy wcześniej nie narobiła sobie kłopotów ani nie cierpiała przez poprzednie związki, ale Reed Bailey był wpływowym mężczyzną i Kate nie miała pojęcia, jakie pobudki nim kierują. Nie mogła uwierzyć, żeby po dwóch miesiącach uważał, że Claire też jest „tą jedyną”. Weszła do biura, marszcząc czoło. Jeden ze wspólników zajrzał do niej przed spotkaniem w sali konferencyjnej. – Złe wieści w sprawie? – Wyglądał na zaniepokojonego, ale Kate pokręciła głową. – Nie. Przepraszam. Chodzi o coś innego. Właśnie zjadłam lunch z córką. – A, to już wszystko jasne. – Adam Berrigan się roześmiał. – Moja właśnie rzuciła studia. Chce się wyprowadzić do Florencji i zostać artystką. Żadne z dzieci Kate nigdy nie zrobiło czegoś podobnego. Zawsze zachowywały się rozsądnie – koniec końców, Claire także. Wzięła akta z biurka i poszła za Adamem na spotkanie z klientem, wrogo nastawionym przeciwnikiem, i jego prawnikiem. Zapowiadało się długie popołudnie. Zmartwienia z powodu Claire i Reeda Baileya będą musiały poczekać. Ich zakochanie to pewnie tylko spadająca gwiazda i przeminie równie szybko. W tej chwili może jej się wydawać, że to „ten jedyny”, ale Kate była pewna, że nie zagości w jej życiu dłużej niż inni. Wszystkie jej związki, jak dotąd, były krótkie i czasami wcale nie takie słodkie.
2 Gdy Kate wyszła z kancelarii o siódmej, nadal było tak ciepło, że dwadzieścia przecznic dzielących ją od mieszkania matki przy Park Avenue przeszła pieszo i na miejsce dotarła punktualnie o siódmej trzydzieści. Margaret czekała na nią w dużym pokoju, który wykorzystywała jako pracownię, w której malowała olejne obrazy – temu hobby oddawała się od pięćdziesięciu lat, a teraz mogła poświęcać mu więcej czasu. W swoje prace wkładała wiele wysiłku i pracy i nadal chodziła na zajęcia w Art Students League, żeby doskonalić warsztat. Miała talent i wygrała kilka konkursów. Jej obrazy były bardzo sugestywne, a ona uwielbiała je malować. Gdyby nie odkryła swojej pasji i predyspozycji do zajmowania się psychologią, pewnie zostałaby zawodową artystką, i to dobrą. Stała z kieliszkiem białego wina w dłoni i przyglądała się najnowszemu płótnu, gdy Kate otworzyła sobie drzwi swoim kluczem, podeszła do matki i ją uściskała. – Ładny, mamo – skomplementowała. Najnowsze dzieło matki robiło wrażenie i intrygowało. Margaret malowała teraz codziennie, a jeżeli była skłonna rozstać się ze swoimi obrazami, sprzedawała je za pośrednictwem galerii z centrum. Margaret malowała dla przyjemności, nie dla pieniędzy. Przez całe życie ciężko pracowała, rozsądnie inwestowała swoje pieniądze, a zmarły mąż pozostawił jej środki na dostatnie życie. Teraz mogła cieszyć się owocami swojej pracy. – Dziękuję. Poczułam dziwną ochotę, żeby namalować coś bardziej współczesnego. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale wydaje mi się, że jestem gotowa na coś nowego. – Margaret uśmiechnęła się do córki. Wyglądały bardzo podobnie, a różniło je tylko to, że Margaret miała kiedyś włosy rude, a nie blond. Teraz zjaśniały i przybrały odcień bladego truskawkowego blondu. Podobnie jak Kate, miała młodzieńczy wygląd i wysportowane ciało. Dwa razy w tygodniu chodziła na jogę. Nie wyglądała na swój wiek, a poglądy miała często bardziej nowoczesne i była bardziej wyrozumiała niż córka. Czytała zachłannie i cechowała ją otwartość. Kate w każdej kwestii kierowała się ściśle określonymi zasadami. Była tyranem dla samej siebie, a czasem także dla innych. Perfekcjonistką. Jej matka do wielu spraw podchodziła z większym dystansem. Margaret była skłonna rozważyć inne opcje i przeanalizować odmienny punkt widzenia, dzięki czemu łączyła ją szczególna więź i porozumienie z wnukami. Była dla nich powierniczką i kołem ratunkowym, kiedy dorastały bez ojca. Wprowadzała do ich życia równowagę, a jej wykształcenie psychologa i terapeutki przydawało się im wszystkim po śmierci Toma. Oparcie znalazła w niej wtedy również Kate, która nie wiedziała, jak przeżyje pierwsze ekstremalnie bolesne miesiące. To Margaret zachęciła ją do podjęcia studiów prawniczych. Zawsze o tym marzyła, a teraz, kiedy zabrakło Toma i miała pomoc przy dzieciach, nadarzyła się okazja. Była to najlepsza rada, jaką otrzymała w całym życiu. – Jak tam w pracy? – zagadnęła Margaret, uśmiechając się do córki, i przysiadła na wysokim stołku w pochlapanych farbą dżinsach i starej koszuli, w której Kate po inicjałach rozpoznała koszulę ojca. Była zniszczona i mocno znoszona, daleka od nieskazitelnego stanu, w jakim musiała się znajdować, gdy nosił ją ojciec. Jej ojciec był bankierem, dyrektorem jednego z najstarszych nowojorskich banków. W przeciwieństwie do żony, którą cechowało nowoczesne podejście do życia, był bardzo konserwatywnym dżentelmenem starej daty, zakochanym w swojej żonie do ostatniego tchu. Ich dom był szczęśliwy, spokojny i taki sam Kate starała się stworzyć swoim dzieciom. Margaret po śmierci męża zachowała stos jego eleganckich koszul. Uwielbiała je wkładać
do malowania. Ojciec Kate zmarł przed dziesięcioma laty, dziewięć lat po śmierci Toma. Obie zostały wdowami, i to również je łączyło. Małżeństwo rodziców Kate było wyjątkowe, a miłość jej matki do męża trwała długo po tym, jak go zabrakło. To on zachęcał ją, żeby zrobiła doktorat z psychologii, gdy Kate poszła do szkoły, a później, żeby otworzyła własną praktykę, która zapewniała jej satysfakcjonującą karierę przez ponad czterdzieści lat. Margaret nigdy nie spojrzała na innego mężczyznę i zawsze mówiła, że nie chce się z nikim wiązać, choć nadal była bardzo atrakcyjna. Kate po śmierci Toma przeżyła parę związków, ale żaden z nich nie okazał się poważny. Mężczyzn, z którymi się spotykała, nie przedstawiała swoim dzieciom. Żaden z nich nie zauroczył jej na tyle, żeby chciała za niego wyjść. Od czasu Toma nigdy nie oddała nikomu serca i nie chciała ponownie zostać mężatką. Lubiła mieć u boku mężczyznę, ale przekonała się, jaki ból trzeba znieść, gdy związek się kończy, i jak się cierpi, gdy traci się kogoś, kogo się kocha. Nie miała ochoty zbyt mocno się angażować. Długo debatowały nad tym z matką. Margaret rozumiała, dlaczego jej córka czuje to, co czuje, ale żałowała, że postanowiła więcej nie ryzykować serca. Przez sześć ostatnich lat Kate spotykała się z senatorem z Massachusetts. Miał pięćdziesiąt dziewięć lat, był rozwiedziony, miał zgorzkniałą byłą żonę i czworo dorosłych dzieci. On też nie był zainteresowany małżeństwem. Wolałby częściej widywać Kate, ale oboje byli zapracowani. Przylatywał z Waszyngtonu spotkać się z nią raz czy dwa razy w miesiącu, a ona twierdziła, że to jej wystarcza. Wychodzili na kolację, do teatru czy na balet i spędzali spokojne wieczory w jej mieszkaniu. Stał się znajomą postacią u niej w apartamentowcu, inni mieszkańcy rozpoznawali go i dyskretnie uśmiechali się do niego w windzie, ale nikt nie robił wokół niego szumu. Matce było żal Kate. Chciała, żeby córka znów się zakochała albo odnalazła prawdziwą namiętność, ale Kate lubiła układ, jaki mieli z Bartem, choć zdaniem jej matki nie był dobry. Jednak Kate obecny stan rzeczy odpowiadał. Tego lata zamierzali spędzić dwa tygodnie w Shelter Island, w domu, który Bart co roku wynajmował. Margaret uważała, że powinni wybrać się do Włoch czy do Hiszpanii albo w jakieś inne romantyczne miejsce. Kate na tym etapie życia nie chciała namiętności. Już raz się przez nią sparzyła. Mężczyźni, z którymi się spotykała, zawsze okazywali się mniej ekscytujący niż Tom. Mąż szalał na jej punkcie, ale ona nie chciała już więcej tego doświadczyć. Miły spokojny związek oparty na partnerstwie, taki jak ten z Bartem, w zupełności jej wystarczał. Kate zawsze zachowywała bezpieczny dystans wobec mężczyzn, z którymi się umawiała. – Mamy pełno roboty z fuzjami i przejęciami i parę dużych procesów. – Kate opowiedziała matce o pracy. – Jeden paskudny właśnie się toczy. – Oczy się jej rozpromieniły i wypiła łyk wina, którego wcześniej sobie nalała. – Wygląda na to, że w końcu znów wrócę do sądu. Nie wydaje mi się, żeby mój klient podpisał ugodę. Jesteśmy gotowi na ostrą walkę. Przypuszczam, że wygramy, więc nie namawiam go do ugody. Margaret się uśmiechnęła. – Kto by pomyślał, że zostaniesz gwiazdą sali sądowej – powiedziała Margaret z uznaniem, gdy wchodziły do kuchni. Gosposia zostawiła im pieczonego kurczaka, jarzyny i sałatkę i nakryła dla nich stół. – Zjadłam dziś lunch z Claire – oznajmiła Kate, wzdychając, kiedy nakładały sobie prosty posiłek, który bardzo im smakował. – Znowu jest zakochana, tym razem w kliencie. Powiedziałam jej, że to niezbyt rozsądne. Wygląda na to, że złapała grubą rybę. To znany inwestor i wielki gracz na Wall Street. Twierdzi, że to „ten jedyny”, a on chce, żeby została matką jego dzieci. – Zerknęła na Margaret. Zwykle ufała intuicji i reakcjom matki. – Powinnam się martwić?
– Nie, nie sądzę. Wpadła do mnie w niedzielę i o wszystkim mi opowiedziała. Zawsze na początku tak się zachowuje, a potem jej przechodzi, chociaż nie jestem pewna, czy tym razem też tak będzie. Zdaje się, że to bardzo pociągający i ekscytujący mężczyzna. I o wiele bardziej obyty niż chłopaki, z którymi wcześniej się umawiała. – Obie wiedziały, że to miecz obosieczny i duże ryzyko. – Teraz zaczęłam się martwić naprawdę. – Kate odłożyła widelec i spojrzała na matkę. – Małżeństwo jej chyba nie interesuje i jeszcze przez długi czas nie będzie nim zainteresowana. Twierdzi, że nie wierzy w śluby. Kiedyś na pewno zmieni zdanie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Może tym razem skończy ze złamanym sercem, jeżeli on znudzi się nią pierwszy, i jeżeli nawet tak się stanie, przeżyje to. Ale nie wygląda, żeby sprawy zmierzały w tym kierunku, przynajmniej na razie. Spotykają się co wieczór. On jest nią wyraźnie zauroczony. – Ona chce się do niego wprowadzić. Zna go dopiero dwa miesiące. To nierozsądne. Niech sobie sypia z nim co noc, ale nie chcę, żeby rezygnowała ze swojego mieszkania. Potrzebuje co najmniej roku, żeby go dobrze poznać. – Wszystko, co mówiła Kate, było rozsądne. – Też jej to powiedziałam. Nie posłucha żadnej z nas, ale to nie tragedia. Nie możesz oczekiwać, że zawsze będzie postępować właściwie. Wiesz, co myślę? Za wysoko ustawiłaś poprzeczkę swoim dzieciom. Nigdy niczego nie zawaliły, nigdy nie miały problemów w szkole, wszystkie mają świetną pracę. Są porządne jak ty, ale ty oczekujesz, że będą idealne. To źle. Któreś z nich niedługo zrobi coś, co ci się nie spodoba. Przygotuj się na to. Z drugiej strony, lepiej teraz, niż kiedy będą miały czterdzieści lat, męża albo żonę i dwoje dzieci. Może lepiej, żeby Claire ofiarowała temu facetowi serce na dłoni, zaryzykowała, zamiast zrywać z nim po trzech miesiącach i rozpoczynać kolejny związek. – Ja po prostu nie chcę, żeby moje dzieci cierpiały – tłumaczyła Kate z nieszczęśliwą miną. Rozmawiały o tym nie raz i w tej kwestii Kate nie zgadzała się z matką, choć różniły się w niewielu sprawach. Ponieważ była jedynaczką, rodzice wiązali z nią wielkie nadzieje, zwłaszcza ojciec. Matka była bardziej wyrozumiała i miała wobec niej mniejsze oczekiwania. Ale jej dzieciństwo było szczęśliwe. – Wiadomo, ty nie chcesz, żeby popełniały błędy. Ale to nie ma nic do rzeczy. Muszą je popełniać. Nie mogą być ciągle idealne. Jeżeli nie zdarzą się im teraz, gdy są młodzi, to kiedy? Martwię się o Tammy. Pracuje tak ciężko, że nie ma czasu nawet na randki, a co dopiero na poważny związek. Claire przynajmniej metodą eliminacji usiłuje dociec, czego chce. A tak przy okazji, zgadzam się z nią co do Amandy. To pomyłka. Moim zdaniem lubisz ją z całkiem niewłaściwych powodów. Ograniczy świat Anthony’ego do zera. Jej zależy tylko na tym, żeby wyjść za mąż i mieć dzieci. Anthony zasługuje na coś więcej. Nigdy nie uważałam cię za snobkę. Chyba jesteś w niej zakochana bardziej od niego. On ma gdzieś powiązania towarzyskie jej rodziców i to, że była debiutantką. Jak możesz pragnąć dla niego tak niewiele? Ona jest śmiertelnie nudna. Samo słuchanie, jak opowiada o pracy czy o ślubie, działa na mnie usypiająco – powiedziała Margaret, a Kate wyglądała na nieszczęśliwą. – Ty i Claire jesteście dla niej takie niedobre. Będzie dobrą żoną i dobrą matką. – Kate nie dawała za wygraną. – To wszystko, czego dla niego chcesz? Na miłość boską, on skończył Instytut Techniki w Massachusetts. Oglądałaś jego gry wideo? Są świetne. – Margaret była dumna z wnuka, jak ze wszystkich swoich wnucząt. – Ostatnio nie. Nie miałam czasu. Jeżeli ożeni się z maniaczką taką jak on, nigdy nie będzie w stanie funkcjonować w prawdziwym świecie. Woli tworzyć gry niż rozmawiać z ludźmi. To też dla niego niedobre.
– Ale dlaczego koniecznie musi się żenić? Ma dopiero dwadzieścia dziewięć lat. Skąd ten pośpiech? – Nie ja się jej oświadczyłam – odpowiedziała Kate, poirytowana. Tę samą rozmowę na temat Amandy odbyła w czasie lunchu z Claire i przy paru innych okazjach od czasu ich zaręczyn. – Tylko on. Najwyraźniej też uważa, że ona do niego pasuje. – Zmusiła go do tego, stawiając ultimatum. Nie chciała się z nim dalej spotykać, o ile się nie zdeklaruje, więc się oświadczył. – A jaka w tym moja wina? – spytała Kate. – Anthony wie, jak za nią przepadasz, i chce cię zadowolić. Sam z siebie nigdy nie wpadłby na to, żeby się z nią ożenić, wydaje się znudzony i nieszczęśliwy, odkąd się oświadczył. Nie kieruj się społecznymi ambicjami, Kate. Moim zdaniem nie powinien się z nią żenić. Za pół roku będzie nieszczęśliwy. – Za późno. Już kupiła ślubną suknię. – I co z tego? Może ją zwrócić, ja dwa razy zrywałam zaręczyny, zanim wyszłam za twojego ojca. Runda próbna. Ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy miałby odwagę to odwołać. To taki dobry dzieciak. Zawsze stara się nikogo nie skrzywdzić. Wolałby raczej poświęcić się i się z nią ożenić niż rozczarować ją albo ciebie. – Ona nie jest niewłaściwą dziewczyną – zaprotestowała kategorycznie Kate. – Może jest niewłaściwa dla ciebie i Claire, ale nie dla niego. Zaufaj mi w tej kwestii. – Jednak jak na razie nikt nie był co do tego przekonany. Tammy powiedziała, że akceptuje wszystko, co uszczęśliwi jej brata, i nie wdawała się w zacięte spory. Nie lubiła angażować się w rodzinne konflikty, a swoje zdanie wolała zachowywać dla siebie, inaczej niż Claire, matka i babcia, które zawsze bez oporów wyrażały opinię na każdy temat. Niejedna rodzinna kolacja upłynęła przez to w burzliwej atmosferze. Anthony, podobnie jak jego starsza siostra, nienawidził konfrontacji i wolał znikać w swoim wirtualnym świecie. – Po prostu myślę, że czekają go kłopoty, jeżeli dalej będzie w to brnął – obstawała przy swoim Margaret. – Może nie od razu, ale z czasem. Nie mam zamiaru się wtrącać, ale wydaje mi się, że powinnaś się nad tym poważnie zastanowić i może z nim porozmawiać. Nie chodzi tylko o teraźniejszość, chodzi o jego przyszłe szczęście. Młodzi ludzie o tym zapominają. – A kogo, według ciebie, miałby poślubić? Jakąś słodką idiotkę czy taką samą maniaczkę komputerową jak on? Dlaczego miałyby być lepsze? – Może nie lepsze, ale o wiele ciekawsze. Z maniaczką komputerową miałby wspólny język, a słodka idiotka byłaby o wiele bardziej ekscytująca niż Amanda. – Uważaj, czego pragniesz. On nigdy nie umawiał się z laluniami. Nie wiedziałby, co robić z jakąś wyzywającą dziewczyną. I nie może się z taką ożenić. – Nie musi – odpowiedziała triumfalnie babcia. – Ale dlaczego ma się ustatkować u boku kogoś takiego jak Amanda i skończyć w Bronxville, jak jej rodzice? Ma dwadzieścia parę lat, nie siedemdziesiąt. Ja mam siedemdziesiąt sześć i nie chciałabym tam mieszkać. – On ją kocha – powiedziała po prostu Kate. – Może i tak, ale to nie znaczy, że od razu musi się z nią żenić. Po prostu cała ta sprawa nie daje mi spokoju. – Wiem, Claire też nie, ale to nie my się z nią żenimy, tylko on – odparła, zirytowana na matkę. – W tym rzecz. On jest młody, potrzebuje więcej urozmaicenia w życiu, a katalog ślubny od Bergdorfa to ostatnia rzecz, o jakiej marzy. – Organizują piękny ślub. Zamówili już namiot, i to z żyrandolami – powiedziała Kate, zachwycona wystawną uroczystością, jaką planowali.
– Świetnie, w takim razie niech Amanda znajdzie sobie jakiegoś miłego chłopaka z Greenwich, który ją w tym namiocie poślubi. Twój syn zasługuje na coś lepszego, tyle tylko chcę ci powiedzieć. Przestań oczekiwać, żeby twoje dzieci robiły to, co ty uważasz za najlepsze. Niech same decydują. Nigdy nie dokonają takich samych wyborów jak ty. To nie w porządku, że każesz im postępować tak, żebyś ty była zadowolona. – Przestań siać zamęt, mamo – warknęła Kate. – To bardzo konserwatywne dzieciaki. – Może nie aż tak konserwatywne, jak ci się wydaje albo jakbyś chciała. Nie możesz oczekiwać, że ograniczą życie do ram, które im wyznaczysz. Czasami oczekujesz od nich zbyt wiele – odezwała się Margaret łagodniej. – Nie mogą ciągle być idealni. Wymagasz tego od siebie, ale nie rób tego im, Kate. Pozwól im popełniać błędy. Zobaczysz, koniec końców okaże się, że to dla nich lepsze. Kate nie odpowiadała przez minutę, marząc, żeby słowa matki nie były aż tak rozsądne. – Nie dyktuję im, co mają robić – odpowiedziała w końcu niepewnie. – Może i nie, ale zawsze mówisz, czego robić nie powinni. Kate wiedziała, że to prawda. Była przekonana, że poprzeczkę należy stawiać wysoko. Każde z dzieci odnosiło sukcesy w swojej dziedzinie, żadne nie popełniło strasznych błędów i Kate się z tego cieszyła. Rozmawiały o tym jeszcze przez chwilę, później o pracy Kate, a po wyjściu Kate zastanawiała się nad tym, co usłyszała od matki. Nie zawsze się ze sobą zgadzały, ale zawsze liczyła się ze słowami matki. Margaret miała wyjątkowy dar – potrafiła przejrzeć człowieka i rzadko myliła się co do wnuków. Jej radom ufały bardziej niż radom matki. Dzięki różnicy pokoleń i podejściu Margaret jej słowa były dla wnuków łatwiejsze do przyjęcia. Kate była bardziej krytyczna, a jej uwagi trudniejsze do przyjęcia. Weszła do cichego mieszkania, myśląc o dzieciach. Były tak różne. Musiała być dla nich matką i ojcem, a w miarę jak dorastały, stawało się to coraz trudniejsze. Coraz bardziej odczuwała, że dzieci naprawdę potrzebują ojca i że jeden rodzic, nawet jeśli jest nim kochająca matka, czasami nie wystarczy. Gdy Kate po kolacji wychodziła od matki, Claire i Reed zdążyli się już kochać dwa razy w jego mieszkaniu w Tribece, odkąd przyszła do niego o ósmej. Pierwszy raz na podłodze w korytarzu. Dalej nie zdołali przejść. Reed przycisnął ją do ściany i rozebrał, i osunęli się zdyszani i spragnieni na podłogę. Potem dotarli do fotela w salonie, wielkiego i wygodnego, w którym się zanurzyli, i dopiero po kolejnej godzinie udało im się dojść do sypialni z widokiem na rzekę Hudson. Byli nienasyceni i zawsze ogarnięci szałem namiętności. Claire nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego. Reed był świetnym kochankiem. Złożyli sobie obietnice, których zdaniem matki i babci Claire nigdy nie będą w stanie dotrzymać. Jednak słowa wydobyły się z nich równie bezwiednie, co krzyki Claire. Potem, wtulona w jego ramiona, szukała ukojenia, aż znów musieli siebie posiąść. Nikt nie był w stanie utrzymać takiego szaleńczego tempa. Byli jak Jack i Jill z rymowanki dla dzieci, staczający się ze wzgórza – nie mogli i nie chcieli powstrzymać niekontrolowanej namiętności, tej jazdy bez trzymanki z największą prędkością. Obojgu wydawała się czymś wspaniałym. Ich udziałem były miłość i seks w najbardziej odurzającym wydaniu, a kiedy tej nocy znów ją poprosił, żeby się do niego wprowadziła, ani chwili nie wątpiła w mądrość swojej decyzji i zapominając o słowach matki w czasie lunchu, od razu się zgodziła. Zrobiłaby dla niego wszystko. Anthony i Amanda wieczór spędzali spokojnie, a ona zaznajomiła go z najnowszymi szczegółami dotyczącymi ślubu. Wszystkim zajmowała się razem ze swoją matką. Była jedynaczką i jej rodzice chcieli, żeby miała ślub jak z bajki. Bardzo lubili Anthony’ego. Był
fantastycznym chłopakiem i choć czasami wydawał się trochę nieśmiały i skrępowany, widzieli, że kocha ich córkę. Był dobrym człowiekiem, wyznawał tradycyjne wartości, a ojciec Amandy był pod wrażeniem, że Anthony z wyróżnieniem ukończył Instytut Techniki w Massachusetts. Amanda za tydzień miała kolejną przymiarkę sukni, bo trochę schudła. Co weekend pływała w basenie u rodziców, była zgrabna i szczupła. Jej szefowa z „Vogue’a” specjalnie dla niej zamówiła u Manolo Blahnika buty z błękitnymi podeszwami, żeby miała „coś pożyczonego i coś niebieskiego”. Jej rodzice zamierzali sprowadzić w grudniu róże z Ekwadoru i konwalie z Francji. Firma wypożyczająca namioty produkowała dla nich ogrzewany pawilon na zlecenie, z przeszklonymi ścianami i parkietem, a konsultantka ślubna znalazła trzy identyczne antyczne austriackie żyrandole, które miały w nim zawisnąć. Anthony zemdlałby, gdyby znał cenę. To miał być ślub stulecia, a relacja z niego miała się ukazać w marcowym numerze „Vogue’a”, ponieważ proces wydawniczy trwał trzy miesiące. Biała aksamitna suknia ślubna obszyta futrem z białych norek i z białą futrzaną etolą również była tajemnicą. Amanda chciała, żeby Anthony oniemiał, gdy ją zobaczy, olśniewającą niczym rosyjska księżniczka. W przedślubny wieczór zamierzali zainstalować lodowisko i urządzić przyjęcie na lodzie, żeby Kate nie musiała wyprawiać próbnej kolacji. Przyjęcie miało być niespodzianką dla Anthony’ego. Specjalne maszyny miały rozsypać śnieg, a w ogrodzie miały stanąć wykute w lodzie rzeźby koni w galopie, większych niż naturalne rozmiarów. O wszystkim innym Anthony wiedział. Znał większość najistotniejszych szczegółów. Na lipiec zaplanowano degustację tortu, a na wrzesień – weselnego menu. Wino wybierał ojciec Amandy, ponieważ był koneserem i posiadał okazałą piwnicę ze świetnymi rocznikami najsłynniejszych francuskich win. Anthony nie bardzo znał się na winach, ale Amanda mu powiedziała, że te roczniki są warte fortunę. Anthony był zabójczo przystojny, miał ciemne włosy i oczy po ojcu, jak Claire. Amanda była piękną blondynką z jasną porcelanową cerą. Ich dzieci z pewnością będą piękne. Amanda marzyła, żeby zajść w ciążę. Ustalili, że o dziecko zaczną się starać zaraz po ślubie. Miała nadzieję, że do wiosny zajdzie w ciążę. Jemu nie spieszyło się do dzieci tak jak Amandzie – twierdziła, że są w idealnym wieku do założenia rodziny. Chciała urodzić, dopóki jest młoda. Wszystko miała zaplanowane, a Anthony uznał, że łatwiej mu będzie po prostu się do tego dostosować. Czuł się, jakby płynął z nurtem rzeki, gdy opowiadała mu, jakie ma dla nich plany. Potrafiła dokładnie zaplanować całe ich przyszłe życie. On nigdy wcześniej nie wybiegał tak daleko w przyszłość. Myślał, że jak już się pobiorą, Amanda przestanie się stresować i do wszystkiego zacznie podchodzić z większym dystansem. Nie będzie już miała się o co martwić. Dostanie wszystko, czego chciała. Wolał pozwolić, żeby wszystko zaplanowała, skoro to ją uszczęśliwiało. On czuł się tak, jakby oglądał film. Amandę łatwo było zadowolić, w przeciwieństwie do innych dziewczyn, z którymi się spotykał. Świetnie się dogadywali i nigdy nie kłócili, głównie dlatego, że on ustępował. Ich związek, pozbawiony ognia i wyzwań, był spokojny i nie wymagał od Anthony’ego wysiłku, bo wszystkim zajmowała się Amanda i jej rodzice. Amanda nigdy nie miała pretensji o to, że Anthony tyle pracuje przy grach wideo, bo wiedziała, że to dla niego ważne. Często siedział w biurze do późna i tracił poczucie czasu. Niepokoiła się tylko wtedy, kiedy byli zaproszeni do kogoś na kolację, a on zapomniał i wyłączył telefon, żeby się skupić. Parę razy przez niego nie dotarli, ale zawsze obiecywał, że to się więcej nie powtórzy. Ich rozmowy dotyczyły ostatnio głównie wesela, a wcześniej – jej pracy. Zamierzała zrezygnować z niej przed ślubem. W ostatnim miesiącu czy dwóch chciała się skupić na przygotowaniach do ich wielkiego dnia. Jemu wydawało się to lekką przesadą – bo przecież ile czasu można poświęcić na organizację wesela, ale wiedział, że Amanda nie lubi swojej pracy, a
on zarabiał na tyle dobrze, żeby utrzymać rodzinę. Zgodził się, że się do niej wprowadzi. Właścicielem mieszkania był jej ojciec, nie chciał, żeby płacili czynsz. Mieszkanie Anthony’ego byłoby dla nich za małe, brakłoby szaf na ubrania Amandy. Jej apartament znajdował się w SoHo, które uwielbiała. Do szczęścia brakowało jej tylko męża i dzieci, o niczym więcej nie marzyła. Anthony wiedział, że będzie wspaniałą matką, bo bardzo pragnęła dzieci. A kiedy doczekają się dziecka, mieli zacząć szukać domu za miastem, być może niedaleko jej rodziców. Wszystko miała rozplanowane. Anthony chciał mieć więcej do powiedzenia w kwestii wspólnej przyszłości, ale zakładał, że popracują nad tym, jak już się pobiorą. Ślub był jej pomysłem. Jemu odpowiadał dotychczasowy układ, ale ona oznajmiła, że oczekuje od niego konkretnej deklaracji, bo inaczej przestanie się z nim spotykać. Wtedy uświadomił sobie, że nie chce jej stracić. Doszedł do wniosku, że ślub niczego nie zmieni poza tym, że zamieszkają razem na dobre i kiedyś pojawią się dzieci. Lubił jej rodziców, a jego matka uważała, że Amanda jest dla niego wymarzoną dziewczyną. Lubił uszczęśliwiać Kate. Uważał ją za fantastyczną matkę – a przecież zastępowała im także ojca. Zawsze go zachęcała, żeby podążał za swoimi marzeniami. Teraz ich częścią stała się Amanda. Na pewno będzie szczęśliwy, jeśli tylko nadal będzie mógł pracować nad grami. Marzył, żeby założyć kiedyś własną firmę produkującą gry wideo. Ojciec Amandy twierdził, że jest w stanie znaleźć mu inwestorów. Wszystkie fragmenty układanki idealnie do siebie pasowały. Irytował go krytyczny stosunek Claire do Amandy i to, że uważała ją za nie dość inteligentną. Anthony należał do kreatywnego zespołu firmy, dla której pracował, i czuł się spełniony na gruncie zawodowym. Nie odczuwał potrzeby, żeby wieczorem, po powrocie do domu, rozmawiać z Amandą na temat swojej pracy. Nie oczekiwał, że będzie się znała na zagadnieniach technicznych. Od chwili zaręczyn ich życie zdominowały ślubne plany, ale w grudniu, gdy już będzie po wszystkim, wrócą do normalnego życia, będą chodzić do kina, spotykać się z przyjaciółmi, a latem żeglować. Podróż poślubną mieli spędzić na nartach w Europie. Anthony chciał spędzać z nią więcej czasu na uprawianiu sportów, ale ostatnio byli zbyt zajęci. Do tego też chciał powrócić, choć uprzedziła go, że będą musieli powstrzymać się od wysiłku, jeżeli zajdzie w ciążę. Chciał się z nią kochać tej nocy, jak już opowiedziała mu o najnowszych szczegółach związanych ze ślubem, ale zasnęła, zanim wyszedł spod prysznica. Na podłodze po jej stronie łóżka leżał stos czasopism o ślubach i dwie nowe książki na temat dekoracji stołów weselnych. Były teraz jej biblią. Zastanawiał się, czy innym kobietom planowanie wesela zabiera równie dużo czasu. Nie mógł sobie wyobrazić w tej roli Claire ani Tammy, ale Amanda była inna. Bardziej zwyczajna niż obie jego siostry. One nie marzyły o dzieciach. Skupiały się na pracy, jak ich matka. Porozmawiał o tym z babcią, a ona mu poradziła, żeby się upewnił, czy mają z Amandą wspólne cele i zainteresowania, tak jak mu się zdawało. Ich celem była wspólna przyszłość, chodzenie po górach, jazda na nartach i uprawianie wszystkich sportów, które kochali, a kiedyś, jak już będzie gotowy, stworzenie własnej firmy produkującej gry i posiadanie dzieci, kiedy przyjdą na świat. Tak w jego oczach wyglądała ogólna wizja przyszłości. Resztę stanowiły szczegóły. Z nimi świetnie radziła sobie Amanda, więc detale pozostawiał jej. W tej chwili musieli po prostu przebrnąć przez ślub. Nudziło go to, ale wiedział, ile dla niej znaczy. Jeżeli przyjdzie mu słuchać o tym jeszcze przez sześć miesięcy, nie szkodzi. Był w stanie to znieść. Kochał Amandę i chciał się dla niej poświęcić. Ciągle nie mógł uwierzyć, że za sześć miesięcy zostaną małżeństwem. Uśmiechnął się do niej, śpiącej obok niego. Podobała mu się świadomość, że będą razem na zawsze. Była piękną dziewczyną i się
kochali. Czego więcej mógł chcieć?
3 Bart, jak miewał w zwyczaju, zadzwonił do Kate w ostatniej chwili w połowie tygodnia i powiedział, że ma czas i może z nią spędzić weekend, o ile ona znajdzie czas dla niego, i nie musi odizolować się od świata, żeby przygotowywać się do sprawy w sądzie czy zapoznać z zeznaniami. Nie widzieli się od sześciu tygodni. On dużo podróżował i wrócił akurat z misji na Bliskim Wschodzie, na którą pojechał, żeby zebrać informacje na posiedzenie komisji senatu. Był członkiem dwóch ważnych komisji. Kate uwielbiała słuchać opowieści na temat tego, czym się zajmował. Ich spotkania były dzięki temu ciekawe, a on również interesował się jej pracą. Tych sześć lat, odkąd zaczęli się spotykać, zleciało szybko i bezproblemowo, gdy już pojął podstawowe zasady. Z początku myślał, że Kate jest kobietą, z którą chciałby się ożenić, jeżeli jeszcze kiedyś odważyłby się wypłynąć na wzburzone wody małżeństwa. Od dziesięciu lat był już wtedy rozwiedziony, ale była żona nadal wciągała go w nieustanne walki, często wykorzystując do tego ich dwie córki. Ich małżeństwo zawsze było burzliwe, aż wreszcie zakończyło się z powodu jego kłopotliwie upublicznionego romansu z dwudziestotrzyletnią asystentką Kongresu. Koniec końców, rozwód przyniósł mu ulgę, choć był kosztowny. Gdy się poznali, spodobało mu się, że Kate ma dorosłe dzieci. Miały wtedy od dwudziestu do dwudziestu sześciu lat, więc w zasadzie była wolna. Dopiero po paru miesiącach uświadomił sobie, że ona poślubiła swoją pracę i dzieci i od tak dawna na tyle dobrze radziła sobie sama, że małżeństwo nie bardzo ją interesowało i nie odczuwała potrzeby zaangażowania się w związek, który byłby zbyt zażyły i mógłby zakłócić jej wolność, pracę czy stosunki z dziećmi. Gdy już to zrozumiał, wydała mu się jeszcze bardziej pociągająca. Nie oczekiwała od niego niczego poza wspólnym spędzaniem czasu, gdy oboje mieli na to ochotę – chciała z nim czasami wyjeżdżać, prowadzić inteligentne rozmowy i raz po raz spokojnie spędzić weekend, żeby oboje mogli się odprężyć. Mimo pewnego chłodu, niezależności i rezerwy zaspokajała jego emocjonalne potrzeby lepiej, niż się spodziewał. Była miłą, ciepłą, troskliwą kobietą, ale po prostu nie chciała znów być czyjąś żoną i nie potrzebowała mężczyzny, żeby przeżyć. Radziła sobie sama. I to całkiem nieźle. Prawdę mówiąc, wręcz doskonale. Ich związek opierał się na więzi intelektualnej i przyjemnościach dwojga inteligentnych ludzi, którzy lubili swoje towarzystwo i nie tłamsili się nawzajem. On od dwóch czy trzech lat nie spotykał się z nikim innym. Kate mu wystarczała i w jego oczach żadna inna kobieta jej nie dorównywała. Nigdy go o to nie pytała, a on był pewien, że ona też nie utrzymuje bliskich kontaktów z innym mężczyzną. Była powściągliwa, uczciwa i wierzyła w czystą grę, w przeciwieństwie do jego byłej żony, która nadal domagała się od niego pieniędzy. Sześć lat po tym, jak wszystko się między nimi zaczęło, Kate nadal była zaangażowana w życie dzieci bardziej, niż on w życie swoich. Nigdy się w nie nie angażował. Bez wahania przyznał, że nie był takim ojcem, jakim powinien być, gdy jego dzieci były małe. Nie wspierał ich tak, jak Kate swoje. Zostawiał to żonie. On budował wtedy swoją polityczną karierę, a małżeństwo dość szybko stało się dla niego źródłem stresów. Podczas podróży w czasie kampanii dopuścił się licznych zdrad. Jego ciągła nieobecność odcisnęła piętno na relacjach z dziećmi – dwoma synami i dwiema córkami, którzy doskonale pamiętali te ważne chwile, kiedy nie było go przy nich albo przy ich matce, i nigdy nie przepuścili okazji, żeby mu to wypomnieć. Jak powtarzał Kate, tego, co się zrobiło, cofnąć się nie da. Teraz już było za późno. Wszyscy czworo założyli rodziny i mieli małe dzieci. Dwoje mieszkało w Bostonie, jedno w L.A., a czwarte w Hongkongu. Zapraszał je czasem na weekend na narty, ale nie widywał ich często, w przeciwieństwie do Kate – wszystkie jej dzieci mieszkały w Nowym Jorku i widywała się z nimi
regularnie. Bart kilka razy spotkał się z matką Kate. Ogromnie ją lubił i uważał, że jest wyjątkową kobietą, otwartą, inteligentną, z imponującą intuicją. Była wesołą, interesującą osobą i ich nieczęste kontakty sprawiały mu przyjemność. Lubił też dzieci Kate, choć rzadko je widywał. Kiedy Kate była z Bartem, skupiała się na nim, i to też mu się podobało. Uważał, że dopisało jej większe szczęście z dziećmi niż jemu, ale wiedział też, że to nie przypadek. Spędzała ze swoimi dziećmi sporo czasu i była im oddana, mimo swojej kariery. Jego zdaniem obecnie za bardzo angażowała się w ich życie i zbyt wiele od nich oczekiwała, choć nigdy dotąd jej nie zawiodły. Jeden z jego synów natomiast miał problemy z narkotykami, gdy był młodszy, dwoje dzieci miało za sobą rozwód, a najmłodsza córka cierpiała na depresję. Ale on czuł, że jest za późno, żeby mógł aktywnie uczestniczyć w ich życiu. Kości zostały rzucone i dzieci były bardziej związane z matką niż z nim. Kate zachęcała go, żeby spędzał z nimi więcej czasu, ale rzadko nadarzała się ku temu okazja, a on nigdy nie czuł się przy nich swobodnie. Wolał spędzać czas z nią. Cieszyła się, że przyjeżdża do Nowego Jorku na weekend. Nie mieli szczególnych planów, ale oboje uwielbiali wiosnę w tym mieście. Zimą często zaszywali się w jej mieszkaniu i nie wychodzili z niego przez dwa czy trzy dni. Tym razem mieli spacerować po parku, odpoczywać w domu i znaleźć czas, żeby opowiedzieć sobie, co robili, gdy się nie widzieli. Pisali do siebie esemesy i rozmawiali kilka razy w tygodniu przez FaceTime. Oboje to lubili, bo pomagało im utrzymać więź, choć oboje byli bardzo zajęci własnym życiem. Jak tylko przekroczył próg domu, Kate przygotowała mu martini takie, jak lubił. Miała na sobie dżinsy, biały sweter i balerinki Chanel i wyglądała niemal tak młodo, jak jej córki. Bart uwielbiał jej wygląd i zawsze podniecał go jej widok. Doskonale pasowali do siebie pod względem seksualnym. Lubił w niej wszystko. Był wysokim, przystojnym mężczyzną, z bardzo męską twarzą o ostrych rysach, z siwiejącymi włosami, żywymi niebieskimi oczami i brodą z dołkiem. Uważała, że wygląda jak gwiazdor filmowy z dawnych czasów, Gregory Peck czy Gary Cooper. Miał w sobie coś bardzo seksownego. Uśmiechnął się z wdzięcznością, biorąc od niej martini, i wyciągnął swoje długie nogi, kiedy usiedli w jej salonie. Mniej więcej wiedział, co ostatnio porabiała, ale bez detali, więc wszystko mu opowiedziała. – Claire ma nowego chłopaka – poinformowała, gdy omówili najnowsze wiadomości polityczne tygodnia. – W jej przypadku to chyba nie jest nic niezwykłego? – droczył się z nią z szelmowskim, ale ciepłym spojrzeniem w oczach. Wiedział o sukcesach i słabostkach jej dzieci, choć ich samych za dobrze nie znał. Wiedział, jak Kate cieszy się ze ślubu Anthony’ego, ostatniego awansu Tammy w Chanel, pracy Claire jako początkującej prawniczki i jej tendencji do zmieniania chłopaków co kilka tygodni. – Tym razem związała się z prawdziwą szyszką, klientem kancelarii prawnej, w której pracuje – odrzekła z miną lekkiej dezaprobaty. – Reed Bailey – dodała, wiedząc, że Bart od razu skojarzy nazwisko, jak większość ludzi. – Rzeczywiście, gruba ryba. Domyślam się, że dla żadnego z nich to nic poważnego. Pewnie kolejny przebój miesiąca. – Ona twierdzi, że „to ten jedyny”, a on podobno mówi, że widzi w niej matkę swoich przyszłych dzieci. – To najstarszy bajer świata – powiedział Bart z uśmiechem i wypił kolejny łyk swojego martini. Wiedziała dokładnie, jakie lubi: mętne, ze sporą ilością oliwek i z ginem. – Sam chyba użyłem go parę razy. Niestety, Belinda potraktowała go poważnie. – Kate obrzuciła go ganiącym spojrzeniem, a on się roześmiał.
– Jej zdaniem to coś poważnego. Ja mam nadzieję, że nie. Jest za młoda, żeby wychodzić za mąż czy wiązać się na stałe. Powinna skupić się na karierze. – Tego chcesz dla niej ty. Ale czy ona sama tego chce? – Wiedział, jak ciężko pracuje Kate i jej dzieci także. Zawsze oczekiwała, że dobrze będą się spisywać, i tak było. Zdawało się, że nie kwestionują wartości, jakie wpoiła i ukazała im Kate, ani ambitnych celów, jakie wprost lub domyślnie im wyznaczyła. Był pod wrażeniem, podobnie jak z powodu tego, że żadne z nich nigdy się nie buntowało ani nie protestowało. Ich ścieżka zawodowa była prostą drogą do sukcesu. Kate oczekiwała od nich tego samego w życiu osobistym. – Claire mówi, że chce szybko awansować – odpowiedziała na jego pytanie. – Pracuje w świetnej kancelarii znanej z tego, że sprzyja kobietom w karierze, więc za kilka lat może zostać wspólnikiem, jeżeli będzie ciężko pracować. – Twoje dzieci zawsze ciężko pracują. Ile lat ma Bailey? – Trzydzieści dziewięć, jest o trzynaście lat starszy od niej. – Pewnie tylko dobrze się przy niej bawi. To bardzo ładna dziewczyna. – Uśmiechnął się do niej. – Jak jej matka – powiedział, wyciągając do niej rękę, i ścisnął jej dłoń na chwilę, a ona odwzajemniła jego uśmiech. Cieszyła się, że jest przy niej. Tym razem nie widzieli się zbyt długo. – Martwisz się o nią? – Nie wiem. Możliwe. Mam wrażenie, że jest zupełnie zaślepiona, i twierdzi, że on też. Powiedziałam jej, że powinna przyznać się w kancelarii, że się z nim spotyka, żeby sytuacja była czysta i żeby nie przydzielali jej spraw, które go dotyczą. Ale nie wiem, czy to zrobi. Ma swoje poglądy i uważa, że moje są staroświeckie. – Znam te teksty. Wysłuchiwałem ich ciągle od moich dzieci. W końcu przestałem udzielać im porad. – Jego dzieci były nieco starsze niż dzieci Kate i nie chciały, żeby rad udzielał im ojciec, który ich zdaniem nie sprostał swojej roli. – Muszą się uczyć na własnych błędach, choć czasami z bólem się na to patrzy. Przywykłem do tego. Ale tylko w ten sposób mogą się nauczyć nie powtarzać tych samych błędów. – To bardzo męski punkt widzenia – stwierdziła, wypijając łyk wina, którego sobie nalała, zanim usiedli. – Po prostu nie chcę, żeby zostały zranione. – Nie możesz temu zapobiec i nie powinnaś próbować. Taki jest świat. Ty słuchałaś swoich rodziców? – Na ogół. Ale nie zawsze. Tylko dlaczego one nie mogą skorzystać z naszego doświadczenia? – To nie leży w ludzkiej naturze. Możesz jedynie liczyć na to, że słuchały cię wcześniej i że te wszystkie informacje, które chciałaś im przekazać, gdzieś tam są i w razie potrzeby będą mogły z nich skorzystać. Inaczej zaliczą upadek, ale w końcu się pozbierają, posiniaczone i poobijane, jak każdy z nas. Żałujesz swoich błędów? – Raczej tak – odrzekła. Była wobec siebie szczera i miała czego żałować. – Chcę, żeby im było łatwiej. – Jak wszyscy. Ale to tak nie działa. Westchnęła, zastanawiając się nad tym wszystkim i nad tym, czy romans Claire z Reedem Baileyem okaże się czymś trwałym, czy kolejną przelotną miłostką. Jedynie czas mógł to zweryfikować. Wątpiła, że tym razem będzie inaczej, ale nie chciała, żeby doświadczony mężczyzna bawił się jej córką i złamał jej serce, a o to było nietrudno. Mężczyzna z taką pozycją jak on raczej nie traktuje poważnie dwudziestosześciolatki ani też, zdaniem Kate, nie powinien traktować poważnie. Ale Claire nie była na to gotowa. Nigdy wcześniej nie była związana z nikim takim jak on. Być może Tammy była dość dojrzała, żeby sobie z tym poradzić, ale nie Claire.
– Nie możesz ciągle się o nie martwić, Kate. Dzieci nie są nam dane na zawsze, żebyśmy nieustannie je rozpieszczali i chronili. Na tym etapie należą do siebie samych. Kiwnęła głową, słuchając go, choć nie była do końca przekonana. – Wiem, że masz rację, ale nienawidzę tego. Czuję się przez to staro. – Bart delikatnie przyciągnął ją do siebie i pocałował, i przypomniał jej, dlaczego lubi z nim spędzać czas. – Dla mnie nie jesteś stara – powiedział szeptem i kilka minut później odstawili kieliszki i poszli do jej sypialni. Lubił spędzać z nią weekendy. Mieszkanie było takie jak Kate, schludne i uporządkowane, a wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Było przytulne, ale nie duszące. Tu mógł się rozluźnić i być sobą, zaspokoić wszystkie swoje potrzeby i być wolnym, a potem znów wyjść. Taki związek odpowiadał im obojgu. Nie było w nim dramatyzmu, wymagań, oczekiwań ani oddania – poza tym, co każde z nich chciało dać. Odpowiadało mu to bardziej, niż kiedykolwiek mógł przypuszczać. Spędzili cudowne chwile w łóżku i w końcu dotarli do kuchni, gdzie w lodówce czekała na nich lekka kolacja, którą Kate wcześniej naszykowała. Zjedli ją przy kuchennym stole, a Bart umilił ją najnowszymi zabawnymi historyjkami o tym, co dzieje się w senacie. Kate nigdy nikomu ich nie powtarzała i Bart darzył ją pełnym zaufaniem. Obejrzeli w łóżku film, ale zasnęli, zanim się skończył, jak zwykle. Oboje ciężko pracowali w ciągu tygodnia i gdy nadchodził weekend, byli wyczerpani, choć nie zdawali sobie z tego sprawy. Następnego ranka po śniadaniu wybrali się na spacer do parku, w drodze powrotnej zaliczyli lunch w jednej z kafejek, a gdy wrócili do mieszkania Kate, znów się kochali. To był idealny weekend. Kolację zjedli w skromnej restauracji, którą oboje lubili, a w niedzielę rano musieli popracować, więc siedzieli razem w przyjemnej ciszy, robiąc to, co mieli do zrobienia, ramię w ramię. Później czytali „Wall Street Journal” i „New York Times” i rozwiązywali krzyżówkę, i prawie udało im się ją dokończyć. Pod pewnymi względami stanowili idealną parę i oboje zgodnie twierdzili, że to dlatego, że nią nie byli. Z różnych powodów, a właściwie może z podobnych, oboje sceptycznie podchodzili do instytucji małżeństwa i nie chcieli zmieniać nic w związku, który jak do tej pory świetnie funkcjonował. W niedzielę rano Tammy przyjechała do babci na przedmieścia i, jak zwykle, przywiozła jej paczuszkę rogalików i bułeczek z czekoladą. Zawsze wcześniej dzwoniła, a Margaret cieszyła się, że w weekend zawsze odwiedzało ją któreś z wnucząt. Anthony’ego widywała teraz rzadziej, bo weekendy spędzał na ogół w Bronxville u rodziców Amandy, i zastanawiała się, czy tak już zostanie, gdy się pobiorą. Claire była ostatnio pochłonięta nową pracą i nowym mężczyzną, ale nadal od czasu do czasu wpadała. Tammy zjawiała się u niej prawie w każdy niedzielny poranek, dzięki czemu Margaret zawsze wiedziała, co u niej słychać. Tammy wydawała jej się najbardziej skryta i najbardziej samotna z trojga wnucząt. Całkowicie koncentrowała się na karierze, rezygnując ze wszystkiego innego, z imponującym skutkiem i ważnym stanowiskiem, jak na jej wiek, w bezwzględnym świecie luksusu, mody i urody. Margaret się o nią martwiła. Zawsze odnosiła wrażenie, że Tammy coś skrywa, ale zwykle rozluźniała się, gdy już spędziły trochę czasu razem. Cechowała ją pewna powściągliwość, zdaniem Margaret spowodowana zaciekłym współzawodnictwem w pracy. Musiała mocno walczyć, żeby dotrzeć tu, gdzie się znalazła, i pracy była skłonna poświęcić całe życie osobiste. Dużo podróżowała służbowo, a Margaret wiedziała, że to również sprzyja samotności. Martwiła się, że Tammy będzie jedną z tych kobiet, które ze względu na pracę rezygnują ze związku, aż pewnego dnia obudzi się w wieku czterdziestu dwóch lat i zacznie się zastanawiać, kiedy przemknęło jej życie. Miała trzydzieści dwa lata i żadnego życia uczuciowego, choć po matce odziedziczyła olśniewającą urodę i była piękną blondynką. Nigdy
nie zaangażowała się w poważny związek i zawsze powtarzała, że na to przyjdzie czas „później”. Ale Margaret doskonale wiedziała, że to „później” nadchodzi szybciej, niż ktoś w wieku Tammy jest sobie w stanie wyobrazić, i nie chciała, żeby to przytrafiło się jej wnuczce. Tammy opowiadała o swoim życiu osobistym o wiele bardziej niechętnie niż jej siostra czy brat, a Margaret starała się to uszanować i nie być wścibska, choć często poruszała ten temat z Kate. Ona też się martwiła o Tammy i zadręczała tym, że to z powodu jej niechęci do ponownego zamążpójścia Tammy niesłusznie wywnioskowała, że dla matki liczy się tylko praca. Kate twierdziła, że taki styl życia jest odpowiedni dla niej, ale nie dla kobiety w wieku jej córki. Tammy siedziała zadowolona przy kuchennym stole babci. Pokonała kawał drogi z Tribeki, żeby przywieźć ciastka. Była troskliwa i uwielbiała babcię. – Co dziś robisz? – spytała Margaret, niezmiennie zafascynowana tym, jak bardzo różnią się od siebie wszystkie dzieci Kate. Romantyczka Claire, marzyciel, maniak komputerowy i artysta Anthony i Tammy, skryta i najbardziej ambitna. – Pomyślałam, że przebiegnę się dookoła zalewu, zanim wrócę do miasta. Muszę trochę popracować w domu. Jutro lecę do Cleveland załatwić parę spraw, a w czwartek do Paryża na prezentację naszych nowych produktów kosmetycznych. Chcemy zaangażować prasę i muszę mieć pewność, że wszystko pójdzie gładko. Za kilka tygodni lecę tam jeszcze raz na pokaz haute couture. – Miała ciekawą pracę, ale Margaret wiedziała, że jest wymagająca i ceni sobie rywalizację. – Strasznie dużo podróżujesz. Nie przeszkadza ci, że tyle czasu spędzasz poza domem? – Uwielbiam to. Tyle się teraz dzieje w firmie i w branży kosmetycznej. Nigdy nie jest nudno. Poza tym teraz jest dla mnie na to odpowiedni czas. Nie mogłabym tak dużo jeździć, gdybym miała męża i dzieci. Koniec końców kobiety z dziećmi zostają w tyle albo ich dzieci są pozostawione same sobie, albo małżeństwo się rozpada. Ja mam dzięki temu prawdziwą przewagę. – To był jeden z punktów widzenia, ale Margaret zawsze się zastanawiała, czy jej wnuczka uświadamia sobie, z czego rezygnuje dla pracy. Zawsze była pięknie ubrana, bardzo elegancka i idealnie sprawdzała się w roli ambasadorki firmy. – Uważaj, żebyś dla pracy nie zrezygnowała ze wszystkiego innego. Do niej się nie przytulisz, jak będziesz stara – ostrzegła ją subtelnie. – Wiem, babciu. – Tammy uśmiechnęła się do niej. Spytała Margaret, nad jakim obrazem obecnie pracuje, i powiedziała, że powinna wybrać się do Paryża, pochodzić po muzeach. Margaret uwielbiała podróżować, ale nie cieszyły jej samotne podróże, a wszystkie jej koleżanki wyjeżdżały już rzadziej niż dawniej. – Mogłabyś polecieć kiedyś ze mną – zaproponowała Tammy z ciepłym uśmiechem, a Margaret się wzruszyła. Tammy zawsze była troskliwa. – Nie musisz mnie ze sobą ciągać – powiedziała Margaret, nalewając kawy do filiżanek. Był cichy niedzielny poranek i zapowiadał się piękny dzień. – To nie jest ciąganie. Kiedy ostatnio wyjechałyśmy razem, to ty mnie wykończyłaś, ledwie za tobą nadążałam. – Dwa lata temu pojechały do Londynu na otwarcie nowego luksusowego sklepu Chanel. Tammy wzięła dwa dni urlopu, żeby pod koniec wyjazdu mogły pójść do muzeów i na zakupy. – W muzeach jesteś jak nieposkromiony żywioł, babciu. Margaret uśmiechnęła się, słysząc komplement, i wiedziała, że jest w nim trochę prawdy. Zawsze miała mnóstwo energii i to się za bardzo nie zmieniło. Teraz, na emeryturze, była zajęta i aktywna niemal tak samo jak wtedy, gdy pracowała. – Może kiedyś się z tobą wybiorę – powiedziała z nadzieją w oczach. – Noszę ten szalony pomysł, żeby kiedyś jeszcze raz pojechać do Indii, ale to daleka podróż. Zachwyciły mnie, gdy byliśmy tam z dziadkiem, ale to było piętnaście lat temu. Bieda była przerażająca, ale ludzie, kolory, światło, tkaniny – niesamowite.
– Jeżeli kiedyś będziemy tam robić pokaz, zabiorę cię ze sobą. Dwa lata temu prezentowaliśmy kolekcję Paryż-New Delhi, ale nie mogłam pojechać. Wprowadzaliśmy wtedy na rynek nowy zapach i miałam przy nim roboty po kokardę. – Czy wolno mi powiedzieć, że pracujesz za ciężko? – Nie – odparła Tammy z uśmiechem. – Tak myślałam. Widziałaś się ostatnio z bratem? – Nie, chyba pracuje nad nową grą i jest zajęty planowaniem ślubu. – Twoja siostra i ja się o niego martwimy. Nie widzę go z Amandą na dłuższą metę. A ty jak uważasz? – Uważam, że to jego sprawa – odpowiedziała dyplomatycznie. – Trudno orzec, co jest dla kogoś dobre. Wydaje się z nią szczęśliwy. – Była to typowa dla niej odpowiedź. Tammy nie lubiła być wciągana w plotkowanie na temat rodziny czy wydawanie osądów na temat innych. Kierowała się wobec wszystkich stanowiskiem: żyj i daj żyć innym. – A co myślisz o niej? – Ja się z nią nie żenię. Jemu najwyraźniej odpowiada, bo inaczej nie brałby z nią ślubu. I wydaje się, że ona za nim szaleje. – Szaleje na punkcie ślubu i wizji małżeństwa. Nie mogę sobie wyobrazić dwojga bardziej różniących się od siebie ludzi. – To się czasami udaje. – Tammy uśmiechnęła się do babci. Porozmawiały chwilę o sytuacji uchodźców i przemocy w Europie, i o tym, jaki mają wpływ na gospodarkę Francji i w konsekwencji na branżę produktów luksusowych, a potem Tammy uściskała babcię i poszła pobiegać nad zalewem. Po jej wyjściu Margaret popadła w zamyślenie. Zawsze miała wrażenie, że nie dowiedziała się niczego nowego na temat życia osobistego Tammy ponad to, co już wiedziała. Była wobec babci miła, dobra i troskliwa, ale najskrytsze myśli zatrzymywała dla siebie i nie dzieliła się nimi z nikim. Margaret było jej żal. Potrzebowała czegoś więcej niż nowe produkty i pokazy haute couture Chanel. Potrzebowała kogoś, kto byłby dla niej równie ważny, co praca. Osiągnęła imponujące cele, o jakich marzyła jej matka, ale to było za mało i Margaret zastanawiała się, czy Tammy kiedykolwiek wpuści kogoś do swojego życia. Na razie się na to nie zanosiło. Pracowała w Chanel od dziesięciu lat, z dwuletnią przerwą na studia ekonomiczne w Wharton, dzięki którym jeszcze szybciej zaczęła awansować. Jej kariera błyskawicznie się rozwijała, ale wydawało się, że jej życie osobiste praktycznie nie istnieje. Biegając nad zalewem, Tammy zastanawiała się, dlaczego nigdy nie otworzyła się przed babcią. Ona była najmniej krytyczna i miała najbardziej otwarty umysł w całej rodzinie, a jednak swoje prywatne życie Tammy wolała zachować dla siebie. Tak było o wiele prościej. I nie chciała niczyich porad. Wiedziała, czego chce, i większość swoich pragnień zrealizowała. Reszta przyjdzie z czasem. A na razie miała uporządkowane życie, które bardzo jej odpowiadało. Wychodząc od Kate w niedzielny wieczór, Bart ją pocałował. Nie ustalili, kiedy spotkają się następnym razem, ale miał nadzieję, że to kwestia najbliższych tygodni. Weekend okazał się taki, jakiego oboje chcieli, spokojny, ze wspólnymi posiłkami, świetnym seksem, a w niedzielę po południu wybrali się do kina, jedli popcorn i trzymali się za ręce. Czuł się, jakby sam znów stał się dzieckiem, z dala od jej dzieci, co przyjął z dużą ulgą, a jej też to wyszło na dobre. Zauważył, że przestała mówić o nowym romansie Claire i nie myślała o niej ani o pozostałych dzieciach w czasie weekendu. – Postaram się przyjechać za tydzień albo za dwa – obiecał, całując ją znowu, a potem pomachał jej i wsiadł do windy ze starszą kobietą z pudlem, która uśmiechnęła się, gdy go
rozpoznała. Odwzajemnił uśmiech. Weekend z Kate był idealny. Jak zawsze. Przy niej mógł liczyć na miłe chwile, oazę spokoju w ich zapracowanym życiu. Wyszedł za kobietą z psem z budynku i szybkim krokiem podszedł do czekającego na niego samochodu z kierowcą. Za chwilę znów miał się rozpocząć wyścig szczurów, który uwielbiał. Nie mógł się doczekać powrotu do Waszyngtonu, ale z uśmiechem myślał o Kate, gdy samochód odjeżdżał spod jej domu. Ona odwieszała jedwabny szlafrok do szafy, do następnego razu, i też się uśmiechała.
4 Anthony wstał w poniedziałkowy ranek o piątej, jak co dzień, a o wpół do szóstej wyszedł na siłownię. Uważał, żeby nie zbudzić Amandy. Pobiegł w porannej ciemności i po dwudziestu minutach dotarł na miejsce. Bieg był dobrą rozgrzewką przed treningiem. Odświeżał mu umysł i dzięki niemu zawsze czuł się gotowy na nowy dzień. Na siłowni wszedł na bieżnię, a potem na rower, w którym nastawił najwyższe parametry i jazdę pod górę. Gdy skończył, mokry od potu poszedł do sauny. Dochodziła już siódma. Wziął prysznic na siłowni, przebrał się do pracy w dżinsy i T-shirt i czuł się wspaniale. Zatrzymał się przy barze z napojami po koktajl proteinowy. Uwielbiał tę swoją poranną rutynę. Stanowiła wyzwanie i uspokajała go, dzięki niej czuł się na nowo podekscytowany pracą. Nie mógł się doczekać, żeby dzień się rozpoczął. Próbował namówić Amandę, żeby się do niego przyłączyła, ale ona za jedyną formę ćwiczeń uznawała zajęcia baletu dwa razy w tygodniu. Nie przepadała za siłownią ani za ciężkimi treningami, jakich potrzebował on. – To wygląda nieludzko o tej porze – odezwał się obok niego ochrypły głos. Jego napój składał się głównie z brokułu i jarmużu z sokiem z limonki i miał wstrętny odcień zieleni. – Widziałam, że katorżniczo trenowałeś – powiedziała kobieta, a on się odwrócił, żeby zobaczyć, kto mówi. Była najbardziej egzotycznie wyglądającym stworzeniem, jakie w życiu widział, z lekko azjatyckimi oczami i ciepłym odcieniem skóry w kolorze kawy z dużą ilością mleka. Wyglądała na Hiszpankę, Meksykankę albo Hinduskę, nie był w stanie stwierdzić, a ciało miała tak jędrne, jakby mieszkała na siłowni. Piła sok marchwiowy. Mokre kruczoczarne włosy uwolnione z gumki opadały jej na plecy w luźnych lokach. Miała pełne wargi, łagodne rysy i wielkie oczy. Uśmiechnęła się do niego. – Lubię w ten sposób zaczynać dzień – oznajmił, bo nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Była niemal tak wysoka jak on, a jej czerwonopomarańczowy strój treningowy był całkiem mokry. Widział pod nim zarys jej sutków, choć starał się nie patrzeć. – Uprawiasz boks? – spytała i przysiadła na stołku obok niego, a on pokręcił głową. – Powinieneś spróbować. Świetny trening, o ile nie skończysz z podbitym okiem albo nie dostaniesz w brzuch i nie wylądujesz na tyłku. Mają tu całkiem dobrego trenera. Raz musiałam wziąć tydzień zwolnienia przez podbite oko, ale teraz już uważam. Uczy szybkości, koncentracji i skupienia. – Był jak zahipnotyzowany i chciał przeciągnąć tę rozmowę, żeby nie odeszła. – Czym się zajmujesz? – Zaciekawiła go. – Jestem modelką, prezentuję stroje kąpielowe i bieliznę. Tak naprawdę jestem aktorką, ale pracą modelki zarabiam na czynsz, a wieczorami uczę się w Hunter College. Ciągle próbuję zrobić licencjat. Pewnie mi się uda, jak będę miała sto lat. – Znów się do niego uśmiechnęła, pokazując rząd lśniących, idealnie białych zębów na tle jasnobrązowej cery. Nietrudno było uwierzyć, że jest modelką. Ciało miała niewiarygodne. On miał metr osiemdziesiąt osiem i przypuszczał, że ona ma prawie metr osiemdziesiąt, ale rysy twarzy miała delikatne i wyrafinowane, ciało idealnie jędrne i nieco za szczupłe, pewnie ze względu na pracę. – Skąd jesteś? – Zaintrygowała go, przyglądał się, jak dopija swój sok. On już prawie skończył swój, ale zwlekał, żeby móc z nią porozmawiać. – Z San Juan. Mój ojciec jest Portorykańczykiem. Mama jest w połowie Chinką. – To wyjaśniało jej egzotyczną urodę. – Rozwiedli się, a ja przyjechałam tu jako dziecko z mamą. Dorastałam w latynoskim Harlemie – powiedziała to z dumą, jakby chodziło o idealne miejsce do życia, choć jemu zdawało się to nieprawdopodobne. Kiwnął głową, nie wiedząc, co jeszcze może powiedzieć, ale ona odeszła. – Miłego dnia. – Cieszył się, że nie obróciła się przez ramię, kiedy
się na nią gapił. Nie był w stanie oderwać od niej wzroku. – Wzajemnie! – krzyknął za nią, czując się jak idiota. Pozbawiła go tchu jeszcze bardziej niż intensywny trening. Wyszedł parę minut później i metrem pojechał do pracy. Wiedział, że Amanda o tej porze pewnie właśnie wstaje i idzie pod prysznic. Jej piękne ciało nie mogło się równać z ciałem dziewczyny z San Juan. Tamta miała w sobie coś zaczepnego, co też mu się spodobało. Zdawało się, że niczym się nie przejmuje, i wyglądała, jakby była w stanie zatroszczyć się o siebie w każdej sytuacji. Myślał o niej przez cały dzień, choć próbował się powstrzymać. Jej przechylona głowa, oszałamiający uśmiech, zarys jej sutków w koralowej koszulce, brzmienie jej głosu. Rozglądał się za nią następnego dnia i był rozczarowany, gdy jej nie zobaczył. Strofując się za to, co robi, zatrzymał się przy ringu bokserskim dwa dni później i dostrzegł ją, w kasku i rękawicach bokserskich, jak walczyła z jednym z trenerów. Poruszała się z prędkością błyskawicy, wdzięcznie, wymachując w stronę trenera długimi nogami. Anthony znów stał jak zahipnotyzowany i przyglądał jej się przez kilka minut. Zerknęła w jego stronę, gdy skończyła, i uśmiechnęła się do niego. – Przyszedłeś spróbować? – spytała, podchodząc do niego. Ruchy miała płynne i seksowne i poruszała się z kocią gracją. – Niezła jesteś – powiedział z podziwem. – Boksuję się od dziecka. Tutaj się tylko udoskonaliłam – odparła ze śmiechem. Poszła za nim do rowerów i wsiadła na sąsiedni. Nie odzywali się do siebie przez parę chwil, skupiając się na tym, co robią. Lubił z nią przebywać. On też ją ciekawił. – Czym się zajmujesz? – spytała. – Projektuję gry wideo. – Lubisz to? – Uwielbiam. Podsunęłaś mi dziś pomysł na nową grę, kiedy patrzyłem, jak boksujesz. O kobiecym boksie. – Chciał, żeby występowała w nim dziewczyna taka jak ona, ale nie był pewien, czy za pomocą komputera uda mu się oddać jej urodę. Miała niesamowity wygląd, jak idealnie wytresowana tygrysica gotowa do skoku. To sprawiło, że nabrał ochoty, by się z nią zmierzyć. Zatrzymał się z nią później przy barze z napojami. Zamówili soki i wypili je w milczeniu, a potem on skierował się do męskiej szatni i pomachał jej. – Widzimy się jutro?! – krzyknęła do niego, a on kiwnął głową, znów pomachał i zniknął, a później, stojąc pod prysznicem, zastanawiał się, co też wyprawia. Był zakochany w Amandzie, byli zaręczeni, ale chciał znów zobaczyć dziewczynę z San Juan. Jak to możliwe? Jak to wytłumaczyć? Wszystko, co czuł, opierało się na intuicji. Ciągnęło go do niej, nigdy wcześniej nie doświadczył niczego podobnego i podniecał się za każdym razem, jak o niej pomyślał, przez co czuł się jeszcze bardziej winny. Następnego dnia znów przyglądał się jej walce i chciał wskoczyć do niej na ring, żeby ją objąć i poczuć siłę jej kończyn. Miała w sobie pewną kruchość, a jednocześnie siłę. Przyciągały go do niej niczym magnes, a kiedy jeździli obok siebie na rowerach, zerknął na nią. – Wybrałabyś się kiedyś na drinka? – spytał, siląc się na swobodny ton i na chwilę zapominając o Amandzie. Ona należała do innego świata. – Jasne, czemu nie? – odpowiedziała i dalej pedałowali w milczeniu, a on się zastanawiał, czy powinien jej powiedzieć, że jest zaręczony. Nie chciał tego robić. Umówili się następnego dnia w barze przy Trzeciej Alei. Nie miał pojęcia, co wyprawia, ale wiedział, że nie jest w stanie się powstrzymać. Nazywała się Alicia Gomez i tylko o niej mógł myśleć tamtego wieczoru, kiedy Amanda opowiadała mu najnowsze szczegóły dotyczące ślubnych planów. Znalazła idealny upominek weselny, ramki w kształcie serca z ich zdjęciem do ustawienia przy każdym miejscu dla gościa.
Czuł lekkie mdłości, gdy to mówiła. Ramki były od Tiffany’ego i mieli wybrać fotografię, jaką chcą w nich umieścić. Jej głos się rozmywał, a on był rozdarty pomiędzy poczuciem winy a pożądaniem Alicii. Nie spał pół nocy, a następnego dnia nie zobaczył Alicii na siłowni. Powiedziała, że wcześnie rano ma sesję, ale kiedy o szóstej po południu wszedł do baru przy Trzeciej Alei, czekała na niego. Uśmiechnęła się, jak tylko go zobaczyła. Miała bardzo oszczędny makijaż, krótką czarną obcisłą sukienkę i szpilki i gdy wstała, dorównywała mu wzrostem. Wyglądał na nieszczęśliwego, gdy do niej podchodził. To, co do niej czuł, przypominało dojmującą fizyczną torturę. Nie rozumiał tego. Jak może kochać jedną kobietę i tak bardzo pragnąć tej? – Nie mogę przestać o tobie myśleć – oznajmił, kiedy usiedli przy stole za barem i zamówili białe wino. – To dobrze – odpowiedziała z zadowoloną miną. – Musisz zacząć pracować z trenerem od boksu. To cię rozluźni. Ja ćwiczę jogę dwa razy w tygodniu – powiedziała, kiedy przyniesiono im wino i upiła łyk, a on jej się przyglądał, czując się tak, jakby postradał zmysły. Gdy na nią patrzył, czuł, że życie roztacza przed nim cały swój urok, i nie mógł tego powstrzymać. – To nic takiego, Anthony, to tylko drink – tłumaczyła kojącym głosem, a on pomyślał, że chyba zajrzała do jego myśli i dostrzegła w nich niepokój. – Spotykasz się z kimś? – spytała, a on kiwnął głową. Miał idealną okazję, żeby jej wyznać, że jest zaręczony, ale nie mógł. Gdyby to zrobił, możliwe, że nie chciałaby więcej się z nim spotykać, i nie mógł tego znieść. – Tak – przyznał tylko. Nie dodał, że tkwi po uszy w ślubnych planach, które śmiertelnie go nudzą. Wzruszyła ramionami, słysząc jego odpowiedź, i zdawała się tym nie przejmować. Pomyślała, że gdyby ten związek był ważny, powiedziałby jej, a tego nie zrobił. Miała trzydzieści lat, była bystra i doskonale zrozumiała to, co opowiedział jej o tworzeniu gier. Zadała wszystkie właściwe pytania. Wypili po dwa kieliszki wina i taksówką pojechali do jej mieszkania w centrum, w West Village. Nie rozmawiali po drodze. Myśli mu wirowały. Nigdy dotąd nie zdradził Amandy. Wszedł za Alicią do jej mieszkania i jak tylko drzwi się zamknęły, zdarł z niej sukienkę, która opinała jej niewiarygodne ciało, i zaznał najlepszego seksu w życiu. Leżąc po wszystkim obok niej, wiedział, że chce jej więcej. Roześmiała się i żartem ściągnęła go na ziemię. Później weszli pod prysznic i znów się kochali. Musiał użyć całej swojej woli, żeby zostawić ją o dziesiątej i wrócić do domu. Chciał pobiec do niej z powrotem w tej samej chwili, w której wyszedł z jej mieszkania. Potrzebował jej. Amanda się martwiła i podniosła wzrok, jak tylko wszedł. Siedziała na łóżku i przeglądała stos czasopism ślubnych, szukając sukien dla druhen, których jeszcze nie znalazła. Wszystkie jej myśli pochłaniał ślub. Nie był w stanie sobie nawet przypomnieć, o czym rozmawiali wcześniej. Spojrzał na nią i dreszcz przebiegł go po kręgosłupie. Wiedział, że Alicia Gomez zawładnęła jego duszą. Tak silne jej pragnienie było torturą i wiedział, że narobił sobie problemów, ale nic na świecie nie było w stanie go powstrzymać. – Gdzie byłeś? – spytała go Amanda, wracając do gazety, którą trzymała w ręce, żeby zaznaczyć stronę z suknią dla druhny, która jej się spodobała. Była z granatowego welwetu i wyglądała po królewsku, pasowała do jej ślubnej sukni, nie przyciągając przy tym zbyt wielkiej uwagi. Miała jedenaście druhen i jedną główną, a jej ojciec obiecał, że zapłaci za suknie dla nich, o ile te wybrane przez Amandę okażą się za drogie. Niektórych koleżanek z pracy, które poprosiła, nie było stać na takie kreacje, jakie planowała ona. – Spotkanie nam się przeciągnęło – odpowiedział wymijająco, odwracając się do niej tyłem, zdjął buty i z całej siły zacisnął powieki. Okłamywał ją. Ale czy miał inne wyjście? Godzinę temu kochał się z Alicią, a teraz nie był w stanie dotknąć kobiety, z którą miał się
ożenić. Niby jak? Alicia go wykończyła. A co, jeśli będzie próbował kochać się z Amandą i nie da rady? Ta myśl była przerażająca. – Nie wyglądasz dobrze. Nic ci nie jest? Jesteś blady – zauważyła Amanda, odłożyła czasopismo i przyglądała mu się, gdy się odwracał. – Boli mnie głowa przez to całe spotkanie. Nic mi nie jest. Nie miałem dziś czasu na lunch. – W lodówce jest sałatka. Nie jadłam kolacji. – Nie zaproponowała, że przyniesie mu tę sałatkę, a on i tak jej nie chciał. Chciał Alicii. Teraz. W ich łóżku w domu. Miał wrażenie, że oszaleje i tylko Alicia jest w stanie przywrócić mu spokój. Podobało mu się to, jak się przy niej czuł, silny i pewny siebie, jakby byli sobie równi, fizycznie i psychicznie. Nie musiał udawać, że ważny jest dla niego ślub, który guzik go obchodził. Poszedł pod prysznic, choć chwilę temu kąpał się pod prysznicem z Alicią. Czuł, że potrzebuje jeszcze jednego, zanim położy się do łóżka z Amandą, żeby zmyć swoją winę. Kładł się ze skruszoną miną. Nie kochali się od paru dni i Anthony zaczął się niezdarnie tłumaczyć, ale jej wyraźnie ulżyło. – Nie szkodzi. Dostałam dziś okres. Przepraszam, że ostatnio jestem tak pochłonięta weselem. Po prostu chcę wszystko dobrze zorganizować, a potem będziemy mogli już spokojnie czekać na grudzień. – Hm… aha… tak… czekać. Wiem, że wszystko świetnie ci wyjdzie. – Pocałował ją w policzek, zgasił światło po swojej stronie łóżka i odwrócił się do niej plecami, zastanawiając się, co robić. Nie miał zamiaru wyrzucać całej swojej przyszłości przez okno i złamać Amandzie serca przez kobietę, którą ledwie znał, ale jak miał odejść od Alicii? Nie mógł. Leżał z zamkniętymi oczami, a Amanda poszła do drugiego pokoju porozmawiać przez telefon z koleżanką. Udawał, że śpi, gdy wróciła po godzinie. W końcu zasnął o wpół do piątej, a o wpół do szóstej obudził się, żeby iść na trening. Czuł się jak złodziej, kiedy wychodził z mieszkania Amandy i biegł na siłownię szybciej niż kiedykolwiek. Alicia na niego czekała. – Wyglądasz koszmarnie – powiedziała na jego widok. – Jesteś chory? – Nie, nie mogłem w nocy spać. – Uśmiechnął się do niej. – Tęskniłem za tobą. – To miło – stwierdziła, zadowolona z jego odpowiedzi. Wsiedli na rowery, a on o wpół do siódmej miał lekcję z trenerem boksu. Alicia stała i przyglądała się jego pierwszemu treningowi, który był tak ekscytujący, że Anthony zapomniał o swojej bezsennej nocy i skupił się na tym, co mówił do niego trener. Był szybki, miał refleks i wrodzony dryg do boksu i Alicia uśmiechnęła się z aprobatą, kiedy skończył i ruszyli razem w stronę baru z sokami. Wypili razem Zielonookiego Potwora, a ona udzieliła mu bokserskich wskazówek. – Będziesz niezły, jak popracujesz. Nie bój się go uderzyć. Potrafi się bronić. Ja też dopiero po jakimś czasie tak naprawdę zamachnęłam się na niego jak należy. On mi też parę razy przywalił. – Jako dziecko musiałaś być postrachem. – Uśmiechnął się do niej. – Cieszę się, że wtedy cię nie znałem. – Teraz jestem twardsza – odparła. – Nie zapominaj o tym. – Pochyliła się i go pocałowała. – Możemy się spotkać dziś wieczorem? – wyszeptał do niej. – Nie dam rady. Mam szkołę – odpowiedziała obcesowo. – Chyba nie chcesz się boksować z tępakiem. W tym semestrze muszę zebrać więcej punktów, żeby zdobyć tytuł. Mam licencjat z filologii angielskiej. Zawsze mogę uczyć, jeżeli praca modelki mi się skończy. Warto mieć to w odwodzie. – Nie jesteś tępakiem – powiedział. Rozumiała wszystkie zagadnienia techniczne, jakie
przy niej poruszał, lepiej niż niektórzy ludzie z pracy. Wiedział, że dla dziewczyny z hiszpańskiego Harlemu zdobycie wykształcenia nie mogło być łatwe. Podziwiał ją za to. – Ja po prostu obijałam mordę facetom, którzy utrudniali mi życie – wyjaśniła z uśmiechem, unosząc pięści. Była niewiarygodnym połączeniem bystrości i odwagi, śmiałości i zawziętości, a jednocześnie zaskakującej zmysłowości i kobiecości. Nigdy wcześniej nie poznał nikogo takiego jak ona. Zastanawiał się, co pomyślałyby o niej jego matka i siostry i czy w ogóle dałyby jej szansę. Chciałby przedstawić ją babci, ale nie mógł. Powinien spędzać czas z Amandą, a nie z jakąś poznaną na siłowni dziewczyną. Nie było mowy, żeby kobiety z jego rodziny zrozumiały tę sytuację, on sam właściwie jej nie rozumiał, poza tym, że podziwiał i lubił tę dziewczynę, i zaczynał się w niej zakochiwać. A za sześć miesięcy miał poślubić Amandę. Anthony czuł się tak, jakby siedział w pędzącym pociągu i chciał wyskoczyć, ale nie mógł, bo pociąg jechał zbyt szybko. Alicia nie wiedziała, że jest zaręczony z kimś innym, i nie miała pojęcia o Amandzie. On nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy i nie był pewien, czy kiedykolwiek się na tę odwagę zbierze. Dowiedziałaby się wtedy, że jest zdrajcą i kłamcą. Jak miałaby go potem szanować? Nie było na to szans i nie miałby do niej o to pretensji. Przez kilka następnych tygodni co wieczór szli do jej mieszkania, gdy on kończył pracę. Parę razy nawet wyszedł z biura wcześniej. Czekał na nią przed Hunter College, kiedy miała zajęcia, i jechał z nią metrem do miasta. Gotowali u niej kolację, kiedy mieli siłę zawracać sobie głowę jedzeniem, i co wieczór wracał do domu późno; mówił Amandzie, że pracuje nad nową grą. Zupełnie zapomniał o przyjęciu, na które miał z nią pójść, i powiedział, że w najbliższy weekend musi pracować, więc pojechała do rodziców bez niego, a on spędził czas z Alicią. Na szczęście Amanda się o tym nie dowiedziała. Gdy był z Alicią, wyłączał komórkę, a Amandzie powiedział, że to nowe zasady w pracy. Jego życie stało się połączeniem nieba i piekła. Poczucie winy było jego nieodłącznym towarzyszem, tak jak pożądanie. Namiętność stanowiła siłę napędową w ich życiu, a kiedy się nie kochali ani nie byli na siłowni, śmiali się razem. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz śmiał się z Amandą, a ich przesadnie wystawne, gargantuiczne wesele zaczęło mu się wydawać groteskowe – tyle tylko, że chodziło również jego życie. To prawdziwe, jakiego wszyscy od niego oczekiwali. Nie mógł zostawić Alicii. Za bardzo ją kochał. Ale jeśli to tylko przelotna przygoda i namiętność się wypali, a drogą, którą powinien podążać, jest życie z Amandą? Jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy, zdołowany i skołowany jednocześnie i nie miał z kim o tym porozmawiać. Nikomu nie mógł się z tego zwierzyć. Po miesiącu spotykania się z Alicią schudł pięć kilogramów i wyglądał mizernie. Amanda skomplementowała go za to i powiedziała, że wygląda świetnie. Treningi przynosiły niezłe rezultaty. Powiedział, że to dlatego, że zaczął uprawiać też boks. Uwielbiał go i czasami stawał do walki z Alicią, ale ona była od niego szybsza i lepsza i miała niezły prawy sierpowy. Uwielbiała go powalać, a wtedy oboje śmiali się do rozpuku. W życiu nie widział, żeby ktoś skakał na skakance tak szybko jak ona, a do tego była jedną z najbystrzejszych kobiet, z jakimi miał do czynienia. Jednak duch Amandy był zawsze przy nim, gdy sypiał z Alicią. Usiłował o niej zapomnieć, ale nie był w stanie, choć wiedział, że nie może ciągnąć tego w nieskończoność. Prędzej czy później sprawa się wyda i domyślał się, co się wtedy będzie działo. Nie chciał zranić żadnej z kobiet i wiedział, że nie chce stracić Alicii. Nie mógł. Codziennie przyrzekał sobie, że to załatwi, ale tego nie robił. Dawał sobie jeszcze jeden dzień z Alicią jako prezent. Wykorzystywał każdą możliwą wymówkę, żeby nie uprawiać seksu z Amandą, i kochał się z nią tylko wtedy, gdy było to nieuniknione. Amanda była taka jak zawsze i już go nie podniecała. Teraz rozpalała go Alicia. – Coś cię gnębi? – spytała Alicia któregoś wieczoru. Była bardziej spostrzegawcza niż
Amanda. Gapił się przed siebie ze zrozpaczoną miną. – Małe problemy w pracy. Nic ważnego. – Kiwnęła głową i nie naciskała dalej. Nigdy nie poszli do jego mieszkania. Sam nie był w nim od miesięcy, bo przeprowadził się do Amandy. Bał się, że ona może się tam zjawić, więc powiedział Alicii, że jest dołujące, że woli jej mieszkanie, a jej to nie przeszkadzało. Wierzyła we wszystko, co mówił, bo była przekonana, że jest facetem, który mówi prawdę. Nie miała powodów podejrzewać, że jest inaczej. Na samym początku powiedział jej, że się z kimś spotyka, ale nigdy więcej o tym nie wspomniał, więc przyjęła, że to skończone. Spędzał z nią cały swój wolny czas i weekendy. Nie miałby kiedy spotykać się z kimś innym. Amanda spędzała u rodziców w Bronxville trzy dni w tygodniu, zgodnie z wakacyjnym rozkładem pracy „Vogue’a”. Anthony nie był w Bronxville od miesiąca, wymawiając się tym, że projektuje nową grę, co, jak twierdził, było bardzo intensywnym procesem. Leżał w łóżku, przytulając Alicię, i zastanawiał się, jak długo będzie tak żył. Wiedział, że obu kobietom jest winien uporządkowanie tej sprawy. Ich dni były policzone i nie wiedział, jak Alicia zareaguje. Gdy o tym myślał, łzy popłynęły mu po policzkach. Spała w jego ramionach, a on mocno ją obejmował. Nie chciał jej nigdy wypuścić, ale jeżeli miał spełnić oczekiwania Amandy, musiał to zrobić. Odejście od Alicii będzie najtrudniejszą rzeczą, jaką w życiu zrobił. Na myśl o tym rozpłakał się jeszcze mocniej. Nie mógł sobie wyobrazić reszty życia bez niej. Ale będzie musiał stawić temu czoło. Niebawem. Telefon przy łóżku Kate zadzwonił o jedenastej wieczorem w lipcu, kiedy przeglądała zeznania. Serce zawsze zamierało jej na chwilę, gdy dzwonił o tej godzinie. Przy trójce dzieci, które wyfrunęły już z gniazda, zawsze się bała, że coś mogło im się stać. Podniosła go i odebrała z niespokojnym „halo”. Usłyszała głos Claire, w którym nie było słychać, żeby stało się coś strasznego. Wydawała się szczęśliwa i w dobrym nastroju, a zaledwie dwa dni wcześniej powiedziała matce, że z Reedem układa jej się wspaniale. Spotykali się od trzech miesięcy, a ona nadal nie powiedziała o tym w kancelarii i nie widziała powodu, dla którego miałaby to zrobić. Nie zgadzała się z matką. – Wszystko w porządku? – zadała swoje standardowe pierwsze pytanie Kate. – Jasne – odpowiedziała Claire radośnie. – Mogę wpaść do ciebie jutro po pracy? Będziesz w domu? – Tak, chyba tak. Nie mam żadnych planów. Coś się stało? – Miała nadzieję, że Claire nie wybiera się do niej po to, żeby jej powiedzieć, że zaręczają się z Reedem. Było na to o wiele za wcześnie. – Chcę cię po prostu odwiedzić. – Nigdy tego nie robiła i Kate nagle nabrała podejrzeń. – Naprawdę nic się nie stało? – Może ją zwolnili i chciała jej o tym powiedzieć osobiście. Kate miała nadzieję, że tak nie jest. Nie mogła się domyślić, o co chodzi. – Wszystko w porządku. – To dobrze. Zostaniesz na kolacji? Kupię coś po drodze do domu. – Nie, nie trzeba. Wybieramy się na weekend do Hamptons. Wyjeżdżamy zaraz, jak wrócę od ciebie. – Aha, w takim razie do zobaczenia. – Kate ogarnął strach. Coś było na rzeczy, ale Claire nie wydawała się smutna, więc Kate miała nadzieję, że nie jest to nic bardzo złego. Jednak nie dawało jej to spokoju i nie mogła zasnąć. Cokolwiek to było, musiała poczekać do następnego dnia, żeby się dowiedzieć. Claire na pewno chciała, żeby matka doradziła jej w jakiejś sprawie. W końcu zasnęła, po tym, jak uzmysłowiła sobie, że dawno nie słyszała się z Anthonym. Obiecała sobie, że zadzwoni do niego w weekend. Zastanawiała się, kiedy rodzic przestaje się martwić o dzieci. W jakim wieku te pisklęta wzbijają się do lotu i odlatują na dobre. Wiedziała tylko, że u niej to się jeszcze nie wydarzyło, i nadal przez większość czasu martwiła się o
wszystkie swoje dzieci. Kiedy obudziła się następnego ranka, przypomniała sobie o wieczornej wizycie Claire po pracy i nadal nie potrafiła odgadnąć, o co chodzi. Może jednak postanowiła zerwać z Reedem. Nadeszła jego pora. Ale przecież wyjeżdżali razem na weekend, więc nie składało się to w całość. Włożyła akta, które przeglądała zeszłego wieczoru, do swojej teczki i poszła pod prysznic. Cokolwiek Claire ma jej do powiedzenia, musi zaczekać do wieczora. Teraz rozpoczynała pracowity dzień.
5 Claire zjawiła się u Kate o wpół do siódmej, pięć minut po tym, jak Kate weszła do domu. To był długi, stresujący dzień, pełen irytujących niespodzianek, trudnych klientów i drobnych sporów ze wspólnikiem zarządzającym kancelarią. Pojechała do domu taksówką, żeby nie spóźnić się na wizytę Claire, i czuła się wymięta i zmęczona. Zdążyła zdjąć buty, odłożyła teczkę i wtedy zadzwonił dzwonek. Portier wpuścił Claire bez zapowiedzi, bo doskonale ją znał. Claire miała na sobie białe dżinsowe krótkie spodenki, różowy T-shirt i sandałki na wyjazd do Hamptons, i rzuciła torebkę przy drzwiach. Była to wielka torba Balenciagi. – Jak ci minął dzień, mamo? – spytała beztrosko. – Szczerze mówiąc, fatalnie. Ze wszystkimi się kłóciłam. Zamierzam odprawić klienta, który mnie okłamuje. Nie mogę go bronić i nie chcę. A w moim pokoju wysiadła klimatyzacja. Cały dzień przesiedziałam dosłownie w saunie. – Temperatura na dworze dochodziła w południe do trzydziestu ośmiu stopni. – A tobie? – Uśmiechnęła się do córki, zdjęła żakiet eleganckiej garsonki i rzuciła go na krzesło, a Claire usiadła na kanapie i patrzyła na nią. – W porządku – powiedziała, a Kate usiadła naprzeciw niej i usiłowała odgadnąć, co usłyszy za chwilę. Przypuszczała, że chodzi o zamiar zerwania z Reedem albo problemy w pracy. – Chcę ci o czymś powiedzieć – oznajmiła Claire bez większych wstępów. – Jestem w ciąży. – Jej słowa zawisły w powietrzu, a Kate zastanawiała się, czy dobrze usłyszała. Na pewno nie. Nigdy wcześniej nic takiego nie przydarzyło się żadnej z córek ani żadnej dziewczynie, z którą spotykał się Anthony. To było niemożliwe. Jednak mina na twarzy Claire mówiła, że to prawda. Kate przez chwilę miała wrażenie, że nie może oddychać. W końcu zaczerpnęła powietrza i się odezwała. – Zamierzasz poddać się aborcji? – Ledwie zdołała wydusić z siebie te słowa. Miała swoje poglądy na ten temat, ale było to pierwsze oczywiste pytanie w takiej sytuacji. Nie wykonała żadnego ruchu w kierunku Claire. Była zbyt zszokowana, żeby cokolwiek zrobić, więc tylko siedziała i gapiła się na córkę z niedowierzaniem. – Oczywiście, że nie. To dziecko Reeda. Kochamy się. – W jej ustach brzmiało to jak rzecz oczywista i zupełnie normalna. Nie wyglądała na przestraszoną czy smutną ani w najmniejszym stopniu skruszoną. Zdawała się jeszcze bardziej zszokowana niż matka tym, że Kate w ogóle podjęła temat aborcji. Zachowywała się, jakby była mężatką, a ciąża – wynikiem przemyślanego planowania. Przez chwilę Kate zastanawiała się, czy rzeczywiście tak jest. – Który to miesiąc? – spytała ochrypłym głosem. – Szósty tydzień – odpowiedziała Claire niemal z dumą, co dla Kate było wstrząsem. Przynajmniej nie było zbyt późno, żeby zrobić w tej sytuacji coś sensownego, gdyby chciała wybrać takie rozwiązanie. Nie tego pragnęła dla niej Kate, ale w tej chwili należało zadać to pytanie. Chciała znać plany Claire. – Urodzę to dziecko, mamo – powiedziała, stawiając sprawę jasno. Kate czuła, jak ściska ją w dołku i dreszcz przebiega jej po kręgosłupie. Nigdy w życiu nie przyszło jej do głowy, że będzie przeżywać coś podobnego z jedną ze swoich córek. To było jak kiepskie reality show. – A co na to wszystko mówi Reed? Już wie? – Oczywiście – odparła Claire głęboko urażona. – Razem robiliśmy test. Jest w siódmym niebie. Świetnie. – A może wynik jest nieprawdziwy? Domowe testy nie zawsze są wiarygodne – oznajmiła Kate jak tonący, który chwyta się brzytwy.
– Zrobiłam też badanie krwi, żeby to potwierdzić. Reed powiedział to samo i chcieliśmy mieć pewność. Jestem w ciąży na sto procent. – Powiedziała to tak, jakby chodziło o jakieś zwycięstwo, a nie tragedię czy porażkę. Claire się uśmiechała, a Kate walczyła, żeby powstrzymać łzy. – Wyjdziesz za mąż? – spytała Kate, a Claire spojrzała matce w oczy i pokręciła głową. – Rozmawialiśmy o tym. Reed chce ślubu, ale ja nie jestem gotowa. Kocham go całym sercem, ale nie czuję się gotowa na małżeństwo i wszystko, co się z nim wiąże. – Kate wyglądała tak, jakby ktoś dał jej w twarz. – Chwileczkę. Nie czujesz się gotowa na małżeństwo, a jesteś gotowa na dziecko? Wiesz, jakie to niedorzeczne? Z małżeństwa można się wycofać, jeżeli popełni się błąd. Z dziecka – nie. Dziecko jest na zawsze, do końca życia, i jeżeli będziecie mieć dziecko, będziesz związana z Reedem, bez względu na to, czy za niego wyjdziesz, czy nie. Skoro nie jesteś gotowa na zobowiązanie, jakie niesie ze sobą ślub, jak możesz być gotowa na odpowiedzialność za dziecko? Wytłumacz mi to. – Małżeństwo nie oznacza dla mnie tego samego, co dla ciebie, mamo. To nie jest wielki magiczny, konieczny i najważniejszy cel w życiu. Nie mam nic przeciwko ślubom, jeżeli ktoś tego chce. Ale ja nie chcę. To, co czuję do Reeda, i nasze dziecko są dla mnie o wiele ważniejsze. Tylko to się dla mnie liczy. Nie muszę za niego wychodzić. To takie staroświeckie, mamo. Czasy się zmieniły. Ludzie się już nie pobierają. – Była bardzo pewna siebie, gdy to mówiła, czym rozzłościła Kate. – Oj, mylisz się, niektórzy się pobierają. Normalna kolejność to ślub, potem dzieci, nie na odwrót albo, co gorsza, dzieci bez ślubu. To nienormalne, a już na pewno mało poważne. Myślałaś o swojej karierze? Pracujesz dla bardzo konserwatywnej kancelarii z zasadami. W dzisiejszych czasach, co prawda, nie mogą cię zwolnić za to, że urodzisz nieślubne dziecko, bo mogłabyś ich pozwać. Ale z pewnością mogą cię pomijać w awansie na wspólnika, już zawsze albo przez bardzo długi czas. – Jeżeli tak będzie, przeniosę się do innej kancelarii. Nie jestem ich własnością. Jest całe mnóstwo nowoczesnych kancelarii prawnych, dla których nie będzie to najmniejszym problemem. Kate wiedziała, że to prawda, ale nie mogła znieść tego, co mówiła i co chciała zrobić Claire. Wychowała dzieci, opierając się na tradycyjnych wartościach, a Claire nagle chciała być nowoczesna i zostać niezamężną matką. Na myśl o tym Kate pękało serce. Czego w procesie wychowania nie zrozumiała jej córka i dlaczego odrzuca najbardziej fundamentalne zasady moralne, w które Kate tak głęboko wierzyła i oczekiwała, że jej dzieci także będą się do nich stosować? – Więc nie wychodzisz za mąż? – powiedziała z niedowierzaniem. – Zgadza się – potwierdziła Claire z buntowniczą miną. Wiedziała, jakie matka ma na ten temat poglądy, ale się nimi nie przejmowała. – I czujesz się gotowa, żeby zostać matką w wieku dwudziestu sześciu lat? Samotną matką? – Będę miała dwadzieścia siedem, kiedy dziecko się urodzi. Termin mam na marzec. – Więc masz dość czasu, żeby szybko wyjść za mąż i to ukryć – oznajmiła zdesperowana Kate. – Żeby wszystko wyglądało jak należy. – Nie muszę wychodzić za mąż. Już teraz wszystko jest jak należy. Reed i ja się kochamy i nie będę samotną matką. Będzie przy mnie. Powiedział, że ożeni się ze mną w każdej chwili, jeśli tylko zmienię zdanie za kilka lat. Zawsze mówiłam, że nie chcę brać ślubu przed trzydziestką.
– A czy urodzenie dziecka z nieprawego łoża w wieku dwudziestu siedmiu lat było częścią twojego planu? – spytała Kate ze złością. Była na nią wściekła i miała ochotę nią potrząsnąć. Nie poznawała tej siedzącej przed nią aroganckiej młodej kobiety, zupełnie obojętnej na konwenanse i tradycje, wśród których się wychowała. – W tym dziecku nie ma nic nieprawego, mamo. Urodzę dziecko mężczyzny, którego kocham. – Którego znasz trzy miesiące. Nie zdążyliście nawet się dobrze poznać. Teraz mówi, że się z tobą ożeni, kiedy tylko zechcesz, ale w każdej chwili może zmienić zdanie. Moim zdaniem nie ma nic fajnego w urodzeniu nieślubnego dziecka. Uważam, że to niechlubne i nieodpowiedzialne. Skoro już zaszłaś w ciążę i chcesz urodzić dziecko, miej przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby wziąć ślub. Wyprawię ci wesele. – Nie chcę wesela. Mam wszystko, czego chcę, mężczyznę, którego kocham, i to dziecko. – Nie mogę uwierzyć, że mówisz mi coś takiego, i to z taką beztroską. Nie masz pojęcia, w co się pakujesz. – Owszem, mam. Widziałam ciebie z nami. Poradziłaś sobie sama. Jeżeli będę musiała, też sobie poradzę. – Ja byłam żoną twojego ojca, zanim się urodziliście. – To było trzydzieści trzy lata temu. Teraz takie rzeczy nie mają już znaczenia. Mało kto bierze ślub, żeby mieć dziecko. A ja nie zamierzam się z tym ukrywać, jakbym popełniła jakieś przestępstwo. Jesteśmy przeszczęśliwi. Przykro mi, jeżeli ty nie, mamo, i jeżeli uważasz, że to taka hańba. Smutne. Będziesz miała wnuka. Powinnaś się cieszyć. – Nie w takich okolicznościach. Jak mam się cieszyć? Robisz coś, co stoi w zupełnej sprzeczności ze wszystkimi moimi zasadami, według których cię wychowałam. Nigdy żadnego z was nie namawiałam do ślubu, ale skoro będziesz miała dziecko, uważam, że powinnaś wyjść za mąż. Przynajmniej tyle możesz zrobić, z przyzwoitości, szacunku do siebie samej i dla dziecka. – Dziecku jesteśmy winni to, żeby być dobrymi rodzicami. Nikogo nie będzie obchodzić, czy mamy ślub. I owszem, namawiałaś nas do ślubu. Jak myślisz, dlaczego Anthony się żeni? Zachęcałaś go, żeby wziął ślub z tą idiotką dlatego, że jej rodzice mają wysoką pozycję społeczną i wielki dom. – Nie dlatego chcę, żeby się z nią ożenił. Uważam, że ona sprowadzi go na ziemię i będzie wspaniałą żoną. – Cóż, a ja uważam, że się mylisz. Moim zdaniem będzie beznadziejną żoną, wielką nudziarą i śmiertelnym ciężarem dla niego. A ja na razie nie chcę być żoną, tylko matką. – Telefon komórkowy Claire zabrzęczał, informując o nadejściu wiadomości. Zerknęła na niego i wstała. – To Reed. Czeka na dole. Pojechał zatankować i już wrócił. Muszę iść. Będzie duży ruch. Jest piątek wieczór. – Spędziła u niej dokładnie trzydzieści pięć minut, tyle ile potrzeba, żeby poinformować matkę, że jest w ciąży, chce urodzić nieślubne dziecko, nie ma zamiaru wychodzić za mąż, i wyjść. Dla Kate było to niczym Hiroszima. Czuła się tak, jakby Claire zrzuciła na nią bombę atomową. Ale wszystko zostało powiedziane. Claire jasno się wyraziła, że jej plany nie podlegają dyskusji ani negocjacjom. Przyjechała, żeby o nich oznajmić, a nie je uzgadniać. Zamierzała postąpić tak, jak chciała, a matka musiała się z tym zwyczajnie pogodzić. Kate nie była nawet w stanie cieszyć się z wnuka. Cała ta sytuacja wydawała jej się jedną wielką tragedią. – Rezygnuję z mojego mieszkania i wprowadzam się do Reeda. I tak miałam to zrobić, zanim dowiedzieliśmy się o dziecku. On przynajmniej jest z tego powodu szczęśliwy, bo ty najwyraźniej nie jesteś. – Claire wyglądała na oburzoną i rozczarowaną jednocześnie. Oczekiwała, że matka okaże jej wsparcie i będzie zachwycona. Ale jak miała być zachwycona przy takim podejściu Claire? Kate nie byłaby szczęśliwa, gdyby chodziło tylko o sam nagły ślub,
a już dziecko i brak ślubu to było dla niej zdecydowanie za dużo i niedorzecznością było w tej sytuacji oczekiwać, że będzie zachwycona. – Potrzebuję trochę czasu, żeby to przetrawić – powiedziała ponurym głosem i również wstała. – Wiele oczekujesz, skoro chcesz, żebym cieszyła się z tego, w jaki sposób zamierzasz się z tym zmierzyć. – Małżeństwo to archaiczna tradycja, mamo. Nikt rozsądny się już nie pobiera. – Owszem, niektórzy się pobierają i przykro mi, że nie chcesz być jedną z nich. Może to archaiczne, ale stosowne. – Twoim zdaniem, nie moim. – Claire ruszyła w stronę drzwi, a Kate za nią. Wyciągnęła ręce, żeby objąć córkę, ale ona ją odepchnęła. – Nie wysilaj się. Wiem, co o mnie myślisz. Zostałam rodzinną zakałą. Kochasz nas wszystkich, dopóki robimy dokładnie to, czego ty chcesz, zdobywamy świetne wykształcenie, znajdujemy wspaniałą pracę, zaharowujemy się na śmierć i robimy wszystko „odpowiednio” po twojemu. Może udało ci się to z Anthonym, ale nie ze mną. Ja wiem, że to, co robię, jest dla mnie dobre. Przykro mi, jeżeli ty tak nie uważasz. – Nie odtrącam cię. Jesteś niesprawiedliwa. To dla mnie potworny wstrząs – odparła cicho Kate. – Tu nie chodzi o ciebie – skwitowała chłodno Claire. – Tu chodzi o mnie i o Reeda, i o nasze dziecko. I jeżeli nie chcesz nas wspierać i mieć w tym udziału, twoja sprawa. – Zachowywała się nieprawdopodobnie niegrzecznie i niedojrzale, a każde jej słowo wbijało się w Kate jak nóż. Przeżywała pierwszy w życiu poważny problem z jednym z jej dzieci, i to duży. Zastanawiała się, czy zadane sobie nawzajem rany kiedykolwiek się zabliźnią. Nie mogła nawet myśleć o dziecku, tak była zraniona i wstrząśnięta zachowaniem własnej córki. – Kocham cię. Przykro mi, ale to trudne dla nas obu – powiedziała Kate smutnym tonem. Czuła się tak, jakby właśnie straciła najmłodsze dziecko, ale nie mogła być wobec niej nieszczera. Claire wypowiedziała swoją prawdę i Kate miała prawo wypowiedzieć swoją, ale Claire najwyraźniej była innego zdania. Chciała, żeby matka zachwyciła się wspaniałą wiadomością i przyklasnęła wszystkiemu, co robi córka, a tymczasem nie mogła. Musiała przynajmniej wyrazić swoje zdanie i spróbować przemówić Claire do rozsądku. I choć Kate była zła, czy wręcz wściekła, kochała Claire i chciała jej to wyraźnie powiedzieć. – Dla mnie to nie jest trudne – oświadczyła, otwierając drzwi. – Mam Reeda. Nie potrzebuję cię, jeżeli nie chcesz w tym uczestniczyć. – Tego nie powiedziałam. Stwierdziłam, że moim zdaniem powinnaś wziąć ślub i zachować się przyzwoicie. – Według twoich standardów. – I nie powiedziałam, że nie chcę w tym uczestniczyć. Kiedy Reed tankował, zaserwowałaś mi potężny wstrząs. Muszę z tym chwilę posiedzieć i wszystko spokojnie przemyśleć. Claire już wychodziła, ale odwróciła się jeszcze do matki. – Aha, Reed mówi, że chciałby cię poznać. – Ja też chcę go poznać – pdparła cicho Kate. – Dam ci znać, jak będę gotowa. Claire w tej bardzo poważnej sytuacji zachowywała się jak dzieciak, a Kate nie czuła się jeszcze gotowa na spotkanie z Reedem. Była głęboko zraniona wszystkim, co usłyszała od córki, i jej sposobem postawienia sprawy. – Zadzwonię do ciebie – rzuciła Claire i zatrzasnęła za sobą drzwi. Kate stała, gapiąc się na nie, i wybuchła płaczem. Płakała przez godzinę i nie zmrużyła oka przez całą noc. Zadzwoniła do Claire na komórkę, żeby powiedzieć jej, że ją kocha, ale córka nie odebrała. Wysłała jej wiadomość, ale
nie dostała odpowiedzi. Zdarzały jej się potyczki z dziećmi w okresie dorastania, imprezy, na które nie wolno im było pójść, albo lekkie kary za niewykonane obowiązki domowe, ale nigdy nie wydarzyło się nic podobnego do sytuacji z Claire, odrzucającej rodzinne wartości, agresywnie obrażającej matkę i robiącej coś, co na zawsze wpłynie na życie jej i dziecka. Dziecko i bojkot małżeństwa były poważną sprawą, w dodatku z mężczyzną, którego znała zaledwie od trzech miesięcy i który może z nią będzie, a może nie. Przynajmniej zaproponował jej ślub, ale Claire się nie zgodziła i powiedziała matce wiele okrutnych rzeczy. Kate siedziała i przez cały weekend leczyła rany. Nie chciała z nikim rozmawiać, a Claire się do niej nie odezwała. Bart zadzwonił do niej z Waszyngtonu, ale nie odebrała i napisała mu, że ma grypę. Nie była gotowa, żeby mu o tym powiedzieć. Przyjemnie spędzali czas, ale teraz Kate cierpiała i nie chciała mu się z tego zwierzać. Jej dzieci i jej relacje z nimi zawsze wydawały jej się takie idealne w porównaniu z jego życiem. Zawsze mówił, jaka dobra z niej matka, a teraz jej najmłodsza córka miała urodzić nieślubne dziecko. Czuła się z tego powodu potwornie zawstydzona i nie mogła o tym powiedzieć ani jemu, ani nikomu innemu. W niedzielę rano wybrała się na spacer, mimowolnie znalazła się pod domem matki i zadzwoniła do niej z dołu. – Przepraszam, że zjawiam się bez zapowiedzi – odezwała się zmartwionym tonem. – Wstałaś już? – Czytałam gazetę. Coś się stało? – zaniepokoiła się Margaret. Kate zawsze przed przyjściem dzwoniła. – Nic groźnego. Wszyscy są cali i zdrowi – odpowiedziała szybko Kate. Po śmiertelnym wypadku Toma przed laty obie były przewrażliwione na punkcie tego, że coś może się stać. Sytuacja była poważna, ale nie tragiczna, nawet jeżeli Kate tak ją odbierała. – Wejdź – powiedziała Margaret z ulgą. Kate przeszła obok portiera z chłodną miną, a Margaret otworzyła córce drzwi i od razu zauważyła, że wygląda na przybitą. – Coś z Bartem? – Tylko to przychodziło jej do głowy, o ile Kate nie okłamywała jej, że z dziećmi wszystko w porządku. – Nie, dzieciom też nic nie jest. W każdym razie wszystkie żyją. – Weszła do kuchni i usiadła, a Margaret poszła za nią z niespokojną miną. Kate spojrzała na matkę żałośnie. – Claire jest w ciąży. Urodzi dziecko i nie weźmie ślubu. Nie uważa, żeby małżeństwo było jeszcze potrzebne, jej zdaniem to staroświecka tradycja. Nie czuje się gotowa na małżeństwo w ciągu najbliższych lat, za to czuje się gotowa na dziecko. Twierdzi, że są przeszczęśliwi. On zaproponował jej ślub, ale ona się nie zgodziła. Margaret siedziała przy kuchennym stole naprzeciwko córki i wpatrywała się w nią w skupieniu. – Kiedy się tego wszystkiego dowiedziałaś? – Wyglądała na równie nieszczęśliwą, jak jej córka. – W piątek wieczorem. Od tamtej pory ciągle płaczę. Nienawidzi mnie, bo nie fruwam ze szczęścia. Może to moja kara za to, że zbyt wysoko ustawiłam im poprzeczkę, jak zawsze mówiłaś. Nie wiedziałam, że ma aż taką awersję do małżeństwa. Reeda Baileya zna trzy miesiące. To absurd. – Powiedziała ci, jak to się stało? – spytała z namysłem Margaret. – Standardowo, jak się domyślam – odpowiedziała Kate z gorzkim uśmiechem. – Chodziło mi o to, czy to był przypadek, czy to planowali? – Byłam tak wstrząśnięta, że nie przyszło mi do głowy spytać, ale i tak raczej nie powiedziałaby mi prawdy. Nie zdziwiłabym się, gdyby była to ich wspólna decyzja, skoro on powiedział jej na początku, że chce, żeby została matką jego dzieci. Nie sądziłam, że chodziło
mu o tak bliską przyszłość. – Ona zawsze daje się ponieść. – Margaret westchnęła. – Choć tym razem to zdecydowanie ekstremalna sytuacja. – A potem zmrużyła oczy i spojrzała na Kate. – Ale to nie koniec świata. Nie pozwól, żeby to cię zniszczyło. – Właśnie tak się czuję. To straszny błąd. – W naszych oczach, nie jej – zauważyła Margaret, znów tonem terapeutki. – Ona nie jest nawet zawstydzona ani skruszona. Zachowywała się wobec mnie bardzo agresywnie. – Zalewała ją z tego powodu niezmierzona ilość emocji i z żadnej z nich nie była dumna ani – pierwszy raz w życiu – nie była też dumna z córki. Claire odrzucała wszystko, w co wierzyła jej rodzina, i wartości, na których się wychowała. – Wstyd nie ma znaczenia. Pogodzisz się z tym. Martwię się tylko tym, czy ona jest gotowa, żeby zostać matką, i czy ten mężczyzna jest kimś, na kogo może liczyć, czy też traktuje ją jak przelotną miłostkę. Nie znamy go, ona też nie. – Mówi, że on chce mnie poznać, ale ja nie jestem na to gotowa. – Kate czuła się tak, jakby ziemia usunęła jej się spod nóg. Po raz pierwszy któreś z jej dzieci zrobiło coś strasznego i głupiego, co miało wpłynąć na całe dalsze życie. Claire złamała jej serce i choć nie zdawała sobie z tego sprawy, w pewnych kręgach jej reputacja będzie zrujnowana na zawsze. Świat nie był aż tak nowoczesny, jak jej się zdawało, przynajmniej w ich kręgach towarzyskich. – Powinnaś go poznać – powiedziała stanowczo Margaret. – Posłuchać. Twoja ocena będzie o wiele trafniejsza niż jej. – Tom by umarł, gdyby żył. – Ale nie żyje. Więc będziesz musiała zmierzyć się z tym sama. – Zamilkła na chwilę, a później spojrzała na Kate. – Wiedzą o tobie? Powiedziałaś im? – Nie, to nieistotne. Nie muszą wiedzieć. – To nie jest nieistotne. Chodzi o ciebie. Są na tyle dorosłe, że powinny wiedzieć, dzięki temu staniesz się w ich oczach bardziej ludzka. To część twojej historii. Powinnaś im ją wyjawić. – To niczego nie zmieni. – Powinnaś była im powiedzieć wiele lat temu – oznajmiła stanowczo Margaret, a Kate zaprotestowała. Spędziła u matki jeszcze godzinę, a potem wróciła do siebie, w niewiele lepszym nastroju. Oddzwoniła do Barta – był w szoku, gdy ją usłyszał. – Masz straszny głos. Musisz być naprawdę chora. – Nie umiał odróżnić łez od grypy, a ona nie chciała rozmawiać z nim przez kamerę. Powiedział, żeby się wygrzewała i szybko wracała do zdrowia. Kate nie miała zamiaru mu powiedzieć, ale wiedziała, że prędzej czy później wszyscy się dowiedzą. Nieślubnego dziecka nie da się utrzymać w sekrecie. Zresztą Claire nie miała zamiaru robić z tego żadnej tajemnicy, więc Kate nie pozostawało nic innego, jak się z tym pogodzić. Zastanawiała się, kiedy Claire powie bratu czy siostrze i jak zareagują. Claire zadzwoniła do niej tego wieczoru, nie z przeprosinami za to, co powiedziała, ale dlatego, że Reed nalegał, że chce ją poznać. Powiedział Claire, że bez względu na to, jak zła jest na matkę, chce się z nią zobaczyć, żeby udowodnić, że jest człowiekiem honoru i chce się ożenić z jej córką. – Będzie chciała nas zmusić do ślubu, a ja nie chcę wychodzić za mąż tylko dlatego, że ona tego chce – powiedziała Claire Reedowi. – Chcę wziąć ślub, jak będziemy na to gotowi i sami będziemy tego chcieli, a nie dla niej albo dlatego, że „musimy”. Ona oczekuje, że przez całe życie będziemy idealni, a ja mam tego dość. Nie chcę być już dłużej idealna. Chcę robić to, co jest dobre dla mnie. I dla ciebie – dodała po namyśle. – Może ślub byłby dobry dla dziecka, gdybyśmy się jednak zdecydowali – odparł łagodnie, ale ona z miną kapryśnego dziecka pokręciła głową.
– Moje dwie przyjaciółki mają dzieci bez ślubu i świat się nie zawalił – nie dawała za wygraną, a on nie nalegał. Był szczęśliwy tak czy owak, dopóki miał Claire i ich dziecko. Sprawy potoczyły się szybko, ale naprawdę ją kochał i chciał, żeby jej rodzina też o tym wiedziała. Kate niechętnie zgodziła się spotkać z nimi następnego dnia po pracy w jej mieszkaniu. Miała wrażenie, że to déjà vu piątkowego wieczoru, gdy Claire weszła naburmuszona, ale tym razem był z nią Reed i wyglądał na miłego i skruszonego, odkąd przestąpił próg. – Przykro mi, że to się stało tak szybko i że tak na panią spadło – powiedział, zdawało się, że szczerze. Wyglądał na miłego człowieka, miał faliste brązowe włosy i ciepłobrązowe oczy, i sprawiał wrażenie nieco starszego, niż był w rzeczywistości. Ubiór miał stosowny do okazji – spodnie khaki, świeżo wyprasowaną białą koszulę i lśniące buty. Sprawiał wrażenie dojrzałego i dobrze wychowanego i był pełen zrozumienia dla Kate. – Wyobrażam sobie, jakie to dla pani przykre. Z radością ożenię się z Claire, kiedy będzie na to gotowa. Chcę panią zapewnić, że mam uczciwe zamiary i że się o nią zatroszczę. Bardzo ją kocham. – Uśmiechnął się do Claire, a potem do jej matki, a do oczu Kate napłynęły łzy. Mówił rzeczowo, ale ta sytuacja nadal ją szokowała. Przeżywała coś, czego miała nadzieję nigdy nie przechodzić z żadną ze swoich córek, i nie sądziła, że coś takiego ją spotka. Ale Reed sprawiał wrażenie porządnego faceta, kochał Claire i pragnął dziecka. Wyjaśnił, że oboje jego rodzice zmarli, gdy był młody, urodził się, kiedy byli już w starszym wieku, byli bardzo konserwatywni i oni też byliby wstrząśnięci całą tą sytuacją, tak samo jak Kate. Dorastał w Nowym Jorku i widziała, że jest dobrze wychowany, grzeczny i wykształcony. Nie był buntownikiem, jakim nagle stała się Claire, i wyglądał na odpowiedzialnego dorosłego człowieka. – Dziękuję – powiedziała Kate, z trudem szukając słów. – Ciągle jestem oszołomiona całą sytuacją i tym, jak kategoryczną przeciwniczką małżeństwa jest Claire. Nie wiedziałam, że ma takie poglądy. – To był ten bunt, przed którym jej matka ostrzegała ją od lat, wobec tej wysoko ustawionej poprzeczki. Ale skoro w drodze było dziecko, Claire powinna zachowywać się rozsądnie i dojrzale, a nie jak rozzłoszczona nastolatka. Na to było trochę za późno. – W końcu do tego dojdziemy – uspokoił ją Reed. Nie zabawili u niej długo. Kate zaproponowała mu wino, ale podziękował, a przed wyjściem objął ją i podziękował za wyrozumiałość, której wcale nie okazywała. Zrobił wszystko, co mógł, żeby załagodzić konflikt, i dzięki temu znalazł uznanie w oczach Kate. Większym problemem niż Reed była jej córka. Kate zadzwoniła do matki, kiedy wyszli, i opowiedziała jej o wszystkim. – Chyba miała szczęście. Zdaje się, że to miły człowiek. – Coś jeszcze przyszło Kate do głowy, gdy zobaczyła ich razem. – Traktuje ją po ojcowsku. Miała tylko siedem lat, kiedy zginął Tom. Może Reed jest dla niej ojcem, którego nie miała. Odniosłam wrażenie, że on też wolałby wziąć ślub. Może uda mu się ją do tego namówić. – Koniec końców to nieistotne, czy będą mieli ślub, najważniejsze, żeby okazał się porządnym facetem i dobrym ojcem i jej nie zostawił. Miejmy nadzieję, że z nią zostanie. A ślub wcale nie jest gwarancją, że będzie przy niej trwał. – O czym obie dobrze wiedziały. – Wygląda na to, że tak. – Kate odczuła lekką ulgę, gdy go poznała. Cieszyła się, że nalegał na spotkanie, ale nadal była wstrząśnięta z powodu dziecka, rozczarowania córką i wstydu, z jakim przyjdzie jej się zmierzyć. Napisała tego wieczoru do Claire, prosząc ją, żeby przyszła do niej następnego dnia, sama, i zapewniła, że nie zabierze jej dużo czasu. Zjawiła się u niej z wrogą i podejrzliwą miną, nie bardzo rozumiejąc, po co Kate kazała jej przyjść, ale mimo wszystko przyszła. – Jeżeli ściągnęłaś mnie tu, żeby dalej próbować mnie namawiać na ślub, to nie ma sensu i od razu wychodzę.
– Chodzi o coś innego. O coś, co zdaniem twojej babci powinnam wam powiedzieć. Nie miałam zamiaru. Ale może dobrze, żebyś się dowiedziała, że ja też popełniałam błędy. Wejdź i usiądź. Usiadły naprzeciw siebie na kanapach. Claire wyczekiwała niecierpliwie, a Kate nie traciła czasu. – Ja też w młodości zaszłam przypadkowo w ciążę. Byłam młodsza od ciebie, miałam dziewiętnaście lat, on – dwadzieścia. Spotykaliśmy się przez parę miesięcy. Nie znałam go dobrze. Nie byłam w nim szaleńczo zakochana, jak ty w Reedzie. To był głupi błąd młodości. Studiowałam na drugim roku na Uniwersytecie Northwestern i byłam bardzo niewinna. Wychowywałam się właściwie pod kloszem. On był pierwszym chłopakiem, z którym się przespałam. Nazywał się Ethan Henry. Mój ojciec się wściekł i uparł się, żebyśmy się pobrali. Jego rodzice się zgodzili, więc to zrobiliśmy. Działo się to w lecie, więc byliśmy w domu, tutaj, w Nowym Jorku, a nie na uczelni. On dorabiał w wakacje w klubie na plaży na Long Island, gdzie mieszkał z rodzicami. Byliśmy dwojgiem głupich dzieciaków, które ledwie się znały, i żadne z nas nie było gotowe na małżeństwo ani na dziecko. Pobraliśmy się w czerwcu, kiedy on wrócił ze szkoły. Byłam wtedy w trzecim miesiącu. Pewnego wieczoru w sierpniu pojechaliśmy na Long Island. On prowadził, wypił parę piw. Byłam w piątym miesiącu, mieliśmy straszny wypadek. Jemu nic się nie stało, ale ja złamałam miednicę i straciłam dziecko. Zderzyliśmy się z innym samochodem i zginęła dwunastoletnia pasażerka. Mój ojciec załatwił unieważnienie małżeństwa zaraz po stracie dziecka, a ja chyba poczułam ulgę. Dowiedziałam się, że to był chłopczyk, i czułam się z tym strasznie. Chyba ciągle byłam w szoku, kiedy wracałam we wrześniu na studia. Część tego wszystkiego widzę jak przez mgłę. Później odbył się proces i Ethana skazano na siedem lat więzienia za zabójstwo. Nigdy więcej nie miałam z nim kontaktu, ale więzienie na pewno zrujnowało mu życie. Nigdy do siebie nie pisaliśmy i nie wiem, co się z nim stało. Zawsze miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, przez niego, dziecko, tamtą dziewczynkę, przez wszystko. Zostawiłam to za sobą, a po roku poznałam twojego ojca i pobraliśmy się, jak skończyłam studia, a resztę znasz. Ale nikt z was nie wiedział o tej pierwszej części. Claire słuchała z szeroko otwartymi oczami. – Byłaś mężatką przed tatą? – Przez dwa miesiące, z powodu niechcianej ciąży. Masz dowód, że ja też robiłam głupie rzeczy. – Tata wiedział? – Oczywiście. Powiedziałam mu, zanim się pobraliśmy. Nie trzymałabym tego przed nim w tajemnicy. – Dlaczego powiedziałaś to mnie, a nie opowiedziałaś nam wszystkim wcześniej? – Ton Claire był raczej oskarżycielski, a nie współczujący. – Uznałam, że nie musicie o tym wiedzieć. Twój ojciec i ja tak postanowiliśmy. Ale twoja babcia uważała, że jestem wam to winna i że powinnam zejść z piedestału. Nie jestem taka idealna, jak mogło wam się wydawać i jaką udawałam. – To co innego. Reed i ja jesteśmy zakochani – skwitowała Claire z uporem, ale Kate widziała, że ta historia nią wstrząsnęła. – Dlaczego mi powiedziałaś? Sugerujesz, żebym gdzieś wyjechała i zaliczyła wypadek, żeby pozbyć się dziecka? – Jej słowa były okrutne, a Kate poczuła, jakby dostała cios w brzuch, i tak też wyglądała. – Powiedziałam ci, bo ja też robiłam głupoty i pomyślałam, że zasługujesz, żeby o tym wiedzieć. Ale może jednak nie zasługiwałaś, skoro tylko tyle potrafisz powiedzieć. – Claire wyglądała na zawstydzoną, kiedy Kate wstała. Sporego wysiłku wymagało od niej, żeby
odgrzebać tę starą historię i opowiedzieć ją córce, i nie zasługiwała na reakcję, z jaką się spotkała. – Powiesz też reszcie? – Tak – odparła po prostu, a Claire podeszła do drzwi, zamyślona, a potem znów spojrzała na matkę. – Przepraszam, mamo. To musiało być dla ciebie ciężkie przeżycie. – Był to pierwszy przejaw człowieczeństwa, jaki Kate dostrzegła u Claire od czasu, gdy zaczęło się to całe zamieszanie z ciążą. – Było – odpowiedziała chłodno Kate. Claire przed chwilą znów ją rozczarowała. W ciągu ostatnich paru dni ich relacja mocno ucierpiała. Kate zastanawiała się, czy kiedyś się po tym pozbierają, czy też jej rodzina właśnie zaczyna się rozpadać. To było możliwe, choć przez lata ciężko nad nią pracowała i bardzo kochała swoje dzieci. Claire wyszła, a Kate zadzwoniła do matki, żeby jej powiedzieć, że to zrobiła – opowiedziała córce historię swojego pierwszego małżeństwa. – Jak zareagowała? – Niezbyt przyjemnie – stwierdziła Kate, wyraźnie wyczerpana. Nie cierpiała sobie o tym przypominać. To był bolesny okres w jej życiu, który zmusił ją, żeby dorosnąć. – Daj jej trochę czasu, przemyśli to sobie. Sporo teraz przechodzi. To była duża dawka informacji ciężkiego kalibru. – Zawahała się na chwilę. – O ojcu też jej powiedziałaś? – spytała w końcu. – Nie, nie powiedziałam i nie mam zamiaru. Niektórych rzeczy nie muszą wiedzieć i nigdy się nie dowiedzą. – Kate była spięta, odpowiadając matce. – Postąpiłabyś sprawiedliwie wobec siebie samej, gdybyś im to wyjawiła. – To już nie ma znaczenia. On nie żyje. – Ale ty żyjesz. Oni są dorośli, Kate. Powinni wiedzieć, kim jesteś i przez co przeszłaś. To dla ciebie ciężar. Jesteś już za stara na tajemnice. Kate podziękowała matce i się rozłączyła. Margaret miała na myśli tę jedyną tajemnicę, której Kate zamierzała dochować. Ze względu na dzieci i ich ojca.
6 Lipiec płynął, a Anthony czuł, że zaczyna odchodzić od zmysłów z powodu swojego podwójnego życia. Ponad wszystko chciał być z Alicią, ale co wieczór musiał wracać do domu do Amandy i za każdym razem gdy do niej przybywał, czuł się skołowany. Czekał, aż któraś z nich się dowie, ale w końcu dotarło do niego, że musi coś z tym zrobić sam. Chciał być uczciwy wobec Alicii. Szczerze ją kochał i nie chciał jej zranić bardziej. Nie chciał też ranić Amandy. W pewien ciepły wieczór wybrali się z Alicią na długi, spokojny spacer nad rzeką, żeby się ochłodzić. W drodze powrotnej do metra pocałował ją i uświadomił sobie, że nigdy nie kochał jej bardziej. Uczciwość w końcu zwyciężyła. Przystanął i spojrzał na nią. W jego oczach widać było jakąś boleść, bezgraniczny smutek, którego nie rozumiała. – Muszę ci coś wyznać – odezwał się ledwie słyszalnym szeptem. – Powinienem był ci to wyjawić dawno temu, ale tego nie zrobiłem. Pamiętasz, jak na początku powiedziałem, że się z kimś spotykam? Spotykałem się, i to się nie skończyło. Nie miałem odwagi ci się przyznać, ale to nadal trwa. Próbowałem wymyślić, jak to rozwiązać. Jestem w tobie zakochany. Nie chcę ryzykować, że cię stracę, ale chyba potrzebuję trochę czasu, żeby z tego wybrnąć. Nie mogę tego dalej ciągnąć, sypiając z tobą co wieczór. Moje życie zamieniło się w zupełny koszmar i czuję się z tego powodu strasznie. Chcę być przy tobie, a powinienem być gdzie indziej. Muszę to załatwić, Alicio, a potem wrócę do ciebie bez ciągnącego się za mną balastu jak ogon z puszek na sznurku. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Chcę to załatwić. – Chwileczkę. – Alicia zamarła, usiłując zrozumieć, co do niej mówi. – Olać puszki i tak dalej. Z kim powinieneś być i jak często się z nią spotykasz? Chcesz powiedzieć: codziennie? Mieszkasz z nią? Kiwnął głową z miną zbitego psa. – Jesteś żonaty?! – wrzasnęła na niego tak głośno, że słychać ją było przecznicę dalej, a on się skrzywił. – Nie, oczywiście, że nie. Aż takim łajdakiem nie jestem. – Postanowił przyznać się do wszystkiego. – W grudniu mam wziąć ślub. Nigdy nie czułem do niej tego, co do ciebie. To była męka, okłamywanie cię. Muszę to rozwiązać, Alicio. Wiem, że brzmi to teraz beznadziejnie, ale cię kocham. Przysięgam, że to prawda. – Wielkim znakiem zapytania było to, czy kocha też Amandę. Nie wiedział. – Moment. Jesteś zaręczony z jakąś kobietą, z którą masz się ożenić w grudniu, za pięć miesięcy? I wracasz do niej co wieczór po tym, jak się ze mną kochasz i, do kurwy nędzy, nie mówisz mi, że mieszkasz z kimś, z kim zaraz masz się pobrać? Kurwa mać, jesteśmy ze sobą prawie dwa miesiące i ty mi tego nie powiedziałeś? – Krzyczała na niego, ale wiedział, że na to zasłużył. – Nie wracam do niej co noc. W tym rzecz. Okłamywałem wszystkich, starając się to rozwiązać. Muszę z nią porozmawiać i uporządkować cały ten bałagan i wrócę do ciebie, jeżeli mnie przyjmiesz. Chcę być w porządku, wobec wszystkich. – W porządku? Oszalałeś? Okłamujesz mnie od dwóch miesięcy i nagle stwierdzasz, że chcesz być w porządku? Co zrobisz? Będziesz się kochał co wieczór z nami obiema? Co z ciebie za palant? Kim ty w ogóle jesteś? Pieprzony kłamca. Nie mów mi o jakimś „porządkowaniu”. Wracaj do tamtej kobiety i nigdy więcej do mnie nie dzwoń. – Po tych słowach, wypowiedzianych z rozszalałym spojrzeniem, zadała mu taki cios w twarz, że zatoczył się do tyłu i mało się nie przewrócił. Dostał jeszcze dwa, w pierś i w brzuch. Spojrzał na nią skulony. Nigdy wcześniej nikt nie zdzielił go w brzuch i oboje wiedzieli, że będzie miał podbite oko, i
właśnie o to jej chodziło. Nie złamała mu żadnej kości, choć mogła. – Alicia, nie… Przepraszam. Chciałem ci powiedzieć. Przeraźliwie się bałem, że cię stracę. – No i straciłeś. – Rozcierała kostki prawej dłoni. Musiała się wysilić, żeby tak mocno go uderzyć, ale nie miała wyrzutów sumienia. – A jeżeli jeszcze kiedyś się do mnie zbliżysz, kopnę cię w tyłek tak, że polecisz stąd do Brooklynu. Trzymaj się ode mnie z daleka! – krzyknęła. – Podbiłaś mi oko. – Ostrożnie dotykał policzka. – Taki miałam zamiar. Mogłeś skończyć o wiele gorzej. – Ten twój cholerny prawy sierpowy. Kocham cię, przysięgam, że uporządkuję ten bałagan. – Ale nie był pewien, czy to zrobi, i ona też to wyczuwała. – Powiedz to swojej narzeczonej. Powodzenia, dupku – powiedziała, odwróciła się i odeszła. Nie widział łez cieknących jej po policzkach. Z tyłu widział tylko dumnie wyprostowane ramiona i plecy, i szybki krok, gdy znikała, żeby znaleźć się od niego najdalej, jak się da. Skręciła, a potem, szlochając, pobiegła do metra. Dłoń ją bolała od ciosu, jaki mu zadała. Nie mogła uwierzyć, że zrobił jej coś takiego. Wierzyła mu, ufała, a on przez cały ten czas ją okłamywał. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że ona też go kochała, ale nie chciała go więcej widzieć. Zostawił u niej tylko parę rzeczy – koszulki, dżinsy i adidasy, które razem kupili. Wyrzuciła je do śmietnika pod domem, razem ze wszystkim, co od niego dostała – upominkami, książką, zasuszonymi kwiatami, różowym dinozaurem, który wygrał dla niej w parku rozrywki na Coney Island. Nie chciała, żeby cokolwiek jej o nim przypominało. Chciała go nienawidzić, ale nie mogła. Pragnęła tylko o nim zapomnieć. Zrobili sobie kilka wspólnych zdjęć w fotobudce, ale je również wyrzuciła. Zablokowała jego numer w telefonie, a potem położyła się i szlochała, aż w końcu zasnęła. Zanim Anthony dotarł do mieszkania Amandy, oko mu spuchło, klatka piersiowa i brzuch bolały go i było mu niedobrze. Nie miał do Alicii pretensji o to, że go uderzyła. Znając jej możliwości, nie wykorzystała całej swojej siły, boby go znokautowała. Niestety tego wieczoru Amanda była w domu. Wybrała się na kolację z koleżankami z „Vogue’a”, a on jej powiedział, że musi pracować do późna. Wszedł do mieszkania zgięty wpół i wpadł na nią w kuchni, do której poszedł po lód na oko. Krzyknęła na jego widok i podbiegła, żeby mu pomóc. – O, mój Boże, co się stało? – Wysunęła stołek, żeby usiadł. – Nic wielkiego, nic mi nie jest. Oberwałem w metrze. – Fakt, od pięćdziesięciopięciokilogramowej dziewczyny. – Zabrali ci zegarek i pieniądze? – Włożyła trochę lodu do plastikowej torebki i podała mu ją, a on się skrzywił, kiedy przyłożył worek do oka. Alicia nieźle go załatwiła. To był ostatni prezent od niej. – Nie, pogoniłem ich. Było ich trzech. – Ubarwił historię, choć wiedział, że jeżeli chce załatwić sprawę jak należy, musi być szczery także z Amandą, ale nie potrafił. Zanim odwoła ślub i zrujnuje jej życie, chciał zobaczyć, co do niej poczuje, kiedy nie będzie codziennie trzymał w ramionach Alicii. Musiał się dowiedzieć, czy sama Amanda mu wystarczy. Sam już nie wiedział. Może Alicia zniknie z jego pamięci, a on będzie się z tego cieszył. Musiał się o tym przekonać. – Przygotować ci gorącą kąpiel? – zaproponowała. – Nie, wezmę prysznic. – Uśmiechnął się do niej, ale w głowie miał tylko to, jak pięknie wyglądała Alicia, gdy się na niego wściekała, i jaka była zraniona. Niemal poczuł ulgę, gdy mu przyłożyła, choć strasznie go zabolało. Wiedział, że on ją zranił o wiele mocniej. Wszedł pod prysznic i pozwolił gorącej wodzie spływać po swoim ciele. Dotarło do
niego, że teraz musi zmienić siłownię. Nie mógł wrócić do poprzedniej ani w żadne z miejsc, do których chodzili razem. Przez prawie dwa miesiące wiedli wspólne życie. Tak jakby w jego życiu nikogo innego nie było. Kiedy był z Alicią, Amanda przestawała istnieć. Za to Alicia szła z nim do domu i kiedy Amanda szczebiotała o ślubie, w głowie słyszał głos Alicii i tęsknił za jej ciałem. Amanda czekała na niego w sypialni, oglądając telewizję, a on stał pod prysznicem i płakał za kobietą, którą właśnie dla niej zostawił. Powinien był powiedzieć Alicii na samym początku, ale wtedy poprzednie dwa miesiące nigdy by się nie wydarzyły, a stanowiły teraz jego najcenniejsze wspomnienia. Zastanawiał się, czy czułby to samo z powodu Amandy, gdyby z nią zerwał. Wszedł do sypialni, nadal zgięty, a jego oko robiło się paskudnie fioletowe. Wsunął się do łóżka obok Amandy w świeżo wymaglowaną pościel i leżał tak przez minutę z zamkniętymi oczami, i czuł jej dłoń na swojej piersi zsuwającą się powoli w dół. Otworzył zdrowe oko i chwycił ją za nadgarstek mocniej, niż chciał. – Nie mogę. Uderzyli mnie w pierś i w brzuch i potwornie boli mnie oko. – Tam też cię uderzyli? – Wyglądała na zmartwioną, a on pokręcił głową, ale gdyby Alicia na to wpadła, pewnie by to zrobiła. – Przepraszam, do jutra mi przejdzie. – Ale zastanawiał się, czy kiedykolwiek przejdzie mu zupełnie. Nie miał pojęcia, jak będzie żył bez Alicii, z samą Amandą dotrzymującą mu towarzystwa na zawsze. Anthony zaczekał do następnego weekendu, żeby odwiedzić babcię, z którą nie widział się od kilku tygodni. Czuł się winny, że tak długo jej nie odwiedzał. Zaniedbał wszystkich, żeby być z Alicią. Nie odzywała się do niego od tygodnia, ale nie spodziewał się niczego innego. Wiedział, jaka jest dumna. Nigdy więcej nie będzie miał z nią kontaktu i wiedział, że jego plan, żeby wrócić do niej, gdy już odwoła ślub, nie ma szans powodzenia. Alicia już nigdy nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć i nie miał do niej o to pretensji. Był dupkiem, tak jak powiedziała. Do czasu, gdy szedł do babci, jego zjawiskowe limo zmieniło się w zwykły siniak. Był ciemnoniebieski z żółtymi plamami i rzucał się w oczy, ale był niczym w porównaniu z tym, jak wyglądał na początku. – Dobry Boże! Co ci się stało? – spytała Margaret, a on trzymał się tej samej wersji. – Pobili mnie w metrze, trzej faceci. – Może powinieneś przestać jeździć metrem? – Nic mi nie będzie. – Był mniej rozmowny niż zwykle, a babcia spytała, nad czym teraz pracuje, i o szczegóły związane ze ślubem. Zauważyła, że jest bardziej rozkojarzony i chudszy, a to nie miało związku z pobiciem. Przyglądała mu się przez chwilę i delikatnie pogłaskała go po ręce. – Wszystko w porządku, Anthony? Wahał się, a ona czekała na odpowiedź. Czasami jej się zwierzał i zastanawiała się, czy zrobi to także teraz. – Nie wiem, babciu. Zamotałem się ostatnio – powiedział, zwieszając głowę i nie patrząc jej w oczy, a potem spojrzał na nią i zobaczyła dwa jeziora bólu. – W jakim sensie: zamotałeś? Ściszył głos, jakby się bał, że ktoś go usłyszy, ale nikogo więcej w mieszkaniu nie było. – Poznałem kogoś parę miesięcy temu. To wspaniała kobieta. Tak mnie do niej ciągnęło. Sama rozmowa z nią była podniecająca. Jest zupełnie inna. Ale Amanda to idealna kandydatka na żonę. Czasami jestem przez to skołowany. Nie wiem, co robić. Widziała, że cierpi i szuka odpowiedzi, i nie wiedziała dlaczego, ale odnosiła dziwne
wrażenie, że jego podbite oko ma z tym coś wspólnego. Jeśli tak, to ta kobieta z pewnością jest „inna” od kobiet, które znał. – Nie chodzi o to, żeby porównywać dwie kobiety. Nie wpadnij w tę pułapkę. Jeszcze bardziej się zamotasz. Po pierwsze, Amanda jest kandydatką na żonę, jeżeli jesteś w niej zakochany na tyle, żeby spędzić z nią kolejnych pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt lat, jeśli dopisze wam szczęście. A jeżeli nie jesteś w niej aż tak zakochany, nie ma znaczenia, jaką jest kobietą. Za mąż wychodzą rozmaite kobiety i pewnie różne by do ciebie pasowały. To nie rekrutacja do pracy, liczy się to, jak bardzo ją kochasz. A po drugie, powinieneś się zastanowić nad tym, że zainteresowała cię inna kobieta. Gdybyś szalał na punkcie Amandy, inne kobiety nie wydawałyby ci się pociągające. Jeżeli jest inaczej, musisz się temu przyjrzeć, bo w ciągu następnych pięćdziesięciu lat poznasz mnóstwo atrakcyjnych kobiet. Jeżeli już teraz spoglądasz na inne, to nie jest dobry znak. Przede wszystkim musisz się zastanowić, czy Amanda jest odpowiednią kobietą dla ciebie, skoro się z nią zaręczyłeś, a jeżeli nie, możesz próbować ze wszystkimi innymi. Przyjrzyj się dobrze temu, co cię czeka przy Amandzie. Upewnij się, że tego chcesz. A z czystej ciekawości, jedno pytanie na temat tej cudownej, „całkiem innej” kobiety. Czy ona nie jest przypadkiem bokserem? – Skinęła w stronę jego oka, a Anthony się roześmiał. Babcia była bystra i nie nabrała się na bajkę o napadzie. Wszyscy inni mu uwierzyli, nawet matka. – To prawda, jest amatorką wagi lekkiej, ale ma wprawę. – Uśmiechnął się do niej. – Tak myślałam. – Margaret odwzajemniła uśmiech. – Na pewno jest interesującą dziewczyną. I ma parę w rękach. – Zasłużyłem – powiedział ze skruchą, a babcia kiwnęła głową. – Podejrzewam. – Uściskała go i parę minut później wyszedł. Babcia nigdy nie przestawała go zadziwiać i wiedział, że udzieliła mu dobrej rady. Jak zawsze. Kochał się z Amandą tej nocy, po raz pierwszy od miesiąca. Wcześniej wymyślał wymówki, które ona przyjmowała, i wracał do domu późno w nadziei, że będzie już spała. Ale teraz próbował poczuć do niej wszystko to, co czuł do Alicii przez te dwa magiczne miesiące, które z nią spędził. Próbował wyobrazić sobie, że kocha się z Amandą przez następnych dziesięć, dwadzieścia, czterdzieści lat. Ta myśl była przerażająca. Ona już spała obok niego, pochrapując lekko z otwartą buzią. Zastanawiał się, jak to będzie patrzeć na nią, leżącą obok, za dwadzieścia lat. Miał wrażenie, że to cała wieczność. Nie mógł sobie tego wyobrazić. Ani tego, o czym będą rozmawiać po ślubie, nawet jak już pojawią się dzieci. Nic ich nie łączyło.
7 Jedną z rzeczy, którą Tammy uwielbiała w pracy dla Chanel, poza sporymi rabatami na ubrania, ciekawymi wyzwaniami i wyjazdami do Europy, były cztery tygodnie urlopu, który przysługiwał jej w roku. Dwa tygodnie przeznaczała na wyjazdy w ciekawe miejsca, często w Europie. Była już w Pradze, Chorwacji, na nartach w Courchevel i w Ameryce Południowej, i w Meksyku. Podróże po Azji łączyła z interesami, uwielbiała Tokio i Hongkong i zwiedziła świątynie w Kioto. A pozostałe dwa tygodnie co roku w sierpniu na wyspie w Maine odpoczywała ubrana w stare koszulki i dżinsy i żeglowała małą łódką należącą do wyposażenia domu, który wynajmowały. Jeździła tam od siedmiu lat, a Stacey Adams zawsze jej towarzyszyła. Stacey była wziętym pediatrą, miała czterdzieści jeden lat i potrzebowała urlopu tak samo jak Tammy. Zabierały stos książek, ekwipunek do wędrówek po górach i prawie się do siebie nie odzywały. Obie potrzebowały takiego oderwania od presji zawodowej. Stacey przez cały rok miała do czynienia ze zdenerwowanymi rodzicami i chorymi dziećmi, a Tammy z rekinami świata mody. W Maine przez dwa tygodnie czuły się jak w raju. Od wyjazdu dzielił je tydzień, a Tammy została właśnie zaproszona przez matkę na jej urodzinową kolację dzień po Święcie Pracy. Zaproszenie od matki nadal widniało na ekranie komputera, kiedy Stacey weszła do kuchni, próbując rozchodzić nowe buty trekkingowe. Zobaczyła je na komputerze Tammy i jak sroka w gnat wpatrywała się w nie przez minutę. – Niech zgadnę – powiedziała, wyraźnie dotknięta. – W tym roku znów mnie nie zabierasz. Dlaczego mnie to nie dziwi? – Odwróciła się, a Tammy wyłączyła komputer. Była zła na siebie, że zostawiła włączony monitor, ale zajęła się czymś w kuchni. Nie lubiła ranić Stacey. Była takim dobrym człowiekiem, taką miłą kobietą, i Tammy nie znosiła zadawać jej bólu. Stacey udawała, że jest zajęta rozładowywaniem zmywarki, a Tammy podeszła do niej. – Wiesz, że nie mogę cię zabrać na kolację do matki. – W jej tonie zlewały się przeprosiny i żal. – Dlaczego? Mieszkamy razem od siedmiu lat. – Myślą, że jesteśmy współlokatorkami. – Matce powiedziała nawet, że Stacey wyprowadziła się rok czy dwa lata temu, bo obawiała się, że zacznie nabierać podejrzeń. Ale Kate nigdy nie przyjeżdżała odwiedzić jej w centrum i nie poznała Stacey. Kate była zajęta, a Tammy często pracowała do późna i dużo podróżowała. Zawsze znalazł się przekonujący pretekst, żeby Kate nie przyjeżdżała do Tammy, prościej było, żeby to Tammy przyjeżdżała do niej, co chętnie robiła. Dlatego Kate nie miała pojęcia, że Stacey nadal mieszka z jej córką, nie mówiąc o tym, że są ze sobą. Nikt z rodziny Tammy czegoś takiego nie podejrzewał. Nie pasowała do stereotypu homoseksualnej kobiety. Myśleli po prostu, że zbyt ciężko pracuje i nie ma czasu na randki – tak mówiła, a oni jej wierzyli. Okłamywała ich przez większość życia i przez ostatnie siedem lat związku ze Stacey. Poznały się na bardzo dyskretnym forum dla homoseksualnych kobiet ze środowisk biznesowych. – Niesamowite, że przez siedem lat nie zdołałam się ujawnić – skwitowała Stacey zniechęcona. – Mnie się nie udało przez trzydzieści dwa. – Kiedy poznała Stacey, obiecała, że powie o niej rodzinie, ale nigdy nie zebrała się na odwagę. Prościej było milczeć niż musieć się zmierzyć z reakcją bliskich. Była pewna, że nigdy nie zrozumieją ani nie zaakceptują ich związku. – Wiesz, jak brzmi mantra mojej rodziny. Bądź we wszystkim perfekcyjny. Moja matka jest. Mój brat i siostra są. Myślą, że ja też. – Jesteś perfekcyjna. – Stacey uśmiechnęła się do niej. – Jako lesbijka nie możesz być
perfekcyjna? – Chyba nie. Moja babcia pewnie by to przeżyła, ale matka raczej nie. Odebrałaby to jako swego rodzaju osobistą porażkę. Moja biedna babcia ciągle się martwi, że zostanę starą panną. – Chciałabym, żebyśmy kiedyś się pobrały i miały dziecko. – Stacey pocałowała Tammy, kiedy to powiedziała, a Tammy spodobał się ten pomysł. – Myślisz, że pozwolą mi przyjść na ślub? – droczyła się z nią. – Mowy nie ma. Zatrudnimy jakiegoś aktora z brodą do roli pana młodego, a ty mogłabyś udawać moją druhnę. – Obu było przykro, że nie mogą być szczere z rodziną Tammy, ale ona sobie tego nie wyobrażała. Stacey przyznała się swoim bliskim, gdy Tammy studiowała w college’u. Uwielbiali partnerkę córki i ona też ich lubiła. Jej rodzice byli dobrze wychowanymi, ciepłymi osobami, skromnymi ludźmi ze Środkowego Zachodu. Jej ojciec pracował jako lekarz rodzinny w małym miasteczku, a matka była pielęgniarką. Dowiedzieli się, że córka jest homoseksualna, gdy była nastolatką, i pogodzili się z tym. Bliscy Tammy, światli nowojorczycy, byli o wiele mniej otwarci niż rodzice Stacey i Tammy wiedziała, że będą zszokowani. Po Stacey bardziej niż po Tammy było widać, że jest lesbijką. Większość jej pacjentów zdawała sobie z tego sprawę, ale nie przejmowali się tym. Uwielbiała nosić bardzo eleganckie męskie buty, które Tammy kupowała jej u Johna Lobba w Paryżu. Wkładała je do dobrze skrojonych dżinsów, pięknie odszytych męskich koszul i tweedowych marynarek kupowanych w Londynie. Styl Tammy był ultrakobiecy, Chanel w najczystszej postaci. Zawsze wyglądała bardzo elegancko, bo reprezentowała markę, więc z tym większą przyjemnością nosiła wyblakłe koszulki i podarte dżinsy w Maine. Stacey miała krótkie i przedwcześnie osiwiałe włosy, a Claire długie i jasne jak jej matka. Przez resztę dnia pakowały się i przygotowywały do wyjazdu. Zrobiły zakupy w swojej dzielnicy i kupiły mnóstwo książek, które chciały przeczytać. Tworzyły idealny, zgodny związek, uzupełniały się i nie mogły się doczekać, żeby spędzić razem urlop w Maine. Tammy nadal zamierzała powiedzieć kiedyś bliskim o Stacey. Nie zrezygnowała z tego, tylko nie wiedziała, jak ani kiedy to zrobi. Na pewno kiedyś nadejdzie stosowna chwila, ale jak dotąd, w ciągu siedmiu lat, się nie nadarzyła. Wcześniej się o to kłóciły. Teraz Stacey prawie o tym nie wspominała, z wyjątkiem okazji takich jak urodziny Kate, Boże Narodzenie czy Święto Dziękczynienia. Na święta jechała do swojej rodziny – zbyt dołujące było dla niej czekanie w mieszkaniu, aż Tammy wróci ze spotkań w gronie najbliższych, na które jej nie zapraszano. Była najmroczniejszym, dobrze skrywanym sekretem Tammy. Tammy nigdy się nie wygadała. Miały osobne linie telefoniczne, a poza tym i tak korzystały z telefonów komórkowych. A Kate nigdy nie wpadłaby do Tammy niezapowiedziana. Nie przyszłoby jej to w ogóle do głowy. Wszystkie modne dzielnice w centrum Kate traktowała jak zupełnie inne miasto. Dojazd zajmował pół godziny, więc Kate wolała, żeby to dzieci przyjeżdżały do niej, i od czasu do czasu to robiły, albo spotykali się w restauracji, żeby nikt nie musiał gotować. U Anthony’ego też nie była, odkąd się wprowadził, wiedziała, że na pewno panuje tam straszny bałagan. Mieszkanie traktował jak pokój w akademiku. A Claire nie była perfekcyjną panią domu w swojej maleńkiej kawalerce. Tammy zawsze jeździła za miasto, żeby spotkać się z mamą i z babcią. Nienawidziła tej swojej nieszczerości, ale nie widziała innego wyjścia. Decyzję podjęła dawno temu. Wolała być kłamczuchą niż pariasem czy wyrzutkiem, a bała się, że właśnie tak by skończyła, gdyby wyznała prawdę. Kilka razy, gdy była młodsza, niewiele brakowało, żeby przyznała się Anthony’emu, ale nie miała pewności, jak brat zareaguje. Wszyscy troje zostali wychowani bardzo konserwatywnie i starali się spełniać oczekiwania matki. Nigdy nie zerwali z tradycją i nikt z rodziny nie zrobił
niczego szokującego. Tammy nie chciała być tą, która się wyłamie. Za bardzo ich kochała, żeby złamać im serce. Zastanawiała się, jak zareagowałby ojciec, ale miała przeczucie, że on też by tego nie zaakceptował. – Cóż, przypuszczam, że będzie to dla twojej matki trudne, ale kolejne urodziny będzie musiała przeżyć beze mnie – droczyła się z nią Stacey, a Tammy się uśmiechnęła. Żałowała, że nie jest inaczej, ale wiedziała, że to niemożliwe. Stacey okazywała ogromną wyrozumiałość, co dodatkowo pogarszało sprawę. Zadzwoniła do mamy i babci przed wyjazdem do Maine i powiedziała, żeby dzwoniły do niej na komórkę, gdyby zaszła taka potrzeba, i uprzedziła, że zasięg na wyspie nie jest dobry, a w domu, który wynajmowały, nie było telefonu stacjonarnego i między innymi właśnie dlatego go lubiły. Zero Internetu przez dwa tygodnie. I telewizji. Mogły czytać i rozmawiać ze sobą wieczorami, grać w karty albo w scrabble. Były to dla nich obu wymarzone wakacje. Tammy odniosła wrażenie, że matka była spięta, gdy z nią rozmawiała. Wyczuwała to już od paru tygodni, ale nie znała powodu. Kate nie podzieliła się jeszcze wiadomością na temat Claire, Claire też tego nie zrobiła. Powiedziała, że chce poczekać, aż minie pierwszy trymestr i będzie mieć pewność, że wszystko jest w porządku, a wtedy zamierzała powiedzieć Anthony’emu i Tammy – miało się to zbiec z urodzinami matki. Kate poprosiła ją, żeby nie robiła tego w czasie urodzinowej kolacji, by wieczór upłynął bez dramatyzmu. Stwierdziła, że wstrząsająca informacja o dziecku zepsuje jej urodziny, czym znów rozzłościła Claire. Najmłodsza córka Kate miała niebawem wyjechać z Reedem na trzy tygodnie do Aspen i cieszyła się z tej perspektywy. Kate każdego lata dwa tygodnie spędzała z Bartem na Shelter Island. Wynajmował tam dom na dwa miesiące i w lipcu zapraszał dzieci, jeśli miały ochotę przyjechać. W sierpniu podejmował przyjaciół. Kate z przyjemnością odgrywała rolę pani domu. Na wyspę docierali promem. Lubiła gościć w weekendy jego przyjaciół i lubiła czas spędzony tylko we dwoje. Nie powiedziała mu jeszcze o Claire. Była zbyt zawstydzona. Odbierała to jako podwójną porażkę. Ze strony Claire to, że za nic miała normy społeczne, a ze swojej, że nie zdołała jej tych norm wpoić. Nieślubne dziecko nie było radosną nowiną dla Kate ani niczym, z czego byłaby dumna. Ta sytuacja odebrała jej całą radość z perspektywy narodzin pierwszego wnuka – potwornie się tego obawiała i chciała to ukrywać najdłużej, jak się da, nawet przed Anthonym i Tammy. Ale tajemnica wkrótce miała wyjść na jaw, kiedy u Claire zacznie być widać brzuch, pewnie w październiku. Kate życzyła Tammy udanego pobytu w Maine, gdy do niej zadzwoniła, i poradziła, żeby była ostrożna. Uważała, że samotny wyjazd jest niebezpieczny. Co będzie, jeżeli z lasu wyjdzie niedźwiedź albo jej łódka czy kajak się przewróci? – Nic mi nie będzie – powiedziała radośnie Tammy. – Baw się dobrze z Bartem na Shelter Island. – Ale Kate wiedziała, że w tym roku będzie musiała udawać. On nie miał pojęcia, co ją gnębi ani jaka jest zła, a ona za bardzo się wstydziła, żeby mu o tym powiedzieć, co wiele mówiło o ich związku. Brakowało w nim otwartości, bo w jej odczuciu nie byli sobie na tyle bliscy, żeby mogła mu się zwierzyć – była to ich niepisana umowa i takiego właśnie związku chcieli. Wszystko było powierzchowne. Ale miło im było razem, a ona cieszyła się na te dwa tygodnie z dala od wszystkich swoich nowojorskich problemów. Margaret nie wybierała się nigdzie, jedynie do koleżanki do Southampton na długi weekend. Inną koleżankę zamierzała odwiedzić w Palm Beach jesienią, bo wtedy lubiła podróżować. A Anthony znów spędzał weekendy w Bronxville z Amandą i jej rodzicami. Cykanie świerszczy go ogłuszało, a upał wydawał mu się nie do zniesienia. W czasie jednego z pobytów
mieli zaplanowaną degustację weselnego tortu i wina. Nie obchodziło go ani jedno, ani drugie. Amanda płakała cały dzień, kiedy powiedział, że jego zdaniem tort smakuje jak pasta do zębów. Upiekł go najlepszy cukiernik od tortów weselnych w Nowym Jorku i Amanda nie mogła uwierzyć, że Anthony powiedział coś takiego. W każdy poniedziałek z ulgą wracał do miasta i do pracy. Poczuł, że jeszcze raz musi zastanowić się nad tym, co powiedziała babcia o życiu z Amandą za trzydzieści czy czterdzieści lat. To życie wydawało mu się długą, samotną drogą. Ale może sytuacja zmieni się na lepsze, gdy doczekają się dzieci? Może Amanda miała w tej kwestii rację. Bardzo się wysilał, żeby nie myśleć o Alicii, ale im bardziej się starał, tym częściej o niej myślał. Zastanawiał się, gdzie jest i czy została w mieście. Jako modelka latem pewnie nie miała zbyt wiele pracy, a zajęcia na uczelni zaczynała po wakacjach, we wrześniu, żeby zdobyć osiem ostatnich zaliczeń. Niejeden raz sięgał po komórkę, żeby do niej zadzwonić, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Po rozstaniu zmienił siłownię, żeby nie wpadać na nią przypadkiem. Weekendy w Bronxville spędzał głównie na basenie albo wylegiwał się na słońcu, Amanda i jej matka odbywały spotkania z wykonawcą namiotu i z konsultantką ślubną, a jej ojciec grał w golfa. Było to najdłuższe lato w życiu Anthony’ego.
8 Gdy nadszedł dzień urodzin Kate, tuż po Święcie Pracy, była w lepszym nastroju po dwóch tygodniach spędzonych z Bartem na Shelter Island. Nie wspomniała mu, że Claire jest w ciąży. Starała się zupełnie wyprzeć to z myśli i czasami jej się nawet udawało. A czasem rozmyślała o tym intensywnie, ale mu nie powiedziała. I tak nie miała na to żadnego wpływu, w żadnym razie, tak powtarzała jej matka. Za radą Margaret zaprosiła na Shelter Island również paru swoich przyjaciół. Dzięki temu mogła się z nimi spotkać, bo przez większość czasu była na to zbyt zapracowana. Bart wyjechał do Hongkongu i do Pekinu zaraz po urlopie z delegacją senackiej podkomisji finansów. Relacje pomiędzy Claire a matką nadal były chłodne, ale Kate spędziła przyjemnie czas z Bartem na Shelter Island mimo bólu, z którym nie chciała się przed nim zdradzić. Nie podejrzewał, jaki smutek w sobie nosi. Zaraz po powrocie trafiła jej się duża sprawa jednego z głównych klientów kancelarii – była pilna i pochłaniała jej czas, więc Kate nie myślała o niczym innym. Praca okazała się błogosławieństwem. Tammy spędziła wspaniałe wakacje w Maine i przygotowywała się na paryski tydzień mody za dwa tygodnie. Zaproponowała babci, żeby z nią pojechała, ale Margaret powiedziała, że uwielbia wrzesień w Nowym Jorku i że pod koniec miesiąca wybiera się do Palm Beach. Wszyscy byli zajęci. Mieli sobie mnóstwo do powiedzenia, gdy spotkali się u Kate na urodzinowej kolacji, którą dostarczyła nowa tajska restauracja. Margaret zauważyła, że Anthony wygląda mizernie, ale Amanda promieniała z powodu zbliżającego się ślubu. Przed kolacją zdążyła opowiedzieć Kate wszystkie najnowsze szczegóły. Margaret była w dobrym nastroju i cieszyła się, że widzi wnuki. Amanda skomentowała, dość mało taktownie, że Claire wygląda, jakby trochę jej się przytyło przez lato, ale pasuje jej to. Claire nie przyprowadziła ze sobą Reeda. Przyszła sama i w chwili gdy Amanda skomentowała jej wagę, Kate i Margaret wymieniły wymowne spojrzenia nad stołem, co nie umknęło uwadze Tammy. Claire wyglądała przez chwilę na speszoną, ale miała już za sobą pierwsze trzy miesiące, a rano przeszła badanie USG i dowiedziała się, że wszystko jest w porządku. I wtedy zrobiła właśnie to, czego na prośbę matki miała nie robić. Spojrzała w oczy Amandzie i się uśmiechnęła. – Nie bez powodu – oznajmiła z radością. – Będę miała dziecko. Przy stole zapanowała kompletna cisza, a młodzi wpatrywali się w Claire ze zdumieniem. – Mówisz poważnie? – spytała ją Amanda, wyraźnie spanikowana. – Pobieracie się przed nami? – Wyglądała, jakby zamierzała się rozpłakać, gdyby siostra Anthony’ego miała skraść ich show. – W ogóle się nie pobieramy. Niepotrzebne nam to. Jest nam dobrze tak, jak jest, a do tego będziemy mieli dziecko. – Claire zachowywała się, jakby byli małżeństwem od lat, a dziecko było zdarzeniem długo wyczekiwanym, a nie wstrząsem w trwającym obecnie pięć miesięcy związku. – Nieźle – skwitował Anthony, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, i obserwował, jak matka robi kamienną minę, a Tammy wymienia spojrzenia z babcią. – Wydawało mi się, że uzgodniłyśmy, że nie będziemy o tym rozmawiać dziś wieczorem – powiedziała Kate do najmłodszej córki, ale ta udawała, że jej nie słyszy. – Nie przeszkadza pani to, znaczy się, dziecko, skoro nie biorą ślubu? – spytała Amanda przyszłą teściową. Anthony kopnął ją pod stołem, a ona spojrzała na niego zaskoczona. – Co?
Nie mogę o tym mówić? Przecież to Claire zaczęła – stwierdziła, broniąc się, a Anthony jęknął. Widział nadciągające tornado, a nie cierpiał konfrontacji, zwłaszcza kobiet z najbliższej rodziny. Nigdy się dobrze nie kończyły. – Nie, mama nie jest z tego powodu szczęśliwa – odpowiedziała Claire za Kate. – Prawdę mówiąc, jest na mnie wściekła. Uważa, że to szokujące. – Moi rodzice też by tak uważali – zauważyła niewinnie Amanda, na co Anthony zamknął oczy. – Ojciec by mnie zabił. A mama pewnie płakałaby przez rok. – Reed i ja nie uważamy małżeństwa za niezbędne – oznajmiła Claire dobitnie, dość ostrym tonem. – A on chce się z tobą ożenić? – drążyła Amanda mimo groźnych spojrzeń narzeczonego. – Jeżeli tak, to ja na twoim miejscu bym za niego wyszła. Po co się narażać na wszystkie przykre rzeczy, które ludzie będą gadać? – zasugerowała. Nikt inny nie odezwał się słowem. – On chce, ale ja nie chcę. Nie chcę brać ślubu dlatego, że „musimy”, i nie obchodzi mnie, co będą gadać ludzie. Po Kate w tej chwili widać było, że czuje się niedobrze, i odsunęła swój talerz, a Tammy patrzyła na nią i jej współczuła. Nietrudno było zauważyć, jak jest zdenerwowana i jaki to dla niej cios. To wyjaśniało, dlaczego ostatnio wydawała się taka zestresowana. A Tammy zastanawiała się nad powodami. – Przykro mi, mamo – odezwała się cicho starsza córka, a Kate spojrzała na nią ze łzami w oczach. – Dziękuję. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak liberalna jest twoja siostra i jaka nowoczesna – powiedziała cicho. I zbuntowana, nie dodała tego głośno, ale jedynie w myślach. – Wiadomość szybko się rozejdzie, jak zacznie być widać. Ja jeszcze nikomu nie powiedziałam. – My powiedzieliśmy paru znajomym i zaczniemy wszystkich informować za parę tygodni, jak już poznamy płeć – powiedziała beztrosko Claire. – W twojej kancelarii nie będą krzywo patrzeć? – spytała ją Tammy, dojrzała, praktyczna i zawsze przejęta swoją pracą. – W wielu firmach by się to nie spodobało. – Jeszcze nie powiedziałam. Ale Reed jest jednym z ich najważniejszych klientów. Więc jak mogą się wściec? – Jej odpowiedź była zuchwała i wyczuwała, że jej nowina nie została najlepiej przyjęta, nawet przez jej rodzeństwo, Claire przyjęła ten sam agresywny ton, jakim ostatnio odnosiła się do matki. – Nie bardzo wiem, czy mam ci gratulować, czy współczuć mamie – powiedziała cicho Tammy. – Nie rozumiem, dlaczego za niego nie wyjdziesz – powiedział Anthony, zdumiony całą sytuacją. – Co chcesz udowodnić, nie wychodząc za mąż? Jaka jesteś nowoczesna? Kogo to obchodzi? Możesz po prostu pójść do urzędu miejskiego i wziąć ślub. – Żałował, że tego samego nie zrobił z Amandą, zamiast brać udział w cyrku, jaki planowała Amanda i jej rodzice. – Reed też jest tak wrogo nastawiony do ślubu jak ty? – Jemu to nie przeszkadza – rzuciła, wyraźnie rozzłoszczona na brata. – Moim zdaniem on wolałby się ożenić – wtrąciła się Kate. – Poprosił ją o rękę, a ona odmówiła. – Kate miała w oczach ten sam smutek, jaki pojawiał się w nich zawsze, gdy poruszano ten temat. – To chyba głównie spóźniony bunt nastolatki – dodała, spoglądając na najmłodszą córkę. – To okropne, co mówisz – odparowała matce Claire. – Okropne jest to, co robisz, pozbawiasz dziecko rodziców w zalegalizowanym związku. – Po tym urodziny były już przegraną sprawą, więc Kate zaskoczyła ich wszystkich historią z własnej młodości na temat jej pierwszego małżeństwa. Przy stole znów zapanowała grobowa
cisza. – Dlaczego nigdy nam nie powiedziałaś? – spytała pierwsza Tammy, zszokowana tym, jak niewiele wiedzieli o własnej matce. – Nie uważałam, że ma to dla was znaczenie. To wszystko wydarzyło się, zanim przyszliście na świat. Ale może jednak powinniście wiedzieć, że nawet rodzice popełniają błędy, i to czasami duże. To była smutna historia. – Naprawdę nie wiesz, co się stało z tym chłopakiem, jak poszedł do więzienia? Nie mogłaś się dowiedzieć? – spytał Anthony, wyraźnie zbulwersowany. To był stresujący wieczór. – Chyba mogłam, ale prawie się nie znaliśmy, choć brzmi to dziwnie, skoro byłam jego żoną i niewiele brakowało, żebyśmy mieli dziecko. Ale kiedy wyszedł z więzienia po siedmiu latach, ja byłam żoną waszego ojca i dwoje z was było już na świecie. Nie bardzo chciałam odnawiać z nim kontakt. Chciałam spróbować o tym zapomnieć. Moje dziecko i dziewczynka z samochodu umarły, a małżeństwo się zakończyło. Nie chciałam przeżywać tego na nowo, byłam szczęśliwa z waszym tatą. – Zerknęła wtedy na Margaret, która posłała jej srogie spojrzenie, a Kate westchnęła, rozejrzała się wokół stołu, spoglądając na dzieci i Amandę, zszokowaną wyznaniem Kate. – Po tym wszystkim urodziny mam raczej spalone, więc skoro Claire zainicjowała ten wieczór zwierzeń, jest jeszcze coś, co zdaniem waszej babci powinnam wam powiedzieć. Sądziła, że powinnam wam opowiedzieć o małżeństwie, które zostało unieważnione, żebyście wiedzieli, że ja też popełniałam błędy, i miała rację. Ta druga historia, którą mam zamiar wam opowiedzieć, nie jest właściwie moim błędem, ale przypuszczam, że macie prawo wiedzieć. Gdyby żył wasz ojciec, i tak byście się dowiedzieli. Chroniłam jego pamięć przez dziewiętnaście lat, ale on też był człowiekiem. Jakiś rok przed śmiercią zakochał się w innej kobiecie. Nigdy jej nie poznałam, ale słyszałam, że była sympatyczna. Poznał ją w Waszyngtonie i się w niej zadurzył. Pracowała w biurze Kongresu. Poprosił mnie o rozwód na krótko przed katastrofą helikoptera. Chciał się z nią ożenić i przypuszczam, że by to zrobił. Kochał was bardzo, ale był zdecydowany, żeby zakończyć małżeństwo, a ja nie zatrzymywałabym go, skoro chciał odejść. Nie można trzymać nikogo siłą, nawet jak się go kocha. Więc zgodziłam się na rozwód. Zdążył się spotkać z prawnikiem i zamierzał powtórnie się ożenić. – Cisza, jaka potem zapadła, była ogłuszająca, a gdy Kate skończyła, po policzkach Anthonhy’ego płynęły łzy. Obszedł stół, objął matkę i płakał, nie odzywając się słowem. Była to śmierć jego wyobrażeń na temat ojca i właśnie dlatego Kate nigdy im o tym nie powiedziała. Miała jedynie nadzieję, że jej matka miała rację, że powinni się dowiedzieć. – Dlaczego nigdy nam nie powiedziałaś? – spytała ją Tammy, a Kate spojrzała na nią ze smutkiem. Toma straciła dwa razy – raz, kiedy powiedział, że się z nią rozwodzi, a drugi kilka tygodni później, w katastrofie. Za każdym razem była zdruzgotana, różniły się jedynie powody. Ostatecznie dobre wspomnienia przetrwały dłużej niż złe. Ale na zawsze pozostała świadomość, że rozwiódłby się z nią, gdyby żył, co rzucało cień na jej uczucia wobec niego. – Nie chciałam, żebyście zmienili zdanie o nim. Zachował się bardzo kulturalnie, ale chciał odejść. Po jego śmierci nie miało to już znaczenia. Nie musieliście tego wiedzieć, jak byliście mali. Nie rozumiem, dlaczego powinnam wam powiedzieć, ale babcia zawsze twierdziła, że powinnam to zrobić, gdy dorośniecie. Mam nadzieję, że się nie myliła. – Anthony zdążył już wrócić na swoje miejsce, wyglądał na przybitego. – Był wspaniałym ojcem i to by się nigdy nie zmieniło, i cudownym mężem przez czternaście lat, dopóki nie zechciał odejść. Czasami dostaje się tylko tyle. – Ale ty zawsze przedstawiałaś go nam jako bohatera – powiedziała Tammy. Claire nie odezwała się słowem, nie pamiętała za dobrze ojca, ale Tammy miała trzynaście lat, gdy zginął i rozwód wydawałby się jej tragedią, nawet jeżeli nowa żona była miła.
– Był bohaterem dla swojego kraju, dla was wszystkich i przez długi czas dla mnie. Ale był też człowiekiem. Ludzie zmieniają zdanie, zakochują się i odkochują, przydarzają im się dobre i złe rzeczy, popełniają błędy, czasami ranią tych, których kochają. Nie stają się przez to potworami. Stają się prawdziwi. Nadal tęsknię za waszym ojcem i nadal go kocham, choć bylibyśmy rozwiedzeni, gdyby żył. Ciągle pamiętam dobre chwile, a było ich wiele. I dał mi was. Zawsze będę mu za to wdzięczna. – Po tym wszystkim, co przeszła mama, musisz robić z siebie idiotkę i rodzić dziecko bez ślubu? – Anthony rozzłościł się na Claire, ale babcia stanęła w jej obronie. – Ludzie mają prawo dokonywać wyborów, Anthony, niezależnie od tego, czy inni je pochwalają, czy nie. Może i ty kiedyś podejmiesz decyzję, która nam się nie spodoba. Nie zgadzam się z Claire, ale ma prawo postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami. – Jej przekonaniem jest robienie na złość mamie. O to w tym wszystkim chodzi. Nie ma piętnastu lat, na miłość boską. Dlaczego nie może wziąć ślubu i mieć dziecka jak wszyscy? – Nie chce. Nie popełnia zbrodni. Dokonuje wyboru. To różnica. Nie robi tego, żeby sprawić komuś przykrość. Wierzy w to, co robi, czy nam się to podoba, czy nie. I wydaje mi się, że właśnie to mówi wam mama na temat waszego taty. Dokonał trudnego wyboru, chcąc rozwodu. Ale był do tego przekonany. Nie jest przez to złym mężczyzną ani złym ojcem. Jest człowiekiem. – To by było podłe, mamo – stwierdził z przekonaniem Anthony. Miał dziesięć lat, gdy zmarł ojciec, i dla niego również rozwód byłby potężnym ciosem. – To prawda – powiedziała do niego babcia. – Ale bierzemy na siebie ryzyko, obdarzając ludzi miłością. Nie każda historia ma szczęśliwe zakończenie i nie zawsze można przewidzieć, jak się potoczy. Czasami w życiu zdarzają się przykre niespodzianki. – Dziękuję, babciu – odezwała się łagodnie Claire, wdzięczna za to, że Margaret wcześniej stanęła w jej obronie. – Z pewnością dałaś nam wszystkim do myślenia – oznajmiła Tammy do matki. – Jeszcze nie bardzo wiem, jakie kryje się w tym przesłanie, może takie, żeby być szczerym wobec siebie nawzajem i wobec siebie samych. Nie musiałaś kryć taty przez te wszystkie lata. Nie byłaś mu tego winna. I może prawdziwym przesłaniem jest to, żebyśmy wybaczali sobie nawzajem różnice i błędy. – Patrzyła na swoją młodszą siostrę, gdy to mówiła. – Ja też uważam, że powinniście się pobrać z Reedem, ale nadal będę cię wspierać, jeżeli tego nie zrobisz. Nie możesz wychodzić za mąż tylko po to, żeby ucieszyć mamę, chociaż nie mogę pojąć, jak to się stało, że wychowując się w tym domu z nami wszystkimi, zrobiłaś się taka niekonwencjonalna. – Może właśnie dlatego, że wychowywałam się przy was wszystkich – powiedziała dobitnie Claire, wyraźnie upajając się swoją nową rolą rodzinnej buntowniczki. Nigdy wcześniej nie była taka przekorna ani zuchwała. – Wszyscy w tej rodzinie cały czas są tacy idealni. Najlepsze szkoły, najlepsza praca, najlepszy ojciec i matka, a okazuje się, że niektóre z tych rzeczy są jednym wielkim kłamstwem. Mama przypadkowo zaszła w ciążę w wieku dziewiętnastu lat, tata na pewno ją zdradzał i zakochał się w kimś innym. Nie chcę postępować tak, jak wy wszyscy, tylko dlatego, że tego się ode mnie oczekuje. Wolałabym się zabić niż wyprawić takie wesele jak Anthony i Amanda. Reed i ja po prostu chcemy żyć razem, mieć dziecko i być szczęśliwi. Połowa małżeństw i tak kończy się rozwodem, więc po co sobie zawracać głowę? Mama i tata byliby rozwiedzeni, gdyby nie wypadek helikoptera. – A potem znów zwróciła się do matki. – To dlatego nigdy nie chciałaś drugi raz wyjść za mąż? A ja zawsze myślałam, że po prostu aż tak kochasz tatę. – Poniekąd – przyznała Kate. – Potrzebowałam dużo czasu, żeby pozbierać się po jego śmierci. Pomogły mi studia prawnicze. Ale nigdy więcej nie chcę nikogo stracić, ani z powodu
rozwodu, ani śmierci. Przeraża mnie myśl, że miałabym kogoś jeszcze raz tak bardzo pokochać. A jeżeli umrze albo mnie zostawi? – Wyjdziesz kiedyś za Barta? – spytał ją Anthony. Zawsze go to ciekawiło i go lubił. – Nie sądzę. Bardzo go lubię i miło nam razem. Ale nie kocham go na tyle. Trzeba kogoś bardzo kochać, żeby zdecydować się spędzić z nim resztę życia. Kochałam tak waszego ojca, ale nie Barta. Nie poznałam nikogo, z kim chciałabym jeszcze raz zaryzykować. Nikt nie wydawał mi się wart ryzyka. – Nic straconego – przypomniała jej z uśmiechem Tammy. – Jesteś jeszcze na tyle młoda, żeby poznać kogoś, kogo pokochasz naprawdę. – Mam nadzieję, że nie – zaprotestowała stanowczo Kate, a wszyscy się roześmiali. – Miłość to tyle problemów. Zostawiam to wam. Ja już nie chcę próbować. Anthony przysłuchiwał się jej uważnie, a Amanda wyglądała na poirytowaną tym, jak Claire skwitowała ich wystawne wesele. Cieszyła się, że nie poprosiła jej na druhnę, skoro tak uważa, zwłaszcza że teraz jest panną w ciąży. Jej rodzice byliby zszokowani. Uznała, że z żadną z sióstr Anthony’ego nie jest na tyle blisko, żeby wystąpiły w roli jej druhen. Jednak Tammy lubiła bardziej. Uważała, że Claire jest dla niej wredna. Jej niechęć do Amandy emanowała każdą cząstką jej ciała. – Cóż, nie były to urodziny z prawdziwego zdarzenia – podsumowała Kate ze smutkiem. – Ale spędziłam z wami wspaniały wieczór, a te wszystkie rzeczy chyba musiały zostać powiedziane. Zdaje się, że babcia miała rację. Jesteście dorośli, a tajemnice nigdy nikomu nie wyszły na dobre. Prawda jest zawsze lepsza, o ile przekazuje się ją łagodnie i nie po to, żeby kogoś zranić. Przykro mi, że powiedziałam wam prawdę o waszym ojcu, ale to wszystkim nam pokazuje, że w życiu zdarzają się nieoczekiwane rzeczy, w małżeństwach też. I przykro mi, jeżeli czuliście, że wywieram na was zbyt dużą presję, żebyście byli idealni, w dzieciństwie i teraz. Możecie mi wierzyć, że ja też nie jestem idealna. Po prostu dla każdego z was chcę jak najlepiej. Ale tak naprawdę chcę po prostu, żebyście byli szczęśliwi. I, Claire, jeżeli jesteś szczęśliwa, podejmując swoje decyzje, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się z nimi pogodzić. – Jestem też przestraszona – przyznała Claire. – Dziecko to wielka odpowiedzialność i mam nadzieję, że jej sprostam. Reed jest dla mnie cudowny. Jestem prawdziwą szczęściarą. – Chyba tak. – Kate uśmiechnęła się do niej. Nie zaprosili Reeda tego wieczoru, ale Kate zamierzała robić to w przyszłości, bo był ojcem jej pierwszego wnuka i mieszkał z jej córką. Wydawał się dobrym i prawym człowiekiem, choć Kate lubiłaby go bardziej, gdyby poznali się w innych okolicznościach. – Ktoś chce jeszcze coś wyznać? – zażartowała Kate i rozejrzała się wokół stołu, ale nikt się nie odezwał. Anthony uściskał Claire, kiedy wstali od kolacji, i powiedział jej, że nicpoń z niej, ale i tak ją kocha. Tammy też ją mocno przytuliła i wszyscy uściskali matkę, z jeszcze większym niż do tej pory szacunkiem. Swoimi wyznaniami zepsuła własną kolację urodzinową, zakończoną bez tortu, bo go nie chciała. Dochodziła północ, gdy wszyscy wyszli. Anthony odwiózł babcię do domu taksówką, a ona pocałowała go, kiedy wysiadała. W drodze powrotnej do mieszkania Amanda milczała, a Anthony wyglądał przez okno. – Moim zdaniem twoja siostra bardzo niegrzecznie wyraziła się o naszym ślubie – powiedziała. Anthony nie odzywał się przez minutę, aż w końcu kiwnął głową. – Powinna wyjść za mąż. Nieślubne dziecko jest naprawdę szokujące. Odwrócił się wtedy do Amandy. – Słyszałaś, co powiedziała moja babcia. Ludzie mają prawo podejmować własne decyzje, a nawet popełniać błędy. – To poważny błąd. – Zastanawiała się, czy jej rodzice w ogóle będę chcieli widzieć
Claire na ślubie, ale tego nie powiedziała. Poszedł za nią do mieszkania, a kiedy zapaliła światło, spojrzał na nią i wiedział, co musi zrobić. Nie miał pojęcia, czy Alicia będzie chciała z nim jeszcze rozmawiać, ale to nie miało dla niego znaczenia. W końcu znalazł odpowiedź, jakiej szukał, gdy matka odpowiedziała mu na pytanie o ślub z Bartem, wyznając, że nie kocha go aż tak bardzo. Kochał w Amandzie wiele rzeczy i przez jakiś czas było im razem dobrze, ale nie kochał jej na tyle, żeby się z nią ożenić i spędzić z nią resztę swoich dni. Był śmiertelnie znudzony życiem, jakiego chciała, i wcale nie marzył o hucznym weselu. Nie kochał jej wystarczająco – to była poprawna odpowiedź. Zauważyła, że coś się dzieje, ale nie wiedziała co, a on stał i patrzył na nią. – Muszę ci coś powiedzieć i nie będzie to proste. Nie mogę się z tobą ożenić, Amando. Wydawało mi się, że dam radę, ale po prostu nie mogę tego zrobić. To nie w porządku. Powinienem był zorientować się wcześniej, ale się nie zorientowałem. Ale lepiej teraz niż po ślubie. Kocham cię, ale niewystarczająco, żeby spędzić z tobą resztę życia. Strasznie mi przykro, ale teraz to zrozumiałem. – Jego głos był silny, stanowczy i pełen żalu. Ale miał pewność. Otwierała buzię i zamykała kilka razy i w pierwszej chwili nie wydobył się z niej żaden dźwięk. – Mówisz serio? Oszalałeś? Wiesz, ile mój ojciec zdążył wydać na to wesele? – Nic na to nie poradzę. Nie mogę tego zrobić. To po prostu niedobre dla żadnego z nas. Ja też nie jestem dla ciebie odpowiednim mężczyzną. – Teraz był tego absolutnie pewien. – Chcesz, żeby ślub był skromniejszy? Możemy mieć mniej druhen. Ojciec nie zapłacił jeszcze za suknie. – Ale osobą, którą Anthony chciał wyeliminować, była panna młoda. – Nie chodzi o samo wesele. Chodzi o resztę naszego życia. Nie jestem stworzony do tego, żeby siedzieć z tobą w Bronxville ani się tam przeprowadzić, ani żyć życiem, jakiego pragniesz. Nie jestem gotowy na dzieci, a ty chcesz je mieć natychmiast. Chcesz takiego życia, jakie wiodą twoi rodzice, a ja się do tego nie nadaję. Chcę pracować, bawić się, podróżować, śmiać się, korzystać z życia i być wolny. I być z kobietą, która tak szaleje na moim punkcie, że podbije mi oko, kiedy wywrócę jej życie do góry nogami. – Chciał być z Alicią, ale nie wiedział, czy będzie to możliwe. Ale był pewien, że nie chce być z Amandą, podobnie jak jego matka nie chciała wyjść za Barta. Nie kochał jej wystarczająco. Teraz miał pewność. To była ta właściwa odpowiedź, której szukał. – Jesteś zdenerwowany przez to, co twoja matka powiedziała o twoim ojcu. To niedorzeczne, Anthony. Kochamy się. – Słychać było, że jest zrozpaczona, i było mu jej żal. Odkręcenie ślubu i poinformowanie rodziców będzie dla niej koszmarem. Ale nie było wyjścia. Nie mógł w to brnąć, bez względu na to, ile wydał jej ojciec. – Owszem, kochamy się – przyznał jej rację. – Ale nie na tyle, żeby brać ślub. – Patrzył na nią przez chwilę ze smutkiem, a potem odwrócił się i ruszył do wyjścia. – Gdzie idziesz? – Wracam do siebie – powiedział w progu. – Odchodzę. Nie mogę tu dłużej mieszkać. To niewłaściwe. – A możesz przynajmniej przenocować? – Nie, nie mogę. Przepraszam. Przyjadę po moje rzeczy w tym tygodniu, jak będziesz w pracy. Nic nie powiedziała, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Czuł się strasznie. Ale wiedział, że jeżeli zacznie próbować ją pocieszać, znów wpadnie w pułapkę i może nawet ożeni się z nią z żalu albo pod wpływem wyrzutów sumienia. Musiał odejść natychmiast. Gdy wychodził, zdjęła zaręczynowy pierścionek, który należał do jego matki. Dla niej oprawili na nowo kamień. Zrobiła dwa kroki w jego stronę i włożyła mu go w dłoń. Wsunął go do kieszeni
marynarki, żeby oddać matce, otworzył drzwi i wyszedł. Po cichu zamknął za sobą drzwi i taksówką wrócił do swojego mieszkania. Było puste, zakurzone i wyglądało na zaniedbane, i poczuł się w nim samotnie, ale gdy położył się na łóżku i patrzył w sufit, wiedział, że postąpił właściwie. Był wolny. Odczuwał ogromną ulgę. Gdy Tammy wróciła do mieszkania, Stacey już prawie spała. Poprzednią noc spędziła w szpitalu przy chorym pacjencie, sześciolatku z ostrym zapaleniem wyrostka, i właśnie zasypiała, gdy Tammy usiadła przy łóżku z promiennym uśmiechem. – Świetne wieści – oznajmiła, a Stacey otworzyła jedno oko. – Twoja mama chce z nami w tym roku maszerować w paradzie równości? – Nigdy tego nie robiły i Tammy roześmiała się, gdy sobie to wyobraziła. – Lepiej. Moja młodsza siostra przetarła nam szlak. – Dokąd? Przestań mówić zagadkami, ja prawie śpię. – Będzie miała dziecko ze swoim chłopakiem i nie chce brać ślubu. Moja matka się wściekła, ale babcia powiedziała, że każdy ma prawo podejmować własne decyzje, bez względu na to, czy to się innym podoba, czy nie. A moja siostra stwierdziła, że ma dość bycia idealną. Więc urodzi dziecko i nie wyjdzie za mąż. Mam zamiar spotkać się z mamą za parę dni i powiedzieć jej o nas. Ja też rezygnuję z tytułu idealnej, aureoli i tak dalej. A moja matka zdradziła, że jako nastolatka zaszła w ciążę i musiała wziąć ślub, a mój ojciec miał ją zostawić dla innej kobiety, ale zginął. Okazuje się, że wcale nie jesteśmy tacy idealni. Jesteśmy beznadziejni jak wszyscy, więc ty i ja możemy się ujawnić, w końcu! – Myślisz, że twoja mama to udźwignie? – Stacey była już zupełnie rozbudzona i usiadła w łóżku. – Chyba tak. Jest tak wściekła na moją siostrę, że nawet nie wiem, czy bardzo się przejmie. – Przejmie się. Nie bardzo wiem, na których miejscach plasują się gej i nieślubna ciąża, ale możliwe, że gej jest gorszy. A czy twój brat nie mógłby też zrobić czegoś niestosownego? – Mam przeczucie, że u niego też się kroją kłopoty. Wygląda strasznie. W każdym razie szykuj się na poznanie mojej szalonej rodziny. – Pocałowała rozpromienioną Stacey. To była ekscytująca wiadomość. W końcu nadszedł czas, żeby powiedzieć prawdę, po siedmiu latach. Chichotały jak dwie uczennice, kiedy Tammy się położyła i opowiedziała Stacey ze szczegółami o urodzinowej kolacji. To był niesamowity wieczór i Tammy była pewna, że jej matka nigdy tych urodzin nie zapomni.
9 Kate przestraszyła się, kiedy sekretarka powiedziała jej o dwunastej, dzień po urodzinowej kolacji, że w recepcji czeka na nią syn. Zamierzała pracować w czasie przerwy na lunch, a on nigdy nie przychodził do jej kancelarii. Poszła po niego sama. Wyglądał ponuro i poważnie w czystej koszuli, marynarce i dżinsach. Nigdy nie chodził do pracy tak ubrany, wystroił się na spotkanie z nią. Spojrzał jej w oczy z grobową miną. Wiedziała, że coś się stało, jak tylko go zobaczyła. Pocałowała go i zaprowadziła do swojego gabinetu, zanim o cokolwiek zapytała, choć okazało się, że nie musi pytać. Powiedział jej, zanim usiadł na krześle po drugiej stronie biurka. – Wczoraj po kolacji zerwałem z Amandą – oznajmił z niepokojem na twarzy. Był przekonany, że będzie na niego zła, ale po jego minie wiedziała, że jest pewien swojej decyzji. – Pokłóciliście się? Pokręcił głową i usiadł na krawędzi krzesła. – Nazwałaś dokładnie to, co czuję, gdy spytałem cię o Barta. Nie kocham Amandy na tyle mocno, żeby się z nią ożenić. – Jesteś pewien? – Na sto procent. Westchnęła i spojrzała na niego ze współczuciem. Wiedziała, że musiało mu być trudno jej to wyznać, i miała nadzieję, że łagodnie obszedł się Amandą, najdelikatniej jak można, mówiąc coś takiego. – Cóż, twoja siostra i babcia się ucieszą. Obie twierdziły, że ona do ciebie nie pasuje. – Tammy? – spytał zaskoczony. – Claire. – Oboje wiemy, ile warte są jej opinie. Niezły bałagan sobie robi w życiu. Lepiej by się zamknęła i wyszła za tego faceta. – Zwraca na siebie uwagę – powiedziała Kate. Wyglądała na zmęczoną. – I robi z siebie idiotkę. Zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak, żeby coś udowodnić i wyżyć się na tobie. – Zaznacza swoje terytorium. Jak się czujesz? Smutno ci? – Trochę, głównie ze względu na Amandę. Ale przede wszystkim czuję ulgę. Strasznie się męczyłem przez ten ślub i w Bronxville z jej rodzicami co weekend. Zabiłbym się albo popadłbym w alkoholizm, gdybym się z nią ożenił. Kate kiwnęła głową. Teraz też to widziała. Amanda nie była dla niego wystarczająco inteligentna. Jej matka i Claire miały rację. Nie próbowała go przekonywać, żeby zmienił zdanie. Widziała, że nie może. Zauważyła, że wierci się na krześle i wygląda tak, jakby miał do powiedzenia coś jeszcze. – To nie wszystko? Kiwnął głową. Sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego, ale chciał jej powiedzieć o wszystkim. – Poznałem kogoś trzy miesiące temu. Zakochałem się w niej do szaleństwa i to stało się dla mnie pierwszą wskazówką, że Amanda nie jest dla mnie odpowiednią kobietą. Nie widziałem jej od miesiąca, a ona przysięgła, że nigdy więcej nie chce mnie widzieć. Okłamywałem ją i nie powiedziałem, że jestem zaręczony. Byliśmy razem prawie przez dwa miesiące i dopiero wtedy jej powiedziałem. Potrzebowałem czasu z Amandą, żeby zobaczyć, co do niej czuję. Z tą drugą kobietą nie widziałem się od miesiąca. Pewnie nie chce mieć ze mną nic wspólnego, ale gdyby
jednak mi wybaczyła i chciała jeszcze ze mną rozmawiać, chciałem ci powiedzieć, że jestem w niej zakochany do szaleństwa. Teraz jestem tego pewien. Jest szalona i bystra i nie da sobie wciskać kitu. Podbiła mi oko, kiedy powiedziałem jej o Amandzie. Matka wyglądała na zszokowaną. Przemoc domowa nie była, w jej mniemaniu, dopuszczalnym środkiem komunikacji. – Ma jakoś na imię? Pracę? Rodzinę? Kiwnął głową. – Alicia Gomez. Ma trzydzieści lat i kończy Hunter College. Pracuje jako modelka, prezentuje bieliznę, żeby zarobić na czynsz, ale chce zostać aktorką i, moim zdaniem, ma szanse. Urodziła się w San Juan w Portoryko, a wychowała w hiszpańskim Harlemie, w trzech czwartych jest Portorykanką, a w jednej czwartej Chinką. – Podał jej wszystko jak na tacy, a ona wyglądała tak, jakby nad jego głową zobaczyła ducha. – Mówisz poważnie? – Tak. Ma niespożytą energię, ikrę i jest cholernie inteligentna. – Nie wątpię, skoro cię zauroczyła. Gdzie ją poznałeś? Czy mam nie pytać? – Na siłowni. – I jesteś w niej zakochany? Czy tylko jej pożądasz? Coś mi mówi, że przy takiej kombinacji musi być piękna. – To prawda. Jedno i drugie, kocham ją i pragnę. Właściwie wydaje mi się, że byś ją polubiła, mamo, gdybyś przymknęła oko na wszystkie te rzeczy, które na pewno cię nie zachwycają. – Widzę, że masz mnie za snobkę i rasistkę – powiedziała ze smutkiem. – Nie, ale wiem, jak lubiłaś Amandę. Pozycję społeczną jej rodziny i szacunek, jakim się cieszyli. Alicia jest zupełnym przeciwieństwem Amandy. Wszystko, do czego doszła, musiała sobie sama wywalczyć i jest bardzo niezależna. Chciałem wysłać jej rano wiadomość, ale mnie zablokowała. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie chciała ze mną rozmawiać. – Daj mi znać, jak ci idzie. – Nie oburzyła się na nic z tego, co powiedział, i był zaskoczony. – Twoja babcia ma rację. Macie prawo dokonywać własnych wyborów, czy mi się one podobają, czy nie. – Z wyjątkiem Claire. Zachowuje się jak idiotka i jest niedorzecznie niedojrzała. Kate nie zaprotestowała. – Nawet Claire. Nie podobają mi się decyzje, jakie podejmuje, ale ma do nich prawo. Będziemy musieli się z nimi pogodzić. Ale bardzo lubię jej chłopaka. Przynajmniej coś. Więc zobaczymy tę pannę Gomez, o ile ci wybaczy. Chyba postąpiłeś z nią bardzo nieładnie – stwierdziła stanowczo Claire, a Anthony jej przytaknął. Czuł się jak uczniak w gabinecie dyrektora. – To prawda. Ma prawo być wściekła. – Ale nie ma prawa podbijać ci oka, tego akurat nie pochwalam. Wstała, okrążyła biurko i pocałowała syna. – Naprawdę uważam tak, jak wczoraj powiedziałam. Chcę, żebyście mieli szczęśliwe, spokojne życie. Będę musiała darować sobie moje pomysły na to, co byłoby dla was dobre. Wydawało mi się, że Amanda byłaby dobrą żoną, na którą mógłbyś liczyć, ale widocznie nie jest ci pisana. – To prawda, mamo. – Przypomniał sobie o pierścionku, wyjął go z kieszeni i wręczył matce. – Przykro mi, że zniszczyliśmy twój zaręczynowy pierścionek, przerabiając go dla Amandy. – Nie szkodzi. I tak chciałam ci go dać, jeżeli kiedyś będziesz się żenił. Twój tata
chciałby, żebyś go miał. – Odprowadziła go do drzwi gabinetu i znów go uściskała. – Daj mi znać, jak poszło. – Uśmiechnęła się do niego. – I tym razem zrób unik. Nie pozwól się jej bić. Uśmiechnął się promiennie do matki i po chwili zniknął, a ona wróciła do biurka. Minutę później przyszła jej sekretarka. – Mamy jakiś apap, ibuprofen, aspirynę, arszenik, heroinę, cokolwiek? Głowa mi pęka. – Pod pozornym spokojem kryła się przybierająca na sile fala stresu. – Mam w torebce apap. Przyniosę pani dwie tabletki. – Dziękuję – powiedziała Kate, usiadła przy biurku i schowała pierścionek zaręczynowy do torebki. Ledwie za nimi nadążała – odwołane śluby, nieślubne dzieci. Jej idealnym dzieciom z pewnością było daleko do ideału. I nie mogła sobie wyobrazić, jak wygląda ta modelka Anthony’ego ani jak się zachowuje. O ile zgodzi się jeszcze z nim spotkać, co wcale nie było takie pewne, jak twierdził. Sekretarka przyniosła jej paracetamol i Kate zażyła dwie tabletki, a potem sekretarka podała jej jeszcze filiżankę herbaty. Kate mogła sobie jedynie wyobrazić, jak czują się rodzice Amandy, jeżeli już do nich zadzwoniła. Będą wściekli, ale odwołanie ślubu z trzymiesięcznym wyprzedzeniem wydawało się rozsądne. A jeżeli Anthony nie kochał jej na tyle, żeby się z nią ożenić, to nie było o czym mówić. Dzięki Bogu, że nie zabrnął w to dalej. Wesele zapowiadało się na niezły cyrk. W pewnym sensie Kate też czuła ulgę. Miała tylko nadzieję, że wszystko ułoży się dla niego pomyślnie i że Portorykanka nie okaże się jeszcze gorsza. Z całą pewnością jej rodzina przeżywała obecnie burzliwe chwile. Modelka prezentująca bieliznę, czy nawet aktorka, nie była wymarzoną partią dla jej syna, ale skoro z debiutantką nie wypaliło, nastał czas wolnoamerykanki. Mogła tylko czekać na następny rozdział. Ich życie bardziej niż kiedykolwiek zaczynało przypominać kiepski film. Godzinę później dostała pełen bólu mejl od ojca Amandy, który lamentował, że Anthony zerwał zaręczyny i odwołał ślub. Napisał, że wysyła Amandę z matką na kilka tygodni do Paryża. Że to będzie dla Amandy bardzo trudne, ale nie wspomniał, ile będzie go kosztować odwołanie ślubu. Jednak Kate wiedziała, że jeżeli nie byli sobie pisani, lepiej dla nich obojga, że się rozstali. Sekretarka wetknęła głowę za drzwi, żeby przypomnieć Kate, że ma spotkanie z prawnikiem przeciwnej strony i jego wspólnikiem dotyczące poważnego procesu, na jaki się zanosiło. Spotkanie miało się odbyć w sali konferencyjnej, a Kate zupełnie o nim zapomniała. – Dziękuję za przypomnienie. Możliwe, że po nim będę potrzebować kolejnej dawki paracetamolu. – Odpowiedziała na kilka telefonów i odpisała na parę mejli, zjadła połowę kanapki i o drugiej była gotowa na spotkanie. Zabrała ze sobą Eda Buckmana, jednego ze wspólników. Dwugodzinne zebranie upłynęło na tyradach, krzykach i groźbach adwokata drugiej strony i gdy się skończyło, Kate miała ochotę kogoś zabić. Nie wiedziała, kogo nie cierpi bardziej – samego adwokata czy jego wspólnika. Z tego co zauważyła, obaj byli aroganccy, dążyli do zawarcia ugody na ogromną kwotę, choć znajdowali się na przegranej pozycji i obaj o tym wiedzieli. Pracowali dla jednej z najpotężniejszych kancelarii w mieście i zdawało im się, że wszystko im wolno. Miała ochotę wrzeszczeć, gdy wyszli z sali, ale odczekała, aż znajdą się poza zasięgiem jej głosu, i dopiero wtedy powiedziała Edowi, co o nich myśli, a on przyznał jej rację. – Znam Jacka Hirscha od dwudziestu lat. Na sali sądowej jest skończonym dupkiem, ale ten nowy facet, jego wspólnik, Scott White, to prawdziwy twardziel. Da nam popalić przy tej sprawie, choć nie mają żadnych argumentów, a ich klient jest jeszcze większym dupkiem niż oni i kłamie jak z nut. – Jesteśmy twardsi od nich – powiedziała stanowczo Kate. – Są na przegranej pozycji i dobrze o tym wiedzą. Nie dam im ani grosza.
– Uwielbiam z tobą pracować, Kate. – Ed się uśmiechnął i wrócił do swojego biura. Uwielbiał porządną walkę, a Kate należała do najlepszych. Na sali sądowej i przy stole negocjacyjnym była nieprzejednana. Słynęła z tego, że ludzie wili się, gdy zadawała pytania. Pod koniec dnia głowa bolała ją jeszcze bardziej. Niespodziewanie zadzwoniła do niej Tammy. – Wybrałabyś się jutro na lunch? – zaproponowała. Kate zerknęła w kalendarz i zobaczyła, że ma czas. – Pewnie, z przyjemnością. – Twoje wczorajsze urodziny przejdą do historii. – Twój brat zerwał dzisiaj z Amandą i odwołał ślub. – Miałam przeczucie, że coś się wydarzy, jak wychodzili. – Kate nie powiedziała Tammy o tej drugiej kobiecie. Możliwe, że między nimi nigdy do niczego nie dojdzie. Na razie się tym nie przejmowała. Miała zbyt wiele innych rzeczy na głowie, w pracy i w domu. Nie mogła sobie pozwolić na rozmyślanie o tym, bo popadłaby w depresję, a trzeźwy umysł potrzebny był jej w pracy i żeby poradzić sobie z Claire. Zaproponowała miejsce i godzinę spotkania następnego dnia i wyszła z gabinetu o wpół do ósmej, po ponownym przeczytaniu akt nowej sprawy. Wszystko zgrabnie układało się w całość mimo nieprzyjemnego spotkania z prawnikami drugiej strony. Miała zamiar walczyć do upadłego i nie zamierzała tak łatwo pójść na ugodę. Uważała, że wygrają, jeżeli doszłoby do procesu, który rozpocząłby się dopiero za rok czy dwa. Jednak droga sądowa byłaby dla jej klienta kosztowna. To był dopiero początek. Rozmyślała o tym po drodze do domu, do chwili gdy w taksówce odebrała telefon od matki. – Jak się trzymasz? – Jakoś. Anthony zerwał dziś z Amandą – odparła zmęczonym głosem. – Wiem. Zadzwonił do mnie. Jakiś czas temu wspomniał mi o tej drugiej kobiecie. Pomyślałam, że to zły znak. – Miałaś rację co do Amandy. Śmiertelnie go nudziła. – Wiesz coś o tej drugiej? – spytała Margaret. – Tylko tyle, że wychowała się w hiszpańskim Harlemie, jest modelką prezentującą bieliznę i podbiła mu oko. Zerwała z nim kontakt, i to najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia. Nie jestem nawet zdenerwowana. Moja rodzina się rozpada, mamo. Co do tego też miałaś rację. Moje dzieci nagle zachowują się irracjonalnie. Tylko Tammy pozostaje niewzruszona. Umówiłam się z nią jutro na lunch. – Z nią nie ma niespodzianek. Tego możesz być pewna – stwierdziła Margaret z przekonaniem. – Jest najdojrzalsza z twoich dzieci. Zawsze była. Syndrom najstarszego dziecka. Troszczy się o wszystkich innych. – Ona jedna pozostała przy zdrowych zmysłach. Anthony i Claire zachowują się, jakby stracili rozum. – Choć Anthony zdawał się rozsądny i pewny swojej decyzji. – Postaraj się nie przejmować. W końcu oprzytomnieją i się otrząsną. – Mam nadzieję. W tej chwili wydaje mi się, że wszystko stanęło na głowie. – Są tymi samymi ludźmi, co zawsze. Po prostu podejmują inne decyzję, niż ty byś chciała. – To spory eufemizm. Nieślubne dziecko i modelka od bielizny? Co dalej? Boję się odbierać telefon. – Spróbuj odpocząć. Słychać, że jesteś zmęczona. – Bo jestem. Zadzwonię jutro – obiecała Kate i się rozłączyły. Gdy Kate dotarła do domu, Anthony miał za sobą cały dzień bezskutecznych prób
skontaktowania się z Alicią. Zablokowała jego telefon i mejl. Nie przychodził mu do głowy żaden inny sposób, w jaki mógłby jej powiedzieć, że zerwał zaręczyny i rozstał się z Amandą. Wcześniej napisał do Amandy, żeby sprawdzić, jak się czuje. Odpisała, że leci z matką do Paryża, i poczuł ulgę. Nie chciał jej zniszczyć, ale po prostu nie mógł się z nią ożenić. To zniszczyłoby jego. Teraz był tego pewien. Spróbował złapać Alicię przez Skype’a, ale nie odebrała. Nie odpowiedziała na FaceTimie ani na WhatsAppie. Przestał dla niej istnieć. Nie miał jak do niej dotrzeć, więc po pracy poszedł pod jej dom, żeby sprawdzić, czy jej nazwisko nadal widnieje na domofonie, usiadł na schodach i czekał na nią. Do ósmej się nie pojawiła i widział, że w jej oknach jest ciemno. Zastanawiał się, czy wyszła na randkę z innym mężczyzną, aż nagle ją zobaczył, jak idzie ulicą w dżinsach i butach na płaskiej podeszwie, niosąc torbę pełną książek. Zatrzymała się trzy metry od niego, gdy go zobaczyła. – Co, zacząłeś mnie śledzić? Złaź z moich schodów, bo wezwę policję. – Jej głos był szorstki i wyglądała na wściekłą. Odzywała się jak uliczny bokser, którym była jako nastolatka. Przypomniało mu się, że przyrzekła, że skopie mu tyłek, jeżeli kiedykolwiek się do niej zbliży, i wierzył, że jest do tego zdolna. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że załatwiłem sprawę. Zakończyłem związek. Zerwałem zaręczyny, jeżeli ma to dla ciebie jakieś znaczenie. – Nie ma. Nie obchodzi mnie to. Jesteś łajdakiem, okłamałeś mnie. – Wiem. To było głupie, złe i tchórzliwe. Za bardzo się bałem, że cię stracę. – No i straciłeś, a teraz się stąd zbieraj i zostaw mnie w spokoju, bo wystąpię o sądowy zakaz zbliżania się. – Albo podbijesz mi drugie oko? – spytał, chcąc ją objąć, ale nie miał szans. Zabiłaby go. – Tym też cię mogę poczęstować, jak chcesz. – Możemy chwilę porozmawiać? Chciałem ci tylko powiedzieć, jak mi przykro. Mówię szczerze. – Już mi powiedziałeś, więc spadaj. – Miała minę ulicznego zbira i patrzyła na niego z odrazą. – Alicia, proszę… – Nie! Myślisz, że pozwolę, żebyś znów mi to zrobił? Nie wierzę ci? Dlaczego miałabym wierzyć? – Bo jestem uczciwym facetem, który popełnił strasznie głupi błąd, i cię kocham. – Gorszego pieprzenia w życiu nie słyszałam. Jesteś żałosny i jesteś kłamcą. – Teraz ci nie kłamię. – Gratuluję. Czego ode mnie chcesz? – Drugiej szansy – powiedział i dotarło do niego, jak jest żałosny, ale mówił szczerze. – Nie jestem głupia, Anthony. Dlaczego miałabym to zrobić? – Może dlatego, że też mnie kochałaś. – Kochałam. Czas przeszły. Nie daję drugich szans. Sam nawaliłeś. – I co tym zyskasz? Tytuł Najtwardszej Dziewczyny Roku? Wszystkich musisz kopać w tyłek? Nie możesz tym razem być ludzka? – Ty nie byłeś. Zrobiłeś coś odrażającego. – Owszem. Początek był do dupy, ale teraz jestem wolny. Tym razem może pójść nam lepiej, o ile dasz mi szansę. – Gdybyś mnie znów okłamał, musiałabym cię zabić. A nie jesteś tego warty. – Spotykasz się z kimś? – Zrobiło mu się niedobrze, gdy ją o to pytał. – Nie twój interes. – Płakała po nim przez ponad miesiąc, ale prędzej by umarła, niż mu
się przyznała, poza tym przyjemnie było patrzeć na niego, jak tak stoi przy schodach i błaga ją o wybaczenie i o drugą szansę. Nie miała zamiaru mu jej dać. Cechowało ją za duże poczucie własnej wartości i za bardzo się bała, że znów ją zrani. Nigdy w życiu nikt nie zranił jej tak jak on. Nigdy żadnego mężczyzny nie kochała tak jak jego. Przestała być czujna i się sparzyła. Ostatnie, czego chciała, to dać mu okazję, żeby zrobił to znowu. – Możemy pójść gdzieś na kawę? – Nie, nie możemy. Zejdź mi z drogi, bo muszę się pouczyć. – Nie mógł stać i kłócić się z nią dłużej, a ona wygrywała. Zrobił trzy duże kroki w jej stronę, wziął ją w ramiona i przytulił. Próbowała mu przywalić, ale tym razem nie miał zamiaru jej pozwolić. Był przygotowany. Nie zrobił jej krzywdy ani nawet nie próbował jej pocałować, tulił ją tylko delikatnie, ale na tyle stanowczo, jak mógł, a był od niej silniejszy. – Jestem w tobie zakochany, myślałem o tobie w każdej chwili, odkąd odeszłaś – wyznał, mocno ją obejmując, – Ja też byłam w tobie zakochana. Złamałeś mi serce. Nie mam zamiaru dawać ci drugiej szansy, żebyś zrobił to znowu – oznajmiła, siłując się, żeby wyzwolić się z uścisku. – Nigdy więcej tego nie zrobię. Przysięgam. – Nie wierzę ci i cię nienawidzę – powiedziała, ale opuściła ją chęć walki. Czuł to i pocałował ją, z początku delikatnie, a potem namiętnie, gdy zareagowała. Przywarli do siebie jak dwoje tonących ludzi, ich ciała jedno przy drugim. Czuł jej serce łopoczące przy nim jak ptak w klatce i jęknął, tylko ją przytulając. Myślał o niej milion razy, odkąd się rozstali. Jej książki rozsypały się po chodniku. Pozbierał je i podał jej, a ona stała i patrzyła na niego ze łzami w oczach. Weszła po pierwszych stopniach, on ruszył za nią, a ona go nie powstrzymała. Dotarli do drzwi, ona otworzyła je drżącymi dłońmi, a jak tylko znaleźli się w środku, zatrzasnął drzwi stopą, a ona znalazła się w jego ramionach i zaczęli zdzierać z siebie ubranie. Przerwała na chwilę i spojrzała na niego surowo. – Jeżeli jeszcze raz mnie okłamiesz, zniknę tak szybko, że nie będziesz wiedział, od kogo oberwałeś. Kiwnął głową i zanim dotarli do jej łóżka, oboje byli nadzy, a ich seks był o wiele bardziej gwałtowny niż wcześniej, a może nawet lepszy niż wcześniej, bo tak bardzo się za sobą stęsknili. Ciągnął się godzinami, kochanie się z nią było rozkosznym cierpieniem, a bycie z nią – spełnieniem wszystkich jego marzeń. Kiedy w końcu leżeli razem, wyczerpani, w splątanej pościeli, ona uśmiechnęła się do niego, a on poczuł się, jakby umarł i znalazł się w raju. – Kocham cię, Alicia… Dziękuję… Dziękuję… – Ja też cię kocham – powiedziała łagodnie. – Nie byłoby cię tu teraz, gdybym cię nie kochała. Leżeli i długo rozmawiali, aż znów ogarnęło go podniecenie, a potem kochali się do wschodu słońca. Była to najdłuższa i najszczęśliwsza noc w jego życiu. W jej także.
10 Kate spotkała się z Tammy w jednej z restauracji niedaleko jej biura. Claire wolała elegancką francuską, a Tammy skromniejszą włoską restaurację z makaronami i dobrymi sałatkami. Tammy już siedziała, kiedy Kate dotarła na miejsce, zdyszana i dziesięć minut spóźniona. – Przepraszam za spóźnienie. Ostatnio mam urwanie głowy w pracy. Wszyscy wracają z urlopów wypoczęci i szczęśliwi i wszyscy chcą się sądzić. – Ja nikogo nie pozywam. – Tammy uśmiechnęła się do niej. Wyglądała zdrowo i była opalona po wakacjach w Maine ze Stacey. Żeglowały, pływały kajakiem i łódką i dużo chodziły. Była to idealna odskocznia od ich pełnego zajęć życia. Tammy niedługo musiała lecieć do Paryża na tydzień mody i pokaz prêt-à-porter Chanel. – Dziękuję, że znalazłaś czas, żeby zjeść ze mną lunch. Twoja urodzinowa kolacja przejdzie do historii. Przykro mi, że to wszystko stało się akurat w twoje urodziny. – Powinnam była przewidzieć, że tak będzie. Taka okazja stała się dla Claire zbyt kusząca, żeby się jej oprzeć. Co sądzisz o jej nowinie? Tammy zastanowiła się chwilę przed odpowiedzią. – Moim zdaniem, szkoda, że podchodzi do tego z takim uporem. Chyba źle to wszystko rozgrywa. Wszyscy cieszyliby się jej szczęściem, gdyby wychodziła za mąż. A tak wszyscy będą zszokowani. Jaki w tym sens? Nie wiem, dlaczego tak kategorycznie broni się przed zamążpójściem. – Ja też nie. Wydaje mi się, że Reed też wolałby wziąć ślub. Mnóstwo dziewczyn w jej wieku rodzi dzieci bez ślubu. Nie wiem, co chce udowodnić swoim podejściem. – Jak tam Anthony po rozstaniu? – Nie rozmawiałam z nim dzisiaj, ale wczoraj, kiedy przyszedł do mnie do kancelarii, żeby mi powiedzieć, był bardzo pewny swojej decyzji. Jestem rozczarowana, ale nie może się z nią ożenić, skoro jej nie kocha. – Od jakiegoś czasu wyglądał na rozdrażnionego i nieszczęśliwego. Wydaje mi się, że Amanda nawet tego nie zauważyła. Taka była pochłonięta planami ślubnymi. – To go mogło przestraszyć, ale wygląda na to, że jakiś czas temu poznał kogoś i lekko go to skołowało. A co u ciebie? – Kate spojrzała poważnie na swoją najstarszą córkę. – Wszystko w porządku po tych wszystkich rewelacjach wczorajszego wieczoru? Tammy kiwnęła głową. – W pewnym sensie to bardzo uwalniające, uświadomić sobie, że w twoim i taty życiu też nie wszystko wyglądało idealnie. Może dzięki temu, że nam o tym powiedziałaś, Anthony zebrał się na odwagę, żeby zerwać z Amandą i odwołać ślub. Dla mnie to też było wyzwalające. – Zaczęła stąpać po grząskim gruncie i modliła się, żeby wszystko ubrać w odpowiednie słowa. – Właściwie to dlatego chciałam się dziś z tobą spotkać. – W jakim sensie wyzwalające? – Kate wyglądała na zdezorientowaną, kiedy przyniesiono im makaron. Tammy nie tknęła swojego. Za bardzo była zdenerwowana, żeby jeść. – Od dawna chciałam ci o czymś powiedzieć. Powinnam była to zrobić wiele lat temu. – Gdy to mówiła, matka spoglądała na nią jak zahipnotyzowana. – Mamo, jestem tęczowa – oznajmiła, nie ściszając głosu. Nie chciała trzymać tego dłużej w tajemnicy. – Chcesz powiedzieć: radosna? – odezwała się Kate, a Tammy mało się nie roześmiała. – Tak się raczej nie mówi? – Nie, chcę powiedzieć: homoseksualna. Jestem lesbijką, mamo. – Gdyby wyjęła z
torebki pistolet i wycelowała w matkę, Kate nie byłaby bardziej zszokowana. – Mówisz poważnie? Czy to żart? Tammy zaczynała myśleć, że popełniła potworny błąd, mówiąc jej, ale było za późno, nie dało się cofnąć słów. Musiała brnąć dalej. Znajdowały się nad wodospadem i nie mogły się zatrzymać. – Tak, mówię poważnie, i nie, to nie jest żart. Nigdy nie chciałam cię zdołować, dlatego okłamywałam was wszystkich. Żyję z kobietą od siedmiu lat. – Jako kochanką? – Kate wyglądała tak, jakby zaraz miała zemdleć i paść twarzą w talerz. Myśl, że Tammy jest lesbijką, była tak absurdalna, że Kate miała taką minę, jakby nie rozumiała, co mówi do niej córka. – Tak, jeżeli w ten sposób chcesz to ująć. – Zawsze byłaś homoseksualna? – Zorientowałam się, kiedy miałam jakieś piętnaście lat, może szesnaście. Nic z tym nie zrobiłam, dopóki nie poszłam do college’u. W średniej szkole bałam się, że ktoś się wygada, i wiedziałam, że będziesz załamana. Jak się czujesz teraz? – Tammy zdawało się, że powinna zmierzyć matce ciśnienie, i biorąc pod uwagę wszystko inne, co obecnie się działo, nagle przestraszyła się, że to już będzie kropla, która przepełni czarę, i że Kate dostanie ataku serca. Jej matka nie wyglądała na wściekłą, tylko oszołomioną. – Chyba w porządku. Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś? – Sprawiała wrażenie zranionej. – Nie chciałam cię rozczarować. Chciałam ci się przyznać, jak byłam w college’u, ale nigdy nie zebrałam się na odwagę. A potem, jak już zaczęłam pracować, łatwiej było nic nie mówić. Kiedy nie miałam wyjścia, kłamałam. Ale nie chcę już dłużej kłamać. Kiedy opowiedziałaś nam o sobie, o tacie, na tamtej kolacji, pomyślałam, że pora powiedzieć ci prawdę. Mieszkam z cudowną kobietą. Zasługuje na to, żeby cię poznać i mieć udział w tym co ja. Z dużym bólem znosiła to, że przez te wszystkie lata ją ukrywałam. Kate kiwnęła głową, siląc się na uprzejmość, i jednocześnie próbowała przejrzeć w myślach film z życia Tammy i doszukać się wskazówek, które przeoczyła. – Spotykałaś się kiedyś z mężczyznami? – Kate nie mogła sobie żadnego przypomnieć, ale zawsze znajdowała jakieś wyjaśnienie. Myślała, że Tammy jeszcze nigdy się nie zakochała i że po prostu późno do tego dojrzeje. – Nie. Nigdy nie chciałam. Niektóre kobiety orientują się później niż ja. Wiele wychodzi za mąż i ma dzieci. Nie pociągają mnie mężczyźni. – Powiedziała to tak zwyczajnie, że Kate nie miała co odpowiedzieć. Wyglądała raczej na smutną niż złą czy rozczarowaną. Czuła się tak, jakby widziała swoją córkę po raz pierwszy albo jakby właśnie się dowiedziała, że jest śmiertelnie chora. Tammy nienawidziła litości w jej oczach. – Chcesz mieć dzieci? – Może. Nie jestem jeszcze przekonana. Stacey, moja partnerka, chce, ale ona jest do nich przyzwyczajona. Jest pediatrą. Ja nigdy nie miałam do czynienia z dziećmi i trochę się ich boję. Poza tym to wielka odpowiedzialność. Nie jestem jeszcze na to gotowa. – To ta współlokatorka, z którą mieszkałaś parę lat temu? Tammy kiwnęła głową. – Powiedziałam ci, że się wyprowadziła, ale to nie była prawda. Jestem taka zmęczona okłamywaniem cię, mamo. Wiem, że zrzucam na ciebie informację dużego kalibru, zwłaszcza w kontekście Claire i wszystkiego, co się z nią dzieje, i Anthony’ego, ale chcę być wobec ciebie uczciwa. Od dawna tego chciałam. – Oczywiście, powinnaś. Jestem twoją matką. Zastanawiam się tylko, jak to się stało, że
nigdy nie przyszła mi do głowy taka możliwość. W średniej szkole myślałam, że jesteś nieśmiała. W college’u myślałam, że jesteś dyskretna. A potem przyjęłam, że zbyt ciężko pracujesz, żeby prowadzić życie osobiste. Jak, do licha, mogło mi umknąć coś takiego? – Wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni Tammy. – Przykro mi, naprawdę. Będziesz w stanie mi kiedyś wybaczyć? Byłam ślepa i beztroska przez całe twoje życie – zakończyła, trzymając ją za rękę. – A ze mnie jest niezła kłamczucha. – Uśmiechnęła się do matki, a ich makaron zdążył wystygnąć. Żadna go nie tknęła, ale zaczęły jeść sałatkę. Ale Kate nie była głodna. Za bardzo była wstrząśnięta tym, co powiedziała jej Tammy. Jej najstarsza córka byłą lesbijką. Najmłodsza była w ciąży z nieślubnym dzieckiem, a jej syn był zakochany w modelce od bielizny, wychowanej w hiszpańskim Harlemie, po części Chinki. Wszystko to razem było przytłaczające, ale Kate w tej chwili starała się skupić na Tammy. Miała wrażenie, jakby ściany wokół niej się zacieśniały. Czuła się jak Alicja w Krainie Czarów wpadająca do króliczej nory. – Jeżeli zdecydujecie się na dziecko, jak to zrobicie? – spytała Kate. – Adoptujecie? – Możliwe. Ale chyba raczej skorzystamy z dawcy spermy i jedna z nas zajdzie w ciążę, prawdopodobnie ja, bo Stacey jest ode mnie o dziewięć lat starsza. Może być jej trudniej zajść w ciążę. – Rozmawiały o tym wcześniej i Tammy ciągle się tym niepokoiła. Nie czuła się jeszcze gotowa na macierzyństwo. W przeciwieństwie do siostry była ostrożna i ciągle niepewna. – Nie chciałabym się na to decydować, dopóki się nie pobierzemy, nie tak jak Claire. – Uśmiechnęła się do matki. – Teraz, skoro małżeństwa tej samej płci są dozwolone, mam taką możliwość. Ale do ślubu też się nie spieszę. – Wygląda na to, że chyba żadnemu z moich dzieci się nie spieszy – zażartowała Kate. – Dziękuję, że tak się przede mną otworzyłaś. Mam o czym myśleć. Chciałabym poznać kiedyś Stacey. – Ona chce cię poznać od siedmiu lat. – Tammy była pod wrażeniem tego, jak jej matka odnalazła się w sytuacji. Widziała, że jest jej ciężko, ale się starała, a to liczyło się najbardziej. To był początek. – Jaka ona jest? – Mądra, wesoła, cierpliwa, dobra i jest świetnym lekarzem. Bardzo ciężko pracuje. Jej rodzina pochodzi z Ohio, bardzo serdecznie nas traktują. – Znasz ich? – Widziałam się z nimi parę razy. Jej ojciec jest lekarzem. Na początku było im chyba trudno, ale wiedzieli o Stacey dużo wcześniej. Jej matka twierdzi, że wiedziała już, jak Stacey była mała. Przez cały czas chciała się bawić ciężarówkami braci. Ma jednego brata, a drugi zmarł. To zwykli ludzie, pogodzili się z sytuacją. Braciom powiedziała wcześniej niż rodzicom. Jest najstarsza, więc mieli wobec niej duże oczekiwania. – Ty byłaś najbardziej dziewczęcą dziewczynką, jaką znałam – powiedziała Kate ze łzami w oczach. – I nadal jesteś. Claire była o wiele mniejszą strojnisią niż jej starsza siostra, choć była seksowniejsza. Tammy była modna i elegancka. Gdy wyszły z restauracji, Tammy uściskała matkę i podziękowała za zrozumienie. Wracając taksówką do pracy, zadzwoniła do Stacey i powiedziała, że wszystko poszło dobrze. Jej matka zareagowała wspaniale, choć w pierwszej chwili była wstrząśnięta, i obiecała, że niedługo zorganizuje spotkanie. Chciała dać matce szansę, żeby mogła to wszystko przetrawić, zanim się poznają. Ostatnio rzeczywistość mocno ją uderzyła, i to ze wszystkich stron. Kiedy Kate wróciła do kancelarii, wyglądała na oszołomioną. Sekretarkę minęła, w ogóle jej nie zauważając, więc ta po paru minutach zajrzała do Kate. – Potrzebny apap?
– Nie, przydałby mi się raczej tydzień w Bellevue. – Cały jej świat pruł się w szwach. Nie mogła przestać zadawać sobie pytania, co z niej za matka. Claire sprzeciwiła się wszystkim wartościom, w jakich została wychowana. Anthony właśnie odwołał ślub z dziewczyną, która wydawała się idealna. A Tammy była lesbijką, a ona nigdy tego nie zauważyła. Do cholery, gdzie ona była przez cały ten czas, kiedy zdawało jej się, że jest taką dobrą matką? Przeoczyła wszystkie sygnały i oznaki tego, kim naprawdę są jej dzieci i czego pragną czy też potrzebują. Kiedy sekretarka wyszła z jej gabinetu, wybrała numer matki. Margaret odebrała po drugim sygnale i słychać było, że jest rozkojarzona, a to oznaczało, że malowała, ale mimo wszystko odebrała, gdy zobaczyła numer Kate. – Mogę wpaść po pracy? – spytała bez owijania w bawełnę. – Stało się coś złego? – A czy ostatnio dzieje się coś dobrego? – Dobrze się czujesz? – Chyba tak. Mam wyjście? – Wpadaj, kiedy chcesz. – Postaram się wyjść wcześniej z pracy. Wyszła o wpół do szóstej i dotarła do Margaret o szóstej, wcześnie jak na nią. I tak nie mogła się skupić na pracy, za dużo myśli krążyło jej po głowie. I teraz jeszcze ta poważna kwestia. Weszła i pocałowała matkę w roztargnieniu. – Chcesz kieliszek wina? – Masz coś mocniejszego? Może wódkę? Margaret wyciągnęła z lodówki butelkę, nalała trochę wódki do kieliszka z lodem i podała córce. – Co się stało dzisiaj? Kate usiadła w kuchni matki, wypiła łyk mocnego alkoholu i spojrzała na matkę. – Tammy jest lesbijką. – Nieźle. – Margaret też była zaskoczona. – Zupełnie tego nie zauważyłam. Nie przyszło mi nawet do głowy. Taki ze mnie psycholog. – Okłamywała nas od lat. Od siedmiu mieszka z kobietą, pediatrą. – Co jej powiedziałaś? – A co mogę powiedzieć? Jest, jaka jest. Może się pobiorą i będą miały dziecko, ale nie jest jeszcze pewna. Zawsze była ostrożniejsza od Claire i Anthony’ego, potrzebuje więcej czasu na podjęcie decyzji. Ale ciekawi mnie, gdzie ja byłam przez cały czas, kiedy to wszystko się działo? Tak się zamartwiałam tym, do jakich szkół pójdą, odrabianiem z nimi lekcji, żeby dostali się na dobre uczelnie, starając się utrzymać przy tym na powierzchni, że umknęło mi wszystko inne. Mam wrażenie, że ta cała rodzina, którą uważałam za taką silną, z dziećmi, które miałam za idealne, była jak domek z kart i leży teraz rozsypana na podłodze. Ich życie legło w gruzach, moje też. – W tej chwili tak ci się wydaje. Twoje dzieci przechodzą teraz pewien proces, ale mają solidny fundament. Ty im go dałaś, Kate. Zbudują wszystko od nowa, mocniejsze niż wcześniej. To te same dzieci, jakie znałaś, po prostu dokonały zupełnie innych wyborów, niż się spodziewałaś. Nie możesz za nie podejmować decyzji. Teraz wszystko zależy od nich. A Tammy się nie zmieniła. Po prostu woli kobiety, a nie mężczyzn. To nie zmienia systemu jej wartości. Jest najrozsądniejszym z twoich dzieci. To się nie zmieniło. – Dlaczego tego nie zauważyłam? – spytała, wypijając kolejny łyk wódki. – Obrazisz się, jak się upiję?
– Prawdę mówiąc, tak. Jestem twoją matką. Na tym jednym koniec. Ten ci się należał. Kate czuła się tak, jakby straciła z oczu wszystkie znajome miejsca. Wszystko się posypało i popłynęło z falą powodzi. Co z tego wszystkiego ocaleje? Jak będą dorastać jej wnuki? Jedno formalnie bez ojca, a drugie, o ile się pojawi, z dwiema matkami? Zdawało jej się, że wszystko, co budowała przez trzydzieści lat, nagle znikło. Rodzina, którą kochała i z której była taka dumna, przestała istnieć, a w jej miejsce pojawili się obcy ludzie. – Chciałabym poznać jej partnerkę – stwierdziła cicho Margaret. – Zdaje się, że jest interesująca. – Na pewno. I inteligentna. Tammy mi powiedziała, że studia pierwszego i drugiego stopnia ukończyła na Harvardzie. – Tammy studiowała na Brown. Niewątpliwie obie były bardzo inteligentnymi kobietami. – Zabawne, że wszystko dzieje się naraz. Z całą trójką – zakończyła ze smutkiem Kate. – Takie jest życie. To, co dobre i złe, jest ze sobą ściśle powiązane, jak kulki winogron w kiściach. Wszystko się uspokoi i poukłada. Zdaje się, że Tammy już ma poukładane życie. Claire musi dorosnąć, a Anthony zrozumieć, czego chce, a nie tylko iść za tym, czego – jak mu się wydaje – chcesz dla niego ty. Tak chyba było z Amandą. Ty uważałaś, że jest dla niego idealna, a on ci wierzył. – Więc teraz idzie własną drogą. Ta nowa dziewczyna nie mogła się już bardziej różnić od poprzedniej. Twierdzi, że jest w niej zakochany. Ją też chcę poznać, o ile się z nią zejdzie. Jego zdaniem nie będzie chciała. – Nieźle podbiła mu oko – zauważyła Margaret. – Ma parę w rękach. Może tego właśnie chce albo potrzebuje. Amanda była zbyt nijaka. Nie stanowiła dla niego wyzwania. – Co ja tam wiem? – rzuciła Kate, kiedy dopiła wódkę. Matka oszczędnie jej nalała, dodając sporo lodu. – Nie wiem już nawet, czego ja sama chcę. Ani czego potrzebuję. – Potrzebujesz snu i mniej się przejmować dziećmi. Tak czy siak nie powstrzymasz ich, żeby postępowały tak, jak chcą. Musisz im zaufać, że same sobie wszystko poukładają. – Jak na razie nie za bardzo się wysilają. – Mylisz się – zaprotestowała matka. – Anthony uratował się przed małżeństwem, które byłoby katastrofą, Tammy powiedziała ci prawdę o sobie, a Claire znalazła sobie dobrego faceta, nawet jeżeli twoim zdaniem źle się do tego wszystkiego zabiera. Ale to nie taki znów zły początek. Mogło być o wiele gorzej. – Tak sądzisz? – Kate czuła się lekko pijana po jednym kieliszku, ale właściwie nic nie zjadła na obiad po oszałamiającym wyznaniu Tammy. – Lepiej pójdę do domu. – Wstała i objęła matkę. – Dziękuję, że pomagasz mi nie zwariować. Na dodatek ciągnę cholernie poważną sprawę, a prawnicy drugiej strony doprowadzają mnie do szału. Nienawidzę oskarżycieli, są tacy wredni. Będą szukać dziury w całym do upadłego. – Przynajmniej będziesz miała zajęcie. W tej chwili ci tego potrzeba – powiedziała rozsądnie jej matka. – Inaczej do większego szału doprowadzą cię dzieci. – Uśmiechnęła się do córki. Kate wzięła swoją teczkę, pocałowała matkę na pożegnanie i wyszła po minucie. Pojechała do domu taksówką i jak tylko się w nim znalazła, położyła się do łóżka i patrzyła w sufit. Leżała tak, aż nagle, pięć minut później, zadzwonił portier i poinformował, że jest dla niej przesyłka. Podeszła do drzwi, a kurier wręczył jej ogromny bukiet kwiatów. Nie miała pojęcia, kto mógł je przysłać. Bart przysłał jej urodzinowy bukiet w tygodniu. Zawsze przysyłał czerwone róże. Ta pastelowa wiązanka składała się z różnokolorowych kwiatów. Przypominała obraz. Położyła je na konsoli w holu, wręczyła kurierowi napiwek, a po jego wyjściu otworzyła liścik. Dziękujemy! Nie możemy się doczekać spotkania!
Uściski Tammy i Stacey Stała i gapiła się na bilecik przez długą chwilę. Uśmiechnęła się. Może jednak świat się nie kończy. Kwiaty były piękne, a Tammy się nie zmieniła. Była elegancka, uprzejma i troskliwa. I była kochającą córką. Kate nadal się uśmiechała, kładąc się znów do łóżka, w ubraniu, i spokojnie zasnęła.
11 Jak tylko Tammy wyjawiła matce informację na temat swoich preferencji seksualnych, Stacey zaczęła się denerwować tym, czy Kate ją polubi. Była przekonana, że raczej nie. Włosy miała zbyt krótkie i zbyt siwe, ubrania zbyt męskie, a szpilek nie nosiła od czasu ukończenia szkoły średniej, gdy miała osiemnaście lat, choć może powinna sprawić sobie parę. Przejrzała się w lustrze, zrozpaczona zajrzała do szafy, pożyczyła sukienkę od Tammy i wyglądała w niej jak facet w przebraniu albo dzieciak w halloweenowym kostiumie, i się rozpłakała. Doprowadzała Tammy do szaleństwa tysiącem pytań i obaw o to, jak zareaguje na nią Kate. Tammy doszła do wniosku, że jedyną radą na jej niepokoje było mieć to szybko za sobą. Zadzwoniła do matki i spytała, czy mogą wpaść za parę dni na drinka. Nie sądziła, że Stacey przeżyłaby kolację bez palpitacji serca. Jej zwykle bezproblemowa, pewna siebie, opanowana partnerka, ostoja spokoju, załamywała się, jakby od spotkania z Kate zależało cało jej życie. – Oczywiście – odpowiedziała Kate, zaskoczona, że Tammy odezwała się do niej tak szybko. Wiedziała, że jest bardzo zajęta, bez przerwy na spotkaniach w Chanel i pracuje do późna. Zakładała, że ta część jej życia jest prawdziwa w odróżnieniu od opowieści o życiu prywatnym. – A przy okazji, dziękuję za kwiaty. Nigdy nie widziałam równie pięknych. Będę korzystać z twojej kwiaciarni. – Cieszę się, że ci się spodobały. – Słychać było, że Tammy jest zadowolona. – To był pomysł Stacey. Mnie też przysłała bukiet po tym, jak ci o nas powiedziałam. Czekała na to siedem lat i chyba dopadnie ją załamanie nerwowe, jeżeli wkrótce cię nie pozna. Chcę jej oszczędzić cierpienia, zanim zrobi sobie lifting twarzy, zaserwuje botoks i wymieni całą garderobę. Doprowadza mnie do szału. Boi się, że uznasz, że nie jest dla mnie dość dobra. Chociaż jest o wiele mądrzejsza ode mnie i cudowna z niej kobieta. – Tak jak ty – powiedziała z miłością jej matka. – Naprawdę mam nadzieję, że ją polubisz, mamo. To ważne dla nas obu. Kate słyszała w głosie córki miłość do kobiety, z którą mieszkała. Czekała szesnaście lat, żeby powiedzieć matce, siedem, ukrywając przed nią swoją partnerkę, a teraz szukała u matki aprobaty dla swojego życia. Było to dla nich obu długie, bolesne oczekiwanie. – Jesteś wolna jutro koło piątej? – zaproponowała Kate. To była sobota. – Świetnie. Stacey w soboty przyjmuje pacjentów do czwartej. Będzie miała czas, żeby się przebrać, i akurat dotrzemy za miasto. – W takim razie czekam na was. Powiedz jej, żeby się nie martwiła. Teraz jestem już wtajemniczona. Wystarczyło, że mi powiedziałaś – odpowiedziała spokojnie i obie w milczeniu się zastanawiały, czy pomogły jej w tym radykalne decyzje Claire i Anthony’ego. Tammy nie zrobiła niczego dramatycznego, powiedziała tylko prawdę, która, w jej przypadku, sama w sobie była dramatyczna. Jej rodzeństwo odważyło się na zupełny zwrot w swoim życiu i całkowicie zmieniło kierunek. Tammy nadal spokojnie i rozsądnie szła swoją znajomą drogą. A Stacey była rozsądną, inteligentną kobietą. Była pewna, że matka dostrzeże to, jak tylko się poznają. Powiedziała Stacey o spotkaniu, kiedy wróciła z pracy. Jej ukochana natychmiast wpadła w panikę. – O Boże… o, nie… tak szybko? Może powinnyśmy poczekać. Może powinnam wziąć xanax, jak tam pójdziemy. Albo wypić drinka. – Świetnie. Jeżeli pójdziesz jak zombi albo pokażesz się pijana, mama z pewnością cię pokocha. Po prostu bądź sobą. Powiedziałam jej, jaka jesteś wspaniała. Wie, że cię kocham. Teraz musisz ją tylko poznać, a potem będziemy mogły się wyluzować.
– Uważaj, czego pragniesz. Czekałam na to siedem lat, a teraz wydaje mi się, że to był głupi pomysł. A jak mnie znienawidzi? Co wtedy? – Wtedy cię rzucę i poszukam sobie kogoś, kto jej się spodoba, a może przestanę być lesbijką? – oświadczyła Tammy, a Stacey się roześmiała. – Dobra, już dobra. Ale mam spróbować się ubrać w którąś z twoich sukienek? – Jeżeli chcesz, żeby padła ze śmiechu, jak przekroczysz próg. Nie wiem, jak ty to robisz, ale na tobie nawet sukienka Chanel wygląda niedorzecznie. Włóż dżinsy, mama pewnie też to zrobi. Ja nie zamierzam się stroić. – Ciebie zna, ty nie musisz niczego udowadniać. – Stacey była przybita. – Ty też nie, masz wszystko, żeby wywrzeć na niej dobre wrażenie. Jesteśmy po twojej stronie. – Nie rozumiesz. To jak pierwsze spotkanie z przyszłą teściową, tylko o wiele, wiele gorsze. A jeżeli weźmie mnie za lesbijkę? – drążyła Stacey, która powoli zaczęła się rozluźniać, dzięki pomocy Tammy. – Nie weźmie. O mnie nigdy tak nie pomyślała. Dlaczego miałaby pomyśleć o tobie? A tak w ogóle, to jesteś lesbijką? – Tammy się roześmiała i Stacey uśmiechnęła się mimowolnie. – Skąd, jestem zupełnie hetero. Dlaczego zadajesz takie pytania? – Doszły mnie jakieś plotki, coś na temat twoich butów. – Pomyśli, że jestem dziwna, bo noszę męskie buty? – Spojrzała na swoje stopy, a potem na Tammy. – Uświadomię cię. Ona wie, że jesteś lesbijką, i możesz iść ubrana jak G.I. Joe, jeżeli chcesz. – Jeden z moich pięcioletnich pacjentów zapytał mnie któregoś dnia, czy noszę buty swojego taty. – Uśmiechnęła się, a Tammy parsknęła śmiechem. – Bystry dzieciak. Bardzo silny homoradar jak na pięciolatka. Zastanawiam się, co u mojego brata. Nie odzywał się do mnie od urodzin mamy. Wysłałam mu dzisiaj parę wiadomości, napisałam, że mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku, ale nie odpisał. – Pewnie się gdzieś ukrywa – zasugerowała Stacey. – Mama mówiła, że jakiś czas temu poznał pewną dziewczynę, ale go rzuciła. Ciekawe, czy z nią jest. – Musiałby mieć niezłe tempo, ale nigdy nie wiadomo. Może to dzięki niej zdobył się na odwagę, żeby zerwać z narzeczoną. – Potrzebuje czasu, żeby zrozumieć, co się wydarzyło – stwierdziła z namysłem Tammy. – I jak do tego doszło, że zaszedł tak daleko z niewłaściwą kobietą. – O to czasami nietrudno. – Tammy wiedziała, że Stacey spędziła dziesięć lat z socjopatką, od której w końcu odeszła i poznała Tammy. Ona też była lekarką, skończoną wariatką. A sześć miesięcy po rozstaniu Stacey poznała Tammy. – Niektóre związki w teorii wyglądają tak idealnie, że człowiek na siłę przekonuje do nich sam siebie. Tak właśnie zachowywałam się przy Mercedes. Dwie lekarki, idealnie, tyle że jedna z nas była stuknięta. – Amanda nie jest stuknięta, ale zupełnie nie pasowała do mojego brata. Moja babcia i siostra miały w tej kwestii rację. Moja mama dała się wciągnąć w całą tę towarzyską ułudę i uważała, że ona będzie dla niego dobra i go ucywilizuje. Mój brat jest dobrym chłopakiem, ale zawsze był maniakiem komputerowym i w głębi duszy artystą. Mam nadzieję, że następna kobieta będzie dla niego odpowiednia. Zasługuje na to. Przynajmniej nie muszę się martwić, co włożyć na ślub. Mogłybyśmy się ubrać w jednakowe smokingi. W tym sezonie mamy świetny w kolekcji Chanel. – Tammy się roześmiała. – Nie zostałabym zaproszona – powiedziała Stacey.
– Od tej pory będziesz zapraszana – sprostowała łagodnie Tammy. – Już nigdzie bez ciebie nie pójdę. Koniec z tym. Stacey wyglądała na wzruszoną. – Możesz chodzić sama na pokazy mody. Nie wytrzymałabym. – Przewróciła oczami, a Tammy się roześmiała. W ich życiu rozpoczął się całkiem nowy rozdział. Jak się okazało, następnego dnia Stacey miała nagły przypadek w pracy. Roczna dziewczynka spadła z przewijaka i musiała mieć szyte czoło. Stacey po powrocie do domu nie miała dość czasu, żeby się przebrać, więc włożyła mokasyny zamiast adidasów, zmieniła koszulę i już wychodziły na spotkanie z matką Tammy. Córka uprzedziła ją, że Stacey miała nagły przypadek i spóźnią się dziesięć minut. Kate próbowała się domyślić, jak będzie wyglądała Stacey. Czuła się, jakby miała poznać synową siedem lat po ślubie. Została postawiona przed faktem dokonanym. Cała ta sytuacja była dla niej nowa, a mostem między nimi była Tammy. Kolejny raz poprawiła książki na ławie. Kwiaty, które jej przysłały, stały na stole przy oknie i wyglądały pięknie. Kate przebierała się trzy razy, aż w końcu postawiła na białe dżinsy i różową koszulę. Nie chciała się przesadnie wystroić. Miały piętnaście minut spóźnienia, gdy w końcu zadzwonił dzwonek. Przejęta Kate pobiegła otworzyć drzwi. Tammy uściskała matkę, zanim ta zdążyła zobaczyć Stacey, a potem dostrzegła wysoką, szczupłą, nieśmiałą młodą kobietę o delikatnych rysach, z ciemnoniebieskimi oczami i przedwcześnie posiwiałymi krótko obciętymi włosami. Miała na sobie białą koszulę i dżinsy. Tammy je sobie przedstawiła, a Kate bez chwili wahania wyciągnęła ręce i ją uściskała. Stacey się rozpłakała. Dwie minuty później wszystkie się obejmowały i płakały, a Kate czuła się tak, jakby adoptowała dziecko. – Tak długo czekałam, żeby panią poznać – powiedziała Stacey zdławionym głosem. – Ja też, tylko o tym nie wiedziałam – odrzekła wzruszona Kate. Nie spodziewała się, że Stacey będzie taka prostolinijna, ludzka i ciepła, ale nie powinna być zaskoczona, znając Tammy. – Boże, jakie z was mięczaki. Pora zmężnieć – powiedziała Stacey, a Tammy podała wszystkim chusteczki i się roześmiały. – Napijesz się czegoś? – zaproponowała Kate, zastanawiając się, czy nie powinna była przygotować czegoś do jedzenia, ale żadna nie byłaby w stanie nic przełknąć. Sytuacja była zbyt wzruszająca. – Jeżeli można, to wody. W ten weekend mam dyżur telefoniczny. Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam założyć szwy rocznej dziewczynce. Kate bez trudu mogła ją sobie wyobrazić w tej roli, widać było, że ma świetne podejście do dzieci. Oczy miała pełne współczucia, była łagodna, a wokół oczu utworzyły się jej zmarszczki od śmiechu. Usiadły w salonie, a Kate przyniosła albumy ze zdjęciami Tammy z dzieciństwa. Stacey była zachwycona i śmiały się, oglądając niektóre fotografie. Na większości Tammy wyglądała jak aniołek i zawsze trzymała swoją ulubioną lalkę. – Nie ulega wątpliwości, że byłaś słodką dziewczynką – skomentowała Stacey z czułością. – Ja w dzieciństwie wyglądałam jak Dennis Rozrabiaka. Przez jakieś dwa lata nosiłam zestaw z narzędziami, rozbiłam rodzicom telewizor i mało nie poraził mnie prąd. Podpaliłam metalowy zmywak wetknięty do gniazdka w moim pokoju, żeby wydobyć iskrę do zapalenia papierosa, jak miałam piętnaście lat. Chyba nikt nie był zaskoczony tym, co ze mnie wyrosło. Zaskoczeni są co najwyżej tym, że nie skończyłam w więzieniu. Jak miałam czternaście lat, podkradłam ojcu samochód i pojechałam z Columbus do Cincinnati. Moi młodsi bracia śmiertelnie się mnie bali. – Tammy wiedziała, że jeden z jej braci również był homoseksualistą i
zmarł na AIDS. Stacey przeżyła swoje. To z tego powodu postanowiła studiować medycynę. Przez rok pracowała dla Lekarzy bez Granic w szpitalu dla chorych na AIDS w Afryce. Rozmawiały o tym chwilę z Kate, na której Stacey zrobiła wielkie wrażenie. Była imponującą kobietą, a więź między nią a Tammy była widoczna gołym okiem. Czas upłynął im szybko na rozmowie, a o siódmej Stacey dostała wiadomość na swoją automatyczną sekretarkę. Na izbie przyjęć miała jedenastolatka ze złamaną ręką i spojrzała przepraszająco na Tammy i jej matkę. – Muszę jechać do pracy, ale było cudownie. – Odwróciła się do Kate. – Wpadłaby pani do nas kiedyś na kolację? Kiepska ze mnie kucharka, ale umiem kupić świetną pizzę, spaghetti i klopsiki albo sushi. Kate nie była u Tammy od lat i teraz czuła się z tego powodu winna. – Z przyjemnością. – Uśmiechnęła się ciepło, a potem się uściskały i dziewczyny wyszły, tym razem bez łez. – Dziękuję za wszystko… za to… za Tammy – powiedziała Stacey łagodnym głosem. – Dziękuję, Stacey. – Kate nagle zrozumiała, że ma za co jej dziękować. Życie przestało być tak beznadziejne, jak wydawało jej się jeszcze parę dni temu. – Powinnaś zabrać Stacey do babci – zwróciła się do Tammy. – Zabiorę. Stacey chciała najpierw poznać ciebie. – Znów się uściskały i Tammy ze Stacey wsiadły do windy, a Kate wróciła do mieszkania, biegnąc myślami do wspólnie spędzonych chwil. Stacey wspaniale uzupełniała życie Tammy, a teraz także Kate. Rozpoczął się zupełnie nowy rozdział. Ciągle o nich myślała, gdy zadzwonił do niej Bart. Miał spotkanie w Nowym Jorku we wtorek i chciał ją spytać, czy będzie miała czas. Ostatnio była taka zajęta i przytłoczona, że nie rozmawiali od paru dni, od jej urodzin. A od tego czasu wiele się wydarzyło, zerwanie Anthony’ego i przyznanie się Tammy. – Co słychać? Nagle przestałaś się do mnie odzywać. – A wiadomości od niej były lakoniczne jak hasła w ciasteczkach szczęścia. Ona też nie wiedziała, co u niego słychać. – Sporo się dzieje – stwierdziła. Nie mówiła mu o ciąży Claire i o całej aferze z jej powodu, a teraz nie czuła się na tyle swobodnie, żeby powiedzieć mu, że Tammy jest homoseksualistką. Nadal wydawało jej się to kwestią dość prywatną. Była w stanie przekazać mu tylko to, że ślub Anthony’ego został odwołany, bo i tak o tym by się dowiedział. Jej opór przed wyjawieniem mu bardziej intymnych wiadomości powiedział jej coś na temat ich związku, co już wiedziała. Ich związek był łatwy, ale pozostał płytki. Wszystkie głębsze albo zbyt osobiste tematy pozostawiała dla siebie. Pokazywała mu teraz jedynie te ładne fragmenty ich życia, włącznie z życiem trojga jej dzieci. Choć związek Tammy i Stacey wcale nie był skomplikowany, był trwały jak małżeństwo, ale przez niektórych zostałby uznany za nieortodoksyjny, najprawdopodobniej właśnie przez niego. Jego dzieci nie były jego wielkim sukcesem w porównaniu z jej dziećmi, ale ich problemy były bardziej zwyczajne i codzienne. Kate czuła się w tej chwili zbyt bezbronna, żeby mu się zwierzać. – Przykro mi z powodu zaręczyn Anthony’ego – współczuł Bart. – Jest załamany? – Raczej nie. Amanda przesadziła ze ślubem i chyba się przestraszył. Nie jest gotowy. – Może jeszcze się zejdą – pocieszył ją, siląc się na optymizm. – Wątpię. – Był zaskoczony jej filozoficznym podejściem, ale w ciągu ostatnich dwóch miesięcy tyle się wydarzyło, że odwołany ślub syna był najmniejszym problemem. – Jak wygląda twój karnecik na wtorek? – Mam późno spotkanie w biurze, ale powinnam być w domu przed ósmą albo dziewiątą. – Nie chciała mu mówić, że nie ma dla niego czasu, ale nie była zachwycona perspektywą
spotkania, co ją zaskoczyło. Zwykle się cieszyła. Teraz po prostu nie była w nastroju i nie miała ochoty udawać. – Świetnie. Ja też nie będę wolny wcześniej. A rano muszę wyjechać o szóstej na spotkanie w Waszyngtonie. Pomyślałem, że miło by było spędzić razem wieczór. – Był to w zasadzie bardzo eleganckie zaproszenie na szybki numerek i na ogół nie miała nic przeciwko temu, ale tym razem, gdy się rozłączyła, dotarło do niej, że jest inaczej. Nagle uświadomiła sobie, że miło byłoby mieć kogoś, z kim mogłaby szczerze porozmawiać, kto miałby podobne problemy i zainteresowania co ona. Jej dzieci nigdy nie były dla niego zbyt ważne i nie udawał, że jest inaczej. Był szczery. Ale ostatnio martwiło ją, że jedyną dorosłą osobą, której może się zwierzyć, jest jej matka. Wydawało się to dość dziwne w jej wieku. Margaret zawsze zastępowała jej najlepszą przyjaciółkę, zwłaszcza od czasu śmierci Toma, ale Kate brakowało w życiu męskiego ramienia, którego nie mogła oczekiwać od Barta, bo w związku wspólnie dbali o to, żeby było im łatwo, miło i przyjemnie. Zastanawiała się, czy nie jest zbyt przyjemnie, do tego stopnia, że nie wiedziała, czy ten związek nie jest nieprawdziwy. W prawdziwym życiu musiała sobie radzić ze zbuntowanymi dziećmi, wrogo nastawioną do ślubu córką w ciąży, niepokojem z powodu kiepskich czy ryzykownych decyzji dzieci i wiadomością, że jedno z nich jest homoseksualne. Tego wszystkiego nie można powiedzieć obcej osobie ani mężczyźnie, z którym od czasu do czasu się sypia. Bart mieszkał w innym mieście, oboje byli zapracowani, a ona nie była już nawet pewna, na ile w ich związku obowiązuje wyłączność. Nie miała pojęcia, co on robi, gdy nie jest z nią, ani z kim się spotyka, i to ją martwiło. Byli za starzy, żeby trwać w związku, który opierał się głównie na seksie i miłej kolacji od czasu do czasu. Nie chciała mu się skarżyć, ale w ciągu kilku tygodni od powrotu z Shelter Island uświadomiła sobie, że nie mówi mu o poważnych rzeczach, które dzieją się w jej życiu. Znajdował się gdzieś na orbicie, a nie w świątyni życia. Dopóki myślała, że jej dzieci są idealne, nie przeszkadzało jej to. Ale teraz zaczęło. Życie nigdy nie jest tak idealne, jak wydaje się komuś z zewnątrz. Stacey i Tammy zaprosiły Margaret w niedzielę na późne śniadanie do Carlyle. Chciały jej zrobić przyjemność, a wpadła na to Stacey. Później Kate rozmawiała z matką o tym, jaką cudowną i imponującą kobietą jest Stacey. Kate większą część dnia poświęciła na pracę, przygotowując się do trudnego tygodnia w kancelarii. Doskonale wiedziała, że przez najbliższe dwa miesiące będzie pochłonięta przygotowaniami do zbliżających się procesów. Nie będzie miała czasu na zabawę, jedynie na pracę. Czasami tak się działo, i zdarzało się falami. Anthony odezwał się do niej w niedzielny wieczór, gdy pracowała w domu. – Zaczęłam myśleć, że uciekłeś i zatrudniłeś się w cyrku. – Słuch o nim zaginął na kilka dni i Kate domyślała się, że uganiał się za swoją bokserką amatorką, modelką prezentującą bieliznę z mocnym prawym sierpowym. – Niezupełnie. Przepracowywałem sprawy z Alicią. – Od razu zauważyła, że jest szczęśliwy. Bardziej niż w ciągu miesięcy z Amandą. – Wybaczyła ci? – Prawie. Pracuję nad tym. Jeszcze mi nie ufa, ale to zrozumiałe. Będę musiał jej udowodnić, że jestem godny zaufania. – To brzmi rozsądnie. – Sprawiała wrażenie kobiety, która nie chce być przez nikogo źle traktowana, co Kate pochwalała. Sama taka była, od czasu Toma. To dlatego stroniła od poważnych związków i uznała, że takiego nie potrzebuje. Ale oni byli o wiele młodsi i mieli przed sobą całe życie i wszystko, co z nim związane: małżeństwo, dzieci, złamane serca, rozwody, dobre i złe chwile, radości i gorzkie rozczarowania. – Poznam ją?
– Tak – powiedział lakonicznie. – Ale jeszcze na to za wcześnie. – Kontaktowałeś się z Amandą? – Pisaliśmy do siebie kilka razy. Wydaje się, że jakoś się trzyma. Jest z mamą w Paryżu. Może jej też ulżyło. Ślub musiał być przytłaczający. Jeżeli kiedykolwiek będę się żenił, wezmę ślub cywilny. Nie potrzebuję tych wszystkich fanfar i pretensjonalności. Jej ojciec miał wydać na wesele milion. – Co najmniej – zgodziła się Kate. – To chore. Wolałbym dostać te pieniądze na założenie firmy. – Jej się to chyba podobało, a ojciec chciał jej dogodzić. – Chyba tak. – Głos miał bezradny. – Chciałem dać ci tylko znać, że żyję. – Cieszę się – rzuciła. Kilka minut później się rozłączyli i Kate wróciła do pracy. Claire ostatnio też się nie odzywała. Ignorowała matkę. Mogła z tym żyć, choć było jej przykro, że nie może wspierać córki w czasie ciąży, ale Claire nie chciała jej na to pozwolić. Ciągle udowadniała, że ma rację, a Kate nie chciała tego podsycać ani nie miała na to czasu. W miłym geście wysłała jej kilka książek na temat ciąży, a Claire nawet jej nie podziękowała. Poniedziałek w biurze był stresujący i nerwowy tak, jak się spodziewała. Wtorek był jeszcze gorszy. Miała kolejne spotkanie w ważnej sprawie z Jackiem Hirschem i Scottem White’em, reprezentującymi stronę przeciwną. Widywała ich o wiele częściej, niż chciała. Próbowali ją zmęczyć i szczególną awersję zaczęła odczuwać w stosunku do Scotta White’a, drugiego wspólnika. Uważała go za przystojnego aroganta, zbyt buńczucznego, czym tylko sobie szkodził. Jego uwagi do jej klienta i na jego temat były czasami wprost niegrzeczne. Swojego klienta też niezbyt lubiła, ale musiała traktować go jak zawodowiec. Zauważyła, że White ciągle się na nią gapi, żeby wytrącić ją z równowagi. Odczuwała nieprzemożoną chęć, żeby zwrócić mu uwagę, żeby się uspokoił i zachowywał jak należy. Zdawało mu się, że w branży prawniczej jest ósmym cudem świata. Był o kilka lat młodszy od niej i idealnie wpisywał się w profil adwokata: wysoki, ciemnowłosy i przystojny, przypominał trochę Toma, ale pozostawała wobec niego niewzruszona. Przystojni mężczyźni nie robili na niej wrażenia, a jego uważała za wielki wrzód na tyłku. Większość ich spotkań, jak do tej pory, okazała się jedną wielką stratą czasu. Nic nie dawały. Złościła się przez nie coraz bardziej i stawała nieustępliwa. Pracowała nad kilkoma trudnymi sprawami, nie tylko nad tą jedną. Siedziała przy biurku i czytała akta w domu, kiedy Bart zjawił się we wtorkowy wieczór, jak się umówili. Nie wystroiła się dla niego, nie miała czasu. Myślała o pracy, wróciła z kancelarii pół godziny przed jego przyjściem i nie miała czasu zająć się kolacją. Dotarło do niej, że na początku ich związku poświęciłaby te pół godziny na to, żeby się dla niego ubrać i uczesać i wyglądać na zrelaksowaną, gdy przyjdzie. Ale w tej chwili była zawalona pracą. Sprawiała wrażenie rozkojarzonej, gdy się w końcu pojawił, pół godziny spóźniony, ale gotowy się zabawić. Ją czekały jeszcze długie godziny pracy nad dokumentami zamkniętymi w aktówce. – Wyglądasz na zapracowaną – zauważył Bart radosnym tonem na widok porozkładanych na jej biurku akt. Nalała mu niebieskiego johnnie walkera z lodem. Skończył jej się gin i nie mogła przygotować dla niego martini. – Ten miesiąc to koszmar – wyznała, siadając obok niego na kanapie. – Następny też taki będzie. Nienawidzę tych bzdurnych spraw. – Ja też nie. Musimy zmienić prawo w tym kraju. Każdy może tu pozwać każdego i nic go to nie kosztuje, z prawnikami pracującymi za honorarium wypłacane w przypadku wygranej i oskarżycielami, którzy nie muszą wnosić opłat. Powinni. – Zgadzam się z tym. Niech pan coś z tym zrobi, senatorze – droczyła się z nim. – Mam w tej chwili na głowie parę innych spraw – powiedział, wyciągając nogi. Zawsze
się odprężał, kiedy z nią był. Nigdy nie rozmawiali o swoich problemach. Był tu dla przyjemności. A tego wieczoru była to dla niej najbardziej odległa rzecz. Nie zdążyła nawet się uczesać, zanim przyszedł, a on uświadomił sobie, że środek tygodnia to nie jest najlepsza pora na spotkanie. – Gotowa się rozerwać? – wyszeptał, pochylił się i ją pocałował. Nie była gotowa, ciągle w stresie po pracy, ale nie chciała mu tego powiedzieć. Myślała o tym, że wstanie i wróci do pracy, gdy on już zaśnie. Nie wiedziała, jak inaczej zdoła dokończyć to, co ma do zrobienia. Z całą pewnością nie była w nastroju na amory. Na tym właśnie polegał problem z szybkim seksem i przygodą. Czasami nie trafiało się w odpowiedni moment, a w tego rodzaju związku trudno było przewidzieć, czy pora będzie odpowiednia, czy nie, więc musiała zachowywać się jak gejsza, która nie ma innych zajęć. – Dzieciaki w porządku? – spytał, gdy nalewała mu drugiego drinka, starając się nie zerkać przy tym na zegarek, ale zauważył, jak to robi. – Wspaniale – odpowiedziała mechanicznie. Z całą pewnością nie była to prawda. Ale wiedziała, że to pytanie grzecznościowe, a nie prawdziwe. Z Anthonym i Claire miała w tej chwili lekkie kłopoty, ale nie chciała się w to zagłębiać i nie miała ochoty opowiadać mu, że poznała partnerkę Tammy, z którą żyje od siedmiu lat, i że w końcu się wyjaśniło, dlaczego nie umawiała się z mężczyznami. Brak życia uczuciowego nie wynikał z nadmiaru pracy, ale z orientacji seksualnej, lecz Kate nie miała zamiaru dzielić się z nim tym sekretem. Czuła, że zareagowałby dezaprobatą. W niektórych kwestiach był bardzo konserwatywny i jako katolik sprzeciwiał się małżeństwom tej samej płci. Kate wcześniej również miała takie poglądy, ale zmieniły się w jednej chwili z powodu Tammy i Stacey. – Co porabiałaś? – spytał uprzejmie. – Głównie pracowałam. – Uśmiechnęła się do niego. Znów ją pocałował i pół godziny później poszła z nim do sypialni, i po raz pierwszy czuła się przy nim jak dziwka. W prawdziwym życiu, gdyby mieszkali razem albo spotykali się na poważnie, powiedziałaby mu, że ma za dużo pracy, żeby myśleć w tej chwili o seksie, ale on miał dla niej tylko dziewięć godzin i nie mogła wybrzydzać, a nie chciała go zawieść ani mu odmawiać. Wzięła szybki prysznic, włożyła różowy satynowy szlafrok na gołe ciało i wsunęła się do łóżka obok niego, wiedząc, jakiego zakończenia wieczoru oczekuje. Po to z nią był. W nocnej szafce trzymał prezerwatywy, a ona zawsze się zastanawiała, czy sypia z innymi kobietami. Ona nie sypiała z nikim innym. Od sześciu lat był jej jedynym partnerem i seks był zawsze bardzo dobry. Może nie powalający, ale dobry i zadowalał ich oboje. Pociągnął pasek jej satynowego szlafroka, gdy się położyła. On był już w łóżku, kiedy wsunęła się obok niego, a on rzucił różowy peniuar na podłogę i poczuł jej jedwabiste ciało, gdy zaczął ją całować i powoli przekonał ją, że to jednak nie był taki głupi pomysł. Ich seks tej nocy był szybki, a on pił, zanim poszli do łóżka. W niczym mu to nie przeszkodziło, ale zasnął głęboko i chrapał kilka sekund po tym, jak się z niej zsunął. Patrzyła na niego, leżącego obok. Był przystojnym mężczyzną, ale nagle wydał jej się obcy, a ona poczuła się oszukana. Rozmawiali najwyżej pół godziny, dziesięć minut uprawiali seks, a o szóstej rano on będzie wychodził na samolot do Waszyngtonu. Cala ich zażyłość sprowadzała się do czterdziestu minut. Zastanawiała się, ile biorą za to prostytutki i czy mają jakąś dodatkową stawkę, jeżeli klient nocuje. Nigdy wcześniej nie przyszło jej to przy nim do głowy, ale teraz właśnie o tym pomyślała. Czegoś jej brakowało. Ogień się dla niej wypalił, może dla niego także. Wstała z łóżka, zostawiając go śpiącego, podniosła z podłogi swój szlafrok i poszła do salonu czytać akta, a do łóżka wróciła o północy. Obudził ją rano, gdy wstawał o piątej. Wziął prysznic i się ogolił, a ona przygotowała dla
niego kawę i grzankę, które czekały w kuchni, aż się ubierze. Wiedziała, że śniadanie zje w samolocie. Korzystał z czyjegoś samolotu służbowego, leciał z ludźmi, z którymi wczoraj wieczorem był na spotkaniu. Oni nocowali w hotelu, ale on chciał spędzić noc z nią. Wcześniej ją to cieszyło, ale teraz już nie. Nie wiedziała dlaczego, czy to przez nią, czy przez niego, czy po prostu skończył się ich czas. Na Shelter Island było przyjemnie, gdy nie musiała pracować, ale teraz już nie, gdy miała na głowie tyle poważnych spraw. – Coś się stało? – spytał, popijając kawę. – Chyba czegoś nam brakuje. Oboje byliśmy wczoraj zmęczeni – powiedział, a ona kiwnęła głową. – Wypaliło się między nami? – spytał, chcąc, żeby to ona wypowiedziała te słowa, ale ona też nie wiedziała. – Nie wiem. Ostatnio mam dużo pracy. – I mnóstwo rodzinnych problemów. – Związki takie jak nasz mają pewien okres trwałości, wiesz – stwierdził spokojnie. – Może nasz przekroczył już swoją datę ważności. – Nie wyglądał z tego powodu na smutnego ani przejętego, chciał tylko wiedzieć, na wypadek gdyby miał przeorganizować sobie harmonogram i poszukać innej rozrywki w wolnym czasie. – Nie wiem. Może przekroczył datę ważności – powiedziała, zaskoczona, że to mówi. Ale seks wydawał jej się już nie na miejscu. To był sam seks, i nic więcej. W ich związku nigdy nie było miłości, ale przez jakiś czas łączyła ich prawdziwa czułość. Na Shelter Island też czuła, że coś się zmieniło tego lata, ale próbowała to ignorować. Była zdenerwowana z powodu Claire. Ale nic nie zmieniło się na lepsze. Jeżeli już, to na gorsze pod presją rzeczywistości. Nie było im już razem miło, tylko mechanicznie i chłodno, a nie tego chciała. Nie potrzebowała się tylko z kimś przespać, chciała czuć się choć trochę kochana, nawet w jej wieku i sytuacji. Miała pięćdziesiąt pięć lat i nie była gotowa tak zupełnie zrezygnować z ciepłych uczuć wobec mężczyzny, z którym sypiała, a zdawało się, że on w stosunku do niej nie żywi żadnych uczuć. Łączyły go z nią jedynie szacunek, koleżeństwo i uznanie dla jej ciała, nic więcej nie mógł jej dać. Nigdy nie było inaczej, jedynie trochę cieplej i weselej. Ale ostatnio, gdy jej rodzina zaczęła się rozpadać, potrzebowała emocjonalnego wsparcia. On nie miał o tym pojęcia, a ona nie zamierzała mu się zwierzać. – Dotarliśmy chyba do końca, Kate – oznajmił, dopijając kawę. Nie zdążył zjeść grzanki. – Będzie mi brakowało tych chwil z tobą, ale nie lubię przeciągać czegoś, co nie ma już racji bytu. Powinniśmy się rozstać zawczasu, dopóki jeszcze się lubimy. Kiwnęła głową, zaskoczona, jak szybko chciał zakończyć układ, który łączył ich przez sześć lat. Był gotowy wyrzucić go do kosza jak zużytą prezerwatywę, a ona go nie powstrzymała, co również ją zaskoczyło. Dwie minuty później stanął w drzwiach, z walizką w dłoni, uśmiechając się do niej z góry, i ją pocałował. – Dziękuję, Kate. – W tym miało się zawierać sześć lat seksu, weekendów, nocy, rozmów i parę wspólnych urlopów. – Jesteś wspaniałą kobietą. Bądźmy w kontakcie. Było cudownie. – Pomachał jej, uśmiechnął się, wsiadł do windy i na tym skończyła się era Barta Mackenziego. Kate nie wiedziała za bardzo, co czuje – czy jest smutna, czy raczej nie czuje nic. Ich związek zakończył się w kilka minut. Z pierwszym powiewem jesieni Bart zatrzasnął za sobą drzwi i rozpoczął nowy etap życia. Zrozumiała, jak niewiele dla niego znaczyła, ale tak naprawdę nigdy nie wpuściła go do swojego życia. To było wszystko, co było im pisane. Luźny związek z przystojnym senatorem z innego miasta. Nigdy nie było w nim prawdziwej głębi. Zamknęła za nim drzwi i wróciła do biurka. Miała dwie godziny na pracę nad dokumentami, które przyniosła do domu. Zastanawiała się, czy on jeszcze kiedyś się do niej odezwie, ale doszła do wniosku, że raczej nie. Będą wobec siebie uprzejmi, jeżeli gdzieś wpadną na siebie przypadkiem. Widziała
wiele kobiet, które tak się wobec niego zachowywały, a teraz stała się jedną z nich. Była kobietą, z którą przez jakiś czas sypiał. Nauczył ją jednego: że jeżeli zdarzy jej się jeszcze sypiać z jakimś mężczyzną, co w jej wieku wcale nie było rzeczą pewną, chciała, by był to ktoś, kogo będzie kochała i kto będzie kochał ją. Sypiając z mężczyzną bez miłości, nawet w tak wygodnym układzie jak związek z Bartem, czuła się niekomfortowo. Zabawne, że koniec końców w każdym wieku, zawsze ważna była miłość. I tylko ona. Reszta, to tylko blef.
12 Wrzesień i październik były tak intensywne i trudne, jak przypuszczała, a czasami nawet bardziej. Procesy, do których musiała się przygotować, akta do przeczytania, nowe fakty do przeanalizowania, świadkowie, o których musiała się czegoś dowiedzieć, nowe sprawy, stare sprawy, narady, spotkania, konsultacje ze wspólnikami. Praca wciągnęła ją niczym trąba powietrzna. Uwielbiała ją, ale nie miała czasu na nic innego i pracowała nawet w weekendy. Nie miała czasu myśleć o Barcie Mackenziem, a po paru tygodniach uświadomiła sobie, że to dla niej bez znaczenia. Nie zadzwonił do niej, ale tego się spodziewała. Przeniósł ją do swojego archiwum. Ledwie znajdowała czas, żeby porozmawiać z dziećmi. Wyglądało na to, że wszystkie dobrze sobie radzą. Po tym, jak Stacey została wprowadzona do rodziny, ich związek, z tego, co mówiła Tammy, stał się głębszy. Stacey nie poznała jeszcze rodzeństwa Tammy, ale została przedstawiona jej mamie i babci, a to było najważniejsze. Ciąża Claire się rozwijała i jak Claire oznajmiła, w październiku zaczęło być widać brzuch. Kate dbała o to, żeby dzwonić do niej regularnie, okazywać jej zainteresowanie, ale córka nadal była chłodna i wredna. Anthony niewiele się odzywał, ale jak już dzwonił, wydawał się szczęśliwy. Jej matka spędziła trzy tygodnie w Palm Beach u koleżanki z dawnych lat, dzięki czemu Kate nie musiała mieć wyrzutów sumienia, że nie ma czasu jej odwiedzać, choć wiedziała, że matka by zrozumiała. Cały czas, każdą chwilę poświęcała pracy. W październiku wysłuchali zeznań w sprawie prowadzonej przez Jacka Hirscha i Scotta White’a, który nadal był dla niej solą w oku i sprawiało mu to wyraźną przyjemność. Przerywał jej zadawanie pytań, bez przerwy zgłaszając sprzeciw, a w czasie swojego wystąpienia usiłował przemycić wszystko, co się da. Jack Hirsch był leniwy i stary i z radością oddał sprawę w ręce Scotta. To także irytowało Kate, bo Jacka była w stanie przechytrzyć, ale Scott uciekał się do tych samych sztuczek, co ona. To było jak gra w szachy i byli równymi przeciwnikami. Zawsze dbała o elegancki strój na przesłuchania, żeby onieśmielić składających zeznania. Czasami skutkował. Nosiła dwunastocentymetrowe szpilki i garsonki Chanel kupowane z rabatem Tammy. Jack Hirsch miał nadwagę i nosił stare garnitury, ale Scott White prezentował się jak model z okładki „GQ”. Miała go powyżej uszu i nie mogła się doczekać końca zeznań. Wiedziała, że potem nastąpi bitwa o kwotę ugody. Na koniec października i na listopad miała zaplanowane kolejne przesłuchania w innych sprawach. Wiedziała, że do świąt będzie pracować jak niewolnica. Była do tego przyzwyczajona, ale po jakimś czasie zaczynała odczuwać zmęczenie i było je po niej widać. Była wyczerpana i miała nadzieję, że przed końcem roku zdoła doprowadzić do końca kilka spraw. Ostatnie przesłuchania w tej sprawie odbywały się pierwszego listopada i Scott ukłonił się jej, kiedy wysłuchali ostatnich zeznań. Skończyły się o szóstej. Przynajmniej to miała za sobą i miała nadzieję, że od tej pory Scotta White’a będzie widywała rzadziej, do czasu rozpoczęcia spotkań w sprawie ugody. Była pewna, że pozwolą jej się trochę nad tym pomęczyć, zanim Scott się z nimi skontaktuje. Miała też mnóstwo innych spraw, którymi musiała się zająć do tego czasu. Kiwnęła głową do Scotta i Jacka, wyszła z sali i wróciła do kancelarii. Opuściła ją o wpół do siódmej z teczką pełną dokumentów, a kiedy dotarła do lobby, zorientowała się, że przez całe popołudnie padał śnieg. Wcześniej tego nie zauważyła. Nie włożyła kozaków, bo prognozy zapowiadały śnieg dopiero na weekend. Miała jedynie adidasy w biurku i dwunastocentymetrowe szpilki na nogach. Była zbyt zmęczona, żeby wracać na górę i zmieniać buty, a musiała tylko przejść na drugą stronę, żeby złapać taksówkę w odpowiednim kierunku. Uznała, że poradzi sobie w szpilkach, i postanowiła się odważyć.
Gdy wydostała się za drzwi obrotowe, poczuła, że temperatura znacznie spadła, a ulice pokryte są przyprószonym śniegiem lodem, gdzieniegdzie posypanym solą, żeby uchronić ludzi przed upadkiem. Przechodząc na światłach na drugą stronę jezdni, czuła się, jakby szła po lodowisku. Rozglądała się za taksówką i podchodząc do krawężnika, nie zauważyła plamy czarnego lodu. Poślizgnęła się z całym impetem i upadła na kolana na krawężnik, gubiąc buty, teczkę i torebkę. Kolana potwornie ją bolały i boso nie mogła wstać. Nie miała pojęcia, gdzie są jej buty i miała nadzieję, że nikt nie ukradnie jej torebki, aż nagle poczuła, jak czyjeś silne ręce podnoszą ją i pomagają wsunąć buty, które ktoś położył obok niej. Powstrzymywała łzy, próbując złapać oddech, i gdy włożyła buty i spojrzała w górę, zobaczyła, że uratował ją i trzymał w ramionach Scott White, jej największy wróg. Gdy znów spuściła wzrok, zauważyła, że kolana, łydki i dłonie ma zakrwawione. Chodnik i lód zdarły skórę, a sól, na którą upadła, dostała się do poobdzieranych miejsc. Oba kolana mocno krwawiły, a sól przedostawała się do ran. – Nic pani nie jest? – spytał Scott ze zmartwioną miną. Nadal obejmował ją silnie jednym ramieniem, a drugą ręką podtrzymywał jej łokieć. Ściskał ją mocno i czuł, że się trzęsie. – Nic mi nie jest – odpowiedziała drżącym głosem, ale widział, że to nieprawda. – Tak pani nie zostawię – odezwał się pewnym, spokojnym tonem. – Chce pani wrócić do kancelarii? Pokręciła głową, starając się nie rozpłakać. Wokół nich zaczęli gromadzić się ludzie i gapili się na nią. Widowiskowo wylądowała na czworakach. Ktoś podał jej torebkę, a ktoś inny przysunął aktówkę. Kolana piekielnie ją bolały, ale przypuszczała, że niczego sobie nie złamała, skoro stała. Podejrzewała, że gdyby Scott jej nie podtrzymał, upadłaby znowu albo zemdlała. – Musimy pójść gdzieś, gdzie będzie mogła się pani umyć – powiedział. – Jak pani myśli, jeżeli będę panią podtrzymywał, uda się pani dojść do skrzyżowania? Jest tam mały hotel, w którym spotykam się z klientami przed zeznaniami u pani. – Tak… naprawdę… nic mi nie jest… to takie głupie… dziękuję… – Nie obchodziło jej, że przez całe popołudnie i w ciągu kilku ostatnich miesięcy miała ochotę udusić go w czasie przesłuchań. Uratował ją i zachował się przy tym bardzo elegancko. Drogę pokonywali małymi kroczkami, idąc po zdradliwym lodzie, a Kate w jednej zakrwawionej dłoni ściskała torebkę i teczkę. Omal znów się nie poślizgnęła, ale on mocno ją trzymał, a tuż za zakrętem znajdował się maleńki hotel, którego nigdy wcześniej nie zauważyła. Prowadziło do niego odśnieżone przejście posypane solą. Ciągle drżały jej nogi, gdy prowadził ją do lobby i posadził na skórzanym fotelu klubowym. Razem obejrzeli jej obrażenia. Cała była zakrwawiona, od kolan do stóp, zakrwawione miała też dłonie. Krwią poplamiony był również cały beżowy kaszmirowy płaszcz, który miała na sobie. – Chyba nie jest aż tak źle, jak wygląda – oznajmiła zawstydzona. – Mam nadzieję. Wygląda pani tak, jakby ktoś próbował panią zabić. – Nie wiedziałam, że spadł śnieg i że zrobiło się tak ślisko. – Świetnie pani wygląda w tych szpilkach. Może nawet warto było się poświęcić. – Uśmiechnął się do niej. – Proszę się nie ruszać, zaraz panią opatrzymy. – Zachowywał się tak, jakby byli przyjaciółmi, którzy dawno się nie widzieli, a nie zaciętymi wrogami, ale była mu wdzięczna. Nadal leżałaby na ulicy, gdyby nie przyszedł jej z pomocą. Zniknął na pięć minut. Przechodzący obok niej ludzie spoglądali na nią ze współczuciem, a recepcjonista podszedł, żeby spytać, czy wezwać lekarza albo karetkę. Zapewniła go, że nic jej nie jest i że pomaga jej przyjaciel. Wtedy zjawił się Scott z rulonem bandaży, chusteczkami zwilżonymi ciepłą wodą i środkiem odkażającym. – Zaopatrzył się pan tak, jakby miał odbierać poród – zażartowała, powoli dochodząc do siebie.
– Mam nadzieję, że nie będę musiał, ale poradziłbym sobie, gdyby było trzeba. Byłem sanitariuszem w marynarce, zanim poszedłem na prawo. – Szybko i delikatnie zmył krew wilgotnymi chusteczkami. Jej cienkie rajstopy zniknęły podarte na strzępy. Zaaplikował środek odkażający i wprawnie owinął bandażem jej dłonie i poobdzierane kolana w miejscach, skąd płynęła krew. Opatrunek był staranny i dobrze wykonany, a Kate wstała niepewnie, ale wdzięcznie, gdy skończył. On poszedł wyrzucić zużyte chusteczki do męskiej toalety. Wszystkie potrzebne środki dostał w hotelowej apteczce ze środkami pierwszej pomocy dla pracowników i wrócił po dwóch minutach. – Może pani iść? – spytał. – Była pani blada, jak tu przyszliśmy. – Lekko kręci mi się w głowie, ale nic mi nie jest. Scott, bardzo ci dziękuję. – Chyba niczego sobie nie złamałaś, ale może być potrzebne przemycie ran. Dostała się do nich sól, a ja nie chcę tego robić bez rękawiczek – powiedział, a ona znów mu podziękowała. – Paskudnie upadłaś. Jak kolana? – Okropnie bolą – odpowiedziała z potulną miną. – Strasznie mi głupio. – Niepotrzebnie. Każdemu może się zdarzyć. Odwieźć cię do domu? – Słychać było, że chce pomóc, ale jednocześnie ma nadzieję. – Poradzę sobie, jeżeli wsadzisz mnie do taksówki. – Poproszę portiera, żeby jakąś złapał. Ciągle pada. – Był to pierwszy duży śnieg w tym sezonie. Scott porozmawiał z portierem i dziesięć minut później pomagał jej wyjść na ulicę, obejmując ją ramieniem. Zaniósł jej teczkę i ostrożnie pomógł wsiąść do taksówki. Uśmiechnęła się do niego. – Nie wiem, jak ci dziękować. – Przykro mi, że to się stało, ale cieszę się, że miałem okazję z tobą porozmawiać. Nienawidzę całej tej pozowanej wrogości. Prawnicy powinni mieć przerwy na to, żeby mogli ze sobą zwyczajnie pogadać. To wszystko i tak jedna wielka ściema i udawanie. Chciałem z tobą porozmawiać od samego początku. – Ale to nie byłoby właściwe, więc tego nie zrobił. Teraz miał doskonały pretekst. – Gdybyś potrzebowała zmiany opatrunków, zadzwoń do mnie. Chodzę na wizyty domowe – powiedział, a ona się roześmiała. Zaskoczył ją swoim przyjacielskim podejściem i tym, jak przyjemnie się z nim rozmawiało. Wzięła go za aroganckiego sukinsyna z silnymi skłonnościami narcystycznymi, ale w tej chwili wcale jej się taki nie wydawał. – A na poważnie, mam nadzieję, że nic ci nie będzie i że jutro nie będzie cię tak strasznie boleć. – Na ogół jestem twarda. – Była zawstydzona. – Nie przejmuj się. Uważam, że jesteś bardzo odważna. – Cofnął się i jej pomachał, i taksówka ruszyła w stronę jej domu, ostrożnie jadąc po oblodzonych ulicach na zimowych oponach. Kate zamknęła oczy i oparła się na siedzeniu. Czuła się niezbyt dobrze, ale o wiele lepiej niż w chwili, gdy wylądowała na chodniku na kolanach. Ciągle myślała o Scotcie Whicie i o tym, jaki okazał się miły. Jeszcze bardziej się zdziwiła, kiedy zadzwonił do niej następnego ranka. Była sobota, a ona krzątała się po domu w opatrunkach. Kolana i dłonie nadal potwornie ją bolały. – Dzwonię, żeby dowiedzieć się, jak się czuje moja pacjentka – odezwał się radośnie. – Potrzebna zmiana opatrunków? Amputacja? Plaster z Myszką Miki? Roześmiała się, gdy go usłyszała. – Wszystko w porządku. Cholernie boli, ale nic się nie dzieje. Zamierzam wziąć gorącą kąpiel i wymoczyć rany. Wczoraj poszłam prosto do łóżka. Wróciłam do domu lekko roztrzęsiona. – Nie dziwię się. Fatalnie upadłaś. Masz szczęście, że nie złamałaś ręki albo nadgarstka. Miło było mieć okazję z tobą porozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Godny z pani
przeciwnik, pani mecenas. – I piękna kobieta, ale tego nie dodał. Zachwycał się nią, odkąd po raz pierwszy ją zobaczył. – Wybrałabyś się kiedyś ze mną na drinka? – Od razu przeszedł do rzeczy, a ona się zawahała. Czuła, że ma wobec niego dług wdzięczności, a on okazał się o wiele milszy, niż się spodziewała. Ale nadal był przeciwną stroną w sporze. – Chyba nie powinniśmy. Nie chcemy, żeby któryś z klientów zarzucił nam konflikt interesów. Może zaczekamy z tym do zakończenia sprawy? – Starała się, żeby zabrzmiało to naturalnie. – Będę cię trzymał za słowo – powiedział poważnie. – Mam nadzieję na szybki koniec. Nasz klient to skończony dupek. Twój jest przynajmniej lepszy. Nienawidzę takich spraw. Wszyscy marnują czas. A wszystko przez ego, chciwość, chęć zemsty i popisania się. Marnujemy talent. – Uważał, że ona ma spory. – Wiem. Ta sprawa jest beznadziejna. Cały czas mam nadzieję, że twój klient odpuści, ale widzę, że tego nie zrobi. – Westchnęła. – Masz rację. Trzymam cię za słowo w sprawie spotkania. A szpilki schowaj do wiosny albo przynajmniej nie noś ich na dworze. – Możesz być pewny, że nie będę. Od tej pory chodzę tylko w śniegowcach. Do zobaczenia na spotkaniu w sprawie ugody, Scott. Nagle wpadło mu coś do głowy. – Potrzebujesz czegoś? Na dworze jest paskudnie. Nie powinnaś wychodzić i ryzykować, że znów się przewrócisz. – Jego troska wydawała się szczera i Kate poczuła wzruszenie. – Nie, dzięki. Wszystko mam. Jedzenia wystarczy mi na cały weekend. – Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała. – Podał jej numer swojej komórki. – Plastry z Myszką Miki są całkiem fajne. Z Kopciuszkiem też. Rozśmieszył ją. Był zupełnie innym człowiekiem niż ten sarkastyczny, zarozumiały prawnik, który przesłuchania zamieniał w prawdziwy koszmar. Uzmysłowiła sobie dzięki temu, że nigdy nie wiadomo, jak ktoś się zachowuje w prywatnym życiu. – Możesz mi pokazać ten z Kopciuszkiem na pierwszym spotkaniu ugodowym. – Oboje się roześmiali na tę myśl. – Nasi klienci byliby zachwyceni, zwłaszcza mój. Pożera dzieci na śniadanie. Do zobaczenia wkrótce. Rozłączyli się, a Kate się uśmiechnęła i myślała o nim przez chwilę. Przyjemnie było usłyszeć mężczyznę, choćby w tak niewinnym wydaniu. Minął ponad miesiąc od rozstania z Bartem. Tak było lepiej, miał rację. Ich związek się wypalił, ale czasami tęskniła za nim i za odrobiną męskiej uwagi. Jednak Scott White z całą pewnością nie wchodził w rachubę. Był adwokatem przeciwnej strony w rozstrzyganej obecnie sprawie i był od niej młodszy, ale skutecznie jej pomógł, rozładowując nieco wrogość i napięcie towarzyszące sprawie. Okazał się człowiekiem, choć była pewna, że pozostanie zawziętym i irytującym przeciwnikiem, gdy znów spotkają się z klientami. Taki miał styl. Ale ona też nie była ciepła i pobłażliwa. Wszystko to było pozą, jak powiedział. Prawie cały weekend spędziła w łóżku i wpadł jej do głowy pewien pomysł. Prawie nie widziała się z dziećmi przez ostatnie dwa miesiące i chciała, żeby przyszły do niej na kolację. Na Święto Dziękczynienia wszystkie wyjeżdżały. Reed zabierał Claire na Turks i Caicos po odrobinę słońca, Tammy obiecała pojechać do rodziny Stacey do Ohio, a Anthony wybierał się z Alicią do San Juan, żeby poznać jej ojca i kilkoro krewnych. Kate nadal nie miała okazji jej poznać, ale miała nadzieję, że niedługo się nadarzy. Skromna kolacja za parę tygodni pozwoliłaby im się wszystkim spotkać, a Kate mogłaby poznać Alicię. Napisała do wszystkich dzieci, pytając, jaki termin by im odpowiadał, i przed końcem
weekendu udało im się ustalić datę. Zamierzała podać sushi i potrawy meksykańskie, które wszyscy uwielbiali. Miało być ich ośmioro – dzieci, ich drugie połówki, Kate i babcia. Zapowiadał się przyjemny wieczór i dzięki tej perspektywie zapomniała o bólu i pieczeniu dłoni i kolan. Claire zadzwoniła, gdy dostała wiadomość od matki, i chciała się dowiedzieć, z jakiej okazji planuje kolację. – Masz dla nas jeszcze jakieś wyznania? – spytała z sarkazmem w głosie. – Nie. To zwykła kolacja, ponieważ nie będzie was w Święto Dziękczynienia. – Claire się wtedy odprężyła. Reed też był zaproszony. Anthony zadzwonił do niej późnym wieczorem, zdenerwowany całą sytuacją. – Ta kolacja jest po to, żeby wszyscy poznali Alicię? – To przy okazji, wszyscy chcemy ją poznać, ale kolacja jest tylko po to, żebyśmy się spotkali i przyjemnie spędzili czas. – Och. – Był zaskoczony. – Jak ma się ubrać? Martwi się tym. – Jak chce, w dżinsy, cokolwiek. To zwykła rodzinna kolacja, Anthony, bez żadnego podtekstu. Słychać było, że poczuł ulgę, a rozmowa była krótka. Kate nie mogła się doczekać tej kolacji. Była ciekawa, jak wszyscy się ze sobą dogadają, gdy dojdą trzy nowe osoby. Jej rodzina się zmieniała. Margaret też była tego ciekawa. Musiały poczekać jeszcze tylko dziesięć dni.
13 W dniu kolacji Kate kupiła kwiaty, porozstawiała je po całym mieszkaniu i z przyjemnością sama ułożyła. Stół nakryła haftowanym obrusem, serwetkami w żywych kolorach i czerwoną zastawą, której od czasu do czasu używała. Wyglądał odświętnie. Na każdym talerzu położyła czekoladowego indyka, tak jak wtedy, gdy dzieci były małe. Miała szampana dla tych, którzy będą chcieli, a do kolacji dobre francuskie wino. Zanim goście się zjawili, dom wyglądał odświętnie. Pierwsze przyszły Tammy i Stacey i oceniły, że stół wygląda pięknie. – Mnie się nigdy nie udaje dopasować do siebie wszystkich elementów – powiedziała Stacey. – Wygląda, jakby nakryła go Martha Steward – dodała z podziwem. Tammy była przyzwyczajona do tego, że jej matka pięknie aranżuje stół, gdy podejmuje gości, a nawet rodzinę, jeśli ma czas, ale dla Stacey było to czymś nowym. – Tammy też jest dobra w takich rzeczach – odparła Kate, uśmiechając się do nich obu. – A ty potrafisz wyleczyć chore dziecko. Nie można umieć wszystkiego. Każdy ma swój talent. – Cieszyła się, że znów widzi Stacey, i starannie dobrała miejsca, oznaczając je bilecikami, starając się domyślić, kto z kim najlepiej się zrozumie. Postarała się, jak mogła, i kupiła pyszne ciasto na deser i wielkie pudełko czekoladek. Następni zjawili się Reed i Claire. Brzuch zrobił się już widoczny. Była w piątym miesiącu i czuła ruchy dziecka. Kilka razy położyła dłoń siostry na swoim brzuchu, żeby poczuła, jak maluch kopie, ale matce tego nie zaproponowała. Nadal miała do matki pretensję o krytyczne podejście do jej ciąży i do tego, że nie chce wyjść za mąż. Była w stanie chować urazę na zawsze i najwyraźniej miała taki zamiar, ale wobec wszystkich pozostałych zachowywała się uprzejmie. Margaret powiedziała jej coś na ten temat przed kolacją, kiedy Kate zajmowała się czymś w kuchni. – Zachowujesz się wobec matki nie w porządku. Chce dla ciebie jak najlepiej i ma prawo martwić się twoimi decyzjami. – A ja mam prawo gniewać się za jej podejście, za to, że mnie krytykuje – odpowiedziała chłodno Claire. Była celowo nieuprzejma wobec matki, co Margaret wydawało się zachowaniem bardzo złym i dziecinnym, zwłaszcza że lada moment sama miała zostać matką. – Nie musisz się nad nią znęcać, Claire. Jesteś dla niej bardzo niegrzeczna od lipca. Dlaczego chcesz ją ranić? – Ona też mnie rani swoją złością z powodu dziecka i zmuszaniem mnie do ślubu. Wstydzi się tego, że jestem w ciąży. Nie cieszy się naszym szczęściem. – Przyzwyczai się, ale nieprędko, jeżeli nadal będziesz dla niej okropna. Prędzej czy później przestanie o to zabiegać, a wtedy będziesz żałować. Margaret znała swoją córkę i wiedziała, że Kate będzie tolerować takie zachowanie tylko do pewnego momentu. Wyczuwała, że ten moment się zbliża. Claire nie skomentowała tego, ale nie było widać, żeby zamierzała złagodnieć, i stawała się oschła zawsze, gdy matka znalazła się obok niej. Reed był zażenowany zachowaniem Claire, starał się nadrabiać swoim i zwrócił jej szeptem uwagę, gdy siedzieli na kanapie. – Dlaczego jesteś taka wredna dla matki? Jest dla nas bardzo miła. Nie musisz się na niej wyżywać. – Po czyjej jesteś stronie? – spytała ze złością. – Po stronie ludzi dojrzałych – odpowiedział stanowczo. – Może byś do nas dołączyła? To zwycięska drużyna. – Rozczarowywało go jej dziecinne podejście, ale kochał ją za wszystko inne. Był w niej zakochany bardziej niż kiedykolwiek, szczególnie że przyjście na świat dziecka
było coraz bliżej. Do porodu zostały już tylko cztery miesiące. Claire zaczęła już urządzać pokój dziecięcy. Oczekiwali chłopca, więc Reed był tym bardziej szczęśliwy. Stacey podeszła i usiadła obok Claire, spytała ją o termin porodu i o to, jak się czuje, czym wzruszyła Claire. Od razu polubiła Stacey, choć była zszokowana, kiedy Tammy zadzwoniła do niej i poinformowała, że jest lesbijką, po tym, jak powiedziała Kate. Claire widziała Stacey po raz pierwszy tego wieczoru. Gawędziły przez chwilę, a Tammy i Reed rozmawiali o interesach. Anthony i Alicia przyszli na końcu, pół godziny spóźnieni, ale potrawy meksykańskie czekały w piekarniku, a sushi w lodówce, więc Kate nie przejmowała się kolacją. – Przebierała się sześć razy – wyszeptał Anthony do Tammy, całując ją na powitanie, a ona się roześmiała. Przedstawiła go Stacey i porozmawiali o grach wideo. Powiedziała, że była od nich uzależniona w college’u i jak już zaczęła grać, nie mogła przestać. Znała kilka jego gier i je uwielbiała. Anthony od razu dał się porwać w wir rodzinnego zamieszania i gdy przedstawił Alicię, od razu o niej zapomniał, droczył się z siostrami, rozmawiał z Reedem i Stacey, a Alicia trzymała się speszona z boku. Kate zauważyła, co się dzieje, i podeszła do niej. Ukochana jej syna miała na sobie kremową spódnicę i sweter, który podkreślał jej figurę i pasował do jej karnacji w kolorze kawy z mlekiem. – Wszyscy partnerzy dzieci są w rodzinie nowi – wyjaśniła serdecznie Kate. – Więc nie tylko ty jesteś nowa na pokładzie, wszyscy są w takiej samej sytuacji. Nie musisz się czuć jak samotny jeździec. Stacey poznałam dwa miesiące temu, a Reeda latem. Sporo o tobie słyszałam. – Uśmiechnęła się i ściszyła głos. – Cieszę się, że wszystko się ułożyło. Anthony szaleje na twoim punkcie. Alicia rozpromieniła się, gdy to usłyszała, i ulżyło jej, gdy zobaczyła, że Kate też ma na sobie spódnicę, podobnie jak Tammy, więc ubrała się odpowiednio. Gdy zerknęła na spódnicę Kate, zauważyła jej nogi i sapnęła. – O Boże, co się pani stało? – Nogi miała nadal sinoniebieskie od kolan do kostek i wielkie strupy na kolanach, a Alicia dostrzegła też strupy na jej dłoniach. – Poślizgnęłam się na lodzie dwa tygodnie temu, kiedy spadł śnieg. Zachowałam się jak idiotka. Byłam w dwunastocentymetrowych szpilkach. – Żadne z dzieci wcześniej nie zwróciło uwagi na jej nogi, ale zauważyli minę Alicii, gdy spojrzeli w dół. Stacey była przerażona. – Dlaczego pani do mnie nie zadzwoniła? Była pani u lekarza? – Nie, nic sobie nie złamałam, to tylko siniaki i zadrapania. Opatrzył mi je prawnik przeciwnej strony z przesłuchań, które wtedy zakończyłam. Był wcześniej sanitariuszem w marynarce. – Musiało cię nieźle boleć, mamo – powiedziała ze współczuciem Tammy. Claire się nie odezwała, nadal próbując coś udowodnić. Powoli stawała się nudna, aż Anthony powiedział jej, żeby się uspokoiła i zaczęła być miła dla mamy. Cieszył się, że matka rozmawia z Alicią. Była przerażona tym, że ma poznać jego mamę. Margaret szybko się do nich przyłączyła i również zamieniła z Alicią parę zdań. Gdy siadali do kolacji, Alicia czuła się już całkiem swobodnie i z ożywieniem rozmawiała ze wszystkimi. W czasie kolacji bardzo zabawnie opowiedziała o tym, gdzie chodziła do szkoły, i o ostatnim semestrze w Hunter College. Zaimponowała wszystkim tym, że tak zawzięcie chce zdobyć tytuł w wieku trzydziestu lat. Nie ulegało wątpliwości, że jest bystra, wytrwała i pracowita. – A ty gdzie studiowałaś? – spytała Stacey, która w jednej chwili się speszyła. – Nie pytaj jej – odezwała się Tammy. – Czuję się głupio za każdym razem, gdy ktoś ją o to pyta. Studiowała na Harvardzie i ukończyła go z wyróżnieniem. Jest kosmitką. Człowiek nie
jest w stanie tego dokonać. – Jasna dupa! Serio? Stacey kiwnęła głową, a Alicia była pod wielkim wrażeniem, ale Stacey była skromna i nie obnosiła się ze swoimi sukcesami. Kate się uśmiechała, przyglądając się rozmowom przy stole, i cieszyła się, że wszyscy dobrze się czują. Pochłonęli potrawy, rozmowy stawały się coraz głośniejsze, lało się wino. Margaret z radością w tym uczestniczyła, a Kate poprosiła Anthony’ego i Reeda, żeby otworzyli kolejne butelki wina. – Miłe towarzystwo – wyszeptała Kate do matki. – Mówiłam ci, że twoja rodzina się wcale nie rozpada. Przez chwilę tak to tylko wyglądało. Jest inna, to wszystko – odpowiedziała Margaret. – Musisz przyznać, że jest niezbyt konserwatywna – przypomniała jej Kate. – Tak bywa. W tych czasach nie ma normalnych rodzin. Coś takiego nie istnieje nawet w kreskówkach Disneya. – Kate pogłaskała matkę po ramieniu i podała Anthony’emu kolejną butelkę wina do otwarcia. Alicia czuła się wśród nich swobodnie. Miała niewiarygodne ciało i Tammy spytała ją, jak utrzymuje taką figurę. Odpowiedziała, że uprawia kick boxing i wciągnęła w to Anthony’ego. Powiedziała, że w dzieciństwie brała lekcje od zawodowca na siłowni. – Byłam w stanie skopać tyłek każdemu chłopakowi z dzielnicy, co było niezwykle przydatne tam, gdzie mieszkałam. Anthony puścił wokół stołu swój telefon z filmem z Alicią w akcji i wszyscy byli pod wrażeniem. Różnili się od siebie, pochodzili z różnych środowisk, mieli różne talenty, ale tworzyli udaną całość. Jedynym rozczarowującym członkiem grupy była Claire, która na ogół milczała, a rozmawiać chciała jedynie na temat swojej ciąży. Zachowywała się jak skończona egoistka. – Istnieją dla ciebie jeszcze jakieś inne tematy? – zganił ją w końcu brat. – Nie ty pierwsza na tej planecie będziesz miała dziecko. Jak w pracy? – W porządku. – Była ponura. – Nie mogę się doczekać, aż pójdę na macierzyński. Biorę trzy miesiące wolnego. – Fascynujące. – Przewrócił oczami. Kate pomyślała, że spotkanie w rodzinnym gronie dobrze jej zrobi, bo Reed nieustannie ją rozpieszczał. Obchodził się z nią jak z jajkiem i spełniał każdą jej zachciankę. I dotykał jej brzucha, czekając na każde kopnięcie. Stacey spytała, czy zapisuje się do szkoły rodzenia, a Claire powiedziała, że dla niej to nudne i nie potrzebuje lekcji, bo przy porodzie będzie chciała dostać znieczulenie. Stacey powiedziała, że zajęcia mogą się okazać pomocne, ale Claire ją zbyła. Tammy spytała Alicię o jej pracę modelki, a ona wyjaśniła, że zajmuje się tym, żeby zarobić na czynsz, ale próbuje zostać aktorką, jak na razie bez większych sukcesów, ale jest zawzięta. – To geniusz komputerowy – powiedział z dumą Anthony. – Rozumie wszystkie moje gry. – Cieszę się, że znalazła się choć jedna taka osoba – zażartowała Tammy. – Ja też się na nich znam! – wtrąciła Stacey. – Mam ich mnóstwo, są świetne. Żarty i rozmowy ciągnęły się przez kilka godzin. Ciasto zostało pochłonięte, a Kate skończyło się wino. Przerzucili się na szampana, a Anthony i Reed po kolacji pili tequilę i Alicia również wypiła jeden kieliszek. Spotkanie było ożywione, aż w końcu goście wyszli o wpół do drugiej w nocy. W salonie panował nieprawdopodobny bałagan, ale Kate była szczęśliwa. Wieczór okazał się wielkim sukcesem, wszyscy się polubili, co było nie lada osiągnięciem. Reed umówił się z Anthonym i Alicią, żeby wypróbować ich siłownię. Był nad wyraz sympatyczny, a
ponieważ nie miał własnej rodziny, świetnie odnalazł się w rodzinie Claire, prawdę mówiąc lepiej niż ona sama. Margaret wyszła po cichu wcześniej, a chwilę później Kate zniknęła w kuchni, żeby posprzątać i nie przeszkadzać młodym, którzy pokazywali sobie filmy i zdjęcia z Instagrama i świetnie się dogadywali. Alicia rozmawiała ze wszystkimi. Claire w końcu się rozkręciła i przestała opowiadać tylko o dziecku. Było lepiej niż kiedykolwiek – szczęśliwa rodzina, z partnerami dzieci, którzy się w niej odnaleźli. Kate nie przejmowała się, że niektórzy są homoseksualistami, tym, gdzie wychowała się Alicia, a Reed, który odniósł niesamowity sukces w biznesie, z radością uczestniczył w tym zwykłym wieczorze, umiał się wyluzować i dobrze bawić. Nie był ani trochę wyniosły. To Claire zadzierała nosa i była dumna i blada. Brat starał się pokazać jej, gdzie jej miejsce, za każdym razem gdy zaczynała się tak zachowywać. Zaczęła opowiadać o samolocie Reeda i wszyscy przy stole ją wygwizdali, a sam Reed powiedział, że samolot należy do firmy, a nie do niego. Dobrze jej zrobił czas spędzony z normalnymi ludźmi, których nie obchodziło, co teraz ma ani jak jest rozpieszczona. Nikogo to nie interesowało. – No, Amanda nie przeżyłaby takiej ekipy – powiedziała Kate do Tammy, kiedy ta zajrzała do kuchni, żeby pomóc mamie. – Naprawdę lubię Alicię – wyznała Tammy z podziwem. – Jest jak żywe srebro i pasuje do Anthony’ego. Nie może jej wciskać kitu i rozumie jego manię komputerową. – Przynajmniej ktoś. I ja też ją lubię. – Kate uśmiechnęła się do niej, zadowolona z rozwoju sytuacji. Wszyscy obiecali sobie, że niedługo powtórzą spotkanie. Alicia chciała podjąć całą rodzinę kolacją w mieszkaniu Anthony’ego, a Tammy i Stacey zapraszały do siebie. Kate była zachwycona wieczorem i przestało jej być przykro, że nie będzie ich wszystkich w Święto Dziękczynienia, choć nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Miała je spędzić sama z matką. Ale nie zamierzała przeżywać samotnie Bożego Narodzenia. Zmusiła wszystkich, żeby przyszli do niej na wigilijną kolację. Wyprawiała ją Kate i wszystkich ucieszyła ta perspektywa. Nie było jej aż tak przykro z powodu Święta Dziękczynienia, skoro miała mieć ich wszystkich w Boże Narodzenie. Były to pierwsze święta, jakie Stacey miała spędzić w Nowym Jorku, z Tammy i nową rodziną. Długo na to czekała, ale było warto. Dzień po świętach Reed i Claire lecieli na Saint Bart na ostatni urlop przed narodzinami dziecka. Potem już Claire nie będzie mogła latać. W drodze powrotnej do domu Alicii lśniły oczy, i to nie od tequili. Głowę miała silniejszą niż większość mężczyzn, podobnie jak rękę, i była z tego dumna. – Masz fantastyczną rodzinę! – Była szczęśliwa, a Anthony spojrzał na nią z zachwytem. – Pokochali cię. – Nigdy nie czuł się tak przy Amandzie. Alicia umiała się odnaleźć i była w centrum uwagi. Nie onieśmielił jej nikt z rodziny, nawet jego matka, która była dla niej bardzo miła. – Uwielbiam twoją mamę. – Uśmiechnęła się do niego. – Ja też. Muszę jej to oddać. W ciągu ostatnich czterech miesięcy musiała się mocno przestawić. – Delikatnie powiedziane, ale zrobiła to, bo ich kochała. Warto było. Kate spędziła niedzielę na sprzątaniu w kuchni, chowaniu naczyń i porządkowaniu mieszkania. Wszyscy zadzwonili, żeby jej podziękować, a ona przypomniała im o wigilii. Nie mogła w to uwierzyć, a jednak dzięki ludziom, którzy dołączyli do rodziny, całkiem różnym partnerom, których wybrały jej dzieci, jej rodzina stała się lepsza, a nie gorsza. Wszyscy byli w podobnym wieku, choć pochodzili z różnych środowisk. Stanowili fantastyczny zlepek. I jej matka miała rację. Normalnych rodzin już nie ma. Należało pogodzić się z tym, jakie karty się dostało i jak najlepiej nimi zagrać.
14 Pierwsze spotkanie w sprawie ugody, w którym Kate i Scott White reprezentowali przeciwne strony, zaplanowane było na poniedziałek przed Świętem Dziękczynienia. Kate skonsultowała się ze wspólnikami i razem podjęli decyzję, żeby pozbyć się tej sprawy za wszelką cenę. Pochłaniała zbyt dużo czasu, proces wymagałby wielu miesięcy przygotowań, kosztowałby fortunę, a przysięgli byli nieprzewidywalni. Wraz ze wspólnikami ustaliła górną granicę kwoty, jaką byli skłonni zapłacić niegodnym przeciwnikom, a Kate miała nadzieję, że Scott i Jack Hirsch zdołają przekonać swojego nieprzyjemnego klienta, by przystał na tę sumę. Liczyła na Scotta, bo teraz wiedziała, jaki jest naprawdę, odkąd pomógł jej po upadku. Tym razem włożyła nieco niższe szpilki. Zauważyła, jak Scott się pochyla dyskretnie zerka i pokazuje jej ledwie widoczne uniesione kciuki, i się roześmiała. Nie rozmawiali ze sobą przed zebraniem. Nie chciała zrobić nic, co mogłoby utrudnić zakończenie sprawy ani żeby zarzucono jej później niestosowne powiązania, które mogłyby zagrozić osiągniętemu porozumieniu. Spotkanie potoczyło się gładko. Obecni byli powód i pozwany. Klient Kate był miły, grzeczny i łagodny. Scott był niezmiennie niegrzeczny, napastliwy i obrażał ludzi tak, że często musiano go upominać. Trudno się z nim pracowało. Spotkanie ciągnęło się godzinami, strona przeciwna wnosiła nowe oskarżenia o malwersacje na poparcie swoich twierdzeń, choć Kate dobrze wiedziała, że nie mają żadnego znaczenia, a robiono to tylko po to, żeby wywalczyć większą kwotę. Strona pozwana w końcu złożyła ofertę, a potem wyszła z sali konferencyjnej, żeby oskarżyciel z zespołem mogli się nad nią zastanowić. Sprawa dotyczyła interesów, które nie wypaliły. Zainwestowane pieniądze przepadły, a strona oskarżająca próbowała powetować sobie straty w niewłaściwy sposób, stawiając klientowi Kate wszystkie możliwe zarzuty pod słońcem, w większości kłamliwie. Nie sądziła, że ława przysięgłych to kupi, ale gdyby poszli do sądu, sprawa mogłaby się ciągnąć latami. Logika mówiła, że to nie ma sensu, a Scott na próżno próbował przekonać o tym samym swojego klienta. Jego klient był krętaczem, który nie miał nic lepszego do roboty, był rozczarowany nieudanym interesem i posiadał miliony, więc pieniądze nie miały dla niego znaczenia. Ugoda, bez względu na to, na jakiej by się skończyło, była mu właściwie obojętna. Miała raczej wymiar symboliczny. Chciał też odzyskać koszty reprezentacji prawnej. A prawnicy brali od niego fortunę. Scott parę razy wychodził z sali konferencyjnej do toalety, ale Kate nie była w stanie nic wyczytać z jego twarzy. W końcu ich poproszono i Kate miała nadzieję, że usłyszy, że propozycja została zaakceptowana. Zamiast tego Scott zwrócił się do niej, stając przed nią, jak tylko usiadła. – Panno Morgan – zaczął, znów nadęty – najwyraźniej była to jego oficjalna poza, gdy reprezentował klienta. – Czy raczej: pani? Jakiego pani jest stanu? – spytał wyniośle, a ona nieomal się roześmiała. – Pani. Jestem wdową. Nie rozumiem, jaki to ma związek ze sprawą. – Klient mu wcześniej polecił: „Przeczołgajcie ich”. Nie podał szczegółów, więc Scott uciekł się do tego wybiegu, prawdopodobnie po to, żeby ją speszyć, ale był też zwyczajnie ciekawy. – Pani Morgan – zaakcentował słowo: „pani”. – Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, jak obraźliwa jest dla mojego klienta pani oferta? Czy pani i pani koledzy nie rozumieją cierpienia i poniżenia, jakie mój klient przeżywał z powodu niepowodzenia tego interesu? Czy nie są państwo świadomi, jak niedbałe są praktyki państwa klienta i że to on ponosi pełną
odpowiedzialność za pieniądze, które stracił mój klient? Nie wstyd państwu przestawiać nam taką propozycję? Tak nędzną, tak żałosną, tak zupełnie bezcelową? Powinniście się państwo wstydzić. – Wzrokiem obiegł siedzących na sali wspólników Kate. Znajdowali się na niej wszyscy ważni ludzie. To była niedorzeczna przemowa, afront, i to grubego kalibru, ale wiedziała, że tego oczekuje od niego klient. Nienawidziłaby Scotta, gdyby nie to, że dwa tygodnie temu klęczał przed nią i opatrywał jej kolana. Tylko dzięki temu dowiedziała się, że jest człowiekiem, a nie skończonym dupkiem, za którego zgrywanie płacił mu klient. Jego obraźliwa przemowa trwała pół godziny, klient Kate wyglądał na nieszczęśliwego i zaczął tracić cierpliwość, a jej partnerzy wyglądali na wściekłych. Był to bardzo rozwlekły sposób, żeby powiedzieć, że jego klient się nie zgadza i odrzuca propozycję ugody. Musieli wrócić do rozmów, ale ani żaden ze wspólników, ani klient nie byli skłonni dać więcej. Zdążyła powiedzieć krótko, że jeżeli propozycja została odrzucona, pójdą do sądu, czego nikt nie chciał. – A więc wojna? – spytał Scott teatralnie. – Jeżeli tak pan chce to nazwać, to owszem. To proces, panie White. Skoro nie jesteśmy w stanie się porozumieć, a przedstawiliśmy dziś naszą najlepszą ofertę, pójdziemy do sądu, jak powiedziałam. Nasza propozycja pozostanie ważna przez siedemdziesiąt dwie godziny, żeby pański klient mógł ją sobie przemyśleć. Po tym czasie zostanie wycofana. – Rozumiem – odparł Scott z myślą o referencie sądowym, który zapisywał przebieg negocjacji, żeby nie mogli później powiedzieć, że nie wiedzieli, że oferta po upływie siedemdziesięciu dwóch godzin straci ważność. To była męcząca robota i Scott wyglądał, jakby miał dość w tym samym stopniu, co ona. Kate i jej wspólnicy poczekali, aż strona przeciwna opuści salę z klientem. Nie spieszyli się. Kiedy Scott przechodził obok Kate, która siedziała z kamienną miną, rzucił ledwie słyszalnym szeptem: – Przepraszam. Nie słyszał go nikt oprócz Kate. Zareagowała jedynie ledwie zauważalnym skinieniem. Jak tylko wyszli, jej wspólnicy eksplodowali ze złości. Klient wyglądał na zniechęconego. Była to nieprawdopodobna strata czasu i pieniędzy. Proces zacznie się pewnie za rok, może dwa. Byli na to przygotowani. Do tego czasu gorączka pewnie nieco opadnie. Tego rodzaju spory czasami udawało się rozwiązać dzień przed procesem lub w tym samym dniu na korytarzu sądowym. Ale do tego czasu musieliby się przygotowywać do procesu. Scott nie kontaktował się z nią już później. Byłoby to niestosowne, poza tym nie mieli sobie nic do powiedzenia. Wszystko spoczywało w rękach jego klienta. Następnego dnia Kate zjadła kolację z całą trójką swoich dzieci w Le Bernardin, jednej z najlepszych restauracji w Nowym Jorku, zanim porozjeżdżały się w środę do swoich, de facto, teściów albo – tak jak Claire – wygrzać się na słońcu. Ponieważ rodzice Reeda nie żyli i nie miał rodzeństwa, lubił wyjeżdżać w święta i był zachwycony, że teraz może je spędzać z Claire. Cieszył się na wigilię u Kate. Wydawał się spragniony rodzinnych więzi. Anthony wyczekiwał wyjazdu do Portoryko z Alicią. Poznał już jej matkę, która mieszkała obecnie na Bronksie w maleńkim mieszkaniu. Zauważył, że Alicia urodę odziedziczyła po niej. Teraz jechał poznać jej ojca i jego drugą rodzinę w San Juan. Miała pięcioro przyrodnich młodszych braci i sióstr, którzy mieli po dwadzieścia kilka lat. A Tammy wybierała się ze Stacey do Columbus w Ohio, gdzie mieszkali jej rodzice, brat i rodzina. Poznała ich wszystkich wcześniej i polubiła. Później, w piątek, jechały do Sun Valley w Idaho, żeby w weekend pojeździć na nartach. Anthony i Tammy mieli wyrzuty sumienia, że zostawiają matkę, ale Claire nie odezwała
się słowem. Była milcząca i ponura przez całą kolację, aż Anthony w końcu jej powiedział, że to się stało już nudne. Dzieci przyszły bez partnerów. To była kolacja w gronie najbliższej rodziny – dzięki temu mogli rozmawiać swobodniej i Anthony kilka razy nazwał Claire rozwydrzonym bachorem. W końcu nie wytrzymał i na nią warknął. – Nie rozumiem, dlaczego musisz być taka wredna dla mamy. Nie podoba jej się, że będziesz miała nieślubne dziecko i się z tym obnosisz i że nie wychodzisz za mąż. Ma prawo do własnej opinii. Większość ludzi, zwłaszcza z jej pokolenia, jest podobnego zdania, więc czemu musisz się tak wobec niej zachowywać? Szczerze? Mnie też się to nie podoba. Nie zachowałbym się tak jak ty i Alicia też nie. Rozmawialiśmy o tym. Ani Tammy, znam ją. Więc dlaczego ty musisz być tą czarną owcą i na domiar złego być wredna dla mamy? Nie pojmuję tego. Nie mogłabyś przynajmniej być trochę pokorniejsza, z szacunku dla niej? Tak wiele by cię to kosztowało? – Wyjdę za mąż, jak będę miała ochotę, a nie dlatego, że muszę. Nikt nie będzie mi rozkazywał, kiedy mam brać ślub. I nikogo nie będę przepraszać za to, że żyję tak, jak chcę. Sama się utrzymuję, więc nic nikomu nie jestem winna – powiedziała niegrzecznie, a Kate słuchała tego ze zbolałą miną. – Nie, nie utrzymujesz się sama – poprawił ją Anthony. – Utrzymuje cię Reed i masz cholerne szczęście, że tak jest. Żyjesz jak królowa i przechwalasz się mamie nie swoimi pieniędzmi. Claire poczerwieniała na twarzy. – Nie chodzi o pieniądze – zaprotestowała żarliwie. – Nie, wiadomo. Chodzi o maniery, zwyczaje i zasady, i szacunek do tego, w czym się wychowałaś, i wszystkiego, co mama dla nas zrobiła. Nie odpłacisz za to, obrażając ją dlatego, że jest niezadowolona, że będziesz miała nieślubne dziecko. Ma święte prawo być zła. Ludzie będą gadać przykre rzeczy na twój temat, a to będzie ranić nas wszystkich, bo cię kochamy. – Guzik mnie obchodzi, co ludzie gadają – warknęła do niego. – Jak widać. Więc mama ma być poniżana z powodu twojego zachowania, a ty, na domiar złego, musisz być dla niej wredna? Nieźle to się mamie udało. Mam nadzieję, że twoje dzieci będą dla ciebie milsze niż ty dla mamy. Claire miała łzy w oczach, ale nie zamierzała się poddać i nie patrzyła na Kate, która także miała oczy pełne łez. Claire podejrzewała, że mama może płakać, i nie chciała widzieć jej łez. – Zachowujesz się jak idiotka – dodał. – Wystarczy. – Kate wkroczyła do akcji i kłótnia dobiegła końca. – Co robisz w Święto Dziękczynienia, mamo? – spytała ją Tammy. – Wybierasz się z babcią do restauracji? – Nie, piekę w domu gołębia z francuskiego przepisu, ze wszystkimi przystawkami, włącznie z nadzieniem z kasztanów. A potem pójdziemy do kina. Nie zapomnijcie o naszej wigilijnej kolacji. – My jedziemy na Saint Bart – odezwała się Claire, żeby się wykręcić. Anthony posłał jej pełne wściekłości spojrzenie. – Nieprawda. Reed mi powiedział, że jedziecie dzień po świętach, więc lepiej zjaw się w Wigilię, jak my wszyscy, bo inaczej skopię ci tyłek – pogroził jej jak wtedy, gdy byli nastolatkami. – Dlaczego nie każesz tego zrobić Alicii? – Każę i wierz mi, że to będzie o wiele gorsze, niż gdybym wprał ci ja. To prawdziwa diablica.
Tammy roześmiała się na tę myśl i kolacja dobiegła końca. Spędzili przyjemne chwile mimo Claire. Później wszyscy się wycałowali, wyciskali i życzyli sobie szczęśliwego Święta Dziękczynienia, i każdy poszedł w swoją stronę. Na Claire przed restauracją czekał samochód z kierowcą przysłany przez Reeda. Anthony i Tammy pojechali razem uberem, a Kate wróciła do domu taksówką. Zastanawiała się, kiedy Claire zacznie mięknąć, o ile w ogóle kiedyś zmięknie. A może próbuje się zdystansować od matki i od rodziny. W każdym razie zjawiła się, a to już coś. Następnego dnia wszyscy zadzwonili się pożegnać i jej podziękować, a wieczorem Kate studiowała swoją francuską książkę kucharską, żeby nie zepsuć gołębia. Zaczęła gotować wcześnie rano w czwartek, a Margaret przyszła o jedenastej. Jakimś cudem ptak wyszedł znakomity i złotobrązowy, a Kate podała go z delikatnym sosem, nadzieniem z kasztanów, dzikim ryżem i zestawem warzyw. Usmażyła nawet racuszki, bo wiedziała, że matka je uwielbia. – To chyba najlepszy świąteczny posiłek, jaki w życiu jadłam – pochwaliła zadowolona Margaret. – Nie wierzę, że sama go przygotowałaś. – Ja też nie – przyznała Kate. Na deser kupiła małe tarty z jabłkiem, dynią, bakaliami i orzechami pekan i ozdobiła je bitą śmietaną. Zjadły po kawałeczku każdej, a Kate do deseru podała cappuccino. – To była kolacja warta czterech gwiazdek – powiedziała Margaret, kiedy usiadły na kanapie. Kate tęskniła za dziećmi, ale cieszyła się na myśl, że spędzą u niej Boże Narodzenie, i była skłonna wybaczyć im nieobecność w Święto Dziękczynienia. W weekend zamierzała nadrobić zaległości w pracy, zrobić co nieco w mieszkaniu i trochę poczytać. Zaczęła już robić świąteczne zakupy i trochę czasu chciała poświęcić też na nie. Znalazła różowy kaszmirowy sweter dla Alicii i ładną tweedową marynarkę dla Stacey, a dla Reeda spinki do mankietów. Teraz miała się zająć listą prezentów dla swoich dzieci. Chciała wybrać się z Claire kupić parę rzeczy do pokoju dla dziecka, ale ona nie miała ochoty towarzyszyć matce. Za żadne skarby nie chciała dzielić tego doświadczenia z matką, żeby ją ukarać. Kate chowała pościel, kiedy w piątek o dziesiątej rano zadzwonił jej telefon. Przypuszczała, że to matka, więc zbiegła z drabinki, której używała, i odebrała. Usłyszała męski głos, którego nie rozpoznała. Spytał o nią i wtedy zorientowała się, kto dzwoni. – Wesołych świąt. Jezu, poniedziałkowe spotkanie w sprawie ugody było koszmarem. Przepraszam, że byłem dla ciebie taki niegrzeczny. Za to mi płacił ten mój klient dupek, jestem jak morderca opłacany przez mafię. Roześmiała się. – Szkoda, że nie przyjął oferty. Więcej nie damy. – Powiedziałem mu to, nie powinniście. Tylko proszę, nie mów mi tego, że moje przełożone obiecane spotkanie mogę zrealizować dopiero po zakończeniu procesu. To potrwa latami. Może po tym, jak oficjalnie skończą się te cyrki z ugodą? Nie będziemy mieli ze sobą nic wspólnego na gruncie zawodowym przed procesem przez parę dobrych miesięcy, a może i rok. Może być? – Chyba tak – odpowiedziała ostrożnie. Nie wiedziała, dlaczego chce się z nią umówić na drinka, chyba tylko po to, żeby ponarzekać na tego klienta. – Jak ci minęło święto? – spytał. – Miło. Spokojnie. Wszystkie moje dzieci wyjechały ze swoimi drugimi połówkami. Brakowało mi ich. Zjadłam obiad z mamą. – Miło z twojej strony. Ile masz dzieci? – Troje. A ty? – spytała, lekko zaciekawiona.
– Nie mam dzieci. Nie byłem żonaty. Jestem starym kawalerem. Roześmiał się. – W dzisiejszych czasach można mieć dzieci bez ślubu – powiedziała, myśląc o Claire. – Jeszcze nie jest za późno. – Przypuszczała, że ma czterdzieści kilka lat i jest na tyle młody, że mógłby mieć dzieci. – Mam czterdzieści osiem lat i nie ciągnie mnie do dzieci. Boję się tego i wydaje mi się, że to stresujące. I jestem trochę za stary, żeby zakładać rodzinę z kobietą o połowę młodszą. Jakoś nigdy mnie to nie pociągało. – Czasami to rzeczywiście stresujące – przyznała, myśląc o ostatnich miesiącach ze swoimi dziećmi. – Ale jest warte tych stresów. Choć nie jest łatwo. Prościej jest, gdy są małe, ale już nie tak łatwo, jak dorosną. – Wierzę ci na słowo. Tak mówili moi rodzice. Wierzyłem im. – A ty jak spędziłeś Święto Dziękczynienia? – Dziwnie było rozmawiać z nim, jakby się przyjaźnili. Sprawiał wrażenie, jakby chciał się z nią zaprzyjaźnić, odkąd opatrzył jej kolana. – Moja matka zmarła kilka lat temu. Ojciec wyprowadził się do Nowej Zelandii i kupił tam farmę. Za daleko, żeby pojechać do niego na święta. A on tu nie przyjeżdża. Więc co roku jem kolację w gronie przyjaciół. Wszystkich tych, którzy nie mają co ze sobą zrobić. Jest nas wielu, ze dwudziestu. Jest zabawnie. W tym roku upiekłem indyka. – Ja zrobiłam gołębia i moja matka była zdumiona, że go nie spaprałam. Ja też byłam w szoku. Z nadzieniem z kasztanów – dodała, wyraźnie z siebie dumna. – Raczej kiepsko gotuję, ale ten przepis wzięłam z francuskiej książki kucharskiej. – Jestem pod wrażeniem. Jakie masz plany na resztę weekendu? – Mówił tak, jakby nie miał nic do roboty. Jak powiedział, nie miał rodziny, z którą mógłby być, więc dobrze, że święto spędził w gronie przyjaciół. – Praca, drobne sprawy, może jakieś świąteczne zakupy – odpowiedziała. – Moglibyśmy przyjąć, że próby zawarcia ugody zostały zakończone, żebym mógł ponowić moje zaproszenie na drinka, kolację i do kina? – A może poczekalibyśmy jeszcze kilka tygodni, żeby mieć pewność, że sprawa naprawdę jest zakończona? – Dobrze, w takim razie wyznaczam termin do świąt. Zgoda? – Zgoda. – A przy okazji, jak twoje kolana? Nie byłem w stanie ocenić, miałaś ciemne rajstopy na spotkaniu. – Nie ulegało wątpliwości, że uważnie się przyglądał, czym ją zaskoczył. – Ciągle trochę bolą i jestem czarnosina, ale poza tym, w porządku. Dobry z ciebie sanitariusz. – Co robisz w święta? – Wigilię spędzam z dziećmi, a potem nic. – Ja jadę na narty do Vermont na Nowy Rok. Nie mogę się doczekać. Jeździsz na nartach? – Ostatnio nie. Nie mogę sobie pozwolić na złamanie nogi. Zbyt wielu ludzi na mnie liczy. A nie jestem wytrawnym narciarzem. Wolę łyżwy. – Gdzie się wychowałaś? – Tu, w Nowym Jorku. – Ja w Montanie, praktycznie na koniu. Przyjechałem na wschód do college’u i zostałem, z wyjątkiem czasu w marynarce. Tu jest teraz mój dom. Kiedy mój ojciec wyjechał do Nowej Zelandii, wszystko się zmieniło. Dobrze mu się tam żyje i kocha takie życie, ale to za daleko i nie dla mnie. Ale cieszę się jego szczęściem. Jest po siedemdziesiątce i zyskał nowy cel w życiu. Ale
moje miejsce jest tutaj. Rozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem się rozłączyli. Myślała o nim później. Tak się różnił od swojego aroganckiego, agresywnego stylu na sali sądowej. Wolała go na gruncie prywatnym, choć widziała, że jest dobrym prawnikiem. Miło było z nim porozmawiać i dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Bez trudu mogła go sobie wyobrazić na koniu w Montanie, ale teraz, zdecydowanie, był chłopakiem z wielkiego miasta. Resztę weekendu poświęciła na drobne prace w mieszkaniu, które chciała zrobić. Trochę popracowała, przeczytała powieść i tęskniła za dziećmi. Napisały do niej w Święto Dziękczynienia i porozmawiała z Tammy i Stacey przez FaceTime. Święta upłynęły spokojnie i dały jej przyjemne wytchnienie. W niedzielę wieczorem była gotowa na powrót do pracy i nie mogła się jej doczekać. Weekendy bez dzieci i mężczyzny wydawały jej się samotne. Były dla niej trudne od lat, a pustkę zawsze wypełniała praca. Jak się okazało, miała rację, każąc Scottowi poczekać, żeby okres ugody uznać za zupełnie zamknięty. Tydzień przed Bożym Narodzeniem zadzwonił do niej Jack Hirsch. Chcieli jeszcze jednego spotkania. Jej zespół miał już dość tej sprawy i uważali ten pomysł za bezcelowy. Ale nie mogli odmówić, więc Kate uzgodniła termin. Jack i Scott weszli ze swoim klientem, Scott z kamienną twarzą ledwie się z nią przywitał. Zdecydowanie miał dwie osobowości, zawodową i tę drugą, gdy zadzwonił do niej dwa razy i opatrzył kolana. Tym razem spotkanie prowadził Jack. Perorował bez końca o tym, jak obraźliwa jest ich propozycja, jacy są bezduszni, jak potwornie oskarżyciel został skrzywdzony z powodu niekompetencji ich klienta i jak poważne odniósł szkody. Kate prawie zasnęła w czasie spotkania i pozwoliła odpłynąć myślom. Słyszeli to już wcześniej. Aż pod koniec monologu oświadczył, że mimo, że ich propozycja jest obraźliwa, ich klient zdecydował się ją zaakceptować, żeby uniknąć zachodu i kosztów związanych z procesem. Kate w jednej chwili wróciła myślami na salę i spojrzała na Scotta pytająco. Kiwnął głową i się uśmiechnął. – Niech mnie – wymruczała pod nosem, a jeden z jej kolegów roześmiał się, gdy ją usłyszał. Propozycja od jakiegoś czasu była nieaktualna, ale jej klient zgodził się jej dotrzymać. Wszyscy prawnicy wstali i podeszli, żeby uścisnąć sobie dłonie, a pozywający wyszedł, nie odzywając się do nikogo słowem. Z całą pewnością nie grzeszył dobrym wychowaniem. Ich klient im podziękował i wyszedł kilka minut później. Ulżyło mu, że uwolnił się od perspektywy procesu, podobnie jak Kate. Prawnicy stali i rozmawiali, a Scott podszedł do Kate. – Miałaś rację – powiedział cicho. – Nie podejrzewałem, że czeka nas jeszcze jedna runda. – Dla pewności zawsze lepiej poczekać i nie zatrzaskiwać drzwi. – Cieszyła się, że jej klient był skłonny ponowić ofertę, żeby mieć sprawę z głowy. – Wiesz, co to oznacza, prawda? – Uśmiechnęła się do Scotta, a on wyglądał na zdezorientowanego. – Nie musisz się więcej widzieć ze swoim klientem, do następnego procesu. Pozywa, kogo się da. Mieliśmy już z nim do czynienia przy innych sprawach. – Nieważne – powiedział Scott, uśmiechając się do niej z góry. Był wysoki, miał ciemne włosy, zielone oczy i był bardzo przystojny, ale właściwie nie miało to znaczenia. – To oznacza, że moje zaproszenie jest w końcu aktualne i do zrealizowania. Co robisz jutro? Umówmy się na drinka, żeby to uczcić, i nie każ mi czekać, aż ugoda zostanie podpisana. Do diabła z nią. Roześmiała się. – W porządku. Jutro. Zgoda. – Czuła się głupio, umawiając się z nim na drinka, ale niezręcznie jej było wymigać się od obietnicy, a on był uparty. – Gdzie?
Wymienił pub oddalony kilka przecznic od jej kancelarii. Był przyjemniejszy niż większość takich lokali i miał też restaurację. – O szóstej? – Zwykle wychodziła z pracy później, ale była skłonna zrobić dla niego wyjątek. – Przynieś ze sobą swój kupon. Przysługuje tylko tobie. Roześmiał się. – Akurat przekazałbym go komuś innemu. Prędzej bym go zabił. To moje zaległe spotkanie i zamierzam wykorzystać okazję. Zasłużyliśmy na to. Kilka chwil później wszyscy rozeszli się z poczuciem ogromnej ulgi. Wspólnik zarządzający powiedział Kate, że podpisanie ugody i zakończenie tej sprawy to najlepszy prezent świąteczny, jaki mógł otrzymać. Była umówiona na drinka ze Scottem White’em, żeby to uczcić. Wydawało jej się to głupie, ale nie miała nic lepszego do roboty, więc raz kozie śmierć. Pozbierał ją z chodnika i opatrzył jej kolana, więc mogła mu się odwdzięczyć choć drinkiem. Była mu to winna. A on wydawał się przyzwoitym facetem.
15 Kate zapomniała, że umówiła się ze Scottem na drinka, gdy następnego dnia ubierała się do pracy, więc miała na sobie szarą spódnicę i szary kaszmirowy sweter i jak już dotarła do kancelarii, zorientowała się, że wygląda śmiertelnie nudno. Na to wszystko włożyła ciepły szary płaszcz, bo na dworze było zimno. Na nogach miała szare zamszowe kozaki na wysokich obcasach. Wyglądała poważnie i oficjalnie. Nie miała nawet apaszki, żeby rozweselić strój. Ale przecież to nie randka, powiedziała sobie. Po prostu dwoje prawników umówiło się na drinka, żeby po długich męczarniach obu stron uczcić zakończenie sprawy. Dotarła punktualnie i odnalazła Scotta przy barze. Ucieszył się na jej widok, a kelner zaprowadził ich do spokojnego stolika w rogu. Scott zaproponował szampana, a jej spodobał się pomysł i wydał się stosowny do okazji. Wznieśli nim toast za siebie nawzajem, gdy im go przyniesiono. – Więc jesteś wdową – zagadnął ostrożnie. – Od dawna? Od niedawna? – Miał nadzieję, że sprawa nie jest zbyt świeża. – Od bardzo dawna, od dziewiętnastu lat. W styczniu minie już dwadzieścia. Wypadek helikoptera. Był kongresmenem. – Dzięki temu dowiedział się wszystkiego, co wiedzieć powinien, poza tym, że Tom się z nią rozwodził, o czym nie miała zamiaru mu powiedzieć. – Chyba byłaś dzieckiem, gdy to się stało. – Byłam dość młoda. Miałam trzydzieści pięć lat i troje dzieci: trzynasto-, dziesięcio- i siedmioletnie. Przez rok się motałam, próbowałam wymyślić, co robić, a potem poszłam na studia prawnicze. – Po jego śmierci? – Zdawał się bardzo zaskoczony. Wyszukał ją wśród absolwentów Uniwersytetu Columbia i wyczytał, że ukończyła go zaledwie szesnaście lat temu, więc był przekonany, że ma co najwyżej czterdzieści kilka lat. – Myślałem, że jesteś młodsza ode mnie o parę lat. Ja mam czterdzieści osiem, jak wspomniałem. – To bardzo miłe, ale nie. Jestem stara. Pięćdziesiąt pięć. – Mógł to wyszukać w Google, więc nie było sensu kłamać, a to nie była randka w ciemno ani umówiona przez Internet. – Mam oddać szampana? Roześmiał się. – Wykluczone. Wiek nie ma dla mnie znaczenia. Wystarczająco trudno poznać kogoś, kogo ma się ochotę zobaczyć ponownie, żeby przejmować się tym, czy cyferki się zgadzają. – Jestem od ciebie o siedem lat starsza. Jeżeli bierzesz mnie pod uwagę jako kandydatkę na randkę, jestem dla ciebie za stara – wypaliła. – A ja jestem dla ciebie za młody? – spytał wprost, z niepokojem na twarzy. – Ja nawet nie wiem, czy chcę się jeszcze z kimś spotykać. Sześć lat byłam w powierzchownym związku z doskoku, na odległość, zakończył się parę miesięcy temu. Jak usłyszałam: przekroczył datę ważności. W pewnym sensie się przeterminował. Nie widywaliśmy się często i nigdy nie łączyła nas głęboka więź. – Takiego czegoś chcesz? – Nie bał się zadawać pytań i chciał odpowiedzi. Chwilami miała wrażenie, że bierze udział w castingu. Ale powiedziała sobie, że tak nie jest. – Wtedy tak. Dzieci były młodsze, choć najmłodsza uczyła się już w college’u, a mój syn właśnie skończył studia, ale często przyjeżdżali do domu i lubiłam mieć dla nich czas. On nie przepadał za dziećmi, a ja nie oczekiwałam, że będzie sobie zaprzątał głowę moimi. Trzymałam ich na dystans. – Chyba rozegrałaś to ostrożnie na gruncie uczuciowym. Nie angażując się za bardzo.
Kiwnęła głową. – Nie byłam w poważnym związku od śmierci mojego męża. Miałam dzieci. Dzięki nim byłam zajęta i szczęśliwa. – A teraz? – Nie zawsze jestem szczęśliwa – przyznała szczerze. – Trudniej o to, gdy są dorosłe. Widuję je, kiedy mogę i kiedy nie są zbyt zajęte. Trzeba się przyzwyczajać, kiedy wyfruwają z gniazda. Cały czas usiłuję to sobie poukładać. Ale to nie jest powód, żeby za wszelką cenę szukać stałego związku. Trzeba trafić na właściwą osobę, a ja takiej jeszcze nie poznałam. Nie szukałam. – Prawdę mówiąc, na ogół uciekała przed prawdziwym zaangażowaniem. – Ja też nie – przyznał. – Przeżyłem kilka długich związków, zwłaszcza jeden, który trwał osiem lat. Mieszkaliśmy razem, ale nigdy nie było zbyt dobrze. W końcu oboje postanowiliśmy się rozstać i rozpocząć nowe życie. Czas szybko płynie. A my jesteśmy bardzo zajęci. Nagle się budzisz i masz czterdzieści osiem lat, i zapomniałeś się ożenić. Nigdy nie trafiła się odpowiednia osoba. Nie przeszkadza mi to. Mam dobre życie. – Zapomniałeś się ożenić czy nigdy nie chciałeś? – Zamieniła się z nim rolą. – Może jedno i drugie. Nie jestem pewien, czy nadaję się do małżeństwa. A skoro nie chcę dzieci, nie mam zbyt wielkiej motywacji. – Ja mam podobne podejście do małżeństwa. Nie będę mieć już dzieci. Więc nic mnie nie gna do ślubu. Lubię też mieć czas dla siebie. Trudno to wytłumaczyć ludziom, którzy go nie potrzebują. Poświęcałam cały mój czas i energię dzieciom przez wiele lat, teraz miło jest od czasu do czasu poleniuchować i robić to, na co mam ochotę, kiedy nie pracuję. A pracuję przez większość czasu. – To tak jak ja. – Wyglądał na zamyślonego. – My, prawnicy, jesteśmy dziwni. Ci dobrzy są pracoholikami. Inaczej się chyba nie da. Kiwnęła głową. – Masz rację. – I przez to nie ma czasu na randkowanie – dokończył z uśmiechem. – W każdym razie nie tak, jak robią to normalni ludzie. Kobiety nie lubią, kiedy wraca się do domu z teczką pełną roboty. Ale ja kocham to, co robię. – Ja też. – Uśmiechnęła się do niego. – Z wyjątkiem klientów takich jak twój. Na szczęście tacy zdarzają się rzadko. Nie mogłabym być prawniczką, kiedy byłam mężatką. Polityczna kariera mojego męża była zbyt wymagająca. Cały czas mnie potrzebował, zwłaszcza w trakcie kampanii. – Nienawidziłbym tego – powiedział Scott, patrząc na nią z podziwem. – Ja też nie byłam zachwycona, ale taki mieliśmy układ. Zawsze wiedziałam, że chce wejść do polityki. Kochał ją. – Byłaś z nim szczęśliwa? – Było to trudne pytanie od człowieka, którego ledwie znała. Nie odpowiadała przez długą chwilę. – Nie wiem, dlaczego to robię, ale odpowiem ci szczerze. Byłam. On nie był. Poprosił o rozwód tuż przed śmiercią. Miał kogoś innego. Dopiero niedawno powiedziałam dzieciom. Nie wiedziały. Moja matka uważała, że powinnam być z nimi szczera, zamiast go kryć jak zawsze. Minęło dwadzieścia lat i jej zdaniem one mają prawo wiedzieć. Moja matka jest psychologiem. – Przepraszam, że o to pytam, ale mnie intrygujesz. Żona, matka, wspaniała prawniczka, żona polityka, na pewno przez długi czas. – Czternaście lat. – Wszystko tak dobrze ci wychodzi. Jesteś sama i byłaś sama przez długi okres z trójką dzieci. Nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradziłaś.
– Zwyczajnie. A któregoś dnia dzieci ci wypomną, co zrobiłaś źle. – Nie można ich posłać do diabła? Pokręciła głową. – Nie można. Na zawsze zyskują cholerne prawa, żeby narzekać na to, jak człowiek im spieprzył życie. Są twoje na zawsze, na dobre i na złe. – Uśmiechnęła się, myśląc o Claire. – To mnie śmiertelnie przeraża. Na pewno kiepsko by mi poszło, a one nigdy by mi nie wybaczyły. Właśnie dlatego nigdy nie chciałem dzieci. Zresztą jestem zbyt samolubny. I ciągle pracuję. – U mnie jedno zawsze jest wściekłe albo mnie nienawidzi, a jedno albo dwoje kochają i uważają, że jestem wspaniała. To boli, ale tak już jest. Lubię najlepsze rezultaty. Prawdę mówiąc, zarzucają mi właśnie to, że zbyt wiele od nich oczekiwałam i chciałam, żeby byli idealni. Pewnie mają rację. Myślałam, że są idealni. Ale ostatnio cały ten domek z kart runął i okazało się, że są ludźmi, i to nie idealnymi, podobnie jak ja. To był dla mnie cholerny wstrząs. Ale składamy wszystko od nowa. Jesteśmy trochę bliżej rzeczywistości i może nieco łatwiej nam się w niej obracać. Wydaje mi się, że za wysoko postawiłam poprzeczkę nam wszystkim. Myślałam, że jak wszystko i wszyscy będą idealni, nic złego nam się nie przydarzy, ale to tak nie działa. Złe rzeczy i tak się przydarzają. Kiwnął głową, zaabsorbowany tym, co mówiła, i był pod wrażeniem. Zdawało się, że u niej wszystko jest poukładane, że ona świetnie panuje nad sobą, nad swoim otoczeniem i każdy włos jest na swoim miejscu. – Jesteś imponującą kobietą, Kate. Ja nie byłbym w stanie zrobić tego, co ty. O wiele łatwiej jest żyć samemu. – Ale samotnie – stwierdziła po prostu, a on jej przytaknął. – To problem, jak jest się starszym. Nie jest tak fajnie być samemu. A jak się czeka za długo, nikt cię nie chce. Ciężko trafić w odpowiedni moment. Mam nadzieję, że twoje dzieci zdają sobie sprawę z tego, że jesteś niesamowita, i doceniają to, z czego dla nich zrezygnowałaś. – Naprawdę zrobiła na nim wrażenie. Roześmiała się. – Tego nie ma w układzie. One nie mają tego zauważać i nie zauważają. – Więc jaki w tej chwili jest stan? Ile cię kocha, a ile nie? – Był zafascynowany nią, jej rodziną i tym, co mówiła. Sprawiała wrażenie najbardziej praktycznej, pragmatycznej, czarującej kobiety, jaką miał okazję poznać. Podejrzewał to już w pracy, ale okazała się jeszcze lepsza niż jego fantazje na jej temat. – Jedno mnie nienawidzi, dwoje kocha – odpowiedziała bez namysłu. – Ale to normalne. Jak mnie nienawidzi dwoje, zaczynam panikować. W tej chwili jest spokojnie. Roześmiał się i oboje nagle zauważyli, że zrobiła się ósma. – Możesz zostać na kolacji? – spytał ostrożnie. Przypominała mu ptaka, który odleci spłoszony, jeżeli będzie chciało się go złapać, więc nie chciał jej popędzać ani zbyt szybko stracić. Mogła zostać na kolacji, ale nie wiedziała, czy powinna. Zawahała się. – Możemy się wybrać innym razem – powiedział, żeby nie czuła presji, i to jej wystarczyło, żeby poczuła się swobodnie. Czas w jego towarzystwie mijał jej przyjemnie. – Nie, zróbmy to teraz. Mogę zostać. – Uśmiechnęła się do niego, a jemu miło się z nią siedziało. Pachniała perfumami z subtelną nutą piżma, którą ledwie czuł. Chciał się do niej przysunąć, żeby lepiej je poczuć, ale nie chciał, żeby jej nie przestraszyć ani nie wyjść na dziwaka. Zapach był orientalny i tajemniczy. Był tak odurzający, jak wszystko inne w niej. Była ucztą dla zmysłów. Nie mieściło mu się w głowie, jak jakikolwiek mężczyzna mógł ją zostawić, wiele lat temu mąż albo ten, z którym niedawno się rozstała, bo ich związek „się
przeterminował”. Zdaniem Scotta, skoro ją zostawił, musiał być niespełna rozumu. Podczas kolacji rozmawiali o innych sprawach – o jego służbie w marynarce, jej studiach prawniczych, pracy, żeby zostać wspólnikiem w kancelarii, i jednoczesnym wychowywaniu trojga dzieci i o tym, jak sobie poradziła, o jej matce artystce i psychologu, która też wydawała mu się fascynująca. – Moje życie w Montanie, jak byłem mały, było całkiem zwykłe w porównaniu z twoim. Byłem jedynakiem w małej, pospolitej miejscowości. Fajnie mi się żyło. Świat zobaczyłem dopiero, jak poszedłem do marynarki, i od tamtej pory chciałem pojechać wszędzie. Zastanawiałem się nad medycyną, ale uznałem, że studia medyczne trwają za długo, i poszedłem na prawo. To była słuszna decyzja. Kocham prawo. Myślę, żeby kiedyś przejść na swoje, ale lubię wygodę i ochronę, jaką daje praca w korporacji, mam wszystko na wyciągnięcie ręki i ważnych klientów. Wydaje mi się, że dla prawnika korporacyjnego duża kancelaria to dobry wybór. – Ja też jestem szczęśliwa w swojej. – Widać było, że czuje satysfakcję. Nie była zgorzkniała ani niezadowolona, i to też mu się w niej podobało. Uszczęśliwiało ją życie, które wiodła, mimo wszystkiego, co jej się przydarzyło. Wiedział, że nieczęsto się to zdarza. Skończyli kolację, ale on nie chciał, żeby ten wieczór się skończył. – I co teraz, skoro wykorzystałem już swój kupon na spotkanie, i to podwójnie, bo zostaliśmy na kolacji. Na tym koniec? Czy dostanę drugą szansę? Pomyślała o tym i się uśmiechnęła, nadal niepewna, czego od niej chce – randek czy przyjaźni. – Nie przeszkadza ci, że jestem o siedem lat starsza? Jesteśmy przyjaciółmi? – Mam nadzieję, że w tej chwili tak, ale muszę być z tobą szczery, kawa na ławę. Chciałbym kiedyś czegoś więcej. Siedem lat nic nie znaczy. To drobna różnica. – Nie chciał jej przerazić, ale musiał postawić sprawę jasno – nie wystarczało mu, że będzie jego koleżanką, choć zgodziłby się i na to. Niesamowicie go pociągała, odkąd po raz pierwszy zobaczył ją na sali, i nie obchodziło go, ile ma lat. – Nie miałoby dla mnie znaczenia nawet, gdybyś miała dziewięćdziesiątkę. Jesteś najpiękniejszą i najbardziej ekscytującą kobietą, jaką w życiu poznałem. Pochlebiało jej to, ale nie mogła uwierzyć w ten komplement. Była zwykłą kobietą, wdową z trojgiem dzieci, prawniczką. Nigdy nie uważała się za wyjątkową czy szczególną, ale było jej miło, że on ją tak postrzegał. Uśmiechnęła się. – Z całą pewnością zasługujesz na drugi talon na spotkanie, albo nawet kilka. – Lubisz kino? – Uwielbiam. Teatr i balet też, z wyjątkiem opery, i lubię siedzieć w domu. Jestem domatorką. – Ja też. – Miał zadowoloną minę. – Trudno tym zaimponować na gorącej randce. – Może dlatego nie umawiam się na randki. Odwiózł ją do domu o jedenastej. Od szóstej czas minął im nie wiadomo kiedy. Sporo się o sobie dowiedzieli. Pocałował ją lekko w policzek, kiedy żegnał się z nią przed budynkiem, na oczach portiera, i wsiadł z powrotem do taksówki. Kate weszła na górę zadowolona. Spędziła bardzo przyjemne chwile. Może bez tej wytworności i finezji, co przy Barcie czy nawet przy Tomie, ale Scott był inteligentnym, wyjątkowo bystrym mężczyzną z tej samej co ona branży. Mieli wiele wspólnego, czuła się przy nim zupełnie swobodnie i nie musiała niczego ukrywać. To było najważniejsze. Przy nim niczego ani nikogo nie musiała udawać. Mogła być sobą. Wigilijna kolacja u Kate dla całej rodziny z partnerami była jeszcze przyjemniejsza niż pierwsza przed Świętem Dziękczynienia. Ozdobiła mieszkanie, ubrała choinkę i położyła pod nią
prezenty dla wszystkich. Na początek podała przygotowany przez siebie ajerkoniak i szampana. Zaprosiła wszystkich na szóstą. Prezenty otworzyli o siódmej, a o ósmej usiedli do kolacji. Wszyscy byli zachwyceni tym, co dostali, a dzieci zawsze wręczały Kate podarunki, które wiele dla niej znaczyły. Ona bardzo starannie wybierała swoje. Kolację zamówiła w świetnej włoskiej restauracji. Dostarczyli ją na czas i dziewczyny pomogły ją podać do stołu, nawet Claire. Kate, oprócz prezentów dla córki, podarowała jej kilka ubranek dla dziecka i Claire była zachwycona. Maluch miał przyjść na świat za dwa i pół miesiąca i Claire miała już wielki brzuch. Zapowiadało się, że urodzi dużego syna. Była podekscytowana wyjazdem na Saint Bart z Reedem dzień po świętach. Miała to być ich ostatnia podróż, zanim rodzina się powiększy. Jedzenia było mnóstwo, a rozmowy głośne. Reed przyniósł znakomite francuskie wino. Była to prawdziwa wigilijna kolacja z całą ich ósemką przy stole i wszyscy byli w świetnych nastrojach. Aż nagle Anthony oznajmił, że chce coś ogłosić. Wszyscy spojrzeli po sobie i na Alicię, przekonani, że powie, że się zaręczyli. Kilka dni temu miał się odbyć jego planowany ślub z Amandą i wszyscy się zastanawiali, czy jest mu z tego powodu smutno, ale nie wyglądał na przygnębionego. Wydawał się radosny. Kate obawiała się, że trochę za szybko na zaręczyny. Znali się dopiero sześć miesięcy. Ale wszystkich zamurowało, gdy usłyszeli, co ma do powiedzenia. – Poproszono mnie, żebym poprowadził naszą nową filię w New Delhi. To fantastyczna możliwość rozwoju zawodowego. I nadal mógłbym projektować gry. Przenoszą tam wielki oddział projektowania gier i produkcji. W styczniu przeprowadzam się do Indii. – Stał i uśmiechał się do nich promiennie. – I zabieram ze sobą Alicię – dodał. – Właśnie skończyła studia. W Indiach jest wielki przemysł filmowy, uwielbiają egzotyczne kobiety. Mamy już namiary na agenta, Alicia pójdzie tam na parę castingów do filmów fabularnych. – Zdawało się, że eksploduje ze szczęścia, a dla Kate był to cios, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Wyjeżdżał tak daleko. Odczuwała to jako potworną stratę. Margaret spojrzała na nią i od razu się zorientowała. – Jak długo tam będziesz? – Kate siliła się na optymistyczny ton i starała się cieszyć jego szczęściem. Ale jej syn wyjeżdżał do Indii. Już nie będzie go widywać. Wyfruwał z gniazda na dobre. Cieszyła się jego sukcesem, ale była smutna ze względu na siebie, egoistycznie, choć wiedziała, że to złe. – Tylko dwa lata – odpowiedział Anthony. – Przyjedziemy w czerwcu albo w lipcu na trzytygodniowy urlop. A jeżeli do tego czasu się nie pozabijamy, chcielibyśmy wziąć wtedy ślub. Więc szykujcie się na wesele. – Alicia uśmiechnęła się promiennie przy tych słowach. – Chcemy założyć rodzinę, ale dopiero, jak się pobierzemy. – Spojrzał wymownie na młodszą siostrę, żeby po raz kolejny okazać swoją dezaprobatę dla jej postępowania. Nie zapomniał o wartościach, które wpajała mu Kate. – Będziecie mogli wtedy zobaczyć dziecko – powiedziała Claire, uśmiechając się. – W czerwcu będzie miało trzy miesiące. – Czy ona myśli jeszcze o czymkolwiek innym? – Anthony odezwał się szeptem do Tammy. – Robi się taka sama jak Amanda przed ślubem. – To chyba kwestia hormonów. Kobiety w ciąży mają obsesję na punkcie swoich dzieci, choć dla całej reszty to nudne jak flaki z olejem. – Więc to jest ta nasza ważna wiadomość – zakończył Anthony. W styczniu wyprowadzali się do Indii, a w czerwcu lub lipcu pobierali. Kate czuła się nieco lepiej ze świadomością, że wyjeżdża tylko na dwa lata, a nie na zawsze – to jak wyjazd na studia, i że przyjadą za pół roku, żeby wziąć ślub. Ale do stycznia zostało już tylko parę tygodni.
– Myślę, że twoja mama i ja powinnyśmy cię odwiedzić w Indiach – powiedziała Margaret z błyskiem w oku. – Od dawna chciałam tam wrócić, a teraz będę miała doskonały pretekst. – Jak już urodzi się dziecko – wtrąciła Claire. – Chcę, żebyście do tego czasu obie były na miejscu. – Zerknęła na matkę i na babcię, a Anthony przewrócił oczami. – Nie mogę się doczekać, aż urodzisz i odzyskasz mózg – zwrócił się do młodszej siostry, a Reed się roześmiał. Claire właściwie nie wspominała już o pracy. Reed czytał książki na temat wychowania dzieci, a ona nie czytała nic. Zastanawiała się, czy nie pójść w styczniu do szkoły rodzenia, ale nadal nie była przekonana. Była pewna, że poród przeżyje bez niej, na środkach przeciwbólowych. Przecież nie może być aż taki straszny. – Zapraszamy każdego, kto miałby ochotę nas odwiedzić – powiedziała Alicia, wstając. Liczyła na to, że w Indiach będzie mogła rozpocząć karierę aktorską, i miała na to większe szanse niż w Stanach. – Może wy też się wybierzecie? – Kate pochyliła się, proponując Tammy wyjazd do Indii, a jej córka zerknęła na Stacey, która nie wydawała się podekscytowana tym pomysłem. – W przyszłym roku możemy mieć inne plany – odpowiedziała wymijająco Tammy. To, co powiedział Anthony, stało się najważniejszym tematem rozmów przy stole i wszyscy zapewniali, że będą za nimi tęsknić, najbardziej Kate. Posiedzieli u Kate do północy, a potem wszyscy rozeszli się do domów ze swoimi prezentami, ściskając się przy pożegnaniu i życząc sobie wesołych świąt. Niektórzy wybrali się na pasterkę – Alicia, Anthony i Reed. Claire była zbyt zmęczona. Stacey nie chodziła do kościoła, a Tammy została z nią. Margaret zawsze twierdziła, że dla niej to zbyt późna pora, a Kate chciała posprzątać po kolacji. Margaret została dłużej, żeby zamienić z Kate parę słów po wyjściu młodych. – Godzisz się z wyjazdem Anthony’ego? – Martwiła się o nią, jej córka była bardzo mocno związana ze swoimi dziećmi. – A mam wyjście? Jedzie do pracy. – Westchnęła. – Przynajmniej nie na zawsze. Jest bardzo podekscytowany, ona też. To dla nich świetna szansa. Nigdy nie stanęłabym mu na drodze. Wszyscy muszą dorosnąć, ja też. – Nie miała wątpliwości, że Alicia jest dla niego odpowiednią kobietą. Zachęcała go do właściwych rzeczy i wspierała. Nie wysysała z niego energii tak, jak robiła to Amanda. A jeżeli zamierzali się pobrać następnego lata, Kate nie miała nic przeciwko temu i powiedziała o tym synowi, zanim wyszedł. Mieli jej błogosławieństwo. Podziękował jej i mocno uściskał. Był wdzięczny za to, jak wspierała go w okresie wszystkich ważnych zmian w jego życiu w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, nawet wtedy, gdy się z nim nie zgadzała. Po wyjściu matki Kate usiadła sama w salonie. Zgasiła wszystkie światła i wpatrywała się w rozświetloną choinkę, wspominając czasy, gdy dzieci były małe, a ona układała rowerki i wózki dla lalek, żeby czekały na nich w świąteczny poranek, pozostawione przez Mikołaja, który odwiedził dom nocą. To były najlepsze lata jej życia. Ale nie mogła nie patrzeć dalej. W tych pierwszych latach Tom żył i jeszcze ją kochał. A potem były wszystkie kolejne, a teraz tych kilka miesięcy, kiedy wszystkie jej dzieci poderwały się do lotu w strony, które nigdy nie przyszły jej do głowy, wzbijając się wysoko w niebo, coraz dalej od niej. Nie była w stanie dłużej ich chronić ani pilnować. Musiała wierzyć, że mają mocne skrzydła, które zaniosą je tam, dokąd tylko zechcą pofrunąć, i z powrotem. Tego etapu obawiała się od dawna. Aż w końcu nastąpił. Jej dzieci znikły. W ich miejsce pojawiły się kobiety i mężczyźni z pomysłami, z którymi nie zawsze się zgadzała, na przykład Claire. Wszystko było teraz inne, ale dom stał i był mocny. Od tej pory jej dzieci będą pojawiać się i znikać, a ona będzie je wspierać i miała nadzieję, że one będą wspierać
się nawzajem. Fundamenty zostały zbudowane na skale, a jej rodzina była tak silna, jak od zawsze pragnęła. Mogła im dać tylko tyle i aż tyle.
16 Scott zadzwonił do Kate dwa dni po świętach i zaprosił ją na kolację i do kina. Z radością się zgodziła. Wydała mu się milcząca, gdy po nią przyjechał, i miał wrażenie, że jest jakaś odmieniona. Spytał, czy coś się stało. – Właściwie nie. Moje dzieci dorastają. Syn oznajmił w Wigilię, że wyjeżdża do Indii na dwa lata. To dla niego świetna okazja. Ale ja będę za nim tęsknić. Przyjedzie latem na trzy tygodnie i prawdopodobnie weźmie ślub. Jego wyjazd to duża zmiana. Muszę się do niej przyzwyczaić. Trochę mnie zszokowała. W ciągu zeszłych sześciu miesięcy tych szoków przeżyłam sporo, ale ten jest poważny i pozytywny. Ale nawet pozytywne zmiany bywają trudne. Kiwnął głową, próbując sobie wyobrazić, co może czuć matka, która patrzy, jak jej dzieci zaczynają samodzielne życie. Jego rodzice też musieli się tak czuć, gdy wyjechał z Montany. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak musieli to przeżywać. A potem matka zmarła. Dzieciństwo miał szczęśliwe i czasami nadal tęsknił za rodzicami, zwłaszcza teraz, gdy jego ojciec przeprowadził się tak daleko. Nigdy wcześniej nie patrzył na to z ich perspektywy, gdy wyjechał na studia, i potem już nie sprowadził się z powrotem do domu. Musiało być im ciężko. Wtedy myślał o tym tylko ze swojego punktu widzenia. Nie zdawał sobie sprawy, jakiej wspaniałomyślności trzeba, żeby pozwolić dzieciom odfrunąć, skoro tego chciały. – Żadne z twoich dzieci nie założyło jeszcze rodziny? – spytał Scott, a ona pokręciła głową. – Nie. Ale niewiele brakowało. Anthony miał się żenić w tym miesiącu, ale we wrześniu odwołał ślub. Zakochał się w innej dziewczynie. Wyjeżdża z nią do Indii. To głupie, ale wcześniej miałabym co do niej obiekcje. Ale teraz uważam, że jest bardzo miła i odpowiednia dla niego. Wybrałabym niewłaściwą, z całkiem złych powodów. On znalazł dla siebie lepszą i to jest najważniejsze. Zamierzają się pobrać w przyszłe wakacje. – Miała ochotę powiedzieć mu całą resztę, ale doszła do wniosku, że nie jest jeszcze gotowa się tym z nim podzielić. Poszli na film, który ich rozbawił, a potem na kolację. Rozmawiali o tysiącu różnych rzeczy do zamknięcia restauracji, a potem odwiózł ją do domu. Nie chciała zapraszać go na górę, a on tego nie zaproponował. Ciągle się poznawali i dobrze bawili. Kate nie przejmowała się już różnicą wieku, zdawała jej się nieistotna. Scott cztery dni później wybierał się na narty. Zamierzał wyjechać w sylwestrowy poranek. Ona miała zamiar spędzić ten czas w ciepłym domu w piżamie, tak jak przez ostatnie lata. Kiedyś chodziła na przyjęcia sylwestrowe, ale miała wrażenie, że wszyscy za bardzo się starają i nigdy nie było tak przyjemnie, jak się spodziewała. Wolała zostać w domu. Żegnając się z nią przed jej domem, życzył jej szczęśliwego Nowego Roku i powiedział, że zadzwoni do niej z Vermont. Spędziła z nim kolejny miły wieczór, a on tym razem delikatnie pocałował ją w usta, zanim odszedł. To była oszałamiająca obietnica tego, co miało nadejść, jeżeli wszystko się dobrze potoczy. Następnego ranka zadzwoniła do niej Tammy. – Właśnie odebrałyśmy zezwolenie na ślub. – Było słychać, że jest przejęta. – Długo się wahałyśmy z decyzją. Wiele się zmieniło, odkąd Stacey poznała naszą rodzinę, i nie musimy się już ukrywać. Chcemy się pobrać i mieć dziecko, i zamierzamy to zrobić we właściwej kolejności. Nie chcemy wesela ani białych sukien. Mamy pozwolenie. Chcemy się pobrać za dwa dni, trzydziestego. Będziesz moją świadkową? Łzy napłynęły Kate do oczu. Miała zostać świadkiem córki biorącej ślub z kobietą i dowieść, że to, co im powtarzała – że pragnie tylko ich szczęścia – jest prawdą. Takiego właśnie
szczęścia chciała Tammy. – Będę zaszczycona – odpowiedziała ze wzruszeniem. – Mamy być w południe w ratuszu. Jutro idziemy do banku spermy. Stacey wie, jak przeprowadza się inseminację, jest lekarką. To dość proste. Chcemy to zrobić w dniu naszego ślubu. Za pierwszym razem się pewnie nie uda, ale spróbujemy. – Na te techniczne szczegóły Kate nie była gotowa, ale wzruszyła się, że córka się z nią nimi dzieli i że weźmie udział w jej ślubie. Ze sporym zaskoczeniem uświadomiła sobie, że jako pierwsza rodzinę założy córka, która pobierze się z kobietą. Ale były ze sobą od dawna i Kate pokochała Stacey. Była dobrym człowiekiem. – Myślisz, że babcia zostanie drugim świadkiem? – Spytaj ją. Wydaje mi się, że będzie zachwycona. – Zadzwonię do niej – powiedziała Tammy, wyraźnie przejęta. Kate zatelefonowała do kwiaciarni, jak tylko skończyła rozmowę z córką, i zamówiła po bukiecie białych storczyków dla każdej panny młodej. Nie wiedziała, w jakim stroju wystąpią, ale jej zdaniem panna młoda musiała mieć bukiet i chciała, żeby one też go miały. Kwiaciarka spytała, czy jeden będzie rzucany na weselu, wtedy zrobiłaby mniejszy. Było to standardowe pytanie. – Nie, dwie panny młode, dwa bukiety, tej samej wielkości, po jednym dla każdej. – Bliźniaczki? Podwójny ślub? – Nie, pobierają się ze sobą. Moja córka bierze ślub ze swoją partnerką i chcę, żeby kwiaty były piękne. – Oczywiście – zapewniła nerwowo kobieta w słuchawce. – Dostarczymy je do pani trzydziestego o dziewiątej. – Świetnie. Dziękuję. Później zarezerwowała stolik na obiad w La Grenouille, a resztę szczegółów pozostawiła im. Wyciągnęła z szuflady dwie błękitne chusteczki, a ze szkatułki z biżuterią sznur pereł, które podarował jej Tom, gdy urodziła Tammy. Kilka minut później zadzwoniła do niej Margaret. – Podobno pojutrze jesteśmy świadkami. Jestem taka przejęta. – Słychać było, że Margaret naprawdę cieszy się ich szczęściem. Kate też się cieszyła. Nie musiała udawać. I latem na ślubie Anthony’ego także nie będzie do tego zmuszona. Szczerze będzie się cieszyła jego szczęściem. – Przyjadę po ciebie o jedenastej – powiedziała do matki. – W co mam się ubrać? – W coś ładnego. Zarezerwowałam La Grenouille na obiad po uroczystości dla naszej czwórki. – Nie zapraszają Claire i Anthony’ego? – Nie sądzę. Tammy by o tym wspomniała. Wygląda na to, że będziemy tylko we cztery. W dniu ślubu Kate przyjechała po Margaret o jedenastej. Obie miały na sobie futro z norek, Kate pod spodem granatową wełnianą sukienkę, a Margaret szarą garsonkę. Z dziewczynami miały się spotkać w ratuszu. Kate zabrała kwiaty, perły i niebieskie chusteczki. – Powinnyśmy zabrać Claire i Reeda i kazać im się pobrać przy okazji. Może dostalibyśmy zniżkę dla grup – zażartowała Margaret, a Kate się roześmiała. Los bywał czasami bardzo ironiczny. Tammy i Stacey czekały w ratuszowym holu, gdy Margaret i Kate weszły szybkim krokiem z pudłami. Kate otworzyła je i wręczyła każdej z kobiet bukiet. Wyglądały naprawdę pięknie. Tammy miała na sobie białą garsonkę od Chanel i biały płaszcz, a do tego elegancki kapelusik tej samej marki z białą woalką, przesłaniającą jej oczy. Wyglądała zjawiskowo w swoich blond włosach upiętych w kok, a Stacey sprawiała wrażenie tak szczęśliwej, że zdawało
się, że zaraz eksploduje w swoim smokingu od Saint Laurenta, czarnych męskich wizytowych butach z lakierowanej skóry, białej koszuli od Chareva z Paryża i czarnej satynowej muszce. Kate sięgnęła do torebki i wyciągnęła perły. Założyła je Tammy na szyję i zapięła. – Twój ojciec podarował mi je, kiedy się urodziłaś. Są teraz twoje, z okazji ślubu. – W oczach Kate i Tammy zalśniły łzy, gdy na siebie spojrzały. A potem Kate znów zanurzyła dłoń w torebce i wyjęła dwie błękitne koronkowe chusteczki. – Coś pożyczonego, coś niebieskiego, pożyczam je każdej z was. Musicie mi je oddać na szczęście. Margaret stała obok i przyglądała się z uznaniem, i pogłaskała córkę po ręce. – Kiedy robisz, co trzeba, to naprawdę robisz to, jak należy. Jestem z ciebie dumna. – Ja jestem dumna z nas wszystkich. – Do dwunastej brakowało już tylko pięć minut, więc weszły do sali, do której je skierowano. Miały ze sobą dokumenty. Przy wejściu stały dwa wazony z białymi kwiatami. Inna para właśnie wychodziła. Panna młoda miała na sobie białą dopasowaną koronkową suknię i welon. Promienieli ze szczęścia. – Wszystkiego najlepszego – powiedzieli do siebie wszyscy czworo. Kate nigdy nie sądziła, że to będzie taki szczęśliwy dzień, a jednak. Wszystkim wydawało się to takie naturalne, zwłaszcza Tammy i Stacey. Urzędnik wypowiedział bardzo krótką przemowę na temat małżeństwa i upewnił się co do ich nazwisk. Wcześniej podpisały dokument, że je zmienią. Obie miały nosić podwójne nazwisko: Morgan-Adams. Prowadzący ceremonię bez mrugnięcia powieką ogłosił je żoną i żoną. Udzielał już wielu takich ślubów i powiedział Stacey, że może pocałować pannę młodą. Ona oddała swój bukiet Margaret i pocałowała Tammy. A Tammy podała kwiaty matce, żeby mogły nałożyć sobie obrączki. Tammy nosiła wąską diamentową obrączkę, a Stacey szeroką, złotą. Kupiły je dzień wcześniej u Tiffany’ego. Razem zadbały o wszystko. Pojawił się fotograf, żeby zrobić zdjęcie, a Kate scenicznym szeptem powiedziała: – Niech pan zrobi mnóstwo! Wszyscy się roześmiali. To był najszczęśliwszy dzień, jaki Kate była w stanie sobie przypomnieć. O wpół do pierwszej znów stanęły na schodach ratusza, a wcześniej pozowały w lobby do zdjęć. Kate zrobiła też parę swoim telefonem, a ojciec innej panny młodej zrobił im wspólne, całej czwórki, a potem wsiadły do samochodu z kierowcą, który Kate wynajęła, i pojechały na obiad do La Grenouille. W samochodzie dziewczyny oddały Kate niebieskie chusteczki, które miały im przynieść szczęście, i wszystkie cztery weszły do restauracji, uśmiechając się szeroko, eleganckie i promienne. Zjadły wykwintny obiad w ekskluzywnej restauracji, a Kate zamówiła szampana. Wyszły o wpół do czwartej. To był wyjątkowy dzień dla całej czwórki. Tammy podziękowała matce za to, że dzięki niej był idealny. – To dzięki wam obu był idealny – odpowiedziała szczerze wzruszona Kate. Wypożyczony samochód odwiózł je do domu, a ona i Margaret wróciły taksówką, rozmawiając o ślubie. – Nie wiem, dlaczego Claire nie chce się na to zdecydować – powiedziała Margaret. – To było piękne i raczej bezbolesne. I dzięki tobie takie miłe. Jestem z ciebie dumna – dodała z czułością. – Dziękuję. Zaczynasz mówić o Claire to samo, co ja. – Westchnęła. – Ale ona tego nie zrobi. Musimy się z tym pogodzić. – Z takim uporem wzbrania się przed ślubem. To takie dziecinne. – Margaret była zła na wnuczkę. Ta sprawa nie była warta energii, jaką jej poświęcała, ani denerwowania ludzi, którzy
zwracali jej uwagę. – Dziewczyny wyglądały ślicznie, nie sądzisz? – Kate była szczęśliwa. Garsonka i płaszcz Tammy były wspaniałe – klasyczna Chanel. A perły idealnie do niej pasowały. Kate wysadziła matkę przy jej domu, a Margaret odwróciła się i uśmiechnęła do niej. – Dobra robota. Kate odwzajemniła uśmiech i pomachała, odjeżdżając, a gdy weszła do mieszkania, dostała wiadomość od Tammy, która pisała, ile dla niej znaczy to, że była przy niej matka i że dzięki niej uroczystość była taka piękna. Nigdy jej nie zapomną. Napisała też do brata i siostry, żeby poinformować ich, że się pobrała. Oboje natychmiast jej pogratulowali. Tammy zdjęła swój elegancki kapelusz i ostrożnie położyła go na stole, kiedy weszły do mieszkania. Chciała zachować bukiet i nakrycie głowy na zawsze. Bardzo się wzruszyła tym, że matka pomyślała o kwiatach, Stacey też podobał się bukiet. Tammy uważała, że sukienkę i płaszcz jeszcze włoży. Na nogach miała białe satynowe szpilki Manolo Blahnika z klamerkami z kryształem górskim, które kupiły dzień wcześniej, gdy poszły do Tifanny’ego po obrączki. Wszystko załatwiły w ciągu jednego dnia, kiedy już zdecydowały się na ślub, a Kate upiększyła ceremonię drobiazgami, dzięki którym stała się jeszcze bardziej wyjątkowa. – To było magiczne, prawda? – powiedziała Tammy, siadając na kanapie, ciągle w sukience ślubnej, ale już bez płaszcza. – Nigdy nie myślałam, że ślub cywilny może być taki miły. A obiad był znakomity. – Stacey usiadła obok Tammy z miną przepełnioną wdzięcznością i niedowierzaniem. – Nie sądziłam, że dotrzemy do tego miejsca, a ty? Ślub podczas skromnej, miłej ceremonii. Twoja mama i babcia jako nasze świadkowe. Ciągle mam wrażenie, że śnię. – Wyglądała na szczęśliwą i spokojną. – Ja wiedziałam, że to się wydarzy, nie wiedziałam tylko, kiedy ani jak. – Tammy uśmiechnęła się do niej. Teraz musiały zrobić resztę, która była powodem zawarcia związku małżeńskiego. Dawcę spermy wybierały starannie od trzech miesięcy, ale obie chciały wziąć najpierw ślub. Ten, którego wybrały, oddał spermę wczoraj, dla nich. Był Amerykaninem szwedzkiego pochodzenia, z niebieskimi oczami i silnymi męskimi cechami, miał metr dziewięćdziesiąt i studiował medycynę na Uniwersytecie Nowojorskim. Był zaskakująco podobny do Tammy i mógłby uchodzić za jej brata, ale był przy tym nieco podobny do Stacey. Oboje byli wysocy i atletyczni, a Stacey miała blond włosy, zanim osiwiała w wielu dwudziestu pięciu lat. Fiolka czekała na nie w lodówce, bo zdążyły ją już odebrać z banku spermy, i Stacey została poinstruowana, jak się z nią obejść. Lekarz nie był do tego potrzebny, ale dobrze się składało, że ona nim była. Nie popełnią błędu, a Tammy miała największe zaufanie do Stacey. W ten sposób ostatecznie przypieczętowywały przysięgę i ich więź w tym wyjątkowym dniu. – Lepiej się przebierz – poradziła jej łagodnie Stacey. – Nie będziemy tego robić w sukience Chanel. Tammy się roześmiała. Wróciła po kilku minutach w szlafroku narzuconym na gołe ciało. Stacey jeszcze raz przeczytała wskazówki. Dostały trzy bezigłowe strzykawki, na wypadek gdyby pojawił się z którąś problem. Procedura była zupełnie bezbolesna i wymagała jedynie skierowania spermy w górę za pomocą wprowadzonej do środka strzykawki, tak jak w czasie normalnego seksu. Jedyna różnica polegała na tym, że sperma wydostawała się ze strzykawki, a nie z penisa, ale proces był prosty i podobny. Proces nie wymagał zastrzyków ani leków hormonalnych. Tammy miała dopiero trzydzieści dwa lata i nie przejawiała problemów z płodnością. Potrzebowały jedynie spermy. – Zdejmę smoking i zaraz wracam – powiedziała Stacey. Wróciła po pięciu minutach,
również w szlafroku. Tammy spojrzała na nią i obu w jednej chwili zaświtała w głowie taka sama myśl. Odkąd mieszkały razem, miały jednakowy cykl i dla niej też był to odpowiedni moment. Obie w tym właśnie czasie przechodziły jajeczkowanie. Tammy sprawdziła to rano. To dlatego chciały się pobrać akurat tego dnia, żeby Tammy mogła zajść w ciążę w dniu ich ślubu, jeżeli uda im się za pierwszym razem. Wiedziały, że może się okazać, że będą musiały próbować przez sześć czy osiem miesięcy, a nawet rok, żeby zaszła w ciążę. To była po prostu pierwsza próba, ale jeżeli miałaby się powieść, Tammy byłaby zachwycona tym, że dziecko poczęło się w dniu ich ślubu. I w końcu czuła się gotowa na ciążę, po wielu miesiącach zastanawiania się nad tym. – Może spróbujemy obie? – Tammy wypowiedziała na głos to, o czym pomyślała również Stacey. – A to nie będzie dziwne? Chcę mieć pewność, że wystarczy dla ciebie spermy – odpowiedziała Stacey, ale zdążyła zauważyć, że mają jej więcej, niż będą potrzebowały, a nawet o wiele więcej, na wypadek gdyby część im się rozlała. – Nie ma sensu robić tego niedokładnie, jeżeli chcemy, żeby się udało. Moje jajeczka są o dziewięć lat starsze od twoich. O wiele większe szanse mamy, jeżeli to ty zajdziesz w ciążę. – Wiedziały to już od jakiegoś czasu. – Masz dopiero czterdzieści jeden lat. Mnóstwo kobiet w twoim wieku zachodzi w ciążę. – Wiem. Widzę skutki w pracy. Połowa dzieci, które leczę, ma matki po czterdziestce. Niektóre muszą się starać o to metodą in vitro albo za pomocą hormonów. Nie wiem, czy nie jestem już za stara. – Ale miesiączki miała równie regularne jak Tammy. – Spróbujmy. Może dzięki temu przynajmniej jedna z nas zajdzie w ciążę. I może będziesz to ty. – Nie planowały tego, a Stacey uważała, że Tammy lepiej się w tym odnajdzie. Nie wyobrażała sobie siebie karmiącej piersią za dziewięć miesięcy. Ale nagle spodobał jej się pomysł, żeby w dniu ślubu zrobiły to obie. – To co mam zrobić? – spytała Tammy. – Powiem ci jak. Pewnie poradziłabym sobie sama. Większość kobiet sobie radzi, nie mają lekarza do pomocy. To bardzo prosty proces. Napełniasz strzykawkę zawartością fiolki i wstrzykujesz ją tam. Stacey przyniosła fiolkę do sypialni, a Tammy położyła na łóżku dwa duże kąpielowe ręczniki. Położyły się obok siebie i rozchyliły szlafroki. Stacey ostrożnie napełniła dwie strzykawki do końca i jeszcze trochę im zostało. Wprowadziła jedną do wnętrza Tammy, wcisnęła tłok i poleciła Tammy leżeć chwilę z uniesioną miednicą. Potem drugą zaaplikowała sobie, a Tammy się przyglądała. Później nabrała resztkę do obu strzykawek po trochu i dopełniła dawkę na wszelki wypadek. Wszystko trwało zaledwie kilka minut. Stacey wsunęła dwie poduszki pod biodra Tammy i kazała jej leżeć nieruchomo, ona też zrobiła to samo. – To pewnie bzdura, ale podobno pomaga w poczęciu. Kieruje spermę w odpowiednią stronę. Nie wiem, czy to prawda, ale dlaczego nie spróbować? Poleżmy tak przez godzinę dla pewności. Z pupami na poduszkach leżały obok siebie i rozmawiały z przejęciem. – A jeżeli obie urodzimy bliźniaki? – spytała Tammy. – Wtedy natychmiast się z tobą rozwodzę i zostajesz ze wszystkim sama, dziecko. – Ona też się roześmiała. – Potrzebowałam czterdziestu jeden lat, żeby zdecydować się na jedno. Do dwójki nie jestem przekonana, ale jeżeli spotka nas podwójne szczęście, jakoś sobie poradzę z myślą, że to boża wola. Ale czwórka? Wypisuję się z interesu. Wiem, co nas czeka. Widzę te małe potwory codziennie. Nie wyśpimy się porządnie przez najbliższych dziesięć lat. – Przynajmniej będziemy mieć domowego lekarza. Nie będziemy musiały jeździć do szpitala z każdą głupotą. Kiedy będzie wiadomo, czy nam się udało?
– Za dwa tygodnie i parę dni, bliżej trzech. Możemy zrobić test w domu, a potem potwierdzić badaniem krwi. – To takie ekscytujące, prawda? Mam nadzieję, że obie zajdziemy w ciążę. – Ja chyba też – powiedziała Stacey poważnym tonem, a gdy na siebie spojrzały, rozpłakały się. Nie były w stanie opanować emocji. Leżały obok siebie i przez chwilę trzymały się za ręce, a potem Stacey pochyliła się i pocałowała Tammy. – To najlepszy dzień mojego życia, Tammy. Tylko dzięki tobie, nawet jeżeli tym razem nam się nie uda. – Dla mnie to również najpiękniejszy dzień. W tych słowach zawierało się wszystko. Leżały później obok siebie, trzymając się za ręce, i myślały, co będzie dalej.
17 Kate obudziła się w sylwestrowy ranek i poszła zaparzyć sobie kawę, nadal rozmyślając o wczorajszym ślubie. Stała w kuchni i myślała o dziewczynach i o tym, jakie były szczęśliwe. To był naprawdę idealny dzień. Jej telefon zadzwonił, gdy była pogrążona w rozmyślaniach, i przestraszyła się, widząc, że to Scott. Ciągle był kimś tak nowym w jej życiu, że telefony od niego były dla niej zawsze niespodzianką. – Cześć. Gdzie jesteś? W Vermont? – Nie – odpowiedział, wyraźnie rozczarowany. – W Nowej Anglii jest straszna burza. Drogi są zamknięte. Musieliśmy odwołać wyjazd. Wiem, że to bardzo niegrzeczne i na ostatnią chwilę, ale pomyślałem, że zadzwonię do ciebie i spytam, jakie masz plany na dzisiejszy wieczór. Roześmiała się, słysząc to pytanie. – Łóżko, piżama i film w telewizji. – Bez szampana i popcornu? – Zapomniałam o nich. W jednej chwili humor mu się poprawił. – A jeżeli przyniosę popcorn i szampana, i może pizzę, mogę wpaść na twoją imprezę? Czy portier mnie nie wpuści? – Hmm… chwileczkę… Muszę się zastanowić. Jaka pizza? – Jaką tylko sobie zażyczysz. – Oj, trudno się oprzeć. – Podobała jej się myśl spędzenia z nim sylwestra. Naprawdę lubiła jego towarzystwo, choć jak na razie mieli za sobą tylko dwie randki i jeden pocałunek. Ale ten pocałunek był wyborny, a randki bardzo miłe. – W porządku, przynieś pizzę. Może połowę z grzybami, połowę margherity? – Albo jedną taką, drugą taką. To ważna noc. – Dobrze, więc przynieś pizzę i popcorn. Ja chyba mam gdzieś butelkę szampana. Porozmawiam z ochroną i powiem, żeby cię wpuszczono. – Świetnie! – powiedział, nagle zadowolony, że nie pojechał do Vermont. Wolał spędzić ten wieczór z nią. – A tak w ogóle, jesteś jakaś radosna. Coś się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania? – Moja najstarsza córka, Tammy, wzięła wczoraj ślub. Miała naprawdę piękną uroczystość w ratuszu, a potem zjedliśmy obiad w La Grenouille. – To było w planach? – Był zaskoczony. Kate nie wspomniała o tym, kiedy się widzieli. – Nie, to była niespodzianka. Ale całkiem miła. Moja matka i ja byłyśmy świadkami. Wszystko wypadło bardzo ładnie. – Lubisz pana młodego? – Bardzo. Wszystko ci opowiem wieczorem, jak się zobaczymy. – Nie chciała mu mówić przez telefon. Bartowi nie powiedziałaby wcale. Ale teraz się tego nie wstydziła. Była bardzo dumna i chciała opowiedzieć o tym Scottowi. Zastanawiała się, do jakiego stopnia jest otwarty, i niedługo miała się o tym przekonać. – Do zobaczenia. Naprawdę masz zamiar być w piżamie? – Miałam zamiar. – Cieszyła się z nowych planów. – To niczego nie zmieniaj ze względu na mnie. O której zaczyna się impreza? – Jak przyjedziesz. – Wpół do ósmej? Możemy zjeść wcześnie kolację i zacząć oglądać filmy. Przed północą
machniemy dwa. – Świetnie. – Uśmiechała się i nuciła pod nosem, wstawiając do zlewu kubek po kawie, a potem poszła wybrać jakiś strój na wieczór. Nieco ładniejszy niż zwykła piżama. Od wieków nie miała randki w sylwestra. W ciągu sześciu lat tylko raz spędziła go z Bartem. On zawsze gościł u kogoś na Bahamach albo pływał z przyjacielem po Karaibach, albo jeździł w Aspen na nartach z którymś ze swoich dzieci. Nigdy nie spędzali ze sobą ważniejszych świąt. Cieszyła się, że tego wieczoru będzie przy niej Scott. To był zupełnie niespodziewany prezent. Znalazła nowiutką elegancką piżamę na po domu, która wydała jej się odpowiednia, upewniła się, że ma szampana, wzięła dwie butelki i wsadziła je do lodówki. Zamierzała zrobić sałatkę. Scott miał przynieść resztę. Zadzwonił do drzwi punktualnie o wpół do ósmej. Kate uprzedziła wcześniej portiera, żeby go wpuścił. Przyniósł dwie torby z zakupami i dwa kartony z pizzą i pocałował ją w usta, zanim zaczął rozpakowywać pakunki. Wyjął małą puszkę kawioru w lodzie, z kwaśną śmietaną, cytryną i siekanym jajkiem. Przyniósł popcorn, a Kate włożyła pizzę do piekarnika, żeby nie wystygła. Wcześniej przygotowała sałatkę, a on przyniósł świetlne naszyjniki, bransoletki i kieliszki z wyklejonym cekinami rokiem, a na końcu wyciągnął piżamę w serduszka. Zachwycił się jej piżamą, jak tylko ją zobaczył. Była bardzo elegancka w porównaniu z jego nocnym strojem. – Gdzie mogę się przebrać? – spytał, a ona go wyśmiała, zachwycona wszystkim, co przyniósł. Pizza, kawior, popcorn i szampan wydawały się idealne. Scott zrobił wyraźne postępy. Skierowała go do łazienki dla gości i wrócił po dwóch minutach w piżamie w serca. Wyglądał trochę seksownie, a trochę jak klaun. Przyniósł pantofle obszyte futerkiem i je włożył. – To najlepsza sylwestrowa randka w moim życiu, i w najlepszym stroju. – Mówiła szczerze. – Dziękuję za kawior. – Wyłożyła go na półmisek z małymi łyżeczkami z masy perłowej, którymi należało się posłużyć. – Ale fajnie! Zjedli pizzę, dopóki była ciepła, z sałatką, którą przygotowała, i razem zjedli kawior. On stwierdził, że woli się napić czerwonego wina zamiast szampana. Z szampanem postanowili poczekać do północy. Ucztowali przy jej kuchennym stole. – To opowiedz mi o tym ślubie. Za kogo wyszła? Dała się ponieść impulsowi? – Chciał się dowiedzieć czegoś więcej o jej dzieciach. A Kate chciała mu o nich opowiedzieć. – Tak. Pamiętasz, jak ci powiedziałam, że nasza rodzina przeszła wiele zmian w ciągu ostatnich kilku miesięcy? Więc to właśnie jedna z nich. Tak naprawdę wszystko zaczęło się w lipcu. To było naprawdę pięć nerwowych miesięcy. Tytułem wstępu zacytuję powiedzenie, że pycha kroczy przed upadkiem. Zawsze byłam bardzo dumna z moich dzieci. Świetne stopnie. Świetne szkoły. Doskonałe studia. Bez najmniejszych problemów. Żadnych problemów z alkoholem, narkotykami, świetna praca i kariera, mili koledzy. Nie można sobie wymarzyć lepszych dzieci. Zawsze powtarzałam, że są idealne. Aż… tego lata dostałam cios między oczy. Moja najmłodsza córka zaczęła się spotykać z klientem kancelarii prawnej, w której pracuje, co mnie wydawało się złym pomysłem, i ty na pewno jesteś tego samego zdania. Kiwnął głową. – To wbrew zasadom w naszej kancelarii – odpowiedział. – W mojej też. I w jej. – To jakiś dupek? – Nie, sprawia wrażenie całkiem fajnego faceta, w tej chwili jest milszy niż moja córka. Dwa miesiące później oznajmiła mi, że jest w ciąży i nie ma zamiaru wychodzić za mąż. On chce wziąć z nią ślub, ona nie. Twierdzi, że to nikomu niepotrzebny przeżytek. Brat i siostra są na nią wściekli, ja też. Ojcem jest Reed Bailey, tak w ogóle.
Scott otworzył szeroko oczy, wyraźnie zaskoczony. – W każdym razie ona nie chce wyjść za mąż, jest obrażona i prawie się do mnie nie odzywa, i w tej chwili mnie nienawidzi. – A, więc to ona jest tą jedną z trojga. – Uśmiechnął się do Kate. – Zgadza się. Mój syn był zaręczony i miał się żenić w tym miesiącu z bardzo sympatyczną dziewczyną. Ze znanej w kręgach towarzyskich rodziny. Debiutantka, o ile to ma jakieś znaczenie. Mili rodzice. Niedorzecznie wymyślne wesele, które miało kosztować fortunę. Dziewczyna z tych, o jakich marzą rodzice chłopaków dla swoich synów. Przyznaję, że całym sercem za nią byłam, choć teraz wiem, że nie jest zbyt inteligentna, za to bardzo nudna. A jednak odpowiednia. Mój syn w tym czasie zakochał się w portorykańsko-chińskiej modelce prezentującej bieliznę vel aktorce z hiszpańskiego Harlemu, którą poznał na siłowni, i we wrześniu odwołał ślub. Z tym łatwiej mi się pogodzić niż z nieślubnym dzieckiem. A kiedy od tego wszystkiego pękała mi głowa, moja starsza córka, dyrektorka w Chanel i naprawdę cudowna osoba, powiedziała mi, że jest lesbijką i żyje z kobietą od siedmiu lat, a ja ani przez minutę tego nie podejrzewałam. Byłam bezradna. Więc najpierw zaczęłam się zastanawiać, co się nagle stało z moimi dziećmi, a potem, co ze mnie za matka, skoro odstawiają takie numery, a ja nie mam pojęcia, co się dzieje. Moja najmłodsza córka nie ma żadnych zasad moralnych, a najstarsza jest lesbijką, a ja nic o tym nie wiem. Patrzył na nią ze współczuciem, gdy opowiadała mu to wszystko przy pizzy. Poczuła ulgę, gdy mu powiedziała. – Nie wiem, na kogo byłam bardziej wściekła, na nie czy na siebie samą. – Nie bądź dla siebie taka surowa. Takie historie się zdarzają. – Ale z całą trójką? Jednocześnie? – Chyba miałaś ciężkie lato. – To prawda. Ale w pewnych kwestiach zmieniłam zdanie. Choć to zabrzmi niedorzecznie, myślę, że mój syn postąpił właściwie. Poznałam tę nową dziewczynę, pasuje do niego idealnie, jest miła, bystra i właśnie skończyła studia w Hunter College, w wieku trzydziestu lat. Jego przenoszą do New Delhi za trzy tygodnie, a ona jedzie z nim i z moim błogosławieństwem, chce próbować sił w aktorstwie. Jest ambitna i ciężko pracuje. Chcą się pobrać latem, jak ci już wcześniej wspomniałam. I tyle zostało po debiutantce. Chyba jednak jest tak tępa, jak mówiły moje dzieci. Mój syn będzie miał piękne dzieci z tą nową dziewczyną, ale najważniejsze, że naprawdę do niego pasuje. Okłamywał ją, nie powiedział, że jest zaręczony, kiedy zaczęli się spotykać. Lawirował pomiędzy nimi dwiema, usiłując się zdecydować, aż w końcu Portorykanka się dowiedziała i podbiła mu oko. Jestem przeciwko przemocy, ale jej się nie dziwię. Cieszę się, że moja starsza córka w końcu zebrała się na odwagę, żeby wyznać mi prawdę. Myślałam, że tak ciężko pracuje, że nie ma czasu na randki. Jej partnerka jest wyjątkową kobietą, ukończyła Harvard z wyróżnieniem, jest pediatrą, pracuje dla Lekarzy bez Granic i jest naprawdę cudownym człowiekiem. Tammy ukrywała ją przez siedem lat. Poznałam ją i pokochałam. Pobrały się wczoraj w ratuszu i chcą mieć dziecko. Byłam świadkiem na ślubie, a moja matka drugim. Na ślub zdecydowały się trzy dni temu, więc w tym kontekście była to niespodzianka, ale niezupełnie. Na pewno nie taka jak ta, że Tammy jest homoseksualna. One też mają moje błogosławieństwo. Najmłodsza, Claire, jest u mnie na razie na czarnej liście. Nie pochwalam nieślubnych dzieci, jeżeli nie ma ku temu powodu, i nie uważam, żeby małżeństwo było nieważnym przeżytkiem. Głęboko w nie wierzę. Więc takie miałam lato. Dzieci dały mi popalić. Ale dwoje jest przynajmniej w tej chwili w dobrej sytuacji. Nie tego dla nich chciałam, ale ich wybory są dla nich najlepsze i ja je szanuję. Najmłodszej należałoby skopać tyłek i gdyby żył jej ojciec, wściekłby się. Tak to wygląda.
Scott przyglądał jej się z niedowierzaniem, kiedy opowiadała mu o tym, co przeżyła w ciągu pięciu ostatnich miesięcy. – Powtarzam to, co powiedziałem ci, kiedy widzieliśmy się ostatnio. Jesteś niesamowitą kobietą. Każda z tych sytuacji rozłożyłaby mnie na łopatki. Właśnie dlatego nigdy nie chciałem mieć dzieci. To by mnie zabiło. Nie wiem, jak ty sobie z tym wszystkim poradziłaś, z całą trójką naraz. Kate, jesteś święta. – Nie, nie jestem – zaprzeczyła gorliwie. – Jestem beznadziejną matką. Moja córka nie ma żadnych zasad, syn żeni się z modelką od bielizny, a nie z debiutantką, a ja nie miałam pojęcia, że moja druga córka jest lesbijką, o czym wiedziała od piętnastego roku życia i nigdy mi nie powiedziała, a ja się nie zorientowałam. Co ze mnie za matka? – Normalna, która żongluje pięcioma milionami piłek i ma troje nadpobudliwych dzieci. Ale nie możesz wszystkiego robić za nie. Zgadzam się z tobą. Najmłodszej należałoby skopać tyłek, nie za to, że jest w ciąży, ale za to, że uprzykrza ci życie, a na to nie zasługujesz. – Pochylił się nad stołem i pocałował ją mocno w usta. – Czapki z głów. Moim zdaniem jesteś matką stulecia. Ja chyba kupiłbym pistolet i je wszystkie pozabijał. Mają wielkie szczęście, że trafiły na matkę taką jak ty. Nie tylko przeżyłaś te wszystkie ich wyskoki, ale też byłaś dość otwarta, żeby poznać ich kochanków, chłopaków, dziewczyny i partnerki, sprawdzić ich, wyrazić swoje zdanie, a czasami zachować je dla siebie, kiedy było trzeba. Wielu ludzi by się na to nie zdobyło. Okazujesz swoim dzieciom więcej szacunku, niżby należało, dobrze by było, żeby one zachowywały się tak samo wobec ciebie. Zabawne, ale miałem cię dziś spytać, czy twoje dzieci miałyby ci za złe, że się ze mną spotykasz, albo miałyby zastrzeżenia do różnicy wieku między nami, która tobie chyba nie przeszkadza, a mnie wcale. Ale po tym wszystkim, co usłyszałem, guzik mnie obchodzi ich opinia. Potrzebujesz odetchnąć, a jeżeli będą ci robić z mojego powodu jakieś wyrzuty, mogą kierować je od razu do mnie, a ciebie niech zostawią w spokoju. Słowem nie powinny skrytykować tego, co robisz, po tym wszystkim, co przeszłaś przez ostatnich pięć miesięcy. Kate, jesteś najbardziej niesamowitą kobietą, jaką w życiu poznałem. Jesteś fantastyczna i mam nadzieję, że twoje dzieci też to wiedzą. A jeżeli nie, nie zasługują na ciebie. – Jak to możliwe, że tak mi się poszczęściło? Wzięliśmy tę beznadziejną sprawę przeciwko temu dupkowi, którego reprezentowałeś i też nienawidziłeś, i nagle spędzam sylwestra z facetem w piżamie w serduszka, który przynosi mi kawior, pizzę, neonową biżuterię i uważa, że jestem wspaniała. Mam nadzieję, że na ciebie zasługuję. To nie wszystko. Opatrzyłeś mi kolana, kiedy się przewróciłam. – Chyba oboje mamy szczęście. – Uśmiechnął się do niej. – Dokończ pizzę, żebyśmy mogli obejrzeć film. A gdzie znajdę miskę, żeby zrobić popcorn? Za chwilę rozpoczyna się seans. Pokazała mu szafkę z prawej strony z garnkami i miskami, sprzątnęła stół i nalała mu kolejny kieliszek wina. Parę minut później kukurydza była gotowa. Wsypała ją do salaterki, polała roztopionym masłem, wzięła papierowe serwetki i butelkę czerwonego wina i pokierowała go do sypialni, w której mieli oglądać film. – A gdzie, tak właściwie, są twoje dzieci? Wpadają do ciebie niezapowiedziane? – Nie chciał sprawiać jej kłopotów ani jej zawstydzić. – Nigdy – odpowiedziała. – Zawsze wcześniej dzwonią, a przychodzą tylko, gdy je zaproszę. Wszyscy chyba świętują w gronie przyjaciół. Anthony przygotowuje się do wyjazdu do Indii, Claire pewnie wpatruje się w swój brzuch, a Reed Bailey ją obskakuje. A świeżo upieczone żony starają się u siebie w mieszkaniu o dziecko przy pomocy dawcy spermy. – Należą ci się wakacje. Albo rok wolnego, czy coś takiego. I w tym wszystkim świetnie ci idzie w kancelarii i zawsze masz głowę na karku. Ja na twoim miejscu wylądowałbym w
wariatkowie. – Zastanawiałam się, czy tam nie skończę, albo jako alkoholiczka. – Pieprzyć to. Dzisiaj się bawimy. – Wrócił, żeby wziąć neonową biżuterię, i założył jej na szyję, a sam włożył sobie na nos świecące okulary bez szkieł. Zgasili światło i przyciągnął ją do siebie, kładąc się obok niej, a ona się uśmiechnęła. Nigdy nie spędziła takiej nocy z Bartem Mackenziem ani z żadnym innym mężczyzną. – Dzięki Bogu, że ten głupek, z którym byłaś, uznał, że minął wam termin ważności, bo inaczej pewnie nigdy byś się ze mną nie umówiła. – Raczej nie. – Uśmiechnęła się. – Chyba powinienem napisać do niego z podziękowaniem. – Po prostu nie głosuj na niego, gdyby kiedyś starował na prezydenta. – Też polityk? – Senator, z Massachusetts. – Nie wydaję ci się nudny? Jestem zwykłym prawnikiem z kancelarii. – Wyglądał na zaniepokojonego. – Ja też. Nie jestem gwiazdą filmową. Jestem zwykłą prawniczką i bardzo przeciętną matką. – Brednie. – Znów ją pocałował i tym razem ostrożnie wsunął dłoń pod jedwabną górę jej piżamy i odnalazł jej piersi, a ona jęknęła cicho. Jego dotyk był delikatny, subtelny, a potem wsunął dłoń do jej spodni, a ona obróciła się do niego i zrobiła to samo. Nie wybrali jeszcze filmu i zupełnie o nim zapomnieli, gdy zaczęli odkrywać swoje ciała. Spojrzał na nią pytająco, a ona kiwnęła głową. W kieszeni spodni miał to, czego potrzebowali, i minutę później leżeli nadzy, on podziwiał jej ciało, a ona nie mogła się nim nasycić. Płonął z pożądania, a ona pragnęła go rozpaczliwie. Był najlepszym kochankiem i eksplodowali jednocześnie z taką siłą, że Kate ledwie mogła oddychać. Przywarła do niego i kochali się jeszcze przez kilka minut, bo było im tak przyjemnie, że nie chcieli kończyć. – O mój Boże, Kate… Skąd ty się wzięłaś? Kochanka roku… matka roku… Dlaczego nie trafiłem na ciebie wcześniej? I dlaczego czekaliśmy z tym na zakończenie tej durnej sprawy? – Bo mamy zasady i jesteśmy uczciwi – odpowiedziała zdyszana. – Pieprzyć to, chcę ciebie… Mam nadzieję, że się mną nie znudzisz, bo teraz, jak już cię znalazłem, nigdy nie pozwolę ci odejść. Na razie nie chcę poznawać twoich dzieci, chcę cię mieć tylko dla siebie. – Ona też tego chciała. Teraz nadeszła jej pora. Zasłużyła sobie na to, żeby żyć swoim życiem, a nie tylko zamartwiać się nieustannie dziećmi. – Ale powinieneś poznać moją matkę – powiedziała, wtulając się w niego naga, a on podziwiał jej smukłe, zgrabne ciało, nietknięte jeszcze wiekiem. – Jest fantastyczna. – Nie, to ty jesteś fantastyczna. – Podniósł z łóżka pilot i przejrzał listę filmów, z których wybrali jeden. Oglądając, jedli popcorn, aż w połowie filmu poczuł, że znowu jej pragnie. Nie mógł zapanować nad dłońmi i nad swoim ciałem. Mieli wrażenie, że są pod wpływem przyciągania magnetycznego. Teraz, kiedy się odnaleźli, nie mogli się sobą nasycić. Zatrzymywali film dwa razy, żeby się kochać, a kiedy spojrzeli na zegarek na jej nocnej szafce, dochodziła dwunasta. Przełączyli program, żeby oglądać kulę na Times Square. – To coś znaczy, Kate. Rozpoczynamy wspólnie rok. Niech będzie dobry dla nas. – Czuł, że powinna pomyśleć o sobie, a nie tylko ciągle poświęcać się dla innych. Podejrzewał, że jej dzieci zostały rozpieszczone do granic, materialnie, a przede wszystkim emocjonalnie, całym czasem, energią, myślami i miłością, jakie im podarowała, i miał wrażenie, że one tego dostatecznie nie odwzajemniały, jak to dzieci. Chciał jej to teraz wynagrodzić, pozwolić jej przelać część miłości na niego. On też jej potrzebował. Wiele lat
czekał, żeby trafić na odpowiednią kobietę, aż w końcu mu się to udało. – To będzie dla nas wyjątkowy rok. Twoja córka urodzi dziecko, możliwe, że druga też, a twój syn zabierze swoją seksbombę do New Delhi i będzie miał ekscytującą pracę. My dzięki temu będziemy mieć dla siebie więcej czasu. Oboje byli zachwyceni tą myślą. On szybko wszystko zrozumiał. A ona była na niego gotowa. Czekała na niego, nawet o tym nie wiedząc. – Gdybym się wtedy nie poślizgnęła, nigdy bym cię nie poznała i nie przekonała się, jaki jesteś dobry. Ale na sali jesteś wredny. – Uśmiechnęła się promiennie. – Ty też – odpowiedział. – Dziękuję – rzuciła lakonicznie. – Wiesz, co sobie właśnie uświadomiłem? – spytał z taką miną, jakby doznał olśnienia. – Co? Że zjedliśmy cały popcorn? – Nie, że nie kochałem się z tobą od zeszłego roku. – Był nowy rok i Kate się roześmiała, ale minutę później znów brakowało jej tchu i go pragnęła, a on znalazł się w niej. Kochali się tej nocy bez przerwy, próbując nadrobić stracony czas i te lata, kiedy siebie nie mieli. Zasnęli o wschodzie słońca. Rodził się nowy dzień, nowy rok i nowe życie dla nich obojga.
18 W pierwszy dzień roku Scott i Kate obudzili się w południe. On zbudził się wcześniej i leżał przy niej uśmiechnięty, przyglądając się jej, jak śpi. Nie wiedział, czym sobie na to zasłużył, ale w końcu znalazł kobietę, jakiej zawsze pragnął, choć sądził, że taka nie istnieje. Normalna, dobra, ciepła, kochająca, uczciwa. Dostrzegał w niej wszystkie te cechy oraz to, że była utalentowana i inteligentna. Była piękna, wewnątrz i na zewnątrz. Nie mógł się doczekać, żeby jeszcze lepiej ją poznać. Poszedł zaparzyć kawę i obejrzał oprawione w ramki fotografie rozstawione w mieszkaniu. Na wszystkich były jej dzieci, na niektórych z nią. Wszystkie były urodziwe, ale ostatnimi czasy dawały jej popalić i uważał, że to powinno się skończyć. Byli w takim wieku, że powinni robić więcej dla niej, a nie tylko oczekiwać, że ona będzie się poświęcać dla nich. Miał już cały obraz sytuacji. Wydawało mu się, że polubi jej dzieci, o ile są choć trochę podobne do niej, ale nie chciał, żeby ją raniły. Była silną kobietą, ale widział, że jest też bezbronna i krucha, a one pewnie nie zdawały sobie z tego sprawy. Uważały ją za siłaczkę, na którą zawsze mogą liczyć, była dla nich jak siatka asekuracyjna, która zawsze uchroni je przed bolesnym upadkiem. I zawsze tak było. A teraz on chciał się stać oparciem dla niej. Samo przebywanie z nią sprawiało, że czuł się jak prawdziwy mężczyzna, chciał się nią opiekować, o ile tylko mu na to pozwoli. – Dzień dobry – powiedziała od progu zmysłowym tonem. Jasne włosy opadały jej przez ramię i zasłaniały jedną pierś, ale drugą widział. Stał w jej salonie, nagi, ale czuli się ze sobą zupełnie swobodnie. Jakby byli razem od zawsze, a nie od zeszłego wieczoru. Kiedy jedli śniadanie, wszystkie dzieci przysłały jej wiadomości z życzeniami szczęśliwego Nowego Roku. Scott się ucieszył. Jednak nie były zupełnie pozbawione uczuć i szacunku wobec niej. Po prostu przywykły do tego, że wszystko, co miała, dawała im na tacy. Do tej pory dawała im całą siebie. Po śniadaniu zadzwoniła do matki, a Scott był pod wrażeniem tego, jak blisko są ze sobą. Margaret powiedziała, że jest umówiona z młodą parą na obiad, i zaprosiła Kate, ale Kate wyjaśniła, że z kimś się umówiła, czym zaskoczyła matkę. Od dawna nie spotykała się z przyjaciółmi, liczyła się dla niej tylko rodzina. Praca i dzieci nie zostawiały jej czasu na nic innego. Ale teraz miała zamiar ten czas znaleźć, dla Scotta. Było to jedyne postanowienie, jakie powzięła zeszłego wieczoru. Dobre postanowienie. Wyjrzeli przez okno i zobaczyli, że prószy śnieg, i postanowili się wybrać na spacer. Wzięli wspólny prysznic i niechętnie się ubrali. Niezbyt ochoczo opuszczali swoje gniazdko, ale chcieli zażyć ruchu i świeżego powietrza, więc poszli na długi spacer po śniegu, a potem wrócili do domu, rozebrali się i znów wylądowali w łóżku. To tutaj się wszystko zaczęło i nie mieli ochoty jeszcze go opuszczać. Zasnęli objęci po południu, później przygotowali kolację i wrócili do łóżka. Cały weekend spędzili w domu, a Scott z wielką niechęcią zostawił ją i pojechał do swojego mieszkania, ale przed północą był z powrotem u niej. – Rzuciłaś na mnie urok – zażartował. – Kiedy oddalam się od ciebie na trzy metry, jestem nieszczęśliwy. Może będę musiał rzucić pracę. – Przywiózł ze sobą garnitur, żeby rano mógł prosto od niej pójść do kancelarii. Oboje mieli spotkania od samego rana i wyszli razem. Ich biura mieściły się zaledwie pięć przecznic od siebie, więc mogli pojechać jedną taksówką. – Masz czas na lunch? – spytał, a ona kiwnęła głową. – To dobrze, wrócimy do ciebie i będziemy się kochać.
– Myślałam, że chcesz mnie nakarmić – droczyła się z nim. Ale w końcu zrobili to, co zaproponował, i po lunchu wrócili do swoich kancelarii z takimi minami, jakby skrywali nieczysty sekret. Wieczorem wrócili do niej, ale musiała zabrać ze sobą górę dokumentów. Usiłowała skupić się na pracy, ale nie udawało to jej się zbyt długo, bo on do niej zaglądał i całował albo muskał palcem jej szyję, aż zaczynała drżeć. – Zwolnią mnie, jeżeli tego nie zrobię – powiedziała, ale właściwie się tym nie przejmowała. – Nie mogą. Jesteś najlepszym, co mają. Czekały ją procesy w dwóch sprawach i musiała zacząć nad nimi pracować. On był w tej samej sytuacji. Był zawalony pracą, ale postanowili, że wymyślą, jak to wszystko pogodzić. Bycie ze Scottem złagodziło u Kate smutek z powodu wyjazdu Anthon’ego. Nie mogła znieść myśli, że jej syn niedługo będzie tak daleko. Ale Margaret upierała się, że muszą do niego pojechać, i Kate zaczynała myśleć, że to dobry pomysł, jak już Claire urodzi dziecko. Do tego czasu nie chciała wyjeżdżać. Właśnie wrócili z Saint Bart i Claire do czasu porodu nie mogła już podróżować. Gdy Anthony był gotowy do wyjazdu, Claire zostało tylko siedem tygodni do porodu. Zaczęła znów częściej dzwonić do matki. Prosiła ją o rady związane z porodem i pokojem dziecięcym. Stawała się coraz bardziej niespokojna, aż w końcu przyznała, że jest przerażona. Co będzie, jeżeli umrze? Albo jeżeli umrze dziecko? A jeżeli coś jest z nim nie tak? Wiedziała, że to chłopiec, i widziała go na USG. A jeżeli poród będzie bolał za bardzo i nie będzie w stanie znieść bólu? Kate starała się ją uspokoić, ale Claire miała za dużo wolnego czasu i zaczynała panikować, wyobrażając sobie każdy możliwy koszmarny scenariusz. – Może powinnaś była pracować do samego końca – powiedziała Kate, nie mogąc jej uspokoić. – Masz za dużo wolnego czasu i bezsensownie się nakręcasz. – Kate nie była już na wyciągnięcie ręki, jak dawniej. Każdy wieczór spędzała ze Scottem. Mieszkał u niej, więc starała się mieć dla niego wolne wieczory. Claire chciała teraz całego jej czasu, energii i uwagi, ale Kate nie bardzo chciała je jej ofiarować, co jeszcze bardziej przerażało jej córkę. Kate chciała ją wspierać, ale nie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Claire chciała do mamusi. Zachowywała się jak przestraszone dziecko. Tymczasem Kate miała teraz Scotta i jego też kochała. Jej dzieci nie miały o nim pojęcia. – A jeżeli nie będę mogła się do ciebie dodzwonić, jak zacznę rodzić? – spytała któregoś dnia spanikowana Claire. – Wczoraj wieczorem nie odebrałaś telefonu. – Widocznie spałam, a może był podłączony do ładowarki w drugim pokoju. – Często się to teraz zdarzało, żeby mogli ze Scottem się wyspać w nocy albo kochać bez przeszkód. Jej dzieci nie były już małe, a ona potrzebowała czasu dla siebie. W razie pilnej potrzeby mogły też zadzwonić do niej na numer stacjonarny, ale jak do tej pory się to nie zdarzyło. Claire mogła z niego skorzystać, gdyby zaczęła rodzić. – Twoje dzieci przyzwyczaiły się, że mają cię na wyciągnięcie ręki o każdej porze dnia i nocy – zauważył kiedyś przy śniadaniu zaskoczony Scott. Cała trójka dzwoniła do niej między pierwszą a drugą w nocy, kiedy na ogół pracowała. Teraz noce spędzała ze Scottem. – To prawda – przyznała. – Ale przyzwyczają się do nowych zasad. Kiwnął głową. Nie chciał wywierać na nią presji, ale wiedział, że powinna postawić granice, i ona też o tym wiedziała. Jak na razie nie doprowadzało to między nimi do konfliktów. W ogóle ich nie było. Wszystko układało się między nimi idealnie, a Kate nie mogła uwierzyć, że Scotta nie było przy niej od zawsze. – Kiedy chcesz ich poznać? – spytała go. – Jeszcze nie. Najpierw chcę czasu dla nas.
– W piątek wyprawiam imprezę pożegnalną dla Anthony’ego. – Dwa dni później wyjeżdżali do New Delhi. – Przyjadą tu dopiero latem. – Więc poznam Anthony’ego – odparł z przekonaniem. – A dziewczyny za jakiś czas. Chciał najpierw poznać Tammy i Stacey. Miał wrażenie, że tak będzie łatwiej. Był zły na Claire, choć nawet jej nie widział, bo była taka roszczeniowa i zatruwała matce życie. Był ciekawy Reeda Baileya i chciał go poznać, gdy nadejdzie odpowiedni moment. Kate była już smutna z powodu wyjazdu Anthony’ego. Cieszyła się, że ma Scotta. Bez niego byłaby zdruzgotana tym, że jej syn przeprowadza się tak daleko. Dzięki Scottowi, który bardzo ją wspierał, był dla niej wyrozumiały i troskliwy, smuciła się mniej. Uważała się za najszczęśliwszą kobietę na świecie. Minęły dopiero trzy tygodnie, ale dla niej były to trzy najlepsze tygodnie jej życia. – Dobra – powiedziała Stacey, podając pasek testu Tammy, żeby mogła na niego nasiusiać. To był pierwszy dzień, kiedy ciążę mógł potwierdzić domowy test. Stacey zrobiła już swój, ale jeszcze nie spojrzała na wynik. Zamierzały zobaczyć je razem, jednocześnie, żeby się dowiedzieć, czy inseminacja nasieniem dawcy powiodła się u którejś. Tammy nasiusiała na test i czekały, aż zareaguje. A potem stały w łazience, trzymając swoje paski i wyciągnęły je jednocześnie. Najpierw zobaczyły test Tammy. Były na nim dwie różowe kreski. A potem Stacey. Te same ciemnoróżowe kreski. Przyglądały się sobie z niedowierzaniem, aż Tammy krzyknęła i rzuciły się sobie na szyję, a potem zaczęły podskakiwać. Udało się. Podwójna inseminacja nasieniem tego samego dawcy się powiodła. Obie były w ciąży. – O mój Boże, jestem w ciąży – powiedziała Stacey i usiadła na krawędzi wanny, lekko oszołomiona. To była spontaniczna decyzja. Zawsze były przekonane, że dziecko będzie nosiła Tammy, a tymczasem obie były w ciąży. – A jak będę się źle czuła i nie będę mogła pracować? Moja kariera legnie w gruzach. – Nie bój się – uspokoiła ją Tammy. – To będzie fantastyczne. Jakbyśmy miały bliźniaki. – Nie masz pojęcia, co to znaczy. Bez przerwy przychodzą do mnie matki bliźniaków, płaczą i chcą się zabić. – Dwoje dzieci nas nie zabije. Stać nas na nie i możemy zatrudnić opiekunkę do pomocy. – Nie chcę karmić. Nie mam tego instynktu. – Stacey panikowała. – Ja będę karmić oboje – oznajmiła Tammy i objęła Stacey, żeby ją uspokoić. – Będzie cudownie. Przecież chciałyśmy tego przez te wszystkie lata i nasze marzenia w końcu się spełniły. – Ich marzenia się urzeczywistniły, a Stacey nigdy w życiu nie była bardziej przerażona, ale kochała Tammy i czuła jednocześnie wielką ekscytację. Wykorzystanie całej spermy dla nich obu było odważnym posunięciem, ale zadziałało. Teraz musiały tylko poczekać dziewięć miesięcy, żeby przekonać się, jak wygląda macierzyństwo. – Możemy powiedzieć mojej mamie? – spytała Tammy z błyskiem w oku. W ogóle się nie bała, chociaż zanim podjęły decyzję, była przestraszona. Tego chciały, były po ślubie i zaszły w ciążę jednocześnie. – Właściwie powinnyśmy zaczekać do końca pierwszego trymestru, żeby mieć pewność, że wszystko jest w porządku, zanim zaczniemy się chwalić – stwierdziła Stacey z poważną miną. – Ale tylko mamie? Stacey nie była w stanie oprzeć się błagalnemu spojrzeniu Tammy, a Kate była dla nich taka dobra i okazała im tyle wsparcia. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. – Możemy powiedzieć jej dyskretnie na piątkowej imprezie pożegnalnej Anthony’ego. Ucieszy się. A ty się cieszysz, Stacey? – Tammy się o nią martwiła. Wyglądała na zszokowaną. – Cieszę się, ale jestem cholernie wystraszona. – Zaopiekuję się tobą, obiecuję – zapewniła z uczuciem, a Stacey się wzruszyła. Zwykle to ona była tą silniejszą, ale teraz ta rola przypadła Tammy.
– Och, skarbie. – Pocałowała ją i obejmowała przez długą chwilę. – To najbardziej odważna rzecz, jaką zrobiłyśmy – powiedziała rozsądnie. Nie dało się temu zaprzeczyć. Ich marzenia naprawdę się spełniły i obie miały zostać matkami i urodzić dzieci. Przyjęcie dla Anthony’ego udało się jak każde, które Kate wyprawiała dla dzieci. Zamówiła wszystkie jego ulubione potrawy, pięknie nakryła stół i całe mieszkanie ozdobiła kwiatami. Przyszła cała rodzina ze swoimi drugimi połówkami. Wszyscy podarowali im upominki przydatne w podróżach, a Anthony był tak przejęty, że ledwie nad sobą panował. Alicia miała już agenta i trzy umówione castingi. Wszystko dobrze się układało. Kate uśmiechnęła się, widząc rodzinę zgromadzoną przy stole. Nie widziała ich od świąt. Od sylwestra każdy wieczór spędzała ze Scottem, który dzisiaj po raz pierwszy od trzech tygodni był u siebie. Napisał do niej, że cierpi na zespół odstawienia, a ona za nim tęskniła, ale cieszyła się, że jest z dziećmi. Chciała wkrótce im go przedstawić, żeby się dowiedziały o jego istnieniu, mogły go poznać i zostawiły jej nieco więcej czasu. Claire chodziła za nią przez cały wieczór jak wieloryb w szpilkach. Po tym, jak przez siedem miesięcy prawie się do niej nie odzywała, wpadła w panikę i teraz zachowywała się jak czterolatka. Chciała do mamusi. Kate nie widziała jej od świąt. Dziecko było już wielkie, a do porodu zostało jeszcze siedem tygodni. Kate została sama w kuchni na pięć minut, gdy podała deser – tort z Anthonym i Alicią w hinduskich strojach. Wyciągała lody z zamrażarki, kiedy do kuchni weszły Tammy i Stacey i zamknęły za sobą drzwi, zerkając konspiracyjnie. – Coś się stało? – spytała. Obie jednocześnie pokręciły głowami, a Kate miała wrażenie, że zaczynają się do siebie upodabniać, jak ludzie, którzy mieszkają ze sobą od dawna. – Nic złego. – Tammy szybko ją uspokoiła i ściszyła głos do szeptu. – Jesteśmy w ciąży, mamo. Udało się! – Zatańczyła wokół Kate i ją uściskała. – Och, kochanie. Tak się cieszę. – Odwróciła się do Stacey. – Cieszę się ze względu na was obie. To będzie cudowne dziecko! – powiedziała do Tammy, bo wiedziała, że to ona je nosi. – Nie jedno, mamo. Dwa! – wyjaśniła Tammy, a Stacey wyglądała na przestraszoną. – Będziecie mieć bliźniaki? – Kate była zachwycona. – Niezupełnie – sprostowała Stacey. – Postanowiłyśmy obie poddać się inseminacji. Nie pamiętam, która z nas wpadła na ten pomysł, ale wydawał nam się świetny. To była spontaniczna decyzja. – Wspólnie ją podjęłyśmy – przypomniała jej Tammy. – Ten pomysł wpadł nam do głowy jednocześnie, a miałyśmy dość spermy na dwie strzykawki, więc zrobiłyśmy to razem. I się udało! Obie jesteśmy w ciąży! – O mój Boże. – Kate odwróciła się do Stacey. – Ty też? Stacey kiwnęła głową. – I jak się z tym czujesz? – Śmiertelnie przerażona. Tammy jest o wiele odważniejsza ode mnie – powiedziała. – Nigdy nie przypuszczałam, że przyjdzie mi przeżyć poród. Zawsze myślałyśmy o Tammy. W mojej praktyce widziałam prawdziwy horror, ale bardzo ją kocham i chciałam zrobić to razem z nią. To się stało w dniu naszego ślubu, no i takim sposobem jestem w ciąży, przerażona, ale szczęśliwa. Będziesz z nami przy porodzie? – spytała. – Może się zdarzyć, że zaczniemy rodzić jednocześnie. Może pozwolą nam wtedy być na jednej porodówce. Chciałabym. Chcę być z Tammy i chciałabym, żeby ona była ze mną. Będziesz z nami? – Wyglądała tak bezbronnie, zadając to pytanie, że Kate się wzruszyła. – Oczywiście, że tak – odpowiedziała, nadal oszołomiona z powodu nowiny. – Z
przyjemnością. – Obiecała także Claire, że będzie z nią przy porodzie. Jej najmłodsza córka nadal nie zapisała się do szkoły rodzenia, choć Kate uważała, że powinna. – Wszystkim powiemy dopiero po pierwszym trymestrze – poinformowała rozsądnie Stacey. – Ale tobie chciałyśmy powiedzieć. Dałaś nam tyle wsparcia, odkąd Tammy ci o mnie powiedziała. – Będę z wami z przyjemnością – obiecała Kate. – A teraz lepiej zanieśmy lody, zanim zrobi się z nich zupa. Gratuluję wam obu! Wróciły razem do jadalni i usiadły, i przez resztę wieczoru najważniejsi byli Anthony i Alicia. Ale Kate ciągle myślała o tym, co usłyszała, i się do nich uśmiechała. Wszyscy rozeszli się o północy, a Anthony obiecał, że wpadnie ją uściskać przed wyjazdem za dwa dni. Żegnając się ze wszystkimi, Kate szczególnie serdecznie uściskała Tammy i Stacey i spojrzała na nie wymownie, co obie zrozumiały. Zanosiło się, że będzie to bardzo intensywny rok dla rodziny, z trojgiem dzieci, które miały przyjść na świat w odstępie pół roku. Myślała o tym z uśmiechem po ich wyjściu. Biedna Stacey wyglądała na taką wystraszoną. Dała się ponieść chwili w dniu ślubu i teraz musiała stawić czoło porodowi, którego śmiertelnie się bała. Tammy była do niego przygotowana emocjonalnie i psychicznie bardziej niż Stacey, która nigdy nie uważała się za kobietę w sensie fizycznym. Pod względem psychicznym miała więcej z mężczyzny, a teraz musiała się zmierzyć z aktem najbardziej kobiecym: porodem. Jako lekarz wiedziała, co może pójść nie tak. Ale Kate miała nadzieję, że wszystko pójdzie gładko. Kate napisała do Scotta, gdy wszyscy wyszli, żeby mu powiedzieć, że przyjęcie się udało. Nie zdradziła mu nowiny Tammy i Stacey. Nie była pewna, jak to przyjmie, skoro jeszcze ich nie poznał. Sprzątała w kuchni, gdy usłyszała, jak wchodzi. Miał już własny klucz i stanął w kuchni z miną zbłąkanego psa. – Jestem od ciebie uzależniony. Kiedyś lubiłem moje mieszkanie. Teraz czuję się w nim bez ciebie taki samotny. Uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła ręce, a on podszedł, objął ją i pocałował. – Tak myślałam, że może się zjawisz, jak wyjdą. – Jesteś zła? – Ależ skąd. Ja też za tobą tęskniłam. – Jak było? Claire dała ci się we znaki? – Nie, wszyscy zachowywali się jak należy, a Claire tak się boi porodu, że znowu stała się miła. – To dobrze. Mam nadzieję, że tak jej zostanie. Trochę strachu wyjdzie jej na dobre. Kate nie zaprzeczyła, choć współczuła Claire. Pierwsze dziecko oznacza strach, o czym już zaczęła przekonywać się Stacey. Parę minut później się położyli i Scott umościł się w jej ramionach, wzdychając z rozkoszy. Czuł, że wrócił do domu. Chciał być teraz tam, gdzie Kate, w jej łóżku, w jej ramionach, w jej życiu, w jej świecie. A gdy zaczęli się kochać, Kate nie pragnęła niczego innego.
19 Kate i Scott mieli w planach spokojny weekend po przyjęciu dla Anthony’ego i Alicii w piątkowy wieczór. Oboje sporo pracowali w ostatnich tygodniach, a ich związek był ciągle nowy i ekscytujący. Chodzili spać późno i co noc się kochali. Kate zmywała kilka naczyń po wczorajszym wieczorze, a Scott czytał gazetę w piżamie w południe następnego dnia, kiedy portier zadzwonił z dołu zapowiedzieć, że na górę idzie Anthony. Kate spojrzała na Scotta spanikowana. – Cholera, Anthony idzie się ze mną pożegnać. Możesz szybko włożyć dżinsy? Scott rzucił się w stronę sypialni, a Kate poszła otworzyć drzwi, wchodząc po drodze do łazienki, żeby narzucić szlafrok. Nie wiedziała, jak wyjaśnić Anthony’emu obecność Scotta, bo żadnemu z dzieci jeszcze o nim nie powiedziała, i nie chciała tego robić. Nie chciała wysłuchiwać ich uwag ani odpowiadać na pytania. To wszystko było zbyt świeże. A jeżeli jednak nie wypali? Choć w tej chwili wydawało się to mało prawdopodobne. Świetnie się dogadywali. Ale żyli w kokonie, bez jej dzieci, więc nie było to do końca prawdziwe, biorąc pod uwagę, jak bardzo była z nimi związana. Chciała spędzić ze Scottem trochę czasu, zanim opowie o nim światu. Otworzyła drzwi i Anthony mocno ją uściskał. – Będę za tobą tęsknił, mamo. Będziemy rozmawiać przez FaceTime. A za sześć miesięcy przyjadę na długo. Babcia mówi, że mnie odwiedzicie. Dziękuję za wczorajsze przyjęcie. Było świetnie. Gdy to mówił, do pokoju wszedł Scott, nienagannie ubrany – w dżinsy i błękitną koszulę z długim rękawem, starannie uczesany, i w pantoflach bez skarpetek. – Masz gościa? – Anthony wyglądał na speszonego, ale Scott się uśmiechnął i wyciągnął gładką jak jedwab dłoń. – Scott White. A ty pewnie jesteś Anthony. Twoja mama i ja od kilku miesięcy pracujemy razem nad pewną sprawą. Wpadłem, żeby wziąć od niej papiery. Słyszałem, że wyjeżdżasz do Indii. Ekscytująca przygoda. – Otwieram tam filię mojej firmy. Wpadłem pożegnać się z mamą. Wyjeżdżamy jutro. – Odwrócił się do Kate, ale nie było widać, żeby obecność Scotta go oburzyła. Scott należał do osób, które łatwo nawiązują kontakty. Poszedł do kuchni, żeby zostawić ich samych. – Nowy mężczyzna? – wyszeptał do matki z lekkim szelmowskim uśmiechem, a ona pokręciła głową. – Kolega z pracy – odpowiedziała szeptem. Kłamała, ale nie była gotowa, żeby mu powiedzieć. – Właśnie skończyliśmy jedną sprawę. Podsumowujemy ją. Nigdy nie widział, żeby matka podejmowała gości w szlafroku, nawet starych przyjaciół, ale nie miał czasu z nią o tym rozmawiać. Scott wyglądał na miłego faceta. – Będę za tobą tęsknić – powiedziała, kiedy usiedli na chwilę. – Uważaj na siebie, skarbie. – Kocham cię, mamo. Nie daj sobie wejść na głowę tej małej bestii z wielkim brzuchem. Choć ostatnio chyba jest milsza. Kate kiwnęła głową, nasycając się widokiem syna, którego tak bardzo kochała. Anthony wstał. – Muszę się zbierać. Zadzwonię do ciebie, jak dolecę. – Daj znać, jak pójdzie Alicii na castingach – poprosiła i uściskali się w drzwiach po raz ostatni. Objęła go mocno, on ją też. – Jestem z ciebie taka dumna. Kocham cię – powtórzyła, a on wsiadł do windy i zniknął. Łzy ciekły jej po policzkach, gdy weszła z powrotem do mieszkania i
poszła do Scotta do kuchni. Podniósł wzrok i zauważył, że Kate płacze. Wstał, objął ją i mocno przytulił. – Fajny dzieciak. Widać po oczach. Miły chłopak. – Dla Scotta był chłopakiem, nie mężczyzną, i było widać, że jest oddany matce. – Dziękuję, że się ubrałeś – odparła z uśmiechem. – Mówił coś o mnie? – Pytał, kim jesteś. Powiedziałam, że kolegą z pracy. Nie przejął się tym, myśli tylko o jutrzejszym wyjeździe. Spytał, czy jesteś moim nowym mężczyzną, ale zaprzeczyłam. Głupio mi, że go okłamałam, ale wydaje mi się, że masz rację. Za wcześnie, żeby im mówić, a on i tak jutro wyjeżdża. Powiem mu przez FaceTime, kiedy ujawnimy się przed innymi. Zawsze mogę powiedzieć, że jesteśmy ze sobą od niedawna. Scott spojrzał na nią z uśmiechem. – Z przyjemnością go poznam. Wygląda na dojrzałego. Bardziej przerażają mnie dziewczyny, zwłaszcza Claire. – Nie są to jej najlepsze chwile, ale Tammy jest kochana. Obie są w ciąży, tak w ogóle. – Kto? Jakie obie? – Scott wyglądał na zdezorientowanego. – Tammy i Stacey. Stacey poddała się inseminacji razem z nią i obie zaszły w ciążę. Robi nam się mała fabryka niemowląt. – Uśmiechnęła się do niego i usiadła naprzeciwko przy kuchennym stole. – Wytrzymasz z nami? – spytała, a on kiwnął głową. – O ile znajdziesz dla mnie czas, wytrzymam. Nie ma dla mnie znaczenia, ile dzieci urodzą. Ty jesteś moim skarbem, Kate, jedynym, jakiego pragnę. – Więc powinno nam się udać. – Dokończyła zmywać kieliszki, wrócili do sypialni, położyli się i stało się to, co zwykle. Znów się kochali. Zapomniała o ciąży Stacey i Tammy, o wyjeździe Anthony’ego i o tym, jak długo go nie zobaczy, i o porodzie Claire. W tej chwili myślała tylko o Scotcie i o tym, jak bardzo go kocha. Stał się częścią jej życia. A gdy się kochali, należeli tylko do siebie. Była jego kobietą, a on należał do niej. Anthony zadzwonił do Tammy po drodze do hotelu, w którym zatrzymali się z Alicią na koszt jego firmy na kilka ostatnich nocy w Nowym Jorku. Zrezygnował z wynajmowanego mieszkania, a Alicia oddała swoje. Mieli poszukać nowego, gdy wrócą za dwa lata. Kiedy przyjadą w czerwcu, zamierzali mieszkać u Kate. Tammy odebrała, a Anthony od razu się roześmiał. – Mama ma chyba nowego chłopaka. Pojechałem się z nią pożegnać, a u niej był jakiś facet. – Tak? Kto? – Podobno kolega z pracy, ale jej nie wierzę. Była w koszuli nocnej i w szlafroku, a on miał na sobie koszulę i dżinsy, ale wyglądał, jakby dopiero wstał z łóżka. Wydaje się miły. Chyba jest trochę młodszy od mamy, ale niewiele, najwyżej o parę lat. – Jesteś pewien? Nie sądzę, że ma kogoś nowego. Ostatnio spędza z nami dużo czasu. Kiedy miałaby się spotykać z facetem przy jej trybie pracy? – Tammy nie była przekonana do tego, co usłyszała od brata. – Tak samo myśleliśmy o tobie – zażartował. – Jak chce, to znajdzie czas. – Uśmiechał się. Nie miał nic przeciwko Scottowi, pod warunkiem że będzie dobry dla matki. Nie podobała mu się świadomość, że jest sama. – Pilnuj tylko, żeby Claire nie dawała mamie w kość. Czasami jest dla niej taka wredna. – Chyba jej się poprawia. Teraz potrzebuje mamy. – Będę za wami tęsknił. – Słychać było, że jest wzruszony. – Wczoraj wieczorem pomyślałam, że dobrze zrobiłeś, że zerwałeś z Amandą. Nie
mógłbyś przyjąć tej pracy, gdybyś był jej mężem. – Też o tym pomyślałem. Alicia jest o wiele bardziej odważna, nawet bardziej ode mnie. Nie może się doczekać wyjazdu. – Dzwoń często przez FaceTime – poprosiła Tammy. – Dobrze – obiecał. – A ty się przypatrz temu nowemu facetowi. Głowę daję, że to nowy chłopak mamy. Wyczułem to. A jeżeli tak, to dobrze dla niej. Wygląda na porządnego gościa. Do usłyszenia niebawem, siostra. Kocham cię. – Ja ciebie też – odparła i się rozłączyli. Powiedziała Stacey o mężczyźnie, którego Anthony spotkał w mieszkaniu mamy. – Ciekawe, czy naprawdę ma nowego mężczyznę. Nic mi o tym nie wspomniała. – Może na razie chce to zachować dla siebie. Nic w tym złego. Rodzina jest duża, sporo ze sobą rozmawiamy. Może nie są na to gotowi – zauważyła rozsądnie Stacey. – Wątpię – odrzekła Tammy. Stacey była starsza i mądrzejsza i uważała, że Anthony ma pewnie rację. Jeżeli tak, to dobrze, cieszyła się z powodu Kate. Zasługiwała na to. Anthony zadzwonił do matki z lotniska następnego dnia przed wyjazdem, żeby jeszcze raz mogła się z nim pożegnać. Nie spytał ją o Scotta, a ona o nim nie wspomniała. Spędzili ze Scottem spokojną niedzielę w mieszkaniu, czytali gazetę w piżamach. Czekał ich bardzo intensywny tydzień. Oboje mieli nowe sprawy i stare do zakończenia. Kate wiedziała, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy znów czeka ją szaleństwo. Ciągle miała pełne ręce roboty, a Scotta czekał w maju duży proces. Na początku lutego oboje byli zawaleni pracą. Stacey miała już wtedy silne poranne nudności. Była w szóstym tygodniu ciąży, codziennie czuła się okropnie i wymiotowała sześć lub osiem razy na dzień. Tammy czuła się dobrze i było jej żal Stacey, która bez przerwy zwracała. Kilka razy czuła się tak źle, że nie poszła do pracy i musiała prosić innych lekarzy, żeby ją zastąpili. – Dlaczego ja się czuję tak okropnie, a tobie nic nie jest? – spytała Stacey z łazienki któregoś ranka. – Moja mama też nigdy nie miała porannych nudności – stwierdziła Tammy, a Stacey znów zwymiotowała. Klęczała z głową w sedesie, a Tammy podała jej zwilżoną szmatkę i pogłaskała po głowie. Zadzwoniły do położnej, która wyjaśniła, że to po prostu kwestia szczęścia i że niewiele może pomóc. Istniały na to leki, ale Stacey nie chciała ich zażywać. Wolała nie ryzykować, a bała się, że mogą zaszkodzić dziecku. Lekarka powiedziała jej, że za kolejnych sześć tygodni, pod koniec pierwszego trymestru, powinno być lepiej, ale uprzedziła też, że u niektórych kobiet dolegliwości nie ustępują aż do końca ciąży. Stacey o tym wiedziała i rozpłakała się na myśl o tym. Poranne nudności były o wiele gorsze, niż się spodziewała. – To straszne – rzuciła, a Tammy zaprowadziła ją z powrotem do łóżka i położyła jej na czole zwilżoną ściereczkę. Ale delikatny zapach proszku do prania, który pozostał na ścierce, wywołał kolejne wymioty. Wszystko tak na nią działało, a nudności męczyły ją przez cały dzień. To była najgorsza rzecz, jakiej Stacey doświadczyła w całym życiu. Rozmawiała o tym z matkami swoich pacjentów, próbując się dowiedzieć, co mogłoby jej pomóc. Okazało się, że wiele kobiet zażywało leki, a inne po prostu to przeżyły. – Chyba umieram – powiedziała do Tammy w środku nocy na podłodze w łazience, kiedy obudziła się z głębokiego snu i znów wymiotowała. – Nie umierasz, jesteś w ciąży. Będziemy mieć piękne dzieci – odpowiedziała łagodnie Tammy, a potem pomogła jej wrócić do łóżka. Czuła się winna, że jej nic nie jest, a Stacey tak się męczy. Musiała prosić innych lekarzy, żeby ją zastępowali w te dni, kiedy po prostu nie była
w stanie pójść do pracy, i czuła się winna wobec swoich pacjentów. Z początkiem marca sytuacja się nieco poprawiła, ale niewiele. Wymiotowała tylko trzy czy cztery razy dziennie, a nie sześć lub osiem. Claire dzieliły wtedy od porodu już tylko dwa tygodnie, była smutna i źle się czuła. Dziecko było ogromne. Z trudem oddychała i nie mogła w nocy spać. Tammy czuła się świetnie. Rozpierała ją energia. Z radością oglądała każde USG i nie mogła się doczekać, żeby dowiedzieć się, jakiej płci jest dziecko. Kate dzwoniła do nich prawie codziennie i bardzo współczuła Stacey. Ciąża, jak dotąd, strasznie jej dokuczała, ale dziecko było zdrowe. Scott i Kate byli razem już od trzech miesięcy i wspaniale się między nimi układało. Spotykali się codziennie na lunchu, ponieważ ich kancelarie znajdowały się niedaleko. A wieczorami przytuleni, czytali, oglądali telewizję, rozmawiali albo pracowali. – Nie zmęczyłaś się mną jeszcze? – spytał ją któregoś wieczoru, zaniepokojony. – Skąd. – Kate uśmiechnęła się do niego. Nigdy w życiu nie była szczęśliwsza. Nie poznał jeszcze dziewczyn, ale wszystkie były w ciąży i wydawało się, że to nie najlepszy moment. Powiedziała im, że się z kimś spotyka, ale nie wdawała się w szczegóły i dodała, że to świeża sprawa. Anthony był szczęśliwy w New Delhi i często kontaktował się z Kate przez FaceTime. Alicia dostała parę drobnych ról w krótkich filmach, ale miała zaplanowane kolejne castingi, a przemysł filmowy w Indiach kwitł. Reżyserzy i producenci byli zachwyceni jej egzotyczną urodą. Kiedy Kate wróciła z lunchu ze Scottem w połowie marca, zadzwoniła do niej spanikowana Claire. – To już, mamo, jestem w szpitalu. Jest za wcześnie. Termin mam dopiero za dwa dni. – Miała nadzieję, że ciąża potrwa dłużej. Nie była jeszcze gotowa na poród i miała nadzieję, że urodzi po terminie. – Możesz przyjechać? Kate się uśmiechnęła. Poród dwa dni przed terminem wcale nie był przedwczesny. Dziecko było rozwinięte i gotowe. Claire nie. Nie poszła w końcu do szkoły rodzenia ani nie przeczytała żadnej z przesłanych przez matkę książek. – Już jadę, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Świetna wiadomość. Dzisiaj będziesz miała dziecko. – Albo jutro rano. Claire się rozpłakała. – Nie chcę mieć dziecka, strasznie się boję. Już mam potworne bóle, a podobno będzie gorzej. Przepraszam, że byłam dla ciebie taka wredna. Jesteś na mnie zła? – Ani trochę. Odpręż się. – Dlaczego mnie nie uśpią i nie zrobią cesarki? – Poprosiła o nią lekarza, ale powiedział, że nie ma wskazań. Dziecko było odpowiednio ułożone i wszystko przebiegało prawidłowo. – Potem czułabyś się o wiele gorzej. Lepiej rodzić naturalnie. Jak dziecko już wyjdzie, będzie po wszystkim i szybko odzyskasz siły. Jak już podadzą ci epidural, nie będziesz nic czuła. Będę u ciebie za parę minut. – Rozłączyła się, zadzwoniła do Scotta, żeby powiedzieć mu, co się dzieje i że nie wróci na noc do domu, dopóki dziecko się nie urodzi, co przy pierwszym porodzie mogło trochę potrwać, możliwe, że aż do rana. Scott współczuł Claire, choć jej nie poznał. Poród zawsze wydawał mu się czymś strasznym. Kate pojechała do szpitala taksówką i dotarła na miejsce po dwudziestu minutach. Reed już był na sali, gdy weszła Kate, równie przerażony co Claire. Jej córka szlochała histerycznie. Pielęgniarka próbowała ją uspokoić, ale wyszła z sali, gdy zjawiła się Kate. – Chce epidural, ale nie chcą jej podać – wyjaśnił zmartwiony Reed. – Podobno jest za wcześnie, jeżeli zrobią to teraz, zatrzyma akcję porodową.
– Musi jeszcze trochę poczekać – odparła spokojnie Kate i usiadła przy córce. Claire płakała histerycznie i sprawiała wrażenie zupełnie nieprzygotowanej do tego, co się z nią dzieje. Podłączyli jej do brzucha monitor, a ona stwierdziła, że ją ciśnie, i zerwała z siebie przewód. – Claire, musisz się uspokoić – odezwała się Kate silnym, matczynym głosem. – Kochanie, tylko pogorszysz sprawę, jak będziesz się tak zachowywać. Za chwilę podadzą ci epidural. Spróbuj jeszcze trochę wytrzymać. – Pogłaskała ją delikatnie po głowie, ale Claire ją odepchnęła. Rozwarcie miało dopiero dwa centymetry, a skurcze były łagodne w porównaniu z tym, co miało nadejść. Claire nie była gotowa na trudy porodu i walczyła jak kotka, kiedy ją badano. Była roztrzęsiona. Reed poszedł do dyżurki pielęgniarek błagać o coś przeciwbólowego dla cierpiącej ukochanej. – Jeżeli podamy jej coś w tej chwili, akcja porodowa się spowolni – wyjaśniła mu pielęgniarka. – Bóle muszą stać się silniejsze, żeby szyjka macicy się rozwarła i dziecko mogło się wydostać. On to rozumiał, ale Caire nie. Wrzeszczała przy każdym skurczu. Spojrzał na Kate zrezygnowany, kiedy wrócił na salę. Czuł się bezradny. – Jak możemy jej pomóc? – spytał szeptem Kate, kiedy Claire poszła do łazienki. – Na razie chyba nijak – odpowiedziała szczerze. – Bóle muszą być silniejsze, żeby spełniły swoje zadanie. To bardzo wczesny etap. – Ona też nie mogła patrzeć, jak jej córka cierpi, ale musiała się z tym pogodzić. Claire chciała prostych rozwiązań, a takich na razie nie było. Claire krzyczała i szlochała bez ustanku przez trzy godziny, walcząc z tym, co się z nią dzieje, a Reed sprawiał wrażenie coraz bardziej zrozpaczonego. Poród postępował powoli, ale wszystko przebiegało prawidłowo. Godzinę później zaczęto podawać Claire epidural, ale przy tym też krzyczała, a Reed stał obok we łzach. To było o wiele gorsze, niż się spodziewał. Wyszedł z pokoju na kilka minut, a Kate została z córką, która sprzeciwiała się pielęgniarkom za każdym razem, kiedy ją badały. Walczyła z nimi przez kolejne dwie godziny, nie chciała współpracować ani przeć, kiedy jej kazały. O północy na korytarzu lekarz poinformował Reeda i Kate, że rozwiążą poród przez cesarskie cięcie. Była to już dziesiąta godzina porodu, co przy pierwszym dziecku nie było niczym niezwykłym i równie dobrze mógł trwać dłużej. Lekarz stwierdził, że nie ma wskazań medycznych do cesarskiego cięcia, ale Claire po prostu nie jest w stanie poradzić sobie z tym, co się z nią dzieje, i sytuacja zaczyna się robić dla niej niebezpieczna z psychologicznego punktu widzenia, co może być zbyt dużym stresem dla dziecka. – Na ogół obserwujemy to u młodych dziewczyn, nastolatek, które nie są przygotowane do porodu, a nie u kobiet w wieku Claire – powiedział cicho lekarz. Podali jej zastrzyk z morfiny i od razu zaczęła zasypiać. Po kilku minutach ją wywieźli, a Reed i Kate czekali na korytarzu. Reed wyglądał na wyczerpanego, a Kate współczuła im obojgu. Miała nadzieję, że Claire do macierzyństwa przygotowana jest lepiej niż do porodu. Pół godziny później podeszła do nich pielęgniarka. Dziecko było zdrowe, ważyło trzy siedemset pięćdziesiąt i Kate wiedziała, że Claire bez problemu urodziłaby je naturalnie, gdyby się postarała. Reed był dumny, że jest po wszystkim i że ma syna. Poszli zobaczyć go przez szybę. Był opatulony kocykiem i miał na głowie niebieską czapeczkę. Rozglądał się dookoła, a Reed stał i przyglądał się synowi oczarowany, ze łzami spływającymi po policzkach. Kate patrzyła na swojego pierwszego wnuka i miała nadzieję, że Claire podoła zadaniu, które ją czeka. Claire leżała na sali pooperacyjnej, a Reeda i Kate poinformowano, że przywiozą ją do pokoju dopiero za kilka godzin. Kate uściskała Reeda i powiedziała, że przyjedzie rano. Claire
miała do tej pory spać. Kate im współczuła. Matka dziecka sama była dzieckiem. Kate wróciła do domu taksówką i wślizgnęła się do łóżka obok Scotta. Cieszyła się, że tu jest, i martwiła z powodu Claire. Musiała jeszcze bardzo dorosnąć. Reed był dla niej wspaniały. Scott wiercił się przez minutę i spojrzał na nią. Była druga w nocy. – Wszystko w porządku? – Dziecko jest zdrowe, Claire też. – Resztę mogła powiedzieć mu rano. Wtuliła się w jego ramiona i westchnęła. Na świecie pojawiło się nowe życie i Kate miała nadzieję, że będzie szczęśliwe. Nie liczyło się to, jak się urodziło ani czy jego rodzice mieli ślub. Dziecko miało błogosławieństwo Kate.
20 Stacey i Tammy odwiedziły Claire w szpitalu następnego dnia. Miała makijaż, ułożone włosy, ale wyglądała na zmęczoną i odczuwała ból po cesarce. Pielęgniarki i Reed przystawiali jej dziecko do piersi kilka razy, ale Claire powiedziała, że to zbyt bolesne. Nie chciała go karmić ani przytulić. Nie miała jeszcze mleka, ale dziecko ssące pierś powodowało skurcze macicy, co wywoływało potworny ból po operacji, mimo leków przeciwbólowych, które jej podawano. Była oszołomiona z powodu lekarstw. Opowiedziała Stacey i Tammy, jak straszny był poród, gorszy, niż sobie wyobrażała. Czuła się tak, jakby rozcinano jej ciało piłą na pół, jak to ujęła, a Stacey robiła się coraz bledsza, słuchając jej. Lekarze powiedzieli Claire, że następnym razem może mieć cesarkę, ale ona nie chciała już więcej dzieci. Powiedziały jej, że obie są w ciąży, a ona odpowiedziała, że bardzo im współczuje. A potem poprosiła o zastrzyk z morfiny, więc dziewczyny stwierdziły, że odwiedzą ją, jak poczuje się lepiej, i wyszły. Miała zostać w szpitalu cztery lub pięć dni. Stacey była śmiertelnie blada, kiedy wychodziły, a gdy znalazły się w bezpiecznej odległości na korytarzu, Tammy przystanęła i chwyciła Stacey za rękę. – Posłuchaj. Nie przejmuj się moją siostrą. To rozwydrzony dzieciak, dla niej wszystko musi być proste. Dziecko było małe, mama powiedziała, że bez problemu mogła je urodzić, ale ona nie chciała współpracować. Chciała, żeby ją uśpili i zrobili cesarkę. Z tobą tak nie będzie. Przestaniesz wymiotować, będziemy dbać o formę i urodzimy zdrowe, normalne dzieci, i będzie cudownie. Chciałyśmy tego, więc będzie pięknie. Nie słuchaj tego całego neurotycznego niedojrzałego jęczenia. Ona nie dojrzała do tego, żeby mieć dziecko, ale my tak. Zgadzamy się w tej kwestii? – Tak jest, sierżancie. – Stacey uśmiechnęła się do niej i objęła ją, gdy szły korytarzem. – Będziemy miały zdrowe dzieci i łatwy poród – powtarzała to jak mantrę, aż Tammy ją szturchnęła. – I nie zapominaj o tym! – Tak jest, sir. Znacznie jej ulżyło, gdy Tammy przywołała ją do porządku. W czasie stażu w szpitalu Stacey widziała porody takie jak u Claire, zwykle u nieprzygotowanych kobiet, które były tak przerażone, że nie chciały współpracować albo zupełnie nie rozumiały, co się dzieje. Tammy miała rację. Claire była strasznie rozpieszczona i chciała, żeby wszystko było łatwe, choć pewne rzeczy łatwe po prostu nie były. Ale Stacey wiedziała, że z Tammy przeżyje wszystko. Dwa tygodnie później, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestała wymiotować. Pierwsze trzy miesiące miała za sobą, a po tygodniu poczuła się lepiej i znów była sobą. Wybrały się na kolację, żeby to uczcić. Stacey znów czuła, że żyje. Margaret pojechała zobaczyć swojego pierwszego prawnuka i rozpłakała się na jego widok. Pozwolono jej go potrzymać. Claire czuła się już lepiej, ale postanowiła, że nie będzie karmić piersią. Do opieki nad dzieckiem zatrudnili położną, żeby Claire nie musiała się nim zajmować. Opowiedziała babci, jakim koszmarem okazał się poród. Powiedziała, że następnym razem, o ile w ogóle będzie, zaplanuje cesarkę i nie będzie się męczyć przy porodzie. Ale uważała, że nie będzie chciała więcej dzieci, a Reed powiedział, że wystarczy mu jedno, jeżeli ona tego chce. Podarował jej pierścionek z okazałym szafirem w podziękowaniu za syna. Był zakochany w dziecku i w Claire. Bardziej niż wcześniej. Dała mu największy prezent. Cały czas przypominała mu, jakie to było straszne i jak się nacierpiała. To było dla niej najgorsze doświadczenie w życiu.
Tydzień później Kate zaprosiła Tammy i Stacey, żeby poznały Scotta i spędzili miły wieczór. Polubił je obie. Nie znał jeszcze tylko Claire, ale w tej chwili nie była w stanie go poznać. Kolacja z Tammy i Stacey się udała. Kate była szczęśliwa. Tammy zadzwoniła do brata w New Delhi przez FaceTime, jak tylko wróciła do domu. – Miałeś rację z tym nowym facetem. Właśnie go poznałyśmy. Jest fajny, inteligentny i szaleje za mamą. – Jak się nazywa? – spytał Anthony. – Scott White. Jest prawnikiem. – To on. – Mama mówi, że spotykają się od trzech miesięcy. Gdy już powiedziała Anthony’emu o Scotcie, usłyszała świetną wiadomość z Indii: Alicia dostała prawdziwą rolę w prawdziwym filmie. Rola nie była wielka, ale u znanego producenta. Zdjęcia zaczynały się w kwietniu i miały się skończyć do czerwca, przed ich przyjazdem do domu. – A co u was? – spytał brat i obie pomachały mu na ekranie. – Jesteśmy w ciąży – odpowiedziała Tammy ze śmiechem. – Obie? – Obie – potwierdziła z dumą. – Stacey na początku miała silne mdłości, ale już jest w porządku. Więc we wrześniu będziemy mieć dwoje dzieci. – To trochę przerażające. Jak bliźniaki, tylko od różnych matek. – Zgadza się. – Tammy promieniała na wyświetlaczu. – Jak Claire? Nie rozmawiałem z nią po porodzie. – Ciągle jęczy, jak było strasznie. Teraz, jak już ma dziecko, może wreszcie dorośnie i przestanie o wszystko obwiniać mamę. To bolesny proces. – Rozwydrzony bachor – podsumował zdegustowany Anthony. – To prawda – przytaknęła mu Tammy. – A Reed jeszcze pogarsza sprawę. Nadskakuje jej na każdym kroku. Ale mały jest fajny. Choć nie tak fajny, jak nasze. – Uśmiechnęła się do brata promiennie. Rozmawiali jeszcze przez chwilę i się rozłączyli. Miło było go zobaczyć. Tammy bardzo za nim tęskniła, Kate również. W kwietniu Tammy i Stacey poznały płeć dzieci. Parka. Stacey miała chłopca, a Tammy dziewczynkę. Wydało im się to idealne. Dziecko Claire miało już wtedy miesiąc. Dali mu na imię Gregory, po ojcu Reeda. Gregory Bailey Morgan. Claire godzinami przesiadywała na siłowni, żeby schudnąć po ciąży. Miała dwie nianie do dziecka, na dzień i na noc, i dwie opiekunki do pomocy w weekendy. Reed dawał jej wszystko, czego sobie zażyczyła. Narzekała, że dziecko ciągle płacze – może dlatego, że nie karmiła go piersią, albo dlatego, że w ogóle nie widywało matki. Wzięła trzy miesiące wolnego w pracy po to, żeby się odprężyć, a nie, żeby zajmować się synem, bo tego nie lubiła. Reed był zakochany w dziecku. Stacey i Tammy nie widziały malucha od czasu wizyty w szpitalu, ale zamierzały go odwiedzić. Były zajęte przerabianiem pokoju gościnnego na dziecięcy, co okazało się o wiele przyjemniejsze, niż się spodziewały. Tammy poprosiła babcię, żeby namalowała coś na jednej ze ścian. Babcia ozdobiła ją różowym i błękitnym misiem z balonami pod błękitnym niebem z puszystymi chmurkami. Dwa miesiące później, w czerwcu, Anthony i Alicia przyjechali, żeby wziąć ślub. Zachwyciły ich Indie, życie i praca tam. Alicia przywiozła każdej z dziewczyn po sari i jedno dla Kate. Zakończyła zdjęcia do filmu i dostała większą rolę w kolejnym, który zaczynano kręcić we wrześniu. Do tego czasu musiała nauczyć się tekstu i chodziła na zajęcia aktorskie. Anthony
twierdził, że ma prawdziwy talent. Kate jeszcze raz przedstawiła Anthony’emu Scotta, jak tylko przyjechał do Stanów, i tak jak miała nadzieję, przypadli sobie do gustu. Tammy, Stacey i Claire poznały go już wcześniej. Claire miała do niego obojętny stosunek, a Stacey i Tammy go uwielbiały. Anthony i Alicia wzięli ślub tydzień po przyjeździe. Uroczystość była skromna i uczestniczyli w niej tylko członkowie rodziny. Była obecna matka Alicii, ale ojciec nie dotarł z Portoryko. Zjawiła się cała rodzina Anthony’ego. Reed i Claire przyszli z synkiem. Miał trzy miesiące i Reed zabierał go wszędzie w nosidełku. Był szczęśliwym, pogodnym dzieckiem i było widać, że Redd uwielbiał i jego, i Claire. Ona za to zachowywała się tak, jakby dziecko należało do kogoś innego, i Kate patrzyła na to z przykrością. Niedawno Claire wróciła do pracy. Tammy i Stacey były w szóstym miesiącu ciąży i obie wyglądały na zdrowe i szczęśliwe. Stacey pracowała i czuła się świetnie. Tammy zamierzała pracować dla Chanel do samego porodu, a po urodzeniu chciała wziąć dwa miesiące urlopu macierzyńskiego. Przyjęcie weselne było głośne, radosne i rodzinne. Kate urządziła je u siebie w mieszkaniu, które ozdobiła białymi kwiatami. Alicia miała na sobie biało-złote sari i zjawiskową czerwoną szarfę, a do tego czerwone bindi na czole. Wyglądała jak hinduska księżniczka. Na nogach miała złote sandałki z dzwoneczkami. Anthony był w siódmym niebie. Kate i Tammy starannie wybrały indyjskie potrawy i muzykę. Młodzi zostali do trzeciej w nocy, a Scott i Kate pożegnali się z nimi o drugiej, poszli się położyć i rozmawiali o ślubie. Słyszeli dobiegającą z salonu hinduską muzykę. – Zabawne – powiedziała Kate, gdy tak leżeli. – Rok temu miałam ochotę ich wszystkich pozabijać. A teraz Anthony jest szczęśliwy z Alicią. Wzięli ślub i uważam, że nic lepszego nie mogło go w życiu spotkać. Tammy i Stacey są po ślubie i spodziewają się dwójki dzieci. Claire musi dorosnąć – w tym względzie od roku nic się nie zmieniło, ale ma ślicznego synka. Mam jedynie nadzieję, że odnajdzie się w roli matki. Mało nie pękło mi serce, kiedy mi powiedziała, że jest w ciąży. Reed ma do niej anielską cierpliwość. Nie wiem, czy pozwoli jej dorosnąć, a jej ta sytuacja z pewnością odpowiada. On jej wszystko ułatwia. Za bardzo. W ten sposób nigdy nie dojrzeje. – Claire ciągle opowiadała, jaki potworny był poród i ile się nacierpiała. Zachowywała się tak, jakby gniewała się z tego powodu na dziecko. Uwielbiała straszyć Tammy i Stacey szczegółami i namawiała je, żeby one też zdecydowały się na cesarkę. – Przynajmniej nie jestem już na jej czarnej liście. – Ale Kate była pewna, że prędzej czy później znów się na niej znajdzie, kiedy nie będzie się z nią w czymś zgadzała. Wtedy Claire ją ukarze, tak jak wcześniej, ale teraz, odkąd miała Scotta, było jej łatwiej. Doskonale odnalazł się w rodzinie, a Kate widziała, że tak będzie. Jej dzieci go lubiły, z wyjątkiem Claire. Zmiany i podjęte przez nich w ciągu zeszłego roku decyzje uwolniły także Kate. Skoro jej dzieci mogły robić to, co chcą, nie widziała powodu, żeby ona nie mogła, zwłaszcza że wyfrunęły już z gniazda. Ułożyła sobie życie ze Scottem tak, żeby było w nim miejsce dla dzieci. Nadal poświęcała im uwagę, ale najważniejszy był dla niej Scott i one o tym wiedziały. Był jej wiernym sprzymierzeńcem, jakiego nigdy wcześniej nie miała, i oddanym obrońcą. Tylko Claire nic sobie z tego nie robiła. Chciała, żeby matka poświęcała jej czas zawsze, kiedy sobie tego zażyczyła, czy Kate to odpowiadało, czy nie. Musiała zachowywać się grzeczniej, odkąd pojawił się Scott. Reed też ją trzymał w ryzach. Kate większość czasu spędzała teraz ze Scottem. Dzieci miały swoje życie, partnerów i pracę, i same miały dzieci. Kate też chciała mieć własne, a najważniejszy był w nim Scott. Jej dzieci z początku czuły się nieswojo z powodu tego, że mieszkają razem, ale w końcu do tego przywykły, tak jak sama Kate i Scott. Każdy odnalazł swoje miejsce i wszyscy mieli je w życiu Kate – jej dzieci i jej mężczyzna.
Gdy odgłosy przyjęcia w pozostałej części domu zaczęły milknąć, Scott odwrócił się do Kate. – Twoja mama mówi, że wybierasz się z nią do Indii, odwiedzić Anthony’ego. Kate jeszcze mu o tym nie powiedziała, a on wydawał się zaskoczony. – Możliwe. Jeszcze się nie zdecydowałam. To daleka wyprawa. Mama bardzo chce jechać, a chyba nie powinna podróżować sama, ale wolałabym być na miejscu, dopóki Tammy i Stacey nie urodzą. Może pojedziemy później, pod koniec roku. – Wpadła jej do głowy pewna myśl. – Wybrałbyś się z nami? – Z przyjemnością, o ile tylko nie będę wtedy prowadził żadnych ważnych spraw. Prawdę mówiąc, chciałbym pojechać tylko z tobą – powiedział ostrożnie, żeby Kate nie odebrała tego źle. Uwielbiał Margaret, ale chciał spędzić czas sam na sam z Kate. Nigdy nie był w Indiach. – Może pojedziemy z twoją mamą, zostawimy ją na jakiś czas u Anthony’ego, a sami pojeździmy po Indiach przez tydzień czy dwa. Podobno niektóre miejsca w Indiach są niesamowicie romantyczne. – Zawahał się, a ona widziała, że coś mu chodzi po głowie. – To byłby idealny miesiąc miodowy – ciągnął łagodnie, bojąc się, jak zareaguje, a ona odwróciła się do niego z uśmiechem. – Będziesz chciała zalegalizować nasz związek? Jestem bardzo konserwatywnym facetem. – Sam całkiem niedawno odkrył, że małżeństwo ma dla niego ogromne znaczenie. Większe, niż przypuszczał. Odkąd w jego życiu pojawiła się Kate, stało się czymś bardzo ważnym i wydawało mu się czymś właściwym. – Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie brałam tego pod uwagę – odpowiedziała. – Potrzebne nam to? – spytała, przestraszona. – Czy potrzebne? Nie. Nie potrzebuję papierka – stwierdził, a ona się roześmiała. – Ale chwilę temu, kiedy rozmawialiśmy o Claire, powiedziałaś, że wierzysz w małżeństwo. Ja też. Moim zdaniem to deklaracja, jak bardzo kogoś kochasz i ile dla ciebie znaczy. Sposób pokazania całemu światu, że wierzysz w tę osobę i w życie, które z nią dzielisz. To dlatego uznałem, że Claire postępuje niewłaściwie, decydując się na dziecko z Reedem, unikając przy tym ślubu. Jakby chciała powiedzieć: wierzę w ciebie na tyle, żeby urodzić twoje dziecko, ale nie na tyle, żeby trwać przy tobie i powiedzieć światu, że cię kocham. To dlatego dla Tammy i Stacey ślub miał takie znaczenie – bo właśnie to w nim wyraziły, choć mają inne preferencje seksualne. – Wierzysz we mnie na tyle, żeby to zrobić? – spytała go Kate, głęboko poruszona i nieco zdziwiona. – Tak – odparł poważnie. – Właśnie to do ciebie czuję i chciałbym powiedzieć o tym światu. Jestem dumny, że ciebie mam. Należymy do siebie. A ty wierzysz we mnie na tyle, żeby za mnie wyjść? – spytał. – Może to pytanie jest ważniejsze. – Tak – odpowiedziała cicho. – Długo nie wierzyłam w małżeństwo, od czasu Toma. Ale cię kocham i jestem dumna, że stałam się częścią twojego życia. – Nie myślała o tym, że powinni się pobrać, ale teraz uświadomiła sobie, że być może Scott ma rację. Różnica siedmiu lat okazała się zupełnie nieistotna. – Więc pobierzmy się i wyjedźmy do Indii w podróż poślubną. – Uśmiechnął się do niej. – Tak po prostu? Zwyczajnie? – Między nami zawsze było zwyczajnie. Byliśmy sobie przeznaczeni. – Pocałował ją. – Wiedziałem o tym, kiedy cię poznałem i kiedy przewróciłaś się na ulicy. – To znaczy, że jesteśmy zaręczeni? – Uśmiechnęła się do niego. – Jeśli chcesz. – Uśmiechał się szeroko. – Może powinniśmy to jakoś przypieczętować. – Przyciągnął ją do siebie, a ona się roześmiała. – To chyba bardzo dobry pomysł. Zdjął jej koszulę nocną i udowodnił jej to.
Zasypiając, przypomniała sobie o tym, co powiedział. – Kiedy chcesz wziąć ślub? – spytała po prostu. – Wczoraj – odpowiedział i zasnął. Powiedzieli dzieciom, kiedy Anthony i Alicia wrócili z podróży poślubnej do Meksyku. Kate i Scott pobrali się, zanim Anthony i Alicia wrócili w lipcu do Indii. Wynajęli dom w Connecticut na weekend i tam wyprawili wesele. Była z nimi cała rodzina, a pobrali się w małym kościółku. Ceremonia była skromna i ładna, dokładnie taka, jak chcieli. Wypowiedzieli słowa przysięgi, nałożyli sobie obrączki, a wcześniej uzgodnili, że podróż poślubną przełożą na październik, kiedy Tammy i Stacey urodzą. A potem wybierali się z Margaret do Indii. Po ślubie czas płynął tak szybko, że nie wiadomo, kiedy nastał wrzesień. Oboje mieli dużo pracy w sierpniu i we wrześniu, ale udało im się sfinalizować wszystkie sprawy. Koniec września był pogodny i ciepły, ale w powietrzu czuło się już jesień. Córka Tammy i syn Stacey postanowili przyjść na świat w piękne wrześniowe popołudnie, dzień po terminie, tego samego dnia. Kate pomyślała, że maluchy porozumiały się ze sobą, powiedziały sobie: „Dobra, wyskakuj”. I tak zrobiły. Tammy i Stacey zaczęły rodzić w odstępie godziny. Tammy po raz kolejny układała rzeczy w pokoju dziecinnym, gdy odeszły jej wody. Przestraszyła się i poszła powiedzieć Stacey, ale zanim zdążyła do niej dojść, poczuła rozdzierający ból, jakby ktoś przecinał ją na pół. – Wszystko w porządku? Co się stało? – Stacey widziała, że Tammy zaczęła rodzić. – Nie wiem. Przyszłam ci powiedzieć, że odeszły mi wody i nagle poczułam ból, jakby ktoś mnie rozcinał. – Gdy to mówiła, dopadł ją kolejny ból, tak silny, że nie była w stanie się odezwać. – Jedźmy do szpitala. – Stacey była spokojna i opanowana, bo u niej jeszcze nic nie zaczęło się dziać. Czuła się dobrze. Wnosiła do swojego gabinetu kartony z artykułami medycznymi, które pomyłkowo przywiozła rano do domu. W taksówce po drodze do szpitala Stacey kontrolowała skurcze Tammy. Przybierały na sile i pojawiały się co dwie minuty, gdy dotarły na miejsce. Stacey się uśmiechała i trzymała Tammy za rękę, kiedy wieziono ją na salę porodową. Rozebrała ją i ubrała w szpitalną koszulę, a pielęgniarka czekała, żeby ją zbadać. Tammy miała już ośmiocentymetrowe rozwarcie, a przy kolejnym skurczu o centymetr większe. Pielęgniarka powiedziała, że wezwie lekarza, i w pośpiechu wyszła z sali. Wszystko działo się błyskawicznie, jak na pierwszy poród. – Bardzo szybko to idzie – zauważyła Tammy. – Nie spodziewałam się tego. – Brakowało jej tchu, skurcze były częste i mocne. Obie zaliczyły szkołę rodzenia, ale poród postępował z prędkością błyskawicy. Nie zdążyły zadzwonić do Kate, żeby mogła być obecna. – Przy pierwszym dziecku na ogół trwa to dłużej – stwierdziła pielęgniarka, gdy wróciła. Poród zaczął się zaledwie czterdzieści minut temu, a Tammy miała już tak silne skurcze, że wydawało jej się, że dziecko w każdej chwili może przyjść na świat. Stacey też była tego zdania. Ścisnęła Tammy za rękę przy kolejnym skurczu i w tej chwili odeszły jej wody. Była zaskoczona. Stała przy łóżku Tammy w kałuży i nagle zaczęło się szaleństwo. Od razu poczuła bóle i opadła na krzesło przy łóżku Tammy. – Niesamowite – powiedziała, a Tammy zaczęła przeć, zanim jej pozwolono. Pielęgniarka wyglądała na spanikowaną i znów poszła po lekarza. Było za późno, żeby podać Tammy epidural, a bóle Stacey były tak silne i szybkie, że po paru minutach nie była w stanie mówić. Trzymały się z Tammy za ręce, a pielęgniarka wbiegła na salę z łóżkiem dla Stacey i pomogła jej się położyć. Chcieli ją przewieźć na inną salę, ale Stacey się nie zgodziła. Nie miała zamiaru zostawić Tammy, dopóki nie urodzi. Potrzebowały się nawzajem.
Czerwona na twarzy Tammy parła przy każdym skurczu, a pielęgniarka rozebrała Stacey i ubrała ją w szpitalną koszulę. Uśmiechała się do Tammy mimo bólu, żeby dodać jej otuchy, i jak tylko została przebrana, na sali rozległ się krzyk. Ich córka przyszła na świat. Tammy leżała oszołomiona i uśmiechała się do Stacey. – Kocham cię – powiedziała jej Stacey i w tej chwili poczuła, jakby pędził przez nią pociąg ekspresowy. Nie była już w stanie mówić, a Tammy uspokoiła ją, że da radę, i mocno ścisnęła ją za rękę. – Nie mogę – wyszeptała Stacey pomiędzy skurczami. Na salę wpadł lekarz i przeciął pępowinę ich córki, a Stacey parła z całej siły. Tammy cały czas trzymała ją za rękę, a wszyscy kazali Stacey przeć. Była u kresu wytrzymałości, aż w końcu salę wypełnił drugi, pełen złości płacz i Tammy i Stacey zobaczyły swojego syna. Śmiały się i płakały jednocześnie, a Stacey położyła się, drżąc. Ich dzieci przyszły na świat w odstępie czterech minut. Dwie pielęgniarki umyły je, zważyły, a dwie inne zajęły się Tammy i Stacey, które cały czas trzymały się za ręce i uśmiechały, roztrzęsione, ale szczęśliwe. – Łatwo poszło – rzuciła Stacey, kiedy z pomocą przyszedł drugi lekarz i pediatra, żeby zbadać dzieci. Ich córka ważyła trzy sześćdziesiąt sześć, a syn cztery i pół kilograma. Oba porody nie trwały nawet godziny. Pielęgniarka podała dzieci matkom. Córka natychmiast wtuliła się w pierś Tammy, a Stacey bez najmniejszych oporów, choć się ich obawiała, zaczęła karmić syna. Oba porody przebiegły szybko i bezproblemowo, a zdumione pielęgniarki i lekarze na sali przyglądali się młodym matkom. Dzieciom dały na imię Annabelle i John. Tammy zadzwoniła do Kate, która zjawiła się w szpitalu dwadzieścia minut później i łzy popłynęły jej po policzkach, gdy zobaczyła Tammy i Stacey spokojnie trzymające w ramionach dzieci, jak dwie Madonny. – Co wy wyprawiacie? – Uśmiechnęła się do nich. – Pielęgniarka powiedziała, że urodziłyście w niecałą godzinę. – Oba maluchy były duże. Mówiono o nich w całym szpitalu, a pielęgniarka stwierdziła, że miały szczęście, że zdążyły dojechać do szpitala. Stacey i Tammy przewieziono do pokoju z dziećmi, które leżały w osobnych łóżeczkach. Stanowiły teraz prawdziwą rodzinę. Kate przyglądała się dzieciom, a obie ich matki patrzyły na nie z dumą. Maluchy były śliczne. Stacey i Tammy rozmawiały i śmiały się, jakby nigdy nic. Były w siódmym niebie. – Chyba pobiłyście rekord świata. – Kate uśmiechała się do nich promiennie. Do pokoju weszła pielęgniarka, żeby zbadać obie matki. Tammy chciała wyjść ze szpitala już tego samego wieczoru, bo dzieci były zdrowe i pomyślnie przeszły wszystkie badania, ale Stacey przekonała ją, żeby zostały na noc w szpitalu, a do domu wróciły rano. Kate obiecała, że po nie przyjedzie. Musiała zdobyć foteliki samochodowe, żeby pozwolono przewieźć dzieci autem. Powrót do domu następnego dnia był chaotyczny i triumfalny. Potrzebowały czasu, żeby oswoić się z nową sytuacją, a przez pierwszy miesiąc miała im pomagać znajoma pielęgniarka. Obie matki spacerowały szczęśliwe po domu, a dzieci spały w łóżeczkach, które kupiła im Kate, z niebieskimi i różowymi wstążeczkami. Tammy i Stacey były żywą reklamą macierzyństwa. Stacey ciągle nie mogła uwierzyć, jak łatwo wszystko poszło, podobnie jak Claire, gdy Tammy jej opowiedziała. Claire z zakłopotaniem wyznała, że znowu jest w ciąży. Gregory miał dopiero sześć miesięcy, a druga ciąża była wpadką. Claire powiedziała, że nie chce więcej dzieci, ale Reed był w siódmym niebie. Dziecko miało się urodzić w czerwcu, tym razem przez planowaną cesarkę. Claire nie omieszkała oznajmiła matce, że nie ma zamiaru brać ślubu. Kate się tylko roześmiała, gdy to
usłyszała. Nie miało to już dla niej znaczenia. To była ich decyzja. Claire sprawiała wrażenie rozczarowanej brakiem reakcji matki, ale Kate zaakceptowała decyzję córki. Tym razem nie miały się o co sprzeczać. Kate pogodziła się z tym, że Claire nie chce wyjść za mąż. Reed był wspaniałym ojcem i uwielbiał Claire i ich syna. Kiedy Scott, Kate i Margaret mieli wyjeżdżać do Indii trzy tygodnie później, Stacey i Tammy były już w formie i nieźle sobie radziły, a do Annabelle i Johna przychodziła położna. Obie karmiły. Jedna albo druga dawała jeść dziecku, które akurat było głodne. Scott i Kate polecieli z Margaret do New Delhi w sobotni poranek. Wynajęli terenowy samochód z kierowcą, żeby zawiózł ich na lotnisko. Margaret miała zatrzymać się u Anthony’ego, a Kate i Scott przez dwa tygodnie zamierzali zwiedzać Indie. To była ich spóźniona podróż poślubna. Starannie zaplanowali wyjazd, uwzględniając wszystkie świątynie i zabytki, które chcieli zobaczyć, włącznie z Tadż Mahal. Podróż spełniła ich oczekiwania, a kiedy leżeli na tarasie ich apartamentu w Raj Palace w Jaipurze w blasku księżyca w pełni, Kate spojrzała na Scotta i wiedziała, że dobrze zrobiła, wychodząc za niego. Wydarzenia ostatnich dziesięciu miesięcy dowiodły, że byli sobie przeznaczeni. Połączyło ich zrządzenie losu, a ich życie było świętem. To był ich czas, bez dzieci ani niemowląt zaprzątających uwagę Kate. Kate miała na sobie sari, które podarowała jej Alicia. Scott powoli zaczął je z niej zdejmować i spojrzeli na siebie z uśmiechem. – Dziękuję – wyszeptała. – Za wszystko. Pocałował ją. Była to modlitwa, marzenie i wyznanie miłości w jednym, dla mężczyzny, którego kochała. Ślub był najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobiła. On czuł to samo. Mieli dokładnie to, czego oboje pragnęli, ale myśleli, że nigdy nie znajdą – a jednak im się udało. Dzieciom Kate w ciągu ostatniego roku wyrosły skrzydła, Scottowi i Kate również. Ich skrzydła były największe. Mieli przed sobą wspólną przyszłość i mnóstwo przeżyć. To był ich czas. Wrócili do sypialni w tę magiczną noc. Dzieci Kate musiały podejmować własne decyzje, a ona i Scott mieli swoje życie, a ich wspólna droga ze wszystkim, co piękne, dopiero się zaczęła.