K.I. - K

263 Pages • 40,725 Words • PDF • 1.5 MB
Uploaded at 2021-10-21 18:41

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Iza Kuna Klara Świat Książki 2013

Noc Muzeów, czyli sezon na szparagi Klara miała 39 lat, więc kupiła sobie rower. I koc. I najnowsze dzieło Murakamiego. I „Gazetę Wyborczą” z „Co jest grane”. Lubiła ten dodatek, bo kolega w podstawówce na pytanie: „Co jest grane?”, odpowiadał zawsze: „Tango buraczane”. Kochała się w nim, więc miała dobre wspomnienia. Przynajmniej tyle. Jan miał 38 lat. Czytał Kinga. Słuchał Stinga. Uwielbiał Discovery i ekierki, i porto (z akcentem na porto). W wolnych chwilach nurkował. Nie miał dzieci. Nie miał wspomnień. Miał plan. Przynajmniej tyle. Klara była odważna. Napisała ogłoszenie: „Mam na imię Klara i 39 lat, jeśli chcesz ze mną spędzić Noc Muzeów, zadzwoń”. Jan był nieśmiały, ale napił się porto i napisał SMS-a: „Tak. Chcę”. I nadeszła noc. Spotkali się w kolejce do Muzeum Nurkowania. On miał ze sobą książkę Marzenia senne dzieci Junga. Po tym go poznała. Ona 1

uśmiechnęła się. Po tym ją poznał. Ona go poczęstowała papierosem. On ją wodą mineralną z gazem. Ona odmówiła. On też. Ale się zawahał. W Muzeum Powstania Warszawskiego nic nie mówili. W Muzeum Sztuki Współczesnej ona go nadepnęła. Niechcący. Dotknął jej dopiero na Hożej, delikatnie. Pocałował w Muzeum Etnograficznym. Przed Zachętą zrobił jej zdjęcie telefonem. Nieostre. „Nieostre”, powiedział. Ona rozpłakała się.

ONA Przepraszam. Nie bierz tego do siebie. Jestem zdenerwowana po prostu. Coś mi się przypomniało. Przepraszam.

ON To ja przepraszam. Nie umiem robić zdjęć. Przepraszam. Chodźmy gdzieś usiąść. Usiądźmy może gdzieś. Przepraszam. Usiedli.

ONA Woda. Wino. Szparagi.

ON Porto. Porto. Porto. Szparagi. Przepraszam!

ONA 2

Nie przepraszaj!

ON Przepraszam! Lubię Warszawę. I Bydgoszcz. Tam jest zupełnie inna kultura. To jest zupełnie inny świat. Tam ludzie żyją inaczej.

ONA A Toruń?

ON Nie mogę powiedzieć, że znam Toruń, ale... tak, podoba mi się. Lubię miasta polskie. Lubię. Porto.

ONA Ja też. Najbardziej Trójmiasto. I Sopot. Sopot bardzo lubię.

ON O której odchodzi twoje metro?

ONA O jedenastej. ON To mamy jeszcze czas. Porto. Rachunek. Odprowadzę cię. 3

ONA Lubię szparagi. Bardzo. Ale te mi nie smakowały. Lubię takie zwykłe szparagi. Bez niczego.

ON No to odprowadzę cię.

ONA Takie zwykłe lubię. Po co te sosy były w ogóle? Pocałuj mnie!

ON Ciekawe, dlaczego szparagi tak krótko trwają?

ONA Ciekawe. Pocałuj mnie!

ON Dobranoc.

ONA Dobranoc. Klara miała 39 lat i rzygała całą noc. Po szparagach. Jan miał 4

38 lat i pił całą noc. Porto.

Obietnica – Przysięgam ci! – grzmiała przez telefon matka. – Obiecuję! Jeśli natychmiast nie skończysz tej znajomości, to ja ją skończę! Zadzwonię do jego żony! Ja to zrobię! – Nic to nie zmieni, mamo. – Klarze było wszystko jedno. – Co nic nie zmieni? Zmieni! Aha, jeszcze jedno. Przysięgam ci, że jeżeli z nim nie zerwiesz, to nie masz prawa być na moim pogrzebie, rozumiesz?! – Kto mnie nie wpuści? – Pani Zosia i pani Basia. Nie masz prawa stać nad moim grobem. I nie waż się dotykać urny! – Tu głos jej zadrżał. – Mamo, przestań! Umieraj sobie, gdzie chcesz i jak chcesz. Zakop się, spal, nie wiem... – Tu głos jej zadrżał. Potem się rozpłakała i rzuciła słuchawką. – Halo! Wronka...? Ja już nie mogę. Ja go tak strasznie kocham... Tak strasznie, że nie jestem w stanie tego znieść. Co ja mam robić, Wronka? – Zamknąć się w szpitalu, Klara. W więzieniu, gdziekolwiek, wyrzucić telefon, nie odbierać od niego niczego, nie dzwonić, nie myśleć, nie kłamać, Klara! On ci marnuje życie! Opamiętaj się! 5

– Zabiję jego żonę. – Klara, do diabła! Przestań! – Spróbuję. Wczoraj też próbowałam. Miał na imię Jan. Jan bez ziemi. I bez sensu. – Próbowałaś już tysiąc razy. Przysięgam ci, że jeżeli teraz dasz dupy, to przyjdę do ciebie, zabiorę ci telefon, zamknę na klucz i klucz wypierdolę przez okno. Przysięgam ci! Klara nie miała już leków, przyjaciół ani alkoholu. – Halo? Piotr, jesteś lekarzem. Błagam cię, czy ty masz jakieś środki, po których mogę spać i spać, żeby przespać? – Klara, musisz skończyć z tym chujoplotem. To na pewno. – Piotr, takie środki, co jak popiję winem, to umrę. – Klara, musisz to skończyć! – Albo nie. Takie coś, żebym mogła otruć jego żonę. Proszę cię, Piotr! – Klara, przysięgam ci, że jeżeli tego nie skończysz, to zadzwonię do niego, spotkam się z nim i wpierdolę mu. Przysięgam ci to! Roztrzaskam mu łeb. W środku nocy obudził ją telefon. – Lisie? – Aleks? – Kochana moja, obiecuję ci, że już niedługo wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jutro jak będę jechał do domu, przyjadę do ciebie na chwilkę, dobrze? Żeby cię ucałować, ukochać, przytulić. Żeby cię 6

zobaczyć, Klara. Nie płacz, lisie! Nie płacz, bo sam się rozpłaczę. Kupię ci coś po drodze, chcesz? Co chcesz? – Siedlisko na Mazurach. – Wszystko, co chcesz. No dobrze już. Już lis się uśmiechnął, tak? Kończę, kocham, kogucik, pa. Rano Klara znalazła papierosa, koniak i kontakt. Światło. Zapaliła światło, papierosa i lampkę koniaku. Wronka wypiła jej zdrowie, wpiła jej czerwone paznokcie w szyje, zabrała jej siłą telefon, klucze i stanęła pod drzwiami. Po chwili wpadł Piotr, sprawdził Klarze puls, potem sobie i stanął z Wronką pod drzwiami. Po chwili w drzwiach stanął Aleks. – Lisie! – Kochanie! – Kwiatuszki dla ciebie. – Miał być domek na Mazurach. – Na razie kwiatuszki. Przytul mnie! O tak, pokochajmy się chwileczkę. Tak się stęskniłem. Czemu nie odbierałaś telefonów? – Wronka mi zabrała. – A tak... Spotkałem ich z Piotrem przed drzwiami. Wronka taka ładna jest, a ciągle nie ułożyła sobie życia. Widzisz, lisie, jak to jest... I tu jeszcze pocałujemy, i tu... Wyszedł koło południa. W drzwiach minął się z Wronką i Piotrem. Byli tak pijani, że go nie poznali. – Klara, my z Piotrem chcemy ci powiedzieć, że co by się nie 7

stało, możesz na nas liczyć. Obiecujemy ci to, Klara!!! Ty kurwo!!! Ledwo dojechał do domu, zadzwonił. Po cichutku, z łazienki. – Klara? Twoja matka dzwoniła do mojej żony. Klara zakrztusiła się koniakiem. Bała się, że nie przeżyje. – Moja matka? Moja matka? Moja matka? – Lisie, przestań! Żartowałem. Chciałem cię rozbawić. W tym tygodniu powiem żonie o nas, przysięgam ci. Na wszystkie świętości. Na największą świętość. Na świętość nad świętościami.

Wizyta starszej pani, czyli... Mamo? – Mama...? Mamo...! Matko jedyna! – Będziesz mnie odmieniać przez przypadki czy mogę wejść? – Oczywiście... Wejdź, mamusiu! – Nie rozśmieszaj mnie! Matka Klary postawiła walizkę w przedpokoju i się rozejrzała. – Ciemne mieszkanie... – Napijesz się czegoś, mamo? – Piłam w domu. – No to herbaty ci zrobię. Matka Klary usiadła w fotelu, wyciągnęła chustkę do nosa, wysmarkała się, a potem... – Mamo... – Zaczęła płakać. – Mamo... – Strasznie płakać. – 8

Mamo... Słodzisz? – Niech naciągnie najpierw. – Jedną? – Ty matkę pytasz, czy słodzi... Przyjechałam się pożegnać. – Mamo, proszę cię! – Ile tu jest pokoi? – Dwa, mamo. Tu jest salon i sypialnia. Chodź, zobacz! – To jeden, nie dwa... Miałam sen. Ktoś do mnie zadzwonił. Nieważne. Ja wiem kto, ale nieważne. I powiedział: „Chodź...” I ja idę... Niech naciągnie bardziej. Nie wyrzucaj! – Nie wyrzucam, mamo. – W torbie mam dokumenty, ale nie wiem, jak ci dać, bo ty wszystko zgubisz zaraz. – Mamo... – Zamknij się! Mieszkanie w Kutnie jest na ciebie. Dwa pokoje. Nie jeden, bo ja oszczędzałam całe życie i się nie bawiłam. – Mamo... – Wszystkie książki są twojej siostry, bo ona się ciągle uczy i ma osiągnięcia ciągle. Obrazy przekazuję pani Zosi, bo ona lubi sztukę i zna się. Wszystkie moje odznaczenia i nagrody pani Basi, bo ona zawsze mi gratulowała, jak dostałam. A buty cioci Renacie, bo ona ma ten sam numer. – Ja też mam ten sam, mamo... – Zapal światło, bo ciemno tu strasznie. Chociaż ja niedługo i 9

tak będę miała ciemno... – Mamo, przestań! – Co, przestań? Już ci przeszkadzam? Przyjechałam dopiero co i już ci przeszkadzam? – Mamo, proszę cię! – Ty matkę pytasz, czy słodzi. Ja nie słodzę, Klara! Ja nigdy nie słodziłam! – Słodziłaś, mamo. – Kiedy? – Jak tata był w pracy. Słodziłaś. – Nie waż się przy mnie mówić o ojcu, rozumiesz?! Tata... Nie rozśmieszaj mnie! Tata...? Po pierwsze, on nigdy nie pracował. Po drugie, ty nie masz taty! – Jak nie mam? To kto w ciebie wstąpił? – Jesteś bezczelna, wiesz? Mieszkanie w Kutnie zobaczysz jak świnia niebo! – Ja nie chcę mieszkania, mamo! Mam w dupie twoje sny, mamo! Mam w dupie twoje obrazy, twoje kryształy, twoje ordery... Ojca też mam w dupie! Chcesz cytrynę? Matka Klary przestała płakać i mokrą chusteczką wytarła ręce. – Chcę zostać u ciebie chwilę. Klara odwróciła się od matki i zaczęła kroić cytrynę, chociaż była pewna, że to cebula. – Zapal może jakieś świeczki. Ciemno nie do wytrzymania... 10

Lampa Aladyna – Nie świeci! – No nie świeci, mamo. I co ci poradzę? – Klara zapaliła kolejnego papierosa. – Napijesz się wina, mamo? – Gdzie ty ją kupiłaś? – Na Kole, mamo. Mówiłam ci, to jest taki targ staroci. – No właśnie. Nie dość, że stara, to jeszcze ktoś przy niej umarł na pewno. Ani metki, ani nic. – No i widzisz, mamo! Jak można przy tobie nie pić? Od dziecka mi pieprzysz takie głupoty. Kto umarł przy lampie? No kto? – Ja mogę zaraz jechać do domu, jak ci nie pasuje. – No i widzisz... Usiądź, mamo! Nie chodź wokół tej lampy, bo nie zaświeci. – Ja jadę zaraz. – Dopiero przyjechałaś. – Ktoś ci doradził...? Ile zapłaciłaś...? Jedź i oddaj teraz! – Oj, mamo... Jakiś elektryk ją musi zobaczyć. Może to faza poszła? – Jaka faza? Ty fazę to masz w piciu. Przestań już palić! – I zaczęła płakać. – Ale mi starość zafundowałaś! Inni to mają dzieci... – Mamo, no przez lampę będziesz płakać? 11

– Całe to moje życie jest jak ta lampa. Z zewnątrz jako tako, ale wypalone. Wszystko wypalone... – Mamo, przestań! – Żeby nie było normalnych sklepów... Pani Zosi córka ostatnio piękne lampy kupiła i kinkiety. I jasno w domu, przyjemnie, wszystkie świecą. – No chyba to nie jest dziwne, że świecą. Lampy są po to, żeby świecić. – Twoja świeci...? No, twoja świeci...? – I znów jej się głos załamał. I znów Klara sięgnęła po papierosa i po kieliszek. A potem po krzesło. – Co ty wyczyniasz? – Ściągam ją. Ściągam tę cholerną lampę! – Nie wchodź po winie na krzesło...! Nie wchodź, mówię! I weszła. I objęła lampę z całej siły. I zaczęła płakać wniebogłosy. A potem zaczęła się chwiać na krześle. I tak obie z lampą się chwiały, która szybciej. – Świeć, mówię! No świeć, bo ci jebnę! Moja mamusia chce, żebyś świeciła! Do YOU UNDERSTAND, YOU MOTHER FUCKER!!! I nagle Klara usłyszała świst, i zobaczyła dym. A potem zobaczyła najpiękniejszego w świecie dżina. Ciągle trzymając się lampy, szepnęła: 12

– Wow... – Złaź mówię! Złaź natychmiast, bo się zabijesz, pijaczko jedna. – Ja pierdzielę, mamo... I kiedy matka Klary zakładała płaszcz i zapinała buty, szepcząc pod nosem: – Ostatni raz tu jestem. Ostatni... Teraz już mnie zobaczysz w trumnie... Klara usłyszała aksamitny głos dżina: – Czego żądasz, Klaro? Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – Mama... Mama ma autobus o 17. Mógłbyś ją zawieźć? I spadła.

Z dżinem przy dżinie Wybiła północ, Klara była coraz bardziej pijana. Dżin coraz bardziej niecierpliwy. – Musisz się zdecydować, Klara. Nie mogę dłużej czekać. Wiesz, że Paganiniego pogrzebali żywcem, jak był mały. Tylko nagle ktoś zobaczył, że mu się ruszają paluszki, rozumiesz? Paluszki mu się ruszały... O tak... I zaczęła wyginać palce we wszystkie strony. 13

– Chcesz zagrać? – Chcę zagrać w państwa-miasta. – Nie kłam, Klara! Współczuję ci. Wolałbym siedzieć w lampie niż w tobie. Nie umiem ci pomóc. Myślę, że się staczasz. Myślę, że jesteś kobietą przegraną. Nie odczuwam pożądania, jak na ciebie patrzę. – Tak, chcę zagrać. Chcę zagrać w kółko i krzyżyk. Kółko – ja się rozbieram. Krzyżyk – podrzynasz mi gardło. – To mnie nie denerwuje. – Ale ty mnie denerwujesz. Nie masz ciała. Jesteś przezroczysty. Dupa ci się kończy jak Brombie. Dżin chwycił wpół butelkę dżinu, potem chwycił wpół Klarę i wycedził jej do ucha: – Masz jeszcze dwa życzenia. Wypowiedz je!!! – Chcę, żeby tu był Aleks. Po drodze niech kupi dżin. I zjawił się Aleks. Dżin. Tonik. Dżin. – Kocie...? Nie śpisz? Pędziłem do ciebie jak szalony. – Wiem. – Co u ciebie, Klara? – Dobrze, dobrze. Dużo czytam. Wolałbyś być Tołstojem czy Dostojewskim? Wolałbyś mnie zabić czy się ze mną ożenić? Zagrasz w rozbieranego? Dżin przechylił butelkę dżinu, potem przechylił Klarę i szepnął: 14

– Jeszcze jedno życzenie, Klara! – Chcę, żeby tu został do końca życia! – A on tego chce? – Ty się mnie pytasz? Ty nie dyskutuj ze mną!!! Ty masz spełniać życzenia, a nie się mądrzyć!!! – Klara, spełniam, co mogę – szepnął Aleks. – Mogę zapalić? – Nie do ciebie mówię. Mówię do dżina... Do dżinu. – Ślicznie wyglądasz – szepnął Aleks. – Spierdalaj – szepnęła Klara. – Ale kłamie, menda – szepnął dżin. – Co z twoją analizą, lisie? – Analizuje się. – Masz gdzieś Biblię, Klara? – Pierze się. Na szóstce. Dziewięćdziesiąt stopni. Kto sieje, płacząc, zbiera, śmiejąc się. Aleks, zasiejesz mi coś? – Chodź, lisie! Przytulę cię. Mój mały lis... Ale się nadokuczał, nawywijał. I objął Klarę mocno. I tego już dżin nie zniósł. Jednym ruchem strącił Aleksa z krzesła, a ten upadł jak długi. – Jezu, ale się wyjebałem... Przepraszam cię, Klara. Nic mi nie jest... Klara tarzała się ze śmiechu. A nad nią stał dżin i ją szarpał. – Wstawaj! Ostatnie życzenie, Klara! Ta menda zostaje tu do końca życia, tak? 15

– O, nie, nie, panie dżinie, nie, nie! Zmieniłam zdanie. Poproszę dżin z tonikiem! – Tylko jedno życzenie! -To... Orgazm.

Upał, czyli Klara upada po raz pierwszy KLARA, MATKA, ALEKS

KLARA To jest Aleks, mamo.

ALEKS Dzień dobry! Aleks.

MATKA Dzień dobry! Alicja.

ALEKS Gorąco...

MATKA Bardzo gorąco...

16

KLARA (śmieje się) Rozbierz się!

ALEKS Pani na długo w Warszawie?

MATKA Jak będzie tak gorąco, to nie.

ALEKS No tak... Jak jest tak gorąco, to lepiej gdzieś przy wodzie. KLARA (śmieje się) Chcesz się wykąpać?

Dzwonek KLARA. MATKA. ALEKS. WRONKA

WRONKA Dzień dobry pani.

MATKA Dzień dobry, Wronka. 17

WRONKA No, nareszcie! Super pani wygląda. Zaraz tu pani narzeczonego jakiegoś znajdziemy. Aleks, nie masz jakiegoś kolegi wolnego? Tylko takiego wiesz... Nie pojebanego, tylko jakiegoś mądrego. KLARA (śmieje się) Powstańca.

WRONKA Cześć, Aleks. Ale upał...! Super, że pani przyjechała. Do kiedy pani zostaje? (do Aleksa) Ale się spociłeś!

MATKA Ja to już, Wronka, wiesz... Na tamten świat. A ty, kochanie, kiedy za mąż wychodzisz?

WRONKA Nigdy, pani Alu. Nigdy. W tym wieku przejebane. Klara, weź no zrób coś do picia! Dla mnie koniak, dla pani Ali koniak, dla Alka melisę, bo jeszcze się na mnie rzuci zaraz. Ja mogę do ciebie mówić Alek, nie?

MATKA Nie, ja za koniaczek dziękuję. 18

WRONKA Koniak, koniak.

KLARA To ja też koniak.

MATKA To ja odrobinkę.

ALEKS Tak. Poproszę.

Dzwonek KLARA. MATKA. ALEKS. WRONKA. PIOTR

KLARA To jest Piotr, mamo. Radiolog. To jest moja mama. To Aleks. Wronkę znasz.

PIOTR Dzień dobry pani. Cześć, Wronka.

WRONKA 19

Co cześć, wieśniaku?! Przytul, za dupę mnie złap! A nie: cześć! Komu koniak?

ALEKS (cicho) Dzień dobry. Ja poproszę.

WRONKA Jezu, Aleks! Cały mokry jesteś... Sorry, Alku...

MATKA Dzień dobry.

PIOTR Co pijecie? Koniak? Super! Nalej mi, Klara, bo już mi się od tego rezonansu pierdoli we łbie. Od rana koniak...? Badałem dziś same stare baby. (do Matki) O, przepraszam! Ale upał...

MATKA A... gorąco...

PIOTR Na długo pani przyjechała? KLARA (śmieje się) 20

Na zawsze. MATKA (śmieje się) Do śmierci.

PIOTR No to, pani zdrowie!

WRONKA (do Aleksa) Co ty się tak pocisz? Jezu! (do wszystkich) Zdrowie mam i tych, co mamami nie będą nigdy... Czyli moje!!! KLARA (śmieje się) Słabo mi... (mdleje)

ALEKS Z tego upału chyba...

WRONKA Z dupy, nie z upału.

MATKA Klara!!! Wronka, koniak!!! (do Aleksa) Niech pan prysznic 21

weźmie czy coś...

Koniak, czyli Klara upada po raz drugi MATKA. KLARA. WRONKA. ALEKS. PIOTR. KONIAK

ALEKS (pochylony nad Klarą) Kochanie, wszystko dobrze...? Kocie? Dobrze już?

PIOTR Klara, dobrze...? Oddychaj, Klara! Podciągnij koszulkę, zbadam cię. Wlej mi koniaku, Wronka!

WRONKA (pochylona nad Klarą) Klara, weź mnie nie wkurwiaj! Normalnie patrz! Patrz normalnie, Klara!

KLARA Patrzę...

ALEKS (pochylony nad Klarą) Nie denerwuj się, kocie! Jestem. Jestem przy tobie. Zadzwonię po pogotowie zaraz. 22

WRONKA Po koronera chyba. Czego się napijesz, Klara?

KLARA Koniak może. ALEKS Przestań, Klara! Ja poproszę!

MATKA (pochylona nad Klarą) Ja też poproszę. Bo nie jadła nic dzisiaj... Czemu ona nic nie je...? O, już ma kolory, dobrze... Ja posiedzę przy niej. (do Aleksa) Jezus! Niech się pan odsunie, bo pan cały mokry jest, na litość boską! (do Piotra) To wszystko przez stres. Może mnie pan zbada, bo mi też coś słabo...

ALEKS To ja może wezmę prysznic... (wchodzi do łazienki).

WRONKA Ze mną może, co?

PIOTR Albo ze mną. (do Matki) Proszę się rozebrać! 23

MATKA Potem... A pan, panie Aleksie, to pan ma jakieś zamiary co do mojej córki?

KLARA Mamo!

WRONKA Nie mamo, nie mamo, tylko patrz normalnie! Szeroko oczy!!! Z łazienki słychać dzwoniący telefon i szum puszczonej wody.

PIOTR Oddychaj! Rozepnij się!

WRONKA Zamknij się! (krzyczy do Aleksa) Ty, słyszałeś pytanie?

MATKA No myje się przecież.

WRONKA Nie myje się, tylko z żoną rozmawia. 24

PIOTR (do Matki) Niech pani oddycha! ALEKS (wychodzi z łazienki) Ja będę leciał już. Klara, w porządku...? Będę leciał. Widzę, że w porządku...

MATKA Coś tu nie jest w porządku, proszę pana.

KLARA Mamo!

PIOTR To ja jeszcze koniak. Klara, szeroko oczy!!!

MATKA (do Aleksa) Wracaj, ty... Niech pan wraca! Co mojej córce dupę zawracasz??? Zawraca pan! W porządku??? Jest bardzo nie w porządku!!! Matka ciemna, z Kutna? Nie wyjdzie pan, póki moje dziecko nie otworzy szeroko oczu! Ty skurwysynu ty! Przepraszam, że tak na ty do pana! 25

WRONKA (śmieje się) Dzwoń po FBI, Aleks!

KLARA Mamo... (mdleje)

MATKA Nie mamo, nie mamo! (do Aleksa) Pan na kanapę! (do Piotra) Pan do kąta! (do Wronki) Wronka, koniak!!!

Taka miłość się nie zdarza, czyli Klara upada po raz trzeci KLARA. PIOTR. WRONKA

KLARA (odzyskuje przytomność) Mamo...

WRONKA Tak?

KLARA Mamo, mówiłam. 26

WRONKA Tak, kochanie?

KLARA Nie pierdol, Wronka! Gdzie moja mama?

PIOTR Muszę ci coś powiedzieć, Klara...

KLARA (krzyczy) Gdzie moja matka???

WRONKA To ja, kochanie.

KLARA (do Piotra) Jebnę jej zaraz. Powiedz tej kretynce, że już mi dobrze...

PIOTR Wronka, Klara już jest zdrowa. Co to za koniak?

WRONKA Twoja matka... 27

PIOTR Muszę ci coś powiedzieć, Klara...

KLARA Nie żyje.

WRONKA Nie, żyje. Żyje, ale wyszła z Aleksem... Co ja za koniak kupiłam? Całkiem możliwe, że nie żyją oboje...

KLARA On mnie kocha.

WRONKA No wiem, kochanie. PIOTR Klara, muszę ci coś powiedzieć...

KLARA Jak to wyszli?

PIOTR Klara, wszystko dobrze już. Nie denerwuj się. 28

KLARA On ma żonę... I dzieci...

WRONKA O Jezu! Ale małe jeszcze... (do Piotra) No, powiedz jej!

KLARA Mamo...

PIOTR Klara, ja muszę ci coś powiedzieć. Ja... WRONKA (śmieje się) Zabił twoją matkę. O, koniak się skończył. Wyjdźmy na ulicę!!!

KLARA Zamknij ją w łazience!

PIOTR To było silniejsze ode mnie, Klara. Czekałem na to, ja to czułem... 29

WRONKA Ja nic nie wiedziałam.

KLARA Gdzie jest moja matka???

WRONKA Z Aleksem...

PIOTR Taka miłość się nie zdarza, ja to wiem.

KLARA Jezus Maria! Ty z moją matką?

PIOTR Nie, nie, nie, absolutnie, nie...

WRONKA Powiedz jej!

PIOTR Ja, Klara, zakochałem się, zakochałem się... 30

WRONKA To było uderzenie pioruna...

PIOTR W koledze z pracy.

WRONKA Anestezjolog.

PIOTR Drugi stopień specjalizacji, Klara!!! Klara mdleje.

WRONKA Powiedziałeś jej?

PIOTR No słyszałaś przecież.

WRONKA Ty pedale.

31

Klara dostaje kota Klara dostaje SMS-a: „Kocham Cię najbardziej na świecie. Szaleję za Tobą, pieszczę Cię i zasypiam z Tobą”. Chwilę później nie dostaje nic. Potem dostaje szału, a potem dostaje kota... Kot jest czarny, schowany w czarnym swetrze Aleksa, stoi w drzwiach i kocha ją tak mocno jak Aleks. – Aleks, na litość boską, nie chcę kota. Chcę ciebie!!! – Wiem, kocie. Wiem... Ale ja jestem! Klara, jestem i zawsze będę. Klara, zawsze będę... Klara patrzy na czarnego kota, małego jak jej puderniczka i... płacze. Aleks też płacze, i płacze kot, na czarno. Łzy kota kapią na sweter Aleksa, sweter się rozpuszcza, Aleksowi robi się zimno. Aleks łapie resztki oczek swetra, potem łapie windę, szepcze: – Jeszcze przyjdę, Klara, jeszcze zadzwonię, jeszcze kocham... Klara dzwoni do Wronki: – Wronka? Dostałam kota. W prezencie. – Chłopiec czy dziewczynka? – Nie wiem. – Od kogo? – Nie wiem. – Wiesz. Nie pieprz! – Nie wiem. – Kurwa! 32

– Od Aleksa. – Kurwa! Kurwa! Kurwa! – Wronka, ja nie wiem, czy to kot, czy kotka. – Mówi? – Nie. Schowała się. – To dziewczynka jest. Na pewno. Powiedział coś? – Nie, nie mówi. – Aleks. Czy coś powiedział Aleks? – Tak. Powiedział, że mnie kocha. I że zawsze będzie przy mnie. – Klara...? Zjedz go!!! Zjedz, kurwa, tego kota!!! Wyrzuć go!!! Na schody!!! Zrób sobie rękawiczki! – Wronka, jakbym umarła teraz, to Dzień Zmarłych mi się liczy czy nie? – Będę za chwilę. Klara rozpłakała się jeszcze bardziej. Kot zasłonił łapkami oczy. Płakali jak listopad. Oboje. Tak się zanosili płaczem aż strach. – Zoloft, podaj mi zoloft, Klara – mruknął kot. – Mam tylko xanax, kocie – mruknęła Klara. – Niech będzie xanax. Klara spojrzała na kota. Podała mu Xanax. – Nie wyrzucaj mnie, Klara. Jak mnie nie wyrzucisz, to ci powiem coś o Aleksie, chcesz? Słyszysz, jak mi serduszko wali? Aleks przyniósł mnie w prezencie dla swojej żony, ale ona zrobiła sobie 33

test i chyba jest w ciąży. I mnie wyrzuciła na schody. Aleks strasznie płakał i mnie znalazł, i... przyniósł do ciebie... Aż się trzęsę cały. Masz koniak? – No już, kocie, uspokój się. Powiedz mi, czy to prawda, że Aleks nie sypia ze swoją żoną. – Prawda. Sypia ze swoją asystentką. Aż się rzygać chce, nie? Będę rzygał, Klara. Bleee.

Bajka na dobranoc Było sobie słoneczko. Było bardzo smutne, ponieważ nie miało swojego domku. Czy ty jesteś moim domkiem? – zapytało stojący domek z niebieskimi oknami. Nie, nie, nie – odpowiedział domek i zamknął okienko. A może ty? – zapytało drzewa. Nie, nie, nie – zaszumiało drzewo. Ale zapytaj kaczki. Kaczuszko, kaczuszko, zaprowadzisz mnie do mojego domku? Dobrze. Chodźmy! Po drodze rozmawiali o wszystkim. Wreszcie dotarli do lokomotywy. To jest twój domek – powiedziała kaczuszka. Nieprawda! – odpowiedziała lokomotywa. – Jestem domkiem Stasia. Nie słuchaj jej! Ona zawsze tak robi. Nikt nie chce z nią rozmawiać, dlatego każdemu obiecuje, obiecuje, a potem o... Słoneczko było już całkiem załamane, gdy spotkało księżyc. Chodź – powiedział. Ja też nie mam domu, będziemy świecić razem. I poszli. Dobranoc. 34

– Jeszcze jedną! – poprosiło dziecko. Klara była już bardzo śpiąca. – Niech sobie ciocia zapali, ja poczekam. – Nie mogę palić przy tobie. – Może ciocia. Moja mama pali. – Nie, nie. Potem zapalę. Może tylko się napiję. – Ja bym też lubiła pić. – Chce ci się pić? – Nie, nie, nie – powiedziało słoneczko. – Skąd ciocia zna takie bajki? – Wymyślam je. – A z czego? – Z głowy, z serduszka, z ulicy. – Fajnie. – Czemu podobają ci się moje bajki? – Bo są bardzo smutne. Mama mi zawsze opowiada takie, że się dobrze kończą. – Opowiedzieć ci taką, co się dobrze kończy? – Nie, nie, nie – powiedziało drzewo. – Chcę smutną. Najlepiej taką, żeby wszyscy umarli. – Jak ci będę opowiadała takie bajki, to mama cię nigdy u mnie nie zostawi. – Zostawi, zostawi. Rzucę się na podłogę albo ją poproszę. Ciocia jest najfajniejsza z pań. I ma ciocia kota. – Wiesz, kochanie, że on mówi? 35

– Wiem, wiem, wiem – powiedział domek. – To zanim przyjdzie twoja mamusia, opowiem ci jeszcze jedną, taką trochę wesołą, dobrze? Tylko musisz spać, bo ja muszę potem sobie zapalić, dobrze? Dawno, dawno temu... – Ale niech się ciocia napije. Ciocia tak fajnie opowiada, jak się ciocia napije. – Żyła sobie dziewczynka, która nie miała ani tatusia, ani mamusi. – Fajnie się zaczyna. – Ale miała duży dom i w tym domu wszyscy ją kochali. I krzesło, i stół, i kot na dachu. Ta dziewczynka była bardzo mądra, bardzo. A jak dorosła, poznała księcia, który był bardzo bogaty i nie mógł się z nią ożenić. Ale często do niej przychodził... – Dlaczego nie mógł? – Bo był bogaty. – Bo miał żonę na pewno. – Pewnie tak... No więc miał żonę, ale bardzo, bardzo niedobrą. I dzieci, które bardzo kochał. I kochał też naszą dziewczynkę bardzo. Pewnego razu jego żona prasowała mu koszulę i umarła. – Fajnie. – I on przyszedł do naszej dziewczynki, zabrał ze sobą swoje dzieci i już myślał, że będą bardzo szczęśliwi. Ale ona zachorowała i umarła. I został sam. – Z dziećmi. 36

– Tak, tak, z dziećmi. I zamieszkał na zawsze z tymi krzesłami, fotelem... – I kotem. Kot nie umarł, prawda? – Tak, tak, tak, z kotem. I żyli długo i szczęśliwie. Dobranoc. – Ciociu, a moja mama mówi, że ciocia ma nasrane w głowie.

Gość Klara nie miała humoru, nie miała światła, nie miała chęci ani czasu, nie miała nawet gorączki, ale miała... gościa. Zjawił się koło północy. Był uśmiechnięty, nawet bardzo. – Klara, kochanie! – Marynia? Ciocia Marynia? – Niech cię uścisnę, skarbie! Jaka ty chuda jesteś! Jezu, w ogóle cię nie widzę w tych ciemnościach. Egipskich!!! – Ja cioci też, ani trochę. Ale ciocia też schudła, czuję... Usiądźmy blisko siebie! Zrobić cioci herbaty? – Herbaty nie. Whisky tak. – To tak, jak ja, Maryniu. – Tak samiusieńko? Skarbie mój drogi... Aż żal, że nic a nic cię nie widzę. Nie masz nawet świeczki żadnej? – No mam, ale tak ciemno, nie mogę znaleźć ani świeczki, ani papierosów... Rano sobie zapalimy wszystko, cały świat, Maryniu. 37

– Ale powiem ci, że ja po tej whisky, to nawet trochę widzę... I nagle pstryk. Pstryk. Wszystko się pali. – Ciociu Maryniu? – Jestem, skarbie. Jestem w łazience, zaraz wracam. Twoja matka ma rację, ty masz straszny burdel w tym mieszkaniu. I nagle pstryk. Pstryk. I ciemno. Znowu. – Patrz, Klara! Pijemy, pijemy i nic nie ubywa. Pewnie przez tę ciemność człowiek się boi, że zniknie. – Ciociu Maryniu, czemu ciocia ma takie wielkie oczy? – Wiesz, że tylko ty mówisz do mnie Maryniu? Tylko ty, skarbie... – A wiesz, Maryniu, że tylko ty masz takie wielkie? Tylko ty... I się rozpłakały. Klara się rozpłakała jak Marynia, a Marynia jak Klara. Ale jakby tego było mało, ciocia Marynia wypiła zdrowie Klary, a Klara cioci Maryni. – A ty, skarbie ty mój, czemu tak sama siedzisz? Nie masz nikogo cały czas? – Mam, ciociu Maryniu, mam. Jest moja mama, jest Aleks, mój kochanek, jest Wronka, moja przyjaciółka, i Piotr, mój przyjaciel, i mój kot. Tylko ich nie widać. – Aha... Klara, daj sobie spokój z Aleksem! Zawsze ci mówiłam, że to wielka świnia. – Ciociu Maryniu... – Mam pomysł! Zawołajmy go! Włóżmy mu głowę w piecyk, 38

co? Albo w drzwi... Jezu, ja już pijana jestem. Albo po prostu zamknijmy go w wersalce. Wtedy już na zawsze będzie z tobą spał. – Ciociu Maryniu... Ja go kocham. – Ciągle bierzesz xanax? – No pewnie. Nawet mój kot bierze xanax. – No wiem, skarbie, no wiem... Ale pamiętaj: „ustaw się na NIE i cała wstecz”, maleńka. Kocham cię skarbie. Ja cię kocham. Chociaż ni chuja cię nie widzę! I nagle się rozpaliło. Wszędzie... Płonęły wszystkie światła. Klara dorwała się do papierosów, zaciągnęła się, napiła i krzyknęła: – Ciociu Maryniu, znowu jesteś w łazience? Cisza. Cisza. Cisza. Telefon. – Klara...? Tu mama. Ciocia Marynia nie żyje. Cisza. Cisza. Cisza. Łazienka. Wanna. Kot. – Co ty tu robisz, kocie mój? – wyjąkała Klara. – Biorę xanax, nie widzisz? Przez ciebie!!! Nie mogę spać przez ciebie!!!

Kot. Koc. Kac Wybiła północ. Klara obudziła się. Cała w złocie. Świeciły się usta, nos, uszy i cała, cała reszta. Cudownie! Umarłam. Nie żyję. Niespłacony kredyt, nienakar39

miony kot, niewyłączona pralka. Cała kamienica się zaleje. Roztopi. Dolar w złocie, frank w dupie, Aleks w umywalce, matka w sanatorium... Weszła do łazienki. Na umywalce kot. Nienakarmiony. – Umyjemy ząbki, kocie? Miękką czy middle? Czy soft, soft, soft? – Pić, złotko! – wyjąkał kot. – Dam ci na imię Złotko, chcesz? – Mhm. Klara myła zęby i cały czas się świeciła. – Świecę się. Cały czas się świecę... – Dziąsła mi krwawią – zamruczał kot. – Gdzie jest moja półeczka? Gdzie jest mój zoloft? – Mówiłam ci, mam xanax tylko. – Dobrze, może być xanax. Ale jutro chcę zoloft. Cały jestem spanikowany... – Czego się boisz, kocie? – Ze zdechnę u ciebie... Ubrudziłaś mi łapki na złoto. Rzygnę zaraz... – I rzygnął. – Klara!!! – usłyszała z łazienki. – Wronka? Co ty tu robisz? – Klara, wszystko w porządku? – Cała się świecę, widzisz? Cała!!! – Klara, przepraszam... Możesz mi przypomnieć, dlaczego ja z 40

tobą spałam? – Bo mnie kochasz, Wronka. – Pierdolisz głupoty! Ile myśmy wypiły wczoraj? Czekaj, zadzwoniłaś, że nie chcesz żyć. Że ci Aleks kupił kota... – Kotkę. – To kotka? – Złotko. Kotka. Soft. Mówi. – Klara, mam wrażenie, że coś mi umyka jakby... Jezu, mam złote ręce... Czy mam plamę złotą na czole? Nie śmiej się, Klara! – Wyglądasz jak kolia. – Czemu ta podłoga tak się błyszczy, Klara? – To kot narzygał. Wronka, jakiego koloru jest twoja dusza? – Bo co? – Bo coś złotego wychodzi ci uszami... – Co ty pierdolisz, Klara! Co ty pierdolisz! – Wstrętne pijaczki... – zamruczał kot i dmuchnął tak, że się przewróciły na łóżko. Potem dmuchnął jeszcze raz i zwiał z nich ubranka. A potem dmuchnął tak, że się przykryły wszystkimi kocami, jakie były w mieście. I zanucił: „Jestem czarny miś dla dziewczyny mej...”. A potem rozpalił im w rękach papieroski i ucałował w noski. Potem spojrzał na złoty dym z papierosa, który przypalał mu ogon i poczuł smak palonego futerka. A potem sobie przypomniał, że jest diabelsko głodny i zaczął obgryzać lakier z ich stóp. Oczywiście gold rocznik 1970. 41

Dzień Ojca, czyli rachu-ciachu i po strachu Klara miała sen. Że stała nad wielką wanną, ogromną po prostu. A w tej wannie leżał uśmiechnięty, kompletnie nawalony jej ojciec, Waldek. I tak się śmiał, że ona bała się, że się zachłyśnie wodą ze śmiechu. Śmiał się i mówił do niej: – Rock and roll mnie opuścił, Rybko. Rock and roll mnie opuścił... I kiedy Klara próbowała mu coś powiedzieć, w tej właśnie chwili ktoś bardzo mocno zaczął pukać do łazienki (bo to była łazienka, okazało się) i usłyszała tylko głos matki: – Znowu się zamknąłeś, idioto! Otwieraj! I wtedy Klara się obudziła. Miała 39 lat, kota, przyjaciółkę, kochanka i jednej rzeczy na pewno nie miała nigdy... Ojca. I jednej rzeczy na świecie była pewna. Tego, że go nigdy mieć nie będzie. I jedną rzecz pamiętała na pewno. Nigdy jej się nie śnił. Zatem koniak. Kawa. Koniak. Zatem dzień. I telefon. – Mamo... Tu Klara. Tata mi się śnił. – Jaki tata? Klara ciągle była spocona ze strachu, więc słuchawka wyślizgnęła jej się z rąk. Słyszała tylko jeszcze głos matki: – Jaki? Halo! Halo! Trzask. Trzask. Trzask. 42

Zatem koniak. Kawa. Koniak. Zatem nic. Telefon. – Wronka... Tu Klara. Ojciec mi się śnił. – Jaki ojciec? Pojebało cię? Ty nie masz ojca. – Tata. Tata mi się śnił. Klara rozpłakała się. Wronka chodziła drugi rok na terapię, więc nie skończyła rozmowy. – Klara, uspokój się. Ja z twoim ojcem, wiesz, co bym zrobiła? Rachu-ciachu i po strachu. Klara rozpłakała się tak bardzo, że mokra słuchawka wyleciała jej z rąk. Słyszała tylko jeszcze głos Wronki: – Halo! Halo! Trzask. Trzask. Trzask. Zatem koniak. Kawa. Koniak. Zatem muzyka. Nie, muzyka nie jest dobra. Telewizor. Telewizor, pani, pani, telewizor... Pani mówi, że dzieci są w przedszkolu. I po to są, żeby był Dzień Ojca. Klara nie zrozumiała, co pani mówi w telewizji: – Artykułuj... bo chuj, a nie program będzie!!! Trzask. Trzask. Trzask. Klara nie miała nic. Telefon się zgubił. Telewizor odjechał... Kot... Ja mam kota? Na śmierć zapomniałam. Pani w przedszkolu robiła dzieciom akurat quiz, ale, niestety, sukienką zasłaniała pytania. – Kto, co? Tata! Kogo, czego nie ma? Taty!!! Dzieci są wesołe, bo kogo, co widzą? Tatę!!! Z kim się pierdoli mama? Z tatą!!! Klara weszła do łazienki, odkręciła wodę. Przypłyniesz tu, jak 43

będziesz chciał. Tu przypłyniesz... I zamknęła łazienkę na klucz. Potem znalazła telefon i zadzwoniła do matki. – Mamo... Zamknęłam ojca w łazience. Bo się świnia tak schlał, że nie wiem. Matka była cicho jak nigdy. I tak samo cicho wypadła jej słuchawka z rąk. Trzask. Trzask. Trzask. Klara wciąż stała przy łazience. – Tato, żyjesz? – Wronka... Halo! Zamknęłam ojca w łazience... Tatę. Tatę zamknęłam. Wronka rozpłakała się. – Klara, oddzwonię, dobrze? Oddzwonię. Albo przyjadę... Tak, przyjadę. Jadę. Trzask. Trzask. Trzask. Klara wyszła na balkon. – Wszystkiego najlepszego, tato! I tak jak stała, usłyszała jeszcze, jak się ojciec w jej wannie chlapie. Jej tato... I usnęła.

Malta, Malte, Berlin Jak pięknie! Tego ranka Klara była taka szczęśliwa, taka szczę44

śliwa! Pociąg taki długi, przedział taki pełny. A w tym wagonie same grubasy. Nie, nieprawda. Naprzeciwko chłopak piękniejszy od piękna, obok bardzo szlachetna pani, z torebką w kształcie apteczki, przy drzwiach dama „wręcz frencz” z komputerem i matka z dzieckiem, grzecznym jak od lekarza. Słowem, bajka. A Klara wyglądała jak... pani Ptakowa, tak ślicznie. Jechała spotkać się ze swoim ukochanym, Aleksem. Jechała do Poznania na Maltę, na festiwal, na festiwal miłości, namiętności, uff... – Lisie? Będę dzwonił. Będę cię gonił, tylko przyjedź, proszę! Zobaczymy kawałek świata. Chcę go oglądać z tobą, błagam! Mam taki pokój, taki pokój! – Daj spokój! I jechała teraz. Do Poznania. Na Maltę. Przy oknie. Przy samiutkim oknie, a naprzeciw ten chłopak, jak ze snu i telefon. – Aleks...? No jadę... Ja też nie mogę... Wiem, wiem. Nie, nie denerwuję się... Ja ciebie też. I ten wzrok naprzeciwko... I pani przy komputerze zrobiła „Ach, ach”. Szlachetna pani poprawiła wyprasowaną spódniczkę, dziecko zaszeleściło papierem od kanapki. – Nie szeleść, Alku! No nie szeleść! – Aleks...? Nie, nie śpię. Ja też tęsknię bardzo... Przestań... Nie, nie chce mi się spać, naprawdę... Nie spałam całą noc. Nie, nie będę spała. Dzwoń... Ja ciebie też. I ten wzrok naprzeciwko... I zamykające się powieki. Zasypia45

jące piękno. I komputer u pani na kolanach zrobił „ała”, i już śpi, i szlachetna pani, jeszcze tylko tabletka na sen, i już śpimy troszeczkę, i głowa dziecka zsuwająca się na ramię mamusi... – Śpij prosto, synku! No śpij prosto! – Aleks...? Nie, z nikim kochanie... Wszyscy śpią po prostu. Nie słyszę cię... Mów głośniej! Zaraz będę. Ja ciebie też. I ten wzrok naprzeciwko... I otwierające się powieki. I znowu opadające. – Nie, nie, niech pan się nie budzi, proszę! Przepraszam, zaraz wysiadam. Jezu, jaki piękny! Uff, zasnął... Komputer śpi, spódniczka w szlachetne groszki śpi, dziecko śpi prościutko. Poznań, tak, Poznań, zaraz cmok, cmok, zaraz ćwir, ćwir, zaraz telefon... – Aleks...? No tak. Już dojeżdżam, najdroższy... Czekasz...? Już wysiadam. Już, już... Jak duszno... Ja ciebie też. I ten wzrok naprzeciwko... Do widzenia. Do widzenia. Do widzenia. Klara zaczęła się przeciskać. Nagle wagon stał się taki tłoczny, taki mały. Już, już, drzwi. Otwieram. Nie otwieram. Nie mogę otworzyć. Nie może otworzyć?! – Przepraszam, czy ktoś może mi pomóc...? I ten wzrok naprzeciwko. Klara próbuje i nic. I szlachetna pani próbuje, i nic. I dama próbuje, i nic. I dziecko próbuje, i nic. Oj, 46

przydałby się ktoś na przyczepkę. Klara jest bliska płaczu. Wraca na swoje miejsce. Pociąg rusza. Telefon. Płacz. – Aleks...? Nie mogłam. Przepraszam cię. Nie mogłam wysiąść. Nie wiem. Drzwi się nie otworzyły. Nie wiem. Aleks, proszę cię, Aleks... I tylko ten wzrok naprzeciwko... W Berlinie drzwi otworzyły się same. „Do widzenia”, szepnęła szlachetna pani, biorąc ostatnią tabletkę na niepogodę. „Do widzenia”, powiedziała dama, chowając komputer do kieszeni. Powiedz ładnie „Do widzenia”, poprosiła pani z dzieckiem. Auf wiedersehen, powiedział grzecznie chłopiec. Berlin. Peron. Klara. I ten wzrok naprzeciwko... – Mam na imię Malte. Malte Rosenberg. Masz się gdzie zatrzymać?

Klara w Berlinie Kocha mnie – myślę – więc czemuż w tę miłość Mam nie uwierzyć, choć taka daleka. J.W. Goethe – To jest twój pokój, nie bój się, nie będę ci przeszkadzał. – Ależ, Malte... Nie boję się. 47

I nie bała się. I przeszkodził jej. Najpierw rozmawiali o Schopenhauerze, potem o Nietzschem, potem trochę o niczym, potem jej dolał wina, potem sobie, potem powiedział: – Świat jest moim wyobrażeniem, a ponieważ każda wola rodzi się w cierpieniu, chcę cię wziąć siłą. Zaśmiała się głośno. – Wiesz, że Schopenhauer urodził się w Gdańsku? – Dolała sobie wina i animuszu. – A ty gdzie się urodziłeś? – We Frankfurcie nad Menem. – Jak Goethe... – Ich möchte jetzt sterben, meine SüBe... – Co to znaczy? – To znaczy, że najbardziej cierpi człowiek, bo ma największe potrzeby... – I zaczął ją całować. Szepnął: – Jesteś taka słodka, Klara. Taka pełna życia... Zadzwonił telefon, którego nie odebrała. Potem Malte wzniósł toast: – Za lepszy świat i Rolanda Schimnelphenniga! Na chwilę posmutniał, ale taki był piękny wtedy, taki piękny... – Jesteś taki oczytany. Taki cudownie depresyjny, że... – Połóżmy się – zaproponował cicho. I położyli się. Malte zapalił lampkę, papierosa. Wino. Klara zaciągnęła się Berlinem. – Czym się zajmujesz, Malte? – Szyję buty na miarę. 48

Śmiała się z tego do rana, dlatego rano nie zaczęło się wcale. Guten Morgen! Pocałował ją. Poszli na spacer, szybki imbiss na rogu z berlińskimi klopsikami, ubrudziła się, wycierał jej usta chusteczką. Potem skoczyli na zakupy na Friedrichstrasse, po buciki, tam potrząsał delikatnie jej stopami, taki miał zwyczaj, kupiła takie buciki, że „ała”. Potem zjedli lunch, potem pojechali zobaczyć Nefretete, bo jeszcze tam stała, tam Malte zamknął oczy na chwilę, bo zrobiło mu się słabo, bo nie chciał się z nikim wiązać na stałe. Wieczorem na balecie Królowa śniegu Klara zasnęła mu na kolanach. Wrócili do domu bez słowa. Do łóżka przyniósł jej baśnie braci Grimm. Cóż to był za seks, Gottes willen!!! A rano odprowadził ją na pociąg. – Zadzwonisz? – zapytał. Uśmiechnęła się. – Chyba nie. – Bo wyzwolenie całkowite można osiągnąć tylko przez porzucenie własnej woli? – Bo nie mam woli. Uśmiechnął się. – Bo jestem zakochana. Skrzywił się. – Bo jesteś Niemcem. Moja mama by się załamała. – A Aleks? Znasz Aleksa? – Trochę. Dzwonił całą noc. Rozpłakała się. – Zadzwonisz? 49

– Jasne...

Powrót Klary W warsie zamówiła jajecznicę i butelkę czerwonego wina. Co się stało z moim kotem...? Zmartwiła się. Zapaliła papierosa. Na każdej stacji Aleks. Na każdej ławce. Widziała, jak leżał w płaszczu burberry, ze starannie ułożoną fryzurą, z której tak się zawsze śmiała. Obok okulary minus trzydzieści pięć. Rozpłakała się. Zadzwoniła. – Wronka? – Klara, na litość boską! Od trzech dni próbuję się do ciebie dodzwonić. – No wiem. Byłam w Berlinie. – Nie na Malcie? – Nie, w Berlinie. Poznałam kogoś. Nieważne. Wronka...? Przespałam się z takim Niemcem. Wronka nie mogła powstrzymać się od śmiechu. – Zajebiście, Klara! Nareszcie! Jutro wpadnę, opowiesz mi wszystko. Teraz nie mogę, poznałam niezłego scenarzystę. Totalnie pokręcony, ale na szczęście nie ma dzieci, żony, tylko coś w mózgu, ale nie pamiętam co. Muszę kończyć, pa. Konduktor miał twarz Aleksa, dlatego bilety wypadły jej z rąk. I uśmiech Aleksa, dlatego nie mogła przestać na niego patrzeć. 50

– Chodźmy do toalety – wyrwało się jej. Nie zrozumiał. Cały Aleks! – Ubrudził się pan, panie konduktorze. O tu. I tu... Był onieśmielony. Jak Aleks. Na szczęście pociąg zahamował i konduktor resztką sił wypadł z przedziału. – Ktoś się rzucił pod pociąg chyba – zawołał jakiś pan na korytarzu. Klara zapaliła papierosa. Pan z korytarza był tak miły, że podał jej rękę i ogień. – Jaka pani blada! – Skąd pan wie, że ktoś się rzucił? – Na tej trasie zawsze ktoś się rzuca, proszę pani. – Klara, mam na imię Klara. – Aleksander, bardzo mi miło. – Niech pan przestanie! Wróciła do przedziału. Znowu to samo. Aleks na torach. Płaszcz burberry, kratka w kolorze krwi. Nagle świst. Nagle gwizd. Rusza. Chwała Bogu. Zadzwoniła. – Aleks? Halo? To ja... Cisza. Ale jaka...! W Poznaniu dosiadła się pani z dzieckiem. Dziecko miało twarz Aleksa i dłubało w nosie, potem starannie oblizywało wszystkie paluszki. Klara płakała, mamusia biła chłopczyka po łapach. Klap. Klap. Klap. Warszawa. Nie pamięta, jak wysiadła z pociągu. Ale kiedy stała już pewnie na peronie, jak Anna Karenina, z torbą Prądy, usłyszała krzyk: 51

– Klara!!! Odwróciła się. Na ruchomych schodach stał Aleks. Naprawdę. Nie, nie stał. Jechał, jechał do niej. Kożuszek Kareniny skurczył się i wpadł wprost w ramiona Aleksa. – Kochana moja! Najdroższa! Jesteś. Nie uciekaj! Nie odchodź! Lisie mój! Moje usta kochane, mój nosek malutki, moja bródka... Już, już dobrze. Już jestem. Ciii... Moja królewna! – Skąd wiedziałeś, że przyjadę? – Czekałem na ciebie. Będę czekał całe życie. Jedźmy do ciebie! I pojechali. – Nie chcę się z tobą kochać, Aleks. Nie dzisiaj. – Oczywiście, kochana. Będzie, jak chcesz. Porozmawiamy. Tak, lisie? Ale winda jechała tak szybko, że nie zdążyli porozmawiać, nie zdążyli nawet wejść do mieszkania. Kratka o kratkę pocierała. Seks w kolorze burberry. Nie mogła spać. Zadzwoniła do Wronki. – Czekał na mnie, rozumiesz? Czekał na dworcu na mnie... – Czy ciebie już do końca pojebało? Jak czekał? Gdzie czekał? Na jakim dworcu? Wracał tym samym pociągiem albo odprowadzał swoją żonę! Muszę kończyć. Pa. Położyła się na brzuchu, tak ją rozbolał. Potem zamówiła taksówkę. Potem łyk czerwonego wina. I pojechała. Na strzeżone osiedle. Wcisnęła domofon. 52

– Aleks? – Klara? – Wyłaź! – Jestem w pidżamie. – Jest twoja żona? – Śpi. – To ją obudź! – Klara, proszę cię! – Co robiłeś na dworcu? – Czekałem na ciebie. – Co robiłeś na dworcu?! – Odprowadzałem żonę. – Dokąd? – Do Sopotu. – Nie kłam, kurwa! – Do Białowieży...

Rozmowa Mieszkanie Klary. Klara. Aleks. Kot. – Będziesz tak siedział w płaszczu? – zapytała Klara. Będziesz płakał? Powiesz coś? – Cokolwiek powiem, lisie, będzie źle – odpowiedział Aleks. 53

– Ale będziesz płakał? – Masz rację. We wszystkim masz rację, lisie. Marnuję ci życie. Nie potrafię się zdecydować. Nie potrafię bez ciebie żyć. – Zdejmij płaszcz! – Nie mam siły. Kiedyś myślałem, że mi się uda powiedzieć żonie. Ale nie potrafię, w każdym razie nie teraz, jeszcze nie teraz. Wszystko zależy od dzieci. Może gdyby były starsze. – Znalazłeś sobie jakąś nową dupę? – Nie bądź wulgarna... – Wronka mówiła, że widziała, jak podwoziłeś swoją asystentkę do domu. – Nie słuchaj głupot! – No właśnie nie słucham. – Pamiętasz, kim mi wyszłaś w kartach...? – Kapłanką. – Matką. Bez ciebie nie żyję. – Zgrzejesz się. – Wiem, że kobiety do mnie lgną. – Jak cholera, Aleks. – To nie była asystentka. To moja nowa wspólniczka, chciałem jej pomóc. Książki jej wnosiłem do domu. Takie tam... Wiem, że jej się podobam, wtedy miała urodziny i nie miała z kim ich spędzić, ty wtedy byłaś w Berlinie... – Posłuchaj, Aleks. Ty lubisz swoje imię? 54

– Lisie, porozmawiaj ze mną! – Ale o czym? – O tym, co ma być. – Nie wiem, Aleks. Chyba popełnię samobójstwo. – Przestań, lisie! Muszę iść. Albo nie, na chwilę się położę. Połóż się przy mnie, lisie. Muszę iść, ale na chwilkę się połóżmy, dobrze? – Rozepnij się chociaż! – No już, przytul się... Tylko się przytul, lisie. – Lubisz ten płaszcz, prawda? – Wszystko lubię od ciebie. Wszystko. Kilka godzin później. Mieszkanie Aleksa. Aleks. Żona Aleksa. – Nie leż tak w płaszczu! – Zmęczony jestem. – Wiem, ale nie leż. Telefon ci dzwonił cały czas. – Wiem. – No rozbierz się, bo chcę iść spać. – Dzieci śpią? – Zgaś światło! – Wiem, wiem. – Zdejmij ten płaszcz. Pomóc ci? – Przytul mnie! – Nie wygłupiaj się! Będziesz coś jadł? – Lubisz swoje imię, kochanie? 55

– Tak sobie. Moja siostra ma ładniejsze. – Ale ma brzydsze nogi. – Przestań, naprawdę! Złaź z łóżka! Chcę iść spać. Skąd ty masz ten płaszcz...? Aleks...? Aleks? – Od ciebie. Nie pamiętasz? – Nie pamiętam. On drogi bardzo, widzę... Zejdź! Ja ci nie kupowałam takiego płaszcza. – Razem kupowaliśmy. Była przecena. – Nie pamiętam. Drogi... Aleks...? Aleks, na jakiej przecenie...? Kurtkę ci kupowałam, owszem. Ale płaszcz...? Aleks! – Kochanka mi kupiła. – Proszę? – Dostałem od swojej kochanki. – Gaś to światło!

Samotność pani Ali Ale dlaczego ja zawsze jestem sam, to dla mnie pytanie? Mam żonę, dzieci, wnuki, siostry, tak zwanych przyjaciół... i zawsze jestem sam w teatrze, sam w kinie, sam w restauracji... Jarosław Iwaszkiewicz Dzienniki

56

– Teraz sobie przypomniałaś o matce? – Oj, mamo, nie było mnie po prostu. Byłam w Berlinie. – Gdzie? – W Berlinie, mamo. W Niemczech. – A to ty już nie masz gdzie jeździć? Nie ma miejsc w Polsce? Musisz się po Berlinach włóczyć?! – I rozpłakała się. – Mamo... No przecież... Przez Berlin będziesz płakać? – Bo do matki to nie masz czasu jeździć. Tylko koleżanki, wóda i teraz jeszcze Berlin... Berlin! Przez tyle lat nas okupowali, tylu ludzi zabili i ty tam jedziesz, nie wstydzisz się. Matki się własnej wstydzisz, ale do Berlina, proszę bardzo! ' – Bo odłożę słuchawkę! – Jeszcze mi powiedz, że się z jakimś Niemcem zadawałaś, to... – To co, mamo? Ogolą mi głowę w Kutnie? – Już bym wolała tego Aleksa, tę świnię, niż jakiegoś Niemca... – I rozpłakała się bardziej. – Odkładam słuchawkę, mamo! – Czy ty mnie kiedyś zapytałaś, co mi potrzeba? – Potrzebujesz czegoś, mamo? – Od ciebie niczego. Umrę niedługo, w samotności. I nikt szklanki herbaty nie poda, nikt... Obcy ludzie może, może jeden Czarek... – Jaki Czarek, mamo? 57

– A ja cię pytam, jaki Niemiec? Taki ksiądz. To znaczy właściwie nie ksiądz... On był księdzem, ale już nie jest. Poznałam go w szpitalu u pana Stanisława... – I rozpłakała się znowu. – Pan Stanisław jest w szpitalu? – A co...? Ja też niedługo pójdę. Chociaż nie, ja to od razu na cmentarz... – Mamo... Ile ma lat Czarek? – Och... Psy o lata się nie biją. – Mamo... – No, w twoim wieku. Ale ułożony, nie to co ty. Pięknie pływa... Zabiera mnie jutro nad zalew. Jak nie umrę, oczywiście. – Mamo... – Klara się rozpłakała. – Ty go dobrze znasz? Mamo, on może chce cię wykorzystać! – Co ty gadasz? To tylko tam u was w Warszawie takie rzeczy. Muszę kończyć, ktoś dzwoni... – I skończyła. – Mamo... Klara próbowała się dodzwonić do matki przez następne cztery godziny i nic. Była mokra ze strachu. Wreszcie około północy mamusia odebrała. – Mamo, Jezus Maria... – Klara, posłuchaj... Czarek jest teraz w toalecie... – Mamo! Jest środek nocy. – Mam złe przeczucie. Widziałam dziś wielkiego pająka w łazience. Takiego z wielkim tyłkiem, wiesz jakiego? 58

– Mamo, jak masz złe przeczucie, to go wyrzuć z domu natychmiast. – No chyba żartujesz! On właśnie tego pająka szuka, żeby zabić. – Mamo, czy on się do ciebie... dobierał? – Kończę rozmowę. – Mamo, nie rozłączaj się! Idź do łazienki, żebym wszystko słyszała. – Czuję się taka samotna, Klara. – Wiem, mamo. Idź! – Panie Czarku! Panie Czarku...! – Cichutko, potem głośniej: – Panie Czarku! Panie Czarku! Wchodzę! – I cisza, szum wody... Woda, cisza, tatarak... – Mamo? Mamo? Mamo! – Co robisz za histerie? No zabił go i wyciera teraz. Co ty się tak nagle matką przejmujesz? – Mamo... czy ty coś piłaś dzisiaj? – Odrobinę koniaczku. Czarek przyniósł. – Mamo... Co Czarek robi w twojej łazience? – zaczęła niepewnie Klara. – Kąpie się!!! – skończyła samotna pani Ala. A potem sama zadzwoniła jeszcze raz i powiedziała: – A teraz się wyciera!

59

Ach, co to był za ślub, czyli... że cię nie opuszczę aż do śmierci Klara nie umiała przepraszać ani prosić. Ale najpierw przeprosiła, że przeszkadza, potem poprosiła (przez telefon): – Aleks... Sorry, pojedziesz ze mną na ślub? Aleks był akurat w swoim domu, w łazience. Więc odkręcił gorącą wodę (bo też miłość jego była gorąca) i trzymając głowę w sedesie (żeby nie słyszała go żona), zapytał z troską: – Na jaki ślub, kocie? Klarę bolał brzuch, więc chciała szybko skończyć: – Córka moich znajomych wychodzi za mąż w Beskidach. Aleks włączył prysznic, złapał się za serce (skurcz) i szepnął: – W Beskidach? Super! Klara złapała się za brzuch. – No... Super! Pojedziesz? – Po cichu dodała: – Pojedź! W łazience Aleksa szumiała woda jak w strumyku. Było biało od pary, od mgły, zbliżała się burza... „Pojadę, kocie. Pojadę z tobą na koniec świata”. I lunęło. I pojechali. Leciała ABBA i Dwójka. Mozart. Bach. Vivaldi. Dziesięć pór roku. Wjechali w Beskidy. – Jakie tu jest powietrze... – powiedział. – Właśnie... – powiedziała. I weszli do kościoła. Młoda para była młoda i piękna. Klara wyobrażała sobie, że 60

jest panną młodą i ma długi, biały welon. Długi jak Beskidy... Aleks wyobrażał sobie, jak ściąga suknię panny młodej. Długą jak nogi Klary... – Przytul mnie... – szepnęła Klara. – Gdzie my śpimy, kocie? – szepnął Aleks. – Gdzie chcesz. A ksiądz, jak oszalały, opowiadał. O Symfonii domowej Straussa (dla swojej żony ją napisał podobno). O Dostojewskim na łożu śmierci, który kazał sobie przynieść gromnicę, Biblię i żonę. O winie w Galilei. O miłości i oddaniu, i poświęceniu. Klara myślała wtedy o oszalałym z miłości Mozarcie, o Tołstoju, o Raskolnikowie i o sobie... Że najfajniejsze ma nogi. I że gdyby miała teraz się przewiązać szalikiem z Aleksem i wyjść z nim w te Beskidy, to wolałaby przedtem porąbać ten szalik siekierą... A to Gucci przecież. Aleks myślał wtedy o tym, żeby jak najszybciej wyjść. Żeby poszukać swojej Galilei. Żeby sprawdzić, czy u niego w domu nie zabrakło wina. Żeby kupić wino Klarze i żeby już nigdy nie padało. Bo chciał dobrze. A w kościele zabrzmiało: „I że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Klara pomyślała, że nie ma kogo opuszczać. Złapała się za brzuch. Aleks pomyślał, że musiałby opuścić Klarę, żonę, dzieci, wujka, ciocię i swojego wspólnika... Złapał się za serce. A ponieważ 61

był wierzący, ukląkł i pomodlił się za zdrowie wszystkich najbliższych, w tym Klary. Zanim ukląkł, wyszeptał: – Kocham cię... – A potem jeszcze ciszej, że nawet sam pan Bóg go nie słyszał: – Unieważnię swój ślub. Ożenię się z tobą. Kocham cię... I przeżegnał się. Wtedy właśnie, kiedy młoda para szczęśliwa wychodziła z kościoła w rytmie pierwszego walca Straussa, a Aleks chyba się już zdecydował, kogo poprosi do swojego łoża, jak będzie umierał (chyba Klarę, chociaż jeszcze nie wiem...), Klara doznała objawienia, a zaraz potem szału. – Jaki, kurwa, ślub...?! Jaki, kurwa, ślub...?! Jaki ślub, kurwa?! – Chodźmy za kościół, kocie, za kościół... Przed kościołem grzmiał walc, za kościołem Symfonia domowa. A Strauss stał na szczycie z Raskolnikowem i chichrali się do nieprzytomności. – Jakie tu jest powietrze... – mówił Strauss. – Jakby ktoś nie żył... – dodał Raskolnikow.

Coming out – Klara? – Piotr? – No nic. Tak dzwonię. Denerwuję się. 62

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Twoja mama jest OK, a ojciec... może umrze, zanim mu powiesz. – Ojciec mnie zabije. Matka zacznie płakać, ale ojciec mnie zabije. Z zimną krwią. – Piotr, jestem z tobą. Zadzwoń, jak skończysz. Ciao! Piotr wytarł się pod pachami, zamówił podwójną whisky, wziął potrójny xanax, cztery razy był w toalecie. Nie zauważył nawet, kiedy usiadła na wprost niego matka, obok ojciec. Ona zadowolona, on pochmurny. Zakochani, ciągle, po trzydziestu pięciu latach. – Ja sałatkę z rukolą i awokado. Ty, Tadeusz? – Whisky... Co ty taki blady jesteś, synu? – Z dyżuru zszedłem. – Piotruś? – Whisky. Z lodem. – Z lodem, jak ciota jakaś. – Tato... I nagle matka wypaliła: – Co się dzieje, Piotr? – Muszę z wami porozmawiać. – Masz nieślubne dziecko? – Nie, mamo. – Jezus Maria, jesteś chory? – Nie, mamo. – Wpadłeś? 63

– Mamo, proszę cię! – Tadeusz, zapytaj go, bo zwariuję. – Whats going on, synu? Piotr wychylił jeszcze łyk whisky, potem drugi i trzeci, i znów, i prawie nie ruszając ustami, rzekł: – Mom, Dad, I'm gay. Well, guys, looks like I'm screwing men. Come to think about it, it was like this from the very beginning, from the fucking kindergarden and unsweetened tea. I've been always only interested in boys, all this groping of girls such a fucking mistake. Mom, I'm sorry, I know you gonna ery for the rest of your life, you will agonize over this, maybe you'II even die, but I do love you. Dad, you can fucking kill me now, but thats who I am. I'm gay or if you prefer faggot. – Co ty mówisz? Synku... Ty cały rozpalony jesteś! I zaczęła płakać. Ryczeć jak skurwysyn. – Tadeusz... Ja nic nie rozumiem. On jest chory, tak? Ma raka, tak? – Shut the fuck up and stop crying, woman! – Mamo... Tato... – Tadeusz... Tadeusz... – Yeah, synu, yeah... Nie pij whisky z lodem, bo ci przypierdolę. – Tadeusz... Piotr... – I'm gonna tell mother you have cancer, okay? – OK, tato, OK. Kocham cię. 64

– Krystyna, idziemy do domu! – Tadeusz? Co się dzieje z naszym synem? – Ma raka, kochanie. Ma raka.

Klara, trzymaj się, czyli do przerwy 0:1 Klara wstała rano i już o siódmej miała wszystkiego dość. Narysowała sobie na stoliczku kawę i swojego obecnego narzeczonego. Trochę go pochyliła nad stołem, trochę mu podkręciła włosy jak niemieckiemu futboliście, pod nosem zrobiła mu z mleka wąsy po czym powiedziała: – To koniec, Aleks. To jest absolutny koniec. Nie ma cię, kiedy wstaję. Nie ma cię, kiedy się kładę spać. W dupie mam twoją miłość i w ogóle w dupie wszystko. I nie chlip, bo mnie szlag trafi. I zostaw mi klucze do mieszkania. I... sam sobie dziś oglądaj mecz. Potem zaczęła płakać, ale krótko. Aleks zjawił się szybciej, niż chciał. – Kocie, płakałaś? Klara ogłuchła z cierpienia, więc rzuciła znienacka: – Kocie, kurwa? Kocie? Koniec, rozumiesz? Koniec! Koniec kota, koniec ciebie, koniec Euro, koniec końców!!! Głuchy jesteś? Wynocha!!! Aleks był przyzwyczajony. Był Polakiem. Był patriotą. 65

– Zastanów się jeszcze, kochana! Za dużo nas łączy. Ja ciebie kocham. Ty mnie kochasz. Nie rańmy się! Potem złapał się za serce. – Przepraszam, źle się poczułem... Nie jestem w stanie rozmawiać... Nie rzucaj, ot tak, słów na wiatr... Przemyśl to. Ja teraz nie mogę rozmawiać... (już to mówił) bo chyba mam zapaść. Pojadę do siebie, przemyślę wszystko, uspokoję się... Ty też się uspokój. Sam sobie zobaczę mecz. Ty się uspokoisz... (już to mówił) ...to się zdzwonimy. Cmok. Cmok. Jeszcze dodał: – Po co to wszystko, Klara...? No dobrze, lecę. Nie płacz. – Kto dzisiaj gra? – spytała. – My, kocie. My gramy! Polska gra. Biało-czerwoni, husaria, kampania wrześniowa, Waterloo, Westerplatte, Bzura. Nałęczowianka. Over. I zniknął. Klara nie mogła sobie przypomnieć, kto gra. To znaczy, kto z kim. Odkąd pojawił się w jej życiu Aleks, nie pamiętała nic prócz kodu do swojej karty Maestro. Coś tam jej się po głowie pałętało... Platini, Zoff, Kahn, Keane, Paulo Rossi, Tigana, Smolarek, Dziekanowski, tak Dziekanowski był piękny i... Aleks. Aleks, Aleks, Aleks... Chyba przegięła. A jak umrze, to co? Trochę się zawzięła, trochę się napiła, trochę poczytała, trochę pooglądała telewizję, usnęła. 66

Obudziła się i była kompletna cisza. W całej Warszawie cisza. W całej Polsce cisza. Cisza i deszcz... Zadzwoniła do Aleksa. – Aleks? Przepraszam za wszystko. – Nie szkodzi, kocie. To ja przepraszam. Przegraliśmy. – Przepraszam, że przegraliśmy, Aleks. Tak mi przykro. To moja wina. Aleks płakał. – Przegraliśmy, kocie. – Wiem, kochany. Przepraszam. Nie chciałam, żebyśmy przegrali. Przypomnij mi, kto grał, kochany? Aleks płakał. – My graliśmy, kocie. Polska grała, kocie... (już to mówił). Przepraszam, ale źle się czuję, mam płytki oddech... To znaczy płytszy, niż miałem. Nie możesz mi tego robić więcej. Więcej tak mi mówić, że to koniec. Ja tego nie wytrzymam, źle się czuję... (już to mówił). Odpocznij... (już to mówił). Zadzwonię później... (już to mówił). Cmok. Cmok. Klara położyła się do łóżka. Narysowała sobie Aleksa obok w łóżku, w pidżamie w piłki kolorowe, biało-czerwone... I jego rękę obejmującą ją z lewej strony. I poszła spać. Sama. Już to robiła.

67

Klara, Wronka, Warszawa – Wronka? Wiesz, która godzina? – Musisz mnie przenocować. Wszystko ci wyjaśnię. Będę za piętnaście minut. Aha, wyjdź proszę i zapłać za taksówkę! Zanim Wronka zjawiła się u Klary, w pidżamie i bez makijażu, Klara zdążyła wypić kawę i pokręcić głową z niedowierzaniem. Obecny związek Wronki nie mógł się inaczej skończyć. Wronka sypiała z Fikulskim, wybitnym młodym reżyserem, absolutnie na fali. Ale to jeszcze nic. Fikulski znany był z nieudanych (zwłaszcza ostatnio) filmów i z nieudanej (od lat) żony, aktorki, nie tyle nieudanej, co niemającej szczęścia, Joanny F. Fikulscy byli przykładem miłości, która się nie zdarza, naprawdę. Fikulski kręcił jak szalony wszystko i ze wszystkimi, ale zawsze wracał do żony. Uwielbiał ją. Była słodką grubaską, nie miała gustu, nie miała biustu, ale miała poczucie humoru. Doradzała mu (zwłaszcza ostatnio). Fikulska znana była ze śledzenia Fikulskiego i opowiadania w wywiadach, jaką genialną połówką pomarańczy jest Fikulski. Nie dla niej jednej, jak się okazało. Wronka zaciągnęła się papierosem, potem whisky, a potem znów papierosem i powiedziała: – Klara, wiem, co powiesz. Ale naprawdę to, co czujemy do siebie, ja i on, to jest kosmos. Ja nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam. Nie uwierzysz, ale powiedział mi, i to szczerze, że niko68

go nie szukał. Był szczęśliwy w swoim związku. – No raczej. – Wiesz, to nawet nie chodzi o seks, bo głównie rozmawiamy o sztuce. Ostatnio o Iwaszkiewiczu. I wiesz, my się we wszystkim zgadzamy, rozumiesz. Nie dość, że patrzymy w tym samym kierunku, to jeszcze śmiejemy się zawsze w tym samym momencie, i to wcześniej niż inni. W kinie na przykład. – Co ty pierdolisz, Wronka? – Więc wiesz, to na niego spadało tak nagle i na mnie... Zamierzamy się pobrać... No i tak to właśnie... – Ale, Wronka, przecież wiesz, że on sypia ze wszystkimi, nawet z własną żoną. – Co ty opowiadasz? Może i tak było, ale teraz się zmienił. Klara, on mi powiedział, że powiedział żonie, że mnie kocha. No i się przeprowadził do mnie, prawie... I jak spaliśmy, to wpadła jego żona. – Jak to wpadła? Do twojego mieszkania? – No widzisz, ona jest pierdolnięta. Miała klucze. Wpadła, rzuciła się na niego, no to ja na balkon. I z balkonu do ciebie... Wiesz, że ona mu grozi, że się zabije? On ma trudną sytuację, naprawdę. I w tym samym momencie usłyszały walenie w drzwi i krzyk rozdzierający: – Otwieraj!!! Otwieraj, ty zdziro!!! A potem szept (Fikulskiego, tylko ciii): 69

– Joasiu, daj spokój! Porozmawiajmy... Podeszły na palcach do drzwi (tylko ciii)... – Nie będę z tobą rozmawiać! Będę rozmawiać z nią! Z tą suką, z kaflem zamiast twarzy! Narkomanka! Lesbijka! – Joasiu... – Otwierajcie, mówię! Wiem, że tam jesteście!!! Otwierajcie, Żydówy!!! – Joasiu, porozmawiajmy... – Ty wracaj do domu! Ty musisz film skończyć. Jak mogłeś?! Jak mogłeś?! – No wiem... Chodźmy, Joasiu! Wszystko ci wytłumaczę... – Czemu ty mi to robisz?! Taka miotła!!! Ty miotło, odpierdol się od niego! Jak mogłeś mi to zrobić?! – Nie wiem, kochanie, nie wiem... Jak sobie teraz o tym myślę, to rzygać mi się chce, wiesz? – Naprawdę? – No. Chodźmy, kochana! I poszli... – Wronka, ja cię prosiłam, znajdź ty sobie jakiegoś normalnego faceta. – No szukam, przecież widzisz... Ty Żydówo!

70

Lustro – Jezus Maria!!! Jaka jestem brzydka! – szepnęła Klara, patrząc na siebie w lustrze o piątej rano. – Jezus Maria!!! Jaka jesteś brzydka! – zamiauczał kot, którego odbicia nie mogła znaleźć. – Mam wszystko niby takie samo, tylko się nie mieszczę coś... W szwach... Przetarła lustro gadką szmatką. – O, już dobrze... Trochę lepiej. Już widzę... Krzywo, ale widzę. – Jesteś, miau, grubsza, miau, ode mnie, miau... – Wronka? Wydaje mi się, że... jestem brzydsza w lustrze niż w rzeczywistości. I starsza... – Klara, ja śpię jeszcze. – No ja wiem, ale weź lusterko i się przejrzyj. Proszę! Zobacz, co u ciebie, plizzz... – Mam tylko takie małe... Widzę tylko usta... Ale wiesz, takie jakby młodsze, pełniejsze... Czy to sen? Jesteś u mnie we śnie? – Nie. Normalnie. Normalnie, Wronka. – No to nie wiem. Chyba wyglądam lepiej... Tak. Na pewno... Oczy mam jak landrynki zielone... – Zielone lubię. Kiedy wpadniesz? 71

– Wpadnę dziś, jak się nie powieszę... Kocham cię! Pa! Klara spojrzała w lustro. Krzywo wisi... Zdjęła ze ściany i z całej siły je podeptała... Naprawdę! Po prostu skoczyła na nie, a potem zadzwoniła do matki... Nieoczekiwanie zupełnie. – Mamo? Mama ma lustro może? – Ja nic już nie mam. Ani lustra, ani córki, ani nic... Wszyscy umierają. Wczoraj pan Witek. – Mamo, przejrzyj się w lustrze, proszę! – Nie mam, mówię! – No to nie wiem... W łyżce, w kuchence... Chodzi mi o to, jak mama wygląda? – Wiesz ty co? Nie najgorzej. Nawet byłam przekonana, że jest dużo gorzej... Wiesz co? Pójdę do pani Basi się przejrzeć. – Krew ci leci – powiedział kot. – Aleks? Nie mam lustra. A kota nie ma w lustrze w ogóle. – To pełnia, kochana. Nie ruszaj się! Zaraz tam będę. I był. Wpadł zziajany, z lustrem pod pachą, mokry i taki śliczny, jak... – Przyniosłem ci lustro, lisie. Po mojej babci. I zawiesił. I spojrzeli oboje w lustro, i zobaczyli siebie. Aleks był Aleksem piękniejszym od piękna, kot był kotem puszystszym od persa, a Klara była... Klarą brzydszą od... – Ja chromolę, miau, ja chromolę, miau. Ale brzydka! Zdejmij 72

to lustro, stary!!! I Aleks zdjął lustro, i je podeptał. Naprawdę. Tak jak przed chwilą Klara. – Już dobrze, lisie. Już dobrze... Zobacz, nie ma lustra, nie ma tej okropnej staruchy, nie ma nawet tego Behemota. – Kto to był, Aleks? Kto to był ta stara, brzydka, pomarszczona kobieta? – Moja żona, lisie, moja żona... Widzisz teraz, co ja mam za życie... I uśmiechnął się tak pięknie, tak pięknie, tak pięknie, jak... – Dorian Gray, miau, Dorian Gray...

Kolacja „Pod Niedźwiedziem” „Najważniejsze jest to, żeby wiedzieć, który most trzeba spalić, a po którym przejść...”. – To jest takie piękne – szepnął Aleks, patrząc Klarze prosto w oczy przy stoliku w restauracji „Pod Niedźwiedziem”. – W tych amerykańskich filmach to jest piękne, że oni potrafią nazwać cały ten bezsens... – I tu zaczęły Aleksowi drżeć szczęki. Ze wzruszenia. – Zjesz coś jeszcze, kocie? – Aleks, a ty to wiesz? – Kocie, ja ci mówię o pewnej trudności, o pewnym zmaganiu 73

się, o walce, o smutku... – I trzepnął ją po nosie wielką łapą. Wrrr... – Niedobrze mi, Aleks. – Nie zaczynaj, Klara! No przecież tak miło było... No już... Wrrr... No, pobaw się! – Co chcesz mi powiedzieć, Aleksie? – Że cię kocham, Klara. Że żyć bez ciebie nie mogę, że musisz na mnie poczekać... Że nie mogę zostawić dzieci, moich dzieci, moich małych szkrabów... Jeszcze raz wino poproszę! – I rozpłakał się, pierwszy raz. Naprawdę. Możecie mi nie uwierzyć, ale się rozbeczał jak jego mały szkrab. Jak prawdziwy mazgaj. – Nie wierzę ci. – Klara, ja wariuję bez ciebie... Poczęstujesz mnie papierosem? – To się ze mną ożeń! – Tak będzie, Klara. Przysięgam ci, tak będzie kiedyś... Tak bym cię w tym dymie utopił, kochana... – A dziś przejdziesz przez most czy go spalisz? – Od czasu śmierci mojej babci nie płakałem... Pamiętam ten dzień dokładnie... Byłem sam w domu... – Aleks, ty mi pierdolisz cytaty z amerykańskich filmów, a ja mam to w dupie. Mam w dupie twoją babcię! Chcę być z tobą! – Wiem, kocie. – No i masz... – Daj mi trochę czasu, lisie... Chodź może na zakupy? 74

– Lisie, kocie... Pierdy, śmierdy. Ile? – Co: ile? – Nie wierzę... – Nie wiem, kocie. Nie wiem... Ty jesteś mądrzejsza niż ja. Ja się gubię w tych rozmowach. Ty masz zawsze odpowiedź na wszystko. Straciłem wszystkich swoich klientów... Straciłem wiarę... – Co ty pierdolisz, Aleks? – No i widzisz! Jak ja mam się odzywać? Cokolwiek powiem, to się śmiejesz... – Nie wkurwiaj mnie, Aleks! Mnie boli całe ciało, nie wiem już, co piję, nie pamiętam swojego PESEL-u, nie śpię, w kinie sprzedają mi tabletki zamiast orzeszków, przestałam robić przetwory... Rachunek poproszę! – No i masz... Klara, nie rób nic głupiego! Proszę cię, poczekaj na mnie! Błagam cię, Klara! Kochanie, muszę lecieć... – Jak ty się dostaniesz do domu, jak tam nie ma mostów, Aleks? – Przestań, lisie! – Może twoja żona je spaliła? – Proszę cię! Muszę zamówić taksówkę. – A jak by tak twoją żonę zepchnąć z tego mostu, a potem dopiero spalić, co? – Ciekawe, czy Wajda dostanie Niedźwiedzia, prawda? – Aleks zwrócił się do kelnera. 75

– Aleks, nie rozśmieszaj pana! Niech mu pan wybaczy! Wiedzie podwójne życie i zamierza się spalić dzisiaj. – Nie dostaliśmy Niedźwiedzia, proszę pana. – No i dobrze, Aleks, nie? Wajda by dostał, a ty nie, nie? Idź, idź, podpalaczu! Idź!!! Wrrr...

Randka Klary, czyli seks w Puszczy Piskiej Wronka była bezlitosna. – Ciebie pojebało po prostu! Ty masz menopauzę chyba! Ty masz megamenopauzę! Weź ty sobie zrób jakieś badania może. Masz swojego rentgenologa, to go poproś. – Radiologa, Wronka. – No, czy tam radiologa, wszystko jedno. Ja mam raka piersi chyba. – On jest na zwolnieniu, Wronka. Miał zawał czy coś tam... Ta charakteryzatorka, z którą mieszka, nakryła go na dyżurze z tą reżyserką... Wiesz, on ma dwójkę dzieci... Wronka była bezwzględna. – Przecież to pedał. No dobra, jak wyjdzie z tego, to mnie z nim umówisz. A ty sobie rób te wszystkie badania i zasuwaj na tę randkę z Mirkiem, bo inaczej ja tam pójdę! – Ja go w ogóle nie znam, Wronka. Widziałam go raz i zatań76

czyłam z nim raz. – To jest dobra rodzina, idiotko! Trzydzieści osiem lat, kawaler, adwokat... Kurwa, adwokat!!! Klara zrobiła sobie koronografię, spirometrię, kolonoskopię i flebografię. I poszła na randkę z Mirkiem. Pardon. Z adwokatem Mirkiem. Mirek był bezwzględny. – Czego się napijesz, Klara? – Wina. Mirek był bezlitosny. – Masz ochotę coś zjeść? – Tak... Może jakąś sałatkę. Mirek był opiekuńczy. – Jest ci zimno, Klara? Może wejdziemy do środka? Klara już widziała trójkę dzieci biegających wokół ich domu z ogródkiem w Puszczy Piskiej. Mirek był miły. – Masz oczy anioła, Klara. – Nie żartuj, Mirek! – Nie żartuję. Mirek był bystry. – Śmieszę cię, Klara? – Nie, dlaczego... Ja się zawsze śmieję w takich sytuacjach. Mirek był inteligentny. – Nerwowy śmiech? 77

– Chyba tak, zresztą nie wiem... Nie pytaj mnie tak o wszystko, bo to mnie coraz bardziej śmieszy. Mirek był wrażliwy. – Przepraszam. Wszystko zepsułem... Napijesz się jeszcze czegoś? – Nie, dziękuję. Jeszcze nie skończyłam. Mirek był nerwowy. – To skończ!!! Uważasz, że jestem prymitywny, tak? Ze jestem powierzchowny, tak? Klara była przerażona. – Nie, dlaczego? – To czemu się śmiejesz cały czas? Czemu się ze mnie śmiejesz? Uważasz mnie za idiotę, tak? Że mam problem ze sobą, tak...? Przepraszam. Klara naprawdę przestała się śmiać. Mirek był szczery. – Podobasz mi się, Klara. Denerwuję się tak samo jak ty. Mam dosyć stabilizacji, Klara. Myślę, że jesteś kobietą mojego życia. Odkąd cię zobaczyłem na imprezie u Wronki, nie potrafię o tobie zapomnieć. Chcę być z tobą, chcę się z tobą kochać, jestem z tobą szczęśliwy, żadna kobieta nigdy tak mnie nie podnieciła, napijesz się jeszcze? Klara miała czerwone plamy na szyi. – Tak, chętnie... Zaraz wracam. 78

I wyszła do toalety. W toalecie zadzwoniła do Wronki. Wronka miała wyłączony telefon. Zadzwoniła do Piotra. – Piotr? Gdzie jesteś? – Jeszcze w szpitalu. – Piotr, jak mam takie migotanie w przedsionkach, to to jest poważne? – Uprawiałaś seks? – Jezu, nie! – Aleks cię wkurwił? – Nie, nie Aleks. Z Aleksem to już koniec. Absolutny koniec!!! – Nie płacz, Klara. Byłaś na randce z kimś? – Tak, z takim adwokatem. Właśnie na mnie krzyknął i powiedział, że chce się ze mną ożenić. – Z adwokatem? Spierdalaj, Klara! Muszę kończyć, bo Iwona dzwoni. – Jaka Iwona? – Nie znasz. Spierdalaj, Klara! – Tak. Spierdalam. Klara obmyła twarz zimną wodą. Zimno. Jak w Puszczy Piskiej. Zobaczyła w lustrze obok swojego odbicia twarz Mirka. Pardon. Adwokata Mirka. Ciepło, cieplej, parzy!!! – Z kim rozmawiałaś, Klara? – Z nikim, przysięgam. – Czemu się śmiejesz? 79

– Nie śmieję się. Naprawdę. Nie śmiałam się od wczoraj. Od... I straciła przytomność.

Lato z komarami, czyli Klara jedzie na Mazury – Nie włożę tego!!! – Włożysz!!! – Nie włożę!!! – Włożysz!!! Wszyscy to wkładają!!! Ta guma się rozciąga, kretynko!!! Tylko ty i otchłań. I instruktor. W otchłani!!! Zawsze to robię – krzyczała Wronka przez telefon. – Ostatni instruktor zszedł z tobą za głęboko!!! – powiedziała Klara. – Ale ile ryb widziałam – powiedziała Wronka. Klara zadzwoniła do matki. – Mamo? No co tam? – Co? – spytała matka. – Co? Co? Co? – Nic, jadę na Mazury – Po co? – A nic, właściwie, ponurkować może. – Ty całe życie nurkujesz. – Mamo... – No co, mamo? Weź ty się do roboty, twoje koleżanki już 80

dawno... – Wiem, mamo. – Gosię Mosakowską widziałam ostatnio na ulicy, ładna spódniczka, bucik, uśmiechnęła się ładnie, opalona, wróciła z Kos akurat. – Mamo, Gosia też żyje bez ślubu. – Bo jej się nie ułożyło!!! – A mnie się ułożyło, mamo?!! – Jakby ci się ułożyło, to byś się po Mazurach nie włóczyła, Boże, na Mazury, masz trzydzieści dziewięć lat, na dupie siedź. Do Karpacza pojedź, a nie na Mazury, jeszcze nurkować będzie, pamiętasz, jak się Marek Bilewski utopił? – Marek? Mamo, on po pijanemu do wody wszedł. – Tobie też nic nie brakuje. – Nie wiem, może nie będę nurkować, może popływam na optymistkach. – Ty, na optymistkach? Na pesymistkach chyba! Ty masz chore nerki!!! – Mamo... dobrze, może żaglówkę wypożyczymy z Wronką. – Żaglówkę? Pana Mariana ostatnio tak bom uderzył na zalewie, że pani Zosi nie poznaje do tej pory. – Mamo, on pani Zosi nie poznaje od trzydziestu lat. – Co się wtrącasz, co się wtrącasz? Zadzwoń, jak zmądrzejesz. Trzask. Trzask. Trzask. – Wronka? Nie jadę. Mam w dupie lato. Mam w dupie komary. 81

– A wiesz, kto będzie naszym instruktorem? – Też mam to w dupie. – Janicki. – Kto? – Janicki. Janicki, Klara!!!

Druga randka Klary, czyli Klara schodzi pod wodę Kiedy zanurzasz się pod wodę, zanikają odgłosy świata zewnętrznego. Od tej pory towarzyszyć ci będzie tylko szum bąbelków wydobywających się z automatu oddechowego. Jan delikatnie dotknął twarzy Klary i próbował ją pocałować. Stop. Stop. Stop. – Poczekaj, amigo! Zaraz wracam. – I poszła do łazienki. – Wronka? Halo? Albo tu zaraz przyjedziesz, albo odkręcam gaz. – Klara, przepraszam. Ale mam to w dupie. Wzięłam xanax i jest mi wszystko jedno... – Wronka... Jest

dziewięć

podstawowych

znaków

umownych

syg-

nalizowanych ręką pod wodą. Jan zaczął rozpinać bluzkę Klary. Ręką. – Jan? To jest twoje imię, tak...? Czy Janusz? 82

– Jan. Jan Sebastian Wach. – Śmieszne... Pokaż dłonie, Jan...! Ładne. – Dużo pływam. Dziękuję. Znak „w porządku” to znak najczęściej używany. Jan pocałował Klarę. Klara rozchyliła usta i zaczęła się śmiać. – Coś nie w porządku? – Nie, w porządku. Potrzebuję pomocy, zaraz wracam. I poszła do łazienki. Janem wstrząsnął dreszcz. – Mamo? Tu Klara. No co tam? – Co, co tam? – A nic... Tak dzwonię, mamo. Uczę się pływać. Nurkować... Mamo, zabierz mnie stąd! – Znowu piłaś? – Mamo, uczę się nurkować. Ale zaprosiłam instruktora do domu i nie wiem, co robić, mamo. – Ty całe życie pływasz. – Mamo! Nie mam powietrza. – Masz prawie 40 lat, to na pewno. A jak on wygląda? – Wysoki, mamo. Wysoki i głupi. I ma takie długie łapy, że mu się tam mieszczą wszystkie moje garnki. Cześć! Znak „na rezerwie” mówi o niskim ciśnieniu wskazywanym przez manometr. Jan zaczął odpinać spodnie. – Jan... – Klara niechętnie zdjęła buty. – Jan, „brakuje mi od83

dechu” to znaczy, że... – Że nurek sygnalizuje zmęczenie, Klara. Ale ja widzę, że ty marzysz o tym... – Jan... – Klara uniosła kciuk do góry. – Wiem, Klara. Jest w porządku. – Nie, nie. Poczekaj! Już chcę kończyć, Jan. Telefon. Dzięki Bogu! – Poczekaj, Jan! Poczekaj... – Halo? Mama? – Klara... Pan Tadek kazał ci przekazać. Uderz nożem o butlę! Uderz nożem o butlę! – Dzięki, mamo! Cześć! Jan był goły. Klara była bez butów. – Zdejmij to, Klara! Zdejmij wszystko! Aby zatrzymać płetwonurka, unieś otwartą dłoń do góry... I Klara uniosła... dłoń... z butelką. Butelka. Wino. Wino. Butelka. Nieszczęście... – „Na pomoc”! – Halo? Wronka? Nurek nie ma powietrza. – A ja nie mam okresu. Cześć! – Halo? Mama? Jaki pan Tadek? – Jaki, jaki... No jakiś. Cześć! Nie zawracaj mi głowy. Serial oglądam. Klara zapaliła papierosa, bo pływanie z fajką jest sportem sa84

mym w sobie. A potem się obciążyła prawidłowo białym wytrawnym winem i zanurzyła... W sobie.

Wakacje Klary, czyli taka miłość się nie zdarza Był sierpień. Niemożliwy. I nie mógł się zdecydować: ciepło, zimno. Telefon dzwonił nieustannie. Nie mógł się zdecydować, czy ma być odebrany, czy nie. Klara wiedziała, że dzwoni Aleks. Inni tylko dryndają. Nie odbierze. Nigdy już nie odbierze. Za to pojedzie. Pierwszy raz sama pojedzie na wakacje. I będzie odpoczywać, i będzie się bawić, i będzie szczęśliwa. I pozna kogoś. I będzie szczęśliwa!!! – Do Sopotu??? Oszalałaś??? – Wronka była wstrząśnięta. – Ja rozumiem: Bali, Zanzibar... Ewentualnie Bieszczady, jest tam aktualnie moja koleżanka Dżastina. Otwierasz drzwi od pokoju i... – Wronka, od kiedy ty mówisz „aktualnie”? – Nie przerywaj mi! Jestem aktualnie po jodze i kocham cię. Jesteś mi najbliższą osobą na świecie i rozumiem cię, ale nie wkurwiaj mnie!!! Do Sopotu jeżdżą emeryci i reżyserzy emeryci. Ty musisz kogoś poznać, pokochać, oddychać, Klara, oddychać, rozciągnąąąć się i żyć, Klara, żyć!!! – I zaczęła płakać. – I prosto z tego pokoju na halę!!! – Wronka, proszę cię, nie płacz! Jedź ze mną! 85

– Do Sopotu, nigdy! Tam mają być jakieś straszne deszcze, Klara, i wichury. A ja, Klara, chcę żyć, chcę oddychać. I nie chcę już nigdy płakać w Sopocie, rozumiesz? – I odłożyła telefon. Aktualnie. Klara też chciała żyć i kochać, i kochać się, i oddychać na wiele sposobów. Telefon zapalił światła w całym mieszkaniu. I nic. Pojedzie sama. Może nie sama, bo aktualnie zbierało jej się na płacz. Zadzwoniła do matki. – Mamo? Pojedź ze mną do Sopotu! Mam taki chiński hotel, nad samym brzegiem. – Córki zabierają matki... – Do Rzymu. Wiem, mamo. – Olimpiada była. Jakbyś tak matkę do Chin wzięła, to... – Mamo, ja protestuję przeciwko Chińczykom. – To protestuj dalej! Przeciw matce i przeciw rodzinie. Gdybym wiedziała, że taka będziesz... – Wiem, mamo. To byś przestała oddychać, jak byłaś ze mną w ciąży. Aktualnie mam to w dupie. – Jak powiedziałaś? – Aktualnie, mamo. Cześć! Telefon włączył aktualnie pralkę i zmywarkę. Na dziewięćdziesiąt stopni. „Co ja mam w pralce? – pomyślała Klara. – Bieliznę... Z taką bielizną nie mogę jechać do Sopotu!”. Zadzwoniła do Piotra. – Piotr? Co tam? 86

– Klara? Jak miło! Jestem aktualnie na dyżurze. Właśnie miałem do ciebie dzwonić. – I zaczął płakać. – Nie płacz, Piotr! Proszę cię... Powiedziałeś „aktualnie”? To śmieszne słowo. – Rozmawiałem przed chwilą z Wronką. Ale ona płakała i nie mogła rozmawiać. I pomyślałem, że muszę zadzwonić do ciebie, ale akurat był wypadek, i musiałem zrobić zdjęcie, Klara... Ja już dłużej nie mogę. Ja ci to muszę powiedzieć... – Poczekaj! Stop, Piotr! Stop, stop, stop, stop, stop, stop, stop!!! – Klara rozpłakała się. – Klara, nie płacz! Proszę cię, nie płacz! I nie osądzaj mnie!!! – Piotr, jesteś tam? Piotr, posłuchaj! To ja dzwonię do ciebie. – Ja też chciałem, Klara. Ja chciałem zadzwonić!!! – Piotr, oddychaj! Rozciągnij się i odddychaaaj... Dzwonię do ciebie, bo jadę właśnie na wakacje. I chciałam, pomyślałam raczej, że mógłbyś jechać ze mną... Raczej pomyślałam... Telefon Klary rozpalił wszystkie mieszkania w jej domu i włączył TVN Style. Aktualnie leciało Taka miłość się nie zdarza. – Klara, ja pojadę z tobą wszędzie, gdzie chcesz. Na Bali, na Zanzibar, na Alaskę, do Sopotu nawet... Ktoś dzwoni cały czas do ciebie, Klara. Odbierz może. – To Aleks. Nie odbieram. – Nie odbierasz??? To cudownie, Klara. To debil!!! Zawsze chciałem ci to powiedzieć. On się nigdy nie zdecyduje. On nigdy nie 87

zostawi dla ciebie nikogo, Klara!!! – Piotr, pojedziesz ze mną? – Klara, ja... Ja kocham, Klara!!! Zakochałem się raczej... Znowu. Śmieszę cię? – Nie. Dlaczego? Uważaj, co powiesz, Piotr! – Nie chcę uważać, Klara. Ja zakochałem się... Zakochałem, Klara. Jezu! Cały jestem spłakany... Aktualnie... I też roześmiany, Klara, w samolocie go poznałem. Tak się bał, tak się bał. – Uważaj, Piotr, co powiesz! – Zakochałem się... Jest z Poznania. Rozwiedziony. Ja się też tak bałem. – Uważaj, Piotr, co powiesz! – Taka miłość się nie zdarza, Klara... Wyłącz ten telefon, Klara! To jest jak piorun, piołun, popiół... Dobrze, pojadę, opowiem. Do Sopotu? Dobrze... Klara? Klara ostatkiem sił zobaczyła, jak jej telefon rozpala jej papierosa, potem drugiego, potem zbliża się do kieliszka, nalewa pierwszy, potem drugi, a potem szepcze: „Jesteś w dupie, Klara... Aktualnie”.

Cisza, czyli pierwsza noc w Sopocie Klara spojrzała w lustro. Cisza. Sięgnęła do barku i wyjęła ko88

niak. Ale się prosił. W ciszy. Potem podniosła telefon. Cicho. „Mama?”. Cisza. Spróbowała jeszcze raz. „Wronka?”. Cisza. Nie próbowała nawet... „Aleks?”. Cisza. I wielki pająk, na ścianie. „Wielki pająk, wielkie nieszczęście... Zwłaszcza rodzinne. No i dobrze! Łaź, ty skurwysynu, ty!”. Potem przystawiła pająkowi lusterko z puderniczki do łba i przycisnęła. „Płacz! Płacz! Płacz!”. I posypał się puder. „Sypiący się puder. Zmienisz miejsce pracy... Wychodzę”. I wyszła. I szła. Promenadą. Najpierw szła za parą młodych ludzi. Ona ubrana bez przesady i bez wdzięku. On był bez koszuli. I bez szans.

ON Przekąpałbym się.

ONA Ja w sumie też. Ale najbardziej to w jeziorze teraz bym się przekąpała.

ON No, w sumie możemy pojechać nad jezioro. Na Mazury nawet.

ONA Nie. Ja w sumie na Mazury to raczej pojadę z narzeczonym. 89

Cisza. Klara, cicho. Przyśpieszyła. Najlepsze jest chodzenie. Więcej można spalić. Wylądowała na molo. Cisza. – Klara? – Odwróciła się. – Sławek? – Nie poznałem cię. – Wow... Sławek. Nie poznałeś mnie...? Ja bym cię też nie poznała. Co ty tu robisz? Wow... To głupie pytanie. Co ja tutaj robię? – Jestem na wakacjach. W Orłowie. – Super! – Z rodziną. – Super! Z całą rodziną? Cisza. – Z całą... Bardzo fajny ośrodek. Dwa posiłki. Przejdziemy się, Klara? – Mhm... Ja mam tylko śniadanie. Cisza. – Od razu cię poznałem. – Nieprawda. – No tak. Cisza. Cisza. Cisza. – Pamiętasz, jak chodziliśmy tutaj? Pamiętasz, Klara? – Powiedziałeś: całowaliśmy? Cisza. – Nie bój się, Sławek. Ja też jestem tu z całą rodziną. Cisza. 90

– Pamiętam, jak się całowaliśmy Klara. – Jak paliliśmy. Cisza. – Ja nic nie pamiętam. Ale chętnie bym się wykąpała na Mazurach. – Ja na Mazury to raczej pojadę z żoną. – Masz w ogóle jakiś kontakt z nią? – No tak, jesteśmy razem na wakacjach. W Orłowie. Z całą rodziną. Śniadania mamy i obiadokolacje. – Aha... Cisza. – No to co, Klara. Ja będę już lecieć. – Poczekaj! Masz jakiegoś pajączka na włosach. – Zabij go! – Nie, bo będzie nieszczęście. – No to lepiej nie. To na razie. Pozdrów... – Aleksa. Dziękuję! A ty... – Basię. Dziękuję! – I twoje dzieci też. – A ty, Klara, masz dzieci? – Będę miała. No to pa. Ciszaaa. Klara wróciła do hotelu. Spojrzała w lustro. Cisza. Spojrzała do barku. Cisza. Spojrzała do łóżka. Pająk. 91

Duch Leżały w łóżku. Obie. Paliły papierosy. Daleko od szosy. Taram tam tam. Zabawa nie jest zła. – Boisz się? – zapytała Klara. – A ty? – zapytała Wronka. – Nie mam się czego bać. Może trochę... Kota. Drugi dzień rzyga. – Ja bym się nie bała, jakby żył mój ojciec, wiesz...? Niczego bym się nie bała. On zawsze mówił: „No i dobrze”. Ja mówiłam: „Tato, to i tamto się zdarzyło...”. I takie tam, teges szmeges. A on: „No i dobrze, dziecko. No i dobrze”. I się nie bałam. Tęsknię za nim bardzo. Jak mam jutro jechać i zapalić mu świeczkę, to sobie myślę, że najlepiej to bym się tak położyła na tym grobie i sobie napisała swoje imię koło niego. – Wronka, proszę cię... – Jak byłam mała, to wszyscy mówili, że w nocy przed Wszystkimi Świętymi przychodzą do nas wszyscy święci. I ja zawsze chciałam, żeby tata przyszedł, wiesz. Ale nigdy nie spałam wtedy, tak się bałam. – A jakby dzisiaj przyszedł. – Nie strasz mnie! 92

– Ja bym chciała, żeby mój brat przyszedł. – Myślisz, że przyjdą dzisiaj? – Nie, bo nie śpimy przecież. – Przytul mnie! – Wronka, ja myślałam, że ty się nie boisz. Taram tam tam, zabawa bardzo zła... – Jak mój ojciec żył, to paliłam świeczki wszystkim. I byłam taka szczęśliwa, i się tak cieszyłam na ten cmentarz, że spotkam kogoś... jakiegoś chłopaka, i że się ubiorę ładnie. Matka mnie cisnęła, wiesz... – Każdego cisnęli. A jutro w czym pojedziesz? – Ty mi coś pożyczysz. – Aleks mi kupił płaszczyk. Chcesz...? Myślisz, że gdyby Aleks umarł, to by było lepiej? – Musiałabyś palić świeczki z jego żoną i dziećmi. No i gdzie byś stała na pogrzebie? – Z tobą. – Ja nie chodzę na pogrzeby. – Z tyłu gdzieś. Nie chcę, żeby umarł... – Pożyczyłabym ci sukienkę... Taram tam tam... – Wronka, jak umrę, będziesz bardzo płakać? – Chyba tak. Z pięć lat chyba. – Możesz bardziej? 93

– Siedem... – Możesz bardziej mnie przytulić? Gdybyś spotkała swojego tatę, to co byś mu powiedziała? – Że go kocham. Takie tam... Że płaczę często. Że za nim tęsknię. Ze nie mogę znaleźć miłości w życiu, że matka na mnie krzyczy, że chodzę na terapię. Że się przeziębiam często, powiem. Że matka dała mi taką miksturę na artretyzm z miodu i z pietruszki i wywaliłam to do kosza, że mam rozregulowany okres, że mi się często śni, jak stoi w oknie i czeka na mnie, a ja nie mogę dobiec do niego, i że ciągle czuję zapach jego ręki i paska od zegarka, że tęsknię... – Ale zimno się zrobiło, Wronka. – Jak to zimno? Weź mnie, nie strasz! – Panie Janku, czy pan tu jest? Panie Janku!!! A ja mam kota, panie Janku! – Przestań, kurwa!!! Oddawaj kołdrę!!! Klara!!! – Żartuję, kretynko. Ale ziąb... Jezuuu. – Nie mów do mojej córki, „kretynko”! – Ratunku!!!

Cara Klara, czyli kara Klary Klara przestała mówić, przestała pisać, przestała jeść. Ale niestety, nie przestała odbierać telefonu. I pamiętać. Wszystko. 94

– Klara? – Klara, tu mama. – Klara? Wiem, że tam jesteś. – Klara? Ja nie mam czasu na wygłupy. – Klara? Muszę ci coś powiedzieć. Niedługo umrę... – Halo, mamo...! Mamo? – No i widzisz...! Wiesz, jesteś świnia, wiesz? Na tyle książek, co ja ci dałam, białych kruków, pamiątek... Jak zwierzę... Nad matką, jak kruki i wrony... Doigrasz się, zobaczysz! Kara cię spotka, jak nic! Dzwoniłaś do mnie może? – Nie...? Aha... No nic, ja dzwonię. Klara... Dzwonię, bo Luidżi do mnie napisał. Wiesz, pamiętasz? Luidżi... Jego się pisze Luigi, taki Włoch, opowiadałam ci. – Luigi...? Luigi Barigi? – Tak, Klara. Ten sam, pamiętasz? – Włoch, z którym spałaś na studiach. – Nie spałam! Ja nie jestem ty! On był szaleńczo zakochany, ja trochę mniej... No, w każdym razie, ja już byłam zaręczona z twoim świętej pamięci ojcem. – Tata żyje, mamo. – No, w każdym razie twój świętej pamięci ojciec stanął na przeszkodzie mojemu szczęściu. Mojemu i Luigiego Barigiego... i twojemu, dziecko. On kompletnie zwariował. Do Polski przyjechał po niego papa Barigi. 95

– I go zabrał, na nieszczęście twoje i twoich dzieci. Wiem, mamo, pamiętam... – Napisał do mnie, Klara. Wysłał zdjęcie. Strasznie się postarzał, dziadunio okropny. Jest, wyobraź sobie, gwiazdą rocka, heavy metalu, mieszka na Florydzie, na zdjęciu jest w ubraniu tak strasznie obciachowym... – Mamo, spałaś z nim? – Oszalałaś chyba. Zaraz kończę rozmowę! – Mamo? – Nigdy w życiu nie zdradziłam twojego ojca! – Ja się pytam, czy z nim spałaś? – Nigdy w życiu. – OK mamo. OK. Ale, przepraszam cię, jak ty z nim rozmawiałaś, skoro ty nie mówisz po włosku? – Płakałam cały czas. – Aha. – I właśnie on do mnie napisał, bo ja mu adres podałam. – Po polsku? – Wydaje mi się, że po angielsku, ale głowy nie dam. Czy ty mogłabyś mi ten list przetłumaczyć? Tak wiesz, mniej więcej i... odpisać... – Mamo, no, ale musisz wysłać mi ten list do domu. – No właśnie wysłałam mailem. – Mamo... Mailem? Masz jeszcze jakieś objawy? 96

– O Jezu! No, pan Stanisław mi wysłał z przychodni. Ja ci wysłałam jego list i swój. – Ale jak swój, mamo? Jak nie wiesz, co napisał? – Mniej więcej wiem. – Spałaś z nim? – No to sprawdź tam wszystko i odpisz mi. Jeszcze dziś to pan Stanisław odbierze z przychodni, bo ma, wiesz co, lampy rano. No to na razie! Ciao! – Ciacho... Klara otworzyła list. Zaczynał się „Cara Ala” i po polsku brzmiał mniej więcej tak: „Droga Alu, tyle lat minęło od tamtej nocy, a ja ciągle czuję zapach twoich włosów i smak twoich piersi. Minęło prawie czterdzieści lat, a ja nie mogę zapomnieć i nie mogę uwierzyć, że Klara nie jest moją córką...”.

Jesteś moją matką, która mnie chwaliła – Z kim ty chcesz mieć dziecko? – No nie wiem, mamo. Z kimś... – Ty pomyślałaś o mnie? – O tobie? Dlaczego? – Jak ja się na ulicy pokażę? Co ja powiem ludziom? – Że będziesz babcią. 97

– Ale ty nie masz męża, Klara! Nie masz ślubu nawet! – Mamo, ja nawet nie jestem w ciąży. Ja tylko ci się zwierzyłam, że chcę! Tak ci coś palnęłam, bo miałaś wyjątkowo przyjemny głos przez telefon. Tak tylko powiedziałam... – To się zastanów, zanim coś palniesz. – Mamo... – Do Wronki sobie zadzwoń! Zawsze koleżanki były dla ciebie najważniejsze. – Nie chce mi się z tobą gadać, mamo! – Nie, nie. To ja się rozłączam! Jakie to szczęście, że wzięłam parasol... Jakie to szczęście, że się zabezpieczyłam... Jakie to szczęście, że nie mogę mieć dzieci... Klara wydmuchała nos, potem jeszcze raz, potem zobaczyła na chusteczce krew i się ucieszyła. Aborcja albo gruźlica. Cudownie, a teraz jej umrę. Umrę mojej mamusi... – Tak, halo... Mamo? – Chciałam ci tylko powiedzieć... – wszystko było wypowiadane bardzo powoli, więc Klara pomyślała: „Szybciej, mamo!”. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że zgotowałaś mi taką starość, jakiej nikomu nie życzę. Klarze wydawało się, że jej matka się rozpływa jak cukierek. – Mamo, wyjmij landrynkę! Nie słyszę cię. Albo połknij! Tak, połknij! Mamo... Jakie to szczęście, że mam sznurowadła. Chyba się powieszę. 98

Jakie to szczęście, że Wronka ma telefon, jakie to szczęście... – Wronka? – Co tam? – Co byś zrobiła, gdybym była w ciąży? – Ucieszyłabym się. – Naprawdę? – No. Ale nie jesteś, mam nadzieję... – No, nie jestem. – Mądra dziewczynka. – Ale ucieszyłabyś się...? Płaczesz...? Wronka, nie jestem, nie martw się... – Tak płaczę, bo mi się zachciało. – Mnie się też zachciało mojej matce powiedzieć dzisiaj, że chciałabym mieć dziecko. Aż mi krew poszła z nosa. – To jest nic. Moja matka, jak miałam siedemnaście lat, zaprowadziła mnie do ginekologa, żeby sprawdzić, czy jestem dziewicą. – I? – No nie byłam, przecież wiesz. Ale czy to jest powód, żeby mnie lać przez tydzień i oddać do sióstr? – Ty byłaś u sióstr, Wronka? – O, bo to raz... – Wronka, co ty pierdolisz? Naprawdę ucieszyłabyś się, gdybym była w ciąży? 99

– Powiesiłabym się. – Wronka... – Nie wyszłabym przez tydzień na ulicę... – Wronka... – Czy ty się zastanowiłaś, Klara? Co ja bym ludziom powiedziała, znajomym? – Wronka, jak ciebie matka lała, jak ciebie wychowała ciotka? – Powtórz pytanie. – Wronka... Trzask. Trzask. Trzask. Krew z nosa. Dryń. Dryń. Dryń. – Halo? To ty, Piotr? Jakie to szczęście... – Klara? Wronka przed chwilą mi powiedziała, że chcesz mieć dziecko. Pojebało cię? – To was pojebało!!! Widzieliście plakaty na ulicach: „Jestem moją matką, która mnie chwaliła”? – Zabezpieczaj się, Klara! Trzask. Trzask. Trzask. Krew z nosa. Koniak. Koniak. Koniak. Klara wzięła kartkę papieru i narysowała sobie nad łóżkiem plakat: „Jestem moją matką, która ma mnie w dupie”.

Wronka traci przytomność – Piotr? – Klara nie mogła złapać tchu. – Piotr? Jesteś na dyżu100

rze? – Jestem w piekle, Klara. – Wronka straciła przytomność, zabrało ją pogotowie. – No i super! – Kurwa, zadzwoń, jak wytrzeźwiejesz, idioto! – Aleks? Przepraszam, że dzwonię. – Nie przepraszaj, lisie! Czekałem na twój telefon. Minęło sześć dni, kochana. – Aleks, posłuchaj! Wronka straciła przytomność, zabrało ją pogotowie. – Jadę. – Nie wiesz dokąd. – Do ciebie, kochana. – Mamo? Wronka straciła przytomność. – Niech więcej pije może. – Mamo... Ona cię tak lubi... – Ja też ją lubię. Pozdrów ją! – Dzięki! I uważaj na siebie! – Ty uważaj! Aj, podam przez panią Zosię grzybki, ona lubi. Cześć! Klara jechała. Warszawa jechała. Jej Warszawa. Jej. Aleksa. Wronki. Piotra. I dojechała. I przypomniała sobie piosenkę: „Panie szofer, setką, panie szofer, setką, a z powrotem już karetką...”. Cała 101

podstawówka to śpiewała na wycieczkach. – Nie umieraj, Wronka! – Cześć, Klara! – Co ci jest, Wronka? – Epilepsja. – Co ty chrzanisz? – Albo guz. – Przestań! – Powiedz, że jestem blada, Klara. – Jesteś bardzo blada. – Schudłam już? – Na policzkach trochę. – Zajebiście! Trzech neurologów, Klara, i żaden się nie poznał. Zakochałam się, Klara. Miłość od pierwszego wejrzenia, Klara, rozumiesz? Dziennikarz, ale wygląda jak aktor. Żonaty, ale nie układa mu się z żoną... Kocham go, odkąd go zobaczyłam. Wypiliśmy herbatę, zapłaciłam za niego nawet. Potem poszedł, a ja pac na ziemię jak długa. Za to w najlepszej kawiarni w Warszawie. Jezu, czuję, że żyję! Czuję, że wracają mi rumieńce, nie mogę już mówić, chcę być bladziochą... – Przepraszam, zabieramy panią do sali operacyjnej. – Ale... – Przepraszam! – Klara, tylko cicho! Nikomu ani słowa... 102

– Panie doktorze... – wyjąkała Klara na korytarzu. – Ona się tylko zakochała. Nic jej nie jest. – Kim pani jest? – Klara. Jestem najbliższą osobą Wronki. Kocham ją. – Nadzieja, proszę pani, to brak informacji.

Kryzys Wszystko zaczęło spadać. Ceny. Ciśnienie. Narty. Aleks ledwo doszedł do domu, chwiał się na nogach jak dziecko, nie smakował mu obiad, nie pocieszyła go żona. – Mam kryzys, skarbie. Mam kryzys. – Wiem, kochany. Ja też. Tak mało posiadamy. Tak mało razem wychodzimy. Tak nas mało w sobie, Aleks. Musisz zrobić badania, Aleks. Tylko w przychodni, żeby było taniej. „Tak, tak... Ależ to jest kurwa – pomyślał Aleks. – Ja mam kryzys, a ona mówi, że jestem chory. Jakie to wszystko jest beznadziejne. Czuję, że się zapadam. Gdzie jesteś, Klara? Tak. Klara... Zadzwonię do Klary. Do łazienki. Szybko”. – Zamknął się – szepnęła żona Aleksa, stojąc przed łazienką. – Zamknął się. Trzeci raz tego dnia. Żeby się tylko nie utopił, żeby się tylko nie roztopił. Żeby tylko nie upadł. – Tu Apollo 13. Spadam. Klara? Kochana... Jestem bliski obłę103

du. Nie rozpoznaję swoich dzieci. Czuję, że jest nas dwóch. Ja i ten, co teraz jest w kuchni. Mam kryzys, kochana. Albo się zabiję, albo powiem swojej żonie. I wyprowadzę się. Dziś. Za chwilę. Kocham cię. Upadam. Kiedy Aleks upadał po raz trzeci, matka Klary upadała po raz ostatni. W Kutnie. W kuchni. U koleżanki Marianki. – Marianna...? Ja upadłam...? Ja żyję...? Jezu, nie doniosłam obiadu... Tak mi jakoś... I duszno, i miło... Nie!!! Nie pogotowie!!! Błagam, tylko nie pogotowie! Już mi lepiej. Nie przyjadą. Jest kryzys, nie będą do byle gówien jeździć... No już... Ale wiesz, zadzwoń do Klary. Może niech przyjedzie do mnie. Tylko nie mów, że zasłabłam. Broń Boże! Ona jest taka nerwowa. Zadzwoń do Klary, tak niby nic. Upadam... Kiedy Aleks upadał po raz trzeci, a matka Klary upadała po raz ostatni, Wronka upadała po raz pierwszy. Na duchu. Na serio. Na oddziale. – Niech się pani choć pomodli – szeptała pielęgniarka. – To nie ma sensu. Ją nie wierzę, proszę pani. – Musisz, dziecko. – Dziecko to bym chciała mieć, o to się mogę pomodlić. Mam gorączkę. I dziecko... Jak człowiek nic nie ma, to dobrze jest mieć choć trochę, prawda? Upadam... Kiedy Aleks upadał po raz trzeci, matka Klary po raz ostatni, a Wronka po raz pierwszy, Klara chcąc nie chcąc musiała upaść po raz 104

drugi. A że pierwszego upadku nie była świadoma, roześmiała się na schodach do swojego mieszkania. Nie mogę dojść do domu. Jezu Chryste, Dzisus Krajs, Dzisus Krach... Właśnie, krach... To już krach, panno Klaro. Nie dojść do swojego mieszkania, to jest dopiero krach. Dobra, zapalę na schodach. Jak się poczuję lepiej, wdrapię się wyżej. Będę tu siedzieć, aż przyjdzie Aleks, aż przyjedzie mój Andersen, i otworzy mi drzwi jedną zapałką. – Co to kryzys robi z człowieka! Tak spać na klatce – szepnął przechodzień i przeszedł ponad Klarą. – No to upadam – zdecydowała Klara. – Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina – szeptał Aleks w samo południe w malutkim kościółku na malutkim osiedlu. – Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina – szeptała matka Klary w parafialnym kościele, w okolicach Kutna, w okolicach koleżanki Marianki. – Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina – szeptała Wronka przymuszona przez pielęgniarkę. – Wino. Tak. Wino. Wino. Wytrawne. Ameryka Południowa – szepnęła Klara. I dodała: – Drogie... – Niezmuszana przez nikogo.

105

Klara dostaje Złote Jabłko – Nie wierzę, Wronka... – No mówię ci. Widziałam na własne oczy. Co prawda, ten telewizor w szpitalu to jakaś rzepa, ale naprawdę, mówię ci, widziałam Aleksa i jego żonę, jak odbierali Złote Jabłko. Zostali parą roku czy coś... – Wronka, poproś może o inne leki. To jest niemożliwe. – Kurwa, Klara! Mogłam nie widzieć twarzy, OK. Ale słyszałam nazwiska. No błagam cię! – Jak wyglądała? – Nie widziałam dokładnie. Ale ktoś ją musiał ubrać. No chyba glamour... – Mam nadzieję. Kiedy wychodzisz, Wronka? – Chyba nigdy. Oni nie wiedzą, co mi jest. W razie czego, pamiętaj. Żadnego pogrzebu! Spal mnie i baw się. I niech Kazik zaśpiewa: „W czarnej urnie moich wszystkich czarnych lat”, i będzie git. Majątek jest twój. – Oprócz butów. – Oprócz butów. – Mamo? – Klara...? No i widzisz, jaka ty głupia jesteś. Jak ty się nie szanujesz. My z panią Zosią oglądałyśmy przed chwilą telewizor i 106

ten twój kochaś z żoną dostali Złotego Niedźwiedzia czy coś... Że para roku. – Złote Jabłko, mamo. – Jaka to jest świnia, widzisz. – No widzisz, mamo. – Ale to jest wszystko twoja wina. Gdybyś słuchała matki, to byś miała męża, dzieci, a nie kochanków. – Coś mi przerywa, mamo. – Ale ci powiem, że spasł się jak świnia. I te włosy, jak u niemieckiego piłkarza. Ale żona, szczupła nawet... – Pa! – Aleks... – Kocie... Tak się stęskniłem... Przyniosłem ci coś w prezencie. Zegarek... Złoty... Taki, jak lubisz. – Myślałam, że Złote Jabłko, Aleks... Jaka ty świnia jesteś! – O czym ty mówisz? – Nie wkurwiaj mnie! Sypiasz ze mną, żyjesz ze mną, a dostajesz z żoną Złote Jabłko. – Ja? – Aleks, nie kłam, kurwa! – Lisie, to była jakaś dawna sprawa. Sprzed dwóch lat. – My jesteśmy ze sobą od dwóch... Czy nawet trzech. – Lisie, wiesz, jakie są te plebiscyty. To jest taki kłam... No coś 107

nam kiedyś dali i teraz było uroczyste wręczenie. Ci co dostali srebrne, już są po rozwodzie. – Na pewno? – No raczej... Chcesz ugryźć prawdziwe złote jabłko? Niebiańskie? Hetmańskie? Sss... Królewno... Ja jestem twoim Rajem... Ewo... Kochanko... Branko... W oknie firanko... Zobacz, jakie piękne... Sss... Czerwoniutkie... Sss... – Spierdalaj! – powiedziała Klara.

Koniec Na gorączkę najlepszy był surowy ziemniak albo myśli o końcu świata. Klara lubiła jedno i drugie. W wieku lat siedmiu. W wieku lat prawie czterdziestu zdecydowała się na koniec świata. I zamknęła drzwi, kosz na śmieci, siebie... Zamknęła się. Nie odbierała telefonów, nie odbierała poczty, wody. Zbierała z podłogi rtęć. Jadła śnieg. Pierwszy zjawił się Piotr. – Wiem, że tam jesteś, Klara! Otwieraj! To nie ma sensu, kochanie. Zrobię ci echo serca, EKG, EEG. Wszystko, co chcesz, tylko otwórz, Klara! Żaden facet nie jest wart, żeby przez niego cierpieć, ja to wiem. Klara? Proszę cię, jesteś tam? Nie rób nic głupiego! Dobrze, nie otwieraj, nie wstawaj... Kopnij kota chociaż, żebym wiedział, że jesteś. Klara? Jesteś tam? 108

„Ale przeciąg – pomyślała Klara. – Pozamykam okna. Pozamykam się. I drzwi. Tak mnie boli wszystko, że się rozpadnę. Za chwilę. Wszędzie ta sierść. Nienawidzę tego kota”. Druga zjawiła się matka. – Jesteś tam, Klara? Otwieraj! Słyszysz? Ja mam chore serce! Nie denerwuj mnie! W tej chwili otwieraj! Co ty wyprawiasz? Czy ja muszę mieć taką starość? Czy ja nie mogę normalnie, jak człowiek umrzeć...? Otwieraj, powiedziałam, bo pożałujesz!!! Posłuchaj, gówniaro, jest tu ze mną pan Marian. On zaraz wyważy te cholerne drzwi i się doigrasz! Otwieraj, mówię!!! Taki wstyd przed ludźmi, będą mnie wytykać palcami. Już wytykają. Niech pan chociaż nie mówi nikomu, panie Marianie, bo to się w najgorszych rodzinach nie zdarza. Taki wstyd... Dodatkowy skurcz, o tu... Jeszcze jeden... – policzyła Klara. – Skąd ten przeciąg, do cholery? Coraz bardziej mnie boli ciało, serce, głowa... Koniec świata. Nic. Potem nie ma nic, absolutnie nic. Cudownie. Znowu się zaczyna. Taka wielka pustka. I nie będzie już mamy. I Aleksa. Oj, znowu skurcz. Trzecia zjawiła się Wronka. – Klara? Kochanie? To ja. Wyszłam, słyszysz? Ze szpitala, pamiętasz? Wyszłam, naprawdę. Na zawsze. A co u ciebie? Podobno się rozstałaś z Aleksem. To dobrze, Klara. Marnował ci życie. Widziałam go dziś na Nowym Świecie. Szedł zadowolony, jakby nigdy nic. Widzisz, jaka menda? A ty przez niego płaczesz. Klara, no 109

otwórz, proszę! Opowiem ci wszystko. Już jestem zdrowa, cieszysz się? – Cieszę się – szepnęła Klara. – Cieszę się. Czeszę się powoli... Tak, nie skołtunioną, ale uczesaną trzeba być. Dziś... Szast-prast grzebieniem, szast-prast, znowu szast-prast. W górę rtęć. Chodźmy na sanki moje koleżanki... Placki ziemniaczane. Może nie pójdę dziś do szkoły... Czemu oni się tak uwzięli na Aleksa? Skąd ten przeciąg? Aha, to oni przed drzwiami tak chuchają, aha, aha, to oni. A więc to koniec? Nie, nieprawda. Na bok. Wszystko na bok. Zaraz przyjdzie Aleks. I wszystko będzie dobrze. I włoży mi termometr... Aha... Przyjdzie, na pewno. Zawsze przychodzi. Czwarty miał się zjawić Aleks. Ale się nie zjawił.

List do Świętego Mikołaja – Klara, uspokój się, to był tylko żart! Przestań robić histerie! – Nie robię żadnych histerii! – Nie masz pięciu lat! Upił się, zrobił sobie żart, a ty robisz cyrki po trzydziestu latach. Nie rozśmieszaj mnie! – Nie trzeba mi było tego listu pokazywać! Nie miałaś, kurwa, innego pomysłu na prezent?! – Jeżeli jeszcze raz powiesz do matki takie słowo, odkładam 110

telefon! – Nie strasz mnie, mamo! Chcesz – odłóż, nie chcesz – nie odkładaj, chcesz się zabić, zabij się! Mam was w dupie! Trzask. Trzask. Prask. Prask. Dzyń. Dzyń. – Wronka? Czy ty pisałaś listy do Mikołaja? – Klara, po prostu powiedz, co mam ci kupić. – Nie, nie, Wronka. Posłuchaj, każdy pisał listy. I taki list matka zachowała mi na pamiątkę. Po co, nie wiem. Chyba żebym miała się czym zająć na terapii. Dała mi go ze wszystkimi świadectwami i odznakami ze szkoły. Za odwagę bycia jej córką głównie. No, w każdym razie dała mi list, w którym ja piszę do Mikołaja, co chcę. Tylko że matka nie wiedziała, że na odwrocie tego listu mój ojciec, który akurat wtedy na jeden dzień do nas wrócił, chociaż matka myślała, że na zawsze... Wrócił, upił się jak świnia i mi odpisał... I ja teraz właśnie to odczytałam, Wronka. To jest absolutna masakra. – Czytaj...! Poczekaj, zapalę. – Drogi Mikołaju! To ja piszę. – Poczekaj! Naleję sobie whisky. – „Drogi Mikołaju! Proszę Cię o jakąś niespodziankę. Tylko nie skarpety i też nie rajtuzy. Chciałabym lalkę, co ma buciki na kokardkę i taką żółtą zabawkę Iwa. I kawałek żółtego sera dla Iwa do pociągu. I gumę Donald. I prawdziwą tablicę czarną, z kredą i gąbką. I konia, jakbyś mógł. I żeby tata wrócił. Dziękuję Ci, Mikołaju. I uważaj na balkonie, mama położyła tam bigos i pierogi, nie przewróć 111

się. Koń może stać pod balkonem, żebym wskoczyła od razu. To ja pisałam. Klara”. – Jakie to słodkie, Klara... Ojej... Przypaliłam sobie kieliszek. Poczekaj... No już, czytaj... – A teraz list tatusia na odwrocie... „Droga Klaro! Tak mi kurwio przykro, ale nie da rady. Będą skarpety! A właściwie tylko jedna, bo z drugiej zrobiłem sobie balona. A ponieważ nie byłaś grzeczna, nie będzie też laleczki, bo laleczki są potrzebne tatusiowi. Do życia!!! Aha, i nie będzie konika, co bryka, bo mu mamusia urwała siusiorka. Aha, tatusia też nie będzie, bo tatusia nigdy nie było, była tylko mamusia. Tatusia, pst, tylko nie mów nikomu, mamusia zjadła na Wielkanoc... Łajdaczka z tej mamusi. Ściskam Cię. Twoje zdrowie, maleńka! Aha, koń był piękny, czarny, ale wujek Kazik go zabrał na wieś. Będzie go ćwiczył na Wielką Pardubicką. Ten łysol psychol. Bara-bara buc!”. – Koniec...? Klara...? Nie płacz! – Nie płaczę... – Klara, ja nigdy nie dostałam tego, co napisałam. Nie płacz! Znajdziemy skurwysyna. A najpierw napiszemy do niego list, chcesz...? Klara...? Nie płacz, Klara... Trzask. Trzask. Dzyń. Dzyń. Bara-bara buc.

112

Niedziela Nic. Cisza. Śnieg. Gdyby tak ktoś na tym śniegu choć krew wylał, coś by się działo, przy niedzieli, choć z baranka... A tu nic. Medytacja. Kontemplacja. Kolacja. Zwariuję, jeszcze chwila i zwariuję. Jeśli za chwilę nie zadzwoni telefon, to zwariuję... A tu nic. Kalina... „Nie, nie, nie budźcie mnie, śni mi się tak ciekawie”. Czemu moja matka nie dała mi na imię Kalina...? Odbierz, Wronka...! Co ja mam teraz zrobić...? Wronka, mam tylko ciebie. Przysięgam ci, że jak zadzwonisz, nie zapalę i nie napiję się do następnej niedzieli. Proszę cię! I nic. Jednokierunkowa ulica. Jaki obciach, nic nie słychać. W niedzielę nie ma samochodów, nie ma telefonów, nie ma ludzi. Klara otworzyła wszystkie okna... Może choć skoczę... I nic. Nawet nie skoczę. I znów Kalina. „Na pomoc, na pomoc ginącej miłości...”. Odbierz, Wronka! – Mamo? – Tu pani Basia, Klara. Nie ma mamy. Śpi. – O tej porze? – Przecież dziś niedziela, Klara. Ojciec was opuścił w niedzielę i od tamtej pory mama śpi w każdą niedzielę. – No tak. Zapomniałam... Rzadko dzwonię w niedzielę. A co tam, pani Basiu? – A co może być, dziecko? Wkurwiona jestem, bo niedziela, 113

wiesz, ani się wyspać, ani nic. Taki rozmemłany człowiek jak kupa gówna. – Ano... No to dużo zdrowia, pani Basiu! – O, to, to! O, to, to! – Aleks? – Klara, przepraszam, że tak późno, ale wiesz, niedziela... Nie mogłem znaleźć kurtki. Jesteś taka piękna... – Na co czekasz, kowboju? – Po co tak zaczynasz/ Klara? – Zrobiłeś już swojej żonie coming out? A może coming in? Coming into? – Klara, wiem, że jest ci przykro. Jak Wronka się czuje? – Nie żyje. – Nie żartuj, kocie! – Co cię, kurwa, Wronka obchodzi? Po operacji jest. A może cię obchodzi, czy ja cię ciągle kocham, Aleks? Obchodzi cię to? – Co ty robisz, Klara... – Niedziela jest, Aleks. Nie sądzisz, że jest za cicho? Włączmy sobie piekarnik, mikrofalę, pralkę, suszarkę!!! – Klara... – Poczekaj... Mów do mnie, cokolwiek, że mnie kochasz, że odejdziesz od żony... Chcesz się kochać? Zrobię ci zaraz takie Brokeback Mountain... 114

– Klara, przecież jest niedziela. Uspokój się... – Halo, Wronka? Nareszcie!!! Spierdalaj, Aleks! – Klara, nie rób mi tego... – Wronka? Żyjesz? Wyjdź stąd, Aleks! Wronka... Obudziłaś się... Kochanie... – Klara... Obudziłam się, a tu nic. Cisza... Tunel. Nawet dwa. I już myślałam, że to koniec, że jestem już po drugiej stronie, Klara... – Kocham cię, Wronka! – A to tylko niedziela, nie?

Jemioła Aleks przytulił Klarę mocno i pocałował świątecznie. Łóżko zakołysało się w rytm Jingle Bells. – Wiesz, że pocałunek pod jemiołą oznacza małżeństwo, żabko? – I że twoja żona niedługo umrze... – Och, przestań, lisie! To nie było ładne... – Przepraszam. – Kocie, lisie, piękna ta jemioła, prawda? I jaka droga! Jak ty... Jemioła to po staropolsku starzęśla, wiesz? Druidzi wierzyli, że odgania złe duchy, demony... – Mój demonie... – jęknęła Klara i wtuliła się mocniej. – Ode 115

mnie cię nie uchroni. – Nawet nie chcę. Uosabia nieśmiertelność duszy, narodziny, życie, rodzinę... – Twoją czy naszą? – Musisz wszystko psuć? – Przepraszam... – I wtuliła się mocniej. – Jest też lekiem. Stosuje się ją w homeopatii. – I w chemii... Tak słyszałam. I w Kolonii. – Nie żartuj sobie! – Będę zdrowa, szczęśliwa, założę rodzinę z tobą. A co to są druidzi? – Byli kapłanami wśród plemion celtyckich, które zamieszkiwały starożytną Galię, Brytanię i Germanię. Zajmowali się kapłaństwem, sądownictwem, edukacją i nauką... – Wow, to zupełnie tak, jak ty, Aleks. Z takim druidem to bym chętnie się zatopiła w takiej jemiole... – Wierzę. Nie możesz jej wyrzucać przez cały rok, wtedy będziesz dopiero pod opieką i szczęśliwa, i bogata... A potem ją musisz spalić. – Spalisz ją? – Oczywiście. Wszystko spalę dla ciebie. – Żonę? – No musisz psuć, Klara... Jest tak miło. Wiesz, że to pasożyt, który ma tyle wspaniałych właściwości? 116

– To prawie tak jak ja. – Kiedyś leczył samice z bezpłodności... – Jak pójdziesz, nie będę mogła spać... – Jemioła leczy też bezsenność. – Wiedziałam! A leczy też depresję, histerię i apatię, depresję maniakalną i halną? Bo schować się chyba w niej mogę, taka jest duuuża!!! – Uspokój się, Klara! Było tak miło. Nie psuj wszystkiego! I zaczął się ubierać. – A ci druidzi mieli żony? I dzieci? Mieli, Aleks? W tej Brytanii? I zaczął wychodzić. – A ta Germania była większa niż Brytania? I zaczął ją przytulać. – Kochanie, wszystkiego najlepszego! Kocham cię. I zaczął zjeżdżać windą. Klara stanęła pod jemiołą, wychyliła jeden kieliszek whisky, potem drugi... No dobrze. Jeszcze jeden... Przestała ją boleć głowa, przestało jej bić serce... jeszcze jeden... nie czuła nic, nie widziała żadnego demona, po prostu się uspokoiła... Wesołych świąt...

117

Happy New Year! – Happy New Year, Wronka! – Happy New Year, Klara! Leżały pod choinką. „Pod stopami niebo i nad głową niebo...”. – W sumie mogłybyśmy się pobrać teraz, nie? A potem zaadoptować jakieś dziecko z Somalii... Moja matka nie wyszłaby na ulicę do końca swoich dni. Ja się zastanawiam, jak to się stało, że ona mnie nie utopiła w kąpieli albo na wczasach w Kołobrzegu. – Może próbowała, ale ktoś zauważył albo coś... Jak byłam mała, leżałam pod choinką i czekałam niby na chłopaka, który przyjdzie i się na mnie położy, jak w lesie. Na niby oczywiście. – Jak byłam mała, próbowałam się powiesić. – A ta o jednym! – Happy New Year, Wronka! – Happy New Year, Klara! – Czy myślisz, Klara, że my za dużo pijemy? – Ja nie. – A męczy cię myśl o śmierci? Że chcesz nie żyć? – Cały czas. Chociaż nie. Częściej chce mi się napić chyba, zresztą nie wiem... Porównywalnie. – Przyjdzie Aleks? – Nie, raczej nie. Może na chwilę... Ale wpadnie jutro po kościele. Zaraz po komunii. Nie wiem, co robić, naprawdę. W Nowy 118

Rok zadzwonię do jego żony, postanowiłam. – Kolejny chujowy sylwester... Zaraz sobie puścimy Kevina samego w domu i będzie taka zabawa, że ja pierdolę... Tak mi smutno, Klara. Ja cię kocham, ale nie chcę bez przerwy siedzieć z tobą w sylwestra, rozumiesz? I sukienkę mam, i się, kurwa, zmalowałam, manicure, pedicure, koafiure, piźdźi, gwiździ i proszek fiu, i znowu ląduję u ciebie. Czterdzieści lat i znowu dałam się zrobić w chuj. Happy New Year, Klara| – Happy New Year, Wronka! Może mamy pecha po prostu... – Nie rozśmieszaj mnie! – Zawsze tak jest, najpierw masz mnie w dupie, robisz zakupy z jakimś idiotą, w którym się aktualnie kochasz, nie masz czasu oddzwonić, a potem ryczysz i przyjeżdżasz, bo się orientujesz, że to sylwester... – Dziś była wyjątkowa sytuacja, Klara. Cherryman nie jest idiotą, po prostu nagle dostał temperatury, prawie jakby udar... – Co ty pierdolisz? – O Jezu, nie wiem, co to za różnica, temperatura, in vitro, zarodek, dupa, Legia... co to ma do rzeczy? Tęsknię za nim. Kocham go. Chcę mieć z nim dziecko. Poważnie. W ogóle chcę mieć dziecko. Z byle kim... Myślisz, że mnie olał? – Wronka, oddychaj, przyj, oddychaj... Ty chcesz mieć dziecko!?! – Ja naprawdę tak robię, że jak nie dzwonię, to ci wtedy smut119

no? Ja myślałam, że ty płaczesz tylko z powodu Aleksa. – Głupia jesteś, Wronka. – Aha, uśmiechnęłaś się, raz, dwa, trzy moje szczęście! – No wiem. Ja cię też przepraszam. – Przytulisz? – No przytulam przecież. – Puszczaj Kevina, nie mogę się doczekać! – Happy New Year, Wronka! – Happy New Year, Klara!

Numerek – I życzę ci, dziecko, na ten Nowy Rok, żebyś nareszcie zmądrzała i przestała bujać w obłokach, i... – Halo, mamo! Przerywa mi coś... Halo... Halo... – I żebyś założyła rodzinę... – Halo... Coś przerywa... Halo... – I żebym już nigdy nie zobaczyła tego pana. Wiesz, którego... – No i przerwało... – Klara odłożyła telefon i zaczęła przygotowania na przybycie Aleksa. Sukienka. Koniak. Papieros. Wagner. Nie, nie Wagner. Strawiński. W międzyczasie wpadła Wronka. – Kochana, trzymaj się! Nie daj się skusić na żaden numerek, 120

żaden prezent, żadne słodkie obietnice z dupy. Po prostu powiedz mu: ja albo ona. A nie, to niech spierdala! – Tak będzie, Wronka. – Aha, pamiętaj! Ty masz szóstkę w wyzwaniu, dla ciebie się liczy rodzina. On ma w wyzwaniu seks i podróże. Nie łudź się! – Wronka, ty się interesujesz numerologią? Od kiedy? – Ja się interesuję wszystkim, co ratuje mi życie. Moja terapeutka wyjechała do Afryki. Poza tym, kochana, numerologia jest ciekawsza od psychologii i religii. Możesz zmienić swój los, a na pewno nazwisko. – Da się zmienić los mojej matce? – Ona ma przerąbane. Jedynka w wyzwaniu. Poza tym bardzo niekorzystne imię. – Co mogę zrobić? – Nie odbierać od niej telefonów. Albo udawać, że przerywa, albo zły numer, albo nie wiem... Pamiętaj! Aleks dla ciebie to przeszłość, najgorsze możliwe ustawienie. Dobra, muszę lecieć na jogę. Opowiem ci coś następnym razem, ale chyba mi się ktoś tak podoba, tak bardzo... Tylko nie wiem, kiedy się urodził. Muszę dorwać jego dowód. Dobra, na jodze to zrobię albo w kościele. O, w kościele! Ciao, ciao, ciacho. „Jestem ósemką, choć wolałabym być dwójką, malutką dwójeczką...”. Dzwonek. Aleks. 121

– Ho, ho, ho, ho, ho, ho... Czy byłaś grzeczna, Klarciu, w tym roku? – Tak, Mikołaju. – Proszę, pierwszy prezent... – Jezu! Jaki śliczny zegarek... – A będziesz grzeczna w przyszłym roku? – Tak, Mikołaju. – Proszę, drugi prezent... – Jezu! Jaki śliczny bilet. Dokąd...? Do Tokio??? – A będziesz grzeczna teraz? – Tak, Mikołaju. – To chodź teraz do Mikołaja na kolanka... – Jezu! Jaki śliczny jesteś, Mikołaju! Jakie masz miękkie futerko... Będziemy uprawiać seks? – Tak, dziewczynko. Mikołaj jest klasyczną ósemką i zaraz zje moją dwojeczkę. Bo mam nadzieję, że jesteś dwójeczką, laleczko... Ho, ho, ho, ho, ho, ho!!!

Pasja, pascha, pasjans, czyli od Ciebie bowiem nie odejdę (na podstawie Pasji według Św. Mateusza)

122

Chodźcie, córki pomóc mi Opłakiwać... Patrzcie! Na kogo? ...na Oblubieńca. Patrzcie! Na Niego... Jak? ...jak na Baranka. Wybiła północ. Wypiła pół. Potem jeszcze pół. Próbowała zasnąć. Dwadzieścia cztery godziny. Bez snu. Bez życia. Bez Aleksa. – Klara? – Mamo? – Klara? – Tak? – Całe święta będziesz płakać...? Ja ci powiem. Ty idź do spowiedzi! W piątek najlepiej, bo ty jesteś z tych największych grzeszników. I wszystko będzie dobrze. Ja już w zeszłym roku z panią Zosią na mszę dałam, żeby się wreszcie ta świnia od ciebie odczepiła. A tu masz! Na święta akurat... No dobrze. Idziesz do kościoła? – Ja go kocham, mamo. – Pytam się, czy do kościoła idziesz? Przygotowałaś koszyczek? Masz mazurek? – Mam paschę, mamo. Z Grycana. W lodówce. – Głupia jesteś! Cześć! Aha, tam jest taki słup przy Far123

biarskiej. Omiń go. Nie wchodź pod. Gdzie chcesz, abyśmy przygotowali paschę do spożycia? – Klara? – Wronka? – Klara? -Tak? – No nie płacz już! Bardzo dobrze się stało. Poleżysz jak chory kotek, wyliżesz rany i zobaczysz wszystkie kolory, jak wyjdziesz na dwór. Naprawdę, ja tak miałam. Wracam w poniedziałek, to przyjadę. Tylko nie płacz już! Aha, stawiałam karty trzy razy. Trzy razy mi wyszedł pasjans, że Aleks nie jest dla ciebie, że to się nie uda, więc... – Ja go kocham, Wronka. Trzysta trzydzieści trzy razy mi wyszło, że go kocham. – Głupia jesteś! Cześć! Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie zaprę się Ciebie. Gąski, gąski do domu... Boimy się... Klara zabarykadowała drzwi. Nie dostaną jej. Jej i jej kurczątek, jej kart, jej nadgryzionej paschy. Jej utraconej czci. Koniak. Jajka. Ajerkoniak. Papieros z bazią. Mazurek z mazią. Święta. I kiedy po raz kolejny zamieniała wodę w wino przyszedł SMS. OD ALEKSA. 124

Gdy kiedyś będę musiał odejść, Ty nie odchodź ode mnie! I tak się ucieszyła, tak się ucieszyła, tak się ucieszyła... I odpisała, odpisała, odpisała. Od Ciebie bowiem nie odejdę. Nawet jeśli Twoje serce się złamie, Gdy Twoje serce będzie blednąc. I kiedy taka szczęśliwa zjadała ostatni okruszek paschy z taką niebywałą pasją, rozstąpiło się niebo. I przyszedł SMS. OD ALEKSA. Nareszcie, lisie! Nareszcie! Będę jutro, nim kogut trzy razy zapieje, będę. Po trzykroć będę! I nareszcie zasnęła.

Święto Flagi Wemknął się jak kot, położył cichutko obok kota, przytulił oboje z całej siły i zaczął płakać. – Aleks? Co ty tu robisz? – powiedziała przez sen Klara. – Aleks? Co on tu robi? – zamruczał przez sen kot. A on płakał. – Nie rozbierzesz się? – spytała Klara. 125

Płakał coraz głośniej. – Nie uśmiechniesz się do mnie? – Chcesz się z nią kochać? – zamruczał kot. – Żyć bez ciebie nie mogę, Klara. Cała zziębnięta jesteś, nie możesz spać przy otwartym oknie... I wyjął coś z czarnej aktówki. I okrył ją tym czymś. Czymś takim... białym i... czerwonym. – Jest wojna, Aleks? – Długo chodziłem w słońcu, długo myślałem... – I ciągle płakał. – Ukradłeś szturmówkę? – Dziś jest Święto Flagi, kochana. – Dlatego płaczesz? – Dziś jest nasze święto, Klara. Nasze Monte Cassino. Zdecydowałem się. Powiem swojej żonie. Powiem jej. Nie mogę tak dłużej. – Czemu kłamiesz, świnio? – zamruczał kot. – Ale ja już nie mam siły, Aleks. Mnie się już tylko chce spać. – Będę walczył o ciebie, Klara. Niczego się nie boję. – Nie wierzę ci, Aleks. – Wiem. – Wiesz? – zamruczał kot. – Powiem żonie, powiem dzieciom. Jezus Maria! Jestem skurwysynem. Ranie wszystkich. Zacznę chodzić po linie. Może spadnę i 126

się zabiję. – Jak Philippe Petit? – zamruczał kot. I tak, wycierając łzy, wstał z łóżka, zdjął nakrycie z Klary i schował do aktówki czarnej, zapinanej na dwie klamerki. Klara leżała naga, kot przykrywał ją czarnym futerkiem. Nie odwróciła się nawet, kiedy spytała: – Zabierasz mi flagę, kochany? – Tak, najdroższa. Obiecałem dzieciom. Ale już niedługo przyniosę ci wszystko. Wszystko, co będziesz chciała. I wyszedł. Kiedy dotarł do domu, było ciemno. Po omacku wszedł do sypialni. Prawie się przewrócił. Czekała na niego. – Aleks? – Kochanie? – Czekam na ciebie. Chciałam ci coś powiedzieć. Tylko się nie denerwuj! – Ja też ci chciałem coś powiedzieć, kochana. Tylko się nie denerwuj! – Chyba złamałam rękę. Boję się jechać na pogotowie... – I rozpłakała się. – Pokaż! I pokazała. – Jezus Maria! – wrzasnął. – Krew! – No właśnie. 127

I wyjął ze swojej czarnej aktówki flagę, i przewiązał jej rękę, a potem pojechali do szpitala. Jeszcze tylko w samochodzie żona spytała: – Co mi chciałeś powiedzieć, Aleks? – Że wyglądamy jak powstańcy. Że tylko śmierć nas może rozdzielić. – To ładne – powiedziała.

Kleszcz Dochodziła siódma. Aleks dochodził do drzwi. Zrywał z siebie ubranie i skok, skok, już był w łóżku Klary. Klara kończyła siódmego papierosa, łyk kawy z whisky, pycha. – Mieliśmy jechać do Wronki, Aleks. – Wiem, lisie, ale byłem bardzo chory, naprawdę. Nie gniewaj się! Kupimy coś dzisiaj lisowi, tak? – Pocałuj mnie w dupę, Aleks! – Daj, kochanie, już to robię... Klara, zrzuć tego kota z łóżka, proszę cię! – Wytrzyj się trochę! – wyszeptała Klara. – Cały mokry jesteś. Gładził ją po włosach, jednocześnie całował i pocił się. Ale jak! – Jestem taki szczęśliwy, taki nieprzytomny! Weź tego kota! 128

– Nie mogę, Aleks. Boję się go. – Kupmy jakąś wycieczkę, daleko! Do Ameryki Południowej, chcesz? Będę cię tam całował od śniadania, a potem, potem sobie załatwimy... – Jakąś Kubankę? – Ty jesteś moją Kubanką! Moją Kubą! Moim... Muszę ci kupić jakiś fajny kostium... Roztopię się zaraz w tobie, chcesz? A sio! – krzyknął do kota. – Psik! Ale kot ani drgnął. – Gdzie byłeś w weekend, Aleks? – W łóżku, kochana. Mówiłem ci. Byłem tak strasznie chory. – Zaraz się porzygam – mruknął kot. I się porzygał. Aleksowi prosto do butów, bo akurat stały obok łóżka. – Zapierdolę tego kota! Tę świnię! Miejsce kota jest na dworze! – Nie odbierałeś telefonu domowego. Nie było was. – Przepraszam, lisie, ale... No wiesz ty co?! Nowe buty mi zarzygał. – On cię nie lubi po prostu. Byłeś z żoną na Mazurach? – No żartujesz chyba! Ona coś robiła cały dzień, chyba ze swoją siostrą. Ja ci mówiłem, lisie, że ja nie jeżdżę nigdzie z moją żoną. Już nie. – Chyba mu się znowu zrzygam – mruknął kot. – Ciesz się, że jest tak wcześnie. Przegryzłby ci gardło, tylko 129

mu się nie chce. – Tylko mi się nie chce – mruknął kot. – Ja go zaraz wypierdolę z tego łóżka! – Spróbuj tylko – mruknął kot. I spróbował. Ała, ała, ała, miau, miau, miau, prych, prych. Aleks najpierw wyrzucił kota z łóżka, potem ze strachu zrobił się mokry, potem zdjął koszulę starannie wyprasowaną nie przez Klarę, a potem usłyszał własny krzyk: – Jezus Maria! Weź go, Klara! Zabierz go, Klara! Na pomoc!!! Ale pomoc nie nadchodziła. Oniemiała Klara zobaczyła tylko długi ogonek kota, który zwisał u gołego brzucha Aleksa, jej kochanka. – Ugryzł mnie w brzuch, widziałaś? Widziałaś to?! I uciekł! Zabiję skurwysyna! Leci mi krew, nie widzisz? Klara! Złap mi go! I zaczął biegać jak opętany po długim jak lochy korytarzu. – Aleks, nie przesadzaj! Drasnął cię co najwyżej, sam się prosiłeś. To jest tylko zwierzę... – To jest zwierzę?! To jest bestia! To jest wielka świnia rzygająca gdzie popadnie. Różne koty widziałem, ale tego zabiję zaraz. Znajdź mi jakiś plaster i wodę utlenioną czy coś. Klara!!! I nie śmiej się! Mogę się wykrwawić na śmierć! Muszę jechać na pogotowie! Klara wypluła resztki whisky na ranę Aleksa, bo go bardzo kochała. I zanim zdążyła się uspokoić (tak się śmiała), usłyszała, jak 130

stęknęła za Aleksem winda. A potem zobaczyła swojego kotka gramolącego się do jej łóżeczka. – Jesteś, kociaczku... Przestraszyłeś się, prawda? Co masz w łapce? – Kleszcza, Klara. Wyciągnąłem mu z brzucha kleszcza. – A to by znaczyło, mój kociaczku... – Że był na Mazurach, Klara. Jednak był z żoną na Mazurach...

Upał Ulało się wszystkim. Za wszystko. Aleksowi za koszulę, Klarze za karę, kotu za futerko. Taki gorąc nadszedł. Klara pływała w mokrej pościeli, obok płynął Aleks, wreszcie zmęczoną łapką dopływał do rana kot. – Martwię się, że się starzeję, że nic po sobie nie zostawię, lisie. – Ja się nie martwię, Aleks. Mam kota. – Wszystko mi się zlewa... Nie widzę cię. Masz coś do picia, koniak? – Jest gorąco, Aleks. Po prostu źle znosisz upał. – Chciałabyś coś ode mnie? Mieszkanie? Samochód? – Ale po co? – No, że gdyby mnie zabrakło, to byś miała. Cały czas mam 131

wodę przed oczami... – Chodzi ci o to, żeby mi coś dać? Żebym nie marudziła, że nie jesteś ze mną, tak? – A papierosy masz? O Jezu, jak gorąco! Coś mnie boli w mostku. Chodzi mi o to, że cię kocham... Jezu, słabo mi... Zadzwoń po pogotowie może... – To ten upał. Zaraz ci przejdzie. Zadzwonię po Piotra. – Po tego pedała? W życiu! Ale zadzwoniła. Piotr zjawił się, zbeczany jak świnia. I zamiast ratować Aleksa, wtulił się w Klarę, a potem w poduszkę Klary. – To koniec, Klara. Łukasz się wyprowadził, zostałem sam... – Nie mogę oddychać, Klara... – szeptał Aleks. – Gówno mnie to obchodzi, Aleks! Zostałem sam, rozumiesz? – Napij się, kochany! – powiedziała, nie wiadomo do kogo, Klara. – O, dzięki! Duszę się, tak mi powiedział... – łkał doktor Piotr. – Duszę się... – wyjąkał Aleks. – Dokładnie tak powiedział Łukasz... Duszę się... Macie papierosa? Po chwili zaciągnął się i zasnął. Koło drugiej wpadła Wronka, z biedronką na ramieniu i z parasolką od słońca pod pachą. – Muszę się położyć natychmiast, bo się roztopię. Jestem po grzybach, po whisky, po wszystkim, Klara. O, cześć, Piotr! Cześć, Aleks! Posuniecie się? – I popłynęła. 132

– Przestałam odczuwać przyjemność, Klara. Nic mnie nie podnieca, rozumiesz? I to akurat teraz, akurat latem, jak jestem taka opalona! I rozpłakała się. I położyła do łóżka. I już. – Posuń się, Aleks, ty grubasie! A on, co? Nie żyje? – Duszę się, Wronka... – wyszeptał Aleks. – Mam dokładnie to samo. Nic mnie nie cieszy i cały czas się duszę. O tak... Około siódmej rano, jak zwykle za wcześnie, wpadła matka Klary. – Klara, przywiozłam ci testament. Nie przeżyję tego lata. Tu masz klucze i masz pamiętnik, dzień po dniu, jak się mordowałam z tobą. A potem przebrała się w swoją najlepszą czarną sukienkę i już się miała położyć do łóżka, kiedy zobaczyła Piotra, Aleksa i Wronkę. – Mój Boże kochany! Sodoma i gomora! Dziecko... No i masz! Już mam mokro pod pachami, nowa sukienka... – Możesz się, mamo, położyć w sypialni. – Nie, nie. Tu umrę. Nic nie miałam z tego życia, to chociaż... O, pan Aleks... Nie oddycha... – Co ty chrzanisz, mamo? – Udusił się pewnie. Taki gruby, w taki upał, nic dziwnego... – Nie kracz, mamo! – krzyknęła Klara. – Nie kracz! Ale zanim zdążyła się rozpłakać, pani Ala już spała. Jeszcze 133

tylko przez sen wyszeptała: – Co to jednak znaczy kamienica... Trochę chłodniej... Pogotowie przyjechało o dwunastej. Aleksa wynosili, kiedy trąbka na wieży mariackiej jak zwykle zrobiła tuuu... tut!

Wielka miłość Wronki – Klara, to jest Darek. Darek, to jest Klara. Brzdęk. Brzdęk. Wypijmy. – Darek właśnie wrócił z Los Angeles. Tam pokazywał swój najnowszy film. Darek, przypomnij mi tytuł. – Pogrzeb. – O właśnie! Super przyjęty podobno, tak, Darek? – A to jest pełen metraż? – zainteresowała się Klara. – Nie, nie, krótki, prawda Darek? Na razie krótki, ale wiesz, myślisz o nim potem długo. – Darek, uważaj na kota! Może cię ugryźć. – No co ty! Darka lubią koty, prawda? – Może coś zjecie, Wronka? – Ja tak! Pierdolę te diety, Klara. Jeszcze tylko się poddam hipnozie, żeby mniej więcej wiedzieć, kto mi największą krzywdę zrobił w życiu, i resztę mam w dupie. – Zjesz coś, Darek? 134

– Darek je tylko po seksie i najlepiej schabowy albo sashimi z łososia. Dobrze pamiętam? Nie, nigiri, tak? – Ale, czekaj Darek! Wronka mówiła, że ty jakąś nagrodę dostałeś ostatnio. To za Pogrzeb właśnie? – Nie, za poprzedni film. Przypomnij mi, kochany... – Za Tętniaka. – Ano właśnie! Mówiąc serio, Darek ma tętniaka, więc się dystansuje od niego, robiąc film o nim. – Super. – Darek, jak chcesz do toalety, to jest w korytarzu. Więc poszedł. – Fajny – powiedziała Klara. – Wiesz co, raczej trudny... Mroczny... – Mruczny, powiedziałabym. Wronka, czy to jest coś poważnego? – Klara, on się boi, ja wiem. Ale on bardzo chce mieć dom. Poza tym jest mi z nim tak dobrze, tak się rozumiemy... Zauważyłaś, że ma jedno oko czarne? Chociaż czasem nie wiem, o co mu chodzi... Dobijam się do niego i nic... – I poszła do łazienki, przystawiła ucho do drzwi. – Boję się o niego... – I zaczęła się dobijać. – Darek? Darek? Darek, otwórz!!! Nic. Cisza. – Drzwi są otwarte, Klara. Jezu, nie ma go! Widziałaś, jak wychodził? – Nie panikuj, Wronka! Po prostu wyszedł. Nudził się i wy135

szedł. – On się zabije! Klara, poszukajmy go! I wyszły, przed kamienicę, przed siebie. Nikogo. Jakaś pani z pieskiem, małym jak okruszek. – Widziała pani takiego chudego mężczyznę, bruneta, z zarostem? – Widziałam jednego, ale z czarnym kotem. Moja Gracja tak się przestraszyła... – Jak to: z kotem? – wyjąkała Klara. – On sobie teraz na pewno coś zrobi... – Wronka płakała w głos. – Przestań! Gdzie jest mój kot? – Co mnie obchodzi twój kot? – Wronka, na litość boską! Zadajesz się z jakimś pierdolonym satanistą. Jak mi zjadł kota, jak coś zrobi mojemu kotu, to... – Nic nie zrobi, panno Klaro. Nic nie zrobi... – usłyszały za sobą Darka i zobaczyły, jak siedzi na drzewie i głaszcze kota pod włos. A potem zeskakuje z drzewa, oddaje Klarze kota, Wronce resztki nadziei i znika. Wielki chudy facet. – Darek... – szepnęła Wronka. – On nie ma na imię Darek – szepnął kot. – On ma na imię Woland. – Ale przecież ja... – szepnęła Wronka. – Masz na drugie Małgorzata... – szepnęła Klara. – Ot co... 136

Życie na podsłuchu Wpadł mokry, rozpięty, aż się musiała przytulić... I uśmiechnąć... I ugryźć go w ucho... – Ała... Jakie smakowite! Mniam, mniam... – Lisie, nie śmiej się! Bo naprawdę to nie jest śmieszne! – Kocham cię... Robię barszcz czerwony. Przyda mi się twoje uszko, uszaczku... I znowu chaps, chaps!!! – No nie śmiej się! Ja mówię serio, Klara... Jestem podsłuchiwany. Jestem śledzony. Podsłuchują mnie. – Ale kto, Aleks...? Kto, na Boga?! Kto cię podsłuchuje? – Nie powiem ci, lisie, bo ty zaraz rozgadasz wszystkim. – Przysięgam! Słowo! Słowo en vogue, słowo en bloog!!! – Lisie, wiesz, że ja robię poważne interesy. Spotykam się z poważnymi ludźmi... To są duże pieniądze. – No wiem, Aleks, wiem. Ty nie jesteś BYLE KTO. Ty jesteś SAMA WIEM KTO. Jesteś SAM PAN KOCHAM CIĘ. – To nie ma sensu. Ja cały mokry jestem ze strachu, a ty sobie jaja robisz. Podsłuchują mnie, Klara. MÓJ TELEFON JEST NA PODSŁUCHU. – Twoja żona? 137

– Ależ przestań! Nie wiem, dostałem taką informację. Dlatego musimy ograniczyć rozmowy telefoniczne. Nie możemy rozmawiać. To znaczy, możemy, ale bez tych szczegółów, wiesz... Bez konkretów, bez nazwisk. – Zmienię nazwisko, Aleks! Może spalę mój telefon, dobrze, kochany...? Spalę swój samochód. Spalę swój dom... Albo nie! Ugotuję swój telefon i zjem za karę i za Klarę. Jak zadzwoni, będą mi musieli rozpruwać brzuch, aha? Fajnie to wymyśliłam? I zadzwonił jego telefon. – Jezus Maria! – szepnął Aleks. – Lisie, błagam cię, nie śmiej się! Nie mów nic! – I odebrał. – Halo? Tak. Na spotkaniu... Tak. Nie przeszkadzasz... Będę... Za godzinę. Pa. – Jezus, Aleks, udało się! Kto to był? – Wiesz przecież. – Myślisz, że ona wie, że jesteś u mnie? – Przestań się śmiać, lisie! Będę leciał, kocie. – Ale najważniejsze, że się udało, Aleks. Nie użyłeś żadnego nazwiska. Jestem z ciebie taka dumna. Pokochamy się? I pokochali. Godzinę. Przez godzinę telefon Aleksa dzwonił jeszcze trzy razy. A potem poszedł z Aleksem do domu. Przyszła noc i koniak, i koc, i kot. I Klara bała się tak strasznie. I zadzwoniła. – To pan? – Chciała powiedzieć: Aleks? 138

– To pani? – Chciał powiedzieć: Klara? – Nie mogę znaleźć dokumentów. – Chciała powiedzieć: Nie mogę spać. – Wiem. Są w segregatorze na biurku. – Chciał powiedzieć: Ja też nie: – Proszę więcej nie przyjeżdżać do mnie! Znalazłam kogoś innego do sprzątania. – Chciała powiedzieć: Proszę więcej nie przyjeżdżać do mnie! Znalazłam kogoś innego do sprzątania. – Rozumiem. Trudno. Było bardzo miło poznać panią. – Chciał powiedzieć: Rozumiem. Trudno. Było bardzo miło poznać panią. – Proszę pozdrowić małżonkę. – Chciała powiedzieć: Spierdalaj! – I męża. – Chciał powiedzieć: Ty też!

Akupunktura – Starożytna chińska metoda leczenia. Polega na wkłuwaniu specjalnych, pełnych igieł w punkty leżące wzdłuż przebiegu meridianów oraz dzięki manipulowaniu tymi igłami... – wyrecytowała Wronka jednym tchem i zaciągnęła się papierosem o smaku siana. – Wiem, co to jest akupunktura. I szczerze mówiąc, mam to w dupie – wycedziła Klara. Wronka kontynuowała niezrażona: 139

– Lekarz zrobi ci wywiad. Takie tam, jęzor, kolor, tętno, i ci wkłuje kilka igieł na początek. Mnie wbił za pierwszym razem cztery. Zapoda ci zioła, ćwiczenia tai-chi i qigong. W dniu zabiegu nie możesz być po alkoholu, nie możesz być niewyspana i nie możesz być za bardzo wyspana. – To dupa. – I tak trzymasz te igły w sobie piętnaście minut. – W dupie? I nagle Klara poczuła pierwszą igłę. – Wiesz co, Klara? Mam tego dosyć! Zachrzaniam do ciebie każdego dnia, kiedy chcesz. Nie mam już własnego życia, bo się zajmuję twoim. Martwię się, jak się martwisz, i martwię się, jak się nie martwisz. Załatwiam ci dobre samopoczucie. Jestem przy tobie, jak rzygasz, a ty się... Nie muszę tu przychodzić. To ja mam to w dupie... Trzasnęła drzwiami i wyszła. Klara poczuła igłę głęboko. Gdzieś w okolicach brzucha. Zadzwoniła do matki. – Mamo? – Mamo? Ciekawe. W Dzień Matki nie miałaś matki. – Zapomniałam, mamo. – Zapomniałaś? – A co ci miałam powiedzieć? Że nie mam ci nic do powiedzenia? Że nie tęsknię za tobą? Że patrzę na ciebie jak na zwykłą panią? Że cię nie kocham? Proszę pani... Proszę pani... A... Antek zrobił 140

dziurę w stole! – A ja ciebie kocham, Klara. Klara poczuła drugą igłę, gdzieś w gardle, w okolicach migdałów. Zadzwoniła do Aleksa. – Aleks, możesz nie przychodzić. Możesz nie odchodzić od żony. Ale proszę cię, przytul mnie! Niech już będzie tak, jak było, jak tylko chcesz. Przychodź, kiedy chcesz! Śpij, kiedy chcesz! Ja już nie będę cię o nic prosić. Niech tak zostanie. – Ale ja już tak nie mogę, Klara. Mnie to tak męczy, Klara, że... – Że co, Aleks? Że co? – Co? Nie słyszę, Klara. Halo? – Powiedz to! – Co? – Powiedz, że nigdy nie odejdziesz od żony. – Nigdy nie odejdę od żony. Klara poczuła trzecią igłę, gdzieś w okolicach serca. A potem te igły tak się zapadły w jej ciele, że po piętnastu minutach nie mogła ich znaleźć. I nie znalazła...

141

Deszcz Lało. Jak z cebra. Jak z nieba. Jak cholera. Tonęła Marszałkowska, plac Powstańców i kamienica Klary. Klara obudziła się cała mokra. Mieszkam w stawie. Moja matka miała rację. Jestem na dnie. Niech ja się zastanowię, czy to łzy, czy to łzy, czy to whisky, czy to ty... – Aleks? Co ty tu robisz? – Nie żartuj, kocie, lisie, jaskółko, pszczółko, na parasol półko... Kocham cię! Idę się umyć, Klara. Cały mokry jestem. Jesteś niezwykłą kobietą. Cholera! Jak leje! Nie wiem, jak mam się przedrzeć na Rakowiec. – Nie przedrzesz się. Kocham cię, Aleks. – Jak to? Muszę iść. – W taki deszcz??? – Dobrze, zostanę. Kocham cię. Pójdę się umyć tylko. Tylko się umyję i będę z tobą do końca życia. Uff... Jakie to szczęście, że pada. Nie słychać, jak Klara się boi. Nawet nie widać, co robi Aleks. Klara wychyliła głowę spod kołdry. Deszcz był tuż-tuż... Dobrze, że mam kołdrę, dobrze, że mam kota, dobrze, że mam Aleksa. Dobrze, że pada mi na twarz... – Wronka? Halo...? Mów cicho, bo nie słyszę, jak pada. Aleks 142

chyba chce u mnie zamieszkać. – W taki deszcz? Klara! On tylko podpierdala, bo nie może się przedrzeć na Rakowiec. – Właśnie to powiedział. Że nie może się przedrzeć. – Widzisz? Klara, u mnie zalało już pierwsze piętro. Nie wyjdę z domu do środy. Dzwoń do matki! – U matki pada od wczoraj. Napisał do niej Luigi, ten Włoch, wiesz, pamiętasz? – No jasne! To dlatego się rozpadało, to jasne. Spała z nim? – Twierdzi, że nie. Ale on napisał, że ja jestem jego córką. – Chryste! To tam u niego dopiero musi padać. Dzwoń do matki i, jakby co, do mnie. Ciao bella! Aha, Klara, okres mi się spóźnia. Ale to normalne chyba, nie? W naszym wieku wszystko się spóźnia... No to kończę, bo już nie słyszę, jak pada. – Aleks... Tylko się nie denerwuj! Nie płacz... Nie płacz, prosiłam!!! Ja chyba jestem w ciąży. – Jak to, w ciąży? – Jeśli uprawialiśmy dzisiaj seks, to jestem, to mogę być, nie da się zaprzeczyć. Nie płacz, ty, mazgaju! Może nie jestem. – Kocie? Lisie? Kochanie? Jak to? Tak to? Czemu? To niemożliwe. Kapelusz! Gdzie jest mój kapelusz? Lecę do apteki... – W taki deszcz? Nie przedrzesz się. – Przedręęę!!! Ja się przedręęę... Sięęę!!! Kocham cię, Klara. Ale straciłem wolę... Kapelusz!!! Straciłem włosy\ kapelusz... w jed143

nej chwili. Lecę do apteki, kupię ten... Jezu! Jeszcze i to!!! To nic. Lecę!!! I poleciał. I popłynął. I wrócił. Cały mokry i cały siwy. – No już. Już... O, jaki ładny zamek zrobiłaś sobie z kołdry! I fosa jest. I most... O! Podam ci coś przez most. Weź to! – tu jej coś podał przez most. – I wszystko będzie dobrze. – Mój ty, bohaterze! – jęknęła zamknięta w zamku Klara. – O, przestało padać... Tak nagle. Klara, tak mi przykro. To lecę. – Przyjdziesz jeszcze? – No jasne. – Jak się przedrzesz? – No jasne. – Kochasz mnie? – No jasne. – A jakbym miała dziecko? – No jasne... Jeszcze bardziej wtedy.

Święto Zmarłych – Nie rób mi tu cyrków! – zasyczała matka nad grobem cioci Stefy. Klara płakała jak bóbr. – Nie rób mi tu wstydu! W Warszawie sobie rycz! – Klara płakała coraz głośniej. – Ty się upiłaś w domu, 144

tak? – Klara zanosiła się wręcz od płaczu. – Przestań, mówię! Jak Boga kocham, bo nie wytrzymam! – I sama zaczęła się trząść. Była o krok od łez, o krok od śmierci, była OK. – Jeśli natychmiast nie przestaniesz, to nie wiem, co ci zrobię. – I znowu zasyczała: – Wytrzyj sobie nos! Co ja ci takiego zrobiłam? Czemu inni mogą mieć normalne dzieci, ułożone? Taka pani Irka na przykład. Dawno jej nie widziałam, ale jej Gosia zawsze ładnie ubrana, grzeczna, dzień dobry zawsze mówiła i do Warszawy, wiem, wyjechała. Sama radość, człowiek ma się z czego cieszyć. Albo taki pan Kazimierz na przykład. I jego Ewa. Też dobrze się uczyła i dobrze za mąż wyszła, i już, sama słyszałam, ma dzieciątko. Pan Kazimierz się cieszy, był u mnie ostatnio. Ewunia, mówi, i mieszkanko sobie kupiła, i męża ma dobrego, jakiś przy okazji bogaty, i wnuczek śliczny, a jaki mądry, i oczy takie mądre jak u dwulatka, a on dopiero ma pół roku, no sama radość, sama radość, człowiek ma się z czego cieszyć, a ja? Ani córki, ani wnuka, ani nic. Tylko wóda i kochanek. Ja się tylko modlę, żeby kogoś nie spotkać, bo to człowieka od razu zapytają co u Klary, pani Alu, co u Klary. A tu gówno. O, dzień dobry, panie Kazimierzu. No i widzi pan, co roku przy Stefie człowiek się spotyka, jak na imieninach. – I znowu zasyczała do Klary: – Nie rób mi wstydu! – Dzień dobry, pani Alu, dzień dobry. O, Klara! Dzień dobry. Czemu płaczesz? – A tam, płacze. Na pogrzebie nie była, teraz się popisuje. Co tam, panie Kazimierzu? Jak wnusio? 145

– Wnusio dobrze, pani Alu. – I zaczął płakać. – Ale u Ewuni źle bardzo. Mąż ją zostawił. Tylko niech pani nie mówi mojej Zosi, że pani powiedziałem, bo to wstyd straszny. Już siedem kilo schudła. Nie wiem, kto wychowa to dziecko. Stefa bardzo cię kochała, Klara, bardzo. Zawsze mówiła: Ty, Klara, jakiegoś Amerykanina mogłabyś mieć, pamiętasz? – A to jak sobie wypiła, panie Kazimierzu. Jak sobie wypiła. – Do widzenia, pani Alu, do widzenia. Klara, idę, bo mi serce pęknie zaraz. A Klara płacze i płacze. Bez przerwy. – Przestań, naprawdę, bo od ciebie odejdę. O, jeszcze i Irena idzie, poznajesz? Ukłoń się chociaż! – Dzień dobry, pani Irenko. Czemu pani jest na czarno? – To pani nie wie, pani Alu? Moja Gosia zmarła miesiąc temu. – Co się stało?! A pani Irka, szczuplutka jak nitka, aż się skuliła z płaczu. – Jak ty ładnie wyglądasz, Klara. Jak ja pani zazdroszczę, pani Alu, że pani ma córkę przy sobie. Tak bardzo pani zazdroszczę. Idę, bo mi serce pęknie. – I poszła. A Klarze łzy wciąż płyną i płyną. Z oczu, z nosa, z matki. I zanim matka zdążyła zasyczeć po raz kolejny, Klara jęknęła: – Idź sobie, mamo. Idź sobie.

146

Dzień Niepodległości Klara nie była w stanie wydać z siebie choćby pół sylaby. Ajednak wszyscy słyszeli wyraźnie, jak krzyczała: „Zo-staw--ciemnie-w-spo-ko-ju!”. Klara nie była w stanie otworzyć oczu. A jednak widziała wyraźnie, jak stali nad nią matka, Aleks i Piotr. – Wronka, każ im wszystkim odejść!!! Rozkazuję wam!!! Wynocha!!! – Klara... – zaczęła niebanalnie Wronka. – To ja tu ich zaciągnęłam. – To jest absolutny koniec!!! Aleks, zabieraj swoje za małe ubranka, co mi się nie mieszczą na dupę!!! Mamo, zabieraj swoją biżuterię!!! Nie będę nosić tego gówna. Trzy noce moczyłam twoje pierścionki w soli, a i tak ściągnęłam na siebie same nieszczęścia!!! Piotr, nie rób takiej nieszczęśliwej miny, ty pedale! Koniec! Nie będę się tu dłużej z wami wozić... Proszę, kto ma klucze do mieszkania, oddaje!!! – Klara, nie denerwuj się! – Zamknij się, Aleks!!! To jest koniec. Chcę być sama!!! Nikt mi nie będzie rozkazywał!!! – Zjedz coś, Klara! – Mamo, dlaczego mama nie jest w sanatorium? – Ja odpocznę w grobie dopiero. Ja przez ciebie ani nic już nie zobaczę, ani nic... Ani nie wypocznę. 147

– No i co smędzisz? Przestań, bo się porzygam! – Jak ty do matki mówisz? – Milcz, Aleks. – Melisę ci zrobię – szepnął doktor Piotr. – Nie popisuj się! Gdzie kot? – No właśnie. Kot gdzieś zniknął. – Zjedliście go? Sataniści!!! – Klara, daj spokój! – Zanuć coś, Aleks! Może Pierwszą Brygadę... Albo nie! „Orszak anielski niech twą duszę przyjmie...”. Gdzie jest moja Kasztanka? – Panie Piotrze, może trzeba zadzwonić po pogotowie? – Ja zadzwonię. – Lepiej do żony zadzwoń! Powtarzam po raz ostatni: Wynocha!!! Nie chcę tu nikogo widzieć!!! Chcę być sama!!! Niech mnie znajdą po tygodniu, jak się będę rozkładać!!! Zrozumiałam!!! Nareszcie to zrozumiałam!!! Nienawidzę was i nie potrzebuję!!! Umieram z wami!!! A ja chcę umrzeć dla was!!! Żebyś już raz, mamo, dokończyła swój turnus w sanatorium. Żebyś nareszcie, Aleks, mógł zasnąć w spokoju w ramionach swojej brzydkiej, jak stadion SKRY, żony. Żebyś nareszcie, Piotr, się zdecydował, chłopiec czy dziewczynka, bo żeż, kurwa, lekarzem jesteś... Proszę, Wronka! Zamknij drzwi za państwem. Wychodzimy!!! Jak w muzeum... Oto przed państwem ostatni marszałek. A właściwie dupa marszałka, zatem 148

resztki niepodległości... Czy też przyzwoitości... Mamo, nie płacz, bo to jest żenujące, doprawdy. Jeśli to jest kwestia ambicji, możesz zapłacić za bilet. DO WIDZENIA!!! Trzask. Trzask. Trzask. – Zdradziłaś mnie, Wronka. Trzymasz z tamtymi. Zwalniam cię!!! Trzask. Trzask. Trzask. Jestem wolna!!! Jestem wolna!!! Jestem wolna!!! Bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie pocałuje, ale nie Ty... I rozpłakała się. Jak bóbr. Jak Kasztanka. Jak kot.

Runy, bind runy, ćpuny – Czary-mary, wosku lanie. Co ma stać się, niech się stanie! – Nie trząchaj tym kluczem, bo cię poparzę, kretynko! – Klara, posikam się ze śmiechu zaraz! – Trzymaj ten klucz! Leję! – Klara, błagam! – No i cały wosk psu w dupę! Przez ciebie, Wronka...! – Klara zdrapywała nożem wosk z podłogi. – My mamy jakiegoś pecha. – Dawaj koniak, lejemy koniak! – Wronka od dzieciństwa uwielbiała wróżby. – Nie trząchaj tym kluczem, Wronka! 149

– Klara, posikam się za chwilę! I... raz, dwa, trzy, chórem! – Na świętego Andrzeja błyska pannom nadzieja! – Nie ma żadnych śladów, Klara. Nasze wróżby nie mają sensu. Życie nie ma sensu. – Nie możemy się poddawać, Wronka. Dawaj zapałki! Dwie. Podpalaj! – No i widzisz, Klara. Palą się osobno. – No i? – No to znaczy, że są od siebie. Nigdy nie będziecie razem. – Ty pal! – Moje się w ogóle nie chcą palić. No i dobrze. Dawaj buty, Klara! Wszystkie lewe! I... raz, dwa, trzy, chórem! – Noc Andrzeja świętego przyniesie nam narzeczonego! – Ale ty masz tylko jedną parę, Wronka. Jesteś bez szans. – Nie przejmuj się. Postawię na sam koniec. Klara, posikam się ze śmiechu zaraz! I... raz, dwa, trzy, chórem! – Której but na progu stanie, pierwsza panna na wydanie! – Dobra, jeszcze tylko fusy nam zostały. Zaparzaj! – Nie chce mi się. Dawaj tytoń! Rozsypiemy tytoń. O tak! Pięknie. Teraz dmuchaj! – W co? – W przeszłość, laleczko! Możesz we mnie. – No i co, kurwa? – Nic. Szukaj teraz tego po podłodze. O, mam! Co my tu ma150

my, Klara... To wygląda... To na nic nie wygląda, Klara! – No właśnie! Nic nas nie spotka, Wronka. Nic. Więc może wsadźmy głowy do piekarnika na trzy zdrowaśki. Strasznie upita jestem... – Posikam się zaraz! – ...która przeżyje, tej się poszczęści... – ...oj, poszczęści... Nie mogę, Klara!!! Chodź, będziemy ciągnąć runa. Albo nie, pograjmy w bierki. Tam są takie widły. Która wyciągnie widły, ma przerypane, OK? – Wiesz, co Wronka? Śmichy-chichy, ale ludzie, jak wierzą, to im się potem układa jakoś. A jak człowiek tak w nic nie wierzy, to nie ma się od czego odbić, nie? – Co ty pierdolisz, Klara? – Bo ja bym chciała naprawdę sobie powróżyć. I żeby mi się sprawdziło. – Dobrze, słonko... – Wronka dopiła łyk koniaczku, zapaliła papieroska, potasowała karty i powiedziała: – Wyciągaj! Tylko jedną! O Jezu, posikam się zaraz...! No i brawo, Klara! Wyciągnęłaś Aleksa! – Co ty pierdolisz, Wronka! To jest walet kier! – Tak...? No to sorry.

151

Eremita Stał przed nią zgarbiony, brodaty starzec. Ubrany w habit. Podpierał się laską, jednocześnie oświetlając lampą drogę przed sobą. Był tak straszny, tak straszny, że szepnęła: – Tato? I obudziła się z krzykiem w środku nocy. Ten sam sen. Ten sam od tygodnia. Tym razem był już tak blisko, tak blisko, że prawie czuła od niego woń burbona, starego jak on. Nie mogła znaleźć kota, a kiedy go już znalazła w łazience, na samym dnie, czuć było od niego żołądkową gorzką. Była druga w nocy. – Wronka? Czy u ciebie dobrze wszystko? – Dobrze. Bardzo dobrze. Jest druga w nocy. – Wiem, wiem... To dobrze. Bo wiesz, myślałam, że może coś ci się stało, że nie żyjesz, czy coś... – Dobrze, u mnie dobrze... – No to dobranoc. I zasnęła. I usłyszała dzwonek do drzwi. Podeszła na palcach... – Kto tam? I tylko czyjś oddech. Próbowała odsunąć klapkę judasza, ale była tak ciężka, tak ciężka, że gdy jej się to w końcu udało, judasz był cały zaparowany od oddechu. Tylko czyjego...? Próbowała spojrzeć. Po drugiej stronie stał ten sam brodaty starzec, zgarbiony, w jednej ręce trzymał lampę, w drugiej miał kij, którym się podpierał. I 152

nagle tym kijem uderzył prosto w drzwi, prosto w judasza. I szkło roztrzaskało się na drobny mak, a Klara krzyknęła z rozpaczy. I obudziła się zlana potem. – Mamo? Śpisz? – Klara...? Jest noc, dziecko. – Wiem, mamo. U ciebie wszystko dobrze? – Tak, w pewnym sensie... – Mamo, śnił mi się starzec, okropny, z kijem, lampą... – Twój ojciec... Chociaż nie, ta lampa do niego nie pasuje. – Mamo, ja nie pamiętam ojca. I ten starzec, mamo, on chciał mnie zabić. Mnie albo ciebie, albo kogoś. Boję się... – Idź spać, Klara! Ja nie mogę teraz rozmawiać. – Nie możesz, mamo? – Nie jestem sama. – Mamo... – Jest u mnie pan Stanisław... – Aha, aha... Dobranoc! I znów dzwonek. Klara podeszła do drzwi na paluszkach, za nią kot na opuszkach. Uchyliła drzwi. Poczuła zapach burbona. W drzwiach stał Aleks. – Aleks? Co ty tu robisz? Jest druga w nocy. – Kochana... – Jesteś pijany, Aleks. Aleks zapalił papierosa, oparł się o framugę, pozostawił na niej 153

resztki swetra, a potem powtórzył: – Kochana moja... Jesteśmy jak dwie samotne wyspy... Nie mogę bez ciebie żyć, ale rozumiem, że nie możesz na mnie czekać... Byłem u wróżki, najpierw trzy razy wyciągnąłem Śmierć... (tu sweter zaczął się pruć coraz szybciej), a potem to... I wyciągnął do niej dłoń, jak po jałmużnę. Na samym środku jego mokrej ze strachu ręki leżała karta, a na karcie stał ten sam, ten sam starzec z lampą i kijem. Eremita... Symbol samotności, poszukiwania prawdy, czasem głupoty. – Czego chcesz, głupcze? – Musimy się rozstać, Klara. Rozumiesz? Jak dwie samotne wyspy... Wśród ludzi... nierozumiejących naszej miłości. Kochana... Jesteś moją kapłanką, tak mi powiedziała pani, kapłanką, rozumiesz? Pozwól mi jeszcze dziś zostać z tobą! Jeszcze tylko dziś, ostatni raz... I zgasił papierosa o ostatnie oczko na swoim swetrze, a potem chwycił Klarę w ramiona i zaniósł do łóżka. – Jak dwie samotne wyspy, Klara... – Czemu tak na mnie patrzysz? – Widzisz, ja też mam lampę... I kij. – I wyciągnął pasek ze spodni.

154

Gołąb – Jestem taka szczęśliwa, taka szczęśliwa! I taka pogodzona... Najpierw uprawialiśmy seks, upiorny i dziki, a teraz jeszcze zakupy! – zaćwierkała Klara do telefonu oniemiałej Wronce. – Klara, u ciebie wszystko w porządku? Odstawiłaś leki? – Wronka, to nie ma znaczenia. Idę... Wy wszyscy uwzięliście się na Aleksa. My będziemy jeszcze bardzo szczęśliwi, zobaczysz! – Co zrobiłaś z Klarą, kretynko? I pobiegła na zakupy z Aleksem. Z Onasisem. Z Al-Fayedem. Z Albano. Jej życia. Stanęli przed witryną sklepu z bucikami. – Jakie słodkie... – zaćwierkała Klara. – Jak ty... – zaskrzeczał Aleks. – Wejdźmy! I nie bał się. I wszedł. I już sięgał po portfel, kiedy usłyszał szloch. Czy to jego Klara płacze? Jego ptaszek? Jego lisek...? Nie, to płacze pani za ladą. Aleks lubi łzy. Klara już mierzy buciki, a Aleks, jak książę z bajki, w wielkich siedmiomilowych butach szuka, kto tak płacze. A pani za ladą płacze bardzo. – Tam, w górze, gołąb... Widzi pan? Jak wleciał, tak same szkody. Najpierw odszedł ode mnie mąż, potem moja stała klientka, przed chwilą moją matkę zabrało pogotowie. A ten skurwysyn tam siedzi. Wróżka mi kiedyś przepowiedziała, żebym się strzegła gołębia, który przyjdzie kupić buty. I ten tu przyszedł, mierzył, kupił i 155

tam siedzi. – Klara, chodźmy stąd! – Ale ja chcę te buciki! – Kupię ci inne. – Czego się boisz, gołębia? Że ci nasra na głowę? – Wiesz, z przepowiedniami nic nie możesz zrobić. Ja też kiedyś wyciągnąłem kartę z gołębiem i wróżka mi powiedziała, że wielkie nieszczęście... – Pojebało cię? Od kiedy chodzisz do wróżek? – Chodźmy, proszę! – Kapeluszem... Niech go pan strąci kapeluszem... – szlochała pani za ladą. – Aleks, złap go! – śmiała się Klara, mierząc buciki. – Jak go mam złapać? Jak? Gołąb zatrzepotał skrzydłami. Klara ukryła się za kozakami długimi, jak nie wiem. – Jesteś tchórzem, Aleks. Ja go zdejmę. Poproszę te buciki na obcasiku! I zaczęła się wspinać po półkach. Na ziemię leciały baletki, botki, klapki, srapki, trampy, trampki... Jakby ktoś srał z góry tymi butami. A kiedy dotarła do gołębia, wzięła go w ramiona, przytuliła i spytała: – Jesteś zły? 156

– Ani trochę. – Gdzie jest twój dom? – U ciebie. – Chcesz u mnie mieszkać? – Mhm... Tylko weź mi buciki, które sobie kupiłem. Ludzie to obesrańcy, wszyscy się mnie boją. A ja nawet nie umiem gruchugruchu zrobić... Klara wychodziła ze sklepu przy brawach całej Warszawy. Stała pani ekspedientka, jej mąż, który do niej wrócił, jej matka, która już wróciła ze szpitala. Wszyscy byli. Oprócz Aleksa. – Ciekawe, dlaczego nie zaczekał na mnie? – Musiał zmienić majtki, Klara. Posikał się ze strachu. Twój Al-Fayed. Twój Onasis. Twoja Felicita. Twój Gołąbek Pokoju. Grrr...

Nowy Rok – A tak w ogóle, to pocałuj mnie w dupę! – dodała pod nosem. – Proszę? – Nic. Mówię, że sama poukładam! – Nie krzycz mi tu! – Nie krzyczę! Ach, gdyby tak móc zemrzeć w Nowy Rok! Klara zakryła sobie twarz poduszką. Puchowa... Nie reagować. 157

Uczyć się angielskiego. Nie palić, nie pić. Naprawić relacje z matką. Zerwać z Aleksem... Tak, tak! Yes, yes...\ Aleks...? It's me, do you remember me? – Mamo! – Chcę spać. Możesz się nie tłuc?! Pani Ala trzasnęła drzwiami od sypialni i zaczęła się pakować. – Mamo, przestań! – Nie będziesz tu na mnie krzyczeć! – I upychała rzeczy, jedne na drugie. – Mamo, wiem, że nie słyszysz, dlatego podnoszę głos. I może to wygląda, jakbym krzyczała. – Zmywać nie mogę, bo zmywarka. Sprzątnąć nie, bo matka stara, niedowidzi. Rzeczy poukładać na półce nie, bo w burdelu łatwiej znaleźć. Co ja tu będę siedzieć u ciebie. Jak ci zawadzam, to... – Mamo, przestań! Po prostu chcę, żebyś odpoczęła. To wszystko. I znów utonęła w poduszce. Jezu, nie palić, nie pić, naprawić relacje z matką, angielski... – No tak! Najlepiej gnić w łóżku! Jeszcze będzie mi tu po angielsku mówić. Bo co? Bo głupia matka nie rozumie, tak? Jaki Nowy Rok, taki cały rok. Thafs it! – I pani Ala upychała dalej. – Mamo... – U innych ludzi to jest i poszanowanie, i normalnie w Nowy Rok do kościoła, obiad... A tu tylko imprezy, wino i krewetki. Książ158

ki normalnej też nie ma, ale Dziwki w historii stoją! – Mamo, przestań! Całe życie mi powtarzasz, że jaki Nowy Rok, jaka Wigilia, jaka Wielkanoc, taka reszta! Można się zajebać... – dodała pod nosem. – Proszę? – Mamo, przestań! Nie wyjeżdżaj! – Do widzenia! – Mamo, nie będziesz miała autobusu. W Nowy Rok nie jeżdżą. – A co ty się starą matką przejmujesz... – I w płacz... I w drzwi. – Otwieraj! – Mamo... Oddam cię do domu starców. – Proszę? – Zawiozę cię. – Otwieraj! – Mamo, mamo, mamo... Klara usiadła w fotelu. Wlała sobie kielich stuletniej whisky. Zaciągnęła się papierosem... – Dial Aleks's number...? – mruknął kot. Uśmiechnęła się pierwszy raz w Nowym Roku. – Thafs it, kocie... Thafs it...

159

Dzień Świętego Walentego W Dniu Świętego Walentego wszystko nabierze sensu. Klara obudzi się przy Aleksie, zrobi mu śniadanie, wyprasuje koszule, rozleje kawę, a Aleks się uśmiechnie i powie: „Nie szkodzi, kocie, nie szkodzi... Jak to dobrze, że jesteśmy razem. Szkoda, że nie zdecydowałem się na to dziesięć lat temu”. „Warto było czekać, kochany. Nie płacz! Dobrze, że jesteś. Nie chciałam cię urazić. Zadzwoń do dzieci może. Złóż im życzenia, dziś jest Dzień Zakochanych”. „Och, ty figlaro! – powie Aleks. – Dwoniłem do dzieci wczoraj. Nie chcę ich rozpuszczać. Chcę rozpuścić ciebie...”. I poślini Klarze szyję. Tak to się zacznie wtedy. W ten dzień... W Dniu Świętego Walentego matka Klary wstanie z uśmiechem na ustach i powie: „Jak to dobrze, że jestem, że żyję! Jakie to życie jest piękne! Nic mnie nie boli, niczego nie żałuję. No może tego, że się tak wstydziłam, że nie byłam trochę łatwiejsza i trochę bardziej wyluzowana. Ale co tam! Byłam to byłam, lubię siebie. Nawet tego, że mnie mąż zostawił, nie żałuję, choć kochałam skurwysyna jak nie wiem. Niech mu tam... Czasem byłam dla niego zbyt obcesowa, tak jak dla Klary. O, Klara, właśnie... Muszę zadzwonić do córuni mojej. Dziś jest przecież Dzień Zakochanych. Zadzwonię...”. I zadzwoni. Nawet jeszcze przed śniadaniem zadzwoni... „Klara, kochanie! Wszystkiego najlepszego, skarbie! Jedz, proszę, trochę lepiej, bo przyjadę i ci wpiorę. Pani Zosia mówiła, że 160

schniesz jak wiór. No wiem, wiem, ale jedz, jedz... Bzykaj się i jedz! Kiedy się będziesz bzykać? Ha, ha, ha”. „Mamo... – powie tego dnia Klara. – Mamo...”. W Dniu Świętego Walentego Wronka obudzi się jak ze złego snu. Zupełnie już zdrowa, zupełnie szczęśliwa. Potem zobaczy nad sobą twarz Redaktora-Aktora. Tego samego, przy którym zemdlała tamtego wieczoru. Za którego zapłaciła zresztą w najdroższej kawiarni świata. Spojrzy na niego, zobaczy, że nie jadł, za to pił od kilku dni. A on uśmiechnie się do niej, choć będzie miał zajady jak cholera, i powie: „Szukałem cię, szukałem cię, szukałem cię...”. A Wronka powie: „Ja dziś wychodzę, wiesz, w Dniu Świętego Walentego wychodzę ze szpitala. Czy to nie dziwne? Czy to nie piękne? Czy to nie wspaniałe? Chcesz wyjść ze mną, Redaktorze-Aktorze?”. „Chcę wejść w ciebie – powie Redaktor-Aktor. – Wiesz przecież, że nie układa mi się z żoną... Od tylu dni...”. W Dniu Świętego Walentego Piotr zaśnie spokojnie. Zaśnie naprawdę, choć u jego boku nie będzie ukochanego, z którego śmieje się cały szpital. Piotr będzie śnił, że znów są razem i że to nieprawda, że wszystko się skończyło. I że to nieprawda, że Fifi jest w Luksemburgu. Że to nieprawda, że go nie kocha. Że to, co ludzie gadają, to plotki. Że... chodź, chłopczyku, to się z tobą pobawię, może w kotki, a może w łaskotki czy w koci, koci łapci... W Dniu Świętego Walentego ucieknie powietrze ze wszystkich poduszek na świecie, bo miłość czyni cuda. W Dniu Świętego Wa161

lentego wszyscy, naprawdę wszyscy, nawet pszczoły, znajdą drogę do domu. W ten dzień. Tego Dnia. Jutro.

Aleks, książę półkrwi – Avada kedavra! – szepnął Aleks i zabił swoje serce. Na śmierć. Ono coś tam chwilę kwiliło. Ale w końcu pękło. Aleks mógł zasnąć na chwilę. A potem nawet wstał. Jaki piękny dzień! Szkoda, że nie ostatni. Mył się prawie dwa lata. Jego żona, kiedy wyszedł z łazienki, była starsza, dużo starsza. Dzieci kwiliły, kwiliły i przestały. Boże, jaki skurcz... – Ty się musisz przebadać, kochanie. Kochanie? Coś mi to mówi... Klara... Nie, nie Klara. Klara zniknęła w nocy. Rozstali się w nocy. Jednym telefonem. A może to mu się tylko śniło? – Zawieziesz dzieci do szkoły? Skok ciśnienia, raptowny. – Co ty jesteś taki czerwony? Nie masz gorączki? – Dzieci... No tak, ja mam dzieci... Czerwony? Skąd! Co ci przychodzi do głowy, sówko...? Sówko...? Jezu, znowu skurcz... Otwórz okno, sówko! Może wyleci, pomyślał, może wyleci, zabierze dzieci i cały 162

majątek, neseser i poleci... – SMS ci przyszedł. – Z Hogwartu! – krzyknął Jaś. – Może to Klara – szepnął Aleks. Tak, niech to będzie Klara... I nagle cała krew wpłynęła mu do mózgu, więc zemdlał. Trzask-prask po ryju. Trzask-prask jeszcze raz... – Co się z tobą dzieje, Aleks? – Tata się zakochał może? – szepnęła Malwinka. – W Hermionie – westchnął Jaś. – Tak jak ja. – Tata nie ma czasu na takie głupoty, kaczuszki – odparował Aleks. – Ty mu czytasz Harry'ego Pottera? – Tak, bo ty nie masz dla nas czasu, książę. Bo jesteś przecież naszym księciem, prawda? Ha, ha, ha... – Co ty opowiadasz, sówko? Jestem chory, NIE WIDZICIE? – Zostań w domu, Aleks. Ja zaprowadzę dzieci, a potem wezwiemy lekarza może... Czujesz się na siłach, żeby iść do przychodni? – Czuję się na siłach, tak, tak. Mam tyle siły, że ho, ho, ho... I znowu zemdlał. – Aleks? Aleks? – Tato? Tato? – Dzwonię po pogotowie. – Nie, nie, wykluczone! Nie pogotowie!!! 163

– Jesteś blady jak śnieg. – Tata umrze? – Co ty opowiadasz? Ubieraj się do szkoły!!! – Jak wrócimy, to umrze? – Ubierajcie się! – To na razie, tato... – Papatki... Trzymajcie się i głowa do góry! Jakby co, to tata się zajmie tymi nygusami z waszej klasy. No na razie... – Kochanie... Aleks... Przytulę cię, chcesz? Posmeram cię, chcesz? Położę się obok ciebie, chcesz? Na chwilkę... Dawno tak nie leżeliśmy. Aleks zadrżał na samą myśl. – Pół krwi mi chyba odeszło. Całe pół, wiesz, tak się czuję... – Już się kładę – szepnęła. – Już... I pochłonęła go, całego, cała zimna jak lód, i zanim zemdlał, jęknął tylko: – Expecto patronum!!! I zobaczył ją jak przez mgłę, śmiała się z daleka, ale była, ona, ukochana, Klara... I zemdlał.

Aleks w szpitalu Pik. Pik. Pik. 164

Wszędzie biało. Wszędzie czysto. Wszędzie smutno. Puk. Puk. Puk. Kto tam? To ja, Aleks. Klara. Stoję przed drzwiami i boję się wejść. Mam dla ciebie koszyczek ze słodkościami i duuużo, duuużo landrynek w różnych kolorach. Aleks...? Słyszysz mnie? Aleks, widzisz mnie? Klara stała przed drzwiami i bała się tak bardzo, jak nigdy. Przez dziurkę od klucza oglądała salę, na której leżał Aleks. Dziurka była tak wielka jak Klary serce i dlatego widziała wszystko: Aleksa żonę pochyloną nad łóżkiem, jej haluksy w rzemykach, Aleksa dzieci siedzące na Aleksa łóżku, Aleksa ciotkę i wujka, i kolegę z pracy, i asystentkę, cienką jak pajęczyna. Jaki tłok! Ile śmiechu! Nie śmiejcie się tak! Aleks musi mieć spokój. Nie śmiejcie się! A oni swoje. I ha, ha. I hi, hi. A najbardziej ciotka. Co ty mu dajesz? On nie może jeść krówek! On nic nie może na razie! Żona daje krówki dzieciom. Uff! Jak miło! Dzieci nie mówią nic przez chwilę, a krówki ciągną się, ciągną, jak godziny Klary stojącej przed drzwiami. – Wronka? – Klara? Ty płaczesz? – Trochę. Jestem w szpitalu. Aleks miał zawał. Wronka, ja nie mogę nawet do niego wejść. Oni wszyscy tam są. A ja nie mogę. Wronka? Powiedz coś! 165

– Co? Zabieraj się stamtąd! Jadę po ciebie. – Kim ja dla niego jestem, Wronka? Przyniosłam mu tyle rzeczy. Może poczekam, aż wyjdą. – Zjeżdżaj stamtąd, Klara! I nie denerwuj mnie! – Mamo? – Ty beczysz? – Trochę. – Umarł? – Mamo, proszę cię... – Weź ty się otrząśnij, dziecko, bo nie masz pięciu lat! A jak umrze, to co? Staniesz na pogrzebie obok żony? – Z tyłu, mamo. Przecież wiesz, że z tyłu. – No właśnie. – To na razie, mamo. Idźcie już. A sio! Chcę tylko się przywitać. Aleks? Mogę wejść? Aleks? Gdyby tylko mogła cały ten pokój zmniejszyć, położyć na swojej dłoni i rzucić, i przydeptać butem, o tak, człap, człap! Jaki on jest blady, Jezus Maria! Żeby choć na chwilkę go dotknąć... Najpierw ich wszystkich schować po kieszeniach, uprać w pralce, zapaćkać całkiem. Aleks... Nie dotykaj go! A teraz przestańcie się śmiać, przestańcie! Płaczcie, płaczcie! I wtedy Klara zobaczyła przed sobą białą jak śnieg pielęgniarkę. – Czemu pani płacze? 166

– Czekam na kogoś. – Czemu pani stoi przed drzwiami? – Boję się. – A... Pani jest żoną? – Nie, nie... Siostrą... Siostrą. – To niechże pani wejdzie! – Nie, nie... Wie pani, my się nie lubimy za bardzo. – To może trzeba się polubić. Bo brat jest bardzo chory, bardzo... – Czy on umrze? – Niech się lepiej pani z nim pogodzi... I poszła. Klara stała jeszcze przez chwilę, potem pośliniła palec, zalepiła śliną dziurkę od klucza, żeby nie patrzeć, i wróciła do domu. W domu umyła się, napiła i zwymiotowała wszystko. A rano ubrała się, naćpała i pojechała do szpitala. A w szpitalu znowu stała, płakała, kochała...

Odwiedziny – Klara... Kochana... – Aleks... Kochany... – Tęskniłem. – Tęskniłam. 167

– Ładnie wyglądasz. – Przyniosłam ci koszyczek. A w koszyczku... Zobacz, „Viva”, „Gala”, tralalala i wino. – No i widzisz, lisie. Byłem o krok od śmierci. – Ja mam tak codziennie. – Ale po co zaczynasz, lisie? No po co? – Daj, otworzę wino. – Nie można, lisie. Tu jest szpital. – Daj, daj... I wzięła, i otworzyła, i po cichutku gul, gul, gul, gul... – Teraz dopiero naprawdę przyszłam. Cieszysz się? – Lisie, a jak ktoś wejdzie? – Twoja żona już była. – Oj, przestań! Nie mówię o żonie. – Przyniosła ci coś? – Nic. – To kurwa. – Lisie, proszę cię... – Pijesz czy nie? – Jak sobie radzisz beze mnie, lisie? – No właśnie... I zaczęła płakać tak strasznie. Zawodzić wręcz: – Jak ja sobie radzę?! No właśnie!!! Nie pomyślałam o tym. Czy ja sobie radzę? – Usiadła na łóżku Aleksa. – Pijesz...? Aha! Mia168

łam cię zapytać. Kiedy ostatnio spałeś z żoną? – Lisie, ja z nią nie sypiam od roku. Klara znowu zaczęła zawodzić: – Jezu!!! Aleks, tak mi przykro! – Lisie, ja jestem w szpitalu. – W szpitalu? A tak... Poprawię ci poduszkę. Oj, zobacz! Jakie mam paznokcie poorane, istny warzywniak... - I znowu zaczęła zawodzić. – To wszystko z nerwów!!! To wszystko przez ciebie!!! – Lisie, jak wyjdę, to... – To powiesz żonie. – To też. Ale jak wyjdę, to pojedziemy gdzieś. Chcesz? Do Urugwaju na przykład, dobrze? A Klara gul, gul, gul... – A jak nie wyjdziesz? – Co ty pleciesz? – Jak ci teraz odłączę wszystkie rurki, to co...? – I znowu zaczęła zawodzić. – To umrzesz? Umrzesz? – Lisie, jestem w szpitalu. Przestań, proszę cię... – O, skończyło się wino. Zupełnie tak, jak nasza miłość... – I znowu zaczęła zawodzić. – Skończyła się!!! – Lisie... – Dzwoń do żony! – Proszę cię! – Dzwoń, bo coś sobie zrobię!!! 169

– Lisie! – Dzwoń, bo ja zadzwonię!!! I wtedy weszła ona. Żona. Małżonka. Matka jego dzieci. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Poducha. Podpucha. – Dzień dobry. Dzień dobry. – O, dzień dobry, kochanie! – Dzień dobry pani! – Dzień dobry... – Gul, gul, gul. – To ja już pójdę. Do widzenia, Aleks. Do widzenia pani. I poszła. Jeszcze przez dziurkę od klucza zobaczyła, jak żona pochyla się nad Aleksem i mówi: – Zapomniałam torby dla ciebie. Stała w przedpokoju i wiesz... A to to, a to tamto, zapomniałam, ale sobie przypomniałam i wróciłam, i proszę, a w torbie „Viva”, „Gala”, tralalala, i wino, tak, wino, tylko cicho... Otworzyć ci? – No, co ty? Tu jest szpital. Jeszcze ktoś wejdzie. – A ja się napiję... – I sama gul, gul, gul. Napiła się, a potem spytała: – Kim była ta kobieta, Aleks?

Odwiedziny, część II – Dzieci pytają o ciebie, Aleks. I ciocia Greta. Aleks uśmiechnął się smutno. Chciałby już wrócić do domu. 170

Bardzo. Ale coś go tak mocno kłuje w sercu. Tak jak wtedy, gdy dowiedział się, że jego mamusia umrze. Wtedy jeszcze zwymiotował w wannie, teraz znów robiło mu się niedobrze... Mazgaj. – A co tam na działce? – Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. – Przypomnij mi, o co pytałaś. – Kim była ta kobieta? Znowu ścisk... Aleks próbuje złapać oddech. Teraz umrzeć... Dobrze się składa. Nie musi odpowiadać, nie musi się tłumaczyć. Umrze. I to jak! Powoli zamazują się obrazy, woda, zimna, gorąca, wszystko pod wodą, uwielbia ten stan, zaraz przyjdzie potężny ból głowy i straci przytomność. Wszystko znika... – Aleks, kim była ta kobieta? Jeszcze tu jest? Jeszcze siedzi na brzegu jego łóżka? Schudła coś ostatnio. Aj, to ta joga. Że też jej się chce... Ale czy to pomoże? Czy joga pomoże jej być ładną? Być zgrabną? Być mądrą? Znikaj, maro! Znikaj, brzydalu! – Aleks... Aleks. Sraleks. Nie widzisz, że umieram? Daj mi, kurwa, święty spokój! Mgła. Dzięki bogu! Jeszcze tylko suchość w gardle, odda mocz i straci przytomność. Jeszcze tylko usłyszy... – Aleks. Nie śpij! Zadałam ci pytanie. Nie śpię, kurwa, nie śpię. Tracę przytomność. Przestań żłopać to wino! Od kiedy ty pijesz wino? Z goryczką? Ale się umazała... 171

Całe zęby czerwone, obrzydlistwo! Zawołaj lekarza, grabarza, księdza, tylko nie pytaj mnie już! – Kim była ta kobieta, Aleks? O tak... Odpływam... Serce, puk, puk, puk, puuuk... Zepsuło się coś, na szczęście jest tunel, jest tunel, na końcu ona... Żona. Zdradzona. Ubrudzona. A on kona. Trzask. Trzask. Po ryju. – Aleks! Obudź się! Aleks! – Ależ pani jest dzielna – głos pana doktora. – Ja bym go lepiej nie wybudził. Zapraszam potem na herbatkę, kawkę. Jeszcze tu jesteś? Jej oczy... A świstak zawija to wszystko w papierki... Czego chcesz? Chcesz wiedzieć, kim była ta kobieta? Chcesz wiedzieć...? Wydawało mu się, że krzyczy, ale nie był w stanie wydusić ani jednego słówka. A jednak uśmiechała się do niego. A więc nie dostanie po łapach, nie zwymiotuje do wanny... Nie zwymiotuje na zieloną garsonkę cioci Grety. – Musisz odpocząć, Aleks. – Czemu jesteś smutna? – Bałam się, że umrzesz. Powiedz mi, Aleks. – Dobrze, powiem. Ta kobieta... – Wiem, kim jest ta kobieta. Mówiłeś to przed chwilą tysiąc razy. – Co mówiłem? – Jak ma na imię, co robi, jak lubi... 172

… – Żartuję. Nie bój się! – Jesteś pijana. Co mówiłem? – Mówiłeś... Czekaj, co to było... A, już wiem. Mówiłeś: „Kocham cię, kocham cię, kocham cię...”.

Aleks wychodzi ze szpitala – Nie mogę otworzyć tej szafki! Aleks szarpał i szarpał. Żona stała i stała. Klara spała i spała. Zegar bił i bił. Dwunasta. – Co z tą szafką, do kurwy nędzy?! Mam tam „National Geographic”! I Hertę Müller! Nie stój tak, pomóż mi! Żona była ubrana na niebiesko stosownie do oczu i była smutna stosownie do figury. Joga czyni cuda. Aż żal, że dzisiaj nie poszła. – Aleks, przepraszam cię. – Pomóż mi z tą szafką! – Przepraszam cię za to, co powiedziałam, że... Pamiętasz? Że rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę. Przepraszam. Nie powinnam była. – Nie chcę o tym rozmawiać. – Przepraszam cię. Sama nie wiem, jak to się stało. Jak cię nie 173

ma w domu, nachodzą mnie różne myśli i... Miałam taki dziwny telefon... – Najnowszy numer „National Geographic”! – Jakaś kobieta, to była jakaś kobieta, zaczęła tak: Pani mąż, pani mąż, pani mąż... I potem nic, ale tak, jakby chciała coś dalej powiedzieć. – Odsłoń mi światło! – Byłam zdenerwowana. Ostatnio w ogóle jestem nerwowa, nie zauważyłeś pewnie. Pewnie to z powodu twojej choroby. Często mnie boli głowa. Nie chcę cię martwić, ale to wszystko razem, a potem jeszcze ta kobieta przez telefon... – Porozmawiamy o tym w domu. Nie zasłaniaj mi! Aleks próbował lekko przesunąć żonę, ale ta stała jak wryta, jak słup, jak cień. – Albo mi pomóż, albo wyjdź, proszę! Bo mi przeszkadzasz! – Ja się nie mogę ruszyć, Aleks. Przepraszam, ale nie mogę się ruszyć. – Nie denerwuj mnie! Nie mogę otworzyć tej pierdolonej szafki, nie mogę znaleźć kluczyków do samochodu, a ty... – Ja cię tylko przepraszam, Aleks. Przepraszam, że tak ci powiedziałam, nie wiem, co mi się stało. – Przestań już! Porozmawiamy o tym w domu. – Ja nie chcę, żebyś wrócił do domu. – Co ty opowiadasz? 174

– Przepraszam cię, Aleks... Aleks szarpnął z całej siły i szafka otworzyła się. Uff. Na szczęście! „National Geographic”, kluczyki od samochodu, Herta Müller. Jak to dobrze, że znowu je miał. Jakie to szczęście, że już może spokojnie wrócić do domu. Jakie to szczęście, że żona przestała go przepraszać. Jakie to szczęście, że... przewrócił się właśnie w szpitalu. Tak. Tak. Rymsnął jak długi. – Aleks...? Aleks...? Nic ci nie jest...? Panie doktorze! Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. – Przykro mi. Mąż musi jeszcze zostać parę dni. To bardzo dziwne, w dniu wyjścia, bardzo dziwne... – Panie doktorze, czy może mnie pan lekko dotknąć. Nie mogę się ruszyć... Przepraszam pana. O tak, dziękuję. Dziękuję i przepraszam. Pójdę się położyć. Spojrzała jeszcze na Aleksa bladego jak ściana, na „National Geographic”, na Hertę Müller na podłodze (tu jest twoje miejsce, ty Niemro) i szepnęła raz jeszcze: – Przepraszam, Aleks! Nie wiem, co mi się wtedy stało. Przepraszam. I poszła.

175

Dreszcze – Wronka? Tylko się nie śmiej! Mam chyba menopauzę. Zalewają mnie fale gorąca i zimna, na przemian. Fale! Rozumiesz? Wronka ryczała ze śmiechu. Kiedy się uspokoiła, wykrztusiła: – A nie ma to związku z przyjazdem twojej matki? – Głupia jesteś! Kończę, bo muszę wziąć prysznic. Klara już się prawie rozebrała, kiedy zrobiło jej się tak przeraźliwie zimno, że wypuściła wodę z wanny, włożyła dwa swetry, nalała sobie kieliszek koniaku, zapaliła papierosa i... zadzwoniła. – Aleks? – Czemu płaczesz, kochana? – Jest mi na przemian zimno i gorąco. Mam chyba początki menopauzy. – Kochanie moje, uspokój się przede wszystkim. Kiedy przyjeżdża twoja mama? – Aleks, przestań! Mama przyjeżdża... Wszystko jedno zresztą. To nie o to chodzi... – I zaczęła chlipać. Chlip, Chlip, Chlip... – Chodzi o to, że coś przemija, rozumiesz? – Lisie, nasza miłość nie przeminie nigdy! – Przestań mi tu teraz pierdolić! Boję się, że jestem chora. Że wariuję, że mam raka, nie wiem... Od wczoraj wstrząsają mną dreszcze. – To dlatego, że nie chciałaś się ze mną kochać, lisie. To 176

wszystko dlatego! – Aleks, ja mogę umrzeć w każdej chwili! – Lisie, jest takie badanie. Mogę ci załatwić, w Belgii chyba, że wsiadasz w samolot, jedziesz, badasz się cała i ci wykrywają, czy masz jakieś komórki rakowe, czy nie, potem wsiadasz w samolot i... – Samolot spada, wiem. – Lisie, nie żartuj nawet! To jest bardzo drogie. Załatwię ci to, chcesz? – Aleks, ja się starzeję! Kupiłam sobie wczoraj czerwoną kurtkę. – Czerwoną?! – No widzisz... – Lisie, będę zaraz, pa! Koniak tak ją rozgrzał, że czuła, że płynie, że się rozpływa, że dłużej tego nie wytrzyma. Rozebrała się, odkręciła wodę, otworzyła wszystkie okna w mieszkaniu, przez chwilę czuła, że żyje... I wtedy zadzwonił telefon. . – Piotr? Co tam? – Kiedy miałaś okres? – Jak miałam jedenaście lat, a co? – To luz, to nie może być menopauza. – Już ci Wronka doniosła, tak? To papla jedna! – Możesz po prostu być chora. Przebadaj się, jest takie badanie w Belgii chyba... 177

– Wiem, wiem, drogie bardzo. – A może po prostu masz syndrom choroby psychicznej? – Piotr, co ty... – Żart. Żart. Żart. Próbuję cię rozbawić, bo ty płaczesz chyba, tak? Masz dreszcze czy płaczesz? – Płaczę, ale miałam dreszcze też. – Chyba rzeczywiście się przebadaj. Chcesz, to ci załatwię wszystko.. – O, teraz mnie przeszedł dreszcz, w tej chwili właśnie. – Aha, aha... Jeszcze tylko jedno. Tylko się nie denerwuj... – Mów! – Ale nie denerwuj się! – No mów! Nie wkurwiaj mnie! – Kiedy przyjeżdża twoja mama?

Grek – Zwariowałaś, Wronka? O czym ja będę z nim rozmawiać? I po jakiemu przede wszystkim? – On świetnie mówi po polsku. Jest tu od dwudziestu pięciu lat. – Z żoną pewnie i z dziećmi. – Dzieckiem. Ale mówiłam ci, że są w separacji czy jakoś tak. No w każdym razie nie układa im się. Proszę cię, Klara, co ci zależy 178

spróbować? Najwyżej tylko się prześpisz... – Nie będę się przesypiać z żonatym facetem. Ja chcę sobie ułożyć życie. – No, ale od czegoś trzeba zacząć, Klara. Poza tym może mu się nie spodobasz. Wyglądasz beznadziejnie. Jesteś przed okresem? – Jak ma na imię? – Nikos. – Genialnie. – No widzisz. O, idzie... – Dzień dobry. – Dzień dobry. – Dzień dobry. – To jest Nikos, dobrze mówię? A to moja przyjaciółka, Klara. Dobrze mówię? Wszyscy się śmieją. – To co? Zostawiam was. Lecę do lekarza. Ciao, ciao. Nikos, zrób na niej dobre wrażenie. To jest straszna suka. I nie martw się, może wyglądać lepiej. Wszyscy się śmieją. – Nikos... No to co? Nie traćmy czasu. Idziemy do ciebie czy do mnie? Grek się śmieje. – Żartowałam. Nie prześpię się z tobą. Ładny jesteś, ale nie prześpię się... 179

Grek się śmieje. – Nikos, ładnie. Grek się śmieje. – Skąd jesteś, Nikos? Z Grecji, skąd? – Z Krety. – Super. Nie byłam nigdy, ale mówią, że super. Naprawdę nie prześpię się. Grek się śmieje. – A ty skąd jesteś? Z Polski, skąd? Grek się śmieje. – Z Kutna. – Mhm, mhm... – Czym się zajmujesz, Klara? – O to samo chciałam ciebie zapytać. – Jestem tłumaczem. – Super, że mówisz po grecku. Powiedz coś po grecku! – Ψάλλε θεά τον τρομερό… – Jestem pod wrażeniem... Przejdziemy się? – A ty czym się zajmujesz, Klara? – Szukam męża. Grek się śmieje. – Po co ci mąż? Nie lepiej mieć kochanka? – Kochanka już mam. Grek się śmieje. 180

– Posłuchaj, Nikos. Nie udawaj Greka, tylko powiedz, o co ci chodzi? – Ja właśnie szukam kochanki. Taka jest prawda. Klara się śmieje. – To do zobaczenia. I jak mówią na Krecie, ΣTO ƐΠANIΔƐIN... – Pięknie... Ale robisz jeden błąd. Język musi być przed zębami. Jeszcze raz powtórz. – „Sto epanidin...”. – Bardzo dobrze, Klara. Zawsze pamiętaj przed... zębami... Powtórz... – „Sto epanidin...”. – Bardzo dobrze, Klara. – Dobrze, Nikos? – Bardzo dobrze. Język przed zębami, o tak...

Jurek – Oddychaj! Proszę cię, oddychaj! – błagał kot, uciskając jej klatkę piersiową. – Złaź ze mnie, idioto! – Pluń chociaż. – Klara, zabierz tego kota! 181

– Mów do mnie, kochanie. Mów do mnie! – błagał kot i skakał, i skakał. – Zabierz go, Klara, bo go zatłukę! – Głośniej, kotku, głośniej! – piszczał kot. Szast-prast i kot wylądował na podłodze. Wronka resztką sił doczołgała się do stołu. Przy stole siedzieli już: Klara, papieros, wino i cztery krzesła. – Straciłam przytomność, Klara... – Wiem. – Przestraszyłam się. – Ja też. – Powiedziałam coś przedtem? – Że źle się czujesz. – Przyjedzie pogotowie? – Przyjedzie Piotr z jakimś neurologiem. – Przystojnym? – Wronka, drugi raz tracisz przytomność. Już mnie to nie bawi. – Klara rozpłakała się. – Nie chcę, żebyś umarła, Wronka. Mam tylko ciebie. Gdybyś umarła, Wronka, to ja nie wiem, co mam robić. To ja też bym umarła! – Przestań, Klara! Nie strasz mnie! I przytuliły się. – Ja cię, Wronka, bardzo przepraszam za wszystko. Że jestem taką chujową przyjaciółką, że dzwonię, jak mam problem, że zawsze opowiadam, co u mnie, a nigdy nie pytam, co u ciebie, że gdybym 182

była dobra, to wiedziałabym, że z tobą jest coś nie tak, że jesteś chora czy coś... Tak strasznie cię przepraszam. Co u ciebie, Wronka? – Boję się, Klara. I przytuliły się. Kot miauknął: – Nie tak mocno, kurwa... Udusisz ją. O, ktoś dzwoni! Nie słyszycie, ktoś dzwoni! Ktoś dzwoni do drzwi! Pieprzone psiapsiółki! Ja otworzę! Już otwieram... – I otworzył. W drzwiach stanął Piotr, przystojny gej, i Jurek, przystojny neurolog. – Wronka trzymaj się – jęknął kot. – Jezus Maria! – jęknęła Wronka. „Jaki piękny! – pomyślała. Jaki piękny!” A Jurek podszedł do niej, ujął jej ciało w swoje ręce, szepnął: – Niech pani oddycha, głęboko... Jeszcze raz... Proszę mi opowiedzieć wszystko po kolei. I kiedy Wronka opowiedziała mu całe swoje życie, piękny Jurek był już całkiem zakochany. Wronka też była już całkiem zakochana, a Klara... Klara znów nie miała nikogo oprócz tej czarnej kociej mendy, która siedziała u niej na kolanach i mruczała: – Nie tak mocno, Klara. Udusisz mnie. Kurwa, nie tak mocno...

183

Marzenie Klary – Mamo? Co teraz będzie? – Mamo...? Mamo...! Możesz powiedzieć cokolwiek. To jest tylko sen, mamo. – Tylko sen? – Mhm. – Kocham cię! – Wiem, mamo. Ale co mam robić? – Nic, Klara. Tylko spokojnie. – Mamo, ale to naprawdę nic nie szkodzi, że nie mam dzieci? Że nie mam męża, mamo? Że nie mam rodziny, że... – Masz Aleksa. – Ale jestem jego kochanką, mamo. Czyli nikim. Jestem nikim. – No wiem, ale skoro inaczej nie umiesz, dziecko... – Umiem, mamo. Ale nie chcę... Nie chcę być sama. – Wiem, córciu. To jest kawał skurwysyna, ale skoro ci dobrze z nim... – Mamo? Dlaczego tata od nas odszedł? … – Mamo? Możesz powiedzieć, to jest tylko sen. – Tylko sen? – Mhm. – Miał dosyć mojego paskudnego charakteru. Byłam nie do 184

zniesienia. – Nie wierzę. – Odszedł do takiej, co była do zniesienia. – Czemu, mamo, śmiejesz się tylko, jak są goście? Jak jesteśmy same, to już nie. – To jest tylko sen? – Mhm. – To nieprawda. – Mamo? Ja cię w ogóle nie znam. – To przyjadę do ciebie, chcesz? Przywiozę barszcz i kluski na parze i zrobię ci syrop z cebuli, bo masz chrypę. Klara obudziła się zlana potem. Była piąta rano, był papieros i była szklanka whisky, wstrząśnięta i przerażona. Zadzwonię, pomyślała Klara. A co tam! – Mamo? – Tak... Ty wiesz, która jest godzina? – Wiem. Mamo, czy ty się cieszysz, że mnie masz? … – Mamo? … – Mamo, nie bój się. To jest tylko sen. – Tylko sen? – Mhm. – To chodź, kochanie! Mama cię przytuli. 185

– Przestań, mamo! Jestem już duża. – Chodź, chodź, głupolu! … – Klara? – Dobranoc, mamo.

Mróz – Oszalałaś, Wronka?! – Rozcieraj! – Masz mniej rozumu niż mój kot! – Nic nie czuję! Nie mam czucia! Nie mam nóg!!! Wlejesz mi whisky jeszcze? – Halo? Mamo? – Posłuchaj, Klara! Gdybyś weszła pierwsza do mieszkania, pamiętaj, w sekretarzyku po lewej są dwa tysiące na pomnik. Na dole jest sukienka, buty, puder. To żebyś mnie przypudrowała, bo strasznie poliki mam czerwone. Taki mróz, że mówię ci... W kuchni jest pamiętnik i w folii wszystkie prezenty od ciebie. – Mamo, przepraszam cię, ale rozcieram nogi Wronce, bo chyba sobie odmroziła. – Jakbym była opuchnięta albo czerwona, to, broń Boże, nie otwieraj trumny. Aha! Puder mi zostaw w trumnie. To jest Guerlain. 186

– Mamo, muszę kończyć. – Ja się w dużym pokoju kładę. – Pa, mamo! – Jezus Maria, Klara, piecze mnie! Jeszcze mi nalej! Cała się trzęsę. – Ty nie masz innych butów, kretynko? – Mam, ale tak nagle się ochłodziło... – Co ty pierdolisz? – Nie po to sobie kupuję botki za sześć stów, żeby nie chodzić. – Jest zima, Wronka! Czujesz coś? – Samotność. Ja go nie kocham aż tak bardzo, żeby tak na mrozie zapierdalać. Nie wiem, co mnie podkusiło. Łyżwy i łyżwy, w każdym radio, no to poszłam. Chciałam się nauczyć przeplatanki do tyłu, zanim się wybiorę z nim na łyżwy. Matko Boska! Dzwoń po Piotra! Może trzeba jechać do szpitala! – Zadzwonię do Jurka lepiej. Niech zobaczy, do czego się doprowadziłaś. – Nie! On się nie może dowiedzieć! Jestem mistrzynią Torwaru! Klara, po raz pierwszy mam szansę ułożyć sobie życie. Żaden mróz mi tego nie spierdoli. Klara, nic nie czuję tymczasem! – Bo się nałoiłaś jak głupia! – Halo? Mamo...? Nie mogę teraz rozmawiać! – Posłuchaj! W ręku będę miała dwadzieścia tysięcy, bo nie mam gdzie schować. 187

– Skąd ty masz taką kasę, mamo? – Kładę się. Cześć! – Klara, nacieraj! Bo ja mam zaraz spotkanie na łyżwach! – Popieprzyło cię? Nigdzie nie pójdziesz. Masz odmrożone nogi. Poza tym jak zamierzasz jeździć taka pijana? – Przeplatanką. – Cześć, Piotr! Nareszcie! Chyba odmroziła sobie nogi. – O, nie! Żaden pedał nie będzie mnie macał. – Ona jest pijana, Klara. – Co ty... – Mamo? Halo...? Nie mogę rozmawiać. Lekarz jest u mnie! – Jesteś chora? – Nie. Wronka jest chora! – Posłuchaj! Zdecydowałam się wziąć wszystkie pieniądze do rąk. W drugiej też będę miała dwadzieścia tysięcy. – Trzeba z nią jechać do szpitala, Klara. – Nigdzie nie jadę! – Zamknij się! – A ty co masz takie czerwone oczy, Piotr? – Mróz. – Ej... – Rafał się wyprowadził. – Znowu? – Tak. Ale teraz to na poważnie. Nigdy w życiu nie zapomnę 188

tego śniegu. I tej pierwszej nocy bez niego w taki mróz. Ani się przytulić do kogoś, ani nic. – Mam to samo, Piotr. Tak mi się chce pierdolić, że nie wiem. – Biorę ją, Klara. Do nas, na izbę przyjęć. Na razie! – Mamo...? No już jestem. Co tam u ciebie? Skąd ty masz taką kasę, mamo? – Jaką kasę? – No mówiłaś, że masz czterdzieści tysięcy. – Co ty pleciesz, dziecko? Albo jesteś pijana, albo. – Mamo, proszę cię! – Grzeją u ciebie, dziecko?

Patyczak – Chryste Panie! Nie ma już wina... – Ja pójdę, lisie. Ja pójdę. Wronka uwiesiła się na Aleksie. – Ty wiesz, Aleks, że patyczak, jak się boi, że go ktoś pożre, to udaje, że nie żyje? – Świat owadów jest fascynujący... – O, ja pierdolę, Aleks! Jaki ty jesteś mądry. A ty jak się boisz, to co robisz? – Daj mu spokój, Wronka! 189

– Jakie wino mam kupić? – Drogie, Aleks. – Wszystko masz, lisie? – Czy ona wszystko ma? Ty się pytasz, czy ona wszystko ma?! – Wronka, uspokój się! – A takie motyle, na przykład, mają takie oczy na skrzydełkach, że jak ktoś chce je pożreć, to one tymi skrzydełkami pac, pac, pac i oprawca ucieka. Pod nosem tylko tak ze złością szepcze: kurwa, kurwa, kurwa... – Puść mnie, Wronka! – Puść go, Wronka! – Albo takie pszczoły mają przejebane. Ze strachu wpuszczają żądło i umierają! A propos, coś mi tu śmierdzi, Klara. – Wronka, proszę cię... – Ty się boisz, Aleks! Zupełnie tak jak chrząszcz... Chcesz mnie zabić swoim zapachem, Aleks. – Klara, otwórz mi, proszę! – No dalej śmierdzi! – Wronka, zabierz ręce! – Wypuść go, Wronka! – Niechętnie, ale wypuszczam. Tylko drogie, Aleks! Cały czas śmierdzi. No nic... – Przesadziłaś, Wronka. – Ale najokrutniejsze są pająki. Zarzucają na ofiarę sieć, mota190

ją, motają i już, zdechł pies. Klara rozpłakała się. – Przecież żartuję, idiotko! – Przestraszyłaś mnie. Mijały minuty... – Ten patyczak jest taki śmieszny, mówię ci. Szybko się przekręca na plecy i udaje, że nie żyje. Chrząszcze też to robią, ale czasem nie mogą się odkręcić z powrotem. Ale to nieistotne teraz. – Nie patrz tak na mnie, Wronka! Przerażasz mnie! – Klara, przestań! To jest tylko zabawa. – Aleksa coś długo nie ma, nie, Wronka? I nagle usłyszały ten krzyk. Ogromny... Rozsadzał całą kamienicę. – Jezus Maria! Słyszałaś, Wronka? – W świecie owadów to samce zwabiają tak samice. Ale one nie mają strun głosowych. Idę o zakład, że to Aleks. Wyjrzały przez okno. Na chodniku białym jak śnieg leżał Aleks cały we krwi. – Jezus Maria! Aleks! – krzyczała Klara. – Aleks, wstawaj, nie udawaj! – krzyczała Wronka. – Nie mogę! – krzyczał Aleks. – Rozlałeś wino, ty gamoniu! No wstawaj! – Nie mogę! – Posikam się ze śmiechu zaraz... No wstawaj! 191

– No nie mogę! – On naprawdę nie może. Jest ślisko. – Aleks! Weź się wykopyrtnij do tyłu! Jak chrząszcz! A Aleks tak wierzgał, tak wierzgał, że cała kamienica trzęsła się ze śmiechu. – Jezu, Wronka, czy ja z nim sypiam? – No i posikałam się... Zejdź po niego, to twój chłopak przecież. – To nie jest mój chłopak. To jest patyczak.

Impreza Raz dokoła. Raz dokoła. – Klara, nie widziałaś mojej czapki? – Nie. – Klara... – Zaraz. – Jaki masz piękny golf, Aleks. Dasz polatać? – Kiedy się tak upiłaś, Wronka? – Żona ci udziergała? No już. I tak wiesz, że cię lubię. Zapalisz? – Nie, dziękuję. – A ja owszem, a ja tak, kura na to kud ku dak... 192

– Ale duszno, ale duszno, złapiesz mnie? Mogę ci zaufać? – Dość! Ten w białym golfie to twój narzeczony? – Kochanek. – Brzydki. – Ale dobrze się pierdoli. – Jeszcze jeden taniec? – Jasne. Aleks był taki dumny z Klary. Nikt nie tańczył tak jak ona. – Klara – wyszeptał. – Pozwól na chwilę. – Zaraz. – Witek. – Aleks. Miło mi! – Co tam, panie, w polityce? – Dziękuję, dobrze. – Ale golf masz, bracie, pierwsza klasa. – Klara, chodź do mnie na chwilę. Przytul mnie – błagał Aleks. – Zaraz. Zapraszam, zapraszam. Do środka, do środka. Cmok, cmok. – Lisie, proszę cię! – A ten co? Biały delfin Um? – Aleks. Mam na imię Aleks. – Sorecki. Ale wydaje mi się, że jesteś kimś zajebiście ważnym. Nie mylę się? – Przepraszam, Klara. Możesz przyjść? Chcę się pożegnać. 193

– Zaraz. Zapraszam, zapraszam. Raz dokoła. Raz dokoła. – Jestem Kaśka. – Aleks. – O, golf! Pan poeta, widzę... Ale sztuką współczesną się pan interesuje czy nie? – Trochę. – Ale trochę co? Lebenstein? Jarema? – Sasnal. – A ja, wie pan, krasnal... Raz dokoła. Raz dokoła. – Można prosić? – Przepraszam, ale może później. – Później? Kiedy ja czuję do pana taką elektryczność. Czuje to pan...? – I położyła jego dłoń na swojej piersi. – Monika. – Aleks. – Zatańcz z nią, Aleks – poprosiła Klara. – To prawniczka. Wygrywa wszystko. – Chcę zatańczyć z tobą, Klara. – Zaraz. Zapraszam, zapraszam. Raz dokoła, raz dokoła. – Ja, pani Moniko, nikogo tu nie znam. – Nie chcę rozmawiać o tym, nie chcę rozmawiać w ogóle. Moczył się pan kiedyś w nocy? No właśnie. I do tego to cholerne „r”, słyszy pan? Czy pan słyszy, że zamiast „robota” mówię „dobota”? Niech pan sobie idzie. Niedobrze mi. 194

– Klara! – krzyknął. Przybiegła wystraszona. – Czekam na ciebie od dwóch godzin, kurwa. – Aleks, nie wiem, gdzie jest twoja czapka. Sorry. – Śmieją się ze mnie. – Zostań, Aleks. Wytrzyj nos, Aleks. Gil na gilu... – Wszystkiego najlepszego, lisie. Możesz znaleźć moją czapkę? – Aleks, przepraszam cię, ale strasznie upalona jestem. I w zasadzie nie pamiętam, na jakim my jesteśmy etapie... Jestem twoją żoną czy kochanką? – Znajdź, proszę cię, moją czapkę... – Jaką? – Jaką? Jaką? – Wronka zataczała się ze śmiechu. – Z piór, Klara! Z piór! Raz dokoła. Raz dokoła.

Zegarmistrz światła przypadkowy – Będziesz, Aleks? – Będę, lisie, będę. Mam dla ciebie coś tak pięknego... Ale musisz się rozebrać i zostać tylko w czapce Mikołaja, si? – Tak, tak, zgoda, zgoda. Popędziła do lodówki, upiła łyk santa caroliny, puściła Santa 195

Maria Jopek, jeszcze tylko papieros, życie jest, kurwa, takie genialne, pomyślała, takie nam niesie niespodzianki, spakowała torbę na basen, jeszcze tylko łyk santa caroliny i już, już, już... Płynę... Przemyślała wszystko. Miała dla niego spinki Bossa, Marię Callas rozszerzoną i whisky. Tak, whisky na koniec dnia. To będzie taki piękny wieczór. Mikołajkowy. Jeszcze tylko ta czapka, klapeczki, klap, klap, klap, papierosek, whisky i... Jeszcze tylko dostanie coś pięknego. Ciekawe, co? Dziękuję, Aleks. Jakie piękne. Jakie drogie. Trzeba było... Żeby jeszcze tylko się tak nie ocierać o ludzi w basenie. Nie zamaczać głowy. Będą czerwone oczy. Dwadzieścia długości. Wychodzi. Nie, nie będzie suszyć głowy, to takie banalne, przeziębi się i umrze na zapalenie płuc. Bo Klara ma styl. Może mu zrobi niespodziankę, odbierze go z pracy, spod pracy, spod drzewa, poczeka na niego pod drzewem, to będzie dla niego taki superszok, ona z mokrą głową, nieprzytomna z miłości, wychudzona po basenie, jeszcze ociekająca wodą i te pocałunki po mokrych włosach... – Cała jesteś zziębnięta, lisie. I kaszlesz. – To nic, Aleks. To nic... Tak będzie. Więc stoi po drzewem i czeka. Kaszel. Cudownie. Krew na chusteczce? Nie, szminka. To nic, papieros, santa carolina, dwukieliszkowa, zakręcana. Idzie, idzie Aleks, a obok niego teczka, ta sama, którą mu kupiła na Boże Narodzenie pięć lat temu, marka to jest jednak marka, a obok teczki asystentka, ta sama, ta chuda jak przecinek, ta z butami w czub i z osą w talii. Ta sama!!! I się śmieją, 196

chi, chi, chi, i do samochodu, i ona obok niego, i chi, chi, chi... Zwymiotować można. Można? To zwymiotowała. I wróciła do domu. Jak? Klapeczki, klap, klap, klap, nie chciały się założyć, kot nie chciał jeść, ona nie chciała żyć. – Wronka? – Klara, jeśli chcesz mi powiedzieć, że płaczesz znów przez tego chujoplota, Aleksa, to kończę. Myślałam, że masz odrobinę instynktu samozachowawczego. I wtedy przyszedł, przytulił, rozbierał się już w korytarzu, był taki zgrzany, taki mokry. – Co się stało, lisie? Czemu lis smutny? Masz takie czerwone oczy. Byłaś na basenie? – Nie, pod twoją pracą, chciałam ci zrobić niespodziankę. – O Matko Boska! Lisie, co ty mówisz? Lisie, odwoziłem ją do domu, bo miała mnóstwo książek i nie miała się jak zabrać. Ona się przygotowuje do jakiegoś egzaminu, Klara. No co ty? – Zjeżdżaj, Aleks! – Kochana moja, co ty kombinujesz w tej ślicznej główce? Co ty wymyślasz? Nie zachowuj się jak moja żona, proszę cię. Najdroższa, jakie masz mokre włosy, przeziębisz się. Zobacz, co ci przyniosłem... – I wyciągnął piękny zegarek, stary jak świat, cały złoty chyba, cudo po prostu. – To dla ciebie, lisie, kochana moja. Lis ma kaszelek, tak? – Zabieraj ten zegarek i wypierdalaj, Aleks! Ale już! Nie197

nawidzę cię, wynocha! Nienawidzę cię!!! Zabieraj to! I zabrał. Jeszcze tylko dzwonił dwadzieścia siedem razy i wysłał trzynaście SMS-ów. W końcu odebrała. – Kochana moja, wiedziałem, że odbierzesz. Będę dzwonił, dopóki nie odbierzesz. Klara, ja cię tak kocham, tak cię kocham, że wariuję bez ciebie, rozumiesz? – Jesteś pijany. – A bo mnie to wkurwia wszystko... – Dasz mi ten zegarek? – Zegarek? Nie dam, lisie. Wyrzuciłem go do Wisły. Tak się wkurwiłem... – Dałeś go żonie, prawda? – No chyba żartujesz. – Dałeś. – Dałem... Nie było już niczego, co mogłoby ją zranić. Nie było nic. Spinkami Bossa zapięła sobie usta, żeby nie krzyczeć, wylała na siebie całą whisky, puściła resztką sił Marię Callas i poszła... Nie wiedzieć gdzie, na zawsze...

Pola – Wronka...? Przepraszam cię, nie mogę teraz rozmawiać. 198

Aleks właśnie wchodzi ze swoją córeczką. – Aleks przyszedł z dzieckiem?! – Wronka, nie mogę teraz... – Klara! – Cześć, kochanie! Cześć, Aleks! – Cześć, Klara! – Cześć! – Dzień dobry. Powiedz pani „dzień dobry”. – Dzień dobry. – Mam na imię Klara, a ty? – Pola. – Głośniej, Pola. – Pola. A tata ma czkawkę! – Przepraszam – czknął Aleks. – Rozbierzcie się, proszę. I chodźcie do pokoju. Zatkaj sobie nos, Aleks! Pokaż Poli kotka, tylko uważaj na niego. To wariat. – Wariat? – Mała dziewczynka Pola roześmiała się. Aleks nie mógł złapać oddechu, ale resztką sił wyrzęził Klarze na ucho: – Nie mów tak. Wiesz, mała wszystko łapie. – Napijesz się czegoś, Pola? – A co jest? – Pola... – Aleks czknął z całych sił. – Przepraszam. Pola zaśmiała się perliście. 199

– Tata ma czkawkę cały czas. – Daj jej spokój, Aleks. Mam wodę, colę, wino. – To nie. – Nie, dziękuję, Pola...! Aleks wciąż trzymał się za nos. – Nie, dziękuję. Mogę to? – Cukierki! Oczywiście. – Nie możesz, Pola. Będziesz gruba. – Spójrz na siebie, Aleks. Możesz, kochanie. – Nie zwracaj mi uwagi przy dziecku! Aleks nie oddychał już dobre kilka minut. – A nie będę gruba? – Będziesz. Ale będziesz taka śliczna, taka śliczna... Jeszcze ładniejsza niż teraz. – To poproszę. Pani nie ma córeczki? – Nie, kochanie. Aleks czkał jak tkaczka. – Wiesz co, Aleks? Wyjdź może. – A mojej mamie zepsuła się suszarka! – Oj, to pewnie jej smutno. – Chciałem, żeby Pola do ciebie przyszła. – Wiem, Aleks. – Chciałem, żebyś poznała Połę. – Wiem, Aleks, wiem. Tak mi przykro. 200

– Moja mamusia też pije wino. – Wszystkie mamusie piją wino, kochanie. Taki już los mamusi. – Ale ja nie lubię wina. Ma się takie czarne zęby. A jak się ma czarne zęby, to się idzie do takiego domu, gdzie są same macochy! – Co ty mówisz, Pola? – Tata! Cały czas masz czkawkę! Mogę to? – Oczywiście, kochanie! Pomalować cię? – Tak! Tak! Tak! – Tak, poproszę! – poprosił Aleks i czknął. – Zobacz, najpierw pomalujemy oczy... Masz zielone, to zielony będzie idealny. Potem usteczka, o tak... Troszeczkę różu. – Żebym nie miała takiej grubej buzi? – Dokładnie! – Mama tak zawsze mówi. – I rzęsy... – Na Audrey Hepburn! – Dokładnie! – Mama tak zawsze mówi. – Będziesz królową balu! Zobaczysz! Najpiękniejsza! – A pożyczy mi pani kota? – A oddasz? – Tata odda. Tata! – Jestem w łazience, Pola! 201

– Tata płacze? – Nie, dlaczego? – Bije głową o ścianę? – Nie, dlaczego? Ma czkawkę... – A pani jest dobra czy zła? – Dobra. – Tak, tak. Pani ma ładne zęby. Przyjdzie pani do nas kiedyś? – Jak mnie tatuś zaprosi... – O, już jestem. Już mi przeszła, skubana... Będziemy się zbierać. Podziękuj, Pola, ładnie. – Już? – szepnęła Klara. – Podziękuj, Pola! – Dziękuję. – Podaj rączkę... Nie tę! O tak. – Do widzenia! – Do widzenia, kochanie. Do widzenia, Aleks. – Do widzenia, Klara. – I czknął. – Kurwa, znowu... Przyjdę potem... – Czknięcie. – Chcesz...? – Czknięcie. – Tak. Poproszę. – Kupić ci coś? – Nie dziękuję. – Kocham cię, Klara... – Czknięcie. – Dziękuję. Poproszę. Czknięcie. 202

Pomyłka – Wronka, oszalałaś? – Proszę cię, Klara, odbierz! Błagam! Odbierz, powiedz cokolwiek! On chce usłyszeć twój, to znaczy mój głos! – Co mam powiedzieć? – Nie wiem, Klara, cokolwiek. Czym się interesujesz, że jesteś za aborcją i parytetem, że lubisz podróżować, nie wiem... Że czytasz „Forum”, oglądasz Discovery... Tylko spokojnie, nie takim nerwowym głosem... Zapal, napij się łyka koniaczku, o tak... – Wronka, to jest bez sensu. Możesz mieć każdego! – Odbieraj!!! – Halo? Halo...? Wyłączył się! – Kurwa! A tak cię prosiłam! – Wronka, przestań świrować! Każesz mi odbierać telefony od faceta, którego nawet nie znasz. – Klara, ja go znam. Ja kiedyś wysłałam SMS-a do kogoś i pomyliłam numery, i on odpisał, i tak się zaczęło. Pamiętasz, opowiadałam ci. – Pamiętam. Ten, co się ciebie przestraszył. Ten dyrektor od czegoś tam. – Ten sam. I właśnie tak strasznie zatęskniłam, że musiałam go 203

usłyszeć. Musiałam zobaczyć, że to był tylko przypadek, że on ze mną w taki sposób... I kupiłam telefon, kartę, i znów tak niby nic wysłałam SMS-a, że to niby się pomyliłam, i on znowu zaczął ze mną pisać, wiesz, i właśnie napisał, że zaraz zadzwoni. Nie chciałam, żeby wiedział, że to ja, dlatego poprosiłam ciebie. – On jest nienormalny, Wronka. Jemu zależy tylko na seksie, nie widzisz tego? Z każdą gada, potem trzecia randka do wyra. – No wiem, ale może ja właśnie potrzebuję tego, żeby się dobić, nie wiem. Czekałam, że mi napisze, że poprzednia laska, czyli ja, była jakaś nienormalna, głupia, gruba, nie wiem, chciałam się upokorzyć, chciałam usłyszeć jego głos, Klara, wiesz, jak to jest... – Wronka, po co to robisz? – Bo jestem samotna! – A Jurek neurolog? – Jurek jest OK. Jest tak dobrze, że muszę spierdalać. – Wronka, ty się musisz szanować. – Odbierz, proszę! To Jurek. Odbierz, Klara i powiedz, że nie mogę rozmawiać. Proszę, odbierz! Powiedz, że nie mogę, błagam!!! – Wronka, ty się musisz leczyć. – Błagam cię, odbierz! Tylko nie nerwowo, zaciągnij się, łyczek koniaczku, już! – Halo? Halo...? Rozłączył się. – Kurwa, a tak cię prosiłam, Klara! – Wronka, faceci nie są warci tego, żeby przez nich płakać. 204

Tego kwiatu to pół światu, jak mawiała moja ciotka. Oni się boją takich kobiet, co im włażą wszędzie. Musisz się uspokoić, zdystansować, pomyśleć... Niech spadają wszyscy na bambus! Kup sobie parę książek o dynastii Tudorów, przestudiuj wazę z epoki Ming... Pochodź na jogę... Jezu! Wronka, proszę cię odbierz! To Aleks! – Co mam mu powiedzieć? – Żeby się odpierdolił ode mnie! – Nie, naprawdę. Co? – Że mnie odcinasz, bo się powiesiłam! – Co mam mu powiedzieć, kretynko? – Że go kocham! – Halo? Halo...? Rozłączył się. – A tak cię prosiłam, Wronka! Tak cię prosiłam!

Urok – Klara... Porozmawiaj ze mną, błagam cię! – Wronka, jest druga w nocy... – Klara, nie dożyję poniedziałku. – Wronka, co ty? – Dziś przebiegałam przez ulicę i niechcący, kurwa, niechcący, potrąciłam taką staruchę. Coś mnie podkusiło, jakaś siła, żeby się odwrócić i zobaczyłam ją, jak pluje i mówi: „Tak ci się śpieszy? Po205

łamiesz ręce i nogi! Nie dożyjesz poniedziałku...”. – Idź do kościoła! – Popierdoliło cię? – Z takimi rzeczami nie ma żartów. – Po co? – Pomódl się. – Ja myślałam, że ty mi powiesz, że jestem nienormalna, uspokoisz mnie, powiesz, że to brednie! – To są brednie, Wronka! Nie wierz w takie rzeczy. Jesteś nienormalna. – Zimno mi się zrobiło, Klara. – Zadzwoń do mnie we wtorek. I idź spać... I idź do kościoła. I do diabła, Wronka. Ja mam jutro samolot. Cześć. – Klara... – Mamo, wiesz, która jest godzina? – Klara, posłuchaj. Nie wychodź dziś z domu, proszę cię. – Mamo, jest trzecia w nocy. Jestem zmęczona, mam rano samolot. – Jaki samolot? – Do Portugalii, mamo. Jadę do Portugalii. Od dwóch lat o tym wiesz. – Nie do Portugalii! Błagam cię, nie do Portugalii!!! – Mamo! 206

– Dziecko, śniło mi się miasteczko, właśnie w Portugalii. – Nigdy nie byłaś w Portugalii. – I Matka Boska Fatimska, kretynko! No to gdzie to było? – W Portugalii. – Małe miasteczko, jakaś starucha w czerni i jakaś para. To znaczy, myślałam, że jakaś. Ale to byłaś ty, bo miałaś takie spodnie czerwone i ten twój grubas, Aleks, i ona splunęła na ciebie. Ty jedziesz z nim do Portugalii? – Mamo, co to cię obchodzi? – Nigdzie nie pojedziesz! I wyrzuć te czerwone spodnie! – Mamo... – Nigdzie nie pojedziesz! Potem ciocia Władka do mnie przyszła i powiedziała: „Przyniosłam Klarze nowe wałki w prezencie”. A ty wiesz, co się stało, jak się cioci Krysi wałki przyśniły? Połamała nogi! Zadzwonię za godzinę. Idę do kościoła. – Mamo? – Słyszę, słyszę, tylko pluję za siebie. Zapal świeczki, okręć kota trzy razy wokół siebie. Idę na szóstą. Cześć. – Aleks? – Kochana, jest czwarta w nocy... – Aleks, nie mogę jutro jechać z tobą. – Powiem żonie, obiecuję. Tylko śpij. Idź spać, kochana... Klara okręciła trzy razy kota wokół siebie, potem otworzyła 207

trzecią butelkę czerwonego wina, zapaliła trzy świeczki, trzy razy splunęła na siebie i zaczęła szukać swoich czerwonych spodni. – A właśnie, że pojadę do Portugalii! Trzy razy próbowała je wcisnąć na tyłek, trzy razy pluła na szwy i nic, nic tylko ten dreszcz, ten dziwny dreszcz, który kazał jej się odwrócić. Odwróciła się. Palił się stół.

Jesteś szalona – Wronka, ja ją tak kocham, tak kocham! Aleks miał oczy pełne łez i pełen kieliszek czystej wódki. – To się z nią ożeń! Wronka miała czerwone paznokcie i wciąż tego samego narzeczonego. – Ożenię się. – Aleks miał plan. – Kiedy? – Niedługo. Zobacz, jaka ona jest piękna. Jak ona tańczy. – Jak ona płacze przez ciebie. – Wiem, Wronka. – Wiem, Wronka, wiem, wiem... Spierdalaj z takimi tekstami, Aleks. Nie mogę patrzeć na ciebie, wiesz? Klara miała odkryte plecy, chociaż było chłodno. – Kocham cię, Aleks! – krzyknęła Klara z ramion kogoś tam. 208

– Ja ciebie też, kochana! Zatańcz ze mną! – Siedź, kurwa! Wronka też miała plan i nie miała narzeczonego. Miał dyżur. – Kiedy zamierzasz powiedzieć swojej żonie? – Powiem, Wronka. Powiem. – Marnujesz jej życie, wiesz? Wronka nachyliła się do Aleksa. – Wiem. Marnuję swoje. Aleks nachylił się do kieliszka. – Gówno mnie to obchodzi. – Aleks, chodź zatańcz ze mną! Klara się przechyliła. – Siedź, powiedziałam! Wiesz, dlaczego jestem z Jurkiem? Bo go kocham. Bo on mnie kocha, rozumiesz? – Mam dzieci, Wronka. To jest najgorsze. – To je utop, Aleks, jak ci tak przeszkadzają. Ja nie chciałam mieć dzieci i nie mam. Teraz z Jurkiem mogę mieć. Jak mi się zechce. Ale mi się nie chce. A ty jesteś świnia, wiesz? Ślinisz się cały. Świnia. Świnia. Świnia. – Aleks, chodź, kochany, zatańcz! Zobacz, jak tańczę! Dla ciebie! – Siedź, kurwa! – Zaraz! – Aleks, zostaw ją, bo ona nie ma nic prócz ciebie. 209

– Ona nie chce, żeby mnie nie było. Ty znasz Jurka ile? Pół roku. Ja wam życzę jak najlepiej, ale my się znamy siedem lat. Siedem lat, Wronka! Jestem z nią dzień w dzień, jestem przy niej, nie mam nic poza nią, ty nie wiesz o nas wszystkiego... – Chodź, Aleks! Klara dotykała się po ciele. – Boję się o dzieci. – Dzieci-śmieci! – Ja wiem, że z nią będę kiedyś. Wiem to. To jest coś więcej. Wy wszyscy jesteście głupi ludzie! – Aleks, jestem szalona, chodź! – Klara była szalona. I poszedł. – „Jesteś szalona, mówię ci. Zawsze nią byłaś, skończ już wreszcie śnić. Nie jesteś aniołem, mówię ci. Jesteś szalona...” – nucił i się pocił. Ale kochał naprawdę. Aż żal było patrzeć. Dlatego Wronka ukryła twarz w dłoniach. Kochała Jurka bardzo, chciała z nim mieszkać do końca życia. Tylko czemu nie była tak szczęśliwa jak Klara? Czemu nie tańczyła tak, jak Klara? Czemu było jej trochę smutno, a nawet bardzo? – Wronka, chodź! Jestem szalona! Chodź, Wronka! – Klara darła się na całą salę. Upadała co chwilę na podłogę i Aleks ją podnosił. Upadała i ją podnosił. Potem tylko krzyknął: – Niech siedzi, kurwa! Niech siedzi! 210

Klara i golf – Chcę grać! Zostaw mnie! Chcę grać w golfa! Chcę być golfistką! Chcę być Tigerem! Chcę być z Tigerem! – Lisie, proszę cię, zejdź z trawy! – Obiecałeś mi! – Wypiłaś za dużo wina, lisie. – To wszystko twoja wina! – Lisie, nie możesz krzyczeć. Ci ludzie przygotowują się do uderzenia, to wymaga koncentracji. – Nasza miłość też wymaga koncentracji! – Chodźmy już. Pouczymy się kiedy indziej. – Nie ma kiedy indziej! Mnie się podoba teraz! Nie po to kupowałam koszulkę polo rozmiar XXS, żeby teraz sobie zejść. Ucz mnie! – Dobrze, uderzaj, lisie. Trzymaj kij tak, jak ci tłumaczył pan. – Nie pamiętam już nic! Nic, Aleksie, nie pamiętam. Nic! – Nie krzycz, lisie, bo nas wyrzucą. – Aleksie, ten kij ma największą główkę ze wszystkich? – Proszę cię... Bierzesz zamach, całej swojej energii nie ładujesz, aby mocno uderzyć, ale aby... – ...Siła kinetyczna skierowała kij w odpowiednim kierunku, wiem! – Ale nie śmiej się, lisie. 211

– To jest kij drewniany, czy żelazny? – Drewniany, lisie. – Wolę żelazny... Klara wzięła potężny zamach i hop. Poleciała piłka. – Ale leci! Lecę po nią! I poleciała. I śmiała się. Ale jak! A potem podniosła piłeczkę i wrzuciła ją oburącz do dołka. – Jest. Wygrałam! – Lisie, nie możesz, ot tak, wrzucić sobie piłki! – Dlaczego, kurwa, nie mogę?! Mogę robić, co chcę! I schowała piłeczkę za koszulkę XXS. – Nie możesz chować piłek! – Mogę! – Oddaj piłkę, lisie. – Oddaj mi moje sześć lat. Sześć zmarnowanych lat! – Nieważne. Uderzaj. – Przypomnij mi, jaki to jest kij. – Drewniany. – No i dobrze. – Nie rzucaj, tylko uderzaj. – Ale ja rzucę! – Masz wtoczyć piłkę do dołka. – Moja piłka do dołka! Jakie to jest dziwne, nie Aleks? Ja do dołka i moja piłeczka do dołka. Moja biała, niewinna piłeczka! Jakie 212

to jest, kurwa, niesprawiedliwe! – Bądź cicho, lisie... – A nauczysz mnie takiej, jak to się mówi, powtarzalności? Takiej, że tak, kurwa, samo się robi cały czas, to samo, z żelazną, kurwa, megakonsekwencją. Przypomnij mi, jaki to jest kij. – Drewniany. – Z największą główką na świecie! – No już dobrze, lisie. Zostaw ten kij, lisie. – Boisz się, że cię walnę tym kijem? – Proszę cię. Zejdźmy z greenu, lisie. Zejdźmy, już dobrze, pouczymy się innym razem. – No jasne. Zrobię ci green w pokoju, chcesz? – Lisie, nie zaczynaj, proszę. – Przypomnij mi, jak się nazywa ten taki kij, co się go używa na samym końcu. – Popychacz. – Aleks, ty zboczeńcu...

Oko, włos, ząb – Już jest luty, Klara. A ja nie mam kalendarza! – Przywiozę ci, mamo. – Kiedy ty mi przywieziesz? 213

– Na Walentynki, mamo. – Walentynki... Ty mi takie Walentynki zrobiłaś, że ja się na ulicę wstydzę wychodzić. – Mamo, to jest twój problem! – Nie mamy o czym rozmawiać, Klara! Ja nie wiem, co ty robisz, gdzie pracujesz... Nic. Ktoś mnie pyta, a ja buzia w ciup. Udaję, że mi się spieszy i idę. Ale ludzie i tak widzą, że człowiek ma oczy pełne łez... Co ja nie widzę, że widzą? – Co ty gadasz, mamo? Ty mnie zapytałaś kiedyś, co ja robię? Wysyłałam ci ostatnio swoje zdjęcia z gór. To powiedziałaś mi, że ciebie nie interesują moje zdjęcia. – Ale pokazałam komuś. I wszyscy, każdy, kto widział, mówi, że ty coś musisz brać, bo masz takie oczy zaćpane. A ja ci całe życie mówiłam, że u kobiety najważniejsze oko, włos, ząb. – A co poza tym u ciebie, mamo? – Nic. Na każdym zdjęciu jak narkomanka. Tak samo jak twoja przyjaciółka. Tylko że ona włosy ma odgarnięte na bok. Przynajmniej widać oko. – Niedobrze mi, mamo. Muszę kończyć. – Pij więcej, to ci będzie dobrze! Pani Zosi córka to zawsze jakby od fryzjera wyszła. I uśmiech na miejscu, i... – Pa, mamo! Do lutego! Klara spojrzała na siebie. Oko czerwone, ząb czerwony, włos dęba. Jak ona wszystko wie... 214

– Halo! Wronka? Ty masz nasze zdjęcia z gór? – Mam. Niestety. – Czemu? – Ty widziałaś, jak ja tam wyszłam? Jak narkomanka. Od wczoraj mam dietę białkową, samo mięso. Pierdolę to, ja nie mogę tak wyglądać w wieku czterdziestu lat! – Myślisz? – Ty zresztą też. Musisz coś z włosami zrobić. – A jednak... – I od dawna ci miałam powiedzieć, ale... – Ale co? – Tylko nie obrażaj się, bo przyjaciele są od tego, tak? Powieki sobie zrób. Moim zdaniem, powinnaś. Masz opadające powieki. Zrób sobie operację. Gdyby mi opadały, to bym sobie zrobiła. Ale ponieważ mi nie opadają, więc nie robię. Ale ty sobie zrób. To chyba nie jest jakieś bardzo niebezpieczne? – Wronka, ty coś brałaś? – Nie, chyba to mięso tak na mnie działa. Wiesz, ja mówię to, czego nie chcę, wiesz? To mi się tak samo układa. Ja cię bardzo przepraszam, Klara, ale ja mam jakąś depresję, jakieś lęki. Opadające powieki są teraz naprawdę do zrobienia, Klara. Nie mogę schudnąć, muszę kończyć, Klara. Muszę ze sobą skończyć... – Wronka... – Halo? Aleks? Możesz rozmawiać? 215

– Tak, tak, oczywiście, mów, tak, tak. Co się stało, lisie? Czemu płaczesz? – Aleks... – Ale nie płacz, lisie, tylko powiedz wyraźnie. – Aleks... – Ale spokojnie, lisie, no już... – Czy ja wyglądam bardzo źle? – Lisie, co ty mówisz? Ja ci ten nos zoperuję, nie martw się. Tylko jedno twoje słowo. – Ale oprócz nosa, Aleks... – Oprócz nosa, lisie, to cię kocham. – Aleks, jestem taka brzydka! – Co się stało, lisie? Kupić ci coś? – Szczyptę rumu... i cyjanek. – Lisie, jak chcesz, to ja cię umówię dziś na jakiś zabieg. Idź do fryzjera może. Tobie jest tak ładnie w ciemnych włosach, tak ładnie, no bardzo ładnie... – Dlaczego do fryzjera? Co jest nie tak z moimi włosami? – Lisie, wszystko jest dobrze. Po prostu myślę, jak ci poprawić nastrój. – Nie wkurwiaj mnie, Aleks! – A może chcesz wybielić sobie ząbki? Chce lis? – Mam czarne zęby, tak? Od wina, tak? Ty mi to teraz mówisz? A może powinnam jeszcze zrobić sobie liposukcję? A może od 216

razu sekcję zwłok? Odpierdol się ode mnie! – Lisie, co się z tobą dzieje? – Swojej żonie wybiel! Zęby! Halluksy! I w ogóle ją wybiel, żeby się wymydliła na pianę! Klara upadła ciężko na fotel, podniosła ciężki jak węgiel kieliszek czerwonego wina, potem powiekę jedną, potem drugą, potem podniosła telefon i zadzwoniła: – Mamo? To wszystko twoja wina! Obcięłaś mnie, jak miałam pięć miesięcy, i dlatego mam takie słabe włosy. Zgubiłaś mi aparat na zęby nad morzem, dlatego na dole mam krzywe. Powieki mi opadają, bo od małego nie mogłam patrzeć na twoją depresję poporodową. Ja się dziwię, że ty mnie do piekarnika nie włożyłaś, jak miałam katar. – Kalendarz... Kiedy mi przywieziesz?

Pani Miła Pani Miła wcale nie jest miła. Ma siwe blond włosy i jest spod znaku Koziorożca. Naprawdę ma na imię Mirosława. Mira. Już wiecie, dlaczego Miła? Właśnie odwiedziła matkę Klary. Alicję, Alę... Znają się od lat. Miła mieszka nad morzem, właśnie pochowała męża. Julka, Juleczka, Juleńka... Dwa tygodnie temu go pochowała. Na zawsze. Przyjechały dzieci, było miło Miłej. Teraz przyjechała tu, do 217

Alicji. – Jakie to masło jest pyszne, Alu. Jakie pyszne... Klara często przyjeżdża? – Wiesz, jak to jest, Miła. Ona tam tak strasznie dużo pracuje, tak strasznie... Że ja się czasem nie mogę połapać. – Wszyscy teraz gonią. Pokażę ci, jakie kupiłam żelazko dziś u was na bazarku. Niemieckie, bo polskie nie miało dobrej rączki. – Ciężkie! – Ale jak! Ale ja tak strasznie lubię takie starocie! Tak mi się podobało! Zobacz, tu się kładło żar. O widzisz... Nie mogę otworzyć. No nic, w domu otworzę. Jakie ono ciężkie! Jak ja lubię takie rzeczy! – Możesz zostać, kochana, ile chcesz. I Miła została. Całe dwa tygodnie. Rano znowu smakowało jej masło. – Julek tak chciał do ciebie przyjechać, Ala. Tak marzył, że przyjedzie, i widzisz, jak przyjechał. Zobacz, co kupiłam dziś u was na bazarku! – Dzbanuszki? Jakie słodkie! – Słodkie, słodkie! Julek się zawsze śmiał! Mówił, że jestem jak małe dziecko. A to wszystko wojna, wiesz, człowiek nie miał zabawek, teraz się bawi. Ale wiesz, my mamy ich z osiemdziesiąt... Weź to teraz posprzątaj co tydzień... – To wnuczki się cieszą, jak do ciebie przychodzą. Mogą się bawić w dom, nie? Dzbanuszkami. 218

– Tak tęsknię za Julkiem, że chyba umrę, wiesz? – Możesz zostać, ile chcesz, Miła. I Miła została. Kolejne dwa tygodnie. Rano znowu smakowało jej masło. – Ile ja u ciebie nie byłam? Dwa lata chyba. – Prawie trzy. – No widzisz, a miasto zupełnie inne. Cały plac nowy, zgubiłabym się dzisiaj, gdyby nie fontanna. Zobacz, co kupiłam. Całą kuchnię dla dzieci. Garnuszki, patelenka, czajniczek, łyżeczki, zobacz, jakie słodkie. – No to wnuczki powariują ze szczęścia! Jak ty to wszystko zabierzesz, Miła? – Jak to jak? Julek mi pomoże! Zobacz! Ugotuję mu obiadek na kuchence, zamieszam. Do dzbanuszka wleję kompocik, na patelence zrobię masełko z tartą bułeczką. Julek to tylko uważa na świecie. – Miła, kochana moja, przecież Julek nie żyje. – Żyje, żyje! Tylko się położył. Zobacz. I wyjęła najprawdziwsze mebelki na świecie, tylko malutkie. Położyła sobie na dłoni małe łóżeczko, szafeczkę, stół. I zasmuciła się... – Nie ma Julka, gdzieś poszedł, może do łazienki, może na bazarek, on tak lubił twój bazarek! – Miła, możesz zostać u mnie, ile chcesz. 219

Matka Klary przytuliła mocno swoją przyjaciółkę, a potem poszła do pokoju i z malutkiego pudełeczka wyjęła najprawdziwsze w świecie krzesełka, stoliczek, łyżeczki, widelczyki, lampkę stojącą, talerzyki, i zaprosiła Miłą na kolację. Żeby było miło.

Tata – Mamo, co ty wymyślasz? Masz coś do jedzenia? – Jest zalewajka. Nalać? – Tak, mamo. Od rana nic nie jadłam. – Przyjechałaś samochodem kochasia...? – Matka wychyliła się przez okno. – Ty też tak zawsze wyglądałaś na ojca przez okno. Tak na niego czekałaś, tak czekałaś, ale się nie doczekałaś. – Mamo... Co się stało? – A co się miało stać? – Dzwonisz, żebym przyjechała. Płaczesz mi przez telefon, odkładasz słuchawkę, mamo... – Chleba chcesz? – Mamo... – Co mamo? Co mamo? Ja ci zawsze mówiłam: „tata pojechał daleko”, a ty na to: „Ti tit, ti tit”. A ja po cichu płakałam, całe życie wszystko po cichu... – Mamo... 220

– Mamo, mamo, mamo... Nie denerwuj mnie, do cholery! Po co przyjechałaś? – Bo mi kazałaś, mamo! – Nic ci nie kazałam. Ja tu całe dnie sama siedzę. Ani telefonu, ani nic. Jak umrę, nawet pies z kulawą nogą nie przyjdzie! Ty tu powinnaś być u matki codziennie! Córka pani Zosi bez przerwy do matki jeździ. Świątek, piątek. A ty tylko wóda, przyjaciółki i kochanek. On tu przyjechał z tobą? Co ty tak to czoło marszczysz? – Sama przyjechałam. – Herbatę pijesz? – Piję. – Czego szukasz? – Soli. – Soliłam. Zgaś to światło. Ja kochanka nie mam, żeby mi płacił za światło. Proszę mnie pochować u moich rodziców na wsi. Nie pracujesz dzisiaj? – Nie, mamo. Tata mi się śnił. – Mnie się wszyscy śnią bez przerwy. Ja tu żyję jak ten pustelnik. Tylko we śnie wszyscy przychodzą. – Mamo... – Przestań już, do cholery, bo nie wytrzymam tego! –… – Jak ci się śnił? – W czerwonej koszulce z krótkim rękawkiem. Przyjechał 221

skądś i przywiózł mi w czarnej torbie dwa jabłka czerwone, i strasznie płakał. A ty stałaś za nim i mówiłaś: „zostaw te jabłka dla Izki, zostaw dla Izki”. Nie wiem, kto to jest Izka. – Ja też nie wiem... I rozpłakała się. – Mamo... – Nie dotykaj mnie! Dolać ci jeszcze? – Nie, dziękuję. – Jak śmierć wyglądasz! – Możesz mi piętkę chleba dać. – Twój ojciec nie żyje. –… – Zmarł dwa lata temu w Ameryce. –… – W szpitalu. –… – Wczoraj przyszedł list. Nadawca Iza Rossak. Jego córka z drugiego małżeństwa. Szuka cię... I rozpłakała się.

Obrączka – Co ty masz w kieszeniach, Aleks? 222

Klara odwieszała marynarkę Aleksa do szafy. – Pieniądze, lisie. Stosy pieniędzy. Aleks rozpinał koszulę. – Chcesz coś do picia, Aleks? – Nie mamy czasu, lisie. Chodź się przytul i zabierz tego kota. Ja się zawsze boję, że on mi coś zrobi. Aleks rozpinał pasek, a marynarka spadała i spadała z hukiem z wieszaka. – Jaki ty masz, lisie, burdel w tej szafie! I za to cię kocham. Za to cię pożądam. Za to pożałujesz teraz. Broń się! I zaczął ją całować, a tu brzęk, brzęk, brzęk. Coś się toczy i toczy po podłodze. – Co to jest? – Co mówisz? – To jest obrączka, Aleks. Schowałeś obrączkę do kieszeni? Od kiedy ty nosisz obrączkę? – Przestań, lisie! Gdzie ona jest? Tu gdzieś spadła. – W dupie jest, wiesz? – Tu gdzieś była. – Była, ale się zmyła. – Kurczę... – Czemu chowasz obrączkę do kieszeni? – Oj, nie chowam, tylko jest na mnie za duża i mi spada. Gdzie ona jest, do cholery?! 223

– Od kiedy ci spada? – Za duża jest po prostu. – Wiązałeś buty? – Lisie, proszę cię! Dla mnie to też nie jest zręczna sytuacja. – Jaka, kurwa?! Zręczna? Ciebie pojebało już na amen? Przychodzisz się do mnie pierdolić od, kurwa, sześciu lat. – Nie przeklinaj, proszę. – I jeszcze gubisz obrączkę, którą przedtem chowasz do kieszeni. A mi mówisz, że to dla ciebie nie jest zręczna, jebał ją pies, sytuacja? A dla mnie jest? To co mam według ciebie, kurwa, zrobić? Kupić ci nową? – Pomóż mi szukać po prostu. – A może ci ją pomóc założyć? Mam! Masz! Zakładaj! – Musisz wszystko psuć? Aleks próbował włożyć obrączkę z powrotem do kieszeni. – Zakładaj ją! – Złamiesz mi palec, lisie! – Zakładaj! I zaczęła zakładać. – Nie szarp mnie, oszalałaś? – Zakładam ci ją, i że cię nie opuszczę aż do, kurwa, śmierci!!! – Przestań! To mnie boli! – Zakładaj...!!! Klara rozpłakała się. Bardzo. 224

– Nie jest za duża, Aleks. – Ja czuję luz. – Aleks, czemu nosisz obrączkę? – Żona mnie poprosiła. – Nie kłam, kurwa! – Przysięgam. Mieliśmy wczoraj rocznicę ślubu. Zapomniałem. Zupełnie. Kiedy wróciłem do domu, siedziała w salonie i płakała strasznie. Nie spałem całą noc. Założyłem ją rano, żeby przestała płakać. – Zdejmij ją! Klara przestała płakać. – Lisie... – Daj mi ją! – Lisie... – Przyjdź po nią jutro, Aleks. I połknęła ją.

Leszek – Kochaneczko moja! Himalaje malinowości, dość powiedzieć! – Leszek...?! – Klara nie mogła uwierzyć. – Przybyłem, zacna Klaro. Teraz pokażę, kto tu jest raging 225

bull! – Lechu... – Klara... – Wszelki duch Pana Boga chwali! Myślałam, że nie żyjesz. Przepraszam cię, ale myślałam, że nie żyjesz. Lechu, Jezus Maria! – No już, już. Przybyłem karierę wielką robić! Leonardo di Caprio się skończył, trzeba zastąpić Lońkę. Potrzebuję lokum, pieniędzy, dziewczyny. – Możesz mieszkać u mnie. Ile chcesz. – Oj ty mój kwiecie! Bogini seksu ty moja! Chodź, będziem się parzyć, poparzać, popatrywać. – Napijesz się czegoś? Whisky? – Otóż, acani, niepijący jestem od lat dwóch. Mam parę fajnych rzeczy w perspektywie. – Mam schabowe. – Oj, tak, tak. Kotlety były u pani istotnie wyborne. Ojciec się do pani odezwał? – Nie. – Mamunia pierdolnięta, jak zawsze? – Jak zawsze. – Dzwoń do tego lachociąga, Wronki. Ja was tu, kochaneczki, obsłużę zaraz. – Lechu... – Panno Klaro, pora się brać za te wieczne stówy, co mi je po226

życzasz, acani. Ja je wszystkie oddam, łącznie z tą, którą mi dasz zaraz. Ależ łobuz ze mnie, co? – Co się z tobą działo, Leszek? – Z rodziną się przeprosiłem. – Odwiedziłeś swoją córeczkę? – Odwiedzę, odwiedzę i zabiorę, zabiorę. Jak się miewasz? Jak Aleks? – Srak. – Cudownie. Zajebię go, jak się zaraz popłaczesz. Dzwoń do Wronki! – Przygotuję ci łóżko, Leszku. – A położysz się ze mną? Klara wyciągnęła pościel białą jak śnieg, a potem zadzwoniła do Wronki. – Wronka? – Oui? – Leszek jest u mnie. – Lechu? – Dokładnie. – Pierdolisz! Dawaj go do telefonu! Leszek?! – I co, szmaciaro? Widzę cię tu za chwilę. – Będę za chwilę, Klara. Nie wypuszczaj go! I była. Stanęły nad nim. – Dziewczynki moje najukochańsze! Boginie wy moje! Niefart 227

za mną kroczy, ale nie dziś laleczki, nie dziś. Na wskutek smutku tu jestem i zostaję. Wy mnie tulić będziecie i mojego raptusa. Jak to mówią, chłopak wydojony to zadowolony. – Lechu, tak się cieszę, że jesteś... – powiedziała Klara. – Ty skurwysynu pierdolony... – powiedziała Wronka. – Dwa lata się nie odzywałeś! – Poszedłby ja w ministry, ale zamiłowanie dla elementów magicznych nie pozwoli. – Lechu, idź spać... – szepnęła Klara. – Zrobię z wami serbski jeb i hrvatski jeb, jeśli będziecie dla mnie cudowne. Kordiał dla steranego serca. Jako że odrabiam braki w odwadze reszty bliźnich, winne jesteście mi szacun, miłość, ciepło i drucik, a że w dziewięćdziesięciu procentach to zaplanowałem i wiem, jak nie skonać na stosie mojego bontu, poproszę was wprost o rękę. – Lechu, idź spać... – szepnęła Wronka. – Ja to wytrzymam, dziewczynki, ja teraz mocny jak Ruś Czerwona. – Nie denerwuj mnie i śpij, łajzo!!! – krzyknęła Klara. – Ja nie mogę z wami, sucze. Wyprowadzacie mnie z równowagi od dwudziestu lat. Ja opoką staropolską dla siebie być muszę. Amen. – Zamknij się, kurwa i śpij! – krzyknęła Wronka. – Z piekła ja wyszedł, z piekła! Idę spać, tylko się obudzę i 228

najpierw dziecię odzyskam, potem dziewczynę jaką znajdę... I zasnął. – Co z nim zrobimy, Klara? – Dzwonię do Piotra, niech załatwi jakiś szpital. – Boję się, Klara... – Zamknij się i dzwoń!

Iluzjonista – Zabieraj swoje pieniądze! – Jakie pieniądze, lisie... – Na kawałki je porwę, zobacz!!! Na kawałeczki! – Lisie, proszę cię... – Włożyłeś mi pod serwetkę pieniądze! Widziałam! – Ale tu nic nie ma, lisie, zobacz. Tu są tylko bilety tramwajowe. O, popatrz! Dwudziestominutowy. – Nie chcę pieniędzy, Aleks. Chcę, żebyś mnie kochał, żebyś ze mną był. Były tu przed chwilą, widziałam... – Bilety, lisie. To są bilety, zobacz... I spod serwetki wyciągał wciąż nowe i nowe. Cały plik. Wszystkie ulgowe. – Wow... Klara była pod takim wrażeniem, że aż się położyła. Położył 229

się też Aleks. – Nie chcę pieniędzy. – Wiem, lisie, wiem. Nie ma pieniędzy. Koło północy zapalił świeczki. Brał ogień do ręki i śmiał się. Klarze wróciły rumieńce. – Aleks, przestań! Poparzysz się! – Spróbuj, lisie! Aleks przesuwał dłonią to w jedną, to w drugą stronę w samiuteńkim ogniu. – Zobacz, lisie, jakie to łatwe... Klara upiła łyk czerwonego wina i spróbowała. – Ała! Boli! Ja pierdolę! Boli mnie! – A mnie nie, widzisz? – To jakiś trik. Prawda, Aleks? – To jest kwestia techniki. Zobacz, lisie! I ogień zmienił się nagle w gołębia. – Ała! Ja pierdolę, Aleks! Gdzie się tego nauczyłeś? Wypuść go! No wypuść, bo mi nasra! – Lisie... – Aleks, ty potrafisz takie cuda! Możesz zrobić tak, żebym cię przestała kochać? – Nie zaczynaj, lisie... – Proszę cię... Nie możesz wytrząsnąć czegoś z rękawa? – Mogę. 230

I nagle z rękawa Aleksa wyskoczył królik, cały czarny. – Kochasz mnie, Klara? – Trochę mniej, dziękuję. I znowu hyc, z rękawa wyskoczył królik, cały biały. – A teraz kochasz? – Jeszcze mniej, dziękuję. A ja chcę sukienkę! Czerwoną! – Proszę! Oto sukienka! – Jaka piękna! Mój rozmiar! I okulary! Dzięki, Aleks! I buciki! – Buciki musisz sobie kupić sama, lisie. – Jak to? – Tak to. – Gdzie są te bilety? – U mnie w spodniach, lisie. Musisz je znaleźć... O tak, grzeczna dziewczynka. Już mamy bilety. A teraz te bilety zamienimy w... Ale bilety nic: ani drgną. – No zmień je! – Zmieniam! – Jak to zmieniasz? Ciągle są bilety! – No widzę przecież! Ulgowe! – No poruszaj rękawem! – Ruszam! – Drugim! – Ruszam! 231

– Oddaj mi moje pieniądze! Gdzie jest moja sukienka? Moje okulary! Wszystko zniknęło. – No widzę, lisie. Ale naprawdę, nie wiem, jak to się stało. – Ty gnoju! Ty magiku popieprzony! – Naprawdę nie wiem. – Znikaj, ty gnoju! I zniknął.

Cud – Mamo, przestań! – Teraz to przestań! Jak byłaś mała, robiłaś dziewięć piątków miesiąca przez dziewięć lat! – Na darmo, mamo. – Teraz się zapatrzyłaś na Wronkę i odeszłaś z Kościoła. Bo ja niby nie wiem, co to jest buddyzm. Pani Zosi córka też przeszła na buddyzm. – Wronka jest ateistką, mamo! – Wronka jest głupia przede wszystkim! Ona ma kochanka, ty masz kochanka. Ona zerwała z Kościołem, ty to samo. Ty nie masz rozumu? – Mamo, właśnie dlatego, że mam rozum, nie wierzę w Boga. – Co on ci zrobił, ten Bóg? – No właśnie nic mamo. Właśnie nic. 232

– Ty wiesz, że przez takie bluźnierstwa może cię spotkać kara. – Co ty chrzanisz, mamo? – Zapytaj panią Zosię, jak jej córka przeszła na buddyzm, to najpierw schudła, a potem miała wypadek pod Kutnem. Całe szczęście, że się przeżegnała chwilę przed, to przeżyła. – Mamo, pani Zosi córka miała wypadek, bo prowadziła po pijaku! – Co ty opowiadasz? – A twoja matka, mamo? – Już ci „babcia” nie przechodzi przez gardło? – Bo jej nie lubiłam! Nigdy! – Jak śmiesz! Do niej święci we śnie przychodzili! – Jacy święci, mamo? Wujek jak sobie popił, to do niej gadał w nocy i wyciągał kasę. – Głupia jesteś i się doigrasz! Jej się Matka Boska śniła! Pamiętam, jak dziecko Klimtowej uzdrowiła, jak już lekarze nie dawali żadnych szans, żadnych! – Dziecko Klimtowej uzdrowiła, a ciotkę Jankę, swoją własną synową, na tamten świat wyprawiła, pamiętasz? Przeklęła ją w dniu ślubu! Ja to pamiętam! – Bo to brudas był straszny i szkoda było Stefka dla takiej ciamajdy! – A pamiętasz, jak powiedziała cioci Władce: „żeby cię ten ciągnik na cmentarz wywiózł” i co? Ciągnik trumnę ciągnął? Cią233

gnął! To co? Matka Boska jej kazała? – Kto ci takich głupot nagadał? – Jakbyś tak w Boga wierzyła, to byś mnie kochała, mamo! – Co ma jedno do drugiego? – Ma! Ma! Ma! Nic ci się nie podoba! Nikogo nie kochasz! – Jak śmiesz? Odkładam słuchawkę! – Jak ty tak w tego Boga wierzysz, to czemu taka jesteś wielce nieszczęśliwa? – Ja bym była szczęśliwa, gdyby nie ty! – Mamo, czy ty jesteś normalna? Jak na nią duch święty zstąpił? Jak? Pytam się!!! Bo już mnie wkurwiasz, powiem ci! – To był cud, kretynko! Cud! Ty bezmyślna, tępa krowo! Ty głupia, przemądrzała stara panno! Żebyś do końca życia żyła z kotem! I rzuciła słuchawkę.

Leć, Aleks, leć! – Ojej, krewetki, kochanie. Jak miło... Otwórz winko, proszę. Dzieci w pokoju? – Mhm... – To ja szybki prysznic, szybki całus i... Podgłośnij proszę! Jestem pewien, że będzie srebro. Na złoto nie ma szans. Możesz 234

sprzątnąć matę? – Mhm... – Ty jesteś obrażona na mnie? – Nie. – To co tak siedzisz? – Wyciszona jestem po jodze. – Obrażona, obrażona, widzę. Nie mogłem wcześniej. Chciałem, ale nie mogłem. – Tata! Tata! – Cześć. Cześć. Nie ma co jeść... Myjcie ręce i do telewizora. Będzie srebro. Będzie srebro. Prysznic... A w łazience zrobiło mu się smutno. Tak smutno, że zanim się rozpłakał, puścił wodę i zadzwonił. – Lisie? Będzie srebro, nie? – Nie będzie. – Ojej, lis obrażony. – Smutny. – No wiem. Ale ja lisa kocham bardzo. – Wiem, wiem. – Ale ty jesteś złoty lis, tak? Kupimy lisowi złoty pierścionek, tak? – Głodna jestem. – Ja też, lisie. Jutro pójdziemy na sushi, lisie. – Krewetki chciałabym. 235

– Co tylko chcesz. Zadzwonię za pół godzinki, dobrze? – Kocham cię, Aleks. – Nie, nie. To ja ciebie kocham. I rozpłakał się. Nikt tego nie wie, kurwa. Nikt. Ile go to kosztuje. Ta woda zimna, ciepła, ciepła, zimna, leć, Adam, leć, będzie złoto, będzie sushi, będzie joga, mata, matko jedyna, prysznic... I te małe rączki na szybie od łazienki. Tak. Dzieci. Są najważniejsze. – Wychodzę! Podgłośnij! Leć, Adam, leć!!! Możesz mi nalać wina? Jakie pyszne krewetki! Dziękuję, kochana. – Za dużo majonezu. – Super są. Leć, Adam, leć!!! Smaczne to wino! Nie cieszysz się? Mamy medal! – To dopiero pierwsza seria. – Czy ty musisz tak krakać? Przecież skoczył najdalej. – To dopiero pierwszy skok. – Przestań! Jezu, co kraczesz? Dzieci do pokoju! – Ale są skoki. – Zawołamy was. – Czy ty możesz przestać? Co cię ugryzło? Co on, pierwszy raz skacze? Że się spóźniłem, tak? Przecież ja pracuję, foczko. – Nie lubię tego. – Co ci się dzieje? Ty się nie cieszysz? Poczekaj, Am-mann... Podgłośnij. Kto kombinował przy telewizorze? No i widzisz... No, ale jego nikt nie przeskoczy. 236

– Ty go przeskoczysz, Aleks. – Proszę? – Jestem w ciąży, Aleks. – Proszę?

Smutek Szur, szur, szur. Śnieg. – Aleks? Szur, szur, szur. – Aleks? – Lisie? – Aleks, nie mogę się do ciebie dodzwonić! – Przepraszam cię, lisie. Idę do szpitala właśnie. Nie słyszałem. – Do szpitala? Co się stało? Coś z dziećmi? Aleks! – Miała krwotok. Nie wiem dokładnie co. Miała krwotok. – No to idź. Zadzwoń później, idź. Ale nie zadzwonił. – Wronka? – Nie mogę rozmawiać, Klara. Jestem w Filharmonii. – To wyłącz telefon, kretynko. – Nie, jest OK. Jest strasznie głośno... Strawiński... Biję się na ulicy teraz... Genialne... 237

– Żona Aleksa jest w szpitalu. – Otruła się? – Nie. Miała krwotok. – Poroniła? – Oszalałaś? Oni nie sypiają ze sobą! – Nie krzycz... Sorry, muszę kończyć, pa! Szur. Szur. Szur. – Aleks? Twoja żona poroniła? – Co ty opowiadasz, Klara? – Pytam tylko. – Co ty mówisz? – Mówiłeś, że nie śpicie ze sobą. – Klara, ja nie mogę teraz rozmawiać. Wchodzę do szpitala. – Powiedz, że nie była w ciąży. – Nie była. – To co jej jest? – Nikt nie wie dokładnie. – Co ty pierdolisz, Aleks! – Zadzwonię za chwilę. – Nie odkładaj! – Opamiętaj się! – krzyczał bez opamiętania. – Jakie to ma, kurwa, znaczenie, poroniła, nie poroniła? Czy ty masz trochę empatii...? Czy ty wiesz, co to znaczy? Klara, na miłość boską! – Była w ciąży, czy nie była? 238

– Nie była, tłumaczę ci. Nie wiem, co jej było. Nikt nie wie!!! Czy ty przestaniesz być taka okrutna, Klara? – Przestań, Aleks... – Co ja mam teraz zrobić według ciebie? Kogo ratować? – Cały czas kłamiesz, Aleks... – A nawet gdyby to co...? To co...??? Mam sobie poderżnąć gardło, bo z tobą sypiam? Bo cię kocham?!!! – Bo mnie kochasz. – Bo cię kocham?! Mam się zabić...? Mam zabić swoje dzieci...? Mam zabić swoją żonę, bo jestem... – Impotentem. Emocjonalnym impotentem. – Bo jak ktoś traci dziecko, to co mam ci, kurwa, narysować? Krew? Drzewo? Serce? Rozkład naszego mieszkania? – Była w ciąży? – Nie była! Przysięgam ci, nie była! Miała krwotok. Nikt nie wie, może ma raka, może guza, może to nic. Przed chwilą czytała „Show” w łazience, przestała czytać, nagle, ni stąd ni zowąd, a ty mnie, kurwa, atakujesz. Cały czas atakujesz... – Smutno mi. – Wiem. Ale jesteś niedobra, wiesz? – Wiem, Aleks. Wiem. Powiedz mi tylko, czy na pewno nie była... Szur. Szur. Szur. – Na pewno, lisie. Na pewno. 239

– Smutno mi. – Proszę? – Przykro mi...

Klara dostaje zaproszenie – Małgosia masz na imię, tak? – Tak. Tak. – Wkurwia mnie, że ktoś jest chudszy ode mnie. Klara nalała sobie i gościom łyk czerwonego wina. – No to wasze zdrowie! Za wasz ślub! Za wierność! Wierność jest najważniejsza, prawda Aleks? – A ty, Marcinie, czym się zajmujesz? – Aleks wytarł chusteczką kąciki ust. – Jestem pediatrą. Robię doktorat z nieswoistych zapaleń jelita grubego. – To pięknie! – Klara chwyciła za kieliszek. – Za służbę zdrowia! Za wszystkie pielęgniarki na dyżurach! – Pamiętam, jak Klara mnie wiozła do Paryża. Rodzice dali mnie Klarze pod opiekę. Jechaliśmy autobusem... – Marcin zaczerwienił się po same uszy. – Śmiałaś się, pamiętam, całą drogę. Tak jak teraz... Wtedy byłaś... – Z Andrzejem. Moim piątym chłopakiem. Istotnie wtedy mia240

łam taki etap, że wszystko mnie śmieszyło. Ale ty wypiękniałeś, Marcinku! Ile to lat się nie widzieliśmy? – Z siedem, Klara. – Pięknie! Wy jesteście ze sobą od liceum, dobrze pamiętam? – Nie, nie. To nie z Małgosią. To z Marysią byłem wtedy. – A ile osób będzie na weselu? – A co cię to obchodzi, Aleks? Nie jesteś zaproszony. – Nie, dlaczego? Masz zaproszenie, Klara, z osobą towarzyszącą. – To pięknie, Aleks! Ale Aleks jest moim kochankiem, to może być? Małgosia upuściła łyżeczkę. Klara podniosła łyżeczkę. Potarła nos. – Oj, kręci mnie w nosie. Ciekawe na co? Złość, miłość, gość... – I wychyliła kolejny kieliszek. – Na seks pewnie. Od jak dawna się znacie? Małgosia przymknęła oczy. – Od dwóch lat. W marcu minie dwa lata. – To pięknie. – A czym się pani zajmuje? – Aleks wytarł czoło chusteczką. – Bo Aleks może ci pomóc, jakby co. Podwieźć cię gdzieś, książki ponosić. Da ci, co chcesz, tylko... – Klara, przestań! – Jestem na aplikacji radcowskiej. 241

– Jakie to piękne! Aplikacja! Boże! Będzie prawniczka! Ciocia Krysia będzie zachwycona! Lekarz i prawniczka! Jak w bajce! Za wszystkie wokandy świata! Za sprawiedliwość! – Ja się jednak napiję – szepnęła aplikantka Małgosia. – Cały czas się zastanawiam tylko, co to znaczy uczciwość małżeńska. Że ślubuję wierność, OK, ale uczciwość? – Żeby się nie oszukiwać, finansowo na przykład. – Racja, Małgosiu! Tak tylko się boję, żeby Marcin nie odziedziczył sknerstwa po cioci Krysi. – Możesz mi dolać, Klara? – jęknęła Małgosia. – A wiecie, że musicie przysiąc, że będziecie ze sobą aż do śmierci. Brrr. – Klara, przestań! – My się kochamy bardzo. – Marcin próbował się uśmiechnąć. – Myślę, że ta ironia jest niepotrzebna. – Ja też kocham Aleksa. Aleks kocha mnie. Ale to nie jest takie proste. Miłość trwa rok, dwa. Potem się żyje po prostu. Wcześniej czy później, Małgoniu, zacznie cię zdradzać. Z jakąś aktorką na przykład... To dopiero będzie ironia!!! – Klara! – Dolejesz mi, Klara? – Twoje zdrowie, Małgosiu! – To my będziemy się zbierać – wyjąkał Marcin. – Bardzo dziękujemy za zaproszenie. Będziemy na pewno. Aj, 242

Małgoniu! Ja ci nie żałuję, ale nie powinnaś pić w twoim stanie. – Twoja matka już rozgadała wszystkim? – Małgonia była bliska płaczu. – Kochanie, przy twojej chudości masz wielki biust, ot co. Nie martw się, nikt się nie dowie, chyba że Aleks w szale rozpowie. – Klara, przestań! Miło było poznać! Do zobaczenia! – Aj, zapomniałabym. Jaką masz sukienkę? Z jakiego materiału? – Biała, jedwabna, tu na górze koronka. Koronki są modne teraz bardzo. – W Małgosię wstąpił nowy duch. – Koronka?! Oszalałaś?! Koronki przynoszą pecha! „Koronka na ślub wróży rychły grób”! Małgosia rozpłakała się. Jeszcze w drzwiach Klara krzyknęła: – Nie lękajcie się! – Czy ty jesteś normalna?! Czy ty nie możesz się raz powstrzymać?! – Powstrzymywałam się bardzo, bardzo, Aleks. Wierz mi! Ale czy ty wierzysz, że oni będą szczęśliwi? – Mało prawdopodobne... I kiedy Aleks z Klarą dopracowywali istotę szczęścia, i godzili się po ostatniej kłótni, zadzwonił telefon. – Mamo, co tam? – Dzwoniła ciocia Krysia. – O, cudownie! Ślub odwołany? 243

– W pewnym sensie, Klara. – Pani młoda się rozmyśliła, czy pan młody? – Oboje, Klara. Ciocia Krysia zadzwoniła z takim płaczem. Oboje zdecydowali, że nie będziesz gościem na ich ślubie. Odwołali ciebie, kretynko!

Aleks sam w domu – Lisie? Nie zostawiaj mnie, proszę! – Nie zostawiam cię, Aleks. – Lisie... Tak strasznie się upiłem, tak strasznie... Wszystko, wiesz, mnie straszy. Z każdego kąta tak mnie coś straszy. – Idź spać, Aleks. – Zaraz rozpierdolę tu wszystko... – Połóż się! – Albo wezmę pasek od spodni i się powieszę, o! – Aleks, proszę cię! – Co mnie tu, kurwa, tak straszy? Poczekaj... O, wyłaź, kurwa! Wyłaź! Wyłaź i wypierdalaj! – Do kogo mówisz, Aleks? – Szeregowiec Ryan... Był tu, skubany, siedział pod szafką... – To kot, Aleks. Daj mu spokój. – Ukręcę mu łeb, przy samej szyi... 244

– Aleks, czy dzieci śpią? – Oddałem je... – Tu wstrząsnął nim dreszcz. – Oddałem je do ciotki. A ty nie znasz mojej ciotki, ale jak poznasz, to zapłaczesz. Wiesz, że na Boże Narodzenie przynosi nam używane rzeczy? Ho, ho, ho!!! Jestem Mikołajem! Ho, ho, ho!!! Chodź, chodź do dziadzi, dziadzia na kolanka wsadzi. – Aleks, idź spać! – Nie wytrzymuję tego. – Wiem, Aleks. Wiem. – Nie zostawiaj mnie, Klara! Proszę cię! Słyszysz, jak płaczę? – Słyszę, Aleks... – Przez telefon tego tak nie słychać. Chcesz ze mną pojechać gdzieś? – Kiedy ona wraca ze szpitala? – Chcesz pojechać, czy nie? Pytam!!! – Chcę, Aleks. – Fajnie... Rozpierdolę zaraz tę kuchnię! Będą krewetki skakać, że hej! Ho, ho, ho. Chodź do dziadzi, mówię! – Aleks? – Nie zostawiaj mnie, Klara... Jak mnie wkurwia ten korytarz! Tak jest ciasno, że się można porzygać, tak jest ciasno... Rozpierdolę zaraz ten korytarz. – Aleks? – Nie zostawisz? 245

– Nie zostawię. – Słyszysz ten szum? – Słyszę. – To jest taki jakby grzechot, tak? – Słyszę. – To grzechot czy szum, zdecyduj się. – Aleks, połóż się, kochany. – Leżę. Ani grzechot, ani szum. Ho, ho, ho. To jest lód. Chodź do dziadzi, mówię! – Aleks? – Poczekaj! Cicho! Nie mogę rozmawiać, moi rodzice wracają! – Co ty mówisz, Aleks? – Muszę się schować, słyszysz? Zadzwonię później! – Nie wariuj, proszę cię... – Ktoś dzwoni, słyszysz? – Idź, otwórz, Aleks. Nie wyłączaj telefonu. Idź, otwórz. – A właśnie, że wyłączę. Mamo! Tato! Otwieram! – Tu pomylił się i nie wyłączył. – Kto tam? – To, ja, Aleks. Ciocia Janka! – O, ciocia! Coś się stało z dziećmi? – Nie, nie, Aleks. Przyszłam po kosmetyczkę wujka. Zostawił ostatnio, jak u was spał. Taka szara w białe kółka. – A, proszę ciociu! 246

– Ależ tu u ciebie czysto! Dobrze, dobrze! Tylko zrób coś z tym korytarzem, tu jest za ciasno! – Tak, tak, ciociu. Zrobię. – No to pa, lecę, bo wujek czeka. I dzieciaczki-słodziaczki oczywiście... One, Aleks, za cicho mówią. Powinieneś to skonsultować z jakimś psychologiem. – Dziękuję, ciociu, bardzo. – Poczekaj chwilę... – Pośliniła palec i wytarła mu nos. Posmarkałeś się! – Dziękuję, ciociu... – uśmiechnął się. – Co? Widzisz, one tak samo cicho mówią. – Dziękuję, ciociu – Tu rozpłakał się. – No, wiem, wiem... – Przytuliła go. – Tylko nic już dzisiaj nie jedz, tłuścioszku!

Kłótnia – Bo mnie upokarzasz! – wrzeszczał Aleks. – Na każdym kroku! – Jak ci się nie podoba, to won! – Nie ty mi będziesz mówić gdzie mam pójść! – Nie popłacz się, mazgaju jeden! – Nie śmieszy mnie to, wiesz? Ani twoje żarty, ani twoje poje247

bane przyjaciółki, ani twoi bezrobotni znajomi. To mnie nie bawi, rozumiesz? – Wszystkiego się boisz, boidudku! – Ciekawe czego? – Swojej żony! Swojej pracy, swoich przyjaciół! Swojej cioci! Srasz ze strachu po prostu, że cię wyrzucą z bloku, jak się dowiedzą. Że przestaną ci sprzedawać chleb! – Jesteś jeszcze głupsza, niż myślałem! – Zabieraj stąd swoje szaliki, gwizdki, koszulki swojego obesranego klubu! – Nie mów tak o Legii! O mnie sobie możesz mówić, co chcesz. Ale nie o Legii! – Mój ojciec nienawidził Legii! Smolarek Chrystus! Nienawidzę Legii! – Zamknij się! Wychodzę! – Po co ze mną sypiasz? Po co tu przyłazisz? – Bo cię kocham! Bo żyć bez ciebie nie mogę! – Ale ja mogę! – Też nie możesz! Będziesz do mnie dzwonić, jak tylko wyjdę z windy! – Chyba oszalałeś! – Mhm... Aleks? Jesteś tam? Aleks? Co u ciebie? Aleks? Tak tylko dzwonię... – Ja tak mówię?! 248

– Tak, panno mądralo! Zejdź na ziemię! Nie umiesz wysłać faksu, nie zapłaciłaś jednego rachunku, bo cię od czterdziestu lat boli głowa! Ten kot by zdechł, gdyby nie ja! – To ja zdycham! Przy tobie! – Jesteś chamką! – A ty mówisz „jedynasta” zamiast „jedenasta”, wieśniaku! A od mojego kota się odpierdol! – Zamknij się! – No pobecz się, ty kłamczuchu jeden! Posmarkaj się! Swoją asystentkę już posunąłeś, czy poczekasz do świąt? – Nie bądź wulgarna! – Kupiłeś już żonie kwas gamma-hydromasłowy? Chociaż nie, jak ona tyle na tę jogę chodzi, to pewnie sama niedługo umrze, co? – Przestań, Klara! – Co przestań, co przestań...? Zawracasz mi dupę szósty rok. Kłamiesz każdego dnia, że mnie kochasz, że odejdziesz od żony, że ty właściwie nie masz już żony. Dzwonisz do mnie z ubikacji. Moczysz łeb u mnie pod kranem, bo niby wracasz z basenu. Aż się rzygać chce! I jeszcze wozisz książki swojej anorektycznej asystentce. Bo co? Bo czytasz jej w nocy? Bo nie ma siły otworzyć buzi? – Dwa razy ją podwiozłem do domu... – Gówno mnie to obchodzi! – Klara, na miłość boską! Jestem na każde twoje zawołanie. Dwa przystanki nie chce ci się iść... jestem. Zawalam wszystko w 249

pracy, w domu. Nie myślę, nie jem. Liczysz się tylko ty. Z dziećmi nie rozmawiam od kilku dni... – Ty nie jesz? Nie rozśmieszaj mnie! Tchórzu i kłamczuchu ty! – Życie za ciebie bym oddał! – Ale jeszcze nie dziś, nie? Przestań pierdolić! – Mam tego dość, Klara! Przychodzę do ciebie, bo mieliśmy mieć miły wieczór. Najpierw nabijasz się ze mnie razem ze swoją przyjaciółeczką, potem... Co ci przeszkadza, że się czeszę na bok? – Buty! Śmiałyśmy się z twoich butów! – Cały czas się ze mnie naśmiewacie! Mam tego dość! Mieliśmy się kochać, miało być fajnie... Mam tego dość, Klara! Idź się leczyć! Co ja mam robić według ciebie? Dajesz mi sprzeczne informacje. – Powieś się! Wpadnij pod metro, nie wiem. -Co? – Kot sro! – Jeszcze słowo, Klara, i coś ci zrobię... – Telefon ci dzwoni! – Zamknij się! – Głuchy jesteś? – Halo...? Tak, tak, zaraz, zaraz oddzwonię, zaraz... Dziękuję ci, Klara, za ten wieczór i za wszystko! – Mam to w dupie! – Cześć, Klara! I wyszedł. I kiedy wychodził z windy zadzwonił telefon. Na250

reszcie, pomyślał. I odebrał. – I jeszcze jedno, Aleks... – Kochana moja... – Tele-morele! Legia to kurwy i cwele!

Śnieg – Zakopałem się, lisie. – Aleks... Chcę wyjechać. – No nie wyjedziesz, lisie! Całkiem się zakopałem! – Chcę wyjechać! – Klara rozpłakała się. – No jak, lisie? – Aleks był bliski płaczu. – Poczekaj tu! Nie płacz! Popchnę go... Nie płacz, lisie, bo mi serce pęknie. – Chcę wyjechać stąd, Aleks. Chcę wyjechać na zawsze... – Klara wyjęła z torebki żołądkową gorzką. – Chcesz? – Nie, prowadzę, Klara. – Co prowadzisz, idioto? Przecież się zakopałeś. – To poproszę. Po pierwszym łyku zakopali się jeszcze bardziej. – Gdzie? – Wszystko jedno. – W góry? – Do miasta. 251

– Ale, przepraszam cię, lisie... Mogę jeszcze...? Ale do jakiego miasta? – Dużego, Aleks. Żeby było dużo ludzi. – Dlaczego, lisie? – Bo się duszę. – I zakrztusiła się. – O tak, widzisz? Tak się duszę tutaj... I zaczęła się dusić. – Klara, na litość boską! Jedźmy na pogotowie! – To jedź, idioto! – Chcesz ode mnie uciec? – Od ciebie? Aleks, jak mogłabym cię zostawić samego w taki śnieg? – Wiem, lisie, wiem... Powiem żonie, obiecuję ci. – Nie, nie musisz. Po co ją denerwować? – Jak to chcesz wyjechać? – Nie wiem, Aleks. – I zaczęła płakać. – Nie mam dzieci, praca mnie nie cieszy, mieszkanie mnie nie cieszy, kot niedługo zdechnie. – Ile ma? – Siedem. – No tak... – Co ty możesz wiedzieć, Aleks. Zapadali się, wciąż się zapadali... – Ta zwykła żołądkowa jest chyba najlepsza, nie? – Miętowa też jest w porzo. 252

– W porzo...? Aleks, skąd ty znasz takie słowa? – Taki jestem dumny z ciebie, lisie, że tak cię gdzieś gna, że tyle chcesz. – Nie wkurwiaj mnie, Aleks! – A co z mamą, lisie? – Mama niedługo umrze. – Ile ma? – Siedemdziesiąt pięć. – No tak... – Tu zaniósł się śmiechem nie wiadomo dlaczego. – Co ty możesz wiedzieć, Aleks. Aleks zakopywał się coraz bardziej... – Nie możemy się ruszyć, co? Jakie to jest dziwne, dwoje ludzi i nie mogą ruszyć. No i śmiejesz się, lisie... – Zamknij się, Aleks! Nie rozumiesz mnie, więc się zamknij! – Pójdziemy jutro do Filharmonii, lisie. Przemyślisz wszystko, uspokoisz się. – Jestem spokojna, Aleks. – Podobno Marta Argerich odwołała koncert? – Chcesz zagrać, Aleks? – Nie śmiej się ze mnie, lisie. – Mogę albo się powiesić, albo wyjechać. – Na długo, lisie? – Na zawsze. – Ale dzieci zostają ze mną. 253

– My nie mamy dzieci, Aleks. – Co ty możesz wiedzieć, Klara...

Wyjazd – Nie histeryzuj, lisie...! Aleks ściszył głos, bo przestało padać. – Nie histeryzuję, Aleks. Podjęłam decyzję. – Będę u ciebie za chwilę. – Nie będziesz, Aleks. Muszę zrobić zakupy, płyn do higieny intymnej, no-spa, klapeczki... Co tam jeszcze... – Lisie, przytulę cię, porozmawiamy... – Aleks, ja mam już kupiony bilet. – Poczekaj, wyjdę na balkon. – Z kim rozmawiasz...? – zapytała żona w przelocie. – Z nikim. Jestem, jestem, lisie. Kochana, co się stało...? Aleks oparł się o barierkę. Klara zanosiła się od płaczu. – Klara, kurwa jego mać, gdzie jesteś? – Aleks, Aleks, Aleks, wygłupiłam się. Całe życie się wygłupiam, wszyscy tak myślą. – Poznałaś kogoś? – Nie chcę nikogo. – No wiem, lisie, no wiem. Będę za chwilę, dobrze? Ty spo254

kojnie czekaj, nie pij już i czekaj. – W czekaniu jestem dobra. – Gdzie jesteś, kocie? – Ja cię tak kocham, tak kocham, wiesz? Wiesz? – Jesteś w domu? – Zamknij się! – Wychodzę...! – krzyknęła żona. – Zamknij...! – krzyknął Aleks. – Kochana moja... – Na lotnisku. – Spokojnie, lisie... Dokąd leci lis? – Tajemnica. – O której? – Zaraz. – Zaraz będę. – Błagam cię, Aleks. Nie bądź! Proszę, proszę, proszę, bitte, bitte, bitte... – Jedziesz do Berlina? – Byłam już w Berlinie. Co ja ci zrobiłam, Aleks? – Nie ruszaj się, Klara! – Malujesz mnie? – Będę za chwilę. I był. Biegał w tę, i w tamtą, i z powrotem, i dzwonił, dzwonił, dzwonił. 255

– Klara? Czemu nie odbierasz? Gdzie jesteś?! – Za tobą... – Lisie... – W Paryżu. – Co? – Kot sro. – Klara! – Aleks! – Kochana moja... – Nie rozmawiaj ze mną proszę, proszę, proszę. Bitte, bitte, bitte... – Jesteś dla mnie wszystkim, Klara. – Powiedz, że wszystko będzie dobrze... – Będę z tobą, przysięgam. – Bitte, bitte, bitte... – I rozłączyła się.

KLARA W KRAINIE KOTA Po drugiej stronie lustra nie ma Alicji. W krainie czarów Klary jest jej kochanek, przyjaciółka i matka. Oraz kot. Klara ma nadzieję. Aleks nie ma oporów. Chciałby mieć komplet – wygodę i przygodę – wierną żonę i namiętną kochankę. Mówi do Klary: lisie, kocie, czasami jaskółko albo pszczółko. On jest ko256

gucikiem. Przyjaciółka Klary, Wronka, zasypia. W tym czasie budzi się mama Klary. Za chwilę zadzwoni do córki. Żeby nakrzyczeć. Piękną córeczkę urodziła, bardzo się rozczarowała. Nie potrafią ze sobą wytrzymać, ale nie są w stanie bez siebie żyć. Tytułowa bohaterka płacze „jak listopad” i pije wino. Krokodyle łzy wylewa również jej matka. I pije whisky. Iza Kuna nie pozwala sobie na sentymenty, nie ucieka w melodramatyczne klisze. Aleks jest pryszczatym narcyzem, Klara – zdziwaczałą neurotyczką, matka – obcesową mieszczką, Wronka – wygodną poduszką do wypłakiwania, a kot -zazdrosnym plotkarzem. Prawie wszyscy bohaterowie Klary są na granicy załamania nerwowego – „nawet kot bierze xanax”. Ten stan jest jednak bardzo pojemny. Wystarczy w sam raz na ekstazę erotyczną lub polityczną, pieszczoty z Aleksem lub z kotem, albo surrealistyczną rozmowę z matką i kubistyczny dialog z własnym snem. „Rock and roli mnie opuścił” – mówi w tym śnie nieobecny ojciec Klary, a wyniosła „dama wręcz frencz” zerka ciekawsko na kolanko własne i sąsiadki. Która nóżka ładniejsza? W prozie Kuny nie znajdziemy umajonej nadzieją wiosny i upalonej dragami jesieni. Są wszystkie miesiące na raz, a Vivaldi kończy właśnie „dziesiątą porę roku”. Sceny z życia Klary stają się pasjonującym dramatem codzienności, w którym nie znajdziemy starannie wyłożonych racji, symetrycznej fabuły, „dobrze skrojonej” 257

opowieści. Klara Izy Kuny jest buntem przeciwko narracyjnym kanonom. Nie zawsze musi być logicznie, wystarczy żeby było dowcipnie, cierpko, sadystycznie, bardzo inteligentnie. Kuna ostro tnie zdania. Nie pozwala czytelnikowi na rozkosz rozluźnienia. Liczy się energia frazy, sensualna metafora, zoom na pointę. To nie jest powieść. To nie są opowiadania. Iza Kuna proponuje formę pomiędzy – wyrafinowaną grę z konwencjami. Dzięki ciętemu, silnie zmetaforyzowanemu językowi, przypominającemu kultowe dialogi z filmów Koterskiego, mikrozdarzenia zawarte w mikrorozdziałach Klary są polemiką z wykoncypowanymi strategiami pop-autorów piszących dla pop-czytelników. Kuna nie chce być pop. Jest niegrzeczna, przeklina, nie przepada za tak zwanymi wartościami rodzinnymi. Tytułowa bohaterka najpierw robi sobie „koronografię, spirometrię, kolonoskopię i flebografię”, po czym umawia się na kolejną beznadziejną randkę. Klara wie dobrze, że „na gorączkę najlepszy był surowy ziemniak albo myśli o końcu świata”. Ale lubi jedno i drugie. Ma gorączkę, ponieważ chce żyć, kochać i nie tłumaczyć się z wad. Jest grzeszna, jest prawdziwa. Według mnie wspaniała. Czytając debiutancką książkę Izy Kuny, przez cały czas widziałem znakomity film o Klarze. Wiadomo, kto powinien zagrać w nim główną rolę... Łukasz Maciejewski 258

Spis treści Noc Muzeów, czyli sezon na szparagi ........................................................... 1 Obietnica....................................................................................................... 5 Wizyta starszej pani, czyli... Mamo? ............................................................. 8 Lampa Aladyna ........................................................................................... 11 Z dżinem przy dżinie ................................................................................... 13 Upał, czyli Klara upada po raz pierwszy ...................................................... 16 Koniak, czyli Klara upada po raz drugi ........................................................ 22 Taka miłość się nie zdarza, czyli Klara upada po raz trzeci ......................... 26 Klara dostaje kota ....................................................................................... 32 Bajka na dobranoc ...................................................................................... 34 Gość ............................................................................................................ 37 Kot. Koc. Kac ............................................................................................... 39 Dzień Ojca, czyli rachu-ciachu i po strachu................................................. 42 Malta, Malte, Berlin .................................................................................... 44 Klara w Berlinie ........................................................................................... 47 Powrót Klary ............................................................................................... 50 Rozmowa .................................................................................................... 53 Samotność pani Ali ..................................................................................... 56 259

Ach, co to był za ślub, czyli... że cię nie opuszczę aż do śmierci ................. 60 Coming out ................................................................................................. 62 Klara, trzymaj się, czyli do przerwy 0:1....................................................... 65 Klara, Wronka, Warszawa........................................................................... 68 Lustro .......................................................................................................... 71 Kolacja „Pod Niedźwiedziem” .................................................................... 73 Randka Klary, czyli seks w Puszczy Piskiej .................................................. 76 Lato z komarami, czyli Klara jedzie na Mazury ........................................... 80 Druga randka Klary, czyli Klara schodzi pod wodę ..................................... 82 Wakacje Klary, czyli taka miłość się nie zdarza ........................................... 85 Cisza, czyli pierwsza noc w Sopocie ............................................................ 88 Duch ............................................................................................................ 92 Cara Klara, czyli kara Klary .......................................................................... 94 Jesteś moją matką, która mnie chwaliła..................................................... 97 Wronka traci przytomność ....................................................................... 100 Kryzys ........................................................................................................ 103 Klara dostaje Złote Jabłko ......................................................................... 106 Koniec ....................................................................................................... 108 List do Świętego Mikołaja ......................................................................... 110 260

Niedziela ................................................................................................... 113 Jemioła ...................................................................................................... 115 Happy New Year! ...................................................................................... 118 Numerek ................................................................................................... 120 Pasja, pascha, pasjans, czyli od Ciebie bowiem nie odejdę ...................... 122 Święto Flagi ............................................................................................... 125 Kleszcz ....................................................................................................... 128 Upał........................................................................................................... 131 Wielka miłość Wronki ............................................................................... 134 Życie na podsłuchu ................................................................................... 137 Akupunktura ............................................................................................. 139 Deszcz ....................................................................................................... 142 Święto Zmarłych ....................................................................................... 144 Dzień Niepodległości ................................................................................ 147 Runy, bind runy, ćpuny ............................................................................. 149 Eremita ..................................................................................................... 152 Gołąb ........................................................................................................ 155 Nowy Rok .................................................................................................. 157 Dzień Świętego Walentego ....................................................................... 160 261

Aleks, książę półkrwi ................................................................................. 162 Aleks w szpitalu ........................................................................................ 164 Odwiedziny ............................................................................................... 167 Odwiedziny, część II .................................................................................. 170 Aleks wychodzi ze szpitala ........................................................................ 173 Dreszcze .................................................................................................... 176 Grek .......................................................................................................... 178 Jurek.......................................................................................................... 181 Marzenie Klary .......................................................................................... 184 Mróz.......................................................................................................... 186 Patyczak .................................................................................................... 189 Impreza ..................................................................................................... 192 Zegarmistrz światła przypadkowy ............................................................ 195 Pola ........................................................................................................... 198 Pomyłka .................................................................................................... 203 Urok .......................................................................................................... 205 Jesteś szalona ........................................................................................... 208 Klara i golf ................................................................................................. 211 Oko, włos, ząb ........................................................................................... 213 262

Pani Miła ................................................................................................... 217 Tata ........................................................................................................... 220 Obrączka ................................................................................................... 222 Leszek ....................................................................................................... 225 Iluzjonista.................................................................................................. 229 Cud ............................................................................................................ 232 Leć, Aleks, leć! .......................................................................................... 234 Smutek ...................................................................................................... 237 Klara dostaje zaproszenie ......................................................................... 240 Aleks sam w domu .................................................................................... 244 Kłótnia ....................................................................................................... 247 Śnieg ......................................................................................................... 251 Wyjazd ...................................................................................................... 254 KLARA W KRAINIE KOTA ........................................................................... 256

263
K.I. - K

Related documents

340 Pages • 87,941 Words • PDF • 2.8 MB

80 Pages • 32,884 Words • PDF • 725.5 KB

13 Pages • 1,734 Words • PDF • 241.4 KB

28 Pages • 1,411 Words • PDF • 218.3 KB

274 Pages • 85,166 Words • PDF • 1.6 MB

5 Pages • 1,309 Words • PDF • 164.9 KB

632 Pages • 126,169 Words • PDF • 1.8 MB

200 Pages • 40,566 Words • PDF • 1.7 MB

11 Pages • 3,493 Words • PDF • 419.1 KB

15 Pages • 811 Words • PDF • 105.1 KB

900 Pages • 110,243 Words • PDF • 1.9 MB

2 Pages • 593 Words • PDF • 140.4 KB