Przybyłek Agata - Recepta na szczęście 02

256 Pages • 71,642 Words • PDF • 1.3 MB
Uploaded at 2021-09-24 05:47

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2020 Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2020 Redaktor prowadząca: Sylwia Smoluch Redakcja: Barbara Kaszubowska Korekta: Paulina Jeske-Choińska Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch Fotografie na okładce: ©ykordik / Adobe Stock Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie. eISBN 978-83-66517-84-4 CZWARTA STRONA Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o. ul. Fredry 8, 61-701 Poznań tel.: 61 853-99-10 [email protected] www.czwartastrona.pl

Powieść dedykuję mojej cudownej siostrze, która jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji.



Rozdział 1 Julia zawsze sądziła, że w wieku dwudziestu ośmiu lat będzie już szczęśliwą żoną i matką. Gdy była młodsza, bez końca wyobrażała sobie, jak w tym wieku spaceruje ze śpiącym w wózku niemowlakiem, a u jej boku idzie dzielnie dumny trzylatek. Zmierzają razem do sklepu, żeby zrobić zakupy na obiad. Jej wysoki, dobrze zbudowany i zapracowany mąż powinien przecież zjeść po powrocie do domu ciepły posiłek, a ona, jak na przykładną żonę przystało, po drugim daniu codziennie raczy go pysznym deserem. W tle tej sielanki słychać by było dziecięce okrzyki, a ona krzątałaby się między zabawkami w zaplamionej przez dziecko bluzce i z tetrową pieluchą na ramieniu. Na fotelu wylegiwałby się kot, pupil rodziny. To wszystko oczywiście sprawiałoby jej ogromną przyjemność i chociaż byłaby wykończona, to nie posiadałaby się z radości. W końcu macierzyństwo zawsze stanowiło w jej oczach kwintesencję kobiecości i szczęścia. Budziło tyle pozytywnych emocji, że warto było się trochę poświęcić. Niestety, marzenia czasami nijak mają się do rzeczywistości i to mimo usilnych chęci. Los spłatał jej figla i pomimo licznych randek nadal była singielką. Miejsce wózka zajmował rower, na którym lubiła jeździć do pracy, miejsce męża – mama, siostra i przyjaciółka, którym Julia zwykła się zwierzać, a zamiast kota był szczeniak koleżanki, którego Ola podrzucała jej, gdy musiała wyjechać. Oczywiście wielu znalazłoby mnóstwo plusów tej sytuacji: czysty dywan w salonie bez wdeptanych chrupek, nieskazitelnie biała bluzka zamiast oplutej przez dziecko koszulki czy błogosławiona cisza w miejsce harmidru i płaczów, ale Julia chętnie oddałaby to wszystko za niemowlaka. Albo przynajmniej za mężczyznę, z którym mogłaby mieć dziecko. Niestety, nie było w jej życiu perspektyw ani na posiadanie mężczyzny, ani tym bardziej na upragnione dziecko. Otaczało ją grono życzliwych ludzi,

a czasami miała wrażenie, że jest sama jak palec. A właściwie nawet nie czasami, w ostatnich latach dość często, i z tego powodu zdarzało jej się płakać w poduszkę. Zwłaszcza po nieudanej randce. – Tego kwiatu jest pół światu, kochanie – próbowała pocieszać ją matka, ale Julia zaczęła tracić nadzieję. Trudno było w tych czasach o porządnego mężczyznę. I nie mówiła tego wcale kobieta, która zamykała się w wieży, czekając na księcia z bajki, a aktywna singielka naprawdę dużo robiąca, żeby zmienić swój stan. To właśnie dlatego pewnego listopadowego popołudnia przyszła zapłakana do swojej przyjaciółki. Ostatni facet, z którym wyszła w weekend, okazał się dupkiem, a dodatkowo lekarz przekazał jej rano kiepską diagnozę. Kilka tygodni temu umówiła się na rutynową wizytę u ginekologa, potem zrobiła różne badania, a gdy spotkała się z lekarzem znowu, by je omówić, ten nie miał dla niej dobrych wieści. – Ma pani znacznie mniej komórek rozrodczych od statystycznej średniej – powiedział, a ona aż pobladła. – Jest pan pewny? Lekarz pokiwał głową. – Jeżeli myśli pani o potomstwie, to radziłbym się pospieszyć. Sytuacja nie jest co prawda jeszcze krytyczna, ale lepiej dmuchać na zimne. Starania o dziecko to nie zawsze jest prosta sprawa i nie każdemu udaje się od razu. Zwykle ten proces trwa kilka miesięcy, a niekiedy i lat. Nie wiem, jakie jest pani podejście do macierzyństwa, ale w moim gabinecie pojawiało się już wiele kobiet, które przegapiły swoją szansę. Potem żałują i łapią się każdej deski ratunku. Wolę uprzedzać pacjentki, zanim będzie za późno. Julia pokiwała głową, siląc się na uśmiech, ale w środku coś w niej pękło. Lekarz nie wiedział, że swoimi słowami poruszył najbardziej bolesne struny jej duszy. Chociaż próbowała jakoś się trzymać, znowu dotarło do niej, że nie jest już najmłodsza. Lada moment stuknie jej trzydziestka. I teraz dowiaduje się, że jej szanse na bycie mamą szybko się zmniejszają – a przecież w marzeniach nie chciała poprzestać na jednym dziecku. Zawsze wyobrażała sobie siebie z co najmniej trójką pociech urodzonych w kilkuletnich odstępach. Nawet jeżeli znalazłaby idealnego kandydata na ojca, to przecież nie od razu zaszłaby w ciążę. Najpierw trzeba się dobrze poznać, poukładać pewne rzeczy… Nie była

nieodpowiedzialna. Poza tym, jak powiedział lekarz, posiadanie dziecka to nie taka oczywista sprawa. Bóg jeden raczy wiedzieć, jak długo musieliby się o nie starać, a ona aż za dobrze znała statystyki dotyczące ryzyka różnych chorób czy wad genetycznych płodu u kobiet, które zachodzą w ciążę w późnym wieku. Nie chciała być matką geriatryczną, jak mówiła o kobietach rodzących pierwsze dziecko po trzydziestce i koło czterdziestki znajoma położna. I chociaż to określenie na skutek zmian obyczajowych powoli przechodziło do lamusa, Julia naprawdę pragnęła być młodą mamą, kwitnącą, pełną zapału oraz energii. Zresztą co ja w ogóle rozważam? – pomyślała, idąc załamana do Oli. Skoro miała zmniejszoną płodność, to przecież o późnym macierzyństwie mogła zapomnieć. Jeżeli chciała mieć dziecko, musiała działać teraz, już, jak najprędzej. Pytanie tylko jak, skoro na horyzoncie naprawdę nie było żadnego kandydata na ojca. Zimny listopadowy wiatr rozwiewał jej brązowe włosy oraz smagał policzki. Opatulona grubym szalikiem i w zimowym płaszczu skierowała się ku znajomej furtce, a wtedy natknęła się na Olę. – Julia? – Usłyszała znajomy głos, na którego dźwięk jeszcze bardziej zachciało jej się płakać. – Boże, Julia… Kochana, co się stało? Otarła oczy rękawem, rozmazując przy tym makijaż. Chociaż naprawdę chciała się wziąć w garść, emocje wzięły górę i nie mogła się uspokoić. Zapłakana weszła na podwórko, a wtedy Ola wzięła ją w ramiona i stały przytulone przez kilka minut, podczas gdy ciałem Julii wstrząsały kolejne szlochy. – Nie płacz, Jula… Nie wiem, co się stało, ale przecież wszystko się ułoży – pocieszała ją przyjaciółka. – Nie, Olka, nic nie jest dobrze. I na pewno nie będzie. Przez kilka minut po prostu stały tak na podjeździe, przytulone. Wreszcie Julia się odsunęła, otarła oczy, a Ola zaprosiła przyjaciółkę do środka. – Chodź, opowiesz mi wszystko przy ciepłej herbacie – zadecydowała, a Julia nie zamierzała protestować. Skinęła tylko głową i już po chwili zdejmowała płaszcz i szalik w korytarzu, a potem usiadła na kanapie w salonie Oli, podczas gdy pani domu poszła zaparzyć herbatę. – Nie ruszaj się stąd – powiedziała przed wyjściem, jakby Julia była jakąś

niedoszłą samobójczynią albo zamierzała uciec. – Jasne – odparła słabym głosem, po czym podwinęła nogi i oparła głowę o miękki zagłówek kanapy. Dookoła stały liczne doniczki z kwiatami, z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny, ale Julia myślała tylko o swoich problemach i o tym, żeby się uspokoić. Z pomocą przyszedł jej pies Oli, którego sama jakiś czas temu przyniosła jej w prezencie. Zjawił się w salonie nie wiadomo skąd i wskoczył na kanapę, więc od razu zanurzyła ręce w jego miękkim futerku. Głaskała zwierzaka przez chwilę, dopóki nie zjawiła się Ola. – Chyba się stęsknił – powiedziała, stawiając na stoliku kawowym dwa kubki z herbatą. Przysmak uniósł głowę i popatrzył na panią, ale szybko ponownie wtulił się w Julię. – To fakt. Jakiś czas się nie widzieliśmy. Ola usiadła na kanapie i popatrzyła na przyjaciółkę. – Opowiesz mi, co cię trapi? Julia westchnęła. – Można powiedzieć, że to, co zawsze, ale w nasilonej wersji. – Chodzi o faceta? Julia zmieniła nieco pozycję i zawołała do siebie Przysmaka, który umościł się wygodnie z głową na jej kolanach i zapadł w słodki sen. Przez chwilę milczała, nie wiedząc, jak zacząć opowieść o swoich problemach, ale widząc empatię na twarzy Oli, w końcu się ośmieliła. – Byłam dzisiaj na rutynowej wizycie u ginekologa – zaczęła. – Niestety, nie miał dla mnie dobrych informacji. – Jesteś chora? – Ola pobladła. – Właściwie to nie, ale po analizie wyników badań lekarz powiedział, że mam mniej komórek rozrodczych niż większość kobiet w naszym wieku. Nie wiem, czy to dla mnie nie gorsza diagnoza od choroby. Zresztą inne wyniki też nie wyszły najlepiej. – To znaczy, że jesteś niepłodna? – Tego nie powiedział, ale wyraźnie zaznaczył, że jeżeli myślę o dziecku, to powinnam się pospieszyć. Lada moment może być na to za późno – powiedziała, po czym obie zamilkły na chwilę. – Tak mi przykro… – powiedziała po kilku minutach Ola, doskonale wiedząc,

jak bardzo przyjaciółka marzy o rodzinie i dzieciach. Julia poczuła, jak do jej oczu znowu napływają łzy. Próbowała z nimi walczyć, ale jej wysiłki na nic się zdały i znów zaczęła płakać. – Nie mogę uwierzyć, że mnie to spotyka. – Pokręciła głową. – Jest tyle kobiet, które nie chcą mieć dzieci, a zachodzą w ciążę bez większego problemu. Dlaczego coś takiego przytrafia się mnie? Wiesz, jak bardzo zależy mi na rodzinie. To takie niesprawiedliwe… Ola przysunęła się bliżej i objęła przyjaciółkę. – Nie płacz, proszę. Może wszystko się jeszcze ułoży. – Jak mam nie płakać, gdy właśnie dowiedziałam się, że moje największe pragnienie być może nigdy się nie spełni? Ja zawsze chciałam być mamą, Olka. Dobrze wiesz, że odkąd tylko pamiętam, wyobrażałam sobie siebie z gromadką dzieci. – Wiem. Ale lekarz nie powiedział przecież, że nigdy nie będziesz mogła ich mieć. – To, co usłyszałam, jest dla mnie praktycznie równe bezpłodności. – Nie mów tak. – A nie mam racji? – Julia odsunęła się i popatrzyła Oli w oczy. – Tylko spójrz na mnie. Zbliżam się do trzydziestki i jestem sama. Jedynym przedstawicielem płci męskiej, który się do mnie przytula, jest twój pies. No, ewentualnie tata, gdy wrócę do domu rodziców i trafię akurat na jego przypływ czułości. Czy to nie przykre? Ola musiała przyznać jej rację. – No właśnie – szepnęła Julia, po czym przymknęła powieki i oparła się o zagłówek kanapy. – Chyba powinnam zacząć powoli oswajać się z myślą o pożegnaniu marzeń. – Nie dramatyzuj. Może i jesteś teraz sama, ale chodzisz na randki. Jak znam życie, prędzej czy później spotkasz właściwego faceta. – Raczej później, bo randkuję już od kilku lat i nic z tego nie wynika. Chociaż w mojej sytuacji może powinnam raczej użyć określenia: zaraz na dobre będzie za późno. – Jula… – Ola popatrzyła na nią wymownie. – No co? Nie mam racji? Kiedy ostatnio ci mówiłam, że poznałam kogoś fajnego?

Ola sięgnęła pamięcią wstecz, ale rzeczywiście nie przypominała sobie niczego takiego. – Ostatnio opowiadałaś mi raczej o samych chodzących porażkach – przyznała niechętnie. Julia pokręciła głową. – Cholerny kryzys męskości. I co z tego, że poznaję facetów, skoro każdy jest gorszy od poprzedniego? Ja wcale nie jestem jakaś wyjątkowo wybredna. W nosie mam wygląd i przymykam oko na wiele wad, ale czasami po prostu się nie da! Jak nie jakiś zalękniony goguś, to frajer skupiony na swoim wyglądzie albo fan siłowni, który nie widzi świata poza sztangami. Nie mówiąc o tych wszystkich maminsynkach, którzy nie umieją puścić matczynej spódnicy albo o wiecznych Piotrusiach Panach i miłośnikach gier komputerowych. Powoli zaczynam sądzić, że w tych czasach nie ma już normalnych facetów, z którymi można by tworzyć związki. – Kobiety się wyemancypowały, więc to jest trudne. – Nie broń mężczyzn. Skoro my potrafiłyśmy dostosować się do zmian społecznych, to oni też powinni. Strach pomyśleć, jakie będą kolejne pokolenia, gdy ci młodzi chłopcy będą mieli takie wzorce męskości. Tylko wyobraź sobie taki dialog: „Co robi twój tatuś?”; „Gra na komputerze”. Rzeczywiście porządne autorytety. – Nie wszyscy są tacy. – Nie? To podaj mi przykłady. Poza naszymi ojcami, oczywiście, bo dla mnie oni są tylko wyjątkami potwierdzającymi regułę. Ola pomyślała o pisarzu, który niedawno zawrócił jej w głowie. – Na przykład Przemek… – Oj, daj spokój z tym swoim Przemkiem. – Julia nie dała jej skończyć. – Nie interesują mnie mężczyźni zajęci. A już na pewno nie zajęci przez moje przyjaciółki. Zaraz, zaraz. – Zreflektowała się nagle, myśląc o tym, że Ola i Przemek jeszcze niedawno nie mieli kontaktu, rozstali się przez niefortunne nieporozumienie. Przez cały czas ona kibicowała przyjaciółce, bo Przemek był naprawdę porządnym mężczyzną. Wyglądało na to, że doczekała się happy endu. – Wróciliście do siebie? Ola uśmiechnęła się lekko. – Można tak powiedzieć, ale to długa historia.

– Gratulacje! – Julia na chwilę zapomniała o swoich problemach. – Dlaczego nic mi o tym nie mówiłaś? – Odezwał się do mnie dopiero dzisiaj. – Mam nadzieję, że wyjaśniliście sobie te wszystkie zgrzyty z przeszłości. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chcę z nim szczerze porozmawiać i rozwiać wszystkie nieporozumienia. Ale nie rozmawiajmy teraz o mnie. Julia odetchnęła głęboko, przypominając sobie, w jakiej jest sytuacji. – To na czym stanęło? – Chyba na porządnych mężczyznach do wzięcia. – No właśnie. Może przychodzi ci do głowy ktoś bardziej dostępny? – A co powiesz na Maksa? – Ola pomyślała o swoim bracie, a Julia omal nie parsknęła śmiechem przez łzy. – Maks? Ty chyba nie mówisz poważnie. – Dlaczego nie? – Bez urazy, bo to przecież twój brat, ale jemu na pewno daleko do faceta, z którym można stworzyć rodzinę. – Czy ja wiem? Według mnie Maks wcale nie jest taki zły. Julia wywróciła oczami. – Nie obraź się, ale ty chyba patrzysz na niego przez różowe siostrzane okulary. Przecież to jest idealny przykład wiecznego chłopca. Nie mówiąc o tym, że przynajmniej raz w tygodniu łamie jakiejś kobiecie serce. To bawidamek, który buja w obłokach. Przecież dobrze o tym wiesz. Odkąd sięgam pamięcią, zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Ola już chciała powiedzieć, że Maks robi to wszystko, żeby zaimponować Julii, ale ugryzła się w język. Nie chciała zdradzać tajemnic brata, chociaż dla niej samej pewne rzeczy były aż nazbyt oczywiste. Jej młodszy brat podkochiwał się w Julii już od dziecięcych lat. Wzdychał do niej i zawsze znajdował powód, żeby zajrzeć do pokoju siostry, gdy odwiedzała ją przyjaciółka. Niestety, nigdy nie powiedział Julii o swoich uczuciach. Ona zaś traktowała go jak młodszego brata, którego nie miała. Żeby jej zaimponować, Maks podrywał więc kolejne, coraz ładniejsze kobiety, ale mimowolnie osiągnął skutek odwrotny od zamierzonego. Julia zaczęła uważać go za typowego macho, który bawi się dziewczynami, i niejednokrotnie mówiła, że nie związałaby się z nim, nawet gdyby był jedynym mężczyzną na ziemi. Maks łamał kolejne

niewieście serca, okłamując siebie, że nie cierpi po zawodzie miłosnym, a Julia… Cóż. W wieku dwudziestu ośmiu lat nadal była sama, chociaż zdaniem Oli miała na wyciągnięcie ręki bardzo fajnego faceta. I naprawdę nie uważała tak tylko dlatego, że była jego siostrą. – Przesadzasz – mruknęła teraz i sięgnęła po kubek z herbatą, do której dodała plastry cytryny i pomarańczy. – Oj, Olka, wiem, że bardzo kochasz brata i nie dostrzegasz, że Maks naprawdę nie jest dobrym kandydatem na męża i ojca. Zresztą dlaczego w ogóle o nim rozmawiamy? Ja mam prawdziwy problem. I zero pomysłów, jak go rozwiązać. Ola napiła się herbaty. Julia zrobiła to samo, starając się przy tym nie obudzić śpiącego na niej Przysmaka. – Dobra – pochwaliła napój Olka. – Dzięki. Chciałam dodać też goździki, ale wykorzystałam całą paczkę przy testowaniu ostatniego przepisu na bloga. – Nie szkodzi. Bez nich też jest pyszna. Ola posłała jej uśmiech. – A wracając do twojego problemu… Według mnie sprawa jest oczywista. Jeżeli rzeczywiście chcesz mieć dziecko, musimy ci znaleźć faceta. – Tyle to ja wiem. – No, chyba że chciałabyś skorzystać z innych rozwiązań. – Co masz na myśli? – Na przykład banki spermy. – Olka, przecież mnie znasz. Takie rozwiązania nie są dla mnie. Zależy mi na dzieciach, to prawda, ale nie chciałabym być samotną matką. Marzę o rodzinie, takiej tradycyjnej, może nawet staromodnej. Moje dzieci nie mogą wychowywać się bez ojca. Aż za dobrze wiem, jak jego brak odbija się na potomstwu. – Pomyślała o swojej mamie, która straciła tatę, gdy była zaledwie kilkuletnią dziewczynką. – Jeżeli mam mieć dzieci, to najpierw potrzebuję faceta. – Tak sądziłam, ale gdybyś jednak zmieniła zdanie, mam jeszcze kilka pomysłów. – Niech zgadnę. Żebym upiła się na imprezie i zaciągnęła do łóżka jakiegoś przypadkowego mężczyznę? – Cóż… To nie jest zbyt rozsądne, ale rzeczywiście przemknęło mi przez

głowę takie rozwiązanie. – Szczerze? – Julia popatrzyła jej w oczy. – Mnie też. I to nie jeden raz. – Mówisz poważnie? Julia skinęła głową. – No bo czy to nie jest najprostsze wyjście z sytuacji? – Zaskoczyłaś mnie. – Ola nie kryła zdziwienia. – Naprawdę byłabyś zdolna do czegoś takiego? Przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Nie wiem. Chcę wierzyć, że nie, ale gdy wyobrażam sobie siebie jako trzydziestolatkę, która nadal jest sama… – A co z twoimi słowami, że nie chcesz być samotną matką? – Chyba jedynie to mnie hamuje. Ola odetchnęła z ulgą. – I dzięki Bogu, bo to naprawdę nie jest najlepsze rozwiązanie. A już na pewno jest nierozsądne. Te wszystkie choroby przenoszone drogą płciową, AIDS… Palnęłam głupotę i już się martwiłam, że ty tak na poważnie. – Spokojnie, Oluś. Jestem zdesperowana, ale nie głupia. – I dobrze. Naprawdę mam nadzieję, że chęć posiadania rodziny nigdy nie przyćmi twojego zdrowego rozsądku. – Ja też bym sobie tego życzyła, ale nie wiem, czy mogę ci to obiecać. Gdy myślę o tym, co powiedział mi dzisiaj lekarz… – Nie zadręczaj się tak jego słowami. – Ola nie dała jej skończyć. – Życie jest tak nieprzewidywalne, że niczego nie możemy być pewne. Popatrz tylko na mnie: jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że jestem szczęśliwą mężatką. W tym czasie mąż zostawił mnie przez głupią wróżbę, wyremontowałam dom, który się spalił, i poznałam nowego, cudownego faceta. Czy to nie świadczy o przewrotności losu? – Świadczy, ale widocznie nie każda kobieta ma takie szczęście jak ty, że za każdym rogu czeka na nią przyzwoity przystojniak. – Generalizujesz. – Ola upiła łyk herbaty. – Ja po prostu chciałam powiedzieć, że nie wiemy, co szykuje dla ciebie przyszłość. Teraz jesteś w dołku, to prawda, ale może los lada moment się dla ciebie odmieni i nawet się nie obejrzysz, gdy będziesz miała rodzinę. Julia spuściła wzrok i zanurzyła palce w miękkiej sierści bernardyna.

– Chciałabym, żebyś miała rację. – Moim zdaniem wszystko jest możliwe. A teraz zamiast płakać, pomyśl lepiej o jakiejś ładnej mini, którą mogłabyś założyć jutro, żeby zwracać na siebie uwagę facetów. Jak to mówiła moja świętej pamięci babcia: dobre samo na ciebie z nieba nie spadnie. Julia spróbowała sobie wyobrazić, jak przychodzi do pracy w minispódniczce, i mimowolnie uniosła ku górze kąciki ust. – Nie wiem tylko, czy to spodobałoby się mojej szefowej. – Pal licho z przełożonymi, liczy się twoje szczęście. – Może i tak, ale chyba wolę być singielką z dobrą pracą niż samotną bezrobotną. Ola roześmiała się głośno. – Może i racja, ale to świadczy tylko o jedynym. – Co masz na myśli? – Że zawsze mogło być gorzej – stwierdziła, a Julia popatrzyła na nią wymownie. – Ty to naprawdę wiesz, jak człowieka pocieszyć. – Robię, co mogę. – Ola przysunęła się bliżej i objęła ją mocno. – Wiem, że ci smutno, ale jestem pewna, że niedługo pojawi się w twoim życiu porządny mężczyzna, z którym będziesz mogła założyć rodzinę. Kto wie, może już jest? Czasami szukamy szczęścia daleko, a ono jest bliżej, niż moglibyśmy przypuszczać – powiedziała, a Julia zamknęła oczy, prosząc w myślach, żeby przyjaciółka miała rację.



Rozdział 2 Maks nigdy nie był wielkim fanem porządku. Owszem, w dzieciństwie regularnie sprzątał swój pokój, ale właściwie tylko dlatego, że goniła go mama. Początkowo oczywiście próbował mydlić jej oczy i upychał wszystkie rzeczy pod łóżko, ale gdy go przejrzała i przez tydzień miał szlaban na oglądanie telewizji, szybko się tego oduczył i co sobotę robił porządki. Niestety, skończyło się to z dniem, gdy rozpoczął studia i wyprowadził się z domu. Rozkładając swoje rzeczy w wynajmowanym pokoju, obiecał sobie w duchu, że koniec z damską dyktaturą, i trzymał się tego do dziś. Gdy więc w kolejny listopadowy poranek obudził się rano, a na szafce tuż przy uchu zobaczył przewrócony kubek i plamę po rozlanej kawie, wcale go to nie zdziwiło. Co więcej, po wstaniu z łóżka dorzucił tam chusteczkę, w którą wydmuchał nos, i zamknął za sobą drzwi, zostawiając to wszystko do czasu, aż naprawdę będzie musiał sprzątać. Miał katar, co u mężczyzn równało się często ze stanem przedagonalnym, i na pewno nie zamierzał zawracać sobie głowy porządkami. Wystarczyło, że lekarz w przychodni nie chciał wypisać mu zwolnienia i musiał chodzić chory do pracy. Przeklęty konował – pomyślał, idąc do łazienki, gdzie zostawił wczoraj wieczorem garnitur. Dopiero odebrał go z pralni, a ponieważ zwykle ubierał się przed lustrem, powiesił worek z garniturem na haczyku obok ręczników, dzięki czemu nie musiał dzisiaj grzebać w szafach. Zwykle nie chodził do pracy ubrany tak elegancko. Pracował w dziale marketingu prężnie rozwijającej się firmy kosmetycznej, która produkowała też suplementy diety. To właśnie ich promocją się zajmował. Razem z innymi członkami zespołu wymyślał kolejne slogany reklamowe witamin dla kobiet, dzieci czy osób starszych. Tworzył kampanie preparatów na porost włosów oraz paznokci, a czasami nawet specyfików dla panów, którzy zmagali się

z łysieniem. Świetnie odnajdował się w swojej roli, a przełożeni cenili jego kreatywność i coraz częściej szeptali o awansie na stanowisko wicedyrektora działu. I to wszystko, gdy miał zaledwie dwadzieścia sześć lat! Kiedy zatrudniał się w tej firmie, nie sądził, że zagrzeje w niej miejsce na dłużej. Tematyka była raczej niemęska, poza tym zawsze wyobrażał sobie siebie pracującego w dużym koncernie motoryzacyjnym albo promującego sieć znanych siłowni. Kosmetyki i wszelkie specyfiki dla kobiet nigdy go nie pociągały. Co więcej, z reguły były powodem frustracji, gdy jeszcze mieszkał z siostrą oraz mamą i strącał niechcący jakiś krem z półki, sięgając w łazience po swoją szczoteczkę. Ale wtedy był krzyk! Pomimo że na początku traktował swoją pracę jako przejściową, szybko przywiązał się do firmy. Być może dzięki świetnemu zespołowi, a być może dlatego, że często słyszał pochwały, na razie nie zamierzał stamtąd odchodzić. Wizja bycia najmłodszym zastępcą dyrektora oddziału była spełnieniem jego marzeń i nieźle brzmiała, gdy podrywał dziewczyny. – Naprawdę jesteś dyrektorem? – Patrzyły na niego rozanielone, więc coraz chętniej i częściej używał tego określenia, mówiąc im o swojej pracy. – Oczywiście. – Uśmiechał się uroczo i już wiedział, że te ślicznotki będą jego. Gdyby tylko doba była dłuższa, żeby mógł lepiej i… bliżej poznać je wszystkie! W ten środowy poranek nie myślał jednak o kobietach. Bardziej przejmował się swoim katarem i dzisiejszym spotkaniem w firmie. Kiepsko się czuł, a marka lada moment miała świętować swój jubileusz – piętnaście lat od powstania pierwszego projektu. To właśnie na barki działu marketingu spadła organizacja imprezy. W dodatku Maks przeczuwał, że zajęcie się wieloma sprawami przypadnie jemu. Dyrektorka już kilka razy napomknęła, żeby powoli rozglądał się za jakimś hotelem, więc miał solidne powody, żeby tak sądzić. – Ty masz takie dobre wyczucie stylu, Maks. – Patrzyła na niego znacząco. – Prezes nie zadowoli się byle czym – dodawała za każdym razem. – To musi być naprawdę coś ekstra. Maks polemizowałby z tym pierwszym stwierdzeniem, ale z dwoma kolejnymi jak najbardziej się zgadzał. Prezes rzeczywiście był starszym panem, który wymagał od życia wszystkiego, co najlepsze. Nigdy nie szczędził środków na takie imprezy i o poprzednich jubileuszach firmy krążyły między

pracownikami legendy. „To musi być coś ekstra”. Słowa dyrektorki brzmiały Maksowi w uszach i momentami odczuwał presję. Na razie jednak ważniejszy jest katar – sprowadził się w duchu na ziemię, zapinając spinki przy mankietach koszuli. Ciekawe, czy zostało mu jeszcze chociaż kilka tabletek na zatoki. Ubrany poszedł do kuchni i zamiast przygotować sobie śniadanie, spojrzał na leki. Obok czerwonego pudełka na blacie leżało jeszcze kilka tabletek, więc odetchnął z ulgą, bo gdyby musiał zajechać przed pracą do apteki, to pewnie by się spóźnił. Sprawnym ruchem wycisnął jedną z nich z blistra i połknął, nie zaprzątając sobie głowy tym, że przez zażyciem leku powinien coś zjeść. Potem zgarnął resztę pigułek do kieszeni i chwycił butelkę wody. W korytarzu zawiązał eleganckie w buty, założył płaszcz, a potem wyszedł z mieszkania. Jak znał życie, na biurku w jego firmowym pokoju czekała już pyszna bagietka przygotowana przez jedną z pracujących z nim dziewczyn. Ostatnio co rano robiła mu taki prezent, bo poskarżył jej się, że ma dwie lewe ręce, jeśli chodzi o gotowanie. – W takim razie biorę na siebie twoje śniadania – oznajmiła, a on oczywiście nie zamierzał narzekać. Czasami był naprawdę wdzięczny rodzicom za geny, dzięki którym wyglądał, jak wyglądał. Nie żeby należał do grona próżnych facetów, ale za sprawą dobrego wyglądu żyło mu się łatwiej. Zbiegł po schodach i bez trudu dotarł do samochodu. Na siedzeniu pasażera czekał na niego zapas chusteczek higienicznych kupionych wczoraj po pracy. Gdy włączył radio, z głośników popłynęła spokojna muzyka. Maks ruszył w drogę. Słońce świeciło w najlepsze pomimo niskiej temperatury i zapowiadał się rzeczywiście ładny dzień. No, może gdyby nie ten paskudny katar… Po kilkunastu minutach dojechał do firmy. Dozorca podniósł szlaban, więc Maks machnął do niego ręką w podziękowaniu i wjechał na parking. Zajął swoje ulubione miejsce nieopodal drzwi, a stamtąd popędził prosto do budynku. Wszedł na wyłożony kamienną posadzką jasny hol i już miał ruszyć do windy, gdy wypatrzyła go dyrektorka oddziału. – Maks! – Podążyła w jego kierunku. – Jak dobrze, że jesteś. Słysząc jej słowa, spojrzał na wiszący w holu zegar. Już się wystraszył, że przyszedł po czasie, ale na szczęście nie był spóźniony.

– Panią też dobrze widzieć, pani dyrektor. – Oj, daj spokój z tym paniowaniem – zaszczebiotała, patrząc mu w oczy. – Tyle razy prosiłam, żebyś mówił mi po imieniu. – Tak? – zdziwił się szczerze, bo nie przypominał sobie takich sytuacji. Kobieta roześmiała się głośno i poprawiła niesforne pasmo blond włosów, które wymknęło jej się z koka z tyłu głowy. – Mniejsza o większość. Idziesz do windy? Jedziesz na nasze piętro? – Taki właśnie miałem zamiar. – To świetnie, bo ja też. Będziemy mogli chwilę porozmawiać. Podeszli do windy, a gdy zjechała i drzwi rozsunęły się z cichym szelestem, przepuścił dyrektorkę przodem. Gdyby była młodsza, pewnie nie odmówiłby sobie przyjemności otaksowania jej przy tym wzrokiem, ale nie zwykł podrywać czterdziestolatek, więc skupił się na tym, by się nie potknąć. Może i dyrektorka była zadbaną blondynką o smukłej figurze, lecz pewnych znaków upływającego czasu nie da się ukryć. Zmarszczki na jej czole skutecznie go odstraszały, podobnie jak pierwsze siwe włosy na skroni. Poza tym naprawdę starał się nie wdawać w romanse w pracy. Już raz tego doświadczył i omal nie stracił posady, gdy zwolniła się przez niego wybitna specjalistka w dziedzinie grafiki komputerowej. Spotykał się z nią przez kilka tygodni, a gdy jej powiedział, że między nimi koniec, przeszła poważne załamanie nerwowe. Nie mogła na niego więcej patrzeć, co skrupulatnie opisała w swoim wymówieniu. Prezes jeszcze długo po tym zajściu rzucał Maksowi nieprzychylne spojrzenia, co skutecznie pohamowało jego łowieckie zapędy. Chociaż w pracy było kilka wartych uwagi dziewczyn, musiał szukać kobiet gdzie indziej. – Och, jaki ty jesteś szarmancki – zaśmiała się dyrektorka, gdy wszedł za nią do windy. Popatrzył na nią zdziwiony i przemknęło mu przez myśl, czy ona przypadkiem nie jest pijana. Co prawda to nie było w jej stylu, bo uchodziła za profesjonalistkę, ale jej dzisiejsze zachowanie na pewno nie należało do normalnych. Zwykle poważna i zdystansowana, nagle trajkotała jak trzpiotka i patrzyła na niego zalotnie. Ale nie, to nie możliwe, zganił się w duchu. Ona i alkohol? Dobre sobie. Stroniła od niego nawet na imprezach firmowych. Uznał w końcu, że zwierzchniczka najzwyczajniej w świecie była w dobrym humorze. Czy kadra

pracownicza musi być zawsze poważna? Tylko dlaczego to wydawało mu się takie dziwne? Winda ruszyła, a dyrektorka oparła się plecami o ścianę, postawiła na podłodze torebkę i popatrzyła mu w oczy. To również wydało mu się nietypowe, ale darował sobie komentarz. Zamiast tego posłał jej uśmiech i spróbował zacząć konwersację. – To o czym chciała pani ze mną rozmawiać? Zgadłem, że o nadchodzącym przyjęciu? Kobieta milczała przez chwilę, a potem potrząsnęła głową, jakby ocknęła się ze snu. – Przyjęcie… Ach tak, oczywiście. – Stresuje się pani zebraniem? – Zebraniem? Jakim zebraniem? Maks szczerze się zmartwił. Cały oddział żył dzisiejszym spotkaniem już od kilku tygodni i wszyscy robili, co mogli, żeby jak najlepiej przygotować się do dyskusji. Sama dyrektorka podkręcała nerwową atmosferę, mówiąc wszystkim, że będą organizować jedną z najważniejszych imprez w historii firmy. A teraz zdawała się o nim zapomnieć. – Przepraszam, że pytam, ale czy wszystko w porządku? – Oczywiście, że tak. Skąd to pytanie? Miał na końcu języka, że to z powodu jej dziwnego zachowania, ale nie wypadało mówić takich rzeczy przełożonym. – Nieważne, to chyba przez mój katar. – Wyjął z kieszeni chusteczkę. – Bolą mnie zatoki i głowa, przez co nie odnajduję się dzisiaj za dobrze w rzeczywistości. – Skoro źle się czujesz, może powinieneś wziąć wolne? – Nie jest ze mną aż tak tragicznie, poza tym nie chciałbym nawalić w tym ważnym czasie dla firmy. – Ach tak, jubileusz. – Dyrektorka jakby nagle się obudziła i zaczęła znów zachowywać się jak zwykle. – Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać, gdy zaczepiłam cię na korytarzu. Rozglądałeś się już za jakimś hotelem? A więc jednak to ja będę musiał się tym zająć, pomyślał Maks, niezbyt zadowolony. Na wielu rzeczach się znał, ale nie miał wprawy w organizacji przyjęć. Nigdy nie urządzał nawet domówki, takie sprawy zawsze brała na siebie

jego siostra. A już na pewno nie wiedział, w jakich lokalach w mieście lubią się bawić elity. Klubów, dyskotek czy barów dla młodych ludzi wymieniłby mnóstwo, ale renomowane hotele? Przychodził mu na myśl tylko jeden, góra dwa. – Pracuję nad tym – odparł jednak, chcąc zadowolić szefową oraz wyjść na profesjonalistę. – Wystąpiłeś już o przygotowanie szczegółowych ofert? Wiesz, że lubię konkrety. – Na razie mam za sobą dopiero wstępne rozmowy. – Zależy nam na czasie. – Wiem, ale nie zamknęliśmy jeszcze nawet listy gości. Specjalnie czekałem z prośbą o oferty do naszego dzisiejszego zabrania, gdyż chciałbym przekazać hotelom jak najwięcej szczegółów – kłamał jak z nut, bo jeszcze z nikim nie rozmawiał. Szefowa jednak uwierzyła. – Może to i rozsądne? Maks błysnął zębami. – Cieszę się, że pani aprobuje ten pomysł. – Tak, tak. O reszcie rzeczywiście porozmawiamy na zebraniu – powiedziała dyrektorka, po czym zamyślona wyszła z windy, która dojechała do celu. – Pani dyrektor! – zawołał za nią jeszcze Maks. – Tak? – Odwróciła się, znowu patrząc na niego dziwnym wzrokiem. – Torebka. Podał jej zgubę i rozeszli się, każde w swoją stronę, ale zanim Maks dotarł do swojego pokoju, zajrzał do pomieszczenia socjalnego, żeby jak zawsze rano napić się kawy. – Zrobisz też dla mnie? – Zajrzał przez ramię koleżance, która akurat stała przy ekspresie. – Maks! – Dziewczyna podskoczyła ze strachu. – Czy ty musisz się tak skradać? Omal nie dostałam zawału. Zamiast ją przeprosić, znowu błysnął zębami. – Tak pięknie wyglądałaś przy tym ekspresie, że nie chciałem cię od niego odrywać. – Pajac. – Dziewczyna żartobliwie zdzieliła go w ramię i popatrzyła na swoją

białą koszulę. – Masz szczęście, że się przez ciebie nie oblałam, bo wtedy… – …musiałbym cię ładnie przeprosić? – Popatrzył na nią wymownie. – Albo pomóc ci się przebrać? Dziewczyna wywróciła oczami. – Raczej chciałam powiedzieć, że straciłbyś głowę. – Ale przyznaj, że moje pomysły też są całkiem dobre. – Czy ty czasem nie miałeś zakazu podrywania kobiet w pracy? – Ja? – Udał niewiniątko. – Przecież nic złego nie robię. Dziewczyna parsknęła śmiechem i wróciła do robienia aromatycznych napojów. – To jaką kawę sobie życzysz? Espresso? Moccę? Latte? – Każda zrobiona przez ciebie będzie smakowała jak afrodyzjak. – Maks… – Dobrze, już dobrze. Poproszę podwójne espresso. – Oparł się o blat. – Zrobię je dla ciebie, ale w drodze wyjątku. – Popatrzyła mu w oczu. – Nie przyzwyczajaj się do tego za bardzo. – Anioł, nie kobieta. – Posłał jej uśmiech. – Jak ja ci się za to odwdzięczę? – Wystarczy, jeśli podasz mleko. – Już się robi! – Zasalutował, po czym wykonał skłon w stronę lodówki. – A tak swoją drogą, słyszałeś już najnowsze plotki? – spytała koleżanka, gdy podał jej po chwili kartonik. – Nie wiem. Co masz dokładnie na myśli? – Te o szefowej. – O naszej dyrektorce? Marzenie? – Tak, ale nie mów o tym tak głośno. – Dziewczyna ściszyła głos i spojrzała przez ramię, żeby się upewnić, że nikt ich nie słyszał. – Dobrze, dobrze. Przepraszam. – Maks przybrał konspiracyjny ton głosu. – To o co chodzi? – Podobno rozstała się z mężem i jest w totalnej rozsypce. To wiele wyjaśnia, pomyślał Maks, przypominając sobie dziwne zachowanie kobiety w windzie. – Ludzie mówią, że facet wyrzucił ją z domu – dodała dziewczyna. – Musiała zamieszkać u siostry. – Żartujesz…

– Wcale nie. Podobno Marek z działu handlu pomagał jej przy przeprowadzce. – Niezła afera… – I to akurat teraz, gdy przygotowujemy ten jubileusz. Maks wyobraził sobie, jak dyrektorka przenosi emocje na pracowników i czepia się ich o wszystko. Albo – co wydało mu się jeszcze gorsze – jak siedzi zamknięta w swoim gabinecie i płacze, a oni sami muszą zajmować się organizacją przyjęcia. – Rzeczywiście idealny moment – powiedział, a dziewczyna podała mu kawę. – Żeby tylko nie było z tego jakiegoś dramatu – podsumowała. Maks szybko odwrócił się od niej i kichnął. – Przepraszam. – Odstawił filiżankę na blat i wyciągnął z kieszeni chusteczki. – Męczy mnie katar. – Nie szkodzi. Wydaje mi się, że i tak nieźle go znosisz. – Tak sądzisz? – Otarł nos, mrużąc przy tym oczy. – Oczywiście. Przyszedłeś do pracy, a jak na mężczyznę w tym stanie, to już i tak duży wyczyn. Mój mąż na twoim miejscu pewnie pisałby już testament i wybierał sobie buty do trumny – zażartowała, po czym opuściła pokój socjalny. Maks kichnął jeszcze kilka razy i wydmuchał nos. Potem wziął filiżankę z kawą i ruszył do gabinetu, w którym na szczęście czekała już na niego pyszna bagietka. Smacznego! – przeczytał na karteczce, którą przykleiła do bułki koleżanka. Usiadł i rozpakowując kanapkę, włączył laptopa, żeby rozejrzeć się za jakimś dobrym hotelem. Skoro dyrektorka pokładała w nim wszelkie nadzieje w tej sprawie, nie mógł jej zawieść.



Rozdział 3 Podczas gdy Maks zmagał się z katarem i przeszukiwał internet, Julia dopiero była w drodze do pracy. Zaczynała zmianę o dziewiątej, ale wyglądało na to, że pierwszy raz zaliczy spóźnienie. Obwiązana grubym szalikiem i w zimowym płaszczu, chociaż powinna już wchodzić do hotelu, stała w zatłoczonym autobusie, który jak na złość utknął w korku. W dodatku z bolącym okiem – przyczyną jej wszystkich dzisiejszych problemów. Chociaż może to raczej ich skutek? Wczoraj po powrocie od Oli jeszcze długo płakała, dlatego spodziewała się, że po przebudzeniu będzie miała spuchnięte powieki, ale ewidentnie rano coś było nie tak. Bolało ją oko, a do tego miała wrażenie, że coś utkwiło pod powieką i uwiera od środka w czasie mrugania. Przerażona poszła do łazienki i stanęła przed lustrem. Tak, jak się spodziewała – miała przekrwioną gałkę oczną. Uznała, że pod powieką zgromadziły się resztki makijażu albo jakiś paproszek, który przeszkadza. Jednak gdy dokładnie obejrzała oko w lusterku, dostrzegła na wewnętrznej stronie powieki maleńki guzek. Niech to szlag! – zaklęła w myślach. W tej sytuacji jak nic będzie musiała pójść do okulisty. Zdenerwowana przyjrzała się swojemu odbiciu. Po przepłakanej nocy i z bolącym, zaczerwienionym okiem wyglądała jak siedem nieszczęść. Zamiast ładnej fryzury miała na głowie gniazdo, a pod oczami sińce i worki. Nic dziwnego, że jestem sama, pomyślała. Kto chciałby kobietę, która tak wygląda? Umyła twarz i zaczęła się malować przed wyjściem do pracy. Niestety, niewiele jej z tego wyszło i to wcale nie dlatego, że nie założyła soczewek, przez co słabo widziała. Oko bolało niemiłosiernie, wciąż leciały z niego łzy i Julia miała wrażenie, że guzek pod powieką trze coraz mocniej po gałce ocznej.

Zrezygnowała więc z makijażu oczu, a potem wyszukała w telefonie numer do przychodni, żeby umówić się do lekarza rodzinnego i do okulisty. Nie chciała z tym zwlekać. Miała tylko nadzieję, że szefowa pozwoli jej urwać się z pracy. No i że dostanie się dzisiaj do specjalisty. Niestety, szybko przekonała się, że ma dzisiaj pecha. Recepcjonistka z przychodni poinformowała ją, że lekarz rodzinny owszem, przyjmie ją, ale okulista doktor Zając, do którego zwykle chodziła, jest na urlopie, a w dodatku nie ma zastępstwa. – To co ja mam robić? – zapytała ją Julia, bliska płaczu. – Hmm… – zastanowiła się kobieta. – Jedyne, co mogę pani doradzić, to zgłoszenie się po południu na oddział w naszym szpitalu ze skierowaniem od lekarza rodzinnego. To tuż za przychodnią. Z tego, co mi wiadomo, od czternastej będzie tam okulista, więc mogę zadzwonić do koleżanek, żeby uprzedziły go o pani wizycie i żeby przyjął panią w drodze wyjątku. Ewentualnie proszę podzwonić po innych przychodniach. Julia westchnęła. Szukanie teraz placówki z wolnym terminem było ostatnim, na co miała ochotę. – Dobrze, w takim razie zgłoszę się po południu do szpitala. Powie mi pani, gdzie dokładnie znajdę tego okulistę? I kogo właściwie mam szukać? – Oczywiście – odparła spokojnie recepcjonistka. – Pan doktor nazywa się Wojciechowski i będzie miał konsultacje na internie. – Świetnie. W takim razie proszę uprzedzić pana doktora, że zjawię się po czternastej. – Naturalnie. Lekarz rodzinny przyjmie panią natomiast za… dwadzieścia minut. Coś jeszcze mogę dla pani zrobić? – Nie, dziękuję. Bardzo mi pani pomogła – zakończyła rozmowę Julia, po czym mruknęła coś na pożegnanie i zapisała w telefonie nazwisko lekarza oraz godzinę wizyty. Początkowo chciała zadzwonić do szefowej, żeby poinformować ją, że dzisiaj nie przyjdzie, ale uznała, że zdąży pójść do lekarza rodzinnego przed pracą. Mogła pracować, a nie chciała siedzieć samotnie w domu. Zadręczałaby się przykrymi myślami, w pracy zaś zajmie się swoimi obowiązkami i czas minie szybciej. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Ubrała się szybko i wybiegła z mieszkania. I tak miała szczęście, że złapała jakiś jadący w stronę przychodni autobus i po

wizycie drugi w kierunku hotelu. A była wręcz pewna, że będzie musiała dzwonić po taksówkę. I w taki właśnie sposób zaliczyła swoje pierwsze w życiu spóźnienie do pracy. Gdy wysiadła na przystanku i szła w stronę hotelu, nie wiedziała, czy bardziej czuje się z tego powodu winna, czy bardziej jej wstyd. Nie pomagała również świadomość, że od dawna była ulubienicą kierowniczki hotelu. Kobieta obiecała jej awans, gdy tylko Julia skończy studia licencjackie z hotelarstwa, a ona teraz przychodzi do pracy po czasie. – O rety… – Popatrzyła w niebo, oddychając głęboko. Czy skoro ta zima zaczynała się dla niej w taki sposób, to nie mogłaby zapaść w zimowy sen? Zdołowana i z poczuciem winy dotarła do hotelu. Był to wysoki budynek w samym centrum miasta. Nad drzwiami wisiał pozłacany szyld, a tuż pod nim błyszczały cztery złote gwiazdki. Jeśli chodzi o standard, hotel wiódł prym w okolicy i żadne inne miejsce nie mogło się z nim równać. Julia często spotykała tutaj polityków, koncertujących w mieście muzyków czy inne sławne osobowości. Pracowała tutaj już od kilku lat. Wszystko zaczęło się od ogłoszenia, które znalazła jeszcze w trakcie studiów. Chciała dorobić, a praca recepcjonistki była na tyle elastyczna, że nie kolidowała z uczelnią. Co prawda Julia nigdy wcześniej nie zamierzała wiązać swojej przyszłości z branżą hotelarską, ale praca bardzo przypadła jej do gustu, pochłonęła ją i teraz nie wyobrażała sobie robić co innego. Lubiła swoje obowiązki, piękne wnętrza, a przede wszystkim ludzi, z którymi pracowała. To właśnie oni byli jej zdaniem sercem tego miejsca. Piękne marmury, boazerie, meble i rzeźby stanowiły tylko ładne dodatki. Gdy dotarła do drzwi, zaprzyjaźniony ochroniarz posłał jej uśmiech. Przywitała się z nim i weszła do środka. – Julka! No w końcu! – zawołała już od progu stojąca za kontuarem recepcjonistka, która była w pracy na nocną zmianę. Julia odwinęła z szyi szalik i ruszyła ku koleżance. – Przepraszam cię, Sylwio. Wiem, że słabo to zabrzmi, ale miałam sytuację awaryjną. Mam problem z okiem, ale to się już nie powtórzy, obiecuję. Zamiast na nią nakrzyczeć, dziewczyna przyjrzała się jej twarzy. – Twoje oko rzeczywiście nie wygląda najlepiej. – Nic nie mów… – Julia w ostatniej chwili powstrzymała się przed

dotknięciem bolącego miejsca. – Obudziłam się z jakimś paskudnym guzkiem na wewnętrznej stronie powieki. – Boli? – Potwornie. Umówiłam się już do okulisty, ale może mnie przyjąć dopiero po czternastej. Dziewczyna popatrzyła na nią z empatią. – Współczuję ci bardzo. – A ja jeszcze raz bardzo przepraszam za spóźnienie. Nie chcę się usprawiedliwiać, bo powinnaś być już w domu, ale to wszystko przez to oko. Jeszcze później autobus utknął w korku… – Nie szkodzi. Tak jak powiedziałaś, to rzeczywiście sytuacja awaryjna. – Naprawdę mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz. – Każdemu się zdarza – skwitowała dziewczyna, a Julia odetchnęła głęboko i posłała uśmiech. – Zmykaj już. Teraz ja się tu wszystkim zajmę. – A nie wolałabyś czasami poprosić szefowej o wolne? Na pewno zrozumie. Julii nie chciało się tłumaczyć, dlaczego wolała przyjść do pracy. – Wystarczy, że pozwoli mi wyjść wcześniej – powiedziała. Następnie Sylwia przekazała jej wszystkie istotne informacje po skończeniu zmiany i zniknęła w pokoju za recepcją, żeby zabrać swoje rzeczy i się przebrać. – To dobrego dnia – rzuciła jeszcze, wychodząc stamtąd po kilku minutach. Julia już miała odpowiedzieć, że na pewno taki nie będzie, ale darowała sobie komentarz. – Tobie też. I jeszcze raz przepraszam cię za spóźnienie – odparła i po chwili została sama w recepcji. Zdjęła płaszcz, przypięła sobie plakietkę na wysokości kieszeni i zaparzywszy kawę, sięgnęła po zielony zeszyt leżący na biurku. Od pewnego czasu zapisywały w nim sobie z dziewczynami najważniejsze informacje ze zmiany i zabawne bądź straszne wydarzenia z hotelu. To było bardzo pomocne, poza tym Julia uwielbiała czytać zapiski koleżanek. Niestety, dzisiaj za dużo się nie naczytała. Wyglądało na to, że noc przebiegła w hotelu spokojnie i Sylwia nie zostawiła żadnych zabawnych notatek, które mogłyby trochę poprawić jej humor. Wzięła się do pracy. Przejrzała dokumentację, udzieliła kilkorgu gościom informacji o śniadaniu, trochę posprzątała, a potem wystawiła faktury osobom,

które chciały się wymeldować. Zadzwoniła też do szefowej, żeby poprosić o możliwość wcześniejszego wyjścia z pracy. – Oczywiście, Juleczko, nie ma najmniejszego problemu. – Usłyszała, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu. – Zaraz podzwonię po dziewczynach, żeby zorganizować zastępstwo. – Nie wiem, jak mam pani dziękować. – Nie dziękuj, tylko zajmij się swoim zdrowiem. I ewentualnym zwolnieniem lekarskim też się nie przejmuj. Poradzimy tu siebie bez ciebie, chociaż niezmiennie uważam cię za jedną z lepszych pracownic. – Jest pani po prostu nieoceniona. – Nie przesadzaj, kochana, nie przesadzaj – zaśmiała się kierowniczka. – Daj mi tylko znać po wizycie w szpitalu i przekaż, co powiedział ci lekarz. Będę czekała na twój telefon. – Oczywiście – zapewniła ją Julia, dziękując w duchu za taką szefową. Jej koleżanki ze studiów narzekały zwykle na swoich zwierzchników, ale ona naprawdę nie miała ku temu powodów. No, może tylko bawiły ją czasami umizgi pani Beaty do dużo młodszego Daniela, szefa kuchni. Ci dwoje tworzyli wybuchową mieszankę i Julia nie raz była świadkiem ich głośnych kłótni, a potem czułych pojednań. Szefowa i Daniel bez przerwy się rozstawali i wracali do siebie, co – niestety – wpływało na ich pracę. W chwilach wzburzenia Beata zawsze kazała recepcjonistkom przygotowywać dokumenty potrzebne do zwolnienia chłopaka, a potem darła je, gdy się pogodzili, albo – gdy ich dłuższy konflikt wreszcie się kończył – zatrudniała go z powrotem. Julia czasami sama nie wiedziała, czy Daniel jeszcze pracuje w hotelu, czy nie, i niejednokrotnie dzwoniła do koleżanek, żeby uzyskać tę informację. Bywało, że gdy wychodziła z pracy, słyszała z ust przełożonej, żeby pod żadnym pozorem nie wpuszczać Daniela do hotelu, a gdy przychodziła na drugą zmianę, ci ćwierkali do siebie jak gdyby nigdy nic – i to na oczach gości. W tym wszystkim naprawdę można się było pogubić… Zamiast jednak rozmyślać o burzliwym życiu kierowniczki, porozmawiała z nią jeszcze chwilę o bieżących sprawach hotelu i wróciła do swoich obowiązków. Gdy po trzynastej przyszła zmienniczka, Julia szybko się zebrała i wyszła na autobus. Oko nadal bolało ją niemiłosiernie, zresztą podczas pracy kilkakrotnie stało się obiektem komentarzy zmartwionych gości.

– To nic takiego – odpowiadała, chociaż momentami omal nie płakała z bólu. Oby okulista mi pomógł, modliła się w duchu, idąc na przystanek. Miała wrażenie, że guzek pod powieką urósł od rana i drapał jej rogówkę coraz bardziej, a do tego naprawdę kiepsko widziała bez soczewek czy okularów. Gdy przeglądała dokumenty albo patrzyła w pracy w ekran komputera, nie było jeszcze tak źle, z bliska widziała lepiej niż z daleka, ale na ulicy miała poważny problem. Majaczące w oddali samochody albo przechodnie stanowili tylko rozmyte plamy. Na szczęście po kilkunastu minutach była na miejscu. Piękne słońce zaczęło chować się za chmurami, kiedy opatulona szalikiem szła w kierunku szpitala. Gdy znalazła się wewnątrz, poczuła ten charakterystyczny zapach środków dezynfekujących i innych chemikaliów. Julia szła ku dużym przezroczystym drzwiom, a odgłos jej kroków odbijał się od ścian. Tuż przy białych drzwiach zwolniła, niepewna, czy może tak po prostu wejść na ten oddział, ale po chwili wahania uznała, że skoro rejestratorka w przychodni ją tu pokierowała, to chyba wiedziała, co robi. Gdy ktoś zapyta, zawsze mogła przecież skłamać, mówiąc, że przyszła kogoś odwiedzić. Przekonując samą siebie w myślach, nacisnęła klamkę i już po chwili znalazła się na oddziale. Rozejrzała się za dyżurką, ale ponieważ nie mogła jej znaleźć, zaczepiła idącą z naprzeciwka pielęgniarkę. – Przepraszam… – Podeszła do niej niepewnie. – Tak? – Kobieta przystanęła i uważnie się jej przyjrzała. – Jestem umówiona z doktorem Wojciechowskim. Nie wie pani, gdzie dokładnie mam go szukać? – Och, pani jest pewnie tą osobą, o której informowała nas Kaśka z przychodni? – Tak, to o mnie chodziło. – Przykro mi, że panią rozczaruję, ale doktor Wojtek zadzwonił dzisiaj rano, że niestety nie przyjdzie do pracy. Julia pobladła. – Naprawdę? – Niestety. Jego dziecko zachorowało i nie mogli z żoną zorganizować opieki. – To fatalnie… – wyszeptała załamana wiadomością dziewczyna. – Pani w jakiejś pilnej sprawie, tak? – Pielęgniarka popatrzyła na jej oko, które nie dość, że bez przerwy łzawiło, to od rana jeszcze bardziej napuchło.

Julia skinęła głową, próbując się nie rozpłakać. – Nie mam pojęcia, co począć z tym okiem. Z każdą godziną jest coraz gorzej. – Prawdę mówiąc, to nie wygląda najlepiej – zmartwiła się kobieta, a Julia pomyślała, że komu jak komu, ale jej nie musi tego mówić. – Boli panią? – Coraz mocniej. – W takim razie ktoś naprawdę powinien to obejrzeć – stwierdziła pielęgniarka i zastanowiła się, jak jej pomóc. – Chyba mam pomysł – oznajmiła po kilku minutach. – Tak? – W sercu Julii zatliła się nadzieja, chociaż w myślach wyobrażała już sobie, jak guzek pod jej powieką rośnie jeszcze bardziej, aż w końcu traci wzrok i kończy z czarną przepaską na twarzy niczym niegdysiejsi piraci. Pielęgniarka tymczasem pokiwała głową, więc otarła wilgotne policzki. – Na oddziale dziecięcym powinien być dzisiaj inny okulista. Co prawda, jeśli pamięć mnie nie myli, zaczynał konsultacje już rano, ale może jeszcze uda się go pani złapać. – Tak pani myśli? – Głowy sobie za to uciąć nie dam, ale skoro to pilna sprawa, to chyba warto spróbować. W drodze wyjątku mogę tam zaraz zadzwonić i czegoś się dowiedzieć. – Wie pani co? Lepiej sama od razu tam pójdę. Skoro ten lekarz pracuje od rana, to pewnie każda minuta jest cenna. – No cóż… Jak pani uważa. – Chyba tak zrobię. Proszę mi tylko powiedzieć, którędy na ten oddział. – Dwa piętra wyżej, na lewo od windy – wyjaśniła pielęgniarka. – Doktor nazywa się Filip Leśniewski. Mam nadzieję, że jeszcze go pani złapie, no i że pomoże pani z tym okiem. – Ja też mam taką nadzieję. – Julia się uśmiechnęła, chociaż z tym zapuchniętym okiem i śladami po łzach na policzkach musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Pożegnała się z pielęgniarką i podziękowawszy jej za pomoc, od razu ruszyła do windy. Miała nadzieję, że los chociaż minimalnie zacznie jej dzisiaj sprzyjać i spotka tego całego doktora Filipa. W końcu ile nieszczęść mogło spaść na człowieka w jeden dzień? Każda pula musiała się kiedyś wyczerpać. Niestety, szybko przekonała się o tym, że nie miała racji. Kłopoty spotkały ją

zaraz po wejściu na oddział. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, doskoczyła do niej jakaś pielęgniarka z niezbyt przychylnym spojrzeniem i zaczęła wypytywać ją, do którego dziecka przyszła w odwiedziny. Zaskoczona Julia, zamiast wymyślić coś na poczekaniu i skłamać, powiedziała jej prawdę, za co wysłuchała długiej litanii zakończonej złośliwym: – Co pani sobie w ogóle wyobraża? Że tutaj można tak po prostu przychodzić na prywatne wizyty? Może gdyby Julia była w bardziej bojowym nastroju, toby jej coś odpowiedziała, ale dzisiaj zamiast się kłócić, tylko spuściła wzrok i przeprosiła za swoje zachowanie. – Ma pani rację – powiedziała pokornie. – Tylko ta sprawa jest naprawdę pilna. – Jeszcze pani nie umiera, więc błagam, bez takich dramatów. A jak naprawdę panią boli, to proszę pojechać na SOR. Co to w ogóle za pomysły wchodzić na oddział dla dzieci. Ja naprawdę nie wiem, dokąd zmierza ten świat. Dziewczyna chciała jej coś odpowiedzieć, ale w porę uświadomiła sobie, że kłótnia z tą kobietą tylko pogorszyłaby jej sytuację. Chociaż oko coraz mocniej dawało o sobie znać, jeszcze raz przeprosiła pielęgniarkę i bliska łez wyszła z oddziału. Wyglądało na to, że jej jedyna szansa na otrzymanie pomocy została właśnie doszczętnie zdeptana. I co ona miała teraz począć? Nie kontrolowała już prawie ogarniających ją emocji. Trzeba było skorzystać z pomocy tamtej życzliwej pielęgniarki, a nie porywać się z motyką na słońce. Załamana usiadła na krześle pod ścianą i jak na dorosłą kobietę przystało… po prostu się rozpłakała. Ściskając w dłoniach szalik i torebkę, roniła łzy, a głowę rozsadzały jej galopujące myśli. Skoro groziła jej ślepota, a według niej do tego właśnie wszystko zmierzało, to już na pewno nikt jej nie zechce. Będzie niewidoma i samotna do końca życia. W tej sytuacji naprawdę mogła pogrzebać swoją szansę na dzieci. No bo jaki facet o zdrowych zmysłach chciałby kogoś takiego jak ona? Siedziała na korytarzu przez kilka minut i użalała się nad swoim losem. Za szklanymi drzwiami oddziału przechadzały się dzieci, ale tu, gdzie siedziała, była sama jak palec. A przynajmniej do czasu, bo gdy tak zalewała się łzami, nieopodal niej zatrzymała się winda i wyszedł z niej jakiś mężczyzna. Ku wielkiemu zdziwieniu Julii, chociaż sądziła, że po prostu ją minie, przystanął tuż

przed nią. – Przepraszam, że pytam, bo może po prostu chce być pani sama, ale czy wszystko w porządku? Julia pociągnęła nosem i zapłakana uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Miała przed sobą przystojnego mężczyznę – wysokiego blondyna o pociągłej twarzy i czarującym spojrzeniu, które dostrzegła nawet pomimo łez w oczach i braku soczewek. W dodatku był nieźle ubrany. Zestawił ciemne dżinsy z eleganckim swetrem, który ładnie uwydatniał jego muskularne ramiona. Może gdyby spotkała go w innych okolicznościach i nie wyglądała jak bóbr, spróbowałaby nawet wykorzystać szansę. Dzisiaj nie chciało jej się jednak nawet o tym myśleć. – Głupie pytanie – bąknęła, ocierając nos, chociaż takie odzywki nie były w jej stylu. – Przecież nie płakałabym, gdybym nie miała powodu. – No tak, rzeczywiście – powiedział mężczyzna, po czym oboje zamilkli. Julia spuściła głowę, ale mimo wszystko czuła na sobie jego wzrok. Miała nadzieję, że facet zaraz sobie pójdzie, ale najwyraźniej miał inne zamiary. – Mogę się przysiąść? – zapytał niespodziewanie. Julia popatrzyła to na niego, to na stojące obok niej krzesło. – Prawdę mówiąc, nie wiem, czy to najlepszy pomysł. – Dlaczego? – Nie widzi pan, że jestem w rozsypce? – Właśnie widzę. I chciałbym jakoś pomóc. – Pomóc, dobre sobie – prychnęła. – Mnie teraz pomóc może jedynie okulista, no, ewentualnie psychiatra, więc naprawdę może pan sobie darować uprzejmości. Mężczyzna uśmiechnął się lekko. – Mimo wszystko spróbuję – stwierdził, po czym usiadł obok niej. – Co z twoim okiem? Julia odruchowo dotknęła okolic powieki. – Właśnie usiłuję to ustalić, ale marnie mi idzie. – To znaczy? – Od rana próbuję znaleźć jakiegoś lekarza, ale wygląda na to, że wszyscy okuliści wyparowali nagle z naszego globu. Mam dzisiaj największego pecha w dziejach ludzkości. A to coś na oku rośnie, przez co boli mnie coraz mocniej.

Nie mówiąc już o tym, że niedługo wyleję z siebie chyba całą wodę, jaką mam w organizmie. To oko ciągle mi łzawi. Mężczyzna nie przestawał się delikatnie uśmiechać. – Ja wcale nie powiedziałbym, że masz dzisiaj największego pecha w dziejach. Julia spiorunowała go wzrokiem. – Czego nie zrozumiałeś w mojej historii? – zapytała bezpośrednio tak jak on wcześniej, chociaż przecież nie przeszli na ty. – Jestem chora, a nikt nie chce mi pomóc. Pojadę do domu, odesłana z kwitkiem, i jutro będzie jeszcze gorzej. A potem jeszcze i jeszcze, aż w końcu zupełnie oślepnę. I na co idą te wszystkie podatki, które płacę co miesiąc na służbę zdrowia? – Spokojnie. Według mnie wcale nie oślepniesz. Słysząc te słowa, znowu popatrzyła na niego nieprzychylnie i nieco mocniej przycisnęła do siebie szalik oraz torebkę. – Jeśli chcesz mi powiedzieć, że od bólu oka się nie umiera, to daruj sobie. Te słowa tylko wkurzą mnie bardziej. – Ale od gradówki naprawdę trudno jest umrzeć. – A z ciebie niby taki znawca, że potrafisz takie rzeczy ot tak rozpoznać? – zezłościła się jeszcze bardziej. Teraz mężczyzna zaśmiał się w głos. – Wygląda na to, że sześć lat studiów, a potem kilka kolejnych specjalizacji nie poszło na marne. Julia niemal zamarła. – Co? Co ty powiedziałeś? Po jego twarzy znowu przebiegł uśmiech. – Może lepiej będzie, jeżeli najpierw ci się przedstawię. Filip Leśniewski. Okulista. Na dźwięk tych słów aż ją zatkało. – Ja… Eee… – Nie tłumacz się ani nie przepraszaj. – Znowu się uśmiechnął. – Nic się nie stało, skąd mogłaś wiedzieć. Julia patrzyła na niego tępo, mrugając powiekami i wyrzucając sobie w myślach, że jest skończoną idiotką. W końcu odzyskała zdolność mowy oraz racjonalnego myślenia.

– No to nieźle się wygłupiłam… – Popatrzyła na niego przepraszająco. – Cóż, nie chcę cię urazić, ale może rzeczywiście to trochę zabawna sytuacja. Julia spuściła wzrok zakłopotana, lecz po chwili ucieszyła się w duchu, że mimo wszystko trafiła na specjalistę, którego szukała. – Więc mówisz, że to gradówka? – odważyła się spytać. – Tak mi się wydaje, ale pewność będę miał dopiero po wykonaniu badania. – Po tym wszystkim chcesz jeszcze mnie badać? – zapytała, zanim zdołała ugryźć się w język. Filip pokręcił głową i podniósł się z krzesła. – Przecież nie zostawię cię samej w tym stanie. Po pierwsze gradówkę lepiej leczyć, a po drugie jeszcze z rozpaczy wypłaczesz sobie oczy. Chyba oboje wolelibyśmy tego uniknąć, prawda? Julia musiała przyznać mu rację. – No dobrze – wymamrotała pod nosem, również wstając z krzesła. – Tylko co z tą wredną babą, która nakrzyczała na mnie zaraz po wejściu na oddział? – Wierz mi, w moim towarzystwie jesteś bezpieczna – powiedział lekarz, więc przewiesiła sobie torebkę przez ramię i ruszyli na oddział. – Swoją drogą zastanawiam się, która z pielęgniarek jest taka milusińska – dodał jeszcze, zanim tam doszli. – W moim odczuciu jej zachowanie zasługuje na jakiś komentarz, a nawet naganę. Żeby tak straszyć moje pacjentki… – Pokręcił głową. Tym razem Julia ugryzła się w język. Wolała się skupić na swoim oku, skoro w końcu znalazła wybawiciela.



Rozdział 4 Gdy Maks po piętnastej wychodził z pracy, miał wrażenie, że zostawia za sobą najdłuższy dzień w historii. Może to za sprawą kataru i ogólnego złego samopoczucia, a może z powodu burzy mózgów podczas zebrania oraz kilkugodzinnego przeglądania ofert hoteli, ale czuł się jak dętka. Bolały go głowa i wszystkie mięśnie, marzył już tylko o ciepłym łóżku i o wzięciu środków przeciwbólowych. Uświadomił sobie, że nie ma żadnych ani w samochodzie, ani w domu. To właśnie dlatego zamiast pojechać do swojego przytulnego mieszkania, udał się najpierw do apteki. Miał kiepski dzień. Od rana zawzięcie głowił się nad wyborem najlepszego hotelu na przyjęcie. To wcale nie było takie łatwe, jak się zdawało, bo prezesostwo miało wiele szczegółowych wymagań. W dodatku podczas zebrania dyrektorka oddziału poinformowała Maksa, że ma czas tylko do wieczora. – Jutro rano chcę mieć nazwę hotelu na biurku – powiedziała stanowczo przy reszcie zespołu. Maks miał ochotę skwitować jej polecenie głośnym śmiechem. Niby jak miał wybrać idealny hotel w tak krótkim czasie, skoro – gdy dzwonił do niektórych recepcji przed zebraniem – nikt nie odbierał? Okazało się, że nie tylko on znalazł się w takiej sytuacji. – Nie martw się, mnie kazała na jutro przynieść dziesiątki modeli balonów, żebyśmy mogły wybrać te najlepsze – oznajmiła mu z ponurą miną koleżanka. – A mnie kawałki różnych tortów, bo wybór smaku jest przecież najważniejszym zadaniem na świecie – dodała ze złością druga. Maks pomyślał, że już wolał to poranne roztargnienie dyrektorki. Podczas zebrania wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały na to, że Marzena zamierza uciec przed problemami osobistymi, popadając w pracoholizm. Zanosiło się więc na to, że tym razem dział marketingu zamiast dobrej zabawy

podczas przyjęcia bardziej zapamięta okupione stresem przygotowania do tego dnia. No po prostu cudownie… Psiocząc w duchu na przełożoną, Maks dodał do swojej wizji ciepłego łóżka jeszcze służbowego laptopa, nic więc dziwnego, że gdy dojechał do apteki, wyszedł z samochodu wściekły jak osa. Po porannym słońcu nie było już śladu. Niebo zasłoniły ciężkie chmury i zerwał się wiatr. Zimne podmuchy smagały go po twarzy, potęgując ból głowy oraz katar. Czym prędzej wszedł do środka i stanął w kolejce. Była naprawdę długa, jakby mieszkańcy całego miasta nagle się rozchorowali. – Niech to szlag – mruknął pod nosem, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby pojechać do innej. W tym samym momencie weszła jednak kolejna osoba i przez otwarte drzwi wpadły chłodne podmuchy wiatru. To skutecznie ostudziło zapędy Maksa, żeby szukać innej apteki. Poczekam, zadecydował w duchu i wychylił się na bok, żeby zobaczyć, ile osób stoi przed nim. I to właśnie wtedy ją dostrzegł.



Rozdział 5 Jeżeli Julii zdawało się rano, że słabo widzi, to po zbadaniu przez Filipa mogła śmiało powiedzieć, że widzi fatalnie. Chociaż była mu wdzięczna za poświęcony czas, po kroplach, którymi zakroplił jej oko, ledwie widziała zarys mebli oraz postaci w aptece. Ściskając w dłoni receptę na krople z antybiotykiem oraz maść do smarowania powieki, posuwała się w kolejce, bardziej skupiając się na tym, co słyszy oraz co czuje pod nogami. Chyba pierwszy raz była w takiej sytuacji i naprawdę tęskniła za soczewkami. Niestety, Filip zabronił je zakładać przez kilka dni, zanim guzek na jej powiece choć trochę się nie zmniejszy, a okularów już dawno nie miała, musiałaby najpierw więc udać się optyka. Jak na złość kolejka w aptece posuwała się do przodu w żółwim tempie. Nie żeby spieszyło jej się do domu, ale oddałaby wiele, żeby móc w końcu odpocząć. Była naprawdę wykończona przeżyciami dzisiejszego dnia, nie mówiąc już o tym, że nadal bolało ją oko. Co prawda Filip zapewniał, że po lekach, które jej zaaplikował, ból powinien się zmniejszyć, lecz na razie nic się nie działo. Chciała więc po prostu zrealizować receptę i pojechać do siebie. Opatulona szalikiem powoli przesuwała się do przodu ogonka. Za jej plecami kaszlała bez przerwy jakaś starsza kobieta, a z oddali dobiegał dźwięk dzwonka towarzyszący każdorazowemu otwieraniu i zamykaniu drzwi. Z boku docierały do niej głosy farmaceutek, które obsługiwały kolejnych klientów. Z chwili na chwilę stawały się coraz głośniejsze, po czym wywnioskowała, że lada moment nadejdzie jej kolej. I nie myliła się. Gdy wytężyła wzrok, dostrzegła przed sobą tylko jednego mężczyznę, dzięki czemu serce zabiło jej mocniej. W końcu będę mogła stąd wyjść, ucieszyła się w duchu. I wrócić do domu. Z radości ścisnęła mocniej trzymaną w ręce receptę i poprawiła torebkę na ramieniu. Wytężając słuch, oczekiwała, aż któryś z klientów apteki zwolni

okienko i mężczyzna przed nią do niego podejdzie, żeby mogła w pełni skupić się na tym, do którego potem sama ma podejść. W końcu usłyszała, jak jakiś klient odchodzi, a potem dotarł do niej miły głos farmaceutki. – Zapraszam następną osobę. – Usłyszała i popatrzyła na stojącego przed sobą mężczyznę. Była pewna, że facet ruszy do przodu, ale tak się nie stało. – Proszę, teraz pana kolej – powiedziała, lekko się do niego uśmiechając, lecz on nadal ani drgnął. – Proszę pana, proszę podejść do okienka – powtórzyła nieco głośniej, sądząc, że może to starszy człowiek, który cierpi na problemy ze słuchem. Przez te krople i brak okularów naprawdę słabo widziała, więc trudno jej było ocenić jego wiek. Mężczyzna i tym razem ani drgnął. – Idzie pan czy nie? – zapytała z irytacją, a za jej plecami rozległy się stłumione chichoty. Facet stał w miejscu uparcie jak osioł albo posąg kamienny, co naprawdę zaczynało ją wkurzać. Zdenerwowana chciała złapać go za ramię, w końcu nie zamierzała stać w tej kolejce do rana, gdy nagle usłyszała znajomy głos: – Julia? Dlaczego ty gadasz do manekina? Na dźwięk tych słów zastygła w bezruchu. – Maks, to ty? – Ja. – O czym ty mówisz? – Ten koleś przed tobą to nie jest żaden klient, ale manekin reklamujący leki – oznajmił Maks, a za ich plecami znowu rozległy się śmiechy. – Nie ruszy się, choćbyś błagała go na kolanach. Za to ty… – Chłopak wyraźnie się zmartwił. – Dobrze się czujesz? Wszystko z tobą w porządku? Jeżeli istniałby sposób, żeby zapaść się ze wstydu pod ziemię, Julia zrobiłaby wszystko, żeby teraz go wykorzystać. Na litość boską, właśnie chciała wygłosić tyradę pod adresem tekturowego stojaka w kształcie człowieka w aptece, i to na oczach licznych klientów. Ależ było jej wstyd! Zażenowana popatrzyła na Maksa. – Wszystko dobrze? – ponowił pytanie i ujął ją pod rękę. – Ja… Eee… – Nie mogła nagle znaleźć żadnych sensownych słów. – Chcesz wykupić receptę, tak? – Na szczęście Maks mimo całego zamieszania miał głowę na karku.

– Eee… Recepta. Ach, tak. Maks bez słowa wziął od niej kartkę i przepraszając zniecierpliwionych klientów, podszedł z nią do okienka. Julia słyszała, jak rozmawia z farmaceutką. Nadal miała ochotę zapaść się pod ziemię. Co prawda nie widziała min stojących za nią klientów, ale bez trudu wyobrażała sobie, jak patrzą na nią z litością, ze współczuciem albo zażenowaniem. Boże… – jęknęła w duchu. Czy ten dzień nie mógłby się nareszcie skończyć? Maks w tym czasie wykupił jej leki. Gdy przeklinała w duchu całą tę gradówkę i w ogóle fakt, że wstała dziś z łóżka, podszedł do niej i ujął jej ramię. – Udało mi się dostać wszystkie leki z recepty – powiedział, za co naprawdę była mu wdzięczna. – Krople do oczu i maść, tak? Skinęła głową, więc podał jej reklamówkę. – Świetnie. W takim razie teraz wyjaśnij mi, dlaczego właściwie rozmawiałaś z manekinem. Julii znowu zrobiło się wstyd, poza tym ostatnim, czego teraz chciała, to o tym rozmawiać. Tym bardziej z Maksem, który działał jej na nerwy. Doszła jednak do wniosku, że skoro chłopak uratował ją przed totalną kompromitacją i zrobił dla niej zakupy, to chyba winna mu była wyjaśnienia. – Dobrze – powiedziała w końcu. – Ale czy możemy porozmawiać gdzieś indziej? Maks popatrzył na twarze zniecierpliwionych klientów. – Masz rację. Apteka to rzeczywiście nie jest najlepsze miejsce. Zwłaszcza gdy chwilę temu przepychało się z manekinem, dodała w myślach Julia, ale nie powiedziała tego na głos. – Jesteś samochodem? – zapytał Maks. Przezornie darowała sobie komentarz, że w takim stanie nie byłaby chyba zdolna prowadzić. Maks nigdy nie należał do osób domyślnych i już miała uraczyć go jakimś feministycznym tekścikiem, ale w tej sytuacji nie wypadało się chyba na nim wyżywać. – Nie. Przyjechałam autobusem – odparła. – To nawet dobrze się składa. – Dlaczego? – Odwiozę cię i porozmawiamy w samochodzie. Nie powinnaś raczej sama poruszać się po mieście, a przypuszczam, że żadne z nas nie ma teraz ochoty

włóczyć się po knajpach. Julia rozważała przez chwilę jego propozycję i w końcu uznała, że to rzeczywiście dla niej najbezpieczniejsze wyjście. – Niech będzie. – Poczuła, jak Maks bierze ją za rękę. – Ej! – Zabrała mu ją gwałtownie. – Co ty robisz? – Jak to co? Skoro prawie oślepłaś, to chcę pomóc ci stąd wyjść. – Dziękuję, nie jest ze mną jeszcze tak źle. – Spiorunowała go wzrokiem, a właściwie miejsce, w którym stał, bo nie widziała dobrze. – Poradzę sobie. Maks zdziwił się jej reakcją, ale wyglądało na to, że nie zamierza się kłócić. – No dobrze, jak chcesz. Tylko żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałem. Ruszyli do wyjścia. Julia na wszelki wypadek szła ze spuszczoną głową, żeby uniknąć pełnych litości spojrzeń klientów, ale chyba jej się nie udało, bo na swoje nieszczęście potknęła się o próg. – Uważaj! – zawołał Maks i w porę ją podtrzymał. Zaklęła w myślach, wkurzona, a potem usłyszała za plecami śmiechy klientów. – Nadal upierasz się, że poradzisz sobie sama? – zapytał spokojnie chłopak. Już miała na niego warknąć, gdy nagle dotarło do niej, że nie ma pojęcia, gdzie zaparkował samochód, a na chodniku na pewno czekało na nią wiele przeszkód. – To gdzie ta twoja ręka? – bąknęła. Maks się uśmiechnął, ale darował sobie komentarz. – Tutaj. – Ujął jej łokieć. Julia odetchnęła głęboko, czując jego dotyk. Boże, szepnęła w myślach, za co ty mnie tak karzesz? Pozwoliła Maksowi poprowadzić się do samochodu. Po chodniku jak na złość przemieszczało się w tym czasie wielu przechodniów, przez co czuła się niczym skończona idiotka. Musieli kilkakrotnie stanąć, żeby na nikogo nie wpaść. Miała nadzieję, że krople, które zaaplikował jej lekarz, lada moment przestaną utrudniać jej widzenie, bo to wszystko robiło się nie do zniesienia. I jeszcze ten Maks… Pomyślała o bracie Oli, z którym od niepamiętnych czasów była na wojennej ścieżce. Miała tylu znajomych – czemu właśnie on musiał napatoczyć się w tej aptece? Nie mogła trafić na kogoś innego? Narzekając na niego w duchu, wsiadła do auta. Musiała przyznać, że Maks

zaskoczył ją przy tym troskliwością. Nie dość, że otworzył przed nią drzwi, to jeszcze przytrzymał rękę nad jej głową, żeby nie uderzyła się, wsiadając. Dopiero gdy upewnił się, że bezpiecznie usiadła na fotelu, zamknął drzwi i okrążył samochód. – Okej, już jestem – powiedział, jakby nie zauważyła. – To dokąd cię zawieźć? – Do domu. – Sięgnęła po pas. – Mam już naprawdę dosyć ekscesów na dziś. – To tak jak ja – rzucił, po czym zapalił silnik. – Nie dość, że człowiek jest chory, to jeszcze nie ma ani chwili spokoju. – Jesteś chory? – Chyba gdybym był zdrowy, to nie spotkalibyśmy się w aptece, prawda? – Czy ja wiem? Zawsze mogłeś kupować coś dla kogoś innego. – Punkt dla ciebie, ale raczej nie mam tego w zwyczaju. – To co ci jest? – Przeziębienie. Dopadło mnie jakieś cholerne paskudztwo i bolą mnie głowa i mięśnie. A do tego mam katar. – No tak, dla mężczyzny to rzeczywiście musi być… – Oszczędź sobie, dobrze? – Popatrzył na nią surowo. – Od rana słucham w pracy takich przytyków, a nie jestem w nastroju do żartów. Naprawdę kiepsko się czuję. Julia uznała, że rzeczywiście najlepiej będzie odpuścić. Maks w tym czasie wyjechał z parkingu i wrzucił jedynkę. – A z twoim okiem jest bardzo źle? – Zerknął na Julię przelotnie. – Nie żeby to była moja sprawa, ale kiepsko wyglądasz. – Z ciebie to dopiero jest amant. – Słucham? – Wiesz, jak sprawić kobiecie przyjemność, co? – Nie martw się, gdy trzeba, to jestem w tym naprawdę niezły. – Popatrzył na nią wymownie. – Nie bez powodu nie mogę się od nich opędzić. Tym razem miałem jednak na celu pytanie o twoje zdrowie. – Czyżby? – Naprawdę mogłabyś darować sobie dzisiaj te złośliwości. Julia umilkła. – To gradówka – powiedziała dopiero po chwili. – Grochówka? Jak ta zupa?

– Gradówka – poprawiła go. – Taka bakteryjna choroba, chociaż też pierwsze o niej słyszę. Pod powieką urósł mi guzek i dlatego tak źle to wygląda. – Jak się tego nabawiłaś? – Trudno powiedzieć. Najwidoczniej potarłam oko ręką, na której były zarazki, bo w jakiś sposób te bakterie musiały się tam dostać. – Długo będziesz się z tym męczyła? – zapytał. Jego głos brzmiał, jakby chłopak naprawdę się zmartwił. – Lekarz powiedział, że objawy powinny ustąpić w ciągu dwóch tygodni, ale nie dał gwarancji, że nie potrwa to dłużej. Maks pokiwał głową i włączył kierunkowskaz, żeby skręcić w prostopadłą ulicę. – Nie zazdroszczę ci. W tej aptece wyglądałaś tak, jakbyś nie widziała zupełnie nic. Julia już miała spytać, czy długo będzie jej to wypominał, ale w porę przypomniała sobie, że on nie ma przecież złych intencji. – To przez krople, które wpuścił mi do oka lekarz, i z powodu badania – wyjaśniła spokojnie. – Do czasu wizyty u okulisty nie było tak źle. – Mam nadzieję, że szybko ci to przejdzie, bo w takim stanie wiele nie zdziałasz. – Nic nie mów. – Julia westchnęła i oparła głowę o zagłówek, czując, że w końcu się rozluźnia. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że nie muszę wracać dziś do hotelu. Klienci mieliby niezły ubaw z niewidomej recepcjonistki. Na dźwięk tych słów Maks nagle osłupiał. – No racja… Przecież ty pracujesz w Stanfordzie. – Przecież nie od dzisiaj – mruknęła Julia. – Ale z góry uprzedzam, że jeżeli chcesz poderwać którąś z moich koleżanek z pracy, to nie masz co liczyć na pomoc. Ja się w takie gierki nie mieszam, zresztą… – Nie o to mi chodzi. – Nie dał jej skończyć. – W takim razie o co? – O hotel. Julia poczuła irytację. – Musisz być taki lakoniczny? Tak się składa, że ja też nie mam dzisiaj dobrego humoru. I od razu mówię, że nie wynajmujemy pokojów na godziny. Jeśli w tym celu interesuje cię nasz hotel, to lepiej o tym zapomnij.

– O rety… Czy ty musisz tylko o jednym? Jeżeli brakuje ci seksu, to umów się z jakimś kolesiem, bo nie da się z tobą rozmawiać. Julia popatrzyła na niego surowo. – Po pierwsze niczego mi nie brakuje, a po drugie wypraszam sobie takie komentarze. Co ty sobie myślisz? Że skoro siedzę z tobą w aucie, to możesz mnie obrażać? Tak się składa, że nic mnie tutaj nie trzyma i nie jestem zdana na twoją łaskę. Jeszcze jeden taki przytyk, a wysiądę. I mówię poważnie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu Maks wrócił do patrzenia na drogę. – To ty zaczęłaś – burknął jeszcze tonem pokrzywdzonego dziecka. Julia prychnęła. – Akurat. – Dobra, nieważne – zakończył temat, chociaż na usta cisnęły mu się zupełnie inne słowa, i zredukował bieg, wjeżdżając na osiedle. – Powiedz mi lepiej, czy w Stanfordzie można zorganizować firmowe przyjęcie. – Oczywiście, że można. I to najlepsze w mieście. – Ile ten hotel właściwie ma gwiazdek? – Cztery – odparła. – Jako jedyny tutaj. – W takim razie Bogu dzięki za nasze dzisiejsze spotkanie! – zawołał ucieszony Maks. – Właśnie takiego miejsca potrzebuję. Julia popatrzyła na niego zaciekawiona, ale zanim zdążyła zapytać, dotarli pod jej blok. Maks zatrzymał samochód tuż przy krawężniku. – To tutaj? Dobrze pamiętam? Dziewczyna spojrzała za okno. Po ich prawej stronie znajdował się niezbyt nowy, szary budynek, którego elewacja przez lata zdążyła przybrudzić się na tyle, że właściwie ciężko było powiedzieć, jaki miała kolor. Zamontowane w równych odstępach rzędy okien ciągnęły się ku górze i na boki, a nad wejściami do klatek schodowych wisiały wyblakłe daszki wsparte na dwóch podporach. Ot, typowy piętrowiec, jakich wiele zostało w mieście z poprzedniego wieku. – Na to wygląda – powiedziała, przyjrzawszy się wejściu. – Na pewno? Bo wiesz, tamten manekin w aptece też ci wyglądał na człowieka. – Doprawdy bardzo zabawne. – Odpięła pas. – Może i niedowidzę, ale z moją

głową wszystko jest dobrze i jeszcze pamiętam, gdzie mieszkam. – Wyluzuj, tak tylko sobie żartuję. – W takim razie cudownie, że mogłam zapewnić ci dzisiaj rozrywkę. Niestety, czas antenowy się kończy. – Musisz być taka? – spytał urażony. – Nie muszę, ale tak się składa, że ty też nie jesteś dzisiaj najmilszy. Chociaż może powinnam raczej powiedzieć: jak zawsze. – Teraz będziesz się czepiała tego, jaki mam charakter? – Może tak, może nie. – Popatrzyła na niego znacząco. – W każdym razie dziękuję ci za podwózkę, chyba najwyższa pora się rozstać. – Zaraz… – Maks odruchowo dotknął jej ręki. – Chyba tak po prostu sobie nie pójdziesz? Julia zaśmiała się mimo marnego humoru oraz bólu oka. – A co? Mam cię w podziękowaniu zaprosić na górę? Może jeszcze do łóżka? – Ty naprawdę jesteś jakaś zboczona… – Ja? – Zatrzepotała rzęsami. – To nie ja zmieniam kobiety jak rękawiczki. – Z tego, co wiem, nie grozi za to paragraf. – Ale pomnik i hymny pochwalne też nie czekają. Maks zamilkł na chwilę, po czym spojrzał ostro na Julię. – Dobra, jak chcesz. Idź sama i połam coś sobie, zaliczając upadek na klatce. Chciałem być tylko miły, ale skoro się nie da, to nie będę naciskał. – Łaskawca – syknęła i już miała nacisnąć na klamkę, gdy głośno odchrząknął. – A przy okazji: dzięki twojemu niewyparzonemu językowi hotel stracił poważnego klienta. Jestem odpowiedzialny za wybór miejsca na imprezę firmową spółki, w której pracuję, ale skoro Stanford ma taką nieprzyjemną obsługę, to poszukam czegoś innego. I na pewno nie odmówię sobie przyjemności szepnięcia o tym słówka twojej szefowej. Odwróciła się do niego wkurzona. – To szantaż? Maks się roześmiał. – Interpretuj to sobie, jak chcesz. A przy okazji: szerokości podczas zaliczania spektakularnego upadku na klatce. Julia pokręciła głową, mając już dosyć tych docinków. – Ty jesteś jak dziecko, wiesz? Właśnie dlatego żadna kobieta na dłuższą metę

cię nie chce. – Ha, ha, ha. – Maks wywrócił oczami i otarł ręką wyimaginowane łzy, czym omal nie doprowadził jej do furii. – Naprawdę zabawne. To się uśmiałem. – Pajac. – Flądra. – Kretyn. – Żmija. – Wieczny chłopiec bez szans na to, żeby dorosnąć. – Stara panna. – Słucham? – Na dźwięk tych słów zamarła i aż się w niej zagotowało. – Co ty powiedziałeś? – No cóż… – Maks teatralnie zlustrował ją wzrokiem. – Najmłodsza już nie jesteś. Zaraz stuknie ci trzydziestka, a… – Nie miał, niestety, szansy dokończyć wywodu, bo przerwało mu trzaśnięcie drzwiami. Julia wysiadła. Już chciał wyzwać ją w myślach od najgorszych kobiet na świecie, ale nie było mu dane, ponieważ dziewczyna, po zaledwie kilku krokach, z całym impetem zderzyła się ze słupkiem, na którym zamontowano znak. Maks wypadł z auta jak poparzony. – Julia… – Podbiegł do niej i wziął ją pod ramię. – Wszystko w porządku? Zamroczona skinęła głową, ale wtem zachwiała się niebezpiecznie mimo silnego męskiego ramienia, a potem pochyliła głowę i… zwymiotowała.



Rozdział 6 Gdy Maks otwierał drzwi do mieszkania Julii, przemknęło mu przez głowę, że dawno tu nie był. W dzieciństwie i gdy jeszcze mieszkał w domu rodzinnym, spędzali ze sobą mnóstwo czasu, ale ostatnio nie mieli okazji. W przeszłości Julia, jak przystało na najlepszą przyjaciółkę jego siostry, przychodziła do nich niemal codziennie. Bawili się razem i biegali po podwórku, a czasami nawet wspinali się na drzewa Oczywiście gdy dziewczyny trochę podrosły, zaczęły zamykać przed nim drzwi i plotkować o ubraniach, kosmetykach, a potem także i chłopcach, ale mimo wszystko był z nimi zżyty. Gdy zaczęły w nim buzować hormony, zainteresował się jednak Julią jako dziewczyną, nie najlepszą kumpelką siostry. I choć nieczęsto przyznawał się do tego nawet przed samym sobą, chyba nie było to tylko głupie zauroczenie. Do tej pory, gdy tylko ją widział, szybciej biło mu serce i jeśli już myślał o założeniu rodziny, to widział w roli żony właśnie Julię. Inne dziewczyny do pięt jej nie dorastały. Szkoda tylko, że nigdy nie dała mu szansy… – Pospiesz się. – Usłyszał za sobą, gdy próbował znaleźć właściwy klucz do zamka. – Nie chcę cię straszyć, ale jeżeli za chwilę nie położę się na kanapie, będziemy tu mieli powtórkę z rozrywki. Wolałabym tego nie robić sąsiadom – oznajmiła słabym głosem. Maks wyobraził sobie, jak pucuje na kolanach klatkę schodową, i czym prędzej wrócił do szukania właściwego klucza w sporym pęku. – Byłoby łatwiej, gdybyś nie nosiła ze sobą kluczy do wszystkich mieszkań na okolicznych osiedlach – mruknął pod nosem. – Tak? A według mnie byłoby łatwiej, gdybyś mnie nie wkurzał. To przez ciebie uderzyłam w ten słup – odcięła się mimo złego samopoczucia i marnego humoru. Maks nie chciał się z nią znowu kłócić, poza tym znalazł w końcu właściwy

klucz i otworzył drzwi. – Wreszcie – szepnęła Julia z ulgą. Poirytowany jej przytykami stanął obok drzwi i wykonał niski ukłon, jakby witał jakąś szlachciankę. – Zapraszam szanowną księżniczkę do jej osobistego zamczyska. – Kretyn. – Julia wyminęła go w progu i weszła do środka. Zamiast jednak zdjąć buty czy kurtkę, ruszyła prosto do salonu, żeby położyć się na kanapie. Maks wszedł do mieszkania i zamknął drzwi. W przeciwieństwie do niej zdjął buty, a po chwili także kurtkę i szalik. Nadal męczył go katar, więc najchętniej położyłby się do łóżka, ale przecież nie mógł zostawić dziewczyny samej w tym stanie. Dziwne, ale czuł się za nią odpowiedzialny. Odwiesił ubrania na wieszaku na ścianie i powiódł wzrokiem po mieszkaniu Julii. Pod ścianą stała szafka na buty, a przy drzwiach do łazienki wisiało duże lustro. Od razu spostrzegł, że drzwi do łazienki nie do końca się zamykały. Brakowało w tym mieszkaniu męskiej ręki. Szkoda, że nie miał szansy, żeby się w tym względzie wykazać. Ogólnie było jednak w dobrym stanie i dość nowoczesne. Zanim Julia zaczęła je wynajmować, przeszło gruntowny remont. Panował porządek – według Maksa charakterystyczny znak Julii. Bywał u wielu dziewczyn, ale nigdy nie widział tak zadbanego mieszkania. Nie mówiąc już o pięknych dodatkach, którymi Julia upiększyła wnętrze. W biało-beżowym salonie z aneksem kuchennym na stole stały tulipany, a na kanapie leżały ozdobne poduszki. To właśnie na tej ostatniej zobaczył Julię Maks, gdy wszedł do pokoju. Dziewczyna padła na kanapę w kurtce i w butach i leżała na plecach, zakrywając oczy ręką. – Może jednak powinniśmy pojechać na pogotowie? – zmartwił się Maks. Julia odsłoniła oczy i popatrzyła na niego złowrogo. – Jak masz prawić takie farmazony, to lepiej od razu jedź do domu. – Mówię poważnie, Julia. Nudności mogą być objawem poważnych urazów głowy. A ty naprawdę mocno uderzyłaś w ten słup. – A ty co? Skończyłeś szkołę medyczną, że tak się wymądrzasz? – Nie, ale dopiszę do twojej listy objawów także wzmożoną złośliwość. Julia odetchnęła głęboko i znowu nakryła oczy ręką. – Lepiej przydaj się do czegoś i przynieś mi wodę. Mdli mnie.

– Ja rekomendowałbym raczej… – Wiem, wiem, wyjazd do szpitala. – Nie dała mu skończyć. – Tylko tak się składa, że dzisiaj już tam byłam. I straciłam tyle nerwów, że wystarczy mi na bardzo długi czas. Na pewno nie zawitam tam szybciej niż po pięćdziesiątce. – Dlaczego akurat wtedy? – Nie wiem. Po prostu taki wyznaczam sobie okres karencji. Chociaż gdy przypominam sobie tę pielęgniarkę, która na mnie napadła, to nie wiem, czy go nie wydłużyć. – Wiesz co? Gadasz jak potłuczona – stwierdził Maks. – To chyba nie dziwne, skoro przed chwilą uderzyłam się w słup, prawda? – Dopiszę w takim razie do listy twoich objawów jeszcze słowotok – powiedział, za co oberwał poduszką. – Skończ już. Nie bawi mnie to. – Dobrze, już dobrze – odparł pokojowo. – Podam ci lepiej tę wodę. A imbir masz? – Imbir? – Moja mama zawsze mówiła, że wywar z imbiru czy chociaż ssanie świeżych plasterków pomaga zwalczyć nudności. – Ciekawe. Nie słyszałam o tym sposobie. – Przetestowałem go kilka razy i jest skuteczny. To co? Masz ten imbir? – Powinnam mieć. Zobacz w koszyku z owocami. Maks pokiwał głową i odwrócił się w stronę aneksu kuchennego. Szybko zlokalizował dzbanek do filtrowania wody i podał Julii szklankę. Gdy piła, włączył czajnik, bo postanowił przygotować dla niej napar z imbiru, tak jak w dzieciństwie robiła mama. Julia chyba naprawdę źle się czuła, bo darowała sobie jakikolwiek komentarz i po prostu leżała na kanapie, nadal w butach i kurtce. Zanim jednak skończył, gwałtownie zerwała się z kanapy i pobiegła do łazienki. Po chwili do Maksa dobiegł odgłos torsji. – No pięknie… – mruknął pod nosem, a głośniej zawołał w stronę łazienki: – Wszystko w porządku? Julia nie odpowiedziała, więc ruszył do niej. Był na siebie zły, że uległ jej namowom i od razu nie zawiózł jej na pogotowie. Wiedział, jakie konsekwencje mogą nieść za sobą poważne urazy głowy. Już chciał uraczyć Julię wykładem, ale gdy zajrzał do łazienki, widok tak go zaskoczył, że darował sobie protesty.

Julia stała przed lustrem i wyglądała… Cóż, nawet on, jej wielki wielbiciel, musiał przyznać, że wyglądała doprawdy żałośnie. Ubrana w grubą kurtkę i w jednym bucie (drugi zgubiła po drodze), stała zapłakana nad umywalką, a jej posklejane włosy opadały smętnie na twarz i ramiona. Zapuchnięte oko było bardzo czerwone, a z drugiego płynęły łzy. – Ty płaczesz? – Maks stanął jak wryty. Julia odwróciła się do niego i załkała. – A dziwisz mi się? Spójrz tylko, jak ja wyglądam. – Julia… – Nagle żal ścisnął mu serce. – Ale to przecież tylko przejściowe. Jesteś chora. – Żałosna jestem, nie chora. – Znów spojrzała do lustra i rozpłakała się głośniej. – Nic dziwnego, że nikt mnie nie chce, skoro tak wyglądam. Powinnam kupić sobie jakąś maskę na twarz, żeby nie straszyć ludzi na ulicach. – Julia… – No co, nie mam racji? Jestem żałosną starą panną, jak sam określiłeś mnie w samochodzie, bez perspektyw na szczęście. Na dobrą sprawę mogę od razu pożegnać się z marzeniem o dziecku i szczęśliwej rodzinie, bo z takim wyglądem daleko nie zajdę. – Nie gadaj bzdur. Niby od kiedy wygląd jest najważniejszy? Chociaż chciał ją pocieszyć, słysząc te słowa, tylko bardziej się rozszlochała. – Po prostu wspaniale. Nawet ty uważasz mnie za nieatrakcyjną – wydusiła przez zaciśnięte gardło. – Ale ja wcale tego nie powiedziałem… – Powiedziałeś – załkała. – Gdybym wydawała ci choć trochę ładna, nie użyłbyś takich słów. Jeszcze ta przeklęta zmniejszona płodność… Naprawdę cudownie. Maks przeklął w duchu kobiecą logikę i zamiast dyskutować, podszedł do Julii, żeby ją przytulić. Jakiś głos mówił mu, że tym razem go nie odepchnie, i miał rację – dziewczyna przylgnęła do niego całą sobą i zaczęła szlochać mu w ramię. Maks miał na końcu języka, że według niego jest najpiękniejszą kobietą na świecie, ale nie wypowiedział tego na głos, bo w tym stanie i tak by mu nie uwierzyła. Zamiast tego głaskał ją po plecach, podczas gdy jej łzy wsiąkały mu w koszulę. – Będzie dobrze – wyszeptał w końcu nad jej głową, ale tylko odsunęła się od

niego i zaprzeczyła. – Wcale nie będzie. – Wytarła nos. – Moje życie to katastrofa. – Dlaczego tak mówisz? Masz jakieś problemy? – Żeby to jeden… Maks popatrzył na nią z empatią. – Może zamiast płakać, opowiesz mi o tym? – Nie wiem, czy jest sens. I tak nie będziesz umiał mi pomóc. Jeśli w ogóle mnie zrozumiesz… – Hej, nie oceniaj mnie tak nisko, dobrze? Najpierw powiedz mi, o co chodzi, a potem będziemy się martwić. Julia rozważała przez chwilę jego słowa, ale w końcu skinęła głową. – Świetnie! – ucieszył się Maks. – Ale najpierw zdejmij kurtkę i but. – Popatrzył na jej ubranie. – Na pewno jest ci w tym za gorąco. Gdy dziewczyna pozbyła się niepotrzebnych w domu elementów garderoby, Maks zaniósł je na korytarz, a ona w tym czasie opukała twarz wodą i wrócili do salonu. – Może najpierw zakroplę to oko – powiedziała jeszcze, zanim zaczęli rozmowę. – Znowu zaczyna mnie boleć, poza tym lekarz kazał mi to robić kilka razy dziennie. – Pomóc ci? – Jeśli chcesz… Maks rozejrzał się za reklamówką z apteki, a potem kazał znowu położyć się Julii na kanapie i przysiadł obok niej, żeby przeczytać ulotkę dołączoną do kropel. – Trzeba wpuścić dwie, trzy do jednego oka – objaśnił. – Musisz przy tym patrzeć do góry. – Jasne. Przeszedł do rzeczy. Chociaż nigdy tego nie robił, bo najzwyczajniej w świecie nie miał okazji, odciągnął jej lekko powiekę, a potem wpuścił pierwszą kroplę. Julia syknęła i zamrugała gwałtownie, więc pogłaskał ją lekko po twarzy, zanim wpuścił następną. – Boli? – Niezupełnie, ale to dziwne uczucie. – Jeszcze tylko kilka i będzie po krzyku – powiedział łagodnie, po czym

wpuścił kolejne krople i zakręcił butelkę. – Dzięki. – Julia się uśmiechnęła. – Nie ma za co. – Popatrzył jej w oczy. – Na ulotce napisano, że powinnaś jeszcze chwilę poleżeć, więc nie wstawaj od razu. – Tak zrobię. – A jak nudności i głowa? – Lepiej – odparła, chociaż jej głos brzmiał tak słabo, że Maks nie był tego taki pewny. – Mówiłam ci, że tamto uderzenie to nic poważnego. – Nawet jeżeli, to i tak uważam, że lekarz mógłby cię obejrzeć. Lepiej dmuchać na zimne. – Ty zawsze jesteś taki troskliwy? Brzmisz teraz jak moja matka. – Jak moja też – zauważył. Julia uśmiechnęła się lekko. – Tak, to ich wspólna cecha. A tak w ogóle: napijesz się czegoś? – spytała. – Przez tę beznadziejną sytuację wyszłam na niegościnną. Maks pociągnął nosem. – Właściwie to napiłbym się herbaty. Kiepsko się czuję – dodał, co było zgodne z prawdą. Chociaż tak przejął się Julią, że zapomniał o swoim stanie zdrowia, czuł, jak powoli rośnie mu temperatura. W ostatnich dniach to właśnie wieczory były najgorsze. – To może zrobię ci taką z cytryną, imbirem i miodem? – Jeżeli to pomoże… Ale ja zrobię nam obojgu, okej? – Znowu popatrzył jej w oczy. – Ty leż. Julia protestowała przez chwilę, ale w końcu mu uległa. Była zmęczona, z jej wzrokiem nie było najlepiej i ostatecznie przekonał ją argument, że mogłaby niechcący poparzyć sobie palce. Ograniczyła się więc do wydawania Maksowi instrukcji, a gdy już podał jej kubek z herbatą, usiadła na kanapie, żeby zrobić mu miejsce. – Dzięki. – Posłał jej uśmiech. – A może chcesz coś na przeziębienie? – zaproponowała. – Nie żebym była niemiła, ale ty też nie najlepiej wyglądasz. – Oho, a więc już widzisz? – zaśmiał się Maks. Zamiast odpowiedzieć mu jakaś ripostą, popatrzyła na niego spokojnie. – Powiedzmy, że już jest trochę lepiej.

– A więc te krople to jakiś cud medycyny. Działają błyskawicznie. – Raczej powiedziałabym, że w końcu przestałam odczuwać skutki badania przez okulistę, ale nazywaj to, jak chcesz. Wracając jednak do leków… Chcesz coś przeciwgorączkowego? – Nie odmówię. Naprawdę nie czuję się najlepiej. – A u lekarza byłeś? – Julia spojrzała na niego wymownie. Maks dla swojego dobra przemilczał komentarz. – Przyganiał kocioł garnkowi – mruknęła więc dziewczyna, ale wielkodusznie poszła do apteczki i przyniosła mu leki, a z sypialni zabrała ciepły koc. – Czym sobie na to zasłużyłem, o, łaskawa pani? – zaśmiał się Maks. Zażył tabletkę i okrył się kocem. Julia zapaliła stojącą nieopodal lampę. Ciepłe światło rozświetliło wnętrze, przez co pokój stał się bardziej przytulny. Dziewczyna wróciła na kanapę i podciągnęła kolana pod brodę. – To co, pogadamy? – Maks kolejny raz spojrzał jej w oczy. Julia wzięła do ręki kubek z herbatą i zamyśliła się. – Właściwie to nie wiem, czy jest sens o tym rozmawiać – stwierdziła zasmucona. – Dlaczego? – Bo jak już mówiłam, moje życie to katastrofa. – Daj spokój. Nie ma takich problemów, których nie da się rozwiązać. – Być może, ale raczej nie możesz mi pomóc. Poza tym przemyślałam sobie to wszystko i doszłam do wniosku, że nie jesteśmy tak blisko, żebym ci się zwierzała. – Czyżby? – Maks uniósł brwi. – A przypomnieć ci, jak w dzieciństwie kąpaliśmy się w jednej wannie? Julia prychnęła. – Tylko dlatego że nie miałam wyboru. Nikt nie pytał mnie o zdanie, więc nie mogłam odmówić. – Akurat. Pewnie wcale nie chciałaś odmówić. – Maks! Na litość boską! Przecież byłam wtedy kilkuletnią dziewczynką. Jesteś okropny. – Dobrze, już dobrze – mruknął, uświadamiając sobie, że ten komentarz może rzeczywiście był nie na miejscu. – Mów lepiej, co cię trapi. Julia odetchnęła głęboko.

– Powiedzmy, że ostatnio mój plan na życie legł w gruzach. – Poważnie? – zdziwił się Maks. – Niestety. – Ale co masz dokładnie na myśli? Jesteś chora? Wyrzucili cię z pracy? – Można powiedzieć, że chodzi o to pierwsze. – Żartujesz… – Chłopak zbladł. – To coś poważnego? Do oczu Julii napłynęły łzy. Wahała się, czy powiedzieć mu więcej, ale w końcu nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre. – Lekarz powiedział mi, że niedługo prawdopodobnie nie będę mogła mieć dzieci – wydusiła, szlochając. – Głównie chodzi o to, że mam zmniejszoną liczbę komórek rozrodczych czy coś takiego. Dla mnie to prawdziwa katastrofa. Ja tak bardzo chcę być mamą, Maks… Nie mam na to perspektyw, a zostało mi naprawdę niewiele czasu. Chociaż Maks chciał powiedzieć, że to przecież nie koniec świata, powstrzymał się, gdy zobaczył, w jakim Julia jest stanie i ile to dla niej znaczy. Przysunął się bliżej i ją przytulił. – Tak mi przykro… – wyszeptał. – Odkąd to usłyszałam, jestem w kompletnej rozsypce – wyznała, znów roniąc łzy w jego koszulę. – Ale może ten lekarz się myli? Błędy chodzą po ludziach. – Nie sądzę. Wyniki badań raczej nie kłamią. Maks pogłaskał ją po plecach. – Co dokładnie powiedział lekarz? – Naprawdę cię to obchodzi? – Spojrzała na niego. – Skoro to dla ciebie ważne… Julia pociągnęła nosem i odsunęła się nieco. – W dużym skrócie: jeżeli chcę mieć dziecko, to powinnam się pospieszyć, bo niedługo będzie już na to za późno. – Ale przecież ty jesteś dopiero przed trzydziestką. – Musisz mi to przypominać? – Popatrzyła na niego łzawym wzrokiem. – Dla mnie to jeszcze wiek młodzieńczy. – Dla ciebie – powiedziała z akcentem. – Nie dla kobiet, które marzą o gromadce dzieci. – Daj spokój. Późne macierzyństwo jest w modzie.

– Może i tak, ale czy jest rozsądne? Zresztą w moim przypadku nie ma sensu rozmawiać o późnym macierzyństwie. Niedługo nie będę mogła mieć dzieci. Taka jest smutna prawda. Maks milczał przez chwilę. – Ale przecież na pewno można jakoś to leczyć. – Nawet jeżeli, to czy ty nie rozumiesz, że nie myślę na razie o szpitalach ani terapiach? – Julia popatrzyła na niego surowo. – Ja chcę mieć dziecko, Maks, a nie poświęcić swoją całą energię na szukanie metod skutecznej terapii. Zawsze chciałam być mamą, to sens mojego życia. A teraz… – Spuściła wzrok i niewidzącym wzrokiem popatrzyła na kubek z herbatą. – A teraz wygląda na to, że nic z tego nie będzie. – Ale przecież istnieje wiele rozwiązań. In vitro, adopcja… Dlaczego poddajesz się na starcie? W tych czasach jest mnóstwo alternatyw. Z jej oczu znowu pociekły łzy. – Nie tak wyobrażałam sobie to wszystko – załkała. – Zawsze gdy myślałam o swojej przyszłości, to sądziłam, że w tym wieku będę już matką, że będę miała męża, dom i gromadkę dzieci. – Julia… – Na widok jej rozpaczy niemal pękało mu serce. – Co jest ze mną nie tak, Maks? – Wpatrzyła się w niego uważnie. – Staram się. Naprawdę się staram. Dbam o siebie, wychodzę na randki… To nie jest tak, że zamykam się w domu i czekam na księcia z bajki. Dużo robię, żeby go znaleźć. Ostatnio byłam z koleżanką nawet na speed dating, ale to wszystko na nic. Albo spotykam maminsynków, albo facetów mniej męskich ode mnie, albo… Za długo by wymieniać. „Gdzie ci mężczyźni?” – zacytowała znaną piosenkę. – Dlaczego jestem sama? – Nie obwiniaj się. To nie w tobie leży problem. – Gdybym rozczarowała się raz czy dwa, to może i bym ci uwierzyła, ale zawiodłam się na facetach już tyle razy, że naprawdę zaczynam się zastanawiać, co robię nie tak. Może ja po prostu nie potrafię randkować? Może nie wiem, jak zainteresować mężczyznę? Maks znowu zamilkł na chwilę. Widok płaczącej Julii był dla niego naprawdę poruszający. Najchętniej od razu powiedziałby jej, że przecież wcale nie musi szukać faceta, bo przecież tuż przed nią siedzi kandydat, który oddałby wszystko, żeby mieć z nią dziecko, ale jakiś głos podpowiadał mu, żeby tego nie

robił. Znając życie, ona wyśmiałaby go i przestała się zwierzać, a do tego pewnie od razu pokazałaby mu drzwi. Lata doświadczenia w kontakcie z kobietami nauczyły go, że nie tędy droga. Ale patrząc inaczej… Czy sytuacja, w której znalazła się Julia, nie była jego szansą? Czy nie powinien wykorzystać tego, że dziewczyna jest w rozsypce, żeby w końcu się do niej zbliżyć? Myślał o tym przez chwilę, aż nagle go olśniło. – Cóż… Jeżeli problem leży w tym, że nie potrafisz randkować, to chyba mógłbym ci pomóc. – Uczepił się ostatniego zmartwienia, o którym mówiła. – Tak? – Julia otarła łzy. – Niby w jaki sposób? – Mogę udzielić ci kilku porad i opowiedzieć, czego właściwie chcą od kobiet mężczyźni. W końcu sam nim jestem. No i często chodzę na randki. – Czemu jak czemu, ale temu nie można zaprzeczyć – mruknęła pod nosem. – No właśnie. – Pokiwał głową zadowolony, że będzie miał pretekst, żeby znów się z nią spotkać, a wtedy przypomniało mu się o tym, że przecież chciał z nią porozmawiać jeszcze o organizacji przyjęcia w Stanfordzie. – Ale nie ma nic za darmo – dodał ośmielony. – Mogłam się tego spodziewać. – Co mogę na to poradzić? – Wzruszył ramionami. – W takich czasach żyjemy. – Czego chcesz w zamian? – Właściwie to niczego takiego, chodzi tylko o drobną przysługę – powiedział, po czym wyjaśnił jej wszystko. Pół godziny później zawarli swoisty układ.



Rozdział 7 Siedząc na drugi dzień w pracy z bolącym okiem, Julia nie mogła uwierzyć, że zgodziła się na propozycję Maksa. Gdyby nie to, że było już późno, najchętniej zadzwoniłaby do niego i powiedziała mu, że to wszystko bez sensu. Wcale nie radziła sobie na randkach najgorzej, zresztą nawet gdyby chciała nauczyć się randkowania, to na pewno nie od Maksa. Odkąd pamiętała, umawiał się wciąż z nowymi kobietami, a jego związki nie trwały dłużej niż kilka tygodni. Z pewnością nie zamierzała podrywać mężczyzn jego pokroju. Zależało jej na kimś miłym, ciepłym, rodzinnym i przede wszystkim stałym w uczuciach. Chociaż właściwie… Czy Maks nie był wczoraj miły? Była bardzo zaskoczona tym, jak się o nią zatroszczył. Siedziała w recepcji hotelu, za oknami padał deszcz. Oparta o kontuar patrzyła, jak krople wody roztrzaskują się o chodnik. Większość gości już spała i melodii deszczu nie zakłócały właściwie żadne odgłosy. Tylko z mieszczącej się nieopodal hotelowej kuchni dobiegało buczenie zmywarek i wyparzarki, które pracowały po skończonej kolacji. W połączeniu z rytmicznym bębnieniem ten szum działał na Julię kojąco i z trudem walczyła ze zmęczeniem. Chociaż nierzadko pracowała na nocne zmiany, dzisiaj wyjątkowo kleiły jej się oczy. Z utęsknieniem czekała, aż wszyscy goście wrócą do hotelu i będzie mogła na chwilę położyć się w pokoju socjalnym. Szefowa była wyrozumiała w tej kwestii, dzięki czemu bez obawy wykorzystywały z dziewczynami spokojne momenty w nocy, żeby wypocząć. No, może poza Sylwią, jedną ze zmienniczek – ona nigdy nie zasypiała, bo bała się, że nie obudzi jej dźwięk dzwonka naciskanego przez gości. Julia jednak nie miała takich problemów. Teraz tylko czekała, aż będzie mogła położyć się spać. Zastanawiała się, czy przestanie padać do rana. Gdy szła do pracy, w najlepsze świeciło słońce, więc nie wzięła parasolki. Miała nadzieję, że nie zmoknie w drodze powrotnej. Listopadowa

pogoda była zdradziecka, a nie chciała przeziębić się jak Maks. Już i tak miała dosyć problemów ze zdrowiem. Chociaż dziś już lepiej widziała, oko nadal bolało. Ostatnim, czego pragnęła, był teraz kaszel czy katar. Znowu pomyślała o Maksie. Trochę żałowała, że tak się wczoraj przy nim rozkleiła, ale po tych wszystkich perypetiach była w totalnej rozsypce. On zaś tak niespodziewanie się pojawił i zaproponował pomoc. Rozmawiali do późna i Maks pojechał do siebie dopiero przed dwudziestą trzecią. Nie mogła zaprzeczyć, że jego obecność bardzo ją wczoraj podniosła na duchu. Gdyby nie on, pewnie płakałaby jeszcze dłużej i raczej nie zasnęła do rana. No i miałaby duży problem, żeby samodzielnie wrócić do domu. Może więc zamiast na niego narzekać, powinna nazwać go swoim wybawicielem? Odetchnęła głęboko i podparła brodę ręką. Od wielu lat właściwie nie wiedziała, co myśleć o Maksie. Gdy była nastolatką, miała taki okres, że bardzo jej się podobał. Obiektywnie był przystojnym mężczyzną i wzdychała do niego, zresztą jak wiele dziewczyn ze szkoły czy koleżanek Oli. Ola złościła się nawet, że część osób chciała się z nią zaprzyjaźnić tylko dlatego, żeby zbliżyć się do jej brata. Ona na szczęście nie miała tego problemu, bo polubiły się dużo wcześniej, zanim Maks wyrósł na przystojnego chłopaka. Niestety, w pewnym momencie Maks bardzo się zmienił. Niespodziewanie zaczął wykorzystywać swoją urodę, żeby zdobywać kolejne kobiety, przez co Julia musiała zmienić swój obiekt westchnień. Prawie co weekend wracał z imprezy z inną dziewczyną i szczycił się swoimi trofeami, jak sam je określał, więc nie zamierzała marnować czasu ani energii na zauroczenie takim facetem. To chyba właśnie od tamtego okresu byli na wojennej ścieżce. Julia kilkakrotnie dogadała mu i wyraziła głośno swoją opinię na temat traktowania przez niego kobiet, co Maks do tej pory miał jej za złe. – Jesteś zacofana i staromodna – powiedział jej podczas którejś kłótni, za co miała ochotę dać mu w twarz. Ich drogi rozeszły się na dobre. Spotykali się tylko czasami i ograniczali do krótkich, kurtuazyjnych rozmów. Aż do wczorajszego wieczoru. Julia westchnęła i odchyliła się do tyłu, żeby wygodniej usiąść w fotelu. Mimowolnie zaczęła wspominać kłótnie z Maksem i to, jak nieświadomie złamał jej serce. Chociaż nie mówiła o tym nawet Oli, długo cierpiała po zawodzie miłosnym. Jej koleżanki umawiały się z kolejnymi chłopakami, a ona

próbowała przeboleć stratę złudzeń co do Maksa. Chyba również ze względu na to dawne uczucie spotykanie się z nim nie było najlepszym pomysłem. Nauka randkowania, dobre sobie. Czy to na dłuższą metę nie jest głupie? Niby jak takie lekcje miałyby wyglądać? I w jaki sposób Maks miałby ją niby uczyć? Uświadomiła sobie, że i tak jest na przegranej pozycji. Nawet gdyby odwołała te, hm, lekcje, w najbliższych dniach, chcąc nie chcąc, będzie musiała znosić Maksa. Wczoraj podała mu numer do menedżerki hotelu, która zajmuje się organizacją przyjęć. Z tego, co zdołała się dzisiaj od niej dowiedzieć, udało im się dogadać i firma, w której pracował Maks, miała urządzić w Stanfordzie swój jubileusz. Co więcej, szefowa to właśnie Julię wyznaczyła na osobę, która miała pomagać przy organizacji przyjęcia. – Skoro masz niedługo awansować, to powinnaś się już powoli uczyć pewnych rzeczy – powiedziała, najwidoczniej myśląc, że sprawi Julii w ten sposób przyjemność. – Wiele razy rozmawiałyśmy o tym, że marnujesz się na recepcji. Myślę, że ten jubileusz to świetna okazja, żeby w końcu zrobić krok naprzód. Ufam ci i wiem, że podołasz. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewniła ją Julia, chociaż prawdę mówiąc, miała ochotę odmówić. Jakiś głos w głowie podpowiadał jej, że cykliczne spotkania z Maksem będą jak igranie z ogniem – niebezpieczne, i na pewno nie wyniknie z nich nic dobrego. Jednakże tak długo czekała na tę propozycję szefowej, że jakaś część niej była naprawdę zadowolona. Przełożona już od dłuższego czasu obiecywała awans, ale na tym się kończyło. Julia cieszyła się, że w końcu przestały to być puste słowa i będzie miała okazję się sprawdzić. Lubiła wyzwania, poza tym organizacja przyjęć dla bliskich czy dla przyjaciół zawsze dawała jej dużej radości. Może więc nie będzie tak źle? Siedziała za kontuarem, myśląc o tym wszystkim. Tuż przed dwunastą wrócili kolejni goście, a o pierwszej podszedł do niej ochroniarz Jacek i powiedział, że jeśli chce, to może pójść spać. – Ja będę czuwał, a ty idź się zdrzemnij. – Popatrzył na nią łagodnie. – Wyglądasz tak, jakbyś miała zasnąć na siedząco. – Rzeczywiście jestem trochę senna. – Trochę? Bez urazy, ale wyglądasz, jakbyś nie spała co najmniej od tygodnia.

Idź się przespać, a ja będę tu czuwał. Obudzę cię, gdyby coś się działo. Julia nie zamierzała protestować. Podziękowała Jackowi i biorąc ze sobą kubek po kawie, poszła do pokoju socjalnego, żeby się zdrzemnąć. Od kilku miesięcy mieli z ochroniarzem pewną niepisaną umowę. Gdy któreś z nich było senne, szło na kanapę, a drugie czuwało nad wszystkim i w razie potrzeby budzili się nawzajem. Co prawda zwykle to Julia częściej kładła się spać, ale wyglądało na to, że obojgu odpowiadał ten układ. Dobrze było mieć świadomość, że jest w pobliżu jakaś życzliwa dusza. Julia umyła brudny kubek i wyjęła z szafki swój koc. W pokoju socjalnym pod ścianą stała nieduża kanapa. Mebel nie był zbyt długi, ale można było się na nim przespać albo poleżeć. Zmęczona dziewczyna zamknęła oczy, okryła się, a jej oddech powoli stawał się coraz wolniejszy i bardziej regularny. W końcu zasnęła. Jacek nie obudził jej ani razu, więc wstała dopiero po czwartej i zaspana wróciła do recepcji. Ponieważ na korytarzu nadal nie było żywej duszy i hotel jeszcze spał, Julia wróciła na chwilę do pokoju socjalnego, żeby zaparzyć sobie kawę i dopiero z nią na dobre rozsiadła się za kontuarem. Jeszcze przez kilkanaście minut miała spokój, ale po piątej zaczęli wstawać goście i hotel zaczął tętnić życiem. Julia uśmiechała się do gości i odpowiadała na ich pytania, wymeldowała kilka osób i zamówiła dla nich taksówki. Oko dzisiaj bolało ją mniej, musiało też lepiej wyglądać, bo ludzie nie posyłali jej już pełnych litości spojrzeń ani nie pytali, czy dobrze się czuje. Była więc w dobrym humorze i nawet się nie zorientowała, kiedy przyszła do pracy jej zmienniczka. – Marta! – Zdziwiła się na jej widok po uregulowaniu rachunku z ostatnią klientką. – To już ósma? – Nawet kilka minut po – zaśmiała się koleżanka. – Ale jeżeli tak ci tu dzisiaj dobrze, to ja chętnie pójdę do domu. Myślę, że ani mój mąż, ani dzieciaki się na mnie za to nie obrażą. Julia pokręciła głową z uśmiechem. – Skoro już przyszłaś, to będę powoli się zbierać. – A szkoda. Już myślałam, że czeka mnie dzień wolnego. – Nie dzisiaj, kochana. Nie dzisiaj. – No cóż, będę musiała jakoś to przeboleć – zaśmiała się znowu Marta. – A swoją drogą dlaczego przy wejściu jest tak mokro? Widziałaś te kałuże?

– Jak to dlaczego? – zdziwiła się Julia. – Przecież przez całą noc padało. – Padało? – Marta popatrzyła przez ramię. – Nie wydaje mi się. Około drugiej obudził mnie Kacperek i nie spałam do trzeciej, a w tym czasie nie spadła nawet kropelka. No i kałuże są tylko przed wejściem, a ono jest przecież zadaszone, bo nad filarami znajduje się apartament. Deszcz nie mógłby aż tak zacinać. Julia zastanowiła się nad tym. Faktycznie. W nocy w ogóle o tym nie pomyślała, ale Marta miała rację. – To dziwne. – Zmarszczyła brwi. Głowę by sobie jednak dała uciąć, że w nocy padał deszcz. – O czym rozmawiacie, dziewczyny? – Podszedł do nich Jacek, który najwidoczniej też zbierał się już do wyjścia do domu, bo nie miał na sobie służbowego munduru. – O deszczu, którego nie było – wyjaśniła mu Marta. – No właśnie, Jacek, ty też byłeś tutaj przez całą noc. Na pewno potwierdzisz, że nic sobie nie uroiłam i rzeczywiście padało. Słysząc te słowa, Jacek się zaśmiał. – O deszczu nic nie wiem, ale jeżeli mówisz o tej wodzie, która kapała z tarasu przy apartamencie nad wejściem, to owszem mnie też to zaniepokoiło i poszedłem nad ranem z jedną sprzątaczek, żeby to sprawdzić. Zepsuło się jacuzzi na tarasie i woda zaczęła wyciekać. – Naprawdę? – Dziewczyny nie kryły zdziwienia. – Kto używa jacuzzi na zewnątrz w listopadzie? – Tak, dla mnie też to jest dziwne, ale klienci mają różne pomysły. – Jacek pokiwał głową. – Interweniowałem już w tej sprawie, zaalarmowaliśmy szefową. – Ładne kwiatki… – Julia pokręciła głową i popatrzyła na Martę. – A już się bałam, że z moim okiem jest tak źle, że widzę deszcz, który nie istnieje. Jacek i Marta zaśmiali się, rozbawieni. – Każdemu się zdarza – powiedziała dziewczyna. – Nie przejmuj się, Julka. Julia skinęła głową, chociaż pomyślała, że jej podobne atrakcje zdarzały się ostatnio o wiele częściej niż innym. Najpierw niekorzystne wyniki badań, potem choroba oka, wpadka w aptece i spotkanie z Maksem… Może w jakiś magiczny sposób przyciągała te wszystkie nieszczęścia?



Rozdział 8 Kiedy Julia wracała do domu, Maks akurat wchodził do biurowca, w którym pracował. Powinien być w nim już od ósmej, ale zanim wyjechał z domu, zadzwoniła do niego szefowa i poprosiła, żeby odebrał jakieś dokumenty od prawnika w mieście. – Wysłałabym sekretarkę, ale jak na złość jedna miała dzisiaj rano jakąś pilną wizytę u lekarza i będzie dopiero później, a druga ma chore dziecko i poprosiła o kilka dni wolnego. Nie mam pojęcia, kto poza tobą mieszka w pobliżu, więc mam nadzieję, że załatwisz to dla mnie – poprosiła go przez telefon, a szefowej przecież nie wypadało odmówić. – Oczywiście, podjadę. To żaden problem – powiedział spokojnie, chociaż najchętniej by jęknął. Z powodu choroby miał ciężką noc, do tego długo nie mógł zasnąć, bo do późna myślał o Julii. I był głodny. Gdyby nie prośba szefowej, pewnie już o ósmej jadłby pyszną bagietkę od koleżanki. Nie był przygotowany na nagłą zmianę planów i miał w lodówce tylko światło. Ach, ciężkie bywa czasami życie kawalera… Na szczęście w końcu dotarł do biura. Wszedł do środka, ściskając w dłoni teczkę, i chyba nawet z czerwonym nosem wyglądał przystojnie, bo dwie wychodzące akurat dziewczyny posłały mu zalotne uśmiechy. – To się chyba nigdy nie zmieni – stwierdziła jego koleżanka, która widziała to zajście, i wywróciła oczami. – Cóż mogę powiedzieć… – Maks się uśmiechnął. – Urok osobisty. Dziewczyna pokręciła głową, on zaś spoważniał i popatrzył w stronę gabinetu szefowej. – Marzena u siebie? – Nie wiem, być może. Ale jeżeli się do niej wybierasz, to uzbrój się w cierpliwość i odnajdź w sobie stoika. Podobno jest dzisiaj w kiepskim

humorze. Elka z działu handlowego widziała ją, gdy wchodziła do biura. Płakała. – Nie wiem, czy to dobra wiadomość – mruknął Maks, ale podziękował za radę i już po chwili ruszył do drzwi. Zapukał w nie lekko, a gdy ze środka dobiegło głośne „proszę”, wziął głęboki oddech i zajrzał do gabinetu. – Dzień dobry. Mogę na chwilę? – O, Maks! – rzuciła na jego widok Marzena i albo mu się zdawało, albo schowała pod biurko trzymany w dłoni kieliszek. – Wejdź, proszę. Zapraszam. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – Popatrzył na nią podejrzliwie i zamknął za sobą drzwi. – Nie skąd. – Szefowa wyglądała jednak na niewzruszoną i wskazała mu krzesło. – Napijesz się czegoś? – Nie, dziękuję. Ja właściwie tylko na chwilę. – Pomyślał o czekającej na niego bagietce. – Tylko przyniosłem dokumenty. – Ach, tak. Mam nadzieję, że nie miałeś żadnych problemów z tym, by je uzyskać? – Na szczęście nie. – Podał jej teczkę, a gdy się pochylił, wyczuł alkohol. Czyżby piła w pracy? – przemknęło mu przez głowę, ale szybko stłumił te myśli. Nie, niemożliwe. Znał ją tyle lat. Marzena posłała mu uśmiech, po czym położyła papiery na biurku i przejrzała je szybko. – Wygląda na to, że jest komplet. – Uff. To kamień z serca. – Naprawdę dziękuję, że je dla mnie odebrałeś. Jak na złość obie sekretarki nie były dyspozycyjne. – Zdarza się nawet najlepszym. – Tak bym tych dziewczyn nie określiła, ale to miłe, że nie chcesz oczerniać koleżanek – odparła, po czym znowu popatrzyła mu w oczy. – Za to ty… Młody, zdolny, a do tego rycerski… Na pewno będę pamiętała o tobie podczas rozdysponowywania nagród dla pracowników. Chociaż Maks był obyty w kontaktach z kobietami, nagle poczuł się nieswojo. Już drugi raz w ciągu ostatnich dni odniósł wrażenie, że ona go podrywa. Najpierw propozycja, żeby przeszli na ty, a teraz komplementy i subtelna aluzja…

Ale może i to tylko mu się zdawało? Może to przez przeziębienie? Widocznie ten katar rzucał mu się na mózg. – To bardzo miłe, dziękuję – powiedział, by jej nie urazić, a potem zerknął dyskretnie na drzwi. Przez to poranne bieganie po mieście naprawdę burczało mu w brzuchu, a w pokoju czekała na niego pyszna bagietka. Poza tym atmosfera w gabinecie szefowej zrobiła się nagle trochę ciężka. – Czy ma pani dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Na dzisiaj to chyba już wszystko, ale jutro będziesz musiał podjechać rano do Stanforda. – Tak? – zdziwił się Maks. – Przejrzałam ofertę, którą przygotowała dla nas menedżerka hotelu, i jestem bardzo zadowolona z tego, co udało ci się wynegocjować. Moim zdaniem dokonałeś świetnego wyboru. Już dzwoniłam do tej kobiety, żeby na jutro przygotowała umowę. Pojedziesz ją podpisać. Maks uśmiechnął się mimo marnego humoru. – Cieszę się, że jest pani zadowolona. – Zadowolona? To mało powiedziane. Ja jestem przeszczęśliwa. I naprawdę cię proszę, żebyś zwracał się do mnie po imieniu. Współpracujemy ze sobą tyle lat, a to całe paniowanie tworzy niepotrzebny dystans. To chyba dla ciebie nie stanowi problemu? Maks pomyślał o reszcie zespołu. Nikt z jego współpracowników nie był z Marzeną na „ty”. Oczywiście gdy nie słyszała, mówiono o niej po imieniu, ale w bezpośrednim kontakcie wszyscy podkreślali jej wyższą pozycję i autorytet. Skoro jednak nalegała… – Nie, to żaden problem – powiedział lekkim tonem, a kobieta wstała zza biurka i wyciągnęła do niego rękę. – Marzena. – Maks. – Od razu lepiej, prawda? – Zatrzepotała rzęsami. – Tak – zgodził się, przeciągając nieco samogłoskę, po czym zabrał rękę. Gdy stał tak bliżej, znowu wydało mu się, że czuje zapach alkoholu, ale nie miał odwagi poruszyć tego tematu. Zresztą czy tak naprawdę to była jego sprawa? Każdy ma jakieś problemy. Nie wypadało donosić przełożonym na współpracowników, którzy doświadczali akurat chwil słabości. Zamiast więc

o tym napomknąć, odetchnął głęboko i znowu pomyślał o czekającej na niego bagietce. – To skoro już wszystko ustaliliśmy, pójdę do siebie. Mam jeszcze sporo pracy, a gonią mnie terminy – dodał na swoje usprawiedliwienie. – Jasne, idź. Nie będę cię zatrzymywała – powiedziała Marzena. – Zadzwoń tylko, proszę, do menedżerki ze Stanforda i umów się na konkretną godzinę. Gdy rozmawiałyśmy, napomknęłam jej, że niebawem się z nią skontaktujesz. – Oczywiście. Tak właśnie zrobię – przytaknął, po czym wyszedł w końcu z gabinetu. – Wszystko w porządku? – zagadnęła go jedna z koleżanek. – Tak – odrzekł odruchowo. – Chociaż właściwie to nie… Nie wiem. – Pomyślał o dziwnym zachowaniu Marzeny, ale szybko uznał, że nie powinien roztrząsać tego tematu, a z pewnością nie tuż przed drzwiami do jej pokoju. – Nieważne. – Wsunął ręce w kieszenie i chociaż może wyszedł na gbura, zignorował znajomą i ruszył do swojego pokoju. A tam, na biurku, czekała na niego upragniona bagietka.



Rozdział 9 Po powrocie do domu Julia wzięła prysznic i położyła się spać. Pomimo że zdrzemnęła się w pracy, jak zawsze po nocce czuła zmęczenie, ale nie było jej dane długo nacieszyć się spokojem, bo jeszcze przed dwunastą obudził ją dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała albo że to pomyłka, bo nikogo się nie spodziewała, ale gdy dzwonek zadźwięczał po raz drugi i trzeci, dotarło do niej, że nie ma mowy o błędzie. – Idę, już idę – mruknęła więc pod nosem i chociaż nie miała najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, odrzuciła kołdrę i rozejrzała się za szlafrokiem. Zarzuciła go na siebie i ruszyła na boso przez korytarz, żeby zobaczyć, kogo to licho przyniosło. – Paula? – Stanęła jak wryta, widząc na progu znajomą twarz. Kogo, jak kogo, ale młodszej siostry się nie spodziewała. Już prędzej pomyślałaby, że Ola wleci, żeby sprawdzić, jak się trzyma przyjaciółka. Co za niespodzianka! – Cześć. – Paula poprawiła plecak, który wisiał na jednym ramieniu. – Pomyślałam, że wpadnę z wizytą. – Widzę – wyrwało się Julii. – Wpuścisz mnie czy będziemy tak stały w nieskończoność? – Oczywiście, że wpuszczę. Ale czy ty nie powinnaś być w szkole? I to kilkaset kilometrów stąd? Paula przestąpiła z nogi na nogę, lecz zamiast rzucić choćby słowo wyjaśnienia, wyminęła siostrę i weszła do środka. – Ładnie tu u ciebie. – Rozejrzała się po korytarzu, a jej krótka, czarna spódniczka zawirowała wokół ud. – Zresztą jak zawsze. Julia poprawiła gumkę na włosach, bo kok, który zrobiła przed snem, trochę jej się rozsypał, po czym zamknęła drzwi. – Napijesz się czegoś? – zapytała, chociaż najchętniej wróciłaby do łóżka.

– Zrobisz mi kawę? – Kawę? Czy ty nie jesteś na to za młoda? – Oczywiście, że nie. – Paula położyła dłonie na biodrach. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale mam już osiemnaście lat. Rodzice od dawna pozwalają mi pić inne napoje niż kakao. Zresztą nawet gdyby nie pozwalali, to nie muszę ich już słuchać. W końcu jestem pełnoletnia, co nie? Julia odetchnęła głęboko. Cóż… W tej kwestii akurat musiała przyznać Pauli rację. Chociaż w jej świadomości nadal była dziesięć lat młodszą dziewczynką, którą woziła w wózku albo pilnowała, gdy ta bawiła się w piaskownicy, bez wątpienia wyrosła na młodą kobietę. Z ostrym makijażem wyglądała na znacznie starszą, niż była, a wrażenie potęgowało ciemne ubranie. W czarnej kurtce, krótkiej spódniczce i gustownych kozakach na obcasach wyglądała raczej na odważną studentkę niż skromną uczennicę liceum, za którą chciałaby uważać ją Julia. W jej uszach wisiały duże, złote kolczyki, a rozpuszczone włosy opadały kaskadą na plecy, co na pewno podobało się wielu mężczyznom. A może stosowniej byłoby powiedzieć – chłopcom? Julia zastanawiała się nad tym przez chwilę, ale w końcu uznała, że w wieku Pauli też już czuła się dorosła i nie powinna prawić jej morałów z powodu ubrania czy makijażu. To nie była domena starszej siostry, ale rodziców. Może w jej wieku nosiła się zupełnie inaczej, ale czasy się zmieniały, a ona najwyraźniej nie była na bieżąco z modą, która panowała wśród nastolatek. Nie chcąc zrazić Pauli do siebie jakimś zbędnym komentarzem, zaprosiła ją do kuchni, jednocześnie żegnając się w myślach z wizją powrotu do łóżka. Zamiast tego wstawiła więcej wody, żeby zaparzyć kawę także dla siebie, i oparła się biodrem o kuchenny blat, podczas gdy Paula usiadła przy niedużym stoliku. – To co cię sprowadza? – Popatrzyła na siostrę. – Postanowiłaś ominąć jakiś sprawdzian, do którego się nie przygotowałaś? A może chodzi o chłopaka? Wpadłaś do miasta, żeby pójść na randkę? – Dżizas, Julka. – Paula wywróciła oczami. – Słowo daję, jesteś jeszcze gorsza niż matka. To jakieś przesłuchanie czy co? Nie można już po prostu zajrzeć do ciebie z wizytą? – Cóż… Biorąc pod uwagę fakt, że ostatni raz byłaś u mnie ponad rok temu z rodzicami, to raczej mam powody do zdziwienia, prawda? – Właściwie tak… – przyznała młodsza siostra.

– To co? Chodzi o sprawdzian czy jakiegoś chłopaka? – Prawdę mówiąc, o żadną z tych spraw. – Może więc zakupy? Nie masz modnych ciuchów i chcesz się wybrać ze starą siostrą do galerii? Paula popatrzyła na swoje paznokcie. – Raczej chodzi o starych – wyznała w końcu, raczej niechętnie. – Ach tak. Konflikt pokoleń? – To raczej łagodne określenie – odparła z goryczą. – Oni w ogóle mnie nie rozumieją. Julia skrzyżowała ręce na piersi. – Żeby cię pocieszyć, powiem, że nie jesteś ani pierwszą, ani ostatnią nastolatką, która mówi coś takiego. – Nie wiem, czy to poprawiło mi nastrój. Julia posłała jej uśmiech, po czym zaparzyła kawę i podała ją do stołu. – Opowiadaj, o co wam poszło. – Usiadła na krześle i sięgnęła po cukier. Paula odetchnęła głęboko, ale w końcu zaczęła opowiadać: – Czuję się w domu jak w klatce. Zaraz po szkole muszę wracać na obiad, a jeśli chcę gdzieś wyjść, to nie na dłużej niż na dwie godziny i oczywiście tata przyjeżdża po mnie o dziewiątej. Wszystkie moje koleżanki mają więcej wolności ode mnie. Nie mówiąc o tym, że w weekend tata narobił mi obciachu na osiemnastce jednego kumpla. Wyobrażasz sobie, że wszedł po mnie do klubu? I że rozpytywał wszystkich, gdzie jest jego córka, bo zrobiło się już późno? Julia spróbowała to sobie wyobrazić i aż się skrzywiła. – Rzeczywiście trochę przesadził. – Trochę? Nie bądź śmieszna, Jula. Narobił mi takiego wstydu, że w poniedziałek w szkole miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Na domiar złego on w ogóle nie widzi problemu. Dla niego to takie normalne, że ojciec przychodzi po córkę. Jakby nie mógł zaczekać w samochodzie. – Można powiedzieć, że to cały tata. Paula obróciła palcami kubek z kawą. – Mama wcale nie jest lepsza. Do tej pory myślałam, że chociaż ona mnie rozumie, ale gdy stanęła po stronie taty, zupełnie straciłam o niej dobre zdanie. Do nich chyba nie dotarło, że ja mam osiemnaście lat. I że już dawno przestałam

być małą dziewczynką. – W twoim wieku miałam podobne problemy. – Ciebie też tak kontrolowali? – Oczywiście, że tak. Mnie tata też nie raz narobił obciachu przed znajomymi. A ile się nasłuchałam tego jego stałego tekstu, że dla niego zawsze będę małym dzieckiem… – Dokładnie – przytaknęła jej Paula. – I jeszcze, że zrozumiem ich dopiero, gdy sama zostanę matką. Słysząc te słowa, Julia poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca, ale postanowiła je zignorować. O dziesięć lat młodsza siostra nie była odpowiednia osobą do rozmawiania o takich problemach. – Właśnie dlatego od nich uciekłam – powiedziała tymczasem Paula, w wyniku czego Julia zakrztusiła się pitą właśnie kawą. – Słucham? Co zrobiłaś? – Zwiałam w domu – powtórzyła Paula dobitnie. – Od soboty nie mogę znaleźć z nimi wspólnego języka, więc uznałam, że chwila rozłąki dobrze nam zrobi. Zwłaszcza że wczoraj w domu znowu była awantura. Czasami mam tych ludzi po dziurki w nosie. Ostatnio co wieczór dziękuję Bogu, że już niedługo pójdę na studia i nie będę musiała z nimi mieszkać. – I naprawdę nie powiedziałaś im, że do mnie przyjeżdżasz? – Niech się trochę pomartwią. Moim zdaniem dobrze im to zrobi. – Nie sądzę. – W tej kwestii akurat Julia nie mogła się z nią zgodzić. – Jak znam życie, będą odchodzić od zmysłów, gdy się zorientują, że cię ma. – I dobrze. Należy im się kara za to, co mi zrobili. – Moim zdaniem powinnyśmy do nich zadzwonić. Najlepiej od razu. – Julia zaczęła się rozglądać za telefonem. Paula w porę dotknęła jednak jej ręki i popatrzyła na nią błagalnie. – Nie mogłabyś chociaż ty stanąć po mojej stronie? Naprawdę chcę ich trochę ukarać. – Mnie też w przeszłości pewne rzeczy wkurzały, ale są jakieś granice. Dojrzali ludzie tak nie robią, Paula. Chcesz, żeby rodzice traktowali cię jak dorosłą, to zachowuj się w ten sposób, a nie uprawiasz jakieś szczeniackie gierki. Przecież mama padnie na zawał, gdy wróci z pracy, a ciebie nie będzie w domu.

– Nie rozumiesz, że właśnie o to mi chodzi? – Paula, na litość boską! A jeżeli rodzice pójdą z tą sprawą na policję? Nie rozumiesz, że będą z tego problemy? – I niby co może mi zrobić taka policja? Jestem dorosła. Chyba miałam prawo przyjechać do siostry. – Oczywiście, że miałaś. – Julia spuściła z tonu. – Ale wolałabym, żebyś najpierw informowała o tym mamę. Paula zamilkła na chwilę i przez moment patrzyła w stronę okna. – No dobrze. – Poddała się w końcu. – Zgadzam się, żebyś do niej zadzwoniła. – Bogu dzięki. – Julia odetchnęła z ulgą, chociaż i tak by to zrobiła, nawet bez zgody siostry. – Moim zdaniem to naprawdę rozsądna decyzja. – Ale zadzwonimy dopiero koło szesnastej, okej? Chcesz, żebym zachowywała się jak dorosła, dobrze, ale niech rodzice się trochę pomartwią. Wszystko nie może uchodzić im na sucho, a w tę sobotę naprawdę przegięli. Julia pokręciła głową, ale w końcu przystała na propozycję siostry. – No dobrze, niech ci będzie. To powiedz teraz, do kiedy zostajesz. Paula rozluźniła się na te słowa i odgarnęła włosy za ucho. – Właściwie to sama nie wiem. Zbyt długo u ciebie siedzieć nie mogę, bo nie chcę sobie zrobić zaległości w szkole, a w końcu w tym roku matura, ale nie chcę też za szybko wracać do domu. – To może zostań do niedzieli? Moja kanapa jest całkiem wygodna, jakaś poduszka i kołdra też się dla ciebie znajdą. – Jeżeli ojciec wcześniej nie przyjedzie po mnie z brygadą wojska albo policji, to bardzo chętnie. Julia zaśmiała się i pokręciła głową. – Jestem pewna, że tak źle nie będzie. A nawet gdyby protestował, to biorę tę sprawę na siebie. Spróbuję z nim porozmawiać i wytłumaczyć mu pewne rzeczy. – Nie wiem, czy to ma sens. Czasami myślę, że nawet ściana zrozumiałaby moje słowa lepiej od niego. – Nie przesadzaj. Aż tak źle być nie może. – To widać dawno nie byłaś w domu – stwierdziła Paula, ale zanim Julia zdążyła jej odpowiedzieć, znowu rozległ się dzwonek do drzwi. Obie spojrzały w tamtym kierunku. – Spodziewasz się kogoś?

– Żartujesz? – Julia znacząco popatrzyła na swój szlafrok. – Gdyby nie ty, dopiero przekręcałabym się w łóżku na drugi bok. Byłam w pracy na nocną zmianę. – O kurczę… W takim razie przepraszam. Jadąc do ciebie, nie pomyślałam o tym, że możesz odsypiać po pracy. – Nie szkodzi. Na szczęście zdrzemnęłam się chwilę w hotelu, więc nie jest tak źle. – Julia podniosła się z krzesła, bo dzwonek znowu zabrzęczał. – Idę, już idę. Ciekawe, kto znowu. – Gdy zobaczyła na progu Olę, zdziwiła się na jej widok. Ola rozciągnęła usta w uśmiechu. – Ja też się cieszę, że cię widzę. Tylko nie mów, że jestem nie w porę. – Wskazała jej szlafrok. – Nie, nie, wchodź. – Julia otworzyła drzwi szerzej i wpuściła przyjaciółkę do środka. – Nie śpię już od jakiegoś czasu, ale nie miałam jeszcze szansy, żeby się ubrać. – A jadłaś już drugie śniadanie? – Ola uniosła do góry torbę, którą miała w ręce. – Przyniosłam placki jogurtowe z jagodami i sos z czarnej porzeczki. Testowałam rano nowy przepis i uznałam, że lepiej zjeść w towarzystwie. – Właściwie to zdążyłam dopiero wypić kawę. – W takim razie będą jak znalazł. – Anioł, nie kobieta. – Julia posłała jej uśmiech i zamknęła drzwi. – Ten Przemek ma z tobą za dobrze. – Z tego, co wiem, nie narzeka – zaśmiała się Ola, po czym zdjęła buty, kurtkę i przeszły do kuchni. – O, Paula! Nie wiedziałam, że przyjechałaś. – Tak, dla mnie to też był niemały szok – mruknęła Julia, a Paula posłała szeroki uśmiech. – Cześć, Olka. Ola położyła torbę z jedzeniem na blat i usiadła za stołem. – Wybacz, młoda, ale muszę to powiedzieć. – Popatrzyła na Paulę. – Jak ty wyrosłaś! Jeszcze niedawno byłaś brzdącem, a teraz proszę: stuprocentowa kobieta. – Widzisz, Jula? – Paula spojrzała na siostrę. – Są jeszcze na świecie ludzie, którzy akceptują pewne zmiany. Ola posłała im zaciekawione spojrzenie.

– Czyżby jakiś siostrzany konflikt? – Na szczęście nie – powiedziała z uśmiechem Julia, zabierając się do rozpakowywania jedzenia, a Paula wzięła na siebie wyjaśnienie sytuacji: – Chodzi o starych. Stali się ostatnio przesadnie nadopiekuńczy i mam ich trochę dość. Chociaż Julia mówi, że zawsze tacy byli, więc może po prostu tego nie zauważałam. – Nic nie mów. Moja mama też czasami zagłaskałaby mnie na śmierć. Paula rozpogodziła się jeszcze bardziej. – Jak dobrze, że ktoś to rozumie. Julia tymczasem wyjęła z szafki talerze i zaczęła rozkładać placki. Musiała przyznać, że wyglądały i pachniały obłędnie. Idealnie upieczone ciasto z jagodami aż prosiło, by wziąć je do ust, a niezwykle aromatyczny sos z czarnej porzeczki drażnił zmysły i momentalnie wypełnił cały pokój. – Ty to wiesz, jak człowiekowi dogodzić – powiedziała do Oli i postawiła talerze na stole. Ciemny sos, którym polała wypieki, kontrastował z bielą ścian i z kolorem tulipanów stojących w wazonie. – To smacznego, dziewczyny – powiedziała autorka wypieków. – Wszystko zdrowe i smaczne, użyłam samych ekologicznych produktów. – Pachnie tak obłędnie, że już od samego zapachu cieknie mi ślinka – odparła Julia i nabiła na widelec pierwszy kęs. – A jak smakuje… Ola uśmiechnęła się lekko i sama również zaczęła pałaszować. – Cieszę się, że sprawiłam ci przyjemność. Prawdę mówiąc, przywiozłam te placki głównie dlatego, że bałam się o twój nastrój. – Coś się stało, Julia? – zmartwiła się Paula. – Właściwie to szkoda o tym mówić. – Jakieś problemy w pracy? Jesteś chora? – Paula nie zamierzała odpuścić. Julia odetchnęła głęboko. – Nie, nic z tych rzeczy. Paula zwróciła się tymczasem do jej przyjaciółki: – O co chodzi, Ola? Może ty mi to wyjaśnisz? Inaczej naprawdę będę się martwić. – Dobrze, już dobrze. – Julia machnęła ręką, nie chcąc stawiać Oli w niezręcznej sytuacji. – Można powiedzieć, że mam pewne problemy zdrowotne.

– O raju, nie… – Paula opuściła rękę z widelcem i lekko pobladła. – Tylko nie mów, że to… – Nie, spokojnie, nie umieram. – Julia nie dała jej skończyć. – Chodzi o to… – Nie wiedziała, jak przekazać wieści. – Właściwie to chodzi o to, że zostało mi niewiele czasu, żeby mieć dzieci. – Jesteś bezpłodna? – Nie, jeszcze nie. To znaczy… – Julia westchnęła. – Dowiedziałam się ostatnio, że mam mniej komórek rozrodczych niż inne kobiety. I jeżeli myślę o dzieciach, to nie powinnam się z tym ociągać. – Ile czasu ci zostało? – Lekarz nie powiedział dokładnie, ale raczej niedużo. – Kurczę, to kiepska sprawa. – Paula zmarszczyła brwi. – Przecież ty zawsze chciałaś mieć dzieci. – No właśnie… – Moim zdaniem nie ma sensu panikować – odezwała się Ola. – Lekarz nie powiedział, że nie możesz mieć dzieci, ale że powinnaś się pospieszyć, a to daje ci przecież jeszcze szansę. – Olka, przecież rozmawiałyśmy o tym. – Julia popatrzyła na nią ze smutkiem. – Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że żeby mieć dziecko, trzeba najpierw znaleźć faceta, to sprawa zaczyna być znacznie bardziej złożona. – Niby dlaczego? – wtrąciła się Paula. – Przecież w tym nie ma nic trudnego. Wystarczy umówić się z jakimś kolesiem w odpowiednim czasie i przebić prezerwatywę albo oszukać go, że bierzesz tabletki. Faceci są raczej łatwowierni w tych kwestiach. Myślę, że nie powinnaś mieć z tym żadnego problemu. Julia z Olą popatrzyły na nią zdziwione. – Skąd ty znasz takie sposoby? – A bo ja wiem? – Paula wzruszyła ramionami. – Dziewczyny robią teraz różne rzeczy, więc po prostu o tym słyszałam. A jedna laska z mojej szkoły, jak zerwał z nią chłopak i chciała go odzyskać, to nawet strzykawką pobierała z prezerwatywy… – Nie kończ! – przerwała jej Julia. – To tak obrzydliwe i niemoralne, że nie chcę tego słuchać. – Ja chyba też. – Ola nabiła na widelec kawałek placka i zamoczyła go w sosie. – Niby zdaję sobie sprawę, w jakich czasach żyjemy i do czego są

zdolne zdesperowane kobiety, ale to raczej nie dla mnie. – E tam, jesteście po prostu staromodne – skwitowała Paula. – A ty, Julia, w tej sytuacji naprawdę powinnaś rozważyć, czy nie lepiej po prostu złapać jakiegoś faceta na dziecko. Pomyśl tylko… Czujesz presję, więc jak na desperatkę przystało, zwiążesz się teraz z pierwszym lepszym kolesiem, który omami cię wizją szczęśliwej rodziny. Mając klapki na oczach, najprawdopodobniej nie zauważysz miliona jego wad i skończysz z mężem alkoholikiem, hazardzistą albo takim, który będzie cię bił. – Ty to wiesz, jak człowieka pocieszyć. – Julia popatrzyła jej w oczy. – Ja po prostu mówię, że pewnych decyzji nie można podejmować w pośpiechu, a już na pewno nie pod presją – powiedziała nastolatka ku ich zdziwieniu, co zabrzmiało nadzwyczaj mądrze. Tylko jak Julia miała zastosować się do tej rady, skoro naprawdę naglił ją czas?



Rozdział 10 Maks nie był ani uzależniony od alkoholu, ani od hazardu, ale tym razem wyszedł z zakupów z butelką wina, a w drodze do samochodu zatrzymał się przy kiosku i kupił zdrapkę. Chwilę wcześniej znalazł na chodniku pięć złotych i postanowił je zainwestować, ale wyglądało na to, że los mu nie sprzyja, bo odszedł od okienka z kwitkiem – nie wygrał. – Następnym razem się uda – zapewniła go pani kioskarka, ale raczej nie zamierzał dalej próbować. Posłał jej uśmiech i obładowany zakupami dotarł do samochodu. Przeziębienie nadal dawało mu w kość, więc chciał jak najszybciej wrócić do domu i przetestować nową kurację. Koleżanka w pracy zdradziła mu przepis na grzane wino, stąd ta butelka. A w torebce leżały dodatkowo potrzebne przyprawy, bo chociaż dziewczyna zapewniała go, że na pewno ma je w domu, bo to same podstawowe produkty, o jednej z nich nawet nigdy nie słyszał. Zaraz, zaraz, co to właściwie było za słowo? Gwoździki? Gwieździki? Jeśli chodzi o kuchenne sprawy, od zawsze był ignorantem. Jego wyczynem życiowym było zrobienie tortu dla jednej z dziewczyn, z którymi się kiedyś umawiał, ale nie wspominał zbyt mile tamtego doświadczenia. Przygotowanie ciasta stanowiło nie lada wyzwanie nawet pomimo tego, że wykorzystał gotowe spody biszkoptowe. Pierwszy krem skończył w koszu, bo – jak powiedziała mu potem Ola – przebił śmietanę. Do tego przez pół dnia szukał likieru miętowego, a ponieważ nie mógł go znaleźć w żadnym okolicznym sklepie, zastąpił go kroplami żołądkowymi, przez co do tej pory był obiektem żartów mamy i siostry. Wyposażony w butelkę trunku, przyprawy i miód ruszył do domu z nadzieją, że przygotowanie grzanego wina będzie łatwiejsze. Kiedy wszedł do bloku, czekała na niego niespodzianka. Na wycieraczce pod jego drzwiami stał kosz

warzyw i owoców, a gdy schylił się zdziwiony, żeby go podnieść, usłyszał znajomy głos: – No w końcu! Czekam i czekam. Jaką drogą ty wracasz z tej pracy? Przez Wrocław? Maks zignorował ten komentarz i odetchnął z ulgą. – Bogu dzięki, to ty. – Oczywiście, że ja. – Ola podniosła się ze schodów i otrzepała płaszcz. – Kogo się spodziewałeś? – Szczerze? W pierwszej chwili ten koszyk skojarzył mi się z mamą. Ola zaśmiała się cicho. – Niespodziewana wizyta mamusi? No ładnie. Pewnie przywiozłaby ci rosołek. – Nic nie mów. – Maks zganił ją wzrokiem, po czym sięgnął do kieszeni po klucze. – Kocham ją, ale jej przyjazd teraz byłby mi bardzo nie na rękę. Zagłaskałaby mnie, ponieważ jestem chory, i czułaby się w obowiązku wysprzątać mi całe mieszkanie, a potem nic nie mógłbym znaleźć. – Ciężko żyć z kobietą, co? – A myślisz, że dlaczego wciąż jestem singlem? Weszli do środka. Zdjęli buty i płaszcze, a potem przeszli do pokoju z aneksem kuchennym. Maks postawił zakupy na blacie, podczas gdy Ola zajrzała mu w tym czasie do lodówki. – Właściwie to spodziewałam się, będzie pusta. – Zlustrowała wzrokiem szafki. – Ty się żywisz powietrzem? A może światłem? – Raczej jestem tak zapracowany, że nie mam czasu zrobić porządnych zakupów. Ola zamknęła lodówkę i wskazała na przyniesione przez niego reklamówki. – To dziwne, bo te torby świadczą o czymś zupełnie innym. – Można powiedzieć, że to wyjątek potwierdzający regułę. – Maks sięgnął po leżącą nieopodal paczkę chusteczkę, żeby otrzeć nos. – Zobaczmy, co kupiłeś. – Ola podeszła do toreb i zajrzała do środka. – Wino, cynamon, goździki, miód… Wygląda mi na to, że zamierzasz uciec się do domowych metod w walce z przeziębieniem. – Koleżanka z pracy podała mi przepis na grzane wino. Co mi szkodzi spróbować.

– O proszę, a jednak zgadłam. Będzie dziś rosół. – Ola zignorowała jego komentarz i wyjęła z reklamówki zupę instant. – Jakoś muszę sobie radzić – mruknął Maks i wydmuchał nos. Jego siostra odłożyła opakowanie z chińszczyzną na blat i podeszła do przyniesionego przez siebie koszyka. – Ty do końca życia powinieneś dziękować Bogu za to, że masz siostrę, wiesz? – Wyjęła pęczek marchewki. – Tak właśnie myślałam, że zamiast dbać o siebie w chorobie, faszerujesz się takim świństwem, i przyjechałam z odsieczą. Skoro masz dzisiaj ochotę na rosół, to faktycznie go zjesz. Nie taki z paczki, ale domowy. – Naprawdę? – ucieszył się szczerze Maks, bo jego zdaniem nikt nie gotował lepiej od Olki. – Naprawdę, naprawdę. – Dziewczyna powyjmowała resztę składników na rosół i jeszcze inne produkty. – A do tego zrobię ci kilka zdrowych soków. Nic dziwnego, że jesteś chory, skoro nie spożywasz witamin. Powinieneś się wzmocnić. – Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę. – Pomyślę nad tym później, teraz powiedz mi lepiej, gdzie masz jakiś garnek. – Ola zaczęła grzebać po szafkach. – Garnek? – To takie naczynie, zwykle metalowe z rączkami, w którym się gotuje. – Wiem, co to jest garnek. – Maks popatrzył na nią urażony. – I z tego, co pamiętam, trzymam go w szafie w sypialni. – W sypialni? A co on tam robi? – Nie miałem pojemnika na skarpetki, więc wykorzystałem go sobie do tego. I powiem ci, że sprawdza się idealnie – powiedział, ale nie zdążył nic dodać, bo Ola wyszła z pokoju, mamrocząc pod nosem, że chyba tylko on mógł wpaść na coś takiego. Wróciła dopiero po chwili. – Co za profanacja. – Czy ja wiem? Moim zdaniem to raczej zaradność. – Zaradność? Nie rozśmieszaj mnie. – Ola podeszła do zlewu, żeby umyć sprofanowane naczynie. – Mam nadzieję, że szybko uda mi się wyprzeć z pamięci to, co z nim zrobiłeś, bo chyba do końca życia będę miała koszmary.

– Hej! Te skarpetki były czyste. Siostra popatrzyła na niego złowrogo. – Nie pogrążaj się, Maks. – Dobrze, już nic nie mówię. – Usiadł na kanapie. – A tak przy okazji… Robiłaś kiedyś grzane wino? Może poratujesz brata w potrzebie. Dziewczyna westchnęła. – Twoja kobieta naprawdę będzie miała z tobą ciężko, wiesz? – O co ci chodzi? – O nic – mruknęła, po czym wytarła garnek ręcznikiem papierowym, który przezornie ze sobą przyniosła. – Ale skoro mam dla ciebie przygotować wino, to rosół musi poczekać. – Tak? A niby dlaczego? – Bo masz jeden garnek, kretynie. Nie wiem, jak w tych warunkach ugotuję potem jeszcze makaron – oznajmiła. Przygotowała dla brata grzańca i po chwili Maks siedział na kanapie nie tylko pod kocem, ale i ze szklanką wina w ręku. – A ty nie napijesz się ze mną? – Popatrzył na Olę. – Byłoby mi raźniej. – Nie mogę, jestem autem. – Ale przecież to wino nie ma już raczej procentów, skoro je podgrzewałaś. – Wolę dmuchać na zimne – odparła niewzruszona, po czym znowu umyła garnek i zabrała się w końcu do przyrządzania rosołu. – A tak swoją drogą… – powiedziała, obierając marchewkę. – Musimy poważnie porozmawiać. – O czym? – O czymś ważnym – rzuciła enigmatycznie. – Mam się bać? – Czy ja wiem… Raczej nie. Ale to zależy właściwie tylko od ciebie. – Jesteś dzisiaj wyjątkowo tajemnicza, wiesz? Ola oparła rękę o blat i z nożem w ręku odwróciła się w stronę brata. – Chodzi o Julię – wyjawiła w końcu prawdziwy cel swojej wizyty. Maks z niepokojem popatrzył na ostrze. – A ten nóż to czemu ma niby służyć? Jeżeli chcesz mnie o coś oskarżyć, to od razu mówię, że nic jej nie zrobiłem – powiedział asekurancko. – Nie wiem, co ci nagadała, ale nie mam z tym nic wspólnego. Tamtego wieczoru chciałem jej tylko pomóc. Spotkaliśmy się w tej aptece przypadkiem.

Ola popatrzyła na niego niepewnie. – Którego wieczoru? O czym ty mówisz? – Czyli nie chodzi o to, że się z niej ostatnio naśmiewałem? – Maks, błagam cię. – Ola rozłożyła ręce bezradnie. – Coś ty znowu narobił? Maks wielkodusznie opowiedział jej o swoim ostatnim spotkaniu z Julią, ale chociaż starał się przedstawić siebie w jak najlepszym świetle, Ola nie była zachwycona jego zachowaniem. – Jak będziesz się z niej śmiał i ciągle jej dogryzał, to nigdy jej nie zdobędziesz. Czy ty naprawdę nie mógłbyś czasem myśleć rozsądnie? Jak chcesz poderwać kobietę, skoro skaczecie sobie do gardeł? – A nie słyszałaś powiedzenia „Kto się czubi, ten się lubi”? – Słyszałam, ale to chyba nie w tej sytuacji. Julia cię nie cierpi. Nie sądzisz, że to delikatna różnica? – Ja mam w tej kwestii nieco inne zdanie. – Tak? To może mnie oświeć. – Oj, Olka… – Maks napił się wina. – Najważniejsze, że są w naszej relacji gwałtowne emocje. Od nienawiści blisko do miłości i odwrotnie. Gdyby ona traktowała mnie jak powietrze, to wtedy bym się martwił, ale tak? Możesz być spokojna. – Czy ja wiem… – W przeciwieństwie do niego Ola wcale nie była tego taka pewna. – Zresztą o czym my w ogóle rozmawiamy? – zirytował się Maks. – Ja nie zamierzam z nikim się wiązać. Lubię być singlem. Ola popatrzyła na niego znacząco. – Jasne. A w chorobie wcale nie musi ratować cię siostra. Nie bądź śmieszny, Maks. Kiedyś trzeba się ustatkować. – No właśnie, kiedyś – podkreślił. – Ja jestem na to jeszcze zbyt młody. – Nie bredź, okej? – Ola wróciła do skrobania marchewki. – Oboje wiemy, że jesteś singlem tylko dlatego, że podkochujesz się w Julii, a ona nie zwraca na ciebie uwagi. – A ty niby skąd to wiesz? Zwierzała ci się? – Nie. Po prostu nie jestem ślepa. Widzę pewne rzeczy. – E tam. – Maks machnął ręką na jej gadanie i napił się wina, które smakowało obłędnie. – Jeżeli jesteśmy sobie pisani, to kiedyś się zejdziemy.

– Kiedy? Bo wiesz, od niedawna to w tej sprawie kluczowe słowo. Mógłbyś to jakoś doprecyzować? – A bo ja wiem… Właściwie to trudno powiedzieć. – Moim zdaniem powinieneś w końcu przestać owijać w bawełnę i zawalczyć o Julię. Ile chcesz czekać? Aż ona w końcu na poważnie się z kimś zwiąże? Teraz jej się nie układa z facetami, ale wiecznie singielką nie będzie. A może poczekasz, aż będziecie staruszkami? – zakpiła dziewczyna. Maks spróbował wyobrazić ich sobie jako emerytów. – Właściwie to ostatnie nie byłoby takie złe. – Maks! – Oli najwidoczniej nie było do śmiechu. Wzięła głęboki oddech i tłumaczyła swemu bratu, jakby miał pięć lat, a nie trzydziestkę na karku: – Pewnych rzeczy nie można odkładać na później, wiesz? Krążycie z Julią wokół siebie już od wielu lat i jakoś nie możecie się spotkać. Ty kochasz ją, ona na pewno pokochałaby ciebie, gdybyś o nią zawalczył, więc przestań zachowywać się jak dupa wołowa i zrób coś, na litość boską! Ona coraz intensywniej rozgląda się za innymi facetami, więc nie zostało ci wiele czasu. Chcesz do końca życia żałować, że nie wykorzystałeś swojej szansy? Że straciłeś ją na zawsze? Maks zastanowił się nad tym. – Cóż… – Nie głoś mi tylko tu teraz tych swoich mongolskich teorii, że jesteś jeszcze młody, bo nie ręczę za siebie. – Ola nie dała mu skończyć. – Sprawa jest prosta. Jeżeli chcesz zdobyć Julię, to załóż lśniącą zbroję i stań do boju właśnie teraz. Jeżeli chcesz się nad tym jeszcze zastanawiać, okej, proszę bardzo, ale niedługo będzie na to za późno i już zawsze będziesz musiał pocieszać się panienkami na jedną noc. – Dobrze, dobrze. Po co te nerwy? – Wierz mi, braciszku, jestem wyjątkowo spokojna. Gdybym nie była, już dawno dostałbyś kopa za ten czas, który zmarnowałeś, zamiast zabiegać o Julię. – Jesteś dzisiaj w bojowym nastroju, co? – Nie. Po prostu nie mogę już patrzeć, jak dwoje bliskich mi osób, które są sobie pisane, marnuje swoje życia. Maks upił kolejny łyk wina. – A mogę najpierw chociaż wyzdrowieć? Ola z trudem powstrzymała się przed tym, żeby nie rzucić w niego oskrobaną

właśnie marchewką. – Nie, nie możesz – powiedziała z ironią. – Wybacz szczerość, ale to tylko katar. Zamiast odpowiedzieć, Maks sięgnął po swój telefon, który leżał na stoliku kawowym. – Co ty robisz? Będziesz siedział na Fejsie, gdy mówię ci o sprawach życia i śmierci? – oburzyła się. – Wręcz przeciwnie, siostrzyczko. Wręcz przeciwnie. Ola oderwała się na chwilę od przygotowywania rosołu. – To znaczy, co robisz? – Jak to co? Skoro każesz mi działać, to dzwonię do Julii. – Do Julii? Poważnie? – A chodziło ci o kogoś innego? Ola wywróciła oczami. – Boże, za jakie grzechy obdarzyłeś mnie takim bratem – jęknęła, ale Maks już jej nie słuchał. Skupił się na rozmowie z Julią, z którą zamierzał wyskoczyć jutro po pracy na herbatę lub kawę. Oczywiście tuż po tym, jak podpisze w hotelu umowę na zorganizowanie przyjęcia.



Rozdział 11 Julia siedziała w pracy następnego dnia i rozmyślała nad telefonem od Maksa i zaproszeniem na kawę. Nie mogła mu odmówić, skoro to właśnie ją szefowa oddelegowała do podpisania umowy na organizację przyjęcia, więc musiała wywiązać się z obowiązków. Po namyśle stwierdziła, że takie spotkanie może być dobrą okazją do powiedzenia mu, że rezygnuje z tej całej nauki randkowania. W ostatnich dniach wahała się, czy to zrobić i szala przechylała się na zmianę w stronę „za” albo „przeciw”, ale w końcu uznała, że to naprawdę dziecinne. Kurs flirtu u Maksa, dobre sobie! Może i powinna zasięgnąć rad na ten temat, nawet była mu wdzięczna, że zwrócił jej na to uwagę, ale na pewno nie u niego. W końcu to… Maks. Umówili się na czternastą, do spotkania pozostała już tylko godzina. Julia rano znowu porozmawiała z mamą, zdenerwowaną wyjazdem Pauli, ale na szczęście, tak wczoraj, jak i dziś, udało jej się uspokoić rodzicielkę. Przekonała ją nawet, że kilka dni poza domem dobrze Pauli zrobi, i obiecała się nią opiekować. Z okiem na szczęście było już dużo lepiej i dziewczyna bez przeszkód i bólu obsługiwała klientów oraz wypełniała dokumenty. Miłą niespodziankę stanowił SMS od Filipa, okulisty, któremu podczas wizyty podała swój numer. Chociaż zupełnie się tego nie spodziewała, zapytał, jak się czuje i czy oko się goi. Tak, dziękuję. Oko już prawie nie boli, a guzek pod powieką zmniejsza się z każdym dniem – odpisała i po chwili namysłu dodała do wiadomości jeszcze szeroki uśmiech. Pamiętasz o lekach? – przysłał po chwili zapytanie. Była mile zaskoczona jego troską. Kropelki i maść. Stosuję codziennie – odpowiedziała. Wygląda więc na to, że jesteś wzorową pacjentką. Julia zasępiła się nad telefonem. Czy on z nią flirtował? Zastanawiała się przez

chwilę, co mu odpisać. W pierwszej chwili miała ochotę wystukać na klawiaturze, że nie chce zawieść swojego lekarza, ale w końcu uznała, że byłoby to zbyt poufałe. Staram się – odpisała tylko i już miała wrócić do swoich obowiązków, gdy nadeszła kolejna wiadomość: A pamiętasz o wizycie kontrolnej? Julia znowu się zamyśliła, patrząc na ekran telefonu. Nie miała pojęcia, co o tym sądzić. Czy była to zwykła wymiana zdań między lekarzem i pacjentką? Sama nie wiedziała. Oczywiście Filip mógł traktować w taki sposób wszystkie osoby, które przychodziły do jego gabinetu, bo był po prostu uprzejmy, ale jednak to jego zainteresowanie wydawało jej się trochę… nieprofesjonalne. Możliwe, że przesadzała, ale odniosła wrażenie, że szukał pretekstu do ponownego kontaktu. Chociaż może tylko tak jej się zdawało? Poza tym nie pamiętała, żeby wspominał coś o kontroli. Była jednak wtedy w takich emocjach, że najzwyczajniej w świecie mogło jej to umknąć. Pamiętam – odpisała więc, nie chcąc rozczarować Filipa. Jej telefon znowu dość szybko poinformował o nadejściu kolejnej wiadomości. To świetnie. A co Ty na to, żebyśmy tym razem nie spotkali się w szpitalu? Przyjmuję w prywatnej przychodni we wtorki, środy i piątki. Niestety, chociaż chciałbym dla Ciebie obejść procedury, musisz umówić się na wizytę za pośrednictwem recepcji. Jasne, nie ma najmniejszego problemu – wystukała. Nie przejmuj się płatnością. Jestem udziałowcem w tej przychodni i przyjmuję przyjaciół pro bono – dodał po chwili, zanim zdążyła o tym pomyśleć. A więc jesteśmy przyjaciółmi? – przemknęło jej przez głowę, lecz nie miała odwagi o to zapytać. Zamiast tego podziękowała za ten przywilej. Filip poprosił ją jeszcze, żeby uprzedziła go w wiadomości o wizycie, ale chociaż chętnie wymieniłaby z nim jeszcze kilka SMS-ów, musiała zakończyć rozmowę, ponieważ zjawił się Maks. Odłożyła telefon i skupiła się na przybyłym. Brat Oli przeszedł przez próg z typową dla siebie pewnością i rozejrzawszy się pobieżnie, ruszył do recepcji. Był ubrany w dżinsy, ciemną koszulkę i marynarkę, na której znajdowała się rozpięta kurtka. Uwadze Julii nie umknęła też teczka, którą trzymał w dłoni, a którą potem położył na kontuarze tuż przed

nią. – Cześć – powiedział, patrząc jej w oczy. – Cześć. Udało ci się nie spóźnić. – Dlaczego miałbym się spóźnić? Zwykle jestem na czas. Julia już miała przypomnieć mu o wielu sytuacjach z przeszłości, gdy to czekały na niego z Olą godzinami u koleżanek, bo zapomniał je od odebrać, chociaż obiecał, lecz w porę przypomniała sobie, że przecież są w pracy, i ugryzła się w język. – To co? Kawa? – Maks wykorzystał jej milczenie. – Musimy omówić jeszcze kilka detali przed podpisaniem umowy. Przyniosłem nawet parę przydatnych szkiców z preferowanym ustawieniem mebli na sali. – Wskazał na teczkę. – Jasne, zaraz to wszystko przedyskutujemy. – Julia posłała mu uśmiech i rozejrzała się za swoją zmienniczką. Na szczęście Sylwia już czekała w pogotowiu. Siedziała na fotelu nieopodal i widząc znaczące spojrzenie Julii, podeszła do kontuaru. – Cześć – przywitała się z dziewczyną i z Maksem. – To co… – Położyła dłonie na blacie. – Wy uciekajcie, a ja tutaj wszystkim się zajmę. – Wszystkie dane są w komputerze, a za to, czego nie zdążyłam zrobić, z góry przepraszam. – Nie szkodzi. Zaraz to ogarnę. Julia posłała jej uśmiech, po czym zwróciła się do Maksa: – Daj mi chwilę, okej? Wezmę tylko swoje rzeczy z zaplecza i szybko się przebiorę. – Nie ma sprawy. Poczekam. – Maks zrobił krok w tył, a po chwili usiadł na jednym z foteli pod ścianą. Julia spokojnie poszła więc zmienić firmową bluzkę na swoją ulubioną białą koszulę i wróciła na korytarz już w płaszczu oraz z torebką. – Ładnie wyglądasz – skomplementował ją Maks. – Dzięki. – Poprawiła swój szalik. – To co? Dokąd idziemy? – Jeśli o mnie chodzi, możemy usiąść nawet w restauracji w Stanfordzie. – Nie obraź się, ale wolałabym nie. – No tak. Ty masz tu wszędzie znajomych. – Dokładnie. Chyba nie czułabym się komfortowo, gdyby obsługiwała mnie koleżanka.

– Racja. – Na szczęście Maks ją rozumiał. – To może ta mała cukiernia po drugiej stronie ulicy? – Ta na skrzyżowaniu z Mariacką? Maks skinął głową. – Wydaje się ciekawym miejscem. – Byłam tam kiedyś. – I co? Polecasz? – Bardzo. Może ich wypieki nie dorównują ciastom i ciasteczkom Oli, ale jadłam tam pyszną szarlotkę. – I to mi wystarczy – zaśmiał się Maks. – W takim razie idziemy. Julia pożegnała się jeszcze z Sylwią i wyszli na zewnątrz. Chociaż nie było najcieplej, słońce świeciło w najlepsze. Przed hotelem stała grupka palaczy, a na gałęziach pobliskich drzew siedziały ptaki, których trele mieszały się z odgłosami miasta. Julia z Maksem ruszyli ku pasom i dość szybko przedostali się na drugą stronę ulicy. Minęli staruszkę z psem na smyczy, jakąś młodą parę, aż w końcu dotarli do wejścia kawiarni. Był to nieduży lokal o ładnym wystroju wnętrza. Nad wejściem wisiał daszek w różowo-białe paski, a w środku królowały jasne drewno i dodatki w kolorach różu i bieli. Na wprost stała gablota z łakociami i kasa, pod ścianami zaś i na środku lokalu poustawiano drewniane kwadratowe stoliki oraz wygodne krzesła. Na blatach stały wazony z goździkami, a przy jednym z okien – duża witryna z filiżankami, kubkami i innymi gadżetami służącymi do parzenia kawy albo herbaty. Julia dowiedziała się, będąc tu wcześniej, że wykonywał je ręcznie zaprzyjaźniony z cukiernią artysta. Obydwoje rozpięli kurtki i podeszli do gabloty z ciastami. Na małych tackach prezentowały się dumnie kolorowe torty, serniki i babeczki. Julia dostrzegła także swoje ulubione eklery oraz ptysie, a także wiele innych wypieków, których nazw nawet nie znała. – Rzeczywiście apetycznie wyglądają – odezwał się Maks. – I tak samo dobrze smakują. Po krótkim namyśle złożyli zamówienie. Julia wybrała torcik chałwowy, Maks zaś zdecydował się na sernik. Do tego poprosili o dwie kawy i podeszli do jednego ze stolików pod oknem. Maks po dżentelmeńsku odwiesił oba płaszcze na wieszak, Julia w tym czasie usiadła i wygładziła dłońmi biało-różową

podkładkę. – To miejsce jest takie urocze – stwierdziła, patrząc na rzędy stolików i na parapety. Na tych drugich stały gdzieniegdzie jasne, plecione koszyki oraz ozdobne, pozłacane figurki. – Dosyć dziewczęce – skomentował Maks. – Nie podoba ci się? – Tego nie powiedziałem, ale przyznaj, że te kolory i kwiatki nie są zbyt męskie. – W tym akurat możesz mieć rację. – No dobrze, ale mniejsza o takie duperele. – Maks machnął ręką i otworzył teczkę. – Wydrukowałem umowę, którą dostałem od twojej przełożonej na maila. Po naniesionych poprawkach ma już taki kształt, jaki mnie satysfakcjonuje, więc śmiało możemy ją podpisać. Mam tylko nadzieję, że polecana przez was pracownia florystyczna to jakaś sprawdzona firma, bo inaczej moja szefowa urwie mi głowę. – Bez obaw. Korzystamy z ich usług, organizując większość przyjęć, i chyba jeszcze nikt nie narzekał. – Chyba? – Maks spojrzał jej w oczy. – Oj, będziesz mnie teraz łapał za słówka? To fachowcy, mają dobre wyczucie stylu. I zapewniam, że są na bieżąco z dekoratorskimi trendami. – Dobrze, już dobrze. Ty zawsze jesteś taka nerwowa? – Nie zawsze. – W takim razie wyluzuj. Przecież tylko zapytałem. – Właściwie to nie zapytałeś. – O, ludzie… – Maks wywrócił oczami. – Wyraziłem swoją wątpliwość i powiedziałem o swoich nadziejach. Teraz już lepiej? Julia nie mogła powstrzymać cisnącego jej się na usta uśmiechu. – Lepiej. Maks odetchnął głęboko. – Wy, kobiety, jesteście czasami naprawdę trudne. – Kobiety? To widzisz nas tu więcej? – Jeszcze dodaj, że nazwałem cię grubą – obruszył się Maks. – Mówię ogólnie. O wszystkich przedstawicielkach twojej płci. – Wiesz co? Gdy tak cię słucham, to zastanawiam się, czy ciebie też ktoś nie

powinien nauczyć rozmawiać z kobietami. – Niby dlaczego? – Bo chociaż rzekomo często z nimi przebywasz, to nie opanowałeś jeszcze jednej z podstawowych zasad. Żadna z kobiet nie znosi bycia nazywaną „taką, jak wszystkie”. To właściwie poniekąd uwłaczające. – Tak? To ja mam radę dla ciebie. Mężczyźni nie cierpią, gdy im się zwraca uwagę. – Co ty nie powiesz. – Julia już chciała rzucić jakiś niewybredny i na pewno niezbyt miły komentarz, ale wymianę zdań przerwało im pojawienie się przy stoliku kelnerki. – Kawa i ciasta dla państwa. – Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. – Dla kogo latte? – Dla mnie. – Julia zabrała dłonie z blatu, żeby zrobić miejsce na kawę i ciasto. Kelnerka postawiła przed nimi filiżanki oraz talerze, po czym oddaliła się, życząc smacznego. Maks w tym czasie chyba uznał, że nie warto się kłócić, bo zamiast wracać do poprzedniego tematu rozmowy, napił się kawy i podsunął Julii umowę. – Podpisz ją i miejmy to z głowy. Julia przejrzała pobieżnie spięte kartki. Nie chciało jej się teraz czytać wszystkiego. – Na pewno nic nie zmieniałeś w wersji, którą wysłała ci moja szefowa? – Na pewno. – Maks sięgnął po widelczyk i nabrał na niego pierwszy kawałek ciasta. – Co jak co, ale jestem uczciwy. – Przecież nie powiedziałam, że nie jesteś. Po prostu nie chciałabym, żeby hotel miał jakieś problemy z powodu mojego niedopatrzenia. – O losie, ty naprawdę jesteś trudna. – Ja nazwałabym to raczej skrupulatnością. – Dobrze, pani skrupulatna. Mam ci pokazać tamten plik w telefonie, żebyś mogła sobie porównać? – Już chciał chwycić swojego smartfona, ale Julia spiorunowała go wzrokiem. – Obejdzie się – rzuciła urażona, po czym podpisała dokumenty. Maks był zadowolony. – Nie można było tak od razu?

– Pewnie można było, ale musiałeś dodać te swoje głupie komentarze. – Ja? – A ja? Maks już nabrał w płuca powietrza, żeby przypomnieć jej, że to ona była w stosunku do niego podejrzliwa, ale w porę uświadomił sobie, że w ten sposób raczej jej nie zdobędzie. Schował więc męską dumę do kieszeni i chociaż był przekonany, że to on ma rację, wyciągnął do niej rękę na zgodę. – Pokój? Julia omal się nie zaśmiała na ten gest. – A ty ile, przepraszam, masz lat? To bardziej w stylu dziesięciolatka niż dorosłego faceta. – Po prostu nie chcę się kłócić. Mogłabyś docenić gest, zamiast wtrącać te swoje uszczypliwości. Julia popatrzyła na jego rękę z wahaniem. – No dobrze. – Poddała się w końcu. – Nie ma co się sprzeczać nad ciastem. – Dokładnie tak. – Maks się uśmiechnął. – A właśnie, jak twoje? Moje jest pyszne. – Moje też. Smak chałwy jest bardzo wyraźny, ale nie dominujący. – Mój sernik smakuje jak pianka. Może tego Oli z brzoskwiniami nie przebije, ale jest niezły. Dobrze, że nie mam blisko biura takiej cukierni. – Dlaczego? – Utyłbym, zanim zdążyłabyś mrugnąć. I to nawet pomimo regularnych wizyt na siłowni. – Miałbyś przynajmniej dobrą okazję do ćwiczenia silnej woli. – Tu akurat masz rację. – Maks nabrał na widelec kolejny kawałek sernika i włożył go do ust, po czym przez chwilę delektował się smakiem. – Mmm, obłędny! Julia zachichotała i sięgnęła po filiżankę z kawą. – Nie wiedziałam, że jesteś takim łasuchem – odparła, ale zanim Maks zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rozdzwonił się jej telefon. Odruchowo sięgnęła do torebki i przeprosiła swojego rozmówcę. – Nie szkodzi. – Maks odchylił się lekko na krześle. – Odbierz. Julia posłała mu uśmiech, po czym spojrzała na ekran smartfona. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu ujrzała na nim imię Filipa. To chyba jakaś pomyłka,

pomyślała, ale odeszła od stolika i przesunęła palcem po wyświetlaczu. – Cześć – powiedziała niepewnie, trochę skrępowana. – Nie przeszkadzam? – zapytał na wstępie Filip. Julia odruchowo spojrzała na Maksa. Gdy odeszła, wyjął z kieszeni smartfona, więc wyglądało na to, że znalazł sobie chwilowe zajęcie. – Nie, właściwie to nie – powiedziała do telefonu. – Ale nie ukrywam, że jestem trochę zaskoczona, że dzwonisz. – Mam nadzieję, że nie wzięłaś mnie za natręta? – Nie, zupełnie nie. Możesz być o to spokojny. – To dobrze, bo nie chciałbym cię wystraszyć. Właściwie to dzwonię dlatego, że zwolnił się dzisiaj do mnie termin w przychodni i pomyślałem, że może znajdziesz czas, żeby wpaść na kontrolę. Mógłbym zobaczyć twoje oko i ocenić, czy rzeczywiście wszystko w porządku. Pasowałoby ci o piętnastej czterdzieści pięć? – Ojej… To miłe, że o mnie pomyślałeś. – Rozumiem, że mam się ciebie spodziewać? Julia znowu zerknęła na Maksa. Teoretycznie mogłaby się urwać i powiedzieć mu, że wypadło jej coś pilnego, ale dopiero tu przyszli i chyba nie wypadało tak postąpić. Co prawda nadal nie nazwałaby go przyjacielem i częściej darli koty, niż byli dla siebie serdeczni, ale w ostatnich dniach tyle razy miło ją zaskoczył, że nie chciała go zbywać. Poza tym nie wyglądała dzisiaj najlepiej. Jakiś cichy głos podpowiadał jej, że Filip nie troszczył się tak o wszystkie pacjentki i chyba nie chciałaby iść na tę wizytę w przetartych dżinsach oraz makijażu, który o tej porze nie wyglądał już najlepiej. – Przykro mi, ale nie dam rady – powiedziała do telefonu, chociaż atencja mężczyzny sprawiła jej nieukrywaną przyjemność. – Gdybym wiedziała wcześniej o tym wolnym terminie, to pewnie inaczej zorganizowałabym sobie dzień, a tak mam już plany. – Nie tłumacz się, dobrze to rozumiem. Właściwie to mogłem się tego spodziewać. Każdy ma swoje plany. Dlaczego miałabyś nagle je zmieniać. – Mam nadzieję, że nie sprawiłam ci zawodu? – Nie, w porządku. Spotkamy się innym razem. – Popatrzę w grafik i dam ci później znać, kiedy możesz się mnie spodziewać.

Filip zamilkł na chwilę. – Albo wiesz co? Mam lepszy pomysł. Julia zmarszczyła brwi. – Jaki? – Może po prostu spotkamy się któregoś popołudnia w tym tygodniu, żebyś nie musiała specjalnie fatygować się do przychodni? Mam w domu najpotrzebniejszy sprzęt. Poza tym nie musielibyśmy się wtedy spieszyć, bo za drzwiami nie czekaliby kolejni pacjenci. Julia poczuła delikatny ucisk w żołądku. Czy on proponował jej randkę? Przebiegł ją przyjemny dreszcz ekscytacji. – Właściwie to dlaczego nie – odparła. – Naprawdę? – Filip nie krył radości. – Oczywiście. Ale tak czy siak, muszę spojrzeć w grafik. Czasami pracuję popołudniami, a nie pamiętam całego planu na ten tydzień. – Jasne. Zastanów się spokojnie nad terminem. – Tak zrobię – odpowiedziała z uśmiechem, po czym znowu zerknęła na Maksa, który nadal siedział wpatrzony w telefon. – A teraz przepraszam, ale muszę już kończyć. Zdzwonimy się, dobrze? – Będę czekał – zapewnił ją Filip, po czym pożegnali się miło. Julia wróciła do stolika. Na swoje nieszczęście nie mogła jednak ukryć uśmiechu i Maks popatrzył na nią podejrzliwie. – Wygrałaś w totolotka? – Nie, dlaczego? – Przysunęła się do blatu na krześle. – Uśmiechasz się od ucha do ucha. – A ty od razu uznałeś, że to z powodu pieniędzy? – Właściwie to przyszło mi do głowy mnóstwo powodów, ale chyba nie chciałem pozbawić cię okazji do nazwania mnie materialistą. Julia spojrzała mu w oczy. – Pajac. Maks tylko się zaśmiał. – Lepiej powiedz, o co chodzi. Twój dobry humor widać pewnie nawet na sąsiedniej ulicy. Julia ponownie spróbowała stłumić uśmiech, ale propozycja Filipa tak ją uszczęśliwiła, że naprawdę nie była w stanie.

– Och, daj spokój, to nic takiego – powiedziała do Maksa. Ten zmrużył oczy i pochylił głowę, wciąż na nią patrząc. – A więc randka – oznajmił w końcu. – Randka? – zachichotała. – A nie? Julia nie odpowiedziała, czym tylko upewniła Maksa w tym, że ma rację. – No, no… A tak ostatnio narzekałaś na mężczyzn. – Byłam w kiepskiej formie. To chyba normalne. – Więc teraz już nie jesteś? – Właściwie… – Julia zastanowiła się nad tym. – Właściwie to sama nie wiem. – I właśnie dlatego mówi się, że kobieta jest zagadką. – O co ci chodzi? – My, faceci, lubimy jasne odpowiedzi. „Właściwie to sama nie wiem” – zacytował jej słowa. – Co to w ogóle oznacza? – Że nie jestem przekonana? – Co do tego, jaki masz nastrój? Litości. Pewne rzeczy albo się wie, albo się ich nie wie. Określenie samopoczucia chyba nie jest zbyt skomplikowane. – Może i nie jest. – Julii nie chciało się z nim sprzeczać. – No to jesteś w dołku czy nie? Nadal boisz się, że umrzesz samotnie, czy wraz z pojawieniem się nowego obiektu westchnień zobaczyłaś światełko w tunelu? – To nie jest żaden mój obiekt westchnień, okej? – Julia popatrzyła na niego surowo. – Jeszcze nic o nim nie wiem, a poza tym… Poza tym to nie jest twoja sprawa. – Czyżby? – Maks uniósł brwi. – Jako twój nauczyciel randkowania mam na ten temat odmienne zdanie. Gdyby Julia piła kawę, to chybaby się nią zakrztusiła. Słysząc te słowa, miała ochotę spalić się ze wstydu. Ukradkiem rozejrzała się dokoła, czy nikt ich nie słyszał. – Oho! – Nie umknęło to uwadze Maksa. – Ktoś tu się wstydzi. – Przestań! – Julia miała ochotę trzepnąć go w ramię. – Znasz takie słowo jak dyskrecja? – Znam, ale moim zdaniem nie ma czego się wstydzić. Chodzenie na randki to

ludzka rzecz. – Oczywiście, że tak, ale już te całe lekcje… – Julia w porę ugryzła się w język, żeby go nie obrazić. – Nie zrozum mnie źle, Maks, ale to chyba nie dla mnie. Jestem ci bardzo wdzięczna, że chciałeś mi pomóc, naprawdę bardzo to doceniam, ale chyba rezygnuję z tego pomysłu. – Ale jak to? – Przemyślałam to sobie i doszłam do wniosku, że nie ma sensu, żebyś uczył mnie podrywu. Poczytam o tym w internecie, kupię jakiś poradnik. Może i nie jestem w tym specjalistką, przyznaję, ale chyba nie chcę z kontaktów z mężczyznami robić jakiejś gry i… – Wzięła głęboki oddech. – To po prostu nie dla mnie. Maks przez chwilę trawił jej słowa. – Cóż… Namawiać cię nie będę, to twoja sprawa, ale moim zdaniem co ci szkodzi spróbować. Tym bardziej że sama ostatnio wspominałaś o naglącym cię czasie. Julia już miała powiedzieć, że to było, zanim zwróciła na siebie uwagę przystojnego okulisty, ale się powstrzymała. – Po prostu zapomnijmy o tamtym wieczorze, dobrze? Byłam w kiepskiej formie, potrzebowałam się komuś wyżalić, ale już mi przeszło i lepiej, żebyśmy do tego nie wracali. – Skoro tego chcesz… – Tak będzie lepiej. – No dobrze, ale pamiętaj, że w razie czego zawsze możesz na mnie liczyć. Zadzwoń, a przyjadę albo chociaż udzielę ci porady przez telefon. – Taki jesteś szarmancki? – Zawsze – odparł z uśmiechem Maks i mrugnął porozumiewawczo. – A na randkę koniecznie załóż czerwoną sukienkę. – Czerwoną? Dlaczego? – Po pierwsze mężczyźni są wzrokowcami i jest wiele badań dowodzących, że najbardziej zwracają uwagę na kobiety w tym kolorze, a po drugie po prostu dobrze ci w czerwonym – powiedział i chyba oboje pomyśleli o tym samym. Kiedyś Julia założyła sukienkę właśnie tej barwy na wesele koleżanki. I chociaż ona i Maks mieli wtedy zaledwie po siedemnaście i przyszli na przyjęcie osobno, oboje do tej pory pamiętali tamten wieczór. Nie wiedzieli, czy

to za sprawą alkoholu, czy po prostu silnego przyciągania przetańczyli razem prawie całą noc. W pewnej chwili ręka Maksa zsunęła się z pleców Julii niżej, niż powinna… Wymknęli się na moment na dwór. I był to pierwszy i ostatni raz, kiedy się całowali.



Rozdział 12 Ola była wkurzona. Tak bardzo wkurzona, że wieczorem, tuż po rozmowie z Julią, bez zastanowienia złapała klucze do mieszkania Maksa i pojechała do niego. Gdy tylko przekroczyła próg, zaczęła krzyczeć na swego niewydarzonego brata: – Maks, na litość boską! Czy możesz mi powiedzieć, co ty sobie wyobrażasz?! – Jej głos przeleciał jak strzała przez korytarz i echem odbił się od ścian. Z okolicy łazienki dobiegły ciche, niezidentyfikowane odgłosy, a po chwili coś spadło. Oho, więc tam się ukrył! Ola z impetem przeszła po parkiecie i uderzyła pięścią w drzwi łazienki. – Wyłaź! Musimy porozmawiać. – Już, już… – dotarło do niej zza ściany, po czym znowu coś stuknęło, zaszurało i Maks otworzył w końcu drzwi z mokrymi włosami i z ręcznikiem na biodrach. – Kąpałem się – powiedział, jakby nie zauważyła. Zmierzyła go wzrokiem. – Widzę. – To dobrze, bo mam ostatnio dość kobiet z problemami ze wzrokiem. – Mówisz o Julii? Maks nie odpowiedział. Zamiast tego popatrzył w stronę swojej sypialni. – Dasz mi się chociaż ubrać? Ola niechętnie zrobiła krok w tył. – Masz pół minuty – powiedziała surowo. – Potem widzę cię w kuchni. – Za jakie grzechy… – Maks ruszył do sypialni, mrucząc pod nosem. – Ty jesteś gorsza niż gestapo, wiesz?! Mimo wzburzenia Ola zaśmiała się pod nosem.

– Dobrze wiedzieć. Gdy mój blog upadnie, to zatrudnię się w policji. – Jeszcze przed rekrutacją powiedz im, że marzysz o pracy antyterrorysty. Byłabyś naprawdę dobra w porannym waleniu ludzi do drzwi. Ola pominęła tę złośliwość wyniosłym milczeniem i poszła zaparzyć herbatę. Nie spodziewała się czystości w kuchni Maksa, ale mimo wszystko przeżyła mały szok, widząc bałagan. Wszędzie walały się opakowania po zupach instant i innym sztucznym jedzeniu, na blacie leżały porozsypywane przyprawy i brudne sztućce. Gdy zajrzała do jednej z nieumytych szklanek w zlewie, znalazła w niej pleśń. – Jak to możliwe, że my jesteśmy rodzeństwem?! – Uniosła oczy ku niebu, ale zamiast znów krzyczeć na Maksa, po prostu zakasała rękawy, żeby posprzątać ten bajzel. Nie musiała otwierać żadnej z szafek, żeby wiedzieć, że jeśli chce napić się herbaty, to musi najpierw umyć dla siebie kubek czy szklankę. Aha, no i cukierniczkę, jeśli chciała posłodzić, bo z tego, co się zorientowała, w niej Maks też przyrządził sobie zupę błyskawiczną. – Mężczyźni… – wymamrotała jeszcze pod nosem, ale powyrzucała śmieci i wzięła się do zmywania. Odgłosy zza ściany poinformowały ją, że Maks w tym czasie postanowił wysuszyć włosy i gdy wreszcie się zjawił, kuchnia już błyszczała, a Ola opłukiwała właśnie pod bieżącą wodą ściereczkę. – O! – zdziwił się Maks, tym razem już ubrany. – Posprzątałaś. – Musiałam, bo w szklance, z której chciałam się napić, mieszkały już żyjątka. – Nie miałem ostatnio czasu zmywać. – Ostatnio? Mnie się wydaje, że nie robiłeś tego, odkąd byłam tu ostatnim razem. – Wskazała na umyty garnek na okapniku, w którym ostatnio ugotowała rosół. – Już nie bądź taka drobiazgowa. – Maks podszedł do niej i popatrzył na szklankę i kubek, do których siostra włożyła torebki herbaty. – Dla mnie też jest – ucieszył się szczerze. Ola oparła się o blat i popatrzyła na brata surowo. – Nie przyjechałam tutaj, żeby rozmawiać o herbatce. – Nie da się ukryć. Manifestujesz to już od samego wejścia. – A dziwisz mi się? – Ola znowu poczuła, jak ogarnia ją złość. – Właśnie dzwoniła do mnie Julia. – Tak? I co? Znowu się na mnie skarżyła?

– Nie. Tym razem chodzi o coś zupełnie innego. – Spojrzałem na nią krzywo? Nie odsunęłam jej krzesła w restauracji? – Maks! – No co? Próbuję tylko ustalić, czym tym razem jej podpadłem. – Niczym – warknęła Ola. – Nie rozmawiałyśmy o tobie. – Naprawdę? – Maks skrzyżował ręce na piersi. – W takim razie tym bardziej zamieniam się w słuch. W Oli niemal zawrzało. – Po jakie licho pozwalasz Julii, żeby umawiała się z tym cholernym okulistą? Dzwoniła do mnie cała w skowronkach, bo w sobotę idzie randkę. Ups, niestety, nie z moim bratem! Maks spuścił wzrok, co raczej nie było w jego stylu. – Co mogę powiedzieć? Próbowałem. – Tak? Wybacz szczerość, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć. – Niby dlaczego? – Podrywasz nową dziewczynę praktycznie co weekend, a z Julią ci nie wyszło? Nie bądź śmieszny. – Widocznie nie działają na nią moje wdzięki. – Bzdura. Niczego ci nie brakuje, a ona jest przygnębiona i samotna. Mówiłam ci ostatnio, że lepszej okazji nie będzie. – Taka smutna i osamotniona to ona nie jest, skoro w weekend idzie na randkę. Ola wywróciła oczami, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, czajnik oznajmił, że zagotowała się woda. Zalała więc herbatę, osłodziła i usiedli z Maksem na kanapie, żeby tam dokończyć rozmowę. – Ten facet musi być dupkiem – powiedziała Ola, mając na myśli Filipa. – Jak znam życie, nie dorasta ci do pięt. Maks popatrzył na siostrę zdziwiony. – Komplement? Z twoich ust? – Tylko nie obrośnij w piórka. Nie zamierzam ci schlebiać ani się podlizywać. Po prostu mówię, co myślę. – Nie sądziłem, że tak wysoko mnie oceniasz. – Oj, przestań już drążyć. – Ola sięgnęła po swoją szklankę, mimo że herbata nadal była gorąca. – Lepiej powiedz mi, dlaczego nie udało ci się zbliżyć do Julii. Rozmawialiście, tak? W czym tkwi problem?

Słysząc te słowa, Maks głęboko odetchnął. – Prawdę mówiąc, chyba właśnie w tym okuliście. – Nie rozumiem. – Oj, Olka… Jeżeli jakaś kobieta jest zafiksowana na konkretnym mężczyźnie tak bardzo, że świata poza nim nie widzi, to nawet najprzystojniejszy amant z Hollywood nie będzie w stanie zawrócić jej w głowie. – Słucham? – Ola nie kryła zdziwienia. – A gdzie wszystkie twoje teksty, że facet to nie ściana i bez problemu można go przestawić? Czy naprawdę muszę ci przypominać, ile zajętych dziewczyn poderwałeś? – To co innego – upierał się Maks. – Przez te wyniki badań Julia ma dodatkową motywację. Czuje, że ma nóż na gardle i jak znam życie, będzie robiła teraz wszystko, żeby usidlić tego okulistę. Ola zastanowiła się nad tym. Nieczęsto zgadzała się z Maksem, ale tym razem musiała przyznać, że to, co mówi, ma sens. – No to co robimy? – Popatrzyła mu w oczy. – Przecież gdy ona zwiąże się z tym facetem, będzie pozamiatane. Maks odchylił się do tyłu na kanapie i oparł wygodnie. – Nie wiem. Chyba pierwszy raz w życiu nie mam żadnego pomysłu. Oferowałem jej nawet pomoc w uwiedzeniu tego pajaca, żeby jakoś się do niej zbliżyć, ale odrzuciła ten pomysł. – Zaraz, zaraz… – Ola aż się wyprostowała, zaskoczona. – O czym ty mówisz? – Nie opowiadałem ci o tym? – Nie. Coś ty znowu wymyślił? Maks rozważał przez chwilę, czy podzielić się z siostrą swoim pomysłem, ale najwidoczniej w końcu uznał, że skoro powiedział „a”, to wypada również powiedzieć „b”, i wyjawił jej propozycję, którą niedawno złożył Julii. Gdy skończył, jego mina sugerowała, że spodziewa się długiego wykładu na temat tego, że to niemoralne, głupie i szczeniackie, ale Ola szybko rozwiała jego obawy. – Maks, to przecież genialne! Z radości aż rozbłysły mu oczy. – Tak sądzisz? – Oczywiście. Myślę, że takie lekcje randkowania byłyby świetną okazją do

regularnych spotkań z Julią i do tego, żeby w końcu przejrzała na oczy i dostrzegła, jaki jesteś naprawdę. – Ja też tak sądzę. Szkoda tylko, że ona postrzega to wszystko inaczej. – Daj spokój. Ją można jeszcze urobić. – Nie sądzę. Już dwa razy dobitnie powiedziała mi, że to jej zdaniem chybiony pomysł. – Maks, Maks, Maks… – Na usta Oli wypłynął delikatny uśmieszek. – Bo jeszcze nie urobiła jej przyjaciółka. – Nie urobiła jej przyjaciółka? Co to w ogóle ma znaczyć? – Że mam plan i że nie ma możliwości, żeby nie zakończył się on sukcesem. – Czasami mówisz w taki sposób, że martwię się o twoje zdrowie psychiczne, wiesz? Ola pokręciła głową i znowu sięgnęła po swoją szklankę z herbatą. – Najważniejsze, że wasze lekcje randkowania dojdą do skutku – powiedziała z uporem, po czym popatrzyła na brata. – Ty lepiej skup się teraz na czymś zupełnie innym. – Na czym? – Na tym, jak poprowadzić je w taki sposób, żeby Julia się w tobie zakochała.



Rozdział 13 Podczas gdy Ola rozmawiała z Maksem, Julia siedziała na kanapie w swoim mieszkaniu ubrana w duży, beżowy sweter i jadła słone orzeszki. Naprzeciw, na fotelu, półleżała Paula. Obie z nosami w telefonach mruczały czasami coś do siebie skąpane w świetle wiszącej nad ich głowami lampy. Julia przeglądała grafik, żeby upewnić się, czy na pewno po sobotnich zajęciach na uczelni zdąży dojechać do Filipa, a Paula przewijała zdjęcia na Instagramie i co jakiś czas zapisywała któreś w pamięci telefonu. – A co ty na to, żebym została aktorką? – powiedziała w pewnej chwili do siostry. – Niedługo będę musiała decydować o swojej przyszłości, a to przecież ciekawy zawód. Julia opuściła nieco telefon. – Aktorką? Wybacz, siostrzyczko, że cię rozczaruję, ale wcale nie tak łatwo jest dostać się do szkoły aktorskiej. – Masz tam jakichś znajomych? Julia przywołała w pamięci obraz jednej z koleżanek z gimnazjum, która swego czasu podchodziła do egzaminów w szkole aktorskiej. Nie wiedziała, jak potoczyły się jej losy, bo ich drogi w pewnym momencie na dobre się rozeszły, ale doskonale pamiętała, jak długo ta dziewczyna przygotowywała się do studiów i na ile dodatkowych zajęć chodziła przed maturą. – Można tak powiedzieć – rzuciła wymijająco do siostry. Paula jednak chyba wzięła to za dobry znak, bo położyła telefon na kolanach i usiadła. – To koleżanka czy kolega? – Znajoma z gimnazjum. Ale od razu uprzedzam, że nie mamy już ze sobą kontaktu. – Szkoda. Chętnie bym z nią porozmawiała.

– Wiesz, to akurat niewykluczone. Odnajdź ją na Facebooku i powołaj się na mnie. To była bardzo otwarta dziewczyna. Na pewno udzieli ci informacji. – Super! – Paula omal nie pisnęła z radości. – Jesteś najlepszą siostrą na świecie, wiesz? Julia uśmiechnęła się lekko. – Tak, tak. Bo jedyną, jaką masz. – Mniejsza z tym – mruknęła Paula. – To jak nazywa się ta twoja koleżanka? – Wzięła do ręki telefon. – Od razu do niej napiszę. Julia nie była pewna, czy jest to w tej chwili najlepszy pomysł. – A może najpierw porozmawiamy o tym aktorstwie, co? Długo o tym myślisz? Paula zastanowiła się. – Właściwie to nie. To raczej spontaniczny pomysł. – Bo wiesz, wiele osób przygotowuje się latami, żeby aplikować do szkoły aktorskiej. – Tak? – Oczywiście. Jakieś ćwiczenia z dykcji, poruszania się na scenie, kółka teatralne… To nie jest takie hop-siup. – Grałam kiedyś w szkolnym teatrzyku – przypomniała sobie nagle Paula. – I całkiem nieźle mi szło. – Faktycznie, był taki epizod. – Julia sięgnęła pamięcią wstecz, gdy mama zaciągnęła ją na przedstawienie siostry. Paula grała wtedy Śpiącą Królewnę i Julia, jak na starszą siostrę przystało, żartowała z niej już kilka dni wcześniej, że na scenie będzie całował ją książę. A w czasie przedstawienia w kluczowym momencie osobiście wychylała się razem z innymi dziećmi, żeby zobaczyć, czy chłopiec grający księcia pocałuje jej siostrę naprawdę. Ku jej ubolewaniu, tylko udawał. – No widzisz? – Paula nie traciła nadziei. – Ta szkoła aktorska to wcale nie jest taki zły pomysł. – Paula, ale ty nigdy nie chciałaś być aktorką. Mówiłaś, że pójdziesz na pedagogikę, żeby pracować w szkole. A odkąd poszłaś do liceum, chciałaś być wizażystką. – Daj spokój, kiedy to było. – Paula machnęła ręką i ponownie niemal położyła się w fotelu. – O pedagogice już od dawna nie myślę. Bycie

nauczycielem jest w tych czasach zupełnie nieopłacalne. – A wizaż? – W tej dziurze, w której mieszkam z rodzicami? Nie bądź śmieszna. Tam kobiety co najwyżej chodzą sobie zrobić paznokcie. Julia westchnęła. – Co racja, to racja, ale przecież nikt nie każe ci do końca życia mieszkać na wsi. Rodzice chyba liczą się z tym, że nie ma tam perspektyw dla młodej dziewczyny. Paula jęknęła. – Powiedz to mamie. Ona już teraz przechodzi kryzys w związku z moją wyprowadzką. A do mojego pójścia na studia zostało jeszcze kilka miesięcy. – Naprawdę? Mnie nic o tym nie wspominała. – Może nie chciała się skarżyć, ale według mnie oboje cierpią z tatą na syndrom opuszczonego gniazda czy coś w tym rodzaju. Czytałam o tym w internecie. Nie chcą zostać sami i świrują. Uparcie wpychają mnie ostatnio w rolę dziecka i bez przerwy wspominają, jak to było fajnie, gdy ich dzieci miały po kilka lat. Mama prawie co wieczór ogląda nasze stare zdjęcia, wiedziałaś o tym? A ze dwa razy widziałam nawet, jak nad nimi płakała. Julia zrobiła wielkie oczy. – Naprawdę nic o tym nie wiedziałam. Paula odetchnęła głęboko i smutnym wzrokiem popatrzyła na okno. – Może stąd ta ich wzmożona nadopiekuńczość? – zastanowiła się na głos. – To byłoby nawet uzasadnione. Rodzice boją się, że zostaną sami, i usilnie chcą się nacieszyć swoim najmłodszym dzieckiem. – Tylko że ja nie jestem już małą dziewczynką i to, że staram się ich zrozumieć, nie zmienia faktu, jak bardzo wkurza mnie ta sytuacja. – Paula podniosła głos. – Rodzice przesadzają z tą swoją troską i kontrolą, koniec, kropka. Czytałam gdzieś nawet w internecie, że nadopiekuńczość jest formą przemocy. Wiedziałaś o tym? A mama najchętniej znowu robiłaby mi co rano śniadanka i wyjmowała z szafki skarpetki, żeby zaspokoić jakieś matczyne popędy. To nienormalne. Julia popatrzyła na nią łagodnie. – Rozumiem, że cię to wkurza. Mnie też by wkurzało. – Czasami mam ich tak dość, że mogłabym ich zamordować. I naprawdę nie

mam pojęcia, dlaczego tego nie robię. Chyba powstrzymuje mnie tylko myśl, że to jednak nasi rodzice. Julia zamilkła na chwilę. Ostatnio tak skupiła się na swoich problemach, że te rodzinne rzeczywiście gdzieś jej umknęły. Po tym wszystkim, co usłyszała, było jej szkoda siostry i żałowała, że wcześniej nie wiedziała, jak jest jej ciężko. Nie mówiąc już o rodzicach. Im też musiało być trudno, skoro mama potrafiła płakać wieczorami, oglądając zdjęcia. – No, ale dajmy temu spokój na razie. – Paula pokręciła głową, jakby ocknęła się ze snu. – Teraz powinnam zająć się maturą i swoją przyszłością. Wybór zawodu to jednak ważna sprawa, a już w czerwcu będę musiała składać dokumenty na wybrane uczelnie. Szkolna pani psycholog mówiła nam ostatnio na zajęciach, że zanim to zrobimy, powinniśmy przeanalizować swoje cele, aspiracje i oczekiwania. – Mądre słowa – stwierdziła Julia. – Też tak myślę, dlatego zastanawiam się nad tym prawie codziennie. – Stąd pomysł z aktorstwem? – Tak. Możesz się śmiać, ale doszłam do wniosku, że najbardziej zależy mi chyba na pieniądzach i sławie. Julia aż zaniemówiła na chwilę. – Mówisz poważnie? Paula spojrzała jej w oczy. – Nie ma sensu oszukiwać siebie samej, co nie? Naprawdę gruntownie przemyślałam sobie pewne rzeczy i doszłam do wniosku, że zależy mi przede wszystkim na wygodnym życiu. – I pieniądze oraz sława mają ci je zagwarantować? Paula skinęła. – Tylko pomyśl… – Popatrzyła na okno. – Takie aktorki, celebrytki czy influencerki to dopiero mają życie. Firmy biją się, żeby zatrudnić je do swoich kampanii, mogą podróżować do woli po świecie, marki odzieżowe czy kosmetyczne same wysyłają im produkty ze swoich najnowszych kolekcji. Tylko ktoś nienormalny nie chciałby takiego życia. – Wiesz, ja bym jednak nie chciała. – Niby dlaczego? – To wszystko tylko z pozoru tak pięknie wygląda. Życie nijak ma się do

kreowanej przez te osoby rzeczywistości. – Znasz kogoś, kto się tym zajmuje, że tak mówisz? Mogłabyś mi dać do tej osoby jakiś kontakt? Julia miała ochotę pacnąć siostrę w ramię. – Paula! Życie naprawdę nie wygląda tak jak na Facebooku czy Instagramie. Wcale nie są w nim najważniejsze piękne kadry z podróży, wypchane sukienkami garderoby czy przystojny chłopak u twojego boku. Poczytaj sobie na ten temat, a od razu zrozumiesz, co mam na myśli. Wiesz, ile sławnych osób przypłaciło popularność depresją? Ile popadło w uzależnienia? Paula jednak obstawała przy swoim. – Nie obraź się, Julka, ale wydaje mi się, że mówisz tak, bo jesteś trochę staromodna i nie rozumiesz mojego pokolenia. Dla ciebie, tak jak dla rodziców, liczą się przede wszystkim rodzina i spokój. Ja mam trochę inne wartości. – Tak sądzisz? Paula skinęła głową. Julia przez chwilę rozważała, czy warto się z nią kłócić i tłumaczyć jej pewne kwestie, ale w końcu doszła do wniosku, że to bez sensu. Była zmęczona po pracy i chciała zrelaksować się tego wieczoru, a nie użerać z młodszą siostrą. No i nadal trapiła ją diagnoza wystawiona ostatnio przez lekarza i fakt, że jest sama. Chociaż jeśli chodzi o to ostatnie, gdy myślała o Filipie, widziała światełko w tunelu. Oby tylko nie okazał się kolejnym dupkiem albo maminsynkiem! Zamiast więc prawić Pauli morały, dokończyła jeść orzeszki i poszła się wykąpać. Rano musiała iść do pracy, a później miała wolne, bo weekend planowała spędzić na uczelni. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, co zrobić w tym czasie z Paulą. Rodzice mieli przyjechać po nią dopiero w niedzielę, a na zajęcia przecież nie mogła jej zabrać. W końcu uznała, że jej siostra jest już na tyle dorosła, że jakoś sobie poradzi. Zostawi jej klucze od mieszkania i jakieś kieszonkowe, żeby mogła coś zjeść czy pójść na zakupy albo do kina. Przecież wbrew temu, co sądzili rodzice, Paula nie jest już małym dzieckiem. Poza tym, prawdę mówiąc, miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż kwestia opieki nad siostrą. Jej zegar biologiczny tykał, a sobota zbliżała się wielkimi krokami. Powinna wybrać jakieś ubranie na randkę, żeby później nie tracić czasu na bezcelowe stanie przed szafą i złoszczenie się, że nie ma co na

siebie włożyć. Echem niosły się po jej głowie słowa Maksa dotyczące czerwonej sukienki. Szkoda tylko, że od czasów tamtego pamiętnego wesela nie miała ani jednej w takim kolorze… Zmartwiona, po kąpieli zawinęła się w szlafrok i ulokowawszy się w łóżku, napisała do Oli: Pomocy! Właśnie odkryłam, że nie mam się w co ubrać na randkę. Na szczęście przyjaciółka odpisała dość szybko. Jakieś zakupy? – zaproponowała, doskonale odgadując intencje Julki. Julia uśmiechnęła się lekko, szczęśliwa, że zawsze może liczyć na Olę. Z ust mi to wyjęłaś. Znajdziesz chwilę, żeby wyskoczyć do galerii handlowej jutro po południu?



Rozdział 14 Maks sam nie wiedział, czy po porannym piątkowym telefonie od siostry powinien być wkurzony, czy może się cieszyć. – Ale jak to: mam pójść z Julią na zakupy? – zapytał zdziwiony, gdy Ola przekazała mu rewelację. – Dzisiaj? – Tak – odparła stanowczo. – Punkt piętnasta trzydzieści w galerii handlowej, tej nieopodal dworca. Julia będzie czekała przy wejściu. – Ale ja nie zdążę tam dojechać. Wiem, że ty masz nienormowane godziny pracy i możesz robić, co ci się żywnie podoba, ale ja nie mogę wyjść z biura przed piętnastą tylko dlatego, że mam na to ochotę. A inaczej na pewno się spóźnię. – Kurczę, tego faktycznie nie wzięłam pod uwagę. Maks obrócił się na swoim fotelu przy biurku i popatrzył za okno. – Uroki bycia wolnym strzelcem, co? – mruknął ironicznie. Na szczęście Ola chyba nie była w nastroju na żarty czy kłótnie, bo przemilczała jego komentarz. – W takim razie napiszę do Julii, żeby była na miejscu piętnaście minut później. Tyle ci chyba wystarczy, żeby tam dotrzeć? Maks skinął głową, chociaż siostra nie mogła tego widzieć. W porę się zreflektował i potwierdził to, mówiąc: – Czterdzieści minut powinno mi wystarczyć. Po piętnastej są w centrum straszne korki. – Wiem. I faktycznie mogłam o tym wcześniej pomyśleć. – Więc udało ci się przekonać Julię do tych lekcji randkowania? – zapytał siostrę. – Co? – Głos Oli zabrzmiał tak, jakby dziewczyna nie do końca wiedziała, o czym on mówi.

– No… czy rozmawiałaś z Julią o tym, że jednak nie będę takim złym nauczycielem – powtórzył. – Sama z siebie chyba nie zmieniła nagle zdania, prawda? Poza tym po co miałaby umawiać się ze mną za twoim pośrednictwem? – A, o to ci chodzi! – Ola się ożywiła. – Nie, to nie tak. Prawdę mówiąc, Julia nic nie wie. Teraz to Maks szczerze się zdziwił. – Jak to nic nie wie? – zapytał zdezorientowany. Na linii rozległo się głośne westchnięcie. – Julia sądzi, że to ze mną pójdzie na te dzisiejsze zakupy. – Słucham? – Tylko się nie złość! – zareagowała Ola, zanim zdążył się porządnie rozkręcić. – Moim zdaniem to świetny pomysł, żebyś poszedł tam za mnie. Maks wyobraził sobie, jak wkurzona z tej zmiany Julia krzyczy do niego przy ludziach, rzuca jakieś oszczerstwa pod jego adresem, a na koniec uderza go w ramię torebką – i omal się nie skrzywił. – Prawdę mówiąc, nie jestem co do tego przekonany – mruknął pod nosem. – Jak znam życie, to skończy się jej wybuchem złości i tylko mi się dostanie. – Maksiu, ale dlaczego ty jesteś taki sceptyczny? – odpowiedziała mu Ola. – Julia nie bywa agresywna i wierz mi, że potrafi się zachować w miejscu publicznym. Poza tym ty masz dobre wyczucie stylu. Uważam, że będziesz dla niej lepszym towarzyszem podczas robienia zakupów niż ja. – Czy ty znowu mi schlebiasz? Ola zaśmiała się głośno. – No pięknie… – Oj, Maks, nie przesadzaj. Myślałam, że będziesz zadowolony. Wy macie tak mało okazji, żeby się spotkać. Spodziewałam się raczej twojej wdzięczności, a nie kręcenia nosem. – Może i byłbym ci wdzięczny, gdybyś umówiła nas na normalne spotkanie – powiedział, bo słowo „randka” nie chciało mu przejść w tym kontekście przez usta i jakoś nie pasowało do całej sytuacji. – Przecież ja nawet nie lubię chodzić po sklepach. – Nie? – zdziwiła się Ola. – A ja myślałam, że tak. W takim razie skąd tak często u ciebie nowe spodnie albo T-shirty? – Chodzę do sklepów, gdy muszę, okej? Nie moja wina, że ostatnio niechcący

wrzuciłem do białego prania bordowe skarpetki i musiałem potem wymienić pół garderoby, bo nagle wszystkie moje jasne koszule i koszulki stały się różowe. Poza tym większość rzeczy kupuję przez internet. Tak jest dla mnie dużo wygodniej i łatwiej. Nie trzeba marnować połowy dnia na chodzenie po sklepach ani przepychać się między tymi wszystkimi pobudzonymi babami, które tylko węszą nosami między półkami w poszukiwaniu promocji. – A ja sądziłam, że lubisz kobiety. – Lubię, ale nie w sklepach. Wtedy bardziej przypominają mi hieny czy sępy, niż stanowią obiekt moich westchnień. – Ale ty jesteś biedny… – odparła Ola z udawaną litością. – Taki poszkodowany samotny mężczyzna między wieszakami, rzucony kobietom na pożarcie. Szkoda mi ciebie. – Daruj sobie ironię, dobrze? Już wystarczy, że potajemnie umówiłaś mnie z Julią. – Och, a więc jednak tam pójdziesz? – Tego nie powiedziałem. – To dziwne, bo przed chwilą usłyszałam coś zupełnie innego. Maks odetchnął głęboko. – Ty jesteś męcząca, wiesz? Ola zachichotała. – Wiem, ale za to mnie kochasz. – Od wyznawania uczuć to masz chyba Przemka, prawda? – Przemek pisze teraz książkę i rzadziej się spotykamy. – Szkoda. Powiedz mu ode mnie, żeby skończył jak najszybciej, bo gdy nie możesz z nim rozmawiać, to maltretujesz brata. Mogę nie przeżyć więcej tych twoich genialnych pomysłów. – Nie wymyślaj. Nie jest wcale tak źle. – Jeszcze – mruknął. – Jak chcesz, to po zakupach z Julią wpadnij do mnie na kolację – powiedziała. – Będę dzisiaj testowała nowy przepis, który chcę później wrzucić na bloga, więc szykuje się prawdziwa wyżerka. – Deser czy danie wytrawne? – To drugie. I rękę dam sobie uciąć, że będzie ci smakowało. – Ciekawe, co powiedziałaby Julia, gdybym szepnął jej słówko o twoim

przekupstwie. Ola zmieniła nagle ton głosu. – Nie zrobisz tego. Teraz to Maks głośno się zaśmiał. – Jeżeli pobije mnie przy ludziach torebką, to nie wiem, czy w nerwach mi się nie wymsknie. – Pajac! – rzuciła poirytowana Olka. – Handlarka – odciął się Maks, ale zanim siostra zdążyła uraczyć go kolejną obelgą, powiedział, że pójdzie na tę dzisiejszą nierandkę. Właściwie nie miał planów na popołudnie, a już sama perspektywa spotkania z Julią poprawiała mu humor. Okoliczności nie miały dla niego większego znaczenia. Ola szczerze ucieszyła się z jego decyzji. – Przy okazji postaraj się jej wybić z głowy tego całego Filipa – dodała. – Nie żebym kierowała się stereotypami, ale według mnie lekarz nie jest dla niej. – Niby dlaczego? – zainteresował się Maks. – Oni dużo pracują, a Julia potrzebuje kogoś, kto będzie poświęcał więcej czasu jej niż pracy. Lekarze ciągle mają jakieś konsultacje, dyżury, prywatne gabinety… Sam wiesz, jak jest. Okulista to nie jest idealny facet dla Julii. – Mnie się wydaje, że jeżeli dwóm osobom na sobie zależy, to zawsze znajdą czas, żeby się spotkać. – Maks, Maks, Maks… Od kiedy ty jesteś takim idealistą? Mężczyzna zastanowił się nad tym. – Właściwie to chyba od… nigdy. Niestety, Ola nie miała szansy odpowiedzieć, bo do jego pokoju wkroczyła nagle koleżanka z firmy i musiał kończyć rozmowę. – Ale pojedziesz na spotkanie z Julią, tak? – zapytała jeszcze tylko dla pewności. – Pojadę – potwierdził, po czym zakończył połączenie z siostrą i odwrócił się do koleżanki. – Cześć. Co się sprowadza? – Chyba mamy problem – oznajmiła dziewczyna, darując sobie zbędne wstępy. – Coś nie tak w sprawie organizacji przyjęcia? – Nie. Tym razem chodzi o coś zupełnie innego. – O co?

Dziewczyna podeszła do biurka i nachyliła się konspiracyjnie. – Jest problem z szefową. – Znowu się na kimś wyżywa przez konflikt ze swoim mężem? – Gorzej – odparła dziewczyna enigmatycznie. – Baśka zastała ją kompletnie pijaną w łazience. – Żartujesz. – Słysząc te słowa, Maks struchlał. A więc jednak ostatnio wcale mu się nie wydawało, Marzena rzeczywiście popijała w pracy. – Jurek z pokoju dwieście cztery zaproponował jej, że odwiezie ją do domu, ale ona prosi o ciebie. – Mnie? – Maks popatrzył na nią, jakby była zielona. – Ale z jakiej racji? Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Nie wiem. Tak czy siak, przyszłam, żeby poprosić cię o pomoc. Maks głęboko odetchnął. Czy nie za dużo na dziś tych rewelacji? Zamiast jednak nad tym rozmyślać, podniósł się z fotela i postanowił ruszyć dyrektorce na pomoc. – Gdzie ona jest? – zapytał jeszcze tylko dziewczynę. – W damskiej toalecie. – Na Boga… – wyrwało mu się. – Nie mogliście jej chociaż zamknąć w gabinecie?



Rozdział 15 Gdy Maks ratował dyrektorkę od dalszej kompromitacji i oczu przełożonych, Julia siedziała za kontuarem w recepcji w hotelu i z niecierpliwością spoglądała na zegarek. Odkąd wstała dziś z łóżka, nie mogła doczekać się popołudniowych zakupów z Olą. Co prawda zaproponowała najpierw wspólne wyjście Pauli, ale młodsza siostra już wcześniej zarezerwowała bilet do kina i Julia nie chciała jej psuć planów. Chociaż może to i lepiej, pomyślała teraz, rozważając to wszystko. Paula nie ubierała się najgorzej, ale często manifestowała zamiłowanie do krótkich spódniczek i dużych dekoltów. Julia nie była przesadnie skromna, ale ciuchy siostry zdecydowanie nie leżały w jej guście. Paula pewnie na siłę wpychałaby jej do przymierzalni kolejne skąpe sukienki albo spódniczki krótsze od majtek. Chyba więc lepiej, że wyszło jak wyszło. Dla zabicia czasu wypełniła codzienną partię dokumentów i opisała dziewczynom kolejną scysję szefowej z Danielem, do której doszło z samego rana. Beata na cały głos wyzywała go w holu i Julia już bała się, że potem przyjdzie do niej narzekać, że znowu powinna go zwolnić. Ale tym razem na poważnie i nieodwracalnie, oczywiście, co dodawała za każdym razem. Na szczęście tak się nie stało. Julia przezornie ukryła się w pokoju socjalnym, gdy wkurzony Daniel wychodził z hotelu, a szefowa poszła wypłakać się do swojego gabinetu. Opisując tę sytuację dziewczynom, Julia dodała do tego żartobliwy komentarz, a potem wymeldowała kilku gości i nim się zorientowała, wybiła czternasta. Zwykle o tej porze znikała na zapleczu, żeby zjeść posiłek, więc i teraz tak zrobiła, a kiedy wróciła do recepcji, zdążyła tylko zameldować jakąś parę w podeszłym wieku, bo zjawiła się jej zmienniczka. – Nudziło ci się w domu? – rzuciła Julia, ponieważ zegar wskazywał dopiero czternastą czterdzieści.

Marta wytarła buty na wycieraczce przy wejściu i podeszła do niej, zdejmując z głowy czapkę. – Miałam kilka spraw do załatwienia na mieście. Skończyłam szybciej i nie opłacało mi się już jechać do domu. Julia posłała jej uśmiech. – Świetnie. – Tak sądziłam, że się ucieszysz. – Marta zaczęła rozpinać kurtkę. – Przebiorę się tylko i już możemy się zmienić. – Właściwie nie musisz się spieszyć. – Dlaczego? – Koleżanka zastygła na chwilę w bezruchu. – Nie spieszy ci się do domu? – Dziś wyjątkowo nie. Umówiłam się z przyjaciółką na babskie zakupy, ale dopiero przed czwartą, więc nie muszę wychodzić wcześniej. – A ja myślałam, że sprawię ci swoim przybyciem przyjemność. – Przecież sprawiłaś! – zapewniła ją Julia. – Jeżeli chcesz, to możemy razem napić się kawy. Ostatnio mamy tak mało okazji, żeby spokojnie porozmawiać. – Czytasz mi w myślach. Idąc tutaj, marzyłam o kofeinie. – No widzisz? Więc naprawdę dobrze się stało, że przyszłaś dziś wcześniej. Idź się przebrać, a ja zaparzę kawę – zaoferowała Julia. – Sypana czy rozpuszczalna? – Sypana, ale zostaw miejsce na mleko – poprosiła Marta. Julia skinęła głową i poszła na zaplecze. Po kilku minutach dołączyła do niej Marta w jasnej koszuli i z firmową plakietką i kolejne kilkadziesiąt minut spędziły na ploteczkach, śmiejąc się oraz obsługując klientów, gdy nieliczni się pojawiali w recepcji. Niestety, chociaż dobrze się bawiły, po piętnastej Julia oznajmiła, że musi się zbierać. – Dzisiejsze zakupy są dla mnie wyjątkowo ważne – wyjaśniła. – Jakaś specjalna okazja? Julia spojrzała przez ramię. – Można tak powiedzieć. – Przyjęcie rodzinne? – Randka. – Aaa. – Marta posłała jej pełen zrozumienia uśmiech. – To zmienia postać

rzeczy. Julia zachichotała. – Sama więc rozumiesz, że potrzebuję nowej sukienki. – Jak znam życie, to pewnie i butów. – Nie myślałam o tym, ale kto wie. – Zobaczysz, kupisz i buty. Ja ostatnio poszłam po sukienkę na osiemnastkę kuzynki, a wyszłam ze sklepu dodatkowo z kozakami, płaszczem i torebką. Wieczorem ubłagałam jeszcze Kacpra, żeby pozwolił mi zamówić kolczyki. Żadne, które miałam w domu, nie pasowały. Julia zaśmiała się znowu i odpięła plakietkę z imieniem. – Mam nadzieję, że u mnie skończy się tylko na sukience. – Położyła plakietkę na szafce. – A teraz wybacz, ale uciekam się przebrać, bo naprawdę muszę już lecieć. Nie chcę, żeby przyjaciółka musiała na mnie czekać. Marta podniosła się z kanapy, na której siedziała, i dopiła swoją kawę. – Zmykaj. Ja też powinnam wziąć się już do pracy. – W takim razie życzę ci spokojnej zmiany i uciekam. Do zobaczenia. – Pa! – zawołała za nią Marta. Julia poszła po kurtkę, a potem wyszła z hotelu, szamocząc się z suwakiem i z majtającą u boku torebką. – Przepraszam. – Jak na złość zaczepił ją jeszcze jakiś mężczyzna. – Spieszę się – bąknęła i ignorując jego dalsze komentarze, ruszyła w stronę pobliskiego przystanku. Naprawdę nie lubiła się spóźniać. Skoro to ona namówiła Olę na te zakupy, to nie powinna kazać jej czekać. Na szczęście autobus przyjechał o czasie. Julia weszła do niego razem z kilkoma innymi podróżnymi i z powodu braku wolnych miejsc stanęła przy poręczy pod oknem. Kierowca ruszył, trochę za szybko jej zdaniem wciskając pedał gazu, ale udało jej się nie uderzyć ramieniem stojącego obok młodego chłopaka ani nie wpaść na wózek matki z dzieckiem. Trzymając się poręczy, rozważała przez chwilę, czy jak większość podróżujących nie wyjąć z kieszeni telefonu, ale w końcu uznała to za zbędne. Ola nie odwołała spotkania, więc nie było sensu dzwonić do niej i dopytywać, a na Facebooku nie znajdowała ostatnio nic ciekawego. W przeciwieństwie do Pauli nie fascynowało jej śledzenie życia influencerek, aktorek czy innych idolek nastolatek. Stała więc przy oknie i śledziła wzrokiem szare, ponure miasto, które wziął w swoje

posiadanie listopad. Przed oczami migały jej kolejne ulice, przystanki i bloki, a gdy autobus zwalniał albo stawał, mogła przyjrzeć się zamyślonym twarzom ludzi prawie biegnących po chodnikach czy czekających na światłach. Wszyscy byli ubrani w ciemne kolory i tylko gdzieniegdzie majaczyły jej kolorowe czapki albo szaliki. Niespodziewanie znowu zaczęła dywagować nad wyborem koloru sukienki. Może Maks naprawdę miał rację z tym czerwonym? Najchętniej kupiłaby szarą lub czarną, ale skoro chciała uwieść Filipa, to chyba powinna choć trochę się wyróżniać. W ulubionych kolorach z pewnością tylko wtopiłaby się w tłum, a raczej tego nie chciała. Myśląc o tym intensywnie, dotarła do celu. Autobus zwolnił, a potem zjechał do zatoczki tuż przy wiacie przystanku. Kilka osób zaczęło nerwowo przepychać się ku wyjściu, ale Julia poczekała spokojnie, aż wysiądą, i dopiero wtedy sama wyszła na zewnątrz. – Ach, ta dzisiejsza młodzież – mruknęła do niej jakaś staruszka. – Zadeptaliby człowieka. Nie mają za grosz cierpliwości. Julia odpowiedziała, że w pełni się z nią zgadza, ale zaraz szybkim krokiem ruszyła w stronę galerii handlowej. Było dość chłodno, więc wsunęła ręce w kieszenie i zaczęła rozglądać się za Olką. Przyjaciółka ostatnio często nosiła swój błękitny płaszczyk, ale nigdzie nie dostrzegła tego koloru. Przez wzgląd na pogodę nie wydało jej się to jednak zbyt dziwne. Na miejscu Oli też pewnie poczekałaby w środku. Było stanowczo za zimno, żeby wystawać dzisiaj przed galerią i udawać dekorację przestrzeni publicznej. Na wieczór synoptycy prognozowali pierwszy w tym roku śnieg. Po chwili też weszła do galerii. Jakoś udało jej się otworzyć niebotycznych rozmiarów ciężkie drzwi i uderzyło ją przyjemnie ciepłe powietrze. Odwinęła szalik z szyi i rozpięła kurtkę. Przewiesiła ten pierwszy przez swoją torebkę, a potem już miała wyjąć z kieszeni telefon, gdy nagle ktoś dotknął jej ręki i usłyszała znajomy głos: – Cześć. – Niespodziewanie u jej boku pojawił się Maks. Popatrzyła na niego zaskoczona. – Cześć – wydukała. – Zakupy? – zagaił Maks. – A, tak. – Zreflektowała się i spojrzała mu w oczy. – Przyszłam poszukać sukienki.

– Na randkę? Znów ją zaskoczył. Ku swojemu zdziwieniu poczuła się trochę jak mała dziewczynka przyłapana na złym uczynku. – W takim razie fajnie, że na siebie wpadliśmy. – Maks uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem. – Może będę umiał ci pomóc. Dopiero słysząc te słowa, Julia odzyskała zdolność racjonalnego myślenia. – To miłe, ale muszę ci podziękować. Umówiłam się z kimś na te zakupy. – Tak? A z kim? – Z Olą. – Popatrzyła przez ramię. – Powinna już gdzieś tu być. – Cóż… – Maks przestąpił z nogi na nogę. – Ja jej nie widziałem. – Naprawdę? – Tak. A chyba rozpoznałbym swoją siostrę, prawda? No, chyba że niespodziewanie zaszalałby u fryzjera. Zakłopotana Julia posłała mu uśmiech. – Wiesz co? W takim razie zadzwonię do niej i zapytam, gdzie jest. – Jasne, poczekam tu sobie. – Poczekasz? – Julia zmarszczyła brwi. – Jeżeli masz plany, to nie zaprzątaj sobie mną głowy. Olka na pewno zaraz tu będzie albo już na mnie czeka, tylko weszła do jakiegoś sklepu. Maks milczał przez chwilę, uważnie śledząc jej ruchy. – Na wszelki wypadek poczekam – powiedział po kilkunastu sekundach i stanął przy drzwiach. Nie wiedząc, co robić, Julia uśmiechnęła się nieco niemrawo i odeszła kilka kroków, ku szklanej barierce, a potem wyjęła z kieszeni telefon. Sprawnie wybrała numer Oli. – Halo? – Przyjaciółka odebrała już po pierwszym sygnale. – Cześć, Olka. Weszłam właśnie do galerii handlowej i rozglądam się za tobą, ale nigdzie cię nie widzę. Gdzie ty jesteś? Ola odetchnęła głęboko, co Julia od razu wzięła za zły znak. – Julka, ja jednak nie dam rady przyjechać, przepraszam. – Coś się stało? – Julia od razu wyobraziła sobie najgorsze. – Tak… Nie… Właściwie sama nie wiem – zamotała się Olka. – Potrzebujesz pomocy? – Nie, nie. Dziękuję. Już dzwoniłam do Przemka i zaraz u mnie będzie.

– Ale co się właściwie stało? – Miałam małą awarię w kuchni, ale nie przejmuj się, nic wielkiego. Przepraszam tylko, że nie potowarzyszę ci podczas zakupów. To stało się tak nagle… Nawet nie zdążyłam do ciebie zadzwonić. Głupio mi. – Nie tłumacz się, Olka. – Julia nie zamierzała jej robić z tego tytułu pretensji, chociaż była trochę rozczarowana. Że też to musiało wydarzyć się właśnie dzisiaj! – Awarie się zdarzają, to nie jest twoja wina – powiedziała, nie chcąc dodatkowo stresować Oli. – Niby tak, ale wiem, jak zależy ci na tych zakupach. Naprawdę chciałam ci towarzyszyć. – Nic nie szkodzi. – Mimo marnego humoru Julia zdobyła się na uśmiech. – Najwyżej będę ci wysyłała zdjęcia ładnych sukienek i pomożesz mi zdalnie. – Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Julia mimochodem spojrzała na jej brata, który nadal twardo stał przy wejściu i wpatrywał się w nią. – Swoją drogą nie zgadniesz, kogo właśnie spotkałam. – Kogo? – Jest tutaj Maks. – Maks? – Ola, tak jak ona wcześniej, nie kryła zdziwienia. – Tak, ja też byłam w szoku, że on chodzi po centrach handlowych, ale wyobraź sobie, że zaczepił mnie przy wejściu. – A to ci niespodzianka. Jakby na potwierdzenie tych słów Maks uśmiechnął się do Julii. Pomachała do niego, nadal nie wiedząc, jak go spławić, i na wszelki wypadek przysunęła się jeszcze bliżej barierki. – Tylko mam z nim pewien problem – powiedziała cicho do Oli. – Wal śmiało. Postaram ci się pomóc. – Uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i nie mam pojęcia, jak się go pozbyć. – Co ty mówisz… – Wymyślił sobie, że pomoże mi w zakupach, dasz wiarę? Bez urazy, bo to jednak twój brat, ale to ostatnia osoba, na której towarzystwo mam teraz ochotę. Pomóż mi się go pozbyć. Ola zamilkła na chwilę. – Chciałabym. Tylko jak?

– A bo ja wiem? Może zadzwoń do niego i poproś o pomoc w zażegnaniu tej awarii w kuchni czy coś takiego. Właściwie to zrób cokolwiek, byleby tylko nie siedział mi dzisiaj na karku. – Aż tak go nie cierpisz? Julia znowu zerknęła na Maksa. – Właściwie to nie, ostatnio nawet jakby traktuje mnie lepiej, ale chyba… – Co chyba? – Nie będziesz się śmiała? – No coś ty. – Olka, najzwyczajniej wstyd mi przed nim, że wypłakałam mu się wtedy w ramię i zgodziłam na te całe lekcje randkowania. On pewnie ma mnie od tamtej pory za skończoną idiotkę, która nie potrafi ułożyć sobie życia, a w dodatku opowiada o tym na prawo i lewo każdemu, jak leci. Ola zaśmiała się cicho. – Co ty wymyśliłaś… Maks na pewno tak o tobie nie myśli. – Nie wydaje mi się. – Zapewniam cię, że tym razem jesteś w błędzie. – Skąd wiesz? Rozmawialiście o mnie? – Kilka razy napomknęłam mu o tym, co u ciebie, wiadomo, jak to między rodzeństwem, więc miał okazję, żeby mi o tym powiedzieć, a milczał jak grób. – Może nie chce mnie obrażać w twoim towarzystwie przez wzgląd na to, że się przyjaźnimy? Ola tym razem parsknęła śmiechem. – Maks? Wierz mi, on nie odmawia sobie żadnej, podkreślam, żadnej okazji do obrażania kogokolwiek. Julia zastanowiła się nad tym. – Właściwie to nie wiem, czy mnie to pociesza. – Moja rada dla ciebie brzmi: wyluzuj – powiedziała tymczasem Ola. – A na pocieszenie dodam, że Maks nie raz słyszał, jak narzekam na przeróżne rzeczy, więc jest w tym wprawiony. I ani razu nie nazwał mnie idiotką. No… na pewno nie w tym kontekście. Julia mimowolnie rozpogodziła się na te słowa, chociaż nadal nie była przekonana co do tego, czy Maks nie ma jej za pokrakę. – Mimo wszystko mogłabyś mi pomóc.

Na linii w tym momencie rozległy się ciche trzaski, szeleszczenie i inne niepokojące dźwięki. – Wybacz, Julka, ale Przemek właśnie przyszedł i muszę już kończyć – dało się między nimi słyszeć głos Oli. – Miłych zakupów. Nie przekreślaj Maksa od razu – powiedziała, po czym smartfon Julii zasygnalizował, że połączenie dobiegło końca. Rozczarowana opuściła rękę, ale zmusiła się do uśmiechu, wracając do Maksa. – I co? – Ten kiwnął głową w stronę jej telefonu. – Gdzie Olka? – Sęk w tym, że u siebie w domu. – Co ty? – Maks założył rękę na rękę. – Wystawiła się? – Coś jej wypadło, nie ma o czym mówić. Każdemu się zdarza. – Niby tak, ale kobiety chyba nie lubią same robić zakupów. – Jakoś sobie poradzę, spokojnie. – No pewnie, że jakoś sobie poradzisz. – Maks błysnął zębami. – W końcu masz mnie. – Właśnie… – Julia spojrzała mu w oczy. – Jestem ci naprawdę wdzięczna za propozycję i chęć pomocy, ale nie kłopocz się mną. To w końcu tylko zakupy. – Tylko? Wydaje mi się, że wybór ubrania na randkę to nie są tylko zakupy – zaakcentował przedostatnie słowo. Julia nie chciała się z nim sprzeczać. – Masz rację. Faktycznie dobrze by było, gdybym znalazła jakąś ładną sukienkę. – Spokojnie, na pewno coś znajdziemy. Znawcą kobiecej mody nie jestem, ale możesz liczyć na moją szczerą opinię. Na pewno powiem ci, w czym wyglądasz dobrze, w czym źle. Julia zmarszczyła brwi. – Ty tak na poważnie? Maks opuścił ręce i wsunął je w kieszenie. – No pewnie. Skoro już się spotkaliśmy, a w dodatku wystawiła cię Olka, to dlaczego miałbym ci nie pomóc? Nie mam innych planów na popołudnie. Julia wahała się jeszcze przez chwilę, czy dalej nie protestować, ale widząc determinację w oczach Maksa, uznała, że to bez sensu. – No dobrze. Jeżeli tak bardzo chcesz, to chodź ze mną. Właściwie to nawet lepiej, że będę miała towarzystwo.

– Dlaczego? – Czasami gdy chodzi o ubrania, trudno mi się zdecydować. – Coś o tym wiem. Olka nie raz wysyła mi zdjęcia sukienek z pytaniem, którą ma wybrać. – Poważnie? Maks skinął głową. – No ładnie… A ja myślałam, że jestem jedyną osobą, której podsyła takie zdjęcia. – Bez urazy, ale nie jesteś wyjątkowa. O ile wiem, spamuje również mamie i Przemkowi. – A to cicha woda. – Prawda? – zaśmiał się Maks. – Ale może zamiast rozprawiać o Olce, chodźmy już szukać tej sukienki. – A więc jednak dokądś ci się spieszy? – Nie, po prostu straszny tu przeciąg. – Maks pokręcił głową i zerknął za siebie, na wysokie drzwi, przez które nieustannie wchodzili lub wychodzili klienci galerii. – Dopiero co byłem chory i nie chciałbym znów się przeziębić. Jeżeli Julia miała jeszcze jakąkolwiek nadzieję, że uda jej się go pozbyć, wraz z tymi słowami zniknęła ona zupełnie. – No dobrze… – Odetchnęła głęboko, po czym zdjęła kurtkę. – W takim razie do dzieła.



Rozdział 16 Wchodząc za Julią do czwartego sklepu, Maks odczuwał dokładnie taką samą mieszankę uczuć jak rano. Z jednej strony był wdzięczny losowi i Oli za to, że mógł spędzać czas w towarzystwie Julii, ale z drugiej – miał ochotę zadzwonić do siostry i nagadać jej do słuchu. Dobra kolacja wydawała mu się stanowczo za małą rekompensatą strat psychicznych, które poniósł przez tę godzinę chodzenia po sklepach. Dbał o siebie i lubił dobrze się ubrać, ale na Boga, to było tak niemęskie zajęcie, że chyba bardziej zniewieściały czułby się tylko od stóp do głów ubrany na różowo. Obawiał się też, że dla społeczeństwa ten fakt nie byłby wcale dziwny, biorąc pod uwagę, ile pudroworóżowych koszul ujrzał na dziale męskim, gdy kroczył za Julią. Niektórzy mężczyźni już dawno przestali się wstydzić tego koloru. On był w tej kwestii raczej staromodny i chyba prędzej poszedłby do pracy bez koszulki niż w takim ubraniu. Różowe stroje kłóciły się w jego głowie z wizerunkiem macho. Ciekawe, co powiedziałaby na to jego szefowa albo koleżanki. No właśnie, szefowa, przypomniał sobie nagle, podczas gdy Julia w najlepsze buszowała między wieszakami, szukając wymarzonej sukienki. Ileż on się dzisiaj z tą Marzeną namęczył! Gdy koleżanka przyszła prosić go pomoc, nie sądził, że szefowa będzie aż tak pijana. Wyobrażał sobie, że wypiła dwie, może trzy lampki wina, ale kiedy zastał ją w gabinecie, do którego przetransportowano ją z łazienki, zanim zdążył się zjawić, zrozumiał, że jest zalana w sztok. – No nie wierzę… – wyrwało mu się na jej widok, kiedy leżała na kanapie. Jej zwykle uczesane gładko włosy leżały bezładnie rozrzucone na zagłówku. Mamrotała coś, przytulając się do swojej torebki, którą – jak dowiedział się później – ktoś próbował jej podłożyć pod głowę. Nigdy nie sądził, że ta kobieta może wyglądać tak… źle. Na szczęście pozostali zebrani w gabinecie dyrektorki podzielali jego opinię.

– Tak, dokładnie to samo pomyślałem – powiedział Jurek, który pierwotnie zaoferował jej pomoc. – Wymiotowała, kiedy znalazłam ją w łazience – dodała koleżanka. – Ale lepiej, żeby za wiele osób się o tym nie dowiedziało. – A zwłaszcza prezes – rzucił Jurek. – Jeszcze gotów ją zwolnić i wyślą do nas jakiegoś problematycznego służbistę. Może i dyrektorka jest wymagająca, ale nigdy specjalnie nie robi nikomu pod górkę. – I jest taka wyrozumiała… – Och, dajcie już spokój, nikt nikogo nie zwolni – przerwał ich głupie gadanie Maks. Podszedł go pijanej Marzeny, po czym ukucnął przy kanapie. – Szefowo, słyszy mnie pani? – zwrócił się do niej oficjalnie przez wzgląd na znajomych, chociaż przecież przeszli na „ty”. – To ja, Maks. Podobno dopytywała pani o mnie. Na dźwięk jego głosu Marzena wytężyła wzrok i podparła się łokciem. Patrząc jej w oczy, Maks odniósł wrażenie, że widzi, w jakim tempie przebiegają u niej procesy myślowe, ale zachował ten komentarz dla siebie. Nagle w oczach dyrektorki pojawił się błysk i kobieta z radością zarzuciła mu ręce na szyję. – Maks! Jak dobrze, że jesteś, Maks! Zakłopotany uwolnił się z jej uścisku i popatrzył znacząco na pozostałych, żeby broń Boże nie posądzili ich o romans albo inną bliską zażyłość. Przecież nic ich nie łączyło! Potem ze stosownym dystansem posadził kobietę na kanapie i znowu popatrzył jej w oczy. – Pani dyrektor, proszę się skupić, dobrze? Prosiła pani o mnie. Z jakiego powodu? – Och, Maks. – Dyrektorka spojrzała na niego z czułością. – Tylko ty mnie rozumiesz. – Co ma pani na myśli? – Ten łajdak, mój mąż, wstawił na Facebooka zdjęcia z nową dziewczyną, wiesz? Cholera jest ode mnie o jakieś dwadzieścia lat młodsza. Gdy usłyszał te słowa, jakiś cichy głos podpowiedział mu, że będzie musiał wznieść się na wyżyny cierpliwości podczas rozmowy, a ostatnie, czego dziś chciał, to słuchanie pijanej szefowej. Nie po to przyszedł do pracy. – Przykro mi, że musiała pani to oglądać – powiedział jednak, znowu

dyskretnie zerkając na koleżankę, której imienia nie pamiętał, oraz na Jurka. – Mnie też jest przykro. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Z tego powodu się pani upiła? – Upiła? – zachichotała pijacko Marzena. – Co też ci przyszły do głowy! Ja jestem zupełnie trzeźwa. – Nie da się ukryć… – Ale nie rozmawiajmy o tym, dobrze? – Nachyliła się nad nim i złapała go za poły marynarki. – Pomóż mi, Maks. Tylko w tobie moja ostatnia nadzieja. – Oczywiście, że pani pomogę. Zaraz odwiozę panią do domu. – Ja nie o tym mówię, do licha. Musimy zrobić sobie zdjęcia! – Zdjęcia? – Zaskoczony popatrzył to na nią, to na współpracowników. – Ale jakie zdjęcia? – Och, Maks, niby duży z ciebie chłopiec, a taki jesteś niedomyślny. Zaskoczony jej słowami nie wiedział, co odpowiedzieć. Na szczęście kobieta zaraz wyjaśniła mu wszystko: – Skoro mój już-niedługo-eks-mąż wstawia sobie zdjęcia z jakąś młodą blondynką, to ja muszę mieć na swoim profilu jakieś z przystojnym mężczyzną, rozumiesz? Nie mogę być gorsza. – Proszę wybaczyć, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. Zamiast wysłuchać jego argumentów, dyrektorka machnęła ręką. – A co ty tam wiesz. Gdzie jest moja torebka? – Zaczęła rozglądać się po pokoju. – Ma ją pani pod ręką – odpowiedziała jej dziewczyna, która stała nieopodal Maksa. Marzena popatrzyła na kanapę i po chwili uśmiechnęła się szeroko, jak dziecko, które dostało upragnionego cukierka. – Jesteś. – Popatrzyła z czułością na swoją torebkę i zaczęła szukać w niej telefonu. – Tylko gdzie ten mój smartfon? W tym czasie Jurek pociągnął Maksa za rękaw. – Moim zdaniem powinieneś ją odwieźć jak najszybciej, zanim będą z tego problemy – powiedział konspiracyjnie. Maks odetchnął głęboko i wstał. – Masz rację. W razie czego mówcie wszystkim, że pojechałem do Stanforda podpisać dokumenty. Odwiozę ją do domu. Ktoś wie, gdzie mieszka nasza

dyrektorka? – Wydaje mi się, że na Mostowej, ale nie jestem pewna – odpowiedziała mu koleżanka. – To już coś. A mogłabyś się dla mnie dowiedzieć szczegółów? – Może pani dyrektor sama ci powie? Maks popatrzył, jak Marzena ze skupioną miną i lekko wysuniętym językiem szuka w torebce swojego smartfona. – Nie sądzę, żeby była w stanie. A jeżeli nazmyśla? Mam w godzinach pracy bez celu krążyć po mieście? – Racja. – Dziewczyna zerknęła na biurko dyrektorki. – Może przejrzę pobieżnie dokumenty, które trzyma w szufladach. Powinien być gdzieś w nich zapisany jej adres. – Dobry pomysł – pochwalił ją Jurek. W tej chwili Marzena znalazła w końcu upragniony telefon. – Maks! – zaszczebiotała na cały głos. – Maks, chodź tu do mnie. Musimy zrobić sobie zdjęcie. To naprawdę nie może czekać. Chłopak popatrzył wymownie na Jurka, a ten szepnął cicho: – Zabierz ją stąd. – I wyszedł, żeby nie oglądać dłużej tego komediodramatu. Maks głośno wypuścił powietrze i znowu ukucnął przy kanapie. – Wie pani co? Lepiej zróbmy sobie to zdjęcie w jakimś ładnym otoczeniu, co pani na to? Biała ściana w miejscu pracy w tle raczej nie będzie wyglądała zbyt przekonująco. Nie sądzę, żeby pani mąż poczuł ukłucie zazdrości, widząc nas razem w tym biurze. Marzena zmarszczyła brwi. – Tak sądzisz? – Ja też podzielam zdanie Maksa – wtrąciła się stojąca za biurkiem dziewczyna, która chyba znalazła to, co trzeba, bo podeszła do Maksa i podała mu małą kartkę. – Jedźcie gdzieś indziej na to zdjęcie. – Popatrzyła na niego wymownie. – A ja wracam do pracy. Maks nie był pewien, czy zostawanie z dyrektorką sam na sam było teraz najlepszym pomysłem, ale zganił się w duchu za te myśli i postanowił przejść w końcu do rzeczy. Rozmowy i wycieczki z pijaną szefową nie były szczytem marzeń. – To co, jedziemy? – Popatrzył na nią oczekująco.

Na szczęście przełożona zaaprobowała ten pomysł i po jakimś czasie (oraz kilku potknięciach na korytarzu czy w drodze z windy na parking) udało mu się w końcu odwieźć ją do domu. A w dodatku szczęśliwie uniknąć tego kompromitującego zdjęcia, bo już po kilku kilometrach od biura zasnęła na fotelu pasażera, a potem zupełnie o nim zapomniała. Kobiety, pomyślał Maks, wspominając to wszystko teraz w galerii, i zerknął na Julię, która oglądała kolejne sukienki. Ileż to mężczyzna musi się z nimi namęczyć! Jakby na potwierdzenie tych słów Julia uniosła do góry kilka wieszaków i wskazała przymierzalnię. – Wybrałam kolejne, myślę, że jedna z nich może być tą jedyną – powiedziała z uśmiechem. Maks najchętniej usiadłby już gdzieś i wypił kawę, jednak wysilił się na pogodny wyraz twarzy. – W takim razie chodźmy. Naprawdę jestem ciekawy, co tym razem wybrałaś.



Rozdział 17 Julia założyła w przymierzalni czerwoną, klasyczną sukienkę i obróciła się bokiem do lustra, żeby zobaczyć, jak wygląda z tej perspektywy. Przyjemny w dotyku materiał opinał jej talię, ale nie wyglądała sztucznie ani tandetnie, jak czuła się jeszcze przed chwilą, przymierzając inne ubranie. Sukienka miała ramiączka, ale szersze, eleganckie, nie cienkie i skąpe. Kończyła się w połowie uda, u góry zwieńczał ją nieprzesadnie głęboki, ale jednak wyraźny dekolt w kształcie litery V, który ładnie wysmuklał i wydłużał szyję. Wyglądało na to, że znalazła w końcu odpowiednią kieckę. Była bardzo ciekawa, co powie na tę kreację raczej wybredny dotąd Maks. – I jak? – Odsłoniła zasłonkę. Na jej widok chłopak stanął jak wryty i opuścił rękę z telefonem. – No, no… – powiedział dopiero po chwili. Julia uśmiechnęła się lekko i wygładziła materiał, bo tak entuzjastycznej, choć ubogiej w słowa reakcji Maks nie zaprezentował od początku zakupów. – Tak. – Zadowolona przejechała dłońmi ku udom. – Ja też sądzę, że to jest to. Maks tymczasem zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów tak wnikliwie i z takim podziwem, że mimowolnie Julia poczuła przyjemne łaskotanie w okolicach żołądka. Szybko je jednak stłumiła, bo przecież to był… Maks. – Gdyby była minimalnie krótsza, to powiedziałbym nawet, że jest idealna – stwierdził po chwili namysłu. – I te ramiączka mogłyby być trochę cieńsze. Masz ładne ramiona. Ładne ramiona? – powtórzyła Julia w myślach. Tak oryginalnego komplementu nie słyszała chyba nigdy. – Naprawdę tak sądzisz? – Odwróciła się do lustra i popatrzyła na wskazaną część ciała. Maks niespodziewanie zbliżył się do niej i złapał wzrokiem jej spojrzenie,

które odbijało się w lustrze. – A ty nie? – Właściwie to nigdy się nad tym nie zastanawiałam. – Błąd – powiedział, po czym uśmiechnął się lekko i ku jej zaskoczeniu przesunął dłonią po jej przedramieniu. – W dodatku masz taką jedwabistą i gładką skórę w dotyku… Naprawdę częściej powinnaś ją eksponować. Teraz to Julia zastygła, zaskoczona i nieco oszołomiona tym, na jaką bliskość sobie pozwolił. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i spuściła wzrok, bo przez ten czas nadal patrzyli na swoje odbicia w lustrze. – Cóż, skoro jesteśmy zgodni, to wezmę tę sukienkę – oznajmiła, po czym odchrząknęła cicho, bo niespodziewanie zaschło jej w gardle. – Możesz już wyjść za kotarę, przebiorę się. – Czekaj. – Zanim zdążyła zaprotestować, Maks złapał zasłonę. – A co zamierzasz założyć na tę sukienkę? Mamy listopad. Przejdziesz nie pójdziesz bez okrycia. – Mam w domu czarną marynarkę. – Czy to nie będzie nudne połączenie? – Nie, dlaczego tak sądzisz? Moim zdaniem raczej klasyczne. Maks zamyślił się nad tym. – Kobiety od lat zestawiają czarny z czerwonym. – Julii nie podobała się jego reakcja. – Najprostsze rozwiązania bywają czasami najlepsze. Myślę, że to może spodobać się Filipowi – argumentowała. – Klasyczne rozwiązania, no tak. Wybacz. Na chwilę zapomniałem, że twój nowy facet to okulista. Julia odwróciła się do niego i zganiła go wzrokiem. – Po pierwsze, to nie jest mój facet, a po drugie: co masz do okulistów? Moim zdaniem to bardzo porządny zawód. – No jasne, a czy ja mówię, że nie? I dlatego po chwili namysłu stwierdzam, że ta czarna marynarka jednak będzie okej. – Po co ta ironia? – Jaka ironia? – Maks wzruszył ramionami, udając niewiniątko. – Jeżeli twój okulista lubi taki styl, to ja już się nie odzywam. Załóż sobie tę czarną marynarkę, a do tego jeszcze kapelusz albo beret. Tylko nie wiem, czy w tym wypadku ta sukienka nie powinna mieć jednak mniejszego dekoltu. No i czy nie

powinna być dłuższa, żeby ten cały Filip nie poczuł się zgorszony. Julia poczuła, jak narasta w niej złość. – Ty… – Już miała uraczyć Maksa jakąś obelgą, ale uniósł rękę i momentalnie zamilkła. – Tak, tak. – Pokiwał głową. – Wiem, co chcesz powiedzieć. Że jestem znawcą mody i powinienem zmienić branżę, bo mógłbym na co dzień być wizażystą kobiet. – Chciałam cię nazwać przebrzydłym dupkiem. – Julia szarpnęła za zasłonkę. – A teraz cofnij się. Zamierzam się przebrać i kupić tę sukienkę, bo moim zdaniem Filip będzie nią oczarowany. Maks patrzył na nią tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie dała mu szansy. Gwałtownym ruchem zasłoniła kotarę i ponownie spojrzała w lustro, tym razem próbując uspokoić oddech. – Pajac – złorzeczyła pod nosem. Wyciągnęła telefon z torebki i zrobiła sobie kilka zdjęć. Postanowiła, że skoro mimo pierwotnego zachwytu Maks nie potrafił docenić jej stroju, to przynajmniej skonsultuje swój wybór z Olką. Obróciła się kilka razy, przyjmując najdziwniejsze pozy, a potem wysłała przyjaciółce zdjęcia. Na szczęście nie musiała zbyt długo czekać na odpowiedź, bo Olka odpisała dość szybko. CUDO!!! Julia uśmiechnęła się, widząc te entuzjastyczne słowa. No, i taką reakcję to ja rozumiem – pomyślała. Rozpromieniona wysłała Olce jeszcze kilka zdjęć, a potem wymieniły wiadomości o detalach sukienki. To wszystko wprawiło dziewczynę w tak dobry humor, że na chwilę zapomniała o Maksie. Niestety, w pewnym momencie chrząknął za kotarą, co sprowadziło ją na ziemię. Najchętniej powiedziałaby mu, żeby poszedł sobie do diabła, ale chyba nie była taką zołzą. Mimo całego wzburzenia nie mogła zapomnieć o tym, że dobrowolnie zrezygnował dzisiaj ze swoich planów i chodził z nią po galerii. W dodatku, pomimo jego licznych zapewnień, że dobrze się bawi, doskonale widziała niektóre jego miny, które strzelał, gdy nie patrzyła. Co tu dużo mówić – ewidentnie się dzisiaj dla niej poświęcił. W tej sytuacji nie mogła tak po prostu wyjść teraz z przymierzalni i na niego nakrzyczeć. A do tego w najbliższym czasie mieli przecież razem pracować… Musiała pohamować emocje.

Zdjęła sukienkę i jeszcze raz jej się przyjrzała na wieszaku. Wydawała jej się idealna na randkę z Filipem. Maks nie miał racji, jej zdaniem stanowiła wręcz perfekcyjne połączenie elegancji i frywolności. To prawda, pewnie gdyby szła na spotkanie z kimś pokroju Maksa, wybrałaby zupełnie inny strój, ale uważała, że dokonała dobrego wyboru. Poza tym nadal miała w pamięci zachwycone spojrzenie mężczyzny. Czy to nie był dobry znak? Czy nie miała wystarczająco silnego argumentu? Myśląc o tym wszystkim, pozbierała swoje rzeczy i wyszła z przymierzalni. W jednej ręce trzymała sukienki, które zamierzała odwiesić na wieszak, a w drugiej tę wybraną. Czekało ją jednak spore zaskoczenie. Maksa nigdzie nie było. Ani w innej części sklepu, ani na korytarzu. – No pięknie… – westchnęła. A chciała go przecież przeprosić.



Rozdział 18 Maks już dawno nie był tak wkurzony, jak po tych zakupach z Julią. Jechał właśnie do Oli, choć gdyby nie fakt, że najzwyczajniej w świecie był głodny, pewnie od razu pojechałby do domu i rzucił się na swoje łóżko. Ten dzień od rana nie przebiegał tak, jak powinien, i po aferze z szefową, a potem po kłótni przed przymierzalnią chyba pierwszy raz w życiu miał dosyć kobiet. I to tak bardzo, że odwołał weekendowe spotkanie z koleżanką, z którą ostatnio chodził na niezobowiązujące randki. (Chociaż może chodził to niezbyt dobre określenie, bo nieczęsto wynurzali się z łóżka). Skręcając na osiedle, na którym mieszkała Ola, modlił się w duchu, żeby siostra była w dobrym humorze. Znał ją nie od dziś i wiedział, jak potrafi się zachowywać, gdy jest zła albo kiedy szaleją jej hormony, a naprawdę nie miał dzisiaj ochoty na siostrzane humorki. Po kilku minutach zaparkował samochód pod jej domem i wszedł na podwórko. Przywitał go Przysmak, którego Ola trzymała ostatnio głównie na dworze, więc Maks wytarmosił go za uszy i dopiero gdy pies został wypieszczony, ruszył do drzwi. – Na nikogo nie reaguje tak entuzjastycznie jak na ciebie, wiesz? – Usłyszał głos siostry. – Widocznie mamy więcej wspólnego, niż na to wygląda. – Masz na myśli to, że niezły z ciebie pies na baby? – Ola uśmiechnęła się lekko i zmarszczyła brwi. Maks sam nie wiedział, czy wziąć te słowa za komplement, czy za obelgę, więc na wszelki wypadek po prostu je przemilczał. – Prace w ogródku? – Spojrzał na worek w ręce siostry. – Nie, nie. Raczej codzienne sprzątanie po Przysmaku. – Psoci?

– Niestety. W dodatku codziennie wymyśla coś nowego. – Co tym razem? – Przewrócił śmietnik i zaciągnął jeden z worków z odpadami za dom. Chyba nie muszę dodawać, że rozwłóczył je prawie po całej działce. Maks spojrzał na psa. – Taki z ciebie gagatek, Przysmak? Zwierzak jak na komendę zamerdał ogonem i skoczył na niego przednimi łapami. – Udaje niewiniątko, ale czasami mam ochotę go zamordować – mruknęła Ola i ruszyła do kosza na śmieci. – Niech się cieszy, że nie jestem zwolenniczką zamykania psów w kojcu, bo pewnie tak właśnie by skończył, gdyby miał innych właścicieli. – Słyszysz, Przysmak? – Maks pogłaskał psinę pod brodą. – Jesteś szczęściarzem, że trafiłeś na taką właścicielkę. – Zamiast głaskać tego łobuza, chodź na obiad. Co prawda zrobiłam wszystko wcześniej, żeby mieć lepsze światło do zdjęć, ale myślę, że odgrzane też będzie dobre. – Nie wątpię – mruknął Maks, po czym zostawił Przysmaka i wszedł za siostrą do domu. – Ładnie pachnie – stwierdził już w korytarzu. – Zaraz będziesz miał okazję przekonać się, jak smakuje – powiedziała Ola. W kuchni odgrzała jedzenie, a następnie podała je w jadalni razem ze świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym i zestawem sałatek. – Smacznego. – Sięgnęła po sztućce, więc Maks zrobił to samo i posmakował potrawy. Jak zawsze w wykonaniu Oli jedzenie smakowało lepiej niż pysznie. – Niebo w gębie – powiedział z pełnymi ustami. Ola pokręciła głową. – Oj, Maksiu. Czy ty kiedykolwiek dorośniesz? – A co? Dorośli mężczyźni nie prawią siostrom komplementów? – Prawią, ale nie z pełną buzią – zaśmiała się Ola. – A jeśli już mowa o schlebianiu, to powiedz, jak było dziś na zakupach z Julią. Nie powiem, trochę musiałam się nagimnastykować, żeby zgodziła się na twoje towarzystwo. Maks przerwał na chwilę jedzenie i spojrzał jej w oczy. – Ech… Szkoda twojego zachodu. – Co ty powiesz… Pogoniła cię?

– Nie. Właściwie to pogoniłem się sam. – Maks! – Ola nie była zadowolona. – Co ty najlepszego zrobiłeś? – Ja? Wierz mi, że ja przez całe popołudnie wznosiłem się na wyżyny cierpliwości. To ona okazała się rozhisteryzowaną…. – Wolę tego nie słyszeć, okej? – Ola nie dała mu skończyć. – To jednak moja przyjaciółka. – Jeżeli otaczasz się tylko takimi ludźmi, to szczerze ci współczuję. – Daruj sobie złośliwości. Lepiej mi powiedz, czym Julia rzekomo tak bardzo cię wkurzyła. Maks spojrzał na nią. – Nie wiem, czy jest sens, skoro stajesz po jej stronie, zanim jeszcze zacząłem cokolwiek wyjaśniać. – Ja nie staję po niczyjej stronie. Zresztą gdybym już miała to zrobić, to zamiast was skłócać, opowiedziałabym się za waszą miłością. – To dziwne, bo odniosłem inne wrażenie. Ola popatrzyła na niego złowrogo, więc wielkodusznie darował sobie dalsze komentarze i po prostu opowiedział jej o zajściu, które wyprowadziło go z równowagi. – I dlatego właśnie sobie poszedłem – dodał na końcu. – Poświęciłem całe swoje wolne popołudnie dla tej wariatki, starałem się być miły, a ona nie umiała tego nawet docenić. Nie mówię, że liczyłem na jakieś pochwalne peany czy zaproszenie na kawę. Wystarczyłaby ludzka uprzejmość i zwykłe „dziękuję”, ale widocznie dla Julii to stanowczo za trudne. A niech się udławi tym swoim okulistą! I niech zepsuje cały efekt, który daje ta czerwona sukienka, zakładając na nią babciną marynarkę. Mnie to już nie obchodzi. Chciałem jej pomóc, ale skoro zostałem tak potraktowany, niech teraz radzi sobie sama. Ola zmarszczyła brwi. – Ktoś tutaj chyba jest zazdrosny. Maks omal nie zakrztusił się jedzeniem, które właśnie włożył do ust. – Nie bądź śmieszna. Niby dlaczego miałbym być zazdrosny o Julię? Z powodu tego okulisty? – A jednak wkurzyłeś się tym, że zamierza założyć na spotkanie z nim ładną sukienkę. – Nie, nie, nie, moja droga. – Pokręcił głową. – Mnie nie zdenerwowało to,

jaką ona sukienkę wybrała ani na jaką okazję chce ją założyć. Mnie wkurzyło to, że ta baba jest wredną zołzą. – A ty mimo wszystko świata poza nią nie widzisz. – Czy jesteś głucha? Julia obraziła mnie i moje uczucia. Po czymś takim nie zamierzam już się przed nią płaszczyć ani w jakikolwiek sposób walczyć o jej uwagę. Dałem jej szansę, nawet niejedną. Ile jeszcze mam pozwalać źle się traktować? Ona nie jest mną zainteresowana, Olka. Po jej dzisiejszym popisie ja też już nie jestem. Udowodniła, jaka jest naprawdę. – Niby jaka? – Pozbawiona serca, wyrachowana, zimna… – Nie dokończył, żeby nie urazić siostry, bo w końcu przyjaźniła się z Julią. Ola trawiła te słowa przez chwilę. – Wiesz, jaki jest wasz główny problem? – Nasz? Nie rozśmieszaj mnie, Olka – zaśmiał się. – Nie ma żadnych „nas”. – Ja sądzę inaczej. – Tak? – Maks odłożył na chwilę widelec. – No dobrze, mów. Ciekaw jestem twojej diagnozy. – Tak bardzo was do siebie ciągnie, że nie potraficie zapanować nad siłą uczuć. Zamiast jednak to przyznać, przez wzgląd na wcześniejsze zranienia zaprzeczacie temu i stąd te wszystkie kłótnie. Nienawiść leży blisko miłości i odwrotnie. Pamiętaj. Dopiero obojętność sprawia, że drugi człowiek przestaje dla nas istnieć. – Może więc pora coś zdziałać, żeby Julia mi zobojętniała – mruknął pod nosem. – Raczej pomyśleć, jakich składników brakuje w waszej relacji, że ciągle wychodzi zakalec. – Porównanie godne blogerki kulinarnej, naprawdę. – Starałam się. – Po ustach Oli przebiegł cień uśmiechu. – Ale na wszelki wypadek nie będę zamieszczała takich złotych rad w swoich książkach kucharskich. Na razie nie zamierzam zmieniać branży. – Bez urazy, siostrzyczko, ale może to i lepiej. – Nie zmieniaj tematu. Lepiej zastanówmy się, czemu znowu skoczyliście sobie do gardeł. Namiętność mamy, więc nad nią nie musicie pracować. Można powiedzieć, że jest jej u was nawet zbyt dużo.

– Namiętność? – A jak inaczej nazwiesz te silne emocje, które do siebie żywicie? Maks wzruszył ramionami. – A bo ja wiem? – Powinniście popracować nad intymnością – zawyrokowała Ola. – Na samej namiętności raczej nie zbudujecie trwałego związku. Ona tak samo szybko się wypala, jak się pojawia. Maks był naprawdę pod wrażeniem tych wszystkich siostrzanych rad. – Zostałaś psychoterapeutą rodzinnym, kiedy nie patrzyłem? – Po prostu żyję na tym świecie i widzę niektóre rzeczy. Nie trzeba mieć dyplomu, żeby zaobserwować pewne zjawiska, nie sądzisz? – Może i tak. – A tak na poważnie: Przemek opowiadał mi ostatnio o tych sprawach. Czytał podręcznik z psychologii, przygotowując się do pisania kolejnej książki. Widocznie coś zostało mi w głowie. – Może w takim razie powinienem pożyczyć od niego ten podręcznik? – Zapytam go, ale pewnie chętnie ci go pożyczy, gdy nie będzie mu już potrzebny. Maks zastanowił się nad tym, co usłyszał. – Chociaż właściwie może to bez sensu. – Odsunął talerz z jedzeniem i oparł się o blat. – Julia już tyle razy dawała mi do zrozumienia, a nawet mówiła wprost, co o mnie myśli, że może naprawdę powinienem odpuścić. Głową muru nie przebiję, Olka. Wiem, że ty też chcesz dobrze, ale chyba szkoda naszego czasu i energii. Ona nie wybrałaby mnie, nawet gdybym był ostatnim facetem na świecie. – Nie gadaj głupstw. – Ola podniosła się od stołu, ignorując jego kiepski nastrój, i wzięła do ręki swój talerz, po czym spojrzała na ten, który stał przed nim. – Będziesz jeszcze jadł? Maks pokręcił głową. – To jest pyszne, zresztą jak zawsze, ale chyba nie dam rady skończyć. Przepraszam. – Nie szkodzi. – Ola ruszyła z naczyniami do kuchni. – Pomóc ci sprzątać? – Nie, dziękuję. Wstawię tylko talerze do zmywarki i przyniosę deser.

– Deser? – Przecież mówiłam ci, że zrobiłam też coś słodkiego. – Nie obraź się, Olka, ale może przynieś deser tylko dla siebie. Ja już po tym obiedzie czuję się najedzony. Nie wiem, czy dam radę zjeść jeszcze ciasto. Mimo jego protestów siostra wróciła po chwili do stołu z dwoma kawałkami aromatycznej szarlotki. – Nie wiem, czy na męskie smutki też pomaga cukier, ale powinniśmy chociaż spróbować. Mimo pierwotnej niechęci, Maksowi pociekła ślinka, gdy poczuł słodki zapach cynamonu i jabłek. – Może rzeczywiście to nie był taki zły pomysł z tym deserem – rzucił. Ola zaśmiała się cicho. – Wiesz co? Może chodźmy zjeść tę szarlotkę do salonu – zaproponowała. – Zanim poszłam posprzątać do ogrodu szkody wyrządzone przez Przysmaka, sporo czasu spędziłam przy komputerze i trochę boli mnie kręgosłup. – Jasne, dlaczego nie – zgodził się Maks. Wzięli więc swoje talerzyki i poszli do sąsiedniego pokoju, a gdy usiedli na miękkiej kanapie, Ola uśmiechnęła się błogo. – Chyba właśnie tego potrzebowałam. Maks poprawił sobie za plecami poduszkę i przyznał jej rację. – I jeszcze ta szarlotka… – Popatrzył na ciasto. – To chyba jedyne właściwe zakończenie tego marnego dnia. Ola po przyjacielsku trąciła go w ramię. – Nie udawaj, że nie wolałbyś piwka z kolegą. – No pewnie, że bym wolał, ale staram się być miły. Mogłabyś choć trochę to docenić. Ola pokręciła głową, wyraźnie rozbawiona, i sięgnęła po swój talerz z ciastem. – A wracając do Julii… Nie zniechęcaj się tak szybko. Kobiety lubią, gdy mężczyźni wkładają trochę wysiłku w to, żeby je zdobyć. Maks popatrzył na nią wyraźnie zmęczony. – Może i tak, Olka, ale ile facet może znieść odrzuceń przez jedną kobietę? Wam się czasami wydaje, że my nie mamy uczuć, a to nieprawda. – Maks… – Biegam za Julią, odkąd pamiętam – zdobył się na szczerość. – Jako

nastolatek robiłem wszystko, żeby jej zaimponować, ale ona tego nie doceniała. Wiesz, ile razy wściekałem się z tego powodu albo tłumiłem łzy, leżąc wieczorem w łóżku i wyobrażając sobie, jacy moglibyśmy być razem szczęśliwi? Ola posmutniała, słysząc te słowa. – Nie miałam o tym pojęcia… – Oczywiście, że nie, bo faceci nie mówią tyle o swoich uczuciach co kobiety. Ktoś nam kiedyś wpoił, że to niemęskie, i nie chcemy wyjść przed wami na miągwy. To nie oznacza jednak, że nie mamy gorszych dni, nie czujemy zniechęcenia czy nie jest nam smutno. Podoba mi się Julia, nawet więcej: szaleję za nią, ale ile jeszcze mam znieść? Nie jestem masochistą, Olka. Kobietom wmawia się, że mężczyźni kochają zołzy, ale moim zdaniem niewiele w tym prawdy. Jest różnica między byciem pewną siebie i niezależną a ranieniem innych. Mogłabyś kiedyś zasugerować to Julii. – Ja… – Ola chyba nie wiedziała, jak skomentować te słowa. – Ja naprawdę nie miałam o tym wszystkim pojęcia. Maks sięgnął po ciasto i zaczął się delektować szarlotką. – Właściwie to nie ma sensu o tym wszystkim rozmawiać – powiedział, patrząc na talerz. – Nie próbuj tylko więcej umawiać mnie z Julią, bardzo cię proszę. Jeżeli mamy być razem, to wszystko jakoś samo się poukłada, a jeżeli nie… – Przeniósł wzrok na okno i odetchnął głęboko. – Ja odpuszczam, te wszystkie nasze wysiłki są bez sensu. Widocznie nie jesteśmy sobie z Julią pisani.



Rozdział 19 Julię dręczyły potworne wyrzuty sumienia. Po powrocie do domu zaczęła krzątać się po kuchni, żeby jakoś je stłumić, ale nawet zajęcie się czymś nie pomogło, bo bez końca analizowała to, czy tym razem nie przesadziła. Chyba jeszcze nigdy Maks tak po prostu nie odwrócił się na pięcie i nie poszedł do domu. Paula mamrotała do niej coś o nowej kolekcji ubrań, z sąsiedniego mieszkania dobiegały stłumione głosy sąsiadów, ale ona krzątała się po kuchni, myśląc tylko o tym, czy nie powinna go czasem przeprosić. Bez końca analizowała dzisiejszą wymianę zdań i próbowała zrozumieć, czym uraziła Maksa aż tak, że nawet się z nią nie pożegnał. Jak na złość nic nie przychodziło jej jednak do głowy. Według niej to nie była wielka sprzeczka, po prostu się spięli. W przeszłości wiele razy zdarzało im się kłócić głośniej czy z większym zacięciem, ale Maks nigdy nie zachował się jak dzisiaj, a ona potem nigdy nie czuła się z tym źle. Co więc się zmieniło? Dywagowała nad tym również w sobotę rano na uczelni. Wykładowca opowiadał o nowych technologiach w zarządzaniu zasobami ludzkimi, ale zamiast go słuchać, Julia po raz któryś analizowała wydarzenia ze sklepu i rozważała, czy nie powinna zadzwonić do Maksa i go przeprosić. Chociaż wczoraj wieczorem miała nadzieję, że obudzi się rano w lepszym humorze, jej wyrzuty sumienia były chyba jeszcze głośniejsze i męczyło ją paskudne poczucie winy. Nie była przecież złym człowiekiem. Szanowała innych ludzi i nie miała w zwyczaju nikogo obrażać. Tylko w obecności Maksa w jej głowie przeskakiwał jakiś przełącznik i stawała się nagle inną osobą – opryskliwą, zimną i wredną. Dlaczego? Nie miała nawet ochoty iść na dzisiejszą randkę. Filip napisał do niej z samego rana, żeby upewnić się, czy spotkanie aktualne, ale chociaż odpowiedziała mu, że jak najbardziej, teraz najchętniej odwołałaby je i po powrocie do domu poszła

spać. Jego zainteresowanie zupełnie przestało jej schlebiać. W dodatku wcale nie miała ochoty zakładać dzisiaj tej czerwonej sukienki. Przez Maksa uznała, że rzeczywiście nie pasuje do niej czarna marynarka, a ponieważ nie miała nic innego, co mogłaby na nią założyć, najchętniej zostałaby w koszulce i dżinsach. Ech…! – pomyślała i podparła głowę ręką. Najpierw panikowała, że nie ma się w co ubrać, a teraz nagle nie była zadowolona z nowego zakupu. Życie kobiety było czasami tak trudne… Wykładowca przełączył slajd, ale jej myśli nadal wędrowały gdzie indziej. Jak na złość, gdy tylko pomyślała o sukience, jakaś tajemnicza siła zaczęła jej podsuwać przed oczy zachwycone spojrzenie Maksa, gdy ją w niej zobaczył. Chyba nikt nigdy jeszcze nie patrzył na nią w ten sposób. W oczach Maksa były podziw, zachwyt i uwielbienie. A potem jeszcze przypomniało jej się to cudowne uczucie, które ogarnęło ją, gdy dotknął niespodziewanie jej ramienia, i mimowolnie uśmiechnęła się lekko, co nie umknęło uwadze siedzącej obok niej koleżanki. – No, no. – Nachyliła się do niej. – Ktoś tu się chyba zakochał. Na policzki Julii wypłynął rumieniec. – Co ty wymyślasz – szepnęła do koleżanki. – Mówię tylko, co widzę. – Dziewczyna popatrzyła na nią znacząco. – Od rana bujasz w obłokach, a teraz jeszcze te tajemnicze uśmiechy… Na horyzoncie musi być jakiś przystojniak. Julia zaśmiała się cicho, odwróciła się z powrotem do wykładowcy i udała, że zamierza go słuchać. Chyba powinna bardziej panować nad mimiką twarzy, jeżeli nie chciała narazić się na dalsze komentarze znajomych. No i stanowczo powinna przestać tyle myśleć o Maksie. – Gdyby to tylko było takie łatwe – mruknęła do siebie pod nosem i popatrzyła na leżącą na pulpicie komórkę. Wtedy w jej głowie zaświeciła się lampka. A może zamiast rozmyślać o tej wczorajszej kłótni z Maksem i bez końca się zadręczać, powinna zadzwonić do Olki i dowiedzieć się, jak on to wszystko zniósł? Odkąd pamiętała, przyjaciółka była z bratem w dobrych stosunkach i mówili sobie prawie o wszystkim. Jeżeli ktokolwiek miał jej powiedzieć, co czuł się Maks, to nikt inny niż Olka. A może Maks wcale nie wkurzył się na nią tak bardzo? Może już o tym wszystkim zapomniał, a ona niepotrzebnie się zadręcza?

Pokrzepiona tymi konkluzjami wymknęła się wcześniej z wykładu, żeby zadzwonić do Oli. Znalazła wolną ławkę na korytarzu, po czym wyjęła z torebki telefon. Na szczęście przyjaciółka odebrała już po drugim sygnale. – Cześć. A ty nie w szkole? Julia oparła się wygodnie o ścianę za plecami i popatrzyła za okno, za którym od rana siąpił deszcz. – Cześć. Rzeczywiście, jestem na uczelni, ale mam wolną chwilę, więc pomyślałam, że do ciebie zadzwonię. – Jakieś nudne wykłady? – Raczej nieplanowana przerwa – odparła, co właściwie nie mijało się z prawdą. – Jak twoja wczorajsza awaria? Udało wam się wszystko naprawić? – Tak, to miłe, że pytasz. Przemek na szczęście zna się również na czymś więcej niż tylko na pisaniu książek, więc uniknęliśmy katastrofy. – Dobrze mieć w pobliżu taką złotą rączkę. – To prawda. Tym bardziej że może to zmobilizuje go w końcu, żeby ze mną zamieszkał. – Rozmawiacie o wspólnym mieszkaniu? – zdziwiła się Julia, bo Ola i Przemek dopiero zeszli się kilka tygodni temu po burzliwej kłótni. – Wiesz, najmłodsi już nie jesteśmy, więc chyba nie ma na co czekać – odpowiedziała jej Ola. – Kochamy się i chcemy być razem. – Jasne, oczywiście. Po prostu jestem trochę zaskoczona… Nie wspominałaś dotąd o takiej możliwości. – Na twoim miejscu pewnie też bym była – zaśmiała się Ola, ale nie pociągnęła tematu. – Mów lepiej, jak twój humor przed randką. Stresujesz się trochę? O której jedziesz do Filipa? Julia odetchnęła głęboko. – Prawdę mówiąc, nie mam ochoty tam jechać. – Dlaczego? Coś się stało? – Właściwie to nie. – Odgarnęła włosy za ucho. – Chociaż może powinnam powiedzieć, że tak… Ech, Olka. Sama nie wiem. Ola zmieniła ton głosu. – To coś poważnego? – Chodzi o Maksa – wyznała Julia i poczekała, aż minie ją grupa studentów. –

Opowiadał ci o naszych wczorajszych zakupach? – Przyjechał do mnie zaraz po nich – wyjaśniła Ola, a Julia poczuła nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka. – A więc naprawdę się wkurzył. – Powiem ci prawdę, Julka, bo się przyjaźnimy, ale nie obraź się, dobrze? Julia skinęła głową, chociaż Ola nie mogła jej widzieć. – Maks już dawno nie był w takim stanie jak wczoraj. – Więc jednak bardzo się wściekł. – Tak bym tego nie ujęła, ale rzeczywiście nie czuł się najlepiej. Julia westchnęła i na chwilę przymknęła powieki. – Boże… Dlaczego ja nie umiem czasami trzymać języka za zębami! – Bardzo się pokłóciliście? – Przecież wiesz. Na pewno powiedział ci o wszystkim. – Niby mówił, ale chcę poznać też twoją wersję. Poza tym wiesz, jak to jest z facetami. Czasami trzeba siłą ciągnąć ich za język. – To akurat prawda. – Więc o co wam poszło? Julia opowiedziała jej pokrótce wczorajszą sytuację. – No a potem po prostu wyszedł – powiedziała na koniec, czując się jak ostatnia idiotka. – A ja zostałam sama z tą czerwoną sukienką, której nie mam dzisiaj ochoty zakładać, i z potwornym poczuciem winy. – Ach, Julka. – Teraz to Ola odetchnęła głęboko. – Dlaczego ty i Maks musicie ciągle się kłócić? Julia znowu zamknęła na chwilę powieki. – Naprawdę nie wiem. Dla nikogo nie jestem taką zołzą jak dla niego. – Może po prostu zależy ci na nim, ale nie chcesz tego przyznać? Gdy usłyszała sugestię Oli, znowu powróciło do niej wspomnienie tego, jak pogłaskał ją po ramieniu w przymierzalni i jak jej ciało zareagowało na ten jego dotyk. – Ja… – Nie wiedziała, co ma powiedzieć. – Oj, Julka, Julka. Pamiętasz ten wiersz Brzechwy o żurawiu i czapli? – Pamiętam. – Czasami wydaje mi się, że jesteście jak te dwa ptaki. Niby chodzicie tą samą drogą, bywacie w tych samych miejscach, macie tych samych znajomych,

a jakoś nie możecie się spotkać. – Olka, ale przecież… to Maks. – Powtarzasz to od dawna i bez urazy, brzmi to jak jakaś obelga. A tak naprawdę to nie jest zły facet. Może trochę pogubił się w życiu i stąd te wszystkie panienki, ale znam go, Julia, i wiem, że w głębi serca pragnie rodziny i stabilizacji. – Dziwnie to okazuje. – Faceci nieczęsto mówią o uczuciach, przecież wiesz. Poza tym on szaleje za tobą. Naprawdę nie widzisz, jak na ciebie patrzy? Nie słyszysz, jak mówi o tobie? Pewnie zabiłby mnie za te słowa, ale on świata poza tobą nie widzi. Moim zdaniem właśnie dlatego jest sam. Jedyna kobieta, z którą chciałby stworzyć normalny, długotrwały związek, jest niedostępna. Julia poczuła przyjemne ciepło w okolicach serca, gdy usłyszała to wszystko. – O tym wczoraj rozmawialiście? – Poniekąd, ale nie martw się, to nie są tylko jakieś moje głupie domysły. Zresztą ty też byś się wściekła, gdyby wieloletni obiekt twoich westchnień wybierał się na randkę z kimś innym. Maksa to wszystko bardzo zabolało. – Przecież nie zrobiłam tego specjalnie. Dobrze wiedział, na jaką okazję szukam tej sukienki. – Jula, czy ty naprawdę jesteś ślepa? – poirytowała się Olka. – On zrobiłby wszystko, żeby spędzić z tobą trochę czasu. Okoliczności naprawdę nie mają tutaj nic do rzeczy. – Nie myślałam o tym w ten sposób. – Czasami to, co aż nazbyt oczywiste, bywa dla nas zbyt trudne do przyjęcia. – Zabrzmiało górnolotnie. – Bo to sprawa najwyższej wagi. Julia pomyślała o dziecku, które chciałaby mieć, i w duchu przyznała jej rację. – Już od tylu lat patrzę, jak mijacie się z Maksem, chociaż ewidentnie jesteście dla siebie stworzeni, że chce mi się płakać – dodała Olka. – To smutne, gdy dwoje ważnych dla ciebie osób nie może się dogadać i są przez to nieszczęśliwi. Julia poczuła delikatne szczypanie pod powiekami, co zdziwiło ją samą. – Naprawdę uważasz, że pasujemy do siebie? – Oczywiście! – zapewniła ją przyjaciółka. – Problem polega tylko na tym, że poraniliście się w przyszłości i teraz ciężko jest wam to przyznać. Z jakiego

innego powodu miałabyś teraz takie poczucie winy? Julia rozważyła w duchu słowa Oli. – To co ja według ciebie teraz mam zrobić? – wyszeptała. – Przede wszystkim wybaczyć Maksowi i sobie. – Ale co? – Jemu te wszystkie panienki, z którymi się umawiał, tak bardzo cię raniąc, a sobie to, jak potraktowałaś go wczoraj. Pamiętaj tylko, że przebaczenie to decyzja niemająca za wiele wspólnego z uczuciami. „Przebaczam” to znaczy tyle, że chociaż będę o tym pamiętał, to już nigdy tego nie wypomnę, przestanę o tym mówić. I że już nigdy nie będę się smucił, złościł czy wściekał z tego powodu. – Wiesz, że to trudne. – Wiem, Julka, ale bez tego ani rusz. – A Filip? – Naprawdę chcesz marnować czas na poznawanie kogoś, skoro masz pod nosem fajnego i zakochanego w tobie faceta? Nie masz pojęcia, jaki jest ten cały Filip, jakie ma potrzeby i system wartości. Poznawanie go potrwa miesiące, jeśli nie lata. A jeżeli po tym czasie okaże się, że on nie jest dla ciebie? Wybacz szczerość, ale mnie na twoim miejscu najzwyczajniej w świecie szkoda byłoby czasu. Zwłaszcza że tak ważne są dla ciebie dzieci i posiadanie tradycyjnej rodziny. Julia znowu musiała przyznać jej rację. Tykający zegar biologiczny i świadomość, że powinna się spieszyć, jeżeli chciała mieć dzieci, naprawdę sporo zmieniały. W innej sytuacji odparłaby pewnie, że miłość zawsze wiąże się z ryzykiem i przypomina trochę skok na głęboką wodę, ale w tym wypadku te słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Odkąd tylko pamiętała, chciała zajść w ciążę podczas upojnego wieczoru z ukochanym mężczyzną, a potem przez czterdzieści tygodni nosić pod sercem upragnione maleństwo i urodzić je szczęśliwie. Nie była przeciwniczką adopcji, in vitro czy korzystania z banków spermy, ale uważała, że na razie to nie dla niej. Może gdyby naprawdę stała pod ścianą, to zastanowiłaby się nad tym, lecz teraz pragnęła czegoś zupełnie innego. I na pewno nie było tym pójście na całość z nieznanym facetem na imprezie, co sugerowała jej Paula. To wszystko w połączeniu z wyrzutami sumienia po wczorajszych zakupach

sprawiało, że zaczęła inaczej patrzeć na Maksa. Może Ola ma rację? – zastanawiała się, trzymając przy uchu telefon. Może za bardzo skoncentrowała się na obrazie Maksa imprezowicza i bawidamka z przeszłości i nie zauważyła, że przez ostatnie lata dorósł i trochę się zmienił? Podzieliła się z Olą tymi wątpliwościami i jeszcze przez chwilę roztrząsały ten temat. W końcu jednak obie zgodnie uznały, że nie ma sensu skupiać się na przeszłości, ale powinny raczej poświęcić uwagę temu, co tu i teraz. – Przeproszę Maksa – zadecydowała Julia, zbierając się na odwagę. – Jeżeli to wszystko, co usłyszałam od ciebie, jest prawdą, to powinnam w końcu zdobyć się na szczerość i z nim porozmawiać. Może masz rację i rzeczywiście z własnej głupoty odrzucam szansę na szczęście. – No i to rozumiem! – zawołała uradowana Ola. – Najwyższa pora wziąć los w swoje ręce. – Mam tylko nadzieję, że Maks nie będzie długo chował do mnie urazy po tym, co wydarzyło się wczoraj, i zechce porozmawiać. – O to się nie bój – zapewniła ją przyjaciółka. – On tylko zgrywa twardziela, ale w środku jest miękki. Na pewno będzie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie, gdy zobaczy cię pod swoim drzwiami. – Naprawdę tak sądzisz? – Zaufaj mi, kotku. – Ola uśmiechnęła się lekko, co Julia wywnioskowała po tonie jej głosu. – W końcu to jest mój brat.



Rozdział 20 Choć po rozmowie z Olą w Julię wstąpiła nowa energia, jadąc po zajęciach do Maksa, wcale nie była taka pewna, czy mężczyzna ucieszy się z jej wizyty. Tuż po wyjściu z uczelni zadzwoniła do niego, żeby uprzedzić o swoim przybyciu, ale odrzucił połączenie. – No pięknie… – szepnęła do siebie. Pewnie skończy się na tym, że zrobi z siebie idiotkę… Mimo wszystko nie zamierzała się poddać. Przede wszystkim zadzwoniła do Filipa. Trochę głupio się czuła, odwołując dzisiejsze spotkanie, zwłaszcza że okulista uratował przecież jej oko, ale nie zamierzała grać na dwa fronty. – Cześć – powiedziała, gdy Filip odebrał. – Cześć. – Ewidentnie ucieszył się z jej telefonu. – Jak miło, że dzwonisz. – Prawdę mówiąc, nie wiem, czy będzie nadal miło po tym, co powiem… – Coś jest nie tak? – Wyraźnie się zaniepokoił. – Przykro mi, ale niestety muszę odwołać nasze dzisiejsze spotkanie. – Naprawdę? Dlaczego? – Ważne sprawy rodzinne – skłamała, chociaż nie chciała go oszukiwać. – Rozumiem, że mam nie dopytywać o szczegóły? Julia nie odpowiedziała, więc odetchnął głęboko. – No cóż… W takim razie pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że to nic poważnego. Przykro mi, że się nie spotkamy. – Mnie też – skłamała ponownie, ale naprawdę nie wiedziała, co innego powiedzieć. – A jak twoje oko? – zapytał jeszcze Filip. – Nie boli już? Wszystko ładnie się wygoiło? – Tak. – Tym razem nie musiała go oszukiwać. – Już zapomniałam o tej gradówce.

– To dobrze. Mam nadzieję, że w twoim przypadku to jednorazowy problem, bo u wielu osób dolegliwość lubi nawracać. – Naprawdę? – Niestety. Ale jeżeli będziesz dbała o higienę oczu, to raczej nic złego nie powinno ci się już przytrafić. – W takim razie będę uważać. – Może opowiem ci o tym więcej na naszym kolejnym spotkaniu? No bo skoro dzisiaj nie uda nam się zobaczyć, to chyba przełożymy je na inny dzień, prawda? Julia przez chwilę wahała się nad odpowiedzią. – Zadzwonię w tej sprawie do ciebie – odparła w końcu po krótkim namyśle. – Mój grafik jest dosyć ruchomy, a nie mam przy sobie kalendarza. Filip chyba nie wyczuł, że coś nie gra, ponieważ zgodził się na jej propozycję i zapewnił, że będzie czekał na telefon. – Do usłyszenia – powiedziała, po czym zakończyła połączenie i opuściła rękę z komórką. Za te wszystkie kłamstwa będę się kiedyś smażyć w piekle, pomyślała, zerkając przez okno. Czy obcowanie z mężczyznami naprawdę musiało wiązać się z takim odbieganiem od prawdy? Nie zamierzała na razie więcej dywagować nad relacją z Filipem, skupiła się na Maksie. Miała cichą nadzieję, że po jej telefonie oddzwoni, ale tak się nie stało. Nie napisał nawet SMS-a. Znowu zwątpiła w sens jechania do niego, lecz uznała, że woli pocałować klamkę niż wyrzucać sobie, że nic nie zrobiła. Nie była tchórzem. Zamierzała stosować się do rady Oli, że powinna w końcu zawalczyć o tę relację. Poza tym i tak nie miała innych planów na popołudnie. Po odwołaniu spotkania z Filipem zostały jej co najwyżej zakupy po drodze do domu i ugotowanie obiadu dla siebie i Pauli. Zresztą to wcale nie byłby taki zły pomysł. Jej młodsza siostra od rana siedziała sama w mieszkaniu, a jutro mieli po nią przyjechać rodzice. Wypadałoby, żeby spędziły razem trochę czasu. W nie najlepszym nastroju dojechała na przystanek niedaleko osiedla, na którym mieszkał Maks – podobnie jak ona na blokowisku. Kilkakrotnie była tu z Olą, dzięki czemu znała drogę. Przeszła przez przejście dla pieszych, a potem skierowała się ku blokom. Z nieba siąpił drobny deszcz, który w połączeniu z szarością osiedla nie wyglądał optymistycznie. Dziś padało naprawdę. Na

osłodę życia wstąpiła do małej lokalnej kawiarni i kupiła dwa duże kawałki ciasta. Miała nadzieję, że zjedzą je z Maksem do kawy. A jak nie, to zawsze będzie mogła później skonsumować je z Paulą. Deszcz padał coraz bardziej, więc zarzuciła kaptur na głowę i przyspieszyła. Gdy dotarła do klatki, w której mieszkał Maks, jakiś mężczyzna wpuścił ją do środka. – Dziękuję. – Posłała mu uśmiech, a potem ruszyła do windy. Przez ten szybki spacer dostała zadyszki, więc ani myślała wchodzić teraz po schodach. Po chwili stała pod drzwiami jego mieszkania. Miała wątpliwości, czy to właściwy adres, ale kolor drzwi się zgadzał, więc zadzwoniła. Utkwiła spojrzenie w wizjerze, ale poza głośnym „ding-dong” nie dobiegł do niej ze środka żaden odgłos. Czyżby Maksa nie było w domu? Ściskając w dłoni torebkę z ciastem, zadzwoniła raz jeszcze, ale tym razem również bez skutku. Wyglądało na to, że rzeczywiście nie zastała chłopaka. Niepocieszona wyjęła z kieszeni telefon i ponownie wybrała jego numer, lecz włączyła się poczta głosowa. – Świetnie… – mruknęła pod nosem Julia z niezadowoleniem i odwróciła się w stronę windy. Wyglądało na to, że dzisiaj z nim nie porozmawia.



Rozdział 21 Maks stał za firanką w oknie swojego salonu i obserwował, jak Julia oddala się w stronę przystanku. Padał deszcz, a ona szła w samym kapturze i mokła, przez co trochę żałował, że nie wpuścił jej do środka. W taką chlapę łatwo było się przeziębić, o czym przypominały mu czasem ostatnie objawy infekcji. Miał nadzieję, że dziewczyna nie przypłaci tego katarem czy kaszlem. Ale sama była sobie winna – stwierdził twardo. Gdyby wtedy w sklepie potraktowała go inaczej, wcale by jej nie zignorował. Wręcz przeciwnie, z radością zaprosiłby ją na herbatę i byłby przeszczęśliwy, że postanowiła go w końcu odwiedzić. Teraz jednak zamierzał trzymać ją na dystans. Uznał, że dość już ganiania króliczka, który najwyraźniej nie okazywał mu nawet odrobiny sympatii. Wbrew pozorom Maks nie był pozbawionym uczuć głupkiem, którego można do woli obrażać, zwodzić za nos i wyśmiewać. Tak jak powiedział Oli – też miał uczucia i odtąd zamierzał traktować Julię jak każdą inną koleżankę. A kto wie, może nawet kontaktować się z nią tylko w sprawach służbowych, bo prywatnie nie mieli od wczoraj już o czym rozmawiać. Stanowczo za dużo wycierpiał w życiu przez tę kobietę i zdecydowanie za wiele stracił przez nią szans na szczęście. Podczas ostatnich lat złamał serce tylu fajnym dziewczynom, że czasami zastanawiał się, czy jego rozum nie zrobił sobie wakacji. Część z tych dziewczyn byłaby cudownymi żonami i matkami i pewnie gdyby nie Julia, byłby już żonaty oraz miał dzieci. Wbrew temu, co mówił znajomym, wcale nie zamierzał do końca życia być singlem i nie uważał, żeby istniało coś takiego jak powołanie do samotności. No, a przynajmniej nie w jego wypadku. Julia zniknęła za rogiem, a on odetchnął głęboko i wrócił na kanapę. Włączył telefon, który dezaktywował po pierwszym połączeniu od Julii. Ekran smartfona zajaśniał, a potem nadeszły informacje o nieodebranych połączeniach. Ku jego

zaskoczeniu nie tylko przyjaciółka siostry próbowała skontaktować się z nim w ostatnich minutach, ale również… szefowa. Skonsternowany przez chwilę wpatrywał się w ekran. Nie pamiętał, żeby dyrektorka oddziału kiedykolwiek dzwoniła do niego w weekend. Czyżby znowu była pijana? A może chciała namówić go na te zdjęcia? Odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko. Dlaczego kontakty z kobietami były tak trudne? Wtem jego telefon znów się rozdzwonił i ujrzał na ekranie numer Marzeny. – No pięknie – mruknął pod nosem. I co on teraz miał zrobić? Odebrać? Nie powinien ignorować telefonów od przełożonej, zwłaszcza że sprawa wydawała się pilna. Tylko jak miał się do tego fakt, że jest weekend? W końcu odebrał. Z dwojga złego wolał wysłuchać wywodu Marzeny, gdy jest pijana, a nie gdy wścieka się na niego w poniedziałek, kiedy przyjdzie do pracy. – Witam serdecznie. – Dzień dobry, Maks – przywitała się szefowa. – Znajdziesz dla mnie chwilę czy jesteś zajęty? Słysząc jej pytanie, z trudem zwalczył chęć, by się wykręcić. – Jak najbardziej możemy porozmawiać – powiedział, nie chcąc zachować się jak dziecko. – To dobrze – ucieszyła się Marzena. – Właściwie to dzwonię do ciebie w dwóch sprawach. – Zamieniam się w słuch. – Po pierwsze, chciałam ci podziękować, a po drugie, przeprosić. Maks odetchnął w duchu z ulgą. A więc tylko o to chodziło. – Pewnie nie miałeś ze mną wczoraj lekko – dodała Marzena. – Nie przejmuj się tym – powiedział, jak na dżentelmena przystało. – Nie było tak źle. – Starasz się być miły i bardzo to doceniam, ale domyślam się, że krążenie w piątkowy poranek po mieście z pijaną szefową to nie jest szczyt niczyich marzeń. W twojej umowie o pracę na pewno nie ma takiego zapisu. – Naprawdę nie czyń sobie z tego tytułu wyrzutów. Po prostu odwiozłem cię do mieszkania. Tylko tyle. – Jak znam siebie, byłam fatalną współpasażerką. – Wcale nie. Zasnęłaś niedługo po tym, gdy wyjechaliśmy z firmy.

– Naprawdę? – Tak właśnie sądziłem, że nie będziesz tego pamiętać. – Wybacz – powiedziała niepewnie Marzena. – Ale za to mam w pamięci coś zupełnie innego. – To znaczy? – Przepraszam, że próbowałam namówić cię na wspólne zdjęcie, żeby wzbudzić zazdrość w mężu. To żałosne i bardzo nieprofesjonalne, zwłaszcza że doszło do tego w godzinach pracy. – Nie ma sprawy, już zdążyłem o tym zapomnieć. – Jesteś miły i bardzo to doceniam, ale naprawdę ogromnie cię przepraszam. To wszystko z zazdrości. Zawsze śmiałam się z przedziwnych historii o tym, do czego zdolna jest zakochana, porzucona kobieta, a teraz sama wariuję. – Naprawdę nie ma o czym mówić. – Jeszcze raz bardzo cię przepraszam, Maks – powtórzyła Marzena. – Chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć. – Nie trzeba. Zapomnijmy o tym i tyle. – Zapomnimy, gdy już jakoś ci to zrekompensuję. Jakie wino lubisz? A może wolałbyś dobrą kawę? – Marzeno, ja naprawdę… – Chyba wino byłoby bardziej odpowiednie – weszła mu w słowo. – Jakie lubisz? Półsłodkie? Wytrawne? Maks w końcu się poddał. – Jeżeli to ma jakoś uleczyć twoje wyrzuty sumienia… – Cieszę się, że mnie rozumiesz. To co, spotkamy się na mieście, żebym mogła ci podziękować? Z oczywistych przyczyn wolałabym nie robić tego w pracy. – Rzeczywiście, to mogłoby zostać źle odebrane. – Znajdziesz czas jutro czy wolisz poczekać do następnego weekendu? – Właściwie to nie mam planów na jutrzejsze popołudnie. – Cudownie. – Marzena nie kryła radości. – W takim razie kawa? – Jeżeli tylko masz ochotę. – O której ci pasuje? – Może być szesnasta. – Świetnie.

– W tej nowej kawiarni nieopodal ronda Żołnierzy Wyklętych? Słyszałam dobre opinie o tym miejscu. Podobno nie tylko parzą świetną kawę, ale i serwują pyszne ciasta. – Skoro tak mówisz. – W takim razie jesteśmy umówieni. I jeszcze raz bardzo przepraszam cię za wszystko. – Och, proszę, daj już z tym spokój. Dla mnie naprawdę jest już po sprawie – zapewnił Maks, po czym porozmawiali jeszcze chwilę o pracy i zakończyli połączenie. Odłożył komórkę na stolik, a potem oparł się wygodnie o zagłówek kanapy i popatrzył przez okno. Właściwie to był wdzięczny Marzenie za ten telefon. Przynajmniej na chwilę oderwała go od rozmyślania o Julii.



Rozdział 22 Julia dotarła w końcu do swojego mieszkania. Z mokrymi włosami i w przesiąkniętym wilgocią płaszczu zamknęła za sobą drzwi. Pomimo że większą część trasy przejechała autobusem, zmokła potwornie. W butach chlupała jej woda, miała mokre nogawki spodni i mogła śmiało wyżymać swój płaszcz, bo chłonął krople deszczu jak gąbka. Jak nic będę chora, pomyślała, odkładając klucze na szafkę. – O, wróciłaś już? – zapytała zdziwiona Paula na widok siostry. – Jak widać. I kupiłam nam coś słodkiego. – To super, ale czy ty nie miałaś czasami jechać właśnie na randkę? – Miałam, ale odwołałam spotkanie. – To może nawet i lepiej. Julia spojrzała na nią zaciekawiona. – Dlaczego tak sądzisz? – Kiepsko wyglądasz. – Paula wskazała na jej przemoczone ubranie i rozmazany makijaż. Julia spojrzała w lustro. Rzeczywiście, obraz nędzy i rozpaczy. Znowu. Deszcz zmył jej z twarzy niemal cały podkład, a na policzkach miała smugi po tuszu do rzęs. – Dzięki. – Zerknęła na siostrę. – Nie ma to jak komplement od drugiej kobiety. – No co? Mówię, jak jest. Nie sądziłam, że aż tak bardzo pada. – Właściwie to zmokłam tylko przez swoją głupotę. – Julia odgarnęła z twarzy włosy, które ociekały wodą. – Nie wzięłam parasolki. – Jak to mówi mama, za głupotę się płaci. Oby tylko nie zapaleniem płuc w tym wypadku. – Kiedy ty zrobiłaś się taka troskliwa?

– A bo ja wiem? – Paula wzruszyła ramionami, po czym przybrała poważny ton głosu. – Zamiast ze mną gadać, powinnaś pójść się przebrać i wysuszyć włosy. W przeciwnym razie naprawdę będziesz chora. – No co ty nie powiesz. Paula jeszcze przez chwilę mierzyła ją wzrokiem, ale w końcu wskazała na kuchnię. – To ty idź się przebrać, a ja zaparzę herbatę. – Z cytryną – poprosiła ją Julia, po czym poszła zdjąć mokre ubrania. Spodnie wręcz kleiły jej się do nóg. Zanim założyła suche rzeczy, wzięła ciepły prysznic, żeby się rozgrzać. Gorący strumień opływał jej ciało, pobudzając krążenie. Najchętniej spędziłaby pod nim dużo więcej czasu, ale w salonie czekała na nią Paula. Zakręciła więc wodę i szybko się ubrała. Gruby, miękki sweter otulił ją i poczuła się błogo. Podsuszyła jeszcze włosy suszarką, a potem poszła do Pauli, która przygotowała już ciepłą herbatę. – Mogłabyś wpadać częściej, wiesz? – Wzięła jeden z kubków ze stołu i usiadła z nim przy ciepłym grzejniku. – Lubię mieszkać sama, ale czasami fajnie jest mieć kogoś, kto się o ciebie zatroszczy. – Nie ma sprawy – rzekła z uśmiechem Paula. – Powiedz o tym rodzicom. – Lepiej nie, bo jeszcze mama na poważnie przejmie się tymi słowami i będzie wpadała co weekend przekonana, że ja tu nic nie jem, nie śpię i nie mam się do kogo odezwać. – Faktycznie. – Paula najwyraźniej wyobraziła to sobie, bo szybko zmieniła zdanie. – Rodzicom lepiej o tym nie mówić. – A jak twój humor przed jutrzejszym powrotem do domu? – zagadnęła Julia. – Emocje już trochę opadły? – Trochę… Ale gdybym mogła zostać u ciebie jeszcze dłużej, to na pewno skorzystałabym z tej szansy. – Nie nastawiaj się negatywnie. Rodzice pewnie też przemyśleli sobie pewne rzeczy przez ten czas, gdy cię nie było. – Tak sądzisz? – No pewnie. W końcu nieczęsto ich córki uciekają z domu, prawda? Moim zdaniem to dość silny bodziec do zmian. – Oby tak było.

– Hej, głowa do góry – pocieszała Julia siostrę. – Oni nie są tacy źli. A teraz spotulnieją jak baranki. – Naprawdę chciałabym, żebyś miała rację. I żebym po powrocie mogła spokojnie wyjść do koleżanki. – Jak chcesz, to porozmawiam z nimi o tym jeszcze. – Mogłabyś? – Paula popatrzyła na nią z nadzieją. Julia skinęła głową. – Jasne. Nie wiem co prawda, jak bardzo to pomoże, ale co nam szkodzi spróbować? – Byłoby świetnie, bo wiesz, ja chciałabym rozpocząć taki nowy projekt. – Nowy projekt? – zainteresowała się Julia. – Nic o tym nie wspominałaś. – Bo to właściwie świeża sprawa. – Opowiadaj. – Wczoraj na spacerze zrobiłam kilka ładnych zdjęć miasta i postanowiłam założyć profil na Instagramie – wyjaśniła Paula. – Wiesz, o podróżach, kosmetykach, życiu… Przemyślałam sobie kilka kwestii po naszej ostatniej rozmowie.– To znaczy? – Julia napiła się herbaty. Paula odgarnęła włosy za ucho. – Z tą szkołą aktorską to od początku był głupi pomysł – stwierdziła. – Poczytałam trochę w internecie i miałaś rację, na pewno nie dostałabym się tam bez przygotowania. Gdy dowiedziałam się, ile wysiłku trzeba włożyć w to, żeby zdać egzaminy… Świadomość ciała, emisja głosu, artykulacja… Nie, to zupełnie nie dla mnie. Julia uśmiechnęła się lekko. – Moim zdaniem to dobra decyzja. – No ale jakoś tę popularność chciałabym jednak osiągnąć. – Stąd pomysł na profil na Instagramie? – zapytała ją Julia. Paula skinęła głową. – Wiesz, to teraz dość popularne medium, zwłaszcza wśród młodych osób. – Co ty nie powiesz. – Julia spojrzała na nią wymownie. – Też masz tam konto? – Paula, błagam cię… Nie rób ze mnie emerytki. To, że mam kilka lat więcej od ciebie, nie znaczy, że jestem dinozaurem. – Wybacz. – Siostra popatrzyła przepraszająco. – Czasami się gubię.

– Nie szkodzi – mruknęła Julia, po czym znowu napiła się ciepłej herbaty. – A więc teraz marzysz o sławie na Instagramie. – Wróciła do poprzedniego tematu. – W ten sposób chyba szybciej osiąga się popularność, niż będąc aktorką. Odpada przede wszystkim kilka lat studiów. – Czy ja wiem? Robienie pięknych zdjęć i budowanie zaangażowanej społeczności też wymaga czasu. – Ale nie trzeba zdawać żadnych egzaminów – upierała się Paula. – I nikt nie może cię stamtąd wyrzucić, gdy powinie ci się noga. Julia już miała coś odpowiedzieć, ale Paula nie dała jej dojść do słowa. – Poza tym Instagram to teraz dobre źródło pieniędzy – dodała z przekonaniem. – Wiesz, ile znane blogerki czy instagramerki zarabiają na współpracach z markami? Krocie. – Tylko że one pracują na to wiele lat. I jest ich w Polsce zaledwie kilka. No, może kilkanaście. – Starasz się podciąć mi skrzydła, ale uprzedzam, że ci się to nie uda – oznajmiła Paula. – Ja już podjęłam decyzję. Chcę być popularna, a Instagram mi w tym pomoże. Poza tym co mi szkodzi spróbować? Najwyżej się nie uda i tyle. – Dobrze, że chociaż bierzesz pod uwagę taką ewentualność. – Smęcisz dzisiaj, Julka. Coś się stało, że wróciłaś do domu w takim kiepskim humorze? – A to, że zmokłam i zmarzłam, nie jest dla ciebie wystarczającym powodem? – Nie mydlij mi oczu, okej? Z powodu odrobiny wody nie byłabyś w takim nastroju. Julia pomyślała o Maksie i głośno westchnęła. – A więc chodzi o tę dzisiejszą randkę, tak? – dociekała Paula. Julia spojrzała na nią zdziwiona. – Nie, skąd ci to przyszło do głowy? – Pomyślmy… – odparła z namysłem siostra. – Nie jesteś już młoda, kolejny facet dał ci kosza, w dodatku twój zegar biologiczny tyka coraz głośniej. Ja na twoim miejscu też miałabym doła. – Ty to naprawdę umiesz człowieka pocieszyć, wiesz? – Julia popatrzyła na nią z wyrzutem. – Nie myślałaś o psychologii? Myślę, że terapeuta byłby z ciebie dobry.

– Oj, przestań. Nie wiem, jak zniosę tyle komplementów – zaśmiała się Paula w odpowiedzi, na co Julia zganiła ją spojrzeniem. – Zołza. – Lepiej mów, dlaczego ten cały okulista odwołał dzisiejszą randkę. Powiedziałaś coś nie tak? Zadałaś jakieś trudne pytanie? Bo jeżeli po prostu coś mu wypadło, to przecież możecie to przełożyć. – Nic mu nie wypadło. Ani ja nie powiedziałam nic złego. – No to o co chodzi? – I tak nie zrozumiesz. – Dlaczego z góry tak zakładasz? Wbrew pozorom mam odrobinę empatii. – Akurat – mruknęła Julia, ale nie chcąc kłócić się z siostrą w przeddzień jej wyjazdu, w końcu spoważniała i wyjawiła jej prawdę. – Chyba po prostu uświadomiłam sobie, że zależy mi na kimś innym. – Żartujesz. – Paula się ożywiła i wyprostowała. – Jest ktoś drugi? Dlaczego nic o nim nie wiem? – To długa historia. Chyba nie chce mi się jej teraz opowiadać. – Julka… – jęknęła młodsza siostra. – No błagam cię! Najpierw narobiłaś mi apetytu, a teraz nie chcesz nic zdradzić? – Co mogę powiedzieć? – Julia wzruszyła ramionami. – Życie bywa czasami brutalne. Paula udała naburmuszoną. – Nazywasz mnie zołzą, a tak naprawdę sama nią jesteś. – Nie bocz się. – Julia popatrzyła na nią łagodnie. – W swoim czasie o wszystkim ci o powiem, masz moje słowo – zapewniła, po czym pomyślała o Maksie i znów posmutniała. – Oczywiście jeżeli ta historia doczeka się happy endu.



Rozdział 23 Maks postanowił założyć na niedzielne spotkanie z Marzeną białą koszulę. Ostatnio nieczęsto je nosił, bo zwykle zakładał do pracy pod marynarkę luźne koszulki, ale dzisiaj miał ochotę połączyć jedną z nich z jasnymi spodniami, dlatego przed wyjściem do kawiarni spędził kilkadziesiąt minut z żelazkiem w ręku. I żałował w duchu, że jeszcze się nie ożenił albo chociaż z nikim nie zamieszkał. Prasowanie zdecydowanie nie było jego ulubionym zajęciem, nie mówiąc o tym, że do tej pory nie odkrył sekretu prasowania rękawów tuż nad mankietami albo kołnierzyka. Kobiety chyba musiały dzielić się tajemną wiedzą na ten temat jeszcze w podstawówce, bo Olka była w tym biegła, już zanim skończyła dwanaście lat. A on do tej pory tego nie umiał. Na szczęście po około trzydziestu minutach uzyskał w końcu względnie pożądany efekt. Co prawda o mały włos nie wypalił dziury na plecach i nie wyrwał jednego z guzików, który zahaczył się o żelazko, ale ostatecznie był zadowolony z odniesionego sukcesu. Przejrzał się w lustrze. Nie był zadufanym w sobie próżniakiem, ale uznał, że nieźle wygląda. Na tyle elegancko, by pójść na umówioną kawę z szefową. Właściwie nie wiedział, czego spodziewać się po tym spotkaniu. Jeszcze nigdy nie umawiali się poza biurem, a gdy wziął pod uwagę, w jakim Marzena była ostatnio stanie, tym bardziej miał w głowie mętlik. Mimo wszystko zbiegł po schodach na parking i pojechał na miejsce. I tak nie miał lepszych planów na dzisiejsze popołudnie. Ola spędzała dzień z Przemkiem, a kumple byli zajęci, więc mógłby co najwyżej obejrzeć jakiś film. Gdy jechał przez miasto, z nieba prószył śnieg. Drobne płatki wirowały pod niebem i opadały na chodniki oraz ulice. Maks włączył wycieraczki, ale nie napracowały się dużo, bo po kilku minutach dojechał i zatrzymał samochód. Skulony podbiegł do restauracji.

– Pada? – zagadnęła go młoda kelnerka, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi. Maks otrząsnął się ze śniegu. – Pada – potwierdził. – A ja nie mam przy płaszczu kaptura. – W takim razie kiepsko – odpowiedziała dziewczyna. – Może nasza rozgrzewająca herbata na dobry początek? – Poczekam ze złożeniem zamówienia na swoją koleżankę. – Maks uśmiechnął się do niej, po czym rozejrzał się po restauracji, ale nigdzie nie dostrzegł Marzeny. – Chyba jeszcze nie przyszła. – Zapraszam do wolnego stolika. – Kelnerka zaprowadziła go pod okno, a po chwili przyniosła dwie karty z menu. – Zostawiam też dla współtowarzyszki. – Uśmiechnęła się lekko. Maks podziękował. Dla zabicia czasu wyciągnął z kieszeni telefon, ale w tym momencie do kawiarenki weszła Marzena. Jej przybycie oznajmił cichy brzdęk dzwonka nad drzwiami, ale spojrzenia gości restauracji nawet i bez tego powędrowałyby w jej stronę, bo wyglądała naprawdę ładnie w eleganckiej fryzurze i długim, granatowym płaszczu. Maks uśmiechnął się zadowolony, że to na spotkanie z nim przyszła. No i podziękował sobie w duchu za to, że założył koszulę. Marzena otrzepała się ze śniegu i powiodła wzrokiem po lokalu, więc wstał, żeby się z nią przywitać. – Cześć! – Rozpromieniona podeszła do stolika, zupełnie nie przypominając tej poważnej kobiety, którą znał w pracy, i przywitała się z nim cmoknięciem w policzek. – Cześć – odpowiedział, odsuwając się nieco. – Pięknie wyglądasz. – Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko. – Mam nadzieję, że długo nie czekałeś? – Nie. Właściwie to dopiero przyszedłem – odparł, po czym pomógł jej zdjąć płaszcz i odwiesił go na wieszak. – Kelnerka przyniosła nam już karty. Nie przeglądałem ich jeszcze, ale mam nadzieję, że wybierzemy coś pysznego. Marzena wzięła menu do ręki i popatrzyła na logo lokalu. – Nie wiem jak ty, ale ja mam ogromną ochotę na kawę. – Śmiało, zamawiaj. Ja też chyba na jakąś się zdecyduję. – A do tego ciasto? – Obowiązkowo. – Jesteś w tej grupie ludzi, którzy wolą sernik, czy w tej, co kochają szarlotkę?

– Chyba to pierwsze. Co prawda nie wiem, czy tutejszy sernik przebije ten autorstwa mojej siostry, ale muszę go spróbować. – Ach, no tak! – Marzenę jakby olśniło. – Przecież twoja siostra to ta znana blogerka kulinarna. – Dokładnie tak. I to naprawdę nie jest przesada, gdy mówią, że robi najlepsze serniki. – Szkoda, że nie ma swojej restauracji. – Chciała kiedyś otworzyć własny lokal, ale ma za dużo rozmaitych obowiązków. Chociaż kto wie? – zastanowił się na głos. – Może kiedyś wróci do tego pomysłu? – Jeżeli gotuje i piecze tak dobrze, jak mówisz, to na pewno miałaby wielu klientów. – Pewnie tak, ale wiesz, ile jest zamieszania z otwieraniem takiej działalności. Olka ma tyle zajęć, że już teraz zastanawiam się, jak godzi je wszystkie. – Chroniczny brak czasu to chyba domena naszych czasów – stwierdziła Marzena, ale Maks nie zdążył nic jej odpowiedzieć, bo podeszła do nich kelnerka. – Czy mogę już przyjąć od państwa zamówienie? – Tak, oczywiście – potwierdził z uśmiechem, po czym popatrzył na Marzenę. – Co sobie życzysz? – Latte i sernik poproszę. – Dla mnie to samo. Dziewczyna zapisała ich wybór w notesie, po czym poinformowała o czasie oczekiwania i odeszła do innego stolika. Marzena rozejrzała się po lokalu. – Ładne miejsce – stwierdziła. Bez wątpienia było urządzone ze smakiem. Ciemne i białe ściany idealnie współgrały z dużymi oknami, które zdobiły ciężkie zasłony. Na parapetach stały nowoczesne dekoracje ze szkła oraz kwiatów. Podobne zdobiły stoliki, a przy barze wisiały liczne doniczki z ziołami. Znajdowała się tam też instalacja z mchu, który ukryto za szybą. – To prawda – przytaknął Maks. – Ktoś ewidentnie miał pomysł na to miejsce. – Szkoda, że prezes nie gustuje w podobnych, bo gdyby to ode mnie zależało, to właśnie w takim lokalu urządzilibyśmy nasze firmowe przyjęcie.

Maks popatrzył jej w oczy. – Stanford nie jest taki zły. – Oczywiście, że nie jest, ale w przeciwieństwie do zarządu firmy ja nie lubię przepychu. Tylko nie mów tego nikomu. – Zreflektowała się nagle. – Jeszcze pójdzie fama, że bojkotuję przyjęcie albo obgaduję osoby na wyższych stanowiskach. – Spokojnie, ta rozmowa zostanie między nami – zapewnił, a Marzena zamilkła i zmierzyła go wzrokiem. – Lubię cię, Maks – powiedziała po chwili. – Nie szukaj w tym jakichś podtekstów, a już na pewno nie seksualnych, bo nie mam złych intencji. Po prostu lubię twoją naturalność i szczerość. – Miło to słyszeć. – A wracając na chwilę do naszego przyjęcia… Mam nadzieję, że nie miałeś żadnych problemów z podpisaniem umowy z hotelem. – Nie, skąd. – To dobrze. Czasu do jubileuszu zostało coraz mniej, a mnie naprawdę zależy na tym, żeby przyjęcie było na najwyższym poziomie. Wiesz, jak to jest. Takie rzeczy są potem brane pod uwagę na przykład przy rozdzielaniu premii. – Sugerujesz, że mam czuć presję? – zaśmiał się Maks, żeby rozładować napięcie, bo to zabrzmiało dosyć poważnie. – Nie – odparła Marzena. – Raczej to, że ja ją czuję ze strony zwierzchników. – Moim zdaniem niepotrzebnie się martwisz. Przyjęcie z pewnością wypadnie znakomicie i posypią się po nim gratulacje dla ciebie. – Chciałabym, żeby tak było. – Sala już zarezerwowana, jedzenie także. Z tego, co wiem, Janka dogadała się już wstępnie z zespołem… Co mogłoby pójść nie tak? – Jak ktoś chce znaleźć dziurę w całym, to zawsze ją znajdzie. – Marzena spojrzała mu w oczy. – A to za dużo alkoholu, a to za mało, a balony w złym kolorze, za głośno gra muzyka, lecą nie takie piosenki… Powodów do narzekania zawsze jest mnóstwo. – Wybacz szczerość, ale w pracy nie wydajesz się taka sceptyczna. – Tu akurat masz rację, w biurze staram się być twardszą babką, niż jestem w rzeczywistości. Udaję, że nic mnie nie rusza, ale czasami nie śpię ze stresu. A na to nakładają się jeszcze ostatnio prywatne problemy. Nie pamiętam, kiedy

ostatni raz zasnęłam bez tabletek nasennych. Maks szczerze się zmartwił. – Jest aż tak źle? – Co ja będę ci opowiadać… Mój mąż znalazł sobie młodszą panienkę, a ponieważ ona jest bardzo pazerna, to najprawdopodobniej lada moment zostanę z niczym. – Stracisz dach nad głową? – Maks nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. – Modlę się, żeby do tego nie doszło, ale tak, istnieje taka ewentualność. Dom, w którym mieszkam, od pokoleń należy do mojego męża, więc nie wiadomo, jak to się wszystko potoczy. Chwilowo pomieszkuję u siostry. – W najgorszym razie będzie musiał cię spłacić. Marzena spojrzała mu w oczy. – Wiesz co? To kiepski temat do rozmów. – Przepraszam. Nie chciałem cię urazić. – Nie uraziłeś, po prostu szlag mnie trafia, gdy o tym wszystkim myślę. Po tylu latach małżeństwa drań zostawił mnie dla jakiejś siksy. I jeszcze obnosi się z tym, dureń jeden, jakby złapał Pana Boga za nogi. Chociażbym chciała, nie umiem przejść nad tym obojętnie. Może nie zawsze było sielankowo i miewaliśmy gorsze momenty, ale kochałam tego człowieka. Poświęciłam mu tyle lat, a on wywinął mi taki numer… Maks już miał coś odpowiedzieć, bo nagle pożałował, że nie pomógł jej wtedy, gdy go o to prosiła, ale do stolika podeszła kelnerka i przyniosła ich zamówienie. – Dwa serniki i latte dla państwa. – Postawiła naczynia na blacie. – Mam nadzieję, że będą smakowały. – Dziękujemy – odpowiedział Maks, po czym jak na komendę wzięli z Marzeną do rąk łyżeczki. – Pachnie obłędnie, nie sądzisz? – zapytała, patrząc na sernik. – O tak. – Nie mógł nie przyznać jej racji i uszanował, że najwidoczniej naprawdę nie chce rozmawiać o swoich problemach prywatnych. Zanim jednak posmakował ciasto, jego uwagę przykuła pewna postać za oknem. Czy mu się zdawało, czy z chodnika po drugiej strony ulicy patrzyła na niego… Paula?



Rozdział 24 Julia otworzyła drzwi rodzicom, którzy przyjechali po Paulę, i uśmiechnęła się na ich widok. – Mamo, tato! Witajcie. – Dzień dobry, córeczko – odpowiedziała matka, szczupła i wysoka blondynka. Wyściskała córkę, stęskniona. – Tak dawno się nie widziałyśmy. – Nie tak znów dawno – zaśmiała się Julia. – Przecież byłam w domu zaledwie kilka tygodni temu. – Przez te twoja studia tak rzadko się widujemy… – Zamiast narzekać, chodźcie do środka. – Julia przepuściła ich w przejściu. – Ostatnio nawet na klatce schodowej jest koszmarnie zimno. A mamy dopiero listopad. – Mnie tam jest gorąco – odparł jej ojciec, niewysoki pan przed pięćdziesiątką, który stał u boku żony, trzymając w dłoniach pojemnik z ciastem. – Nie mógłbym mieszkać w bloku. Przez tę drogę po schodach spociłem się jak mysz. Toż to można ducha wyzionąć. – A co by było, gdybym mieszkała na dziesiątym piętrze? – Wtedy musiałabyś mieć windę. – Ojciec podał jej ciasto, po czym zaczął zdejmować kurtkę. – Bez windy bym nie przyjeżdżał. – Przyjeżdżałbyś – zganiła go matka. – To twoja córka. – Nie da się ukryć. – Ojciec popatrzył na Julię. – Ale bardziej interesuje mnie teraz ta młodsza, wyrodna. Gdzie ona jest? – Poszła się przejść – powiedziała spokojnie Julia, po czym zamknęła za rodzicami drzwi. – No pięknie – mruknął niepocieszony ojciec. – Człowiek nie widzi jej przez kilka dni, jedzie kilkaset kilometrów, a ona sobie wychodzi. Tak ją wychowaliśmy. – Spojrzał z pretensją na żonę.

– Daj spokój, tato, przecież za chwilę pojedzie z wami do domu. Daj jej nacieszyć się miastem. – Nacieszyć miastem? Ty się lepiej módl, żeby nie spotkało jej na tym spacerze nic złego. Już kilka metrów za znakiem z nazwą miasta widzieliśmy z matką grupę degeneratów i niedoszłych kryminalistów. A Paula jest jeszcze dzieckiem. – Pełnoletnim – zauważyła Julia. – Ale nie będziemy przecież rozmawiać o tym w korytarzu. – Posłała im uśmiech. – Zapraszam dalej. – Tak – przytaknęła jej matka. – Jeszcze tego by brakowało, żeby naszą rozmowę usłyszeli twoi sąsiedzi przechodzący po klatce schodowej. – Przecież i tak usłyszą – zripostował ją ojciec. – Ściany w tym bloku są tak cienkie, że naprawdę dziwię się Julce. Ja bym nie mógł tu mieszkać. Zero prywatności. – Przesadzasz, tato. Wcale nie jest tak źle. Ojciec biadolił jeszcze przez chwilę o wadach mieszkania w mieście, ale Julia z matką wcale go nie słuchały i przeszły do części kuchennej, żeby pokroić ciasto. – Ładnie pachnie – powiedziała Julia, nakładając je na talerze. – Dodałaś maliny? Mama skinęła głową. – Mrożone. – Ty to wiesz, co lubią twoje córeczki – stwierdziła z szerokim uśmiechem Julia. – Raczej co lubi jedna z nich. – Matka się zachmurzyła. – Za Paulą już dawno temu przestałam nadążać. Mam wrażenie, że z tobą było jakoś łatwiej, gdy miałaś tyle lat co ona. – Nie mów tak, mamo. Spędziłam z Paulą ostatnio trochę czasu i ona naprawdę jest dobrą dziewczyną. – Tyle że myśli czasami w taki sposób, że nie potrafimy jej z ojcem zrozumieć. Tylko siedzi z nosem w telefonie, mówi do nas półsłówkami, mruczy pod nosem. Czy ty wiesz, że ja nie znam nawet wszystkich jej koleżanek? Kilka tygodni temu oficjalnie oświadczyła, że przestaje do nas do domu kogokolwiek zapraszać – pożaliła się mama. – Ale dlaczego? – zdziwiła się Julia.

– Podobno jesteśmy z ojcem nienormalni, a nasz dom jest tak staromodny, że nie chce się później wstydzić. – Nic mi o tym nie mówiła. Mama westchnęła. – Przykro mi było to słyszeć. – Zaszkliły jej się oczy. – Może i nie jesteśmy z ojcem idealnymi rodzicami, ale staramy się, żebyście miały wszystko, co najlepsze. Julia oderwała się na chwilę od ciasta i objęła ją ramieniem. – Nie smuć się, mamo. Pauli na pewno szaleją hormony, a wiesz, że wtedy człowiek nie myśli racjonalnie. Jak dla mnie jesteście z tatą najlepszymi rodzicami na świecie. Mama otarła wilgotne powieki. – Ty też się nas wstydziłaś, gdy byłaś nastolatką? – Żartujesz? – Julia uśmiechnęła się lekko. – Przecież nieskończoną ilość razy przychodziłyśmy do ciebie z Olką na plotki. – Faktycznie. To były takie piękne czasy… Julia przytuliła ją mocniej. – Nie martw się, z Paulą niedługo też się dogadasz. Burza hormonalna ustanie i wiele rzeczy wróci do normy. – Obyś miała rację, kochanie. – O czym tam rozmawiacie? – dobiegł do nich głos ojca, który do tej pory stał przy oknie i patrzył na miasto. – Przypominam, że w towarzystwie nie ma tajemnic. – Chwaliłam ciasto mamy. – Julia posłała mu uśmiech, po czym na potwierdzenie swoich słów podała słodkości do stołu. A potem przyniosła również świeżo zaparzoną kawę oraz herbatę. – Częstujcie się. – Usiadła obok mamy. – Przepraszam, że sama nic nie upiekłam, ale wczoraj i dziś byłam w szkole. Właściwie to zajęcia mam dziś aż do wieczora, ale na wasz przyjazd zerwałam się szybciej. – Jeśli chcesz kogoś za to obwiniać, to wyłącznie swoją siostrę – odpowiedział jej ojciec. – Gdyby nie ta jej głupia ucieczka, nie zajmowalibyśmy ci dzisiaj czasu. – Ale ja nie chcę nikogo obwiniać, tato. Wręcz przeciwnie. Ostatnio tak rzadko się widujemy, że wasza wizyta sprawiła mi wielką przyjemność.

– No chyba, że tak… – mruknął ojciec, ale mama posłała jej uśmiech. – Miło to słyszeć, Juleczko. – Chociaż jedna córka nam wyszła. Julia spojrzała na niego z wyrzutem. – Nie mów tak, tato. Paula to naprawdę dobra dziewczyna. – Dobra? Takie dzieci chyba nie uciekają z domów. – Ona nigdzie nie uciekła, tylko przyjechała do siostry – broniła jej Julia. – Moim zdaniem to spora różnica. – Ale mogła nam o tym wyjeździe najpierw powiedzieć, nie sądzisz? – odpowiedział ojciec. – A już na pewno przyjechać do ciebie w innym terminie. Bez uprzedzenia zrobiła sobie wolne od szkoły i wsiadła w autobus. No naprawdę, szczyt odpowiedzialności. – Widocznie potrzebowała na trochę zmienić otoczenie. – To mogła pójść na spacer, zamiast jechać samotnie kilkaset kilometrów. A gdyby coś jej się stało? Świat aż roi się teraz od dewiantów i zboczeńców. Julia spojrzała mu w oczy. – Wiem, że się o nią martwisz, tato, ale nie możesz przez całe życie trzymać jej pod kloszem. To pełna energii młoda dziewczyna, która chce żyć. Spotykać się z przyjaciółmi, chodzić na imprezy… – Jeżeli tak jej potrzeba rozrywek, to niech zaprosi koleżanki do domu. A nie, przepraszam. Jesteśmy z matką zacofani i staroświeccy, więc tego nie zrobi. – Skarbie… – Matka spojrzała na niego błagalnie. – A co? Może nie mam racji. – Położył ręce na stole. – Ma nas za starych dziadów, smarkula. I jeszcze prosto w oczy powiedziała mi, że się mnie wstydzi. – Daj spokój, tato. Dobrze wiesz, że w złości mówi się wiele rzeczy, które niekoniecznie mają coś wspólnego z prawdą. – Może i tak, ale nie zamierzam tolerować takich wybryków. Ma smarkula szanować matkę i ojca, a nie krzyczeć na pół wsi, że najchętniej by się nas wyrzekła. – Przecież Paula was kocha. – Raczej nienawidzi – powiedział ojciec z goryczą. – Za dobrze z nami miała, to jej się w głowie poprzewracało. Ale po powrocie do domu to wszystko się skończy. Już ja ją nauczę szacunku. – Skarbie, proszę cię… – Matka złapała go za rękę.

– Ale o co ci chodzi? – Ojciec popatrzył na nią zirytowany. – Chyba mam prawo wychowywać własne dziecko, tak? Ktoś jej powinien wpoić pewne zasady, bo niedługo wejdzie nam na głowy. – I co chcesz zrobić, tato? Za karę zamknąć ją w domu? – Jeżeli będzie trzeba, to nawet wynajmę ochronę. – Genialny pomysł, naprawdę. Nie sądzisz tylko, że to przyniesie dokładnie odwrotny skutek od zamierzonego? Paula przyjechała do mnie, bo miała dosyć twojej chorobliwej kontroli. Powinieneś jej trochę odpuścić, zamiast pilnować jej jeszcze bardziej. – Tak? A niby skąd ty to możesz wiedzieć? – Rozmawiałam z nią. Poza tym, bez urazy, wystarczy po prostu nad tym pomyśleć. – Słyszysz ją, żono? – Ojciec popatrzył na matkę. – Jeszcze ona mnie poucza. Julia odezwała się pierwsza. – Po prostu martwię się o Paulę. Wyobraź sobie, że nie chciałabym, żeby moja siostra odcięła się od rodziców. – A co ty możesz wiedzieć o wychowaniu? – zdenerwował się ojciec. – Jak będziesz miała swoje dzieci, to z tobą podyskutuję. Teraz nie masz w tej kwestii prawa głosu. Gdy Julia to usłyszała, zaszkliły jej się oczy. – Tak? – powiedziała, z trudem panując nad głosem. – W takim razie przykro mi, tato, że cię rozczaruję, ale wygląda na to, że nigdy nie będę ich mieć! – Zerwała się z krzesła i poszła do łazienki. W salonie zapanowała cisza. Julia zamknęła za sobą drzwi i płacząc, oparła dłonie o krawędź umywalki. Na myśl o dziecku, którego prawdopodobnie nigdy nie będzie mieć, niemal fizycznie zabolało ją serce. – I co narobiłeś? – dobiegł do niej po chwili zdenerwowany głos matki. – W tej rodzinie niedługo już do nikogo nie będzie się można odezwać! – uniósł się ojciec, po czym chyba musiał również odejść od stołu i wyjść, bo do Julii dobiegł trzask drzwi. No pięknie, jęknęła w myślach. Tylko tego brakowało, żeby i on sobie poszedł. Chyba dała upust wszystkim emocjom, które zbierały się w niej w ostatnich dniach, bo łzy nie chciały przestać płynąć i bez przerwy kapały do umywalki.

Tyle się tego wszystkiego nazbierało… Nieprzychylna diagnoza lekarska, nowe wyzwanie w pracy, sprawa z Paulą, no i Maks… Po paru chwilach ciszy do drzwi łazienki zapukała matka. – Julka? – zapytała nieśmiało. – Możesz mnie wpuścić? Julia pociągnęła nosem i otarła mokre policzki. – Chwileczkę, mamo. Zaraz przyjdę. – Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Już rano nie prezentowała się najlepiej, bo z powodu sprawy z Maksem znowu niewiele spała tej nocy, ale teraz wyglądała gorzej niż siedem nieszczęść. Zapuchnięte powieki, rozmazany makijaż, zaczerwienione usta… Aż zrobiło jej się żal samej siebie. W końcu jednak przemyła twarz zimną wodą i otworzyła drzwi mamie. – Przepraszam cię. – Spojrzała na nią pokornie, ale widząc zmartwione spojrzenie kobiety, znowu się rozpłakała. – Julcia… – Zmartwiona mama wzięła ją w ramiona. – Dziecko, dlaczego ty płaczesz? Julia wtuliła się w matczyną bluzkę i głośno załkała. – Skarbie… – Kobieta pogłaskała ją czule po włosach. – Nie płacz już, proszę. Przecież wszystko jest dobrze. – Nie jest, mamo – wydusiła Julia, chociaż wcześniej postanowiła nie obarczać rodziców swoimi problemami. Matka odsunęła ją nieco od siebie i popatrzyła w oczy. – Ale co właściwie się stało, kochanie? Tata czymś cię uraził? Julia znowu otarła oczy oraz policzki. – Właściwie to nie ma o czym rozmawiać. Przepraszam cię bardzo za ten wybuch płaczu. – Skarbie, oczywiście, że musimy o tym pomówić. Takie rzeczy nie dzieją się bez powodu. – To naprawdę nic ważnego, mamo – upierała się Julia i nagle poczuła wstyd na myśl o tym, że zachowała się jak dziecko. Matka jednak nie zamierzała odpuścić, bo odgarnęła jej włosy za ucho i poprowadziła do salonu. – Chodź. Zrobimy sobie jeszcze po jednej herbatce i porozmawiamy spokojnie o tym, co cię trapi. W dodatku coś mi mówi, że nie musimy się spieszyć, bo ojciec raczej za szybko nie wróci.

– Powiedział ci, dokąd poszedł? – Najpierw widziałam przez okno, jak palił, a potem przysłał SMS-a, że podjedzie do wujka Władka, bo dość ma babskiego towarzystwa. – W takim razie wygląda na to, że czeka nas babskie popołudnie. – Julia pomyślała o tym, ile razy wręcz siłą musiały wyciągać ojca z domu wujka, bo tak bardzo lubili ze sobą rozmawiać. – A nawet i wieczór. – Mama się uśmiechnęła, widocznie myśląc o tym samym. – To co? Mam wstawić wodę na kolejną herbatę? – Ja to zrobię – powiedziała Julia, bo w końcu to ona była gospodynią. – Ty sobie usiądź, mamo, i odpocznij. A może ukroić jeszcze kawałek ciasta? – Co to, to nie. Lubię słodycze, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie można spożywać aż tyle cukru. – Może i masz rację – zgodziła się z nią Julia, po czym zaparzyła herbatę i usiadły na kanapie. – Proszę. – Podała mamie aromatyczny napój. – Dziękuję. – To taka nowa, z bławatkiem. Kupiłam ją ostatnio w pobliskim sklepiku. Mam nadzieję, że będzie ci smakowała. Mama upiła łyk, chociaż herbata była jeszcze bardzo gorąca. – Bardzo dobra. Ma miodowy posmak. – To chyba właśnie dzięki tym chabrom. Nie jesteś pierwszą osobą, która zwraca na to uwagę. – Musisz potem podać mi nazwę, to też sobie taką kupię. – Nie ma sprawy. – Jeżeli Julia miała nadzieję, że rozmową o herbacie odwiedzie mamę od pytania o powód płaczu, tak się nie stało. – A teraz chcę się dowiedzieć, dlaczego moja córeczka płakała – powiedziała otwarcie kobieta. Julia odetchnęła głęboko. – Naprawdę nie wiem, czy jest sens o tym rozmawiać. – Moja córka wypłakuje sobie oczy, a ja mam po prostu to zignorować? Po moim trupie. Julia popatrzyła na nią łagodnie. – Po prostu nie chcę obarczać cię swoimi problemami. Macie z tatą swoje. Jeszcze ta sytuacja z Paulą… – Kochanie… Zapewniam cię, że w moim sercu jest miejsce dla was

wszystkich. I dla każdego waszego problemu. – Jesteś kochana, wiesz? – A ty za dobra, żeby się martwić. Julia znowu odetchnęła głęboko i popatrzyła na swój kubek z herbatą. – Na moim miejscu ty też byś się niepokoiła. – Coś nie tak z pracą? Masz jakieś problemy na studiach? – Nie, to zupełnie nie o to chodzi. – A więc w czym tkwi problem? – Można powiedzieć, że w kwestiach społeczno-zdrowotnych. – Ale chyba nie jesteś… – Matka spojrzała na nią tak przerażona, że Julia od razu domyśliła się, co ma na myśli. – Nie, mamo, nie jestem na nic chora – powiedziała spokojnie. – Chociaż właściwie wszystko zaczęło się od problemów medycznych. – Wybacz, skarbie, ale niewiele z tego rozumiem. Julia westchnęła, a potem powiedziała o diagnozie lekarskiej, którą usłyszała jakiś czas temu. – Ale jesteś pewna? – zapytała ją mama. – Może ten lekarz jest w błędzie? Nie warto by było skonsultować tych wyników z kimś innym? – Liczby nie kłamią – rzekła ze smutkiem Julia. – Zrobiłam wszystkie potrzebne badania, a ten lekarz to specjalista. Nie mam powodów, żeby nie wierzyć w to, co mi powiedział, poza tym później poczytałam jeszcze trochę w internecie na ten temat i… On ma rację, mamo. Mam mniej komórek rozrodczych niż inne kobiety w moim wieku. Grozi mi wcześniejsza menopauza. Mama popatrzyła na nią ze współczuciem. – Tak mi przykro, kochanie. Dobrze wiem, jak zależy ci na posiadaniu dzieci. – No właśnie, w tym tkwi cały problem. Może gdybym tak bardzo nie marzyła o dużej rodzinie, to byłoby mi łatwiej. Albo może nawet wcale nie martwiłabym się z tego powodu, a wręcz przeciwnie, byłabym szczęśliwa. Tyle kobiet świadomie decyduje się na życie bez dzieci. Dlaczego nie mogę być jedną z nich? – Nie wiem tego, kochanie. – Przeklęta chęć bycia matką! – Nie mów tak, skarbie. Nie ma nic złego w pragnieniu posiadania dużej rodziny.

– Ale to takie niedzisiejsze… Chciałabym być bardziej nowoczesna. – Mnie się wydaje, że od zawsze istniały kobiety, które pragnęły mieć dzieci, i takie, które nie widziały nic dobrego w macierzyństwie. To nie jest domena naszych czasów, po prostu teraz jest ogólny dostęp do antykoncepcji. Pamiętasz ciotkę Helę? Tę siostrę dziadka od strony taty? Julia skinęła głową. – Oczywiście, że ją pamiętam. – Ona nigdy nie chciała mieć dzieci i gdy się urodziły, szczerze ich nie znosiła. – Naprawdę? Skąd o tym wiesz? – Twoja babcia mi o tym mówiła. Podobno ciotka Hela potrafiła na cały dzień zostawić mężowi niemowlę i iść do sąsiedniej wioski do koleżanki, bo nie mogła znieść jego płaczu. – Nie miałam pojęcia, że takie sytuacje zdarzały się w naszej rodzinie. – Jak już wspomniałam, mnie się wydaje, że to nie jest nic nowego. Po prostu kiedyś nie mówiło się o pewnych rzeczach. – Biedna kobieta… – Julia szczerze przejęła się losem ciotki. – Naprawdę musiało być jej trudno. Matka uniosła do ust kubek i napiła się ciepłej herbaty. – Każdy ma swoje problemy. – To prawda. Zaskakujące jest tylko to, że czasami to, co dla jednych jest problemem, dla innych jest błogosławieństwem. Tak jak posiadanie dziecka. Ile kobiet nie chce być matkami i płacze, gdy dowiaduje się o ciąży… I ile chciałoby je mieć, ale nigdy nie będzie mogło. – Co mogę ci powiedzieć, kochanie. Niestety, tak już jest skonstruowany ten świat. – Ale to takie niesprawiedliwe… – Juleńko… – Mama popatrzyła na nią łagodnie, po czym przysunęła się bliżej i kojąco dotknęła jej ręki. – Jestem pewna, że jeszcze będziesz mamą ślicznego, różowego dzidziusia. – A jeżeli nie, mamo? Ja nawet nie mam potencjalnie z kim go mieć. A mój zegar biologiczny tyka coraz głośniej. – Nie przesadzaj, dobrze? Jesteś młodą, mądrą i śliczną dziewczyną. Połowa chłopaków obejrzałaby się za tobą na ulicy. A druga nie tylko dlatego, że pewnie dostałaby po głowie od swoich kobiet.

– Bez urazy, mamo, ale ty nie jesteś w tej kwestii zbyt obiektywna. – Dlaczego? – Bo jestem twoją córką. A dziecko zawsze jest dla matki najlepsze. – Cóż… Faktycznie coś w tym jest. – No widzisz? Wygląda na to, że umrę samotnie. – Nie przesadzaj, aż tak źle na pewno nie będzie. Masz mnie i tatę, i Paulę… Kawaler prędzej czy później również się znajdzie. A wtedy pewnie raz-dwa zaczniecie starać się o dziecko. Julia spuściła głowę, słysząc te słowa. – Gdyby tylko znalezienie odpowiedniego kandydata na męża i ojca było takie łatwe. – Kochanie, wiem, że teraz zabrzmię jak klasyczna matka, ale tego kwiatu jest pół światu. Myślę, że istnieje jeszcze wielu porządnych i przyzwoitych mężczyzn. – W takim razie naprawdę dobrze się ukrywają – jęknęła Julia. – Ja trafiam ostatnio na samych dupków. – Może wybierasz niewłaściwych? – Ale od ośmiu lat, mamo? Odkąd przeprowadziłam się do miasta, naprawdę nie poznałam nikogo, kto nie rozczarowałby mnie albo nie zawiódł. – Może masz wygórowane oczekiwania? – To prędzej. Faktycznie raczej nie zadowolę się byle kim. Mama znów z troską pogłaskała ją po ręce. – Pamiętaj tylko, że ideały nie istnieją, dobrze? – Daj spokój, mamo. Już dawno przestałam wierzyć, że kiedykolwiek spotkam księcia z bajki. Ale też nie mam zamiaru wiązać się z byle kim tylko dlatego, że chciałabym mieć dziecko. Chociaż może powinnam? – zastanowiła się na głos. – Może wszystkie kobiety tak robią, tylko mówią innym, że dobrze trafiły? – Nie opowiadaj bzdur – zganiła ją mama. – Naprawdę istnieje jeszcze wiele porządnych chłopców. Julia uniosła głowę i spojrzała jej w oczy. – Powtarzasz to jak mantrę. – Widocznie mam rację. – Tak? To podaj jakiś przykład, bo ja naprawdę w to wątpię. Mama nie zastanawiała się długo.

– Nie muszę szukać daleko, bo pewien kandydat od razu przychodzi mi do głowy. Julia spojrzała na nią zdziwiona. – Kogo masz na myśli? Kobieta uśmiechnęła się lekko. – Jak to kogo? Maksa. Julia omal nie jęknęła. – Błagam, tylko nie on. – Dlaczego? – Mama spojrzała na nią z wyrzutem. – To bardzo miły i porządny chłopak. Moim zdaniem idealny kandydat na męża i ojca. – Ty naprawdę mówisz o Maksie? Tym Maksie? Bracie Oli? Mama zaśmiała się i sięgnęła po swoją herbatę. – Dokładnie o tym. A poza tym z daleka widać, że on jest w tobie zakochany. Myślę, że wystarczyłaby zaledwie odrobina wysiłku z twojej strony i bylibyście razem. – Czy wy wszyscy powariowaliście z tym Maksem? – A co? Nie podoba ci się? – Jest przystojny, mamo, ale uroda to nie wszystko, prawda? – W tym akurat masz świętą rację, ale moim zdaniem Maks to nie tylko przystojniak. Ma porządną rodzinę, podobny do twojego system wartości… Pasowalibyście do siebie. Poza tym, Julka, on patrzy na ciebie tak, jakby świata poza tobą nie widział. I to już od dawna. Julia przypomniała sobie pełne zachwytu spojrzenie Maksa, gdy pokazała mu się wtedy w sklepie w czerwonej sukience, i aż przeszył ją dreszcz. Czy rzeczywiście patrzył na nią tak zawsze, ale tego nie zauważała albo nie chciała widzieć? No i czy dla wszystkich tak oczywiste było, że powinni zacząć się umawiać? W końcu mama nie była pierwszą osobą, która zwracała jej na to uwagę. – Może rzeczywiście coś w tym jest… – mruknęła niechętnie. – Nie coś, tylko głębsze uczucie – poprawiła ją mama. – Poza tym kto się czubi, ten się lubi, prawda? No właśnie. – Mama popatrzyła na nią wymownie. – Drzecie z Maksem koty od dawna. – Może po prostu się nie lubimy? Słysząc te słowa, kobieta zaśmiała się głośno.

– Nie rozśmieszaj mnie, skarbie. Gdy jesteście w pobliżu, pojawia się między wami taka energia, że niejeden reaktor jądrowy mógłby się przy niej schować. – Chyba troszeczkę przesadzasz. – Nie sądzę. Poza tym fakt, że tak się tego wypierasz, tylko przemawia za moją hipotezą. Julia westchnęła. – Co mam ci powiedzieć… Nawet jeżeli rzeczywiście tkwi w tym ziarnko prawdy, to nie wiem, czy kilka dni temu nie przekreśliłam swoich szans u Maksa. Mama szczerze zmartwiła się tymi słowami. – Co masz na myśli? Julia posmutniała, przypominając sobie zajście ze sklepu, ale opowiedziała jej wszystko. – A teraz on nie odbiera ode mnie telefonów i nie oddzwania – oznajmiła na końcu. – Chyba naprawdę się obraził, bo w przeszłości nigdy nie traktował mnie w taki sposób. Nawet gdy się pokłóciliśmy. Mama przez chwilę trawiła te słowa w milczeniu, ale w końcu popatrzyła na córkę. – Ja na twoim miejscu chyba nie przejmowałabym się tym za bardzo. – Nie? – zdziwiła się Julia. – A to wszystko, co mi przed chwilą powiedziałaś? O tym, że pasujemy do siebie i Maks to dobry kandydat na ojca… Mam o tym tak po prostu zapomnieć? – Skarbie, źle mnie zrozumiałaś. – Mama posłała jej uśmiech. – Moim zdaniem Maks pogniewa się chwilę, żeby pokazać ci, że go zraniłaś, ale szybko mu przejdzie. – Naprawdę tak sądzisz? – Mężczyźni są przewrażliwieni na punkcie swojej dumy, uwierz kobiecie, która jest mężatką już od prawie trzydziestu lat. Maksowi na tobie zależy, więc chyba nic dziwnego, że wkurzył się, gdy zaczęłaś mu opowiadać o randce z innym mężczyzną. – To nie tak, mamo. Najpierw sam zaproponował mi pomoc. Od początku dobrze wiedział, na jaką okazję potrzebuję sukienki. – Chciał się do ciebie zbliżyć, kochanie. Zakochany chłopak nie przepuści żadnej okazji, żeby pobyć w towarzystwie ukochanej, nawet jeżeli później

będzie z tego powodu cierpiał. Julia zastanowiła się nad tym. – Nie myślałam o tym w ten sposób. – Czasami warto chociaż na chwilę wejść w buty kogoś innego. Gdy zmienimy perspektywę, wiele rzeczy wygląda nagle zupełnie inaczej. Julia spojrzała jej w oczy, wzruszona. – Dziękuję ci, mamo. Chociaż wiele razy rozmawiałam o tym z Olą czy z Paulą, dopiero dzięki tobie uświadomiłam sobie pewne rzeczy i poczułam się lepiej. – Do usług, kochanie. Zawsze możesz na mnie liczyć – zapewniła ją matka, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo nagle dobiegł do nich szczęk otwieranych drzwi, a chwilę później w pokoju zjawiła się Paula. – Cześć, mamo – powiedziała od progu, po czym powiodła wzrokiem dookoła. – A gdzie ojciec? Mam nadzieję, że nie czeka gdzieś na mnie zaczajony z siekierą? – Dziecko, co ty wymyślasz! Ojciec by muchy nie skrzywdził. – Akurat. Już ja go dobrze znam. Julia wywróciła oczami i popatrzyła na siostrę. – Tata pojechał do wujka. Paula rzuciła pod ścianę swoją torebkę. – To może i lepiej – rzuciła beztrosko. – Nie jestem w nastroju na słuchanie jego moralizatorskich wywodów. – Paula, jak ty mówisz o tacie! – Jak to jak, mamo? Normalnie. – Paula usiadła na fotelu i przerzuciła nogi przez podłokietnik. – Ale nie gadajmy o tym, okej? Lepiej powiedzcie, o czym rozmawiałyście. Chętnie się dołączę. – Właściwie to o niczym takim – mruknęła Julia, ale Paula w mig wyczytała z jej twarzy, że o problemach trapiących siostrę. – Ale rozważyłaś chociaż mój pomysł z pójściem na imprezę i przespaniem się z jakimś poznanym tam chłopakiem? – spytała bezpośrednio, w odpowiedzi na co i mama, i Julia głośno westchnęły. – Ach, te różnice międzypokoleniowe – wyrwało się mamie. Julia spojrzała na nią wymownie. Nie mogła się z tym nie zgodzić.



Rozdział 25 Maks spędził kolejne dni, w pełni poświęcając się pracy. Chociaż początkowo do jego obowiązków przy organizacji jubileuszu należało jedynie znalezienie hotelu, Marzena szybko dostrzegła jego potencjał. Już w poniedziałek poleciła mu również dopilnowanie druku zaproszeń, a we wtorek przygotowanie prezentacji o historii firmy, której wyświetlenie miało być jednym z głównych punktów programu podczas uroczystości. – Wyobrażam to sobie jak swoistą podróż – powiedziała podczas rozmowy w jej gabinecie. – Trzeba zacząć od trudnych początków i pierwszych domowych receptur, a potem pokazać stopniowy rozwój firmy i zakończyć słowami, że tak oto powstało nasze imperium. – Nasze imperium? – Maks się uśmiechnął. – Czy to czasem nie nazbyt pompatyczne określenie? – Moim zdaniem prezesostwu zrobi się miło, gdy tak powiemy. Mówiłam ci już. Członkowie zarządu lubią pławić się w swojej chwale. – No tak. W takim razie będzie imperium. Właściwie to możemy tak zatytułować tę prezentację. – Podoba mi się ten pomysł! – Twarz dyrektorki rozjaśnił uśmiech. – Od razu czułam, że powierzenie tobie tego zadania będzie strzałem w dziesiątkę. – Postaram się nie zawieść. – Nie przejmuj się. Ja raczej nie widzę takiej możliwości – dodała radośnie. Gdy wyszedł z jej gabinetu, czuł presję. – Co? Znowu się upiła? – zaczepiła go koleżanka, ale tylko mruknął coś do niej pod nosem i ruszył do swojego pokoju. Chyba dopiero gdy opuścił gabinet Marzeny, dotarło do niego, jak odpowiedzialne zadanie mu powierzyła. Na jubileuszu nie będą tylko jego znajomi, którzy w razie czego przymkną oczy na ewentualne potknięcia, wpadki językowe czy nieścisłości. Zjawi się tam cały

zarząd firmy i prezes, przed którym każdy pracownik czuł respekt. A może by tak się jednak jakoś wykręcić? Albo chociaż ubłagać dyrektorkę, żeby tę prezentację wygłosił ktoś inny? Dopadł go taki stres, że zabrał się do tej prezentacji od razu. Poprosił koleżanki z innego działu, żeby przyniosły mu wszystkie dokumenty na temat historii firmy i segregator z artykułami z prasy, w której o tym pisano. Zakrył papierami niemal całą powierzchnię swojego biurka i zabrał trochę do domu. Ostatni raz przewertował tyle literatury chyba podczas pisania pracy magisterskiej. Chociaż może i nie, bo nigdy nie był najpilniejszym studentem. Spędził nad tymi papierami czas również w środę i w czwartek. Co prawda w środę wieczorem Olka zaprosiła go na kolację, ale był tak zmęczony, że nie miał ochoty do niej pojechać. – Szkoda – odparła ze smutkiem, lecz nie próbowała go namawiać. Widocznie rozumiała, że czasami trzeba skupić się na pracy. Postanowiła, że odwiedzi brata w weekend. Również Julia próbowała nawiązać z nim kontakt. Trochę go to zdziwiło, bo on się do niej nie odezwał, a ona nigdy nie była namolną osobą. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie wydarzyło się coś złego. Ale przecież gdyby sprawa naprawdę była pilna, to napisałaby SMS-a. Uspokoił się i wrócił do pracy. Skupił się na prezentacji do tego stopnia, że zupełnie zapomniał o Julii. Aż do czwartkowego popołudnia, bo właśnie wtedy Marzena kazała mu pojechać do Stanforda z dekoratorką. Próbował się wymigać, bo naprawdę nie miał na to ani czasu, ani ochoty. Chociaż nie był typem pracoholika, należał do tych ludzi, którzy – gdy się do czegoś biorą – to robią to porządnie i nie lubią być odrywani od pracy. Ciążyła na nim teraz duża odpowiedzialność. Marzena nie widziała jednak żadnego problemu w tym, żeby zrobił sobie przerwę, więc o piętnastej, niezadowolony, wsiadł do swojego samochodu i pojechał po dekoratorkę. Podobno kilka dni temu zepsuł jej się samochód, a dyrektorka nie chciała, żeby w taką zimnicę tłukła się autobusem. – Oczywiście – przytaknął jej Maks, ale w duchu miał ochotę przeklinać. Naprawdę nie lubił, kiedy ktoś odrywał go od ważnych zajęć. Czy tylko on, do licha, pracował ostatnio w tej firmie? Wkurzony dojechał pod wskazany adres i głośno zatrąbił. Nie chciało mu się wysiadać, zwłaszcza że od rana siąpił zimny deszcz. Kobieta musiała na niego

czekać, bo wyszła z budynku, gdy tylko zatrzymał samochód. – Pan Maksymilian? – spytała dla pewności. Maks skinął głową, więc okrążyła auto i wsiadła. – Agnieszka, miło mi. – Podała mu rękę. Mimo negatywnych emocji zmusił się do uśmiechu. – Maks. Cieszę się, że będziemy razem pracować – skłamał, myśląc w duchu, że przynajmniej jest ładna. Właściwie to trochę go pocieszyło. Chyba wściekłby się jeszcze bardziej, gdyby musiał pracować dzisiaj z brzydką kobietą. A tak chociaż nacieszy oko. Marna poprawa humoru, bo marna, ale jak to mówią: „lepszy rydz niż nic”. Agnieszka zagaiła rozmowę, więc dojechali do Stanforda, gawędząc. Wypytała go, czym się zajmuje, pochwaliła jego jazdę i opowiedziała trochę o swojej profesji. Musiał przyznać, że była miłą kobietą. Może nie zaprosiłby jej na drinka, bo nie była w jego typie, ale naprawdę dobrze mu się z nią rozmawiało. Na chwilę zapomniał nawet o nadchodzącym spotkaniu z Julią. Gdy dojechali do hotelu, dekoratorka skupiła się na swoim zadaniu. Od razu pobiegła do drzwi, a Maks pożałował, że nie pali. Gdyby to robił, mógłby wyciągnąć papierosa i odwlec tym samym spotkanie z Julią. A tak? Nie miał żadnej wymówki. W końcu ruszył do hotelu. Nie zważając na deszcz, zmierzał do wejścia powolnym krokiem, a zimne krople moczyły mu włosy i spływały po twarzy. W innych okolicznościach bałby się tak ryzykować – w końcu dopiero co uwolnił się od kataru – ale dzisiaj naprawdę o to nie dbał. Nie wiedzieć czemu ogarnął go wstyd i zaczął wyrzucać sobie w duchu, że jednak nie oddzwonił do Julii. Nie powinien tak źle jej traktować. Łączyły ich teraz również stosunki służbowe i mógł przewidzieć, że kolejne spotkanie będzie bardzo niezręczne. Mimo wszystko postanowił przyjąć przed Julią taktykę „nic się nie stało”. Nie chciał kłócić się z nią w pracy, to nie byłoby nieprofesjonalne. Prywatnie mogli się nawet nienawidzić, ale jeśli chodzi o kontakty zawodowe… Wypadało chociaż stwarzać pozory. Otrząsnął się z wody i ruszył do kontuaru. Agnieszka z Julią już rozmawiały. – Cześć. – Spojrzał na Julię, niepewny, jak na niego zareaguje. Odwróciła głowę w jego kierunku. – Cześć – powiedziała niby swobodnie, ale odniósł wrażenie, że w jej tęczówkach skrywał się ból. A może tylko mu się zdawało?

Na szczęście Agnieszka uratowała ich przed niezręcznym milczeniem. Zaczęła trajkotać o dekoracjach i o tym, że nie może się doczekać, aż zobaczy salę. – Wiele dobrego słyszałam o przyjęciach w Stanfordzie – mówiła rozentuzjazmowana, ale Maksa w ogóle to nie interesowało. Zamiast słuchać kobiety, co i rusz zerkał na Julię. Wydawała się dzisiaj zgaszona i smutna. Czyżby przez niego? A może chodziło o tego całego Filipa? Niestety, nie miał szansy zapytać. Agnieszka w pełni zdominowała rozmowę i przez kilka minut rozmawiali o różnych aspektach współpracy. Dekoratorka chciała wiedzieć, na jaką pomoc może liczyć ze strony hotelu, i od razu ustaliły z Julią kilka szczegółów. Ponieważ jednak ich głośna rozmowa zwracała uwagę gości, którzy akurat przechodzili po korytarzu, Julia w zaproponowała, żeby poszli do sali bankietowej. – Jestem bardzo ciekawa, czy na żywo to wszystko wygląda tak, jak na zdjęciach – ciągnęła Agnieszka. – Poza tym mam już kilka pomysłów. Na sali o wszystkim wam opowiem. Julia przyniosła klucze i Maks puścił dziewczyny przodem, a sam nadal dywagował nad powodami kiepskiego samopoczucia Julii. Gdy w końcu dotarli na salę, również stanął na uboczu, podczas gdy one rozmawiały o szczegółach dekoracji podczas przyjęcia. Agnieszka dokładnie obejrzała bar, krzesła i stoliki, a nawet sufit ku jego wielkiemu zadziwieniu. – Muszę wiedzieć, czy możemy pozwolić sobie na podwieszane dekoracje – wyjaśniła, widząc jego zdziwione spojrzenie. – Co prawda na razie jeszcze nie wiem, czy się na nie zdecydujemy, ale jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. Maks pokiwał głową, chociaż ten temat zupełnie go teraz nie interesował, i ponownie popatrzył na Julię. Musiał przyznać, że nawet pomimo smutnego spojrzenia wyglądała dzisiaj wspaniale. Ciemna firmowa koszulka podkreślała wyrazistą oprawę jej oczu i głębię spojrzenia. Związała włosy w koński ogon, a dzięki temu jej kości policzkowe wydawały się bardziej wyraziste, a twarz jakby szczuplejsza. Nawet w typowym ubraniu recepcjonistki wyglądała obłędnie. Miała zarumienione policzki, błyszczące włosy i zgrabną figurę. Maks patrzył na nią z uwielbieniem, myśląc, że jest naprawdę piękną kobietą, ale gdy złapał się na tej refleksji, omal nie zaklął. Na Boga, miał się od niej uwolnić, a nie pochłaniać ją wzrokiem. Czy ta fascynacja kiedykolwiek mu przejdzie?

Julia odpowiadała na kolejne pytania Agnieszki. Pokazała jej różne rodzaje oświetlenia oraz dwa typy krzeseł i stołów, które mieli do wyboru goście hotelu. Maks szybko zrozumiał, że właściwie jest zbędny przy tej rozmowie, więc przysiadł sobie przy barze i, choć to nieprofesjonalne, wyjął z kieszeni telefon. Postanowił wykorzystać ten czas na sprawdzenie służbowych maili. Wchodził do skrzynki dość często, ale za każdym razem był zaskoczony, ile się ich nazbierało. Dziewczyny rozmawiały przez dobre trzydzieści minut, więc odpowiedział na kilka wiadomości. W tym czasie tylko kilkakrotnie Agnieszka spytała go o coś, dlatego mógł pracować w spokoju. Jedynie Julia odwracała niekiedy jego uwagę. Pomimo silnego postanowienia, by się w końcu odkochać, jego uczucia nie chciały ulec rozumowi. W końcu obie panie podeszły do niego. – Wiem już wszystko – obwieściła Agnieszka. – A jeżeli w mojej głowie zrodzą się jeszcze jakieś pytania, to Julia dała mi wizytówkę i powiedziała, że mogę do niej zadzwonić. – O każdej porze dnia i nocy – potwierdziła z uśmiechem Julia. – A przynajmniej w te noce, w które mam zmianę. – To się nazywa profesjonalna obsługa. – Agnieszka nie kryła podziwu. – Coraz lepiej rozumiem, dlaczego tyle osób z branży tak chwali sobie współpracę z waszym hotelem. – Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby nasi goście byli zadowoleni. – To widać – przytaknęła dekoratorka. – Wierz mi, to widać. Julia zarumieniła się lekko, ale nic nie odpowiedziała. – To co? – Maks spojrzał na Agnieszkę. – Skoro zobaczyłaś już wszystko, to chyba możemy już jechać? Odwiozę cię do biura. – Och nie, nie zaprzątaj sobie mną głowy. – Agnieszka wsunęła notes do torebki. – Mam spotkanie z kolejnym klientem w pobliżu. Wracaj spokojnie do firmy. – W takim razie może chociaż podrzucę cię na to spotkanie? – Nie trzeba, dziękuję. To naprawdę niedaleko. Poza tym odrobina ruchu dobrze mi zrobi. – Nawet w ten deszcz? Agnieszka posłała mu uśmiech.

– Mam kaptur i nie jestem z cukru. – No dobrze, jak chcesz. – Maks nie zamierzał przekonywać jej w nieskończoność. – Ale pamiętaj, że oferowałem ci pomoc. – Bardzo to doceniam. – Agnieszka spojrzała na zegarek na ręce i z przerażeniem odkryła, że jest już prawie spóźniona. – Wybaczcie, ale muszę już iść. – Ruszyła do wyjścia. – Miło było was poznać. Jesteśmy w kontakcie! – Ciebie również! – zawołali za nią jak na komendę, lecz Agnieszka tak szybko wybiegła z sali, że nie mieli pewności, czy ich słyszała. Wraz z jej wybyciem w pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza. – Cóż… – Pierwszy przerwał ją Maks. – W takim razie ja chyba też będę się zbierał. – No tak – powiedziała Julia nieśmiało. – Przecież jeszcze jesteś w pracy. – Nie tylko ja. – Spojrzał na nią znacząco. – Racja, ja też. Maks wahał się jeszcze chwilę, czy nie przeprosić jej za swoje milczenie, ale w końcu uznał, że to bez sensu. Przecież i tak był Julii obojętny. Umawiała się teraz z Filipem. Może zagłuszyłby w ten sposób swoje wyrzuty sumienia, ale jaką miał gwarancję, że ona znowu go źle nie potraktuje? Dość miał tych ich kłótni. – W takim razie ja lecę – oznajmił i ruszył do wyjścia. – Dobrego dnia. Cześć. – Maks! – Julia nie dała mu jednak opuścić pomieszczenia i zanim odszedł, złapała go za rękę. Popatrzył na nią zaskoczony. – Poczekaj. Możemy porozmawiać? – poprosiła. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę. – Właściwie to nie wiem, czy mamy jeszcze o czym. Chyba że chcesz rozmawiać o pracy. Coś nie tak z organizacją przyjęcia? – Daj spokój, nie chodzi o pracę. – Więc o co? Julia spuściła wzrok, a potem odgarnęła za ucho kilka kosmyków, które wysunęły się z kucyka. – Właściwie to chciałabym cię przeprosić. – Przeprosić? – zapytał zdziwiony, bo tego się nie spodziewał. Julia jednak skinęła głową, więc wyzbył się wątpliwości.

– Głupio wyszło wtedy w sklepie – odparła. – Ty chciałeś mi pomóc, a ja… Ja zachowałam się jak skończona idiotka. – Cóż… – bąknął pod nosem, chociaż on by tak tego nie nazwał. – Wstyd mi. – Julia spojrzała mu w oczy. – Dzwoniłam potem, żeby cię przeprosić, ale nie odbierałeś. – Jestem ostatnio bardzo zajęty – skłamał. Chociaż właściwie może wcale nie mijał się z prawdą? – Rozumiem. Tym bardziej się cieszę, że mam okazję zrobić to osobiście. – Pytanie tylko, czy twoja skrucha jest szczera. – Co masz na myśli? – Wiesz, to nie pierwszy raz, gdy byłaś wobec mnie złośliwa. Oczywiście ja też nie jestem w kontaktach z tobą mistrzem cierpliwości i uprzejmości, ale zastanawia mnie, jak długo po tych przeprosinach będziesz dla mnie miła. – Jak najdłużej – odparła Julia, chociaż z jej miny wywnioskował, że z trudem powstrzymała się od złośliwości. – To ciekawe – powiedział, zanim zdążył te słowa przemyśleć, i skrzyżował ręce na piersi. Julia zmierzyła go wzrokiem. – O co ci chodzi? – O nic – odrzekł swobodnie. – To po prostu bardzo ciekawe, co mówisz. – Nie chcesz moich przeprosin? – Jeżeli są szczerze, to naturalnie, że nimi nie pogardzę. Ale nie wydaje mi się, żeby szło za nimi mocne postanowienie poprawy. – Wypraszam sobie. – W Julii omal się nie zagotowało. – Sugerujesz, że kłamię? – Tego nie powiedziałem. – Ale pomyślałeś. – Oczywiście. – Maks rozłożył ręce. – Bo ty lepiej wiesz, co ja sobie myślę. – Chcesz się kłócić czy porozmawiasz ze mną jak człowiek? Jeśli masz zamiar dalej czynić mi takie przytyki, to chyba wolę wrócić do pracy. – Ale ja chciałbym z tobą normalnie porozmawiać, Julia – powiedział, już nieco mniej ironicznie. – Sęk w tym, że nie wiem, czy tak się da. – Może więc zamiast wyrzucać mi, jaka to jestem zła i niedobra, po prostu spróbujesz?

– Zwyzywałaś mnie ostatnio w sklepie, przy ludziach. Nie wiem, czy jest sens jeszcze rozmawiać. – A ty nazwałeś moją sukienkę babciną. – Nie sukienkę, ale zestawienie jej ze staromodnym żakietem. Sukienka była śliczna. Czy ty zawsze musisz przekręcać moje słowa? – A ty zawsze po kłótni musisz udawać niewiniątko? Maks już miał odwdzięczyć się jej kolejną ciętą ripostą, ale nagle spotulniał. Dotarło do niego, że darcie z nią kotów nie prowadzi do niczego dobrego. Poza tym nie rozumiał, dlaczego w ogóle to robi. Te wszystkie złośliwości kotłowały mu się w głowie i płynęły z jego ust jakoś tak… mimowolnie. Uświadamiając to sobie, głęboko odetchnął. – Dobrze, wybaczam ci – powiedział wielkodusznie, a Julia nawet nie starała się ukryć zdziwienia. – Wybaczasz mi? Jednak? Na potwierdzenie tych słów pokiwał głową i wyciągnął do niej rękę. – Co więcej, ja też cię przepraszam. Julia popatrzyła na niego niepewnie. – Mówisz poważnie? – Tak. Wiele razy byłem złośliwy i niepotrzebnie na ciebie naskakiwałem. Wbrew pozorom ja też mam sumienie. – A to ciekawe. Maks zignorował jej słowa i powtórzył swoją propozycję: – To co? Pokój? Julia podała mu dłoń, choć nadal bawił ją ten gest. – Pokój. – Cudownie. Niech to będzie początek pięknej przyjaźni. – Przyjaźni? – wyrwało się dziewczynie. Maks spojrzał na nią zaskoczony. – Jeszcze raz przepraszam cię za tę kłótnię wtedy w sklepie – powiedziała, jakby chciała puścić swoje pytanie w niepamięć. – Źle się wobec ciebie zachowałam, a przecież każdy ma prawo do swojego zdania. – Nie, to ja mogłem jakoś delikatniej przekazać ci to, co mam na myśli. – Było, minęło. Nie ma sensu dłużej o tym rozmawiać. Najważniejsze, że nie chowamy do siebie urazy.

– Racja. Po prostu puśćmy tę scysję w niepamięć. Sukienka była piękna i na tym przystańmy. Kupiłaś ją w końcu? – Tak, kupiłam. – To świetnie. Naprawdę genialnie w niej wyglądałaś. Na usta Julii wypłynął delikatny uśmiech. Pierwszy raz podczas ich dzisiejszej rozmowy. – Dziękuję – powiedziała spokojnie. Maks pomyślał, że z tą miną wygląda naprawdę cudownie, ale wtedy niespodziewanie usłyszał swój głos: – Okuliście się podobała? Ty durniu! – zganił się w myślach, gdy Julia spuściła wzrok. – Tak, chyba tak – wydusiła niepewnie. Po plecach Maksa przebiegł dreszcz, ale nie dał niczego po sobie poznać i uśmiechnął się. – To dobrze – odparł, siląc się na lekki ton. – To naprawdę ładna sukienka.



Rozdział 26 Julia nie miała pojęcia, dlaczego okłamała Maksa. Brzydziła się kłamstwem i szczyciła się wewnętrznie swoją prawdomównością, ale te słowa… właściwie wyszły z jej ust same. Niestety, zanim zdążyła to sprostować, Maks podłapał temat, przez co była w kropce. Pozostało jej teraz tylko się uśmiechnąć i przytaknąć, bo inaczej wyszłaby na kłamczuchę. Zresztą niby jak miałaby to wyjaśnić? „Hej, właściwie to skłamałam. Nie widziałam się w sobotę z Filipem”? Żałosna, powiedziała o sobie w myślach, a na jej policzki wypłynęły ogniste rumieńce. – Wszystko w porządku? – zapytał Maks. – Tak, tak. – Nerwowo powiodła wzrokiem po sali. – Po prostu jakoś tu gorąco, nie czujesz? – Nie, wręcz przeciwnie. Ja powiedziałbym, że trochę tu chłodno. – Naprawdę? – Zawstydzona spojrzała mu w oczy. – W takim razie to dziwne. – A może po prostu zrobiło ci się gorąco na myśl o tym twoim okuliście? Julia speszyła się jeszcze bardziej. – Nie, chyba nie. – Dlaczego? Coś z nim nie tak? – Nie, to porządny facet. Skąd ci to przyszło do głowy? Maks wzruszył ramionami. – A bo ja wiem? Po prostu dziwnie się zachowujesz, odkąd wspomniałem o waszej randce. Zacząłem bać się, że to jakiś zboczeniec albo inny przestępca. – Wydaje ci się. Wszystko jest w porządku. – Być może – mruknął Maks, a Julia, jak na złość, w tym czasie mimowolnie westchnęła. Maks popatrzył na nią jeszcze bardziej podejrzliwie.

– Naprawdę dziwnie się zachowujesz. Randka się nie udała? Julia spuściła wzrok. Nie chciała pogrążać się w kłamstwach, ale wyjawienie Maksowi teraz prawdy również nie wydawało jej się najlepszym pomysłem. – Było bardzo miło – powiedziała wbrew sobie. – A on jest bardzo dobrym człowiekiem? – dodał Maks ironicznie. – To znaczy, że było do dupy. – Wcale nie – zaprotestowała nerwowo, nie chcąc wyjść na miernotę, która nie umie zainteresować sobą mężczyzny. – Filip to naprawdę cudowny mężczyzna. – Ale z jakiegoś powodu spinasz się, gdy rozmawiamy o tej randce. – Maks, naprawdę ci się wydaje. – Popatrzyła mu w oczy, ale jego mina mówiła, że on i tak wie swoje. – Wcale nie. Znowu to robisz. – Wskazał na jej dłonie. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła nerwowo skubać skórki przy paznokciach. W odpowiedzi na uwagę Maksa szybko przestała i spuściła dłonie wzdłuż ciała. – Przed tobą nic się nie ukryje, co? – spytała, chcąc zmienić temat. Maks uśmiechnął się lekko. – Na to wygląda. – Nie wiedziałam, że jesteś takim dobrym obserwatorem. Chyba minąłeś się z powołaniem. – Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem sobie, jak siedzę na drzewie i wypatruję kogoś z lornetką… Wiesz, chyba wolę jednak pracę w biurze. – Co kto lubi. Wyglądało na to, że Maks nie da jej uciec od tematu randki. Zanim zdążyła się ucieszyć, że zdołała go od niego odciągnąć, wrócił do Filipa oraz ich domniemanego spotkania, wypytując, co poszło nie tak. A na koniec zasugerował nawet, że być może lepiej by się dogadywała z okulistą, gdyby skorzystała z jego lekcji randkowania. – Tak to jest, gdy się odrzuca czyjąś pomoc. – Popatrzył na nią wymownie. Julia już miała powiedzieć, że ma inne zdanie w tej kwestii, ale nagle zapaliła się w jej głowie zielona lampka i jakby ją olśniło. – A wiesz, że możesz mieć rację? – Czy ty przyznałaś się właśnie do błędu?

Julia pokiwała głową, a potem zmrużyła delikatnie powieki. – Chyba naprawdę źle zrobiłam, odrzucając twoją propozycję pomocy. – Bez urazy, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę z twoich ust takie słowa. – A widzisz? Jednak potrafię cię jeszcze zaskoczyć. – Tylko że teraz jeszcze bardziej zastanawiam się nad tym, czy wszystko z tobą w porządku. Może te uderzenia gorąca i dziwne zachowanie to objaw jakieś choroby? Julia uśmiechnęła się lekko i znowu popatrzyła mu w oczy. – Pomóż mi, Maks – poprosiła go słodkim głosem. – Jeżeli propozycja jest aktualna, to bardzo chciałabym, żebyś nauczył mnie randkować.



Rozdział 27 Ola siedziała właśnie na kanapie i spokojnie popijała herbatę, gdy usłyszała wyznanie przyjaciółki. – Co zrobiłaś?! – Popatrzyła na Julię, jakby ta była kosmitką. – Poprosiłaś Maksa, żeby nauczył cię flirtować? Julia zawstydziła się nieco, ale skinęła głową. – Pomyślałam, że to dobra okazja, żeby jakoś się do niego zbliżyć. Poza tym on tak nachalnie wracał do tematu tej mojej rzekomej randki… Postanowiłam zaryzykować. Ola odstawiła kubek na stół. – Tego to się po tobie nie spodziewałam. Wiesz, że takie lekcje to w waszym przypadku igranie z ogniem? – Wiem. Mimo wszystko uważam, że warto spróbować. – Mimo wszystko? – Ola uśmiechnęła się lekko. – Kobieto, ja czekałam, aż zrobisz ten krok, chyba z pół wieku! Nie masz pojęcia, jaka jestem z ciebie dumna. – Pół wieku? – zaśmiała się Julia. – Nie przesadzaj. Dwadzieścia pięć lat temu jeszcze nie interesowali mnie chłopcy. – Oj, nieważne. Wiesz, o czym mówię. Julia pomyślała o Maksie i uśmiechnęła się błogo. – Wiem. I możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę tego chcę. Ola popatrzyła na nią z litością. – A już straciłam nadzieję, że się zejdziecie. – Nie przesadzaj, żadne deklaracje nie padły. Na razie po prostu zadbałam o pretekst do tego, żebyśmy mogli się od czasu do czasu spotykać. – I ćwiczyć całowanie. – Olka spojrzała na nią znacząco, ale szybko zmieniła ton głosu. – Raju, ty będziesz się całowała z moim bratem! – Nagle dotarło do

niej znaczenie tych słów i aż się skrzywiła. – To trochę ohydne. Chociaż szczerze wam kibicuję. Julia nie mogła zwalczyć chichotu. – Dla mnie to też absurdalne. W końcu to… Maks. – To ostatnie słowo wypowiedziała równocześnie z Olką i obie głośno się roześmiały. – Ale się porobiło. – Prawda? – Julia odchyliła głowę do tyłu i wtuliła się w miękkie oparcie fotela. – Kto by pomyślał, będę randkować z Maksem. – Tak. Mnie też jest ciężko w to uwierzyć. – W dodatku jestem z tego powodu taka szczęśliwa… – Szkoda tylko, że on myśli, że to dlatego, żebyś mogła uwieść okulistę – zauważyła Ola, sięgając po kubek z herbatą. – Oj, nie czepiaj się szczegółów, dobrze? Ważne, że będziemy mieli okazję się zbliżyć. Kiedyś w końcu powiem mu prawdę. – Tylko czy on nie będzie wtedy wkurzony, że go okłamałaś? Mężczyźni nie przepadają za kobietami, które nie są prawdomówne. Właściwie to nikt nie pała sympatią do takich ludzi. Julia chyba nie była przygotowana na taki scenariusz, bo zastanawiała się nad tym przez chwilę. – Cóż… – Odetchnęła głęboko. – Chyba teraz pozostaje mi już tylko żyć nadzieją, że w tym przypadku wcale nie masz racji. – Właściwie to dlaczego od razu nie powiedziałaś mu prawdy? Julia znowu zamilkła na chwilę, po czym wzruszyła ramionami. – Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Po prostu tak wyszło. – Nawet jeżeli skłamałaś, żeby nie wziął cię za ciamajdę, to przecież mogłaś to sprostować. – Wiem, Olka, ale ta rozmowa potoczyła się później tak szybko… Chyba po prostu nie miałam okazji, żeby powiedzieć mu prawdę. A potem zabrnęłam w te kłamstwa. Najzwyczajniej w świecie było mi głupio. – Oj, Julka, Julka… – Ola popatrzyła na nią z czułością. – Dlaczego ta wasza relacja nie może wyglądać normalnie? Julia wzruszyła ramionami. – A bo ja wiem? Widocznie jesteśmy parą dziwaków. Ola zaśmiała się, słysząc te słowa.

– Tak, widocznie tak. Ale najważniejsze, że do siebie pasujecie. – Szkoda tylko, że tyle trwało, zanim to do mnie dotarło. – Wiesz, jak to mówią: lepiej późno niż wcale. – Byleby nie za późno. Ola od razu zrozumiała, że przyjaciółka nadal martwi się diagnozą lekarza. – Na pewno nie jest za późno – powiedziała łagodnie. – Jeszcze będziesz mamą, zobaczysz. Julia zmieniła pozycję na fotelu i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej. – Oby, bo to naprawdę moje wielkie marzenie. – Julka, medycyna tak się rozwinęła w ostatnich latach, że istnieje mnóstwo metod wspomagania płodności. Wiem, że się załamałaś i widzisz wszystko w czarnych barwach, zamiast szukać alternatywnych rozwiązań, ale wierz mi, ten stan minie, a ty jeszcze będziesz specjalistką w tej dziedzinie. – Może coś w tym jest? – zastanowiła się Julia. – Czytałam ostatnio w pracy artykuł o tym, że z powodu trendu na późne macierzyństwo rzeczywiście pojawia się coraz więcej alternatyw dla kobiet. In vitro, inseminacja, zamrażanie jajeczek… – No widzisz? Właśnie o tym mówię. – Ola posłała jej uśmiech. – Nie jesteś jedyną kobietą na świecie, która zmaga się z tym problemem. Zresztą na Boga, Julka, lekarz nie powiedział ci, że jesteś bezpłodna. Spadek płodności to nie jest wyrok, tak jak ty to postrzegasz. Jeszcze masz szansę na poczęcie dziecka w naturalny sposób. Pewnie nie chcesz słuchać rad, ale moim zdaniem twoim największym wrogiem teraz jest stres. Zewsząd słyszymy, że życie w stresie zmniejsza szanse na ciążę. Wiem, że to trudne, ale wyluzuj. – Pewnie rzeczywiście powinnam cię w tej kwestii posłuchać. – Zamiast nieustannie się martwić, skup się teraz na pozytywnych aspektach swojego życia. Zwłaszcza na randkach z Maksem. – Olka spojrzała jej w oczy. – Zdecydowałaś już, co założysz na pierwszą? – zapytała, bo dla wielu kobiet, które znała, wybór kreacji był zawsze kluczowym problemem. Poza tym chciała jakoś rozweselić Julię. Patrzenie na jej smutną minę działało na nią przygnębiająco. Ostatnie, o czym marzyła, to żeby jej przyjaciółka była teraz przygnębiona. Na szczęście na myśl o spotkaniu z Maksem Julia nieco się rozchmurzyła. Widocznie naprawdę uświadomiła sobie, że to nie jest taki zły facet, jak

wcześniej sądziła. Ola nie ukrywała, że sprawia jej to radość, bo od jakiegoś czasu naprawdę się o tę dwójkę martwiła. Teraz jednak, gdy wszystko zaczęło zmierzać ku dobremu, wyglądało na to, że w końcu może sypiać spokojnie. Julia zakochała się w Maksie, a nawet jeśli nie, to przecież na pewno na tych ich lekcjach randkowania do tego dojdzie. A potem będzie piękny ślub i huczne wesele. No i oczywiście chrzciny ich dzieci. Ola widziała już siebie oczyma wyobraźni w roli chrzestnej.



Rozdział 28 W kolejnych dniach Maks kończył prezentację o historii firmy. Przewertował tyle materiałów na ten temat, że czuł się prawdziwym specjalistą i chociaż nie zamierzał zawrzeć tych wszystkich informacji w pokazie – kto chciałby o tym słuchać, zwłaszcza na firmowym przyjęciu? – miał wrażenie, że nawet obudzony w środku nocy potrafiłby wyrecytować najważniejsze wydarzenia od założenia marki oraz nazwiska kolejnych członków zarządu. Gdy więc w poniedziałek oddawał koleżankom materiały, które pożyczył, czuł się tak samo dumny z siebie, jak i zmęczony. W weekend poświęcił pracy cały swój wolny czas i wczoraj poszedł spać dopiero po drugiej. Chociaż właściwie to było już dziś… Pod jego oczami widniały sińce z niewyspania, a pozostałą część twarzy miał poszarzałą od długiego siedzenia przed ekranem komputera. Poza tym bolały go plecy. Nie miał w domu biurka i pracował przy stole kuchennym, a krzesła przy nim nie były najwygodniejsze. Może powinien zainwestować w końcu w porządne miejsce do pracy, skoro ostatnio coraz częściej zdarzało mu się wykonywać służbowe obowiązki w mieszkaniu? Teraz postanowił pójść do Marzeny. Gotowa prezentacja od rana znajdowała się na jego pendrivie, a na wszelki wypadek miał jej kopię również w laptopie oraz w chmurze. Ponieważ poświęcił na jej przygotowanie naprawdę dużo czasu, nie mógł się wręcz doczekać, aż pokaże swoje dzieło szefowej, dlatego jeszcze przed dziesiątą zapukał do drzwi jej gabinetu i zajrzał do środka, słysząc ciche „proszę”. – Dzień dobry, to ja. – Wsunął głowę. – Mogę na chwilę? – Jasne, zapraszam – odparła Marzena i dyskretnie otarła policzki. Maks zamknął za sobą drzwi i podszedł do jej biurka, dopiero teraz zauważając, że Marzena roniła łzy. – Płakałaś? – zapytał, chociaż było to aż nazbyt oczywiste. Dyrektorka miała

zaczerwienione oczy oraz policzki, a pod jej powiekami powstały nieduże smugi z tuszu do rzęs. – Po prostu coś wpadło mi do oka – skłamała, chociaż oboje wiedzieli, jaka jest prawda. Maks zastanawiał się przez chwilę, czy nie udać, że uwierzył w jej wersję, bo w końcu nie powinien mieszać się w jej prywatne sprawy, ale uznał, że już i tak jest w nie zaangażowany. – Chodzi o twojego męża? – zapytał, darując sobie podchody. Marzena spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili skinęła głową. – Niestety, tak. – Co nawywijał tym razem? Kobieta przełożyła jakieś dokumenty na biurku, po czym znowu popatrzyła na Maksa. – Chyba powinnam powiedzieć, że to, co zawsze. – Dodał na swoim profilu w mediach społecznościowych nowe zdjęcie z dziewczyną? – Gorzej – odparła Marzena. – Przywiózł ją wczoraj do mojego domu, kiedy byłam tam, żeby zabrać parę rzeczy do siostry. Maks zrobił wielkie oczy. – Ty chyba nie mówisz poważnie. – Wierz mi, ja też wolałabym, żeby to była nieprawda. – Co za tupet! Mam nadzieję, że nie wpuściłaś ich do środka? – Nie wpuściłam, ale już sam widok ich na ganku wytrącił mnie z równowagi. – Nic dziwnego. Chyba każdemu napsułoby to krwi. Czego chciał od ciebie ten kretyn? – Przyjechał po rzeczy, których nie zabrał, wyprowadzając się do niej. Wyobraź sobie, że wyrzucił mnie z domu, a potem też się z niego wyprowadził… Gdyby przyjechał sam, to pewnie bym go wpuściła, formalnie to wciąż jego dom, ale gdy tylko zobaczyłam ich razem… Jak on miał czelność w ogóle ją zabrać? Jeszcze uśmiechała się do mnie, jakbym była jej koleżanką. – Nie rozumiem tego faceta. Jak można zrobić coś takiego swojej żonie? – zbulwersował się Maks. Marzena tymczasem znowu westchnęła. Odchyliła głowę do tyłu i na chwilę przymknęła powieki.

– Czasami wydaje mi się, że to wszystko tylko zły sen. Że niedługo obudzę się z niego i ten koszmar się skończy. Maks patrzył na nią, nie bardzo wiedząc, co powinien powiedzieć. Na szczęście ubiegła go, zanim zdążył się odezwać. – Powiedziałam mu wtedy na progu, że ta zdzira nie ma czego tutaj szukać, dopóki nie weźmiemy rozwodu. I żeby od teraz kontaktował się ze mną wyłącznie przez adwokata. Myślisz, że dobrze zrobiłam? – Moim zdaniem najlepiej. – Tylko że formalnie to wciąż jego dom. – Daj spokój, gdyby tak mu na nim zależało, to nie wyprowadzałby się do niej. Nie zaprzątaj sobie głowy tym dupkiem. Według mnie powinnaś teraz myśleć głównie o sobie. – Może i tak, ale gdy zobaczyłam go z tą wypacykowaną lalunią… – Zabolało – dokończył za nią Maks. Marzena skinęła głową. – Bardzo. Wiem, że z czasem to minie, ale te rany są jeszcze naprawdę bardzo świeże. – Nic dziwnego. Przecież odszedł dopiero kilka tygodni temu. W oczach Marzeny znowu zaszkliły się łzy. – Najgorsze jest to, że chyba przekreśliłam wczoraj jakiekolwiek szanse na to, żeby do mnie wrócił – powiedziała, rozklejając się na dobre. Maks już miał na końcu języka słowa, że raczej nie powinna sobie robić nadziei, skoro on jest już z inną kobietą, ale w porę ugryzł się w język. Marzena była w tak kiepskiej kondycji, że nie chciał jej dobijać. Zresztą Ola po rozwodzie zdradziła mu kiedyś receptę na pocieszanie kobiet. Zapamiętał, że gdy były w pierwszej fazie rozpaczy, najlepiej sprawdzało się jedynie poklepywanie ich po ramieniu i mówienie, że wszystko będzie dobrze. Dopiero gdy nieco doszły do siebie, docierały do nich racjonalne argumenty. A przynajmniej tak twierdziła jego siostra. – Co takiego zrobiłaś? – zapytał Marzenę, czując się trochę tak, jakby stąpał po kruchej tafli lodu. Dyrektorka spojrzała mu w oczy. – Okłamałam go, że też się spotykam z mężczyzną – wydusiła, szlochając. Maks nie próbował ukryć zdziwienia.

– Ale dlaczego to zrobiłaś? – Jak to dlaczego? Bo było mi wstyd. Nawet nie masz pojęcia, jak upokorzona czuję się za każdym razem, gdy widzę go z tą atrakcyjną i wiele lat młodszą blondynką. To dla mnie bardziej bolesne niż siarczysty policzek. Skłamałam, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że jestem w czymś gorsza od tej małolaty. Chciałam mu udowodnić, że ja też mogę się jeszcze podobać mężczyznom. I to dużo młodszym. – Młodszym? Marzena pokiwała głową i sięgnęła po chusteczkę, żeby wydmuchać nos. – Tak – powiedziała. – Nakłamałam mu, że mój nowy facet nie jest dużo starszy od tej jego blondynki. Chciałam go zranić. Żeby chociaż przez chwilę poczuł się tak upokorzony jak ostatnio ja. – I co? Podziałało? – spytał Maks, nie do końca przekonany, czy to wszystko było dobrym pomysłem. Niestety, tak jak przewidział, Marzena pokręciła głową. – Chyba nie, bo on zaczął się tylko śmiać. Był pewien, że zmyślam. Maks darował sobie komentarz w stylu: „a nie mówiłem?”. – W dodatku zażądał dowodów – ciągnęła zapłakana Marzena. – Powiedział, że nie wierzy, bo nic o tym nie świadczy. – Ale co jego zdaniem miałabyś niby zrobić? Paradować z tym swoim domniemanym chłopakiem za rękę pod miejscem jego pracy? Wysyłać mu wasze zdjęcia? – Nie mam pojęcia. – Marzena wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Ale przez to wszystko czuję się jeszcze gorzej niż wcześniej. – Moim zdaniem powinnaś przestać przejmować się tym dupkiem. Znasz powiedzenie, że budując na czyimś nieszczęściu, daleko się nie zajdzie? Dyrektorka skinęła głową. – No właśnie. On jeszcze będzie cierpiał za to, że tak cię potraktował, zobaczysz. Karma wraca. Ja głęboko wierzę, że istnieje na tym świecie jakaś sprawiedliwość. – Łatwo ci mówić – mruknęła Marzena. – To nie twój były partner obnosi się teraz związkiem z kimś innym. Maks zamyślił się nad tymi słowami. Nagle uświadomił sobie, że właściwie to chyba potrafił tę kobietę zrozumieć. Kochała kogoś, ale ten ktoś nie zwracał na

nią uwagi i szukał szczęścia, wiążąc się z kimś innym. Czy to nie brzmiało znajomo? Czy właśnie nie to robiła teraz Julia, opowiadając mu o swoim związku z Filipem? Nagle odnalazł w sobie horrendalne pokłady empatii. – Pomogę ci – powiedział do Marzeny z nową energią. Zaskoczona popatrzyła na niego niepewnie. – Ale w czym? – Jeżeli czujesz, że zemsta na byłym mężu pomoże ci poczuć się lepiej, to możesz na mnie liczyć. Marzena zmarszczyła brwi. – Co masz konkretnie na myśli? Maks pochylił się do niej i spojrzał jej w oczy. – Wyskoczmy w weekend za miasto i zróbmy sobie wspólne zdjęcia, które opublikujesz potem na swoim profilu na Facebooku. Jeżeli ten dupek chce dowodów, to dajmy je mu. No chyba, że uważasz mnie za złą partię. – No co ty. Ani przez chwilę tak o tobie nie pomyślałam. Wręcz przeciwnie. Maks uśmiechnął się lekko. – To co, wchodzisz w to? – Popatrzył na Marzenę znacząco. – Tylko co z naszym niepisanym firmowym zakazem, żeby nie spotykać się z osobami z pracy? – Chrzanić zasady. – Maks był tak pewny tego pomysłu, że naprawdę za nic miał teraz to, czy wypada. – Potrzebujesz pomocy, więc proszę, oto jestem. Zresztą to przecież nie będzie związek na poważnie. Chodzi tylko o zdjęcia – powiedział, a oczy Marzeny rozbłysły. – Jesteś o wiele lepszym facetem, niż sądziłam, wiesz, Maks? Słysząc te słowa, rozpogodził się jeszcze bardziej. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że właśnie się zgodziła.



Rozdział 29 Julia umówiła się z Maksem na pierwszą lekcję randkowania w środę wieczorem. Do południa pracowała, następnego dnia również miała poranną zmianę, więc ten termin wydawał jej się idealny. Nie musiała się stresować, że później nie zdąży dojechać do pracy albo że następnego dnia rano będzie niewyspana na zajęciach na uczelni. Niestety, nie wzięła pod uwagę jednego. Z powodu ekscytacji, którą czuła na samą myśl o tym spotkaniu, z trudem siedziała za kontuarem w recepcji. Chociaż wcześniej nie sądziła, że to w ogóle możliwe, gdy tylko myślała o Maksie, w jej brzuchu trzepotały motyle i mocniej biło jej serce. – Wszystko w porządku? – zapytał ją ochroniarz Jacek, gdy po raz któryś tego dnia wyobraziła sobie wieczorne spotkanie i na jej twarzy ukazały się rumieńce. – Tak, tak. – Zawstydzona zakryła twarz za monitorem komputera. – Po prostu dzisiaj mamy tu gorąco, nie sądzisz? Może ktoś podkręcił ogrzewanie? Jacek nie drążył, za co była mu wdzięczna. Ostatnie, czego teraz pragnęła, to nachalne przepytywanie, i tak od rana musiała się męczyć z jednym z klientów. Wczoraj wieczorem w hotelu zatrzymał się pewien młody chłopak, tuż po dwudziestce, z którym od początku były same problemy, co zapisała w tajemnym zeszycie jedna z jej koleżanek. Podobno już godzinę po zameldowaniu oskarżył obsługę o kradzież kurtki, a potem zalany w sztok męczył recepcjonistkę, żeby zadzwoniła do jego dziewczyny. Julia przypomniała sobie podobne sytuacje, które spotykały ją w Stanfordzie nie raz. Miała tylko nadzieję, że po wieczornych ekscesach chłopak będzie spał do południa i nie zdąży podokuczać jej podczas jej zmiany. Niestety, szybko okazało się, że jest w błędzie. Pomimo kaca klient wstał skoro świt i zjawił się przy niej w szlafroku. – Dzień dobry – powiedział zaspanym głosem, po czym głośno ziewnął.

Julia od razu wyczuła od niego woń alkoholu i papierosów. – Dzień dobry – odparła tylko, bo tego wymagał od niej biurowy savoir-vivre. – Dobrze pani dziś spała? Nowa pani jest. Na nocnej zmianie był tutaj ktoś inny. – To prawda, zaczęłam rano. I dziękuję za troskę. Spałam całkiem nieźle. Chłopak zlustrował ją wzrokiem i oparł się o kontuar. – To zazdroszczę pani. Ja długo nie mogłem zasnąć, a potem miałem koszmary. – W takim razie współczuję. – Miła pani jest – zauważył. Julia uśmiechnęła się lekko, chociaż miała ochotę go stąd przegonić. – Dziękuję. – Żeby wszystkie kobiety były takie uprzejme jak pani. Julia na wszelki wypadek rozejrzała się po holu za Jackiem. Nie podobało jej się, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. Na szczęście wyglądało na to, że chłopak nie zamierzał zaprosić jej na randkę ani nachalnie podrywać. – Mam problem ze swoją dziewczyną, wie pani? – powiedział, kiedy Julia milczała. – Od kilku tygodni wydaje mi się, że jest mną znudzona i zamierza mnie zostawić. A ja tak bardzo ją kocham… – Zapatrzył się w dal. – Przykro mi. – Mnie też, nawet nie wie pani jak bardzo. Gdyby odeszła, pękłoby mi serce. Chyba przez to nie mogę ostatnio spać i trochę przesadzam z alkoholem. Swoją drogą… – Nachylił się do niej. – Niech mi pani szczerze powie. Widać, że jestem wczorajszy? Julia z trudem zwalczyła śmiech. – Pyta pan poważnie? – Jak najbardziej. – Trochę widać – powiedziała ze szczerością. Chłopak wisiał na blacie jeszcze przez chwilę. – To kiepsko. Chyba muszę ograniczyć picie. – Umiar jest wskazany we wszystkim. – Moja mama też tak mówi. – Chłopak głęboko odetchnął. – Na szczęście mam jeszcze trochę czasu, żeby zupełnie wytrzeźwieć. Chcę się dzisiaj oświadczyć, wie pani?

Tym razem Julii nie udało się ukryć zdziwienia. – Tej dziewczynie, która chce pana zostawić? – Dokładnie tej. – Chłopak pokiwał głową, po czym sięgnął do kieszeni szlafroka, a potem poklepał się po ciele, jakby czegoś szukał. – Pokazałbym pani jej zdjęcie, ale zapomniałem z pokoju telefonu – powiedział z rezygnacją. – Nie szkodzi. – To taka piękna kobieta… – Znowu oparł się o blat. – Ma takie cudowne niebieskie oczy i gładką skórę. W dodatku jest taka mądra… No po prostu ideał. – Wspaniale, że znalazł pan kogoś takiego. – Właśnie dlatego nie mogę pozwolić jej odejść. – Chłopak podparł głowę ręką, po czym się zamyślił. – Ona twierdzi, że ostatnio nam się nie układa – wyznał po chwili. – Boję się, że zamiast być mi wierna, rozgląda się za innymi. – Ma pan na to jakieś dowody? – Jeszcze nie, ale czuję to całym sobą. Właśnie dlatego muszę jak najszybciej jej się oświadczyć. Julia darowała sobie komentarz, że zaręczyny nie powinny być lekiem dla związku, ale świadomą decyzją kochających się ludzi. – Kupiłem nawet pierścionek – powiedział chłopak. – I w ogóle już wszystko dokładnie zaplanowałem. Chce pani o tym posłuchać? Julia znowu powiodła wzrokiem po holu. W zasięgu jej wzroku nie było innych klientów. Nie miała wymówki, żeby przegonić tego chłopaka. – Jasne, czemu nie – odparła, chociaż w jej głosie zabrzmiała niechęć. Chłopak nie był chyba jednak zbyt domyślny i spostrzegawczy, bo uśmiechnął się i znów zaczął paplać: – Chcę wynająć limuzynę i zabrać ją nad rzekę. Przeczytałem gdzieś, że zaręczyny w świetle księżyca są bardzo romantyczne, dlatego postanowiłem spróbować. Staniemy sobie na mostku, wie pani, tym w pobliżu Starówki, i zacznę szeptać jej do ucha czułe słowa. Powiem jej, jaka jest dla mnie ważna i te wszystkie inne pierdoły, których kobiety lubią słuchać. Wie pani, o uczuciach i tak dalej. – Popatrzył na Julię, więc skinęła głową. – No właśnie. – Uśmiechnął się lekko. – A potem, gdy już oczaruję ją słówkami, to wskażę nagle na wodę i na płynący w naszą stronę pierścionek. – Na łódce? – To by było tandetne, co pani. Myślałem raczej o tym, żeby przytwierdzić ten

pierścionek do czegoś, co nie zatonie. – Na przykład? – Julia była szczerze zaciekawiona. – Przyszedł mi do głowy korek od wina. I właśnie w tej sprawie do pani przyszedłem. – Proszę wybaczyć, ale nie bardzo rozumiem… – Nie ma pani jakiegoś korka? – zapytał prosto z mostu. – To dobry hotel. Powinniście mieć tutaj takie rzeczy. – Powinien pan raczej zapytać o to w restauracji. W karcie jest naprawdę duży wybór win. Na pewno są też i korki. – Faktycznie. Nie pomyślałem o tym. Julia posłała mu uśmiech. – Wie pan, gdzie jest restauracja? Chłopak pokręcił głową, więc wskazała mu drogę. – Prosto tym korytarzem, a potem na lewo. – Dziękuję, zaraz pójdę zapytać. Ale najpierw niech mi pani powie, co sądzi o moim pomyśle. Fajne zaręczyny czy powinienem coś zmienić? – Moim zdaniem to bardzo romantyczna wizja. Tylko jak wyciągnie pan z wody pierścionek? – Zabiorę ze sobą wędkę. Julia znowu z trudem stłumiła chęć śmiechu. – Aha… – Pożyczyłem ją od ojca, który jest wędkarzem, więc sprzęt będę miał całkiem profesjonalny. Bo ja w ogóle chcę, żeby te zaręczyny były wyjątkowe, więc nie mogę mieć byle jakiej wędki. Stąd też ta limuzyna i dobry hotel. Sporo zainwestowałem w ten wieczór, co oczywiście też mojej dziewczynie powiem w odpowiednim czasie. Niech sobie nie myśli, że jestem skąpiradłem. Umiem zadbać o swoją kobietę. Julia uśmiechnęła się lekko. – Nie wątpię. Chłopak popatrzył jej w oczy. – Sądzi pani, że ona zgodzi się zostać moją żoną? – Przestąpił nerwowo z nogi na nogę. – Wie pani, żenić na razie się nie chcę, ale zaręczyny to już jednak jakaś gwarancja, że ona nie odejdzie, prawda? – Wie pan, związek to nie więzienie. Jeżeli ktoś chce od kogoś odejść, to zrobi

to nawet po ślubie. Nikt panu nie da gwarancji. – Niby tak, ale ta moja dziewczyna jest bardzo porządna. Julia najchętniej powiedziałaby mu, że spotkała w życiu wiele osób, które okazały się zupełnie inne, niż wskazywały na to pozory, ale nie chciała go niepotrzebnie dołować. – Prawdziwa miłość przetrwa wszystkie przeciwności – przywołała znany, utarty slogan. – Jeżeli jesteście sobie pisani, to spędzicie ze sobą wiele długich i bardzo szczęśliwych lat. Chłopak popatrzył na nią z podziwem. – Pani jest taką mądrą kobietą… – Bez przesady. – Julia się uśmiechnęła i w tym momencie dojrzała Jacka, który zerkał dyskretnie. Był wyraźnie zaniepokojony namolnym chłopakiem, ale przekazała mu gestem ręki, że wszystko jest w porządku. – Powinien pan pójść po ten korek – powiedziała do chłopaka. – Im szybciej pan się tym zajmie, tym lepiej, a ja muszę wracać do pracy. – No tak. – Gość popatrzył na jej komputer. – Obowiązki. – Dokładnie. – Spojrzała na niego łagodnie, ale na szczęście dłużej nie drążył. Julia odprowadziła go wzrokiem do restauracji, a potem zerknęła na Jacka. – Co za natrętny typ. – Ochroniarz podszedł do niej. – Ale dzisiaj i tak był wyjątkowo spokojny. Wczoraj mieliśmy z nim problemy. – Czytałam o tym w tajemnym zeszycie. – W takim razie sama wiesz, że miałaś szczęście. – Na to wygląda. – Swoją drogą podziwiam twoją cierpliwość do niego. Ja już dawno kazałbym mu spadać. – Chyba po prostu jestem dzisiaj w dobrym humorze. – To widać. – Jacek rozciągnął usta w uśmiechu. – Od rana wyglądasz na tak szczęśliwą, że mogłabyś obdarować dobrą energią przynajmniej połowę hotelu. – E tam, przesadzasz. – Julia zarumieniła się nieco. Ochroniarz pokręcił głową. – Wcale nie, ale z tego, co zauważyłem, to ostatnio zdarza ci się to coraz częściej. Radość w oczach, uśmiechy… Czyżby na horyzoncie pojawił się jakiś mężczyzna? Julia zastanawiała się chwilę, co mu powiedzieć, ale w końcu uznała, że nie

ma sensu go okłamywać. – Idę dzisiaj na randkę – odparła szczęśliwa, a Jacek rozpromienił się jeszcze bardziej. – To świetnie! Gratulacje – powiedział z prawdziwym entuzjazmem. Julia pogawędziła z nim jeszcze chwilę, po czym wróciła do pracy i znowu zaczęła rozmyślać o Maksie. Co i rusz też zerkała na wiszący na ścianie zegar. Minuty dłużyły jej się dziś w nieskończoność. Czy ten czas naprawdę nie mógłby płynąć szybciej?



Rozdział 30 Na szczęście Maks nie miał w pracy podobnych problemów. Natłok zajęć sprawił, że popatrzył na zegarek dopiero pół godziny przed powrotem do domu. Chociaż Marzenie spodobała się jego prezentacja, kilka rzeczy musiał jeszcze poprawić, więc większość czasu siedział skupiony przy biurku. Chodziło o jakieś drobnostki, ale chciał dopracować wszystkie szczegóły. Dopiero wiadomość od Julii odciągnęła go komputera. Odczytał SMS-a z pytaniem, czy spotkanie aktualne, a gdy odpisał, że tak, wstał, żeby rozprostować kości. Ostatnio od siedzenia przy biurku coraz bardziej bolał go kręgosłup. Jak na złość nie miał jednak czasu, by pójść na siłownię i się porozciągać. Po piętnastej wyszedł z pracy i w drodze do domu wstąpił jeszcze do sklepu po słodycze i coś do picia, a gdy krążył między alejkami z koszykiem, zadzwoniła do niego Olka. – Cześć, braciszku! – przywitała go entuzjastycznie, kiedy odebrał. Maks wyminął klienta i uśmiechnął się lekko, chociaż siostra nie mogła go widzieć. – Cześć – powiedział do telefonu. – Masz idealne wyczucie czasu, wiesz? – Dlaczego? – Bo właśnie jestem w sklepie, robię zakupy spożywcze. Może podsuniesz mi jakiś łatwy przepis na obiad? Ola zaśmiała się, słysząc jego pytanie. – Nie obraź się, Maks, ale to nie jest najlepszy pomysł. Oboje znamy twoje zdolności kulinarne. Tylko profanujesz przepisy, które ci wysyłam. – Co racja, to racja – przytaknął jej Maks. – Mistrzem kuchni to ja nie jestem. – No właśnie. – Najwyżej zamówię coś na kolację. – Chodzi ci o tę z Julią? – podchwyciła Olka.

Maks znów się uśmiechnął. – Przed tobą nic nie da się ukryć. Ola też roześmiała się głośno na ten komentarz. – Co mogę powiedzieć… Staram się, jak mogę, żeby być na bieżąco. – Ja bym raczej powiedział, że jesteś całkiem niezła, jeśli chodzi o szpiegostwo. Ktoś powinien powiedzieć o tobie brytyjskiemu wywiadowi. Jak nic zaproponowaliby ci posadę. – Wezmę to za komplement. – A więc dzwonisz, żeby porozmawiać o moim spotkaniu z Julią – powiedział do siostry. Ola nawet nie próbowała udawać, że jest inaczej. – Po prostu nie chciałabym, żebyś ją skrzywdził. – Twoja troska jest naprawdę imponująca, wiesz? Ciekawe tylko, dlaczego to zabrzmiało tak, jakbym był zboczeńcem. – Oj, nie obruszaj się. To moja przyjaciółka. – Dorosła, przypominam ci. A ja jestem twoim bratem i nie mam w zwyczaju robić krzywdy kobietom. Jeszcze nikt nigdy nie znalazł u mnie żadnych zwłok pod kanapą albo w bagażniku. I to nie dlatego, że dobrze je ukrywam. – Słyszę, że jesteś w dobrym humorze. – Czy ja wiem? Zawsze jestem w dobrym humorze, kiedy wychodzę z pracy. – A wieczorem szykuje mi się randka – dokończyła za niego Olka. Maks pokręcił głową, próbując ponownie się nie roześmiać. – To nie będzie randka. Nie wiem, czy Julia ci o tym mówiła, ale poprosiła mnie, żebym jednak podszkolił ją z flirtowania. – Maks, Maks, Maks… Dlaczego ty jesteś taki niedomyślny. – Nie rozumiem teraz, o co ci chodzi. – Julia postanowiła dać ci szansę, zbliżyć się do ciebie – wyjaśniła mu Ola. Skonsternowany aż przystanął między półkami. – Nie wierzę. Wymyślasz. – Słowo daję, że nie! Była u mnie kilka dni temu i mówiła, że w końcu przejrzała na oczy. – Ty żartujesz, prawda? – Maks nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć. – Ani trochę – zarzekała się Olka. – Mówię całkowicie poważnie. – A ten cały okulista? Słyszałem, że ich randka była całkiem udana.

– To bujda, Julia kłamała. – Niby dlaczego miałaby nie powiedzieć mi prawdy? – Może dlatego, że po prostu się wstydziła? Ty bez przerwy podrywasz nowe dziewczyny i mówisz o tym przy każdej okazji. Może nie chciała być gorsza? – Nie przesadzaj. Od kilku tygodni z nikim się nie spotykam. – No właśnie… To akurat jest trochę dziwne. Coś się stało? Jakieś problemy z męskością? – Ola! – Gdyby była pod ręką, chętnie dałby jej kuksańca. – Czy ja naprawdę muszę słuchać takich rzeczy? – Po prostu martwię się o ciebie. – Zostałaś drugą Matką Teresą? Tylko martwisz się o wszystkich i martwisz. – Widocznie mam dobre serce. Troszczę się o swoich bliskich. – Niepotrzebnie. A z moją męskością, jak to ładnie ujęłaś, wszystko jest w porządku. Nie musimy o tym więcej rozmawiać. – Jak chcesz, ale wiesz, że mnie możesz powiedzieć o wszystkim. – Tak, wiem – mruknął pod nosem. – Ale może lepiej zostawmy ten temat. Miałem ostatnio dużo pracy. To nie był najlepszy czas na amory. – A już miałam nadzieję, że w końcu dorosłeś. – Po prostu lubię kobiety. Czy jest w tym coś złego? – Nie, ale dobrze by było, gdybyś skupił się teraz na Julii. Dziwnym trafem doszła w końcu do wniosku, że nie jesteś taki zły, jak sądziła. – To naprawdę jest dziwne. Trochę nie chce mi się wierzyć, że tak nagle przejrzała na oczy. Maczałaś w tym palce? – Ja? – Ola udała niewiniątko. – Ja się do twojego życia nie wtrącam. – Akurat – odparł wymownie. – Za dobrze cię znam. Na linii znowu rozległ się jej gromki śmiech. – No dobrze, przyznaję, parę razy rozmawiałam ostatnio z Julią o tobie. – Wiedziałem to, zanim się przyznałaś. – Jesteś na mnie zły? – Nie, jeżeli nie nagadałaś jej głupot. Jeżeli ona sądzi, że po tych wszystkich latach, gdy mnie upokarzała, od razu padnę przed nią na kolana, to przykro mi, ale czeka ją rozczarowanie. Nie jestem naiwny. – W takim razie co twoim zdaniem powinna zrobić? – A bo ja wiem? – Maks skompletował zawartość koszyka i ruszył do kasy. –

Musi mi udowodnić, że naprawdę jej na mnie zależy. A na początku po prostu zacząć być milsza. Tych jej złośliwości czasami nie da się słuchać. – Ty w rozmowach z nią też nie jesteś mistrzem uprzejmości. – Nie ma co gdybać – powiedział do Olki. – A teraz wybacz, ale muszę już kończyć, bo właśnie idę zapłacić za zakupy. – Jasne, ja też powinnam wrócić do swoich zajęć. – W takim razie miłego popołudnia. – Tobie również. A tak na marginesie… Julia lubi sushi. Maks już miał odpowiedzieć, że ryba na pierwszej randce to chyba nie jest dobry pomysł, ale siostra nie dała mu szansy i rozłączyła się, zanim zdążył zareagować. No nic, uznał w duchu i schował telefon do kieszeni. Właściwie to też zjadłby sushi. I znał dobrą restaurację w pobliżu, która proponowała dowóz jedzenia do domu.



Rozdział 31 Julia stanęła przed drzwiami Maksa spięta i wygładziła ręką wilgotne włosy. Ostatnio chyba miała pecha, jeśli chodzi o pogodę, bo znowu złapał ją deszcz, a nie wzięła parasola. Co prawda narzuciła kaptur na głowę, ale nie uchronił jej w pełni przed ciężkimi kroplami wody, które spadały z nieba z niesamowitą prędkością. I tak powinnam się cieszyć, że założyłam dzisiaj kurtkę z kapturem, pomyślała na pocieszenie. Gdy wychodziła z domu, przemknęło jej przez głowę, żeby jednak założyć płaszcz, ale teraz była szczęśliwa, że nie zrealizowała tego pomysłu. Może i chciała ładnie wyglądać, lecz byłaby na siebie wściekła, gdyby znowu przemokła. Już ostatnim razem chyba tylko cudem uniknęła przeziębienia. Ile razy można kusić los? Starając się nie myśleć o wilgotnych włosach, zadzwoniła do drzwi. Trochę drżała jej ręka, bo chociaż starała się stłumić w sobie emocje, spotkanie z Maksem wywoływało w niej ekscytację. W brzuchu od rana trzepotały motyle, ramiona co i rusz zdobiła gęsia skórka, a w gardle powstawała czasami dusząca gula emocji, której za nic nie mogła przełknąć. Chociaż nierzadko chodziła na randki, to wszystko było dla niej tak nowe i obce… Jadąc do Maksa, uświadomiła sobie, że tak silnych emocji nie odczuwała przed spotkaniem z chłopakiem chyba od czasów liceum. Co zabawne, wtedy również wzdychała właśnie do niego. Czy można więc było mówić tutaj o przypadku? Po kilku sekundach zza drzwi dobiegły do niej odgłosy i tym razem Maks otworzył jej szybko. Julię przeszedł dreszcz, gdy go ujrzała. Chociaż podczas ich spotkań zawsze dobrze wyglądał, miała wrażenie, że dzisiaj przeszedł samego siebie. W białej rozpiętej koszuli z podwiniętymi rękawami i w dżinsach wyglądał niczym model z branżowych pism. A do tego te jego rozczochrane,

nieco wilgotne blond włosy, sugerujące, że właśnie skończył brać kąpiel… Julia poczuła ucisk w żołądku. Czy on naprawdę musiał być taki przystojny? Maksowi chyba schlebiała jej atencja, bo oparł się o drzwi i lekko uśmiechnął. – To jest właśnie lekcja pierwsza – powiedział pewnym głosem. – Pamiętaj o pierwszym wrażeniu. Mężczyźni tak samo jak i kobiety zwracają uwagę na wizerunek partnera. Przed wyborem kostiumu zawsze zastanów się, jaki efekt chcesz osiągnąć. Julia dopiero po chwili odzyskała rezon i przestała pożerać go wzrokiem. – Rozumiem, że chciałeś wyglądać jak skrzyżowanie surfera i bohatera z romantycznych filmów dla kobiet? – Coś w tym stylu – zaśmiał się Maks. – A ty? Chciałaś przypominać dzisiaj zmokłą kurę? Julia skrzywiła się na te słowa i już miała mu przypomnieć, że mieli darować sobie ironię, ale Maks ją ubiegł. – Żartuję, bardzo ładnie wyglądasz. – Posłał jej uśmiech. – Wejdź – zaprosił ją do środka i przepuścił w drzwiach. – Nie wiem, czy jesteś głodna, ale zadbałem o kolację. Przy stole będziemy mogli swobodnie porozmawiać. – Chętnie coś zjem. – To dobrze. – Znów się uśmiechnął, po czym zamknął drzwi i jak na dżentelmena przystało odebrał jej kurtkę. – To lekcja druga? – spytała, gdy ją odwieszał. – Tak. – Pokiwał głową, wyraźnie rozbawiony. – Zawsze i wszędzie pamiętaj o dobrych manierach. – Szkoda tylko, że nie zawsze bywasz taki szarmancki. Maks popatrzył jej w oczy. – No proszę. Mamy od razu lekcję trzecią i czwartą. Julia spojrzała na niego zdziwiona. – Po pierwsze, na randce daruj sobie ironię, bo wyszłaś teraz na trochę bezczelną. Mężczyźni lubią kobiety z charakterem, poczucie humoru również jest w cenie, ale na początku relacji nigdy nie wiesz, czy twój partner myśli tak samo jak ty. A po drugie mężczyźni nie lubią, gdy zwraca im się uwagę. Uwielbiamy, gdy kobiety mają nas za nieomylnych bohaterów, wiesz? Nawet kiedy obiektywnie nie mamy racji. To buduje nasze ego, mężczyźni uwielbiają imponować kobietom. Zresztą chyba nikt nie jest szczęśliwy, kiedy zrzuca się go

z piedestału. To nie wróży niczego dobrego. – Postaram się to zapamiętać. – Widzę, że naprawdę chcesz się czegoś nauczyć. Zamiast odpowiedzieć, Julia pochyliła się, żeby zdjąć buty. Maks zaprosił ją do salonu z aneksem kuchennym. Na stole czekało już sushi. Julia uśmiechnęła się, co sprawiło mu nieukrywaną przyjemność. Jeszcze zanim dostawca dowiózł zamówienie, chłopak przejrzał w internecie kilka stron, szukając inspiracji na estetyczne podanie sushi. Nie posiadał co prawda ani bambusowych podkładek, ani ciemnych talerzy, ale znalazł w szafce drewnianą deskę do krojenia, której nie używał od lat. Ułożył na niej jedzenie, a potem postawił na stole również dwie świeczki, co stworzyło wyjątkowy klimat. Był dumny ze swojego dzieła i miał nadzieję, że zrobi wrażenie dla Julii. To dlatego tak dobrze się poczuł, widząc jej uśmiech. – Zapraszam do stołu – powiedział szarmancko, po czym odsunął jej krzesło. Gdy usiadła, sam również zajął miejsce i wziął do ręki pałeczki. – Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. – Jestem tego wręcz pewna. – Julia posłała mu rozanielone spojrzenie i powtórzyła jego gest. – Wygląda i pachnie obłędnie. – Jest w pobliżu bardzo fajny bar sushi. Byłem tam kilka razy i uznałem, że to dobry pomysł na dzisiejszy wieczór. – Uwielbiam sushi. – W takim razie cieszę się, że trafiłem w twój gust. – Przemilczał uwagę o tym, że o upodobaniach kulinarnych dziewczyny usłyszał od Oli. – Częstuj się – zachęcił, więc Julia nałożyła sobie jedną rolkę na talerz, a potem zamoczyła ją w sosie sojowym. – Jest pyszne – oceniła, zjadłszy pierwszy kawałek. – A nie mówiłem? – rzekł z uśmiechem Maks. Zadowolona wzięła pałeczkami kawałek imbiru, ale zanim go zjadła, popatrzyła Maksowi w oczy. – Wiesz, inaczej wyobrażałam sobie ten wieczór. – Inaczej to znaczy jak? – Sądziłam, że usiądziemy na kanapie przy winie albo herbacie i po prostu będziesz udzielał mi rad. Raczej nie spodziewałam się takiej wykwintnej kolacji. – Wolałabyś, żebym tak zrobił?

Julia znowu popatrzyła na stół. – Nie, absolutnie nie. Tak jest cudownie. – Pomyślałem, że zamiast głosić puste slogany, pokażę ci, jak powinna wyglądać wzorowa randka. Julii przemknęło przez myśl, że tego to się nie spodziewała. Wzdłuż jej kręgosłupa znowu rozszedł się dreszcz. – I co, jak powinna wyglądać? – Popatrzyła Maksowi w oczy. – Romantyczny nastrój, dobre jedzenie, cicha muzyka w tle… – Sięgnął po pilota od wieży i z głośników popłynęła spokojna piosenka. Julia znała tę melodię, bo sama często jej słuchała, zwłaszcza relaksując się w wannie. Budziła w niej miłe wspomnienia. Ale tego wolała Maksowi nie mówić. Przynajmniej na razie. Tak samo jak tego, że jeszcze nigdy nie była na takiej wyjątkowej randce, chociaż naprawdę sporo ich w życiu przeżyła. – Na co twoim zdaniem powinnam jeszcze zwracać uwagę? – spytała. – Poza kulturą osobistą. – Przede wszystkim na to, czy on potrafi cię słuchać i daje ci szansę na wypowiadanie się – rzucił Maks tonem specjalisty. – Wyobraź sobie, że facet trajkocze tylko o sobie, a gdy już jakimś cudem dojdziesz do słowa, to odpowiada półsłówkiem i znów zaczyna monolog. Takich mężczyzn powinnaś skreślać od razu. – Dlaczego? – Nie są zainteresowani tworzeniem relacji partnerskiej. Zresztą zastanów się. Na co ci taki nadęty egoista, który lubi mówić tylko o sobie? – Niewątpliwie masz rację. – Czytałem kiedyś wnioski z badań socjologicznych właśnie dotyczących pierwszych randek. – Maks sięgnął po sushi. – Większość badanych odpowiadała, że podczas pierwszej randki najważniejsza jest dla nich ciekawa rozmowa. Liczył się dla nich również jej temat. – Jakie były dla nich najbardziej interesujące? – Pasje i hobby oraz marzenia i plany. – Właściwie to oczywiste. Chyba nikt nie lubi rozmawiać na randce o polityce albo przeszłości partnerów. – Nikt? – zaśmiał się cicho Maks. – Wierz mi, spotkałem w swoim życiu takie osoby.

– Naprawdę? – Naprawdę, ale z żadną z nich nie jestem już w kontakcie. – Ciekawe dlaczego… Po ustach Maksa znów przemknął uśmiech. – Wydaje mi się, że ludzie lubią na pierwszych randkach poruszać raczej neutralne tematy – powiedział po chwili. – Tylko pomyśl, pasje i hobby to temat, który raczej nie wywołuje konfliktów, ale jednocześnie jest dość osobisty. Wręcz idealny do rozmów podczas randek. – Więc jakie jest twoje hobby? – zapytała go Julia. Maks popatrzył na nią tak, jakby nie spodziewał się tego pytania, ale szybko ukrył zdziwienie. – Interesuję się marketingiem i reklamą, tym jak zbliżyć się do odbiorców i nowoczesnymi technologiami. A ty? – Hotelarstwem i turystyką – odparła bez zastanowienia. – Mogłabym zgłębiać te tematy bez końca i chyba właśnie dlatego wybrałam takie studia. – A ja myślałem, że to z powodu obietnicy szefowej, która odmalowała przed tobą wizję awansu. – Wiesz, gdybym nie interesowała się hotelarstwem, to raczej nie podjęłabym pracy w hotelu. Obietnica szefowej to tylko motor napędowy do rozwijania swojej wiedzy. – Cóż… O tym nie pomyślałem. W oczach Julii pojawił się triumf, ale zamiast rzucić jakiś złośliwy komentarz, jak to zwykle czyniła w kontaktach z Maksem, zamilkła i sięgnęła po sushi. – To co jeszcze jest ważne podczas randek? Maks odchylił się delikatnie na krześle i przeczesał dłonią wilgotne włosy. Julia znowu poczuła przyjemne ciepło w okolicach serca i ucisk w żołądku, ale tym razem starała się nie pożerać go wzrokiem. – Mowa ciała – powiedział tymczasem Maks. – Gesty, spojrzenia, mimika twarzy. – Słynne patrzenie na usta partnera zamiast w jego oczy? – Dokładnie to miałem na myśli, chociaż w interpretacji tego spojrzenia byłbym raczej ostrożny. – Dlaczego? – Gdy facet robi to od początku, to wnioskowałbym, że raczej chce po prostu

zaciągnąć cię do łóżka niż stworzyć z tobą relację. Oczywiście nie ma nic złego w dążeniu do fizycznego kontaktu, ale bądźmy szczerzy: gdy ktoś proponuje ci pójście do łóżka już na pierwszej randce, to zwykle chodzi mu tylko o przelotny seks. – Coś w tym jest… – skomentowała Julia. – Dużo można wyczytać ze spojrzeń partnera – powiedział Maks. – Co byś pomyślała, gdybym zamiast patrzeć na ciebie, wodził wzrokiem po pokoju albo rozglądał się za telefonem? – Że nie jesteś mną zainteresowany. – No właśnie. A gdybym nagminnie unikał patrzenia ci w oczy? – Że masz coś do ukrycia. – Znów punkt dla ciebie. Widzę, że jesteś w tym całkiem niezła. – Pewne rzeczy są po prostu oczywiste. – Może dla ciebie tak, ale nie dla wszystkich. Tak czy siak, gesty i mimika są naprawdę ważne. Jak myślisz, dlaczego przed chwilą przeczesałem włosy? Nie, wcale nie chodziło mi o poprawienie fryzury. Gdy mężczyzna robi coś takiego, to chce zwrócić uwagę na swoją atrakcyjność. A jeżeli odgarnie delikatnie zabłąkany kosmyk włosów z twojej twarzy? – Chce się do mnie zbliżyć? Maks pokiwał głową. – Tak. To oznacza, że jest tobą zainteresowany. Ale uważaj na to poprawianie włosów – dodał po chwili. – Gdy facet robi to bardziej z zakłopotaniem niż zdecydowanie i swobodnie, to być może ma problem z samooceną albo nie czuje się pewnie. – Powinnam wtedy uciekać? – Nie od razu, być może go zawstydzasz i po prostu czeka na sygnał z twojej strony. Ale gdyby zdarzało się to często, to ja bym raczej odpuścił. Chyba że lubisz mężczyzn z niskim poczuciem własnej wartości. To już zależy od gustu. – Raczej nie lubię. – W takim razie masz odpowiedź. – Maks spojrzał jej w oczy, po czym znowu wziął do ręki pałeczki i sięgnął po sushi. – Warto też zwracać uwagę na ułożenie nóg przez mężczyznę. – Nóg? – zachichotała. – Miałabym schylać się pod stół? – Nie, ale ułożenie nóg dużo mówi o facecie. Gdy są szeroko rozstawione,

kiedy siedzi, oznacza to dominację. Taki facet najprawdopodobniej czuje się pewnie. – Ciekawe. Nigdy nie zwracałam na to uwagi. – Istotne może być również wysunięcie nogi w twoją stronę. Kierunek stopy wskazuje obiekt zainteresowania. Skrzyżowane nogi oznaczają natomiast dystans. Stopy w takim położeniu symbolizują strach. Julia popatrzyła na niego z podziwem. – Skąd tyle wiesz na ten temat? Maks znowu przeczesał dłonią włosy, przez co tym razem omal nie dostała gęsiej skórki. – Kiedyś czytałem trochę na temat flirtu. To było dość dawno, ale pewne rzeczy pamiętam do tej pory. Ta wiedza przydaje się nie tylko na randkach, ale też w pracy. Pomaga wywierać na ludziach takie wrażenie, jakie chcemy osiągnąć. – Taka trochę manipulacja? – Nie, tak bym tego nie nazwał. Powiedziałbym raczej, że po prostu znam pewne tajniki autoprezentacji – powiedział, a ona zorientowała się nagle, że nie wiedzieć kiedy przysunął się do niej bliżej i aż zaschło jej w gardle. Przez tę rozmowę o mowie ciała od razu zaczęła się zastanawiać, co to może oznaczać. Czyżby chciał jej w ten sposób przekazać, że jest zainteresowany oraz pragnie fizycznego kontaktu? A może zrobił to tylko na potrzeby ich lekcji i zaraz zapyta ją, czy to dostrzegła? Nerwowo przełknęła ślinę. Przez chwilę przyglądali się sobie w milczeniu. Julia nie miała na razie odwagi, by wykonać kolejny krok, zresztą nie wiedziała, czy on tego chciał, więc po chwili spuściła wzrok. Maks wtedy nieznacznie się cofnął. Julia sądziła, że atmosfera stanie się nagle niezręczna, ale szybko zrozumiała, że była w błędzie. Maks jak gdyby nigdy nic zaczął zdradzać jej kolejne tajniki randkowania, przez co po chwili znowu poczuła się dobrze i swobodnie. Zjadła kolejne rolki sushi, a gdy nic nie zostało, Maks zaproponował jej wino i przesiedli się na kanapę. – Tutaj nam będzie wygodniej – powiedział i przyniósł kieliszki. – Co powiesz na wino półsłodkie? Podobno do sushi najlepiej pasuje wytrawne, ale ty chyba za nim nie przepadasz.

– To prawda. Zdecydowanie wolę półsłodkie. – Białe? – Może być białe. Maks ponownie podszedł do aneksu kuchennego i odkorkował wybraną butelkę. Potem wrócił do Julii i napełnił kieliszki. Jeden z nich podał dziewczynie. – Na zdrowie. – Dziękuję. – Złapała za nóżkę, po czym upiła pierwszy łyk. Wino było pyszne, ale wcale jej to nie zaskoczyło. Już od dawna wiedziała, że Maks ma sporą wiedzę w tej dziedzinie. Gdy Ola organizowała u siebie przyjęcia, zwykle to on był odpowiedzialny za alkohol i jeszcze nigdy nie zawiódł. Wręcz przeciwnie, wybrane przez niego trunki zawsze spotykały się z komplementami gości. Julia sama często zapisywała ich nazwy, bo tak jej smakowały. Delikatny smak wina rozszedł się po jej podniebieniu i chociaż nie było możliwe, żeby alkohol tak szybko uderzył jej do głowy, poczuła, jak rozluźnia się jeszcze bardziej. Maks zgasił główne światło i zostawił tylko lampę przy kanapie, a z głośników pod ścianą nadal płynęła cicha, odprężająca muzyka. Musiała przyznać, że wiedział, jak zadbać o klimat na spotkaniu z kobietą. Aż pożałowała, że nie słuchała mamy i Oli wcześniej i umówiła się z nim dopiero tak późno. Usiadł obok niej, ale nie za blisko. Zapatrzył się w półmrok i powoli dopijał wino. Poza muzyką nie dobiegał do ich uszu żaden dźwięk, hałas ani szum uliczny. Julia naprawdę już dawno nie czuła się tak spokojnie i błogo. Nagle zauważyła też, że przez szyby sączy się do pokoju światło księżyca. Czy ten wieczór mógł być lepszy? Maks popijał wino i zaczął opowiadać o pracy. Jego opowieść nie miała dziś jednak służbowego charakteru, który panował w ich rozmowach ostatnio. Mówił o tym, ile czasu poświęcił na przygotowanie prezentacji na jubileusz i napomknął o historii firmy. Julia słuchała go szczerze zainteresowana, co i rusz unosząc do ust kieliszek, ale w pewnym momencie uświadomiła sobie, że spijałaby słowa z ust Maksa, nawet gdyby opowiadał jej o krystalizacji metali. Jego głos brzmiał tak seksownie i nisko… O raju! Chyba traciła głowę dla tego faceta! Żeby o tym nie myśleć napiła się wina i skoncentrowała się na tym, co mówi

Maks. Nadal opowiadał jej ciekawostki, ale co jakiś czas zerkał na nią i zadawał jej pytanie, żeby wciągnąć ją w rozmowę. Julia odpowiadała mu żywo, a po kilku minutach odniosła wrażenie, że się do niej przysunął. Dwa razy nie mogło mi się wydawać, pomyślała. Zerknęła na Maksa. Mężczyzna chyba musiał wyczytać z jej oczu to niewyartykułowane pytanie, bo jakby na potwierdzenie tych słów, przysunął się jeszcze bardziej i odstawił kieliszek na stół. Potem ujął jej rękę i zaczął delikatnie ją głaskać, a jego dotyk był tak przyjemny, że Julii zakręciło się w głowie. Żeby nie rozlać wina, też postawiła swój kieliszek na blacie, a potem popatrzyła na Maksa. Chyba chciała go zapytać, co to wszystko ma znaczyć, ale nie dał jej szansy. Niespodziewanie, chociaż powoli, zbliżył się do niej tak, że znaleźli się nagle twarzą w twarz. Zaskoczona otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wtedy Maks ujął jej podbródek i pocałował ją miękko. Jego usta były ciepłe, a pocałunek zarówno delikatny, jak i zdecydowany. Szybko uzmysłowiła sobie, że chyba żaden mężczyzna nie całował jej tak cudownie. – Ja… – wyszeptała cicho, gdy się od niej odsunął, ale on tylko uśmiechnął się lekko i znowu ją pocałował. Tym razem nieco mocniej i bardziej zaborczo. – Mam tylko nadzieję, że to nie jest kolejny element lekcji – powiedziała, gdy oderwał się od jej ust. Po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu i odgarnął jej włosy za ucho. – Nie – powiedział ochrypłym z emocji głosem, a po jej ciele przeszedł prąd. – Czas skończyć tę dziecinadę. Chcę cię pocałować już od tak dawna, że nawet nie zliczę tych wszystkich lat. I proszę cię, nie każ mi czekać ani chwili, żebym mógł to zrobić po raz kolejny… – dodał, po czym położył ją na kanapie.



Rozdział 32 Gdy nazajutrz rano Ola zadzwoniła do Maksa, żeby zaprosić go na kolację, ten wcale się nie zdziwił. Dobrze wiedział, że będzie chciała od niego wyciągnąć opowieść o tym, jak było podczas randki z Julią, chociaż podejrzewał, że znała już wersję wydarzeń od przyjaciółki. Obie były dość niecierpliwe, więc pewnie gdy odwiózł Julię do domu, trajkotały przez telefon do rana. Uśmiechnął się w duchu. To by oznaczało, że Julii naprawdę zaczęło na nim zależeć. Gdyby było inaczej, to nie czułaby potrzeby, żeby o tym rozmawiać. W tej sytuacji mógł być absolutnie spokojny. Chociaż podchody Oli wydawały mu się śmieszne, postanowił po pracy do niej pojechać. Przed wyjściem porozmawiał jeszcze z Marzeną, która zaczepiła go, gdy już miał wychodzić. – Znajdziesz chwilę, żeby do mnie zajrzeć? – zagadnęła go w korytarzu. Maks pokiwał głową i poszli do jej gabinetu. – Coś się stało? – zapytał, gdy tylko zamknęli ze sobą drzwi. – I tak, i nie – odparła Marzena enigmatycznie. – Chodzi o te nasze zdjęcia, o których ostatnio rozmawialiśmy… – Jednak rezygnujesz z tego pomysłu? – Nie, ale chyba musimy przełożyć termin naszej sesji. Dzwoniła do mnie mama, mój tata gorzej się czuje. Chcę pojechać do nich w weekend. Znajdziesz dla mnie czas tydzień później? Możemy po prostu wyskoczyć gdzieś na kawę i wtedy zrobić zdjęcie. – Jasne, nie ma problemu. Mam nadzieję, że z twoim ojcem to nic poważnego. – Ja też mam taką nadzieję. Pogawędzili jeszcze chwilę o pracy i każde poszło w swoim kierunku. Maks opuścił budynek firmy i kuląc się przed śniegiem i wiatrem, podbiegł do auta. Od rana padało, a wpadające mu za kołnierz kurtki płatki śniegu tylko

potęgowały uczucie zimna. Przeklęta zima! Wsiadł do auta i czym prędzej włączył ogrzewanie. Jedyne, co go pocieszało, to że nie musiał iść na przystanek i czekać na autobus, tak jak za dawnych lat. Zdecydowanie nie był zimnolubny. Właściwie to nie pogardziłby teraz wczasami w jakimś ciepłym kraju. Wyobrażając sobie, jak leży pod palmami i sączy drinka z kokosa, dojechał do Oli. Zaparkował przed bramą, przywitał się z Przysmakiem, który hasał po podwórku, a potem wszedł do domu. – Jest tu ktoś? – zawołał od progu, chociaż wszystko wskazywało na to, że Ola przebywa w domu. Po chwili w drzwiach od kuchni pojawiła się jego siostra. – Oczywiście, że jestem. – Popatrzyła na niego wymownie. – Gotowałam. Nie chciałam ci serwować odgrzewanego obiadu. – Odgrzewanym też bym nie pogardził. – Wiem, ale mimo wszystko postanowiłam tego nie robić. Zdejmij buty i chodź do środka. Mięso już powinno być dobre. – Co takiego przygotowałaś? – Kupiłam ostatnio perliczkę, upiekłam ją z warzywami. Może to nic wymyślnego, ale mam nadzieję, że będzie ci smakowała. – Nie mam co do tego wątpliwości – wymamrotał Maks, po czym postawił buty pod ścianą i ruszył za Olą do kuchni. – Ładnie pachnie. – Zachowaj komplementy dla Julii. Zamiast prawić je siostrze, lepiej idź umyj ręce. – Tak jest, szeryfie. Ale może najpierw w czymś ci pomóc? – Ty? Pomóc mi? W kuchni? – Ola znowu uraczyła go wymownym spojrzeniem. – Nie rozśmieszaj mnie, Maks. – Przecież już raz kiedyś gotowaliśmy. I to na wizji. – To było dawno, zresztą czego nie robi się dla przyciągnięcia nowych odbiorców. Nie stój tak, idź umyj te ręce. Perliczka jest już gotowa, zaraz będę nakładać. Maks mruknął pod nosem, że nie lubi słuchać rozkazów, ale Ola zignorowała jego buczenie, więc posłusznie poszedł do łazienki. Gdy wrócił, na stole czekał już na niego apetycznie wyglądający talerz, a na nim warzywa i mięso. – No, no. – Odsunął sobie krzesło. – Takim obiadem nie pogardziłby nawet

koneser. – Lepiej mów, jak udała ci się wczorajsza randka. – Olka wolała przejść do tematu, który interesował ją bardziej. – Julia mówiła mi, że było cudownie. I zapewniam, że dosłownie tak to ujęła. – Skoro wiesz, to dlaczego pytasz? – Bo chcę poznać twoją perspektywę, głupku. A niby dlaczego cię tu zaprosiłam? Maks roześmiał się głośno. – Mogłabyś przynajmniej stwarzać pozory, że się za mną stęskniłaś. – Nie widzę w tym sensu, zresztą doskonale znasz powód tego zaproszenia. No, ale teraz opowiadaj, jak było. – Ola sięgnęła po sztućce. – Julia mówiła, że się całowaliście. – Boże… Czy ty znasz takie słowa jak dyskrecja i takt? – Znam, ale w relacji między rodzeństwem one nie obowiązują. A przynajmniej nie między nami. To co, pocałowałeś ją, tak? Maks wywrócił oczami. – Na to wygląda. – A tak się zarzekałeś, że będzie teraz musiała o ciebie zabiegać, żeby doczekać się miłych gestów z twojej strony. Jesteś troszeczkę niekonsekwentny, braciszku. – Wiesz, jak to mówią, zasady są po to, żeby je łamać. Ola zaśmiała się, słysząc te słowa. – Po prostu przyznaj, że mięczak z ciebie. – Mięczak? Nigdy tak o sobie nie powiem. Ale to, że mam słabość do Julii, to już zupełnie inna sprawa. – Może nie najlepiej to zabrzmi, ale w tym wypadku cieszę się z twojej słabości. – Lepsze to niż alkohol czy hazard, co nie? – Bezapelacyjnie. I naprawdę nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa, że się do siebie w końcu zbliżyliście. Bałam się, że posiwieję, zanim do tego dojdzie. Maks udał, że przygląda się jej włosom, za co trzepnęła go żartobliwie w ramię. – Może jestem starsza, ale jeszcze nie stara. – Wiem, wiem. Tak się tylko droczę.

– To co, kiedy kolejna randka? – Ola nabiła na widelec kawałek perliczki. – Właściwie to jeszcze nie wiem. Może wyskoczymy gdzieś w weekend. – Pamiętaj, że Julia jeszcze studiuje. – Zabrzmiałaś teraz jak jej matka. – Po prostu troszczę się o nią, nie chciałabym, żeby narobiła sobie zaległości na uczelni. To moja przyjaciółka. – Rozumiem, ale przypominam ci, że Julia jest dorosła. Chyba nie musisz jej niańczyć, prawda? Może zaraz zechcesz pojechać z nami na randkę jako przyzwoitka? – Oj, nie obruszaj się, nie miałam zamiaru cię urazić. A na randkę rzeczywiście możemy kiedyś wybrać się razem, ale na podwójną. Gdy Przemek skończy pisać książkę, to pewnie chętnie da się na coś takiego namówić. – Czemu nie. Właściwie to nie znam za dobrze nowego szwagra. – Cudownie! Jestem pewna, że Julia również będzie zachwycona. – Nie wątpię. – Maks wyobraził sobie, jak zamiast rozmawiać z nim, jego nowa dziewczyna trajkocze przez półtorej godziny z jego siostrą. Zaraz, zaraz! – zatrzymał się na tej myśli. Czy on nazwał ją właśnie dziewczyną? Nie był pewien, czy powinien tak się rozpędzać. W końcu jeszcze nic sobie nie obiecali. Ale nie byli już przecież nastolatkami, którzy z drżeniem w głosie musieli deklarować, że chcą ze sobą chodzić. Czy to, co wczoraj zaszło między nimi, nie było swoistą deklaracją? Chyba powinien zapytać Julię, jak ona to wszystko postrzega. – Uraziłam cię czymś? – zapytała go Ola, kiedy myślał o tym i milczał. – Nie, skąd. – Popatrzył na nią, jakby właśnie ocknął się ze snu, a potem wrócił do jedzenia perliczki. – Stałeś się nagle jakiś nieobecny. – Po prostu się zamyśliłem. – Nad czym? Nad tą naszą podwójną randką? Wiesz, jeżeli to jakiś problem, to oczywiście nie będę naciskać. Po prostu ten pomysł wydał mi się ciekawy. – Nie o to chodzi, nieważne. Lepiej powiedz mi, co Julia ci wczoraj o mnie mówiła. Była zadowolona z naszego spotkania? Kupiłem sushi, tak jak sugerowałaś. Nawet zadbałem o świeczki. – Oj, Maksiu… Przecież kobiety nie rozmawiają po randce o tym, co jadły. – Sugerujesz, że niepotrzebnie się wykosztowałem?

– O borze szumiący, czy ty musisz być takim sknerą? – Ola spiorunowała go wzrokiem. – Całowałeś się z Julią? Całowałeś. Jest zadowolona z waszego spotkania? Jest. To chyba oznacza, że inwestycja się udała, prawda? – Przecież żartowałem. – Maks uśmiechnął się na widok jej miny. – Dobrze wiem, że należy dbać o kobietę. Możesz być o to spokojna. – Mam nadzieję – mruknęła Ola, po czym zaczęli rozmawiać na inne tematy. Ola opowiedziała mu o swoim nowym cyklu filmików na bloga, a potem pogadali o tym, co słychać o rodziców. Maks nawet nie udawał, że był zadowolony z tej zmiany. W przeciwieństwie do Julii i Oli nie lubił zbyt wiele mówić o swoich uczuciach. A już na pewno nie zamierzał relacjonować siostrze przebiegu całego wczorajszego spotkania, na co najprawdopodobniej liczyła, zapraszając go tutaj. Jego zdaniem pewne rzeczy należało zachować dla siebie i to był właśnie jeden z takich przypadków. Nie widział potrzeby opowiadania na prawo i lewo o swoim życiu intymnym.



Rozdział 33 Tego popołudnia Julia nadal siedziała w pracy. Miała skończyć o piętnastej, ale jej zmienniczce coś wypadło i szefowa poprosiła, żeby Julka została trochę dłużej. – Jasne, nie sprawy – odparła, ponieważ i tak nie spieszyło jej się do domu. Miała dzisiaj w planach jedynie przeczytanie materiału na sobotnie zajęcia, ale prawdę mówiąc, nie sądziła, żeby była w stanie to zrobić. Od spotkania z Maksem na niczym nie potrafiła dłużej skupić uwagi. Bez przerwy powracały do niej wspomnienia, które przyprawiały ją o szybsze bicie serca. I ten smak jego ust… Kolejny raz tego dnia rozpromieniła się na myśl o tym. To zaskakujące, jak niewiele potrzeba, żeby problemy zniknęły, pomyślała. Ludzie szukają szczęścia daleko, a ono zazwyczaj jest bliżej, niż sądzą. Przecież mogłaby w nieskończoność szukać swojego księcia, ignorując Maksa. A wystarczyło tylko posłuchać kilku rad i spojrzeć na niego inaczej. Zmienić swoje nastawienie. Odetchnęła głęboko i poszła sobie zaparzyć herbatę. Co prawda rano omal nie oblała się wrzątkiem, bo ogarnęło ją nagle wspomnienie wczorajszego wieczoru, ale miała nadzieję, że to się nie powtórzy. Dzięki Bogu, była to jedyna wpadka, którą dziś zaliczyła. Zmiana w pracy należała do spokojniejszych, nie musiała się martwić, że coś pomyli, niechcący skasuje albo zrobi źle. Klienci właściwie nie przysparzali problemów poza tym chłopakiem, który wczoraj opowiadał jej o swoich zaręczynach. Chociaż może źle to określiła, bo problemem był… brak tego chłopaka. Od wyjścia wczoraj wieczorem nie pojawił się w hotelu i nie wymeldował się, więc automatycznie musiała przedłużyć jego pobyt. Zwykle nie interesowała się życiem klientów, ale jego historia była naprawdę intrygująca. Zastanawiała się,

dlaczego nie wrócił. Z tego, co pamiętała, wspominał, że chce po zaręczynach przywieźć swoją dziewczynę do hotelu i spędzić z nią upojną noc. Czyżby ukochana go odrzuciła, skoro tego nie zrobił? To byłoby nawet prawdopodobne, gdyby wziąć pod uwagę, że chciała go zostawić. Może biedny chłopaczyna poszedł gdzieś zapijać smutki i zgubił drogę do hotelu? A może wręcz przeciwnie – postanowili jednak świętować z ukochaną gdzieś indziej? Zastanawiała się nad tym, parząc sobie kawę, ale jej myśli szybko wróciły do Maksa. Chociaż to zabawne, zdążyła się za nim stęsknić. Miała nadzieję, że odezwie się rano i wymienią kilka wiadomości, ale tylko Ola przysłała jej SMSa z pytaniem, czy udało jej się zasnąć tej nocy. W końcu nie wytrzymała i około siedemnastej sama do niego napisała. Może to przeczyło zasadzie trzech dni, w myśl której warto potrzymać partnera trochę w niepewności, ale na pewno przyniosło jej ukojenie. Maks odpisał: Nie wiem, czy uwierzysz, ale właśnie myślałem o tobie – przeczytała na ekranie i na jej usta wypłynął szeroki uśmiech. Nie spodziewała się po nim takiej wylewności, więc tym bardziej było to miłe wyznanie. To chyba ściągnęliśmy się myślami. Dokładnie tak. – Dodał uśmiechniętą emotikonę. – Co robisz? Jestem jeszcze w pracy, musiałam dłużej zostać. A ty? Zaraz wychodzę od Oli i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać. Czemu nie. – Julia spojrzała na zegar. – Za pół godziny powinna być moja zmienniczka. Nie masz innych planów na wieczór? Nie chciałbym ci przeszkadzać. Zawsze możemy spotkać się innego dnia. Miałam się pouczyć, ale to nic pilnego – odpowiedziała w kolejnej wiadomości, chociaż w rzeczywistości materiał był ważny. Gdyby jednak miała postawić na szali spotkanie z Maksem i naukę, wybór był oczywisty. Przynajmniej w tym momencie. W takim razie podjadę po ciebie. Będę za pół godziny. Super! Czekam – wystukała, po czym odłożyła telefon. Zdążyła wrócić do pracy, ale chwilę później wszedł do hotelu chłopak, o którym rano myślała, więc oderwała się od komputera. – Dzień dobry. – Wstała i posłała mu uśmiech.

– O, znów pani! – ucieszył się na jej widok i podszedł do recepcji. – Dzień dobry. – Dobrze pana widzieć. Prawdę mówiąc, już się trochę martwiłam. – Niepotrzebnie. Jestem uczciwy. Kiedyś w końcu wróciłbym uregulować rachunek. – Nie chciałam pana urazić, nie to miałam na myśli. Po prostu wspominał pan, że planuje wrócić tutaj wieczorem… Myślałam, że stało się coś złego. – Uspokoję panią. Nawet gdy mam kłopoty, to zawsze spadam na cztery łapy. Jak kot. – Pewnie dobrze mieć w życiu takie szczęście. – Nie narzekam. – Zaręczyny udane? – Julia zmieniła temat. – Jest czego panu gratulować? – Można tak powiedzieć. Julia zmarszczyła brwi. – Spokojnie, moja dziewczyna powiedziała „tak”. – Chłopak w mig odczytał jej niewyartykułowane pytanie. – Szkoda tylko, że nic nie wyszło potem z naszego wspólnego wieczoru. – Miała inne plany? – Gorzej. Do akcji wkroczyła policja i skończyłem na izbie wytrzeźwień. Wypuścili mnie dopiero niedawno. Julia nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. – Oskarżyli mnie przy tym o zakłócanie porządku publicznego, wyobraża sobie pani? – mówił dalej chłopak. – A to wszystko przez ten cholerny pierścionek. Z początku wszystko szło idealnie. Narzeczona była zachwycona, słuchając moich komplementów, kumpel puścił na rzekę pierścionek, ja dostrzegłem go i sięgnąłem po wędkę, ale… No właśnie, wszystko przez tę cholerną wędkę. – Zmienił nagle ton głosu. – Ojciec zapewniał mnie, że będzie w sam raz, ale okazała się za krótka. Pierścionek płynął, ukochana na niego czekała, więc co miałem zrobić? Zacząłem schodzić pod most, krzycząc do niej, że wszystko będzie dobrze. – Ależ z pana bohater! – Prawda? Mnie też się to zdawało romantyczne. Na moje nieszczęście ktoś z przechodniów miał jednak inne zdanie w tej kwestii i zadzwonił na policję. Nawet się nie zorientowałem, gdy przyjechał patrol i mnie zgarnęli. Zamiast

spędzić więc wieczór z dziewczyną, spędziłem go w izbie wytrzeźwień, a pierścionek… Cholera wie, gdzie on teraz jest. Będę musiał kupić nowy, ale na pewno nie uda mi się znaleźć już takiego pięknego. Poza tym wydałem na tamten większość swoich oszczędności. Nie wiem, czy narzeczona będzie zadowolona. – Bardzo mi przykro. – Mnie też, no ale przynajmniej zapamięta ten wieczór do końca życia, prawda? – Chłopak błysnął zębami, po czym odepchnął się lekko rękami od kontuaru. – Miło się z panią rozmawia, ale muszę pójść w końcu spakować swoje rzeczy. Już i tak pewnie zapłacę za ten pobyt znacznie więcej, niż planowałem. – Musieliśmy doliczyć panu kolejną dobę. – Nie szkodzi, za porywy miłości się płaci. – Chłopak posłał jej uśmiech, po czym ruszył ku windzie. Julia odprowadziła go wzrokiem, nie mogąc wyzbyć się myśli, że oto usłyszała naprawdę wyjątkową historię.



Rozdział 34 Maks tym razem zabrał Julię na obiad do jednej ze swoich ulubionych restauracji w mieście. Podejrzewał, że dziewczyna będzie głodna po pracy, więc zarezerwował stolik. I wyglądało na to, że podjął słuszną decyzję, bo Julii zaburczało w brzuchu, jeszcze zanim wyszli z hotelu. – Przepraszam. – Spojrzała na niego zawstydzona. – Nie przewidziałam rano tego, że będę musiała zostać dłużej w pracy, i nie wzięłam wystarczająco dużo jedzenia. – Nic nie szkodzi. – Posłał jej uśmiech. – Zaraz temu zaradzimy. Kilkanaście minut później dotarli na miejsce. Maks otworzył przed Julią drzwi i weszli do środka. Lokal był urządzony w industrialnym stylu, a w powietrzu unosił się zapach aromatycznych potraw. Kelner zaprowadził ich do zarezerwowanego stolika, którego lokalizacja obojgu przypadła do gustu. Znajdował się na metalowo-drewnianej antresoli tuż przy dużym oknie. Za szybą rozpościerał się przepiękny widok na miasto, który od razu oczarował oboje. – Nie wiedziałam, że okolica wygląda tak malowniczo – powiedziała Julia, wodząc wzrokiem po kamienicach, chodnikach i drzewach. – Ktoś miał naprawdę nosa, otwierając lokal w tym miejscu. – O tak. To faktycznie świetna lokalizacja. Myślę, że sam ten widok przyciąga wielu klientów. – Jest naprawdę magiczny – zachwycała się Julia, ale Maks zamiast pięknych widoków za oknem wolał podziwiać ją. O niewielu kobietach myślał w ten sposób, lecz ona nawet po kilkunastu godzinach w pracy wydawała mu się olśniewająca. Jej skóra, włosy, uśmiech… To wszystko było wręcz idealne. A do tego jej tęczówki tak cudownie mieniły się w świetle lampy, która wisiała nad stołem. Mógłby wpatrywać się w nie już do końca życia. A nawet i dłużej.

Porozmawiali jeszcze chwilę o restauracji, a potem kelner przyniósł im karty dań i po kilku minutach złożyli zamówienie. Maks namówił Julię, żeby skusiła się na przystawkę przed daniem głównym, bo nie czuł się dobrze z myślą, że siedzi głodna. Co prawda wzbraniała się, mówiąc, że nie chciałaby utyć, ale zbył to śmiechem i po chwili zamówili karczochy. Kelner przyniósł je im dość szybko i od razu zabrali się do jedzenia. – Pyszne – pochwaliła Julia. – Tylko raz w życiu jadłam karczochy i nie były zbyt dobre. – Mnie też smakują. Chyba dlatego zamawiam je prawie za każdym razem, kiedy tu jestem. – Jak znalazłeś to miejsce? – Koleżanka z pracy zorganizowała tutaj kiedyś imprezę firmową dla naszego działu. Dostaliśmy jakąś nagrodę czy coś w tym rodzaju, już nie pamiętam. Ale ten lokal tak zapadł mi w pamięć, że wpadam tu raz na jakiś czas. – Gdy Ola nie zaprosi cię na obiad? – Julia spojrzała na niego wymownie. – Tak, wtedy też – roześmiał się, po czym oboje na chwilę zamilkli. Nie wiedział, nad czym zamyśliła się Julia, ale uderzyło go nagle, że chyba jeszcze nigdy nie był na randce z osobą, którą tak dobrze znał. Julia była obecna w jego życiu od tak dawna, że nie wyobrażał sobie, że miałoby jej nagle zabraknąć. Znał jej historię, rodzinę i wiedział, jakie przeżywa aktualnie problemy. Wiele razy słyszał od Oli o jej byłych partnerach i czasami miał ochotę obić im twarze po tym, jak źle ją potraktowali. A że nocowała czasami u nich w rodzinnym domu, wiedział nawet, jakie są jej ulubione piżamy. I zupełnie nie przeszkadzało mu, że nie jest to seksowna satynowa koszula, ale bawełniana bluzka oraz spodenki. Wbrew pozorom to wszystko wiele ułatwiało. Znając ją tak dobrze, wiedział, jakie tematy może bezpiecznie poruszać i jakie omijać, bo mogą otwierać rany z przeszłości. Mógł też lepiej rozumieć jej zachowania i być bardziej empatyczny. Wielu kobiet nie potrafił rozgryźć, ale z niej mógł czytać jak z otwartej karty. I chociaż często słyszał od znajomych, że nie warto umawiać się z przyjaciółką, wcale nie uważał, żeby popełniał błąd. Wręcz przeciwnie, ta sytuacja miała dla niego więcej zalet niż wad. Julia też chyba o tym myślała, bo po chwili milczenia poruszyła ten temat. – Wiesz, jeszcze nigdy nie czułam się tak swobodnie na randce. Zawsze przed

takimi spotkaniami stresowałam się, chciałam wypaść jak najlepiej i czułam się w obowiązku pokazać, jak interesujące mam życie. Przy tobie… – Popatrzyła mu w oczy. – Przy tobie tego nie muszę i to jest cudowne. Maks poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa rozchodzi się dreszcz. – Możesz mi nie uwierzyć, ale właśnie o tym samym myślałem. Spotkania z tobą są takie naturalne i swobodne. Nie muszę się wysilać, żeby przypomnieć sobie kolejną śmieszną historię albo błyskotliwy żart. To naprawdę cudowne uczucie. – No i nie musisz bez końca się zastanawiać, czy ta druga osoba nie udaje kogoś, kim nie jest – dodała Julia. – W przeszłości bywałam tak nieufna wobec niektórych facetów, że momentami popadałam w paranoję. – Oboje czujemy się w tej relacji bezpiecznie – powiedział Maks, ale w oczach Julii pojawił się cień niepewności. – Nie czujesz się tak? Julia spuściła wzrok. – Nie chciałabym cię urazić, ale znajomość twojej przeszłości ma też pewne wady. Maks odetchnął głęboko i położył sztućce na talerz. – Boisz się, że cię zostawię – bardziej stwierdził, niż spytał. Nie spodziewał się, że tak szybko poruszą ten temat, ale skoro już wypłynął, postanowił wyjaśnić jej pewne rzeczy. Julia nie zaprzeczyła. – Znam twoją przeszłość. – To prawda. Ale w takim razie powinnaś też wiedzieć, że jestem w tobie zakochany, odkąd pamiętam. Masz rację, spotykałem się z wieloma dziewczynami i mnóstwo z nich źle potraktowałem, czego szczerze żałuję. Wiem jednak, że randki z nimi były tylko próbami zagłuszenia miłości – zdobył się na szczerość, co nie przyszło mu łatwo. – Na początku chciałem tylko, żebyś miała mnie za atrakcyjnego kolesia, który podoba się dziewczynom. Ale potem… Chyba się zagalopowałem. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że to była zła droga. Julia popatrzyła na niego, wyraźnie zdziwiona tym szczerym wyznaniem. – Wow… – powiedziała po chwili. – Nie sądziłam, że umiesz mówić w taki sposób o swoich uczuciach. – Po prostu chciałem wytłumaczyć ci pewne rzeczy i zapewnić, że nie masz

się czego obawiać. Chcę być z tobą i mam nadzieje, że ty również pragniesz się ze mną związać. Prawdę mówiąc, nie zakładam nawet innej opcji. Julia uśmiechnęła się lekko. – Pytasz teraz, czy zostanę twoją dziewczyną? – Jeżeli potrzebujesz oficjalnej deklaracji… Słysząc te słowa, uniosła kąciki ust jeszcze wyżej. – Z największą przyjemnością. – To dobrze, bo jak już wspomniałem, po tym co zaszło między nami wczoraj, nie widziałem innej możliwości. – Chodzi ci o to, że się całowaliśmy? Maks się roześmiał. – Dokładnie. Chyba ciężko byłoby teraz wrócić do etapu przyjaźni, nie sądzisz? – Też tak uważam. To jest właśnie największy minus tworzenia związku z bliską osobą. W przypadku rozstania traci się nie tylko partnera, ale i przyjaciela. – W takim razie dobrze, że nas to nie dotyczy. Julia spojrzała na niego pytająco. – No chyba nie zamierzamy się rozstawać? – zapytał, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Miał przy tym nadzieję, że te słowa trochę ją uspokoją. – Ja raczej tego nie planuję – odparła nad podziw spokojnie. – Co to by był za związek, gdybym z góry zakładała, że się rozejdziemy? – Właśnie. Byłby bez sensu – przytaknął jej Maks. – No, chyba że nagle zacząłbyś mnie zdradzać, bić albo nadużywać alkoholu. – Popatrzyła na niego wymownie. – To groźba? – Nie. Raczej sugestia, żebyś tego nie robił. Maks uniósł brwi. – Proszę, proszę… Nasza druga randka, a ty już stawiasz mi jakieś wymogi? Julia wzruszyła ramionami. – Ty też możesz. Oczywiście, jeżeli chcesz. Zastanowił się nad tym. – Właściwie to mógłbym coś zasugerować.

– Zamieniam się w słuch. – Ty w tym związku gotujesz. Znamy się już tak długo, że doskonale wiesz, jak rozłożyły się geny w mojej rodzinie. Olka ma aż nadto talentu do gotowania, a jestem… Cóż, ja jestem kulinarnym zerem. Julia parsknęła śmiechem. – Delikatnie mówiąc. – Nie śmiej się ze mnie! – Wybacz, ale czasami nie mogę się powstrzymać. Coś mi się przypomniało. – Co takiego? – Ola opowiadała mi ostatnio, jak gotowała u ciebie rosół. Czy ty naprawdę trzymałeś w garnku skarpetki? Maks położył ręce na stole. – Nie wierzę, że ci to powiedziała! Jak ona mogła! – Pamiętaj, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. – Wiem i chyba dlatego trochę się boję. – Myślisz, że Ola stanie po mojej stronie, gdy się posprzeczamy? – Nie. Raczej chodzi mi o to, że o pewnych rzeczach będzie wiedziała wcześniej niż ja. Niepokoję się trochę o swoją prywatność. O to, że Ola pozna wszystkie intymne szczegóły naszego związku. – Nie przesadzaj. – Julia spojrzała na niego wymownie. – Może i mówię jej o wielu rzeczach, ale wiem, co należy zachować dla siebie. To dla mnie oczywiste, że pewne sprawy powinny zostać między partnerami. – Uff. – Maks teatralnie odetchnął z ulgą. – W takim razie kamień spadł mi z serca. Julia wywróciła oczami, ale nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo kelner przyniósł im główne danie. – Dziękujemy – powiedział Maks. – Smacznego. – Mężczyzna posłał im uśmiech i oddalił się. – To na czym skończyliśmy? – Maks sięgnął po sztućce. – Chyba na tym, że związek z przyjacielem może być tak samo udany, jak i trudny. – A ty masz obawy? – Poza tym, że zostawisz mnie dla ładniejszej i szczuplejszej panienki, to prawie żadnych.

– Oj, Julka, Julka… – Maks pokręcił głową. – Chyba będziemy musieli trochę popracować nad twoim poczuciem własnej wartości. – Właściwie to by mi nie zaszkodziło. – Widzę. A tak zbaczając nieco z tematu… – Spojrzał jej w oczy. – Jakie masz plany na weekend? – W większości zajęcia na uczelni. – Cholerka. Zapomniałem, że jeszcze studiujesz. – Czy to jakiś problem? – Nie, absolutnie. Po prostu zamiast robić sobie całodniowe wypady za miasto, będziemy spotykać się wieczorami. – Wiesz, jesteś bardziej ugodowy, niż sądziłam. – Miło to słyszeć. A co robisz w Boże Narodzenie? Święta zbliżają się wielkimi krokami. Wracasz do rodziców? – Tak. Na razie nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. – A praca? – Zawsze dzielimy się z dziewczynami w hotelu zmianami tak, żeby połowa miała wolne święta, a połowa kilka dni w okolicach sylwestra. – W takim razie rozumiem, że na huczną zabawę do białego rana nie mam co liczyć? – Wybacz. – Popatrzyła na niego przepraszająco. – Gdy dzieliłyśmy się zmianami, byłam singielką. Wolałam spędzić sylwestra w pracy, zamiast samotnie siedzieć w domu i płakać. – Daj spokój, Olka na pewno nie pozwoliłaby ci spędzać go samotnie. Niedawno wspominała coś o tym, że chciałaby urządzić domówkę. – Raczej będziesz musiał pójść sam. – Żartujesz sobie? Bez ciebie nigdzie się nie ruszam. No, przynajmniej dopóki się sobą nie nacieszymy. – Zamierzasz siedzieć w domu przed telewizorem i oglądać koncerty? Maks posłał jej uśmiech. – Myślałem raczej o fotelu na korytarzu znanego hotelu, ale jeżeli wolisz, żebym męczył cię telefonami… Julia nie kryła zdziwienia. – Naprawdę chciałbyś dotrzymać mi towarzystwa? Maks ujął jej rękę.

– Kochanie… – Popatrzył jej w oczy. – Zamierzam być przy tobie już zawsze. A na pewno wtedy, kiedy pozwolą nam na to czas i okoliczności.



Rozdział 35 Julia i Maks zacieśniali swoją relację. Na zmianę pracowali i spotykali się, chociaż nie zawsze łatwo było to zgrać. W sobotę wieczorem, kiedy ona była wolna, Maks miał spotkanie z klientem, a rano, kiedy on mógł się spotkać, Julia szła na zajęcia. Dopiero późnym wieczorem udało im się wyskoczyć na pizzę, ale nie spędzili w pizzerii zbyt dużo czasu, bo dziewczyna następnego dnia zaczynała wykłady jeszcze przed ósmą i chciała się wyspać. – Przepraszam, że tak to wygląda. – Popatrzyła mu w oczy, gdy odwiózł ją do domu. – Chciałabym poświęcić ci więcej czasu, ale nie mogę zawalić szkoły. – Nie tłumacz mi się. – Pocałował ją lekko, chociaż w głębi duszy czuł smutek. – Jutro też jest dzień, a ja nie mam żadnych planów na popołudnie. Dobrze zapamiętałem, że kończysz o szesnastej? – Tak. – W takim razie podjadę po ciebie na uczelnię i zabiorę cię na obiad. A potem, jeżeli będziesz miała ochotę, możemy wybrać się do kina. – Bardzo chętnie. Mam tylko nadzieję, że nie będę za bardzo zmęczona po zajęciach. Ostatnim razem, gdy poszłyśmy z Olą na seans w niedzielę, zasnęłam, zanim akcja filmu zdążyła się rozkręcić. – W takim razie jutro podejmiemy decyzję. Na razie to tylko luźna propozycja. Julia spojrzała na niego z wdzięcznością. – Dziękuję, że jesteś taki wyrozumiały. – Nie masz mi za co dziękować, bo to przecież nic takiego. – Wcale nie. Mógłbyś się upierać. – To uspokoję cię, że nie mam tego w zwyczaju. Może wyglądam na egoistę, ale liczę się z emocjami i nastrojami innych, zwłaszcza osób mi bliskich. – Rzeczywiście. – Julia udała, że mu się przygląda. – Trochę wyglądasz na egoistę.

W odpowiedzi Maks szturchnął ją w ramię. – Zołza. – Może i tak, ale twoja zołza – odparła rozbawiona, po czym pogawędzili jeszcze chwilę i pożegnali się, bo zrobiło się późno. Maks wrócił do siebie, Julia zaś zjadła kolację i poszła pod prysznic. Potem wzięła telefon do łóżka, podłączyła go do ładowarki i napisała jeszcze do Maksa, jak to miała ostatnio w zwyczaju. Dobranoc, śpij słodko. Ty też. Do jutra – odpisał. Pomimo zmęczenia długo nie mogła jednak zasnąć. Właściwie to ostatnio zdarzało jej się to co noc. Przekręcała się z boku na bok i bez końca liczyła barany. Tak bardzo nie mogła się doczekać tego wieczoru, kiedy pierwszy raz zaśnie obok Maksa… Jeszcze nie mieli okazji porozmawiać o wspólnym mieszkaniu. Chociaż Julia sądziła, że stanie się to dość szybko – w ich wieku i po tylu latach znajomości nie mieli na co czekać – była szczęśliwa, że Maks nie podejmował na razie tego tematu. Fantazjowała o nim co noc. Te ich spotkania, długie rozmowy, czułe pocałunki… To wszystko było tak nowe i dziwne, że czasami miała wrażenie, że śni. Wyrzucała sobie czasami w myślach, że tyle zwlekała z tą decyzją. Maks okazał się o wiele lepszym partnerem, niż sądziła. Był czuły, troskliwy, empatyczny… Zawsze potrafił ją rozśmieszyć, a jego spojrzenie czy dotyk sprawiały, że miękły jej nogi. Najchętniej nie rozstawałaby się z nim, żeby nadrobić stracony czas. Dorosłość nauczyła ją jednak, że stopienie się w jedno nie jest ani możliwe, ani najzdrowsze. Starała się więc znaleźć złoty środek między randkami, pracą oraz nauką. I jak na razie chyba całkiem nieźle jej to wychodziło, bo w piątek po południu zdołała nawet przeczytać materiał na zajęcia. Oczywiście Maks siedział w pobliżu. Sprawy pokomplikowały się dopiero w poniedziałek. Julia miała nocną zmianę w hotelu, co nieco rozregulowało ich wypracowany cykl spotkań. – Coś czuję, że nie będę lubił tych twoich wieczornych zmian – powiedział niepocieszony Maks, kiedy po obiedzie wpadli razem do jej mieszkania, żeby przed pracą mogła się przebrać. – Oj, Misiu… – Popatrzyła na niego łagodnie, po czym podeszła i pogłaskała

go po twarzy. – Ja też ich nie lubię, ale chyba nic nie możemy z tym zrobić. – Jak ja przeżyję jutro rano w pracy bez wiadomości od ciebie? Przecież będziesz spać. – Obiecuję, że zanim zasnę, napiszę do ciebie „dobranoc”. – Dobranoc? – roześmiał się. – Chyba „dzień dobry”. – Faktycznie. Przecież to będzie poranek. Maks objął ją i pocałował w szyję. – Będzie mi ciebie brakowało – zamruczał jej do ucha. – Żegnasz się ze mną tak, jakbyś miał nie widzieć mnie miesiąc. A ja przecież nigdzie nie wyjeżdżam. – Nic na to nie poradzę, że tak się do ciebie przywiązałem. – Zawsze możesz odwiedzić mnie w pracy. – Nie zdziw się, jeżeli to zrobię. – Ani mi się waż. – Odsunęła się nieco i popatrzyła na niego z wyrzutem. – Ja tylko żartowałam. Na drugi dzień będziesz musiał iść przecież do pracy. Chcesz przez cały dzień ziewać? – Dla ciebie warto by było się przemęczyć. Julia się roześmiała i przytuliła go mocno. – Jak to możliwe, że tak długo nie wiedziałam, jakim ty jesteś cudownym mężczyzną? – wyszeptała, wdychając jego zapach. Maks pogłaskał ją delikatnie po plecach, po czym pocałował w czoło. – Nie wiem. Najwidoczniej masz problemy ze wzrokiem – powiedział. Julia uśmiechnęła się w duchu. Coś w tym było, bo przecież zmieniła zdanie na jego temat niedługo po wizycie u okulisty. Wolała jednak nie mówić tego na głos, bo wiedziała, że Maks jest o nią zazdrosny. Jeszcze zdenerwowałaby go wzmianką o okuliście i poszedłby sobie, tak jak wtedy gdy posprzeczali się podczas kupna sukienki. Teraz na pewno przeżywałaby to o wiele bardziej. Naprawdę wolała tego uniknąć. Przytulali się jeszcze przez chwilę, ale w końcu dziewczyna poszła się przebrać i Maks odwiózł ją do pracy. Gdy dojeżdżali do hotelu, znowu okazał swoje niezadowolenie, że muszą się rozstać, ale udobruchała go, mówiąc, że jutro będą mogli spędzić razem całe popołudnie. – Obiecujesz? – Popatrzył na nią z nadzieją. Uśmiechnęła się lekko, widząc jego ufne, szczere oczy.

– Obiecuję, ale uprzedzam, że mam w weekend kolokwium i będę musiała się trochę pouczyć. – Nie szkodzi, mnie też czeka w tym tygodniu trochę pracy po godzinach. – Nic o tym nie wspominałeś. – Zaczynamy od stycznia kampanię promocyjną nowego projektu, a jeszcze nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. – Rozumiem. W takim razie nie będziemy sobie przeszkadzać. – Gdy wiem, że jesteś blisko, nic mi nie przeszkadza. – Maks dotknął jej ręki. Julia odgarnęła włosy za ucho. – Ty i te twoje komplementy. – Po prostu dbam o swoją kobietę, to źle? – Absolutnie nie. – Zresztą moje słowa są szczere – zapewnił. – Tak długo na ciebie czekałem, że naprawdę najchętniej nie wypuszczałbym cię z rąk. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek uda mi się tobą nasycić. Julia już miała wygłosić jakiś ironiczny komentarz, ale Maks był dla niej tak cudowny, że nie chciała mu sprawiać przykrości. Zamiast tego czule pogłaskała jego rękę. – Ja też nie wiem, czy kiedykolwiek nasycę się twoją bliskością – powiedziała. Dalszą część trasy przebyli w milczeniu. Julia uznała to za urocze. Podobało jej się, że umieli nie tylko rozmawiać, ale też milczeć w swoim towarzystwie. Zawsze uważała, że to świadczy o prawdziwym porozumieniu dusz i prawdziwej bliskości.



Rozdział 36 Gdy Maks odwiózł Julię do hotelu, zajrzał jeszcze do Oli. Co prawda najpierw planował wrócić do domu i obejrzeć jakiś film, ale uświadomił sobie, że od kilku dni był tak zaabsorbowany Julią, że nawet nie zadzwonił do siostry. Ola chyba też musiała odczuć tę zmianę, bo gdy tylko otworzyła mu drzwi, zrobiła groźną minę i skrzyżowała ręce na piersi. – Jest i brat marnotrawny. – Witaj, nabzdyczona siostro. Mogę wejść? – Tylko jeżeli za plecami trzymasz bukiet kwiatów na przeprosiny. Albo chociaż butelkę wina. – Co prawda nie mam ani jednego, ani drugiego, ale postaram się zrekompensować ci to wszystko moją czarującą osobowością. – Wejdź. Jest też Przemek. Ale już jedliśmy kolację – uprzedziła. – Wyjątkowo nie wprosiłem się na jedzenie. – To dobrze, bo przez to, że ostatnio tak rzadko się odzywasz, nie zasłużyłeś na kolację. – Kara jest surowa, ale postaram się znieść ją po męsku – Maks się uśmiechnął, po czym zdjął buty i kurtkę. Potem poszedł za Olą do salonu, gdzie na kanapie siedział Przemek. – Cześć. – Maks podszedł do niego i podał mu rękę. – Cześć. Jak miło, że wpadłeś. – W końcu – mruknęła Olka. Mężczyźni popatrzyli na nią wymownie, ale żaden nie odważył się skomentować jej słów. – Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem wam w romantycznym wieczorze? – Maks popatrzył na Przemka. – Nie, skąd. – Pisarz zrobił mu miejsce na kanapie i wskazał na leżącego na

stole laptopa. Maks dostrzegł też drugi komputer. – Przeglądałem właśnie plik po redakcji, a Olka pisała artykuł na bloga – wyjaśnił Przemek. – Praca wre – zaśmiał się Maks. – Szkoda tylko, że o tej porze. Tak właśnie wyglądają ostatnio nasze „romantyczne” wieczory. – Ja nie widzę przeszkody, żebyśmy poszli jutro na randkę – odezwała się Ola. – Jeżeli tylko sobie życzysz, kochanie. Ola obrzuciła ukochanego wymownym spojrzeniem, sugerującym, że nie do końca mu wierzy, po czym popatrzyła na Maksa. – Napijesz się czegoś? – Chętnie. – Kawa? Herbata? – Może być herbata. Piłem dziś już wystarczająco dużo kaw. – W tym układzie cofam swoje pytanie. Kofeina w nadmiarze szkodzi. – A co w tych czasach nie jest szkodliwe? Gdybym postanowił nagle być fit, to musiałbym filtrować nawet powietrze. – Święte słowa, święte słowa – przytaknął mu Przemek. Ola, mrucząc pod nosem „faceci…”, poszła do kuchni, żeby przygotować napój dla Maksa. – Julia w pracy? – zagadnął go tymczasem Przemek. – Tak. Ma dziś nocną zmianę. – Kiepska sprawa. – Czy ja wiem? Jutro dla odmiany ma wolne, więc pewnie spędzimy razem całe popołudnie. – A tak w ogóle to gratuluję. – Przemek wyciągnął do niego rękę. – Ostatnio rzadko się widujemy, więc nawet nie miałem jeszcze okazji pogratulować ci nowego związku. – Dzięki. – Maks podał mu rękę i uśmiechnął się lekko. – Nie żebym był typem wrażliwca, ale długo na to czekałem. – Wiem, wiem, Ola opowiadała mi waszą historię. – Mam nadzieję, że cię nie zanudziła. – Wręcz przeciwnie, jest naprawdę intrygująca. Gdybym pisał powieści dla

kobiet, pewnie zastanowiłbym się poważnie nad tym, czy jej nie opisać. – Na kryminał to raczej kiepski materiał. – Przynajmniej dopóki nikt nie zginie – stwierdziła Ola, wracając do pokoju z trzema kubkami herbaty. Mężczyźni głośno się roześmiali. – Wy tu chichoczecie, a ja wcale nie żartowałam. – Ola postawiła szklanki na stole. – Maks jest takim bałaganiarzem, że ja na miejscu Julii urwałabym mu głowę. I jestem pewna, że moja przyjaciółka kiedyś nie wytrzyma i w końcu to zrobi. Maks popatrzył na nią zdziwiony. – Najpierw nam kibicowałaś i mówiłaś, że jestem najlepszym facetem dla Julii, a teraz się czepiasz? – Ignoruj ją. To przez hormony – mruknął do niego Przemek. Na jego nieszczęście Ola to usłyszała. – Możesz zapomnieć o tym, że zostaniesz u mnie dziś na noc. – Ależ, kochanie, przecież jeszcze rano mówiłaś, że czas, żebym w końcu z tobą zamieszkał. – To było rano i zanim zostałeś seksistą. Maks odetchnął głęboko. – A mogłem pójść do baru na piwo… Ola znowu spiorunowała go wzrokiem. – Jeżeli tak ci u mnie źle, to proszę bardzo. Droga wolna. – Wskazała na drzwi. Na szczęście Maks nie od dziś wiedział, że gdy zbliżają się „te” dni, lepiej z siostrą nie dyskutować, więc po prostu przemilczał ten niemiły komentarz. – Kochanie, a może przygotowałbym ci kąpiel? – zaproponował tymczasem ostrożnie Przemek. – Wiesz, taką ze świecami, dużą ilością piany i olejkami eterycznymi… Mogłabyś zrelaksować się w wannie, odpocząć… – Chcesz się mnie stąd pozbyć? Przemek wstał i podszedł do niej, żeby ją objąć. – Skąd. – Pocałował ją w czoło. – Po prostu widziałem, jak ciężko dziś pracowałaś, i uznałem, że należy ci się odrobiona relaksu. – Cóż… Rzeczywiście spędziłam dzisiaj większość dnia przy laptopie. – No widzisz? – Przemek pogłaskał ją po ramieniu. – Pójdę nalać ci wody do

wanny. – Nie trzeba. – Ola dotknęła jego ręki, zanim zdołał się oddalić. – Sama to zrobię. – Co to, to nie. Ja to zaproponowałem, więc ja się tym zajmę. – Lepiej zajmij się Maksem. – Ola spojrzała na brata, jakby był trędowaty. A przynajmniej tak właśnie się poczuł. Zanim jednak zdołał coś powiedzieć, Przemek przekazał mu wzrokiem, żeby tego nie robił, więc poczekał w milczeniu, aż Ola pójdzie na górę. – Co za kobieta – mruknął, gdy wyszła. – Rzeczywiście, gdy buzują w niej hormony, bywa czasami trudna. – Trudna? Ja bym inaczej to określił. Przemek uśmiechnął się lekko i wrócił na swoje miejsce. – Jak każda kobieta. – Może i tak, ale naprawdę podziwiam twoje podejście do niej. Ja bym chyba nie umiał zachować takiego spokoju. Jeszcze ta propozycja kąpieli… To wyglądało trochę jak zaklinanie węża. – Chyba przesadzasz. – Nawet jeżeli, to zgapię od ciebie tę sztuczkę. Skoro Ola i Julia są prawie jak siostry, na tę drugą ten sposób też powinien zadziałać. – Tylko pamiętaj, żeby zachować tę sztuczkę na specjalną okazję. Nadużywana szybko przestanie przynosić pożądany skutek. – Tego akurat nie musisz mi tłumaczyć. – A tak na marginesie: przyjechałeś autem? – zapytał go Przemek. Maks skinął głową. – To szkoda. Chętnie zaproponowałbym ci coś mocniejszego. – Może innym razem. Wiem, że ty i Ola prowadzicie niestandardowy tryb życia, ale niektórzy muszą chodzić do pracy. – No tak. – Przemek się zreflektował. – Wybacz tę propozycję. – W porządku, nie mam ci za złe. Właściwie to chętnie bym się z tobą napił. Co powiesz na weekend? – Wiesz, to zależy głównie od tego, jakie plany ma Ola. – No tak – zaśmiał się Maks. – Kobiety. – Lepiej bym tego nie ujął. Pogawędzili jeszcze przez kilkanaście minut, aż w końcu Maks uznał, że pora

się zbierać. Skoro Ola nie była w najlepszym humorze, nie chciał zabierać im więcej czasu. Pożegnał się więc z pisarzem, zawołał „dobranoc” do siostry, po czym wyszedł na mroźne, zimowe powietrze. Ostatnie noce było dość chłodne, w dodatku synoptycy zapowiadali opady śniegu na koniec tygodnia. Wyglądało na to, że zima zamierzała rozgościć się w mieście na dobre i będą mieli z Julią białe święta. Pierwsze wspólne święta. Zziębnięty dotarł do mieszkania. Pozbył się wierzchnich ubrań, rzucił klucze na półkę i żeby się rozgrzać, podszedł do grzejnika w salonie i przyłożył do niego ręce. Kaloryfer znajdował się pod oknem, więc Maks popatrzył na spowite ciemnością osiedle. Nagle zrobiło mu się żal Julii, że musi o tej porze być w pracy. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał jej numer. – Cześć, nie przeszkadzam? – zapytał, kiedy odebrała. – Nie, wręcz przeciwnie. Właśnie zaparzyłam sobie pierwszą kawę tego wieczoru i miałam niedługo do ciebie zadzwonić. – Chciałaś wypić ją w towarzystwie? – Wtedy zawsze smakuje o wiele lepiej. – W takim razie cieszę się, że mogę ci asystować. – Jak spędzasz wieczór? – Wracając z hotelu, zajechałem do Oli – powiedział, po czym przytknął czoło do szyby, nadal patrząc na miasto. – O, to cudownie. I co u niej słychać? – Była w kiepskim humorze, więc właściwie wypiłem tylko herbatę z Przemkiem i wróciłem do siebie. – Ma jakieś problemy? – Nie, po prostu szalały jej hormony. – Biedna. – Czy ja wiem? To raczej ja byłem biedny, słuchając jej pretensji. – No tak, racja. Kobiety cierpią z powodu comiesięcznych dolegliwości, ale to was, mężczyzn, powinno się ozłocić. – Błagam cię, tylko ty nie zaczynaj. Już i tak nasłuchałem się dzisiaj mnóstwa miłych słów pod swoim adresem. – Dobrze, dobrze. Przepraszam – wycofała się Julia. – Powiedz lepiej, jakie masz plany na resztę wieczoru. – Jak to jakie? Wezmę prysznic i kładę się spać.

– To aż tak oczywiste? – Wiesz, ja jestem prostym facetem. Czasami wieczorami zdarza mi się wyskoczyć na piwo czy na siłownię, ale ostatnio raczej tego nie praktykuję. – Dlaczego? – Cierpię na permanentny nadmiar zajęć. – I jeszcze te randki… – podsunęła mu Julia. – Ty się naprawdę przepracowujesz! – Śmiej się, śmiej, ale każdy ma prawo być zmęczony. – Przecież nie mówię, że nie. Droczę się tylko. – Wiem. I tak przy okazji: uwielbiam twoje poczucie humoru. – Wzajemnie. Fajnie tak w końcu swobodnie żartować, a nie skakać sobie do gardeł – podsumowała dziewczyna. Maks uśmiechnął się lekko i odsunął głowę od szyby. – To prawda, chociaż ja nadal czasami nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. – Ja też, ale z dnia na dzień coraz łatwiej przychodzi mi myślenie, że to jednak nie sen. – Ty jesteś niesamowita, wiesz? Myślałem, że znam cię na wylot, ale z każdym dniem odkrywam w tobie coś nowego i nie mogę wyzbyć się zachwytu. – Chyba powinniśmy częściej rozmawiać przez telefon, wiesz? – powiedziała Julia, a on wyczytał z tonu jej głosu, że się uśmiecha. – Dlaczego? – Nie bardzo wiedział, co ma na myśli. – Stajesz się wtedy bardziej romantyczny – stwierdziła, w odpowiedzi na co to on uniósł kąciki ust. – W takim razie dzwoń do mnie częściej. – Uważaj, bo jeszcze spełnię tę prośbę. – Naprawdę nie miałbym nic przeciwko – zapewnił, po czym zapytał jeszcze, jak jej się dzisiaj pracuje. Julia zaczęła mu opowiadać, co dziś robiła, ale podszedł do niej jakiś klient, więc musiała kończyć. Pożegnali się czule i Maks poszedł pod prysznic. Chociaż nie dawał po sobie tego poznać, był dziś zmęczony. Poza przytuleniem się do Julii marzył dziś już tylko o śnie. Po dwudziestej trzeciej w końcu znalazł się w łóżku. Nastawił budzik, napisał

SMS-a do Julii, po czym przytulił głowę do poduszki. Sądził, że zaśnie szybko, ale jeszcze długo myślał o dziewczynie. Był z nią taki szczęśliwy… Marzył o tym związku od tak wielu lat, że czuł się teraz, jakby wygrał los na loterii. A może nawet i lepiej? Niestety, choć wyobrażanie sobie Julii było bardzo przyjemne, następnego ranka obudził się niewyspany i z bólem głowy. – No pięknie… – mruknął pod nosem, łykając tabletkę. Od pewnego czasu coraz gorzej znosił zarwane noce. Kiedyś mógł imprezować do rana kilka dni w tygodniu i funkcjonował potem normalnie, a teraz? Ech, chyba powinien się pogodzić z tym, że nie jest już najmłodszy. Ochlapał w łazience twarz zimną wodą, żeby się orzeźwić, a potem się ubrał. Miał nadzieję, że uda mu się chociaż przez chwilę porozmawiać z Julią, ale na pewno już spała. Niepocieszony pojechał do pracy. Na biurku jak zawsze czekała na niego kusząco wyglądająca bagietka, ale zanim zdążył ją zjeść, zajrzała do niego Marzena. – Cześć. – Stanęła przy drzwiach. – Wiem, że dopiero przyjechałeś, ale czy mógłbyś do mnie zajrzeć? Maks popatrzył to na nią, to na bagietkę. – Tak, jasne. – Położył bułkę na blacie. – Coś się stało? – Zaraz ci wszystko opowiem. Maks zrozumiał, że dyrektorka najwyraźniej nie chce tutaj o tym rozmawiać, więc ramię w ramię ruszyli do jej pokoju. – Napijesz się kawy? – spytała, kiedy zamknęli za sobą drzwi. – Właściwie to też zjawiłam się dopiero kilka minut temu i wręcz marzę o kofeinie. – Czemu nie. Jeszcze dzisiaj nie piłem. – Espresso? Latte? Cappuccino? – Latte poproszę. Marzena podeszła do biurka i zadzwoniła do sekretarki, która po kilku minutach przyniosła im gorące napoje. Maks podziękował jej z uśmiechem, kiedy stawiała przed nim filiżankę. Marzena napiła się kawy i popatrzyła na zmęczonego mężczyznę. – Źle się czujesz? – Nie, skąd to pytanie? – Wybacz szczerość, ale kiepsko wyglądasz.

Maks również upił łyk kawy, po czym popatrzył na kwiat za plecami szefowej. – Miałem ciężką noc. – Jakieś problemy? – Nie, zwykła bezsenność. Ale dziękuję za troskę. – Nie ma za co. Skoro mówisz, że to nic poważnego, to nie będę dociekać. Zaprosiłam cię tutaj, bo chciałam wrócić do tematu tego zdjęcia, o którym niedawno rozmawialiśmy. – Masz na myśli fotkę, która miałaby wzbudzić zazdrość w twoim mężu? Marzena skinęła głową. – Dokładnie. Czy znalazłbyś czas w tym tygodniu, żeby gdzieś ze mną wyskoczyć? Maks pomyślał o Julii, z którą najchętniej nie rozstawałby się ani na ułamek sekundy. Już zamierzał odmówić Marzenie, gdy przypomniał sobie, że przecież Julia w weekend ma zjazd na uczelni. – Jasne – odparł, nie zastanawiając się nawet, czy jego dziewczynie spodoba się, że wychodzi na kawę z inną kobietą, a w dodatku robi sobie z nią zdjęcie, które trafi potem na jej profile w mediach społecznościowych. – Może w sobotę? – Po południu? – zapytała dyrektorka. – Na popołudnie mam już plany. Co byś powiedziała na drugie śniadanie? – Bardzo chętnie. Dziękuję. Maks posłał jej uśmiech i napił się kawy, nieświadomy jeszcze, w jakie kłopoty się właśnie wpakował.



Rozdział 37 Julia spała do czternastej, dopóki nie obudził jej hałas dobiegający z mieszkania sąsiadów. W pierwszej chwili miała wrażenie, że ktoś tłucze garnkami w jej kuchni i aż usiadła wystraszona na łóżku, ale szybko uświadomiła sobie, że odgłosy dochodzą zza ściany. – Bogu dzięki. – Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Na szczęście po chwili odgłosy ustały. Julia zdjęła naocznik i położyła go na szafce obok łóżka. Miała ochotę jeszcze trochę pospać, ale wiedziała, że raz obudzona w dzień już nie zaśnie. Zwłaszcza że towarzyszyły temu gwałtowne emocje. Rozbudzona sięgnęła więc po telefon i popatrzyła na ekran. Chociaż raczej się tego nie spodziewała, poza powiadomieniami z poczty elektronicznej czekał na nią również SMS od Maksa, co sprawiło jej nieukrywaną przyjemność. Ależ on był słodki! Rozpromieniona przeczytała wiadomość, oparła się wygodnie i wybrała numer chłopaka. – Cześć – powiedziała, kiedy odebrał. – Przepraszam, że dzwonię do ciebie w pracy, ale… chyba po prostu musiałam cię usłyszeć. – Nie przepraszaj – odpowiedział spokojnie Maks. – Cieszę się z twojego telefonu. – Przeszkadzam ci? – Nie, nie przeszkadzasz. Zresztą nawet gdyby tak było, to dla ciebie rzuciłbym wszystko. – Może lepiej nie składaj mi takich deklaracji, będąc w pracy. Jeszcze usłyszy to twój przełożony. – Wątpię. Jestem sam w pokoju, a poza tym wszyscy są zajęci swoimi sprawami. – W takim razie masz szczęście. Zawsze lepiej pracuje się w spokoju.

– Albo w spokoju rozmawia. Julia uśmiechnęła się lekko i naciągnęła kołdrę pod brodę. – Wyspałaś się? – zapytał Maks. – Średnio. Kilka minut temu obudziły mnie hałasy z mieszkania sąsiadów. – Mam iść do nich po południu i z nimi porozmawiać? – Niby o czym? Doceniam twoją troskę, ale po prostu coś im spadło. – Jeżeli to zdarza się regularnie, to naprawdę mogę tam zajrzeć i odbyć z nimi męską rozmowę. – Nie trzeba, dziękuję – odparła rozbawiona. – Swoją drogą od kiedy ty jesteś taki chętny, żeby kłócić się z ludźmi? – Kłócić? Ja po prostu dałbym w twarz, komu trzeba. – Hola, hola, pohamuj tę agresję. Nikogo nie będziesz bił. – Troszczę się o swoją dziewczynę. – Doceniam to, ale mimo wszystko jestem przeciwna przemocy. Naprawdę przecież nic się nie stało. – Jesteś niewyspana – zauważył. – Nie pierwszy i nie ostatni raz – odpowiedziała swobodnie. – Powiedz lepiej, o której się spotkamy. Mam czekać na ciebie z obiadem? – Nie śmiałbym cię o to prosić. – To żaden problem, przecież i tak będę gotowała dla siebie. Przygotuję dwie porcje. – Ty jesteś niesamowita, wiesz? Właśnie dlatego tak bardzo cię kocham. Julia zamilkła, słysząc te słowa. Kocham? Jeszcze jej tego nie mówił. Ona jemu też nie. Zamiast jednak jakoś to skomentować, uśmiechnęła się i lekko rzuciła: – Kochasz mnie dlatego, że dla ciebie gotuję? – Nie tylko dlatego. Kocham cię tak po prostu, bez żadnego powodu. – To urocze. – O której mogę do ciebie przyjechać? – Właściwie to nawet zaraz. Muszę skoczyć tylko na małe zakupy do pobliskiego sklepu, na resztę dnia nie mam planów. – Może ja zajadę po drodze do jakiegoś supermarketu, żebyś nie musiała dźwigać ciężkich toreb? – Nie przesadzaj, nic mi się nie stanie. Naprawdę chcę kupić tylko kilka

rzeczy. – No dobrze, ale gdybyś jednak zmieniła zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Zapamiętam to sobie – podsumowała. Nie rozmawiali zbyt długo, bo Maks musiał kończyć. – Do zobaczenia – powiedziała Julia i rozłączyła się. Wyszła w końcu spod kołdry. Skoro miał przyjechać na obiad, nie miała czasu do stracenia. Pościeliła łóżko, potem ubrała się i zrobiła lekki makijaż. Chciała też zjeść śniadanie, ale niezadowolona odkryła, że nie ma ani pieczywa, żeby zrobić sobie kanapki, ani mleka na zupę mleczną. Wygląda na to, że te zakupy są bardziej konieczne, niż sądziłam, pomyślała, po czym chwyciła torebkę, założyła kurtkę, buty, otuliła szyję szalikiem i opuściła mieszkanie. Na klatce schodowej przywitała się z sąsiadem, a potem wyszła na mroźne powietrze. Pomyślała, że jeszcze nie tak dawno nie miała dla kogo gotować i prawie nie jadła ze stresu. A teraz? Jaki ten los bywa przewrotny! Chociaż spotykali się z Maksem od zaledwie kilku dni, była zaskoczona tym, jak dobrze się dogadują. No i to jego dzisiejsze zaskakujące wyznanie… „Kocham cię” – zabrzęczało jej w uszach. Jak ona mogła tak długo być ślepa na zalety tego mężczyzny? Idąc między blokami, myślała również o tym, kiedy powinna porozmawiać z nim o dziecku. Wiedziała, że to dość wcześnie, bo właściwie dopiero się zeszli, ale wracały do niej słowa lekarza, który powiedział jej, że powinna się spieszyć. Nie wiedziała co prawda, ile dni, tygodni, miesięcy czy może lat miał na myśli, ale zdawała sobie sprawę z tego, że poczęcie dziecka nie zawsze jest takie proste, jak ludzie zwykli przypuszczać. Wiele słyszała o kobietach, które przez lata starały się o dziecko i wylewały morze łez, wpatrując się w pojedyncze kreski na testach ciążowych. O tym się nie mówiło, ale badania naukowe sugerowały, że jedna czwarta par w Polsce ma problemy z płodnością. Nie wspominając o tym, że mnóstwo ciąż kończyło się poronieniem. Znając te wszystkie dane, naprawdę nie chciała zwlekać. Macierzyństwo było jej odwiecznym marzeniem, tak samo jak posiadanie domu czy założenie białej sukni w dniu ślubu. Już jako mała dziewczynka z zapałem bawiła się lalkami i udawała, że jest ich mamusią. Tuliła je do snu, przewijała, prała ich ubranka… A gdy zaczęła dorastać, z entuzjazmem nosiła dzieci cioć, kuzynek czy koleżanek i za każdym razem wyobrażała sobie, jak opiekuje się kiedyś swoim

maleństwem. „Będziesz dobrą matką” – słyszała niejednokrotnie, a jakiś cichy, wewnętrzny głos, kazał jej się z tym zgodzić. Tak, miała rękę do dzieci. I chyba dlatego przez ostatnie lata z takim bólem patrzyła, jak los obdarza potomstwem bliskie je osoby, a w jej życiu nic się nie zmieniało. Chociaż wiele robiła, by znaleźć odpowiedniego faceta, wciąż była sama, a jej zegar biologiczny tykał coraz głośniej. Dopiero teraz… Czasami aż nie mogła uwierzyć, że to wszystko się zmieniło. I to właściwie z dnia na dzień. Zastanawiała się również, co Maks myśli o dziecku. Skoro niedawno wypłakała mu się w ramię, to chyba wiedział, jak jej na tym zależy. Miała nadzieję, że nie będzie chciał z tym zwlekać. Był cudownym mężczyzną, ale nie miała pojęcia, co zrobiłaby, gdyby musiała wybierać między nim a posiadaniem potomstwa. O borze szumiący, dlaczego tak się nakręcam? – pomyślała. Wahanie momentalnie ustąpiło miejsca pewności. Maks dobrze wiedział, jak bardzo pragnie potomstwa i w jakiej jest sytuacji. Była przekonana, że niedługo sam poruszy ten temat. A jeżeli nie, to ona to zrobi i porozmawiają otwarcie. Wiatr wiał jej w twarz, więc gdy dotarła do sklepu, miała zaczerwienione policzki, a do tego zmarzły jej ręce. Zziębnięta stanęła w kolejce i powiodła wzrokiem po półkach, szukając potrzebnych produktów. Sklepik był mały, ale przychodziła tu dość często i wiedziała, że jest dobrze zaopatrzony. Czasami nawet znajdowała tutaj produkty, których próżno szukać w supermarketach. Za to właśnie go uwielbiała. Po kilku minutach nadeszła jej kolej, więc zrobiła zakupy. Wymieniła kilka zdań o pogodzie z miłą ekspedientką, a potem zapłaciła i wróciła do domu. Znowu trochę zmarzła, ale w mieszkaniu założyła gruby sweter i tak ubrana przygotowała obiad. Czterdzieści minut później zjawił się Maks. – Cześć – powiedziała, otwierając mu drzwi. Przyniósł jej wielki bukiet kwiatów. Trzymał przed sobą co najmniej dwadzieścia czerwonych róż na długich łodygach, czym bardzo ją zaskoczył. – To dla mnie? – wydusiła, choć było to oczywiste. Maks zaśmiał się i pocałował ją czule. – Dla najwspanialszej kobiety na świecie.

– Nie musiałeś… – odparła zakłopotana, ale nie ukrywała, że sprawił jej tym prezentem ogromną przyjemność. Maks podał jej kwiaty. Wzięła je od niego wręcz z namaszczeniem i zanurzyła nos w miękkich płatkach. – Są cudowne. – Tak samo jak ty. – To forma zapłaty za obiad? – Uśmiechnęła się, rozbawiona. Maks roześmiał się szczerze. – Prawdę mówiąc, nie myślałem o nich w ten sposób, ale skoro chcesz… Mogę odwdzięczać ci się za posiłki kwiatami. – Obawiam się, że nie mam tylu wazonów. – W takim razie trzymajmy się mojej wersji, okej? – Pocałował ją w nos. – To po prostu prezent. Bez żadnego powodu. Julia znowu wtuliła twarz w płatki. – Bardzo dziękuję. Wstawiła kwiaty do wody. Posiłek był już prawie gotowy, musieli poczekać jeszcze chwilę na mięso, które nadal znajdowało się w piekarniku. Maks rozsiadł na kanapie i rozmawiali przez chwilę. Gdy zjedli obiad, wrócili na kanapę już razem. Julia wtuliła się w ramię ukochanego, on zaś gładził ją po ręce. Każde dryfowało myślami po swoich przestworzach, ale w końcu Julia zebrała się na odwagę i popatrzyła mu w oczy. – Coś się stało, kochanie? – Od razu wyczuł, że ona ma jakiś problem. – Maks, czy ty chciałbyś mieć ze mną dziecko? – zapytała bez żadnych wstępów. Ku jej zadowoleniu od razu się uśmiechnął. – Oczywiście, że tak. I to nie jedno. – Ale wiesz, że w związku z moją sytuacją nie możemy z tym zwlekać zbyt długo? – Julka, ja cię kocham. Jeżeli chcesz, możemy starać się o dziecko nawet od dzisiaj. Chciałbym wziąć z tobą ślub, mieć dzieci… Chciałbym założyć z tobą rodzinę. Wzruszona pocałowała go w usta, a po jej policzkach spłynęły łzy. – Jak ja mogłam tak długo nie widzieć, jakim ty jesteś cudownym facetem… – Mówiłem ci już, najwidoczniej miałaś problemy ze wzrokiem – zaśmiał się

cicho Maks, po czym znów ją przytulił. Julia odetchnęła głęboko. Wszystko było idealne.



Rozdział 38 Dwa dni później Maks pierwszy raz został u Julii na noc. Nie planowali tego, ale po kolacji tak się zatracili, że zasnęli obok siebie i Maks musiał pojechać do pracy we wczorajszych ubraniach. – Może jeszcze zdążysz podjechać do swojego mieszkania, żeby się przebrać? – zapytała rano Julia, ale zaprzeczył, bo już i tak był spóźniony. Pospiesznie wciągnął spodnie, po czym poszedł do łazienki, żeby chociaż umyć twarz i przepłukać usta wodą. – Przepraszam… – Julia popatrzyła na niego żałośnie. – Skarbie, ale za co ty mnie przepraszasz? – Zatrzymał się w progu i dotknął jej ręki. – To nie twoja wina, że zasnęliśmy. Zresztą to ja nie nastawiłem budzika. – Mogłam to przewidzieć. – Jeżeli już ktoś tu zawinił, to tylko ja. – Pocałował ją w czoło, po czym ruszył w końcu do łazienki. – Mogę pożyczyć jakieś twoje kosmetyki? – Jasne, bierz, co chcesz – zaproponowała, po czym poszła mu zrobić kanapki. – To dla mnie? – zdziwił się, gdy zobaczył na stole trzy zawiniątka. – Pomyślałam, że chociaż tak ci się odwdzięczę. Zrobiłam też kawę. – Wskazała na kubek, który postawiła na blacie. – Anioł, nie kobieta. – Maks posłał jej uśmiech. Potem pospiesznie wypił kawę i ubrał się w korytarzu, podczas gdy Julia zapakowała mu kanapki do torebki. – Mam nadzieję, że będą ci smakowały. – Na pewno. Do zobaczenia, kochanie. Dobrego dnia! – Wziął od niej zawiniątko, po czym przytulił ją na pożegnanie i wyszedł. Szybko zbiegł po schodach. Oby tylko Marzena wybaczyła mu to niechlubne spóźnienie.

Na szczęście nie miał z tego tytułu żadnych problemów. Chociaż zjawił się w firmie dopiero piętnaście po ósmej, wyglądało na to, że nikt nie zauważył. Oddychając z ulgą, Maks poszedł więc do swojego gabinetu, a potem zjadł przygotowane przez Julię śniadanie i zajął się pracą. W drodze powrotnej na wszelki wypadek pojechał jednak do mieszkania i przywiózł do Julii kilka najpotrzebniejszych rzeczy. – Wprowadzasz się? – zapytała, widząc go na progu z torbą podróżną. – Nie, ale po dzisiejszym poranku postanowiłem dmuchać na zimne – powiedział i od tamtej pory zasypiali razem co wieczór. Julia znowu miała poranne zmiany w pracy, więc ich rytm dobowy był raczej przewidywalny, a przynajmniej do weekendu. W sobotę pierwszy raz Maks obudził się w jej łóżku sam, a na szafce obok czekała na niego karteczka: Zrobiłam dla Ciebie śniadanie, czeka w lodówce. Zapasowy komplet kluczy jest w szufladzie w korytarzu. Wrócę około osiemnastej. Całuję mocno! Maks się uśmiechnął. Bez wątpienia był szczęściarzem, Julia zaś najwspanialszą kobietą na świecie. Poleżał w łóżku jeszcze kilka minut i przejrzał najnowsze posty znajomych na Facebooku, ale w końcu wstał i boso poszedł do kuchni. Czuł się trochę nieswojo, kręcąc się po mieszkaniu bez Julii, ale ostatnio bywał tutaj tak często, że znał już niemal wszystkie kąty. W pierwszej kolejności zajrzał oczywiście do lodówki, a tam odkrył apetycznie wyglądające kolorowe kanapki. To się nazywa życie, pomyślał, wyjmując chłodny talerz. Zjadł i zadzwonił do Oli. – Cześć – powiedział na powitanie. – Mam nadzieję, że dziś już nie plujesz jadem? – Nigdy nie pluję – odparła. – Jakieś problemy ze snem, że dzwonisz tak wcześnie? – Wręcz przeciwnie. Julia ma tak wygodne łóżko, że wyspałem się jak nigdy. – Jesteś u Julii? – Ostatnio często tu sypiam. – To dlaczego ja nic o tym nie wiem? Maks się roześmiał. – Zapytaj swojej przyjaciółki – odparł rozbawiony. – Czyżby przestała ci się zwierzać?

– Gratuluję wam nowego etapu w związku. – Dziękuję. – Skoro Julia jest na uczelni, to może wpadniesz do nas na drugie śniadanie? – Jeśli mam cię odwiedzić, to ewentualnie na obiad. Wcześniej mam spotkanie z dyrektorką. – Spotkanie służbowe? W sobotę? – Właściwie to nie do końca służbowe – sprecyzował Maks. Ola zamilkła na moment. – Ale chyba ty nie… Nie, to nie możliwe – odpowiedziała sobie sama po chwili. – Nie zrobiłbyś Julii takiego świństwa. – Spokojnie, nie spotykam się z nikim innym. Po prostu obiecałem pomóc Marzenie. – Niby w czym ty jej możesz pomagać w sobotę? – Ma problem z byłym mężem. – Maks oparł się o podłokietnik kanapy. – Chce wzbudzić w nim zazdrość, więc obiecałem jej, że zapozujemy razem do zdjęcia. – Wiesz co, Maks? Ty jednak jesteś głupszy, niż sądziłam – stwierdziła Ola z wyrzutem. – Niby dlaczego? – Przecież Julia się wścieknie! – Jeśli się dowie. A ja nie zamierzam jej o tym informować. – No pięknie! – jęknęła Ola. – I jeszcze zaczynasz związek od tajemnic. – Po prostu chcę ją chronić. Zresztą obiecałem Marzenie to zdjęcie, zanim zaczęliśmy się spotykać. – Ale skoro jesteś w związku, to powinieneś to odwołać, prawda? Wyjaśnić szefowej, że sytuacja się zmieniła. – Jesteś taka mądra, bo nie masz nad sobą szefa. Gdybyś miała, to wiedziałabyś, że nie wypada odmówić dyrektorce. Ola była naprawdę wkurzona. – Ile razy mówiłam ci, żebyś nie wchodził w romanse w pracy! – To nie jest romans – bronił się Maks. – To zwykła pomoc. Nic więcej. – Julia prędzej czy później na pewno się dowie. Lepiej się zastanów, co będzie dla ciebie lepsze: niechęć szefowej czy koniec upragnionego związku. – Przesadzasz, niby jakim cudem miałaby się dowiedzieć? – zapierał się Maks.

– Marzena doda zdjęcie na swój prywatny profil, a nie mają z Julią wspólnych znajomych. – Poza tobą. – Więc poproszę szefową, żeby mnie nie oznaczała. – Moim zdaniem stąpasz po naprawdę cienkim lodzie – upierała się Ola. – Ja na twoim miejscu odwołałabym te zdjęcia. Julia to zazdrośnica, jakich mało. A ty jeszcze masz czas. Maks nie zamierzał korzystać z jej rady. – Nic złego się nie stanie – powiedział stanowczo, po czym spojrzał na wiszący na ścianie zegar. – Idę się szykować. Niedługo muszę wychodzić. A ty po prostu trzymaj język za zębami. – Będę, ale naprawdę radzę ci to jeszcze przemyśleć. Życie nauczyło mnie, że takie sekrety prędzej czy później zawsze wychodzą na jaw. – Dobrego dnia, siostrzyczko. – Maks nie miał ochoty dłużej o tym rozmawiać. – Cześć – odparła niemrawo Ola, więc zakończył połączenie. Ach, te baby… – pomyślał, odstawiając talerz do zlewu, i poszedł się wykąpać. A potem pojechał na spotkanie z Marzeną. Zjawił się w lokalu dokładnie o umówionej godzinie i od razu dostrzegł ją siedzącą pod ścianą. – Witaj. – Podszedł do niej i cmoknął w policzek. – Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. – Nie. Ostatnio spóźniłam się na nasze spotkanie, więc tym razem postanowiłam przyjść wcześniej. – To co? Robimy zdjęcie od razu czy najpierw coś zjemy? Marzena zlustrowała go wzrokiem. – Może najpierw się trochę rozgrzejesz? Inaczej będzie widać, że dopiero co przyszedłeś. – Faktycznie. – Maks pokiwał głową, po czym zdjął płaszcz i powiesił go na stojącym nieopodal wieszaku. – A więc kawa? – Jasne. Poprosiłam już kelnera o menu. – Marzena wskazała mu kartę dań, która leżała z boku stolika. Maks wybrał coś do picia. Po kilku minutach złożyli zamówienie i gdy kelner zabrał karty, Maks uważnie przyjrzał się przełożonej. Wcześniej nie zwrócił na

to uwagi, ale wyglądała dzisiaj zupełnie inaczej niż zwykle. Zamiast formalnego, biurowego ubrania miała na sobie sukienkę z głębokim dekoltem, w której wyglądała właściwie trochę wyzywająco. Rozpuszczone włosy, które zazwyczaj nosiła spięte w kok, teraz opadały falami na jej ramiona. Nawet makijaż miała mocniejszy niż zwykle. Wyraźnie podkreślone oczy wydawały się wręcz kocie, usta za sprawą szminki stały się nagle jakby pełniejsze. Maks już miał skomplementować jej wygląd, ale nagle przypomniał sobie, że chyba nie wypada, bo przecież ma dziewczynę. Uśmiechnął się więc tylko i zaczęli gawędzić o pracy, ale nagle jak bumerang powróciły do niego słowa Oli, że Julia na pewno nie byłaby zadowolona, gdyby dowiedziała się o tym zdjęciu. Chyba dopiero teraz dotarło do niego, co miała na myśli. Wyobraził sobie, jak by się poczuł, gdyby zobaczył swoją dziewczynę na zdjęciu z innym pociągającym mężczyzną, i omal się nie wzdrygnął. Zrozumiał, że gdy ta fotografia jakimś cudem dotrze do Julki, niełatwo będzie mu się z tego wytłumaczyć. Cholera! – zaklął w myślach. A mógł jednak zostać dzisiaj w mieszkaniu! Teraz raczej nie da rady tego odkręcić. Nerwowo przełknął ślinę, ale mimo wszystko uśmiechnął się do Marzeny. Widział po niej, że naprawdę zależało jej na tym zdjęciu. Nie chcąc wyjść na frajera, kiedy wyjęła z torebki telefon, usiadł obok niej i uśmiechnął się lekko, podczas gdy ona złożyła na jego policzku czuły pocałunek. Zdjęcie trafiło do sieci, a jemu pozostawało już tylko chyba się modlić. Dlaczego za głupotę zawsze trzeba płacić zszarganymi nerwami i stresem?



Epilog Julia usłyszała kiedyś od mamy, że człowiek najmocniej zostaje zraniony w tym obszarze, który uważa za najważniejszy. Jeżeli priorytetem jest dla niego wierność, najprawdopodobniej zostanie zdradzony. Julia nie miała pojęcia, skąd mama wzięła tę mądrość. Podobno jej prababcia przez większość życia bała się pożaru i straciła męża, gdy wbiegł do trawionej przez ogień stodoły, żeby uratować zwierzęta. A mama w dzieciństwie najbardziej bała się śmierci ojca i pochowały go z babcią, gdy miała zaledwie kilka lat. Julia nigdy nie wiedziała, czy wierzyć w to, czy przypisywać nieszczęścia niesprzyjającym okolicznościom, ale gdy myślała o swoim losie, siedząc na uczelni w niedzielne popołudnie, doszła do wniosku, że chyba udało jej się przełamać złą passę, która towarzyszyła od wieków kobietom w jej rodzinie. Dla niej priorytetem w życiu było posiadanie potomstwa i chociaż przez długi czas wyglądało na to, że nigdy do tego nie dojdzie, niespodziewanie znalazła w końcu idealnego kandydata na męża i ojca, czemu nadal nie mogła się nadziwić. Maks miał w jej oczach wszystkie cechy idealnego mężczyzny. No, może poza tym, że nie umiał gotować, ale na to była w stanie przymknąć oko. Między wykładami odebrała telefon od Pauli, która telefonowała do niej już dwukrotnie podczas zajęć, lecz Julia nie chciała wychodzić z auli. Od razu wiedziała jednak, że sprawa musiała być ważna. Paula raczej rzadko do niej dzwoniła i zwykle porozumiewały się przez SMS-y albo komunikatory internetowe. Telefon, zwłaszcza w niedzielę przed południem, nie zwiastował jej zdaniem niczego dobrego. – Ktoś umarł? – Julia odebrała i zażartowała, chociaż coś jej podpowiadało, że podczas tej rozmowy wcale nie będzie jej do śmiechu. – Nawet tak nie żartuj – ofuknęła ją Paula. – Rodzice są, jacy są, ale to jednak nasi rodzice.

– Przecież ja nie pomyślałam o nich. – A o kim? Babcie i dziadkowie przecież nie żyją. Julia westchnęła. Widocznie siostra nie zrozumiała jej żartu. – O nikim konkretnym nie pomyślałam, Paula. Zresztą nieważne. Co się stało, że dzwonisz? – Skąd wiesz, że coś się stało? – Nie dzwoniłabyś trzykrotnie tylko po to, żeby porozmawiać. I to w niedzielę przed południem. – Jestem aż tak przewidywalna? – Na to wygląda. – Julia wyjęła batona i otworzyła opakowanie, żeby przekąsić coś przed kolejnym wykładem. – Mów lepiej, o co chodzi. Jestem na uczelni, jak pewnie wiesz. Nie mam zbyt wiele czasu. – Przepraszam, że cię niepokoję, ale to naprawdę pilne. I lepiej, żebyś dowiedziała się ode mnie niż od kogoś innego. – A więc jednak coś się stało? – zażartowała Julia, ale Paula zganiła ją za ten komentarz. – Możesz zalogować się teraz na swój profil na Fejsie? – spytała. – Chodzi o pewne zdjęcie. – Mogę, ale łatwiej byłoby ci wyjaśnić przez telefon, o co chodzi. Musiałabym się na chwilę rozłączyć, żeby zobaczyć to zdjęcie. – Faktycznie. – Paula się zreflektowała. – A więc? – Koleżanka mamy polubiła zdjęcie swojej koleżanki, na którym tamta pozuje z Maksem. Mama pokazała mi je, dlatego do ciebie dzwonię. Ta fotka jest bardzo dwuznaczna. – Zaraz, zaraz… – Julia potrzebowała chwili, żeby ułożyć to sobie w głowie. – Znajoma znajomej mamy wstawiła zdjęcie z moim chłopakiem? – Tak właśnie było. – W dodatku to zdjęcie jest twoim zdaniem dwuznaczne? – Przykro mi, Julka, ale nie tylko moim. Właściwie to mama kazała mi do ciebie zadzwonić, bo, jak to ujęła, sama nie miałaby serca ci tego powiedzieć. Ta babka na zdjęciu… Ona całuje Maksa w policzek. W dodatku jest ubrana w bardzo kusą sukienkę. Julia poczuła, jak z jej twarzy odpływa krew.

– Co ty powiedziałaś? – Wysłałam ci link na Facebooku, sama zobacz i oceń. – Kiedy to zdjęcie zostało dodane? – Wczoraj, ale mama zobaczyła je dopiero dzisiaj. Tylko, Julka… Zanim pomyślisz, że to ktoś z pracy czy jakaś zwykła znajoma… Jest coś jeszcze. – Co masz na myśli? – Ja widziałam ich kiedyś razem w restauracji – wyjaśniła Paula. – Pamiętasz, jak poszłam na spacer w tamten weekend, kiedy do ciebie przyjechałam? Jestem pewna, że widziałam ich razem. Zresztą Maks też mnie chyba rozpoznał. Julia poczuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa rozchodzi się dreszcz. – Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś? – Nie wiedziałam, czy jest o czym. Ta babka była wtedy ubrana dosyć biurowo. Myślałam, że to jakieś służbowe spotkanie czy coś w tym rodzaju. Ale to wczorajsze zdjęcie… Przykro mi to mówić, ale moim zdaniem to niezbyt dobrze wygląda. Oni najwidoczniej się spotykają. Julia zamarła, słysząc te słowa, i świat zawirował jej przed oczami. Nie, to niemożliwe. To wszystko nie mogło być prawdą… – Julka, słyszysz mnie? Jesteś tam? – mówiła do niej Paula, ale zrozpaczona dziewczyna opuściła rękę, w której trzymała telefon. Chociaż starała się nie płakać w miejscach publicznych, po jej policzkach pociekły łzy. Nie, to nie może być prawda, powtarzała w myślach jak katarynka, ale jakiś cichy głos z tyłu głowy podpowiadał jej, że Paula się nie myli. Nagle jej wszystkie plany i marzenia znów legły w gruzach. Maks, jej Maks, spotykał się z inną… – O Boże… – zaszlochała żałośnie i ukryła twarz w dłoniach. Jak mogła dać się tak nabrać?! CIĄG DALSZY NASTĄPI



Od autorki Gdy byłam jeszcze studentką i nie spotykałam się z żadnym chłopakiem, żartowałyśmy czasami z moją współlokatorką ze stancji, że jeśli do trzydziestki nadal będziemy same, to upijemy się i zajdziemy w ciążę z przypadkowymi chłopakami, żeby mieć dziecko. Oczywiście były to tylko głupie żarty, bo obie mamy inne wartości i uważamy to za niemoralne, ale to zwróciło moją uwagę na pewien problem społeczny, mianowicie na to, że wiele młodych kobiet jest tak rozczarowanych mężczyznami w ich wieku, że myśli o nich tylko w kontekście prokreacji. Te dziewczyny chciałyby być matkami, ale niekoniecznie chciałyby być w związku. Od razu wiedziałam, że kiedyś o tym napiszę. Właśnie tak zrodziła się postać Julii. Jej dalsze losy poznacie w kolejnym tomie tej serii, ale już teraz zdradzę Wam, że będzie wiodła w niej prym jej młodsza siostra, Paula. I z tego, co mi na razie na ten temat wiadomo, wpakuje się w niezłe kłopoty… Pragnę podziękować osobom, bez których ta książka nie mogłaby powstać. Dziękuję serdecznie mojej siostrze, która pozwoliła mi wykorzystać prawdziwe sytuacje z jej pracy w hotelu. Kasiu, powtarzam się, ale jesteś dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji. Dziękuję mojemu mężowi, który jest cudownym mężczyzną i nie czyni mi wyrzutów, gdy podczas kończenia książki mamy bałagan w domu, a w łazience piętrzy się stos rzeczy do prania i nie ma czystych spodni. Wyrazy wdzięczności przesyłam moim rodzicom, bratu, babciom, ciociom, kuzynkom, szwagierce, przyjaciółce i wszystkim bliskim mi osobom, które czytają moje książki. Serdeczne podziękowania składam również całemu zespołowi Czwartej Strony, który pracuje nad moimi tekstami. Sylwio, Kasiu, Olu, Aniu – jesteście niezastąpione.

Dziękuję Pani Basi za wnikliwą redakcję. Przesyłam też uśmiech wszystkim blogerom i dziennikarzom zaangażowanym w promocję moich książek, a przede wszystkim cudownej Asi ze strony NIEnaczytana i nowoczesnej damie Małgosi z bloga Lady Margot. A przede wszystkim dziękuję Wam, Czytelniczki i Czytelnicy, że czytacie moje książki, kupujecie je, promujecie i wspieracie mnie dobrym słowem. Wasze wsparcie i wiadomości wiele dla mnie znaczą. Mam nadzieję, że sięgniecie po kontynuację tej historii. :) Niezmiennie zapraszam też na moją stronę na Facebooku oraz do grupy „Grzechu Warci – Sosenkowy Zakątek Miłośników Książek Agaty Przybyłek”, gdzie dzielę się z Wami nowinkami o mojej pracy i książkach. :)



Spis treści Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26

Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 Epilog Od autorki
Przybyłek Agata - Recepta na szczęście 02

Related documents

256 Pages • 71,642 Words • PDF • 1.3 MB

20 Pages • 2,335 Words • PDF • 136.5 KB

192 Pages • 82,082 Words • PDF • 1023.8 KB

6 Pages • 1,000 Words • PDF • 310.6 KB

156 Pages • 5,517 Words • PDF • 4.5 MB

59 Pages • 30,528 Words • PDF • 438.3 KB

308 Pages • 73,151 Words • PDF • 1.2 MB

572 Pages • 151,085 Words • PDF • 2.3 MB

136 Pages • 62,348 Words • PDF • 5.7 MB

8 Pages • 2,029 Words • PDF • 582.9 KB