Finch Carol - Rodzinna intryga

91 Pages • 28,894 Words • PDF • 536.3 KB
Uploaded at 2021-09-24 18:09

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


CAROL FINCH

RODZINNA

INTRYGA

Tytuł oryginału: The Family Feud

1

ROZDZIAŁ PIERWSZY

RS

- Ona tu jest, Morgan. Pewnie Sylvia wezwała ją na pomoc. - John Mitchell z ponurą miną wyglądał przez okno sklepu z akcesoriami metalowymi. - Cholera, nie chciałem, by Janna została wplątana w tę awanturę. Morgan Price przeszedł między półkami z artykułami gospodarstwa domowego i stanął obok Johna, który wpatrywał się w witrynę butiku Sylvii po drugiej stronie ulicy. Morgan uważał, że zamiast sterczeć godzinami w oknie jego sklepu, John powinien przejść przez brukowaną uliczkę i po prostu omówić różnice zdań z żoną, która zdecydowała się na separację. Tymczasem, chcąc nie chcąc, znalazł się w strefie działań wojennych, a właściwie w jednym z wrogich obozów, gdzie prowadzono gorączkową obserwację przeciwnika. Waśń rodu Mitchellów była aktualną sensacją w małej mieścinie Oz, położonej w samym sercu fistaszkowych pól Oklahomy. Na domiar złego, matka Morgana, która uwielbiała być w centrom uwagi, dolewała oliwy do ognia, otwarcie flirtując z Johnem. Morgan porzucił te rozważania na widok zgrabnej, opiętej pończochą nogi, która wysunęła się z nisko zawieszonego samochodu. Gdy Janna Mitchell ukazała się w całej okazałości, Morgana aż zatkało. Nieśmiała Janna, którą zapamiętał ze szkoły jako nieciekawą nastolatkę, najwyraźniej należała do gatunku brzydkich kaczątek. Teraz miał przed sobą zabójczo atrakcyjną kobietkę o apetycznie zaokrąglonych kształtach. Morgan westchnął z podziwem i przyklejając nos do szyby, zaczął w milczeniu kontemplować urodę Janny. Jej kasztanowe włosy były ciasno upięte w bardzo wyrafinowany sposób Morgan nie miał nawet pojęcia, jak taką fryzura się nazywa. Chociaż Janna była ubrana w granatowy kostium, którego każdy prążek krzyczał, że kosztował krocie, Morgan mógł dostrzec, że jego szkolna koleżanka w ciągu ostatnich dwunastu lat zaokrągliła się we właściwych miejscach. Asertywny sposób bycia kazał się domyślać, że nabrała też pewności siebie, której brakowało jej w wieku szesnastu lat. Była wtedy chorobliwie nieśmiałą dziewczyną o wielkich oczach, która rzadko się uśmiechała z powodu kompromitującego aparatu na zębach.

2

RS

- Założę się, że córunia wparuje tu za kwadrans, by mi przemówić do rozumu, gdy mamunia uraczy ją swoją wersją - mruknął z niechęcią John Mitchell. - To może przechwyć po drodze Jannę i najpierw zapoznaj ją ze swoją wersją? - podpowiedział usłużnie Morgan, nie odrywając zachwyconego spojrzenia od młodej kobiety. - Nie ma mowy. Nie zbliżę się do tego cholernego sklepu z łachami. W ogóle nie chciałem, by Sylvia go kupowała. Otwarcie mnie zlekceważyła i to był początek naszych problemów. - A ty kupiłeś Winnebago bez konsultacji z Sylvia - przypomniał Morgan, posyłając Johnowi znaczące spojrzenie. - Przecież nie mogłem pozwolić, żeby mi weszła na głowę! - żachnął się John. - Ustępowałem jej przez trzydzieści trzy lata. Gdy przestałem prowadzić w szkole zajęcia techniczne, doszedłem do wniosku, że na emeryturze czas zmienić styl życia i podejście do wszystkiego. Morgan uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy John ponownie zaczął obserwować butik po drugiej stronie ulicy. Stracił rachubę, któryż to już dzień John sterczał w oknie jak strażnik, obserwując wszystkich wchodzących i wychodzących. Gdy pojawiała się Sylvia, zaczynał złorzeczyć i zrzędzić pod nosem. Morgan zaprzyjaźnił się z Johnem, gdy ten rozpoczął pracę u niego w sklepie na pół etatu. Dlatego właśnie był dobrze poinformowany i wiedział, co doprowadziło do separacji Sylvii i Johna. Wydawało mu się, że część pretensji Johna jest uzasadniona, aite przypuszczał, że zarzuty Sylvii też nie są bezpodstawne. John twierdził, że w małżeństwie trzeba zarówno dawać, jak i brać, on zaś przez całe lata głównie dawał, będąc zdominowany przez żonę i dwie córki. Teraz, gdy wychował dzieci i zrezygnował z nauczania, ogłosił deklarację niepodległości. Należało mieć nadzieję, że jeśli w roli mediatora wystąpi Janna Mitchell, sprawy rodzinne przybiorą inny obrót. Właściwie Morgan wątpił w powodzenie jej akcji, gdyż John i Sylvia byli jednakowo uparci i zaciekle bronili swych racji. Awantura mogła się skończyć źle, zwłaszcza że matka Morgana zastawiła sidła na Johna. - Lepiej przygotuję wszystkie śruby, uchwyty i różne zawiasy do nowych szafek kuchennych twojej matki, a potem odjadę z piskiem opon, zanim Janna wpadnie tu z pistoletem.

3

RS

Gdy John zawrócił defiladowym krokiem w stronę półek z drobiazgami, Morgan poszedł za nim. - Pomogę ci zamontować te szafki po pracy - powiedział bez wahania. John uśmiechnął się z wdzięcznością. - Zawsze marzyłem, żeby mieć syna, który pomagałby mi w chałturkach i brał moją stronę w sprzeczkach z żoną i córkami. Gdybym miał kogoś zaadoptować, padłoby na ciebie. - Dzięki, John, ja też bardzo cię lubię i nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś był moim ojcem. - Może jeszcze nie jest za późno, by zrealizować to marzenie, jeśli wiesz, co mam na myśli? - powiedział John, puszczając oko do Morgana, Morgan bez słowa zapakował uchwyty szafkowe do torebki. Jeśli podchody jego matki okażą się udane, John Mitchell zostanie mężem numer cztery. Skrzywił się na myśl o Johnie schwytanym w potrzask Georginii Price i wydanym na pastwę jej kaprysów i humorów. A Johnowi się wydaje, że ma kłopoty małżeńskie! Choć Morgan kochał matkę, był świadomy jej licznych wad. Była flirciarą z natury i wyboru, a w stałym związku nie potrafiła wytrzymać dłużej niż pięć lat, z ojcem Morgana wytrwała tylko trzy. Małżeństwo, z tego co Morgan zdążył się zorientować, było bardziej niebezpieczne niż bystrza na rwącej rzece. A w najlepszym razie ryzykowne. Wiedział z pierwszej ręki, jak rozwód potrafi zatruć życie, bo przeszedł ich z matką aż trzy. - Pospiesz się i pomóż mi zabrać te wszystkie szpargały do przeróbek ponaglał John, rzucając niespokojne spojrzenia na drzwi wejściowe. - Nie jestem w nastroju do rozmowy z Janną. Morgan zaczął się szybciej uwijać, ubawiony tym, że John za wszelką cenę stara się uniknąć spotkania ze starszą córką. Wyglądało na to, że boi się zostać wywleczony za kołnierz ze sklepu i zmuszony do negocjacji. Gdy Janna weszła do butiku Sylvii, matka chwyciła ją w objęcia z okrzykiem radości. - Dzięki Bogu, że jesteś! - pisnęła, niemalże dusząc ją w uścisku. - Musisz coś zrobić z tym swoim ojcem! Doprowadza mnie do szału i robi wstyd w obecności przyjaciół i klientów. Gdy Sylvia uwolniła ją, Janna z podziwem zlustrowała wzrokiem jej stylową, lnianą sukienkę i perfekcyjną fryzurę. Choć niebieskie oczy Sylvii zdradzały ślady łez, jak zawsze wyglądała młodo i tryskała energią. Brakowało jedynie Johna Mitchella u jej boku. Janna wciąż nie mogła uwierzyć,

4

RS

że jej rodzice się rozstali. Trudno jej było pojąć, że po trzech dekadach małżeńskiego raju szczęście nagle prysło. Jak do tego doszło? Sylvia ponownie chwyciła córkę w swe silne ramiona i powlokła w kierunku drzwi, którymi Janna przed chwilą weszła. - Masz iść natychmiast do tego sklepu i porozmawiać z ojcem zakomenderowała. - Bo zaraz wyjdzie. - Skąd wiesz? Sylvia wypchnęła córkę za drzwi. - Wybiera się do domu Georginii Price, by zamontować u niej nowe szafki kuchenne. A przynajmniej tak twierdzi - prychnęła pogardliwie Sylvia. - Bo tak naprawdę, ma z nią romans. - Co takiego?! - zapiała Janna. - Mówiłam ci, że tatusiowi odbija, ma kryzys wieku średniego - rzuciła cierpko Sylvia. - Wprowadzam zmiany w swoim życiu, a z nim się nie da żyć! - oświadczyła i popchnęła Jannę lekko w kierunku drzwi. - Idź wreszcie i przemów temu osłowi dò rozumu, bo scerei zwieje. Zrezygnowana Janna, która nie zdążyła jeszcze ochłonąć po długiej podróży z Tulsy, przeszła na drugą stronę brukowanej uliczki, którą Izba Handlowa pomalowała na żółto, by przyciągnąć turystów do małej mieściny w zachodniej Oklahomie. Janna żałowała, że Czarnoksiężnik z krainy Oz nie zjawił się przed nią, by zażegnać rodzinny spór. Jeszcze wczoraj Janna brała udział w naradzie korporacyjnej, na której dyskutowano zasady wprowadzania nowego systemu przetwarzania danych. I oto nagle wróciła do fistaszkowej krainy, by patrolować brukowaną uliczkę wyznaczającą granicę pomiędzy jej rodzicami. Matka utrzymywała, że żadne z nich nie przekroczy tej linii demarkacyjnej w celu konfrontacji. Potrzebny jest rozjemca i właśnie Jannie przypadła ta niewdzięczna rola. Właściwie przez całe życie sprawowała taką właśnie funkcję w swojej rodzinie, złożonej z upartego ojca, narwanej matki i ciapowatej, lecz histerycznej młodszej siostry. Może dlatego właśnie została mediatorką dużej korporacji w Tulsie. Od razu po telefonie Sylvii, która długo rozwodziła się nad tym, że John oszalał i zamieszkał w swym nowiutkim domu na kółkach zaparkowanym przy farmie Morgana Price'a, Janna natychmiast porzuciła swoje obowiązki i ruszyła na ratunek. Wprawdzie jej młodsza siostra Kendra mieszkała w Oz, ale choć radziła sobie świetnie z prowadzeniem agencji turystycznej, nie umiałaby zażegnać rodzinnej waśni. Odziedziczyła niestety

5

RS

charakter Sylvii i w sytuacjach kryzysowych zwykle najpierw wpadała w panikę, a potem szukała u kogoś pomocy. Na szczęście Janna nigdy nie miała skłonności do dramatyzowania jak Sylvia i Kendra. Szczyciła się tym, że potrafi zachować spokój, jest dobrze zorganizowana i można na niej polegać w trudnych sytuacjach. Tak więc znów się znalazła w krainie Oz po to, by zażegnać kolejny rodzinny kryzys. Zresztą Kendrze nie można było przeszkadzać, bo była zajęta ostatnimi przygotowaniami do ślubu, który miał się odbyć za niespełna miesiąc. Janna odegnała niekonstruktywne myśli i pchnęła drzwi do sklepu. Elektroniczna pozytywka zagrała melodyjkę z filmu „Czarnoksiężnik z krainy Oz". Janna stanęła jak wryta, a po chwili zamurowało ją jeszcze bardziej na widok ojca. Miał na sobie zabójczą czerwoną koszulę polo i spodnie z niepoliczalną liczbą kieszeni. Poza tym mógłby z powodzeniem wystąpić w jakiejś reklamie farby do włosów, bo nie dostrzegła na jego głowie ani jednego siwego pasemka. W dodatku wysmarował włosy jakimś błyszczącym żelem i zawadiacko nastroszył. Po co próbował na siłę się odmładzać? Wyglądał idiotycznie i żałośnie! - Tata? - bąknęła zaszokowana Janna. John odwrócił się tak raptownie, że strącił z lady jedną z papierowych torebek. Zawiasy rozsypały się na wyłożonej kafelkami podłodze. Pospiesznie je pozbierał i wrzucił do torby. - Cześć, kochanie. Wiedziałem, że matka cię wezwie. Dziwię się, że nie zrobiła tego miesiąc wcześniej. Janna podeszła do ojca, by go ucałować i uściskać. - Dowiedziałam się o waszej separacji dopiero wczoraj. Dlaczego nie zadzwoniłeś i nie powiedziałeś, co się dzieje? Przyjechałabym wcześniej. - Masz swoje życie. Pewnie matka postanowiła dać mi miesiąc na opamiętanie się i dlatego dopiero teraz do ciebie zadzwoniła. Od czasu jak rzuciłem nauczanie, traktuje mnie, jakbym miał szesnaście lat. Mam tego dość. Janna spojrzała znacząco na młodzieżowe ciuchy Johna, złoty łańcuch na jego szyi, wreszcie na farbowane włosy. - To dlatego ubierasz się jak nastolatek? - spytała ironicznie. - A może przeżywasz drugą młodość? - Wcale nie - nabarmuszył się John. - Po prostu chcę żyć pełnią życia. Ale twoja gnuśna matka zaszyła się w tym cholernym sklepie, choć odwodziłem

6

RS

ją od tego pomysłu. Kupiła tę budę, choć mówiłem, że chcę zwiedzać świat. Ale nie, ona twierdzi, że ma przed sobą karierę. A ja lata całe czekałem na emeryturę, żebyśmy mogli podróżować, ruszać w świat, kiedy dusza zapragnie... - Może zjemy wszyscy razem kolację, będziesz miał okazję się wyżalić i spróbujecie osiągnąć jakiś kompromis. John zgarnął z lady pozostałe torebki. - Przykro mi, kochanie, ale dziś nie mogę. Mam randkę. Możesz wpaść jutro wieczorem, ale od razu ci powiem, że nie zamierzam ustąpić. Nim Janna zdążyła zareagować, ojciec wypadł ze sklepu jak bomba, a ona z rozdziawioną buzią patrzyła w ślad za nim. Janna zawsze uważała ojca za rozsądnego człowieka, z którym, mimo jego uporu, można się dogadać. Widać rzeczywiście mu odbiło. - Janna? - odezwał się głęboki, seksowny głos za jej plecami. Gdy się odwróciła, ujrzała Morgana Price'a, który właśnie wyłonił się ze swego biura na zapleczu. Oparła się o najbliższą półkę, by nie zachwiać się pod wpływem siły uderzeniowej jego zabójczego uśmiechu i nie paść na widok ładnej, śniadej twarzy i zgrabnej sylwetki. Działał na nią wciąż tak samo jak dawniej. Uważała 'go za swego idola do chwili, gdy ośmieszył ją przed całą szkołą. Morgan Price był ostatnim człowiekiem, którego chciała spotkać, unikała go przez całe lata. Zdaniem Sylvii, to przez niego właśnie John stał się taki uparty i zgrywał się na młodzieniaszka. Teraz, gdy John został kumplem Morgana, najwyraźniej zaczął naśladować jego styl ubierania się i życia. - Cześć, Morgan, miło cię widzieć - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Morgan skrzyżował na piersiach swe umięśnione ramiona, a nogi oparł niedbale o kontuar. Posłał jej jeszcze jeden zabójczy uśmiech, więc uzbroiła się przeciw jego przemożnemu czarowi. Nie była już zakochaną nastolatką i nie zamierzała poddać się urokowi stalowoniebieskich oczu, kruczoczarnej grzywy oraz ciała atlety, które zapewniło Morganowi wiele zwycięstw na meczach koszykówki w czasach szkolnych i uniwersyteckich. - Wyglądasz świetnie, Janno - powiedział głębokim głosem, wprawiając ją niemal w drżenie. - Teraz używam zdrobnienia Jan - sprostowała chłodno. Morgan mógł omotać jej ojca, ale z nią mu się to już nie uda. - Przyszłam tu zobaczyć się z

7

RS

tatą, ale skoro wyszedł, pójdę na drugą stronę ulicy, do mamy - wyjaśniła i ruszyła do wyjścia. Jednak Morgan, który nie stracił nic ze swej młodzieńczej chyżości, jednym susem znalazł się przy niej i zastąpił drogę. - Zaczekaj chwilę, skarbie - rzucił zalotnie. - Skarbie? - Janna spiorunowała go wzrokiem, czując, jak ożywa w niej dawna uraza. - Może wyjaśnijmy sobie coś na wstępie. Nie podoba mi się twój negatywny wpływ na mojego ojca w czasie kryzysu małżeńskiego. Jestem tu po to, by zażegnać spory, i byłabym wdzięczna, gdybyś się nie wtrącał i nie namawiał ojca, by nie wracał do domu, gdzie jest jego miejsce. Morgan uniósł ze zdziwieniem szerokie, czarne brwi. Janna poczuła satysfakcję na myśl, że udało jej się wprawić w zakłopotanie tego prowincjonalnego Casanovę, który pewnie jest równie niestały, jak jego matka. Morgan oczekiwał widocznie, że ona jest nadał zadurzoną w nim nastolatką, którą można wystawić na pośmiewisko. - Uspokój się - powiedział. - Próbuję przecież załagodzić spór między twoimi rodzicami. - Akurat! - prychnęła pogardliwie. - To dlaczego nakłoniłeś ojca, by ubierał się, jakby był twoim rówieśnikiem, i do tego jeszcze ufarbował włosy? To ma być pomoc? Coś takiego! - To niby moja wina, że zmienił wygląd? - Owszem. Zatrudniłeś go w swoim sklepie, a on naśladuje twój styl ubierania się i, co gorsza, beztroski styl życia. - Zaraz, zaraz - wtrącił Morgan. - Nie widziałaś innie ponad dziesięć lat, więc skąd możesz wiedzieć, jaki mam styl życia? - Od matki - odpaliła Janna. - Bezpodstawne plotki. Jestem kandydatem na świętego, listy uwierzytelniające są już w drodze. Janna posłała mu pełen wyższości uśmieszek, dając do zrozumienia, że jest mało dowcipny. - Proszę tylko, żebyś nie karmił mego ojca głupawymi pomysłami, gdy będę próbowała pogodzić go z matką. - Słuchaj no, panno Naprawiaczko Więzów Rodzinnych. Zanim weźmiesz się do roboty, wysłuchaj obu stron i nie rzucaj oskarżeń na niewinnych ludzi. - Jesteś tak samo niewinny, jak podczas tamtego balu! - rzuciła z wściekłością Janna i natychmiast ugryzła się w język.

8

RS

- Po tylu latach nadal masz do mnie żal o ten szczeniacki numer? To chyba dość dziecinne, nie uważasz? - Myślę, że wolę cię unikać, gdy będę w mieście - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - I bardzo bym chciała, żebyś przestał swatać mego ojca ze swoją matką, bo ten romansik może rozwalić dobre małżeństwo. - To nie tak. Zatrudniłem twego ojca, bo go lubię, a on miał mnóstwo wolnego czasu. Twoja matka jest tak zafascynowana swoim pretensjonalnym butikiem, że w ogóle nie interesuje jej to, czego pragnie John. Jest zajęta wyłącznie sobą, nie liczy się z innymi i nie umie pójść na kompromis, jeśli chcesz znać moją opinię! - Nie chcę - rzuciła cierpko Janna. - Nie było cię tyle lat, a teraz myślisz, że wpadłaś na chwilę, strzelisz palcami i wszystko naprawisz? To nie tak. Twój ojciec ma słuszne zarzuty. Najpierw wysłuchaj obu stron, a potem rzucaj oskarżenia. - Jakim prawem pouczasz mnie, jak postępować z moimi rodzicami? - Chcę tylko pomóc, więc dlaczego się na mnie tak potwornie wściekasz? - Co ci do tego? Po co się mieszasz? Nie jesteś za stary, by szukać sobie taty? - spytała sarkastycznie. - Naprawdę mnie wkurzasz, więc powiem ci, że wcale mi nie przeszkadza to, że twój ojciec interesuje się moją matką. Masz rację, nigdy nie miałem prawdziwego ojca, był tylko sznur mężczyzn wchodzących i wychodzących przez wahadłowe drzwi jej domu. Ledwie zdążyłem przywyknąć do jakiegoś narzeczonego czy męża, a już szukała sobie nowego. Jak myślisz, dlaczego spędzałem większość czasu na sali gimnastycznej? Uważasz, że stabilna rodzina to pewnik, a może zasługujesz na to, by poznać życie od tej strony co ja. Janna cofnęła się o krok, zaskoczona wybuchem Morgana. Nic dziwnego, że był przewrażliwiony na punkcie swojej matki, która miała okropną i zasłużoną opinię w mieście. Morgan westchnął i przejechał palcami po włosach. - Przepraszam, zwykle nie tracę panowania nad sobą, ale naprawdę mnie wkurzyłaś. Czy ci się to podoba, czy nie, zaprzyjaźniłem się z twoim ojcem. Jeśli nie będzie chciał gadać z tobą o konflikcie z matką, możesz przyjść do mnie, to przekażę ci jego punkt widzenia. - Dzięki, poradzę sobie sama ze swoją rodziną. - Jak chcesz. - Wzruszył szerokimi ramionami. - Nie oczekuj jednak, że przestanę wysłuchiwać zwierzeń Johna, gdy będzie chciał mi się wyżalić.

9

RS

Janna skinęła szybko głową i wyszła ze sklepu. Zabolało ją to, że ojciec zwierzał się Morganowi, a nie chciał rozmawiać z własną córką, która natychmiast gdy dowiedziała się o kłopotach rodzinnych, przekazała obowiązki asystentce i przybyła na pomoc. ... Czuła się trochę odpowiedzialną za separację rodziców. Wyjechała, by urządzić sobie życie, zrobić karierę, i zbyt rzadko wpadała do domu. Nie wiedziała, że sprawy zaszły tak daleko. Zaczerpnęła łyk świeżego powietrza. Jej spotkanie z Morganem też nie przebiegło tak, jak by sobie tego życzyła. Niepotrzebnie się tak uniosła, to było dość niedojrzałe. Ale koniec z tym, Morgan należał do przeszłości, zresztą wcale już jej się nie podobał. Przez ostatnie dwanaście lat w ogóle o nim nie myślała. Od kiedy to stałaś się kłamczucha? - spytał jakiś wewnętrzny głosik, strażnik sumienia. No dobrze, może czasem go wspominała, ale to było bez znaczenia. Teraz postanowiła omijać go szerokim łukiem. Najważniejsze to doprowadzić do tego, by rodzice zaczęli ze sobą rozmawiać. Morgan miał poważne kłopoty z koncentracją, gdy musiał obsłużyć paru klientów, którzy zjawili się po wyjściu Janny. Jej wrogość niemile go zaskoczyła. W czasie rozmowy zachwycał się jej urodą i pewnością siebie. Zarzuty, które skierowała pod jego adresem, sprawiły mu przykrość. Rzadko tracił panowanie nad sobą, ale Janna sprowokowała ten wybuch. Była w stosunku do niego taka kąśliwa, bo wciąż nie mogła mu wybaczyć tego pocałunku na balu: Owszem, miał wyrzuty sumienia, bo żart okazał Się zbyt grubiański i uraził jej uczucia. Wiele razy próbował ją przepraszać, ale unikała go i nie odbierała telefonów. Cała szkoła wiedziała, że Janna brzydula jest w nim zakochana po uszy. Morgan dał się podpuścić kolegom i założył się z nimi, że ją pocałuje na balu wydanym z okazji zwycięstwa szkolnej drużyny nad jej największym rywalem. Był podekscytowany zwycięstwem i koronacją na Króla Rzutów. Ponieważ kumple ciągle się z nim droczyli, tego wieczoru przyjął zakład i postanowił pocałować Jannę. Tak naprawdę podobała mu się nieśmiałość dziewczyny i jej olbrzymie, niewinne oczy, którymi wodziła za nim z uwielbieniem. Była dwa lata młodsza i nie należała do jego paczki, ale już wtedy jej tajemnicze oczy ocienione gęstymi rzęsami go fascynowały. Morgan pocałował ją tego wieczoru nie z powodu idiotycznego zakładu z kolegami, ale dlatego, że tego chciał. Jednak kumple szybko rozgadali po szkole o zakładzie i Janna, która

10

RS

stała się pośmiewiskiem, nie chciała więcej go znać. Zrobił głupi, szczeniacki kawał, ale wyglądało na to, że ona nigdy mu nie wybaczy. Pomyślał, że nie ma sensu martwić się o przeszłość. Janna i tak nie zabawi długo w mieście, więc nie było szans na poprawę stosunków. Ona nie chce, by się wtrącał, nie chce jego przyjaźni... ale jak ta dziewczyna świetnie wygląda! W czasie sprzeczki przez cały czas miał ochotę zburzyć jej nieskazitelną fryzurę, w której zdawała się taka nieprzystępna. Pragnął skruszyć chłodną, wyrafinowaną maskę w nadziei, że odnajdzie za nią słodką nastolatkę, wpatrzoną w niego z uwielbieniem. Uśmiechnął się do siebie z żalem, gdy pożegnał ostatniego klienta. Nie zamierzał zranić uczuć Janny, ale to zrobił. Teraz wciąż postrzegała go jako wroga, który chce zniszczyć małżeństwo jej rodziców. Nie zostanie długo w Oz, więc nie będzie miał okazji jej widywać. I może tak będzie najlepiej. A jednak wielka szkoda, bo Morgan zapragnął właśnie poznać ją bliżej. Ironia losu, nieprawdaż? Był zaintrygowany i oczarowany Janną we wcieleniu kobiecym, a ona nie chciała go znać. I gdzie tu sprawiedliwość?

11

ROZDZIAŁ DRUGI

RS

Podczas gdy Lorna Mason, asystentka Sylvii, zajęła się klientami w butiku, Janna poszła do biura na zapleczu, by pomówić z matką. Zalewając się łzami, Sylvia wyniszczała córce, jakie problemy pojawiły się po przejściu ojca na emeryturę. Sylvii nie podobał się przede wszystkim pomysł, by jechać, gdzie oczy poniosą. Po wielu latach wychowywania dzieci nabyła butik, gdzie przedtem pracowała przez pięć lat jako ekspedientka, i wreszcie osiągnęła poczucie spełnienia zawodowego. Sylvia ubolewała nad tym, że miała zupełnie inne oczekiwania od życia niż John. On fanatycznie pragnął oglądać świat zza kółka swego wozu i koczować na campingach. Sylvia wolałaby zatrzymywać się w hotelach i jadać w restauracjach, zamiast zabierać w podróż wszystkie domowe obowiązki. Podczas gdy wyliczała swoje cele i dążenia, Janna myślała o radzie Morgana, by wysłuchać obu stron konfliktu, zanim opowie się po którejś z nich. Nagle przy wejściu do sklepu powstało jakieś zamieszanie. Janna natychmiast rozpoznała histeryczny pisk Swojej siostrzyczki, który prześladował ją przez całe dzieciństwo i lata szkolne. Brakowało jej jeszcze tylko teatralnych występów Kendry! Jednak na widok siostry stanęła jak wryta. Kendra ubrana była bowiem w porozciągany żółty dres, w jakim w normalnych okolicznościach nie pokazałaby się w miejscu publicznym nawet pod groźbą pistoletu. Oczy miała czerwone od płaczu, twarz pobladłą, a długie blond włosy zmierzwione. Wymachiwała rękami i wykrzykiwała coś do biednej Lorny, która na próżno usiłowała ją pocieszyć. - Kendra, co się stało?! - ryknęła Janna, by przebić się przez wycie siostry. Kendra odwróciła się na pięcie i zawyła histerycznie: - Zmarnował mi życie! Upokorzył mnie, ten padalec! Janna domyśliła się, że chodzi o narzeczonego siostry, który zwykle występował pod nazwiskiem Richard Samson. Najwidoczniej Rich nie był już wyniesioną na wyżyny istotą, miłością życia Kendry, lecz został zdegradowany do pozycji pełzającego gada. Janna nigdy za nim nie przepadała. W szkole dokuczał jej okropnie po aferze z Morganem, a teraz był prawnikiem u progu kariery, który gadał wyłącznie o pieniądzach i układach. Janna zawsze podejrzewała, że Rich spotyka się z Kendra, bo ona ma wielkie

12

RS

powodzenie i rzeczywiście jest bardzo ładna. Traktował ją jako swego rodzaju trofeum. - Co Richard zrobił? - spytała rzeczowo Janna. - Zdradził mnie! Miesiąc przed ślubem postanowił zrobić mały skok w bok i go przyłapałam! A ja już zamówiłam kwiaty, wysłałam zaproszenia i załatwiłam catering! - zawyła jak syrena przeciwpożarowa. - Och, kochanie! - jęknęła współczująco Janna. - Zrobiłyśmy przeróbki w twojej sukni ślubnej i teraz nie można jej odesłać! - zawołała Sylvia, na co Janna przewróciła wymownie oczami. Uwaga matki wywołała kolejne fale szlochów, które powaliły Kendrę na dywan. Janna uklękła obok niej i poprosiła Lornę, by zamknęła sklep. - To nie jest dobry moment na obsługiwanie klientów - wyjaśniła. - Tylko nikomu ani słowa, Lorno! - wychlipała Kendra. - Dopóki sama oficjalnie nie odwołam ślubu. Będę musiała odesłać wszystkie prezenty! zawołała i znowu wybuchnęła płaczem. Przyłączyła się do niej matka, by na dwa głosy przeklinać męski ród i wysyłać go w najgorsze zakamarki piekła. Janna pomyślała, że przynajmniej odpada problem ewentualnej konfrontacji rodziców na ślubie i weselu. Zresztą Richarda Samsona też nie było co żałować, ten zadufany w sobie pacan nie zasługiwał na Kendrę. - Ja mu jeszcze pokażę, przysięgam! - syknęła Kendra, wycierając oczy rękawem żółtego dresu. - Odpłacę mu tym samym! - Wątpię, czy rzucanie się w ramiona innego to taki dobry pomysł zauważyła chłodno Janna. - Tata tak zrobił i jest mu dobrze - odparowała Kendra. Ta uwaga wywołała kolejną falę szlochów, tynl razem Sylvii. Janna przyglądała się bezradnie matce i siostrze, które pochlipywały w swych objęciach. Nagle odezwał się telefon. - Halo?! - zawołała Janna, wygrzebując komórkę z torebki. - Janna? Tu Diane. Janna westchnęła. Jej asystentka zdążyła zadzwonić już dwukrotnie w czasie czterogodzinnej podróży z Tulsy. Bała się podjąć jakąkolwiek decyzję bez konsultacji z Janną. - Diane, zadzwonię później, teraz nie mogę rozmawiać, więc... - Ale to naprawdę ważne - jęknęła Diane. - Poprzednie dwa telefony też były ważne, ale nie mogę teraz... - Wydaje mi się, że słyszę płacz. - Tak, mnóstwo tu płaczu - potwierdziła Janna i rozłączyła się.

13

RS

Matka i siostra wciąż tkwiły na dywanie pośrodku sklepu, niby rozbitkowie na tratwie. - Mężczyźni to śmieci - zawyrokowała Kendra. - A nawet gorzej. Po prostu nawóz. - O tak - zawtórowała jej Sylvia. - Poświęcasz życie dla męża i dzieci, a potem, jak chcesz realizować swoje marzenia, nie daje ci żadnego wsparcia! Oddałam mu najlepsze lata życia i jak mi się odwdzięczył? Rzucił mnie dla jakiejś wywłoki! Janna spojrzała na Lornę, która cała zamieniła się w słuch. - Lorna, możesz już chyba iść. Oczywiście dostaniesz normalną stawkę. - Oj, rzeczywiście macie ciężki okres - westchnęła Lorna. - Najpierw twój ojciec odchodzi i ląduje w ramionach Georginii Price, a teraz narzeczony Kendry wystawia ją do wiatru. Dobrze, że przyjechałaś, Janno. Jesteś kotwicą tej rodziny. Kotwicą tonącego okrętu, pomyślała Janna. Morgan Price miał chyba rację. Nie posiadała czarodziejskiej różdżki, którą mogłaby zamachać po przyjeździe do Oz i wszystko od razu naprawić... Chociaż głowa pękała jej z bólu, Janna zamknęła butik i odwiozła rozhisteryzowaną matkę i siostrę do domu, by tam przemówić im do rozumu. Niestety nie zdało się to na nic, bo otworzyły butelkę wina i zaczęły na nowo użalać się nad sobą. Janna doszła do wniosku, że będą lamentowały przez całą noc, a ona nie zniesie tego wycia chociażby z powodu migreny. Wsiadła więc do samochodu i ruszyła na farmę Morgana Price'a, gdzie ojciec parkował swój dom na kółkach. Jazda przez rozległe, ciche fistaszkowe pola podziałała na Jannę kojąco. Zaparkowała obok wozu mieszkalnego, do którego prowadził przewód elektryczny z garażu Morgana. Janna obrzuciła przelotnym spojrzeniem duży, ceglany dom i pomyślała, że sklep najwyraźniej zapewnia jego właścicielowi dostatnie życie. Potem powędrowała spojrzeniem ku podobnemu, starszemu domostwu oddalonemu o jakieś dwieście metrów. Z opowieści Sylvii wynikało, że to siedziba rozpustnej Georginii Price, gdzie wyczynia ona z Johnem różne brewerie. Janna wzięła głęboki oddech i ruszyła powoli do wozu ojca. Uprzedził ją wprawdzie, że ma randkę, ale liczyła na to, że jeszcze go zastanie, zanim pójdzie dokazywać, podczas gdy jego nieszczęsna, porzucona żona upija się z jego zdradzoną młodszą córką.

14

RS

Dobijając się do drzwi, Janna zastanawiała się, dlaczego sama nie postarała się o butelkę. - Nie ma go - odezwał się za nią przyjemny baryton, a Janna, zaskoczona, straciła równowagę na wąskim metalowym stopniu, zachwiała się i runęła na ziemię, machając ramionami niczym kaczka usiłująca poderwać się do lotu. - Nic ci się nie stało? - spytał Morgan, pochylając się nad Janną rozciągniętą żałośnie na trawie. - Owszem - odpowiedziała, siadając. - Dostałam migreny od wrzasków mojej matki i siostry, a przed chwilą podarłam pończochy, złamałam obcas i zwichnęłam nadgarstek. Moja rodzina się rozpada, a ja nic na to nie mogę poradzić. - Ciężki dzień w fistaszkowej krainie - przyznał Morgan ze współczującym uśmiechem i bez wysiłku poderwał Jannę na nogi. - Mam coś dla ciebie. - Może wino? Upiję się jak mama i Kendra. Tylko że ja nie piję. Spojrzała na dziurę na kolanie i poruszyła obolałym nadgarstkiem. - Chyba jednak zrobię wyjątek - dodała. Morgan zachichotał, odrywając do końca złamany obcas buta Janny. - Mam wprawdzie wino w domu, ale myślałem o innym sposobie relaksu... - Niby jakim? - spytała Janna, lustrując go podejrzliwie. - Mam się zapomnieć w twych ramionach? Dziękuję uprzejmie. Morgan znowu się roześmiał, a potem bez wysiłku wziął Jannę na ręce i przeszedł na drugą stronę drogi. - Nie chodziło mi o seks - wyjaśnił. - Nie jestem aż tak egotyczny, by sądzić, że miałabyś ochotę iść ze mną do łóżka. Jannę zaskoczyła skromność Morgana, którego uważała za Don Juana z Oz. W szkole średniej dziewczyny wprost za nim szalały, a z wiekiem stał się jeszcze bardziej pociągający. Kobieta musiałaby nie żyć od co najmniej dwóch tygodni, by nie zareagować na jego seksapil. A jednak Janna była zła na siebie, że tak cudownie się czuje w jego ramionach. Przywykła do tego, że polega wyłącznie na sobie i jako ta sławetna kotwica stanowi oparcie dla całej rodziny i współpracowników. Ku jej zaskoczeniu Morgan zaniósł ją do swego pi-kapa i posadził na przednim siedzeniu, a sam zajął miejsce za kierownicą. - Dokąd mnie zabierasz? Muszę porozmawiać z tatą - zaoponowała. - John przyjechał tu ze mną, by zawiesić szafki w kuchni mamy. Zaprosiła go na kolację - wyjaśnił, zapalając silnik.

15

RS

- Dlaczego nie zostałeś w charakterze przyzwoitki? - burknęła z niezadowoleniem, starając się nie zauważać, jak seksownie wygląda Morgan w białym podkoszulku i spłowiałych dżinsach, które jak rękawiczka opinają jego umięśnione, smukłe uda. - Nie zostałem zaproszony - wyjaśnił z szelmowskim uśmiechem. Janna poczuła, że migrena znowu ją dopada. Zrobiło jej się lepiej dopiero wtedy, gdy minęli żelazne ogrodzenie i wjechali na rozległe pastwisko pełne krów. - Zawsze tu przyjeżdżam, gdy chcę uciec od problemów i zamętu powiedział Morgan, wysiadając z samochodu. Janna przyglądała się, jak' wyładowuje z tyłu pikapa dwa wiadra i rozrzuca ich zawartość, gwiżdżąc na krowy, które po chwili przytruchtały wraz z cielakami. Janna nie spodziewała się, że Morgan tak właśnie spędza swój czas wolny. Nie zdążyła zaprotestować, gdy ponownie wziął ją na ręce i posadził na tył półciężarówki. - Rzeczywiście bardzo tu przyjemnie - powiedziała, wdychając z rozkoszą świeże powietrze. Po chwili poczuła się jeszcze rozkoszniej, gdy Morgan zaczął rozmasowywać napięte mięśnie jej szyi i ramion. - Czy dziś zdarzyło się jeszcze coś okropnego? Masz tu dosłownie supeł z mięśni - powiedział. Janna zawahała się, czy mówić mu o Kendrze, ale pomyślała, że i tak się wkrótce dowie. Lorna miała wiele zalet, ale straszna z niej była plotkara. - Przyjechałam tu, by powiedzieć tacie, że ślub Kendry zostanie odwołany. - Poważnie? Dlaczego? - Bo złapała narzeczonego w łóżku z jakąś panią. Teraz razem z matką topią smutki w winie. - Przykro mi, choć nie jestem specjalnie zaskoczony - powiedział Morgan. - Gdy tam byłam, Richard Samson dzwonił dwa razy, a Kendra kazała mu przekazać, żeby poszedł do diabła i nigdy nie wracał, bo póki żyje, nie odezwie się do niego słowem, a jak umrze pierwszy, napluje na jego grób. Morgan zachichotał. - Twoja siostra przechodzi pierwszą fazę syndromu wzgardzonej kobiety życzy śmierci mężczyźnie, któremu dopiero co miała ślubować miłość do grobowej deski. Co za kontrasty! - Tak, mama i Kendra lubią melodramaty - przyznała Janna. - Choć pewnie czułabym to samo do mężczyzny, który rzekomo mnie kocha i ma

16

RS

poprowadzić do ołtarza, a potem wskakuje do łóżka z inną. Dlaczego faceci robią takie rzeczy? - Nie można tak uogólniać. Richard zawsze był pod tym względem trochę podobny do mojej matki. Jest przystojny, odniósł sukces i zawsze uważał się za bożyszcze kobiet. - A ty zrobiłbyś coś takiego? - spytała prowokacyjnie. - Gdybym był zakochany w jakiejś kobiecie? Nigdy - odparł, patrząc jej prosto w oczy. - Chociaż, kto wie? Wychowała mnie kobieta, która była tak zajęta uganianiem się za facetami, że nawet nie zauważała mojej obecności. Nawiasem mówiąc, wcale nie zachęcam twego ojca do kontaktów z nią dodał szybko. - Ona potrzebuje wciąż nowych adoratorów. Prosiłem, żeby dała spokój Johnowi, bo wiem, że łatwo go zranić, ale nie chciała mnie słuchać. Jak zwykle. - Rodzice! - Janna przewróciła oczami. - Wyjeżdżasz, żeby mieć swoje samodzielne, dorosłe życie, a oni nie potrafią zachowywać się jak należy. - Moja matka nigdy nie zachowywała się „jak należy" . Nawet nie wiem, jak to jest, bo „tatusiowie" zmieniali się tak szybko, że nie miałem okazji zaobserwować, jak funkcjonuje normalna rodzina. Jannie zrobiło się żal Morgana, pomyślała, że pomimo powodzenia nie było mu łatwo. - Słuchaj, chciałabym cię przeprosić za tę awanturę w sklepie westchnęła. - Byłam nabuzowana po rozmowie z rodzicami i wyładowałam złość na tobie. - Ale i tak nie wybaczysz mi tej historii na balu... - Morgan zawiesił pytająco głos. - Wiem, że bardzo cię uraziłem i narobiłem ci wstydu, naprawdę mi przykro. Założyłem się, bo byłem strasznie ciekaw, jak to jest całować się z taką nieśmiałą, słodką drugoklasistką, która zadurzyła się we mnie, bo byłem gwiazdą sportu w szacownym Oz. - Wcale nie dlatego się w tobie zakochałam! - żachnęła się Janna. - Naprawdę? Wszystkie dziewczyny, z którymi się spotykałem, leciały na ten wizerunek. - Ja nie. Podobała mi się twoja otwartość i łatwość nawiązywania kontaktów - wyjaśniła, a po chwili dodała, lekko się rumieniąc: - No, oczywiście wygląd też był ważny, byłeś przystojniakiem, zresztą nadal jesteś, ale mnie pociągała przede wszystkim twoja osobowość. Chciałam być taka jak ty. Siedziałam ciągle przy komputerze, z aparatem na zębach, i

17

RS

bałam się kontaktów z ludźmi, a ty byłeś taki pewny siebie i wszystkim się podobałeś... Morgan zachichotał, widząc rumieniec Janny. Cudownie się czuł w jej towarzystwie. Szukał pretekstów, by móc jej dotknąć, patrząc w jej piwne oczy, marzył o tym, by została dłużej w mieście i dała mu szansę naprawienia głupiego błędu z przeszłości. Zrobiło na nim wrażenie to, że porzuciła swoje obowiązki w Tulsie i przyjechała, by zażegnać kryzys rodzinny. Była niezwykle lojalna wobec tych, których kochała. Niestety, nie znajdował się na tej liście i nawet nie wyobrażał sobie, jak to jest, gdy komuś tak na tobie zależy. - Jadłaś już kolację? - spytał, by zmienić temat. - Nie, byłam zbyt zajęta odgrywaniem roli pielęgniarki i terapeutki wobec mojej matki i siostry. Ale nie chcę ci się narzucać... - Coś ty, z przyjemnością zjem w twoim towarzystwie. Mogę zrobić jakieś kanapki. - Bardzo chętnie, jeśli ci nie przeszkadzam. Gdy wrócili do domu, Morgan wyjął z bagażnika torbę Janny, by dziewczyna mogła się przebrać. Gdy weszli do środka, z niepokojem śledził jej reakcję. Gdy uśmiechnęła się z aprobatą, odetchnął. Miała śliczny uśmiech. - Ładnie tu - powiedziała, wchodząc nieśmiało do salonu. - Podoba mi się ten styl. - Twój tata pomagał mi się urządzać. Wtedy odświeżyliśmy znajomość. Bo w szkole miałem z nim zajęcia praktyczno-techniczne. Miły z niego facet. - Też tak sądziłam, dopóki mu nie odbiło na tyle, by kupić dom na kółkach i porzucić mamę. Może pomożesz mi zrozumieć jego postępowanie, to będzie mi łatwiej zająć się tą sprawą? - powiedziała, rzucając mu pytające spojrzenie. - Pogadamy przy kolacji. Idź się przebrać, a ja zrobię kanapki. Gdy Morgan szykował jedzenie, zadzwonił telefon. Jedna z kobiet, z którymi się czasem umawiał, zaprosiła go na kolację. Kiedy indziej chętnie by skorzystał z takiej propozycji, ale teraz wymówił się ze względu na Jannę. Nie liczył wprawdzie, że to krótkie spotkanie może coś przynieść, ale dobrze się czuł w jej towarzystwie i chciał jakoś się zrehabilitować za dawne świństwo. Chciał, by przestała uważać go za zadufanego w sobie drania.

18

RS

Gdy wróciła z łazienki, Morgan zamarł w bezruchu nad talerzem z chlebem i plastrami szynki. Niebieski sweterek i dżinsy podkreślały jej kształtną figurę lepiej niż strój do pracy. Rozpuściła też włosy, które lśniącą, brązową kaskadą spływały na jej pełne piersi. - Coś się stało? - spytała, widząc, jak Morgan się w nią wpatruje. - No cóż, jesteś niesamowicie atrakcyjna, co oczywiście wiadomo, ale przepraszam, że się tak zagapiłem. - Dobra, dobra - prychnęła, obciągając sweterek. - Dorastałam w domu, w którym mieszkały dwie niebieskookie, wysokie blond piękności. Za Kendrą uganiało się tylu chłopaków, że nie umiała ich zliczyć, a na mnie nikt nawet nie spojrzał. Nie bajeruj mnie, Morgan, wiem, jak wyglądam. Chyba rzeczywiście nie zdawała sobie sprawy, jak piekielnie jest atrakcyjna. - Ja tylko stwierdzam fakt, proszę pani. Nie wmówisz mi chyba, że nie poderwał cię żaden z tych wielkomiejskich karierowiczów. - Po pierwsze, nie podoba im się moja niezależność. Po drugie, romans w miejscu pracy jest źle widziany, a po trzecie, pracuję dziesięć godzin dziennie i nie mam czasu na życie osobiste - wyjaśniła spokojnie. - Zresztą dostałam niezłą nauczkę dwanaście łat temu - dodała, siadając naprzeciw niego przy stole i patrząc mu w oczy. - Jeśli chcesz, bym się czuł jak najgorszy dupek na świecie, to ci się udało. Janna, przecież byłem wtedy osiemnastoletnim idiotą nabuzowanym hormonami. Nie zamierzasz chyba obarczać mnie winą za ewentualne niepowodzenia w życiu uczuciowym? - spytał, kiwając się na krześle, co zostało mu z dzieciństwa. Jego matka tego nienawidziła, więc robił to, by ściągnąć na siebie jej uwagę. Janna oparła się o blat stołu, wtopiła w Morgana wzrok i powiedziała dobitnym tonem: - Byłam niewinną szesnastolatką i przed tamtym balem nikt jeszcze mnie nie całował. Widocznie wywarłeś na mnie niezatarte wrażenie, bo wciąż jestem dziewicą. To szczere oświadczenie musiało wywrzeć na Morganie równie duże wrażenie, bo zamarł na chwilę odchylony do tyłu, po czym stracił równowagę i runął do tyłu.

19

ROZDZIAŁ TRZECI

RS

Morgan leżał na podłodze jak żuk przewrócony brzuszkiem do góry i analizował szokującą wiadomość. Wszystkie rozkoszne fantazje o poznaniu Janny w intymniejszy sposób - na kanapie, stole w jadalni, pod prysznicem czy wreszcie w łóżku - diabli wzięli. Janna pochyliła się nad nim, jej twarz otoczona była burzą cudownych włosów. Posłała mu olśniewający uśmiech, najwyraźniej zadowolona z piorunującego efektu, jaki wywarło jej oświadczenie. W Morganie obudził się instynkt współzawodnictwa. - Powiadasz więc, że zachowałaś dla mnie swój wianuszek? - spytał kpiąco. - Nie bądź dupkiem klasy światowej, Morgan. Właśnie znowu zacząłeś mi się podobać - rzuciła nonszalancko i wróciła na swoje miejsce przy stole. Morgan nadał leżał w pozie żuka, zastanawiając się, czy powinien ją przeprosić za zrujnowanie życia miłosnego. Dwudziestoośmioletnia dziewica? Był przekonany, że to wymarły gatunek. Widocznie zachowała się jedna i zawitała do krainy Oz. Gdy dotarło do niego, jak wiele dowiedział się o Jannie w ciągu jednego dnia, w głowie zawirowało mu jak podczas najszybszego cyklu pralki automatycznej. Chodził na randki i sypiał z różnymi kobietami, ale zorientowanie się, jakie są naprawdę, zajmowało mu o wiele więcej czasu. Jej uroda rozkwitła dość późno, więc Janna wyrosła w przekonaniu, że jest brzydulą, kopciuszkiem w porównaniu z jej matką i siostrą - jakże się myliła! Nauczyła się też nie ufać mężczyznom - to jego sprawka. Miała świetne wykształcenie, poważnie traktowała swoją pracę i była bardzo oddana rodzinie. Była też uczciwa, bezpośrednia, a sukces nie przewrócił jej w głowie. Zrobiła na Morganie naprawdę piorunujące wrażenie i wytrąciła go z równowagi - dlatego wciąż leżał na kafelkach, wraz z krzesłem, i gapił się w sufit. - Czy mam pomóc ci wstać?! - zawołała Janna zza stołu. Gramoląc się z podłogi i stawiając krzesło, pomyślał, że potrzebuje pomocy innego rodzaju. Musiał mianowicie pogodzić się z myślą, że pragnie być mężczyzną, który odmieni fatalną opinię Janny o brzydkiej płci i odkryje przed nią uroki pożycia intymnego. Bądź co bądź to on właśnie ją ich pozbawił, więc jest oczywiste, że powinien naprawić swój zły postępek.., Dobra, dobra, stary, upomniał się natychmiast w duchu. Ani mi się waż! Już

20

RS

wystarczająco dużo zrobiłeś, by sknocić jej życie, więc trzymaj się od niej z daleka! Morgan z westchnieniem usadowił się na krześle. Przyszło mu bowiem do głowy, że przecież mimowolnie został wciągnięty w rodzinny spór Mitchellów. W tej sytuacji podrywanie Janny byłoby najgłupszą rzeczą na świecie. Ze spuszczonym wzrokiem sięgnął po kanapkę i zaczął ją z zapałem konsumować. Nie wiedział, jak nawiązać rozmowę po szokującym oświadczeniu Janny. Nigdy wcześniej nie miał takich problemów. Zupełnie zbiła go z tropu. - Przepraszam - rzuciła usprawiedliwiającym tonem. - Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam. - To zupełnie jak ja - próbował zażartować. - Może po prostu podświadomie wykorzystałam twoją zdradę jako mechanizm obronny. Wmawiałam sobie, że boję się być znowu zraniona, a tak naprawdę nie radzę sobie w sprawach sercowych. Cholera, jeszcze próbuje się usprawiedliwiać, pomyślał Morgan, żując ponuro kanapkę. - Teraz, gdy już wiesz, że nie miałam żadnego mężczyzny, mogę cię chyba zapytać, czy miałeś wiele kobiet? - rzuciła. Morgana tak zaskoczyło to pytanie, że-aż się zachłysnął powietrzem i kęs kanapki utkwił mu w przełyku. Zaczął się krztusić i dławić, lecz Janna skoczyła na równe nogi i z całej siły rąbnęła go między łopatkami. Gdy wreszcie odzyskał oddech i mowę, nie miał wciąż pewności, czy ma ochotę odpowiadać na to pytanie, lecz Janna, która ponownie zdążyła zająć miejsce naprzeciw, wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. - Ale właściwie, dlaczego pytasz? - spytał niepewnie. - Staram się zweryfikować negatywną opinię, jaką miałam o tobie przez ostanich dwanaście lat - odparła, wzruszając ramionami. - Jak dotąd, udało mi się ustalić, że wcale nie próbujesz swatać mojego taty ze swoją matką, że przez całe dzieciństwo musiałeś znosić towarzystwo jej kochasiów, że naprawdę lubisz mojego tatę i nie zamierzasz przeszkadzać mi w misji pojednania rodziny. - Przerwała, by ukoić zaschnięte długa- przemową gardło łykiem mrożonej herbaty. - Zastanawiam się, czy zdobywałeś tłumy kobiet po to, by odegrać się na matce za brak zainteresowania jedynym synem?

21

RS

- Odpowiedź brzmi: nie. Nie mszczę się na matce za pośrednictwem innych kobiet. A co to są według ciebie tłumy? - Powiedzmy dziesięć w ciągu dziesięciu łat - zawyrokowała. - Mniej niż dziesięć, ale żadna nie była tą właściwą, jeśli taka w ogóle istnieje - odparł. - Po tym jak obserwowałem latami akcje mojej mamusi, boję się małżeństwa i nieuniknionego rozwodu. - Nic dziwnego - pokiwała ze zrozumieniem głową. - Ja postanowiłam pozostać w związku małżeńskim ze swoją pracą. Zamierzam być ulubioną ciocią dzieci Kendry, ale w obecnej sytuacji nie wiadomo, kiedy osiągnę ten status. Wstała, by wziąć dzbanek z herbatą, i napełniła szklankę Morgana, a on pomyślał, że Janna jest osobą, która bardzo zwraca uwagę na otoczenie i robi to, co w danej chwili jest najbardziej wskazane. Naprawdę mu się podobała. I podobało mu się to, że nie stosowała żadnych zagrywek, nie flirtowała i nie zdawała sobie sprawy z tego, jaka jest pociągająca i atrakcyjna. Oczarowała go, sama o tym nie wiedząc. Tok jego myśli przerwał donośny dzwonek telefonu. Odchylił się na krześle, dość ostrożnie, i sięgnął po słuchawkę. - Halo? - Morgan? - odezwał się płaczliwy głos, a potem rozległo się głośne pociągnięcie nosem. - Mówi Sylvia Mitchell. Nie mogę znaleźć Janny, więc chciałabym, żebyś ty przekazał wiadomość Johnowi. Na pewno gdzieś tam się kręci i wyprawia nie wiadomo co. - Dobrze - odparł bezosobowym tonem, nie spuszczając oczu z Janny. Nie zamierzał informować jej matki, że Janna jest tuż obok, uznał bowiem, że należy jej się trochę spokoju po burzliwych przeżyciach tego dnia. - Kendra zniknęła - wyjąkała słabym głosem Sylvia. - Wypiłam za dużo wina i zasnęłam, a gdy się obudziłam, jej już nie było. Zamartwiam się na śmierć. Odgrażała się, że zamierza odpłacić pięknym za nadobne swemu niewiernemu byłemu narzeczonemu... Ojej, zapomniałam, że to jeszcze tajemnica... - Będę milczał jak grób - zapewnił Morgan. - Wyślę ekipę poszukiwawczą. Niech pani odpocznie i o nic się nie martwi. - To niemożliwe! - wykrzyknęła Sylvia. - Cały mój świat się rozpada. Morgan odwiesił słuchawkę, a kiedy się odwrócił, napotkał pytające spojrzenie Janny. - Jak twoja migrena? - spytał.

22

RS

- Coś się stało? Pozbierał talerze i włożył je do zlewu. - Twoja siostra zniknęła - wyjaśnił z ociąganiem. - Z wrodzoną dyskrecją twoja mama poinformowała innie, że Kendra udała się na podryw, by ukarać Richarda za niewierność. - Co takiego?! - Janna zerwała się na równe nogi. - Muszę ją odnaleźć! Tego właśnie się spodziewał. Janna była jednoosobową ekipą ratunkową. Jej migrena i znużenie już się nie liczyły, pędziła po prostu na odsiecz. - Weźmy mojego pikapa - zaproponował, idąc za nią do drzwi. - Nie musisz mi pomagać. - Janna złapała w biegu torebkę leżącą na sofie. - Nie chcę ci sprawiać kłopotów. Dziękuję za kolację... - Pojadę tylko na wszelki wypadek, gdyby wynikła jakaś awantura. Morgan przytrzymał ja za ramię, nim zdążyła wybiec z domu. - Poradzę sobie z Kendrą - zapewniła. - Ale nie wiadomo, w co się wpakuje. Pojadę jako obstawa. - To milo z twojej strony, ale i tak zabrałam ci dużo czasu. - Wcale nie. - Uznał, że mogą kontynuować dyskusję w trakcie pościgu, i szedł za Janną do samochodu. - Uratowałaś mnie przed wieczornym sortowaniem skarpetek. Poza tym to jedyna szansa, by dowiedzieć się czegoś o mechanizmach funkcjonowania prawdziwej rodziny. No i przede wszystkim chciałbym zobaczyć cię w akcji, panno Naprawiaczko. - Ktoś mógłby być niezadowolony, że widzi nas razem - zasugerowała Janna nieco zgryźliwie, na próżno próbując ukryć zarówno ciekawość, jak i rozbawienie. - Nie jestem z nikim związany - wyjaśnił, rzucając jej szybkie spojrzenie. Ale może ty nie chcesz, by widziano nas razem? Potrząsnęła głową, a ciemne loki zafalowały na jej ramionach. Miał ochotę zanurzyć pałce w tę lśniącą kaskadę. To dziwne, ale jeszcze nigdy nie miał ochoty tego zrobić przy innej kobiecie. - Obchodzi mnie tylko powstrzymanie siostry przed popełnieniem głupstwa, którego będzie żałować przez całe życie. Jak ona może myśleć o tym, żeby przespać się z pierwszym lepszym? Powinna mieć chyba trochę więcej szacunku dla siebie! - Przypuszczam, że nie myśli zbyt klarownie po popijawie z mamą zawyrokował Morgan, wycofując samochód z podjazdu. - Cierpi, że została zdradzona, więc zamierza ukoić żal w ramionach pierwszego lepszego, który

23

RS

będzie ją chciał. Ty postąpiłaś odwrotnie, gdy pozbawiłem cię młodzieńczych złudzeń - rzucił na koniec z kpiącym uśmiechem. Janna położyła rękę na jego dłoni i uśmiechnęła się łagodnie. - Przepraszam, że wyładowałam na tobie złość. Zapomnijmy o tym wszystkim, dobrze? To nie było takie proste. Jak tylko wyratują Kendrę z opresji, postara się unikać Janny. Cudownie się czuł w jej towarzystwie, lecz nie może przecież tak niefortunnie się zaangażować. Powziąwszy ten rozsądny zamiar, Morgan podjechał pod miejscowy pub, gdzie" mogła brylować szalona siostrzyczka Janny. Janna chwyciła za klamkę i wyskoczyła z samochodu, gdy tylko Morgan zaciągnął hamulec. Ruszyła dziarskim krokiem w kierunku drzwi „Goober Pea Tavern", myśląc tylko o tym, że musi uchronić siostrę przed popełnieniem kolosalnego głupstwa. Kendra nie przywykła do tego, by ją zdradzano czy porzucano, więc należało uleczyć jej zranioną dumę i utwierdzić w przekonaniu, że wciąż jest cudownym, pożądanym przez wszystkich bóstwem. Gdy Janna znalazła się w środku, straciła natychmiast orientację w zasnutym dymem, słabo oświetlonym wnętrzu. Rozróżniała tylko sylwetki ludzi przy stolikach i zatłoczonym barze. Miała nadzieję, że Kendra jeszcze się stąd nie wyniosła, bo nie miała pojęcia, gdzie dalej jej szukać. Janna przedarła się przez tłumek przy barze i przyjrzała parom na parkiecie tanecznym, lecz nigdzie nie dostrzegła jasnej grzywy Kendry. Obecność Morgana dodawała jej otuchy i w pełni doceniła jego wysoki wzrost, gdy nagle wskazał gestem przytuloną parkę siedzącą przy jednym ze stolików. Janna rzuciła się natychmiast we wskazanym kierunku, nie zauważając ścigających ją męskich spojrzeń. Czując za sobą krzepiącą obecność Morgana, podeszła do stolika i spiorunowała wzrokiem Kendrę wtuloną w jakiegoś faceta. Gdy zaczął głaskać jej siostrę po szyi, z oburzeniem strąciła owłosioną łapę z jej ramienia. - Spadaj, mała - burknął blondwłosy Romeo. - Jestem zajęty. Musisz poczekać na swoją kolej. - Zabieraj łapy, głupku! - warknęła Janna. - Nie prowokuj go, jest zalany. Pozwól, że ja to załatwię - szepnął jej do ucha Morgan.

24

RS

Zanim Janna zdążyła zmienić taktykę, Romeo odepchnął ją zamaszyście, aż zatoczyła się na Morgana, i zaczął śmielej obmacywać Kendrę, która miała na sobie obcisłą jaskraworóżową sukienkę. - Zabieraj łapy! - powtórzyła Janna. - Chcę porozmawiać z moją siostrą. Kendra podniosła opadającą bezwładnie głowę i spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na siostrę. - Janna? - zamrugała ze zdziwieniem. - Co ty tu robisz? - wybełkotała. - Ratuję cię z opresji - warknęła Janna i chwyciła ją za bezwładną rękę. No chodź. - Odwal się! - ryknął Romeo i chwycił Jannę za sweterek, oblewając przy okazji ją i siebie piwem. - Hej, Sonny, jak leci? - spytał Morgan, przerywając potok przekleństw. Romeo zwany Sonnym zamrugał ze zdziwieniem jak przebudzona sowa i wyciągając grubą szyję, spojrzał na Morgana. - To ty, Morgan? - Tak. Szkoda, że musimy ci przeszkodzić, ale Kendra powinna wracać do domu. Sonny łypnął na Kendrę, która z trudem unosiła opadającą co chwila głowę. - A teraz puść Jannę, bo nie może się ruszyć. Nie chcemy robić draki, przecież lubisz tu przychodzić, nie? - Janna? - ponownie zdziwił się Sonny. - Ten chudy kociak, z którym całowałeś się po balu? To nie może być ona... - Zwolnił uścisk i zaczął jej się w krępujący sposób przyglądać. - O kurde^ zaokrągliłaś się tam, gdzie trzeba - zarechotał. - Wyprowadź Kendrę - szepnął jej Morgan do ucha. – Ja zajmę się Sonnym. Janna wyciągnęła siostrę zza stolika i zaczęła holować ją do wyjścia. - A niech cię, Keni, mogłabyś mieć więcej rozumu. Zadawać się z takim osiłkiem - zrzędziła. - Nie przejmuj się - odparła bełkotliwie Kendra. - Wcale nie chciałam z nim iść do łóżka, nie jestem głupia. Chcę pokazać temu bydlakowi, że go nie potrzebuję. Nienawidzę mężczyzn, wszystkich. Chcę, żeby ich wszystkich .pochłonęła zaraza. - Oczywiście, masz rację - przytakiwała Janna, pchając Kendrę do drzwi. Nagle poczuła, że ktoś klepnął ją w tyłek, i odwróciła się z oburzeniem. - Idź dalej - powiedział stanowczo Morgan, który kroczył tuż za nią.

25

RS

- Ale on... - zaoponowała. Morgan objął ją w talii, drugą ręką podtrzymując Kendrę, która zataczała się jak kręgiel. - Zaraz tam wrócę i rozkwaszę mu nos, jeśli cię to uszczęśliwi, ale najpierw odstawmy Kendrę do domu - zaproponował. Janna uznała, że taka kolejność wydaje się rozsądna, i pohamowała swoje święte oburzenie. Gdy znaleźli się na zewnątrz, Morgan wziął Kendrę na ręce i mszył szybkim krokiem w stronę swego samochodu. - Zaczekaj, Morgan - sprzeciwiła się Janna. - Odwiozę Kendrę jej samochodem, a ty wracaj na farmę. Dość już miałeś przeze mnie kłopotów, ale bardzo dziękuję za pomoc i wsparcie. - Pomogę ci położyć ją do łóżka, będzie łatwiej wyciągnąć ją z mojego samochodu niż z tego jej pudełka. Janna zdusiła w sobie dziwny przypływ zazdrości, gdy siostra zarzuciła Morganowi ramiona na szyję i zaczęła okrywać ją pocałunkami. - Zachowuj się, Kendro Rose Mitchell! - przywołała ją do porządku. - Kiedy on tak ładnie pachnie. I przyjemnie smakuje... - bełkotała Kendra. - O wiele lepiej niż ten... jak-mu-tam. - Jeszcze dziesięć minut temu chciałaś, by wszyscy mężczyźni wyginęli, więc opanuj się, proszę - rzuciła rozkazującym tonem Janna. Morgan usadził Kendrę na przednim siedzeniu i odwrócił się do Janny. - Wsiądź do jej auta i jedź przodem, bo nie wiem nawet, gdzie mieszka. Janna nie była przekonana, czy można zostawiać Kendrę w tym stanie. - Kendra nie powinna mieć cię w zasięgu ręki, to może być niebezpieczne - powiedziała z niepokojem w głosie. Ku jej zdziwieniu Morgan pochylił się i lekko pocałował ją w usta. - Dziękuję, że tak troszczysz się o moją cnotę, ale chyba jakoś uda mi się odeprzeć jej ataki. Zresztą myślę, że zaraz zaśnie. Pokaż mi drogę do jej domu i otwórz drzwi, żebym mógł wnieść ją do środka. Gdy Morgan szedł do samochodu, Janna wciąż stała jak wryta, pod wrażeniem pocałunku. Dlaczego ją pocałował? I dlaczego tak bardzo jej się to spodobało? Jakby mało miała kłopotowi Zgłupieje jak jej matka i siostra, znowu będzie szaleć za Morganem. O nie, jest teraz dojrzałą, rozsądną kobietą, a to był niewinny pocałunek, mający jej dodać otuchy w trudnej sytuacji. Usatysfakcjonowana tym wyjaśnieniem, Janna ruszyła do samochodu.

26

RS

Morgan rzucił okiem na nieprzytomną pasażerkę, po czym ruszył w ślad za tylnymi światłami samochodu Kendry. Kolejny raz zlustrował długie nogi i kształtną figurę. Niewątpliwie Kendra była świetną laską, ale na nim nie robiła specjalnego wrażenia, nawet gdy ocierała się o niego jak kotka. Właściwie budziła w nim złość, bo to przez nią Janna cuchnęła teraz jak browar, a jakiś cham klepnął ją w tyłek. Dlaczego właściwie Morgan ją pocałował? Może chciał ją przekonać, że pijackie pocałunki Kendry nie przypadły mu do gustu. Nie masz szans, stary, mruknął do siebie, gdy zatrzymywał samochód we wskazanym przez Jannę miejscu. Westchnął, gdy światła wyłowiły z mroku jej kształtną sylwetkę w obcisłych dżinsach i kaskadę kasztanowych włosów. Spojrzał na sflaczałe ciało śpiącej Kendry i uśmiechnął się na myśl, że ona na pewno nie obudzi się w najlepszym stanie. - Tutaj - Janna wskazała drzwi sypialni, gdy znaleźli się we wnętrzu domu. Morgan śledził jej zręczne ruchy, gdy ścieliła łóżko, a potem ułożył na nim nieprzytomną Kendrę. - Myślisz, że powinnam ją rozebrać? - spytała z wahaniem Janna. - Nie zadaję się z pijakami, więc nie wiem, jaka jest zwyczajowa procedura postępowania. - Zdejmij jej buty i przykryj kołdrą - doradził Morgan. - Zasada pierwsza: nie rozpieszczać pijaków. Mają, na co zasłużyli, i nie warto się z nimi cackać. Janna przygryzła dolną wargę. - Chyba powinnam zostać, bo może jej się zrobić niedobrze. - Nie. Musisz wypocząć. A Kendra sobie poradzi. Parę razy zalałem się w trurJa i wiem, że przyjemniej jest, gdy nikogo nie ma w pobliżu po przebudzeniu. - Naprawdę? - spytała z powątpiewaniem, wpatrując się z niepokojem w twarz Kendry. - Może chcesz wrócić do mnie, wypić butelkę wina i przekonać się o tym na własnej skórze? - spytał, szczerząc zęby w uśmiechu. - Kac to okropna rzecz, możesz mi wierzyć. - Chyba ci uwierzę na słowo - powiedziała, nie spuszczając wzroku z siostry. Morgan podziwiał jej oddanie, ale robiło się późno. - Myślałem, że chcesz porozmawiać z ojcem... Janna westchnęła. - Tak, ale nie wiem, jak zniosłabym to, że on i twoja matka...

27

RS

- No tak, może tak być - wtrącił. - Sam już o tym myślałem. - Ach, ci rodzice! Mówią, że dzieci wpędzają ich do grobu, a sami... - Święte słowa - przytaknął gorliwie Morgan. - Chyba jednak lepiej będzie, jak zostanę z Keni - powiedziała Janna, znów koncentrując uwagę na siostrze. Morgan otworzył usta, by zaprotestować, lecz w tej samej chwili Janna wspięła się na palce i pocałowała go lekko w usta. - Dziękuję za pomoc - szepnęła. Sam nie wiedział, kiedy objął ją mocno i przyciągnął do siebie. Ten słodki pocałunek przypomniał mu tamten sprzed wielu lat. Poczuł, jak wzbiera w nim pożądanie. - O rany, zaraz rzygnę! - jęknęła Kendra, w przykry sposób przywołując Morgana do rzeczywistości. - Muszę jej pomóc - powiedziała Janna, pochylając się nad jęczącą siostrą. - Pójdę już - odparł Morgan. - Ale musisz wiedzieć, że tym razem nie szło o zakład. Bardzo chciałem cię pocałować. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Dobranoc - rzucił z uśmiechem i wyszedł.

28

ROZDZIAŁ CZWARTY

RS

Kolejny jęk Kendry wyrwał Jannę z rozkosznego odrętwienia. Wrażenie, jakie zrobił na niej Morgan dwanaście lat temu, było kroplą w morzu rozkoszy, jaką sprawił jej dzisiejszy pocałunek. Pierwszy pocałunek z Morganem wrył jej się w pamięć już wcześniej, ale tego wieczoru Janna o mało nie zemdlała z rozkoszy. To, co ten facet wyprawiał ze zmysłami kobiety, było gorsze od przedawkowania narkotyków i powinno zostać zakazane we wszystkich stanach! Janna pozbierała się jakoś i pospieszyła na pomoc Kendrze, która usiłowała wstać i jęczała, dręczona przez mdłości. Janna podtrzymała siostrę i zawlokła ją do łazienki. To była długa i męcząca noc, w czasie której Janna złapała tylko parę chwil snu. Jednak była przy siostrze w każdej chwili, gdy ta potrzebowała pomocy czy pociechy. Jeśli to był sposób Kendry na wyrzucenie z siebie wspomnienia o Richardzie Samsonie i jego niecnej zdradzie, chyba powinien zadziałać. Przeklinała go bez przerwy i posyłała do piekła za każdym razem, gdy zaczynała swe pełne goryczy litanie. Janna obudziła się trochę nieprzytomna, a rzuciwszy okiem na zegar, stwierdziła, że spała około dwóch godzin. Rozejrzawszy się po pokoju, przypomniała sobie, że zostawiła samochód i walizkę na podwórzu Morgana. Janna postanowiła pożyczyć jakąś bluzkę od Kendry, nie mogła przecież włożyć swojej, bo była zachlapana piwem. Szybko wyszperała w pękającej w szwach szafie Kendry jakąś czarną bluzeczkę i wyszła na palcach z zaciemnionego przez story pokoju. Ponieważ mieszkanie Kendry było w samym centrum miasteczka, Janna postanowiła się przespacerować i napić kawy w „Peanut Gallery Cafe". Gdy weszła do zatłoczonej kawiarni, głowy wszystkich mężczyzn obróciły się w jej stronę, a potem ich oczy odprowadziły ją aż do baru, przy którym usadowiła się na wysokim stołku. Dlaczego wszyscy się na mnie gapią? zastanawiała się w duchu. Może założyłam bluzkę tył na przód? Nie, pewnie mam strasznie potargane włosy od wiatru. Nie mogła sobie poradzić ze swymi niesfornymi lokami. - Cześć, Janna, słyszałam już wczoraj, że przyjechałaś - odezwała się barmanka Shirley Knott. - Cześć, Shirley, mogę dostać filiżankę kawy?

29

RS

- Brunetka czy słodka blondynka? - spytała, żując gumę i poprawiając platynowe włosy. - Mocna - zadecydowała Janna. Shirley wzięła filiżankę i zaczęła nalewać parujący płyn. - No i co sądzisz o tej awanturze pomiędzy swoimi starymi? - spytała, wydmuchując balon z gumy. - Pracuję nad tym - mruknęła Janna. Shirley oparła się o bar i poufale pochyliła ku Jannie. - Myślę, że powinnaś wziąć ich oboje za fraki, zawlec do jednego pokoju i parę razy stuknąć głowami o siebie - powiedziała z przekonaniem Shirley. Janna upiła łyk kawy i uśmiechnęła się. - Muszę przyznać, że pomysł jest kuszący, ale zostawię go sobie chyba na koniec, gdy inne metody zawiodą. - Może masz rację - Shirley pokiwała z przejęciem głową. - Ale muszę ci powiedzieć, że mnie zatkało, jak się dowiedziałam o rozstaniu twoich starych. Rany, byli małżeństwem od początku świata. Podczas gdy Janna popijała kawę, Shirley opowiadała jej szczegółowo o swoich małżeńskich niepowodzeniach. Janna doszła na tej podstawie do wniosku, że najważniejsze jest „przepchanie kanałów komunikacyjnych". Shirley i jej były uciekali się głównie do konkursu wrzasków i dziecinnych akcji odwetowych. Zanim Janna dopiła drugą filiżankę kawy, zjawiły się dwie przyjaciółki matki, które także wtrąciły swoje trzy grosze. Panie zaofiarowały się poinstruować Johna, w jakim stopniu powinien dzielić obowiązki domowe oraz jak wybić sobie z głowy durny pomysł opuszczenia Sylvii, która zawsze była mu tak oddana, wierna i w ogóle bez zarzutu. Panie uznały, że ponieważ wina leży stuprocentowo po stronie Johna, powinien natychmiast udać się do butiku Sylvii, rzucić się do jej stóp i pokornie błagać o przebaczenie. Warto byłoby dołączyć wspaniały bukiet kwiatów z liścikiem: „Bardzo przepraszam, że byłem taki głupi". Ku swemu zaskoczeniu Janna opuściła kawiarnię w asyście czterech mężczyzn, którzy dziesięć lat wcześniej nie zaszczycili jej nawet spojrzeniem. Może dlatego, że teraz nie miała na sobie stanika ani majtek, a męskie radary wyczuwają takie rzeczy? Janna została odeskortowana do samego sklepu Morgana, ale nie zwracała uwagi na obstawę, bo myślała tylko o tym, jak zacząć rozmowę z ojcem.

30

RS

- Co się, u diabła, dzieje z tą Janną? - spytał głośno John Mitchell, który obserwował przez okno sklepu zbliżającą się córkę. Komentarz ściągnął uwagę Morgana i pięciu klientów. Podeszli do okna, a Morgan skrzywił się z niezadowoleniem, gdy zobaczył największych miejscowych kobieciarzy w otoczeniu Janny. Chyba po miasteczku rozeszła się już wiadomość, że myszka zamieniła się w seksbombę. - O co tu chodzi? - zastanawiał się głośno John. - Najpierw znajduję jej samochód zaparkowany pod twoim domem, Morgan, a teraz jeszcze to! Gdy klienci rzucili Morganowi znaczące spojrzenia, marzył tylko o tym, by John wreszcie się zamknął. - Janna przyjechała wczoraj wieczorem, by się z tobą zobaczyć, ale cię nie zastała. Potem pojechała do Kendry jej samochodem. John mruknął pod nosem, że młodsza córka oszalała, a starsza się szlaja. Morgan chciał zaprotestować, lecz pochłonął go całkowicie widok Janny sunącej ulicą. Nie mógł oderwać wzroku od jej piersi i rozkołysanych bioder i, niestety, to samo przydarzyło się jego pięciu klientom, którzy przyciskali teraz nosy do szyby. Nie dość, że przez całą noc dręczyły go sny erotyczne, których bohaterką była Janna, to jeszcze teraz, choć rano wziął lodowaty prysznic, na sam jej widok znowu ogarnęło go pożądanie. Ta dziewczyna stawała się jego obsesją. Drzwi zagrały swój wesoły refren, gdy Janna weszła do sklepu, a Morgan zacisnął zęby, widząc, że wszyscy klienci gapią się na nią bez skrępowania. Miał ochotę wyrzucić ich za drzwi. Janna skinęła głową na powitanie, a potem zwróciła się do Johna: - Tato, chciałabym porozmawiać z tobą na osobności - rzuciła spojrzenie na Morgana. - Możemy skorzystać z twojego biura? Gdy oddalała się między półkami, a za nią z ociąganiem kroczył John, jeden z klientów ostentacyjnie patrzył na jej rozkołysane biodra. - Rany, ale z niej laska! - rzucił bez skrępowania. - Chcecie coś kupić? Proszę bardzo. A jak nie, wynocha. I powiedzcie tym babiarzom z ulicy, żeby stąd spadali. - Morgan, wyluzuj się. Tylko oceniamy miejscowe atrakcje. Patrzenie na pięknie zbudowaną kobietę nie jest wykroczeniem figurującym na liście FBI. - Janna Mitchell nie jest jakąś lalunią ze świerszczyka. Zrozumiano? - Chętnie bym ją tam zobaczył - rzucił jeden z mężczyzn, uśmiechając się lubieżnie. - A ty kiedy stałeś się takim świętoszkiem?

31

RS

- Kiedy zauważyłem, że mężczyźni w obecności pięknej kobiety zamieniają się w osły. - Ale ta jest taka, że na jej widok... - zaczął drugi. - Wynocha! - krzyknął Morgan. - I nie pokazujcie mi się na oczy, dopóki się nie opamiętacie! - dodał, wypychając klientów za drzwi. Co się ze mną dzieje? - pomyślał po chwili, gdy trochę ochłonął. Nie miał przecież żadnych praw do Janny, a uważał, że powinien jej bronić. Oparła się biodrem o biurko, gdy jej ojciec rozsiadł się wygodnie w fotelu i wbił w nią pytające spojrzenie. - Tato, wiem, że to musiał być dla ciebie trudny miesiąc, tak samo jak dla mamy, bo nie potrafi mówić o waszej kłótni, nie wybuchając płaczem. Wiem, że bardzo jej ciebie brakuje. - Widocznie nie aż tak, żeby przyjść tutaj i mnie przeprosić - rzucił cierpko John. - A za cóż miałaby cię przepraszać? - spytała z uśmiechem Janna. - Na wstępie mogłaby przyznać, że kupienie tej budy z ciuchami było cholerną głupotą! - wybuchł John. - Czy nie sądzisz, że mamie należy się trochę satysfakcji z posiadania własnego sklepu? - spytała taktownie Janna. - Czy ona zazdrościła ci udanej kariery nauczycielskiej? Czy zazdrościła ci pochwał, jakie dostawałeś za swoje prace stolarskie? - Nie, ale narzekała bez przerwy, że nie pomagam w wychowywaniu dzieci, gdy dorabiałem jako stolarz, jak potrzebowaliśmy więcej forsy. Janna przyznała w duchu, że ojciec ma rację, ale jednocześnie dał jej argument do ręki. - A teraz robisz to samo, narzekając, że ona zamiast siedzieć w domu, poświęca czas na pracę w sklepie -powiedziała. John spiorunował ją wzrokiem. - Możliwe, ale teraz sytuacja jest zupełnie inna. Nie mamy małych dzieci na wychowaniu, dobiegamy sześćdziesiątki. Janna powstrzymała się od uśmiechu, słysząc ten argument. Jej tatuś nie był bowiem ubrany stosownie do wspomnianego wieku. Miał na sobie modną koszulę i spodnie, które bardziej pasowałyby studentowi. - Powinniśmy się teraz wspólnie cieszyć życiem, podróżować po świecie, a nie być przywiązani do tej budy z ciuchami! - zawołał ze złością. - A nie mógłbyś oglądać świata z normalnego samochodu i nocować w hotelach? - spytała delikatnie Janna.

32

RS

- No nie! - John walnął pięścią w stół. - Wiedziałem, że weźmiesz jej stronę. Ja chcę podróżować w ten sposób, bo tak sobie wyobrażam wakacje! - A przyjemność wyobrażasz sobie jako kolacyjki z Georginią Price, choć mama czuje się z tego powodu upokorzona! - zaatakowała Janna. - Jak ty byś się czuł, gdyby ona spotykała się z kimś i dała ludziom powody do plotek? - A proszę bardzo! - rzucił ze złością John. - Niechże kogoś skusi, skoro jej nie zaspokajam! Janna z trudem powstrzymała rumieniec napływający na jej policzki. Nie chciała poruszać aspektu seksualnego małżeństwa rodziców. - E... pomińmy tę kwestię i omówmy inne problemy. - Dlaczego? Nie chcesz wiedzieć, że już jej nie pociągam? Jak myślisz, czemu ufarbowałem włosy i kupiłem sobie te wszystkie modne ciuchy? Liczyłem na to, że jej się spodobam. A wiesz, co ona zrobiła? - spytał z goryczą i zawiesił głos. - Wyśmiała mnie! Ale za to spodobałem się innej zakończył triumfalnie. Janna pochyliła się do przodu i spojrzała ojcu prosto w twarz. - Tato, powiedz mi szczerze, dlaczego na siłę się odmładzasz i nagle zachciało ci się zwiedzać świat? John nagle zesztywniał i milczał przez dłuższą chwilę. - Nie chcę z tobą o tym dyskutować - powiedział wreszcie ze złością. Morgan wie, co czuję i dlaczego. On też jest mężczyzną i rozumie moje potrzeby. - Ale ja też chciałabym je rozumieć, by móc porozmawiać o tym z mamą przekonywała cierpliwie Janna. - Bardzo przeżywa separację i twoje romansowanie z Georginią, Chciałaby, byś sekundował jej w pracy, a nie domagał się zamknięcia sklepu. John pokręcił ze zniecierpliwieniem głową - nie drgnął na niej ani jeden farbowany włosek. Widać używał jakiegoś pancernego żelu. - Jesteś stronnicza i nie mogę z tobą dyskutować - powiedział ze zniecierpliwieniem. - Skoro matka wyznaczyła cię na swoją przedstawicielkę, to ja poproszę Morgana, żeby mnie reprezentował. - Tato... - Nie. - John podniósł rękę jak policjant wstrzymujący ruch na skrzyżowaniu. - Już się zdecydowałem. Nie będziecie na mnie, baby, więcej napadać. Możecie omawiać ze mną sprawę separacji za pośrednictwem Morgana albo wcale. A tak na marginesie... słyszałem, że twoja siostra

33

RS

poszła wczoraj w tango po tym, jak odwołała ślub. Powiedz jej, żeby się wzięła w garść. A teraz przepraszam, muszę wracać do pracy. - Ależ tato... - jęknęła bezsilnie Janna. No pięknie, teraz będzie musiała bawić się w „a ona powiedziała, a on powiedział" z Morganem. Jak miała dyskutować z nim o problemach swych rodziców, skoro wczorajszy pocałunek uniemożliwiał jej swobodną rozmowę? Gdy wyszła z biura, zauważyła, że ojciec jest pogrążony w rozmowie z Morganem, który widocznie został poinformowany o swej honorowej funkcji negocjatora. Janna uważała wprawdzie, że nie powinna zostawać sam na sam z Morganem, skoro okazała się tak podatna na jego wdzięki, lecz uznała, że musi podjąć to ryzyko, by ratować małżeństwo rodziców. Z trudem opanowała przypływ gorąca, widząc, że Morgan zbliża się do niej po odbyciu narady z ojcem. - John poprosił, bym pośredniczył w jego rozmowach na temat separacji wyrecytował, wpatrując się w powietrze ponad lewym ramieniem Janny. Odpowiada ci to? - Na pewno bardziej niż ich ewentualny rozwód. Tata mówi... Cholera! przerwała, widząc, kto wchodzi do sklepu. Morgan obejrzał się i zaśmiał pod nosem. - Ciekawe, kogo Richard chce prosić o wstawiennictwo w beznadziejnej sprawie z Kendrą? Richard rozpromienił się w stuwoltowym uśmiechu i dziarskim krokiem podszedł do Janny. - Janna... - mruknął, zatrzymując dłużej wzrok na jej biuście. - Wieść gminna niesie, że bardzo się zmieniłaś. Myślę, że to mało powiedziane. Wyglądasz... - Masz jakąś sprawę do niej? - przerwał Morgan szorstko. - Jeśli tak, to się streszczaj, musimy z Janną coś przedyskutować. - Dobra - spoważniał Richard - Chcę prosić Jannę, by porozmawiała z Kendrą - ciągnął rozkazującym tonem. - Wpadłem do niej rano, żeby pogadać, ale rzuciła się na mnie z wściekłością i powiedziała, że ma zamiar spotykać się z jakimś kmiotkiem. Nawiasem mówiąc, wyglądała koszmarnie. Pewnie chce się na mnie odegrać. - Za to, że się zabawiałeś z inną? - podsunął usłużnie Morgan. - Nie ująłbym tego w ten sposób - skrzywił się wymuskany prawnik. Kendra chce ukarać mnie za coś, co tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia.

34

RS

- Czyżby? - warknęła Janna ze złością. - Naprawdę! Tak mnie jakoś wzięło... - Pewnie nie pierwszy raz - wycedziła. Richard miał na tyle przyzwoitości, że lekko się zaczerwienił. - Kocham Kendrę i chcę się z nią ożenić - ciągnął jednak niezrażony. Chodziło przecież tylko o seks... Gdy Janna wymierzyła cios w szczękę Richarda, Morgan złapał ją w pasie i odciągnął w tył. - Przecież go nie zabijesz - zauważył rzeczowo. - Czemu nie! Zasługuje na to, żeby go zdeptać jak robala! - zawołała, lecz nie udało jej się wyrwać z mocnego uścisku. - No dobra, popełniłem błąd... - mruknął Richard, przezornie wycofując się o krok. - Bo dałeś się złapać z sekretarką w łóżku? - rzuciła drwiąco Janna. - Moja siostra męczyła się przez ciebie całą noc. Upokorzyłeś ją, a teraz chcesz, bym negocjowała w twoim imieniu, bo boisz się, że rzuci się w ramiona ,,jakiegoś kmiotka"? - No właśnie - przyznał niezrażony Richard. - Uważasz więc, że ty możesz pozwolić sobie na przedmałżeński skok w bok, a ona nie? - spytała ze złością. - No wiesz, ona jest kobietą... Janna krzyknęła z wściekłości i raz jeszcze próbowała rzucić się na Richarda. Miała ochotę wydrapać temu draniowi oczy, zamarynować je i wysłać mu w słoiku. Żelazny uścisk Morgana udaremnił jednak ten śmiały plan. - Richard, radzę ci, byś się stąd wyniósł, zanim ta dzika kotka zdoła mi się wyrwać - powiedział spokojnie. - Jak widzisz, jest w bojowym nastroju, potrafi przyłożyć i poważnie traktuje więzi rodzinne. - No dobrze, ale pogadaj z Kendrą, Janna. Wyjaśnimy sobie wszystko i będzie dobrze. Ja ją naprawdę kocham. - Bez wątpienia okazujesz to w nietypowy sposób - warknęła Janna. Słowa nic nie kosztują, a ty zawiodłeś jej zaufanie w najgorszy z możliwych sposobów. Gdybyś był moim narzeczonym, wykastrowałabym cię, żebyś nie mógł zrobić tego ponownie! Poczuła, że Morganem wstrząsnął bezgłośny śmiech, lecz nie zwolnił uścisku. Gdyby przez całą noc wysłuchiwał szlochów Kendry, nie byłoby mu teraz do śmiechu. Morgan puścił ją dopiero wtedy, gdy Richard

35

RS

zrejterował za drzwi. Z nadąsaną miną obciągnęła na sobie bluzkę, która podwinęła jej się podczas szamotaniny. - Nieźle - uśmiechnął się szeroko Morgan. - Powinieneś pozwolić mi go zabić - mruknęła ponuro Janna. Morgan ujął jej podbródek i spojrzał w zmęczone oczy. - Ile spałaś tej nocy? - spytał. - Cholernie mało - burknęła. - Co jadłaś na śniadanie? - Dwie kawy. - Mimo wszystko wątpię, czy udałoby nam się wyciągnąć cię z więzienia powiedział z udawaną powagą. - Brak snu i niedożywienie chyba nie przekonałyby przysięgłych. Janna odgarnęła włosy z twarzy i westchnęła. Morgan miał rację, była wykończona i powinna bardziej nad sobą panować. W każdym razie musi jak najszybciej pojechać do Kendry, zanim strzeli jej do głowy kolejny głupi pomysł. Być może rzeczywiście zamierzała rzucić się w ramiona byłego chłopaka, który nie zasługiwał wcale na miano kmiotka. Evan Gray niewątpliwie nie dorównywał wykształceniem i urodą Richardowi, ale przynajmniej był dobry dla Kendry. - Czy mogę pożyczyć twój samochód, żeby podjechać do Kendry? spytała. - Nie będę prosić ojca, §ji|fj ro nie chce ze mną rozmawiać. Morgan obrócił ją w stronę drzwi i zaczął ciągnąć do wyjścia. - Chodź, pojedziemy razem, twój ojciec przypilnuje sklepu. - Nie - Janna usiłowała wyszarpnąć rękę, za którą ją ciągnął. - Poradzę sobie, Morgan, to naprawdę moja sprawa. - Powiedziałem ci przecież wczoraj, że prowadzę badania dotyczące funkcjonowania rodziny na przykładzie klanu Mitchellów. - Nie wiem dlaczego, bo właśnie zostaliśmy rodziną dysfunkcyjną mruknęła, dając się prowadzić do drzwi. - Tak czy siak, jadę z tobą. W końcu to mój samochód. Nie chcę, byś przejechała nim Richarda. - Morgan pomachał do Johna, by ściągnąć jego uwagę. -Wrócę przed lunchem! - zawołał. - Zabierasz Jannę ze sobą? Świetnie - John uśmiechnął się demonicznie. Po lunchu przejadę; się tym sportowym wozem, który mam na oku. - Tato... - jęknęła Janna. - Daj spokój - szepnął Morgan. - Drażni się z tobą i chce, byś poleciała do Sylvii z tą rewelacją. Ona się wścieknie i będzie jeszcze gorzej.

36

RS

Gdy Janna szła do samochodu, była bliska łez. Frustracja wzbierała w niej jak gorąca lawa. Powinna coś zjeść, wyspać się i... mieć normalną rodzinę! Jak przypłaci to zamieszanie załamaniem nerwowym, to będą wszyscy żałowali! Ciekawe, kto wtedy uratuje ich przed ich własną głupotą? - Ja chcę wracać do Tulsy - jęknęła, gdy Morgan zapalił silnik. - Niezły pomysł - przyznał. - Oz nie jest magiczną krainą, w którą wierzą turyści. Zadzwonił telefon w torebce Janny, pogarszając migrenę czającą się w jej głowie. - Halo? - Janna, wszystko się wali - jęknęła Dianę głosem przypominającym rozdzierające miauknięcie syjamskiego kota. - Nikt nie wie, jak działa to nowe oprogramowanie. Maglują mnie na wszystkie strony, a wiesz przecież, że nie umiem poprowadzić spotkania. Po prostu nie dam rady! W żadnym wypadku! - Dianę, weź głęboki oddech i się uspokój - rozkazała Janna. Morgan rzucił jej ironiczne spojrzenie zza kierownicy, dając do zrozumienia, że po awanturze z Richardem jej rada brzmi nieprzekonująco. Pokazała mu język, a Morgan zachichotał. - Kiedy wreszcie wracasz? - dopytywała się Dianę. - Jeszcze nie wiem. Muszę zażegnać pewien kryzys - odparła rzeczowo Janna. - Jejku, tu też jest kryzys, firma cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję. Musisz wracać. Nie jestem gotowa do kierowania sprawami. - Ależ jesteś - przekonywała Janna, masując swoje pulsujące od bólu skronie. Miała wrażenie, że krasnoludki usiłują wyświdrować w nich od środka dziury. - Masz wykształcenie i praktyczne umiejętności. Dlatego właśnie cię zatrudniłam. - No to popełniłaś błąd. Personel szturmuje biuro i zarzuca mnie pytaniami, przekrzykując się jak w kurniku. Jest taki hałas, że nie mogę pozbierać myśli! - Oddychaj, Dianę - poinstruowała Janna. - A teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nie wymyślaj kolejnych powodów, dla których nie możesz opanować sytuacji, tylko skup się i mnie posłuchaj. Słuchasz?

37

RS

- Tak, szefowo - przytaknęła pokornie Dianę. Gdy wreszcie udało jej się przekonać asystentkę, że zdoła zapanować nad sytuacją, wyłączyła telefon i opadła z jękiem na oparcie fotela. - Być może powrót do Tulsy też nie jest najlepszym pomysłem? zasugerował z uśmiechem Morgan. Janna nie otworzyła oczu, kosztowałoby to zbyt wiele wysiłku. - Postanowiłam polecieć natychmiast na bezludną wyspę na południowym Pacyfiku - wymamrotała. - Nie podając adresu, wyłączając telefon. Będę rozkoszować się niezakłóconą przez nikogo ciszą. - Pomogę ci się spakować. - Jeszcze się nawet nie zdążyłam rozpakować - przypomniała. Zerknęła na niego jednym przymrużonym okiem. - Słuchaj, jeśli zgodzisz się ożenić z moją siostrą i adoptować moich rodziców, będę ci dozgonnie wdzięczna. Morgan roześmiał się i pokręcił zdecydowanie głową. - Przykro mi, ale Kendra nie jest w moim typie, a jeśli chodzi o rodziców, wystarczy mi moja nieobliczalna matka. - Nie w twoim typie? Kendra jest ideałem każdego mężczyzny. - Ja nie jestem każdy - wyjaśnił, skręcając w żwirową drogę prowadzącą na ranczo Evana. - Przypadła mi do gustu pewna ciemnowłosa choleryczka, która wszystkim wokół nakazuje spokój, chociaż zamierza rozedrzeć na strzępy byłego narzeczonego siostry. - Nie miałam zamiaru rozedrzeć Richarda na strzępy - wyjaśniła. Chciałam tylko wyłupić mu oczy, a potem go wykastrować. - O, przepraszam, źle cię zrozumiałem... Janna? - Tak? - westchnęła ze znużeniem, moszcząc się wygodniej w fotelu, wciąż nie otwierając oczu. - Jeśli chodzi o ten wczorajszy pocałunek... - Podobało mi się - przerwała. - To była jedyna przyjemna rzecz w całym koszmarnym dniu - spojrzała na niego, ciekawa, jak przyjmie jej otwartość. Może nie powinna tak się zachowywać, ale chciała mieć choć jedną osobę w Oz, w obecności której może czuć się swobodnie. - A więc jesteśmy kwita, co? - spytał Morgan. - I niczego nie żałujesz? - Chyba tylko tego, że cię nie posłuchałam, gdy ostrzegałeś, że jak zostanę u Kendry, to się nie wyśpię. Morgan odczekał chwilę, a potem, nie odrywając oczu od drogi, mruknął cicho, ale tak, by Janna usłyszała:

38

RS

- U mnie też byś się nie wyspała. Janna nie otworzyła oczu ani nie skomentowała tego oświadczenia. Masując skronie, zastanawiała się, jak okiełznać oszalałą siostrzyczkę.

39

ROZDZIAŁ PIĄTY

RS

Janna się wyprostowała, rzuciła szybkie spojrzenie na samochód Kendry, po czym z determinacją ruszyła w kierunku dwupiętrowego domu na farmie. Pomimo przemożnego zmęczenia i zamętu emocjonalnego, była zdecydowana wyrwać siostrę ze szponów Bvana i uratować ją przed popełnieniem kolejnego błędu. Nie wiedziała jednak, że Evan Gray był prawdopodobnie jedynym mężczyzną w Oz, który umiał właściwie postępować z Kendra i który wciąż ją kochał, pomimo jej zaręczyn ze złotoustym prawnikiem. Morgan z trudem powstrzymał śmiech, gdy Janna obiema pięściami zaczęła walić do drzwi, a potem natychmiast chwyciła się za pulsujące skronie. Ponieważ nikt nie otwierał, sama sobie otworzyła i weszła do środka. - To nie jest dobry pomysł - ostrzegł Morgan, nie przekraczając progu, lecz Janna zignorowała go. Ruszył za nią i skrzywił się, słysząc muzykę country i swobodny śmiech. - Nie! - zawołał, usiłując powstrzymać Jannę, która właśnie otworzyła drzwi sypialni, ale zdążył tylko zakryć jej oczy. Evan i Kendra byli dokładnie tam, gdzie się ich spodziewał, i robili właśnie to, czego oczekiwał. Nie przebierając w słowach, Evan natychmiast polecił im, by wyszli, lecz nie zrobiło to żadnego wrażenia na Jannie. Gdy wyrwała się Morganowi i odsłoniła oczy, poczerwieniała wprawdzie jak burak, ale nie straciła rezonu. - Idźcie stąd! - zawołała Kendra, nakrywając się prześcieradłem. - Za pięć minut masz być w holu, albo wrócę tu po ciebie! - zawołała Janna i wyszła z pokoju. Gdy Kendra, dopinając dżinsy i koszulę, popędziła za siostrą, Morgan wrócił do sypialni, skąd wcześniej taktownie się wycofał. - Wybacz, stary, próbowałem ją zatrzymać, ale się nie udało - powiedział przepraszającym tonem. Evan zapiął dżinsy i włożył swą roboczą koszulę. - Jasne, nie miałeś siły powstrzymać małej kobietki - rzucił sarkastycznie. - Tak samo jak ty nie miałeś siły powiedzieć rozgoryczonej zdradą blondynce „nie" - odpalił Morgan. Evan przerwał na chwilę zapinanie koszuli i uśmiechnął się kwaśno.

40

RS

- Nigdy się od niej nie uwolnię - przyznał. - Polecę za nią, jak tylko kiwnie palcem. - A jeśli ona chce cię wykorzystać tylko po to, by się odegrać? - Nieważne, ja ją kocham. Kochałem i będę kochał. Wiesz przecież. - No jasne, ale uważam cię za przyjaciela i nie chcę, byś znowu dostał kopa. - Dzięki, Morgan - uśmiechnął się lekko Evan. - Ale Kendra mnie potrzebuje. Dziś może nie zdaje sobie z tego sprawy, ale... - posłał Morganowi kolejny uśmiech. - Czy kiedykolwiek byłeś tak zakochany, żeby codziennie przejeżdżać koło domu jakiejś dziewczyny w nadziei, że ją ujrzysz? Widząc ją na ulicy, marzyć, że wciąż jest twoja? - Nie zdarzyło mi się - przyznał Morgan. - Nie możesz więc zrozumieć, co czuję. Wiem, że nie mam tyle kasy, co Richard, takich znajomości czy wyglądu, ale na pewno nigdy nie zrobię Kendrze tego, co on. Dobra, nie będę się krył w sypialni, gdy siostra zmywa Kendrze głowę - powiedział, ruszając do drzwi. Morgan z westchnieniem podążył za nim. Miłość to piekło, pomyślał. W salonie zastali zapłakaną Kendrę, którą Janna próbowała wypchnąć za drzwi. Morgan pochwycił spojrzenia, jakie rzucili sobie Kendra i Evan i sam wzniósł oczy do nieba. Nigdy nie przepadał za melodramatami. - Przepraszam za tę żenującą sytuację - mruknęła Kendra. - Janna mówi, że muszę z nią jechać. Evan skinął głową, nie odrywając oczu od Kendry. - Będę tu, jeśli zechcesz się ze mną spotkać - zapewnił. - Wystarczy, że zadzwonisz... zawsze... Morgan odprowadził wzrokiem Jannę, która ciągnęła pochlipującą siostrę do samochodu, po czym odwrócił się do Evana. - Może wyskoczymy na piwo? O ósmej? - zaproponował. - Dobra - uśmiechnął się z wdzięcznością Evan. Janna ruszyła w kierunku domu Morgana, bo chciała odzyskać swój samochód i walizkę. Kendra na początku patrzyła w milczeniu przed siebie, z rękami gniewnie skrzyżowanymi na piersi, a potem wybuchła: - Nie wiem, po co się wtrącasz! Postawiłaś Evana i mnie w niezręcznej sytuacji. - Przepraszam, że się o ciebie martwię - warknęła Janna, a potem wzięła głęboki oddech, bo ból głowy nie ustępował. - Wcale nie jest tak, jak myślisz - rzuciła nadąsana Kendra.

41

RS

- Słucham? - Janna uniosła brwi. - W ramach odwetu zniżyłaś się do poziomu Richarda. - Wcale nie! - krzyknęła piskliwie Kendra. Janna skrzywiła się, jakby ktoś wbił jej sztylety w skronie. - Musisz się opamiętać, Keni, i zacząć się trochę szanować. Kendra odwróciła się gwałtownie na fotelu, piorunując siostrę wzrokiem. - Jeśli chcesz wiedzieć, panno Wszystkowiedząca do Zadań Specjalnych, właśnie straciłam cnotę i cieszę się, że zrobiłam to z kimś, komu na mnie zależy! Janna spojrzała z niedowierzaniem na siostrę. Kendra pokiwała głową. - Wiem, że faceci lecą na mnie z powodu wyglądu. Myślałam, że jeśli Richard zaczeka do ślubu, będzie znaczyło, że zależy mu na mnie, a nie tylko na mojej urodzie. Ale skoro mnie zdradził, to wszystko wyjaśnia. Jannę zatkało z wrażenia. W ostatnich latach oddaliły się z siostrą od siebie, lecz Janna była przekonana, że Kendra, z jej szalonym powodzeniem, miała już jakieś romanse. - Upiłam się z Sonnym, żeby do Richarda dotarły plotki, ale z Evanem to co innego. Bo on zawsze traktował mnie inaczej niż wszyscy. Był taki opiekuńczy i miły. Nie wiem, dlaczego dałam się przekonać rodzicom, że jest dla mnie za stary. Chyba po prostu czekałam, aż mi się oświadczy, lecz on wyznał dziś, że nie miał śmiałości tego zrobić. Nie rozumiem, jak mogłam do dziś nie wiedzieć, że on jest tym właściwym. Właśnie gdy sobie to uświadomiłam... ty wpadłaś jako moja niby-wybawicielka, z adwokatem diabła z obozu taty i jeszcze do tego bierzesz stronę ojca! - Wcale nie! - zaprotestowała Janna. - Mamie i mnie tak się wydaje. Ale najgorsze jest to, że wpakowałaś się do sypialni Evana i wszystko popsułaś, nie wybaczę ci tego! Janna zaparkowała obok swego samochodu i wysiadła. To samo zrobiła Kendra, by zająć miejsce za kierownicą. - Nie wtrącaj się więcej w moje sprawy! - zawołała, włączając ponownie silnik. - Wyjdę za Evana, jeśli mnie jeszcze zechce po tych cholernych zaręczynach z Richardem. - Nie możesz, ot tak sobie, przerzucić się nagle na Evana! Nie możesz zatrzymać prezentów, nie zrezygnować z cateringu i terminu ślubu w kościele! Może jeszcze wyskrobiesz imię Richarda z zaproszeń i wpiszesz tam Evana? Czyś ty zwariowała?! - Nie, po raz pierwszy od dłuższego czasu myślę jasno i precyzyjnie.

42

RS

Janna pogroziła siostrze palcem i powiedziała stanowczym tonem: - Słuchaj no, Kendro Rose. Weź prysznic, przebierz się i zasuwaj do pracy. Już straciłaś jeden dzień. I zastanów się dobrze nad Evanem. Nie zrań go tak, jak Richard zranił ciebie! Kendra wycofała auto z piskiem opon i zawołała przez okno przed odjazdem: - Spadaj, mądralo, nie jesteś moją szefową! - I ona niby jest dorosła - mruknęła Janna pod nosem, przewracając oczami. Zmęczona, powlokła się do domu Morgana po walizkę. Zaklęła, widząc, że drzwi są zamknięte. Wróciła do samochodu i opadła na fotel. Jak widać, dobre uczynki nie są nagradzane, pomyślała. Próbowała ratować siostrę przed jej własną głupotą, a zakłóciła jej inicjację erotyczną. Jednak Janna nadal nie była pewna, czy Kendra nie oddała się Evanowi tylko po to, by zemścić się na Richardzie. Uruchomiła samochód i ruszyła do miasteczka, myśląc o tym, że od przyjazdu tutaj spotykają ją same niepowodzenia. Kendra była na nią wściekła, ojciec odmawiał bezpośredniej rozmowy, a matka uważała, że córka trzyma jego stronę. Janna postanowiła, że musi z nią porozmawiać, choć megamigrena nie dawała jej spokoju. Dziesięć minut później Janna zaparkowała na jedynym wolnym w okolicy miejscu, czyli przed zakładem fryzjerskim. Zanim zdążyła skręcić do butiku matki, z salonu wypadły trzy kobiety w lokówkach na głowie. Na czele pochodu kroczyła Gina Thompson, właścicielka zakładu. - Janno, kochanie, chcemy zamienić z tobą słówko - zaszczebiotała. Janna z trudem powstrzymała jęk na widok czerwonorudych włosów Giny, grubej warstwy makijażu, fałszywych rzęs i młodzieżowych łaszków, w których wyglądała równie dziwnie jak John. Janna uśmiechnęła się blado i kiwnęła głową na powitanie. - Proszę bardzo, a o co chodzi? - spytała uprzejmie. - A o to, że sama nie dasz rady pogodzić rodziców - wyjaśniła rzeczowo Gina. - Dziewczyny wymyśliły... - Janna domyśliła się, że każda kobieta poniżej osiemdziesiątki kwalifikuje się do tej nazwy -.. .że skoro John kręci z Georginią przed nosem Sylvii, ona powinna odpłacić mu tym samym. Wybrałyśmy już faceta, który posłuży jako przynęta na zazdrość Johna. Chcemy, byś poddała mamie ten pomysł pod rozwagę ciągnęła zaaferowana Gina, a brygada w lokówkach skwapliwie potakiwała.

43

RS

- Wyślemy jej do butiku Stanleya Withama. Jest samotnym wdowcem, więc chemie dotrzyma towarzystwa kobiecie. Na pewno nasz plan się powiedzie. - No nie wiem... - bąknęła Janna z wahaniem. -Obawiam się, że adorator może jeszcze bardziej skomplikować sytuację... Gina lekceważącym gestem pulchnej dłoni rozwiała mgłę wątpliwości, jakie ogarnęły Jannę. Jej złote bransolety zadzwoniły jak na alarm. - Bzdura! Johna trzeba jakoś zmotywować, wszystkie dziewczęta, które robiły u mnie włosy w ciągu ostatniego miesiąca, są tego samego zdania. Gdy John pomyśli, że Stanley wprowadza się do Sylvii, od razu mu się odwidzi ta głupia separacja i pędem wróci do domu. Wiesz, jak faceci bronią swego terytorium. - Na koniec przemowy Gina triumfalnie strzeliła palcami, aż chrupnęły długie akrylowe tipsy buchające jaskrawym różem. Reszta brygady z zadowoleniem pokiwała głowami. - Doceniam wasze starania i na pewno przemyślę ten pomysł uśmiechnęła się Janna, choć królowa migren rozsadzała jej czaszkę. Akurat, dodała w duchu. Z trudem się opanowując, ruszyła chwiejnym krokiem do butiku. Gdy weszła do środka, Lorna i Sylvia spiorunowały ją wzrokiem, jakby przed chwilą popełniła wszystkie siedem grzechów głównych naraz. - Ach, więc zdrajczyni wreszcie się pokazała - wycedziła Sylvia. - Mamo... - Daruj sobie, moja panno! - przerwała ostro Sylvia. - Doniesiono mi, że twój samochód stał zaparkowany w obozie wroga. Sama widziałam, jak wyszłaś rano rozkołysanym krokiem ze sklepu, w towarzystwie Morgana Price'a. Nie wywlókł cię chyba siłą, bo wyglądałaś na rozanieloną. - Skąd wiesz? - spytała zdziwiona Janna. Sylvia sięgnęła pod ladę i zademonstrowała jej wielką lornetkę, której mógłby jej pozazdrościć Pentagon. - Przyglądałam ci się bardzo uważnie. Od miesiąca patrzę, kto wchodzi i wychodzi ze sklepu. Janna z niedowierzaniem spojrzała na Lornę, która na potwierdzenie tej rewelacji pokiwała głową. Wszyscy w tym mieście chyba powariowali! Nagle Sylvia jęknęła i przystawiła lornetkę do oczu. - O, Georginia wchodzi do sklepu! Jezu, widzicie, co ona na siebie włożyła? Ta kobieta nie ma krztyny gustu! A ta fryzura! Jakby piorun w miotłę strzelił!

44

RS

Janna, Lorna i Sylvia podeszły do okna i śledziły wzrokiem Georginię paradującą przed sklepem. Janna skrzywiła się, widząc, jak Georginia macha do Morgana, wychodzącego właśnie ze sklepu z akcesoriami do traktorów. Georginia rzuciła się na swego syna, by zgotować mu wylewne powitanie, godne dziesięcioletniego rozstania. - Popatrz tylko na tę żmiję - warknęła Sylvia. - Ma tak obcisłe spodnie, że potrafię dostrzec monetę w jej kieszeni. To dziesięciocentówka, reszka. A ta opięta bluzka! Ciekawe, w którym sklepie z odzieżą używaną ona się zaopatruje? I do tego ta koszmarna fryzura! Założę się, że sama się strzyże i farbuje. Janna starała się bezstronnie ocenić wygląd Georginii. Rzeczywiście, ubierała się tak, by przyciągać uwagę mężczyzn, ale nie wyglądała aż tak źle, jak uważała Sylvia. Janna pomyślała, że musiała się wydać pociągająca ojcu, któremu być może znudziły się konserwatywne stroje matki. Janna musiała też przyznać, że sama również ubiera się dość aseksualnie, ze względu na mieszany personel w pracy. Georginia postawiła na seksa-pil, wyglądało na to, że ma stempelek „do wzięcia" na całym ubraniu. Janna pamiętała, że Morgan zawsze czuł się bardzo niezręcznie z powodu wyzywających strojów matki i jej adoratorów. Na szczęście w szkole nie dokuczano mu zbytnio, bo był popularny z powodu osiągnięć sportowych. Janna wiedziała jednak, że za jego plecami koledzy nabijali się z matki, wiedziała też, że życie Morgana nie było łatwe. - O, jest John - mruknęła Sylvia, wpatrzona w lornetkę. - Widzę go w oknie. Szczerzy się jak głupek do Georginii. Mam ochotę wyjść stąd i powyrywać zdzirze te jej farbowane kłaki! John też ubrał się jak idiota! Nagle Sylvia oderwała lornetkę od oczu i spiorunowała córkę wzrokiem. - A ty sprzyjasz temu romansowi, pętasz się w obozie wroga! Jak możesz mi to robić! Ojej, znowu zaczyna się melodramat! - pomyślała znużona Janna. Wyglądało na to, że trzecia osoba z rodziny zamierza palnąć jej kazanie w ciągu tego dnia. - Wcale nie - odparła spokojnie. - Chciałabym, żebyście z tatą do siebie wrócili. Może powinnaś zmienić fryzurę i styl ubierania* by zwrócić jego uwagę? Nie zaszkodziłoby dodać szczypty przypraw do starej małżeńskiej zupy. - Chcesz, żebym robiła z siebie wampa? - zapytała z oburzeniem Sylvia.

45

RS

- Tak, może wtedy tata zrozumie, że zależy ci na nim, że chcesz mu się wciąż podobać. Nie przyszło ci do głowy, że on właśnie dlatego zaczął się stroić w te młodzieżowe ciuchy? - Przestań mi mydlić oczy. Wezwałam cię, żebyś mi pomogła, ale jak dotąd stoisz po stronie ojca. Wczoraj włóczyłaś się nie wiadomo gdzie, gdy Kendra zniknęła i trzeba było ją odnaleźć. Nie sądzę, byś w tym czasie omawiała nasze problemy rodzinne ze swoim ojcem, bo Georginia obwieściła dzisiaj w „Peanut Gallery Cafe", że spędziła z Johnem ostatnią noc. Ty też nie spędziłaś jej w domu. Wiem, bo sprawdzałam twój pokój, gdy się przebudziłam o w pół do trzeciej. Gdzieś ty się podziewała? - Spędziłam noc na podłodze obok łóżka Kendry, która co chwila wymiotowała i przeklinała cały świat - odparła spokojnie Janna. - A... to dobrze - powiedziała spokojniej Sylvia. - Ale nadal nie rozumiem, dlaczego rano wyszłaś ze sklepu z Morganem. Powinnaś raczej tam zostać i wbić swemu ojczulkowi trochę rozumu do głowy. - Próbowałam rozmawiać z tatą, ale on uważa, że ja biorę twoją stronę wyjaśniała cierpliwie Janna. - Uparł się, że mam rozmawiać z nim za pośrednictwem Morgana. - To niedorzeczne! - Tak samo niedorzeczne jak to, że wysyłasz mnie na drugą stronę ulicy, bym prowadziła negocjacje z ojcem. On też wyznaczył swego mediatora. Gdybyście się zgodzili spotkać na gruncie neutralnym i przedyskutować sprawę... - głos u wiązł jej w gardle na widok Stanleya Withama, który wparował do sklepu z wielkim bukietem kwiatów. Intrygantki z salonu fryzjerskiego dopięły swego i wprowadziły w życie plan wyzwalania czynnika męskiej zazdrości za pośrednictwem ukwieconego aptekarza. No pięknie! Wkroczenie Stanleya na scenę na pewno jeszcze bardziej skomplikuje sytuację. Janna była pewna, że ojciec obserwuje wejście do sklepu i widział przybycie Stanleya. Oszałamiający bukiet na pewno też nie uszedł jego uwagi. - Cześć, Sylvia - powiedział Stanley, rozjaśniając się w uśmiechu. Jego marchewkowa broda i wąsy przypomniały Jannie Tchórzliwego Lwa z krainy Oz. - To dla ciebie - powiedział Stanley, wręczając kwiaty Sylvii, która podziękowała z uśmiechem i powąchała je, robiąc zachwyconą minę.

46

RS

- Jakie to miłe, Stanley - szepnęła. - Od łat nie dostawałam kwiatów. Muszę powiedzieć ojcu, by posłał mamie kwiaty, zanotowała sobie w pamięci Janna. - Może byś zjadła dziś ze mną kolację? - Z przyjemnością - odparła Sylvia i znów zanurzyła twarz w pachnący bukiet. - To może wpadnę po ciebie około szóstej trzydzieści? - Świetnie. - No to wracam do pracy, mam jeszcze parę recept do zarejestrowania, a nie chciałbym się spóźnić na naszą pierwszą randkę - rzucił Stanley z zabójczym uśmiechem i wyszedł. - Jak mogłaś? Nie pomyślałaś, jak tata na to zareaguje? - zapytała natychmiast oburzona Janna. - Zobaczy, jak to przyjemnie wysłuchiwać upokarzających plotek, ja dość już się nasłuchałam na jego temat. Sylvia rozejrzała się z roztargnieniem po sklepie. - A właściwie, gdzie jest twoja siostra? Mówiłaś, że ją pocieszałaś. - Wysłałam ją do pracy, by zajęła się czymś, zamiast myśleć o... odwołaniu ślubu. - Janna postanowiła nie informować matki, że Kendra chce dotrzymać terminu ślubu, a zmieniła tylko pana młodego. Janna pomyślała, że nie powinna zostawiać Kendry na dłużej, bo wpadnie na jeszcze parę głupich pomysłów, w ramach zemsty na Richardzie. Ale najpierw musi przecież wybić matce z głowy ten pomysł z randką. - Mamo, myślę, że powinnaś zadzwonić do Stanleya i odwołać to spotkanie... Sylvia podniosła buntowniczo podbródek. - Ani mi się śni. Chyba że pójdziesz do ojca i powiesz mu, że odwołam randkę, jeśli on odwoła swoją. Nim Janna zdołała zaprotestować, do sklepu weszły dwie klientki i zaczęły zachwycać się bujnym bukietem kwiatów. Sylvia oświadczyła z dumą, że dostała je od Stanleya, który zaprosił ją na kolację. Zdruzgotana Janna powlokła się w kierunku drzwi. Wiedziała, że musi natychmiast coś wymyślić, żeby zażegnać konflikt, który nasilał się coraz bardziej. Niestety, głowa ciągle pękała jej z bólu, a miała dopiero za sobą połowę tego piekielnego dnia. Potrzebowała jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mogłaby się odprężyć, uspokoić i coś sensownego przedsięwziąć.

47

RS

Gdy usłyszała dzwonek telefonu, sięgnęła szybko do torebki, by go wyłączyć. Pewnie Diane znowu chciała ją zawiadomić o jakiejś katastrofie w firmie. Jeszcze tylko tego brakowało! Nim Janna zdążyła przejść na drugą stronę ulicy, zastąpili jej drogę trzej podrywacze, którzy śledzili ją rano. Zaprosili ją do baru i nie chcieli się odczepić, póki nie obiecała, że wpadnie tam koło ósmej. Chciała się ich pozbyć, a poza tym pomyślała, że może przyda jej się taki pretekst, by mieć oko na Kendrę. Gdy udało jej się pozbyć adoratorów, ruszyła do sklepu, by przekonać się, jak zareagował tata na pojawienie się w butiku Stanleya z bukietem.

48

ROZDZIAŁ SZÓSTY

RS

Janna weszła do sklepu i stanęła jak wryta na widok Georginii, która obejmowała Johna za szyję, podczas gdy on otaczał ją ramieniem w talii. - Tato! - zawołała z oburzeniem Janna, lecz czuła parka wcale nie zareagowała. - Muszę natychmiast z tobą porozmawiać - rzuciła ostro i ruszyła w głąb sklepu, ciągnąc ojca za rękę. - Zauważyłeś pewnie, co się wydarzyło w butiku? - spytała. - Trudno było nie zauważyć - burknął. - Ale nietrudno zgadnąć, dlaczego mama umówiła się na randkę - odparła zgryźliwie. - Długo jeszcze macie zamiar tak grać sobie na nosie? Zamierzacie całkiem pogrzebać trzydzieści trzy lata małżeństwa? - Nie zamierzam z tobą dyskutować - odparł wyniośle John. - Mówiłem ci, żebyś rozmawiała za pośrednictwem Morgana. Muszę już iść, będę kładł kafelki u Georgie. Widziałem zresztą, jak rozmawiałaś z tymi kwokami z salonu - dodał urażonym tonem. - Wiem, że trzymają z twoją matką, tak samo jak ty. - Mam nadzieję, że nie spotkacie się z mamą w restauracji, sytuacja mogłaby być nieco niezręczna - rzuciła złośliwym tonem Janna. - Sylvia zamierza pokazywać się ze Stanleyem publicznie?! - żachnął się John. - Ja mam na tyle przyzwoitości, by tak się nie zachowywać! - A obściskiwanie się z Georginią w sklepie? Może mama też ma ochotę na publiczne przejawy adoracji? - Dobrze, rękawica została rzucona! - zawyrokował John. - A ty, mała, masz więcej ze mną nie rozmawiać! - Odwrócił się na pięcie i wypadł ze sklepu, wlokąc za sobą Georginię. - Janna, źle się czujesz? - spytał Morgan, który niespodziewanie zjawił się przy niej. - Wszyscy mnie nienawidzą - jęknęła, podnosząc na niego szklące się od łez oczy. - Ja nie - zapewnił i ujął ją z troską pod brodę. - To należysz do mniejszości - chlipnęła. - Wszystko będzie dobrze - powiedział uspokajająco. - Naprawdę? - spytała drżącym głosem. - Czy mogę prosić o pisemną gwarancję? - Słuchaj, prawie nie spałaś i nie jadłaś śniadania, może pójdziemy na jakiś lunch? - zaproponował.

49

RS

- Lunch? - spytała, mrugając oczami. - Która godzina? Chyba zostawiłam zegarek u Kendry, jak brałam prysznic. Nie miałam swoich rzeczy... - urwała i zaczerwieniła się. - Nie masz majtek ani stanika, zauważyłem. Jak wszyscy faceci, którzy nie są ślepi. - Muszę iść - powiedziała zażenowana, wstając z podłogi. - Muszę sprawdzić, czy Kendra poszła do pracy, jak jej kazałam, zamiast włóczyć się i robić głupstwa. Morgan pochylił się tak blisko, że mógłby ją pocałować. Właściwie nie miałaby nic przeciwko temu. - Musisz odpocząć - powiedział cicho. - Jedź do mnie i zdrzemnij się trochę. Przyjadę później i przygotuję coś do zjedzenia. Janna uśmiechnęła się, lecz pokręciła głową. - Dzięki, ale muszę odnaleźć Kendrę i zobaczyć, jak mama sobie radzi na randce. - Na randce? - Morgan uniósł ze zdziwieniem brwi. - Tak, ze Stanleyem z apteki - przytaknęła ponuro. - Ta kropla przepełnia kielich mojej goryczy. Postanowiłam wystawić swoją rodzinę na aukcji. Emocjonalne koszty jej utrzymania są zbyt wielkie. - Janna, zaczekaj... - próbował ją zatrzymać, lecz pomachała mu ręką i szybko wyszła ze sklepu. Morgan westchnął i wrócił za ladę. Janna wciąż zaprzątała jego myśli... Wydawała się taka krucha, bezbronna, gdy siedziała po turecku na podłodze. Chciał chwycić ją w ramiona i zanieść do domu. Naprawdę się o nią martwił. Nie miał pojęcia, co robiła przez ostatnie parę godzin, ale postanowił spotkać się z Evanem o umówionej godzinie w pubie, na wypadek gdyby stawiła się na spotkanie z podrywaczami, którzy zaczepili ją na ulicy. Nie wiadomo, czy nie dojdzie do jakiejś rozróby, więc powinien mieć sytuację pod kontrolą. Cztery godziny później Morgan wyszedł spod prysznica, wytarł ręcznikiem włosy i przebrał się w świeże ubranie. Szybko spałaszował dwie kanapki z szynką, spojrzał na zegarek i wyszedł z domu. Był umówiony z Evanem za dziesięć minut. Morgan naprawdę zamierzał porozmawiać z Evanem o Kendrze, to znaczy namawiać go, by nie podejmował żadnych decyzji, póki dziewczyna się nie uspokoi. Morgan zajechał pod pub i zauważył tam samochody Janny i Kendry. Świetnie, pomyślał, obie seksbomby na miejscu, i pewnie skupiają na sobie

50

RS

uwagę wszystkich bywalców knajpy. Kendra na pewno chce pokazać się publicznie z Evanem, gdyby do Richarda nie dotarła jeszcze wieść o tym, że wróciła do byłego chłopaka. Zastanawiające natomiast, dlaczego Janna przyjęła zaproszenie podrywaczy. Gdy tylko Morgan znalazł się w przyciemnionym wnętrzu, odnalazł wzrokiem Jannę, która siedziała przy stoliku z facetem, który wydawał mu się całkiem nieodpowiedni. Kendra siedziała w kącie, przytulona do Evana. Morgan westchnął i zaczął krążyć między stolikami, by dojść do Janny. Zauważył przed nią pusty kieliszek po winie. - Może zatańczymy? - zapytał bez wstępów, gdy stanął obok niej. - Hej, Morgan, właśnie sobie miło rozmawiamy -zaprotestował adorator. - Za kilka minut ją odprowadzę - zapewnił Morgan, ciągnąc Jannę za rękę. - Myślałem, że nie pijesz - dodał, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu podrywacza. - No tak, ale miałam taki koszmarny dzień i chcę trochę porozczulać się nad sobą - wyjaśniła, uśmiechając się blado. - Cała rodzina mnie nienawidzi. Kendra nawet mi nie skinęła głową, gdy mijała mój stolik z Evanem. Mama afiszuje się w restauracji ze swoim adoratorem, a ojciec z twoją matką. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zalać się w trupa. Morgan wziął Jannę w ramiona i zaczaj tańczyć w takt powolnej, romantycznej melodii. Nagle wszyscy obecni na parkiecie jakby zniknęli mu z oczu, czuł tylko obecność Janny - jej śliczny zapach, dotyk jędrnego ciała. Mógłby tak trzymać ją w ramionach przez całą noc. - Jadłaś kolację? - szepnął jej do ucha. Poczuł, jak zadrżała, czując ciepły oddech na swojej szyi, i ucieszyła go myśl, że jego bliskość działa na nią równie silnie. - Kupiłam w sklepie po drodze krakersy i dietetyczną colę poinformowała rzeczowo. - Bardzo pożywne. Nic dziwnego, że tak zdrowo wyglądasz. Janna odchyliła się, by napotkać jego pełne dezaprobaty spojrzenie. - Nie musisz się o mnie martwić, Morgan. Nawyki żywieniowe to w tej chwili mój najmniejszy problem. Morgan przygarnął ją bliżej i znów poczuł, jak bardzo jej pragnie. Ona też to poczuła, bo odsunęła się nieco i spojrzała na niego pytająco. Przytulił ją znowu i delikatnie pocałował w ucho. Znowu zadrżała, a potem zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła głowę do jego piersi. Na pewno musiała słyszeć, jak wali mu serce. Gdy piosenka dobiegła końca, Morgan poczuł jednoczesny

51

RS

żal i ulgę. Żadna kobieta nie wywoływała w nim tak silnych uczuć. Mógłby sporządzić długą listę powodów, dla których nie powinien zabiegać o jej względy, zwłaszcza teraz, gdy musiała borykać się z aferą rodzinną, a jednak jej pragnął. Gdy odprowadzał Jannę do stolika, pochylił się nad nią i wdychał zapach jej włosów, co znowu przyprawiło go niemal o utratę zmysłów. Najchętniej chwyciłby ją za rękę i wyprowadził z knajpy, by mieć ją tylko dla siebie. Zgnębiony i udręczony, powlókł się do baru, by zamówić sobie piwo. Słysząc śmiech Janny, zacisnął zęby ze złości. Nie chciał, by siedziała z tymi błaznami i śmiała się z ich głupich dowcipów. Najchętniej by ją stamtąd zabrał, ale nie miał przecież do niej żadnych praw. Był zaskoczony zaborczością, jakiej wcześniej nie przejawiał wobec żadnej kobiety. Gdy zdołał nieco ochłonąć po paru łykach piwa, wziął szklankę i ruszył w kierunku stolika w kącie, gdzie siedzieli Evan i Kendra. Nie wyglądali na zachwyconych jego najściem, ale wcale się tym nie przejął. - Postanowiliśmy się pobrać w przyszłym miesiącu - oświadczył na wstępie Evan. Morgana tak zaskoczyło to oświadczenie, że niechcący walnął szklanką w róg stolika i piwo chlupnęło na podłogę. Odwrócił głowę i spojrzał na Evana z taką miną, jakby z tej pustej makówki, którą Evan uważał za głowę, wyrastały kończyny. - Czy Janna o tym wie? - zapytał bez namysłu. - To nie jej sprawa - odparła Kendra. - Mam dwadzieścia pięć łat i mogę sama kierować swoim życiem. - Jeszcze dwa dni temu miałaś wyjść za kogoś innego, czy już o tym zapomniałaś? - Wiemy, co robimy - przerwał stanowczo Evan. - Jak nie chcesz cieszyć się wraz z nami, to spadaj. A szkoda, bo zamierzałem prosić, byś został moim drużbą. Tego tylko brakowało, pomyślał Morgan. Janna na pewno się wścieknie. - Muszę się nad tym zastanowić, Evan - powiedział wymijająco i pociągnął spory łyk piwa. Kendra spojrzała na niego badawczo. - A niby dlaczego nie możesz od razu się zgodzić? Nie mów, że boisz się rozzłościć moją siostrę. A może będziesz zajęty jako świadek na ślubie swojej matki z moim ojcem?

52

RS

Skoro Janna musiała znosić coś takiego przez cały dzień, nic dziwnego, że czuła się teraz tak fatalnie. Morgan też miał dość na dzisiaj. Dopił piwo i gwałtownie podniósł się z miejsca. - Gratulacje z okazji zbliżającego się ślubu - powiedział. - Jeśli Kendra nie odwoła go tym razem, z radością zostanę twoim świadkiem, Evan. Skoro sądzisz, że to taki świetny pomysł... Choć na odchodnym spiorunowali go wzrokiem, wcale się tym nie przejął. Evan i Kendra zupełnie po-głupieli. Wychodząc z knajpy, Morgan zauważył, że Janna zdążyła wysączyć kolejny kieliszek wina. Co gorsza, jeden z jej adoratorów położył ramię na oparciu jej krzesła i przysunął się stanowczo za blisko. Morgan podszedł do stolika Janny i pochylił się, by Wyszeptać jej do ucha: - Kendra i Evan właśnie obwieścili mi swoje zaręczyny. Gdybyś mnie potrzebowała, będę w domu. Janna aż podskoczyła na krześle i spiorunowała wzrokiem rozanieloną parkę w rogu sali. - Czy oni powariowali? - zwróciła się do Morgana. - Chyba tak - odparł. - Zostałem poproszony na świadka - parsknął. - Czy życie w Oz może być normalne? Po wyjściu z knajpy Morgan zawahał się, czy nie wrócić na wypadek jakiejś awantury pomiędzy siostrami. Doszedł jednak do wniosku, że Evan jest pod ręką, więc to on powinien się z tym uporać. Janna odsunęła krzesło, gdy jeden z zalotników przysunął się zbyt blisko. Powędrowała wzrokiem do stolika w rogu, zastanawiając się, czy powinna trzymać się z daleka, czy wręcz przeciwnie, zareagować na najnowszą rewelację. Evan ujął Kendrę delikatnie pod brodę i musnął jej usta w czułym pocałunku. Morgan miał rację. Evan jest tak zakochany, że gotów podjąć każde ryzyko, by zdobyć Kendrę. Nawet na kilka dni czy parę tygodni. Był dziesięć łat starszy od Kendry, wyraźnie wiedział, czego chce. Niestety, Kendra na pewno nie wiedziała, o co jej w życiu chodzi. Evan zasługiwał na coś lepszego niż instrumentalne traktowanie. Janna impulsywnie wstała od stołu. Nie może pozwolić Kendrze jeszcze raz zniszczyć Evana. - Hej, kotku, dokąd się wybierasz? - spytał jeden z jej towarzyszy, lecz zignorowała go. Kendra zesztywniała na jej widok. - Mówiłam ci, żebyś się odczepiła - warknęła. Janna oparła się o stół i pochyliła ku siostrze.

53

RS

- Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz tego faceta... - Jesteśmy dorośli, wiemy, co robimy - przerwał jej Evan. - Wątpię - burknęła Janna. - Chyba mamy wystarczająco dużo kłopotów z rodzicami? Musisz mącić na własną rękę? Ku zaskoczeniu Janny, Kendra chwyciła za szklankę i gdyby nie szybka interwencja Evana, chlusnęłaby siostrze piwem w twarz. - Odwal się! - wrzasnęła, zwracając na siebie powszechną uwagę. Gdy Janna nie ruszyła się z miejsca, Kendra zerwała się na równe nogi, chwyciła torebkę i zaczęła gramolić się zza stolika. Janna wybałuszyła oczy, widząc, jak krótką siostra ma spódniczkę. - Idziesz, Evan? - spytała Kendra, ignorując Jannę, jakby była niewidzialna. - Jadę do ciebie. Evan wstał bez słowa i ruszył za Kendra. Janna starała się nie pokazać po sobie, jak się czuła, ścigana zewsząd ciekawskimi spojrzeniami. Mitchellowie dostarczali naprawdę bogatego materiału plotkarzom z Oz. Zgnębiona Janna wyszła z baru i ujrzała tylne światła samochdu Kendry i Evana znikające w ciemnościach. Nie ma wątpliwości, że będą się dobrze bawić. Mama i tata również. Wszyscy się będą bawić - oprócz niej. Janna zatrzymała się na podjeździe przed domem Morgana i wyłączyła silnik. Przez długą chwilę biła się z myślami. Trzeźwość umysłu walczyła z nieopanowanym pożądaniem, które brało górę. A przecież, gdyby kierowała się rozsądkiem, powinna zabrać walizkę i gdzieś się wynieść. Na przykład do motelu. Tak, to byłoby racjonalne rozwiązanie. A Janna była przecież zawsze uosobieniem zdrowego rozsądku - nosiła odpowiednie buty, stonowane ubrania i podejmowała sensowne decyzje. Czy naprawdę chciała przehandlować te wszystkie lata rozsądnej egzystencji za jedną szaloną noc, podczas której pragnęła odnaleźć szczenięcą miłość? A może zrobić to, a potem szybko się wycofać? Na ganku zapaliło się zapraszająco światło, a po chwili Janna ujrzała zgrabną sylwetkę Morgana. Zdawało się, jakby na nią czekał, jakby witał ją powracającą do domu. Janna westchnęła. To nie był jej dom, lecz tej nocy zdawało jej się, że tak właśnie jest. W każdym razie, musi zabrać swoją walizkę. I wiele by dała za ciepły prysznic, który pozwoliłby jej się nieco zrelaksować po kolejnym koszmarnym dniu.

54

RS

Nie wiedziała, jak się zachowa, będąc sam na sam z Morganem, bo nie ufała sobie w tym względzie, ale wysiadła z samochodu. Morgan wpatrywał się w nią czujnym wzrokiem, jakby próbując się upewnić, że nic jej nie jest. Janna przystanęła na progu i ich spojrzenia się spotkały. Uciekaj, póki czas! - odezwał się ostrzegawczy głos w jej myślach. Pozwól mu się pocieszyć, wyszeptał inny. Zapomnij o swoim nieciekawym życiu. Był twoją pierwszą miłością, dlaczego nie z nim miałby być ten pierwszy raz? - Janna? - rzucił z lekkim niepokojem. Zastanawiała się, czy wygląda na tak zagubioną i bezradną, jak się czuła. Z trudem przełknęła ślinę i niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. - Co się dzieje? Powiedz, Janna - dodał cicho. Po długiej chwili namysłu podjęła decyzję. - Morgan, zrobisz coś dla mnie, jeśli cię o to poproszę? - wyrzuciła z siebie gwałtownie. - Co tylko zechcesz - odpowiedział spokojnie. - Jestem do twojej dyspozycji. Zabrzmiało to tak szczerze, a Morgan wyglądał tak pociągająco, że Janna miała ochotę rzucić mu się na szyję. Opanowała się jednak, zbliżyła się do niego i przytuliła głowę do jego torsu. Westchnęła, gdy objął ją i mocno przytulił, pocierając lekko brodą o czubek jej głowy. Poczuła, że chce jej się płakać ze wzruszenia. - Właśnie miałem jechać, by sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku - powiedział cicho. - Bałem się, że znowu poprztykałaś się z siostrą albo ci twoi adoratorzy... - urwał. - Siedziałam z nimi tylko dla zabicia czasu - przerwała, przytulając się mocniej. - Nie mówmy teraz o tym wszystkim, dobrze? Chciałabym tylko wziąć prysznic i trochę się pozbierać... albo całkiem się rozsypać, nie wiem... Morgan wpuścił ją do środka i zaprowadził do sypialni. - Rozgość się, ja wrzucę pizzę do piecyka. Prawie nic dziś nie jadłaś. - Nie jestem głodna. Ja... Gdy zamknął jej usta pocałunkiem, czuła się, jakby miała zaraz omdleć u jego stóp, lecz po chwili ożywił ją gwałtowny przypływ energii. Tego jej właśnie było trzeba, jego pocałunki przywracały ją do życia. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Do diabła z gorącą kąpielą i pizzą. Wystarczy jej dotyk tego umięśnionego ciała, które tak cudownie zespala się z jej własnym. Tak, był jej portem w czasie burzy, kotwicą podczas sztormu.

55

RS

Zanim zdążył całkowicie się zapomnieć, Morgan odsunął ją delikatnie od siebie. - Weź prysznic - powiedział rzeczowo. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, lekko urażona. - Jesteś na mnie zły? - Nie, jestem zły na siebie - burknął Morgan z ponurą miną. Spojrzała na niego pytająco, lecz on skierował ją delikatnie do łazienki i powiedział: - Nie pytaj o nic, idź się wykąpać. Poszła do łazienki, zastanawiając się, o co mu chodzi. Musi jej wyjaśnić, nie da mu spokoju. Wygląda na to, że on jest jej najbliższym przyjacielem w Oz, zwłaszcza teraz, gdy cała rodzina zwróciła się przeciwko niej. Janna westchnęła i zdjęła ubranie. Jęknęła z rozkoszy, czując ciepłe, kojące strugi wody.

56

ROZDZIAŁ SIÓDMY

RS

Morgan, idąc do kuchni, marzył o tym, by jakimś cudem przenieść się do przyszłego tygodnia. Dobrze wiedział, że wystarczy nikły gest zachęty ze strony Janny, a skorzysta z sytuacji i chwilowego braku równowagi emocjonalnej. Dręczyło go to, że tak bardzo jej pragnie, ale nie zmierzał zaprzeczać, że tak właśnie jest. Nie wolno mi jej tknąć, upominał się w myślach, rozdzierając plastikowe opakowanie pizzy. Włożył mrożonkę do żaroodpornego naczynia, włożył je do piecyka, nastawił temperaturę i zegar. Pragnął kobiety, która nigdy wcześniej nie była z mężczyzną. Czuł się jak lubieżnik, który dybie na cnotę bezbronnej dziewicy. Wzdychając ze złością, usiadł na krześle i zaczaj bębnić palcami po stole. Obiecał sobie w duchu, że zachowa się jak dżentelmen. Nakarmi Jannę, położy ją do łóżka, a potem wyjdzie na dwór i będzie wył do księżyca z powodu niezaspokojonej żądzy. Lodowaty prysznic też nie zaszkodzi. Ustaliwszy taki program zajęć, Morgan niecierpliwie oczekiwał Janny. Gdy wyłoniła się z sypialni, ubrana w jego biały podkoszulek (i nic poza tym!), jego szlachetne postanowienia natychmiast wzięły w łeb, niby kamikadze spłonęły w rozpaczliwym akcie samozagłady. Mimowolnie westchnął, gdy zaczął błądzić wzrokiem po półprzezroczystym podkoszulku, który sięgał jej do połowy ud i kusząco opinał się na czubkach jej piersi. - Pozwoliłam sobie pożyczyć twój T-shirt - powiedziała, zatrzymując się kilka kroków od niego. - Właśnie widzę - wydusił, zły na siebie, że nie panuje nawet nad swoim głosem. - Mam nadzieję, że się nie gniewasz? Zrobiła krok w jego kierunku. Poczuł zapach mydła i jej ciała, starał się na nią nie patrzeć, lecz nie mógł oderwać od niej wzroku. - Wyjaśnij mi, dlaczego jesteś na siebie zły - poprosiła, znów zbliżając się kocim krokiem. - Bo jestem - mruknął. - To żadna odpowiedź. - Sama wiesz, co się ze mną dzieje, gdy jesteś zbyt blisko. - Wiem, podniecam cię - przyznała bezceremonialnie. - To mało powiedziane - prychnął.

57

RS

- Ale nie gustuję w przelotnych przygodach i dobrze o tym wiesz - dodała Janna i z uśmiechem przejechała ręką przez jego włosy. - Okazałeś się moim najlepszym przyjacielem. Mogę ci się zwierzyć, zwrócić do ciebie o pomoc. Chcę być z tobą szczera. Te słowa go wzruszyły, a jej dotyk jeszcze wzmógł pożądanie. Miotały nim sprzeczne emocje. Pragnął jej fizycznie, ale nie chciał jej skrzywdzić. - Janna... - zaczął niepewnie. Usiadła mu na kolanach i przytuliła się, a on bez namysłu ją objął. Z rozkoszą wdychał jej zapach. - Chcę się z tobą kochać - wyszeptała. On pragnął tego samego, i to jak! - Morgan, słyszałeś, co powiedziałam? - spytała, patrząc mu w oczy. O tak, słyszał doskonale, lecz język stanął mu kołkiem, zapach jej ciała go odurzał. Gdy pogładziła ręką jego tors, serce zaczęło mu tak walić, że przewidywał poważne uszkodzenie żeber. - Powiedziałeś, że zrobisz wszystko, co zechcę -przypomniała słodko. Wszystko, czego potrzebuję. A ja właśnie tego potrzebuję. Nie spełniam może ogólnie przyjętych standardów, ale postaram się ciebie usatysfakcjonować... Położył palec na jej aksamitnych ustach i przymknął na chwilę oczy, by się opanować i móc wydobyć głos. Gdy je otworzył, wpatrywała się w niego. Wiedział, że w tej rozgrywce nie ma szans, ale zastrzegł się na wszelki wypadek: - Rano możesz żałować, a ja stracę przyjaciółkę. Pokręciła z uśmiechem głową, a kasztanowe kosmyki jej włosów połaskotały go figlarnie po twarzy. - To ja coś stracę, ale tobie przypadnie w udziale honor odebrania mi tego, bo mam do ciebie zaufanie i cię szanuję. - Na twoim miejscu byłbym ostrożniejszy. Leciutko musnęła wargami jego usta i usadowiła się w pozycji, która podniecała go jeszcze bardziej. Naelektryzowane powietrze rozdarł dzwonek czasomierza z kuchenki. Morgan aż podskoczył. - Pizza gotowa - powiedział, łapiąc ją wpół, zanim straciła równowagę. - Ja też. - Zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała prosto w oczy. - Pizza albo ja, Morgan. Twój wybór. - Nie będę się długo zastanawiał - powiedział, wstając z krzesła, z Janną, która oplotła mu nogi wokół pasa. Wyłączył piecyk i ruszył w stronę sypialni. - Dobra, kotku, sama chciałaś.

58

RS

- Pewnie, że tak - przekomarzała się z nim po drodze. - Włożyłam twój podkoszulek na gołe ciało w nadziei, że cię uwiodę, więc możesz sobie darować wszelkie skrupuły. Skrupuły owszem, ale nie starania. Położył ją delikatnie na łóżku, obiecując sobie, że będzie czuły, delikatny i zadba przede wszystkim o jej rozkosz, nawet jeśli miałoby go to zabić. Wyobrażał sobie gorsze rodzaje śmierci. Najważniejsze, by nie rozczarować Janny. Bez mrugnięcia okiem przyglądała się, jak Morgan zdejmuje koszulę, którą odrzucił na bok. Patrzyła z podziwem na jego męski tors, umięśniony brzuch i ramiona. Gdy zdjął dżinsy, uniósł pytająco brwi, jakby sądził, że ona się rozmyśli. - Jeszcze nie jest za późno, by zmienić zdanie - powiedział. - „A kto nie przemówi teraz, niechaj zamilknie na wieki". - Możemy zgasić światło? - spytała, patrząc zarumieniona na jego bokserki. - Odważna, ale nie aż tak - zachichotał, wyłączając lampę. Pokój pogrążył się w ciemnościach, rozjaśnionych lekko blaskiem księżyca wpadającym przez okno. - Lepiej teraz? - Tak, przynajmniej ten pierwszy raz - odparła. - Pierwszy raz? - zaśmiał się. - A ile razy planujesz tej nocy? - Zdjął bokserki i położył się obok niej. Janna wyciągnęła rękę, by pogładzić jego owłosiony tors. - Tyle, ile potrzeba, żeby mi to dobrze wyszło. - Jak zawsze perfekcjonistka? - Tak, przecież wybrałam cię ze wszystkich mężczyzn na tej planecie. - Ach, Janna - szepnął, a potem zamknął jej usta pocałunkiem. Czuła się tak, jakby jego wargi i ręce były wszędzie jednocześnie, grały na jej ciele jak wprawny pianista, wyczarowujący z instrumentu cudowną muzykę. Nie wiedziała, że to może być tak przyjemne... Janna jęknęła cicho i przeciągnęła się, gdy Morgan zapalił światło i obsypał jej twarz pocałunkami. Czuła się tak cudownie zrelaksowana i ociężała, że nie ruszyłaby się z łóżka, choćby od tego zależało jej życie. Być może dla niego takie doświadczenie to chleb powszedni, ale dla niej... Morgan wiedział, jak dotykać kobiety i sprawić, by odpłynęła w rozkosz w jego silnych ramionach! - Cześć, śpioszku - szepnął, siadając obok niej na łóżku. - Już ranek? - spytała zaspanym głosem.

59

RS

- Nie, pozwoliłem ci się trochę zdrzemnąć, ale teraz musisz coś zjeść. Jeśli nie utrzymamy wagi twojej kategorii, nie będziesz mogła stoczyć kolejnej rundy walki z rodzinką. - Nie chce mi się jeść - mruknęła, poddając się z rozkoszą jego pocałunkom. - A teraz bądź grzeczna i zjedz - powiedział stanowczo, przerywając pieszczoty. Janna oparła się o zagłówek łóżka i pozwoliła nakarmić się gorącą pizzą. - Najpierw używasz różnych sztuczek, by opętać kobietę, a potem zaczynasz nią dyrygować - zażartowała przekornie. - Pyszne, dziękuję, Morgan. - Wszystko, czego ci tylko trzeba - odparł, robiąc aluzję do ich wcześniejszej rozmowy, po której wylądowali w łóżku. Janna uśmiechnęła się szelmowsko, żując pizzę. - Nie sądzę, abym bawiła się równie dobrze dwanaście łat temu, kiedy byłeś jeszcze amatorem. Cieszę się, że zaczekałam, aż osiągniesz poziom profesjonalny. Morgan aż zakrztusił się ze śmiechu, więc walnęła go mocno w plecy. - Dzięki - jęknął zduszonym głosem. Janna ugryzła kolejny kawałek pizzy i zmarszczyła w zamyśleniu brwi. - Jak myślisz, co jest podstawą udanego i trwałego związku? - spytała. - Mnie o to pytasz? Produkt uboczny trzech rozwodów? Chyba zaangażowanie emocjonalne. Jeśli mówisz „dopóki śmierć nas nie rozłączy", to znaczy, że tak czujesz. Janna skinęła potakująco głową. - Tak, najważniejsze jest podejście do partnera. Nie wolno zdradzać i trzeba dbać o to, by znosić wzloty i upadki codzienności. Trzeba dawać sobie wzajemne oparcie i współpracować, myśleć w kategoriach „my", a nie ,ja". Trzeba pozostać w zgodzie ze sobą i pozwolić na to samo drugiej osobie. Myślę, że trzeba też lubić i szanować tę drugą osobę, aby związek miał się utrzymać. - Jasne - przyznał Morgan, sięgając po dwie szklanki z mrożoną herbatą. Trzeba wyjaśniać na bieżąco wszystkie nieporozumienia i pretensje, żeby się nie nawarstwiały. - Tak, przede wszystkim trzeba być przyjaciółmi - Tak jak my - dodał Morgan. - Wyznałem ci, co czułem w związku z zachowaniem mojej matki. Zazwyczaj nie opowiadam nikomu, że

60

RS

cierpiałem, bo nie kochała mego ojca ani nikogo innego na tyle mocno, by się z nim związać na poważnie. - No właśnie. Jeśli nie możesz porozmawiać z partnerem o swoich uczuciach, chociaż oddajesz mu swoje ciało, jesteś w jego obecności naga-w szerokim sensie tego słowa, to znaczy, że tak naprawdę nie jesteście w związku. - Dlatego właśnie nie rozumiem mojej matki. Po co tyle razy wychodziła za mąż, skoro tak naprawdę zależało jej tylko na seksie bez zobowiązań? Janna zjadła kolejny kawałek pizzy. - Moi rodzice chyba kiedyś mieli dobry kontakt ze sobą. I chyba było im dobrze w łóżku. Dlaczego więc tak oddalili się od siebie? - zastanawiała się głośno. - Może jak Kendra i ty się wyprowadziłyście, zaczęli w bardziej egoistyczny sposób podchodzić do życia? - Chyba masz rację - przyznała Janna. - Mama zajęła się karierą w tym samym czasie, gdy tata zrezygnował ze swojej. Przestali się zastanawiać, co jest dobre dla rodziny, bardziej zaczęło ich obchodzić to, co jest najlepsze dla nich. Dlaczego tacie tak zaczęło zależeć na podróżach i zmienił swój wygląd? Morgan oparł się o zagłówek i westchnął. - Powiedział mi kiedyś, że pewien jego przyjaciel zawsze rozwodził się nad tym, gdzie pojedzie na emeryturze, ale nie dożył tej chwili. Myślę, że to dało Johnowi do myślenia. Boi się, że będzie za późno, jeśli przyjdzie mu czekać, aż Sylvii znudzi się sklep. Co do wyglądu, pewnie spojrzał któregoś dnia w lustro i ujrzał starszą wersję samego siebie. Doszedł do wniosku, że nie podoba się Sylvii, i postanowił coś z tym zrobić. - Chcesz powiedzieć, że mężczyzna uważa, że przestaje być atrakcyjny, bo jego ciało się zestarzało? - Coś w tym rodzaju - przyznał Morgan. - Powiem ci coś, jak obiecasz, że nie powiesz żadnemu facetowi, że ci zdradziłem ten straszliwy sekret. Powiedział to tak poważnie, że Janna położyła rękę na piersi i oświadczyła uroczyście: - Przysięgam. - Chodzi o to, że męskie ego jest bardzo wrażliwe. Udajemy, że nam na tym nie zależy, ale w głębi serca chcemy wierzyć, że mamy ciało greckiego boga, które oszałamia kobiety. Gdy ciało flaczeje, tracimy wiarę w siebie.

61

RS

- Ty nie musisz się przejmować. Nigdy mi się nie znudzi patrzenie na ciebie... - wyrwało się Jannie, która szybko ugryzła się w język. - Naprawdę? Podoba ci się moje ciałko? - Morgan uniósł żartobliwie brew. - Jasne. - Teraz może tak, ale co będzie za trzydzieści lat? Co będzie, jak mi wypadną włosy, połowa zębów i zrobi mi się oponka z tłuszczu? Czy wtedy też będę cię kręcił, kotku? Janna obawiała się, że tak, bo - ku swemu przerażeniu - zaczęła dochodzić do wniosku, że zakochała się ponownie w tym samym chłopaku. To było nielogiczne, bezsensowne, ale tak właśnie było. Morgan miał wszystko, czego potrzebowała - dawał jej wsparcie, był troskliwy, uczciwy i pokazał jej, czym jest prawdziwa namiętność. Gdyby miała wyobrazić sobie, jak wygląda jej Pan Doskonały, nazywałby się Morgan Price. - To jak? - spytał. - Gdybyś tak się zastanowiła nad tym pytaniem... - Tak naprawdę? - No jasne. - Prawda jest taka, że nieważne, ile sztucznych zębów musiałbyś sobie wstawić, żeby móc jeść. Patrząc na ciebie, myślałabym, że wygrałam główną nagrodę na loterii, bo i tak byłeś kiedyś ładniejszy ode mnie. A poza tym podoba mi się, co masz w sercu, i odpowiada mi twoja osobowość, więc... - Chwileczkę, kochanie, przewiń taśmę i puść to od początku - przerwał Morgan. - Ta fascynująca dyskusja o warunkach, jakie musi spełniać dobry związek, nie może toczyć się dalej, jeśli nie ustalimy jednej rzeczy - pogroził jej palcem - Jesteś oszałamiająca... i nie patrz na mnie z takim niedowierzaniem. To święta prawda. Gdy parsknęła kpiąco, Morgan ujął jej twarz w dłonie i powtórzył: - Naprawdę. Jesteś bystra i lojalna i do tego tak atrakcyjna, że nie mogłem przestać myśleć o tobie od chwili, gdy tu przyjechałaś. I zanim zaczniesz myśleć, że to, co robiliśmy w tym łóżku, to tylko seks, powiem ci, że rzuciłaś mnie na kolana, bo jesteś wspaniała. Dotarło, kotku? Janna gapiła się na niego, zdziwiona tą nagła potrzebą przekonania jej, że jest nieprzeciętna. Chociaż wierzyła w swoje talenty i zdolności, nigdy nie uważała się za piękność, rezerwując to miano dla matki i siostry. - Dotarło? - powtórzył Morgan. - Skoro tak twierdzisz...

62

RS

- Owszem. - Połaskotał ją żartobliwie, a potem pogłaskał po piersiach przykrytych prześcieradłem. - Zaraz ci to udowodnię - dodał z szelmowskim uśmieszkiem. - Czy to pogróżka? - spytała przekornie. - Może nie, ale coraz trudniej mi się skoncentrować na rozmowie. Wolałbym zacząć na nowo to, co niedawno skończyliśmy, żeby przekonać się, czy jest tak dobrze, jak zapamiętałem. - A było? - spytała Janna, bacznie mu się przyglądając. - Dobra byłam, jak na pierwszy raz? - Gdybyś była choć odrobinę lepsza, kochanie, chyba bym tego nie przeżył - powiedział, całując ją na koniec w usta. Potem oparł się o zagłówek i zaczął zastanawiać nad tym, jak rozwikłać konflikt Mitchellów. Wiedział, że jest to istotne dla Janny, było więc ważne także dla niego. - Skoro omówiliśmy już parę ważnych spraw, zastanówmy się może nad tym, jak pogodzić twoich rodziców - powiedział. - Masz jakiś pomysł? - Trzeba wymyślić coś takiego, żeby zapomnieli o urazach i zjednoczyli siły. Trzeba ich czymś zaskoczyć. Potrzebna jest emocjonalna terapia szokowa. Morgan aż podskoczył, bo nagle wpadł mu do głowy świetny pomysł. - Wiem! - zawołał triumfalnie. - Co takiego? Morgan spojrzał na nią z powątpiewaniem. - Niee, to by nie było dobre, ucierpiałaby twoja reputacja... Poza tym trzeba by trochę poudawać. Mogłabyś poczuć się urażona albo zażenowana. Już ci to raz zafundowałem i nie chcę znowu czuć się tak parszywie. Nie, to nie jest dobry pomysł. - Pozwól, że ja o tym zadecyduję - powiedziała, patrząc na niego z żywym zainteresowaniem. - O co chodzi? Uwielbiał, gdy okazywała takie zaangażowanie. Nigdy nie zapomni tej sceny z Richardem w sklepie, kiedy rzuciła się na niego jak tygrysica. Ta drobna kobietka miała charakter ze stali i ognisty temperament. - Gadaj! - zakomenderowała. - Albo zastosuję świeżo nabyte kobiece sztuczki i będę cię torturować tak długo, aż poprosisz, bym ci pozwoliła wyśpiewać wszystko. - Czy to pogróżka? - zaśmiał się wesoło. - Masz mnie w garści, o pani.

63

RS

- To lubię - mruknęła z zadowoleniem i musnęła go ustami. - Chyba w ciągu jednej nocy zamienię się z abstynentki w osobę uzależnioną. Morgan zakończył sprzeczkę pocałunkiem, który nie trwał tak długo jak by sobie tego życzyli, bo nagle rozległo się walenie do drzwi. Janna i Morgan odskoczyli od siebie, zaskoczeni. - Morgan, jeśli Janna jest tam z tobą, rozerwę cię na strzępy! - rozległ się wrzask Johna. - Tata! - pisnęła Janna, po czym wyskoczyła z łóżka i zaczęła gorączkowo szukać swojego ubrania. - To jaki jest ten twój plan? Mów szybko, zanim się ta włamie - ponagliła. - Pomysł jest taki - zaczął Morgan, wciągając dżinsy. - Ty i ja zapałaliśmy do siebie tak silnym uczuciem, że postanowiliśmy wziąć ślub tego samego dnia co Kendra i jej zastępczy narzeczony. Myślę, że Sylvia i John zapragną przemówić nam wszystkim do rozumu. Janna zamarła na chwilę z bluzką Kendry w ręku. - Mama i tata dostaną szału! Na pewno rzucą się wspólnie na mnie i Kendrę! Świetny pomysł. - Wściekną się na mnie i Evana, bo będą uważali, że chcemy wykorzystać chwilowe szaleństwo córek. Musisz przekonać rodziców i wszystkich dookoła, że jesteś zakochana we mnie po uszy. - Bo byłeś moją pierwszą miłością i nigdy o tobie nie zapomniałam dodała, szybko wciągając dżinsy. - To mi się podoba. A wszyscy w Oz wiedzą, że Evan nigdy nie zapomniał o Kendrze. Co do mnie, jedno spojrzenie wystarczyło, bym stracił głowę, więc chodziłem za tobą krok w krok, pilnując, by cię nikt nie poderwał. Wchodzisz w to? - Jasne - przytaknęła, idąc za nim do holu. - Morgan! - wrzasnął John, waląc pięścią w drzwi. - Otwórz te cholerne drzwi albo zaraz je wyważę! Morgan ujął Jannę za rękę i przesunął ją delikatnie za siebie. - Przyjmę na siebie ten atak - powiedział. - Jak ma się rzucić komuś do gardła, lepiej, żebym to był ja. Ty tylko udawaj, że omdlewasz z miłości.

64

ROZDZIAŁ ÓSMY

RS

Janna wiedziała, że udawanie miłości do Morgana przyjdzie jej bez trudu. Poza tym uważała, że jego plan jest bardzo dobry, zwłaszcza że Kendra zamierzała wkrótce ogłosić swoje zaręczyny z Evanem. Janna miała nadzieję, że ojciec nie zdzierży obu tych rewelacji i natychmiast pobiegnie do matki, by powiadomić ją o zamiarach zwariowanych córek. - Liczę do trzech! - wrzasnął za drzwiami John. - Raz, dwa... Morgan otworzył drzwi, a John zawisł z jedną nogą w powietrzu. Ledwie ją postawił i złapał równowagę, zaczął lustrować wzrokiem nagi tors Morgana, jego bose stopy i zmierzwione włosy. Potem przeniósł rozwścieczony wzrok na Jannę. - Co się tu, u diabła, wyprawia! - wrzasnął. - Cholera jasna, mówiłeś rano, że chociaż samochód Janny stoi przed twoim domem, ona nocuje u Kendry. Okłamałeś mnie! Morgan nie zaprzeczył, bo taka wersja pasowała do jego planu. John przeniósł mordercze spojrzenie na córkę. - A ty co sobie wyobrażasz?! Co tu w ogóle robisz? Janna objęła czule Morgana w talii i oświadczyła z niewinną minką: - Zakochałam się w Morganie i spędzam z nim każdą wolną chwilę. John wytrzeszczył oczy i natychmiast zwęził je ze złością. - Przecież dopiero co przyjechałaś! - No tak, ale takie rzeczy się po prosta wie - rzuciła beztrosko Janna, po czym przyciągnęła głowę Morgana i mocno pocałowała go w usta. John zakipiał z wściekłości. - A ja szaleję za Janną - Morgan dolewał oliwy do ognia. Przejechał pieszczotliwie palcami przez jej włosy. - Okazało się, że bardzo do siebie pasujemy. - Powariowaliście! - wrzasnął John. - Tak nie można. Nie można robić takich rzeczy w małej mieścinie! - Nieważne, kto wie - odparła Janna, wzruszając ramionami. Uścisnęła Morgana, a potem odpaliła największy pocisk: - I tak za miesiąc się pobieramy. - Co takiego? - John miał taką minę, jakby dostał cios w szczękę. Morgan pokiwał z uśmiechem głową. - Tak, wyprawimy podwójne wesele z Kendra i Evanem. Co ty na to? John oparł się o drzwi z taką miną, jakby zaraz miał zemdleć.

65

RS

Janna z trudem powstrzymała się od chichotu. - To ty jeszcze nic nie wiesz? - spytała. - Kendra bierze ślub, bo przecież wszystko już przygotowane. Wyskrobie imię Roberta i wpisze Evana. Oszczędzimy też mamie i tobie wydatków, jak podłączymy się pod ich ceremonię. Prawda, że bardzo rozsądnie? John otworzył i zamknął usta, niby jakaś wielka ryba. - Janna unowocześni mój system komputerowy i księgowość - wtrącił Morgan, stawiając Jannę przed sobą i przyciągając ją do swego nagiego torsu. - Partnerstwo na zasadach fifty-fifty. - Ale przecież masz świetną pracę w Tulsief - zaoponował rozpaczliwie John. Janna nonszalancko wzruszyła ramionami. - Praca to tylko praca, tato. Chcę i potrzebuję Morgana. Jeśli postanowi sprzedać dom i rozbić namiot na pustyni, pojadę za nim, bo go kocham i jestem z nim niesamowicie szczęśliwa. Chcę być z nim zawsze i wszędzie. - Chyba wam odbiło! - wrzasnął John. - Zachowujecie się nieodpowiedzialnie, tak samo jak ta twoja siostra - wymierzył oskarżycielko palec w Jannę. - Nie wiem, co się z tobą dzieje! - Chętnie ci wyjaśnię - powiedziała z uśmiechem. - Myślę, że podjęłam najmądrzejszą decyzję w życiu. Wrócę w rodzinne strony, będę blisko rodziny i będę mieć cudownego męża. Przecież Morgan był moją pierwszą miłością. Całe Oz o tym wie. Przez wiele lat paliłam świeczkę przed jego wizerunkiem i porównywałam do niego wszystkich napotkanych mężczyzn. - A ja zawsze żałowałem, że nie udało mi się bliżej poznać Janny. Morgan czule ją przytulił i potarł brodą o czubek jej brody. - W chwili gdy weszła do mojego sklepu, zrozumiałem, że nigdy sienie ożeniłem, bo czekałem na nią. Gdy poznaliśmy się w szkole, byliśmy za młodzi, a teraz jest w sam raz. No wiesz, przeznaczenie i tak dalej... John oparł się rękami o framugę, jakby historyjka, którą go karmili, powodowała u niego mdłości. - I nie muszę przekonywać cię chyba, że Evanowi zależy na Keni ciągnęła bezlitośnie Janna. - Wszyscy wiedzą, że nie przestał jej kochać po tym, jak Richard sprzątnął mu ją sprzed nosa. Oczywiście, masz rację, że Keni została oszukana i chce się odegrać. Jednak to właśnie Evana wybrała na pocieszyciela, więc pewnie czuje się z nim bezpiecznie. Na pewno będzie z nim szczęśliwa.

66

RS

- To wszystko jest bez sensu, nie można w kilka dni decydować o przyszłości! - Mamy na to cały miesiąc - powiedziała z przekonaniem Janna. - Jak pomieszkam z Morganem parę tygodni, nasz związek będzie funkcjonował jak doskonale naoliwiona maszyna. - Nie będziesz z nim mieszkać, zabraniam! - oburzył się John. - I twojej stukniętej siostrze powiem to samo. Nie będziesz żyła w grzechu, jeśli mam tu jeszcze coś do powiedzenia! - Raczej nie - zauważył Morgan. - Ja mam trzydzieści lat, a ona dwadzieścia osiem. Jesteśmy dorośli, zakochani i wiemy, co dla nas dobre. - O nie, rozumu wam akurat brakuje! Rzucam pracę! Nie mam zamiaru patrzeć, jak się gzicie pod moim nosem! Janna westchnęła, a potem przytuliła się do Morgana. - Tato, robi się późno - powiedziała ze znużeniem. - Jestem zmęczona i chcemy już wracać do łóżka. - O nie! - John wyciągnął rękę, by chwycić córkę za nadgarstek, ale Morgan był szybszy. Unieruchomił rękę Johna i powiedział: - Nikt nie będzie zmuszał mojej przyszłej żony do niczego. Nawet jej własny ojciec. John wycofał się za drzwi. - Miałem cię za rozsądnego faceta - powiedział ponuro. - Pójdę rozmówić się z Keni, może ona ma więcej rozumu niż wy razem wzięci. Gdy drzwi się zamknęły, Janna aż podskoczyła z radości i zawołała: - Świetnie nam idzie! Ale muszę zadzwonić do Keni i uprzedzić ją o wizycie rozjuszonego taty. - Nie, wracaj do łóżka, a ja pogadam z Evanem. Wyjaśnię mu cały plan. - Dzięki, ale ustalmy jedno... - Co takiego? - Skoro całe miasto ma się dowiedzieć, że jestem twoją kochanką, spodziewam się czerpać z tego pewne korzyści. Chyba rozumiesz... - Cokolwiek zechcesz, kotku... - szepnął Morgan, zachwycony tą perspektywą. - Ale... Nie chciałbym, żebyś czuła się zażenowana czy urażona z powodu naszej intrygi. Twoja reputacja ucierpi bardziej od mojej, bo mężczyźni zawsze mają taryfę ulgową. Będę uchodził za macho, który rzucił cię do swych stóp.

67

RS

- Nic mnie nie obchodzi, co będą gadać, naprawdę - zapewniła z uśmiechem Janna. - Po prostu będę z tobą przez chwilę. A tata i mama, mam nadzieję, dojdą przez ten czas do porozumienia. Morgan przyglądał jej się przez dłuższą chwilę z nieukrywaną czułością. - No dobrze, ale obiecaj mi, że jeśli ktoś cię obrazi, ja pierwszy się o tym dowiem i zrobię z tym porządek. Janna uśmiechnęła się, wzruszona jego opiekuńczością. - Chyba nie zauważyłeś, jak obeszłam się z Richardem Samsonem. Umiem o siebie zadbać, robiłam to przez całe lata. Jeśli bardzo tego chcesz, możesz dobić przeciwnika, gdy już go znokautuję. - Zgoda - pocałował ją w czoło. - Pójdę zawiadomić Evana. Morgan poszedł do kuchni i zadzwonił do Evana, który był wyraźnie niezadowolony, że ktoś mu przeszkadza. Jednak należało go uprzedzić, że jest ścigany przez uzbrojonego we wściekłość przyszłego teścia. Morgan pospiesznie mu wytłumaczył, na czym polega jego intryga, i wspomniał o planowanym rzekomo podwójnym ślubie. - Halo? Jesteś tam? - spytał, gdy po drugiej stronie linii zapadło długie milczenie. - Tak, musiałem odzyskać głos po tym, co usłyszałem. Mówisz poważnie? - Tak, będziemy udawać zakochanych, którzy zamierzają się pobrać. I wy róbcie to samo. - O, my to na poważnie, przecież wiesz - zapewnił szybko Evan. - O, widzę światła, pójdę uprzedzić Kendrę. Morgan odwiesił słuchawkę i poszedł do sypialni. Zamierzał sumiennie odgrywać rolę zakochanego narzeczonego. Był bardzo zadowolony ze swojej intrygi, wiedząc, że sam najbardziej na niej skorzysta. Gdy wszedł do sypialni, Janna właśnie poprawiała zmięte prześcieradła na łóżku. - Chodź, kochanie, pokażę ci, jaki mam fajny prysznic - powiedział, podnosząc znacząco brwi. - Ale ja już go przecież widziałam - opierała się żartobliwie. - Tak, ale nie oglądaliśmy go razem. A przy okazji mógłbym nauczyć cię paru rzeczy, skoro tak palisz się do studiów... - Czy zostawimy zapalone światło? - spytała Janna ostrożnie. - Oczywiście - powiedział, ściągając z niej bluzkę i odsłaniając jej śliczne piersi. - Sprawdźmy więc, jak będzie pod tym prysznicem - szepnęła.

68

RS

Jak na nowicjuszkę, Janna bardzo szybko orientowała się, co sprawia mu przyjemność, a przede wszystkim sama umiała ją czerpać. Podobno mężczyzna musi mieć trochę czasu, by nabrać sił po akcie miłosnym, ale Morganowi wystarczyła chwila, jaką zajął im powrót z łazienki do sypialni. To była najbardziej niesamowita noc miłosna, jaką przeżył. Zdawało mu się, że Janna dzieli się z nim namiętnością, którą nagromadziła w sobie przez całe życie. Była nienasycona, cudowna. Wreszcie znalazł kobietę, z którą czuł się cudownie w łóżku i poza nim. Janna przeciągnęła się z przyjemnością. Była trochę niewyspana po zaledwie dwóch godzinach snu, ale czuła się cudownie. Odkrycie, czym jest prawdziwa namiętność, pod kierunkiem tak cudownego nauczyciela jak Morgan, było przyjemną niespodzianką. - Dobrze, że już nie śpisz - odezwał się Morgan. Odgarnęła splątane włosy i uśmiechnęła się na widok Morgana, gdy zbliżał się z tacą, na której parowała pachnąca kawa. - Będę od dziś pilnował, żebyś jadła trzy posiłki dziennie - oświadczył, siadając. Janna oparła się o zagłówek i zaczęła chrupać pyszne grzanki. - I tak będzie codziennie, dopóki nie powiedzie się nasz plan pogodzenia rodziców? - Oczywiście - potwierdził stanowczo. - Jeśli mnie się zdarzy wpaść w jakieś uczuciowe tarapaty, z powodu których nie będę jeść i spać, upoważniam cię do takiego samego terroru. To ma być wzajemne wsparcie. - Właśnie o czymś takim zapomnieli chyba moi rodzice. - Janna pokiwała głową i wypiła łyk kawy. - Właśnie, ale my mamy przecież stanowić pokazowy model doskonałej pary. Ilekroć twoi rodzice będą atakować nas za lekkomyślne podjęcie decyzji o małżeństwie, będziemy demonstrować, jak wspaniale funkcjonuje nasz związek. - Ale bardzo subtelnie, poprzez różne delikatne aluzje - Janna uśmiechnęła się do Morgana, a potem pochyliła impulsywnie, by pocałować go w usta. Jesteś genialny, kochanie, masz takie znakomite pomysły. - Dzięki, poczekajmy z takimi scenami na publiczność - zaśmiał się Morgan. - A tak na marginesie... Domek na kółkach już nie jest zaparkowany na moim podjeździe. - A gdzie? U twojej mamy? - spytała zaniepokojona Janna.

69

RS

- Nie - pokręcił głową i z zadowoloną miną wgryzł się w grzankę. - Mam nadzieję, że na jego własnym terenie. Może John właśnie rozmawia z Sylvia na wiadomy temat... - Żeby to była prawda! - Janna z westchnieniem ulgi opadła na oparcie łóżka. - To byłby pierwszy krok do pojednania. Nie możemy im tego jednak zbytnio ułatwiać. Muszą stoczyć batalię ze mną i Keni i być na tyle długo po tej samej stronie barykady, żeby już tam na stałe pozostać. Dobrze mówię? - Dobrze, a my tymczasem będziemy poznawać się wzajemnie. Zacznijmy od finansów. Jestem dość oszczędny, a ty? Szastasz pieniędzmi na lewo i prawo? - Nie. Chlubię się swoim rozsądkiem i odkładam na czarną godzinę. - Świetnie. Jesteś rannym ptaszkiem czy sową? - Zazwyczaj wstaję rano, chyba że ktoś uniemożliwia mi spanie przez całą noc... - odparła z figlarnym i zalotnym uśmiechem. - To tak samo jak ja. Nie wiem tylko, po której stronie łóżka wolisz spać, bo byliśmy we wszystkich możliwych pozycjach... - uśmiechnął się seksownie, a Janna od razu nabrała ochoty, by zacząć wszystko od nowa, choć zarumieniła się na wspomnienie ostatniej nocy. Sama siebie nie poznawała. - Tak, zgadzam się, było niesamowicie - skomentował jej rumieniec Morgan. - No, ale którą w końcu wolisz? - Lewą. A ty? - Jestem praworęczny. Jedzenie? - Włoskie, meksykańskie i grube, krwiste steki. A ty? - To samo, tylko w odwrotnej kolejności. - Świetnie, kupię dziś steki na kolację. Moja kolej gotowania. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, skorzystam z twojej pralki i suszarki. Mogę przy okazji wrzucić twoje rzeczy. - Dobra. - Pociągnął łyk kawy. - Średnio wysmażone. Bez krochmalu. - Czyli ziemniaki odpadają? - zażartowała i zrobiła śmieszną minę. - Jeśli chodzi o moje koszule, to na pewno - przyznał, a potem przeszedł do listy ulubionych mięs, zapiekanek, warzyw i deserów. Powiedział też, co lubi czytać, jakie seriale oglądać i oczywiście wymienił ulubione programy sportowe. - Ojej, tu może być problem - wtrąciła Janna. - Ja lubię bardziej programy historyczne, artystyczne i rozrywkowe.

70

RS

- Trzeba będzie pójść na kompromis - zawyrokował. - Ale jedno ci powiem: gdy występuje na żywo drużyna college'u, w którym grałem, siedzę na kanapie z popcornem i colą. Wytrzymasz to jakoś? Janna objęła go serdecznie za szyję i powiedziała z uśmiechem: - Nie ma sprawy, kotku. Napatrzyłam się, jak grasz w kosza w szkole i od tamtej pory to mój ulubiony sport... no, może do ostatniej nocy... - mrugnęła porozumiewawczo. Morgan parsknął i zakrztusił się grzanką. Janna walnęła go mocno w plecy. - Czy te powtarzające się ataki krztuszenia to objaw jakiejś nieznanej mi choroby? - spytała. - To przez ciebie, zawsze mówisz coś takiego, że aż mnie zatyka, jak mam pełne usta. - Dobra, przed kolejnym szczerym wyznaniem poczekam, aż przełkniesz. Morgan wypił łyk kawy i obrzucił Jannę uważnym spojrzeniem. Jeszcze nigdy nie miał tak bezpośredniego, bliskiego kontaktu z żadną kobietą. Ciągle wmawiał sobie, że zaproponował jej pomoc w rozwiązaniu rodzinnego kryzysu, by wynagrodzić upokorzenie sprzed lat. Jednak ten związek, który na pozór odgrywali, zaczynał mu się wydawać rzeczywisty. Gdy pomieszkają trochę jak prawdziwa para, a potem ona się spakuje i pojedzie do Tulsy, może trudno mu będzie to wytrzymać? A może ona też nie chce, żeby to wszystko było tylko „na niby"? Nigdy nie spotykał się z żadną kobietą dłużej niż pół roku. Nigdy też nie zdecydował się na stały związek. Być może jest tak samo zmienny w uczuciach i niepoważny jak jego matka? Morgan zdecydował, że nie chce być taki jak ona. Postanowił skupić się na tym, jak uszczęśliwić Jannę, myśleć raczej w kategoriach „my", nie ,ja". Ustaliwszy w myślach plan działania, wyciągnął Jannę z łóżka i zaprowadził pod prysznic. Zmusił się do myślenia o czekających go tego dnia zadaniach, by nie ulec pokusie jej pięknego ciała pod strugami ciepłej wody. Muszę się zbierać do pracy, przypomniał sobie stanowczo. Jednak po chwili wiedział już, że zanim wyjdą z łazienki, lustro zdąży porządnie zaparować... Janna zajrzała przez szybę do agencji turystycznej, w której pracowała Kendra, i z ulgą stwierdziła, że siostra siedzi sama przy komputerze, a w pobliżu nie ma żadnego potencjalnego klienta. Zamierzała bowiem ustalić z nią wspólny front działania.

71

RS

- Jak poszło wczoraj z ojcem? - spytała bez wstępów, gdy weszła do środka. Kendra opadła na oparcie krzesła i wzruszyła ramionami. - Pewnie tak samo jak u ciebie. Tata -wrzeszczał, że jesteśmy stuknięci, i to samo mówił o tobie i Morganie. - Kendra rzuciła jej zaciekawione spojrzenie. - Naprawdę myślisz, że ten plan pomoże zbliżyć rodziców do siebie? - Plan A zakładał, że trzeba im obojgu przemówić osobno do rozumu, ale nie podziałał. Plan B polega na tym, żeby zwalczyć wariactwo wariactwem. Kendra zadarła gniewnie podbródek. - Ja wiem, co robię. Ty możesz bawić się w przedstawienie, ale ja naprawdę zamierzam poślubić Evana, bo go kocham. Janna uważnie przyjrzała się siostrze. - Zamierzasz mieszkać na farmie i nie przejmować się plotkami? - spytała. Kendra pokiwała zdecydowanie głową. - Lubię otwartą przestrzeń. Evan ma zamiar wyremontować stary dom. Podoba mi się, bo ma takie wysokie okna, tyle w nim światła. Poza tym kocham Evana i wiem, że popełniłam straszliwy błąd, zrywając z nim. On liczy się z tym, czego ja chcę, jak się czuję, nie tak jak Richard, który wszystkie plany na przyszłość podporządkowywał swoim celom i aspiracjom. Niedobrze mi się robi na samą myśl o nim. Janna uśmiechnęła się szeroko, przekonana, że siostra wie, czego chce. - W pełni cię popieram. Zawsze uważałam, że Richard to nadęty buc, który nie jest ciebie wart. - Więc teraz jesteś po mojej stronie? - spytała Kendra z nadzieją. - Tak, i utrzymujemy wersję, że mamy w planach wspólną ceremonię ślubną. Gdyby ktoś cię o mnie pytał, mów, że szaleję za Morganem tak jak ty za Evanem. Kendra przyglądała się siostrze przez dłuższą chwilę. - A szalejesz? - spytała z ciekawością. Janna przestąpiła z nogi na nogę i spojrzała siostrze prosto w oczy. - Chyba tak... I nie mów mi, że zbżikowałam, bo sama tak myślę. Ale tak właśnie jest. Takie rzeczy się po prostu wie i już. - To prawda. O cholera! - syknęła, patrząc na drzwi. Rozległ się dzwonek, a Janna, obejrzawszy się, ujrzała Richarda Samsona, na którego twarzy malowała się nieopisana wściekłość.

72

RS

- Czy wam kompletnie odbiło?! - wrzasnął na powitanie. - Właśnie usłyszałem o tym idiotycznym pomyśle podwójnego ślubu. - Nie ma w nim nic idiotycznego - odparła Kendra, mierząc chłodnym spojrzeniem byłego narzeczonego. Richard parsknął pogardliwie. - Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, jak zrozumiesz, że popełniłaś błąd i będziesz potrzebowała najlepszego adwokata od rozwodów - rzucił aroganckim tonem. Kendra wymownym gestem wskazała Richardowi drzwi. - Wynoś się stąd i nigdy nie wracaj, chyba że chcesz, bym zarezerwowała ci bilet w jedną stronę do piekła! - krzyknęła. - Będziesz cholernie żałować, że za mnie nie wyszłaś - warknął. - Cieszę się, że się w porę opamiętałam - odparła Kendra wyniośle. Gdy Richard, klnąc pod nosem, wypadł ze sklepu, Janna podeszła do Kendry i ucałowała ją z radości. - Brawo, siostrzyczko! Przybij piątkę! - zawołała. - Najwyraźniej Evan potrafi cię okiełznać - zażartowała. - Niezupełnie... - uśmiechnęła się znacząco Kendra. - Może zjemy dziś kolację we czwórkę? - zaproponowała Janna. - Świetny pomysł, ale muszę to ustalić z Evanem. - Masz rację, ja też muszę spytać Morgana. Uważamy, że dobry związek opiera się na współpracy i liczeniu się z drugą osobą. Rodzice właśnie o tym zapomnieli. Mama kupiła sobie butik, a ojciec dom na kółkach, bez konsultacji z tą drugą stroną. Taki egoizm zawsze szkodzi związkowi. Kendra uniosła brew. - Chcesz powiedzieć, że dyskutowałaś z Morganem na temat zasad funkcjonowania dobrego związku? - spytała ze zdziwieniem. - Oczywiście. Poza tym omówiliśmy kwestię swoich upodobań, charakterów i nawyków. - Dobre, też muszę to zrobić z Evanem - uznała Kendra po chwili. - Porozumienie i uczciwość to podstawa - powiedziała z przekonaniem Janna. - Albo wiesz co, umówmy się we dwie na lunch w knajpie w centrum. Musimy pokazywać się razem, żeby rodzice uwierzyli w prawdziwość naszych planów. Gdy Janna wychodziła z agencji, zadzwonił jej telefon. Niechętnie wygrzebała go z czeluści torby. Dianę znowu napotkała jakiś problem, którego nie umiała rozwiązać. Janna udzieliła asystentce instrukcji, jadąc na

73

RS

stację benzynową, by uzupełnić zapas paliwa. Niestety Dianę miała najwyraźniej dosyć samodzielności i Janna trochę się zdenerwowała jej bezradnością. Zaraz jednak przypomniała sobie, że wieczorem wraca do domu Morgana i nabrała dystansu do problemów czekających na nią w odległym mieście.

74

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

RS

Morgan musiał przyznać w duchu, że wcale się nie zmartwił, gdy Sylvia i John nie zjawili się u niego, by oświadczyć, że się pogodzili. Oznaczało to bowiem, że jeszcze choć jeden dzień spędzi z Janną. Zdawał sobie sprawę, że po zażegnaniu rodzinnego kryzysu ona opuści Oz, ale na samą myśl o tym ściskało go w dołku. Gdy Janna pojechała na lunch z siostrą, był zadowolony, że wreszcie zaczęła przyzwoicie się odżywiać, ale również zawiedziony, że nie jest z nią. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Bardzo ucieszył się, że jako para mogli zaprosić Kendrę i Evana na kolację. Evan wpatrywał się w Kendrę, jakby wciąż nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu, a Morgan wyobrażał sobie, że jest w podobnej sytuacji. - Gdy tankowałam dziś rano na stacji, zaczepił mnie Roger Preston powiedziała Janna, gdy zasiedli do kolacji. - Ten domorosły psychoterapeuta podsunął mi niezły pomysł. Zasugerował, żebyśmy zafundowały rodzicom drugi miesiąc miodowy w jakimś romantycznym miejscu. - Niegłupie - zgodził się Evan. - Ale nie w domu na kółkach - wtrącił szybko Morgan. - To wciąż drażliwy temat. - Czy któreś z was widziało dziś Johna albo Sylvie? - spytała Kendra. Janna potrząsnęła głową, a Morgan z trudem powstrzymał chęć, by zanurzyć rękę w jej kasztanowe loki. Goście byli u nich zaledwie od godziny, a on marzył tylko o tym, by zostać z Janną sam na sam. - Lorna powiedziała, że mama nie przyszła dziś do pracy - poinformowała Janna. - Nie rozmawiałam też z tatą, ale widziałam jego ekstrawagancki pojazd zaparkowany na naszym podjeździe. Myślę, że to dobry znak. Przynajmniej wiadomo, że nie wyjechał w siną dal w swoim domu na kółkach. Nagle rozległ się dzwonek u drzwi, a Morgan zerwał się na nogi. - Może to John... O, cześć, mamo... Georginia Price, w jednym ze swych jaskrawych strojów, wkroczyła bez zaproszenia do salonu i stanęła jak wryta na widok gości siedzących przy stole. - A więc te wariackie plotki to prawda? - spytała, oszołomiona. Cała czwórka pokiwała głowami. Georginia wbiła wzrok w Morgana. - Naprawdę zamierzasz się ożenić? Przecież ty i Janna dopiero... - Wiem, co robię - przerwał jej Morgan. - Ona jest tą właściwą.

75

RS

Morganowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy Janna podeszła do niego i objęła czule. - Cześć, Georginio - powiedziała serdecznie. - Wiem, że nasza decyzja jest dość nagła, ale słuszna. - Wspięła się na palce i spektakularnie cmoknęła Morgana w policzek. - Mam nadzieję, że ty i ja się zaprzyjaźnimy. Georginia wytrzeszczała na nich oczy, a potem przeniosła wzrok na Evana, który opiekuńczym gestem obejmował Kendrę i uśmiechał się do niej rozanielony. - Wygląda na to, że muszę kupić sobie suknię na tę uroczystość - bąknęła zdezorientowana. - Czy obowiązuje jakiś kolor? - Wybierz taki, który ci odpowiada. - uśmiechnęła się Janna. - Jeśli chcesz kogoś zaprosić, podaj mi nazwiska, to wpiszę je na listę. Morgan podziwiał opanowanie i aktorstwo Janny. Widać było, że jego matka dała się nabrać. - Dobrze, pójdę już, nie będę przeszkadzać - mruknęła. - Nie widziałam dziś Johna - zwróciła się z lekkim niepokojem do Morgana. - Czy dokończy instalowanie półek i położy glazurę? - Ja się tym zajmę - obiecał Morgan. - Ja mogę pomóc - zadeklarował się Evan. - Zamierzałem właśnie prosić Morgana o pomoc przy remoncie. Chętnie mu się zrewanżuję. - No dobrze - bąknęła niezadowolona Georginia. - Mam nadzieję, że moja kuchnia przestanie wreszcie przypominać złomowisko - zrzędziła, idąc do wyjścia. Morgan był zadowolony, że ma za sobą tę rozmowę. Nie spodziewał się wprawdzie żadnych protestów z tej strony - w końcu sama trzykrotnie brała ślub. Nie wiedziała tylko, jak utrzymać małżeństwo. Morgan właśnie kończył stek, gdy dzwonek u drzwi odezwał się ponownie. - Ruch jak na dworcu - rzucił. - Mam nadzieję, że to nie Richard - szepnęła Kendra. - A ja mam nadzieję, że tak - powiedział Evan. - Ja otworzę - poderwała się Janna. Ku zaskoczeniu i cichej radości wszystkich do pokoju wkroczyli po chwili John i Sylvia. Ona była ubrana w obcisłe spodnie i sweterek, które podkreślały jej zgrabną sylwetkę. Miała też nową, twarzową fryzurkę. John zrezygnował z wielkiego złotego łańcucha, który zdaniem Morgana nadawał się dla buldoga, i miał na sobie swoje dawne ubranie.

76

RS

- Cześć, mamo, cześć, tato, wchodźcie - zapraszała Janna, pomimo że rodzice w milczeniu piorunowali ją wzrokiem. - Właśnie kończymy kolację, może zostaniecie na deserze? - szczebiotała. John wysunął się do przodu, Sylvia szła za nim. Stanęli sztywno obok stołu. - Czy wyście wszyscy powariowali?! - wyrzucił z siebie gwałtownie. - Uspokój się, tato - powiedziała pojednawczo Janna. - Nie ma o co robić zamieszania. Naprawdę przemyśleliśmy wszystko i wiemy, co robimy. - Bzdura! - wtrąciła się Sylvia. - Całe miasto o nas mówi. Wszyscy uważają, że Mitchellowie poszaleli. Zamierzamy obwieścić z tatą, że wiadomość o podwójnym weselu to bzdura. - Wcale nie - zaprotestowała Kendra. - Evan i ja bardzo się kochamy. - My z Morganem też - wtrąciła szybko Janna. John prychnął ze złością. - Ledwie się znacie, do cholery! Wychowywaliśmy was na rozsądne dziewczyny, a wy podejmujecie nagle jakieś idiotyczne decyzje. Po Kendrze jeszcze mógłbym się tego spodziewać, ale... - Hej, uważaj! Mówisz o mojej przyszłej żonie -rzucił ostrzegawczo Evan. - Cicho bądź! - wtrąciła się Sylvia. - Zaraz się do was dobierzemy. Wiemy, że Kendra jest postrzelona, ale Janna zawsze była taka rozsądna, można było na niej polegać. - Może mam dosyć rozwiązywania problemów innych ludzi. Chcę sobie wreszcie ułożyć życie - ucięła Janna. - Wyjdę za Morgana i kropka. - A ja nie życzę sobie, by nazywano mnie postrzeloną - obruszyła się Kendra. - No powiedz, Evan -zwróciła się do niego o poparcie. - Jesteś bardzo rozsądna i odpowiedzialna - potwierdził natychmiast. - No i co wy na to? - rzuciła z dumą Kendra. Sylvia zignorowała ją i znowu zwróciła się do Janny. - Masz bardzo dobrą pracę w Tulsie, nie możesz nagle rzucić wszystkiego dla mężczyzny, którego znasz zaledwie parę dni - przekonywała. - Znam Morgana od zawsze - sprzeciwiła się Janna. - Poza tym nie jest ważna ilość, lecz jakość wspólnie spędzanego czasu. Wolę Morgana niż swoją pracę. Nawiasem mówiąc, nie jest to takie znowu cudo. Codziennie siedzę do późna i nie mam czasu na życie towarzyskie. Chcę mieć męża i rodzinę. - Starasz się jak, możesz, wychowujesz córki, a potem im nagle odbija! wtrącił z goryczą John, a potem obrócił się do Morgana i pogroził mu

77

RS

palcem. - A ty co? Traktowałem cię jak syna, a ty uwiodłeś mi córkę i kpisz sobie ze mnie w żywe oczy! Morgan otworzył usta, by się jakoś usprawiedliwić, ale Janna go uprzedziła. Zobaczył, jak przyjemnie mieć ją po swojej stronie. - Mylisz się, tato. Morgan zachowywał się jak dżentelmen. To ja go uwiodłam. Wszystkie oczy zwróciły się na Morgana. Evan uśmiechnął się kpiąco, Kendra z trudem powstrzymała parsknięcie, a John i Sylvia patrzyli z niedowierzaniem. - To prawda. Gdy zobaczyłam go po tych wszystkich latach, od razu zrozumiałam, że nigdy nie wyszłam za mąż ze względu na niego. Przy Morganie czuję się szczęśliwa. Czas spędzony w Tulsie był oczekiwaniem na przeznaczenie. Musicie się z tym pogodzić. - Chyba nie zamierzasz nas pouczać, co mamy robić? - wycedziła Sylvia. - Raczej nie, chociaż wydaje mi się, że wy też nie macie do tego prawa, bo wasze życie to kompletna klęska. Spójrzcie na siebie. Po trzydziestu latach udanego małżeństwa rozstaliście się z powodu głupiego domu na kółkach i butiku. I to ma być dojrzałe postępowanie? Śmiem wątpić. Co się stało z waszą miłością? Szczęście prysło, bo po prostu przestaliście się starać? Dzieliliście tyle radości i smutków i nagle to wszystko przestało się liczyć? A jak wyobrażacie sobie przyszłe święta? A co z waszymi przyszłymi wnukami? Jak zamierzacie wytłumaczyć wasz rozwód? Morgan siedział oniemiały i słuchał, jak Janna beszta rodziców za ich dziecinne zachowanie. Wreszcie John zaczął machać rękami i uciszać Jannę. - Zaraz, zaraz! Przyszliśmy tu porozmawiać o tobie i Kendrze. Nie będzie żadnego ślubu i koniec. Jestem głową rodziny Mitchellów i ma być tak, jak ja mówię. Wtedy włączyła się Kendra i nagle wszyscy Mitchellowie zaczęli mówić jednocześnie. Morgan opadł wygodnie na oparcie krzesła i próbował połapać się w tej gadaninie. Janna instruowała właśnie ojca, kiedy powinien posyłać matce kwiaty. Morgan chwycił widelec i wbił go w zimny kartofel. Evan poszedł w jego ślady. Dojadali kolację przy akompaniamencie jazgotu Mitchellów. - A jak tam ceny bydła? - zagadnął Evana Morgan. - Mam parę wołów na sprzedaż. - Ceny idą w górę - odparł rzeczowo Evan. - Dziś rano zawiozłem do skupu kilkanaście sztuk. Jak będziesz jechał, pożyczę ci ciężarówkę.

78

RS

- Wcale nie jestem melodramatyczna! - wrzask Kendry przebił się przez zbiorowy jazgot. - A ty nie masz prawa mnie pouczać, mamo! W czasie naszej wspólnej popijawy chlipałaś przez parę godzin i rozpaczałaś, że tata romansuje z Georginia! - Dość tego! - huknął John. - Nie tknąłem tej kobiety nawet palcem! - Czyżby? - wtrąciła się Janna. - Sama widziałam, jak ją obejmowałeś w sklepie. - Tylko po to, by wkurzyć Sylvie! - odpalił John. Morgan skrzywił się z niesmakiem. Wolałby, by jego matka nie mieszała się w tę rodzinną aferę. Ale to była cała ona. Lubiła robić zamieszanie i być w centrum uwagi. Zawsze tak było. Nagle rozległ się krzyk Janny: - Dość tego! Odbieracie mi apetyt, a Morgan pilnuje, bym dobrze się odżywiała. - A kimże on jest? Twoim dietetykiem? - prychnęła Sylvia. - Nie, jest miłością mego życia. A jak odwołacie wesele, polecimy do Las Vegas i tam weźmiemy ślub. O ile Morgan się zgodzi. Wszystkie plany najpierw ustalam z nim, bo liczę się z jego zdaniem - dodała z naciskiem. Morgan uśmiechnął się szeroko znad talerza i mrugnął do Janny, gdy na niego spojrzała. - Podoba mi się ten pomysł, kotku - powiedział. - Uprzedź mnie tylko parę dni wcześniej, żebym znalazł zastępstwo do sklepu i już za tobą pędzę. - Widzicie? - zwróciła się Janna do rodziców. - Dogadujemy się ze sobą. Idziemy na kompromisy. Bierzemy pod uwagę swoje potrzeby i uczucia. Wy też powinniście spróbować. Chwyciła rodziców za łokcie i zaczęła prowadzić ich w kierunku drzwi. - Dziękujemy, że wpadliście. Mamy trochę spraw do omówienia. Dobranoc. Gdy zamknęła drzwi za nimi i wróciła do stołu, Morgan spojrzał na nią z podziwem. Co za kobieta! - Niezły ubaw - skomentował Evan. - Czy wszystkie nasze rodzinne spotkania będą przebiegać podobnie? - O rany, mam nadzieję, że nie - jęknęła Kendra, opadając na krzesło. - Na szczęście Janna dała im do myślenia. Mam nadzieję, że szybko dojdą do porozumienia. Morgan w duchu wyraził odmienne życzenie. Wiedział, że to egoizm z jego strony, ale tak bardzo chciał być z Janną jak najdłużej.

79

RS

- Wszystko w porządku, skarbie? - spytał, widząc jej zamyśloną minę. - Tak - powiedziała, uśmiechając się w nieco wymuszony sposób. Morgan od razu to zauważył, bo potrafił już bezbłędnie odczytywać każdy wyraz jej twarzy. Może dlatego, że tak bardzo mu na niej zależało, że zawsze starał się, by dobrze się z nim czuła. Rzeczywiście, liczyła się jakość, a nie długość relacji, a im układało się coraz lepiej. - Wszystko w porządku - zapewniła Janna. - Dziwię się tylko, że jak tylko zetknę się z rodzicami, dostaję ataku migreny. - Naprawdę? - zdziwiła się Kendra. - Nie wiem, po co tak się nimi przejmujesz. - Bo jej misja życiowa polega na tym, by naprawiać wszystko, co się psuje - ujął się za Janną Morgan. - Czy to wnioski wyciągnięte ze wzajemnej analizy? - spytała Kendra, pytająco unosząc brwi. - Tak - potwierdził Morgan. - Możesz mnie przepytać, wiem o Jannie wszystko. - Jej ulubiony kolor? - rzuciła wyzywająco Kendra. - Ciemnożółty. - Ulubiony przysmak? - Oprócz herbatniczków w czekoladzie, za które dałaby się pokroić? Kurczak w sosie słodko-kwaśnym. - Ulubione święto? - Czwarty Lipca, bo uwielbia fajerwerki - recytował bez zająknienia Morgan. - Ulubiona piosenka? - "I'd Die For You" Bryana Adamsa. Kompetencja Morgana zrobiła na gościach wielkie wrażenie. Popatrzyli niepewnie po sobie. - A jak tam u was? - spytał z chytrym uśmieszkiem Morgan. - Jesteście ekspertami od wzajemnych upodobań? A może jeszcze nie? - Przepytaj mnie jutro, na pewno nie dam się zagiąć - zaśmiał się Evan. - Kto chce ekierkę? - wtrąciła się Janna. - To ulubione ciastka Morgana. Z kolorów najbardziej lubi zgniłozielony, dlatego ma taki samochód. Mama i tata powinni się od nas uczyć! Mprgana znowu zalała fala czułości. Poza tym marzył, żeby goście już wyszli, bo z każdą chwilą pragnął jej coraz bardziej. Gdy zamknęły się drzwi

80

RS

za Kendrą i Evanem, Janna odwróciła się do niego z kusicielskim uśmiechem. - Myślałam już, że nigdy sobie nie pójdą - szepnęła, ściągając z niego koszulę. - Ja też... Ścieżka z porozrzucanych ubrań znaczyła ich drogę do sypialni, niby okruszki Jasia i Małgosi na dróżce w ciemnym lesie. Zamiast czarownicy, czekała ich kolejna upojna noc. Po tygodniu Morgan przyzwyczaił się, że Janna towarzyszy mu zarówno w pracy, jak i w domu. Spędzała sporo czasu przy komputerze, unowocześniając system operacyjny pomocny przy zamówieniach i rachunkowości. Morgan złapał się na tym, że. często zerka w głąb biura, by ujrzeć jej pochyloną w skupieniu głowę. Obecność Janny w jego życiu wydawała się tak oczywista i niezbędna, że zapomniał niemal, jak żyło mu się bez niej. Uzupełniła lukę, której istnienia do tej pory nie podejrzewał. Często pokazywali się publicznie, trzymając się za ręce albo przelotnie całując, by uwiarygodniać założenia swego planu. John, zgodnie z zapowiedzią, nie pokazywał się w sklepie Morgana, ale zostawiał wraz z Sylvia wiadomości na jego sekretarce, domagając się odwołania ślubu. Jednak najlepsze ze wszystkiego były noce. Morgan mógł ziścić z Janną wszystkie swoje sekretne fantazje, nie mogąc nadziwić się jej wyobraźni i bujnemu temperamentowi. Ich wzajemna namiętność kwitła z każdym dniem. Dlatego też był kompletnie zaskoczony, gdy któregoś wieczoru Janna usiadła mu na kolanach i powiedziała ze znaczącym uśmiechem: - Będę strasznie za tobą tęsknić, Morgan. - Jak to? Dokądś się wybierasz? - spytał, patrząc na nią zaniepokojony. - Muszę jutro jechać do Tulsy. Moja asystentka dostaje świra. Dzwoniła dziś trzy razy i zagroziła, że odejdzie, jeśli natychmiast nie przyjadę, żeby zrobić porządek z nowym oprogramowaniem. - Naprawdę wyjeżdżasz? - Nie mógł, a właściwie nie chciał w to uwierzyć. - Na krótko, najwyżej trzy dni. Kendra ma powiedzieć rodzicom, że pojechałam kupić suknię ślubną i znaleźć podnajemcę do swego mieszkania. To powinno ich utwierdzić w przekonaniu, że nie żartujemy, a Kendra pod moją nieobecność będzie trzymać rękę na pulsie. Morgan znowu przypomniał sobie, że ich układ jest tylko chwilowy i na niby. Ostatnio coraz częściej musiał to sobie przypominać, a właściwie

81

RS

upominać się w tym względzie. Zabawa w dom, jaką prowadzili na użytek Johna i Sylvii, tak mu się spodobała, że nie wyobrażał sobie, jak będzie się czuł, gdy się skończy. Miał nadzieję, że niesnaski Mitchellów będą trwały w nieskończoność. - Morgan, co z tobą? - spytała Janna, zaglądając mu w oczy. - Taki jesteś milczący. Przykro ci, że tak nagle mówię o wyjeździe? W ciągu dnia nie było kiedy porozmawiać. Przyłożył palec do jej jedwabistych ust i z trudem zdobył się na niefrasobliwy ton: - Nie ma sprawy, ale skoro zamierzasz opuścić mnie na kilka nocy, musimy to nadrobić. Przecież jakość, a nie ilość to nasze motto. - Chcesz nadrobić to teraz czy jak wrócę? - spytała z przekornym uśmiechem, gładząc go po torsie. - Teraz, byś zachowała świeże wspomnienie o mnie. Janna jechała do Tulsy, nie zatrzymując się nigdzie po drodze, a na miejscu zastała totalny chaos. Personel traktował ją, jakby zrejterowała bez uprzedzenia, ale z uśmiechem zapewniła wszystkich, że szybko zażegna kryzys. Dianę na widok Janny popłakała się ze szczęścia i wybłagała dwa dni wolnego, żeby dojść do siebie po przeżytych stresach. Janna przez cały dzień ślęczała przy komputerze, ale daremnie czekała na satysfakcję płynącą z poczucia, że jest niezastąpionym i wysoce wyspecjalizowanym pracownikiem. Gorzej, trudno było jej się skupić na pracy, bo wciąż łapała się na tym, że myśli o Morganie. Dochodziła dziesiąta, a Janna wciąż siedziała w pracy, bo wolała być tu, niż wracać do pustego mieszkania. Poczuła nagły przypływ głodu i przypomniała sobie, że tego dnia jadła tylko krakersy w porze lunchu, a zapomniała całkiem o kolacji. Morgan nie byłby z tego zadowolony, pilnował przecież, żeby dobrze się odżywiała. - Dosyć już! - krzyknęła, korzystając z tego, że jest sama w biurze. Jak nie przestanie myśleć o Morganie, nigdy nie wprowadzi zmian w tym cholernym oprogramowaniu. Przecież to wszystko tylko gra, ich związek jest tylko na niby. Janna ze znużeniem przejechała palcami przez włosy, a potem potarła palcami powieki. Uznała, że musi oderwać się od pracy i pokrzepić dawką kofeiny. Powlokła się pustym korytarzem do maszyny, nacisnęła guzik i wyjęła puszkę dietetycznej coli, która z hukiem wypadła z automatu.

82

RS

Oto twoje życie, Janno Mitchell, pomyślała. Jak ci się to wszystko podoba? Wcale. Czuła się jak robot. Zabrała się jednak ostro do roboty, wiedząc, że im szybciej skończy, tym szybciej wróci do Oz. Cztery cole i jedno opakowanie ciastek później Janna wyłączyła komputer. Czuła się, jakby miała piasek pod powiekami, kręgosłup jej zesztywniał. Potrzebowała snu. Zmęczona, zjechała windą do garażu i odkryła, że została zamknięta na noc na terenie firmy. Z wściekłością ułożyła się na tylnym siedzeniu samochodu i zapadła w ciężki sen.

83

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

RS

Morgan błąkał się po domu i pastwisku jak niedoszła i jedyna ocalała przy życiu ofiara zagłady nuklearnej. Czuł się zupełnie zagubiony. Ku swemu ogromnemu zaskoczeniu odkrył, że w krótkim czasie zdążył przywyknąć do stałej obecności Janny. Teraz, gdy nie wracała codziennie po pracy do domu, gdy w łazience nie było jej kosmetyków, a w sypialni fatałaszków, wydawało mu się to bardzo dziwne. Sięgnął po słuchawkę i po raz dziesiąty wybrał numer mieszkania Janny. Wciąż nikt nie odbierał. Powiedziała mu wprawdzie, że do późna będzie pracowała w biurze, ale dzwonił do niej o dwunastej, a potem o siódmej rano. Zaczął się o nią martwić. Może miała wypadek samochodowy albo napadł ją jakiś psychopata? A może uznała, że jej miejsce jest w Tulsie, bo ma dobrze płatną pracę, która satysfakcjonuje ją bardziej niż romans „na niby" w Oz. Nie, to niemożliwe, pomyślał Morgan. Janna jest otwarta i uczciwa. Gdyby miała dosyć ich gry, powiedziałaby mu o tym. A może nie? Poczuł, jak ściska go w dołku z nerwów. Złapał pilota i zaczął przeskakiwać po programach telewizyjnych. Jednocześnie w myślach przelatywał mu film z wszystkimi burzliwymi wydarzeniami ostatniego tygodnia. Może Janna wróciła do swojego świata i uznała, że przygoda w Oz należy do krainy fantazji, że wszystko wydarzyło się z powodu neurotycznych emocji, które wywołał małżeński kryzys rodziców? Może nie dzwoniła i nie odbierała telefonów, bo oprzytomniała. Dotarło do niej, że popełniła błąd i teraz chce zachować dystans, by wkrótce zakończyć ich znajomość. Morgan wyłączył telewizor i zaczął nerwowo chodzić od ściany do ściany. Spojrzał na zegarek. Janny nie było od dwóch dni. Może rozmawiała z Kendrą i dowiedziała się, że Sylvia i John zamieszkali znów razem? Morgan widział to na własne oczy, bo dyskretnie obserwował dom Mitchellów. Pojechali nawet na kolację do restauracji, co można uznać za oficjalne zawieszenie broni. Może więc Janna uznała, że teraz .nie ma co się śpieszyć z powrotem do Oz. Morgan nie mógł znieść tej myśli. Chwycił za słuchawkę i ponownie wybrał numer mieszkania Janny. Znowu odezwała się sekretarka, a on odłożył słuchawkę bez pozostawiania wiadomości. Co niby miał powiedzieć? Zapomniałaś o mnie? Wracasz czy nie? Odezwij się? l

84

RS

Zerwał się na równe nogi, widząc światła samochodu na podjeździe i słysząc chrzęst żwiru. Gdy trzasnęły drzwi samochodu, wybiegł na ganek. Nigdy w życiu nie ucieszył się na czyjś widok tak, jak teraz, gdy zobaczył Jannę, która sunęła w stronę domu chwiejnym krokiem. - Janna? Co się stało? - spytał zduszonym ze wzruszenia i niepokoju głosem, gdy dosłownie osunęła się w jego ramiona. - Jestem strasznie zmęczona - powiedziała cicho. - Tęskniłam za tobą... Nie dzwoniłam, bo bałam się, że jak usłyszę twój głos, nie będę w stanie w ogóle pracować. Widząc jej bladą twarz i nieprzytomne oczy, objął ją mocno i zaprowadził do sypialni. Nagle dwa dni pełne udręki i niepokoju przestały się liczyć. Wróciła. Tęskniła. Wszystko dobrze. Delikatnie ułożył ją na łóżku, zdjął elegancki czarny kostium, białą bluzkę i bieliznę. - Chcę wziąć prysznic - mruknęła. - Teraz śpij - powiedział, okrywając ją kołdrą. Westchnęła głośno, zwinęła się w kłębek i wtuliła twarz w poduszkę. - Kocham cię... - szepnęła. Morgan zamarł. - Co powiedziałaś? Odpowiedziała mu cisza. Janna spała, oddychając miarowo i spokojnie. Morgan słyszał wiele razy, jak mówiła te słowa, by przekonać rodziców, że narzeczeńska mistyfikacja jest prawdą, ale nigdy nie skierowała ich bezpośrednio do niego. Mówiła prawdę czy po prostu weszła w rolę po powrocie do Oz? Najważniejsze, że wróciła, powiedział sobie w duchu. Położył się obok Janny i ją przytulił. Sam nie wiedział, kiedy ta cała gra stała się dla niego rzeczywistością. Ale wszystko okazało się prawdą. Wielka namiętność, doskonałe porozumienie, nawet podobne poglądy na małżeństwo. Musi teraz przekonać Jannę, że ją kocha. Bo uzyskał pewność, że tak właśnie jest - od chwili, gdy weszła do jego pustego domu i wypełniła go swą obecnością. Co zrobić, by mu uwierzyła? Będzie się martwić tym jutro. Teraz ona śpi bezpiecznie w jego ramionach i to jest najważniejsze. Janna z westchnieniem przekręciła się na plecy. Spała jak zabita i teraz czuła, że ma zdrętwiały kark i zamęt w głowie. Nie wiedziała, gdzie właściwie jest. Niechętnie otworzyła oczy i spojrzała w sufit. Przypomniała sobie, że harowała prawie całą dobę bez przerwy, by naprawić usterki powstałe w

85

RS

nowym oprogramowaniu, a potem jeszcze nadzorowała pracę personelu, by sprawdzić, czy wszystko dobrze działa. Spojrzała w bok i ujrzała pustą poduszkę obok siebie. Uśmiechnęła się, widząc na niej polny kwiatek i liścik. Zegarek przy łóżku wskazywał prawie dwunastą. W lodówce masz kanapką i owoce - pisał Morgan. Odpocznij sobie, kochanie. Mam wszystko pod kontrolą, więc niczym się nie martw. Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. Prawdziwy czy nie, jej związek narzeczeński był bardzo udany. Miała ochotę poleniuchować w łóżku, ale musiała sprawdzić, jak mają się sprawy rodziców. Przecież po to wróciła do Oz, nieprawdaż? Zwlokła się z łóżka i poszła wziąć prysznic. Ubrana w dżinsy i podkoszulek, otworzyła lodówkę i wyjęła przyobiecany lunch. Wzruszyło ją, że nie zapomniał nawet ojej ulubionych herbatnikach w czekoladzie. Po lunchu wyszła na dwór, zaczerpnęła świeżego wiejskiego powietrza i wsiadła do samochodu. Miała zamiar namówić Kendrę, by zamknęła na godzinkę agencję i pojechała z nią rozmówić się z rodzicami. Gdy podjechała z Kendrą pod dom, w którym obie się wychowały, z ulgą zauważyła, że winnebago ojca wciąż stoi na miejscu parkingowym. Kendra widziała, jak Sylvia opuściła swój butik około jedenastej. Oznaczało to, że John i Sylvia albo pomordowali się w porze lunchu, albo zjednoczyli we wspólnym froncie przeciw córkom. - Gotowa? - spytała, gdy wysiadły z siostrą z samochodu. - Operacja Pojednanie ma się wreszcie zakończyć. - Gotowa! - rzuciła wojowniczo Kendra. Janna uniosła ze zdziwieniem brwi na widok Sylvii, która otworzyła drzwi z radosnym uśmiechem na ustach. Niestety, zgasł natychmiast na widok córek. - Mam nadzieję, że przychodzicie, by oznajmić, że odwołujecie śluby? spytała wyniośle. - Wcale nie! - rzuciła Kendra, wchodząc do środka. - O, przybyły córeczki z krainy czubków - rzucił na powitanie John, rozwalony nonszalancko na kanapie. - Mam nadzieję, że wesele odwołane? - Nie. - Kendra rzuciła torebkę na stolik i usiadła obok Johna. - Czy już oficjalnie wróciliście do siebie? - spytała rzeczowo. John i Sylvia wymienili spojrzenia.

86

RS

- Nieważne - odparła wyniośle Sylvia. - Nawet jeśli się pogodziliśmy, nie zamierzamy pojawić się na waszym ślubie. Takie małżeństwa nie mają szans na przetrwanie. Nie będziemy wyrzucać pieniędzy na kwiaty, jedzenie i ceremonię tylko dlatego, że wy robicie sobie żarty. - Dobrze, nie ma sprawy - powiedziała Janna, krzyżując ręce na piersi. Same za wszystko zapłacimy. Poza tym postanowiłyśmy zafundować wam drugi miesiąc miodowy na Bahamach. - Już zrobiłam wam rezerwację - dodała Kendra. - Zdążycie wrócić na nasz ślub, jeśli zmienicie zdanie. Janna poprowadzi butik w czasie nieobecności mamy, a Evan z Morganem dokończą remont kuchni Georginii. - Więc może jednak odpowiecie na pytanie, czy jesteście znowu razem? John i Sylvia znów spojrzeli po sobie. - Tak, omówiliśmy pewne sprawy - odezwał się wreszcie John. Zatrzymujemy sklep i winnebago. Sylvia zgodziła się nim podróżować i nocować na campingach pod warunkiem, że będę zapraszał ją na kolacje. Czasami będziemy wybierać się gdzieś dalej samolotem. - Świetny kompromis - pochwaliła Janna. - Ale na wasze śluby nadal się nie zgadzam - dodał szybko John. Janna postanowiła nie zdradzać, że jej ślub to lipa, choć bardzo pragnęłaby, by było inaczej. Była przekonana, że Morgan chciał jej pomóc, by wynagrodzić przykrości, jakich kiedyś przez niego doznała. Sam jej to zresztą powiedział na wstępie. Ze względu na swój bujny temperament nie miał nic przeciwko krótkiej zabawie w dom. Ale małżeństwo to poważna sprawa, a Morgan na pewno jest zrażony do tej instytucji po doświadczeniach z Georginią. Nie wiedziała jeszcze, jak załatwią z Morganem sprawę „zerwania". Najlepiej będzie, jak ona wyjedzie z Oz, a on odwoła ślub. - Dobrze, tato, skoro tak się upierasz, nie poprowadzisz mnie ani Janny przez nawę kościelną - odezwała się Kendra. - Ale dowiedz się, że kocham Evana za to, jaki jest, a nie dlatego, że chcę się odegrać na Richardzie. Evan dba o mnie tak jak Richard nigdy tego nie robił. Ponieważ akceptowaliście Richarda i jego pozycję, a byliście przeciwni związkowi z Evanem ze względu na różnicę wieku, uległam i zgodziłam się na tamto małżeństwo. Wmówiłam sobie, że tak będzie dla mnie lepiej. Teraz wiem, że to był błąd. Chcę wyjść za Evana, bo jestem z nim szczęśliwa, a on też mnie potrzebuje do szczęścia. Nie jestem dla niego tylko ładnym trofeum, tak jak postrzegał mnie Richard!

87

RS

Zapadła długa cisza, a rodzice uważnie przypatrywali się Kendrze. Janna ucieszyła się, że siostra tak przekonująco wyjaśniła, że nie działa pod wpływem histerycznego impulsu. Umiała walczyć o swoje i Janna była z niej dumna. - To jak? Dostanę błogosławieństwo? - spytała Kendra. John opadł bezwładnie na oparcie kanapy. - Nigdy z wami nie wygram, wstrętne baby! - jęknął. - Dobra, wychodź sobie za tego farmera - spojrzał na żonę. - Co ty na to, kochanie? - No dobrze - westchnęła Sylvia. - Tylko przez pierwsze parę lat, jak będziecie się docierać, nie przychodź do nas z płaczem. Sama musisz nad tym pracować. To samo dotyczy ciebie, zamiast zastanawiać się nad naszymi nieporozumieniami, musisz skupić się na swoim związku - dodała, patrząc na Jannę. Janna skinęła głową, zastanawiając się, czy jednak nie wyjawić prawdy. Po namyśle uznała, że nie ma sensu robić zamieszania, skoro dopiero co doszło do rodzinnego porozumienia. Uściskała rodziców i poszła z Kendrą do samochodu. - Więc co teraz zrobicie z Morganem? - spytała Kendra, patrząc na nią z ciekawością. Janna wśliznęła się za kierownicę. - Powiem ci od razu, jak powiadomię go o pojednaniu rodziców. - Powinnaś po prosto za niego wyjść, skoro go kochasz - oświadczyła Kendra. - Świetny pomysł - rzuciła kpiąco Janna. - Problem w tym, że nic mi nie wiadomo o jego miłości. - Tyle gadaliście o szczerości i porozumieniu i nie wiesz podstawowej rzeczy? - Kendra wytrzeszczyła oczy na siostrę. - Przecież to wszystko było na pokaz - odparła ze smutkiem Janna. Musieliśmy sprawiać przekonujące wrażenie. - Nieźle wam to wychodziło... - Nie musiałam się specjalnie starać, by wyglądać autentycznie. A on jest świetnym aktorem. - Tak, powinien zrobić karierę w Hollywood, bo dałam się nabrać. Idź wyjaśnić sprawę, bo dziś zamawiam kwiaty i catering. - Nie poganiaj mnie.

88

RS

- A ty nie zwlekaj. Masz iść do Morgana, powiedzieć, że go kochasz, i spytać, czy chce się z tobą ożenić. Jak powie „nie", zamykam biuro i przyjeżdżam natychmiast, żeby go zastrzelić. - Dzięki, siostrzyczko, można na tobie polegać -uśmiechnęła się ciepło Janna. Podwiozła Kendrę do agencji turystycznej, a potem podjechała pod sklep Morgana. Ze zdziwieniem zauważyła, że jest zamknięty, nie było też samochodu Morgana. Ruszyła natychmiast na farmę, chcąc jak najszybciej załatwić sprawę i wracać do Tutsy, by leczyć swoje złamane serce. Przed domem Georginii zauważyła znajomy wóz i samochód Evana. Widocznie chcieli jak najszybciej skończyć remont kuchni. Znękana Janna postanowiła zabić czas, krzątając się po domu. Skoro musi odłożyć wyznanie na później, postara się jakoś poskromić swój niepokój. Zrobi pranie, prasowanie i ugotuje trzecie w kolejności ulubione danie Morgana - lasagne. Podziękuje mu na pożegnanie, że pomógł w pojednaniu rodziców. Morgan zdjął rękawice robocze, poskładał narzędzia i schował je do bagażnika. - Dzięki za pomoc, Evan - powiedział. - Jak będziesz chciał zacząć remont, dam ci zniżkę na materiały i pomogę przy pracach. - Dzięki - uśmiechnął się Evan. - Dzwoniłem do Keni, jak pakowałeś narzędzia. Mam dobre wieści. John i Sylvia się pogodzili. Zgodzili się też na wspólny wyjazd i na nasze małżeństwa. Morgan poczuł, jakby ktoś wymierzył mu cios w żołądek. Spojrzał w kierunku swego domu i zauważył samochód Janny. Pewnie szykuje się do wyjazdu. Pożegnał się z Evanem i podjechał pod dom. Co ma jej powiedzieć? „Nie opuszczaj mnie, kocham cię"? Jeszcze nigdy nie wyznał miłości żadnej kobiecie. Zbyt często słyszał, jak matka szafowała tym wyznaniem i nigdy nie czuł potrzeby wymówienia tych słów. Aż do tej chwili. Postanowił, że po prostu wejdzie i wyrzuci to z siebie. Gdy otworzył drzwi, poczuł smakowity zapach jedzenia. Jeśli to ma być pożegnalna kolacja, wcale nie jest głodny. - Janna?! - zawołał i zdziwił się, słysząc swój zduszony głos. Odpowiedziała mu cisza zakłócona szumem pralki i suszarki. Rozejrzał się wokół i zauważył, że mieszkanie jest wysprzątane, a dywany odkurzone.

89

RS

Poczuł przypływ paniki. Janna sprzątała, jakby zacierała ślady swojej obecności. - Janna! - zawołał. Tym razem słychać go chyba było w domu Georginii. - Morgan? - Gdzie jesteś? - Sprzątam łazienkę. Kolejny zły znak. Nikt nie czyści łazienek dla przyjemności, chyba że zamierza zdezynfekować po sobie teren. Błyskawicznie przeciął hol i wpadł do łazienki. Janna czyściła na klęczkach brodzik prysznica. - Nie rób tego! - rzucił szorstko. Janna podniosła na niego niepewny wzrok. - Nasza gra skończona - oświadczyła spokojnie. - Rodzice się pogodzili. Sprzątam dom i robię kolację, by ci podziękować za pomoc. Wyjeżdża. Miał rację. Musi natychmiast ją zatrzymać, wyznać swoje uczucia. Zamiast tego rzucił niemal oskarży cielsko: - Powiedziałaś, że mnie kochasz. - Co? - spytała, rzucając mu przelotne spojrzenie. - Wczoraj w nocy, gdy kładłem cię do łóżka, powiedziałaś, że mnie kochasz. - Naprawdę? - spytała, czerwieniąc się jak burak. - Mówiłaś poważnie czy to była część naszej zabawy? Janna nie wiedziała, jak się zachować. Stał nad nią i coś wykrzykiwał. Dlaczego niby miała nie sprzątać łazienki? Może miał jej za złe, że za bardzo się panoszyła w jego domu? - No więc jak to jest? - ponaglił ją. Janna uznała, że nie będzie otwierać przed nim serca, klęcząc ze szmatą u jego stóp. Wstała więc, wytarła ręce i powiedziała ze spokojem: - Tak, mówiłam poważnie, tak samo jak wtedy, gdy rozmawiałam z rodzicami. Włącznie z tym, że jesteś ideałem, do którego przyrównywałam wszystkich mężczyzn. Zadowolony? Gapił się na nią bez słowa przez długą chwilę, która jej wydała się wiecznością. - Świetnie - powiedział wreszcie. - Cieszę się - i ku jej zaskoczeniu, obrócił się na pięcie i wyszedł z łazienki. Tego już było za wiele. - A cóż to ma znaczyć?! - zawołała, wybiegając w ślad za nim. - Mówię, że cię kocham, a ty sobie wychodzisz jakby nigdy nic?

90

RS

- Czy to nasza pierwsza kłótnia? - spytał, ściągając brudną koszulę i wrzucając ją do kosza na brudy i uśmiechając się szeroko. Miała ochotę go zabić własnoręcznie, mimo wspaniałomyślnej propozycji Kendry. - Na to wygląda - wycedziła. - Nie wiem, czemu się tak wściekasz - powiedział, ściągając dżinsy. Ucieszyłem się po prosto, bo ja cię też kocham i też mówiłem prawdę twoim rodzicom. - Poważnie? - wydusiła Janna, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Tak - odparł i przytulił ją do siebie. - A teraz pytanie za milion dolarów: czy kochasz mnie na tyle mocno, by wyjść za mnie za trzy tygodnie? Janna nie mogła powstrzymać łez napływających jej do oczu ani wydobyć z siebie słowa. Pomyślała, że zaczyna zachowywać się jak jej matka i siostra. - Ej, kotku, nie płacz... Miłość do mnie nie jest chyba aż tak straszna... Janna zarzuciła mu ręce na szyję. Wiedziała, że będą szczęśliwi.
Finch Carol - Rodzinna intryga

Related documents

91 Pages • 28,894 Words • PDF • 536.3 KB

329 Pages • 60,710 Words • PDF • 1.5 MB

7 Pages • 1,029 Words • PDF • 555.9 KB

22 Pages • 2,857 Words • PDF • 2.1 MB

5 Pages • 639 Words • PDF • 152.4 KB

88 Pages • 41,478 Words • PDF • 3 MB

72 Pages • 29,466 Words • PDF • 765.4 KB

195 Pages • 59,403 Words • PDF • 1.2 MB

181 Pages • 41,983 Words • PDF • 862.9 KB

175 Pages • 61,874 Words • PDF • 18.5 MB