Jacq Christian - Ramzes 05 - Pod akacją Zachodu

364 Pages • 76,174 Words • PDF • 1.4 MB
Uploaded at 2021-09-24 05:51

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


1 Promienie zachodzącego słońca okrywały złocistym blaskiem fasady świą¬tyń w Pi-Ramzes, stolicy, którą Ramzes Wielki kazał wybudować w samym środku Delty. Turkusowe miasto, nazywane tak ze względu na kolor powle¬kanych szkliwem płytek, którymi ozdobiono fasady domów, było uosobie¬niem bogactwa, siły i piękna. Dobrze się tutaj żyło, ale tego wieczoru olbrzymi Sardyńczyk, Serramanna, nie poddawał się urokowi ani łagodnego powiewu, ani słodyczy nieba, które zabarwiało się już lekko czerwienią. W kasku przyozdobionym rogami, z mieczem u boku, ufryzowanymi wąsami, dawny pirat, a obecnie dowódca straży przybocznej Ramzesa, w bardzo złym nastroju galopował ku willi, w której hetycki książę, Uri-Teszub, od lat pędził żywot rezydenta.

Uri-Teszub,

pozbawiony

władzy

syn

króla

Hetytów,

Muwattalego, był zaprzysięg¬łym wrogiem Ramzesa. Zdradziecki UriTeszub przyczynił się do śmierci własnego ojca, gdyż chciał zająć jego tron. Okazał się jednakże mniej prze¬biegły niż brat Muwattalego, Hattusil. Kiedy Uri-Teszub upajał się świado¬mością, że trzyma już władzę w garści, Hattusil zawładnął tronem, zmuszając swojego rywala do ucieczki. Ucieczkę przygotował dyplomata Asza, przyja¬ciel Ramzesa z dzieciństwa. Serramanna

uśmiechnął

się.

Nieprzejednany

wojownik

anatolijski,

zwy¬kły dezerter! Ironia losu, że właśnie Ramzes, człowiek, którego UriTeszub nienawidził najbardziej na świecie, udzielił mu politycznego azylu w zamian za informacje o hetyckiej armii i jej uzbrojeniu. Kiedy w dwudziestym pierwszym roku panowania Ramzesa Egipt i Hety¬ci, ku wzajemnemu zaskoczeniu, zawarli traktat o pokoju i obustronnej pomocy w razie napaści z zewnątrz, Uri-Teszub pomyślał, że nadeszła jego ostatnia godzina. Czyż nie nadawał się doskonale na ofiarę

przebłagalną i wspaniały dar, jaki Ramzes mógłby złożyć Hattusilowi, aby przypieczętować to przymierze? Ale szanujący prawo azylu faraon odmówił wydania swojego gościa. Teraz Uri-Teszub już się nie liczył. I Serramanna nie miał wcale ochoty na wypełnienie misji, którą powierzył mu Ramzes. Willa Hetyty znajdowała się na północnym krańcu miasta, w samym środku gaju palmowego. On sam wiódł przynajmniej luksusową egzystencję na tej ziemi faraonów, którą tak gorąco pragnął zniszczyć. Serramanna uwielbiał Ramzesa i będzie mu wierny do śmierci; wykona też, choć niechętnie, to przykre zadanie. Przy wejściu do willi wartę trzymali dwaj policjanci, uzbrojeni w sztylety i pałki — obaj wyznaczeni przez Serramannę. — Nic się nie działo? — Nic, komendancie. Hetyta trzeźwieje po pijaństwie. W ogrodzie, przy basenie. Olbrzymi Sardyńczyk przestąpił bramę posiadłości i szybkim krokiem ruszył po wysypanej piaskiem alei prowadzącej do basenu. I tu trzej policjanci dniem i nocą pilnowali byłego naczelnego wodza armii hetyckiej, któremu czas upływał najedzeniu, pijatykach, pływaniu i spaniu. Jaskółki migotały wysoko na niebie, dudek w przelocie musnął ramię Serramanny. Z drgającą nerwowo szczęką, zaciśniętymi pięściami, groźnym spojrzeniem dowódca straży przygotowywał się do działania. Po raz pierwszy żałował, że jest na służbie Ramzesa. Jak dzikie zwierzę, wyczuwając bliskie niebezpieczeństwo, Uri-Teszub obudził się, zanim jeszcze usłyszał ciężkie stąpanie olbrzyma. Wielki, muskularny Uri-Teszub nosił długie włosy, tors porastało gęste rude owłosienie. Zahartowany w czasie ostrych anatolijskich zim, nic nie utracił ze swojej siły.

Teraz

leżał wyciągnięty na

kamiennych płytkach stanowiących

obramowanie basenu i spod przymkniętych powiek patrzył na zbliżającego się dowódcę straży przybocznej Ramzesa Wielkiego. A więc odpowiednia godzina nadeszła. Od chwili podpisania odrażającego dlań układu pokojowego pomiędzy Egiptem a Hetytami Uri-Teszub nie czuł się już bezpieczny. Setki razy przemyśliwał nad ucieczką, ale ludzie Serramanny nie dali mu sposobności. Czyż po to uniknął ekstradycji, by jakiś okrutnik, równie nieprzejednany jak on sam, zarżnął go teraz jak wieprza? — Wstawaj — rozkazał Serramanna. Uri-Teszub nie przywykł do przyjmowania rozkazów. Powoli, jakby chciał przedłużyć swoje ostatnie chwile, podniósł się i stanął na wprost człowieka, który przyszedł poderżnąć mu gardło. Wzrok Serramanny wyrażał z trudem hamowaną wściekłość. — Uderz, rzeźniku — powiedział Hetyta z pogardą — bo tak rozkazał ci twój pan. Nie zrobię ci nawet tej przyjemności, że będę się bronił. Palce Serramanny zacisnęły się niecierpliwie na rękojeści krótkiego miecza. — Wynoś się. Uri-Teszub miał wrażenie, że nie dosłyszał. — Co powiedziałeś? — Jesteś wolny. — Wolny... Jak to wolny? — Opuścisz ten dom i pójdziesz, gdzie ci się podoba. Faraon stosuje się do prawa. Nie ma już żadnego powodu, aby cię tu trzymać. — Żartujesz! — Jest pokój, Uri-Teszubie. Ale jeśli popełnisz ten błąd, że zostaniesz w Egipcie i wywołasz tu choćby najmniejsze zamieszanie, aresztuję cię. Nie

będziesz wtedy traktowany jak dygnitarz obcego kraju, ale jak zwykły przestępca. Kiedy nadejdzie taka chwila, że będę musiał zatopić miecz w twoim brzuchu, nie zawaham się. — Ale teraz nie masz prawa mnie tknąć. Czy tak? Czy tak jest naprawdę? — Wynoś się — powtórzył Serramanna.

Plecionka, spódniczka, sandały, bochenek chleba, wiązka cebuli i dwa talizmany z fajansu, które będzie mógł wymienić na żywność: taki był mizerny bagaż przydzielony Uri-Teszubowi. Z nim przez wiele godzin błąkał się po ulicach Pi-Ramzes jak lunatyk. Odzyskana wolność działała jak wino, Hetyta nie mógł nawet zebrać myśli. „Nie ma piękniejszego miasta niż Pi-Ramzes — głosi ludowa piosenka — biedaka traktuje się tu jak bogacza, akacja i sykomora rzucają cień na spacerujących, pałace błyszczą złotem i turkusem, wiatr jest pełen słodyczy, ptaki igrają nad stawami". Uri-Teszub dał się oczarować powabem stolicy wybudowanej w żyznym regionie, nad jedną z odnóg Nilu, w obramowaniu dwóch szerokich kanałów. Łąki obfitujące w szlachetne zioła, sady skrywające dorodne jabłonie, rozległe gaje oliwne, o których powiadano, że dostarczają więcej oliwy niż jest piasku nad brzegiem Nilu, winnice dające słodkie wino o smaku świeżych owoców, domy tonące w kwiatach... PiRamzes było tak odmienne od stolicy hetyckiego imperium, surowego Hattusas, miasta-fortecy, które wznosiło się wysoko na płaskowyżu anatolijskim. Okrutna myśl jak żądło wyrwała Uri-Teszuba z odrętwienia. Nigdy nie zostanie władcą Hetytów, zemści się jednak na Ramzesie, który popełnił błąd, dając mu wolność. Jeżeli usunie faraona, od czasu zwycięstwa nad wojskami sprzymierzonymi pod Kadesz uważanego za równego bogu, Uri-

Teszub pogrąży w chaosie Egipt, a może też cały Bliski Wschód. Cóż mu pozostało, jeśli nie owa piekąca żądza, by szkodzić i niszczyć, która pozwoli mu zapomnieć, że był zabawką przeciwnego losu? Otoczył go różnorodny tłum. Zmieszali się w nim Egipcjanie, Nubijczycy, Syryjczycy, Libijczycy, Grecy i wielu innych, przybyłych, by podziwiać tę stolicę, którą Hetyci jeszcze niedawno chcieli zrównać z ziemią. Obalić Ramzesa... Uri-Teszub nie miał żadnej możliwości, by tego dokonać. Był już tylko pokonanym wojownikiem. — Książę... — wyszeptał za nim jakiś głos. UriTeszub odwrócił się. — Książę... Czy mnie poznajesz? Uri-Teszub opuścił wzrok na mężczyznę średniego wzrostu, o kasztanowych, bardzo żywych oczach. Lniana przepaska ściągała jego gęste włosy, krótka ruda broda, przycięta w szpic, zdobiła podbródek. Przemawiająca tak uniżenie postać nosiła spływającą aż do kostek suknię w kolorowe prążki. — Raia... To naprawdę ty? Syryjski kupiec skłonił się. — Ty, szpieg Hetytów... Wróciłeś do Pi-Ramzes? — Jest pokój, książę, rozpoczęła się nowa epoka, dawne błędy zostały wymazane. Byłem bogatym i wpływowym kupcem, teraz na nowo zająłem się handlem. Nikt mi nie robi zarzutów, tak jak przedtem jestem szanowany w arystokratycznym towarzystwie. Raia był członkiem hetyckiej siatki szpiegowskiej w Egipcie, która działała na zgubę Ramzesa, dopóki nie została rozbita przez egipskich wywiadowców. Rai udało się zbiec. Po pobycie w Hattusas powrócił do przybranej ojczyzny. — Tym lepiej dla ciebie. — Tym lepiej dla nas.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — Czy naprawdę sądzisz, że to spotkanie jest przypadkowe? Uri-Teszub przyjrzał się Rai z większą niż dotychczas uwagą. — Śledziłeś mnie? — Różne pogłoski krążyły na twój temat: raz, że się ciebie pozbędą w dość okrutny sposób, innym razem, że cię wypuszczą na wolność. Już od ponad miesiąca moi ludzie stale pilnowali tej willi. Chciałem ci pomóc w odzyskaniu chęci do życia... i oto jestem. Czy pozwolisz zaprosić się na chłodne piwo? Uri-Teszub zawahał się, dzień obfitował w tak wielkie emocje. Ale instynkt utwierdzał go w przekonaniu, że syryjski kupiec może mu posłużyć do urzeczywistnienia jego planów. W gospodzie rozmowy przybrały pomyślny obrót. Raia był świadkiem metamorfozy Uri-Teszuba: wygnaniec stopniowo przeobrażał się w groźnego wojownika, gotowego do nowych podbojów. Syryjski kupiec nie omylił się: mimo lat spędzonych na wygnaniu, były głównodowodzący hetyckiej armii nie utracił nic ze swojej zaciekłości i siły. — Nie mam zwyczaju rozwodzić się w czczej gadaninie, Raia. Czego ode mnie oczekujesz? Syryjski kupiec ściszył głos: — Mam jeszcze tylko jedno pytanie. Książę, czy chcesz się zemścić na Ramzesie? — Upokorzył mnie. To nie ja ustanowiłem pokój z Egiptem! Ale pokonanie tego faraona wydaje się niemożliwe. Raia pokręcił głową. — To zależy, książę, to zależy... — Wątpisz w moją odwagę?

— Z całym szacunkiem, to nie wystarczy. — Ale wytłumacz mi najpierw, dlaczego ty, będąc kupcem, podejmujesz takie ryzyko i wplątujesz się w tak niebezpieczną przygodę? Raia uśmiechnął się nieprzyjemnie. — Bo nienawidzę go tak samo jak ty.

2 Przybrany w szeroki złoty naszyjnik, w białej spódniczce podobnej do tych, jakie z upodobaniem nosili faraonowie okresu piramid, obuty w białe sandały, Ramzes Wielki odprawiał poranne obrządki w świątyni tysiąca lat, Ramesseum, wzniesionej na zachodnim brzegu Teb. W ciszy rozbudzał boską moc ukrytą we wnętrzu naosu. Dzięki niej energia będzie krążyła między niebem a ziemią, Egipt stanie się na podobieństwo kosmosu, a żądza niszczenia wrodzona rodzajowi ludzkiemu zostanie powstrzymana. W pięćdziesiątym piątym roku życia Ramzes był atletycznie zbudowanym mężczyzną, mającym metr osiemdziesiąt wzrostu, o owalnej głowie pokrytej jasnoblond czupryną, szerokim czole z wystającymi łukami brwiowymi, przenikliwym spojrzeniu, długim, cienkim i garbatym nosie, okrągłych uszach o delikatnych płatkach. Promieniowała z niego magnetyczna siła i naturalny autorytet. W obecności Ramzesa nawet ludzie silnego charakteru tracili pewność siebie; czyż bowiem nie bóg ożywił tego faraona, który zapełnił kraj budowlami i zwyciężył wszystkich swoich wrogów? Trzydzieści trzy lata panowania... Jedynie sam Ramzes znał prawdziwy ciężar prób, przez które musiał przejść. Pierwszą próbą była śmierć jego ojca, Setiego, która pozostawiła go osamotnionego, w chwili gdy Hetyci

przygotowywali się do wojny. Bez pomocy Amona, boskiego ojca, Ramzes, zdradzony przez swoje własne oddziały, nie triumfowałby pod Kadesz. Żył w szczęściu i pokoju, zapewne, ale i jego matka, Tuja, będąca uosobieniem prawowitości władzy, złączyła się już ze swoim dostojnym małżonkiem w krainie światłości, w której wiecznie żyją dusze sprawiedliwych. A niezbadane

przeznaczenie

uderzyło

jeszcze

raz,

i to w

sposób

najokrutniejszy, zadając ranę, której nic nie uleczy. Wielka małżonka królewska, Nefertari, zmarła w jego ramionach w Abu Simbel, w Nubii, tam właśnie, gdzie Ramzes, chcąc oddać cześć niezniszczalnej jedności pary królewskiej, nakazał wznieść dwie świątynie. Faraon stracił trzy najdroższe sobie osoby, trzy osoby, które go ukształtowały i których miłość była bezgraniczna. Jednakże musiał nadal panować i uosabiać Egipt z taką samą wiarą i z takim samym zapałem. Czterech towarzyszy jego zwycięstw opuściło go również: dwa konie, tak odważne na polu bitwy, lew Zabijaka, który niejeden raz uratował mu życie, i złotożółty pies, Stróż, uhonorowany za swoje zasługi mumifikacją pierwszej klasy. Służbę po nim objął Stróż numer dwa, potem trzeci, który tak niedawno się urodził. Na zawsze odszedł grecki poeta Homer, który zakończył życie w swoim ogrodzie w Egipcie, wpatrując się w ulubione przezeń drzewo cytrynowe. Ramzes wspomniał z nostalgią swoje spotkanie z autorem Iliady i Odysei, tak zafascynowanym odmienną cywilizacją faraonów. Po śmierci Nefertari Ramzesa opanowała pokusa, by zrzec się władzy i powierzyć ją swemu starszemu synowi, Cha, ale sprzeciwił się temu krąg jego najbliższych przyjaciół, przypominając monarsze, że faraonem pozostaje się do końca życia i że do siebie już się nie należy. Bez względu na to, jakich cierpień będzie doświadczał jako człowiek, musi do końca

wypełniać swoje powołanie. Tego wymagało prawo Maat i Ramzes, na wzór swoich poprzedników, podporządkował się Zasadzie. Tu, w świątyni milionów lat, promieniującej tajemniczą mocą chroniącą jego królestwo, Ramzes zaczerpnął siły koniecznej, aby dalej rządzić. Mimo iż czekała go za chwilę ważna ceremonia, monarcha niespiesznym krokiem przechodził przez sale Ramesseum, które było okolone długim, trzystumetrowym murem, osłaniającym również dwa wielkie dziedzińce z pilastrami przedstawiającymi króla w postaci Ozyrysa, obszerną salę z czterdziestoma ośmioma kolumnami i sanktuarium, gdzie przebywała boska moc.

Wejście

do

świątyni

wyznaczały

dwa

pylony

wysokości

siedemdziesięciu metrów, o których pisano, że sięgają nieba; po południowej stronie znajdował się pałac. Wokół miejsca świętego była ogromna biblioteka, składy, skarbiec przechowujący cenne kruszce, biura pisarzy i mieszkania kapłanów. To miasto-świątynia pulsowało dzień i noc, bo służba bogu nie zna, co to odpoczynek. Na krótką chwilę Ramzes pozostał jeszcze w części sanktuarium poświęconej jego matce, Tui. Wpatrywał się w płaskorzeźbę przedstawiającą zespolenie królowej z tchnieniem boga Amona-Re, ukrytego i jaśniejszego jednocześnie, i w scenę karmienia faraona, symbolizującą przekazywanie wiecznej młodości.

W pałacu mogli się już niecierpliwić. Król oderwał się od wspomnień. Nie zatrzymał się ani przed wyciosanym z jednego bloku różowego granitu osiemnastometrowym kolosem, którego nazywano „Ramzesem, światłością królów", ani przed akacją posadzoną w drugim roku jego panowania, i skierował się do ozdobionej szesnastoma kolumnami sali audiencyjnej, gdzie zgromadzili się zagraniczni dyplomaci.

Zielone i pełne iskier oczy, nosek mały i prosty, delikatnie zarysowane wargi, ledwie zaznaczony podbródek; Izet urodziwa, przekroczywszy pięćdziesiątkę, dalej urzekała radością życia i pogodą ducha. Lata nie miały nad nią władzy: jej wdzięk i uwodzicielska moc pozostały nie zmienione. — Czy król opuścił już świątynię? — zaniepokojona Izet zwróciła się do pokojowej. — Jeszcze nie, Wasza Wysokość. — Ambasadorowie będą wściekli! — Nie niepokój się, pani, ujrzeć Ramzesa to taki przywilej, że nikt nie ośmieli się niecierpliwić. Ujrzeć Ramzesa... Tak, to największy z przywilejów. Izet przypomniała sobie swoje pierwsze spotkanie miłosne z księciem Ramzesem, gwałtownym młodym mężczyzną, który zdawał się wtedy odsunięty od władzy. Jacy byli szczęśliwi w szałasie z trzciny na skraju łanu zboża, ciesząc się z tajemnicy dzielonego szczęścia! Potem zjawiła się delikatna Nefertari, która nie zdając sobie nawet z tego sprawy, miała zalety wielkiej małżonki królewskiej. Ramzes się nie omylił, jednakże to Izet urodziwa dała mu dwóch synów: Cha i Merenptaha. Był czas, że Izet odczuwała wobec Ramzesa pewną niechęć, ale czuła się niezdolna do wypełniania przytłaczających obowiązków królowej i nie miała innych ambicji, jak dzielić, choćby w najmniejszym stopniu, życie człowieka, którego kochała do szaleństwa. Ani Nefertari, ani Ramzes nie odepchnęli jej; według protokołu, „druga małżonka", Izet, miała niezrównane szczęście ocierać się o życie monarchy i należeć do jego dworu. Niektórzy uważali, że zmarnowała własne życie, ale Izet nie zwracała uwagi na krytykę, wolała być służebną Ramzesa niż żoną jakiegoś ograniczonego i pełnego pretensji dostojnika.

Śmierć Nefertari pogrążyła ją w głębokiej żałobie. Królowa nie była jej rywalką, lecz przyjaciółką, wobec której odczuwała szacunek i podziw. Wiedząc, że żadne słowa nie złagodzą bólu monarchy, nadal pozostawała w cieniu, milcząca i delikatna. I stała się rzecz nieoczekiwana. Oto czas żałoby dobiegał końca. Ramzes sam zamknął drzwi do grobowca Nefertari, a następnie zwrócił się do Izet urodziwej, by została nową wielką małżonką królewską. Żaden władca nie mógł rządzić samotnie, faraon był bowiem uosobieniem jedności pierwiastków męskich i żeńskich, zgodnych i uzupełniających się. Nigdy Izet urodziwa nie zamierzała zostać królową Egiptu, a porównanie z Nefertari onieśmielało ją. Ale woli Ramzesa nie można było się przeciwstawiać. Izet podporządkowała się pomimo swoich obaw. Została „słodyczą miłości, tą, która widzi bogów Horusa i Seta, ostatecznie zespolonych w osobie faraona, władczynią Dwóch Ziem, tą, której głos daje radość"... Te tradycyjne tytuły nie miały dla niej żadnego znaczenia. Rzeczywistym cudem było to, że dzieliła życie Ramzesa, jego nadzieje i jego troski. Izet poślubiła największego monarchę, jakiego znała ziemia, i zaufanie, którym ją obdarzył, wystarczało jej do szczęścia. — Jego Wysokość prosi cię, pani — powiedziała pokojowa. W peruce w kształcie martwego sępa, przedłużonej dwoma sterczącymi piórami, ubrana w długą białą suknię ściągniętą w talii czerwonym paskiem z powiewającymi końcami, przyozdobiona w złoty naszyjnik i bransolety, wielka

małżonka

królewska

skierowała się ku sali audiencyjnej.

Wykształcenie szlachetnie urodzonej i bogatej damy, jakie otrzymała, będąc jeszcze młodziutką dziewczyną, nauczyło ją odpowiedniego zachowania w czasie ceremonialnych uroczystości. Tym razem i ona będzie, jak faraon, ośrodkiem bezlitosnego zainteresowania dygnitarzy.

Izet urodziwa zatrzymała się metr przed Ramzesem. Oto on, jej pierwsza i jedyna miłość — nadal była pod jego wrażeniem. Był zbyt wielki dla niej, nigdy nie przenikała horyzontu jego myśli, ale magia namiętności wypełniała tę, zdawałoby się nie do przyjęcia, dzielącą ich przepaść. — Czy jesteś gotowa? Królowa Egiptu skłoniła się. Kiedy pojawiła się królewska para, gwar rozmów ucichł. Ramzes i Izet urodziwa zajęli miejsca na tronie.

Przyjaciel faraona z dzieciństwa i minister spraw zagranicznych, zawsze elegancki Asza, który chętnie lansował nową modę, zbliżył się do tronu. Patrząc uważnie na tego pełnego wyrafinowania dostojnika, z małym, wypielęgnowanym wąsikiem, oczyma błyszczącymi inteligencją i o jakby wzgardliwym sposobie bycia, któż mógłby przypuszczać, że był on człowiekiem przygody i nie zawahał się rzucić swojego życia na szalę podczas niebezpiecznej misji szpiegowskiej na hetyckim terytorium. Wielbiciel pięknych kobiet, bogatych strojów i wykwintnej kuchni, Asza zwracał na świat spojrzenie pełne ironii, nierzadko rozczarowania, ale w jego sercu płonęło nieugaszone pragnienie: pracować na chwałę Ramzesa, jedynej osoby, wobec której odczuwał, choć nigdy by mu tego nie wyznał, bezgraniczne uwielbienie. — Wasza Wysokość, Południe składa ci hołd i przynosi swoje bogactwa, prosząc cię o życiodajne tchnienie. Północ błaga o cud twojej obecności. Wschód łączy na nowo swoje ziemie, aby ci je ofiarować. Zachód pokornie pada na kolana, jego przywódcy przychodzą z pokłonem.

Ambasador Hetytów odłączył się od tłumu dyplomatów i skłonił głowę przed parą królewską. — Faraon jest władcą promieniującej światłości — rozpoczął mowę — tchnieniem żaru, który ożywia lub spala. Oby jego „ka" trwało wiecznie, oby jego czasy były szczęśliwe, a wylew Nilu się nie opóźniał, bo działa on boską energią, on, który w swojej osobie jednoczy niebo i ziemię. Pod panowaniem Ramzesa nie ma buntowników, każdy kraj żyje w pokoju. Po przemowach nastąpiło wręczanie darów. Od Nubii aż do protektoratów w Kanaan i Syrii, imperium Ramzesa Wielkiego złożyło hołd swojemu władcy.

Pałac pogrążył się już we śnie, świeciło się jedynie w biurze królewskim. — Co się dzieje, Aszo? — zapytał Ramzes. — Dwie Ziemie kwitną, dobrobyt panuje w każdej prowincji, spichlerze sięgają nieba, jesteś życiem twojego ludu, jesteś... — Przemówienia już się skończyły, Aszo. Ale dlaczego ambasador hetycki tak się silił na pochwały?

— Dyplomacja... — Nie. Nie sądzisz, że to coś więcej? Asza przesunął delikatnym palcem po naperfumowanych wąsach. — Przyznaję, że jestem zaskoczony. — Hattusil podważa pokój? — Dotarło do nas pismo o zupełnie przeciwnej treści. — Powiedz mi swoją prawdziwą opinię. — Uwierz, nie jestem jeszcze pewny.

— Gdy

chodzi

o

Hetytów,

pozostawanie

w

niepewności

jest

niebezpiecznym błędem. — Czy powinienem sądzić, że chcesz, abym dowiedział się prawdy? — Mieliśmy zbyt wiele spokojnych lat. Ostatnimi czasy trochę się rozleniwiłeś.

3 Niewysoki, wątły i szczupły, pomimo olbrzymich ilości jadła, które pochłaniał bez względu na porę dnia i nocy, Ameni był, tak jak Asza, przyjacielem Ramzesa z dzieciństwa. Urodzony pisarz, pracował bez znużenia i zarządzał niewielkim zespołem dwudziestu specjalistów, którzy opracowywali dla faraona streszczenia wszystkich najważniejszych dokumentów. Niejeden raz Ameni dowiódł swej niezwykłej skuteczności, i choć zazdrośnicy nie szczędzili krytyk, Ramzes całkowicie na nim polegał. Mimo bolących pleców pisarz upierał się, by samemu nosić drewniane tabliczki i papirusy, a miał przy tym tak bladą cerę, że wydawał się często prawie chory. Zamęczał jednakże swoich podwładnych, bo potrzebował tylko krótkiego snu i mógł godzinami posługiwać się pędzelkiem, aby zredagować poufne notatki, które docierały wyłącznie do wiadomości samego Ramzesa. Faraon postanowił spędzić kilka miesięcy w Tebach, Ameni przeniósł się tam zatem ze swoimi pomocnikami. Oficjalnie „noszący sandały" króla pisarz lekceważył sobie tytuły i zaszczyty, tak jak władcę Egiptu interesowała go jedynie pomyślność kraju. Nie dawał więc sobie chwili wytchnienia z obawy, by nie popełnić jakiegoś niewybaczalnego błędu.

Ameni przełykał właśnie kleik jęczmienny ze świeżym serem, kiedy do jego biura, zawalonego dokumentami, wkroczył Ramzes. — Jeszcze nie zjadłeś? — Nic nie szkodzi, Wasz Królewska Mość, choć twoje przybycie nie wróży nic dobrego. — Twoje ostatnie raporty wydawały się raczej uspokajające. — „Wydawały się"... Skąd takie zastrzeżenie? Wasza Królewska Mość nie wyobraża sobie chyba, że skrywam przed nim choćby najmniejszy szczegół! Z wiekiem Ameni stał się zrzędą. Źle znosił krytykę, skarżył się na warunki pracy i wciąż narzekał na tych, którzy usiłowali dawać mu dobre rady. — Nic takiego sobie nie wyobrażam — powiedział Ramzes łagodnie — staram się tylko zrozumieć. — Co chcesz zrozumieć? — Czy jest coś, co sprawia ci kłopoty? Ameni zastanawiał się na głos. — Nawadnianie jest doprowadzone do perfekcji, tak samo groble utrzymywane są w należytym porządku... Naczelnicy prowincji przestrzegają zaleceń i nie wykazują żadnych dążeń do źle pojętej samodzielności... Rolnictwo jest pod dobrym zarządem, ludność najada się do syta i dobrze mieszka, z organizacją uroczystości nie ma problemu, zespoły kierowników robót, kamieniarzy, ociosywaczy kamieni, rzeźbiarzy i malarzy pracują na terenie całego kraju... Nie, nie sądzę. Ramzes powinien się zatem uspokoić, ponieważ nikt tak jak Ameni nie umiał dostrzec niedociągnięć w administracji i gospodarce kraju. Jednakże król pozostał zatroskany. — Czy Wasza Królewska Mość skrywa przede mną jakąś ważną informację?

— Wiesz dobrze, że nie. — A więc co się stało? — Ambasador hetycki okazał się zbyt wielkim pochlebcą wobec Egiptu. — Ech! Ci ludzie potrafią się tylko bić i łgać. — Czuję, że zbliża się burza, która narasta w samym wnętrzu Egiptu, burza niosąca niszczycielski grad. Ameni przywiązywał wagę do intuicji monarchy. Jak jego ojciec, Seti, Ramzes utrzymywał szczególne więzy z przerażającym bogiem Setem, władcą niebieskich burz i piorunów, ale jednocześnie obrońcą słonecznej barki przed potworami usiłującymi ją zniszczyć. — W samym wnętrzu Egiptu — powtórzył zakłopotany pisarz. — Co może oznaczać ta wróżba? — Gdyby żyła Nefertari, jej wzrok przeniknąłby przyszłość. Ameni zwinął jakiś papirus i uporządkował pędzelki. Bzdurne gesty, aby rozproszyć smutek, który owładnął duszą jego i duszą Ramzesa. Nefertari była uosobieniem piękna, inteligencji i wdzięku, spokojnym uśmiechem niebiańskiego Egiptu. Kiedy miał szczęście ją widzieć, Ameni prawie zapominał o pracy. Ale Izet urodziwej osobisty sekretarz faraona nie cenił wcale. Ramzes bez wątpienia miał słuszność, wybierając ją, aby dzieliła z nim tron, chociaż funkcja królowej była zbyt ciężka, jak na barki tej kobiety, tak dalekiej od rozumienia, na czym polega istota władzy. Dobrze, że przynajmniej kochała Ramzesa, ta właśnie zaleta zacierała wiele jej niedostatków. — Czy Wasza Królewska Mość ma dla mnie jakiś trop? — Niestety, nie! — Musimy zatem podwoić czujność! — Nie znoszę oczekiwania na cios.

— Wiem, wiem — zrzędził Ameni —ja, mimo że chciałbym mieć choć jeden dzień odpoczynku, odłożę ten przywilej na później.

Biała, z czerwonym grzbietem, a bokami ubarwionymi na zielono, długa na metr dwadzieścia żmija rogata, o spłaszczonej głowie i grubym ogonie, podpełzała z boku w kierunku pary, która obejmowała się w cieniu palmy. Gad, który dzień spędził zagrzebany w piasku, teraz gdy zapadła noc, wyruszył na polowanie. W czasie upału jego ukąszenie powodowało natychmiastową śmierć. Ani kobieta, ani mężczyzna, ściskający się namiętnie, nie zdawali się dostrzegać niebezpieczeństwa. Gibka, sprężysta jak liana, piękna Nubijka nie wypuszczała z objęć swojego kochanka, pięćdziesięciokilkuletniego, mocnego i krępego mężczyzny o czarnych włosach i bladej, matowej skórze. Raz słodka, raz nalegająca, Nubijka nie dawała ani chwili wytchnienia Egipcjaninowi, który atakował ją z zapałem, jak podczas pierwszego spotkania. W łagodnym cieple nocy łączyła ich miłość gorąca jak słońce lata. Żmija zbliżyła się do nich już na odległość metra. Z pozorną brutalnością mężczyzna rzucił kobietę na plecy, a ona ruchem szybkim i energicznym uchwyciła gada mocno za szyję. Wąż zasyczał i ukąsił w próżnię. — Piękna zdobycz — zauważył Setau, nie wypuszczając żony z objęć. — Jad pierwszej jakości, otrzymany bez zbytniego zachodu. Nagle piękna Nubijka znieruchomiała. — Mam złe przeczucie. — Z powodu tej żmii? — Nie, Ramzes jest w niebezpieczeństwie.

Zaklinacz węży, Setau, przyjaciel faraona z dzieciństwa, któremu Ramzes powierzył zarządzanie nubijską prowincją, bardzo poważnie potraktował ostrzeżenie swojej żony, pięknej czarodziejki. Wspólnie schwytali już niezliczoną ilość najniebezpieczniejszych węży i zbierali jad niezbędny do przygotowania leków pomocnych na groźne choroby. Niezależni, ceniący swobodę, Setau i Lotos towarzyszyli jednakże Ramzesowi na polach bitwy, zarówno na Południu, jak i na Północy, opatrując rannych żołnierzy. Sprawowali też zarząd nad królewskim laboratorium, ale bezgranicznie szczęśliwi byli dopiero wówczas, gdy faraon polecił im, by doprowadzili do kwitnącego stanu prowincję nubijską, którą tak kochali; Wprawdzie wicekról Nubii, urzędnik, który kochał wygody, a nienawidził zimna, usiłował hamować ich inicjatywy, lecz tak naprawdę obawiał się tej pary, której siedziba była strzeżona przez kobry. — O jakie niebezpieczeństwo chodzi? — zaniepokoił się Setau. — Nie wiem. — Widzisz jakąś twarz? — Nie — odparła Lotos — to jest raczej pewien niepokój, ale przez moment miałam przeczucie, że Ramzes jest zagrożony. Podniosła się, nadal trzymając żmiję w zaciśniętej pięści. — Powinieneś się tym zająć, Setau. — Tutaj? Co mogę zrobić? — Jedźmy do stolicy. — Wicekról wykorzysta, że nas nie będzie, i anuluje nasze ulepszenia. — Trudno. Jeśli Ramzes potrzebuje naszej pomocy, to musimy być przy nim.

Już od dawna opryskliwy Setau, któremu żaden z wysokich urzędników nie mógł dyktować, co ma robić, nie kwestionował dłużej poleceń słodkiej Lotos.

Wielki kapłan Amona dożył późnego wieku. Jak napisał mędrzec Ptahhotep w swoich słynnych Maksymach, ostateczna starość objawia się ciągłym zmęczeniem, słabością, która nie chce ustąpić, i skłonnością do przysypiania nawet w ciągu dnia. Wzrok słabnie, słuch staje się przytępiony, sił brakuje, serce się męczy, usta z trudem wymawiają słowa, kości bolą, zanika zmysł smaku i węchu i równie ciężko wstać, jak usiąść. Mimo tych cierpień stary Nebu dalej wypełniał misję, którą powierzył mu Ramzes: czuwać nad bogactwami boga Amona i jego miasta-świątyni w Karnaku. Wielki kapłan niemal wszystkie sprawy materialne przekazał drugiemu

prorokowi,

Bachenowi,

który

sprawował

władzę

nad

osiemdziesięcioma tysiącami osób, pracujących na placach budowy, w warsztatach, na polach, w sadach i winnicach. Kiedy Ramzes wyznaczył go na wielkiego kapłana, Nebu rozumiał, o co chodzi. Młody monarcha żądał, aby Karnak mu podlegał i nie dążył do usamodzielnienia się. Ale Nebu nie okazał się figurantem i podjął walkę, aby Karnak nie był ograbiany przez inne świątynie. A że faraon dbał o utrzymanie zgody w całym kraju, Nebu czuł się szczęśliwy jako najwyższy kapłan. Bachen przynosił mu wszelkie informacje i starzec nie opuszczał już swojej skromnej, składającej się z trzech izb siedziby wybudowanej niedaleko świętego jeziora w Karnaku. Wieczorem lubił podlewać klomby irysów, jeden przy bramie, a drugi w dalszej części ogrodu. Kiedy nie

będzie miał już sił, aby się nimi zajmować, poprosi króla, by odsunął go od urzędu. Siedzący w kucki ogrodnik właśnie wyrywał chwasty. Nebu nie krył swojego niezadowolenia. — Nikomu nie wolno dotykać moich irysów! — Nawet faraonowi Egiptu? Ramzes podniósł się i odwrócił. — Wasza Królewska Mość, zechciej... — Masz rację, że osobiście pilnujesz tego skarbu, Nebu. Uczciwie pracowałeś dla Egiptu i dla Karnaku. Sadzić, widzieć, jak rośnie, podtrzymywać to kruche i tak piękne życie... Czy istnieje bardziej szlachetna praca? Po śmierci Nefertari myślałem o tym, by zostać ogrodnikiem, z dala od tronu, z dala od władzy. — Nie miałeś prawa, Wasza Królewska Mość. — Liczyłem, że mnie zrozumiesz. — Że taki starzec jak ja wzdycha do odpoczynku, to zrozumiałe, ale ty... Ramzes spoglądał na wschodzący księżyc. — Zbliża się burza, Nebu, potrzebuję ludzi pewnych i kompetentnych, ażeby stawić czoło rozpętanym żywiołom. Bez względu na twój wiek i stan zdrowia, nie wycofuj się jeszcze. Nadal trzymaj Karnak silną ręką.

4 Ambasador kraju Cheta, niewysoki, chudy mężczyzna około sześćdziesiątki zgłosił się przy wejściu do ministerstwa spraw zagranicznych. Zgodnie ze zwyczajem złożył bukiet chryzantem i lilii na kamiennym ołtarzu przed posągiem małpy, wyobrażeniem Thota, boga pisarzy Języka

sakralnego i wiedzy. Następnie zwrócił się do stojącego z włócznią żołnierza. — Minister mnie oczekuje — oświadczył suchym tonem. — Powiadomię go. Ambasador zaczął chodzić tam i z powrotem. Ubrany był w czerwononiebieską suknię z frędzlami, czarne włosy błyszczały mu od pachnącej pomady z drzewa gumowego, twarz ocieniała szeroka broda. Uśmiechnięty Asza wyszedł na jego spotkanie. — Mam nadzieję, że nie kazałem ci zbyt długo czekać? Przejdźmy do ogrodu, drogi przyjacielu, tam będziemy mieli spokój. Dookoła basenu pokrytego błękitnym lotosem rosły palmy i jujuby, które rzucały przyjemny cień. Na stoliczku o jednej nóżce służący postawił alabastrowe czarki z chłodnym piwem i wyszedł. — Bądź spokojny — powiedział Asza — nikt nie może nas tu usłyszeć. Ambasador hetycki zawahał się, zanim usiadł na składanym drewnianym krzesełku przyozdobionym poduszką z zielonego lnu. — Czego się obawiasz? — Ciebie, Aszo. Szef egipskiej dyplomacji nie przestawał się uśmiechać. — Pełniłem misje szpiegowskie, to prawda, ale to dawne czasy. Obecnie jestem osobą oficjalną, której zależy na poważaniu, i nie mam już najmniejszej ochoty wplątywać się w żadne intrygi. — Dlaczego miałbym ci wierzyć? — Dlatego, że tak jak ty mam tylko jeden cel: umacniać pokój między oboma naszymi narodami. — Czy faraon odpowiedział na ostatnie pismo króla Hattusila? — Oczywiście. Ramzes przesłał mu doskonałe wieści o królowej Izet

i o swoich koniach, a także wyraził radość, że traktat, który na zawsze połączył Egipt i kraj Cheta, jest tak wspaniale respektowany. Twarz ambasadora stała się nieprzenikniona. — Z naszego punktu widzenia jest to zupełnie niewystarczające. — Czego się spodziewaliście? — Król Hattusil był zaskoczony tonem ostatnich listów faraona. Odniósł wrażenie, że Ramzes traktuje go jak podwładnego, a nie jak równego sobie. Asza wyczuwał agresywność dyplomaty. — Czy to niezadowolenie przyjęło niepokojące rozmiary? , — Tego się obawiam. — Czy jedna tak drobna różnica w interpretacji mogłaby podważyć nasze przymierze? — Hetyci są dumni. Ktokolwiek urazi ich godność, ściąga na siebie karę. — Czy to nie przesada tak wyolbrzymić niewielkie zastrzeżenie? — Z naszego punktu widzenia jest ono znaczące. — Boję się zrozumieć... Czy to stanowisko nie może być przedmiotem negocjacji? — Nie. Asza obawiał się takiego postawienia sprawy. Pod Kadesz Hattusil dowodził wojskami sprzymierzonymi, które pokonał Ramzes. Uraza widać nie wygasła, skoro doszukiwał się jakiegokolwiek pretekstu, aby na nowo utwierdzić się w swoim poczuciu wyższości. — Czy posunięcie się aż do... — Aż do zerwania traktatu — wyraził się jasno hetycki ambasador. Asza zdecydował się wykorzystać argument, który dotąd trzymał w ukryciu. — Może to pismo nastawi cię bardziej ugodowo? Egipcjanin podał Hetycie list napisany przez Ramzesa. Zaintrygowany dyplomata przeczytał tekst na głos.

— „Czy dobrze się czujesz, mój bracie Hattusilu, a także twoja małżonka,twoja rodzina, twoje konie i twoje prowincje? Właśnie uważnie zbadałem twoje zarzuty. Sądzisz, że potraktowałem cię jak jednego z moich poddanych, i to mnie zasmuciło. Bądź przekonany, że mam dla Ciebie szacunek

należny

twojemu stanowisku, czyż nie jesteś królem Hetytów? Bądź pewny, że uważam cię za brata". Ambasador wydawał się zaskoczony. — Ramzes jest autorem tego listu? — To nie ulega wątpliwości. — Faraon Egiptu uznałby swój błąd? — Ramzes chce pokoju. I mam ci oznajmić ważną decyzję: w Pi-Ramzes zostanie otwarty pałac dla krajów zagranicznych, gdzie ty i inni dyplomaci moglibyście korzystać ze stałej administracji i pomocy zespołu pisarzy. W ten sposób egipska stolica stałaby się ośrodkiem trwałego dialogu ze swoimi sojusznikami i z krajami podległymi. — To godne uwagi — przyznał Hetyta. — Czy mogę zatem mieć nadzieję, że szybko odstąpicie od swoich wojennych zamiarów? — Obawiam się, że nie. Tym razem Asza zaniepokoił się naprawdę. — Czy mam sądzić, że nic nie załagodzi drażliwości króla? — Wróćmy do sprawy zasadniczej. Hattusil życzy sobie również umocnienia pokoju, ale stawia jeden warunek. Ambasador hetycki ujawnił prawdziwe intencje króla. Asza nie miał już ochoty się uśmiechać.

Tak jak każdego ranka, rytualiści celebrowali kult „ka" Setiego w jego wspaniałej świątyni w Gurnie, na zachodnim brzegu Teb. Kapłan odpowiedzialny za te upamiętniające zmarłego faraona obrzędy przygotowywał się właśnie do złożenia na ołtarzu ofiary z winogron, fig i drewna jałowca, kiedy jeden z jego podwładnych szepnął mu do ucha kilka słów. — Faraon, tutaj? Ależ nikt mi nic nie powiedział! Odwróciwszy się, kapłan dostrzegł od razu wysoką postać monarchy ubranego w szatę z białego lnu. Moc i magnetyzerska siła Ramzesa wystarczały, by wyróżnić go spośród innych celebransów. Faraon wziął tacę ofiarną i wszedł do kaplicy, gdzie przebywała dusza jego ojca. W tej właśnie świątyni Seti ogłosił koronację swojego młodszego syna, kończąc w ten sposób okres wprowadzania go w tajniki władzy. Dwie korony „wielkie moce" zostały solidnie przytwierdzone na głowie Syna światłości, którego los stał się odtąd losem Egiptu. Objąć władzę po Setim wydawało się niepodobieństwem. Ale prawdziwa wolność Ramzesa polegała na tym, że nie decydował o swoich wyborach, lecz żył według Zasady i spełniał wolę bogów tak, aby ludzie byli szczęśliwi. Teraz Seti, Tuja i Nefertari wędrowali po szczęśliwych drogach wieczności i pływali niebiańskimi barkami; na ziemi świątynie i grobowce unieśmiertelniały ich imiona. I do ich „ka" zwracali się ludzie, którzy pragnęli przeniknąć tajemnice tamtego świata. Po zakończeniu rytuału Ramzes skierował się do świątynnego ogrodu, gdzie górowała olbrzymia sykomora, w której uwiły gniazda siwe czaple.

Słodka i poważna melodia oboju wprawiła go w zachwyt. Muzyka była powolna, o smutnej modulacji, którą rozweselał uśmiech, tak jak nadzieja rozprasza zawsze wszelkie przygnębienie.

22 Siedząc na murku w cieniu listowia, muzykantka grała z zamkniętymi oczami. Miała czarne i połyskliwe włosy, rysy twarzy czyste i regularne jak rysy bogini. Trzydziestotrzyletnia Meritamon była w rozkwicie swojej piękności. Serce Ramzesa ścisnął smutek. Tak bardzo przypominała swoją matkę Nefertari, że mogłaby być jej sobowtórem. Mając zdolności do muzyki, Meritamon postanowiła jako bardzo młoda dziewczyna wstąpić do świątyni i prowadzić życie tutaj, w odosobnieniu, na służbie bóstwa. Takie było też marzenie Nefertari, które zburzył Ramzes, prosząc ją, by została jego wielką małżonką królewską. Meritamon mogła zajmować miejsce w pierwszym szeregu świątynnych muzykantek w Karnaku, ale wolała pozostać tutaj w pobliżu ducha Setiego. Ostatnie nuty wzbiły się ku słońcu; muzykantka położyła obój na murku i otwarła szeroko szaroniebieskie oczy. — Ojcze! Od dawna tutaj jesteś? Ramzes pochwycił córkę w ramiona i długo trzymał w objęciu. — Brakuje mi ciebie, Meritamon. — Faraon poślubił Egipt, jego dzieckiem jest cały lud. Ty, który masz więcej niż setkę synów i córek, pamiętasz jeszcze o mnie? Odsunął ją i popatrzył na nią ze zdumieniem. — „Dzieci królewskie"... Chodzi tu tylko o tytuły honorowe. Ty jesteś córką Nefertari, mojej jedynej miłości. — Teraz twoją żoną jest Izet urodziwa.

— Masz mi to za złe? — Nie, dobrze postąpiłeś. Ona ciebie nie zdradzi. — Czy zgodzisz się przyjechać do Pi-Ramzes?

— Nie, ojcze. Świat na zewnątrz mnie męczy. Czy jest coś ważniejszego niż odprawianie obrzędów? Każdego dnia myślę o mojej matce, wypełniam jej marzenie i jestem przekonana, że moje szczęście ożywiają w wieczności. — Przekazała ci swoją piękność i swój charakter. Czy mam jeszcze jakąś szansę, żeby cię przekonać?

— Żadnej.

Dobrze

o tym wiesz. Ujął

delikatnie jej dłonie. — Naprawdę żadnej? Uśmiechnęła się z wdziękiem Nefertari. — Czy ośmielisz się wydać mi rozkaz?

— Jesteś jedyną istotą, wobec której faraon rezygnuje z narzucania swej woli. — To nie jest porażka, ojcze. W świątyni jestem bardziej użyteczna niż w pałacu. Ożywianie ducha moich dziadków i mojej matki wydaje mi się ważniejszym zadaniem. Bez więzi z przodkami jaki świat zbudowalibyśmy? — Graj nadal tę niebiańską muzykę, Meritamon, Egipt jej potrzebuje.

Niepokój ścisnął serce młodej kobiety. — Jakiego niebezpieczeństwa się obawiasz? — Burza nam grozi. — Nie jesteś jej panem?

— Graj, Meritamon, graj także dla faraona, twórz harmonię, zaklinaj bóstwa, przyciągnij je do Dwóch Ziem. Burza nam grozi, a będzie straszliwa.

5 Serramanna walił pięścią w ścianę strażnicy, aż oderwał się kawałek gipsu. — Jak to zniknął? — Zniknął, komendancie — potwierdził żołnierz, który miał za zadanie pilnować hetyckiego księcia, Uri-Teszuba. Olbrzymi Sardyńczyk uchwycił swojego podwładnego za ramiona i nieszczęśnik, choć sam silny, sądził, że tamten go zmiażdży. — Kpisz sobie ze mnie? — Nie, komendancie, przysięgam, że nie! — A więc umknął ci sprzed nosa? — Zniknął w tłumie. — Dlaczego nie kazałeś przeszukać domów w tej dzielnicy? — Ten Uri-Teszub to człowiek wolny, komendancie! Nie mamy żadnego powodu nasyłać na niego policję. Wezyr nas oskarży, że działamy niezgodnie z prawem. Serramanna zaryczał jak wściekły byk i puścił swojego podwładnego. Ten niezdara miał rację. — Ochrona wokół faraona została podwojona. Pierwszemu, który uchybi dyscyplinie, wgniotę hełm do czaszki! Członkowie straży otaczającej Ramzesa nie lekceważyli tej pogróżki. W przystępie furii dawny pirat zdolny był ją wykonać.

Aby wyładować swoją wściekłość, Serramanna wykonał całą serię ciosów sztyletem w sam środek drewnianej tarczy strzelniczej. To zniknięcie UriTeszuba nie wróżyło nic dobrego. Drążony nienawiścią Hetyta wykorzysta odzyskaną wolność jako oręż przeciwko władcy Egiptu. Ale kiedy i jak? W asyście Aszy Ramzes osobiście dokonał otwarcia pałacu krajów zagranicznych wobec całej gromady dyplomatów. Ze zwykłym sobie polotem Asza wygłosił płomienną mowę, w której słowa „pokój", „przyjazne stosunki", „współpraca gospodarcza" powracały w regularnych odstępach. Tak jak być powinno, wystawna uczta zakończyła uroczystość, która wskazała na nową pozycję Pi-Ramzes jako przyjaznej wszystkim narodom stolicy Bliskiego Wschodu. Po swoim ojcu Setim Ramzes odziedziczył władzę przenikania ludzkich sekretów. Pomimo zdolności aktorskich Aszy wiedział, że jego przyjaciel jest zaniepokojony i że troski te wiązały się z burzą, którą władca przewidywał. Zaledwie uroczystości dobiegły końca, Ramzes i Asza odłączyli się od tłumu gości. — Cóż za błyskotliwe zakończenie przemówienia, Aszo. — Obowiązki zawodowe, Wasza Królewska Mość. To przedsięwzięcie uczyni cię jeszcze popularniejszym. — Jak hetycki ambasador zareagował na mój list? — Doskonale. — Ale Hattusil żąda więcej, prawda? — To nie jest wykluczone. — Nie jesteśmy wśród dyplomatów, Aszo. Mów prawdę. — Tylko cię uprzedzę. Jeśli nie zgodzisz się na warunki Hattusila, to będzie wojna.

— A więc szantaż! Jeśli tak, to nie chcę się nawet z nimi zapoznawać. — Wysłuchaj mnie, proszę! Zbyt wiele pracowaliśmy dla pokoju, ty i ja, by zobaczyć, jak w jednej chwili ulega ruinie. — Mów zatem, ale nic przede mną nie ukrywaj. — Wiesz, że Hattusil i Putuhepa mają jedną córkę. Mówi się, że to młoda kobieta o wielkiej piękności i o bystrym umyśle. — Tym lepiej dla niej. — Hattusil pragnie umocnić pokój. Według niego najlepszym sposobem jest wyprawienie wesela. — Czy mam rozumieć?... — Zrozumiałeś od pierwszego słowa. Aby ostatecznie przypieczętować nasze przymierze, Hattusil żąda nie tylko, abyś poślubił jego córkę, ale przede wszystkim, abyś uczynił ją wielką małżonką królewską. — Zapomniałeś, że Izet urodziwa pełni już tę funkcję? — Dla Hetyty taki szczegół niewiele znaczy. U nich żona powinna być posłuszna mężowi. Jeśli ją odtrąci, musi podporządkować się i milczeć. — Jesteśmy w Egipcie, Aszo, a nie w kraju barbarzyńskim. Radzisz mi odsunąć Izet po to, żebym zawarł nowe małżeństwo z Hetytką, córką mojego najgorszego wroga? — Obecnie twojego najlepszego sprzymierzeńca — sprostował minister spraw zagranicznych, — Takie żądanie jest niedorzeczne i oburzające! — Na pozór tak. W rzeczywistości nie jest pozbawione pewnych korzyści. — Nie mogę tak upokorzyć Izet. — Nie jesteś mężem takim jak inni. Wielkość Egiptu musi być ponad twoimi uczuciami. — Czy nie poznałeś zbyt wielu kobiet, Aszo, że stałeś się tak cyniczny?

— Wierność jest dla mnie pustym dźwiękiem, przyznaję, ale moja opinia jest opinią twojego ministra i przyjaciela. — Nie warto pytać o zdanie moich synów Cha i Merenptaha, z góry znam ich odpowiedź. — Któż mógłby im zarzucać, że szanują swoją matkę, Izet urodziwą, wielką małżonkę królewską Ramzesa? Pokój albo wojna... Oto wybór, jakiego musisz dokonać.

— Zjedzmy kolację razem z Amenim. Chciałbym się z nim naradzić. — Poznasz także zdanie Setau, bo właśnie przyjechał z Nubii. — Nareszcie dobra wiadomość!

Setau, zaklinacz węży, zakochany w Nubii, Asza, wnikliwy dyplomata, Ameni, pisarz skrupulatny i oddany... Brakowało tylko Mojżesza, aby odtworzyć spotkanie uczniów wyższej uczelni w Memfis, którzy tyle lat temu dzielili radość przyjaźni i zastanawiali się nad naturą prawdziwej władzy. Kucharz Ramzesa przeszedł samego siebie: sałatka z porów i dyni w mięsnym sosie, jagnię pieczone z tymiankiem, do tego przecier z fig, marynowane cynadry, kozi ser i ciasto na miodzie polane sokiem z szarańczynu. Na cześć tego spotkania Ramzes kazał też podać czerwone wino z trzeciego roku panowania Setiego, którego aromat wprawił Setau w rodzaj ekstazy. — Seti zasługuje na wszelkie pochwały! — wykrzyknął przyjaciel węży, ubrany w swoją nie do zdarcia tunikę ze skóry antylopy, której kieszenie były wypchane lekami przeciw jadowi. — Kiedy za czyjegoś panowania powstają takie cuda, oznacza to, że bogowie mu sprzyjają.

— W dziedzinie elegancji — ubolewał Asza — nie uczyniłeś żadnego postępu. — To prawda — potwierdził Ameni. — Ty skrybo, ciesz się z tego, że zjadasz dwa razy tyle, ile ważysz! Jaki jest twój sekret, że nie tyjesz? — Służba krajowi. — Czy masz coś przeciwko mojemu zarządzaniu Nubią? — Gdyby coś takiego było, już dawno sporządziłbym krytyczny raport. — Kiedy zakończycie waszą tradycyjną wymianę zdań — wtrącił Asza —

może będziemy mogli przejść do poważnych tematów. — Jedynie Mojżesz jest nieobecny — przypomniał Ramzes, zamyślony.



Gdzie on teraz przebywa, Aszo?

— Ciągle jeszcze błądzi na pustyni i wszczyna bitwy; nigdy nie dojdzie do swojej Ziemi Obiecanej. — Mojżesz zgubił drogę, ale ta droga prowadzi do celu i on do niego dotrze. — Ja też odczuwam smutek — wyznał Ameni — ale jak zapomnieć, że nasz hebrajski przyjaciel zdradził Egipt? — To nie jest pora na wspominki — uciął Setau. — Dla mnie przyjaciel, który odchodzi w taki sposób, już nim nie jest. — A gdyby publicznie przeprosił, odtrąciłbyś go? — zapytał Ramzes. — Kiedy człowiek przekroczył pewne granice, nie może już wrócić. Przebaczenie to alibi dla słabych. — Na szczęście — osądził Asza — Ramzes nie tobie powierzył naszą dyplomację. — Ze żmijami przynajmniej nie ma półśrodków, albo jad cię uleczy, albo zabije. — Mojżesz nie jest już na porządku dnia — zauważył Ameni.

— Jeśli jestem tutaj — wyjaśnił Setau — to z powodu Lotos i jej talentów jasnowidza; ona mnie zaalarmowała. Ramzesowi grozi niebezpieczeństwo, prawda? Faraon nie zaprzeczył. Setau zwrócił się do Ameniego. — Zamiast pożerać to ciasto, powiedz nam lepiej, co wywęszyłeś? — Ależ... nic! Z mojej strony wszystko jest w porządku. — A u ciebie, Aszo? Dyplomata opłukał sobie palce w miseczce wody zaprawionej cytryną. — Hattusil wyraził nieoczekiwane żądanie: chce wydać swoją córkę za Ramzesa. — Gdzie tu problem? — rozbawił się Setau.—Taki rodzaj dyplomatycznego małżeństwa był z powodzeniem praktykowany w przeszłości i ta Hetytka będzie jedną żoną więcej! — W tym wypadku sprawa jest bardziej skomplikowana. — Narzeczona jest szkaradna? — Hetycki król domaga się, by jego córka została wielką małżonką królewską. Setau podskoczył. — To znaczy, że nasz odwieczny wróg każe faraonowi odtrącić Izet! — Twoje sformułowanie jest trochę brutalne — ocenił Asza — ale nie brak mu wnikliwości. — Nie cierpię Hetytów — wyznał Setau, opróżniając kolejną czarkę wina. — Izet urodziwa to oczywiście nie Nefertari, ale nie zasługuje na taki los. — Przynajmniej raz — powiedział Ameni zrzędliwie — zgadzam się z tobą.

— Jesteście zbyt impulsywni — oświadczył Asza — tu w grę wchodzi sprawa pokoju. — Hetyci nie będą nam narzucali swoich praw! — zaprotestował Setau. — Oni już nie są naszymi wrogami — przypomniał minister spraw zagranicznych. — Mylisz się! Hattusil i jego ród nigdy nie wyrzekną się zagarnięcia Egiptu. — To ty się mylisz. Król hetycki chce pokoju, ale stawia swoje warunki. Dlaczego odrzucać je bez namysłu? — Ufam tylko instynktowi. — Ja — stwierdził Ameni — przemyślałem to. Nie cenię zbytnio Izet urodziwej, ale jest ona królową Egiptu, wielką małżonką królewską, którą wybrał Ramzes po śmierci Nefertari. Nikt, choćby był królem Hetytów, nie ma prawa jej znieważać. — Postawa bez sensu — osądził Asza. — Macie ochotę wysłać na śmierć tysiące Egipcjan, unurzać we krwi nasze protektoraty na Północy i narazić na niebezpieczeństwo cały kraj? Ameni i Setau spojrzeli pytająco na Ramzesa. — Sam podejmę decyzję — rzekł faraon.

6 Naczelnik konwoju nie mógł się zdecydować. Czy pójść wzdłuż wybrzeża, przez Bejrut, kierując się na południe, przeciąć Kanaan i dojechać do Sile,

czy też wykorzystać drogę wzdłuż Antylibanu i Góry Hermon, zostawiając Damaszek na wschodzie? Fenicji nie brakowało uroku: lasy dębowe i cedrowe, orzechy rzucające chłodny cień, figowce o wybornych owocach, gościnne wioski, gdzie przyjemnie było się zatrzymać. Trzeba było jednak jak najszybciej dostarczyć do Pi-Ramzes oliban zebrany w wielkim trudzie na Półwyspie Arabskim. Do tej białej pachnącej żywicy, którą Egipcjanie nazywali „sonter", „ta, która uświęca", dołączano nie mniej cenną czerwonawą mirrę. Świątynie potrzebowały tych rzadkich substancji do odprawiania obrzędów, ich cudowny zapach rozchodził się z sanktuariów aż do nieba i zachwycał bogów. Używali ich też balsamiści i medycy. Drzewo z białą żywicą z Arabii, z drobnymi ciemnozielonymi listkami, miało pięć do ośmiu metrów wysokości. W sierpniu i wrześniu otwierały się jego złociste kwiaty z purpurowym sercem, gdy tymczasem pod korą perliły się kropelki białej żywicy. Doświadczony zbieracz, który potrafił zręcznie zeskrobywać korę, wymawiając przy tym starą formułę magiczną: „Bądź błogosławione, drzewo z białą żywicą, faraon sprawił, że urośniesz", mógł otrzymać nawet trzy plony na rok. Konwojenci wieźli także miedź azjatycką, cynę i szkło, ale te towary, choć poszukiwane i łatwe do sprzedania, nie miały wartości olibanu. Po dostarczeniu tego ładunku opiekun konwoju będzie odpoczywał w swojej pięknej willi w Delcie. Dostawca olibanu, łysiejący grubas z wystającym brzuchem, lubił biesiadować, ale pracę traktował poważnie. Osobiście sprawdzał stan wózków i doglądał osłów. Jego ludzie byli dobrze żywieni i korzystali z długich odpoczynków, nie mieli więc prawa narzekać, chyba że chcieliby stracić zajęcie.

Szef konwoju wybrał wąską górską drogę, trudniejszą, ale za to krótszą niż droga nadbrzeżna. Będzie tam więcej cienia, a zwierzętom przyda się odrobina chłodu. Osły posuwały się raźnym krokiem, dwudziestu konwojentów podśpiewywało sobie półgłosem, wiatr ułatwiał pochód. — Naczelniku... — O co chodzi? — Zdaje mi się, że ktoś za nami idzie. Naczelnik konwoju wzruszył ramionami. — Kiedy wreszcie zapomnisz, że byłeś najemnikiem? Teraz jest pokój i drogi są bezpieczne. — Nie przeczę, ale i tak ktoś za nami idzie. To dziwne. — Nie jesteśmy jedynymi kupcami! — Jeśli to włóczędzy, niech nikt na mnie nie liczy, że im oddam swoją porcję. — Przestań się martwić i pilnuj osłów. Czoło pochodu zatrzymało się nagle. Naczelnik, wściekły, przeszedł na początek kolumny. Stos ściętych gałęzi tarasował osłom drogę. — Uprzątnijcie to! W chwili gdy konwojenci znajdujący się na przedzie zabrali się do odrzucania gałęzi, grad strzał powalił ich na ziemię. Ich towarzysze, oszołomieni, starali się uciec, ale nie wymknęli się napastnikom. Były najemnik, wymachując sztyletem, wspiął się na kamieniste zbocze i stamtąd rzucił się na jednego z łuczników. Ale atletycznie zbudowany mężczyzna z długimi włosami rozłupał mu czaszkę ostrzem topora osadzonego na krótkim trzonku.

Tragedia rozegrała się w ciągu kilku minut. Jedynie naczelnik konwoju został oszczędzony. Drżący, niezdolny do ucieczki, patrzył na zbliżającego się zabójcę, którego szeroki tors pokrywało gęste, rude owłosienie. — Daruj mi życie... Uczynię cię bogaczem!

Uri-Teszub wybuchnął śmiechem i zatopił miecz w brzuchu nieszczęśnika. Hetyta nie znosił kupców. Jego wspólnicy, Fenicjanie, wyciągali z trupów swoje strzały. Posłuszne osły poddały się rozkazom nowych panów. Syryjczyk Raia odczuwał strach przed gwałtownością Uri-Teszuba, ale czy mógłby znaleźć lepszego sojusznika dla stronnictw, którym nie odpowiadał pokój i na wszelkie sposoby starały się obalić Ramzesa? W okresie rozejmu Raia wzbogacił się, ale był przekonany, że wojna rozpocznie się na nowo i Hetyci ponowią atak na Egipt. Dawny naczelny wódz Hetytów został znowu wybrany większością głosów przez oddziały swoich zwolenników i ożywiał w nich upodobanie do zwycięstw. Za okazaną mu pomoc Raia spodziewał się, teraz czy w przyszłości, uprzywilejowanego stanowiska. Jednak gdy Hetyta pojawił się w jego magazynie, Raia nie mógł powstrzymać ledwie dostrzegalnego odruchu cofnięcia się. Miał wrażenie, że ten okrutnik, gwałtowny, a jednocześnie zimny jak lód, mógłby mu poderżnąć gardło dla samej przyjemności zabijania. — Już z powrotem! — Nie jesteś zadowolony, że znowu mnie widzisz, Raia? — Wprost przeciwnie, książę! Ale twoje zadanie nie było proste i... — Uprościłem je.

Syryjczykowi zatrzęsła się bródka. Prosił Uri-Teszuba, by nawiązał kontakt z Fenicjanami i odkupił od nich dostawę olibanu pochodzącą z Półwyspu Arabskiego. Pertraktacje mogły się przeciągać, ale Raia dał UriTeszubowi dostatecznie dużo płytek cyny, by przekonać naczelnika konwoju do odstąpienia ładunku. Syryjski kupiec dorzucił również dla równowagi płytkę srebra z kontrabandy, rzadko spotykane wazy i sztuki pięknych tkanin. — Uprościłeś... W jaki sposób? — Kupcy tracą czas na próżne gadanie, ja działam. — A więc łatwo przekonałeś szefa konwoju, aby ci sprzedał oliban. Uśmiech Uri-Teszuba przywodził na myśl drapieżnika. — Bardzo łatwo. — Jednakże on jest twardy w interesach. — Nikt nie targuje się z moim mieczem. — Ale ty nie masz przecież?...

— Zaangażowałem najemników i zabiliśmy konwojentów razem z ich naczelnikiem. — Ale dlaczego?... — Nie lubię dużo gadać i mam oliban. Czy to nie najważniejsze? . — Będzie dochodzenie! — Rzuciliśmy ciała na dno wąwozu. Raia zastanawiał się, czy nie powinien raczej prowadzić spokojnej egzystencji kupca, ale było już za późno, aby się wycofać. Przy najmniejszym zastrzeżeniu Uri-Teszub pozbędzie się go od razu. — A teraz? — Musimy zniszczyć oliban — osądził Raia. — Czy ten ładunek nie jest wart fortuny?

— Owszem, ale każdy kupujący może naprowadzić na nasz ślad. Ten oliban jest przeznaczony do świątyń. — Potrzebna mi broń, konie i najemnicy. — Nie ryzykuj sprzedaży! — Rady kupców są zawsze godne pogardy! Będziesz sprzedawał dla mnie niewielkie ilości kupcom właśnie odjeżdżającym do Grecji lub Cypru. A my zaczniemy tworzyć siatki wiernych zauszników zdecydowanych na zniszczenie tego przeklętego kraju. Plan Uri-Teszuba był nawet dość rozsądny. Dzięki fenickim pośrednikom Raia szybko upłynniłby oliban, nie ryzykując zbytnio. Na wskroś nieprzyjazna Egiptowi Fenicja dawała schronienie wielu przeciwnikom polityki Hattusila. — Muszę wzbudzić szacunek — ciągnął dalej Hetyta — Serramanna nie przestanie mnie nękać, chyba że okazałby się próżniakiem, który postanowił korzystać z uroków życia. Raia namyślał się. — Powinieneś ożenić się z kobietą bogatą i poważną. Jedyne wyjście to majętna wdowa, spragniona miłości. — Miałbyś jakąś pod ręką? Raia podrapał się w bródkę. — Mam rozległą klientelę... Nasuwają mi się dwie lub trzy propozycje. W przyszłym tygodniu urządzę ucztę i przedstawię cię. — Kiedy z Półwyspu Arabskiego wyruszy następny ładunek olibanu? — Tego jeszcze nie wiem, ale mamy czas. Moja siatka informatorów nie omieszka nas zawiadomić. Ale... czy następna krwawa akcja nie postawi na nogi egipskiej armii?

— Nie pozostawimy żadnego śladu napaści i władze egipskie będą bezradne. Położymy rękę na całym tegorocznym zbiorze olibanu. Ale dlaczego uważasz, że brak olibanu zachwieje Ramzesem? — Dla Egiptu prawidłowe wypełnianie obrzędów jest sprawą najwyższej wagi. Kiedy rytuały nie są odprawiane według reguł ustalonych jeszcze w czasach przodków, zagrożona jest równowaga kraju. Gdy kapłani zorientują się, że brakuje olibanu i mirry, zwrócą się przeciwko Ramzesowi. Cóż będzie mógł zrobić, jeśli nie potwierdzić swój brak przezorności? Zostanie oskarżony o lekceważenie bogów, wywoła niezadowolenie kapłanów i ludu. Jeśli uda nam się rozpuścić kilka fałszywych pogłosek, które przyczynią się do zwiększenia wzburzenia i pozbawią Ramzesa jednego czy dwóch najważniejszych popleczników, w głównych miastach wybuchną niebezpieczne zamieszki. Uri-Teszub wyobraził sobie Egipt w morzu ognia i krwi, oddany w ręce łupieżców, zdeptane przez armię hetycką obie korony faraona, wzrok Ramzesa ogarniętego przerażeniem. Nienawiść tak wykrzywiła twarz Hetyty, że syryjski kupiec poczuł strach. Na kilka chwil Uri-Teszub wstąpił do królestwa ciemności, tracąc kontakt ze światem. — Chcę uderzyć szybko i potężnie, Raia. — Konieczna jest cierpliwość, książę. Ramzes to groźny przeciwnik. Pośpiech doprowadzi nas do klęski. — Słyszałem o jego magicznej ochronie... Ale ona słabnie z wiekiem, a nie ma już Nefertari, która mogłaby wspierać tego przeklętego monarchę. — Naszej siatce szpiegowskiej udało się manipulować bratem Ramzesa i ministrem Mebą — przypomniał Raia. — Oni już nie żyją, ale zachowałem cenne kontakty z wysokimi urzędnikami. Urzędnicy są czasem zbyt gadatli-

wi. Jeden z nich powiedział mi, że stosunki dyplomatyczne pomiędzy krajem Cheta a Egiptem mogą się rozluźnić.

— Co za wspaniała wiadomość! Jaka jest przyczyna tej niezgody? — Sekret jest jeszcze dobrze strzeżony, ale wkrótce dowiem się więcej. — Mamy więc szansę, Raia! A może sądzisz, że jestem mniej groźny niż Ramzes?

7 Służebna Izet urodziwej długo namydlała plecy królowej, zanim wylała na jej smukłe ciało letnią, pachnącą wodę. Używała bogatej w saponinę substancji, wydobytej z kory balanitu, drzewa cennego i szlachetnego. Potem rozmarzona królowa Egiptu powierzyła się zręcznym dłoniom swojej manikiurzystki i fryzjerki. Służący przyniósł jej czarkę chłodnego mleka. W Pi-Ramzes Izet urodziwa czuła się lepiej niż w Tebach. Tam na zachodnim brzegu, w Dolinie Królowych, był grobowiec Nefertari, a w Ramesseum jej kaplica, gdzie Ramzes często sam odprawiał obrzędy religijne. Tutaj, w otwartej na cały świat stolicy, założonej przez faraona, życie toczyło się szybko i nie myślano tyle o przeszłości i o tamtym świecie. Izet przyglądała się sobie w owalnym lusterku z wypolerowanego brązu, którego rączka była wyrzeźbiona w kształcie nagiej kobiety o długich nogach i głowie zwieńczonej baldaszkiem papirusa. Tak, jeszcze była piękna. Jej skóra była delikatna jak cenna tkanina, twarz zachowała nadzwyczajną świeżość, w oczach błyszczała miłość. Ale jej piękność nigdy nie dorówna piękności Nefertari i była wdzięczna

Ramzesowi, że nie okłamywał jej, twierdząc, iż pewnego dnia zapomni o swojej pierwszej wielkiej małżonce królewskiej. Izet nie była o nią zazdrosna, przeciwnie, odczuwała brak Nefertari, a to, że obdarzyła Ramzesa dwoma synami, wystarczało jej do szczęścia. Jakże oni byli różni! Starszy Cha miał trzydzieści siedem lat i piastował wysokie godności religijne, a najszczęśliwszy czuł się w świątynnych bibliotekach. Młodszy, dwudziestosiedmioletni Merenptah był równie muskularnie zbudowany jak jego ojciec i wyraźnie lubił dowodzić. Być może jeden z nich zostanie powołany do rządzenia krajem, ale faraon mógł wybrać na następcę również jednego ze swoich licznych „synów królewskich", z których większość okazała się świetnymi zarządcami. Izet nie dbała ani o władzę, ani o przyszłość. Upajała się każdą chwilą cudu ofiarowanego jej przez los. Żyć obok Ramzesa, razem uczestniczyć w oficjalnych uroczystościach, przyglądać się, jak sprawuje rządy na Dwóch Ziemiach. .. Czy istniało wspanialsze życie? Służebna zaplotła włosy królowej, nasączyła je zapachem mirry, następnie nałożyła jej krótką perukę, na której upięła diadem z karneolem i z perłami. — Zechciej wybaczyć moją poufałość... Ale Wasz Królewska Mość wygląda zachwycająco! Izet uśmiechnęła się. Musi pozostać piękna dla Ramzesa, sprawić, aby tak długo, jak to tylko możliwe, nie zauważał, że jej młodość już minęła. Właśnie gdy się podnosiła, zjawił się Ramzes. Żaden mężczyzna nie mógł, się z nim równać, nikt nie miał takiej inteligencji, siły i postawy. Bogowie, ofiarowali mu wszystko, a on oddawał ten dar swojemu krajowi. — Och, Ramzesie! Nie jestem jeszcze ubrana. — Muszę z tobą pomówić w ważnej sprawie.

Izet urodziwa obawiała się tej próby. Nefertari potrafiła rządzić, ona nie. Sama myśl, że miałaby się włączyć w sprawy państwowe, napawała ją przerażeniem. — Twoja decyzja będzie słuszna. — Ona cię bezpośrednio dotyczy, Izet. — Mnie? Ależ zapewniam cię, że do niczego się nie mieszałam, że... — To dotyczy twojej osoby, a w grę wchodzi pokój. — Wyjaśnij mi to, proszę! — Hattusil żąda, abym poślubił jego córkę. — Żona dyplomatyczna... Dlaczego nie? — On żąda dużo więcej, aby została moją wielką małżonką królewską. . Izet urodziwa przez kilka chwil trwała bez ruchu, potem jej oczy wypełniły się łzami. Cud się skończył. Trzeba się wycofać i ustąpić miejsca młodej i pięknej Hetytce, która będzie symbolem przyjaznych stosunków między Egiptem a krajem Cheta. Izet nie przeważy szali na swoją stronę. — Decyzja należy do ciebie — oznajmił Ramzes. — Czy zgadzasz się opuścić swoje stanowisko i usuniesz się? Królowa uśmiechnęła się smutno. — Ta księżniczka hetycka musi być bardzo młoda... — Jej wiek nie gra roli. — Uczyniłeś mnie bardzo szczęśliwą, Ramzesie, twoja wola jest wolą Egiptu. — A zatem zgadzasz się. — Stawać na drodze do pokoju byłoby zbrodnią. — No dobrze, ale ja się nie zgadzam! Hetycki król nie będzie dyktował swoich decyzji faraonowi Egiptu. Nie jesteśmy narodem barbarzyńców, którzy traktują kobiety jak stworzenia niższe. Który władca Dwóch Ziem ośmielił się kiedykolwiek odtrącić swoją wielką małżonkę królewską, tę,

która jest częścią osoby faraona? I to ode mnie, Ramzesa, jakiś wojownik z Anatolii śmie żądać, abym pogwałcił prawo moich przodków! Ramzes delikatnie ujął dłonie Izet urodziwej. — Przemawiałaś w sprawie Egiptu tak, jak powinna to uczynić prawdziwa królowa. Do mnie teraz należy działanie.

Światło zachodzącego słońca, wpadające do obszernego biura Ramzesa przez jedno z trzech wielkich okien z kolumienkami pośrodku, otaczało złocistą aureolą posąg Setiego. Ożywiony przez talent rzeźbiarza wizerunek monarchy, mający zgodnie z wymaganym rytuałem otwarte usta i oczy, nieustannie przypominał o zachowywaniu prawości, przesłaniu, które odbierał tylko jego syn, gdy cisza wieczoru stroiła się wspaniałym blaskiem. Białe ściany, wielki stół, na którym leżała rozłożona mapa Bliskiego Wschodu, fotel z prostym oparciem dla faraona, wyplatane krzesła dla gości, biblioteczka z tekstami mówiącymi o zabezpieczeniu duszy królewskiej i szafa na papirusy — tak surowy był wystrój biura, w którym Ramzes Wielki sam podejmował najważniejsze decyzje dotyczące przyszłości kraju. Monarcha zasięgał najpierw rady mędrców z Domu Życia w Heliopolis, wielkich kapłanów stojących na czele większych sanktuariów, Ameniego, wezyra i ministrów, później zamykał się w swoim biurze i rozmawiał z duszą swojego ojca. Jeszcze nie tak dawno miał oparcie w Nefertari i Tui. Izet urodziwa znała swoje ograniczenia i nie była mu żadną pomocą. Ciężar samotności stawał się coraz większy. Wkrótce będzie musiał poddać próbie obu swoich synów, by dowiedzieć się, który z nich okaże się zdolny prowadzić dalej dzieło zapoczątkowane przez pierwszego faraona. Egipt był jednocześnie silny i słaby. Silny, bo przetrwała w nim Zasada Maat, nienaruszona, mimo ludzkich ułomności. Słaby, bo świat zmieniał

się i coraz więcej miejsca zajmowała w nim tyrania, chciwość i egoizm. Faraoni z pewnością ostatni bronili panowania bogini Maat, będącej uosobieniem Powszechnej Zasady sprawiedliwości i miłości. Wiedzieli bowiem, że bez Maat świat zmieni się w pole bitwy, gdzie barbarzyńcy, używając coraz straszliwszej broni, będą staczali walki, aby zwiększyć swoje przywileje i zniszczyć wszelkie więzy z bogami. Wprowadzić Maat w miejsce nieładu, przemocy, niesprawiedliwości, kłamstwa i nienawiści stało się zadaniem faraona, który wypełniał je, korzystając z życzliwości niewidzialnych mocy. A to, czego domagał się król Hetytów, sprzeciwiało się Zasadzie Maat. Strażnik wprowadził Aszę ubranego w lnianą szatę i nadzwyczaj wytworną koszulę z długimi rękawami. — Nie chciałbym pracować w takim miejscu jak to — powiedział do Ramzesa. — Jest naprawdę zbyt surowe. — Mój ojciec nie lubił przeładowanych wnętrz i ja też nie lubię. — Faraon nie może się za bardzo rozpraszać. Ci, którzy tobie zazdroszczą, są głupcami albo nie zdają sobie z tego sprawy. Czy Wasza Królewska Mość podjął już decyzję? — Tak, skończyłem już narady. — Czy zdołałem cię przekonać? — Nie, Aszo. Minister spraw zagranicznych popatrzył na rozłożoną mapę Bliskiego Wschodu. — Tego się właśnie obawiałem. — Żądania Hattusila są zniewagą. Gdybym im uległ, zaparłbym się instytucji faraonów. Asza oparł wskazujący palec na terytorium Hetytów. — Odmowa równa się wypowiedzeniu wojny, Wasza Królewska Mość.

— Potępiasz moją decyzję? — To decyzja faraona i Ramzesa Wielkiego. Twój ojciec postąpiłby tak samo. — Zastawiłeś na mnie pułapkę? — Wypełniłem swoje obowiązki dyplomaty z myślą o pokoju. Czy byłbym przyjacielem Ramzesa, gdybym nie wystawił go na próbę? Usta króla drgnęły w ledwie dostrzegalnym uśmiechu. — Kiedy Wasza Królewska Mość wyda rozkaz ogólnej mobilizacji? — Szef mojej dyplomacji jest zbytnim pesymistą. — Twoja oficjalna odpowiedź wywoła wściekłość Hattusila i nie zawaha się on ani chwili przed rozpoczęciem działań wojennych. — Brakuje ci ufności, Aszo. — Jestem realistą. — Jeśli jeszcze ktoś mógłby uratować pokój, to tylko ty, przyjacielu. — Inaczej mówiąc, faraon nakazuje mi pojechać do Hattusas, przedstawić jasno swoje stanowisko królowi hetyckiemu i sprawić, żeby ten się rozmyślił. — Czytasz w moich myślach. — Żadnej szansy powodzenia. — Aszo... Czy nie dokonałeś już podobnych wyczynów? — Zestarzałem się, Wasza Królewska Mość. — Masz zatem doświadczenie! Nie będziesz jednak rozmawiał tylko o tym absurdalnym małżeństwie. Trzeba okazać się bardziej ofensywnym. Dyplomata zmarszczył brwi, sądził, że dobrze zna Ramzesa, ale jeszcze raz faraon go zaskoczył. — Z naszym wielkim przyjacielem Hattusilem zawarliśmy traktat o wzajemnej pomocy — ciągnął dalej król — wyjaśnisz mu zatem, że obawiam się libijskiego ataku na naszą zachodnią granicę. Otóż, od czasu

wprowadzenia pokoju nasze uzbrojenie zdążyło się już zestarzeć i brakuje nam żelaza. Zażądasz więc od hetyckiego króla, aby nam je dostarczył, i to w znacznej ilości. Dzięki niemu, zresztą zgodnie z warunkami naszej umowy, będziemy mogli obronić się przed najeźdźcami. Asza, zbity z tropu, skrzyżował ramiona. — Taka będzie naprawdę moja misja? — Zapomniałem o jednym szczególe, zażądaj, aby żelazo zostało nam dostarczone w jak najkrótszym terminie.

8 Cha, syn Ramzesa i Izet urodziwej, nie chciał robić kariery w armii czy administracji. Nie pociągały go te świeckie obowiązki, gdyż był urodzonym badaczem i odczuwał prawdziwą namiętność do świętych ksiąg mędrców i do zabytków Starego Państwa. Twarz miał kanciastą i surową, czaszkę wygoloną, oczy ciemnoniebieskie. Był raczej szczupły, a chodził trochę sztywno z powodu bolących stawów. Okrył się sławą, występując przeciw Mojżeszowi i jego magicznym sztuczkom, i sprawował zdecydowane rządy nad kapłanami boga Ptaha w Memfis. Świeckie obowiązki wynikające z urzędu wielkiego kapłana przekazał innym, aby do woli badać ukryte moce objawiające się w powietrzu i w kamieniu, w wodzie i w drzewie. Dom Życia w Heliopolis przechowywał „ducha światłości", to znaczy święte archiwa pochodzące ze złotego wieku, kiedy to faraonowie wznosili piramidy, a mędrcy opracowywali rytuały. Czyż w tej błogosławionej epoce nie przenikali sekretów życia i śmierci? Uczeni ci nie tylko sami zgłębiali tajemnice wszechświata, ale również przełożyli je na hieroglify, aby przekazać swoją wizję przyszłym pokoleniom.

Cha, uznawany przez wszystkich za najlepszego znawcę tradycji, został wybrany na organizatora pierwszego święta „sed" Ramzesa, na uświetnienie trzydziestego roku jego panowania. W wyniku tak długiego okresu sprawowania władzy magiczna moc faraona mogła już ulec wyczerpaniu. Należało zatem zgromadzić wokół niego wszystkich bogów i boginie, aby ta niebiańska wspólnota dała mu nową energię. Wiele demonów, na próżno, usiłowało przeciwstawić się odrodzeniu Ramzesa*. Cha nie zadowolił się odczytywaniem tajemnych ksiąg. Nawiedzały go daleko szerzej zakrojone plany, tak rozległe, że potrzebował poparcia samego faraona. Zanim jednak przedstawił swoje marzenia ojcu, musiał je po trochu sprowadzić do realnych rozmiarów. Oto dlaczego od świtu robił pomiary w kamieniołomach Gór Czerwonych, niedaleko Heliopolis, chcąc wyszukać w tym miejscu odpowiednie bloki kwarcytu. Właśnie tutaj, według mitu, bogowie dokonali masakry ludzi zbuntowanych przeciwko światłości, których krew na zawsze wsączyła się w kamień. Chociaż nie posiadał umiejętności kamieniarza czy rzeźbiarza, Cha instynktownie wyczuwał surowiec. Dostrzegł utajoną energię, która przebiegała w żyłach kamiennego bloku. — Czego szukasz, synu? W blasku porannego słońca, które zwyciężywszy ciemności, wyciskało piętno na swoim pustynnym imperium, stał Ramzes i przypatrywał się Cha. Starszy syn króla wstrzymał oddech. Cha wiedział, że Nefertari poświęcała swoje życie, aby ocalić go od uroków straszliwego maga, i niekiedy zastanawiał się, czy Ramzes nie doświadcza na jego widok pewnej niechęci. — Mylisz się, Cha. Nie mam do ciebie żadnego żalu. — Odgadujesz moje najbardziej skrywane myśli. — Nie pragnąłeś mnie widzieć?

— Myślałem, że jesteś w Tebach, a oto jesteś tutaj, w Czerwonych Górach. — Poważne niebezpieczeństwo zagraża Egiptowi, muszę mu stawić czoło. Konieczna była medytacja właśnie w tym miejscu. — Czy nie mamy pokoju z Hetytami? — Być może to tylko rozejm. — Unikniesz wojny albo zwyciężysz... Cokolwiek nastąpi, potrafisz uchronić Egipt od nieszczęścia. — Nie masz ochoty mi pomóc? — Polityka... Nie, nie nadaję się do tego. Ale twoje panowanie będzie trwało długo, jeśli będziesz przestrzegał rytuałów odziedziczonych po naszych przodkach. To właśnie w tej ważnej sprawie pragnąłem z tobą pomówić. — Jaką masz dla mnie propozycję? — Otóż, należy już teraz przygotować twoją następną uroczystość odrodzenia. — Trzy lata po pierwszej? — Odtąd trzeba będzie celebrować ten rytuał w regularnych i niezbyt długich odstępach czasu. Taki jest wniosek z moich badań. — Czyń, co konieczne. — Nie mogłeś mi dać większej radości, ojcze, żadnego bóstwa nie zabraknie na twoim przyszłym jubileuszu. Radość ogarnie Dwie Ziemie, a bogini Nut rozsieje na niebiosach malachit i turkus. — Masz jeszcze jakiś inny projekt, Cha? Do jakiej świątyni chcesz przeznaczyć bloki kwarcytu, których poszukujesz? — Od kilku lat zajmuję się początkami Egiptu. Jednym z naszych pierwszych obrzędów był bieg byka nazywanego Apisem, który miał uosabiać zdolność króla do przekraczania wszelkich przestrzeni. Należałoby bardziej

czcić to nadzwyczajne zwierzę i przygotować mu grób godny jego potęgi... i nie zapominać też o odnowieniu starych pomników, a wśród nich niektórych piramid uszkodzonych przez czas i hyksoskich najeźdźców. Czy przydzielisz mi ekipy budowniczych, aby poprowadzić te prace? — Sam dobierz sobie kierownika robót i kamieniarzy. Surowa twarz Cha rozjaśniła się. — Dziwne to miejsce — zauważył Ramzes — krew buntowników przesączyła te kamienie. Odwieczna walka ciemności ze światłem pozostawiła tutaj głębokie ślady. W Czerwonych Górach działają takie moce, że należy zapuszczać się w te strony z wielką ostrożnością. Nie jesteś tu przypadkowo, Cha, jakiego skarbu szukasz? Starszy syn króla przysiadł na brunatnawym bloku skalnym. — Księgi Thota, ojcze. Księgi, która zawiera sekret hieroglifów. Ona znajduje się gdzieś w nekropolii w Sakkarze. Znajdę ją, nawet jeśli moje poszukiwania będą musiały trwać wiele lat.

Pięćdziesięcioczteroletnia pani Tanit była bardzo piękną Fenicjanką, a jej obfite kształty przyciągały wzrok nawet dużo młodszych od niej mężczyzn. Wdowa po bogatym kupcu, który był przyjacielem Syryjczyka Rai, odziedziczyła w spadku znaczną fortunę i korzystają z niej bez umiarkowania, wydając ucztę za ucztą w swojej okazałej willi w PiRamzes. Pulchna Fenicjanką szybko pocieszyła się po śmierci męża, którego uważała za prostaka i nudziarza. Po kilku tygodniach udawanego smutku Tanit znalazła ukojenie w ramionach wspaniałego Nubijczyka. Ale odszedł, tak jak poprzedni kochankowie Tanit, gdyż nie sprostał jej temperamentowi.

Tanit mogła powrócić do Fenicji, ale coraz bardziej lubiła Egipt. Dzięki władzy i promieniowaniu mocy Ramzesa ziemia faraonów miała posmak raju. Nigdzie indziej kobieta nie czuła się tak wolna. Pod wieczór zjawili się goście. Bogaci Fenicjanie prowadzący interesy z panią Tanit, wysocy urzędnicy olśnieni urodą Fenicjanki, rodacy, których kusił jej majątek, i kilka nowych twarzy, które pani domu lubiła wynajdywać. Cóż było bowiem bardziej ekscytującego niż czuć na sobie spojrzenie zaintrygowanego mężczyzny? Pani Tanit potrafiła być raz wesoła, raz daleka, nigdy nie pozwalając swojemu rozmówcy odgadnąć, jak się zakończy ich spotkanie. We wszystkich okolicznościach do niej należała inicjatywa, i to ona podejmowała decyzję. Mężczyzna, który usiłował dominować, nie miał żadnej szansy, aby ją zdobyć. Jak zwykle dania będą wyśmienite, a szczególnie comber zajęczy w piwnym sosie, do tego kawior z oberżyny i znakomite wina; dzięki swoim znajomościom w pałacu Tanit otrzymała nawet kilka dzbanów czerwonego wina z Pi-Ramzes, pochodzącego z dwudziestego pierwszego roku panowania Ramzesa, daty pamiętnego traktatu pokojowego z Hetytami. I jak

zwykle

Tanit

będzie

rzucała

pożądliwe

spojrzenia

na

najprzystojniejszych mężczyzn w poszukiwaniu swojej następnej zdobyczy. — Jak się czujesz, drogo przyjaciółko? — Raia! Jak miło znowu cię widzieć. Wspaniale się trzymasz.

— Gdybym się nie obawiał, że weźmiesz mnie za pochlebcę, powiedziałbym, że jesteś coraz piękniejsza. — Klimat mi służy. A poza tym ból po stracie mojego nieodżałowanego męża już trochę ustępuje. — Na szczęście takie jest prawo natury. Kobieta taka jak ty nie jest stworzona do samotności.

— Mężczyźni to kłamcy i brutale — wdzięczyła się Tanit — muszę się mieć przed nimi na baczności. — Masz rację, że jesteś taka ostrożna, ale jestem przekonany, że los da ci nowe szczęście. — Jak twoje interesy? — Praca, dużo pracy... Produkowanie luksusowych konserw wymaga wykwalifikowanych pracowników, a ci żądają wysokich zarobków. Jeśli chodzi o egzotyczne wazy, które tak ceni sobie arystokracja, trzeba je przywozić z innych krajów, a to pociąga za sobą wiele pertraktacji i wyjazdów. Dobrzy rzemieślnicy nie są tani. Ale ponieważ moja reputacja opiera się na jakości, ciągle muszę inwestować. To dlatego nie będę nigdy bogaty. — Los się do ciebie uśmiechnął... Wierzę, że twoje kłopoty już się skończyły. — Oskarżono mnie niesłusznie o sprzyjanie Hetytom. Rzeczywiście, handlowałem z nimi, ale nie zajmowałem się polityką. Wprowadzenie pokoju oczyściło atmosferę. Teraz nawet popiera się współpracę z naszymi zagranicznymi partnerami. Czyż nie jest to najpiękniejszy sukces Ramzesa? — Faraon jest taki pociągający. Szkoda, że tak niedostępny. Pokój, traktat zawarty przez Ramzesa i Hattusila, imperium hetyckie pozbawione chęci do podbojów, triumfujący Egipt... Raia nie zniesie dłużej tchórzostwa i odszczepieństwa, które były przyczyną tej klęski. Tyle wysiłków włożył, aby nad całym Bliskim Wschodem rozciągała się hegemonia armii anatolijskiej, że teraz nie wyrzeknie się tej walki. — Czy mógłbym ci przedstawić przyjaciela? — zwrócił się do Tanit, która od razu wykazała zainteresowanie. — Kto to jest?

— Hetycki książę, który przebywa w Egipcie. Dużo słyszał o tobie, ale jest to mężczyzna raczej nieśmiały. Musiałem nalegać, aby się zgodził przyjść na tę ucztę, tak przeraża go życie światowe. — Pokaż mi go. — Zobacz, jest tam obok krzewów oleandrów. Ustawiona na filarku lampa oświetlała Uri-Teszuba, stojącego z dala od grupek gości, prowadzących banalne rozmowy. Migotliwe światło podkreślało twarde rysy jego twarzy, bogactwo długich włosów, męski tors pokryty rudym owłosieniem, twardą muskulaturę wojownika. Tanit oniemiała z wrażenia. Nigdy jeszcze nie widziała kogoś tak dzikiego i zmysłowego. Uczta przestała się liczyć. Fenicjanka miała w głowie tylko jedną myśl: jak najszybciej zdobyć tego wspaniałego mężczyznę.

9 Ramzes przyglądał się walce Serramanny z Merenptahem. W pancerzu z ruchowymi blachami, rogatym kasku zwieńczonym dyskiem z brązu, trzymając okrągłą tarczę, Sardyńczyk walił mieczem w prostokątną tarczę młodszego syna Ramzesa, zmuszając go do cofania się. Faraon poprosił dowódcę swej straży, aby nie oszczędzał przeciwnika. Merenptah, który chciał dowieść swej dzielności w walce, nie mógł sobie wymarzyć godniejszego przeciwnika. Liczący dwadzieścia siedem lat Merenptah, Umiłowany boga Ptaha, był prawdziwym atletą obdarzonym przy tym odwagą, rozsądkiem i wspaniałym refleksem. Sardyńczyk, mimo że miał już pięćdziesiątkę, nic nie utracił ze swojej siły i dynamizmu. Dorównać mu stanowiło nie lada wyczyn.

Merenptah ustępował placu, potem powracał do natarcia, odparowywał ciosy, przechodził raz na prawą, raz na lewą stronę, aż po trochu zmęczył Serramannę. Nieoczekiwanie olbrzym zatrzymał się i rzucił na ziemię swój długi miecz o trójkątnym ostrzu i tarczę. — Dosyć harców. Bijemy się na gołe pięści. Merenptah zawahał się przez chwilę, po czym postąpił tak samo jak Sardyńczyk. Patrząc na nich, Ramzes jeszcze raz przeżywał walkę wręcz, w której nad brzegiem Morza Śródziemnego pokonał pirata Serramannę, zanim uczynił go dowódcą swojej osobistej straży. Syn króla został zaskoczony nagłym atakiem kolosa, który rzucił się na niego z głową naprzód. W szkole wojskowej Merenptah nie nauczył się walczyć jak dziki zwierz. Powalony jak długi na plecy w kurz koszarowej podłogi, myślał, że się udusi pod ciężarem byłego pirata. — Nauka zakończona — oświadczył Ramzes. Mężczyźni podnieśli się. Merenptah był wściekły. — Podszedł mnie jak zdrajca! — Nieprzyjaciel zawsze tak postępuje, synu. — Chcę na nowo podjąć walkę! — Nie potrzeba. Zobaczyłem to, co chciałem zobaczyć. A ponieważ dostałeś już pożyteczną lekcję, mianuję cię głównodowodzącym egipskiej armii. Serramanna przyzwalająco pokiwał głową. — Nie dalej niż za miesiąc — ciągnął Ramzes — dostarczysz mi kompletny i szczegółowy raport o stanie naszych wojsk i jakości ich uzbrojenia. Merenptah z trudem jeszcze łapał oddech, kiedy Ramzes oddalał się już na swoim rydwanie, którym osobiście powoził. Komu powierzyć los Egiptu: uczonemu Cha czy wojowniczemu Merenptahowi? Gdyby

zdolności każdego z nich połączyć w jednej i tej samej osobie, wybór byłby łatwy. A nie było już Nefertari, która mogłaby mu doradzić. Liczni „synowie królewscy" również posiadali wiele zalet, ale żaden z nich nie miał tak silnej osobowości jak dwaj synowie Izet urodziwej. A Meritamon, córka Nefertari, wybrała życie w ciszy świątyni. Ramzes musiał zdawać sobie sprawę, jak słuszna jest rada, którą dziś rano jasno sformułował Ameni: „Niech Wasza Królewska Mość odrodzi się poprzez obrzędy, aby mógł sprawować rządy tak długo, dopóki ostatecznie nie wyczerpie swojej energii. Tak zawsze postępowali faraonowie". Raia opuścił swój skład, przeszedł przez dzielnicę warsztatów, minął pałac królewski i ruszył szeroką aleją, która prowadziła do świątyni Pi-Ramzes. Obsadzona akacjami i sykomorami rzucającymi dobroczynny cień, wyglądała majestatycznie i spokojnie. Kupiec pozostawił po lewej stronie świątynię Amona, a po prawej świątynię Ra. Krokiem, który miał wydawać się swobodny, skierował się ku świątyni Ptaha. W pobliżu świątyni należało się wycofać, w zewnętrznej ścianie murowano stele, na których rzeźbiarze wyryli uszy i oczy. Czyż bóg nie słyszy wszystkich najbardziej sekretnych słów i nie widzi wszelkich najbardziej skrywanych intencji? „Zabobony", pomyślał Raia, jednakże poczuł się nieswojo. Ominął zakręt narożnika, gdzie w murze była urządzona wnęka, w której umieszczono posążek bogini Maat. Dzięki temu lud mógł podziwiać największą tajemnicę cywilizacji faraonów, odwieczną Zasadę, zrodzoną poza czasem i przestrzenią. Raia zjawił się przed drzwiami pracowni. Dozorca go znał. Wymienili kilka banalnych uwag o pięknie stolicy, kupiec pożalił się na skąpstwo niektórych klientów, później pozwolono mu wejść do tej części świątyni,

która była przeznaczona dla złotników. Raia, koneser cennych waz, odwiedzał ich często, wypytywał zatem o rodzinne nowinki i zdrowie. — Bardzo chciałbyś nam wydrzeć nasze sekrety —• wymruczał stary technik, ustawiający rzędem sztabki złota na wózku. — Zrezygnowałem z tego — wyznał Raia — zupełnie mi wystarczy patrzeć, jak wy pracujecie. — Nie przychodzisz tu przecież na wypoczynek? — Chciałbym nabyć jedną czy dwie piękne sztuki. — Żeby je odsprzedać trzy razy drożej? — Taki jest handel, przyjacielu. Stary pracownik odwrócił się plecami od Rai, przyzwyczajony do tych przymówek. Dyskretnie, w sposób prawie niezauważalny, obserwował praktykantów, przywożących sztabki złota do jego towarzyszy, którzy ważyli je pod kontrolą wyszkolonych pisarzy. Cenny metal wkładano potem do zamkniętego naczynia postawionego na ogniu, dmuchawka podsycała płomień. Niektórzy dmuchacze mieli nadęte policzki, aby nie stracić rytmu. Inni pracownicy przelewali stopiony metal do różnego kształtu zbiorników i powierzali materiał złotnikom, którzy obrabiali je na kowadle za pomocą kamiennych młotów, formując z niego naszyjniki, bransolety, wazy, ozdoby do bram świątynnych i posągów. Sekrety rzemiosła były przekazywane z mistrza na ucznia w ciągu wymaganego wielu lat okresu terminowania. — Wspaniały — powiedział Raia do złotnika, który właśnie ukończył cenny napierśnik. — Ozdobi posąg boga — zaznaczył rzemieślnik. Kupiec zapytał po cichu. — Można mówić? — Jest dostatecznie dużo hałasu w warsztacie. Nikt nas nie usłyszy. — Powiedziano mi, że twoi dwaj chłopcy chcą się żenić.

— Może. — Czy nie byłbyś zadowolony, gdybym ofiarował im trochę sprzętów? — Jak trzeba by zapłacić? — Prosta informacja. — Nie licz, że ci odkryję nasze metody. — Wcale mi o to nie chodzi. — Co chcesz wiedzieć?

— Jest w Egipcie trochę Syryjczyków, którzy się tu urządzili. Chciałbym im dopomóc. Czy nie zatrudniłeś kogoś takiego w swoim warsztacie? — Jest jeden, to prawda. — Zadowolony ze swojego losu? — Tak sobie. — Jeśli zgodzisz się podać mi jego imię, porozmawiam z nim. — To wszystko, czego chcesz, Raia? — Wszystko. Zaczynam się starzeć, nie mam dzieci, a dorobiłem się trochę majątku i chciałbym obdarzyć nim rodaka. — Egipt nauczył cię nie być takim egoistą... Tym lepiej. W chwili sądu nad duszą wielki bóg doceni twoją wspaniałomyślność. Twój Syryjczyk to jeden z dmuchaczy. Ten najgrubszy, z odstającymi uszami. — Mam nadzieję, że podarunki ode mnie przyczynią się do szczęścia twoich synów. Raia odczekał aż do zakończenia pracy, aby pomówić ze swoim rodakiem. Po dwóch niepowodzeniach z cieślą i murarzem, którzy okazali się zadowoleni ze swojej kondycji, sukces był całkowity. Syryjski dmuchacz, dawny jeniec, pojmany niedaleko Kadesz, nie godził się na przegraną Hetytów i pragnął zerwania pokoju. Rozgoryczony, zawzięty i żądny odwetu, był typem człowieka, jakiego potrzebował Raia i

Uri-Teszub. Co więcej, robotnik miał kilku przyjaciół podzielających jego poglądy. Raia bez trudu przekonał go, aby dla niego pracował i wszedł do grupy opozycyjnej, której zadaniem miało być zagrożenie interesom Egiptu.

Uri-Teszub ugryzł swoją kochankę w szyję i obejmował ją wciąż gwałtownie. Tanit była zadowolona. Nareszcie poznała prawdziwą namiętność, tę mieszaninę brutalności i ciągle nie zaspokojonego pragnienia. — Zostań jeszcze — poprosiła.

Hetyta wykorzystał względy okazywane mu przez piękną Fenicjankę. W twierdzach Anatolii Uri-Teszub nauczył się posługiwać kobietami tak, jak na to zasługiwały. Przez chwilę Tanit doznawała uczucia trwogi, po raz pierwszy nie kontrolowała sytuacji. Ten brutalny mężczyzna o niewyczerpanej energii był wprost przerażający. Nigdy nie napotka znowu podobnego kochanka zdolnego dzielić jej najgorętsze pragnienia. W połowie nocy zerwała się. — Dość... Idź już! — Już? — Jesteś potworem! — Znałaś tylko smarkaczy. Ja jestem mężczyzną. Przytuliła się do jego piersi. — Jesteś cudowny... Chciałabym, żeby świt nigdy nie nadszedł. — Cóż to ma za znaczenie?

— Ależ... musisz iść! Zobaczymy się znowu następnej nocy. — Zostanę. — Wiesz, co to znaczy, tu, w Egipcie? — Kiedy kobieta i mężczyzna żyją pod jednym dachem, na oczach wszystkich, są małżeństwem. A więc jesteśmy poślubieni. Zaskoczona, odsunęła się. — Zobaczymy się znowu, ale... Uri-Teszub cisnął ją z powrotem na łoże. — Będziesz mnie słuchała, kobieto, jestem synem zmarłego króla Hetytów i prawowitym dziedzicem imperium. Ty jesteś tylko fenicką ladacznicą, która będzie mi służyła i zaspokajała wszystkie moje potrzeby. Czy zdajesz sobie sprawę, jaki to dla ciebie zaszczyt, że biorę cię za żonę? Tanit usiłowała protestować, ale Uri-Teszub przydusił ją gwałtownie. — Jeśli mnie zdradzisz — powiedział cichym, chrapliwym głosem — zabiję cię.

10 Z trzcinowego koszyka Setau wyjął trójkątny bochenek wiejskiego chleba, miseczkę owsianki, suszoną rybę, gołąbka ugotowanego na parze, pieczoną przepiórkę, dwie cynadry gotowane w winie, żeberka wołowe na warstwie smażonej cebuli, figi i ziołowy ser. Powoli kładł jedną potrawę po drugiej na biurku Ameniego, zmuszając go do odsuwania papirusów, które ten właśnie studiował. — Co to jest? — Ślepy jesteś? Godny ciebie posiłek, który zaspokoi twój apetyt na dwie lub trzy godziny.

— Nie potrzebuję... — Ależ tak, bardzo potrzebujesz. Twój mózg nie pracuje prawidłowo, jeśli nie masz pełnego żołądka. Bladolicy pisarz oburzył się. — Obrażasz mnie? — To jedyny sposób przyciągnięcia twojej uwagi. — Chyba nie będziesz znowu mówił o... — Właśnie, że tak! Chcę więcej kredytów dla Nubii, a nie będę tracił czasu na wypełnianie setki formularzy jak pierwszy lepszy urzędnik. — Masz nad sobą zwierzchnika, wicekróla Nubii. — Głupiec i leń! Myśli tylko o swojej karierze i gwiżdże na tę prowincję, którą Ramzes polecił mi doprowadzić do kwitnącego stanu. Żeby zapełnić ją świątyniami i kaplicami, żeby zwiększyć obszary uprawne, potrzeba mi ludzi i sprzętu. — Należałoby również przestrzegać pewnych przepisów. — Ach, przepisy! Można się w nich udusić! Zapomnij o nich, Ameni! — Nie jestem wszechwładny, Setau, wezyr Pazer i sam król domagają się rachunków. — Daj mi to, o co proszę, a rozliczysz mnie potem. — Inaczej mówiąc, czynisz mnie odpowiedzialnym za swoje przyszłe błędy. Setau wydawał się zaskoczony. — Ależ... oczywiście! Ty z tym swoim niezrozumiałym językiem pisarzy będziesz mógł to wszystko uzasadnić. Gołąb ugotowany na parze okazał się cudem. Ameni nie ukrywał zachwytu. — To Lotos go ugotowała, prawda? — Moja żona to prawdziwa czarodziejka. — Balansujemy na krawędzi korupcji urzędnika państwowego. — Zadośćuczynisz moim żądaniom, Ameni?

— Gdyby Ramzes nie miał tyle uczucia dla Nubii... — Dzięki mnie wciągu kilku lat stanie się najbogatszą prowincją Egiptu! Ameni ostro zabrał się do pieczonej przepiórki. — Ponieważ rozwiązaliśmy już te drobne problemy — powiedział Setau — muszę ci wyznać, że jestem bardzo zaniepokojony. — Z jakiego powodu? — Wczoraj wieczorem kochałem się z Lotos, nagle ona wyprostowała się i krzyknęła: „Jakiś potwór tu krąży!" Ale nie chodziło ani o nasze dwie kobry, które czuwają w nogach łoża, ani o hetycką armię, którą Ramzes tak czy inaczej zwycięży po raz drugi, jeśli trzeba będzie. — Rozpoznałeś to monstrum? — Według mnie nie ma żadnej wątpliwości, chodzi o tego dzikiego Hetytę, Uri-Teszuba. — Nie mamy mu nic do zarzucenia. — Uprzedziłeś Serramannę? — Oczywiście. — No i? — Nienawidzi Uri-Teszuba tak jak ty i uważa, że jego uwolnienie było błędem, ale Hetyta nie popełnił żadnego wykroczenia. Moim zdaniem ten pokonany wojownik, ten książę bez władzy to marionetka. Czego się mamy obawiać z jego strony?

Kiedy pierwsze promienie słońca wpadły do sypialni, Serramanna otworzył oczy. Po jego lewej stronie spała młoda Nubijka. Po prawej jeszcze młodsza Libijka. Sardyński olbrzym nawet nie pamiętał ich imion. — Wstawać, smarkule!

Ponieważ olbrzym źle obliczył swoją siłę, klapsy, które wymierzył dwóm towarzyszkom nocy, były mniej pieszczotliwe, niż sobie życzył. Spłoszone kobiece piski przyprawiły go o ból głowy. — Ubierajcie się i wynoście! Serramanna zanurkował w basenie, który zajmował większą część ogrodu, i pływał przez prawie dwadzieścia minut. Według niego był to najlepszy środek na usunięcie skutków wina i nocnych hulanek. Odzyskawszy formę, zabrał się do pochłaniania bochna świeżego chleba, cebuli, słoniny i suszonej wołowiny, kiedy służący zawiadomił go o przybyciu jednego z jego podwładnych. — Coś nowego, komendancie. Znaleźliśmy Uri-Teszuba. — Martwego, mam nadzieję? — Ale!, dobrze sobie żyje i jest... żonaty. — Z kim? — Z bogatą wdową fenicką, Tanit. — To jedna z największych fortun w Pi-Ramzes! Musisz się mylić. — Sprawdź sam, komendancie. — Ruszamy. Trzymając jeszcze w zębach kawał suszonej wołowiny, Serramanna wskoczył na konia.

Odźwierny w willi pani Tanit powinien zażądać od sardyńskiego olbrzyma oficjalnego dokumentu uprawniającego go do przesłuchiwania właścicielki, ale wyperswadował mu to rozsierdzony wzrok Serramanny. Zawołał ogrodnika i poprosił go, by zaprowadził dowódcę straży przybocznej Ramzesa przed oblicze pani domu.

Ubrana w suknię z przezroczystego lnu, która prawie wcale nie zakrywała jej obfitych kształtów, Tanit jadła śniadanie na ocienionym tarasie w towarzystwie Uri-Teszuba prezentującego bogactwo swojego rudego owłosienia. — Słynny Serramanna! — wykrzyknął Hetyta widocznie rozradowany tą wizytą. — Czy zaprosimy go, by dzielił z nami posiłek, moja droga? Sardyński olbrzym stanął naprzeciw Fenicjanki, która przytuliła się do Uri-Teszuba. — Czy wiesz, kim jest ten mężczyzna, pani Tanit? — Tak, wiem. — Możesz wyrazić się dokładniej? — Uri-Teszub jest hetyckim księciem, synem zmarłego króla.

— Był także głównodowodzącym armii hetyckiej i najbardziej zażartym wrogiem Egiptu. — To przeszłość — wtrącił szyderczo Uri-Teszub. — Ramzes i Hattusil zawarli pokój, faraon zwrócił mi wolność i wszyscy żyjemy szczęśliwi! Czy tak nie sądzisz, Serramanno? Sardyńczyk spostrzegł, że szyja Fenicjanki nosiła ślady ugryzienia. — Ten Hetyta spędził noc pod twoim dachem i zdaje się, postanowił tutaj zamieszkać. Czy wiesz, co to oznacza, pani Tanit? — Oczywiście. — Grozi ci i zmusza, abyś go poślubiła, czyż nie? — Odpowiedz, ukochana—polecił Uri-Teszub. — Powiedz mu, że jesteś kobietą wolną, jak każda Egipcjanka, i że sama podejmujesz decyzje. Fenicjanka zareagowała gwałtownie. — Kocham Uri-Teszuba i wybrałam go na męża! Żadne prawo nie może mi tego zabronić.

— Zastanów się dobrze, pani Tanit. Jeśli wyznasz, że ten osobnik znęca się nad tobą, zaraz go zaaresztuję, i nie narazisz się na żadne niebezpieczeństwo. Postawię go natychmiast przed trybunałem, a kara nie będzie lekka. Skrzywdzić kobietę to zbrodnia. — Wyjdź z mojego domu! — Jestem zaskoczony — dorzucił Uri-Teszub ironicznie. — Myślałem, że przyjmujemy przyjaciela, a odkrywam, że jesteśmy przesłuchiwani przez napastliwego policjanta. Czy masz oficjalny dokument, który uprawnia cię do przekroczenia progu prywatnej posiadłości, Serramanno? — Strzeż się, pani Tanit, narażasz się na poważne kłopoty. — Moja żona i ja również moglibyśmy wnieść skargę — dorzucił Hetyta — ale tym razem odejdź! Znikaj, Serramanno, i zostaw w spokoju uczciwą parę małżonków, którzy o niczym innym nie myślą, jak tylko, by cieszyć się swoim szczęściem. Uri-Teszub objął w porywie Fenicjankę. Zapominając o obecności Sardyńczyka, zaczęła się tulić do swojego małżonka bez najmniejszego skrępowania.

Regały i szafy w biurze Ameniego pod ciężarem administracyjnych dokumentów groziły zawaleniem. Nigdy osobisty sekretarz króla nie miał do opracowania tylu ważnych aktów jednocześnie, a ponieważ osobiście sprawdzał każdy szczegół, nie sypiał więcej niż dwie godziny na dobę i mimo protestów współpracowników skreślił urlopy należne w przyszłym trymestrze. Wysokie premie uspokoiły wzburzone umysły. Ameni zajmował się wnioskami Setau dotyczącymi Nubii i odpierał argumenty wicekróla, zwolennika dotychczasowego stanu, przedstawiając swoje opinie wezyrowi Pazerowi, który nie dowierzał specjalistom od

gospodarki. Każdego dnia odwiedzał też Ramzesa, aby przyspieszyć tysiące decyzji, przygotowawszy uprzednio starannie konkretne dane, których domagał się władca. Pozostawała reszta, cała reszta spraw, bo Egipt musiał być nadal krajem wielkim, ziemią niezrównaną, której należało służyć, nie zważając na swoje własne zmęczenie. Jednakże kiedy Serramanna wtargnął do jego biura, blady pisarz o zapadłej twarzy zapytywał samego siebie, czy jego barki udźwigną jeszcze jeden ciężar. — Co znowu? — Uri-Teszub rzeczywiście się ożenił z Fenicjanką Tanit. — Nieźle trafił. Fortuna równie okrągła jak dama. — To katastrofa, Ameni!

— A to dlaczego? Nasz były naczelny wódz roztrwoni przynajmniej swoje siły na rozrywki i próżniactwo. — Nie mogę go skutecznie śledzić. Jeśli dostrzeże moich ludzi, wniesie skargę i wygra. Teraz jest człowiekiem wolnym i oficjalnie nie mogę mu nic zarzucić, podczas gdy on coś knuje.

— Mówiłeś z Tanit? — Uderzył ją i groził, jestem tego pewny! Ale ona jest w nim zakochana. — I pomyśleć, że istnieją próżniacy, którzy mają czas, by myśleć o miłości! Uspokój się, Serramanno, Uri-Teszubowi udał się w końcu jakiś podbój, ale ten wyeliminuje go na zawsze z drogi wojny. 11 Hattusas*, stolica hetyckiego imperium, nie zmieniło się wcale. Zbudowana na płaskowyżu środkowej Anatolii, wystawiona na upalne lata i lodo-

wate zimy twierdza składała się z miasta dolnego, w którym najbardziej wyróżniającą się budowlą była świątynia boga Burzy i bogini Słońca, oraz miasta górnego, gdzie dominował pałac króla, pragnącego bezustannie pilnować ciągnących się przez dziewięć kilometrów murów obronnych najeżonych wieżami i blankami. Nie bez wzruszenia Asza ponownie spoglądał na Hattusas, ucieleśnioną w kamieniu militarną potęgę Hetytów. Czyż dużo brakowało, by nie stracił tu życia podczas szczególnie niebezpiecznej misji szpiegowskiej, która poprzedziła bitwę pod Kadesz? Orszak zwierzchnika egipskiej dyplomacji musiał jeszcze przejechać przez jałowe stepy i zapuścić się w niegościnne wąwozy, zanim dotrze do stolicy, otoczonej masywami górskimi, których sama obecność odstraszała ewentualnego najeźdźcę. Hattusas miało wygląd niezdobytej fortecy, wzniesionej na stromym skalnym wzgórzu, za cenę niewiarygodnych trudów. Jakże byli daleko od Egiptu i jego otwartych, gościnnych i serdecznych miast! Pięć umocnionych bram dawało dostęp do wnętrza Hattusas. Dwie wybite w grubych murach dolnego miasta i trzy w murach miasta górnego. Hetycka eskorta, która towarzyszyła egipskiemu ambasadorowi przez ostatnie sto kilometrów, poprowadziła go do najwyżej położonego wejścia, Bramy Sfinksów. Zanim ją przekroczył, Asza dokonał hetyckiego rytuału. Przełamał trzy chleby, ulał wina na kamień i wypowiedział obowiązującą formułę: „Niechaj ta skała trwa wiecznie". Egipcjanin dojrzał stojące obok naczynia z oliwą i miodem przeznaczone dla demonów, aby je ułagodzić i powstrzymać od rozsiewania nad miastem swych zatrutych wyziewów. Król Hattusil nie zmienił tradycji.

Tym razem Asza odczuwał zmęczenie podróżą. Kiedy był dużo młodszy, nie znosił pozostawania w miejscu, kochał niebezpieczeństwo i nie wahał się podejmować ryzyko. Teraz, w wieku dojrzałym, opuszczenie Egiptu stało się trudem. Ten pobyt za granicą pozbawiał go jedynej w swoim rodzaju przyjemności: przyglądania się rządom Ramzesa. Szanujący Zasadę Maat faraon wiedział, że „najlepiej jest słuchać", zgodnie z zasadą mędrca Ptahhotepa, ulubionego pisarza Nefertari, i pozwalał swoim ministrom długo się wypowiadać, zważając na każdą intonację głosu i na każdą

pozę.

Niespodziewanie,

z

szybkością

krokodyla

Sobka,

wyskakującego z głębiny wody, aby wywołać powtórne narodziny słońca, Ramzes podejmował decyzję. Proste zdanie, zrozumiałe, oczywiste, rozstrzygające. Posługiwał się władzą z niezrównanym wyczuciem sytuacji, bo sam był nawą państwa i jej sternikiem. Bogowie, którzy go wybrali, nie omylili się, a ludzie mieli rację, okazując mu posłuszeństwo. Dwaj podoficerowie w hełmach, pancerzach i butach poprowadzili Aszę do sali audiencyjnej króla Hattusila. Pałac królował na majestatycznej stromej skale o trzech ostro zakończonych szczytach. Na blankach wysokich wież bezustannie czuwali doborowi żołnierze. Władca kraju był chroniony przed wszelką napaścią z zewnątrz, dlatego też rywale pretendujący do tronu częściej wybierali truciznę niż atak na ten nie do zdobycia pałac. Hattusil schronił się tutaj, aby usunąć Uri-Teszuba, jednak Aszy, z rzadką zręcznością wypełniającemu swoją misję, udało się ułatwić ucieczkę głównodowodzącemu odpowiedzialnemu za śmierć swojego ojca, króla Muwattalego. Uri-Teszub znalazł azyl w Egipcie i dostarczył Ramzesowi użytecznych informacji o hetyckiej armii. Tylko jedno wejście pozwalało przedostać się do „wielkiej twierdzy", nazywanej tak przez ludność, która spoglądała na nią z przestrachem. Kiedy

ciężka brama z brązu zamknęła się za nim, Asza miał wrażenie, że jest więźniem. Pismo, które miał wręczyć Hattusilowi, nie skłaniało go do optymizmu. Pocieszający znak: król nie kazał mu czekać. Asza został wprowadzony do zimnej sali z wielkimi słupami, której ściany zdobiły wojenne trofea. Hattusil, niski, wątły, z włosami ściągniętymi przepaską, nosił srebrny naszyjnik, na lewym łokciu żelazną bransoletę, a ubrany był tak jak zawsze w długą czerwono-czarną szatę. Przypadkowy obserwator stwierdziłby, że był to człowiek raczej tuzinkowy, wręcz nieszkodliwy, nie dostrzegając zawziętego charakteru i strategicznych umiejętności kapłana bogini Słońca, który po długotrwałym konflikcie w końcu zdystansował o krok groźnego Uri-Teszuba. W trakcie tej nieubłaganej walki wspierała go jego małżonka, piękna

Putuhepa,

której inteligencji obawiały się

zarówno kasty

wojskowych, jak i kupieckie. Asza skłonił się przed parą królewską siedzącą na masywnych, pozbawionych elegancji tronach. — Oby wszyscy bogowie Egiptu i kraju Cheta sprzyjali Waszym Królewskim Mościom, a Wasze panowanie trwało wiecznie! — Znamy cię od tak dawna, Aszo, że możemy zwolnić cię z grzecznościowych formułek. Usiądź obok nas. Jak się miewa mój brat Ramzes? — Doskonale, Wasza Królewska Mość. Czy pozwolisz, abym wyznał królowej, że jej piękność opromienia ten pałac? Putuhepa uśmiechnęła się. — Zwierzchnik egipskiej dyplomacji nadal używa pochlebstwa jako oręża — Mamy pokój, nie potrzebuję już schlebiać, a moje oświadczenie może uchybia szacunkowi, ale jest szczere. Królowa zarumieniła się.

— Jeśli nadal jesteś wielbicielem pięknych kobiet — podsumował król — będę musiał mieć się na baczności. — To zdecydowane upodobanie dotąd mnie nie opuściło i nie mam predyspozycji do wierności. — Jednakże uratowałeś Ramzesa z zasadzek zastawionych na niego w kraju Cheta i zniszczyłeś naszą siatkę szpiegowską. — Nie wyolbrzymiajmy, Wasza Królewska Mość. Zastosowałem plan faraona, a los okazał się dla mnie łaskawy. — To wszystko już przeszłość. Teraz musimy budować przyszłość. — Takie jest również zdanie Ramzesa: największe znaczenie ma umocnienie pokoju z krajem Cheta, bo od niego zależy szczęście naszych dwóch narodów. — Jesteśmy szczęśliwi, słysząc takie słowa — powiedziała Putuhepa. — Pozwólcie, że jeszcze raz podkreślę wolę faraona — ciągnął dalej Asza. — Dla niego okres konfliktów został zakończony i nic nie może wzniecić ich na nowo. Hattusil sposępniał. — Co skrywa się za tym podkreśleniem? — Nic, Wasza Królewska Mość. Twojemu bratu Ramzesowi zależy, abyście poznali jego najskrytsze myśli. — Podziękuj mu za zaufanie i wyjaśnij, że wspaniałomyślnie się zgadzamy. — Nasze ludy i ich sprzymierzeńcy bardzo się z tego ucieszą. Jednakże... Zwierzchnik egipskiej dyplomacji złożył dłonie na wysokości piersi i oparł na nich podbródek w postawie zamyślenia. — O co chodzi, Aszo? — Egipt jest krajem bogatym, Wasza Królewska Mość. Czy przestanie kiedyś być obiektem pożądania?

— Kto mu zagraża? — zapytał król. — W Libii na nowo rozpoczęły się rozruchy. — Czy faraon nie może stłumić tej rebelii?

— Ramzes chciałby działać szybko i użyć skutecznej broni. Dociekliwy wzrok Hattusila badawczo obserwował Aszę. — Jego okazała się niewystarczająca? — Faraon życzy sobie, aby jego brat, król hetyckiego imperium, przesłał mu wielką ilość żelaza, z którego będzie mógł wyrabiać broń i usunąć libijskie zagrożenie. Nastąpiło długie milczenie. Potem Hattusil podniósł się zdenerwowany i wielkimi krokami zaczął przemierzać salę audiencyjną. — Mój brat Ramzes domaga się prawdziwej fortuny. Żelaza nie mam, a gdybym miał, zachowałbym je dla swojej własnej armii! Czy faraon chce mnie doprowadzić do nędzy i zrujnować kraj Cheta, on, który jest tak bogaty? Moje zapasy są wyczerpane, a teraz nie jest odpowiedni czas na produkowanie żelaza. Asza pozostał niewzruszony. — Rozumiem. — Niech mój brat Ramzes pozbędzie się Libijczyków za pomocą swojej zwykłej broni. Później, jeśli jeszcze będzie potrzebował żelaza, wyślę mu rozsądną ilość. Powiedz mu jednak, że ta prośba zaskoczyła mnie i uraziła. — Powiadomię go o tym. Hattusil usiadł znowu. — Przejdźmy do najważniejszego. Kiedy moja córka opuści kraj Cheta, aby zostać wielką małżonką królewską Ramzesa? — Ach, tak... ta data nie jest jeszcze ustalona. — Czyż nie przyjechałeś tutaj po to, aby mnie o niej powiadomić?

— Decyzja o takiej doniosłości wymaga zastanowienia i... — Dyplomatyczna przerwa — wtrąciła królowa. — Ramzes zgadza się czy nie, by odsunąć Izet urodziwą i podnieść naszą córkę do godności królowej Egiptu? — Sprawa jest delikatna, Wasza Królewska Mość. Egipskie prawo nie dopuszcza odtrącenia żony. — Czyż kobieta ma stanowić prawo? — zapytał Hattusil. — Nie obchodzi mnie ta Izet i jej pragnienia. Ramzes poślubił ją tylko po to, aby zastąpić Nefertari, prawdziwą królową, której rola w budowaniu pokoju była decydująca. Izet się nie liczy. Aby przypieczętować ostatecznie nasze przymierze, Ramzes powinien poślubić Hetytkę. — Może wasza córka mogłaby zostać małżonką drugorzędną i... — Będzie królową Egiptu albo... Hattusil urwał, jakby sam przeraził się swoich słów. — Dlaczego Ramzes upiera się przy odrzuceniu naszej propozycji? — zapytała królowa pojednawczym tonem. — Ponieważ żaden faraon nie odtrąca swojej wielkiej małżonki królewskiej. To sprzeciwia się Zasadzie Maat. — Czy to stanowisko jest ostateczne? — Obawiam się, że tak, Wasza Królewska Mość. — Czy Ramzes zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego uporu? — Ramzes troszczy się tylko o jedno: chce postępować uczciwie. Hattusil wstał. — Rozmowa jest skończona. Przekaż to wyraźnie mojemu bratu, faraonowi: albo jak najwcześniej ustali datę swojego ślubu z moją córką, albo będzie wojna.

12 Ameni cierpiał na krzyż, ale nigdy nie miał czasu, aby poddawać się masażom. Jak gdyby nie dość był obciążony pracą, musiał jeszcze dopomagać Cha w przygotowywaniu drugiej uroczystości odrodzenia króla. Ramzes wprawdzie czuł się doskonale i chciał odroczyć ceremonię, ale jego starszy syn powoływał się na autorytet tradycyjnych tekstów. Ameni cenił obowiązkowość Cha i lubił rozmawiać z nim o literaturze, ale codzienne kłopoty zbyt obciążały osobistego sekretarza i oficjalnie „noszącego sandały" faraona, aby mógł dla przyjemności delektować się pięknem stylu. Po zakończeniu wielkiej rady, podczas której Ramzes przedstawił szeroko zakrojony program sadzenia drzew w południowych prowincjach i upomniał urzędnika odpowiedzialnego za tamtejszą naprawę, opóźniającą się w stosunku do przewidywanego kalendarza, Ameni przechadzał się z królem w pałacowym ogrodzie. — Czy Wasza Królewska Mość miał wiadomość od Aszy? — Dojechał już do Hattusas. — Nie będzie łatwo przekonać Hattusila, by się wycofał. — Czy Asza nie dokonał już wielkich rzeczy? — Tym razem ma niewielki zakres działania. — Cóż to za informacje, zbyt poufne, aby je mogli usłyszeć członkowie wielkiej rady? — Najpierw Mojżesz, a potem pewna incydentalna sprawa. — Mojżesz? — Jest w trudnej sytuacji, on i jego Hebrajczycy. Wszyscy się ich boją, co krok muszą staczać bitwy, aby przeżyć. Jeśli się wmieszamy, problem

zostanie szybko rozwiązany. Ale chodzi o Mojżesza, naszego przyjaciela z dzieciństwa, i wiem, że pozwolisz działać przeznaczeniu. — Jeśli znasz odpowiedź, po co mnie pytasz? — Policja pustynna będzie nadal czuwać. Jeśli Hebrajczycy zechcą wrócić do Egiptu, co postanowisz? — Kiedy powrócą, ani Mojżesza, ani mnie samego nie będzie już na tym świecie. A tamta sprawa? — Ładunek olibanu, na który czekaliśmy, nie nadejdzie. - Z jakiego powodu, Ameni? — Otrzymałem długi raport od fenickiego kupca, który pertraktuje z producentami: gwałtowna burza gradowa zniszczyła drzewa, już przedtem dotknięte jakąś chorobą. W tym roku nie ma żadnych zbiorów. — Czy taka klęska już się kiedyś wydarzyła? — Przeszukałem archiwa i mogę ci odpowiedzieć twierdząco. Na szczęście zjawisko jest rzadkie. — Czy nasze zapasy są wystarczające? — Żadnego ograniczenia dla świątyń nie trzeba narzucać. Wydałem już polecenie kupcom fenickim, aby wcześniej dostarczyli nam przyszłoroczny zbiór, więc będziemy mogli uzupełnić nasze rezerwy.

Raia się cieszył. Zazwyczaj tak powściągliwy, tym razem pozwolił sobie wypić dwie czarki mocnego piwa. W głowie mu się kręciło, ale jak tu się nie upić, kiedy drobne sukcesy zaczęły się składać na drogę prowadzącą do zwycięstwa? Kontakt z syryjskimi rodakami przewyższył wszelkie jego oczekiwania. Zapał Rai ożywił słabnącą energię zwyciężonych, zawistników i zazdrośników, a do Syryjczyków dołączyli też Hetyci rozczarowani polityką

Hattusila, obwinianego o słabość charakteru i niezdolnego podjąć na nowo walkę z Egiptem. Kiedy obie frakcje w wielkiej tajemnicy spotkały się z Uri-Teszubem w jednym z magazynów Rai, zapanował powszechny entuzjazm. Z przywódcą tej miary władza znajdzie się pewnego dnia w ich zasięgu. Było też wiele innych radosnych nowin, które Raia przekaże UriTeszubowi, gdy tylko ten przestanie podziwiać trzy nagie Nubijki tańczące na cześć gości nowej, modnej pary w Pi-Ramzes: hetyckiego księcia i pani Tanit. Bogata Fenicjanka przeżywała jednocześnie raj i piekło. Raj, bo gwałtowny i porywczy Uri-Teszub uszczęśliwiał ją o każdej porze dnia i nocy, piekło, bo ciągle obawiała się, że ten potwór, o nie dających się przewidzieć reakcjach, uderzy ją. Ona, która dotąd prowadziła życie według własnych upodobań, stała się teraz posłuszną, ale jednocześnie dręczoną strachem niewolnicą. Około setki zaproszonych gości Tanit i Uri-Teszuba wpatrywało się w trzy młode tancerki. Ich gibkie, sprężyste ciała wirowały w tańcu, a długie, szczupłe roztańczone nogi sprawiały, że nawet najbardziej obojętni zaczynali podrygiwać. Ale te cudowne artystki były nietykalne, po zakończeniu występu znikały, nie rozmawiając z nikim. I trzeba było czekać na ich następny występ, podczas uczty równie wspaniałej jak ta, aby podziwiać na nowo widowisko takiej klasy. Uri-Teszub oddalił się od swojej żony zajętej rozmową o interesach z dwoma kupcami, którzy byli gotowi podpisać każdy kontrakt, byle tylko nie stracić ani odrobiny przedstawienia. Hetyta wziął kiść winogron i usiadł na poduszkach obok kolumny z ornamentem opartym na motywach winorośli. Z drugiej strony przysiadł Raia. Nie patrząc na siebie, dwaj mężczyźni mogli ze sobą rozmawiać po cichu, w czasie gdy grała orkiestra. — Co masz tak pilnego, Raia?

— Rozmawiałem ze starym dworzaninem, któremu tanio sprzedałem moje najpiękniejsze wazy. W pałacu są poruszeni z powodu pewnej krążącej pogłoski. Przez dwa dni starałem się uzyskać potwierdzenie. Sprawa wydaje mi się poważna. — O co chodzi? — Dla umocnienia pokoju król Hattusil domaga się, aby jego córka poślubiła Ramzesa. — Jeszcze jakieś małżeństwo dyplomatyczne... Cóż to ma za znaczenie? — Nie, nie... Hattusil chce, aby ona została wielką małżonką królewską. — Hetytka na tronie Egiptu? — Właśnie. — Niewiarygodne! — Ramzes nie zgodził się odtrącić Izet urodziwej i nie ustąpi przed ultimatum Hattusila. — Czyli że... — Ależ tak, książę, może być wojna! — To odwróci nasze plany. — Za wcześnie, aby tak mówić. Moim zdaniem, najlepiej będzie nic nie zmieniać tak długo, dopóki nie otrzymamy pewnych wiadomości. Asza znajduje się w Hattusas, aby negocjować z królem. Mam tam jeszcze wielu przyjaciół i wkrótce będziemy powiadomieni o przebiegu wydarzeń. To jeszcze nie wszystko... Chciałbym poznać cię z kimś interesującym. — Gdzie on jest? — Ukryty w ogrodzie. Moglibyśmy... — Zaprowadź go do mojej sypialni i czekaj na mnie. Przejdź za winoroślą i wejdź do domu przez bieliźniarkę. Jak tylko uczta się skończy, dołączę do was.

Po wyjściu ostatniego gościa Tanit uwiesiła się na szyi Uri-Teszuba. Płonął w niej żar, który jedynie on mógł ugasić. Niemal czule zaprowadził ją do ich sypialni, miłosnego gniazdka pełnego luksusowych sprzętów, wonnych bukietów i lampek z kadzidłem. Zanim przekroczyła próg, Tanit zaczęła ściągać suknię. Uri-Teszub popchnął ją do wnętrza. Tanit sądziła, że to jakaś niespodzianka, ale znieruchomiała, widząc Raię w towarzystwie obcego mężczyzny o kwadratowej twarzy, falujących włosach i czarnych, okrutnych oczach, w których przebłyskiwało szaleństwo. — Kim... kim jesteś? — zapytała. — To są przyjaciele — odpowiedział Uri-Teszub. Przestraszona Tanit pochwyciła lniane prześcieradło i okryła nim swoje obfite kształty. Zakłopotany Raia nie pojmował, dlaczego Hetyta wmieszał Fenicjankę w to spotkanie. Mężczyzna o przerażającym spojrzeniu pozostał nieruchomy. — Chcę, żeby Tanit słyszała wszystko, co będzie się tutaj mówiło — oświadczył Uri-Teszub — i żeby została naszą wspólniczką i sojuszniczką. Zresztą jej majątek posłuży naszej sprawie. Przy najmniejszym sprzeciwie z jej strony zostanie usunięta. Czy jesteśmy co do tego zgodni? Nieznajomy kiwnął twierdząco głową, Raia uczynił to samo. — Widzisz, moja droga, nie masz żadnej szansy wymknąć się nam trzem albo tym, którzy słuchają naszych rozkazów. Czy wytłumaczyłem ci jasno? — Tak... Och, tak! — Czy zyskaliśmy twoje całkowite poparcie? — Masz moje słowo, Uri-Teszubie! — Nie będziesz tego żałowała. Prawą ręką Hetyta na chwilę lekko przytulił swoją żonę. Ten prosty gest pozwolił Tanit zapomnieć o panice, która ją ogarnęła. Hetyta odwrócił się do Rai.

— Przedstaw mi swojego towarzysza. Syryjski kupiec, już uspokojony, zaczął powoli mówić. — Mieliśmy szczęście, dużo szczęścia. Nasza siatka szpiegowska była kierowana przez libijskiego maga, Ofira. Mimo jego wyjątkowych mocy i ciosów, które zadał rodzinie królewskiej, został zatrzymany i stracony. Poważna strata dla naszego stronnictwa. Ale jest ktoś, kto postanowił przejąć pochodnię i pomścić Ofira —jego brat Malfi. Uri-Teszub obejrzał Libijczyka od stóp do głów. — Chwalebny zamiar... Ale jakimi środkami dysponuje? — Malfi jest naczelnikiem najlepiej uzbrojonego szczepu w Libii. Walka z Egiptem to cel jego życia. — Czy będzie mi całkowicie posłuszny? — Odda się pod twoje rozkazy pod warunkiem, że zniszczysz Ramzesa i jego imperium. — Dobiliśmy targu. Będziesz służył za pośrednika pomiędzy mną a naszym libijskim sojusznikiem. Niech jego ludzie ćwiczą i będą gotowi do działania. — Malfi potrafi być cierpliwy, książę. Już tyle lat Libia ma nadzieję, że krwią zmyje zniewagi wyrządzone jej przez faraona. — Niech czeka na moje instrukcje. Libijczyk znikł, nie wypowiedziawszy ani jednego słowa.

13 Chociaż słońce dawno już wstało, pałac w Pi-Ramzes pogrążony był w głębokiej ciszy. Każdy wprawdzie zajmował się swoją pracą, ale unikano najmniejszego hałasu. Od kucharzy do pokojowych, służba przesuwała się jak cienie.

Gniew Ramzesa rzucił strach na cały pałacowy personel. Najstarsi słudzy, którzy znali monarchę od młodości, nigdy nie widzieli go w takim stanie, moc Seta ujawniła się z gwałtownością burzy, która pozostawia swoje ofiary w stanie oszołomienia. Ramzesa bolały zęby. Po raz pierwszy, w pięćdziesiątym piątym roku życia, dotknęło go fizyczne cierpienie. Doprowadzony do furii przez nieudolne zabiegi, których nie szczędzili mu pałacowi dentyści, polecił, aby zniknęli mu z oczu. Nikt poza Amenim nie znał innego powodu, który podsycał gniew faraona: Hattusil zatrzymał Aszę w hetyckiej stolicy pod pretekstem dalszego prowadzenia układów. Czyż nie chodziło raczej o wzięcie zakładnika? Nadzieje dworu spoczywały już tylko w jednej osobie: głównym medyku królestwa. Jeśli nie uda mu się przynieść ulgi zbolałemu monarsze, jego humor może się jeszcze pogorszyć. Mimo bólu Ramzes nadal pracował z jedyną istotą, która potrafiła z nim wytrzymać w taki momencie — z Amenim. On sam był zrzędą i nie znosił minoderii dworzan. Kiedy się pracuje, nie potrzeba być miłym, a to, że król był

nieznośny,

nie

przeszkadzało

mu

w

opracowywaniu

pilnych

dokumentów. — Hattusil drwi sobie z Egiptu — stwierdził faraon. — Może szuka jakiejś furtki — sugerował Ameni. — Twoja odmowa jest zniewagą nie do przyjęcia, ale to król hetyckiego imperium podejmie decyzję o wszczęciu nowego konfliktu. — Ten stary lis zrzuci odpowiedzialność na mnie! — Asza rozegrał partię po mistrzowsku. Jestem przeświadczony, że zdezorientował Hattusila. — Mylisz się! To człowiek żądny odwetu.

— Gdy tylko Asza prześle ci komunikat, będziemy znali prawdę. Dzięki kodowi, którego użyje, dowiesz się, czy negocjuje swobodnie, czy też jest uwięziony. — Przetrzymują go wbrew jego woli, to oczywiste. Delikatnie zastukano do drzwi. — Nie chcę nikogo widzieć — zarządził król. — To pewnie główny medyk — zaoponował Ameni, idąc otworzyć drzwi. Stojący na progu wielki szambelan królewski umierał ze strachu na myśl o zakłóceniu spokoju monarchy. — Jest już główny medyk — szepnął. — Czy Wasza Królewska Mość zgodzi się go przyjąć? Wielki szambelan i Ameni usunęli się, by zrobić przejście młodej kobiecie, pięknej jak majowa jutrzenka, jak świeżo rozkwitły kwiat lotosu, jak migotliwa fala na środku Nilu. Miała blond włosy, jasną twarz o delikatnych rysach, szczere spojrzenie, a oczy koloru letniego nieba. Wysmukłą szyję zdobił naszyjnik z lapis-lazuli, a na przegubach i kostkach u nóg nosiła bransoletki z krwawnika. Lniana szata okrywała jej smukłe kształty, szczupłe biodra i zgrabne nogi. Neferet, „Piękna, Cudowna, Doskonała"... Jakie inne imię mogłaby nosić? Nawet Ameni, który zupełnie nie miał czasu, by interesować się kobietami, płochymi stworzeniami niezdolnymi do dłuższego skoncentrowania się na urzędowym papirusie, musiał przyznać, że ona mogłaby rywalizować w piękności z Nefertari. — Przybywasz bardzo późno — poskarżył się Ramzes. — Przykro mi, Wasza Królewska Mość. Byłam na prowincji i wykonywałam tam zabieg chirurgiczny, który, jak się spodziewam, uratuje życie pewnej dziewczynce. — Twoi koledzy medycy to głupcy i niedołęgi!

— Medycyna to zarówno nauka, jak i sztuka. Być może brakowało im zręczności. — Na szczęście stary doktor Pariamachu już się wycofał. Ci wszyscy, których przestał leczyć, mają szansę, że przeżyją. — Ale ty, panie, ty cierpisz. — Nie mam czasu na cierpienie, Neferet! Ulecz mnie jak najszybciej. Ameni zwinął papirus z rachunkami, który właśnie podsuwał Ramzesowi, skłonił się Neferet i powrócił do swojego biura. „Noszący sandały" faraona nie znosił ani okrzyków bólu, ani widoku krwi. — Czy Wasza Królewska Mość zechce otworzyć usta? Neferet badała swojego dostojnego pacjenta. Zanim osiągnęła godne pozazdroszczenia

stanowisko

naczelnego

medyka,

studiowała

i

praktykowała wiele specjalności, od dentystyki do chirurgii, z oftalmologią włącznie. — Dentysta o odpowiednich kwalifikacjach przyniesie ci ulgę, panie. — Zrób to ty, nikt inny. — Mogę polecić ci specjalistę o bardzo pewnej ręce... — Tylko ty, i to natychmiast. W grę wchodzi twoje stanowisko. — Proszę pójść ze mną, Wasza Królewska Mość.

Pałacowa lecznica była wystawiona na działanie powietrza i słońca, na białych ścianach przedstawiono rośliny lecznicze. Król usadowił się w wygodnym fotelu, z głową odchyloną do tyłu, kark oparł na poduszce. — Do znieczulenia miejscowego — wyjaśniła Neferet — użyję jednego ze środków wyprodukowanych przez Setau. Nie będziesz czuł, panie. — Jaka jest natura cierpienia?

— Próchnica z zakaźnymi powikłaniami, powodująca tworzenie się ropnia, który zaraz będę sączkować. Wyrwanie zęba nie jest konieczne, zatkam go mieszaniną żywicy i substancji mineralnych. Do drugiego bolącego zęba użyję sproszkowanego specyfiku, który, jak mówimy w naszym lekarskim języku, „wygryzie chorobę". Jest w nim ochra lecznicza, miód, pył kwarcytowy, owoc sykomory, mączka ze startych ziaren bobu, kminku, kolokwinty, przystępu, guma akacjowa i krople „potu" żywicy. — W jaki sposób je dobrałaś? — Posiadam traktaty o medycynie napisane przez mędrców z dawnych czasów i sprawdzam kompozycję za pomocą mojego ulubionego przyrządu. Neferet trzymała między kciukiem a palcem wskazującym lnianą nitkę, na końcu której poruszał się kawałeczek granitu przycięty w kształcie rombu, najpierw ruchem wahadłowym, a potem bardzo szybko zaczął wirować nad właściwym lekiem. — Stosujesz różdżkarstwo, jak mój ojciec. — I jak ty sam, Wasza Królewska Mość. Czyż nie znalazłeś wody na pustyni? To jeszcze nie wszystko: po tym drobnym zabiegu będziesz musiał dbać o dziąsła, żując codziennie pastę na bazie przystępu, jałowca, piołunu, owocu sykomory, pachnącej żywicy i ochry leczniczej. W razie bólu będziesz pił wywar z kory wierzbowej*. To bardzo skuteczny środek znieczulający. — Coś jeszcze nie tak? — Badanie pulsu i oka świadczy, że jesteś obdarzony wyjątkową energią, która pozwoli ci stłumić w zarodku wiele chorób, ale na starość będą ci towarzyszyły bóle reumatyczne... I trzeba się będzie z tym pogodzić. — Mam nadzieję, że przed tym umrę. — Jesteś uosobieniem pokoju i szczęścia, Wasza Królewska Mość. Egipt pragnie, abyś dożył pięknego wieku. Dbać o twoje zdrowie to naczelny

obowiązek. Czyż wiekiem mędrców nie jest sto dziesięć lat? Ptahhotep dopiero w tym wieku wydał swoje Maksymy. Ramzes uśmiechnął się. — Kiedy się patrzy na ciebie i słucha, ból zaczyna ustępować. — To działanie znieczulenia, Wasza Królewska Mość. — Czy jesteś zadowolona z mojej polityki zdrowotnej? — Opracuję wkrótce mój doroczny raport. Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja jest zadowalająca, ale nigdy dosyć krzewienia higieny. Dzięki temu w Egipcie nie ma epidemii. Twój zarządca Podwójnego Domu Złota i Srebra nie powinien skąpić na zakup rzadkich i drogich substancji, które wchodzą w skład leków. Właśnie dowiedziałam się, że nie otrzymamy zwykłej dostawy olibanu, a bez niego nie mogę się obejść. — Bądź spokojna, mamy wystarczającą ilość. — Czy jesteś gotów, Wasza Królewska Mość? Stojąc naprzeciw tysięcy rozwścieczonych Hetytów pod Kadesz, Ramzes nie zadrżał. Ale kiedy zobaczył zbliżające się do. jego ust dentystyczne przyrządy, zamknął oczy.

Rydwan Ramzesa toczył się z tak wielką prędkością, że Serramanna z trudem go doganiał. Od chwili gdy Neferet zakończyła niezwkle skuteczne zabiegi, żywotność monarchy jeszcze się zdwoiła. Jedynie Ameniemu, mimo jego ciągle bolących pleców, udawało się dostosować do rytmu pracy monarchy. Zakodowany list od Aszy uspokoił Ramzesa. Szef jego dyplomacji nie był więźniem, ale przybywał w Hattusas, aby dalej prowadzić nie kończące się negocjacje. Tak jak zakładał Ameni, hetycki król obawiał się rzucić w wojenną awanturę, nie będąc pewnym zwycięstwa.

Kiedy rydwan królewski jechał wzdłuż kanału, który obsługiwał wioski, wezbrane wody wycofywały się już z Dolnego Egiptu, a łagodne ciepło kończącego się września było balsamem dla ciała. Nikt, nawet Ameni, nie znał charakteru pilnej misji, którą Ramzes uznał za słuszne wypełnić osobiście. Od czasu śmierci starszego brata królewskiego, Szenara, i jego wspólników łatwiej było zapewnić Ramzesowi ochronę. Ale swoboda poruszania się Uri-Teszuba niepokoiła sardyńskiego olbrzyma, który ubolewał nad odwagą monarchy, na którą wiek prawie nie miał wpływu. Ramzes zatrzymał się przed drzewem z przepięknymi lancetowatymi liśćmi, które rosło nad brzegiem kanału. — Chodź zobaczyć, Serramanno! Według archiwów Domu Życia, oto najstarsza wierzba w Egipcie. Z jej kory dobyto przeciwzapalną substancję, która przyniosła mi ulgę. Przybyłem tu, aby jej podziękować. I uczynię więcej, własnymi rękoma zasadzę wierzbowe pędy dookoła stawów w PiRamzes i polecę, aby tak samo postąpiono w całym kraju. Bogowie i natura dali nam wszystko. Umiejmy spożytkować jej skarby. „Czy jakaś inna ziemia — pomyślał Serramanna — mogłaby zrodzić takiego króla?" 14 Lodowate podmuchy wichru omiatały płaskowyż Anatolii. W Hattusas jesień była niekiedy bardziej podobna do zimy. Asza nie mógł się uskarżać na gościnność Hattusila, jadło było przyzwoite, chociaż proste, a dwie młode Hetytki mające zapewnić mu rozrywkę wypełniały to zadanie z gorliwością i przekonaniem. Brakowało mu jednak Egiptu. Egiptu i Ramzesa. Asza pragnął zestarzeć się w cieniu monarchy, któremu służył przez całe swoje życie i dla którego godził się, ze skrywanym entuzjazmem, stawiać czoło najgroźniejszym nie-

bezpieczeństwom. Prawdziwą siłę, która zafascynowała młodego Aszę w czasie studiów w Memfis, posiadał Ramzes, a nie Mojżesz, jak sądził przez krótki okres. Mojżesz walczył, by wprowadzić w życie prawdę objawioną i ostateczną, Ramzes budował dzień po dniu prawdę cywilizacji i narodu, ponieważ swoje czyny poświęcił Maat, niewidzialnym bóstwom i zasadzie życia. Podobnie jak jego poprzednicy, Ramzes wiedział, że to, co skostniałe, zmierza do śmierci. Dlatego podobny był muzykowi potrafiącemu grać na różnych instrumentach melodię ciągle nową, choć przy użyciu tych samych, odwiecznych nut. Mocy przekazanej mu przez bogów Ramzes nie zmienił we władzę nad ludźmi, ale przekształcił ją w obowiązek praworządności. Wierność Maat nie pozwoliła faraonowi Egiptu stać się tyranem. Jego funkcja nie polegała na podporządkowywaniu sobie ludzi, ale na wyzwalaniu ich z samych siebie. Ramzes sprawujący rządy przypominał kamieniarzy, w chwili gdy nadają kształt obliczu boga. Ubrany w płaszcz z czerwono-czarnej wełny, podobny do tego, który nosił jego zmarły brat, Hattusil wszedł do mieszkania wyznaczonego dla zwierzchnika egipskiej dyplomacji. — Czy jesteś zadowolony z gościny, Aszo? — Raczej tak. — Czy nie cierpisz z powodu tych przedwczesnych chłodów? — Skłamałbym, mówiąc, że nie. Teraz, o tej porze roku, nad brzegiem Nilu jest tak ciepło. — Każdy kraj ma swoje dobre strony... Nie lubisz już kraju Cheta? — Im robię się starszy, Wasza Królewska Mość, tym bardziej staję się domatorem.

— Mam dobrą wiadomość: skończyłem się zastanawiać. Jutro możesz już wracać do Egiptu. Ale mam też złą nowinę, nie uczynię ustępstw i moje żądania się nie zmieniły. Moja córka powinna zostać wielką małżonką królewską Ramzesa. — A jeżeli faraon będzie obstawał przy odmowie? Hattusil odwrócił się plecami do Egipcjanina. — Wczoraj zwołałem moich generałów i wydałem rozkaz, aby przygotowali nasze wojska do walki. Ponieważ mój brat faraon prosił mnie o żelazo, kazałem specjalnie dla niego wyprodukować niezwykłą broń. Król odwrócił się i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza krótki i szeroki sztylet z żelaza, który wręczył Aszy. — Cudowna rzecz, nieprawdaż? Lekki i poręczny, ale potrafi przebić każdą tarczę. Pokazałem ten sztylet moim generałom i przyrzekłem im, że osobiście pójdę go odebrać, po trupie mojego brata Ramzesa, jeśli ten odrzuci moje warunki.

Słońce zachodziło już nad świątynią Seta, najdziwniejszą budowlą w Pi-Ramzes. Sanktuarium, gdzie przebywał władca burz i piorunów, zostało wzniesione na terenie dawnej stolicy Hyksosów, owych znienawidzonych zaborców, którzy wypędzili pierwszych królów osiemnastej dynastii. Ramzes przemienił to tchnące grozą miejsce w przeciwstawny biegun pozytywnej energii, odważnie spojrzał w oczy Seta i przyswoił sobie jego moc. Tutaj, w tym zakazanym dla innych obszarze, gdzie jedynie syn Setiego ośmielał się wkraczać, faraon czerpał siłę niezbędną do przyszłej walki. Kiedy Ramzes wyszedł ze świątyni, zbliżył się do niego Merenptah, młodszy syn. — Wypełniłem swoje zadanie, ojcze.

— Szybko wykonałeś pracę... — Ani jedne koszary w Pi-Ramzes i w Memfis nie wymknęły się mojej kontroli. — Czy nie zawierzyłeś raportom niektórych wyższych oficerów? — A więc... — Mów szczerze. — Nikomu, ojcze. — Z jakiego powodu, Merenptahu? — Obserwowałem ich. To ludzie majętni, tak pewni pokoju, który ustanowiłeś, że zapomnieli prowadzić na serio ćwiczenia wojskowe. Pewna swojej siły, dumna z przeszłych zwycięstw, nasza armia drzemie. — Stan naszego uzbrojenia? — Ilość dostateczna, jakość często wątpliwa. Od kilku lat kowale pracują w zwolnionym tempie, wiele rydwanów wymaga gruntownej naprawy. — Zajmij się tym. — Mogą się obrazić. — Kiedy los Egiptu wchodzi w grę, niepotrzebne są obiekcje. Zachowuj się jak prawdziwy naczelny wódz, wyślij na emeryturę niemrawych oficerów, na odpowiedzialne stanowiska mianuj ludzi pewnych, przywróć naszej armii uzbrojenie, jakiego potrzebuje. Nie przychodź do mnie, zanim nie wypełnisz swojej misji. Merenptah skłonił się przed faraonem i powrócił do głównej kwatery. Ojciec może powinien inaczej mówić do syna, ale Ramzes był władcą Dwóch Ziem, a Merenptah być może zostanie jego następcą.

Izet urodziwa przestała sypiać.

A przecież szczęście było jej udziałem: codziennie widziała Ramzesa, prowadziła z nim poufałe rozmowy, była obok niego podczas obrzędów i oficjalnych uroczystości... A ich dwaj synowie, Cha i Merenptah, robili świetne kariery. Ale Izet urodziwa stawała się coraz smutniejsza i coraz bardziej samotna, tak jakby ten nadmiar szczęścia drążył ją i pozbawiał sił. Wiedziała, co jest przyczyną tych bezsennych nocy: Nefertari sprawiła, że zapanował pokój. Ona, Izet, stawała się symbolem waśni. Tak jak przyczyną straszliwej wojny trojańskiej była Helena, tak Izet, w oczach ludu, uchodziła za tę, która wywoła nowe starcie między Egiptem a krajem Cheta. Pod przewodnictwem Merenptaha, któremu wyżsi oficerowie nie odmawiali autorytetu, Pi-Ramzes uległo napadowi wojennej gorączki. Podjęto na nowo ćwiczenia i produkcję broni. Fryzjerka królowej niepokoiła się. — Kiedy będę mogła nałożyć makijaż, Wasza Królewska Mość? — Czy król już wstał? — Dawno! — Czy razem będziemy jedli śniadanie? — Uprzedził ochmistrza, że przez cały dzień będzie pracował z wezyrem i naczelnikiem umocnień w Kanaan, których pilnie wezwano do Pi-Ramzes. — Każ przygotować moją lektykę. — Wasza Wysokość! Uczesanie jeszcze nie skończone, nie nałożyłam peruki, nie zrobiłam makijażu, ja... — Pospiesz się!

Izet urodziwa była niewielkim obciążeniem dla dwunastu krzepkich zuchów, którzy zanieśli królową z pałacu do biura Ameniego. A że wielka

małżonka królewska kazała im się pospieszyć, skorzystają jeszcze z premii i dodatkowego odpoczynku. Królowa znalazła się w prawdziwym ulu. Dwudziestu pisarzy stanowiących ściśle ograniczony zespół Ameniego opracowywało wielką ilość dokumentów i nie mogło ani sekundy poświęcić na gadaninę. Trzeba było czytać, przygotowywać streszczenia dla osobistego sekretarza króla, sortować, odkładać do archiwum, nie dopuszczać do żadnego opóźnienia. Izet przeszła przez salę kolumnową, niektórzy urzędnicy nie podnieśli nawet wzroku. Kiedy weszła do jego biura, Ameni przeżuwał właśnie kromkę chleba z gęsim smalcem i redagował pismo z napomnieniem do kontrolującego spichlerze. „Noszący sandały" Ramzesa podniósł się zaskoczony. — Wasza Królewska Mość... — Usiądź, Ameni. Mam z tobą do pomówienia. Królowa zamknęła za sobą drewniane drzwi do biura i zaciągnęła zasuwkę. Pisarz poczuł się nieswojo. O ile uwielbiał Nefertari, o tyle nie cierpiał Izet, z którą zdążył się już pokłócić. Tym razem nie wyglądała korzystnie. Wzrok miała przygaszony, twarz zmęczoną, czego nie skrywał nawet staranny makijaż. — Potrzebna mi twoja pomoc, Ameni. — Nie rozumiem, Wasza Królewska Mość... — Nie prowadź ze mną gry, Ameni. Zdaję sobie sprawę, że dwór odetchnie, jeśli faraon mnie odtrąci. — Wasza Królewska Mość! — Tak jest i nic nie mogę zmienić. Ty, który wiesz o wszystkim, powiedz, co o tym myśli lud? — To dość drażliwy temat...

— Chcę poznać prawdę... — Jesteś wielką małżonką królewską i żadna krytyka nie może cię dosięgnąć. — Prawda, Ameni. Pisarz opuścił wzrok, jak gdyby skupiał uwagę na swoim papirusie. — Trzeba zrozumieć lud, Wasza Wysokość, przyzwyczaił się do pokoju. — Lud kochał Nefertari, a mnie nie ceni wcale: oto prawda, którą chcesz przede mną ukryć. — To okoliczności tak się złożyły, Wasza Królewska Mość. — Porozmawiaj z Ramzesem, powiedz mu, że zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji i że jestem gotowa poświęcić się, aby uniknąć konfliktu. — Ramzes podjął już decyzję. — Nalegaj na niego, Ameni, błagam cię o to. Osobistego sekretarza króla przekonała szczerość Izet urodziwej. Po raz pierwszy wydała mu się godna, aby być królową Egiptu. 15 — Dlaczego opóźniasz swój wyjazd? — zapytał Aszę król Hattusil. — Ponieważ ciągle jeszcze mam nadzieję, że wpłynę na zmianę twojej decyzji. Władca kraju Cheta, garbiący się, w płaszczu z czerwono-czarnej wełny, w czapce, nie obawiał się gwałtownych podmuchów lodowatego wichru, które omiatały mury obronne jego stolicy. Zwierzchnik egipskiej dyplomacji, mimo że otulony w wielki płaszcz z kapturem, odczuwał ukąszenie zimna. — To niemożliwe, Aszo.

— Rozpętasz niepotrzebną wojnę z powodu kobiety? Spójrzmy na przykład Troi. Dlaczego mamy czynić z siebie niewolników morderczego obłędu? Królowie powinni służyć życiu, nie śmierci. — Twoje argumenty są wspaniałe, ale takie egipskie! Kraj Cheta nie wybaczyłby mi utraty twarzy. Jeśli cofnę się przed Ramzesem, zachwieje się mój tron. — Nikt ci nie zagraża. — Jeśli moje postępowanie upokorzy armię hetycką, nie pożyję długo. Jesteśmy ludem wojennym, Aszo. Tyran, który by po mnie nastąpił, byłby gorszy niż ja, bądź tego pewny. — Ramzes zadba, aby twoje panowanie było trwałe, Wasza Królewska Mość. — Czy mogę ci wierzyć? — Przysięgam na to, co mam najdroższego: na życie Ramzesa. Obaj mężczyźni przeszli parę kroków po trasie obchodu patroli, która biegła wysoko nad stolicą, najeżoną wieżami strażniczymi. Wszędzie było pełno wojska. — Czy nie jesteś zmęczony wojowaniem, Wasza Królewska Mość? — Żołnierze nudzą mnie śmiertelnie. Ale bez nich zginąłby kraj Cheta. — Egipt nie ma zamiłowania do walki, woli miłość i budowanie świątyń. Czyż bitwa pod Kadesz nie należy już do przeszłości? — Nie przymuszaj mnie, Aszo, abym powiedział, że wolałbym się urodzić Egipcjaninem! — Każdy nowy konflikt pomiędzy Egiptem a krajem Cheta będzie klęską, która osłabi oba nasze kraje na korzyść Asyrii. Zgódź się, aby wasza córka została żoną dyplomatyczną Ramzesa, a Izet urodziwa była nadal wielką małżonką królewską. — Nie mogę się już wycofać, Aszo.

Minister spraw zagranicznych Ramzesa Wielkiego długo przypatrywał się dolnemu miastu, którego serce stanowiła świątynia boga Burzy i bogini Słońca.

— Ludzie to zdegenerowane i niebezpieczne zwierzęta — zauważył — doprowadzą w końcu do tego, że zbrukają ziemię i unicestwią własną rasę. Kiedy dadzą zapanować nad sobą swojemu niszczycielskiemu popędowi, żaden argument nie może ich z tego wyzwolić. Po cóż ten upór, by zmierzać ku swojej własnej zgubie? — Ponieważ ludzie oddalają się coraz bardziej od bogów — odparł Hattusil. — A kiedy przetną wszelkie więzy, pozostaną już tylko zaślepieńcy manipulowani przez tyranów, którzy będą panowali nad ogromnym ludem mrówek. — Osobliwa rzecz, Wasza Królewska Mość... Zmuszasz mnie do wyznania, że całe moje życie minęło mi na walce w obronie Maat, harmonii między niebem a ziemią, jakby wszystko inne było tylko nicością. — Czyż inaczej byłbyś przyjacielem Ramzesa? Wiatr stał się jeszcze bardziej gwałtowny, zimno dawało się we znaki. — Lepiej, żebyś już wracał, Aszo. — Jakie to niedorzeczne, Wasza Królewska Mość. — Takie jest również moje zdanie, ale nie możemy tu już nic zdziałać, ani ty, ani ja. Życzmy sobie, aby bogowie kraju Cheta i Egiptu byli świadkami naszej dobrej woli i spowodowali jakiś cud.

Na nabrzeżu portu rzecznego w Pi-Ramzes zaroiło się od podnieconego tłumu. Tego dnia wiele statków przybyłych z Memfis, Teb i innych miast Południa wyładowywało swoje towary. Miejscowy targ, i tak zazwyczaj bardzo ożywiony, nabrał niespotykanych rozmiarów. Dzierżawcy najdogodniejszych miejsc, a wśród nich wiele kobiet doskonale radzących sobie ze sztuką handlu, zdecydowali się na odwiezienie większych nadwyżek do składów. Uri-Teszub i Tanit, trzymając się za ręce, przechadzali się wśród gapiów, zatrzymując wzrok na tkaninach, sandałach, szkatułkach z cennego drewna i na wielu innych cudownych przedmiotach. Całe Pi-Ramzes spotkało się tutaj i piękna Fenicjanka usiłowała się uśmiechać do swoich licznych znajomych, zachwyconych męską postawą hetyckiego księcia. Z głębokim zadowoleniem Hetyta zorientował się, że nie chodzą już za nim zbiry Serramanny. Niepokojenie przyzwoitego obywatela było przestępstwem, Uri-Teszub nie omieszkałby wnieść skargi. — Czy mogę... kupować? — poprosiła Fenicjanka. — Ależ moja droga, jesteś całkowicie wolna. Tanit rzuciła się w wir zakupów, co ją uspokoiło. Przechodząc od straganu do straganu, małżonkowie znaleźli się przed kramem Rai. Syryjski kupiec oferował cynowe puchary, alabastrowe, wysmukłe wazy i flakoniki do perfum z barwionego szkła, rozchwytywane przez elegantki. Podczas gdy Tanit ostro targowała się o ceny z jednym z pracowników Rai, kupiec przystąpił do Uri-Teszuba. — Wspaniałe nowiny z Hattusas: pertraktacje prowadzone przez Aszę spełzły na niczym. — Rozmowy zostały ostatecznie zerwane? — Asza wraca do Egiptu. Odpowiedzią Hattusila dla Ramzesa jest żelazny sztylet, który król obiecał odzyskać po trupie faraona, kiedy go zwycięży.

Uri-Teszub długą chwilę milczał. — Dziś wieczorem osobiście dostarczysz przedmioty, które zakupi u ciebie moja żona.

Krzepki Setau z każdym dniem dziwił się coraz bardziej. Jak Lotos, jego piękna nubijska żona, to robi, że się nie starzeje? Nie stosuje ani balsamów, ani pomad, a więc chyba tylko dzięki czarom zachowuje ciągle tę samą uwodzicielską moc, której jej mąż nie potrafi się oprzeć. Miłość z Lotos była cudowną grą, która nie nużyła go nigdy. Setau czule obejmował Lotos, kiedy nagle drgnęła. — Czy nie słyszałeś szmeru? — Tylko twoje serce, które zbyt mocno bije... Żar Setau ogarnął Lotos i myślała już tylko o miłości.

Kobieta skradająca się w ciemnościach znieruchomiała. Kiedy wślizgiwała się do laboratorium, miała nadzieję, że nikogo nie zastanie, ale Setau i Lotos, gdy przebywali w Pi-Ramzes, nie chcieli zbytnio się oddalać od pojemników z jadem kobry królewskiej, kobry czarnej, żmii świszczącej i żmii rogatej. Za zgodą głównego medyka królestwa nadal prowadzili swoje badania, aby przygotować należycie nowe leki czy ulepszyć te już stosowane. Nudziły ich uczty i światowe rozrywki. Czy nie lepiej zamiast prowadzić puste, nie kończące się rozmowy, zająć się badaniem tych śmiercionośnych substancji, aby mogły ratować życie? Słysząc szmery i oddechy, kobieta uspokoiła się. Małżonkowie byli zbyt zajęci sobą, aby dostrzec jej obecność. Teraz musiała bardzo uważać, aby nie popełnić żadnej niezręczności i jak najciszej zdobyć flakon z jadem. Ale który wybrać? Nie warto się zastanawiać. Czyż wszystkie te trucizny nie

mają podobnej mocy? W stanie surowym, jeszcze przed obróbką, ich skutki były straszliwe. Jeden krok, potem drugi, trzeci... Nagie stopy bezszelestnie przesuwały się po kamiennej posadzce. Jeszcze metr i intruzka znajdzie się w środku zakazanego wnętrza. Nagle podniósł się jakiś kształt. Wystraszona kobieta stanęła jak wryta. W półmroku rozpoznała kobrę królewską, która kołysała się w przód i w tył. Strach był tak silny, że złodziejka nie mogła nawet wydobyć głosu. Instynkt nakazał jej się wycofać, z największą powolnością, wykonując prawie niedostrzegalne ruchy. Miała wrażenie, źe jej ucieczka trwała godzinami. Kiedy zniknęła już z pola widzenia, kobra strażniczka znowu zapadła w sen.

Ameni przeliczył papirusy: czterdzieści dwa, jeden na każdą prowincję. Końcowe wyniki będą się wahały w zależności od liczby kanałów i powierzchni morza. Dzięki wielkiemu jezioru urządzonemu przez faraonów Średniego Państwa, Fajum, gdzie rośnie już wiele gatunków drzew, będzie w najkorzystniejszej sytuacji. Zgodnie z zaleceniami wierzby będzie się sadziło w całym Egipcie, a laboratoria świątyń zajmą się wydobywaniem z kory substancji uśmierzającej ból, by hojniej niż dotychczas zaopatrywać w nią medyków. Na ten nawał pracy Ameni zareagował atakiem szału, którego ofiarą padli jego podwładni, ale rozporządzenia faraona nie podlegały dyskusji. Na szczęście „noszący sandały" króla nie musiał przynajmniej zajmować się przygotowaniami do wojny! Merenptah bardzo dobrze wywiązywał się ze swojego zadania i nie przychodził żalić się do jego biura.

Kiedy monarcha udawał się do świątyni Amona, aby celebrować tam obrządki wieczorne, drogę zastąpił mu Ameni, który niósł właśnie naręcze papirusów. — Wasza Królewska Mość, czy będziesz mógł poświęcić mi chwilę? — Tylko jeśli masz coś pilnego. — Dobrze, nie nalegam... — Przecież nie przechodziłeś tędy przypadkiem, Ameni. Co cię gryzie? — Izet urodziwa przyszła się mnie poradzić. — Czyżby interesowała się sprawami państwa? — Ona nie chce być przyczyną konfliktu z krajem Cheta. Muszę ci wyznać, że wzruszyła mnie jej szczerość. — Jeśli urok Izet działa na ciebie, czyż nie jest zagrożone królestwo? — To poważna sprawa, Wasza Królewska Mość. Wielka małżonka królewska naprawdę obawia się, że będzie przyczyną nowej wojny. — Ten problem został już rozstrzygnięty, Ameni. Gdybyśmy ustąpili Hetytom chociaż na krok, walki, które prowadziliśmy dotąd, poszłyby na marne.

Odtrącenie

wprowadzenie

wielkiej

barbarzyństwa.

małżonki Izet

w

królewskiej żadnej

mierze

oznaczałoby nie

ponosi

odpowiedzialności za udział w tym dramacie, jedyny winowajca to Hattusil.

16 W Hattusas padał lodowaty deszcz. Orszak zwierzchnika dyplomacji egipskiej był gotowy do odjazdu. Elegancka, w sukni z czerwonymi frędzlami, królowa, nie zważając na zimno, wyszła pożegnać Aszę. — Król jest przykuty do łoża — wyjaśniła.

— Nic poważnego, mam nadzieję. — Niewielka gorączka, która powinna szybko ustąpić. — Przekaż mu życzenia powrotu do zdrowia, Wasza Królewska Mość. — Martwi mnie niepowodzenie układów — wyznała Putuhepa. — Mnie także, Wasza Królewska Mość. — A gdyby Ramzes w końcu ustąpił? — Nie miejmy żadnych złudzeń. — Nigdy nie widziałam cię takim pesymistą, Aszo.

— Pozostały nam już tylko dwie nadzieje: cud i... ty sama. Nie mogłabyś wpłynąć na upór twojego męża? — Jak widzisz, aż do obecnej chwili nie udało mi się... Ale będę próbować dalej. — Wasza Królewska Mość, chciałem ci powiedzieć... Nie, to bez znaczenia. — Słucham cię. — To naprawdę bez znaczenia. Jak Asza mógł wyznać królowej kraju Cheta, że spośród wszystkich kobiet, które napotkał, ona była jedyną, którą chętnie uczyniłby swoją małżonką? Byłaby to szalona niezręczność. Asza patrzał na Putuhepę z uwagą, jak gdyby chciał wyryć w sobie wspomnienie jej nieprzeniknionej twarzy. Później skłonił się. , — Nie odjeżdżaj smutny, Aszo. Zrobię wszystko, abyśmy uniknęli najgorszego. — Ja także, Wasza Królewska Mość. Kiedy orszak ruszył w kierunku południa, Asza nie odwrócił się.

Setau czuł się cudownie lekko. Wyszedł z pokoju, nie budząc Lotos, tak wzruszającej, kiedy spała, i skierował się do laboratorium. Jad żmii rogatej zebrany poprzedniej nocy powinien być przerobiony jeszcze tego dnia. Mimo absorbującej pracy zarządcy nubijskiej prowincji, zaklinacz węży nie zapomniał o prawidłach swojego zawodu. Młoda służąca, która przyniosła tacę z owocami, na widok Setau zdrętwiała z przerażenia i nie wiedziała, czy ma uciec, czy zostać. Czyż ten mężczyzna nie był czarodziejem chwytającym bez obawy jadowite żmije? — Jestem głodny, moja mała. Przynieś mi suszoną rybę, mleko i świeży chleb. Wystraszona służąca pobiegła spełnić polecenie. Setau wszedł do ogrodu i wyciągnął się jak długi na trawie, aby lepiej chłonąć moc świeżej ziemi. Zjadł z apetytem śniadanie, potem podśpiewując refren jakiejś piosenki, trudny do zniesienia dla niewprawnego ucha, powrócił do skrzydła pałacu, gdzie zwykle przeprowadzał eksperymenty. Brakowało mu jego ulubionego okrycia, tuniki ze skóry antylopy, wypełnionej odtrutkami na ukąszenia węży. Należało bardzo ostrożnie korzystać z tych substancji, gdyż lek mógł się okazać groźniejszy od choroby. Dzięki swojej podróżnej aptece Setau mógł wyleczyć wiele chorób. Wczoraj, zanim wziął Lotos w ramiona, położył swoją tunikę na niskim stołku. Nie, pomylił się... To musiało być w innym pomieszczeniu. Setau przeszukał hol, małą salę kolumnową, ustępy... Na próżno. Ostatnia możliwość: sypialnia. Tak, oczywiście. To tam zostawił swoją cenną tunikę. Lotos przebudziła się i Setau ucałował ją z czułością. — Powiedz mi, moja droga... gdzie położyłaś moją tunikę?

— Nigdy jej nawet nie dotykam. Zdenerwowany Setau przetrząsnął cały pokój. Bez skutku. — Zniknęła — doszedł do wniosku.

Serramanna spodziewał się, że tym razem Ramzes zabierze go ze sobą przeciw Hetytom. Od wielu lat dawny pirat miał ochotę podrzynać gardła barbarzyńcom z Anatolii, a potem obcinać im ręce, żeby łatwiej było liczyć zabitych przez niego wrogów. Kiedy Ramzes wydał bitwę pod Kadesz, sardyński olbrzym otrzymał rozkaz, by pozostał w Pi-Ramzes i zapewnił ochronę rodzinie królewskiej. Teraz Serramanna wyćwiczył już ludzi zdolnych wypełniać to zadanie, a sam marzył tylko o tym, aby walczyć. Wtargnięcie Setau do koszar, gdzie właśnie trenował, zaskoczyło Sardyńczyka. Ci dwaj mężczyźni nie zawsze byli w najlepszych stosunkach, ale nauczyli się wzajemnie cenić i wiedzieli, że łączy ich to samo przywiązanie do Ramzesa. — Jakiś kłopot, Setau? — Ukradziono mi moją najcenniejszą rzecz: moją leczniczą tunikę. — Podejrzewasz kogoś? — Na pewno jakiś zazdrosny medyk. Nie będzie nawet umiał się nią posługiwać! — Możesz powiedzieć coś bliżej? — Niestety, nie! — Ktoś chciał ci spłatać brzydkiego figla, bo zajmujesz zbyt wiele miejsca w Nubii. Na dworze nie bardzo cię lubią. — Trzeba przeszukać pałac, wille notabli, warsztaty i...

— Spokojnie, Setau! Wyznaczę dwóch ludzi do tej sprawy, ale jesteśmy w czasie powszechnej mobilizacji i twoja tunika nie może być na pierwszym miejscu. — Czy wiesz, ilu ludziom uratowała życie? — Wiem o tym, ale lepiej będzie, jeśli sprawisz sobie nową! — Łatwo powiedzieć. Przyzwyczaiłem się do niej. — Chodźmy, Setau! Nie przesadzaj i chodź napić się ze mną. Potem pójdziemy razem do najlepszego garbarza w mieście. Kiedyś przecież trzeba zmienić skórę! — Chcę poznać sprawcę tej kradzieży!

Ramzes przeczytał najświeższy raport Merenptaha, jasny i rzeczowy. Jego młodszy syn dał dowód wielkiej przenikliwości. Kiedy Asza powróci z kraju Cheta, faraon rozpocznie ostateczne pertraktacje z Hattusilem. Ale król Hetytów nie okaże się głupcem i, tak jak król Egiptu, wykorzysta ten okres na przygotowanie swojej armii do walki. Doborowe oddziały egipskie były w lepszym stanie, niż Ramzes się spodziewał. Nietrudno będzie zaangażować zaprawionych do boju najemników i przyspieszyć przygotowania młodych rekrutów. A uzbrojenie zostanie szybko uzupełnione dzięki wytężonej pracy w wytwórniach broni. Oficerowie mianowani przez Merenptaha i za zgodą Ramzesa zaczną wcielać do oddziałów żołnierzy zdolnych, aby zwycięsko przeciwstawić się Hetytom. Kiedy Ramzes stanie na czele swojej armii w marszu na północ, serca żołnierzy rozpali pewność triumfu.

Hattusil postąpił źle, odrzucając pokój. Egipt nie tylko będzie się zaciekle bronił, ale na dodatek przejmie inicjatywę, ażeby zaskoczyć wojowników z Anatolii. Tym razem Ramzes zdobędzie twierdzę w Kadesz. Jednakże niezwykły niepokój ścisnął serce króla, jak gdyby monarcha nie był pewny słuszności obranego kierunku, a że nie było już przy nim Nefertari, aby mu wskazać drogę, musiał zasięgnąć rady bóstwa. Ramzes nakazał Serramannie, aby przygotował szybki statek do Hermopolis

położonego w środkowym Egipcie. Kiedy władca

wchodził na pomost, Izet urodziwa zwróciła się do niego z prośbą. — Czy mogę popłynąć z tobą? — Nie, muszę być sam. — Czy masz nowiny od Aszy? — Powinien wkrótce wrócić.

— Znasz moje uczucia, Wasza Królewska Mość. Wydaj rozkaz, a ja będę posłuszna. Szczęście Egiptu znaczy więcej niż moje. — Jestem ci bardzo wdzięczny, Izet, ale szczęście pierzchnie, jeśli Egipt ugnie się przed niesprawiedliwością. Biały żagiel zniknął na południu.

Na skraju pustyni, obok nekropolii, gdzie spoczywali wielcy kapłani boga Thota, rosła ogromna palma dum, dużo wyższa od innych palm tego samego gatunku. Według legendy Thot, serce boskiej światłości i pan sakralnego języka, ukazywał się tutaj swoim wiernym, którzy uchronili swoje usta od niepotrzebnych słów. Ramzes wiedział, że bóg pisarzy był orzeźwiającym źródłem dla zachowujących milczenie, a dla gadatliwych pozostawał źródłem zakrytym. Toteż król medytował dzień i noc u stóp

palmy dum, ażeby wyciszyć potok zakłócających wewnętrzny spokój myśli. O świcie potężny krzyk powitał narodziny słońca. W odległości niecałych trzech metrów od Ramzesa stała olbrzymia małpa, pawian o wysuniętej szczęce. Faraon wytrzymał jego wzrok. — Odsłoń przede mną drogę, Thocie, ty, który znasz tajemnice nieba i ziemi. Objawiłeś Zasadę bogom i ludziom, nadałeś kształt potędze słów. Spraw, abym obrał słuszną drogę, tę, która będzie korzystna dla Egiptu. Pawian podniósł się na tylne kończyny, a kiedy stał, był wyższy od Ramzesa. Następnie wyciągnął przednie ku słońcu, w geście uwielbienia. Król powtórzył ten gest, jego oczy mogły patrzeć w światło, nie ulegając porażeniu. Głos Thota płynął z nieba, z palmy dum i z gardła babuina, a faraon łączył go w swoim sercu. 17 Deszcz lał od kilku dni jak z cebra, gęsta mgła ograniczała widoczność i orszak zwierzchnika egipskiej dyplomacji z trudem posuwał się naprzód. Asza

podziwiał

osły,

które

mimo

siedemdziesięciokilogramowych

ładunków szły pewnym krokiem, obojętne na okropną pogodę. W Egipcie miano je za jedno z wcieleń boga Seta o niewyczerpanej mocy. Bez osłów nie byłoby dobrobytu. Asza śpieszył się, by jak najszybciej opuścić Syrię Północną, przejechać przez Fenicję i dotrzeć do egipskich protektoratów. Zazwyczaj podróże bawiły go, ale ta podróż była brzemieniem, które dźwigał z udręką. Widoki nudziły go, góry wprowadzały w zły nastrój, rzeki nasuwały czarne myśli. Dowódcą wojskowym odpowiedzialnym za konwój był weteran należący kiedyś do armii pomocniczej, która przywiodła Ramzesowi zbrojne posiłki,

wówczas gdy faraon samotnie walczył przeciw Hetytom pod Kadesz. Żołnierz dobrze znał Aszę i poważał go, wielkie czyny wojenne Aszy jako wywiadowcy i jego doskonała znajomość terenu zmuszały do szacunku. Minister spraw zagranicznych miał też opinię osoby o uprzejmym sposobie bycia, błyskotliwego rozmówcy, lecz od chwili wyjazdu z Hattusas był smutny i przygnębiony. Na postoju w owczarni, gdzie ludzie i zwierzęta mogli się trochę ogrzać, weteran usiadł obok Aszy. — Zmęczony, nic więcej. — Są złe wiadomości, prawda?

— Mogłyby być lepsze, nie przeczę, ale tak długo, dopóki rządzi Ramzes, sytuacja nigdy nie będzie beznadziejna. — Ja dobrze znam Hetytów, to dzikusy żądne podbojów. Przez te kilka lat pokoju zrobili się jeszcze bardziej mściwi. — Mylisz się, nasz świat być może ulegnie zniszczeniu z powodu kobiety. To prawda, że różnej od wszystkich innych kobiet, bo to wielka małżonka królewska. Ale Ramzes ma rację, nie można ustąpić, kiedy w grę wchodzą podstawowe wartości naszej cywilizacji. — Nie mówisz jak dyplomata. — Zbliża się wiek odejścia w stan spoczynku. Przyrzekłem sobie, że podam się do dymisji, jak tylko podróże zaczną mi się wydawać męczące i nudne. I taki dzień nadszedł. — Król się nie zgodzi, abyś odszedł. — Jestem równie uparty jak on i postaram się go przekonać. Znalezienie mojego następcy będzie łatwiejsze, niż sobie to wyobraża. Nie wszyscy „synowie królewscy" są zwykłymi dworakami, niektórzy to wspaniali słudzy Egiptu. W moim zawodzie, kiedy wygasa ciekawość, trzeba się umieć wyco-

fać. Świat zewnętrzny przestał mnie ciekawić i nie mam już innych pragnień, jak siedzieć w cieniu palm i spoglądać na płynący Nil. — Czy nie jest to tylko zwykła chwila zniechęcenia? — zapytał weteran. — Nie, nie pociąga mnie już prowadzenie pertraktacji i rozmów. Moja decyzja jest nieodwołalna. — Dla mnie to też ostatnia podróż. Nareszcie odpoczynek! — Gdzie mieszkasz? — W wiosce niedaleko Karnaku. Moja matka jest już staruszką i jestem szczęśliwy, że przy mnie spędzi spokojną starość. — Czy jesteś żonaty? — Nie miałem kiedy. — Ja również nie — odpowiedział Asza zamyślony. — Jesteś jeszcze młody. — Wolę poczekać, aż wiek wygasi moją namiętność do kobiet. Miejmy nadzieję, że wielki bóg mi ją wybaczy. Weteran za pomocą krzemienia i suchego drewna rozpalił ognisko. — Mamy doskonałe suszone mięso i przyzwoite wino. — Zadowolę się czarką wina. — Straciłeś apatyt?

— Właściwie na nic nie mam już apetytu. Może to początek mądrości? Deszcz w końcu przestał padać. — Możemy jechać dalej. — Zwierzęta są zmęczone i ludzie też — oponował weteran. — Kiedy odpoczną, będą szły raźniej. — Zdrzemnę się trochę — oświadczył Asza, wiedząc, że nie znajdzie snu.

Orszak przejechał przez zielony dębowy las, który górował nad urwistym stokiem, usianym gdzieniegdzie spękanymi blokami skalnymi. Na wąskiej ścieżce można było posuwać się naprzód tylko gęsiego. Niebo zmieniało się ciągle, wiatr przepędzał gromady chmur. Jakieś dziwne uczucie dręczyło Aszę, uczucie, którego nie potrafił nazwać. Na próżno usiłował je odegnać, marząc o brzegach Nilu, o ocienionym ogrodzie willi w Pi-Ramzes, gdzie będzie spędzał spokojne dni, w otoczeniu psów, małp i kotów, którymi w końcu będzie miał czas się zajmować. Położył prawą rękę na rękojeści sztyletu, który powierzył mu Hattusil, aby zasiać niepokój w umyśle Ramzesa. Przestraszyć Ramzesa... Hattusil zupełnie nie znał faraona! Nigdy nie ustąpi przed pogróżką. Asza miał ochotę rzucić oręż do płynącej w dole rzeki, ale to przecież nie ten sztylet rozpęta wojenne działania. W pewnym okresie życia Asza sądził, że byłoby dobrze ujednolicić obyczaje i znieść różnice między ludami. Teraz był temu przeciwny. Z jednorodności zrodziłyby się monstra, państwa bez własnej natury, podporządkowane władzom obejmującym wszystko swoimi mackami i wyzyskiwaczom, którzy broniliby interesów człowieka, aby tym bardziej nad nim zapanować i zmusić, by powrócił do szeregu. Jedynie Ramzes mógł uwolnić ludzkość od właściwej jej naturze skłonności do staczania się w nicość, od głupoty czy lenistwa i zaprowadzić ją do bogów. A jeśliby życie dało rodzajowi ludzkiemu tylko jednego Ramzesa, człowiek zaginie w chaosie i krwi bratobójczych walk. Jak dobrze było się zwracać do Ramzesa po życiowe decyzje! Sam faraon nie miał innych przewodników jak niewidzialne bóstwa i moce tamtego świata.

Samotnie stał naprzeciw bóstwa w naosie i samotny był też wobec swojego ludu, któremu miał służyć, nie myśląc o swojej własnej chwale. A instytucja faraonów od tysięcy lat przezwyciężała kryzysy i pokonywała przeszkody, ponieważ nie była z tego świata. Asza, kiedy odstawi już swoje bagaże wędrownego ministra, zajmie się gromadzeniem dawnych tekstów traktujących o podwójnej naturze faraona, niebiańskiej i ziemskiej, i ofiaruje ten zbiór Ramzesowi. W ciepłe wieczory będą o tym rozmawiać, siedząc w altanie obrośniętej winoroślą albo nad brzegiem stawu pokrytego lotosem. Asza miał szczęście, wiele szczęścia. Być przyjacielem Ramzesa Wielkiego, pomagać mu w udaremnianiu spisków i odpieraniu hetyckiego zagrożenia. .. Czy mógłby pragnąć czegoś bardziej podniecającego? Setki razy Asza tracił nadzieję co do jutra, bo przytłoczyła go podłość, zdrada i miernota, i setki razy obecność Ramzesa sprawiała, że znów zajaśniało słońce. Martwe drzewo. Wysokie, o szerokim pniu, z odsłoniętymi korzeniami, a przecież wydawało się niezniszczalne. Asza uśmiechnął się. Czyż to martwe drzewo nie było źródłem życia? Ptaki znalazły tu schronienie, żywiły się nim owady. Symbolizowały tajemnicę ukrytych powiązań pomiędzy żywymi istotami. Kim byli faraonowie, jeśli nie olbrzymimi, sięgającymi nieba drzewami, które dawały pożywienie i ochronę całemu ludowi? Ramzes nie umrze nigdy, bo z racji swojego urzędu już za życia był zmuszony do przekraczania bram tamtego świata. Jedynie poznanie rzeczy nadprzyrodzonych pozwalało monarchom nadać właściwy kierunek codzienności. Asza bardzo rzadko bywał w świątyniach, ale przebywał blisko Ramzesa i do jego umysłu przeniknęła część tajemnic, których depozytariuszem i

strażnikiem był faraon. Chyba jednak minister Ramzesa zmęczył się już swoim spokojnym odpoczynkiem, zanim go jeszcze rozpoczął, bo czyż nie bardziej ekscytujące byłoby wycofanie się ze świata zewnętrznego i wybranie życia w odosobnieniu świątyni, by poznać inną przygodę, przygodę umysłu? Ścieżka stawała się coraz bardziej stroma, koń Aszy wspinał się z trudem. Jeszcze jedna przełęcz i będzie zejście do Kanaan, a potem droga ku północno-wschodniej granicy delty w Egipcie. Długi czas Asza wzbraniał się przed myślą, że zadowoli go proste szczęście na ojczystej ziemi, z dala od zgiełku i namiętności. Rankiem w dzień wyjazdu, spoglądając w lustro, dostrzegł swój pierwszy biały włos, widomy znak zwycięstwa starości, której tak bardzo się obawiał. Tylko on sam zdawał sobie sprawę, że jego organizm jest wyczerpany przez zbyt wiele podróży, ryzyka i niebezpieczeństw. Naczelnemu medykowi królestwa Neferet udało się wyleczyć go z niektórych chorób i spowolnić ich postępowanie, ale Asza nie dysponował, tak jak Ramzes, energią odnawianą przez obrzędy. Dyplomata przekroczył granice swoich sił i czas jego życia dobiegał końca. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk człowieka, którego dosięgnął śmiertelny cios. Asza wstrzymał konia i odwrócił się. Z tyłu też dobiegały krzyki. Na dole staczano walkę, a spoza koron drzew leciały strzały. Z obu stron drogi wyskoczyli Libijczycy i Hetyci uzbrojeni w krótkie miecze i włócznie. Połowa żołnierzy egipskich została wybita w ciągu paru minut, jednakże pokonano kilka napastników, choć byli o wiele liczniejsi. — Uciekaj! — polecił Aszy weteran. — Galopuj prosto przed siebie! Asza nie wahał się. Wymachując żelaznym sztyletem, runął na jednego

z libijskich łuczników, których łatwo było rozpoznać po dwóch piórach zatkniętych we włosy ściągnięte czarno-zieloną przepaską. Biorąc szeroki rozmach, Egipcjanin poderżnął mu gardło. — Uważaj, uwa... Ostrzegawczy krzyk weterana zmienił się w charkot. Wojownik podobny do demona, o długich włosach i torsie porośniętym na rudo, rozłupał mu czaszkę ciężkim mieczem. W tym samym momencie strzała trafiła Aszę w plecy. Tracąc oddech, zwierzchnik egipskiej dyplomacji spadł z konia na wilgotną ziemię. Przypominający demona wojownik zbliżył się do rannego. — Uri-Teszub... — Tak, Aszo, jestem zwycięzcą! W końcu zemściłem się na tobie, przeklęty dyplomato, na tobie, który przyczyniłeś się do pozbawienia mnie tronu! Ale stanowiłeś jedynie przeszkodę na mojej drodze. Teraz przyjdzie kolej na Ramzesa. Ramzes, który będzie myślał, że sprawcą tej napaści jest Hattusil, ten tchórz! Co sądzisz o moim planie? — Że... tchórz... to ty. Uri-Teszub pochwycił żelazny sztylet i wbił go w pierś Aszy. Rozpoczęła się grabież. Gdyby nie interwencja Hetyty, Libijczycy pozabijaliby się nawzajem. Umierający Asza nie miał już sił, by napisać imię Uri-Teszuba. Wskazującym palcem, umoczonym we własnej krwi, nakreślił tylko jeden hieroglif nu swojej tunice, tam gdzie znajduje się serce, i skonał. Ramzes zrozumie, co oznacza ten hieroglif.

18

Pałac był pogrążony w ciszy. Po powrocie z Hermopolis Ramzes od razu zrozumiał, że niedawno rozegrał się jakiś dramat. Dworzanie poznikali, a urzędnicy chowali się w biurze. — Idź po Ameniego — polecił król Serramannie. — Znajdzie mnie na tarasie. Z wysokości pałacu Ramzes spoglądał na swoją stolicę, którą budował Mojżesz. Białe domy z turkusowymi fasadami drzemały w cieniu palm, spacerowicze mile spędzali czas na pogawędkach w ogrodach blisko stawów. Wysokie maszty z proporcami, stojące przy pylonach, świadczyły o obecności bóstwa. Bóg Thot domagał się od monarchy, aby chronił pokój, bez względu na ofiary, jakie będzie musiał ponieść. Wśród krzyżujących się ambicji, faraon musiał znaleźć właściwą drogę, która pozwoli uniknąć rzezi i nieszczęść. Dając moc sercu króla, bóg wiedzy przekazał mu nowy testament. Syn Ra, słońca, które mieści w sobie boską światłość, jest też synem Thota, gwiazdy ciemności. Ameni był bledszy niż zazwyczaj, a w oczach miał bezgraniczny smutek. — Ty przynajmniej miej odwagę powiedzieć mi prawdę! — Asza nie żyje, Wasza Królewska Mość. Ramzes pozostał niewzruszony. — W jakich okolicznościach? — Jego orszak został zaatakowany. Jakiś pasterz odkrył trupy i powiadomił kananejskich policjantów. Pojechali na miejsce i jeden z nich rozpoznał Aszę. — Czy jego ciało zostało oficjalnie zidentyfikowane? — Tak, Wasza Królewska Mość. — Gdzie się teraz znajduje?

— W pewnej fortecy, razem z innymi ciałami członków orszaku dyplomatycznego. — Nikt nie ocalał? — Nikt. — Świadkowie? — Nie ma świadków. — Niech Serramanna pojedzie na miejsce napadu, niech zbierze wszelkie nawet najmniejsze poszlaki i przywiezie ciało Aszy oraz jego towarzyszy. Będą spoczywali w ziemi Egiptu.

Olbrzymi Sardyńczyk z grupką najemnych żołnierzy zmarnowali po kilka koni, aby jak najszybciej dotrzeć do twierdzy i równie prędko z niej powrócić. Po przybyciu do Pi-Ramzes Serramanna oddał ciało Aszy do balsamisty, który obmył je, nasączył wonnościami i spreparował, zanim zostało ukazane faraonowi. Ramzes wziął swojego przyjaciela w ramiona, a potem umieścił na łożu w pałacowej sali. Twarz Aszy była pogodna. Owinięty w białe prześcieradło zwierzchnik egipskiej dyplomacji sprawiał wrażenie, że śpi. Ramzes w otoczeniu Ameniego i Setau stanął przed ciałem. — Kto go zabił? — spytał Setau, który miał zaczerwienione oczy od ciągłego płaczu. — Dowiemy się tego — obiecał król. — Oczekuję raportu Serramanny. — Miejsce jego wiecznej siedziby jest już przygotowane — zaznaczył Ameni. — Sąd ludzi był dla niego łaskawy, bogowie go odrodzą. — Mój syn, Cha, będzie przewodniczył rytuałom i wypowie dawne formuły odrodzenia. To, co wiązało go z tym światem, będzie też wiązało

go z tamtym. Wierność Aszy dla kraju będzie go chroniła przed niebezpieczeństwami na tamtym świecie. — Zabiję jego mordercę własnymi rękami — oświadczył Setau. — Tak postanowiłem! Przed monarchą stawił się Serramanna. — Co odkryłeś? — Asza został trafiony strzałą, która utkwiła w prawej łopatce, ale ta rana nie była śmiertelna. Oto broń, którą go zabito. Dawny pirat wręczył Ramzesowi sztylet. — Z żelaza! — wykrzyknął Ameni. — Złowieszczy dar króla Hattusila! Takie jest jego przesłanie: skrytobójczy mord na ambasadorze Egiptu, serdecznym przyjacielu Ramzesa! Serramanna nigdy nie widział Ameniego w stanie takiego wzburzenia. — Znamy więc mordercę — podsumował chłodno Setau. — Hattusil dobrze robi, że się ukrywa w swojej fortecy, ale ja się tam dostanę i zrzucę jego trupa z tych wysokich murów. — Mam pewną wątpliwość — wystąpił Sardyńczyk.

— Nie masz racji, na pewno mi się uda! — Nie chodzi o twoją zemstę, ale o wątpliwość co do osoby mordercy. — Czyż to nie hetycki sztylet? — Oczywiście,

ale

znalazłem też

inną

wskazówkę.

Serramanna pokazał ułamane pióro. — To wojenna ozdoba Libijczyków. — Libijczycy sojusznikami Hetytów... Niemożliwe!

— Kiedy siły zła decydują się połączyć — zauważył Ameni — wszystko jest możliwe. Teraz to jasne, Hattusil wybrał rozwiązanie siłowe. Tak jak i

jego poprzednicy, myśli tylko o zniszczeniu Egiptu i jest gotów sprzymierzyć się nawet z demonami piekieł! — Jest jeszcze inna okoliczność — skomentował Serramanna — orszak składał się z niewielu podróżnych. Napastników było czterdziestu, najwyżej pięćdziesięciu. To banda rabusiów, która zastawiła pułapkę, a nie regularne wojsko. — To tylko twoja interpretacja — oponował Ameni. — Nie, to fakty. Zbadałem przeprawę. Zbyt wąska droga i ślady jeźdźców nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Jestem przekonany, że nie było w pobliżu ani jednego hetyckiego rydwanu. — Cóż to zmienia? — zapytał Setau. — Hattusil dał rozkaz jakiemuś doborowemu oddziałowi, żeby zabili Aszę tym pięknym podarunkiem dla Ramzesa, owym sztyletem z żelaza! Ponieważ faraon odmawia poślubienia jego córki, król Hattusil zdradziecko morduje jednego z jego najbliższych przyjaciół, człowieka, który jest symbolem pokoju i dialogu. Nikt nie może zmienić ducha narodów. Hetyci zawsze będą barbarzyńcami bez honoru. — Wasza Królewska Mość — oświadczył Ameni z powagą — mam wstręt do przemocy i nienawidzę wojny. Ale pozostawić tę zbrodnię bez kary byłoby niesprawiedliwością nie do przyjęcia. Dopóki kraj Cheta nie zostanie

zniszczony,

Egiptowi

będzie

zagrażać

śmiertelne

niebezpieczeństwo. Asza oddał swoje życie, abyśmy to zrozumieli. Ramzes słuchał, nie okazując najmniejszej emocji. — Czy jeszcze coś zauważyłeś, Serramanno? — Nic, Wasza Królewska Mość. — Czy Asza nie napisał nic na ziemi? — Nie miał na to czasu. Cios zadany sztyletem był nadzwyczajnej siły, a śmierć szybka. — A jego rzeczy?

— Skradzione. — A szaty? — Zabrał je mumifikator. —

Przynieś mi je.

—Ależ... pewnie już je zniszczył! —Przynieś mi je, i to szybko. Serramanna przeraził się jak nigdy dotychczas. Dlaczego nie zainteresował się tuniką i płaszczem splamionymi krwią? Sardyńczyk biegiem opuścił pałac, skoczył na grzbiet konia i pogalopował do osady balsamistów położonej poza obrębem miasta. Sam przełożony mumifikatorów przygotował zwłoki Aszy do ostatniego ziemskiego spotkania z faraonem i przyjaciółmi. — Szaty Aszy — upomniał się Sardyńczyk. — Już ich nie ma — odpowiedział mumifikator. — Co z nimi zrobiłeś? — No... jak zwykle, dałem je do pracza na północnym przedmieściu. — Gdzie on mieszka? — Na krzywej ulicy, w ostatnim domu nad brzegiem kanału. Sardyński olbrzym popędził dalej. Zmuszał konia do przeskakiwania kamiennych ogrodzeń, tratował warzywniki, zapuszczał się w wąskie uliczki, nie myśląc, że może stratować przechodniów, i nie zwalniając, wjechał w głąb krzywej ulicy. Na wysokości ostatniego domu ściągnął wodze, aby zatrzymać spienionego konia i uderzył w okiennicę. — Pracz! Gdzie jest pracz! Otworzyła jakaś kobieta. — Nad kanałem. Pierze.

Porzuciwszy swojego wierzchowca, Serramanna pobiegł aż do kanału przeznaczonego do prania zabrudzonej odzieży i bielizny. W ostatniej chwili porwał za włosy mężczyznę, który właśnie zaczynał namydlać tunikę Aszy.

Na płaszczu były ślady krwi. Na tunice również, ale z widoczną różnicą, drżącym palcem Asza nakreślił jakiś znak. — To jest hieroglif— stwierdził Ramzes. — Co odczytujesz, Ameni? — Dwie wyciągnięte ręce, wewnętrzna strona dłoni skierowana ku ziemi... To znak przeczenia. — „Nie"... Czytam tak jak ty. — Początek nazwy albo słowa... Co Asza chciał powiedzieć? Setau, Ameni i Serramanna byli bezradni. Ramzes zastanowił się. — Asza miał tylko kilka sekund przed śmiercią i mógł nakreślić tylko jeden hieroglif. Przewidział nasze wnioskowanie: sprawcą tego okropnego czynu nie może być nikt inny, tylko Hattusil, a zatem będę zmuszony natychmiast wypowiedzieć mu wojnę. Wówczas Asza przekazał swoje ostatnie słowo, aby zapobiec tragedii: „Nie". Nie, prawdziwym winowajcą nie jest Hattusil.

19 Obrzędy pogrzebowe zwierzchnika egipskiej dyplomacji były imponujące. Przybrany w skórę pantery Cha odprawił rytuał otwarcia oczu, uszu i ust nad sarkofagiem z pozłacanego drewna akacjowego, w którym umieszczona była mumia Aszy. Ramzes zapieczętował drzwi do jego grobowca.

Kiedy cisza znów zapadła nad nekropolią, król pozostał sam w otwartej na zewnątrz kaplicy. Pierwszy wypełnił funkcję kapłana „ka" swojego zmarłego przyjaciela, składając na ołtarzu kwiat lotosu, irysy, świeży chleb i czarkę wina. Odtąd każdego dnia kapłan wynagradzany przez pałac będzie przynosił ofiary i utrzymywał w należytym stanie wieczną siedzibę Aszy. Mojżesz odszedł ku swojemu marzeniu, Asza do innego świata. Krąg przyjaciół z dzieciństwa zawęził się. Czasami Ramzes zaczynał żałować, że jego panowanie trwa zbyt długo i coraz częściej znaczą je cienie umarłych, Tak jak Seti, Tuja, Nefertari, Asza był niezastąpiony. Niezbyt skory do zwierzeń, przeszedł przez życie z elegancją kota. On i Ramzes nie potrzebowali wielu słów, aby rozumieć swoje najskrytsze myśli. Nefertari i Asza zbudowali pokój. Bez ich determinacji i odwagi kraj Cheta nie odstąpiłby od przemocy. Ten, który zabił Aszę, nie zdawał sobie sprawy, jak niezniszczalne są więzy przyjaźni. Nawet umierając, Asza dobył ostatku sił, aby nie dopuścić do kłamliwego oskarżenia. Każdy człowiek miałby prawo utopić swój smutek w winie, zatrzeć ból w gronie najbliższych, przywołując szczęśliwe wspomnienia. Każdy człowiek, z wyjątkiem faraona.

Rozmowa sam na sam z Ramzesem Wielkim, nawet jeśli się było jego młodszym synem i zarazem głównodowodzącym jego armii, stanowiła ogromne przeżycie. Merenptah usiłował zachować zimną krew, choć wiedział, że ojciec będzie go oceniał jak Thot ważący ludzkie czyny. — Ojcze, chciałem ci powiedzieć... — Nie trzeba, Merenptahu. Asza był moim przyjacielem z dzieciństwa, nie twoim. Słowa współczucia nie złagodzą mojego bólu. Liczy się jedynie

wieczne trwanie „ka" z dala od fizycznej śmierci. Czy moja armia jest gotowa do walki? — Tak, Wasza Królewska Mość. — Od tej chwili nie dopuść do żadnych zaniedbań. Świat bardzo się zmieni, Merenptahu, musimy być stale przygotowani do obrony. Bądź ciągle czujny. — Czy mam rozumieć, że wojna została już wypowiedziana? — Dzięki Aszy uniknęliśmy wpadnięcia w pułapkę i nie zerwaliśmy pierwsi traktatu pokojowego z krajem Cheta. Ale pokój nie jest przez to uratowany na stałe. Aby zachować swój honor, który, jak mniema, został zraniony, Hattusil będzie musiał napaść na Kanaan i uruchomić szeroko zakrojoną ofensywę przeciw Delcie. Merenptah był zaskoczony. — Czy musimy... pozwolić mu na to? — Będzie sądził, że nasza armia jest w rozprężeniu i niezdolna do przeciwdziałań. Zaatakujemy go, kiedy tylko popełni tę nieostrożność, że zapuści się w odnogi Nilu i rozdzieli wojsko. Na naszym terenie Hetyci nie będą umieli swobodnie manewrować. Merenptah wydawał się zmieszany. — Co sądzisz o tym planie, synu? — Jest... śmiały. — Chcesz powiedzieć: niebezpieczny? — Ty jesteś faraonem i winienem ci posłuszeństwo. — Bądź szczery, Merenptahu. — Ufam ci, Wasza Królewska Mość, mam zaufanie do ciebie, jak wszyscy Egipcjanie. — Bądź w pogotowiu, mój synu.

Serramanna zdał się na swój instynkt pirata. Nie wierzył, że Asza zginął w regularnej bitwie wydanej przez jakiegoś oficera na rozkazach króla Hattusila. Ten sam instynkt prowadził go na inny trop, na trop tej okrutnej bestii, która była zdolna zabić tylko po to, aby osłabić Ramzesa i pozbawić go cennego, wręcz nieodzownego oparcia. Dlatego też Sardyńczyk ustawił się na stanowisku przy willi pani Tanit i czekał, aż Uri-Teszub wyjedzie. Hetyta opuścił pałacyk wczesnym przedpołudniem i oddalił się na czarnym srokatym koniu, sprawdziwszy uprzednio, czy nie jest śledzony. Serramanna zgłosił się u odźwiernego. — Chcę się widzieć z panią Tanit. Fenicjanka przyjęła Sardyńczyka we wspaniałej sali z dwiema kolumnami, którą rozjaśniały wysokie okna, rozmieszczone tak, aby zapewniać przyjemny powiew powietrza. Piękna Fenicjanka zmizerniała. — Czy to oficjalna wizyta, Serramanno? — Na razie przyjacielska, a co będzie dalej, zależy od twoich odpowiedzi, pani

Tanit.



Chodzi

zatem

o

przesłuchanie! —Nie, o zwykłe spotkanie z osobą szlachetnie urodzoną, która dała się sprowadzić na manowce. —Nie rozumiem. —Oczywiście, że mnie rozumiesz. Zaszły właśnie poważne wypadki. As/a, minister spraw zagranicznych, został zamordowany, kiedy wracał z krain Cheta.



Zamordowany...

Tanit

zbladła.

Aby

się

uwolnić

od

Serramanny, wystarczyło zawołać o pomoc. Ukryci w jej domu czterej Libijczycy natychmiast usunęliby Sardyńczyka. Ale zabicie dowódcy straży przybocznej Ramzesa wywołałoby śledztwo, a Tanit zostałaby wciągnięta w tryby machiny sprawiedliwości. Nie, należało stawić temu czoło. —Żądam szczegółowego rozkładu dnia twojego męża Uri-Teszuba w ostatnich dwóch miesiącach. —Większość czasu spędził w tym domu, bo bardzo się kochamy. Kiedy wychodzi, idzie do gospody albo na przechadzkę po mieście. Jestem z nim bardzo szczęśliwa. —Kiedy opuścił Pi-Ramzes i kiedy powrócił? —Od czasu naszego małżeństwa nie wyjeżdżał ze stolicy, której urokiem nie może się nacieszyć, i po trochu zapomina już o swojej przeszłości. Dzięki naszemu związkowi stał się poddanym faraona, tak jak ty i ja. —Uri-Teszub to zbrodniarz — stwierdził Serramanna. — On ci grozi i zastrasza cię. Jeśli powiesz mi prawdę, wezmę cię pod moją ochronę, a sąd cię od niego uwolni. Przez moment Tanit odczuwała pokusę, by uciec do ogrodu. Serramanna poszedłby za nią, ona ostrzegłaby go o obecności Libijczyków i znów byłaby wolna... Ale nigdy nie zobaczyłaby już UriTeszuba! A wyrzec się takiego kochanka było ponad jej siły. —

Nawet jeśli zaciągniesz mnie przed sędziego, Serramanno, nie

zmienię moich zeznań. —

Uri-Teszub cię zniszczy, pani Tanit. Uśmiechnęła się, myśląc

o cudownych chwilach, które przeżyła na kilka minut przed przyjściem Sardyńczyka.

—Jeśli skończyłeś już listę swoich niedorzecznych zarzutów, idź sobie. —Chciałbym cię uratować, pani Tanit. —Nie jestem zagrożona. — Gdybyś się zdecydowała, daj mi znać. Spojrzała zalotnie i bardzo łagodnie przesunęła ręką po potężnym przedramieniu Serramanny. — Jesteś przystojnym mężczyzną... Szkoda, że jestem już zajęta.

W złotym naszyjniku ze skarabeuszem z lapis-lazuli, z turkusowymi bransoletami na nadgarstkach i kostkach u nóg, ubrana w suknię z królewskiego lnu i czerwony płaszcz, z koroną z dwoma wysokimi piórami na głowie, wielka małżonka królewska Izet urodziwa przemierzała powoli na rydwanie aleje Pi-Ramzes. Woźnica wybrał dwa spokojne konie. Grzbiety miały okryte barwnymi czaprakami, a łby ozdobione pękami strusich piór ufarbowanymi na niebiesko, czerwono i żółto. Widowisko było wspaniałe. Wieść o przejeździe królowej rozeszła się lotem błyskawicy i wkrótce zgromadził się tłum, aby ją podziwiać. Dzieci rzucały płatki kwiatów lotosu pod nogi koni, a zewsząd rozlegały się pochwalne okrzyki. Czyż oglądanie z tak bliska wielkiej małżonki królewskiej nie było zapowiedzią pomyślności? Zapomniano o wojennych pogłoskach i każdy przyznawał rację Ramzesowi, że nie powinien odtrącić Izet urodziwej niezależnie od tego, jakie będą konsekwencje jego decyzji. Izet urodziwa, wychowana w środowisku arystokratycznym, cieszyła się tym bezpośrednim kontaktem ze swoim ludem, w którym przemieszały się różne warstwy społeczne i kultury. Wszyscy mieszkańcy Pi-Ramzes okazywali jej swoje przywiązanie.

Mimo zastrzeżeń woźnicy rydwanu, królowa wymogła, by odwiedzić również najuboższe dzielnice. Tam również przyjęto ją owacyjnie. Jak to dobrze być kochaną! Po powrocie do pałacu Izet urodziwa wyciągnęła się na łożu jakby upojona. Nie ma nic bardziej wzruszającego jak zaufanie ludu pełnego nadziei na lepsze jutro. Wychodząc ze swojego kokonu, Izet urodziwa odkryła kraj, którego była królową. Podczas kolacji z naczelnikami prowincji Ramzes zapowiedział nieuchronny konflikt. Wszyscy zauważyli, że Izet urodziwa zachowała promienną twarz. Nie mogąc równać się z Nefertari, stała się godna swojego stanowiska i wzbudziła szacunek starych dworzan. Do każdego kierowała słowa pociechy. Egipt nie musiał obawiać się kraju Cheta, bo przezwycięży tę próbę dzięki Ramzesowi. Naczelnicy prowincji uważnie wsłuchiwali się w zapewnienia królowej. Kiedy Ramzes i Izet urodziwa zostali sami na tarasie, z którego rozciągał się widok na całe Pi-Ramzes, król przygarnął ją czule do siebie. — Dobrze reprezentowałaś swoje stanowisko królowej, Izet. — Nareszcie jesteś dumny ze mnie? — Wybrałem cię na wielką małżonkę królewską i nie omyliłem się. — Czy negocjacje z krajem Cheta zostały ostatecznie zerwane? — Jesteśmy gotowi do walki. Izet urodziwa oparła głowę na ramieniu Ramzesa. — Cokolwiek się stanie, zwyciężysz.

20 Cha nie ukrywał swojego niepokoju.

— Wojna... Dlaczego wojna? — Aby ocalić Egipt i pozwolić ci na znalezienie księgi wiedzy — odpowiedział Ramzes. — Czy naprawdę nie można porozumieć się z Hetytami? — Ich oddziały zbliżają się do kontrolowanych przez nas prowincji. Nadszedł czas, by rozwinąć nasz plan. Wyruszam z Merenptahem, a tobie powierzam zarządzanie królestwem. — Ojcze! Nie nadaję się, aby cię zastąpić nawet przez krótki okres. — Mylisz się, Cha. Z pomocą Ameniego wypełnisz zadanie, które ci zostawiam. — A... jeśli popełnię błędy? — Dbaj przede wszystkim o szczęście ludu, a zdołasz ich uniknąć. Ramzes wsiadł na swój rydwan, będzie nim osobiście kierował, jadąc na czele

pułków,

które

przewidująco

rozmieścił

w

kilku

punktach

strategicznych Delty i na granicy północno-wschodniej. Za nim pociągną Merenptah i generałowie czterech korpusów armii. Kiedy król się przygotowywał, by dać sygnał do odjazdu, jakiś jeździec w wielkim pędzie wpadł na dziedziniec koszar. Serramanna zeskoczył z konia i podbiegł do rydwanu Ramzesa. — Wasza Królewska Mość, muszę z tobą pomówić! Faraon zlecił Sardyńczykowi dbałość o bezpieczeństwo pałacu. Miał świadomość, że olbrzym czuje się zawiedziony, bo pragnął zabijać Hetytów, ale kogóż innego miał wybrać, by czuwał nad Cha i Izet urodziwą? — Nie zmienię mojej decyzji, Serramanno. Zostaniesz w Pi-Ramzes. — Nie chodzi o mnie, Wasza Królewska Mość. Jedź ze mną, błagam! Sardyńczyk wydawał się wstrząśnięty. — Co się stało?

— Jedź ze mną, Wasza Królewska Mość, jedź ze mną... Ramzes nakazał Merenptahowi uprzedzić generałów, że wyjazd się opóźni. Rydwan faraona ruszył w ślad za koniem Serramanny, który skierował się w stronę pałacu.

Pokojowa, bieliźniana i służebne przykucnęły na korytarzu i płakały. Serramanna zatrzymał się na progu sypialni Izet urodziwej. We wzroku Sardyńczyka zdumienie mieszało się ze zgrozą. Ramzes wszedł. Odurzający zapach lilii wypełniał komnatę oświetloną południowym słońcem. Izet urodziwa ubrana w białą uroczystą suknię, w diademie z turkusami, leżała na łożu, z rękoma wyciągniętymi wzdłuż ciała i szeroko otwartymi oczami. Na nocnym stoliku z drewna sykomorowego leżała tunika ze skóry antylopy. Suknia Setau, którą wykradła z jego laboratorium. — Izet... Izet urodziwa, pierwsza miłość Ramzesa, matka Cha i Merenptaha, wielka małżonka królewska, dla której gotów był podjąć walkę... Izet urodziwa oglądała inny świat. — Królowa wybrała śmierć, aby nie było wojny — wyjaśnił Serramanna. — Otruła się substancjami, które znalazła w tunice Setau, aby nie stanowić przeszkody dla pokoju. — Mówisz od rzeczy, Serramanno! — Królowa zostawiła przesłanie — wtrącił Ameni. — Przeczytałem je i poprosiłem Serramannę, aby cię powiadomił.

Stosownie do tradycji Ramzes nie zamknął oczu zmarłej. Należało odważnie stawić czoło tamtemu światu, spoglądając otwarcie i szczerze.

Pochowana w Dolinie Królowych Izet urodziwa spoczęła w grobowcu skromniejszym niż grobowiec Nefertari. Ramzes osobiście odprawił nad mumią rytuały odrodzenia. Kult „ka" królowej zostanie zapewniony przez zgromadzenie kapłanów i kapłanek, na których odtąd będzie spoczywał obowiązek ożywiania jej pamięci. Na sarkofagu wielkiej małżonki królewskiej faraon położył gałązkę z owej sykomory, którą posadził w ogrodzie swojej wilii w Pi-Ramzes, kiedy miał siedemnaście lat. To wspomnienie z młodości sprawi, że dusza Izet urodziwej odrodzi się na nowo. Pozakończeniu ceremonii Ameni i Setau poprosili Ramzesa o audiencję. Król, nie odpowiedziawszy im, wspinał się na wzgórze. Setau ruszył za nim, a Ameni, mimo wysiłku narzuconego jego słabemu ciału, naśladował go. Piasek, kamieniste zbocze, szybki chód Ramzesa sprawiły, że czuł ogień w płucach... Ameni wściekał się całą drogę, ale dotarł na szczyt, skąd król spoglądał na Dolinę Królowych i wieczne siedziby Nefertari i Izet urodziwej . Setau zachowywał ciszę, aby mogło przemówić piękno monumentalnego krajobrazu, który rozpościerał się przed nim. Zdyszany Ameni usiadł na skalnym bloku i ocierał czoło wierzchem dłoni. On też ośmielił się przerwać zamyślenie króla. — Wasza Królewska Mość, należy podjąć pilne decyzje. — Nie ma nic ważniejszego niż podziwianie kraju ukochanego przez bogów. Bogowie przemówili, a ich głos stał się niebem, górami, wodą i zie-

mią. W czerwonej ziemi Seta wydrążyliśmy grobowce, a w nich miejsce odrodzenia, które zanurza się w oceanie początków otaczającym świat. Dzięki naszym rytuałom zachowujemy energię pierwszego poranka i nasza ojczyzna każdego dnia odradza się na nowo. Wszystko inne to nicość. — Żeby się odrodzić, trzeba najpierw przeżyć! Jeżeli faraon zapomni o ludziach, bogowie na zawsze wycofają się do swojego niewidzialnego świata. Setau spodziewał się, że krytykujący ton Ameniego wywoła ostrą odpowiedź Ramzesa. Ale król poprzestał na podkreśleniu zasadniczej różnicy między ziemią uprawną a pustynią, między codziennością a wiecznością. — Jakie sidła zastawiłeś, Ameni? — Napisałem do Hattusila, króla hetyckiego imperium, aby go powiadomić o zgonie Izet urodziwej. Podczas okresu żałoby nie może wypowiedzieć wojny. — Nikt nie zdołałby uratować Izet — jasno postawił sprawę Setau. — Ona wchłonęła zbyt wielką ilość substancji, których mieszanina była śmiertelna. Spaliłem tę przeklętą tunikę, Ramzesie. — Nie czuj się winny. Izet wierzyła, że działa dla dobra Egiptu. Ameni wstał. — Ona miała rację, Wasza Królewska Mość. Król, wzburzony, odwrócił się. — Jak ośmielasz się mówić w ten sposób? — Obawiam się twojego gniewu, ale upieram się, by ci powiedzieć moje zdanie. Izet opuściła ten świat, aby uratować pokój. — Co o tym myślisz, Setau? Tak jak Ameni, Setau był pod wrażeniem pałającego wzroku Ramzesa. Ale musiał być szczery. — Jeśli nie odważysz się zrozumieć przesłania Izet urodziwej, Ramzesie,

zabijesz ją po raz drugi... Uczyń tak, aby jej ofiara nie okazała się niepotrzebna. — A co powinienem uczynić? — Ożeń się z hetycką księżniczką — oświadczył z powagą Ameni. — Teraz nic już nie stoi na przeszkodzie — dorzucił Setau. Ramzes zacisnął pięści.

— Czy wasze serca są równie twarde jak granit? Ledwie Izet spoczęła w grobie, a wy już ośmielacie się mówić o małżeństwie? — Nie jesteś pierwszym lepszym wdowcem, który opłakuje swoją żonę — powiedział Setau — ale faraonem Egiptu, który musi bronić pokoju i uratować swój lud. Jego nic nie obchodzą twoje uczucia, twoja radość czy twój smutek, jedyne, czego pragnie, to sprawiedliwych i właściwych rządów. — Faraon połączony węzłem małżeńskim z hetycką wielką małżonką królewską... czyż to nie okropne? — Wprost przeciwnie — osądził Ameni. — W jaki bardziej oczywisty sposób przypieczętować ostateczne pojednanie między dwoma ludami? Jeśli zgodzisz się na to małżeństwo, widmo wojny oddali się na wiele lat. Wyobrażasz sobie, jak będą to świętowali wśród gwiazd twój ojciec Seti i twoja matka Tuja? Że nie wspomnę już o pamięci Aszy, który oddał swoje życie, aby zbudować trwały pokój. — Stajesz się groźnym orędownikiem, Ameni. — Jestem tylko skrybą o słabym zdrowiu, bez wielkiej inteligencji, ale mam zaszczyt nosić sandały władcy Dwóch Ziem. I nie chcę, aby Ziemie te na nowo były splamione krwią.

— Reguła nakazuje ci sprawować rządy razem z wielką małżonką królewską — przypomniał Setau. — Wybierając tę cudzoziemkę, wygrywasz najpiękniejszą z bitew. — Ja już czuję wstręt do tej kobiety! — Twoje życie nie należy do ciebie, Ramzesie. Egipt doprasza się tej ofiary. — I wy także, moi przyjaciele, tego ode mnie żądacie! Ameni i Setau pokiwali twierdząco głowami. — Zostawcie mnie samego, muszę się zastanowić.

Ramzes spędził noc na szczycie wzgórza. Kiedy pokrzepiło go wschodzące słońce, zszedł jeszcze na chwilę do Doliny Królowych, a potem odszukał swoją eskortę. Nie mówiąc ani słowa, Ramzes wsiadł na swój rydwan i pędem przejechał aż do Ramesseum, swojej świątyni milionów lat. Po odprawieniu w niej obrządków świtu i kontemplacji w kaplicy Nefertari, faraon powrócił do pałacu, gdzie poddał się długim ablucjom, wypił mleko, zjadł figi i świeży chleb. Z wypoczętą twarzą, jak gdyby przespał wiele godzin, monarcha otworzył drzwi do biura, gdzie Ameni z obrażoną miną opracowywał biurową pocztę. — Wyszukaj czysty papirus najlepszego gatunku i napisz do mojego brata, króla Hattusila. — A... jaka ma być treść listu? — Donieś mu, że zdecydowałem się uczynić jego córkę wielką małżonką królewską.

21 Uri-Teszub opróżnił trzecią czarkę wspaniałego wina z oaz. Mocne, aromatyczne, nasączone żywicą było też używane przez balsamistów do konserwowania trzewi i przez medyków ze względu na jego antyseptyczne właściwości. — Pijesz zbyt wiele — przestrzegał Raia. — Trzeba umieć korzystać z przyjemności Egiptu... To wino to cud! Czy nikt cię nie śledził? — Bądź spokojny. Syryjski kupiec odrzekł, że czekał, aż zapadnie głęboka noc, zanim wślizgnął się do willi Fenicjanki. Nie wykrył obecności nikogo podejrzanego. — Skąd ta niespodziewana wizyta? — Ważne nowiny, książę, bardzo ważne. — Nareszcie wojna? — Nie, książę, nie... Nie będzie konfliktu między Egiptem a Hetytami. Uri-Teszub odrzucił czarkę daleko od siebie i pochwycił Syryjczyka za kołnierz tuniki. — Co ty mi za bzdury opowiadasz? Moja pułapka była doskonała! — Izet urodziwa nie żyje, a Ramzes przygotowuje się do poślubienia córki króla Hattusila. Uri-Teszub puścił swojego sojusznika. — Hetytka królową Egiptu... Nie do wiary! Musisz się mylić, Raia! — Nie, książę, to oficjalna wiadomość. Na darmo zabiłeś Aszę.

— Pozbycie się tego szpiega było konieczne. Teraz mamy wolną drogę. Żaden doradca Ramzesa nie ma bystrości Aszy.

— Przegraliśmy, książę. Jest pokój... pokój, którego nikomu nie uda się zniszczyć. — Głupcze! Czy znasz kobietę, która zostanie wielką małżonką królewską faraona? To Hetytka, Raia, prawdziwa Hetytka — dumna, przebiegła, nieokiełznana! — To córka twojego nieprzyjaciela Hattusila. — To przede wszystkim Hetytka! A ona nie podporządkuje się nigdy jakiemuś Egipcjaninowi, choćby nawet był faraonem! Oto nasza szansa. Raia westchnął. Mocne wino z oaz uderzyło do głowy byłemu głównodowodzącemu hetyckiej armii. Pozbawiony wszelkiej nadziei, snuł nierealne wizje. — Opuść Egipt — poradził Uri-Teszubowi. — Przypuśćmy, że ta hetycka księżniczka będzie po naszej stronie, Raia. Wtedy będziemy mieli sojuszniczkę w samym środku pałacu. — Mrzonki, książę. — Nie, to uśmiech losu, szansa, z której potrafię skorzystać! — Bardzo się rozczarujesz. Uri-Teszub opróżnił czwartą czarkę palmowego wina. — Opuściliśmy jeden szczegół, Raia, ale jest jeszcze czas, aby to przeprowadzić. Wykorzystasz Libijczyków. Zasłona poruszyła się, syryjski kupiec palcem wskazał na podejrzane miejsce. Z kocią zręcznością Uri-Teszub bezszelestnie podszedł ku zasłonie, szarpnął ją gwałtownie i wyciągnął wystraszoną Tanit. — Podsłuchiwałaś nas? — Nie, nie, tylko cię szukałam. — Nie mamy sekretów przed tobą, moja droga, ponieważ ty nie możesz nas zdradzić.

— Masz moje słowo! — Idź spać, przyjdę do ciebie. Rozkochane spojrzenie Tanit obiecywało Hetycie przyjemny koniec nocy. W kilku krótkich zdaniach Uri-Teszub wydał Rai polecenia.

Główna wytwórnia broni w Pi-Ramzes produkowała cały czas miecze, włócznie i tarcze, jak gdyby małżeństwo z hetycką księżniczką wcale nie miało być zawarte. Nadal przygotowywano się do wojny. W warsztacie niedaleko kuźni przechowywano broń zdobytą niegdyś na Hetytach. Egipscy rzemieślniczy badali ją uważnie, aby zgłębić sekrety jej wytwarzania. Jeden z techników, młody wytapiacz, z głową pełną pomysłów, bardzo zainteresował się żelaznym sztyletem, który niedawno przysłano mu z pałacu. Jakość metalu, ciężar i szerokość ostrza, poręczna rękojeść... Wszystko było niezwykłe. Wykonać taki sam nie będzie łatwo. Musiałby przeprowadzić wiele prób... Zaintrygowany technik zważył sztylet w ręku. — Ktoś do ciebie — zawiadomił żołnierz pełniący służbę ordynansa. Przybyłym okazał się najemnik o prostackich rysach twarzy. — Czego chcesz? — Pałac chce zwrotu żelaznego sztyletu. — Czy masz polecenie na piśmie? — Jasne. — Pokaż je. Ze skórzanego worka zawieszonego przy pasie najemny żołnierz wyjął drewnianą tabliczkę i podał ją technikowi. — Ależ... to nie są hieroglify!

Gwałtownym uderzeniem pięścią w skroń Libijczyk, przysłany przez Raię, zabił Egipcjanina. Następnie podniósł drewnianą tabliczkę i sztylet, które wypadły z rąk jego ofiary, i biegiem opuścił warsztat.

Po kilku przesłuchaniach Serramanna był przeświadczony, że technik nie był wspólnikiem złodzieja sztyletu, najemnego żołnierza tak chciwego zysku, jakby go nie dostawał w armii egipskiej. — To najemnik na żołdzie Uri-Teszuba — powiedział do Ameniego Sardyńczyk. Skryba nie przerwał pisaniny. — Posiadasz jakiś dowód? — Wystarczy mi mój instynkt. — Czy nie sądzisz, że upierasz się na próżno? Uri-Teszub zyskał fortunę i jest zadowolony. Po co miałby zlecać kradzież sztyletu Hattusila? — Ponieważ wymyślił plan szkodzenia Ramzesowi. — Obecnie żaden konflikt z Hetytami nie jest możliwy. Najważniejsze jest twoje dochodzenie w sprawie zabójstwa Aszy. Czy posunąłeś się naprzód? — Jeszcze nie. — Ramzes domaga się znalezienia mordercy. — Ta zbrodnia i kradzież tego sztyletu... Wszystko się łączy. Jeśli przytrafiłoby mi się jakieś nieszczęście, zajmij się przede wszystkim tropem Uri-Teszuba. — Jeśli przytrafiłoby ci się nieszczęście... Co planujesz? — Żeby śledztwo ruszyło, muszę przeniknąć do środowisk libijskich. Ryzyko jest poważne. Kiedy wpadnę na ślad, będą usiłowali mnie usunąć.

— Jesteś dowódcą straży przybocznej Ramzesa! Nikt nie ośmieli się ciebie tknąć.

— Oni nie zawahali się przed zamordowaniem ministra spraw zagranicznych, serdecznego przyjaciela Ramzesa. — Czy nie istnieje inny, mniej niebezpieczny sposób? — Obawiam się, że nie, Ameni.

W samym sercu Pustyni Libijskiej obwarowany namiot Malfiego, strzeżony przez sprawdzonych ludzi, wyglądał dziwnie obco. Naczelnik szczepu żywił się mlekiem i daktylami, nie pijał ani wina, ani piwa, uważając, że napoje te pochodzą od demonów, jako że potrafią zmącić myśli. Przyboczną straż Malfiego tworzyli wyłącznie mężczyźni z jego wioski, którzy inaczej pozostaliby biednymi wieśniakami. Jedli do syta, nosili porządną odzież, uzbrojeni byli we włócznie, miecze, łuki i proce, mogli też wybierać sobie kobiety, jakie chcieli, toteż oddawali prawdziwy kult Malfie-mu, którego uważali za demona pustyni. Czyż nie miał szybkości pantery, palców, co cięły jak ostrza, i oczu z tyłu głowy? — Wodzu, bijatyka! — oznajmił jego nosiwoda. Malfi podniósł się powoli i wyszedł z namiotu. Miał kwadratową twarz, szerokie czoło, do połowy skryte pod turbanem. W obozie ćwiczebnym, mimo iż był sam środek upalnego dnia, około pięćdziesięciu wojowników toczyło walki na białą broń lub na gołe pięści. Malfi lubił krańcowo trudne warunki, jakie niosły ze sobą żar i pustynia.

Jedynie

ci,

którzy

posiadali

prawdziwy

temperament

wojownika,

wychodzili zwycięsko z prób, na które byli wystawiani. Próby były konieczne ze względu na trudne zadanie, jakie oczekiwało tworzącą się dopiero armię libijską: zniszczenie sił zbrojnych Ramzesa. Malfi nieustannie rozmyślał o wielu pokoleniach libijskich wodzów upokarzanych przez faraonów, jako że działania wojenne trwały od wieków i znaczyły je częste porażki, zadawane przez Egipcjan plemionom na pustyni, odważnym wprawdzie, ale źle zorganizowanym. Ofir, starszy brat Malfiego, stosował broń, która według niego miała być najskuteczniejsza, czarną magię, i oddał ją na usługi kierowanej przez siebie prohetyckiej siatki szpiegowskiej. Za swoją porażkę zapłacił życiem i Malfi poprzysiągł sobie, że go pomści. Powoli jednoczył plemiona libijskie z myślą, że wcześniej czy później zostanie ich niekwestionowanym władcą. Spotkanie z Hetytą Uri-Teszubem dało mu dodatkową szansę na sukces. Z sojusznikiem o takim znaczeniu zwycięstwo przestało być mrzonką. Malfi będzie mógł zatrzeć wieki hańby i zawodów. Krępy wojownik, niezwykle agresywny, zapomniał, że to ćwiczenia, i dał się ponieść emocji, zabijając uderzeniami pięści dwóch napastników, choć byli więksi od niego i uzbrojeni we włócznie. Kiedy zbliżył się Malfi, wojownik puszył się, przygniatając stopą głowę jednego z pokonanych. Malfi wyciągnął spod tuniki sztylet i wbił go w kark krępego wojownika. Pojedynki natychmiast ustały. Wszystkie twarze zwróciły się ku Malfiemu. — Ćwiczcie dalej, ale zachowujcie kontrolę nad sobą — polecił Libijczyk — i pamiętajcie, że nieprzyjaciel może się pojawić, nie wiadomo skąd.

22 Wielka sala audiencyjna w Pi-Ramzes nieodmiennie budziła zachwyt. Nawet dworzanie przyzwyczajeni do wspinania się po monumentalnych schodach ozdobionych posągami powalonych wrogów i poddanych przez faraona Zasadzie Maat, wchodząc na górę, doznawali prawdziwej emocji. Wokół drzwi wejściowych rozmieszczono imiona koronacyjne króla wypisane niebieskimi hieroglifami na białym tle kartuszy, których owalne kształty symbolizowały obieg planet w kosmosie, nad którym panował władca Dwóch Ziem. Audiencje ogólne, na które zapraszano cały dwór, nie odbywały się często, jedynie wydarzenia wielkiej wagi, dotyczące przyszłości Egiptu, skłaniały Ramzesa, by zwracał się do tak licznego zgromadzenia wszystkich ważnych osobistości. W otoczeniu dworu wyczuwało się niepokój. Sądząc po pogłoskach, hetycki król nadal był zagniewany. Czyż Ramzes nie obraził go, odmówiwszy z początku poślubienia jego córki? Opóźniona zgoda faraona nie zatarła zniewagi. Posadzka wielkiej sali była ułożona z ceramicznych, barwionych i powlekanych szkliwem płytek w mozaikę wyobrażającą baseny, kwitnące ogrody, kaczki pływające po zielononiebieskim stawie i ryby przemykające wśród białych lotosów. Rytualiści, pisarze, ministrowie, naczelnicy prowincji, urzędnicy odpowiedzialni za składanie ofiar, strażnicy tajemnic, damy z wielkich rodów byli olśnieni rozpościerającą się wokół nich na ścianach feerią bladej zieleni, głębokiej czerwieni, jasnego błękitu, złocistej żółci i lekko wpadającej w inne odcienie bieli, w której baraszkowały czubate dudki, kolibry, jaskółki, sikorki, słowiki i zimorodki. A kiedy unosili wzrok

ku górze, mogli podziwiać kwietne fryzy, a na nich polne maki, lotosy, złocienie i bławatki. Zapanowała cisza, kiedy Ramzes wstępował na schody wiodące do złotego tronu, których ostatni stopień ozdobiony był posągiem lwa zamykającego paszczę na wrogu gwałtownie wynurzającym się z ciemności — symbol chaosu, który nieustannie usiłuje zniszczyć harmonię Maat. Na głowie monarcha miał podwójną koronę: białą Górnego Egiptu nało93

żoną na czerwoną koronę Dolnego Egiptu, oznaczającą „Dwie Potęgi" posiadające magiczną moc. Na czole błyszczał mu złoty ureus, samica kobry wyrzucająca z siebie ogień, który rozprasza ciemności. Król trzymał w prawej ręce berło „magia" przypominające laskę pasterską. Tak jak pasterz zbiera powierzone sobie zwierzęta i przyprowadza te, które się zgubiły, tak samo faraon powinien gromadzić rozproszone energie. Ze złotych szat Ramzesa zdawały się tryskać promienie światła. Na chwilę spojrzenie monarchy

zatrzymało

się

na

doskonale

pięknym

malowidle

przedstawiającym młodą kobietę stojącą w zamyśleniu przed szpalerem malw. Czyż nie przypominała Nefertari, której piękność, mimo śmierci, nadal przydawała blasku panowaniu Ramzesa Wielkiego? Faraon nie miał czasu, by oddawać się tęsknocie, nawa państwa musiała płynąć naprzód, a on trzymał jej ster.

— Zebrałem was tutaj, aby dzięki wam cały kraj został powiadomiony o wyjątkowych wydarzeniach. Krążą fałszywe pogłoski i zależy mi, aby wszyscy dowiedzieli się prawdy. Ameni trzymał się ostatniego rzędu razem z innymi pisarzami, jak gdyby zajmował tylko drugorzędne stanowisko, ale w ten sposób lepiej mógł uchwycić, jakie są reakcje zebranych. Serramanna, na odwrót, wybrał obserwację pierwszego rzędu, gotów do natychmiastowej interwencji przy najmniejszym przejawie wrogości wśród audytorium. Setau natomiast zajmował swoje miejsce, zgodnie z hierarchią, po lewej stronie wicekróla Nubii, pomiędzy największymi luminarzami, z których wielu często zerkało na Lotos, ubraną w czerwoną, nie zakrywającą piersi, suknię na ramiączkach. Do tronu zbliżył się naczelnik prowincji Delfina i skłonił się przed monarchą. — Czy mogę zabrać głos, Wasza Królewska Mość? — Słuchamy cię.

— Czy to prawda, że minister spraw zagranicznych jest rzeczywiście więźniem w Hattusas i że traktat pokojowy został zerwany? — Mój przyjaciel Asza został zamordowany w czasie podróży powrotnej do Pi-Ramzes. Spoczął na zawsze w ziemi Egiptu. Dochodzenie jest w toku, winni zostaną wykryci i ukarani. Pokój z krajem Cheta jest w znacznej mierze dziełem Aszy i tą drogą będziemy dalej postępować. Traktat o powstrzymaniu się od działali wojennych przeciwko Hetytom jest ciągle w mocy i pozostanie tak przez długi czas. - Wasza Królewska Mość... Czy możemy się dowiedzieć, kto będzie przyszłą wielką małżonką królewską?

— Córka Hattusila, króla hetyckiego imperium. Wśród zgromadzonych rozległ się pomruk. Generał jednego z korpusów armii poprosił o głos. — Wasza Królewska Mość, czy to nie za wiele jak dla wczorajszego wroga? — Kiedy królową była Izet urodziwa, odrzuciłem propozycję Hattusila. Obecnie to małżeństwo jest jedynym sposobem na utrwalenie pokoju, którego pragnie lud Egiptu. — Czy trzeba będzie tolerować obecność hetyckiej armii na naszej ziemi? — Nie, generale, tylko obecność jednej kobiety. — Wybacz mi, Wasza Królewska Mość, ale Hetytka na tronie Dwóch Ziem... czyż nie stanowi to wyzwania dla tych, którzy bili się tak niedawno z anatolijskimi wojownikami? Dzięki twojemu synowi, Merenptahowi, nasze wojska są gotowe i dobrze uzbrojone. Czemu mielibyśmy obawiać się konfliktu z Hetytami? Zamiast ulegać ich nie do przyjęcia żądaniom, lepiej stawić im czoło. Arogancki ton generała mógł go kosztować utratę stanowiska. — Twoje wypowiedzi nie są pozbawione rozsądku, ale jednak zbyt stronnicze. Jeśli Egipt wywoła konflikt, zerwie traktat pokojowy i złamie swoje słowo. Czy wyobrażasz sobie, że faraon mógłby postąpić w ten sposób? Generał przeszedł w głąb sali i wmieszał się między dworzan, których przekonały argumenty monarchy. O głos poprosił nadzorca kanałów. — A gdyby król hetyckiego imperium wycofał swoją decyzję i odmówił wysłania swojej córki do Egiptu? Czy nie uznałbyś takiej postawy za niedopuszczalną, Wasza Królewska Mość? Wielki kapłan z Memfis, Cha, przybrany w skórę pantery, podszedł do tronu.

— Czy faraon pozwoli mi odpowiedzieć? Ramzes wyraził zgodę. — Jako kapłan uważam — oświadczył starszy syn króla — że polityka i dyplomacja nie wystarczą, aby podjąć życiową decyzję. Szacunek dla danego słowa i Zasady Maat jest najważniejszy, ale trzeba też praktykować przepisy magii dotyczącej spraw państwa, której nauczyli nas nasi przodkowie. W trzydziestym roku swojego panowania Ramzes Wielki przeszedł przez swoją pierwszą uroczystość odrodzenia. Od tego czasu trzeba będzie często przywracać naszemu władcy jego nadprzyrodzone siły, których potrzebuje, aby nadal sprawować rządy. Dlatego też obecnie, w trzydziestym trzecim roku panowania, najpilniejszym zadaniem jest przygotowanie drugiego święta odrodzenia. W następstwie rozjaśni się horyzont naszych myśli, a odpowiedzi na dręczące nas pytania pojawią się same z siebie. — To przygotowania długie i kosztowne — zaprotestował zarządca Domu Złota i Srebra. — Czy nie należałoby odłożyć tę uroczystość? — Niepodobna — odrzucił te argumenty wielki kapłan. — Badania

tekstów i obliczenia astrologów prowadzą do tego samego wniosku: w czasie nie dłuższym niż dwa miesiące powinna zostać odprawiona druga uroczystość odrodzenia Ramzesa Wielkiego. Złączmy nasze wysiłki, by przywołać bogów i boginie, i poświęćmy nasze myśli zapewnieniu faraonowi

ochrony.

Naczelny

komendant

sprawujący

pieczę

nad

umocnieniem granicy północno-wschodniej postanowił się wypowiedzieć. Był zawodowym żołnierzem, człowiekiem doświadczonym i miał posłuch u wielu notabli.

— Szanuję opinię wielkiego kapłana, ale co zrobimy w razie hetyckiego szturmu? Kiedy Hattusil dowie się, że Egipt przygotowuje tę wielką uroczystość, nie przejmując się małżeństwem jego córki, poczuje się jeszcze bardziej upokorzony i rozpocznie natarcie. Kiedy faraon będzie odprawiał obrzędy, kto będzie wydawał rozkazy? — Samo sprawowanie obrzędów nas ochroni — zapewniał Cha swoim pięknym, poważnym i melodyjnym głosem. — Zawsze tak było. — Takie jest przekonanie osoby wtajemniczonej w świątynne sekrety, przekonanie doświadczonego żołnierza jest inne. Hattusil waha się, czy nas zaatakować, bo się boi Ramzesa, zwycięzcy spod Kadesz, i wie, że jest zdolny do nadludzkich czynów. Jeśli faraon nie stanie na czele własnego wojska, to król Hattusil rzuci do bitwy wszystkie swoje siły. — Najlepszą ochroną dla Egiptu jest porządek magiczny — zauważył Cha. —Burzyciele hetyccy czy inni są tylko narzędziem sił ciemności. A tych nie powstrzyma żadna ludzka armia. Czyż to nie Amon uczynił ramię Ramzesa silniejszym niż tysiące napastników pod Kadesz? Te słowa wywarły wrażenie. Żaden z wojskowych nie protestował. — Chciałbym uczestniczyć w obrzędach — zauważył Merenptah — ale czy nie powinienem być na granicy, pod rozkazami faraona? — Przy pomocy dziesięciu synów królewskich zapewnisz bezpieczeństwo tego terytorium na czas trwania uroczystości. Decyzja Ramzesa uspokoiła zgromadzenie, ale przełożony rytualistów, o wygolonej czaszce, pociągłej i szczupłej twarzy, ascetycznej sylwetce, z jawną irytacją utorował sobie przejście aż do rzędu notabli. — Za pozwoleniem Waszej Królewskiej Mości, mam kilka pytań. Król nie wyraził sprzeciwu. Cha spodziewał się, że zostanie poddany tej próbie, ale miał nadzieję, że nie odbędzie się ona w obliczu całego dworu.

— W jakim miejscu wielki kapłan z Memfis zamierza odprawić drugą uroczystość odrodzenia? — W świątyni w Pi-Ramzes, która została wybudowana właśnie do pełnienia tej funkcji. — Król posiada zapewne testament bogów?

— Tak, posiada go. — Kto będzie przewodniczył rytuałom? — Nieśmiertelny duch Setiego. — Skąd pochodzi światłość, która obdarzy faraona boską energią? — Ta światłość rodzi się sama z siebie i bezustannie odradza w sercu faraona. Przełożony rytualistów odstąpił od stawiania dalszych pytań, nie udałoby mu się przychwycić Cha na błędzie. Z poważną twarzą dygnitarz odwrócił się do Ramzesa. — Mimo odpowiednich kompetencji wielkiego kapłana uważam, Wasza Królewska Mość, że odprawienie uroczystości odrodzenia jest niemożliwe. — Dlaczego? — zdziwił się Cha. — Ponieważ istotną rolę odgrywa w nim wielka małżonka królewska. Otóż faraon jest wdowcem i jeszcze nie wziął za żonę owej hetyckiej księżniczki. Ale cudzoziemka nigdy nie miała dostępu do misteriów odrodzenia. Ramzes wstał. — Czy sądziłeś, że faraon nie jest świadomy tej trudności?

23 Teszonk od dzieciństwa zajmował się skórami. Był synem Libijczyka zatrzymanego w Egipcie za kradzież baranów i skazanego na kilka lat

ciężkich robót. Kiedy jego ojciec powracał już do Libii, by tam nawoływać do walki zbrojnej przeciw faraonowi, Teszonk nie chciał mu towarzyszyć. Znalazł pracę w Bubastis, potem w Pi-Ramzes i po trochu wyrobił sobie nazwisko w swojej specjalności. Kiedy zbliżał się do pięćdziesiątki, zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia. Czyż on, grubas z okrągłym brzuchem i o kwitnącym wyglądzie, nie zdradził swojego ojczystego kraju, zbyt łatwo zapominając o militarnych klęskach swojego ludu i o upokorzeniach, które wyrządził im Egipt? Był teraz majętnym rzemieślnikiem zatrudniającym trzydziestu pracowników, toteż chętnie pomagał Libijczykom będącym w potrzebie. Z biegiem czasu uznano go za męża opatrznościowego dla rodaków na wygnaniu. Niektórzy z nich szybko wtopili się w egipską społeczność, inni zachowywali ducha odwetu. Ale narodził się też inny ruch, ruch, który przerażał Teszonka, nie pragnącego aż tak bardzo zguby Dwóch Ziem. A gdyby Libia nareszcie zwyciężyła i Libijczyk wstąpił na tron Egiptu? Ale najpierw należało usunąć Ramzesa. Teszonk chciał odegnać te urojenia, skupił się zatem na swojej pracy. Sprawdził jakość skór kozich, baranich, z antylop i innych zwierząt pustyn

nych, które mu właśnie dostarczono. Po wysuszeniu, zasoleniu i wędzeniu ekipa specjalistów nałoży na nie brunatnożółtą glinkę ochry i będzie je zmiękczać za pomocą uryny, ptasiego nawozu i końskiej mierzwy. Z wszystkich czynności przeprowadzanych w tym warsztacie ta była najbardziej cuchnąca i podlegała regularnej kontroli służb sanitarnych.

Po prowizorycznym garbowaniu tłuszczowym i ałunowym następowało prawdziwe garbowanie za pomocą bogatego w kwas garbnikowy wyciągu ze strączków akacji nilowej. Jeśli zachodziła taka potrzeba, skóry jeszcze raz zanurzano w oleju, tłuczono młotem i rozciągano, by ostatecznie zmiękły. Teszonk był jednym z najlepszych specjalistów, bo nie zadowalał się prymitywnym garbowaniem samym tłuszczem, a co więcej, posiadał szczególną zręczność podczas składania skór na stojaki i przycinania ich. Dlatego też miał liczną i różnorodną klientelę. Pracownia Teszonka wytwarzała sakwy, obroże i smycze dla psów, liny, sandały, futerały i pochwy na sztylety lub miecze, kaski, kołczany, tarcze, a nawet podkładki dla pisarzy. Szewskim nożem o półkolistym ostrzu Teszonk wykrawał rzemień z pierwszorzędnej jakości skóry antylopy, kiedy do warsztatu wtargnął olbrzym z wielkimi wąsami. Serramanna, dowódca straży przybocznej Ramzesa... Szewski nóż ześlizgnął się po skórze, zjechał na bok i zaciął rzemieślnika w środkowy palec lewej ręki, aż nie mógł powstrzymać okrzyku bólu. Trysnęła krew. Teszonk polecił jednemu z pomocników, aby spłukał skórę, podczas gdy on przemyje sobie skaleczenie i posmaruje je miodem. Stojący nieruchomo sardyński olbrzym był świadkiem tej sceny. Teszonk skłonił się przed nim. — Wybacz, że kazałem ci czekać... Głupi wypadek. — Ciekawe... A mówi się, że masz bardzo pewną rękę. Teszonk trząsł się ze strachu. On, potomek libijskich wojowników, powinien samym spojrzeniem zmiażdżyć przeciwnika. Ale Serramanna był najemnym żołnierzem, Sardyńczykiem i olbrzymem. — Czym mogę służyć? — Potrzebuję opaski siłowej z doskonałej skóry. Ostatnio, kiedy macham toporem, odczuwam osłabienie w przegubie.

— Zaraz ci kilka pokażę i wybierzesz sobie. — Jestem przekonany, że te najsolidniejsze trzymasz na zapleczu. — Nie, ja... — Ależ tak, Teszonk. No przecież ci mówię, że jestem o tym przekonany. — Tak, tak, przypominam sobie! — A więc przejdźmy tam. Z Teszonka pot spływał wielkimi kroplami. Co odkrył Serramanna? Nic. On nie może nic wiedzieć. Libijczyk musi się opanować i nie okazywać strachu, do którego nie ma żadnych podstaw. Egipt to prawdziwe państwo prawa. Sardyńczyk nie ośmieli się użyć siły z obawy, że zostanie surowo ukarany przez trybunał. Teszonk poprowadził Serramannę do małej izdebki, gdzie przechowywał najpiękniejsze wyroby, których nie miał zamiaru sprzedawać. Wśród nich była wspaniała opaska siłowa z czerwonej skóry. — Czyżbyś usiłował mnie przekupić, Teszonk? — Oczywiście, że nie! — Rzecz tej wartości... Ta opaska jest godna króla. — Czynisz mi zbyt wielki zaszczyt! — Jesteś rzemieślnikiem wysokiej klasy, Teszonk. Zrobiłeś wspaniałą karierę, masz znaczną klientelę, a przed tobą obiecująca przyszłość... Jaka szkoda! Libijczyk zbladł. — Nie rozumiem... — Po cóż ci było schodzić na manowce, kiedy życie tak się do ciebie uśmiecha? — Schodzić na manowce... ja... Serramanna pomacał wspaniałą tarczę z rudawobrązowej skóry, godną naczelnego wodza.

— Jestem tylko zmartwiony, Teszonk, ale narażasz się na poważne kłopoty. — Ja... Ale dlaczego? — Czy poznajesz ten przedmiot? Serramanna pokazał rzemieślnikowi skórzany rulon służący jako futerał do przechowywania papirusów. — On zapewne pochodzi z twojego warsztatu? — Tak, ale... — Tak czy nie? — Tak. — Dla kogo był przeznaczony?

— Dla

rytualisty

zwierzchnika

sekretów

świątynnych.

Sardyńczyk uśmiechnął się. — Jesteś człowiekiem szczerym i uczciwym, Teszonk. Byłem tego pewny. — Nie mam nic do ukrycia, panie — Jednakże popełniłeś poważny błąd. — Jaki? — Posłużyłeś się tym futerałem, aby przekazać wywrotowe pisma. Libijczykowi zabrakło tchu. Język rósł mu w ustach, w skroniach poczuł łomot. — To jest... to jest...

— To jest błąd w sztuce — uściślił Serramanna. — Rytualista był bardzo zdziwiony, gdy znalazł w swoim futerale apel do Libijczyków w Egipcie

nakazujący im przygotować się do zbrojnego powstania przeciw Ramzesowi. — Nie, nie... To niemożliwe! — Ten futerał pochodzi z twojego warsztatu, Teszonk, i to ty ułożyłeś tę odezwę. — Nie, panie, przysięgam, że nie. — Bardzo mi się podoba twoja praca, Teszonk, ale źle robisz, że mieszasz się do spisku, który cię przerasta. W twoim wieku i z twoją pozycją to niewybaczalny błąd. Nie masz nic do zyskania, a wszystko do stracenia. Co za szaleństwo cię napadło? — Panie, ja... — Nie wygłaszaj fałszywych przysiąg, bo będziesz skazany przez sąd na tamtym świecie. Wybrałeś złą drogę, przyjacielu, ale chcę wierzyć, że zostałeś oszukany. Każdemu czasem zabraknie rozumu. — To jest nieporozumienie, ja... — Nie trać czasu na kłamstwa, Teszonk. Moi ludzie śledzili cię od dawna i wiedzą, że jesteś protektorem zbuntowanych Libijczyków. — Nie buntowników, panie! Jedynie ludzi w potrzebie, którym jako rodak staram się pomóc. Czyż to nie naturalne? — Nie umniejszaj swojej roli. Bez ciebie nie mogłaby się zorganizować żadna tajemna siatka. — Jestem uczciwym kupcem, ja... — Ujmijmy sprawę jasno, przyjacielu. Posiadam przeciw tobie dowód, który zaprowadzi cię na śmierć lub w najlepszym razie na dożywotnie ciężkie roboty. Wystarczy, że zaniosę to pismo wezyrowi, żeby dał mi nakaz aresztowania cię. Masz w perspektywie przykładowy proces i karę odpowiednią do winy.

— Ależ... jestem niewinny! — Spokojnie, Teszonk, nie ze mną taka mowa! Mając taki dowód, sędziowie nie będą się wahać. Nie masz żadnej szansy wyjść z tego. Żadnej, jeśli się w to nie wmieszam. W ciasnym pokoiku, gdzie Libijczyk przechowywał swoje najpiękniejsze wyroby, zapadła głęboka cisza. — Jakbyś

się

mógł w

to

wmieszać,

panie?

Serramanna pogładził skórzaną tarczę. — Każdy człowiek, obojętnie, na jakim jest stanowisku, ma zawsze jakieś swoje niespełnione pragnienia, i ja też. Jestem dobrze wynagradzany, mieszkam w przyjemnym służbowym pałacyku i mam kobiet tyle, ile mi się podoba, ale chciałbym być bogatszy i nie martwić się na starość. Oczywiście, mógłbym nic nie mówić i zapomnieć o tym dowodzie... Ale wszystko ma swoją cenę, Teszonk. — Jak... wysoką? — Nie zapominaj, że muszę uciszyć zwierzchnika tajemnic. Uczciwy procent od twoich dochodów mógłby mnie zadowolić. — Jeśli się ugodzimy, to zostawisz mnie w spokoju? — Muszę mimo wszystko wykonywać swoją pracę, przyjacielu. — Czego żądasz? — Nazwisk Libijczyków, którzy zamordowali Aszę. — Panie... Tego nie wiem! — Albo mówisz prawdę, albo wkrótce się ich dowiesz. Zostań moim informatorem, Teszonk, a nie będziesz tego żałował. — A jeśli nie udami się ciebie zadowolić?

— Cóż by to była za szkoda, przyjacielu... Jestem przekonany, że uda ci się uniknąć tego nieszczęścia. Oficjalnie składam u ciebie zamówienie na setkę tarcz i pochew na miecze dla moich ludzi. Kiedy przyjedziesz do pałacu, powiedz, że chcesz się ze mną widzieć. Serramanna wyszedł z warsztatu, pozostawiając ogłupiałego Teszonka. To Ameni przekonał Sardyńczyka, aby przedstawił się jako człowiek sprzedajny, który dla wzbogacenia się gotów jest zdradzić swojego króla. Jeśli Teszonk połknie haczyk, mniej będzie bał się mówić i wprowadzi Serramannę na właściwy trop.

24 W trzydziestym trzecim roku panowania Ramzesa Wielkiego tebańska zima, niekiedy niosąca ze sobą lodowate wichry, okazała się łagodna. Niebo bez chmur, spokojny Nil, uprawne tereny nad brzegiem rzeki, zieleniejące na skutek dobrego nawadniania, obładowane paszą osły, drepczące z jednej wioski do drugiej, krowy z wymionami pełnymi mleka, wracające z pastwisk, otoczone przez wolarzy i psy, małe dziewczynki bawiące się lalkami na progach domów, podczas gdy chłopcy biegali za szmacianą piłką... Egipt żył według swojego odwiecznego rytmu, jak gdyby nic nigdy nie miało ulec zmianie. Ramzes rozkoszował się trwającą chwilą owej codzienności. O tak, jego przodkowie mieli słuszność, wybierając brzeg zachodni, aby wybudować tu świątynię milionów lat i wydrążyć, wieczne siedziby królów i królowych, których świetliste ciała każdego ranka odnawiało wschodzące słońce! Tutaj zaciera

się

granica pomiędzy tym a tamtym światem.

Sprawy ludzkie zostały włączone przez tajemnicę.

Po odprawieniu obrządków poranka w świątyni „ka" Setiego w Gurnie Ramzes oddał się rozmyślaniom w kaplicy, gdzie duch jego ojca przemawiał z każdego wyrytego na ścianach hieroglifu. Z głębi ciszy docierał do niego głos faraona, który stał się gwiazdą. Kiedy skierował się na wielki dziedziniec, skąpany w łagodnym świetle słońca, śpiewaczki i muzykantki wychodziły już w procesji z sali kolumnowej. Meritamon, ujrzawszy ojca, oderwała się od grupy, podeszła ku niemu i skłoniła, krzyżując ręce na piersi. Z każdym dniem coraz bardziej przypominała Nefertari. Jej piękność, jasna jak wiosenny poranek, zdawała się promieniować mądrością świątyni. Ramzes ujął ramię córki i oboje przechadzali się powoli aleją sfinksów, obsadzoną akacjami i tamaryszkami. — Czy starasz się dowiadywać wieści ze świata? — Nie, ojcze. Ty wprowadzasz rządy Maat, zwalczasz nieład i ciemności. Czyż to nie najważniejsze? Odgłosy świata zewnętrznego nie przekraczają murów sanktuarium, i dobrze, że tak jest. — Twoja matka pragnęła takiego właśnie życia, ale los postanowił inaczej. — Czyż to nie ty byłeś panem tego losu? — Faraon musi działać na tym świecie, choć jego myśl przebywa w tajemnicy świątyni. Teraz muszę ochraniać pokój, Meritamon, i aby to osiągnąć, poślubię córkę Hattusila. — Zostanie wielką małżonką królewską? — W istocie, ale zanim to nastąpi, powinienem odprawić moją drugą uroczystość odrodzenia. Muszę podjąć decyzję, ale potrzebuję twojej zgody.

— Nie pragnę odgrywać żadnej roli w kierowaniu sprawami kraju, wiesz o tym. — Rytuał nie będzie mógł być dopełniony bez czynnego uczestnictwa egipskiej wielkiej małżonki królewskiej. Czy to zbyt wiele, gdybym poprosił cię o wypełnienie tej symbolicznej roli? — To znaczy... mam opuścić Teby, pojechać do Pi-Ramzes i... co dalej? — Chociaż będziesz królową Egiptu, powrócisz tutaj, aby żyć życiem, które wybrałaś. — Czy nie będziesz nakładał mi coraz więcej świeckich obowiązków? — Nie, chodzi jedynie o moje uroczystości odrodzenia, które według Cha powinny być celebrowane co trzy lub cztery lata, dopóki nie wyczerpie się czas mojego życia. Masz wolny wybór. Możesz się zgodzić lub odmówić, Meritamon. — Dlaczego wybrałeś mnie? — Dlatego, że lata wewnętrznego skupienia dały ci duchową i magiczną zdolność do wypełnienia tej trudnej, rytualnej roli. Meritamon zatrzymała się i zawróciła ku świątyni w Gurnie. — Wymagasz ode mnie zbyt wiele, ojcze, ale cóż, jesteś faraonem.

Setau szalał. Z dala od swojej ukochanej Nubii, raju węży, czuł się jak wygnaniec, jednakże pracy mu nie brakowało. Z pomocą Lotos, która co noc urządzała na wsi obławę na odpowiednich rozmiarów węże, nadał odpowiednią prężność produkcji w laboratorium zobowiązanemu do przygotowywania

leków

na

bazie

jadu.

A

za

radą

Ameniego

wykorzystywał też ten pobyt w Pi-Ramzes, aby doskonalić swoje umiejętności zarządcy. Nabierając doświadczenia, przyznawał, że sam zapał nie wystarcza do przekonania wysokich urzędników, aby przyznali

mu kredyty i materiały, których potrzebował w swojej nubijskiej prowincji, nie stając się przez to dworzaninem, nauczył się jednak lepiej przedkładać swoje podania i osiągał doskonałe rezultaty. Wychodząc z biura naczelnika floty handlowej, który zatwierdził budowę trzech ładownych statków przeznaczonych specjalnie dla Nubii, Setau napotkał zmartwionego Cha. — Jakieś kłopoty? — Organizacja tej uroczystości wymaga ciągłego napięcia uwagi... A właśnie otrzymałem bardzo przykrą wiadomość. Nadzorca składów świątynnych Delty, na którego liczyłem, że dostarczy wielką ilość sandałów, sztuk lnu i alabastrowych czarek, nie oferuje mi prawie niczego. To niezwykle utrudnia moje zadanie. — Czy przedłożył ci wyjaśnienie? — Jest w podróży, to jego żona mi odpowiedziała. — Cóż za bezceremonialne zachowanie! Jestem tylko początkującym administratorem, ale taka postawa wcale mi się nie podoba. Chodźmy porozmawiać z Amenim.

Zajadając się pieczoną gęsią nogą, którą raz po raz maczał w sosie z dodatkiem czerwonego wina, Ameni szybko przebiegł oczami sprawozdania pisane przez nadzorcę składów świątynnych Delty, mającego swoją siedzibę w północnej części Memfis. Wniosek osobistego sekretarza Ramzesa był jednoznaczny. — Coś tu jest nie tak. Cha nie popełnił omyłki, zwracając się do tego urzędnika, a on nie powinien mieć żadnych trudności z dostarczeniem rzeczy potrzebnych na uroczystość odrodzenia. Nie podoba mi się to... Wcale mi się to nie podoba!

— Czy to nie może być jakiś błąd w dokumentach administracji? — sugerował Cha. — Możliwe, ale nie w moich dokumentach. — Obawiam się, że uroczystość zostanie częściowo skompromitowana — wyznał wielki kapłan. — Aby godnie przyjąć bogów i boginie, potrzeba nam najpiękniejszych sztuk lnu, najlepszych sandałów, naj... — Uruchomię szczegółowe dochodzenie — zapowiedział Ameni. — Oto wspaniały pomysł skryby! — zaprotestował Setau. — To będzie długie i skomplikowane, a Cha się spieszy. Trzeba działać w sposób bardziej przemyślny. Mianuj mnie nadzwyczajnym kontrolerem, a szybko dotrę do prawdy. Ameni nachmurzył się. — Balansujemy na granicy prawa... A jeśli będzie tam niebezpiecznie? — Mam pomocników pewnych i skutecznych. Nie traćmy czasu na próżną gadaninę i daj mi polecenie kontroli na piśmie.

W centrum magazynów na północy Memfis pani Szerit dyrygowała obsługą z wprawą doświadczonego generała. Ładna, drobna brunetka, pewna siebie pokazywała kierunek przewodnikom karawan osłów objuczonych różnymi towarami, rozdzielała zadania pracownikom składu, sprawdzała kwity i nie wahała się wymachiwać kijem nad głową, nielicznych zresztą, oponentów. Kobieta z charakterem, taka, jakie lubił Setau.

Z roztarganymi włosami, kilkudniowym zarostem i w swojej nowej tunice ze skóry antylopy, która wydawała się jeszcze bardziej wyciągnięta niż poprzednia, Setau podpadł jej szybko. — Co tu robisz, guzdrało? — Chciałbym z tobą pomówić. — Tutaj się nie gada, tylko pracuje.

— Właśnie o twojej pracy chciałbym z tobą pomówić. Pani Szerit uśmiechnęła się kwaśno. — Może ci się nie podoba, jak rozkazuję... — Bardziej interesują mnie twoje uprawnienia. Mała brunetka była zaskoczona. Włóczęga nie wyraża się w ten sposób. — Kim jesteś? — Kontrolerem nadzwyczajnym mianowanym przez królewską administrację. — Wybacz mi... Ale w tym dziwacznym stroju... — Moi przełożeni wyrzucają mi go, ale tolerują tę fantazję ze względu na wspaniałe rezultaty, jakie osiągam.

— Dla porządku, czy możesz mi pokazać polecenie służbowe? — Oto ono. Papirus był zaopatrzony we wszystkie niezbędne pieczęcie, w tym pieczęć wezyra, który aprobował poczynania Ameniego i Setau. Pani Szerit przeczytała raz i drugi pismo, które dawało kontrolerowi upoważnienie do dowolnego przeprowadzenia inspekcji składów. — To twojemu mężowi powinienem pokazać ten dokument.

— Jest w podróży. — Czy nie powinien być na swoim stanowisku? — Jego matka jest bardzo stara i potrzebuje go. — A zatem zajęłaś miejsce swojego męża? — Znam tę pracę i wykonuję ją dobrze. — Mamy poważny kłopot, pani Szerit, wydaje się, że nie jesteście w stanie dostarczyć pałacowi tego, czego zażądał na uroczystość odrodzenia króla. — No więc... Zamówienie było nieprzewidziane... I w obecnej chwili to, niestety, prawda. — Potrzebne mi wyjaśnienia. — Nie orientuję się dokładnie we wszystkim, ale wiem, że znaczny transport towaru został przekazany do innego miasta. — Którego? — Tego nie wiem. — Na czyje polecenie?

— Tego też nie wiem, ale kiedy wróci mój mąż, potrafi ci odpowiedzieć i wszystko okaże się w porządku, jestem tego pewna. — Od jutra rana będę sprawdzał wasze spisy inwentarzowe i zawartość składów. — Na jutro przewidziałam sprzątanie i... — Spieszy mi się, pani Szerit. Moi przełożeni żądają raportu w jak najkrótszym terminie. Zostaw mi więc wasze archiwa, żebym mógł je przejrzeć. — Jest ich tyle! — Poradzę sobie. Do jutra, pani Szerit.

25 Pani Szerit nie miała czasu do stracenia. Po raz kolejny jej mąż postąpił jak głupiec, dając zbyt pospieszną odpowiedź na zapytania urzędników z administracji. Kiedy pokazał jej kopię swojego listu, wpadła w gwałtowną złość. Za późno, żeby przechwycić korespondencję... Szerit wysłała zaraz swojego

męża na wieś na południe od Teb, mając nadzieję, że incydent jakoś się sam rozwieje, a pałac zwróci się do innych składów. Na nieszczęście reakcja zwierzchników okazała się zupełnie inna. Mimo swojego dziwnego wyglądu ten człowiek wydawał się zdecydowany i nieustępliwy. Przez chwilę Szerit myślała, żeby dać mu łapówkę, ale to rozwiązanie było zbyt ryzykowne. Pozostało jej tylko zastosować doraźny plan, przewidziany na tę okoliczność. Kiedy nadeszła godzina zamykania składów, zatrzymała koło siebie czterech magazynierów. Mogła wiele stracić na tych machinacjach, ale był to jedyny sposób, aby uniknąć sprawiedliwości. Bolesna ofiara, która pozbawi ją znacznych profitów za sprzeniewierzone towary, które cierpliwie uskładała. — Gdy zapadnie głęboka noc — poleciła Szerit swoim pracownikom — wejdziecie do budynku na lewo od głównego składu. — Tam jest zawsze zamknięte — oponował jeden z magazynierów. — Otworzę wam. Przeniesiecie wszystko, co jest w środku, do głównego składu. — To poza normalnymi godzinami.

— Dlatego też zapłacę wam jak za tydzień pracy. A jeśli będę naprawdę zadowolona, dorzucę premię. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzach mężczyzn. — Następnie zapomnicie o tej nocnej pracy. Rozumiemy się? W ostrym głosie Szerit wyczuwało się groźbę. — Załatwione.

Dzielnica składów była pusta. W równych odstępach czasu przemierzały ją jedynie policyjne patrole mające do pomocy charty. Czterej mężczyźni ukryli się w obszernym murowanym budynku, gdzie przechowywano drewniane sanie używane do przewożenia cięższych sprzętów. Po wypiciu piwa i zjedzeniu świeżego chleba położyli się spać, pełniąc jednakże po kolei wartę. W środku nocy rozległ się naglący głos pani Szerit. — Chodźcie. Zdjęła drewniane zasuwy i przeskoczyła pieczęcie z zaschłego błota, zabraniające wejścia do budynku, w którym jej mąż przechowywał sztabki miedzi przeznaczone do warsztatów świątynnych. O nic nie pytając, magazynierzy przenieśli około setki glinianych dzbanów wina najlepszego gatunku, czterysta pięćdziesiąt sztuk cienkiego lnu, sześćset par skórzanych sandałów, części rydwanów, tysiąc trzysta bryłek miedziowej rudy, trzy setki bel wełny i sto alabastrowych czarek. Kiedy magazynierzy składali już ostatnie czarki, z głębi składu wynurzył się Setau, który schował się tam, by być naocznym świadkiem tej sceny.

— Dobrze rozegrane, pani Szerit — stwierdził. — A więc w taki sposób zwracasz to, co ukradliście, żeby powstrzymać moje dochodzenie. Dobrze rozegrane, ale za późno. Mała brunetka zachowała zimną krew. — Czego żądasz w zamian za milczenie? — Imion twoich wspólników. Komu sprzedajecie skradzione przedmioty? — Nieważne. — Mów, pani Szerit. — Nie chcesz się dogadać? — To nie leży w moim charakterze. — Tym gorzej dla ciebie... Nie powinieneś przychodzić tu sam! — Uspokój się, mam sojuszniczkę. Na progu składu pojawiła się Lotos. Szczupła i piękna Nubijka była ubrana tylko w krótką spódniczkę z papirusu, a w ręku trzymała wiklinowy koszyk zamknięty skórzanym wieczkiem. Pani Szerit miała ochotę się roześmiać. — Ale ważna sojuszniczka! — zakpiła. — Niech twoje zbiry się stąd wyniosą — powiedział ze spokojem Setau. — Zajmijcie się tym dwojgiem — rozkazała sucho magazynierom pani Szerit. Lotos postawiła swój koszyk na ziemi i otworzyła go. Wypełzły z niego cztery syczące żmije, bardzo podniecone, łatwe do rozpoznania dzięki trzem pasom koloru zielonego i niebieskiego okalającym ich szyje. Przy wydychaniu powietrza z płuc wydawały przeraźliwy dźwięk. Czterej magazynierzy przeskoczyli przez stos tkanin i uciekli ile sił w nogach. Żmije otoczyły panią Szerit, bliską omdlenia.

— Lepiej będzie mówić — poradził Setau. — Jad tych węży jest trujący. Być może nie umrzesz od niego, ale szkody, jakie wyrządzi w twoim organizmmie, będą nie do naprawienia. — Powiem wszystko — obiecała. — Kto wpadł na pomysł, aby sprzeniewierzać dobra przeznaczone dla świątyń? — To... mój mąż. — Jesteś tego zupełnie pewna? — Mój mąż... i ja. — Od kiedy trwa ten nielegalny handel? — Trochę ponad dwa lata. Gdyby nie to święto odrodzenia, niczego by od nas nie żądano i wszystko byłoby dobrze... — Musieliście przekupywać pisarzy.

— Wcale nie! Mąż przerabiał spisy inwentarzowe, a potem sprzedawaliśmy rzeczy w mniejszych lub większych partiach, zależnie od sposobności. Ta, którą teraz przygotowywałam, była bardzo duża. — Kto jest kupcem? — Kapitan statku. — Jak się nazywa? — Nie wiem. — Opisz go. — Wysoki, z brodą, ma bliznę na lewym przedramieniu, oczy kasztanowe. — To on wam płaci? — Tak, drogimi kamieniami i trochę złotem. — Kiedy będzie najbliższa transakcja?

— Pojutrze. — No więc — podsumował uradowany Setau — będziemy mieli przyjemność go spotkać.

Po dniu udanej żeglugi barka dobiła do nabrzeża. Wiozła wielkie dzbany z wypalanej gliny, które dzięki pilnie strzeżonemu sekretowi produkcji garncarzy ze Średniego Egiptu mogły przechowywać wodę pitną, tak że była jak świeża przez cały rok. Ale obecnie dzbany te były puste, bo miały służyć do ukrycia w nich przedmiotów zakupionych u pani Szerit. Kapitan barki całe swoje życie przesłużył we flocie handlowej i jego koledzy uważali go za doskonałego fachowca. Nie spowodował nigdy żadnego poważnego wypadku, cieszył się autorytetem wśród załogi, czasem tylko nieznacznie opóźniał dostawy. Ale kochanki kosztowały go sporo i wydatki kapitana rosły dużo szybciej niż jego płaca. Trochę się wahał, zanim dał się przekonać do przyjęcia transakcji, które mu zaproponowano: transport kradzionych towarów. Wysoki zysk pozwolił mu prowadzić wielkopańskie życie, za którym przepadał. Pani Szerit była równie sumienna jak on. Jak zawsze ładunek był już przygotowany i potrzeba było niewiele czasu, aby przewieźć go ze składu na barkę. Zwyczajna czynność, która nikogo nie dziwiła, tym bardziej że napisy na drewnianych skrzyniach i na koszach oznaczały żywność. Przedtem jednak kapitan musiał stoczyć ostrą walkę. Z jednej strony pani Szerit, która stawała się coraz bardziej chciwa, z drugiej cichy wspólnik żeglarza pragnący płacić coraz mniej. Kłótnia mogła potrwać dość długo, ale rozmówcy byli zmuszeni się dogadać.

Kapitan skierował się do służbowego domu Szerit. Tak jak było umówione, stojąc na tarasie, przesłała mu niewielki znak ręką. A zatem wszystko było w porządku.

108 Żeglarz przeszedł przez ogródek i wkroczył do sali z dwiema pomalowanymi na niebiesko kolumnami. Wzdłuż ścian były ustawione ławeczki. Usłyszał lekki krok schodzącej ze schodów pani Szerit. Za nią szła cudowna Nubijka. — Ależ... kim jest ta kobieta? — Nie odwracaj się, kapitanie — odezwał się poważny głos Setau — za tobą jest kobra. — To prawda — potwierdziła pani Szerit. — Kim jesteście? — zapytał żeglarz. — Wysłannikami faraona. Mam za zadanie położyć kres waszym malwersacjom. Ale chciałbym również dowiedzieć się nazwiska waszego mocodawcy. Kapitan miał wrażenie, że jest w jakimś koszmarnym śnie. Świat zwalił mu się na głowę. — Nazwisko twojego mocodawcy — powtórzył Setau. Kapitan wiedział, że wyrok będzie ciężki, ale przynajmniej nie on sam poniesie karę. — Widziałem go tylko raz. — Podał swoje imię? — Tak... Nazywa się Ameni. Zaskoczony Setau zrobił kilka kroków i zatrzymał się przed kapitanem. — Opisz go!

Nareszcie kapitan zobaczył człowieka, który chciał go zaaresztować. Ta kobra to on! Przekonany, że Setau wymyślił tylko obecność węża, aby go przestraszyć, odwrócił się i rzucił do ucieczki. Żmija wyprężyła się i ukąsiła go w szyję. Z bólu i emocji żeglarz stracił przytomność i zwalił się na podłogę. S ądząc, że droga jest wolna, pani Szerit zaczęła biec w stronę ogródka. — wrzasnęła Lotos, zaskoczona. Druga kobra ugryzła piękną brunetkę w plecy, właśnie w chwili, kiedy znalazła się za progiem swojego domu. Oddech stał się urywany, serce ścisnął skurcz i pani Szerit czołgała się, rozdrapując ziemię paznokciami, a potem znieruchomiała, podczas gdy wąż powoli wracał do swojego towarzysza. — W żaden sposób nie można już uratować tej kobiety — żałowała Lotos. — Okradali swój kraj — przypomniał Setau. — Sędziowie na tamtym świecie nie będą pobłażliwi. I Setau usiadł, bo był zbyt wstrząśnięty. — Ameni... Ameni skorumpowany!

26 Ostatni list króla Hattusila był arcydziełem kunsztu dyplomacji. Ramzes czytał go uważnie dobre dziesięć razy i nie udawało mu się sformułować jednoznacznej opinii. Czy król pragnął pokoju, czy wojny? Czy nadal chciał wydać swoją córkę za Ramzesa, czy obnosił się ze swoją urażoną godnością? — Co o tym sądzisz, Ameni?

„Noszący sandały" i osobisty sekretarz króla sprawiał wrażenie jeszcze chudszego, mimo pokaźnych ilości jadła, które pochłaniał w ciągu dnia. Po dokładnym badaniu doktor Neferet zapewniła go, że nie cierpi na żadną poważną chorobę, ale że powinien mniej pracować. — Brakuje nam Aszy, on potrafiłby rozszyfrować ten styl. — A twoje zadanie?

— Mimo że jestem pesymistą, mam wrażenie, że Hattusil otwiera ci jakieś drzwi. Twoja uroczystość odrodzenia rozpoczyna się jutro. Magia da ci odpowiedź. — Jestem szczęśliwy, że udam się na spotkanie ze wspólnotą bogów i bogiń. — Cha pracował w sposób godny podziwu — zauważył Ameni. — Niczego nie będzie brakować. Jeśli chodzi o Setau, właśnie położył kres zorganizowanej kradzieży świątynnego mienia. Odzyskane rzeczy są już w Pi-Ramzes. — Winni? — Zginęli nagłą śmiercią. Ten przypadek zostanie przedłożony trybunałowi wezyra, który wypowie się na temat wiecznego zatarcia ich imion. — Pójdę spocząć. — Oby „ka" oświeciło cię, Wasza Królewska Mość, abyś mógł opromienić Egipt.

Noc kończącego się już lata była ciepła i jasna. Jak większość swoich rodaków, Ramzes postanowił spać pod gołym niebem na tarasie pałacu. Leżał wyciągnięty jak długi na prostej macie, spoglądając na niebo, gdzie

jaśniały przemienione w światłość dusze faraonów. Oś wszechświata przechodziła przez Gwiazdę Polarną, wokół której rozpościerał się cały dwór istniejących poza czasem i przestrzenią nieśmiertelnych gwiazd. Od epoki piramid myśl mędrców wpisywała się w ten firmament. W pięćdziesiątym piątym roku życia, po trzydziestu trzech latach panowania, Ramzes wstrzymał bieg godzin i zastanawiał się nad swoimi czynami. Aż do tej chwili szedł ciągle naprzód, pokonywał przeszkody, nie uznawał istnienia rzeczy niemożliwych. Teraz, choć jego energia wcale nie osłabła, nie traktował już świata jak baran, który rzuca się z rogami nastawionymi do ataku, nie troszcząc się o to, kto postępuje za nim. Rządzenie Egiptem nie polegało na narzucaniu mu woli jednego człowieka, ale na tchnieniu w niego ducha Maat, którego faraon był pierwszym sługą. Młody król Ramzes miał nadzieję, że zmieni mentalność, pociągnie swoim śladem całą społeczność, uwolni ją na zawsze od miernoty, podłości, otworzy serca ludzi. Po latach doświadczeń marzenie się rozwiało. Ludzie pozostaną zawsze tacy sami, kuszeni przez kłamstwo i zło, żadna doktryna, żadna religia, żadna polityka nie zmieni ich natury. Jedynie praktykowanie sprawiedliwości i nieustanne? wprowadzanie w życie Zasady Maat pozwoliły uniknąć chaosu. To, czego nauczył go jego ojciec, Seti, Ramzes starał się szanować. Jego młodzieńcze marzenie, by stać się wielkim faraonem, znaczącym swój ślad na losie Dwóch Ziem, przestało się już liczyć. Doświadczył wszelkiego szczęścia, osiągnął szczyt potęgi i miał teraz tylko jedną ambicję: służyć.

Setau był pijany, ale i tak raz za razem pociągał mocne wino z oaz. Na odrętwiałych nogach przemierzał sypialnię wielkimi krokami.

— Nie zasypiaj, Lotos! To nie czas, żeby odpoczywać... Trzeba się zastanowić i podjąć decyzję. — Godzinami powtarzasz to samo! — Dobrze zrobisz, jeśli mnie posłuchasz, bo nie jest mi lekko to powiedzieć. Ty i ja, my wiemy. Wiemy, że Ameni to sprzedawczyk i człowiek przekupny. Pogardzam tym pisarzyną, przeklinam go i chciałbym widzieć, jak gotuje się w kotle oprawcy dusz... Ale to mój przyjaciel i przyjaciel Ramzesa. I jeśli zachowamy milczenie, nie będzie sądzony za kradzież. — Czy ta kradzież nie jest powiązana ze spiskiem przeciw Ramzesowi? —■ Trzeba się zastanowić i podjąć decyzję... Gdybym poszedł do króla... Nie, to niemożliwe. On przygotowuje się do swojej uroczystości odrodzenia. Nie, nie mogę zepsuć mu tej chwili. Ale jeśli pójdę do wezyra...

Każe

aresztować

Ameniego! I mnie,

mnie,

który nie

powiedziałem nic! — Prześpij się trochę, potem będziesz lepiej myślał. — Nie wystarczy myśleć, trzeba podjąć decyzję! I dlatego nie można spać. Ameni... Co ty uczyniłeś, Ameni! — Nareszcie rozsądne pytanie — powiedziała Lotos. Setau znieruchomiał jak posąg, choć nie mógł powstrzymać drżenia rąk, i spoglądał na Nubijkę. — Co chcesz powiedzieć?

— Zanim zadręczysz się myślami, dowiedz się, co Ameni naprawdę zrobił.

— To przecież jest jasne, bo wyznał to kapitan barki. Istnieje pokątny handel, a mózgiem tego nielegalnego handlu jest Ameni. Mój przyjaciel, Ameni.

Serramanna spał sam. Po całym dniu wyczerpującej pracy, podczas którego sprawdzał rozmieszczenie różnych elementów zabezpieczenia ochrony wokół świątyni odrodzenia, zwalił się na łoże, nie myśląc nawet o przywołaniu swojej ostatniej kochanki, wiotkiej jak trzcina, młodej Syryjki. Obudziły go krzyki. Ocknąwszy się z trudem, olbrzymi Sardyńczyk strząsnął resztki snu, przeciągnął się i wybiegł na korytarz, gdzie jego rządca zmagał się chyba z pijanym Setau. — Trzeba przeprowadzić śledztwo... Natychmiast! Serramanna odsunął intendenta, pochwycił Setau za kołnierz tuniki, zaciągnął go do swojej sypialni i wylał mu na głowę cały dzban zimnej wody. — Co to jest?... — Woda. Musiałeś zapomnieć o jej piciu przez pewien czas. Seatu opadł na łoże. — Jesteś mi potrzebny. — Jest jakaś nowa ofiara twoich przeklętych węży? — Trzeba przeprowadzić śledztwo. — W związku z czym? Setau zawahał się po raz ostatni, ale podjął już decyzję. — W związku z majątkiem Ameniego. — Słucham? — Ameni posiada ukryty majątek.

— Czego ty się napiłeś, Setau? To musiało być gorsze od jadu żmii!

— Ameni posiada nielegalny majątek... A może to być coś jeszcze poważniejszego! Przypuśćmy, że Ramzes będzie zagrożony... — Wyjaśnij to. W bezładny sposób, ale nie pomijając żadnego szczegółu, Setau zrelacjonował, jak to Lotos i on położyli kres nadużyciom pani Szerit. — Jaką wartość mają wyznania takiego łotra jak ten kapitan? Rzucił jakieś imię na chybił trafił! — Wydawał się szczery — oponował Setau. Serramanna był przygnębiony. — Ameni... Ostatni człowiek, którego bym podejrzewał o zdradę króla i swojego kraju. — Bo mnie to byś podejrzewał? — Nie zamęczaj mnie swoją drażliwością! Teraz mówimy o Amenim. — Trzeba przeprowadzić dochodzenie, Serramanno. — Dochodzenie i dochodzenie! Łatwo powiedzieć. Podczas uroczystości odrodzenia muszę zajmować się bezpieczeństwem Ramzesa. A teraz Ameni miesza mi szyki! Jeśli popełnił te nieuczciwości, trzeba uważać, żeby go nie spłoszyć i nie pozwolić na zatarcie śladów. Nie myślisz chyba, że go oskarżę lak sobie? Setau zakrył twarz dłońmi. — Lotos i ja jesteśmy świadkami. Kapitan oskarżył Ameniego. Sardyńczyk odczuwał wstręt. Żeby taki człowiek jak Ameni, najwierniejszy z wiernych, myślał tylko o tym, aby się wzbogacić! Na nikogo nie można już liczyć. Najgorsze było przypuszczenie co do współudziału

Ameniego w spisku. Czy jego skrywana fortuna nie posłuży do uzbrojenia sił wrogów Ramzesa? — Jestem pijany — wyznał Setau — ale powiedziałem ci wszystko. Teraz my troje o tym wiemy. — Wolałbym inny rodzaj zaufania. — Jak zamierzasz się do tego zabrać? — Ameni ma służbowe mieszkanie w pałacu, ale prawie zawsze śpi w swoim biurze. Trzeba będzie dyskretnie dokonać przeszukania, najpierw wywabiwszy go na zewnątrz... Jeśli ukrył tam złoto lub drogie kamienie, odnajdziemy je. Jeśli będzie wychodził, będziemy go nieustannie śledzić i sprawdzimy też tożsamość wszystkich osób, które przyjmuje. Na pewno ma kontakty z innymi członkami swojej siatki. Miejmy nadzieję, że moi ludzie nie popełnią niezręczności... Ale jeśli policja wezyra dowie się o tym śledztwie, będę miał spore kłopoty. — Trzeba myśleć o Ramzesie, Serramanno. — A jak sądzisz, o kim ja myślę?

27 Tego ranka cały Egipt wstawiał się za Ramzesem. Czy faraon po tak długim panowaniu wchłonie w siebie niezwykłą energię emanującą ze wspólnoty bogów i bogiń? Jeśli jego fizyczne ciało nie będzie już w stanie gromadzić mocy „ka", ulegnie zniszczeniu jak zbyt kruche naczynie. Ogień ożywiający panowanie Ramzesa powróci do ognia niebiańskiego, a jego mumia do ziemi. Ale jeśli król zostanie odrodzony, nowa krew będzie krążyć w żyłach kraju.

Wizerunki bóstw pochodzące z prowincji Północy i Południa zostały umieszczone w świątyni odrodzenia w Pi-Ramzes, gdzie przyjął je Cha.

Podczas trwania uroczystości faraon będzie ich gościem, przebywając w świecie nadprzyrodzonym, w świętej przestrzeni, z dala od ziemskiego bytowania. Ubierając się o świcie, Ramzes myślał o Amenim. Jak jego osobisty sekretarz poradzi sobie w owe nie kończące się dni! W czasie trwania ceremonii nie będzie mógł pytać króla o radę i zostanie zmuszony odkładać „do załatwienia" wiele dokumentów, choć uzna je za nie cierpiące zwłoki. Według Ameniego administracja w Egipcie zawsze pozostawiała wiele do życzenia, a żaden urzędnik nie traktował swojego zadania dostatecznie poważnie. W podwójnej koronie, w sukni z plisowanego lnu, złocistej spódniczce i złotych sandałach Ramzes pojawił się na progu pałacu. Dwaj synowie królewscy skłonili się przed monarchą. Nosili peruki z długimi bokami, koszule o szerokich plisowanych rękawach i spódnice, a w rękach trzymali drzewce, których zakończenie zostało wyrzeźbione w kształcie barana, jednego z wcieleń Amona, boga ukrytego. Szli powoli, poprzedzając faraona, aż do wysokiego na dwanaście metrów granitowego portalu świątyni odrodzenia, przed którym stały obeliski i olbrzymie posągi symbolizujące, tak jak kolosy w Abu Simbel, potęgę królewskiego „ka". Już na początku budowania swojej stolicy Ramzes przewidział dogodne miejsce na tę świątynię, jak gdyby sądził, że zdoła panować dłużej niż trzydzieści lat.

Dwaj kapłani w maskach szakala przyjęli monarchę. Jeden odgrywał rolę „otwierającego drogi" Południa, drugi — Północy. Przeprowadzili Ramzesa przez salę o dziesięciometrowych kolumnach i towarzyszyli mu aż do sali tkanin. Tutaj król zdjął szaty i ubrał się w lnianą tunikę sięgającą nad kolana, podobną do całunu. W lewej ręce trzymał laskę pasterską, w prawej berło o trzech rzemieniach, które przypominało o potrójnym początku faraona: w królestwie pod ziemią, na ziemi i w niebiosach. Ramzes doświadczył już wielu fizycznych prób: walki z dzikim bykiem czy bitwy pod Kadesz, kiedy samotnie musiał stawić czoło tysiącom rozwścieczonych Hetytów, ale uroczystość odrodzenia nakłaniała go do podjęcia innej walki, zmagań, w których będą uczestniczyły niewidzialne siły. Obumierając w swoim wnętrzu i powracając do swego stwórcy, Ramzes musiał dzięki miłości bogów i bogiń ponownie się narodzić i wstąpić do swojego ciała. Poprzez ten alchemiczny akt tworzył trwałe więzy pomiędzy swoją symboliczną osobą a swoim ludem, pomiędzy swoim ludem a wspólnotą stwórczych mocy. Dwaj kapłani w maskach szakali poprowadzili władcę aż do wielkiego odkrytego dziedzińca, łudząco podobnego do dziedzińca faraona Dżesera w Sakkarze. Było to dzieło Cha, który tak podziwiał dawną architekturę, że polecił wykonać tę replikę wewnątrz muru okalającego świątynię odrodzenia Ramzesa. Wyszła na jego spotkanie. Ona, Meritamon, córka Nefertari, Nefertari sama, odrodzona, aby odrodzić Ramzesa. W długiej białej sukni, z delikatnym złotym naszyjnikiem, w czepku z dwoma wysokimi piórami, które symbolizują życie i Zasadę, olśniewająca wielka małżonka królewska zajęła miejsce tuż za monarchą. W czasie wszystkich faz rytuału będzie go ochraniać poprzez magię słowa i muzyki.

Cha zapalił znicz, który oświetlił posągi bóstw, ich kaplice i królewski tron, na którym zasiądzie Ramzes, jeśli zwycięsko wyjdzie z oczekujących go prób. Wielkiego kapłana będzie wspierała rada dostojników Górnego i Dolnego Egiptu, a wśród nich Setau, Ameni, wielki kapłan Karnaku, wezyr, naczelny medyk królestwa Neferet, „synowie królewscy" i „córki królewskie". Wytrzeźwiawszy, Setau nie chciał dłużej rozmyślać o godnym pogardy zachowaniu Ameniego. Liczył się tylko rytuał, którego trzeba było dokonać w sposób perfekcyjny, aby odnowić życiową moc Ramzesa. Dostojnicy Górnego i Dolnego Egiptu padli na twarz przed faraonem. Następnie Setau i Ameni, występując w charakterze Jedynego przyjaciela", umyli stopy króla. Takie oczyszczenie pozwoli mu przemierzyć wszelkie obszary — wody, ziemi lub ognia. Waza, z której tryskała woda, miała kształt hieroglificznego znaku „sema" tworzącego jedną całość z wyobrażenia serca i tchawicy, co stanowiło symbol słowa „łączyć". Dzięki temu uświęconemu płynowi faraon stał się istotą wewnętrznie spójną i jednoczącą swój lud. Cha tak dobrze zharmonizował ceremonie, że dni i noce uroczystości przeminęły jak godziny. Zmuszony kroczyć powoli ze względu na swoją obcisłą tunikę, Ramzes przystąpił najpierw do ofiar z żywności złożonych na ołtarzach bóstw. Dzięki spojrzeniu i wypowiedzeniu formuły: „Ofiara, którą składa faraon", sprawił, że z pokarmów wydobywało się niematerialne „ka". Królowa wypełniała funkcję niebiańskiej krowy, która miała pokrzepiać króla mlekiem gwiazd, aby wypędzić z jego ciała słabość i chorobę. Ramzes oddał cześć każdej z boskich mocy, aby została zachowana mnogość stworzenia, która podsycała jego jedność. Dzięki tym zabiegom wydobywał niezmienną jedność tkwiącą w każdej formie i każdemu posągowi przekazywał magiczne życie.

W ciągu kolejnych trzech dni procesje, litanie i składanie ofiar następowały jedne po drugich na wielkim dziedzińcu, gdzie rozmieszczono bóstwa. Ukryte w kaplicach, do których wchodziło się po schodach, wytyczały świętą przestrzeń i rozsiewały swoją moc. Raz skoczna, to znowu skłaniająca do zadumy muzyka tamburynów, harf, lutni i obojów wprowadzała rytm w prze-

bieg wydarzeń dokładnie wypisanych na papirusie, które rozwijał mistrz ceremoniału. Łącząc się z duchami bogów, rozmawiając z bykiem Apisem i krokodylem Sobkiem, posługując się harpunem, aby przeszkodzić hipopotamowi w zanurzeniu się, faraon tkał osnowę między światem po tamtej stronie a ludem Egiptu. Poprzez działanie króla to, co niewidzialne, stawało się widzialne i tworzyła się harmonijna więź między naturą i człowiekiem. Na przyległym dziedzińcu został wzniesiony pomost, na którym znajdowały się dwa zespolone trony. Ramzes musiał wspiąć się na kilka stopni, aby do nich dojść. Kiedy zasiadał na tronie Górnego Egiptu, nosił białą koronę, na tronie Dolnego Egiptu wkładał koronę czerwoną. A każda faza obrzędu odnosiła się albo do jednego, albo do drugiego aspektu osoby królewskiej, przemiennej dwoistości, opozycji pozornie nie do przezwyciężenia, jednakże współistniejącej w instytucji faraona. W ten sposób Dwie Ziemie stawały się jedną, lecz się nie mieszały. Zasiadając na przemian to na jednym, to na drugim tronie, Ramzes raz był Horusem o przenikliwym spojrzeniu, raz Setem o niezrównanej mocy, ale zawsze też trzecią istotą, która godziła w sobie obu braci.

W przedostatnim dniu uroczystości król zrzucił białą tunikę, aby włożyć tradycyjną spódniczkę noszoną przez monarchów czasu piramid, do której był przyczepiony ogon byka. Nadeszła godzina, aby przekonać się, czy panujący faraon prawidłowo przyswoił sobie boską energię i czy zdolny jest do objęcia w posiadanie nieba i ziemi. Uosabiając w sobie sekret dwóch wrogich braci, Horusa i Seta, faraon miał prawo do otrzymania na nowo testamentu bogów, który czynił z niego dziedzica Egiptu. Kiedy palce Ramzesa zamykały się na małym skórzanym etui, w kształcie jaskółczego ogona, zawierającym bezcenny dokument, wszystkim ścisnęły się serca. Czy ręka ludzkiej istoty, choćby to nawet był władca Dwóch Ziem, będzie miała siłę uchwycić święty przedmiot? Trzymając mocno testament bogów, Ramzes okazał, że jest zdolny, by sterować nawą państwową w dobrym kierunku. Następnie długimi krokami przemierzył wielki dziedziniec przyrównany do całego Egiptu i do odbicia nieba na ziemi. Cztery razy dokonał rytualnego biegu w kierunku każdej z czterech stron świata jako król Dolnego Egiptu i czterokrotnie jako król Górnego Egiptu. Prowincje Dwóch Ziem zostały w ten sposób uświęcone krokami faraona, który zatwierdził panowanie bogów i obecność niebiańskiego porządku. Dzięki niemu wszyscy zmarli faraonowie powrócili do życia, a Egipt stawał się obfitującą niwą bogów. — Zakończyłem bieg — uroczyście ogłosił Ramzes — trzymałem w ręku testament bogów. Przeszedłem całą ziemię i dotknąłem jej czterech stron. Obiegłem ją, tak jak pragnęło moje serce. Wykonałem bieg, przeszedłem przez ocean początków, dotknąłem czterech stron nieba, dotarłem równie daleko jak światło i złożyłem w ofierze tę urodzajną ziemię jej władczyni, regule życia.

Tego ostatniego dnia uroczystości odrodzenia w miastach i wioskach szykowano się już do powszechnego święta. Wiedziano, że Ramzes odniósł zwycięstwo i że jego energia konieczna do sprawowania rządów została odnowiona. Nie można było jednak okazywać radości, zanim odrodzony monarcha nie ukaże swojemu ludowi testamentu bogów. O świcie Ramzes zajął miejsce w lektyce, którą będą nieśli wielcy dostojnicy Górnego i Dolnego Egiptu. Ameniego jak zwykle bolały plecy, ale upierał się, by wykonać swoją część pracy. Przeniesiono faraona w czterech kierunkach i na każdej stronie świata napinał łuk i wypuszczał strzałę, aby powiadomić cały świat, że faraon będzie nadal sprawował rządy. Potem monarcha wstąpił na tron, którego podstawę ozdabiało dwanaście lwich głów i zwracając się ku przestworzom, obwieścił, że Zasada Maat zmusi do milczenia siły zła. Znowu włożono mu koronę i tak jak za pierwszym razem Ramzes oddał hołd swoim przodkom. To oni otworzyli drogi ku niewidzialnemu światu i tworzyli podstawę królestwa. Setau, który szczycił się, że ma silny charakter, nie mógł powstrzymać się od płaczu. Nigdy przedtem Ramzes nie wydawał się równie wielki, nigdy faraon nie uosabiał tak doskonale światłości Egiptu. Król opuścił wielki dziedziniec, gdzie czas zatrzymał się w miejscu. Przeszedł przez salę kolumnową i wspiął się na szczyt pylonu. Pojawił się pomiędzy dwoma wysokimi filarami, podobny południowemu słońcu, i pokazał swojemu ludowi testament bogów. Krzyk radości tłumu wzbił się ku górze. Przez aklamację Ramzes został uznany za godnego, by sprawować rządy. Jego słowa będą życiem, a jego czyny zespolą ziemię z niebem. Nil będzie urodzajny, dotrze aż do stóp wzgórza, pozostawi na polach żyzny muł, ofiaruje ludziom czystą wodę i niezliczone ilości ryb. Jako że świętują bogowie, szczęście ogarnie serca. Dzięki królowi żywność będzie równie obfita jak ziarna piasku nad

brzegami Nilu. Czyż nie mówiono o Ramzesie Wielkim, że kształtuje pomyślność własnymi rękami?

28 Dwa miesiące i jeden dzień. Dzień był burzowy. Minęły już dwa miesiące dyskretnego i drobiazgowego śledztwa. Serramanna nie skąpił środków. Jego najlepsi ludzie, doświad

czeni najemnicy mieli za zadanie szpiegować Ameniego i przetrząsnąć jego biuro i mieszkanie, nie zwracając niczyjej uwagi. Sardyński olbrzym uprzedził ich, że jeśli dadzą się przychwycić, on się ich wyprze, a jeśli włączą go do sprawy, własnoręcznie ich udusi. Obiecane premie to dodatkowe wolne dni i wino najlepszego gatunku. Odciągnięcie Ameniego od jego biura okazało się trudne. Dopiero inspekcyjna podróż do Fajum dostarczyła Sardyńczykowi nieoczekiwanej sposobności. Jednak przeszukanie nie dało żadnego rezultatu. Ani w swoim służbowym mieszkaniu, z którego prawie nie korzystał, ani w swoich kufrach, bibliotece lub za regałami osobisty sekretarz Ramzesa nie ukrywał żadnych podejrzanych rzeczy. Ameni nadal pracował dzień i noc, jadł dużo, a spał mało. Odwiedzali go tylko wysocy urzędnicy, a pisarz miał zwyczaj odbywać z nimi spotkania, aby wysłuchiwać ich sprawozdań i pobudzać do gorliwej służby dla kraju. Słuchając tych raportów Sardyńczyka, Setau zapytywał sam siebie, czy mu się nie śniło, ale Lotos, tak jak i on, dobrze słyszała imię Ameniego

wypowiedziane przez kapitana barki. I nie można było wymazać z pamięci tej ohydnej plamy. Serramanna myślał o wycofaniu się ze śledztwa. Jego ludzie stawali się nerwowi i mogli popełnić jakiś błąd. I właśnie w ten burzowy dzień wydarzył się incydent, którego tak się obawiali. Wczesnym popołudniem, kiedy Ameni był sam w biurze, przyjął zupełnie nietypowego gościa, podejrzanego osobnika, źle ogolonego, o pokrytej zmarszczkami prostackiej twarzy. Najemny żołnierz na rozkazach Serramanny poszedł za nim aż do portu w Pi-Ramzes i bez trudu go zidentyfikował. Był to kapitan barki. — Jesteś tego pewny? — zwrócił się Setau do Serramanny. — Ten typ pojechał na południe z ładunkiem glinianych dzbanów. Wniosek narzuca się sam. Ameni na czele złodziejskiej szajki. Ameni, który nie miał sobie równego w znajomości administracyjnych spraw kraju i nadużywał tej wiedzy dla swoich osobistych korzyści... A może nawet dla gorszych celów... — Ameni odczekał jakiś czas — zauważył Sardyńczyk — ale zmuszony był na nowo podjąć kontakt ze swoimi wspólnikami. — Nie chcę w to wierzyć. — Przykro mi, Setau. Ale muszę powiedzieć Ramzesowi to, czego się dowiedziałem. jesteś synem boga Seta! On obiecał ci kraj Hetytów, a oni przyniosą ci w daninie wszystko, czego zapragniesz- Czyż nie są u twoich stóp? Ramzes pokazał tabliczkę Ameniemu. — Przeczytaj sam... Zadziwiająca zmiana tonu!

— Zwolennicy pokoju wzięli górę i przeważył wpływ królowej Putuhepy. Wasza Królewska Mość, nie pozostaje ci nic innego, jak wysłać oficjalne zaproszenie dla hetyckiej księżniczki, aby przybyła i została królową Egiptu. — Przygotuj mi piękny tekst, a ja na końcu przyłożę moją pieczęć. Asza nie umarł na darmo. W ten sposób zostanie zwieńczone dzieło jego życia. — Pobiegnę do biura i zredaguję pismo. — Nie, Ameni, napisz to tutaj. Usiądź w moim fotelu, żeby wykorzystać jeszcze ostatnie promienie słońca. Osobisty sekretarz króla skurczył się. — Ja... w fotelu faraona... Nigdy! — Bałbyś się? — Oczywiście, że się boję! Odważniej szych ode mnie poraził piorun za popełnienie takiego szaleństwa! — Chodźmy na taras. — Ale... ten list... — Może poczekać. Widok był urzekający. Wspaniała i cicha już o tej porze stolica Ramzesa Wielkiego przygotowywała się do snu. — Ten pokój, którego tak pragniemy, Ameni, czyż nie znajduje się tutaj, przed naszymi oczyma? W każdej chwili trzeba umieć się nim delektować jak rzadkim owocem i doceniać jego prawdziwą wartość. Ale ludzie myślą tylko o zmąceniu tej harmonii, jakby nie mogli jej znieść. Dlaczego, Ameni? — Ja... tego nie wiem, Wasza Królewska Mość. — Nie zadawałeś sobie nigdy tego pytania? — Nie miałam na to czasu. I to faraon odpowiada na pytania. — Serramanna mi powiedział — wyjaśnił Ramzes. — Powiedział... Ale o czym?

— O dziwnej wizycie w twoim biurze. Ameni nie wydawał się zmieszany. — A o kogo chodzi? — Nie mógłbyś mi tego sam powiedzieć? Skryba zastanawiał się przez chwilę. — Myślisz o tym kapitanie barki, który nie miał umówionego spotkania i przemocą wdarł się do środka. Oczywiście, nie mam zwyczaju przyjmować tego typu osób! Mówił coś bez związku o robotnikach portowych, o spóźnionych ładunkach... Wyrzuciłem go za drzwi przy pomocy wartownika. — Widziałeś go po raz pierwszy?

— I po raz ostatni! Ale... dlaczego te wszystkie pytania? Spojrzenie Ramzesa stało się równie przenikliwe jak spojrzenie Seta. Oczy monarchy płonęły w zapadającym mroku. — Czy okłamałeś mnie kiedyś, Ameni? — Nigdy, Wasza Królewska Mość! I nigdy cię nie okłamię. Niech moje słowa mają wartość przysięgi na życie faraona! Podczas ciągnących się sekund Ameni przestał oddychać. Wiedział, że Ramzes go osądzał i zaraz ogłosi swój werdykt. Prawa ręka faraona spoczęła na ramieniu pisarza, który natychmiast odczuł dobroczynny skutek jego magnetycznej mocy. — Ufam ci, Ameni. — O co mnie oskarżono? — O zorganizowanie nielegalnej sprzedaży dóbr przeznaczonych do świątyń i o nieuczciwe wzbogacenie się.

Ameni był bliski omdlenia. — Mnie? O wzbogacenie się? — Mamy dużo pracy. Pokój wydaje się w zasięgu ręki, jednak trzeba natychmiast zwołać radę wojenną.

Kiedy Setau wpadł w ręce Ameniego, Serramanna bełkotał przeprosiny. — Oczy wiście, jeśli sam faraon ostatecznie cię uniewinnił! — Jak wy... wy mogliście uwierzyć, że jestem winny? — dziwił się osobisty sekretarz króla, który stał obok i z poważnym wyrazem przyglądał się tej scenie. — Zdradziłem naszą przyjaźń — wyznał Setau — ale myślałem jedynie o bezpieczeństwie Ramzesa. — Jeśli tak — ocenił Ameni — to dobrze zrobiłeś. A gdyby pojawiły się znowu jakieś podejrzenia, uczyń to samo. Ochrona osoby Ramzesa to nasze najważniejsze zadanie. — Ktoś usiłował skompromitować Ameniego w oczach Jego Królewskiej Mości — przypomniał Setau. — Ktoś, komu Setau rozbił nielegalny handel. — Chcę poznać wszystkie szczegóły — zażądał Ameni. Setau i Serramanna opowiedzieli, jak przebiegało ich dochodzenie. — Szef tej siatki podał się za mnie — wywnioskował Ameni — i oszukał kapitana barki, tego, którego kobra Setau wysłała do otchłani dla złodziei: Rozgłaszając tę fałszywą informację, rzucił podejrzenie na mnie i na mój urząd. Wystarczyła wizyta innego kapitana, aby przekonać was o mojej winie. Ja zostałbym wyeliminowany, a administracja kraju uległaby rozprężeniu.

Ramzes przerwał swoje milczenie. — Obrzucić błotem moich bliskich to zhańbić władzę kraju, za który jestem odpowiedzialny. Starają się osłabić Egipt w momencie trudnej rozgrywki z krajem Cheta. Nie jest to zwykła sprawa o kradzież, nawet na wysokim szczeblu, ale gangrena, którą jak najprędzej trzeba powstrzymać. — Odszukajmy żeglarza, który złożył mi wizytę — zaproponował Ameni. — Zajmę się tym — powiedział Serramanna. — Ten łajdak doprowadzi nas do swojego prawdziwego mocodawcy. — Oddaję się do dyspozycji Serramanny — oświadczył Setau. — Jestem to winien Ameniemu. — Nie popełnijcie błędu — zażądał Ramzes. — Chcę mieć tego, kto jest mózgiem całej akcji. — A jeśli chodzi o Uri-Teszuba? — wtrącił Serramanna. — Jestem przekonany, że on ma tylko jedno pragnienie, zemścić się. — Nie, to niemożliwe — zaprotestował Ameni. — Ten Hetyta nie zna wystarczająco dobrze funkcjonowania egipskiej administracji, aby zorganizować taką nielegalną sprzedaż towarów. Uri-Teszub zdecydowany stanąć na przeszkodzie małżeństwu Ramzesa z córką Hattusila, który odsunął go od władzy... Król nie odrzucił sugestii dowódcy swojej straży. — Uri-Teszub mógł mieć jakiegoś wykonawcę swoich rozkazów — nalegał Serramanna. — Dajmy pokój dyskusjom — uciął Ramzes. — Uruchomijcie na nowo śledztwo, i to szybko. Ty, Ameni, będziesz pracował w sali przylegającej do pałacu. — Ale... dlaczego?

— Ponieważ jesteś oskarżony o korupcję i uwięziony. Przeciwnik powinien być przekonany, że jego plan się powiódł.

29 Gwałtowny i lodowaty wicher omiatał obronne mury Hattusas, podobnej do twierdzy stolicy hetyckiego imperium. Na płaskowyżu Anatolii jesień nagle przemieniała się w zimę. Ulewne deszcze sprawiły, że drogi stały się błotniste i nieprzejezdne nawet dla kupców. Wrażliwy na zimno Hattusil krył się przy kominku, popijając grzane wino. List, który otrzymał od Ramzesa, niebywale go uradował. Nigdy więcej kraj Cheta i Egipt nie będą w stanie wojny. Chociaż rozwiązania siłowe bywały niekiedy konieczne, on, Hattusil, wolał dyplomację. Kraj Cheta był

starzejącym się imperium, wyczerpanym zbyt częstymi wojnami, a od czasu traktatu zawartego z Ramzesem lud przyzwyczaił się do pokoju. Nareszcie wróciła Putuhepa. Królowa spędziła wiele godzin w świątyni Burzy, zasięgając rady wyroczni. Piękna, majestatyczna, wielka kapłanka była powszechnie szanowaną władczynią nawet przez generałów. — Jakie wieści? — spytał zaniepokojony Hattusil. — Złe. Pogoda jeszcze się pogorszy, temperatura spadnie. — A ja mam ci do oznajmienia cud! Król pomachał papirusem przysłanym z Pi-Ramzes. — Ramzes ostatecznie się zgodził? — Ponieważ uroczystość jego odrodzenia została już odprawiona — bo Ramzes na jej czas symbolicznie poślubił swoją córkę, by móc celebrować

rytuały — teraz nasz brat faraon wyraził zgodę, aby poślubić naszą córkę. Hetytka władczynią Dwóch Ziem... Nigdy nie sądziłem, że to marzenie się spełni! Putuhepa uśmiechnęła się. — Potrafiłeś ukorzyć się przed Ramzesem. — Za twoją radą, moja droga... Za twoją rozumną radą. Słowa nie mają żadnego znaczenia, najważniejsze było to, by osiągnąć nasz cel. — Na nieszczęście niebo rozgniewało się na nas. — Pogoda w końcu się poprawi. — Wyrocznie nie są tak optymistyczne. — Jeśli zbyt długo będziemy zwlekać z wysłaniem mu córki, Ramzes może pomyśleć, że to jakiś manewr. — Co robić, Hattusilu? — Powiedzieć mu prawdę i poprosić o pomoc. Wiedza magów Egiptu jest niezrównana. Niech uspokoją żywioły i przetrą drogi. Napisz zaraz do naszego ukochanego brata.

Wielki kapłan Ptaha, Cha, o twarzy kanciastej i surowej, z wygoloną czaszką, a stąpający czasem trochę sztywno z powodu bolących stawów, przechadzał się po ogromnej nekropolii w Sakkarze, gdzie czuł się lepiej niż w świecie żywych. Starszy syn Ramzesa rzadko opuszczał najstarszą część Memfis. Epoka piramid go fascynowała i Cha spędzał długie godziny na przyglądaniu się trzem olbrzymim budowlom na płaskowyżu w Gizie, piramidom wzniesionym przez Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa. Kiedy słońce, sięgało zenitu, ich fasady pokryte białym wapieniem odbijały światło i rzucały blask na świątynie pogrzebowe, ogrody i pustynię. Będące ucieleśnieniem pierwotnego kamienia wyłonionego z oceanu początków

podczas pierwszego na świecie poranka piramidy były też skamieniałymi promieniami słońca, które przechowywały nienaruszoną energię I Cha odkrył jedną z ich prawd, że, każda piramida była literą wielkiej księgi mądrości, której poszukiwał w starożytnych archiwach. Jednakże wielki kapłan był zatroskany Piramida króla Unasa, znajdująca się nieopodal olbrzymiego zespołu architektonicznego Dżesera z górującą w nim piramidą schodkową, wymagała pilnych prac remontowych. Pochodząca z końca piątej dynastii, a zatem luząca ponad tysiąc lat, szacowna budowla doznała poważnego uszczerbku i koniecznie należało wymienić wiele bloków w powierzchni jej ścian. Tutaj w Sakkarze wielki kapłan Cha prowadził rozmowę z duchami przodków. Przebywając w kaplicach, gdzie mieściły się ich wieczne siedziby, odczytywał kolumny hieroglifów, które pizypominały o pięknych drogach tamtego świata i o szczęśliwym losie tych którzy posiadali „głos sprawiedliwy", ponieważ prowadzili życie zgodne z Zasadą Maat. Odcyfrowując owe wyryte napisy, Cha ożywiał na nowo mieszkańców grobowców, którzy przebywali w świecie milczenia. Wielki

kapłan Ptaha

okrążał piramidę

Unasa,

kiedy zobaczył

zbliżającego się ojca. Czyż Ramzes nie był podobny do owych świetlistych zjaw, które o pewnych godzinach dnia ukazują się wróżbitom? — Jakie masz plany, Cha? — Teraz chciałbym przyspieszyć odnowienie piramid Starego Państwa które wymagają pilnej naprawy. — Czy odnalazłeś księgę Thota? — Fragmenty... Ale jestem uparty. Tyle skarbów znajduje się w Sakkarze, że będę potrzebował na to długiego życia. — Masz dopiero trzydzieści osiem lat. Czyż Ptahhotep nie czekał do stu dziesięciu, żeby napisać swoje Maksymy?

— W tym miejscu, ojcze, wieczność karmi się czasem ludzi i przekształciła go w żyjące kamienie. Czyż te kaplice, te hieroglify, ci wszyscy, którzy oddają cześć tajemnicy życia i składają jej ofiarę, nie są najlepszą cząstką naszej cywilizacji?

— Czy myślisz czasem o sprawach państwa, synu? — Dlaczego miałbym się tym martwić, skoro ty rządzisz? — Lata mijają, Cha, i ja też stąd odejdę ku krainie, która miłuje ciszę. — Wasza Królewska Mość, dopiero co się odrodziłeś, a za trzy lata jeszcze lepiej przygotuję następną uroczystość. — Nie wiesz nic o administracji, gospodarce, armii... — Nie mam zupełnie zamiłowania do tych spraw. Czy rygorystyczne sprawowanie obrzędów nie jest podstawą naszej społeczności? Szczęście naszego kraju od tego zależy i dlatego coraz bardziej chcę się poświęcić tej dziedzinie. Czy uważasz, że idę niewłaściwą drogą?

Ramzes wzniósł oczy ku szczytowi piramidy Unasa. — Szukać tego, co w górze, tego, co służy życiu, to zawsze znaczy kroczyć dobrą drogą, ale faraon jest zmuszony schodzić do świata podziemi, by tam stawiać czoło monstrum, które usiłuje wysuszyć Nil i zniszczyć świetlistą barkę. Gdyby nie podjął się tej codziennej walki, jakie rytuały by odprawiano? Cha dotknął kamienia sprzed tysiąca lat, jak gdyby on zasilał jego myśl. — W jaki sposób mogę pomóc faraonowi? — Król Hetytów pragnie wysłać swoją córkę do Egiptu, abym ją poślubił, ale w Anatolii panuje tak okropna pogoda, że uniemożliwia podróż orszaku.

Hattusil prosi o pomoc naszych magów, aby uzyskali od bóstw polepszenie klimatu. Wyszukaj jak najszybciej tekst, który pozwoli mi zadośćuczynić jego żądaniom.

Tutaj, gdzie schronił się Rerek, kapitan barki, nikt nie będzie mógł go wytropić. Po złożeniu wizyty jakiemuś bladolicemu skrybie i wygłoszeniu przed nim mowy bez ładu i składu, za radą swojego mocodawcy osiadł na pewien czas w azjatyckiej dzielnicy Pi-Ramzes. Usługa ta została dobrze opłacona, o wiele lepiej niż trzymiesięczna praca na Nilu. Rerek widział się potem ponownie ze swoim szefem, bardzo zadowolonym z wykonanego zadania. Według niego cel został osiągnięty. Był tylko niewielki kłopot, mocodawca wymagał, aby Rerek zmienił wygląd. Żeglarz, dumny ze swojej brody i ze swojego zarostu, usiłował się opierać. Chodziło jednak o jego bezpieczeństwo i dał się przekonać. Ogolony, pod innym nazwiskiem, miał podjąć służbę na Południu, a policja na zawsze straciłaby jego ślad. Rerek przesypiał całe dnie na pięterku niewielkiego białego domu. Gospodyni budziła go, gdy przychodził nosiwoda, i przynosiła mu płaskie okrągłe placki nadziewane czosnkiem i cebulą, które ogromnie lubił. — Golarz przyszedł na placyk — powiadomiła go. Kapitan przeciągnął się. Ogolony, będzie wydawał się mniej męski i o wiele trudniej będzie mu zjednywać sobie młode kobiety, na szczęście będzie miał inne, jeszcze bardziej przekonujące argumenty. Rerek wyjrzał przez okno. Na małym placyku golarz rozstawił cztery paliki podtrzymujące płótno mające chronić przed palącym słońcem, a pod tym prowizorycznym dachem widać było dwa stołki: wyższy dla niego, niższy dla klienta.

Do golarza zgłosiło się około dziesięciu mężczyzn, trzeba będzie zatem długo czekać. Trzech z nich grało w kości, inni rozsiedli się wsparci plecami o ścianę domu. Rerek położył się i znowu zasnął. Potrząsała nim gospodyni. — Zejdź już! Jesteś ostatni. Tym razem dość wykrętów. Z przymkniętymi jeszcze oczyma kapitan zszedł ze schodów, przekroczył próg skromnego domku i dotarł do namiotu golarza. Usiadł na stołku o trzech nogach, który zaskrzypiał pod jego ciężarem. — Jak sobie życzysz? — zapytał golarz. — Ogolisz mi całkowicie brodę i policzki. — Taką piękną brodę jak ta? — To moja sprawa. — Za pozwoleniem, jak mi zapłacisz? — Parę sandałów z papirusu. — To sporo pracy... — Jeśli ci nie odpowiada, pójdę do kogo innego. — Jakoś się ugodzimy, jakoś się ugodzimy... Golarz zwilżył skórę mydlaną wodą, przesunął brzytwą po lewym policzku, aby sprawdzić, czy jest dostatecznie ostra, potem nagłym, ale dobrze wymierzonym ruchem przystawił ją do szyi żeglarza. — Jeśli będziesz próbował uciekać, Rerek, jeśli będziesz kłamał, poderżnę ci gardło. — Kto... kto ty jesteś? Setau zadrasnął skórę, kilka kropel krwi potoczyło się na tors żeglarza. — Ktoś, kto cię zabije, jeśli nie odpowiesz. — Pytaj!

— Czy znasz kapitana barki ze szramą na lewym przedramieniu i o kasztanowych oczach? — Znam... — A panią Szerit? — Tak, pracowałem dla niej. — Kto jest twoim mocodawcą? — Nazywa się... Ameni. — Zaprowadzisz mnie do niego.

30 Z twarzą uroczystą, ale rozjaśnioną lekkim uśmiechem, Cha zjawił się przed Ramzesem, który siedział w swoim biurze. — Przez trzy dni i trzy noce szukałem w Domu Życia w Heliopolis, Wasza Królewska Mość, i znalazłem księgę zaklęć, która rozproszy burzowe chmury nad krajem Cheta. Są to wysłannicy bogini Sechmet, którzy rozsie

wają w powietrzu swoje miazmaty i nie pozwalają słońcu przebić się przez chmury. — Jak temu zaradzić? — Bez przerwy i aż do skutku trzeba recytować specjalne litanie mające uspokoić Sechmet, a kiedy bogini przywoła z powrotem swoich emisariuszy, którzy mieli udać się do Azji, niebo się rozjaśni. Kapłan i kapłanki Sechmet już się tym zajmują. Dzięki wibracjom ich śpiewów i

niewidzialnym skutkom obrzędów możemy spodziewać się szybkiego rezultatu. Cha wychodził, kiedy nadbiegał Merenptah. Obaj bracia przywitali się serdecznie. Król

obserwował

swoich

synów,

tak

odmiennych

i

tak

się

dopełniających. Ani jeden, ani drugi nie rozczarował go. Czyż Cha nie zaczyna, na swój sposób, działać jak mąż stanu? Cha posiadał wzniosłość myśli, niezbędną, aby sprawować rządy, Merenptah siłę konieczną, by wydawać rozkazy. Jeśli chodzi o córkę monarchy, Meritamon powróciła do Teb i tam przewodniczyła rytuałom ożywiania królewskich posągów w sanktuarium Setiego i równocześnie w świątyni milionów lat Ramzesa. Faraon podziękował bogom, że ofiarowali mu troje tak wyjątkowych dzieci, z których każde, zgodnie ze swoją naturą, przekazywało ducha egipskiej cywilizacji, większą wagę przywiązując do jej wartości niż do swojej własnej osoby. Merenptah skłonił się przed faraonem. — Wzywałeś mnie, Wasza Królewska Mość. — Córka Hattusila i Putuhepy przygotowuje się, aby opuścić hetycką stolicę i udać do Pi-Ramzes. Według dyplomatycznego protokołu zostanie wielką małżonką królewską i związek ten ostatecznie przypieczętuje pokój między krajem Cheta a Egiptem. Ten pakt może nie wszystkim się spodobać. Twoim zadaniem będzie czuwanie nad bezpieczeństwem księżniczki, od chwili kiedy orszak pozostawi za sobą terytorium kontrolowane przez Hetytów i wjedzie do naszych protektoratów. — Polegaj na mnie, Wasza Królewska Mość. Ilu ludzi mogę zabrać? — Tylu, ilu uznasz za konieczne.

— Armia nie będzie użyteczna, bo posuwa się zbyt powoli i jest za ciężka.

Wybiorę

około

setki

doświadczonych

żołnierzy,

dobrze

uzbrojonych i znających te okolice, a także kilku posłańców na najlepszych koniach. W przypadku napaści będziemy umieli stawić opór. Będę też w regularnych odstępach przesyłał ci wiadomości, Wasza Królewska Mość. Jeśli posłaniec się opóźni, najbliższa forteca natychmiast wyśle pomoc. — To misja najwyższej wagi, Merenptahu. — Nie zawiodę cię, ojcze. * Od samego rana strugi deszczu spadły na Hattusas, grożąc zalaniem dolnego miasta. Mieszkańcy zaczynali się już niepokoić, kiedy przemówiła do nich królowa Putuhepa. Nie tylko kapłani hetyccy ustawicznie błagali boga Burzy o łaskę, ale zwrócono się również o pomoc do magów Egiptu. Przemowa Putuhepy uspokoiła ludzi. Kilka godzin później deszcz ustał. Ciężkie czarne chmury znieruchomiały na niebie, ale jasny pas błękitu pojawił się na południu. Można było już myśleć o wyjeździe księżniczki. Królowa udała się do apartamentów córki. Dwudziestopięcioletnia księżniczka miała surową piękność Anatolijek: jasne włosy, oczy czarne o migdałowym kształcie, cienki, prawie spiczasty nos, perłową cerę. Była raczej wysoka, o delikatnych nadgarstkach, a głowę nosiła wysoko, zgodnie ze swoim królewskim pochodzeniem. Wyglądała bardzo zmysłowo, a każdy jej nawet najmniejszy ruch, lekko ociężały, wyrażał odwieczną kobiecość, gotową, by się ofiarować i w tej samej chwili cofnąć. I nie było dygnitarza, który by nie marzył o jej poślubieniu. — Pogoda się poprawiła — powiedziała Putuhepa. Księżniczka czesała sama swoje długie włosy, żeby je następnie nasączyć wonnościami.

— A zatem muszę przygotować się do wyjazdu. — Niepokoisz się? — Wprost przeciwnie! Będę pierwszą Hetytką, która poślubi faraona, i to jakiego faraona! Ramzesa Wielkiego, którego sława przygasiła wojenny zapał Hetytów... Nawet w moich najbardziej szalonych marzeniach nie widziałam dla siebie bardziej bajkowego losu! Putuhepa była zaskoczona. — Rozstaniemy się wkrótce na zawsze i nie zobaczysz już nigdy swojego kraju... Czyż to nie ból? — Jestem kobietą i jadę, by poślubić Ramzesa, żyć na ziemi opromienionej przez bogów, panować na pełnym przepychu dworze, cieszyć się niebywałym bogactwem, rozkoszować urokiem niezrównanego klimatu, czy ja zresztą wiem, czym jeszcze? Ale samo małżeństwo z Ramzesem mi nie wystarczy. — Co chcesz przez to powiedzieć? — Chcę go także uwieść. Faraon nie myśli o mnie, ale o dyplomacji i o pokoju, jakbym była tylko punktem traktatu! Sprawię, że zmieni zdanie. — Możesz się rozczarować. — Czy jestem głupia i brzydka?

— Ramzes nie jest już młodym mężczyzną. Może nie spojrzy nawet na ciebie. — Mój los należy do mnie i nikt nie może się mną posługiwać. Jeśli nie nadaję się, by zdobyć Ramzesa, komu potrzebne to wygnanie?

— Twoje małżeństwo zapewni pomyślność dwóch wielkich narodów.

— Nie będę ani sługą, ani nie zamknę się w świątyni, ale zostanę wielką małżonką królewską. Ramzes zapomni o moim pochodzeniu, będę rządziła u jego boku, a każdy Egipcjanin padnie przede mną na twarz. — Życzę ci tego, moja córko. — Takie jest moje pragnienie, matko. A ono wcale nie jest mniej ważne niż twoje. Słońce, chociaż słabe, pojawiło się znowu. Nastała zima, razem z wiatrami i chłodem, ale droga wiodąca do protektoratów egipskich będzie wkrótce przejezdna. Putuhepa chciałaby jeszcze porozmawiać serdecznie ze swoją córką, ale czyż przyszła żona Ramzesa nie stała się cudzoziemką we własnym domu?

Raia nie mógł się uspokoić. Gwałtowna kłótnia poróżniła go z Uri-Teszubem i dwaj mężczyźni rozeszli się, nie uzgodniwszy wspólnego stanowiska. Zdaniem byłego głównodowodzącego hetyckiej armii obecność córki Hattusila można będzie wykorzystać na zgubę Ramzesa i nie należało przeszkadzać księżniczce w przybyciu

do

Egiptu.

Raia,

wprost

przeciwnie,

uważał,

że

to

dyplomatyczne małżeństwo ostatecznie stłumi wszelkie wojenne zapędy. Hattusil, rezygnując z walki, podjął grę Ramzesa. Raia miał ochotę rwać włosy ze swojej spiczastej bródki i rozedrzeć swoją tunikę w kolorowe paski, tak dręczyła go ta perspektywa. Nienawiść do Ramzesa stała się głównym celem jego życia i był gotów podjąć każde ryzyko, byle tylko obalić tego faraona, którego olbrzymie posągi królowały w największych świątyniach kraju. Nie, temu monarsze nie będzie się dłużej udawało wszystko, czego się podejmie!

31 Uri-Teszub przysypiał, syty komfortu i przyjemności życia. On, Raia, nie zatracił instynktu walki. Ramzes był tylko człowiekiem i w końcu ulegnie pod serią ciosów wymierzonych z siłą i precyzją: Najpilniejsze zadanie to przeszkodzić hetyckiej księżniczce w dotarciu do Pi-Ramzes. Nie uprzedzając Uri-Teszuba i jego hetyckich przyjaciół, Raia zorganizuje zamach przy pomocy Malfiego. Kiedy wódz libijskich szczepów dowie się, że na czele korpusu ekspedycyjnego stanie Merenptah, syn Ramzesa, zaraz nabierze na to ochoty. Za jednym pociągnięciem pozbędą się hetyckiej księżniczki i młodszego syna króla. Cóż to będzie za piorunujący cios! Nikogo z orszaku nie pozostawią przy życiu. Faraon będzie sądził, że to zryw dumy jakiegoś odłamu hetyckiej armii, przeciwnego pokojowi. Na ziemi trzeba będzie rozrzucić charakterystyczną broń i pozostawić kilka trupów wieśniaków przebranych za żołnierzy Hattusila. Oczywiście, bitwa będzie bezlitosna i szeregi libijskie też poniosą straty, ale Malfiego nie powstrzyma laki drobiazg. Perspektywa akcji brutalnej, krwawej i zwycięskiej podnieci tylko wojennego wodza. Hattusil straci córkę, Ramzes syna. I obaj władcy pomszczą zniewagę w konflikcie jeszcze gwałtowniejszym niż poprzednio. Nie ma już Aszy, który załagodziłby napięcia. Uri-Teszub stanie przed faktem dokonanym. Albo uzna swój błąd i będzie współpracował, albo zostanie usunięty. Rai nie brakowało pomysłów, jak drążyć państwo egipskie od wewnątrz, i Ramzes nic będzie miał ani jednego dnia wytchnienia. Zastukano do drzwi od tylnego pomieszczenia, gdzie kupiec właśnie ustawiał rządkiem swoje najcenniejsze wazy. O tej spóźnionej porze mogło chodzić tylko o jakiegoś klienta. — Kto tam?

— Kapitan Rerek. — Nie chcę cię tutaj widzieć! — Wpadłem, ale udało mi się uciec... Muszę z tobą pomówić. Raia uchylił drzwi. Syryjski kupiec zaledwie zdołał niewyraźnie dojrzeć twarz kapitana. Pchnięty w plecy żeglarz wpadł na Raię tak mocno, że ten upadł do tyłu. Serramanna i Setau wtargnęli z impetem do wnętrza. Sardyński olbrzym zwrócił się do kapitana Rereka. — Jak nazywa się ten człowiek? — zapytał, wskazując na Raię. — Ameni — odpowiedział żeglarz. Z rękoma unieruchomionymi w drewnianych kajdankach i kostkami u nóg skrępowanymi sznurem Rerek musiał stać w miejscu. Raia, wykorzystując ciemność, która panowała w głębi magazynu, prześlizgnął się jak wąż i wdrapał po drabinie prowadzącej na dach. Przy odrobinie szczęścia miałby szansę uciec swoim prześladowcom. Siedząca na występie dachu piękna Nubijka wpatrywała się w niego surowym wejrzeniem. — Nie idź dalej. Raia wyciągnął sztylet z prawego rękawa tuniki. — Usuń się albo cię zabiję! Gdy rzucał się naprzód z ramieniem wzniesionym do uderzenia, plamista żmija ugryzła go w prawą piętę. Ból był tak dojmujący, że Raia wypuścił broń, uderzył o gzyms, stracił przytomność i zleciał w próżnię. Kiedy Serramanna pochylał się nad syryjskim kupcem, na jego twarzy pojawił się wyraz niechęci. Przy upadku Raia złamał sobie kark.

31 Rozmarzona, zadowolona z porywczości swojego kochanka, pani Tanit złożyła głowę na potężnym torsie Uri-Teszuba. — Przytul mnie jeszcze raz, proszę! Hetyta już miał ulec, ale powstrzymał go odgłos kroków. Wstał i wyciągnął z pochwy swój krótki miecz. Ktoś zastukał do drzwi sypialni. — Kto tam? — Zarządca. — Nakazałam, żeby nam nie przeszkadzano! — złościła się pani Tanit. — To przyjaciel twojego męża... Twierdzi, że to pilne. Fenicjanka przytrzymała Uri-Teszuba za przegub ręki. — To może być zasadzka. — Mam czym się bronić. Uri-Teszub przywołał Hetytę, który pełnił straż w ogrodzie willi. Dumny ze służby dla byłego głównodowodzącego, wartownik po cichu zdał raport i się ulotnił. Kiedy jej kochanek powrócił do sypialni, pani Tanit rzuciła mu się na szyję i obsypała pocałunkami. Ale odczuła, że jest czymś zaniepokojony, odsunęła się i dała mu do wypicia czarkę chłodnego wina. — Co się stało? — Nasz przyjaciel Raia nie żyje. — Jakiś wypadek? — Spadł z dachu, usiłując wymknąć się Serramannie. Fenicjanka zbladła. — Ten przeklęty Sardyńczyk! Ale on... może dotrzeć do ciebie! — Możliwe. — Musisz uciekać, natychmiast uciekać!

— Nie. Zwłaszcza teraz nie. Serramanna czyha na mój najmniejszy błąd. Jeśli Raia nie zdążył nic powiedzieć, pozostaję poza zasięgiem. Śmierć tego syryjskiego kupca jest raczej dobrą nowiną... Zaczynał tracić zimną krew... Teraz już go nie potrzebuję, bo mam bezpośredni kontakt z Libijczykami. — A gdybyśmy... zadowolili się naszym szczęściem? UriTeszub gwałtownie ścisnął ramię pani Tanit. — Ciesz się, że jesteś żoną uległą i milczącą, a uczynię cię szczęśliwą. Kiedy rzucił ją na łoże, zapomniała o wszystkim.

Myśliwi rozkładali przed Teszonkiem skóry upolowanych przez siebie zwierząt. Libijczyk osobiście wybierał surowiec. Miał zaufanie tylko do swojej własnej oceny i okazywał się nadzwyczaj wybredny, odrzucając trzy czwarte proponowanego towaru. Rano ofuknął dwóch myśliwych, którzy przynieśli mu skóry podłego gatunku. Nagle ktoś cisnął mu pod nogi tunikę w kolorowe paski. — Poznajesz ją? — zapytał Serramanna. Libijczyk chwycił się rękoma za swój okrągły brzuch, który nagle zaczął go boleć. — To... często noszona szata. — Obejrzyj ją uważnie. — Zapewniam cię... Nie dostrzegam nic więcej... — Pomogę ci, Teszonk, bo wydajesz mi się sympatyczny. Ta tunika należała do syryjskiego kupca, Rai, podejrzanego typa, który nie miał spokojnego sumienia i głupio zginął w czasie próby ucieczki. Można by powiedzieć, że sam przyznał się do swojej szpiegowskiej przeszłości. Jestem pewny, że musieliście być przyjaciółmi, albo raczej wspólnikami.

31 Ja nie odwiedzałem tego... — Nie przerywaj mi, Teszonk. Nie mam dowodów, ale nie wątpię, że zmarły Raia, ty i Uri-Teszub byliście w zmowie przeciwko Ramzesowi. Śmierć Syryjczyka jest ostrzeżeniem. Jeśli inni twoi sprzymierzeńcy będą próbowali nadal szkodzić królowi, skończą jak Raia. A teraz chciałbym odebrać moją należność. — Prześlę ci skórzaną tarczę i kosztowne sandały. — Zadowalający początek... Masz dla mnie nazwiska? — Wśród Libijczyków panuje spokój, dostojny Serramanno! Oni uznają władzę Ramzesa. — I niech tak postępują dalej. Na razie, Teszonk. Ledwie oddalił się koń Serramanny, Libijczyk, trzymając się rękoma za brzuch, popędził w ustronne miejsce.

Król Hattusil poróżnił się ze swoją żoną Putuhepa. Zazwyczaj królowa ceniła przebiegłość swojego małżonka i trafność jego zamysłów, ale tym razem starli się w gwałtownej sprzeczce. — Trzeba uprzedzić Ramzesa o wyjeździe naszej córki — nalegała Putuhepa.

,

— Nie — odrzekł Hattusil — należy wykorzystać sytuację, aby sprawdzić, czy zbuntowani żołnierze są zdolni do działań przeciwko mnie. — Przeciwko nam... Chcesz powiedzieć przeciw twojej córce i jej eskorcie. Czy zdajesz sobie sprawę, że zamierzasz użyć własnego dziecka jako przynęty? — Ona nie będzie na nic narażona, Putuhepo. W razie napaści nasi, najlepsi żołnierze, którzy pojadą z orszakiem, obronią ją i wybiją buntowników. W ten sposób upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu:

usuniemy resztę naszej zbrojnej opozycji politycznej i przypieczętujemy pokój z Ramzesem. — Moja córka nie powinna być wystawiona na żadne ryzyko. — Podjąłem już decyzję, wyjedzie jutro. Dopiero kiedy przejedzie przez kraj Cheta i dotrze do granicy strefy wpływów egipskich, powiadomi się Ramzesa o przybyciu jego przyszłej żony.

Jakże młoda księżniczka wydawała się krucha pośród hetyckich oficerów i żołnierzy przybranych w ciężkie pancerze i groźne kaski! Wyposażony w nową broń, młode konie i tryskający zdrowiem wyborowy oddział przeznaczony do eskorty wydawał się nie do pokonania. Król Hattusil wiedział, że jego córka będzie narażona na ryzyko, ale okazja była zbyt piękna. Czy naczelnik państwa nie powinien nade wszystko dbać o władzę, choćby czasem z uszczerbkiem dla swojej własnej rodziny? Na kilku wozach załadowano wiano księżniczki i dary dla Ramzesa Wielkiego: złoto, srebro, brąz, tkaniny i klejnoty. I jeden podarunek, który faraon szczególnie doceni — dziesięć wspaniałych koni. Ramzes będzie osobiście ich doglądać, a one będą miały zaszczyt ciągnąć na zmianę jego rydwan. Słońce świeciło jasno, było niezwykle ciepło. Pod zimowymi płaszczami żołnierze dusili się i pocili. Luty niespodziewanie przypomniał letnie miesiące. Ta anomalia nie mogła trwać długo, za kilka godzin bez wątpienia spadnie deszcz i zapełni cysterny. Księżniczka przyklękła przed swoim ojcem, który namaścił ją olejem zrękowinowym. — Ramzes sam będzie celebrował rytuał małżeńskiego pomazania — zapowiedział. — Szczęśliwej podróży, przyszła królowo Egiptu.

31 Orszak ruszył z miejsca. Za wozem, w którym zajęła miejsce młoda kobieta, jechał inny pojazd, tej samej wielkości i równie wygodny. Z tyłu na tronie z lekkiego drewna siedziała królowa Putuhepa. — Wyjeżdżam z moją córką — powiedziała do króla, przechodząc obok niego — i będę jej towarzyszyła aż do granicy.

Nieprzyjazne góry, strome drogi, budzące grozę wąwozy, gęste lasy, gdzie mógłby skrywać się napastnik... Królowa Putuhepa bała się w swoim własnym kraju. Oczywiście, żołnierze byli w ciągłym pogotowiu, a ich liczba powinna odstraszyć każdego wroga. Ale kraj Cheta tak długo był widownią krwawych wewnętrznych walk. Czy sam Uri-Teszub lub jeden z jego rywali nie będzie usiłował usunąć księżniczki, która była symbolem pokoju? Najbardziej uciążliwy był brak zimy. Przygotowany do tej pory roku organizm musiał znosić piekące słońce i suszę. Niezwykle znużenie sprawiało, że podróż była przygnębiająca. Putuhepa spostrzegła, że czujność eskorty słabła, a oficerowie tracili siły. Czy będą w stanie przeciwstawić się większej napaści? Księżniczka pozostawała niewzruszona, jak gdyby zagrożenie nie sprawiało na niej żadnego wrażenia. Dumna i wyniosła, wysyłała zwiadowców na rozpoznanie drogi, zawzięcie dążąc do osiągnięcia swojego celu. Kiedy szumiały sosny, a śpiew strumyka do złudzenia przypominał przemarsz uzbrojonych ludzi, Putuhepa zamierała ze strachu. Gdzie ukrywali się buntownicy? Jaką obrali strategię? Królowa Hetytów często budziła się w nocy, niecierpliwie wsłuchując się w każdy nawet najmniejszy podejrzany hałas, a w dzień bacznie obserwowała lasy, urwiste zbocza i brzegi rzek.

Księżniczka i jej matka nie rozmawiały ze sobą. Zamknięta w swoim milczeniu, córka Putuhepy odrzucała wszelki kontakt ze swoją dawną egzystencją. Dla niej kraj Cheta umarł, a przyszłość nazywała się Ramzes. Cierpiący z powodu upału, spragniony, wyczerpany orszak zostawił za sobą Kadesz i przybył do placówki granicznej w Aja w południowej Syrii. Tutaj, na obrzeżu terytorium kontrolowanego przez faraona, wznosiła się egipska forteca. Łucznicy zajęli pozycje na blankach, wielka brama zamknęła się. Sądzono, że to atak. Księżniczka zeskoczyła z wozu i dosiadła jednego z koni przeznaczonych dla Ramzesa. Na oczach zaskoczonej matki i dowódcy hetyckiego oddziału pogalopowała ku warowni i zatrzymała się u podnóża murów. Żaden łucznik egipski nie ośmielił się strzelić. — Jestem córką króla Hattusila i przyszłą królową Egiptu — oświadczyła. — Ramzes Wielki mnie oczekuje, aby odprawić nasze zaślubiny. Macie dobrze mnie przyjąć, w przeciwnym razie gniew faraona spali was jak ogień. Zjawił się komendant fortecy. — Za tobą jest armia! — Nie armia, tylko moja eskorta. — Ci hetyccy wojownicy są groźni. — Mylisz się, komendancie, powiedziałam ci prawdę. — Nie otrzymałem żadnego rozkazu ze stolicy. — Powiadomcie natychmiast Ramzesa o moim przybyciu.

Ameni zaziębił się. Oddychał z trudem, oczy miał zaczerwienione i zatkany nos. Lutowe noce były chłodne, a słabe słońce w ciągu dnia nie wystarczało, aby nagrzać powietrze. Ameni zamówił wprawdzie wielką

31 ilość drewna opałowego, ale dostawa się opóźniała. W bardzo kiepskim humorze już miał wyładować swoją złość na jednym z podwładnych, kiedy wojskowy ordynans położył mu na biurku wiadomość przysłaną z fortecy Aja w południowej Syrii. Kichając raz za razem, Ameni rozszyfrował zakodowany tekst, narzucił wełniany płaszcz na swoją suknię z grubego lnu, okręcił szyję chustką i mimo gorączki pobiegł do biura Ramzesa. — Wasza Królewska Mość... Niewiarygodna nowina! Córka Hattusila przybyła do Aja. Komendant fortecy czeka na twoje instrukcje. O tej późnej godzinie król pracował przy świetle oliwnych lampek ustawionych na wysokich ozdobnych postumentach z drewna sykomorowego. Płonęły jasnym płomieniem, nie filując, i rozrzucały łagodne i dobrze rozproszone światło. — To na pewno jakaś omyłka — ocenił Ramzes. — Hattusil uprzedziłby mnie o wyjeździe swojej córki. — Komendant fortecy pisze, że ma przed sobą hetyckie wojsko, które wyglądajak... orszak ślubny. Król przespacerował kilka kroków po swoim obszernym biurze ogrzewanym przez kosze z żarem. — Manewr, Ameni, manewr króla, aby sprawdzić zasięg swojej władzy w samym środku kraju Cheta. Był ciekaw, czy orszak zostanie zaatakowany przez zbuntowanych żołnierzy. — Na przynętę... własną córkę! — No, teraz Hattusil może się już uspokoić. Niech Merenptah niezwłocznie wyruszy do Syrii z korpusem ekspedycyjnym przeznaczonym do ochrony księżniczki. Nakaż komendantowi fortecy Aja, aby otworzył bramy i przyjął Hetytów.

— A jeśli... — Podejmę to ryzyko...

Ku wzajemnemu zaskoczeniu Hetyci i Egipcjanie zbratali się, razem narzekali, razem jedli i pili jak starzy towarzysze broni. Putuhepa uspokojona mogła powrócić do Hattusas, podczas gdy jej córka, w towarzystwie dygnitarzy i kilku hetyckich żołnierzy, pojedzie dalej ku PiRamzes pod opieką Merenptaha. Jutro nastąpi ostateczne rozstanie. Z oczami wilgotnymi od łez królowa spoglądała na córkę, piękną i pewną siebie — Czy nie odczuwasz żadnego żalu? — pytała Putuhepa. — Jeszcze nigdy nie byłam tak radosna! — Już się nie zobaczymy. — Takie jest prawo życia. Każdy ma swój los. A mój jest jak z bajki! — Bądź szczęśliwa, moje dziecko. — Już jestem! Putuhepa, zraniona, nawet nie przytuliła córki. Zerwały się ostatnie więzy. — To zupełnie niebywałe — stwierdził komendant fortecy Aja, zawodowy żołnierz o kwadratowej twarzy i chropowatym głosie. — O tej porze roku góry są zawsze pokryte śniegiem i codziennie powinien padać deszcz. Jeśli taka kanikuła potrwa dłużej, zacznie nam brakować wody w cysternach. — Szliśmy do was forsownym mars/cm — przypomniał Merenptah — i z żalem stwierdzam, że mam wielu chorych. Po drodze dużo źródeł i studni

31 było wyschniętych. Boję się narazić księżniczkę na tak niebezpieczną przygodę. — To zupełnie niebywałe — powtórzył komendant. — Jedynie któryś z bogów mógł wywołać takie zamieszanie. Merenptah domyślał się, że usłyszy taką opinię. — Obawiam się, że masz rację. Jest w tej fortecy posąg bóstwa opiekuńczego? — Tak, ale ono odpędza jedynie złe duchy z okolicy, ale nie ma dość mocy, aby zmienić klimat. Trzeba ubłagać bóstwo, którego siła jest podobna do siły nieba.

— Czy macie dosyć wody na naszą podróż powrotną? — Niestety, nie! Musicie tu zostać i czekać na deszcz. — Jeśli ta przemiana potrwa dłużej, nie będzie dość wody ani dla Egipcjan, ani dla Hetytów. — Jest zima, ta susza powinna prędko się skończyć. — Sam to zauważyłeś, komendancie, ona nie jest zgodna z prawami natury. Wyjazd jest ryzykiem, pozostanie tutaj również. Oficer zmarszczył czoło. — Ale... co możesz uczynić? — Powiadomić Ramzesa. On jeden potrafi pomóc.

Cha rozwinął na biurku Ramzesa trzy długie papirusy, które odnalazł w archiwach Domu Życia w Heliopolis. — Teksty mówią kategorycznie, Wasza Królewska Mość, jeden bóg panuje nad klimatem Azji: Set. Ale żaden z magów nie jest uprawniony, aby bezpośrednio nawiązać z nim kontakt. Tobie, i wyłącznie tobie,

przysługuje rozmowa z Setem, aby przywrócił pory roku na ich poprzednie miejsce. Jednakże... — Mów, synu. — Jednakże jestem przeciwny takiemu rozwiązaniu. Moc Seta jest niebezpieczna i nie daje się kontrolować. — Obawiasz się, że moja siła okaże się niewystarczająca? — Jesteś synem Setiego, ale zmiana klimatu wymaga posługiwania się błyskawicami,

piorunami

i

burzami...

Otóż,

reakcje

Seta



nieprzewidywalne. A Egipt cię potrzebuje. Wyślijmy do Syrii większą liczbę posągów bóstw i konwój z żywnością. — Wierzysz, że Set pozwoli im przejść? Cha spuścił głowę. — Nie, Wasza Królewska Mość. — A zatem nie pozostawia mi wyboru. Albo odniosę zwycięstwo w walce, którą mi proponuje, albo też Merenptah, hetycka księżniczka i wszyscy ich towarzysze umrą z pragnienia. Starszy syn Ramzesa nie znalazł żadnego argumentu, aby go przeciwstawić ojcu. — Jeśli nie wrócę ze świątyni Seta — rzekł faraon do Cha — bądź moim następcą i poświęć swoje życie dla Egiptu.

Księżniczka hetycka zajmująca pomieszczenia komendanta fortecy zażądała rozmowy z Merenptahem. Merenptah uznał, że jest podniecona i zbyt władcza, ale odnosił się do niej ze względami należnymi damie wysokiego rodu. — Dlaczego natychmiast nie jedziemy do Egiptu?

31 — Dlatego, że to niemożliwe, księżniczko. — Pogoda jest wspaniała. — To susza, która zapanowała w porze deszczowej, i brakuje nam wody. — Mimo to nie zapuścimy chyba korzeni w tej okropnej fortecy! — Niebo nam nie sprzyja. To wola bogów przykuła nas do tego miejsca. — Czy wasi magowie nie mogą nic uczynić? — Zwróciłem się o pomoc do największego z nich, do samego Ramzesa. — Jesteś bystrym mężczyzną, Merenptahu, pomówię o tobie z moim . mężem. — Miejmy nadzieję, księżniczko, że niebo wysłucha naszych próśb. — Nie miej co do tego wątpliwości! Nie przybyłem tutaj, aby umrzeć z pragnienia. Czyż niebo i ziemia nie są w mocy faraona?

Ani Setau, ani Ameniemu nie udało się zmienić decyzji monarchy. Podczas wieczornego posiłku Ramzes zjadł kawałek pieczonego udźca wołu, zwierzęcia będącego ucieleśnieniem siły Seta, i pił mocne wino z oaz będące pod protekcją tego samego boga. Potem po oczyszczeniu ust solą, wydzieliną Seta, zawierającą ziemski ogień konieczny do konserwowania pokarmów, oddał się rozmyślaniom przed posągiem swojego ojca, tego, który ośmielił się poprzez swoje imię nazwać ziemskim odpowiednikiem władcy burzy. Bez pomocy Setiego Ramzes nie miał żadnej szansy przekonać Seta. Jeden błąd, niedokładny rytualny gest, rozproszenie myśli, a uderzy piorun. Wobec pierwotnej siły prawość to jedyny oręż. Ta prawość, której Seti uczył Ramzesa, przygotowując go do funkcji faraona. Kiedy zapadła głęboka noc, król wszedł do świątyni Seta wybudowanej na ruinach miasta Awaris, znienawidzonej stolicy hyksoskiego najeźdźcy.

To miejsce było poświęcone ciszy i samotności i jedynie faraon mógł tutaj wkraczać bez obawy unicestwienia. W obecności boga Seta należało przezwyciężyć strach, potem zwrócić płomienny wzrok na świat, poznać jego gwałtowność i moc wstrząsów, zmienić się w pierwotną siłę w samym sercu wszechświata, tam gdzie nie dociera ludzki umysł. Na ołtarzu Ramzes postawił czarkę wina i miniaturową figurkę oryksa z drewna akacji. W oryksie, zwierzęciu, które potrafiło znosić upał pustyni i przetrwać w tym nieprzyjaznym środowisku, zamieszkiwał płomień Seta. — Niebo w twoich rękach — powiedział król do boga — ziemia pod stopami. Co rozkażesz, to się staje. Wywołałeś upał i suszę, zwróć nam zimę i deszcz. Posąg Seta nie poruszył się, jego oczy pozostały nieczułe. — To ja, Ramzes, syn Setiego, przemawiam do ciebie. Żaden bóg nie ma prawa wywracać porządku świata i obiegu pór roku, każdy z bogów musi się podporządkować Zasadzie. I ty też, jak inni. Oczy posągu zapłonęły czerwonym światłem, w sanktuarium nagle zrobiło się gorąco. — Nie kieruj twojej mocy przeciwko faraonowi. W nim są zjednoczeni Horus i Set. Jesteś we mnie i wykorzystuję twoją siłę, aby pokonać ciemności i odrzucić nieład. Bądź mi posłuszny, Secie, spraw, aby na krainy Północy spadł deszcz!

Niebo pokryło się zygzakami błyskawic i nad Pi-Ramzes rozległ sic grzmot. Noc walki rozpoczęła się.

33 Księżniczka stanęła przed Merenptahem. — To czekanie jest nie do zniesienia! Poprowadź mnie natychmiast do Egiptu! — Mam rozkaz zapewnić ci bezpieczeństwo. Tak długo, jak będzie trwała ta niezwykła susza, nieostrożnością byłoby wyruszyć w drogę. — Dlaczego faraon nie interweniuje? Kropla wody spadła na lewe ramię księżniczki, druga rozbiła się na jej prawej dłoni. Oboje z Merenptahem jednocześnie podnieśli wzrok ku niebu, które ściemniło się i pokryło czarnymi chmurami. Błyskawica przebiła groźnie wyglądające obłoki, po niej rozległy się huki grzmotu i rozszalała się gwałtowna ulewa. W ciągu kilku minut temperatura spadła. Zima, chłodna i deszczowa, zgodnie z następstwem por roku przepędziła lato i suszę. — Oto odpowiedź Ramzesa — powiedział Merenptah. Hetycka księżniczka odchyliła głowę do tyłu, otworzyła usta i chciwie piła wodę z niebios. — Jedźmy, jedźmy prędko!

Ameni chodził pod drzwiami królewskiej sypialni. Setau, zasępiony, siedział ze skrzyżowanymi rękami i wpatrywał się uporczywie przed siebie. Cha odczytywał z magicznego papirusu formuły i monotonnie recytował je w myśli. Co najmniej dziesiąty raz Serramanna czyścił swój krótki miecz gałgankiem nasączonym lnianym olejem.

— O której godzinie faraon wyszedł ze świątyni? — zapytał Setau. — O świcie — odpowiedział Ameni. — Czy rozmawiał z kimś?

— Nie, nie wypowiedział ani słowa — oświadczył Cha. — Zamknął się w swojej sypialni. Wezwałem naczelnego medyka królestwa i zgodził się ją wpuścić. — Ona bada go już ponad godzinę! — denerwował się Setau. — Oparzenia Seta zawsze są groźne, niezależnie od tego, czy są widoczne, czy nie — zaznaczył wielki kapłan. — Zaufajmy wiedzy Neferet. — Dałem jej wiele leków na uzdrowienie serca — przypomniał Setau. Nareszcie

drzwi

się

otworzyły.

Czterej

mężczyźni otoczyli Neferet. — Ramzesowi nie grozi niebezpieczeństwo — stwierdziła. — Dzień odpoczynku i faraon na nowo będzie mógł podjąć normalny tok swoich zajęć. Ubierzcie się ciepło, zaraz będzie zimno i dżdżysto. Deszcz zaczął padać nad Pi-Ramzes.

Zgodni jak bracia, Egipcjanie i Hetyci pod komendą Merenptaha przeszli przez Kanaan, potem wybrali boczną drogę u podnóża Synaju i wkroczyli do Delty. Zatrzymywano się w niewielkich fortach i na każdym postoju odbywało się święto. W czasie podróży wielu żołnierzy zmieniło oręż na trąbki, flety i tamburyny. Hetycka księżniczka chciwie pochłaniała oczami zieleniejące krajobrazy, zachwycała

się

gajami

palmowymi,

żyznymi

polami,

kanałami

nawadniającymi, gąszczami papirusów. Świat, który odkrywała, w niczym

nie przypominał surowego płaskowyżu anatolijskiego, gdzie spędziła młodość. Kiedy orszak przybliżył się tak, że widać go już było z Pi-Ramzes, ulice były czarne od tłumu. Nikt nie potrafił powiedzieć, jak rozeszła się nowina, ale każdy wiedział, że córka króla hetyckiego imperium za chwilę uroczyście wjedzie do Pi-Ramzes, stolicy Ramzesa Wielkiego. Bogaci zmieszali się z biedakami, notable ocierali się o zwykłych ludzi, radość otwierała serca. — Nadzwyczajne — skomentował Uri-Teszub stojący razem z żoną w pierwszym szeregu widzów. — Ten faraon dokonał rzeczy niemożliwej. — Sprawił, że spadł deszcz, i pokonał boga Seta — przypomniała pani Tanit, również olśniona. — Jego moc nie ma granic. — Ramzes jest wodą i powietrzem dla swojego ludu — dorzucił kamieniarz. — Jego miłość podobna jest do chleba, który jemy, i do tkanin, w które się odziewamy. Jest ojcem i matką dla całego kraju! — Jego wzrok zgłębia umysły i przenika dusze — przelicytowała go kapłanka bogini Hathor. Uri-Teszub czuł się pokonany. Jak walczyć przeciw faraonowi, w którym zamieszkiwała nadnaturalna moc? Ramzes rozkazywał siłom natury, zmieniał pogodę nawet w Azji, panował nad całymi zastępami bóstw opiekuńczych, zdolnych pokonać każdą armię! I tak jak to przeczuł Hetyta, nic nie mogło stanąć na przeszkodzie szczęśliwemu przybyciu córki króla Hattusila. Wszelki atak na orszak z góry skazany był na niepowodzenie. Były głównodowodzący anatolijskich wojowników opanował się. Nie będzie przecież tak jak inni ulegał magii Ramzesa! Jego celem, jego jedynym celem jest obalenie tego człowieka, który zrujnował mu karierę i

sprowadził dumnego Hetytę do stanu wasala. Niezależnie od swoich mocy faraon nie jest

bogiem, ale człowiekiem wraz z jego słabościami i ograniczeniami. Upojony zwycięstwami i popularnością, Ramzes w końcu utraci zdolność trzeźwego myślenia, czas obróci się przeciw niemu. A jeszcze do tego miał poślubić hetycka księżniczkę! W jej żyłach płynęła krew nieujarzmionego i żądnego odwetu narodu. Sądząc, że poprzez ten związek ostatecznie przypieczętuje pokój, Ramzes być może popełniał wielki błąd. — Oto ona! — zawołała pani Tanit, a jej okrzyk powtórzyło entuzjastycznie tysiące piersi. W głębi swojego wozu księżniczka skończyła makijaż. Pomalowała powieki zieloną szminką na bazie malachitowego pyłu i nakreśliła za pomocą patyczka szminką sporządzoną z galenitu, srebra i węgla drzewnego czarny owal dookoła oczu. Obejrzała uważnie swoje dzieło w lusterku i była z niego zadowolona. Ręka jej nie zadrżała. Przy pomocy Merenptaha młoda Hetytka zeszła z wozu. Jej piękność zadziwiła tłum. W zielonej długiej sukni, która podnosiła jeszcze urodę jej perłowej cery, księżniczka miała wygląd królowej. Nagle wszystkie głowy zwróciły się ku głównej alei miasta, skąd dochodził charakterystyczny odgłos pędzącego rydwanu. Ramzes Wielki przybywał na spotkanie swojej przyszłej małżonki. Dwa konie, młode i ogniste, były potomkami pary, która razem z lwem Zabijaką okazała się jedynym sojusznikiem faraona pod Kadesz, kiedy żołnierze opuścili go w obliczu hetyckiego ataku. Oba wspaniałe rumaki zostały przyozdobione pękami czerwonych piór, zabarwionych na

34 niebiesko na końcach, a grzbiety miały okryte kapami w kolorze czerwonym, niebieskim i zielonym. Wodze zostały przymocowane do pasa monarchy, który w prawej ręce trzymał berło światła. Złocisty rydwan zbliżał się szybko i bez wstrząsów. Ramzes kierował swoimi końmi intonacją głosu. Przybrany w błękitną koronę, która przypominała o niebiańskim pochodzeniu władzy faraonów, monarcha wydawał się cały błyszczeć od złota. Tak, był słońcem, które weszło na swój szlak, oświecając poddanych promieniami. Kiedy rydwan zatrzymał się na kilka metrów przed hetycka księżniczką, szare chmury rozstąpiły się i słońce, jako niepodzielny władca, zapanowało na niespodziewanie błękitnym niebie. Czyż to nie Ramzes, Syn światłości, był sprawcą tego nowego cudu? Młoda kobieta przez cały czas miała spuszczone oczy. Król zauważył, że była skromna. Delikatny naszyjnik ze srebra, cienkie bransolety z tego samego metalu, suknia bez ozdób... Brak błyskotek podnosił urodę jej zachwycającej postaci. Cha zbliżył się do Ramzesa i wręczył mu małe naczynie z niebieskiego fajansu. Ramzes namaścił czoło księżniczki aromatycznym olejem. — Oto pomazanie małżeńskie — obwieścił faraon. — Ono uczyni z ciebie wielką małżonkę królewską władcy Dwóch Ziem. Niech złe moce oddalą się od ciebie. W tym dniu rodzisz się jako królowa, według Zasady Maat, i przyjmujesz imię „Tej, która widzi Horusa i doskonałość boskiej światłości"*. Spójrz na mnie, Mat-Hor, moja małżonko. Ramzes wyciągnął ramiona ku młodej kobiecie, która bardzo powoli złożyła swoje ręce w dłonie faraona. Ona, nigdy dotąd nie odczuwająca strachu, była zatrwożona. Tak długo oczekiwała tej chwili, spodziewając

się, że wówczas roztoczy wszelkie swoje powaby, a teraz bała się, że zemdleje

jak

przestraszona

dziewczynka.

Od

Ramzesa

biła

tak

magnetyczna siła, iż odnosiła wrażenie, jak gdyby dotykała ciała boga i unosiła się w innym świecie, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, gdzie się znajduje. Uwieść go... Młoda kobieta mogła teraz ocenić, jak próżne były jej zamysły, ale było już zbyt późno, aby się wycofać, chociaż miała ochotę uciec i wrócić do kraju Cheta, daleko, bardzo daleko od Ramzesa. Z rękoma uwięzionymi w dłoniach króla ośmieliła się podnieść oczy i spojrzeć na niego. W pięćdziesiątym szóstym roku życia Ramzes był wspaniałym mężczyzną o okazałej postawie. Miał szerokie odsłonięte czoło, wypukłe łuki brwiowe, gęste brwi, przenikliwe spojrzenie, wydatne kości policzkowe, uszy okrągłe, delikatne i kształtne, tors muskularny. Był uosobieniem siły i inteligencji. Mat-Hor, Hetytka, która została Egipcjanką, zakochała się w nim z gwałtownością znamienną dla kobiet jej rasy. Ramzes zaprosił ją, by wsiadła do jego rydwanu. — W trzydziestym czwartym roku mojego panowania pokój z krajem Cheta został ustanowiony na zawsze — obwieścił faraon głosem donośnym, sięgającym nieba. — Stele poświęcone temu małżeństwu zostaną ustawione w Karnaku i Pi-Ramzes, w Elefantynie, w Abu Simbel oraz we wszystkich sanktuariach Nubii. Uroczystości będą obchodzone w każdym mieście i w każdej wiosce. Będziecie pili wino ofiarowane przez pałac. Od tego dnia granice między Egiptem a krajem Cheta zostaną otwarte, niech swobodnie krążą ludzie i towary na tej rozległej przestrzeni, gdzie nie będzie już wojny ani nienawiści. Radosny krzyk powitał oświadczenie Ramzesa.

34 Ogarnięty wzruszeniem, wbrew sobie, Uri-Teszub przyłączył swój głos do radosnej wrzawy.

Od

górnego

krańca

podwójnego

masztu



do

drewnianego

obramowania biały prostokątny żagiel wydymał północny wiatr i królewski statek szybko płynął w górę Nilu w kierunku Teb. Na dziobie statku kapitan za pomocą długiej żerdzi raz po raz sondował głębokość rzeki, choć tak dobrze znał jej bieg oraz miejsca, gdzie znajdowały się ławice piasku, że żadnym błędnym manewrem nie skompromitowałby się podczas podróży Ramzesa i Mat-Hor. Faraon osobiście podniósł żagiel, podczas gdy jego młoda żona odpoczywała w przybranej kwiatami kajucie, a kucharz oskubywał kaczkę, którą przygotowywał na wieczorny posiłek. Trzej sternicy trzymali rączkę steru zaopatrzoną w dwoje magicznych oczu wskazujących prawidłowy kierunek. Jeden z majtków, uchwyciwszy się barierki, czerpał wodę z rzeki, chłopiec okrętowy zręczny jak małpa wspiął się na wierzchołek masztu, by stamtąd wpatrywać się w dal i uprzedzić kapitana, gdyby pojawiło się stado hipopotamów. Z przyjemnością popijano doskonałe wino z wielkiej winnicy w Pi-Ramzes pochodzące z pamiętnego dwudziestego drugiego roku panowania Ramzesa, kiedy to został podpisany pokojowy traktat z krajem Cheta. Niezrównanej jakości wino było przechowywane w dzbanach z beżoworóżowej terakoty o stożkowatej formie i prostym dziobku zamkniętym glinianą zatyczką i słomą. Na bocznych ściankach przedstawiono kwiaty lotosu i wyobrażenie Bes, boga wprowadzającego w świat tajemnic o przysadzistej postaci, ' szerokim torsie i krótkich nogach, który wyciągał czerwony język, aby wyrazić wszechmoc słowa.

Kiedy Ramzes, nawdychawszy się orzeźwiającego powietrza znad rzeki, powrócił do środkowej kajuty, Mat-Hor już się obudziła. Pachnąca jaśminem, z odkrytymi piersiami, ubrana w bardzo krótką spódniczkę, była uosobieniem wdzięku. — Faraon jest władcą słonecznych promieni — powiedziała łagodnym głosem — gwiazdą ciągnącą za sobą świetliste smugi, nieujarzmionym bykiem o ostrych rogach, krokodylem pośród wód, do którego nie można się zbliżyć, sokołem trzymającym zdobycz, niepokonanym boskim sępem, rozpętaną nawałnicą, płomieniem rozpraszającym głęboką ciemność. — Dobrze znasz nasze tradycyjne teksty, Mat-Hor. — Egipskie piśmiennictwo to jedna z dziedzin wiedzy, którą zgłębiałam. Pasjonowało mnie wszystko to, co napisano o faraonie. Czyż nie jest on najpotężniejszym człowiekiem na świecie? — Powinnaś zatem wiedzieć, że faraon nie znosi pochlebstw. — Jestem szczera, nie istnieje dla mnie większe szczęście niż obecna chwila. Marzyłam o tobie, Ramzesie, jeszcze wtedy, gdy mój ojciec ź tobą walczył. Byłam przekonana, że jedynie pod słońcem Egiptu znajdę życie. Dziś wiem, że miałam rację. Młoda kobieta przytuliła się do nogi Ramzesa i objęła ją z czułością. — Czy nie wolno mi kochać władcy Dwóch Ziem? Miłość kobiety... Ramzes od dawna o tym nie myślał. Nefertari była miłością, Izet urodziwa namiętnością, ale te uczucia należały do przeszłości Ta młoda Hetytka budziła w nim pragnienia, o których sądził, że już. wygasły. Pachnąca w sposób wyszukany, zalotna, umiała być pociągająca, nie tracąc przy tym swojej godności. Ramzes był poruszony jej dziką pięknością i urokiem jej czarnych, migdałowych oczu. — Jesteś bardzo młoda, Mat-Hor.

34 — Jestem kobietą, Wasza Królewska Mość, a także twoją żoną. Czyż nic jest moim obowiązkiem zjednać cię sobie? — Chodź na dziób statku i odkrywaj Egipt. To jego jestem mężem. Król narzucił na ramiona Mat-Hor płaszcz z kapturem i poprowadził ją na przód statku. Podawał jej nazwy prowincji, miast i wsi, mówił o ich bogactwach, szczegółowo opisywał systemy nawadniające, opowiadał o zwyczajach i świętych. I pojawiły się Teby. Na wschodnim brzegu zachwycone oczy Mat-Hor spoglądały na olbrzymią świątynię w Karnaku i sanktuarium boskiego „ka", połyskujący Luksor. Na brzegu zachodnim, gdzie dominował szczyt, na którym zamieszkiwała bogini milczenia, Hetytka ucichła z wrażenia przed Ramesseum, świątynią milionów lat Ramzesa, i gigantycznym posągiem uosobiającym w kamieniu królewskie „ka", o mocy podobnej do mocy bogów. Mat-Hor przekonała się na własne oczy, jak w pełni słuszne jest jedno z imion faraona: „Ten, który przypomina pszczołę", bo Egipt był podobny do rojnego ula, gdzie nie ma próżniactwa. Tu każdy miał do wypełnienia swoje zadanie w panującej hierarchii obowiązków. Nawet w świątyni trwał nieustanny

ruch.

W

pobliżu

sanktuarium

krzątały

się

zespoły

rzemieślników, podczas gdy w jego wnętrzu kapłani celebrowali obrzędy. A w nocy obserwatorzy nieba robili obliczenia astronomiczne. Ramzes nie pozostawił nowej wielkiej małżonce królewskiej czasu na przystosowanie podporządkować

się. się

Mieszkała

w

pałacu

Ramesseum,

wymaganiom swojego stanowiska

musiała

i nauczyć

obowiązków królowej. Ale zdawała sobie sprawę, że posłuszeństwo jest drogą do zdobycia Ramzesa.

Królewski rydwan zatrzymał się u wejścia do wioski Deir-el-Medina, strzeżonej przez policję i armię. Za nim posuwał się konwój, który wiózł dla rzemieślników, zajmujących się przygotowywaniem i ozdabianiem grobowców w Dolinie Królów i Królowych, codzienną dostawę żywności: okrągłe bochny chleba, worki fasoli, świeże jarzyny, doskonałe ryby, bloki suszonego i solonego mięsa. Administracja dostarczyła również sandały, sztuki tkanin i balsamy. Mat-Hor, wysiadając z rydwanu, oparła się na ramieniu Ramzesa. — Co będziemy tutaj robić? — Dla ciebie — rzecz najważniejszą. Wśród okrzyków wiwatujących rzemieślników i ich rodzin królewska para skierowała się do białego dwupiętrowego domu zajmowanego przez przełożonego cechu, mężczyznę około pięćdziesiątki, o niezwykłych, wszystkich "wprawiających w podziw umiejętnościach rzeźbiarskich. — Jak dziękować Waszej Królewskiej Mości za jej hojne dary? — zapytał, skłoniwszy się. — Doceniam wartość twojej ręki, wiem, że zarówno ty, jak i twoi towarzysze nie obawiacie się trudu. Jestem waszym protektorem i chcę zasilać wasz cech, abyście mogli tworzyć nieśmiertelne dzieła. — Rozkazuj, Wasza Królewska Mość, a my to wykonamy. — Chodź ze mną, a wskażę ci miejsce, na którym bez zwłoki rozpoczniecie dwie pilne budowy. Kiedy królewski rydwan wjechał na drogę prowadzącą do Doliny Królów, Mat-Hor ogarnął lęk. Widok stromych brzegów, wypalonych słońcem, gdzie zdawało się, że nie ma żadnego życia, ścisnął jej serce. Wyjechała z przepychu i wygody pałacu, a stanęła naprzeciw kamienia i pustyni.

34 Przy wejściu do pilnowanej we dnie i w nocy Doliny Królów oczekiwało na Ramzesa około sześćdziesięciu dostojników w różnym wieku. Mieli ogolone głowy, na piersiach szerokie naszyjniki, ubrani byli w długie plisowane spódnice, a każdy z nich trzymał sykomorowe drzewce, na którego wierzchołku było zatknięte strusie pióro. — To są moi „synowie królewscy" — wyjaśnił faraon. Dostojnicy unieśli drzewca i uformowali honorowy szpaler, a potem w procesji postępowali za monarchą. Ramzes zatrzymał się nieopodal wejścia do swojego grobowca. — Tutaj — polecił przełożonemu cechu w Deir-el-Medina — tutaj przygotujesz wspaniały grobowiec* z kolumnowymi salami i tyloma wnękami grobowymi, ilu jest „synów królewskich". Razem z Ozyrysem na zawsze będę ich ochraniał. Ramzes wręczył naczelnikowi robót plan, który osobiście nakreślił na papirusie. — Oto wieczna siedziba wielkiej małżonki królewskiej Mat-Hor. Wydrążysz ten grobowiec w Dolinie Królowych, w znacznej odległości od grobowca Izet urodziwej i daleko od grobowca Nefertari. Młoda Hetytka zbladła. — Mój grobowiec, ależ... — Taka jest nasza tradycja — wyjaśnił Ramzes. — Kiedy człowiek sprawuje odpowiedzialne zadania, musi myśleć o wieczności. Śmierć jest naszą najlepszą doradczynią, bo dzięki niej widzimy nasze czyny na ich właściwym miejscu, co pozwala nam odróżniać rzeczy najważniejsze od drugorzędnych. — Aleja nie chcę pogrążać się w smutnych myślach! — Nie jesteś zwykłą kobietą, Mat-Hor, ani nie jesteś już hetycka księżniczką, myślącą tylko o tym, aby się dobrze bawić. Jesteś królową Egiptu.

Teraz liczy się jedynie twój obowiązek. Aby go zrozumieć, musisz stanąć twarzą w twarz wobec swojej własnej śmierci. — Ani myślę! Spojrzenie Ramzesa sprawiło, że Mat-Hor pożałowała tych słów. Hetytka upadła na kolana. — Wybacz mi, Wasza Królewska Mość. — Podnieś się, Mat-Hor. Nie jesteś moją sługą, ale sługą Maat, Zasady wszechświata, która stworzyła Egipt i będzie trwała dalej, nawet jeśli go nie będzie. A teraz chodźmy ku twojemu przeznaczeniu. Choć ogarnął ją lęk, młoda Hetytka, skrywając swoje obawy, oglądała Dolinę Królowych, która mimo swojego pustynnego charakteru wydała się jej mniej surowa niż Dolina Królów. Nie otaczały jej urwiste zbocza, lecz otwierała się ku światu żywych, który był blisko. Mat-Hor skupiła się zatem na czystym błękicie nieba i przypominała sobie piękny krajobraz prawdziwej doliny, doliny Nilu, gdzie spodziewała się przeżyć niezliczone godziny radości i zabawy. Ramzes myślał o Nefertari, która tu spoczywała w złotej sali swojej wiecznej siedziby i z każdą chwilą odradzała się w kształcie feniksa, świetlistego promienia lub tchnienia wiatru unoszącego się aż do krańców świata. O Nefertari, która płynęła w swojej barce po niebiańskich wodach ku światłości. Mat-Hor milczała, nie ośmielając się przerwać medytacji króla. Pomimo spokoju miejsca i chwili była wzburzona do głębi postawą i mocą faraona. Niezależnie od tego, ile jeszcze czekają prób, osiągnie swój cel. Zdobędzie Ramzesa.

34 Cierpliwość Serramanny wyczerpała się. Ani podstęp, ani pochlebstwo nie dały żadnego rezultatu, sardyński olbrzym postanowił zatem przejść do bardziej bezpośredniej metody. Po posiłku składającym się z wołowych żeberek i ciecierzycy udał się konno do warsztatu Teszonka. Tym razem Libijczyk wyśpiewa wszystko, co wie, a przede wszystkim, kto jest mordercą Aszy. Kiedy Serramanna zsiadał z konia, zaskoczyło go zbiegowisko przed warsztatem garbarza. Kobiety, dzieci, starcy, robotnicy rozprawiali głośno jeden przez drugiego. — Odejdźcie stąd — rozkazał Serramanna — i pozwólcie mi przejść. Olbrzym nie musiał powtarzać polecenia. Zapadła cisza jak makiem zasiał. We wnętrzu pomieszczenia jak zawsze panował straszliwy smród. Serramanna, który nabrał zwyczaju perfumowania się jak Egipcjanie, zawahał się, czy wejść. Ale widok zespołu garbarzy zgromadzonego przy zasolonych skórach antylopy nakłonił go do zapuszczenia się w to obrzydliwe, pełne mdlącego zapachu miejsce. Odsunął wianki ze strączków akacji, bogatych w garbniki, ominął kadź z brunatnożółtą glinką ochry i oparł swoje ogromne dłonie na ramionach dwóch uczniów. — Co się dzieje? Praktykanci rozstąpili się. Serramanna ujrzał ciało Teszonka z głową zanurzoną w zbiorniku z uryną i ptasim nawozem. — Wypadek, straszliwy wypadek — wyjaśnił kierownik warsztatu, przysadzisty Libijczyk. — Jak to się stało? — Nikt nic nie wie... Szef musiał przyjść do pracy z samego rana, a my trochę później, i tak go znaleźliśmy. — Żadnego świadka?

— Żadnego. — To mnie dziwi... Teszonk był doświadczonym technikiem. Nie mógłby umrzeć w tak głupi sposób. Nie, to jest zbrodnia i któryś z was coś wie. — Mylisz się — zaprotestował kierownik warsztatu. — Sprawdzę to osobiście — obiecał Serramanna, spoglądając groźnie po zebranych. — Potrzebne jest drobiazgowe śledztwo. Najmłodszy z terminatorów prześliznął się jak węgorz i wypadł z warsztatu, uciekając co sił w nogach. Wygodne życie nie przytępiło refleksu Sardyńczyka, który rzucił się za nim w pogoń. Młody człowiek doskonale orientował się w uliczkach robotniczej dzielnicy, ale dowódca straży przybocznej Ramzesa dysponował większą siłą fizyczną i nie stracił go z oczu. Kiedy terminator usiłował przeskoczyć mur, silna ręka Serramanny zacisnęła się na jego spódniczce. Straciwszy oparcie, uciekinier wrzasnął i spadł ciężko na ziemię. — Mój krzyż... Mam złamany krzyż! — Zajmiesz się nim, kiedy powiesz mi prawdę. Nie ociągaj się, nicponiu, bo połamię ci ręce i nogi. Przestraszony terminator zaczął mówić, przerywając co chwila. — To jakiś Libijczyk zabił właściciela... Mężczyzna o kwadratowej twarzy i o kręconych włosach... On uważał go za zdrajcę... Szef się zapierał, przysięgał, że nic nie powiedział... Ale ten drugi nie uwierzył... On go udusił i wepchnął jego głowę do kadzi z nawozem... Potem odwrócił się do nas i zagroził: „Jak nazywam się Malfi i jestem władcą Libii, tak pozabijam was, jeśli zwrócicie się do policji..." A teraz, jak ci wszystko opowiedziałem, on mnie zabije. — Nie opowiadaj byle czego, chłopcze. Nie pójdziesz więcej do tego warsztatu i teraz będziesz na służbie u zarządcy pałacu.

34

— To... ty nie zaprowadzisz mnie do więzienia? — Lubię odważnych smarkaczy. Dalej, wstawaj! Terminator, utykając, z trudem dotrzymywał kroku olbrzymiemu Sardyrdyńczykowi, który sprawiał wrażenie głęboko zmartwionego. Wbrew temu, czego się spodziewał, to nie Uri-Teszub zabił Teszonka. Uri-Teszub, zdradziecki Hetyta sprzymierzony z Malfim, Libijczykiem mordercą, odwiecznym wrogiem Egiptu... Oto, jak spiskowano w cieniu! Trzeba będzie jeszcze udowodnić to Ramzesowi.

Setau płukał miedziane miseczki, pojemniki i sita różnej wielkości, podczas gdy Lotos zmywała regały w laboratorium. Następnie specjalista od jadu węży zdjął z siebie skórę antylopy, zamoczył ją w wodzie i wyżymał, aby usunąć z niej lecznicze substancje, którymi była nasycona. Lotos przypadnie w udziale znowu przerobić tę tunikę w prawdziwą wędrowną aptekę zawierającą skarby uzyskane od czarnej kobry, świszczącej żmii, żmii rogatej i wielu innych. Piękna Nubijka pochyliła się nad brązową kleistą cieczą — po rozcieńczeniu będzie skutecznym lekiem na zaburzenie krążenia krwi i osłabienie serca. Kiedy Ramzes wszedł do laboratorium, Lotos skłoniła się, ale Setau nie przerwał swojego zajęcia. — Jesteś w złym humorze — stwierdził król. — Zgadza się. — Nie pochwalasz mojego małżeństwa z hetycka księżniczką. — Właśnie. — Masz jakiś powód? — Ona przyniesie ci nieszczęście.

— Nie przesadzasz, Setau? — Lotos i ja dobrze znamy węże. Aby ich jad dawał życie, trzeba być specjalistą. A ta hetycka żmija zdolna jest zaatakować w taki sposób, że nawet najlepszy specjalista nie potrafi tego przewidzieć. — Czyż nie uodporniłeś mnie przeciwko wężom? Setau zamruczał coś pod nosem. Istotnie, w młodości i potem przez wiele lat dawał Ramzesowi do wypicia napój zawierający niewielkie ilości jadu, co pozwoliłoby mu przeżyć bez względu na rodzaj ukąszenia. — Zbyt ufasz swojej mocy, Wasza Królewska Mość... Lotos wierzy, że jesteś prawie nieśmiertelny, ale ja sądzę, że ta Hetytka będzie starała się ci zaszkodzić. — Po cichu mówi się, że ona jest bardzo zakochana — szepnęła Nubijka. — O właśnie! — wykrzyknął zaklinacz węży. — Kiedy miłość przemieni się w nienawiść, staje się groźnym orężem. Ta kobieta będzie usiłowała pomścić swoich, to oczywiste! Czyż nie dysponuje nadspodziewanym polem bitwy, królewskim pałacem? Oczywiście Ramzes nie będzie mnie słuchał. Faraon odwrócił się do Lotos. — A twoje zdanie? — Mat-Hor jest piękna, inteligentna, przebiegła, ambitna i... jest Hetytka. • — Nie zapomnę o tym — obiecał Ramzes.

Król przeczytał z uwagą raport, który przekazał mu Ameni. Pobladły, z włosami przerzedzającymi się coraz bardziej, osobisty sekretarz monarchy

34 pewną ręką i nadzwyczaj skrupulatnie zanotował pasjonujące zeznania Serramanny. — Uri-Teszub zabójcą Aszy, a Libijczyk Malfi jego wspólnikiem... Ale nie mamy żadnych dowodów. — Żaden trybunał ich nie skaże — przyświadczył Ameni. — Ten Malfi... Dowiedziałeś się czegoś o nim? — Zajrzałem do archiwów ministerstwa spraw zagranicznych, do notatek Aszy i wypytałem specjalistów od Libii. Malfi jest naczelnikiem wojowniczego plemienia, żądnego odwetu, szczególnie wobec nas. — Zwykła banda szaleńców czy rzeczywiste zagrożenie? Ameni namyślił się przez chwilę. — Chciałbym ci dać uspokajającą odpowiedź, ale wieść niesie, że Malfiemu udało się zjednoczyć kilka szczepów, które aż do teraz ścierały się między sobą. — Pogłoska czy pewność? — Policji pustynnej nie udało się ustalić położenia jego obozu. — A zatem ten Malfi wszedł sobie do Egiptu, zamordował jednego ze swoich rodaków w jego własnym warsztacie i odjechał zupełnie bezkarnie! Ameni obawiał się, że będzie musiał znieść gniew Ramzesa, tym gwałtowniejszy, że zdarzał się rzadko. — Nie zdawaliśmy sobie sprawy z jego niszczycielskich zdolności — zaznaczył Ameni. — Jeżeli nie potrafimy już rozpoznać zła, jak będziemy rządzić krajem? Ramzes wstał i podszedł do wielkiego okna w swoim biurze, skąd spoglądał wprost na słońce, nie porażając oczu. Słońce, jego gwiazda opiekuńcza, każdego dnia dawało mu energię potrzebną do wypełniania codziennych obowiązków, bez względu na piętrzące się trudności. — Nie trzeba lekceważyć Malfiego — oświadczył król.

— Libijczycy nie są w stanie nas zaatakować! -— Garstka demonów wystarczy, aby zasiać nieszczęście, Ameni. Ten Libijczyk żyje na pustyni, tam jednoczy niszczycielskie siły i marzy, aby je wykorzystać przeciw nam. Nie będzie tu chodziło o wojnę, taką jak ta, którą prowadziliśmy z Hetytami, ale o inny rodzaj ciągłego nękania nas, bardziej podstępny, ale nie mniej wyczerpujący. Wyczuwam nienawiść Malfiego. Ona narasta, ona się zbliża. Jeszcze niedawno to Nefertari wykorzystywała swój dar jasnowidzenia, aby wskazywać kierunek działaniom króla. Odkąd błyszczała na niebie, pośród gwiazd, Ramzes miał uczucie, że jej myśl żyje w nim i że ona prowadzi go nadal. — Serramanna zajmie się szczegółowym śledztwem — powiedział Ameni. — Masz jeszcze inne kłopotliwe sprawy, przyjacielu.

— Ze sto problemów, jak co dzień, wszystkie bardzo pilne. — Nie warto cię prosić, abyś trochę odpoczął, jak się domyślam? — W dniu, kiedy nie będzie już żadnego problemu do rozwiązania, zaraz to zrobię.

36 Używając popiołu i natronu, mieszaniny sody, najzręczniejsza pałacowa masażystka nacierała skórę Mat-Hor, aby dokładnie ją oczyścić. Następnie umyła młodą Hetytkę substancją zawierającą wyciąg z kory balanitu, drzewa bogatego w saponinę, pomogła wygodnie się ułożyć na nagrzanych kamiennych płytkach i zaczęła ją masować. Wonna pomada koiła, usuwała napięcie i perfumowała ciało.

34 Mat-Hor czuła się jak w raju. Nigdy na dworze jej ojca, króla Hattusila, nie zajmowano się nią tak pieczołowicie i zręcznie. Specjalistka od makijażu, manikurzystki i pedikiurzystki wykonywały swój zawód po mistrzowsku i nowa królowa Egiptu z każdym dniem czuła się piękniejsza. Czy nie było to koniecznym warunkiem, aby zdobyć serce Ramzesa? Promieniejąca radością i szczęściem Mat-Hor była przeświadczona, że nie można się jej oprzeć. — A teraz — zdecydowała masażystka — maść przeciw zmarszczkom. Hetytka oburzyła się. — W moim wieku? Czyś ty oszalała? — Właśnie w twoim wieku trzeba rozpocząć walkę ze starością, a nie kiedy jest już za późno. — Ależ... — Zaufaj mi, Wasza Królewska Mość. Dla mnie piękność królowej Egiptu to sprawa wagi państwowej. Mat-Hor, przekonana, powierzyła się rękom masażystki, która nałożyła na jej twarz kosztowną maść z miodu, różowego natronu, sproszkowanego alabastru, nasion kozieradki i mleka oślicy. Po pierwszym wrażeniu chłodu rozeszło się łagodne ciepło, które odegna starość i brzydotę. Mat-Hor jeździła z uczty na ucztę, była przyjmowana przez dostojników i bogaczy, składała wizyty w haremach, gdzie uczono się tkactwa, muzyki i poezji. Każdego dnia z przyjemnością zapoznawała się z egipską sztuką życia. Wszystko było jeszcze piękniejsze niż w marzeniach! Nie myślała już oHattusas, smutnej i szarej stolicy kraju swojego dzieciństwa, służącej utwierdzeniu militarnej potęgi. Tutaj, w Pi-Ramzes, nie było wysokich

murów, ale ogrody, stawy, domy ozdobione emaliowanymi płytkami, które uczyniły ze stolicy Ramzesa turkusowe miasto, gdzie radosne śmiechy mieszały się ze śpiewem ptaków. Hetycka księżniczka marzyła o Egipcie i teraz Egipt do niej należał! Była jego królową i wszyscy odnosili się do niej z szacunkiem. Ale czy rządziła naprawdę? Wiedziała, że Nefertari codziennie pracowała u boku Ramzesa, rzeczywiście uczestnicząc w kierowaniu sprawami państwa. Była nawet główną autorką zawartego z Hetytami traktatu pokojowego. Ona, Mat-Hor, oszałamiała się luksusem i przyjemnościami, ale tak mało widywała Ramzesa! Oczywiście, przychodził do niej w nocy, spragniony i

czuły, ale pozostawał daleki i nie miała nad nim żadnej władzy. I nie

poznała żadnego z sekretów rządzenia. Ta porażka była tylko chwilowa. Mat-Hor uwiedzie Ramzesa i zdominuje go. Inteligencja, piękność, spryt — to jej potrójny oręż. Walka może być długa i trudna, bo przeciwnik jest potężny, jednakże młoda Hetytka nie wątpiła w swoje ostateczne zwycięstwo. Zawsze uzyskiwała to, czego gorąco pragnęła. A teraz chciała zostać królową tak olśniewającą, że zaćmi nawet wspomnienie Nefertari. — Wasza Królewska Mość — szepnęła pokojowa — wydaje mi się... wydaje mi się, że faraon znajduje się w ogrodzie. — Idź, zobacz, a jeśli to naprawdę on, wróć natychmiast. Dlaczego Ramzes nie uprzedził jej o swojej obecności? O tej porze, kiedy kończył się ranek, nie miał zwyczaju udzielać sobie chwili wytchnienia. Co jest przyczyną tego wyjątkowego zachowania? Pokojowa wróciła, bardzo poruszona. — To rzeczywiście faraon, Wasza Królewska Mość. — A... jest sam?

34 — Tak. — Podaj mi moją najcieńszą i najprostszą suknię. — Czy chciałabyś tę z delikatnego lnu, z czerwonymi haftami i... — Pospiesz się. — A jakie klejnoty sobie życzysz? — Nie chcę klejnotów. — A... peruka? — Nie chcę peruki. Czy pospieszysz się wreszcie?

Ramzes siedział w pozycji skryby u podnóża sykomory o szerokiej koronie z połyskliwym listowiem, wśród którego przebijały zielone i czerwone owoce. Był ubrany w tradycyjną spódniczkę, jaką nosili faraonowie Starego Państwa, w czasach kiedy budowano piramidy. Na przegubach rąk miał dwie złote bransolety. Hetytka obserwowała go. Bez wątpienia mówił do kogoś. Podbiegła na boso. Lekki wietrzyk sprawiał, że liście sykomory szumiały, a ich śpiew miał słodycz miodu. Młoda kobieta odkryła, z kim rozmawiał monarcha: ze swoim psem Stróżem, rozciągniętym na grzbiecie! — Wasza Królewska Mość... — Podejdź, Mat-Hor. — Wiedziałeś, że jestem tutaj? — Twoje perfumy cię zdradziły. Usiadła obok Ramzesa. Stróż przekręcił się na boku i przyjął postawę sfinksa. — Ty... ty rozmawiałeś z tym zwierzęciem?

— Wszystkie zwierzęta mówią. Jeśli są nam bliskie, tak jak był mój lew i jak jest mój pies, spadkobierca całej dynastii Stróżów, mają nam dużo do powiedzenia, jeśli tylko potrafimy ich słuchać. — Ale... co on ci opowiada? — Wyraża mi wierność, zaufanie i prostolinijność, opisuje mi piękne drogi tamtego świata, na które mnie poprowadzi. Mat-Hor wydęła wargi. — Śmierć... Dlaczego mówić o tej okropności? — Jedynie ludzie popełniają okropności, śmierć jest zwykłym prawem fizycznym, a życie po śmierci może stać się pełnią, jeśli nasze życie było sprawiedliwe i zgodne z Zasadą Maat. Mat-Hor przysunęła się do Ramzesa i przyglądała mu się uważnie swoimi wspaniałymi czarnymi oczyma o migdałowym kształcie. — Nie boisz się, że pobrudzisz suknię? — Nie jestem jeszcze ubrana, Wasza Królewska Mość. — Prosta szata, żadnego klejnotu, bez peruki... Czemu tyle prostoty? — Wasza Królewska Mość, zarzucasz mi to? — Masz stanowisko, Mat-Hor, nie możesz się zachowywać jak zwykła kobieta. Hetytka uniosła się. — Czy kiedykolwiek nią byłam? Jestem córką króla, a teraz żoną faraona Egiptu! Moje życie zawsze było podporządkowane wymogom władzy i etykiety. — Etykiety zapewne, ale dlaczego wspominasz o władzy? Nie pełniłaś żadnej odpowiedzialnej funkcji na dworze twojego ojca. Mat-Hor poczuła, że wpadła w pułapkę.

34 — Byłam zbyt młoda... A kraj Cheta to państwo wojenne, gdzie kobiety uważane są za istoty niższe. Tutaj wszystko jest inne! Czyż królowa Egiptu nie ma obowiązku służyć swojemu krajowi? Młoda kobieta rozrzuciła włosy na kolanach Ramzesa. — Naprawdę czujesz się Egipcjanką, Mat-Hor? — Nie chcę nawet słyszeć o kraju Cheta! — Wyparłabyś się swojego ojca i swojej matki? — Nie, oczywiście, że nie... Ale oni są tak daleko! — Przeszłaś trudną próbę. — Próbę? Ależ skąd, ja o tym zawsze marzyłam! Nie chcę wcale słyszeć o przeszłości! — Jak budować jutro, jeśli nie przeniknęło się sekretów wczorajszego dnia? Jesteś młoda, Mat-Hor, i poszukujesz swojej równowagi. Nie będzie ci łatwo ją znaleźć. — Moja przyszłość została już ustalona: jestem królową Egiptu! — Sprawowanie rządów to funkcja, którą się kształtuje dzień po dniu, a nie osiąga raz na zawsze. Hetytka była zniechęcona. — Ja... ja nie rozumiem. — Jesteś żywym symbolem pokoju między Egiptem a krajem Cheta — oświadczył Ramzes. — Wielu ludzi poświęciło życie, aby wytyczyć drogę, która wreszcie doprowadziła do zakończenia długotrwałego konfliktu. Dzięki tobie, Mat-Hor, radość zastąpiła cierpienie. — Nie jestem niczym więcej... niż symbolem? — Potrzeba ci wielu lat, aby zrozumieć tajemnice Egiptu. Naucz się służyć Maat, bogini Prawdy i Sprawiedliwości, a twoje życie będzie pełne blasku.

Hetytka podniosła się i stanęła przed władcą Dwóch Ziem. — Pragnę rządzić u twojego boku, Ramzesie. — Jesteś jeszcze dzieckiem, Mat-Hor. Wyrzecz się najpierw swoich kaprysów, pamiętaj o pozycji, którą zajmujesz, i pozwól, aby czas dokonał reszty. A teraz zostaw mnie samego. Stróż chce mi powierzyć wiele sekretów. Urażona Hetytka biegiem powróciła do swoich apartamentów, niech Ramzes nie widzi, jak ona płacze ze złości.

37 Przez następne kilka miesięcy po tym spotkaniu Mat-Hor była olśniewająca. Wystrojona we wspaniałe suknie, opromieniała swoją pięknością i wdziękiem wieczorne przyjęcia tebańskie, odgrywając doskonale rolę królowej, bez reszty oddanej życiu światowemu. Posłuszna radom króla, zapoznała się z obyczajami dworu i pogłębiła swoją znajomość kultury starego Egiptu, której wielkość ją zafascynowała. Mat-Hor nie napotykała żadnej wrogości, ale nie udało się jej zdobyć sympatii Ameniego, o którym mówiono, że jest najbliższym przyjacielem monarchy. Drugi zaufany powiernik faraona, Setau, powrócił już do Nubii w towarzystwie Lotos, ażeby zbierać tam jad od ukochanych węży i zastosować w praktyce swoje pomysły dotyczące rozwoju tej krainy. Młoda Hetytka miała wszystko i nie posiadała niczego. Władza, będąca tak blisko, pozostawała poza jej zasięgiem i rozgoryczenie ogarnęło serce Mat-Hor. Na próżno szukała też sposobu zdobycia Ramzesa i po raz pierwszy zwątpiła w siebie samą. Ale nie chciała, aby król to dostrzegł, toteż odurzała się ucztami i zabawami, których była niekwestionowaną królową.

34 W ten jesienny wieczór Mat-Hor poczuła się zmęczona. Odprawiła służbę i wyciągnęła się na łożu, z otwartymi oczyma, aby tym łatwiej marzyć o Ramzesie, człowieku wszechpotężnym i nieuchwytnym. Podmuch wiatru uchylił lnianą zasłonę na oknie. Tak w każdym razie myślała Hetytka, zanim nie ujrzała mężczyzny z długimi włosami i o imponującym torsie. Mat-Hor podniosła się i skrzyżowała ręce na piersi. — Kim ty jesteś? — Rodakiem. Światło księżyca pozwoliło królowej lepiej rozpoznać rysy nieoczekiwanego gościa. — Uri-Teszub! — Pamiętasz mnie, dziewczyno? — Śmiałeś wejść do mojej sypialni!

— To nie było wcale łatwe i czatowałem na ciebie godzinami. Ten diabeł Serramanna ciągle każe mnie śledzić i dlatego musiałem odczekać, zanim zbliżyłem się do ciebie. — Uri-Teszub... To ty zabiłeś króla Muwattalego i starałeś się usunąć mojego ojca i matkę! — To wszystko dawne sprawy... Dziś oboje jesteśmy hetyckimi wygnańcami w Egipcie. —■ Zapominasz, kim jestem? — Młodą kobietą, upajającą się życiem w świecie z bajki. — Jestem małżonką Ramzesa i królową kraju! Uri-Teszub przysiadł w nogach łoża. — Porzuć swoje marzenia, mała dziewczynko.

— Przywołam straż! — No dobrze, zawołaj. Uri-Teszub i Mat-Hor mierzyli się spojrzeniami. Młoda kobieta wstała i wypiła czarkę chłodnej wody. — Jesteś tylko potworem i brutalem! Dlaczego miałabym ciebie słuchać, ty wiarołomny wodzu! — Dlatego, że należymy do tego samego narodu, który zawsze będzie wrogiem tego przeklętego Egiptu! — Bredzisz od rzeczy. Podpisano traktat pokojowy. — Zejdź z obłoków, Mat-Hor. Dla Ramzesa jesteś tylko cudzoziemką, którą wkrótce zamknie w haremie. — Mylisz się! — Czy podzielił się z tobą choć odrobiną władzy? Młoda kobieta zamilkła. — W oczach Ramzesa się nie liczysz. Jesteś tylko Hetytka i zakładniczką owego pokoju, który faraon w końcu zerwie, aby zmiażdżyć nieprzyjaciela, kiedy tylko ten się rozbroi. Ramzes jest podstępny i bezlitosny. To on zastawił tę sprytną pułapkę i Hattusil w nią wpadł. A ty zostałaś złożona w ofierze przez własnego ojca! Baw się, Mat-Hor, żyj wesoło, bo młodość prędko mija, dużo prędzej, niż sobie to wyobrażasz. Królowa odwróciła się do Uri-Teszuba plecami. — Skończyłeś? — Zastanów się dobrze nad tym, co ci powiedziałem, a sama uznasz prawdziwość moich słów. Jeśli będziesz chciała znowu się ze mną zobaczyć, urządź to tak, abym się o tym dowiedział, bez alarmowania Serramanny. — Po co miałabym cię jeszcze raz oglądać?

34 — Kochasz swój kraj tak samo jak ja. I nie zgodzisz się ani na porażkę, ani na upokorzenie. Mat-Hor długo się wahała, zanim zdecydowała się odwrócić. Lekki wiatr odchylił lnianą zasłonę, Uri-Teszub rozpłynął się w mroku. Czy był tylko nocnym demonem, czy też naprawdę przyszedł, aby przywołać ją do rzeczywistości?

Sześciu mężczyzn wyśpiewywało na całe gardło, rytmicznie poruszając nogami zanurzonymi w szerokiej kadzi, napełnionej winogronami. Z niebywałym zapałem ugniatali dojrzałe grona, aby dały wspaniałe wino. Na wpół pijani od oparów wydobywających się z kadzi, przytrzymywali się trochę niepewnie rosnących tuż obok pnączy winorośli. Najwięcej entuzjazmu wykazywał Serramanna, który narzucał rytm kompanom. — Ktoś pyta o ciebie — powiadomił go winogradnik. — Nie przerywajcie roboty — rozkazał Serramanna swoim ludziom — i nie opadnijcie z sił! Mężczyzną tym okazał się podoficer z policji pustynnej, o silnie pomarszczonej, kwadratowej twarzy, który nigdy nie rozstawał się ze swoim łukiem, kołczanem i krótkim mieczem. — Przychodzę do raportu — zameldował Serramannie. — Nasze patrole od kilku miesięcy we wszystkich kierunkach przemierzają Pustynię Libijską w poszukiwaniu Malfiego i jego buntowników. — Znaleźliście ich w końcu? — Niestety, nie. To ogromna pustynia, a my kontrolujemy jedynie strefę przy granicy Egiptu. Zapuszczanie się głębiej jest ryzykowne. Szpiegują nas Beduini i uprzedzają Malfiego o naszym zbliżaniu. Dla nas to nieuchwytny cień.

Serramanna

był

rozczarowany

i

zaniepokojony.

Kompetencje

policjantów pustynnych nie podlegały dyskusji. Ich porażka dowodziła jedynie, jak groźnym przeciwnikiem okazał się Malfi. — Czy to pewne, że Malfi zjednoczył kilka szczepów? — Nie jestem o tym przekonany — odpowiedział podoficer — być może chodzi tu tylko o pogłoskę, jakich wiele. — Czy Malfi chwalił się, że posiada żelazny sztylet? — Nie, nic takiego nie słyszałem. — Pozostawajcie

w

gotowości.

Przy

najmniejszym

incydencie

zawiadomcie pałac. — Jak sobie życzysz... Ale czego mamy się obawiać ze strony Libijczyków? — Jesteśmy pewni, że Malfi będzie się starał nam szkodzić w jakiś sposób. I jest podejrzany o zbrodnię.

Ameni nie wyrzucał żadnego dokumentu. Z czasem jego biuro w PiRamzes zmieniło się w archiwum wypełnione papirusami i drewnianymi tabliczkami. W trzech dobudowanych pomieszczeniach przechowywano dawne dokumenty. Raz po raz jego podwładni radzili mu, aby pozbył się niepotrzebnych tekstów, ale Ameni wolał mieć jak najwięcej informacji pod ręką i nie zwracać się ciągle do innych urzędów, których opieszałość doprowadzała go do rozpaczy. Pisarz pracował szybko. Według niego każdy problem, którego rozwiązanie się przeciągało, łatwo mógł się rozjątrzyć. I najlepiej było liczyć tylko na samego siebie, nie myśląc o tych tysięcznych relacjach,

34 znikających nagle, w chwili kiedy trudność wydawała się już nie do pokonania. Nasyciwszy się ogromną porcją mięsa z rosołu, które tak jak i inne posiłki nie pomoże mu utyć, Ameni pracował przy słabym świetle oliwnych lampek, kiedy do jego biura wkroczył Serramanna. — Jeszcze czytasz... — Ktoś musi się zajmować drobiazgami w tym kraju. — Zmarnujesz sobie zdrowie, Ameni. — Od dawna już jest zmarnowane. — Mogę usiąść? — Pod warunkiem, że nic nie poprzekładasz. Sardyński olbrzym stał dalej. — Nic nowego w związku z Malfim — pożalił się. — Schował się gdzieś na Pustyni Libijskiej. — A Uri-Teszub? — Prowadzi światowe życie z tą swoją Fenicjanka. Gdybym go nie znał, tak jak myśliwy zna swoją zwierzynę, mógłbym przysiąc, że jest teraz szacownym bogaczem, który nie ma innych ambicji jak szczęście małżeńskie i dobre jadło. — Ostatecznie, czemu nie? Wielu innych cudzoziemców też oczarował urok takiej spokojnej egzystencji. — Słusznie... Ton Sardyńczyka zaintrygował Ameniego. — Co masz na myśli? — Jesteś doskonałym pisarzem, ale czas ucieka i nie jesteś już młodym człowiekiem. Ameni odłożył swój pędzelek i skrzyżował ramiona.

— Spotkałem czarującą kobietę, ale bardzo nieśmiałą — wyznał Sardyńczyk. — Oczywiście, ona mi nie odpowiada. Za to ty, ty powinieneś ją docenić... — Chciałbyś mnie... ożenić? — Ja potrzebuję ciągłej zmiany... Ale ty byłbyś przecież wierny dobrej żonie. Ameni się rozzłościł. — Moje życie to biuro i zarządzenie sprawami publicznymi! Wyobrażasz sobie tutaj kobietę, co mi wszystko poprzestawia po swojemu, wprowadzi bałagan i zamęt? — Myślałem... — To nie myśl! I zajmij się raczej szukaniem tego, kto zamordował Aszę.

38 Świątynia milionów lat Ramzesa na zachodnim brzegu Teb zajmowała powierzchnię pięciu hektarów. Zgodnie z życzeniem faraona pylony sprawiały wrażenie, że sięgają nieba, drzewa ocieniały zbiorniki czystej wody, bramy były wykonane z pozłacanego brązu, posadzki ze srebrnych płytek, a posągi ożywiane przez obecność „ka" miały osobne dziedzińce. Wokół sanktuarium mieściła się biblioteka i składy, a w samym sercu budowli — kaplice poświęcone Setiemu, ojcu Ramzesa, Tui, jego matce, i Nefertari, wielkiej małżonce królewskiej. Władca Dwóch Ziem często udawał się do tej magicznej posiadłości, należącej do bogów. Tutaj czcił pamięć owych ukochanych istot, na zawsze obecnych w jego sercu. Jednakże ta podróż była wyjątkowa.

34 Meritamon, córka Ramzesa i Nefertari, miała dopełnić rytuału, który unieśmiertelni panującego obecnie faraona. I znowu, kiedy Ramzes ją zobaczył, uderzyło go jej podobieństwo do matki. W obcisłej sukni, przyozdobionej na wysokości piersi dwiema różyczkami, Meritamon uosabiała Seszat, boginię Pisma. Jej drobna twarz, w obramowaniu dwóch okrągłych kolczyków, była delikatna i promienna. Król wziął ją w ramiona. — Jak się czujesz, moja ukochana córko? — Dzięki tobie mogę medytować w tej świątyni i grać muzykę dla bogów. A w każdej chwili odczuwam przy sobie obecność mojej matki. — Przybyłem do Teb na twoją prośbę. Cóż to za sekret chcesz mi wyjawić, królowo Egiptu, jedyna, którą uznają świątynie? Meritamon skłoniła się przed najwyższym władcą. — Niech Wasza Królewska Mość zechce łaskawie pójść za mną. Bogini, którą uosabiała, zaprowadziła Ramzesa aż do kaplicy, gdzie oczekiwał na niego kapłan w masce ibisa, boga Thota. W obecności Ramzesa Thot i Seszat wpiszą pięć imion króla w liście wielkiego drzewa przedstawionego na kamiennej płaskorzeźbie. — W ten sposób — powiedziała Meritamon — twoje dzieje zostaną utrwalone miliony razy, a zatem będą żyły wiecznie. Ramzes odczuwał dziwne podniecenie. Był tylko człowiekiem, któremu los powierzył trudny obowiązek, ale boscy małżonkowie odwołali się do innej rzeczywistości, instytucji faraona, którego duch przechodził z króla na króla od początku pierwszej dynastii. Oboje celebransi wycofali się, pozostawiając Ramzesa wpatrującego się w drzewo milionów lat, gdzie właśnie zapisała się jego wieczność.

Meritamon wracała do tej części świątyni, która była przeznaczona dla muzykantek, kiedy drogę zastąpiła jej młoda kobieta o blond włosach, ubrana we wspaniałą suknię. — Jestem Mat-Hor — oświadczyła napastliwym tonem — nigdy się nie spotkałyśmy, ale muszę z tobą pomówić. — Jesteś oficjalną żoną mojego ojca, nie mamy sobie nic do powiedzenia. — To ty jesteś prawdziwą królową Egiptu! — Moja funkcja jest ściśle religijna. — Inaczej mówiąc, najważniejsza! — Tłumaczysz fakty na swój sposób, Mat-Hor. Według mnie nigdy nie będzie innej wielkiej małżonki królewskiej niż Nefertari. — Ona umarła, a ja żyję! Jeśli nie chcesz sama rządzić, dlaczego mi w tym przeszkadzasz? Meritamon uśmiechnęła się. — Masz zbyt bujną wyobraźnię. Żyję tutaj w odosobnieniu i nie interesuję się sprawami świata. — Ale uczestniczysz w obrzędach państwowych jako królowa Egiptu! — Taka jest wola faraona. Chcesz ją podważyć? — Porozmawiaj z nim, przekonaj go, żeby oddał należne mi miejsce. Masz przecież decydujący wpływ. — Czego naprawdę chcesz, Mat-Hor? — Mam prawo rządzić, upoważnia mnie do tego moje małżeństwo. — Egiptu nie zdobywa się siłą, ale miłością. Na tej ziemi, jeśli zlekceważysz Zasadę Maat, zapominając o wypełnianiu swoich obowiązków, możesz doznać gorzkich rozczarowań.

34

— Twoje przemowy mnie nie interesują, Meritamon. Żądam twojej pomocy. Ja nie wyrzekam się świata. — Masz zatem więcej odwagi niż ja. Powodzenia, Mat-Hor.

Ramzes długo oddawał się medytacji w ogromnej sali kolumnowej świątyni Karnaku, której budowę rozpoczął jego ojciec, a on sam dokończył, wypełniając w ten sposób obowiązek syna i następcy. Światło przenikające przez kamienne okna rozdzielone pośrodku kolumienkami przesuwało się, rozjaśniając po kolei malowidła i płaskorzeźby, na których wyobrażono faraona, gdy składa bogom ofiary, prosząc ich, aby zgodzili się przebywać na ziemi. Amon, wielki duch Egiptu, napełniający wszystkich życiodajnym tchnieniem, pozostawał tajemniczy, choć działał wszędzie. Przychodzi z wiatrem —głosił hymn — ale się go nie widzi. Noc jest wypełniona jego obecnością. To, co jest wysoko, i to, co jest nisko, wszystko jest jego dziełem. Czyż dążenie do poznania Amona, gdy wiadomo, że wymyka się on zawsze ludzkiemu umysłowi, nie oznacza — co zresztą potwierdza Księga wyjścia na Światło —odsunięcia zła i ciemności, troski o przyszłość i rządzenia krajem tak, aby stał się na podobieństwo nieba? Mężczyzna, który zbliżał się do Ramzesa, miał kwadratową twarz o nieprzyjemnym wyrazie, którego wiek nie złagodził. Dawny nadzorca królewskich stajni wstąpił na służbę w Karnaku i pokonawszy szczeble hierarchii, został drugim prorokiem boga. Ubrany w suknię z nieskazitelnie białego lnu, z wygoloną czaszką, Bachen zatrzymał się kilka kroków przed monarchą.

— To wielka radość widzieć cię znowu, Wasza Królewska Mość. — Dzięki tobie Karnak i Luksor godne są bogów, którzy w nich zamieszkują. Jak się miewa Nebu? — Wielki kapłan nie opuszcza już swojego małego domku obok świętego jeziora i nie liczy już lat, ale nadal wydaje rozkazy. Ramzes cenił wierność Bachena, który był jedną z tych wyjątkowych istot, które nie pragną zaszczytów, lecz troszczą się jedynie o to, by postępować uczciwie. Zarządzanie największą świątynną posiadłością Egiptu było w dobrych rękach. Jednakże Bachen był mniej pogodny niż zazwyczaj. — Jakieś poważniejsze kłopoty? — Właśnie

otrzymałem

skargi

z

małych

sanktuariów

regionu

tebańskiego. Wkrótce zabraknie im olibanu, kadzidła i mirry, koniecznych do codziennego odprawiania rytuałów. W obecnej chwili zapasy Karnaku wystarczą, aby przyjść im z pomocą, ale nasze własne rezerwy wyczerpią się w ciągu dwóch, trzech miesięcy. — A czy świątynie nie powinny otrzymać dostaw jeszcze przed rozpoczęciem zimy? — Z pewnością, Wasza Królewska Mość, ale jaką ilość możemy otrzymać? Ostatnie zbiory były tak słabe, że poważnie się obawiamy, aby nam nic zabrakło tych najbardziej podstawowych artykułów. Jeśli nie będziemy odprawiali rytuałów w odpowiedni sposób, co się stanie z harmonią kraju?

Kiedy Ramzes powrócił do Teb, Ameni natychmiast zjawił się w jego biurze obarczony urzędowymi papirusami. Każdy na jego widok zastanawiał się, skąd pisarz o tak kruchym wyglądzie czerpie energię, aby podołać tak wielkim ciężarom.

34 — Wasza Królewska Mość, trzeba interweniować jak najszybciej! Podatek od statków przewożących towary jest nadmierny i... Ameni urwał. Powaga malująca się na twarzy Ramzesa odradziła mu naprzykrzanie się drobiazgami. — Jaki jest stan naszych zapasów olibanu, kadzidła i mirry? — Nie mogę ci odpowiedzieć w tej chwili, musiałbym sprawdzić... Ale nic alarmującego. — Skąd jesteś tego pewny? — Ponieważ wprowadziłem tu na miejscu system kontroli. Gdyby zapasy zmniejszyły się w sposób znaczący, powiadomiono by mnie o tym. — W rejonie tebańskim niebawem zabraknie olibanu. — Wykorzystamy zapasy ze składów Pi-Ramzes i życzmy sobie, aby przyszłoroczne zbiory były obfite. — Przekaż swoje mniej ważne obowiązki i niezwłocznie zajmij się tą sprawą.

Ameni wezwał do swojego biura zarządcę magazynów Podwójnego Białego Domu, naczelnika Skarbca i zwierzchnika Domu Sosny, który zajmował się weryfikowaniem dostaw towarów przychodzących z innych krajów. Trzech dostojników w kwiecie wieku, czyli po pięćdziesiątce. — Byłem zmuszony opuścić ważne zebranie — poskarżył się naczelnik Skarbca — i spodziewam się, że nie trudziłeś nas z byle powodu. — Wszyscy trzej jesteście odpowiedzialni za nasze zapasy olibanu, mirry i kadzidła — przypomniał Ameni. — Ponieważ żaden z was mnie nie alarmował, spodziewam się, że sytuacja nie jest niepokojąca.

— Ja prawie nie mam olibanu — wyznał zarządca magazynów Podwójnego Białego Domu — ale zapewne u moich kolegów jest inaczej. — Ja posiadam tylko mały zapasik — zaznaczył naczelnik Skarbca — ale ponieważ nie osiągnąłem jeszcze stanu alarmowego, nie uważałem za słuszne przesłać raportu do moich towarzyszy. — Ja oświadczam to samo — powiedział zwierzchnik Domu Sosny. — Gdyby w ciągu najbliższych miesięcy moje zapasy nadal się zmniejszały, nie omieszkałbym was zawiadomić. Ameni był przybity. Trzej wysocy urzędnicy poświęcili ducha dla litery i jak to często bywa, nie skontaktowali się między sobą. — Podajcie mi dokładny stan waszych rezerw. Ameni szybko dokonał obliczeń: do wiosny w Egipcie nie będzie ani odrobiny kadzidła. Mirra i oliban znikną z laboratoriów i świątyń. A w całym kraju zrodzi się i rozszerzy uczucie buntu przeciw niedopatrzeniu Ramzesa.

39 Zawsze piękna jak wiosenna jutrzenka, naczelny medyk Neferet skończyła przygotowywanie amalgamatu z żywicy pistacji, miodu, opiłków miedzi zmieszanych z odrobiną mirry, który posłuży do pielęgnacji zęba jej dostojnego pacjenta. — Nie ma żadnego ropnia — wyjaśniła Ramzesowi — ale dziąsła są wrażliwe i masz coraz większą skłonność do zapalenia stawów. Niech Wasza Królewska Mość nie zapomina o płukaniu ust i o wywarach z kory wierzbowej.

34 — Kazałem posadzić tysiące wierzb wzdłuż rzeki i nad brzegami stawów. Wkrótce będziesz rozporządzała wielką ilością środków przeciwzapalnych. — Dziękuję, Wasza Królewska Mość. Przepiszę ci też papkę do żucia na bazie przystępu, jałowca, owoców sykomory i kadzidła. Ponieważ wspomniałam kadzidło i mirrę, które doskonale działają na ból, chcę cię poinformować, że tych produktów niebawem nam zabraknie.

— Wiem, Neferet, wiem... — Kiedy medycy i chirurdzy zostaną w nie zaopatrzeni? — Tak szybko, jak to możliwe. Widząc zakłopotanie monarchy, Neferet nie stawiała już pytań, które cisnęły się jej na usta. Sprawa musiała być poważna, ale miała zaufanie do Ramzesa, że wyprowadzi kraj z tej trudnej sytuacji.

Ramzes długo oddawał się medytacjom przed statuą swojego ojca Setiego, którego kamienna twarz, dzięki talentowi rzeźbiarza, była pełna życia. W surowym biurze o białych ścianach poprzez obecność Setiego myśl panującego faraona łączyła się z myślą jego poprzednika. Kiedy Ramzes musiał podejmować decyzje dotyczące przyszłości królestwa, zawsze radził się ducha monarchy, który przygotował go do obecnej funkcji za cenę surowego wychowania, jakie niewielu ludzi potrafiłoby znieść. Seti miał słuszność. Ramzes wytrzymywał ciężar długiego panowania właśnie dzięki owemu wymagającemu kształtowaniu przez ojca. Z wiekiem dojrzałym ożywiający faraona ogień nie stracił na sile, a żar

młodości przemienił się w gorące pragnienie, by budować swój kraj i kształtować swój lud tak, jak czynili to jego przodkowie. Kiedy wzrok Ramzesa spoczął na wielkiej mapie Bliskiego Wschodu, z której często korzystał, faraon pomyślał o Mojżeszu, swoim przyjacielu z dzieciństwa. On także płonął żarliwym ogniem, i to on był jego prawdziwym przewodnikiem na pustyni w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej. Niejeden raz, wbrew opiniom swoich wojskowych doradców, faraon odmówił działań przeciw Mojżeszowi i Hebrajczykom. Czyż nie powinni wypełnić swojego przeznaczenia aż do końca? Ramzes pozwolił wejść Ameniemu i Serramannie. — Podjąłem kilka decyzji. Jedna z nich powinna cię usatysfakcjonować, Serramanno. Wysłuchawszy króla, sardyński olbrzym niezwykle się ucieszył.

Tanit, pulchna Fenicjanka, nie znudziła się życiem z Uri-Teszubem. Chociaż Hetyta traktował ją brutalnie, ulegała wszystkim jego życzeniom. Dzięki niemu każdego dnia odkrywała rozkosze zmysłowej miłości i przeżywała nową młodość. Uri-Teszub stał się jej bożyszczem. Uściskawszy ją brutalnie, Hetyta wstał i prezentując swoją wspaniałą tężyznę fizyczną, przeciągnął się jak drapieżnik. — Jesteś wspaniałą klaczką, Tanit. Chwilami sprawiasz, że zapominam o moim kraju. Tanit opuściła łoże i przykucnąwszy, przytuliła się do nóg kochanka. — Jesteśmy szczęśliwi, tak szczęśliwi! Nie myślmy o niczym innym niż tylko o nas i o przyjemnościach... — Jutro wyjedziemy do twojej willi w Fajum. — Nie lubię jej, mój drogi. Wolę Pi-Ramzes.

34 — Kiedy tam już będziemy, ja wyruszę dalej, a ty rozgłosisz, że jesteśmy razem w naszym miłosnym gniazdku. Tanit podniosła się i mocno objęła Uri-Teszuba. — Gdzie pojedziesz i jak długo cię nie będzie? — Nie potrzebujesz tego wiedzieć. Po moim powrocie, jeśli Serramanna będzie cię wypytywał, masz tylko powiedzieć, że nie rozstawaliśmy się ani na sekundę. — Zaufaj mi, kochany, ja... Hetyta uderzył Fenicjankę w twarz, aż krzyknęła z bólu. — Jesteś kobietą, a kobieta nie powinna się mieszać do spraw mężczyzn. Bądź posłuszna, a wszystko będzie dobrze. Uri-Teszub zamierzał dołączyć do Malfiego, aby przechwycić konwój z olibanem, mirrą i kadzidłem, a potem zniszczyć cenne produkty. Na skutek ich braku ucierpi popularność Ramzesa i wzburzenie ogarnie kraj, stwarzając dogodne warunki do niespodziewanego ataku Libijczyków. W kraju Cheta, partia przeciwstawiająca się pokojowi z Egiptem usunie z tronu Hattusila i powoła Uri-Teszuba, jedynego wojennego dowódcę zdolnego pokonać armię faraona. Na progu sypialni pojawiła się wystraszona służąca. — O pani, policja! Jakiś olbrzym w kasku i z bronią... — Odeślij go — rozkazała Tanit. — Nie — wtrącił Uri-Teszub. — Zobaczymy, czego chce nasz przyjaciel Serramanna. Niech poczeka, zaraz przyjdziemy. — Nie chcę się spotkać z tym gburem! — Wprost

przeciwnie,

moja

piękna!

Zapominasz,

że

jesteśmy

najbardziej zakochaną parą w tym kraju? Włóż suknię, która nie zakrywa piersi, i skrop się perfumami.

— Odrobinę wina, Serramanno? — zapytał Uri-Teszub, tuląc w swoich ramionach rozmarzoną Tanit. — Jestem z misją oficjalną. — A w czym ona nas dotyczy? — dopytywała się Tanit. — Ramzes przyznał prawo azylu Uri-Teszubowi w trudnych czasach, a dzisiaj jest zadowolony z jego włączenia się w społeczność egipską. Dlatego też król przyznaje wam przywilej, z którego możecie być dumni. Tanit była zaskoczona. — A o co chodzi? — Królowa podejmuje wizytę wszystkich haremów w Egipcie, gdzie na jej cześć zostanie zorganizowanych wiele uroczystości. Mam przyjemność was zawiadomić, że zaliczono was do jej gości i będziecie jej towarzyszyć podczas całej podróży. — To... cudowne! — wykrzyknęła Fenicjanka. — Nie wyglądasz na zadowolonego, Uri-Teszubie — zwrócił uwagę! Sardyńczyk.

'

— Oczywiście, że tak... Ja, Hetyta... — A czyż królowa Mat-Hor nie jest hetyckiego pochodzenia? A ty jesteś żonaty z Fenicjanka. Egipt jest bardzo gościnny, jeśli szanuje się jego prawa. Ponieważ tak jest w twoim przypadku, zostałeś uznany za prawdziwego poddanego faraona. — A czemu ciebie przysłano z tą nowiną? — Bo będę odpowiedzialny za bezpieczeństwo znamienitych gości — odpowiedział Serramanna z szerokim uśmiechem. — I ani na chwilę nie spuszczę cię z oczu.

34 Było ich nie więcej niż setka, ale potężnie uzbrojonych i doskonale wyćwiczonych. Malfi utworzył doborowy oddział, do którego należeli wyłącznie jego najlepsi ludzie: doświadczeni wojownicy przemieszani z młodymi żołnierzami o niezmordowanej sile. Po ostatnich ćwiczeniach, w czasie których śmierć poniosło dziesięciu nieudolnych rekrutów, oddział wyborowy opuścił tajny obóz w sercu Pustyni Libijskiej i udał się drogą na północ w kierunku zachodniej odnogi egipskiej Delty. Część drogi przebyli barką, część bagnistymi drogami, przecinając Deltę z zachodu na wschód, następnie wykręcili ku Półwyspowi Arabskiemu, aby zaatakować konwój wiozący cenne substancje. Uri-Teszub i jego zwolennicy dołączą do nich przed samą granicą i dadzą im dokładne wskazówki, jak ominąć egipskie patrole i wymknąć się czujności strażników. Pierwszy etap podboju okaże się triumfem. Uciśnieni Libijczycy na nowo odzyskają nadzieję, a Malfi zostanie bohaterem mściwego ludu, spragnionego zemsty. Ale najpierw trzeba ugodzić Egipt w to, co stanowi jego podstawowe wartości: odprawianie obrzędów i kult oddawany bogom, będących wyobrażeniem Zasady Maat. Bez olibanu, bez mirry i bez kadzidła kapłani poczują się pozostawieni samym sobie i oskarżą Ramzesa, że zerwał pakt z niebem. Powrócił zwiadowca. — Nie możemy iść dalej — powiedział Malfiemu. — Straciłeś rozum? — Zobacz sam, wodzu. Malfi, wyciągnięty płasko na pagórku miękkiej ziemi, ukryty za kolczastymi krzewami, nie wierzył własnym oczom.

Egipskie wojsko rozciągało się na szerokim paśmie ziemi między morzem a bagnem, które we wszystkich kierunkach przemierzały małe barki zajęte przez łuczników. Drewniane wieże pozwalały strażnikom kontrolować rozległy horyzont. Było tam kilka tysięcy ludzi dowodzonych przez Merenptaha, młodszego syna Ramzesa. — Przejście jest niemożliwe — ocenił zwiadowca — dostrzegą nas i wybiją. Malfi nie mógł poprowadzić na śmierć swoich najlepszych ludzi, mających być zaczątkiem libijskiej armii. Rozbicie karawany stanowiło łatwe zadanie, ale starcie z tak wielką liczbą egipskich żołnierzy byłoby samobójstwem. Ogarnięty wściekłością Libijczyk ujął kępkę ciernistego krzewu i zgniótł ją w garści.

40 Zwierzchnik karawan wożących towary do Egiptu, Syryjczyk około pięćdziesiątki, był oszołomiony. On, doświadczony kupiec, który w swoich handlowych podróżach we wszystkich kierunkach przemierzył szlaki Bliskiego Wschodu, nigdy nie widział takiego skarbu. Umówił się z producentami, aby odszukali go na północo-zachodnim wierzchołku Półwyspu Arabskiego w jałowej i opustoszałej okolicy, gdzie w dzień temperatura była nie do wytrzymania a w nocy poniżej zera, nie wspominając już o wężach i skorpionach. Ale było to idealne miejsce, aby ukryć tajny magazyn, gdzie od trzech lat Syryjczyk gromadził bogactwa kradzione Egiptowi. Swoich wspólników, Libijczyka Malfiego i Hetytę Uri-Teszuba, zapewnił z przekonaniem, że zapasy cennych produktów, zresztą bardzo

34 niewielkie z powodu mizernych zbiorów, zostały zniszczone. Malfi i UriTeszub byli wojownikami, a nie handlarzami, nie wiedzieli zatem, że dobry kupiec nigdy nie poświęci towaru. Syryjczyk miał czarne, natłuszczone włosy, gładko przyczesane na okrągłej czaszce, twarz jak księżyc w pełni i też bladą, szeroki tors osadzony na krótkich nogach. Był przyjacielem innego Syryjczyka, Rai, szpiega na hetyckim żołdzie, który umarł okrutną śmiercią. Kłamał i kradł od młodości, nie zapominając płacić za milczenie tym, którzy mogli go zadenuncjować władzom i przez lata potajemnie zgromadził niezłą fortunę. Czyż nie była śmiesznie mała w porównaniu z tą niewiarygodną żyłą złota, która właśnie została złożona w jego magazynach? Drzewa kadzidłowe z Arabii trzykrotnie dały tak obfite zbiory, że trzeba było

zatrudnić

więcej

niż

zwykle

sezonowych

pracowników.

Ciemnozielone liście i złociste kwiaty o purpurowym sercu stanowiły jedynie ozdobę przy wspaniałej brązowej korze. Skrobiąc ją umiejętnie, sprawiano,

że

wypływały kropelki żywicy,

które

zlepione przez

specjalistów w twarde kuleczki wydzielały przy spalaniu cudowny zapach. A cóż powiedzieć o niezrównanej jakości olibanu! Jego biaława żywica, mleczna i pachnąca, spływała ze szczodrobliwością godną złotego wieku, małe łezki o gruszkowatym kształcie, białe, szare lub żółte, sprawiały, że naczelnik karawan chciał płakać z radości. Znał liczne zalety tej kosztownej i poszukiwanej substancji: antyseptyczna, przeciwzapalna, znieczulająca, do namaszczeń, do przyklejanych opatrunków, w proszku albo w płynie. Medycy egipscy używali jej do leczenia obrzęków, wrzodów, ropni, zapalenia oczu i uszu. Oliban tamował krwotoki i przyspieszał zabliźnianie się ran, służył nawet jako antidotum. Główny medyk Dwóch Ziem, słynna Neferet, odpowiednio zapłaci za niezastąpiony oliban.

A zielona gumożywica z galbanowca, a ciemna żywica z ladanowca, a gęsty żywiczny olejek z drzewa balsamowego, a mirra... Syryjczyk był na granicy ekstazy. Czy jakiś kupiec sądził, że pewnego dnia będzie posiadaczem takiej fortuny? Syryjczyk nie omieszkał też przygotować przynęty dla swoich sojuszników: jedną karawanę skierował na szlak, gdzie oczekiwali Uri-Teszub i Malfi. Czyż jednak nie popełnił błędu, powierzając jej jedynie niewielki ładunek? Niestety, wieść się już rozeszła, mówiono o wyjątkowym zbiorze, a te pogłoski niosły ryzyko, że zbyt prędko dotrą do uszu Hetyty i Libijczyka. Jak zyskać na czasie? Za dwa dni Syryjczyk przyjmie tutaj kupców greckich, cypryjskich i libańskich, aby im sprzedać zawartość swojego magazynu, zanim umknie na Kretę, gdzie będzie pędził szczęśliwy żywot. Dwa nie kończące się dni, w czasie których będzie umierał ze strachu, że zobaczy swoich groźnych sojuszników. — Jakiś Hetyta chce z tobą mówić — powiadomił go ktoś ze służby. Syryjczykowi zaschło w ustach, a oczy zapiekły. Katastrofa! UriTeszub, coś podejrzewając, przyszedł zażądać od niego wyjaśnień. A jeśli zmusi go do otwarcia składu... Uciekać czy jakoś przekonać byłego naczelnego wodza hetyckiej armii? Syryjczyk, sparaliżowany lękiem, nie był w stanie podjąć decyzji. Mężczyzna, który podszedł do niego, nie był Uri-Teszubem. — Czy... jesteś Hetytą? — Tak. — Jesteś przyjacielem...

34 — Tylko bez imion. Tak, jestem przyjacielem wodza, jedynego człowieka zdolnego uratować kraj Cheta od hańby. — Słusznie, słusznie... Niech bogowie mu sprzyjają! A kiedy go znowu zobaczę? — Musisz być cierpliwy. — Chyba nie przytrafiło mu się coś złego? — Nie, uspokój się, ale zatrzymano go w Egipcie na oficjalnych uroczystościach i liczy na ciebie, że ściśle dochowasz warunków umowy.

— Niech się zupełnie nie obawia! Kontrakt został wykonany, wszystko potoczyło się tak, jak chciał. — Mogę więc uspokoić wodza. — Niech się cieszy, jego życzenia zostały spełnione! Jak tylko wrócę do Egiptu, zaraz się z nim skontaktuję. Ledwie Hetyta odjechał, zwierzchnik karawan jednym tchem wypił trzy czarki mocnego likieru. Szczęście dopisało mu nadspodziewanie! UriTeszub zatrzymany w Egipcie... Widocznie musi istnieć jakieś bóstwo opiekuńcze dla złodziei! Pozostaje Malfi, niebezpieczny szaleniec, miewający niekiedy przebłyski świadomości.

Zwykle

widok

krwi

wystarczał,

aby

go

odurzyć.

Zamordowanie kilku kupców musiało mu dostarczyć tyle przyjemności, że na pewno zapomniał przyjrzeć się towarom z bliska. Ale jeśli zrobi się podejrzliwy, odszuka zwierzchnika karawan z furią obłąkanego. Syryjczyk miał wiele zalet, ale na pewno nie należała do nich odwaga. Przeciwstawienie się Malfiemu przekraczało jego siły. W oddali pojawił się tuman kurzu.

Kupiec nie oczekiwał nikogo... To może być tylko Malfi i jego doborowy oddział rzeźników! Syryjczyk, załamany, osunął się na matę. Szczęście się odwróciło. Malfi z rozkoszą poderżnie mu gardło i zostawi czas na umieranie. Tuman kurzu przesuwał się powoli. Konie? Nie, one zbliżałyby się prędzej. Osły... Tak, to osły. Zatem karawana! Ale skąd przybywa? Uspokojony, ale też zaintrygowany Syryjczyk podniósł się i nie spuszczał już z oczu orszaku ciężko obładowanych czworonogów, idących ku niemu miarowym, pewnym krokiem. I poznał przewodników karawany. To ci, których wysłał na śmierć, na szlak, gdzie oczekiwał Malfi! Czy nie padł ofiarą złudzenia? Nie, bo oto podjeżdża naczelnik konwoju, jego starszy rodak. — Udana podróż, przyjacielu? — Bez problemu. Zwierzchnik karawan ukrył swoje zdumienie. — Nawet najmniejszego wypadku? — Nawet najmniejszego. Spieszno nam do picia i jedzenia, chcemy się umyć i spać. Zajmiesz się ładunkiem? — Oczywiście, oczywiście... Idź odpocząć. Karawana w komplecie, ładunek nietknięty... Jedyne możliwe wytłumaczenie to, że Malfi i jego Libijczycy zostali zatrzymani. Być może ten zwariowany na punkcie wojny szaleniec został zabity przez policję pustynną. Powodzenie i fortuna... Życie obsypało Syryjczyka wszelką pomyślnością. Jak to dobrze, że podjął ryzyko! Był trochę pijany, ale pospieszył do składu, do którego tylko on jeden posiadał klucz. Drewniana zasuwa była złamana.

34 Zwierzchnik karawan, trupio blady, popchnął drzwi. Twarzą do niego przed stosem skarbów stał mężczyzna o wygolonej czaszce, ubrany w skórę pantery. — Kto... kto ty jesteś? — Cha, wielki kapłan z Memfis i starszy syn Ramzesa. Przybyłem, by odszukać to, co należy do Egiptu. Syryjczyk ujął sztylet. — Tylko bez niedorzecznych gestów. Faraon cię obserwuje. Złodziej obejrzał się. Wszędzie, zza piaszczystych pagórków pojawili się egipscy łucznicy. A w słońcu Ramzes Wielki z błękitną koroną na głowie, stojący na swoim rydwanie. Zwierzchnik karawan upadł na kolana. — Łaski... Nie jestem winny. Zmuszono mnie... — Będziesz sądzony — zapowiedział Cha. Na samą myśl, że ma stanąć przed trybunałem, który orzeknie najwyższy wymiar kary, Syryjczyk stracił głowę. Ze wzniesionym sztyletem rzucił się na łucznika, podchodzącego do niego, aby założyć mu drewniane kajdanki, i wbił mu ostrze w ramię. Trzej inni łucznicy, sądząc, że ich towarzysz jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, wystrzelili bez wahania. Z ciałem przeszytym strzałami złodziej upadł na ziemię. Mimo nieprzychylnej opinii Ameniego Ramzes uparł się, że sam stanie na czele ekspedycji. Dzięki informacjom dostarczonym przez policję pustynną i posługując się swoją różdżką, król odnalazł potajemne miejsce, dokąd przybywały zawrócone z drogi karawany. A jednocześnie dostrzegł też inną anomalię, której istnienie chciał sprawdzić.

Rydwan Ramzesa popędził na pustynię, a za nim zastępy wojskowych pojazdów. Dwa konie Ramzesa były tak szybkie, że znacznie wyprzedziły resztę eskorty. Aż po horyzont ciągnął się piasek, kamienie i pagórki. — Dlaczego król zapuszcza się w te pustkowia? — zapytał porucznik jazdy łucznika, który razem z nim stanowił załogę rydwanu. — Byłem z nim w bitwie pod Kadesz. Ramzes nigdy nie działa bez powodu. To boska siła go prowadzi. Monarcha przejechał przez wydmę i zatrzymał się. Jak okiem sięgnąć, wspaniałe drzewa o żółtoszarej korze, a drewnie białym i miękkim. Nadzwyczajna plantacja olibanów, które będą dawały Egiptowi swoją cenną żywicę przez długie lata.

Nerwy Uri-Teszuba zostały wystawione na ciężką próbę. Ani piękno ogrodów, ani doskonałe potrawy, ani czar koncertów nie mogły sprawić, aby zapomniał o natrętnej obecności Serramanny i jego nieznośnym uśmiechu. Za to Tanit potrafiła docenić tę wizytę w haremach w towarzystwie olśniewającej królowej, która zjednywała sobie nawet najbardziej zgryźliwych zarządców. Mat-Hor wydawała się zachwycona pochlebstwami dworzan, szukających jej względów. — Wspaniała nowina — powiadomił go Serramanna. — Ramzes właśnie dokonał nowego cudu. Faraon odkrył ogromną plantację olibanów, a karawany przybyły całe i zdrowe do Pi-Ramzes. Hetyta zacisnął pięści. Dlaczego Malfi nie interweniował? Gdyby Libijczyk został zatrzymany lub zabity, Uri-Teszub nie miałby żadnej szansy na wprowadzenie zamętu w Egipcie.

34 Podczas gdy Tanit rozmawiała z kilkoma kobietami interesu, które królowa zaprosiła do haremu w Mer-Ur, tego, którym kiedyś zarządzał Mojżesz, Uri-Teszub przysiadł na suchym kamiennym murku nad brzegiem niewielkiego jeziora. — O czym rozmyślasz, drogi rodaku? Były głównodowodzący hetyckiej armii podniósł wzrok, aby popatrzeć na Mat-Hor w rozkwicie swojej piękności. — Jestem smutny. — A jaka jest przyczyna twojego smutku? — Ty, Mat-Hor. — Ja? Wcale nie masz racji! — Jeszcze nie pojęłaś strategii Ramzesa? — Objaśnij mi ją, Uri-Teszubie. — Przeżywasz ostatnie chwile swojego snu. Ramzes właśnie poprowadził ekspedycję wojskową, aby jeszcze bardziej podporządkować sobie ludność egipskich kolonii. Czyż trzeba być ślepym, aby nie zauważyć, że umacnia swoje bazy wypadowe do ataku na kraj Cheta? Zanim rozpocznie ofensywę, pozbędzie się dwóch niepożądanych osób, ciebie i mnie. Ja będę miał wyznaczoną siedzibę pod policyjnym nadzorem i pewnie padnę ofiarą jakiegoś; wypadku. Ty będziesz zamknięta w jednym z tych haremów, które dziś zwiedzasz z taką przyjemnością. — Haremy nie są więzieniami! — Dadzą ci zaszczytne, bzdurne stanowisko i już nigdy nie zobaczysz króla. Przecież Ramzes myśli tylko o wojnie. — Skąd jesteś tego tak pewny? — Mam swoją siatkę przyjaciół, Mat-Hor, a ona dostarcza mi prawdziwych informacji, takich, do których ty nie masz dostępu. — Co proponujesz?

— Król lubi dobrą kuchnię. Ceni szczególnie jeden przepis wymyślony specjalnie dla niego: „Smakołyk Ramzesa" — marynatę z łagodnym czosnkiem, cebulą, czerwonym winem z oaz, wołowym mięsem i filetami z okonia nilowego. To słabostka, którą Hetytka powinna umieć wykorzystać. — Ośmielasz się mi proponować?... — Nie odgrywaj naiwnego dziewczątka! W Hattusas nauczyłaś się posługiwać trucizną. — Jesteś potworem! — Jeśli nie usuniesz Ramzesa, on zniszczy ciebie. — Nie zwracaj się już do mnie nigdy, Uri-Teszubie. Hetyta grał o dużą stawkę. Jeśli nie udało mu się posiać w jej umyśle zwątpienia i niepokoju, Mat-Hor wyda go Serramannie. Ale jeśli tak, to wykonał kawałek ładnej roboty.

Cha był zaniepokojony. Tymczasem program odnowienia zabytkowych budowli w Sakkarze, którego się podjął, dawał widoczne rezultaty. Piramida schodkowa Dżesera, piramida schodkowa Unasa, w której wnętrzu zostały zapisane pierwsze „Teksty Piramid" wyjawiające sposoby odradzania duszy króla, monumentalne budowle Pepiego I, zyskały dzięki jego staraniom. A wielki kapłan z Memfis na tym nie poprzestał. Zlecił również swoim ekipom majstrów i ociosywaczy kamieni, aby opatrzyli rany piramid i świątyń faraonów piątej dynastii w miejscowości Abuzir, na północ od Sakkary. W samym Memfis Cha kazał rozbudować świątynię Ptaha, tak aby mogła odtąd pomieścić kaplicę ku pamięci Setiego, a w bliskiej przyszłości również sanktuarium ku chwale Ramzesa.

34 Cha, kiedy czuł się już bardzo zmęczony, udawał się na miejsce, gdzie były wydrążone grobowce królów pierwszej dynastii, na skraj pustynnego płaskowyżu w Sakkarze, górującego nad gajami palmowymi i uprawnymi polami. Grobowiec króla Dżeta, który wyróżniało trzysta okalających go byczych głów z terakoty, wyposażonych w prawdziwe rogi, przekazywał mu energię niezbędną, aby dalej umacniać więzy między teraźniejszością a przeszłością. Ale czy uda mu się tego dokonać? Po raz trzeci w tym roku Cha kazał się zawieźć rydwanem aż do piramidy Mykerinosa, na której chciał po ostatecznym

zakończeniu

prac

renowacyjnych

wyryć

pamiątkową

inskrypcję. I po raz trzeci zastał pusty plac budowy. Tylko stary kamieniarz posilał się świeżym chlebem natartym czosnkiem. — A gdzie twoi towarzysze? — zapytał Cha. — Wrócili do siebie. — Znowu widmo! — Tak, widmo pojawiło się znowu. Kilku go widziało: trzymał w rękach węże i groził, że zabije każdego, kto się do niego zbliży. Dopóki to widmo nie zostanie przepędzone, nikt nie zgodzi się tutaj pracować, nawet za dużą zapłatę. Tego właśnie niepowodzenia obawiał się Cha, że nie zdoła doprowadzić do należytego stanu historycznych budowli na płaskowyżu w Gizie. A to widmo sprawiało, że spadały kamienie, i powodowało wypadki. Wszyscy wiedzieli, że chodzi tu o udręczoną duszę, która powróciła na ziemię, aby szerzyć nieszczęście wśród żywych. Mimo całej swojej wiedzy wielkiemu kapłanowi nie udało się przeszkodzić mu w niszczeniu. Kiedy ujrzał zbliżający się rydwan Ramzesa, którego prosił o pomoc, Cha odzyskał nadzieję. Ale jeśli królowi się nie powiedzie, tę część

równiny w Gizie trzeba będzie uznać za strefę zakazaną i bezsilnie patrzeć, jak niszczeją arcydzieła. — Sytuacja się pogarsza, Wasza Królewska Mość, już nikt nie zgadza się tutaj pracować. — Czy wypowiedziałeś zwyczajowe zaklęcia? — Nie poskutkowały. Ramzes spoglądał na piramidę Mykerinosa, wspartą na solidnych granitowych podstawach. Każdego roku faraon przybywał do Gizy, aby zaczerpnąć tu energii budowniczych, którzy przyoblekli w kamień promienie słońca, łącząc ziemię z niebem. — Wiesz, gdzie ukrywa się widmo? — Żaden rzemieślnik nie odważył się go śledzić. Król spostrzegł starego kamieniarza, który nadal się posilał, i podszedł do niego. Zaskoczony kamieniarz upuścił chleb i padł na kolana, z rękoma wyciągniętymi do przodu, a czołem przy ziemi. — Dlaczego nie uciekłeś z innymi? — Ja... ja nie wiem, Wasza Królewska Mość! — Ty znasz miejsce, gdzie ukrywa się widmo, prawda? Skłamać królowi to skazać się na wieczne potępienie. — Zaprowadź nas. Stary człowiek, trzęsąc się, poprowadził króla w uliczki grobowców, gdzie spoczywali wierni służący Mykerinosa, którzy na tamtym świecie nadal tworzyli jego dwór. Wprawnym okiem Cha zwrócił uwagę, że niektóre z nich wymagały odnowienia. Kamieniarz wszedł na mały odkryty dziedziniec z podłogą usłaną resztkami wapnia. W kącie ułożono w stos niewielkie bloki.

34 — To tutaj, ale nie idźcie dalej. — Kto jest tym widmem? — zapytał Cha. — Pewien kamieniarz, którego pamięć nie została uczczona i który mści się, napadając na swoich towarzyszy. Według hieroglificznych napisów zmarły kierował zespołem budowniczych w epoce Mykerinosa. — Usuńmy te bloki — polecił Ramzes. — Wasza Królewska Mość... — Do pracy. Pojawił się otwór prostokątnej studni. Cha wrzucił do niej kamyk, który zdawał się spadać bez końca. — Więcej niż piętnaście metrów — stwierdził kamieniarz, kiedy usłyszał odgłos uderzenia o dno studni. — Nie zapuszczaj się w tę piekielną czeluść, Wasza Królewska Mość. Wzdłuż ściany zwieszała się węźlasta lina. — Trzeba jednakże tam zejść — zauważył Ramzes. — W takim razie to ja podejmę ryzyko — zadecydował rzemieślnik. — A jeśli napotkasz widmo — oponował Cha — czy będziesz umiał wypowiedzieć formuły, które powstrzymają je od niszczenia? Stary człowiek spuścił głowę. — Jako że jestem wielkim kapłanem Ptaha — powiedział starszy syn Ramzesa—ja powinienem wykonać to zadanie. Nie zabraniaj mi tego, ojcze. Cha zapuścił się w przepastną głębinę. Na dnie studni nie było mroczno. Ściany z wapiennego kamienia emanowały dziwne słabe światło. Wielki kapłan postawił w końcu stopy na nierównym podłożu i wszedł w wąski

korytarz prowadzący do ślepych drzwi, na których przedstawiono wizerunek zmarłego, otoczony kolumnami hieroglifów. I wtedy Cha zrozumiał. Przez cały kamień przechodziła szeroka rysa i zniekształcała dobroczynny wpływ tekstów odrodzenia. Duch rzeźbiarza, nie mogąc się już wcielić w żywy obraz, przemienił się w napastliwe widmo, zarzucające ludziom, że zlekceważyli jego pamięć. Kiedy Cha wydostał się ze studni, był zmęczony, ale rozpromieniony. Jak tylko ślepe drzwi zostaną odnowione, a twarz zmarłego z miłością wyrzeźbiona na nowo, czary ustąpią.

Od czasu powrotu do Pi-Ramzes Uri-Teszub nie przestawał się złościć. Nieustannie nadzorowany przez Serramannę podczas nie kończącej się podróży, zmuszony do bezczynności, odcięty od informacji, miał ochotę wyrżnąć cały Egipt, poczynając od Ramzesa. A musiał jeszcze znosić porywy uczuć ckliwej Tanit, która potrzebowała codziennej dawki miłości. Właśnie powróciła do sypialni, na wpół ubrana, w obłoku perfum... — Ukochany... Hetyci! — Jak to, Hetyci? — Setki... Setki Hetytów opanowały centrum Pi-Ramzes! UriTeszub chwycił Fenicjankę za ramiona. — Zwariowałaś? — Moje służebne tak twierdzą! — Hetyci zaatakowali, uderzyli w sam środek królestwa Ramzesa... To jak w bajce, Tanit!

34 Uri-Teszub odsunął żonę i włożył na siebie krótką tunikę w czarne i czerwone prążki. Podniecony, jak w czasach dawnej świetności, skoczył na grzbiet konia, gotów rzucić się do bitwy. Hattusil został obalony, zwolennicy wojny na śmierć i życie triumfowali, linie egipskiej obrony zostały przerwane podczas niespodziewanego ataku i ważył się los Bliskiego Wschodu! Na głównej alei prowadzącej od świątyni boga Ptaha do królewskiego pałacu bawił się różnorodny tłum. Nie było widać ani jednego żołnierza, ani najmniejszego śladu walki. Zbity z tropu Uri-Teszub zwrócił się do dobrodusznego policjanta, który brał udział w powszechnej radości. — Podobno Hetyci zajęli Pi-Ramzes! — To prawda. — Ale... gdzie oni są? — W pałacu. — Zabili Ramzesa?

— Co też opowiadasz?... To są pierwsi Hetyci, którzy przybyli zwiedzić Egipt i przywieźli dary dla naszego władcy. — Turyści... — Oszołomiony Uri-Teszub przepchnął się przez tłum i zjawił przed główną bramą pałacu... — Czekano tylko na ciebie! — usłyszał grzmiący głos Serramanny. — Czy chcesz być świadkiem uroczystości? Hetyta, jak nieprzytomny, pozwolił, aby sardyński olbrzym zaciągnął go do sali audiencyjnej, gdzie tłoczyli się dworzanie. W pierwszym rzędzie stała delegacja gości z darami. Hetyci podchodzili jeden za drugim i kolejno wręczali faraonowi: lapis-lazuli, turkusy, miedź, żelazo, szmaragdy, ametysty, krwawnik i jaspis.

Na chwilę król pochylił się nad kilkoma wspaniałymi turkusami, które musiały pochodzić z Synaju. W czasach młodości Ramzes udał się tam w towarzystwie Mojżesza. Nie można było zapomnieć tej czerwonożółtej góry, jej niepokojących skał i tajemniczych jarów. — Ty, który przynosisz mi te cudowne kamienie, czy spotkałeś na swej drodze Mojżesza i lud hebrajski? — Nie, Wasza Królewska Mość. — Czy słyszałeś o ich wyjściu? — Każdy się ich obawia, Wasza Królewska Mość, bo chętnie wszczynają bitwy, ale Mojżesz twierdzi, że dojdą do swojej ziemi. A zatem przyjaciel Ramzesa z dzieciństwa ciągle ścigał swoje marzenie. Rozmyślając o tych odległych latach, kiedy kształtowały się ich losy, monarcha z roztargnieniem uczestniczył w zgromadzeniu. Zwierzchnik delegacji ostatni skłonił się przed Ramzesem. — Czy wolno nam jeździć po całym Egipcie, Wasza Królewska Mość? — Na tym polega pokój. — Czy będziemy mogli w waszej stolicy oddawać cześć naszym bogom? — Na wschodnim krańcu miasta wznosi się świątynia syryjskiej bogini Asztarte, towarzyszki boga Seta i opiekunki mojego rydwanu i moich koni.. To ją poprosiłem, aby czuwała nad bezpieczeństwem portu w Memfis. Bóg Burzy i bogini Słońca, którym oddajecie cześć w Hattusas, są również mile widziani w Pi-Ramzes. Zaledwie hetycka delegacja opuściła salę audiencyjną, Uri-Teszub przystąpił do jednego ze swoich rodaków. — Czy mnie poznajesz? — Nie. — Jestem Uri-Teszub, syn króla Muwattalego!

\

34 — Muwattali nie żyje, teraz rządzi Hattusil. — Ta wizyta... to podstęp, prawda? — Jaki podstęp? Przybyliśmy zwiedzić Egipt, a po nas przyjedzie wielu innych Hetytów. Wojna się skończyła, naprawdę się skończyła. Minuty płynęły, Uri-Teszub stał nieruchomo na środku głównej alei PiRamzes. Zwierzchnik Skarbca w towarzystwie Ameniego ośmielił się w końcu stanąć przed Ramzesem. Aż do tej chwili wolał trzymać język za zębami w nadziei, że skandal nie wybuchnie i że w końcu zwycięży rozsądek. Ale przybycie hetyckich gości, a dokładniej złożone przez nich dary, wywołało takie nadużycia, że wysoki funkcjonariusz nie miał już prawa milczeć. To, że miał stanąć przez Ramzesem, było ponad jego siły, toteż zwrócił się do Ameniego, który wysłuchał go, nie mówiąc ani słowa. Po zakończeniu wyjaśnień osobisty sekretarz monarchy zaraz poprosił go o audiencję, przekazując dygnitarzowi, by powtórzył swoje oskarżenia słowo w słowo, nie pomijając żadnego szczegółu. — Nie masz nic do dodania, Ameni? — Czy to naprawdę potrzebne, Wasza Królewska Mość? — Wiedziałeś o tym cały czas? — Moja czujność została zmylona, przyznaję, ale przynajmniej ostrzegałem. — Możecie obaj uważać ten problem za rozwiązany. Pocieszony tymi słowami, naczelnik Skarbca unikał surowego wzroku króla. Na szczęście król nie sformułował przeciw niemu żadnego zarzutu. Jeśli chodzi o Ameniego, to liczył na Ramzesa, że przywróci Zasadę Maat w sercu swojego pałacu.

— Nareszcie, Wasza Królewska Mość! — wykrzyknęła Mat-Hor. — Straciłam nadzieję, że cię znów zobaczę. Dlaczego nie byłam u twojego boku, kiedy przyjmowałeś moich rodaków? Ucieszyliby się, że mogą mnie podziwiać. Zachwycająca w swojej czerwonej sukni ozdobionej srebrnymi różyczkami, Mat-Hor kręciła się wśród uwijających się wokół niej służebnic. Jak co dzień urządzały obławę na najmniejszą odrobinę kurzu, przynosiły nowe klejnoty, wystawne stroje i zmieniały setki kwiatów, które napełniały swoją wonią apartamenty królowej. — Odeślij swoją

służbę

— polecił Ramzes.

Królowa zamarła w bezruchu. — Ależ... nie mam się na co uskarżać. To nie był już zakochany mężczyzna, ale faraon Egiptu. Takie oczy musiał mieć, kiedy prowadził do ataku pod Kadesz, samotnie rzucając się na tysiące Hetytów. — Wychodźcie wszystkie — krzyknęła królowa. — Wynoście się! Nieprzywykłe do takiego traktowania służebne wycofały się bez pośpiechu, pozostawiając na kamiennej posadzce przedmioty, które ze sobą przyniosły. Mat-Hor starała się uśmiechnąć. — Co się dzieje, Wasza Królewska Mość? — Czy sądzisz, że twoje zachowanie jest zachowaniem królowej Egiptu?

— Staram się zachowywać stosownie do swojego stanowiska, tak jak tego żądałeś! — Wprost przeciwnie, Mat-Hor, zachowujesz się jak despotyczny władca, mający kaprysy nie do przyjęcia.

34 — Co mi się zarzuca? — Nachodziłaś zwierzchnika Skarbca, aby wydostać z jego zapasów bogactwa, które należą do świątyń, a wczoraj ośmieliłaś się wydać zarządzenie, aby przywłaszczyć sobie cenne kruszce, ofiarowane państwu przez twoich rodaków. — Jestem królową Egiptu, wszystko jest moje! — Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. W Egipcie nie rządzi chciwość i egoizm, ale Zasada Maat. Ta ziemia jest własnością bogów, którzy przekazują ją faraonowi, a jego zadaniem jest utrzymywać ją w dobrym stanie, kwitnącą i szczęśliwą. To, co powinno cię cechować we wszystkich okolicznościach, to prawość. Jeżeli zwierzchnik nie jest wzorem, cały kraj zmierza do upadku i ruiny. Postępując tak, wyrządzasz szkodę autorytetowi faraona i niszczysz dobrobyt jego ludu. Ramzes nie podniósł głosu, ale jego słowa cięły ostrzej niż miecz. — Ja... ja nie myślałam... — Królowa Egiptu nie ma myśleć, lecz działać. A ty postępujesz źle, Mat-Hor. Anulowałem twoje zarządzenie i podjąłem dyspozycje, aby nie pozwolić ci na wyrządzanie szkód. Będziesz odtąd przebywała w haremie Mer-Ur i powrócisz na dwór tylko za moim pozwoleniem. Nie będzie ci niczego brakowało, ale wszelki zbytek będzie odtąd wykluczony. — Ramzesie... nie możesz odrzucić mojej miłości! — To Egipt jest moją żoną, Mat-Hor, a ty nie jesteś zdolna tego pojąć.

43 Wicekról Nubii nie mógł już znieść obecności i działań Setau, przyjaciela Ramzesa z dzieciństwa. Korzystając ze skutecznych rad swojej żony Lotos, nubijskiej czarodziejki, Setau tak zaangażował się w

gospodarczy rozwój prowincji na Wielkim Południu, że udało mu się zapędzić do pracy wszystkie plemiona, nie wywołując wśród nich konfliktów! Co więcej, Setau był kochany przez kamieniarzy i zapełnił region świątyniami i kaplicami ku chwale faraona i jego bóstw opiekuńczych. Czuwał też nad dobrą organizacją prac polowych, utworzył kataster i kazał odprowadzać podatki! Wicekról musiał spojrzeć rzeczywistości w oczy. Zaklinacz węży, którego wysoki funkcjonariusz uważał za oryginała bez przyszłości, przeprowadzał swoją wolę jak wymagający zarządca. Jeśli Setau nadal będzie uzyskiwał tak wspaniałe rezultaty, położenie wicekróla stanie się bardzo niedogodne. Oskarżony o nieudolność i lenistwo może stracić swój stołek. Nie można też było wejść z nim w układy. Uparty Setau nie chciał spędzać czasu na przyjemnościach i zmniejszyć swojego programu prac, odrzucając wszelki kompromis. Wicekról nie starał się nawet, aby go przekupić. Mimo swojego stanowiska Setau i Lotos żyli skromnie, nie odsuwając się od ubogich, i nie okazywali żadnego zamiłowania do luksusu. Pozostało zatem tylko jedno rozwiązanie. Śmiertelny wypadek, przygotowany tak starannie, aby nie było najmniejszej wątpliwości co do przyczyn śmierci Setau. Dlatego też wicekról wezwał do Abu Simbel nubijskiego najemnika, który niedawno opuścił więzienie. Ten człowiek z obciążoną przeszłością był pozbawiony wszelkich moralnych skrupułów. Wysoka nagroda przekona go do bezzwłocznego działania.

34 Noc była ciemna. Tworzące fasadę wielkiej świątyni cztery siedzące kolosy, które uosabiały „ka" Ramzesa, spoglądały w dal, przenikając czasy i przestrzenie nie dostrzegalne dla ludzkiego wzroku. Tutaj oczekiwał Nubijczyk. Miał niskie czoło, wystające kości policzkowe, grube wargi i był uzbrojony w sagaj. — Jestem wicekrólem. — Znam cię. Widziałem cię w fortecy, kiedy byłem uwięziony. — Potrzebuję twoich usług. — Poluję dla swojej wioski... Teraz jestem spokojnym człowiekiem. — Kłamiesz. Oskarża się ciebie o kradzież i są przeciw tobie dowody. Nubijczyk, wściekły, wbił sagaj w ziemię. — Kto mnie oskarża? — Jeśli nie będziesz ze mną współpracował, powrócisz do więzienia i nigdy z niego nie wyjdziesz. Jeśli będziesz mi posłuszny, zostaniesz bogaty. — Czego ode mnie oczekujesz? — Ktoś stoi mi na drodze. Uwolnisz mnie od niego. — Nubijczyk? — Nie, Egipcjanin. — No to trzeba dużo zapłacić. — Nie będziesz mi stawiał warunków — oświadczył sucho urzędnik. — Kogo mam usunąć? — Setau. Nubijczyk ponownie ujął swój sagaj i wzniósł go ku niebu. — To warte fortuny! — Zostaniesz hojnie wynagrodzony, pod warunkiem że śmierć Setau będzie wyglądała na wypadek.

— Zgoda. Wicekról, jak pijany, zachwiał się i opadł na siedzenie, Nubijczyk miał wybuchnąć głośnym śmiechem, ale nie zdążył, bo z nim stało się to samo. Dwaj mężczyźni usiłowali się podnieść, ale straciwszy równowagę, usiedli znowu. — Ziemia się trzęsie — zawołał Nubijczyk — bóg Ziemi się rozgniewał! Wzgórze wydało pomruk, kolosy się poruszyły. Wicekról i jego wspólnik, zdrętwiali z przerażenia, zobaczyli, jak od jednego z nich odrywa się ogromna głowa. Oblicze Ramzesa upadło na zbrodniarzy i zmiażdżyło ich swoim ciężarem.

Pani Tanit była zrozpaczona. Już od tygodnia Uri-Teszub nie zajmował się nią. Wyjeżdżał wcześnie rano, cały dzień jeździł konno po wsi, wracał zmordowany, jadł za czterech i zasypiał, nie mówiąc ani słowa. Tanit nie śmiała go wypytywać, bo kiedy raz to uczyniła, uderzył ją tak gwałtownie, że omal nie zabił. Fenicjanka znajdowała pociechę tylko w towarzystwie małego pręgowanego kotka, bo nie miała nawet serca, aby zarządzać swoim odziedziczonym po pierwszym mężu majątkiem. Właśnie kończył się kolejny dzień, pusty i monotonny. Kotek pomrukiwał na kolanach Tanit. Kłus konia... Uri-Teszub powrócił! Hetyta pojawił się, podniecony. — Chodź, moja piękna! Tanit rzuciła się w ramiona kochanka, który przewrócił ją na poduszki. — Mój kochany... Odzyskałam cię! Gwałtowność UriTeszuba napełniła ją radością.

34 — Jakie zmartwienie cię dręczyło?

— Myślałem, że jestem opuszczony... Ale Malfi żyje i nadal gromadzi libijskie szczepy! Przysłał do mnie swojego wysłannika, abym nie tracił ufności. Walka nie przestała się toczyć, Tanit, a Ramzes musi w końcu ulec! — Wybacz, że ci to powtórzę kochany... ale boję się tego Malfiego. — Hetyci pogrążyli się w swoim letargu. Jedynie Libijczycy obudzą ich z odrętwienia, a Malfi jest tym człowiekiem, który zdoła to uczynić. Nie mamy innego wyboru, jak przemoc i walka do końca... I ja zwyciężę!

Tanit spała wyczerpana i zadowolona. Uri-Teszub, siedząc w ogrodzie na wyplatanym słomą krześle, snuł krwawe marzenia i spoglądał na wschodzący księżyc — prosił go o pomoc. — Będę bardziej użyteczna niż ta gwiazda — wyszeptał za nim kobiecy głos. Hetyta odwrócił się. — Mat-Hor... To ryzykowne! — Królowa ma jeszcze prawo chodzić tam, gdzie chce.

— Wydajesz się zawiedziona... Ramzes cię odtrącił? — Nie, oczywiście, że nie! — Więc czemu przyszłaś tutaj, w wielkiej tajemnicy? Piękna Hetytka podniosła wzrok ku rozgwieżdżonemu niebu. — Miałeś rację, Uri-Teszubie. Jestem Hetytką i nią pozostanę. Ramzes nigdy nie uzna mnie za swoją wielką małżonkę królewską. Nigdy nie dorównam Nefertari.

Mat-Hor nie mogła powstrzymać szlochu. Uri-Teszub chciał ją wziąć w ramiona, ale ona się uchyliła. — Jestem głupia... Po co płakać nad porażką? To postawa słabych! Hetycka księżniczka nie ma prawa litować się nad swoim losem! — Ty i ja zrodziliśmy się dla zemsty. — Ramzes mnie upokorzył — wyznała Mat-Hor. — Potraktował mnie jak służebną! Kochałam go, byłam gotowa stać się wielka królową, poddałam się jego woli, ale on mnie odrzucił ze wzgardą. — Jesteś zdecydowana się zemścić? — Nie wiem... Jeszcze nie wiem. — Pomyśl jasno, Mat-Hor! Zgodzić się na upokorzenie, nie przeciwstawić się, to tchórzostwo niegodne ciebie! A skoro tu jesteś, to znaczy, że podjęłaś decyzję. — Zamilcz, Uri-Teszubie! — Nie, nie zamilczę! Kraj Cheta nie jest pokonany, może jeszcze podnieść głowę! Mam potężnych sojuszników, Mat-Hor, i mamy wspólnego wroga: Ramzesa. — Ramzes jest moim mężem. — Nie, to despota, który cię lekceważy i już zapomniał o twoim istnieniu! Zrób to, Mat-Hor, zrób to, co ci proponowałem. Trucizna jest do twojej dyspozycji. Unicestwić swoje marzenie... Czyż Mat-Hor mogła zniszczyć przyszłość, której tak pragnęła, położyć kres dniom człowieka, którego darzyła tak szalonym uczuciem, faraona Egiptu? — Zdecyduj — rozkazał Uri-Teszub. Królowa zniknęła w mrokach nocy. Uśmiechając się, hetycki wojownik wszedł na taras willi, aby być bliżej księżyca i mu podziękować.

34 — Kto za mną idzie? — To ja, Tanit. Hetyta pochwycił Fenicjankę za gardło. — Szpiegowałaś nas? — Nie, ja... — Wszystko słyszałaś, prawda? — Tak, ale ja będę milczeć, przysięgam! — Oczywiście, kochana, że nie popełniłabyś takiego błędu. Spójrz na to, moja piękna, spójrz! Ze swojej tuniki Uri-Teszub wyciągnął żelazny sztylet i wycelował go w kierunku nocnej gwiazdy. — Przyjrzyj się dobrze tej broni. To ona zabiła Aszę, przyjaciela Ramzesa, To ona zabije faraona i przebije twoje gardło, jeśli mnie zdradzisz.

44 Dla uczczenia rocznicy swoich urodzin Ramzes zaprosił do stołu obu synów, Cha i Merenptaha, a także Ameniego, najwierniejszego wśród wiernych, który wpadł na pomysł, aby pałacowy kucharz przygotował na tę okazję „smakołyk Ramzesa" i do tego podał wspaniałego aromatu wino z trzeciego roku panowania Ramzesa. Szczęśliwie dla przyszłości Egiptu między Cha i Merenptahem nie istniały żadne niesnaski. Starszy brat, teolog i rytualista, nieustannie poszukiwał wiedzy, badając dane teksty i pomniki przeszłości, młodszy pełnił funkcję głównodowodzącego armii i czuwał nad bezpieczeństwem państwa. Żaden z „synów królewskich" nie posiadał takiej jak oni

dojrzałości myślenia, pro-, stolijności i takiego poczucia racji stanu. Kiedy nadejdzie czas, Ramzes z całym spokojem wyznaczy swojego następcę. Ale któż by myślał o sukcesji po Ramzesie Wielkim, kiedy faraon w rozkwicie swoich sześćdziesięciu lat nadal przyciągał wzrok pałacowych piękności? Od dawna sława Ramzesa wykroczyła poza granice Egiptu, a jego legenda krążyła na ustach bajarzy od południa Nubii aż do wyspę Kretę. Czyż nie był najpotężniejszym władcą świata, Synem światłości i niestrudzonym budowniczym? Nigdy bogowie nie powierzyli istocie ludzkiej tylu darów. — Wypijmy na chwałę Ramzesa — zaproponował Ameni. — Nie — zaoponował monarcha. — Uczcijmy lepiej naszą matkę Egipt, tę ziemię, która jest odbiciem nieba. Czterej mężczyźni poczuli się złączeni w miłości do cywilizacji i do kraju, który dał im tyle wspaniałości i któremu poświęcili swoje życie. — Dlaczego nie ma z nami Meritamon? — zapytał Cha. — W tej chwili rozwesela muzyką bogów. Taka jest jej wola i szanuję ją. — Nie zaprosiłeś Mat-Hor — zauważył Merenptah. — Ona od dziś mieszka w haremie Mer-Ur. — Jednakże — zdziwił się Ameni — natknąłem się na nią w pałacowej kuchni.

— Ona powinna już opuścić pałac. Ameni, przypilnuj jutro, aby moja decyzja została wykonana. Czy masz jakieś informacje co do Libii, Merenptahu? — Nic nowego, Wasza Królewska Mość. Wydaje się, że Malfi jest tylko szaleńcem, a jego marzenia o podboju ograniczą się do tego chorego umysłu.

34 — Widmo w Gizie zniknęło — oznajmił Cha. — Kamieniarze pracują w spokoju. Zarządca pałacu przyniósł list do króla. Zaopatrzone w pieczęć Setau pismo nosiło uwagę: „Pilne". Ramzes złamał pieczęć, rozwinął papirus, przeczytał krótką wiadomość od swojego przyjaciela i zaraz wstał. — Wyjeżdżam natychmiast do Abu Simbel. Dokończcie ten posiłek beze mnie. Ani Cha, ani Merenptah, ani Ameni nie mieli ochoty delektować się marynatą. Przez chwilę kucharz odczuwał pokusę, aby ją spożyć wspólnie ze swoimi pomocnikami, ale było to danie królewskie. Ruszyć je to zniewaga i zarazem grabież. Strapiony kucharz wyrzucił świąteczną potrawę, do której Mat-Hor nasypała trucizny dostarczonej przez UriTeszuba.

I

znowu

Nubia

oczarowała

Ramzesa.

Przejrzyste

powietrze,

nieskazitelny błękit nieba, zachwycająca zieleń palm i skrawków uprawnej ziemi, karmionej wodami Nilu, aby mogła przeciwstawić się pustyni, przelatujące pelikany, koroniaste żurawie, różowe flamingi i ibisy, woń mimozy, magiczny urok brunatnożółtych wzgórz sprawiały, że dusza łączyła się w jedno ze skrywanymi siłami natury. Ramzes nie opuszczał dziobu szybkiego statku, który unosił go do Abu Simbel. Eskorta była zmniejszona do minimum, a faraon osobiście wyznaczył załogę składającą się z najlepszych marynarzy, przyzwyczajonych do trudów i do niebezpiecznej żeglugi po Nilu.

Niedaleko od celu, kiedy monarcha posilał się w swojej kajucie, siedząc na składanym krzesełku, którego nogi miały kształt kaczych głów, a inkrustowane były kością słoniową, statek zwolnił. Ramzes przywołał kapitana. — Co się dzieje? — Mnóstwo krokodyli jest na brzegu, długich co najmniej na siedem metrów! A w wodzie hipopotamy. W tej chwili nie możemy dalej płynąć. Radzę nawet, aby Wasza Królewska Mość zechciał wysiąść. Zwierzęta sprawiają wrażenie rozdrażnionych, mogą nas zaatakować. — Płyń bez obawy, kapitanie. —Wasza Królewska Mość, zapewniam cię... —Nubia to ziemia cudów. Czując, jak serca podchodzą im do gardeł, marynarze na nowe podjęli manewry. Hipopotamy zaniepokoiły się. Na brzegu ogromny krokodyl potrząsnął ogonem, w błyskawicznym tempie przybliżył się o kilka metrów i znieruchomiał na nowo. Ramzes wyczuł obecność swojego sojusznika, zanim go jeszcze zobaczył. Odsuwając trąbą dolne gałęzie akacji, wielki słoń, samiec, wydał ryk tak potężny, że setki ptaków poderwało się do lotu, a marynarze skamienieli. Niektóre krokodyle skryły się w przybrzeżnych, częściowo zanurzonych w wodzie, trawach, inne rzuciły się na hipopotamy, które zaczęły gwałtownie się bronić. Ale trwało to tylko chwilę i Nil powrócił do dawnego spokoju. Słoń wydał następny ryk, tym razem na cześć Ramzesa, a faraon pozdrowił go ręką. Wiele lat temu syn Setiego uratował ranne słoniątko, które

34 później, już jako dorosłe zwierzę o wielkich uszach i ciężkich kłach, zawsze pojawiało się przy królu, kiedy ten go potrzebował. — Czy nie byłoby dobrze schwytać tego olbrzyma i zabrać ze sobą do Egiptu? — podsunął kapitan. — Szanuj wolność i wystrzegaj się zakładania jej pęt.

Dwa wysokie pagórki, rozdzielone doliną, zatoczką, złocisty piasek, akacje nasycające swoim zapachem lekkie powietrze, urzekające piękno nubijskiego piaskowca... Widok krajobrazu Abu Simbel ścisnął ze wzruszenia serce Ramzesa. To tutaj wybudował dwie świątynie symbolizujące jedność pary królewskiej, którą na zawsze tworzył z Nefertari. Tak jak król się tego obawiał, list Setau nie zawierał żadnej przesady. Miejsce poważnie ucierpiało od trzęsienia ziemi. Głowa i tors jednego z czterech olbrzymich posągów zostały zniszczone. Setau i Lotos powitali monarchę. — Są ranni? — zapytał Ramzes. — Dwóch zabitych. Wicekról Nubii i jeden recydywista. — Co robili razem? — Tego nie wiem. — A szkody wewnątrz świątyni? — Sam je oszacuj. Ramzes wszedł do sanktuarium. Kamieniarze byli już przy pracy. Podparli uszkodzone filary wielkiej sali i naprostowali te, które groziły upadkiem. — Czy budowla poświęcona Nefertari również doznała uszczerbku? — Nie, Wasza Królewska Mość.

— Niech bogom będą dzięki, Setau. — W szybkim tempie poprowadzimy prace i niedługo wszelki ślad po tej klęsce zostanie usunięty. Co do kolosa, to będzie trudniejsza sprawa. Mam wiele projektów, które chcę ci przedłożyć. — Nie staraj się go naprawiać. — Chyba nie chcesz... pozostawić fasady w takim stanie? — To trzęsienie jest przesłaniem boga Ziemi. To on poprzestawiał tę fasadę, nie czyńmy zatem nic wbrew jego woli.

Decyzja faraona wzburzyła Setau. Jednakże król okazał się nieugięty. Jedynie trzy kolosy będą uwieczniały obecność królewskiego „ka". Czwarty kolos, uszkodzony, pozostanie jako świadectwo, że wszelkie dzieło ludzkie jest niedoskonałe i podlega nieszczącemu działaniu. Pęknięcie kamiennego olbrzyma nie zaszkodziło całości, lecz podkreśliło jeszcze potęgę jego towarzyszy. Król, Setau i Lotos spożywali wieczorny posiłek u stóp palmy. Zaklinacz węży nie dał królowi do nasmarowania się asafetydy, gumożywicy z zarzew-ki, której okropny zapach odstraszał węże, ale ofiarował mu czerwone owoce krzewu*, zawierające odtrutkę przeciw jadowi. — Zwiększyłeś ilość ofiar dla bogów — powiedział Ramzes do Setau — nagromadziłeś zboże w królewskich spichlerzach, wprowadziłeś pokój w tej niespokojnej prowincji, wybudowałeś sanktuaria w całej Nubii i zawsze wolałeś prawdę niż kłamstwo. Co myślisz o tym, aby zostać tutaj przedstawicielem sprawiedliwości Maat? — Ależ... to przywilej wicekróla!

«

34 — Nie zapomniałem o tym, mój przyjacielu. Czyż nie jesteś nowym wicekrólem Nubii, mianowanym dekretem z trzydziestego ósmego roku mojego panowania? Setau szukał słów, chcąc zaprotestować, ale Ramzes nie pozostawił mu na to czasu. — Nie możesz odmówić, bo dla ciebie także owo trzęsienie ziemi jest jakimś znakiem. Twoje życie od dziś nabiera innego wymiaru. Wiesz, jak kocham tę krainę. Troszcz się o nią, Setau. Zaklinacz węży oddalił się w przesyconą zapachami ciemność nocy. Musiał być sam, aby oswoić się z decyzją, która czyniła z niego jedną z pierwszych osobistości w państwie. — Czy pozwolisz mi, Wasza Królewska Mość, zadać ci jedno niebywale zuchwałe pytanie? — spytała Lotos. — Czyż wieczór nie jest wyjątkowy? — Dlaczego tak długo zwlekałeś z wyznaczeniem Setau na wicekróla Nubii? — Musiał się nauczyć zarządzać Nubią, nie myśląc o stanowisku. Teraz doświadcza, co to jest powołanie, i odpowiada na wezwanie, które ogarnia go powoli. Nikomu nie udało się go przekupić ani upodlić, ponieważ chęć służenia tej prowincji była dla niego najważniejsza. I potrzebował czasu, aby to sobie uświadomić.

45 Ramzes wszedł sam do wielkiej świątyni w Abu Simbel, aby odprawić obrządki świtu. Monarcha przeszedł świetlistą drogę, która prowadziła aż do naosu, objaśniając najpierw siedzące posągi Amona i królewskiego

„ka", a następnie posągi królewskiego „ka" i Ra. Faraon, a nie człowiek wyznaczony do sprawowania tej funkcji na ziemi, złączony był z bogiem ukrytym i z boską światłością, dwoma bogami stwórczymi, którzy zjednoczeni pod imieniem Amona-Ra, tworzyli istotę doskonałą. Czwarty posąg, posąg boga Ptaha, pozostawał w półmroku. Jako syn Ptaha, Ramzes był budowniczym jego królestwa i jego ludu. To on przekazy wał Słowo mające stwórczą moc. Król pomyślał o swoim synu, Cha, wielkim kapłanie boga Ptaha, który wybrał drogę tej właśnie tajemnicy. Kiedy monarcha wyszedł ze świątyni, esplanada była skąpana w łagodnym słońcu, które wydobywało złocisty połysk minerału nubijskiego piaskowca, przypominającego ciała bogów. Ramzes skierował się ku świątyni dedykowanej Nefertari — tej, dla której wschodziło słońce. To słońce, ojciec żywiciel Egiptu, będzie wschodziło każdego ranka aż do końca czasów — dla Nefertari, wielkiej małżonki królewskiej, tej, która swoim pięknem i mądrością opromieniała Dwie Ziemie. Wizerunek królowej, uwiecznionej przez rzeźbiarzy i malarzy, sprawił, że Ramzes zapragnął przejść do tamtego świata, aby połączyć się z nią na zawsze. Błagał ją, aby uchwyciła go za rękę i wyłoniła się z tych ścian, gdzie przebywała, wiecznie młoda i piękna, wśród swoich braci bogów i swoich sióstr bogiń. Ona, dzięki której rozkwitał dla niego świat i połyskiwały wody Nilu. Ale Nefertari, płynąca słoneczną barką, tylko uśmiechała się do Ramzesa. Zadanie króla nie zostało zakończone. Niezależnie

od swoich ludzkich cierpień, ma powinności wobec

niebiańskich mocy i swojego ludu. Niezniszczalna gwiazda, Nefertari o słodkiej twarzy i sprawiedliwej mowie, nadal będzie kierowała krokami Ramzesa, aby kraj pozostawał na drodze Maat, aż do chwili, kiedy bogini pozwoli faraonowi na odpoczynek.

34 Dzień miał się już ku końcowi, kiedy magia Nefertari nakłoniła króla, aby powrócił do świata zewnętrznego, do tego świata, gdzie nie miał prawa być słabym. Na otoczonym drzewami placu przed świątynią na faraona oczekiwały setki Nubijczyków w uroczystych strojach. Naczelnicy plemienni i ich dostojnicy nosili peruki lekko zabarwione czerwoną glinką, złote kolczyki, białe suknie spadające do kostek lub spódniczki ozdobione motywami kwiatowymi, a w rękach trzymali dary: skóry panter, złote pierścienie, heban, strusie pióra i jaja, sakwy wypełnione szlachetnymi kamieniami oraz wachlarze. Najstarszy członek zgromadzenia razem z Setau zbliżył się do Ramzesa. — Niech będzie chwała Synowi światłości. — Niech będzie chwała synom Nubii, którzy wybrali pokój — odpowiedział Ramzes. — Niech te dwie świątynie, tak drogie mojemu sercu, będą symbolem waszej łączności z Egiptem. — Wasza Królewska Mość, cała Nubia wie już, że mianowałeś Setau na wicekróla. Głęboka cisza zapanowała nad zgromadzeniem. Jeśli naczelnicy plemienni nie pochwalają tej decyzji, to na nowo rozpoczną się waśnie. Ale Ramzes nie odwołałby Setau. Wiedział, że jego przyjaciel urodził się, by zarządzać tą prowincją, i że uczyni ją szczęśliwą. Najstarszy wiekiem obrócił się do Setau ubranego w swoją tunikę ze skóry antylopy. — Dziękujemy Ramzesowi Wielkiemu, że wybrał człowieka, który potrafi ratować życie, mówi z głębi serca i zdobył nasze. Setau, wzruszony do łez, skłonił się przed Ramzesem.

A to, co zobaczył, przeraziło go. Rogata żmija ruchem falistym zbliżała się w piasku do stopy króla. Setau chciał krzyknąć i zaalarmować monarchę, ale właśnie został powitany przez Nubijczyków, którzy unieśli go w triumfie wśród wiwatujących okrzyków i jego ostrzeżenie utonęłoby w ogólnej wrzawie. Kiedy żmija wyprostowała się, aby zaatakować, biały ibis spadł z błękitu nieba, uderzył dziobem w głowę żmii i odleciał, unosząc ze sobą zdobycz. Ci, którzy przyglądali się tej scenie, nie wątpili, że to bóg Thot, pod postacią ibisa, uratował życie monarchy. A ponieważ objawił się Thot, rządy wicekróla Setau będą sprawiedliwe i mądre. Setau, wydobywszy się z tłumu swoich zwolenników, mógł wreszcie zbliżyć się do króla. — Pomyśleć, że ta żmija... — Czego się obawiałeś, Setau, przecież mnie uodporniłeś? Musisz sobie więcej ufać, mój przyjacielu. * Dwa razy gorzej, trzy razy gorzej, a może dziesięć! Tak, było gorzej, niż Setau sobie to wyobrażał. Od czasu swojej nominacji był zawalony pracą i musiał udzielać audiencji tysiącom petentów, których podania goniły jedno za drugim. W ciągu kilku dni stwierdził, że ludzie nie mają żadnego umiaru, gdy chodzi o obronę własnych interesów, choćby to nawet miało być z uszczerbkiem dla drugiego. Mimo szczerych chęci, aby być posłusznym woli króla i wypełniać misję, którą mu powierzył, Setau odczuwał pokusę, by zrezygnować. Łatwiej było chwytać niebezpieczne gady, niż rozwiązywać konflikty między rywalizującymi stronnictwami.

34 Jednakże nowego wicekróla Nubii wspierało dwóch nieoczekiwanych pomocników. Pierwszym była Lotos, której metamorfoza go zaskoczyła. Cudowna, pełna fantazji kochanka, libijska liana, zawsze potrafiąca go uwieść, czarodziejka, która mówiła językami węży, towarzyszyła mu teraz z chłodem właściwym kobietom u władzy. Jej piękność, nie zmieniona mimo upływu lat, ułatwiała mu rozmowy z plemiennymi dygnitarzami, którzy zapominając o sporach, a nawet o niektórych swoich żądaniach, z zachwytem zerkali na wspaniałe kształty małżonki wicekróla. Drugi sojusznik był jeszcze bardziej niespodziewany: sam Ramzes. Obecność monarchy podczas pierwszych rozmów Setau z wyższymi oficerami egipskich fortec miała duże znaczenie. Mimo ich raczej ograniczonych umysłów wojskowi podwładni od razu zrozumieli, że Setau nie jest marionetką i że ma oparcie w królu. Ramzes nie wyrzekł ani jednego słowa, pozwalając swojemu przyjacielowi wypowiedzieć się i udowodnić swoją wartość. Na zakończenie ceremonii wprowadzenia na urząd wicekróla, która odbywała się w fortecy Buhen, Setau i Ramzes przechadzali się na wałach. — Nigdy nie umiałem dziękować — wyznał Setau — ale... — Nikt nie potrafiłby ci przeszkodzić w przeprowadzeniu twojej woli. Pozwoliłem ci zyskać trochę na czasie, nic więcej. — Udzieliłeś mi swojej magii, Ramzesie, a to siła niezastąpiona. — To miłość do tej krainy zawładnęła twoim życiem, a ty zaakceptowałeś ten fakt, ponieważ jesteś prawdziwym bojownikiem, pełnym żaru i szczerym jak ta ziemia. — Bojownik, od którego wymagasz, aby utrwalał pokój! — Czyż to nie najsłodszy ze wszystkich pokarmów? — Wkrótce odjedziesz, prawda?

— Jesteś wicekrólem, masz wspaniałą małżonkę. To wy macie doprowadzić Nubię do kwitnącego stanu. — Powrócisz, Wasza Królewska Mość? — Nie wiem.

— Przecież ty także kochasz ten kraj? — Gdybym mieszkał tutaj, siedziałbym pod palmą, nad brzegiem Nilu, zwrócony ku pustyni, kontemplowałbym bieg słońca, rozmyślając o Nefertari, i nie martwiłbym się sprawami państwa. — Teraz, dopiero teraz zaczynam trochę odczuwać ten ciężar, który spoczywa na twoich barkach. — Bo nie należysz już do siebie, Setau. — Nie mam twojej mocy, Wasza Królewska Mość. Czy to brzemię nie będzie dla mnie za ciężkie? — Dzięki wężom pokonałeś strach, dzięki Nubii poznasz, co to władza, nie stając się jej niewolnikiem.

Serramanna trenował ciosy pięści na szmacianej kukle, strzelał z łuku, biegał i pływał. Te wszystkie, wydawałoby się nadmierne, ćwiczenia nie wyczerpały jednak całej jego złości do Uri-Teszuba. Wbrew oczekiwaniom Hetyta nie utracił zimnej krwi ani nie popełnił błędu, który pozwoliłby Sardyńczykowi bezzwłocznie go aresztować. A jego dziwaczny związek z Tanit przybrał formę szacownego małżeństwa i śmietanka towarzyska w Pi-Ramzes już się do niego przyzwyczaiła. Dowódca straży przybocznej Ramzesa odprawił właśnie wspaniałą nubijską tancerkę, której radosna zmysłowość trochę go uspokoiła, kiedy do wnętrza wpadł jeden z jego podwładnych.

34 — Zjadłbyś, chłopcze, śniadanie? — No... — Okoń nilowy, cynadry w sosie, faszerowany gołąb, świeże jarzyny... To ci odpowiada? — Raczej tak, komendancie. — Kiedy jestem głodny, zatykają mi się uszy. Zjedzmy, opowiesz później. Po skończonym posiłku Serramanna wyciągnął się na poduszkach. — Co cię tu sprowadziło, chłopcze? — Tak jak kazałeś, komendancie, stałem na straży przed willą pani Tanit, teraz, kiedy jej nie ma. Jakiś mężczyzna o kręconych włosach i w kolorowej sukni trzy razy zgłaszał się do odźwiernego. — Śledziłeś go? — Nie było rozkazu, komendancie. — Nie mogę zatem mieć do ciebie pretensji. — Właśnie... Za trzecim razem poszedłem za nim, ale nie wiedziałem, czy nie robię wielkiego głupstwa. Serramanna podniósł się i jego olbrzymia dłoń opadła na ramię najemnika. — Brawo, mały! Czasami trzeba być nieposłusznym. I co wyśledziłeś? — Wiem, gdzie on mieszka.

46 Serramanna długo się wahał. Czy powinien przeprowadzić brutalną akcję i zmusić podejrzanego do mówienia, czy też najpierw zasięgnąć rady Ame-niego? Kiedyś nie miał takich oporów, ale dawny pirat stał się

Egipcjaninem i szacunek dla prawa jawił mu się obecnie jako wartość, która pozwala ludziom zamieszkiwać na wspólnej ziemi bez nadmiernych konfliktów i bez obrażania bogów. Dlatego też dowódca straży przybocznej Ramzesa wkroczył do biura Ameniego w czasie, kiedy sekretarz osobisty i „noszący sandały" monarchy pracował sam przy słabym świetle oliwnych lampek. Pochłonięty odczytywaniem drewnianych tabliczek Ameni pożywiał się jednocześnie bobem z dość dużego kosza, świeżym chlebem i miodowymi ciasteczkami. I cud się powtarzał: żadne jadło nie mogło sprawić, aby choć trochę przytył. — Kiedy składasz mi wizytę o tak późnej porze — powiedział do Serramanny — nie jest to dobry znak. — Mylisz się. Może nawet mam ciekawy trop, ale jeszcze nic nie robiłem. Ameni nie ukrywał zaskoczenia. — Czyżby bóg Thot wziął cię pod opiekę swoich opiekuńczych skrzydeł ibisa i natchnął cię odrobiną mądrości? Dobrze postąpiłeś, Serramanno. Wezyr nie robi sobie żartów z szacunku należnego bliźnim. — Chodzi o bogatego Fenicjanina Narisza, który mieszka w dużej willi. On kilkakrotnie udawał się do pani Tanit. — Grzecznościowe wizyty między rodakami. — Narisz nie wiedział, że Tanit i Uri-Teszub byli w podróży oficjalnej razem z królową. Odkąd powrócili, przyszedł tylko raz, w środku nocy. — Kazałeś obserwować dom Tanit bez zezwolenia? — Wcale nie, Ameni. Zawdzięczam te informacje pewnemu nocnemu strażnikowi, który pilnuje bezpieczeństwa w tej dzielnicy.

34 — Nie tylko uważasz mnie za głupca, ale jeszcze bawisz się w dyplomatę! To jakiś nowy Serramanna... Skryba przestał jeść. — Odbierasz mi apetyt. — Czyżbym popełnił poważny błąd? — niepokoił się Sardyńczyk. — Nie, twoje przedstawienie faktów jest sprytne i jak należy... To imię Narisza mnie niepokoi.

— To człowiek majętny i niewątpliwie wpływowy, ale dlaczego miałby uniknąć sprawiedliwości? — Jest bardziej wpływowy, niż myślisz! Narisz jest kupcem z miasta Tyr, odpowiedzialnym za przygotowanie, wspólnie z naszym ministrem spraw zagranicznych, wizyty króla w Fenicji. Sardyńczyk zapalił się. — To pułapka! Narisz jest w kontakcie z Uri-Teszubem. — Prowadzi interesy ze swoją rodaczką, panią Tanit. Nic nie dowodzi, że spiskuje z Hetytą. — Nie bądźmy ślepi, Ameni. — Jestem w trudnej sytuacji. Po kilku miesiącach spędzonych w Nubii, aby utwierdzić autorytet Setau, Ramzes wziął dokumenty dotyczące naszych protektoratów na Północy i naszych handlowych partnerów. Więzy z Fenicją trochę się rozluźniły, zdecydował więc, że je zacieśni poprzez oficjalną podróż. Znasz króla, ryzyko zamachu wcale nie sprawi, że się wycofa. — Trzeba dalej prowadzić dochodzenie i udowodnić, że ten Narisz jest wspólnikiem Uri-Teszuba! — A sądziłeś, że będziemy siedzieli z założonymi rękami?

Wody Nilu odbijały złoty blask zachodzącego słońca. U bogatych i u biednych przygotowywano wieczorny posiłek. Dusze zmarłych, które żeglowały w towarzystwie dziennej gwiazdy i nakarmione jej energią, powróciły do swoich wiecznych siedzib, aby tutaj odradzać się za pomocą innej energii — ciszy. Jednakże tego wieczoru psy pilnujące ogromnej nekropolii w Sakkarze musiały być w pogotowiu, bo przybyli tutaj dwaj znakomici goście, Ramzes Wielki i jego syn Cha, niezwykle podniecony. — Taki jestem szczęśliwy, że goszczę cię w Sakkarze, Wasza Królewska Mość! — Doprowadziłeś swoje prace do końca i odnalazłeś księgę Thota? — Większa część dawnych budowli została odnowiona a teraz prowadzimy prace wykończeniowe. Jeśli chodzi o księgę Thota, być może jestem właśnie w trakcie jej odtwarzania, strona po stronie i jedną z nich chciałbym ci dziś pokazać. Podczas twojego drugiego pobytu w Nubii kierownicy robót i rzemieślnicy boga Ptaha pracowali bez wytchnienia. Radość syna cieszyła Ramzesa, rzadko widział go tak szczęśliwego. Na rozległej posiadłości w Sakkarze królowała piramida-matka Dżesera i Imhotepa, pierwsza budowla z ociosywanych kamieni, której stopnie tworzyły schody ku niebu. Ale Cha nie prowadził ojca do tego niezwykłego pomnika. Szedł nie znaną faraonowi drogą wijącą się na północny zachód od piramidy. Kaplica o podwyższonych kolumnach, których podstawę ozdabiały stele dedykowane bóstwom przez wielkich dostojników państwowych, znaczyła wejście do podziemi, a pilnowali go kapłani trzymający w ręku pochodnie. — Do uroczystej przepaski faraona — przypomniał Cha — jest przyczepiony ogon byka, bo posiada on niezrównaną moc. Ta moc jest mocą byka Apisa, który pozwala władcy Dwóch Ziem pokonywać wszelkie prze-

34 szkody. To Apis niesie na swoim grzbiecie mumię Ozyrysa, aby ją ożywić swoim boskim biegiem. Uczyniłem przysięgę, że wybuduję dla boga Apisa sanktuarium stosowne do wielkości jego dynastii. Dzieło to zostało ukończone. Poprzedzany przez kapłanów niosących pochodnie, monarcha i jego syn weszli do podziemnej świątyni bogów Apisów. W ciągu pokoleń duch Apisa przechodził z wybranego zwierzęcia na jego następcę, tak aby przekazywanie jego nadnaturalnej siły nie zostało przerwane. Każdy z nich spoczywał

w

ogromnym

sarkofagu

zajmującym

jedną

kaplicę.

Zmumifikowane, tak jak mumifikowano ludzi, byki Apisy były pochowane ze swoimi królewskimi skarbami: klejnotami, cennymi wazami, a nawet małymi posążkami o głowie byka, które w sposób magiczny ożyją na tamtym

świecie.

Budowniczowie

wykopali

i

urządzili

wspaniałe

podziemne galerie łączące kaplice, gdzie zmumifikowane byki spały spokojnym snem. — Codziennie — podkreślił Cha— specjalnie wyszkoleni kapłani złożą ofiary w każdej z kaplic, aby wielki duch Apisa dał faraonowi potrzebną moc. Kazałem także wybudować sanatorium, gdzie chorzy będą umieszczeni w izbach o ścianach wybielonych gipsem. Będą tu odbywali kurację poprzez sen. Czyż główny medyk Neferet nie będzie zadowolona? — Twoje dzieło jest wspaniałe, synu, i przetrwa wieki*. — Apis idzie do ciebie, Wasza Królewska Mość. Wynurzywszy się z ciemności, ogromny czarny byk zbliżał się powoli do faraona. Panujący Apis miał wygląd pokojowego monarchy. Ramzes pomyślał o tej straszliwej chwili, kiedy to w Abydos jego ojciec Seti przeciwstawił go sile dzikiego byka. Tyle lat upłynęło od tego zdarzenia, które przesądziło o losie Syna światłości.

Byk był już coraz bliżej. Ramzes stał nieruchomo. — Podejdź w pokoju, mój bracie. Ramzes dotknął rogu byka, a on szorstkim językiem polizał rękę monarchy. * Wysocy urzędnicy ministerstwa spraw zagranicznych rozpływali się w pochwałach nad projektem Ramzesa, gratulując faraonowi jego znakomitego pomysłu, który docenią wszystkie księstwa znajdujące się pod protekcją Egiptu i kraju Cheta. Nikt nie wyraził nawet cienia krytyki ani nawet żadnej sugestii. Czyż myśl Ramzesa Wielkiego nie była boska? Kiedy Ameni wszedł do biura monarchy, spostrzegł zaraz jego zbolałą minę. — Czy powinienem wezwać głównego medyka, Neferet, Wasza Królewska Mość? — Doświadczam cierpienia, którego nie można wyleczyć. — Pozwól mi zgadnąć. Nie wytrzymujesz już pochlebstw.

— Wkrótce trzydziesty dziewiąty rok panowania, dworzanie gnuśni i obłudni, notable kadzą mi, zamiast się sami zastanawiać, ci tak zwani „odpowiedzialni" egzystują tylko dzięki moim decyzjom... Czyż mogę się cieszyć? — Czy musiałeś przekroczyć sześćdziesiątkę, aby odkryć prawdziwą naturę dworzan? Taki moment słabości nie jest do ciebie podobny, Wasza Królewska Mość. A ja? Za kogo mnie masz? Bogowie nie dali mi twojej wielkości i twojej szerokości spojrzenia, aleja mimo wszystko wyrażam swoją opinię. Ramzes uśmiechnął się.

34 — I nie pochwalasz mojej oficjalnej podróży do Fenicji. — Według Serramanny możesz być ofiarą zamachu.

— To ryzyko nierozłącznie związane z każdą zmianą miejsca w tym regionie. Jeśli moja magia jest skuteczna, to czego mam się obawiać? — Jako że z pewnością Wasza Królewska Mość nie wyrzeknie się swojego projektu, wzmocnię aparat ochrony, jak to tylko możliwe. Ale czy naprawdę jest konieczne, abyś udawał się do Tyru? Nasi agenci handlowi potrafiliby rozwiązać wiele problemów.

— Nie doceniasz wagi mojej interwencji? — Masz zatem jakąś ukrytą intencję. — Pocieszająca bystrość umysłu, Ameni.

47 Uri-Teszub wstał późno i zjadł śniadanie w ogrodzie, na słońcu. — Gdzie moja żona? — spytał zarządcę. — Pani Tanit poszła w interesach do miasta. Hetyta nie odezwał się. Dlaczego Fenicjanka nie powiadomiła go o swoim zamiarze? Po jej powrocie udzieli jej nagany. — Skąd przychodzisz? — Od czasu do czasu muszę zając się swoim majątkiem. — Z kim się spotkałaś? — Z bogatym rodakiem. — Jak się nazywa? — Czyżbyś był zazdrosny, mój drogi? UriTeszub uderzył Tanit w twarz.

— Nie drocz się i odpowiadaj, kiedy cię pytam. — Przecież... to boli! — Jak się nazywa? — Narisz. On chce rozwijać wymianę handlową z Egiptem i służy nawet za pośrednika w sprawie przyszłej podróży Ramzesa do Fenicji. Uri-Teszub pocałował Fenicjankę w usta. — Pasjonujące, moja mała przepióreczko... Oto, co trzeba mi było od razu powiedzieć, zamiast kokietować mnie w ten niedorzeczny sposób. Kiedy masz znowu spotkać się z tym Nariszem? — Dobiliśmy targu i ja... — Znajdź jakiś sposób i wyciągnij od niego jak najwięcej informacji o tej podróży. Z twoją uwodzicielską mocą uda ci się to zrobić bez trudu. Tanit usiłowała protestować, ale Uri-Teszub przyciągnął ją do siebie. Piękna Fenicjanka, zniewolona, poddała się. Opieranie się kochankowi było ponad jej siły.

— Wszelkie uczty są odwołane — obwieściła pani Tanit Uri-Teszubowi, który powierzył swoje ręce zabiegom manikiurzystki. — Z jakiego powodu? — Byk Apis właśnie umarł. W czasie żałoby nie zezwala się na żadne uroczystości. — Śmieszny zwyczaj! — Nie dla Egipcjan. Tanit odprawiła manikiurzystkę. — Tu w grę wchodzi siła samego faraona — uściśliła Fenicjanka. — Do niego teraz należy znalezienie byka, w którego wcieli się Apis. Inaczej jego czar przeminie.

34 — Ramzes nie będzie miał większych trudności. — Zadanie nie jest wcale łatwe, bo zwierzę musi posiadać określone znamiona. — Jakie? — Trzeba zapytać kapłana znającego się na kulcie Apisa. — Załatw nam zaproszenie na uroczystości pogrzebowe. * Skóra zdjęta ze starego byka Apisa, zmarłego w swojej zagrodzie w świątyni w Memfis, została umieszczona na łożu pogrzebowym, w „sali czystej", gdzie jako Ozyrys miał prawo do zaszczytnego czuwania przy jego zwłokach, w którym brali udział Ramzes i Cha. Recytowano zmarłemu

formuły

odrodzenia.

Apis,

magiczna

siła

Ptaha,

boga

budowniczych, powinien być traktowany ze względami należnymi jego funkcji. Po zakończeniu mumifikacji Apis został złożony na solidnych drewnianych saniach i przewieziony na królewski statek, na którym nim przepłynął Nil. A potem w procesji odprowadzono go do nekropolii w Sakkarze, do podziemnego grobowca byków. Ramzes otworzył pysk, oczy i uszy byka przywróconego do życia w „złotej siedzibie". Ani Uri-Teszuba, ani Tanit nie dopuszczono do oglądania tych tajemniczych rytuałów, ale udało im się skłonić do rozmowy pewnego gadatliwego kapłana, zadowolonego, że może się popisać swoją wiedzą. — Aby zostać Apisem, byk powinien mieć czarną maść usianą białymi znamionami, biały trójkąt na czole, półksiężyc na piersi, a drugi na boku, a włosie ogona na przemian czarne i białe.

— Czy wiele sztuk bydła odpowiada tym wymaganiom? — zapytał Hetyta.

— Nie, istnieje tylko jeden byk, któremu bogowie nadali taki wygląd. — A jeśli faraon go nie znajdzie? — Straci całą siłę i wiele nieszczęść spadnie na kraj. Ale Ramzes nie zawiedzie. — Wszyscy jesteśmy o tym przekonani. Uri-Teszub i Tanit oddalili się. — Jeśli to zwierzę istnieje — powiedział Hetyta — wytropimy je przed Ramzesem i zabijemy.

Oblicze Ameniego było stroskane i zmęczone. Bo on sam był zmęczony. Jakże mogłoby być inaczej? Sam Ramzes nie mógł nigdy nic uczynić, aby jego przyjaciel, mimo swoich licznych dolegliwości, zgodził się zwolnić rytm pracy. — Jest wiele pomyślnych nowin, Wasza Królewska Mość! Na przykład... — Zacznij od złej, Ameni. — Kto cię powiadomił? — Nigdy nie potrafiłeś utaić swoich uczuć. — Jak chcesz... Król Hattusil napisał do ciebie. — Nasi dyplomaci regularnie prowadzą korespondencję. Cóż w tym niezwykłego?

— Zwraca się do ciebie, swojego brata, ponieważ Mat-Hor skarżyła mu się na los, który jej przeznaczyłeś. Hattusil dziwi się i żąda wyjaśnień. Wzrok Ramzesa rzucał płomienie. Niewątpliwie ta kobieta spotwarzyła go, aby wywołać wściekłość swojego ojca i na nowo wzniecić konflikt między oboma narodami. — Odpowiemy, jak należy, mojemu bratu Hattusilowi. — Wzorowałem się na tekstach redagowanych przez Aszę i przedkładam ci list, który powinien całkowicie uspokoić króla Hetytów. Ameni pokazał królowi brudnopis: zużytą wskutek wielokrotnego ścierania i drapania rylcem drewnianą tabliczkę. — Piękny dyplomatyczny styl — zauważył Ramzes. — Nie przestajesz się rozwijać. — Czy mogę powierzyć ostateczną redakcję zręcznemu skrybie? — Nie, Ameni. — Ależ... dlaczego? — Ponieważ osobiście ułożę odpowiedź. — Wybacz mi, Wasza Królewska Mość, ale obawiam się... — Będziesz obawiał się prawdy? Zadowolę się wyjaśnieniem, że jego córka nie nadaje się do wypełniania funkcji wielkiej małżonki królewskiej i że w przyszłości będzie prowadziła spokojną egzystencję w pozłacanej klatce, a Meritamon stanie u mojego boku podczas oficjalnych ceremonii. Ameni pobladł. — Hattusil jest być może twoim bratem, ale to monarcha bardzo podejrzliwy. Taka ostra odpowiedź może wywołać nie mniej ostrą reakcję. — Nikt nie powinien oburzać się na prawdę. — Wasza Królewska Mość...

— Wracaj do swoich spraw, Ameni. Jutro mój list pojedzie do kraju Cheta.

Uri-Teszub

dobrze

wybrał

sobie

małżonkę.

Piękna,

zmysłowa,

zakochana, przyjmowana w wyższych sferach i bogata, bardzo bogata. Dzięki fortunie pani Tanit Hetyta mógł zwerbować wielu tajnych wywiadowców, którzy mieli przynosić mu informacje o miejscach, gdzie przebywają byki, dorosłe samce, o czarnej maści usianej białymi plamami. Jako że Ramzes nie rozpoczął jeszcze żadnych poszukiwań, Uri-Teszub żył nadzieją, że wykorzysta swoją przewagę. Oficjalnie to Fenicjanka chciała zakupić stada i liczyła, że nabędzie pełne sił żywotnych stadniki, zanim poważnie zajmie się hodowlą. Poszukiwania rozpoczęto wokół Pi-Ramzes, potem rozciągnęły się na dalszą prowincję, pomiędzy stolicą a Memfis. — Co robi Ramzes? — dopytywał się Uri-Teszub, kiedy Tanit wracała z pałacu, gdzie spotykała się z urzędnikami z Podwójnego Białego Domu, którzy wprowadzali w życie gospodarczą politykę władcy. — Przeważnie spędza czas w towarzystwie Cha. Ojciec i syn przerabiają formułę bardzo dawnego rytuału intronizacji nowego Apisa. — Czy ten przeklęty byk został odnaleziony? — Tylko faraon, sam faraon może go rozpoznać. — W takim razie dlaczego jeszcze nic nie robi? — Okres żałoby się nie skończył. — Jeśli uda nam się położyć przed wejściem do podziemnej świątyni zwłoki nowego Apisa... sława Ramzesa zostanie zniszczona!

— Mój zarządca ma wiadomość dla ciebie.

— Pokaż mi ją, szybko! Uri-Teszub wyrwał wapienną skorupę z rąk Tanit. Według pewnego naganiacza byk odpowiadający wymaganym kryteriom został wyśledzony w małej wiosce na północ od Memfis. Jego właściciel żądał za niego wygórowanej ceny. — Jadę natychmiast — oznajmił Uri-Teszub.

48 W ciche słoneczne popołudnie wioska odpoczywała. Obok studni, pod kępą palm, dwie dziewczynki bawiły się lalką. W pobliżu ich matka naprawiała wiklinowe koszyki. Kiedy koń Uri-Teszuba wtargnął do tego spokojnego świata, dziewczynki schowały się za matką, którą również przeraziła gwałtowność długowłosego jeźdźca. — Hej kobieto, powiedz, gdzie mieszka właściciel silnego, czarnego byka? Matka cofnęła się, przytulając do siebie dzieci. — Mów albo pożałujesz! — Na południe, przy wyjeździe ze wsi, jest obejście z zagrodą... Koń popędził we wskazanym kierunku. Kilka minut galopu i Uri-Teszub dojrzał zagrodę. Wspaniały byk, z czarną sierścią w białe łaty, stał nieruchomo i przeżuwał. Hetyta zeskoczyła na ziemię i obejrzał go dokładnie z bliska, rzeczywiście miał wszelkie znamiona Apisa! UriTeszub pobiegł do głównego budynku gospodarstwa, do którego robotnicy rolni zwozili paszę. — Gdzie właściciel? — Pod pergolą. Uri-Teszub trafił do celu. Zapłaci każdą cenę.

Właściciel, wyciągnięty na macie, otworzył oczy. Hetyta stanął jak wryty. — Ty... Serramanna wstał powoli i rozprostował swoje ogromne ciało. — Interesujesz się hodowlą, Uri-Teszubie? Doskonały pomysł! To jedna z mocniejszych stron Egiptu. — Ależ ty nie jesteś... — Właścicielem tego gospodarstwa? Oczywiście, że jestem. Piękna posiadłość, którą sobie mogłem sprawić dzięki hojności Ramzesa. Będę tutaj spędzał spokojną starość. Czy nie chciałbyś kupić mojego najpiękniejszego byka? — Nie, mylisz się, ja... — Kiedy Ameni i ja zauważyliśmy, że jesteś taki niespokojny, osobisty sekretarz króla wpadł na ten chytry pomysł, aby namalować na sierści tego zwierzęcia znaki szczególne byka Apisa. Ten figiel pozostanie między nami, nieprawdaż?

Okres żałoby wkrótce miał się zakończyć i rytualiści zaczynali się niepokoić. Dlaczego król nie zajmuje się poszukiwaniem nowego Apisa? Ramzes wielokrotnie odwiedzał podziemną świątynię zmumifikowanych byków, a po całodziennej pracy nad rytuałem z pierwszej dynastii, który pozwalał odradzać się Apisom, słuchał swojego syna, jak opowiada mu o nieustannym działaniu boga budowniczych wśród niebieskich przestworzy, a także w ulach czy wnętrzach gór. Stwórcze słowo Ptaha objawiało się w sercu, a wyrażało językiem, bo każda ożywiona myśl powinna się wcielać w kształt właściwy i piękny.

Na tydzień przed wyznaczoną datą sam Cha nie mógł ukryć niepokoju. — Wasza Królewska Mość, żałoba... — Wiem, synu. Następca zmarłego Apisa istnieje, bądź spokojny. — Jeśli to daleko stąd, podróż zajmie jakiś czas. — Tej nocy będę spał w podziemnej świątyni i poproszę bogów oraz Nefertari, aby mnie poprowadzili. U schyłku dnia król pozostał sam z dynastią Apisów. Znał każdego byka po imieniu, a zwrócił się do jednego ducha, który je wszystkie łączył. Wyciągnięty na prostym łożu w celi kapłanów Ramzes powierzył swój umysł snom. Nie zwykłemu odpoczynkowi ciała i zmysłów, ale marzeniu sennemu zdolnemu podróżować, jak niestrudzony ptak. Jak gdyby nagle jego istota została obdarzona skrzydłami, król opuścił ziemię, wzniósł się w niebo i patrzał. Widział Górny i Dolny Egipt, prowincje, miasta i wsie, wielkie świątynie i małe sanktuaria, Nil i jego nawadniające kanały, pustynię i pola uprawne. * Silny północny wiatr popychał w kierunku Abydos statek o dwóch białych żaglach. Na dziobie stał Ramzes i rozkoszował się przyjemnością, której nigdy nie miał dosyć — podziwianiem swego kraju. Cha zapewnił rytualistów i dwór, że wyjeżdża ze swoim ojcem, aby dokonać rozpoznania byka Apisa i przywieźć go do Sakkary. Mając świadomość, jak dramatyczne byłyby skutki niepowodzenia, wielki kapłan nie chciał nawet snuć takich przypuszczeń. — Dopływamy — powiedział do monarchy. — Ta podróż wydawała mi się tak krótka... Kiedy otacza nas tyle piękna, czas przestaje istnieć.

Całe duchowieństwo Abydos przyjmowało króla na nabrzeżu. Wielki kapłan pozdrowił Cha. — Czy Jego Królewska Mość przybywa, aby przygotować misteria Ozyrysa? — Nie — odpowiedział Cha. — Ramzes jest przeświadczony, że nowe wcielenie byka Apisa znajduje się tutaj. — Gdyby tak było, uprzedzilibyśmy Jego Królewską Mość. Skąd ma te informacje?

— Tylko on jeden to wie. Wielki kapłan Abydos osłupiał. — Czy nie usiłowałeś przemówić do rozsądku swojemu ojcu? — To Ramzes. Wszyscy oczekiwali, że monarcha przeszuka okoliczną wioskę, ale on bez wahania szedł ku pustyni, ku grobowcom faraonów pierwszych dynastii. W Sakkarze spoczywały ich mumie, w Abydos przebywały ich świetliste istoty. Na stele umarłych rzucały cień tamaryszki. Zobaczył go w cieniu listowia. Wspaniały czarny byk uniósł pysk i skierował go ku człowiekowi, który się do niego zbliżał. Tę scenę z pewnością oglądał faraon we śnie danym mu przez wspólnotę Apisów. Zwierzę nie okazywało żadnej agresywności. Można by sądzić, że odnalazło starego przyjaciela po długotrwałym rozstaniu. Na czole byka — biały trójkąt, na jego piersi i boku — półksiężyc, a włosie ogona było na przemian czarne i białe. — Chodź, Apisie. Zaprowadzę cię do twojej siedziby.

Kiedy statek królewski przybił do głównego nabrzeża portu w Memfis, całe miasto już świętowało. Dygnitarze Pi-Ramzes opuścili stolicę, aby podziwiać nowego Apisa, którego siła pozwoli faraonowi panować jeszcze przez długie lata. Nawet Ameni zmienił miejsce pobytu, jednakże nie w zamiarze uczestniczenia w uroczystościach, ale dlatego, że był zwiastunem złych nowin. Wśród oklasków byk i król zeszli obok siebie ze statku i skierowali się ku świątyni Ptaha, gdzie w obszernej zagrodzie, blisko sanktuarium, będzie odtąd przebywało wcielenie Apisa, otoczone przepięknymi krowami. Przed wejściem do ogrodzenia dokonano dawnego obrzędu: szlachetnie urodzona dama, znana z uczciwości i ciesząca się doskonałą reputacją, stanęła naprzeciw byka i uniosła z przodu suknię aż na wysokość brzucha. W ten sposób kapłanka Hathor przyjęła go wśród śmiechów tłumu, stadnika o żywotnej sile, który zapłodni krowy, święte zwierzęta bogini i zapewni ród Apisów. Stojący w pierwszym rzędzie widzów Uri-Teszub nie wiedział już, gdzie podziać wzrok. To dziwaczne widowisko, ta bezwstydna kobieta, śmiejąca się głośno wraz z innymi, ten niewzruszony byk i ten lud wykrzykujący na cześć Ramzesa... Ramzesa, który wydawał się niezniszczalny! Każdy na jego miejscu dawno by zrezygnował, ale Uri-Teszub był Hetytą, wojennym wodzem, a Ramzes zabrał mu tron. Nigdy mu nie wybaczy, że tak ujarzmił naród hetycki, jeszcze do niedawna wojowniczy i zwycięski, i zrobił z niego zgraję tchórzy, gnących kark przed wczorajszym przeciwnikiem. Wielkie podwójne drzwi świątyni były zamknięte. W czasie kiedy ludność tańczyła, śpiewała, jadła i piła na koszt faraona, Ramzes, Cha i jeden z rytualistów celebrowali rytuał intronizacji nowego Apisa, którego

szczytowym momentem był bieg byka niosącego na grzbiecie mumię Ozyrysa, odtworzone, a teraz ożywione ciało boga zwyciężającego śmierć.

— Jak można do tego stopnia lubić podróże? — zrządził Ameni. — A w tym czasie kłopotliwe i pilne sprawy gromadzą się na moim biurku! — Jeśli tu przyjechałeś — zauważył Ramzes — to nie bez ważnej przyczyny. — Ty mnie jeszcze oskarżysz, że zakłócam ci spokój podczas uroczystości. — Czy zrobiłem ci kiedyś jakąś większą wymówkę? „Noszący sandały" króla zamruczał coś pod nosem. — Król Hattusil odpowiedział z zadziwiającą szybkością — wyjaśnił potem już wyraźnie. — Wystarczy czytać między wierszami, aby zauważyć jego gniew. On nie pochwala twojego postępowania i nawet nie stara się ukryć gróźb. Przez długą chwilę Ramzes milczał. — Ponieważ nie przekonały go moje argumenty, użyjemy innej strategii. Weź czysty papirus i swój najlepszy pędzelek. Ta propozycja powinna zaskoczyć mojego brata Hattusila.

— Rozmowy zostały zakończone — oznajmiła Tanit Uri-Teszubowi — a kupiec Narisz odjechał do Tyru, aby tam razem z burmistrzem miasta i tamtejszymi dostojnikami przyjąć Ramzesa. Hetyta ścisnął rękojeść sztyletu z żelaza, z którym nigdy się nie rozstawał. — Nie uzyskałaś bardziej poufnych informacji?

— Trasa nie jest tajemnicą, a monarsze będzie towarzyszył jego syn Merenptah, naczelny wódz egipskiej armii, na czele dwóch doborowych pułków. Każdy atak z góry będzie skazany na niepowodzenie. Uri-Teszub wpadł we wściekłość. Malfi nie miał jeszcze dość ludzi, aby sprostać takiej bitwie. — To nawet ciekawe — dorzuciła Fenicjanka. — Wysocy urzędnicy Podwójnego Białego Domu nie miali żadnych szczególnych wymagań, jak gdyby faraon nie przywiązywał wagi do spraw gospodarczych. A przecież istnieją punkty sporne, których Egipt nie ma zwyczaju pomijać milczeniem. — Jaki wyciągasz z tego wniosek?

— Ramzes ukrywa prawdziwy cel swojej podróży. UriTeszub był zdezorientowany. — Masz pewnie rację... No dobrze, dowiedz się. — W jaki sposób? — Idź do pałacu, zmuś dworzan do mówienia, ukradnij dokumenty czy ja zresztą wiem... Poradź sobie, Tanit. — Ależ, mój drogi... — Nie dyskutuj! Muszę wiedzieć.

Szeroka i pewna droga przebiegała u podnóża góry Karmel i łagodnym zboczem schodziła ku morzu. Morze... Dziwny widok dla wielu egipskich żołnierzy, niewiarygodna płaszczyzna wody bez granic. Weterani ostrzegali młodych: można wejść nogami w pianę i nie stanowi to żadnego zagrożenia, ale nie należy płynąć dalej, bo istnieje ryzyko, że wciągnie ich zły demon.

Ramzes szedł na czele swojej armii, zaraz za Merenptahem i jego zwiadowcami. Młodszy syn króla w ciągu całej podróży nie przestawał troszczyć się o bezpieczeństwo. Sam monarcha nie okazywał niepokoju. — Jeśli będziesz sprawował rządy — powiedział do Merenptaha — nie zapominaj regularnie wizytować naszych protektoratów, a jeśli to będzie twój brat Cha, przypomnij mu o tym. Kiedy faraon jest zbyt odległy i zbyt często nieobecny, narasta bunt, który usiłuje złamać harmonię, ale kiedy jest blisko, w serca wstępuje pokój. Mimo pocieszających słów weteranów młodzi rekruci nie czuli się pewnie. Gwałtowne fale, przepływające jedna po drugiej, aby w końcu rozbić się o

skaliste ostrogi, które wcinały się w morze, wywoływały tęsknotę za

brzegami Nilu. Wieś nie wydawała im się tak odpychająca: uprawne pola, warzywne ogrody i gaje oliwne świadczyły o rolniczym bogactwie okolicy. Ale stare miasto Tyr było otwarte na pełne morze. Cieśnina tworzyła rodzaj fosy nie do przebycia, ochronę przeciw atakom nieprzyjacielskiej floty. Nowy Tyr został wzniesiony na trzech wysepkach, oddzielonych niezbyt głębokimi kanałami, wzdłuż których ciągnęły się suche doki. Z wysokości wieżyczek strażniczych tyryjczycy obserwowali faraona i jego żołnierzy. Delegacja prowadzona przez Narisza wyszła na spotkanie władcy Egiptu. Powitania były serdeczne, a Narisz z entuzjazmem wiódł Ramzesa uliczkami najstarszej części swojego miasta. Merenptah ciągle zwracał oczy ku dachom, skąd w każdej chwili mogło pojawić się niebezpieczeństwo. Tyr bez reszty poświęcał się handlowi. Sprzedawano tu wyroby ze szkła, złote i srebrne wazy, tkaniny barwione purpurą, i wiele innych towarów,

które przywożono drogą przez port. Wysokie na cztery lub pięć pięter domy tłoczyły się obok siebie. Burmistrz, bliski przyjaciel Narisza, ofiarował Ramzesowi na czas pobytu swoją własną luksusową willę, która była zbudowana na najwyższym wzniesieniu miasta, skąd roztaczał się widok na morze. Jej ukwiecony taras stanowił prawdziwe cudo, a gospodarz posunął się aż do takiej finezji, że umeblował swoją obszerną siedzibę w stylu egipskim, aby faraon nie czuł się tutaj obco. — Mam nadzieję, że będziesz zadowolony, Wasza Królewska Mość — oświadczył Narisz. — Twoja wizyta to wielki zaszczyt i tego wieczoru będziesz przewodniczył uczcie, która zapisze się jako historyczne wydarzenie w naszych kronikach. Czy możemy spodziewać się, że nasze handlowe stosunki z Egiptem będą się rozwijać? — Nie jestem temu przeciwny, ale pod jednym warunkiem. — Obniżenie naszych zysków... Spodziewałem się tego. Moglibyśmy się na to zgodzić, jeśli zwiększymy obrót handlowy. — Myślałem o innym warunku. Chociaż powietrze było łagodne, fenicki kupiec poczuł, jak krew stygnie mu w żyłach. W następstwie traktatu pokojowego Egipt zgodził się, aby region pozostawał pod kontrolą hetycką, choćby nawet w rzeczywistości rządził się w sposób niepodległy. Czyżby nieszczęsne pragnienie powiększania swojej potęgi nie skłaniało Ramzesa do położenia ręki na Fenicji, ryzykując zerwanie traktatu i wywołanie konfliktu? — Jakie są twoje warunki, Wasza Królewska Mość? — Jedźmy do portu, Merenptah będzie nam towarzyszył. Na polecenie króla Merenptah musiał zadowolić się zmniejszoną eskortą.

Na zachodnim końcu portu dostrzegli około setki mężczyzn, w różnym wieku i pochodzących z różnych krajów, nagich i skutych łańcuchami. Jedni usiłowali zachować gotowość, inni spoglądali błędnym wzrokiem. Tyryjczycy o kręconych włosach targowali ceny, albo za jednego niewolnika, albo za całą partię towaru, spodziewając się znacznych zysków ze sprzedaży tych niewolników, jako że wyglądali na zdrowych. Krasomówcze popisy i finansowe zmagania zapowiadały ostrą walkę. — Niech ci ludzie zostaną uwolnieni — zażądał Ramzes. Narisz wydawał się rozbawiony. — Oni przedstawiają dużą wartość... Pozwól miastu Tyr ofiarować ich sobie, Wasza Królewska Mość. — Oto prawdziwy powód mojej podróży: żaden z tyryjczyków, którzy chcą prowadzić interesy z Egiptem, nie może być handlarzem niewolników. Zaskoczony Fenicjanin usilnie starał się nad sobą zapanować, aby nie wyrazić zbyt gwałtownego protestu. — Wasza Królewska Mość... Niewolnictwo jest zgodne z prawem natury, społeczności kupieckie praktykują to od zawsze! — W Egipcie nie ma niewolnictwa — rzekł Ramzes. — Istoty ludzkie to boska trzoda i nikt nie ma prawa traktować drugiego jak rzecz bez ducha albo jak towar. Fenicjanin nigdy nie słyszał tak dziwacznej mowy. Gdyby jego rozmówca nie był faraonem Egiptu, wziąłby go za szaleńca. — A czy wasi jeńcy wojenni, Wasza Królewska Mość, nie zostali obróceni w niewolników? — Zależnie od wielkości zarzucanych im czynów zostali skazani na dłuższe lub krótsze kary ciężkich robót. Po odzyskaniu wolności mogli

robić, co im się podobało, ale większość pozostała w Egipcie i założyła rodziny. — Niewolnicy są niezbędni do tylu robót! — Zasada Maat wymaga kontraktu między tym, który zleca pracę, a tym, który ją wykonuje. Inaczej ani najbardziej szlachetne dzieło, ani najskromniejsza praca nie będą niosły ze sobą radości. Czy myślisz, że piramidy i świątynie mogłyby zostać zbudowane przez kohorty niewolników? — Wasza Królewska Mość, nie można zmieniać tak dawnych zwyczajów... — Nie jestem naiwny i wiem, że większość krajów nadal będzie praktykowała niewolnictwo. Ale tymczasem znasz moje warunki. — Egipt naraża się na utratę znaczniejszych rynków handlowych. — Najważniejsze, aby zachował swoją duszę. Faraon nie jest opiekunem kupców, ale uosobieniem Maat na ziemi i sługą swojego ludu. Słowa Ramzesa wyryły się w sercu Merenptaha i dla niego podróż do Tyru pozostała wyjątkowym etapem.

Uri-Teszub był tak zdenerwowany, że aby się uspokoić, toporem zrą-bał stuletnią sykomorę ocieniającą staw, gdzie lubiły pływać kaczki. Wystraszony ogrodnik pani Tanit ukrył się w szałasie, w którym trzymał narzędzia. — Jesteś nareszcie! — wykrzyknął Hetyta, kiedy jego żona pokazała się w progu. Tanit przyjrzała się uważnie żałosnemu widokowi. — Czy to ty...

— Jestem u siebie i robię, co mi się podoba! Czego dowiedziałaś się w pałacu? — Pozwól mi usiąść, jestem zmęczona. Mały pręgowany kotek wskoczył na kolana swojej pani. Odruchowo pogładziła mu czubek łepka, zaczął mruczeć. — Mów, Tanit! — Będziesz rozczarowany. Prawdziwym celem podróży Ramzesa była walka z niewolnictwem, które coraz bardziej się rozwija w Tyrze i okolicy. Uri-Teszub gwałtownie spoliczkował Tanit. — Przestań sobie ze mnie kpić! Chcąc obronić swoją panią, mały kotek podrapał Hetytę, a on podniósł go za skórę na karku i ostrzem swojego żelaznego sztyletu podciął mu gardło. Przerażona Tanit, obryzgana krwią, pobiegła ukryć się w sypialni.

50 Ameni odczuł ulgę. Serramanna popadł w przygnębienie. — Ramzes powrócił z Fenicji cały i zdrów. Aż swobodniej oddycham — wyznał sekretarz osobisty Ramzesa. — Dlaczego jesteś w tak złym nastroju, Serramanno? — Dlatego, że trop Narisza urywa się w ślepej uliczce. — Czego się spodziewałeś? — Chciałem mieć dowód, że ten Fenicjanin prowadzi ciemne interesy z panią Tanit. Mógłbym jej zagrozić oskarżeniem, jeśli nie powie mi prawdy o Uri-Teszubie.

— Ten Hetyta cię opętał! Z tego wszystkiego dostaniesz pomieszania zmysłów.

— Zapominasz, że jest mordercą Aszy? — Brakuje dowodu. — Masz, niestety, rację, Ameni. Sardyńczyk czuł, że się starzeje. Żeby on szanował prawo! Musiał poddać się i uznać swoją porażkę. Uri-Teszub okazał się dość zręczny, aby wymknąć się egipskiej sprawiedliwości. — Wracam do siebie. — Jakaś nowa konkieta? — Nawet nie, Ameni. Jestem zmęczony i pójdę spać. — Jakaś dama czeka na ciebie — powiadomił Serramannę jego zarządca. — Nie zamawiałem żadnej dziewczyny! — Nie chodzi o „dziewczynę", ale o szlachetnie urodzoną damę. Poprosiłem ją, aby zasiadła w sali przeznaczonej dla gości. Zaintrygowany Serramanna wielkimi krokami przeszedł przez poczekalnię, gdzie zwykle przyjmował swoich ludzi. — Tanit! Piękna Fenicjanka wstała i z płaczem rzuciła się w ramiona Serramanny. Była potargana, a na jej policzkach widać było ślady uderzeń. — Ochroń mnie, błagam cię! — Chętnie, ale przed czym... lub przed kim? — Przed potworem, który uczynił ze mnie niewolnicę! Serramanna usiłował nie okazywać swojej satysfakcji. — Jeśli życzysz sobie, abym działał oficjalnie, pani Tanit, musisz wnieść skargę. — Uri-Teszub poderżnął gardło mojemu kotu, ściął sykomorę w moim ogrodzie i nie przestaje się nade mną znęcać.

— To są wykroczenia i będzie skazany na grzywnę, a może nawet na ciężkie roboty. Ale to nie wystarczy, aby go unieszkodliwić. — Czy twoi ludzie będą mnie ochraniali? — Moi ludzie stanowią osobistą straż króla i nie mogę mieszać się do prywatnej sprawy... Chyba że stanie się ona sprawą państwową. Ocierając łzy, Tanit oderwała się od olbrzyma i spojrzała mu prosto w oczy. — Uri-Teszub chce zamordować Ramzesa. Jego sojusznikiem jest Libijczyk Malfi, z którym zawarł przymierze w moim domu. To Uri-Teszub zabił Aszę swoim żelaznym sztyletem, z którym się nigdy nie rozstaje. I tym właśnie sztyletem chce zabić króla. Czy teraz jest to sprawa państwowa?

Około setki mężczyzn ustawiło się dookoła willi pani Tanit. Część łuczników wspięła się na drzewa wychodzące na ogród Fenicjanki, inni na dachy sąsiednich domów. Czy Uri-Teszub jest sam, czy z Libijczykami? A jeśli zauważy, że jest otoczony, to czy weźmie służbę domową jako zakładników? Serramanna nakazał, aby zbliżano się w zupełnej ciszy, obawiając się, że najmniejszy incydent zaalarmuje Hetytę. I oczywiście coś takiego musiało się zdarzyć. Jeden z najemników, przeskakując przez ogrodzenie, uchwycił się zbyt słabo muru i spadł w zarośla. Zahukała sowa. Ludzie Serramanny skamienieli. Po kilku minutach trwania w bezruchu Sardyńczyk dał rozkaz, aby posuwano się dalej.

Uri-Teszub nie miał już teraz żadnej możliwości ucieczki, ale na pewno nie podda się bez walki. Serramanna liczył, że pochwyci go żywego i postawi przed trybunałem wezyra. W sypialni Tanit migotało słabe światło. Serramanna z dziesiątką najemników czołgał się po mokrej od rosy ziemi. Dotarli do kamiennych płytek otaczających dom i rzucili się do środka. Służebna wydała okrzyk przerażenia i upuściła trzymaną lampkę oliwną z wypalanej gliny, która rozbiła się o posadzkę. Przez chwilę panowało zamieszanie.

Najemnicy

walczyli

z

niewidzialnymi

przeciwnikami,

rozbijając przy tym meble ciosami mieczy. —■ Spokój! — wrzasnął Serramanna. — Światło! Prędko! Zapalono lampki. Dwóch żołnierzy trzymało wystraszoną służebną i groziło jej mieczem. — Gdzie jest Uri-Teszub? — zapytał Serramanna. — Kiedy spostrzegł, że pani znikła, skoczył na grzbiet swojego najlepszego konia i odjechał galopem. Rozsierdzony Sardyńczyk rozbił pięścią kreteńską wazę. Instynkt wojownika podpowiedział Hetycie, jak ma się zachować. Czuł się zagrożony, więc uciekł.

Zostać przyjętym w surowo urządzonym biurze Ramzesa oznaczało dla Serramanny przemknięcie do serca najtajniejszego sanktuarium w kraju. Obecni byli też Ameni i Merenptah.

— Pani Tanit wróciła do Fenicji po złożeniu oświadczenia przed wezyrem — oświadczył Serramanna. — Uri-Teszub pojechał w kierunku Libii. A więc połączy się z Malfim. — To tylko hipoteza — ocenił Ameni. — Nie, pewność! Uri-Teszub nie ma już innego schronienia, a przecież nigdy nie zrezygnuje z walki z Egiptem. — Niestety — żałował Merenptah — nie udało nam się zlokalizować jego obozu. Ten Libijczyk ciągle się przemieszcza. Kiedy się nad tym głębiej zastanowić, nasze niepowodzenie powinno nas pocieszyć. Oznacza ono, że Malfiemu nie udało się zebrać prawdziwej armii. — Nie osłabiajmy czujności — powiedział Ramzes. — Sojusz dwóch złowrogich i gwałtownych istot stanowi niebezpieczeństwo, którego nie można lekceważyć. Serramanna zrobił się nagle niezwykle uroczysty. — Wasza Królewska Mość, chciałbym przedłożyć ci prośbę. — Słucham. — Jestem przekonany, że Uri-Teszub znów stanie na naszej drodze. Usilnie proszę o przywilej walczenia z nim, w nadziei że zabiję go własnoręcznie. — Zgoda. — Dziękuję, Wasza Królewska Mość. Niezależnie od tego, co się stanie, moje życie dzięki tobie będzie piękne. Sardyńczyk wycofał się. — Wydajesz się zmartwiony — zwrócił się Ramzes do Merenptaha. — Po przebyciu nie kończących się dróg przez mniej lub bardziej wrogo nastawione okolice Mojżesz i Hebrajczycy zbliżają się do Kanaanu, który uważają za swoją Ziemię Obiecaną. — Jaki Mojżesz musi być szczęśliwy...

— Ale nie są szczęśliwe tamtejsze plemiona, bo obawiają się obecności tego bitewnego ludu. Dlatego też jeszcze raz proszę o zgodę na zbrojną interwencję i zduszenie w zarodku tego niebezpieczeństwa. — Mojżesz dojdzie aż do końca swoich poszukiwań i utworzy kraj, w którym jego wierny lud będzie żył wedle swoich upodobań. Tak właśnie będzie, mój synu, a my nie będziemy się mieszać. W przyszłości będziemy prowadzili dialog z nowym państwem i być może zostaniemy jego sojusznikami. — A jeśli będzie wrogiem? — Mojżesz nie stanie się nieprzyjacielem kraju, w którym się urodził. Zajmij się Libijczykami, Merenptahu, nie Hebrajczykami. Młodszy syn Ramzesa nie nalegał. Choć nie przekonała go argumentacja ojca, pozostał mu posłuszny. — Otrzymaliśmy wiadomość od twojego brata Hattusila — oznajmił Ameni. — Dobrą czy złą? — Król Hattusil się zastanawia.

Nawet jeśli przygrzewało słońce, Hattusil marzł. We wnętrzu jego cytadeli o grubych kamiennych murach nie udawało mu się rozgrzać. Zwrócony plecami do ognia z trzaskających w kominku polan jeszcze raz odczytywał swojej małżonce Putuhepie propozycje egipskiego faraona. -— Zuchwalstwo Ramzesa jest niewiarygodne! Kieruję do niego list z wymówkami, a oto, co on ośmiela się mi odpowiedzieć. Chce, abym mu przysłał jakąś inną hetycką księżniczkę, aby przypieczętować nowe małżeństwo dyplomatyczne i umocnić pokój. A naj lepiej będzie, jeśli osobiście udam się do Egiptu!

— Cudowny pomysł — oceniła królowa Putuhepa. — Twoja oficjalna wizyta jawnie udowodni, że pokój zawarty między naszymi dwoma narodami jest nieodwracalny. — Wcale o tym nie myślisz! Ja, król Hetytów, mam stawić się jak poddany faraona! — Nikt nie wymaga, abyś się upokarzał. Bądź pewny, że będziemy przyjęci z honorami należnymi naszemu stanowisku. List z potwierdzeniem jest już napisany, wystarczy, że tylko przyłożysz swoją pieczęć. — Trzeba się jeszcze zastanowić i rozpocząć pertraktacje. — Szkoda już czasu na próżną gadaninę. Przygotujmy się na wyjazd do Egiptu. — Czyżbyś stanęła na czele hetyckiej dyplomacji? — Moja siostra Nefertari i ja sama zbudowałyśmy pokój. Niech król Hattusil go utrwali. Putuhepa skierowała żarliwą myśl ku najbardziej czarującemu mężczyźnie,

jakiegokolwiek poznała,

ku Aszy, przyjacielowi Ramzesa z

dzieciństwa, który przebywał obecnie w raju sprawiedliwych. Dla niego ten dzień będzie dniem radości.

51 Kiedy Mat-Hor dowiedziała się o nowinie, która poruszyła cały Egipt, a więc o zapowiedzianej oficjalnej wizycie jej rodziców, uwierzyła w swój powrót do łask. Wiodła luksusową egzystencję w haremie Mer-Ur i bez znużenia oddawała się niezliczonym przyjemnościom wynikającym z jej położenia, ale nie sprawowała rządów i była tylko dyplomatyczną żoną pozbawioną wszelkiej władzy.

Hetytka napisała długi list do Ameniego, osobistego sekretarza monarchy. W gwałtownych słowach domagała się objęcia funkcji wielkiej małżonki królewskiej, aby przyjąć króla i królową hetyckiego imperium, i nakazywała przysłanie eskorty, która odwiozłaby ją do pałacu w PiRamzes. Podpisana przez Ramzesa odpowiedź była ostra: Mat-Hor nie będzie uczestniczyła w uroczystościach i pozostanie w haremie Mer-Ur. Kiedy minął atak złości, Hetytka zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób mogłaby zaszkodzić Ramzesowi, uniemożliwiając przyjazd Hattusila. Owładnięta tą myślą, zaaranżowała przypadkowe spotkanie na drodze z kapłanem bóstwa krokodyla o ustalonej sławie rytualisty. — W kraju Cheta — powiedziała do niego — często radzimy się wróżbitów, aby poznać przyszłość, a oni odczytują ją z wnętrzności zwierząt. — Czyż nie jest to zbyt... mało cywilizowane? — Korzystacie z innych sposobów? — Do faraona należy rozpoznawanie przyszłości. — Ale wy, kapłani, przechowujecie sekrety niektórych metod? — Istnieje grupa magików państwowych, ale ich formacja jest długa i wymagająca. — Nie pytacie bogów? — W pewnych okolicznościach wielki kapłan boga Amona pyta — za zgodą faraona — stwórczych mocy, a bóg odpowiada poprzez wyrocznię. — I każdy podporządkowuje się jego decyzji, jak sądzę. — Któż ośmieliłby się przeciwstawić woli Amona? Wyczuwając rezerwę kapłana, Mat-Hor nie naprzykrzała mu się więcej. Jeszcze tego samego dnia, nakazawszy służbie nic nie wspominać o swojej nieobecności, wyjechała do Teb.

Śmierć o łagodnym uśmiechu przypomniała sobie w końcu o sędziwym wieku Nebu, wielkiego kapłana Amona, który zgasł cicho w swoim małym domku, nieopodal świętego jeziora w Karnaku, z poczuciem, że dobrze służył ukrytemu Bogu, zasadzie wszelkiego życia i faraonowi Ramzesowi, jego przedstawicielowi na ziemi. Bachen, drugi prorok Amona, bezzwłocznie powiadomił króla. I król przybył, aby oddać hołd Nebu, jednemu z tych nieposzlakowanych ludzi, dzięki którym egipska tradycja przetrwała niezależnie od atakujących ją sił zła. Żałobna siła ciążyła nad olbrzymią świątynią w Karnaku. Po odprawieniu obrządków świtu Ramzes natknął się na Bachena, tuż obok ogromnego skarabeusza, który na północno-zachodnim krańcu świętego jeziora

symbolizował odrodzenie

się słońca po zwycięstwie nad

ciemnościami.

— Nadszedł czas, Bachenie. Od chwili, kiedy pierwszy raz stanęliśmy naprzeciwko siebie, przeszedłeś długą drogę i nigdy nie myślałeś o sobie samym. To, że świątynie tebańskie są tak wspaniałe, po części zawdzięczają tobie. Twoje zarządzanie jest bez zarzutu i wszyscy są zadowoleni z twojej władzy. Tak, nadszedł czas, aby mianować cię wielkim kapłanem Karnaku i pierwszym prorokiem Amona. Pełen godności, chrypliwy głos Bachena, dawnego nadzorcy stajni, drżał ze wzruszenia. — Wasza Królewska Mość, nie sądzę... Nebu, on... — Nebu od dawna proponował cię jako swojego następcę, a on umiał ocenić ludzi. Przekazuję ci laskę i złoty pierścień, insygnia twojej nowej

godności. Będziesz rządził tym świętym miastem i będziesz czuwał, aby nie zmieniło swojej funkcji. Bachen już nie oponował. Ramzes odniósł wrażenie, że zaprzęgnie się zaraz do swoich niezliczonych obowiązków, nie myśląc o znaczeniu, jakie nadaje mu tak godny pożądania tytuł. — Moje serce nie może pozostać głuche, Wasza Królewska Mość, tutaj, na Południu, niektórzy dostojnicy są zaskoczeni twoją decyzją. — Wspominasz o oficjalnej podróży króla i królowej kraju Cheta? — Właśnie. — Kilku notabli na Północy podziela ich zdanie, ale ta wizyta się odbędzie, bo ona umocni pokój. — Wielu kapłanów życzy sobie, aby wypowiedziała się wyrocznia. Jeśli bóg Amon udzieli ci zgody, ustaną wszelkie sprzeciwy. — Przygotuj ceremonię wyroczni, Bachenie.

Stosownie do rady jednego z zarządców haremu Mer-Ur, Mat-Hor zastukała do odpowiednich drzwi — do drzwi bogatego syryjskiego kupca, człowieka światowego, któremu nie umknęło żadne wydarzenie tebańskiego życia. Mieszkał w okazałej posiadłości na wschodnim brzegu, nieopodal świątyni w Karnaku, i przyjął królową w dwukolumnowej sali, której ściany pokrywały malowidła wyobrażające bławatki i irysy. — Cóż za zaszczyt, Wasza Królewska Mość, dla skromnego kupca! — Ta rozmowa się nie odbyła, a my nigdy się nie spotkaliśmy. Czy to dostatecznie jasne?

Hetytka podała złoty naszyjnik Syryjczykowi, który skłonił się z uśmiechem. ■— Jeśli udzielisz mi pomocy, której tak potrzebuję, będę bardzo hojna. — Czego sobie życzysz? — Interesuje mnie wyrocznia Amona. — Pogłoska została potwierdzona, Ramzes wkrótce zasięgnie jej rady.

— Z jakiego powodu? — Będzie pytał boga, czy zezwala na przybycie do Egiptu twoich rodziców. Powodzenie sprzyjało Mat-Hor. Los wykonał najtrudniejszą część zadania, pozostało tylko je dokończyć. — A jeśli Amon się nie zgodzi? — Ramzes będzie musiał się podporządkować... A nie ośmielam się nawet wyobrażać sobie reakcji króla hetyckiego imperium! Ale czyż faraon nie jest bratem bogów? Odpowiedź wyroczni nie będzie negatywna. — Chcę, aby była! — Słucham? — Powtarzam, udziel mi pomocy, a zostaniesz bogaczem. W jaki sposób bóg odpowiada? — Kapłani niosą barkę Amona, a pierwszy prorok zapytuje boga. Jeśli barka posuwa się naprzód, odpowiedź brzmi „tak". Jeśli się cofa— „nie". — Przekup tych, którzy noszą barkę, i niech Amon odrzuci propozycję Ramzesa. — To niemożliwe.

— Urządź tak, aby najbardziej lękliwych zastąpiono ludźmi pewnymi, użyj napojów, które sprawią, że rozchorują się nieprzekupni... Postaraj się załatwić to odpowiednio, a ja obsypię cię złotem. — Ryzyko... — Nie masz już wyboru, kupcze, teraz jesteś moim wspólnikiem. Nie odmawiaj i nie zdradź mnie. Inaczej będę bez litości. Kiedy pozostał sam na sam z woreczkami zawierającymi bryłki złotego kruszcu i szlachetne kamienie, które ofiarowała mu Hetytka jako zapowiedź jego przyszłej fortuny, Syryjczyk długo się zastanawiał. Niektórzy twierdzili, że Mat-Hor nigdy nie odzyska zaufania króla, inni sądzili wprost przeciwnie, a kilku kapłanów z Karnaku, zazdrosnych o wyniesienie Bachena, było gotowych spłatać mu brzydkiego figla. Nie można było dać łapówki wszystkim, którzy mieli nieść barkę, ale wystarczyło przekupić tych najsilniejszych. Bóg będzie się wahał, pociągany w przód i w tył, a następnie jasno objawi swoją odmowę. Partia była do rozegrania... A bogactwo kusiło!

W Tebach zawrzało. W okolicznych wioskach, tak jak i w miejskich dzielnicach, wiedziano, że będzie celebrowana podniosła „uroczystość boskiej audiencji", podczas której Amon i Ramzes po raz kolejny dowiodą swojej duchowej łączności. Na świątynnym dziedzińcu, gdzie toczył się rytuał, nie brakowało żadnego

z dostojników tego wielkiego miasta Południa. Burmistrz, administracja, właściciele posiadłości za żadną cenę nie chcieli opuścić tego wyjątkowego wydarzenia.

Kiedy barka Amona wynurzyła się z osłony świątyni i ukazała w pełnym świetle, wszyscy wstrzymali oddech. Pośrodku barki z pozłacanego drewna, w naosie, był umieszczony posąg boga, ukryty przed ludzkim wzrokiem. Jednakże to on właśnie, żywy wizerunek boga, podejmie decyzję. Stąpając po srebrnej posadzce, mężczyźni niosący barkę przybliżali się powoli. Nowy wielki kapłan Amona, Bachen, zauważył kilka nowych twarzy. Ale czyż nie mówiono mu o pokarmowej niedyspozycji, która przeszkodziła niektórym z piastujących tę godność uczestniczyć w ceremonii? Barka zatrzymała się na wprost faraona. Bachen zabrał głos. — Ja, sługa boga Amona, pytam cię w imieniu Ramzesa, Syna światłości: czy faraon Egiptu postępuje słusznie, zapraszając na tę ziemię króla i królową hetyckiego imperium? Nawet jaskółki przerwały swój szalony wyścig na błękitnym niebie. Kiedy tylko bóg odpowie twierdząco, ogromny okrzyk na cześć Ramzesa wyrwie się ze wszystkich piersi. • Przekupieni przez syryjskiego kupca najwięksi siłacze spośród niosących barkę porozumieli się wzrokiem i starali się uczynić krok do tyłu. Na próżno. Początkowo sądzili, że ich towarzysze, idący na przedzie, stawiają krótkotrwały opór, aby tym wyraźniej przejawiła się siła, która okaże się rozstrzygająca. Ale dziwna moc zmusiła ich do postępowania naprzód. Oślepieni przez światłość pochodzącą z naosu, zaprzestali zmagań. Bóg Amon zatwierdził decyzję swojego syna Ramzesa. Ogólna radość może się rozpocząć.

52

Rzeczywiście to był on. Lekko pochylony, z siwiejącymi włosami, ale o nadal dociekliwym spojrzeniu. Na pierwszy rzut oka miał wygląd człowieka raczej przeciętnego, przed którym nie trzeba się mieć na baczności. On, Hattusil, król hetyckiego imperium, jak zwykle w ciepłym płaszczu z wełny, aby przezwyciężyć wrażenie chłodu, które zarówno zimą, jak i latem nigdy go nie opuszczało. On, przywódca wojowniczego i żądnego zwycięstw narodu, najwyższy wódz hetyckich oddziałów pod Kadesz, ale także negocjator traktatu pokojowego. On, Hattusil, niekwestionowany władca skalistego kraju, w którym unicestwił wszelką opozycję. I Hattusil właśnie postawił stopę na ziemi Egiptu, a za nim postępowały dwie kobiety, jego małżonka Putuhepa i młoda hetycka księżniczka. — To niepodobna — szeptał król hetyckiego imperium — to zupełne niepodobieństwo... Nie, to nie Egipt.. A jednak nie śnił: to rzeczywiście Ramzes Wielki szedł ku swemu dawnemu przeciwnikowi, aby go objąć w uścisku. — Jakże się miewa mój brat Hattusil? — Starzeję się, mój bracie Ramzesie. Ucieczka Uri-Teszuba, poszukiwanego za zabójstwo i odtąd wroga zarówno Egiptu, jak i kraju Cheta, usunęła wszelką przeszkodę przed oficjalną wizytą Hattusila. — Nefertari doceniłaby ten nadzwyczajny moment — powiedział Ramzes do Putuhepy, wyglądającej wspaniale w swojej długiej czerwonej sukni i w egipskich klejnotach, oprawnych w złoto, które ofiarował jej faraon. — Przez cały czas trwania naszej podróży nie przestawałam o niej myśleć — wyznała królowa. — Jak długo będzie trwało twoje panowanie, ona pozostanie twoją jedyną małżonką królewską;

Oświadczenie Putuhepy usunęło ostatnią dyplomatyczną trudność. W słońcu gorącego lata Pi-Ramzes wydawało się tak radosne. Błyszczące w świetle turkusowe miasto gościło tysiące dygnitarzy, przybyłych ze wszystkich miast Egiptu, aby asystować przy wjeździe władców kraju Cheta i w licznych ceremoniach przewidzianych na ich cześć. Piękno i bogactwo stolicy olśniło parę królewską. Ludność, wiedząc, że bóg Amon udzielił Ramzesowi swojego przyzwolenia, entuzjastycznie przyjmowała znakomitych gości. Stojąc u boku faraona na jego rydwanie, który ciągnęły dwa konie przyozdobione pióropuszami, Hattusil napotykał niespodziankę za niespodzianką. — Czy mój brat nie korzysta z żadnej ochrony? — Moja straż przyboczna czuwa — odpowiedział Ramzes.

— Ale ci ludzie, tak blisko nas... Nasze bezpieczeństwo nie jest zapewnione! — Obserwuj spojrzenie mojego ludu, Hattusilu. Nie ma w nim ani nienawiści, ani agresywności. Dzisiaj dziękuje nam on za to, że zbudowaliśmy pokój, a my połączymy się z nim w radości. — Ludność, która nie jest rządzona za pomocą terroru... Jakie to dziwne! A jak Ramzesowi udało się powołać armię zdolną przeciwstawić się siłom hetyckim? — Wszyscy Egipcjanie kochają swój kraj, tak jak kochają go bogowie. — To ty, Ramzesie, przeszkodziłeś mi zwyciężyć, ty i nikt inny. Od kilku chwil już tego nie żałuję. Król Hattusil zdjął swój płaszcz, nie było mu już zimno. — Klimat mi służy — stwierdził. — Szkoda... Podobałoby mi się życie tutaj.

Powitalna uczta, wydana w pałacu w Pi-Ramzes była imponująca. Podano tak wiele wyszukanych dań, że Hattusil i Putuhepa mogli tylko skubnąć

z

każdego

po

trochu,

popijając

wyśmienitym

winem.

Zachwycające muzy-kantki, w sukniach nie zakrywających piersi, cieszyły oczy i uszy, a królowa przyglądała się z podziwem wytwornym sukniom noszonym przez szlachetne damy. — Chciałabym, aby ta uczta została zadedykowana Aszy — poddała Putuhepa. — On oddał swoje życie dla pokoju, dla tego szczęścia, którym cieszą się obecnie nasze dwa narody. Król Hattusil zgodził się, ale wydawał się zmartwiony. — Nasza córka jest nieobecna — wyraził żal. — Nie zmienię decyzji — oświadczył Ramzes.— Mat-Hor popełniła poważne błędy, pozostanie jednakże symbolem pokoju i z tego tytułu będzie honorowana tak, jak jej to przynależy. Czy mam przytoczyć więcej szczegółów? — To zbędne, mój bracie Ramzesie. Czasem dobrze jest wiedzieć mniej. Ramzes uniknął więc wspominania o aresztowaniu syryjskiego kupca, który zadenuncjował Mat-Hor, sądząc, że przez rzucone na królową kalumnie, sam się oczyści. — Czy faraon pragnie pomówić ze swoją przyszłą małżonką? — To nie będzie konieczne, Hattusilu. To drugie małżeństwo dyplomatyczne zostanie zawarte w sposób uroczysty i oba nasze narody będą nam wdzięczne. Ale czas uczuć i pragnień należy już do przeszłości. — Nefertari rzeczywiście nie da się zapomnieć... I dobrze, że tak jest. Nie sądzę, aby księżniczka, którą ci wybrałem, ładna, ale o kruchym umyśle, mogła rozmawiać z Ramzesem Wielkim. Ale odkryje słodycz egipskiego życia i nie przestanie się tym radować. Co do Mat-Hor, która

nie kochała kraju Cheta, z każdym dniem będzie coraz więcej doceniała przybrany kraj, w którym tak bardzo chciała mieszkać. Z wiekiem zmądrzeje. W ten sposób Hattusil przypieczętował los hetyckich księżniczek. A zatem w owym czterdziestym roku panowania Ramzesa nie było już żadnego powodu do waśni między krajem Cheta i Egiptem. I dlatego kasztanowe oczy królowej Putuhepy rozjaśniły się, wyrażając głęboką radość.

Pylony, obeliski, olbrzymie posągi, wielkie odkryte dziedzińce, kolumnady, sceny ofiarowań, srebrne posadzki fascynowały Hattusila, który zainteresował się także Domem Życia, biblioteką, składami, stajniami, kuchniami i biurami, gdzie pracowali pisarze. Ze swoich spotkań z wezyrem i jego ministrami król hetyckiego imperium wyszedł bardzo przejęty. Sposób budowania egipskiej społeczności był równie imponujący co sposób budowania świątyń. Ramzes

zachęcił

Hattusila

do

spalenia

kadzidła,

aby sprawić

przyjemność powonieniu bogów i przyciągnąć ich do siedziby, którą zbudowali dla nich ludzie. Królowa została zaproszona do wspólnego odprawiania rytuału uspokajania groźnych sił, prowadzonego przez Cha ze zwykłą jemu dokładnością. Potem odwiedzano świątynie Pi-Ramzes, szczególnie sanktuaria poświęcone cudzoziemskim bogom, a król ucieszył się niezmiernie z chwili odpoczynku w pałacowych ogrodach. — Byłoby godne pożałowania, gdyby hetycka armia zniszczyła tak piękne miasto — powiedział do Ramzesa. — Królowa jest zachwycona pobytem. A ponieważ mamy pokój, czy mój brat zgodzi się wyświadczyć mi jeszcze jedną grzeczność?

Stosunkowo bierna postawa Hattusila zaczynała intrygować Ramzesa. Mimo oczarowania Egiptem strateg wziął w nim górę. — Królowa i ja sam jesteśmy zachwyceni tyloma cudami, ale czasem należy myśleć o rzeczach mniej przyjemnych — ciągnął Hattusil. — Podpisaliśmy umowę o wzajemnej pomocy w przypadku napaści z zewnątrz na nasze kraje i chciałbym zapoznać się ze stanem egipskiej armii. Czy faraon udzieli mi zgody na odwiedzenie głównych koszar w PiRamzes? Gdyby Ramzes odpowiedział: „tajemnica wojskowa" albo skierował króla do drugorzędnych koszar, Hattusil podejrzewałby, że jest nieszczery. Dla hetyckiego króla był to sprawdzian zamiarów faraona, dla którego zgodził się na tę podróż. — Merenptah, mój młodszy syn, jest głównodowodzącym egipskiej armii. To on oprowadzi władcę kraju Cheta po głównych koszarach w PiRamzes.

Kiedy kończyła się już uczta przygotowana na cześć królowej Putuhepy, Hattusil i Ramzes przeszli się kilka kroków wzdłuż basenu pokrytego niebieskimi i białymi lotosami. — Doznaję uczucia, które aż do tej pory było mi nie znane — wyznał Hattusil — zaufania. Jedynie Egipt potrafi stworzyć istoty twego wymiaru, mój bracie, Ramzesie... Nawiązanie prawdziwej przyjaźni między dwoma władcami, do niedawna gotowymi się zniszczyć, należy do cudów. Ale my się starzejemy, ty i ja, i musimy myśleć o naszej sukcesji... Kogo wybrałeś spośród twoich niezliczonych królewskich synów? — Cha jest człowiekiem nauki, głębokim, zrównoważonym, zdolnym w każdych okolicznościach uspokoić umysły i przekonać, nikogo nie obraża-

jąc. Będzie umiał zachować spójność królestwa i dojrzale rozważyć swoje decyzje. Merenptah jest odważny, umie dowodzić i zarządzać. Jest lubiany przez kastę wojskowych, a kasta wysokich urzędników się go obawia. Jeden i drugi nadaje się, by sprawować rządy. — Inaczej mówiąc, jeszcze się wahasz. Przeznaczenie da ci znak. Przy takich ludziach nie martwię się o przyszłość Egiptu. Będą umieli prowadzić dalej twoje dzieło. — A twoja własna sukcesja? — Zostanie zapewniona przez miernotę, wybraną z największych miernot. Kraj Cheta upada, jak gdyby pokój odjął mu jego męstwo i pozbawił wszelkich ambicji. Ale nie mam żalu, bo nie było innego wyboru. Przeżyjemy przynajmniej kilka spokojnych lat i ofiaruję mojemu ludowi szczęście, którego nigdy przedtem nie zaznał. Niestety, mój kraj nie będzie umiał się zmienić i przepadnie na zawsze. A!... Mam do ciebie inną prośbę. W mojej stolicy nie mam zwyczaju tyle chodzić i stopy mnie bolą. Słyszałem, że główny medyk królestwa zna się doskonale na leczeniu, a oprócz tego jest bardzo piękną kobietą. Neferet opuściła wielką salę przyjęć w pałacu, gdzie rozmawiała z Putuhepa, aby zająć się królewskimi palcami u nogi. — To choroba, którą znam i umiem wyleczyć — stwierdziła po badaniu. — Na początku zastosuję maść na bazie czerwonej ochry, miodu i konopi. Jutro rano użyję innego leku, składającego się z liści akacji i jujuby, malachitowego pyłu, wnętrza małży, wszystko rozdrobnione i zmielone na proszek. Ta druga maść da ci przyjemne uczucie chłodu, ale będziesz musiał chodzić z obandażowanymi kostkami. — Gdybym ci zaproponował fortunę, Neferet, czy zgodziłabyś się pojechać ze mną do kraju Hetytów i być moim osobistym lekarzem?

— Wiesz dobrze, że nie, Wasza Królewska Mość. — Widzę, że nigdy nie uda mi się pokonać Egiptu — rzekł Hattusil z lekkim uśmiechem.

53 Prędkie Nogi pogwizdywał piosenkę o Ramzesie, wędrując ze swoim osłem, obciążonym glinianymi garnkami, w kierunku północno-zachodniej granicy Delty. Niedaleko wybrzeża, które obmywały fale Morza Śródziemnego, wędrowny handlarz wybierał kręte dróżki, aby dotrzeć do małej rybackiej wioski, gdzie spodziewał się sprzedać swoje wyroby. Prędkie Nogi był dumny z przydomka, nadanego mu przez dziewczęta, które przyglądały się zawodom mężczyzn w bieganiu po wilgotnym piasku wzdłuż morskiego brzegu. Od ponad dwóch lat żadnemu konkurentowi nie udało się go zwyciężyć. A wielbicielki doceniały wysiłek zawodników wytężających swe siły, aby je oczarować. Dzięki swoim nogom najszybszy biegacz zachodniej Delty nie liczył już swoich podbojów. Sukces nie miał jednakże samych dobrych stron, bo dziewczęta bardzo lubiły ozdoby i Prędkie Nogi musiał robić dużo dobrych interesów, aby podtrzymać swoją opinię znakomitego i hojnego mistrza. Tak więc z zapałem przemierzał drogi, aby wyciągnąć jak największy zysk ze swojego handlu. Żurawie przelatywały nad nim, wyprzedzając niskie chmury popychane przez wiatr. Obserwując pozycję słońca, Prędkie Nogi zrozumiał, że nie dotrze do celu przed nocą. Lepiej było zatrzymać się na postój w jednym z trzcinowych szałasów pojawiających się co pewien czas na szlaku. Było to rozsądniejsze,

bo

kiedy

ciemności

ogarniały

nadbrzeżną

strefę,

niebezpieczne stworzenia wychodziły ze swoich kryjówek i atakowały nieostrożnych. Prędkie Nogi zdjął ładunek ze swojego osła, nakarmił go, potem rozpalił ogień za pomocą krzemieni i suchych patyków. Zjadł ze smakiem dwie upieczone nad ogniskiem ryby i napił się chłodnej wody z dzbana. Następnie wyciągnął się na macie i zasnął. Kiedy marzył o przyszłym wyścigu i o swoim kolejnym triumfie, obudził go dziwny hałas. Osioł, też zaniepokojony, skrobał ziemię przednim

kopytem.

Dla

jego

pana

był

to

oczywisty

znak:

niebezpieczeństwo. Prędkie Nogi wstał, zgasił ogień i ukrył się za kępą kolczastych krzewów. Dobrze zrobił, bo około trzydziestu mężczyzn w hełmach i pancerzach wyłoniło się z ciemności. Księżyc tej nocy był w pełni i pozwolił mu wyraźnie widzieć człowieka, który nimi dowodził. Szedł z odkrytą głową, włosy miał długie, a jego tors pokryty był rudym owłosieniem. — Był tutaj szpieg i uciekł! — wykrzyknął Uri-Teszub, przebijając włócznią matę. — Nie sądzę — oponował Libijczyk. — Spójrz na te gliniane garnki i tego osła. To wędrowny handlarz, który postanowił tu odpocząć. — Wszystkie wioski na zachód od tej strefy są pod naszą kontrolą. Trzeba odnaleźć tego szpiega i zabić go. Przeszukajmy teren.

Cztery lata upłynęły od wizyty króla Hattusila i królowej Putuhepy. Stosunki między Egiptem a krajem Cheta utrwaliły się na dobre i widmo wojny zniknęło. Goście hetyccy przybywali regularnie, by podziwiać piękno krajobrazów i miasta Delty.

Obie hetyckie małżonki Ramzesa rozumiały się nawzajem doskonale. Ambicje Mat-Hor pod wpływem luksusowej egzystencji rozpłynęły się, a jej rodaczka łapczywie zachwycała się dniem codziennym. Wspólnie i bez żalów uznały, że Ramzes Wielki, liczący sześćdziesiąt sześć lat, jest żywą legendą, poza ich zasięgiem. A faraon, zauważywszy, że niszczące namiętności nie niepokoją duszy obu królowych, zgodził się na ich obecność podczas niektórych oficjalnych uroczystości. W czterdziestym trzecim roku swojego panowania Ramzes na usilną prośbę Cha odprawił swoją piątą uroczystość odrodzenia w obecności wspólnoty bogów i bogiń przybyłych do stolicy pod postaciami posągów ożywianych przez „ka". Odtąd faraon będzie musiał częściej odwoływać się do tego rytualnego procesu, aby mógł podołać coraz bardziej przygniatającym ciężarom wieku. I Ramzes musiał też regularnie zasięgać porady naczelnego medyka, Neferet. Nie zwracając uwagi na zły humor swego dostojnego pacjenta, który niekiedy nie chciał zaakceptować starzenia się, oszczędzała mu cierpień wywołanych bólem zębów i spowalniała postępowanie artrozy. Dzięki jej staraniom żywotność monarchy pozostała nie zmieniona i nie zwalniał on rytmu pracy. Po wzbudzeniu boskiej mocy w swoim sanktuarium i odprawieniu obrządków

świtu

Ramzes

spotykał

się

z

wezyrem,

Amenim i

Merenptahem. Trosce tych trzech osób powierzał wprowadzanie w życie swoich decyzji. Po południu razem z Cha studiował wielkie obrzędy państwowe i dołączał nowe formuły. Król wycofywał się powoli z zarządzania krajem, oddanemu we wspaniałe ręce. Często udawał się do Teb, aby zobaczyć swoją córkę Meritamon i oddać się medytacjom w swojej świątyni milionów lat.

Kiedy Ramzes powracał z Karnaku, gdzie wielki kapłan Bachen wywiązywał się ze swoich obowiązków ku ogólnemu zadowoleniu, w porcie powitał go zakłopotany Merenptah. — Niepokojący raport, Wasza Królewska Mość. Głównodowodzący egipskiej armii sam powoził królewskim rydwanem, który popędził w kierunku pałacu. — Jeśli fakty się potwierdzą, Wasza Królewska Mość, muszę oskarżyć się o karygodną lekkomyślność. — Wyjaśnij to, Merenptahu. — Oaza w Siwie, bliska granicy libijskiej, została zaatakowana przez uzbrojoną bandę pod dowództwem Malfiego. — Od kiedy znasz tę wiadomość? — Od dziesięciu dni, ale wkrótce będę dokładnie poinformowany. — Dlaczego podajesz ją w wątpliwość? — Ponieważ rozpoznanie dokonane przez oficera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo oazy nie jest prawidłowe, choć możliwe, że nagłość i siła tej akcji są przyczyną omyłki. Jeśli oaza rzeczywiście została napadnięta, musimy działać, i jeśli rzeczywiście chodzi o Malfiego, trzeba zdusić bunt w zarodku!

— Dlaczego uważasz, że jesteś za to odpowiedzialny, synu? — Ponieważ nie byłem czujny, Wasza Królewska Mość. Pokój z Hetytami sprawił, że zapomniałem o wojnie, która może wybuchnąć od zachodu. A ten przeklęty Uri-Teszub jest ciągle na wolności... Pozwól mi pojechać z pułkiem do Siwy i wygnieść tych buntowników.

— Mimo swoich trzydziestu ośmiu lat, Merenptahu, masz w sobie nadal zapalczywość młodości! Doświadczony oficer wykona tę misję. Co do ciebie, postaw nasze siły w stan gotowości. — Przysięgam wam, że to byli libijscy bandyci! — powtarzał Prędkie Nogi zaspanemu strażnikowi granicznemu. — Sam nie wiesz, co mówisz, mały. Dookoła nie ma żadnego Libijczyka. — Biegłem do utraty tchu, chcieli mnie zabić! Gdybym nie był mistrzem, złapaliby mnie. Mieli hełmy, pancerze, miecze, włócznie... Prawdziwe wojsko! Strażnik graniczny przerwał ziewanie i popatrzał na młodego człowieka kosym okiem. — Mocne piwo zawróciło ci w głowie... Przestań się upijać! Pijacy źle kończą! — Była pełnia — upierał się Prędkie Nogi. — Widziałem nawet ich dowódcę, zanim uciekłem! Olbrzymi mężczyzna z długimi włosami i piersią porośniętą na rudo. Te szczegóły zainteresowały urzędnika. Jak wszyscy oficerowie armii, policji i urzędów celnych otrzymał rysunek przedstawiający zbrodniarza Uri-Teszuba i obietnicę dużej premii dla tego, kto przyczyni się do jego aresztowania. Strażnik graniczny podsunął portret młodemu człowiekowi. — Czy to on? — Tak, to właśnie ich dowódca.

Wzdłuż pustynnego pasa na zachód od Delty, między egipskim terytorium a morzem, wojskowy zarząd kazał wznieść małe forty, u podnóży których rozwijały się osady. Oddzielone były od siebie o jeden dzień jazdy rydwanem lub dwa dni szybkiego marszu, a garnizony miały rozkaz powiadamiać generałów w Pi-Ramzes o najmniejszym podejrzanym ruchu Libijczyków. I chociaż wysokie dowództwo uważało, że ten region i tak był pilnie strzeżony, decyzja okazała się słuszna. Kiedy

komendant

wojskowy

strefy

przygranicznej

otrzymał

alarmujący raport oparty na zeznaniu wędrownego kupca, usilnie się starał, aby go nie pokazać zwierzchnikom, z obawy, aby się nie ośmieszyć. Mimo to możliwość ujęcia Uri-Teszuba skłoniła go do wysłania patrolu w pobliże miejsca, gdzie Hetyta został dostrzeżony. Dlatego też Nakti i jego ludzie, wyrwani ze swojego zastoju, zbliżali się spiesznym marszem do owego niegościnnego, nawiedzanego moskitami regionu, myśląc tylko o jednym: jak najszybciej skończyć tę uciążliwą misję. Nakti narzekał co krok. Kiedyż w końcu zostanie przeniesiony służbowo do Pi-Ramzes, do wygodnych koszar, zamiast ścigać nie istniejących wrogów? — Widać już fort, komendancie. „Strażnicy graniczni wezmą nas pewnie za głupców — pomyślał Nakti — ale przynajmniej dadzą nam picia i jedzenia, a jutro rano wyruszymy z powrotem". — Uważaj, komendancie! Jeden z żołnierzy szarpnął go do tyłu. Na ścieżce olbrzymi czarny skorpion przyjął pozycję do ataku. Gdyby oficer, zatopiony w swoich rozmyślaniach, szedł dalej naprzód, zostałby ukąszony. — Zabij go — polecił swojemu wybawcy.

Żołnierz nie zdążył napiąć łuku. Z otworów strzelniczych małego fortu wyleciały strzały i trafiły w Egipcjan. Z precyzją wyborowych strzelców Libijczycy dowodzeni przez Uri-Teszuba położyli pokotem wszystkich członków patrolu Naktiego. Swoim sztyletem z żelaza Hetyta osobiście poderżnął gardła rannym.

54 Jak co dzień rano komendant wojskowy przygranicznej strefy z Libią skierował się do biura, aby przejrzeć raporty przesyłane z małych fortów. Zazwyczaj szybko wykonywał to zadanie, bo na drewnianych tabliczkach figurowała tylko jedna uwaga: „Bez zmian". Tego ranka nie było żadnego raportu. Winnego nie trzeba było daleko szukać. Żołnierz, który miał za zadanie roznosić służbowe przesłanki, na pewno się jeszcze nie obudził. Rozwścieczony komendant obiecał sobie, że zwolni go z funkcji i zrobi praczem. Na fortecznym dziedzińcu jeden z żołnierzy bez zapału obracał w rękach miotłę, dwaj młodzi piechurzy ćwiczyli się we władaniu krótkim mieczem. Komendant pomaszerował raźnym krokiem aż do kwatery posłańców pocztowych i wywiadowców. Na matach nie było nikogo. Zdumiony zastanawiał się, co może być przyczyną takiej nieprawidłowości: ani raportów,

ani żołnierzy mających obowiązek je

przekazać...

Co

spowodowało tak nieprawdopodobny bałagan? Nagle brama fortu została wyważona uderzeniami bala, którym posługiwali się rozwścieczeni Libijczycy, z piórami wetkniętymi we włosy. Pod ciosami siekiery padł zamiatacz i dwóch piechurów, następnie zabili komendanta, który znieruchomiał jak słup soli i nawet nie usiłował uciekać. Uri-Te-szub plunął na trupa.

— Oaza Siwa nie została zaatakowana — oświadczył wyższy oficer Merenptahowi. — Padliśmy ofiarą fałszywej informacji. — Żadnych ofiar? — Ani ofiar, ani buntu. Na próżno tam pojechałem. Kiedy Merenptah został sam, zaczęły dręczyć go obawy. A jeśli w ten sposób odciągnięto jego uwagę, aby zdecydowanie zaatakować gdzie indziej? Jedynie Ramzes będzie potrafił ocenić zasięg niebezpieczeństwa. Merenptah już wsiadał do swojego rydwanu, gdy podbiegł do niego adiutant. — Generale, wiadomość z garnizonu blisko granicy libijskiej... Grupowy atak na nasze małe forty! Większość z nich padła, a komendant strefy został zabity! Nigdy konie Merenptaha tak nie galopowały. Zeskoczywszy w biegu z rydwanu, młodszy syn króla pospiesznie wspinał się schodami pałacu. Przy poparciu Serramanny przerwał audiencję faraona z naczelnikiem prowincji. Zmieniona twarz Merenptaha wystarczyła, aby Ramzes zrozumiał, że musiało się zdarzyć coś ważnego. Król zwolnił więc swoich gości, obiecując im wkrótce następne spotkanie. — Wasza Królewska Mość — oświadczył głównodowodzący — Libijczycy podobno zajęli północny zachód Delty. Zasięg klęski nie jest mi znany. — Uri-Teszub i Malfi! — wykrzyknął Serramanna. — W rzeczy samej, Hetyta jest wymieniony w tym chaotycznym raporcie, który otrzymałem. A Malfiemu udało się zjednoczyć libijskie szczepy, dotąd walczące między sobą! Nasza reakcja powinna być gwałtowna i szybka. .. Jeśli nie chodzi o nową pułapkę, tak jak ta w Siwie...

Gdyby rzeczywiście chodziło o przynętę i główna część sił egipskich zapuściła się na północny zachód Delty, Malfi zaatakowałby na wysokości Teb, nie napotkawszy żadnego oporu. Święte miasto Amona utonęłoby w morzu ognia i krwi. Decyzja Ramzesa dotyczyła przyszłości całego Egiptu. — Wasza Królewska Mość — powiedział Serramanna nieśmiało — obiecałeś mi... — Nie zapomniałem, pojedziesz ze mną. * Malfi o kwadratowej twarzy i czarnych okrutnych oczach był uważany przez swoich ludzi za wcielenie demona pustyni, który potrafi swoimi tnącymi jak ostrza palcami rozedrzeć każdego przeciwnika. Prawie wszystkie plemiona libijskie znalazły się pod jego dowództwem, ponieważ umiał w czasie długich, nie kończących się rozmów podsycać ich odwieczną nienawiść do Egiptu. Egipcjanie postawieni naprzeciw krwiożerczej siły libijskich wojowników, osłabieni przez długotrwałe przyzwyczajenie do pokoju, rzucą się do ucieczki. A obecność UriTeszuba, który miał już ustaloną opinię nieustraszonego, wywoływała zapał żądnych zwycięstw wojowników. — Tam niżej, za niecałe dwie godziny marszu — powiedział Hetyta, pokazując ręką — są pierwsze wioski Delty. Wkrótce będą należały do nas. Potem zniszczone Pi-Ramzes, które ma tylko niewielkie fortyfikacje. Zostaniesz ogłoszony faraonem, Malfi, a to, co zostanie z armii egipskiej, znajdzie się pod twoją udzielną władzą. — Czy ta strategia jest niezawodna, Uri-Teszubie? — Tak, bo dobrze znam Ramzesa. Dywersja w Siwie zaniepokoiła go i przekonała, że postanowiliśmy otworzyć działania na kilku frontach. W

pierwszej kolejności będzie chciał chronić Teby i ich świątynie i dlatego wyśle na Południe dwa pułki, bez wątpienia pod dowództwem Merenptaha. Trzeci będzie zapewniał bezpieczeństwo Memfis. A że Ramzes szczyci się, że jest niezwyciężony, sam stanie na czele czwartego, aby nas zniszczyć. Będziemy mieli tylko kilka tysięcy żołnierzy przeciw nam, Malfi, i zwyciężymy ich łatwo. Proszę cię tylko o jedną łaskę: pozwól mi zabić Ramzesa moim sztyletem. Libijczyk kiwnął twierdząco głową. Wolałby mieć więcej czasu, aby jeszcze lepiej zaprawić do trudów wojennych swoje oddziały, ale alarm wszczęty przez wędrownego handlarza zmusił go do przyspieszenia natarcia. Bitwa z jednym tylko pułkiem nie przerażała Malfiego. Libijczycy mieli chęć do walki, a ich zażartość zwiększona jeszcze przez narkotyk da im przewagę nad tchórzliwymi Egipcjanami. Jedyne hasło: nie ma odwrotu. — Oto oni — obwieścił Uri-Teszub. Oczy Malfiego błyszczały podnieceniem. Nareszcie pomści honor Libii, przez wieki okrywany niesławą przez faraonów, zrówna z ziemią bogate wioski i puści z dymem plony. A tych, co przeżyją, obróci w niewolników. — Ramzes idzie na czele swoich oddziałów — stwierdził podniecony Hetyta. — Kto jest po jego prawej stronie? Twarz Uri-Teszuba sposępniała. — Jego młodszy syn Merenptah. — Czyż nie powinien dowodzić zmasowanymi siłami w Tebach?

— Zabijemy i ojca, i syna. — A człowiek po lewej stronie króla?

— Serramanna, dowódca jego straży przybocznej... Los nam sprzyja, Malfi! Tego obedrę ze skóry żywcem. Piechota, łucznicy i rydwany rozciągnęli się na horyzoncie w doskonałym ordynku. — Jest tylko jeden pułk — ocenił Malfi. Uri-Teszub, przerażony, nie ośmielił się odpowiedzieć. W ciągu kilku minut rozległa równina wypełniła się egipskimi żołnierzami. Dla Libijczyka i Hetyty stało się jasne: Ramzes zaryzykował i przybył na ich spotkanie z czterema pułkami bogów Amona, Ra Ptaha i Seta. Była to całość egipskich sił uderzeniowych, które teraz przygotowywały się do ataku. Malfi zacisnął pięści. — Sądziłeś, że dobrze znasz Ramzesa, Uri-Teszubie?

;

— Podjął nie tę strategię... Jak odważył się na takie ryzyko? Libijczyk spostrzegł, że odwrót jest już niemożliwy. Nubijscy łucznicy, dowodzeni przez wicekróla Setau, zagrodzili im drogę. — Jeden Libijczyk wart jest więcej niż czterech Egipcjan! — wrzasnął Malfi, aby dodać odwagi swoim. — Do ataku! Podczas gdy Ramzes trwał nieruchomo na swoim rydwanie, Libijczycy rzucili się do natarcia na pierwszą linię egipską. Piechota przyklękła, aby ułatwić

mierzenie

łucznikom,

których

strzały

zdziesiątkowały

przeciwników. Libijscy łucznicy odpowiedzieli strzałami, ale z mniejszą skutecznością, a druga fala natarcia, zbyt już bezładna, załamała się na piechurach Seta. Niespodziewanie pojawiły się rydwany i przystąpiły do kontrataku pod

wodzą Merenptaha, przełamując linię frontu buntowników, którzy mimo komend Malfiego zaczęli się wycofywać. Uciekinierzy wpadli na Nubijczyków, którzy strzałami i włóczniami siali wśród nich spustoszenie. Od tej chwili wynik bitwy był już przesądzony. Większość Libijczyków, zdruzgotana liczebną przewagą, złożyła broń. Pijany ze wściekłości Malfi zebrał wokół siebie ostatnich swoich zwolenników. Uri-Teszub zniknął. Nie myśląc więcej o tchórzu, który go opuścił, Libijczyk chciał tylko jednego: zabić jak najwięcej Egipcjan. A jego pierwszą ofiarą będzie Merenptah, znajdujący się zaledwie na odległość rzutu włócznią. W największym zamieszaniu wzrok obu mężczyzn skrzyżował się. Mimo dystansu młodszy syn Ramzesa wyczuł nienawiść Libijczyka. W jednym momencie dwie włócznie przecięły powietrze. Włócznia Malfiego musnęła ramię Merenptaha, włócznia głównodowodzącego wbiła się w czoło Libijczyka. Malfi trwał przez chwilę nieruchomo, potem zachwiał się i runął na ziemię. * Serramannie przyjemnie minął dzień. Wymachując swoim ciężkim obosiecznym mieczem z godną podziwu zręcznością, nie liczył już Libijczyków, których posiekał na kawałki. Śmierć Malfiego odjęła odwagę ostatnim jego partyzantom i sardyński olbrzym mógł przerwać swoje zajęcie. Odwrócił się do Ramzesa, a to, co zobaczył, wprawiło go w przerażenie. W hełmie i w pancerzu, który skrywał rude owłosienie, Uri-Teszub zdołał wkręcić się w egipskie szeregi i zbliżał się teraz od tyłu do królewskiego rydwanu.

Hetyta szedł zabić Ramzesa. Za cenę szaleńczego biegu, roztrącając królewskich synów, Serramannie udało się wpaść między rydwan a Uri-Teszuba, ale nie uniknął gwałtownego ciosu Hetyty. Żelazny sztylet zatopił się w piersi sardyńskiego olbrzyma. Śmiertelnie ugodzony Serramanna miał jeszcze dość sił, aby złapać za szyję swojego zaprzysięgłego wroga i zadusić go własnoręcznie. — Przegrałeś, Uri-Teszubie, jesteś pokonany! Sardyńczyk nie rozluźnił swojego chwytu aż do chwili, kiedy Hetyta przestał oddychać. Wtedy jak dzikie zwierzę czujące, że ogarnia je śmierć, położył się na boku. Ramzes podtrzymał głowę człowieka, który go właśnie ocalił. — Odniosłeś wielkie zwycięstwo, Wasza Królewska Mość... A dzięki tobie miałem piękne życie... Dumny ze swojego ostatniego wielkiego wojennego czynu, Sardyńczyk przeszedł ku tamtemu światu, oddając ducha w ramionach Ramzesa.

55 Wazy i konwie z masywnego srebra, złocone na brzegach, o wadze piętnastu kilogramów, złote i srebrne stoły ofiarne przekraczające ciężar trzech cetnarów, barka z drewna sosny libańskiej, pokryta złotem, a długa na sześćdziesiąt pięć metrów, złote płytki przeznaczone do ozdabiania kolumn, czterysta kilogramów lapis-lazuli i dwa razy tyle turkusów, oto były, oprócz wielu innych, skarby, jakie Ramzes ofiarował świątyniom w Tebach i Pi--Ramzes, aby podziękować bóstwom za przyznanie mu zwycięstwa nad Libijczykami i uratowanie Egiptu przed najazdem.

W owym czterdziestym piątym roku jego panowania narodziła się nowa świątynia Ptaha w Nubii, w Gerf Hussajn. Powstała z dawnej świętej groty, którą Setau przemienił w sanktuarium. Król dokonał inauguracji tego małego Abu Simbel, tak jak ono wykutego w górze z piaskowca. Tutaj i w wielu miejscach Nubii ustawiono też olbrzymie posągi monarchy pod postacią Ozyrysa. Po zakończonych uroczystościach Ramzes i Setau przyglądali się zachodzącemu nad Nilem słońcu. — Stałeś się niestrudzonym budowniczym, Setau? — Przykład pochodzi z góry, Wasza Królewska Mość. Żar Nubii jest tak gorący, że musi spływać w kamienie świątyń. Czyż nie będą one twoim głosem dla przyszłych pokoleń? A zresztą, będziemy mieli dużo czasu, aby odpoczywać w wieczności! Nasza krótka egzystencja to pole zmagań i tylko one zapewnią nam pamięć. — Napotykasz trudności w swoich nowych obowiązkach? — Nic poważnego. W czasie twojego panowania, Ramzesie, zdusiłeś wojnę. Pokój z krajem Cheta, pokój w Nubii, pokój narzucony Libii... To dzieło ma piękno olbrzymiej budowli i będzie się zaliczało do najpiękniejszych twoich dokonań. Asza, tam, gdzie przebywa, musi być teraz szczęśliwy! — Myślę często o poświęceniu Serramanny. Ofiarował swoje życie, aby mnie ocalić. — Wszyscy twoi bliscy postąpiliby tak jak on, Wasza Królewska Mość. Jakże mogłoby być inaczej? Czyż nie jesteś naszym orędownikiem wobec tamtego świata?

Sykomora, posadzona w pierwszym roku panowania Ramzesa w ogrodzie tebańskiego pałacu, wyrosła na wspaniałe drzewo rzucające dobroczynny cień. Pod jej listowiem Ramzes przysłuchiwał się, jak jego córka gra na lutni przy akompaniamencie śpiewu sikorek. Jak co dzień we wszystkich świątyniach Egiptu kapłani, oczyściwszy się wodą ze świętego jeziora, odprawiali rytuały w imieniu faraona, jak co dzień do sanktuariów małych i dużych zaniesiono pokarmy, aby je ofiarować bogom, zanim zostaną rozdzielone wśród ludzi, tak jak co dzień rozbudzono boską moc i bogini mogła mówić do króla: „Żyjesz mną, ożywia cię zapach mojej rosy, twoje oczy należą do Maat". Córka Ramzesa i Nefertari położyła lutnię u podnóża sykomory. — Jesteś królową Egiptu, Meritamon. — Kiedy tak mówisz, to znaczy, że zamierzasz zmącić mój spokój. — Sędziwy wiek zbliża się do mnie, Meritamon. Bachen czuwa nad pomyślnością Karnaku, a w ciągu dnia ma więcej obowiązków niż godzin. Ty, córko, będziesz strażniczką mojej świątyni milionów lat. To dzięki naszej magii twoja matka i ja pokonaliśmy przeciwności losu. Postaraj się, niech rytuały i uroczystości będą odprawiane we właściwej chwili, tak aby energia Ramesseum promieniowała nadal. Meritamon ujęła rękę ojca. — Ojcze... wiesz dobrze, że nigdy nas nie opuścisz. — Na szczęście żaden człowiek nie wymknie się śmierci. — Czy faraoni nie odnieśli nad nią triumfu? Mimo że zadała ci bardzo srogie ciosy, oparłeś się jej i sądzę nawet, że ją obłaskawiłeś. — To ona będzie miała ostatnie słowo, Meritamon. — Nie, Wasza Królewska Mość, śmierć przepuściła już okazję, aby cię unicestwić. Teraz twoje imię jest uwiecznione na wszystkich pomnikach

Egiptu, a twoja sława przekroczyła granice kraju. Ramzes nie może już umrzeć.

Bunt Libijczyków został zgnieciony, zapanował pokój, autorytet Ramzesa zwiększał się z każdym dniem, ale kłopotliwe akta nadal gromadziły się na biurku Ameniego, który robił się coraz bardziej zgryźliwy. A tego problemu nie mógł rozwiązać ani osobisty sekretarz króla, ani naczelny wódź Merenptah, ani nawet wielki kapłan Cha. Sam wezyr oznajmił, że jest niekompetentny. Do kogo się zwrócić, jak nie do Ramzesa? — Nie zarzucam ci, Wasza Królewska Mość, że podróżujesz — oświadczył Ameni — ale kiedy przebywasz z dala od stolicy, zaraz piętrzą się kłopoty. — Czyżby nasza pomyślność była zagrożona? — Obstaję przy twierdzeniu, że w gigantycznej budowli najmniejszy błąd może spowodować jej ruinę. Ja nie pracuję nad wielkimi rzeczami, ale nad pomnażaniem codzienności. — Zaoszczędzisz mi długiej przemowy? — Otrzymałem skargę od burmistrza miasta Sumenu w Górnym Egipcie. Święta studnia, która zaopatruje okolicę, wyschła, a tamtejsi kapłani przyznają, że nie potrafią poradzić sobie z tą katastrofą. — Wysłałeś na miejsce specjalistów? — Oskarżasz mnie, że źle wypełniam moją funkcję? Cała armia techników poniosła klęskę. I znowu zostałem z tą upartą studnią i zaniepokojoną ludnością!

Kilka gospodyń zebrało się nad brzegiem jednego z kanałów nawadniających pola w Sumenu. W samo południe przyszły umyć naczynia w odpowiedniej odległości od praczy, dla których była przeznaczona inna część kanału. Gawędziły, wymieniały sekrety, najświeższe plotki i nie odmawiały

sobie

przyjemności

krytykowania

innych.

Najbardziej

gadatliwa w mieście była Brunetka, piękna żona stolarza. — Jeśli studnia będzie sucha—powiedziała—będziemy musieli opuścić miasto. — Niemożliwe — zaprotestowała jakaś służąca. — Moja rodzina mieszka tutaj od dziada pradziada i nie chcę, aby moje dzieci wychowywały się gdzie indziej niż w Sumenu. — Jak to zrobisz bez wody w studni? — Kapłani powinni pomóc! — Nie udało im się. Nawet najbardziej uczony z nich nie umiał usunąć tego nieszczęścia. Stary człowiek, ślepy i kulawy, zbliżył się do gromadki kobiet. — Chce mi się pić... Dajcie mi pić... proszę... Brunetka zagadała gwałtownie. — Nie naprzykrzaj się więcej, marudo! Pracuj na życie, to będziesz miał co pić! — Los się odmienił, choroba mnie zgnębiła i... — Dosyć nasłuchałyśmy się tej bajeczki. Wynoś się, albo obrzucimy cię kamieniami! Ślepiec rzucił się do ucieczki, rozmowy toczyły się dalej. — A mnie, czy mnie dałybyście wody?

Kobiety odwróciły się, wpatrując jak urzeczone w mężczyznę około siedemdziesiątki, który zadał im to pytanie. Po wyglądzie łatwo było rozpoznać, że jest to jakiś dostojnik. — Panie — powiedziała Brunetka. — Jesteśmy gotowe ci usłużyć! — Dlaczego odtrąciłyście tego nieszczęśnika? — Bo do niczego się nie nadaje i ciągle nas nachodzi! — Przypomnijcie sobie Zasadę Maat: „Nie dokuczajcie ślepcom, nie wystawiajcie karłów na pośmiewisko, nie czyńcie żadnej krzywdy kulawym, dlatego że wszyscy jesteśmy — i ci, co dobrze się mają, i kalecy — w ręku Boga. Niech nikt nie pozostaje opuszczony i bez opieki". Zawstydzone kobiety spuściły oczy, ale Brunetka się zbuntowała. — Kim jesteś, że przemawiasz do nas takim tonem? — Faraonem Egiptu. Wystraszona Brunetka schowała się za swoimi towarzyszkami. — Zły urok ciąży na głównej studni Sumenu z powodu waszej lekceważącej i godnej pogardy postawy wobec tego nieszczęśnika, oto wniosek, do którego doszedłem, spędziwszy wśród was kilka dni. Brunetka skłoniła się z pokorą przed Ramzesem. — Czy zmiana naszego zachowania wystarczy, aby uratować studnię? — Rozgniewaliście boga, który ją zamieszkuje, i muszę go uspokoić. Kiedy olbrzymi posąg boga Sobka, wyobrażonego jako mężczyznę z głową krokodyla, siedzący na tronie, opuścił pracownię rzeźbiarzy Domu Życia w Sumenu, mieszkańcy miasta tłoczyli się na trasie jego przejazdu. Wizerunek, ciągnięty przez ekipę kamieniarzy po okrągłych drewnianych balach, położonych na zwilżonej ziemi, powoli posuwał się naprzód, aż do głównej studni, gdzie oczekiwał na niego Ramzes, który osobiście recytował monotonne formuły, prosząc Sobka, by z Nun, pierwotnego oceanu otaczającego ziemię, wyłoniła się woda niezbędna ludziom do

życia. Następnie król polecił rzemieślnikom spuścić boga na dno studni, gdzie będzie wypełniał swoje posłannictwo. Od następnego dnia studnia w Sumenu znowu obdarzała cennym płynem mieszkańców miasta, którzy przygotowali ucztę, a na niej siedzieli obok siebie stary ślepiec i żona stolarza.

56 Hefat, urodzony z ojca Egipcjanina i matki Fenicjanki, robił błyskotliwą karierę. Był pilnym uczniem, wyróżniającym się studentem na wyższej uczelni w Memfis, gdzie jego matematyczne zdolności olśniły nauczycieli i mógł wybierać między kilkoma stanowiskami, zanim wstąpił do głównej służby hydrologicznej, która kierowała gospodarką wodną Nilu, począwszy od przewidywania wylewu aż do metod nawadniania. Z biegiem lat Hefat stał się partnerem do rozmów wezyra, ministrów i naczelników prowincji. Jego zręczność w pochlebianiu swoim zwierzchnikom pozwoliła mu wspinać się stopniowo w hierarchii i sprawić, że zapomniano, iż jego wzorem był Szenar, starszy brat faraona. Szenar, zdrajca swojej ojczyzny, ale zręczny dworak i polityk o pociągającej sile ambicji. Szczęśliwym trafem Hefat okazał się ostrożny, unikając jawnego opowiedzenia się po stronie Szenara, którego spotkał tragiczny koniec. Dynamiczny pięćdziesięciolatek, żonaty, ojciec dwojga dzieci, sprawiał wrażenie notabla dobrze urządzonego na szczycie administracji, której trybikiem kierował żelazną ręką. Któż mógłby przypuszczać, że był ostatnim ważnym członkiem siatki wpływów, wprowadzonym przez Szenara w jego strategię zdobycia tronu?

Te odległe wspomnienia musiałyby pozostać zagrzebane w przeszłości, gdyby ów wysoki urzędnik państwowy nie napotkał fenickiego kupca Narisza, który olśnił go swoją fortuną. Hefat uświadomił sobie, że człowiek jego pokroju i posiadający takie kompetencje może także stać się bardzo bogaty. Hefatowi otworzyły się oczy, kiedy spożywał wieczorny posiłek z Fenicjaninem. Ramzes skończy niedługo siedemdziesiąt lat i pozostawi zarządzanie krajem ludziom przeciętnym, bez inicjatywy. Starszy syn faraona, Cha, był mistykiem dalekim od rozumienia wymagań administracji, Merenptah okazywał ślepe posłuszeństwo ojcu i będzie zagubiony po jego odejściu, a Ameni, starzejący się skryba, zostanie odsunięty. Gdyby się dobrze zastanowić, obecna władza była bardziej krucha, niżby się wydawało. Zmuszony uciekać się do magii obrzędów odradzania i zabiegów naczelnego medyka Neferet, Ramzes przemijał. Czyż nie nadeszła chwila, by zadać decydujący cios i urzeczywistnić marzenie Szenara?

Merenptah wprowadził ambasadora kraju Cheta do wielkiej sali audiencyjnej pałacu w Pi-Ramzes. Dyplomata był sam, bez zwyczajnej asysty z darami. Skłonił się przed Ramzesem. — Wasza Królewska Mość, mam ci do oznajmienia smutną nowinę. Twój brat, król hetyckiego imperium, zmarł. Wiele wydarzeń — od bitwy pod Kadesz, aż do pobytu hetyckiego króla w Egipcie — przesunęło się w pamięci faraona. Hattusil był groźnym przeciwnikiem, zanim nie zmienił się w lojalnego sprzymierzeńca. Z jego pomocą Ramzes budował lepszy świat.

— Czy wyznaczył swojego następcę? — Tak, Wasza Królewska Mość. — Czy on postanowił szanować traktat pokojowy? Merenptah poczuł ucisk w gardle. — Decyzje naszego zmarłego króla obowiązują jego następców — odpowiedział ambasaror. — Ani jedna klauzula traktatu nie zostanie podważona. — Przekaż ode mnie słowa współczucia i zapewnienia o mojej serdecznej pamięci królowej Putuhepie. — Przykro mi, Wasza Królewska Mość, królowa była cierpiąca i śmierć króla Hattusila przyspieszyła jej zgon. — Zapewnij nowego władcę kraju Cheta o mojej przyjaźni i życzliwości. Niech wie, że zawsze może liczyć na pomoc Egiptu. Po wyjeździe ambasadora Ramzes zwrócił się do syna. — Skontaktuj się niezwłocznie z naszymi informatorami i niech przyślą mi jak najszybciej szczegółowy raport o sytuacji w kraju Cheta.

Egipcjanin Hefat przyjął Fenicjanina Narisza w swojej pięknej willi w Pi--Ramzes, przedstawił żonę i dwójkę dzieci, pochwalił się ich doskonałym wykształceniem i piękną przyszłością, jaką chciał im zapewnić. Po przyjemnym śniadaniu, podczas którego wymienili się banałami, zwierzchnik służby hydrologicznej i zagraniczny kupiec przeszli do

altanki

z

sykomorowego

drewna

z

misternie

rzeźbionymi

kolumienkami. — Twoje zaproszenie sprawia mi zaszczyt — powiedział Egipcjanin — ale wybacz, że będę bezpośredni. Jaki jest prawdziwy powód? Zajmuję się

handlem, ty jesteś wyższym technikiem... Nie mamy ze sobą nic wspólnego. — Słyszałem, że nie jesteś zadowolony z polityki handlowej Ramzesa? — Jego śmieszne podważanie zasadności niewolnictwa wyrządziło nam szkody, to oczywiste, ale Egipt w końcu zrozumie, że takiego stanowiska nie da się utrzymać. — To może potrwać wiele lat... A zarówno ty, jak i ja chcielibyśmy wzbogacić się bez zwłoki. Fenicjanin był zainteresowany. — Niezbyt pojmuję, co chcesz powiedzieć, Hefacie. — Dzisiaj Ramzes jest udzielnym władcą, ale nie będzie tak zawsze. I ta władza absolutna ukrywa poważną słabość — wiek. Nie mówiąc już o tym, że obaj wybrańcy na sukcesję zupełnie się do tego nie nadają. — Nie mieszam się do polityki, a tym bardziej do polityki Egiptu. — Ale wierzysz we wszechpotęgę zysku, nieprawdaż? — Czyż nie w tym jest przyszłość ludzkości? — Przyspieszmy tę przyszłość! Obaj, ty i ja, z różnych powodów mamy prawo wziąć odwet na Ramzesie, starym królu, który wkrótce będzie niezdolny do przeciwstawienia się. Ale nie o to chodzi. Rzecz w tym, że można by wykorzystać słabość władzy faraona, aby dokonać niebywałej transakcji handlowej. — Jakiej wielkości? — Lekko licząc, potrojenie bogactwa Fenicji. A na pewno nie sięgam całej prawdy. Nie mówiąc już, że sprawca tego szczęśliwego splotu zdarzeń zostanie wyniesiony na szczyt. — A ty, Hefacie? — W pierwszym okresie wolałbym pozostawać w cieniu.

— Jaki jest twój plan? — Zanim ci go wyjawię, muszę być pewien twojego milczenia. Kupiec uśmiechnął się. — Mój drogi Hefacie, dane słowo ma wartość tylko w Egipcie. Jeśli rzucisz się w takie interesy, musisz jak najszybciej porzucić tę przestarzałą moralność. Wysoki funkcjonariusz zawahał się jeszcze przed podjęciem decyzji. Jeśli Fenicjanin go zdradzi, to on skończy życie w więzieniu. — Zgoda, Nariszu, wszystko ci wyjaśnię. W miarę jak Hefat tłumaczył, o co chodzi, Fenicjanin zapytywał samego siebie, skąd takie szaleństwo mogło się zrodzić w umyśle jednego z poddanych faraona. Ale on, Narisz, nie ponosiłby żadnego ryzyka i Egipcjanin miał rację. Jeśli operacja się powiedzie, uzyskają niebotyczną fortunę, a panowanie Ramzesa zakończy się ruiną.

Merenptahowi nie udawało się zapomnieć o epizodzie libijskim. Był naczelnym wodzem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo terytorium, a nie potrafił udaremnić manewru Malfiego. Gdyby nie przenikliwość i brawura Ramzesa, buntownicy zajęliby Deltę, splądrowali stolicę i zabili tysiące Egipcjan. Wyciągając wnioski z tego doświadczenia, Merenptah osobiście dokonywał

inspekcji

małych

fortów

mających

za

zadanie

obserwację

przemieszczania się plemion libijskich i alarmowanie w przypadku zagrożenia. Młodszy syn króla przystąpił też do koniecznych zmian w armii, zacieśnił dyscyplinę, zwiększył ilość ćwiczeń i manewrów, które przeprowadzali specjalnie wyszkoleni oficerowie.

Merenptah nie wierzył w ostateczną klęskę Libijczyków. Oczywiście, Malfi zginął, ale zastąpią go inni, równie tchnący nienawiścią i żądni odwetu jak on, i będą nawoływać do wojny z Egiptem na śmierć i życie. Głównodowodzący przystąpił zatem do umacniania flanków na północnozachodniej granicy Delty. Za pełną akceptacją Ramzesa. Ale jak będzie się rozwijać sytuacja na terytorium kraju Cheta? Czy śmierć Hattusila, inteligentnego i patrzącego realnie władcy nie oznacza początku wewnętrznego kryzysu, co starał się zatuszować hetycki ambasador swoimi uspokajającymi deklaracjami? U Hetytów chętnie obejmowano tron z użyciem trucizny lub sztyletu. A stary król być może się mylił, sądząc, że zdołał unicestwić wszelką opozycję. Niecierpliwie oczekując na potwierdzenie nowin z kraju Cheta, Merenptah utrzymywał swoje pułki w gotowości wojennej.

Stróż choć nie pogardzał rybą, zdecydowanie wolał wołowe mięso. Pies Ramzesa, równie bystry jak poprzedni przedstawiciele jego dynastii, cenił rozmowy ze swoim panem. Posiłek bez dobrego słowa nie miał tego samego smaku. Król i Stróż kończyli już śniadanie, kiedy do pałacu przybył Merenptah. — Wasza Królewska Mość, przeczytałem wszystkie raporty naszych agentów na placówce w Hattusas. Ramzes nalał wina do srebrnej czarki i podał je synowi. — Nie ukrywaj niczego, Merenptahu, chcę poznać całą prawdę. — Ambasador kraju Cheta nie okłamał nas. Następca Hattusila jest stanowczo zdecydowany przestrzegać traktatu pokojowego i utrzymywać doskonałe stosunki z Egiptem.

57 Przybór Nilu... Cud ponawiany każdego roku, dar bogów, który wywołuje zapał ludu i jego wdzięczność dla faraona, tego, który podnosi wody rzeki, aby użyźnić ziemię. A przybór tego roku był wyjątkowy: jedenaście metrów! Od początku panowania Ramzesa nigdy nie zabrakło życiodajnej wody, tryskającej z głębin niebiańskiego oceanu. Pokój z Hetytami był ustalony, lato zapowiadało się bogate w uroczystości i przejażdżki z jednej miejscowości do drugiej barkami naprawionymi podczas zimy. Jak wszyscy jego rodacy, wysoki urzędnik państwowy Hefat podziwiał imponujące widowisko, jakie przedstawiał Nil, zmieniony w jezioro, z którego wynurzały się wzgórza i wybudowane na nich miasteczka, wioski i osady. Rodzina Hefata wyjechała do Teb, aby spędzić u jego rodziców kilka wakacyjnych miesięcy, miał zatem wolne ręce. Podczas gdy wieśniacy odpoczywali, pracownicy odpowiedzialni za nawadnianie trudzili się bez ustanku. Ale Hefat obserwował przybór wód pod innym kątem. Kiedy wypełniały się zbiorniki rezerwowe, oddzielone od siebie ziemnymi groblami, przerywanymi w miarę potrzeb, Hefat gratulował sobie wspaniałego pomysłu, który uczyni z niego człowieka bogatszego i bardziej potężnego niż Ramzes Wielki. Wysocy urzędnicy egipskiej administracji zwrócili się do Ramzesa z prośbą o audiencję, aby przedstawić mu pewną propozycję. Nie porozumiewając się uprzednio między sobą, doszli do tej samej konkluzji. Monarcha wysłuchał ich z uwagą. Nie odmówił kategorycznie, ale odradzał podejmowanie tego kroku, chociaż życzył im sukcesu. Biorąc słowa

Ramzesa za zachętę, naczelnik Skarbca z odwagą docenianą przez jego kolegów tego samego wieczoru udał się do biura Ameniego, zaraz po tym jak osobisty sekretarz faraona odesłał swój personel do domu. Zbliżający się do sześćdziesięciu ośmiu lat Ameni nadal przypominał studenta, który poprzysiągł wierność Ramzesowi, zanim ten został faraonem. Bladolicy, wątły, zawsze tak samo szczupły i równie wygłodzony pomimo ogromnych ilości jadła, które pochłaniał, z wiecznie bolącym krzyżem, ale zdolny znieść trudy mogące przygnieść olbrzyma, osobisty sekretarz

faraona

był

zapamiętałym

pracownikiem,

dokładnym

i

skrupulatnym. Spał w nocy jedynie po kilka godzin i osobiście czytał wszystkie dokumenty. — Jakiś kłopot? — zapytał naczelnika Skarbca. — Niezupełnie;

— A więc co? — Zebraliśmy się pod przewodnictwem wezyra i... — Kto, my? — No więc... zwierzchnik Podwójnego Białego Domu, minister rolnictwa i... — Widzę. A jaki był powód tego zebrania? — Prawdę mówiąc, były dwa. — Przyjrzyjmy się najpierw pierwszemu. — Ze względu na zasługi dla Egiptu moi koledzy z wyższych szczebli administracji chcieliby ofiarować ci willę w miejscu, które sobie wybierzesz. Ameni odłożył pędzelek. — Interesujące... A drugi powód?

— Dużo się napracowałeś, Ameni, więcej niż wymagała tego administracja. Niewątpliwie, ze względu na swoje oddanie, nie myślałeś o tym... Ale czy nie nadszedł już dla ciebie czas odpoczynku? Spokojny odpoczynek, w wygodnym domu, otoczony powszechnym szacunkiem... Co o tym myślisz? Milczenie Ameniego dobrze wróżyło. — Wiedziałem, że posłuchasz głosu rozsądku — stwierdził naczelnik Skarbca, zadowolony. — Moi koledzy przyjmą z satysfakcją twoją decyzję. — Nie jestem tego pewny. — Słucham? — Nigdy nie przejdę w stan spoczynku — oświadczył porywczo Ameni — i nikt, z wyjątkiem faraona, nie sprawi, że opuszczę to biuro. Tak długo, jak nie zażąda mojej dymisji, będę nadal pracował w swoim rytmie i swoimi metodami. Czy to dostatecznie jasne? — Myśleliśmy, że dla twojego dobra... — Nie myślcie o tym więcej.

Hefat i Fenicjanin Narisz ponownie spotkali się w domu Egipcjanina. Był ciepły letni dzień. Kupiec delektował się chłodnym piwem, lekkim i pomocnym w trawieniu. — Nie chciałbym okazać się zarozumiały, ale sądzę, że wykonałem wspaniałą robotę. Feniccy kupcy są gotowi kupić Egipt. Ale czy ty, Hefacie, jesteś gotów go sprzedać? — Nie zmieniłem zdania. — Kiedy dokładnie? — Nie mogę pogwałcić praw natury, ale nie będziemy musieli już długo czekać.

— Nie ma żadnej poważniejszej przeszkody? Hefat popisywał się swoją pewnością siebie. — Dzięki mojemu stanowisku w zarządzie — żadnej. — A czy nie będzie ci potrzebna pieczęć wielkiego kapłana w Memfis?

— Tak, ale tym wielkim kapłanem jest Cha, pochłonięty swoimi mistycznymi poszukiwaniami i zamiłowaniem do starych kamieni. Nawet nie będzie zwracał uwagi na dokument, który podpisze. — Jeden szczegół mnie niepokoi — wyznał Fenicjanin. — Dlaczego tak nienawidzisz swojego kraju? — Dzięki naszemu porozumieniu Egipt wcale nie ucierpi, lecz otworzy się nareszcie na świat zewnętrzny, który wymiecie z niego stare przesądy i obyczaje, tak jak tego pragnął, ten, co był moim wzorem — Szenar. On właśnie chciał obalić Ramzesa i ja pokonam tego tyrana. Ani Hetytom, ani Libijczykom, ani nawet magom się nie powiodło i Ramzes przestał się mieć na baczności. Aleja, Hefat, zwyciężę.

— Odpowiedź brzmi „nie" — powiedział Ameni do naczelnika prowincji Dwa Sokoły, tęgiego zucha o energicznym podbródku. — Z jakiego powodu? — Ponieważ żadna prowincja nie korzysta ze specjalnych przywilejów ze szkodą dla innych. — A jednak otrzymałem zachętę z głównej administracji. — Możliwe, ale żadna administracja nie jest upoważniona do tworzenia prawa! Gdybym miał we wszystkim ulegać naszym wysokim urzędnikom, Egipt byłby zrujnowany. — To ostateczna odmowa?

— System nawadniania nie zostanie zmieniony, a woda ze śluz będzie spuszczona w zwykłej porze, i nie wcześniej. — W takim razie domagam się widzenia z królem! — Przyjmie cię, ale szkoda jego czasu. Wobec negatywnej opinii Ameniego, naczelnik prowincji nie miał żadnej szansy uzyskać zgodę Ramzesa. Nie pozostało mu zatem nic innego jak powrócić do stolicy swojej prowincji. Ameni był zaintrygowany. Czy to przez kuriera, czy też w bezpośrednich rozmowach, sześciu naczelników znaczniejszych prowincji prosiło go o zatwierdzenie decyzji podjętej przez służby hydrologiczne Memfis. Spuścić jak najszybciej wodę ze zbiorników śluzowych, aby zwiększyć powierzchnię uprawną. Podwójny błąd, według Ameniego, bo po pierwsze, taki rolniczy rozwój nie jest konieczny, po drugie, nawadnianie powinno być zapewniane stopniowo, a nie w sposób gwałtowny. Na szczęście, technicy nie wiedzieli, że większość naczelników prowincji, z przykładną dyskrecją, radzi się zawsze osobistego sekretarza króla, zanim zapuści się na śliskie tereny. Gdyby nie było tylu spraw do załatwienia, Ameni chętnie poprowadziłby śledztwo, aby się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za te anomalie. Skryba zaczął studiować sprawozdanie dotyczące plantacji wierzb w Środkowym Egipcie, ale nie mógł się skupić i przerwał lekturę. Stanowczo ten incydent był zbyt ważny, aby go zlekceważyć.

Ramzes i Cha przeszli przez frontowy pylon świątyni Thota w Hermopolis, potem przez zalany słońcem dziedziniec i na progu świątynnego budynku zostali przyjęci przez wielkiego kapłana boga. Król i

jego syn podziwiali sale, gdzie dostęp mieli jedynie słudzy boga Thota, opiekuna pisarzy i uczonych, a następnie oddali się rozmyślaniom w jego sanktuarium. — Tutaj kończą się moje poszukiwania — oświadczył Cha. — Odnalazłeś księgę Thota? — Dość długo sądziłem, że chodzi o bardzo stare pisma, ukryte w bibliotece którejś ze świątyń. Ale w końcu zrozumiałem, że każdy kamień naszych sanktuariów jest jedną z liter tej księgi, napisanej przez boga Wiedzy, aby nadać sens naszemu życiu. Thot przekazał to przesłanie w każdej rzeźbie i w każdym hieroglifie i zadaniem naszego umysłu jest zebrać to, co rozproszone, w taki sposób, jak Izys zebrała rozproszone kawałki ciała Ozyrysa. Cały nasz kraj, ojcze, jest świątynią na obraz nieba, a do faraona należy podtrzymywanie tej otwartej księgi, by oczy serca mogły ją odczytywać. Żadnemu poecie, nawet Homerowi, nie udałoby się znaleźć słów, aby opisać radość i dumę, które odczuwał Ramzes, słuchając słów mędrca.

58 Pomysł technika Hefata, chociaż prosty, w skutkach okazałby się groźny: spuścić przed czasem zapasy wody nagromadzone w zbiornikach nawadniających i obarczyć tym błędem administrację, a przede wszystkim Cha, starszego syna Ramzesa, obowiązanego do przyłożenia swojej pieczęci na dokumencie angażującym jego teoretyczny autorytet nadzorcy kanałów. Opierając się na sfałszowanych badaniach, które sprytnie przesłał im Hefat, uspokojeni naczelnicy prowincji dali się nabrać i uwierzyli, że mogą rozporządzać dodatkowymi zapasami wody, aby zwiększyć tereny uprawne

i wzbogacić region. Kiedy w końcu uświadomiono by sobie wszystkie błędy, byłoby już za późno. Nie starczyłoby już rezerw na odpowiednie nawadnianie i nie byłoby nadziei na przyszłe zbiory. Oprócz Cha, oskarżono by również Ramzesa. Wtedy wmiesza się Narisz i feniccy kupcy, którzy zaproponują po wygórowanej cenie potrzebne Egiptowi produkty. Skarb nie zaakceptuje ich warunków, a stary faraon padnie ofiarą zamieszek, gdy tymczasem Hefat będzie ciągnąć ogromne zyski z transakcji. Jeśli okoliczności tak się ułożą, odsunie wezyra i zajmie jego miejsce. Jeśli nie, to dorobiwszy się fortuny, urządzi się w Fenicji. Pozostała ostatnia formalność: zwrócić się do Cha, aby przyłożył swoją pieczęć. Hefat nie będzie nawet potrzebował spotkać się z wielkim kapłanem, który poleci tylko swojemu sekretarzowi wykonanie tego zadania. Sekretarz przyjął Hefata entuzjastycznie. —

Masz szczęście, jest właśnie wielki kapłan i chętnie cię

przyjmie. —

To nie jest konieczne — protestował Hefat — nie chcę go

niepokoić. — Ależ proszę iść za mną. Zdenerwowany wysoki urzędnik został wprowadzony do biblioteki, gdzie Cha w swojej tunice ze skóry pantery studiował papirusy. — Jestem zadowolony ze spotkania z tobą, Hefacie. — To dla mnie wielki zaszczyt, książę, ale nie chciałem ci przerywać twoich badań. — W czym mogę ci pomóc? — Zwykła urzędowa legalizacja. — Pokaż ten dokument.

Głos Cha był poważny, ton autorytatywny. Wielki kapłan wcale nie przypominał marzyciela, którego wyobrażał sobie Hefat. — To zdumiewający projekt, który wymaga uważnego rozpatrzenia — ocenił Cha. Technik poczuł, jak krew zastyga mu w żyłach. — Nie, książę, zwykła metoda, aby ułatwić nawadnianie, nic więcej. — Jesteś zbyt skromny! Jako że sam nie mogę tego ocenić, przekażę ten dokument kompetentnej osobie, „Jakiś inny specjalista — pomyślał Hefat uspokojony. — Jako wyższy rangą, przekonam go bez trudu". — Oto ten, który cię osądzi — obwieścił Cha. Ubrany w suknię z cienkiego lnu, z szerokimi rękawami i w swoich słynnych złotych bransoletach inkrustowanych lapis-lazuli we wzór przedstawiający dzikie kaczki, Ramzes stanął przed nim. Wzrok faraona przeniknął duszę Hefata, aż ten się cofnął i wpadł na regały z papirusami. — Popełniłeś poważny błąd — oświadczył Ramzes — sądząc, że twoja wiedza wystarczy ci do zniszczenia własnego kraju. Czyż nie wiesz, że chciwość jest nieuleczalną chorobą, która czyni ślepym i głuchym? Jak na technika, oceniałeś bardzo powierzchownie, uważając, że ignoranci zarządzają Egiptem. — Wasza Królewska Mość, błagam... — Nie trwoń słów, Hefacie. Nie jesteś godny ich używać. W twoim zachowaniu rozpoznaję piętno Szenara, słabość charakteru, która prowadzi człowieka do zdrady Maat, a przez to do zniszczenia samego siebie. Twój los spoczywa teraz w rękach sędziów.

To Ameni dzięki szczegółowemu dochodzeniu uratował kraj od bardzo realnego zagrożenia. Król chciałby go wynagrodzić, ale jak go nie urazić? Między nimi dwoma wystarczyło zwykłe porozumiewawcze spojrzenie. I Ameni znowu pogrążył się w pracy. I tak mijały dni i pory roku, zwyczajnie i szczęśliwie, aż do wiosny pięćdziesiątego czwartego roku panowania Ramzesa Wielkiego, kiedy król, po konsultacji z naczelnym medykiem Neferet, podjął decyzję wbrew jej zaleceniom. Nabrawszy sił podczas swojej dziewiątej uroczystości odrodzenia, monarcha zapragnął dokonać objazdu egipskiej wsi. Był to czas żniw. Na polach chłopi pracowali powoli, sierpami o drewnianej rączce bardzo wysoko ścinając łodygi dojrzałych zbóż. Potem kłosy zbierano w snopy, a niestrudzone osły rozwoziły je po okolicy. Budowa stogów słomy wymagała doświadczonych rąk, aby nie rozsypały się w ciągu roku. Dla wzmocnienia sterty wkładano w nią dwie żerdzie. Kiedy faraon przybywał do wioski, dostojnicy prowadzili go do ofiarnego stołu, na którym ułożono kłosy i kwiaty. Potem monarcha zasiadał w cieniu altany i wysłuchiwał skarg. Pisarze robili notatki i przekazy wali je Ameniemu, który chciał przeczytać całość raportów napisanych w czasie podróży. Król stwierdził, że ogólnie rolnictwo było na dobrym poziomie, choć daleko mu do doskonałości, a wiele problemów znalazło swoje rozwiązanie. Ludzie, którzy przychodzili ze skargami, nie byli napastliwi, z wyjątkiem pewnego chłopa z Beni Hassan, którego zapalczywość zaskoczyła otoczenie faraona. — Spędzam moje dni na uprawianiu ziemi — żalił się — a nocami naprawiam narzędzia, zaganiam moje bydło, które ciągle ucieka, a poborca podatków nachodzi mnie i łupi! Ze swoją gromadą chciwców obija mnie

jak złodzieja, bo nie mam czym zapłacić, i zamyka do więzienia moją żonę i moje dzieci! Jakże mogę być szczęśliwy? Wszyscy obawiali się gwałtownej reakcji Ramzesa, ale faraon pozostał niewzruszony. — Czy chcesz wnieść jeszcze jakieś inne skargi? Chłop był zdziwiony. — Nie, Wasza Królewska Mość, nie... — Masz w rodzinie pisarza, prawda? Wieśniak nie umiał ukryć zakłopotania. — Tak, ale...

— Wyuczył cię tradycyjnego tekstu ćwiczonego we wszystkich szkołach pisarzy, którzy wychwalają swój zawód, aby lepiej oczerniać innych, a ty to zupełnie dobrze wyrecytowałeś. Ale czy naprawdę doświadczasz wszystkich tych nieszczęść, o których mi właśnie opowiedziałeś? — Jednakowoż bydło mi ucieka i wchodzi w szkodę... I z tego są kłopoty. — Jeśli nie umiesz po przyjacielsku załatwić sprawy ze swoimi sąsiadami, zwróć się do sędziego w miasteczku. I nie zgadzaj się nigdy nawet na najmniejszą niesprawiedliwość. W ten sposób pomożesz faraonowi rządzić.

Ramzes dokonał inspekcji wielu gumien i nakazał tym, co mierzą ziarno, aby uczciwie napełniali korce. Potem otworzył w Karnaku uroczystości dożynkowe, rozpoczynając napełnianie ziarnem jednego z ogromnych spichlerzy w posiadłości Amona. Kapłani i dostojnicy zauważyli, że mimo

swojego wieku władca Dwóch Ziem nadal ma silne ręce i porusza się pewnie. Bachen, wielki kapłan, towarzyszył swojemu znakomitemu gościowi idącemu drogą wśród pól, która wiodła aż do przystani. Utrudzony Ramzes zgodził się, aby niesiono go w lektyce. Bachen pierwszy zobaczył leniucha śpiącego pod wierzbą, zamiast pracować ze swoimi towarzyszami, ale miał nadzieję, że król go nie dostrzeże, Jednakże wzrok Ramzesa nadal był bystry. — To przewinienie będzie ukarane — obiecywał wielki kapłan. — Tym razem bądź wyrozumiały, czyż to nie ja kazałem posadzić wierzby w całym Egipcie? — Ten człowiek nie dowie się nigdy, co ci zawdzięcza, Wasza Królewska Mość. — Niekiedy sam pragnąłem tak jak on zasnąć pod drzewem i zapomnieć o ciężarze urzędu. Niedaleko przystani Ramzes polecił tym, którzy nieśli lektykę, aby ją postawili. — Wasza Królewska Mość — zaniepokoił się Bachen — czemu chcesz się fatygować? — Zobacz tę małą kapliczkę, tam... Jest w ruinie. Skromne sanktuarium bogini Żniw, samicy kobry, zniszczało pod wpływem czasu i przez zaniedbanie. Między kamieniami rosły chwasty. — Oto prawdziwe przewinienie — zauważył Ramzes. — Odnów i powiększ tę kaplicę, Bachenie. Każ zrobić do niej kamienne drzwi i niech statua bogini, stworzona przez rzeźbiarzy w Karnaku, przebywa w jej wnętrzu. To są bóstwa, które ukształtowały Egipt. Nie zaniedbujmy ich, nawet w ich najskromniejszej postaci.

Władca Dwóch Ziem i wielki kapłan Amona złożyli polne kwiaty u podnóża kapliczki w hołdzie dla „ka" bogini. Nad nimi sokół rysował w locie koła na niebie.

59 W powrotnej drodze do stolicy Ramzes zatrzymał się w Memfis, aby porozmawiać ze swoim synem Cha, który właśnie zakończył program odnowienia pomników Dawnego Państwa i upiększenie podziemnej świątyni bogów Apisów. Na przystani powitała króla Neferet, naczelny medyk, jak zawsze piękna i elegancka. — Jak się czujesz, Wasza Królewska Mość? — Trochę zmęczony, bolą mnie plecy, ale ogólnie mam się dobrze. Wydajesz się poruszona, Neferet? — Cha jest bardzo chory. — Nie chcesz powiedzieć?... — To choroba, którą znam, ale której nie uleczę. Serce twojego syna jest zużyte, leki już nie działają. — Gdzie jest teraz? — W bibliotece świątyni Ptaha, pośród tekstów, które studiował. Król natychmiast stawił się przy Cha. Blisko sześćdziesięcioletni, o twarzy kanciastej i surowej, wielki kapłan był pogodny. W jego ciemnoniebieskich oczach jaśniał wewnętrzny spokój człowieka, który przez całe życie przygotowywał się do spotkania z tamtym światem. Żadna obawa nie zniekształcała jego rysów.

— Wasza Królewska Mość! Tak ufałem, że cię jeszcze zobaczę przed moim odejściem... Faraon ujął rękę syna. — Pozwól, faraonie, swojemu uniżonemu słudze spocząć w górze życia jako przyjacielowi użytecznemu dla swojego władcy, bo nie ma większego szczęścia... Pozwól mi dotrzeć do pięknego Zachodu i pozostawać jednym z twoich bliskich. Starałem się szanować Maat, wykonywałem twoje polecenia i zadania, które mi powierzyłeś... Poważny głos Cha ścichł łagodnie. Ramzes zachował go w swoim sercu jak nienaruszony skarb.

Cha został pochowany w podziemnej świątyni bogów Apisów, obok tych drogich dla niego istot, w których pod powłoką zwierzęcia skrywała się boska moc. Na obliczu mumii Ramzes umieścił złotą maskę i sam wybrał przedmioty pogrzebowego wyposażenia, meble, wazy i klejnoty, a zwłaszcza arcydzieła stworzone przez rzemieślników świątyni Ptaha z przeznaczeniem, aby towarzyszyły duchowi Cha na pięknych drogach wieczności. Stary król prowadził ceremonię pogrzebową z zadziwiającą energią i pokonując swoje wzruszenie, dokonał otwarcia oczu i ust swojego syna, aby żywy przeszedł do tamtego świata. Stojący obok Merenptah w każdej chwili był gotów pomóc ojcu, ale Ramzes nie okazywał żadnej słabości. Jednakże Ameni czuł, że jego przyjaciel z dzieciństwa dobywa ostatku sił, aby z przykładną godnością zmierzyć się z tą nową tragedią, która go dotknęła. Trumna została złożona w sarkofagu Cha, grób zaplombowano. Kiedy Ramzes poczuł, że jest poza zasięgiem oczu dworzan, zapłakał.

Był jeden z ciepłych i słonecznych poranków, które Ramzes tak lubił. Troskę o celebrowanie rytuałów porannych pozostawił wielkiemu kapłanowi, a z wezyrem porozmawia dopiero około południa. Próbując zapomnieć oswoim smutku, król chciał pracować jak zwykle, choć brakowało mu dawnej energii. Ale nogi pozostawały nieruchome i nie udało mu się wstać. Stanowczym głosem zawołał intendenta. Kilka minut później Neferet stała u wezgłowia monarchy. — Tym razem, Wasza Królewska Mość, trzeba będzie mnie słuchać i przestrzegać zaleceń. — Wymagasz ode mnie zbyt dużo, Neferet. — Chyba już nie wątpisz, że twoja młodość definitywnie uleciała i musisz zmienić postępowanie. — Jesteś najgroźniejszym przeciwnikiem, jakiemu musiałem stawić czoło. — Nie mnie, Wasza Królewska Mość, starości. — Twoja diagnoza... A przede wszystkim nie ukrywaj przede mną niczego! — Od jutra będziesz znowu chodził, ale opierając się na lasce, i trochę będziesz utykał z powodu astrozy prawego stawu biodrowego. Będę się starata zmniejszyć bolesność, ale konieczny jest odpoczynek i odtąd będziesz musiał się oszczędzać. Nie dziw się, jeśli czasem odczujesz zesztywnienie stawu, trochę jakby paraliż. To ustąpi, jeśli zgodzisz się na masaże kilka razy dziennie. W niektóre noce będziesz miał kłopoty z wyciągnięciem się na całą długość, ale pomogą ci uśmierzające maści. A częste kąpiele z fajumskiego błota uzupełnią leczenie medykamentami. — Leki... Codziennie? Uważasz mnie zatem za bezsilnego starca?

— Powiedziałam ci to już, Wasza Królewska Mość, nie jesteś młodym człowiekiem i nie będziesz więcej prowadził swojego rydwanu. Ale jeśli będziesz

posłusznym

pacjentem,

unikniesz

pogorszenia

zdrowia.

Codzienne ćwiczenia, jak szybki chód lub pływanie, pod warunkiem że nie będą to wyczyny, pozwolą ci zachować zdolność poruszania się. Stan ogólny jest raczej zadowalający, jak na człowieka, który przez całe życie nie pamiętał o odpoczynku. Uśmiech Neferet pocieszył Ramzesa. Żadnemu wrogowi nie udało się go pokonać, tylko tej przebrzydłej starości, na którą uskarżał się ulubiony autor Nefertari, mędrzec Ptahhotep. Ale on dożył stu dziesięciu lat, zanim napisał swoje Maksymy] Przebrzydła starość, a jej jedyną korzyścią jest to, że zbliża go do najdroższych istot, z którymi tak bardzo chce się połączyć na obfitujących polach tamtego świata, gdzie nie potrzeba już mozołu. — Twoim najsłabszym punktem — dorzuciła naczelny medyk—jeststan twoich zębów, ale przypilnuję, abyś unikał infekcji.

Ramzes podporządkował się wymaganiom Neferet. W ciągu kilku tygodni częściowo odzyskał siły, ale zrozumiał, że jego ciało wyczerpane w zbyt wielu bitwach i próbach jest już tylko starym narzędziem, zużytym tak, że może się złamać. Zaakceptowanie tej prawdy było jego ostatnim zwycięstwem. W ciszy i mroku świątyni Seta, zadziwiającej siły wszechświata, Ramzes Wielki podjął swoją ostateczną decyzję. Zanim ogłosi ją oficjalnie w formie dekretu, który nabierze mocy prawnej, władca Dwóch Ziem wezwał do siebie wezyra, ministrów, wysokich urzędników

i

wszystkich

dygnitarzy

zajmujących

odpowiedzialne

stanowiska, z wyjątkiem swojego syna Merenptaha, którego obarczył zadaniem sporządzenia gospodarczego bilansu Delty.

Król długo rozmawiał ze wszystkimi, którzy, dzień po dniu, nieustannie budowali Egipt. Podczas tych spotkań wspierał go Ameni i jego ogromna ilość notatek, które były niezwykle skrupulatne. — Nie popełniłeś wielu błędów — powiedział swojemu osobistemu sekretarzowi. — Wykryłeś choć jeden, Wasza Królewska Mość? Jeśli tak, to mi go wskaż! — To tylko takie zwyczajowe powiedzenie, aby ci okazać, jak bardzo jestem zadowolony. — Powiedzmy — gderał Ameni. — Ale dlaczego powierzyłeś taką niedorzeczną misję swojemu naczelnemu wodzowi? — Usiłujesz mi wmówić, że się nie domyślasz?

Podpierając się laską, Ramzes powoli szedł cienistą aleją w towarzystwie Merenptaha. — Jakie są wyniki twoich dochodzeń, synu? — Podatki regionu Delty, o których skontrolowanie mnie prosiłeś, zostały ustalone na podstawie 8760 podatników: każdy zwierzchnik wolarzu odpowiada za 500 sztuk bydła i spisałem 13 080 pasterzy kóz, 22 430 hodowców drobiu i 3920 poganiaczy osłów, którzy opiekują się kilkoma tysiącami tych zwierząt. Zbiory były doskonałe, oszustów niewielu. Jak to często bywa, administracja okazywała się zbyt drobiazgowa, ale prowadziłem rozmowy stanowczo, aby drobni urzędnicy nie nachodzili uczciwych ludzi, a więcej zajmowali się oszustami. — Dobrze znasz Deltę, synu. — Ta moja misja wiele mnie nauczyła. Rozmawiając z wieśniakami, czułem, jak bije serce tego kraju.

— Czyżbyś zapomniał o kapłanach, skrybach i wojskowych? — Znam ich dobrze, brakowało mi dłuższego i bezpośredniego kontaktu z wiejskim ludem. — Co myślisz o tym dekrecie? Ramzes podał Merenptahowi zapisany własną ręką papirus. Syn odczytał go na głos. — „Ja, Ramzes, faraon Egiptu, powołuję księcia, pisarza królewskiego, strażnika pieczęci, głównodowodzącego armii, Merenptaha, na urząd władcy Dwóch Ziem". Merenptah spoglądał na ojca wspierającego się na lasce. — Wasza Królewska Mość... — Nie wiem, ile lat życia przydzieli mi los, Merenptahu, ale nadeszła chwila, aby podzielić się z tobą tronem. Jak mój ojciec, Seti, postąpił, postąpiłem i ja. Jestem starcem, ty jesteś mężczyzną dojrzałym. Pokonałeś ostatnią przeszkodę, jaką ci postawiłem. Potrafisz rządzić, administrować i walczyć. Weź w swoje ręce przyszłość Egiptu, mój synu.

Minęło dwanaście lat. Ramzes był w osiemdziesiątym dziewiątym roku życia, a panował nad Egiptem od sześćdziesięciu siedmiu. Zgodnie ze swoim dekretem pozostawił Merenptahowi troskę o rządzenie krajem. Ale młodszy syn króla często radził się ojca, który dla mieszkańców Dwóch Ziem pozostawał faraonem panującym. Monarcha przez jedną część roku mieszkał w Pi-Ramzes, a pozostałą w Tebach, zawsze w towarzystwie wiernego Ameniego. Mimo swego sędziwego wieku i przeróżnych dolegliwości sekretarz osobisty króla nadal pracował według swoich metod.

Budziło się lato. Po wysłuchaniu melodii, które ułożyła jego córka Meritamon Ramzes spacerował jak co dzień po wiejskich drogach w pobliżu swojej świątyni milionów lat, gdzie wybrał sobie siedzibę. Laska była obecnie jego najlepszym sprzymierzeńcem, bo każdy krok sprawiał mu trudność. Poprzedniego roku, kiedy celebrował swoją czternastą uroczystość odrodzenia, Ramzes spędził całą noc na rozmowie z Setau i Lotos, którzy uczynili z Nubii prowincję bogatą i szczęśliwą. Krzepki zaklinacz węży również stał się starcem i nawet piękna Lotos uległa upływowi czasu. Ileż wywołali wspomnień! Tyle wspaniałych godzin przeżyli razem! I nikt nie mówił o przyszłości, której nie mogli już kształtować. Na skraju drogi staruszka piekła chleb w piecu. Smakowity zapach mile połechtał królewskie powonienie. — Czy dasz mi jeden podpłomyk? Gospodyni miała krótki wzrok i nie mogła rozpoznać króla. — Wykonuję uciążliwą pracę! — Która zasługuje na zapłatę, oczywiście... Czy ten złoty pierścień ci wystarczy? Staruszka uważnie przyjrzała się klejnotowi, który przetarła do połysku rąbkiem spódnicy. — Za to mogłabym kupić piękny dom! Zachowaj swój pierścień i jedz mój chleb... Kim jesteś, że posiadasz takie cuda? Skórka chleba była złocista, dobrze wypieczona, unosił się z niej smak dzieciństwa, zacierając na chwilę udręczenia starości. — Zatrzymaj ten pierścień, potrafisz upiec chleb najlepszy na świecie.

Ramzes chętnie spędzał godzinkę lub dwie w towarzystwie pewnego garncarza. Lubił patrzeć, jak jego ręce lepią glinę, aby nadać jej kształt dzbana, który będzie służył do przechowywania wody lub pokarmów. Czy w każdej chwili bóg z głową barana nie stwarza świata i ludzkości na swoim garncarskim kole? Król i rzemieślnik nie zamieniali ani słowa. Razem wsłuchiwali się w muzykę koła i przeżywali w skupieniu tajemnicę przemiany bezkształtnej materii w przedmiot użyteczny i o harmonijnej formie. Zaczynało się lato i Ramzes chciał wyjechać do stolicy, gdzie upał nie był tak przytłaczający. Ameni nie wychodził już z biura, gdzie wielkie okna zapewniały przyjemny powiew, i król był zaskoczony, że nie znalazł go przy jego stole do pracy. Po raz pierwszy w czasie swojej długiej kariery pisarza sekretarz osobisty króla nie tylko udzielił sobie chwili odpoczynku w samym środku dnia, ale wystawił się na słońce, ryzykując poparzenie swojej bladej cery. —■ Mojżesz umarł — oznajmił poruszony Ameni. — Czy osiągnął swój cel? — Tak, Wasza Królewska Mość. Znalazł swoją Ziemię Obiecaną, gdzie odtąd jego lud będzie żył swobodnie. Nasz przyjaciel dotarł do końca swoich poszukiwań. Ogień, który go ożywiał, przemienił się w krainę mlekiem i miodem płynącą. Mojżesz... Jeden z budowniczych Pi-Ramzes, człowiek, którego wiara odniosła triumf nad długimi latami błąkania się, prorok o nieugaszonym zapale! Mojżesz, syn Egiptu i duchowy brat Ramzesa, Mojżesz, który nadał realny kształt swojemu marzeniu.

Bagaże króla i jego osobistego sekretarza były gotowe. Jeszcze tego ranka wyruszą w drogę na północ. — Chodź ze mną — poprosił faraon Ameniego. — Dokąd chcesz pójść? — Czyż dzień nie jest cudowny? Chciałbym odpocząć pod akacją w mojej świątyni milionów lat, pod tym drzewem, które posadziłem w drugim roku mojego panowania. Ton, jakim monarcha to powiedział, sprawił, że Ameni pocziił dreszcz. — Mamy właśnie wyjeżdżać, Wasza Królewska Mość. — Chodź, Ameni. Wielka akacja świątyni milionów lat lśniła w słońcu, a jej zielone liście szumiały na lekkim wietrze. Jak wiele Ramzes kazał posadzić akacji, tamaryszków, figowców, smaczliwek, granatowców, wierzb i innych gatunków z tej wielkiej rodziny drzew, którą tak ukochał? Stary pies Stróż, potomek dynastii wiernych towarzyszy króla, zapomniał o swoich dolegliwościach i poszedł za Ramzesem. Ani on, ani jego pan nie odczuwali niepokoju przed brzęczącym tańcem pszczół, które niestrudzenie zbierały nektar ze wspaniałej akacji okrytej kwieciem, którego subtelny zapach cieszył powonienie zarówno człowieka, jak i zwierzęcia. Ramzes usiadł, opierając się o pień drzewa. Stróż zwinął się u jego nóg. — Czy przypominasz sobie, Ameni, słowa, które wypowiada bogini akacji Zachodu, wówczas kiedy wita dusze na tamtym świecie? „Przyjmij tę chłodną wodę, niech twoje serce ukoi się dzięki niej, dzięki tej boskiej wodzie, wodzie oczyszczeń z wielkiej nekropolii, przyjmij ten dar, aby twoja dusza mogła przebywać w moim cieniu". To nasza niebiańska matka, ta, która daje nam życie—przypomniał Ramzes — i to ona umieszcza

ducha faraona pośród gwiazd, co nie podlegają znużeniu i są niezniszczalne. — Pewnie chce ci się pić, Wasza Królewska Mość. Pójdę poszukać... — Zostań, Ameni. Jestem zmęczony, mój przyjacielu. Owładnęło mną śmiertelne znużenie. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o prawdziwej władzy? Według ciebie jedynie faraon mógł ją sprawować, i miałeś słuszność, pod warunkiem że szanuje Zasadę Maat, walcząc nieustannie z siłami ciemności. Jeśli ta władza osłabnie, zniknie solidarność między niebem a ziemią,

a

ludzkość

zostanie

wydana

na

pastwę

przemocy

i

niesprawiedliwości. Historia jednego panowania powinna być historią jednego świata, mówił mój ojciec, aby zarówno możny, jak i ubogi otrzymywali od faraona swoje utrzymanie, aby troska o jednych nie stanowiła uszczerbku dla drugich. Teraz kobiety mogą żyć swobodnie, dzieci się śmieją, starzy ludzie odpoczywają w cieniu drzew. Dzięki Setiemu, dzięki Nefertari, dzięki najlepszym i wiernym przyjaciołom, którzy trudzili się dla wielkości naszej cywilizacji, starałem się uczynić ten kraj szczęśliwym i działać w prawości serca. A teraz niech sądzą mnie bogowie. — Nie, Wasza Królewska Mość, nie odchodź! Stróż westchnął. Było to westchnienie gwałtowne, sięgające głębi pierwotnego oceanu, potem ściszone jak zachód słońce nad Nilem. I ostatni przedstawiciel dynastii Stróżów zgasł u nóg swojego pana. Nadchodziło lato, a Ramzes Wielki odszedł do wieczności pod akacją Zachodu. Ameni wykonał gest, którego nigdy przedtem nie ośmielił się uczynić w ciągu osiemdziesięciu lat niezniszczalnej przyjaźni — ujął ręce faraona w swoje i uściskał je gorąco.

Potem „noszący sandały" i osobisty sekretarz faraona usiadł w pozycji skryby i za pomocą nowego pędzelka nakreślił hieroglify na tabliczce z akacjowego drewna. — Poświęcę resztę życia, aby spisać twoją historię, aby ani na tym, ani na tamtym świecie nikt nie zapopwiiał o Synu światłości.
Jacq Christian - Ramzes 05 - Pod akacją Zachodu

Related documents

364 Pages • 76,174 Words • PDF • 1.4 MB

271 Pages • 103,720 Words • PDF • 1.1 MB

660 Pages • 206,900 Words • PDF • 32.4 MB

28 Pages • 8,787 Words • PDF • 1.8 MB

4 Pages • 995 Words • PDF • 454.6 KB

1,117 Pages • 378,906 Words • PDF • 4.5 MB

82 Pages • 14,268 Words • PDF • 504 KB

16 Pages • 5,226 Words • PDF • 91.3 KB

153 Pages • 50,254 Words • PDF • 6.1 MB

98 Pages • PDF • 35 MB