The Burning Shadow- Jennifer L. Armentrout, rozdział 35. tłumaczenie nieoficjalne

8 Pages • 3,413 Words • PDF • 69.3 KB
Uploaded at 2021-09-24 08:49

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


The Burning Shadow Jennifer L. Armentrout Seria Origin Tom 2

Tłumaczenie nieoficjalne: Mila Korekta: BetyMCecily

35 Luc i ja leżeliśmy przez chwilę w cieple i ciszy. Jego palce kreśliły różne kształty na moim brzuchu. Krąg wokół mojego pępka. Nad nim trójkąt. Uśmiechniętą twarz blisko mojego biodra, podczas gdy moje myśli przeskakiwały od jednej rzeczy do drugiej, stroniąc od rzeczy, które mogłyby zrujnować spokój, który nawiedził moją duszę. - Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie pytałem cię o Arumianina - powiedział Luc, jego palce zanurzyły się w zagięciu mojej talii. - Powiedział coś albo zrobił? - Właściwie to nic, ale… - Przesunęłam się na plecy, powodując, że koce zsunęły się nisko na mojej piersi, a jego palce ponownie znalazły drogę do mojego brzucha. - Właściwie mówił… w moim umyśle. Na jego dobrze uformowanych ustach pojawiła się zmarszczka. - W ten sposób komunikują się w swojej prawdziwej formie. Co powiedział? Zadrżałam na to wspomnienie. - Powiedział, że nie jestem… normalna. I wiesz, to nie pierwszy raz. Lore, drugi Arumianin, powiedział to samo. Zmrużył oczy. - Co? Uświadomiłam sobie, że nie powiedziałam Lucowi, co powiedział Lore, kiedy zobaczył mnie poza klubem. - Lore zapytał mnie, kim jestem. Jakby mógł coś… we mnie wyczuć. Myślałam, że to serum Andromedy, ale teraz… - Nie byłby w stanie wyczuć serum. - Lenistwo zniknęło z jego twarzy, gdy spojrzał na mnie. - I nie powinnaś była go słyszeć. Przetrawiłam to. - Wiesz, on brzmiał jak Sarah, i pamiętasz, kiedy słyszałam, jak mówi? Powiedziała, że coś jej zrobiono i nikt inny tego nie słyszał. Może dlatego, że to było w mojej głowie, tak jak Arumianina. Wiem, że to brzmi szalenie, ale… - Nie. - Pochylił głowę, muskając ustami moje czoło. - Po prostu jeszcze nie wiemy, co to znaczy- wszystko, co uważamy za niemożliwe. - Mięśnie na jego ramieniu napięły się. - Albo co nie ma sensu. Patrzyłam, jak cienie migoczą na jego twarzy. - Nie lubisz nie wiedzieć, prawda?

Prychnął. - Czy to takie oczywiste? - Całkowicie. Pojawił się krótki uśmiech. - Nie przywykłem do tego, że nie wiem, Brzoskwinko. Wiesz, to nie jest jakaś tam supermoc. Skąd wszystko wiem. Potrafię czytać myśli, więc bardzo niewiele jest przede mną ukryte. Wydawało mi się to supermocą. - Kiedy spotkałem się z Jasonem i Sylvią, wciągnąłem ich myśli. Nie było to łatwe powiedział po chwili. - Obaj mieli podniesione osłony. Wiedzieli, że potrafię czytać w ich myślach, więc byli ostrożni. - Co masz na myśli mówiąc o osłonach? - Wielu, którzy pracowali w Daedalusie, zwłaszcza ci, którzy byli zaangażowani w rozwój Originów, nauczyło się blokować swoje myśli. Głównie przez odchylenie, myślenie o przypadkowych rzeczach, ale inni mogli sprawiać wrażenie, jakby ich głowy były po prostu… puste. Jason i Sylvia byli w tym dobrzy, ale nikt nie jest doskonały. Nawet oni. Rozejrzałem się w ich głowach i nie znalazłem niczego, co sprawiłoby, że pomyślałem… Pomyślał, że zamierzają zamienić mnie w eksperyment. Nie musiałam czytać w jego myślach, żeby wiedzieć, dokąd poszły jego myśli. Przekręciłam się na bok, twarzą do niego, a potem przytuliłam się do niego, zmuszając jego podbródek do uniesienia się, kiedy przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej i poruszyłam ręką pod kocem, wokół jego talii. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej, splatając swoje nogi z moimi. - Luc? - wyszeptałam po kilku chwilach. - Brzoskwinko? - Dziękuję. - Za co mi dziękujesz? - Za bycie tutaj. - Pocałowałam ciepłą skórę jego klatki piersiowej. - Dziękuję, że tu jesteś. *** Słońce właśnie zaszło, kiedy Luc wstał z łóżka, budząc mnie. Zamrugałam i otworzyłam ciężkie od snu oczy. - Wychodzisz? - Grayson musi się ze mną zobaczyć - mruknął, a potem pocałował kąciki moich ust, kiedy się do mnie pochylił. - Ale wszystko jest w porządku. Wracaj spać. Zaczęłam się podnosić, ale powstrzymała mnie jego ręka na moim policzku. - Jest wcześnie - powiedział, a fioletowe oczy spotkały się i przytrzymały moje. - Musisz odpocząć. To było prawie tak, jakby jego słowa zawierały jakiś rodzaj przymusu, ponieważ usiadłam z powrotem i zasnęłam, zanim jeszcze wyszedł z pokoju. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, pokój był wypełniony jasnym, ciepłym światłem, a łóżko było puste. Kilka chwil zajęło mi przypomnienie sobie, że Grayson w jakiś sposób wezwał Luca. Czy on zapukał do drzwi, a ja po prostu nie obudziłam się, dopóki Luc nie wstał? Wątpiłam, by Luc wpuścił Graysona do pokoju. Moje myśli dryfowały do poprzedniej nocy i znalazłam się gdzieś pomiędzy euforią a żalem, czując się przepełniona, a jednak pusta. Czułam się dziwnie. Z przyspieszonym biciem serca uświadomiałam sobie co czułam do Luca, przyznając się do tego i samo dostrzeżenie, jak to na niego wpłynęło. Próbowałam przetworzyć wspomnienia z utraty matki i życia jakie znałam.

Ale mogłabym sobie z tym poradzić. Wiedziałam, że mogę, jako Evie i jako Nadia. Kiedy się podniosłam, moje mięśnie były mniej skurczone i obolałe, i doszłam do wniosku, że ma to związek z odpoczynkiem. Może nawet za długo. Była prawie jedenasta rano. Pospiesznie przygotowałam się, wzięłam szybki prysznic, a potem przebrałam się w parę dżinsów i luźną koszulę w różowo-białe paski, której nawet nie pamiętałam, że miałam w szafie. Odwróciłam się w stronę drzwi, zrobiłam krok, a potem potknęłam się, gdy podłoga kołysała się pode mną, a ściany się chwiały. Dom się poruszał. Nie, nie dom. To ja. Powietrze zadrżało i wypływało ze mnie, gdy się zgięłam. Potężna fala zawrotów głowy ogarnęła mnie, gdy ścisnęłam kolana i zacisnęłam powieki. Za moimi oczami eksplodowało białe światło. Nie było bólu, tylko ciśnienie, aż uformował się obraz mnie stojącej nad ciałem. Ciało chłopca niewiele starszego ode mnie. Czarny atrament wyciekał z jego uszu i nosa, kiedy tam stałam… czekając na dalsze instrukcje. - Bez zarzutu - powiedział. - Jestem z ciebie taki dumny. To było całkowicie bez zarzutu, Nadio. Zostałam wciągnięty z powrotem, gdy obraz wyblakł, a dom przestał się poruszać. Skręcające zawroty głowy ustąpiły. Powoli otworzyłam oczy, a kiedy nie miałam ochoty zwymiotować, wyprostowałam się. Co to było do cholery? Wspomnienia? Jeśli tak, to czego? Bo to na pewno wyglądało, brzmiało, jakbym… Zabiła kogoś. Zostałam za to nagrodzona. I nazywałam się Nadia. Wycierając spocone dłonie o biodra, zrobiłam krok w kierunku drzwi, a potem następny. Wiedziałam, że głos w mojej głowie nie należał do Luca. To był ten, który ciągle słyszałam w tych krótkich, przypadkowych wspomnieniach i nikt poza Lucem nie nazywał mnie Nadią. Musiałam mu to natychmiast powiedzieć, bo to musiało coś znaczyć. Wychodząc z sypialni, pospieszyłam korytarzem i byłam w połowie schodów, kiedy usłyszałam głos Luca. - Jak ma się Katy? - pytał. - Nie do końca jestem szczęśliwy, że nie jestem z nią. Lada dzień ma termin, więc muszę wracać do domu - odpowiedział natychmiast niski głos, który rozpoznałam. Daemon. - Ale wiedziałeś o tym, zostawiając wiadomość. Zacisnęłam usta. Ostatnim razem, kiedy rozmawiałem z Daemonem, powiedział, że nie opuści ponownie swojej żony, ale był tutaj. - Potrzebowałem twojej pomocy - odpowiedział Luc. - Ludzie. Nie proszę o to często. Nastąpiła pauza. - Szczerze mówiąc, nigdy o to nie prosiłem. - I dlatego tu jesteśmy - odpowiedział Daemon. - Poza tym Kat jest podekscytowana, że się z tobą zobaczy. - Fajnie będzie spędzić z nią trochę czasu - powiedział Luc. - Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. Daemon zachichotał, najwyraźniej nieporuszony wypowiedzią Luca. - A myślałem, że uwielbiasz spędzać ze mną czas. - Wolę oglądać C-SPAN1 niż spędzać czas z tobą. - Nastąpiła kolejna pauza. - Nie ty, Dawson. Lubię się z tobą spotykać. Rozległo się parsknięcie, a potem wtargnął inny głos, lekko chrapliwy. 1

Cable-Satellite Public Affairs Network to amerykańska sieć telewizji kablowej i satelitarnej tworzona przez przemysł telewizji kablowej jako publiczna usługa non-profit. W telewizji transmituje wiele postępowań rządu federalnego Stanów Zjednoczonych, a także inne programy dotyczące spraw publicznych.

- A co ze mną? - Nie mogę nawet patrzeć na Olive Garden z twojego powodu, a ja uwielbiałem ich nadziewane grzyby, więc nie, nie jestem szczęśliwy, że cię widzę - powiedział Luc, kiedy zeszłam na kolejny stopień. - Myślałem, że już nigdy więcej o tym nie wspomnisz - oznajmił chrapliwy głos. Ten głos był niejasno znajomy. - Co się stało w Olive Garden? - zapytała Zoe. - Cóż… - zaczął Luc. - Powiedzmy, że Archer traktuje sprawy zbyt dosłownie. Zresztą, czemu tak długo zajęło wam dotarcie tutaj? - Wpadłem w kłopoty poza Teksasem - odpowiedział Daemon. - Właściwie to widziałem coś dość nieudanego. Dotarłam do otworu w klatce schodowej, cicho, gdy przyjrzałam się wszystkim w pokoju. Zoe siedziała na skraju kanapy, a Luc stał przed zamontowanym telewizorem ze skrzyżowanymi rękami. Pomiędzy tym, jak mój żołądek opadł, gdy go zauważyłam, a trzepotaniem w klatce piersiowej, poczułam się, jakbym miała skrzydła. Odwróciłam od niego wzrok, a potem spojrzałam podwójnie na dwóch wysokich, ciemnowłosych facetów stojących obok siebie. Mieli falujące włosy i oczy w kolorze szmaragdowych klejnotów, a ich twarze mogły wywołać milion fantazji na całym świecie. Jeden z nich, ten z krótszymi włosami, uśmiechał się. Mieli dołeczki. Dołeczki. Bliźniaki Luksjan. Widziałam zarówno Daemona, jak i Dawsona osobno, ale zobaczenie ich teraz było trochę denerwujące. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, który to Dawson. Miał dłuższe włosy, jeśli dobrze pamiętałam. Nie byli sami. Wyciągnięty na kanapie, jakby regularnie spędzał tam czas, był jasnowłosy mężczyzna, którego kiedyś spotkałam. Archer. Luc zwrócił się do mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy rozszerzyły się. - Evie... Kilka rzeczy wydarzyło się na raz. Jeden z bliźniaków zaklął. - Cholera jasna! - wykrzyknął Archer. Usiadł, a jego twarz tak szybko bladła, że bałam się, że zemdleje. Czy Origin może zemdleć? Spojrzałam za siebie, prawie spodziewając się, że stoi tam Wielka Stopa. Nikogo tam nie było. Zrozumienie przeniknęło przez twarz Zoe i zbladła, gdy zerwała się na równe nogi. - O mój Boże. - Archer wstał i odwrócił się do miejsca, w którym stał Luc. - O mój Boże, Luc. - Usłyszałem cię za pierwszym razem, Archer - warknął Luc. - I sugerowałbym, aby wszyscy myśleli bardzo mądrze, zanim przesadzą lub powiedzą cokolwiek. Mogę wyjaśnić. Nastąpiła pauza. - Może. - Co się dzieje? - zapytałam, zaczynając się denerwować. Spojrzenie Archera powróciło do mnie. Otworzył usta. - To miałem na myśli. - Źrenice Luca stały się białe. Archer zatrzasnął usta. Schodząc z podestu, zatrzymałam się, ponieważ wszyscy inni się zatrzymali. - Daemon… - Jego brat zrobił krok w bok. Daemon podążył za wzrokiem brata. Jego głowa przechyliła się na bok, kiedy na mnie spojrzał. Żyły pod jego skórą stały się jaskrawo białe.

- Co do diabła, Luc? Luc poruszył się tak szybko, jak uderzenie pioruna. W mgnieniu oka stał między mną a Daemonem. Luc poczuł napięcie, ładując powietrze statycznym ładunkiem. - Odsuń się, Daemon. - Odsunąć się? - Niedowierzanie zagrzmiało w głosie Daemona. - Co to do cholery jest, Luc? - Ja? - Pisnęłam. Mówił o mnie? - Spotkaliśmy się kilka razy. Nie pamiętasz? - Pamiętam, ale ostatnim razem tak nie wyglądałaś - powiedział, a białe światło rozchodziło się po jego policzkach, wpadając do gardła, gdy Zoe się poruszała, rzucając się dookoła kanapy i zbliżając się do klatki schodowej. - Jak nie wyglądałam? - Chwyciłam tył koszuli Luca, szarpiąc ją. - Jak wyglądam? - W porządku - powiedział, kładąc jedną rękę na moim biodrze. - I będzie naprawdę w porządku, gdy tylko Daemon się wycofa. Białawy blask otoczył Daemona. - Co zrobiłeś, Luc? - zażądał. - Czy tak ją uratowałeś? Wciągnęłam zaskoczony jęk. - Mam zamiar zrobić coś naprawdę złego - ostrzegł Luc. Trzeszczące białe światło wydostało się z kłykci Luca, plując w powietrze. - Pozwól, że ci przypomnę, Daemon. Możesz być alfą, ale ja jestem omegą. Wycofaj się, albo ktoś będzie na mnie bardzo wkurzony, a ten ktoś nazywa się Katy. A ja ją lubię. Bardzo. Nie chcę, żeby płakała. - Grozisz mi? - Daemon brzmiał z niedowierzaniem. Luc wydawał się rosnąć. Powietrze w otwartym pomieszczeniu stało się ciężkie i duszne. Grzmot wstrząsnął ścianami, a ja odskoczyłam od Luca, szeroko otwierając oczy. - Daemon - powiedział cicho Archer, jego wzrok przeskakiwał z Luca na mnie. - Nie może być zagrożeniem. - Dla mnie tak nie wygląda - warknął Luksjanin. - I chcesz, żebyśmy ją z powrotem przywieźli? Zwariowałeś, Luc? Nie sprowadzę tego z powrotem, gdzie Kat i moje dziecko… Luc wystrzelił do przodu. Krzyknęłam, ale było już za późno. W jednej sekundzie Luc stał przede mną, a w następnej wbijał Daemona w ścianę jedną ręką wbitą w środek piersi Luksjanina. Płyta gipsowo-kartonowa wystrzeliła w powietrze, gdy Luc podniósł się z podłogi, zabierając ze sobą Daemona. Mój Boże … - Ciebie, Kat i twojego dziecko nie byłoby tutaj, gdyby nie ja. - Smugi białego światła unosiły się w powietrzu, rozprzestrzeniając się wokół Luca jak skrzydła anioła. Ściany domu jęczały pod wpływem energii łączącej się w pokoju. - Po tym wszystkim, co zrobiłem dla ciebie i dla twoich, odmówisz mi w potrzebie? Daemon uniósł ręce, ale one uderzyły z powrotem w ścianę. Ziemia zapadła się pod nimi. - I naraziłbyś cały mój świat na niebezpieczeństwo? - warknął. Ścięgna jego szyi napięły się, gdy próbował podnieść głowę ze ściany. - Aż taki jesteś samolubny? - Powinieneś już znać odpowiedź na to pytanie - warknął Luc. - Jestem. - Przestań! - krzyknęłam, gdy Archer złapał Dawsona, odsuwając go od Luca i Daemona. Luc! Przestań! - Ona nie stanowi zagrożenia dla ciebie ani dla Kat - powiedział Luc. - Ona potrzebuje twojej pomocy. Ruszyłam w ich kierunku, ale podmuch wiatru cofnął mnie o kilka kroków. Moje usta opadły. - Luc!

- Nie zbliżaj się do nas, bo jeśli on choćby popatrzy w twoją stronę, to będzie koniec ostrzegł Luc, a ja ledwo rozpoznałam jego głos. - Nie wiem, co się dzieje, ale musisz się ogarnąć - próbowałam, gdy Daemon walczył z uściskiem Luca. - Proszę? Oboje z was. Bo naprawdę zaczynam wariować. Statyczne naładowały pokój, sprawił, że powietrze było ciężkie. Potem światło zniknęło z twarzy Daemona. - Mój błąd. Luc patrzył na niego przez chwilę, po czym go upuścił. Luksjanin zwinnie wylądował na nogach. Napięta cisza przeciągnęła się, gdy Luc się opuścił. - To okropne, wielkie ups, że prawie się udało - powiedział Luc. - Upewnijmy się, że nie zrobisz tego ponownie. Usta Daemona wykrzywiły się w uśmiechu, gdy odszedł w bok, i po raz kolejny byłam na linii jego wzroku tylko przez krótką sekundę. Luc śledził jego ruchy, blokując go. W tym momencie drzwi się otworzyły i pojawił się Kent, trzymający wielkie białe pudełko. - Mam pączki… - Opuścił pudełko, przyglądając się scenie przed sobą. - Um, co przegapiłem? - Zostań tam - powiedziała Zoe, a Kent słuchał. Daemon cofnął się o kolejny krok. - Nic nie zrobię, Luc. Jestem po prostu bardzo, bardzo jej ciekawy. Z ulgą, że nie wyglądało to już tak, jakby Luc zamierzał zabić Daemona, podniosłam ręce. - Czy ktoś mi powie, co się do cholery dzieje i dlaczego wszyscy tak się na mnie gapicie? - Twoje oczy. - Luc stanął naprzeciw mnie. - To twoje oczy. - Moje oczy… - urwałam, gdy przeszyło mnie zrozumienie. Rzuciłam się do prostokątnego lustra nad płaszczem i tak, moje oczy były czarne z białymi źrenicami. - O mój Boże, nie wiem, dlaczego to się dzieje. - Odwróciłam się i Luc tam był. - W sypialni dostałam zawrotu głowy i miałam wspomnienia. Przyszłam tu, żeby ci powiedzieć. - Co pamiętasz? - zapytał, chwytając mnie za nadgarstki, gdy sięgnęłam do oczu. Próbowałam się na nim skupić, świadoma tego, że wszyscy słuchają. - To pojawiło się znikąd, ale nazwał mnie Nadią, Luc. We wspomnieniu użył tego imienia ale to nie ma sensu. - Wciągnęłam drżący oddech. - Moje oczy wciąż są popaprane? Gdy Luc skinął głową, na szczęce Luca napiął się mięsień. - Zgaduję, że to się już zdarzyło - stwierdził Dawson. - Tak - odpowiedziała Zoe, patrząc na mnie. - Raz, wcześniej. - Naprawdę uważam, że powinniście zacząć nam opowiadać, co się, do cholery, dzieje.powiedział Archer z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Wiemy tylko, że napadnięto na Foretoken i potrzebowałeś naszej pomocy. Otóż ​to. - To długa historia - odpowiedział Luc. - Ale sedno jest takie, że coś było w serum Andromedy, które podano Evie, kiedy była chora. Nie wiem, co to jest. - Czekaj. Nie wiesz, co to jest? - Daemon zamrugał raz, a potem dwa razy. - Poważnie? - Tak. - Na serio? - Daemon nalegał. Luc obejrzał się przez ramię. - Tak, Daemonie. Nie wiem, co jej dano, do diabła, bo najwyraźniej zostałem okłamany. - Wow. - Daemon uśmiechnął się, a moje oczy zwęziły się. - To pierwszy raz. - W każdym razie - przeciągał słowa Archer. - Nie była taka, kiedy ją ostatnio widzieliśmy. - To przez April. Ta dziewczyna w mojej szkole. Pamiętasz Sarah? - Odwróciłam się do Dawsona, a on skinął głową. - Uważamy, że April była jak Sarah. Zmutowana w coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. April zabijała ludzi i wrobiła w to Luksjan. Prawie zabiła Heidi, naszą

przyjaciółkę. Spojrzałam na Zoe, podczas gdy Luc stanął obok mnie, jego jastrzębie spojrzenie zatrzymało się na Daemonie. - W każdym razie miała ten breloczek. Nacisnęła go i to... nie wiem... odblokowało coś, co było w serum. To zmieniło mnie w tego zabójcę na jakieś dwie sekundy i sprawiło, że moje oczy stały się takie, ale to wszystko. Nadal jestem Evie… albo Nadią… albo kimkolwiek. Nie wiemy, co się stało. - Breloczek? - zapytał Daemon. - Tak - odpowiedział Luc. - Dziewczyna nazwała to Falą Cassio. Mam pilota. Planowałem sprawdzić, czy Eaton ma jakiś wgląd. Nie miałam pojęcia, kim był Eaton; to był pierwszy raz, kiedy usłyszałam to imię. Archer zaklął pod nosem, patrząc na bliźniaków. - Co?- Luc warknął. - Czuję, że wy troje wiecie coś, co może wyjaśniać przesadną reakcję Daemona. - To nie była przesada - powiedział Daemon, a głowa Luca szarpnęła się w jego kierunku. Luksjanin uniósł ręce. - Pamiętasz, jak powiedziałem, że wpadliśmy w kłopoty i dlatego byliśmy opóźnieni? Wpadliśmy na to… gdzieś w pobliżu granicy Luizjany i Missisipi. To? Miałam co do tego naprawdę złe przeczucia. - Wyglądał jak człowiek i wydawał się człowiekiem - powiedział Dawson, zerkając na mnie. - Widzieliśmy to na postoju. Archer musiał skorzystać z toalety. - Ponieważ ma pęcherz dwulatka - mruknął Daemon, a Archer wzruszył ramionami. Dawson kontynuował: - Myślałem, że to zwykły człowiek, ale potem rzucił się prosto na mnie. Próbował oderwać mi głowę. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem, a wiesz, że widziałem wiele rzeczy - powiedział Archer, siadając z powrotem przed Kentem. - Facet był jak cholerna maszyna. Zabraliśmy całą trójkę, żeby go zdjąć, i ledwo go zdjęliśmy. - Strzał w głowę - powiedział Dawson. - Tylko w ten sposób mogliśmy go zabić. - Jak zombie? - Kent zażartował z miejsca, w którym stał ze swoim pudełkiem pączków. Na twarzy Dawsona pojawił się krótki uśmiech. - Tak, jak zombie. - Miał oczy jak Evie. Czarne z białymi źrenicami. - Czy wyglądał jak Arumianin? - zapytałam. - Jakby był zrobiony z dymu czy czegoś takiego? Wzrok Dawsona odnalazł mój. - Wyglądał jak Arum, ale nim nie był. Wciągnęłam niepewny oddech, patrząc na Luca. - Cóż, to staje się coraz bardziej interesujące. - Kent, wciąż stojąc przy drzwiach, otworzył pudełko i wyjął pączka. - Tak, żeby wszyscy wiedzieli, Twoje oczy naprawdę zaczynają mnie przerażać, Króliczku. - Przepraszam? - powiedziałam. - Szczerze mówiąc, nie mam nad tym kontroli. Nie mam pojęcia, dlaczego są takie. Kent ugryzł pączka. - Ostatni raz twoje oczy stały się w ten takie same po tym, jak April użyła fali dźwiękowej odezwał się Grayson i po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że był w domu. Stał w kuchni i nie miałam pojęcia, jak długo tam był. - To nie była jedyna rzecz, jaka się wydarzyła. Skinęłam. - Tak, zmieniłam się też w Terminatora. - Czy teraz jesteś Terminatorem? - Kent wziął kolejny kęs pączka.

- Ja… nie czuję się inaczej - powiedziałam, zwracając się do Luca, gdy niepokój rozkwitł. To znaczy, czuję się normalnie, z wyjątkiem oczu. - Boli cię głowa? - zapytał. - Nic podobnego? Potrząsnęłam głową. - Miałam zawroty głowy, ale teraz czuję się normalnie. Luc pochylił się, muskając ustami moje czoło, kiedy jego spojrzenie spotkało się z Graysonem. - Chcę, żebyś tam był. Upewnij się, że nikogo nie ma w pobliżu… Rozległ się trzask, jakby w jedno z okien uderzył kamyk, a na wpół zjedzony pączek wyślizgnął się z palców Kenta. Dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy rozegrała się przede mną przerażająco znajoma scena. Czerwone, jaskrawoczerwone kropki trysnęły w powietrze, gdy całe ciało Kenta szarpnęło się do tyłu. Bliźniacy i Archer odwrócili się, ten ostatni wytarł twarz ręką. Ruda maź była na jego policzkach, a teraz na dłoni, a niebieskie włosy Kenta pociemniały, połowa jego głowy zniknęła, zupełnie… O Boże. O mój Boże … Kent był już martwy, zanim upadł na podłogę.
The Burning Shadow- Jennifer L. Armentrout, rozdział 35. tłumaczenie nieoficjalne

Related documents

116 Pages • 50,153 Words • PDF • 760.1 KB

281 Pages • 123,620 Words • PDF • 2.1 MB

380 Pages • 113,378 Words • PDF • 5.2 MB

167 Pages • 93,654 Words • PDF • 1.1 MB

289 Pages • 118,349 Words • PDF • 1.6 MB

299 Pages • 97,870 Words • PDF • 2 MB

275 Pages • 90,246 Words • PDF • 2 MB

129 Pages • 24,823 Words • PDF • 1.3 MB

341 Pages • 99,313 Words • PDF • 2 MB

406 Pages • 135,197 Words • PDF • 1.7 MB